Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

[KP] Camelum videbis saltantem - 5


Elaine Eagle

25 lat, właścicielka baru, tłumaczka
siostra, przyjaciółka, szefowa


(W. Szekspir)

1 +
Minął niemal rok, ale w gruncie rzeczy niewiele się zmieniło. Może dlatego, że wielkie zmiany w jej życiu mają charakter kaskadowy. 


Prosta... Prosta...Prosta….



Nadal pracuje w barze. Nadal jest tłumaczem. Nadal mieszka w starej kamienicy. Nadal ma rudego kota. Nadal lubi biegać. Nadal jest blondynką. Nadal jest uparta. Nadal silna. Nadal samodzielna. Nadal uśmiechnięta.


Czasami ma wrażenie, że w wieku dwudziestu pięciu lat osiągnęła poziom emocjonalny sześćdziesięciolatki po menopauzie. A niekiedy zachowuje się nie lepiej od sześciolatki po dużej dawce cukru. Jej wahania nastroju mają wzrastającą amplitudę i pewnie powinna wybrać się do psychoterapeuty, ale jak na razie o wiele bliżej jej do alkoholu. Nie. Nie upija się. Nawet to już nie ciągnie jej tak, jak dawniej. Lubi usiąść ze szklaneczką czegoś dobrego i poczytać. Albo wyjść z kimś na kawę. Pooddychać świeżym powietrzem. Szuka prostych rozkoszy. Tych dostępnych na wyciągniecie ręki. W tym odnajduje spokój. Bo przestała marzyć. 

Nie twierdzi, że jej życie jest złe. I potrafi się nim cieszyć. Jednak często czuje, że coś jej umyka. Coś bardzo ważnego.


[Karta w budowie. Poszukuję: drugiego/drugiej współlokatora/współlokatorki, obiektu zauroczenia, siostry, brata marnotrawnego.]

128 komentarzy

  1. Rachel od zawsze uwielbiała powieści i filmy kryminalne. Jako dzieciak siadała z nosem przytkniętym do zimnego telewizora i pochłaniała scenariusze spraw federalnych jak gąbka. Czy wierzyła w policję... wierzyła w siebie, swoje siły i możliwości. Nie zawsze jest tak, że na odpowiednim stanowisku znajduje się odpowiedni człowiek. Nie chodzi o zawód, po prostu ludzie są zakłamani i słabi. Mogła więc równie dobrze, jak i źle wypowiadać się o funkcjonariuszach, bo znała najgorszych chamów, którzy nic dobrego nie robili dzięki władzy, jaką otrzymali. Ale znała też multum policjantów, których podziwiała za odwagę i starania w pracy. Sama nie starała się zasłużyć na pochwały. Napędzały ją złość i poczucie niesprawiedliwości, może to dlatego tak zajadle ścigała kryminalistów. I moze to nie do końca były słuszne pobudki.
    - Nie, nie trzeba - zapewniła. - Jadłam kebaba - oświadczyła dumnie.
    Rachel nie odżywiała się dobrze. Właściwie rzadko kiedy na prawdę o siebie dbała. Nie była brzydka, ani niezgrabna, po prostu związać włosy w kitkę było praktyczniej niż ułożyć je w jakąś konkretną fryzurę. Malowanie paznokci? Przy czyszczeniu broni i tak cały lakier by zszedł. Szpilki? Ok, na wieczorne wyjście miała w szafie kilka par, ale żeby do pracy...? Różnił się od siebie, bo i prowadziły zupełnie inne życia. Może dlatego właśnie nie nudziła im się ta znajomość.
    Rachel nie pytała Elaine o jej przeszłość. Sprawdziła, co chciała, ale nie narzucała się ani z pomocą, ani z poradą. Zresztą, jakoś nigdy nie rozmawiały o tym i miała wrażenie, że dziewczyna za barem woli przemilczeć niektóre kwestie.
    - Jestem pewna, że szefujesz tu kozacko - parsknęła śmiechem, dopijając trunek. - Ale nie ryzykuj, że ci ktoś coś na głowie rozbije - poprosiła z troską. Bo przecież nie raz martwiła się o tą drobną dziewczynkę.
    Sama była niska i drobna. Gdy się wysała i ubrała w bardziej przyległe, a nie wiszące ciuchy, na prawdę można było dostrzec u niej miłą dla oka figurę. Problemem jednak było to, że ona samą siebie widziałą przez pryzmat swojej odwagi i zadziorności. W własnym mniemaniu wcale nie była taka krucha i to aż śmiesznie brzmiało, gdy próbowała robić z siebie obrońce innych.

    OdpowiedzUsuń
  2. - Nie martw się. U mnie jak zaczyna się natlok nauki to zaczynam zamiatac pustynię. A czasami nawet i dwie. - Zasmialem się cicho pod nosem. - Tak to już jest. - Stwierdziłem. - A co do alkoholu to nie musisz się martwić. Nie pije zbyt często. Prawie, że w ogóle. - Dodalem po krótkiej chwili namysłu. - I nie będziesz miała nalotu. - Do tego nie chciałbym za nic w świecie doprowadzić. Ludzie często latami starali się, aby założyć swój biznes. Wylewali dużo krwi, łez i potu, aby powstało coś. A ja nie zamierzałem im tego niszczyć w tak głupi sposób. - Co to za lokal? - Zapytałem się z czystej ciekawości. - Ja z kumplem chcemy stworzyć jakąś fajna grę albo aplikację. Mamy już nawet zarys, ale chyba mam obawy. - Stwierdziłem. - Że coś nie wypali. Albo się nie przyjmie a my wylozymy na to od groma pieniędzy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czasami człowiek miał takie urwanie głowy, ze nie miał czasu na nic. A już przy takim trybie życia jaki ja prowadziłam. Chyba niedługo zacznę być toczącą się kulka. Nie miałam czasu nawet na to, aby przygotować sobie jakiś posiłek i zjeść go w spokoju. W pizzerii, w której od połowy miesiąca zamawialam obiady nawet zostałam stałym klientem.
    Jednak po nerwowych dwóch tygodniach przyszedł czas na zasłużony odpoczynek. Dlatego też postanowiłam odwiedzić znajomych. Umowilam się z Elaine, że wpadne do niej na babskie pogaduchy. W końcu należało się to nam. Tym bardziej, że ostatnio widzialysmy się jakoś na początku zeszłego miesiąca.
    Zapukalam do jej drzwi.
    - No ciotka, idziemy dzisiaj w balet. - Wylozylam przed nią jakiś niebieski trunek i ptasie mleczko.

    (mam nadzieje, że początek może być)

    Nina

    OdpowiedzUsuń
  4. — Nie będę udawać, że wcale nie musisz mi dziękować i nie ma za co, kiedy chodzi o lody — odparła wesoło, a następnie cierpliwie zaczekała, aż Elaine przebierze się we własne ubrania oraz zapłaci za sukienkę. Poniekąd była szczęśliwa, że to nie dla niej kreacji dziś szukały – była wybredna, często też wiedziała, czego konkretnie szuka i złościła się, kiedy nie potrafiła tego znaleźć. El chyba nie chciałaby poznać marudnej i opryskliwej Maille podczas zakupów.
    — A to mnie to akurat nie wkurza. Chyba dlatego, że rzadko kupuję drogie ciuchy — rzuciła i puściła El oczko. — Jakoś tak nie lubię wydawać dużo pieniędzy na ubrania. Tym bardziej, że teraz w tych wszystkich sieciówkach jakość kompletnie nie idzie w parze z ceną… Szwy w koszulkach dziwnie przekręcają się po pierwszym praniu. Rzadko kiedy znajduję jeansy, które są dobre zarówno na długości jak i w pasie. W ogóle mam wrażenie, że moda podąża w jakimś dziwnym kierunku… — jęknęła, krzywiąc się lekko i zerknęła na Elaine, ciekawa, czy przyjaciółka podziela jej zdanie na ten temat. To dlatego Irlandka robiła zakupy od święta i hurtem, kiedy już pojawiała się w galerii. Ze dwie pary nowych spodni, kilku koszulek, jakiś sweter bądź bluza i kurtka, jeśli stara była już znoszona. Buty w ostateczności. I to był stały zestaw zakupowy Maille Creswell.

    [Nowa karta! Świetna jest! ♥]

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie było źle, czyli było dobrze. Jedzenie nie latało…gdyby latało to chyba zastrzeliłby dzieciaka bo jak można marnować dobrodziejstwo jakim jest ciasto czekoladowe? No jak? Zack z rozbawieniem stwierdził że młody wyglądał trochę jak taki chomik, który opycha te swoje woreczki w policzkach…albo jak wiewiórka, one też miały te woreczki na policzkach.
    Prawdę powiedziawszy to Kowalsky nie myślał o założeniu rodziny…nie w tym wieku, no i tez musiałby mieć z kim to zrobić. A na horyzoncie ani widu ani słychu potencjalnej połówki, której to imię nie zaczyna się na „pół litra”. Byłby autentycznie zadowolony, gdyby w ogóle na horyzoncie ktoś się pojawił…i nie chciał od razu zakładać rodziny i dzieci.
    Zadzwonił telefon do Zacka. Chłopak odebrał urządzenie i skrzywił się nieco.
    — Poczekaj chwilę…oddzwonię, coś przerywa – powiedział po czym się rozłączył.
    Wstał od stołu i posadził dzieciaka na kanapie, prosząc go żeby nie ruszał się z tego miejsca, chociaż przypuszczał, że nie miałoby to większego sensu. Czasem powątpiewał w to, czy dzieciak potrafi słuchać.
    — El słuchaj… zerknij na chwilę na młodego. Ja, muszę porozmawiać z jego matką…tutaj coś przerywa. Proszę… tylko dwie, maksymalnie trzy minutki – powiedział błagalnym głosem. Nie chciał gadać przy małym, a lepiej mu było wyjść na chwilę na zewnątrz i zamienić kilka zdań. Poza tym zostawiłby tutaj kurtkę z dokumentami i dziecko, więc ucieczki nie planowałby….chociaż…
    Nie. Nie zostawi brata u El. Nie będzie tego robić dziewczynie.

    Zack

    OdpowiedzUsuń
  6. Wilson nie pchała się tam, gdzie jej nie chcieli. Nie pytała o odpowiedzi, których nie potrzebowała usłyszeć. Nie doszukiwała się niczego na siłę, nie węszyła. Mająć przyjaciół, musiała porzucić rolę policjanta wobec nich i po prostu zaufać. Zresztą doceniała także to, że Elaine jej również zaufała i nie podejrzewała o to, że prowadzi nad nią jakąś sprawę. Czasami tzreba było być po prosu człowiekiem i już.
    Parsknęła smiechem i pokiwała głową. O tak! Uwielbiała żarcie w pudełkach. Miała wszystko gotowe i jedynie wymagało to od niej użycia mikrofalówki. A czasami nawet o tym zapominała, bo nigdy na jedzenie nie starczyło jej czasu. No i chyba El to lubiła, bo nie raz jej podsuwała jakieś pyszności.
    - Dobra, znajdę kilka i jutro wpadnę - obiecała, bawiąc się pustą szklaneczką.
    Rozejrzała się przelotnie po klubie. Niby nic niezwykłęgo, raczej jak ktoś już nie miał sił na picie, ani stanie na własnych nogach to po prostu wytaczał się na zewnątrz. Ale awanturnicy na pewno się zdarzali. I nie chodziło w jej trosce o brak wiary w koleżankę. To była zwyczajna troska. Facet potrafi być silniejszy i nawet sztuczki i triki z samoobrony nie pomagają w sytuacjach, gdy się nie ma szans.
    - To strasznie niewygodne - machnęła ręką na wzmiankę o pożyczaniu zabawek. - Lepiej kup sobie takie obszyte futerkiem, to ci nic nie obetrą - poleciła rozbawiona. Nie rozumiała skąd w ludziach fantazje tego typu, choć jak w końcu sama spróbowała... to się rozczarowała. I musiała kupić krem na obtarcia.
    - No tak własnie myslę, co bym chciała - wyprostowała się i wyciągnęła prze siebie ramiona, rozciągając łopatki. - Żebym się tylko nie porzygała od miksowania - poprosiła, wyciągając w jej stronę szkiełko do zapełnienia.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jego stylista dokonał ostatecznych poprawek, regulując idealnie dobrany krawat i delikatnie mierzwiąc mu włosy. Blaise był zbyt leniwy, aby cokolwiek robić sam, miał więc szereg ludzi, zajmujących się jego wizerunkiem. Fryzjerzy, projektanci mody, nawet specjalni masażyści, dbający o to, aby za każdym razem wychodził z domu zrelaksowany i odprężony. On nie musiał się nadwyrężać, a oni nie musieli przejmować się brakiem pracy. Układ ten przynosił więc obopólne korzyści. Uroczyste bankiety, na których roiło się od śmietanki towarzyskiej Nowego Yorku, już dawno stały się dla niego codziennością. Sterta zaproszeń na tego typu imprezy, z dnia na dzień rosła na jego firmowym biurku. Chodził tam zazwyczaj z nudów, nie lubił monotonii a imprezy w odpowiednim gronie zawsze pozwalały poznać kogoś nowego i interesującego. Większość z nich kończyła się dla niego w połowie, kiedy znikał z kilkoma dziewczynami na górze, nigdy nie wracając z powrotem na salę. Zabrał czekającą na niego szklankę whisky i wsiadł do limuzyny, gestem ręki nakazując szoferowi, aby ruszył. Miał zamiar jak zwykle dobrze się bawić, dając przy tym nieco przyjemności innym. Pewnym krokiem wszedł do środka, standardowo spóźniony kilka godzin. Naprawdę byłoby dziwnym, gdyby gdziekolwiek pojawił się o czasie. Bankiet trwał w najlepsze, a ośmieleni alkoholem uczestnicy coraz tłoczniej zbierali się na idealnie wypastowanym parkiecie. Zajął miejsce przy jednym ze stolików, lustrując wzorkiem poszczególnych uczestników tego zgromadzenia. Większość znał osobiście, miał z nimi styczność zazwyczaj na gruncie zawodowym, zwłaszcza gdy potrzebował pomocy prawników. Znudzony ruszył w kierunku specjalnej gabloty z trunkami z najwyższej półki. Jako jeden z nielicznych był całkowicie trzeźwy i nie miał zamiaru długo pozostawać w takim stanie.
    -Widzę, że też potrzebujesz procentów, aby przetrwać ten wieczór – uśmiechnął się do stojącej obok dziewczyny, nalewając sobie wina – Nie widziałem cię nigdy wcześniej, Blaise, Blaise Ulliel – uśmiechnął się dumnie, wyciągając dłoń w jej kierunku. Odnalazł dokładnie to, czego od początku tutaj szukał. Była piękna, uderzająco pewna siebie oraz wyraźnie domagająca się kogoś, kto ją wybawi i zabierze jak najdalej stąd. Zdecydowanie brakowało jej bohatera, więc oto i jest, on, w całej swojej okazałości, a skoro żadna nigdy mu się nie oprze, tak samo na pewno będzie i dziś z tą słodką, jeszcze tylko przez krótki czas nieznajomą.


    Blaise Uliiel

    OdpowiedzUsuń
  8. — W takim razie od dzisiaj będziesz chodziła ze mną na zakupy! — zarządziła z szerokim uśmiechem. — Tylko będziesz musiała uzbroić się w cierpliwość, bo potrafię być wtedy naprawdę upierdliwa i burkliwa — ostrzegła uczciwie, jednocześnie mrugnąwszy porozumiewawczo do Elaine. Trzeba zaznaczyć, że Maille wcale nie żartowała i tak prozaiczna czynność jak zakupy naprawdę potrafiła wyprowadzić ją z równowagi. To dlatego potrzebowała solidnego wsparcia, na przykład w postaci El.
    Piętro galerii, na którym znajdowała się gastronomia, oprócz fast foodów obfitowało również w różnego rodzaju kawiarenki. Szybko znalazły taką, w której serwowano również lody i rozsiadły się wygodnie przy jednym ze stolików. Do wyboru miały nawet desery lodowe, ale Maille nie miała ochoty na nic wymyślnego i ostatecznie zdecydowała się na miseczkę swoich ulubionych lodów czekoladowych.
    — Jak już będzie po bankiecie, musimy się umówić i zdasz mi relację — oznajmiła, kiedy czekały na swoje zamówienia. — Właściwie… Czy my kiedykolwiek u siebie byłyśmy? — spytała, lekko mrużąc oczy. Miała na myśli ich własne mieszkania i nie przypominała sobie, by kiedykolwiek zapraszała Elaine. Znały się już długo, a przeważnie spotykały się na mieście. Chyba nadszedł najwyższy czas, żeby to zmienić!

    [W zależności od zdjęcia, umiem je „wyciągnąć” z Instagrama w całkiem niezłej jakości ^^ Jak podrzucisz mi link, mogę zobaczyć, co da się zrobić.]

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  9. — Wyglądasz na obeznaną w chodzeniu na zakupy z osobami, które średnio za tym przepadają — stwierdziła ze śmiechem, kiedy Elaine wymieniła cały ekwipunek, jaki zamierzała ze sobą zabrać na ich kolejny wypad do galerii. — I przekupisz mnie każdym rodzajem słodyczy — dodała i mrugnęła do niej porozumiewawczo.
    Kawiarenka była przytulna i cicha. O tej porze większość osób wciąż skupiona była na zakupach i nie myślała jeszcze o kawie oraz dodającym sił deserze. Właściwie oprócz nich, nie licząc samej obsługi, w lokalu były jeszcze tylko dwie inne kobiety, które siedziały na drugim końcu niedużego pomieszczenia.
    — W takim razie jesteśmy umówione. A kot koniecznie musi wyjść z szafy! — Maille bardzo lubiła zwierzęta i chętnie pozwoliłaby sobie na kota bądź psa, gdyby nie fakt, że praktycznie całe dnie spędzała poza domem. Kot zapewne zniósłby to zdecydowanie lepiej niż pies, którego trzeba było wyprowadzać na dwór, ale z drugiej strony gdyby Maille przygarnęła malutkiego, kilkumiesięcznego kotka, musiałaby mu poświęcać równie dużo uwagi. Nie wyobrażała sobie, by taką małą, puchatą kulkę zostawić samą na cały dzień.
    Kelnerka przyniosła ich zamówienia i Maille od razu dobrała się do swojej miseczki z lodami. W zimę jadła ja zdecydowanie rzadziej niż w lato, ale wciąż były one tak samo dobre.
    — A właściwie co słychać u Lilki? Czym ona teraz się zajmuje? — zagadnęła, grzebiąc łyżeczką w czekoladowych kulkach, które zdążyły już odrobinę zmięknąć.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  10. Jesli już coś Rachel wiedziała, zatrzymywała to dla siebie. Może kiedyś nadejdzie taki czas, że El powie jej o sobie coś więcej. Albo - oby nie, będzie potrzebować jej pomocy i sama ją poprosi. Fakt faktem, że właśnie dzięki zaufaniu i uszanowaniu wspólnej wzajemnej prywatności, jeszcze się z sobą zadawały i świetnie dogadywały. Rae brakowało takich osób blisko siebie, choć wiedziała też, ze sama zaniedbuje relacje.
    - Serio? - uniosła brwi zaskoczona i wyprostowała się jak struna, lustrując uważnie Elaine. - Przecież ci twoi panowie po drugiej stronie baru, wręcz cię pożerają wzrokiem - zauważyła bezpośrednio, a nawet wskazała bezceremonialnie kilku takich gapiów, którzy faktycznie zerkali na właścicielkę lokalu. - Jakbyś chciała, nie jeden by cię do siebie zabrał, albo poszedł do ciebie - zaśmiałą się wesoło, rozbawiona trochę tym, że dziewczyna takich oczywistości nie dostrzega. - Musisz się rozerwać, bo staniesz się zimna jak te szkiełka. Masz pracowników, to ich zagoń do roboty i sama pożyj trochę - podsumowała ta, która swoje życie ograniczyła do służby.
    Popiła trunku i skrzywiła się. Teraz chyba dostała szczodrą dawkę rumu do tego drinka, bo słodkość soku gdzieś znikneła. Nad pytaniami koleżanki musiałą się zastanowić. Sama nie lubiła chodzić do klubów, a jej koledzy z pracy w większości byli żonaci i dzieciaci, więc... nie balowała jak kiedyś z studentami akademii. No i że pracowała w takich raczej drastycznych sprawach... mało miała znajomych do tanecznych wypadów. Ale spać to jeszcze jej się nie chciało, zresztą jutrzejszy dzień ma wolny więc... trudno jej było odpowiedzieć.
    - Na razie tu zostaję - stwierdziła po prostu. - Jak wpadnie szalony tłum, pomogę w kelnerowaniu - zaproponowała wesoło.

    OdpowiedzUsuń
  11. Przeszłość i tajemnice Eagle to była jej sprawa. Pierwsza zasada przy przydzielaniu spraw - osoba która się jakiejś podejmuje, nie może być spowinowacona nawet sąsiedzką relacją z ofiarą/podejrzanym, bo odbierało to obiektywizm. Rachel moze by usłyszała kilka nieuprzejmych uwag, ale nie była kimś, kto da sobie wejść na głowę, albo komentować swoje życie, które prowadzi w konkretny sposób. O nią nie trzeba było się martwić, bo była jak kot, bardzo zwinny i sprawnie spadający na cztery łapy.
    Spojrzała znów na kilku chłopaków przy najbliższym stoliku. Cóż... to prawda. Miejsce pracy powinno być sterylne od tarapatów i namolnych adoratorów. Nie wiadomo w którym z tych panów moze się kryć psychopata. No i Elaine tu rządziła, a nie sprzatała, więc musiała mieć wszystko w garści.
    - To my musimy iść się kiedyś wybawić w inne miejsce - zarządziła. - Żeby niezobowiązująca znajomość nie nękała później - wniosła za to nawet toast i upiła trunku i wcale jej nie przeszkadzało, że pije sama. Bo przecież tamta jest na służbie za barem i nie może, no nie?
    Zaraz jednak się oburzyła. Stuknęła szklanką o blat i pokręciła głową.
    - O nie! - sapnęła i zgarnęła grzywkę do tyłu. - Żadne karate! Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy?! - wywróciła oczami, bo toż to było poniżej jej godności. Jakieś... głównie krzyki, jak sądziła, choć nie była nawet laikiem w tej dziedzinie. - Nie ten kierunek - mruknęła obruszona. - I ja świetnie kelneruje - sprostowała. - Nawet po rumie, moja droga - poinformowała dla jasności.
    Odsunęła się nieco, gdy do baru podeszła grupka młodzieży i każdy po kolei coś zamawiał, dodając pracy paniom po drugiej stronie lady. Było im już wesoło i nikt nie sprawdził ich dowodów... Ale ona była już chyba zbyt wyczulona. Poza tym tu jest ten bar do zarabiania pieniędzy, a nie kontroli i nie można być takim służbistą. Odetchnęła w duchu i wygrzebała z torebki telefon, przeszukując wiadomości przez chwilę.

    OdpowiedzUsuń
  12. — Pół dnia… — jęknęła, na samą myśl o tym czując się niekomfortowo. — A twój sposób jest ciekawy, wypróbuję go na sobie. Kto wie, może dzięki temu jako tako przekonam się do zakupów? — rzuciła, znacząc poruszywszy przy tym brwiami. Przeglądanie ubrań na stronach internetowych sklepów na pewno było mniej uciążliwe, niż grzebanie między wieszakami i dodatkowo lawirowanie między ludźmi. Tak, sposób Elaine eliminował z zakupów niemalże wszystko to, czego Maille najbardziej w nich nie lubiła. Jakim cudem sama nie wpadła na to, by tak robić?! Chyba tylko dlatego, że myślenie o zakupach ograniczała do minimum.
    — Przyniosę jej coś dobrego. A inne zwierzaki może faktycznie ją rozruszają. Coś się wydarzyło, że Koseki jest taka płochliwa czy taki po prostu ma charakterek? I co to za współlokator? Ładny jakiś? — Bombardując przyjaciółkę pytaniami, Maille uśmiechnęła się znacząco przy tym ostatnim i posłała El zaciekawione spojrzenie. O współlokatorze jeszcze nie słyszała i była to dla niej nowość, więc albo mieszkał on u panny Eagle od niedawna, albo nie było się czym chwalić.
    — No to teraz zostali sami w wielkim domu — zauważyła, choć tak naprawdę nie wiedziała, jakich rozmiarów dom mieli rodzice El. Intuicja jednak podpowiadała jej, że na pewno był duży. Większy, niż standardowe domki jednorodzinne.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  13. - Pierwszy pomysł to jest gra. Tylko, że jedyny koszt jaki trzeba byłoby ponieść to ten przy jej zakupie. Nic więcej. Prosta przygodowka ze smokami w tle. Smoki jakoś jeszcze się światu nie znudzily. - Usmiechnalem się lekko do niej. - Jeżeli chodzi o sama aplikację to razem z kumplem zauważyliśmy pewne zjawisko. Niby mieszkamy w jednym z największych miast na świecie, niby jest tutaj tyle ludzi, a jednak ci ludzie czują się bardzo samotni. Czasami nie mają nawet do kogo buzi otworzyć. I pomyslelismy, aby zrobić coś takiego może znalazłyby się chętne osoby, które za jakąś kwotę spotykalyby się z takimi osobami, które byłyby chętne. Ale żeby nie było. Żadnych seksow i takich tam. Żeby było ciekawiej to myśleliśmy, aby osoby potrzebujące mogły określić na jakie tematy lubią rozmawiać i taka osobę wysylaloby się do niej. - Stwierdziłem, miałem nadzieję, że zrozumiała o co mi chodzi.

    OdpowiedzUsuń
  14. Na to biadolenie o cudach grafików ich prac jedynie wzruszyła ramionami. Rachel brała na siebie niemal trzy nocne zmiany dodatkowo w tygodniu, więc koniec końców wychodziło na to, że wolnego czasu ma tyle tylko, żeby się wyspać. Nawet nie zjeść, ale ta kwestia była dość jasna - posilała się na mieście, w każdym barze szybkiej obsługi, foodtracku i budce z przekąskami. Cud jeszcze, że w rzwiach do klubu El się mieściła, a tyłek jej nie rozsadziły zapiekanki i kebaby, ale szczęściem treningi na siłowni i macie robiły swoje i wciąż nosiła mały rozmiar. No dobra... średni, ale w kieckach wyglądała jeszcze jak kobieta. I samo to tempo życia sprawiało, że nie dość że była nieosiągalna, to nie miała chwili na narzekanie. Choć koleżanka miała rację. Tamta też co noc siedziała za barem, a za dnia uzupełniała zapasy, rozliczała lokal, wszystkiego pilnując na bieżąco i doglądając. Obydwie młode, a tak bardzo ambitne.
    Mimo tego, ze Wilson należała do osób raczej skrytych i trochę szosrtkich w obyciu, to głównie wychodziło to od pełnionej funkcji. Poza zmianą byłą wesołą optymistką, wygadaną za dwoje, która zaskakiwała luzem, z jakim podchodzi do zabawy. Jak inni widzą adwokata jako wiecznie sztywnego kolesai pod krawatem, tak zwykle gliny są utożsamiane z służbistami, któzy na każdym kroku węszą przewinienia. O nie, bez przesady, blondynka taka nie była. Choć moze za kilka lat będzie cierpka jak niedojrzała śliwka i za misję obierze utrudnianie życia innym. Ale jeszcze nie teraz.
    - Oh - skruszona spojrzała w własną szklankę. - To takie tam... skrzywienie zawodowe - wyjaśniła. - Niech się bawią, w końcu nie robią nic złego, nie? - wyszczerzyła ząbki. - Ja w ich wieku lepsza nie byłam przecież - podsumowała pogodnie. - Jakbyś miała wszystkich kontrolować, to budżet by ci spadł, więc póki nie ma borut, to lej im smiało za co płacą i się nie przejmuj.
    Potarła dłonie , które były chłodne od zimnego szkła i przeciągneła się. Chyba nie nadawałą się dziś do zabawy i zgodnie z przypuszczeniami El, będzie się za jakiś czas zbierać do siebie.
    - Nie znasz kogoś, kto szuka mieszkania? - spytała. - Dalej nie mam współlokatora - wyjaśniła z kwasną miną.

    OdpowiedzUsuń
  15. - Ty mi chyba czytasz w myślach. - Powiedziałam, kiedy dowiedziałam się co takiego dobrego przygotowała do jedzenia. - Normalnie jestem główną jak wilk. Chyba aż bym zjadła konia z kopytami. - Zasmialam się serdecznie. - Żebyś ty wiedziała jak ja się cieszę, że w końcu mam jakiś dzień wolnego. Normalnie urwanie głowy w robocie. - Pokrecilam lekko głową. - Ostatnio zatrudniam nowa dziewczynę na zastępstwo za Katherine. Jest w ciąży. Bardzo długo starała się z mężem o dziecko i teraz się udało. - Usmiechnelam się. - A co u ciebie ciekawego? Znalazłas już kogoś nowego do mieszkania? - Zapytałam się. Pamietalam, jak ostatnio o tym wspominała. - Wiesz, że rodzinka chce mi się wbić na święta? - Nie było mi to za bardzo na rękę. Wolalam już sama lecieć do Polski niż żeby oni mieli spędzać święta w Stanach.

    OdpowiedzUsuń
  16. — Ze skrajności w skrajność… — mruknęła i lekko pokręciła głową, gdyż, szczerze powiedziawszy, kompletnie sobie tego nie wyobrażała. Wydawało jej się zatem, że może być spokojna i dochody z Tostmanii będą bezpiecznie spoczywać na koncie w banku, zamiast być trwonionymi na zakup niekoniecznie potrzebnych rzeczy.
    — W takim razie jestem ciekawa czy wyciągnę ją z szafy i skradnę choć kawałeczek tego kociego serduszka — zaśmiała się, by następnie skrzywić się nieco, kiedy Elaine zaczęła opowiadać o swoim współlokatorze. — Czyli moje plany zeswatania was spełzły na niczym… — westchnęła jakby rozczarowana, lecz w rzeczywistości nie opuszczało jej rozbawienie. Co jak co, ale El nie musiała się obawiać, że Maille będzie jej podsuwała kolejnych kandydatów na męża pod nos. Bądź kandydatki, ale to już nie na męża.
    — Moi rodzice mają przynajmniej jeszcze Cedrica. On chyba jest za wygodny za to, żeby szybko się wyprowadzić. Mam tylko nadzieję, że nie zostanie starym kawalerem, który do trzydziestki będzie mieszkał z rodzicami…
    Irlandka rozumiała, że w dzisiejszych czasach dzieci znacznie później wylatywały z rodzinnego gniazdka, niż kiedyś, ale istniały pewne granice. Oczywiście, mieszkanie z rodzicami było wygodne, ale czy aż tak, by poświęcić własną niezależność i poniekąd własne życie, jak powiedziała El? Niekoniecznie, choć niektórzy zapewne uważali inaczej.
    Gdy stuknęła łyżeczką o dno szklanej miseczki, była wyraźnie zaskoczona tym, że jej porcja lodów skończyła się tak szybko. Z żalem Maille odsunęła od siebie miseczkę i sięgnęła po serwetkę, by wytrzeć ubrudzone czekoladą usta.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  17. [Zaglądnij do powiązań u Lennoxa ;)]

    OdpowiedzUsuń
  18. — Dzięki wielkie. Mam u ciebie ogromny dług za spojrzenie na tego szatana – powiedział nieco żartobliwie. Miał nadzieję, że chłopiec nie wpadnie ja na jakiś genialny pomysł w stylu zwiedzania tego miejsca. Naprawdę Zack nie wiedział co małemu siedzi w głowie, ale miał szczerą nadzieję, że chłopiec nie sprawi kłopotów.
    Chociaż gdyby sobie zniknął, to byłoby potwierdzenie, tego, że dzieciak to szatan i w ogóle młodociany terrorysta. Ale sprawiłby pewnie niemałe problemy swoim zniknięciem. A tego to wolał Kowalsky uniknąć.
    — Słucham. Po co dzwonisz? – zapytał. Ze swoją macochą był na ty, bo przecież co będzie się wydurniać i być na „mamo” z osobą, która jest starsza od niego tylko o kilka lat. No dobrze, prawie o dziesięć lat. Wiek Tracy to był właściwie jeden z powodów kłótni z rodzicem. Często myślał, że ta sytuacja jest po prostu chora.
    — A nic, takiego. Tylko chciałam powiedzieć, że u kosmetyczki trochę się sprawa przeciągnie. Mógłbyś zająć się małym przez godzinkę? – zapytała. Kowalsky mógł założyć się o sto dolców, że teraz spogląda na swoje paznokietki i zaraz idzie spotkać się z jakąś psiapsiółką. Bywa i tak.
    — A mam jakiś wybór? – zapytał retorycznie. Wiedział, że ma w tej sytuacji tyle do powiedzenia co Żyd za okupacji.
    Po tych słowach natychmiast się rozłączył. Schował telefon do kieszeni i wziął kilka głębokich wdechów. Nie chciał wejść jakoś zezłoszczony, czy coś. Poza tym jeszcze krótka chwilka na świeżym powietrzu nikomu nie zaszkodziła.
    Wrócił do środka i skierował się do stolika. Stanął jak wryty, bo młodego nie było. Podszedł w momencie do lady i już miał pytać, kiedy pracownica pojawiła się przed nim z delikatnym uśmiechem.
    — Nie żeby coś…ale dziecko mi znikło – powiedział zupełnie poważnie. Wolał znaleźć tego dzieciaka i po prostu zabić go, albo posadzić na „karnym jeżyku”, czy jakimś innym gównie (jak miał w zwyczaju mawiać).
    — Spokojnie… Na pewno gdzieś tutaj jest… - powiedziała.
    To mnie uspokoiłaś. - pomyślał.
    — A mogę prosić Elanie? – zapytał szybko. Przypuszczał, że dzieciak sobie gdzieś polazł. Przynajmniej pomoże jej szukać.

    Zack

    OdpowiedzUsuń
  19. W jej głosie dało się wyczuć lekką pogardę w stosunku do zebranych na bankiecie gości. Kojarzył jej nazwisko, bez wątpienia należała do grona miejscowej śmietanki towarzyskiej, nigdy nie miał jednak okazji, aby bliżej ją poznać. Sposób, w jaki zlustrowała go wzrokiem jednoznacznie wskazywał na brak szacunku oraz bardzo stereotypowy odbiór jego osoby. Dałby sobie rękę uciąć, że ma go za bogatego, zadufanego dupka, którego nie obchodzi nic za wyjątkiem pieniędzy i własnego wyglądu. Cóż, nie da się ukryć, że w dużej mierze trzeba było jej przyznać rację. Nie wyróżniał się zbytnio wśród zebranych gości, skoro nie odpowiadało jej takie towarzystwo, po co właściwie tutaj przyszła? Sama była ubrana w bardzo wyszukany sposób a jej uroda i idealnie ułożona fryzura sprawiały, że bił od niej Hollywoodzki blask.
    -Cóż, cieszę się że mimo uprzedzeń zdecydowałaś się tutaj pojawić i mam okazję cię w końcu poznać - uśmiechnął się, wymieniając z nią uścisk dłoni. Był wyjątkowo silny i pewny, nie spodziewał się takiej mocy w tym drobnym i z pozoru bezbronnym ciele. Musiała spędzać bardzo dużo czasu na siłowni, najwyraźniej zależało jej na tym, aby jej ciało idealnie się prezentowało - Tak, właściwie tak. Pojawianie się na tego typu imprezach to moje hobby i praca jednocześnie. A ty? Dlaczego unikasz takich miejsc? I skoro za nimi nie przepadasz, to co tutaj dzisiaj właściwie robisz ? - dodał, zabierając z tacy przystawkę. Nie miał zamiaru pokazywać jej, jak szybko udało się jej odkryć prawdę o jego podejściu do życia i resztę informacji zachował dla siebie. On po prostu kochał imprezy, na których był gwiazdą. Chełpił się tym, jak wielu ludzi chce się mu przypodobać a swoją siłę i pewność siebie uzależniał od stopnia swojej popularności. Przełknął powoli gazpacho podawane w malutkich szklaneczkach i odrobinę bliżej przesunął się w jej stronę. Nie chciał, aby znudzona wystawała przy barku z alkoholem, jako cel obrał sobie szczery uśmiech na jej twarzy i zapewnienie jej naprawdę dobrej zabawy. Jakkolwiek droga do tego będzie wyboista i trudna, on chętnie podejmie to wyzwanie. Nie nazywałby się Ulliel, gdyby jego towarzystwo nie okazało się dla takiej kobiety jak ona zbawienne.


    Blaise Ulliel

    OdpowiedzUsuń
  20. Intrygowała go jej tajemniczość. Była pełna sekretów, których on miał zamiar tego wieczoru odkryć jak najwięcej. Wpatrywał się w jej twarz, próbując odgadnąć jakiekolwiek emocje. Wyraźnie targały nią sprzeczności, z jednej strony była bardzo wrogo nastawiona do zebranych gości, z drugiej ewidentnie należała do ich grona. Zastanawiał się, co mogło doprowadzić do takiego stanu rzeczy. Zjawiła się tutaj na czyjąś prośbę, musiało jej na kimś naprawdę zależeć. Chłopak? Mąż? A może rodzina? Typów było sporo i nic nie przeważało wyraźnie na korzyść któregokolwiek z nich. Bawiło go, z jaką wrogością wypowiada się co do zebranych na bankiecie osób. Jeśli przyporządkowała go do którejś z wymienionych grup, zdecydowanie już na starcie był na straconej pozycji.
    -Gdzie osadziłaś w tym mnie? - zapytał, aby jak najszybciej rozwiać swoje możliwości. Przekręcił delikatnie głowę w bok, obserwując jak poszczególne elementy koreczków lądują w jej ustach. W JEJ pełnych, namiętnych ustach, które od początku ich znajomości zaprzątały różnymi fantazjami jego głowę. Wspominając o tych, którzy przychodzili tu dla seksu, niewiele się pomyliła. Prawie każdą tego typu imprezę kończył w łóżku z jakąś nieznajomą. Poczuł dziwne ukłucie wstydu, jakby wyrzuty sumienia w końcu dały o sobie znać. - Mam pewne typy, ale...czym zajmują się twoi rodzice? Przepraszam za tak bezpośrednie pytanie, odpowiedź pozwoli mi jednak rozwiązać zagadkę, czy przyszłaś tu dla nich czy dla ukochanego - zaśmiał się, zabierając kolejnego drinka. Trudno będzie poprawić jej dziś humor, była wyjątkowo wrogo nastawiona do świata.
    -Jeśli masz ochotę, możemy wyjść się przewietrzyć. Ludzie zaczynają się na nas gapić, a chyba jedyne, czego dziś nie chcemy, to bycie w centrum uwagi tych wszystkich bogatych, starych grubasów - dodał rozbawiony, licząc że jeśli on także zacznie drwić z gości, szybciej przypadnie jej do gustu. Czuł, że będzie potrzebował jeszcze sporo czasu, aby ją rozgryźć. Wieczór był jednak jeszcze młody, a on nigdzie się nie wybierał. Nie miał żadnych planów na jutro, więc jeśli tylko El zechce zostać i wytrzyma tutaj do świtu, on chętnie będzie jej przez cały ten czas towarzyszył.


    Blaise Ulliel

    OdpowiedzUsuń
  21. [ to drugie fotko miodzio! modeling pełną gębą :D
    wpadłam na pomysł wątku kryminalnego!!!!!! jakbyś była chętna to wal jak w dym :P]

    - Nie mam pojęcia - podsumowała pochmurnie. - Mnie nawet nie stać na utrzymanie się we własnym mieszkaniu - przyznała z westchnieniem.
    Mieszkanie miała wielkie, zdecydowanie zbyt wielkie dla osoby, która większość życia spędza poza nim. Pokoje stały puste, z kuchni nikt nie korzystał, w łazience na pewno zebrały się pajęczyny pod wanną. Nie miała czasu tam mieszkać, a co dopiero sprzatać! Rodzina odziedziczyła to po dziadkach, którzy zmarli kilka lat temu i gdy rodzice się wynieśli na wieś dla spokoju i odpoczynku, ona uktnęła w pustych, cichych i smutnych ścianach. Nieszczególnie jej to przeszkadzało, aż przychodziły rachunki... No i kwestia ogrzewania była koszmarem, musiała grzać, by ni zamarznąć, jak wracała po pracy, ale to wymagało podwojenia pensji chyba...
    - Dałam ogłoszenie w internecie, nawet w gazecie i nic - skrzywiła się. - Nie kumam co się dzieje z ludźmi, nawet studenciaki by mi nie przeszkadzały. Ale nie pogardziłabym jakiś fajnym współlokatorem - zaśmiałą się pod nosem, popijając drineczka. Oho, włączył jej się inny rodzaj humoru. Biedna El, że była świadkiem tego wszystkiego...

    OdpowiedzUsuń
  22. - Poproszę o herbatę. Na wino przyjdzie jeszcze czas. - Zaśmiałam się, siadając przy stole. - Może ci pomogę czy coś? - Zapytałam się. Głupio było mi tak siedzieć i czekać na gotowe. Jednak usłyszawszy odpowiedź, że mam siedzieć, tak też i zrobiłam. - No cóż mogę o niej powiedzieć... Dosyć szybko się uczy i widać gołym okiem, że się bardzo stara. Wygląda na porządną i uczciwą osobę, ale póki co to jej samej zostawiać nie będę. Teraz jest pod opieką Jamesa. Uczy jej obsługi kasy fiskalnej. - Uśmiechnęłam się lekko. - Ogólnie to myślałam, że ciężko mi będzie znaleźć kogoś tak ochoczego do pracy. Jak się większości nasłuchałam to wywnioskowałam, że chcą tak robić, aby się nie narobić. A jak już powiedziałam, że nie będzie obijania się to sporo kandydatów z miejsca uciekło. Ale Maggie powiedziała, że jest przyzwyczajona do ciężkiej pracy. - Wytłumaczyłam jej, starając się nie trajkotać jak przekupka na targu. - Mam tylko nadzieję, że moje przeczucia co do tej dziewczyny będą trafne. A nie tak jak w przypadku mojego byłego przyszło- niedoszłego męża. - Zażartowałam. Teraz z tego żartowałam, ale jeszcze nie tak dawno to sprawiało, że dusiłam się z płaczu i smutku. Wyjazd tutaj naprawdę dobrze mi zrobił.

    OdpowiedzUsuń
  23. Każde jego słowo zamiast go do niej zbliżyć, pogrążało go jeszcze bardziej. Cokolwiek by nie powiedział i tak było źle. Jak osłupiały wpatrywał się w oddalającą się postać. Pierwszy raz w życiu spotkał kogoś aż tak uprzedzonego do ludzi jego pokroju. Cokolwiek spotkało ją w przeszłości, ktoś nieźle musiał zaleźć jej za skórę. Przez cały czas unikała jego wzroku, jakby chciała powiedzieć, że nie jest zainteresowana albo że jego obecność zwyczajnie go nudzi. Dawno nie poczuł się aż tak upokorzony i odrzucony. Sam nie wiedział, czy ma za nią ruszyć i walczyć o tą relację, czy dać sobie spokój bo to i tak nie ma najmniejszego sensu. Dopił drinka i na tyle mocno odstawił szklankę na miejsce, że ta rozpadła się na kilkanaście małych kawałków. Nie przejął się tym zbytnio, kelnerzy i tak błyskawicznie doskoczyli do baru, aby posprzątać szkło. Czuł na sobie spojrzenie gości, wzruszył jedynie ramionami, ignorując ich szepty i domysły. Tak, był zły, był cholernie zły i nie miał zamiaru tego ukrywać. Biorąc kilka głębszych oddechów i rozluźniając zaciśnięte w pięść palce, ruszył zdecydowanym krokiem w kierunku sióstr.
    -Dlaczego wściekłość na cały świat przelałaś akurat na mnie? Kogoś ci przypominam? Źle się zachowałem? Nie wydaje mi się, w przeciwieństwie do ciebie, ja od początku zachowuję się przecież jak gentelman - spytał, delikatnie łapiąc ją za ramię i obracając w swoją stronę. Nie miał zamiaru prawić jej kazań ani robić scen, chciał jedynie dowiedzieć się, dlaczego traktuje go w ten sposób. Niezbyt często przeżywał odrzucenie ze strony innych, nigdy więc nie przypuszczał nawet jak może ono zaboleć.
    - Przepraszam, ale czy mogłabyś zostawić nas na chwilę samych? Nie dam jej spokoju dotąd, aż nie udowodnię jej, jak bardzo się co do mnie pomyliła - uśmiechnął się przepraszająco w kierunku jej siostry. Kojarzył ją z tego typu bankietów, musiała być zdecydowanym przeciwieństwem Elaine. Najwyraźniej wybrał sobie tego wieczoru nieodpowiednią z panien Eagle.
    -Może i jestem bogatym, egoistycznym dupkiem, ale to nie powód, żeby traktować mnie z taką pogardą. Rodzice nie nauczyli cię, że nie należy oceniać ludzi po pozorach? -starał się, aby jego głos był spokojny i opanowany. Ostatnie, czego teraz potrzebował to wyjście w jej oczach na jakiegoś tyrana. Zawsze musiał mieć wszystko pod kontrolą, nawet to w jakie relacje wchodzi i jak one przebiegają. Jej ignorująca i zbyt pewna postawa zaburzały wszystko to, co przyjął na samym początku. Według jego planu, już dawno powinni być w pokoju hotelowym i uprawiać seks, rano gdzieś znikając i o sobie na zawsze zapominając. Ona jednak wybrała zupełnie inną drogę, a Blaise miał zamiar sprawić, aby mimo wszystko to jego ścieżką chciała podążać. Było to jednak dużo trudniejsze, niż mógł się spodziewać; co tylko jeszcze bardziej potęgowało jego złość.


    Blaise Ulliel

    OdpowiedzUsuń
  24. Rachel uniosła brwi na ostatnie słowa i o mało co się nie udławiła. Że co? Że ona playboya do domu szuka? Przecież ... no ta Elka przesadzała serio!
    - Może w internecie poszukam, ogłaszają się sami... to może oni zapłacą za rachunki - mrukneła przygnębiona.
    Szła zima,było coraz chłodniej, a najgorszej z tego wszystkeigo było to, że nie miała też czasu tak się tym martwić. Miała dużą sprawę i dodatkową, którą sama tylko na siebie wzięła... To będzie cięzkie kilka miesięcy, coś czuła. A rodziców też nie mogła, nawet nie chciała prosić o pomoc, w końcu się urządzali w swojej chatce na wsi wymarzonej i też koszty rosły.
    - Zastanawiam się jeszcze, czy mieszkać z kimś obcym to nie będzie katorga - spojrzała pytająco na koleżankę. - Bo wiesz... śpię z bronią pod poduszką - zaznaczyła. Bo w sumie może nie dla niej byłoby to męczące. Ale z powodu jej zawodu dla tej drugiej strony.

    [a podsyłałam ostatnio Muminkowej kilka fotek, jakby szukała blondynki... to nie chciała xD ale może Tobie się spodoba na przyszłość :D

    https://data.whicdn.com/images/301703809/large.jpg
    https://data.whicdn.com/images/301661595/large.png ]

    OdpowiedzUsuń
  25. — W takim razie nie wyobrażam sobie, gdyby tak hipotetycznie twoi rodzice byli moimi… I pewnego dnia oznajmiłabym im, że wyjeżdżam na inny kontynent, sprzedawać jedzenie z ciężarówki — zauważyła ze śmiechem. Choć co prawda Maille doskonale pamiętała o tym, że początkowo jej bliscy jej nie wspierali i nie byli za jej wyjazdem. Dopiero, kiedy zobaczyli, jak bardzo młoda kobieta jest zdeterminowana, by osiągnąć to, co sobie postanowiła i nie jest to jedynie wymysł znudzonego człowieka, zaczęli jej kibicować.
    — Staramy się ze sobą rozmawiać tak mniej więcej raz w tygodniu na Skype’ie. Tak samo zresztą z rodzicami. Oni siedzą w trójkę przed laptopem w Dublinie, a ja tutaj — wyjaśniła z lekkim uśmiechem. — Także w miarę możliwości jestem na bieżąco. Cedric jest teraz na ostatnim roku studiów i chyba pomału godzi się z faktem, że niedługo powinien poszukać czegoś własnego, choć też rodzice go nie wyganiają. Inaczej pewnie by było, gdyby miał stałą dziewczynę i na przykład chciał z nią zamieszkać… Ale z niego niestety jest taki typ, który skacze z kwiatka na kwiatek… — westchnęła, rzucając El wymowne spojrzenie. — Będę do nich lecieć na święta i na Sylwestra — dodała z uśmiechem. Zeszłe święta, ku niezadowoleniu swoim jak i rodziców, spędziła w Nowym Jorku, więc teraz koniecznie musiała odwiedzić rodzinny dom. Choć z drugiej strony nie żałowała okresu świątecznego spędzonego w Wielkim Jabłku – miasto na ten czas stawało się jeszcze bardziej magiczne.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  26. [ Dzięki za miłe słowa pod kartą :D
    Jake nie jest taki zły na jakiego wygląda po prostu troszkę mu się priorytety pozmieniały :D A na wątek zawsze jest ochota i najpewniej ich drogi się skrzyżują jeśli twoja pani lubi pakować się w kłopoty ;)
    Masz jakiś konkretny pomysł? Można coś pokombinować z jej barem, a przynajmniej tam mogą się po raz pierwszy ze sobą zetknąć. ]

    Jake

    OdpowiedzUsuń
  27. Ledwo otrzymał pozwolenie to poszedł na zaplecze. Rozejrzał się po pomieszczeniu pełnym kartonów. Istny raj dla dzieciaka z piekła rodem. To nie mógł być normalny chłopiec! Nie i koniec! To tylko bardziej utwierdziło Zacka w przekonaniu, że nie nadaje się na niańkę i dzieciak robi to specjalnie, licząc, że przyprawi kiedyś swojego starszego brata o zawał serca!
    — Spokojnie…to nie twoja wina – powiedział o dziwo spokojnie. Naprawdę był w szoku, że dał radę mówić takim spokojnym tonem głosu. Może dlatego, że był pewny, że mały nie wyszedł z baru? Pewnie tak. Pewnie też dlatego, ze bar to nie centrum handlowe.
    Podrapał się po głowie. Przygryzł nerwowo wargę, miał tylko nadzieję, że znajdą dzieciaka zanim przybędzie jego matka. Teraz to Zachary, jak na prawdziwego ateistę przystało, zaczął się modlić do wszystkich bóstw jakie znał…zaczął się modlić o to żeby kobieta nie przyszła za wcześnie. Przecież macocha go zabije, wydłubie mu oczy i pogrzebie żywcem! Ale najpierw zabije!
    — Spokojnie. Robimy tak…ty ogarniesz zaplecze, ja poszukam na sali. Chyba, że pomóc ci tutaj? Albo… - spojrzał na Elanie. Miał chyba pomysł. – Zróbmy może jednak, że ty ogarniasz zaplecze, ja salę i toaletę.
    To teraz nic tylko modlić się do jakiegoś bóstwa aby dzieciak się znalazł. Jak się nie znajdzie, to przysięga, że gówniarza zabije, zanim obecna żona jego ojca zabije jego. To będzie cieżka batalia i doskonale o tym wiedział.
    — Kici, kici…młody…chodź do brata. Taś, taś – zaczął nawoływać dzieciaka. – Toby, to nie jest śmieszne – powiedział wchodząc do łazienki i otwierając po kolei kabiny.
    Udusi dzieciaka jak go znajdzie. Udusi bachora.

    Zack

    [Mój odpis to dopiero na kolana nie rzuca...]

    OdpowiedzUsuń
  28. Zaczął szukać dzieciaka. Dopiero w trakcie poszukiwań zaczął się coraz bardziej niepokoić. Denerwować. Denerwował się strasznie tym faktem, że to JEMU się oberwie za to wszystko, on będzie tym złym i wyrodnym bratem, który chciał zrobić coś dziecku i zgubił go… Albo, chciał w jakiś sposób uszkodzić dzieciaka.
    Zawsze było na niego!
    Ale przyzwyczaił się. Cieszył się, że nie mieszkał z ojcem i jego „nową rodziną”, bo przynajmniej unikał kilku niewygodnych sytuacji. No i miał też spokój w którym mógł tworzyć.
    — Przysięgam, że jak cię gówniarzu znajdę to cię zabiję – warknął przez zęby, kiedy wychodził z łazienki. Chciał zaryzykować wejściem do damskiej, ale wolał nie. Miał złe przeczucia gdyby tam wszedł.
    Stanął zrezygnowany przy barze. Miał w zamiarze nawet zacząć krzyczeć, że jak ktoś znajdzie małego dzieciaka bez opiekuna, to żeby natychmiast go zaadoptował, bo jak dostanie dzieciaka w swoje ręce, to zabije szczyla.
    — A ta czego chce? – zapytał sam siebie, kiedy zobaczył numer telefonu swojej macochy. Odrzucił połączenie i schował telefon do kieszeni.
    Zaczął kontynuować poszukiwania dzieciaka, ale szczerze powiedziawszy nie natknął się na nic. No może z wyjątkiem tego, że pozostało niewiele ciasta, które zamówił. Miał nadzieję, że znajdzie dzieciaka. Bo szczerze powiedziawszy nie chciał umierać z ręki obecnej żony ojca.

    Zack

    OdpowiedzUsuń
  29. Pokiwała głową. To było oczywiste, ale sama wcale nie spisywała jeszcze żadnych zasad. Ogólnie to było chyba jasne, że jeden lokator lepiej żeby w drogę nie wchodził, ale jakoś... czy ona nie była za stara na to? Bo w końcu niebawem dobije trzydziestki... Matka wciąż jej truła, że marnuje sobie życie w policji i że teraz to powinna umawiać się z facetami, a nie ich ścigać z bronią w ręku. No ale zwykle ich dogania, więc czy to nie sukces? Inny od wymarzonego, ale jednak!
    - Będę kombinować na razie - wzruszyła ramionami. - Podesle wiadomość do starych znajomych, moze coś mi się tam uda kogoś wyhaczyć - uśmiechnęła się kwasno do szklaneczki. - Nie mam wielu wymagań. Nie piszę żeby był to wysoki i przystojny brunet z oczami jak szmaragdy - zaśmiała się wesoło. - Nie rozumiem dlaczego odzewu wciąz nie ma.
    Po alkoholu Rachel lubiła żartować. Czasami były to żarty zupełne niewinne, a czasami żałosne jak ten teraz. Zmęczenie odrabiało swoją pracę domową najwyraźniej, bo oczy zaczynały jej się kleić. Mimo wszystko El miała rację - prędzej Wilson pójdzie do domu spać, niż w miasto.
    - A jak twój kocur się trzyma? - zagadneła. - Ostatnio jak wyprowadzam psiaki z schroniska, to myślę i myślę nad przyjęciem jakiegoś... Chociaż częściej mnie nie ma i to nie byłoby rozsądne - przyznała.

    OdpowiedzUsuń
  30. [ Oo może coś takie być :D Albo i mi teraz coś wpadło do głowy. Jake może być stałym bywalcem jej baru i Elaine zauważy, że zawsze ma ze sobą broń i załatwia różne sprawy z nieciekawymi osobami i właśnie w tedy mogą też pojawić się znów ci dilerzy, którzy nie dają jej spokoju i może zagadać do Jake, że jak chce dalej tu załatwiać swoje interesy to ma się uporać z nękającymi ją dilerami :D ]

    Jake

    OdpowiedzUsuń
  31. — Hm… — wymruczała, przez kilka długich sekund uważnie przypatrując się Elaine, jakby poważnie się nad czymś zastanawiała. — Aż dziwne, że twoi rodzice wybrali na twojego chrzestnego tak różniącego się od nich człowieka… — powiedziała, wyrzucając z siebie to, co chodziło jej po głowie. — To był brat któregoś z twoich rodziców, czy może jakiś ich przyjaciel? — dopytywała, choć nie wydawało jej się, by osoba taka jak zmarły chrzestny Elaine dobrowolnie przyjaźnił się z państwem Eagle. Świtało jej, że to chyba powinien być wuj kobiety, ale nie była pewna, a zaczęła ją zżerać ciekawość.
    — Bilety na szczęście kupiłam sobie dawno, dawno temu — odparła ze śmiechem, dobrze wiedząc, że gdyby miała zrobić to teraz, to najpewniej by się nie wypłaciła. — Już o dawna wiedziałam, że święta spędzę w Dublinie, więc nie było co zwlekać i czekać, aż ceny podskoczą. Oj, wytrzymasz bez nich! — powiedziała wesoło i machnęła ręką, po czym usłyszawszy kolejne słowa El, lekko przygryzła dolną wargę.
    — Wiesz, nie rozmawiałam z nim jeszcze o tym otwarcie, ale mam dziwne wrażenie, że jak tylko Cedric skończy studia, to będzie chciał spróbować szczęścia w Nowym Jorku — stwierdziła, bawiąc się kosmykiem jasnych włosów, które nakręcała na palec. — Tym bardziej, że miałby łatwiej, niż ja miałam, w końcu nieco przetarłam ten szlak! — westchnęła i zaśmiała się. — Ale to okaże się dopiero za kilka miesięcy… W razie czego nie trzymaj dla niego tego pokoju! — zaśmiała się. — A ty? Jakieś konkretne plany na Święta i Sylwestra, czy będziesz pracować? — spytała, od razu posyłając przyjaciółce karcące spojrzenie, bowiem podejrzewała, że Elaine potwierdzi jej przypuszczenia i odpowie, że będzie w pracy.

    [Dziękuję ♥]

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  32. Jej siostrze musiało na niej naprawdę zależeć. Nie dało się nie zauważyć, z jaką troską się do niej odnosi, zresztą, działało to chyba w obydwie strony. Ciekawe co musiało się kiedyś wydarzyć, skoro Lill wpatrywała się w niego aż tak przerażonym wzrokiem, kiedy ten pewnie wędrował w ich kierunku. Odsunął się delikatnie w tył, widząc natychmiastową reakcję Ell. Miał szczęście, że się na niego nie rzuciła i nie powaliła go na ziemię, bo automatyczny odruch po tym, kiedy złapał ją za ramię, mocno na to wskazywał.
    -Tak, masz rację, to ja wybrałem ciebie, a nie ty mnie. I tak, owszem, jestem cholernie uparty i upierdliwy, ale nie uznaję tego za wady, wręcz przeciwnie – uśmiechnął się, usiłując jakoś załagodzić sytuację. Znów z każdym słowem się pogrążał i wyraźnie czuł to w jej nienawistnym spojrzeniu.
    -Owszem, kocham moje adoratorki i już dawno do nich przywykłem, pewnie jakiś wianuszek już ostawił się wokół mojego stolika – skinął głową w kierunku drugiego końca sali, gdzie wyraźnie roiło się od młodych, posyłających mu uśmiechy i pozdrowienia dziewcząt – Dzisiaj jednak nie mam na to ochoty, nie wiem, być może się starzeję i postawiłem sobie poprzeczkę wyżej – dodał rozbawiony, zabierając z tacy kelnera dwie lampki szampana i podając jej jedną z nich – Na zgodę ? Jak już mówiłem, upierdliwy jestem i tak szybko się dzisiaj nie poddam, przykro mi, ale cokolwiek byś nie zrobiła i tak nie dam się spławić. Chyba lepiej będzie, jeśli ten wieczór spędzimy w przyjaznej atmosferze, bo towarzystwo nie podoba mi się równie mocno, jak tobie – uśmiechnął się, unosząc swój kieliszek w górę i pociągając łyk. Wbrew pozorom on też nie przepadał za tą całą otoczką, jaka towarzyszyła tego typu bankietom. Każdy chciał się każdemu przypodobać, a bogaci wchodzili w tyłek tym jeszcze bogatszym, tylko po to, żeby zarabiać więcej i więcej i więcej. Imprezy przygotowane dla ludzi z wyższych sfer to zawsze od początku do końca była zwykła szopka, nie dziwił się więc że Ell nie czuję się tutaj komfortowo i że z góry wrzuciła wszystkich do jednej, a właściwie do trzech typów szufladek, o których wspominała jeszcze na początku ich rozmowy.
    -Dowiem się w końcu dlaczego to, że się tutaj pojawiłaś, wywołuje na twarzy wszystkich tu zebranych aż takie zdziwienie ? Mam wrażenie, że dużo się dzieje w twoim życiu i chętnie o tym posłucham. Nawet, jeśli to konieczne, także w towarzystwie twojej siostry – dodał, mając na uwadze to jak blisko są ze sobą związane. Nie miał pojęcia z której strony to ugryźć, starał się więc jak mógł, aby znów nie zostawiła go na środku sali i nie uciekła pod byle pretekstem. W przypadku tej dziewczyny nic nie było jednak pewne i w ogóle by się nie zdziwił, gdyby niczym Kopciuszek, uciekła zaraz z tego balu, zostawiając gości samym sobie.

    Blaise Ulliel

    OdpowiedzUsuń
  33. Widział, że jest coraz bardziej zdenerwowana i nie miał zamiaru jej dłużej męczyć. Nie bawiło go to już tak, jak na samym początku, poza tym miał ciekawsze rzeczy do roboty niż uganianie się za nieznajomą. Jego wianuszek kobiet wciąż cierpliwie czekał, nie mógł więc zawieść rządnych przygód i znudzonych balem dziewcząt. Nie miała ochoty na jego towarzystwo, trudno, jej strata. Skrzyżował ręce na piersi i przyglądał się jej z zaciekawieniem. W kanonie językowym występuje przecież tak mnóstwo obelg, intrygowało go, którą dziewczyna wykorzysta tym razem.
    -Już się rozmyśliłem, poddaję się, nie jesteś ani poprzeczką, ani kimś, kto zasługuje na to abym marnował sobie na niego mój cenny czas. I tak, nie myślisz się, uprzedmiotowiłem cię tak samo, jak uprzedmiotawiam inne kobiety. Wszystkie sprowadzają się jedynie do tego, żeby zrobić mi dobrze – wzruszył ramionami, dopijając resztę szampana i odstawiając pustą lampkę na tacę przechodzącego obok kelnera. Widząc, że jej rodzice się im przyglądają, uśmiechnął się w ich kierunku, mrugając przy tym porozumiewawczo i machając na powitanie. Najchętniej rzuciłby się teraz na nią i pocałował na oczach wszystkich, tylko po to, aby ludzie nie dawali jej później spokoju i plotkowali o tym, że dała się uwieść naczelnemu podrywaczowi. Wolał jednak nie ryzykować złamaną szczęką i publicznym pośmiewiskiem, istniało zbyt duże ryzyko, że obróci się to wszystko przeciwko niemu.
    -O, nie, widzisz, jednak zmieniłem zdanie, znów mnie zaintrygowałaś – zaklaskał w dłonie, kiedy zaproponowała odpowiedź na trzy pytania. Cóż, bardzo chętnie pozna ją bliżej, taki przecież od samego początku był jego cel – No proszę, jakiż ja dzisiaj jestem zmienny, widzisz jak ty na mnie działasz ? Jeszcze popadnę w jakieś szaleństwo – zaśmiał się, zabierając od obsługi kolejną lampkę szampana – Co jest nie tak z twoją siostrą ? Dlaczego chcesz obronić ją przed całym złem tego świata ? Jest seksowna, cokolwiek nie powiesz czy nie zrobisz, ja i tak bardzo chętnie ją poznam. Może wyjdzie nam z tego jakiś uroczy trójkącik, takie dwie siostry na raz, to byłoby całkiem przyjemne doświadczenie – wyszczerzył się, wpatrując się w jego siostrę i wraz ze skinieniem głowy, wznosząc w jej kierunku toast szampanem.
    -Dlaczego miałabyś być groźna i dlaczego tak długo się ukrywałaś ? – znów skupił się na tym, co mówiła – Przemienili cię w wampira i teraz wszystkim nam zagrażasz ? – zaśmiał się, siadając na stoliku, na brzegu którego się wspierała. Za bardzo gromiła go wzrokiem, wolał unikać oberwania w krocze i przyjął bezpieczniejszą, dalszą pozycję. Siedząc za jej plecami miał więcej czasu na reakcję samoobroną – No daj spokój, nie złość się, przecież sobie tylko żartuję. W dzisiejszych czasach ludzie nie mają za grosz dystansu do siebie. A co do lasek…czy ja wiem, na razie nie planuję jak to nazwałaś ‘wyhaczać’ kolejnych, skupiam się na tobie i twojej uroczej siostrze. Taki właśnie was zaszczyt kopnął, gratuluję, macie mnie całego dla siebie – wyszeptał jej subtelnie od tyłu do ucha.

    Blaise Ulliel&Agnes L.

    OdpowiedzUsuń
  34. Kolejne połączenie, które odrzucił nieco go rozeźliło. Ta kobieta to miała po prostu idealny czas na pogawędki. Przecież była u kosmetyczki i robiła sobie paznokcie, albo co innego. Zack szczerze powiedziawszy to nie miał pojęcia, co kobiety robiły u kosmetyczki. Co powodowało, że spędzały tam tyle czasu. Fryzjera to jeszcze jakoś mógł zrozumieć, bo sam czasami spędzał około dwóch godzin, kiedy farbował włosy. A naprawdę robił to dostatecznie często, żeby przyzwyczaić się do tego.
    Usłyszał tylko „Łapcie go!” i niemalże natychmiast odwrócił się w kierunku zaplecza, z którego wybiegał dzieciak. Biegł normalnie niczym Usine Bolt. Taki trochę Usine Bolt w kategorii dwulatków.
    Jednak czym był taki mały Bolt, w porównaniu do Zacka, który może i szybko nie biegał, ale takiego dzieciaka to zdążył złapać.
    — Mam go! – krzyknął wesoło. Spojrzał groźnie na dwulatka, po czym przeniósł wzrok na Elanie. Kowalsky, czuł się dziwnie, był właściwie zawstydzony tym wszystkim, bo wiedział, że trochę dał ciała z tym dzieciakiem. Mógł go zabrać gdzieś indziej! Może nie byłoby czegoś takiego.
    No ale cóż… stało się.
    — Dzięki, El za pomoc. Przepraszam za kło… - przerwał i spojrzał w kierunku drzwi frontowych w których stała matka roku.
    — Zachary, dzwonię do ciebie kilka razy! Dlaczego nie odbierasz? – mówiła wściekle. Zabawnie to wyglądało, bo chuda kobieta, wydzierała się na w miarę postawnego mężczyznę, który był młodszy może o niecałe dziesięć lat.
    Zack nie odzywał się. Nauczył się aby nie dyskutować z tą kobietą.
    — Mama! – mały już wyciągał rączki w kierunku swojej rodzicielki. Kowalsky bez większego namysłu oddał dzieciaka, szybko podał też kurtkę najmłodszego.
    — Zabierz tego szatana, ja w tym czasie pokryję koszty, tego co zniszczył – powiedział nad wyraz spokojnie.
    — Miałeś go pilnować. Nic ci się skarbie nie stało? – zapytała dzieciaka. – Nie rozumiem jak twój ojciec może cię bronić Zachary… Nie rozumiem tego – powiedziała ubierając Toby’ego.
    Zack tylko wzruszył ramionami i podszedł nieco bliżej El.
    — Pomogę ci z ogarnięciem tego wszystkiego – powiedział szeptem do koleżanki.

    Zack

    OdpowiedzUsuń
  35. [Dopiero teraz zauważyłam, że blogger trochę w chuja przyciął i nie dodał odpisu ;-;]

    - Dziewczyna szybko się wyszkoli i będzie wymiatać. - Uśmiechnęłam się lekko pod nosem. - O ile nie zniecheci się tak szybko do tej roboty. - Dodałam po krótkiej chwili namysłu. Wszak praca z klientem nie należała na pozór do najłatwiejszych zajęć. W końcu przecież każdy klient był inny. Ile głów tyle osobowości. - Czasami mam ochotę pieprznac to wszystko i wyjechac w Bieszczady. - Zasmialam się cicho. - Ale z drugiej strony wiem ile pracy w to wszystko włożyłam i chyba bym nie umiała tak teraz tak sobie to zostawić. Poza tym i tak nie mam nic innego i lepszego do roboty. Klub pomógł mi w jakimś stopniu zapomnieć i nie rozsypać się. - Stwierdziłam w zamyśleniu. - Czasami czuję się tak jakby to był mój drugi dom. - Zasmialam się serdecznie. Jakby​nie patrzeć to nie raz i nie dwa zdarzało mi się zostawać tam po godzinach. Zasypiać na biurku w gabinecie i budzić się wśród sterty papierow. Jeść tam kolacje i śniadania. No i chyba zżyłam się ze stałą częścią załogi, która zaczęła pracować pod moimi skrzydłami od samego początku. No i też zżyłam się z niektórymi stałymi bywalcami, bo wbrew pozorom i tacy się znaleźli. - Czasami jest ciężko, to fakt, którego nie da się ukryć. Ale mimo wszystko lubię to co robię. I mimo tych gorszych od czasu do czasu momentów są też te i lepsze. - Uśmiechnęłam się ponownie. - A jak jest z tobą Elaine? - Zapytałam się jej, zerkając na nią uważnie. Wydawało mi się, że jej odpowiedz może być podobna do mojej. A może jednak się mylę. Może to tylko ja jestem takim popieprzonym pracoholikiem, który nie ma swojego innego życia oprócz pracy... - Mamy też u siebie Jeffa, tego kucharza co jest u nas od początku. Zawsze mnie dziwiło dlaczego on zawsze tak dużo godzin bierze. Jak się okazało to jest sam i nie ma z kim czasu spędzić. Do kogo buzi w domu otworzyć. - Stary, dobry i poczciwy Jeff. Takich ludzi jak on to ze świecą szukać. Uczciwszych na tym świecie nie znałam. - Zaprosiłam go do nas na święta. Wiesz, w tym czasie nikt nie powinien być sam. - Stwierdziłam.

    OdpowiedzUsuń
  36. [Cześć! Dziękuję ślicznie za przywitanie (i wpisane wizerunku do zakładek) :D Przeczytałam kartę Twojej Pani i aż mi się zrobiło smutno. Taka młoda, a już pożegnała się z marzeniami? Trzeba coś z tym zrobić! Tony wydaje się być w trochę lepszym stanie, choć zgaduję, że to ze względu na swoją siostrzenicę, dzięki której nie rzucił jeszcze tego wszystkiego w cholerę. Chciałam wymyślić nam coś kreatywnego, ale do głowy przyszło mi tylko jakieś przypadkowe spotkanie w barze. Chyba ta godzina mi nie sprzyja :( ]

    Anthony

    OdpowiedzUsuń
  37. Wiedział, że igra z ogniem, ale ta sytuacja naprawdę wyjątkowo go bawiła. Miał dość tych sztucznych uśmieszków i aż kipiącej ze ścian sali obłudy. El była całkiem miłą odmianą. Oczywiście wolałby pewnie, żeby tak, jak pozostałe dziewczyny na bankiecie, rzuciła mu się na dzień dobry w ramiona, z drugie strony przynajmniej nie było tak nudno jak zwykle.
    -Uważaj, na co sobie pozwalasz. Poza tym taka agresja mnie podnieca, może masz ochotę powbijać mi paznokcie jeszcze gdzie indziej ? Cudowne uczucie – uśmiechnął się błogo, nie okazując w żaden sposób bólu czy skruchy. Chciała się z nim zabawić, proszę bardzo. Chętnie przejmie od niej pałeczkę i zagra w jej grę – Zaspokoiłbym moje adoratorki nawet bez penisa, na świecie istnieją przecież różne źródła przyjemności. No tak, ale skąd ty mogłabyś o tym wiedzieć – westchnął, ziewając leniwie i przelatując po jej ciele wzrokiem pełnym pogardy. Jeszcze nie wie z kim zadarła, a on nie pozwoli sobą pomiatać. Traktowanie go jak zabawkę naprawdę mogło się dla niej bardzo źle skończyć. Nie chciał nawet marnować swojego cennego czasu, aby nauczyć ja, że takich ludzi jak on się szanuje i że lepiej nie mieć w nim wroga.
    -Nie potrzebuję sterydów, w przeciwieństwie do ciebie akceptuję siebie takiego, jakim jestem. A, no i najważniejsze, inni też mnie akceptują. U ciebie chyba jest z tym problem, co ? Podobno rodzinka się ciebie wstydzi, cóż, nic dziwnego, sam miałbym opory, żeby się do ciebie przyznać. Zdecydowanie za dużo czasu marnuję na tą nieodpowiednią z sióstr, Lilka jest przecież dumą waszego rodu, idealnie by do mnie pasowała – wyszczerzył się dumnie, znów poszukując wzrokiem jej młodszej siostry. Dziewczyna była najsłabszym punktem El, a skoro ta weszła z nim na wojenną ścieżkę, musiał wiedzieć jakiej broni użyć najskuteczniej. Skinął na kelnera, zabierając od niego kolejny kieliszek szampana. Potrzebował się upić, aby załagodzić nieco swój bojowy nastrój.
    -Mój wianuszek dziewczyn poczeka, spokojnie. Co ty się tak nagle martwisz o moje pożycie seksualne ? Nie, nie liczę na nic od ciebie, bo mnie nie pociągasz. Jeśli miałbym coś robić, to prędzej z twoją siostrą, chyba nie jest już dziewicą, co ? Nawet jeśli jest, tym lepiej, może chciałabyś posłuchać jak stęka z przyjemności ? - zaśmiał się, podtrzymując z nią kontakt wzrokowy i obdarzając równie wrogim spojrzeniem, co ona. Ciekawe jak długo jeszcze wytrzyma, żeby się na niego nie rzucić i nie wywołać przy tym skandalu. Jej rodzice na pewno byliby tym bardzo, ale to bardzo zawiedzeni. W końcu na niczym innym nie zależało im tak, jak na dobrej opinii. Witamy w świecie elit Nowego Yorku.
    -Lesbijka ? Jesteś pieprzoną lesbijką ? - roześmiał się i powtórzył to za nią na tyle głośno, że ludzie wokół obrócili się znacząco w jej stronę – No proszę, to tłumaczy dlaczego traktujesz mnie w ten sposób. Wy zawsze walczycie o prawa kobiet i inne gówna, więc nie możesz znieść, że traktuję płeć przeciwną jak przedmiot i zabawki. Trzeba było od tego zacząć naszą rozmowę, już wtedy dałbym ci święty spokój. Oh, robi się coraz ciekawiej, ten wieczór nie mógł być lepszy – uśmiechnął się szeroko, upijając łyk szampana. Zapowiadała się naprawdę dobra zabawa. I pomyśleć, że nie planował tutaj w ogóle dzisiaj przychodzić.

    Blaise Ulliel&Agnes L.

    OdpowiedzUsuń
  38. [O, Grace przyda się ktoś, kto ją zrozumie, bo ona siebie sama nie rozumie. :D Więc możemy nad czymś pomyśleć!]

    Grace

    OdpowiedzUsuń
  39. Pokiwałą jedynie głową i musiałą przyznać jej rację. I na tym koniec. Bo nic więcej zdziałać nie mogła. Łapała zbirów, ale jakoś faceta do randkowania o wiele trudniej znaleźć. Chowali się po mistrzowsku dranie jedne.Chociaż swoją drogą, Rachel nikogo nie szukała. Nic na siłę, jak mawiała, ale prawdą było to, ze po prostu nawet się nie rozglądała. Poświęciłą się pracy i to ona zajmowała pierwsze miejsce w jej życiu. A szkoda, bo czasami i ona odczuwała samotność.
    - Może więc kocura wezmę do siebie... One są bardziej wystarczalne niż psy i sam zakopie w kuwecie to, co narobi... - mruknęła zamyslona, choć prawdopodobieństwo wzięcia zwierzaka przez blondynę była równie mała, jak to że skoczy z bungee. Doskonale wiedziała, że jej nieobecność to będzie najgorsze, co mogłaby wyrządzić pupilowi.
    - Wiesz, ze niedługo święta? - zmieniła temat i była tym odkryciem autentycznie zaskoczona. - Dopiero to do mnie dotarło - przetarła zmęczone oczy i westchneła. - Niby kiedy?!
    Iluminacje świetlne, świąteczne piosenki w radiu, wystroje skepów i całych centrum handlowych jakoś jej umknęły... A jako policjantka chyba powinna dostrzegać szczegóły, co nie?

    OdpowiedzUsuń
  40. — Ach, ta kobieca intuicja! — rzuciła z udawanym zachwytem, kiedy Elaine oznajmiła, że jej przypuszczenia okazały się strzałem w dziesiątkę. Roześmiawszy się cicho, zaczesała jasne włosy za uszy.
    — W takim razie w razie czego podrzucę ci Cedrica — oznajmiła i mrugnęła do niej porozumiewawczo. — Chociaż ostrzegam, że pewnie będzie cię podrywał… Taki już z niego typ… — westchnęła, mimo wszystko nie tracąc dobrego humoru. W pewien sposób Cedric był uroczy w tym, jak zalecał się do niemalże każdej napotkanej dziewczyny, choć one same pewnie nie myślały o tym w ten sposób.
    — Oj, to ja chyba wolałabym to siedzenie z kotem na kanapie. Jakoś nie chciałoby mi się użerać z pijanymi klientami… — mruknęła, lekko marszcząc brwi. Że też niektórzy nawet w święta nie znali umiaru.

    [Nie wiem, przechodzimy już może jakoś do odwiedzin Maille u Elaine? :) Bo tutaj chyba pomału kończą mi się pomysły…]

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  41. No to obydwie z El prowadziły takie a nie inne życie, że kompana do niego bardzo trudno było skompletować. To jak szukanie tego jednego brakującego puzzla z układanki na dwa tysiące elementów po mieszkaniu nieźle zagraconym...
    - Jak będzie chciała gdzieś wyskoczyć na kilka dni, możesz mi kota podrzucić - zapewniła. - Przynajmniej sprawdzę, czy na kocią mamę się nadam - zaśmiała się rozbawiona, ale mówiła serio. Jesli keidykolwiek miałaby brać zwierzaka, to musi się najpierw sama przetestować.
    Święta i szum wokół nich skutecznie zniechęcał Rachel. Tu chodziło o rodzinę... a marketing, handel, media, wszystko na tym zarabiało, dojąc z ludzi kasę jak rolnik starą krowę. Dlatego nie zauważyła, że już grudzień i niebawem Wigilia. Bo tu wszystko wokół wariowało nie wokół tego, co trzeba.
    - Nie... chyba nie. Może pojadę do rodziców, zobaczę ich nowy domek - usmiechnęła się lekko. - Ale nie mam planów na sylwestra i czy to oznacza, że jestem stara? - spojrzała z nadzieją na koleżankę, może ta ją przekona, że nie?

    OdpowiedzUsuń
  42. [ Pewnie, a zaczęłabyś? Bo nie ukrywam, że na telefonie to nieco mozolnie idzie, a dostęp do komputera będę mieć dopiero jutro/pojutrze 😊]

    OdpowiedzUsuń
  43. Pokiwała głową i odsunęła pustą szklaneczkę. Gdy jednak El zaproponowała kolejną dolewke, zdecydowanie pokręciła głową. O nie, wolała już nie pić, żeby nie wracać do domu na czworakach.
    - O ile mi nie obsika mebli to mogę ją nawet zatrzymać - oznajmiła z smiechem.
    Rozpieła bluzę i zaczesała włosy w tył. Nie czuła świąt, nie miała planów na Sylwestra. Coś chyba było z nią nie tak....
    - Bardzo możliwe, że jak skończę zmianę to po prostu do ciebie przyjdę na ten popcorn. Mogę nawet szampana kupić - zgodziła się, chętnie przyjmując zaproszenie.
    Dziwne... w sylwestrową noc na pewno lokal by na siebie zarobił. Ale te rozruby, mogłyby wyrządzić tyle usterek, że obrót by tego nie pokrył... rozsądna decyzja zostać w domu i zamknąć bar w sumie.
    - Tak, wiesz, miesiąc temu odebrali mały domek pod miastem i żyja sobie spokojnie . Śmiejemy się, że to już wieś, ale jakoś gospodarstwa tam nie ma - wyjasniła wesoło. - Długo oszczędzali na podróże, ale jak pojawiła się oferta to nasz spory dom sprzedali, zresztą ja tam juz nie mieszkam i akurat uzbierała się kwota na nowe miejsce. Maja nawet sporą działkę i rosnie tam kilka owocowych drzew, więc latem będzie domowy kompot z własnych owoców. Przywiozę ci kiedyś - zapewniła, bo była pewna, że i sama skorzysta.
    Pojawiał się tylko problem... było jeszcze to spore mieszkanie, w którym zamieszkała i do którego potrzebowała lokatora... Utrapienie. Bo gdy rodzice się wynieśli z miasta, ojciec nie chciał wynajmować mieszkania po swoich rodzicach i nalegał, by Rachel się tam wprowadziła. Nie przwidział jednak, że dla jednej osoby to za dużo miejsca!

    OdpowiedzUsuń
  44. Oczywiście, że Maille zamierzała ucieszyć stęsknione serduszko Elaine. Do Nowego Jorku wróciła drugiego stycznia, a z przyjaciółką umówiła się na kolejny dzień i co z tego, że był to środek tygodnia? Obydwie były same sobie szefowymi, więc nigdy nie miały problemu z urlopem na żądanie. Poza tym ustaliły, że w przypadku El znacznie wygodniej będzie jej zostawić bar pod opieką pracowników w tygodniu, niż w weekend, kiedy to ruch był największy. Sama Irlandka postanowiła jeszcze trochę poleniuchować i otworzyć ponownie Tostmanię dopiero ósmego stycznia. W tym roku nie była na wakacjach z prawdziwego zdarzenia, właściwie w ogóle nie była na żadnych wakacjach, więc uznała, że dłuższe wolne z okazji Bożego Narodzenia oraz Nowego Roku będzie jak znalazł. Jeszcze przed samym wylotem do Dublina intensywnie pracowała, następnie spędziła cudowny czas z rodziną, a teraz zamierzała skończyć ładowanie baterii wśród przyjaciół i znajomych.
    Pod adres, który podesłała jej panna Eagle, dojechała taksówką. Zaopatrzona w butelkę wina, wspinała się po schodach na kolejne piętra kamienicy, szukając odpowiedniego numerka na drzwiach. Dopiero po chwili przypomniała sobie, że Elaine opowiadała jej, że jej mieszkanie posiadało strych. Psiocząc na własną głupotę oraz sklerozę, Maille wdrapała się na samą górę, gdzie już bez większego problemu odnalazła właściwe drzwi.
    — Ta dam! — zawołała śpiewnie, gdy tylko El otworzyła jej drzwi. Nie czekając na zaproszenie, przekroczyła próg i na przywitanie uściskała przyjaciółkę. — Lenny jest w domu, czy mamy chatę dla siebie? — spytała z zaczepnym uśmieszkiem. — Tak, znam Lennoxa — wyjaśniła, wyprzedzając zapewne pytanie Elaine. — Byłam z nim na łyżwach po tym, jak widziałyśmy się ostatni raz przed moim wylotem i zgadaliśmy się co do tego, że to właśnie on będzie wynajmował u ciebie pokój. Świat jest mały… — westchnęła, ściągając kurtkę. — A ja chciałam cię z nim swatać…! — przypomniała sobie i roześmiała się głośno, wywracając przy tym oczami.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  45. Gdyby Maille wiedziała, że Elaine podejmie ją jak królową, kupiłaby chociaż wino z wyższej półki. Rozbierając się, czuła rozchodzące się po mieszkaniu kuszące zapachy i wiedziała, że nie opuści mieszkania przyjaciółki głodna, wręcz przeciwnie – wiele wskazywało na to, że doświadczy obżarstwa wcale nie mniejszego od tego, które miało miejsce podczas świąt.
    — W przyszłości będę mniej pochopnie dobierać ci potencjalnych partnerów — stwierdziła i puściła Elaine oczko. W końcu oswobodziła się z odzieży wierzchniej i ściągnęła buty, a dzięki temu mogła przejść do salonu, po drodze zapamiętując, gdzie jest łazienka. — Ja tu jeszcze sobie wszystko dokładnie obejrzę, tylko najpierw nieco się rozgrzeję — zapowiedziała z uśmiechem, pocierając o siebie nieco zmarznięte, zaczerwienione dłonie. Znowu zapomniała rękawiczek. Tak czy siak, miała w planach zwiedzenie całego mieszkania, w końcu była tutaj pierwszy raz!
    — O jejku, nie wiem czy mam jakieś fascynujące historie z Dublina… — oznajmiła, z westchnieniem opadając na kanapę. — W Sylwestra nieźle poszalałam… — mruknęła, posyłając El porozumiewawcze, ale także zbolałe spojrzenie, bowiem na samo wspomnienie tego, jak paskudnie czuła się pierwszego stycznia, robiło jej się słabo. — Dawno tyle nie wypiłam… Ale wiesz, Cedric zaprosił moich znajomych, których dawno nie widziałam i jakoś tak to samo się potoczyło — odparła, zaśmiawszy się cicho. Co prawda drugiego dnia żałowała każdego wypitego łyczka alkoholu i nie potrafiła pozbierać się aż do wieczora, ale raz na jakiś czas można, prawda?
    — A ty? Miałaś w pracy jakieś przygody czy było spokojnie? — zagadnęła, omiatając wzrokiem stół pełen smakołyków. Choć jeszcze nie była głodna, już teraz zastanawiała się, na co by tu za niedługo się zdecydować.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  46. [Nie mam czego wybaczać, ja z tych co woli dobrą zabawę, a nie wycyckane wątki. Nie jestem mistrzem pióra, więc to mnie pewnie będziesz musiała wybaczyć ;x]

    Święta, święta i po świętach - jak to mówią. Niestety John nie mógł pozwolić sobie na zbyt wykwintne świąteczne potrawy, ponieważ 25 grudnia miał mecz charytatywny, który jest coroczną tradycją. Ale... Teraz może się nacieszyć tygodniem wolnego (No, nie licząc czterech treningów po drodze). Dlatego też stwierdził, że zasłużył na coś dobrego i niekoniecznie niskokalorycznego. Zawitał więc do food trucka, który znajdował się nieopodal parku.
    Życie Johna kręciło się głównie wokół sportu. W sumie poza nim miał mało czasu na jakiekolwiek przyjemności, a może tylko on tak na to wszystko narzekał, a prawda była zupełnie inna? Owszem, musiał wcześnie wstawać na poranne treningi i czasami miewał także i te wieczorne, ale wtedy wczesne popołudnia miał tylko dla siebie i mógł robić co tylko chciał, no prawie. Nie mógł za bardzo pić, ani nie mógł jeść tego co by chciał – dieta, dieta i jeszcze raz dieta. Dlatego dzisiaj pozwolił sobie na cheat meal. Z wielką bułą, z której wyciekał sos barbeque podszedł do barierki lodowiska i oparł się o nią. W pewnym momencie ptak stwierdził, że spuści swój pocisk na jego rękaw kurtki. Pech chciał, że w tym wypadku nie tylko on ucierpiał, a nawet można powiedzieć, że był sprawcą jeszcze większej katastrofy. Przez to wszystko tak zamachnął się swoją ręką, że część ciemnego sosu wylądowała na kołnierzu i części policzka kobiety, która stała obok niego. Aż trudno czasami uwierzyć, że ta ciamajda jest całkiem niezłym sportowcem, który powinien potrafić panować nad swoim ciałem.
    - O cholera… - mruknął, widząc co narobił i po prostu stanął jak wryty nie wiedząc co z tym wszystkim począć dalej.

    John Daniels

    OdpowiedzUsuń
  47. Rachel problemów z alkoholem nie miała. Mocna głowa pozwalała na długie picie, zresztą zazwyczaj nie siedziała wtedy w miejscu a korzystała z promili na zabawach i szybko spożyte wyskakiwała w szalonych tańcach. Ale dziś była zmęczona i chyba zapowiadało się, że chęć odpoczynku wygra z chęcią wypadu do klubu. Bo samej tak iść? Słaba opcja. Ale El nie musiała się o nią martwić, Rachel była silną i odważną babką, umiała sobie radzić w trudnych ekstremalnie sytuacjach.
    - A to może drapać, bo nawet nie wiesz, w czym ja teraz mieszkam - skrzywiła się markotnie. - Ojciec wynajmował to mieszkanie przez ostatnie dwadzieścia lat i tam każdy mebel jest z innej dekady... Jakiś koszmar - prychnęła jakby była na te meble obrażona. - Muśzę wszystko oddać, albo sprzedam w jakiejś wyprzedaży ulicznej w styczniu. Jak potrzebujesz jakiś stolik, albo doniczkę, to zapraszam, wybierzesz sobie coś - zaproponowała i było to zupełnie szczere zaproszenie. Jedna rzecz mniej, to jedno utrapienie mniej.

    OdpowiedzUsuń
  48. Podobała mu się jej zadziorność, miała swoją godność i bez przeszkód walczyła o swoje. Stanowiła całkiem miłą odmianę w porównaniu z wianuszkiem jego ‘zabawek’. Elaine zaintrygowała go na tyle, że nie myślał na razie o rozrywkach w towarzystwie piskliwych, czekających na niego niecierpliwie dziewcząt. Lubił wyzwania, a jego towarzyszka rozmów właśnie takie stanowiła. Postawiła poprzeczkę bardzo wysoko, ale on nie miał zamiaru tak łatwo się poddać.
    - Nie martw się, zaspokoić potrafię każdego, kto tego potrzebuje i kto na to zasłużył. Możesz popytać koleżanek z towarzystwa, o ile całkiem się stąd nie wyrwałaś. I spokojnie, moja głowa ma się dobrze, nie narzeka na pustkę – uśmiechnął się, spokojnie przyjmując jej złośliwości – Mówiłem już, że twój słodki uśmiech jest wyjątkowo uroczy ? - zbliżył się do niej, zabierając kieliszek z tacy i podając jej go – Nie szukam zwady, po prostu podoba mi się, że ktoś w końcu mi się przeciwstawił. To naprawdę podniecające – wyszczerzył się, szepcząc jej do ucha ostatnie zdanie. Spojrzał głęboko w jej oczy i szybko się odsunął, nie chcąc publicznie zarobić kopniaka w kroczę. Już wcześniej pokazała mu, że jest wyjątkowo nieobliczalna i wszystkiego można się po niej spodziewać.
    - Oj daj spokój, już się tak tym nie oburzaj, może było to trochę niszowe, ale nie przywykłem do ostrej wymiany argumentów. W przeciwieństwie do ciebie, nie mam w tym wprawy, wybacz ale niegodny ze mnie przeciwnik – upił łyk szampana, rozglądając się po sali – Skoro jest zajęta, niech będzie, nie mam zamiaru rozbijać jej związku. A szkoda, urodę chyba macie dziedziczną w genach – przestał się wpatrywać w jej siostrę i skupił swoją uwagę i wzrok na El – Nikt nie musi udawać przy mnie orgazmów, ale to całkiem miłe, że troszczysz się o moje pożycie seksualne. I spokojnie, ja też ich nie szanuję, mało kto właściwie zasługuje na mój szacunek, zwłaszcza wśród kobiet. W sumie, to chyba nie dziwne, skoro każda sama pcha mi się do łóżka i traci przy tym całą swoją godność – wpatrywał się w zawartość swojego kieliszka, kołysząc lekko jego zawartością. Sam już nie wiedział jaką strategię do końca obrać, znudziło mu się już ciągłe atakowanie jej, tym bardziej, że tak właściwie nic do niej nie miał. No, może za wyjątkiem obrzucania go ciągle jakimiś obelgami i złośliwościami, ale to zaczynało mu się wbrew pozorom podobać. Cenił ją za odwagę i za naturalność, tych dwóch cech próżno było szukać wśród innych panien w tym środowisku.
    - Szanuję za to ciebie, dlatego nie pozwoliłem ci tak łatwo odejść. Cóż, gdybym tutaj stał i ciągle ci słodził, pewnie szybko poszukałabyś sobie innego towarzystwa, atakowanie cię było fajną formą gry, przynajmniej dla mnie. Tak czy inaczej, chyba mnie w niej pokonałaś, więc gratuluję. Twoja złośliwość na początku cholernie mnie irytowała, pewnie dlatego, że było to dla mnie coś zupełnie obce i nowe. Teraz jednak naprawdę zmieniłem zdanie i podoba mi się ta zadziorność, jest całkiem oryginalna – wyrzucił wszystko z siebie niemalże jednym tchem, nie dbając o to, czy mu uwierzy, czy odbierze to jako jakąś pułapkę. Była już wystarczająco bojowo nastawiona, aby w ogóle mu nie ufać.
    - Spławię te moje hieny najszybciej, jak tylko będzie to możliwe i dalej będę cię męczył. Nie poddaję się tak łatwo – wzniósł w jej kierunku toast i odstawił pusty kieliszek na stół. Odwrócił się w kierunku swojego ‘wianuszka’, znudzony przytakując głową natłokowi słów, którym go obrzuciły. Zdecydowanie nie podobał mu się taki obrót sprawy, kultura wymagała jednak poświęcenia uwagi każdemu, kto jej potrzebował. Nawet jeśli była to banda wygłodniałych i napalonych na niego dziewcząt.

    Blaise Ulliel

    OdpowiedzUsuń
  49. Uśmiechnęła się i podziękowała za oferowaną pomoc. Ta na pewno się przyda. Rachel nigdy nie urządzała jakiejkolwiek wyprzedaży, sprzedaży czegokolwiek i nie bardzo wiedziała, jak to zorganizować. Zaczynając od zniesienia mebli na dół, a kończąc na wycenie i jakimś zabezpieczeniu do transportu dla zainteresowanych... nie wiedziała, jak co załatwić. Ale do tego będzie czas, żeby przysiąść i wyczytać coż z internetu, tam przecież były wszelkiej maści informacje.
    - Masz rację, może uda mi się w tym momencie własnie kogoś porać i od razu pokazać mieszkanie - zgodziła się. - Ale jak na razie, muszę sama ogarnąć, co chciałabym zostawić, bo w sumie w większości tylko narzekam - dodała z śmiechem.
    Spojrzała na zegarek i musiała przyznać, że czas się zbierać. Tak na prawdę to zmęczenie po odbyciu służby nie odeszło wraz z wychylanymi promilami. A właściwie alkohol sprawił, że stała się bardziej zmęczona.
    - Będę uciekać - mruknęła, siegając po kurtkę. - Zasiedziałam się, ale było miło jak zawsze!

    [i co i co dalej? :D zawsze mam tę zagwozdke, jak kończę watek xD ]

    OdpowiedzUsuń
  50. [ Zdecydowanie tak! :D Stawiamy na jakąś starą znajomość czy czyste karty? ;) ]

    Esther Altbaum

    OdpowiedzUsuń
  51. [ No to może spotkanie w barze u Elaine będzie spoko? ]

    Esther

    OdpowiedzUsuń
  52. Zgubił ją na moment z pola widzenia, skupiając swoją uwagę na kilku dziewczynach. Po wcześniejszej rozmowie z El, wyjątkowo nudziło mu się w ich towarzystwie. Ciągle jedno i to samo, nawet on sam miał dość słuchania o tym, jak bardzo jest cudowny i wspaniały. Odpowiadając cierpliwie na ich pytania i dając jednocześnie do zrozumienia, że dzisiaj nie jest zainteresowany żadną z nich, pożegnał się szybciej niż przypuszczał i ruszył na poszukiwania Elaine. Tak, jak jej wcześniej obiecał, nie zamierzał tak łatwo się poddać i nie miała co liczyć na święty spokój. Wierzył, być może złudnie, że ich słowne utarczki także i jej przypadły do gustu i mimo wszystko chętnie towarzyszyłaby mu tego wieczoru. Zagadnął do kilku osób, z którymi podobno wcześniej rozmawiała i dopiero po kilkunastu minutach udało mu się odnaleźć ją po drugiej stronie sali. Miał nadzieję, że nie robiła tego specjalnie i nie usiłowała uciec od niego jak najdalej, nie chciał jej do siebie aż tak zrazić. Wpatrywał się w nią jak zahipnotyzowany, śledząc jej zgrabne i płynne ruchy na parkiecie. Pochodziła ze środowiska, w którym takie bale były wręcz codziennością, nic więc dziwnego, że świetnie potrafiła odnaleźć się w tańcu. Nie zastanawiając się zbyt długo i działając pod wpływem impulsu, podszedł pewnym krokiem do wirującej pary, przejmując El dla siebie.
    - Przykro mi, odbijany – wymusił przepraszający uśmiech w kierunku jej towarzysza i spokojnie prowadził ją dalej w tańcu. Zadziałał na tyle szybko, że zszokowana nawet nie miała okazji, aby zaprotestować. Miał tym podwójną frajdę, że naprawdę nie przepadał za Thomasem i nie mógł dłużej patrzeć, jak ten nudny jak flaki z olejem dupek, przymila się do El.
    - Mówiłem ci, że się mnie tak łatwo nie pozbędziesz. Moje hieny sobie poszły, więc może jednak zaszczycisz mnie swoim towarzystwem ? Zostawiłem dla nas na balkonie schłodzone wino, chętnie się z tobą przewietrzę i porozmawiam w nieco spokojniejszej atmosferze. Bez obaw, to nie żadna pułapka, naprawdę zmieniłem zdanie – dodał z szerokim uśmiechem, mówiąc na tyle głośno, aby bez trudu przekrzyczeć muzykę. Wpatrywał się w nią łagodnie, przez cały czas swobodnie i z gracją prowadząc ją w tańcu. Najwyżej rzuci się na niego i publicznie powali go ze złości na ziemię. Trudno, od dziecka lubił przecież ryzyko, a w tym wypadku gra naprawdę była warta świeczki.

    Blaise Ulliel

    OdpowiedzUsuń
  53. [ Dziękuję :) ]

    Johny też nie planował ataku na drugą osobę, a już na pewno nie w taki sposób. Nieco odetchnął w momencie gdy dziewczyna po prostu zaczęła się śmiać.
    Dobrze, że z restauracji wziął jakieś serwetki, bo spodziewał się, że sam się ubrudzi, ale nie że kogoś.
    - A tak, tak! – zaczął szukać po kieszeniach kawałka papieru.
    W końcu udało mu się dorwać chusteczkę, którą ofiarował nieznajomej. Tak rzadko zdarzało się aby Daniels jadł takie niezdrowe jedzenie, więc tym bardziej był na siebie zły, że jeszcze doprowadził do takiej katastrofy. To chyba karma, znak że nie powinien odbiegać od swojej diety. Jednak nie mógł się dziś oprzeć temu brązowemu, nieco słodkawemu sosowi. W końcu był to najbardziej popularny sos w Ameryce! No i jego zdaniem najsmaczniejszy. Do wszystkiego. Mógłby nim smarować kanapki, mięso, grilla i pewnie wiele, wiele innych rzeczy.
    - No… To barbeque… - było mu strasznie głupio, ale sytuacji już z pewnością nie uratuje. Stało się to się stało.
    - Ja zapłacę za pranie tej kurtki – odparł, nie widząc w ogóle innej opcji. Nabroił to trzeba było naprawić swoje przewinienie. Chociaż nie wiedział czy to wystarczy, może powinien zadośćuczynić w jeszcze jakiś inny sposób?

    John Daniels

    OdpowiedzUsuń
  54. Prowadził ją ostrożnie w tańcu, jakby cały czas uważając, żeby nagle nie oberwać stojącym obok wazonem w głowę. Jego upór i upierdliwość mogły być drażniące, zwłaszcza dla kogoś tak na niego rozzłoszczonego. Była zbyt piękną i interesującą kobietą, żeby ot tak mógł to sobie wszystko odpuścić. Jej złość mu się podobała i nie miał zamiaru tego ukrywać. Jeśli chciała go szybko spławić, powinna jak inne zacząć mu prawić komplementy i słodzić na każdym kroku. Obierając drogę docinek i sarkastycznego języka, tylko jeszcze bardziej przyciągała do siebie.
    - Oj już nie udawaj, że jesteś na mnie taka wściekła – uśmiechnął się, wywracając oczami, kiedy uczepiła się jego idealnej ramy – Przecież widzę, że mnie lubisz. Przyznaj się do tego przed sobą, żebyśmy mogli miło spędzić razem ten wieczór – wyszczerzył się, intensywnie wpatrując się w jej oblicze – Gdybyś nie była taka zadziorna i ładna, pewnie dałbym ci dawno święty spokój, a tak, przykro mi, musisz jakoś mnie znosić – zaśmiał się, cały czas skupiając się na tym, aby nie zgubić rytmu i mimo intensywnej wymiany zdań, dalej perfekcyjnie prowadzić ją w tańcu. Nie przejmował się, że przyciągają coraz więcej spojrzeń zazdrosnych gapiów. Skoro ludzie chcieli ich podziwiać, proszę bardzo, niech się gapią i przeklinają w duchu, że nigdy nie będą na ich miejscu.
    - Coraz bardziej nawiązujesz do seksu, jesteś dzisiaj aż tak niezaspokojona El ? - przyjrzał się jej badawczo, dając jej pstryczka w nos – No już, wyluzuj, przecież nie mam zamiaru cię tam zanudzać. Jeśli ci się nie spodoba, przynajmniej napijesz się dobrego wina. W każdej chwili możesz się ze mną pożegnać, a ja wrócę do domu, wciąż jestem dżentelmen – pokłonił się z gracją, kiedy muzyka ucichła i zaoferował jej swoje ramię. Miał nadzieję, że dziewczyna przystanie na jego propozycje i spędzą razem jeszcze trochę czasu. Tym razem uszanuje jednak każdą decyzję Elaine i jeśli znów odprawi go z kwitkiem, wróci grzecznie do domu, dając jej w końcu święty spokój.

    Blaise Ulliel

    OdpowiedzUsuń
  55. — Lubią zaglądać ludziom do szafek, więc obyś nie kłamała z tym trupem — powiedziała, siląc się na powagę i pogroziła Elaine palcem. Zaraz jednak roześmiała się wesoło. — Naprawdę, taką mam dziwną przypadłość i zawsze muszę się powstrzymywać, żeby nie grzebać po szufladach… — przyznała, prawdopodobnie El jako pierwszej zdradzając wstydliwy sekret. — Wiesz, nie to, że dokładnie przetrzepuję wszystkie szafki… Ale lubię popatrzeć, co kto gdzie trzyma i jak ma poukładane, bo często można się tym zainspirować — wyjaśniła na swoje usprawiedliwienie i zaśmiała się cicho. — Ale nie martw się, będę ze sobą walczyć — zapewniła, niby to grzecznie splatając ręce na podołku, choć w jej szarych oczach czaiły się wesołe chochliki.
    — Błagam, z tym upijaniem mnie poczekaj tak przynajmniej z pół roku… — jęknęła, robiąc zbolałą minę. — Teraz wspomnienia o moim cierpieniu na kacu są zbyt świeże… — dodała teatralnym szeptem i w równie teatralnym geście przyłożyła dłoń do czoła, choć akurat wcale nie żartowała i mówiła najszczerszą prawdę. Już dawno temu minęły te czasy, kiedy panna Creswell była świeżo upieczoną studentką i szalała na imprezach. Choć właściwie, chociażby w porównaniu z innymi studentami, nawet wtedy nie można było mówić w jej przypadku o szaleństwie. Maille nigdy dużo nie piła i nie miała specjalnie mocnej głowy. Raz na jakiś czas jednak zdarzały jej się takie wypadki przy pracy, które później musiała odpokutować.
    — No proszę! — zawołała i aż klasnęła w dłonie, kiedy przyjaciółka oznajmiła, że w Sylwestra zrobiła sobie wolne. — Masz rację, więcej byłoby przy tym zachodu, niż później pożytku… A skoro wreszcie miałaś okazję odpocząć, to bardzo dobrze. Należało ci się — zauważyła, uśmiechając się ciepło.
    W końcu skusiły ją pyszności na stole. Maille sięgnęła po przygotowany talerzyk i nałożyła sobie nieco jednej z sałatek. Niewiele, bo zamierzała spróbować wszystkiego, a jej żołądek nie należał do zbyt pojemnych.
    — No, no! Nie chcesz sobie przypadkiem dorobić w gastronomii? — spytała wesoło po przełknięciu pierwszego kęsa, a skoro chciała zatrudnić Elaine, to oznaczało, że bardzo jej smakowało.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  56. No właściwie to w sumie Zack wolał nie wiedzieć co kobiety tyle czasu tam robią. Obawiał się, że nie zrozumiałby o co tyle krzyku i co to za fenomen. Niby ktoś mógł powiedzieć to samo o grach, które on uwielbiał. Ale w grach przynajmniej coś robił. Strzelał do innych, albo budował sobie chatkę z patyków i liści.
    Naprawdę było mu wstyd, za swoją macochę, która chyba obrała sobie za cel uprzykrzanie mu życia. Jak bardzo się cieszył że od dłuższego czasu „był na swoim” i do domu ojca przychodził czasami na obiadki, albo po to żeby wyręczyć niańkę, która musiała sobie wziąć wolne bo zachorowała, albo coś jej ważnego wypadło. Szczerze powiedziawszy to Zack obliczył, że średnio niani, która pracuje u jego najbliższych…umarło pięć babć i sześciu dziadków. Nie wiedział jakim cudem, ale dobrze. Nie wnikał w to wszystko. I faktycznie był cierpliwy…kilkanaście rund CS’a z Ruskami potrafiło niejednego nauczyć cierpliwości, albo tego, że nie warto niszczyć klawiatury tylko dlatego, że ma się w teamie jakiś debili. Ale nie każdy Rosjanin to debil!
    — Mocnego i ostrego… - mruknął do siebie. Nic tylko powiesić się na strunie fortepianowej…albo strzelić sobie w łeb. Chyba wybrałby to drugie, bo prawdopodobnie struna cholernie boli i długo się umiera. A przynajmniej tak mówią.
    — Emmm…daj byle co. Może być piwo, albo ze dwa shoty wódki jeśli masz – wzruszył ramionami. Właściwie to średnio przepadał za alkoholem i na dobrą sprawę nie wiedział co bardziej mu smakowało. Postawił jednak na takie dwa polskie klasyki jakimi bez wątpienia było piwo i wódka. Brakowało tylko do tej wódki ogórków na zagryzkę. Ale co się będzie wydurniać i do dwóch kieliszków brać zagryzkę albo popitkę?
    —Wolałbym, żebyś nie widziała mojej macochy w akcji. Do tej pory zastanawiam się, gdzie mój ojciec miał głowę, kiedy się z nią żenił – mruknął. Prawdopodobnie znał odpowiedź, no ale…
    A nie będzie już narzekać, szkoda nerwów na to wszystko, prawda?
    — Swoją drogą, to nie wiedziałem że pracujesz w barze. Ale przynajmniej chociaż tyle, że fajna miejscówka – powiedział z uznaniem. – Cieszę się, że cię spotkałem, wiesz? – zapytał i uśmiechnął się delikatnie.

    [Najlepszego w Nowym Roku!]

    Zack

    OdpowiedzUsuń
  57. Przez cały czas nie szczędziła mu złośliwości i zaczynał już powoli wątpić, że zdecyduje się spędzić z nim resztę wieczoru. Jej bojowe nastawienie nie zmieniało się ani na moment, wręcz przeciwnie, odnosił wrażenie że z każdą minutą kobieta nakręca się przeciwko niemu coraz bardziej. Był cierpliwym człowiekiem, ale i on miał swoje granice, które powoli zaczynały się nadwyrężać.
    -Moje towarzystwo naprawdę jest dla ciebie tak uciążliwe ? Nie mam złych zamiarów, po prostu staram się załagodzić całą tą sytuację i jakoś wybronić się w twoich oczach, ale chyba kiepsko mi to idzie. Co musiałabym zrobić, żebyś zmieniła o mnie zdanie ? - spojrzał na nią badawczo, biorąc ją pod oferowane wcześniej ramię. Nie dało się ukryć, że ich ciała idealnie były do siebie dopasowane i gdyby nie ich burzliwe relacje, mogliby być wręcz modelową parą. Przynajmniej jeśli chodzi o warstwę zewnętrzną i fotografie na pierwszych stronach gazet.
    - Cóż, jestem dupkiem i nigdy tego nie ukrywałem, ciężko będzie mi więc udowodnić, że daleko mi od niego – nalał do kieliszków wina i podał jej szkło – Lubię grudzień, jest tak rześko, szkoda że nie zawsze biało – uśmiechnął się, biorąc łyk i opierając się obok niej o barierkę. Próbował jakoś ułożyć sobie w głowie co chciałby jej powiedzieć, aby nie wyjść po raz kolejny na upierdliwy rzep na tyłku. Była wyjątkowo wymagającym rozmówcą i ciężko było znaleźć zadowalający ją temat.
    - Powiedziałaś mi wcześniej nieco o sobie, ale dalej czuję znaczny niedosyt. Nie będę wnikał dlaczego odsunęłaś się od rodziny, ale może powiesz chociaż czym teraz się zajmujesz ? I jak sobie radzisz sama. Ja nie miałbym odwagi tak wszystkiego rzucić, za bardzo kocham swoją pozycję i pieniądze. Choć nie ukrywam, że są takie dni, nawet większość, w których mam ochotę powiedzieć ojcu, że ma na zawsze zniknąć z mojego życia i przestać wpieprzać się w nie na każdym kroku – kołysząc czerwonym płynem w lampce, wpatrywał się w wyjątkowo jak na tę porę roku, gwieździste niebo. Zazwyczaj ukrywał skomplikowane rodzinne relacje, tym razem jednak wyrzucił to z siebie, licząc, że być może nikt nie zrozumie go w tej kwestii lepiej niż Elaine. Miał tylko nadzieję, że ze względu na ich wcześniejszą, wojenną ścieżkę, nie wykorzysta tego przeciwko niemu i nie stanie się to tematem jej kolejnych docinek.

    Blaise Ulliel

    OdpowiedzUsuń
  58. [no to zróby Sylwestra w ten Nowy Rok :D szczęsliwego :D]

    Tak jak się spodziewała, ani grafik w ostatnie dni roku się nie zmienił, ani też nikt nie przyszedł z propozycją zamiany dyzuru, żeby mogła mieć dzień wolny. Zreszta niemal każdy miał jakieś plany. Ona nie. Nic konkretnego na Sylwestra. Miała zamiar po prostu iść do domu spać, odpocząć, nacieszyć się wolnym dniem i nadrobi ostatnie kinowe hity, które już był dostepne na serwisach filmowych online.
    Komisariat jak się spodziewała świecił pustkami. Większość jej kolegów wyszła wcześniej. A ona nawet nie miała na to ochoty, chociaż powinna pójść do sklepu po coś do jedzenia, bo lodówka jej świeciła pustkami. W zamrażalniku straszyły tylko paluszki rybne, a na nie nie miała zupełnie ochoty. Gdy odbębniła te osiem godzin, które miała wpisane, pozamykała wszystkie sprawozdania, które była w stanie zamknąć i wyszła, kierując się w miasto.
    Nie było późno, bo dochodziła piata, a już wokoło widziała roześmiane twarzy ludzi wystrojonych na zabawy. Kobiety w cekinowych sukienkach, mężczyźni w garniturach, wszyscy już gdzieś umówieni na obchodzenie nadejścia Nowego Roku. Mijała ich niewzruszona, trochę posępna. To było przygnębiające, że z nikim się nie umówiła. Zbyła znajomych, mamie obiecała że po prostu zadzwoni i tyle.
    Złapała autobus do siebie i w międzyczasie doznała olśnienia! Przecież El też spędza Sylwestra sama! Rozmawiały o tym! I nawet niby w żartach wstępnie Rachel dostała zaproszenie! Na tę myśl o mało o nie strzeliła się w czoło i wyskoczyła na pierwszym przystanku, znajdując się niedaleko mieszkania dziewczyny. Podreptała do jeszcze otwartego pobliskiego sklepu i pakując do koszyka kilka paczek chipsów, lody, dwa szampany i dodatkowo mrożone pizze, robiła zapasy na tę noc dla siebie i koleżanki. Jakby nie było, nie wypada przyjść z pustymi rękami do kogoś.
    Przed godziną osiemnastą więc Elaine usłyszała dzwonek u drzwi, a za nimi stała Wilson obładowana zakupami.

    OdpowiedzUsuń
  59. On by wcale jej nie miał za złe tego jeśli zechciałaby się na nim za to wyżyć. Pokrzyczeć czy coś. Miała do tego jak najbardziej prawo.
    - Ale ja naprawdę mogę to uprać – odparł.
    Oczywiście po prostu zaniósłby to do pralni, bo wolałby nie ryzykować praniem na własną rękę. Nie był mistrzem porządków i po prostu mogłoby to się skończyć jeszcze większą katastrofą niż teraz.
    Uniósł nieco niepewnie brwi w momencie gdy na ustach dziewczyny pojawił się cwany uśmieszek. Kompletnie nie wiedział czego może się teraz po niej spodziewać. Jednak gdy tylko usłyszał jej pomysł, roześmiał się. Takie zadośćuczynienie nie było w ogóle problemem.
    - Z wielką przyjemnością, ale może najpierw się przedstawię, bo mama mnie uczyła by nie przyjmować jedzenia od obcych – wyciągnął w jej stronę rękę, uśmiechając się przy tym szczerze – John. Mam przyjemność zaprosić panią na pysznego hot-doga – oświadczył, nadstawiając swoje ramię.

    John Daniels

    OdpowiedzUsuń
  60. [ Myślę, że to dobry pomysł :D Jak wygląda bar Elaine? Może masz o nim jakiś post? Chciałabym wiedzieć, żeby nie zrobić gafy zaczynając wątek XD ♥
    Przepraszam za kilkudniową przerwę! Zamieszanie okołosylwestrowe. ]

    Esther

    OdpowiedzUsuń
  61. Przez to całe zamieszanie sam jakoś zapomniał o tym, że to on został zaatakowany przez gołębi pocisk. Na szczęście plama nie była duża i sam jakoś też nie przejmował się rękawem sportowej kurtki.
    Też nie uważał by krzyk był dobrą formą na to by kogoś do czegoś zmobilizować czy po prostu zganić. Sam w sumie na co dzień słyszał wysoki i raczej niezadowolony ton swojego trenera. Przywykł i chyba po prostu przestał się przejmować. Denerwował się dopiero w momencie gdy ewidentnie czuł, że dał ciała.
    - Dobrze, będzie bez pani – skinął głową, jednocześnie śmiejąc się pod nosem – A ja wiem… A jak bym dostał niespodziewanie po głowie za brak kultury? Lepiej uważać.
    Daniels nawet nie zwrócił uwagi, że dziewczyna zaczęła się do niego zwracać bez zbędnych formułek. Jemu to było tak naprawdę wszystko jedno, jednak mama go uczyła by do innych zwracać się zawsze odpowiednią formą.
    Uniósł nieco brwi, czując jej przeszywający wzrok na sobie.
    - No… - mruknął tylko i popatrzył na tego swojego biednego kebaba, jakoś odechciało mu się jeść – Ta cała katastrofa to chyba karma, bo fakt… Nie powinienem tego w ogóle jeść. Trener by mnie zabił i pewnie zakopał gdzieś w lesie.
    Mama go również nauczyła by nie wyrzucać jedzenia, więc po prostu owinął kanapkę w załączoną do niej torebką i położył na ławce obok śmietnika. Z pewnością znajdzie się ktoś głodny kto będzie mógł się dzięki niej pożywić. Po chwili dotarli do budki, gdzie kupił hot-doga dla Elaine, a sobie tylko wodę.
    - Proszę, to paróweczka na zgodę – podał blondynce jedzenie, ledwie utrzymując powagę.

    John Daniels

    OdpowiedzUsuń
  62. [Cześć!
    Ja też bardzo lubię zwierzątka, więc zwierzęce wąteczki to coś, co przypadło nam do gustu. Z tym, że chciałabyś umiejscowić go w tejże klinice, czy założyć, że dziewczyny poznały się już przedtem, w trakcie jednej z wizyt?]

    Aurelia Lawnder

    OdpowiedzUsuń
  63. — Zatem postaram się nie psiknąć sobie w twarz — zapewniła z rozbrajającym uśmiechem i uważnie wysłuchała słów Elaine. — Jakiś czas mieszkałaś z wujem, więc pewnie przyzwyczaiłaś się do takiego wyglądu mieszkania i właściwie nie było potrzeby zmian… — zauważyła, dłubiąc widelcem w sałatce, która bardzo jej smakowała, ale jednak ciężko byłoby jednocześnie jeść i mówić. — Kiedy ja zdecydowałam, że czas wyprowadzić się od państwa Orwell i znalazłam w końcu mieszkanie do wynajęcia, wiedziałam, że będę musiała chociażby je przemalować. Gdybyś zobaczyła te pstrokate kolory ścian… — westchnęła, na samo wspomnienie wywracając oczami. — Salon był wściekle fioletowy, a sypialnia czerwona. Chyba dostałabym kręćka przy takich kolorach! — zaśmiała się, lekko kręcąc głową. Sama wolała zdecydowanie bardziej stonowane barwy, więc nie mogła uniknąć małego remontu.
    — Właśnie! — zawołała i odłożyła talerzyk z resztą sałatki na stolik, kiedy El wspomniała o zwierzętach Lennoxa. Poderwawszy się z miejsca, Maille wróciła się do przedpokoju, gdzie zostawiła torebkę. Wziąwszy ją ze sobą, ponownie wygodnie rozsiadła się na kanapie i wydobyła z wnętrza torby niewielki pakunek – właściwie była to nieduża torebka na prezent z tajemniczą zawartością.
    — Gdzie Koseki? — zagadnęła, z dumą spoglądając na swój mały prezent, w którego wnętrzu kryły przysmaki dla kota oraz kilka zabawkowych myszek z oczami z czarnych paciorków i kolorowymi piórkami zamiast ogonów.
    — Naprawdę? Ja chyba nie potrafiłabym zapomnieć o tym, że mam coś zjeść… — mruknęła, wyraźnie rozbawiona. Irlandka lubiła bowiem nie tylko gotować, ale też jeść i nie wyobrażała sobie, by codziennie wcinać zupki chińskie. Co prawda, o dziwo, kiedyś lubiła ich specyficzny, bez wątpienia mocno chemiczny smak, ale szybko jej to przeszło. — W razie czego chętnie cię przyjmę, cały czas szukam kogoś do pomocy. A postanowienia noworoczne i plany budowania imperium… Właściwie brak — odparła ze śmiechem. — Nigdy nie byłam zbyt dobra nie tyle w realizowaniu postanowień noworocznych, co samym ich wymyślaniu, więc wiesz… — dodała i lekko wzruszyła ramionami, cały czas trzymając w dłoniach prezent, za pomocą którego zamierzała przekonać do siebie nieufną kotkę.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  64. [O widzisz, jak się świetnie składa! Czy w takim razie Elka reflektuje na nową pracownicę i przy okazji kompana do drinków po godzinach podczas sprzątania? :D]

    Olivia

    OdpowiedzUsuń
  65. [No to zaczynam :D]
    Za dnia piękność, w nocy zaś szkarada... Wróć. Za dnia studentka, w nocy zaś pracownik. Nie wysypiała się. Sińce pod oczami tuszowała makijażem. Bywało to utrapieniem, zwłaszcza przed kolokwiami z metod i technik badań czy socjologii, które to prowadził chyba najbardziej wymagający profesor na całej uczelni. A że Olivia nie była ambitna, zaliczała na same mierne, bo wolała pospać godzinę dłużej, niż przeczytać materiał, który miał obowiązywać na następnych zajęciach.
    Ale lubiła te pracę. Dzięki niej była w stanie sama się utrzymać, jeśli chodzi o mieszkanie. Kredyt studencki to drugorzędna sprawa, w końcu miała kilka ładnych lat na spłatę. Nie zamierzała się tym martwić przed zakończeniem studiów.
    Poza tym, ten bar miał swoje przyjemne strony. Poznawała mnóstwo ludzi, którzy potrafili wywołać uśmiech na jej nieco dziecinnie wyglądającej twarzy. Współpracownicy byli naprawdę w porządku i nie wchodzili sobie w paradę. A szefowa... Na szefową nie mogła narzekać. Elaine nie była raczej typem, który psychicznie wykańcza personel.
    Około piątej rano Olivia zamknęła drzwi za ostatnim klientem i odetchnęła z ulgą. Stanąwszy za barem zdjęła szpilki i wyjęła czystą szklankę w celu nalania wódki, likieru brzoskwiniowego i soku porzeczkowego. Nie miała pojęcia, czy ten drink miał jakąś nazwę, ale klientki nie narzekały, gdy serwowała im to jako ''coś godnego polecenia na wieczór panieński''.
    To samo nalała do drugiej wysokiej szklanki, po czym założyła z powrotem szpilki, które teraz już nie były tak wygodne i dzierżąc drinki w obydwu rękach ruszyła w stronę zaplecza. Drzwi do biura były otwarte, toteż nie racząc nawet zapukać, weszła do środka i postawiła na biurku drinka dla szefowej.
    - Smacznego - powiedziała i opadła na fotel naprzeciwko. - Należy nam się - dodała i skrzywiła się na wspomnienie awanturnika, który pobił się z ochroniarzem po tym, jak ten próbował go wyprowadzić za agresywne zachowanie względem jakiejś dziewczyny. - Dlaczego ludzie, którzy nie umieją pić i tak to robią? - rzuciła pytanie, ale nie oczekiwała odpowiedzi. Każdy barman zastanawiał się nad tym od lat, a odpowiedzi nie było widać.

    [Przepraszam, że nie jest to najwyższych lotów, ale wyszłam z wprawy ;c]

    Olivia

    OdpowiedzUsuń
  66. Oparł się o balustradę, obserwując jak niczym zahipnotyzowana wpatruje się w niebo. Bariera, która od początku ich dzieliła, powoli zaczynała zanikać. Cieszył się, że w końcu udało im się normalnie porozmawiać, a miejsce uszczypliwości i docinek zajęły całkiem przyjemne zwierzenia.
    - Nie przesadzaj, ja zawsze robię dobre wrażenie, zwłaszcza pierwsze – uśmiechnął się, przybliżając się do niej nieznacznie i dolewając jej wina – Twoje nazwisko na pewno daje ci duże możliwości, możesz uciec gdzie tylko zechcesz, nawet na Alaskę. Ja właściwie mógłbym lecieć w każdy zakątek na Ziemi, ale nie mam zbyt wiele czasu na podróże, podobno jestem pracoholikiem – dodał, odwracając się w tym samym kierunku i także obserwując niebo. Gdyby ktoś podglądałby ich z daleka, pewnie odniósłby wrażenie, że spędzają wspólnie całkiem romantyczny wieczór.
    - Bar ? Całkiem fajnie, przynajmniej możesz łączyć pracę z rozrywką. Koniecznie musisz podać mi adres, chętnie wpadnę i zobaczę, co udało ci się osiągnąć – odstawił butelkę na stolik i ściągnął marynarkę, zakładając ją na smukłe ramiona dziewczyny – Robi się chłodno, nie chciałbym, żebyś się rozchorowała – wyjaśnił, poprawiając jeszcze materiał. Nie była to tania zagrywka na podryw, wiatr naprawdę zaczął się powoli zrywać, a grudniowy chłód był przez to nieco bardziej odczuwalny.
    - Absolutnie się z tobą zgadzam, nie przeżyłbym bez pieniędzy ojca ani dnia, ani nawet godziny. Dlatego nie mogę się od niego odciąć, nie potrafiłbym żyć całkiem na własną rękę i podejmować samodzielnie decyzji. Zdarza mi się to w mojej firmie, fakt, ale ona też powstała w dużej mierzy dzięki niemu, więc koło i tak się zamyka. Nauczyłem się, że to on ma władze i choć coraz bardziej mnie to irytuje, raczej niewiele z tym zrobię. W każdym razie, gratuluję że tobie udało się odciąć pępowinę i życzę dalej samych sukcesów, tym razem naprawdę szczerze – zapewnił, aby przekonać ją, że jego zamiary faktycznie są jak najbardziej pokojowe. Sięgnął znów po coraz bardziej opustoszałą butelkę wina i uzupełnił ich kieliszki, gestem wznosząc w jej kierunku kolejny toast.
    - Tym razem napijmy się za odwagę. Żeby do mnie kiedyś przyszła, a przy tobie dalej trwała – upił łyk, opierając się obok niej o barierkę i wpatrując się w jej oczy – Z naszej dwójki chyba ty masz większe jaja – zaśmiał się, odruchowo odgarniając opadający jej na policzek kosmyk włosów – Pewnie dlatego cię zaatakowałem, konwersacja z silnymi i niezależnymi ludźmi zawsze mnie przeraża – odsunął się nieco dalej i odstawił na miejsce swój kieliszek. Już dość wypił, a nie mógł pozwolić sobie na to, żeby alkohol zbyt mocno uderzył mu dziś do głowy. Elaine naprawdę mu się podobała i mógłby zacząć być zbyt nachalny. Za wszelką cenę wolał więc tego unikać, tym bardziej, że w końcu udało im się jakoś dogadać.
    - Cóż, jak to mówią, rodziny się nie wybiera – wzruszył ramionami, obserwując jej nagłe zaniepokojenie – Coś się stało ? I tak, oczywiście, jasne że mam ochotę się stąd urwać, jeśli i ciebie naszła akurat teraz taka potrzeba. Powiedz mi tylko, przed kim uciekamy – nie czekając na odpowiedź, wziął ją za rękę i wyszedł na salę, przedzierając się przez tłum. Kogokolwiek zobaczyła na dole, najwyraźniej nie miała ochoty go spotkać. Może choć ten jeden raz uratuje ją z opresji i udowodni, że naprawdę jest dżentelmenem.

    Blaise Ulliel

    OdpowiedzUsuń
  67. [Dziękuję pięknie za Twój komentarz! To dla mnie niesamowicie ważne, by się podobała. :) I nie bądź dla siebie taka krytyczna! Karta Elaine jest bardzo ładna i szczerze mi się podoba. Cudne zdjęcia!
    Widzę, że Elaine też nie miała lekkiego życia. Również sądzę. że mogłyby się dogadać. W każdym razie mam taką dużą nadzieję! :)
    Oczywiście, że mam ochotę na wątek! Myślałaś już o jakiejś konkretnej relacji tych dwóch pań? Kompletnie nieznajome, czy jednak koleżanki/przyjaciółki?]

    Pozdrawiam!
    Mercedes

    OdpowiedzUsuń
  68. [Całkiem dobry pomysł z tymi dziecięcymi latami. Ułatwia to fakt, iż rodzice obu pań należą do bogatych. Mogłyby chodzić do jednej szkoły. Po rozwodzie rodziców Mercedes, kiedy zaczęłyby się jej największe problemy i zmieniła szkołę na guwernantkę- kontakt by się zerwał.
    Mi to całkiem pasuje. Pozostaje pytanie, czy Elaine nie przestraszy się i ucieknie, gdy dowie się o problemach psychicznych Mercy? Oczywiście od razu jej wszystkiego nie wyjawi, ale już wzmianka na ten temat może ją odstraszyć. Jeśli nie, to możemy zaczynać :) ]

    Mercy

    OdpowiedzUsuń
  69. Pokręcił z rozbawieniem głową, słysząc, że dziewczyna wymusza na nim jedzenie, bo wcale tego tak nie odebrał. Skrzyżował ręce na piersi po czym oparł się tyłkiem o barierkę, która znajdowała się nieopodal budki z hot-dogami, przy której stali.
    - Hokej – odparł z lekkim uśmiechem. Może i był wysportowany, ale nie był jakiś tam mięśniakiem znowu. Raz nawet usłyszał, że z wyglądu mu bliżej do jakiego artysty, malarza aniżeli hokeisty.
    - Nie ma za co dziękować – dodał – Tak naprawdę to ja powinienem Tobie dziękować za to, że mnie nie zabiłaś za tą całą sosową katastrofę – mruknął prawie, że pod nosem z rozbawieniem.
    Elaine po chwili jednak niesamowicie zaskoczyła. Niecodziennie dostaje się buziaka w policzek od dopiero co poznanej osoby. Było to nieco dziwne, bo w końcu dość szybko przekroczyła jakąś tam jego barierę intymności, ale z drugiej strony było to w sumie bardzo miłe. Odpowiedział jej na ten czyn uśmiechem.
    Oj, nie… Z pewnością nadwaga jej nie groziła i dlatego też z przyjemnością patrzyło się na kogoś kto tak ochoczo się czymś zajadał.
    - Smacznego – rzucił, nie tracąc uśmiechu na ustach – A co do hokeja… Gdyby nie sprawiało by mi to przyjemności to już dawno bym to pewnie rzucił – wzruszył ramionami – Ale jednak gdy się czemuś poświęciło tyle czasu, trudu i potu to chyba nie da się tego nie pokochać. Robię to, bo po prostu to jest coś w czym się spełniam – popatrzył uważnie na dziewczynę – A Ty masz coś takiego?

    John Daniels

    OdpowiedzUsuń
  70. [Cieszę się bardzo! Mogę zacząć, ale musisz dać mi chwilkę, bym mogła zebrać jakoś te słowa w logiczną (bądź nie, bo z Mercy nigdy nie wiadomo :P) całość. :))

    OdpowiedzUsuń
  71. Mercedes zawsze sądziła, że ma w sobie część duszy Piotrusia Pana. Bała się dorastać, a z drugiej strony musiała zrobić to w bardzo młodym wieku. Czy tego chciała, czy nie- los postawił swoje warunki, na które musiała przystać. Nigdy nie czuła braku innych osób w swoim otoczeniu, bo nigdy tak naprawdę nie miała przyjaciół. Lub choćby jednego, za którym mogłaby tęsknić. Nie wiedziała czym są wyższe emocje. Nie odczuwała ich. Znała je z definicji, ale rzadko miała okazje ich doświadczać.
    Dlatego po latach samotności, przywykła do niej.
    Nie miała innego wyboru, jak poddać się temu i oddać w całości.
    Dlatego kiedy przechadzała się ulicami Nowego Jorku, niemal nie zwracała uwagi na paczki przyjaciół i znajomych, które mijały ją, roześmiane i rozmawiające, jakby znały się od lat. Bardziej absorbowały jej uwagę słowa i melodia piosenki, która płynęła w jej słuchawkach. The Neighbourhood "A little death" była jedną z jej ulubionych utworów. Zawsze miała do nich słabość. Płakała jeden jedyny raz- właśnie na ich koncercie. Stała całkowicie z tyłu i cicho łkała, zdając sobie sprawę z tego, że sama nie napisałaby czegoś tak trafnego; że wokalista wyśpiewuje historię jej życia. Nie wierzyła, że to wszystko, co przeszła nie wstrząsnęło nią tak bardzo, jak kilka utworów.
    Podczas, gdy w słuchawkach Jesse kończył śpiewać refren "Afraid", przed jej oczami pojawiła się szczupła postać. Na oko mogła być w jej wieku, miała śliczne blond włosy i lekko zadarty nos. Mercy nie bardzo wiedziała, co zrobić, bo zazwyczaj zmieniała się w cień, by być niezauważalną dla ludzi. Rzadko ktoś nawiązywał z nią kontakt wzrokowy, bo na to nie pozwalała. Teraz jednak nie mogła pozbyć się wrażenia, że twarz dziewczyny jest jej skądś znajoma. Co nie było nowością. Często myliła twarze ludzi.
    Zauwazyła, że usta dziewczyny się poruszają, ale nie słyszała nic poza głosem wokalisty. Och, słuchawki.
    - Niestety nie wiem, którędy do Arizony, przepraszam, śpieszę się na lekcję baletu - rzuciła Mercedes, po czym wykonała najmniej zgrabny piruet w historii piruetów, o mało co się nie przewracając.
    Jej zimny śmiech kaleczył uszy.

    Mercedes

    OdpowiedzUsuń
  72. W końcu mógł się zrelaksować i nie myśleć, jak zaatakować El czy jaką obelgą znów ją obarczyć. Dziwna gra, która toczyła się pomiędzy nimi na początku przyjęcia, odchodziła powoli w niepamięć. Wino, odrobina świeżego powietrza i piękna rozmówczyni u boku to coś, co zdecydowanie spełniało jego wymagania odnośnie tego wieczoru.
    - Twoim środowisku ? Aż boję się zapytać, w jakiej dzielnicy masz ten bar – zaśmiał się, opierając się ramionami na barierkach – Ja ci popsuję reputację ? Ja ? Daj spokój, przecież jestem żywą, chodzą reklamą. Nawet nie wiesz ile dzieciaków codziennie czyta i śledzi to, gdzie akurat jestem i co robię, nabiłbym ci niezły utarg - wyszczerzył się dumnie, nieco teatralnie prężąc przy tym sylwetkę. Dostawał dziennie setki zaproszeń z różnego rodzaju firm. Każdy walczył wręcz o to, aby ktoś taki jak Blaise choć raz się u nich pojawił, przyciągając przy tym nową falę klientów. Nie mówiąc o tych wszystkich darmowych próbkach, które tylko walały się gdzieś po podłodze i kończyły w koszu, lub w torebce gosposi.
    - O tak, gdybym się rozchorował, na pewno wziąłbym urlop, w dodatku znacznie dłuższy, niż wymagałaby tego sytuacja. Jeśli chodzi o wszelkie przeziębienia i męski katar, to jestem jak ci wszyscy faceci z reklam, nie da się wtedy ze mną żyć – zaśmiał się, wspominając swoje słabości. Za każdym razem, gdy rozkładała go jakaś grypa, leżał w łóżku jak kłoda i miał nawet problem z tym, żeby sięgnąć ręką po telefon czy pilota. Był w końcu umierającym człowiekiem i przecież każdy najmniejszy ruch, mógłby go wtedy zabić.
    - Psychologiczną analizę zostawmy sobie może na kiedy indziej, dzisiaj mieliśmy w końcu spędzić miły wieczór i nie chciałbym tego popsuć. Jestem trochę pokręconym gościem, fakt, ostatnio nawet coraz bardziej to widzę, ale mój terapeuta nie odesłał mnie jeszcze do czubków, więc nie jest tak najgorszej – uśmiechnął się krzepiąco, popijając wino i wpatrując się w nią – Tak, za to, żeby i mi te jaja jeszcze bardziej kiedyś urosły i żebym nie musiał mieć przy tobie kompleksów – dodał rozbawiony, rozbudowując jeszcze nieco cel toastu. Widząc jej nagłe zmieszanie i lekki strach w oczach, gdy ujrzała kogoś na dole, szybko wyprowadził ją z balkonu, zatrzymując się dopiero przed jedną z kobiet, która zaczepiła ich tuż przed wyjściem.
    - Kimkolwiek jesteś, Elaine bawi się świetnie. Nawet w tak strasznym towarzystwie jak ja – odruchowo objął swoją partnerkę, chcąc ją ochronić sam nie wiedząc do końca przed czym - Swoją drogą, przychodząc na takie bale powinnaś wiedzieć, że koronka wyszła z mody już kilka miesięcy temu. Straszliwe faux pas – dodał, i głaszcząc przez cały czas El po ramieniu, pewnym krokiem skierował się z nią do wyjścia. Nie znał tamtej kobiety, ale jej hienowaty uśmiech już po kilku sekundach zaczął działać mu na nerwy. Zresztą, koronka faktycznie nie była już trendem, musiał tego przecież codziennie wysłuchiwać od swoich koleżanek.
    - Fakt, było głupie, bo mogliśmy tam zostać i zamiast obrzucać siebie bagnem, mogliśmy zagrać w naszą grę z tą...no właśnie, kim ona właściwie była ? Ten jej uśmieszek i to spojrzenie...chyba się niezbyt lubicie, co ? A, i przepraszam za mój komentarz odnośnie jej sukni, ale naprawdę jestem na to wyczulony przez moje durne przyjaciółki – zaśmiał się, przy okazji wysyłając wiadomość do szofera, że może ruszać z parkingu i podjechać pod drzwi hotelu – Oj daj spokój, moje fanki mogą poczekać, Thomas i inni ucieszą się, że w końcu będą mieli kogo zaspokoić – uśmiechnął się, gestem ręki zatrzymując samochodów – Dasz się porwać na małą przejażdżkę Elaine ? Znam kilka fajny miejsc, na pewno spodobają ci się bardziej, niż ten cały bankiet dla gnijących, bogatych dziadków – uśmiechnął się, a kierowca szybko wyszedł i otworzył im drzwi. Tylko i wyłącznie od El zależało teraz, jak potoczy się ten wieczór i ile czasu jeszcze ze sobą spędzą. Jeśli będzie chciała, odwiezie ją grzecznie do domu i nie będzie na nic naciskał. Zrozumiał już, jak bardzo ceni sobie niezależność i nie miał zamiaru jej w żaden sposób ograniczać.

    Blaise Ulliel

    OdpowiedzUsuń
  73. W jej życiu naprawdę musiało wydarzyć się coś przykrego i wstrząsającego, skoro wylądowała w tak skrajnej i różnej dzielnicy Nowego Yorku niż ta, w której dorastała. Zazwyczaj zapuszczał się tam po pijaku, nie wiedząc do końca co robi i kiedy kumple chcieli namówić go do zrobienia czegoś głupiego i nieodpowiedzialnego. To było jedyne miejsce ,w którym nie roiło się od czekających jak hieny na sensację dziennikarzy. W takiej dzielnicy nikt się go nie spodziewał, nawet oni.
    - Zdarzyło mi się tam zaszyć z raz, może dwa, ale nie mają drogich drinków na poziomie a za piwem nie przepadam – zaśmiał się – I co, ty jesteś już ich, jak to nazwałaś...swojakiem ? - spytał, marszcząc czoło, aby przypomnieć sobie wspomnianą przez nią nazwę. Faktycznie, mając całkiem sporą sumę na koncie strach było się tam samemu zapuszczać w obawie przed utratą wszystkiego, nawet drogiego garnituru.
    - Oj daj spokój, na pewno byś mnie obroniła. Znam cię od kilku godzin, ale zdążyłem zauważyć już, jak zadziorna i niebezpieczna potrafisz być – westchnął, przewracając oczami i rozmasowując udo, w które jakiś czas temu wbiła swoje paznokcie – Ale fakt, lepiej nie ryzykować, nie chciałbym stracić swojego wianuszka adoratorek, a z podbitym okiem i wybitymi zębami, pewnie nie miałbym już u nich szans. Kochają moją niewinną, chłopięca buźkę – wyszczerzył się, rozmasowując swoją twarz i prezentując tym samym gładkość swoje skóry – Gładka jak pupka niemowlaka – roześmiał się, uderzając się lekko w policzek.
    - Dziecko ? Ja i dziecko ? O nie, nie, nigdy – spojrzał na nią wręcz przerażony, cały czas kręcąc przy tym przecząco głową – Nienawidzę bachorów, wrzeszczą i śmierdzą w dodatku wyglądają obleśnie, kiedy się rodzą. Nigdy, ale to nigdy nie chciałbym tego doświadczyć – wzdrygnął się na samą myśl. Nie znosił dzieci, bez względu na to, czy miały jedną godzinę, czy dziesięć lat. Jeśli którakolwiek chciałaby go w to wrobić, na pewno od razu zapłaciłby za aborcję, żeby jak najszybciej pozbyć się niechcianego problemu.
    - Hulanki za to to coś, co wręcz uwielbiam i fakt faktem, nie oszczędzam zbytnio mojej wątroby, zwłaszcza w weekendy. Jakoś jednak muszę odreagować stres w pracy a seks i alkohol to najlepszy lek na wszystko, polecam – zapewnił, jakby na dowód dolewając sobie więcej wina i upijając całkiem spory łyk – Oczywiście, że nasze psychologiczne gierki mi się podobały, ale najlepsze zawsze lepiej zachować na koniec, prawda ? Deser w końcu smakuje najlepiej – uśmiechnął się, sięgając po leżące na stoliku truskawki w czekoladzie i delektując się jedną z nich. Słodycze to coś, do czego zdecydowanie miał zbyt dużą słabość. Prawie taką, jak do pięknych kobiet i przelotnego seksu. Wszystko to zazwyczaj łączył jednak w jedno. Odkąd tylko wpadli na tajemniczą, wredna kobietę, miał wrażenie że z Elaine dzieje się coś dziwnego. Jej pewność siebie i cwany uśmiech jakby w sekundzie zniknęły, ustępując miejsca dla strachu i paniki. Nigdy wcześniej jej takiej nie wdział i nie do końca wiedział, jak powinien zachować się w tej sytuacji. Cały czas kurczowo trzymał ją przy sobie, mając nadzieję, że chociaż w ten sposób doda jej nieco otuchy i pewności.
    - No tak, to że się nie lubicie to akurat łatwo można było zauważyć. Tak samo jak to, że czułaś się przy niej...gorsza, przestraszona ? Nie wiem, może to tylko takie złudne wrażenie. Powiesz mi, jeśli będziesz chciała o tym pogadać, ja nie będę naciskał. Na razie staraj się o niej nie myśleć i nie pozwól, żeby jakaś wstrętna hiena popsuła ci wieczór, hm ? - delikatnie rozczochrał jej włosy, dając po tym lekkiego pstryczka w czoło – Uwolnij głowę od zbędnych, negatywnych myśli i skup się tylko na mnie. W końcu to ja, Blaise Ulliel, hallo – zaśmiał się, kłaniając się przed nią w pas i chcąc nieco rozbudować lekko napiętą atmosferę. Nie przypuszczał, że z pozoru nudny bal może przybrać tyle nagłych obrotów spraw. Jedno było pewne, w towarzystwie Elaine nie sposób było się nudzić, a jemu w żaden sposób to nie przeszkadzało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Obiecuję, że będę grzeczny. I że się z tobą upiję a później mój szofer zadba o to, żebyś bezpiecznie znalazła się w swoim łóżku. Żadnych trójkątów, załatwione – uniósł ręce do góry w geście poddania i ruchem głowy, zaprosił ją , aby wsiadła spokojne do samochodu – Mam nadzieję, że nie masz lęku wysokości i że lubisz seks na dachu wieżowca – zaśmiał się, wyciągając z wbudowanego w siedzenia barku wódkę – Więc...czas nawalić się w cztery dupy a jutro zdychać i tego żałować – dodał, podając jej butelkę i zachęcając, żeby pociągnęła łyk prosto z gwinta. Miał w planach zrobić wszystko, żeby jak najszybciej zapomniała o przykrym spotkaniu z jej tajemniczą znajomą i wypłakała się w jego ramiona, pozbywając przy tym negatywnych emocji. Nic tak w końcu nie zbliża jak wspólne picie na dachu i obserwowanie przy tym panoramy Nowego Yorku, powitej nocą i światłami ulicznych latarni. Jeśli się jej spodoba, być może nawet uda mu się namówić ją na jakieś skręta, chociaż to pewnie już dopiero, kiedy znajdą się na partnerze. Po trawce przychodziły do głowy czasem dziwne pomysły, a nie chciał mieć na sumieniu życia ani swojego, ani tym bardziej Elaine.

      Blaise Ulliel

      Usuń
  74. Podziwiał ją, że z taką łatwością przyszło jej zmienić swoje życie o praktycznie 180 stopni. Chyba mało kogo, a już na pewno nie jego, stać byłoby na tak odważny krok. Znalazła się w tak skrajnej i niebezpiecznej dzielnicy, a mimo to radziła sobie świetnie, przesiąkając jej klimatem i czując się tam jak u siebie. Ta dziewczyna naprawdę miała ogromne jaja i była silniejsza niż ktokolwiek, kogo znał. Przynajmniej jeśli chodzi o środowisko, w którym obydwoje się wychowali.
    - No tak, racja, w naszym świecie każdy tylko czai się za tobą i nigdy nie wiadomo, kiedy wbije ci nóż w plecy. Zwłaszcza, kiedy jest się bogiem i wszyscy ci tego zazdroszczą. Mimo wszystko jednak kocham Manhattan i nie zamierzam się wyprowadzać, także jakbyś miała ochotę wpaść jeszcze czasem do burżujskiej dzielnicy, zapraszam – zaśmiał się, wypatrując tlące się w oddali wieżowce. Ogromne budynki, drogie butiki i restauracje z jedzeniem za tysiące dolarów to było właśnie to, co kochał i nie zamieniłby tego na nic innego. Przesiąkł tym światem i czuł się w nim bezpiecznie. Nie był jednak do końca pewien, czy to dlatego, że tak bardzo mu się w nim podoba, czy może przez to, że inne środowisko było mu kompletnie obce, a przez to zwyczajnie budziło w nim strach. Zawsze wolał stąpać po pewnym gruncie.
    - Cieszę się, że uchroniłabyś moją twarzyczkę przed atakiem jakiejś rozbitej butelki czy strzałów z broni. Moje fanki na pewno byłyby ci równie wdzięczne, jak ja, naprawdę – roześmiał się, kiedy znów wracali do tematu wianuszka jego adoratorek. Były częścią jego życia i nic nie mógł niestety na to poradzić – A jeśli chodzi o nagrodę...musiałbym pomyśleć, żeby było to coś wyjątkowego. Znam cię krótko, ale już wiem, że jesteś bardzo wymagająca i ciężko cię zadowolić. Na pewno chciałbym cię zaskoczyć, a przy okazji sprawić tym radość, więc pewnie musiałbym cię też jakoś bliżej poznać. Tak, zdecydowanie tak, w twoje rejony zapuszczę się dopiero, kiedy poznam jakie masz oczekiwania względem świata i prezentów – uśmiechnął się, wpatrując się w nią i próbując odczytać cokolwiek z wyrazu twarzy. W jej towarzystwie zdecydowanie przydałaby mu się umiejętność czytania w myślach, nigdy nie był bowiem pewien, czym zaraz uraczy go El.
    - Jasne, kocham imprezować i tego nie ukrywam. A jeśli trafi się przy tym jakaś seksowna, wredna zołza to już w ogóle jestem wniebowzięty i nie daje jej później za nic w świecie spokoju – zażartował, wiedząc że dziewczyna ma do siebie dystans i nie poczuje się w żaden sposób urażona tą uwagą. Zawiesili broń i wyraźnie dało się zauważyć, że żadne z nich nie ma zamiaru sprawić drugiemu przykrości.
    - Nie musisz gadać, zawsze zamiast tego możemy się po prostu cały czas całować, albo pieprzyć. No, właściwie jedno mogłoby się łączyć z drugim… - dodał zamyślony, usiłując jakoś wygnać z głowy sprośne myśli. Jego uwagi na temat pocałunków służyły przede wszystkim rozluźnieniu atmosfery, ale nie dało się ukryć, że Elaine od początku bardzo mu się spodobała – W każdym razie, o niczym nie myśl, jeśli to ci pomoże to mogę nawet pozwolić ci znów jeździć po moim wybujałym ego i moich psychicznych fankach – zaśmiał się, klepiąc ją krzepiąco po ramieniu. Nie chciał, żeby była smutna i przygaszona, zupełnie nie była wtedy sobą. Gdyby mógł, pewnie urwałby łeb tej całej Susan, kimkolwiek była i cokolwiek jej kiedyś zrobiła, na pewno zasługiwała na surową karę.
    - Moje ego wykracza daleko poza moje ciało i sięga gdzieś tam ponad chmury. Zresztą, chyba nie chcesz mi powiedzieć, że jestem niski ? Nawet w szpilkach sięgasz mi ramion, a masz bardzo, bardzo długie i ładne nogi, czyli sama też trochę centymetrów musisz mieć. Wzrost to największy kompleks mężczyzn, chociaż ja na szczęście nawet nie mam takiego słowa, jak kompleks w moim słowniku – wyszczerzył się dumnie, poprawiając roztrzepane wiatrem i zimową wilgocią włosy. Zawsze miał się za ideał i tak też chciał być odbierany przez innych, przez co być może za bardzo przejmował się czasem własnym wizerunkiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Nie podoba ci się taka propozycja ? Co, może wolisz żebym cię zaciągnął do jakiegoś pokoju przyjemności niczym Grey ? Przykro mi, ale w przeciwieństwie do tamtego uzależnionego od seksu milionera, ja jestem tym normalnym milionerem – zaśmiał się, krzywiąc przy tym na myśl o tamtej tandetnej książce. Zaraz po tym, jak jej publikacja pojawiła się w Stanach, jego kumple ciągle się z niego nabijali. To naprawdę nie jego wina, że kochał seks, a przy tym był prezesem ogromnej firmy. Nic a nic nie łączyło go z tamtą słabą wersją porno aktorzyny – Jeśli coś lepszego przychodzi ci do głowy, wal śmiało. Pomyślałem, że dach i wódka to całkiem niezłe połączenie, zwłaszcza w nocy. Nawet mi czasem zdarza się być oh ah romantykiem, no ej – dodał, tłumacząc się ze swojego pomysłu. Cieszył się, że jego towarzyszka poczuła się już nieco lepiej i przestała myśleć o niespodziewanym spotkaniu w szatni. Najwyraźniej podobnie jak on, chciała się tego wieczoru po prostu dobrze zabawić, a alkohol tylko ułatwiał i przyspieszał sprawę.
      - W barku mam wszystko, nawet rum. Skoro jednak wypiłaś już wino, a teraz wódkę, to lepiej aż tak nie mieszajmy. Ani ja, ani ty nie chcemy jutro przecież umierać – odebrał od niej butelkę i sam pociągnął spory łyk. Wspólne dzielenie się flaszką to już dobry, pierwszy krok do przyjaźni - Chociaż, nie musimy się dzisiaj o to martwić, właściwie o nic nie musimy się martwić. Jedyny plan to seks i chlanie, nic więcej – zaśmiał się, pociągając jeszcze jeden łyk i znów podając jej szkło.
      - Jasne, już zamawiam dla nas chińską kuchnie, ktoś dostarczy nam to wszystko na górę. Tymczasem zabieraj wódkę i idziemy, właśnie dotarliśmy na miejsce. Mam nadzieję, że nikt nie zamknie mnie za to, że włamałem się w środku nocy do własnej firmy – roześmiał się, wychodząc z samochodu i otwierając przed nią drzwi – O kaca się nie martw, cały dzień mogę być jutro twoim doktorem. Kroplówki z glukozą i witaminy cały czas trzymam w lodówce i nigdy nie zdarzyło mi się cierpieć po ostrym chlaniu. Bycie pieprzonym bogiem ma bardzo wiele plusów – uśmiechnął się, biorąc ją pod ramię i kierując się w stronę wieżowca. Na szczęście jego umysł był jeszcze na tyle trzeźwy, że bez trudu poradził sobie z kodem i wyłączeniem wszystkich zabezpieczeń. Skinieniem głowy przywitał się ze stróżującym w nocy portierem i gestem ręki zaprosił dziewczynę, aby wsiadła do windy.

      Blaise Ulliel

      Usuń
  75. [A tam przerażająca, wcale nie taki diabeł straszny jak go malują, zapewniam!
    A z jakiego języka tłumaczy Elaine?]
    Jung Hyojeong

    OdpowiedzUsuń
  76. Poczuł lekkie ukłucie wyrzutów sumienia, kiedy wypomniała mu jego ciągłe nawiązania do seksu. Nie zwracał na to wcześniej uwagi, ale być może faktycznie zbyt często wtrącał ten temat do ich konwersacji. Był jaki był i nic nie mógł na to poradzić, myślał częściej penisem niż mózgiem i właściwie nigdy tego nie ukrywał. Odnosił wrażenie, że jego uwagi zaczęły drażnić ją dopiero po spotkaniu z tamtą tajemniczą hieną. Cóż, być może odbiła jej chłopaka, lub przyprawiała ją o jakieś wyimaginowane kompleksy. Nie chciał w to wnikać, obiecał przecież, że nie będzie poruszał tego tematu.
    - Przepraszam za moje zbyt duże ego i za oceniającą postawę. A przede wszystkim za te durne gadki o seksie. Fakt, traktuję kobiety przedmiotowo, ale ciebie naprawdę polubiłem i zasłużyłaś sobie na godne traktowanie z mojej strony. Nie chciałem, żebyś poczuła się urażona – wyjaśnił wszystko, kiedy winda ruszyła. Choć Elaine świetnie kryła się z emocjami i pewnie ktoś mógłby przyznać jej Oscara za udawanie niewzruszonej i opanowanej, byłby idiotą nie orientując się, że odkąd wyszli z szatni przez cały czas była przygaszona i jakby nieco bardziej nieufna.
    - Jeśli poczujesz, że chcesz jednak wracać do domu, daj znać. Mój szofer cały czas jest pod telefonem, więc w każdej chwili może bezpiecznie odstawić cię do domu – dodał, kiedy winda w końcu zatrzymała się na dachu i gestem ręki zaprosił ją do wyjścia, przepuszczając tym samym w drzwiach – Ewentualnie walnij mnie w łeb, kiedy mówię coś co jest kompletnie bez sensu, albo coś, co cię irytuje. Opuściliśmy wojenną ścieżkę, więc moje zamiary są jak najbardziej pokojowe – uniósł ręce w geście poddania, kołysząc tym samym butelkami wódki, które trzymał mocno w dłoniach. Często przychodził tutaj, kiedy trapił go jakiś problem, dlatego zawsze na środku czekała już przygotowana wygodna i miękka sofa. Cóż, nawet jeśli miał psychicznie cierpieć i użalać się nad sobą, to zdecydowanie wolał to robić w luksusach.
    - Rozsiądź się wygodnie, pooglądaj sobie miasto i przykryj się kocykiem, żeby się nie rozchorować. Zresztą, przepraszam, rób co chcesz, nie jestem tu po to, żeby ci mówić co masz robić. Cenisz sobie niezależność równie mocno, jak ja, więc w nic się nie będę już wtrącał – uśmiechnął się, biorąc spory łyk z butelki i przekazując ja dalej. Zajął przy tym miejsce na kanapie i wpatrywał się w rozpierający się przed nimi widok. Nowy York był nocą wyjątkowo piękny i nawet na takiej wysokości czuć było, jak bije od niego nocne życie. Idealna, romantyczna sceneria; po prostu nic, jak tylko się wspólnie uchlać.

    Blaise Ulliel

    OdpowiedzUsuń
  77. Ich relacja coraz bardziej zaczynała przypominać rollercoaster. Ludzie, którzy znają się latami nie przeżyli pewnie aż tylu wzlotów i upadków jednocześnie, co ta dwójka w przeciągu ledwie kilku godzin. Uśmiechnął się pod nosem, widząc że Elaine zmieniała zdanie i dach nie okazał się tak bardzo tandetny, jak wcześniej przypuszczała. Widok stąd był naprawdę nieziemski i nawet ona musiała to docenić.
    - Daj spokój, nie popsułaś mi dobre zabawy, bez ciebie byłoby tam cholernie nudno – poprawił koc, którym ich okryła, tak aby na pewno osłaniał jej ramiona i zapewnił dostateczne ciepło. Alkohol wystarczająco rozgrzewał ich od środka, ale nie chciał, żeby ich wycieczka skończyła się dla niej jakąś paskudną grypą.
    - Szczerze mówiąc, to ja tam lubię kiedy się wściekasz. Całkiem uroczo wtedy wyglądasz – mrugnął do niej rozbawiony, chcąc rozluźnić nieco atmosferę. Choć bardzo się starała, wciąż było po niej widać, że nie jest w najlepszym humorze i pewnie najchętniej w ogóle zaszyłaby się gdzieś pod ziemię – Jasne, że tak. Wódka jest najlepsza na wszystko. Kumplowałem się kiedyś facetem z Rosji, który ciągle mi to powtarzał i naprawdę wziąłem sobie to do serca – zaśmiał się, pociągając spory łyk z butelki, którą mu przekazała. Wciąż czekał, aż sama będzie gotowa i nie poruszał dalej tematu tamtej kobiety. Wyszedłby na jeszcze większego dupka, gdyby nagle zrobił się wścibski i zaczął na nią naciskać.
    - Nie, nie, spokojnie. Potrafię dochować tajemnicy, zresztą, komu niby miałbym o tym opowiadać ? Już się przekonałem, że potrafisz być ostra i silna, a ja kocham swoje jaja – uśmiechnął się, odruchowo głaszcząc przez kocyk swoje krocze – Szkoda, że przez taką wredną hienę musiałaś porzucić wszystko, co pewnie było ci bliskie. Myślisz, że było warto ? To znaczy...no nie wiem, nie żałujesz ? W każdym razie, dziękuję że mi o tym powiedziałaś. Doceniam to, naprawdę – odwrócił głowę w jej stronę i wpatrywał się w jej oczy. Przysunął się do niej jeszcze bardziej i delikatnie pogłaskał wierzchem dłoni jej policzek. Nie odrywając od niej wzroku, uśmiechnął się szeroko i wolną ręką podał jej flaszkę – Nikt nie zasługuje na to, żeby ktoś go krzywdził i schrzanił mu całe życie. Jeśli chcesz, kupię ci jakąś laleczkę voodoo czy coś, albo obmyślimy inną zemstę – odsunął się od niej w końcu i wciąż zachowując znacząc bliskość, objął ją pewnie ramieniem. Nie miał zbytniego doświadczenia w pomagania innym, więc był w tym dość kiepski. Miał jedynie nadzieję, że swoimi pytaniami znów jej jakoś nie zdenerwuje, zdecydowanie nie chciał jej dokładać więcej zmartwień.
    - Nie ma sprawy, czasem zdarza mi się przejawiać ludzkie odruchy. Miałaś szczęście i akurat trafiłaś na dobry moment, kiedy bycie dupkiem nie zdążyło się do końca aktywować. Uważaj, bo może w każdej chwili powrócić. Chociaż, pewnie wtedy weźmiesz tą butelkę i rozwalisz mi ją na głowie, a ja nie lubię mieć zniszczonej fryzury – zaśmiał się, profilaktycznie mierzwiąc dłonią włosy – Jasne, chińszczyzna zaraz powinna być, pamiętam o twoim żołądku. Zadzwonię zaraz do portiera i zapytam, czy dostawca już się zjawił. A co do twojego pytania… - spojrzał nieco zamyślony przed siebie, jakby próbując zebrać jakieś niespokojne myśli – Właściwie zawsze, gdy mam jakiś problem. To trochę taka moja strefa smutku i miejsce, gdzie mogę posiedzieć w samotności. Tutaj dziennikarze mnie nie znajdą no i świat wydaje się stąd jakby...lepszy – wzruszył ramionami, na końcu języka mając zdanie na temat swojej próby samobójczej. Na zwierzenia z tamtego okresu było jednak zdecydowanie za wcześnie. Całkiem prawdopodobne jednak, że gdy wypije więcej, to jego ‘język’ rozwiąże się na dobre. Wtedy lepiej dla nich będzie, jeśli następnego dnia nie będą o niczym pamiętać.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  78. [Przepraszam za zwłokę, już się poprawiam.
    Wobec tego ja mam taki plan: czwarta rano, pięć, może dziesięć po; Elaine mogłaby skończyć pracę w barze, a Aurelia wypełznąć na spacer z synem. I sinym okiem. Co Ty na to? (Nie, mąż jej nie bije, rozwinę to w wątku)]

    Aurelia Lawnder

    OdpowiedzUsuń
  79. Właściwie sam nie wiedział, skąd u niego taki nagły napływ troskliwości. Na ogół w ogóle nie przejmował się problemami innych, a jeśli już, to wykorzystywał je raczej jako broń do ataku na przeciwnika. W oczach Elaine momentami dostrzec można było jednak tyle bólu i złości, że nawet ktoś taki jak on nie mógł przejść obok tego zupełnie obojętny. Ten wieczór już i tak był na tyle dziwny i nieprawdopodobny, że skoki od postawy dupka do postawy bohaterskiego opiekuna, dla nikogo nie były już niczym zaskakującym.
    - Oczywiście, że celowo się na tobie wyżywam. Gdybym podszedł do ciebie i ciągle prawił ci tylko jakieś błahe komplementy, to do jutra nawet byś mnie nie pamiętała. A tak, proszę bardzo, siedzisz ze mną na dachu i delektujesz się rosyjską wódką – zaśmiał się, pociągając łyk. Zastanawiał się, jak długo uda im się zachować w miarę trzeźwy umysł. Już wcześniej wypili wino, a tempo jakie sobie teraz narzucili też nie było wcale wolne. Nigdy nie lubił tracić kontroli i uważał na tyle, żeby cały czas być świadom tego co się dzieje.
    - Robić zdjęcia? Czyżbyś w poprzednim życiu była modelką ? Właściwie to nie byłoby dziwne, jak nie zabijasz spojrzeniem i nie krzywisz ze złości nosa, to jakoś tam w miarę nawet wyglądasz – zaśmiał się, lustrując ją wzrokiem. Miał nadzieję, że zorientuje się, że uwagi o złośliwości to tylko zwykły żart, tym bardziej, że zaraz po tym od razu się przecież głośno roześmiał.
    -Widzisz, mogłem cię uśpić, związać i zaciągnąć tutaj siłą. Wybrałem łatwiejszą metodę i po prostu cię upiłem, szlachetnie z mojej strony – wyszczerzył się dumnie – A co do zdjęć, też staram się przez to uważać z alkoholem. Dziennikarze kochają pisać o moich wpadkach i naprawdę nie wiem, czy kiedykolwiek im się to znudzi – westchnął, przeczesując dłonią włosy. Przez swój styl życia był niejako ulubieńcem paparazzi i praktycznie każdego dnia zdarzało mu się lądować na pierwszych stronach jakiś kiepskich brukowców.
    - Brawo dla ciebie – skinął w jej stronę podaną butelką i pociągnął spory łyk – Ja dalej nie wiem kim chciałem, kim jestem i kim mógłbym być. Kompletnie nie mam swojej tożsamości, nawet nie umiem się zdecydować, który krawat założyć i dzwonię po to co rano do stylisty. Zawsze ktoś narzuca mi swoje zdanie i chyba nigdy nie mam swojego, jestem…po prostu wytworem mojego ojca – odetchnął ciężko, pijąc kolejny łyk i dopiero teraz podając jej flaszkę. Sam nie wiedział po co to właściwie mówił, najwyraźniej wypił już na tyle dużo, że i on zaczynał powoli bredzić. W końcu nic tak nie otwiera umysłu, jak mocny alkohol.
    - No dobrze, zemstę zostawimy na później. Na szczęście nie wygląda na taką, która opuszcza choć na moment Manhattan, więc możesz być bezpieczna na swojej mrocznej dzielni – uśmiechnął się, starając przy tym nie drążyć tematu tamtej kobiety.
    - Nie sądziłem, że dojdziemy dziś aż do etapu czułości. Nie umyję tego policzka przez rok – zaśmiał się, zaskoczony ruchem, jaki wykonała. Najwyraźniej ich wojenny topór na dobre został właśnie zakopany, a jemu jak najbardziej to odpowiadało. Zbyt wiele ich łączyło, żeby mogli ot tak skakać sobie do gardeł.
    - Pewnie kiedyś skorzystam z zaproszenia, tylko najpierw musisz kupić mi jakieś odpowiednie ubrania. Jakąś gangsta bluzę i full cap, albo coś – skrzyżował ręce na piersiach, starając się zrobić groźną, bandycką minę. Takie oderwanie od rzeczywistości musiało być całkiem miłym doświadczeniem.
    - Przyjaciele – odebrał od niej butelkę i jakby na znak paktu, pociągnął z niej łyk – Żeby umocnić naszą przyjaźń, proponuję skonsumować chińszczyznę – uśmiechnął się, ruchem głowy wskazując na czekającego przy windzie portiera. Przekazał jej flaszkę i odebrał od mężczyzny reklamówki z jedzeniem.
    - Zapraszam na wykwintną ucztę – pokłonił się, wyciągając z torebek paczki i rozstawiając je na stoliku przed sofą.

    Blaise Ulliel

    OdpowiedzUsuń
  80. — Nie. Jestem Polakiem, picie czystej wódki mam we krwi i w genach, więc nie powinno być tak źle – powiedział siląc się na żart. Przecież chyba każdy Amerykanin, kiedy słyszał Polska to myślał o kilku rzeczach. O takim: Wiedźminie, wódce, kiełbasie oraz pięknych kobietach, to przypuszczał że El zrozumie co miał na myśli. No i też jakoś nie było żadną tajemnicą, że Polacy podobnie jak Rosjanie dużo pili i jakoś to wszystko tak się utrwaliło w stereotypach, ludzkich, że aż byłaby wielka szkoda, żeby z tego nie zażartować.
    — Szczerze powiedziawszy to nie wiem na kogo wygląda, staram się unikać jej jak ognia, albo bandy pijanych kibiców – powiedział i uśmiechnął się. – Ale, powiem ci tak, że masz rację, chociaż i tak trochę czekała na to aż ojciec zdecyduje jej się oświadczyć. Do tej pory zastanawiam się jakim cudem udało jej się wytrzymać rok – uśmiechnął się niemrawo.
    Przejechał językiem po zębach i słabo się uśmiechnął. Może jednak weźmie jakiś sok, albo cokolwiek? Ale to za chwilę, jeszcze wyjdzie na takiego, który za szybko zmienia zdanie, albo na kogokolwiek w tym stylu.
    — Poza użeraniem się z tym małym demonem? – wzruszył ramionami. – Właściwie to nic, nadal nagrywam filmiki na YouTube, głównie z tego się utrzymuję. Z nagrywania filmików, vlogów i steamów – wyjaśnił. Czasem też zdarzały się eventy, na które był zapraszany i dostawał pieniądze za coś w tym stylu. – Od czasu do czasu pobawię się w wolontariusza w szpitalu i pogadam z dzieciakami. Jakoś…jakoś usiłuję się czymś zajmować, żeby nie być takim zupełnie bezproduktywnym człowiekiem – uśmiechnął się. – I nie, nie mam normalniej pracy. Nie studiuję, tak jakoś żyję. Od pierwszego do pierwszego – zachichotał cicho. Co mógł więcej dodać? Raczej nic, bo przecież nic ciekawego się nie działo.

    [Nie będę krzyczeć, przecież nic się nie stało ;)]

    Zack

    OdpowiedzUsuń
  81. [Ten szekspirowski cytat to jeden z moich ulubionych, używałam go swego czasu jako tytułu do pewnej karty... Albo do powiązań bądź dodatków. W każdym razie moje oczka świecą się, widząc go tutaj.
    Dziękuję za miłe słówko. c: Oczywiście, że mam ochotę! Hannah zaczęła karierę jako ledwie osiemnastolatka, choć z początku bywała w nieco innej części fotomodelingu, a no a później wyszło, jak wyszło... Także jeśli Elaine bawiła się w tym towarzystwie jeszcze jakiś rok-dwa lata, względnie trzy, temu, to z całą pewnością mogłyby się znać. Jeśli potwierdzisz, rzucę świtającym pomysłem. :P]

    Hannah Lisicka

    OdpowiedzUsuń
  82. [łaaa, ale będzie dziwnie pisać o Sylwestrze prawie miesiąc później xDDD ]

    Rachel nie miewała raczej wielkich planów na samotne wieczory i wolne dni. Miała kilkoro przyjaciół, ale w dorosłym życiu zazwyczaj ludzie są zapracowani i zajmują się własnymi sprawami, a dla innych nie mają już tak wiele czasu jak to bywało za czasów szkolnych. Szanowała to i nigdzie na siłę sie nie wpychała. Dlatego tak bardzo ceniła znajomość z Elaine, bo ona była podobna do Wilson i również potrafiła uszanować cudzą prywatność, ale i ucieszyć się z niezapowiedzianej wizyty. No i El miała dużo ładniejsze mieszkanko.
    - Cześć - uśmiechnęła się szeroko, gdy drzwi otworzyła jej znajoma blondynka i podniosła trzymane w rękach zakupy, by pokazać, że nie przychodzi z pustymi rękoma. - Tak, jesteś moją randką na tę wyjątkową noc - oświadczyła wesoło i weszła do środka, zamykając zaraz za sobą drzwi na cztery spusty, by nikt tu im nie przeszkadzał. - No wiesz... nie łatwo kogoś poderwać z odznaką na ramieniu, na dodatek kuszące kajdanki nie pomagają - wzruszyła ramionami i rozebrałą się z kurtki i ciepłych butów. - Mam kilka przysmaków, jakby co - podała jej zakupy, gotowa zabrać się do chrupania przekąsek.

    OdpowiedzUsuń
  83. — Tak naprawdę chyba nikt nie marzy o generalnym remoncie. A przynajmniej nie wtedy, kiedy człowiek nie ma gdzie się wynieść na czas tego remontu — zauważyła, znacząco unosząc prawą brew. Samo malowanie jeszcze nie było tak bardzo inwazyjne i dało się je przeżyć, ale kiedy ktoś zrywał panele, robił nowe gładzie, skuwał kafelki… Maille nie wyobrażała sobie mieszkać w remontowanym mieszkaniu podczas remontu, kiedy pył osiadał dosłownie wszędzie i to mimo zabezpieczeń w postaci foli i pozaklejanych szpar w drzwiach.
    — Generalnie, jeśli chodzi o mieszkania, podoba mi się styl skandynawski, czyli jasno i prosto — wyjaśniła. — Nie mam już za to nic przeciwko kolorowym ubraniom, choć w sumie… I tak nie ma ich zbyt wiele w mojej szafie — przyznała po chwili namysłu. Lubiła pastele zarówno na ścianach, jak i na sobie. Czasem szła do sklepu z postanowieniem kupienia sobie jakiejś bluzki w intensywnym kolorze, a wychodziła z samymi białymi i szarymi.
    Kiedy Elaine wróciła z Koseki na rękach, Maille zdecydowała, że czas nieco powściągnąć entuzjazm – kotka nie wyglądała na zadowoloną z rozwoju wydarzeń. Nie zwlekając, Irlandka sięgnęła do wnętrza pakunku i wyjęła z niego kocie przysmaki, które rozpakowała i na otwartej dłoni powoli podsunęła pod pyszczek Koseki.
    — No, kochana, jeśli nie dasz się przekupić jedzeniem, to nie jesteś prawdziwym kotem… — szepnęła czule, a samej Elaine puściła oczko. O ile dobrze się orientowała, dla jedzenia koty potrafiły zrobić naprawdę wiele.
    — Oj, El… Obydwie mamy pracę, jesteśmy zdrowe… To co tu planować? Urlop sobie możemy zaplanować, o! — zawołała ze śmiechem. Na ile było to możliwe, lubiła żyć z dnia na dzień i nie martwić się przyszłością, póki nie musiała tego robić. Nie oznaczało to, że była nieodpowiedzialna i lekkomyślna, ale też nie zamierzała wybiegać myślami dwadzieścia lat w przód i rozważać wszelkie możliwe scenariusze.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  84. [Ostatnio mam problemy z komputerem i internetem i odpisuje z aparatu. I dopiero po jakoms czasie orientuje sie, ze ten dziad dodaje tylko niektóre odpowiedzi. Zaraz skrobne odpis od Niny a z Lennoxem moze przewinmy akcje do "po siwetach i. Sylwestrze".]

    OdpowiedzUsuń
  85. - Dla mnie klub stal sie odskocznia od moich probllemow. Po prostu musialam czyms konkretnym zajac sobie glowe. Jak widac udalo mi sie to w stu procentach. - Zasmialam sie serdecznie. - Wiesz co ci powiem? -- Zapytalam sie jej. - To jest troche przykre. Niby zyjemy w kilkumilionowym mieście. ..jakby nie patrzec w jednym z najwiekszych miast Ameryki i na świecie a jak to to jest zobacz... czasami czlowiek nie ma do kogo geby otworzyc. Albo z kim sie piwa napic. - Pokrecilam glowa z niedowierzaniem. Przeciez to bylo dziwne i smutne za razem. Czasani mialam wrazenie, ze z jednej strpny miasto daje ci takie odczucie, ze jestes anonimowy. Ze nie musisz przejmowac sie tym "co ludzie o tobie powiedzą" tak jak to mialo miejsce w mniejszych spolecznosciach. Ale w tych mniejszych spolecznosciach bylo tak, ze wszyscy sie znali i bylo z kim porozmawiac przy kawie. - Ja niedlugo bede goscila swoja rodzine z Polski. Wierz mi... Nie chce mi sie. Jedzenie to chyba w zapasie jakies gotowe zakupie i wstawie do lodowki. - Zasmialam sie cicho pod nosem. - Poza tym moj brat chcialby zostac tutaj az do konca ferii zimowych w Polsce. - Pokrecilam glowa. - Nie wyobrazam sobie tego, ale niech mu bedzie. Moze zechcesz kiedys sie z nami spotkac?

    OdpowiedzUsuń
  86. [Też mi pasuje. Może nawet większa grupka?]

    Aurelia Lawnder

    OdpowiedzUsuń
  87. Nie miałby nic przeciwko, gdyby robili wszystko dla seksu, ale dla własnego zdrowia i bezpieczeństwa wolał nie mówić tego na głos. Już nie raz przekonał się, jak silna potrafi być i nie chciał ryzykować kolejnej serii paznokci wbijanych w jego uda. Poza tym naprawdę ja polubił i jej fizyczna atrakcyjność już jakiś czas temu automatycznie zeszła na drugi plan.
    - Oczywiście, że dla wódki. Alkohol jest zawsze czymś wartym wysiłku i starań, w przeciwieństwie do kobiet – zaśmiał się, odgryzając się jej i jęknął lekko, czując szturchnięcie w bok – Spokojnie, możemy zwolnić tempo. Ja też nie mam żelaznej głowy – przyznał szczerze, samemu odczuwając już skutki pomieszanego z czystą wina. Często był uczestnikiem zakrapianych procentami imprez, a mimo to wciąż jego organizm nie potrafił się uodpornić. Najwyraźniej odziedziczył po rodzicach dość kiepską wątrobę.
    - Chętnie udowodniłbym ci, że nie jestem gejem – zaśmiał się, w ogóle nie pojmując jej toku myślenia. Był jednym z najseksowniejszych, wolnych kawalerów w Nowym Yorku, o czym przecież kobiety nigdy nie pozwalały mu zapomnieć. Za pewne jak zwykle chciała mu dopiec i się odgryźć za uwagi odnośnie jej wyglądu – Niestety, ale musiałbym znów nawiązać do seksu i mógłbym za do oberwać – uniósł ręce do góry w geście poddania, od razu podkreślając że nie ma złych i brudnych zamiarów. Zmierzwił dłonią jej włosy, kiedy lekko potrząsnęła głową i uśmiechnął się przy tym bez słowa. Im więcej wypił, tym bardziej wydawała mu się kochana i urocza. Zaczynał się powoli obawiać, jak może przez to skończyć się ten wieczór.
    - Ja i klasztor ? Serio ? Prędzej popełniłbym samobójstwo, niż dał się zamknąć w czymś takim. Moje osobiste kontemplacje na dachu zdecydowanie wystarczą, żeby oczyścić umysł – zaśmiał się, wyobrażając sobie siebie w jakimś worku pokutnym. Już chyba wolałby trafić za kratki, o ile mógłby paradować tam w swoich garniturach i sprowadzać na noc kobiety do celi.
    - Mówił ci już ktoś, że jesteś nieco stuknięta ? - zaśmiał się, pukając jej symbolicznie w czoło – Twój umysł zrodził właśnie jakiś przerażający, szatański plan i aż się boję, co może siedzieć w twoim mózgu. Chociaż...może nie jest wcale taki idiotyczny – zamyślił się na moment, obracając w dłoni flaszkę i wpatrując się w światła latarni NY. Jako nastolatek często próbował uciekać do trochę inne świata i udawać kogoś zupełnie innego, ale jego ojciec zawsze potrafił przyłapać go na gorącym uczynku i surowo za to ukarać. Teraz był jednak dorosły i nawet groźby odcięcia od funduszy nic by nie dały, posiadał wystarczająco dużo własnych środków, żeby móc być finansowo niezależnym od tatusia.
    - Jeśli tylko nie będę musiał po nas zmywać i nie wyślesz mnie na zakupy do marketu...to na trzy, góra cztery dni mógłbym zrobić sobie takie wolne. To mogłoby być całkiem ciekawe doświadczenie, tym bardziej że nic nie tracę i w każdej chwili mógłbym zrezygnować. Nie wiem jak bardzo mój aktualny stan upojenia przyczynia się do tej decyzji, ale...wchodzę w to – wyszczerzył się podekscytowany, oferując uścisk dłoni jako potwierdzenie zawarcia ich małej, szalonej „umowy”. Przyglądał się z uśmiechem, jak pałaszuje jedzenie i sam równie chętnie zabrał się za chińszczyznę.
    - Wzajemnie – wybełkotał roześmiały, przecierając dłonią ubrudzoną twarz. W życiu nie przypuszczał, że dzisiejszy wieczór może tak wyglądać. Podobno od nienawiści do miłości jeden krok i patrząc na nich teraz, jakieś tam ziarnko prawdy musiało się w tym kryć.

    Blaise Ulliel

    OdpowiedzUsuń
  88. [Hm... Zatem może kiedyś Hannah natknie się na jakieś magazyny ze zdjęciami El? Mogłyby być robione przez tego samego fotografa, a Lisicka zachwyciłaby się modelką?]

    Hannah Lisicka

    OdpowiedzUsuń
  89. Zaczął się śmiać, gdy dziewczyna poczęła wiązankę na temat tego, co jest w ludziach godne wszczynania awantury.
    - No wiesz… Jeszcze nie wiesz czy nie należę do większości takich osób, które przed chwilą wymieniłaś – odparł z rozbawieniem.
    Z pewnością Daniels robił w swoim życiu wiele rzeczy, które nie jednego wyprowadziłyby z równowagi. Np. podziwiał anielską cierpliwość Rachel, która znosiła jego skarpetki porozrzucane po całym mieszkaniu. No ale to nie jego wina! Czasami po prostu nie zauważy, że jakaś mu upadnie, gdy idzie wrzucić je do brudnika w łazience. Każdemu może się zdarzyć, no.
    - Powiem szczerze, że gdybym miał być jakimś korpo szczurkiem czy pracownikiem produkcji to też bym przestał czerpać przyjemność z tego co robię – mruknął, wygodniej opierając się o barierkę przy której stali. Popatrzył na lodowisko, które w miarę się wyludniało.
    Po chwili jednak powrócił spojrzeniem do swojej rozmówczyni.
    - Przestań, nie ma co się porównywać do innych i patrzeć na to czy ktoś robi coś ciekawszego czy lepszego – wzruszył ramionami po czym skinął głową na lodowisko.
    - Spójrz, to idealna okazja by nieco podszkolić umiejętności – powiedział, posyłając w jej kierunku jakiegoś rodzaju wyzwanie. W końcu prosiła go o to, by ją nieco poduczyć jazdy na lodzie. To dlaczego nie mieliby skorzystać z tego od razu?

    John Daniels

    OdpowiedzUsuń
  90. [Jak Cię korci na stworzenie drugiej postaci to pewnie. :D Mogłyby być współlokatorkami, ale jeszcze nie teraz. No i musisz brać pod uwagę fakt, że pewnie Ida nie będzie mieszkała w niczym luksusowym :D Póki, co nie stać na żaden całkiem, całkiem wynajem więc póki co odpada.
    Ale może wpaść na drinka po pracy jeśli chcesz, ale nie jest osobą, która dużo pija :D]

    Ida Sullivan

    OdpowiedzUsuń
  91. [To zobaczymy jak to będzie, bo póki co ją nie stać na nic nawet takiego :D Ale poznać się będą mogły od razu :)]

    Ida Sullivan

    OdpowiedzUsuń
  92. — Na samą myśl o tym mam dreszcze! — przyznała z rozbawieniem, lekko potrząsając głową. Maille lubiła porządek, ale niekoniecznie przepadała za sprzątaniem, a bój z poremontowym kurzem był jak walka z wiatrakami. Irlandka na szczęście ani nie zrywała paneli, ani nie kładła nowych gładzi, więc przed malowaniem ścian jedynie wszystko przykryła ochronną folią malarską, którą później ściągnęła i tyle. Po cichu co prawda marzyła o mieszkaniu, które od początku do końca mogłaby urządzić po swojemu, ale mało kogo było w ogóle na to stać… A na pewno nie ją w tej chwili.
    — Zatem gdybyśmy niespodziewanie były zmuszone zamieszkać razem, nie będzie kłopotu — odparła i porozumiewawczo mrugnęła do El. Obserwując zachowanie Koseki, niewiele brakowało, by Maille zaczęła wstrzymywać oddech. Kotka rzeczywiście była bardzo płochliwa i w duchu blondynka musiała pogodzić się z porażką – istniało naprawdę niewielkie prawdopodobieństwo, że uda im się zaprzyjaźnić podczas tej jednej wizyty kobiety. A to oznaczało, że Creswell będzie musiała częściej odwiedzać przyjaciółkę! Tymczasem jednak podała Koseki ostatni przysmak, nie ośmieliła się jednak wyciągnąć ręki i pogłaskać kotki. Podejrzewała, że to skończyłoby się jej ekspresową ucieczką, a naprawdę nie chciała straszyć zwierzaka.
    — Cóż, chyba potrzebujemy nieco więcej czasu — podsumowała, kiedy rudo-biała kotka wróciła na kolana swojej właścicielki i zwinęła się na nich w kłębek. Nie wyglądała już przynajmniej na zaniepokojoną obecnością Maille, więc może przynajmniej zaczęła ją tolerować?
    — No tak, ten odpoczynek w Sylwestra wystarczył ci na kolejne lata! — podsumowała ze śmiechem. — Ale ja to bym pojechała gdzieś na wakacje… — przyznała nieco rozmarzonym tonem. — Dawno nigdzie nie byłam i marzy mi się, żeby wygrzać się na słoneczku. To znaczy… Przez „dawno” mam na myśli inne miejsca, niż Dublin! — zaśmiała się, bo przecież zaledwie parę dni temu wróciła z ponad tygodniowego wyjazdu w rodzinne strony.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  93. Uśmiechnął się mimowolnie. Na zdrowie - jak te dwa proste słowa potrafiły niejednych zdenerwować, innych rozweselić…a jemu? Jemu były właściwie obojętne, jak większość rzeczy, od pewnego czasu.
    — No – powiedział szczerze. Jedno słowo, a wyrażało więcej niż tysiąc zdań złożonych. – Wyjątkowo się zgodzę, cena spokoju jest horrendalnie wysoka.
    Spojrzał na El. Może i miała rację, że jego życie nie jest jakoś nudne i monotonne? Chociaż praktycznie cały plan dnia…był taki sam. Pobudka o stałej godzinie, telefon, nagrywanie filmiku, później wizyta u specjalisty. Dla niego była to w sumie niejaka monotonia. Czasem i owszem coś wypadło, ale w przeważającej części to były nudy, powtarzalność, systematyczność.
    — I w sumie aż przypomniał mi się taki mem, co to jest Kermit i sobie tak siedzi i smutno patrzy. I pod tym podpis „Kiedy musisz wstać rano, bo nie umarłeś podczas snu” – powiedział i wysilił się na uśmiech. Ten mem, tak bardzo opisywał jego życie, oraz stan. To było z jednej strony zabawne, że w jednym obrazku z Internetu mogła się zawierać cała kwintesencja życia, z drugiej strony przerażała sama treść.
    — No ale, koniec o memach i obrazkach z czeluści internetów. Powiedz lepiej co u ciebie słychać. Czy u ciebie też taka monotonia, którą czasem przerwie jakiś mały demon? – zapytał i uśmiechnął się szczerze

    Zack

    OdpowiedzUsuń
  94. Ta kobieta zdecydowanie miała jakiś problem z przemocą i ich kilkugodzinne spotkanie owocowało dla niego znaczną ilością nowych sińców na ciele. Następnym razem będzie musiał zaopatrzyć się w jakieś ochraniacze dla hokeistów, lub graczy footballu amerykańskiego.
    - Zostawmy na razie całkiem temat seksu. Zero nawiązań, ani wprost, ani w podtekstach. Miałem ci w końcu udowodnić, że nie jestem dupkiem. To, że nie potrzebuję wspomagaczy i że jestem też ogierem, udowodnię ci następnym razem – roześmiał się, wysłuchując jej uwag odnośnie wspomagaczy potencji. Nie dziwił się, że o tym wspomniała, miał dużo znajomych po pięćdziesiątce i wiedział, ile takich tabletek dziennie potrafią wziąć. Łudzili się dzięki temu, że ich żony przestaną ich nagle zdradzać z hydraulikami czy chłopcami, którzy czyścili baseny.
    - W takim nieładzie na głowie też wyglądasz uroczo. Bardziej drapieżnie, więc absolutnie zgodnie z twoją naturą – roześmiał się, wymownie wskazując i rozmasowując miejsca na udzie, w które wcześniej wbiła swoje ostre paznokcie. Miał zamiar wypominać jej to za każdym razem, kiedy się spotkają. Na szczęście wiedział, że tak samo jak on, odbierze to jako żart i kolejny powód do śmiechu.
    - Jak to mówią, tylko wariaci są coś warci. Pewnie coś w tym jest, chociaż ja potrafię być strasznym sztywniakiem. Lubię imprezować, fakt, ale w ciągu dnia na ogól staram się zachować kamienną twarz. Cóż, pewnie między innymi dlatego ludzie w mojej firmie się mnie boją, a ja zaczynam coraz bardziej przypominać własnego ojca. Bycie tyranem musi być chyba dziedziczne w genach – westchnął, bawiąc się rozwiązanym wcześniej krawatem i z cichym westchnieniem wpatrując w widniejące pod nimi miasto. Nie chciał wywlekać rodzinnych brudów, ale wypił już na tyle dużo, że język świetnie mu się rozwiązał. Zdecydowanie potrzebował chwili przerwy od procentów, bo wyjdzie zaraz na jakiegoś totalnego mięczaka i popłaczę się przed El. To byłby dopiero niezły wstyd i kiepski start w jej oczach.
    - A mogę po prostu kupić wam zmywarkę, zanim się do was wprowadzę ? - zaśmiał się, jak zwykle starając się negocjować nieco warunki umowy. Robił to z innymi rekinami biznesu każdego dnia i całkiem nieźle mu to wychodziło. Miał nadzieję, że dziewczyna też okaże się podatna na jego sugestie – Dobrze, pójdę z tobą na zakupy, chociaż nigdy nie byłem w supermarkecie i pewnie poczuję się tam jak dziecko we mgle. Będziesz musiała trzymać mnie za rączkę, żebym nie zgubił się pomiędzy regałami. Z resztą może sobie jakoś poradzę. Udowodnię ci i sobie przy okazji też, że nie jestem takim strasznym lalusiem i potrafię sobie poradzić w życiu sam – wyszczerzył się dumnie, coraz bardziej nakręcając się na jej pomysł. Jeśli tylko pierwszego dnia nie dostanie od jakiegoś miejscowego gangu po ryju, zapowiadało się całkiem przyjemne wyzwanie. Wypite procenty nie odgrywały wyjątkowo dużej roli w podjęciu tej decyzji i nie miał zamiaru się wycofać, zwalając jutro winę na alkohol. Pewnie uścisnął jej rękę, już na 100% pieczętując tym ich szaleńczy układ. Zachciało mu się przygód na starość.
    - Brudasku...jak słodko mnie nazwałaś. Jeszcze pomyślę, że jednak mnie lubisz i nie masz ochoty bić mnie na każdym kroku – roześmiał się, wpatrując się w nią maślanymi oczami, kiedy przecierała chusteczką jego twarz. Nie było już żadnych wątpliwości, że ich topór wojenny zakończył się na dobre. Odetchnął z ulgą, kończąc szybko swoją porcję i odkładając do reklamówki papierowe tacki. Jego żołądek będzie mu jutro za to zdecydowanie wdzięczny.
    - Oczywiście, że tak. Mam kilka kroplówek z glukozą od przyjaciela, potrafią rano zdziałać cuda. Kilka minut i jesteś jak nowo narodzona. Obiecuję, że doktor Blaise szybciutko postawi cię na nogi – zasalutował, opadając obok niej na kanapie i układając ją delikatnie tak, żeby jej głowa znalazła się na jego kolanach.

    Blaise Ulliel

    OdpowiedzUsuń
  95. Rachel prowadziła dość ryzykowny tryb życia. Cała jej praca wiązała się z nietypowymi widokami, zdarzeniami i sytuacjami, w których trzeba mieć mocny żołądek, nerwy z stali no i ponadto być nieco nieczułym. Tak jej się przynajmniej wydawało, choć moze nie zauważała tego, ze czasami musi odreagować służbę w wariactwach.
    - Ależ mi to zupełnie odpowiada, do pracy mam się stawić dopiero trzeciego - pochwaliła się, bo to był chyba pierwszy raz jak wywalczyła sobie wolne. No i ten... nie wiedziała co miałaby zrobić z tym czasem, więc picie, świętowanie w bliskim gronie Nowego Roku, to była opcja wręcz wyśmienita.
    - O matko, dziękuję że to proponujesz - roześmiała się i przesunęła ręką po burczącym brzuchu. -Zjadłabym wszystko, nawet Koseki - oznajmiła rozbawiona, wodząc wzrokiem za kotką. Standardowo wciągnęła po drodze hot-doga, a wczesniej dwa pączki na służbie, ale i tak... jakoś ie był to posiłek mistrza.
    - Nie zamówiłaś żadnych tancerzy, ani nic, nie? -zawiedziona mina nie wskazywała na to, że Rachel żartuje. - To nic, sama będę sobie tańczyć -stwierdziła i dopiero po chwili parsknęła śmiechem.

    OdpowiedzUsuń
  96. Daniels uchodził za chłopaka, który też raczej należy do tych dobry, uprzejmych i uczynnych. A nie zawsze tak było. Każdy ma swoje wady i każdy też ma swoje ciemne strony. Poza tym nie da się być 24/7 być pogodnym.
    Pokręcił z rozbawieniem głową i nie dał jej nawet czasu aby mogła się rozmyślić. Złapał dziewczynę za rękę i pociągnął w kierunku wypożyczalni łyżew. Gdy w końcu dorwali swoje rozmiary i wsunęli łyżwy na nogi, Daniels wstał i położył ręce na biodrach, patrząc uważnie na blondynkę.
    - Gdy idziesz na łyżwy ubieraj najgrubsze skarpety jakie tylko masz i bierz o rozmiar większe… Tak unikniesz bólu nóg – puścił w jej kierunku oczko – Ale skoro dzisiaj zaczynamy to lekcja nie będzie długa i pewnie nie zdążą cię rozboleć – wyciągnął w jej kierunku ręce, aby pomóc jej wstać z ławeczki.
    - Spokojnie, poradzimy sobie – powiedział, prowadząc ją na tafle lodu – Po prostu spróbuj wyluzować i nie myśleć o upadkach. Gdy wyłączymy takie myślenie jest jakoś łatwiej i swobodniej – puścił w jej kierunku oczko, w momencie gdy pierwszy wszedł na lód.
    Dla niego to było już jak dla większości chodzenie. Jechał powoli tyłem, wyciągając w jej kierunku ręce, by nieco ją asekurować w razie potrzeby.
    - Nie bój się…

    John Daniels

    OdpowiedzUsuń
  97. Cieszył się, że przypadła jej do gustu ta oaza spokoju. Dach wieżowca był jednym z nielicznych miejsc, w których nie musiał ukrywać się przed dziennikarzami. Wygodne meble i widok na praktycznie całe miasto były dodatkowym atutem, a jedyne czego brakowało to świeże powietrze. Niestety, ale w centrum Nowego Yorku trudno było liczyć na ten luksus, nawet mając tyle milionów na koncie co Blaise.
    - Oczywiście, że tak. Nie wierzysz we mnie ? Potrafię czasem utrzymać drugi mózg na wodzy, nawet w towarzystwie tak pięknych kobiet – uśmiechnął się, dopiero teraz uświadamiając sobie, że mogła poczuć się tak, jakby nagle stracił nią zainteresowanie. Nie miał zamiaru w żaden sposób obniżać jej samooceny, wręcz przeciwnie, podobała mu się i nie chciał wyjść na totalnego dupka, któremu w głowie tylko seks – Zresztą, sama mówiłaś na początku, że jesteś lesbijką. Czyżbyś potrafiła świetnie kłamać i faceci też mają u ciebie szanse ? Daj znać, bo nie wiem czy mam cię bajerować czy z góry jestem skazany na porażkę – roześmiał się, nawiązując do jej deklaracji z balu. Był wyjątkowo tolerancyjny i nie miał nic przeciwko odmiennej orientacji. Każdy ma w życiu prawo do własnych wyborów.
    - Oczywiście, że tak. Jeśli spytasz kogoś w firmie o ich prezesa, to usłyszysz wiązankę przekleństw na mój temat. Wymagam od pracowników strasznej dyscypliny i pracy ponad miarę, ale lubię kiedy wszystko działa jak w zegarku. Gdybym zaczął traktować ich jak dobrych znajomych, moja firma pewnie upadłaby po kilku dniach. I przypominam, sama jeszcze kilka godzin temu miałaś mnie za dupka – zaśmiał się, zadowolony że zmieniła o nim zdanie. Sam do końca nie wiedział czy ta cała otoczka tyrana jest prawdziwa, czy faktycznie powstała tylko po co, żeby zaspokoić ambicje i podejście ojca. Wyśmiałby go, gdyby nagle traktował pracowników jak dobrych znajomych, a nie maszynki do realizacji jego wygórowanych czasem celów.
    - A jeśli zatrudnię fachowców i ekipę sprzątającą, którzy uwiną się ze wszystkim w jeden dzień ? Pomyśl, nie musiałabyś już nigdy zmywać sama naczyń, a w dodatku nic cię to nie kosztuje – wyszczerzył się, nie poddając negocjacji. Upartość miał we krwi i będzie dotąd szukał rozwiązań, aż kwestia naczyń będzie rozwiązana z pozytywnych skutkiem zarówno dla niego, jak i dla Elaine.
    - Świetnie, będę czuł się dzięki temu bezpieczniej. Ja tam od początku zakładałem, że razem pojawimy się w twojej pracy, chyba nie wstydzisz się takiego lalusiowatego kumpla, co ? - zaśmiał się, dając jej lekkiego pstryczka w nos. Przesiadywanie w barze do rana wydawało się całkiem fajną opcją, o ile nikt nie wymyśli nagle żeby się na niego rzucić, albo strzelać sobie w pomieszczeniu dla zabawy. Nie bywał w tamtej dzielnicy, ale plotki które o niej krążyły na pewno zawierały jakieś ziarnko prawdy.
    - Nie chcesz, ale to robisz. Dobrze, że mam wysokie ubezpieczenie – zaśmiał się, odetchnąwszy z ulgą – Czyżby temat seksu okazał się jednak na tyle fajny, że go nie porzucamy ? Ja tam nie mam nic przeciwko, teraz to ty sama zaczęłaś – wystawił język, zwalając na nią winę. Miała rację, jego myśli zazwyczaj były brudne i przed nikim tego nie ukrywał.
    - Podoba mi się taka forma przemocy, na to nie będę narzekał – uśmiechnął się ciepło, kiedy poczuł delikatne smyranie na ciele. Miał tylko nadzieję, że jego przyjaciel w spodniach nie zdradzi, jak przyjemny jest to dotyk i nie postawi się czujnie do pionu, kiedy ona leży akurat na jego kolanach.
    - Obawiam się, że moglibyśmy się rozchorować po całej nocy tutaj, dlatego zabiorę cię za chwilę do mnie. Nie masz nic przeciwko ? Mam sporo pokoi gościnnych, w których są całkiem wygodne łóżka – zaproponował nieśmiało, bawiąc się jej długimi włosami.
    - Moja mama…- zamyślił się na chwilę, patrząc skupiony przed siebie – Jest cudowną kobietą, dopóki nie ma w pobliżu jej męża. Nad nią ma chyba jeszcze większą władzę, niż nade mną – westchnął z żalem, sięgając ręką po stojącą obok butelkę. Uśmiechnął się przepraszająco w stronę El i pociągnął kilka łyków alkoholu. Był jednak zbyt trzeźwy na rozmowy o swojej pokręconej rodzince.
    Blaise Ulliel

    OdpowiedzUsuń
  98. — Z tego, co mówisz, wychodzi na to, że ciągle byśmy się mijały. Także chyba jakoś bym to przeżyła, skoro i tak nie byłoby mnie w domu — zauważyła i wyszczerzyła zęby w szerokim, przesadzonym i nieco nienaturalnym uśmiechu. Może tylko poranne powroty El byłby problematyczne, choć tutaj zależało, co rozumiała poprzez poranne powroty. Maille wstawała najpóźniej o siódmej i faktycznie mogłaby być odrobinę niezadowolona, gdyby Elaine przykładowo wracała o czwartej i budziła ją, kiedy Maille miała w perspektywie jeszcze kilka godzin snu. Choć tego typu pobudka była zdecydowanie mniej frustrująca, niż kiedy człowiek został obudzony na poł godziny przed budzikiem, kiedy to każda dodatkowa minuta snu była bezcenna.
    — Wow, serio? — wykrztusiła, wyraźnie zaskoczona i wybałuszyła oczy. Opis tego dupka brzmiał wyjątkowo znajomo, ale Irlandka uznała, że Nowy Jork nie jest aż tak mały, by znała osobę, o której mówiła blondynka. Chociaż, któż to wie? — Powiem ci, że może być ciężko… — mruknęła na podstawie swojego doświadczenia z osobnikiem wychowanym w luksusach, gdzie wystarczyło, że ten pierdnął, a już wszyscy wokół niego skakali. — Czekam na raport! Może nagrywaj go potajemnie? — zasugerowała i roześmiała się, wyobrażając sobie, że pewnie miałyby później niezły ubaw oglądając filmiki, na których bogacz próbuje sobie poradzić w zwykłym świecie.
    — Daj spokój, nie masz za co przepraszać! — skarciła ją z uśmiechem i lekko machnęła ręką. — Wpadnę jeszcze parę razy i w końcu ją należycie wygłaszczę — dodała wesoło, choć gdyby Koseki rozumiała ludzką mowę, najpewniej w tym momencie uciekłaby, gdzie pieprz rośnie.
    — No właśnie to jest straszne! — jęknęła i dla lepszego efektu, przeciągnęła się leniwie. — Nie wiem, jak ja teraz z powrotem wskoczę na wysokie obroty. Ale cóż, nie mam innego wyjścia — powiedziała i lekko wzruszyła ramionami. — Dobra, a teraz idę na zapowiedziane oględziny całego mieszkania! Zechcesz zostać moim przewodnikiem? — zagadnęła i zabawnie poruszyła brwiami.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  99. Niebo było wyjątkowo przejrzyste i mimo zimowej pory, bez trudu dostrzec można było plejadę gwiazd. Mieli szczęście, że na ich głowy nie padał ani śnieg, ani deszcz, a wypity alkohol przyjemnie ogrzewał ich od środka. Gdyby nie wizja grypy i wysokiej temperatury, pewnie nie ruszałby się stąd przez całą noc.
    - Wiedziałem, że nie możesz być lesbijką. Twój wzrok aż pożera mnie z pożądania, więc musisz lubić także chłopców – wyszczerzył się dumnie, nieco uspokojony jej orientacją. Teraz znacznie trudniej będzie mu porzucić temat seksu i wizję nagiej Elaine w jego ramionach.
    - Czyli lubisz i to i to ? I bez trudu można namówić się na trójkąt z drugą kobietą ? Wyjdziesz za mnie ? - zaśmiał się, próbując jakoś to wszystko poukładać sobie w głowie. Im dłużej znał tą dziewczynę, tym bardziej wydawała mu się pokręcona, a przez to naprawdę niezwykła - W takim razie koniecznie muszę wybrać się z tobą na siłownię, albo wymienić poglądy na temat kobiet w twoim barze – uśmiechnął się, nakręcając od razu na komentowanie kobiecych tyłków. Miał mnóstwo znajomych, ale większość z nich była całkowicie hetero, a jeśli już nie, to opowiadali się raczej po stronie jednej płci, a nie reagowali podnieceniem zarówno na swoją, jak i tą przeciwną.
    - W takim razie postaram się, żeby mój program zachował jak najdłużej opcję człowiek. Z moim alter ego dupka średnio się dogadywałaś i byłaś dla niego okropna – roześmiał się, grożąc jej placem. Jeszcze kilka godzin temu miała okazję poznać zupełnie inną wersję Blaise i nie dziwił się, że obdarowała go wtedy wiązanką niezbyt miłych uwag. Najwyraźniej coś faktycznie było z nim nie tak i w jego mózgu funkcjonowały dwie zupełnie skrajne osobowości.
    - Oczywiście, upierdliwy i okropny, ale jakimś cudem jeszcze ode mnie nie uciekłaś – uśmiechnął się w geście triumfu – Jest kompromis. Zero zmywania i jedzenie z plastiku, właściwie od razu możemy zamawiać ciągle coś na wynos. Gdybyś próbowała wkręcić mnie też w gotowanie, na bank spaliłbym tą twoją ukochaną kuchnie – zaśmiał się, będąc świadom swojego totalnego braku umiejętności kulinarnych. Jedyne co ostatnio robił w kuchni to kakao, a i tak skończyło się to rozlanym na całą kuchnię mlekiem i problemem z kuchenką. Właściwie to chyba nigdy w życiu nie trzymał w dłoni noża i nie wiedział nawet jak pokroić głupiego pomidora.
    - Zaplecze z alkoholem brzmi całkiem nieźle, ale tylko pod warunkiem, że zamkniesz się tam z nami. Najwyżej załatwimy ci jakieś szybkie zastępstwo. W przeciwieństwie do mnie dobrze dogadujesz się ze swoimi pracownikami i na pewno choć trochę cię lubią – uśmiechnął się, zazdroszcząc jej nieco takich swobodnych kontaktów z personelem. Często przychodziły takie dni, w których zamiast wrzeszczeć na pracowników, miał po prostu ochotę wyskoczyć z większością z nich na piwo.
    - Seks jest integralną częścią życia człowieka, w dodatku należy do tej dobrej i przyjemnej sfery egzystencji. Po co o tym nie mówić i się ograniczać ? Mogę już przestać ukrywać, jak bardzo ładna jesteś i ściągnąć z ciebie tą bluzkę ? - roześmiał się, mając nadzieję, że nie obrazi się za taką uwagę. Udowodnił jej, że potrafi być w porządku i że traktuje ją jak dobrą przyjaciółkę. Przyznanie się do słabości nie powinno być więc kolejnym dowodem na to, jakim dupkiem jest i jak okropnie traktuje kobiety.
    - W takim razie ustalone, jedziemy do mnie – uśmiechnął się ciepło, sięgając po komórkę i wysyłając wiadomość do szofera.
    - Moje życie nigdy nie było łatwe, ale robię wszystko, żeby inni myśleli że jest idealne. Przekonując innych, że jestem bogiem, sam zaczynam się tak czuć. Wtedy jakoś łatwiej to wszystko przetrawić – westchnął,wciąż bawiąc się jej włosami. Była z niej całkiem niezła terapeutka,nawet jeśli żalił się po pijaku – Kierowca czeka na dole, możemy się zbierać – oznajmił, ziewając przy tym rozlegle. El robiła się coraz bardziej senna i jeśli dłużej zostaną na dachu, pewnie zaśnie mu na kolanach. Gdyby i jemu zaczęłyby się nagle kleić oczy, mogliby tu do rana zamarznąć, a na to nie mógł zdecydowanie pozwolić.
    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  100. [Uznając, że wróciła po trzech latach jakieś dwa miesiące temu, wolałabym aby nadrabiały znajomość wieczornym przesiadywaniem w barze u El i wspólnym Sylwestrem, tak jak to było w poprzednich wątkach, jeśli pozwolisz ;) ]

    Zatrzymała się w progu baru i musiała otwarcie przyznać się do porażki. Utknęła na dobre z wielkim kubłem pojedynczych kwiatów, jakie niosła przed sobą. Praca w kwiaciarni, jakiej się niedawno podjęła, z ulgą schodząc z listy bezrobotnych, okazała się strzałem w dziesiątkę. Miała ukończony kurs florystyczny sprzed lat, gdy nie bała się marzyć i snuć wielkich planów i nie sądziła, że akurat to jej teraz uratuje tyłek. Nie miała zamiaru wracać do rodziców, szczególnie, że ci wreszcie zamieszkali pod miastem w domku, jak zawsze chcieli, tym bardziej, że wciąż nie wiedzieli, jak to się potoczyło życie ich córki. Tajemnica, szczególnie tak bolesna i cięzka, powinna zostać w ukryciu.
    - Pomóc mógłbyś - mruknęła do ochroniarza, który stał z założonymi rękami i bez słowa obserwował jej siłowanie się z koszem, drzwiami i kwiatami, które co rusz pojedynczo wypadały na ziemię.
    No cóż... przytrzymał jej drzwi i to już było coś. Kobieta przecisnęła się do środka i musiała stanąć na moment przy schodach prowadzących wgłąb clubu, by oswoić oczy z panującym półmrokiem wewnątrz. Zlustrowała wnętrze, poszukując jasnej czupryny właścicielki. Znalazła ją przy barze, jak się domyślała wypełniającą swoje obowiązki w postaci ochrzaniania leniwych pracowników, lub wypełniania rozliczeniowych tabelek i pospieszyła w jej kierunku dość niezdarnie, bo to co niosła, miało swoją wargę.
    - Heeeeej! - zawołała, przekrzykując muzykę. - Kwiatki dla pięknej dziewuszki, kwiatki mam! - zawyła jak baba na targu i roześmiana ustawiła wielkie wiadro na ladzie, przez co została całkowicie zasłonięta przez swój dobytek, który tu przytachała. - Cześć - usmiechneła się lekko i z sapnięciem ulgi przysiadła na taborecie obok, by widzieć El.

    OdpowiedzUsuń
  101. [Okej, mi pasuje. c: Wybacz, że tak długo się nie odzywałam. Czy będzie wielkim nietaktem z mojej strony, jeśli poproszę o rozpoczęcie? Ja teraz będę trochę nieobecna...]

    Hannah Lisicka

    OdpowiedzUsuń
  102. Pokiwał głową. W sumie, czy miał jakieś marzenia? Chciał kiedyś zrobić sobie podróż dookoła świata, ale o tym to chyba marzył każdy, więc nie uważał, że jest to jakieś jego największe marzenie. Chciał zarabiać na YT, już to robi więc marzenie się spełniło. Swego czasu bardzo pragnął mieć diamentowy przycisk, ale to raczej jest nieosiągalne.
    Przynajmniej na razie.
    — Czy ja wiem? – wzruszył ramionami. – W sumie to nawet nie zastanawiałem się nad tym jakoś tak szczegółowo. Chciałem, zrobić sobie podróż dookoła świata…ale to chyba jest marzenie większości a jeśli nie większości to sporej części. Więc…raczej nie jestem oryginalny – uśmiechnął się wymijająco.
    — Ja też kariery wielkiej nie robię, dziecko mam…ale nie swoje. Tego małego szatana zdążyłaś już jednak poznać – zaśmiał się. – Gram w gry i stukam w klawiaturę…jak widzisz pracuję ciężko niczym taki bankier, albo kelner lub barista – westchnął i utkwił spojrzenie w przeciwległej ścianie.
    Niby ciężko pracował na sukces, na rozpromowanie kanału, co w jakimś stopniu się udało, subskrypcje wciąż przybywają, może nie w zawrotnym tempie, ale jednak. Jakoś też na tym wszystkim zarabiał, pozostawało tylko pytanie z tym co robić dalej? Bo prawda była taka, że to swoiste „El Dorado” się kiedyś skończy i będzie trzeba robić coś innego.
    —Czasem usiłuję myśleć co będę robić kiedy skończy się moja pseudo kariera na YT. Mam dwie alternatywy, albo aktorstwo, albo będę najlepszym barmanem lub baristą na świecie! – zaśmiał się. – Co z tego że dla mnie wyczynem jest zrobienie parzonej kawy, a alkoholu prawie wcale nie tykam – uśmiechnął się. – Chyba faktycznie pozostaje mi tylko aktorstwo, albo bycie tym youtuberem – spojrzał na El.
    — No ale dość tego, co planuję, bądź nie planuję. Powiedz coś ciekawego, byłaś gdzieś ostatnio? – zapytał. Ruchu wielkiego nie było, wiec mogli pomówić.

    Zack

    OdpowiedzUsuń
  103. Nie zdziwił się, kiedy roześmiała się na jego słowa. Jego reakcja mogła być wyjątkowo przewidywalna i pewnie potwierdził tym wszystkim tylko jej opinię na jego temat. Nie wstydził się swojego narcyzmu, wszyscy wiedzieli, że ma się za pępek świata i najcudowniejszego faceta, jakiego wydała na świat Ziemia. Pierwsze co każdy najpierw zauważał, to jego nad wyraz wybujałe ego.
    - Ej, daj spokój. Taki narzeczony jak ja to skarb, wszyscy by ci zazdrościli – zaśmiał się, udając nieco oburzonego jej podejściem. Uśmiechnął się pod nosem, wspominając te wszystkie oferty matrymonialne, jakie dostawał codziennie od kobiet. Na adres jego firmy potrafiło przychodzić wyjątkowo dużo damskiej bielizny, przeważnie opieczętowanej liścikiem zawierającym wyznanie miłości. Kobieta, której kiedyś naprawdę się oświadczy, będzie musiała przechodzić przez piekło ze strony tych jego irytujących fanek. Całe szczęście, że nie prędko planował się ustatkować.
    - Nie ma sprawy, mógłbym się poświęcić i to ja skakałbym wokół was. Obydwie byłybyście zaspokojone i zadowolone – mrugnął do niej zalotnie, wybuchając przy tym śmiechem. Wizja trójkąta była kusząca, tym bardziej, że niejeden już w życiu przeżył i każdy całkiem miło wspominał. Nawet kobiety, które były całkowicie hetero, z łatwością godziły się na towarzystwo w łóżku swoich rywalek. To zadziwiające jak wiele potrafiły zrobić i znieść, byle tylko przeżyć z nim choć chwilę uniesień.
    - Właściwie nie bywam na publicznej siłowni. Mam własną w swoim apartamencie, ale tak czy inaczej zapraszam. Pogapisz się najwyżej tylko na mój tyłek. To powinno cię i tak całkiem zadowolić – zaśmiał się, wyobrażając sobie ich wspólne ćwiczenia. El miała bardzo ładną figurę, więc nie miałby nic przeciwko okupowaniu jakiegoś rogu sali i wpatrywaniu się w jej jędrne pośladki.
    - Pewnie masz rację, ale warto było. Jeśli pozwoliłbym ci wtedy odejść, nie poznałabyś mojej drugiej strony. A tak, ta dam...zyskałaś nowego przyjaciela – wyszczerzył się dumnie, lekko się przed nią kłaniając.
    - Mówiąc na wynos, miałem na myśli raczej posiłki od moich szefów kuchni. Nie jadam na telefon, ani w jakiś sieciówkach – wyjaśnił, bo sam zawsze starał się zdrowo odżywiać – Mówisz ? I twoje jedzenie zaspokoi moje wymagające, wykwintne podniebienie ? - zaśmiał się, szturchając ją lekko w bok – No dobrze, przez te trzy dni mogę się poświęcić – dodał z uśmiechem, mając tym samym nadzieję, że odbierze to wszystko jako żart. Nie miał zamiaru krytykować jej umiejętności kulinarnych, tym bardziej że sam nie posiadał praktycznie żadnych. Zawsze podziwiał każdego, kto potrafił pokroić pomidora, nie kalecząc sobie przy tym wszystkich palców. Operowanie nożem było naprawdę trudną sztuką.
    - Przyda mi się taki kurs, ale nie obiecuję że temu podołam. Ja i kuchnia to jak woda i ogień – zaśmiał się, nie wstydząc się swoich braków w tej dziedzinie. Tak samo jak swoich zalet, równie mocno był także świadom swoich kilku niedoskonałości.
    - Całkiem fajna z ciebie szefowa, moi pracownicy pewnie by cię ozłocili po dwóch dniach – uśmiechnął się, szanując jej postawę względem innych.
    - Nie wiem, miałem cichutką nadzieję, że te wbite paznokcie to była ta gra wstępna – roześmiał się – A co do sukienki to masz rację, szkoda byłoby ją zniszczyć. W końcu wyglądasz w niej naprawdę zjawiskowo – dodał, reflektując się tym samym za nieco zbyt śmiałe komentarze.
    - Nikt jeszcze mnie nie nauczył, jak żyć w zgodzie z samym sobą – westchnął, odstawiając na bok opróżnioną butelkę – W każdym razie, całkiem niezła z ciebie terapeutka. Współczuję ci, że musiałaś dzisiaj tego wszystkiego słuchać – uśmiechnął się, narzucając jej na ramiona swoja marynarkę. Widział, że wychodząc spod ciepłego koca lekko zadrżała i nie chciał, żeby jeszcze bardziej zmarzła.
    - Spokojnie, przy tobie odkrywa się już tylko ta moja ludzka natura – zapewnił, ruszając zaraz za nią. Szofer czekał już na nich na dole i kiedy tylko ich dostrzegł, poderwał się z miejsca, aby otworzyć drzwi i pomóc im wejść do środka.
    Blaise U.

    OdpowiedzUsuń
  104. Dziewczyna w tej sytuacji nie miała wyjścia i musiała się już zgodzić na ekspresową naukę jazdy. Może nie był najlepszym mentorem, ale chciał jej pokazać, że jazda na lodzie jest naprawdę fajną zabawą.
    - Przestań, nikt nawet nie będzie na ciebie zwracał uwagi. Każdy musiał pierwszy raz wejść na lód i uwierz… Nikt nie jeździł perfekcyjnie od samego początku. Nawet ja – wybuchnął śmiechem – Ja zaczynałem od jazdy na tyłku, a nie łyżwach – pokręcił z rozbawieniem głową i złapał jej ręce, które powoli pociągnął, aby pomóc jej dojechać do bandy, której pozwolił jej się złapać. Zdecydowanie tam łatwiej było jej złapać równowagę.
    - Są dwa sposoby. Albo uświadomisz sobie, że i tak upadniesz i to nie raz… I uwierz po pierwszym upadku przestaniesz się bać, bo będziesz już miała to za sobą – Albo… w ogóle spróbujesz nie myśleć o upadkach, ale to raczej jest nierealne na samym początku – rozłożył bezradnie ręce.
    - Ale jak ma ci to pomóc to będę się wywracał razem z tobą – roześmiał się i ponownie wyciągnął w jej kierunku swoje dłonie – A po procentach nie wpuściłbym cię na lód… - pokręcił tylko głową, cały czas trzymając wyciągnięte ręce – No… To co?

    John Daniels

    OdpowiedzUsuń
  105. — Myślisz, że byłoby aż tak źle? — spytała ze śmiechem, doskonale jednak wiedziała, co Elaine miała na myśli. Podobnie było ze związkami. Często to dopiero po zamieszkaniu razem ludzie decydowali, czy tak naprawdę chcieli ze sobą być, czy może jednak to kompletnie nie było to, bo nagle pewne różnice okazywały się nie do przeskoczenia.
    — Muszę to zobaczyć! — zawołała i aż klasnęła w dłonie. To było jak eksperyment, poniekąd show Big Brother wieki temu puszczany w telewizji, który chyba miał całkiem sporą oglądalność i to widać nie bez powodu, skoro panna Creswell aż tak bardzo cieszyła się na możliwość oglądania pewnego mężczyzny kręcącego się po mieszkaniu Elaine. Ponieważ jednak miało minąć jeszcze trochę czasu, nim będzie mogła pozwolić sobie na seans, powściągnęła podekscytowanie i uśmiechnęła się pod nosem.
    — Ale ja i tak chcę obejrzeć — zapewniła gorliwie. — No, chyba że ty nie chcesz! — dodała pośpiesznie, rzucając El uważne spojrzenie. W końcu nie wszyscy mogli lubić, kiedy ktoś poddawał ich mieszkanie – czyli prywatną przestrzeń – dokładnym oględzinom. To był ostatni moment, w którym blondynka mogła się wycofać i powiedzieć Maille, by ta spokojnie siedziała na tyłku w salonie i nie ruszała się z miejsca.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  106. [nie gniewam się, ja sama ledwo zipie :( trafiłaś z Elką do powiązań :* ]

    Sapnęła i przysiadła przy barze, wychylając się zza kwiatków i spoglądając na jasną czuprynkę koleżanki. Od wysiłku miałą już delikatnie zaróżowione policzki i wydawało się, że nieźle się dziewczyna zgrzała. Sam kosz cięzki nie był, kwiatki wiele nie ważyły, ale jednak tachać to od stacji metra nie było łatwo i w końcu czuła ból w ramionach.
    Na komentarz El rzuciła ponure spojrzenie w stronę ochrony i cmoknęła wymownie. Jak na jej gust, to kobieta o pomoc nie powinna prosić w takich sytuacjach, no ale... Kultury teraz każdemu najwidoczniej los nie wydaje.
    - Wiesz, ładnego nie zauważyłam, a muskuły im przysłoniły potrzebę ich wykorzystania - stwierdziła i zaraz się rozchmurzyła. - To dla ciebie - oznajmiła. - Na welentynki do klubu - wyjaśniła, bo choć Elcię uwielbiała, to jednak nie aż tak...
    - Zamówienie na ślub okazało się nieco za duże i pozostawało mnóstwo kwiatów, a że nie dało się ich już nigdzie wcisnąć, każdy pracownik mógł zabrać tyle, ile chciał.
    Jak na osobę, która nie miała kontaktu z przyjaciółmi przez kilka lat, na dodatek z dość przykrego powodu, nie wyzbyła się wesołości i gadatliwości.. Chciała jak najszyzbciej nadrobić stracony czas.
    -Pomyślałam sobie, że możesz udekorować stoliki, bar i tak dalej... Jesteś jedyną biznes woman, jaką znam.

    Charlie

    OdpowiedzUsuń
  107. Była młodą osobą z mocnymi kośćmi, wiec póki co jeszcze nie musiała obawiać się tego, że przy pierwszym lepszym upadku uszkodzi sobie miednicę. Poza tym Daniels próbowałby ją łapać, gdyby tylko zauważył, że blondynka zbliża się ku upadkowi. W jakimś tam stopniu na pewno wyhamowałby jej uderzenie o twardy lód. Zaczął się śmiać, słysząc jej jęczenie.
    - A gdybyśmy pobierali tylko wirtualne lekcje jazdy samochodem, to potem przy opanowaniu już jej do perfekcji byśmy się sprawdzili na prawdziwej drodze? – zapytał, kręcąc z rozbawieniem głową.
    Wiadomo, tak byłoby dużo łatwiej, ale niestety prawdziwe życie tak nie działała. Jedyne, co to w miarę, w taki sposób, można było się nauczyć latać boeingiem czy innym samolotem pasażerskim.
    - No nie przesadzaj, że jest aż tak źle – powiedział, zatrzymując się obok niej – Ale po procentach też byś reagowała z minimalnym opóźnieniem i mogłoby się to skończyć źle… Już raz widziałem…A nieważne, kiedyś ci opowiem – przerwał, przywołując na swoje usta rozbawiony uśmiech.
    Lepiej jej było teraz nie wspominać o tym, że kiedyś był świadkiem jak jeden drugiemu przejechał po palcu płozą i nie skończyło się to najlepiej.
    Gdy w końcu dziewczyna zdecydowała się ruszyć z miejsca, Daniels starał się jej w tym pomóc.
    - Powoli staraj się odpychać… Czym dłuższe ślizgi tym jest łatwiej… - powiedział, prezentując to jej gdy tylko złapał jej jedną rękę i zaczął jechać obok niej, a nie przed nią.

    John Daniels

    OdpowiedzUsuń
  108. Uśmiechał się tylko pod nosem, uważnie jej słuchając. Natłok informacji, którymi go zawaliła na jednym oddechu był wręcz ogromny i bał się, czy nie zabraknie jej powietrza. Roześmiał się, kiedy w końcu skończyła i narzucił na jej twarz włosy, którymi przez cały ten czas się bawił.
    - Jesteś nienormalna, wiesz ? Przez ciebie sam zacznę wierzyć, że kiepski ze mnie kandydat na męża. Kilka dni w twoim towarzystwie i moje ego przestanie w ogóle istnieć – zaśmiał się, dmuchając lekko w jej oczy, aby rozwiać wokół niesforne kosmki. Z większością jej teorii nie mógł się nie zgodzić i pewnie dlatego planował pozostać wiecznym kawalerem. Wychodzenie za niego za mąż niosło pewnie za sobą jeszcze więcej wad i problemów, niż korzyści.
    - Nie mam 50 twarzy tylko 100 i czasem nawet zdarza mi się w którejś z nich podporządkować kobiecie w łóżku – zaśmiał się, wypominając jej wcześniejsze nawiązania do popularnej książki. Już wystarczająco dużo jego kumpli się przez to z niego nabijało. W okolicy premiery którejkolwiek z części, zawsze dostawał od nich falę żarcików i głupkowatych komentarzy.
    - Tu pojawia się kolejny problem, bo nie biorę nigdy prysznica w publicznych miejscach. Po pierwsze nie chce narażać mojego seksownego tyłka na pierwsze strony gazet, a po drugie mam trochę fobie na punkcie bakterii i ciężko się ze mną przez to żyje – wyjaśnił, upijając łyk i oferując jej butelkę. Jej komentarze na temat siłowni sprawiły, że coraz częściej zaczynał ją sobie wyobrażać w tej scenerii. Dla widoku jej nagiego ciała pod prysznicem, w dodatku towarzystwie innych kobiet, pewnie byłby skłonny co nieco nagiąć swoje zasady i wybrać się na publiczną siłownię.
    - Wiem, przekonałem się kilka godzin temu jak kiepsko jest być twoim wrogiem – zaśmiał się, kręcąc zrezygnowany głową – Zawsze lepiej zyskać nowych przyjaciół, niż przeciwników. Poza tym całkiem fajna z ciebie babeczka – dodał z uśmiechem, mrugając do niej zachęcająco.
    - Masz rację, nie znam kompletnie życia i dlatego chcę, żebyś co nieco mnie nauczyła. Niech będzie, że piszę się na wszystko, co tam dla mnie wymyślisz. Nawet jeśli będę musiał zjeść jakiegoś burgera z McDonalda – uniósł ręce w geście poddania, uśmiechając się pod nosem. Była dość nieprzewidywalna i miewała szalone pomysły, a on właśnie zgodził się spełniać jej każde polecenie. Miał nadzieję, że nie będzie musiał później tego żałować, a nabywanie nowych doświadczeń w kompletnie obcym środowisku, okaże się całkiem przyjemną zabawą i przygodą.
    - Nie, zdecydowanie nie. Nie chcę stracić na starcie swojej dłoni – roześmiał się, wyobrażając sobie siebie u boku tej niebezpiecznej maszyny – Metoda małych kroczków brzmi całkiem w porządku. Chociaż zdecydowanie szybciej idzie mi nauka wykresów i liczb, niż smarowania pieczywa. Będziesz musiała uzbroić się w cierpliwość, bo naprawdę nigdy nie byłem w kuchni – wyjaśnił, nie mogąc doczekać się ich wspólnej nauki. Ostatnio jego grono znajomych powiększało się o osoby spoza jego środowiska i było mu przy nich wstyd, że nie potrafi wykonać podstawowych czynności.
    - Jeśli tylko chcesz, możesz wpaść do mojej firmy o każdej porze. Tylko nie podważaj mi tam mojego autorytetu – zaśmiał się, szturchając ją zaczepnie w ramię.
    - Pracujesz w barze, więc umiejętność słuchania ludzi jest tam pewnie całkiem przydatna. W każdym razie, całkiem miło było co nieco z siebie w końcu wyrzucić i podzielić się z kimś swoimi obawami – uśmiechnął się, poprawiając swoją marynarkę na jej ramionach.
    - U siebie mam całkiem sporo alkoholu, więc nie będziemy się w nocy nudzić – zapewnił, kiedy wsiedli już do limuzyny – Tak, mam prawo jazdy. Brałem nawet lekcje u kierowców rajdowych, więc całkiem nieźle radzę sobie za kółkiem. Możemy kiedyś wybrać się poszaleć na jakimś torze – uśmiechnął się, przybliżając się do niej i układając tak, żeby mogła oprzeć wygodnie głowę na jego ramieniu. Droga o tej porze była wyjątkowo pusta, więc już po kilku minutach znaleźli się przed wieżowcem, w którym mieścił się jego apartament.

    Blaise Ulliel

    OdpowiedzUsuń
  109. Póki co jednak, Maille nie zamierzała dłużej zastanawiać się nad tym, jak mieszkałoby się jej z Elaine. Tostmania prosperowała na tyle dobrze, iż blondynka nie musiała się martwić, że niespodziewanie straci dach nad głową. Choć może nie tyle straci dach nad głową, co będzie zmuszona poszukać czegoś tańszego, gdyby dalej nie było jej stać na samodzielny wynajem mieszkania. Nie tak dawno temu, bo jakieś pół roku temu, opuściła pokoik wynajmowany u państwa Orwell i teraz chciała móc jak najdłużej cieszyć się czterema kątami tylko dla siebie, gdzie nie musiała się martwić, czy jej krzątanina komuś przeszkadza.
    — Koniecznie! — przytaknęła, już nie mogąc się doczekać wspólnego oglądania przygód mężczyzny, który próbowałby odnaleźć się w świecie El. Choć gdyby pomysł z nagraniem wszystkiego nie doszedł do skutku, Maille nie obraziłaby się również za same opowieści Elaine, będącej naocznym świadkiem niektórych wydarzeń.
    — No to teraz nie ma już odwrotu! — stwierdziła ze śmiechem i podniosła się z kanapy. Salon oglądała przez ostatnie kilkanaście, jeśli już nawet nie kilkadziesiąt minut, więc czym prędzej ruszyła dalej. Zerknęła do kuchni i do łazienki, w każdym z pomieszczeń spędzając przynajmniej kilka minut, jakby przy okazji zastanawiała się, gdzie umieścić te nieszczęsne kamerki.
    — Pokój Lennoxa może zostawię w spokoju… — mruknęła, zerkając na schody prowadzące na poddasze. Co prawda młodego mężczyzny nie było w domu i prawdopodobnie nawet nie dowiedziałby się o oględzinach, jakich dokonała Irlandka, ale też kobieta szanowała cudzą prywatność i bez wyraźnego pozwolenia nie zamierzała wchodzić do jego pokoju.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  110. — O to jest myśl! – powiedział. – Ale może…może zrobię tak, że podróż dookoła świata i będę zwiedzać każdy zakątek? – zapytał. To była naprawdę świetna myśl. Musiałby tylko zorganizować na tyle sporo pieniędzy żeby to wszystko się powiodło. Musiałby zacząć prowadzić steamy, musiałby nawrzucać więcej filmików i może nawet…musiałby znaleźć sobie jakąś dodatkową robotę. Jako kelner, albo barman. Chociażby i na kilka miesięcy, byleby mieć trochę pieniędzy w zapasie.
    — Zostanę bileterem w kinie. Epickim bileterem – powiedział i mimowolnie uśmiechnął się do siebie. To było przecież na swój sposób zabawne, prawda? – Ale pożyjemy zobaczymy…może będę jakimś dziennikarzem sportowym? Komentatorem?
    Wzruszył ramionami. Zobaczy się jeszcze. Jako taki YouTuber to musiał być wszystkim po trochu. Trochę reżyserem, montażystom, dźwiękowcem oraz prezenterem. Musiał zawsze w jakimś stopniu ogarnąć wszystko.
    — W sumie tak, to jest prawda. Ja niby jakoś bardzo nie martwię się o wszelakie rachunki, czy coś ale…ale wiesz jak to z tym wszystkim jest. Sława nagle znika i kończy się takie El-Dorado – powiedział. – Ale na razie czerpię garściami z tego mojego prywatnego El-Dorado, bo dlaczego by nie korzystać? – wygiął usta w lekkim uśmiechu.
    — E tam! Stara przecież nie jesteś. Z pewnością jesteś młodsza niż ja – powiedział i uśmiechnął się słabo do niej. – Ciałem jak i duchem, serio. Ja może i ciałem wyglądam na te moje dwadzieścia siedem lat, ale mentalnie dodaj sobie do mojego wieku jakieś…pięćdziesiąt lat? Tak, pięćdziesiąt lat i może coś z tego wyjdzie – oznajmił.

    Zack

    [I zastanawiałem sie (długo jak widzisz) którą panią wybrać...padło na El, mam nadzieję, że Elanie nie będzie mieć nic przeciwko spotkaniu Micka ;)]

    OdpowiedzUsuń
  111. Nauka jazdy na łyżwach nie była aż tak niebezpieczna. Poza tym Daniels ją pilnował i nie pozwoliłby na taki upadek, który nabawiłby ją złamania, co najwyżej kilku siniaków. Powinna mu zaufać, ale także, a w sumie przede wszystkim, sobie.
    - Tylko, że latanie polega na obsłudze maszyny, co możesz zasymulować… - zaczął, cały czas na nią uważając, aby przypadkiem nie upadła – A tutaj musisz złapać kontrolę nad swoim własnym ciałem, a tego jeszcze nikt nie zdołał przełożyć na tego typu symulacje – roześmiał się cicho pod nosem.
    Starał się opanować swoje rozbawienie, jednak to było trudne i co chwilę łapał się na tym, że jego uśmiech zdradzał, że chce mu się po prostu śmiać. Choć broń boże nie chciał Elaine urazić! Nie chciał by dziewczyna się obraziła, a już tym bardziej nie chciał by zniechęciła się do jazdy na lodzie.
    - A hamulce masz na samym czubku – odparł, już nieco się opanowując. Blondynka na nogach miała figurówki, więc ząbkami mogła wyhamowywać. Choć pewnie na początku łatwiej jej będzie jeśli nie będzie się za bardzo rozpędzać i po prostu wytraci prędkość albo po prostu będzie odpychać się od band. Hamowaniem mogli się zająć nieco później, bo to nie było aż tak potrzebne, przy tych ich „zawrotnych” prędkościach.
    - Nic się nie dzieje – powiedział, nie puszczając jej ani na chwilę, gdy uwiesiła się na jego ramieniu.
    - Dobra…. Zrobimy to inaczej – powiedział, po czym pomógł jej odzyskać równowagę. Następnie odwrócił się do niej plecami, złapał jej ręce i położył je na swoich biodrach, tak by dziewczyna w miarę miała swobodę, ale i też duże oparcie. On był nad wyraz stabilnym obiektem na tym lodzie, więc nie musiała się o to martwić. Zaparł się na tyle, by dziewczyna gdy tylko straci równowagę co najwyżej przejedzie kolanami po lodzie.
    - A teraz rób to co ja albo przynajmniej staraj się – powiedział, po czym powoli ruszył do przodu, wykonując długie ślizgi, choć wiedział, że jej nie będą aż tak długie. Miała teraz swojego prywatne, wypasionego lodowiskowego pingwinka dla początkujących.

    John Daniels

    OdpowiedzUsuń
  112. Jak każdy akumulator, Maille miała to do siebie, że czasem się rozładowywała i potrzebowała chwili spokoju, by móc wrócić do pracy na pełnych obrotach. Ale chyba żaden człowiek nie był w stanie non stop dawać z siebie sto procent i każdy musiał od czasu do czasu zwolnić. Póki jednak blondynka nie potrzebowała przerwy, korzystała ze swoich sporych pokładów energii i chętnie dzieliła się nimi z innymi.
    — To będzie dla niego jak szkoła przetrwania albo obóz wojskowy! — zauważyła ze śmiechem. Z tą różnicą, że dzieciaki dobrowolnie jeździły na takie wypady, a tutaj Elaine miała mieć do czynienia z dorosłym mężczyzną kompletnie nieprzystosowanym do życia. — Ja chyba nie mogłabym tylko leżeć i pachnieć… I pozwolić, żeby wszystko robili za mnie inni. No, chyba że miałabym w tym czasie czytać te wszystkie książki, które chcę przeczytać. To zmienia postać rzeczy — stwierdziła wesoło i puściła Elaine oczko. Nie było nic lepszego, niż kilka godzin spędzonych z książką. Choć to wciąż było tylko kilka godzin, czasem należało również odpocząć od samego czytania.
    — I w łazience! O ile jest przystojny! — zastrzegła i roześmiała się dźwięcznie. Oczywiście żartowała – gdyby faktycznie chciała pooglądać sobie nagich facetów, w sieci mogła wręcz przebierać w stronach dostarczających podobne treści.
    — No proszę, to Lennoxowi całkiem nieźle się trafiło, jak na wynajmowany pokój. Ja u państwa Orwell miałam dla siebie naprawdę malutki pokoik, którego większą część zajmowało łóżko — przyznała, bynajmniej nie z żalem, bo czas, w którym wynajmowała pokój u starszego małżeństwa, wspominała bardzo miło i ciepło. — A na drugi pokój też pewnie w końcu znajdziesz chętnego. Może jacyś studenci by się nim zainteresowali? Jeśli chcesz, mogę wywiesić na Tostmanii jakieś ogłoszenie, że masz pokój do wynajęcia — zaproponowała. Food trucka codziennie odwiedzało sporo osób i nawet jeśli one same czegoś nie szukały, to pocztą pantoflową wieść o wolnym pokoju mogłaby dotrzeć do faktycznie nim zainteresowanych.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  113. Nie przeszkadzało mu, że dziewczyna mówi równie dużo jak on. Wypili całkiem sporo alkoholu, a ten zawsze rozwiązywał język i dodał odwagi do rozmów na przeróżne tematy. Jeśli zostaliby na balu i prowadzili rozmowę przy stole, pewnie nie dowiedzieliby się o sobie połowę z tego, co padło na dachu tego wieczora.
    - Też nigdy nie byłem do końca normalny. Właściwie moi rodzice odkryli to już w dzieciństwie i od tamtej pory chodzę do różnych terapeutów. Mówiłem już, że bogaci ludzie krzywdzą swoje biedne dzieci ? - zaśmiał się, wciąż bawiąc się jej włosami. Całe szczęście, że w pobliżu nie było lusterka ani dziennikarzy, bo później mógłby dostać za to od niej niezłą burdę.
    - Nie wiem czy chcę, żeby ktoś pracował nad moim ego. Lubię swoja pewność siebie, a jeśli nagle zobaczę że mam jakieś wady, to pewnie będę miał jakąś głęboką depresję – roześmiał się, wpatrując się w coraz bardziej opustoszałe już miasto. Robiło się wyjątkowo późno, a zimowa pora nigdy nie zachęcała do imprez i wspólnych wyjść ze znajomymi.
    - Mnie już się wszyscy boją, ej. No, może z wyjątkiem kobiet – zaśmiał się, oddając jej pstryczka, którym go obdarowała. Nie ukrywał, że w pracy był prawdziwym tyranem i ludzie czasem uciekali na jego widok. Pewnie jeszcze kilka lat i prześcignie nawet swojego ojca w byciu zawistnym, zgorzkniałym dupkiem.
    - Tak, tak, ja to wszystko wiem. Mój terapeuta też mi to wiecznie powtarza, ale moja mama też jest zafiksowana na tym punkcie i to ona od dziecka straszyła mnie bakteriami. Nawet smoczka nie dawała mi dwa razy tego samego – wyjaśnił, zwalając odpowiedzialność na kogoś innego. Nigdy nie dostrzegał problemów w sobie i doskonale potrafił wywinąć się z wszystkiego, co mogło jakoś źle o nim świadczyć. Każdy, kto wytykał mu jakąś głupotę, lub błąd musiał się liczyć z tym, że Blaise zaraz znajdzie szybką, przeważnie trafną wymówkę, która oczyszcza go z zarzutów.
    - Budyniem i owocami...gdzieniegdzie – roześmiał się, wyobrażając sobie jej ciało w formie pysznego deseru. Znów nawiązywał do seksu, ale ta wypowiedź aż prosiła się o takie skojarzenie.
    - Tosty? Nie, tosty jadam tylko w Tostomanii. Nie mógłbym zdradzić Maille, jest prawie tak samo groźna jak ty – zaśmiał się, nie domyślając się, że Elaine prawdopodobnie także mówi o tym miejscu. Nijak nie przypuszczał, że mogłyby się skądś znać, a tym bardziej przyjaźnić.
    - Tak, mam. Moja gosposia i kucharze mnie do niej nigdy nie wpuszczają, bo raz jak chciałem zrobić kakao to spaliłem połowę sprzętów i zrobiłem bałagan jak po przejściu tornada – wzdrygnął się na samo wspomnienie masakry, jaką wtedy spowodował. Nigdy nie musiał niczego sam przygotować i nie czuł potrzeby rozwijania swoich kulinarnych umiejętności. Nie przeszkadzało mu, że pozostawały na praktycznie zerowym poziomie. I tak nie miał czasu na gotowanie i babranie się w kuchni.
    - Taa...domyślam się. Po dwóch dniach twojej obecności moja firma by upadła – zaśmiał się, widząc już oczyma wyobraźni, jak buntuje przeciwko niemu pracowników. Na pewno miałaby świetny ubaw, podważając jego autorytet w ich oczach.
    - Kiedyś na pewno skorzystam z twoich usług szczerego terapeuty – zapewnił z uśmiechem - I tym bardziej zabiorę cie na tor, żebyś poćwiczyła. Nie możesz marnować zdanego prawka – zaśmiał się, obejmując ją delikatnie ramieniem.
    – Mieszkam na ostatnim, ale winda działa. W salonie mam przeszkloną ścianę, więc dalej mamy całkiem fajny widok – uśmiechnął się, wybierając odpowiedni kod i przepuszczając ją w drzwiach wieżowca.
    - Dałem znać mojej gosposi i przygotowała już dla ciebie szlafrok i ręczniki. Trochę zmarzłaś na dachu i pewnie przyda ci się jakaś ciepła, relaksacyjna kąpiel. Ewentualnie możemy posiedzieć i pić dalej w jakuzzi – zaśmiał się, wciskając odpowiedni numerek w windzie, która wręcz błyskawicznie przetransportowała ich na samą górę.

    Blaise Ulliel

    OdpowiedzUsuń
  114. Najwyraźniej zdążyła już zauważyć jego tendencję do unikania odpowiedzialności, bo za każdym razem kiedy to robił, spotykał się z jej nieco karcącym wzrokiem. Faktycznie była niezłą terapeutką, skoro nawet pewne mechanizmy obronne nie umykały jej zaburzonej alkoholem uwadze.
    - Świat twierdzi, że nie jestem do końca normalny więc pewnie tak musi być – zaśmiał się, ukrywając prawdziwy powód wizyt u specjalisty. Jak każdy miał pewną pulę sekretów, które wolał zachować tylko dla siebie i najbliższych. Tym bardziej, że z Elaine znał się praktycznie jeden dzień i nie wiedział na ile może jej już zaufać.
    - Chyba faktycznie za dużo wypiłaś, bo robisz się podejrzanie miła – uśmiechnął się, obejmując ją ramieniem, kiedy się w niego wtuliła. Cieszył się, że go polubiła i była w stanie przyznać, że nie ma go za aż tak wielkiego dupka jak na starcie ich pokręconej nieco znajomości.
    - Dostaję dużo dziwnych nagród - zaśmiał się, wyobrażając sobie jak mogłoby wyglądać trofeum tyrana roku – Ostatnio dostałem taką dla najbardziej pożądanego kawalera w Nowym Yorku – dodał z uśmiechem, wspominając jak wiele idiotycznych tytułów potrafiły przyznać mu różne organizacje i gazety.
    - Dla seksu jestem w stanie się poświęcić i zapomnieć o bakteriach. Ty na pewno ich nie masz w nadmiarze, więc jeśli tylko najdzie cię ochota… - mrugnął do niej z uśmiechem, wiedząc, że tym razem jej tym nie urazi. Zbliżyli się już do siebie na tyle, że mogli swobodnie i bez negatywnych konsekwencji żartować na przeróżne tematy. Przekonała się, że nie tylko szybkie numerki mu w głowie i nie reagowała już na jego sprośne wstawki złością.
    - Znasz Maille ? Skąd ? - wbił w nią zaciekawione spojrzenie, nijak nie spodziewając się, że cokolwiek mogłoby łączyć te dwie kobiety – Aniołek ? No nie wiem, jej hobby to dogryzanie mi i wytykanie błędów. W sumie mogłybyście zawrzeć jakiś pakt, dogadałybyście się w tej sprawie – zaśmiał się, dopiero teraz orientując się, że być może faktycznie jego przyjaciółki miały ze sobą coś wspólnego – Nigdy bym jej nie skrzywdził, to naprawdę cudowna kobieta – dodał z uśmiechem, zupełnie zgodnie z prawdą. Najwyraźniej od niedawna jednał sobie ludzi, którzy byli całkowitym jego przeciwieństwem i którzy pochodzili z kompletnie innego świata niż on. Widocznie jego podświadomość poszukiwała znajomych, którzy będą wpływać na niego karcąco i trzymać go czasem twardą ręką, a nie uśmiechać się do niego jedynie w poszukiwaniu korzyści dla swojej kariery i sławy.
    - Nie ma problemu, odkupię wszystko co zniszczę w twoim mieszkaniu – zapewnił, nie mając zamiaru narażać jej na jakikolwiek straty. Zazwyczaj niszczył wszystko, czego się dotknął i lista uszkodzeń będzie prawdopodobnie bardzo długa.
    - Mam domek pod miastem, więc wtedy pewnie zabrałbym cię do niego. Ewentualnie faktycznie jakiś hotel, ewentualnie helikopter zabrałby nas na dach, a stamtąd do mnie blisko – zaśmiał się, mając kilka sensownych rozwiązań w zanadrzu. W jego towarzystwie zwykłe problemy zazwyczaj nie istniały i nie musieli się martwić, że coś mogłoby pójść nie tak.
    - Jest prawie tak dobry, jak ten ze szczytu mojej firmy. Lubię podziwiać miasto, które kiedyś całe będzie należało do mnie – roześmiał się, biorąc ją pod rękę i prowadząc z windy przez wyłożony miękkim dywanem korytarz. Wszystkie pomieszczenia w tej części budynku należały do niego, więc nie musieli obawiać się, że na kogokolwiek oprócz jego pracowników tutaj wpadną.
    - W takim razie chętnie będę podziwiał to, jak seksownie prezentujesz się w bieliźnie – wyszczerzył się, odwieszając zarówno swój, jak i je płaszcz i gestem ręki zapraszając ją do środka – Rozgość się i czuj się jak u siebie. Pójdę włączyć nam jakuzy, a ty poszukaj dla nas w barku jakiegoś wykwintnego szampana albo coś mocniejszego – uśmiechnął się, dając jej odruchowo buziaka w policzek i kierując się w głąb apartamentu. Zdążył już nieco otrzeźwieć, więc bez trudu pokonał serię schodków w dół, gdzie znajdował się basen i wspomniana wcześniej wanna z bąbelkami.
    Blaise Ulliel

    OdpowiedzUsuń
  115. - Daj spokój. Jaki tam straszak. - Zaśmiałam się serdecznie. Nigdy jakoś tak o niej nie pomyślałam. Ba! Nawet mi coś takiego do głowy nie przyszło. - Jego trudno jest czymkolwiek nastraszyć. Chyba, że brzmi to mniej więcej tak... - Odchrząknęłam delikatnie. - Braciszku kochany, grałam w tę twoją ulubioną grę na twoim koncie i wszystko mi się zresetowało. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe. Trochę punktów już nabiłam, ale chyba nie aż tyle ile ty ich miałeś. - Powiedziałam to z niby powagą i niby jakąś skruchą w głosie. - Żebyś wiedziała, jak raz się o to ze mną pogniewał. - Ponownie zachichotałam. Ale wtedy nie wiedziałam o tym, że tej gry akurat nie można było zapauzować. Ale grało się calkiem przyjemnie. To musiałam przyznać. - Później efekt był taki, że chował... A raczej nadal chowa konsolę przede mną. - Pokiwałam delikatnie głową. - Wiesz, ja mu życia nie będę układała. Jeżeli będzie chciał tutaj przylecieć i jakoś żyć to pomogę mu jakoś. Jeżeli nie to też będzie dobrze. - Jak dla mnie najlepiej byłoby, gdyby młodszy został tam gdzie był do tej pory. Niby nie narzekałam na dzieciaka, ale jednak wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma . Czy jakoś tak to szło.

    [I może Misha by się w niej zauroczył. Albo ona w nim ;)]

    OdpowiedzUsuń
  116. [Jeżeli chodzi o Lennego to teraz z Boćkiem prowadzę wątek, gdzie Lennox stracił pamięć (nie ma o co się martwić- wróci mu ;) ). I ogólnie myślałam, aby zrobić tak, że Lenny znajdzie gdzieś w swoim notesie zapisek z numerem telefonu do "Elaine- współlokatorka" i zadzwoni do niej, aby trochę naprostować sytuację.]

    OdpowiedzUsuń
  117. -Speed dating? - uniosła brwi, czując, że jest zdecydowanie zacofana w tematyce teraźniejszych sposobów podrywania i randkowania. - W sensie, że każdy ma z sobą na szybko zamienić kilka słów i leci taka kolejka, że ludzie co chwila się zmieniają? - spytała, strzelając.
    Ona była kobietą starej daty chyba. Wierzyła w galanterię, chciała kwiatów i wieczornych spacerów. Chciała też wielkiej miłości jak z finałów kinowych hitów, opiekuńczości, troski... I oczywiście gdy miała to wszystko, zrąbała sprawę. A później pojawił się Paul.
    Ludzie nie wiedzieli, że gdy wyjechała zakochana w manipulancie, nie skończyło się to zerwaniem. Ślub był cichy i skromny i to nie z jej wyboru. A później do niczego już nie miała prawa i właśnie z tego nie chciała się tłumaczyć.
    - O nie... ja się nie nadaję do tego - zapewniła speszona. Ona sama nie uporała się jeszcze z większością swoich spraw i wciąż czekała aż listonosz jej poda kopertę z podpisanymi papierami rozwodowymi. Do tej pory nikt nic nie przyniósł i obawiała się, że może nigdy się ich nie doczekać. Ale to nic. Tak jak było teraz, było dobrze. Była wolna, nawet z zarejestrowaną zmianą stanu cywilnego.
    - Nie no, następnym razem wezmę taczkę i będę wieźć kwiaty, a nie nieść - swierdziła rozbawiona. - A co miałabym niby takiego zakładać? Do niczego nie mam talentu - wzruszyła ramionami, nie zdając sobie nawet sprawy, że przemawia przez nią to, co wpajał jej mąż, od którego uciekła.

    Charlie

    OdpowiedzUsuń
  118. [Jest mi tak potwornie głupio... przepraszam! Celowo ominęłam Twój komentarz, żeby zastanowić się nad czymś nieco głębszym niż zwyczajne spotkanie w klinice (ślicznego tego kotka ma El!), a w międzyczasie podejrzeć kartę Polly, z którą Darlene być może miałaby więcej wspólnego, a potem zapomniałam kompletnie, że miałam Ci odpisać. :( Raz jeszcze najmocniej Cię przepraszam, chyba zacznę sobie robić tabelki z odpisami (i nie tylko z nimi), bo inaczej kiedyś ta moja skleroza wpędzi mnie w kłopoty.
    Dziękuję za powitanie. Rzeczywiście zdjęcie Darlene przywiodło mi na myśl osobę pracującą ze zwierzętami, stąd też wybór jej aktualnego zawodu. :) Co do wątku, ja chętna zawsze jestem, niestety chyba (wbrew oczekiwaniom) nie będę mogła pochwalić się żadnym oryginalnym pomysłem. Ale spróbuję zaproponować przynajmniej coś znośnego. ;D
    A). Wątek z Elaine: skoro jest właścicielką baru, być może Darlene udało się zawędrować własnie do jej lokalu. Pech chciał, że zaczepił ją jakiś wyjątkowo natrętny prostak i gdy dziewczyna zorientowała się, że nie dociera do niego jej nie, poszukała ratunku w łazience/na zapleczu, gdzie akurat byłaby Twoja panna? W tym momencie wszystko zależałoby od reakcji El, bo albo mogłaby zechcieć jej pomóc, albo wywaliłaby ją z krzykiem, różnie się nam to może potoczyć.
    B). Wątek z Polly: Darlene lubi dzieci, a czy Polly opiekuje się czasem młodszym kuzynostwem? Wpadło mi do głowy, że jeśli to robi, mogłaby kiedyś zostawić na sekundę najmłodszego kuzyna w parku (poszła po coś do jedzenia/picia/telefon jej zadzwonił, nie mam pojęcia), gdzie zaczepiły go inne dzieciaki. Hopper, widząc taką sytuację, na pewno stanęłaby w obronie Severusa, a co dalej, to już zobaczymy.
    Co Ty na to?]

    Darlene Hopper i jej skruszona autorka

    OdpowiedzUsuń
  119. Czasami miała wrażenie, że El samą siebie ocenia jako jakiegos potwora. Była normalną, zdrową kobieta i stwierdzenie jak to sprzed chwili, że wyciągnąć z niej człowieka, to cud, był sporo przesadzony. Osiągnęła tak wiele i prowadziła prężnie włąsny interes, a to był jeden z powodów, dla których mogła dumnie iść przed siebie z uniesioną głową. Charlie znalazłaby jej jeszcze kilka, gdyby potrzebowała je usłyszeć.
    - Jestem zdecydowanie beznajdziejna romantyczką, słonko, więc to chyba nie dla mnie - stwierdziła z westchnieniem i poprosiła przechodzącą obok dziewczynę o szklankę wody. Rozmawiała z szefową, a były to powazne i prywatne rozmowy, więc nie miała zamiaru jej traktować jak kelnerki. A na wodę zasłużyła tym wysiłkiem dotaszczenia kwiatków aż tu!
    - Ale przyjść chyba przyjdę. To brzmi świetnie, jestem ciekawa, jak wygląda w praktyce - zadecydowała. - A ty bierzesz udział? - spojrzała z ciekawością na El. Z tego co się orientowała, ona chyba też nie miała nikogo... ?
    Charlie

    OdpowiedzUsuń
  120. Wciąż nie mógł uwierzyć, że właśnie siedzą razem w jego apartamencie. Początek ich znajomości wskazywał, że jeśli już gdzieś we dwójkę wylądują to na SORZE, lub komisariacie. Im bliżej znał Elaine, tym bardziej pełna tajemnic mu się wydawała i choć tej nocy obydwoje zdradzili sobie nawzajem mnóstwo sekretów, wciąż gdzieś głęboko skrywali na pewno te najważniejsze.
    - Pewnie nie istnieją, ale większość zakłada że wszystko z nimi w porządku – uśmiechnął się, wdzięczny że nie chciała na siłę wydobyć jego mrocznych sekretów. Na ogół nie otwierał się tak bardzo przed ludźmi i zaczynał powoli żałować, że tyle wypił. Zbyt krótko znał dziewczynę, aby w pełni jej zaufać, a to czym się z nią dzielił było świetną kartą przetargową do fortuny z rąk wścibskich dziennikarzy.
    - Koniecznie, a przy okazji wpisz mi w kalendarzu te godziny, w których jesteś miła – zaśmiała się, udając że szuka w kieszeni terminarza. Z każdą minutą coraz bardziej łagodniała i był jej za to naprawdę wdzięczny. Nie chciał mieć w niej wroga, a przyjaciela właśnie.
    - Ja jestem irytujący, ja ? Niby w którym miejscu ? - spojrzał na nią oburzony, by po chwili znów się roześmiać. Faktycznie czasem ciężko było z nim wytrzymać i tylko najbliżsi mieli wystarczająco cierpliwości, żeby znieść go dłużej niż kilka godzin.
    - Nie myślę o małżeństwie, więc raczej żadnej się to nie uda. I wiem, doskonale wiem, że większość ludzi rozmawia ze mną tylko dla rozgłosu i sławy, ale chyba zdążyłem już do tego przywyknąć – westchnął, mierzwiąc dłonią już i tak potargane włosy. Jego życie przypominało jeden wielki teatr i nigdy nie wiedział komu może zaufać. Nie raz zbliżył się do kogoś po to tylko, żeby zaraz usłyszeć w mediach kolejną sensację na swój temat, o której dziennikarze sami z siebie nie mieli prawa wiedzieć.
    - Kochana, na mój widok zawsze nachodzi ochota – mrugnął do niej z szerokim uśmiechem, wymownie szturchając ją ramieniem. Może i miał zbyt wysoką samoocenę, ale wpływały na nią głównie kobiety, które śliniły się kiedy tylko obok nich przechodził.
    - Zaproponowałbym jakiś wypad we trójkę, ale obawiam się że mogłybyście mnie tam razem zniszczyć i zabić moje ego – zaśmiał się, już wyobrażając sobie uszczypliwe uwagi z ich strony. Obie były przy tym wyjątkowo urocze, ale nie był pewien czy jest w stanie znieść taką podwójną falę szczerości. Należały do nielicznych osób, które bez skrępowania mówiły mu co myślą i nie obawiały się jego reakcji.
    - Wiem, nie muszę sam nic robić, a do tego mam apartamenty w prawie każdym mieście na świecie. A, no i mam też prywatną wyspę, kupiłem sobie ostatnio i nie wiem czy o tym wspominałem – zaśmiał się, w żaden sposób nie chcąc się przechwalać. Jego życie były zazwyczaj usłane różami i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Mógł mieć wszystko czego zapragnął, ale na dłuższą metę i to przestało go zadowalać. Kiedy możesz spełnić każdą swoją zachciankę, przestajesz z czasem marzyć, a to nie jest już takie przyjemne.
    - Na pewno dałabyś radę. Zabiorę cię w kilka fajnych miejsc kiedyś i sama się przekonasz. Spokojnie, przez dzień czy dwa twój dom ani praca na pewno się tym demonicznym sposobem nie zawalą – uśmiechnął się, naprawdę mając ochotę spędzić z nią kiedyś jeszcze trochę czasu. Dobrze czuł się w jej towarzystwie i działała na niego w dziwnie kojący sposób. No, za wyjątkiem momentów, w których się z niego nabijała i stąpała po bardzo cienkim gruncie.
    - Masz bardzo ładną figurę, a to po całym dniu się nie zmienia. Tak, zdecydowanie możesz dalej wyglądać seksownie – wyszczerzył się, podając jej przygotowany dla niej ręcznik i szlafrok. Większość jego pracowników mieszkała piętro niżej, więc w każdej chwili byli na jego zawołanie.
    - Gotowa ? - poderwał się z leżaka, kiedy zeszła na dół i odebrał od niej wódkę – Ciepła woda i bąbelki już czekają – uśmiechnął się, gestem ręki zapraszając ją do jakuzy i rozlewając w tym czasie alkohol do kieliszków od szampana. I tak byli już po mocnej dawce alkoholu, więc jeśli wypiją teraz więcej, kac i tak będzie jutro równie męczący, co po zaledwie kilku głębszych.
    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  121. — Reklamy zawsze spoko. Ludzie to uwielbiają jak wciskasz im kit i mówisz jakie coś jest „zajebiste” – powiedział pół żartem. On nie lubił tego, nie przepadał też za komentarzami w stylu „sprzedałeś się”, chociaż to i tak tutaj w Stanach był spokój, bo w takiej Polsce, szkoda słów. Po prostu szkoda słów.
    — Jak by to powiedział taki polski pisarz: „Nasza fortuna kołem się toczy, to trzaśnie w mordę to plunie w oczy” – zacytował. Starał się możliwie dużo czytać po polsku, oglądać polskich filmów, co nie było takie trudne w internecie. Przecież jak odpowiednio się poszukało to nawet i znalazłoby się faceta, który sądzi że jest Hitlerem.
    — No chyba nie…ja za chwilę będę mieć dwadzieścia siedem lat – powiedział. Kolejny rok na karku, kolejne urodziny, kogo właściwie nikogo nie obchodzą. Takie nudne to życie. – I skoro tak chcesz…babciu – powiedział przekornie. Uśmiechnął się lekko do niej i mrugnął. – Dobrze babciu, nalej mi jeszcze ze dwa shoty, i może jakiejś coli, albo pepsi – poprosił.
    Niby nie chciał się upijać, no ale...jeszcze z jakieś dwa kieliszki to nie zaszkodzi. Mógł przecież coś wypić, był pełnoletni, jego wiek znacznie przekraczał już to słynne amerykańskie drink border, wiec dlaczego nie korzystać z tego wszystkiego? No i nic w sumie nie zaszkodzi, przecież się nie upije tymi kilkoma kieliszkami. Poza tym wiedział kiedy przestać.
    — Co powiesz ciekawego, tak poza tym? Miałabyś może ochotę gdzieś kiedyś wyjść? – zapytał. – Na jakiś mecz, albo po prostu wyjść, pochodzić porozmawiać? O ile masz czas i chęci.

    Zack

    OdpowiedzUsuń
  122. Ostatnio życie mi się nieco skomplikowało. Uległem wypadkowi, w którym straciłem pamięć. Nie pamiętałem nic. Kompletnie nic. Dziura. Pustka. Nie pamiętałem jak się nazywam, kim jestem, co robiłem. Wszystko było dla mnie takie obce. Po wielu perypetiach wyszedłem ze szpitala. Z pomocą przyszedł mi pewien człowiek, który twierdził, że kiedyś byliśmy razem. Z resztą nieważne.
    W międzyczasie udało mi się znaleźć mój zeszyt z różnymi zapiskami, notatkami, adresami i numerami telefonów. O dziwo miałem tam też spisany swój numer PIN do karty kredytowej, co na chwilę obecną bardzo ułatwiało mi życie. W każdym razie w zeszycie tym zauważyłem adnotację, zawierającą numer telefonu, imię i nazwisko oraz adres pewnej osoby.
    Elaine Eagle
    właścicielka mieszkania...

    Długo nie czekałem. Udałem się tam, aby dowiedzieć się co nieco. Może to mi chociaż trochę pomoże odzyskać pamięć. Albo chociaż dam znać, że żyję. Z transakcji internetowych wynikało, że pieniądze za pokój cyklicznie wpływały na jej konto. Być może jeszcze mnie stamtąd nie wywaliła.
    Ściskając smycz w dłoni i spoglądając niepewnie to na drzwi od mieszkania to na Cheddara uznałem, że trzeba w końcu ruszyć dalej. Pójść i co nieco wyjaśnić kobiecie. Może była na mnie zła. A może się martwiła. Nie wiedziałem co mogło dziać się przez ten czas, kiedy byłem w szpitalu. A przecież minęło kilka tygodni. To długi czas. Sam bym się chyba martwił.
    Przekręciłem klucz w zamku, wchodząc niepewnym krokiem do środka. Czułem się dziwnie, zupełnie jak jakiś intruz, który wchodzi na nie swój teren. Wdech, wydech, nie zapomnieć o tak prostej czynności, gdy zżerał mnie niemalże w całości stres.
    "Spokojnie Lennox... Tylko spokój może ciebie w tej chwili uratować." - Przemknęło mi przez głowę. Wszedłem do kuchni, gdzie siedziała kobieta. Przyjrzałem się jej uważnie. Szczerze powiedziawszy, idąc tutaj spodziewałem się jakiejś starszej kobiety. Nie wiem czemu tak myślałem.
    - Cześć... - Powiedziałem cicho, uśmiechając się lekko, z niemałym zakłopotaniem. Wyglądała na bardzo zaskoczoną moim widokiem. - Ty jesteś pewnie Elaine, co nie? - Zapytałem się jej. Wyglądała teraz na zaniepokojoną tym pytaniem.

    OdpowiedzUsuń
  123. El Ena,

    Wczoraj minął regulaminowy tydzień bez aktywności z Twojej strony, w związku z tym otrzymujesz upomnienie — uprzejmie proszę o poprawę aktywności na blogu. Jeśli w przeciągu kolejnego tygodnia ta poprawa nie nastąpi, z dniem 29 marca Twoje postacie zostaną cofnięte do wersji roboczych i usunięte przy okazji najbliższej listy obecności.

    ADMINISTRACJA NYC

    OdpowiedzUsuń