Ethan Hochul
- 31.12.1993 r.
- syn Gubernator Nowego Jorku oraz członka zarządu w Liberty Media Corporation
- zawodowy gracz NHL w New York Rangers
- posiada dwa psy i miniaturową świnkę
Od dziecka na każdym kroku przyciągał kłopoty i doprowadzał swoich rodziców do białej gorączki. Miał problem, aby dostosować się do zasad, często prowokował bójki, a siedzenie w szkolnej ławce nudziło go na tyle, że w jego dzienniczku, co rusz lądowały kolejne uwagi. W przeciwieństwie do rodzeństwa nigdy nie chciał pójść w rodzinne ślady, polityka czy prawo nigdy go nie interesowały i uważał je za cholernie nudne. Będąc nastolatkiem, często zadawał się z dzieciakami z zupełnie innej klasy społecznej, świetnie czując się w ich towarzystwie. Nadal utrzymuje kontakt z wieloma z nich, choć napięty grafik treningów nie pozwala mu już brać udziału w nielegalnych wyścigach tak często, jakby tego chciał. Hokej pokochał za sprawą dziadka od strony matki, jednej z największych legend NHL. To jedyny sport z treningów, którego nie został wyrzucony za ciągłe bójki i atak na przeciwnika, wręcz przeciwnie, tutaj był on całkiem mile widziany, a on chcąc nie chcąc, kolejny sezon z rzędu był rekordzistą w kontekście nałożonych kar. Mentalnie wciąż pozostaje nastolatkiem, nie dojrzał jeszcze do żadnej z poważnych ról ojca, męża czy choćby partnera na dłużej, niż kilka miesięcy. Utwierdza się w przekonaniu, że dzięki temu nie ma nic do stracenia, wmawiając sobie, że wcale nie ma to związku z obawą przed odrzuceniem. Żyje z dnia na dzień, tak, jakby jutra miało nie być, ciągle ryzykując i przy okazji przekraczając kolejne granice wytrzymałości oraz korzystając z faktu, że prawdopodobnie niczym kot, ma kilka żyć. Przynajmniej taką ma nadzieję, bo co najmniej dwa z nich już dawno powinien stracić.
Hej! My już tutaj byliśmy, ale jakoś tak zatęskniłam za tym gagatkiem i robimy kolejne podejście, mam nadzieję, że przyjmiecie go równie ciepło jak wcześniej. Jestem otwarta na wszystko, szukamy licznych powiązań, chodźmy stworzyć razem coś fajnego :)
E-mail do kontaktu: szwedzkafanka@gmail.com, buźki użyczył: Ariyan Akaltun <3
[Chcemy go 😌😏]
OdpowiedzUsuńMeave
[Specjalnie dałaś tą miniturową świnkę, znasz moje słabości 😩]
OdpowiedzUsuń[ Syn marnotrawny powrócił xD ]
OdpowiedzUsuńAstridziątko <3
[Ja to nie wiem, kto zezwala na takie nieprzyzwoite zdjęcia na stronie głównej - też chcę loda! ♥
OdpowiedzUsuńCześć, baw się z Ethanem dobrze, oby tam razem owocniej. ;-)]
Charlene siedziała nieruchomo, ale w środku była jak napięta struna. Ethan zajął swoje miejsce na kanapie, dokładnie tam, gdzie zawsze – nie za blisko, nie za daleko. Był jak dobrze wyuczony odruch, jak rytuał, który powtarzał od lat. I właśnie to ją przytłaczało najbardziej.
OdpowiedzUsuńChciała, żeby tu był. Chciała, żeby siedział w ciszy, tak jak teraz, żeby jego obecność przykrywała te najgorsze myśli. Ale jednocześnie miała ochotę krzyknąć, żeby wyszedł. Bo ta troska, jego ciągłe patrzenie na nią z tym cieniem winy w oczach, przypominało jej o wszystkim, czego nie umiała zapomnieć. Każde jego westchnienie brzmiało jak niewypowiedziane „przepraszam”, którego nigdy nie powinna od niego słyszeć.
Przecież to nie jego wina. Powtarzała to sobie tyle razy, że słowa straciły znaczenie. On był dzieckiem. Miał wtedy dziesięć lat, liczył do stu z twarzą wciśniętą w drzewo, mrucząc pod nosem, bo zawsze tak robił. A ona zniknęła. Nikt nie mógłby tego przewidzieć. Nikt, a już na pewno nie on. Ale Ethan nosił tę winę jak medal, którego nie chciał, a jednak nie potrafił zdjąć.
I może właśnie dlatego czasami miała go dość. Bo kiedy patrzył na nią w ten sposób, jak teraz -- jak na coś kruchego, coś, co trzeba pilnować - czuła się jak dziecko, które nadal jest tam, w tamtym poranku pachnącym asfaltem i rdzą. Jakby wszystko, co zrobiła później, całe jej życie, sprowadzało się do tej jednej chwili, w której przestała być. A Ethan patrzył tak, jakby to on miał ją przywrócić do istnienia.
„Nie musisz tego robić.”, chciała mu powiedzieć. Chciała, żeby przestał sprawdzać, czy je, czy śpi, czy oddycha równo. Bo to nie on był jej ratunkiem. Nie on miał nią być. A jednocześnie… Gdyby naprawdę odszedł, gdyby przestał przychodzić, jej mieszkanie stałoby się puste w sposób, którego nie umiałaby znieść.
Nie chciała, żeby czuł się winny. Nie za to, że liczył wtedy za wolno. Nie za to, że był dzieckiem. Ale nie potrafiła mu tego powiedzieć, bo każda próba brzmiała jak wymówka, jak gotowa formułka, której nikt z nich nie potrafił uwierzyć.
Przesunęła palcami po zimnym kubku i poczuła, że jej dłonie drżą. Chciała się odezwać, powiedzieć mu to wszystko - że ma przestać, że jest wdzięczna, że nienawidzi tej wdzięczności, że się w niej dławi. Ale kiedy podniosła na niego wzrok, zobaczyła w jego twarzy dokładnie ten sam wyraz, co zawsze. I nic nie powiedziała. Bo bała się, że jeśli cokolwiek w tym zmieni, to on przestanie przychodzić.
Brunetka przygryzła wargę, wpatrując się w ten sam punkt na ścianie, który zawsze wybierała, gdy myśli wracały tam, gdzie nie chciała ich wpuszczać. Ethan siedział cicho, ale jego obecność była jak echo tamtego dnia - zbyt głośne, żeby je zignorować.
UsuńPamiętała zapach - to zawsze wracało jako pierwsze. Asfalt po deszczu, wilgotna ziemia i coś jeszcze… metaliczny posmak w powietrzu, jakby naprawdę można było czuć rdzę na języku. Śmiała się wtedy, biegła z gołymi kolanami, licząc, że schowa się lepiej niż kiedykolwiek. Ethan liczył, z twarzą przyciśniętą do pnia drzewa, mamrotał pod nosem te swoje oszukane cyfry. „Dziewięćdziesiąt trzy… dziewięćdziesiąt cztery…” tak bardzo był wtedy Ethanem, dzieckiem, które nigdy nie oszukiwało dobrze.
A potem wszystko urwało się w pół kroku.
Pamiętała chłód ręki, która zacisnęła się na jej nadgarstku tak nagle, że nawet nie zdążyła krzyknąć. Była odwrócona plecami, nie widziała twarzy. I może to dobrze - bo do dziś pamiętała każdy szczegół tego, co poczuła. Szorstkość rękawiczki. Słodkawy zapach jakiejś taniej wody kolońskiej zmieszanej z potem. I dłoń, która zakryła jej usta, tak mocno, że zęby wbiły się w wewnętrzną stronę policzka.
Próbowała się wyrwać. Kopnęła, ugryzła, ale wtedy druga dłoń znalazła się na jej twarzy - szorstki materiał, pewnie kawałek koszulki albo szal, który pachniał kurzem i czymś, czego nigdy nie potrafiła nazwać. Zacisnął go na jej oczach, mocno, jakby bał się, że zapamięta każdy kawałek nieba, każdy listek, każdy fragment twarzy, którego i tak nie widziała.
Oddychała za szybko, prawie się dławiła własnym oddechem, a on przycisnął ją do siebie tak, że czuła jego serce - spokojne, nierealnie spokojne w porównaniu z jej paniką.
To wszystko trwało może kilka sekund, ale w jej pamięci ciągnęło się jak godziny. Pamiętała, że w pewnym momencie usłyszała Ethana - krzyczał jej imię, gdzieś daleko, niewyraźnie, jakby byli oddzieleni grubą ścianą. I wtedy poczuła coś jeszcze - ten moment, w którym wiedziała, że to się naprawdę dzieje, że nie jest to żaden żart, żadna gra.
Ostatnią rzeczą, jaką zapamiętała z tamtego poranka, był dźwięk - ciężkie, przytłumione kroki i jej własne serce, które waliło tak mocno, że zdawało się odbijać echem w jego dłoniach, w tym wszystkim, co ją pochłaniało.
Wzięła płytki oddech i spojrzała ukradkiem na Ethana. Nadal siedział w milczeniu, jak zawsze, jakby wyczuwał, że właśnie teraz wraca do tamtego dnia. I może dlatego chciała krzyknąć, żeby przestał tak na nią patrzeć, bo przypominał jej o wszystkim, co straciła wtedy - i o tym, że to jego głos był ostatnią rzeczą, jaką tamtego dnia usłyszała jako Charlene sprzed ciemności.
A na to nie była gotowa.
— Nie musisz mnie pilnować, Ethan — wyszeptała zachrypniętym od zbyt długiej ciszy głosem, wyrywając się ze wspomnień.
Charlene
[No i co my mamy zrobić z tym gagatkiem? ^^ Ian to już zdążył zakwitnąć na tamtej imprezie ^^]
OdpowiedzUsuńIAN HUNT