
Willow Mahoney
23.06.1998 r. | Medycyna | Columbia University | Sierota | Młodsza siostra | Waszyngton od dziecka | Nowy Jork od trzech lat | Przyszła Pani Doktor z misją | Syndrom Sztokholmski
— Willow? — Głos przebija się jakby przez mgłę. Choć przebywają w tym samym pomieszczeniu, ona zdaje się niczego nie słyszeć. Wbija martwy wzrok przed siebie. Skubie skórki przy paznokciach do krwi, ale nie czuje bólu. Przez jakiś czas była na niego narażona i nauczyła się ignorować nieprzyjemne odczucia. Otarcia i siniaki na nadgarstkach zniknęły dawno temu, ale nieświadomie przesuwa po nich opuszkami palców, jakby liny wciąż się tam znajdowały. — Willow? — Nieco głośniej. Osoba siedząca naprzeciwko powoli podnosi głos, chociaż ona wie, że stara się unikać tego w jej obecności. Krzyki przypominają o jej własnych krzykach w dźwiękoszczelnym pomieszczeniu. Widzi wtedy biegające po podłodze myszy, słyszy jego szyderczy głos życzący jej dobrej nocy w towarzystwie małych przyjaciół.
Wzdryga się, przenosi spojrzenie na kobietę w średnim wieku i delikatnie uśmiecha.
— Tak? — szepcze i odchrząkuje, pozbywając się nieprzyjemnej chrypki.
— Słyszałaś, o co pytałam?
Kręci głową i opuszcza ją, jakby wstydziła się swojego postępowania. Kobieta w średnim wieku sięga jej kolana i poklepuje je, tym samym przekazując, że nic się nie stało. Dziewczyna natychmiast się prostuje i ucieka od dotyku. Nie lubi, gdy ktoś się do niej zbliża. Psychoterapeutka unosi dłonie w obronnym geście i cicho przeprasza.
— Pytałam, jak sobie radzisz w tym tygodniu. Niedługo wypada rocznica śmierci twojej mamy i martwię się, że w tych okolicznościach… — urywa, widząc wzruszenie ramionami. Przecież prawie jej nie pamięta, dlaczego miałaby być smutna z powodu jej śmierci? Lawrence tłumaczył, że mama jest chora, że niedługo odejdzie i ona to rozumiała. Wtedy i teraz.
— Śmierć to naturalny porządek rzeczy, pani doktor — odzywa się pewnym głosem. Zimnym, ostrym jak nóż. Przecina ciszę w taki sposób, że kobieta w średnim wieku odchyla się na oparcie fotela i mruga ze zdziwieniem oczami. Leczy ją od kilku miesięcy, ale czegoś takiego jeszcze nie słyszała z jej ust. — Dlaczego mam sobie z tym nie radzić? — …dlatego, że sama prawie umarłam?
— A radzisz sobie?
— Jak widać. I myślę, że na dzisiaj skończyłyśmy — oznajmia twardo i podnosi się z fotela. Zanim kobieta w średnim wieku zdąży się odezwać, jej już nie ma.
Uśmiecha się na jego widok. Wszelkie wspomnienia ulatują w sekundę, jakby nigdy ich nie było. Znika nieprzyjemne poczucie otumanienia po zastrzyku, który zaaplikował jej w ciemnej uliczce, gdy wracała od przyjaciółki. Znika ból gardła od krzyku, który nie opuszczał jej w tamtym pomieszczeniu, jej osobistej celi. Znika strach, który przeniknął ją do kości, kiedy zobaczyła błysk szaleństwa w jego oczach. Chwyta jej dłoń i przyciąga do siebie, by złożyć na jej ustach namiętny pocałunek, a ona ochoczo go odwzajemnia. Patrzy na niego i nie widzi faceta, który ją porwał. Widzi człowieka, który ją uratował. I nic innego nie ma znaczenia.
Obserwował ją od samego początku swojego pobytu w Nowym Jorku. W końcu to dla niej, a raczej przez nią pojawił się w tym nigdy niezasypiającym mieście. Może nie do końca… Przede wszystkim chodziło przecież o jej brata. Liczył na to, że skoro był takim idiotą, że zostawił za sobą ślady, po których mógł bez problemu dojść do Summer… Liczył bardzo mocno na to, że Mahoney popełni błąd i się z nią skontaktuje, że w końcu się pokaże, a wtedy będzie mógł go dorwać w swoje ręce i rozliczyć się porządnie za wszystko, czego był winien. A miał na sumieniu niesamowicie dużo i, chociaż Franklin nie bywał agresywny i niebezpieczny… Tym razem nie zamierzał się hamować. Wiedział, że jeżeli go w końcu dopadnie, Mahoney nie wyjdzie z tego żywy. Nie było, kurwa, takiej opcji.
OdpowiedzUsuńNim jednak zaciśnie dłonie na jego szyi, zamierzał donieść na niego do centrali. Przekazać odpowiednim osobom, że mężczyzna nie był uczciwy, że nie stał po stronie prawa, że łamał wszelkie wartości.
Ten dzień był, jak każdy kolejny. Skończył pracę i od razu ruszył pod uniwersytet, na którym uczyła się Summer. Kiedy ją tak obserwował wychodził z założenia, że to nawet przykre, że musiała mieć takiego brata. Wydawała się być całkiem porządną osobą. Całkiem zaradną. Mogła wyrosnąć na dobrego człowieka i… Trochę się obawiał, co z nią będzie po tym, co dla niej planował. Nie chciał jej przecież niszczyć, ale musiał mieć coś w zanadrzu. Musiał mieć czym szantażować kolegę po fachu jeżeli nie uda się rozwiązać tego pokojowo, a coś mu niestety podpowiadało, że wcale nie będzie tak łatwo i prosto, jakby sobie tego życzył.
Przeszedł na drugą stronę ulicy. Stanął przy jednej z ruchomych kawiarenek i zamówił czarną kawę, co jakiś czas zerkając w stronę budynku uniwersytetu. Nie mógł przegapić momentu, w którym Summer wyjdzie. Był właściwie ciekaw tego, jak dzisiaj będzie wyglądał jej dzień.
Nim odebrał papierowy kubek z ciepłym napojem schował portfel i wyciągnął paczkę papierosów. Wsunął jedną fajkę między wargi i odebrał w końcu napój. Sięgnął po zapalniczkę w tylnej kieszeni spodni i odpalił papieros, zaciągając się mocno nikotyną. Powoli wypuścił dym spomiędzy warg i ruszył wolnym krokiem w kierunku, w którym szła urocza blondynka.
Trzymał się na bezpieczną odległość, co jakiś czas podnosząc wzrok i kontrolując, czy dokąd szła. Zaciągał się fajką, popijając kawę. Wyglądał jak każdy nowojorczyk zmierzający dokądś. Kiedy się zatrzymała, aby pogrzebać w torebce. Zrobił dokładnie to samo, tylko kilka kroków za nią. No i oczywiście nie sięgał do torebki. Wpatrywał się w ekran swojego telefonu, udając, że coś sprawdza. W tym czasie nie zauważył nadchodzącej z naprzeciwka osoby, która szturchnęła go w taki sposób, że gorąca kawa rozlała się na jego spodnie. Przeklął pod nosem i warknął nieprzyjemnie do przechodnia, całkowicie w tym czasie tracąc skupienie z dziewczyny. Podnosząc głowę, aby rozeznać się, co z nią… Napotkał spojrzenie jej jasnych oczu.
Kurwa.
Stalker
[PSIAPSI <333 Cho na wątek!]
OdpowiedzUsuńTilly
[Cześć! Dobry wieczór! Miło mi powitać wolontariuszkę z tej samej sieci szpitali :)
OdpowiedzUsuńSmutna to historia i gdzieś tam tli mi się również nadzieja, że jej brat jednak się odezwie. Silna z niej jednak dziewczyna, a przynajmniej sprawie takie wrażenie i oby tak było! Baw się dobrze z nową postacią!]
Amelia, Grace oraz Oscar
Kurwa. Kurwa. Kurwa.
OdpowiedzUsuńKurwa, jego mać.
Nie powinna była go zobaczyć. Nie mogła go jeszcze zobaczyć. Zawsze był ostrożny we wszystkim, co robił. Dbał o pieprzone szczegóły, bo to od nich wszystko zależało. Gdyby w Waszyngtonie nie pominął kilku drobiazgów, prawdopodobnie Mahoney zostałby przyłapany na gorącym uczynku, odpowiedziałby w odpowiedni i prawidłowy sposób za swoje zachowanie. Byłby przesłuchany, oskarżony i zapewne skazany. Ale on pominął szczegół. Pominął pieprzoną drobnostkę i obiecywał sobie, że nie nigdy więcej nie zrobi tego ponownie. A tymczasem, co? Summer spojrzała na niego i do tego wszystkiego ruszyła w jego stronę. Rozpoznała go i jeszcze mówiła.
Kurwa!
— Summer — powiedział tak, jakby próbował wlepić ją w odpowiednie miejsce w swojej głowie. Oczywiście, że ją pamiętał. Gdyby tylko wiedziała, jak dobrze ją znał, jak wiele wiedział na jej temat i jak wiele jeszcze chciał się dowiedzieć… Nie mógł jednak schrzanić tego bardziej. Nie odpowiadał za ludzi chodzących ulicami, ale… Był na siebie wściekły. Powinien bardziej uważać. Skupiać się na swoim zadaniu, które sam sobie przecież wyznaczył. — Och tak, Tilly… Znaczy Summer od Tilly — powiedział z lekkim uśmiechem na twarzy. Ten jednak szybko zniknął z jego twarzy. Rozlana kawa tworzyła dyskomfort i musiał coś z tym zrobić. Na początek zdecydował się wyrzucić papierowy kubek po kawie do kosza, a następnie… — Niezdara ze mnie — zaśmiał się, spoglądając na długowłosą blondynkę — masz może chusteczki? — Niewiele był w stanie nimi zrobić. Myślał też, jak pociągnąć dalej te niespodziewane spotkanie. Mógł je przecież jeszcze wykorzystać na swój sposób, ale nie miał przygotowanego planu, a nie lubił bez niego działać. Czuł się bezpieczniej, kiedy jego działania były przemyślane, zanalizowane. Spotkanie twarzą w twarz z Summer było zaskoczeniem, które wprowadziło go w pewien stan zawieszenia. — Co… Co u ciebie? — Spytał dla podtrzymania rozmowy. Pytanie nie wykraczało poza te grzecznościowe, zwłaszcza, że zdążyli chwilę razem posiedzieć przy jednym stoliku w barze. Może ich rozmowa w tamten wieczór nie miała żadnego znaczenia, ale… Ale mógł przecież śmiało uznać, że się znali. Zwłaszcza, że Summer przyjaźniła się z Tilly, a on… Cóż, wciąż się kręcił koło brunetki z myślą o tym, że będzie miał dostęp do blondynki i jak na ten moment… Wszystko szło zgodnie z jego planem, aż do dzisiaj. Nie miał pojęcia, co będzie dalej.
Franklin
Spoglądał na blondynkę, zastanawiając się nad tym, czy mogła cokolwiek podejrzewać względem jego osoby. Kiedy poznali się w barze, zachowywał się normalnie. Zafascynowany jej koleżanką, ale normalnie. Raczej nie powinien wzbudzić jej podejrzliwości. Nic wtedy również nie wskazywało na to, aby Summer mogła go kojarzyć, a przynajmniej zachowywała się w taki sposób. Być może była dobrą aktorką, ale wcześniej starał się być niezauważony i do tej pory, cały czas mu się to udawało. Do dzisiaj.
OdpowiedzUsuńWiedział, że jeżeli dobrze to rozegra, będzie mógł wykorzystać tę okazję, ale... Ale będzie musiał w przyszłości być jeszcze bardziej ostrożny. Zbyt częste przypadkowe spotkania nie były normalne. Uśmiechnął się, a następnie uniósł nieco brwi i uśmiechnął się nieco szerzej, z zakłopotaniem drapiąc się po głowie.
- Do pracy – powtórzył za nią – a gdzie pracujesz? – Spytał, odbierając od niej chusteczki. Rozłożył jedną i zaczął ścierać resztki kawy ze spodni, ale tak naprawdę to nie miało większego sensu. Kawa wsiąknęła w materiał, a chusteczki sprawiały jedynie, że ich zrolowane fragmenty zostawały na ciemnym materiale, sprawiając, że to po prostu nie wyglądało najlepiej. Wręcz przeciwnie, powiedziałby, że wcześniej było dużo lepiej, zdecydowanie. – Tak, jest... Do przodu – zaśmiał się w końcu, nie będąc pewnym w jaki sposób powinien skomentować swoje spotkania z Mathilde. Ale chyba to było całkiem sprawne stwierdzenie. – Ja? Przechodziłem. Ponoć gdzieś tu w pobliżu są najlepsze na świecie pączki. Musiałem to sprawdzić, ale nie jestem pewien, czy się nie zgubiłem – zaśmiał się, rozglądając się dookoła. Zrezygnował z dalszego ścierania napoju chusteczką i wyrzucił ją do pobliskiego śmietnika.
- Na pewno? Mieszkam w Little Italy – a stąd był to kawałek do przejścia. Co prawda nie przewidywał tak niespodziewanych zakupów, ale chyba miała rację – nie spóźnisz się do pracy? – Spytał, spoglądając na dziewczynę z lekkim uśmiechem – wiesz, wolałbym, żebyś nie miała przypadkiem przeze mnie jakichś problemów. Tilly by mi tego chyba nigdy nie wybaczyła – zaśmiał się cicho, rozglądając się przy tym dookoła – chyba naprawdę nie mam innego wyjścia, jak zakupy – mruknął, wzruszając przy tym ramionami – chociaż fanem nie jestem – dodał i sięgnął do kieszeni po paczkę papierosów. Wziął nowego, a następnie skierował opakowanie do blondynki, częstując ją – czy raczej butik jest za blisko i nie zdążę? – Spytał, zawieszając w połowie drogi dłoń z zapalniczką.
Franklin
Westchnął zrezygnowany, spoglądając na swoje spodnie. Wyglądał, jak ostatni kretyn i miał pełną tego świadomość, ale… Może to wcale nie było takie złe? Mógł nawiązać niezobowiązującą konwersację z Summer. Dowiedzieć się czegoś, wypytać… Tylko cholera. Cały czas myślał o tym, co będzie dalej. Jak miał ją dalej śledzić, skoro wyraźnie go skojarzyła z baru? Tak, chciał się do niej zbliżyć, tak specjalnie tamtego wieczora w barze skupił się na Mathilde, mając świadomość, że dziewczyny się ze sobą przyjaźnią. Tilly miała być jego drogą do Summer, ale pierw… Potrzebował nieco więcej czasu. Chciał dowiedzieć się więcej, nim sam zdecydowałby się na konfrontację z blondynką.
OdpowiedzUsuń— Wyjdę na skończonego kretyna, jeżeli powiem, że kompletnie nic mi to nie mówi? — Spytał z zakłopotaniem, co było oczywiście kłamstwem. Doskonale wiedział gdzie pracowała. Co dokładnie robiła w pracy i gdzie znajdował się Radisson. — W każdym razie, praca chyba nie taka zła? — Kontynuował, a następnie pokiwał energicznie głową — wiesz uznałem, że będę cool i na pewno uda mi się trafić na miejsce samemu, ale… Jak widać, znalazłem się chyba w całkowicie innym miejscu, niż powinienem — podrapał się po głowie, rozczochrując przy tym burzę kręconych włosów. Rozejrzał się dookoła, dokładnie tak, jakby próbował odnaleźć jakiś punkt orientacyjny, a następnie wzruszył ramionami i rozłożył bezradnie ręce — masz rację, nie mam co się dłużej oszukiwać, że jest inaczej… Zgubiony w Nowym Jorku. Pocieszam się, że nie pierwszy i nie ostatni raz — mrugnął do niej i uśmiechnął się przyjaźnie. — Najgorsze jest to, że za cholerę nie mogę sobie przypomnieć nazwy tej cukierni, ale co się odwlecze to nie uciecze. Nie wyjeżdżam jutro, czy za miesiąc. Zdążę jeszcze odnaleźć te pączki, nie daruję — zaśmiał się cicho, a następnie pokiwał głową — nawigacja to zdecydowanie to, czego potrzebuję.
— Na pewno? Nie chcę cię odciągać od obowiązków — spojrzał na nią, przechylając przy tym delikatnie głowę w bok — no i nie chcę kraść twojego czasu — dodał jeszcze, ale po chwili pokiwał głową. Nie chciał jej przecież zniechęcić. Uniósł spojrzenie na twarz kobiety i uniósł lekko brew. Nic jednak nie powiedział. Wysunął papieros z ust, a następnie schował go w kartonikowym opakowaniu i schował całość do kieszeni, z której wcześniej je wyciągnął — jasne — uśmiechnął się, chociaż wcale nie był taki szczęśliwy z tego powodu. Miał ochotę zapalić, bo się odrobinę denerwował tym, że jego plan dzisiaj zostanie zrujnowany. Papieros pomógłby mu się w pewien sposób odstresować, ale… No cóż, trudno. Nie chciał jej przecież wkurzać. — Wspominałaś, że nie jesteś stąd. Też Waszyngton, dobrze zapamiętałem, prawda? — Spytał i zerknął na Summer, kierując się w obranym przez nią kierunku — z jakiegoś konkretnego powodu wybrałaś Nowy Jork, czy to raczej czysty przypadek?
Niezobowiązująca pogawędka mogła przecież sprawić, że dowie się więcej, niż z samych obserwacji. Musiał dobrze wykorzystać czas wspólnego spaceru.
Frank
— Jasne, wszystko rozumiem — powiedział z uśmiechem na twarzy. Plama na spodniach zdążyła już się wychłodzić, a Franklin dopiero teraz poczuł się bardzo niekomfortowo. Styczniowe powietrze było mroźne i zdecydowanie plama na spodniach w tej chwili nie była czymś przyjemnym. Zwłaszcza, że nie odczuwał jej już jako ciepłej, a jako naprawdę chłodną. Nie był zmarzluchem, ale nie był też typem, który nie odczuwał zimna. Dlatego posłał Summer uśmiech i kroczył obok niej, słuchając wszelkich porad dotyczących Nowego Jorku, a raczej tej dotyczącej nawigacji w telefonie i sposobu, jak ukryć swoje bycie spoza miasta. — Wypraszam sobie, to nie moja wina — uśmiechnął się słabo kącikami ust — to ktoś wszedł we mnie. Sam bym się nie oblał — powiedział, cały czas z delikatnym uśmiechem na twarzy — jestem niezdarny, ale bez przesady. Nie aż tak. — Chociaż może właśnie, aż tak. Skoro podczas śledzenia swojego obiektu pozwolił sobie na tak nieprofesjonalne zachowanie…
OdpowiedzUsuń— W porządku, nie będę się więcej razy upewniać — powiedział, zdając sobie sprawę z tego, że ciągłe pytanie o to, mogło być zwyczajnie irytujące. Poza tym, nie oszukujmy się. Wolał, aby się na niego nie denerwowała, a tym bardziej, aby przypadkiem nie stwierdziła, że jednak nie ma tego czasu wystarczająco wiele, aby go podprowadzić ten kawałek. Chciał ten czas dobrze wykorzystać, więc tkwienie w jednym temacie nie miało sensu. Musiał ruszyć na przód, ot co. — No tak… Czyli jestem w tej chwili pod obstrzałem. Nieźle — spojrzał na blondynkę i uśmiechnął się lekko. Pamiętał czasy, kiedy zaczynał spotykać się ze swoją żoną… Niemal na każdym kroku ktoś się upewniał, że jest dla niej odpowiednim chłopakiem. Teraz było to abstrakcyjne, bo… Lubił Tilly, wydawała się sympatyczna, miła… Czuł się winny, że wykorzystywał chorą osobę, ale oczywiście nie pisnął słówkiem na ten temat, bo oficjalnie przecież nic nie wiedział. Było mu z tym cholernie źle, ale tłumaczył sobie to tym, że przecież nie robił nic złego w porównaniu z tym, co zrobił Mahoney. Jego działania… Były łagodne. Zdecydowanie.
— Nieźle trafione — powiedział, a następnie spojrzał przed siebie — przeniesienie z pracy. Obiecywali złote góry, lepsze stanowisko i jasną ścieżkę awansów, ale coś się po drodze posypało. Jakiś znajomości kierownika fili i… — wzruszył ramionami — jestem na tym samym stanowisku, co wcześniej, w zupełnie obcym mieście… Chwilowo pozbawiony perspektyw, które mnie tu ściągnęły, ale — wzruszył lekko ramionami — nie chcę póki, co wyjeżdżać. Może poszukam po prostu czegoś innego.
Frank
Spojrzał na nią z uniesioną brwią.
OdpowiedzUsuń— Trochę może jednak — przytaknął — ale jednak bardziej leży po stronie tego, który we mnie wszedł. Szczerze mówiąc, nawet nie wiem, z której strony nadszedł — wtem do jego głowy wpadła myśl, że może nie był to przypadkowy człowiek? Co jeżeli Lawrence był również w Nowym Jorku i z ukrycia opiekował się siostrą? Zmarszczył lekko brwi. Na tyle ile mógł się dowiedzieć z ukrycia, wiedział, że Summer z pewnością nie spotyka się z bratem. Nie wiedział jednak, czy ma z nim jakikolwiek kontakt. Wsunął dłoń do kieszeni kurtki, aby upewnić się czy ma wszystko, co wcześniej w niej miał. Papierosy owszem, tego był już pewien. Ale telefon, portfel z dokumentami? Pal licho forsę, ta była ostatnim zmartwieniem, ale brak sfałszowanych dokumentów wiązał się z problemem i to całkiem poważnym.
— Podejrzewasz mnie o nudziarstwo? — Spytał rozbawiony — nie wiem, nie znam jej jeszcze na tyle, ale wydaje się… Wydaje się, że dobrze się razem bawimy. Nie mówiła mi, że coś jest nie tak. Czy to wiesz coś, czego mi nie powiedziała? — spojrzał na dziewczynę, mrużąc delikatnie brwi. Dorównywał jej kroku, ale nie odrywał od niej swojego spojrzenia. Zacisnął wargi, a po chwili je rozluźnił, nadal na nią patrząc — powiedziała ci, że jestem nudny? — musiał obrać jakąś taktykę, a ta wydawała się najbardziej właściwa — zaraz zacznę się zastanawiać, czy to na pewno przypadek, że trafiłem tutaj właśnie na ciebie — zaśmiał się, kręcąc nieco głową. Później zaśmiał się razem z nią — oczywiście, że jestem okej — kolejne kłamstwo wypowiedziane przez niego z niesamowitą lekkością, chociaż może wcale to nie było kłamstwo? Był okej. Dla ludzi, na których mu naprawdę zależało, a Tilly i Summer… Zdecydowanie nie zaliczały się do grona tych szczególnych osób. Były jedynie środkami do celów.
— Poważnie? — Spojrzał na blondynkę. Właściwie to była szansa, jakiej nie brał w ogóle pod uwagę. Znalezienie się znacznie bliżej Summer… — kurczę, powiem ci, że brzmi całkiem… Spoko. Gdybyś mogła się dowiedzieć jakichś szczegółów. Może faktycznie powinienem zmienić branże. No i miałbym na miejscu kogoś, kogo chociaż odrobinę znam — zauważył z szerokim uśmiechem na twarzy. — Będę niesamowicie wdzięczny — dodał jeszcze — chyba, że wolisz nie pracować z… chłopakiem przyjaciółki. W sumie nawet nie wiem czy jesteśmy parą — zaśmiał się cicho — wiesz czy ma jakieś plany na dzisiejszy wieczór? Może powinienem ją porwać na kolację — powiedział na głos, spoglądając na Summer — chociaż mam wrażenie, że łatwo nie będzie ją zaskoczyć. To ten typ chyba, na którym romantyczne kolacje nie robią tak wielkiego wrażenia, co? — Dodał, unosząc wysoko brew.
Franklin
— Jasne, solidarność jajników — puścił do niej pawie oczko i uśmiechnął się delikatnie. Później skinął głową i już nic więcej nie powiedział. Odniósł wrażenie, że zaczął ją irytować, więc zwyczajnie wolał się zamknąć. Nie mógł sobie przecież pozwolić na to, aby z powodu jego własnej głupoty, Summer zaczęła zniechęcać do niego Tilly. Sytuacja, w jakiej się obecnie znajdował była idealne, co tu dużo mówić.
OdpowiedzUsuńZmrużył delikatnie oczy, odwracając głowę przez ramię i spoglądnął na budynek, o którym mówiła. Ponownie pokiwał głową i odwracając głowę z powrotem przed siebie uśmiechnął się. Następnie się zaśmiał. Nie był pewien, czy żartuje, ale… Ale wydawało się, że tak. Nie znał jej jeszcze na tyle, aby móc stwierdzić, czy faktycznie coś podejrzewała.
— Pączki. To wszystko wina pączków — powiedział z szelmowskim uśmiechem na twarzy. Trochę się obawiał, ale przecież nie było w tym nic dziwnego. Zwłaszcza, że wcale nie przewidywał, że tego dnia spotkają się twarzą w twarz. Uśmiech nie schodził z jego twarzy, i sam zaczął się zastanawiać, czy przypadkiem nie jest za bardzo sztuczny. Dlatego rozluźnił w końcu usta i wsunął dłoń do kieszeni, czując silne pragnienie na wypalenie papierosa. Obecność Summer obok, go jednak powstrzymywała, chociaż sam uważał, że dobrze było umrzeć z konkretnego powodu. I zdecydowanie lepiej było stracić życie przez chorobę niż męczyć się w płomieniach. Cierpieć, czując, jak ogień pożerał twoje ciało, jak cię trawił… Był jednak na tyle silny, że odkładał papierosa na później.
— W zasadzie… Miałem dzisiaj w planach tylko odwiedzenie tej kawiarni — powiedział — jeżeli to faktycznie nie problem… Może faktycznie byłoby lepiej od razu z kimś porozmawiać, ale koniecznie muszę kupić te nowe spodnie. Tak nie mogę się pokazać przed potencjalnie nowym pracodawcą — dodał z delikatnym uśmiechem. Co zerkał w dół, białe pozostałości po chusteczce na czarnym materiale niesamowicie mocno go irytowały.
Pokiwał głową na znak zrozumienia słów Summer.
— Długo się znacie? Ty i Mathilde? — Spytał obojętnie — nie wyglądałaś na zadowoloną w tamtym barze — zauważył, przypominając sobie tamten konkretny wieczór. Tilly wręcz do niego lgnęła, co tylko ułatwiało mu całe zadanie, ale Summer… Miał wrażenie, że w ogóle nie miała ochoty wtedy tam być. Zupełnie, jakby pojawiła się na miejscu tylko po to, aby odhaczyć swoją obecność i opuścić lokal jak najszybciej.
Frank
— Cóż mogę począć — rozłożył bezradnie ręce na jej komentarz i zaśmiał się cicho, nie przewidując nic więcej do tematu kawiarni i pączków. Dobrze, że faktycznie nie było w pobliżu jakichś wspaniałych pączków, bo jeszcze kazałaby mu faktycznie iść do owej kawiarni.
OdpowiedzUsuńPokiwał głową na jej słowa, bo wspólne podróżowanie dalej, jak najbardziej mu odpowiadało. Więcej czasu, równało się większej szansie na wyciągnięcie z niej jakichś przydatnych informacji.
— Dobrze wiedzieć, dzięki — uśmiechnął się. Im łatwiej będzie mu się dostać do tej samej pracy… Tym lepiej. Miałby ją wówczas na oku bez problemu przez większość ilość czasu i nie musiałby się wkurzać tym, że na własną pracę traci tyle czasu, który mógłby wykorzystać po prostu w lepszy sposób — w ogóle dzięki za wszystko. I zaprowadzenie do sklepu i informację o tej pracy… Naprawdę, bardzo dziękuję — dodał posyłając jej szczery, sympatyczny uśmiech.
Najgorsze w posiadaniu informacji na temat człowieka zebranych z własnego szpiegowania było to, że bardzo, ale to bardzo trzeba było uważać na to, co się mówi. Co się mówi, jak się zachowuje… Oficjalnie Summer znał ledwo, nieoficjalnie wiedział o niej znacznie więcej niż wiedziała o niej Morrison. Był pewien, że jego wiedza była znacznie większa. Wiedział też prawdopodobnie o bracie Mahoney więcej, niż ona sama… Dlatego na każdym kroku musiał się pilnować.
Kiedy weszli do sklepu, trzymał się blisko blondynki. Nie przepadał za zakupami, nie znał tutejszych sklepów i zwyczajnie czuł się w takim miejscu bezpieczniej przy kobiecie. Zwłaszcza, że ta wydawała się doskonale wiedzieć, dokąd powinna się udać. Dlatego ruszył zaraz za nią, rozglądając się dookoła, kiedy dotarli na męski dział.
— Rozumiem — powiedział, spoglądając na trzymane przez nią spodnie — chyba są w porządku — pokiwał twierdząco głową, wyciągając po nie rękę — zerknę tylko na rozmiar, ale wydają się być odpowiednie — uniósł kącik ust. Złapał materiał, a sprawdziwszy metkę tylko przytaknął — jakbyś miała miarę w oczach — mrugnął do niej i rozejrzał się, aby odnaleźć przymierzanie. Kiedy ją dostrzegł, od razu ruszył w odpowiednim kierunku i zniknął za drzwiami.
Szybko przebrał spodnie, a uznając, że są dla niego odpowiednie, nie zamierzał przebierać w pozostałych ubraniach dostępnych w sklepie. Wiedział, że Summer musiała dotrzeć do pracy, a on przecież razem z nią. Dlatego pozwolił sobie zostać już spodniach.
— Jak mówiłem, miara w oczach — uśmiechnął się — możemy iść do kasy. Leżą idealnie — dodał i tak jak powiedział, tak zrobił, a po opłaceniu swoich zakupów, skierował się z blondynką do wyjścia.
— To Radisson… Łapiemy taksówkę, czy pieszo damy radę?
Frank
Miał się powstrzymać, ale nie zdołał tego zrobić. Zaśmiał się na jej słowa i wspomnienie o tym, że będzie miał u niej dług… To było całkiem abstrakcyjne. Czego mogłaby od niego chcieć? Aby dał jej spokój w zamian za to, że pomogła mu ze spodniami? A może, aby nie zabijał jej brata, bo zaprowadziła go do butiku? Naprawdę próbował zapanować nad sobą, aby nie wyjść na skończonego idiotę, ale nic z tego. Rozbawiony śmiech dalej wydostawał się z jego ust, a go w tej chwili najbardziej przerażało to, że zaraz na pewno zapyta o to, co go tak rozbawiło. Co miał odpowiedzieć? Ty, Summer? Wtedy na pewno pomyślałaby, że jest nienormalny.
OdpowiedzUsuń— Jasne, zrobię cokolwiek będzie trzeba — powiedział w końcu, posyłając jej naprawdę szeroki uśmiech. Miał tylko nadzieję, że naprawdę nie weźmie go za psychola i za chwilę mu nie zwieje tak po prostu. Może i nie musiał jej utrzymać przy sobie, ale takie działanie było zwyczajnie dużo prostsze, niż wszystko inne. Zapewniało… Szersze możliwości. Skoro go znała… Wpuściłaby go do domu, prawda? Może nie teraz, nie już, natychmiast, ale… Ale zrobiłaby to. Potencjalnie. Zwłaszcza, gdyby znalazł ku temu idealne pretekst. Zagryzł policzki od wewnątrz, aby powstrzymać się od szerokiego uśmiechu, który właśnie wkradał się na jego usta. Musiał zacząć zachowywać się normalnie. Nawet jeżeli właśnie rodzący się w jego głowie plan wydawał się tak kuszący… Mógł go zniszczyć w łatwy sposób, jeżeli nie będzie zachowywał się tak, jak przystało.
— Zdecydowanie, a już na pewno bez twojego wspomnienia o tej pracy — pokiwał głową na znak, że w tej kwestii naprawdę zgadzał się z jej twierdzeniem. Dobra, Macallister nie był zły. Teoretycznie miał tam człowieka, który mógł coś wiedzieć na temat jej brata, ale jego informacje były gówno warte. Nie dość, że na nic mu się nie przydały, to musiał zapłacić za nie całkiem sporo. Za dużo, jak na swoją obecną sytuację. Praca z Summer była o wiele bardziej kusząca.
Zerknął w tę samą stronę, co dziewczyna, a następnie skupił spojrzenie oczu na jej twarzy.
— W takim razie taksówka. Ja płacę — poinformował od razu, kierując się w stronę krawężnika, aby zatrzymać jakąś nadjeżdżającą taksówkę — sprzedawca — wzruszył ramionami — miałem objąć tutaj lepsze stanowisko, kierownicze, ale — wzruszył ramionami raz jeszcze — wyszło, jak wyszło. Wiesz… Porobili mnie. Znaleźli naiwnego i tyle. Zdarza się. Ale są głupi, jeżeli myślą, że nic nie będę szukał i u nich zostanę. Powinni docenić w ogóle to, że zostawiłem całe życie za sobą i przeniosłem się do Nowego Jorku — oznajmił, odrywając od niej spojrzenie. Skupił je na drodze, a po chwili już żółty samochód stał przed nimi. Otworzył drzwi i czekał, aż dziewczyna wejdzie do środka, a następnie sam obszedł auto i wsiadł od drugiej strony — więc nie żal mi się z nimi pożegnać. Summer, podasz dokładny adres? — Spojrzał na nią, bo nie był pewien czy sama nazwa hotelu cokolwiek powie kierowcy.
Franklin
Zjebał. Zjebał po całości i doskonale o tym wiedział, kiedy zaczęła mówić do niego, jak do kretyna. Chyba go po prostu zamroczyło. Był tak pochłonięty myślami o swoim genialnym planie, ze nawet nie zorientował się, że Summer już podała adres, pod który mieli się kierować. Nie wiedział tak naprawdę, co ma zrobić. Miał tyle pięknych możliwości i wszystko przepadło. Jeden błąd.
OdpowiedzUsuńKurwa.
Czy to był błąd na miarę tego, który doprowadził jego rodzinę do śmierci? Czy w ten sposób pozbawił się jedynej możliwości zemszczenia się na tym parszywym skurwielu? Jeżeli tak właśnie było, miał ochotę strzelić sobie samemu kulkę w łeb. Zjebał. Kurwa mać! Miał ochotę krzyczeć, wyskoczyć z samochodu, pobiec za nią, złapać i zaciągnąć do siebie. Wsadzić ją do ciasnego pokoju i słuchać, jak błaga go, aby ją wypuścił, ale wcale by tego nie zrobił. Wcale. Męczyłby ją tak długo, aż powiedziałaby mu wszystko o swoim bracie. Coś mu podpowiadało, że Summer wcale nie była tak miękka, jak mu się wydawało i im dłużej myślał o torturowaniu jej...
Wyskoczył z samochodu i ruszył w jej kierunku. Dobra, wiedział, że zachował się jak debil, że śmiał się jak wariat, że prosił ją o coś, co zdążyła zrobić, ale... Ale nie mógł jej pozwolić tak po prostu wyjść i zniknąć. Bał się też tego, co mogłaby powiedzieć o nim Tilly, a jeżeli zniechęciłaby brunetkę do niego, nie miałby już żadnej drogi do blondynki.
- Zaczekaj! – Zawołał, przyspieszając kroku, aby ją dogonić. Nie wysiadł z samochodu od razu za nią, przez co zdążyła mu się odrobinę oddalić. Nie mógł pozwolić, aby nabrała jeszcze większego dystansu. – Zachowałem się jak kretyn, ale zamyśliłem się – wymamrotał, kiedy zrównał z nią kroku. Wyprzedził ją, a stając przed nią, zatarasował jej możliwość przejścia dalej – słuchaj, wyszło głupio – zauważył, drapiąc się po głowie i uśmiechając się do niej kącikiem ust – może... Może zaczniemy jeszcze raz? Mniejsza z pracą, rozumiem, ale... No właśnie, Tilly... Skoro się przyjaźnicie nie chciałbym, żeby pomiędzy nami było dziwnie – pomachał ręką pomiędzy sobą, a dziewczyną – zachowałem się jak kretyn, ale... Duchem byłem nieobecny i tak to się skończyło – westchnął, licząc na to, że dla Tilly da mu jeszcze jedną szansę.
debil jakich mało xD
Frank miał być wyłącznie przygodą na jedną noc. Tamtego wieczoru, kiedy spotkali się po raz pierwszy, chciała jedynie zasnąć w czyichś ramionach, bojąc się, tak cholernie się bojąc, że w przeciwnym wypadku, kiedy przyjdzie jej umierać, zwyczajnie zapomni o dotyku czyjejś ciepłej skóry. Nie przypuszczała, że spotkają się po raz kolejny. Ba, nie przypuszczała, że obudzi się po operacji, ale kiedy wreszcie zdała sobie sprawę, iż dostała od losu kolejną szansę, obiecała sobie, że spróbuje się ustatkować. A Frank, z jakiegoś niezrozumiałego dla niej powodu, wcale nie uważał jej tylko za przelotną znajomość i pragnął utrzymać z nią kontakt. Schlebiało jej to i chociaż Tilly nigdy nie była zbyt dobra w tworzeniu trwałych związków, postanowiła dać szansę zarówno jemu, jak i sobie.
OdpowiedzUsuńJeżeli chodziło o inne zmiany, jakie zaszły w jej życiu, Mathilde po krótkim okresie spędzonym w domu brata wróciła do siebie. Poniekąd obawiała się, jak da sobie radę, gdyż ból towarzyszył jej niemal bezustannie, z drugiej strony jednak czuła się jak intruz, który wyłącznie zaburzał harmonię Morrisonów, przez co traktowała swój powrót z wyraźną ulgą. Poza tym wiedziała, że ma na kogo liczyć, jeśli przypadkiem zdarzy się coś złego i niespodziewanie będzie potrzebowała pomocy. Arthur w końcu pokazał jej, że bez względu na to, co stało się w przeszłości, dał jej kolejną szansę, a ona nie zamierzała jej zmarnować.
Cieszyła się perspektywą odwiedzin Summer. Musiała przyznać, że kobieta była dla niej ogromnym wsparciem, gdy jeszcze leżała w szpitalu i przechodziła chemię. Stałą się jedną z nielicznych osób, przy których nie bała się rozmawiać o swojej chorobie. Była jej wdzięczna do tego stopnia, że jej chamskie serce popchnęło jej do zakupu wejściówki do spa dla dziewczyny. Ot tak, w ramach podziękowań. Pozostały aspekt przygotowań na wizytę koleżanki poszedł jej już nieco gorzej. Zamierzała przynajmniej w niewielkim stopniu ogarnąć rozgardiasz, jaki panował w jej mieszkaniu, jednak po umyciu kilka naczyń, jej ból stał się nie do zniesienia i Mathilde była zmuszona wrócić do łóżka, przy okazji łykając kilka tabletek morfiny. Zdążyła je zamówić u szemranego znajomego po tym, gdy dawki zalecone przez lekarza okazały się nie wystarczające.
Kiedy usłyszała dzwonek do drzwi, nawet nie fatygowała się, by podnieść się z posłania.
- Hej Summer, wejdź, jest otwarte - zawołała.
Tilly
Wiedział, że popełnił błąd. Każda wspólna chwila razem dłużej tylko go w tym utwierdzała i sprawiała, że czuł się, jak kompletny idiota. Miał tak wspaniałą szansę do wykorzystania. Mógł rozegrać to we właściwy sposób i sprawić, że uciszy swoje własne wyrzuty sumienia, że przestaną go dręczyć nocne koszmary, bo był pewien, że zemsta na Mahoney’u wiązała się z uwolnieniem duszy żony i córki. Po to przecież to robił. Dla nich, aby mogły spokojnie odejść do końca na drugą stronę. Wierzył, że na ten moment nie były w stanie tego zrobić i częściowo była to jego wina. Dlatego musiał to naprawić.
OdpowiedzUsuńI teraz stracił tak dobrą szansę na znalezienie się bliżej… Musiał teraz zadbać jedynie o to, aby przypadkiem Summer faktycznie nie nagadała bzdur Tilly na jego temat, bo… Wychodziło na to, że obecnie tylko ona była jego łącznikiem. Nie mógł nawet pomyśleć o prędkim powrocie do śledzenia jej, bo dzisiaj za dużo zaryzykował… Całkiem spalić się przecież nie mógł.
— Nie śmiałem się z ciebie, ale… Jasne rozumiem — powiedział z delikatnym uśmiechem, zastanawiając się, co w zasadzie ma powiedzieć na te wszystkie jej słowa — ale rozumiem, pewnie, rozumiem… Zachowywać się normalnie. Dzięki za radę. Mam nadzieję, że u ciebie wszystko będzie w porządku — mówiąc to, uśmiechnął się delikatnie i zrobił krok w bok, robiąc jej wolną przestrzeń do przejścia.
Musiał jej wtedy odpuścić, bo nie chciał zwracać na siebie uwagi przechodniów. Przez kilka kolejnych dni zrezygnował z jej obserwowania. Musiał się usunąć na trochę, żeby nie wzbudzać jej podejrzeń. Musiał też obrać sobie nowy plan działania. Trzymanie się tylko na dystans, mogło już nie wystarczyć. Znała go… Widziała go z bliska. Musiał brać pod uwagę, że byłaby w stanie rozpoznać go po samej sylwetce. Nie mógł ryzykować.
Nie mógł też pozwolić na to, aby jego plan zawisł w stanie niedokończonym. Spotkanie z Tilly nie dostarczały tego, czego chciał. Nie, jeżeli chodziło o rodzinę Mahoney. Dlatego musiał powoli wrócić do śledzenia Summer. Wiedział, że przede wszystkim nie może się bać i stresować, bo wtedy było dużo większe prawdopodobieństwo na schrzanienie swojego zadania.
Dlatego ubrał się najzwyczajniej, jak się dało. Zaciągnął na głowę czapkę, co wcale nie było dla nikogo dziwne, trwała zima, a powietrze wciąż było mroźne.
Nie zastanawiając się długo, ruszył pod akademik, w którym mieszkała dziewczyna i… Cóż, musiał pokręcić się w okolicy. Mieć czujne oko na to, co robi, z kim się spotyka, czy może Lawrence nie pojawił się w jej życiu…
Franklin
Nie miał pojęcia, że Summer i jej współlokatorka obserwowały go ze swoich okien. Nie zwrócił uwagi, że miał na sobie spodnie, które sama mu wybrała. Zakładał, że było już na tyle późno, że uda mu się pokręcić po okolicy niezauważonym. Śledził Summer, bo chciał się dostać do jej brata. Chciał wiedzieć czy ten się do niej odzywa, czy pokazuje jej się. Miał nadzieję, że pewnego dnia będzie miał na tyle szczęścia, że Lawrence sam się wystawi, a on sam zmieni po prostu obiekt swoich obserwacji i dopadnie bezpośrednio Mahoney’a. Nie podejrzewał, że Summer może go rozpoznać z okien ostatniego piętra. Budynek nie był bardzo wysoki, ale... Ale wyglądał, jak każdy inny przechodzień.
OdpowiedzUsuńJakie było więc jego zdziwienie, kiedy dziewczyna wypadła na plac i zerwała z niego czapkę, rzucając w niego słowami. Zamrugał kilkakrotnie, niedowierzając, że ponownie spierdolił po całości! Tym razem było o tyle gorzej, że nie wiedział nawet kiedy to się stało i dlaczego. Przecież uważał.
- Kurwa! – Ryknął wściekle, uważnie ją obserwując. Zacisnął dłonie w pięści i przycisnął do swoich ud, starając się równomiernie oddychać, co wcale nie było łatwo. Zaskoczyła go do tego stopnia, że nie wiedział, jak ma się zachować – o chuj ci chodzi – warknął, ciskając w nią złowrogim spojrzeniem. Znowu musiał obrać jakąś taktykę, ale w tej chwili było to dużo trudniejsze niż pod uniwerkiem dziewczyny. Teraz nie mógł znaleźć się tutaj przypadkiem, nie mógł o tej godzinie szukać pączków i... Mógł zgrywać debila, mógł zrobić debila z niej i mógł też powiedzieć jej prawdę. Pytanie, czy wybierając ostatnią opcję, i tak w jej oczach nie jawiłby się jako debil? Z drugiej strony to było ostatnie, co go obchodziło. – Masz kontakt z bratem? – Spytał wprost, nie mając pojęcia, czy dobrze zrobił – nie mogę się z nim skontaktować, a sukinsyn wisi mi w chuj kasy – warknął, wybierając opcję numer cztery, zwaną improwizacją. Nie miał pojęcia, co z tego wyjdzie, ale coś po prostu wyjść musiało... – nie odbiera telefonów, nie odpisuje na maile. Nie ma go w mieszkaniu. Zupełnie jakby rozpłynął się w powietrzu – warknął, wpatrując się w nią – chcę go kurwa znaleźć – splunął na beton, nie przestając na nią patrzeć. Może powinien się po prostu na nią rzucić i zaciągnąć w ciemny zaułek, wyciągnąć z niej informacje i...
zły Frank
Cóż, nie dało się ukryć, że kawalerka Tilly było malutkie i ciaśniutkie, ale to nie zmieniało faktu, że czuła się w nim jak w domu. Po powrocie do Stanów zdała sobie sprawę, że nie da rady pracować na cały etat, a w związku z tym mogła pomarzyć o porządnym mieszkaniu. Dawniej z pewnością uznałaby to za obrazę majestatu i wyżebrała od Arthura jakąś pożyczkę, jednak w tamtym momencie jedyne, na czym się skupiała, to choroba. A teraz? Tak najzwyczajniej w świecie zdążyła się przyzwyczaić i nawet wzięła to sobie za punkt honoru, żeby nadać mu nieco bardziej indywidualny klimat. Obiecała sobie, że kiedy poczuje się lepiej, wybierze się do sklepu i zakupi jakieś obrazki do powieszenia czy inne dekoracje, albo nawet pomaluje ściany, o! To brzmiało jak plan idealny. Do tej pory jej klitka na Queens stanowiła jedynie poczekalnię na to, co miało nadejść, a ostatecznie nie nadeszło. Teraz nie miała już żadnej wymówki ku temu, by żyć wśród białych, pustych ścian.
OdpowiedzUsuńUśmiechnęła się szeroko, widząc łepek Summer, który wystawał zza drzwi. Naprawdę cieszyła się ze spotkania z przyjaciółką, nie podejrzewając, w jakim kierunku tamto miało zawędrować. Owszem, Mahoney wyglądała na zdenerwowaną, ale w dzisiejszym świecie kto tak nie wygląał? Tilly zrzuciła to na stres związany z uczelnią czy pracą i choć zamierzała podjąć ten temat nieco później, jak na dobrą przyjaciółkę przystało, nie podejrzewała, że jej odpowiedź w jakikolwiek sposób ją zaskoczy.
Zaśmiała się, jednocześnie rozglądając się dookoła. Fakt, po podłodze walały się książki, naczynia i papierki po cukierkach, ale też nieotwarte gazy czy bandaże. Tilly nie chciała jednak, by Summer spędzała swój cenny czas oraz energię na sprzątaniu jej mieszkania. Tym mogła zająć się sama, gdy już poczuje się nieco lepiej. W końcu Mahoney pomogła jej już wystarczająco.
Mathilde podniosła się nieco, by również objąć przyjaciółkę, przy tym dość nieporadnie zginając się w tułowiu. Aż syknęła z bólu, kiedy rana po operacji znów dała o sobie znać. Nie pozostało jej nic innego niż ponownie opaść na łóżko, nie bez poczucia frustracji, które od niedawna na dobre się w niej zagnieździło. Cholera, miała już czuć się lepiej, podczas gdy obecnie stanie w miejscu przez kilka minut doprowadzało ją do szaleństwa. Mimo to Morrison nie zamierzała narzekać. Nie chciała poddać się myśli, że choć wygrała walkę z rakiem, już nigdy nie będzie tą samą osobą.
- Nie sprzątaj! - zaprotestowała poważnym tonem. - Chorym się nie odmawia. Poza tym już wystarczająco się po mnie nasprzątałaś. Zwłaszcza te rzygi, fuj. - Skrzywiła się, bo choć wymioty przez ostatnie miesiące stały się częścią jej codzienności, Mathilde nadal się nimi brzydziła.
- Czuję się... hm... jak to się mówi... chujowo - odparła wreszcie, uznając, że przyjaciółka i tak nie łudziła się co do stanu jej zdrowia. Poza tym trudno było jej ukryć grymas bólu, jaki od czasu do czasu wykrzywiał jej twarz. - Lepiej mów, co u ciebie. Jak idą studia? I jak w szpitalu, hm? Poza tym... kupiłam ciastka... to znaczy Arthur kupił, ja, jak widzisz, ledwo wstaję z łózka, ale ciastka są w lodówce, więc poczęstuj się. Zasugerowałabym coś do picia, ale... no po prostu, czuj się jak u siebie i częstuj czym chcesz - odparła, szczerząc sie do niej na wzór perfekcyjnej pani domu.
Tilly <3
W momencie, w którym wspomniał o jej bracie, zaczął się zastanawiać, czy nie spieprzył tego wszystkiego jeszcze bardziej. W tamten dzień, kiedy spotkał Tilly i Summer (oficjalnie) po raz pierwszy, miał wrażenie, że los w zasadzie się do niego uśmiechnął. Działał pod wpływem chwili, improwizował, ale wszystko wydawało się być w porządku. Im dłużej jednak się teraz nad tym zastanawiał, dochodził do wniosku, że improwizacje nie były dla niego czymś dobrym. Tamtego wieczoru się udało, wszystko zagrało. Zbliżył się do Tilly wystarczająco, aby wzbudzić zaufanie w Summer, tak mu się przynajmniej wydawało do czasu, bo… Bo odkąd Summer zauważyła go pod uniwersytetem, jego improwizacje paliły się. I obawiał się, w momencie, w którym usłyszał własne słowa, że teraz miało stać się dokładnie to samo. Znowu miało wszystko się posypać i to zaczynało go przerażać. Nie po to przecież rzucił wszystko… Chociaż tak naprawdę nie zostało mu wiele do rzucenia, wszystko, co miało dla niego znaczenie odebrano mu. Mahoney mu odebrał… W każdym razie zostawił Waszyngton dla Nowego Jorku, po to, aby dorwać tego skurwiela. Powtarzał sobie, że nie może popełnić żadnego błędu, ale odnosił wrażenie, że odkąd pojawił się w życiu Mathilde i Summer, wszystko zaczynało się rozjeżdżać. Popełniał błąd za błędem i nie miał pojęcia, co powinien zrobić, aby uratować tę sytuację. Czuł, że grunt mu się rozjeżdża. Dosłownie.
OdpowiedzUsuń— Ja jestem dupkiem?! — Warknął, pozostając przy swojej wersji. Już i tak zrobił z siebie totalnego kretyna, nie mógł nagle zmienić zdania i sprawić, aby wyglądać na jakieś psychola. Przecież nim nie był. — A może to twój znikający braciszek jest dupkiem? — Spytał oskarżycielsko, spoglądając na nią ze wściekłością, malującą się na jego twarzy — bo jak dla mnie, rachunek jest prosty. To on jest dupkiem, ja tylko próbuję odzyskać to, co moje — to było abstrakcyjne, bo przecież w żaden sposób nie mógł odzyskać tego, co stracił przez Lawrence’a. Zabrał mu rodzinę i nic nie było w stanie przywrócić jej do życia. W tej samej chwili przeszła mu myśl… Mógł mu zabrać siostrę. Mimo, że początkowo nie chciał robić jej prawdziwej krzywdy… Mógłby. Musiał jednak pierw wiedzieć, gdzie jest ten skurwiel — odpieprz się od Tilly — powtórzył za nią z przekąsem — a może to ty się od niej odpieprz i pilnuj, żeby braciszek się do niej nie zbliżył. Mów lepiej, co o nim wiesz. Gdzie jest, jak się z nim skontaktować. Mów wszystko, co wiesz. Wszystko — wycedził przez zaciśnięte zęby, cofając się o krok i jeszcze jeden, gdy dostrzegł, że Summer coś trzyma w ręce. Nie był pewien, co to, ale dla bezpieczeństwa wolał się po prostu oddalić, zwłaszcza, że podejrzewał, że to jakiś środek dla bezpieczeństwa. Nie wyglądało na paralizator, ale kto tam wie…
Frank
— Wyglądasz na kogoś, kto może wiedzieć, gdzie on do cholery jest — warknął nieprzyjemnie, spoglądając na blondynkę. Wierzyć mu się nie chciało, aby rodzeństwo nie miało ze sobą żadnego, kontaktu. Co prawda jeszcze, gdy wszystko dobrze nie był świadkiem jakichś przejawów braterskiej miłości Mahoney’a, ale kto, go tam wie. Franklin podejrzewał, że musiał mieć kogoś, na kim mu zależało, kogoś, dla kogo mógłby popełnić błąd. Dla kogo mógłby przestać być ostrożny, żeby wyjść z ukrycia i stanąć twarzą w twarz z niebezpieczeństwem. Tak siebie w tym momencie postrzegał. Jako realne niebezpieczeństwo dla rodziny Mahoney.
OdpowiedzUsuńPodejrzewał, że Summer nie miała pojęcia o przestępczych powiązaniach jej brata, ale wcale nie spieszył się z wyjaśnieniami. Poza tym, nie czuł się w żaden sposób zobowiązany do opowiadania jej o tym, co zrobił Lawrence.
— Po prostu mi powiedz, gdzie on jest — powiedział, oddychając głęboko i starając się przywrócić w sobie spokój, co nie należało w tej sytuacji do najłatwiejszych zadań. Znalazł się w punkcie, którego nie przewidywał, cholera. Wszystko się sypało, nic nie szło zgodnie z jego planem, nic nie układało się tak, jak powinno się układać. Nic! Cały plan, całe zamieszanie… Wszystko, co wydawało mu się tak starannie ułożone… Rozjechało się. I zaczynał odnosić wrażenie, że może teściowa faktycznie miała rację? Może to on ich zabił? Może to on faktycznie był winien śmierci najbliższych?
Tego, co działo się teraz też przecież nie chciał, a jednak się działo. Śmierci żony i córeczki też nie chciał, a jednak obie zginęły i to w okrutny, przeraźliwy sposób. Przez jego ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz, gdy myśli zapuszczały się w ten odmęty pamięci.
— To nie była twoja wina — powiedział cicho do siebie, na tyle cicho, że Summer nie była w stanie tego usłyszeć — to nie była twoja wina, Blake, nie zabiłeś ich — dodał równie cicho, zaciskając mocno pieści.
— Bo jesteś całkowicie na widoku — uśmiechnął się drwiąco — znalezienie ciebie nie było żadnym problemem. Myślisz, że od kiedy cię obserwuję? Tydzień? — Zaśmiał się kpiąco, spoglądając na nią — doskonale znam twój plan zajęć, wiem, co robisz w wolnym czasie, od kiedy jesteś wolontariuszką w szpitalu, na jakie chodzisz zajęcia, którzy profesorowie cię irytują, a na których zajęcia chodzisz z uśmiechem. Wiem wszystko — oznajmił i zaczął recytować jej standardowy plan dnia, a kiedy skończył, spojrzał na nią — a teraz się zastanów i powiedz mi, kiedy ostatni raz kontaktowałaś się z bratem, albo kiedy to on ostatni raz kontaktował się z tobą — warknął — albo będę zmuszony przekazać mu wiadomość… W dość nieprzyjemny sposób — odparł, nadal utrzymując dystans pomiędzy nimi, ale powoli zaczynał grać po prostu w otwarte karty.
Frankie
Sam nie był jeszcze pewien, co w zasadzie chce z nią zrobić. Prawda była taka, że wolałby nie sięgać po ostateczne środki, bo wówczas nie byłby wcale lepszy od swojego wroga, ale z drugiej strony nie mógł pozwolić na to, aby w żaden sposób nie spróbować wykurzyć go z kryjówki. Kontakt z Summer może był i nieroztropny, ale trochę się łudził, że dzięki temu Lawrence sam się zaraz ujawni, że będzie chciał uchronić siostrę i da mu jakiś znak. Sprawi, aby odsunął się od blondynki i skupił jedynie na nim. Oczekiwał tego. Z utęsknieniem wyszukiwał w codzienności jakiegoś sygnału. Jedyny jaki dostał, to urwane sceny. Momenty, których brakowało mu w pamięci. Tak, jakby zasnął w środku dnia i wybudził się kolejnego dnia, nie pamiętając nawet, jak dostał się do sypialni, łazienki… Czuł się dziwnie. To sprawiało z kolei, że nie był pewien w zasadzie, na jakim etapie jest jego sprawa z Lawrence’m i Summer.
OdpowiedzUsuńMoże to przemęczenie? Nie wiedział. Może bardziej stres? Ostatnio nie mógł śledzić blondynki tak, jakby chciał. Musiał uważać, być dużo bardziej ostrożny niż normalnie, zwłaszcza, że wiedziała już o nim więcej, niż powinna. Śmiało mógłby powiedzieć, że wiedziała za dużo. A najbardziej obawiał się tego, co wie Tilly i czy uwierzyła swojej przyjaciółce.
Spadło mu na głowę dużo problemów w bardzo krótkim czasie. Tak. To na pewno był stres. To musiał być stres, bo niby, co innego? Nie było innego rozwiązania. Ot, co.
Pojawiające się dziury w pamięci sprawiły jednak, że musiał przyspieszyć na swoim działaniu. Musiał sprawić, aby akcja nabrała tempa, a ze względu na to, że od ostatniego spotkania oko w oko z Summer nie udało mu się pozyskać żadnych informacji na temat Lawrence’a nie zamierzał dłużej czekać. Czekanie było problematyczne. Był przygotowany na pewną ewentualność. Dostosował odpowiednio mieszkanie, a raczej jedno z jego pomieszczeń. Nie chciał od razu jej krzywdzić, nie chciał od razu wrzucać jej do gołej celi i patrzeć, jak marnieje. Chciał pierw pokazać jej bratu, że Summer zniknęła. I wierzył w to, że Mahoney to zauważy. Nie był pewien, w jaki sposób miał to zrobić, ale liczył, że tak właśnie będzie.
Dlatego też wyszedł wieczorem. Nie musiał śledzić Summer, aby wiedzieć gdzie będzie. Tilly dała mu znać, że spotyka się z przyjaciółką. Kręcił się więc w okolicy mieszkania Morrison, rozglądając się dookoła i czekając na moment, w którym Summer opuści kawalerkę przyjaciółki.
Ruszył bezszelestnie za nią, gdy tylko pojawiła się na ulicy. Trzymał w dłoni strzykawkę z środkiem usypiającym. Dawka, jaką miał powinna wystarczyć na dwie, może trzy godziny snu dziewczyny. Wystarczająco, aby przetransportować ją z Queens do Little Italy. Doskoczył do niej, gdy wydawała się rozproszona rozglądaniem dookoła i sprawnym ruchem jedną rękę otoczył wokół jej szyi, jednocześnie zatykając jej usta, aby się zamknęła. Drugą zaś szarpnął kurtkę tak, aby miał gdzie się wbić strzykawką w jej ciało, a następnie to zrobił. I chociaż Nowy Jork nigdy nie zasypia, tego wieczoru było niesamowicie spokojnie w okolicy, co tylko ułatwiło mu zadanie. Kiedy środek zaczął działać, zaciągnął ją do swojego samochodu i ruszył w kierunku mieszkania.
Zostawił ją w odpowiednim pomieszczeniu i koczował pod drzwiami, co jakiś czas zaglądając i sprawdzając, czy już się obudziła.
Frank
Kręcił się po mieszkaniu, krocząc w te i we w tę. Gdyby znajdował się gdzieś pośród miękkiego podłoża, wydreptałby całkiem głęboki rów od tego chodzenia po całym mieszkaniu. Nie mógł się na niczym konkretnym skoncentrować, chociaż bardzo próbował to zrobić w oczekiwaniu na moment, w którym dziewczyna się wybudzi. Nic nie było jednak w stanie zainteresować go na tyle, aby po upływie kilkudziesięciu sekund nie zerkał w stronę konkretnych drzwi w mieszkaniu. Musiał się trochę powstrzymywać przed nieustannym zaglądaniem do niej. Był pewien, że gdy tylko się przebudzi, od razu będzie o tym wiedział.
OdpowiedzUsuńI w ogóle się w swoim twierdzeniu nie pomylił. Od razu usłyszał dobiegający zza drzwi dźwięk ruchu ciała na materacu, a krótko po tym jej wrzask. To nie było zdrowe, ale słysząc jej przerażony głos, jednocześnie poczuł przyjemne podniecenie rozchodzące się po całym jego ciele. Oczywiście nie zamierzał się do tego przed nikim przyznawać… Ale czerpał z tego przyjemność. Dlatego nie podszedł od razu do drzwi, nie ruszył do niej, nie pognał wezwany nawoływaniami, chociaż w tym przypadku może powinna się cieszyć? Obrażała go od samego początku, a to nie było roztropne.
— Nie przypominam sobie, żebym był dla ciebie tak bardzo nie miły — oznajmił, otwierając drzwi i opierając się ramieniem o futrynę. Rozejrzał się po pomieszczeniu, które nie było… W żaden sposób wyjątkowe. Przypominało pokój w pustostanie — ładnie ci urządziłem miejscówkę? Czysto, z dostępem do świeżej wody, jeżeli będziesz grzeczna i będziesz współpracować — uśmiechnął się kącikiem ust, uważnie jej się przy tym przyglądając. Dawał jej jednocześnie znać, że to on ustala reguły, a ona nie miała żadnych szans, aby cokolwiek w tej sytuacji zmienić. Związane kostki i nadgarstki powinny jej wystarczyć. Nie zamierzał jej uwalniać. Może później, jeżeli będzie wystarczająco współpracować. Na ten moment wiedział, że musi jej udowodnić, że dopóki nie będzie go słuchała, jest na przegranej pozycji.
— Gdzie jest Lawrence? — Spytał, spoglądając na nią z wyższością. Musiał to wiedzieć. Była to najbardziej istotna i najcenniejsza dla niego wiadomość i był gotów zrobić naprawdę dużo, aby to z niej wyciągnąć. Nawet jeżeli miałby użyć przemocy.
Frank
Pokręcił przecząco głową na jej oskarżenia. Westchnął też ciężko, a następnie zamknął powieki i zacmokał poirytowany.
OdpowiedzUsuń— Jestem całkiem zdrowy — oznajmił, chociaż z niczego nie musiał się jej przecież tłumaczyć — a jeżeli coś mi jest, to tylko dzięki twojemu ukochanemu braciszkowi — wzruszył ramionami. Tak, jeżeli miał być chory to tylko dzięki, a raczej przez niego. Lawrence sprawił, że Franklin, a raczej Blake stracił wszystko. Ukochaną rodzinę, a to ona była dla niego najważniejsza. Gdyby pozbawił go tylko całego majątku, miałby to w dupie. Mając przy sobie żonę i córkę, dałby radę odbudować wszystko, zwłaszcza z małą pomocą teściów, ale Lawrence doskonale wiedział, co robił. To sprawiało, że mężczyzna był jeszcze bardziej napalony na zemszczenie się na nim i wykorzystanie w tych celach jego siostry. Skoro Mahoney uderzył w rodzinę, to niby dlaczego on sam nie mógł też tego zrobić? Liczył, że dla mężczyzny rodzina była równie ważna, co dla niego samego. — Nie wypuszczę cię, dopóki się nie dowiem, czegoś konkretnego — powiedział ze spokojem, wchodząc w głąb pokoju. Słuchał jej słów, ale w żadne jej nie wierzył. Nie mógł pojąć, jak Lawrence mógłby tak po prostu ignorować swoją siostrę. Nie, to było niemożliwe — mam ci uwierzyć, że Mahoney tak po prostu kazał ci wejść w samolot i sam ani razu się nie zainteresował? Jesteś głupia. Skoro kazał ci uciekać z Waszyngtonu na pewno… Na pewno też cię obserwuje. Zobaczymy, jak wiele dla niego znaczysz — uśmiechnął się, pokazując przy tym zęby — sprawdzimy, czy zniknięcie siostrzyczki wprawi go w niepokój. A może będzie trzeba zostawić pod akademikiem specjalną przesyłkę? — Przekręcił głowę w bok — lepiej, żeby nie. Szkoda byłoby… Jesteś całkiem ładna — wymruczał. Na ten moment chciał ją tylko nastraszyć. Wierzył, że wystraszona była w stanie powiedzieć mu dużo więcej, niż w tej chwili. Widział, że się bała, ale bała się niewystarczająco.
Musiał w tej chwili odnaleźć tylko idealny sposób na to, aby zachęcić ją do mówienia.
— Lubisz myszki, Summer? — Spytał, uważnie ją przy tym obserwując — od kilku tygodni ratuję te biedne stworzonka przed skończeniem w żołądku węży — poinformował — myślę, że byłoby im całkiem przyjemnie, gdybym wypuścił je z klatki. Tutaj miałyby całkiem sporo miejsca, nie uważasz?
Frankie
Nie mógł jej jeszcze powiedzieć, dlaczego dokładnie to robił. Zdecydowanie musiał ją trochę przetrzymać. Powiedzenie wszystkiego na samym początku sprawiłoby, że straciłby ewentualne możliwości późniejszego negocjowania. Poza tym, podstawowa zasada głosiła: nie wdawać się w dyskusję z jęcami. Była przecież jego jęcem. Musiał więc się opanować. Wzruszył, więc tylko ramionami na jej pytania i kolejne komentarze dotyczące jego osoby. W dupie miał jakąkolwiek kasę. Oczywiście, że ta nie znaczyła dla niego nic. To jednak nie była informacja, którą musiała wiedzieć już teraz.
OdpowiedzUsuń— Nie mam pojęcia. Po to, aby uchronić brata? Nie wiem, może kazał ci kłamać? Mogę cię śledzić przez niesamowicie długi czas, ale niestety nie mogę wejść do twojej głowy, a uwierz… Z niesamowicie ogromną chęcią bym to teraz zrobił. Ułatwiłoby to wiele mi i tobie. Tak, tobie zdecydowanie wiele by to ułatwiło, a na pewno sprawiło, że nie musiałabyś się tak bardzo ze mną męczyć, ale… Cóż. Nie mogę. I nie wypuszczę cię, dopóki nie dowiem się, gdzie jest twój braciszek — oznajmił spokojnie, wzruszając od niechcenia ramionami. Jej płacz nic na nim nie robił. W zasadzie, to mogłaby paść nawet na kolana, błagać go o wypuszczenie i… I tak by tego nie zrobił. Musiał dowiedzieć się prawdy, nawet jeżeli to miałoby trwać długo i miałoby być męczące. Nie zamierzał się poddać, a już na pewno nie na tym etapie, na którym właśnie się znajdował. W końcu miał ją. Miał Summer Mahoney i nie mógł jej tak po prostu wypuścić. Lawrence nie mógł być chyba, aż tak wielkim dupkiem, aby całkowicie spuścić siostrzyczkę z oczu… Chyba. Bo pewności niestety żadnej, co do tego nie miał, a szkoda. Wiele by to wówczas ułatwiło.
Uniósł brew, słysząc jej słowa odnośnie współpracy, poczuł się lepiej. Nie chciał jej przecież specjalnie męczyć i dręczyć. Chciał po prostu dowiedzieć się prawdy, wiedzieć, co się stało. Gdzie jest Lawrence i dlaczego posunął się, do aż tak drastycznych metod.
— Daj mi kontakt lub miejsce pobytu swojego brata — warknął. Nie interesowało go to, czy będzie grzeczna. Chciał kurwa konkretów i liczył, że te właśnie dostanie — mam w dupie to, czy będziesz cicho siedzieć. I tak nikt cię nie usłyszy. Chcę wiedzieć, gdzie, kurwa jest twój brat.
Frankie
Kręcił tylko przecząco głową, coraz bardziej gotowy na kolejny krok zachęcenia Summer do mówienia. Wcale nie żartował z tymi myszkami, a w pomieszczeniu obok znajdowała się klatka, o której wspominał. Naprawdę uważał, że te istotki byłyby mu całkiem wdzięczne za to, że miałyby możliwość odrobinę pohasać sobie po pokoju, który stworzył specjalnie dla Summer. Był dźwiękoszczelny, dzięki czemu nie musiał przejmować się jej wrzaskami. Nikt poza nim i tak nie miał ich usłyszeć. Nikt poza nim samym nie miał prawa wiedzieć o tym, że w tym konkretnym mieszkaniu przetrzymywana jest dziewczyna.
OdpowiedzUsuń— Gdybym w ten sposób mógł uzyskać te informacje, już bym wiedział, gdzie on jest — warknął, mało przyjemnie. Pokręcił z niezadowoleniem głową i prychnął głośno. Chciał wiedzieć, gdzie jest Lawrence, a każde kolejne słowo padające z ust blondynki sprawiało, że tylko bardziej się wkurwiał. W końcu, gdyby znalezienie mężczyzny byłoby tak łatwe, już dawno, miałby go na celowniku. Ale nie miał, a to oznaczało jedynie tyle, że Mahoney potrafił się naprawdę dobrze ukryć, co tylko bardziej działało irytująco na Franklina. Słysząc jednak jej kolejne słowa, wyraźnie się zaciekawił. Odezwie się? Wspaniale. Wydawać mogło się, że całej reszty po prostu nie słyszał. Najważniejsze było to, że Lawrence sam stwierdził, że się odezwie. To, że nie robił tego przez tak długi czas, nie miało najmniejszego znaczniea, bowiem, nie oznaczało jednocześnie, że jeszcze tego nie zrobi. Spojrzał na Summer, a następnie sięgnął kieszeni swoich spodni i wyciągnął z nich telefon komórkowy. Oczywiście numer był całkiem nowy.
— Odezwie się… Sprawmy zatem, aby odezwał się szybciej niż wcześniej. Myślisz, że ma ten sam numer, co wcześniej? — Spytał, ale nie czekał na jej odpowiedź. Zanim cokolwiek zdążyła z siebie wydusić, Franklin wystukał krótką wiadomość: mam ją, albo się pokażesz, albo zacznę się bawić z nią w naprawdę świetny sposó. Kliknął wyślij i wpatrywał się w swoją komórkę… Wątpił w to, aby dostał jakąkolwiek odpowiedź, ale może… Może jednak, było, na co czekać? — Nie wierzę ci. Po postu nie wierzę, że zrobiłby to, że tak po prostu zostawiłby swoją siostrzyczkę, mając całkowicie w dupie jej bezpieczeństwo zwłaszcza, że… Że wiedział, że tak się stanie. Nie mógł kurwa zrobić tego, co zrobił i nie myśleć o tym, że się nie zemszczę — warknął, a w zasadzie wrzasnął. Był wściekły, frustracja go rozpierała, ale… Ale wcale nie był zly na Summer. Był wściekły na Lawrence’a i to, że tak dobrze się ukrył.
Frankie
— Kurwa nie wiem — warknął nieprzyjemnie, chociaż obiecywał sobie, że nie będzie wdawał się z nią w dyskusje. One nie miały najmniejszego sensu. Chciał tylko, aby powiedziała mu prawdę. Chciał wiedzieć, gdzie jest Lawrence lub co zrobić, aby wywołać go z ukrycia. Na ten moment tylko ją straszył. Chciał dać odpowiednią ilość czasu Lawrence’owi aby ten zdążył w jakiś sposób zareagować. Musiał go jakoś wybawić. Skłonić do zrobienia czegokolwiek. Po postu musiał coś zrobić. Pierwszym czymś było uprowadzenie Summer. Prędzej czy później musiał zauważyć, że dziewczyna nie wróci do akademika. Nie chciało mu się wierzyć w to, aby kazał jej wyjechać z Waszyngtonu, a następnie całkowicie spuścić ją z oczu. Wówczas równie dobrze mogła zostać przecież w stolicy.
OdpowiedzUsuń— Wyglądasz na inteligentną, a jednak jesteś znacznie głupsza — mruknął. Tak, musiał się trzymać myśli, że Mahoney miał jakiś kontakt. W przeciwnym razie marnował czas na niewłaściwy sposób rozwiązania sprawy, a wtedy będzie naprawdę bardzo wkurwiony.
Pokręcił przecząco głową i prychnął cicho na wszystkie jej słowa. Nie podobał mu się sposób, w jaki zaczęła się do niego odzywać. Nie chciał przecież robić jej od razu krzywdy, ale skoro zaczęła się na niego wydzierać… Nie mógł pozwolić się traktować w taki sposób, więc zacisnął mocno zęby tak, że było widać na jego twarzy, jak bardzo jest spięty, a następnie prychnął głośno i wycofał się z pokoju.
— Sama tego kurwa chciałaś — oznajmił i trzasnął drzwiami pomieszczenia. Nie musiał się długo zastanawiać nad tym, co zrobić. Obiecał jej towarzystwo. Obiecał towarzystwo małych myszek i zamierzał dotrzymać swojego słowa, chociaż początkowo to miało ją tylko nastraszyć. Wyraźnie musiał pokazać, że przede wszystkim jego słowa zamieniają się w czyny.
Przeszedł więc do drugiego pokoju, złapał klatkę jedną ręką i wrócił do Summer. Klatka była prosta, z plastikową podstawą i metalowymi kratkami. Postawił ją na środku pomieszczenia i otworzył drzwiczki. Myszki wydawały z siebie specyficzny dźwięk, kręcąc się po klatce. Zrobił krok do tyłu i uśmiechnął się.
— Dobranoc mała — wymruczał, obserwując jak stworzenia szybko zorientowały się, że klatka została otwarta, a one dzięki temu mogą się wydostać i zwiedzić znacznie większy teren niż do tej pory.
Psychol
Wiedział, że myszy nie zrobią jej krzywdy. Przygotował się jednak na to, że dziewczyna z pewnością nie będzie zachwycona swoimi nowymi współlokatorami. Nie zamierzał jednak ulegać i reagować na ewentualne piski, krzyki, wyzwiska, czy cokolwiek innego wydobywającego się z jej ust. Miał tylko nadzieję, że szczelnie wyciszył pomieszczenie i nie będzie on, a przede wszystkim ktokolwiek w pobliżu jej słyszał. Nie mógł sobie pozwolić na jakieś wizyty sąsiadów czy nalot policji. Wychodząc z pokoju zamierzał szybko zatrzasnąć drzwi, ale kiedy je domykał, usłyszał z jej ust coś, czego nie spodziewał się usłyszeć. Blake. Nie podejrzewał, że mogła go zapamiętać. A na pewno nie myślał nawet o tym, że tak szybko skojarzy go z prawdziwym imieniem. Miał świadomość, że je znała. Był nie raz w ich domu, ale to były przelotne spotkania z blondynką, mignięcie i tyle. Dlatego nie domknął drzwi. Stanął jak wryty i zacisnął mocno zęby, czując, jak ogarnia go zdenerwowanie. Wziął głęboki oddech, ale to nie pomogło. Kolejne słowa wypowiedziane tak słabym głosem również nie sprawiły, że wrócił do dalszych czynności. Czuł się dziwnie. Jakby rzeczywistość się zatrzymała, jakby świat na chwilę po prostu stanął.
OdpowiedzUsuńSpojrzał na swoje dłonie i zmarszczył brwi. Gdzie on właściwie był? Piskliwe dźwięki jakichś stworzeń sprawiały, że przeszedł go nieprzyjemny dreszcz. Rozejrzał się nerwowo dookoła i odsunął drzwi, zerkając do pomieszczenia znajdującego się za nimi, a po chwili wygiął usta w grymasie.
Myszy. Pełno myszy i otwarta klatka. Powiódł spojrzeniem dalej, dostrzegłszy niepokojący widok. Związane kostki. Kobiece kostki. Wszedł do środka i natychmiast podszedł do kobiety. Uklęknął obok niej i zorientował się, że była nieprzytomna.
Ostrożnie ją podniósł i wyniósł z pokoju, szybko zamykając za sobą drzwi, aby gryzonie nie wydostały się z pokoju i nie zajęły całego mieszkania. Właśnie, mieszkanie. Czyje? Jej? Tylko dlaczego wyglądała tak źle i była związana? Co on tu robił? Miał pustkę w głowie i za cholerę nie wiedział, co się dzieje.
Musisz jej pomóc przeszło mu przez myśl, gdy ponownie spojrzał ba kobietę, którą wciąż trzymał. Rozejrzał się dookoła i ułożył ją ostrożnie na podłodze, sprawdził czy oddycha i zaczął jej ocucanie.
- Obudź się, musisz mi to wszystko wytłumaczyć – mruknął cicho pod nosem, zakładając, że ona jest źródłem rozwiązania tej dziwnej zagadki. Dlaczego był w mieszkaniu ze związaną kobietą? Czy ktoś ich uprowadził? Ale dlaczego nic nie pamiętał? Złapał się za głowę, ale przecież czułby, gdyby ktoś go uderzył, prawda? Prawda, więc... O co do cholery chodziło.
Ktoś, ale nie Frank
Otworzył szeroko oczy, kiedy dziewczyna pierwsze, co wypowiedziała po przebudzeniu, to, żeby nie robił jej krzywdy. Przecież nie zamierzał. Nie miał nawet pojęcia, kim jest, dlaczego niby miałby ją krzywdzić? Nie widział w tym żadnego, nawet najmniejszego sensu. Wpatrywał się w nią, z coraz większym zdziwieniem wymalowanym na swojej twarzy. Odsunął się od niej odrobinę, mając wrażenie, że tak będzie po prostu lepiej. Ona poczuje się bezpieczniej i… I może się uspokoi? Chociaż słowa padające z jej ust nie wskazywały na to, a w jego własnej głowie tworzył się coraz większy chaos, nad którym nie umiał zapanować w żaden sposób.
OdpowiedzUsuń— Co? Nie chcę cię zabijać, boże, dlaczego tak mówisz? — Nie wytrzymał, wyciągając dłonie przed siebie w obronnym geście, wyraźnie chcąc jej również w ten sposób pokazać, że nie ma przy sobie żadnej broni ani nic, co mogłoby zostać wykorzystane, jako broń.
Odsunął się od niej o jeszcze kilka kroków i przyglądał jej się z uwagą. Wciąż była związana, bo chcąc ją wybudzić, nie skupiał się na rozwiązaniu.
— To nie ja — powiedział, wskazując na jej kostki i nadgarstki — nie mam pojęcia, co się stało, ale to nie ja, nie musisz się mnie bać — odparł, rozglądając się dookoła. Jeżeli oboje zostali porwani, to dlaczego on nie był związany i znajdował się w innym pomieszczeniu? Odwrócił się do niej plecami, a sam zaczął się uważnie rozglądać, czy w mieszkaniu nie było nigdzie ukrytych kamer. Może to jakiś walnięty teleturniej? Ciągle w telewizji pojawiały się jakieś głupie programy rozrywkowe, mające na celu rozbawić telewidzów, ale… Chyba bez zgody, bez pisemnego wyrażenia chęci udziału w czymś takim, nikt nie mógł mu tego zrobić? Jakiś znajomy? Nie miał ich za wielu, to nie wchodziło w grę…
— O co tu kurwa wychodzi? — Wymamrotał cicho pod nosem, wciąż uważnie przyglądając się pomieszczeniu, wciąż próbując znaleźć coś… Jakąś podpowiedź, cokolwiek, co powiedziałoby mu, co się właściwie dzieje.
Odwrócił głowę przez ramię i spojrzał na blondynkę. Rozumiał, dlaczego płakała. Była wystraszona. On też, ale nie rozumiał, dlaczego to jego się bała. Przecież nic jej nie zrobił, nigdy jej wcześniej nawet nie widział.
— Wiesz, gdzie jesteśmy? — Zapytał po chwili, licząc na to, że się odrobinę uspokoi i być może powie mu coś więcej, chociaż patrząc na to, w jakim była stanie, nie spodziewał się żadnej merytorycznej odpowiedzi. Pewnie wiedziała dokładnie tyle samo, co on sam.
nieznajomy
Otworzył szeroko oczy, nie wierząc w to, co właśnie usłyszał. Zmarszczył brwi i pokręcił stanowczo, przecząco głową. On? On jej groził śmiercią?
OdpowiedzUsuń- Chyba musiałaś się mocno uderzyć w głowę – powiedział, naprawdę nie wierząc we wszystko, co właśnie usłyszał. Nie znał jej. Widział ją po raz pierwszy w swoim życiu i dałby sobie odciąć rękę! Tak, dałby sobie odciąć cokolwiek, bo był pewien, że w życiu, nigdy nie odezwał się w taki sposób do jakiejkolwiek dziewczyny, czy kobiety. W jego głowie panował coraz większy chaos, a ten z kolei przyprawiał go o silny ból. Przyłożył palce do skroni i zamknął oczy, próbując poukładać sobie wszystko w głowie, ale tego zwyczajnie nie dało się ułożyć! – Nie rozumiem – mruknął, przyciskając mocniej palce do głowy. Zamknął powieki i głęboko oddychał.
Mętlik wzrastał. Jej słowa odbijały się o jego czaszkę, a to tylko pogarszało całą sytuację. Dezorientacja sprawiała, że zaczynał robić się nerwowy. Niewiedza tylko potęgowała te uczucie, a to z kolei wprowadzało nieprzyjemne mrowienie w palcach i suchość w ustach.
- Nie znam żadnego Lawrence’a – powiedział, odwracając się przodem do blondynki. Nie podobało mu się jej zachowanie, to, że krzyczała, że go obwiniała, kiedy on tak samo, jak ona... Nie widział, dlaczego tutaj jest. Z jakiego powodu. – Przestań na mnie wrzeszczeć – wybuchnął w końcu – nie mam pojęcia, kto cię tutaj sprowadził, ale zapomniał zapchać ci ust – odsunął się od niej, chcąc zachować bezpieczną odległość. Co prawda związana nie stanowiła dla niego żadnego niebezpieczeństwa, ale miał wrażenie, że ta kobieta miała nierówno pod tą blond czupryną. Wziął głęboki oddech – po prostu... – nie dokończył jednak. Co miał jej powiedzieć? Że ma pustkę w głowie, że nic nie pamięta, że nie wie gdzie jest, dlaczego i przez kogo? Nie był jednak w stanie uwierzyć w jej słowa. Nigdy nie groziłby kobiecie, a tym bardziej nie uwięziłby jej. I to w miejscu, którego nie zna. – Kim jesteś? – Spytał – i kim jest Lawrence? Nie znam żadnego Lawrence’a. Nie wiem o czym mówisz, o żadnych pieniądzach, o niczym... – wymruczał, kolejny raz przymykając powieki – boli mnie od tego wszystkiego głowa – jęknął do siebie samego. Początkowo chciał rozwiązać blondynkę, ale w obecnej sytuacji wcale nie wiedział, czy to jest odpowiednie – muszę stąd wyjść – dalej mruczał, kierując się w stronę drzwi, kiedy chwycił klamkę przekonał się jedynie o tym, że były zamknięte. No tak... Mógł się tego przecież spodziewać. – Mów wszystko, co wiesz. I przestań pieprzyć, że to ja jestem za to odpowiedzialny.
Nie rozumiał i im dłużej był w tym pomieszczeniu, tym bardziej przestawało mu zależeć na tym, aby cokolwiek zrozumieć z tej wyraźnie pokręconej sytuacji. Płacz blondynki zaczynał go irytować i naprawdę żałował, że nie miała czymś zatkanych ust, dzięki czemu być może jej dźwięki były cichsze, chociaż zaczynał się zastanawiać czy zduszone jęki nie byłyby bardziej irytujące nic obecny szloch, który docierał do niego dość intensywnie.
OdpowiedzUsuńPokręcił głową, spoglądając na nią z pewną bezradnością w spojrzeniu. Już nie chciało mu się tłumaczyć dziewczynie, że on nie miał nic wspólnego z całą tą sytuacją. Skoro mu nie wierzyła… Jej problem, nie czuł silnej potrzeby wybielenia się przed nią. Poza tym widział, że była w takim stanie, że żadne kolejne jego słowo nie sprawiłoby, że zmieni zdanie. Dlatego… Dlatego ponownie odwrócił się do niej plecami. Zastanawiał się nad tym, co może zrobić, aby opuścić to mieszkanie, jak się niego wyrwać, chociaż już teraz wiedział, że to nie będzie łatwe. Musiało być tutaj jednak coś, co mogłoby to ułatwić.
— Jak chcesz — wzruszył ramionami — ostrzegam tylko, że tam jest pełno myszy, ale… Jak sobie pani życzy — odparł, zbliżając się do niej. Wyciągnął ręce w jej stronę i złapał związane nadgarstki, ale po chwili się nachylił i po prostu przerzucił ją sobie przez ramię, jak worek ziemniaków i ruszył w stronę zamkniętych drzwi pokoju, w którym grasowały gryzonie.
Kiedy poczuł bliskość jej ciała, ciepło, które tak wyraźnie czuł w tej chwili… Zamrugał, a w jego mózgu ponownie coś się przestawiło. Zatrzymał się w pół kroku i rozejrzał. Zdezorientowany spojrzał, co, a raczej, kogo trzyma i zmarszczył brwi.
— Kurwa, co to ma być — warknął niezadowolony z sytuacji, w której właśnie się znalazł. Nie myślał długo, otworzył drzwi i schylił się, pospiesznie zostawiając blondynkę w pomieszczeniu i samemu opuszczając pokój.
Oparł się o zamknięte drzwi i przymknął powieki. Czuł, że coś było nie w porządku, ale za cholerę nie miał pojęcia, co. Miał dziurę w pamięci. Nie potrafił sobie wytłumaczyć, jak to się stało, że Summer znalazła się poza pokojem. Sama na pewno nie wyszła… Nie, to było niemożliwe. Wciąż była związana… Ostatnie, co pamiętał to jego imię padające z jej ust. Te prawdziwe imię.
Frankie
Odepchnął się po chwili od drzwi i przeszedł się kilka razy po pokoju, próbując poukładać sobie wszelkie myśli w całość. Owszem, był w ostatnim czasie przemęczony, zdarzały mu się dziury w pamięci... Ta nie była pierwsza, ale do tej pory nie podejrzewał, że będzie mogło to stanowić jakieś zagrożenie dla jego planu. Epizody wydawały mu się krótkie. Zazwyczaj budził się w mieszkaniu i po prostu funkcjonował dalej, ale... Dlaczego Summer była poza swoim pokojem? Dlaczego ją niósł i... Było tak wiele pytań, a żadnych odpowiedzi. Był z tego powodu naprawdę wkurzony i wiedział, że musi coś zrobić, aby dowiedzieć się co konkretnie dzieje się w chwilach, których nie pamiętał. Był bowiem pewien, że coś się działo... Inaczej Mahoney tkwiłaby cały czas zamknięta w swoim pokoju z nowymi kumplami...
OdpowiedzUsuńKumple. Musiał zerknąć do pokoju i sprawdzić, jak wyglądała sytuacja. Otworzył wiec drzwi. Od razu nakierował spojrzenie na Summer, a następnie na panoszące się po pomieszczeniu gryzonie. Wiedział, że musi je odłapać. To, że dziewczyna straciła przytomność, było dobrym momentem. Chwilą, którą mógł wykorzystać w odpowiedni sposób. Wyłapanie myszy zajęło trochę czasu, ale podołał zadaniu, które sam sobie wyznaczył, a później opuścił jej pokój i zaczął stwarzać pozory...
Musiał przecież dla sąsiadów być normalnym facetem. Włączył więc jakiś kryminał i nieco zwiększył dźwięk. Wyniósł śmieci, wziął długi gorący prysznic, a kiedy był odświeżony, może nawet dzięki temu nieco wypoczęty, postanowił zerknąć, co dzieje się u Summer. Nie słyszał jej wołania, pomieszczenie było dźwiękoszczelne. Jakie było jego zdziwienie, gdy otworzył drzwi, a blondynka znajdowała się tak blisko. Zlustrował jej sylwetkę i uniósł brew.
- Twój braciszek nadal milczy – oznajmił, niezadowolony z rozwoju sytuacji. Miał nadzieje, że Lawrence wykona wyraźny ruch, a póki co, nic się nie wydarzyło, a przynajmniej nic, co zauważyłby Franklin. Przeniósł spojrzenie w kąt pomieszczenia, gdzie stało wiadro, ale... Widząc jej minę, westchnął. Miał jakis przypływ dobrych odruchów, bo odsunął się i przepuścił ja w drzwiach – pierwsze na prawo drzwi. Spróbuj coś wykombinować, a przysięgam, że zginiesz szybciej niż zdążysz wypowiedzieć swoje imię i nazwisko – warknął szorstko. Musiała być tego świadoma. Zresztą, zamierzał stać pod drzwiami łazienki i nasłuchiwać, czy rzeczywiście załatwia jedynie swoje potrzeby. Nie zawahałby się wejść do środka, gdyby panowała za długa cisza po drugiej stronie drzwi.
Frank
Stał cały czas przy drzwiach i uważnie nasłuchiwał tego, co działo się w środku. Nie miał pojęcia, ile dziewczyna potrzebuje czasu, aby załatwić swoje potrzeby. Przysłuchiwał się jednak, gotowy wejść do środka, gdy tylko wyda mu się, że coś jest nie w porządku. Na szczęście, nic takiego się nie wydarzyło. Nie musiał interweniować. Słysząc jej podskoki w łazience, odsunął się o kilka małych kroków od drzwi i uważnie się w nie wpatrywał i w to, jak z nich wyskakuje blondynka.
OdpowiedzUsuńPrzyglądał się jej przy tym uważnie, a słysząc z jej ust dzięki… Całkiem się zdziwił. Skinął tylko głową, a następnie zrobił kolejny krok do tyłu.
— Potrzebujesz czegoś? — Spytał, chociaż może wcale nie powinien okazywać jej nawet najmniejszego zainteresowania. Miał jednak poczucie, że w pewien sposób jest za nią odpowiedzialny. A na pewno do czasu ukazania się Lawrence. Tak, do tego czasu nie mogło się jej nic stać i powinna… Powinna być traktowana może nieco lepiej, niż w obecnej chwili. Spojrzał na wnętrze pokoju, w tym nie był w stanie zaproponować jej za dużo, ale… Może coś mógłby zrobić — jest ci wystarczająco ciepło? Chcesz koc? Coś do jedzenia… Może wody. Tak, przyniosę ci na pewno wodę — powiedział bardziej do siebie, niż do swojej zakładniczki.
Wycofał się z pokoju, zamknął oczywiście drzwi i odwrócił się. Poszedł do kuchni, gdzie stanął przy szafkach i wyciągnął pierw plastikową tacę, a następnie ułożył na niej szklankę. Nalał zdatną do picia wodę, po chwili wstawił też wodę na herbatę i w tym czasie wyciągnął kubek. Wsadził do niego saszetkę z herbatą i rozejrzał się dookoła, zastanawiając się nad tym, co mógłby dać jej do jedzenia. A może powinien ją trochę przetrzymać? Szybko jednak odparł tę myśl. Summer już teraz wyglądała niesamowicie źle, głodzenie jej, raczej nie było dobrym pomysłem. Wyciągnął chleb tostowy i przesmarował go masłem i ułożył na dwóch kanapkach po plasterku żółtego sera.
Kiedy woda się zagotowała, zalał herbatę. Wszystko ustawił na tacy, a następnie wrócił pod drzwi pokoju, w którym znajdowała się dziewczyna. Otworzył je z niemałym wysiłkiem tak, aby nie wylać i nie zrzucić niczego z tacy, a następnie wszedł w głąb i postawił tacę na materacu. Wycofał się, ale nie wyszedł z pomieszczenia. Oparł się plecami o framugę. Nie zamierzał zostawiać jej samej ze szklanymi naczyniami, nie był idiotą. Nie przyglądał się też jej natarczywie. Po prostu stał, patrząc przed siebie.
— Naprawdę nie masz z nim żadnego kontaktu, odkąd wysłał cię do Nowego Jorku? — Spytał, bo to wydawało mu się abstrakcyjne — i nic nie zrobił, nie dał ci żadnego powodu do sądzenia, że jest gdzieś w pobliżu? Że ma na ciebie oko?
Frank
Obserwował uważnie, jak dziewczyna sięga po szklankę z wodą, a później po kolejne, przyniesione przez niego rzeczy. Nic nie mówił. Po prostu uważnie ją obserwował, każdy jej ruch. Pozwolił na to, aby ze spokojem zaspokoiła swoje potrzeby. Nie poganiał jej do odpowiedzi. Wiedział, że w tej chwili musi pierw uspokoić z pewnością ssący głód w żołądku, aby móc później skupić się na rozmowie z nim. On sam jeszcze nie był do końca pewny, co właściwie chce od niej wyciągnąć. Wyobrażał sobie, że to wszystko będzie inaczej wyglądało, że Lawrence nie będzie testował jego cierpliwości i tego, jak daleko się posunie w stosunku do Summer. Wiedział natomiast jedno: nie mógł pokazać mu w żadnym wypadku swoich słabości i, chociaż początkowo liczył, że wcale nie będzie musiał krzywdzić blondynki, w tej chwili brał to na poważnie pod uwagę. Musiał pokazać swojemu staremu kumplowi, że to wcale nie są żarty, że Summer naprawdę grozi niebezpieczeństwo i tylko on może ją uratować. Tylko i wyłącznie.
OdpowiedzUsuń— Twój brat jest wystarczająco cwany, aby znaleźć jakiś sposób — mruknął tylko na jej słowa. Wierzył w to, że na pewno ją obserwował. Musiał w to wierzyć, inaczej wszystko, cały misternie układany plan był na nic. Po co miałby przetrzymywać młodszą Mahoney, jeżeli starszy w ogóle nie będzie miał o tym pojęcia? Wówczas uprowadzenie jej było bez sensu, wówczas nie musiałby się z nią męczyć… Ale musiałby to zakończyć, a rozwiązanie było jedno. Nie mógł jej przecież tak po prostu wypuścić i wierzyć, że nikomu nie piśnie słowa na jego temat. Owszem, mógłby pierw się ulotnić, pozostawiając jej odpowiednie narzędzie do uwolnienia się, ale nie wierzył w jej zapewnienia. Mógłby się ukryć, byłby w stanie to zrobić, ale nie chciał żyć jak pustelnik, a tylko takie życie by go czekało, gdyby tak po prostu pozwolił jej odejść.
— Gdyby traktował cię jak intruza i chciałby się ciebie pozbyć, nie kazałby ci opuszczać Waszyngtonu, nie rozumiesz? — Uniósł wysoko brew. Zastanawiał się nad tym, czy to dziewczyna była tak ślepa i nie dostrzegała oczywistych rzeczy, w tym również tego, że jej brat wcale nie stał po dobrej stronie, czy po prostu… Nie, Lawrence nie był tak dobry, bo przecież on sam go prześwietlił. To była jej głupota lub ślepa wiara w to, że brat jest dobrym człowiekiem. Sama powiedziała, że przecież go kochała… To wiele wyjaśniało, prawda? Tyle, że całość wypowiedzi dziewczyny, w ogóle mu się nie podobała. Może i nie chciał, aby Lawrence pojawił się, jak rycerz, ale liczył na to, że jednak się pojawi.
Słysząc jej pytanie, spojrzał tylko na nią surowym spojrzeniem.
— Nie chcę cię zabijać — powiedział zgodnie z prawdą, bo na tym mu wcale przecież nie zależało, to nie był jego cel — ale jeżeli nie pozostawisz mi wyboru, zrobię to. Jeżeli będziesz się odpowiednio zachowywać, wyjdziesz stąd — teoretycznie nie kłamał, bo… Bo miał wybór, którego jeszcze nie podjął. To, że ewidentnie skłaniał się ku jednej opcji, to było coś innego. Decyzja wciąż przecież nie zapadła — więc staraj się mnie nie wkurwiać — dodał, a kącik ust drgnął mu przy tym delikatnie — i zastanów się nad tym, co najbardziej wkurwiłoby twojego brata.
Frankie
Wbił w nią spojrzenie swoich oczu, w których wyraźnie malował się ból. Jakkolwiek chciałby powstrzymać się przed okazaniem tego, co czuł na myśl o minionych wydarzeniach… Potrafił świetnie grać, kiedy rozmawiał z kimkolwiek innym. Potrafił odepchnąć wspomnienia o żonie i córeczce, kiedy był po prostu Frankiem, ale… Summer dobrze wiedziała, kim był. Rozmawianie o tym, co zrobił mu Lawrence… Zacisnął mocno pięść i nie panując nad swoją wściekłością, odwrócił się przodem do ściany i zaciśniętą dłonią, mocno wymierzył cios, dysząc przy tym wściekle.
OdpowiedzUsuńChciałby powiedzieć to na głos. Wyrzucić z siebie jedno, proste zdanie i jedno pytanie. Zabił moją rodzinę. Dlaczego więc mam darować tobie życie? Zdecydowanie byłyby to wystarczające słowa, ale… Zamiast tego przełknął ból, powoli wyprostował palce i z głębokim oddechem odwrócił się przodem do blondynki.
— Gdyby to nie było coś wystarczającego, uwierz, nie traciłbym na ciebie czasu — warknął nieprzyjemnie. Jej drążenie tematu, wcale mu nie odpowiadało. Nie chciał z nią o tym rozmawiać, ponownie skupiając się na myśli, że z jeńcami się nie gada. Dlaczego więc nadal stał w pokoju i liczył na to, że on z kolei dowie się czegoś więcej?
— Mam to w dupie. Naprawdę mam w dupie wasze rodzinne problemy. Po prostu go tu chcę, a jeżeli chcesz wyjść z tego cało i żywa, lepiej pomóż mi go sprowadzić tutaj. To wiele ułatwi. Po prostu myśl. Rusz głową i współpracuj — dodał szorstko, czując, jak zaczyna się denerwować, bo bezradność i to, co od niej słyszał zaczynało go frustrować. Musiał być jakiś sposób, po prostu musiał.
Wypuścił powoli powietrze, wbijając w nią ponownie swoje spojrzenie, kiedy powiedziała, że coś jest. Momentalnie skoncentrował się na blondynce i intensywnie się w nią wpatrywał, mając nadzieję, że zaraz usłyszy coś pomocnego. Przyglądał jej się z zaciekawieniem, nie mając pojęcia, czego od niego chce. Nie zamierzał jej uwolnić w zamian za informację, to było zdecydowanie za mało. Kiedy się podniosła i podskoczyła do niego, otworzył szeroko oczy, a widząc nożyczki… Zacisnął je mocno w dłoni, spoglądając na nią pogardliwie. Był wkurwiony. Na siebie i na nią. Na siebie, że nie wyczyścił łazienki z potencjalnego niebezpieczeństwa i na nią, że była tak głupia i zamierzała się zabić. Gdyby to zrobiła, wszystko poszłoby na marne.
— Podłożył ogień w naszym domu. Wiedział dobrze, że jest w nim moja żona i córka. Pozwolił na to, aby spotkało je coś tak okropnego, jak spłonięcie żywcem. Pozwolił, aby moja żona i córeczka, moja mała… — wysyczał z gniewnym błyskiem w oku, a zaraz głos mu się zawiesił. Zaciskał małe nożyczki tak mocno w swojej dłoni, że nawet nie poczuł, kiedy ostry czubek wbił mu się w miękką skórę. Nawet nie poczuł krwi na dłoni. Tak bardzo zawładnęła nim złość — a ty kurwa śmiesz stawiać warunki? Powinienem zrobić z tobą dokładnie to samo, ale kurwa, nie jestem taki potworem! — Ryknął na blondynkę, nie przejmując się tym, że mógł ją przy tym odrobinę opluć, gdy wykrzykiwał kolejne słowa — mów co wiesz, a zastanowię się nad tym, czy gdziekolwiek cię ze sobą wezmę — dodał, wciąż nie zwracając uwagi na coraz większą ilość krwi na swojej dłoni.
Frankie
Podniósł na nią spojrzenie i… Milczał. Spoglądał tylko na nią, patrząc wciąż tym spojrzeniem pełnym bólu, bo nie był w stanie tego wciąż ukryć. Zresztą… Wiedziała już, dlaczego cierpiał, dlaczego tak bardzo zależało mu na tym, aby dorwać jej brata. Uważał, że jego powód był wystarczający. Przeprosiny blondynki były jednak ostatnim, czego chciał. Nie potrzebował tego. One niczego nie zmieniały, nie odmieniały przeszłości i nie mogły sprawić, aby przyszłość była inna, lepsza, łatwiejsza. To przepadło. Przepadło wraz z wszystkim, co stracił w Waszyngtonie przez Lawrence’a.
OdpowiedzUsuń— Mam w dupie twoje przeprosiny — nie powstrzymał się przed warknięciem — i nie waż się więcej wypowiadać w tym temacie — dodał ostro. Ostatnie czego chciał to słuchanie Summer, która… Która nie wiadomo co miałaby do powiedzenia. Lepszym rozwiązaniem dla niej było trwanie w milczeniu w tej sytuacji, chyba, że faktycznie mogłaby mu pomóc z bratem…
Uniósł głowę i brew. Utkwił w niej spojrzenie i przekręcił delikatnie głowę.
— Mów więcej — rozkazał, mając nadzieję, że dokładnie mu nakreśli, dlaczego matka była dla niego tak bardzo ważną osobą, jakiego typu były to pamiątki. — Waszyngton — powiedział, domyślając się, że to właśnie o to jej chodziło, kiedy wspomniała wcześniej, że ma ją zabrać ze sobą — jeżeli spróbujesz zwiać, zabiję cię od razu — oznajmił, spoglądając prosto w jej oczy. Miał nadzieję, że była świadoma tego, iż nie żartował. Był w tej chwili śmiertelnie poważny i był w stanie to zrobić, jeżeli tylko wykona jeden fałszywy ruch — jeden zły krok — sprecyzował, nie odrywając wciąż od niej spojrzenia — i będziesz martwa. Obiecuję ci to — dodał jeszcze, machając dłonią. Wtedy również dostrzegł krew na tej, w której trzymał nożyczki — kurwa mać — mruknął pod nosem, wycofując się powoli z pokoju. Rozluźnił dłoń i wyciągnął wbite nożyczki, sycząc przy tym głośno. Nie zamknął za sobą drzwi, podszedł do aneksu kuchennego i wsadził zranioną dłoń pod bieżącą wodę — powiedz czego potrzebujesz na wyjazd — powiedział, zakładając, że ją weźmie. Biorąc również pod uwagę to, że spełni swoją groźbę — załatwię ci potrzebne rzeczy, tylko sprecyzuj. Pamiętasz numer do swojej współlokatorki? Napiszesz do niej, aby je uszykowała i poinformujesz ją, że odbiorę paczkę — wypowiedział szczegółowe instrukcję, próbując jednocześnie zając się swoją raną.
Frank
Nie mógł jej tak po prostu zaufać. Nawet, jeżeli oddała mu nożyczki, którymi zamierzała się uwolnić, nie mógł tak po prostu zapomnieć o tym, co do tej pory zdążył jej zrobić. To z kolei sprawiało, że nie mógł mieć pewności, że gdy tylko wyczuje odpowiedni moment, to nie spróbuje swoich sił w ucieczce. Próbowanie wymknięcia się mu może i było głupotą, ale Frank zdążył się już przecież zastanawiać nad tym, czy blondynka jest głupia... Co prawda chodziło wówczas o wiarę w jej brata, ale nie oznaczało to, że głupota się nie rozrosła.
OdpowiedzUsuńNie odpowiedział od razu na słowa dziewczyny. Jego własne świadczyły jednak o tym, że zamierzał zabrać ją ze sobą na wycieczkę. Musiał wymyślić, w jaki sposób mieć nad nią ciągłą kontrolę, nie wzbudzając przy tym niczyich podejrzeń. Nie wiedział jeszcze, jak dokładnie to zrobi, ale... Chyba faktycznie musiał spróbować jej zaufać w tym względzie. Oczywiście nie było mowy o pełnym zaufaniu, ale na dobrą sprawę nie miał innego wyjścia. Mógł zostawić ją samą, ale nie miał pojęcia, o jakiego typu pamiątki dokładnie chodziło. Musiał ją mieć przy sobie, aby miał pewność, co do tego, co robi i... Znowu pojawiała się potrzeba zaufania, chociaż częściowego.
Myśli mężczyzny szybko przeniosły się z osoby Summer i Lawrence’a na siebie samego. Nie podobała mu się ilość krwi, która wypływała z rany w jego dłoni. Miał wrażenie, że zamiast mniej, krwi było coraz więcej. Nożyczki, owszem miały ostry czubek, ale nie podejrzewał, że mogą zrobić tak głęboką ranę.
- Kurwa – wymamrotał pod nosem, jednocześnie próbując zarejestrować to, co mówiła. Radisson, karta w torebce, numer pokoju... Nie mógł iść po jej rzeczy z nieopatrzoną, krwawiącą raną. Jak na złość, była to rana w prawej ręce, a on oczywiście był praworęczny. – Pomóż mi – rozkazał, a nie poprosił. Zamknął wodę w baterii i przeszedł kilka kroków w bok, aby wyciągnąć z jednej z szafek plastikowy koszyk, który pełnił funkcję apteczki. Były tam potencjalnie wszelkie potrzebne rzeczy. Wierzył, że Summer jest w stanie coś zrobić z krwawiącą raną. – Chodź i daj ręce – powiedział, zerkając w stronę drzwi pokoju – jeżeli spróbujesz coś zrobić... Zostawię cię tu samą na czas mojego pobytu w Waszyngtonie – powiedział ze spokojem, uznając, że to całkiem dobry sposób na sprawdzenie blondynki. Kiedy już do niego podskoczyła, rozwiązał linę na nadgarstkach i spojrzał na apteczkę, dając jej tym samym wolną rękę do działania. Wpatrywał się przy tym w nią uważnie, z napiętymi mięśniami, gotowy do reakcji w każdym momencie.
Frank
Wbijał w nią swoje zimne spojrzenie. Uważnie obserwując każdy ruch, będąc samemu gotowym do ataku. Nie mógł dać się zaskoczyć, dlatego nie spuszczał po prostu z niej spojrzenia. Przyglądał się, jak ona przeglądała zawartość koszyka, czyli jego prowizorycznej apteczki. Obserwował, co chwytała w ręce, co chciała zrobić… Wytężał zmysły, aż w końcu delikatnie sobie odpuścił. Był od niej większy, znacznie silniejszy. Nie musiał tracić energii na nadwyrężanie czujności w tej chwili. Powinien zostawić ją na później, gdy już znajdą się razem poza mieszkaniem.
OdpowiedzUsuńZignorował jej uwagę na temat gróźb. To on zdecyduje sam, kiedy będzie mógł z nich całkowicie zrezygnować. Pokiwał jednak głową na jej kolejne słowa, a następnie wykonał polecenie. Niechętnie, bo wolał samemu je wydawać, ale nie był idiotą i wiedział, że Summer może mu w tej chwili naprawdę pomóc.
Usiadł więc przy stole i zaczekał, aż dziewczyna wszystko odkazi. Wówczas ułożył dłoń na blacie i kontynuował swoje przypatrywanie się jej działaniom.
— W porządku — powiedział na jej wytyczne — powinienem wrócić do wieczora… Powiedz, co potrzebujesz z hotelu — dodał, znacznie łagodniej niż brzmiał wcześniej. Zdawał sobie sprawę z tego, że faktycznie znaleźli się na takim etapie, w którym powinni zacząć ze sobą współpracować. Nie zamierzał jej nagle wszystkiego o sobie mówić, zdradzać jej dokładnie całego planu, który miał ułożony… Zresztą, z tego planu wiele rzeczy po prostu wypadło. Rzeczywistość zweryfikowała i sprawiła, że wiele wyglądało zupełnie inaczej niż w jego głowie. Musiał na nowo sobie to przeanalizować, ale nie zamierzał zajmować się tym w tej chwili — potrzebujesz czegoś szczególnie? Bierzesz jakieś leki, coś, o czym powinienem wiedzieć, a nie wiem? — Spytał, podnosząc głowę, aby na nią spojrzeć. Zacisnął delikatnie rękę, ale to nie było najlepszym rozwiązaniem, więc z powrotem wrócił do wcześniejszej pozycji i już dłonią nie ruszał.
Usłyszał doskonale słowa, które powiedziała na końcu i zdawał sobie z tego sprawę. Dlatego nie zamierzał z nią wchodzić w żadną dyskusję.
— Wróć do pokoju. Zastanów się porządnie, co jest ci potrzebne — poinformował — idę się… Ogarnąć i podjadę do hotelu. Wezmę co trzeba, zarezerwuję nam najbliższe bilety i zrobimy sobie szybką wycieczkę… Obyś tylko miała rację, że to na niego podziała — ostatnie zdanie powiedział bardziej do siebie, niż do blondynki, ale zdawał sobie sprawę z tego, że była w stanie je usłyszeć. I to całkiem wyraźnie.
Zamknął za nią drzwi od pokoju-celi, a następnie sam przeszedł do łazienki, gdzie wziął błyskawiczny prysznic i się po prostu odświeżył, przed wyjściem z mieszkania. Nim jednak zdecydował się opuścić mieszkanie, upewnił się, że w torebce Summer faktycznie była karta od pokoju, a kolejno otworzył drzwi pokoju, w którym ją przetrzymywał i gotów był zebrać zamówienie blondynki.
Frank
Przysłuchiwał się temu, co powinien dla niej wziąć. Uśmiechnął się też delikatnie na jej wspomnienie o tym, że powinien znaleźć jakieś wytłumaczenie na jej nieobecność. Musiał (z niechęcią) przyznać, że blondynka potrafiła myśleć w odpowiedni sposób. Nie, to oczywiście nie sprawiło, że zamierzał zaraz zacząć traktować ją inaczej, ale… Może faktycznie nie będzie musiał w każdym zdaniu zaznaczać, że jej być albo nie być, jest zależne tak naprawdę tylko od niego. Właściwie od niej samej, bo zależało od tego, w jaki sposób będzie się zachowywać, ale to on miał być katem. I był w tym bezwzględny. Jeżeli w jego ocenie okaże się już stracona, nic nie mogło powstrzymać tego procesu.
OdpowiedzUsuń— W takim razie, niedługo wracam — powiedział, zamykając za sobą drzwi. Kiedy znalazł się poza pokojem, zamknął dokładnie zamki. Miał świadomość, że zostawił dziewczynę z odwiązanymi rękoma, ale był to swego rodzaju test. Jeżeli wróci i nie będzie żadnego śladu kombinowania… Chyba będzie mógł zwiększyć swoje zaufanie względem niej. W zasadzie, to byłoby mu całkiem na rękę, ale zwyczajnie wolał się na nic nie nastawiać. Wziął kartę do pokoju w Radissonie, wziął swój portfel, kluczyki od samochodu i klucze od mieszkania, a następnie je opuścił, dokładnie zamykając.
Spotykając na klatce schodowej sąsiadkę, uśmiechnął się do niej przyjaźnie i powiedział, krótkie dzień dobry. Skinął nawet lekko głową! Następnie zszedł na parter, a stamtąd pozostała mu bardzo krótka droga do samochodu.
Droga do hotelu minęła mu bez problemu. Dostanie się pod wskazany przez dziewczynę pokój, również. Spakowanie i zabranie potrzebnych dla niej rzeczy, zajęło mu w zasadzie najwięcej czasu. Odnalezienie kogoś z obsługi, było formalnością. Tak samo, jak przedstawienie się i wytłumaczenie, że Summer niestety się rozchorowała. Wyjaśnił, że przez ten czas będzie sprawował nad nią najlepszą opiekę, a następnie pożegnał się z uśmiechem.
Powrót do mieszkania okazał się jednak nie tak łatwy, jak mogłoby się wydawać. Ocknął się, kiedy mężczyzna zaparkował przed nim samochodem i z uśmiechem oddał kluczyki do niego. Uniósł brew i spojrzał na trzymaną przez siebie torbę.
Odebrał kluczyki i wsiadł do samochodu, ale nim postanowił ruszyć, rozejrzał się uważnie dookoła. Miejsce obok było puste i nie przypomniał sobie, aby kiedykolwiek prowadził ten właśnie samochód. Zmarszczył brwi, przypominając sobie wszystko, co miało miejsce wcześniej… Ostatnie, co pamiętał to związana blondynka. Cholera, ale… Co się z nią stało? Gdzie była? Ruszył powoli sprzed hotelu, ale nie dołączył do ruchu. Wychylił się, aby sięgnąć do schowka. Znalazł tam kartę parkingową z adresem i danymi właścicielami. Franklin Solberg. Kim do chuja był ten facet? Czy miał coś wspólnego z tamtą dziewczyną? Czyje to były rzeczy i dlaczego… Dlaczego był w hotelu?
Może zachował się nieodpowiedzialnie. Coś go jednak niepokoiło i nie mógł pozwolić na to, aby tak po prostu zapomnieć o blondynce. Nie miał pojęcia, jakim cudem udało mu się wydostać z tamtego mieszkania… Coś mu podpowiadało, że adres od karty parkingowej jest odpowiednim tropem. Tylko dlaczego on miał ten wóz?
Mieszkanie numer sześć. Stał właśnie pod jego drzwiami i pukał, jednak po drugiej stronie odpowiadała mu jedynie cisza. To niepokoiło go jeszcze bardziej. Czy mogło coś wprawić go w osłupienie? Owszem. To, że w kieszeni czuł klucze. Klucze, których nigdy wcześniej nie widział. Z wahaniem złapał jeden i wsunął w otwór, a kiedy zamek ustąpił, poczuł, jak robi mu się gorąco. Czy ona tu była? Czy to było te mieszkanie? Dlaczego miał do nich klucz, dlaczego…
Usuń— Jest tu kto? — Spytał, wchodząc w głąb. Nie musiał się długo rozglądać, aby upewnić się, że to właśnie te miejsce. Przełknął ślinę, od razu odnajdując spojrzeniem drzwi. Była tam? Rozejrzał się po wnętrzu i nie myśląc długo wziął jeden z kuchennych noży. Wówczas zorientował się, że jego dłoń jest zraniona, bo mocno ją ścisnął. Podszedł do drzwi i otworzył blokady, a następnie je same, trzymając blisko nóż, gotów do ataku — musimy stąd uciekać — oznajmił, dostrzegając jedynie blondynkę — no chodź, musimy jak najszybciej stąd wyjść, nie mam pojęcia, jak udało mi się uciec, ale… Ale nie mogłem cię tak po prostu zostawić — oznajmił, wyciągając w jej kierunku zdrową dłoń i czekając, aż go złapie.
Frankie wersja dwa
Miał w głowie tylko jedną myśl: uratować związaną blondynkę. Nie miał pojęcia, jak wyglądała rzeczywistość. Wiedział natomiast, że jemu samemu udało się stamtąd wyrwać, co było cholernie dziwne, bo w ogóle nie pamiętał niczego z przedtem. Jakby w głowie pojawiła się czarna dziura wypalająca wszelkie wspomnienia. Wiedział, że były. Były jednak tak dalekie i mgliste, że chociaż bardzo się starał, nie mógł ich do siebie przywołać. Obawiał się tego.
OdpowiedzUsuńNie rozumiał jej przerażenia. Dokładnie tak samo, jak wtedy. Wtedy też chciał jej pomóc, a ona nie chciała jego pomocy. Dlaczego? Ściskał mocno palce na rączce noża i rozejrzał się po pokoju.
— Jesteś tu sama, dlaczego nie chcesz stąd uciec? Pomogę ci, ale musisz mi zaufać — powiedział, opuszczając dłoń z bronią. Nie obawiał się ataku z jej strony. Nie wyglądała przecież na groźną czy uzbrojoną. Musiał tylko odnaleźć sposób, aby do niej dotrzeć. Wytłumaczyć, że on jej nie zrobi żadnej krzywdy, że powinni iść na policję i o wszystkim opowiedzieć. Tak trzeba było zrobić, ale… On sam nie mógł tego zrobić, bo nic nie pamiętał. Nie był w stanie przypomnieć sobie nawet twarzy porywacza. Poszedłby na komisariat i co? I nic nie mógłby powiedzieć. — Kto się odezwał? — Spytał. Nie rozumiał też, dlaczego zwróciła się do niego imieniem Frank. Nie był Frankiem. Frankiem był właściciel samochodu i prawdopodobnie mieszkania, ale nie on. On był kimś innym.
— Powiedziałem, że musimy stąd szybko uciec, póki nie ma tu tego kolesia… Tego, który nas uprowadził. Byłem tu wcześniej, tylko… Przepraszam, że nie wziąłem cię od razu, ja… — urwał, nie mógł jej powiedzieć, że ledwo, co pamiętał. — Chyba uderzyłem się w głowę, albo to on mnie uderzył? — Powiedział, a następnie podniósł głowę i spojrzał w oczy dziewczyny — Remy — odpowiedział od razu na jej pytanie — jestem Remy, ale to nie jest dobry moment na pogawędkę, powinniśmy stąd iść. Na policję. To trzeba gdzieś zgłosić — powiedział całkiem poważnie, nie odrywając od niej spojrzenia swoich jasnych oczu. — Chyba nie chcesz tu zostać? Wiem, powinienem cię zabrać od razu ze sobą, ale nie było czasu, musiałem po prostu szybko działać. Bardzo szybko — wyjaśnił, licząc na to, że takie usprawiedliwienie będzie dobre — ale wróciłem po ciebie — dodał, uśmiechając się słabo i wyciągając do niej lewą rękę.
Remy
Nie rozumiał, dlaczego nie mogła z nim iść. Powinna przecież właśnie tego chcieć. Skoro była tutaj przetrzymywana, nie potrafił pojąć tego, dlaczego nie złapała od razu jego dłoni i nie pozwoliła się wyprowadzić z mieszkania.
OdpowiedzUsuń- Oczywiście, że nie wie. Nie ma go, dlatego musimy stąd iść, jak najszybciej, żeby się nie dowiedział – wyjaśnił, spoglądając na nią wyczekująco. Chciał po prostu złapać ją za dłoń i wyciągnąć z mieszkania, ale domyślał się, że nie będzie zadowolona z takiego obrotu sytuacji. Mogła cierpieć na stres pourazowy, wolał więc jej nie dotykać niespodziewanie.
Słuchał słów kobiety, ale niczego z nich nie rozumiał. Na jej miejscu byłby szczęśliwy z ratunku, który nadszedł. Wpatrywał się więc w nią nic nierozumiejącym spojrzeniem.
- Nie rozumiem – przyznał z prawdą, spoglądając na to, jak zabrała mu nóż, a następnie odniosła i wróciła do pokoju. Rozejrzał się z niepokojem – on tu jest, tak? – spytał, nie przestając się rozglądać. Nie potrafił pojąć, dlaczego nie chce z nim wyjść. Po prostu nie rozumiał... Jego mózg nie potrafił tefo ogarnąć. – Dlaczego? – Spytał, kręcąc głową – musi tu być... Inaczej wyszłabyś – zauważył – wyszłabyś stąd ze mną, chciałabyś się uratować – cofnął się niepewnie o krok.
Zamknął powieki, skupiając się na jej pytaniu. Nie wiedział, kim jest Blake, nie kojarzył, aby kiedykolwiek wcześniej słyszał to imię. Próbował jednak spełnić jej prośbę, chciał sobie przypomnieć to, co usłyszał po raz pierwszy, gdy się ocknął w tym miejscu...
- Prosiłaś, żebym nie robił ci krzywdy, a przecież ci jej nie zrobiłem – powiedział – chciałem ci tylko pomóc, ale płakałaś i traktowałaś mnie, jakbym to ja cię tu zamknął, a przecież to nieprawda. Niczego ci nie zrobiłem – wyjaśnił, próbując sobie przypomnieć, coś więcej. – Kogo chcesz budzić? – Spojrzał na nią zdezorientowany – jesteśmy tu tylko my – zauważył błyskotliwie, przygryzając wargę. Ponownie się rozejrzał dookoła, w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby mu coś podpowiedzieć. Złapać się jakiegoś... tropu. Czegoś, co wskazałoby mu drogę do rozwiązania tej dziwnej sytuacji. – Powinnaś ze mną iść. Masz telefon? Powinienem przyjść tu od razu z policją. Wtedy byś nie mówiła takich bzdur, po prostu byś wyszła – zauważył, łapiąc dłońmi kieszenie spodni, w poszukiwaniu telefonu.
Remy
Spojrzał na nią z lękiem w oczach. Skoro ten mężczyzna tutaj był, dlaczego pozwolił mu wejść? Czekał na odpowiedni moment, aby i go zamknąć i związać? Nie miał jednak pojęcia, dlaczego mógłby zostać uprowadzony, przecież… Nie był kimś ważnym, nie miał, kto za niego wpłacić okupu, ani nic w tym stylu. Nie był dobrą kartą przetargową.
OdpowiedzUsuń— Gdzie on jest? — Spytał odważnie, chociaż jego oczy pokazywały coś zupełnie innego. Próbował jakoś to wszystko ułożyć sobie w głowie, ale to nie było proste. Wszystko wydawało się takie skomplikowane. Nie rozumiał dlaczego nie zabrał jej od razu ze sobą, skąd miał kluczyki do samochodu i co to były za rzeczy, które zostawił w aucie. Nie wiedział, skąd pomysł, aby sprawdzić kartę parkingową, skąd wiedział, że powinien szukać kluczy do mieszkania… Skąd wziął w sobie w ogóle tyle odwagi, aby wejść do mieszkania po to, aby uratować całkiem obcą sobie kobietę.
W przednich kieszeniach spodni, go nie było. Dlatego od razu sięgnął rękoma do tyłu, poszukując tego, co mogłoby ją uratować. Nie rozumiał i nic nie wskazywało na to, aby miał zrozumieć jej chęć pozostania w tym mieszkaniu. Spojrzał na nią swoimi jasnymi oczami, kiedy znalazła się tak blisko niego i pokręcił gwałtownie głową.
— Będę żałować, jeżeli pozwolę ci tu zostać — odparł bez długiego zastanawiania się. Działał instynktownie. Nie mógł tak po prostu pozwolić na to, aby siedziała tutaj. Czuł, że musi ją uratować. Ją i każdego innego, kto tej pomocy będzie potrzebował. Czuł, że jest w stanie to zrobić; nieść pomoc. — Zaufaj mi proszę i chodź ze mną — powiedział szeptem, licząc na to, że może brzmienie spokojniejszego głosu, pomoże jej się samej uspokoić. Znieruchomiał, kiedy usłyszał jej oskarżenie. Nie, nie mógł tego zrobić. Nie był złym człowiekiem — mało śmieszne. Zamiast wymyślać jakieś bzdury, lepiej chodź ze mną. Naprawdę… Powinniśmy stąd iść. Nawet jeżeli on tu jest… Tym bardziej powinniśmy przyspieszyć swoje ruchy — odparł, obniżając momentalnie głos do cichego szeptu. Słuchał jej, ale nie chciał jej słyszeć. Miała rację. Czuł się dokładnie tak, jakby ktoś wyrwał mu wspomnienia. Miał w głowie pustkę, która strasznie go irytowała. Pokręcił jednak głową. Jak to, to on był Frankiem? Nie, to niemożliwe… — nie robię takich rzeczy — odparł, rozglądając się dookoła — takich — zaakcentował i gestykulując wskazał dłońmi dookoła — jestem dobrym człowiekiem, nie… Nie, to niemożliwe — czuł, jak tętno mu przyspiesza. Oddech stawał się płytszy, a zdenerwowanie brało w nim górę — nie, nie… Kłamiesz, nie jestem — urwał w pół zdaniu, mrużąc oczy i spoglądając na Summer. Uniósł wysoko brew i wykrzywił ustaw grymasie — dlaczego, kurwa, nie jesteś w swoim pokoju? — Warknął nieprzyjemnie, próbując sobie przypomnieć, jak doszło do tego, że spod hotelu znalazł się nagle w mieszkaniu. Zupełnie, jakby się teleportował.
remy aka frankie
— Bo to jest… Absurdalne — powiedział od razu, kręcąc przy tym głową. Nie mógł… Nie, nie był żadnym Frankiem, żadnym przestępcą i kryminalistą. Był przecież dobrym facetem. Chciał jej pomóc, jak mogła oskarżać go, o coś takiego? Może ten cały Frank… Może to ona była tą złą, a nie on czy tamten? Może… Zaczął się zastanawiać nad tym, czy to nie było jakieś reallity show czy coś w tym stylu. Może to dziewczyna była przestępczynią, a on był jej ofiarą? Może to ona była chora psychicznie? To mogłoby mieć jakiś sens. Gdyby była naprawdę uwieziona, z pewnością chciałaby się uwolnić. Wykorzystałaby okazję…
OdpowiedzUsuńProblem polegał na tym, że im dłużej słuchał Summer i tego, co miała do powiedzenia, tym bardziej się denerwował, a stres w tym przypadku sprawiał, że do głosu dochodziła pierwsza osobowość, ta prawdziwa. Ta, która stała za wszystkim, co się wydarzyło z Summer, która miała znacznie większe doświadczenie życiowe, niż Remy i którą rozsadzał od wewnątrz ból, spowodowany stratą i zdradą, bo zawsze uważał, że Lawrence jest dobrym gościem. Okazało się jednak, że tak nie było i to również bolało, bo przecież mu ufał w pracy… A później stało się to wszystko, co się stało.
Frank również nie był zadowolony z tego, co właśnie usłyszał od Summer. Wyciągnął ją? Kpina. Pamiętałby, gdyby faktycznie to zrobił. Miał już jej odpowiedzieć, że wiedziałby o tym, kiedy ona sama poruszyła temat niepamiętania różnych rzeczy. Mógłby zaprzeczyć, właściwie chciał to zrobić, ale na jego twarzy pojawiło się zwątpienie, którego był świadom. Odezwanie się teraz i mówienie, że wszystko jest w porządku byłoby głupotą. Może i nie przejmował się w szczególny sposób tym, co o nim myślała, ale nie chciał robić z siebie kretyna.
— Remy? — Powtórzył po dość długiej ciszy. Nie znał żadnego Remy’ego i nie miał pojęcia, kim był ten mężczyzna, ale słowa padające z ust blondynki, w ogóle mu się nie podobały. Wręcz przeciwnie. Jak to jest silniejszą osobowością —czekaj — powiedział ostro, mierząc ją wzrokiem — może i czysto teoretycznie zdrowi ludzie nie uprowadzają ludzi i nie odczuwają silnego pragnienia zemsty, ale… Nie rób ze mnie świra — warknął, nie zamierzając pogodzić się z diagnozą Summer. Zresztą. Co ona mogła wiedzieć? Nie była lekarzem, studia nie uprawniały jej do diagnozowania ludzi. Zdarzało się, że nie pamiętał kilku długich godzin, że budził się w innym ubraniu. Raz nawet obudził się w jakimś pokoju motelowym i rachunek na karcie się nie zgadzał, ale… Ale to nie było coś, co mógłby tak po prostu do siebie przyjąć i to z ust Summer. Może to był jej plan? Może właśnie tak zamierzała uciec? — Wracaj do swojej celi i mnie nie wkurwiaj — warknął ostro. Musiał… Sam nie wiedział, co musiał. Pamiętał, że wychodził z hotelu, miał jej rzeczy… Zabukował już bilety, czy jeszcze, nie? Nie potrafił sobie tego przypomnieć, więc… Więc chyba nie. A może? Sięgnął dłońmi do kieszeni spodni, chcąc sprawdzić saldo w apce na telefonie, ale nie miał telefonu. Co kurwa, zrobił z komórką? — Jeżeli wrócę i będziesz poza tym pokojem, obiecuję, że stanie ci się krzywda — warknął, zapominając zamknąć drzwi pomieszczenia, a następnie prędko wyszedł z mieszkania. Musiał zostawić telefon w samochodzie. Dlatego przyspieszył kroku, chcąc jak najszybciej się w nim znaleźć.
Telefon i jej rzeczy były na miejscu. Nie pamiętał tego… I zaczynało go to poważnie martwić. Chwycił, co musiał i prędko wrócił do mieszkania.
— Nie wiem czy cię ze sobą brać, czy cię tu zostawić bez żarcia i wody — powiedział całkiem szczerze, bo naprawdę w tej chwili nie miał pojęcia, co powinien zrobić.
frankie
Był... W szoku. Tak, to zdecydowanie było najtrafniejszym określeniem. Nie spodziewał się, że w którymś momencie jego zakładniczka zacznie na niego krzyczeć i to w taki sposób. Jej słowa brzmiały tak, jakby właśnie zrobił coś, za co mogłaby się na niego wkurzyć... To znaczy, zrobił przecież szereg takich rzeczy i dobrze o tym wiedział. Był świadomy swoich uczynków, oraz tego, że ludzie na miejscu Summer również byliby zdenerwowani, ale... Ale chyba bardziej przerażeni? Zmarszczył brwi, wpatrując się w zamknięte drzwi i niedowierzał. Po prostu niedowierzał w to, co przed chwilą od niej usłyszał. Raczej... Raczej spodziewał się łez i płaczu, a nie informacji, że nie chce go widzieć
OdpowiedzUsuńStał osłupiały i gapił się w te cholerne drzwi, a jego umysł pracował na najwyższych obrotach. Rozmyślając o wszystkim, czego dowiedział się od Summer, ale... Ale to było tak nierealne. Cholernie! Poza tym, dlaczego miałby jej ufać? To... To się nie łączyło, tak jak nie łączyła się myśl, że nagle postanowiła przestać współpracować. Przecież do tej pory dawała mu same powody do tego, aby nabrał pewności co do jej słów i... Poczuł się głupio. Zwłaszcza, że dziwne epizody zdarzały się w jego głowie.
Niewiedza, co robił w danym miejscu, skąd się tu wziął... Dziury w pamięci, które tak bardzo go irytowały. Było wiele rzeczy i sytuacji, które wprawiały go w niepokój, jeszcze przed uprowadzeniem blondynki, ale wówczas zrzucał to na stres, zmęczenie... Mogła mieć rację? Wycofał się więc z pomieszczenia i spojrzał na nią z wyraźnym zmieszaniem w swoich jasnych oczach.
- Nie zamierzam karać cię za jego błędy, tak trudno to zrozumieć? – Odezwał się w końcu, odzyskując język w ustach – wcale nie chcę... Muszę go po prostu wywabić. Byłem pewien, że zareaguje na twoje zniknięcie, że przejmie się, kiedy cię nie będzie, że miał jakichś swoich obserwatorów i... – zawiesił głos, nie chciał pokazywać przed nią swoich słabości, ale i tak zdążył już to zrobić. Po części nieświadomie, po części całkiem świadomie, gdy opowiedział, co spotkało jego żonę i córkę. – Muszę się zemścić na nim – wychrypiał – tylko on mnie obchodzi, jego cierpienie... – dodał, spoglądając na blondynkę. Momentami przypominała mu Beth... Zwłaszcza chwilę wcześniej, gdy oznajmiła, że nie ma ochoty go widzieć i dreptała zdenerwowana po pokoju. Ona też tak czasami robiła, gdy kolejny raz wracał w środku nocy z pracy, bo coś się przeciągnęło, gdy nie pojawił się na urodzinach małej, czy musiał zniknąć w połowie rocznicowej kolacji... Przełknął ślinę i zacisnął mocno wargi. – Pakuj się – wymruczał cicho, cofając się z przejścia i robiąc jej miejsce.
Frankie
Mogli sobie podać ręce, bo Franklin również nie miał ochoty prowadzić z nią dyskusji. Zwłaszcza, że za każdym razem musiał sobie przypominać, że rozmawianie z jeńcami nie ma najmniejszego sensu. A jednak za każdym razem dawał się wciągnąć w konwersację i za każdym razem żałował tak samo. Powinien jej prosto i skutecznie pokazać, że on tutaj rządzi i tylko, i wyłącznie on może stawiać jakieś warunki, tworzyć zasady i generalnie, że to on dowodzi.
OdpowiedzUsuńPatrząc na blondynkę miał wrażenie, że w pewnym sensie pomyliły jej się role. Stała się za bardzo odważna i pyskata. Widocznie był dla niej za łagodny skoro nie potrafiła się zamknąć i cieszyć z tego, że ma odwiązane ręce, że może korzystać z normalnej toalety, że jej cela to tak naprawdę zwyczajny pokój. Zdecydowanie nie doceniała tego, co ma. Co on jej zaoferował, zapewnił. Mógł przecież sprawić, aby w jednej chwili pożałowała tego wybuchu swojej złości. Przestać być dla niej miły, bo… Bo w gruncie rzeczy mógł być dużo bardziej okrutny i złowieszczy. Mógł być po prostu wredny, mógł ją zostawić i samemu załatwić sprawę w Waszyngtonie… Mógł zrobić wiele rzeczy, ale w ostateczności się zamknął. Zamknął się, bo wiedział, że gdyby rzucił teraz kolejnymi groźbami w jej kierunku, pokazałby jej, że ma rację, że naprawdę ją rani… Że ta złość i wściekłość teoretycznie skierowana na Lawrence’a, praktycznie jest kierowana na nią.
— Stoją na korytarzu — powiedział obojętnym tonem, nawet na nią nie patrząc i nie pokazując jej konkretnego kierunku. Skoro miał wydawać jej polecenia, zamierzał… Kurwa, nie powinien był dać jej się zmanipulować, a jednak sprawiła, że nie mógł w tej chwili wypowiedzieć żadnej groźby i… I zamierzał spełnić jej warunek — a płaszcz wisi w szafie — dodał po chwili. Nie mógł go zostawić na wierzchu w razie, gdyby ktoś przypadkiem zajrzał do mieszkania, a kto wiedziałby, że przecież nie mieszka w nim żadna kobieta — torebka też, a torba… Torbę rzuciłem na kanapę — mruknął i sam podszedł do stołu w salonie, gdzie leżał laptop. Musiał w końcu sprawdzić z tymi biletami, bo przez całe te zamieszanie sam zwątpił, czy już to robił czy nie. Zabukował dwa bilety na najbliższy lot do stolicy, który miał odbyć się jeszcze tego wieczoru. — Dwudziesta druga mamy odlot — oznajmił, a następnie zerknął na zegarek. Musiał spakować kilka rzeczy, odświeżyć się… Jej też by się przydało, a później mogli się powoli zbierać — weź prysznic, ogarnij się, żebyś wyglądała… Znośnie.
Frank
Obserwował ją kątem oka, jak chodziła po mieszkaniu, aby zabrać swoje rzeczy do łazienki. On sam w tym czasie planował, co powinien ze sobą zabrać przede wszystkim. Nie miał pojęcia, jak długo zostaną w Waszyngtonie. Ile będą potrzebowali czasu, na wyciągnięcie z ukrycia Mahoney’a? Powinien zarezerwować jakiś pokój… Miał stare mieszkanie, w którym razem z Beth mieszkali jeszcze przed ślubem, ale nie zamierzał tam wracać, a już z pewnością nie z Summer. To było święte miejsce. Trochę, jak pamiątkowy ołtarzyk.
OdpowiedzUsuńPowrót do Waszyngtonu wiązał się ogólnie z wieloma najróżniejszymi emocjami i… Trochę się tego obawiał. Zwłaszcza po tym, czego się dzisiaj dowiedział. Nadal nie był skory do uwierzenia w to, że ma rozdwojenie jaźni, ale… Ale wciąż pamiętał słowa blondynki, gdy wytknęła mu, że nie pamięta, w jaki sposób znalazł się w mieszkaniu. Nie miał, więc pojęcia, jak jego mózg zareaguje na powrót do rodzinnego miasta i czy w ogóle. Nie musiał przecież jej wierzyć, mogła… Mogła go przecież wkręcać.
Siedział przed laptopem długo, a kiedy Summer wyszła z łazienki, tylko rzucił na nią krótkie spojrzenie i nic nie powiedział.
Otworzył drzwi pokoju dziewczyny dopiero, kiedy wsadził torby do samochodu, wydrukował bilety i miał pewność, że schował je do portfela, który trzymał w kieszeni spodni.
— Wychodzimy. Musimy zdążyć na odprawę — oznajmił, kiedy drzwi zostały szeroko otworzone. Zerknął na dziewczynę i wskazał jej korytarz. On sam był już całkiem gotowy do wyjścia. Sprawdził jeszcze kilka razy, czy przypadkiem o niczym nie zapomniał, a upewniwszy się, że ma wszystko, co było mu potrzebne, odezwał się do niej — czarna toyota, stoi tuż przed klatką schodową — poinformował, chociaż nie podejrzewał, aby ruszyła do samochodu sama. Zamknął drzwi na klucz, a następnie skierował się na dół krok w krok za Mahoney.
— Musisz mi opowiedzieć o waszej matce i tych pamiątkach — powiedział, zdecydowanie można było to zaliczyć, jako polecenie — muszę wiedzieć więcej niż tyle, że mu na niej zależało — sprecyzował. Myśl, że Mahoney’owi mogło na kimś naprawdę tak bardzo zależeć, że dorwanie pamiątek w swoje ręce mogło spowodować jego wypłoszenie z kryjówki było… Ciekawe. Myślał, że Lawrence, powinien się bardziej przejąć tą częścią rodziny, która wciąż żyła, a nie tą martwą. Najwyraźniej nie znał go tak, jak do tej pory mu się wydawało, że go zna.
Frank
Musiał ją pochwalić i to, że zachowywała się… Normalnie. Nie wzbudzała podejrzeń przechodząc z mieszkania do samochodu. Jako postronny obserwator, nie zorientowałby się, że Summer była zakładnikiem. Nie zamierzał jednak jej chwalić. Nie był tutaj po to, a poza tym doskonale zrozumiał jej warunek. Tylko polecenia.
OdpowiedzUsuńDlatego nie odzywał się więcej niż było to konieczne. Kiedy zajął miejsce kierowcy, wsadził kluczyk do stacyjki, a następnie zapiął pas bezpieczeństwa i odpalił samochód, czekał, aż dziewczyna w końcu zacznie mówić. Włączył się powoli do ruchu drogowego. Skupiał się jednocześnie na prowadzeniu i słuchaniu tego, co miała mu do powiedzenia. Pokręcił delikatnie głową na jej ostatnie słowa… Nie mógł zrozumieć, jak brat mógł tak po prostu nie interesować się swoją młodszą siostrą. Zastanawiał się też nad tym, czy śmierć matki mogła przyczynić się do tego, że Mahoney zdecydował się stanąć po ciemnej stronie mocy?
Franklin nigdy wcześniej nie był złym człowiekiem. Zawsze chciał dla wszystkich dobrze, zawsze pragnął sprawiedliwości. Zachowywał się prawo i… Zawsze wszystkich dyscyplinował, jasno zaznaczając, jakie jest prawidłowe, obywatelskie zachowanie. Obecna sytuacja nie powodowała, że był z siebie dumny. Usprawiedliwiał jednak swoje działanie, naprawdę dobrym motywem. Mścił się i jednocześnie chciał złapać przestępcę, może w dość brutalny sposób i nieakceptowalny społecznie, ale po tym, co zrobił sam Lawrence, miał w dupie akceptowalność. Spalenie żywcem ludzi też nie było akceptowane przez społeczeństwo, a jednak nikt nie potrafił nic z tym zrobić.
— Najlepiej wszystko, co tylko przychodzi ci do głowy — powiedział cicho, chociaż zdawał sobie sprawę z tego, że taka forma odpowiedzi nie była satysfakcjonująca. Sam jednak nie wiedział, czego konkretnego potrzebował w tej sytuacji — który to cmentarz? Lepiej zacząć od niego, czy od rodzinnego domu? Czy Lawrence według ciebie jest cały czas w mieście? — Pytał, nie odrywając wzroku od ulicy i koncentrując się dokładnie na jeździe. Nie mógł sobie pozwolić nawet na małe rozproszenie. — Tymi pamiątkami będą właśnie zdjęcia, tak? — Spytał jeszcze, chcąc być pewnym, czego właściwie mają szukać — czy istnieje jakakolwiek szansa, że Lawrence będzie właśnie w tym domu? — Wiedział, że miał zwracać się do niej tylko z poleceniami, ale… Ale musiał zadawać pytania. Musiał zdobyć, chociaż zalążki wiedzy. — Pewnie będzie miał broń — to już powiedział bardziej do siebie niż do dziewczyny — nim ruszymy do celu, odwiedzimy mojego znajomego. Pomoże zaopatrzyć się w odpowiednie rzeczy — mruknął. Nie mógł brać ze sobą broni, bo chwilowo nie miał odznaki i nie mógł przetransportować niezarejestrowanego sprzętu.
Resztę drogi milczał. Odezwał się dopiero na parkingu należącym do lotniska.
— Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, daruję ci życie. Więc po prostu się postaraj, żeby wszystko się udało.
Frank
Kolejny raz, uważnie wsłuchiwał się w to, co miała mu do powiedzenia blondynka. Starał się jednocześnie zapamiętać wszystko i wyłapać rzeczy, o które mógłby się ewentualnie dopytać, poznać więcej szczegółów.
OdpowiedzUsuńNie wiedział jeszcze, co dokładnie zrobi z Lawrence’m. Najważniejsze było jednak to, aby dorwać go po prostu w swoje ręce. Mógłby wsadzić go po prostu do pierdla, udowadniając całą winę, jaką ponosił lub mógłby wymierzyć sam sprawiedliwość. Miał jednak tę świadomość, że wówczas musiałby rozpocząć całkiem nowe życie. Pracował dla FBI wiedział, że nie istnieje cos takiego, jak zbrodnia doskonała. Prędzej, czy później zawsze pojawił się jakiś ślad czy trop. Ktoś sobie o czymś przypominał… On do tej pory działał za często pod wpływem emocji. Nie był gotowy na to, aby zamordować Mahoney’a i po prostu zniknąć. Miał za mało czasu na przygotowanie się do takiego, konkretnego działania, ale… Ale mógł go zamknąć w pokoju zamiast Summer. Tylko… No właśnie, musiałby wówczas zrobić coś również z Summer, a to sprawiało, że wcale nie znajdował się w wygranej sytuacji. Miał problem i to naprawdę duży problem. Działał za często impulsywnie i nawet jeżeli dotrze teraz do jej brata… Nie miał zbyt wielu możliwości na dokonanie swojej zemsty, jeżeli sam nie chciał zgnić w więzieniu.
— W porządku — stwierdził, uznając, że to, co do tej pory usłyszał na ten moment jest dla niego wystarczające. Co prawda nie było, ale nie czuł potrzeby w zadawaniu zbyt dużej ilości pytań, zwłaszcza, że widział dokładnie, że Summer nie była w stanie powiedzieć mu dużo więcej. Może faktycznie źle obrał, że Mahoney’owi będzie zależało na siostrze? Może powinien był poszukać kogoś innego, dłużej węszyć nim zdecydował się na wyjazd do Nowego Jorku… Z drugiej strony nie bez powodu ją ukrył, nie bez powodu kupił jej bilety. Coś musiało być na rzeczy. — Zaczynamy od domu i będziemy szukać jej rzeczy — powiedział do siebie, robiąc w głowie podsumowanie zdobytych informacji. Cóż, nie były one niesamowicie istotne. Miał wręcz uczucie, że to tylko ochłapy.
— Nie będę zmuszał cię do wierzenia mi. Zrobisz, co uważasz — wzruszył od niechcenia ramionami i spojrzał krótko na Summer. Odwrócił spojrzenie i skupił się na tym, co miał do zrobienia. Czyli odpowiednim zaparkowaniu samochodu, a następnie wypełnieniu dokumentów, które umożliwiały zostawienie samochodu.
Uniósł wysoko brew. Nawet o tym nie pomyślał, że jacyś ludzie mogą ich zaczepić pod pretekstem pogaduszek w oczekiwaniu na lot.
— Uśmiechnij się, kochanie. Jedziemy odwiedzić twoją rodzinę — zaśmiał się ironicznie, jednocześnie dając jej jasno do zrozumienia, że mieli być w związku — powinni być zadowoleni z nowego wybranka córki — dodał, a następnie opuścił samochód, czekając, aż Summer zrobi to samo. Następnie wziął ich torby i skierował się do obsługi parkingu. Podał odpowiednie dane i skierował się w stronę lotniska, utrzymując tempo Summer. — Resztę możesz sobie wymyślić sama. Staruszki chętniej rozmawiają z uroczymi kobietkami niż posępnymi mężczyznami — dodał jeszcze dla jasności, że on sam nie zamierzał brać udziału w tych rozmowach.
Frankie
Gdyby nie kierowała nim żądza zemsty, na pewno przemyślałby bardziej aspekt tego, jaki wpływ cała sytuacja może mieć na życie Summer. W tej chwili, to nie było jednak dla niego istotne. W żadnym momencie planowania całego przedsięwzięcia, to nie miało znaczenia. Myślenie o innych było… Nie było ważne. Nie było w ogóle interesujące. Nie, kiedy jego myśli krążyły wokół swojej rodziny i wokół faceta, który odpowiadał za całą tę tragedię.
OdpowiedzUsuńSłysząc pytanie blondynki, ponownie sam skupił myśli na tym, co właściwie chce zrobić z Mahoney’em.
— Naprawdę chcesz to wiedzieć? — Spytał, unosząc wysoko brew i uważnie jej się przy tym przyglądając. Nie mógł się przed nią przyznać, że sam jeszcze nie wie dokładnie, co tak właściwie chce zrobić z jej bratem. Możliwości były dwie. Albo zamknąć go w pierdlu albo samemu wymierzyć mu sprawiedliwość. Wciąż… Wciąż się zastanawiał. Cały czas się wahał, myślał ciągle o tym, co będzie właściwsze. Z jednej strony nie miał powodu do tego, by darować mu życie, ale z drugiej strony nie chciał się zniżać do poziomu samego Lawrence’a. Bił się z własnymi myślami i… I nadal nie znał odpowiedzi na te pytanie — chcesz słuchać o tym, co z nim zrobię? Myślałem, że to nie jest coś, co może chcieć usłyszeć rodzina… takiego człowieka. — Wymruczał ozięble, odrywając spojrzenie od dziewczyny.
Gdyby miał więcej czasu na przemyślenie wszystkiego, z pewnością inaczej by to wszystko wyglądało. Nie znajdowaliby się obecnie w publicznym miejscu. Raczej wybrałby podróż samochodem. Chciał jednak jak najszybciej dorwać Mahoney’a. Chciał stanąć już przed nim i wyrzucić mu, że o wszystkim wie, że ma świadomość tego, że mężczyzna wcale nie był tym, za kogo się podawał, że jego praca dla federalnego biura śledczego nie miała nic wspólnego z prawdziwą pracą dla kraju. Był ścierwem w oczach Blake’a i zamierzał mu to wygarnąć, a później… Później zrobić to, co będzie mu się w tym czasie wydawało najbardziej właściwe.
— Na pewno będzie zachwycona takim zięciem — mruknął, spoglądając na nią z delikatnym niedowierzaniem. Nie potrafił zrozumieć, jak ona działała. Czym się kierowała w swoim zachowaniu. Momentami była jak przestraszona zakładniczka i to w zasadzie było najbardziej odpowiednie zachowanie, na jakie mogła sobie pozwolić, ale czasami… Momentami działała mu na nerwy i chętnie puściłby ją wolno, aby nie musieć słuchać tego, co miała mu do powiedzenia, a wydawało się, że ma do powiedzenia więcej, niż powinna.
— Proszę o to twoje torebka kochanie, możesz ją ponieść prawda? Wrzuciłem do niej twój portfel i bilet — powiedział głośno, kiedy przechodzili obok jednego ze strażników lotniska — możesz sprawdzić kod lotu. Od razu sprawdzimy numer bramki — uśmiechnął się sztucznie, niosąc torby, jak przystało na dżentelmena — chyba, że wolisz sama wszystko dźwigać… Nie będę miał z tym problemu — dodał, zerkając na nią nieco gniewnie.
Frank
— Wiem tyle ile potrzebuję wiedzieć — mruknął. Nie mógł zaprzeczać. Znał jej zwyczaje. Wiedział gdzie najczęściej zamawiała jedzenie, co robiła po zajęciach na uniwersytecie, jak często widywała się z Tilly. Nie znał jednak jej charakteru i nie zamierzał zaprzeczać, że jest inaczej. Mógł niektóre rzeczy zaobserwować na podstawie tego, co robiła, ale to nigdy nie dawało stu procentowej pewności, poza tym… Nie interesowała go, aż tak bardzo. Miała być przynętą, a te przecież nigdy nie były najbardziej istotnym elementem całej układanki. To Lawrence był tym, który interesował Solberga. — Mógłbym opowiedzieć ze szczegółami, co zamierzam z nim zrobić, ale daruję ci — mruknął, posyłając jej ironiczny uśmiech.
OdpowiedzUsuńPrzeszli jednak do miejsca, które było zapełnione ludźmi, więc nawet gdyby wiedział, co dokładnie zrobi jej bratu, nie mógłby powiedzieć nic więcej, nie obawiając się przy tym, że ktoś mógłby usłyszeć tę nieprzyjemną rozmowę. Solberg wolał jednak nie zwracać na siebie niepotrzebnie uwagi. Poza tym to wiele ułatwiało, bo przecież wciąż nie wiedział, co dokładnie zrobi z mężczyzną, gdy tylko uda mu się go dopaść w swoje ręce. Jedno było pewne: dostanie porządnie w mordę. Tak, to był w stanie zagwarantować niezależnie od swojego dalszego działania.
Pokręcił tylko lekko głową.
— Chyba powinienem przypomnieć, że te bilety były kupione na ostatnią chwilę i nie było za dużo możliwości w wyborze miejsc — mruknął nieprzyjemnie, spoglądając na nią — pamiętaj, że to nie jest wycieczka marzeń. Mamy coś do załatwienia — dodał, spoglądając na nią — i to nie jest koncert życzeń, więc — przerwał, wzruszając ramionami — usiądziesz na miejscu z biletu i wytrzymasz czas lotu. Na całe szczęście Nowego Jorku do Waszyngtonu nie trwa on długo — zauważył, wychylając szyję, aby odnaleźć spojrzeniem miejsce wyznaczone na bilecie. Chciał również znaleźć numer lotu, bo tego mu nie powiedziała, a to była najbardziej interesująca go rzecz w tym momencie — i nazywam się Franklin, gdybyś zapomniała — zauważył. Chciał jeszcze rzucić jej groźbą, ale ugryzł się w język. Raz, że sama mówiła mu, że ciągle jej grozi, a dwa znajdowali się takim, a nie innym miejscu. Gdyby ktoś go usłyszał, nie byłoby dobrze. Wręcz mogłoby być bardzo źle, a tego właśnie chciał przecież uniknąć, albo i oboje, bo przecież, gdyby chciała narobić rabanu, już by to dawno zrobiła. Rozejrzał się po lotnisku i odnalazł tablice informacyjne.
— Odprawa zaczyna się za dziesięć minut przy bramce 8A — wyczytał z ekranu i rozejrzał się w poszukiwaniu odpowiedniego wejścia — tam — wskazał głową, unosząc podbródek.
Frankie
Nie przysłuchiwał się jej uważnie, gdy mruczała coś cicho pod nosem. Skupiał się na tym, dokąd dokładnie powinni się udać i gdzie się znaleźć, aby przypadkiem nie spóźnić się na odprawę czy lot. Co prawda byli wystarczająco wcześnie, ale wolał nie pałętać się po lotnisku lub poruszać się po nim za wolno. Pragnął znaleźć się już w Waszyngtonie, chciał dorwać Lawrence’a i… I mieć to wszystko już za sobą. Tak. Im bliżej znajdował się potencjalnie zakończenia, tym bardziej, chciał je w końcu ujrzeć i go dosięgnąć. Wcześniej nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, że tak bardzo tego właśnie chciał… To znaczy wiedział, ale jego cierpliwość wydawała się lepszej jakości niż teraz. Łudził się, że znalezienie się w Waszyngtonie będzie jednoznaczne z dorwaniem Mahoney’a. Dlatego tak bardzo chciał, aby wszystko się udało.
OdpowiedzUsuńAlkohol nie mógł w tym pomóc, więc usłyszawszy jej pytanie, zmierzył ją tylko zimnym spojrzeniem i prychając cicho, nawet nie raczył jej odpowiedzieć, bo podejrzewał, że ciśnienie mu skoczy, a wolał zachować spokój. Zwłaszcza w miejscu publicznym, więc… Więc po prostu zmierzył ją spojrzeniem licząc na to, że rozumiała z niego tyle ile było konieczne.
— Mhm — mruknął na jej kolejne słowa. Nie był jednak w najlepszym nastroju. Nie wiedział nic o jej strachu przed lataniem i zaczął się obawiać, że to skomplikuje całą sytuację. Gdyby tylko mógł się magicznie teleportować, już znaleźliby się na miejscu. Niestety nie posiadał takich zdolności i musieli wsiąść do samolotu. Dla samego Franklina nie był to żaden problem. Martwił się o Summer. Nie, nie martwił się o nią, jako o osobę. Martwił się, że coś mu spieprzy.
Obserwował ją uważnie przez cały czas, jakby próbując wypatrzeć jeden fałszywy ruch, który mógłby zniwelować całą akcję. Uważał, że po raz pierwszy od czasu podpalenia znajdował się tak blisko Mahoney’a. Wewnętrzne przeczucie podpowiadało mu, że to naprawdę się uda, że w końcu ma coś, co doprowadzi go do mężczyzny i pozwoli na… No właśnie, na co? Liczył, że na zaspokojenie pragnienia zemsty, ale czy to się faktycznie miało stać?
Kiedy przeszedł przez bramki poczuł ulgę. Nie zdając sobie nawet wcześniej sprawy, że się stresował. Podszedł od razu do Summer i uśmiechnął się delikatnie, aby nie zwracać na siebie za dużej uwagi. Mieli przecież zgrywać teoretycznie parę. Co prawda Frank nie zamierzał trzymać jej cały czas za rękę i odzywać się słodkimi słówkami, ale… Ale musiał sprawiać chociaż wrażenie pogodnego człowieka.
— Naprawdę myślisz, że mnie to interesuje? — Spytał nieco rozbawiony, unosząc przy tym wysoko brew. Musiał się powstrzymać, aby nie parsknąć przy tym śmiechem — jedyne, co jest dla mnie ważne, to dostanie się do Waszyngtonu, więc po prostu nie utrudniaj tego, jasne?
Rozejrzał się po bezcłowej strefie, zastanawiając się, czy być może jest gdzieś apteka. Mógłby ją ogłupić jakimiś proszkami, tyle, że miałby i tak problemy, gdyby ktoś się zorientował, że Summer byłaby naćpana — to tylko lekko ponad godzina lotu — powiedział po chwili, patrząc na nią — musisz wytrzymać.
Frank
Wziął głęboki oddech, starając się na nią nie spoglądać. Przynajmniej nie w tej chwili, bo zwyczajnie nie był pewien, jak zareaguje. Jej towarzystwo zaczynało go drażnić. Miała zdecydowanie za dużo do powiedzenia w każdym temacie. Ponownie w jego głowie pojawiła się myśl, że trafiła mu się nad wyraz pyskata i męcząca zakładniczka. Z drugiej strony, czemu się dziwić. Musiała mieć jakieś wspólne geny ze swoim bratem, a ten pewnie zachowywałby się jeszcze gorzej niż ona.
OdpowiedzUsuń— Nie da się ukryć, że jesteście rodzeństwem — burknął w końcu, licząc na to, że blondynka się zamknie. Nie pomyślał o tym, że to mógł być kolejny temat, którego mogła się złapać. Jęknął cicho, słysząc pytanie z jej ust. — Co jest niezdrowe? — Odpowiedział pytaniem. Nie zastanawiał się nawet nad tym, do czego mogła pić. Chciał znaleźć się już w samolocie, na swoim miejscu. Licząc na to, że strach sparaliżuje ją na tyle, że się w końcu zamknie i nie będzie prowadziła dyskusji, na które on sam nie miał najmniejszej ochoty. Odwrócił w końcu głowę łaskawie w jej stronę i przypatrywał się jej twarzy, kiedy mówiła dalej — nie wiem, co zrobię. Równie dobrze, będę mógł sam ze sobą skończyć z poczuciem, że pomściłem najbliższych — mruknął, nie zastanawiając się w zasadzie nad tym, co mówi. Wspomnienie o jego rozdwojeniu jaźni nie działało dobrze… Zacisnął mocno pięści, powstrzymując się w ten sposób przed naskoczeniem na nią — nie znam typa i nie zamierzam… — urwał, rezygnując jednak z rozmawiania z nią na ten temat. To nie była jej sprawa i… — Czy możesz przestać mi wmawiać, że coś jest ze mną nie tak? Wcale tak nie jest — powiedział nieprzyjemnym tonem, nie mogąc się powstrzymać.
Mieli udawać parę, która jedzie w odwiedziny do jej matki, ale coś czuł, że za chwilę zaczną udawać parę w separacji lub w stanie kłótni, bo zwyczajnie nie chciał słuchać tego, co miała do powiedzenia na temat jego potencjalnej choroby. Nie chciał w nią wierzyć, więc logiczne, że nie zamierzał rozmawiać na jej temat w sposób taki, jakby faktycznie był to jego problem.
Zdziwił się, kiedy nagle znalazła się tak blisko niego. Owszem, miało to sens, bo znaleźli się w jeszcze bardziej tłocznym miejscu, a w razie czego mieli uchodzić za parę, ale… Ale zdziwił się. Nikt nie znajdował się tak blisko od czasu Beth. Tilly… Tilly to było coś zupełnie innego. Zamknął na krótką chwilę powieki, łapiąc przy tym gwałtowny oddech. Napiął wszystkie mięśnie i ponownie nabrał powietrza do płuc, nie spodziewając się po swoim organizmie takiej reakcji.
— Zaraz usiądziemy — powiedział nadzwyczaj spokojnie, kierując się do najbliższych krzesełek, jednocześnie rozglądając się za interesujących ich wejściem — chcesz wody? — Spytał, pomagając jej usiąść, a samemu uklęknął przed nią, wpatrując się w jej kolana — kiedy Beth się stresowała pomagały jej głębokie oddechy. Ona je jakoś liczyła — mruknął, spoglądając na Summer — może powinnaś spróbować.
Frankie
— Tyle, że nie jesteście w stanie wyrzec się pokrewieństwa — mruknął cicho, spoglądając na nią z lekką niechęcią. Nie powinien był się nad tym zastanawiać, ale mimowolnie jego myśli kierowały się w konkretną stronę. Czy Summer posunęłaby się do tego samego, co zrobił jej brat? Nie myślał o samym podpaleniu jego domu i spaleniu jego rodziny. Zastanawiał się nad tym, czy też wybrałaby taką samą drogę. Gdyby miała okazję, czy stanęłaby przeciwko sprawiedliwości? Byłaby złym człowiekiem? Zastanawiał się też nad tym samym w odniesieniu do siebie, ale decydując się na porwanie Summer, znał doskonale odpowiedź. Nie był dobry, nawet, jeżeli jego działanie miało takie właśnie podstawy. — Widać gołym okiem, że jesteście rodzeństwem. Nie tylko z wyglądu. — Doprecyzował, kiwając przy tym lekko głową.
OdpowiedzUsuń— Jakoś się nie boję… I nie chcę o nim słuchać — burknął poirytowany. Mówienie o jakimś nieistniejącym człowieku, który teoretycznie skrywał się gdzieś w jego głowie… Nie, to było za wiele. Sam fakt, że w ogóle zwracał się o tym czymś, jak o człowieku było absurdalne. Dlaczego w ogóle o nim mówił? Dlaczego o nim myślał? Nie powinien… Nie powinien był jej w ogóle wierzyć. Dlatego zacisnął wargi i nie odpowiadał na jej słowa, uznając, że to nie ma najmniejszego sensu. Oczywiście, że zastanawiał się nad tym, czy… Czy moment zapomnienia przyjdzie szybko. Był świadom, że zdarzały mu się pustki w głowie, że zapominał o pewnych rzeczach. Wiedział o tym, ale nadal nie zamierzał łączyć tego z diagnozą wysnutą przez Mahoney.
Spoglądał na kobietę z wyraźną troską w swoim spojrzeniu, co do jego uosobienia… Średnio to pasowało. Zwłaszcza w stosunku do blondynki. Nie mógł jednak ignorować tego, jak bardzo się stresowała. Teoretycznie nie powinno go to wcale interesować, ale praktycznie, to było silniejsze od niego. Słysząc pytanie z jej ust, pokiwał lekko głową. Zdawał sobie sprawę z tego, że nawet gdyby zaprzeczył, Summer doskonale wiedziałaby, że kłamał. Nie było, więc sensu ukrywać akurat tego, co sam w sumie wypaplał.
— Nie chcę — powiedział zgodnie z prawdą oblizując nerwowo wargi. Nie był gotowy na rozmowy o Beth z kimkolwiek, a Summer wydawała się ostatnią osobą na liście… No może tuż przed Lawrence’m, która zasługiwała na to, aby opowiadać jej o ukochanej kobiecie — wracanie do wspomnień sprawia, że one się zacierają — burknął jeszcze, jakby to miało być usprawiedliwieniem. Po części było, bo poza tym, że Summer nie wydawała się być godna do tego, to nie chciał wracać kolejny raz do tych nielicznych chwil, które pamiętał. Nie chciał przywoływać obrazu jej twarzy, bojąc się, że kolejnym razem będzie pamiętał coraz mniej i mniej, aż w końcu całkowicie zapomni, jaka była jego żona i ich córka. — Oddychaj głęboko. To powinno pomóc ci się uspokoić — dodał, spoglądając na nią i próbując ocenić, jak bardzo źle się czuje.
Frank
— Może — wymruczał cicho na jej podsumowanie własnego brata. Co prawda dla Blake’a powiedzenie, że Lawrence jest frajerem nie było wystarczające, ale skoro własna siostra myślała o nim w taki właśnie sposób, on sam nie zamierzał tego negować. Nie miał ku temu żadnej podstawy. Mógłby nawet dodać kilka słów od siebie, ale wolał ugryźć się w język. Trochę się obawiał, że gdyby się rozkręcił zwróciłby na siebie za wiele ciekawskich spojrzeń, bo na pewno nie byłby w stanie w spokoju opowiadać o mężczyźnie. Zdecydowanie.
OdpowiedzUsuńSpojrzał na nią, doszukując się w jej twarzy czegoś, co potwierdziłoby mu to, że jej słowa są kłamstwem. Wiedział, że istnieją różne choroby psychiczne, że często jest tak, że musi dojść do jakiegoś traumatycznego przeżycia, aby one się odezwały. Czasami po prostu jest się nosicielem, gdy choroba po prostu się nie uaktywni. Wolał jednak wierzyć w to, że dziewczyna zwyczajnie go okłamywała. Miała przecież interes w tym, aby go w jakiś sposób przekonać do tego, że zwariował. Mogłaby wówczas nim manipulować, ale jako agent FBI był szkolony na takie przypadki. Nie dałby się zrobić jakiejś marnej studentce. Dlatego za wszelką cenę uważał, że jest całkowicie zdrowy, nic mu nie dolega, a braki w pamięci nieustannie tłumaczył zmęczeniem. To było przecież właśnie najbardziej sensowne. Słowa Summer w tym przypadku były dla niego jedynie próbą namieszania mu w głowie.
— Może na początek po prostu się zamknij i przestań o tym mówić. Naprawdę próbuję być miły i spokojny — oznajmił lekko poddenerwowany — staram się, ale nawet mnie mogą nerwy wziąć górę, a uwierz… To nie będzie dobre dla nikogo. Dla mnie i dla ciebie — ostrzegł ją. Nie, nie groził jej. Jedynie informował o tym, że mogą wydarzyć się różne rzeczy. Dlatego nie zamierzał więcej poruszać tematu jego potencjalnej choroby psychicznej. Nie miał jej. Nie chciał jej mieć.
Mimowolnie podniósł spojrzenie na dziewczynę, która odezwała się do Summer. To od razu sprowadziło go do rzeczywistości i przypomniało, że nie znajdują się tutaj tylko we dwoje, że powinni zachowywać większą uwagę i skupienie. Rozmawianie o Beth, zdecydowanie nie było tym, na co mógł sobie pozwolić.
— Jeżeli ma ci to pomóc… — powiedział po krótkim wahaniu, unosząc powoli dłoń. Wsunął kosmyk jej włosów za ucho i wysunął się muskając wargami jej czoło, dokładnie tak, jak zrobiłby zatroskany partner, nieprawdaż? — ale chyba nie chcecie naćpać mi czymś dziewczyny? — Przeniósł spojrzenie na brunetkę i przyglądał jej się przenikliwie.
Frank
Zamkną oczy i powoli wypuścił powietrze przez rozchylone wargi, powtarzając sobie, że są w miejscu publicznym i nie może, po prostu nie może dać się jej sprowokować. Tak. Musiał to sobie powtarzać, bo odkąd opuścili mieszkanie, miał wrażenie, że Summer jest jakaś inna. Bardziej irytująca i drażniąca. Męcząca. Jej towarzystwo było męczące. Ciągłe paplanie i mówienie to o jednym, to o drugim, nawiązywanie do jego potencjalnej choroby, do wszystkiego, co go najzwyczajniej w świecie zaczynało wkurzać i drażnić.
OdpowiedzUsuń— A ja próbuję ci powiedzieć, że nie mam, nad czym panować, bo kurwa, jestem zdrowy — wysyczał, nachylając się nad nią. Czuł narastające zdenerwowanie. Summer, jako tak obeznana powinna wiedzieć, że w tej chwili lepszym było odpuszczenie, bo zdenerwowanie sprawiało, że na powierzchnię wychodził Remy. O ile oczywiście zdążyła się zorientować. Napomknięcie kolejny raz o rozdwojeniu jaźni mogło sprawić, że mężczyzna nie wytrzyma i pęknie, a wtedy… Wtedy mogło stać się wszystko. O czym oczywiście nikt nie wiedział. Ulżyło mu, gdy usłyszał, że odpuści, chociaż wcale się na to nie nastawiał. Miał wrażenie, że Summer za wszelką cenę chciała go uświadomić, a on nie chciał tego uświadomienia. Bardzo, ale to bardzo mocno go nie chciał.
Nie był pewien, czy go za chwilę nie odepchnie, a to z pewnością zniwelowałoby plan udawania pary i jednocześnie zwróciło na nich uwagę większej ilości ludzi, ale… To się na szczęście nie stało. Co przyjął z ogromną ulgą. Posłał nawet Summer słaby uśmiech, a następnie powiódł spojrzeniem do Jessie… A jego uśmiech nieco zelżał. Wolał, aby nie kręcili się wokół nich jacyś obcy.
Przysłuchiwał się grzecznościowej rozmowie nie mówiąc za wiele. Kiedy Summer go przedstawiła, po prostu lekko się uśmiechnął.
— Do Waszyngtonu — odezwał się, spoglądając na Jessie — odwiedzić rodzinę, tylko na kilka dni. Dlatego musimy lecieć samolotem. Szkoda marnować czas na jazdę — dodał z uśmiechem i pogładził ostrożnie dłonią kolano blondynki, dodając jej w ten sposób otuchy — błyskawiczny wypad — dodał po chwili, posyłając i brunetce lekki uśmiech. Bardzo lekki, bo zauważył, jak jej oczy się rozszerzają, a na jej usta wstępuje uśmiech.
— My z Nate’m też lecimy do Waszyngtonu! Jakie macie miejsca? — Spytała podekscytowana. Franklin natomiast nie zmienił wyrazu twarzy, zerknął za to na swoją dziewczynę.
— Skarbie… Masz bilety — zwrócił się do niej, modląc się o to, aby jednak nie byli blisko siebie.
Frankie
Blake momentalnie poczuł ulgę, gdy usłyszał, że Jessie i Nate mają miejsca w zupełnie innym miejscu samolotu niż on i Summer. Gdyby miał słuchać gadaniny tej brunetki, prawdopodobnie nie wytrzymałby i prędzej czy później, zrobiłby coś nieodpowiedniego.
OdpowiedzUsuń— Och szkoda — potwierdził ze słabym uśmiechem — też się trochę denerwuję — dodał, dla wyjaśnienia swojej markotności. Wyciągnął jednak od razu przed siebie rękę i pomachał nią przecząco — ale żadnych tabletek. Ktoś musi być o trzeźwym umyśle — powiedział szybko, żeby Jessie nawet nie zdążyła mu tego zaproponować.
Uśmiechnął się słabo, kiwając delikatnie głową. Chciał, aby znaleźli się w samolocie najszybciej, jak to możliwe. Jednak, co zerkał na tablicę informującą o otwartości wejścia na pokład, wciąż widział tylko informację, że te jest wciąż nieczynne. Nie mógł jednak pozwolić sobie na przekroczenie granicy swojej cierpliwości, a to wcale nie było łatwe, biorąc pod uwagę to, jak wcześniej Summer ją nadwyrężała.
— Ciężko mi powiedzieć — spojrzał na blondynkę, a następnie na brunetkę, by po chwili ponownie wrócić spojrzeniem do Summer — mamy dość poważne sprawy do załatwienia — powiedział, uśmiechając się słabo. Oczywiście, że znał odpowiedź. Nie chciał się z nimi spotykać w Waszyngtonie. Nie miał ochoty na zawieranie znajomości z tak otwartymi i rozgadanymi ludźmi. Zwłaszcza, że jego i Summer wycieczka do stolicy miała jasno określony cel.
— Może wymienimy się numerami? — Jessie sięgnęła bez wahania po swój telefon komórkowy, a następnie go odblokowała, wpatrując się w Summer i Franka — podajcie, skontaktujemy się na miejscu — dodała dla zachęty.
Franklin w tym momencie nabrał powietrza i uśmiechnął się. Nie mogli podać im swoich numerów, a na pewno, po ich podaniu nie mogli zostawić sobie tych telefonów. Zmarszczył brwi i skinął lekko głową.
— Jasne, to dobry pomysł — powiedział, a następnie podał dziewczynie swój numer telefonu, wiedząc, że zaraz po wylądowaniu w Waszyngtonie będzie musiał pozbyć się karty.
— Puszczę sygnał, będziesz miał mój — powiedziała i kliknęła zieloną słuchawkę. Właśnie dlatego podał prawidłowy numer, mając świadomość, że Jessie postąpi w taki właśnie sposób.
— Super, na pewno się odezwiemy z Summer, jak znajdziemy czas — powiedział, spoglądając na blondynkę — jak się czujesz po tej tabletce? Coś ci to dało? — Spytał, koncentrując się całkowicie na dziewczynie, aby pokazać Jessie i Nate’owi, że nie jest w szczególny sposób zainteresowany rozmową z nimi — działa? — Dopytywał, zerkając ciągle na nią i uśmiechając się przy tym delikatnie — może kupimy wodę? — Wysilił się na uśmiech, a brunetka przysłuchując się ich rozmowie, od razu wyciągnęła do nich dłoń z butelką mineralnej.
— Dzięki, ale nie będziemy wam jej zabierać. Coś na czas lotu nam się przyda — powiedział, a kącik ust drgał mu delikatnie.
Frankie
Spoglądał raz na Summer, raz na Jessie i na Nate’a. W głowie próbując wymyślić, w jaki sposób można odkręcić całą tę sytuację. A raczej, jak zgubić Jessie i jej chłopaka, co wcale nie było tak łatwe, biorąc pod uwagę fakt, że lecieli w te samo miejsce, tym samym samolotem. Świadomość, że chcieli się z nimi spotkać na miejscu sprawiał, że odechciewało mu się tego lotu. Nie podejrzewał, że napotkają takie problemy. Raczej zakładał, że jakieś starsze panie będą do nich zagadywać, ale te byłoby dużo łatwiej spławić.
OdpowiedzUsuńWiedział, że jeden nieodpowiedni ruch, jedno źle dobrane słowo mogło wzbudzić podejrzenia pary, a to było ostatnie, czego chciał. Miał w końcu misję, którą musiał wypełnić.
Na słowa Summer pokiwał delikatnie głową i uważnie wpatrywał się w jej dłoń i drżące palce. Starał się nie myśleć o niej z żalem, ale… Zwyczajnie nie spodziewał się, że dziewczyna może się, aż tak bardzo bać lotu. Po prostu… Nie miał pojęcia. Słyszał o ludziach, których paraliżował strach, ale nigdy nie doświadczył tego osobiście. Beth stresowała się w innych sytuacjach, a głębokie oddechy zawsze jej pomagały. Patrząc na blondynkę nie musiał się łudzić, że sposób oddychania będzie w stanie coś zdziałać.
— To dobrze, cieszę się, że mogłam jakoś pomóc — Jessie posłała im delikatny uśmiech, a następnie skinęła głową.
Sam Franklin chwycił ostrożnie dziewczynę i pomógł jej się podnieść z krzesełek, gdy tylko zauważył, że ta się z nich podnosi. Pokiwał głową na potwierdzenie jej słów, a później sam nawet uniósł dłoń i pomachał do nich, zmuszając się do uśmiechu. Drugą dłoń ścisnął odrobinę mocniej jej drobną rękę i uśmiechnął się lekko.
— Nie wiem, mam wrażenie, że gdybyśmy nie odeszli tak szybko, chętnie poszliby z nami — mruknął niezadowolony na pytanie Summer, gdzie mają się skryć. — Lata szkoleń do FBI — stwierdził, wzruszając od niechcenia ramionami — nie jestem pierwszym lepszym biurowym. Jestem agentem specjalnym… Nie tylko ze względu na miejsce pracy — dodał jeszcze, a następnie skierował się w stronę sklepów — pójdziemy pierw po wodę, bo inaczej zwrócimy ich uwagę. Później… — zawiesił głos, zastanawiając się nad tym, gdzie mogliby iść dalej. Nie miał jednak żadnego, błyskotliwego pomysłu. Podróż samochodem może i faktycznie byłaby lepsza… W końcu to nie było znowu, aż tak bardzo daleko. W tej chwili było jednak za późno na zmianę planów. Zerknął dyskretnie przez ramię, aby upewnić się, że Jessie i Nate zostali na swoich miejscach. Odetchnął cicho, widząc ich sylwetki dalej na krzesełkach. — Wrócimy autem — powiedział, chcąc ją uspokoić, chociaż… Może wcale nie powinien był zakładać, że wrócą do Nowego Jorku razem?
Frankie
Uniósł wysoko brwi, kiedy podjęła się rozmowy, bo… Myślał, że Lawrence i Summer mieli nieco lepszy kontakt ze sobą. Im dłużej przebywał w towarzystwie dziewczyny, tym bardziej przekonywał się o tym, że porwanie jej, wcale nie było dobrym pomysłem. Nie chodziło tylko o to, że bywała niesamowicie irytująca i była kilka razy naprawdę bliska wyprowadzenia go z równowagi. Zaczynał rozumieć, że Lawrence naprawdę był takim draniem, że mógłby faktycznie nie przejąć się losem swojej siostry i… Zrobiło mu się ich żal. Jej i jego. Nic jednak nie powiedział odnośnie swoich odczuć, bo Summer nie musiała tego wiedzieć.
OdpowiedzUsuń— Myślałem, że wiesz o nim nieco więcej — powiedział – pracowaliśmy nad jednymi sprawami, więc… tak — dodał, spoglądając na nią nieco niepewnie. Był pewien, że skoro Mahoney kazał uciekać swojej młodszej siostrze z Waszyngtonu, to… To ona jest dla niego ważna, ale może to była po prostu zmyłka? Fałszywy trop, który miał odciągnąć Blake’a jak najdalej od Waszyngtonu? Zaczynał nad tym intensywnie myśleć i… To mogło mieć sensu. Oznaczałoby to jednak, że wszystko, co do tej pory robił było marnotrawstwem czasu. A tego czasu poświęcił całkiem sporo na działanie związane z odnalezieniem i śledzeniem blondynki. Zamiast siedzieć w Nowym Jorku, mógł działać w stolicy. Podjąć być może jakieś kroki, które mogłyby przynieść faktycznie jakieś skutki… — Summer zamknij się, albo, chociaż mów dużo ciszej — syknął cicho, ściskając odrobinę mocniej jej dłoń. Liczył, że w ten sposób sprowadzi ją, chociaż odrobinę na ziemię i przypomni się jej, gdzie są i co się może stać, gdy ktoś usłyszy jej gadaninę.
Słuchał jej i miał naprawdę szeroko otwarte oczy z niedowierzenia, przez słowa, które właśnie słyszał. Bo… Nie spodziewał się, że Summer może się tak wkurzyć na swojego brata przez to, że napomknął o swojej, a raczej ich pracy. Zaczął intensywnie myśleć nad innymi faktami, które dotyczyły Mahoneya i które… Może mógłby mieć w nie sojusznika? Nie. Musiał to szybko od siebie odrzucić, bo przecież była jedynie młodą studentką, która pewnie mówiła tak tylko w czasie złości.
— Twój brat działał pod przykrywą, ale zamiast w szajce to w FBI. Był szpiegiem i wtyką, ale po złej stronie. Sprzedał się. Nie wiem tylko, co musieli i ile mu zaoferować, żeby… — urwał, bo wspomnienie o Beth i jego córeczce było za bardzo bolesne. Oboje musieli odrobinę ochłonąć, nim weszliby do sklepu. Dlatego zatrzymał się nagle i tym samym zatrzymał Summer.
— Obiecuję ci, że go znajdziemy — szepnął, patrząc w oczy dziewczyny. Przez chwilę spoglądał w nie i uśmiechnął się delikatnie czując… Czując wewnętrzny spokój, którego od tak dawna nie czuł — obiecuję.
Frankie
— Nie tylko ty żyłaś w błędzie — mruknął, nie do końca wiedząc, co właściwie chciał w ten sposób jej powiedzieć. Nie powinien był jej pocieszać, bo to przecież nie było jego zadanie. To, jak wyglądała jej i Lawrence’a relacja poza elementem jego planu do zemsty, nie powinno go interesować, a jednak… Coś sprawiało, że było mu po prostu żal Summer. Straciła matkę, gdy była jeszcze dzieckiem, miała tylko brata, a ten… Okazało się, że ten ją okłamywał w znacznie szerszym obszarze, niż mogło się wydawać. Z drugiej strony, Frank nie mógł przecież o tym wiedzieć, bo niby skąd? Powiedział jednak o kilka słów za dużo i żałował. Gdyby wiedział, że zadziałają w ten sposób na blondynkę, nie padłyby z jego ust. A przynajmniej postarałby się powstrzymać, a tymczasem nawet nie myślał o tym, co tak właściwie mówi — może to i lepiej, Summer. Może wpakowałby cię w jakieś kłopoty? — Zastanowił się na głos, co było… Dziwne. Cała ta rozmowa. Podróż do Waszyngtonu w wyobrażeniu Blake’a miała wyglądać inaczej. Na pewno nie pomyślałby, że w czasie jej trwania mógłby… Mógłby poczuć jakąś emocjonalną więź z Summer.
OdpowiedzUsuńNie.
Nazywanie tego w ten sposób było błędem. Powinien wyrzucić tę myśl z głowy, jak najdalej. A jednak, gdy spoglądał tak w jej oczy i słuchał jej kolejnych słów, miał wrażenie, że to prawda.
— Nie musisz być sama… — powiedział cicho, nieśmiało podnosząc dłoń, aby przesunąć palcami po jej policzku. Zrobił to bardzo powoli i nieśmiało. Nie był, bowiem pewien swoich gestów, tego, po co właściwie to robi, co chciał w ten sposób osiągnąć? — To jest trudne i… — zawiesił głos, zastanawiając się nad tym, co właściwie chciał jej powiedzieć. Pytała go przecież już dawno o Beth, ale wtedy nie uważał, aby powinien jej o niej mówić, ale teraz? — Nadal słyszę jej śmiech — wychrypiał cicho — czasami budzę się z myślą, że otworzę oczy, a ona będzie, obok, że jej włosy połaskotają moją twarz — mówił cicho, ledwo poruszając przy tym wargami — tak samo Daisy… Była taka mała, miała przed sobą jeszcze wszystko i… Nie da się do tego przyzwyczaić, zwłaszcza, kiedy ciągle masz nadzieję, że to jakiś pojebany żart. — Wziął gwałtowny wdech i wyprostował się nagle. Nie mógł się przecież przed nią rozklejać, nie mógł sobie na to pozwolić. Nie teraz, nie tutaj… Nie mógł pozwolić, żeby zobaczyła go w takim stanie. Dostrzec, co mogło go złamać.
Frankie
No tak… Dobrane przez niego słowa nie były odpowiednie. Zwłaszcza w przypadku ich sytuacji. Mogła zaobserwować na jego twarzy zmieszanie. No tak, Lawrence zdołał wciągnąć ją w kłopoty. W ogromne kłopoty i nie mógł zaprzeczyć, że było inaczej. Wiedział jednak, że wcale nie zamierzał jej krzywdzić. Im dłużej spędzał z nią czas poza swoim mieszkaniem, tym bardziej zaczynał się o nią troszczyć w jakiś nienaturalny sposób.
OdpowiedzUsuńNie próbował odnaleźć w niej Beth. Nie porównywał jej do swojej zmarłej żony… Były od siebie za bardzo różne, ale coś było na rzeczy. Blake nie potrafił jednak wskazać jeszcze, co dokładnie i dlaczego. Czuł jednak, że początkowy plan zaczął się samoistnie zmieniać. Nie zależało mu w tej chwili na tym, aby wzbudzać w Summer poczucie strachu. Oczywiście nadal chciał ją mieć, jako zakładnika, ale… Gdyby miał wiedzę tę, którą posiadał teraz i mógłby cofnąć się w czasie, zostawiłby Summer w spokoju. Nie mieszałby jej w to wszystko.
— Posłuchaj — zaczął powoli, ale nawet nie wiedział, co ma więcej powiedzieć — wiem, że cała ta sytuacja jest mocno skomplikowana i jest… Jest zła. Jest zła dla ciebie, ale musisz mi uwierzyć, że naprawdę nie chcę twojej śmierci. Dobrze? Po prostu… Zaufaj mi w tej jednej sprawie, ja nie chcę cię zabijać i nie zrobię tego — wyszeptał. Zdawał sobie sprawę z tego, że dla dziewczyny jego słowa są gówno warte. Był w końcu jej oprawcą. Uprowadził ją i początkowo wcale nie był dla niej miły i delikatny, prawdopodobnie, gdyby wciąż byli w jego mieszkaniu, próbowałby właśnie kolejnych sztuczek, chcąc zmusić ją do powiedzenia czegokolwiek. Wyciągnięcia z niej prawdy na temat jej brata, ale… Ale teraz naprawdę nie chciał, aby Summer umierała. Był świadom, że gdy daruje jej życie, on sam będzie musiał zacząć się ukrywać, sprawić, aby wszyscy pomyśleli, że zginął, zniknął… Ale chyba był na to gotowy. Bo miałby za duże wyrzuty sumienia, gdyby musiał ją poświęcić. I to dla Lawrence’a, który nawet nie traktował jej jak ukochanej siostry, któremu na niej nie zależało. Zwyczajnie nie mógł tego zrobić.
Na jej słowa po swoich własnych, pokręcił tylko przecząco głową, przymykając powieki. Miała rację, jej słowa niczego nie zmieniały, w niczym nie pomagały, ale… Ale w jakimś sensie usłyszenie tego było dobre. Nie umiał tego wytłumaczyć, może sam jeszcze tego nie rozumiał, ale czuł to. Czuł, że to było dobre.
— Idziemy — pokiwał głową i… Złapał jej dłoń. Splótł ze sobą ich palce i ruszył dalej w stronę sklepów i wcale nie chodziło o to, że ktoś mógł się nimi zainteresować. Po prostu chciał to zrobić. Poczuć się jeszcze raz jak człowiek, a nie ktoś, kto był zdolny do porwania i odurzenia niewinnej dziewczyny. — Chcesz coś? Poza alkoholem… — spytał, spoglądając na nią i lekko się przy tym również uśmiechając.
Frank
Ulżyło mu. Naprawdę mu ulżyło, gdy usłyszał, że dziewczyna mu wierzy.
OdpowiedzUsuńTylko, czy to dobrze? Jako napastnik nie powinien składać jej takich zapewnień, nie powinna wiedzieć, że jest bezpieczna. Czysto teoretycznie powinien robić wszystko, aby się go bała, aby nie miała pewności, co się z nią stanie. Była przecież elementem planu…
Planu, który tak na dobrą sprawę legł w gruzach, który niemal nie był mu już potrzebny, bo… Nie, Summer nie była po jego stronie, ale była wściekła na swojego brata, to z kolei sprawiało, że sam Blake czuł się… Lepiej. Tak, czuł się lepiej z samym sobą. I świadomością, że nie tylko on nienawidzi Mahony’a. Chociaż jego nienawiść była zupełnie różna od tej Summer, ale w tej chwili to nie było w ogóle istotne dla mężczyzny. Ani trochę.
— Jasne — uśmiechnął się nawet kącikiem ust i skinął głową. Nie ufał jej. Nie mógł jej tak po prostu zaufać i uwierzyć, że nic nikomu nie powie, że w którymś momencie to wszystko nie stanie się dla niej za trudne, że nie poczuje jednak w którymś momencie potrzeby, aby o wszystkim komuś opowiedzieć. Nawet, jeżeli nie stałoby się to od razu… Nie mógł zakładać, że nigdy się nie stanie. Dlatego, chociaż chciał, nie mógł jej w pełni ufać. Pomimo szczerych chęci, po prostu nie mógł. Chciałoby się powiedzieć, że dla własnego i jej dobra, ale tak naprawdę chodziło w tym przypadku tylko o niego. O nikogo więcej. — Jakbyś wróciła z urlopu — powtórzył za nią, spoglądając raz jeszcze na twarz dziewczyny i lekko się uśmiechając. Łapał się sam na tym, że w ostatnim czasie dość często się do niej uśmiechał i wcale nie robił tego tylko, dlatego, że mieli grać i udawać. Po prostu… Chciał tego.
— W takim razie woda — powiedział, z niechęcią puszczając jej dłoń. Nie zamierzał jej jednak do niczego zmuszać. Za to grzecznie przeszedł z nią do kasy, gdzie musiał pokazać pierw kartę pokładową, a dopiero później mógł zapłacić. — Jasne, masz ochotę na kawę, to kawiarnia — powiedział, jakby to była najbardziej oczywista rzecz. Jakby naprawdę zależało mu przez cały czas na tym, aby spełniać jej zachcianki, sprawiać, aby była szczęśliwa poprzez tak drobne gesty, a przecież… Przecież nie tak powinno być. Nie. Tak nie było.
Kiedy wyszli ze sklepu, skierował się po prostu w stronę kawiarni, spoglądając, co jakiś czas na Summer idącą obok niego. Świadomość, że nie rzuca w jego kierunku złośliwych komentarzy, nie wygraża się, nie wrzeszczy, nie kpi, nie błaga o łaskę była… Dziwna. Do tej pory zawsze była jakaś dyskusja mniej lub bardziej agresywna, a przez ten krótki dystans, była po prostu cisza.
— Dlaczego medycyna? — Spytał nagle chcąc przerwać ten moment — dlaczego zdecydowałaś się na takie studia?
Frank
— Są rzeczy, o których nie zmienię zdania — powiedział, spoglądając uważnie na Summer. Chciał w jakiś sposób jej ulżyć, ułatwić tę całą sytuację, ale… Były rzeczy, których nie mógł przeskoczyć. Dla ich własnego bezpieczeństwa — zresztą, łączenie tabletek z alkoholem nie jest najlepszym rozwiązaniem, hm? — Uniósł wysoko brew. Co prawda tabletki od Jessie były ziołowe i raczej nie groziło w związku ze zmieszaniem ich z alkoholem nic niebezpiecznego, ale wolał po prostu trzymać ją od alkoholu z daleka. Z jednej prostej przyczyny: nie mógł ryzykować, że pijana cokolwiek wygada na temat ich sytuacji. Dlatego nie mógł dopuścić do tego, aby Summer coś piła. Tak po prostu, aby nie wpakować się w kłopoty. — Ale jeżeli masz jakiś problem z tym, co ci oferuję… Możemy sobie darować te uprzejmości — powiedział, spoglądając na nią. Nie chciał przecież dla nich źle. Gdyby mógł jej w jakiś sposób ulżyć w sytuacji z lotem, pomógłby jej, ale nie było rozwiązania na jej lęk. Dlatego miał związane ręce w tym konkretnym przypadku— po prostu możemy wrócić przed bramkę i czekać na tych krzesełkach — powiedział spoglądając na blondynkę — bezpiecznie dotrzemy do Waszyngtonu, później wrócimy i… I się rozejdziemy — zawyrokował, licząc, że tak właśnie się to stanie. Liczył, że sprawy w stolicy potoczą się zgodnie z jego założeniami, że zaspokoi pragnienie zemsty i później odstawi bezpiecznie blondynkę z powrotem, do nowego domu, a następnie… Zaszyje się gdzieś. Ukryje się. Zniknie. Tak, to było to, co musiał zrobić, gdy już będzie miał pewność, że Summer Mahoney jest bezpieczna i cała w Nowym Joroku. Co zabawne, bo przecież to on najbardziej ją skrzywdził…
OdpowiedzUsuńWestchnął słysząc jej słowa. Być może miała z Beth kilka wspólnych cech. Nie mógł jednak o tym myśleć. Podświadomie czuł, że to nie jest odpowiednie. Mimo wszystko, na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech.
— Dla ludzi — powtórzył za nią i cicho się uśmiechnął — to miłosierne — stwierdził, utkwiwszy wzrok przed sobą, na właśnie tłumy ludzi, którzy również znajdowali się na lotnisku — byłoby świetnie, gdyby ci się udało… — wygiął lekko usta, chcąc dodać coś jeszcze, ale nie zdążył. Spojrzał na swoją rękę, całkowicie zapominając o tym, że wcześniej się zranił. — W takim razie apteka, ale… Jesteś pewna, wygląda w porządku — uniósł zranioną dłoń, samemu się jej przyglądając. Opatrunek nie był w idealnym stanie, ale nie wyglądał źle. Nie uważał, aby to miało być coś, co musieli zrobić koniecznie teraz, w tej chwili.
Frank
— Ja tylko informuję o opcjach — wzruszył od niechcenia ramionami. Musiał zacząć zastanawiać się nad tym, co dokładnie zrobią już w Waszyngtonie. Co właściwie chce zrobić z Lawrence’m. Początkowo chciał zamknąć go w więzieniu, później pojawiła się myśl i chęć morderstwa, a teraz… Teraz w zasadzie sam nie wiedział, czego tak właściwie chciał. Oczywiście chodziło o pomszczenie straconej rodziny, to był jego główny cel. Zaczynał się jednak coraz intensywniej zastanawiać nad tym, co później… Co zrobi, kiedy wymierzy swoją własną sprawiedliwość, a wcale nie poczuje się lepiej? Jeżeli to będzie za mało? Mogło tak przecież być… Może powinien wyciągnąć od Lawrence’a nazwiska? Ludzi nad nim? Może powinien wybijać każdego po kolei, aż dotrze na szczyt? Pytanie, czy faktycznie po tym wszystkim poczułby ulgę. Czy to byłoby wystarczająco satysfakcjonujące? Nie chciałby więcej? — Tak, może nawet powinniśmy się rozstać już w stolicy — zastanawiał się na głos, nie patrząc nawet na Summer. Właściwie, dlaczego nie? To przecież było dobre rozwiązanie, skoro chciał ją puścić wolno, a następnie się gdzieś zaszyć… Chociaż teraz sam nie wiedział, co właściwie chce dokładnie zrobić.
OdpowiedzUsuń— Coś mi świta — przyznał zgodnie z prawdą, chociaż nie podejrzewał, aby zmiana opatrunku i sprawdzenie, jak rana wygląda właśnie w tej chwili, powinno być ich największym zmartwieniem. Skoro jednak chciała właśnie to teraz zrobić… W zasadzie nie miał żadnego argumentu, którym mógłby to przełożyć na później. Zwłaszcza, że do otworzenia bramki mieli wciąż jeszcze trochę czasu, a siedzenie w zasięgu wzroku Jessie i Nate’a było ostatnim, czego w tej chwili chciał. — Dobrze, zrobimy wszystko, co uważasz za słuszne — stwierdził i przytaknął na kierunek, który wskazała dziewczyna. — Jak przyspieszysz to zdążymy. Kupimy co trzeba, a opatrunkiem zajmiesz się już w samolocie, w porządku? — Uniósł brew, szybko jednak orientując się, że to wcale nie jest dobra propozycja. Skoro Summer się tak panicznie bała, nie będzie w stanie skupić się na jego ręce. Z drugiej strony, może właśnie dzięki temu byłaby w stanie oderwać myśli od czarnych wyobrażeń? Nie myślał o tym, teraz miał tylko nadzieję, że zdążą do apteki. Tak, to co zrobią później było mniej istotne niż samo dotarcie i kupienie potrzebnych rzeczy — po prostu chodź — złapał kolejny raz jej dłoń i sam odrobinę przyspieszył kroku, ciągnąc dziewczynę, dopóki nie wyrównała z nim tempa. — Po prostu weź wszystko, co uznasz za potrzebne — szepnął, kiedy weszli na teren apteki. Rozejrzał się dookoła. Kolejka przed nimi była niestety na sześć lub siedem osób, a to oznaczało, że potrwa trochę czasu, nim nadejdzie ich moment na zrobienie zakupów — godzina, która godzina — powiedział do siebie, wyciągając telefon, aby sprawdzić godzinę.
Frankie
Spojrzał na nią z miną zdziwienia na twarzy. Nie bardzo rozumiejąc, co właściwie miała na myśli. Mogło być przecież wiele rzeczy, których sobie nie wyobrażała. Zaczynając od przetrwania lotu, po powrót do normalności, przez wiele innych mniej lub bardziej dotyczących go wydarzeń. Dlatego spoglądał na nią i czekał, aż rozwinie swoją myśl. Tak było po prostu łatwiej, niż samemu próbować dojść do tego, co właściwie chciałaby mu powiedzieć.
OdpowiedzUsuńWestchnął ciężko i skinął lekko głową.
— Nie wiem, co mam zrobić — powiedział całkiem szczerze — z tobą, gdy już będę miał twojego brata… To znaczy. Nic ci nie zrobię, ale nie wiem, czy spotykanie się z nim to na pewno dobra rzecz dla ciebie — powiedział, zastanawiając się nad tym. W zasadzie to nie obchodziło go wielce to, jaki to będzie miało wpływ na psychikę dziewczyny. Martwił się tylko o siebie i swój własny interes. W końcu, co jeżeli zmieniłaby zdanie? Co, jeżeli Mahoney przekonałby ją, że nie zrobił niczego złego, że miał właściwe powody, że… Zmanipulowałby nią? Nie miał pojęcia, czy powinien pozwolić jej na spotkanie z bratem, a jeżeli tak, to na jakich warunkach. — Zastanowimy się może nad tym na miejscu? I tak muszę wymyślić jakiś plan — mruknął. Tak, nie mogli tak po prostu udać się do rodzinnego domu rodzeństwa i liczyć, że bez problemu pojawi się tam mężczyzna, a on sam bez problemu go złapie i…
Nawet, jeżeli pojawiały się krótkie momenty, w których czuł się… Inaczej przy Summer, tak, jakby całe te szaleństwo związane z porwaniem nie miało nigdy miejsca, nie mógł tak po prostu o tym zapomnieć. Sprowadzał się na ziemię, działając. Działanie było tym, co potrafił najlepiej, na co był wyszkolony. Nie myślał więc długo, gdy wspomniała o aptece.
Ilość osób przed nimi niesamowicie go irytowała, zerkał ciągle na zegarek, na kolejkę, na zegarek, na kolejkę… Jakby takie działanie w magiczny sposób miało sprawić, że nagle oni staną na jej przodzie, a wskazówki na tarczy się zatrzymają. A raczej cyferki na ekranie. Tak czy inaczej, że czas stanie w miejscu. Nie stanął, a oni cudem zdążyli wyjść z apteki.
— Spokojnie — powiedział — nie musimy biec, nie zamkną go w minutę i… Spokojnie wejdziemy do środka, zajmiemy swoje miejsce w samolocie… Nic złego się nie stanie, rozumiesz? Wszystko będzie dobrze — mówił, chociaż podejrzewał, że akurat takie słowa, nieszczególnie pomogą Summer. Mimo wszystko, to właśnie one wypływały samoistnie z jego ust, sprawiając, że próbował uspokoić ją najbardziej oklepanymi formułkami, jakie widział świat.
Frankie
— Nie jestem współczujący — burknął w odpowiedzi, spoglądając na dziewczynę. W zasadzie to rozumiał jej pytanie. Zdawał sobie sprawę z tego, w jak absurdalnej i paradoksalnej sytuacji się znaleźli. Miał świadomość, że jego słowa były wręcz groteskowe. Porywacz, który troszczy się o swoją zakładniczkę. I to w sposób, w który wcale nie powinien się troszczyć. Nie powinien myśleć o niej więcej niż wymagała tego cała ta sytuacja, a jednak… Mimowolnie łapał się na tym, że przecież to robił. Myślał o niej jako nie o zakładniczce, a normalnym człowieku. Nie, żeby porwanie sprawiało, że przestała być przede wszystkim normalnym człowiekiem, ale… Ale on nie powinien był myśleć o niej w ten sposób. Nie powinien był się zastanawiać nad tym, co będzie dla niej dobre, a co złe. Jakie może mieć korzyści ze spotkania z bratem, nie powinno go interesować, dlaczego wybrała medycynę, a tym bardziej nie powinien się martwić jej lękiem przed lataniem samolotami. Nic, co miało związek z Summer i nie dotyczyło jej brata, nie powinno go w ogóle obchodzić. A obchodziło i wiedział, aż za dobrze, że to nie wróżyło niczego dobrego. Wręcz przeciwnie. Mogło jedynie zwiastować kłopoty, a tych miał już i tak przecież wystarczająco dużo i więcej, nie było mu potrzebnych, a jednak… Pakował się w nie nieustannie.
OdpowiedzUsuńOtworzył szeroko oczy słysząc jej kolejne słowa. On miał nie mieszać jej w głowie? Miał wrażenie, że to ona robiła i szło jej to dobrze, aż za dobrze. Zmrużył prędko powieki i spojrzał na nią, a następnie prychnął, kręcąc przy tym delikatnie głową, jakby chciał w ten sposób pokazać, że nie obchodzi go to, co mówi blondynka. W istocie tak właśnie powinno być.
Mówił do niej kolejne oklepane formułki próbując złapać z dziewczyną jakiś kontakt, mieć pewność, że go słyszy, że jest obecna… Chciał sprawić, aby bała się mniej, ale jej lęk był tak silny, że nie był w stanie chyba niczego zrobić. Sądził tak po reakcji. Mówił do niej, ale miał wrażenie, że Summer jest z nim tylko ciałem, a cała reszta jakby uleciała. To, w jaki sposób wyglądała w tej chwili był odrobinę przerażający. Złapał jej dłoń i uważnie obserwował, stawiając kolejne swoje kroki, prowadząc ich dwoje w odpowiednie miejsce. Wyglądała trochę, jak… Jak jakieś zombie, ale dużo ładniejsze od fikcyjnych stworów. Albo raczej jak osoba otumaniona silnymi lekami, które odcinały ją od rzeczywistości. Tak, te drugie skojarzenie pasowało dużo bardziej.
— Zaraz zajmiemy nasze miejsca. Zapnę ci pas bezpieczeństwa… Może spróbujesz zasnąć? — Pytał, kiedy wchodzili na pokład samolotu. Jedna ze stewardes przyglądała im się uważnie. Frank dostrzegł jej spojrzenie, ale kiwnął tylko dłonią, aby nie trudziła się do nich — ona ma tak zawsze — powiedział do kobiety, licząc, że im odpuści. Doprowadził Summer do ich miejsc i pomógł jej usiąść, a następnie zapiął pas, zgodnie z wcześniejszą informacją, kontrolnie na nią zerkając.
Frank
Zacisnął szczękę, zgrzytając przy tym zębami w reakcji na jej pytanie. Zaczynała na nowo go drażnić i działać mu na nerwy. Najchętniej odpowiedziałby jej po prostu, aby się zamknęła i zaczęła się zachowywać w odpowiedni dla ich relacji sposób. Najchętniej znalazłby się ponownie w mieszkaniu, związał ją i po prostu zamknął w pokoju-celi, aby nie musieć słuchać tej jej paplaniny, która momentami koiła jego nerwy, a innym razem drażniła, jak jeszcze nikt… Tylko Beth działała na niego w ten sam sposób, ale jednak zupełnie inaczej. Była jednak jedyną kobietą, która w sekundę potrafiła zmienić jego nastrój, a teraz… Teraz Summer miała do tego dryg i to go chyba przerażało równie mocno. W zasadzie, coraz więcej rzeczy związanych z blondynką zaczynało go chyba właśnie przerażać… Działo się coś, co było nieodpowiednie.
OdpowiedzUsuńŚcisnął mocniej swoje dłonie, pozostawiając w ich wnętrzu ślady pół księżyc. Musiała jakoś odreagować, aby nie wykonać pochopnie jakiegoś ruchu, którego później mógłby bardzo, ale to naprawdę bardzo żałować. Zwrócenie na siebie uwagi byłoby błędem. Okazanie publicznie przemocy, również.
Nie miał pojęcia, co ma z nią zrobić, aby chociaż w minimalnym stopniu przynieść jej ulgę. Chciał, naprawdę chciał, aby lot nie był dla niej tak dużym wysiłkiem i, aby nie był tak bardzo stresujący. Już było źle, a nie miał pojęcia, jak sprawa będzie wyglądała, gdy samolot wystartuje… Bał się, bo zdawał sobie sprawę z tego, że ludzie pod wpływem bardzo silnego stresu mogli zachowywać się nieracjonalnie, a w przypadku Summer… Jeżeli powiedziałaby cokolwiek, nawet jedno niby nic nieznaczące słówko, a jednak wzbudzające nadmiar podejrzeń…
Kurwa mać, gdyby wiedział, że ona aż tak bardzo się tym denerwuje, prawdopodobnie od razu wybrałby samochód. Było to jednak coś, czego w żaden sposób nie był w stanie przewidzieć. Obserwując ją… Zwyczajnie nie mógł wiedzieć, że ma tak silny lęk. W końcu po Nowym Jorku nie latały małe samolociki transportujące osoby z punkty A do punktu B, by mógł wysnuć podejrzenia, co do tego, czy Summer się boi lotów.
Sam nie miał żadnego problemu z lotem. Traktował to po prostu jak zwykły środek transportu. Tym bardziej nie potrafił pomóc swojej towarzyszce, nie miał pojęcia, co czuje i dlaczego, jest, aż tak bardzo przerażona lotami. Zdawał sobie sprawę z katastrof lotniczych, ale… Ale dla niego to był strach, którego nie potrafił zrozumieć.
Spojrzał na nią, gdy się odezwała, a następnie bez słowa po prostu ją przytulił, rozumiejąc, co chciała powiedzieć. Może i nie powinien był tego robić, ale… Od początku, gdy znaleźli się na lotnisku, powtarzał przecież, że nie chce jej skrzywdzić.
— Dasz radę, Summer — wyszeptał cicho — jestem pewna, że dasz radę. Jesteś ślina — nachylił się delikatnie, aby sięgnąć do jej ucha wargami i otulić je swoim ciepłym oddechem — zobacz, jak wiele wytrzymałaś, jak silną jesteś dziewczyną… Dasz radę. Musisz.
Frankie
Nie potrafił wyjaśnić, dlaczego konkretnie wysłuchał jej prośby. Skoro sama urwała, mógł ją przecież śmiało zignorować. Udać, że niczego się nie domyślił, że nie miał zamiaru interesować się tym, czego chciała Summer. Mógł wlepiać spojrzenie przed siebie i po prostu ignorować jej strach, ewentualnie dalej karmić ją uspokajającymi słowami, że wszystko będzie dobrze. A jednak zdecydował się do niej zbliżyć, objąć ją i… I w zasadzie wcale nie chciał się szybko odsuwać. Przesuwał powoli dłońmi po jej plecach, wciąż powtarzając te frazesy na temat spokoju i dobrej sytuacji, bo przecież, wszystko było w porządku, nie działo się w tej chwili nic złego.
OdpowiedzUsuńCzując jej bliskość… Jego serce zabiło szybciej. Po raz pierwszy od naprawdę długiego czasu poczuł, że życie może mieć jeszcze sens, ale… Ale to była przecież Summer. Po Waszyngtonie mieli już nigdy więcej się nie spotkać. Ich drogi miały się rozdzielić na zawsze. Obiecywał jej to i zamierzał dotrzymać obietnicy. Niewątpliwie był tym złym, ale czuł się za nią odpowiedzialny i nie mógł dopuścić do tego, aby stało jej się coś, czego sam nie zamierzał zrobić. Otaczał ją specyficzną troską, którą tylko on sam mógł chyba zrozumieć i… Spojrzał na nią, gdy się odrobinę odsunęła. Chciał znaleźć w jej spojrzeniu coś, co powiedziałoby mu, czy nadal ma ją przytulać, czy raczej powinien się odsunąć, aby uniknąć oberwania w twarz. To, co się stało… Zwyczajnie nie spodziewał się, że ich usta kiedykolwiek będą tak blisko siebie, a kiedy zaczęła pocałunek, zamurowało go, a zaraz po tym delikatnie rozchylił wargi, chcąc odwzajemnić ten pocałunek, ale nie zdążył.
Wpatrywał się w blondynkę z rozchylonymi wargami, oddychając odrobinę szybciej niż robił to do tej pory.
— Ćśś — pierwsze, co udało mu się z siebie wydusić. Sam tak naprawdę nie miał pojęcia, co powinien zrobić w takiej sytuacji, bo to zdecydowanie nie było to, czego mógłby się spodziewać. Zaskoczyła go do takiego stopnia, że stracił rozeznanie w sytuacji. Całkowicie. Jakby uderzyła go w głowę i ogłuszyła. Dostrzegając łzy w jej kącikach, nie zastanawiając się długo, sięgnął dłońmi jej policzków i otarł delikatnie ledwo, co wezbrane łzy. — Nie rób tego, nie rób tego — powiedział szybko, kręcąc przy tym głową — nie płacz, tylko nie płacz Summer — wyszeptał, wpatrując się w swoje dłonie na jej twarzy i… I sam miał ochotę ją pocałować, chociaż rozsądek podpowiadał, że wcale nie powinien był tego robić. Ale zrobił, a raczej zamierzał zrobić. Nachylił się i rozchylił lekko wargi, gotów na wszystko. Począwszy od odepchnięcia, po odwzajemnienie pocałunku.
Frankie
Chaos.
OdpowiedzUsuńW jego głowie panował chaos, kiedy Summer odwzajemniła pocałunek, bo… Mimo wszystko, chyba bardziej był przekonany o tym, że jej dłoń po chwili z plaskiem uderzy jego policzek, ale nic takiego się nie stało. I… I sam nie wiedział, co ma o tym wszystkim myśleć. Słysząc pytanie padające z jej ust, gdy odsunęła się nimi od jego własnych warg, zamrugał kilkakrotnie powiekami, a w jego głowie panował przez to jeszcze większy chaos. Jeszcze bardziej czuł się zagubiony i nie rozumiał, co się właściwie dzieje, dlaczego właściwie zdecydował się na taki, a nie inny ruch. Mógł się przecież po prostu odwrócić, wpatrywać się w inny punkt. Odsunąć się… Mógł zrobić wiele, ale wybrał pocałunek. Serce biło mu szybciej, myśli gnały… Czuł się zagubiony.
Całkiem możliwe, że tak samo mocno jak siedząca obok Summer.
Gdyby ktoś mu powiedział, że będzie całował się ze swoją zakładniczką, bo będzie tego chciał… Nie uwierzyłby. Tak samo, jak nie uwierzyłby w to, że kiedykolwiek zdecyduje się na cudze porwanie, stworzenie zagrożenia cudzego życia. Nie był przecież taki. W jednej chwili coś w niego uderzyło, a w jego głowie pojawiła się myśl, by przeprosić Mahoney za wszystko, co zdążył jej do tej pory zrobić. Zatrzymałby samolot i kazałby jej wyjść, ale na to było za późno. Zresztą… Czy mógłby to w ogóle zrobić? Mógłby w pełni jej zaufać i powierzyć swoje życie? Chciał to zrobić, chciał ją przecież puścić, ale… Powinien zacząć trzymać się jednej myśli i przestać tak gnać przez własną głowę, jak robił to do tej pory. Zmarszczył brwi, a do głowy wpadła mu kolejna myśl. Może to miało jakiś związek z Remy’m? To, że nie mógł się nawet uchwycić jednej myśli? Zaczynało go to męczyć, ale to nie był największy problem w tej chwili.
Odchrząknął i delikatnie się od niej odsunął.
— Nie powinienem był — wymamrotał, nie mając pojęcia, co powinien w tej chwili zrobić z rękoma. Niemal rwały się do dziewczyny, ale zdawał sobie sprawę z tego, że już i tak przekroczył wszelkie granice, których powinien był się trzymać. Odwrócił również spojrzenie od niej i przez krótką chwilę spoglądał na fotel przed sobą, wpatrując się w plamę w tapicerce. Powinien wydusić z siebie coś więcej, powiedzieć, coś więcej, coś… Cokolwiek. — To się nie powinno stać — dodał cicho, a następnie oparł łokcie o swoje kolana, a dłonie wplótł w kręcone włosy i zamknął powieki, nachylając się nad nogami. Miał wyrzuty sumienia. Poczucie, że zdradził Beth… Przy Tilly tego nie czuł. Tilly była tylko jednym z środków do celów, ale Summer… to było coś zupełnie innego — spłonę w piekle — wyszeptał do siebie, jakby dopiero ten pocałunek miał zagwarantować mu miejsce w podziemiach, a nie czyny, których dopuścił się do tej pory.
załamany frankie
Słysząc jej słowa, wysunął dłonie spomiędzy włosów i uniósł całe tułowie, spoglądając na nią nic nierozumiejącym wzrokiem. Nie miał pojęcia, o czym mogła mówić. Nie zastanawiał się wcześniej nad tym, co między nimi… Co mogłoby być pomiędzy nimi, bo mówienie o tym, że coś było, było… Było mocno na wyrost. Nic przecież nie było. Dwa pocałunki nie mogły niczego zmienić. Chociaż z drugiej strony powinny być między nimi jasne uczucia: niechęć i nienawiść. Summer powinna go nienawidzić za to, co jej zrobił. Dlatego, jeszcze intensywniej zaczął się jej przypatrywać, nie mając pojęcia wciąż, o co właściwie jej chodziło.
OdpowiedzUsuńSłysząc dalszą wypowiedź, nie zdążył w żaden sposób zareagować. Nie wiedział też, jak miałby zareagować. Czy to na pewno było to, skoro była tego, aż tak pewna? Nie zdążyło się nic rozwinąć, a już wiedziała, czym jest? Z drugiej strony studiowała medycynę, ale… Nie był pewien, nie miał pojęcia, nadal miał mętlik w głowie, z którym nie był w stanie sobie poradzić. Nie zdążył zareagować, gdy odpięła pas i pognała wąskim korytarzem na pokładzie samolotu.
On sam nie zerwał się od razu na nogi i nie ruszył za nią. Potrzebował chwili na zebranie myśli, spróbowanie ułożenia sobie tego wszystkiego, ale… Ale to się na nic nie zdawało. Im bardziej próbował sobie to poukładać, tym było mu gorzej. Zwłaszcza, kiedy myślami uciekał do osoby Beth. Co by o nim pomyślała, gdyby była świadoma tego wszystkiego, co robił? Właściwie może i nie był wierzący, ale… Ale przecież mogła go obserwować gdziekolwiek była. Nie tylko wierzący wypowiadali się o tym, że można wyczuć obecność zmarłych. Beth na pewno miała na niego oko, ale skoro tak, dlaczego mu pozwoliła na to wszystko, co zrobił? Dlaczego nie podsunęła mu pod nogi żadnej przeszkody, żadnej sugestii, że powinien się wycofać ze swojego chorego planu?
Nie wiedział, ile dokładnie zajęło mu rozmyślanie. Podniósł się jednak i ruszył w stronę toalety. Nie był jednak nachalny. Wiedział, że jest w środku i wiedział, że nie ma jak sobie zrobić krzywdy. Ostre narzędzia, gdyby je miała, zostałyby jej odebrane podczas odprawy, a na pokładzie samolotu nie znajdowało się nic, co mogłoby stanowić zagrożenie… Chyba. Tak mu się wydawało i trzymał się tej myśli, więc po prostu cierpliwie czekał. I się doczekał. Odsunął się od ścianki, gdy tylko drzwi się otworzyły i wyprostował się niemal na baczność, uważnie jej się przyglądając, jakby próbował odnaleźć czy coś się w niej zmieniło.
— Martwiłem się — westchnął ciężko, zgodnie z prawdą — ale… Jak to mówią przyznanie się przed samym sobą jest pierwszym krokiem do uzdrowienia? Przynajmniej wiesz i wierzysz w to… Dlaczego… Dlaczego… — pomachał dłońmi pomiędzy nimi, próbując się w ten sposób wypowiedzieć. Może źle zrobił, że tu przyszedł? Może powinien czekać na miejscu, aż po prostu wróci, ale coś nie pozwalało mu w spokoju usiedzieć w fotelu — wsadzę cię w autobus. Jak tylko dotrzemy do Waszyngtonu — szepnął cicho, spoglądając w jej oczy.
frankie
Sytuacja była naprawdę trudna i nie miał, co do tego żadnych wątpliwości. Nie miał pojęcia, że zwykłe porwanie w celu wywleczenia z ukrycia Lawrence’a zmieni się w coś takiego. Że zaczną łapać go tak silne wątpliwości, że będzie zmieniał własne zdanie w przeciągu zaledwie kilkudziesięciu, a może i nawet kilkunastu minut, czy w krótszym czasie… Nie podejrzewał, że w którymś momencie zakładniczka, stanie się kimś, o kogo chciałby się troszczyć. W tej chwili też za wszelką cenę zmuszał swój umysł do tego, aby nazywać ją w swoich myślach zakładniczką. Nie Summer. Nie Mahoney. Zakładniczką. Bo nią była, bo tak właśnie powinien był ją traktować, ale… Kiedy zwracał się do niej po imieniu, kiedy próbował z nią prowadzić normalne rozmowy, obraz pojmanej zacierał się. Tak jak i swój własny, jako porywacza. Był nim przecież. Dopuścił się tego i nie mógł o tym zapominać pod żadnym pozorem. Nie mógł zapomnieć o tym, co zrobił, co jeszcze chciał zrobić. Musiał o tym wszystkim pamiętać. Przede wszystkim.
OdpowiedzUsuńNie miał pojęcia, co powinien jej odpowiedzieć w takiej sytuacji. Tak samo, jak sam nie miał pojęcia, co właściwie mógł myśleć. Mógł myśleć o tym, że Summer była… Że jego zakładniczka była środkiem do celu, że miał ją wykorzystać, a następnie zostawić, darując jej życie, bo nie był, aż tak bardzo złym człowiekiem. Nie mógł dopuścić się do morderstwa na niewinnej osobie. Musiał tylko pamiętać o tym, aby była wciąż dla niego jedynie pojmaną. Nikim więcej. Środkiem do celu. Niczym więcej.
Zagryzł wargę, spoglądając na nią, kiedy powiedziała na głos, że chce go całować. W zasadzie nie powiedziała tego, wprost, ale tak to zrozumiał. Bo skoro nie może chcieć go całować, to znaczyło, że chciała to robić, a to z kolei wprawiało go w dziwnie dobry nastrój i… To było złe.
Musieli się jakoś z tego wycofać, ale nie miał pojęcia, jak to zrobić.
— Posłuchaj — zaczął powoli, utrzymując między nimi odpowiedni dystans, jakby bał się, że jeżeli znajdzie się o centymetr bliżej, sam ją ponownie pocałuje. Dlatego, gdy ona się przysunęła, on sam chciał się wycofać, ale tuż za jego plecami znajdowała się ściana i zwyczajnie nie mógł przed nią uciec. — To będzie najbardziej odpowiednie rozwiązanie — oznajmił, trzymając prostą postawę — nie mogę… Nie chcę, żeby coś ci się stało. Nie powinienem był robić tego, co zrobiłem. Jasne? Powinnaś… Siedzieć teraz na uczelni i się uczyć. Spieprzyłem — wymruczał, zaciskając mocno pięści — spierdoliłem na całej linii, nie przemyślałem pewnych potencjalnych sytuacji, nie… — urwał, bo właściwie nie wiedział. Nie mógł przewidzieć, że przy niej poczuje się zupełnie inaczej, że w którymś momencie będzie pragnął otoczyć ją opieką. Nikt nie był w stanie przewidzieć takiego rozwoju sytuacji. Nikt. Był tego pewien. Problem polegał właśnie na tym, że jego pewność w tym momencie się kończyła. — Nie mogę na to pozwolić. Wrócisz do Nowego Jorku, jakoś… Poradzę sobie. Musisz o tym wszystkim zapomnieć — powiedział nieco ostrzejszym tonem — jeżeli chcesz, mogę coś mu przekazać, zadzwonić do ciebie, kiedy już go znajdę… Podasz mi adres. Przeszukam cały budynek, na pewno coś znajdę i poradzę sobie sam, ale nie mogę… Nie mogę cię w to wciągnąć. Muszę pozwolić ci wrócić, póki nie zabrnęło to za daleko, póki… — nabrał powietrza w usta i wydął policzki, nie mogąc się wystarczająco skoncentrować na tym, co właściwie chciał jej przekazać — powinniśmy wrócić na miejsce — mruknął, spoglądając w stronę, z której tutaj przyszli — coś wymyślę. Odnośnie twojego powrotu. Zatrzymamy się w jakimś hostelu, odświeżysz się… Zatrzymasz się. Wszystko opłacę — mamrotał, próbując odnaleźć rozwiązanie idealne.
frankie
Oblizał nerwowo wargi. Nie miał pojęcia, co w takiej sytuacji powinien zrobić. Ciągle gorączkowo zastanawiał się nad tym, co powinien z nią zrobić. Jak… Jak rozwiązać problem, który sam stworzył. Czuł, że był za to wszystko odpowiedzialny. Poza tym nie musiał czuć… Tak po prostu było, to w jego głowie urodził się chory plan, który tak bardzo chciał zrealizować, w ogóle nie zastanawiając się nad żadnymi konsekwencjami. Nie myśląc zupełnie o niczym, a teraz pojawił się ogromny problem, który musiał w jakiś sposób rozwiązać.
OdpowiedzUsuńTeraz z kolei tworzył się kolejny problem.
— Cicho — oznajmił twardo, kiedy słowa padające z ust blondynki mogły wpakować ich, a raczej tylko jego, w kolejne pasmo nieszczęść, którego wolałby jednak uniknąć. Zdecydowanie wolałby uniknąć. Nie mógł pozwolić na to, aby ktoś usłyszał coś z jej gadaniny. W pierwszym odruchu chciał zamknąć jej usta swoimi własnymi, ale dobrze wiedział, że w tej chwili wyszłaby z tego prawdopodobnie przeogromna awantura, której nie byłby w stanie poskromić. W zasadzie, czy to, co było teraz był w stanie poskromić? Śmiał w to wątpić. — Zamknij się, po prostu… Powiedziałem, że wrócisz do Nowego Jorku. Załatwię to. Zaraz po wylądowaniu, załatwię ci powrót do twojego życia i zapewnię ci wszystko, czego będziesz potrzebowała. Podasz mi numer rachunku, będę przelewał ci forsę na terapię i wszystko, co będzie konieczne do tego, żebyś wróciła do siebie — wypalił, nie zastanawiając się dłużej nad swoimi własnymi słowami. Czuł po prostu, że musi jej to wszystko jakoś wynagrodzić. Nie zdążył powiedzieć nic więcej, bo dziewczyna ruszyła w stronę przodu samolotu. Ruszył za nią w odpowiedniej odległości. Nie mógł dać jej ochłonąć. Musiał wiedzieć, co się dzieje, co mówi, z kim ewentualnie rozmawia. Musiał dbać o siebie. Z drugiej strony nie chciał się narzucać, dlatego trzymał dystans. Bał się, że osaczenia nie wytrzyma i dopiero wówczas wodze nerwów puszczą jej całkowicie.
— Brałaś jakieś proszki uspokajające, nie powinnaś pić — mruknął tylko, kiedy usiadł na swoim miejscu. Całkowicie ignorując przy tym jej komentarz odnośnie rankingu… Chciał mieć to w dupie, ale to wcale nie było łatwe. Nie chciał być na prowadzeniu, nie chciał, aby go nienawidziła, chociaż to właśnie było najbardziej właściwe pomiędzy nimi, a jednak… Wcale mu się to nie podobało — powiedz w takim razie czego chcesz — odezwał się po chwili, spoglądając na fotel przed sobą — co mogę zrobić, żebyś… Żebyś nie czuła się skrzywdzona.
frank
Powinna wiedzieć, że naprawdę miał ochotę w tej chwili ją skrzywdzić. Przypomnieć jej, że powinna się go bać… Dokładnie tak samo, jak na początku. Powinna przypomnieć sobie o tym, że to on wpuścił do pokoju myszy, że to on zostawił otwartą klatkę. Zamknął oczy i mocno zacisnął powieki, aż przed oczami pojawiły się mroczki. Musiał uspokoić myśli, zebrać wszystko to, co znajdowało się w jego głowie. Spróbować stworzyć porządek, bo chaos, który od dłuższego czasu się panoszył, zaczynał go męczyć. Sprawiał, że zaczynał brzmieć, jak idiota, że zmieniał zdanie w przeciągu paru minut, że raz widział ją, jako zakładniczkę i wmawiał sobie, że jest tylko nią, a po chwili widział w niej Summer i nadal się o nią martwił i troszczył się.
OdpowiedzUsuńZaczynał się sam w tym wszystkim gubić. Nie rozumiał, skąd to się brało. Dlaczego…
— Może powinienem — wyszeptał w odpowiedzi, ponownie biorąc głęboki oddech i wypuszczając powoli powietrze. Miał okazję. Mógł wepchnąć ją do toalety. Zapchać jej usta, i przypomnieć jej, kto ustalał zasady tego wszystkiego.
A później proponował jej forsę na terapię. Sam nie rozumiał, co działo się w jego głowie. Nie nadążał za własnymi myślami. I w zasadzie… Pragnął, aby nastała ta pustka, która czasem się pojawiała. Dziura w pamięci. Pragnął tego. Względnego spokoju, bo chociaż jego umysł z pewnością odetchnąłby od natłoku myśli, po powrocie z pewnością czułby się zaniepokojony. Dziury w pamięci zawsze rodziły niepokój.
— Po prostu próbowałem być miły — mruknął, ale nie zamierzał wdawać się z nią w tę dyskusję. Swoimi oczami widział to w zupełnie inny sposób i nie odbierał tego tak. Starał się naprawić swoje błędy, a porównywanie opłacenia terapii do aborcji, w jego mniemaniu było całkiem dobrym żartem. Skoro jednak tego nie chciała, nie zamierzał się przed nią płaszczyć i błagać o to, aby wykorzystała jego pomoc. Skoro tak, zamierzał mieć to w dupie i już nie wyciągać do niej pomocnej dłoni.
Co oczywiście szybko zostało zweryfikowane, gdy znalazł się obok.
— Skoro tak bardzo mnie nienawidzisz, może się po prostu zamknij i przestań się odzywać? — Uniósł brew, spoglądając na jej twarz. Jeżeli chciała doprowadzić go na skraj… Udało jej się. Wypowiedzenie jednego słowa. Gdyby nie wypowiedziała imienia jego zmarłej żony, olałby to. Siedziałby po prostu obok, jakby byli zupełnie obcymi dla siebie pasażerami, ale ona się ośmieliła, a ciśnienie Blake’a momentalnie podskoczyło… Wystrzeliło poza skalę. Miał ochotę na nią nawrzeszczeć, miał ochotę zacisnąć dłoń wokół jej szyi i jasno pokazać, że są granice, których nie wolno jej przekraczać. Napiął wszystkie swoje mięśnie.
Uciekł.
Remy rozejrzał się zdezorientowany dookoła, nie rozumiejąc gdzie jest, po co i z jakiego powodu. Zamrugał, odnajdując ostrość na twarzy Summer i uśmiechnął się, widząc ją. Widząc innych ludzi. Nie była już zamknięta w tamtym mieszkaniu.
— Uciekłaś — uśmiechnął się przyjaźnie, odwracając się delikatnie w fotelu tak, aby skierować się przodem do niej — ale ze mną… Frank cię tu przyprowadził — zmarszczył brwi, a na jego twarzy malowało się zmartwienie. Remy nie chciał zaakceptować informacji o tym, że on i Frank to jedna osoba, ale był bardziej otwarty od Blake’a, albo bardziej ufał Summer niż Solberg.
remek
Naprawdę miał ochotę to zrobić. Dobrze wiedział, że nie może i tylko to go powstrzymywało. Jakim był idiotą, że zaślepiony wizją szybkiego dorwania Lawerence’a, nie wybrał pieprzonego samochodu, jako transportu. Był pewien, że wówczas nie byłaby taka chętna do działania mu na nerwy. Gdyby przekroczyła granice, mógłby ją porządnie nastraszyć. Zobaczyć z drogi, wywieź w jakieś nieznane miejsce, które mogłoby ją przestraszyć. Jakiś las… Pustkowie, na którym nie byłoby trudno się kogoś pozbyć. Bałaby się go. Tak, jak powinno być.
OdpowiedzUsuńAle wybrał samolot i żałował tego coraz bardziej, coraz intensywniej. Zacisnął mocno pieść, trzymając ją blisko swojego boku. Wiedział, czym jest samokontrola, ale Summer potrafiła działać mu naprawdę mocno na nerwy. Wiedział, że nie może jej uderzyć, ale musiał cały czas o tym myśleć. Powstrzymywać się. Dlatego, chociaż ścisnął pięść, nie ruszał tą ręką w ogóle, bojąc się, że jednak istniało prawdopodobieństwo, że mógłby nie wytrzymać, chociaż wcześniej nigdy nie miał takiego problemu. Wcześniej też nigdy nie poznał kogoś takiego jak Summer, która sprawiała, że jego nastrój był pierdoloną sinusoidą.
Ignorował ją. Ignorowanie było najłatwiejsze. Starał się po prostu nie zwracać na nią uwagi, ale kiedy jej usta ciągle się poruszały i wypadały z nich kolejne słowa, czuł, że nie wytrzyma. Zwłaszcza, kiedy poruszyła niesamowicie drażliwy temat. Temat, do którego nie zamierzał jej dopuścić. Nie zamierzał wpuszczać jej do tej strefy swojego życia, nie powinien był tego robić, nie powinien był przy niej wypowiadać imienia ukochanej żony. Popełnił ogromny błąd. Popełniał ich mnóstwo. Za dużo. Nie mógł nazwać się dobrym agentem. Spierdolił całą akcję popisowo. Jakby prezentował uczestnikom szkolenia, jak nie powinno się działać.
— Czego on od ciebie chce? — Spytał cicho, pochylając się lekko w stronę blondynki. Spojrzał na jej dłoń wokół swojego nadgarstka, a następnie wbił w nią spojrzenie jasnych oczu. Wstał i ruszył za nią, nic nie mówiąc po drodze. Wpatrywał się w jej plecy i głowę, nie zwracając uwagi na nikogo innego, ani na nic innego. — Dlaczego nie mogłaś mu uciec, kiedy miałaś wcześniej na to szanse? — Spytał, kiedy znaleźli się w ciasnej toalecie. Spoglądał na Summer, ale w jego oczach nie było nic poza troską. Nie potrafił zrozumieć… — Skoro ja i on… Mogłaś mu uciec, kiedy byłem tu wcześniej… To znaczy, kiedy się widzieliśmy poprzednio — nie podobało mu się to, że ona nadal była blisko niego. Nikt nie powinien być. Zagryzł wargi — powinnaś powiedzieć komuś z załogi — powiedział — wszystko, powinnaś się uwolnić. Dlaczego tego nie chcesz? Dlaczego jesteś tu ze mną, zamiast iść do stewardess i im powiedzieć, co ci… zrobiłem? — Wpatrywał się w jej twarz wyczekująco, licząc na to, że usłyszy odpowiedź.
remy
Spoglądał na nią z uwagą, nie chcąc przegapić niczego, co mogłoby się przemknąć przez jej twarz. Chciałby również wiedzieć, co dokładnie działo się w jej głowie. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego nie uciekła od tego człowieka, który ją porwał i zamknął. Więził. Wyrwał ją przecież z jej własnego życia i z pewnością czegoś od niej chciał. Nie wiedział tylko, czego dokładnie. Nie miał pojęcia, dlaczego temu drugiemu tak bardzo zależało właśnie na tej dziewczynie. Czy była im do czegoś naprawdę niezbędna? Tylko do czego? Dlaczego nie mógł zajrzeć do umysłu Franka, skoro sam korzystał z tego samego? Dlaczego nie znał jego myśli, motywacji do działania? Frustrowało go to. Tak samo, jak frustrowały go słowa Summer.
OdpowiedzUsuń— Nie chcę, żebyś była smutna — powiedział cicho, cały czas patrząc na jej twarz — powinnaś wykorzystać ten moment. Nie zrobię ci krzywdy, nie chcę, żeby stała się komuś krzywda. Frank sobie poradzi, jeżeli go, mnie… Nas zamkną — wymamrotał. Wierzył w to, że tak byłoby naprawdę. Pokręcił głową, a następnie westchnął ciężko — dlaczego, mu to obiecywałaś? — Spytał. Tak, może i nie powinien był zadawać takich pytań, ale chciał to wszystko zrozumieć. Jego zdaniem, Summer powinna uciec, gdy jeszcze znajdowali się na lądzie. Wiedział dobrze, że miała przecież ku temu odpowiednią okazję. Wrócił przecież do tamtego mieszkania spod hotelu, mogła mu wtedy uciec.
Remy nabrał powietrza do płuc i wstrzymał je na dłuższy moment, jednocześnie zastanawiając się nad czymś bardzo intensywnie.
— Czy on zrobił ci krzywdę? — Spytał, łapiąc jej dłonie — pamiętam, że byłaś związana — powiedział cicho. Miał ochotę złapać ją za dłonie, ale tego nie zrobił. Zdawał sobie sprawę z tego, że był w jego ciele. Jeżeli Frank zrobił jej krzywdę, on sam nie mógł jej dotknąć. Nie chciał przecież narażać jej na większy stres — skoro mogłaś mu coś obiecać… Możesz też obiecać coś mi? — Spytał cicho, wpatrując się w jasne oczy dziewczyny. Po chwili uśmiechnął się delikatnie, licząc, że Summer nie będzie miała nic przeciwko. To byłoby niesamowicie niemiłe z jej strony, gdyby obiecywała coś Frankowi, a mu już nie. Tym bardziej, że on nigdy nic jej nie zrobił. — Obiecaj, że kiedy pojawię się następnym razem to uciekniesz. Nie wydasz nas, ale uciekniesz — poprosił, nie odrywając spojrzenia od jej oczu — po prostu odejdziesz. Ja nie będę cię ścigał — zapewnił. Po chwili sięgnął dłonią do swoich włosów i przeczesał je nieco zakłopotany — nie wiem… Nie… Nie zastanawiałem się nigdy nad tym — przyznał zgodnie z prawdą — nie wiedziałem, że jest nas dwóch, gdybyś mi tego nie powiedziała, ale twoje słowa mają sens — przyznał — ale nie wiem, kiedy on się pojawia, nie wiem, co by się musiało stać — nie podobała mu się myśl, że nie mógł zostać. Chciał tutaj być, nie chciał specjalnie wołać Franka. Wiedział, że Summer przy nim jest bezpieczniejsza niż przy Franku. Dlaczego nie chciała jego towarzystwa? Sama powiedziała, że go lubi! — Dlaczego nie mogę z tobą zostać? Dopilnowałbym, żeby nic ci się nie stało — wymamrotał, opuszczając powoli dłoń wzdłuż ciała.
remek
Nie potrafił zrozumieć, dlaczego Summer nie wykorzystała okazji, które dawała jej jego obecność. On na jej miejscu na pewno od razu by uciekł i zgłosił, że został przez kogoś porwanego. W dodatku przez kogoś chorego psychicznie. Czy mogła być pewna słowom Franka? Wątpił w to. Tak naprawdę nie mogła być nawet pewna jego własnym słowom. Nie wiedział, czy jest tylko on i Frank. Czy był ktoś jeszcze. Może ktoś gorszy od Franka? Bał się, że Summer mogłaby trafić jeszcze gorzej. Może i jej nie znał, ale on również ją polubił i zwyczajnie nie chciał, aby stała jej się jakaś krzywda. A tym bardziej taka nieodwracalna, która niosłaby za sobą na przykład śmierć. Nie znał tej blondynki, ale wiedział, że na pewno nie chce jej śmierci. Dlatego tak bardzo zależało mu na tym, aby dziewczyna zgłosiła to, co jej się przytrafiło, albo żeby, chociaż uciekła podczas jego warty. Mógł to tak chyba nazywać… Brzmiało całkiem fajnie i nie tak nieprzyjemnie, jak nazwanie problemu po imieniu. Remy nie lubił problemów, ale zawsze starał się je rozwiązywać. I to w taki sposób, aby wszyscy byli zadowoleni. Dlatego teraz również myślał o tym, w jaki sposób mógłby jej pomóc.
OdpowiedzUsuń— Ale cię związał. Pamiętam, jak wyglądałaś w tamtym mieszkaniu — powiedział, opuszczając spojrzenie w dół. Nie podobało mu się to, co wtedy zobaczył. Bał się, że jeżeli w jakiś sposób nie powstrzyma Franka, ta sytuacja się powtórzy. Summer dodatkowo nie ułatwiała mu tego wszystkiego. Wyglądało na to, że jej odpowiada ta sytuacja… A może była tak bardzo przestraszona? Wówczas byłoby to sensowne. Zmarszczył delikatnie brwi — jak uciekniesz, to on cię nie złapie. Powstrzymam go. Dam radę — stwierdził, chociaż nie miał pojęcia, czy to w ogóle było realne. Nie wiedział nawet, przez co się pojawiał. Nie wiedział, co sprawiało, że ich osobowości się zamieniały i dochodziły do głosu. Jak mógł, więc mówić, że będzie w stanie go powstrzymać? Spojrzał na blondynkę i zmarszczył brwi, słuchając uważnie tego, co miała mu do powiedzenia. Nie wierzył w to, aby Frank był dobry. Nie mógł być dobry. To on, on Remy, był dobry. — Krzywda nie jest usprawiedliwieniem, nie jest dobrym człowiekiem. Jest zły i nie potrafię zrozumieć, dlaczego nie chcesz się od niego uwolnić — powiedział trochę oskarżycielskim tonem. Może jej się to wszystko po prostu podobało? Jeżeli tak, była równie chora, co on i Frank.
— Powiedz mu, że będę miał na niego oko — dodał jeszcze, mrużąc powieki — niech wie, że nie jest sam — wiedział, jak to absurdalnie brzmiało. Mógł się łudzić, że będzie w jakikolwiek sposób go kontrolować, ale nie mógł tego zrobić. Nie wiedział jak… Zaczął się zastanawiać, czy w ogóle coś takiego byłoby możliwe. Czy jego osobowość mogłaby być tą silną — po prostu niech pamięta, że jest nas dwóch… I, że jestem dobry i nie będę patrzył, jak on wszystko pieprzy — wymruczał. Spojrzał trochę przestraszony na Summer. Nie miał pojęcia, czego może się po niej spodziewać. Zwłaszcza, kiedy powiedziała, że to będzie coś głupiego. Otworzył szeroko oczy i obserwował ją.
To było naprawdę głupie, a Remy poczuł nieprzyjemny dreszcz.
— Dlaczego to zrobiłaś? — Spojrzał na nią, odsuwając ją od siebie, niemal panicznie — nie rób tego nigdy więcej… — oznajmił zdenerwowany, rozglądając się panicznie dookoła — chcę stąd wyjść, wypuść mnie — powiedział drżącym głosem. Wiedział, że z łatwością mógłby ją przestawić, ale bał się jej dotknąć. W przeciwieństwie do niej, szanował jej granice.
remy
Nie podobało mu się jej nastawienie. Bardzo mu się nie podobało. Powinna się cieszyć, że miał tak dużą wiarę w to, że będzie miał pod kontrolą Franka. Podejrzewał, że to nie było realne, ale chciał wierzyć, że to dałoby się zrobić. Chciał przecież dla niej dobrze. Chciał ją uratować przed losem, którego nie mogła być pewna w żaden sposób. Był przecież dobrym człowiekiem! Po prostu się o nią martwił i chciał… Chciał mieć pewność, że Frank nie zrobi jej krzywdy. Chciał wiedzieć, że ucieknie, uwolni się od niego, że… Po prostu liczył na to, że będzie mógł zapisać sobie zasługi jej uratowania.
OdpowiedzUsuńPokręcił głową, słysząc jej słowa. Nie wierzył w to, że mogła tak po prostu wierzyć w to, że Frank był dobrym człowiekiem. Nie był dobrym człowiekiem! Porwał ją i związał! Zagryzł mocno wargi, nie podobała mu się ta myśl.
— Dlaczego go tak bronisz? — Spytał, oddychając ciężko przez nos — dlaczego mnie nie słuchasz? Przecież to bez sensu! — Uniósł odrobinę ton. Uważał jednak na to, aby nie krzyczeć, nie chciał robić problemów. To nie o to chodziło. Chciał ją przede wszystkim zrozumieć. Jedyne, co rozumiał z tej rozmowy to to, że im dłużej będzie jej słuchaj, tym więcej będzie słyszał kłamstw na temat Franka. Nie wierzył w to, że był dobry. Nawet, jeżeli coś jej obiecywał, skąd mogła wiedzieć, że na pewno on dotrzyma swojego słowa? Dlaczego mu tak bardzo ufała, a jemu już nie? — Nie podoba mi się to, co mówisz — oznajmił wprost. Mieszał się. Zaczynał czuć się niekomfortowo w zaistniałej sytuacji. Zwyczajnie mu się nie podobało wszystko, co mówiła. Cholera! Powinna być mu wdzięczna, za to, że chciał ją uratować…
W głowie Remy’ego zaczynał pojawiać się chaos. Z jednej strony chciałby przejąć kontrolę nad Frankiem. Chciałby być cały czas na wierzchu, ale wszystko, co mówiła blondynka, co robiła… To sprawiało, że się bał. Sam nie wiedział czego dokładnie. Grunt pod nogami wydawał się niestabilny. To przerażało najbardziej, mimo tego, że doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że zaraz nie ustąpi się pod nim i wcale nie spadnie w dół, bo to było zwyczajnie nierealne.
— Wypuść mnie stąd — powtórzył, mierząc ją spojrzeniem. Nie podobało mu się to wszystko. Bardzo mu się nie podobało — zabawa? — Spojrzał na nią, automatycznie cofając się o krok — przestań to chore — jęknął niczym mały chłopiec, sięgając rękoma głowy i wplatając palce pomiędzy włosy. Chciał zniknąć, chciał uciec, znaleźć się jak najdalej, bo Summer miała rację. Denerwował się. Chcial uciec, bardzo!
— Au — warknął rozluźniając dłonie spomiędzy włosów. Wyprostował się i spojrzał chłodnym spojrzeniem na Summer — co my tu kurwa robimy? — Spytał, mierząc ją swoim wzrokiem. Był wściekły i nie zamierzał z nią rozmawiać, a tym bardziej przebywać w małym pomieszczeniu. I w dodatku tak blisko niej.
zgaduj zgadula
— Dobry człowiek nie więzi nikogo w swoim mieszkaniu — odparł natychmiast — nie muszę go znać, żeby to wiedzieć. Nikt, kto mógłby być dobrym człowiekiem, nie zrobiłby czegoś takiego. Po prostu nie i tyle. Skrzywdzony czy nie. Dobrzy ludzie się nie zachowują w taki sposób, nie ważne, co się wydarzyło w ich życiach… — odparł stanowczo, cofając się o krok. Bliskość Summer mu nie odpowiadała. Nic w obecnej chwili mu nie odpowiadało, a to z kolei sprawiało, że poziom stresu się podnosił. Zdenerwowanie brało nad nim górę, a on, chociaż bardzo chciał nad tym zapanować nie mógł tego zrobić. Zwłaszcza, kiedy dziewczyna znajdowała się coraz bliżej niego, a on sam nie miał już gdzie uciec. Po prostu nie miał dokąd uciec… — Przestań — wymamrotał, kolejny raz mimowolnie próbując się cofnąć, chociaż nie miał gdzie.
OdpowiedzUsuńBlake był zdezorientowany. Nie miał pojęcia, co się dzieje. Dlaczego znajdował się z nią w toalecie, dlaczego znowu miał urwany film. Dosłownie tak, jakby w którymś momencie jego mózg uznał, że nie będzie zapamiętywał wydarzeń, które miały miejsce. Nie podobało mu się to i, chociaż nie chciał się do tego przyznawać ani sobie, ani Summer… To, co powiedziała mu jeszcze w mieszkaniu na temat jego choroby, mogło być prawdą. Wcześniej nie zdarzało się to tak często, a teraz zaledwie w przeciągu kilkudziesięciu godzin… Nie podobała mu się ta perspektywa. Nie chciał być chory.
— Muszę… Muszę nad tym jakoś zapanować — wymamrotał bardziej do siebie niż do Summer. W głowie przeszło mu, że Remy jest słabą pizdą, ale powstrzymał się przed takim komentarzem, bo skoro… Skoro to był on sam, to trochę cisnął sobie samemu, ale… On też uciekał. Wychodziło na to, że gdy sytuacja stawała się za trudna, uciekał, bo miał dokąd. Nadal nie potrafił tego zrozumieć i nie wiedział, czy chce to zrobić — tak powiedział? Powiedział, że mnie… n-nas wyda? — Otworzył szeroko oczy. Nie podobało mu się to, że ta druga osobowość zamierzała się panoszyć, po jego życiu. Działało to na niego niesamowicie irytująco. Przeczesał włosy gorączkowo i wbił spojrzenie w Summer — co mam zrobić, żeby go więcej nie dopuścić? — Spytał, licząc na to, że blondynka jako studentka medycyny może coś wiedzieć. Miał nadzieję, że coś mu podpowie, pomoże w jakiś sposób.
— Ile to trwało? — Spytał, nie pamiętał, która była godzina nim się posprzeczali. Nie potrafił się zorientować w czasie — i który to dokładnie raz, kiedy rozmawiałaś z… Remy’m — wymamrotał, jakby wypowiedzenie imienia świadczyło, że dopuszcza do siebie tę myśl, że jest ich dwóch, a to było… Dziwne. Cholernie dziwne.
frankie
— Gdybym potrafił nad tym tak po prostu zapanować, to nie byłoby go w ogóle — odpowiedział, spoglądając na kobietę, niechętnie przyznając, że… Że widocznie miał problem, z którego przez długi czas nie zdawał sobie sprawy, a gdy ktoś wskazał mu, że coś jest na rzeczy, zwyczajnie starał się tego wyprzeć. Ale nie było się czemu dziwić. Podejrzewał, że nie był jedynym przypadkiem, który zwyczajnie wypierał się słabości i problemu, w takim natężeniu.
OdpowiedzUsuńNie podobały mu się słowa padające z ust dziewczyny. Gdyby to wszystko było tak łatwe, jak brzmiało w jej ustach, nie miałby przecież takiego problemu. Nie byłoby całej tej rozmowy, nie byłoby po prostu Remy’ego. Zamknął oczy, biorąc głęboki oddech. Całkiem prawdopodobne, że faktycznie odrobine pobladł. Sytuacja była trudna. Nie tylko przez to, że był chory. Sama w sobie była niesamowicie trudna, ale teraz stawała się jeszcze trudniejsza, gorsza do zaplanowania, bo… Chciał dorwać Lawrence’a. Skąd miał mieć pewność, że Remy nie pojawi się w najmniej odpowiednim momencie? Skoro działał na to stres i zdenerwowanie… Miało to sens. W ostatnim czasie denerwował się znacznie więcej i częściej niż wcześniej. Odkąd znalazł sposób dojścia przez Tilly do Summer…
Przeszedł obok blondynki, aby dojść do małej umywali. Puścił wodę i pospiesznie opłukał twarz, przecierając ją kilka razy dłońmi, dość szybkimi ruchami, jakby miało mu to pomóc uporać się z tym wszystkim, co na niego spadło. A raczej, co sam na siebie zrzucił. Czuł, jak tracił grunt pod nogami. Może gdyby wtedy, w barze, gdy poznał Tilly nie zdecydował się działać spontanicznie… Może wszystko ułożyłoby się zupełnie inaczej, gdyby zabrał się do tego porządnie. Zaślepiony zemstą nie był w stanie wstrzymać się i poczekać jeszcze kilku dni, aby wszystko dokładnie obmyślić… Rzucił się na pierwszą okazję, nie myśląc o ewentualnych konsekwencjach, uznając, że przecież jest tajnym, specjalnym agentem z zawodu. Zawieszonym, bo zawieszonym ale… Wierzył w siebie z takim zaślepieniem, że nie brał pod uwagę porażki. A teraz odczuwał konsekwencje swoich wszystkich nieprzemyślanych ruchów. Jak chociażby lot samolotem do Waszyngtonu. Co mu strzeliło do głowy, aby zdecydować się na środek publiczny! Jakim był kretynem…
— Czy za każdym razem zostaje dłużej? — Spytał, bo… Bał się, że Remy mógłby go zdusić. Ile razy musiał się jeszcze pojawić, aby zostać na więcej niż kilka minut? Ile razy mógł sobie jeszcze na to pozwolić? Jak mógł zapanować nad tym, co go wyzwalało… — Musisz mi pomóc, Summer — oznajmił stanowczo, odsuwając się od umywalki. Spojrzał na jej twarz i wziął głęboki oddech — bo jak Remy pojawi się, kiedy w pobliżu będzie Lawrence… — urwał, zaciskając automatycznie pięści i szczękę — nie mogę na to pozwolić, on nie może się więcej pojawić. Nigdy więcej — wysyczał. Nie był wściekły na blondynkę. Był wściekły na samego siebie.
frankie
Oczywiście, że nie próbował, bo wcześniej nie dopuszczał tej myśli do swojej świadomości. Nie chciał wierzyć w to, aby miał jakikolwiek psychiczny problem, a już na pewno, aż taki, jak rozdwojenie jaźni… I nie, nie próbował jeszcze nigdy powstrzymać swojego drugiego ja przed tym, aby nie wchodziło mu w paradę, bo zwyczajnie nie wiedział, że drugie ja istnieje naprawdę, a nie tylko w przenośni.
OdpowiedzUsuń— Nie. Wyobraź sobie, że nie próbowałem — burknął nieprzyjemnym tonem. Wiedział, że ten problem nie jest z winy Summer i wściekanie się na nią w niczym nie pomoże. Właściwie mogło jedynie pogorszyć sytuację, bo tak naprawdę tylko ona wiedziała, z czym miał się zmagać, a w dodatku mogła śmiało wykorzystać Remy’ego na swoją korzyść. Blake był wzburzony myślą, że ten drugi on był taki… Szlachetny i miękki. W głowie mu się nie mieściło, że mógł stworzyć kogoś takiego, bo po tym, co mówiła mu blondynka, stworzył mu się taki obraz w głowie. Chłopca, który zawsze musi wypaść, jak najlepiej. Mimo, że od dawna nie był już chłopcem… — A to nie tak, że gdybym potrafił to zrobić, to by go po prostu nie było? Zwyczajnie by nie istniał? — Spytał, wbijając w nią przenikliwe spojrzenie swoich jasnych oczu. Chciałby… Uciec do przeszłości. Szkoda, że to nie było tak łatwe, jak nagłe zniknięcie ze świadomości, a może bardziej do świadomości? Nie miał pojęcia, jak ma o tym wszystkim myśleć i co robić. Liczył w tym temacie na Summer, mimo, że dobrze wiedział, że dziewczyna mogłaby mu pokazać środkowy palec i powiedzieć, że może zapomnieć. Zwłaszcza po ich ostatniej rozmowie…
Westchnął cicho na jej odpowiedź. Wolałby wiedzieć, czy istniało jakiekolwiek ryzyko, aby Remy przejął jego ciało. To było dziwne. Myślenie o sobie samym w ten sposób, ale… Ale nie miał innego wyboru. Musiał to zaakceptować, a przynajmniej spróbować do siebie dopuścić tę myśl. Zresztą, Summer chyba nie robiłaby mu takiego żartu. No właśnie, chyba… Zresztą, kolejny raz znalazł się w innym miejscu i całkowicie nie pamiętał, jak tu dotarł. Był pewien, że Summer nie mogłaby mu niczego dosypać do czegokolwiek, bo jedynie zajmowała się jego raną. Nie trzymała żadnego jego napoju, w zasadzie to nic nie pił, odkąd znaleźli się na lotnisku i nagle poczuł niesamowitą potrzebę zwilżenia ust.
— W takim razie, co mam robić? Powiedz mi, co mam robić, żeby on nie się nie pojawiał, bo ja… Nie wiem, nie mam pojęcia, co mam robić — powiedział, wzdychając ciężko — umiarkowane denerwowanie nie brzmi jak coś, czego potrzebowałbym konkretnie w tej sytuacji — jęknął, bo zwyczajnie nie wyobrażał sobie tego. Niby, co? Chciała cały czas działać mu na nerwy? — To nie wchodzi w grę, nie teraz, muszę zachować jasny umysł, żeby niczego nie spierdolić — mamrotał cicho pod nosem bardziej do samego siebie niż do Summer — nie mogę być rozproszony, nie teraz, kiedy jestem tak blisko — mówił dalej, oblizując wargi — tu musi być coś innego, Summer — powiedział głośniej i stanowczo, patrząc na nią. Wolałby raczej przeciwne rozwiązanie. Nie denerwowanie go przez Summer… A na pewno nie podczas lotu, gdy było wokół nich tak dużo ludzi, a Remy zapewniał, że przy kolejnym razie będzie sprawiał kłopoty. Nie mógł do tego dopuścić, chociaż sama ta myśl sprawiała, ze czuł się poddenerwowany.
frankie
Przypomniał sobie, jak Beth oddychała, kiedy się denerwowała. Stwierdził, że nie zaszkodzi mu spróbowanie, zwłaszcza, że Summer miała niesamowity talent do rozbudzania w nim emocji i uczuć, i to niekoniecznie tych dobrych. Potrafiła grać mu na nerwach… Wybitnie.
OdpowiedzUsuń— Bo gdybym umiał to by go nie było? — Spojrzał na nią jak na idiotkę. Dla niego to było logiczne. Gdyby umiał panować nad Remy’m nigdy by się nie pojawił, a jednak pojawiał się i to w ostatnim czasie dość często, co bardzo się nie podobało Blake’owi. Irytowało go to. Ta niewiedza… Pustka w głowie, jaka rodziła się po jego wizytach. Chciałby się tego pozbyć i gdyby tylko wiedział, jak do tego doprowadzić, nie zastanawiałby się dwa razy. Po prostu by to zrobił. Ale nie wiedział. Wyglądało na to, że Summer niestety również nie wiedziała, a to powodowało uczucie frustracji. — Nie obwiniam cię — burknął, nie potrafiąc się ugryźć w język. Miał poczucie, że to jest karma. Gdyby nie był tak bardzo pogrążony w zemście, nie dopuściłby się do tego wszystkiego, co zrobił do tej pory i Remy być może by się nie uaktywnił. Nie był pewien, czy krótkie dziury w pamięci zaraz po rodzinnej tragedii były spowodowane obecnością drugiej osobowości, nadmiarem emocji czy alkoholu. Wszystko było możliwe, ale trzymał się tej drugiej i trzeciej wersji, mając nadzieję, że pierwsza trwa od niedawna…
Mimowolnie jego myśli ruszyły w kierunku Beth. Ona na pewno wiedziałaby, co robić w takiej sytuacji, zawsze potrafiła znaleźć rozwiązanie na każdą sytuację. Na tę, na pewno również by znalazła. Wiedział jednak, że Beth nigdy już mu nie będzie w stanie pomóc. Wiedział, że powinien był przestać ciągle o niej myśleć, ale to działo się bez udziału jego woli.
— Dobrze, przepraszam — westchnął, przystawiając dłonie do twarzy kolejny raz i przecierając ją nimi. Był zmęczony tym wszystkim, a pulsujący ból rodzący się w głowie zaczął mu dokuczać. Spojrzał na nią, kiedy powiedziała o kilku dniach w zamknięciu. Szczerze mówiąc, nie był pewien, czy to był dobry pomysł. Doceniał, że chciała mu pomóc i myślała poza schematami, ale coś mu podpowiadało, że wówczas mogłoby dojść szybciej do morderstwa niż przy spotkaniu z Lawrence’m, a najgorsze było to, że Blake naprawdę nie wiedział, kto kogo pierwszy by zabił.
Spojrzał na Summer momentalnie, kiedy poczuł trząśnięcie maszyny.
— Spokojnie, nie dzieje się nic złego… To na pewno turbulencje. Wlecieliśmy pewnie w jakiś prąd powietrzny, za chwilę się uspokoi — powiedział łagodnie, zapominając w tej chwili o swoim problemie. Zdawał już sobie sprawę z tego, jak panicznie dziewczyna bała się lotu, więc mógł podejrzewać, jak bardzo jest teraz przerażona — posłuchaj, powinniśmy stąd wyjść, wiesz? I przejść do naszych miejsc. Usiąść i zapiąć pas, zapięta na pewno poczujesz się bezpieczniej — zrobił ostrożnie krok w jej stronę i wyciągnął dłonie. Chciał ująć jej ramiona, ale nie był pewien, czy w ogóle może jej dotykać — chodź, Summer, tam będziesz bezpieczna — uśmiechnął się. A w tej samej chwili z głośników rozbrzmiał komunikat, proszący pasażerów o zajęcie swoich miejsc i zapięcie pasów. To akurat nie spodobało się Blake’owi, bo obawiał się, że Mahoney tylko bardziej się wystraszy. — Widzisz, teraz tym bardziej musimy iść…
frankie
— Po prostu… — wypuścił powietrze przez rozchylone wargi, a następnie pokręcił przecząco głową. Czuł się zmęczony tym wszystkim. Działał na wysokich obrotach, odkąd opuścili mieszkanie i znaleźli się najpierw na lotnisku, a następnie w samolocie. W zasadzie, to odkąd udało mu się ją uprowadzić i zamknąć w mieszkaniu. Nie miał czasu na prawdziwy odpoczynek, nie regenerował właściwie sił, a teraz jeszcze wiadomość o swojej chorobie. Czuł, że zaczyna go to wszystko przerastać. Był po prostu zmęczony tym wszystkim, co działo się od kilkudziesięciu godzin. Potrzebował przerwy, ale wiedział, że to nie działa w taki sposób. Musiał być pilny, ale… Im bardziej był zmęczony tym bardziej się rozpraszał, szybko się denerwował, a przez to pojawiał się Remy… Musiał jakoś nad tym zapanować. Wiedział to, ale nie potrafił się po prostu za to zabrać. I nie mógł tego wszystkiego powiedzieć przecież Summer. Miałaby go wówczas na wyciągnięcie ręki. Mogłaby z nim zrobić wszystko. I tak wiedziała już za dużo, mogła go zniszczyć. Nie mógł jej pokazywać kolejnych swoich słabości. Dlatego przełknął ślinę i spojrzał na Summer — po prostu powiedz, co mam robić. Będę cię słuchać w tym przypadku — mruknął, chociaż wcale nie był najszczęśliwszym człowiekiem z tego powodu. Wręcz przeciwnie. Wiedział jednak, że nie ma tak naprawdę innego wyboru.
OdpowiedzUsuń— Hej, spokojnie! — Powiedział, szybko kucając, aby znaleźć się na jej poziomie. Teraz się już nie zastanawiał nad tym, czy może ją dotknąć. Po prostu złapał jej dłońmi jej ramiona i podtrzymał ją, jednocześnie sprawiając, by spoglądała na jego twarzy. Chciał złapać z nią kontakt wzrokowy i zapewnić, że nie dzieje się nic złego, ani groźnego. Nie działo się nic… To były tylko turbulencje. Wiedział jednak, że jej w ten sposób nie przekona, a takie gadanie na nic się nie zda.
— Pomogę ci. Chcę ci pomóc — wyszeptał, nie przestając jej trzymać — musisz spróbować się podnieść, okej? Będę cię trzymał, ale musisz spróbować wstać… — mówił, cały czas ją podtrzymując, ale nie odważył się jej podciągnąć, samemu wstając. Bał się, że mogłaby się jej w ten sposób stać krzywda, musi poczuć, że Summe ma jakąkolwiek siłę do tego, by utrzymać się na nogach. Nie był jednak pewny, czy wyciąganie jej na siłę z toalety miało sens… W trakcie przejścia mogło się coś stać, gdyby ponownie mocniej zatrząsnęło samolotem. — Wiesz, co? Zostaniemy tutaj. Wyjdziemy, jak to miniemy, jak się wszystko uspokoi… Zaraz się uspokoi — powiedział z uśmiechem, spoglądając na Summer — zobaczysz… Tylko… Tylko nie myśl o tym. Pomyśl o tym, co będziemy robić, jak dolecimy do Waszyngtonu — zaproponował, chcąc oderwać jej myśli od samolotu, ale nie miał pojęcia, czy to będzie działało i czy obrany przez niego sposób był dobry.
frankie
Nie był pewien, czy te rozwiązanie jest najlepsze, ale prawda była taka, że nie miał innego wyboru. Musiał po prostu skorzystać z tego, co proponowała mu Summer, bo nie było nić w zanadrzu. Nie wiedział czy może jej ufać. Za każdym razem, kiedy wydawało mu się, że to jest możliwe, działo się coś, co sprawiało, że cofał się o krok. I gdy znowu udało mu się to, raz jeszcze musiał się cofać. Widział zresztą wyraźnie, że działało to w dwie strony i… W zasadzie to się nie dziwił. Summer tak naprawdę nie powinna była mu ufać, bo wciąż był jej oprawcą i zawsze już miał nim być. Nawet, jeżeli obiecywał, że nie straci życia, ucierpiała już przez niego wystarczająco mocno.
OdpowiedzUsuńNa chwilę obecną nie mieli jednak nikogo innego poza sobą nawzajem. Nawet, jeżeli ich relacja była mocno nieodpowiednia. Nie miał kogoś, komu mógłby… Spróbować zaufać, jeżeli chodzi o ten konkretny przypadek. Dlatego zamierzał spróbować.
— W porządku — przytaknął, chociaż nadal nie uważał, aby to był najlepszy sposób. Wiedział jednak, że może sobie mówić, co chce. Summer wiedziała znacznie więcej niż on. Dlatego głupotą byłoby upieranie się przy swoim.
Nie wiedział, co jeszcze mógłby zrobić, aby blondynka poczuła się lepiej. Nie miał żadnego pojęcia o działaniu z ludźmi, którzy bali się samolotów, latania, a jednocześnie znajdowali się podczas lotu z turbulencjami. Wiedział, że te niekiedy potrafiły przestraszyć nawet tych, którzy mieli wieloletnie doświadczenie w lotach, szczególnie te silne. On sam miał jednak świadomość, że nawet, jeżeli coś miałoby się stać, stałoby mu się nawet wtedy, kiedy nie znajdowałby się na pokładzie samolotu. Dlatego nie budziło to w nim żadnego strachu.
Nie był jednak idiotą i wiedział, że to nie była dobra ścieżka do poprawiania komuś humoru, nastroju czy próby uspokojenia. Zwłaszcza do tego ostatniego. Musiał, wiec sobie jakoś poradzić i chyba jego sposób był nie najgorszy.
— Pani Jackson na pewno spełni twoją prośbę — stwierdził — musi być tą miłą staruszką, która z pewnością miała słabość do małych dziewczynek, hm? — Uniósł lekko brew. Tak na dobrą sprawę to go to w szczególny sposób nie interesowało, ale miał nadzieję, że zajmie Summer na tyle, aż wstrząsy ustaną — niech zgadną, to właśnie ona była powierniczką twoich sekretów — zaśmiał się cicho, spoglądając na nią. Skinął na jej słowa. Nadal nie potrafił sobie wyobrazić zamknięcia się z nią w jednym domu, bo zwyczajnie miał złe przeczucia, ale… Ale się zgodził — a po wszystkim zostaniesz w Waszyngtonie albo wrócisz do Nowego Jorku, w zależności, co będziesz wolała — powiedział. Miał nadzieję, że będzie potrafiła wrócić do swojej normalności, nawet po tym, co jej zrobił. Naprawdę tego chciał. — Zawsze od usług — mrugnął do niej, kiedy mu podziękowała — lepiej się czujesz? Będziesz w stanie dojść na nasze miejsca? — Spytał, przyglądając się jej z troską w swoich jasnych oczach. Nie był pewien, czy faktycznie jej się polepszyło czy jest to tylko chwilowe. Wolał mieć jednak pewność, nim zaciągnie ją z powrotem na fotel. Liczył na to, że baczna obserwacja jej twarzy mu w tym pomoże — jeżeli chcesz, możemy tu jeszcze chwilę zostać — dodał z delikatnym uśmiechem.
frankie
Starał się z całych sił odciągnąć myśli blondynki od tego, co działo się w samolocie i… Chyba mógł być sam z siebie zadowolony. Domyślał się, że nie czuła się nagle wspaniale i zapomniała o całym strachu, jaki jej do tej pory towarzyszył. Widział jednak sam różnicę w niej. To, że zgodnie z jego działaniami skupiała się na tym, co było. Opowiadała mu o czymś, co nie było istotne, ale co porwało ją myśli, chociaż w jakimś stopniu, dzięki czemu jej lęk nieco zmalał. To w tej chwili było najbardziej istotne, dlatego też był zadowolony. Z siebie i z niej, że udało jej się poprowadzić myśli w zupełnie inną stronę.
OdpowiedzUsuń— Zaczęłaś to tak opowiadać, że już zacząłem sobie wyobrażać małą Summer zakradającą się do chłodni — uśmiechnął się kącikiem ust. Tak, mógłby śmiało zobaczyć przed oczami taką scenkę. Może do tego jeszcze samego Lawrence’a przed lodziarnią, opowiadającego dziewczynie, gdzie dokładnie ma się kierować i dopingującego ją z zewnątrz. — Ale jeżeli tak nie było to bardzo dobrze, porządna z ciebie obywatelka — skomentował ze słabym uśmiechem, dużo słabszym niż ten pierwszy.
Przez chwilę wpatrywał się w milczeniu w jej twarz, jakby oczekując z jej strony jakiejś, jakiejkolwiek reakcji. Najmniejszego drgnięcia wargi, niekontrolowanego mrugnięcia… Czegokolwiek. Spoglądał na nią i czekał, aż coś zrobić. Nie miał pojęcia, co, nie wiedział, na co właściwie liczył. Wiedział natomiast, że miał do siebie coraz większy żal, że wciągnął blondynkę w to wszystko. Mógł przecież dać sobie więcej czasu i spróbować dotrzeć do Mahoney’a w zupełnie inny sposób, bez wykorzystania Summer, która nawet nie miała bliskiej więzi ze swoim bratem, jak się okazało… Teraz było jednak za późno na wycofanie jej z tego, udawanie, że to wszystko się wcale nie stało.
Słysząc jej polecenie, uniósł delikatnie brew i zmierzył ją uważnie swoim spojrzeniem, zwłaszcza, gdy zaczęła mówić dalej i samej doprowadzać się do nieporządku. Nie zamierzał się jednak z nią kłócić, bo… Bo miała rację. Sięgnął dłonią włosów i delikatnie je roztargał, a przy koszuli odpiął dwa guziczki. Wyszedł zaraz za Summer i przez całą drogę z toalety do ich miejsc, szedł za nią, uważnie obserwując spojrzeniem jej pośladki, nie koncentrując się na niczym innym.
Zajmując swój fotel uśmiechnął się słabo, skupiając się w końcu na niej, na jej twarzy.
— Muszę pamiętać o zniszczeniu karty na lotnisku — mruknął, przypominając sobie, że przecież wymienili się numerami — mam tylko nadzieję, że albo nasze, albo ich walizki będą pierwsze i nie będzie czasu na wspólne czekanie, jestem niemal pewien, że od razu do nas ruszą — pokiwał niechętnie głową, zgadzając się z Summer. — Nie wiem, są dziwni. Normalni ludzie nie uczepiają się tak obcych sobie ludzi — mruknął, a po chwili zmrużył oczy. Wychylił się, aby wysunąć głowę na przejście pomiędzy fotelami i zlokalizował ich miejsca — są bardzo dziwni — powtórzył, zastanawiając się nad swoimi wcześniejszymi słowami. — Rozmawiałyście? Jak Remy… Jak szłaś z Remy’m?
frankie
Delikatny uśmiech gościł jeszcze przez chwilę na ustach mężczyzny. W którymś momencie, zamiast wyobrażać sobie małą Summer, zaczął wyobrażać sobie Daisy… Starszą niż była, z obdartymi kolanami od przewracania się na dwukołowym rowerku. Z różowym kaskiem na głowie i jasnymi włoskami rozwiewanymi przez wiatr, uśmiechającą się szeroko i piszczącą za każdym razem, gdy kierownica skręcała nie w tę stroną, w którą ona chciała skręcić. Nie potrafił nad sobą zapanować, nad własną głową i wspomnieniami, które mimowolnie nabrały zupełnie inny kierunek, niż powinny. Oczy Blake’a stały się w tym samym momencie dużo łagodniejsze i nieco smutne. Nie potrafił się pogodzić ze stratą ukochanych osób. Nie potrafił wyzbyć się tego dojmującego uczucia, które zatruwało mu wszystkie dni. Nie chciał o nich zapomnieć, ale chciałby się nauczyć żyć w zgodzie z pamięcią o nich, tymczasem… Wydawało się, jakby nie potrafił wybrać życia, które chciałby wieść, jakby nie było trzeciej możliwości pomiędzy życiem przeszłością lub życiem bez przeszłości…
OdpowiedzUsuń— Zapewne — uśmiechnął się słabo, unikając spojrzenia na blondynkę. Bojąc się, że mogłaby dostrzec, o czym w rzeczywistości myślał. Zabawne, jakby się bał, że potrafi czytać mu w myślach.
Nie wiedział, co ma dokładnie myśleć o parze, która zwróciła się do nich na lotnisku. Irytowali go swoją ciekawością i natarczywością. On na ich miejscu, słysząc takie a nie inne odpowiedzi, sam domyśliłby się tego, że zainteresowani… Nie są w ogóle zainteresowani jego towarzystwem i darowałby sobie. Oni wydawali się jednak uparcie w tej swojej chęci, jak to powiedziała Summer, zaprzyjaźnienia.
Wraz z Summer nie potrzebowali przyjaciół. Nie tutaj i nie teraz, nie, jako ci, którymi byli.
— Nie wiem, dla mnie są jacyś śmierdzący — mruknął, odnajdując ponownie spojrzeniem twarz Summer. Uśmiechnął się nawet do niej delikatnie — ale skoro mówisz, że to po prostu takie młodziki… — oblizał wargi. Może faktycznie przesadzał? Za bardzo zaczynał się bać wszystkich dookoła, jakby mogli przewidzieć, co właściwie chce zrobić. Ale nikt nie wiedział, on sam przecież do końca nie był wciąż pewien, co chce zrobić. Otworzył szeroko oczy, nie wierząc, że usłyszał z ust blondynki takie właśnie pytanie.
— Mówiłem ci, że nie jestem… Naprawdę myślisz, że mógłbym? — Właściwie, powinien się domyślić, że mogła tak pomyśleć. Nie zaprezentował się jej z najlepszej strony. Wręcz przeciwnie, pokazał najgorsze możliwe swoje strony, a teraz oczekiwał, że będzie myślała o nim łagodnie? Owszem, nie postępował z samą Summer dobrze, ale… Ale nie był złym człowiekiem. Nie robił krzywdy niewinnym. Oni może i działali na niego drażniąco, ale nie byli groźni… Nie miał z nimi żadnego problemu, przynajmniej personalnie.
— Niedługo zacznie się procedura lądowania — mruknął, spoglądając na ekran i zmieniając temat — możesz już zapiąć pasy, za chwilę i tak powiedzą o tym przez głośniki — oznajmił i sam złapał swoje pasy, a następnie zaciskał klamrę.
frankie
Uniósł wysoko brew i spojrzał na nią, może nawet odrobinę oburzony. Wcale nie uważał, aby spoglądał na wszystkich w podejrzliwe sposób. Poza tym, co Summer mogła wiedzieć? Wcale go nie znała. Widziała tylko ten obraz, który zdążył jej przez ten czas pokazać, a nie oszukujmy się… To nie był prawdziwy on. Nie chodziło o osobowość. Nie był jednak teraz tym człowiekiem, którym był jeszcze rok temu. To nie był on. Beth też z pewnością nie byłaby w stanie go poznać, bo w ogóle nie przypominał Blake’a, które poślubiła. Ale tamtego już nie było. Nie miał dla kogo być…
OdpowiedzUsuń— Po prostu dbam o swój interes — mruknął, bo to akurat było prawdą. Był ostrożny, bo miał ku temu naprawdę poważny i sensowny powód. Zresztą, był pewien, że Summer to rozumie. Musiała to rozumieć. Poza tym… Dlaczego zależało mu na tym, aby dostrzegła coś więcej niż tylko Franka? No właśnie, bo na dobrą sprawę Summer nie znała Blake’a. Poznała Franka, faceta, który dobierał się do jej przyjaciółki tylko po to, aby porwać Mahoney… To nie był Blake… Nie ten prawdziwy.
Westchnął ciężko słysząc jej pytanie, ale przecież właśnie tego się spodziewał. Powinien wiedzieć, że nie usłyszy innej odpowiedzi. Porwał ją. Przetrzymywał związaną i straszył ją myszami. Mogła się go obawiać i podejrzewać, że innym byłby w stanie wyrządzić krzywdę.
— Nie zrobię im krzywdy, nigdy nie zamierzałem i nie zmienię zdania — powiedział bardzo cicho i powoli, mrużąc przy tym delikatnie oczy — muszę tylko pamiętać o karcie, nie chcę, żeby wydzwaniali i wszczęli jakiś alarm, nie wyglądają na normalnych — prychnął cicho, wywracając oczami. Tak, nie zdziwiłby się wcale, gdyby zgłosili jakieś zaginięcie, bo nie odbiera telefonu od nich. Może prędzej czy później uznaliby, że z Frankiem i Summer coś było nie tak i zaczęliby opowiadać jakieś dziwne teorie… Nie wiedział tego, ale wolał dmuchać na zimne. Wychodził z założenia, że ostrożności nigdy za wiele, zwłaszcza w jego przypadku, skoro stał się przestępcą… Czy Summer zamierzała go wydać, czy też nie, swoje na sumieniu już miał i zamierzał mieć znacznie więcej, bo coś przecież chciał zrobić. Wciąż nie miał pewności co, ale wiedział, że nie pozostanie obojętny…
—No to mówię, nic nie zrobię — powtórzył, opierając się całymi plecami o fotel i odchylił delikatnie i zaczął przygotowywać się do lądowania, co jakiś czas zerkając kontrolnie na blondynkę i sprawdzając, jak ta się miewa… Była, była całkiem spokojna ja na nią. Jak na to, co widział wcześniej.
— Zdecydowanie na to zasłużyłaś… — uśmiechnął się słabo, kiwając lekko głową. Nie podobało mu się to, ale nie miał siły do kłótni. Zresztą, skoro mieli być całkiem sami, mógł jej oduścić… Sięgnął dłońmi pasów i odpiął je, a następnie powoli się podniósł. Przepuścił jednak wszystkich, samemu ruszając do wyjścia, gdy nie było już przepychających się ludzi, a następnie przepuścił przed sobą Summer i powoli ruszył za nią do wyjścia, a następnie do rękawa, który prowadził ich do odbioru bagażu. Rozglądał się tylko co jakiś czas, sprawdzając czy Nate i Jessie są w pobliżu.
frankie
Westchnął cicho, słysząc jej odpowiedź. Sam nie był pewien, dlaczego zależało mu na tym, aby usłyszeć właśnie coś takiego. Może to pozwalało jemu samemu wierzyć w to, że nie jest złym człowiekiem? Że jest jeszcze dla niego jakaś szansa. Pamiętał dokładnie poprzednie słowa Summer sprzed incydentu, kiedy wypowiedziała imię Beth i zapytała o to, co ona mogłaby o tym wszystkim myśleć. Wiedział, że nie byłaby szczęśliwa i na pewno porządnie go opieprzyła, gdyby tylko miała taką możliwość… Usłyszenie, wiec z ust blondynki, że wcale nie bierze go za zimnokrwistego mordercę było pewnego rodzaju pocieszeniem.
OdpowiedzUsuńWiarą w samego siebie, że nie jest jeszcze skończony, że jeszcze jest dla niego jakaś nadzieja. Co prawda nie wiedział jaka, jak się z tego wszystkiego wywinąć bez szwanku, ale… Miał wiarę. I zamierzał się jej trzymać, nawet jeżeli była irracjonalna. Nie miał powodu, aby ją od siebie odrzucić, bo skoro sama ona była w stanie zobaczyć w nim jeszcze, chociaż cień człowieka, to i on sam mógł go dostrzec w sobie. W odpowiednim czasie.
— Dzięki — mruknął, chociaż nie wiedział, po co w ogóle się odzywał. Mógł te dziękczynność zachować dla siebie, bo… Te podziękowanie, tuż po tym, gdy je wypowiedział, wydało mu się niesamowicie durne.
Trzymał się w tej chwili myśli, że muszą jak najszybciej dotrzeć do swoich torb i po prostu opuścić lotnisko. Znaleźć się, jak najprędzej w domu Summer. Wszystko wydawało się w tej chwili takie ekscytujące, a zarazem przerażające. Miał wrażenie, że znajduje się coraz bliżej swojego celu i faktycznie, przecież tak właśnie było. Miał być w rodzinnym domu Mahoney’ów. Miał znaleźć się blisko Lawrence’a. Dopaść go w końcu w swoje ręce i wymierzyć sprawiedliwość, ale… Jednocześnie to go przerażało. Wiedział, że nim to nastąpi czeka go jeszcze kilkudniowe zamknięcie się z Summer, ale miał nadzieję, że te dni miną szybko. Szybko i bezboleśnie.
— Powiedzmy, że… Przez najbliższych kilka dni to ty rządzisz — wygiął usta w łuk, co wcale nie było łatwe. Oczywiście nie zamierzał oddać jej całkowicie władzy, ale… Jeżeli chodziło o jego osobowości to Summer mogła przejąć dowodzenie, częściowo.
Zmarszczył brwi, słysząc słowa blondynki i sam zerknął w stronę, w którą ona spoglądała wcześniej. Natychmiast się wyprostował i wykrzywił usta w grymasie, aby po chwili przybrać delikatny uśmiech. Spojrzał na dziewczynę, kiedy ich dogoniła i nieco zakłopotany się uśmiechnął.
— Och szkoda… Ale mam wasz numer! Koniecznie musimy się spotkać, chociaż na kawę! — Jessie uśmiechnęła się wesoło i nieco zwolniła kroku, machając wesoło do Summer i Franklina. Mężczyzna ścisnął odrobinę mocniej pięść.
— Pewnie, zgadamy się jak będziemy mieli czas — Frank skinął jej głową, a następnie złapał dłoń Summer i przyspieszył kroku, aby jak najszybciej znaleźć się w odpowiednim miejscu.
— Wiesz, że będziemy mieli przerąbane, jeżeli nas dopadną przy taksówkach — mruknął, mając nadzieję, że będą mieli, chociaż w tym przypadku szczęście i ich torby pójdą na pierwszy ogień — chodź — pociągnął ją odrobinę, jednocześnie przyspieszając kroku z nadzieją, że uda im się umknąć tamtej dwójce.
frankie
Chyba wolał o tym wszystkim po prostu nie myśleć. Nie zastanawiać się nad słusznością ich zachowania i postępowania. Miał wrażenie, że taka opcja była po prostu bezpieczna. Dlatego starał się po prostu nie myśleć, bo za każdym razem, gdy tylko zagłębiał się we własne myśli, wychodził na powierzchnię z jeszcze większym mentlikiem w głowie, a to niczego nie ułatwiało. Sprawiało jedynie, że wszystko było coraz trudniejsze.
OdpowiedzUsuńWiedział, że nie będzie mógł tego tak po prostu ułatwić, ale… Chciał po prostu przestać ciągle to analizować, ciągle zastanawiać się nad tym, co powinien robić. Oczywiście nie mógł sobie pozwolić na nagłe rozpoczęcie życia chwilą, ale musiał przestać myśleć o sobie i o Summer i o tym, co będzie później, jak ją z tego uratować, bo wszystko wskazywało na to, że za bardzo się tym zadręczał i naprzemiennie mieszał sobie w głowie. Sobie i prawdopodobnie również jej.
— Pierw walizki — stwierdził, uznając, że nie mogą zajmować się wszystkimi problemami na raz. Może akurat udało by im się szybko je dostać i nie przejmować się tym, czy Jessie i Nate zobaczą ich gdziekolwiek. Nie powinien się również nimi przejmować, ale bał się, że Jessie może być za bardzo natrętna i zbyt podejrzliwa. Wydawała się niewinna i niegroźna, a jednak jej otwartość miała w sobie coś, co wzbudzało w nim wątpliwości. Możliwe, że przesadzał, że był przewrażliwiony i jego umysł ze strachu chciał widzieć w niej wroga, ale to było silniejsze. Dlatego chciał, jak najszybciej znaleźć się, jak najdalej. Wierzył, że jeżeli uda im się opuścić szybko teren lotniska, szybko zapomną o tej parce i będzie mógł skupić się na zadaniu. Zadaniu z Summer, ogarnięciem jakoś jego umysłu.
Tego też się bał, ale wiedział, że nie miał innego wyboru. Musiał jej zaufać. — Jak będziemy mieli walizki, to będziemy myśleli, co dalej — stwierdził jeszcze, trzymając cały czas jej dłoń. Kierując się cały czas w tym samym kierunku, cały czas utrzymując tempo, jakby jeden wolniejszy krok był w stanie sprawić, że wszystko się zawali.
Spojrzał na taśmę, kiedy dotarli w końcu na miejsce. Zaśmiał się cicho słysząc słowa Summer, uważnie przyglądając się jej, kiedy sięgała po swoją torbę. Odwrócił jednak szybko od niej spojrzenie i sięgnął po swoją własną torbę, ściągając ją.
— Chyba naprawdę pragniesz tego alkoholu — stwierdził ze śmiechem, a następnie rozejrzał się dookoła po tabliczkach informacyjnych, odszukując kierunek, w którym powinni się dalej udać. — Skoro mamy pierw pobyć sami… Będę musiał się tym zająć zaraz po tym naszym… Nie wiem, jak to nazwać — stwierdził — w każdym razem, kiedy tylko będziemy gotowi do dalszego działania, pierw muszę się z nim spotkać i coś załatwić — wzruszył ramionami, a następnie ruszył w odpowiednią stronę, niechętnie powracając do myśli o tym, co dalej.
Kiedy opuścili budynek lotniska i znaleźli się na zewnątrz, odetchnął głęboko. Nie mieli mieć żadnego problemu ze złapaniem taksówki, bo te czekały przed budynkiem. Wystarczyło przejść kilka metrów, aby znaleźć się wśród czekających na przewóz samochodów.
— W takim razie… Kieruj — uśmiechnął się lekko, kiedy zatrzymali się przed jednym z samochodów. Podał kierowcy ich bagaże, a kiedy zajęli miejsce w samochodzie, pierwsze co zrobił, to sięgnięcie po swoją komórkę. Wyciągnął z niej kartę sim i nadłamał, a następnie przerwał na dwie części. Teraz pozostało tylko wyrzucenie resztek do śmietnika i zakup nowej karty.
frankie
— Nie neguję — stwierdził z delikatnym uśmiechem, a po chwili na jego twarzy zagościł grymas niezadowolenia. Nie odezwał się jednak słowem, odnośnie finansów. Prawda była taka, że mógł się szarpnąć. Zwłaszcza, że wyrządził jej wystarczająco dużo krzywdy. Zakup kilku butelek alkoholu nie było, więc wygórowanym oczekiwaniem. Chociaż osobiście wolałby tę kasę wydać dla niej na coś innego, niż na wódkę czy inny trunek. Skoro to jednak miało jej pomóc… Nie miał prawa na jakikolwiek komentarz i był tego doskonale świadomy, bo po krótkiej, ale dość intensywnej rozmowie w samolocie zrozumiał, że jeżeli chodziło o jej osobę, nie miał żadnego prawa głosu. Co miało przecież sens. W końcu był jej oprawcą. Nie miał żadnego prawa. Żadnego. I doskonale o tym wiedział. — Zaczynam się zastanawiać, czy zamknięcie się z tobą jest bezpieczne… Co ciekawe, nie martwię się o ciebie — stwierdził z kwaśnym uśmiechem, zerkając na nią. Czysto teoretycznie, to ona powinna bać się jego. Tymczasem, naprawdę obawiał się, czy ten pomysł na pewno był dobry. Już nad tym myślał i wiedział, że w obecnej chwili nie ma innego wyboru. Mimo wszystko, ta myśl co jakiś czas natrętnie wracała i wzbudzała wątpliwości. Co było całkowicie pozbawione sensu, bo nawet gdyby chciałby zmienić zdanie, miał świadomość, że zwyczajnie nie może tego zrobić. Dla własnego dobra. To z kolei przerażało go jeszcze bardziej.
OdpowiedzUsuńZdążył jedynie westchnąć cicho i nie powiedzieć nic więcej na temat jego znajomego. Skinął głową, bo obecne miejsce zdecydowanie nie było odpowiednim miejscem do takich rozmów. Poza tym… Były tematy, w którym Summer im mniej wiedziała, tym bardziej była bezpieczna. Temat znajomego, zdecydowanie zaliczał się właśnie do takich, a on nie zamierzał tego zmieniać. Ufał jej w pewnym stopniu, a raczej uczył się jej ufać. Nie mógł jednak narażać w żaden sposób ludzi, z którymi robił interesy. Więc tylko się uśmiechnął w ostateczności i skinął lekko głową. Zdecydowanie nie zamierzał wylatywać w tym temacie do przodu.
Wysiadł za dziewczyną z samochodu. Po sklepie chodził trochę rozkojarzony, niby idąc dokładnie za Summer, a jednak rozglądając się dookoła, jakby czegoś szukając, chociaż sam nie wiedział, czego właściwie. Waszyngton zaczynał na niego działać w ten sposób.
Pokiwał głową na jej krótką listę i sam podszedł do lady, szukając w kieszeni portfela. Kiedy tylko go wyciągnął, od razu sięgnął po gotówkę. Miał nią całkiem sporo wypchany portfel. Był przygotowany na to, że jego karta płatnicza nie może zostawiać śladów.
Kiedy kasjer zaczął nabijać kolejne produkty, Frank przeliczał pieniądze, obserwując jedynie kolejne dokładane przez Summer rzeczy. Widząc kwotę na kasie westchnął, ale nie pisnął nawet słówkiem.
— Niech pan to zapakuje — poprosił, a kiedy mężczyzna to zrobił, on sam złapał papierową torbę i ruszył do wyjścia ze sklepu, aby wrócić do taksówki.
Ułożył torbę na środkowym miejscu, podtrzymując ją ręką przy zakrętach, aby jej zawartość się nie rozsypała.
— Nie potrzebujemy niczego więcej? — Spytał, zerkając na Mahoney — no wiesz… Na te kilka dni, kiedy będziemy — przerwał jednak, zastanawiając się nad odpowiednim słowem. W obecności kierowcy nie powinien mówić o swojej drugiej osobowości. Zastanawiał się jednak, czy w związku ze swoją chorobą, nie musieli… Sam nie wiedział. Załatwić czegoś jeszcze? Czegoś, co mogłoby się przydać? Miał nadzieję, że Summer domyśli się, co dokładnie miał na myśli.
frankie
Słysząc jej pytanie odrobinę się zmieszał. Wiedział też, że to był pierwszy popełniony błąd. Powinien nie okazywać żadnej zmiany nastroju i humoru. Nie mógł się jej bać. Była przecież jedynie bezbronną dziewczyną, z którą mógłby sobie poradzić bez większego wysiłku. Mimo wszystko… Odczuwał pewnego rodzaju lęk. Znała jego największe słabości. Wiedziała o Beth i Daisy, a do tego o jego chorej głowie. Mogła z łatwością sprawić, aby na powierzchnię wypłynął Remy i wszystko zniszczył. Miała nad nim kontrolę, której on sam jeszcze nie miał i to… Tak. To sprawiało, że mógł się jej bać i bycia zamkniętym z nią. Nie bał się jej fizycznie. Wiedział, że w tym przypadku ma nad nią przewagę i to mocną, ale psychicznie… To ona była na prowadzeniu.
OdpowiedzUsuńW tej chwili bał się jej jednak bardziej. Kiedy wpatrywała się w niego w taki sposób, a jej uśmiech wskazywał zupełnie co innego niż ten błysk… Przełknął ślinę i odwrócił od niej swoje spojrzenie, chociaż wiedział, że to w niczym nie pomoże.
Przerażała go bardziej, niż mogła to sobie wyobrazić. A najgorsze było to, że nie mógł dać po sobie znać, jak bardzo bał się myśli, że spędzą ze sobą najbliższe kilka dni, że… Że będzie musiał się podporządkować i robić to, co ona będzie uważała za słuszne i… I nie będzie mógł tego negować, bo przecież nie ma pojęcia o psychologii i psychiatrii. Nic nie wiedział, a Summer… Summer wiedziała znacznie więcej niż on. To na pewno.
— Kiedy mówisz o tym w ten sposób, to… To nie brzmi dobrze — mruknął, oblizując mimowolnie wargi i spoglądając na nią. Zbliżył się do środkowego miejsca i uważnie przyglądał się dziewczynie, z taką samą uważnością jej słuchając. Słowa wypowiadane przez Summer jednak wcale mu się nie podobały. Wolał wiedzieć wcześniej, na co powinien się przygotować… Nie lubił spontaniczności jeżeli chodziło o ważne rzeczy, chociaż w ostatnim czasie sam nie działał planowanie… Słysząc jednak o wiązaniu, jego oczy znacząco się rozszerzyły, a w gardle pojawił się nieprzyjemny zacisk. Nie bał się jej, była mała, drobna… Mógłby z łatwością wyrządzić jej krzywdę. Mniejszą i większą, ale… Ale jeżeli byłby związany, nie miałby pełnej swobody działania, a to sprawiało, że czułby się niepewnie.
Czy był w stanie zaufać dziewczynie, aż na tyle? Nadal był w tym dziwnym stanie zawieszenia nad środkowym, tylnym fotelem, wpatrywał się w miejsce, w którym przed chwilą znajdowała się twarz Summer i czuł, jak robi mu się gorąco.
— Będziemy musieli ustalić kilka zasad — mruknął, powoli całkowicie wracając na swoje miejsce. Wziął głębszy oddech, a następnie powoli wypuścił powietrze, opierając się głową o szybę i zastanawiając się nad tym, co właściwie zamierzali robić… Teoretycznie wiedział, ale praktyka wydawała mu się coraz bardziej przerażająca. Zdecydowanie. Im dłużej o tym myślał… Czuł się sfrustrowany, bo przecież wiedział, że nie może jej niczego odmówić. Musiał się na wszystko godzić.
frankie
Odwrócił głowę w stronę szyby, ale tak naprawdę nawet nie rejestrował w głowie obrazów, które mijały mu przed oczami. Nie spodziewał się, że Waszyngton będzie działał sam w sobie na niego w taki sposób. Wspomnienia z przeszłości uderzyły gwałtownie, przypominając o najgorszych wydarzeniach z przeszłości. Mieszkał w zupełnie innej okolicy, ale... Bywał tutaj przecież. Wpadali czasami z pozostałymi chłopakami z pracy na jakieś piwo, karty, czy coś mocniejszego.
OdpowiedzUsuńKiedy samochód się zatrzymał i opuścili taksówkę, Blake poczuł nieprzyjemny dreszcz przechodzący wzdłuż kręgosłupa. Będąc ostatni raz u Lawrence’a, Beth i Daisy jeszcze żyły, a on nie miał wtedy pewności, co do działalności swojego kolegi z pracy. Nie myślał o tym, że ktoś z jego drużyny może stać po przeciwnej strony. Później, gdy zaczynał odnajdywać właściwy trop, starał się utrzymywać kontakt z mężczyzną tylko w ramach kontaktów zawodowych. Myśl, że kolega był złym nie powodowała w nim radości. Nigdy nie pomyślałby, że człowiek, któremu ufał mógł... Zmienić swoje położenie i to tak bardzo. Chciał przejrzeć Mahoney’a, ale chciał go dorwać, kiedy będzie miał pewność, kiedy będzie miał dowody. Jasność przedstawienia wszystkiego przełożonym tak, aby nie było żadnych, nawet najmniejszych wątpliwości.
Nie chciał od początku się mścić, nie miał przecież ku temu powodu, dopóki Lawrence sam mu go nie dał, dopóki nie wystąpił przeciwko niemu w tak brutalny sposób.
Rozejrzał się dookoła, zauważając, że miejsce przed domem faktycznie nie wyglądało na nieużytkowe. Pokiwał lekko głową, na słowa blondynki.
- Zdecydowanie, powinno być zarośnięte – powiedział nerwowo się rozglądając. Nie był w stanie znaleźć mężczyzny. Szukał go naprawdę intensywnie i starannie. Miał dobry motyw do poszukiwań przecież. Nie umknąłby mu, gdyby się starannie nie ukrywał. – Nie było go... Nie było go nigdzie, gdzie mógłbym go znaleźć – powiedział, zagryzając wargi. Nie był idiotą, znalazłby go, gdyby tylko Mahoney zostawił po sobie jakiś ślad. Jeden, nawet najmniejszy, ale... Ale on rozpłynął się w powietrzu podpaleniu. Nie był w stanie go zlokalizować. Wiedział, że Blake będzie go szukał, więc doskonale się ukrył.
Blake wszedł za Summer do domu, rozglądając się. Od razu dało się zauważyć, że dom nie stał nie używany i to również zaczęło martwić mężczyznę. Co, jeżeli Lawrence pojawi się tutaj już za chwilę? Nie ruszył na piętro za Summer. Został na parterze i rozglądał się, próbując znaleźć jakiś, nawet najmniejszy znak świadczący o tym, że Lawrence jest teraz w domu. Małymi krokami zaczął chodzić po domu, ale... Ale wydawało się, że ten jest całkowicie pusty i poza ich dwójką, nie ma w nim nikogo więcej.
- Czy... Jest tu jakieś poddasze, piwnica? Szansa na jakieś, nie wiem, przejście, tajemne... Nie wiem. Cokolwiek – spojrzał na blondynkę, poddenerwowany. Jeżeli mężczyzna pojawiłby się teraz, nie był w ogóle przygotowany na takie spotkanie.
frankie
Spojrzał na Summer, słysząc o betonie, a następnie podążył za nią spojrzeniem. Był ciekaw, czy dziewczyna faktycznie miała rację, mówiąc o tym, że piwnica była kiedyś. W końcu… Może jednak Lawrence faktycznie ukrywał się przez cały ten czas w Waszyngtonie? Zadbany dom, który powinien od półtorej roku stać pusty, wskazywał na to, że faktycznie musiało mu bardzo zależeć na tym miejscu. To z kolei sprawiało, że Blake czuł pewną radość. Starał się ją w sobie dozować, aby przypadkiem nie chwalić dnia, przed zachodem słońca, ale… Ale to faktycznie musiał być dobry ślad. Skoro troszczył się o dom… Wtargnięcie tutaj Blake’a na pewno musiało rozdrażnić Mahoney’a. Mężczyzna musiał się tylko jeszcze postarać o to, aby Lawrence w odpowiednim czasie dowiedział się o tym, że Blake i Summer znajdowali się w rodzinnym domu Mahoney’ów. Liczył na to, że wówczas nie będzie musiał sam szukać Lawrence’a, a ten faktycznie, tak jak wspominała Summer, sam wyjdzie ze swojego dotychczasowego ukrycia. To byłoby najpiękniejsze i naprawdę uważał, że tak właśnie się stanie.
OdpowiedzUsuńGdyby mu przecież nie zależało na domu, nie dbałby o niego. Nie byłoby w nim świeżych kwiatów, porządku i ładu. Śmierdziałby kurzem, a wejście do niego wiązałoby się z możliwością nawdychania się opryszków. Tymczasem nic takiego nie miało miejsca. Dom tak naprawdę wyglądał tak, jakby ktoś go opuścił zaledwie chwilę temu, lub kilka godzin wcześniej, wychodząc do pracy, do sklepu, do znajomych… Tak, jakby życie cały czas się tutaj toczyło.
- Skoro tak mówisz – stwierdził, wychylając się delikatnie, aby zerknąć do pomieszczenia, w którym obecnie znajdowała się dziewczyna. Nie miał zamiaru jej twardo przekonywać, że może być inaczej. Skoro uważała, że zna te miejsce… On nie miał przecież żadnej pewności, że znajdowało się w budynku jakieś ukryte pomieszczenie, a wpajanie sobie czegoś na siłę, też nie było dobrym rozwiązaniem.
Przyglądał jej się z odległości, zupełnie nie rozumiejąc zaistniałej sytuacji. Zmarszczył lekko brwi i przybliżył się do niej, zaciekawiony tym, co właściwie wywołało w niej takie pokłady śmiechu. Słysząc kolejne słowa z jej ust, domyślił się, że to wcale nie radość i szczęście przez nią przemawiały.
- Hej, spokojnie – powiedział, dobrze wiedząc, że te słowa były ostatnimi, które chciała w tej chwili usłyszeć. Prawda była jednak taka, że Blake nie był dobry w pocieszanie, o czym mogła się przekonać już w samolocie. Mimo wszystko znalazł się obok niej. Zerknął również na kartkę, którą mu podała Summer; mieli trop. Zamierzał to wykorzystać, ale pierw musiał spróbować uspokoić blondynkę – wiem, że to twój brat… I chciałabyś myśleć, że dla ciebie zrobiłby wszystko, ale on… Summer, to nie jest już twój brat. Twój brat zabił moją żonę i córkę. Dwie zupełnie bezbronne osoby, które w żaden sposób go nie skrzywdziły. I zabił je w niesamowicie brutalny i okrutny sposób – powiedział cicho, próbując panować nad własnymi emocjami – to nie jest ten sam Lawrence… To potwór, nie oszukujmy się – mruknął, obserwując jej kolejne poczynania. Może i powinien ją powstrzymać, ale już od tak długiego czasu chciała tego alkoholu, że… Że nic nie powiedział. Obserwował tylko z szeroko otwartymi oczami, że była w stanie tak po prostu pić wódkę.
- Ta kartka – uniósł rękę, machając grafikiem – może nam pomóc go znaleźć. Możemy zadzwonić do tej firmy i wypytać o płatności – powiedział, chcąc ją trochę pocieszyć, chociaż nie miał pojęcia, czy odbierze to w taki właśnie sposób.
frankie
Nie miał pojęcia, co obecnie siedziało w głowie Summer, ale wiedział jedno… To z pewnością nie było nic, co można by określić mianem czegoś dobrego. Widział malujące się emocje na jej twarzy, widział zdenerwowanie, któremu chciał zaradzić, ale… Chyba po prostu nie był w stanie tego zrobić. Nie nadawał się do takich rozmów. Zwłaszcza, że tak naprawdę nie znał w ogóle Summer. Miał obszerną wiedzę na jej temat, ale to był tylko fakty. Obserwacja. Nie znał jej, jako osoby. Nie znał jej toku myślenia. Znał mechaniczne reakcje na niektóre sytuacje, ale takich, których przewidzieć się nie stało… Nie miał pojęcia, jak mogłaby reagować.
OdpowiedzUsuńStarał się ją jakoś uspokoić. Sposób jaki sobie obrał, czyli udowodnienie, że jej brat jest zwyczajną szumowiną i kanalią, najwyraźniej wcale nie było dobrym rozwiązaniem. Szybko zdążył się o tym przekonać, gdy ich spojrzenia skrzyżowały się ze sobą, a przez jego plecy przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Coś w jej oczach naprawdę wzbudzało w nim, może nie tyle przerażenie, ale sprawiało, że zaczynał odczuwać niepokój. Co trochę go martwiło.
Zaczęło martwić go jeszcze bardziej, kiedy usłyszał padające z jej ust słowa i ton jej wypowiedzi. Widział, że to nie było takie same zdenerwowanie, jak w samolocie, nad którym była jednak w stanie zapanować. Widział w niej wściekłość, której do tej pory nie zdążył jeszcze ani razu zobaczyć. Miał wrażenie, że nawet, kiedy dowiedziała się, że ją uprowadził i po co – nie była, aż tak bardzo wkurzona, jak w tej chwili…
Przymknął powieki. Tak, sposób, w jaki próbował ją uspokoić nie działał. Miała rację. Dla niego nie była obca…
— Posłuchał — zaczął, ale szybko przerwał, kiedy do jego uszu docierał sens kolejnych słów wypowiadanych przez dziewczynę. Zacisnął pięści, trzymając je blisko siebie. Nie, nie musiał nad sobą panować, bo mógłby jej coś zrobić. Bardziej chodziło o to, aby przypadkiem nie uderzyć w coś niepotrzebnie i jej nie przestraszyć. Ścisnął szczęki, kiedy wspomniała o jego dziewczynach… Nie podobało mu się to, w którą stronę zmierzały jej słowa. Owszem, dla niego Summer nie była istotna, ale Beth i Daisy… Ścisnął mocniej dłonie.
Słowa padające z jej ust były bolesne. Szybko zaczął własny tok usprawiedliwiania siebie. Robił to wszystko dla nich, dla swoich dziewczyn. Musiał je pomścić, musiał odegrać się na Mahoney’u. Po prostu musiał to zrobić, aby one mogły zaznać spokoju. Wierzył w to, bardzo chciał w to wierzyć, bo inaczej… Inaczej Summer miałaby rację. Ciężko było mu uznać, że Beth czeka tylko na ten moment, ale… Ale sprawiedliwość była konieczna. Wymierzenie jej, było potrzebne.
— Summer — zaczął, ale szybko urwał, bo nie miał pojęcia, co właściwie powinien jej powiedzieć. Widok, który właśnie miał przed sobą wcale mu się nie spodobał, ale tak naprawdę nie był w stanie nic dla niej zrobić. Nie mógł teraz tak nagle po prostu odpuścić i to tylko dlatego, że zaczęło być mu żal Mahoney… Nie chciał dla niej takiego życia, jakie miał on… Nie chciał, aby tęskniła za bliskim i miała pewność, że już nigdy nie będzie mogła go ujrzeć, ale… Ale pragnienie zemsty było silniejsze. — Jesteś pewna, że nie chcesz wypić tego… Więcej? Razem? — Spytał, mając oczywiście na myśli rozpoczętą przez blondynkę butelkę wódki — ja… Chyba nie powinnaś siedzieć teraz sama — powiedział, mając poczucie, że jest za nią odpowiedzialny.
frankie
Spoglądał cały czas na nią, nieco wyczekująco. Nie miał pojęcia, jakiej tak naprawdę mógł spodziewać się odpowiedzi. Przesadził? Może powinien się po prostu zamknąć, wziąć swoją torbę i rozgościć się w salonie? Do pokoju Lawrence’a nie zamierzał wchodzić, a na pewno nie na dłużej. Raczej chciał go odwiedzić, aby odrobinę pomyszkować w pomieszczeniu. Spróbować znaleźć wśród jego rzeczy coś, co wskazałoby mu nowy trop. Drogę, po której powinien szukać mężczyzny. I może nawet właśnie tym powinien się teraz zająć, zamiast próbować na siłę pocieszyć Summer? W końcu to nie był jego obowiązek. Nawet jeżeli czuł się do tego zobowiązany… Oprawca próbujący pocieszyć swoją ofiarę to była raczej rzadkość…
OdpowiedzUsuńIm dłużej myślał o całej tej sytuacji, tym mniej widział ją jako relację pomiędzy porywaczem, a zakładnikiem. Chociaż w ich przypadku, bardziej odpowiednie słowo to przynęta. Bo właśnie tym miała być Summer. Miała wywołać Mahoney’a z ukrycia. Sprawić, aby zainteresował się swoją młodszą siostrzyczką i wpadł prosto w ręce Blake’a. Im dłużej jednak przebywał z dziewczyną sam na sam, tym rzadziej myślał o tym wszystkim w ten sposób. Nie umiał wytłumaczyć, co się między nimi dzieje. Pocałunek w samolocie zdecydowanie namieszał, ale… Ale czy tylko on? Już wcześniej granica ich relacji została zatarta.
Słysząc jej słowa… Powinien w zasadzie w żaden sposób na nie, nie zareagować, prawda? Sam tego chciał. Po załatwieniu wszystkiego, puścić Summer wolno i po prostu zająć się sobą. Sam nie wiedział, co dokładnie będzie robił, ale wiedział jedno – to najważniejsze – że blondynka miała być wolna i żywa. Dlaczego, kiedy usłyszał o poskromieniu Remy’ego i zniknięciu, poczuł nieprzyjemny ucisk w żołądku? Nie podobała mu się ta myśl. Bardzo mu się nie podobała… Ale… Ale tak przecież miało być, tak to planował odkąd wsiedli do samolotu, odkąd obiecał jej, że nie stanie się jej żadna krzywda, a jednak… Myśl, że nie będzie jej w pobliżu stała się nieprzyjemna.
— Pewnie, tak właśnie będzie — wymamrotał, patrząc na nią jeszcze, ale sam już nic nie powiedział. Pozwolił na to, aby zajęła się sobą.
On sam również zamierzał właśnie to zrobić. Pomyszkować odrobinę w pokoju jej brata, poszukać czegoś, co może byłoby w stanie ułatwić mu zadanie. Chodząc po pokoju nie rzuciło mu się jednak w oczy nic podejrzanego. Pokój wyglądał… Najnormalniej w świecie i bardzo czysto. Może nawet wręcz za czysto. Jakby ktoś chciał coś ukryć. No ale przecież Lawrence miał sporo do ukrycia, więc nie powinien być tym zdziwiony…
Po odświeżeniu się po podróży, zdecydował się w końcu na położenie się na kanapie i zaśnięcie.
Obudził się wcześnie. Od razu się ubrał. W żołądku tak bardzo mu ssało, że nie zastanawiając się długo, wziął portfel i wyszedł do pobliskiego sklepu, w którym kupił świeże pieczywo, jakiś ser i sok wieloowocowy, a następnie wrócił do domu i przygotował dla ich dwójki śniadanie.
Proste, nieskomplikowane. Nie miał pojęcia, czy Summer będzie chciała w ogóle tknąć coś, ale on sam był na tyle głodny, że nawet nie zamierzał czekać, aż ta się obudzi i do niego dołączy. Dlatego usiadł przy stole i trzymając połówkę bułki, przeżuwał ją, rozglądając się cały czas po wnętrzu.
frankie
Siedział, trzymając w dłoni połówkę bułki i zastanawiał się nad absurdalnością zaistniałej sytuacji. Przegryzał pieczywo, zastanawiając się nad tym, w jakim nastroju obudzi się Summer, czy przez noc udało jej się w jakiś sposób uspokoić? Czy będzie się z nią łatwiej rozmawiało? Czy będą w stanie w ogóle wykonać plan, który mieli na najbliższe dni? Czy jego realizacja była w tej chwili istotna? Może zamiast zachowywać się tak, jakby był właśnie jej gościem, powinien zwyczajnie wziąć swoją torbę i wyjść z jej rodzinnego domu?
OdpowiedzUsuńTyle, że Blake wcale nie chciał stąd wychodzić. Wcale nie miał ochoty znaleźć się, jak najdalej i zapomnieć o niej. Zwłaszcza po słowach, które usłyszał od niej wczoraj. Chciał być przy niej, mieć pewność, że nic jej nie grozi, skoro Lawrence nie był w stanie się nią zaopiekować we właściwy sposób… Tyle, że przecież to on sam najbardziej ją zranił. Wiedział o tym. Może właśnie przez to, chciał mieć pewność, że nic więcej się nie przydarzy?
Nie potrafił wytłumaczyć własnych myśli i emocji. Tego, co nim kierowało. Chyba nawet nie szczególnie się nad tym wszystkim zastanawiał. Spychał to w odległy kąt świadomości, wewnętrznie czując, że odpychanie tego wyjdzie mu na lepsze…
— Dzięki — odparł po przełknięciu żutego kęsa. Spojrzał na blat kuchenny, na którym leżały pozostałe zakupy, dając znać, że też jak najbardziej powinna coś zjeść. Nie wyglądała najlepiej, ale dużo lepiej niż wieczorem. Nie wiedział jednak, jakie tematy są bezpieczne… Wolał, więc po postu zaczekać, aż to Summer zacznie cokolwiek mówić. Tak, tak było bezpieczniej.
Obserwował uważnie każdy jej ruch. Przypatrywał się, jak podeszła do szafki, jak wyciągnęła z niej kawę i zaczęła ją sobie przygotowywać. Zlustrował również uważnie jej sylwetkę i sweter, którym się owinęła.
Uniósł brew, słysząc o haśle. Odsunął dłoń z jedzeniem od twarzy i zawiesił ją nad talerzem, przenosząc spojrzenie na dziewczynę.
— Hasło — powtórzył za nią, zastanawiając się od razu nad tym, jakie mogłoby ono być. Szczerze mówiąc, miał całkowitą pustkę w głowie. Nie wiedział, jaki mógłby to być wyraz — pocałunek — wypalił nagle, patrząc na Summer. Może i to nie był odpowiedni moment, okoliczności… Nic nie było odpowiedniego w danej chwili, ale oczy Blake zabłysły łobuzersko, bo cóż, tak. Wybrał perfidnie te słowo, chociaż sam nie wiedział, czego właściwie oczekiwał po takim właśnie wyborze. Oczy szybko jednak przygasły, kiedy powróciła do tematu wiązań. Nie chciał tego, nie chciał, żeby szprycowała go jakimiś środkami nasennymi, ale wiedział, że muszą to zrobić.
— Będziesz w ogóle potrafiła mnie związać wystarczająco mocno? — Blake obawiał się nie tyle Remy’ego, co tego, że… Że co, jeżeli jest ich więcej? Remy z opowiadań Summer nie wydawał się groźny na tyle, aby zrobić jej krzywdę. Chciał po prostu ich zgłosić, zniweczyć plan, ale co, jeżeli był ktoś jeszcze? Ktoś, kto mógłby chcieć ją skrzywdzić? — Nie mam pojęcia… Nie uszkodź mnie i nie bij mnie po twarzy, lubię swoją twarz — stwierdził — poważnie, nie wiem. Zdaję się na ciebie — powiedział, wypuszczając ciężko powietrzę przez usta — jeżeli będę nieznośny to się nie krępuj i nie słuchaj mnie. Jeżeli będę mówił, że zmieniłem zdanie, po prostu mnie nie słuchaj. Wiem, że nie mogę zmienić zdania, że nie ma innego rozwiązania, więc… Ignoruj to. Po prostu to ignoruj i rób swoje — powiedział, spoglądając na nią i powoli odkładając jedzenie.
frankie
Sam nie wiedział, jakiej reakcji się po niej właściwie spodziewał. Mógł się domyślić, że przecież wcale nie będzie zadowolona z takiego doboru hasła, ale… Ale chwilę wcześniej uważał, że to całkiem trafne słowo. Wydawało mu się idealne. Podświadomie może nawet wolałby, aby… Nie, nie. Musiał skupić się na konkretnych myślach. Na rzeczywistości. Na tym, co działo się naprawdę. A naprawdę mieli rozplanować sposób działania, aby Remy ucichł. Najlepiej, gdyby zamilkł raz na zawsze, ale gdzieś podświadomie czuł, że to się nie stanie. Musiał więc zniknąć na najbliższych kilka dni. Na tyle, aby Blake zdążył zadziałać w odpowiedni sposób. Rozprawić się z przeszłością i ruszyć w przyszłość z nowym planem. Tyle, że Murphy nadal nie wiedział, co tak właściwie chciał zrobić.
OdpowiedzUsuńMoże powinien zachować się na tyle sprawiedliwie i wybrać opcję z policją, zamiast działać na własną rękę? To cały czas majaczyło mu przed oczami. Pomysł ukarania Lawrence’a zgodnie z zasadami narzuconymi przez państwo. Nie odkupiłby w ten sposób win, które zdążył wyrządzić Summer, ale nie dokładałby jej w ten sposób trosk i zmartwień. Jej brat by żył… W zamknięciu, bo w zamknięciu, ale by żył. Czy to nie było wystarczająco ważne? Z łatwością mógłby przecież rozprawić się z nim w inny, dużo bardziej brutalny sposób. Wymierzyć Summer kolejną traumę… Ale tak naprawdę, właśnie tego nie chciał robić.
— Będziesz miała wystarczająco siły, aby docisnąć wiązania? — Uniósł lekko brew. W ten jakże zawoalowany sposób, chciał jej powiedzieć, że powinna coś zjeść. Nieco się zregenerować, nabrać sił do działania, bo przecież przed nimi było całkiem trudne zadanie. Zwłaszcza przed nią. On miał wycieńczyć się psychicznie i wydawało mu się na ten moment, że jest na to wystarczająco gotowy. Nie myślał o tym, jak bardzo może to być męczące. Myśląc o nadchodzącym czasie, martwił się jedynie Summer. — W porządku — wymamrotał, kiwając powoli głową — jak mówiłem… Wszystko na twoich zasadach. Rządzisz — przypomniał jej swoje wcześniejsze słowa. Nadal nie zmienił, co do tego zdania i uważał, że Summer wiedziała lepiej, co powinni robić. Nie zamierzał z nią dyskutować i się kłócić. Skoro było potrzebne wiązanie… Będzie jej mówił, w jaki sposób powinna zrobić to dobrze.
— Tak jest — odsunął się od stołu i ruszył w stronę pokoju Lawrence’a. Podejrzewał, że to właśnie tam, był w stanie znaleźć nadające się do związania rzeczy. On w swojej torbie nie miał niczego, co faktycznie mogłoby się nadać. No, może z wyjątkiem skórzanego paska do spodni. To samo wyciągnął z szafy mężczyzny i kilka krawatów, które wydawały mu się być wykonane z mocniejszych materiałów i mogły się nadać do związania. Większe nadzieje pokładał jednak w paskach.
Ułożył przyniesione rzeczy na kanapie, ale nie przysiadł na niej czekając na Summer. Ruszył jeszcze do pomieszczenia gospodarczego, w którym wczoraj znalazła kartkę z rozpiską firmy sprzątającej. Zaglądał do szafek, pudełek i kartonów, aż znalazł linkę do prania. Uznając, że może się nawet nadać, wrócił z nią do kanapy i ułożył obok pasków i krawatów. Taki zestaw wydawał się być wystarczający. Zresztą, wątpił, aby znalazł tutaj coś innego, lepszego.
— Gdzie chcesz to robić? — Spytał głośno, skierowany w stronę schodów.
blake
Martwiła go gwałtowność zachodzących zmian w tym… W tej relacji. Ich relacji, chociaż nie był nawet pewien czy w ich przypadku używanie tego słowa było odpowiednie. W każdym razie, martwił się tym, jak szybko Summer potrafił zmienić się nastrój, jak szybko zmieniało się jej podejście do niego. Miał wrażenie, że z momentem pojawienia się na lotnisku było jakoś łatwiej, nawet w samolocie, kiedy niekoniecznie było idealnie, było lepiej… Tymczasem, kiedy znowu znaleźli się całkiem sami, wszystko wracała do poprzedniego stanu. Zaczynał się zastanawiać nad tym, dlaczego tak się działo. Nie chciał przecież tego. Znacznie łatwiej byłoby, gdyby mogli normalnie rozmawiać, jak podczas lotu, podczas jazdy taksówką czy podczas zakupów w sklepie…
OdpowiedzUsuńWiedział, że pragnienie normalności w towarzystwie swojej własnej zakładniczki było czymś głupim. Nie miał prawa tego od niej wymagać. W końcu w jej oczach był kimś złym, okropnym człowiekiem, potworem, jak sama stwierdziła, który naruszył jej niedotykalność, jej bezpieczeństwo. Nie mógł zmusić jej do tego, żeby było dobrze. Wiedział to dobrze, a jednak… Właśnie tego od niej chciał.
Im dłużej przebywał w towarzystwie Summer, tym bardziej uświadamiał się w przekonaniu, że popełnił błąd. Zaślepiony zemstom nie pomyślał o tym, w jaki jeszcze sposób sam, mógłby dorwać Lawrence. Od razu zapatrzył się na cel, jakim była jego siostra. Nie zastanawiając się tak naprawdę nad niczym innym. Z góry kierując się myślą, że skoro on wyrządził mu taką krzywdę, to jemu też może wyrządzić właśnie tego rodzaju.
Nie miał przecież żadnego prawa do tego, aby karać Summer za to, co zrobił jej brat. Coraz bardziej to do niego docierało. Ogromny błąd, który popełnił i, którego szkody nie będą łatwe do naprawienia. O ile w ogóle będzie w stanie jakoś to naprawić…
Przygotował wszystko, co wpadło mu w oko i co mogłoby się nadawać do związania go, ale… Zaczynał się zastanawiać, czy to ma sens. Nic jednak nie powiedział, zgodnie z poleceniem blondynki przeszedł do kuchni, skąd wziął jedno z krzeseł i ustawił w salonie w bezpiecznej odległości, aby niczego nie mógł dosięgnąć.
— Dlaczego, to robisz? — Spytał z utkwionym spojrzeniu w rzeczach, które sam przygotował. Podszedł bliżej kanapy, jednocześnie zbliżając się i do dziewczyny. Znajdował się w tej chwili zdecydowanie za blisko niej, ale nie zamierzał w tej chwili tego zmieniać. Nawet nie myślał o tym, aby się wycofać — dlaczego mi pomagasz? Mogłabyś… Mógłbym już stąd wyjść — stwierdził, wbijając w niej spojrzenie. Dłonią sięgnął do linki — zawsze można użyć więcej niż jednej z tych rzeczy, aby mieć pewność, że ci się nie wyrwę, gdybyś za luźno związała — powiedział, podając jej linkę, a następnie chwytając jeden z pasków — podwójne zabezpieczenie… Ale, przecież nie musimy tutaj być. Mogę odejść. Możesz mieć spokój już teraz — powiedział — możemy stąd wyjechać — powiedział, podając jej też skórzany pasek i nie czekając na jej odpowiedź, po prostu usiadł na krześle i wygiął dłonie do tyłu, przykładając do siebie nadgarstki za oparciem krzesła.
blake
Nie miałby do niej najmniejszego żalu, gdyby złamała daną mu obietnicę. Zrozumiałby to doskonale i nie miałby również pretensji. W zasadzie to, że tak bardzo chciała mu pomóc, mimo tego wszystkiego, co on zrobił jej, było… Dziwne i zdecydowanie niepokojące. Niby była na niego zła, uważała go za potwora, a jednak przecież cały czas przy nim była. Zmrużył delikatnie powieki, zastanawiając się nad tym… Dlaczego w zasadzie nie uciekła? Miała przecież nie jedną okazję do tego. Chociażby wtedy, kiedy pojawiał się Remy. Miała wtedy możliwości. Mogła zwiać, a on nie miałby na to wpływu. Nic by nie powiedział, bo nie było jego. Była osobowość, która wręcz z ogromną chęcią pomogłaby jej uciec. Dlaczego tego nie zrobiła?
OdpowiedzUsuń— W porządku… Rozumiem — uśmiechnął się słabo, chociaż tak naprawdę niczego w tej sytuacji nie rozumiał. Zaczynała się robić za bardzo skomplikowana. Wszystko wydawało się działać zupełnie nie tak, jak powinno. Nie powinien się nią martwić, nie powinien o niej myśleć… Zaczynając od samego początku i tego, że nie powinien jej w ogóle uprowadzać. Tak, to był najważniejszy punkt i największy błąd, jaki został przez niego popełniony w ostatnim czasie. — Nie musisz dotrzymywać słowa danego człowiekowi, który… Który zrobił ci krzywdę — dodał jednak po chwili, chyba jednak chcąc to wszystko zrozumieć, chociaż nie podejrzewał, że to się uda.
Czekał na wszystko, co się wydarzy. Wiedział, że mógł spodziewać się wszystkiego. Zwłaszcza po słowach, które opuściły jego usta. Mógł się zamknąć i nie denerwować jej w momencie, kiedy to ona miała nad nim przewagę, kiedy miała przejąć kontrolę i robić wszystko, co tylko jej się podobało.
Niby był agentem specjalnym, a jednak zachowywał się, jak skończony idiota. Nic nie mógł jednak na to poradzić. Niektóre rzeczy działy się… Tak, jakby wyuczone procesy przestawały działać, jakby tracił kontrolę nad większym obszarem niż tylko podczas przełączenia pomiędzy osobowościami.
— Kiedy ja… Nie udaję — powiedział, nie wyrywając dłoni z jej wiązań. Miał być posłuszny, bo w teorii wiedział, że to wszystko jest dla jego dobra, dlatego nie wyrywał się. Mimo wątpliwości, które się pojawiały, mimo poruszanych tematów… Pozwalał jej na wszystko i czekał — po prostu… — Nie powiedział jednak niczego konkretnego. Miał mętlik w głowie, z którym nie potrafił sobie poradzić. Za dużo myśli kotłowało się, a on nie nadążał nad nimi i uczuciami, które czuł, myśląc o nich.
Oparł się plecami mocniej o oparcie i przełknął ślinę, kiedy poczuł pasek na swoim torsie. Tego się nie spodziewał, ale musiał przyznać, że to był bezpieczny ruch z jej strony.
— Nie musisz. A ja wcale go nie żałuję — wyrwało mu się, kiedy była tak blisko. W zasadzie, to spoglądając na jej twarz z takiego bliska, miał ochotę zacząć trzeci, ale wiedział, że gdyby zrobił to w tej chwili, tylko bardziej by ją rozzłościł, a już w jej oczach widział, że nie może przesadzać.
Przymknął powieki, słysząc jej pytanie. Nie chciał wracać do wspomnień o Beth. Mówił jej przecież, że… Że tego nie lubi.
— To nie było nic niezwykłego — mruknął, broniąc się przed otworzeniem się. Mówienie Summer o Beth… Nie czuł się z tym dobrze i wolałby tego uniknąć.
blake
Dla niego to wszystko było po prostu nielogiczne, a Blake do pewnego czasu działał tylko logicznie. Analizował fakty na chłodno, zastanawiał się kilka razy nad odpowiednimi decyzjami. Po prostu działał z wyprzedzeniem kilku kroków w przód. Odkąd w jego życiu nie było Beth i Daisy… Chłodne analizowanie przestało mieć znaczenie. A raczej odkąd znalazł się blisko zemsty. W końcu, do czasu, aż znalazł w Nowym Jorku Summer, działał tak, jak zawsze. Na spokojnie, myślał kilka razy nad wszystkim, co planował zrobić, a później… Później pojawiła się Tilly i Summer i kontrola gdzieś przepadła. Władzę przejęły emocje, pochopne, impulsywne działanie.
OdpowiedzUsuńGdyby jego szef widział go w takim stanie, zobaczył, że działa w taki bezmyślny sposób… Nie byłby szczęśliwy. Sam Blake momentami łapał się na tym, że wszystko, co zrobił od momentu udawania związku z Tilly, było… Błędem. Nie mógł się jednak już z tego od tak wycofać i to go dobijało. Działało na niego niesamowicie drażniąco i sprawiało, że był na siebie zły.
Potrafił wskazać swoje pobudki do działania. Chwilowe zamroczenie, które podpowiadało mu, że przecież nie może zmarnować tak niepowtarzalnej okazji… Chciał też zrozumieć ją. Tak po prostu, chciał wiedzieć, dlaczego się na to wszystko zdecydowała, skoro miała inne wyjście. Lepsze dla niej samej. Jej argumentacja, że to zrobi, bo dała takie słowo… Była bezsensowna. Nie wiedział też, jak ma na nią patrzeć. Jak kogoś niezwykle honorowego? Czy raczej jak na głupca, który nie wie, w którym momencie się wycofać i ratować swój własny tyłek? I to w sytuacji, w której mógł to zrobić bez ryzyka!
— Po prostu nie zasługujesz na to wszystko, zrozumiałem to — powiedział, chociaż wcale nie chciał tego mówić na głos — zrozumiałem już jakiś czas temu, jakie to było… Nieprzemyślane. I wcale nie zacząłem myśleć o tym, kiedy przyrównałaś mnie do swojego brata — oznajmił szorstko, odwracając od niej spojrzenie. Przyznanie się na głos do tego, że popełnił błąd nie było łatwe, a tym bardziej przyjemne. Zwłaszcza dla takiego człowieka, jakim był Blake. Lubił wierzyć w to, że nie popełniał błędów, a jednak… Robił to.
Zacisnął wargi, aby powstrzymać się przed własnymi myślami i, aby przypadkiem się nie zapędził. Odsunięcie się Summer było w tym przypadku bardzo pomocne, ale słowa, które padały z jej ust… Bolały. Początkowe może nie. Nie mówił, bo zwyczajnie trzymał się tej myśli, że zbyt częste wracanie do wspomnień sprawi, że one wyblakną, ale kolejne… Kolejne działały negatywnie.
Zacisnął mocno pięści, w duchu dziękując, że jest przywiązany. Powrót do wspomnień tamtego dnia nie był miły i przyjemny. Był okropny. Bolesny. Wypowiadanie samych słów opisujących go, sprawiało, że w nozdrzach na nowo czuł smród spalenizny.
— Poznaliśmy się pralni naszego akademika. W zasadzie to nie naszego, była tam w zasadzie nielegalnie — powiedział, starając się nie wkładać w to żadnych emocji, jakby opowiadał o wczorajszej pogodzie — wzięła mój kosz, zamiast swojego. Zostałem z damską bielizną i różowymi koszulkami i sukienkami — kącik ust drgnął mu niebezpiecznie. Wybrał tę opowieść, bo mówienie o tamtym dniu była za bardzo bolesna. Teraz i tak ściskał mocno dłonie w pięści, aby zachować względny spokój. Tak naprawdę wszystko, co dotyczyło Beth i Daisy niesamowicie mocno bolało.
blake
— Masz rację, może i jest na to późno, ale… Ale nie jest za późno — stwierdził, patrząc na jej twarz. Wiedział, że nie jest w stanie cofnąć krzywd, które jej wyrządził, ale mógł postarać się nie zabrnąć dalej. Mógł nie męczyć jej swoją obecnością, poczuciem przymusu pomagania mu, bo coś zdążyła mu obiecać. Nie musiał wymagać od niej tego, aby pomogła wybawić z kryjówki Lawrence’a. Nie musiał jej w to wszystko dalej mieszać. Mógł zażądać, aby go w tej chwili odwiązała i po prostu uciec od niej, skoro ona nie była chętna na jego propozycję wspólnego… No właśnie, czego? Ucieczki i zaczęcia na nowo? Dlaczego tylko przeszło mu przez myśl, że faktycznie mogłaby chcieć to zrobić właśnie z nim? Tamten pocałunek w samolocie nic dla niej nie znaczył. Żaden z dwóch, do których doszło. Powinien być tego świadom… A jednak, miał cichą nadzieję, że… Zamknął szybko oczy, mocno zaciskając powieki. Nie powinien o tym myśleć. Powinien odepchnąć od siebie te myśli. Tak, zdecydowanie powinien działać w ten sposób, a nie pozwalać im na panoszenie się po jego głowie.
OdpowiedzUsuńPodniósł głowę, słysząc jej pytanie. Chyba nie zrozumiał. Nie wiedział, jak właściwie ma na nie odpowiedzieć. Wziął głęboki oddech i przez chwilę milczał, słuchając jej naprowadzających słów.
— Ja… — zaczął. Co dziwne, wcale nie czuł wzrastającego zdenerwowania w tej chwili. Wręcz przeciwnie, wspomnienia i myślenie o tak odległym czasie były przyjemne. Dawały mu namiastkę poczucia szczęścia. Wiedział, że Beth już nie ma, że nigdy więcej je nie zobaczy, ale… Ale czuł się tak, jakby na chwilę mógł wrócić do przeszłości. Zamknął oczy, wyobrażając sobie scenę, w której odnaleźli się — znalazłem ją w swojej ulubionej koszulce jednej z drużyn koszykarskich. Od razu wiedziałem, że to moja koszulka. Miała charakterystyczne przebawienie od wybielacza. Niczego się nie bała — zaśmiał się cicho — zaczepiłem ją. Chwilę rozmawialiśmy, a później powiedziałem, że to moja ulubiona koszulka i wolałbym, żeby nic jej nie stało. Ściągnęła ją i powiedziała, że mi ją odda, ale musimy się zamienić, bo nie będzie przecież chodzić w staniku. Zabrała mi obie i powiedziała, że jeżeli chcę je odzyskać muszę postawić jej co najmniej drinka z Albatros to był taki bar niedaleko campusu. Strasznie drogi. Dla dzieciaków bogatych rodziców. Zabrałem ją tam, chociaż już wcale nie chodziło o koszulki. Chciałem ją poznać, była… — zawiesił głos — miała w sobie coś, czego nie miał nikt inny. Roztaczała wokół siebie atmosferę, takie… To była po prostu Beth — zaśmiał się cicho, nieco nerwowo — nie musiałeś widzieć jej w pobliżu, a i tak czułeś, że jest gdzieś niedaleko. Ona… Tworzyła aurę… Ona nie była niesamowita, była przeciętna, ale sprawiała, że czułeś się niesamowicie, ona… Cieszyła się po prostu życiem, drobnymi rzeczami, nigdy nie narzekała, nigdy nie mówiła niczego złego, nigdy nikomu nie zrobiłaby krzywdy — zawiesił głos, z trudem przełykając ślinę i łapiąc łapczywy oddech. Nie miał pojęcia, w którym momencie pojawiły się łzy, a z jego gardła wyrwało się ciche łkanie. Już nigdy nie miał poczuć się tak, jak przy niej, a jednak… Nie czuł się tak samo, wiedział, że to jest po prostu niemożliwe, bo Beth była jedna jedyna, wyjątkowa, ale… Ale Summer miała w sobie coś podobnego.
blake
Opuścił głowę w dół, nie mając pojęcia, co jeszcze mógłby jej powiedzieć w tej sytuacji. Zdawał sobie sprawę z tego, jak wiele popełnił błędów. Jak bardzo wpłynął na jej życie, chociaż tak naprawdę w żaden sposób nie zasługiwała na to wszystko, co zdążył jej wyrządzić. Zwykłe przepraszam, to było dużo za mało, ale… Ale czuł, że musi to zrobić.
OdpowiedzUsuń— Wiem, że to nic nie zmieni, ale przepraszam, Summer. Przepraszam — spojrzał prosto w jej oczy i w ciszy wpatrywał się tak w nią przez kilka długich sekund, aż w końcu odpuścił, odwracając od niej spojrzenie, a następnie zamykając powieki.
Musiał skupić się na opowieści, którą miał właśnie powiedzieć na głos. Na wspomnieniach, do których nie wracał od bardzo dawna. Bał się do nich wracać. Tłumaczył już Summer dlaczego. Wiedział jednak, że musi to zrobić. Nie miał pojęcia, że to będzie tak trudne, że przyniesie ze sobą tyle bólu i rozpaczy, z której nawet nie zdawał sobie sprawy, że tyle jej w sobie nosi. To było logiczne. Stracił żonę i dziecko, nie było nic dziwnego, że nosił w sobie ból, tęsknotę i rozpacz. Jednak, dopóki nie wrócił wspomnieniami do chwil spędzonych z Beth, nie wiedział, jak bardzo było to namacalne. Łzy spływały mu po policzkach, ciche łkanie wydobywało się z jego gardła, a on… On tak bardzo tęsknił, tak bardzo cierpiał. Chciał tylko móc dotknąć ją jeszcze raz, jeszcze jeden raz móc ją przytulić, wyszeptać jej czułe słowa świadczące o jego miłości… Jeszcze jeden raz przeczytać bajkę na dobranoc Daisy i otulić ją szczelnie kołdrą, a następnie przegonić skrywającego się pod łóżkiem potwora. To był ich codzienny rytuał, a mała Daisy nie była w stanie bez tego zasnąć. Beth nie mogła tego robić, bo nie była wystarczająco silna i potwory się jej nie bały, w przeciwieństwie do Blake’a. Nie dziwne więc, że to był tylko i wyłącznie jego obowiązek: chronić swoją małą stokrotkę.
Zrobiło mu się wstyd i poczuł się taki słaby, kiedy poczuł bliskość dziewczyny, a następnie dotarł do niego głos Summer. Nie powinna była oglądać go w takim stanie. Najgorsze było to, że nie mógł nic zrobić. Był związany, więc nawet nie mógł ze spokojem zetrzeć łez z polików. Był całkowicie skazany na blondynkę, a jej słowa… Dokładnie tak jak powiedziała, niczego nie zmieniały, w niczym nie pomagały, wręcz przeciwnie. Jej dotyk, kiedy starła łzy… Poczuł dreszcze przechodzące wzdłuż kręgosłupa. Skinął delikatnie głową, kiedy wspomniała o tym, że to będzie wspomnienie, do którego będzie miał wracać. Co prawda nie był w stanie sobie tego w tej chwili wyobrazić, ale… Ale był gotów spróbować, tak mu się wydawało.
— Przypominasz ją — wychrypiał, kiedy spytała o chwilę — roztaczasz wokół siebie podobną aurę, którą roztaczała Beth — powiedział, odnajdując spojrzeniem jej twarz. Nie miał pojęcia, po co to właściwie mówił. Powinien się zamknąć i nie dopuszczać do siebie więcej tej myśli — jesteś zupełnie inna, ale… Ale jesteś podobna — szepnął, wtulając się twarzą w jej dłonie, póki wciąż gładziła jego policzki.
blake <3
Nie potrafił wyjaśnić przed samym sobą, dlaczego zdecydował się wypowiedzieć na głos tę myśl. Dlaczego po prostu nie zacisnął mocniej ust? Zamiast tego okazywał tylko przed nią kolejną słabość, zamiast być człowiekiem budzącym w niej strach, grozę… Udowadniał jedynie to, jak wiele mogła zrobić, wcale się przy tym dużo nie starając. Wiedział, że nie była głupia. Wszystko, co jej mówił z łatwością mogła wykorzystać przeciwko niemu, a to, że przypominała mu żonę, dawało jej przewagę, jakiej nikt jeszcze nigdy nad nim nie miał.
OdpowiedzUsuńBliskość Summer powodowała, że przez jego ciało przechodziły dreszcze. W jednej chwili poczuł tak ogromne pragnienie, tak ogromną potrzebę znalezienia się jeszcze bliżej nie, że to, iż ona sama była tak blisko niego, to było za mało. Było niewystarczające. Chciał, chociaż wiedział, że nie powinien tak myśleć, ale poczuć przyjemne blisko jej ciała. Chciał poznać jej zapach, dowiedzieć się o niej znacznie więcej niż wiedział, a wiedział przecież dużo, i chciał dowiedzieć się tego wszystkiego po prostu od niej, przebywając z nią, a nie śledząc ją na każdym kroku. Chciał… Nie mógł przyznać się nawet przed samym sobą, czego tak naprawdę chciał. Miał bowiem tę samą świadomość, jaką miała Summer. To nie było odpowiednie. To nie było zdrowe… A jednak. Właśnie to czuł. Chciał być z nią blisko, nie chciał, aby kiedykolwiek więcej się go bała, nie chciał jej straszyć, nie chciał musieć jej ranić i powodować kolejne ataki paniki. Nie chciał, aby przez niego płakała, bała się i… Po prostu nie chciał dla niej tego wszystkiego, co zdążył jej zrobić. I czego tak bardzo mocno żałował. Rozumiał jednak doskonale jej wcześniejsze słowa, że było za późno, a jednak… Jednak była wciąż tak blisko niego, wciąż nie odchodziła…
Przełknął ślinę, obserwując jak blisko znajdowały się ich twarze. Brakowało tak niewiele. Mocniejsze wyciągnięcie szyją i być może dosięgnąłby jej ust. Poczułby ponownie słodki smak, którego mógł skosztować już w samolocie podczas lotu i, którego od tamtego czasu nie mógł się wyzbyć z pamięci.
— Nie prawda, czułem to już szybciej — szepnął, spoglądając prosto w jej oczy — kiedy na lotnisku… Dotknąłem twojego policzka — powiedział, przełykając z trudem ślinę. Kiedy był tak blisko niej, kiedy nie musiał zgrywać porywacza, kiedy miał wrażenie, że Summer naprawdę się go nie boi, wtedy właśnie po raz pierwszy wkradły się myśli, które tak naprawdę nie powinny nigdy powstać, a jednak. Stało się.
Podążył spojrzeniem za jej dłońmi. Obserwował uważnie, jak odpina pasek, a później próbował się wygiąć tak, aby dokładnie obserwować ją, co robi. Zniknęła mu jednak z pola widzenia i kiedy ponownie się w nim znalazła i dostrzegł nóż… W pierwszej chwili zwątpił, a później, widząc już, co robiła… Sam nie wiedział, w zasadzie, co to miało oznaczać i jak miał na to wszystko reagować. Dlatego, kiedy go uwolniła i przeszła na kanapę on sam nie ruszył się z krzesła. Wpatrywał się w jakiś punkt przed sobą, dopiero po chwili ruszył dłońmi i sięgnął nimi swojej twarzy, ścierając łzy, których już i tak na niej nie było, bo Summer wszystko starła. Wówczas dopiero się podniósł i spojrzał na nią. Może powinien wyjść. Może powinien ją zostawić zgodnie z tym, co mówił wcześniej, powinien dać jej wolność, ale zamiast tego podszedł do niej i uklęknął przed nią, ostrożnie układając dłonie na jej kolanach.
— Nie mam pojęcia, ale to… To się dzieje — szepnął. Sam nie wiedział, czym dokładnie było to, ale wiedział, że na pewno czymś, co nie powinno się dziać. Na pewno nie dla Summer. Nie powinien był patrzeć na nią w ten sposób, myśleć o niej w ten sposób. Nie powinien porównywać jej do osoby, którą tak bardzo kochał.
Ale miał świadomość, że to nie było tak, że widział w Summer Beth i szukał swojej zmarłej żony w blondynce. Nie. Wiedział dokładnie, że to są dwie różne osoby, że zachowują się inaczej, że nigdy nie odnajdzie w Summer swojej żony, ale… Ale Summer przyciągała go. I dlatego odważył się przenieść dłonie z kolan, nad kolana i delikatnie ugnieść jej nogi, a następnie pogładzić je uspokajająco — wiem, że nie jesteś Beth. Wiem, że nie masz z nią nic wspólnego, że jej w tobie nie znajdę. Wiem to wszystko, nie… To nie tak, że jej szukam — wyszeptał drżącym głosem, bo… Bo to wcale nie było łatwe. Nie dość, że sytuacja pomiędzy nimi sama w sobie była przecież cholernie skomplikowana, to dodatkowo przyznanie przed sobą, że być może mógłby dopuścić do siebie uczucie do innej… Było z jednej strony przerażające, wzbudzające wyrzuty sumienia, bo czy nie było za wcześnie? A z drugiej strony… Czy to w ogóle było w porządku? To, że pierw ją uprowadził, chciał po prostu wykorzystać, a teraz łudził się, że… No właśnie, że co? Że mogłaby mu kiedyś wybaczyć, że mogłaby spojrzeć na niego, jak na normalnego faceta, że być może mogłaby kiedyś coś do niego poczuć? — Chciałbym cię pocałować — wymamrotał, bojąc się to po prostu zrobić, bo zrobił już za wiele rzeczy bez jej zgody.
Usuńblake ❤
Nie mógł i nie chciał oderwać od niej swojego spojrzenia. Chciał widzieć każdą, nawet najmniejszą zmianę na jej twarzy. Nie wiedział przecież, czego może się właściwie po niej spodziewać. W zasadzie zaraz po wypowiedzeniu swoich własnych słów, nie miał pewności, co do ich słuszności. Zdawał sobie sprawę z tego, że jakakolwiek relacja pomiędzy nimi w oczach społeczeństwa była po postu niemożliwa, chora. Była jedynie stan psychicznym. Praktycznym przykładem naukowej definicji. Wiedział o tym, nie był idiotą. Wiedział, że Summer może być ofiarą syndromu sztokholmskiego. Miał tego świadomość, a mimo wszystko… Nie potrafił odpuścić. Zwłaszcza, że sam był bardzo świadomy swoich uczuć. Może nie był świadomy, czym konkretnie są. Wiedział natomiast, że to nie było wymyślone, że już kiedyś czuł coś podobnego, a jednocześnie zupełnie innego.
OdpowiedzUsuńNie szukał konkretnie tego, co czuł wcześniej, co łączyło go z Beth. Nie, wcale nie szukał tego na siłę. Pomijając, że nie musiał szukać, bo poczuł to całkiem sam, początkowo przecież nawet nie chcąc czuć, nie chcąc patrząc na Summer w ten sposób. Miała być przecież jedynie środkiem do celu. Wabikiem. Przynętą. Miała być po prostu… Nieistotnym elementem, który po wypełnieniu swojej funkcji przestanie mieć dla niego jakiekolwiek znaczenie. Osobą, o której po prostu zapomniałby. Nie przejmowałby się. Wymazałby ze swojej pamięci jej istnienie, bo przecież nie miała nic znaczyć. Nie miała stać się kimś, na kim mogłoby mu zacząć zależeć. A jednak. Coś się zmieniło i bardzo dobrze wiedział, że nie był jedyną osobą, która to czuła. Tę zmianę, którą w pewnym momencie nastała.
Odetchnął cicho, kiedy blondynka odezwała się i to całkiem spokojnie, jak na całą tę sytuację. Równie dobrze mogła przecież zacząć na niego krzyczeć, czy nawet wrzeszczeć. Oznajmić, że ma się wynosić, że nie chce go już nigdy widzieć i… W zasadzie nie mógłby zostać. Musiałby wyjść, bo jeżeli w tym momencie by sobie tego zażyczyła, on nie miał prawa zostawać. Sam stwierdził, że przecież nie chce jej więcej ranić i krzywdzić. Zostając wbrew jej woli, zraniłby ją kolejny raz, a do tego nie chciał właśnie dopuścić. Dlatego ulżyło mu.
Słowa, które usłyszał… Nie mógł się im dziwić. Żadnej jej wątpliwości. Zasłużył sobie na znacznie gorszą reakcję, a ona może i nie była oazą spokoju, ale i tak ją podziwiał.
Dlatego właśnie nie zamierzał owijać w bawełnę, kręcić, mataczyć.
— Nie masz żadnej pewności — powiedział zgodnie z prawdą. Nie miała jej. Mógł jej to przysiąc, mógł zarzekać się na wiele, ale pewności nie miała żadnej. On też nie miał pojęcia, jak mógłby udowodnić to, że wcale nie chce wykorzystać tego wszystkiego przeciwko niej, że wcale nie próbuje jej zaślepić i wrócić do tego, co było wcześniej, na samym początku. Obserwował, co robiła i zastanawiał się, był cholernie ciekawy tego, co właśnie działo się w głowie Summer. Mówiła o jednym, robiła drugie i… Ścisnął palce na jej dłoni, wpatrując się w jej twarz. Pokiwał powoli głową, dając tym samym znać, że słucha jej uważnie i rozumie wszystko, co padało z jej ust. — Rozumiem, wszystko rozumiem — ponownie pokiwał głową, nie odrywając od niej swojego spojrzenia. Ścisnął odrobinę mocniej swoje palce, gładząc opuszkami grzbiet jej dłoni i wziął głęboki, łapczywy oddech.
Dłoń, którą do tej poty cały czas trzymał na jej nodze przeniósł na jej policzek. Przesunął po nim powoli, a następnie wsunął rękę w jej włosy, łapiąc tył jej głowy i delikatnie do siebie przyciągnął, po to, aby złożyć na jej ustach powolny, delikatny pocałunek. Teraz, kiedy robił to całkiem świadomie… Obawiał się. Obawiał się tego, nie dlatego, że Summer mu groziła. Obawiał się tylko tego, że rani w ten sposób Beth, ale… Ale przecież wiedział, że jej już nie ma. Była jedynie w jego sercu i miała w nim pozostać na zawsze, niezależnie od wszystkiego. A Summer… Summer dopiero poznawał. Odsunął się powoli od jej ust i spojrzał w jej oczy.
— Naprawdę bardzo dobrze się zastanowiłem.
blake ❤
Wyszedł z założenia, że nie ma sensu bawić się w żadne kłamstwa. Oczywiście, że mógłby zastanowić się nad dobrem odpowiednich słów, które sprawiłyby, że wszystko mogłoby wydawać się łatwiejsze, piękniejsze. Mógłby próbować składać jakieś obietnice czy przysięgi, ale… Po co? Po co miał to robić, skoro i tak to co między nimi sprawiało, że… Próbował ją przecież po prostu tylko i wyłącznie wykorzystać. Łudzenie teraz pięknymi opowiastkami nie miało najmniejszego sensu. Potrafił snuć piękne opowieści, ale tylko wtedy, kiedy uważał je za naprawdę potrzebne, jako jedyne rozwiązanie. W tej sytuacji nie czuł takiej konieczności. Wręcz przeciwnie.
OdpowiedzUsuń— Wszystko jest… szalone — powiedział, zastanawiając się nad tym, czy te słowa były wystarczające, ale zdecydowanie nie. To było za mało. Szaleństwo nie opisywało tego wszystkiego, co właściwie się działo. Jedno było pewne, w ich przypadku, nic nie było przewidywalne. — Nie wiem, czy będzie normalnie — dodał po chwili, spoglądając na nią. Nie umiał przewidzieć, jak będzie wyglądać tak naprawdę kolejna godzina, jak będzie wyglądać wieczór, jutro, czy co będzie za tydzień i później. Zdążył zaobserwować, że oni we dwójkę… Potrafili się dogadać, ale równie dobrze potrafili wzbudzić wokół siebie pioruny, którymi mogliby w siebie wzajemnie ciskać, ale tymczasem… Wydawało się, że wcale nie musi być źle. Tak, tego zamierzał się trzymać. Nie musiało być źle.
Nie chciał odsuwać się od jej ust, trochę bojąc się tego, że jeżeli to się stanie, to okaże się, że to był tylko piękny sen, że tak naprawdę otworzy oczy, a Summer będzie stała nad nim wściekła i gotowa do… W zasadzie nie wiedział do czego. Ale to nie był sen, ani wyobrażenie. Nie siedział związany na krześle, Summer naprawdę pozwoliła mu się pocałować i nie uciekła, nie kazała jemu uciekać, za co był niesamowicie wdzięczny.
— Nie mam pojęcia, co zrobi Remy. Ja nic ci nie zrobię — zapewnił, bo za siebie mógł ręczyć, ale druga osobowość? — teoretycznie… Mówisz, że nie jest zły, ale… Summer, co jeżeli ich jest więcej? — Spytał cicho, nerwowo rozglądając się dookoła — co, jeżeli to nie tylko Remy? Tylko jeszcze nie znasz ich, nie znamy… — zagryzł wargi — musisz mnie związać — powiedział zdecydowanym tonem. Nie był w stanie zapewnić jej, że nic jej nie grozi, że na pewno, jest bezpieczna. Chciał to zrobić, ale nie mógł. Dlatego musieli decydować się na środki bezpieczeństwa. Nawet, jeżeli dla niego samego, nie były one komfortowe. — Zasady są cały czas takie same, bez zmian… Tak po prostu będzie bezpieczniej. Nie wiemy… Nie wiemy czy to tylko Remy — powtórzył trochę nerwowo, obawiając się tego, co mogłoby się stać. Nawet Remy był zagrożeniem. Zwłaszcza nieprzytrzymany w jednym miejscu, mógł ruszyć do wyjścia i na siebie samego, czyli Blake’a donieść, bo przecież mówił, że to zrobi, że nie odpuści, jeżeli pojawi się kolejny raz.
blake ❤
Nie dziwił się jej reakcji. Zdawał sobie sprawę z tego, że jeżeli opowiedzieliby komukolwiek o zaistniałej sytuacji, taka osoba od razu zadzwoniłaby w pierwszej kolejności na policję, aby ta go zamknęła, bo przecież był zagrożeniem. Stanowił niebezpieczeństwo dla otoczenia, a ze względu na swoje osobowości istniało przecież zawsze jakieś ryzyko, że również dla siebie samego. Natomiast Summer zostałaby momentalnie wysłana na odpowiednią terapię, a jakiekolwiek uczuciue do niego, z pewnością zostałoby jej wyplenione. I na dobrą sprawę, wcale się temu nie dziwił. Był świadom nienormalności i szaleństwu całej tej sprawy i sytuacji. Wiedział o tym. Oboje wiedzieli o tym, że to nie było normalne, zdrowe, ale… Ale pomimo całej tej świadomości, wcale nie chciał się wycofywać, wcale nie chciał jej od siebie odpychać, ani samemu siebie od niej odciągać. Nie umiał wytłumaczyć, dlaczego. Czuł to po prostu. W sobie. Czuł, że nie może tak po prostu zrezygnować z tej konkretnej dziewczyny. To mogło wydawać się absurdalne, a jednak tak właśnie czuł. Jak mógł z tym walczyć?
OdpowiedzUsuńPrzeczesał dłonią włosy, bardziej je rozczochrując i wziął głęboki, zachłanny oddech. Nie chciał słuchać takich wytłumaczeń… Wolałby, aby po prostu czuła to samo, co on i się przed tym nie broniła, ale rozumiał. Musiał zrozumieć.
— Mogę wyjść, Summer — powiedział cicho, chociaż wcale nie było to łatwe. Wcale nie chciał wychodzić, ale jeżeli miała ciągle myśleć o tym w ten sposób, że nie może, że nie powinna, że to nie jest zdrowe… Wiedział sam o tym doskonale, ale nie męczyło go to. Nie w tej chwili. Nie chciał jednak, żeby Summer czuła się zobowiązana i zmuszona do tej relacji, nie chciał, aby robiła cokolwiek przeciw sobie z myślą, że musi, bo inaczej on ją skrzywdzi… W końcu, skąd miał mieć pewność, że tak właśnie nie jest? Skąd miał wiedzieć, że na pewno w żaden, nawet najmniejszy sposób nie kieruje nią strach?
— Summer — zaczął, biorąc kolejny głęboki wdech. Uniósł głowę i spojrzał prosto w jej oczy, zastanawiając się nad tym, czy na pewno chce wypowiedzieć te słowa, ale… Wiedział, że musi. Musiał to zrobić — nie chcę, abyś cokolwiek robiła, bo się mnie boisz. Żebyś robiła cokolwiek wbrew sobie, nie chcę tego rozumiesz? Jeżeli… Jeżeli cokolwiek ci podpowiada, że… Że powinnaś mi na to wszystko nie pozwolić to… To powiedz — wyszeptał cicho, spoglądając cały czas na jej twarz.
Zacisnął wargi. Jakoś nie mógł sobie wyobrazić, że Remy nie jest zły… Nie lubił go, chociaż nawet nigdy go nie poznał. Głupie, ale… Nie lubił swojej drugiej osobowości tylko, dlatego, że istniała. A słysząc, że Summer go pocałowała… Przełknął ślinę, a przez jego twarz przebiegł grymas.
— Dlatego dla bezpieczeństwa zachowamy wszystkie możliwe środki — powiedział, a następnie podał jej dłonie. Wcale nie był tym zachwycony, ale nie mogli ryzykować. On nie mógł ryzykować tym, że jego ciało skrzywdzi blondynkę. Czując jej dłoń, od razu odruchowo wtulił się w nią policzkiem, a później przymknął powieki i pokiwał powoli głową. Słysząc jej pytanie, nabrał powietrza do ust.
— Zaczął znikać. Pojawiał się zawsze pierwszy w miejscach naszych działań. Przestał… Nie był taki sam, jaki był wcześniej — mówił, próbując sobie przypomnieć dokładny moment, w którym zdał sobie sprawę z tego, że Lawrence wcale nie działa w tej samej drużynie — śledziłem go i stąd dowiedziałem się prawdy. Nie całej. Nadal nie wiem dla kogo dokładnie pracuje, ale wiem, że nie działał dla FBI — westchnął ciężko — nie wiem dlaczego się na to zdecydował.
Dlaczego przestał… Zawsze był po stronie prawa, ale coś się zmieniło. Nawet nie umiem wskazać, w którym dopiero momencie — sama świadomość, że Lawrence zdradził go nie bolała. Wkurzał się na myśl o tym, ale nie tak bardzo, aby pozwolić sobie na wyprowadzenie się z równowagi. Zapalnik, czy też pstryczek musiał być dużo mocniejszy — byłem wściekły, kiedy się zorientowałem, ale… Ale to był przecież jego wybór. Nie rozumiem. I chyba nigdy nie zrozumiem, dlaczego, ale… To był przecież jego wybór, jego decyzja. To, że przestał być dobry… To nie była w żaden sposób moja wina, a on, był po prostu kumplem — wzruszył ramionami — nie wiem, czy mógłbym nazwać go przyjacielem. Pracowaliśmy razem, był moim partnerem w sprawach, ale — przerwał, wzruszając ramionami — nie jest już nim. Wychodzi na to, że tak naprawdę nigdy nie był.
Usuńblake ❤
Przez cały ten czasu obserwował ją uważnie, czekając na jej reakcję. Nim wrócą do pracowania nad nim i jego osobowościami, musiał mieć pewność, że Summer nie robi niczego przez niego, przez strach, jaki mógłby w niej wzbudzać. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że już się go nie boi. Dlatego musiał dostać dowód, że naprawdę, chociaż pod tym względem działa świadomie, a to nie jest wywołane psychicznym stanem, w jakim mogła się teraz znajdować. Zdawał sobie sprawę z tego, że uczucia… Tak naprawdę o uczuciach będą mogli mówić później. Musiał jednak mieć pewność, że pozwala mu zostać z pełną świadomością.
OdpowiedzUsuńPrzyglądał się więc jej twarzy i uśmiechowi, który na niej zagościł. Takiej reakcji zwyczajnie się po niej nie spodziewał i nie miał pojęcia, jak on z kolei powinien na to zareagować. Złośliwość widoczna w uśmiechu dziewczyny sprawiała, że nie wiedział w sumie, czy przypadkiem nie powinien się zacząć jej bać. Może to ona chciała przejąć kontrolę nad wszystkim i to wcale nie on nią manipulował, ale ona nim? Wstrzymał oddech, zastanawiając się nad tym, czy mogło faktycznie do tego dojść, ale… Nie wydawało mu się, aby mogła się zachować w taki sposób. Słowa, które zaczęły padać z jej ust dopiero go uspokoił. Ale też nie te pierwsze. Kolejne. Kolejne utwierdziły go w tym, że faktycznie może zostać z nią w rodzinnym domu i pozwolić na to, aby mu pomogła. I poza tym, że… Że będą mogli upewnić się czy uczucia faktycznie są uczuciami? Chociaż on wiedział, że to co on sam czuł, było prawdą, a nie jakimś stanem… Pocałunek, który złączył ich usta, tylko go w tym utwierdził.
— Dobrze, w takim razie… Zacznijmy. Miejmy to już za sobą — powiedział, starając się przy tym wesoło uśmiechnąć, jednak sytuacja osobiście była dla niego na tyle niewesoła, że zamiast uśmiechu na jego twarzy pojawił się słaby grymas.
— Nie wiem, o co chodziło — powiedział — naprawdę, nie mam pojęcia. Nie udało mi się tego dowiedzieć i pewnie, bez niego się nie dowiemy — wymamrotał, oddychając głęboko. Wolałby mieć wolne dłonie, ale powtarzał sobie, że to przecież dla jej bezpieczeństwa. Słuchał jej kolejnych słów i zaczął wówczas odczuwać większe zdenerwowanie. Nie chciał przypominać sobie tamtego dnia, nie chciał wracać do tamtych wspomnień. Bolały. I to za bardzo. — Byłem w pracy — zaczął, siląc się na obojętny ton głosu, ale nie był w stanie go zachować. Same myśli o tym, co robił nim doszło do podpalenia sprawiały, że ściskało go w dołku, bo doskonale wiedział, co było później… — mieliśmy sprawę… z Mahoney’em. Dostał telefon w jakiejś ważnej sprawie i zostawił mnie samego z ogromem formularzy i papierkowej roboty po powrocie do biura. Byłem dłużej i wypełniałem pieprzone tabelki, kiedy on — nie panując nad sobą całkowicie zacisnął mocno pięści i zęby — specjalnie zostawił mnie z tym samego, żeby… — jego ciało zaczęło drżeć, zęby o siebie trzeć a towarzyszący temu dźwięk powodował gęsią skórkę na jego ciele — dostałem telefon, że coś się dzieje, że jest pożar, że…— urwał, biorąc łapczywy oddech, a do tej pory zaciskane mięśnie zaczęły się rozluźniać. Zamrugał kilkakrotnie powiekami i spojrzał przed siebie, a następnie na swoje dłonie i ponownie na siebie.
Nie było już w pomieszczeniu Blake’a.
— Co ty robisz? — Remy spojrzał na Summer z przerażeniem w oczach. Wcześniej może i by się ucieszył z takiego obrotu sprawy, ale teraz… Nie podobało mu się to.
Remy
Niewiedza w sprawie Lawrence’a dodatkowo sprawiała, że cała ta sytuacja była dla Blake’a jeszcze trudniejsza. Oczywiście wyjaśnienie tej konkretnej sytuacji wcale nie sprawiłoby, że z łatwością pogodziłby się z utratą swojej rodziny, z tym, że Mahoney po prostu ich zamordował i to w tak okropny sposób. Nic nie było w stanie sprawić, aby Blake’owi było z tym łatwiej. Świadomość jednak, że w ogóle nie wiedział dlaczego, niesamowicie go wkurwiała i frustrowała. Można powiedzieć, że dodatkowo.
OdpowiedzUsuńCoraz częściej zdawał sobie sprawę z tego, że zemszczenie się w jakikolwiek sposób na winnym i tak nie przyniesie ulgi. Nie mógł jednak tego całkowicie porzucić. Po prostu nie mógł. Czuł, że musi to zrobić, aby uspokoić, chociaż najmniejszy fragment swojej zepsutej duszy. Inaczej do końca życia nie mógłby pogodzić się z tym, że ten śmieć tak po prostu gdzieś się ukrywa i oddycha. Co prawda nadal nie wiedział, co z nim zrobi. Czy pozbawi go życia, ale… Czy mordując Lawrence’a mógłby później spokojnie spojrzeć na Summer? Widział, że dziewczyna nie pochwala zachowania swojego brata, ale to wciąż był jej brat.
Nie chciał bardziej komplikować tego, co na tę chwilę było i tak wystarczająco popieprzone. Dorzucenie do tego morderstwa… To nie brzmiało dobrze.
Słowa blondynki sprawiły jednak, oraz cała sytuacja, że nie myślał o tym, co zrobi z mężczyzną, gdy go w końcu dorwie w swoje ręce.
Skupiał się na tym, czego bał się najbardziej od czasu tych wszystkich wydarzeń. Wspomnienia. Przerażało go same nazywanie wypadku, konkretnie pożarem czy spaleniem, bo na samo brzmienie tego słowa, miał wrażenie, że czuje swąd dymu i towarzyszący temu fetor. A teraz poza myśleniem o tym dniu, miał jeszcze powiedzieć to wszystko na głos. Sama myśl sprawiała, że był przestraszony.
Czując nadchodzącą wściekłość i zdenerwowanie, skupiony na wydarzeniach tamtego dnia, całkowicie zapomniał o wspomnieniu bazowym. Chyba nawet nie byłby w stanie tego zrobić. Za bardzo pogrążony w ciemnościach swojej pamięci, tracił panowanie nad sobą. I to dosłownie.
Remy… Remy nie miał pojęcia, czy to, co wtedy powiedziała Summer było prawdą. Wydawało mu się to niesamowicie głupie i przerażające, ale pocałunek, który złożyła na jego ustach w samolocie… Nie, nie byłaby taka głupia i nie całowałaby człowieka, który przecież ją porwał. Który porwał ją naprawdę, prawda? Wierzył, że nie zrobiłaby tego.
Uboższy o tę wiedzę, byłby znacznie szczęśliwszy. Wolałby trzymać się myśli, że Blake był złym człowiekiem. Tymczasem… Był zboczeńcem. Oboje byli, razem z Summer. W czym dziewczyna niesamowicie szybko go potwierdziła. I przeraziła. Rozszerzył szeroko oczy, spojrzał na związane paskiem dłonie i przełknął z trudem ślinę.
— Odsuń się, jesteś za blisko. Tu Remy. Odsuń się, odsuń się ode mnie — jęczał przerażony czując, jak przez jego plecy przechodzi dreszcz. Był autentycznie przerażony i próbował odsunąć się od dziewczyny, aby oderwała swoje usta od jego ciała. Zniknął szybciej, niż się pojawił.
Blake spojrzał na Summer z nieco mniejszym strachem w swoich oczach.
— Au — mruknął, a następnie spojrzał na dziewczynę. Uniósł odruchowo związane dłonie do szyi, bo czuł dziwny chłód, palcami wyczuł, że jest wilgotna. Przesunął dłonie na obojczyk, który go bolał i czego nie rozumiał. Czuł się dziwnie. Siedział w nim niepokój, a do tego smutek wywołany wspomnieniami, które chwilę wcześniej przywoływał — był tu. Był tu prawda? — Wychrypiał, przymykając oczy i oddychając głęboko. Nie chciał wracać do opowieści o pożarze. Sama myśl o tym na nowo wzbudzała w nim dyskomfort.
blake ❤
Spoglądał na Summer, kiedy powiedziała o haśle i przekrzywił delikatnie głowę, nie bardzo rozumiejąc, do czego wróci. Nie miał pewności, co się stało. Co robiła. Mógł się jedynie domyślać po tym, jak blisko się znajdowała i w jaki sposób zbliżyła się do jego szyi… Zmrużył lekko powieki. Jeżeli faktycznie jego szyja była wilgotna od jej pocałunków, teoretycznie nie powinien mieć nic, przeciwko, ale aż za dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że to nie była odpowiednia sytuacja. Czas, miejsce…
OdpowiedzUsuń— Pocałunek — powiedział cicho, opuszczając spojrzenie w dół. Nie chciał wracać do rozmów, jakie na nich czekały. Nie miał ochoty na tę całą zabawę i próbę ogarnięcia jego osobowości, ale… Skoro samo wspomnienie na wspomnienia tamtego dnia czuł się tak okropnie, bał się tego, co się stanie, kiedy stanie twarzą w twarz z człowiekiem, który doprowadził do takiego stanu rzeczy. Co się z nim stanie, kiedy spotka Lawrence’a?
Obawiał się, że wówczas pojawiłby się Remy, a Remy… Nawet nie chciał myśleć, co w takiej sytuacji mógłby zrobić Remy. Nawet nie wiedział, co mógłby pomyśleć. Dlatego zdecydowanie nie mógł pozwolić na to, aby taka sytuacja miała miejsce.
I chyba tylko, dlatego, zdecydował się po prostu kontynuować to, co jego przełączenie przerwało.
— Ogień był wszędzie — powiedział cichym, zmęczonym głosem — dom stał cały w płomieniach. Cały. Po prostu… Strażacy nie zdążyli ich uratować — wychrypiał — nie byli w stanie w ogóle wejść do środka, ogień rozprzestrzenił się… Wiedzą, że to podpalenie — dodał za wszelką cenę nie patrząc w tej chwili na twarz Summer — wiedzą, że zrobił to ktoś, a nie, że zrobiło się samo, ale nie są w stanie go znaleźć… Dojść do tego, kto to zrobił, to… — zacisnął mocno wargi i uniósł powoli głowę i jednocześnie spojrzenie — a ja wiem. Wiem, że to on. Ale nie mam na to żadnego pieprzonego dowodu poza tym… Jego nie ma. Nie ma go nigdzie — jęknął, czując na nowo wzbierającą się w nim złość i wściekłość. Ścisnął mocno swoje dłonie. Miał ochotę wstać i w coś porządnie, mocno uderzyć. Musiał coś rozwalić, aby dać ujście emocjom.
— Rozwiąż mnie — powiedział, nie odrywając spojrzenia od jasnych oczu dziewczyny — proszę, rozwiąż mnie, muszę… — pokręcił głową. Nie chciał jej się przyznać, że musi użyć siły, aby poczuć się lepiej, ale czuł, jak jego ciało zaczyna drżeć — proszę, Summer, rozwiąż mnie. Muszę się przejść, muszę wstać, coś… Coś zrobić — powiedział, wciąż mocno zaciskając przy tym swoje dłonie w pięści.
blake ❤
Wyobrażanie sobie tego całego procesu, który miał przetrwać z Summer było dużo łatwiejsze, niż rzeczywiste branie w tym udziału. Rozumiał wszystko, o czym mówiła mu wcześniej dziewczyna, że będzie musiał opowiadać o trudnych rzeczach, będą musieli przesuwać granicę zdenerwowania, które potrafiło zawładnąć nim do tego stopnia, że zwyczajnie chował się gdzieś we własnej głowie, pozwalając wyjść na wierzch temu drugiemu.
OdpowiedzUsuńKiedy mu o tym mówiła, wszystko wydawało się proste i dość łatwe do zrobienia. Oczywiście, wiedział, że powrót do przeszłości wspomnieniami nie będzie prosty. Nie spodziewał się jednak tego, że okaże się być, aż tak bardzo trudny, że sam początek będzie wymagał od niego już tak dużo, myślał, że… Myślał, że ten początkowy etap będzie łatwy, a każdy kolejny będzie w jakimś stopniu łatwiej mu przejść, bo będą dochodzili do tego kroczkami. Małymi kroczkami do przodu, tymczasem niemal od razu ruszyło z grubej rury.
Spojrzał na nią, kiedy się odezwała. Zamknął oczy i zgodnie z zaleceniami dziewczyny, próbował przypomnieć sobie tamten obraz młodej Beth, gdy zobaczył ją po raz pierwszy. Skupiając się jednak na liczeniu oddechów, przywoływane wspomnienia się zniekształcały, przez co, wcale nie było mu łatwo się na nich skupić. Otworzył oczy i wypuścił głośno oddech przez lekko rozchylone wargi, kręcąc przy tym głową.
— Nie mogę, nie dam rady — szepnął zażenowany tym, jak bardzo słaby się okazał. Nie podejrzewał, że własna psychika będzie w stanie robić z nim takie rzeczy. Doprowadzać go do stanu, w którym nawet nie mógł swobodnie wrócić do dobrego wspomnienia, bo zaraz zostawało zniekształcone. Nabrał powietrza do płuc, głębokim oddechem i ponownie przymkną powieki, raz jeszcze próbując je liczyć, ale to na nic się nie zdawało. I tak czuł się jak gówno. Dlatego musiał stąd wyjść. Musiał uwolnić dłonie i w coś porządnie przywalić, żeby, chociaż pozbyć się części negatywnej energii, która zdawała się kumulować w nim.
Słysząc zgodę na uwolnienie, odetchnął. Bał się, że tego nie zrobi. W końcu powtarzał jej tyle razy, że ma tego nie robić, nawet, jeżeli będzie prosił. Oczywiście, że nie przypomniał jej o swoich wcześniejszych zaleceniach. Teraz tego potrzebował, a jej propozycja spaceru… Mógł iść na spacer. Nie było w tym nic złego.
— Spacer i rozmowa. Dzięki, Summer — uśmiechnął się. Wcale nie ironicznie i wcale nie brzmiał sarkastycznie. Naprawdę był jej wdzięczny. Mogła przecież zostawić go związanego i dalej męczyć, nakazując opowiadać o kolejnych, przykrych dla niego wydarzeniach, które miały miejsce półtora roku temu. Kiedy tylko rozluźniła pasek i ściągnęła go z jego rąk, momentalnie pokręcił nadgarstkami, a następnie je sobie rozmasował. Wcale nie zdążyły mu ścierpnąć, ani go nie bolały. Ot, zwyczajny odruch. Podniósł się powoli, podpierając się pierw dłońmi o podłogę, a następnie również odruchowo, otrzepał spodnie, a następnie dłonie. Przeczesał włosy i ruszył z Summer.
— Dzieciństwo? Nic ciekawego. Wspinaczki po drzewach, zdarte kolana na rowerach — uśmiechnął się delikatnie. Tak, nie miał, na co narzekać. W domu panował spokój. — Normalne rzeczy. Miałem te szczęście, że w domu panował spokój. Ojciec pracował dla policji, matka pracowała w miejscowej księgarni — wzruszył lekko ramionami. Uśmiechnął się jednak, bo to, że szli trzymając się za ręce, bardzo mu się podobało — lubiłem rowery i wspinaczki na drzewa — powtórzył, cicho się przy tym śmiejąc — w szkole byłem łobuzem. Łapaliśmy żaby i wrzucaliśmy je z kumplami dziewczynom do plecaków — powiedział z uśmieszkiem, ale szybko zelżał — wiem, to było okropne, ale wtedy — wzruszył niewinnie ramionami, dokładnie tak, jakby znowu miał te młodzieńcze lata i miał przeprosić za swoje wybryki — a mieszkaliśmy tutaj, na Northwest — dodał, zastanawiając się nad tym, czy mógłby powiedzieć jej coś jeszcze — w takiej starszej kamienicy.
Niedaleko były parki no i rzeka. Tam też nieźle szaleliśmy z chłopakami, niekoniecznie grzecznie się bawiąc — mrugnął do niej z lekkim uśmiechem — zdzierałaś kolana czy bawiłaś się lalkami, Summer? — Spojrzał na nią z uśmiechem, był w zasadzie naprawdę tego ciekawy — może być park — pokiwał do tego twierdząco głową.
Usuńblake ❤
Może i nie musiał, ale przede wszystkim chciał sobie radzić. Nie lubił sytuacji, w których coś nie do końca zależało od niego. Był pod tym względem prostym człowiekiem. Było zadanie? Trzeba było je wykonać. Nie zastanawiał się długo, po prostu działał. Lubił również, gdy efekty jego pracy były szybko widoczne. Zazwyczaj tak właśnie było, nawet jeżeli nie od razu wszystko było gotowe i takie, jakie powinno być na końcowym etapie, ale drobne zmiany sprawiały, że czerpał z tego radość i satysfakcję, że robi coś, co przynosi efekty.
OdpowiedzUsuńW przypadku jego głowy… Nie widział efektów. Wkurzało go, że w ogóle taka sytuacja go spotkała, że teoretycznie w jego głowie znajdował się ktoś jeszcze, chociaż tak naprawdę to był on sam, że nie mógł w żaden sposób skontaktować się z tym drugim i… wyjaśnić sobie kilka spraw. Tak, to byłoby dużo łatwiejsze, ale zdawał sobie sprawę z tego, że jest zwyczajnie nierealne. Nie mógł pogadać z Remy’m bo jednocześnie, w tym samym czasie nie mogli istnieć, co było jeszcze bardziej popieprzone. W ogóle, cała ta sytuacja wydawała mu się niesamowicie popieprzona. Myśl o chorobie, o tym, że to dzieje się naprawdę i, że trafiło właśnie na niego, przecież… Był dobrym człowiekiem. Nie był potworem, nie był zły… Do czasu. Ale przez całe swoje życie do momentu, w którym ono się skończyło, był przecież dobrym facetem. Dlaczego więc jego głowa sprawiała wrażenie, że wcale tak nie było? Nie umiał tego ogarnąć. Po prostu nie umiał.
Nie zgadzał się również z tym, że nigdzie im się nie spieszy… W końcu, firma sprzątająca z pewnością zauważy, że ktoś był w domu. Jeżeli zgłoszą to swojemu zleceniodawcy? Jeżeli Lawrence dowie się, że Summer wróciła i będzie chciał to sprawdzić? Zobaczy, że są we dwójkę…
— Nie jestem pewien, czy mamy faktycznie tak dużo czasu, jak nam się wydaje — powiedział cicho, nie spoglądając tym razem na dziewczynę. Nie chcąc, żeby widziała jego zdenerwowanie. Tak. Myśl, że Lawrence mógłby pojawić się przed tym, nim zapanuje nad swoją psychiką wprowadzała go momentalnie w stan podenerwowania. Nie mógł pozwolić sobie na jakieś ucieczki, gdy będzie przed nim stał Mahoney.
Kiedy tylko znaleźli się poza budynkiem, nabrał powietrza do płuc i przymknął na krótką chwilę powieki. Próbując w ten sposób uporządkować chaos, panujący w jego głowie. Obecność Summer tuż obok i jej ciepła dłoń.
— Młodość rządzi się swoimi prawami — wyszczerzył się, słysząc jej słowa. Później tylko delikatnie pokiwał głową, bo przecież zdawał sobie sprawę z tego, że okres dorastania rodzeństwa Mahoney nie należał do najprzyjemniejszych. — Oho, musisz mi opowiedzieć tę historię — wyszczerzył zęby, gdy wspomniała, że wylądowała na dołku. Tego nie wiedział. Albo był nieuważny i przegapił te informacje o niej, albo Lawrence zajął się kartoteką siostry.
— Chyba przez ojca — wzruszył lekko ramionami — nie marzyłem od dziecka o byciu specjalnym agentem, to po prostu przyszło z czasem — uśmiechnął się kącikami ust — a praca w policji wydawała się… Nudna? Za mało ekscytująca. Słuchałem jego opowieści, ale chciałem robić coś więcej. Nie wiem, chyba tak… W pewnym sensie to jego sprawka — spojrzał przed siebie, zastanawiając się, co właściwie było tym czynnikiem, przez który podjął ostateczną decyzję — nie byłem, ale udało mi się przekonać jednego z narkotykowego gangu do gadania — kąciki jego ust drgnęły, a on sam wyprostował się — mieliśmy dzięki mnie wtykę i byliśmy zawsze krok do przodu, aż udało się złapać samą górę. Na pewno obiło ci się coś o uszy, to było cztery lata temu. Nazywali tę sprawę sprawą krokodyla z Potomak, boże nie wiem, kto wymyśla te wszystkie kryptonimy, ale one są po prostu… — zaśmiał się cicho, kręcąc przy tym głową — co do tej wybitej szyby… Duże miałaś przez nią problemy?
blake ❤
Nie był tego tak pewny, jak Summer. Obawiał się, że nagły powrót siostry, może zainteresować Lawrence’a, ale może faktycznie przesadzał? Summer z pewnością znała swojego brata lepiej od niego, a on sam miał na pewno przesadne wyobrażenia, bo mógł kierować nim w tej sytuacji strach i obawa, że spotka się ze swoim wrogiem w momencie, w którym nie będzie jeszcze w stanie nad sobą w odpowiedni sposób zapanować. Tak… To mogło powodować prawdziwy lęk i strach.
OdpowiedzUsuń— W porządku — uśmiechnął się lekko — znasz go lepiej — dodał. I pewnie miała rację, skoro przez tyle czasu się do niej w ogóle nie odzywał, dlaczego miałby tak nagle zmienić swoje dotychczasowe podejście? Tak… Musiał się uspokoić i spojrzeć na to wszystko dokładnie tak, jak patrzyła na to Summer. Mieli czas. Musieli mieć, bo inaczej wszystko było na marne.
Chciał zadać dziewczynie pytanie, ale zagryzł wargi i powstrzymał się przed tym. Cały czas dręczyły go myśli związane z Lawrence’m i tym, że nadal nie wiedział, co właściwie chce zrobić z jej bratem. Spytanie jednak ją o to, było wysoce nie na miejscu. Dlatego szybko pozbył się tej myśli ze swojej głowy. Nawet, jeżeli uważała go za potwora, takie pytanie było nie odpowiednie. Nie chciał przecież jej denerwować, ani w żaden sposób ranić. Podejrzewał natomiast, że tymi słowami mógłby wyrządzić więcej niż mógłby sobie to wyobrazić, zwłaszcza w stosunku pomiędzy ich dwójką, a to wciąż przecież było… Dziwne i całkowicie świeże.
— Bez przesady, nie jestem znowu, aż taki całkiem stary — zaśmiał się, chociaż jego wiek faktycznie nie był najniższy. Blake jednak się tym nie przejmował. Czuł się młodo, a liczba wieku nie robiła na nim żadnego wrażenia. Krótko po dwudziestce miał chwilowe zwątpienie, ale kiedy wybiła trzydziestka… Wszystko przestało mieć na znaczeniu. Nie zamierzał się postarzać, bo urodził się w takim, a nie innym roku. Ważne było to, że nic nagle nie łupało go w krzyżu, nie miał żadnych przewlekłych chorób… No, z wyjątkiem tej psychicznej, ale poza tym… Poza tym czuł się świetnie. — Trzydzieści pięć — powiedział i lekko się uśmiechnął — ale czuję się, co najwyżej na dwadzieścia pięć i niech tak zostanie — wyszczerzył zęby, spoglądając przy tym na nią z uniesioną brwią — dobra, to teraz mi powiedz jak bardzo się różnią nasze lata młodości — ścisnął jej dłoń odrobinę mocniej. Widząc w oddali majaczący park, przyspieszył odrobinę, czując nagłą potrzebę znalezienia się już na jego alejkach.
— No ładnie… — wymruczał, kiwając głową — właśnie… Gdy o tym wspomniałaś, cóż, nie będę ukrywał, zacząłem się zastanawiać, czy coś przegapiłem — przyznał — może, nie wiem — dodał, wzruszając ramionami.
— Wszystko raczej to mniejsze sprawy, właśnie o zasięgu lokalnym, nie krajowym — wzruszył ramionami — krokodyl nie był znowu, aż tak osławiony. Jest kilka historii… Handel bronią, przemyt ludzi… — westchnął, kręcąc przy tym głową. Ludzkość była przerażająca i doświadczał tego w swojej pracy. Do czasu, gdy mógł normalnie pracować.
Wysłuchał uważnie każdego jej słowa i uśmiechnął się przy tym delikatnie kącikami ust. Nie spodziewał się, że to wydarzenie mogło mieć, aż takie konsekwencje.
— To stałoby się prędzej czy później — spojrzał na Summer — gdybyś go nie zbiła, pewnie i tak wszystko wydarzyłoby się tak, jak dotychczas. Może nawet gorzej? — Zawsze starał się myśleć w ten sposób, że gdyby przeszłość była inna… Dlatego mógł skupić się na zemście i obwinianiu Lawrence’a zamiast wypominać sobie, że to on mógł coś zrobić inaczej. — Wiem, ma się ten talent. W końcu agentem specjalnym nie zostaje się ot tak — zaśmiał się cicho — no właśnie… i te nazwy. Tragedia, nie? Powinni zatrudnić kogoś, kto będzie to robił umiejętnie — dodał, wracając jeszcze do tematu krokodyla… Otrząsnął się nawet delikatnie, na znak, jak bardzo mu się to nie podobało.
blake ❤
Spojrzał na dziewczynę, zastanawiając się nad jej słowami. Może faktycznie przesadzał i martwił się na zapas opcją, która miała się nie wydarzyć? W końcu to, co mówiła Summer miało sens. Skoro przez tyle czasu się nią nie zainteresował… Z drugiej strony, czy to nie było dziwne, że jednak nie posłuchała jego słów i wróciła do rodzinnego domu? Nie miał pojęcia, co o tym może myśleć Lawrence, w jaki sposób rozumuje i jakie wyciągnie wnioski. Zwłaszcza po tym, że przecież wiedział, że Blake ma Summer, o czym dziewczyna sama mu przypominała mówiąc o wiadomości, którą wysłał, od razu, gdy ją uprowadził i zamknął w swoim mieszkaniu.
OdpowiedzUsuńZmarszczył delikatnie brwi, próbując sobie dokładnie przypomnieć treść wysłanej wiadomości.
— Coś o tym, że cię znalazłem i chcę go dorwać… W skrócie, coś w ten deseń — powiedział, wykrzywiając delikatnie usta w grymasie niezadowolenia. W zasadzie to teraz żałował tej wiadomości. Mógł to sobie całkowicie darować. Teraz jeżeli dowie się o obecności Summer w Waszyngtonie na pewno się zainteresuje, bo skoro wiedział, że Blake ją ma… — Mogłem sobie darować te wiadomości — mruknął, ale cóż… Było już za późno. Co prawda była jakaś nikła nadzieja, że być może mężczyzna zmienił numer, wiadomość nie dotarła, ale… Tego przewidzieć nie mógł. Odpowiedzi żadnej przecież nie dostał, ale to o niczym tak naprawdę nie świadczyło.
— No już bez przesady — zaśmiał się cicho — to musiałoby być bardzo wcześnie, a wbrew pozorom, całkiem porządny ze mnie gość — mruknął, zdając sobie sprawę z tego, jak beznadziejnie brzmiało to w jego ustach. Tak, przyzwoity gość, który śledzi i uprowadza niczemu winną studentkę. Ciekawe, co w takim razie w jego słowniku mogło oznaczać nieporządnego gościa. Spojrzał na blondynkę i uśmiechnął się do niej lekko zakłopotany, wolną dłonią sięgając swoich włosów i przeczesał je nerwowo, starając się wymyślić coś bardziej sensownego do powiedzenia. Na szczęście Summer nie zamilkła i kontynuowała temat młodości.
— Jakby w twoich czasach bajki były bez przemocy? — Uniósł wysoko brew, uśmiechając się delikatnie. Tak, zdecydowanie wolał się trzymać w tym momencie tematu młodości. Był dużo przyjemniejszy, niż jego wcześniejsze, nieszczęsne słowa — poza tym… Miś Yogi nie miał w sobie za grosz przemocy. Chociaż kradzież koszyków nie była czymś moralizującym — zaśmiał się, na wspomnienie jednej z ulubionych bajek, które oglądał z namiętnością za czasów młodzieńczych, a później te same bajki oglądał z Daisy, która zdecydowanie nie była nimi tak zainteresowana, jak on, gdy był w jej wieku — w każdym razie, pewnie masz rację. Teraz dzieciaki wychowują się w zupełnie inny sposób — mruknął, bo coś o tym wiedział. Przynajmniej częściowo. Poczuł też momentalnie, jak coś zaciska się w jego gardle, a raczej, jak jego gardło się zaciska.
— Przemyt, handel… — westchnął cicho — filmy inspirują się rzeczywistością, niestety. Wolałbym, żeby to wszystko nie miało miejsca w życiu — zdecydowanie. Czasami był przerażony tym, co widział. Wiedział jednak, że sam przecież wybrał sobie taką, a nie inną pracę. — Nie ma co się nad tym zastanawiać — powiedział. Tak, wolał się trzymać właśnie tego. Podejrzewał, że Lawrence tak czy inaczej stałby się takim człowiekiem, jakim właśnie był.
— No oczywiście… — Wyszczerzył szeroko zęby, chociaż był pewien, że do obrośnięcia w piórka brakowało mu jeszcze sporo — możemy. Chociaż nie wiem, czy huśtawka mnie utrzyma. Ale mogę pohuśtać ciebie — zaproponował, ruszając we wskazanym przez dziewczynę kierunku — chociaż muszę przyznać, że jestem zaskoczony taką propozycją — dodał, spoglądając na nią. Zdecydowanie się tego nie spodziewał, ale sam nie miał nic przeciwko.
blake ❤
Nie był pewien wcale słów dziewczyny. Nie, uważał zwyczajnie inaczej. Jako wyszkolony agent nie powinien działać pod wpływem emocji. Prawda była taka, że gdyby była to jedna ze spraw federalnego biura śledczego, już dawno zostałby oddelegowany do papierkowej roboty. Góra zrobiłaby wszystko, aby go od tego odciągnąć. Nie pozwalając mu przy tym na popełnianie kolejnych, głupich błędów, które wynikały tylko ze względu na to, że nie potrafił nad sobą panować. Dobrze o tym wiedział, był tego świadomy. W tym przypadku oczywiście nie było w ogóle mowy o wycofaniu się, to była tylko i wyłącznie jego sprawa i nikt nie miał prawa go od tego odciągnąć. Sam też nie zamierzał nagle porzucić swojego zadania. Nie był w taki sposób wyszkolony, ale... Było, ale i to stanowiło pewien problem. Powinien, chociaż spróbować działać racjonalnie. Dłużej myśleć o kolejnych, podejmowanych przez siebie krokach, zastanawiać się nad faktycznym stanem rzeczy i przede wszystkim, impulsywność powinna być tym, czego miał unikać. Tymczasem to ona nim kierowała. Niemal na każdym kroku improwizował. Nie planował, jak wcześniej kroków z wyprzedzeniem. Po prostu działał, pod wpływem chwili i tak o to znalazł się w Waszyngtonie. Jego zakładniczka była teraz dla niego pomocą, zaczynał czuć coś, czego jeszcze do końca nie rozumiał i nadal pragnął dorwać Mahoney’a. Miał jednak wrażenie, że zamiast coraz bliżej niego, znajdował się coraz dalej. Nie miał przecież pojęcia, gdzie ten jest, czy ma oko na siostrę, czy być może on sam śledził jego? Było tak dużo pytań, a tak mało odpowiedzi. Prawda była też taka, że nie miał komu tych pytań zadać. Summer może i coś wiedziała, ale widział, że jej wiedza na temat brata była ograniczona.
OdpowiedzUsuńUniósł zaciekawiony brew, czekając, aż blondynka powie coś więcej na temat swojego pomysłu. Był ciekaw tego, co mogła wymyślić. Może naprawdę była w stanie pomóc mu, skontaktować się z Lawrence’m, a raczej nie tyle z nim skontaktować, co wywabić go ze swojej kryjówki. Uśmiechnął się kącikiem ust, słuchając jej słów. Szczerze mówiąc, nie miał pojęcia, czy jej pomysł mógł w czymś pomóc... Z drugiej strony... Miał wrażenie, że znalazł się w takim punkcie, w którym może spróbować w zasadzie wszystkiego. Summer miała jednak w jednym stu procentową rację. Pierw musieli rozwiązać problem Remy’ego.
— Szczerze? Nie mam pojęcia — wzruszył ramionami. Nie wiedział dlaczego Mahoney posunął się do podpalenia i okrutnego pozbawienia życia jego najbliższych. Sposób w jaki obie umarły był... Na samą myśl w Blake’u się gotowało. Nie rozumiał, jak można było zrobić coś tak strasznego. Nie postrzegał Lawrence’a jak człowieka, a jako potwora. Dokładnie tak, jak jego siostra — z drugiej strony, jeżeli sam się nie ujawni... Jakoś będzie trzeba go wyciągnąć. Próbując wszystkiego — westchnął, zaciskając mocno pięści. Musieli podjąć szybko inny temat. Czuł, że to nie było to, o czym powinni rozmawiać w tej chwili, skoro miał trochę odetchnąć. Ten o jego osobowości i porządności również nie był dobry, dlatego przemilczał to. Wszystko w tej chwili wydawało się nieodpowiednie i prawdopodobnie prowadzące do stania się pstryczkiem.
— Summer — spojrzał na nią, nie wiedząc, jak ma powiedzieć, że nawet rozmowa o dzieciństwie stała się trudna. Gadanie o przemocy kierowała jego myśli tylko w jednym kierunku. Zacisnął mocno palce na jej dłoni. Czuł, że jego własna poci się znacznie mocniej i szybciej. Miał nadzieję, że zrozumiała... — nie mogę, musimy mówić o czymś innym, o czymś... dobrym — powiedział, nie mając pojęcia, co to właściwie miało znaczyć.
Naprawdę mu ulżyło, gdy znaleźli się w parku, a plac zabaw stał się celem. Co prawda zerknął na kobietę z dzieckiem, ale prędko odwrócił od niej spojrzenie. Skupiał się na Summer, tak jakby skoncentrowanie się na czymś innym, miało mieć wpływ na jego życia.
— Może właśnie dlatego — przytaknął, nie zastanawiając się długo nad swoją odpowiedzią. Pierwsze, co wpadło mu do głowy. Zasiadł na karuzeli, nawet o tym nie myśląc. Wciąż skupiał się po prostu na niej. Normalnie zastanowiłby się, czy przypadkiem nie uszkodzą zabawek, czy na pewno nie ma więcej dzieci, które też mogłyby chcieć skorzystać z tej konkretnej zabawki. Czy o czymkolwiek. Teraz nie myślał. — Mów do mnie, proszę — powiedział, patrząc prosto w jej oczy — mów o jakichś... bzdurach — sprecyzował — o czymś nieistotnym, proszę. O niczym poważnym — dodał, mrugając pospiesznie powiekami.
UsuńBlake ❤
Wiedział, że to był dopiero początek. Tak naprawdę ledwo weszli na ścieżkę prowadzącą do naprawienia, ale Blake nie był już tak bardzo pewny tego, że to wszystko będzie w stanie mu jakoś pomóc. Ledwo zaczęli, a on sam czuł się już tym zmęczony i przygnębiony. Trzymała go jedynie myśl, że bez przejścia przez to wszystko, będzie naprawdę trudno stanąć mu przed Lawrence’m. Miał świadomość, że jeżeli nie jest w stanie panować nad Remy’m kiedy tylko wraca wspomnieniami do przeszłości sam… Po prostu opowiadając je Summer, stanie twarzą w twarz z człowiekiem, który zadał mu tak wiele bólu, sprawił, że okropne obrazy stały się rzeczywistością. To on był stwórcą tego, co w życiu Blake’a było najgorsze.
OdpowiedzUsuń— Jasne, pierw naprawa — westchnął cicho na jej słowa.
Wiedział, że wytrzymanie tego będzie trudne. Na ten moment wydawało się wręcz niemożliwe i w zasadzie, wcale nie zdziwiłby się, gdyby właśnie tak było. Sama myśl o tym zaczynała go przerażać. O tym, że pokaże Mahoney’owi do jakiego stanu go doprowadził. Co tak właściwie z nim zrobił. Nie chciał… Nie chciał, aby Lawrence zobaczył go takiego. Może to było głupie, bo nie powinien się przejmować tym, co sobie pomyśli akurat ten konkretny człowiek, ale… Bał się, że dzięki temu poczuje satysfakcję? Prawdopodobnie właśnie o to chodziło. Nie chciał jej dawać komuś takiemu, jak Lawrence.
Teraz po prostu bał się tego, że Remy go przezwycięży. Nie mógł na to pozwolić, czując więc narastające zdenerwowanie mógł coś zrobić. Teraz jednak sytuacja również była inna, nie został wyprowadzony całkiem z równowagi. Spotykając się z bratem Summer, przecież nie poprosi go o to, aby zmienili temat. Aby porozmawiali chwilę o czymś innym, bo jego mózg zaczyna świrować. Nie było w ogóle takiej opcji. Zaczynał się bać, że do spotkania ze swoim największym wrogiem, bo zdecydowanie mógł w tej chwili tak nazywać Mahoney’a, nigdy nie dojdzie, ponieważ on sam nie będzie w stanie odpowiednio się do takiego spotkania przygotować.
Bał się, że nie dadzą rady, że za chwilę coś się wydarzy, że… Remy się wydarzy. Przerażała go sama ta myśl. Wolał być chyba nieświadomy tego wszystkiego. Było łatwiej, żyjąc w błogiej niewiedzy. Może i dziwił się urwanym filmom, dziurą w pamięci, ale… Ale przynajmniej nie musiał się bać, że w każdej chwili tak na dobrą sprawę, coś może się wydarzyć. Teraz tak się czuł, co z kolei sprawiało, że zdenerwowanie wzrastało. Może nie gwałtownie, ale jednak. Czuł to wyraźnie.
Pokiwał głową.
— Po prostu mów… Proszę, mów — powtórzył, a kiedy Summer zaczęła się zastanawiać nad tematem i kiedy w końcu go zaproponowała, Blake tylko energicznie pokiwał głową. Mógł słuchać i o Tilly. Po prostu musiał oderwać myśli od tego, co było dla niego bolesne i ciężkie do zniesienia. Spoglądał intensywnie na twarz blondynki i kiwał lekko głową, spijając z jej ust każde słowo. Koncentrował się na tym, co mówiła. Próbował sobie wyobrazić przedstawioną scenę, aby jak najbardziej ukierunkować pracę swojej głowy na jedno. I chyba mu się to udało. Zaśmiał się nawet cicho w którymś momencie. Sytuacja wydawała się naprawdę absurdalna, ale… Ale Tilly wydawała się osobą, która faktycznie mogłaby coś takiego zrobić. Trochę żałował, że potraktował ją w taki, a nie inny sposób, że chciał ją po prostu wykorzystać. — I tak kręciła — powiedział z lekkim uśmiechem — powiedziała, że pracuje w międzynarodowej korporacji i wyjeżdża niedługo na długą delegację — znał prawdę. Prześwietlił ją wcześniej, ale przecież nie zamierzał jej mówić, że wie, gdzie tak naprawdę będzie, gdy niby powinno być w trakcie delegacji.
Była to dla niego pewnego rodzaju forma rozrywki. I chyba było mu łatwiej i bez wyrzutów sumienia ją okłamywać, bo ona sama też nie była szczera. — Czyli przyjaźń rozleci się przez faceta — zaśmiał się cicho, chociaż tak naprawdę w tym konkretnym przypadku nie było powodu do śmiechu. Nigdy nie było — może… Może powinnaś się do niej odezwać? Dać znać, że nic ci nie jest — powiedział, przygryzając lekko wargę. Nie miał pojęcia, jak obecnie wyglądała dokładnie relacja blondynki z brunetką, ale skoro się przyjaźniły… Tilly mogła się przecież zacząć martwić o Summer.
UsuńBlake❤
— Wiem wszystko — powiedział, a po chwili zmarszczył delikatnie brwi — co prawda o mieszkaniu u brata niekoniecznie, ale… Wiem, że bywał u niej w ostatnim czasie bardzo często. Musiałem ją obserwować — wzruszył lekko ramionami — wydawał się być normalny, ale każdy wydaje się być normalnym… — mruknął. Nie poznał brata Tilly, bo przecież oficjalnie wiedział od Tilly tylko tyle, że ten istniał, że miał żonę i dzieci, a sama brunetka chciała w ostatnim czasie spędzić z nimi czas. Domyślał się, dlaczego, ale oficjalnie przecież nic nie wiedział. Nie miał pojęcia o jej chorobie, o operacji i czasie rekonwalescencji. Według oficjalnej informacji, Tilly była na długiej delegacji, a nie w szpitalu.
OdpowiedzUsuńSłuchał jej uważnie. Rozmowa na temat Tilly i tego, co się wydarzyło, może nie działała na niego kojąco, ale nie sprawiała, że denerwował się bardziej. Można powiedzieć, że taka była przecież w ostatnim czasie jego codzienność. Rozmowa o codzienności nie mogła doprowadzić do zmiany, prawda? Tego się trzymał.
— Ja? To ona miała się odezwać po powrocie z delegacji, bo podczas jej trwania nie miała mieć dla siebie nawet krótkiej, wolnej chwili — zaśmiał się cicho. Szybko jednak przestał, słysząc pytanie Summer. Wygiął usta w delikatnym grymasie.
Wykorzystał Tilly, to była prawda. Nie mógł powiedzieć, że była brzydka. Ale czy sam z siebie spojrzałby na nią i zainteresował się nią w ten sposób, gdyby nie świadomość, że pomoże mu się zbliżyć do Summer? Wątpił w to. Nie był zainteresowany poszukiwaniem związku. Nawet teraz, jeżeli chodziło o samą blondynkę… Uczucie pojawiło się samo. Nie szukał go przecież na siłę, nie planował tego. Nie o to chodziło.
— Nie. Nie było prawdziwe — powiedział poważnie — to był tylko środek do celu, droga, którą musiałem pokonać — sprecyzował. Był jeden moment, w którym poczuł się jak kiedyś, ale to nie przez Tilly. To przez wyobrażanie sobie, że obok była Beth. Ale Tilly nie była jego żoną. Dlatego nie musiał się zastanawiać, aby oznajmić, że to nie było nic poważnego czy prawdziwego. Od samego początku chodziło tylko o siedzącą na karuzeli blondynkę, o nikogo innego. — Summer… — zaczął, zastanawiając się jednocześnie nad tym, co właściwie chciał jej w tej chwili powiedzieć — gdybym… Gdybym potrafił przewidzieć wszystko, to wszystko zrobiłbym zupełnie inaczej. Nie mieszałbym w to ani ciebie, ani twojej przyjaciółki. Nie… Nie krzywdziłbym was — szepnął, spoglądając w jej oczy. Chciał się uśmiechnąć, ale kąciki ust nie współpracowały z nim w tej chwili. Zamiast tego wyciągnął rękę, aby złapać dłoń Summer — nigdy nie zrobiłbym ci krzywdy i nie zraniłbym nikogo, na kim tobie zależy… Chciałbym cię za to wszystko przeprosić, ale wiem, że mogę robić to nawet tysiące razy, ale nic i tak się nie zmieni — wyrzucił z siebie, delikatnie gładząc wierzch dłoni dziewczyny.
Blake❤
Wykrzywił usta w delikatnym uśmiechu, nie bardzo wiedząc, co właściwie mógłby powiedzieć. Summer przecież miała świadomość, że kręcił się koło niej samej i jej przyjaciółki nie bez powodu. Dlatego w ostateczności nic więcej w tym temacie nie powiedział. Oboje dobrze wiedzieli, że Blake miał sporą wiedzę na jej temat. To jednak nie sprawiało, że mógł powiedzieć, że znał dobrze Summer. Zawsze powtarzał, że obserwacja a kontakt twarzą w twarz i uważne przyglądanie się człowiekowi, to dwie różne rzeczy. Nie dało się jednak zaprzeczyć, że z informacji i dobrego szpiegostwa, dało się wiele wywnioskować.
OdpowiedzUsuńPokiwał delikatnie głową. Słysząc jej słowa, uniósł wysoko brew. Mówienie o chorobie psychicznej tego stopnia w formie przeszłej wydawała się… Dziwna. Przechylił swoją głowę delikatnie na bok i zmrużył lekko oczy. Nie, nie rozważał propozycji, aby go porządnie pieprznęła w łeb. Wolał nie ryzykować. Temat wydawał się jednak interesujący. Nawet bardzo.
— Ciekawe… To dość zaskakujące. Myślałem, że takich chorób nie da się tak po prostu… Pozbyć. No wiesz… Chociaż wolę nie ryzykować uszkodzeniem mózgu. Gorzej, jak się cud nie wydarzy — stwierdził. Tak, zdecydowanie wolał nie przekonywać się o tym na własnej skórze. Mimo wszystko podejrzewał, że ta konkretna informacja zasiedli mu się w mózgu.
Kolejny raz nie był pewien, co tak właściwie ma powiedzieć blondynce. Słuchał jej z największą uwagą. Sam nie powiedziałby, że jest dla niego bezużyteczna… Jednak nie była potrzebna do tego, co początkowo z nią zakładał. Wolał jednak to przemilczeć. Ich sytuacja już i tak była wystarczająco skomplikowana, wiec uznał, że nie ma sensu komentować i rozwodzić się nad użytecznością lub nieużytecznością. Ważne było to, aby miała świadomość, że nie chciał jej skrzywdzić.
— W takim razie już się zamykam i nic nie mówię — uśmiechnął się kącikiem ust, spoglądając na nią. Skinął lekko głową, chcąc ją zachęcić do tego, aby powiedziała coś więcej, a następnie jego uśmiech odrobinę się poszerzył. Czy Summer właśnie… Właśnie pokazywała mu, że byłaby zazdrosna o Tilly? Nie umiał powstrzymać wkradającego się na jego usta uśmiechu. Próbował powstrzymać zmierzające ku górze kąciki ust, ale na nic się to nie zdawało.
— Rozumiem, że jesteś zazdrosna — wypalił, nie odwracając od niej nawet na krótką chwilę swojego spojrzenia. Powinien się zamknąć, wiedział o tym, ale… Ale się nie powstrzymał — to całkiem urocze, Summy — dodał, prostując głowę — nic co było między nią, a mną nie było na poważnie, więc…. Nie musisz szykować na mnie swoich pięści i nie musisz… Się niczym martwić — dodał jednak szybko z uśmiechem na twarzy. Podobało mu się to, w jakim to wszystko zmierzało kierunku. A przynajmniej, tak mu się wydawało, że zmierza w odpowiednim kierunku. — Uśmiechnij się ładnie. Dla mnie — powiedział nieco ciszej, patrząc na nią.
blake ❤
Uniósł wysoko brew. Wcześniej zdecydowanie nie interesował się psychiatrią… Teraz zaczynał, ale miał ku temu porządny powód. Co prawda jego wiedza ograniczała się do tego, co usłyszał od Summer, bo nigdy wcześniej nie musiał i nie czuł potrzeby zagłębiania jakiegokolwiek tematu związanego z chorobami psychicznymi, ale… Wiedział, że teraz sam choruje, więc dobrze byłoby wykazać jakieś zainteresowanie owym tematem. Słysząc więc, że dało się to wyleczyć… Nie dziwne, że jego brew powędrowała w górę, a w jego jasnych oczach coś błysnęło. Zainteresowanie. Może nawet jakiegoś rodzaju podekscytowanie? Oznaczało to przecież, że i dla niego była jakaś szansa. Nie miał jeszcze pojęcia jak duża, ale była. To było najważniejsze. Zdecydowanie.
OdpowiedzUsuń— Nie powiem, żeby to brzmiało jakoś zachęcająco. Uszkodzenie mózgu kojarzy mi się raczej z czymś złym niż dobrym. No wiesz — spojrzał na nią wymownie. Zdecydowanie słowo uszkodzenie nie zachęcało do działania. Na pewno nie w taki sposób. Wolał już zmagać się z did, niżeli próbować na ślepo uszkodzić głowę tak, aby może pomogła z tym… Tak, zdecydowanie wolał nie eksperymentować, aby przypadkiem nie stać się warzywkiem. Nie zdążył powiedzieć niczego więcej, kiedy Summer zaczęła mówić o nowej technice leczenia. Medycyna nie była jego konikiem, nigdy w jakiś szczególny sposób go nie interesowała. Pokiwał głową, chociaż szczerze mówiąc, niewiele z tego wszystkiego na ten moment rozumiał.
— Muszę mieć jakieś potwierdzenie, że wcześniejsze metody nie dały żadnych skutków? — Spytał. Był naprawdę ciekawy. W końcu chodziło o jego zdrowie, ale… Nie mógł sobie na żadne leczenie pozwolić w tym momencie. Miał przecież zadanie do wykonania. Zadanie, które musiało być w tej chwili odwleczone w czasie, bo miał problem z własną głową. Westchnął ciężko, rozglądając się dookoła siebie. — Ile może trwać takie leczenie? — Był naprawdę zainteresowany — i gdzie… Gdzie w ogóle się tym zajmują, wiesz coś?
Mógłby zadać jej jeszcze sporo pytań dotyczących dbs, ale chociaż był zainteresowany, w pewien sposób się obawiał.
Uniósł jeszcze wyżej brwi, słysząc jej odpowiedź. Nie wierzył w jej zaprzeczenie. Wręcz przeciwnie, reakcja, jaka się pojawiła tylko go w tym utwierdzała.
— Jasne, rozumiem… Chciałabyś być fair w stosunku do Tilly — stwierdził, uśmiechając się głupkowato — wygnałabyś mnie sama do NYC wtedy, hm? — Spytał, nie spuszczając z niej swojego intensywnego spojrzenia. Zaśmiał się dźwięcznie. To było miłe. Nie myśleć o niczym innym poza tu i teraz — uważaj, bo tak ci jeszcze zostanie — wytknął, kiedy pokazała mu język i wyszczerzył się tylko szeroko — nie zasłużyłem? Patrz, zabrałem cię na plac zabaw, żebyś mogła się poczuć na nowo młodo — wyszczerzył zęby. To nic, że to ona ich tu przyprowadziła, a on po prostu szedł krok w krok za nią. W tej chwili to nie było w ogóle istotne.
Słysząc jej słowa… Podniósł się, łapiąc się dłonią pręta karuzeli i na metalowej podstawie klęknął przed Summer — jestem bardzo grzeczny. Wydaje mi się, że już o tym wspominałem. Ale skoro potrzebujesz dowodu… Błagam o przebaczenie — zaśmiał się cicho, puszczając się na chwile, aby złączyć dłonie ze sobą i wznieść je ku blondynce, jakby miał rozpocząć modły do niej — chociaż muszę zauważyć, że to ty jesteś dość niegrzeczna. Sugerowanie komuś, że ma się pieprzyć nie jest dość kulturalne, a na pewno nie pasuje do wizerunku damy — zauważył, zadzierając głowę wysoko, aby spojrzeć na jej twarz.
blake ❤❤❤
Nie potrafił sobie wyobrazić, aby jakikolwiek uraz mógł wpłynąć tak dobrze na cudzą psychikę. Wydawało mu się to po prostu niemożliwe… Jakim cudem? Takie rzeczy zdecydowanie mogły być określane mianem cudu. Bo jak inaczej? To nie było zwykłe szczęście. Ciężko było mu zrozumieć, że mogło to zależeć od zwykłego farta… Z drugiej strony, jak określić inaczej cud? Taka osoba, była pierdolonym szczęściarzem, skoro z uszkodzenia mózgu wychodził w obronny sposób i to w lepszym stanie, niż początkowo.
OdpowiedzUsuń— Muszę poznać tego faceta — stwierdził cicho, bardziej do siebie. Może niekoniecznie chodziło mu w tej chwili o poznanie w konkretnym tego słowa znaczeniu. Nie czuł w tym momencie chęci poznania samego brata Tilly. Bardziej zaczęła interesować go historia, a konkretnie historia medyczna. Wystarczyło tylko porządnie pogrzebać…
— Myślisz, że lepiej byłoby… Poszukać kogoś już teraz? — Spojrzał na Summer. Tak naprawdę nie wiedział nic o tym konkretnym sposobie leczenia, poza tym, co właśnie usłyszał od Mahoney. Jeżeli jednak powiedziałaby mu teraz, że to jest jedyne rozwiązanie dla niego… Nawet by się dwa razy nie zastanawiał. Zatrząsnąłby ziemią i niebem, aby jak najszybciej pojawić się gdzieś w ramach pacjenta. Wtedy nie musiałby się martwić jej bratem, a raczej spotkaniem z nim. Wszystko byłoby przełożone jednak w czasie i… I co, jeżeli nie byłby sobą? Wspomnienie o tym, że mogą zajść mocne zmiany, przystopowała jego entuzjazm. — Nie… Muszę przystopować. Dałem się porwać myśli, a tu przecież chodzi o moje życie, o moją głowę… — uśmiechnął się słabo. Sięgnął dłonią i delikatnie popukał się palcami w czaszkę. Sam nie wiedział, po co właściwie. Chyba musiał sobie samemu uświadomić dobitnie, że to nie miał być żaden rutynowy i wykonywany niemal codziennie zabieg. Nagrzał się jak dzieciak, który usłyszał, że za chwilę dostanie wypasioną konsolę czy jakąś najnowszą grę. Tak, musiał ochłonąć, jeżeli chodziło o podejmowanie jakichkolwiek decyzji związanych z jego stanem zdrowia.
Zaśmiał się tylko na jej słowa i reakcję. Nic nie mógł poradzić na to, że go to bawiło. Chociaż nie w taki sposób, że się z niej wyśmiewał. Raczej powodowała urocze rozbawienie. Takie sformułowanie pasowało dużo bardziej do tego, co w tej konkretnej chwili czuł, kiedy spoglądał na nią i słuchał padających z jej ust słów.
— Powinna być wdzięczna bogom za taką przyjaciółkę. Gorzej, że facet nie ma zamiaru pakować się w samolot i tam wracać. Na pewno nie do niej. Jeżeli coś było prawdziwe, to tylko jednostronnie — powiedział już nieco spokojniej. Nie mógł mówić przecież za Tilly, ale wątpił, aby i ona podchodziła do tego w poważny sposób. Inaczej powinna być z nim szczera w kwestii swojej choroby, a nie była. Zresztą, Tilly w tej chwili była najmniej interesującą go osobą.
Nawet Lawrence tracił na znaczeniu, kiedy w pobliżu była Summer, a oni… Oni zachowywali się tak, jakby nigdy nic złego się pomiędzy nimi nie wydarzyło. Gdyby to on sam, nigdy nie zrobił nic złego.
— Do dziadka jeszcze mi trochę daleko — zaśmiał się — ale tak. Potrafię być takim bezczelnym typkiem. Wykorzystuję fakty w odpowiedni sposób dla siebie, młoda panno. Nauczysz się tego, gdy będziesz odrobinę starsza — zaśmiał się.
Nie zastanawiał się długo nad tym błaganiem jej na kolanach. Wydawało mu się to właściwie. Poza tym… Miło było nie musieć myśleć o wszystkim innym.
— Mam zacząć składać jakieś obietnice, żebyś szybciej rozpatrzyła me prośby na moją korzyść? Nie wiem… Sok jagodowy codziennie do śniadania? Albo bajki po kąpieli — zaśmiał się, kręcąc przy tym delikatnie głową — sama mówisz, że jesteś młoda. Alkoholu nie będę proponował małolatą — oznajmił z udawaną powagą.
Jego mina jednak z udawanej dość prędko przeistoczyła się w prawdziwą, bo jej słowa… Zdecydowanie go zbiły z tropu. Spojrzał na jej twarz i przez kilka sekund, które wydawały mu się bardzo długie, nic nie powiedział. Po chwili dopiero odchrząknął — cofam te bajki i sok do kolacji — powiedział z lekkim uśmiechem, próbując wbić się w rytm, jednak wszystko, co przychodziło mu do głowy było beznadziejne. Dlatego ponownie odchrząknął i zaczął podnosić się z kolan — czuję, że muszę się zamknąć a pytanie jest podchwytliwe. Odmawiam odpowiedzi. Czekam na werdykt odnośnie moich dramatycznych przeprosin — uśmiechnął się kącikiem ust, siadając na swoje poprzednie miejsce. Przyglądał się jednak Summer z zainteresowaniem, próbując ją rozgryźć.
Usuńblake ❤
Nie miał pojęcia, jaką reakcję mogą wywołać jego słowa, zwłaszcza, że w ogóle nie myślał o tym, aby faktycznie stanąć twarzą w twarz z tym facetem. Przynajmniej na ten moment o tym nie myślał. Nie mógł zagwarantować, że to się nie zmieni. Teraz jednak chciał po prostu znać same fakty, a fizyczny Morrison nie był mu do tego potrzebny.
OdpowiedzUsuń- Raczej chciałbym trochę pogrzebać – przyznał. Wiedział, że teoretycznie nie powinien mówić takich rzeczy – czuję, że wcale nie byłoby łatwo wyciągnąć z niego takich informacji od tak, a... Nie będę faceta przetrzymywał. Zwłaszcza, skoro z jego psychiką nie jest najlepiej... No wiesz... Może ta jego schizofrenia może wrócić? Mogłoby być słabo, gdyby dwoje wariatów było razem w jednym pomieszczeniu. Zwłaszcza, gdyby obu nam odpierdoliło – stwierdził, wzruszając delikatnie ramionami. Tak, na pewno nie miał zamiaru go uprowadzać, ani nic w tym stylu. – Bardziej coś w rodzaju poznania przez dokumenty – powiedział, unosząc delikatnie kącik ust. Mogłaby go zgłosić, ale zaczynał coraz bardziej ufać Summer. Sam nie wiedział, dlaczego nie miał oporu, aby powiedzieć jej wprost, że będzie chciał komuś pogrzebać w dokumentacji, może trochę postalkować, ale... Gdyby chciała go zamknąć, już by to zrobiła. Miała mnóstwo okazji do tego, ale nie zrobiła nic, więc... Nie musiał się jej obawiać. Na pewno nie w taki sposób i nie w tej chwili.
Uśmiechnął się do niej słabo. Niby wiedział, że tak naprawdę nie zaczął nawet żadnego leczenia, ale zwyczajnie chciałby być już zdrowy i bez problemu, tak po prostu. Dlatego wykrzywił usta w delikatnym uśmiechu i pokiwał lekko głową.
- Dziękuję – powiedział, rozkoszując się jej bliskością i ciepłą dłonią na swoim policzku. Przechylił głowę, obserwując ją. Nie zadawał jednak pytań, jeżeli chodziło o Tilly wolał się po prostu nie zagłębiać w temat.
- Porada wujka Blake’a – zaśmiał się cicho, ale spoważniał dość szybko – nie, nie jestem starcem. Bez przesady... A sok winogronowy... Mogę załatwić jeżeli przyjmiesz moje przeprosiny. Bez tego możesz zapomnieć o winku podawanym pod nos.
Spojrzał na nią, słysząc o swojej minie. Uniósł kącik ust i jedną brew, obserwując jej reakcję, po chwili sam zaczął się cicho śmiać, chociaż początkowo wcale nie szło mu to z łatwością.
- Już powiedziałem, soczki dopiero po rozpatrzeniu prośby – zaśmiał się cicho, obserwując, jak siada obok niego. Czując szturchnięcie po jakimś czasie, spojrzał na nią i otworzył szeroko oczy, słysząc jej słowa. Nie był podlotkiem, który nie potrafił zachować się przy kobietach, ale... Summer była dla niego kimś ważnym, dlatego spojrzał w jej oczy i wstrzymał oddech.
- Summer – zaczął, błądząc spojrzeniem po jej twarzy, lustrując uważnie, każdy jej fragment – powiedziałbym, że oboje potrzebujemy chyba... trochę czasu. Na... Sama mówiłaś, że nie wiesz, co to jest – powiedział z lekkim uśmiechem – a teraz chciałabyś, żebym cię wziął... Nie chciałbym, żebyś czegoś żałowała – oznajmił z uśmiechem. Tym razem to on wyciągnął dłoń i ułożył ją na policzku blondynki, delikatnie go gładząc.
❤
Wzruszył lekko ramionami na komentarz Summer odnośnie brata Tilly. Nie chciał nikogo oceniać, zresztą osobowość jako-taka tego mężczyzny go nie interesowała. Zaciekawiła go jedna, jedyna rzecz. Jego głowa. Nic więcej. Wiedział też od Tilly, że ich rodzice zginęli w wypadku. Blake dobrze wiedział, że po takich wydarzeniach ludzie potrafią się zmieniać. On sam też się zmienił po pożarze. Nie powiedział jednak tego na głos, bo wiedział, że Summer też dotknęła taka strata. Całe szczęście dla niej, że po śmierci matki nie zmieniła się w kogoś złego. Przemilczał jednak swoje przemyślenia.
OdpowiedzUsuńUśmiechnął się delikatnie, słysząc jej słowa o zamkniętymi pomieszczeniu z kamerą. Może żart nie był faktycznie najlepszy, ale… Blake’a rozbawił, czego mężczyzna nie ukrywał, po prostu się śmiejąc.
- Naprawdę byłabyś gotowa obstawić niego, zamiast mnie? – Uniósł wysoko brew. To zdecydowanie nie był odpowiedni temat do rozmów. Początkowo chciał nawet powiedzieć, że z nim nie cackałby się tak, jak z nią. Nie byłoby miejsca na jakieś ulgi i odstępstwa. Gdyby zdecydował się drugi raz na taki ruch… Nie pozwoliłby sobie na popełnienie żadnego błędu.
Śmiech ucichł, ale uśmiech pozostał na jego twarzy. Zwłaszcza, kiedy usłyszał o wybaczeniu. Nawet jeżeli miało to być tylko ze względu na alkohol.
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo się cieszę. – Powiedział z uśmiechem na twarzy, spoglądając na nią – nawet jeżeli na ten moment kieruje tobą tylko ochota na alkohol. Mogę zagwarantować, że niczego nie będziesz żałowała – wyprostował się dumnie – musisz mi tylko powiedzieć, jakie lubisz najbardziej. No wiesz, wytrwane, słodkie, białe, czerwone? Żebyś przypadkiem nie znalazła sobie szybko nowego powodu do obrazy – zaśmiał się cicho, nie spuszczając z niej spojrzenia swoich jasnych oczu. Złapał swoją dłonią wycelowany w niego palec i przyciągnął w ten sposób odrobinę dziewczynę do siebie. – Musisz popracować nad refleksem tak przy okazji – szepnął, cały czas z uśmiechem.
Gdyby usłyszał od kogoś, że będzie siedział w taki sposób i beztrosko rozmawiał z Summer Mahoney, wyśmiałby takiego człowieka. To było nierealne. A tymczasem… Podobało mu się, że to wszystko się wydarzyło. Co prawda nie umiał określić, jaka będzie tego przyszłość, ale w głębi serca miał nadzieje, że będzie odpowiednia. Właściwa, że nie popełnili błędu decydując się na ten związek…
Nie miał pojęcia, do czego zmierzała ze swoimi pytaniami. Miał jednak nadzieję, że to nie był z jej strony jakiś kretyński test. Nie był też pewien w stu procentach tego, czy odpowiedź którą jej udzielił była tą, którą chciała usłyszeć. On sam jednak czuł, że nie był gotowy w tej konkretnej chwili na taki duży krok do przodu.
- Wiem, że mieliśmy siedzieć zamknięci w twoim domu – powiedział, spoglądając cały czas prosto w jej oczy – ale może zrobilibyśmy mały wyjątek? Może… Pozwolisz zabrać się na kolację za miastem? – Zacisnął wargi, oczekując na odpowiedź. Plan początkowo był zupełnie inny, wszystko miało wyglądać zupełnie inaczej. Waszyngton miał równać się spotkaniu z Lawrence’m i… No właśnie. Te spotkanie było wyznacznikiem, które miało zaważyć na całej przyszłości Blake’a. Chciał jeszcze przed tym, chociaż przez chwilę udawać, że wcale nie wiszą nad nim czarne chmury. – Dużo lepiej. Wszystko dzięki tobie, dlatego chciałbym spędzić z tobą miły wieczór. Pozwólmy sobie na złamanie zasad… Na dobrą sprawę teraz też je łamiemy. Wyszliśmy. Wyjdźmy jeszcze raz – poprosił, uśmiechając się do blondynki.
❤
Uśmiechnął się na jej słowa. Nie znał mężczyzny, o którym tak właściwie rozmawiali, ale był pewien, że gdyby zaszła taka konieczność, bez problemu by sobie z nim poradził. Zwłaszcza, jeżeli miałoby chodzić o własne życie. Nie dopuszczał jednak w ogóle myśli, aby coś takiego miało się naprawdę wydarzyć. Chciał po prostu poszperać w jego dokumentacji, zobaczyć na własne oczy, że on był teraz zdrowy, że uszkodzenie naprawdę mogło naprawić coś innego. Chciał wiedzieć, że to nie jest wyssana z palca opowiastka, bzdura i kłamstwo, które wymyśliła sobie Tilly. No właśnie, tylko czy miała jakikolwiek powód do takich kłamstw? Nie wydawało mu się. Dlatego chyba był w stanie uwierzyć, że takie rzeczy mogą dziać się naprawdę. Chciał jednak przed tym mieć rzeczowy dowód. Najlepiej wyciągnięty z akt Morrisona. Wówczas nie musiałby się zastanawiać. Z drugiej strony sama Summer również powiedziała, że takie rzeczy się zdarzają. Powinien jej w tym przypadku ufać bez zastanowienia, a jednak i tak chciałby przeczytać tę historię medyczną.
OdpowiedzUsuń— Potrafię doceniać drobnostki — powiedział z uśmiechem na twarzy, przyglądając się jej przez cały ten czas. Odnotowując w pamięci, że bardzo lubi na nią patrzeć. Musiał jednak się pilnować, aby nie robić tego przesadnie. Nadal nie miał pojęcia, na jak dużo może sobie pozwolić, co trzyma się w granicach normalności, a co nie. Dlatego odwrócił na kilka chwil od niej spojrzenie, skupiając je na metalowym kole, ale tylko na kilka chwil. Po to, aby ponownie mógł na nią spojrzeć i się uśmiechnąć, wsłuchując się dokładnie we wszystko, co miała do powiedzenia. — Każde białe, byle nie czerwone. To wydaje się niesamowicie proste do zapamiętania. Powiedziałbym, że nawet za bardzo. Nie ma w tym niczego podchwytliwego? — Uniósł brew, obdarowując ją szerokim uśmiechem. Zapomniał całkowicie o jej wcześniejszych zakupach. Wczoraj zdecydowanie nastrój pomiędzy nimi nie zachęcał do wspólnego spędzenia wieczoru i zmniejszenia zapasów alkoholu. Zresztą, Blake nie był pewien, czy tak naprawdę picie w jego przypadku, w obecnej sytuacji było dobrym pomysłem. Z drugiej strony nikt nie mówił o wielkim upijaniu się przecież — możemy później poćwiczyć — stwierdził, a na jego ustach uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej. Wcale nie miał niczego dwuznacznego na myśli, kiedy wypowiadał te słowa, ale w jego głowie momentalnie pojawiły się szybko inne myśli. Musiał dalej ćwiczyć panowanie nad sobą. Dlatego zmiana tematu była istotna. Poza tym, wspólna kolacja wydawała się naprawdę bardzo dobrym pomysłem. Mogli się na niej lepiej poznać, a tego przecież potrzebowali. Poznawania się jak normalni ludzie.
— Na randkę i kolację w ramach podziękowania — sprecyzował znacznie pewniejszy siebie niż wcześniej — tylko nie mam chyba odpowiednich ubrań na takie okoliczności — stwierdził, zastanawiając się nad tym, co w zasadzie spakował. Wrzucał ubrania do torby tak szybko, gdy dowiedział się, że Lawrence może być w Waszyngtonie, że nie zastanawiał się jakoś specjalnie nad tym, co spakował. — Ale z tym sobie poradzę. Pytanie, czy masz w ogóle na to ochotę — dodał, a słysząc, że mogą złamać jeszcze jedną zasadę, uśmiechnął się. Wcale nie miał ochoty wracać do domu Summer i kontynuować to, co przerwali. Blondynka miała jednak rację, a Blake wiedział, że musi temu wszystkiemu stawić czoła. Nawet jeżeli nie miał na to w ogóle ochoty.
— Tak masz rację, powinniśmy wracać — powiedział, niechętnie podnosząc się z karuzeli. Zaczekał, aż Summer też się podniesienie, a następnie zszedł z urządzenia i podał dziewczynie swoją dłoń. Nie tylko po to, aby jej pomóc zejść, ale również po to, aby ją trzymać w drodze do jej domu — taki spacer może faktycznie dobrze wpłynąć na człowieka — stwierdził, rozglądając się jeszcze po parku i ciesząc oko zielenią.
blake ❤
Uśmiechnął się do niej, rejestrując wszystko, co do tej pory powiedziała na temat lubianego przez siebie alkoholu. Żadnego ciepłego piwa i czerwonego wina. To naprawdę nie mogło być trudne, zapamiętanie tego. Co prawda nie podejrzewał, aby ta wiedza była mu kiedyś potrzebna do przetrwania życia, zdecydowanie nie była to jedna z takich informacji, które trzeba wykuć na pamięć i znać jak amen w pacierzu, ale! Nie miał pojęcia, jak będzie wyglądała ich relacja za jakiś czas. Już jednak wiedział, że gdyby chciał sprawić jej miłą drobnostkę na ciężki wieczór, mógłby sprawić jej białe wino. Dodałby do tego czekoladki lub bukiet świeżych kwiatów, był pewien, że humor, chociaż odrobinę by jej się poprawił. Tylko czy takie wybieganie w przyszłość było odpowiednie? W końcu… Ich relacja nie była normalna. Może takie gesty wcale nie będą w stanie jej pomóc w żaden sposób, bo nie będą dopadać ją tylko gorsze dni czy humory, ale prawdziwa trauma da o sobie znać? Wtedy wino i kwiatki czy czekoladki, będzie mógł sobie wsadzić w d…
OdpowiedzUsuń— No wiesz. Ja bym wypił ciepłe piwo, gdyby to było jedyne lekarstwo. Ale w porządku, to też będę pamiętać. Zero ciepłego piwa — powtórzył, a następnie pokiwał delikatnie głową — w zasadzie to nie widzę przeciwskazań. Ale podpiszesz umowę, coś w rodzaju lojalnościówki. Zdobytej wiedzy nie możesz wykorzystać przeciwko nauczycielowi — zaśmiał się, a następnie szybko przyłożył dłoń do swojej klatki piersiowej, w miejscu serca — ja uroczyście przysięgam, że nie zrobię ci żadnej krzywdy. Teraz, podczas nauki ani nigdy później, nigdy więcej — sprecyzował swoje postanowienie. Chciał, aby czuła się przy nim bezpiecznie, chociaż wiedział, że to wcale nie będzie łatwe. Z drugiej strony, teraz przecież wcale nie wyglądała tak, jakby się go bała. On chyba też w tym momencie nie dawał jej żadnych powodów do strachu. Przynajmniej się starał. Nie wiedział, czy jego nadzieja na to, że pomiędzy nimi wszystko się ułoży i będzie dobrze była głupia, ale… Nie zamierzał jej puszczać. Chciał naprawdę wierzyć w to, że wszystko będzie dobrze, że wszystko się ułoży. Bral pod uwagę, że może to trwać długo, ale… Naprawdę wierzył w to, że się ułoży.
— Moim zdaniem mam za co, dlatego mam zamiar zabrać cię na kolację. A teraz, skoro wiem, że nie masz nic przeciwko… Musimy ustalić, kiedy dokładnie — uśmiechnął się ciepło, spoglądając w jej jasne oczy i zachwycał się ich kolorem. — Wiem, ale chciałbym zabrać cię w konkretne miejsce. Myślę, że ci się spodoba — dodał, kiwając potwierdzająco głową. Miał nadzieję, że faktycznie tak będzie, a całość przypadnie jej do gustu.
— Tak, takie przerwy będą miłe — powiedział — i potrzebne. Wiesz, mam wrażenie, że teraz trochę się tu uporządkowało — ponownie sięgnął wolną dłonią swojej głowy i delikatnie się popukał w skroń — może nie jest idealnie, ale jakoś tak… Mam wrażenie, że lepiej. Pewnie zaraz ponownie będzie chaos, ale… Ale chociaż teraz jest w porządku — uśmiechnął się, ściskając swoje palce odrobinę mocniej na jej dłoni — Twój telefon… — powtórzył za nią, zastanawiając się, co właściwie z nim zrobił — prawdopodobnie gdzieś w mojej torbie. Jak dotrzemy do domu od razu go poszukam — oczywiście, że był ciekawy po co był jej potrzebny, ale… Skoro chciał, aby mu ufała nie mógł przecież zadawać pytań, nie mógł wnikać. Musiał jej dać ten telefon i po prostu… Zaakceptować to. Nawet, jeżeli będzie to cholernie trudne — oddam ci go — dodał, gdyby to nie było jasne.
blake ❤
Pokręcił głową z rozbawieniem na jej słowa. Nie umiał sobie chyba wyobrazić, jak bardzo musiało jej nie smakować te piwo, że nawet nie wypiłaby go we wcześniej wspominanej sytuacji. On też nie lubił ciepłego piwa, nikt chyba go nie lubił, ale w przypadku, gdyby to miał być jedyny sposób na przetrwanie, nie zastanawiałby się. Przełknąłby je z niesmakiem, ale zrobiłby to. Po to, aby uratować swoje życie. Gdyby taka sytuacja z wyobrażeń zaistniała naprawdę, wiedział też, że zmusiłby Mahoney do jego wypicia. Uważał bowiem, że są rzeczy i sytuacje, przy których przymus wcale nie był tak okropną rzeczą. Zwłaszcza, jeżeli w grę wchodziło życie. A jemu zależało na tym, aby Summer mogła się nim nacieszyć wystarczająco intensywnie. Chciał wierzyć w to, że będzie w stanie zapanować nad wydarzeniami, które jej sprezentował, że będzie umiała sobie z tym wszystkim poradzić. Być może dzięki jego obecności. Byłby wówczas naprawdę szczęśliwy. Obawiał się, że w którymś momencie mogłaby powiedzieć, że powinien zniknąć, że nie da rady, kiedy on będzie za blisko. Zrobiłby to, zniknąłby. Chciał jednak za wszelką cenę trzymać się myśli, że to nie będzie konieczne. Nie w ich przypadku.
OdpowiedzUsuń— Oczywiście, ale to tak dla jasności. Żebyś nawet nie próbowała. Nie chcę wystawiać cię po prostu na porażkę. Wiesz, jak jest — mrugnął do niej jednym okiem i zaśmiał się — hamuję twoje ewentualne pomysły — stwierdził ze śmiechem. Odsuwając dłoń od swojego ciała. Ułożył ją na swoim udzie i z radością wymalowaną na twarzy obserwował blondynkę. Pokiwał z dumą głową, gdy i ona złożyła przyrzeczenie i wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu — świetnie, bardzo mi się to podoba.
Ponownie się zaśmiał, słysząc jej słowa.
— Zaskoczenie i wypytywanie o szczegóły to nie jest za dobre połączenie, wiesz? — Uniósł wysoko brew. Nie zamierzał jej niczego mówić. Zwłaszcza, że sama stwierdziła początkowo, że chce być zaskoczona. Liczył, że to mu się uda. W głowie miał już plan. Martwił się tylko tym, czy nie wydarzy się coś, co ewentualnie mogłoby go zniszczyć. Miał nadzieję, że ich samopoczucie po próbach kontrolowania osobowości Blake’a nie spadnie na tyle, że stracą siły do wszystkiego — w porządku, w takim razie powiem ci po prostu, kiedy będziesz miała być gotowa. I słówka nie pisnę wcześniej o żadnych szczegółach. Możesz być pewna — oznajmił, jakby rzucał jej właśnie wyzwanie. Co do własnej kontroli… Nie był w tym przypadku tak dobrze nastawiony jak sama Summer. Obawiał się, że będzie na to za słaby. Był silny fizycznie. Psychicznie teoretycznie też, inaczej nie dostałby się do FBI, a już na pewno nie na stanowisko agenta specjalnego, który działa w terenie. Tyle, że wtedy nie miał pojęcia o swoim drugim ja. Wtedy… Chyba go po prostu nie było, a na pewno nie miał żadnego powodu do tego, aby się pokazywać i ujawniać. Próbował sobie przypomnieć, kiedy dokładnie zaczęły się pojawiać u niego dziury w pamięci. Zdecydowanie po pożarze. Wcześniej, nawet jeżeli były to na tyle krótkie i w żaden sposób nie wpływające na jego życie, że nawet ich nie rejestrował.
— A jeżeli to tylko pogorszy sytuację? — Spytał. Nie miał pojęcia, w jaki sposób zareaguje jego organizm. Żadne z nich tego nie wiedziało — jeżeli zażycie mogło by się wiązać z niebezpieczeństwem? — Zagryzł wargę, wpatrując się w jej oczy — nie wiem, Summer… Coś na sen może i faktycznie by się przydało, ale… — kiedyś nawet by się nad taką propozycją nie zastanawiał. Z góry odmówiłby doskonale zdając sobie sprawę z konsekwencji, jakie mogło to nieść. Teraz… Znajdował się w sytuacji, w której nie miał pojęcia, co może mu pomóc, a co zaszkodzić, bo co, jeżeli Mahoney ma rację? Jeżeli to może pomóc?
blake ❤
— Widziałaś kiedyś niepewnego siebie agenta FBI? — Spytał z delikatnym uśmiechem na twarzy — ja jeszcze nie spotkałem się z kimś skromnym, zakompleksionym czy zwyczajnie z brakiem poczucia pewności siebie. To w tej pracy jest dość… istotną cechą — stwierdził, automatycznie z jakiegoś powodu przywołując sobie w pamięci twarze kolegów i koleżanek z pracy. Zdecydowanie nikt z tych, z którymi faktycznie miał, na co dzień kontakt, nie miał problemów z poczuciem własnej wartości. Większość z nich była bardzo do przodu, a każdy uważał się za wyśmienitego w tym, co robili. To oczywiście mogło być również zgubne, ale jakoś dawali radę i wcale nie pakowali się w kłopoty. Przynajmniej nie wszyscy, bo o Mahoney’u nie mógł tego akurat powiedzieć. Był to jednak zupełnie inny przypadek i Blake wolał się w tej chwili w to nie zagłębiać za bardzo, aby przypadkiem nie zakłócić tego pozornego spokoju, który udało mu się w czasie tego krótkiego wyjścia wypracować. Chociaż powiedzenie, że to wypracował nie było raczej odpowiednim sformułowaniem. Tak czy inaczej, poczuł się nieco lepiej, niż w zamkniętym pomieszczeniu. — Próbuj — oznajmił bez wahania, spoglądając prosto w jej oczy. Zdecydowanie chciałby zobaczyć jej starania, ale powstrzymał się przed powiedzeniem tego na głos.
OdpowiedzUsuńUniósł brew, kiedy usłyszał z jej ust swoje nazwisko i stwierdzenie, że on to on.
— Ja to ja — potwierdził z głupkowatym uśmiechem na twarzy, a następnie przechylił głowę w bok i uważnie jej się przyglądał — co, zapamiętałaś Murphy’ego w jakiś szczególny sposób? Wiesz, to zabrzmiało jakbyś właśnie wkleiła mnie do konkretnej sytuacji, a… Mam wrażenie, że przecież już wcześniej zorientowałaś się, kim jestem — powiedział na głos, zastanawiając się nad tym, w jakim kontekście było to użyte.
— Jak dla mnie to ma sens, ale skoro uważasz inaczej… — spojrzał na nią, chociaż dla niego akurat ta kwestia była bezdyskusyjna. A przynajmniej w kontekście słów, które powiedziała wcześniej. Nie zamierzał się z nią jednak kłócić, bo nie miało to żadnego sensu ani niczego konkretnego na celu, więc wolał darować — i dobrze. Tyle zdecydowanie musi i powinno ci wystarczyć. Reszta będzie niespodzianką.
Na jego twarzy cały czas jawił się delikatny uśmiech. Perspektywa powrotu może nie sprawiała, że był szczęśliwym człowiekiem, ale czas, który przed chwilą ze sobą spędzili był mimo wszystko miły i przyjemny. Nawet, jeżeli początkowo musiał wyjść tylko, dlatego, aby odetchnąć od ciężkiej sytuacji. Każda chwila spędzona z Summer, od kiedy ustalili, że nie musi się go bać była… Cenna. Nie umiał wytłumaczyć, dlaczego to traktował w taki sposób. Jakby bał się przedwczesnego zakończenia i próbował nacieszyć każdą możliwą chwilą, nawet, jeżeli częściowo były one nieprzyjemne i złe. W końcu momenty próby jego leczenia zdecydowanie nie były czymś niesamowicie przyjemnym, a i tak cieszył się, że mógł robić to właśnie z blondynką, że była, obok, że wcale nie uciekła.
Westchnął. Temat narkotyków był ciężki. Był zawieszony w służbie. Miał świadomość, że jego zawieszenie chyli się ku zwyczajnemu zwolnieniu, jednak zawieszenie brzmiało ładniej. Zwłaszcza po tragedii, jaka go spotkała. Ale… Narkotyki były złem.
— Dobrze, pomyślę o tym — powiedział z lekkim uśmiechem — tyle, że… Nie odpowiem ci teraz. Dam ci ten telefon po powrocie do domu, ale nie odpowiem ci od razu — zaznaczył. Chyba musiał się z tą myślą naprawdę przespać i przemyśleć wszystkie za i przeciw. Analizował to, co powiedziała mu o zaletach i wadach. A co, jeżeli na niego akurat zadziałają w ten nieodpowiedni sposób? Zacisnął wargi, odwracając spojrzenie od drogi i zaczął rozglądać się po prostu po okolicy. Przypominając sobie stare czasy, kiedy wszystko było jeszcze w porządku, kiedy nie wydarzyło się to wszystko, co się stało.
— Lubiłem tu wpadać — powiedział nagle, nieco zamyślonym głosem — naprawdę lubiłem… — mruknął, zastanawiając się, w którym momencie i kiedy dokładnie coś się posypało.
blake ❤
Nie skomentował w żaden sposób jej słów. Na ustach mężczyzny pojawił się tylko słaby uśmiech. On w swoim wcześniejszym życiu nie miał wielu tajemnic. Czasami nie opowiadał dokładnie Beth, czym akurat się zajmował. Wychodził jednak z założenia, że to tylko i wyłącznie dla jej dobra. Sama też nie pytała i wiedzieć nie chciała. Oboje w tym wypadku wychodzili z tego samego założenia. Zdawała sobie przecież sprawę z tego, czym zajmował się jej mąż. Blake mówił tyle ile wymagały tego okoliczności. Nie wyobrażał sobie jednak życia z bliską sobie osobą pod jednym dachem i… Oszukiwania jej, udawania zupełnie czegoś innego. Lawrence musiał przecież coś mówić siostrze. Do Blake’a nie docierało również to, że Lawrence mógł traktować swoją siostrę w tak nieczuły sposób. Gdyby on sam miał młodsze rodzeństwo, a rodzina znalazłaby się w takiej sytuacji jak rodzeństwo Mahoney, w życiu nie pozwoliłby się siostrze odsunąć, nie umiałby trzymać jej na dystans. Tak przynajmniej mu się wydawało. Nie miał rodzeństwa, nie wiedział jak mógłby w rzeczywistości reagować na konkretne sytuacje.
OdpowiedzUsuńDlatego też nie ośmielił się na żaden komentarz, bo i niby co mógłby powiedzieć? Że jest mu przykro? Że to słabe, że brat miał przed nią tajemnice? Nie było niczego sensownego w takich słowach. Nie umiał się w nich doszukać sensu, a nie lubił mówić tylko po to, aby mówić.
Spoważniał, kiedy blondynka znalazła się nagle tak blisko niego. Uśmiech wrócił jednak na jego twarz, gdy usłyszał jej słowa. W oku natomiast pojawił się błysk.
- Postaram się nie zrobić ci krzywdy – oznajmił z uśmiechem – ale szanuję, że nie tchórzysz – dodał ze śmiechem.
Pokiwał głową, tym samym pokazując, że rozumie, o co jej chodziło.
- No tak – stwierdził – i się nie mylisz – dodał jeszcze dla uzupełnienia.
Miał nadzieję, że to co dla niej przygotuje, naprawdę jej się spodoba. Zamierzał spędzić z nią po prostu miły wieczór. Oderwać się od tego wszystkiego, co ciągnęło się za nimi. Uważał, że zasługiwali na to. Spróbować, chociaż na jeden wieczór o tym wszystkim zapomnieć. Mieć możliwość zachowania się jak normalni ludzie. Porozmawiać o neutralnych tematach, cieszyć się smakiem dobrego jedzenia, wina… Po prostu. Niby nic niezwykłego, a jednocześnie wydającego się czymś tak bardzo nierealnym w tej ich, konkretnej sytuacji.
- Nie martw się, myślę, że to kwestia kilku dni. Wytrzymasz? Na pewno. – Stwierdził, tak naprawdę nawet nie czekając na jej odpowiedź. Sam sobie odpowiedział. Poza tym prawda była taka, że nie było innego wyjścia, a poza tym to miała być tylko kolacja. To na niej chciał się skupić.
Nie był pewny czy pomysł Summer jest tak świetny i dobry. Słyszał to, co do niego mówiła. Słyszał i przyjął do siebie, że zażycie może mieć pozytywny wpływ, ale gdzieś z tyłu głowy obawiał się, że mogłyby wyjść z tego jeszcze większe kłopoty.
- Na nasenne się zgadzam już teraz – powiedział. Wewnętrznie czuł, że naprawdę ich potrzebuje, dlatego nawet nie zamierzał prowadzić dyskusji w tym temacie – a nad pozostałymi sprawami się zastanowię – dodał z lekkim uśmiechem. Podobało mu się to, że Summer do niczego go nie zmuszała.
Słuchał jej słów, zastanawiając się nad tym, co powiedziała. Każde miejsce, w którym ewentualnie mogliby się zatrzymać z czymś mu się kojarzyło, więc nie był w stanie niczego zaproponować. Wynajęcie hotelu nie wchodziło w ogóle w grę.
- Zgodzę się na te proszki – powiedział – musimy spróbować czegoś innego i… przyspieszyć – sam nie wierzył w to co mówił, bo jeszcze chwilę wcześniej wychodził z założenia, że to za dużo, a to dopiero początek, ale chciał zamknąć ten rozdział najszybciej, jak się udało. Zamknąć go i skupić się na nowym. Skupić się na Summer.
blake ❤
Nachylił się delikatnie do przodu, kiedy usłyszał jej słowa. Tak, aby znaleźć się zdecydowanie bliżej niej. Dokładnie w taki sam sposób, w jaki ona zrobiła to wcześniej. Znajdując się wystarczająco blisko jej twarzy, wyprostował odrobinę głowę, aby znaleźć się jeszcze bliżej i w końcu zdecydował się odezwać w komentarzu na słowa dziewczyny.
OdpowiedzUsuń- Już nie mogę się doczekać – szepnął i powolnym ruchem wrócił na swoje poprzednie miejsce, jak gdyby nigdy nic. W momencie, w którym znajdował się blisko dziewczyny, jego serce gwałtownie przyspieszyło swoją pracę, dodatkowo poczuł dreszcz podekscytowania. Jego mina mówiła jednak, że nic takiego się nie wydarzyło. Jakby znalezienie się w tak małej odległości nie sprawiło na nim żadnego wrażenia, w rzeczywistości było jednak zupełnie inaczej i… Podobało mu się to. Zerkał na Summer zaciekawiony tym, czy ona cokolwiek poczuła. I jeżeli tak, to co konkretnie. Jako agent specjalny potrafił czytać z ludzi. Wiedział, na co zwracać uwagę, czego szukać w spojrzeniach i wyrazie twarzy. Zawsze jednak obiecywał sobie, że wiedzy tej nie będzie wykorzystywał w codzienności. Czasami to było silniejsze od niego, działało samo. Z Beth takie sytuacje się zdarzały, a teraz… Teraz Summer była jego codziennością, więc chociaż przyglądał się jej z zainteresowaniem, starał się nie koncentrować na najmniejszych szczegółach. Jakby to w ogóle było możliwe…
- Spróbuję. Ponoć jestem wyszkolony do zadań specjalnych – mrugnął do niej i uśmiechnął się, ściskając odrobinę mocniej jej dłoń. Nie mógł się doczekać, aż będzie mógł obserwować jej reakcję, gdy już nadejdzie ten dzień, w którym zabierze ją na ich wieczór.
Prawda była taka, że Blake sam nie był pewien tego, na co się właśnie zdecydował. Dobrze więc, że Summer nie zaczęła komentować tego w żaden konkretny sposób. Istniało wysokie ryzyko, że wówczas od razu zdecydowałby się na wycofanie i odwołanie chwilę wcześniej wypowiedzianych słów. Momentami czuł się tak, jakby w jego głowie panował naprawdę duży bałagan. Lecz poza samym bałaganem panował tam pewien wyścig. Myśli między sobą prowadziły rywalizację. Nagrodą była realizacja owego pomysłu. W tym przypadku tego zaproponowanego przez Summer. Nie umiałby wytłumaczyć, co dokładnie działo się w jego głowie.
- Ufam ci – powiedział cicho, spoglądając na nią. Nie miał tak naprawdę innego wyjścia, poza tym prawda była taka, że przecież chciał jej ufać. Chciał myśleć o niej jako swojej codzienności teraz, ale również w przyszłości. Dlatego nie mógł nawet przez chwilę dopuścić do siebie myśli, że blondynka może nie być po jego stronie.
- W porządku, to… Pójdę po telefon, a herbata jak najbardziej może być – pokiwał głową, kiedy weszli do mieszkania. Rozglądał się przez krótką chwilę, a następnie ruszył do swojej torby. Ukucnął przed nią, rozpiął, a następnie wyciągnął z niej telefon komórkowy blondynki. Ściskał go w ręku, aż w końcu się podniósł i skierował do kuchni. Podparł się ręką o oparcie krzesła i nachylił się nad nim, aby odłożyć na stole jej telefon – załatw, co będzie potrzebne – powiedział, upewniając się jeszcze raz, że sam tego chce. Chciał tego. Jak najszybciej mieć to wszystko za sobą. Skończyć to, co zaczął tak dawno temu, dokładnie w tym samym mieście, w którym znajdowali się teraz. Później chciał stąd wyjechać i… Spróbować po prostu zapomnieć.
blake ❤
Obserwował uważnie blondynkę, a w tym czasie kącik jego ust, delikatnie piął się ku górze w tajemniczym uśmiechu. Po chwili uśmiech ten znacząco się poszerzył, a sam mężczyzna sięgnął dłonią jasnych kędziorków wyrastających z jego głowy i przeczesał je dłonią kilka razy. Zupełnie tak, jakby musiał zająć czymś swoje ręce. Czymś, co będzie bezpieczne i pozbawione ryzyka – jakiegokolwiek.
OdpowiedzUsuń— Zapamiętam to, Summer — powiedział, przyglądając się jej uważnie, swoimi jasnymi oczami. Intensywność jego spojrzenia była na tyle silna, aż sam uznał, że czas oderwać od niej swój wzrok i skupić się na czymś innym. Na czymś zupełnie innym.
Dlatego z niejaką ulgą przyjął kolejny temat. Trudny i wcale nie łatwy, więc stwierdzenie, że jego kontynuacja przynosiła mu ulgę. Coś jednak sprawiało, że próba utrzymania względnie mocnego dystansu z Summer była pewnego rodzaju… Ukojeniem, to nie jest odpowiednie słowo. Trzymając jednak pewien dystans czuł się pewniej. Co było całkowicie absurdalne, bo z drugiej strony to właśnie bliskość blondynki sprawiała, że czuł się spokojniej. Zupełnie tak, jakby bez zmiany w Remy’ego czuł potrzebę wycofania się od panny Mahoney, co z kolei wprawiało go w jeszcze większe zagubienie i powodowało niepokój.
Bo czy to nie oznaczało, że z jego głową było jeszcze gorzej niż mogło mu się wydawać? Uśmiechnął się słabo, zastanawiając się nad tym czy sięgnięcie po narkotyki w takiej sytuacji była wskazana. Co, jeżeli jeszcze bardziej mu się pomiesza? Jeżeli to wszystko skomplikuje się mocniej? Nie był pewien, czy właściwie tak się dało, ale wolał się o tym w sumie nie przekonywać. Świadomość, że sytuacja mogłaby się pogorszyć powodowała, że się bał.
Kiedy znaleźli się w domu, odetchnął. Nie znał dobrze tego miejsca, ale miał wrażenie, że mogłoby być jego ostoją. Nie miał do tego żadnego prawa, nie powinien się tak czuć, nie w mieście w którym tak naprawdę miał swoją własną ostoję, ale… Summer.
Summer mogła być jak łącznik. Element, który w zależności od sytuacji mógł był ostoją, a jednocześnie, mogła uwalniać te drugą pulę emocji. Przymknął powieki i wziął głęboki oddech, nim zdecydował się na wejście do kuchni, gdzie uważnie obserwował blondynkę. Skinął głową na jej słowa, a następnie dalej patrzył i słuchał.
Słaby uśmiech przeszedł przez jego twarz, gdy oznajmiła, że mężczyzna załatwi, co miał załatwić. Wiedział, że powinni ćwiczyć próbować. Spacer miał być jednym z elementów, które pomogą mu ochłonąć i chociaż początkowo wszystko właśnie na to wskazywało, w tym momencie nie był pewien, czy tak właśnie zadziałało.
Miał mętlik, którego nie umiał się pozbyć. Jakby Remy próbował przejąć władzę, jednocześnie nie wypychając w odległy kąt Blake’a. Jakby oboje w tej chwili walczyli o władzę, a jego własne ciało, po prostu było i czekało, aż usłyszy rozkazy, polecenia, aż będzie wiedziało, w jaki sposób ma reagować na wszystko dookoła.
— Coś jest nie tak — zdecydował się w końcu wymamrotać, jednocześnie opuszczając głowę w dół. Przyłożył ręce do skroni i przycisnął je mocno, powoli wykonując kuliste ruchy palcami, masując wcale niebolące miejsca. Wziął głęboki oddech i wstrzymał powietrze, a po chwili wypuścił je z siebie bardzo powoli. — Nie potrafię wytłumaczyć, co, ale… Coś się dzieje. W mojej głowie — zamknął powieki i pokręcił głową, jakby miało to sprawić, że wszystkie myśli się uporządkują a w czaszce nagle zapanuje jasność, ład i porządek. To jednak nie działało w taki sposób, na jego nieszczęście.
blake ❤
sheepster,
OdpowiedzUsuńWczoraj minął regulaminowy tydzień bez aktywności z Twojej strony, w związku z tym otrzymujesz upomnienie — uprzejmie prosimy o poprawę aktywności na blogu. Jeśli w przeciągu kolejnego tygodnia ta poprawa nie nastąpi, z dniem 3 października Twoja postać zostanie cofnięta do wersji roboczych i usunięta przy okazji najbliższej listy obecności.
ADMINISTRACJA NYC
Nie potrafił odpowiedzieć na jej pytanie. Wiedział, że nie było ono trudne. Wystarczyło się skupić i po prostu powiedzieć wszystko to, co właśnie czuł. Problem polegał na tym, że zwerbalizowanie tego wszystkiego nie było łatwym zadaniem. Co właściwie czuł? Nie umiał tego wyjaśnić. Czuł niepokój. Coś się nie zgadzało, ale nie potrafił jej wskazać, czym to coś konkretnie było. Coś. Pieprzone coś było na tyle silne, że potrafił odczuć zachodzącą zmianę. Różnicę, której nigdy wcześniej nie czuł. To było w tym wszystkim najdziwniejsze.
OdpowiedzUsuńZmiany wcześniej zachodziły nagle. Nie miał o nich pojęcia. Nigdy o nich nie wiedział. Miał w głowie po prostu czarną dziurę. Dni czy godziny wyrwane z życiorysu, a teraz… Teraz miał wrażenie, jakby miała za chwilę zajść w nim jakaś transformacja i to było w tym wszystkim najbardziej przerażające. Zupełnie tak, jakby nagle z rzeczywistości przeskoczył do jakiegoś filmu, w którym rzeczywistość mogła być tak po prostu naginana.
— Nie wiem — odparł nieco bardziej agresywnie niż zamierzał. Świadomość, że działo się coś, czego nie rozumiał, nie znał i nie umiał w żaden sposób skontrolować sprawiała, że zaczynał tracić nad sobą panowanie. Spoglądał na Summer… Wpatrywał się w nią jednocześnie błagając o pomoc, ale i z niejakim lękiem? O nią, nie o siebie. Nie potrafił przewidzieć, co się za chwilę stanie. Może jego umysł stał się tak bardzo zmęczony, że przestał działać sprawnie, że coś przeskoczyło w bardzo nieodpowiednie miejsce. Tylko, co dalej? Jak i co miał zrobić, aby odskoczyło w prawidłowe.
Zacisnął mocno powieki, tworząc przy tym zmarszczki wokół oczu i z lekką niepewnością skinął głową na jej pytanie. Nie był pewny czy mógłby ją skrzywdzić, ale… Nie chciał ryzykować. Nie mógł ryzykować. Zaczęli przecież współpracować, tak naprawdę on, Blake Murphy nie chciał jej krzywdzić, nie mógł, więc pozwolić na to, aby do tego doszło.
— Zwiąż mnie. Porządnie — wyrzucił z siebie, samemu nie wierząc w to, co chciał po chwili dodać — i musimy wrócić, wrócić do opowieści, to… — sięgnął dłonią do skroni i mocno przycisnął do nich palce. Nie miał pojęcia, dlaczego, ale uważał, że to najlepszy pomysł na kontynuację tego, co zaczęli przed wyjściem z mieszkania. Jakby gdzieś resztkami zdrowego rozsądku uzmysłowił sobie, że może nastąpić załamanie. Kryzys. Kryzys zawsze był elementem potrzebnym do zmiany, a im zależało przecież na zmianie, na… Na tym załamaniu, które mogłoby pomóc rozwiązać problem. Czuł, że to może być ten moment. Nie był tego pewien, nie wiedział, jak to się skończy, ale coś mu podpowiadało, że drugiej takiej szansy szybko nie dostaną i głupotą byłoby nie skorzystanie z tego, co dostali.
❤
Nie miał prawa jej oceniać i tego, w jaki obecnie sposób się zachowywała. W tym wszystkim miał przebłyski normalności. Skoro sam sobie nie potrafił zaufać w obecnym momencie, nie mógł wymagać tego od Summer. Zwłaszcza, że sam przyznał się do tego, że nie jest pewien co się dzieje, czy jest dla niej w tej chwili bezpieczny.
OdpowiedzUsuńNie mógł tego zapewnić, nie dałby sobie odciąć ręki. Dlatego w żaden sposób nie miał do niej żalu czy pretensji. Nie mógł ich mieć.
Spojrzał na ich dłonie. Wzdłuż jego kręgosłupa przeszedł dreszcz, gdy poczuł jej palce na swoim nadgarstku. Ruszył jednak za nią automatycznie, ciągle powtarzając sobie w myślach, że musi to zrobić. Musi się podporządkować. Musi podporządkować się jej, a nie temu, który próbował się właśnie pokazać i objąć kontrolę. Oddanie jej, tej kontroli Summer w tym momencie było najodpowiedniejszym, co mógł zrobić. Oczywiście nie było to takie łatwe, jak mu się wydawało, bo gdy ujrzał krzesło, wcale nie miał ochoty siadać grzecznie i czekać, aż go zwiąże. Zacisnął mocno zęby, napiął mięśnie.
— Musisz to zrobić — wyszeptał cicho do siebie — musisz to zrobić — mruczał cicho do samego siebie. Nie przejmował się tym, że wychodzi na wariata. Nie chciał jej zrobić krzywdy. Nie chciał przecież tego. — Tak, wydaje… Wydaje mi się, że to czuję — powiedział umęczonym głosem. Kropelki potu pojawiły się na jego czole i karku, a w jednej chwili zrobiło mu się niesamowicie gorąco. Chciał wytrzeć krople z czoła, ale Summer zdążyła już owinąć je sznurkiem i przywiązać. Trudno. Dobrze, że zdążyła. Uniósł spojrzenie na jej twarz. Chciał się uśmiechnąć, pocieszyć ją jakoś, ale… Wyszedł mu z tego grymas. Więcej nawet już nie próbował się uśmiechać, bo miał świadomość, że obecna sytuacja jest trudna. Najzwyczajniej w świecie.
Podniósł głowę, słysząc jej pytanie. Spojrzał w jej oczy, ale dość szybko odwrócił spojrzenie w bok. Przymknął powieki i zacisnął je mocno. Nie musiał długo przywoływać do siebie tego wspomnienia, gorzej było z wypowiedzeniem tego na głos.
— Wracaliśmy z jakiejś studenckiej imprezy — zaczął powoli, wciąż z zamkniętymi powiekami — to była jedna z tych imprez na rozpoczęcie semestru… Zatrzymywaliśmy się co kilka kroków, żeby napatrzeć się na gwiazdy. Wydawały się wtedy niesamowicie jasne, a w mieście to dość rzadkie. Chciała zajarać, ale nie mieliśmy bibułek, musieliśmy dojść do sklepu… Miałem kupić tylko bletki, ale zauważyłem automat z pierścionkami. Wcisnąłem jej prawie siłą plastikowy pierścionek… Powiedziała, że mam rok na wymienienie go na coś porządnego, inaczej go wyrzuci i zapomni. Miesiąc później klęczałem z prawdziwym pierścionkiem — wziął głęboki oddech, a następnie powoli wypuścił powietrze ustami. Był w szoku, jak łatwo przyszło mu opowiedzenie tego wspomnienia. Myślał, że to będzie dużo gorsze, bardziej bolesne, a jednak… Jednak przyszło niesamowicie łatwo.
❤
W tym momencie nie potrafił wyobrazić sobie, że obecna sytuacja kieruje do czegoś dobrego, że jest etapem przejściowym, prowadzącym do efektu, o który przecież chcieli się starać. Czuł się… Nie, nadal nie potrafił wytłumaczyć, jak się dokładnie czuł. Było to jednak bardzo niekomfortowe. Nie umiał przewidzieć swoich własnych reakcji i zachowania, co… tak całkowicie szczerze mówiąc, bardzo go przerażało.
OdpowiedzUsuńMiał całkowitą świadomość, do czego było zdolne jego ciało. Bał się jednak tego, co mogłoby z nim zrobić nieodpowiednie wcielenie. W końcu bycie agentem specjalnym FBI nie wiązało się jedynie z papierkową robotą. Zdecydowanie wychodziło poza zakres pracy biurowej, a specjalne szkolenia i testy, które musiał przejść…
Aż nie mógł uwierzyć, że jego choroba tak skutecznie się ukrywała przez tyle lat. Zupełnie tak, jakby potwór siedział ukryty w najciemniejszym, najbardziej odległym zakamarku… Wzdrygnął się na samo wyobrażenie choroby, jako przerażającego potwora, bo wbrew wszystkiemu wydawało mu się to niesamowicie realne.
— To nie wydaje się być dobre — wymamrotał, próbując skoncentrować się na ruchach Summer. Słuchał jej słów i robił to, co kazała. Oddychał głęboko, starając się uspokoić, co w zasadzie nie było takie trudne. Kiedy nie miał już na czole chłodnych kropli potu, było mu dużo łatwiej. Zmarszczył jednak szybko brwi, kiedy dotarły do niego, jej kolejne słowa. Nie chciał wracać do negatywnych wspomnień, nie chciał pamiętać o Beth w ten sposób. Wolałby wyrzucić tę część wspomnień z głowy i nigdy, przenigdy do nich nie wracać.
— Czy to… Czy to konieczne? — Spytał, odnajdując spojrzeniem oczy Summer. Wziął kolejny głęboki oddech i nim usłyszał odpowiedź, utkwił wzrok w jasnych puklach dziewczyny — to było po imprezie dla absolwentów. Amy nie była jeszcze nawet w planach, w zasadzie to… — przerwał, zaciskając mocniej pięści — chciała zacząć się starać o dziecko, ale nie byłem wtedy na to gotowy. Mieliśmy o tym później pogadać na spokojnie, Beth… — prychnął agresywnie nosem i zaklął cicho, na samo wspomnienie. Obrazy z przeszłości same zaczęły malować mu się przed oczami — upiła się. Szybko ją wzięło, nie chciała ze mną gadać, wypominając, że rodzina to my plus dziecko, a ja najwyraźniej nie potrafię dotrzymać słów przysięgi — dyszał, nie panując nad sobą — pieprzony Bronte — wydusił, wywracając oczami i krzywiąc usta w grymasie, coraz mocniej zaciskając pięści coraz mocniej, niekontrolowanie próbując wyszarpnąć dłonie z wiązania, które wykonała Mahoney. Jednocześnie, jego spojrzenie robiło się coraz bardziej rozbiegane, nie potrafił wytrzymać patrząc w jeden punkt dłużej niż kilka sekund.
❤
Prawda była taka, że jej wierzył. Nawet, jeżeli jemu samemu niekoniecznie propozycja blondynki wydawała się sensowna. Widział przecież ile już dla niego zrobiła. Oczywiście, że dla kogoś innego mogło to się wydawać głupotą. Summer mogła przecież chcieć uśpić jego czujność i zdecydować się uciec, zadzwonić na policję i opowiedzieć o wszystkim, czego dopuścił się Blake. To było wręcz nierealistyczne, ale ufał jej. Miał wrażenie, że znalazł osobę, którą życie również boleśnie doświadczyło i właśnie dzięki przeszłości, którą mieli (chociaż tak bardzo różną) potrafili sobie wzajemnie zaufać. Nawet, jeżeli to nie było zdrowe, biorąc pod uwagę okoliczności i to, że Blake zwyczajnie był jej oprawcą.
OdpowiedzUsuń— Ufam ci — powiedział, chociaż myśl, że będzie miał wrócić wspomnieniami do najgorszej kłótni z Beth… Wcale mu to nie poprawiało samopoczucia i szczerze mówiąc nie rozumiał, dlaczego muszą wrócić akurat do tych wspomnień. Gdyby był w stanie, chociaż przez chwilę pomyśleć na trzeźwo, z pewnością umiałby to sobie wytłumaczyć i zrozumieć. Nie myślał jednak teraz trzeźwo i nic nie wskazywało na to, aby w najbliższym czasie miało się to szybko zmienić.
Rozumiał jednak powagę sytuacji i, chociaż bardzo nie chciał tego robić, pozwolił sobie na powrót wspomnieniami do przeszłości. Do sytuacji, której nie chciał pamiętać.
Niby słyszał głos Summer, ale w ogóle nie słuchał tego, co miała do powiedzenia. Za wszelką cenę próbował uwolnić się z wiązania. Wspomnienia dotyczące Bronte sprawiły, że w jednej chwili zaczął odczuwać wściekłość i złość, z którą musiał sobie w jakiś sposób poradzić. Uwolnić się od energii, która zaczynała wzrastać w nim od zewnątrz. Nie myślało niczym poza tą wściekłością, którą, jak miał wrażenie, odczuwał z każdą kolejną sekundą coraz mocniej. Głos Summer odbijał się od niego, w ogóle nie docierając do wnętrza.
Zaciskał mocno szczękę, uparcie próbując uwolnić dłonie. Szarpał się przy tym sam ze sobą, myśląc jedynie o tym, że po prostu musi się uwolnić. Na ten moment nie liczyło się nic więcej. Słowa, które wcześniej mówiła Mahoney o tym, aby siebie słuchał i wycofywał się z mówienia, kiedy zacznie czuć się gorzej w ogóle się nie sprawdziły, bo nawet nie zdążył poczuć, kiedy emocje wzięły nad nim górę.
Zamrugał pospiesznie powiekami kilka razy, gdy poczuł na policzkach ciepłe dłonie. Dopiero też w tym momencie zaczęły docierać do niego powoli jej słowa. Mrugał jednak, wpatrując się w nią i… Prawda była taka, że nie miał pojęcia, co mogłaby zrobić.
— Zwiąż… mnie… mocniej — wydyszał, wpatrując się prosto w jej oczy — naprawdę… mocno — odchrząknął, zaciskając mocno pięści — i uderz mnie, porządnie.
❤
Miał nadzieję, że Summer nie będzie negować tego, co mówił. Tak naprawdę nie miał pojęcia, czy to pomoże. Coś mu podpowiadało, że potrzebował na nowo skupić na czymś konkretnym całą swoją koncentrację. Miał jednak uczucie, że skoncentrowanie się w tej chwili na czymkolwiek graniczyło z cudem. Musiał się jakoś wyrwać z tego rozproszenia, które odczuwał i które sprawiało, że czuł się dosłownie tak, jakby za chwilę miał się stąd wyrwać. Nie rozumiał tego za cholerę, bał się przeraźliwie, bo nie potrafił przewidzieć, co takiego może się wydarzyć nawet za kilka sekund.
OdpowiedzUsuńJedyne co trzymało go na dal, była Summer i jej głos. Świadomość, że nie uciekła. Nie wystraszyła się na tyle, aby uznać, że nie ma dla niego żadnej szansy na poprawę. Co prawda nie mógł wejść jej do głowy i podejrzeć, co właściwie sobie myślała… Mógł się jedynie domyślać, że skoro jeszcze znajdowała się tak blisko, że chciała jeszcze mu pomóc… To chyba był dobry, a nawet bardzo dobry znak.
Nie spodobało mu się kolejne wiązanie. Nie myślał, że Summer się zdecyduje wykonać nowe wiązania, zamiast poprawić te, które już były.
Spojrzał na jej ręce i zatrzymał na nich swój wzrok na odrobinę dłużej niż do tej pory, co było całkiem dużym postępem, biorąc pod uwagę, jak do tej pory ciężko było mu skoncentrować spojrzenie na jednym punkcie.
— Nie przestawaj — wydyszał, licząc na to, że Summer naprawdę nie zrezygnuje z działania, którego się podjęła. Wiedział, że w niej jest cała nadzieja. Nie mógł jej stracić. Obawiał się natomiast, że po obecnym incydencie, Mahoney zrezygnuje i zwyczajnie uzna, że to najwyższy czas na olanie ich nieoficjalnego przymierza i zwyczajnie na niego doniesie. Z drugiej strony spokój i łagodność jej głosu… Nie była złym człowiekiem. Była dobra, na tyle, że nadal była tuż obok niego i starała się pomóc.
— Zostaję — wymamrotał. Skupiał się cały czas na jej dłoniach, zrozumienie słów nie było takie łatwe, jak podążanie spojrzeniem za ręką. Mimo wszystko, coś do niego docierało. Blake przełknął ślinę i wziął głęboki oddech — zostaję — powtórzył, kiwając tym razem przy tym głową — nazywam się Blake Murphy i nigdzie się nie wybieram — mamrotał na okrągło — o tobie — mówił dość niewyraźnie, do zimnych potów dołączyły dreszcze, które potęgowały efekt mamrotania, ale starał się fatycznie robić to, co mówiła blondynka. Myślał o niej. O tym, jak początkowo ją obserwował, jak bardzo działała mu na nerwy, jak pocałowali się po raz pierwszy… Głęboki, powolny wdech. Zatrzymanie powietrza i wydech. Myśli wciąż krążyły wśród wspomnień z ostatnich dni, a Blake w końcu zaczynał się uspokajać. Dreszcze minęły, a spojrzenie przestało być rozbiegane. Opuścił głowę w dół, w jednej chwili poczuł się niesamowicie zmęczony, wręcz wycieńczony — udało się — wychrypiał cicho, zaciskając mocno pięści za oparciem krzesła, nie próbując się już w ogóle wyrywać z wiązań — udało się — powtórzył odrobinę głośniej, uśmiechając się słabo kącikami ust — tylko dzięki tobie — powiedział, oblizując powoli spierzchnięte wargi.
❤
Nie podejrzewał, że głos Summer może mieć na niego tak silny wpływ. Chłonął całym sobą każdy wyraz padający z jej ust, napawał się dźwiękiem, który przynosił po prostu ukojenie. Tak naprawdę to, co mówiła nie miało większego znaczenia. Najważniejsze było po prostu to, że nie był w tym momencie sam, że tuż obok była Mahoney i sprawiała, że umiał się uspokoić. Było to zaskakujące i niespodziewane. Wydawało mu się wręcz nierealne. W jednej chwili miał wrażenie, że jego życie załamuje się kolejny raz, gdy usłyszał prawdopodobną diagnozę i nie zakładał, że szybko nauczy się z tym funkcjonować, a teraz… Teraz się udało. Nie wiedział, jak dokładnie. Miał za to pełną świadomość, że gdyby nie blondynka; nic by mu się nie udało. Tylko dzięki niej mu się udało. I był jej za to niesamowicie wdzięczny.
OdpowiedzUsuńSłysząc więc z jej ust, że się udało w jednej chwili poczuł ogromną ulgę. Rozpierała go radość, a jednocześnie był wycieńczony i ledwo miał siłę, aby podnieść głowę i spojrzeć w jej oczy. Zmotywował się jednak do tego, a kiedy ich spojrzenia się spotkały… Uśmiechnął się resztką sił. Nie zdawał sobie sprawy, że walka psychiczna ze samym sobą może działać, aż tak bardzo na fizyczny stan. Dlatego nie stawiał oporu, kiedy zaproponowała mu pomoc. Był pewien, że sam nie dałby rady podnieść się z krzesła, a co dopiero mówić o przejściu gdzieś dalej czy zrobieniu czegokolwiek więcej.
— Nam się udało — poprawił ją zachrypniętym głosem, nie przenosząc spojrzenia z jej twarzy — gdyby nie ty… — przerwał, aby nabrać głębokiego oddechu i odchrząknął cicho, gdy dziewczyna zajęła się uwolnieniem go z wszelkich wiązań, jakimi był zabezpieczony.
Zgodnie z jej poleceniem chwycił się pomocnych dłoni. Normalnie z pewnością upierałby się, że nie potrzebuje pomocy, ale w tej chwili baterie całkowicie mu padły i chyba niewiele brakowało, aby zasilanie zostało odcięte. Dlatego zgodził się na pomoc, zamiast wykorzystać resztki sił na poradzenie sobie samemu. Chyba naprawdę by padł. Podniósł się z pomocą Summer i skierował swoje kroki na piętro, starając się jednak mimo wszystko w jakimś stopniu odciążyć dziewczynę.
— Dziękuję — powiedział, gdy znaleźli się w połowie schodów. Przystanął na półpiętrze i uśmiechnął się lekko do blondynki, biorąc przy tym głęboki oddech. Musiał zrobić sobie krótką przerwę, nim byłby gotów na pokonanie kolejnych schodów — gdyby nie ty — ponowił swoje wcześniejsze słowa, spoglądając prosto w jej oczy — nic bym nie zrobił, nic by się nie udało, ty… — uśmiechnął się, sięgając dłonią jej policzka — gdyby nie ty… To wszystko, co zrobiłaś — kontynuował, przesuwając powoli wierzchem dłoni po jej gładkiej skórze. Zatrzymał rękę i wstrzymał oddech, aby po chwili przenieść ją niżej i dołączając drugą, objął ją delikatnie, opierając brodę o jej ramię — nie wiem, co bym bez ciebie zrobił.
❤
Mimo wszystko uważał, że gdyby nie Summer nic by z tego nie wyszło. Prawda byłą taka, że bez niej do tej pory nie miałby pojęcia, skąd brały się w jego pamięci czarne dziury. Dlaczego zapominał czasami o całych dniach, dlaczego odzyskiwał przytomność w różnych, nie zawsze oczywistych miejscach. Na szczęście, jeszcze nigdy nie spanikował na tyle, aby wzbudzić czyjeś podejrzenia. Być może to szkolenie z FBI pomagało mu w takich sytuacjach zachować spokój. Tak czy inaczej, zawdzięczał Mahoney naprawdę dużo i nie zamierzał tego ukrywać. Chciał, aby miała pełną świadomość, że w obecnej sytuacji bez niej… Nie dałby sobie rady z tym wszystkim. Musiała o tym wiedzieć.
OdpowiedzUsuń— Okej — uśmiechnął się delikatnie. Wcale nie chciał jej tak szybko puszczać, bo musiał przyznać, że takie przytulanie jej do siebie było niezmiernie miłe. Nie zamierzał jej jednak trzymać w swoich ramionach na siłę, a poza tym… Czuł, jak przepocone ubranie klei się do jego ciała i podejrzewał, że dla Summer to nie musi być przyjemnym doznaniem, a wolał, aby odbierała to dokładnie w taki sam sposób jak on. Dlatego skinął lekko głową i ruszył z dziewczyną, dając się zaprowadzić do łazienki. Nie miał nic przeciwko, miał świadomość swojego stanu. Dlatego tylko się uśmiechnął, kiedy nie czekała nawet na jego komentarz.
Kiedy wyszła z łazienki nie czekał, aż wróci z ubraniami. Od razu ściągnął z siebie brudne ubrania i wszedł do kabiny prysznicowej i odkręcił wodę. Nie czekał, aż odleci zimna. Od razu stanął w jej strumieniu i pozwolił, aby spłukała pot i brud, który na sobie miał. Kontakt skóry z wodą był niesamowicie kojący. Zdecydowanie właśnie tego w tej chwili potrzebował.
Nie zorientował się od razu, że blondynka weszła do pomieszczenia. Dopiero słysząc jej pytanie zrozumiał, że nie jest sam. Wychylił głowę zza szyby i skinął głową, tak naprawdę nawet nie patrząc na przyniesione ubranie. Nie zależało mu w tej chwili na wyglądzie. Chciał po prostu odpocząć. Tego w tym momencie potrzebował najbardziej tuż po prysznicu. Namydlił się żelem, a następnie porządnie spłukał powstałą pianę.
— Podasz mi ręcznik? — Spytał, nie będąc pewnym czy Summer nadal była w łazience. — Summer? — Wypowiedział jej imię odrobinę głośniej, aby usłyszała jego nawoływanie. Kiedy podała mu ręcznik, owinął się nim w biodrach i nie myśląc długo, wyszedł z kabiny prysznicowej stając naprzeciwko dziewczyny niemal całkiem nagi, czym w ogóle się nie krępował. — Dzięki za ubrania —szepnął — zdecydowanie mogą być — powiedział, spoglądając na nią — ten facet… O której będzie? No wiesz, z prochami — spytał, chociaż nie był pewien czy obecnie faktycznie potrzebował czegoś na sen. Miał wrażenie, że gdy tylko poczuje pod głową poduszkę, od razu zaśnie. Ale może tabletki byłyby w stanie zapewnić mu sen pełen spokoju? — Nie jestem pewien czy ich potrzebuję, ale z drugiej strony… Trochę się obawiam, że ten sen nie będzie spokojny — powiedział, trzymając dłoń na wiązaniu ręcznika, aby przypadkiem nie zsunął mu się z bioder.
❤
Nawet przez chwilę nie zastanawiał się nad tym, czy powinien się pokazywać Summer w takim wydaniu. Zwyczajnie o tym nie myślał. Trochę tak, jakby całkowite obnażenie się psychiczne sprawiło, że nie czuł już przed nią żadnych barier, więc nawet przez myśl mu nie przeszło, że jego widok w samym ręczniku może w jakikolwiek sposób działać na Mahoney lub zwyczajnie ją krępować. Przyglądał jej się uważnie w milczeniu, czekając aż zareaguje i odpowie na jego słowa. Przechylił delikatnie głowę w bok, a na jego ustach pojawił się połowiczny uśmiech. Nie był w stanie oderwać od niej swojego spojrzenia. Z pozoru wyglądała normalnie, ale im dłużej jej się przypatrywał, tym miał coraz mniejszą ochotę oderwać od niej swoje spojrzenie.
OdpowiedzUsuńZlustrował dokładnie jej sylwetkę, a kącik ust drgnął delikatnie ku górze.
— Och, w porządku, przecież wiesz, że ci ufam — odezwał się, a nim zdążył powiedzieć cokolwiek więcej, Summer po prostu wyszła. Do samego Blake’a zaczęło docierać, że być może pewnych granic nie powinien przekraczać, ale z drugiej strony czuł w sobie rosnącą satysfakcję.
Wytarł powoli mokre ciało i ubrał się. Oczywiście nie w całości. Po wsunięciu na siebie dresowych spodni, chwycił koszulkę w rękę i przerzucił ją sobie przez ramię i ruszył do wyjścia z łazienki.
Był zmęczony, w tej kwestii nic się nie zmieniło. Chciał się jednak upewnić (chociaż wcale nie potrzebował), że Summer faktycznie na niego leciała. No, może dzięki temu małemu odkryciu poziom energii odrobinę wzrósł, nadal jednak gdyby tylko się położył na łóżku i poczuł pod głową poduszkę, momentalnie by zasnął.
— Miałaś rację — powiedział, zostawiając za sobą uchylone drzwi od łazienki, aby duchota i wilgoć szybciej się ulotniły — strasznie gorąco jest — sięgnął dłonią do wciąż wilgotnych włosów i powolnie przeczesał je, spoglądając mimochodem na blondynkę. — To może coś zjemy? — Spytał, chociaż musiał przed sobą przyznać, że chodzenie w tę i z powrotem po schodach wcale mu się nie uśmiechało — trochę czasu do przyjazdu tego faceta mamy, a skoro sama mówisz, że te prochy mi się przydadzą… Wolę nie zasypiać do tego czasu — stwierdził, przenosząc dłoń na biodro, gdzie kciukiem zahaczył o pas spodni i mimowolnie napiął mięśnie. Zachowywał się przy tym tak, jakby żaden z jego ruchów nie był wykonany z takim właśnie zamiarem. Spoglądał przy tym na Summer i po prostu ją obserwował, w szczególności jej twarz, a w zasadzie to oczy. Zawsze wychodził z założenia, że to po oczach dało się najwięcej wywnioskować. Poza tym nie bez przyczyny znane powiedzenie mówiło, że to właśnie one są oknem duszy. Można powiedzieć, że chciał sprawdzić na ile działało to w przypadku stojącej tuż obok niego blondynki.
❤
Wiedział, że zachowywał się w tym momencie jak prawdziwy dupek, ale… Nie mógł się po prostu powstrzymać. Pokiwał delikatnie głową na słowa dziewczyny.
OdpowiedzUsuń— Nadal jestem, ale prysznic trochę pomógł — powiedział zgodnie z prawdą — i poczułem, że jestem przeraźliwie głodny. Zjadłbym konia z kopytami. To chyba z wysiłku. Wiesz, całkowite zmęczenie materiału — uśmiechnął się lekko. Z czystą przyjemnością obserwował, w jaki sposób działał na blondynkę. Obiecał sobie jednak, że nie przekroczy pewnych granic, chociaż im dłużej jej się przypatrywał, tym większą miał ochotę na to. Wyszedł jednak z założenia, że nie wszystko na raz. W jego głowie pojawiła się jednak pewna myśl zwiastująca po prostu plan. I zamierzał się go trzymać.
Ponownie pokiwał głową na jej słowa.
— Możemy zamówić. Nie mam nic przeciwko — potwierdził. Fakt, że nie mieli zaopatrzonej lodówki wcześniej jakoś wypadł mu z głowy, ale to chyba przez to, że jego myśli były skupione po prostu na czymś zupełnie innym, a raczej na kimś innym — a przyniesiesz mi? Nie wiem czy jak zejdę, to będę w stanie ponownie wejść po tych schodach. Niby jedno piętro, ale jak tylko na nie patrzę, to czuję, jak opadam z sił.
Sięgając dłonią do koszulki przewieszonej przez ramię, ponownie napiął mięśnie. Spojrzał na ubranie i uśmiechnął się delikatnie. Skoro wprost poprosiła, nie zamierzał jej denerwować. Zwłaszcza, że przecież chciał, aby przyniosła mu zamówione jedzenie do pokoju. Założył bluzkę. Jego włosy jeszcze bardziej zostały zmierzwione przez bawełniany materiał. Tym razem postanowił ich jednak nie poprawiać. Uśmiechnął się tylko.
— Wolałbym jednak pójść do ciebie, jeżeli to nie jest kłopot — wyznał — myśl, że miałbym spać w łóżku twojego brata — zacisnął zęby, wyraźnie ukazując spod zarostu swoją żuchwę. Tak, mógł mieszkać w tym domu, ale wolał trzymać się z daleka od części typowo należących do Mahoney’a. Wywoływały w nim naprawdę negatywne uczucia, a tym razem z pewnością nie poradziłby sobie po raz drugi z tak dużym psychicznym wysiłkiem, gdyby miał ponownie walczyć sam ze sobą. Przegrałby od razu. — Chyba, że to duży problem to… Prześpię się po prostu na dole, na kanapie — zaproponował, podejrzewając, że Summer na to się jednak nie zgodzi. Pokiwał głową na jej wytyczne, a kiedy zadała mu pytanie, zmrużył delikatnie oczy. Chwycił dłonią podbródek i cicho zamruczał, zastanawiając się nad odpowiedzią. — Nie mam pojęcia. Coś z mięsem — powiedział po dłuższej chwili, skupiając spojrzenie na biodrach i pośladkach dziewczyny — chyba, że wolisz bezmięsne to też może być. Makaron? Cokolwiek. Ufam ci. Jestem pewien, że cokolwiek wybierzesz będzie na pewno niesamowicie smaczne — uśmiechnął się, mrugając do niej, pomimo tego, że nie odwracała się w jego stronę. — Och i zapytaj czy dostawca może wskoczyć do sklepu… — zagryzł wargę, powstrzymując się przed szerokim uśmiechem. Był pewien, że wyprowadzi ją z równowagi — po jakieś fajki i prezerwatywy — oznajmił, przykładając dłoń do brody — mam przeczucie, że mogą się przydać — uśmiechnął się łobuzersko oczekując z niecierpliwością, aż odwróci się do niego przodem. Nie mógł się doczekać, aż zobaczy jej reakcję.
❤
Pokiwał delikatnie głową. Taka odpowiedź zdecydowanie mu odpowiadała.
OdpowiedzUsuń— Nie martw się, wiem o tobie wystarczająco dużo bez grzebania w szafkach — mrugnął do niej, chociaż nie był pewien czy żartowanie z tego, że ją wcześniej śledził było odpowiednie. Zwłaszcza tak szybko. Na dobrą sprawę to wszystko pomiędzy nimi było… Bardzo świeże. Minęło zdecydowanie za mało czasu i może wyleciał z tym za szybko. Tak, powinien powstrzymać się przed tak głupim gadaniem. Zwłaszcza, że nie była to jedyna głupia i ryzykowna rzecz, którą z siebie wyrzucił. Nie mógł więc mieć pewności, jaka będzie reakcja blondynki. Natomiast i tak był tego wszystkiego bardzo ciekawy, dlatego z niecierpliwością czekał na jej kolejne słowa.
Na twarzy mężczyzny pojawił się połowiczny uśmiech. Chyba spodziewał się, że jej reakcja będzie bardziej… ekspresyjna. Dlatego początkowo nie pozwolił sobie na nic więcej niż uśmiech, który cały czas gościł na jego twarzy.
— Jeszcze zobaczymy… — wymruczał do siebie cicho. Na tyle cicho, że Summer nie była w stanie tego usłyszeć. Wpatrywał się w nią tak długo, dopóki nie zniknęła mu z pola widzenia. Odwrócił się i ruszył do pokoju dziewczyny dopiero wtedy, kiedy nie miał jej już w zasięg swojego wzroku.
Wchodząc do pokoju blondynki, mimowolnie zerknął na meble. Nie potrzebował tego robić, nie myślał o grzebaniu w jej rzeczach. Po prostu samo jej wspomnienie o tym sprawiło, że jego wzrok mimowolnie wędrował w stronę mebli. Pokręcił jednak głową i ominął je. Usiadł na łóżku i oparł się dłońmi o swojego nogi, przez chwilę wpatrując się w podłogę i swoje stopy.
Nie był długo sam, jednak szybko poczuł, że siedzenie w samotności mu nie służy. Myśli krążyły w różnych kierunkach, a on nie umiał ich utrzymać w jednym miejscu, co sprawiało, że zrozumiał, iż nie może przebywać w samotności. Przynajmniej nie tak od razu. Podejrzewał, że zejście na dół, do Summer mogło ją teraz tylko wkurzyć. Starał się wiec po prostu nie myśleć. Lub myśleć tylko o niej. Kiedy koncentrował myśli wokół niej, uspokajał się.
Spojrzał na drzwi, gdy się otworzyły. Na ustach blondyna pojawił się delikatny uśmiech. Widział po jej minie, że nie był zachwycona. Wyrażała to wręcz całą sobą i widział to wyraźnie.
— Summer — zaczął, podnosząc się z łóżka — wiem, że jesteś na mnie wkurzona — powiedział bez ogródek. Nie było sensu owijać w bawełnę — ale wiem też, że na mnie lecisz — stwierdził, podchodząc w jej stronę — widziałem, jak na mnie patrzysz — przesunął spojrzeniem po jej sylwetce, a na ustach ponownie pojawił się połowiczny, łobuzerski uśmiech — i wiem też, jak ty działasz na mnie — kontynuował, zatrzymując się kilka kroków przed blondynką, zdecydowanie znajdując się za blisko niej, ale… Jego nie wprowadzało to w dyskomfort i liczył na to, że Summer również wbrew wszystkiemu nie czuje się źle, gdy był tak blisko niej. — Nie musimy z tym walczyć — powiedział o połowę niższym tonem, nie spuszczając spojrzenia z jej ust.
❤
Był świadom, że nie powinien mówić wielu rzeczy. Tak samo, jak wiedział, że wielu rzeczy nie powinien był w ogóle robić. Czasami jednak wewnętrzna motywacja była dużo silniejsza niż zdrowy rozsądek, próbujący przebić się do myśli. Poza tym prawda była taka, że nauczył się go skutecznie uciszać. Być może dzięki temu żyło mu się łatwiej, nie analizował niektórych rzeczy tylko przyjmował je takimi, jakimi były. Kierował się natomiast tym, czego chciał. Skupiał się na tym, czego chciał. Tak, jak początkowo chciał zemścić się na Mahoney’u, tak jak chciał zbliżyć się do Tilly czy Summer. Skupiał się na celach i zadaniach. Swoich własnych, bez tego upierdliwego głosiku z tyłu głowy mówiącego, że coś jest właściwe lub niewłaściwe. I żyło mu się z tym niesamowicie dobrze.
OdpowiedzUsuńDlatego teraz było dokładnie tak samo. Nie musiał walczyć ze samym sobą. Robił i mówił, co chciał. Przynajmniej tak długo, dopóki do głosu nie przechodziła inna osobowość, ale to było wywołane czymś zupełnie innym, więc nie brał tego pod uwagę.
Widząc, że Summer zatrzymała się w pokoju, kiedy się do niej zwrócił, był z tego naprawdę zadowolony. Zwłaszcza, że w ogóle nie zdziwiłby się, gdyby zdecydowała się jednak na opuszczenie pokoju i zostawienie go samemu sobie. Miała do tego idealny powód po jego ostatnich słowach. Spoglądał na nią, cały czas z delikatnym uśmiechem na twarzy. Początkowo nie chciał przekraczać bardziej granicy, jaka pomiędzy nimi była, bo i tak znajdował się zdecydowanie za blisko niej. Słuchając jednak słów, które miała do powiedzenia, powoli zbliżył się do niej jeszcze bardziej, a uśmiech stał się odrobinę szerszy, bardziej zawadiacki.
Podobało mu się to, w jaki sposób reagowała na jego bliskość i chciał zobaczyć więcej. Dlatego nie odsunął się, a wręcz znalazł się jeszcze bliżej dziewczyny sprawiając, że sama musiała się cofnąć. Za nimi była ściana, a tuż obok drzwi. Podszedł jeszcze bliżej i podparł się ręką o drzwi tak, aby nie mogła wyjść z pokoju. Wpatrywał się prosto w jej oczy, delikatnie napierając na jej ciało.
— Masz rację, byłem zmęczony, ale… Przy tobie wszystko znika — powiedział, sięgając drugą dłonią do jej policzka. Wsunął za ucho kosmyk jasnych włosów i uśmiechnął się, nachylając się twarzą do jej twarzy — a to co mówisz, tylko pobudza moją wyobraźnię — wymruczał — chciałbym wiedzieć, co takiego chcesz zrobić ze mną zrobić. Możesz mi opowiedzieć, albo jak wolisz… Możesz posłuchać o tym, co ja zrobiłbym z tobą — przesunął dłoń po jej policzku w dół, na szyję. Zatrzymał ją na chwilę i wstrzymał powietrzę, przysuwając się jeszcze odrobinę bliżej. Tak, że przesunął nosem po jej policzku, a usta skierował do płatka jej ucha i powoli wypuścił ciepły oddech, otulając nim ucho — albo możesz mi po prostu pozwolić — wymruczał cicho — i się przekonać na własnej skórze, jak bardzo mam na ciebie ochotę — zamruczał cicho, przymykając na krótką chwilę powieki. Musiał zapanować od głosem i oddechem, nad chęcią chwycenia jej za biodra… Dłoń z szyi dziewczyny przeniósł do jej ramienia i szybkim ruchem złapał jej nadgarstek. Uniósł jej rękę do góry i przycisnął stanowczo, ale delikatnie do ściany. Miał ochotę zerwać z niej ubrania i po prostu wziąć ją tu i teraz, jednak był w stanie nad sobą zapanować na tyle, aby niczego nie zrobić wbrew jej woli — wystarczy, że sobie na to pozwolisz — wychrypiał cicho, muskając wargami płatek jej ucha.
❤❤❤
Może i nie powinien był przekraczać granic, ale zwyczajnie nie mógł się przed tym powstrzymać. Poza tym, albo raczej przede wszystkim, zwyczajnie właśnie tego chciał. Udowodnić jej, że nie będzie w stanie się sama powstrzymać. Chciał mieć tę satysfakcję. Dlatego nie wahał się długo przed zbliżeniem do niej, przed stanięciem na tyle blisko, że stykali się ciałami i wyraźnie mogli wyczuć bijące od siebie nawzajem ciepło ciał. Chciał tego i nie zastanawiał się, gdy dotykał dłonią jej skóry. Gdy był tak blisko, że wystarczyło odwrócenie odrobiny głowy, aby ich wargi połączyły się w pocałunku. Czuł reakcję jej ciała na swoje poczynania i uśmiechał się przy tym kącikiem ust, czekając cierpliwie, aż nie wytrzyma. Słysząc głos dziewczyny i jej jęk, na jego ustach pojawił się łobuzerski uśmiech, bo doskonale wiedział, że nie musi się dłużej, wielce starać, a kolejne słowa i jej czyny tylko go w tym utwierdziły. Zamruczał nisko, gdy poczuł paznokcie na sobie, a następnie spojrzał w jej oczy i uśmiechnął się.
OdpowiedzUsuńWszystko, co działo się w następstwie pocałunku było działaniem, nad którym nie musiał się zastanawiać. Sięgnął dłońmi jej bluzki, którą sprawnie z niej ściągnął, a następnie ułożył dłonie na biodrach blondynki, mocno zaciskając na nich palce. Wpił się w jej ustach zachłannie, pogłębiając przy tym pocałunek. Trzymając mocno jej biodra, uniósł ją i ponownie przybliżył się do ściany, przywierając ją do niej ponownie. Składał na ustach i szczęce Mahoney mokre pocałunki, jedną ręką podtrzymując ją za biodro, drugą zaś błądził po nagim ramieniu, zsuwając z niego ramiączko bielizny. Pocałunkami schodził niżej, na szyję i dekolt, nie przestając dociskać jej do ściany.
Oddech mężczyzny stawał się coraz szybszy, a podniecenie wzrastało z każdym kolejnym pocałunkiem złożonym na jej ciele. Nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo nie mógł doczekać się momentu, w którym bezkarnie będzie mógł dotykać i całować Summer, nawet nie potrafił określić, w którym momencie to się zmieniło, kiedy dokładnie zaczął czuć w stosunku do niej tak silne pożądanie Najistotniejsze i najbardziej satysfakcjonujące było to, że działało to w dwie strony. Dlatego zdecydował się w końcu wsunąć dłoń pomiędzy ścianę, a plecy blondynki, zmuszając ją tym samym do objęcia go nogami w biodrach. Odnalazł dłonią zapięcie stanika i odpiął go sprawnym ruchem, a następnie cofnął się do łóżka, na którego skraju usiadł i spojrzał na nią spojrzeniem przepełnionym pożądaniem. Ułożył dłonie na jej ramionach i powoli przesunął je powoli w dół, zsuwając w ten sposób do końca bieliznę. Jedną dłonią naparł na pośladki dziewczyny tak, że musiała się delikatnie unieść, podpierając na kolanach o łóżko, a drugą chwycił jedną z piersi i delikatnie pieścił i obserwował twarz Summer, każdą jej reakcję na jego dotyk.
❤
Napawał się każdym westchnięciem, jak i każdym jękiem wydobywającym się z ust blondynki. Każda reakcja jej ciała na jego pieszczoty sprawiała, że stawał się coraz bardziej podniecony.
OdpowiedzUsuńRozchylił delikatnie wargi, uważnie przypatrując się jej twarzy, gdy odsunęła jego dłoń. Obserwował uważnie jej poczynania, a na jego ustach wkradł się delikatny uśmiech. Prawda była taka, że gdyby tylko zechciał, z łatwością uwolniłby ręce z jej chwytu. Pozwolił jednak na to, aby miała odrobinę tej satysfakcji z posiadania kontroli. Kiedy opadł plecami na pościel, oddychał ciężko, czerpiąc radość z każdego pocałunku, każdego przesunięcia językiem, na jaki zdecydowała się Summer. Odchylił głowę i zamruczał cicho, gdy otarła się o jego stwardniałą męskość.
— Co za łaskawa pani — wymruczał cicho, poruszając powoli biodrami. Jęknął cicho, czując jej dłoń na swoim penisie i zamruczał ponownie z przyjemności, kiedy poruszała pewnie ręką. Sam ułożył dłonie na jej pośladkach i mocno je ścisnął, nie przejmując się tym, czy mogło być to dla niej bolesne. Pełnym pożądania spojrzeniem, uważnie obserwował wszystkie jej poczynania. To, jak przerzuciła włosy na jedno ramię, jak dotknęła swojej piersi… Zamglone spojrzenie jasnych oczu i poruszające się wargi, napuchnięte od pocałunków… Nabrał powietrza przez rozchylone wargi, a następnie uśmiechnął się łobuzersko. Nie musiała mu dwa razy powtarzać. Skoro chciała, zamierzał jej dokładnie pokazać, jak bardzo jej chciał.
— Mówisz, masz — wychrypiał i sięgnął dłońmi do rozporka jej spodni, z którego rozpięciem poradził sobie bezproblemowo, a następnie usiadł i trzymając ją za pośladki, sprawnie podniósł ich z łóżka, jednak tylko po to, aby to dziewczynę na nim ułożyć. Oparł się kolanami o miękki materac i zawisł nad nią. Chwycił materiał spodni i majtek, a następnie powoli zsunął je z niej, uważnie przypatrując się nagiemu ciału. Czuł przy tym przyjemne dreszcze przechodzące wzdłuż kręgosłupa i wziął głęboki oddech, nie odrywając spojrzenia od jej ciała. — Taka piękna — wymruczał, odrzucając jej ubranie i bieliznę za siebie na podłogę. Przesunął dłońmi od stóp do ud po jej nogach, a gdy dotarł do ich zwieńczenia, bez skrępowania rozchylił jej nogi i nachylił się, aby złożyć mokre pocałunki na jej podbrzuszu, wzgórku łonowym jak i na pachwinach. Przesuwając powoli językiem po delikatnej skórze, kierując się prosto do kobiecości. Zlizał z niej powoli wilgoć, a następnie wsunął gładko palec w jej wnętrze, delikatnie kręcąc nim kółka już w niej, zamruczał przy tym cicho, a po kilku powtórzonych ruchach wysunął dłoń i podniósł się, by szybko zsunąć z siebie dresy wraz z bielizną. Zlustrował jej sylwetkę, jej wciąż wilgotną kobiecość, a następnie uśmiechnął się szeroko i zbliżył się, zawisnąwszy nad nią, przerzucił jej nogi na swoje barki, a dłonią nakierował swoją męskość wprost na nią i ostrożnie, ale stanowczo pchnął biodrami, nie powstrzymując jęku, gdy w nią wszedł.
❤
Z przyjemnością pieścił jej ciało, samemu czerpiąc z tego satysfakcję. Zwłaszcza, gdy dawała mu wyraźnie do zrozumienia, że jego działania nie były dla niej obojętne. Wręcz przeciwnie. Widział, do jakiego doprowadzał ją stanu i bardzo, ale to bardzo mu się to podobało. Co z kolei sprawiało, że miał ochotę na jeszcze więcej. Westchnął cicho, gdy pod palcami czuł jej delikatną skórę. Najchętniej nie odrywałby od niej swoich dłoni i w zasadzie, wcale nie musiał tego robić. Napawał się możliwościami, jakie płynęły z obecnej sytuacji. Odreagowanie całego stresu w ten sposób było dużo przyjemniejsze niż cokolwiek innego. Zwłaszcza, że od dłuższego czasu czuł do niej pociąg. Chciał jej. A teraz mógł ją mieć i w zasadzie, po prostu ją miał. Z czego bardzo się cieszył.
OdpowiedzUsuńZamruczał, słysząc jej reakcję gdy zajmował się jej kobiecością, jednak nie mógł sobie pozwolić na to, aby za szybko osiągnęła spełnienie. Zresztą, sama przecież chciała, aby pokazał jej, jak bardzo ją chciał. Nie zamierzał być delikatny, co swoim zachowaniem wyraźnie pokazał, gdy wszedł w jej ciasne wnętrze zdecydowanym ruchem.
— Nie wiesz co to znaczy — wymruczał, gdy wspomniała o znęceniu się. Mógłby. Zdecydowanie mógłby wszystko boleśnie przedłużać, ale prawda była taka, że wówczas zadawałby ból samemu sobie, a dziś miał go wystarczająco dużo.
Rytmiczne ruchy bioder, jej jęki i ciepło ciała sprawiały, że sam odczuwał coraz większą ekscytację, a zaciskające się kobiece mięśnie na jego penisie powodowały, że orgazm nadchodził szybciej, niż się tego spodziewał. Zacisnął szczękę, błądząc mętnym spojrzeniem po twarzy i dekolcie blondynki, nie przestając się płynnie poruszać w nadanym przez ich oboje tempie.
Zwolnił odrobinę, gdy zmieniła pozycję. Czując jednak smak jej ust, powrócił do wcześniejszego rytmu, łapiąc jedną dłonią jej nadgarstek i wyciągnął rękę nad jej głowę, przyciskając drobną dłoń do miękkiej poduszki. Nachylił się nad nią, czując na czole i plecach kropelki potu. Nie próbował jednak przerwać namiętnych pocałunków, którymi nawzajem się obdarzali. Gdyby było to możliwe, pogłębiałby je jeszcze bardziej. Czuł, nadchodzące dreszcze i przyjemne mrowienie zbierające się w podbrzuszu, jednak nie pozwolił sobie na spełnienie, dopóki nie zyskał pewności, że Summer będzie równie usatysfakcjonowana, co on. Dlatego całował ją żarliwie, wyczekując momentu, którym jej ciałem wstrząsną dreszcze, a z ust wyrwie się krzyk ekstazy, bo był pewien, że Mahoney uraczy go głośnym krzykiem, po tym, co zdążył już usłyszeć podczas zbliżenia. On sam przyglądał jej się mętnym spojrzeniem jasnych oczu, odrobinę odsuwając się od jej ust, by ujrzeć wykrzywioną w ekstazie twarz.
Sam również pozwolił sobie na głośniejszy niż dotychczas jęk, gdy jednocześnie przez jego ciało przeszedł przyjemny dreszcz.
Podparł się dłońmi po obu bokach jej głowy i zawisł nad nią, oddychając głośno i płytko. Oblizał wargi, a następnie złożył na jej ustach pocałunek i uśmiechnął się, wciąż z niej nie wychodząc.
— Wyglądasz dokładnie tak, jakbyś była na naprawdę niezłym haju — wymruczał niskim głosem, trącając nosem zaczerwieniony policzek blondynki — i bardzo podoba mi się ten widok — dodał, łapiąc jej dłoń i splótł ich palce, wciąż nad nią zwisając.
❤
[ Hej!
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za zajrzenie do karty i zainteresowanie. Fakt faktem nie ułatwiam chłopakowi życia, ale to właśnie lubię i takimi skrzywdzonymi ludziami mi się pisze :D
Summer jest za to cudna, choć czytając kartę również jej współczułam… Więc na wątek jestem chętna, możesz zdradzić swój plan :D
A do Hardina też mam nutę słabości co w sumie widać xD]
Scott
Potrafił się skutecznie odciąć od wszystkiego, co działo się wcześniej, skupiając się jedynie na obecnej, trwającej właśnie chwili. Jego myśli krążyły jedynie wokół jej nagiego ciała, indywidualnego zapachu jej skóry i ciepła, które tak bardzo od niej czuł. Skupiał się na dźwiękach, które z siebie wydawała i unoszącym się w pokoju zapachu ich spoconych ciał.
OdpowiedzUsuńPotrzebował chwili, wpatrując się w jej twarzy, aby chociaż odrobinę uspokoić przyspieszony przez cały czas oddech i szybsze bicie serca, które odczuwał jeszcze chwilę po orgazmie. Uśmiechnął się na słowa blondynki i z uznaniem pokiwał głową.
— Wiedziałem — wymruczał z uśmieszkiem na twarzy, a po chwili ponownie cicho zamruczał, czując jej dłoń na swoim ciele, a następnie we włosach. Delikatny uśmiech pojawił się na jego twarzy, gdy usłyszał jej słowa, nim jednak zdążył odpowiedzieć, z przyjemnością przyjął złożony przez nią pocałunek, a następnie odwzajemnił go równie namiętnie, po chwili pogłębiając go odrobinę. Z cichym mruknięciem odsunął się od jej ust i uśmiechnął się łobuzersko — polemizowałbym nad etycznością — oznajmił, jednak nie odsunął się jeszcze od dziewczyny. Nie spieszyło mu się nigdzie. Im obojgu nigdzie się nie spieszyło, o czym doskonale wiedział, więc po prostu wpatrywał się w jej powolnie stygnące ciało, a uśmiech nie schodził mu z twarzy.
Nie miał pojęcia, co będzie dalej. Wiedział natomiast tyle, że co będzie to będzie. Seks z Summer nie zmieniał również jego podejścia do całej sprawy. Jej brata musiała dosięgnąć zemsta i w tym temacie kompletnie nic nie miało się zmienić. Utkwił spojrzenie w jej oczach, zastanawiając się natomiast nad tym, co wydarzyło się właśnie między nimi i jaki będzie miało to wpływ na dalsze działanie. Wiedział, że Summer miała w dupie etyczność całego wydarzenia. Gdyby się tym przejmowała naprawdę, nie bawiłaby się w doktora, nie będąc doktorem, to oczywiste. Martwiło go jednak coś innego. Za każdym razem w swoich prywatnych sesjach terapeutycznych wracali do przeszłości. Przeszłość wiązała się z inną kobietą. Dwoma innymi kobietami. Summer nie mogła mu dalej pomagać. Już wcześniej nie czuł się całkiem swobodnie i komfortowo opowiadając jej wszystko. Teraz będzie jeszcze gorzej. Mimowolnie zacisnął palce na poduszce, na której trzymał dłoń. Gdy tylko zorientował się, że niepotrzebnie napina mięśnie, rozluźnił je. Przeniósł dłoń na bok blondynki i delikatnie ułożył się na łóżku, przekręcając ciało Summer tak, aby oboje leżeli naprzeciwko siebie, wciąż złączeni w jedność.
— W sumie może być w tym coś nieetycznego — wymruczał po chwili, układając dłoń na jej policzku i powoli przesuwał ją po całym boku jej twarzy — będziemy musieli pomyśleć, jak pozbyć się problemu — wyszeptał, nie przestając dotykać jej ciała.
❤
Uśmiechnął się delikatnie, na jej słowa i musnął delikatnie jej warg. Starał się zapanować nad tokiem swoich myśli, jednak ten przybierał na prędkości zamiast zwalniać. Nie umiał przewidzieć, jak w tym momencie będzie wyglądała ich dalsza relacja. Nie lubił improwizować, a odkąd pojawił się w Nowym Jorku robił to nagminnie. Za każdym razem był na siebie wówczas zły. Widział, że te działania przynosiły porządne efekty, co nie było takie złe, ale… Teraz nie wiedział, kompletnie nie wiedział, co dalej w kwestii swojego zdrowia i wiedział, że będzie musiał to porządnie przemyśleć nim wrócą do działania… Liczył na to, że uda mu się przeciągnąć w czasie tę rozmowę, że Summer niczego się nie zorientuje, ale… Wyszło, jak zawsze, gdy działał spontanicznie. Więc może nie powinien się w ogóle tym wszystkim przejmować? Uznając, że i tym razem wszystko potoczy się samoistnie i w dodatku w odpowiedni, prawidłowy sposób? Nie mógł mieć pewności, ale… Nauczony doświadczeniem, mógł wierzyć, że samo się ułoży. Jak zawsze.
OdpowiedzUsuńNienawidził takich pytań. Widział jednak przejęcie na jej twarzy i nie umiał tak po prostu zignorować usłyszanych słów.
— Po prostu — zaczął, spoglądając na nią. Uśmiechnął się kącikami ust, dając się odwrócić na plecy. Ułożył dłonie na jej barkach i delikatnie przesuwał rękoma po jej ramionach w tę i z powrotem, cały czas z delikatnym uśmiechem na twarzy — muszę przemyśleć sobie kilka spraw — dokończył. Tak, zdecydowanie musiał obmyślić to i owo. Pokiwał głową na jej kolejne słowa, jednak kąciki ust tym razem w ogóle mu nie drgnęły. — Może i wiemy, może i nie odpuścisz, ale to moja sprawa — mruknął. Nie lubił, gdy ktoś wtrącał się w jego sprawy. Owszem, Mahoney mu wiele pomogła, nie zaprzeczał i nie negował jej udziału. Zirytował się jednak jej sformułowaniem. Mogła sobie nie odpuszczać. Owszem. Decyzja jednak należała w stu procentach do niego. — Pozwolisz, że będę sam decydował? — Spytał, mrużąc delikatnie powieki — powiedziałem. Muszę sobie to przemyśleć i tyle — mruknął czując, jak atmosfera bezpowrotnie się rozpływa. Pokręcił delikatnie głową, czując jej dłoń na swoim policzku — w takim razie po prostu pozwól mi to sobie ułożyć w głowie. I nie naciskaj — oznajmił, wpatrując się cały czas w jej twarz. Nie zamierzał się z nią kłócić, a już na pewno nie w tej chwili. Musiała jednak zrozumieć również jego punkt widzenia i emocje, która się w nim gromadziły. Równie dobrze naciskanie mogło przynieść odwrotny efekt, czego się obawiał. Sprawić, że pokonane przeszkody na nową się pojawią. Być może mocniejsze, silniejsze. Nie byli w stanie tego w żaden sposób przewidzieć ani ustrzec się przed tym, czego był aż do bólu świadomy, co sprawiało, że musiał to wszystko pierw rozegrać i przemyśleć w swojej głowie. Sam ze sobą.
❤
Mógł się domyślić, że Summer nie przyjmie jego słów odpowiednio. Nie chodziło mu przecież o to, aby ją od siebie odsunąć. Spojrzał na nią, uważnie słuchając tego, co miała do powiedzenia. Lustrował przy tym uważnie jej sylwetkę i zastanawiał się nad tym, czy dotrze do niej to, co właściwie powiedział, czy będzie sobie wmawiała słowa, które chciała usłyszeć. Pokręcił delikatnie głową, nie wierząc w to, że odwraca wszystko dosłownie w zupełnie inny sposób niż to, co właściwie powiedział. Po prostu… Chciała mu się śmiać. Nie dał jednak tego po sobie poznać, bo wyobrażał sobie, co wówczas uroiłoby się w jej głowie. Dlatego po prostu spoglądał na nią i zastanawiał się, jakim cudem odwróciła to wszystko w taki sposób. Miała talent do dramatyzmu. Zdecydowanie go miała.
OdpowiedzUsuń— Naprawdę zamierzasz się zachowywać, jak dziecko, które usłyszało od rodzica, że nie dostanie lizaka albo nowej zabawki? — Spytał, spoglądając na nią. Był spokojny i opanowany. Doskonale wiedział, że jeżeli w tej chwili dałby się ponieść jakimkolwiek emocjom, Summer rozkręciłaby z tego jeszcze większą aferę. Nie musiał znać jej długo i dobrze, wystarczyła pierwsze reakcja na to, że chciał sam zdecydować o swoim zdrowiu i o tym, w jaki sposób powinni sobie radzić, skoro ewidentnie między nią, a nim coś było. Chociaż patrząc na jej reakcje… Może tylko mu się wydawało, że pomiędzy nimi mogłoby być coś więcej, coś poważniejszego. Może to różnica wieku? A może emocje dziewczyny były zbyt rozchwiane… Coś leżało na rzeczy, bo nie podejrzewał, że zachowywałaby się w taki sposób, gdyby naprawdę coś do niego czuła. Tak. Przypisanie tego rozchwianiu emocjonalnemu było w tym momencie i w tym wszystkim najbardziej rozsądne — tak Summer. Moje zdrowie to moja sprawa, zwłaszcza, jeżeli brałem pod uwagę to, że między nami może po tym wszystkim naprawdę bylibyśmy w stanie… Coś zbudować. Coś dojrzałego, trwałego. Więc dla zdrowia potencjalnego związku nie mogę od tak trzymać się ciebie jak jedynego leku, jak jedynego sposobu do normalności, bo wolałbym wówczas rozdzielić chorobę od życia. Spróbować sobie to wszystko poukładać, myśląc głównie o przyszłości. Ale skoro twoim zdaniem powiedziałem właśnie, że już cię nie potrzebuję, to proszę bardzo — wzruszył ramionami, ponownie przybierając pozycję tego Blake’a, który miał jasny cel do osiągnięcia — widocznie pomyliłem się w osądzie, albo dałaś mi złudne, mylne sygnały — odparł ze spokojem. Współczuł jej. Naprawdę jej współczuł, skoro nie potrafiła normalnie porozmawiać tylko od razu dramatyzowała. Chyba śniła, myśląc, że tak po prostu się wyniesie. Sprawa w tej chwili dla niego była jasna. Summer ponownie musiała stać się zakładniczką. Łatwiej byłoby po prostu przyjąć jej postawę i zapomnieć o niej, ale za dużo ryzykował, zostawiając ją tak po prostu. Rozejrzał się po pomieszczeniu, wciągnął na siebie ubranie i sprawnie zablokował drzwi łazienki w taki sposób, aby nie mogła z nich po prosty wyjść. Następnie zszedł na dół. Musiał znaleźć jej telefon, aby przypadkiem nie próbowała się skontaktować z policją. Tak, ponownie musiał zacząć myśleć jak porywacz.
Blakie
Scott spojrzał na terapeutę z pobłażaniem, tak jakby ten zaproponował mu coś bardzo niedorzecznego. Do tej pory, Scott był na dwóch takich spotkaniach. Wciąż nie był przekonany do tej formy... radzenia sobie z problemami. Nigdy też słowem się nie odezwał. W ciszy przysłuchiwał się opowieściom innych uczestników. Za zwyczaj tylko prychał i przewracał oczami, na tym kończył się jego udział w spotkaniu. Nie potrafił się w to zaangażować i nie wierzył by to mu pomogło. Jedynym powodem dla którego się tutaj pojawiał, była namowa dziadków, którzy dali mu ultimatum. Chodzi na spotkania lub przeprowadza się do nich. I ta i ta opcja była równie beznadziejna, ale koniec końców wolał zostać w Nowym Jorku i mieć święty spokój.
OdpowiedzUsuńScott mocno przeżywał utratę rodziny, a śpiączka i niemożność osobistego pożegnania rodziny, dołowała go jeszcze bardziej. Nie mógł pogodzić się z taką stratą i faktem, że los śmiał mu się prosto w twarz. Nie rozumiał dlaczego on przeżył, a trójka innych ludzi, znajdująca się w tym samym aucie, musiała zginąć. Chętnie zamieniłby się z nimi miejscem, albo do nich dołączył. On z nich wszystkich był najsłabszym ogniwem i nie sądził by kiedykolwiek mógł się z tego otrząsnąć. Radził sobie z tym wszystkim na swój własny, pokrętny sposób, czym w rzeczywistości tylko bardziej szkodził. Dokładał sobie utrapień, pogarszając bałagan w swoim życiu. Wszelkie używki, od których co raz bardziej się uzależniał, choć sprawiały, że na chwilę czuł się lepiej, tak naprawdę odwodziły go od wyzdrowienia.
Jego psychiatra za zwyczaj o nic nie pytał, zadawał podstawowe pytania niczym lekarz rodzinny, wystawiał receptę i na tym się kończyło. Nie udawał, że los obcego chłopaka go obchodzi. Scottowi to odpowiadało. Dlatego też czuł się nieswojo siedząc w otoczeniu ludzi z podobnymi problemami. Bo kogo to obchodziło, że zginął mu cała rodzina? Lub, że blondynowi na przeciwko zmarła na raka żona?
— Nie sądzę by wzajemne słuchanie takiego gówna mogło polepszyć nasze samopoczucie i tym bardziej humor. — Odparł kąśliwie. Nie miał zamiaru się uzewnętrzniać. Nie z nimi... z nikim. Zerknął na dziewczynę obok siebie, nie kojarzył jej, ale w końcu nie przyszli tu zacieśniać więzów i zaprzyjaźniać się. Przynajmniej on nie chciał tego robić, ale sądząc po słowach dziewczyny, ona miała bardzo podobne podejście.
Choć zachęty wszystkich wokół i wszystkie wyciągnięte w jego stronę dłonie, były aktem uprzejmości i chęci pomocy, Scott nie potrafił tego przyjąć. Zdawał sobie sprawę, że gdyby role się odwróciły, pewnie postępowałby podobnie. Z uśmiechem wchodziłby w czyjąś szarą rzeczywistość i z wszelkich sił starałby się rozgnić ciemne chmury. Byłby równie uparty i nieznośnie radosny, jak to miał w zwyczaju. Przed wypadkiem był zupełnie inną osobą, która teraz leżała pod stosem żalu i gniewu. Scott nie potrafił dokopać się do tamtej cząstki siebie. Tej towarzyskiej, roześmianej i pełnej życia części.
— Chyba każdy przyzna, że to dość depresyjne. — Uniósł nieco ręce wskazując okrąg przy którym siedzieli i całą salę wokół.
Scott
OdpowiedzUsuńUdało mu się dojść za daleko, aby w tej chwili ryzykować tak po prostu opuszczeniem domu Summer i zostawieniem jej samej sobie. Naprawdę nie chciał tego robić. Nie chciał jej ani zostawiać, ani tym bardziej ponownie więzić. Zdawał sobie jednak sprawę z niesamowicie ogromnego ryzyka. Przerażała go myśl, że będąc już tak blisko swojego celu mógłby go stracić przez głupie nieporozumienie i nazbyt emocjonalną reakcję Mahoney. Nie uważał, aby zrobił cokolwiek złego. Chciał po prostu rozdzielić to co było od tego, co mogłoby być. Nie chciał zadręczać blondynki wspomnieniami z przeszłości, nie chciał opowiadać jej w taki sposób o zmarłej żonie i córeczce. To nie tak, że zamierzał udawać, że ich nigdy nie było w jego życiu. Nie. Po prostu… Wolałby mówić o nich w zupełnie innych okolicznościach, w mniej emocjonalny sposób. A jak sama Summer mówiła, emocje były potrzebne do walki z tym drugim. Nie miał pojęcia czy tak było, ale wewnątrz czuł, że ranił ją padającymi wcześniej słowami, a teraz, gdy zbliżyli się do siebie jeszcze bardziej… Nie mógł i nie chciał jej ranić.
Tak samo, jak nie chciał jej zamykać w łazience.
Żałował wszystkiego, co jej zrobił. Najgorsze było jednak to, że nie widział w tej chwili innego rozwiązania, jak kontynuacja tego, co zostało już rozpoczęte.
Rozglądał się gorączkowo po kuchni w poszukiwaniu jej telefonu komórkowego. Gdy wypatrzył leżące urządzenie na stole, poczuł ulgę. Gorzej, że chwilę później dotarł do jego uszu dźwięk jej nawoływania, co sprawiło, że poczucie ulgi wyparowało z niego w ekspresowym czasie. Bolało go to, że musiał to zrobić.
Złapał w dłoń jej telefon i zacisnął na nim mocno palce, przez chwilę próbując zignorować jej słowa. Chciał skupić się jedynie na swoich własnych myślach, co nie było teraz łatwe. Przez jego głowę przemykało wiele pomysłów, wiele wspomnień i wyobrażeń. Musiał jakoś zapanować nad chaosem, który zaczął się panoszyć w jego mózgu.
Zacisnął mocno powieki, jednocześnie zaciskając jeszcze mocniej palce na urządzeniu. Oddech. Głęboki, przeciągnięty. Musiał się uspokoić, zapanować nad sobą. Ostatnie, na co mógł sobie pozwolić w takiej sytuacji to oddanie kontroli komuś innemu. Nie mógł do siebie nikogo dopuścić, nie teraz…
Wsunął smartfon do tylnej kieszeni spodni i powoli ruszył ponownie schodami na piętro, nie mając pojęcia w zasadzie, co dalej. Wiedział, że coś musiał zrobić, coś zwyczajnie trzeba było zrobić, jakoś zareagować, ale… Nie miał pojęcia.
Podszedł powoli do drzwi łazienki. Przystanął przed nimi, wpatrując się w nie. Nie miał pojęcia, co robiła po drugiej stronie Summer, ale mógł się domyślać, że nie była cała w skowronkach i z uśmiechem na twarzy. On z pewnością by nie był.
Oparł powoli dłonie na płycie drzwi, nie odblokowując zapory i wziął głęboki oddech, a następnie wstrzymał powietrze, próbując uciszyć wszechświat dookoła, jakby miał w ten sposób móc usłyszeć ją, jej myśli… Cokolwiek, co siedziało jej teraz w głowie.
— Nie chcę tego robić — wyszeptał cicho, nie mając pojęcia czy dziewczyna cokolwiek usłyszy. Tak naprawdę nawet nie był pewien czy chciałby, aby to słyszała. — Naprawdę, nie chcę tego robić — wymamrotał cicho, wbijając mętne spojrzenie gdzieś przed siebie. Pokręcił lekko głową, po chwili zdając sobie sprawę z tego, że Summer przecież nie może tego zobaczyć. Zacisnął wargi, mocniej przypierając dłonią do drzwi — to się nie powinno stać — dodał, mając na myśli to, że zamknął ją w łazience. Zdecydowanie nie powinien był tego robić.
blakie
Chciałby jej zaufać do tego stopnia, aby faktycznie móc opuścić jej dom i nie bać się tego, że za chwilę złapie go policja i zamknie. Po tym, co wydarzyło się chwilę wcześniej po prostu nie mógł jej ufać. Gdyby wszystko rozumiała… Nie powinna była się na niego tak bardzo wkurzyć za to, co powiedział w odniesieniu do ich wspólnego leczenia. Może on sam nie powinien był tego mówić tuż po świetnym seksie, bo faktycznie moment wybrał sobie najgorszy z możliwych, ale rozmowa i temat wyszedł sam z siebie, nie mógł tak po prostu tego zignorować.
OdpowiedzUsuńTak samo jak nie mógł zignorować jej reakcji i wierzyć za wszelką cenę w to, że może wciąż jej ufać tak bardzo, jak robił to kilkanaście minut temu. Chciał wierzyć, że naprawdę mógłby bezpiecznie opuścić dom, ale jednocześnie nie mógł sobie pozwolić na takie ryzyko. Było za wysokie, miał za dużo do stracenia, był za blisko osiągnięcia wyznaczonego sobie celu i po prostu nie mógł dopuścić do tego, aby coś nagle poszło nie tak.
Miał pomścić żonę i córkę, nie mógł… Nie mógł tego zaprzepaścić przez inną. Nie wybaczyłby sobie, nigdy.
Jednocześnie czuł, że postąpił źle. Zbyt gwałtownie, agresywnie, mógł… Mógł spróbować z nią porozmawiać, na spokojnie. Pozwolić jej ochłonąć, zamiast samemu dać porwać się emocjom, które w tej sytuacji zdecydowanie nie wpływały pozytywnie na jego rozumowanie, był tego świadom, a jednak pozwolił sobie na impulsywność. Kolejny raz. Kolejny raz decydował się działać pod wpływem chwili i co z tego miał? Za każdym razem to samo. Komplikacje. Nie lubił komplikacji.
Dlatego zdecydował się… Sam nie wiedział, czego właściwie chciał i czego oczekiwał po zjawieniu się pod drzwiami łazienki. Nie miał pojęcia, jak powinien naprawić to, co tak łatwo udało im się spieprzyć. Wręcz w ekspresowym tempie. Od słowa do słowa, od czynu do czynu i proszę… Zamknął ją, ponownie robiąc z niej swoją zakładniczkę, a nie tak dawno temu naprawdę wierzył w to, że między nimi mogłoby się jakoś wszystko ułożyć. Wiedział, że całość będzie trudna i ciężka, okoliczności w których się poznali zdecydowanie nie były sprzyjające, a każdy logicznie myślący człowiek z pewnością kazałby Summer spieprzać jak najdalej od niego, ale mimo wszystko… Wierzył, że mogłoby się udać. Teraz z kolei nie potrafił przewidzieć, co się stanie za kilka sekund, minut.
— To ja — powiedział, pierw odchrząkując, aby głos miał pewniejszy i głośniejszy. Pokręcił głową, nie słyszał jej słów. Po chwili zorientował się, że przecież nie mogła go zobaczyć — nie słyszałem, ale… — zawiesił głos, zastanawiając się, co ma powiedzieć, co ma zrobić. Powinien ją wypuścić? Co jeżeli to był podstęp? Miał za dużo myśli na raz, za dużo prawdopodobnych scenariuszy, które mogłyby się wydarzyć, za dużo wszystkiego.
Podniósł się powoli z podłogi i zdecydował się odsunąć prowizoryczną blokadę, a następnie chwycił za klamkę drzwi i powoli je otworzył, stojąc samemu w progu.
— Nie chciałem — zaczął, spoglądając na jej twarz — nie chciałem tego zrobić, ale musiałem — wyszeptał cicho. Czuł się tak, jakby serce miało rozerwać mu się na pół. Z jednej strony wiedział, że zrobił źle, a z drugiej… Postępował racjonalnie.
blakie <3
Nie miał pojęcia, jak powinna wyglądać teraz ich rozmowa. Jedyne, na czym mu zależało to nie doprowadzać do kolejnej kłótni. Nie chciał się z nią kłócić. Tak zwyczajnie i po ludzku. Naprawdę było to ostatnie, na czym mogłoby mu zależeć. Dlatego nawet nie chciał kontynuować tematu, z którego wynikło wcześniejsze nieporozumienie. Nie chciał zaogniać niczego nowego, a podejrzewał, że wciąż oboje byli na tyle napięci, że wystarczyło prawdopodobnie jedno źle dobrane słowo i na nowo doszłoby do ostrej sprzeczki, jego gwałtownej reakcji i ponownie, raz jeszcze znaleźliby się w tym samym punkcie. Pytanie, czy kolejna próba pojednania byłaby… taka jak obecna. Chociaż stwierdzenie, że obecna była łatwa na pewno nie było trafne. Była jednak do zniesienia, była po prostu do zrealizowania.
OdpowiedzUsuńWiedział, że to, co mówiła było prawdą. Mogłaby go wydać gliną już dawno, gdyby tylko chciała to zrobić. Wiedział, że powinien spoglądać na nią pod tym względem inaczej, po prostu jej ufać w pełni. Teoretycznie ufał – pozwolił się przecież związać, chciał, aby pomogła zapanować mu nad chorobą. To wymagało zaufania i jeszcze kilkanaście minut temu nie miał z tym najmniejszego problemu, jednak tak gwałtowna zmiana nastawienia sprawiła, że i on zareagował równie gwałtownie, przede wszystkim samoobronnie. Pozwolił, aby instynkt przejął kontrolę nad jego zachowaniem.
— Nie zrobię tego więcej — odezwał się niskim głosem, naprawdę wierząc w to, że taka sytuacja nigdy się nie powtórzy. Odetchnął cicho z ulgą, gdy blondynka zbliżyła się do niego. Kącik jego ust drgnął, a gdy poczuł dłonie dziewczyny na swoim torsie, ponownie cicho westchnął. Czuł, jak ciężar z jego barków traci na wadze. Bał się. Cholernie bał się tego, że swoim zachowaniem spieprzył to, co udało im się do tej pory osiągnąć. Wiedział, że rodząca się pomiędzy nimi relacja była skomplikowana, trudna i nie do przewidzenia, jednak nie umiał oszukiwać samego siebie. Nie umiał ignorować tego wszystkiego, co czuł, gdy Summer była obok. Gdy czuł jej zapach, ciepło bijące od jej ciała. Delikatną i gładką skórę pod własnymi dłońmi. Gdy słyszał jej głos… Jej prośba o powrót do tego, co było wcześniej była czymś dobrym. Niesamowicie dobrym, bo szczerze się bał, że wszystko mogło legnąć w gruzach. W końcu… Widział, jak niewiele czasu potrzebowali na zmianę stosunku do siebie nawzajem. Jak kilka dni temu traktowała go jak wroga. Jak on sam traktował ją kilka dni temu, a teraz, jak bardzo mu zależało.
Gdy splotła palce na jego plecach, sam wsunął jedną dłoń pomiędzy jasne kosmyki jej włosów, a drugą ułożył na jej plecach, delikatnie przyciskając ją do siebie.
— Możemy o ile właśnie tego chcesz — wyszeptał cicho — jeżeli masz tylko, chociaż jedną wątpliwość… Powiedz mi o tym teraz — poprosił, samemu nie wiedząc, o co dokładnie mu chodzi. O nich, o jej brata, o całą tę sytuację? Wiedział jednak, że gdyby poinformowała go, że nie jest tego wszystkiego pewna w tym momencie, pozwoliłby na to, aby ich drogi się rozeszły. Bez przetrzymywania, bez przemocy… Po prostu pozwoliłby na to.
blakie <3
Dobrze było usłyszeć wszystkie te słowa padające z ust dziewczyny. Oczywiście, że zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo nienormalna jest sytuacja pomiędzy nimi. Każdy… Każdy byłby tego świadomy, ale odnosił wrażenie, że w tym przypadku ta świadomość jest czymś dobrym. Nie oszukiwali się od początku, że wszystko jest idealnie i w porządku. Żadne z nich nie musiało udawać, że między nimi nie wydarzyło się nic złego, a nie oszukujmy się… Sprzeczka sprzed chwili była niczym w porównaniu z tym, co Blake jej zrobił. Co ogólnie zrobił, aby się do niej zbliżyć. Czym była może i dość gwałtowna kłótnia przy uprowadzeniu? Na samą tę myśl, kąciki ust delikatnie mu drgnęły, a on sam musiał powstrzymać się przed głośnym śmiechem, który chciał się wyrwać z jego gardła.
OdpowiedzUsuńPokiwał delikatnie głową, dając jej tym samym znać, że tak właściwie zgadza się z każdym słowem, które zdążyła do tej pory wypowiedzieć. Jednocześnie starał się nie przestawać gładzić jej swoimi dłońmi i z delikatną niechęcią pozwolił jej się odrobinę od siebie odsunąć, gdy zaczęła gestykulować.
— Nie myślenie brzmi jak pomysł na idealny plan — uśmiechnął się na słowa blondynki. Szkoda, że tego nie dało się tak po prostu wyłączyć. Tylko czy spróbowanie było złe? Zwłaszcza, gdy oboje właśnie tego chcieli? Trochę… Wyluzować. Skupić się na czymś zupełnie innym niż wspólna, bardzo krótka przeszłość, która zdecydowanie była… burzliwa. Bardzo burzliwa. Pocałunek, którym zamknęła mu usta nim zdążył się na dobrze rozgadać, skutecznie sprawił, że przestał myśleć o czymkolwiek innym. Skupiał się tylko na niej, ponownie delikatnie przyciągając ją do siebie, gdy odwzajemnił pocałunek. — Będziemy mogli się tym zająć — uśmiechnął się kącikiem ust — i wieloma innymi rzeczami. W końcu na karuzeli obiecałem ci randkę. Zamierzam dotrzymać słowa. Musisz wiedzieć, że nigdy nie rzucam ich na wiatr — wysunął dłoń z jej włosów i przeniósł ją na policzek dziewczyny, delikatnie gładząc delikatną skórę — a co do twojej propozycji… Leć po te jedzenie, a ja przygotuję miejsce dla ciebie w łóżku.
Podniósł się z podłogi, a następnie wyciągnął dłoń, aby chwycić Summer. Pomógł jej wstać na nogi, ramię układając na jej tali. Wspólnie opuścili łazienkę, a następnie, nim wypuścił ją ze swojego objęcia, przyciągnął ją na krótką chwilę do siebie, aby złożyć na jej ustach krótki, szybki pocałunek. Wówczas dopiero pozwolił jej skierować się na parter, a sam skierował się do pokoju. Uchylił okno, aby pomieszczenie się przewietrzyło, a sam w tym czasie chwycił kołdrę, strzepnął ją i wygładził na materacu. Nasłuchując jej kroków na schodach, przymknął okno uznając, że te krótkie przewietrzenie wystarczy, a następnie sam zasiadł na łóżku z wyprostowanymi nogami. Poklepał delikatnie miejsce obok siebie, które przeznaczył dla dziewczyny, gdy stanęła w drzwiach i uśmiechnął się.
— Kto by pomyślał, że ten dzień skończy się w taki sposób — powiedział, cały czas z uśmiechem na ustach. W życiu nie spodziewał się, że ich spontaniczna wycieczka do Waszyngtonu (w zupełnie innym celu) potoczy się w taki właśnie sposób. Wziął sobie jednak do serca jej słowa i nie chciał w tej chwili myśleć o tym, po co tutaj tak naprawdę przylecieli. Chciał skupić się na trwającej chwili. — Pokaż, co tam dobrego masz — mruknął, wychylając się delikatnie, aby zerknąć uważnie do jej pudełka z jedzeniem, szczerząc się przy tym.
blakie <3
Scott milczał, gdy dziewczyna wyrzucała z siebie słowa. Jej zdenerwowanie było oczywiste. Scott, choć nie chciał tu być, nie czuł z tym wszystkim, aż takich emocji. Zresztą w ostatnim czasie jego uczucia była raczej całkiem żałosne i wykazywał je tylko w dwóch tematach. Generalnie to otępienie nie opuszczało go na krok i nawet jeśli ta grupowa terapia, była dla niego kiepskim żartem, nie miał potrzeby, aż tak się produkować jak dziewczyna. Jak już wspominał, nie miał ochoty na rozmowy z tymi ludźmi. Siedział tu, bo był to jedyny sposób na pozostanie w Nowym Jorku, dlatego też gdy mężczyzna wyprosił ich, Scott w pierwszej chwili nie drgnął, tylko wpatrywał się złowrogo w terapeutę. Dopiero głos Summer zmusił go do podniesienia się z krzesła.
OdpowiedzUsuńZarzucił na ramiona kurtkę i mijając prowadzącego, przystanął koło niego. Pochylił się nieco ku niemu.
- Gratuluję. To jest dopiero profesjonalne zachowanie i jakże pomocne. - Rzucił przelotne spojrzenie pozostałym osobą po czym ruszył do wyjścia za dziewczyną.
Jeśli terapeuci tak radzili sobie z problemami, wystawiając je za drzwi, to ci ludzie byli w genialnych rękach. To tylko utwierdzało go, że nie ma sensu by chodził na spotkania tego typu. Summer miała rację, siedzieli w kółku jak cholerni alkoholicy i po prostu opowiadali. Jak to niby miało w czymś pomóc? Scott nie miał problemu z mówieniem o wypadku. Było to bolesne i raczej nie był to najlepszy temat do rozmowy, ale nie jednokrotnie wyrzucał to z siebie. I za każdym razem czuł się tak samo chujowo. Dlatego wiedział, że kolejne rozmowy nie przyniosą niczego nowego. Scott miał zamiar to przeczekać, tę falę żalu i poczucia niesprawiedliwości, przeczekać na swój sposób i liczył, że z czasem przywyknie do tego wszystkiego. Nigdy nie miał zamiaru pogodzić się z tym co się wydarzyło, ale to nie był jego główny problem. To rosnące uzależnienie rzucało największy cień na jego codzienność.
Teraz będzie musiał znaleźć inne, równie świetne miejsce, w którym w spokoju będzie mógł siedzieć i milczeć, bo bardziej nie cierpiał myśli o wyprowadzce do dziadków.
Gdy wyszli na zewnątrz odetchnął nieco i potarł zmęczone oczy, pod którymi malowały się szerokie sińce. Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów. Jednego wetknął między wargi, po czym wyciągnął rękę z paczką w stronę dziewczyny.
- Ależ z ciebie mała wojowniczka. - Skwitował jej zachowanie. Nie interesowało go dlaczego Summer przyszła skoro nie miała ochoty tam być. Podejrzewał, że jej sytuacja mogła być zbliżona do jego własnej. Być może ona też nie miała wyjścia.
- Chcesz się napić? Czegokolwiek. - Zaproponował przyglądając się samochodom przejeżdżającym obok nich. Ostatnio raczej stronił od towarzystwa, ale poniekąd to on zaczął to przedstawienie, a przecież nie proponował jej wielogodzinnych rozmów.
W końcu zatrzymał spojrzenie na Summer, a z płuc wypuścił szary obłok.
Scott
[Nie szkodzi :D ]
sheepster,
OdpowiedzUsuńWczoraj minął regulaminowy tydzień bez aktywności z Twojej strony, w związku z tym otrzymujesz upomnienie — uprzejmie prosimy o poprawę aktywności na blogu. Jeśli w przeciągu kolejnego tygodnia ta poprawa nie nastąpi, z dniem 21 stycznia Twoja postać zostanie cofnięta do wersji roboczych i usunięta przy okazji najbliższej listy obecności.
ADMINISTRACJA NYC
sheepster,
OdpowiedzUsuńWczoraj minął regulaminowy tydzień bez aktywności z Twojej strony, w związku z tym otrzymujesz upomnienie — uprzejmie prosimy o poprawę aktywności na blogu. Jeśli w przeciągu kolejnego tygodnia ta poprawa nie nastąpi, z dniem 1 marca Twoja postać zostanie cofnięta do wersji roboczych i usunięta przy okazji najbliższej listy obecności.
ADMINISTRACJA NYC
sheepster,
OdpowiedzUsuńWczoraj minął regulaminowy tydzień bez aktywności z Twojej strony, w związku z tym otrzymujesz upomnienie — uprzejmie prosimy o poprawę aktywności na blogu. Jeśli w przeciągu kolejnego tygodnia ta poprawa nie nastąpi, z dniem 23 marca Twoja postać zostanie cofnięta do wersji roboczych i usunięta przy okazji najbliższej listy obecności.
ADMINISTRACJA NYC
sheepster,
OdpowiedzUsuńWczoraj minął regulaminowy tydzień bez aktywności z Twojej strony, w związku z tym otrzymujesz upomnienie — uprzejmie prosimy o poprawę aktywności na blogu. Jeśli w przeciągu kolejnego tygodnia ta poprawa nie nastąpi, z dniem 7 kwietnia Twoja postać zostanie cofnięta do wersji roboczych i usunięta przy okazji najbliższej listy obecności.
ADMINISTRACJA NYC
Odpłynięcie wcale nie było tak trudne, jak wydawało mu się, że będzie jeszcze kilka godzin temu. Bał się, że zaśnięcie będzie wręcz niewykonalnym zadaniem, a jednak… Obecność Summer obok działała kojąco. Wsłuchiwanie się w jej oddech i stopniowe jego spowolnienie oznaczające, że i dziewczyna w końcu usnęła. Nim sam zamknął powieki, przez jakiś czas gładził dłonią jej blond kosmyki, z całych sił próbując po prostu nie myśleć; dokładnie tak, jak chwilę wcześniej to ustalili.
OdpowiedzUsuńOczywiście nie było to łatwym zadaniem, jednak zawzięcie starał się zmieniać tor swoich myśli. Za każdym razem, gdy nasuwały się, przekierowywał je na coś zupełnie randomowego i głupiego. Coś, co nie miało żadnego znaczenia. Jak chociażby zastanawianie się nad tym, dlaczego niebo jest niebieskie, chociaż tak właściwie powinno być przeźroczyste, tak samo jak chmury. Wiedział, że dosłownie prowadziło go to donikąd, ale jednocześnie trzymało głowę w bezpiecznej sferze. Tego bezpiecznego miejsca potrzebował przecież bardzo, więc… Pozwalał sobie na rozproszenie i skupianie się na cieple ciała Summer, jej zapachu, struktury jej włosów. Powolnym oddechu, którego nasłuchiwanie w końcu sprawiło, że i sam Blake zwolnił, przymknął zmęczone powieki i zasnął.
Otworzył szeroko oczy, gdy dotarł do jego uszu podniesiony głos blondynki. W pierwszej chwili nie miał pojęcia, co takiego się stało. Poddenerwowany, że coś się stało, szybko podniósł się do pozycji siedzącej i zamrugał pospiesznie powiekami, rozglądając się dookoła. Wpatrywał się w dziewczynę z wyraźną dezorientacją, nie mogąc sobie przypomnieć, na co tak właściwie mogli się spóźnić.
Po kilku długich sekundach wpatrywania się w dziewczynę, olśniło go i przypomniało mu się, że przecież mieli do odebrania prochy.
— Mogłoby się wydawać, że są już niepotrzebne — oznajmił, jednak mimo to podniósł się z łóżka i sięgnął po dresowe spodnie, które szybko na siebie wciągnął. Teraz sen przyszedł całkiem sprawnie, jednak nie mógł mieć pewności, czy kolejnym razem będzie tak samo łatwo. Dlatego nie zamierzał proponować, aby jednak odwołali już i tak spóźnione spotkanie i odebranie zamówionych prochów. Za śladem Summer, pospiesznie zaczął przygotowywać się do opuszczenia domu.
Kiedy oboje byli już gotowi do wyjścia, zeszli na parter, aby ubrać się w odzież wierzchnią i obuwie.
— Daleko stąd się z nim umówiłaś? — Spytał, wciągając przez głowę dresową bluzę z kapturem, która miała duży nadruk miejscowej drużyny koszykarskiej. — Samochód czy idziemy pieszo? — Dopytał, nie wiedząc, czy nie powinien już wyjść i spróbować złapać taksówkę.
Blake
sheepster,
OdpowiedzUsuńWczoraj minął regulaminowy tydzień bez aktywności z Twojej strony, w związku z tym otrzymujesz upomnienie — uprzejmie prosimy o poprawę aktywności na blogu. Jeśli w przeciągu kolejnego tygodnia ta poprawa nie nastąpi, z dniem 4 czerwca Twoja postać zostanie cofnięta do wersji roboczych i usunięta przy okazji najbliższej listy obecności.
ADMINISTRACJA NYC