Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

2190. Insane inside the danger gets me high


Z początku zaczyna się niewinnie. Wpisany w nową rolę opiera się na własnej moralności. Wciąż dźwiga na barkach sprawiedliwość prawa i wierzy, że wpajane mu nauki, nie idą w las.

Pierwszy spotyka go sceptycyzm tłumu. Nieokiełznany przez nikogo dystans. Niewidzialny pas ziemi niczyjej, jak łata przygłuszonych emocji, porzuconych gdzieś pod butami znajomości, gdy wszyscy inni (starsi rangą strażnicy), wolą go omijać łukiem.

W ciągu ledwie tygodnia od podjętego stanowiska, traci własne imię i cudzą uwagę. Wpada w zapomnienie.

Będąc strażnikiem więziennym, w pierwszych miesiącach pracy czuje się samotny i osamotniony. Nowi funkcjonariusze nie są mile widziani przez weteranów. To nic osobistego. To tylko prosta kalkulacja zysków i strat, zaciągnięta na płachcie minionych doświadczeń. To ona przecież mówi im, że jako świeżak może popełnić błąd, i że błąd ten może doprowadzić do Jego i Nie-Jego śmierci.

Potem trzaskają w nim pierwsze gałązki nadziei.

W połowie czasu – między ciszą nocy, a samotnością – wije się gniazdo więziennych paranoi. Emocje, wyłożone na taśmie przezorności, przewijają nagranie.

Nie dostrzega tego w sobie, robi to zupełnie nieświadomie.

Odgrywa w głowie na nowo sceny bijatyk, gwałtów i podburzeń. Klisze uchybień, buntu i kolejnych machnięć ostrza, od których niekiedy polewa się też krew.

Odbija pieczęcią pamięci w głowie sylwetki tytanich więźniów, których wolałby nie spotkać nigdy więcej, a których spotyka codziennie na korytarzu, wiedząc, że tego giganta przestępczości, a jego własne ciało, dzieli ledwie wymalowana jaskrawym kolorem linia na podłodze.

Wiedziony potrzebą samodyscypliny i niezbędnej w tej pracy analizy, odsłuchuje dźwięki nocy na nowo, raz za razem... Brzdęk opuszczanych obok niego tac, dochodzących uszu; świst rzucanych nad ramionami przedmiotów. Szelest kontrabandy, chowanej w ścianach, w materacu i w każdej innej możliwej przestrzeni.

W końcówce zmiany, przy trzeciej jej kwarcie, cień za plecami rozpręża się za nim — goni go już nie czasem, a nieustannie. Rozwarstwia się w mnogościach przypuszczalnych zagrożeń.

Odkąd nad ranem, drażniony klingą rosnących z roku na rok wyklnięć i agresji, po nocnej warcie wraca do domu „złamany” —
… gdy dowiaduje się, że za siatką zakładu ma mniej praw, niż oni.
… gdy nadrzędnym jego celem staje się przetrwanie.
… gdy nawet tubka pasty do zębów budzi w nim mnogość niekoniecznie dobrych skojarzeń.

— To moment ostatecznej zmiany.

Nowa tożsamość i szara, wydrapana stanowczością w cegłach celi dola, złożona z pęknięć duszy i rozgałęzień myśli — wszystkich widzialnych i niewidzialnych blizn, zgrubionych pod naskórkiem, wtłoczonych w linie żył, wciągniętych żałobnym sznurem do głowy — prowadzi go do tego, kim staje się dziś. Kogo czasem nie poznaje w lustrze, ale o kim wie, że nie powinien mówić głośno.

— Jak powiedzieć zębom, że już wkrótce, zaciśnięte w szczękach złości, przestaną czuć różnicę między więzieniem, a wolnością?
— Jak powiedzieć ustom, że rozszczelnione w zmęczeniu i plamione traumą, po wypowiedzeniu słów, nigdy nie zaznają zrozumienia?
— Jak powiedzieć dłoniom, że gdy sięgają po kochankę w objęciach, to nie w pożegnaniu?
— Jak powiedzieć oczom, że czytając książkę, nie muszą szukać w rogach notatek, narkotyków i narzędzi zbrodni?
— Jak powiedzieć ciału, że bez leków zobojętniających, nie skruszeje; że może dalej żyć?

Jak powiedzieć...? I czy mówić o tym wszystkim głośno?
___

Pierwotnie miała być to moja KP, ale wyszła tak rozwlekła, że postanowiłam zrobić z tego pierwszy fabularny post. Może kiedyś przyjdzie czas na następne.

2 komentarze

  1. Po tym, co nam tutaj zaserwowałaś, czekam na następne posty fabularne :) Tym bardziej, że postać Jaimie'ego jest bardzo ciekawa i z chęcią przeczytałabym więcej oraz bardziej szczegółowiej o tym, jak stopniowo praca go zmieniała, aż znalazł się w tym punkcie, w którym znajduje się teraz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Muszę stwierdzić, że niezwykle przeraża mnie świadomość faktu jak bardzo okrutną prawdę udało ci się przedstawić w powyższym poście. Ostatecznie jakby na to nie patrzeć, stróże porządku (czy szerzej, funkcjonariusze służb mundurowych) faktycznie wykonują niezwykle odpowiedzialną pracę, za którą często nie są jakoś specjalnie doceniani. Nie mówiąc już o skutkach psychicznych stałego obcowania z różnej maści zagrożeniami, o których nie mogą późnej nikomu opowiedzieć. Mam jednak nadzieję, że kiedyś (może nawet w niedalekiej przyszłości, biorąc pod uwagę, co zaplanowałyśmy) drogę Jamiego przetnie ktoś zdolny wyrwać go choć w pewnym stopniu z tego błędnego koła jakże przybijających myśli.

    OdpowiedzUsuń