Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

[KP] Vae victis!

Życie nie jest sprawiedliwe i być może to dobra wiadomość dla większości z nas. — Oscar Wilde
Elaine Eagle
Wejście w dorosłe życie nie jest łatwe i nigdy nie przebiega bez przeszkód. Nie da się na to w żaden sposób przygotować. Jednych dorosłość dopada jeszcze w dzieciństwie, innych nawet na starość odnaleźć nie może. Dla jednych dorastanie to nagły skok na głęboką wodę, dla innych długotrwały proces. A dla Elaine? To raczej wieloletnie brodzenie w bagnie.

Wszystko zaczęło się, kiedy El była nastolatką. Wtedy przekonała się, że dla wielu ludzi liczą się tylko pieniądze, pozycja i własna przyjemność. Po kilku latach ucieczki od tego wszystkiego… doświadczyła jeszcze bólu, strachu i poczucia bezsilności. Niewiele miejsca zostało dla nadziei i marzeń. Aż wydarzyło się coś dziwnego. Natknęła się na kobietę, która jest dla El jak niegasnący płomyk ciepła i dobroci, i mężczyznę, który przypomina huragan. Natomiast w chwili, gdy myślała, że sięgnęła dna, spotkała człowieka, który nie bał się zaglądać do otchłani, ale wytrwale wynurzał się z niej za każdym razem. A w końcu ujrzała gwiazdkę pełną miłości. I wtedy El dorosła do tego, by ponownie zaufać.

Uwierzyła, że należy wygrywać swoje życie co dzień na nowo. Walczyć o każdą kroplę szczęścia, a jednocześnie wypijać ją z przyjemnością. I chociaż to kampania pełna przegranych bitew, zasypiać z myślą, że zwycięstwo jest na wyciągnięcie ręki.

Nie wiedziała, jak bardzo przyjdzie jej tego pożałować.


30 lat – właścicielka baru – tłumaczka – lektorka języka japońskiego
© BLACK DREAMER


Odautorsko:
Bardzo, bardzo, bardzo dziękuję wspaniałej i cudownej Black Dreamer za opiekę nad kartą i moją biedną El.
Gorąco zapraszam do wątków :)

219 komentarzy

  1. [Co prawda wątku z El chyba nigdy nie miałyśmy, ale dobrze widzieć ją ponownie na blogu! A karta jest niesamowicie piękna. Nie tylko wizualnie! :) Jak coś, zawsze możemy spróbować zmienić nasze autorskie losy i spróbować nad czymś pomyśleć :D]

    Minnie na urlopie, Villanelle i Theodor i Franklin

    OdpowiedzUsuń
  2. [Wyglądem karty już się zachwycałam, a teraz zostawiam ogrom miłości dla jej treści, z którą się zapoznałam: 🧡🧡🧡🧡🧡
    Ja i Maille bardzo się cieszymy, że El długo w roboczych nie zabawiła, bo jak panna Creswell miałaby funkcjonować bez najlepszej przyjaciółki?]

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  3. [Masz rację, nie wypominaj. I zważywszy na to, że doskonale znasz moją sytuację z jeżdżeniem samochodem, ten wątek będzie mnie niezmiernie bawił i jestem na tak 🧡 W tym konkretnym przypadku jestem zdecydowanie lepsza w teorii, niż w praktyce, więc może coś nam z tego wyjdzie ^^]

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  4. [Ty wiesz jak ja baaaardzo, ale to baaardzo się ciesze, nie? <3 a jak nie wiesz, to baaaaardzo <3]
    Gdy ktos nie znał go zbyt dobrze to widział tylko fasadę dobrze zorganizowanego, bezlitosnego prawnika, któremu nie umykały najmniejsze niuanse. Wystarczyło, jednak poznać go nieco lepiej, by zacząć zauważać, że często oddając się pracy zapomniał o czymkolwiek inny, co nie było w danej chwili istotne - jak chociażby, że zbliżają się święta. Teraz tez w jego życiu wiele się zmieniło i musiał skupiać się nie tylko na pracy, ale również na tym co działo się w domu, a to wcale nie było mniej zajmujące. Clarissa i jej fochy co do placówek przedszkolnych, czy posiłków miałby go pewnie przedwcześnie przyprawić o siwe włosy.
    — A nie? —uniósł zaczepnie brew, ale taktownie odsunął się krok do tyłu. Nie zawsze musiał być tym poważnym ,który sprowadza wszystko do ciężkich tematów, chociaż one miały wypłynąć lada moment. Czuł ich oddech na karku i wiedział, że dłużej nie ma co tego odwlekać, ale póki tematem głównym była jazda panny Eagle nie chciał tego raptownie przerywać. Słysząc kolejną odpowiedź narzeczonej kąciki ust równiez poszybowały do góry w lekko głupkowatym uśmiechu.
    — To zawsze możemy powtórzyć po udanej lekcji —zaproponował, ale nie naciskał, a jedynie żartował. Pewnie dobry humor utrzymałby się znacznie dłużej, gdyby nie padło kluczowe pytanie i gdyby nie musiał na nie szczerze odpowiedzieć.  Patrzył na nią uważnie chcąc wyłapać najmniejsza zmiane na jej twarzy. Już szykował się na atak z jej strony, który gdzieś przemknął niczym cień, lecz blondynka się nie odezwała. Podziwiał ja, bo sam pewnie tez miałby ciężko, żeby nie wybuchnąć w podobnej sytuacji.
    — Nie, nie, nie ja nie złamałem obietnicy to jest naprawde plan awaryjny i wierze, że nie będzie on w ogóle potrzebny. Jestem pewny, że clara znajdzie to czego potrzebuję i wszystko rozejdzie się po kościach, ale...—zaciął się, bo co miał jej powiedzieć, że to pierwsza od wielu lat sprawa, której nie trzymał na wodzy, które mu się z tych rąk wyślizgiwała. Gdy juz myślał, że zyskał pełnie kontroli na powierzchnię wypływa coś, co sprawiało, że już wcale nie był na szczycie.
    — Ale Ty mnie wcale nie zostawisz —podszedł do niej i chwycił jej dłonie, by sie przed nim nie broniła.
    —Ty będziesz chronić naszą córkę, gdy zajdzie taka potrzeba dobrze. Nie chce by znów coś złego ją spotkało z mojego powodu, nie mogę do tego dopuścić rozumiesz? —teraz to jego twarz wyrażała ból i taka zaciętość, której dawno nie dane było mu prezentować przed kobietą swego serca. 
    — Ale powtarzam nie dojdzie do tego, to jest tylko coś na co wszyscy musimy być gotowi i dlatego mówię Ci o tym teraz, a nie w momencie pakowania Cie do samochodu z papierami i Sebastianem za kierownicą —cóz nie było co ukrywać, ze taki był jego oryginalny plan, ale dotarło do niego, że za taki manewr, by go zwyczajnie zabiła szybciej niż rosyjska mafia. Pogłaskał ja po policzku i znów pocałował w czoło, następnie w czubek nosa i przelotnie w nos.
    — No już, już nie bądź na chwilę tą uparta sobą i chodź poszukamy jeszcze jakiś potraw na święta. — skinął na komputer, w końcu teraz i tak nie mogli zrobić nic więcej, więc równie dobrze mogli skupić się na zbliżających świętach. 

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  5. [Skoro i tak nie będziesz mogła zasnąć, to żeby Ci się nie nudziło w tym czasie, tak, możesz nam zacząć :D]

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  6. [ O jeju jaka piękna karta *_* Tak tutaj wakacyjnie, lekko i świeżo, aż mi tęskno za tymi ciepłymi miesiącami. Aish, teraz jeszcze bardziej nie mogę się doczekać wakacji!
    Fajnie znów widzieć El na blogu, więc jeśli masz ochotę na kontynuację wątku, albo na coś nowego to wiesz gdzie szukać! ;3]

    Naya

    OdpowiedzUsuń
  7. [Ty mnie nawet nie denerwuj haha <3 dobrze wiesz, ze sie ciesze!]
    Lubił te rzadkie, acz cenne momenty, gdy oboje pozwalali sobie na odrobinę beztroski i cięte komentarze, które przecież nie miały nigdy sie spełnić - chyba, że w ten przyjemny sposób. Szatyn nie pomyślałby, że jego zaczepny komentarz wywoła u kobiety falę wątpliwości co do własnej osoby. Nie takie miał intencje, ot zwykłe przekomarzanie.
    Narzeczona faktycznie mogła mieć rację, że w najbliższym czasie wysupłanie wolnych chwil na lekcje byłoby trudne, ale przecież nie niemożliwe.Nie rzucał słów na wiatr i na pewno nie wycofałby się z danej propozycji, gdyby tylko na nią przystała. Chwilę później jego głowa nie była już kompletnie zaprzątnięta samochodem.
    Nie chciał jej wystraszyć tym całym planem awaryjnym, ale gdyby nie pokazał odrobiny swoich emocji, to mogłaby próbować zbagatelizować ten środek ostrożności. Zgadzajac sie na prowadzenie sprawy Blanki - pod nie ma co ukrywać przymusem - nie sądził, że wpadnie w takie bagno. Nie tylko nie mógł z niego się wydostać, ale musiał w nim zanurkować, jeśli chciał wygrać sprawę. Nie był świadom jak bardzo jego, nie jak bardzo ich życie zostanie wywrócone do góry nogami i nie miało to nic wspólnego z przyjemnymi zmianami. Przytulił drobne ciało blondynki na tyle mocno, by nie mogła mu uciec, ale na tyle ostrożnie, by nie sprawiać jej bólu. Potrzebowali bliskości i to nie takiej po której zmęczeniu zapadliby w głeboki sen.
    — Obiecuję, naprawdę to tylko plan awaryjny, ale —załozył jej pasmo włosów za ucho i spojrzał prosto w oczy.—Chce traktować Cię tak, jak o to prosiłaś, jak partnerkę, a nie kogoś z kim tylko mijam się w salonie —posłał jej lekki uśmiech i dał się bez większych oporów poprowadzić z powrotem do komputera. Gdy zapytała o desery on tylko uśmiechnął sie z tym znów znajomym błyskiem w oczu, ale nic ine powiedział faktycznie szukając dobrej odpowiedzi.
    — Nie przepadam za deserami, ale może po prostu postawimy na jakieś ciasto? —potrafił nieźle gotować, jednak gotowanie obiadów, czy kolacji miało niewiele wspólnego z pachnącymi na całe domy wypiekami. 
    — Także, wiesz w tym zdam sie na Ciebie i faktycznie nie ma co przesadzać —przyznał jej rację, a następnie pocałował w czubek głowy i wyszedł z pokoju, by pójśc do łazienki i wysuszyć włosy. Była to też chwila sam na sam, gdzie mógł zebrać myśli i pozwolić maskę na chwilę się ukruszyć. On cholernie się bał, że to wcale nie był plan awaryjny, ba on nie miał pewności,czy nie będzie musiał tej karty wykorzystać przed świętami. Przemył twarz zimna woda, gdy włosy miał już w pełni suche i wszedł do salo, jak gdyby nigdy nic. Wierzył w Clare i że jakoś w dwójke postawią mafioza pod sciana tak, że nikomu juz nie bedzie zagrazal.
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  8. [ Czemu odwagi? Hahaha xD Powiem ci, że niewiele się zmieniło od naszego wątku, wleciało mi sporo urlopów, więc ta akcja u niej niezbyt się posunęła xD Więc jeśli nie masz nic przeciwko możemy kontynuować tamten wątek ^ ^]

    Naya

    OdpowiedzUsuń
  9. [Jaka piękna karta! Jaka piękna El! Chodź, chodź. Może i Noasia nie ma, ale chętnie porwiemy Cię na wątek. Dodam, że masz prawo wyboru przez kogo zostaniesz porwana: Diego czy Zo? :D]

    lisek

    OdpowiedzUsuń
  10. [ Przejrzałam sobie nasze odpisy i ostatni raz od ciebie odpis mam na 13 grudnia, a mój był 20, więc chyba tutaj to sie urwało ;3 To ja będę ładnie czekać na odpisik xDD ]

    Naya

    OdpowiedzUsuń
  11. [Jasne, że byłabym zainteresowana :D Powiedz tylko, jak chciałabyś, że to teraz wyglądało? Bo jak dla mnie możemy zacząć od totalnego początku (chyba tak, jak ostatnio) albo pójść jednak do przodu :) Albo może jeszcze jakieś pomysły przyszły Tobie do głowy i w ogóle coś zupełnie innego chcesz napisać? :D]

    Evelynn Shelle

    OdpowiedzUsuń
  12. [Mi to pasuje jak najbardziej. Przygody też zawsze w cenie :D A mogłabym Cię teraz prosić o zaczęcie? Łatwiej byłoby mi od tej strony teraz się do tego zabrać, biorąc pod uwagę, że Lynn się szybko dostosowuje, a nie wiem, jak w tym barze dokładnie jest. Nie wiem, czy wiesz, o co mi chodzi? :D]

    Evelynn Shelle

    OdpowiedzUsuń
  13. Maille ucieszyła się, kiedy Elaine wyraziła chęć podjęcia próby powrotu do jazdy samochodem. Jeśli Lucas kupił jej auto, to dlaczego miałaby z niego nie korzystać? Z jednej strony rozumiała przyjaciółkę i obecnie sama poruszała się komunikacją miejską, którą w dzisiejszych czasach można było dotrzeć niemalże wszędzie, ale z drugiej własne cztery kółka miały mimo wszystko szereg korzyści. Po pierwsze, autobusem czy metrem niekoniecznie można było dojechać dokładnie do punktu docelowego i do przejścia często pozostawał jeszcze pewien kawałek, samochodem natomiast można było dostać się o wiele bliżej, o ile oczywiście na parkingu były miejsca i postój na nim nie kosztował majątku. Po drugie, samochód stawał się nieoceniony, kiedy nagle trzeba było szybko coś załatwić lub życie po prostu zmuszało człowieka do częstego przemieszczania się między punktem A i punktem B.
    Irlandka również denerwowała się przed jazdą z przyjaciółką, nie dlatego jednakże, że obawiała się o swoje zdrowie lub życie. Martwiło ją to, czy okaże się wystarczająco dobrą i cierpliwą nauczycielką. Nie chciała także, by wspólne lekcje skończyły się fiaskiem, a przecież żeby osiągnąć sukces powinna wiedzieć, kiedy nie znać litości i docisnąć El, a kiedy jej odpuścić. Wszystko zatem wskazywało na to, że były jednako zdenerwowane, kiedy spotkały się przy wejściu do budynku, w którym znajdowało się mieszkanie Elaine i Lucasa.
    — Gotowa? — spytała odruchowo, kiedy tylko panna Eagle się do nie zbliżyła i już po tym pytaniu uścisnęła ją krótko na przywitanie. — Pomyślałam, że na początek wybierzemy się na jakiś duży i pusty parking, co ty na to? Wyczytałam, że jeden z Walmartów jest zamknięty na czas remontu, więc parking pod nim nie powinien być zawalony autami. Poza tym nie znajduje się w ścisłym centrum, więc będziemy mogły pojeździć po sąsiednich uliczkach. No i godzina nam sprzyja! — paplała wesoło, troszkę z powodu własnego zdenerwowania, a troszkę dlatego, że chciała poprawić Elaine humor. — Większość nowojorczyków wciąż dzielnie pracuje. Zatem… co ty na to? — Zakołysała się na piętach niczym mała dziewczynka i posłała drugiej blondynce zaciekawione spojrzenie. Nie zamierzała do niczego jej zmuszać. Ewentualnie mogła czasem delikatnie ją popchnąć, lecz sama Maille nie lubiła, kiedy coś działo się wbrew jej woli i stąd nie praktykowała niczego podobnego na innych.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  14. Ostatnie co chciał osiągnąć to zbędne zmartwienie panny Eagle, ponieważ naprawdę wierzył, ze te dokumenty, które były przygotowane były tylko i wyłącznie planem awaryjnym. Fakt, jego sprawa nie ruszyła do przodu i nadal nie zyskał odpowiedniej kontroli, jednak wierzył, że mając Clarę po swojej stornie będzie mógł z tego wyjśc obronna reką. Teraz faktycznie chciał skupić sie na czasie z rodzina, więc czym prędzej musiał pozamykac wszystko w biurze.
    Gdy blondynka stanęła w salonie owinięta jedynie w sam ręcznik oczy mu zalśniły. On wbrew temu jak bardzo bywał skryty przed obcymi osobami, to był bardzo prosty w obsłudze. Ta kobieta po prostu miała go w garści o czym świadczył chociażby pierścionek na jej palcu. W życiu bowiem nie spodziewał się, że dane mu będzie podjąć decyzje o spędzenia całego zycia tylko z jedna kobietą.
    — Mam pójśc z Tobą? —zapytał pełen szczerych chęci, by stworzyć dla sześciolatki najpiękniejsze święta jakie świat widział.
    — Ja tam twierdzę, że wyglądasz tak samo pociągająco jak w dniu, w którym się poznaliśmy —powiedział niskim głosem wstając z kanapy i podchodząc do blondynki. Juz miał złożyć na jej ustach pocałunek, ale ta postanowiła pójśc do sypialni. Niewinnie ruszył za nią i opierając się ramieniem o framugę. Nie spuszczał z niej wzroku napawając się chwila, gdy nie miała na sobie kompletnie nic.
    — Pojadę do biura i postaram się wszystko ułożyć tak, byśmy bez żadnego problemu mogli polecić do domku na plaży, ale tak jak mówiłem jesli chcesz moge sie wyrwac i isć z Tobą po prezent dla Clarissy. —dodał od razu, a nim na dobre rozłożył się na łóżku przytulił się na moment do pleców Elaine.Potrzebował jej bliskości, jednak nie zamierzał już jej do niczego namawiać.
    Następnego dnia szatyn skoro świt zerwał sie do pracy, by na pewno mieć dość czasu na uporządkowanie wszystkiego. Nie był kompletnie świadomy tego, że jakimś przypadkiem jego narzeczona będzie miała przyjemność wpaść na jego rodziców podczas zakupów, na które wbrew wielkim chęciom nie mógł dotrzeć na czas.—Elaine Eagle? —zawołała za blondynka rodzicielka Lucasa, jakby nie do końca była pewna, czy dobrze zapamiętała imię i nazwisko wybranki syna. Obok niej mąż wydawał się kompletnie nie zainteresowany rozmową i ruszył do jednego ze sklepów z zegarkami. Pani Black wręcz przeciwnie ruszyła wprost na Elaine z torbami pełnymi ozdób i zapewne również prezentów na święta.
    —Coz za zbieg okoliczności. Miałabyś może kilka minut na kawę? —cóz ostatnio jak się widzieli nie rozumieli jak ich syn mogł przyjac pod swe skrzydła Clarisse, ale moze cos do nich dotarło. Do tej pory nie ieli żadnego kontaktu z szatynem.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  15. Kobieta wcale nie zniechęciła postawa blondynki, czy ton, który chyba miał i wyrażał więcej niż tysiąc słów.
    —Mów mi Adeline —powiedziała od razu z tym swoim wyćwiczonym przez lata uśmiechem. Nie sądziła, że tak jej się poszczęści i spotka narzeczona syna - o tym fakcie dowiedziała się z gazet - w jednej z wielu galerii handlowych. 

    —Rozumiem. Może być jak najbardziej —zgodziła się na wskazany przez pannę Eagle lokal i ruszyła w tamtym kierunku. Ułożyła ostrożnie zakupy opierając o jedną ze ścian po czym usiadła naprzeciwko młodej kobiety, a na jej ustach gościł ten nieprzenikniony uśmiech. Przypominała w tym momencie swojego syna, który z wielka zręcznością manipulował maskami noszonymi na co dzien. Zamówiła jakieś sezonowe latte i nawet nie zdążyła się pierwsza odezwać, ale za to najwyraźniej szczerze się zaśmiała. Jakiś błysk w jej oku mówił, że to nie miała być najprzyjemniejsza rozmowa. A może to tylko iluzja maski noszonej latami?
    —Prosto do sedna. Już wiem czemu mój syn tak bardzo sie Tobą zainteresował —rzuciła patrząc jej prosto w oczy, a następnie upiła kilka łyków zamówionego napoju, który pojawił się na stoliku w tak zwanym międzyczasie.
    —Nie wywarliśmy zapewne na Tobie z mężem najlepszego, pierwszego wrażenia —zaczęła i zawahała się na moment, czy to odpowiednie co zamierzała zaraz powiedzieć.
    —ale nie chciałam, żeby mój syn czegokolwiek żałował. On nigdy nie dzieli się z innymi przez co właśnie przechodzi —na moment z jej twarzy zniknęła ta wyrachowana kobieta wyższych sfer, a pojawiła się zatroskana matka. Sam Black widywał ten obraz bardzo rzadko, ponieważ Adeline nie pozwała sobie na chwile słabości przy mężu. Tkwiła w tym małżeństwie od lat, ponieważ wiedziała, że inaczej straciłaby wszystko co miała. Fakt jej firma dekoratorska świetnie sobie radziła, lecz nie zapomniała kto zasiał jej fundusze, gdy mieli gorszy miesiąc. Na początku było wygodnie, ale później została uwięziona niczym w pułapce. Czuła, ze dla niej było już za późno, by się wyrwać i nie miała siły walczyć z wiatrakami.  Przywykła do luksusów, do bankietów i uznania, które niosło ze sobą nazwisko Black.
    —Lucas bardzo często stara się wszystkich chronić, a sam ściąga na siebie najsilniejsze ciosy. Z resztą pewnie to juz zdążyłaś zauważyć —uśmiechnęła sie jakoś smutno i pokręciła głowa, by wziąć sie w garść. Jej mąż mógł lada moment wyjść ze sklepu i zacząć jej szukać.
    —Chciałam Was zaprosić, całą wasza trójkę na święta —uniosła rękę nim blondynka odpowiedziała.
    —Wiem, że odmówicie —zaśmiała sie pod nosem, bo na tyle znała Lucasa, choć ten był święcie przekonany, że jego rodzicielka kompletnie nie zwraca na swoje dzieci uwagi i że są dla niej ozdobą. Ona chyba sama chciała by tak myślał, by mógł bez kuli u nogi iść na przód w tym bezlitosnym, prawniczym świecie.
    —Niemniej zaproszenie jest otwarte. —upiła resztę swojej kawy, której ubyło gdzies miedzy jej wypowiedziami.
    —Opiekuj sie moim synem —i mówiąc to wstała, a gdy zbierała swoje zakupy rozdzwonił się telefon panny Eagle. To był Lucas. W końcu udało mu sie skończyć prace.
    —Gdzie jesteś? Zaraz do Ciebie przyjadę —było słychać, że korzysta z zestawu głośnomówiącego w samochodzie.

    Adeline|Lucas

    OdpowiedzUsuń
  16. Podczas ich ostatniego spotkania to głównie ojciec Lucasa nakręcił cała ta spiralę złości, jednak żona wcale nie myślała, by mu się tak otwarcie sprzeciwić. Ona również była w szoku, gdy syn nagle komunikował jej, że a) ma kilkuletnie córką, b) związał się panna Eagle, której rodziców przecież całkiem nieźle kojarzyła. Nie była idealna matka, jednak martwiła się i dbała o swoje dzieci na swój pokrętny sposób. 
    —Najwyraźniej —rzuciła z przekąsem. Blondynka wcale nie musiała jej słuchać ani wierzyć w to co mówi, jednak Adeline chciała chociaż w małym stopniu mieć pewność, że u Lucasa wszystko się układa. Widząc jak silna osobowość ma jego wybranka nie miała wątpliwości, że dadzą sobie radę, nawet jeśli fakt posiadania dziecka spadł na nich nagle.— Cóż nie mam nic więcej do dodania.— odchrząknęła, by nie dać po sobie znac, jak bardzo słowa młodej kobiety w nia uderzyły. Ona nie zamierzała przepraszać, bo nie była do tego przyzwyczajona. Ta rozmowa miała być swoistym wyciągnięciem ręki, ale skoro została ona odepchnięta na pewno nie zamierzała sie powtarzać. Miała godność, miała zasady, w końcu nie od dziś jej nazwisko brzmiało Black. I tak pozwoliła sobie na za wiele podczas tego krótkiego spotkania. Spojrzała przez ramię słysząc, że do Elaine zadzwonił nie kto inny, a jej syn. W tym samym momencie szatyn przycisnął pedał gazu, czego nie dało się nie usłyszeć nawet przez telefon.
    —Co? Zaraz tam będę. Jak znów coś powiedzieli albo zrobili.. — warknął mocniej zaciskając ręce na kierownicy. Wymijał kolejne samochody łamiąc przy tym kilka przepisów, ale kilka minut później był już na miejscu. Zaparkowała nawet nie bacząc na to, że nie mieści się w wyznaczonych liniach.
    —Gdzie jesteś? — zapytał, poniewaz ani na moment nie rozłaczył się z narzeczoną. Ludzi w galerii było tyle, że bez dokładnych instrukcji nie miałby szans wpaść na blondynkę. Tym bardziej nie podobało mu się, że jego rodzice jakimś cudem spotkali się z panną Eagle.
    Adeline w międzyczasie dołączyła do męża i ulotniła się z zasięgu wzroku narzeczonej syna. Gdy już mieli opuszczać galerie handlowa kątem oka dostrzegła znajomą sylwetkę. Nie zatrzymała się jednak widząc z jakim zaangażowanie Lucas szukał najwyraźniej swej narzeczonej.
    — Nie widzę Cię — powiedział rozglądając sie ponad morzem klientów. 

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  17. — Na dobry początek — powtórzyła za nią, co nie oznaczało niczego innego, jak tylko tego, że Creswell zamierzała przystać na propozycję przyjaciółki. Może rzucenie panny Eagle na głęboką wodę byłoby jakimś sposobem, ale Maille miała na to zdecydowanie zbyt miękkie serce i potrafiła sobie wyobrazić, jak poczułaby się na jej miejscu. W związku z tym bez słowa wzięła od niej kluczyki i już po chwili sunęły spokojnie ulicami Nowego Jorku, zmierzając do obranego wcześniej celu.
    Zgodnie z prośbą El, po drodze Maille opowiadała o przepisach drogowych to, co akurat przyszło jej do głowy i trwało to dopóty, dopóki Irlandka nie wymyśliła wspaniałej zabawy polegającej na odpytywaniu drugiej blondynki ze znaków drogowych. Męczyła ją tak, każąc opisywać każdy mijany znak, aż znalazły się na pustym parkingu przed Walmartem. Maille z premedytacją zaparkowała na samym środku, z dala od wszelakich przeszkód w postaci słupków czy krawężników, a następnie zgasiła samochód i wyjęła kluczyki ze stacyjki. Nim wysiadła, z uśmiechem wręczyła je pozostającej na fotelu pasażera przyjaciółce i dopiero po tym wyskoczyła na zewnątrz, by obejść ich pojazd i pojawić się po stronie pasażera. Otworzyła drzwi i gestem zaprosiła El do opuszczenia bezpiecznego miejsca.
    — Dawaj, dawaj, bo zmarzniemy! — ponagliła ją wesoło. Szkoda by było, by nagrzane podczas jazdy tutaj wnętrze nadto się wychłodziło, chociaż sprezentowany przez Lucasa samochód był tak dobry, że jego wnętrze powinno błyskawicznie nagrzać się do optymalnej dla nich temperatury.

    [Szczerze powiedziawszy, to jestem Ci za ten mikroodpis niezmiernie wdzięczna. Jest on dla mnie wybawieniem pośród lawiny odpisów, którymi zostałam zasypana ^^]

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  18. Jeżeli po wciśnięciu przycisku turbo miały od razu osiągnąć prędkość dźwięku, jak to miało miejsce w kreskówkach, a nawet mocno przesadzonych filmach akcji, to Maille również wolała, aby póki co omijały go szerokim łukiem. W końcu ich wspólne lekcje miały na celu nie tylko odświeżenie umiejętności Elaine, ale również pokonanie jej strachu, co zdaniem Maille raczej by nie nastąpiło, gdyby od razu wcisnęły gaz do dechy i zaczęły z grubej rury.
    Zająwszy miejsce pasażera, Irlandka najpierw nieco odsunęła fotel do tyłu, dzięki czemu mogła lepiej widzieć, co robi druga blondynka i dopiero, kiedy usadowiła się wygodnie, zapięła pas. Początkowo z lekkim uśmiechem, acz bez słowa obserwowała poczynania kobiety, pozwalając jej się oswoić z siedzeniem na miejscu, na którym to ona miała pełną kontrolę. W pewnym momencie już chciała krzyczeć, że El zapomniała o sprzęgle, ale na całe szczęście przypomniała sobie, że przecież nie siedzą w starej furgonetce przerobionej na Tostmanię, która posiadała wspomnianą, manualną a nie automatyczną skrzynię biegów. Zabawne, bo wsiadając do samochodu Lucasa, nawet zbytnio nie zwróciła uwagi na to, z jakim typem pojazdu musiała sobie poradzić. Cóż, zaleta bycia doświadczonym kierowcą.
    — Oczywiście, że dasz radę — odparła. — Nie z takimi rzeczami sobie przecież radziłaś — dodała, mrugnąwszy do niej porozumiewawczo. — Także śmiało. I pomyśl sobie, o ile masz łatwiej. Prawo jazdy masz już w kieszeni, więc nie wisi nad tobą widmo egzaminatora, który by się nad tobą pastwił. Ja będę milutka, jak zawsze — zażartowała, a następnie pokazała przyjaciółce uniesione kciuki na znak, że w nią wierzy i że Eagle na pewno sobie poradzi. Przed nimi, za nimi, ani też po bokach nie znajdowały się żadne przeszkody, więc mogły po prostu powoli zacząć toczyć się do przodu, a następnie zacząć kręcić kółeczka po parkingu.
    — To jak? Ruszamy? — zagadnęła i zabębniła palcami w uda, nie mogąc się doczekać. Mimo lekkiego zdenerwowania, szczerze pragnęła pomóc El. — Wiesz, jeśli za bardzo się boisz, możemy zacząć od samego stania w miejscu — powiedziała jeszcze i lekko wzruszyła ramionami. — Rozmawiałam o tym ze znajomą. Nie trzeba od razu skakać na głęboką wodę, może powoli i małymi kroczkami stawiać czoła lękowi.

    [Nie będę miała nic przeciwko ^^]

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  19. Z lekkim uśmiechem obserwowała poczynania przyjaciółki, a gdzieś w międzyczasie wyciągnęła również rękę i ściszyła radio, by w razie czego mogły spokojnie rozmawiać i wymieniać uwagi, nie przejmując się przy tym, że zagłuszyłaby je muzyka czy chociażby wiadomości. Akurat naciskała jeden z przycisków, kiedy auto niespodziewanie szarpnęło i zamarło w miejscu.
    — Ups — powtórzyła i zaśmiała się wesoło, a potem poszła w ślady przyjaciółki i również zrzuciła kurtkę. Miała rację, ogrzewanie w samochodzie kupionym przez Lucasa działało bez zarzutów i nie musiały martwić się o to, że zmarzną. Wręcz przeciwnie, może kiedy emocje sięgną zenitu, jeszcze będą zmuszone opuszczać wszystkie szyby? Choć klimatyzacja działała pewnie równie sprawnie.
    — Dawaj, jeszcze raz, tylko delikatniej zwolnij hamulec i jednocześnie lekko dodaj gazu — zachęciła. El zapewne doskonale wiedziała, co powinna robić i może podobne uwagi miały ją irytować, więc Irlandka obiecała sobie, że jeśli tylko zauważy u kobiety oznaki wspomnianej irytacji, to najzwyczajniej w świecie się zamknie. — Musisz wyczuć ten moment, później nawet nie będzie o nim myśleć. O, widzisz! — klasnęła w dłonie, kiedy potoczyły się do przodu, nie zdążyły jednak zajechać za daleko, kiedy ponownie stanęły w miejscu.
    — Jeszcze raz — powtórzyła cierpliwie i zabawnie poruszyła brwiami. — Taksówki w Nowym Jorku są za drogie. Nie wątpię, że ty i Lucas dobrze zarabiacie, ale naprawdę akurat na to chcesz tracić fortunę? — rzuciła i zacmokała z niezadowoleniem. — Jedziemy, bliżej wejścia do Walmartu proszę. Wyobraź sobie, że mam złamaną nogę i nie ma wyjścia, musimy podjechać bliżej — zachichotała, ponieważ jej zdaniem śmiech był dobry na wszystko. No, może prawie na wszystko, ale dziś raczej nie miał im zaszkodzić.
    — I proszę, jedziemy! — zawołała i odtańczyła mały taniec radości, na tyle, na ile pozwalało jej na to wnętrze samochodu i fakt, że siedziała na miejscu pasażera. — Proponuję, żebyśmy zrobiły tak ze trzy kółeczka?
    Nie chciała naciskać. Wiedziała, że w końcu nastanie ten moment, w którym Elaine sama poczuje, że chce więcej i więcej, a jazda zacznie jej sprawiać przyjemność. Niektórzy potrzebowali na to wiele czasu. Inni mogli być zrażeni czymś, co wyniknęło przy ich poprzednich próbach jazdy samochodem i było z nimi jeszcze ciężej. Ale chyba każdy, kto kiedykolwiek zasiadł za przysłowiowym kółkiem, chociaż raz to poczuł.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  20. Adeline usłyszała komentarz kobiety, jednak nie zareagowała w żadnym stopniu. Znów na twarzy miała opanowana do perfekcji maskę i skinęła jej jedynie głową na do widzenia. Gdy dołączyła do męża była znów dystyngowaną, zimna jak lód panią Black. Lucas w tym czasie nawet nie przerabiał w głowie scenariuszy tego jak spotkanie rodziców z jego narzeczona mogłoby przebiegać, a jedynie starał się dotrzeć do celu czym prędzej.
    — Wiem, że nie jesteś, ale znam swoich rodziców — odpowiedział od razu, poniewaz cóz znał ich całe swoje życie i początkowo wiele wzorców brał właśnie z nich. Wszystko prysło jak bańka, gdy wysłali go do angielskiej szkoły z internatem. Musiał radzić sobie sam i radził, jak nikt inny, ale to też zostawiło na jego charakterze i postępowaniu  znamię.
    — Czemu jakoś nie umiem w to uwierzyć — prychnął. Szczególnie, że podczas ich ostatniego spotkania nie okazali się wyrozumiali dla panny Eagle ani dla kilkulatki. Nadepnęli mu na odcisk tak bardzo, że bardzie się nie dało, ale może dzisiaj mieli przekroczyć kolejną granicę? Nie wiedział i nie chciał się o tym dowiadywać o kilka minut za późno. 
    Mężczyzna rozglądał się, jedynak w galerii było tyle świątecznych ozdób, ze nawet lef nie rzucał mu sie w oczy. Dopiero wyraźnie machającą do niego ręka przykuła jego uwagę.
     —O widze Cię — słychać było w jego głosie ulgę, a na twarzy wymalowała sie ona dopiero, gdy zamknął ją w swoich ramionach. Czuł się trochę tak, jakby szedł jej na ratunek, lecz widząc iz jego rodziców nie ma w okolicy odsunął ją delikatnie i spojrzał prosto w jej oczy.
    — Tak szybko ich przegoniłaś? Trzeba to uczcić — zaśmiał się zadziornie i chwycił jedna torbe z zakupami.
    — Wybacz, ale nie dałem rady wcześniej sie wyrwać z biura. Masz jeszcze coś do kupienia? — zapytał, bo to że byli obładowani wcale nie oznaczało, że to koniec sprawunków, och już Jocelyn zdążyła go tego nauczyć. 

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  21. Gdyby nie to zmartwienie, które czaiło sie tuż pod skórą to pewnie spojrzałby na nią wzrokiem po tytułem kim jesteś i co robiłaś z moja narzeczoną?Dobrze wiedział, że sama blondynka nie przepadała za okazywaniem emocji w miejscach publicznych, gdzie czaiło się zawsze jakieś niebezpieczeństwo, iż znajdzie się ktoś kto to wykorzysta. 
    — Jocelyn coś wspominała, że ma taki plan, ale kompletnie mi to wyleciało z głowy —powiedział, jednak nie spodziewał się, by jego matka zamiast do niego zwróciła się do panny Eagle. Dlaczego? Czyżby myślała, że tak łatwiej będzie jej coś ugrać? Musiała się niezmiernie rozczarować, gdy przyszło jej pertraktować z Elaine, która była równie nieustępliwa co szatyn. Nawet on nie do końca wiedział jakie emocje pod kluczem trzymać wielka pani Black i chyba tak miało już pozostać.
    — Nie wiem czego się spodziewała —przyznał z lekkim uśmiechem pod nosem spoglądając na kobietę od stóp do głów. Tak zdecydowanie dopasowali się w wielu kwestia i chociaż zazwyczaj prowadziło to do kłótni, to teraz naprawdę nie wyobrażał sobie w swoim zyciu kogos innego. Ruszyła za nią do wyjść i gdzieś w środku odetchnął, że ominęła go defilada po kolejnych sklepach.
    —Nawet pomyślałaś o tym upierdliwym chochliku, dziękuję — zrównał się z nią krokiem i przelotnie pocałował ją w czubek głowy. Zaczynał być to jakiś jego nawyk względem ukochanej. Nie zaparkował zbyt daleko od wejścia do galerii, więc już po chwili stali przy samochodzie, a on mógł wpakować zakupy do bagażnika.
    — Na pewno, jestem cały wasz —posłał jej szelmowski uśmiech zamykając bagażnik i wsiadając na miejsce kierowcy. Trasa do przedszkola nie była daleka, jednak przez korki trwała dwa razy dłużej niż zazwyczaj. Najwyraźniej cały Nowy Jork dał się porwać w szał świątecznych przygotowań. 
    —Tata! —ostatnio rzadko Lucas miał sposobność, by odebrać córkę z przedszkola, więc gdy tylko go zobaczyła rzuciła wszystko co miała w rękach i pobiegła sie z nim przywitać. Widac ta nie ocenią radość porwał dziecko do góry i przytulił.
    —Jak tam Ci minął dzień Clarisso? —zapytał ignorując zaciekawione spojrzenia przedszkolanek.
    — Robiliśmy ozdoby na choinkę! i wyklejamy bałwana z waty, ale później miała watę we włosach i ciocia Katie musiała mi pomóc sie jej pozbyć. —powiedziała wyginając usteczka na koniec w mała podkówkę. Mężczyzna starał się zachować powagę, ale było to doś trudne widząc, ze nadal we włosach były gdzieniegdzie białe kuleczki.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  22. Lucas wcale nie oponował przed okazaną mu czułością. Dla niego nie liczyło sie w tym momencie nic poza panna Eagle no i Clarissa, które aktualnie nie mieli w zasięgu ręki - więc skupił się na tej pierwszej.
    — Nie mów mi, że nawet gdybyśmy o tym wcześniej nie rozmawiali to miałabyś wątpliwości co do tego jakaś odpowiedź sam dałbym matce? —uniósł jedna brew jakoś nie dowierzając, by nawet bez wstępnych, świątecznych ustalanie blondynka miała jakiekolwiek wątpliwości do tego jakie zdanie w tym temacie miał szatyn.
    — To chociaż jedno lubi ją na tyle, by kupować jej prezenty —zażartował Black, ponieważ oczywiście, że też by coś siostrze wybrał, jednak czasem ta potrafiła go niemiłosiernie wkurzyć. Była takim rodzajem chochlika, który dociekał, drążył i wtykał nos w nieswoje sprawy, a bardzo często przy tym dostarczała mu trafne przytyki. Co było najgorsze to, ze żadne jego metody na nią nie działały. Za dobrze go znała i nie obawiała się jego nawet najgroźniejszego oblicza. To przecież on ja uratował, gdy ja porwano, to on zawsze stawał na linii frontu choć nigdy tego od niego nie oczekiwała. Taki już był.
    Kiedy dotarli do sklepu wyznaczonego przez Elaine sklepu nie łudził się nawet, ze będzie miał cos do powiedzenia względem ozdób. Nawet się cieszył, ponieważ kompletnie się na tym nie znał i nigdy nie przystrajał drzewka u siebie w mieszkaniu. To miał być pierwszy raz.
    —Naprawdę mogę wybrać co chce?—spojrzała najpierw na blondynkę później na szatyna, a gdy ten pokiwał głową mała pisnęła i poleciała w głąb sklepu.
    —Bardzo bede tego żałował, prawda? —zaśmiał sie mężczyzna przygarniając na moment narzeczona jedną ręka ku sobie. Powoli ruszyli za sześciolatka, która czuła sie jak w fabryce zabawek wrzucając do wózka kolejne kolorowe ozdoby. To było naprawdę miłe popołudnie i takie spokojne. Za spokojne. Wtem prawnik usłyszał za plecami znajomy głos.
    —Lucas? Lucas Black? —odwrócił się choć wcale nie musiał, a na ustach pojawił się delikatny uśmiech. Oto stała przed nimi jego dawna znajoma - Mia. Nim poznał Elaine to z nią podbijał wiele parkietów i śmiało nazywał ja przyjaciółką. Po tym jak jego życie nabrało rozpędu za sprawą panny Eagle kobieta jakoś zniknęła z obrazka. Na dobra sprawę nie był do końca pewny czemu tak sie stało.
    —Mia, dawno się nie widzieliśmy — powiedział nie kryjąc zaskoczenia i choć nie chciał puszczać ukochanej został do tego niejako zmuszony w momencie, w którym brunetka zamknęła go w przyjacielskim uścisku.
    —No, ile to juz będzie dwa, trzy lata! —powiedziała z przejęciem zerkając ukradkiem na stojącą obok mężczyzny kobietę. Wydawała jej się znajoma, jednak nie potrafiła sobie przypomnieć dlaczego ani skąd.
    —Tato, a moge też wziąć taka szklana kule o z aniołkiem —podbiegła do nich Clarissa pokazując szklane cudo, które po włączeniu świeciło na kilka kolorów. Nie była to z pewnością ozdoba na choinkę, jednak nie zamierzał sześciolatce niczego zabraniać.
    —Oczywiście, daj tylko włożę to koszyka —powiedział wkładając delikatne coś pomiędzy całą resztę kolorowych ozdób. Dziewczynka za to znów poleciała szukac czegoś co koniecznie musiała włożyć do koszyka.
    —Tato? —Mia wyraźnie wydawała się zaskoczona tym czego właśnie była świadkiem.
    —No tak się składa, ze sporo się u mnie pozmieniało to była moja córka Clarissa, a to moja narzeczona Elaine, ale jesli mnie pamięć nie myli chyba już sie kiedyś poznałyście.—uśmiechnął się nieco przebiegle pod nosem nawiązując do pamiętnego wieczoru świetowania po sprawie z Jenkinsem. Ręka również ponownie objął blondynkę z pełna dumą.
    —Ah... możliwe. Mia Peterson —wyciągnęła ku El rekę.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  23. — Teraz zrób ósemkę i zmienimy kierunek — oznajmiła, uznając, że dla rozluźnienia dobrze będzie pokręcić się jeszcze w drugą stronę i kiedy miały za sobą kilka rundek, zaczęła się prawdziwa zabawa. Maille bowiem namówiła Elaine do jeżdżenia tyłem, prosto, po delikatnym łuku, później znowu prosto, aż zaczęły na zmianę jeździć to do przodu, to do tyłu, by druga blondynka obyła się z przyciskami na automatycznej skrzyni biegów. Poćwiczyły również ruszanie z miejsca, a kiedy im się znudziło (a raczej to Irlandce się znudziło, ponieważ podejrzewała, że El towarzyszą ogromne emocje niezależnie od tego, że zaczęła płynnie ruszać i nie robiła już tak zwanej żabki), przyszedł czas na gwóźdź programu. Maille poprosiła przyjaciółkę, by ta się zatrzymała, a kiedy to nastąpiło, Creswell odpięła pas.
    — Pozwoliłam sobie na drobną konspirację z Lucasem. Mam nadzieję, że ci się spodoba — oznajmiła z szerokim uśmiechem pełnym zadowolenia. Podejrzewała, że jej nadmierna ekscytacja, przez którą szare oczy Irlandki błyszczały jak w gorączce, raczej przerazi Eagle niż wywoła w niej pozytywne odczucia, ale nie zamierzała na to zważać.
    — Otworzysz bagażnik? — poprosiła i licząc na to, że El znajdzie odpowiedni przycisk, tak po prostu wysiadła. Przeszła na tył samochodu i odczekała, aż klapa się uniesie. Następnie zanurkowała w przestronnym bagażniku, pogrzebała w nim dłuższą chwilę, by dobrze złapać to, co tam spoczywało, wyprostowała się i sapnęła.
    — Możesz zamknąć! — zawołała i po kilku kolejnych sekundach pojawiła się przed maską, na rękach, niczym noworodka, trzymając kilka nałożonych na siebie, charakterystycznych pomarańczowo-białych pachołków w formie stożka, które były dość wysokie i przez to ciężkie. Maille niemalże uginała się pod ich ciężarem, ale starała się trzymać prosto i uśmiechała się dumnie, jakby faktycznie minutę temu została matką, jej dziecko jednak nie miało rączek i nóżek, nie składało się także z tkanek, tylko kolorowego tworzywa sztucznego.
    — Ta dam! — zawołała, kiedy Elaine opuściła boczną szybę po stronie kierowcy. — Poćwiczymy parkowanie? — zaproponowała, gotowa obstawić pachołkami namalowane na asfalcie linie, by przyjaciółka miała trudniejsze zadanie i poczuła się tak, jakby faktycznie miała zmieścić się pomiędzy samochodami.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  24. — Nie mów, że jestem zdolny do takich rzeczy — również się zaśmiał, jednak wiedział, że narzeczona ma rację. Siostra była najbliższa jego sercu nim na horyzoncie pojawiła sie Elaine, czy Clarissa. Za całą trójkę oddałby dosłownie wszystko i sprawa Blanki mu to boleśnie uświadomiła, że owa ofiara może wydarzyć się prędzej niż później. 
    — Będę szczęśliwy mając Was obok siebie w te święta —szepnął jej do ucha i pocałował w skroń. Może to zmęczenie, a może w końcu świąteczna atmosfera mu się udzieliła, jednak zrobił sie odrobinę sentymentalny. Chciał, by już mogli spokojnie zaszyć się w domu na plaży i by nic innego nie miało znaczenia. Nic ani nikt.
    Szatyn spojrzał odrobinę zaskoczony na ukochaną, gdy ta zaprzeczyła poznania Mii,jednak nie zamierzał teraz drążyć tematu. Nie był tamtego wieczoru w swojej najlepszej kondycji, więc może faktycznie coś mu się pomieszało. Mia za to starał sie dopasować stojącą obok ex-przyjaciela blondynkę do miejsca lub jakiegoś wydarzenia. W końcu zaświeciła sie jej lampka i wzrok od razu powędrował ku Blackowi pełen pytania, jednak on tego nie widział. Nie widział, ponieważ błękitne tęczówki utkwione miał w profilu ukochanej. Nie musiał jej rozgryzać, bo jasnym dla niego było, że ten życzliwy ton nie był tak do koa przyjazny. Trochę go to bawiło, więc nie zamierzał sie wtrącać i w końcu odwrócił sie do panny Peterson.
    — Dokładnie. Dałam się w końcu wciągnąć w wir przedświątecznych przygotowań. Właśnie! Słyszałam, że Twoi rodzice w tym roku zrezygnowali z tradycyjnego przyjęcia świątecznego na rzecz świąt w najbliższym gronie —rzuciła nagle, jakby nie chcąc, by ta rozmowa nagle umarła smiercia naturalna. Faktycznie Mia wraz z rodzicami dość często gościli na bankietach państwa Black.
    — Znasz moja matkę —to jak świetnie szatyn potrafił grać było warte Oskara. Uniósł nawet kącik ust w zawadiackim uśmiechu, jakby to nie była dla niego całkiem nowa informacja i jakby wcale go nie zaskoczyła.W końcu to chyba był pierwszy raz w historii - pierwszy, który pamiętał - kiedy pani Black nie przygotowała wielkiego bankietu.
    — Chciała po prostu zmiany i w tym roku postanowiła zmienić tradycje —puścił jej perskie oko na co Mia lekko zachichotała. Nie było to wcale przypadkowe zagranie, jednak w tym samym momencie mocniej przygarnął El do siebie.
    — A teraz wybaczysz nam, ale córka nam gdzieś zniknęła —powiedział ledwo kryjąc fakt, że trochę go to niepokoiło. Skinał jej głowa na pożegnanie i juz wzorkiem szukał małej, blondwłosej istotki.
    —Miło było Was spotkać! —zawołała jeszcze za nimi Mia, ale Lucas juz jej nie słuchała, a szukał córki. W pewnym momencie nawet jego ruchy wydały sie odrobine spanikowane, ale gdy dojrzał ja pośrodku kolorowych łańcuchów na choinkę odetchnął z wielka ulgą.
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  25. Nie krył nigdy jakoś specjalnie faktu, że jest zazdrosny o swoja narzeczona i lepiej, by nikt niepowołany nie zbliżał się do niej bez powodu. Nie było to dla niego uczucie z którym zaznajomiony był od najmłodszych lat - wręcz przeciwnie, dopiero się go uczył. Był jak dziecko we mgle, bo tylko przy pannie Eagle pozwolił sobie na taką zażyłość. Na związek. Na rodzinę. Rzadko jednak widział by to blondynka miała powody do zazdrości, więc teraz z lekkim rozbawieniem obserwował całą rozmowę z Mią. Dla każdego postronnego obserwatora postawa Elaine była niemal wzorowa, lecz nie dla niego. On widział co kryło sie pod powierzchnią i był pełen podziwu dla tego jak radzi sobie w terenie.
    Gdy Mia wspomniała o odwołaniu corocznego bankietu świątecznego wypracowanego przez Panią Black Lucas nie dał po sobie poznać zaskoczenia. Niemniej zamierzał po zakupach zatelefonować do siostry, by dowiedzieć się czegoś więcej. W jego rodzinie nic nie było dziełem przypadku, czy chwilowego kaprysu. Matka zatem miała jakiś ukryty motyw, który szatyn chciał poznać. Może miał mu się do niczego nie przydać, a może miał okazać się asem w rękawie przy kolejnym starciu z rodzicami.
    Nie odpowiedział kobiecie na próbę rozluźnienia sytuacji, ponieważ wcale nie było mu do śmiechu. Ona nie wiedział z kim zadarł Lucas, ona nie miała się dowiedzieć więcej dopóki nie będzie takiej potrzeby. Mężczyzna natomiast juz jakiś czas czuł sie obserwowany i o ile nie obawiał się o własne zdrowie, czy życie to jeśli chodziło o Clarisse wpadał w panikę. Obiecał jej, że juz nikt nigdy jej nie skrzywdzi i za wszelką cenę zamierzał tego słowa dotrzymać. Długo im zajęło, by sześciolatka znów była ta dziewczynka pełna pozytywnej energii. Nie chciał wracać znów do punktu wyjścia.
    Porwał córkę na ręce niby to chcąc jej pokazać to co znajdowało się na wyższych półkach, a tak naprawde chciał ja mieć w ramionach. 
    — Myslisz, ze juz wszystko wybrałaś, czy jeszcze coś byś chciała zobaczyć na choince? —zapytał z lekkim uśmiechem powoli obracając się z nią dookoła. To wprawiało dziecko w dobry humor i po sklepie ponad gwarem rozniósł się jej perlisty chichot.
    —Nie! Jeszcze światełka —zarządziła i faktycznie chwilę później w koszyku wylądowały lampki, a także kilka dodatkowych łańcuchów.
    — Nie ma rzeczy, których Sebastian by nie załatwił — powiedział szatyn z wielkim zaufaniem i dumą. Cóż współpracowali, ba przyjaznili sie tyle lat, że dałby sobie za niego odciąć obie ręce, a nadal by je posiadał. 
    —  To dobrze. Nie zrozum mnie źle, ale też zamierzałem po świętach skupić się na pracy dla świętego spokoju — powiedział i z automatu zerknął w lusterku na córke, która najwyraxniej przysypiała w dziecięcym siodełku. Po kilkunastu minutach dotarli do domu, a mężczyzna wpierw otworzył drzwi narzeczonej i gdy wysiadała pocałował ją znienacka. Nie chciał psuć jej świąt, na które też się cieszył, ale jednak obawiał tego co nastąpi po nich. Gdy ta cała kurtyna brokatu i ozdób opadnie. 
    —Po zakupy wrócę później — powiedział szeptem, gdy juz pochylał się nad śpiącą Clarissą. Zabawy w przedszkolu, jak i wyprawa do sklepu musiały całkiem ja wykończyć, bo nawet nie drgnęła, gdy wziął ja na ręce.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  26. — I będziesz musiała wtedy sama wrócić do domu — dodała i wymownie wyciągnęła ręce w stronę opuszczonej szyby, uśmiechając się przy tym wesoło. Kiedy Elane podała jej wszystkie rzeczy, opatuliła się szczelnie i odeszła na bok, by zająć się ustawianiem pachołków. Obłożyła nimi jedno z miejsc parkingowych i pokazała przyjaciółce uniesiony kciuk, dając jej znać, że śmiało może zaczynać. Choć mogła wrócić do samochodu i zając miejsce pasażera, by instruować drugą blondynkę ze środka pojazdu, uznała, że pozostanie na zewnątrz. Co innego bowiem było prowadzić samochód z kimś zaufanym przy sobie, kiedy można było zdać się na jego podpowiedzi, a co innego, kiedy trzeba było polegać wyłącznie na własnych umiejętnościach. Maille doskonale pamiętała, że kiedy dawno temu robiła prawo jazdy i finalnie je zdobyła, mogąc zacząć jeździć sama, to właśnie to drugie okazało się dla niej prawdziwym wyzwaniem. Okazało się również, że każdy, z kim rozmawiała na ten temat, miał rację – najwięcej człowiek uczył się wbrew pozorom nie na kursie, a właśnie wtedy, kiedy rozpoczynał samodzielną jazdę. Irlandka cieszyła się, że dzięki rodzicom miała możliwość i środki, by od razu po otrzymaniu plakietki wsiąść za kółko. Inaczej, kto wie? Może teraz i ona potrzebowałaby pomocy zaprzyjaźnionego instruktora?
    Po pół godzinie Maille podeszła do samochodu, który El zatrzymała równo pomiędzy pachołkami i zastukała w szybę.
    — To co? — zagadnęła, kiedy Eagle ją opuściła. — Może wystarczy na dzisiaj? Nie chcę cię w końcu zamęczyć — powiedziała z rozbawieniem, wiedząc, że zdenerwowanie wraz z długim utrzymywaniem skupienia potrafiły wyprać człowieka ze wszystkich sił. Nie miała już nawet serca zasugerować, że El mogłaby prowadzić, kiedy będą wracać, chyba że kobieta miała sama wpaść na ten pomysł. Spędziły jednakże na parkingu naprawdę sporo czasu i była to ich pierwsza lekcja, więc nie musiały się z niczym śpieszyć.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  27. [Aj tam, czasem się mu zdarzy pobyć trochę takim nadętym bogaczem. To znaczy jemu się wydaje, że tylko czasem, bo w istocie to troszkę częściej, ale jak się go już tak lepiej pozna, to nawet można z nim żyć! XD
    Hmm... no bo z tą narzeczoną to tak, że jeszcze jest, ale za niedługo już jej może nie być, więc wolę z góry ostrzec, że piękna i słodka miłość to to na pewno nie będzie. :D
    Nad japońskim musimy się zastanowić, bo bardzo kusząca propozycja, haha! A tak już bardziej poważnie, ja na chwilę obecną również nie mam jakiejś konkretnej wizji, jak można by Leosia i Elaine w wątku połączyć ze sobą, więc dziękujemy cieplutko za powitanie. No i z tymi maturami też się przyda. <3]

    Christopher O'Gorman

    OdpowiedzUsuń
  28. Ani się obejrzał a już w trójkę siedzieli w prywatnym helikopterze gotowi do odlotu. Clarissa wydawała się maksymalnie podekscytowana tym niecodziennym dla niej środkiem transportu i co rusz chciała wstawać ze swojego miejsca, na co oczywiście nie dostawała pozwolenia od ojca. Miała na głowie specjalnie przygotowane dla niej słuchawki w jakieś kolorowe bohomazy, by na pewno nie pomyślała ich ściągać. Szatyn nie był wielkim fanem uwiecznienia chwil na fotografia, jednak ostatnio zauwazył, iz bardzo mało mieli w ogóle jakichkolwiek zdjęć we troje. Niewiele myślac wyciągnął komórkę, gdy już wzbili sie w powietrze za sprawą pilota, który miał ich bezpiecznie odstawić na miejsce. 
    — Prosze o uśmiech —powiedział szatyn wyciągając tak daleko rękę z telefon jak tylko się dało, by objąć ich wszystkich na ekranie. Sam wydawał się wyjątkowo rozluźnionych i chyba odrobinę udzieliła mu się w końcu ta atmosfera świąt.Dla pewności zrobił kilka takich samych ujęć, a gdy sześciolatka zaczęła się domagać, by pokazał jej rezultaty nie mógł odmówić. Co jakiś czas zerkał na narzeczona, która słabo znosiła latanie i lekkim gestem ściśniętej dłoni na ramieniu starał się jakoś dodać jej otuchy. 
    Po kilkudziesięciu minutach mogli spokojnie znów postawić nogi na stabilnej ziemi, a następnie z niemałym bagażem ruszyć do domku na plaży. Clarissa była tutaj chyba po raz pierwszy, a przynajmniej tak wynikało z jej reakcji.
    —Mamo, tato, ale tu ślicznie!! Jak w ukrytym zamku dla księżniczki —i już po chwili nie zważając na to że piasek dostanie się do jej butów i zapewne skarpetek pobiegła na plaże. 
    —Leć za nią, a ja nas rozpakuję —powiedział szatyn całując ukochaną w czubek głowy i zabierając tyle ile się dało na jeden raz do środka. Część bagaży - prezenty- zostawił w jednym z pokoi na dole, a resztę zaniósł na piętro odpowiednio do dwóch sypialni. Jego niegdyś gabinet z fortepianem został przerobiony na pokój dla córki. Instrument teraz dumnie prezentował się w salonie na dole, a resztki gabinetu znajdowały się w sypialni.
    Gdy już wszystko był na swoim miejscu mogli spokojnie zabrać się za ubieranie ogromnej choinki, która przywiózł dla nich Sebastian. Naprawę była ogromna, ponieważ nie do końca mieściła się w pokoju. Lucas musiał sie nieźle z Silverem nagimnastykować, by jakos mozna było ja prosto ustawić. Nieco ja podcięli przez co salon aktualnie wyglądał jak istne pobojowisko drwala. Zaraz jednak wypełniły ją ozdoby i brokat, który spadał z bombek w każdą możliwą stronę. 
    —Tego się nie da zrzucić —mruczał szatyn próbując odkleić drobinki, które wybrały sobie idealne miejsce na jego twarzy. Clary zadbała, by zarówno panna Eagle, jak i Black mieli na szyjach po jednym ze świątecznych łańcuchów. W tle leciały jakieś świąteczne piosenki, które najwyraźniej puszczali również w przedszkolu, bo blondyneczka śpiewała w głos.
    —Jingle bells, jingle bells...
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  29. — Jedzonko brzmi dobrze. Ale picie też brzmi dobrze — mruknęła, zajmując miejsce za kierownicą. Podejrzewała, że jak na jeden dzień zafundowała Elaine zdecydowanie za dużo wrażeń, by jeszcze zasugerować jej, by to ona poprowadziła w drodze powrotnej, więc nie zamierzała marudzić. Zamiast tego zaczęła kombinować, jak tu rozwiązać ten mały impas związany z piciem.
    — Może odstawmy auto na parking i uberem podjedziemy do mnie? — zaproponowała, zapinając pasy. — Po drodze coś sobie zamówimy, żebyśmy nie musiały za długo czekać. A szafkę z alkoholem mam raczej dobrze zaopatrzoną — poinformowała i właściwie nawet nie czekając na odpowiedź przyjaciółki, w głowie już zaczęła układać najbardziej korzystną trasę na Bronx. Szybko jednakże zreflektowała się, że najpierw powinny udać się do Elaine i Lucasa, i przez to dokonała odpowiednich obliczeń, ostatecznie musząc zawrócić na najbliższym skrzyżowaniu, na którym było to możliwe.
    — Nie wiem — odparła zgodnie z prawdą i uśmiechnęła się lekko, ni to do siebie, ni to do Elaine. — Po prostu kiedy food truck był już gotowy, byłam tak podekscytowana myślą o rozpoczęciu gotowania i sprzedaży, że nawet nie zastanawiałam się, jak będę prowadzić to cholerstwo. Po postu wsiadłam i pojechałam — stwierdziła i lekko wzruszyła ramionami.
    — Co ty tak obciągasz ten rękawek? — spytała w końcu, będąc nawet jakby lekko poirytowaną, ponieważ był to już któryś raz, kiedy ten gest zamajaczył w jej polu widzenia i nie było innej opcji, w końcu musiał przyciągnąć jej uwagę. — Coś cię uwiera? Może jakiś szef jest mocniejszy i drapie?

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  30. Gdy narzeczona podała mu gładka bombkę z prośba o autograf spojrzał na nią zdziwiony, ale z lekkim uśmiechem wykonał polecenie. Starał się, by jego podpis był nieco bardziej czytelny aniżeli na dokumentach, które dane mu było prawie codziennie podpisywać. znacznie dłużej zajeło im ozdobienie bombki sześciolatki, poniewaz ta oprócz krótkiego Clary chciała dodać motylka, kwiatka i gwiazdkę, za ta ostatnia był odpowiedzialny szatyn, ponieważ:
    —Tato, nie mogę wszystkiego sama robić, bo byś się nudził —no z takim argumentem nie było co się kłócić, a jedynie trzeba było powstrzymać wybuch śmiechu. Za to bezgłośnie powiedział do partnerki, że To jest mały diabeł!. Gdzieś w przysłowiowym międzyczasie Blackowi udało sie zrobić kilka wspólnych zdjęć. Nie wszystkie były ostre, bo Clarissa atakowała ich kolejnymi pomysłami na zabawę, czy na ozdobienie choinki. Dopiero jak skończyli mężczyzna dodał ostatnie ujęcie do kolekcji. Clarissa na jego barkach, el otulona jego ramieniem i ich roześmiane twarze, a w tle kolorowa choinka.  Prawnik może nie był fanem selfie, jednak wiedział jak ważne było zamrażanie w czasie wspomnień z okresu, w którym dziecko doświadczyło wiele, ale niewiele miało później pamiętać. Czas miał mu dopiero pokazać jak bolesne będzie patrzenie na to zdjęcie za kilka miesięcy, jak bardzo będzie rozdzierać mu serce i pchać do czynów, których nie podpowiadał zdrowy rozsądek. Nie wiedział tego i dlatego mógł poddać się tej świątecznej beztrosce.
    — Co powiecie na jakis swiateczny film i —poszedł do kuchni spoglądając do jednej z szafek.
    —pierniczki? —wyciagnał plastikowe pudełko w którym znajdowały się domowej roboty pierniczki od pani Silver. Sebastian nie byłby po prostu sobą, gdyby nie podrzucił tego i owego. Black podejrzewał, ze to zona wywarła na niego taka presje i ten nie miał serca ich nie przekazać dalej. Nie miał tego oczywiście za złe przyjacielowi, w końcu teraz mieli jakąś przekąskę do seansu. Wrócił do salonu i, gdy juz usadowili się wygodnie na kanapie włączył telewizor. Czy to było dziwne, ze wielki Devil czuł sie teraz zwyczajnie dobrze? Czy to źle, ze nagle zapragnął zgarnąć jak najwięcej takich momentów z rodziną? Czy to mozliwe, że to ta wewnętrzna chciwość miała spowodować jego upadek?
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  31. To były chyba pierwsze święta, które juz od początku wypełniła atmosfera pełna miłości i niewymuszonej dobroci. Clarissy śmiech bardzo szybko wtopił się w najciemniejsze zakamarki domku na plaży i miał tam duchem pozostać na zawsze. Tak samo jak zapach pierniczków pani Silver, czy gorącego kakao z piankami, które przyrządziła dla nich Elaine. Ten obrazek z powodzeniem nadawał sie na międzynarodowa kampanię promującą rodzinne święta.
    Black nie skomentował tego, że blondynka sięgnęła po komórkę, ponieważ jego samego korciło, by to zrobić. Nie chciał jednak psuć ani sobie, ani bliskim humoru. W pracy załatwił wszystko tak, by nikomu nawet nie przeszło przez myśl, by go niepokoić podczas urlopu. Gdy gorący napój nadawał się do spożycia bez zagrożenia poparzeniem chwycił jeden kubek do ręki, a drugi podał sześciolatce, która zaczęła w nim maczać co twardsze ciasteczka. 
    — Clarisso jak myślisz, czy Mikołaj przyniesie prezenty pod choinkę? —zapytał z lekkim uśmiechem pod nosem. W sumie nie rozmawiał z córką na temat tego, czy wierzy w brodatego jegomościa, w czerwonymi stroju. Blondyneczka rzuciła mu takie jakies zawiedzione spojrzenie, że aż go zbiło z tropu.
    —No co Ty tato! Nie mów, że nadal wierzysz w Mikołaja. Przecież jesteś juz dorosły —pokręciła główką i wykrzywiła niewinne usteczka grymasie.
    — Wiadomo, że prezenty przynosi Aniołek —powiedziała z dumą i szatyn musiał unieśc kubek do ust, by nie wybuchnąć śmiechem i zdradzić tym samy, że to ani Aniołek, ani też Mikołaj był odpowiedzialny za podarunki pod choinką. Najwyraźniej owo wierzenie musiała wpoić jej biologiczna matka i on na razie ani myślał wyprowadzać dziecka z błędu. Spojrzał za to kątem oka narzeczoną,a jego błękitne tęczówki wyrażały ogrom miłości wdzięczności za te kilka chwil spokoju, za rodzinę.
    — Jesteście głodne? —zapytał po jakimś czasie, gdy film zbliżał się do nieuchronnego happy endu. Powoli podnosił sie juz z kanapy i ruszył w stronę kuchni, by przygotować jakaś chociaż niewielka kolację.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  32. Spojrzała na kobietę nieco łagodniejszym spojrzeniem, nieco mniej wrogim jak dotychczas. Przypominanie brata w niczym jej nie pomagało, a nie chciała się do niego upodabniać. Zdecydowanie. Powoli się uspokajała po tej całej akcji, tym zamieszaniu w jej rodzinie, choć uroczysty bankiet, który planował Blasie ją niesamowicie przerażał. Nie umiała się wypowiadać, by nie popełnić gafy, poprawność polityczna nie była jej dobrą stroną, w dodatku nie chciała nic zdradzać ze swojego życia. W dodatku nadal martwił ją Thomas. Niby jej przyjście z podkulonym ogonem do brata miało ją uchronić przed nim, agresywność byłego chłopaka mocno się zmniejszyła, właściwie od ostatniego razu sie nawet z nią nie kontaktował. Jednak widocznie Blaise miał jakieś plany, takie, których się bała. Nie wiedziała do czego był zdolny, a jej mózg oczywiście musiał wypracować sobie najczarniejszy scenariusz z możliwych. 
    - Nie jestem żadną zagadką - powiedziała tylko, siadając sobie na jednym ze stołków, cicho wzdychając. - Wymyślają coś sobie, nie wiadomo po co. - Wzruszyła ramionami, zaraz mocno zagryzła wargę, bawiąc się chwilę kieliszkiem, by ostatecznie spojrzeć na rozmówczynię. - Wasza okolica? Blaise by ją zaakceptował? Wiesz, próbuję coś znaleźć, ale on twierdzi, że muszę mieć odpowiednie standardy, by nie przynieść wstydu rodzinie, cokolwiek to znaczy. 
    To ją niesamowicie denerwowało. To, że chcieli mieć nad nią kontrolę, robili sobie z niej wszystko, nie pytając w ogóle jej o zdanie w żadnym punkcie. Była niczym laleczka, którą każdy chciał ustawić według własnych wizji, a przecież w niczym nie była Charlotte Ulliel. Była Nayą, wychowanka domu dziecka, kelnerką bez wykształcenia. Nie potrzebowała tego przepychu, tego całego życia, było jej dobrze. I choć żyła w strachu przed byłym facetem, to tamto życie mimo wszystko wydawało się o wiele łatwiejsze. Tam znała zasady, tutaj była jak dziecko. 
    - Słuchaj, mój brat chce zorganizować bankiet powitalny dla mnie - oznajmiła, przyglądając się jej. - Jakbyś miała czas i chęci, może podpowiedziałabyś mi jak mam się zachowywać, żeby nie obrazić dosłownie każdego? I w co się ubrać? Nie mam żadnych kiecek, zazwyczaj chodzę w jeansach i koszulkach z lumpeksu, a tu czuje, że to nie przejdzie - mruknęła, delikatnie żartując, choć sama nie wiedziała jak odbierze to jej nowa znajoma. 

    [ Wybacz nam, że tyle zeszło :c ] 

    Charlotte Naya  

    OdpowiedzUsuń
  33. Gdy narzeczona tak znienacka postanowiła go do siebie przyciągnąć i pocałować wcale nie oponował. Też był jej stęskniony i gdyby nie dziecięcy głosik sprowadzający go na ziemię mogłoby go za bardzo ponieść.Zaśmiał się pod nosem, jednak nie zamierzał wchodzić w drogę Elaine, gdy ta postanowiła córce wytłumaczyć, iż jej reakcja nie do końca była właściwa. Jednak bardzo szybko zorientował się do czego piła starsza z blondynek i jego twarz wyraźnie spoważniała. Nie chciał nawet myśleć co zrobiłby osobie, która śmiałaby skrzywdzić jego Aniołka.
    — Clarisso pamiętaj gdyby ktoś jednak dotknął Cię wbrew Twojej woli to od razu musisz nam powiedzieć, dobrze? Mama i tata zrobia wszystko bys czuła sie bezpiecznie —postanowił dodać głaskając ją po główce, a na ramieniu El delikatnie zaciskając drugą dłoń. Może to nie by odpowiedni okres na poruszanie tego typu tematów, ale kiedy tak właściwie był? Trzeba było edukować dziecko, by nie bało się do nich zwrócić z problemem lub, gdy ktoś mu wyrządza krzywdę.
    — Zjedz chociaż trochę — szepnął jej na ucho nim na dobre wszedł do kuchni. Wiedział, ze kobieta ma problemy z regularnym i treściwym posiłkami, jednak nie chciał by całkiem odpuściła kolację. Musiała mieć siły na wieczór, prawda? Ich sypialnię i pokój Clarissy dzieliła jeszcze dośc spora łazienka, wiec nie obawiał się, że ja obudzą.
    —Tak jest! Inaczej nie dostaniemy prezentów, a to byłoby smutne —powiedziała kręca głowka z przejęciem. Czasem zabijało szatyna to jaka ona potrafiła być rezolutna. Dobrze, że stał do nich tyłem, bo mogłaby źle odebrać jego rozbawiony wyraz twarzy.
    —To z racji świat co powiecie na kanapki z dżemem, nutella lub płatki z mlekiem? —zapytał otwierając wpierw jedna z szafek, a później lodówkę. Mógł przygotować jakaś wyborową kolację, ale chyba potrzebowali prostoty.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  34. Ludzie nie poruszali pewnych tematów z dziećmi, bo uważali, że to za wcześnie, że to krępujące i bardzo często nie wiedzieli nawet jak ubrać to w odpowiednie słowa. Niestety pogłosem tego są skrzywdzone - nieodwracalnie - bezbronne dusze już na początku swojej drogi przez życie. Lepiej zapobiegać niż leczyć, tak to zdecydowanie była dobra rada.
    Szatyn kładąc rękę na ramieniu narzeczonej ani myślał o jej przeszłości. Skupił się jakoś bardziej na perspektywie tego, by zapewnić córce bezpieczeństwo, które juz raz zostało bezczelnie naruszone. Ten gest miał być też wyrazem podziękowania, że Elaine podjęła tak ciężki i istotny temat w troske o ich córkę.
    — Podzielę się z Tobą połowa mojej kanapki —rzucił niby z lekkim uśmiechem do ukochanej, ale było w jego spojrzeniu coś co mówiła jasno i wyraźnie, że nie przyjmie słowa sprzeciwu.Pół kromki na dorosłą kobietę to było tyle co nic.
    —Tak coś czułem, że nutella nie ma sobie równych co? — pogłaskał sześciolatkę po policzku i wrócił do przygotowania tej jakże skromnej, ale pełnej miłości i rodzinnego ciepła, kolacji.
    —Aniołek chce, żebyśmy byli szczęśliwi, a to oznacza jedzenie tego co sie lubi wiesz mamo —powiedziała z dumą.
    —Ocho ktoś tu ma niepodważalne argumenty —rzucił szatyn porywając córkę na chwile do góry i następnie chwile przytrzymał sie na rękach.
    —Clarisso, a wiesz co daje najwięcej szczęścia tacie? —zapytał na co kilkulatka zrobiła zamyśloną minę i pokręciła przecząco głowa nie cha najwyraxniej odpowiedzieć źle.
    —Ty i Twoja mama —powiedział z czułością patrząc na narzeczoną. Nie miał pojęcia czy to atmosfera świąt, a może prowadzona sprawa dała mu do zrozumienia, że takie rzeczy należało komunikować. A może to był szósty zmysł, który niemal krzyczał broń tego co dla Ciebie najważniejsze! Po kolacji Clarissa grzecznie poszła spać, a Black miał nareszcie chwilę sam na sam z blondynką.
    —Chodź tu —mruknał i poprowadził ja do sypialni, by za zamkniętymi drzwiami namiętnie, acz delikatnie jak na siebie wpić się w jej usta. 

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  35. Wyszczerzyła się szeroko w wesołym uśmiechu, kiedy Eaine bez zastanowienia złożyła zamaszysty podpis pod jej skleconym prędko planem, po chwili jednakże ten uśmiech nieco zbladł i blondynka spojrzała na przyjaciółkę z lekkim niezrozumieniem.
    — A dlaczego miałabym cię zrzucać ze schodów? — spytała, naprawę wyglądając na zbitą z tropu. — Jak się upijesz, to położę cię w sypialni i szczelnie otulę kołderką, a później napiszę do Lucasa, że zostajesz na noc, żeby się nie martwił. Musimy tylko dopilnować, żebym była jeszcze w stanie pisać smsy — zaznaczyła ze znaczącym uśmieszkiem, nie wyobrażając sobie, by miała pannę Eagle spychać ze schodów, na dodatek kiedy ta byłaby w stanie nietrzeźwości. Skąd w ogóle przyszło jej to do głowy? Na szczęście Irlandka nie zastanawiała się nad tym długo, bo przecież tylko żartowały i nic podobnego nie miało mieć miejsca.
    — Cały czas nie chce mi się wierzyć, że masz córkę — westchnęła, kiedy El jeszcze przez chwilę zmuszona była myśleć trzeźwo i zajęła się obowiązkami. — Ale wiesz, to takie pozytywne niedowierzanie — podkreśliła z uśmiechem. — A Clarissa jest naprawdę urocza, wygląda jak mały aniołek. Jak już lepiej się poznamy i polubimy — zaczęła, mając na myśli oczywiście siebie i dziewczynkę — będę mogła zająć się nią od czasu do czasu, gdybyście mieli ochotę gdzieś wyskoczyć sami. Blaise wam raczej z tym nie pomoże — zażartowała i zaśmiała się cicho, doskonale znając podejście do dzieci swojego byłego chłopaka. Sama raczej nie rozpływała się na widok niemowląt czy kilkulatków, ale dzieci przeważnie ją lubiły, a ona je, nawet jeśli sama jeszcze nie czuła się gotowa na zostanie matką.
    — Ach — rzuciła tylko krótko na wieść o siniaku. Sama przecież potrafiła uderzyć się o jakiś mebel tak mocno, że spokojnie wyglądało to tak, jakby to ktoś ją uderzył, a nie że ona sama tak się urządziła. — Do wesela się zagoi — dodała i mrugnęła do niej porozumiewawczo. — Tak a propos, planujecie coś z Luasem? Nie chcę, żeby coś mi umknęło — mruknęła, lekko marszcząc brwi. Wystarczyło, że po swoim pobycie w Dublinie miała wiele do nadrobienia.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  36. Niby wiedziała, że nie musi się podporządkować, jednak poza bratem, swoją rodziną aktualnie nie miała nikogo, kto by mógł jej pomóc. Nazwisko chroniło ją co prawda przez Thomasem, jednak to właśnie Blaise zgodził się na jej mieszkanie tutaj, można powiedzieć, że przygarnął ją do siebie na ten okres i mimo tych wszystkich słownych potyczek, ona nadal czuła się w pewien sposób uzależniona od nowej rodziny. Nie czuła się Ullielówną w żadnym wypadku. Wręcz przeciwnie, miała czasem wrażenie, że im bliżej tej rodziny jest, to tym bardziej się od nich oddala. Mimo wszystko chciała się wyprowadzić, odpocząć od nich, od swojego brata, stanąć jakoś na własne nogi, jednak tu pojawia się podstawowy problem. A mianowicie pieniądze. Jako Ulliel miała ich ogromną ilość, jednak czuła, że wcale nie należą do niej, że żeby ich użyć potrzebuje przyzwolenia i zgody, dodatkowo świętego spokoju, który utraciłaby zapewne, gdyby wybrała coś w nie takim standarcie, w jakim oczekiwaliby jej obecnie najbliżsi. 
    Słuchała słów poznanej znajomej i widziała lekki cień szansy, kilka drobnych argumentów, które mogłyby znacznie przechylić szalę jej wymarzonej wyprowadzki. Ta sytuacja była dla niej nowa, pomimo kilku potyczek ze swoim bratem, nie umiała się mu postawić. Znali się ledwo, mężczyzna nie dopuszczał jej choć odrobinkę do siebie, więc poznanie go nie wchodziło w grę, a Elanie mogła jej pomóc w rozgryzieniu Blaise'a, nauki tego jak z nim właściwie postępować, by postawić na swoim. 
    - Domyślam się. Pewnie odchorował porządnie tę czynność potem - zaśmiała się cicho, wyobrażając sobie całe zajście. Choć przyszło to cholernie ciężko. - Ale jakbyś mnie poparła, to może przyjąłby wyprowadzkę nieco lepiej - stwierdziła, delikatnie kiwając głową, jakby na potwierdzenie własnych słów. 
    Tak, zdążyła już zauważyć, że sieciówki działały na Ulliela jak płachta na byka. Właściwie już na pierwszym spotkaniu dało się to zauważyć, czym kompletnie zdenerwował szatynkę. Nienawidziła oceniania ludzi po wyglądzie. Co z tego czy nosi dresy za kilka dolarów czy za kilka tysięcy? I tak służą do tego samego i tak, a jakościowo mocnej różnicy i tak widać nie było. Poza ogromną metką może. 
    - Naprawdę? Byłabym wdzięczna! - Uśmiechnęła się szeroko, kompletnie zmieniając nastawienie do blondynki. Znajomi Blaise'a nie wzbudzali w niej dużego zaufania czy sympatii, jednak tu sytuacja była zupełnie inna. Ba! Nayi wydawało się, że nić porozumienia między nimi się nawiązała, co niezmiernie ją cieszyło. W tym środowisku poznanie normalnych ludzi graniczyło z cudem.  
    - Można powiedzieć, że ratujesz moje nerwy. Paplanina mojego kochanego braciszka jest jak słuchanie spitej pszczoły. - Wzdrygnęła się niezadowolona. - To może skoczę się przebrać? - zaproponowała, choć jeszcze El nie dostała zwrotnej wiadomości, to mimo to Brown udała się do swojego pokoju, by zmienić te domowe ciuchy na coś bardziej wyjściowego. Zawsze lepiej się tak prezentować, nawet gdyby projektantka miała zbyt wiele na głowie. 

    Charlotte Naya  

    OdpowiedzUsuń
  37. — Czy my już jesteśmy stare, El? — spytała ze śmiechem, kiedy przyjaciółka zaczęła narzekać na swoją słabą głowę. Nie musiała jednak niczym się martwić, ponieważ samej Creswell było niemiłosiernie daleko do czasów jej świetności i dziś nawet stosunkowo grzeczną imprezę, kiedy kładła się do łóżka ledwo po kilku lampkach wina, odchorowywała przynajmniej lekkim kacem. — Najwyżej od razu zainstalujemy się pod kołderką i odpalimy jakiś serial na laptopie. Nie będziemy przynajmniej musiały daleko chodzić, jak już zaczną się nam oczy kleić — oznajmiła i zerknąwszy krótko na Elaine, mrugnęła do niej porozumiewawczo i zaraz powróciła do obserwacji drogi. Były już niedaleko ich pierwszego celu.
    Wiedziała o tym, że przyjaciółka nie mogła posiadać własnych dzieci i uśmiechnęła się smutno, kiedy Eagle jej o tym przypomniała. Tym bardziej uświadomiła sobie, jak dużym darem od losu była dla niej Clarissa i jeszcze cieplej pomyślała o małej blondyneczce, która ochoczo zajadała przygotowane przez nią placuszki, kiedy jeszcze Maille mieszkała z narzeczonymi. Clary była tak bardzo podobna do El, że ktoś nieznający ich sytuacji mógł spokojnie uznać ją za jej biologiczną córkę. Ciekawe czy wraz z wiekiem dzielące je różnice miały się bardziej uwidocznić?
    — Nie nazwałabym tego wątpliwościami, a raczej obawami — poprawiła ją z delikatnym uśmiechem. — Obawami zupełnie naturalnymi, który ma każdy rodzic znajdujący się w podobnym do twojego położeniu. Też nigdy nie chciałabym usłyszeć tego słynnego tekstu „nie będę cię słuchać, nie jesteś moją matką” — wyrecytowała i westchnęła ciężko, a później posłała siedzącej obok kobiecie ciepłe spojrzenie. Zdążyła odwrócić już głowę, ale wyciągnęła prawą rękę i delikatnie zacisnęła palce na kolanie El. — Na pewno sobie doskonale poradzisz.
    Irlandka szczerze w to wierzyła. Widziała przecież, jak El i Clary zachowują się w swoim towarzystwie; dziewczynka zdawała się być wpatrzona w dorosłą kobietę jak w obrazek. Może wraz z nastoletnią burzą hormonów faktycznie mogło się to zmienić, ale przecież każda nastoletnia dziewczyna była inna, prawda? Nie można było z góry niczego zakładać i tego powinny się teraz trzymać.
    — Masz rację! — zgodziła się z cichym śmiechem, wcale nie oczekując i nie potrzebując tego przepraszającego spojrzenia. — Sama nigdy nie byłam z tych dziewczynek, które marzyły o białej sukni i wystawnym weselu… — wyznała i lekko wzruszyła ramionami. — A teraz, kiedy jestem dorosła? — rzuciła, śmiejąc się cicho. — Tym bardziej nie wyobrażam sobie, jak zebrać tyle ludzi na raz w jednym miejscu, w konkretnym dniu i o wyznaczonej godzinie. Pewnie zapomniałabym o połowie rzeczy i nie byłoby nawet tortu! — kontynuowała wesoło. — Nie musisz zatem obawiać się, że będę niecierpliwie wyczekiwać tego dnia — podsumowała. — Ostatnio byłam świadkową, wiesz? — powiedziała jeszcze, wyraźnie się rozgadując. — I kiedy Joycelyne mnie o to poprosiła, dostałam małego ataku paniki — przyznała się z lekkim wstydem, jednakże właśnie tak bardzo nie nadawała się do tego typu uroczystości.
    Godzinę później były już w mieszkaniu Irlandki, które druga blondynka doskonale znała. Kiedy tylko zrzuciły z siebie wierzchnie okrycie, Maille podprowadziła Elaine do szafki, w której trzymała alkohole; zamówiony wcześniej ramen wraz z innymi smakołykami z chińskiej knajpki był już w drodze.
    — To co dziś pijemy? — zagadnęła, wskazując dłonią najpierw na lekkie wina, a później mocniejsze alkohole jak rum czy whisky.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  38. [Dziękuję ślicznie za powitanie! A gdyby tak... Eve chciała podłapać kilka dodatkowych zmian w barze El? Co Ty na to?]
    Eve

    OdpowiedzUsuń
  39. [Uuu brzmi intrygująco! Miałaś cos konkretnego na myśli? Jakiś napad? :D Albo pęknięcie rury?]
    Eve

    OdpowiedzUsuń
  40. [Super! To jak, kto zaczyna? :D]

    OdpowiedzUsuń
  41. [Nie ma problemu, nie spiesz się <3]

    OdpowiedzUsuń
  42. W ich wieku impreza pod kołderką brzmiała naprawdę świetnie. Maille miała to szczęście, że zdążyła wybawić się w latach młodości i teraz naprawdę nie potrzebowała cotygodniowych, weekendowych szaleństw, z drugiej strony jednakże czasem dobrze było odświeżyć wspomnienia i przypomnieć sobie, jak to było kiedyś. Właściwie to Irlandka nawet chętnie wychodziłaby gdzieś w każdy piątkowy czy też sobotni wieczór, gdyby nie to, że z roku na rok kac okazywał się coraz bardziej dokuczliwy i trudny do zwalczenia, przez co teraz nie rozumiała, jak kiedyś mogła imprezować kilka dni z rzędu, na przykład podczas wakacji.
    — Jestem na etapie nie widzę siebie z dzieckiem więc wybacz, jeśli czasem mimo wszystko okażę się mało empatyczna — podsumowała i mrugnęła porozumiewawczo do przyjaciółki, dobrze wiedząc, że ta doskonale ją zrozumie. Maille mogła przepadać za Clary, ale to zdecydowanie nie był czas, w którym myślała o własnych dzieciach, o ile w ogóle kiedyś miała o nich pomyśleć. Zgodnie jednakże z tym, co zarządziła druga blondynka, Creswell już nie roztrząsała tego tematu i tylko parsknęła śmiechem, kiedy Elaine zaczęła tłumaczyć, dlaczego ona i Lucas nie nadawali się do wzięcia ślubu.
    — Macie o tyle dobrze, że w dzisiejszych czasach ludzie nie patrzą tak bardzo krzywo na podobne związki — oznajmiła, kontynuując temat ich rozmowy już w mieszkaniu. — Pewnie, zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie komentował… Ale wiesz, co mam na myśli. Zresztą opinia innych to ostatnie, czym powinniście się przejmować, a jeśli o mnie chodzi, to macie moje pełne błogosławieństwo i możecie być wiecznymi narzeczonymi, tak jak są wieczni studenci — zażartowała i sięgnęła po napoczęta butelkę rumu. Może powinna wziąć też od razu kocyk?
    Z kuchni przyniosła szklanki, które może nie były przeznaczonego do tego konkretnego rodzaju alkoholu, ale miały chociaż grube denko i rum należycie się w nich prezentował. Rozlała trunek, butelkę ustawiła w zasięgu ich rąk i sama opadła na kanapę, jakoś tak od razu przysuwając się bliżej Elaine, by głowę móc oprzeć swobodnie na jej ramieniu.
    — Postaram się, ale nie mogę niczego obiecać — odparła z westchnieniem, ponieważ obydwie dobrze wiedziały, że pewne losowe sytuacje nie pozostawiały wyboru. Nic jednakże nie wskazywało na to, by w najbliższym czasie Maille miała niespodziewanie zniknąć. — Wiesz? — rzuciła nagle i upiła łyk rumu, po czym zaczęła bawić się swoją szklanką. — Poznałam ostatnio kogoś — wyznała przyciszonym tonem, który wyraźnie sugerował, że nie miała na myśli zwykłej znajomości, która nie byłaby podszyta głębszymi emocjami. — Ma na imię… — zająkała się i zawahała, a El niedługo miała się przekonać i zrozumieć, skąd jej niezdecydowanie. — Ma na imię Antonina — wydusiła w końcu i wyprostowała się, by obrócić się w stronę przyjaciółki i na nią spojrzeć. Na jej policzkach wykwitły czerwone rumieńce. Antonina. Kto by się spodziewał, prawda?

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  43. [Witam serdecznie, dziękuję za powitanie i miłe słowa. ;)
    Skoro się polecasz, to może przyjmę zaproszenie do Elaine, bo zawsze łatwiej pisało mi się panami z paniami. Zapraszamy do sklepu w takim razie? Też się polecamy. ;)]

    Nathan Canda

    OdpowiedzUsuń
  44. — Akurat z tym sobie poradzę — odparła, kiedy Elaine powiedziała o podsunięciu jej mocnego trunku i mrugnęła do niej porozumiewawczo. Oczywiście w niańczeniu też była całkiem niezła, a nawet potrafiła o wiele więcej i miała nadzieję, że panna Eagle doskonale zdawała sobie z tego sprawę, a także wiedziała, że zawsze mogła do niej przyjść i się wyżalić, o każdej porze dnia. I nocy. Choćby Maille spała snem słodkim i głębokim, bo na pewno wciąż miała klucze do tego mieszkania, prawda?
    Chwilę później jednakże temat ich rozmowy zmienił się diametralnie i cóż, to Maille była dziś stroną, która potrzebowała wsparcia i rozumienia przyjaciółki, bo któż w tym momencie mógłby zrozumieć ją lepiej, niż właśnie ona? Elaine Eagle, z którą poznała się na basenie, gdzie przez jeden pocałunek przegoniły natręta, który nie dawał blondynce spokoju? Zabawne, bo teraz, po latach Irlandka znalazła się niemalże w bliźniaczej sytuacji, z tą różnicą, że, no właśnie…
    — Tak, Antonina. Tonia. Istota ludzka. Kobieta — wyrecytowała, czując, jak jej policzki płoną coraz bardziej i nawet nie chciała sobie wyobrażać, jak bardzo musiała być czerwona. Czuła się tak źle, że pokusiła się nawet o przyciśnięcie do twarzy szklaneczki z chłodnym alkoholem, by choć odrobinę sobie ulżyć. — Kobieta… — powtórzyła jękliwie, ale nie dlatego, że się żaliła, bo na dobrą sprawę była szczęśliwa, tylko… Bardzo tego wszystkiego nie rozumiała i ponaglona przez El, postanowiła po prostu wszystko z siebie wyrzucić.
    — Poznałyśmy się niedługo po tym, jak wróciłam do Nowego Jorku i widywałyśmy się od czasu do czasu, wiesz, tak po prostu, jak koleżanki. Aż w grudniu wybrałyśmy się na Rockefeller Center, żeby obejrzeć choinkę, był tam też Peter, któremu Tonia się podobała, ale on bardzo jej nie pasował i cóż, żeby go przepędzić, ja… Pocałowałam ją — wyznała i zmieniła policzek, do którego przyciskała szklankę. — Pocałowałam ją i chyba wtedy coś się zmieniło, bo nie chciałam, żeby Tonia była tylko moją koleżanką. Dusiłam to w sobie, nie dopuszczałam tego do głosu, bo naprawdę dobrze mi się z nią rozmawiało i spędzało czas, nie chciałam jej wystraszyć i sprawić, żeby uciekła, żeby zniknęła z mojego życia. Aż… Kiedy ostatnio byłyśmy u mnie… Okazało się, że Tonia czuje to samo. Że my, ja… — jęknęła i uniosła spojrzenie na El, będąc bliską płaczu, ponieważ było to dla niej tak wiele niezrozumiałych, ale jednocześnie dobrych emocji. — Umówiłyśmy się. Na randkę. W ten piątek — podsumowała i opadła bez sił na kanapę, prawdziwie wyczerpana tym wyznaniem.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  45. Nie miała jej tego za złe, bo… o wielu sprawach nie wiedziała. I nawet jeśli dostrzegała subtelne sygnały, które sugerowały, że coś się działo, nie zdecydowała się na pociągnięcie jej za język. Nie podejrzewała bowiem, by Elaine zdradziła jej cokolwiek wbrew swojej woli, choćby Irlandka stawała na głowie czy robiła słynne oczy kota ze Shreka i potrafiąc przewidzieć, co się stanie, nie miała ochoty na darmo się gimnastykować. Czy w pewien sposób ją to bolało? Być może. Miała tylko nadzieję, że panna Eagle wiedziała, że może przyjść do niej absolutnie ze wszystkim i nawet, jeśli chciała ją chronić, a kiedyś po prostu dłużej nie dawałaby rady trzymać wszystkiego w sobie, to Creswell była w stanie naprawdę wiele przyjąć i udźwignąć na swoich barkach.
    — Elaine…! — jęknęła i odłożyła szklankę, ani trochę nie rozumiejąc tej ekscytacji. Zaraz zasłoniła twarz dłońmi i spojrzała na kobietę zza rozcapierzonych palców, chwilowo całkowicie ignorując jej pytania. — Całe życie byłam przekonana, że jestem heteroseksualną kobietą i umawiałam się z mężczyznami, tymczasem… Tymczasem zakochuję się w innej kobiecie! Nie opowiadaj mi teraz o seksownej bieliźnie! — westchnęła, kręcąc głową. — Boję się, El. A co, jeśli to jakiś mój chwilowy kaprys? Jeśli to jakiś pokręcony sposób na poradzenie sobie ze śmiercią mamy? Nie chcę jej skrzywdzić i rozczarować, bo nagle coś mi się odwidzi — wyjęczała, podciągnęła kolana bliżej klatki piersiowej i opuściwszy ręce, objęła nimi nogi. Podbródek oparła na kolanach i skulona tak, jakby dosłownie zasłaniała swoje najczulsze punkty, łypnęła na przyjaciółkę. Było w niej tyle sprzecznych i niezrozumiałych emocji! Był w niej strach, ale też ekscytacja i chęć pogoni za czymś nowym; czymś co wydawało jej się nowe i mimo wszystko właściwe, jakby było to najodpowiedniejszym, co mogła w tej chwili zrobić.
    — Tonia… Ona też, nigdy wcześniej… — bąknęła, tym samym próbując jaśniej nakreślić sytuację. — I tak, całowałyśmy się jeszcze potem, raz — wyznała, starając się uspokoić oddech i szybko bijące serce. — To wszystko jest takie zagmatwane, ale jednocześnie nie mogłoby wydawać się prostsze. Chcę spróbować, tak po prostu, tylko że mam wrażenie, że będę potykać się o własne nogi i że coś schrzanię…

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  46. [Dziękuję bardzo za wspaniałe rozpoczęcie! To chyba znak, że muszę pomyśleć nad jakimiś dodatkowymi zakładkami. ;)]

    Ten sam czas, który dla całego miasta, dla Nowego Jorku płynął tak szybko, dla Nathana ciągnął się wręcz nieznośnie. Jego życie kręciło się wokół sklepu i słuchania uwag na temat tego, jak po sześciu latach wciąż najwyraźniej nie miał zielonego pojęcia, co robił. Było w tym trochę prawdy, nawet nie łudził się, że kiedykolwiek zapała do tego interesu taką samą pasją, jak jego dziadkowie, ale przecież nie oznaczało to, że męczył się, ilekroć przekraczał próg sklepu. Wręcz przeciwnie — czuł się zaskakująco dobrze w tym cichym i spokojnym, choć odrobinę zagraconym miejscu, ale co to za sklep z antykami, który zionął pustką? Każdy kąt musiał więc być czymś zastawiony. Liczące po kilkadziesiąt lat meble, półki uginające się od najróżniejszych i najbardziej nietypowych przedmiotów, kolorowe odbłyski świata, wpadające w każdy kawałek barwionego szkła w kloszach lamp sygnowanych nazwiskami projektantów sprzed stu lat. Nawet ściany nie pozostawały wolne, ponieważ obwieszono je obrazami, oprawionymi fotografiami, lustrami czy zegarami. Od takiego nadmiaru mogła rozboleć głowa, ale jeśli ktoś szukał nowoczesności i białych ścian, mógł odwiedzić pobliskie centrum handlowe.
    W pierwszej chwili Nathan nie zwrócił uwagi na dzwonek, który rozległ się, gdy ktoś wszedł do sklepu. Nie mieli w zwyczaju narzucać się klientom, obejrzał się więc tylko za siebie wśród półek, zauważył rozglądającą się wokół z ciekawością w oczach młodą kobietę i wrócił do szukania drugiego z ręcznie malowanych, porcelanowych talerzy, o którym mógłby wręcz przysiąc, że widział go gdzieś dwa tygodnie temu. Czy istniała możliwość, że pomylił wzory i wcale nie wyjdzie z tego żaden komplet?
    Po chwili okazało się, że tutaj nie znajdzie tego, czego szukał. Obszedł więc długą i wysoką półkę, wyszedł z drugiej strony i rozpoczął poszukiwania od nowa, choć kątem oka dostrzegł wyraźne zagubienie, malujące się na twarzy jasnowłosej kobiety.
    — Szuka pani czegoś konkretnego? Mogę spróbować pomóc — zaoferował się, gdy wciąż nie dowierzał własnym oczom, ale talerza nie odnalazł. Odłożył więc na bok ten, który uparcie trzymał do tej pory w dłoniach. — Od sześciu lat próbuję wprowadzić tu jakiś porządek, ale… Od sześciu lat zupełnie mi się to nie udaje — dodał, uśmiechając się przyjaźnie, bo doskonale zdawał sobie sprawę, jaki przytłaczający potrafił być taki ogrom najróżniejszych przedmiotów, zgromadzony w jednym miejscu.

    Nathan

    OdpowiedzUsuń
  47. [Przecież jest ekstra <3]
    Eve robiła wszystko, by odnaleźć się w tym nowym świecie. Była trochę jak dziecko, które uczyło się wszystkiego od początku, a każdy dzień przynosił kolejną cenną lekcję. Wiedziała już, jak obsłużyć mopa, ugotować prosty obiad, a nawet jak zarządzać swoimi mocno ograniczonymi pieniędzmi. Była zmęczona jak nigdy dotąd, dumna, ale jednocześnie nie czuła się szczęśliwa. I nic w tym dziwnego, skoro rodzina, na której polegała, tak po prostu zapragnęła się jej pozbyć. Nie chodziło tutaj o dostęp do ich fortuny. Eve była najzwyczajniej w świecie samotna. Samotna i oszukana. A żeby nie poddać się tym uczuciom, rzuciła się w wir pracy, powtarzając sobie, że robiła to wyłącznie dlatego, by oszczędzić wystarczającą ilość dolarów, by kupić porządną maszynę do życia. Z racji, że potrafiła już sprzątać, zapragnęła podłapać kilka dodatkowych zmian, a tak się trafiło, że jeden z pobliskich barów szukał kogoś na ćwierć etatu.
    Widoki, które początkowo ją szokowały, przestały mieć znaczenie. Eve nauczyła się, jak oddychać tylko przez usta, gdy wycierała wymiociny albo sprzątała toalety. Wiedziała, jak zetrzeć blaty, że, gdy zamiatała po zamknięciu lokalu, musiała najpierw ustawić krzesła na stołach i wkładała w to całą siebie, ponieważ nie była z tych, którzy wykonywali swoją pracę na pół gwizdka, chociaż jeszcze kilka miesięcy temu poniekąd uważała osoby zatrudnione w tym zawodzie za gorsze od siebie. Zabawne, jak życie potrafiło się zmienić w przeciągu kilku tygodni, poszerzając jej perspektywę i udowadniając jej, że pieniądze uczyniły ją kimś w rodzaju pospolitej suki.
    Ten dzień nie zapowiadał się szczególnie ciekawie. Eve wciąż przyzwyczajała się do nowego lokalu, nie znała jeszcze wszystkich pracowników, ale tym razem zrobiła na nich lepsze wrażenie niż na pracownikach klubu siostry, którzy wciąż mieli ją za bogatą dziunię. Nie przynosiła do pracy drogich ubrań, wiedziała, jak się zachować i tylko od czasu do czasu popełniała drobne wpadki, z jakich zazwyczaj udawało jej się wybrnąć obronną ręką. Zamiatała właśnie zaplecze, kiedy usłyszała polecenie właścicielki. Uśmiechnęła się do niej przyjaźnie i pokiwała głową na znak, że nie ma nic przeciwko. Zaraz też przybiegła do niej i zabrała się za wycieranie stolików. Z racji, że zostały tylko we dwie, Eve czuła się dość niekomfortowo przez ciszę, jaka pomiędzy nimi zapadła i już miała się odezwać z jakimś niezobowiązującym tematem, kiedy do pomieszczenia weszło dwóch nieciekawie wyglądających mężczyzn. Forbes momentalnie wyprostowała się i stanęła za Elaine, jakby przeczuwała, że tamci nie mieli dobrych intencji i z pewnością nie wpadli tylko na drinka.
    - Zna ich pani? - zapytała nerwowo, gdy tamci oznajmili, że przyszli tylko porozmawiać. - Zadzwonić po policję? - wyszeptała wprost do jej ucha, stojąc odrobinę zbyt blisko i znacznie ograniczając jej osobistą przestrzeń.

    Eve

    OdpowiedzUsuń
  48. [Teraz to poczuliśmy się przez was zainspirowani do tworzenia takiej zakładki na całego. ;)]

    Niezdecydowanie nie było oznaką niskiej inteligencji, o którą zresztą Nathan starał się nie podejrzewać obcych ludzi, dopóki nie miał okazji ich poznać. Sklep należący do jego rodziny był miejscem… Co najmniej osobliwym. Przeładowanym, odrobinę zagraconym, sprawiającym wrażenie, jakby nikt nie panował nad ogromną ilością przedmiotów, które się w nim znajdowały. Na początku próbował z tym walczyć. Był wtedy o sześć lat młodszy i kompletnie nie znał dziadków ani ciotek czy wujów ze strony matki. Połowę życia spędził w Meksyku, mówiąc nawet innym językiem niż oni, a potem długo pałętał się po zachodniej i południowej części kraju, imając się zajęć, po których skończenie w Nowym Jorku, wśród antyków i bibelotów, wydawało się całkowicie nieprawdopodobną wersją wydarzeń. A jednak oto był. I dobrze wiedział, jak to jest nie wiedzieć, czego się chciało, jeśli czuł więc, że mógł pomóc, to tę pomoc oferował.
    — Proszę się nie bać — zaśmiał się, dostrzegając niespokojną reakcję kobiety. Najwyraźniej tylko on obserwował ją kątem oka. — Jeśli chce się pani upewnić, czy nie związałem właścicieli na zapleczu i nie pozuję na pracownika, droga wolna — dodał jeszcze żartobliwie, podejmując próbę rozładowania odrobinę napiętej sytuacji.
    Westchnął ciężko i rozejrzał się po otaczającej ich masie przedmiotów, kiwając lekko głową.
    — Na początku nie cierpiałem tej graciarni, ale dzisiaj nie wyobrażam sobie, żeby mogło być tu inaczej. Moi dziadkowie zaczęli prowadzić ten sklep jeszcze w latach sześćdziesiątym i od tamtej pory podobno niewiele się zmieniło — wyjaśnił odrobinę na własne usprawiedliwienie. — A więc pani dobra dusza świetnie gotuje, ale czy interesuje się gotowaniem? Czy robi to z konieczności? Znalazłem na przypadkowej wyprzedaży garażowej piękny, błękitny zestaw francuskich naczyń Le Creuset w znakomitym stanie, ale to coś dla prawdziwych pasjonatów. Chce pani zobaczyć? — popłynął natychmiast, korzystając z pierwszej podpowiedzi, jaką otrzymał. Sześć lat temu nie potrafiłby zaproponować niczego, nie podsunąłby żadnego pomysłu, a teraz coś od razu wpadło mu do głowy. — Widzi pani? Powiedziało mi to więcej, niż mogłoby się wydawać. Proszę mówić dalej — uśmiechnął się znowu, choć wyczuwał w młodej kobiecie jakieś dziwne… Napięcie.
    Nie jemu jednak było to oceniać, nie była to też jego sprawa. A, z całkiem innej beczki, pewnie nigdy by nie uwierzyła, ale tym ścianom i większości otaczających ich przedmiotom, udało już się przy okazji obsługi klientów usłyszeć rozmowę na temat preferowanych pozycji seksualnych. Antyki potrafiły sprowokować nawet najbardziej niespodziewane dyskusje.

    Nathan

    OdpowiedzUsuń
  49. Eve nie radziła sobie najlepiej w nerwowych sytuacjach, a jak na bogatą paniusię przystało, jedyną styczność z prawdziwą, brutalną przestępczością miała podczas seansu seriali kryminalnych. W jej świecie miały miejsce tylko zbrodnie w białych rękawiczkach. Te przemilczane, łagodne, przeprowadzane bez użycia przemocy. Ale nawet od tych zbrodnii Forbes starała się trzymać z daleka. Wiedziała, że jej ojciec nie był święty. Wiedziała, że jak większość amerykańskich biznesmenów był zamieszany we wszelakie przekręty, co było wyłącznie kolejnym powodem ku temu, by sprzeciwić się jego planom na jej życie. Dlatego nie można było się dziwić, że Eve zareagowała na pojawienie się dilerów we wiadomy sposób - użyła Elaine jako żywej tarczy i zapewne stałaby przyklejona do jej pleców niczym rzep jeszcze przez jakiś czas, gdyby tamta nie kazała jej stanąć za barem. Nie podobała jej się ta propozycja, ponieważ tylko czyjeś ciepło zapewniało jej pozory bezpieczeństwa, a za barem byłaby zupełnie sama, jednak nie było czasu na kłótnie. Forbes pisnęła więc cicho i skryła się za blatem, schylona tak, by nikt jej nie widział, chociaż mężczyźni doskonale zdawali sobie sprawę z jej obecności. Ale mogli chyba zapomnieć, prawda?
    Jeśli w tej kwestii posłuchała swojej szefowej, to w kwestii policji słuchać nie zamierzała. Mimo że jedynym, na co miała wtedy ochotę, to zatkanie uszu i udawanie, że nic się nie działo, a ona była opatulona kocem jak naleśnik na kanapie Margo, chwyciła za zostawioną na półce komórkę i wysłała smsa pod odpowiedni numer, z racji, że od kilku lat można było zawiadomić służby również w ten sposób. Niestety, panienka Forbes nie przewidziała, że sytuacja może pogorszyć się tak diametralnie z minuty na minutę.
    Za moment, oprócz zdecydowanych i ostrych głosów, do jej uszu dobiegły odgłosy szamotaniny i Eve nie wiedziała, czy oberwał jeden z mężczyzn, czy Elaine. Jednak niezależnie od tego, dziewczyny znajdowały się na z góry przegranej pozycji. Po pierwsze, nie miały tak dobrze zbudowanych mięśni jak napastnicy, a już zwłaszcza nie panna Forbes, a w dodatku nawet jeśli właścicielka baru potrafiła się bić, Eve nie miała na ten temat bladego pojęcia - mężczyźni mieli więc przewagę liczebną. Czuła, jak jej ciało drżało niekontrolowanie, a mięśnie napięły się do granic możliwości. Wiedziała, że lada chwila ktoś ruszy w jej stronę - w końcu El była sama i Forbes wątpiła, że uda się jej obezwładnić dwóch atakujących na raz. Postanowiła więc zacząć działać. Rozejrzała się dookoła i po namierzeniu największej butelki wódki, wzięła ją do ręki, a następnie wychyliła się zza swojej kryjówki.
    Nie oczekiwała, że głowa napastnika znajdzie się tak blisko jej. Męzczyzna praktycznie już się wychylał, żeby ją złapać. Działała więc instynktownie. Z całych sił zamachnęła się tak, że butelka rozbiła się o jego głowę, sama natomiast odchyliła się niebezpiecznie, by uniknąć ewentualnego ataku. Nie musiała, ponieważ napastnik upadł na podłogę.
    - O Jezu przepraszam! - wybuchnęła Eve, widząc strużkę krwi płynącą z jego rozbitego czoła.
    Niepotrzebnie - atakujący i tak jej nie słyszał. Był nieprzytomny. I chociaż Eve czuła się niezwykle niekomfortowo z myślą, że sprawiła komuś ból, nawet jeśli tamta osoba miała wobec niej nie do końca dobre intencje, wiedziała, że musi powtórzyć swoją akcję. Chwyciła więc kolejną z butelek i podbiegła do Elaine, która walczyła właśnie z drugim mężczyzną.


    Eve

    OdpowiedzUsuń
  50. Nathan zmarszczył lekko brwi, patrząc na nieznajomą z wyraźnym zainteresowaniem.
    — Hm… W takim razie cofam to, co właśnie powiedziałem — odpowiedział, zachowując lekki i żartobliwy ton, pomimo faktu, że wyczuwał napięcie, którego źródła nie potrafił do końca wskazać. Z drugiej strony nigdy nie czuł się wyjątkowo dobry w odczytywaniu innych ludzi, zwłaszcza tych, których spotykał pierwszy raz w życiu, a przy okazji tym napięciem równie dobrze mógł okazać się wirujący w powietrzu kurz, którego akurat tutaj nie brakowało.
    Mimo to pozostawał taki jak zawsze — uprzejmy, życzliwy i otwarty. Ktoś mu kiedyś powiedział, że na krzywym uśmiechu i złym humorze nie buduje się niczego, a już na pewno nie stabilnego biznesu, na którym Nathanowi tak bardzo zależało, ponieważ chciał coś udowodnić sobie, swojemu bratu, reszcie rodziny.
    — Przyznam, że dużo bardziej właściwie i na swoim miejscu czułem się, gdy pracowałem w Zatoce Meksykańskiej, ale… Może to kwestia czasu. — Wzruszył ramionami, jakby sam nie wierzył we własne słowa. — A skoro pracuje pani w barze, to nie myślała pani, by podarować butelkę dobrego alkoholu? — zasugerował szybko i odrobinę bezmyślnie, ale może akurat okazałoby się, że najciemniej jest pod latarnią. Oczywiście nie każdy pił alkohol, więc nie każdego można nim obdarować. — Musiałbym chyba zmienić nazwisko, by ktokolwiek pozwolił mi tutaj zaprowadzić jakiś porządek — zauważył dosyć zrezygnowany, bo naprawdę próbował. Tylko nikt nie uznawał jego decyzji za właściwie. Równie dobrze mógł walczyć z wiatrakami, co ze swoją rodziną.
    Wysłuchawszy kobiety, Nathan dał sobie chwilę na zastanowienie. Nic dużego, bo mało miejsca, w biżuterii nie czuł się na tyle pewnie, by cokolwiek zasugerować lub polecić, ale…
    — Lustro — powiedział nagle, wzrokiem podążając na ściany. — Wiesza się na ścianie, więc nie zajmie dużo miejsca, a w odpowiedniej ramie będzie stanowiło lepszą ozdobę niż obraz. Oczywiście może się pani też zastanowić nad mniejszym lusterkiem. Ręcznym lub stojącym. Proszę się rozglądnąć — zaproponował, robiąc krok na bok, by mogła spokojnie przejść obok. — Niektórzy uważają, że to zły prezent, bo zbite lustro oznacza siedem lat nieszczęścia, ale... Ja sądzę, że jest wręcz przeciwnie. No i trzeba tylko upewnić się, że obdarowywana osoba nie wierzy w zabobony.

    Nathan

    OdpowiedzUsuń
  51. Zaśmiał się krótko i cicho, ale szczerze, sam zaskoczony własną reakcją. Cóż, można powiedzieć, że wiedział, kiedy się wycofać. Podstawowe odruchy zachował, nie zwariował do końca sam otoczony przez przyciągające kurz jak magnes przedmioty.
    — Dobrze wiedzieć, że jeszcze jakieś mi pozostały — skomentował więc jeszcze, bo w przeciwieństwie do stojącej obok kobiety, nie mógł pochwalić się ani zbytnio rozwiniętymi umiejętnościami samoobrony, a strzelać też niezbyt umiał. Próbował raz czy dwa w Teksasie, tam strzelali wszyscy i do wszystkiego, ale nigdy nie pociągnął tego dalej. Pomyślał nawet teraz, że może powinien potraktować to przypadkowe spotkanie jako inspirację do zainteresowania się czymś bardziej pożytecznym.
    — Platforma wiertnicza — odpowiedział szybko, ponieważ skoro sam o tym wspomniał, niegrzecznym byłoby teraz ucinać temat. — Udało mi się przepracować na jednej dwa i pół roku, potem przeniosłem się z powrotem na stały ląd — wyjaśnił jeszcze, celowo pomijając, czemu tak krótko i co spowodowało, że zrezygnował. I tak większość ludzi nie kojarzyła tego, co wydarzyło się jedenaście lat temu. Nie było sensu w przypominaniu tego. — I nie wtrąca się pani, sam zacząłem.
    Nowy Jork, ta praca, sklep, to wszystko miała być jakaś stabilizacja. Bezpieczna i pewna przystań, miejsce, w którym Nathan nie był sam, ale ze wsparciem rodziny. Wiedzieli, jakie ogromne problemy miał z odnalezieniem się po śmierci brata, opuszczeniu Meksyku, a potem jeszcze tym przeklętym wypadku. To wszystko wydarzyło się tak dawno temu, a jednak wciąż wracało, czasem akurat wtedy, gdy zaczynał sądzić, że już zacznie się na nowo układać, już będzie po prostu w porządku.
    Pokiwał głową ze zrozumieniem, ani przez chwilę nie odbierając uwagi na temat alkoholu jako pretensje. Miał pomysł, więc go podpowiedział, nie był odpowiedni, więc głowili się wspólnie dalej. Milczeniem pominął również następne pytanie, które ledwo co wybrzmiało, a już się urwało. Rozgadał się, zanim zdążył pomyśleć, wspomniał o rodzinnych sprawach, zanim zdążył ugryźć się w język, więc robił to teraz. Wolał dziś pozostać tylko sprzedawcą.
    — Proszę się rozejrzeć — zachęcił więc, uznając, że chwilowo jego rola się tu kończyła. Nie chciał, by kobieta poczuła się po jego sugestii do czegokolwiek zobowiązana, nauczył się, że narzucanie się było w złym, a może nawet i najgorszym guście oraz osobiście uważał, że jeśli rozchodziło się o przedmioty sprzedawane w tak specyficznym sklepie, potencjalny klient po prostu potrzebował swobody. — Będę się tu kręcił, proszę mnie po prostu zawołać, jeśli będzie miała pani jakieś pytania albo coś zdecyduje.

    Nathan

    OdpowiedzUsuń
  52. Słuchając przyjaciółki, mrugała raz po raz, wpatrując się w nią oczami, które po każdym takim mrugnięciu otwierały się coraz szerzej. Skąd Elaine wiedziała, co powiedzieć? Ponieważ zdawało się, że Maille potrzebowała usłyszeć właśnie coś podobnego. Potrzebowała, by ktoś wypowiedział na głos to, co sama wiedziała, ale obawiała się przyznania do tego wszystkiego i wskazania, że w podobnym toku rozumowania, ba!, w podobnych uczuciach czy też emocjach nie było niczego złego. Stąd, kiedy druga blondynka skończyła mówić, Irlandka uśmiechnęła się nieśmiało, a następnie odstawiła swoją szklankę na stolik. Chwilę później wyjęła z dłoni Eagle również jej szkło, czyniąc z nim dokładnie to samo i kiedy już obydwie miały wolne ręce, wcisnęła się pomiędzy ramiona przyjaciółki niemalże dokładnie tak samo, jak zrobiłby to domagający się czułości szczeniak. Objęła ją ciasno rękoma, głowę ułożyła na jej piersi i westchnęła cicho.
    — Kocham cię, El. Wiesz? — rzuciła, potrzebując teraz tej bliskości jak niczego innego, i jak można było zauważyć, śmiało sięgnęła po to, czego jej akurat brakowało. — Czasem mówisz jak bardzo stary i bardzo doświadczony człowiek — zachichotała, wiedząc, że Elaine zrozumie jej słowa dokładnie tak, jak powinna. — Ja z kolei zachowuję się jak rozkapryszona nastolatka, która potrzebowała dziś takiego człowieka — podsumowała, ani myśląc o tym, żeby się odsuwać i tylko mocniej wtuliła się w kobietę, nie tylko łaknąc bijącego od niej ciepła, ale też chcąc jej w ten sposób pokazać, jak wiele znaczyły dla niej jej słowa i jak bardzo jej w tym momencie pomogły.
    — Co się robi na randce z kobietą? — spytała cichutko, wciąż w tej samej pozycji, wpatrując się w bliżej nieokreślony punkt, zawieszony gdzieś w przestrzeni. — Całe wieki nie byłam na randce. A jak już byłam, to sama wiesz kto zafundował mi lot helikopterem — jęknęła, narzekając tym samym na swoje nieco spaczone doświadczenia. Wtem poruszyła się niespokojnie i wyprostowała, odsunąwszy się od przyjaciółki.
    — Na razie nie mówmy nic Blaise’owi, dobrze? — odezwała się, rzucając jej mocne, proszące i nieco zlęknione spojrzenie. — Nie wiem, jak zareaguje. Mam wrażenie, że on… — urwała i zagryzła dolną wargę. — Myśli, że jeszcze się zejdziemy i być może zaraz po moim powrocie również tak mi się wydawało, ale… — Potrząsnęła głową. — To chyba nigdy nie miało szansy się udać.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  53. Westchnęła nie tyle nawet ciężko, co głęboko, nie mając ochoty na komentowanie pytania o seks, ponieważ akurat na tym polu, w tej sytuacji czuła się jak dziecko we mgle i każde możliwe pytanie wydawało jej się nieodpowiednie. To zapewne miało minąć z czasem, kiedy cała ta relacja przestanie być dla nią zagadką; kiedy krok po kroku odkryje tajemnicę związku dwóch dusz, a dopiero później ciał. To było dla niej zupełnie nowe; fakt, że Antonina najpierw pociągała ją przede wszystkim jak osoba, a dopiero później kobieta. Może dlatego miała pewną trudność w odniesieniu tego do swoich dotychczasowych doświadczeń i dlatego zadawała tak naiwne pytania, wierząc, że El wskaże jej zgubione w tunelu światełko.
    Kiedy poruszyły temat Ulliela, odsunęła się od drugiej blondynki już całkowicie i usiadła na kanapie po turecku, przodem do kobiety. Zauważyła jednakże, że szklanka El była pusta, a i w tej należącej do niej niewiele pozostało, więc Irlandka szybko uzupełniła szkło rumem i wróciła do poprzedniej pozycji, z tą różnicą, że chwyciła alkohol w dłoń.
    — Jakkolwiek to nie zabrzmi, nie chciałabym go rozczarować — mruknęła i pociągnęła łyk, od razu czując ciepło na podniebieniu i w przełyku, a finalnie również w żołądku. — Z drugiej strony wiem, że Blaise się nie zmieni, a raczej… Nie zrezygnuje z wystawnego, bogatego życia i zawsze będzie wszystko postrzegał przez ten pryzmat. Nie wytrzymałabym tego…
    Czy właśnie tłumaczyła się przyjaciółce z decyzji, która zapadła już dawno temu? Być może. Naprawdę chciała być fair wobec tego mężczyzny, jakikolwiek by on nie był i jak nie zachowywał się w stosunku do niej, bo… — Blaise zajmuje szczególne miejsce w moim sercu — powiedziała po chwili milczenia i uśmiechnęła się słabo. Uniosła wzrok na Eagle i pociągnęła kolejny łyk. — I kocham go, na swój sposób go kocham, tak jak kocham również ciebie i chyba obydwie dobrze wiemy, co to za miłość — powiedziała cicho. — Myślisz, że on… Jeszcze liczy na coś? — spytała, ponieważ o wiele łatwiej byłoby jej ze świadomością, że Ulliel już niczego od niej nie oczekiwał i z chęcią uwierzyłaby w słowa, którymi raczył ją tuż po jej powrocie – że nie chciał jej w swoim życiu.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  54. — Dawne czasy — Nathan zdążył jeszcze szybko zbyć temat swojej przeszłości, a potem kobieta miała już chwilę spokoju, by na własną rękę rozejrzeć się po sklepie, bez poczucia, że ktoś podążał za nią krok w krok. Im bardziej swobodnie się tu czuła, tym większą szansę miała na znalezienie czegoś, co wpadnie jej w oko. A jeśli się nie uda… Cóż, to był Nowy Jork. Ewentualnie znajdzie coś odpowiedniego. Tutaj czy gdziekolwiek indziej.
    Czy to znowu było takie niewygodne życie? Na pewno niełatwe, ponieważ kiedy zaczynał, nie miał jeszcze nawet dwudziestu lat, ale… Trafiła się okazja, to z niej skorzystał. Dostał parę razy po tyłku, kilka po głowie, zdarzyło mu się chcieć rezygnować i wracać na stały ląd, a nie ten sztucznie stworzony na środku niczego, jednak ani trochę nie żałował, że został tam do momentu, w którym czynniki niezależne od niego postanowiły, że już nie wróci. To było dobre doświadczenie, zwłaszcza dla kogoś, kto do tej pory znał tylko wygody gwarantowane przez małą rodzinną fortunę. Oczywiście przyjeżdżając do Nowego Jorku i biorąc na siebie część odpowiedzialności za ten sklep, zatoczył odrobinę błędne koło, wrócił trochę do punktu wyjścia, jednak nie był już tym samym człowiekiem, co dziesięć lat temu i nie wróciłby do tamtego Nathana. Nie wróciłby do Meksyku, przynajmniej nie na stałe. Zmiany go przerażały, ale były potrzebne, a ta tutaj, która zachodziła w nim odkąd wyjechał… Ta jedna była mu prawdziwie potrzebna.
    Zbliżył się ponownie do kobiety, słysząc jej pytanie.
    — Och, tak. To pozłacany mosiądz, dlatego jest takie ciężkie. Późne lata trzydzieste — wyjaśnił na pierwszy rzut, próbując sobie przypomnieć, skąd lusterko, o którym rozmawiali, w ogóle znalazło się w sklepie. — Stoi tu już od dawna, a przynajmniej stało zanim zacząłem tu sześć lat temu pracować. Jeśli się nie mylę, zostało kupione w Nowym Jorku na wyprzedaży majątku po jakiejś zmarłej aktorce. Ale proszę się nie bać, na pewno nie jest nawiedzone. Nie jest też wiele warte, choć pięknie wykonane, ponieważ, jak mówiłem, to mosiądz. Kluczyk chowa się pod nóżką. Nawet nie wiem, czy ktoś je kiedykolwiek otwierał. Ja nie próbowałem. Proszę spróbować, jeśli pani chce.
    Przez sklep przechodziło tyle najróżniejszych przedmiotów, że czasem zwyczajnie brakowało czasu, by poświęcić każdemu z nich więcej czasu. Niektóre, jak to lusterko, po prostu stały całymi latami i czekały, aż ktoś znowu się nimi zainteresuje.

    Nathan

    OdpowiedzUsuń
  55. Chociaż była uzbrojona w butelkę alkoholu, ostatecznie nie musiała jej użyć. Kiedy zauważyła, że kolejny z napastników ruszył w jej stronę, stanęła w pozycji, która jasno wskazywała gotowość do walki, jednak zanim była w stanie wymierzyć cios, mężczyzna zmienił kurs za sprawą uderzenia El i opadł na stolik. Eve patrzyła na całą sytuację bez ruchu, jakby jej mózg nie potrafił nadążyć nad wszystkim, co działo się przed jej oczami. Nawet kiedy obaj mężczyźni skierowali się w stronę wyjścia, wciąż stała ze szklaną butelką w dłoniach, przygotowana do ataku. Była w mocnym szoku. Przez całe swoje życie nie nabawila się tylu problemów, jak w tym miesiącu. Nie była przyzwyczajona do radzenia sobie w podobnych sytuacjach. Nie znała zasad samoobrony, nie umiała się bić ani nawet uciekać. Jej treningi ograniczały się do jogi, joggingu czy pilatesu. A teraz właśnie powaliła jakiegoś dilera. Własnoręcznie, jeśli nie liczyć udziału butelki. Ale jednak. I nie czuła się z tą myślą ani odrobinę komfortowo. W zasadzie miała ochotę wybuchnąć płaczem albo pobiec za nim, chcąc go przeprosić, chociaż wtedy najpewniej nie wyszłaby z tej konfrontacji cało. Jednak taka już była - wizerunek twardej i zaradnej zdecydowanie do niej nie pasował, lecz zanim była w stanie cokolwiek zrobić, dźwięk policyjnych syren skutecznie przywołał ją do rzeczywistości.
    Odwróciła się w stronę El, słysząc jej pytanie zadane wyraźnie niezadowolonym tonem. Zmarszczyła brwi, przetwarzając w głowie jej słowa i dopiero wtedy przypomniało jej się, że kobieta prosiła ją, by nie wzywać służb. Eve nie przypuszczała jednak, że tamta będzie miała jej to za złe, jeśli Forbes zdecyduje się jej sprzeciwić. Ostatecznie sytuacja szybko wymknęła się spod kontroli, prawda?
    - No... ja - wydukała, wreszcie opuszczając rękę i odstawiając butelkę na blat stołu. - Ale nie miałam wyboru... - tłumaczyła się, wbijając wzrok w podgłoę, jakby faktycznie czuła się winna za podjęcie jednej z najbardziej racjonalnych decyzji w tej sytuacji.
    Jednak nie dane im było kontynuować tej dyskusji, ponieważ do środka wszedła zaraz dwójka policjantów.
    - Dobry wieczór - przywitał się starszy z nich, rozglądając dookoła w poszukiwaniu zagrożenia i marszcząc brwi na widok popękanego szkła leżącego na podłodze. - Zostaliśmy wezwani pod ten adres. Są panie bezpieczne? Może usiądziemy i zadamy paniom kilka pytań, bo... widać, że jednak zaszło tutaj coś... niepokojącego.

    Eve

    OdpowiedzUsuń
  56. [ Hej! Dziękuję Ci za propozycję wspólnego wątku, bardzo chętnie skorzystam :D
    A ja myślę, że możemy jakoś połączyć oba te pomysły. El może poszukiwać kogoś do pomocy w znalezieniu Blacka, gdzieś zasłyszy naziwsko Ilii i zacznie konkretnie pytać o niego. Ilia, gdy dowie się, że ktoś szuka go jego prawdziwym imieniu zainteresuje się tą osobą. Któregoś wieczora El wracając do domu może zastać go u siebie w domu. I tu jak wolisz może od razu skojarzyć Blacka, może osobiście być zamieszany w jego znikniecie bądź może tylko kojarzyć fakty i znać osoby, z którymi się zadał. Tutaj bardziej zdaję się na twoją decyzję, nie chcę ładować się z butami w to co zaplanowałaś dla Pana Blacka :D ]

    Jonathan (Ilia)

    OdpowiedzUsuń
  57. Naprawdę była wdzięczna przyjaciółce za jej mądrość, nawet jeśli wiązało się to z tym, że w żartach nazywała ją starym człowiekiem. Jej słowa jednocześnie koiły Irlandkę i utwierdzały ją w przekonaniu, że wybrała dla siebie dobrą drogę, choć wyrzuty sumienia zapewne miały ją gryźć jeszcze przez jakiś czas. Była po prostu zbyt dobra i zbyt wyrozumiała, by w stu procentach postawić wyłącznie na siebie, aczkolwiek zamierzała to zrobić. Czuła, że najwyższy czas odciąć się od przeszłości i ruszyć na przód, tym bardziej, skoro przewrotny los sam postanowił postawić przed nią tak dużą szansę i obietnicę szczęścia.
    Jakiś czas po tym spotkaniu Elaine niespodziewanie przestała się odzywać. To nie tak, że non stop wisiały na telefonie czy też wymieniały codziennie po kilkadziesiąt wiadomości, więc Maille nie zaniepokoiła się od razu, ale kiedy Eagle nie odpisała na którąś z kolei wiadomość i propozycję spotkania, Creswell nie na żarty się wystraszyła. Próbowała dobić się do Lucasa, z którym przez wspólne przygody zdążyła wymienić się numerami telefonów, ale i on pozostawał poza zasięgiem, o czym dobitnie informował komunikat rozlegający się w słuchawce po wybraniu jego numeru. W złości, ale też ze strachu blondynka cisnęła telefonem w kanapę, lecz szybko go pozbierała i pognała do przedpokoju. Porwała z wieszaka płaszcz i klucze, a następnie udała się do mieszkania przyjaciół. To zdawało się być zamknięte na cztery spusty.
    Maille nieomal rozpłakała się pod drzwiami.
    Postanowiła jednak nie panikować. Przecież nie mogła stać się nic złego, prawda? Narzeczeni najwidoczniej wciąż byli zajęci poszukiwaniem odpowiedniej placówki dla Clarissy, mieli też na głowie mnóstwo innych spraw i najwidoczniej nie mieli czasu na pierdoły. Pocałowawszy klamkę, Maille wróciła więc do mieszkania i bardzo starała się zachować spokój.
    Wytrzymała do rana. Znów napisała do El, zadzwoniła, ponownie wybrała numer Lucasa i ponownie usłyszała ten cholerny komunikat. Raz jeszcze pojechała pod ich adres, ponownie ucałowała klamkę i bardziej roztrzęsiona niż zrezygnowana, postanowiła udać się w jeszcze jedno miejsce, choć była dopiero dziesiąta rano i nie wiedziała, czego może się spodziewać.
    W barze należącym do Eagle ktoś już powinien być. Jeśli nie jej brat, to na pewno któryś z pracowników i choć tabliczka na drzwiach głosiła „zamknięte”, Irlandka obeszła budynek i skierowała się do tylnego wejścia dla personelu. Jakże się ucieszyła, kiedy drzwi ustąpiły! Weszła głębiej, nie zastając nikogo w pomieszczeniach dla pracowników, ale już przy barze zamajaczyła znajoma, drobna sylwetka.
    — Elaine Eagle, zamorduję cię! — krzyknęła i trzasnęła torebką o ladę baru tuż przed kobietą, ta jednakże nawet nie drgnęła, co zmroziło krew w żyłach Creswell. — El? — spytała cichutko. — El, co się stało? — dopytała, delikatnie dotykając dłonią ramienia przyjaciółki.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  58. [ Okej, przeczytane. Świetny post z mocną historią *_*
    Tak więc teraz wszystko rozumiem, możemy jak najbardziej pójść torem w którym Ilia pomógł Lucasowi zniknąć. Mógł mu jak najbardziej sprzedać kilka cennych informacji, ale jeśli faktycznie Lucas prosił go o to wszystko to El, przynajmniej na początku nie ma co myśleć o tym ,że wyciągnie z niego jakiekolwiek informacje. ]

    Ilia

    OdpowiedzUsuń
  59. [ Nie, wciąż jest czynnym najemnikiem, a różne kontakty umożliwiają mu poruszanie się po krajach bez zbednych przykrywek ;) Używa różnych dokumentów plus dobrze porusza się w cieniu, a w razie potrzeby wciela się w jakąś rolę. Ilia raczej stara się zacierać po sobie ślady. Jedynie pozwala sobie na codzienne odwiedzenie tej samej kawiarni. Myślę, że El prędzej przypadkiem o nim gdzieś usłyszy i pytając innych dotrze do niego lub zwróci na siebie jego uwagę i to on odwiedzi ją ;D ]

    OdpowiedzUsuń
  60. [ Okej to zróbmy tak. Chciałabyś zacząć ? Widzę, że masz wpisany urlop, więc nie musimy się spieszyć :) ]

    Ilia

    OdpowiedzUsuń
  61. [ Jasne nie ma problemu, tez teraz jestem zawalona zbliżającymi się egzaminami i pracą :) Poza tym też nie jestem mistrzem zaczynania tak wiec na spokojnie :D]

    Ilia

    OdpowiedzUsuń
  62. Kiedy Elaine podniosła na nią spojrzenie, Maille poczuła, jak jej serce gubi rytm i ostatecznie zamiera. Nie wiedziała, na jak długo – czy były to ułamki sekund, czy może długie minuty, nim mięsień ponownie podjął pracę, a ona sama łapczywie zaczerpnęła powietrza. Eagle nigdy nie obdarzyła jej podobnym spojrzeniem, tak bezgranicznie pustym i wypranym z wszelakiego życia, przez co kolejne pytanie o to, co się stało, zamarło na ustach Irlandki.
    Podświadomie przeczuwając, że nie czekało ją nic miłego ani tym bardziej łatwego, Creswell obeszła bar, za którym sama się obsłużyła. Sięgnęła po szklankę, wybrała jeden z mocniejszych trunków i napełniła nim szkło, a następnie duszkiem wypiła zawartość, nie zważając na to, że było jeszcze przed południem. Krzywiąc się niemiłosiernie, z palącym pieczeniem w przełyku, wróciła na swoje poprzednie miejsce. Jeden ze stołków barowych niezgrabnie przysunęła bliżej blondynki i wdrapała się na niego, zasiadając niemalże ramię w ramię z przyjaciółką.
    — Elaine — odezwała się łagodnie i sięgnęła po jej dłoń, na której zacisnęła palce, jakby w ten sposób miała nadzieję przywołać kobietę do rzeczywistości. — Jak mogę ci pomóc? — spytała cichuteńko, jeszcze nie wiedząc, co miało nadejść. Nie mogąc skontaktować się z Eagle, ani dodzwonić się do Lucasa snuła różnorakie, najczarniejsze scenariusze, ale jeszcze nie wiedziała, że nijak nie przewidziała tego, co los zgotował narzeczonym. Wielce prawdopodobne, że nie była na to gotowa, a kiedy spoglądała na najbliższą sobie osobę, złamaną i zdruzgotaną, serce jej się krajało. Im dłużej z troską przyglądała się El, tym mocniej kuło ją w piersi.
    W pewnym momencie coś sobie uświadomiła. Znała przecież to spojrzenie. Niezliczoną ilość razy widziała je w lustrze.
    Mocniej zacisnęła palce na dłoni przyjaciółki, podczas gdy kłucie w piersi stało się tym bardziej nieznośne. Bała się tego, co usłyszy, o ile w ogóle cokolwiek miała usłyszeć i już teraz, przeczuwając najgorsze, poczuła zbierające się w kącikach oczu łzy. Rozchyliła lekko wargi, oddychając płytko i czekała. Była tak skupiona na El, iż nawet nie zauważyła, kiedy o jej stopy otarła się miaucząca cicho Koseki.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń

  63. Maille z kolei się bała. Czuła narastający strach, który zagościł w jej wnętrzu dokładnie wtedy, gdy Elaine podniosła na nią spojrzenie i od tamtego momentu panoszył się coraz bardziej, rosnąc wraz z kolejnymi niedomówieniami. Jednocześnie nie mogła spoglądać na przyjaciółkę inaczej, jak z troską i niepokojem; naprawdę nie przypominała sobie, by kiedykolwiek widziała ją w takim stanie. Elaine była silna i zaradna, nigdy się nie poddawała, choćby nie wiadomo jak beznadziejna była sytuacja. A teraz wyciągała ku niej pustą szklankę, domagając się zapewne nie pierwszej tego dnia porcji alkoholu.
    — Powiesz mi, co się stało? — Zdecydowała się nacisnąć, zamiast spełnić jej prośbę. Może była upierdliwa, ale bez tej wiedzy nie była w stanie niczego wskórać. Z drugiej strony, czy poznanie przyczyny miało cokolwiek zmienić? Człowiek na zbyt wielu płaszczyznach pozostawał bezsilny, jakby świat za wszelką cenę starał się udowodnić mu, że był tylko nic nieznaczącym pyłkiem.
    Pochyliła się, by wziąć Koseki. Nie usadziła jej na kolanach, tylko przytrzymała w ramionach i przytuliła kotkę do piersi, na co ta jakby się uspokoiła. Zwykle już dawno zaczęłaby mruczeć, ale nie dziś i to właśnie brak tego charakterystycznego murmuranda kazał blondynce w ogóle zastanowić się nad obecnością zwierzęcia w barze.
    — Zaopiekować? — powtórzyła, nic z tego wszystkiego nie rozumiejąc. — Niby dlaczego? Musisz gdzieś niespodziewanie wyjechać, El? Coś się stało Lucasowi? — zaczęła zgadywać, po cichu licząc na to, że kobieta w którymś momencie chociaż twierdząco skinie głową, dając jej jakąkolwiek odpowiedź. Szybko jednak porzuciła tę zabawę i westchnęła ciężko. Jedną ręką podtrzymywała Koseki, drugą gładziła miękkie futerko. Naprawdę chciała móc coś zrobić. Cokolwiek.
    Finalnie więc sięgnęła po pozostawioną w zasięgu butelkę i napełniła rumem ich szklanki.
    — Martwię się, El — odezwała się. — Jeśli mam na jakiś czas przygarnąć Koseki, to nie ma problemu. Ale czemu mam wrażenie, że potem znikniesz i już cię nie znajdę?

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  64. Nie czuła się dobrze z tym, że naciskała na Elaine, ale bez poznania prawdy nie mogła w żaden sposób jej pomóc czy chociażby ją odciążyć. Nie kierowała nią ciekawość, bo nie była tu po to, by żerować na jej nieszczęściu, lecz troska i im dłużej trwały w tym zawieszeniu, tym wyraźniej Maille zdawała sobie sprawę z tego, że może nie udźwignąć tego, czego się dowie. Skoro El tego nie udźwignęła, czy istniała choćby najdrobniejsza szansa na to, że Irlandka mogła to zrobić?
    Przyglądała się, jak Eagle wypija alkohol, a później chowa twarz w dłoniach. Czując niepokojący ścisk w gardle, delikatnie odstawiła Koseki na bar. Kotka przycupnęła obok i jakby wyczuwając, że to nie pora na przeszkadzanie, zaczęła myć białe futerko. Maille tymczasem splotła dłonie na podołku, zaciskając je tak mocno, że aż rozbolały ją palce i czekała. Ten nieszkodliwy, lekki fizyczny ból trzymał ją w ryzach i pozwalał się skupić, podczas gdy El wreszcie zaczęła mówić, choć było to powiedziane na wyrost. Raczej wydukała kilka słów, które Creswell doskonale rozumiała i znała ich znaczenie, lecz w pierwszym odruchu nie potrafiła ich do siebie przyjąć.
    — Clary... Nie żyje? — szepnęła zduszony głosem, ledwo przepychając kolejne głoski przez krtań. Sposób, w jaki El wypowiedziała te słowa. To, jak bez sił leżała, wsparta na kontuarze. Maille nie musiała pytać jak i dlaczego, by wiedzieć, że to prawda i blondynka niczego sobie nie uroiła. Niemniej jednak ta informacja spłynęła na nią powoli, najpierw sięgając rozumu, a dopiero później serca.
    Clary nie żyła? Ta urocza sześciolatka, którą ledwo co zdążyła lepiej poznać? Która z takim zapałem pałaszowała przygotowane przez nią placuszki? Nie było jej?
    Nie było jej.
    Irlandka przycisnęła dłoń do ust i pochyliła głowę, mocno zaciskając powieki. Później jej dłoń zjechała niżej, do mostka, kiedy zdawało jej się, że serce stanęło, mimo że tak naprawdę wciąż, na przekór wszystkiemu, pracowało równym rytmem. W końcu chwiejnie zsunęła się z barowego stołka i zbliżyła do El. Kobieta mogła tego nie chcieć i Maille liczyła się z tym, że może zostać odepchnięta, ale i tak oplotła ramionami sylwetkę przyjaciółki i przylgnęła do jej pleców, czując, jak ta drży i dopiero wtedy po jej policzkach popłynęły pierwsze łzy.
    — A Lucas? Co z Lucasem? — wychrypiała i zacisnęła wargi, nie chcąc zamienić się w kłębek nerwów i żalu, choć niewiele do tego brakowało.
    Clary nie żyła i mimo wszystko w jej głowie zaczęły rodzić się pytania. Jak? Dlaczego? Jednakże wypowiedzenie ich na głos nie miało już niczego zmienić; nie mogło przywrócić dziewczynce życia. A Maille nie płakała tylko nad nią; przytulona do pleców Elaine, roniła łzy również nad przyjaciółką. Nad jej stratą i bólem, których nie tylko nie mogła od niej zabrać, ale których nawet nie pojmowała.
    W tym momencie wiedziała jedno. Nie dopuści, by El została z tym wszystkim sama. Bo przecież już próbowała, prawda? Celowo czy nie, odsunęła się i schowała tam, gdzie znalezienie jej nie było tak oczywiste.
    Milcząc, odsunęła się nieznacznie. Delikatnie odgarnęła palcami blond włosy kobiety i zebrała je na plecy. Później pogładziła ją po głowie i mimo że sama wciąż płakała, jednocześnie już kalkulowała, co dalej. Zawsze była lepsza w gestach, niż słowach.
    — Wprowadzisz się do mnie — zdecydowała. — A właściwie wrócisz do siebie, razem z Koseki — mówiła cicho, drżącym, acz zdecydowanym głosem. — Możesz to zrobić?

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  65. Nie mieściło jej się to wszystko w głowie. Przyjęła wiadomość o śmierci Clarissy i wciąż płakała bezgłośnie, przytulona do pleców przyjaciółki, lecz jednocześnie bardzo chciała wierzyć w to, że to tylko zły sen, z którego zaraz obydwie się obudzą. To był poniekąd jej mechanizm obronny – nie dopuszczała do siebie złych wydarzeń czy informacji, licząc, że te przejdą niezauważone i bez echa, że może jej nie dopadną. Niektóre jednak napierały tak długo, że nie sposób było je ignorować i się z nimi nie zmierzyć. Tak jak śmierć jej matki. Czy tragedia, która dotknęła Elaine.
    Wstrzymała oddech, gdy druga blondynka zdecydowała się odezwać i wypuściła powietrze z płuc dopiero, gdy usłyszała o karteczce. W pierwszym ułamku sekundy pomyślała bowiem, że również Lucas… Odsunęła się i potrząsnęła głową, na moment mocno zaciskając powieki.
    — Skurwiel — skomentowała bez ogródek, raz po raz wstrząsana złością, aż opadła bez sił na swoje poprzednie miejsce i niemalże całym ciężarem ciała oparła się o bar, podpierając na nim łokcie. Palce wplotła we włosy i wsparła głowę na dłoniach, czując się jak po zderzeniu ze ścianą. Nie tego się spodziewała, przychodząc tutaj i odnajdując Elaine, ale czy ktokolwiek mógł podejrzewać, że wydarzy się coś podobnego? Z tego powodu nie miała pojęcia, co powinna zrobić, jak się zachować, ba!, nie wiedziała nawet, jak powinna się czuć! Czuła ciężar, który usadowił się na jej piersi i z każdym uderzeniem serca wydawał się coraz większy, utrudniając nie tylko oddychanie, ale i racjonalne myślenie.
    Mogła tylko wyobrażać sobie, co czuje El i znała ledwo ułamek tego, czego doświadczała teraz kobieta. Mimo tego pragnęła zabrać od niej ból i rozgoryczenie, żal i tęsknotę, choć na chwilę, by jej ulżyć, lecz nie potrafiła i nie wiedziała, jak miałaby to zrobić. Gorączkowo zastanawiała się nad tym, co powiedzieć, co zaproponować, czy może po prostu również pozwolić sobie na chwilę załamania w barze, z butelką rumu na wyciągnięcie ręki?
    Zaproponowała wspólne mieszkanie, ponieważ nie chciała, by Eagle została sama, lecz spodziewała się dokładnie takiej odpowiedzi. Prostując się, otarła dłońmi wilgotne policzki i spojrzała na przyjaciółkę, mierząc wzrokiem jej sylwetkę.
    — Uwierz mi, wiem, jak bardzo chcesz być teraz sama — powiedziała. — I chętnie dam ci więcej czasu, naprawdę. Ale na dłuższą metę to się nie sprawdzi, El. Dobrze wiesz, że przed tym wszystkim nie uciekniesz, nie odetniesz się, tak po prostu nie zapomnisz. I bardzo zależy mi na tym, żebyś nie była wtedy sama, choćbyś miała siedzieć za ścianą — wytłumaczyła spokojnie. — Zabiorę Koseki. Przygotuję dla ciebie pokój. I dołączysz do nas najpóźniej za tydzień — poinformowała, a potem uzupełniła ich szklanki.
    Pamiętała, jak tuż po śmierci matki nikt nie mógł jej wręcz dotknąć i nie chciała zabierać Elaine tej jakże potrzebnej przestrzeni. Później jednak nie chciała być sama, choć może nie do końca zdawała sobie z tego sprawę. Oczywiście nie zamierzała ściągnąć jej do siebie siłą, ale też nie mogła odpuścić i pozwolić, by po tym wszystkim El zatraciła się w pustce i nicości. Była dla Maille zbyt ważna i zbyt bliska, by Irlandka tak to zostawiła. Za bardzo zależało jej na przyjaciółce, która zawsze była obok, by mogła ze spokojnym sumieniem pozostawić ją samą sobie.
    Teraz jednakże nie był to odpowiedni czas i miejsce na podejmowanie poważnych kroków. Dziś Maille zdecydowała, że pozwoli sobie na słabość, by od jutra już być silną.
    Drżąca dłonią sięgnęła po rum, upiła kilka łyków i dokładnie w momencie, w którym odstawiła szklankę, zaszlochała cicho.
    — Przepraszam — mruknęła, zerkając na Elaine, która wydawała się już spokojniejsza. — Ale dziś będę płakać razem z tobą — wyjaśniła i po raz kolejny przysunęła się bliżej. Jedną ręką objęła blondynkę, a głowę ułożyła na jej ramieniu, przez co trwały razem, pochylone, wręcz wiszące nad kontuarem. Dołączyła do nich również Koseki. Wcisnęła się pomiędzy splatane ciała, znajdując dla siebie miejsce i zwinęła się w ciasny kłębek, nie bacząc na łzy moczące jej futerko.

    MAILLE CRESWELL 💔

    OdpowiedzUsuń
  66. Dla niej nie istniała inna opcja. Przez myśl jej nie przeszło, iż fakt, że El zakazała jej wzywania policji, miał cokolwiek wspólnego z ryzykiem, jakie tyn czyn za sobą niósł. Dla niej służby mundurowe były po to, by chronić niewinnych obywateli, a nie przynosić kłopoty. Nie miała pojęcia, jak bardzo zaawansowana była przestępczowść w niektórych rejonach Nowego Jorku i że nawet sama policja wolała czasem usunąć się na bok, niż uczestniczyć w walkach pomiędzy gangami. Dla niej polecenie szefowej miało związek z jej personalną dumą, niczym więcej, dlatego tym bardziej nie rozumiała wściekłości, jaką zionęły jej oczy, gdy wypowiedziała te kilka słów, zanim do środka weszli policjanci.
    I choć jej potulna część sprawiała, że miała ochotę posłuchać Elaine i siedzieć cicho, to koniec końców zwyczajnie nie potrafiła. Przeprowadzka do Nowego Jorku i to całe życie, jakie zgotował jej ojciec odebrała jej znaczną porcję pewności siebie i nic w tym dziwnego, skoro nie miała pojęcia, jak funkcjonować w tym nieznanym jej świecie. Nie oznaczało to jednak, że resztki zdrowego rozsądku zostały jej odebrane. Nawet jeśli miała stracić ten etat, nie zamierzała zostawić tej sprawy. Nie zamierzała dopuścić, by ktoś ponownie wtargnął do baru kobiety, zaczął ją szantażowac i co gorsza - krzywdzić. Może jej wiara w wymiar sprawiedliwości była niezwykle naiwna, ale niby skąd miała wiedzieć, że dorosłość była znacznie bardziej skomplikowana, skoro jak do tej pory wychowała się w złotej klatce?
    - To nieprawda - pokręciła głową, a policjant aż uniósł brew, spoglądając z zaskoczeniem i zirytowaniem jednocześnie na rudowłosą trzpiotkę. - Nie byli pijani. Przyszli, bo chcieli tu sprzedawać narkotyki. I nie chodziło tutaj o zwykłą awanturę. Zaatakowali nas - wyjaśniła, dumna z siebie, starając się nie patrzeć w stronę El.
    - W takim razie... będziemy musieli panie przesłuchać. Osobno. Zapraszam na komisariat.
    Eve

    OdpowiedzUsuń
  67. Wyjazd do Stanów był próbą odcieńcia się od przeszłości od świata, z którego chciał się wyrwać, od wspomnień przed którymi uciekał. Sądził, że wyjazd będzie rozwiązaniem jego problemów, ale przeliczył się. Nie tak łatwo było odciąć się od dawnych koligacji, poza tym jego własne demony doścignąć go mogły w kazdym zakamarku świata. Nie potrafił się ich wyzbyć, zapomnieć, a co za tym idzie nie mógł wyrzec się zemsty.
    Nowy Jork dla większości był miejscem pełnym możliwości i sposobów na spełnienie marzeń. Wielkie wieżowce, dorgie restauracje i hotele. Wiele osób nie dostrzegało tego co skrywa się w cieniu. Nie dostrzegało lub udawało, że nie słyszy o okropnościach, które dzieją się obok ich idealnych żyć. Ilia nie raz i nie dwa przekonał się, że przestępczy póświatek działa tu równie prężnie co w jego ojczyźnie. Może z mniejsza brutalnością, bardziej ludzko ale wciąż.
    W mieście nie przebywał od dawna, a co za tym idzie wielu kontaktów nie zdążył oddnowić. Nieliczne osoby wiedziały o jego pobycie w kraju. Dlatego też, gdy zasłyszał, że jakaś kobieta wypytuje o Rosjanina, którym miał być własnie on, zainteresował się sprawą. Miał wielu wrogów na całym świecie, nie chciał ignorować czyjegoś zainteresowania, które mogło okazac się dla niego ryzykowne.
    Dość szybko dotarł do osby, która go poszukiwała. Z początku obserwował ją z boku upewniając się z kim ma do czynienia. Jasnowłosa kobieta była mu znajoma, nie osobiście, ale jakiś czas temu pomagał jej partnerowi. Z początku nie chciał się ujawniać, pozostając dla niej ślepym zaułkiem, ale sprawa tej pary była mu na tyle bliska, że nie mógł dłużej się ukrywać.
    Podążył za kobietą do jednego z barów. Przez krótką chwilę obserował jak kobieta sączy trunek.
    — Ponoć poszukujesz pewnego Rosjanina — zaczął, gdy usadowił się na wysokim stołku koło kobiety — czego od niego chcesz? — zapytał podnosząc wzrok na nią. Jego twarz nie zdradzała niczego, żadnej myśli bądź emocji. Ciemne oczy świdrowały ją uważnym spojrzeniem, które rejestrowało każdy najdrobniejszy szczegół.

    [ Dobrze jest, ja sama nie umiem zaczynać :D ]
    Ilia

    OdpowiedzUsuń
  68. Był przygotowany na to, ze kobieta od tak wszystkiego mu nie wyśpiewa nad drinkiem.
    Skinął w stronę barmana by i jemu polał.
    — Bo nie lubię, gdy ktoś jeździ po mieście i bez potrzeby rozpowiada moje imię — odparł wybierając jeden z rodzajów wódki. Lubił różne alkohole, począwszy od win przez rum, a skończywszy na whisky. Jednak wódka była słabością, którą przywiódł ze sobą z domu. Był to znajomy smak, który przypominał mu o różnych zabawnych chwilach jak i tych dzięki którym był w tym miejscu a nie innym.
    Sięgnął po szklankę i wypił na raz podwójną porcję. Chłodny trunek przyjemnie podrapał go po gardle. W Rosji nie zawsze ludzi było stać na wykwintne napoje. Wódka była łatwo dostępna i tania, a duża część ludzi produkowała ją we własnych piwnicach czy mieszkaniach. Każdy radził sobie jak mógł, czasem wręcz umiejętność robienia czegoś z niczego zaskakiwała nawet jego. Mimo, iż jako dziecko nie miał łatwo to gdy wydostał się z domu, a później z sierocińca wszystko układało się o wiele łatwiej. Miał perspektywy na lepszą przyszłość, nawet jeśli trening w służbach specjalnych i wojsku nie był prosty.
    Ponownie skinął na barmana. Miał twardą głowę, ale to chyba miał w genach.
    — Więc czego Ci trzeba? — poniekąd domyślał się o co mogło chodzić. Liczył jednak, że kobieta nie chce poszukiwać swojego narzeczonego, że nie chce pakować się w ten bałagan. W tedy ostrzegał przed tym jej partnera, ale nie posłuchał. Rozumiał go. Zemsta była niezwykle silnym bodźcem do działania, a strata niekiedy ogłupiała człowieka. Sprawiała, że bez pomyślunku rzucamy się na niemożliwe.
    Za informacje, których w tedy udzielił dostał odpowiednią zapłatę, więc po prostu to zrobił. Miał jednak nigdy nie wciągać w to blondynki. Choć zawsze z nią może zawrzeć dogodniejszą umowę.
    Owinął dłońmi szklankę. Na jednej z nich wytatuowany miał krzyż prawosławny i kilka liter napisanych cyrylicą. Jego ciało na przemian zdobiły różne wzory jak i blizny. Wzrok ponownie podniósł na swoją towarzyszkę.

    OdpowiedzUsuń
  69. Mimo całej tej beznadziei i żalu nie mogła się nie uśmiechnąć, a nawet cicho parsknąć, kiedy Elaine oznajmiła, że pije tylko do południa. Później pokręciła głową, westchnęła ciężko i posłała przyjaciółce uważne spojrzenie.
    — Dobrze — zgodziła się niechętnie, ale nie mogła jej do niczego zmusić. El była dorosłą kobieta i nie tylko wiedziała, jak sobie poradzić, ale też na pewno sama doskonale wiedziała, jak uporać się z żałobą, co każdy człowiek bez wyjątku musiał zrobić sam, choćby miał najlepszą pomoc z zewnątrz. Nie oznaczało to jednak, że Maille nie zamierzała jej dyskretnie obserwować i pilnować. — Ale zdajesz sobie sprawę z tego, że ode mnie i tak się nie odpędzisz? — ostrzegła lojalnie i w celu potwierdzenia swoich słów, sięgnęła po szklaneczkę z alkoholem. Upiła kilka łyków, a później sięgnęła po telefon i szybko napisała do przełożonych, że nie będzie jej dziś w pracy, ponieważ czymś się zatruła. Wcale przy tym nie rozmijała się za bardzo z prawdą.
    W żaden sposób nie skomentowała tego, że Eagle zamierzała wrócić do dawnego życia. Z jednej strony nie był to wcale taki zły pomysł, ale z drugiej, czy było to w ogóle możliwe? Po tym wszystkim, co El przeszła? Czego doświadczyła i czego się nauczyła? Po miłości, jaką poznała, zarówno do mężczyzna, jak i do dziecka? Czy naprawdę można było tak po prostu o tym zapomnieć, zostawić za sobą? Irlandce wydawało się, że nie, dlatego nie odezwała się i zacisnęła usta w wąską kreskę, pozwalając, by tym razem to druga blondynka zamknęła ją w swoich ramionach.
    Płakała przez chwilę, wyrzucając z siebie nie tylko żal, ale też złość i niezrozumienie. Nagle jednakże telefon El się rozdzwonił i Creswell wyprostowała się, a następnie wierzchem dłoni otarła policzki, rozmazując przy tym odrobine tuszu.
    — Policja? — spytała zachrypniętym od płaczu nosem. — A czego chce od ciebie policja? — Pociągnęła nosem i zwilżyła gardło rumem. Nie tylko wyraźnie czegoś nie rozumiała, ale też najwidoczniej Elaine jej o czymś nie mówiła. Zdawało się nawet, że o najważniejszym. W końcu… Jak zginęła Clarissa?
    Maille wzdrygnęła się na sama myśl. Dziewczynka przecież była okazem zdrowia i na pewno przewlekle nie chorowała. Czy to był nieszczęśliwy wypadek? I dlaczego odnosiła wrażenie, że nie powinna się tym interesować?

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  70. Policjant westchnął ciężko, słysząc uparcie blondynki. Czuł, że marnuje cenny czas, który mógłby przeznaczyć na drzemkę i gdyby to od niego zależało, postąpiłby zgodnie z życzeniami kobiety - udał, że nic nie zaszło i zwyczajnie wrócił na komisariat. Będąc jednak młodszym w randze i doświadczeniu, chciał wywżeć na swoim koledze dobre wrażenie, dlatego poinformował ją, że ma się stawić na komisariacie, gdy już jej prawnik będzie dostępny, by następnie zwrócić się do rudej, która najwyraźniej robiła im wszystkim na złość, szukając dziury w całym.
    - A pani, złoży pani zeznania? - zapytał, przyglądając się jej uważnie.
    Ale Eve początkowo zignorowała jego pytanie, wgapiając ślepia w Elaine. Starała się zrozumieć jej pobudki, ale im więcej myślała, tym coraz dosadniej dochodziła do wniosku, iż nie ma zieloneg pojęcia, jakie motywacje kryły się za jej zachowaniem. Niby dlaczego nie chciała złożyć zeznań? To ona była ofiarą przestęsptwa, nie przestępcą! Przecież przekazanie sprawy w ręce policji nic nie kosztowało, a mogło tylko pomóc. Musiało więc istnieć coś, co wykraczało poza świadomość panny Forbes, a co było na tyle silne, by skutecznie powstrzymać jej szefową przed rozmową. Co? Nie wiedziała. Jednak patrząc na wyraźnie zdeterminowaną minę kobiety, czuła, że rozsądniej będzie, jeśli nie wejdzie jej w drogę.
    Dopiero po tych intensywnych przemyśleniach zdała sobie sprawę, że policjant do niej mówił.
    - P-proszę? - mruknęła niemrawo, by zaraz zorientować się, jakie słowa padły kilka sekund wcześniej i odpowiedzieć. - To znaczy... no, mój prawnik też jest niedostępny.
    Policjant pokręcił głową ze zrezygnowaniem, a drugi przewrócił oczami, po czym oboje zapisali coś w swoim notatniku i zniknęli z lokalu, zostawiając kobiety na pastwę samych siebie i własnych bolączek.

    Eve

    OdpowiedzUsuń
  71. — Ty jesteś moją dziewczyną — odparowała bez zawahania, bo kochała Elaine. Nie była to miłość romantyczna, ale Maille nie miała wątpliwości co do tego, jakie uczucia żywiła wobec przyjaciółki. — Najważniejszą dziewczyną w moim życiu — podkreśliła zawzięcie, posyłając kobiecie mocne spojrzenie. Nie zamierzała dać się przepędzić i wmówić sobie, że ktoś potrzebował jej bardziej, niż Elaine. Może i Creswell w ostatnim czasie sama dużo przeszła, ale nie zapomniała, kto pomógł jej się po tym pozbierać, jak więc miałaby zostawić Eagle w podobnej sytuacji? Poza tym właśnie ze względu na to, czego doświadczyła zależało jej na tym, by El nie została sama. Nie mogła pomóc jej uporać się z przygniatającym bólem, ale mogła być obok.
    — Dlaczego on w ogóle zniknął? — warknęła i pokręciła głową. — Nic z tego wszystkiego nie rozumiem… — jęknęła i z boleścią zerknęła na El, choć wcale by się nie zdziwiła, gdyby ta nie powiedziała jej, o co chodzi. Ukrywała przed nią wiele spraw i przeważnie Irlandka nie dociekała, o co się rozchodzi, lecz teraz zbyt wiele było niewiadomych, by tak po prostu zostawiła to w spokoju. — Elaine — zaczęła więc ostrożnie. — Co się wydarzyło? — spytała, nie mając niczego, czego mogłaby się złapać, jej umysł natomiast, uporawszy się z pierwszą falą szoku i żalu, domagał się faktów. Jak zginęła Clarissa? Dlaczego Lucas zniknął, zostawiając narzeczoną samą w takiej sytuacji? Nic, absolutnie nic nie trzymało się tutaj kupy i szczerze powiedziawszy, Maille zaczęła być poirytowana własną niewiedzą. Owszem, wiedziała, że mówienie o tym będzie dla Elaine bolesne i że kobieta nie bez powodu zaszyła się w barze, z dala od świata.
    I co do tego wszystkiego miała policja? Tym razem Maille chyba nie zamierzała tak łatwo odpuścić.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń

  72. Widziała jej złość, widziała zdenerwowanie i wiedziała przy tym, że żadne z tych nie były wywołane pojawieniem się przestępców, lecz obecnością policji. I choć podobna reakcja w głowie jej się nie mieściła, to Eve dała za wygraną. Nie chciała bardziej podpaść swojej nowej szefowej, zwłaszcza, że kilkanaście minut wcześniej zobaczyła na własne oczy, jak wyglądał jej prawy sierpowy. Odprowadziła więc wzrokiem oficerów, którzy zaraz zniknęli za drzwiami baru, po czym zgodnie z poleceniem opadła na krzesło obok Elaine. Była trochę skulona w sobie, wciąż próbując przetworzyć wszystko, co miało miejsce, a w dodatku osoba blondynki sprawiała wrażenie tak pewnej siebie i czującej się komfortowo na swoim terytorium, że Eve nie pozostało nic innego, jak siedzieć cicho i słuchać. Na myśl przyszłe jej te wszystkie momenty, kiedy stawała przed ojcem, który z podobną pewnością siebie tłumaczył jej, dlaczego tak szalenie go zawiodła i dlaczego nie była godna nazywać się Forbes. A rudowłosa nie znała nowej szefowej na tyle, by wiedzieć, czy tak, jak w przypadku Marca, nie miała prawa popełniać błędów. Nie tknęła więc nawet szklaneczki z whiskey, bojąc się, czy to przypadkiem nie swego rodzaju test, a poza tym raczej nie piła tego typu alkoholu. Wyłącznie oparła jedną dłoń o blat, a drugą położyła na kolanie, jak na pilną uczennicę przystało.
    Słowa Eagle zaskoczyły ją i zmartwiły jednocześnie. Mimo że próbowała, by jej twarz nie zdradzała całej gamy emocji, jakie odczuwała, to Eve była osobą dość ekspresywną, a przez to jak na dłoni było widać, iż jest nieco przerażona zeznaniami blondynki. Gangi?! Działające tak blisko normalnych ludzi?! Może nawet blisko niej?! Może nawet mijała okrutnych gangsterów każdego dnia w drodze do mieszkania?! Niby co jeszcze?!
    - To... to dlaczego te gangi... dlaczego policja się nimi nie zajęła, wiedza na ich temat jest tak powszechna? To znaczy... rozumiem, że nie lubisz policji, ale... w głowie mi się to nie mieści. - Westchnęła. - Dlaczego nikt się tym nie zajmuje, a oni naprawdę mogą sobie sprzedawać narkotyki na prawo i lewo, i to w spokojnej dzielnicy? A ty... nie boisz się, że któryś... któryś cię... zabije? - zapytała, przyciszając głos przy ostatnim słowie, jakby było ono co najmniej przekleństwem. - Ale skoro mówisz prawdę, to... chyba nie wypada, żebym składała jakiekolwiek zeznania - zadeklarowała. - Nie rozumiem tego wszystkiego, ale nie chcę ci narobić kłopotów.
    Eve nie była głupia, tylko niemądra, a mądrośc z inteligencją miała naprawdę niewiele wspólnego. W szkole radziła sobie naprawdę dobrze, ale w świecie? Już zdecydowanie mniej. A zamknięcie w złotej klatce skutecznie ograniczało jej możliwości poznania świata takim, jakim był. Teraz, wkraczając w zupełnie nową rzeczywistość, kolejne rewelacje, jakich się dowiadywała, były odrobinę jak drobne nożyki wbite w jej plecy - może jeden wcale nie bolał, ale kolejne skutecznie zmuszały ją, by upaść na kolana.
    Evie

    OdpowiedzUsuń
  73. Pokiwała twierdząco głową nie tylko na znak, że słuchała, ale też że kojarzyła wspomnianą sprawę. Pamiętała, że Lucas praktycznie nie bywał wtedy w mieszkaniu i mijał się nie tylko z Maille, ale również swoją rodziną. Tylko cudem udało im się ze sobą porozmawiać, a właściwie wymienić ledwo parę zdań i niedługo potem Irlandka przeniosła się do dawnego mieszkania Elaine.
    Słuchała uważnie przyjaciółki, łowiąc to, co ta miała jej do powiedzenia w krótkich, urywanych zdaniach i z każdą kolejną informacją jej szarozielone oczy rozwierały się coraz szerzej. Kiedy druga blondynka doszła do tego, co stało się z Clarissą, na usta Maille cisnął się krótki krzyk, mający wybrzmieć jako pełne sprzeciwu nie, lecz zamiast tego była właścicielka food trucka zdołała jedynie mocno przycisnąć dłoń do ust.
    Pochyliła głowę, a jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Jak to? Clary… zamordowano? Z zimną krwią pozbawiono życia tak niewinną istotę? To nie mogło być prawdziwe, nie mogło dziać się tu i teraz, nie miało prawa dotknąć jej najbliższej osoby. A jednak…
    Owładnięta nagłą bezsilnością, Creswell wsparła łokcie na blacie i zatopiła palce w jasnych włosach, podpierając głowę na dłoniach. Po jej policzkach znowu potoczyły się łzy, które ciężko opadały na lśniący kontuar i kobieta nawet nie kwapiła się, by je powstrzymywać czy chociażby ocierać. Skoro ona w tym momencie czuła się tak, jakby zderzyła się ze ścianą, co dopiero musiała czuć Elaine? Mając świadomość nie tylko tego, że straciła córkę, ale też została pozostawiona sama sobie przez narzeczonego?
    — Jak on mógł… — warknęła, a potem ze złością uderzyła płasko dłonią o bar. — Jak mógł! — krzyknęła, raz po raz uderzając ręką o płaską powierzchnię w nagłym przypływie wściekłości i dopiero kiedy wnętrze dłoni zaczęło ją piec, przestała. Oddychając ciężko, sięgnęła po butelkę i uzupełniła ich szklanki, a potem duszkiem pociągnęła kilka łyków, nie zważając na palące gardło.
    — Och, Elaine… — westchnęła, unosząc mokre od łez oczy na przyjaciółkę. — Przykro mi… Tak bardzo mi przykro…

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  74. Odnosiła wrażenie, że wyjaśnienia Elaine odkryły całą gamę pytań, które Eve pragnęła jej zadać. Zmęczenie, które sprawiało, że pod koniec zmiany miała ochotę skryć się w szatni i zdrzemnąć na chwilkę przed powrotem do domu, zostało skutecznie odpędzone przez początkowy szok, a obecnie również przez wszystkie informacje, jakimi karmiła ją blondynka. Forbes siedziała na stołku, wgapiając się w nią z szeroko otwartymi oczyma i rozdziawionymi ustami, odnosząc wrażenie, że zmarnowała całe swoje dotychczasowe życie, ucząc się zupełnie nieprzydatnych informacji, podczas gdy tak podstawowe zasady, jak przetrwanie w miejskiej dżungli czy samoobrona zostały gdzieś pominięte.
    Eve sama nie wiedziała, czego się spodziewała. Przecież doskonale zdawała sobie sprawę, że Nowy Jork był miastem na tyle dużym, iż w niektórych jego zakamarkach kwitła przestępczość. Tylko z jakiegoś powody nie wydawało jej się, by owa przestępczość była aż tak rozległym problemem, że nawet w spokojnych dzielnicach można było wpaść w łapy kryminalistów, jeśli tylko nie było się dostatecznie uważnym. Teraz jednak widziała jak na dłoni, że podobna frywolność, jaką się charakteryzowała, mogła przynieść jej zgubę.
    - To... jak sobie poradziłaś? I gdzie jest na tyle niebezpiecznie, że nie powinnam się tam zapuszczać? - wypytywała, nie kryjąc swojej ciekawości.
    Wyglądała odrobinę jak małe dziecko, którego matka właśnie zburzyła jego cały światopogląd, informując je, że święty Mikołaj nie istnieje. Jednak w odróżnieniu od małego dziecka, Eve nie miała zamiaru się rozpłakać, niepogodzona z tym bezczelnym otwarciem jej oczu na prawdę. Wręcz przeciwnie - planowała wchłonąć tę nową wiedzę i zastosować ją w praktyce. Już teraz planowała zapisać się na jakieś zajęcia z samoobrony albo przynajmniej poćwiczyć przed laptopem, ostatecznie na grupowe zajęcia pewnie nie było ją stać.
    Wyraz twarzy Eve, z początkowego zdziwienia, przemienił się w troskę, kiedy Elaine pokazała jej swoją bliznę. Widać dzisiejszy incydent nie był pierwszym tego rodzaju, a właścicielka baru, może i była niezwykle silna i pewna siebie, ale była też człowiekiem. Szrama po ranie wyglądała na dość rozległą. Nie trzyba być ekspertem, by domyślić się, że gdyby pomoc nie przybyła na czas, wpływowi przyjaciele na nic by się jej zdali. Jak długo jeszcze uda jej się unikać niebezpieczeństw, zanim ktoś zada jej ostateczny cios?
    - Problem w tym, że jeśli cię zabiją, a zrobią to skutecznie, to nie będzie cię potem, żebyś powiedziała, kto to zrobił. A takie dochodzenia mogą trwać latami... dlatego... uważaj na siebie, dobrze?
    Teraz to ona brzmiała jak troskliwa matka, co, choć mogło podirytować blondynkę, było zwykłą reakcją na te niespodziewane wieści. Chyba właśnie dlatego, kiedy tamta pogłaskała ją po ramieniu, Eve zamknęła ją w ciepłym, przyjacielskim uścisku, przez moment zapominając, że powinna zachować się jak wzorowa pracowniczka, a przytulanie szefowej raczej wykraczało poza tę definicję.
    - Rozumiem i obiecuję, że już ci nie sprawię problemów. Jeśli mnie odprowadzisz, to możesz mi po drodze pokazać, gdzie nie powinnam chodzić, dobrze? - zaproponowała.

    Eve

    OdpowiedzUsuń
  75. [W sumie to mam pewien pomysł i pewną propozycję. Może niech się dość dobrze znają? Connor może być stałym klientem jej baru, więc na pewno tam mogliby się poznać. Kiedyś mogli rozmawiać o podróżach, zejść na Japonię i w ten sposób Butterfield dowiedziałby się, że El zna japoński. Któregoś razu poprosi ją o pomoc przy przetłumaczeniu tego, co jego lunatykujący pacjent mówi przez sen. Co Ty na to?]

    Connor Butterfield

    OdpowiedzUsuń
  76. [Jeśli podjęłabyś się rozpoczęcia, to byłoby świetnie, ale jeśli nie, to ja mogę rozpocząć nam jakoś w przyszłym tygodniu.]

    Connor Butterfield

    OdpowiedzUsuń
  77. Podobne tragedie zawsze działy się gdzieś obok. Słyszało się o nich w wiadomościach czy czytało w lokalnej gazecie. Człowiek zastanawiał się wtedy, jak to możliwe? Mówił, że nie wyobraża sobie, co musi czuć rodzina ofiary i zauważał, że po takich wydarzeniach nie sposób się pozbierać. Starał się objąć to umysłem, zrozumieć, rozłożyć na czynniki pierwsze, ale przy tym nie mógł doświadczyć esencji tejże tragedii i mimo, że przejęty, w gruncie rzeczy pozostawał doskonale obojętny. A to w żaden sposób nie pozwalało przygotować się na prawdziwą tragedię, kiedy ta już zdecydowała się nadejść i stać się czymś więcej, niż informacją mknącą na dolnym pasku wiadomości. Kiedy stawała się esencją życia.
    Poczuwszy na swoim plechach dłoń przyjaciółki, Irlandka tym bardziej nie potrafiła się uspokoić, czując się przy okazji poniekąd winną temu, że teraz to Elaine musiała pocieszać ją. Potrzebowała jednakże tej chwili, by uporać się z uzyskanymi informacjami, by obraz tego, co się stało w pełni wybrzmiał, ukazując jej zarówno pierwszy plan, jak i ukrytą głębię.
    — To tak cholernie niesprawiedliwe… — szepnęła, po czym zaczesała włosy do tyłu i wyprostowała się. Spojrzała na Elaine podpuchniętymi, zaczerwienionymi oczami i odwzajemniła jej uśmiech, równie sztuczny i krzywy. Później sięgnęła dłonią do twarzy drugiej blondynki i kciukiem otarła jej łzy, jakby łudząc się, iż ten gest sprawi, że te przestaną płynąć.
    — Rozumiem — odparła i już nie zamierzała siłą wyciągnąć przyjaciółki z baru. Wielce prawdopodobne, że sama zachowywałaby się podobnie, a przynajmniej zagłuszenie czymś natarczywych, czarnych myśli było jedynym, na co nie tyle miała ochotę, co była w stanie się zdobyć. — Patrick wpada choć od czasu do czasu? — spytała, nie mogąc jednakże przestać się o nią martwić. Wolała, by ktoś jeszcze miał Eagle na oku i podejrzewała, że w razie czego jej brat potrafił wykazać się pewną siłą perswazji, nie to, co ona.
    — Po tym, co zrobił… Lepiej, żeby nie pokazywał się w mieście — zgodziła się i sięgnęła po szklankę, która zawsze okazywała się być pełną, ponieważ puste szkło natychmiast uzupełniała czy to ona sama, czy Elaine, jakby miały dostęp do niekończącego się źródełka alkoholu i poniekąd właśnie tak było – na półkach za kontuarem mieniły się butelki o wszystkich możliwych odcieniach.
    Niekoniecznie miała teraz ochotę opowiadać o Antoninie, ale rozumiała, co miało na celu to pytanie. Nim odpowiedziała, upiła jeszcze kilka łyków trunku, dochodząc do wniosku, że kiedy tylko wstanie, by udać się do toalety, niechybnie zatoczy się w prawo bądź w lewo.
    — Wiesz, staramy się nigdzie nie spieszyć — odezwała się wreszcie i podparła głowę na dłoni, przekręcając ją w taki sposób, by swobodnie móc spoglądać na swoją ukochaną El. — Byłyśmy ostatnio na randce, ale… coś nam przeszkodziło — poinformowała, nie precyzując jednakże, o co chodziło. Wydawało jej się, że Tonia nie chciałaby, aby mówiła o tym innym osobom i Maille zamierzała uszanować jej prywatność. — Koniec końców, wszystko dobrze się skończyło. Tonia jest wiolonczelistką, mówiłam ci już? I, uważaj, to będzie zabawne — zachichotała, obrysowując palcem wskazującym brzeg szklanki. — Też pochodzi z bogatej rodziny — dokończyła, posyłając Eagle znaczące spojrzenie. Paplała, co ślina przyniosła jej na język, zasypując ją informacjami. — Ale nie martw się, w niczym nie przypomina pewnego pana prezesa. Blaise… — urwała, nagle marszcząc brwi. — Czy już cokolwiek wie…?

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  78. Connor lubił swoją pracę. Każdy pacjent był dla niego zagadką do rozwiązania, traktowanie cudzych zaburzeń i problemów, jak łamigłówek pozwalało mu zachować dystans niezbędny w jego zawodzie. Każdy przypadek, gdy angażował się w historię chorego, wycieńczał go emocjonalnie. Dlatego nie przyjmował w domu, nie pozwalał mówić do siebie po imieniu, kontakt poza gabinetem i kliniką ograniczał do minimum, a jednak co jakiś czas któryś z pacjentów przyciągał jego uwagę tak skutecznie, że łamał swoją własną zasadę i zabierał pracę do domu.
    Tak było i tym razem, gdy po ostatnim tego dnia pacjencie, udał się prosto do ulubionego baru. Wszystko robił automatycznie, rozpiął guzik przy kołnierzu koszuli, podwinął rękawy i usiadł na wysokim stołku, wygrzebując z teczki mały dyktafon, słuchawki i opasłą książkę. Właśnie rozłożył się ze swoim sprzętem na barze, gdy głos Elaine wyrwał go z zamyślenia. Poderwał głowę i spojrzał na nią roztargniony, unosząc kącik ust w zakłopotanym uśmiechu.
    — O, hej — mruknął w odpowiedzi i nieobecnym wzrokiem przeskanował półki z alkoholem znajdujące się za plecami kobiety. Zawahał się przez chwilę, po czym uniósł brew i pół żartem, pół serio, zapytał: — Masz może sake?
    Connor zwykle pijał jakieś irlandzkie ale, więc i tym razem, nie czekając na odpowiedź Elaine, po prostu wskazał głową nalewak z piwem.
    Otworzył przyniesiony ze sobą rozpadający się słownik japońsko-angielski spisany w kanji i dwóch wersjach fonetycznych. Fakt, że tego dnia już dziesiątki razy odsłuchiwał bełkotliwe japońskie majaczenie swojego pacjenta, w żaden sposób mu nie pomagał. Dalej błądził po omacku, nie wiedząc nawet czego szukać. Nic w słowniku, co mogłoby choćby brzmieć podobnie, nie miało żadnego sensu. A jednak Connor nie mógł odpuścić. Musiał się dowiedzieć, co jego somnambulik mówił przez sen. I dlaczego po japońsku, skoro – jak sam twierdził – nie znał tego języka.
    Butterfield miał przed sobą długi wieczór.

    Connor Butterfield

    OdpowiedzUsuń
  79. Czasem, spoglądając na pewnych ludzi, z wielkim trudem przychodziło jej wyobrażenie sobie ich młodszej wersji. Byli w pełni ukształtowanymi dorosłymi, będącymi w stanie poradzić sobie z kłodami, jakie życie rzucało im pod nogi oraz mogącymi odnaleźć się w tym często niezrozumiałym i sprzecznym świecie. Elaine właśnie na taką wyglądała. Dojrzałą, doświadczoną, twardą. Eve nie znała jej historii, nie miała pojęcia, że życie, jakie blondynka do tej pory znała, dobiegło końca, a ona nie potrafiła pogodzić się z tą nową rzeczywistością. Dla panny Forbes była silną, twardo stąpającą po ziemi kobietą. Kimś, od kogo chciała brać przykład. Dlatego, słysząc jej wyznanie, wyłącznie wytrzeszczyła oczy.
    - Naprawdę? Nie spodziewałam się! - odparła, a jej twarz jak zwykle ukazała całą gamę emocji, od zaskoczenia, po podziw. - W takim razie jest dla mnie nadzieja!
    Sama również uważała się za osobę dość niewinnie wyglądającą i słabą. A chociaż niewinna z pewnością nie była, to słaba już tak, a przy tym niezwykle naiwna. Sam fakt, że przyrodnia siostra zdecydowała się wziąć ją pod swój dach, oznaczał, że nie stanowiła zagrożenia, a wręcz wzbudzała coś na kształt współczucia (oraz delikatnej irytacji, należy wspomnieć). Do tej pory podobne cechy uznawała za czystą słabość, nie potrafiąc doszukać się w nich ani namiastki siły. Jednak Elaine przedstawiła je w zupełnie innym świetle. W świetle, w jakim nigdy ich nie widziała.
    Jej gest był całkowicie naturalny. Eve lubiła się przytulać, wyrażać swoją troskę w czysto fizyczny sposób. Robiła tak, odkąd tylko pamiętała, może na przekór rodzicom, którzy zawsze pozostawali przeraźliwie chłodni uczuciowo i obejmowali ją oraz brata tylko pod publikę. Śmiech, który wypłynął z ust blondynki, nieco ją zniechęcił, ale tylko początkowo. Eve w pierwszej kolejności pomyślała sobie, że Elaine chciała ją wyśmiać, jednak kiedy tamta objęła ją nieco mocniej, Forbes zrozumiała, że była widocznie nieco zaskoczona. Pozwoliła więc trwać w tym objęciu, a nawet delikatnie poklepała plecy szefowej. Najwidoczniej ona również tego potrzebowała, a Eve wbrew pozorom, choć sprawiała wrażenie oschłej, bogatej paniusi, potrafiła okazać wsparcie.
    Eve uśmiechnęła się delikatnie i już miała powiedzieć, że z chęcią do niej dołączy, kiedy dotarło do niej, że nawet tak zwyczajny wydatek jak wstęp na siłownię w chwili obecnej wykraczał poza zawartość jej portfela. W pierwszej kolejności zamierzała grzecznie odmówić i wymyślić jakąś wymówkę na poczekaniu, i nawet otwarła usta, by oznajmić, że nie ma na to czasu, jednak równie szybko je zamknęła. Nie chciała jej okłamywać. Nie po tym, gdy Elaine wyznała jej, jak trafiła do Nowego Jorku i jak poradziła sobie w tej miejskiej dżungli. Wstydziła się swojej sytuacji, ale blondynka zdawała się jej nie oceniać, nawet po tym, jak tamta narobiła jej kłopotów w postaci wezwanej policji. Eve westchnęła więc ciężko, na moment odwracając wzrok od dziewczyny.
    - Naprawdę bym chciała i dziękuję, ale... nie stać mnie. Wiem, głupio to brzmi, bo... nie wyglądam na biedaka. Moi rodzice są bardzo bogaci. Obrzydliwie bogaci.I ja też byłam, ale... ojciec mnie wydziedziczył po tym, jak rzuciłam studia, więc muszę zacząć praktycznie od nowa. - Wzruszyła ramionami, jakby właśnie opowiedziała jej o czymś zupełnie niezobowiązującym.
    Domyślała się, że większość osób nie posiadających ogromnej fortuny gardziła takimi jak ona. Może nawet uśmiechała się pod nosem, widząc, jak ktoś ze śmietanki towarzyskiej upadł na samo dno. Ale ona, mimo że dotąd opływała w bogactwa, była tylko człowiekiem. I tak jak każdy człowiek, cierpiała, gdy życie, jakie do tej pory znała, zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni.
    Ostatecznie podniosła się z krzesła i podążyła za Elaine do wyjścia, przy okazji wybałuszając oczy, gdy tamta wyjęła z sejfu broń. Nie odezwała się jednak ani słowem. Dopiero, gdy obie wyszły na zewnątrz, oznajmiła:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Ja mieszkam na Brooklynie, z siostrą. Chyba... dam sobie radę. Na pewno dam. W końcu już wracałam o tej porze. Nie zdawałam sobie wtedy sprawy, że jacyś przypadkowy dilerzy mogliby mnie ot tak zaatakować, ale dam radę. - Siliła się na uśmiech.
      Eve

      [Zaczęcie od Sama nadal aktualne czy rezygnujemy z tego wątku? :)]

      Usuń
  80. Uśmiechnęła się ciepło, kiedy Elaine oznajmiła, że była dla niej nadzieja. Ostatecznie nie potrzebowała niczego więcej. Odrobina nadziei pozwoliła jej dotrzeć aż do Nowego Jorku i znaleźć dach nad głową w mieszkaniu przyrodniej siostry. Odrobina nadziei pozwoliła jej znaleźć pracę i zacząć oszczędzać. W końcu odrobina nadziei mogła pozwolić jej wrócić do pasji i odnaleźć się w tym dziwnym, skomplikowanym świecie. Owszem, zdarzały się dni, kiedy jedynym, na co miała ochotę, było poddanie się, lecz wbrew pozorom w drobnej osobie Eve kryła się determinacja potrzebna do pójścia naprzód.
    Zastanowiła się, słysząc pytanie kobiety. Była świadoma swoich zalet. Miała bujną wyobraźnię, była kreatywna, szybko przyswajała wiedzę, potrafiła zauroczyć... jednak nie przypuszczała, by którakolwiek z podanych cech miała pomóc jej przetrwać. Dlatego też propozycja Elaine wyraźnie ją zaskoczyła. Czy była ciepła? Może, chociaż nigdy nie widziała siebie w ten sposób. W jej środowisku ciepło wiązało się z fałszem, nie z prawdziwą potrzebą zbudowana trwałych relacji. W jej środowisku ciepło okazywało się wobec fałszywych przyjaciółek, z którymi związek trwał dopóty, dopóki każda ze stron korzystała na wzajemnym zwiększaniu prestiżu. W jej środowisku ciepło okazywało się wobec starszej ciotki, która jedną nogą była już w grobie. Ale prawdziwe ciepło? Było słabością, nie oznaką siły. Czyniło człowieka bezbronnym, podatnym na manipulacje.
    - Wątpię, żeby moje ciepło w jakikolwiek sposób pomogło mi w starciu z dwumetrowymi dryblasami. - Zaśmiała się cicho. - Ale zawsze mogę użyć pełnej butelki wódki.
    Nie oceniała Elaine, chociaż w przeszłości zrobiłaby to bez zawahania. Teraz jednak rozumiała, że desperacja potrafiła zmusić człowieka do kontrowersyjnych czynów. A skoro Elaine znalazła się w miejscu, gdzie musiała użyć swojego ciała jako towaru przetargowego w zamian za przetrwanie, Eve nie miała prawa się dziwić. Koniec końców, ona również sięgała po środki, których się wstydziła. Owszem, owe środki ograniczały się do znalezienia pracy w roli sprzątaczki czy spania na kanapie, ale ostatecznie jeszcze sześć miesięcy temu przysięgłaby, że nigdy, przenigdy nie zniżyłaby się do podobnego poziomu.
    - Naprawdę? - rozpromieniła się, gdy blondynka zaoferowała jej karnet na siłownię. - To znaczy... przykro mi, że związek z twoim eks się rozpadł, ale... byłabym ci niezwykle wdzięczna! Mogłybyśmy się nawzajem motywować! Ja jestem dość... zwinna, a ty... ty jesteś silna. - Zaśmiała się.
    W okolicy serca Eve pojawiło się przyjemne ciepło, które odczuwała za każdym razem, gdy ktoś oferował jej bezinteresowną pomoc lub zwyczajnie pokazywał, że lubi ją za to, kim była, a nie ze względu na jej bogactwo czy pozycję. Odkąd zamieszkała w Nowym Jorku, podobne uczucie pojawiało się częściej niż dotychczas. Nie była jasnowidzem i nie wiedziała, jak potoczą się jej dalsze losy, lecz dzisiejsza konwersacja z Elaine dała jej nadzieję na to, że spotkała w tym zbyt dużym mieście pierwszą przyjazną duszę (wykluczając przyrodnią siostrę, rzecz jasna). Widziała w blondynce kogoś na kształt mentorki - kogoś, kto pokazałby jej triki i sztuczki niezbędne do przetrwania w tej miejskiej dżungli.
    Wzruszyła ramionami na wspomnienie rodziny.
    - Nie musi ci być przykro. Oni... im dłużej tutaj jestem, tym bardziej zaczyna do mnie dochodzić, że dobrze, że się tak stało. Jestem wychowana na naprawdę okropną osobę, a teraz, kiedy zostałam z niczym, uczę się doceniać te mniej materialne wartości - oznajmiła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie było jej łatwo - stracić wszystko, co do tej pory posiadała i z czym się identyfikowała. Cały czas czuła się zupełnie tak, jakby przebywała na zupełnie obcej planecie, z kosmitami, którzy nie mówili nawet jej językiem. Jednak z perspektywy czasu wiedziała, że odejście było jedyną słuszną decyzją. W końcu nie chciała stać się bezwzględna i zimna jak ojciec, ani poddana i wyzuta z własnego zdania jak matka, a pozostanie pod wpływem rodziny Forbesów z pewnością doprowadziłoby ją w którąś ze skrajności. Teraz mogła wreszcie rozwinąć skrzydła i polecieć w wybranym przez siebie kierunku. Problem w tym, że wyznaczanie sobie własnych celów nie leżało w zakresie jej dotychczasowych obowiązków i było niezwykle skomplikowane.
      - Nie, metrem - poprawiła ją, szczelniej opatulając się kurtką.
      Mimo że był sam środek lata, temperatura w środku nocy dawała o sobie znać.
      - A praca... jest w porządku. Idzie mi lepiej niż na początku. - Uśmiechnęła się sama do siebie. - I dorabiam jeszcze w klubie mojej przyrodniej siostry, też tam sprzątam. Nie jest to szczyt marzeń, ale... jak to mówią, płaci rachunki. - Wzruszyła ramionami, schodząc w dół w kierunku stacji metra. - Mam nadzieję, że za jakiś czas będzie mnie stać na kupno maszyny do szycia, bo uwielbiam szyć i projektować. Ojciec wyrzucił moją wcześniejszą maszynę przez okno, pozbył się też mojego portfolio, więc muszę zacząć od początku, ale mam nadzieję, że robienie projektów na boku trochę pomoże. I jakbyś potrzebowała kiedyś nowej sukienki, to wiesz gdzie mnie szukać - odparła. - A ty? Marzyłaś o posiadaniu swojego baru czy wyszło tak mimochodem?

      Eve

      Usuń
  81. Irlandka domyślała się, że jej przyjaciółka najchętniej nie dopuszczałaby do siebie brata, by nie musieć mierzyć się z jego chęcią opieki nad nią. Dla niej jednakże informacja o tym, że Patrick zaglądał do baru, była jak najbardziej pozytywna i blondynka ucieszyła się, że ktoś poza nią również będzie miał oko na Elaine.
    Martwiła się. Naprawdę się martwiła, że Eagle podejmie złą decyzję i zrobi coś głupiego, ponieważ samej Maille w podobnej sytuacji bez wątpienia odechciałoby się żyć. Z jednej strony nie sądziła, by El miała posunąć się do ostateczności, ale z drugiej... Towarzyszył jej rosnący niepokój wraz z niewygodnym, duszącym uciskiem w dołku, które nie pozwalały na swobodne wzięcie oddechu i aby choć odrobinę zagłuszyć strach, Irlandka sięgnęła po szklankę.
    — Ja sama nie byłam jeszcze na jej żadnym koncercie — przyznała, bo też wyczuła, że kontynuowanie rozmowy na temat Blacka czy Clarissy nie miało najmniejszego sensu. Wszystko zostało już powiedziane, poza tym żadne słowa nie miały takiej mocy, by zmienić przeszłość i wpłynąć na teraźniejszość. Jeśli Elaine potrzebowała teraz rozmowy o wszystkim i o niczym, to Maille zamierzała stanąć na wysokości zadania.
    — Możemy wybrać się razem — zaproponowała zupełnie naturalnie, w przeciwieństwie do przyjaciółki nie widząc niczego złego w poznaniu ze sobą tej dwójki, nawet jeśli było jeszcze jak na to stosunkowo wcześnie. — Chętnie was ze sobą poznam — dodała, tym samym podążając za własnymi myślami. Była przekonana, że Elaine i Antonina szybko znajdą ze sobą wspólny język, choć może El niekoniecznie miała teraz ochotę na poznawanie nowych osób...?
    Parsknęła, kiedy druga blondynka zaczęła wymieniać, kogo z wyższych sfer Creswell miała przyjemność do tej pory poznać. Faktycznie było to całkiem spore grono osób, a na pewno większe, niż kiedykolwiek przypuszczała, tym bardziej, że wcale nie szukała na siłę kontaktu z podobnym środowiskiem. Ci wszyscy ludzie zjawiali się w jej życiu zupełnym przypadkiem i co zabawniejsza, poznawała ich w całkiem zwyczajnych okolicznościach, dopiero później dowiadując się, z kim tak naprawdę miała do czynienia.
    W odpowiedzi na to wzruszenie ramion Maille zacisnęła usta.
    — Mam mu powiedzieć? Jeśli się zobaczymy? — spytała cicho. Nie widziała się z Ullielem, odkąd ona, Elaine i Lucas wspólnymi siłami wyciągnęli go z zakładu psychiatrycznego, demaskując tym samym jego brata bliźniaka. Jakoś tak... Nie było okazji do spotkania, bo też Creswell już nie szukała kontaktu ze swoim byłym chłopakiem. Odkąd poznała Tonię, tym lepiej zaczynała rozumieć, że Blaise ani się nie zmieni, ani tym bardziej nie da jej tego, czego młoda kobieta oczekiwała od związku. Stąd już bez żalu podchodziła do ich znajomości, lecz jednocześnie nie wiedziała, co na ten temat sądził Blaise i zdawała sobie sprawę z tego, że prędzej czy później będzie musiała z nim porozmawiać. Mężczyzna mimo wszystko pozostał jej bliski i na swój sposób go kochała; jak dobrego przyjaciela, nawet jeśli zaskakująco często przyjaciel ten okazywał się dupkiem do kwadratu.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  82. [Cześć! ♥ Pisałaś do mnie wieczność temu, przepraszam, że dopiero teraz się odzywam, ale jeśli nadal propozycja wątku jest aktualna to wpadam z pytaniem, czy brakuje Ci jakiegoś konkretnego powiązania u Elaine? Lubię zaczynać choćby z minimalnym gruntem :)]

    Keith Howard

    OdpowiedzUsuń
  83. Miał wyrzuty sumienia, że nie było go przy Ell w najtrudniejszych momentach jej życia. Zamiast okazać jej stosowne wsparcie i zainteresować się tym, co dzieje się u niej i Lucasa, całkowicie skupił się na sprawach związanych z firmą i zemstą na swoim ojcu. Kompletnie nie rozumiał postępowania Blacka i był na niego równie wściekły, co Eagle. Uważał go za najlepszego przyjaciela, traktował niczym brata, a ten zniknął bez słowa, nie informując go o swoim wyjeździe, ani nie zdradzając miejsca pobytu. Z tego, co udało mu się dowiedzieć od Maille, Ell większość czasu spędzała w barze, właśnie tam skierował więc swoje pierwsze kroki, mając przy okazji nadzieję, że uda im się spokojnie porozmawiać na zapleczu.
    - Ell…- ruszył szybkim krokiem w stronę lady baru i odetchnął z ulgą, że zgodnie z przypuszczeniami, udało mu się trafić od razu na przyjaciółkę – Przepraszam…- rzucił na dzień dobry, nie do końca wiedząc, od czego tak właściwie powinien zacząć. Ona była przy nim zawsze, kiedy tylko tego potrzebował, walczyła o niego, kiedy bezpodstawnie wylądował w szpitalu psychiatrycznym, a on zamiast być przy niej, kiedy przechodziła przez piekło, zachował się jak rasowy egoista i był skupiony jedynie na własnej firmie i sprawach swojej rodziny.
    - Nie wiedziałem, że zniknął, nie miałem pojęcia, że zostałaś z tym wszystkim kompletnie sama. Nie wiedziałem nawet, przez co w ogóle przechodzisz…- wymamrotał, tracąc od razu całą charakterystyczną dla siebie pewność siebie. Miał ogromne wyrzuty sumienia, co wyraźnie dało się dostrzec w jego zachowaniu – Nigdy w życiu bym nie przypuszczał, że zachowa się jak rasowy skurwiel. Nie wiem co mu odbiło, próbowałem się dowiedzieć, gdzie jest, ale nikt nic nie wie, nikomu nic nie powiedział, nawet mi…Sam mam ochotę go zamordować, naprawdę - westchnął ciężko, zbliżając się o kilka kroków w jej stronę, Znał ją i wiedział, że nie znosiła litości i współczucia, wolał jednak na dzień dobry się wytłumaczyć, aby nie pomyślała, że ma jakikolwiek udział w zniknięciu Blacka i że popiera jego zachowanie.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  84. Spodziewał się właśnie takiej reakcji z jej strony i nie miał zamiaru zbyt szybko się poddawać. Znał Ell i doskonale wiedział, jakie techniki ucieczki przed światem stosuje, nie przyznając się do tego, że potrzebuje wsparcia. Żałował, że nie było go przy niej, kiedy najbardziej tego potrzebowała i obiecał sobie, że zrobi wszystko, aby poczuła się choć odrobinę lepiej.
    - Jestem po twojej stronie, nie jego i powinnaś o tym doskonale wiedzieć-  wszedł za bar i zastąpił jej drogę tak, aby nie uciekła przed nim pod pozorem konieczności obsługi pozostałych klientów - Rozumiem, że przeżył duża stratę, ale zachował się jak rozkapryszone dziecko i nie mam zamiaru go bronić. Nie miał prawa zostawiać cię tutaj samej, zwłaszcza po tym, co was spotkało - dodał, starając się jak najdłużej utrzymywać z nią przy tym kontakt wzrokowy. Nie do końca wiedział, jaką strategię powinien przyjąć, musiał jednak dać jej jasno do zrozumienia, że mimo wieloletniej i niemalże braterskiej przyjaźni z Lucasem, stał w tej sytuacji po stronie Ell i sam miał ochotę zamordować Blacka własnymi rękoma. 
    - Nie przyszedłem tutaj, żeby razem z tobą płakać czy się nad tobą użalać. Po prostu chcę, żebyś wiedziała, że jest mi cholernie głupio i że mam straszne wyrzuty sumienia przez to, że zabrakło mnie w najtrudniejszych momentach. Spieprzyłem jako przyjaciel i nie wiem co mógłbym zrobić, żeby to naprawić, nawet jeśli miałbym oberwać za to w twarz, czy dostać kilka kopniaków w przyrodzenie - uśmiechnął się delikatnie, nawiązując tym samym do burzliwych początków ich znajomości - Nie chcesz się stąd na jakiś czas wyrwać? Moglibyśmy zrobić imprezę na mojej wyspie, rozerwałabyś się i spędziła trochę czas w całkiem nowym towarzystwie. Z naszego towarzystwa zaprosiłbym tylko Maille, ale jak się domyślam, jej obecność raczej ci nie przeszkadza - dodał, wpatrując się w nią wyczekującym spojrzeniem. Domyślał się, że spotka się z odmową i dalszym milczeniem ze strony przyjaciółki, zamierzał jednak próbować dalej, aż do skutku i aż do momentu, w którym wywoła szczery uśmiech na jej ustach. 


    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  85. Każdy radził sobie ze stratą bliskich na swój sposób i Maille zamierzała to uszanować. Nie chciała dyktować Elaine tego, co ta powinna robić, by uporać się ze śmiercią Clarissy oraz odejściem Blacka nie tylko dlatego, że to druga blondynka wiedziała, a przynajmniej powinna wiedzieć, co będzie dla niej najlepsze, ale też dlatego, że Irlandka nie miała pojęcia, jak sama poradziłaby sobie z czymś podobnym. I czy w ogóle by sobie poradziła? W swoim życiu bywała już w mrocznych miejscach i stawiła czoła wielu sytuacjom, ale nigdy nie była w punkcie choćby zbliżonym do tego, w którym znalazła się Eagle.
    — Jakoś tak... Nie było okazji — przyznała i lekko wzruszyła ramionami. Jakby nie patrzeć, ona i Antonina były dopiero na jednej randce, która w dodatku została niespodziewanie przerwana i gdyby lepiej się nad tym zastanowić, każde z ich spotkań było w mniejszym lub większym stopniu przez coś zaburzane. Nic więc dziwnego, że Creswell jeszcze nie wybrała się na koncert, poza tym teraz, kiedy można było powiedzieć, że kobiety były razem, wydawało jej się to czymś jeszcze bardziej wyjątkowym i intymnym. Nie chciała udać się tam nieprzygotowana.
    — Czuję w kościach, że poznanie was ze sobą to dobry pomysł — powiedziała, mając nadzieję, że tym stwierdzeniem rozwieje wątpliwości przyjaciółki. Sama takowych nie miała, nie czuła strachu ani nie posiadała jakichkolwiek obaw. Gdyby było inaczej, nie zaproponowałby Elaine wspólnego wyjścia i nie mówiła otwarcie o tym, z kim się spotyka. Jeszcze parę miesięcy temu, kiedy otrzymała zaproszenie na ślub swojej drugiej przyjaciółki, nie była gotowa na zabranie ze sobą Tonii jako osoby towarzyszącej i nawet nie pochwaliła się wtedy, z kim faktycznie się spotyka. Wtedy było zdecydowanie za wcześnie i blondynka dopiero sama musiała oswoić się z tą zaskakującą nowością, a co dopiero dzielić się nią z innymi.
    W odpowiedzi na słowa El o Ullielu, jedynie twierdząco skinęła głową, bo też nie było większego sensu rozwlekać tego tematu. Choć sama Maille musiała prędzej czy później skonfrontować się z Blaise'em, Elaine jak najbardziej mogła sobie tego oszczędzić, tym bardziej, że pan prezes miał tendencję do zadawania zbyt wielu niewygodnych i nieprzemyślanych pytań, a jego niewyparzona gębą nigdy się nie zamykała.
    — Muszę siusiu — oznajmiła w pewnym momencie i kiedy zsunęła się z wysokiego stołka, poczuła moc wypitego alkoholu. Nogi lekko się pod nią ugięły, przez co kobieta zatoczyła się niegroźnie i przytrzymała baru, by odzyskać równowagę. Dopiero gdy stanęła pewnie, uniosła głowę i posłała przyjaciółce wymowne spojrzenie świadczące o tym, że jeśli chodziło o Irlandkę, to wypiły za dużo i za szybko.
    Mimo tego że była, cóż, pijana, do toalety dotarła całkiem sprawnie i wróciła z niej stosunkowo szybko. Nim jednakże zajęła swoje miejsce, pokręciła się chwilę z barem i wyjęła ze specjalnej lodówki Coca Colę. Wzięła sobie również drugą szklankę i dopiero tak zaopatrzona, pozostawiwszy przygotowane rzeczy na blacie, obeszła kontuar i usiadła po jego drugiej stronie.
    — Z czymś trzeba ci pomóc? — spytała, nalewając sobie napoju. — Coś jeszcze załatwić? — dopytała, spoglądając na blondynkę. Zakładała, że najgorsze formalności Eagle miała już dawno za sobą, ale być może było jeszcze coś, w czym Maille mogła ją odciążyć.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  86. - Może masz rację - odparła, kiwając przy tym głową, jakby się nad czymś intensywnie zastanawiała.
    Eve doskonale wiedziała, jak okręcić sobie ludzi wokół palca. Zwłaszcza, jeśli owymi 'ludźmi' byli osobnicy płci przeciwnej. Panna Forbes była świadoma swojej kobiecości i choć daleko jej było do modelki, to potrafiła eksponować swoje walory w możliwie najbardziej atrakcyjny sposób. Cóż, od małego oglądała, jak zdesperowane kobiety próbowały dostać się do spodni jej obrzydliwego ojca, a zatem była idealnie wyszkolona w podobnych sprawach. Potrafiła naciskać na właściwe 'guziki', by otrzymać oczekiwaną reakcję. Mogła zawrócić im w głowie, jeśli tego chciała i chociaż niezbyt często korzystała z podobnych rozwiązań, to kiedy potrzebowała, tamte z pewnością ułatwiały jej życie. Wiedziała jednak, że jej kobiecość czyniła ją bardziej bezbronną. Niektórzy mężczyźni mogli widzieć w niej naiwną trzpiotkę, którą dało się wykorzystać bez większych trudności. I chyba w podobnych przypadkach, wcześniej wspomnienia butelka alkoholu była niezbędna.
    Eve nie mogła powiedzieć, że wiedziała, jak to jest, utracić ukochaną osobę. Owszem, była zakochana, ale nie miała pojęcia, czy kiedykolwiek naprawdę kogoś kochała, co zrzucała na swój młody wiek, który rządził się własnymi prawami. Do niedawna wychodziła z założenia, że nie chciała się ustatkować. Jej życie było jedną wielką zabawą, bez zobowiązań i zmartwień. Dbała wyłącznie o swoje potrzeby, a partner na boku był tylko nieistotną kulą u nogi. A poza tym uważała, że nie istniała na świecie rzecz, której nie kupiłyby jej pieniądze, łącznie z personalnym szczęściem. Ale teraz? Cóż, jej wartości ulegały powolnej zmianie. Doświadczając prawdziwej samotności, dotarło do niej, że od hucznych zabaw wolała stabilizację i sprecyzowane plany na przyszłość. Jednak póki co nie natrafiła się osoba, która mogłaby jej to zapewnić, a Eve starała się nie szukać jej na siłę.
    Propozycja postania za barem wywołała na jej twarzy uśmiech. Nie miała pojęcia, czy nadawałaby się do podobnej roli, ale świadomość, że Elaine była w stanie obdarzyć ją tak dużym zaufaniem, mimo wszystkiego, co dzisiaj wyczyniła, napawała ją dumą. To zdecydowanie byłby już jakiś postęp, drobny krok do przodu od zamiatania podłogi i mycia toalet. Może jej ojciec jednak się pomylił co do niej, może faktycznie się do czegoś nadawała.
    - Naprawdę bym mogła? - zapytała z wyraźnym entuzjazmem, składając dłonie jak do modlitwy. - Naprawdę chciałabym spróbować, jeżeli to nie problem! - odparła.
    Jednak jeśli przed chwilą była rozentuzjazmowana, tak teraz jej entuzjazm przeszedł przekroczył skalę.
    - Byłaś modelką?! - zapytała, wybałuszając oczy. - O mój Boże! To wspaniale! Myślisz, że mogłabym cię czasem wypożyczyć? Błagam, błagam! Och, już wiem! - zawołała, po czym wyjęła swój telefon, otwierając Instagrama.
    Przez chwilę grzebała w galerii, by później zademonstrować jej długą, zieloną suknię ze srebrnymi dodatkami. Była długa, z wcięciem na udzie, a dodatkowe elementy układały się w kształt krzaka róży.
    - Co sądzisz? Jestem pewna, że pasowałaby do twoich oczu! Wyglądałabyś w niej obłędnie! Och, już to sobie wyobrażam! - zawołała, łapiąc ją przy tym za ramię, czy sobie tego życzyla, czy nie, i wzdychając ciężko, jakby właśnie nabrała w płuca świeżego, wiosennego powietrza. - Większość moich projektów została w domu. Szkice... cóż, ojciec je zniszczył. Ale tworzę nowe! Naprawdę myślisz, że ktoś by się nimi zainteresował? - trajkotała w najlepsze, nie mogąc uspokoić swojej nadmiernej ekscytacji.
    Och, twórczy bogowie byli tego wieczoru po jej stronie.
    Spoważniała dopiero, gdy Elaine kontynuowała swoją opowieść, kiwając przy tym głową na znak zainteresowania. Jednak po jej poprzedniej wypowiedzi, historia jej baru przestała ją interesować. Ciekawiła ją natomiast nieco inna kwestia, którą podjęła, gdy tylko skręciły w kolejną uliczkę prowadzącą do mieszkania Eve.
    - Dlaczego zrezygnowałaś z bycia modelką?

    [Swoją drogą, to zapomniałam, czy one miały iść pieszo, czy na metro, więc przepraszam xD]

    Eve

    OdpowiedzUsuń
  87. — Ta dynamika jest… bardzo… różna — oznajmiła, ostatnie słowo wypowiadając na mocnym wydechu i choć wiedziała, że Elaine nie miała na myśli niczego złego, co zresztą zaraz potwierdziła swoimi słowami, to Maille i tak poczuła się w pewien sposób winna. Z drugiej strony nie wydawało jej się, by Tonia miała jej za złe, że Irlandka jeszcze nie była na żadnym z koncertów, a to dlatego, że ostatnio stosunkowo dużo działo się w ich życiu prywatnym i zapoznanie się z tym zawodowym mogło jeszcze odrobinę poczekać, do czasu, aż sytuacja się ustabilizuje.
    — Ale wiesz — zaczęła, widząc zawahanie przyjaciółki. W końcu druga blondynka najpierw stosunkowo entuzjastycznie zareagowała na propozycję wspólnego wyjścia na koncert, by kilka minut później zacząć mieć wątpliwości. — Nic na siłę i wszystko w swoim czasie — dokończyła myśl i uśmiechnęła się łagodnie. Nie zamierzała ciągać Eagle za sobą wbrew jej woli, czy miał to być koncert jej dziewczyny, czy jakiekolwiek inne wydarzenie. W końcu sama tuż po śmierci mamy nie wyściubiała nosa z czterech ścian, zmagając się z bólem zarówno psychicznym, jak i fizycznym i pamiętała, jak dużym wyzwaniem było dla niej to, by w końcu wyjść do ludzi.
    Mała wycieczka do toalety uświadomiła Maille, że powinna zrobić sobie przerwę od alkoholu i kiedy El zaproponowała coś do jedzenia, musiała poważnie zastanowić się nad jej propozycją. Szybko jednakże doszła do wniosku, że oprócz stosunkowo silnego szumienia w głowie, nic więcej jej nie dolegało i jej żołądek nie wysyłał żadnych niepokojących sygnałów. Wręcz przeciwnie, na myśl o gorącym i tłustym ramenie Creswell momentalnie poczuła głód i przez to finalnie blondynka ochoczo twierdząco skinęła głową.
    — Do której mamy czas? — zagadnęła, wyłapując to zerknięcie na zegarek. Wiedziała, że powinna ewakuować się stąd o odpowiedniej porze i zamierzała udać się prosto do mieszkania, by się zdrzemnąć. Ciekawe, czy miała obudzić się z kacem? Dawno, a nawet chyba jeszcze nigdy nie była pijana o tak wczesnej porze.
    — To… dobrze? — rzuciła na wieść o siłowni, wcale nie kryjąc się z tym, że nie wiedziała, jak dokładnie powinna to skomentować, bo też zdawała sobie sprawę z tego, że zapewne był to jeden ze sposobów El na zagłuszenie natrętnych myśli. — Kupiłaś od razu karnet? — zagadnęła niezobowiązująco. Sama, kiedy wracała do aktywności po przerwie, często zaczynała od kupna pojedynczych wejściówek, by od razu nie wydać zbyt wiele gotówki, a później… po prostu przestać chodzić na siłownię.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  88. Domyślał się, że rozmowa z El będzie trudna i nastawił się na takie zachowanie z jej strony. Zwykle bardzo szybko tracił cierpliwość, tym razem nie zamierzał jednak tak łatwo odpuścić. Nie było go przy niej, kiedy najbardziej tego potrzebowała i nie mógł pozwolić na to, aby taka sytuacja znów się powtórzyła.
    - Nie mam sumienia, na ogół przejmuję się tylko sobą, a nie innymi ludźmi – wzruszył bezradnie ramionami, dając jej tym samym do zrozumienia, że nie o litość czy poczcie winy tu chodzi – Zresztą, Lucas i ja to wciąż nie jest kategoria ludzi tego samego pokroju, był bogaty, ale wciąż pozostawał kilka klas niżej ode mnie. Nie obrażaj mnie – mruknął i przesunął się jeszcze bliżej, aby uniemożliwić jej dalszą drogę ucieczki. Zdążył poznać ją na tyle dobrze, aby przewidzieć jej kolejny ruch i choć rozumiał, że była właśnie w pracy, jej konieczność szybkiej obsługi klientów nijak nie wiązała się z troską o ich dobro i szybsze niż planowali otrzymanie kolejnych drinków.
    - Nie wiem, mam przyjść do ciebie w worku pokutnym, żebyś zmieniła nastawienie i zechciała ze mną porozmawiać? Jeśli chcesz, mogę się poświęcić – jęknął i zaczął szybkim ruchem rozpinać guziki swojej eleganckiej koszuli – Zawsze mówiłaś, że ludzie zasługują na równe traktowanie, bez względu na ich pochodzenie. Złość na mnie, tylko dlatego, że jestem bogaty, to pewien rodzaj dyskryminacji, nie sądzisz? – uniósł pytająco brew, zrzucając przy tym koszulę i ściągając buty – Nie zamierzam się z tobą umawiać, dalej przyjaźnisz się z Maille, niby dlaczego nie miałabyś wciąż kumplować się i ze mną? – dodał, nie wracając już do tematu Lucasa i jego córki. Przyszedł tutaj z zamiarem zachowywania się tak, jak gdyby nigdy nic się nie stało, nie rozpaczał więc na ramieniu El i nie zapewniał, że wszystko przecież będzie dobrze, po prostu był sobą, a to wydawało mu się być teraz najlepszą strategią w ‘walce’ z Eagle.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  89. [Chociaż Jason chciałby mieć psa (a przynajmniej ja bym chciała, żeby miał), to jego zawód średnio mu na to pozwala, zwłaszcza, że mieszka sam i znajomość z Samem dałaby mu dostęp do ciepłej sierści zwierzaka, to myślę, że możemy spróbować napisać ciekawe wątki tutaj :)
    El i Jason mogą się już znać właśnie z baru. Swego czasu Shaw mógł odwiedzać lokal i po prostu zapijać smutki i od słowa do słowa mogli się nieco poznać. Co myślisz? Mogę myśleć dalej czy polecimy inaczej? :D]

    Jason

    OdpowiedzUsuń
  90. Nowy Jork był dla niego tak bardzo różny od Los Angeles, w którym się wychował i w którym żył przez dwadzieścia sześć lat. Wydawał się bardziej szary, ciemny, ponory, a więc idealny dla jego stanu psychicznego w tamtym okresie jego życia. Nie miał ochoty z nikim gadać – ani z bratem, ani z siostrą, ani z ludźmi, których zostawił w Mieście Aniołów. Wynajął wtedy małe mieszkanie tylko po to, aby mieć gdzie spać i gdzie się oporządzać między kolejnymi lotami. Nie potrzebował więcej. No, oprócz tego, aby ktoś jakoś poskładał jego złamane serce. Alkohol średnio się do tego nadawał, żeby nie powiedzieć, że w ogóle. Ale nie potrafił inaczej. Może nie upijał się do nieprzytomności, ale szum w głowie i delikatnie kręcący się świat były całkiem niezłe, aby na chwilę zapomnieć o przykrych wydarzeniach, które miały miejsce w rodzinnym mieście. Poznał wtedy wiele lokali, ale na dłużej zatrzymał się w tym, w którym poznał samą właścicielkę. Bywał wtedy już podpity, więc opowiadał jej o tym, co się stało, ale też z przyjemnością słuchał o tym, co działo się u Elaine. Cieszył się, że jej życie jakoś się układa i życzył jej jak najlepiej.
    Później trochę się pozmieniało w jego życiu. Czas płynął do przodu i zabliźniał rany. Wciąż wiele pracował, przemierzał świat, przewoził ludzi. Po jednym z powrotów do mieszkania doszedł do wniosku, że potrzebuje czegoś innego, czegoś własnego. I tak oto po długim czasie szukania odnalazł mieszkanie, które mu bardzo pasowało. Co prawda miał tu tylko najpotrzebniejsze rzeczy, ale… tłumaczył to sobie pracą. Ale kiedyś na pewno coś w nim zmieni, aby nie wyglądało tak surowo. No i ten dach. Dach koniecznie chciał urządzić w przytulne i romantyczne miejsce, gdzie mogłyby się dziać różne rzeczy.
    Kiedy po kolejnym lądowaniu do Nowego Jorku doszedł do wniosku, że warto wykorzystać urlop jeszcze z zeszłego roku, uznał również, że mógłby odwiedzić dawną znajomą. Nie miał z Elaine żadnego kontaktu odkąd kilka miesięcy temu po raz ostatni opuścił jej bar. Może i nie znali się super, ot, zwykłe gadki, kiedy on był pod wpływem, ale zawsze. Może nawet i ona go rozpozna?
    Jason wrócił rano do mieszkania, ogarnął się, przespał, a późniejszym wieczorem skierował się do baru, w którym miał nadzieję spotkać znajomą kobietę. Zajął więc miejsce przy barze i zamówił dla siebie piwo. Przy okazji zapytał, czy właścicielka jest na miejscu. Nie pytał o nic więcej. Chyba nie wypadało mu pytać, czy gdyby ewentualnie znalazła czas, to mogłaby się na chwilę do niego przysiąść. W końcu przecież się nie znali. Jasne, chciał się z nią zobaczyć i zamienić kilka słów, ale wolałby, gdyby to wyszło bardziej… naturalnie? Dziwnie to brzmiało…
    Uśmiechnął się jednak w momencie, w którym dostrzegł z oddali znajomą blondynkę. Postanowił mimo wszystko nie machać do niej, tylko grzecznie poczekać aż znajdzie się gdzieś w pobliżu. Ale nawet z daleka mógł dostrzec, że coś jest nie tak.

    Jason

    OdpowiedzUsuń
  91. Im bliżej niego znajdowała się Elaine, tym bardziej był pewny, że coś jest nie tak. Kobieta nie wyglądała za dobrze – to znaczy, wciąż była piękna, ale coś się zmieniło, na ogromny minus. Jason nieco zmarszczył czoło, ale nie zdążył nic powiedzieć. Zresztą, wolał tak na starcie nie zasypywać jej pytaniami o samopoczucie i co się stało, że wyglądała jakby nie spała od tygodnia.
    – Byłem blisko ziszczenia tego planu, ale jednak zrezygnowałem. Mam natomiast inny plan i najpierw chcę go zrealizować nim się wyniosę – zaśmiał się lekko, obejmując ją niepewnie, jakby się bał, że przy mocniejszym uścisku zrobi jej krzywdę. – I będziesz musiała potem zobaczyć efekt – dodał jeszcze, a potem usiadł obok blondynki. – Zaproponowałbym ci piwo, ale chyba jesteś w pracy, co? – chciał zażartować nieco złośliwie, może jakoś ją rozweselić albo sprawić, że odpowie mu w podobny sposób. Tak na sam początek spotkania. – Co u mnie… wysiadłem wczoraj z samolotu i rozpocząłem miesięczny urlop. Wiesz, sporo mi zostało jeszcze z zeszłego roku, więc pora go wykorzystać. I chciałbym ogarnąć moje mieszkanie i dach. To ten mój szalony plan – uśmiechnął się wesoło i napił się piwa.
    Ewentualnie przeznaczy ten miesiąc wolnego na coś innego, ale nie zamierzał się nudzić. Może uda mu się namówić El kiedyś na jakieś spotkanie? Prawdę mówiąc – Jason nie miał wielu znajomych w Nowym Jorku, nie miał też żadnego przyjaciela, z którym mógłby gdzieś wyskoczyć wieczorem. A Elaine wydawała się być bardzo dobrą kandydatką na przyjaciółkę.
    Jay zamówił jeszcze nachosy do przegryzania, a potem znów spojrzał na swoją towarzyszkę, tylko tym razem jego wzrok był bardziej zmartwiony.
    – Wszystko u ciebie w porządku? – zapytał w końcu, kiedy barmanka położyła zamówienie na blat i odeszła do innych klientów. Dookoła tej dwójki też nie było ludzi, stąd też Jason pozwolił sobie na zadanie tego – możliwe – niewygodnego pytania. – Nie wyglądasz najlepiej – przyznał i pochylił się delikatnie w jej stronę, jakby chciał ją zapewnić, że skupia na niej uwagę i że może mu zaufać, jeśli tylko chciała. Nie musiała mu też nic mówić i Shaw zdawał sobie z tego sprawę.

    Jason

    OdpowiedzUsuń
  92. To spotkanie w barze Maille przypłaciła potężnym kacem. Może i nie wypiła wtedy zatrważająco dużo, ale już narzucone tempo i wczesna pora zdecydowanie zrobiły swoje, przez co nawet zjedzony ramen jej nie pomógł. Wczesnym wieczorem obudziła się w stanie, w jakim już dawno się nie znajdowała i było z nią tak źle, że nie miała nawet nic przeciwko temu, by Blaise przytrzymywał jej włosy, podczas gdy ona sama wymiotowała do kuchennego zlewu, czego normalnie okropnie by się wstydziła. Tak się bowiem złożyło, że Ulliel wpadł do niej z niespodziewaną wizytą jeszcze tego samego dnia, w którym Irlandka dowiedziała się o tym, co spotkało Clarissę i przydarzyło się Lucasowi. Siłą rzeczy opowiedziała o tym również szatynowi; choćby bardzo się starała, nie potrafiłaby wtedy udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, tym bardziej, że Blaise nigdy nie widział jej w takim stanie, na dodatek o takiej porze i nawet jeśli był zapatrzony w czubek własnego nosa, potrafił zauważyć, że takie zachowanie było do blondynki niepodobne.
    Takie odchorowanie spotkania z Eagle zdawało się jednakże pomóc Irlandce w przetworzeniu tego, czego się dowiedziała. Creswell nie miała również przyjaciółce za złe tego, że ta się do niej nie odzywała i starała się nie narzucać właścicielce baru ze swoją obecnością oraz troską. Zdawała sobie sprawę z tego, że El musiała poradzić sobie z żałobą na swój sposób i szanowała to. Nie zamierzała jej w tym przeszkadzać i jedynie trzymała rękę na pulsie, tylko co jakiś czas domagając się od Elaine informacji, czy wszystko w porządku i czy ta na pewno sobie radzi. Po takim meldunku czuła się spokojna i już nie przeszkadzała przyjaciółce.
    Naturalnym było, iż Maille ucieszyła się z zaproszenia do baru i udała się do niego, kiedy tylko uporała się z obowiązkami. Coraz częściej stawiała się w Per Se na porannej zmianie, pomagając w przygotowaniu serwisu na wieczorne kolacje i już tylko sporadycznie wieczorami zajmowała swoje stanowisko na zmywaku. Ten drobny awans był naturalną koleją rzeczy i Irlandka cieszyła się, że została dostrzeżona, nie miała jednakże jeszcze okazji, aby pochwalić się tym przyjaciółce. Zamierzała nadrobić zaległości i około siedemnastej, niedługo po skończeniu pracy, stawiła się w barze, gdzie od razu skierowała się ku wysokiemu kontuarowi.
    — Dzień dobry! — zawołała na tyle głośno, by mieć pewność, że będzie ją słychać także na zapleczu. — Mam się rozsiąść przy barze czy wchodzić dalej? — dopytała wesoło, wciąż ze śmiechem, jeszcze nigdzie nie widząc drugiej blondynki, za którą zaczęła niecierpliwie się rozglądać.

    [Dziękuję ♥ Żaden kod mi nie pasował, aż znalazłam ten ^^ Ale i u Ciebie zrobiło się pięknie ♥]

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  93. To było naprawdę ekscytujące! Eve szczerze chciała spróbować swoich sił za barem. Rzecz jasna, nie zakładała, że będzie w tym świetna. Wyjazd do Nowego Jorku pokazał jej, jak wiele nie wiedziała o świecie i że sama inteligencja, którą wbrew pozorom się charakteryzowała, nie wystarczała w wielu sytuacjach, zwłaszcza, gdy potrzebne były inne, nieco bardziej praktyczne umiejętności. Ale nawet jeśli miała ponieść całkowitą i absolutną porażkę, przynajmniej dowie się, że absolutnie nie nadawała się do pracy za barem. Powoli uczyła się lubić wolność, jaką niosło za sobą to jej nowe życie. Zdobywała nowe umiejętności, poznawała ludzi, dla których pieniądze nie były centrum wszechświata, ale także poznawała samą siebie i to wszystko, co kryło się za kotarą nowobogackiej paniusi, a co nigdy nie miało okazji wyjść na powierzchnię.
    Dla Eve wszystko, co związane z modą, było powodem do ekscytacji. Zresztą, Forbes ekscytowała się nad wyraz często i ogólnie była osobą, która nie potrafiła ukrywać swoich szalenie intensywnych emocji, jakie dosłownie wybuchały, kiedy tylko ktoś wspominał modę, modelki, zakupy, projektantów i cały ten jazz. Nic więc dziwnego, że wyznanie Elaine wywołało w niej całą gamę pozytywnych emocji.
    - Oczywiście, jak najbardziej! - zapiszczała wręcz, kiedy tamta zaproponowała, że nie miałaby problemu z użyczeniem siebie do ewentualnych zdjęć.
    W głowie dziewczyny momentalnie zaczęły pojawiać się kolejne pomysły, eksplodując kolorami i wzorami. Ach, naprawdę cierpiała na niedosyt twórczy i Bóg jeden wiedział, jak to wszystko się skończy, jeśli zaraz nie nazbiera na swoją maszynę i nie zabierze się do pracy. Oczywiście, że nie spodziewała się cudów ani gwarancji, że osoby, z którymi Elaine porozmawia, od razu wpadną w zachwyt po zobaczeniu jej prac. Miała świadomość, że droga po sukces była niezwykle trudna i wyłącznie nieliczni stawali się sławnymi na cały świat projektantami, których prace kupowano za tysiące dolarów. Zresztą, do tej pory już nie raz spotkała się z porażką, bo, w odróżnieniu od innych sfer jej życia, w modzie nie miała poparcia swojego tatusia i musiała radzić sobie ze wszystkim sama. Ale mimo początkowego oburzenia i odmowy akceptacji krytyki, Eve z czasem uczyła się na własnych błędach. Była pewna, że również w tym przypadku tak się stanie. Dlatego raz jeszcze jej podziękowała i nie byłaby sobą, gdyby nie objęła jej przy tym delikatnie, całkowicie ignorując zasady kultury, które przecież jasno nakazywały nie spoufalać się w ten sposób z szefową.
    - To brzmi... bardzo dojrzale - skomentowała, kiedy Elaine zdradziła jej powody, dla których przestała być modelką. - I całkowicie przeciwnie do tego, co sama zrobiłam. - Zaśmiała się krótko. - Olałam studia, bo chciałam projektować. Czasem żaluję... zostało mi tylko kilka egzaminów i byłabym prawniczką. - Westchnęła. - Może ojciec miał rację. Nie może, na pewno. Nikt przy zdrowym rozsądku nie zachowałby się w ten sposób, ale miałam pstro w głowie. - Wzruszyla ramionami, kiedy akurat dotarli pod kamienicę, w której mieszkała. - No... to na mnie już pora. Dziękuję, że mnie odprowadziłaś... i... i za wszystko. No i przepraszam, na przyszłość będę już wiedzieć, że nie powinnam wzywać policji. - Uśmiechnęła się przepraszająco.

    Eve

    OdpowiedzUsuń
  94. Jason nie uważał, że robienie remontu w mieszkaniu i na dachu to coś złego. Chciał wykorzystać ten wolny czas właśnie na to. Wiedział, że jeśli nie teraz, to może być później problem. A gdyby jego plany się przeciągnęły, to mógł z łatwością też przedłużyć urlop. Naprawdę zależało mu, aby w końcu zrobiło się tam tak, jak sobie wyobrażał, kiedy po raz pierwszy przekroczył próg tego mieszkania wraz z przedstawicielem handlu nieruchomościami. Może nie był architektem wnętrz i do bycia artystą było mu jak stąd do Księżyca i z powrotem, ale… jakąś tam wizję miał. Głównie na ten dach, na którym chciał zrobić sobie ogród i miejsce do wypoczynku.
    Jay podziękował Elaine za piwo i posłał jej lekki uśmiech.
    – Jak uporam się z mieszkaniem, to pomyślę o jakiś odpoczynku – zaśmiał się cicho. Cóż, gdyby miał faktycznie odpoczywać-odpoczywać, to musiałby chyba zabrać ze sobą El. Ona najwyraźniej również tego potrzebowała. – Uważaj, bo zapamiętam to z tą pomocą. Właściwie myślałem o wynajęciu jakiejś ekipy, która się na tym zna i której pójdzie szybciej niż jednemu człowieczkowi… No, może dwóm – wskazał na kobietę – ale skoro masz nową wkrętarkę, to chyba nie mogę ci odmówić – uśmiechnął się do niej wesoło.
    Shaw sięgnął po jednego nachosa, a potem po drugiego. Rzeczywiście, jego komentarz nie należał do przyjemnych, ale taka była prawda. A kiedy Elaine wyjaśniła pokrótce, co się dzieje w jej życiu, Jay już wiedział, dlaczego blondynka wyglądała jakby nie spała od długiego czasu.
    – Pracoholizm to nie jest dobra rzecz. Ale rozumiem – odpowiedział powoli.
    Przecież sam dobrze wiedział, jak to jest rzucić się w wir pracy. Jason latał prawie bez przerwy, byle znaleźć się wysoko w chmurach, myśleć o nowych miastach, do których leci i po prostu nie być myślami w przeszłości.
    – Przykro mi, że tak wyszło – dodał jeszcze po chwili. Nie miał pojęcia, co się stało między Elaine a jej narzeczonym. Ale gdyby blondynka chciała mu powiedzieć, to by to zrobiła. Jason szanował każdą jej decyzję. – Ale wiesz, jak chcesz wybrać się do innego baru, którego nie jesteś właścicielką, to wal do mnie, chętnie ci potowarzyszę – uśmiechnął się do niej ciepło.
    On sam opowiedział Elaine o swojej eks narzeczonej jak był pijany, ale w gruncie rzeczy nie żałował. Dobrze było się wygadać. Jason liczył, że i blondynka komuś się wyżaliła.
    – To co, oferta pomocy w aranżacji wnętrz nadal aktualna? – zapytał, żeby choć trochę rozluźnić atmosferę.

    Jason

    OdpowiedzUsuń
  95. Przyjaźń Elaine i Maille nie była tym stereotypowym rodzajem relacji między dwoma kobietami, jaki zwykle przedstawiano w filmach, jednakże żadnej z nich to nie przeszkadzało, a nawet wręcz przeciwnie – obydwie zdawały się z tego faktu niezwykle zadowolone. Szczerze powiedziawszy, Creswell nigdy nie tęskniła za podobną znajomością, znaną z wielkich ekranów i podejrzewała, że kompletnie nie odnalazłaby się w podobnym układzie. Stąd zamiast szczebioczącej przyjaciółki, która zwierzałaby jej się ze wszystkich sekretów, Maille miała swoją Elaine. Zaradną i samodzielną Elaine, która o wielu rzeczach jej nie mówiła, a Creswell nie zadawała niewygodnych pytań. I pomimo tego, a może właśnie dzięki temu wszystkiemu, blondynka była gotowa bez zawahania skoczyć za Eagle w ogień, przepłynąć dla niej ocean i zrobić wiele innych rzeczy, do których nie był zdolny zwykły śmiertelnik.
    Stąd przyniesienie drabiny nie było dla niej wyzwaniem, aczkolwiek kobieta początkowo uniosła brwi w wyrazie zdziwienia i wykrzywiła usta, by następnie rozejrzeć się za wspomnianą szafką i pożądanym sprzętem.
    Po kilku minutach wtarabaniła się z drabiną na zaplecze.
    — O rany! — sapnęła, opierając nieszczęsną drabinę o ścianę i wcale się nie zdziwiła, że ta zajęła większą część wolnej przestrzeni. Dopiero kiedy upewniła się, że drabina dobrze stoi i się nie wywróci, rozejrzała się wokół, a potem gwizdnęła cicho.
    — Remoncik? — zagadnęła, stwierdzając raczej oczywistą oczywistość, ale przyjaciółka nie zdążyła jej się pochwalić zmianami, które wciąż zachodziły na zapleczu. Na pierwszy rzut oka blondynka nie poznała tego miejsca i musiała nieco się nagłowić, by przypomnieć sobie poprzedni wygląd pomieszczenia, które teraz nabrało zupełnie nowego wyrazu.
    — Dobrze wiesz, że nie lubię tego typu pytań. Mam wtedy pustkę w głowie. — Spojrzała na nią z wyrzutem i roześmiała się cicho. Po chwili zawahania podeszła bliżej Elaine i wzięła między palce gwoździe, które wcześniej Eagle i tak miała na wyciągnięcie ręki, lecz Maille uznała, że chce się na coś przydać i podsunęła jeden z nich drugiej blondynce.
    — Raczej wszystko w porządku. W pracy układa się dobrze. W weekend wybieramy się z Tonią do schroniska, żeby mogła zaadoptować psa. Właściwie, to u mnie po staremu — podsumowała, a potem obdarzyła El badawczym spojrzeniem. — Mam odbić piłeczkę? — rzuciła przekornie, a kącik jej ust drgnął w zadziornym uśmiechu. Mogła zasypać właścicielkę baru gradem pytań lub po prostu El mogła jej dobrowolnie opowiedzieć, co u niej i Maille wcale nie zamierzała się obrazić, jeśli temat miał dotyczyć głównie remontu zaplecza.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  96. Przeklął pod nosem, kiedy znalazł się przez nią na podłodze i choć starał się być cierpliwy, zaczynał powoli żałował, że się tutaj pojawił. Wiedział, że przeprawa z Ell będzie trudna, nie sądził jednak, że kobieta wybuduje wokół siebie aż taki mur i że mimo szczerych chęci, na razie nie uda mu się go nijak przebić.
    - Mam gdzieś jakieś rzeczy i mieszkanie Blacka, nie zmieniaj tematu – podniósł się szybko z podłogi i ruszył za nią, mając przy okazji nadzieję, że nie oberwie już od niej w żadną część ciała i nie stanie się pośmiewiskiem w oczach grupki gości, którzy mimo wczesnej pory już pojawili się w barze – Co mam zrobić, żebyś mi znowu zaufała? Nie moja wina, że Lucas był moim kumplem, nie mam wpływu na to, jak zachowują się moi przyjaciele – westchnął ciężko, bezradnie przeczesując dłonią włosy – Jesteś dla mnie jak siostra, dwie z nich już straciłem, trzeciej nie zamierzam – ruszył niepewnie w jej kierunku i chwycił ją delikatnie za rękę, licząc się z tym, że ta w każdej chwili może mu ją złamać – Proszę Ell, nie znikaj z mojego życia, nie uciekaj tylko dlatego, że kojarzę ci się ze śmietanką Nowego Jorku, nie moja wina, że jestem bogaty – jęknął, pierwszy raz w życiu mierząc się z sytuacją, w której jego pieniądze i status społeczny stanowiły przeszkodę, a nie korzyść i powód do domu.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  97. [Cześć! Oczywiście, bardzo chętnie! Myślę, że możemy połączyć dwa te pomysły w jeden, Harry wpadłby do baru, bo od jakiegoś czasu nie może skontaktować się z Eve, która po jakiejś ostrej wymianie zdań usilnie go ignoruje. Nie zastal, więc mógłby zacząć trochę się martwić, że np coś jej się stało. Mógłby wpaść na pomysł żeby poprosić El, żeby do niej zadzwoniła i sprawdziła, czy jest ok (bo wie, ze od niego na pewno nie odbierze) :D taki początek :) co myślisz? ]

    Harry Forbes

    OdpowiedzUsuń
  98. Ucieszyła się, widząc przyjaciółkę w tak dobrej kondycji. Piętno ostatnich wydarzeń wciąż pozostawało odciśnięte na jej ciele, zdawało się jednakże, że przez ostatnie tygodnie zdążyło ono zblaknąć i Elaine prezentowała się zdecydowanie lepiej niż jeszcze jakiś czas temu. Maille nie chciała zastanawiać się nad wciąż świeżymi ranami na sercu drugiej blondynki, ale nawet jeśli te miały jeszcze długo się nie zagoić, to i tak Eagle radziła sobie nieźle. Irlandka zmartwiłaby się, gdyby ta siedziała bezczynnie, jednakże znała właścicielkę baru na tyle długo, by wiedzieć, że ta właśnie poprzez działanie radziła sobie z problemami i dobrze było wiedzieć, że nie porzuciła tego sposobu.
    — W razie czego też będę mogła przenocować? Gdyby po kilku drinkach nie chciało mi się iść do domu? — spytała żartobliwie, nie zamierzając oceniać tego, że El postanowiła zamieszkać w barze. Niektórzy mogliby mieć co do tego pewne wątpliwości, ale jakby nie patrzeć, było to wygodne i praktyczne. Elaine mogła nie tylko być zawsze na posterunku (co miało zarówno swoje plusy, jak i minusy), ale też po ciężkim dniu w pracy nie czekał na nią równie męczący powrót do domu.
    — A dlaczego miałoby nam to utrudnić przebywanie razem? — spytała, spoglądając na przyjaciółkę spomiędzy szczebli drabiny i wyglądała na osobę, która ewidentnie czegoś tutaj nie rozumiała. — Zadbamy o to, żeby Levi polubił psa Tonii i vice versa, skorzystamy nawet z pomocy psiego behawiorysty, jeśli będzie trzeba. Innych przeszkód nie widzę — przyznała zgodnie z prawdą i posłała Elaine badawcze spojrzenie, bo też może ona i Antonina w ferworze chęci posiadania wspólnego czworonoga w istocie zapomniały o czymś ważnym, co powinny mieć tuż pod nosem? W końcu powiedzenie, że miłość jest ślepa, z powodzeniem można było podciągnąć również pod to.
    Z kolei to, co nastąpiło później, wprawiło Maille w niemałe zdziwienie. Wyglądało bowiem na to, że Elaine podjęła poważne kroki, by ruszyć dalej ze swoim życiem i początkowo Creswell poczuła się zdezorientowana, nie wiedząc, jak powinna na to zareagować. Tak jakby… wydawało jej się, że El na dłużej utkwi w miejscu, poddając się rozpaczy? Jednakże to nie tak, że poczuła się rozczarowana, a wręcz przeciwnie; po prostu musiała minąć chwila, nim uderzyło ją pozytywne zaskoczenie.
    — Nie ma najmniejszego problemu — odparła z uśmiechem, kiedy to już przetrawiła wszystkie, zaskakujące dla samej siebie emocje. — Przed powrotem do Irlandii sprzedałam mojego Mini Coopera, więc co nieco już na ten temat wiem — dodała, przypominając sobie o swoim dawnym samochodzie, który był jej wymarzonym pojazdem. Teraz pozostawała bez własnego środka transportu i raczej nie miało się to w najbliższym czasie zmienić, a na pewno dopóty, dopóki nie miało jej się udać odkuć finansowo.
    — Tylko pamiętasz, że nie przepadam za zakupami, prawda? Choć, w sumie… Nie lubię ich robić dla siebie. Dla kogoś to co innego — zauważyła rezolutnie i uśmiechnęła się niczym psotny chochlik, gotowa wymienić całą garderobę przyjaciółki na nową.
    Podczas gdy Eagle krzątała się po pomieszczeniu, Maille po prostu stała i trzymała drabinę. Jakoś nie potrafiła znaleźć dla siebie innego zajęcia, bo też wydawało jej się, że bardziej będzie przeszkadzać niż pomagać i przez to cierpliwie czekała na instrukcje drugiej blondynki. Kiedy jednakże ta przytargała na zaplecze materac, zrobiło się zdecydowanie za ciasno.
    — To… co teraz? — spytała Creswell i trzeba zaznaczyć, że nikt inny nie trzymał tak dobrze drabiny, jak ona. — Bardzo nie ogarniam, El, wybacz — dodała jeszcze i zaśmiała się krótko. — Jakoś nie potrafię wskoczyć w ten remontowy rytm. Ale ładnie trzymam drabinę, prawda?

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  99. Jason z pewnością będzie musiał rozejrzeć się za ekipą, która pomoże wyremontować mieszkanie. Najpierw jednak potrzebował znaleźć porządnego architekta wnętrz, żeby w ogóle wiedzieć, co będzie zmieniane i co będzie potrzebowało ingerencji profesjonalistów. Bo przemalować ściany sam mógł wraz z El. Tak samo jak skręcić nowe meble, co też przecież kobieta sama zaproponowała. No i chętnie skorzysta z jej pomocy z dodatkami, chyba że ten ktoś od wnętrz sam coś zaproponuje i Jasonowi się to bardzo spodoba. Trudno było teraz o tym wszystkim myśleć na poważniej i robić konkretne plany, kiedy właściwie sam nie wiedział, co powinno zostać zmienione.
    – Jak tylko się dowiem, co i jak, to od razu dam ci znać. Wiesz, kiedy będziemy skręcać meble i ustawiać dodatki – puścił jej oczko z uśmiechem. Podejrzewał, że im obu przyda się takie zajęcie, aby po prostu nie myśleć o tym, co było, tylko skupić się na tym co tu i teraz. Zwłaszcza, że lepiej by było, gdyby meble zostały dobrze skręcone, prawda?
    Na komentarz Elaine o pracoholizmie wzruszył ramionami. No dlatego mógł jej mówić, że to nic dobrego, ponieważ przeżył to, był tam, wiedział, jak to jest, nie mieć czasu na nic innego, ponieważ podczas „tego innego” człowiek znów zajmował myśli nieprzyjemnymi rzeczami i wydarzeniami. Trzeba było jednak pogodzić się z pewnymi sprawami, choć było to niesamowicie trudne lub zdające się niemożliwe do pogodzenia.
    Jason pokiwał powoli głową i spojrzał na nią smutno, kiedy usłyszał, że związek Elaine i jej narzeczonego nie wypalił. Może i nie był dobrym pomysłem ten związek, ale Jay pamiętał blondynkę zadowoloną. Więc chyba jednak miało to jakiś sens, skoro kobieta była szczęśliwa, nawet jeśli trwało to tylko chwilę. Dla tak dobrej chwili chyba warto było zaryzykować.
    – Naprawdę mi przykro, że wam nie wyszło, ale… na pewno jeszcze znajdziesz kogoś, kto również cię uszczęśliwi i pokocha – uśmiechnął się do niej lekko. Może nie znali się jakoś super, ale Jason wiedział, że Elaine jest świetną babką i facet, który się w niej zakocha, a ona w nim, będzie szczęściarzem. – Jasne, nie będę cię zatem wyciągać do barów. To może kiedyś jakiś obiad? Albo kolacja w postaci pizzy? – uśmiechnął się zachęcająco. Spojrzał na zegarek w telefonie. – Och, no nie wiem, czy wytrzymam tak długo, do zamknięcia… Wiesz, to już nie te lata, człowiek szybko zasypia – zaśmiał się lekko, mimo wszystko chcąc zostać do końca. Może ten jeden drink nie zaszkodzi El? Skoro sama powiedziała, że etap upijania się ma za sobą… A to miałby być jeden drink… Jason nie miał pojęcia, jak powinien się zachowywać. Przecież on sam wiecznie był w drodze po tym trudnym rozstaniu.
    Jason napił się piwa i zjadł kolejnych kilka nachosów. Dobrze było czasami posiedzieć w miejscu i pogadać z kimś, ot tak. Zaraz pokiwał głową.
    – Jasne, chętnie zobaczę, co tam zrobiłaś z biurem. Może mnie natchniesz, chociaż ja nie potrzebuję biura… - uśmiechnął się. Spojrzał w górę. Fakt, wysokie sufity na pewno się tutaj świetnie sprawdzały. – Teraz czy raczej nie chcesz wprowadzać tam obcych mężczyzn? – zapytał niby niewinnie, ale oczywiście sobie żartował. Chciał jakoś poprawić nastrój Elaine, żeby już nie zaprzątała sobie głowy zerwaniem. Cóż, w końcu byli narzeczonymi, to nie jest takie proste. Jason doskonale zdawał sobie z tego sprawę.

    Jason

    OdpowiedzUsuń
  100. Wiedział, że nie wygra w tym starciu i nawet jeśli potrafił być wyjątkowo uparty, każda kolejna minuta spędzona w barze jedynie coraz bardziej pogrążałaby go w oczach Ell, zamiast naprawić jakoś ich relację. Zaraz po tym, jak Eagle po raz kolejny go zignorowała, dając mu przy okazji do zrozumienia, że nie zamierza dłużej z nim rozmawiać, wyszedł bez słowa z baru, po cichu licząc, że przyjaciółka z czasem ochłonie i sama się do niego zgłosi. Minął dzień, drugi, kolejny, a każda wiadomość wysłana do blondynki wciąż pozostawała bez odpowiedzi. Najwyraźniej to nie czas był tym, czego kobieta potrzebowała, musiał więc wymyślić coś zupełnie innego, aby naprawić swoje błędy. Długo analizował wszelkie możliwe rozwiązania, każde z nich obracało się jednak wokół pieniędzy i rozrywek dla ludzi z wyższych sfer, którymi Ell od dawna gardziła i które na pewno nie poprawiły by jego sytuacji. Na pomysł z założeniem fundacji wpadł przypadkiem, kiedy oglądając wiadomości usłyszał o dwóch niewinnych dziewczynkach, które zginęły ze względu na porachunki gangów, do których należały ich rodziny. Jedyne co mogło poprawić Eagle humor to przywrócenie Clarissy do żywych, nie mógł jednak cofnąć czasu i choć wiedział, że ryzykuje bardzo dużo i stawia na szali przyjaźń z kobietą, która jest dla niego jak siostra, zamierzał sprawić, aby śmierć dziewczynki nie poszła na marne, a pamięć o niej pozostawała zawsze żywa nie tylko w sercu jej ojca i Ell, ale i wszystkich mieszkańców Nowego Jorku. Formalności związane z założeniem fundacji, przygotowanie odpowiedniego personelu oraz budynku, zajęły mu niespełna tydzień, zwłaszcza, że siedziba fundacji miała mieścić się w wieżowcu, który od lat pozostawał jego własnością. Wiedział, że jeśli to on zaprosi Ell do biura, ta nigdy w życiu nie stawi się we wskazanym miejscu, podstępnie wykorzystał więc jej bliskich, którzy ściągnęli niczego nieświadomą blondynkę do siedziby fundacji, na której czele miała stanąć.
    - Dzień dobry Eagle. Witaj w siedzibie Fundacji Pomocy Dzieciom imienia Clarissy Black – uśmiechnął się niepewnie, kiedy ochroniarz wprowadził ją do sali konferencyjnej – Cieszymy się, że jesteś i mam nadzieję, że mimo wszystko nie uciekniesz, zanim dowiesz się co właściwie się tutaj dzieje i o co w tym wszystkim chodzi – dodał, ruchem ręki wskazując na pokaźną gromadkę dzieci, które w towarzystwie swoich rodziców lub starszego rodzeństwa, tłumnie zajmowali miejsce przy zastawionych jedzeniem i smakołykami stolikach – Nie udało się nam uratować życia Clarissy, nie pozwólmy więc, aby życie innych dzieci także zostało okrutnie i bezprawnie odebrane – wyszeptał, kiedy podszedł do niej bliżej i zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, ruchem ręki wskazał na prezentację, której zmieniające się na bieżąco slajdy, ukazywały zdjęcia dzieci i historię ich okrutnej śmierci z rąk przedstawicieli różnych gangów, przemocy ze strony rodzin czy prześladowań ze względu na pochodzenie, orientację lub religię. Każde z tych żyć udałoby się uratować, gdyby odpowiednie służby zareagowały wcześniej i gdyby rodziny tych dzieci wcześniej otrzymały stosowną pomoc, czym właśnie miała zajmować się powstała właśnie fundacja, Wszystkie opisy pod zdjęciami przygotowane były w języku japońskim, aby nie zdradzać zgromadzonym dzieciom drastycznych informacji i ukazywać ich oczom jedynie obrazy uśmiechniętych, pozornie szczęśliwych dzieci.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  101. Tak, entuzjazm panny Forbes był godny pozazdroszczenia. Sama nie wiedziała, skąd pochodził ani dlaczego Eve nawet w obliczu trudności potrafiła utrzymać na twarzy ten szczery, promienny uśmiech. Może była to kwestia niedojrzałości, naiwnej wiary w to, że świat mimo wszystko był sprawiedliwy, a ludzie z natury dobrzy. A może wbrew pozorom w tej drobnej istotce kryły się niepohamowane pokłady odporności i niepoprawnego optymizmu, dzięki któremu z łatwością nawigowała wśród własnych porażek. Fakt, tragedie w życiu młodszej z kobiet były błahostką w porównaniu z tymi, z którymi zmagała się El, o czym Forbes rzecz jasna nie miała pojęcia, ale była jeszcze niedojrzała i naiwna. Jeszcze życie nie kopnęło ją w tyłek na tyle, by straciła cały entuzjazm i stała się jednym z tych ponurych dorosłych, którym chciało się płakać od razu po otwarciu oczu każdego ranka.
    - Nie znam cię, ale wydaje mi się, że w porównaniu ze mną to jesteś dojrzała - odparła, wzruszając ramionami.
    Nie miała pojęcia, jak toczyła się przeszłość El ani co dokładnie robiła w teraźniejszości, ale musiała być odpowiedzialną osobą, skoro prowadziła teraz własny bar. I to w Nowym Jorku! W miejscu, w którym większość nowych biznesów zamykało się po kilku miesiącach działalności. Cokolwiek robiła El, robiła to dobrze. A z pewnością nie była taką nieudacznicą jak Eve, która nawet nie posiadała własnego mieszkania.
    - Dzięki! Dobranoc! - Uśmiechnęła się do niej radośnie i pomachała na pożegnanie, po czym zniknęła za drzwiami kamienicy, nawet nie oglądając się za siebie.
    ***
    Trochę się denerwowała. Dawno nie była na siłowni, a nawet kiedy już na niej bywała, nie przepadała za ciągłą presją ze strony innych użytkowników. Siłownia, z której dawniej korzystała, była uczęszczana przez samą śmietankę towarzyską, a zatem nigdy nie brakowało zazdrosnych spojrzeń czy cichego śmiechu w odpowiedzi na czyjeś porażki. Eve była chuda oraz słaba i drobna, a przez to nie potrafiła zrobić tylu powtórzeń na przyrządach, co inne kobiety, co nierzadko spotykało się z ich dość głośną oceną. Chociaż nigdy nie dała tego po sobie poznać, komentarze bardziej wysportowanych panienek wpływały na jej pewność siebie, przez co z czasem zaczęła unikać siłowni i preferowała treningi w domu. Spotkanie z Elaine było więc dla niej nowością. Na miejscu pojawiła się już przed czasem, lecz zamiast wejść do środka, poczekała na blondynkę jeszcze przed wejściem. Widząc jej sylwetkę na horyzoncie, pomachała w jej stronę energicznie:
    - Hej Elaine! Wszystko w porządku?

    Eve

    OdpowiedzUsuń
  102. Odrzucił telefon na stół, kiedy po raz kolejny po wybraniu numeru siostry w słuchawce odpowiedziała mu głucha cisza. Od ich ostatniego spotkania, które zakończyło się awanturą, minęło już kilka dni. Na początku myślał, że Eve w przypływie złych emocji chwilowo zablokowała jego numer, potem jednak zaczął się tym trochę martwić. Właściwie wciąż nie powiedziała mu, gdzie teraz mieszka, dlatego nie mógł się tam pojawić z niezapowiedzianą wizytą i sprawdzić jak się ma. Zapewne chciała uniknąć sytuacji, w której pół rodziny schodzi się do niej i próbuje namówić na zmianę zdania, przeproszenie ojca i powrót do normalności. Na pewno było w tym trochę racji, bo wyłączając siebie, mógł wymienić jeszcze przynajmniej trzy osoby, które próbowałyby na nią jakoś w tym zakresie wpłynąć. Jak narazie mieli jednak związane ręce, bo dziewczyna szła w zaparte po nowej ścieżce.
    Być może Eve trochę ich wszystkich tym zaskoczyła. Błędnie zakładali, że problem rychło sam się rozwiąże, bo osoba przyzwyczajona do takich luksusów nie wytrzyma zbyt długo w prawdziwym świecie, ale ona ani myślała się poddać. Z czasem chęć namówienia jej na powrót i skończenie tej pieprzonej prawniczej szkoły, zostawała powoli zastępowana przez chęć wsparcia. Na to było już jednak odrobine za późno, bo Eve wcale tego wsparcia nie chciała, a przynajmniej nie od niego.
    Przez chwilę siedział w bezruchu przy stole, wpatrując się w jakiś niezidentyfikowany punkt na ścianie a potem, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wrócił na ziemię, spojrzał na swój elegancki zegarek i poderwał się na równe nogi. Z przedpokoju zgarnął kurtkę i kluczyki do auta, zjechał windą prosto do garażu podziemnego a już po chwili pędził prosto w stronę Lux, przekonany, że właśnie tam uda mu się w końcu porozmawiać z siostrą. Gdy dotarł na miejsce dochodziła 22 i choć daleko było jeszcze do nocnych godzin klubowego szczytu to w środku kręciło się już całkiem sporo osób. Kiedyś przychodził tu na imprezy, ale w ostatnim czasie nie miał za dużo zobowiązań i ani chwili wolnego. Szybko jednak przypomniały mu się czasy młodości, kiedy mogli z kumplami włóczyć się po takich miejscach jak to całymi nocami i nigdy nie było im mało. Rozejrzał się badawczo po klubie a niedostorzegłwszy nigdzie swojej siostry usiadł przy barze, bo postanowił chwilę na nią zaczekać i może kogoś o nią podpytać. W zasięgu jego wzroku znalazła się stojąca po drugiej stronie baru brunetka, która zaraz znalazła się tuż obok niego, gotowa przyjąć zamówienie.
    -Szukam Eve, pracuje tutaj… - powiedział, kiedy tylko podała mu niewielką porcję szkockiej. Nawet nie potrafił powiedzieć czym ona się właściwie w tym miejscu zajmuje.
    -Zapytam szefową - mruknęła dziewczyna i na chwilę znikła mu z pola widzenia.

    Harry Forbes

    OdpowiedzUsuń
  103. — Następnym razem chyba tak to się skończy — westchnęła z lekkim rozbawieniem, wcale nie mając nic przeciwko zostaniu na noc. Choć była osobą, która nigdy nie chciała nikomu robić kłopotu, wiedziała, że Elaine zawsze chętnie się nią zaopiekuje i wcale nie będzie krzywo na nią patrzeć, kiedy ta źle się poczuje od nadmiaru alkoholu. Była to też zdecydowanie lepsza opcja, jeśli wspomnieć i wziąć pod uwagę jej ostatni powrót do mieszkania. Nie, żeby Maille miała jakiekolwiek problemy z dotarciem do niego; bez większego wysiłku znalazła się pod właściwym adresem i padła na łóżko właściwie tak, jak stała, zdążywszy jedynie ściągnąć buty. Bardziej mierziło ją to, co wydarzyło się później, a konkretnie sen z powiek spędziły jej szczególne odwiedziny.
    — Blaise u mnie był — rzuciła, podążając za własnymi myślami i zaraz westchnęła ciężko, co sugerowało, że nie była to przyjemna wizyta. — Jeszcze tego samego dnia, w którym powiedziałaś mi o wszystkim — dodała smutno i pokręciła głową, wspominając, jak bardzo źle się wtedy czuła. Zarówno fizycznie, jak i psychicznie. — Od słowa do słowa powiedziałam mu, że jest dla mnie ważny i że go kocham, ale nie tak, jak kobieta kocha mężczyznę. Jak powinna kochać partnera — mówiła, wyrzucając z siebie kolejne słowa, lecz nie robiło jej się przez to lżej. — A wtedy on wyznał mi miłość tak, jak powinien zrobić to dobre trzy lata temu — parsknęła i zaśmiała się gorzko, rzucając przyjaciółce zbolałe spojrzenie. Znalazła się w mocno niekomfortowej sytuacji i nie wiedziała, co począć. W pierwszym odruchu, tłumacząc się złym samopoczuciem, odłożyła tę rozmowę na później, choć nie miała zmienić zdania. Obawiała się po prostu reakcji Ulliela i tego, jak ten to wszystko zinterpretuje.
    W świetle tych informacji problem z logistyką spotkań przy posiadaniu dwóch psów zszedł na dalszy plan, niemniej jednak jej uwadze nie umknął fakt, że Elaine gotowa była zająć się Levim. Irlandka jednak miała nadzieję, że to nie będzie konieczne.
    W tej chwili odrobinę żałowała, że opowiedziała przyjaciółce o sytuacji z prezesem. Nie chciała zrzucać na jej barki kolejnych problemów, tym bardziej, że Ulliel na każdą z nich potrafił zadziałać jak płachta na byka. Miała nadzieję, że nie popsuje tym względnie dobrego humoru drugiej blondynki, choć też wolała od razu opowiedzieć jej o wszystkim niż zamiatać ten temat pod dywan.
    — Powiedziałam mu też o tym, co się stało. Widzieliście się już od… tego czas? — Od śmierci Clary, chciała powiedzieć, ale się powstrzymała, bo i dla niej wypowiedzenie tych kilku słów zdawało się być zbyt bolesne, choć podobno w takich przypadkach najlepiej było nazywać rzeczy po imieniu.
    — Myślę, że studenci mogliby całkiem ciepło przyjąć wykładowczynię w dresie — zauważyła z lekkim rozbawieniem. — Wiesz, w obecnie popularnym i słusznym ruchu ciałopozytywności nikt nie powinien czepiać się twojego ubioru — dodała i mrugnęła do niej porozumiewawczo, po czym zajęła się wykonywaniem instrukcji udzielonymi jej przez Eagle. Trudno jej było chwycić materac, który był od niej sporo wyższy, a jego szerokość znacznie przekraczała szerokość jej rozłożonych ramion, ale jakoś dała radę i podała go czekającej na drabinie kobiecie. Nie puściła jednakże materaca, tylko ze swojej pozycji pomogła wepchnąć go na antresolę. Po całym tym manewrze poczuła, że musi zdjąć sweter i to też uczyniła, pozostając w białym podkoszulku na ramiączkach.
    — To lepsze, niż trening na siłowni — mruknęła, strzepując ręce piekące od dłuższego trzymania ich w górze. Był to dokładnie ten sam rodzaj bólu, który towarzyszył wieszaniu firanek. — Łap pościel! — zarządziła, podając drugiej blondynce poduszkę.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  104. Obawiał się jej reakcji i po cichu liczył, że nie ucieknie przerażona z budynku, zostawiając przy tym rozczarowane i czekające na pomoc dzieci. Nie wiedział, czy wybrał dobry sposób i odpowiedni moment, aby przedstawić jej założoną kilka dni temu fundację, nie mógł jednak dłużej znieść milczenia i braku odpowiedzi z jej strony, zwłaszcza, że stracił kontakt nie tylko z Lucasem, ale i poniekąd z Maille.
    - Nigdy nie byłem normalny, ale akurat ty o tym wiesz najlepiej – zaśmiał się, mrugając porozumiewawczo w jej stronę – Tylko mi stąd nie uciekaj, błagam. Te dzieci czekają tu na ciebie od kilku godzin i byłoby im przykro, gdybyś nie spędziła z nimi tej nocy. Jedzenie i bezalkoholowy szampan w cenie, częstuj się – uśmiechnął się delikatnie, starając się przy tym nie pokazać po sobie, jak bardzo sam się tym wszystkim stresuje. Nigdy nie przepadał za dziećmi, jednak historie z którymi sam miał okazje się w ostatnim czasie zapoznać, zmiękły nawet jego serce i chcąc nie chcąc, zależało mu na powodzeniu działalności fundacji nie tylko ze względu na Ell i jej przybraną córkę, ale i dobro tych dzieciaków.
    - Miałem wrażenie, że ostatnio nie widzisz większego sensu w swoim życiu więc ta dam, oto i to. Fundacja należy do ciebie, mam nadzieję, że budynek i biuro ci się spodoba, starałem się robić wszystko zgodnie z twoim gustem. Żadnego przepychu, obiecuję – uniósł rękę do góry w geście przyrzeczenia – To co pani prezes, zabierze pani głos? Dzieci czekają na dobre wieści, ich los dzisiaj zupełnie się odmieni, a to wszystko dzięki tobie i Clari. Zresztą, nie tylko tych dzieci, pole do popisu masz duże, czekam tylko, aż się zgodzisz i przy okazji mnie nie zabijesz. Naprawdę za tobą tęsknie Ell…- dopiero teraz nabrał na tyle odwagi, aby spojrzeć jej prosto w oczy i nie czekając na reakcję z jej strony, zamknął ją w niedźwiedzim uścisku i uwolnił ją z niego dopiero po upływie kilkunastu sekund, wręczając przy okazji teczkę z wszelkimi formalnymi dokumentami związanymi z jej fundacją.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  105. Jason nie miał za złe El, że niby mu przypomniała o rozstaniu z narzeczoną. Niestety, takie rzeczy się zdarzały, a on będzie raczej o tym pamiętać. Może nie będzie o tym myśleć codziennie, bo w końcu minęło już całkiem sporo czasu, więc za dwadzieścia lat pewnie wspomni to raz na kilka lat… Brzmiało to dziwnie, ale… I też za jakiś czas, kiedy upłynie więcej wody, nie będzie to już wcale bolało. Jason zakładał, że przecież ostatecznie i tak założy rodzinę i będzie myśleć tylko o niej.
    – Możliwe, że za jakiś czas zmienisz zdanie. Może je zmienisz, kiedy tego kogoś jednak poznasz – uśmiechnął się do niej. – To, co mi zrobiła ta… moja eks, nie sprawiło, że zmieniłem swoje plany. Nadal chcę mieć rodzinę.
    Zamilkł na moment. Nie wiedział, w jakich okolicznościach doszło do zerwania El i jej narzeczonego, więc może jednak nie powinien się aż tak wynurzać. Jego narzeczona go zdradziła, oczywiście, że został mocno zraniony i popadł w wir pracy, ale nie było to dla niego czymś, co sprawiło, że przestał chcieć założyć rodzinę.
    – Wiesz, dla mnie dobry seks bardzo wiąże się ze stałym związkiem, ale rozumiem. Chociaż… nie wiem, czy będzie mi tak łatwo znaleźć kobietę o podobnych preferencjach łóżkowych…
    Uważał, że seks jest bardzo istotny w związku i nie chciał robić niczego wbrew partnerce czy sobie. No… więc miał wrażenie, że może być trochę trudno, ale nic straconego, nie zamierzał się przecież załamywać.
    – O, chcesz mnie zaprosić na obiad… Dobrze, zgadzam się. I nie mam jakichś specjalnych wymagań co do kuchni. Może być zwykła pizza, makron czy chińszczyzna. Ale jak stwierdzisz, że zabierasz mnie na sushi, to też nie odmówię – uśmiechnął się do niej i wziął kolejnego łyka piwa. – Rozumiem. Ale taki duży ten koc? Żebym mógł się swobodnie owinąć cały? – spojrzał na nią dość uroczym wzrokiem, a potem zaśmiał się cicho. – Lektorat? Co miałaś robić?
    Nie dziwił się, że El spała w dzień. W końcu w nocy pracowała. Kiedyś przecież musiała odpoczywać.
    – Mnie wykańczały zmiany czasu, kiedy latałem do różnych miejsc. Nadal to robią, ale nie jest aż tak źle.
    Jay pokiwał głową i zeskoczył ze stołka. Złapał kilka nachosów i ruszył za kobietą do jej gabinetu. Nie uważał El za zimną sukę. I dobrze też było wiedzieć, że nie był dla niej obcy. To znaczy, no wiedział, że nie jest, ale przyjemnie było to usłyszeć, po prostu.
    Jason wszedł do gabinetu i rozejrzał się. Podobało mu się tu. Niby nic, biuro jak biuro, ale przekonywała go ta antresola z materacem. Zawsze można było się przekimać, choć on, jakby miał pracować w jakimś biurze, to raczej nie chciałby w nim sypiać. Praca to praca. Oczywiście, że w samolocie spał, kiedy stery przejmował drugi pilot, ale to nie to samo, okej? Jednocześnie też nie dziwił się El. Sama przecież powiedziała, że zrobiła sobie sypialnię w biurze przez to zatracenie się w pracy. Przykre, ale rozumiał.
    – To prawda, brakuje tu nieco zieleniny… Może sztuczna? – spojrzał na El. – Wiem, że to nie to samo, ale… teraz robią takie wyglądające na bardzo prawdziwe. U mnie też nie ma roślin, ale to ze względu na moją pracę… - przeszedł za biurko i klapnął sobie na fotelu. Oparł dłonie o blat biurka i posłał El uśmiech, powstrzymując się jednocześnie przed śmiechem. – Wyglądam na właściciela baru?

    Jason

    OdpowiedzUsuń
  106. Jason nie wiedział, co się stało między Elaine a jej już byłym narzeczonym. Musiało najwyraźniej wydarzyć się coś bardzo dramatycznego, coś złego, że kobieta miała teraz takie podejście do związków. Jay nie zamierzał kontynuować tego tematu i starać się ją przekonywać. To i tak by nic nie dało oprócz ewentualnej kłótni, a na tym nie chciał kończyć dzisiejszego spotkania. Chciał dla El wszystkiego, co najlepsze i miał nadzieję, że kobieta wkrótce się podniesie i będzie dalej żyła, zacznie się uśmiechać i po prostu będzie dobrze.
    – Bardzo mi przykro, El… - powiedział cicho, nie wiedząc, co jeszcze mógł zrobić po jej trudnych słowach. Nie musiała mu się spowiadać i opowiadać, co doprowadziło do zerwania i co miała na myśli, mówiąc o „niewinnym istnieniu”. Mógł tylko wierzyć, że kiedyś w końcu blondynka komuś się wygada i to choć odrobinę jej pomoże w pójściu na przód. – To prawda, nie każdy chce mieć rodzinę i to wszystko, o czym mówiłaś. Ja to rozumiem. Ale należę do tej drugiej części, która właśnie tego chce – uśmiechnął się lekko.
    Jay chciał mieć do kogo wracać, o kogo dbać, chciał pomagać w odrabianiu lekcji, w tworzeniu szkolnych projektów, odwozić dzieciaki na jakieś dodatkowe zajęcia… Zdawał sobie sprawę, że to wszystko musi być cholernie trudne, a odpowiedzialność za drugiego człowieka była przeogromna, ale… to nic nie zmieniało.
    Jason zaśmiał się pod nosem, kiedy okazało się, jak bardzo El zainteresowała się jego preferencjami łóżkowymi.
    – To nic aż tak strasznego. Może kiedyś ci opowiem – puścił jej oczko. Nie to, że byłoby mu dziwnie o tym opowiadać, ale… no dobra, to chyba jednak trochę to. Chociaż nie uważał się za osobę nieśmiałą.
    Jason uśmiechnął się, kiedy ustalili, że kiedyś wybiorą się razem na sushi. Potem uniósł brew wyżej, słuchając El.
    – Japońskiego? O, to świetnie. W razie czego, wiem do kogo się odezwać w tej sprawie. Bo widzisz, chciałbym kiedyś polecieć do Japonii. Zapłacę. W sushi. Albo w czym będziesz chciała – znów wziął łyka piwa. – Nigdy tak na to nie patrzyłem, ale może faktycznie mam swoją własną strefę czasową? – zastanowił się na głos. – Po prostu patrzę na zegarek. Bo czasami się budzę, a to, czy jest za oknem ciemno, czy jasno, to nic mi nie daje. Ale też już nie chodzę wiecznie śpiący. Ciekawe, jak to będzie, jak wrócę do pracy po urlopie…
    Kiedy znaleźli się już w gabinecie Elaine, a Jason siedział przy biurku, znów uniósł brew wyżej.
    – Och, jestem aż tak delikatny? Kobieto małej wiary… - zaśmiał się. – Nie, no, żartuję, wiem, przecież jestem pilotem, nie jest to ciężka fizycznie praca. No i fakt, w samolotach się nie pali – podniósł się z miejsca, żeby już dłużej nie zajmować fotela szefowej. – No to się nie dziwię, że zrobiłaś porządny prysznic. A co do roślinki… cholera, już chciałem ci jakąś kupić. O, tu bym ci ją postawił – pokazał jej jeden z rogów biurka, tego dalej fotela. – A powiedz mi – zaczął, opierając się biodrem o mebel. – Gdybym kupił… surowe elementy do budowy mebli… to też byś pomogła? Wiesz, osobno decha na drzwi od szafy, osobno kółka, osobo uchwyt… Zastanawiam się, czy nie pójść w taką stronę. Nie wiem, czy mnie to nie pokona – uśmiechnął się pod nosem.

    Jason

    OdpowiedzUsuń
  107. A kto powiedział, że Maille powinna schlać się do nieprzytomności, żeby zostać na noc u swojej najlepszej przyjaciółki? Równie dobrze, co po dwóch butelkach, spało się także po dwóch lampkach wina. I tak, Irlandka podejrzewała, w jaki sposób Elaine sobie radzi, ale nie zamierzała tego kwestionować; to przede wszystkim druga blondynka wiedziała, co jest dla niej najlepsze i co sprawi, że się nie załamie, więc kim była Maille, by mówić jej, co powinna robić? Mogło jej się nie podobać zachowanie Elaine, a raczej mogła mieć inne zdanie o przeżywaniu żałoby i sposób na nią, lecz to, co było dobre dla jednego, niekoniecznie było takim dla drugiego. Eagle była dorosła i doskonale wiedziała, co robi. Creswell nie zamierzała się wtrącać, a jedynie trzymać rękę na pulsie i to nawet w taki sposób, by przesadnie nie reagować na jego najmniejsze zmiany.
    Wcale nie dziwiła się temu, że El wyrzuciła Ulliela. Wiedząc, jaki ten potrafił być, na jej miejscu Maille również nie zniosłaby jego obecności.
    — Źle — odparła na jej pytanie. — Czuję się winna, choć wiem, że w żaden sposób nie zawiniłam, ale on wie dokładnie, w które wrażliwe struny uderzyć. Pytanie czy jest tak wyrachowany i robi to celowo, czy może wychodzi mu to zupełnie nieświadomie — mruknęła i wzruszyła ramionami. Jeszcze nie wiedziała, że podczas kolejnego spotkania dojdzie pomiędzy nimi do kłótni, która prawdopodobnie na zawsze przekreśli ich znajomość. — Nie wie jeszcze o Antoninie — doprecyzowała, ponieważ podejrzewała, że ta wiadomość rozpęta huragan.
    Przyjaciółka nie musiała dwa razy zapraszać jej na górę. Maille od razu wdrapała się na drabinę i sprawnie przetransportowała się na łóżko, po czym ułożyła się wygodnie na szerokim materacu obok El.
    — Zmieścimy się — zawyrokowała z zadowoleniem, nawiązując do ich wcześniejszej rozmowy i przekręciła się na bok, tak, by lepiej widzieć Eagle. — Nie martw się, znajdziemy ci jakieś odpowiednie ciuchy. Coś ładnego, ale nie przesadnie eleganckiego, jakbyś codziennie chodziła na rozmowę o pracę — zachichotała. — Casual smart — doprecyzowała i znacząco poruszyła brwiami, a potem przekręciła się na brzuch i wcisnęła twarz w poduszkę, którą uprzednio przysunęła sobie bliżej.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  108. [Cześć! Addie chyba sama do końca nie jest pewna, na jakim jest obecnie etapie.
    Jaka piękna karta! Nie mogę oderwać po prostu od niej oczu! A sama Elaine sprawia wrażenie bardzo dopracowanej i przemyślanej bohaterki z ciekawą historią. Skoro obie nasze kobietki prowadzą swoje działalności to może mogłyby się znać z jakiś kursów dla przedsiębiorców lub coś takiego? Co prawda bar, a kwiaciarnią to nieco oddzielne sektory, ale z drugiej strony księgowość i te sprawy mają jednak podstawowe zasady.]

    Adelaide Petsch

    OdpowiedzUsuń
  109. [W sumie to dla mnie jest to obojętne, możemy tak lub tak. Chyba, że kompromis. Niech uczęszczają już na takie zajęcia i będą być może po spotkaniu, w którym mieli pracować w grupie czy coś takiego? :)]

    Adelaide Petsch

    OdpowiedzUsuń
  110. Mniej więcej takiej reakcji spodziewał się z jej strony i liczył się z tym, że kiedy znajdą się po gali sam na sam, Elaine wygarnie mu wszystko, co myśli na temat jego zachowania. Wiedział, że postawienie jej przed faktem dokonanym mogło narazić ich relację na szwank, nie miał jednak innego wyjścia, zwłaszcza, że nie znał nikogo bardziej upartego od Eagle i z własnej woli za pewne nigdy w życiu nie zgodziłaby się tutaj przyjść. 
    - Zdaję sobie sprawę z konsekwencji, ale musiałem zaryzykować - wzruszył bezradnie ramionami na wieść o tym, że pożałuje. Blondynka i tak była już na niego od dłuższego czasu cholernie wściekła, nic więc nie tracił, stawiając dzisiaj wszystko na jedną kartę. Naprawdę przyłożył się do organizacji dzisiejszej gali, poprosił nawet o pomoc siostrę, która większość życia spędziła w domu dziecka, aby o los tych pokrzywdzonych dzieci zatroszczył się ktoś, kto jest w stanie wczuć się w ich beznadziejną sytuację. On sam od urodzenia żył niczym w bajce i obawiał się, że przejmując stery, mógłby palnąć jakąś gafę i sprawić obecnym tutaj gościom jeszcze większą przykrość, zamiast walczyć o poprawę ich sytuacji. 
    - Bardzo budująca przemowa pani prezes, jestem dumny - poklepał ją delikatnie po ramieniu, zaraz po tym odsuwając się jednak na bezpieczną odległość, aby nie oberwać przypadkiem w krocze lub nie dostać klasycznego 'liścia' w twarz. Uwielbiał Elaine, ale doskonale pamiętał początki ich znajomości i nie dało się ukryć, że bywała wyjątkowo nieobliczalna w swoich działaniach.
    - Jestem Mia...- uśmiechnęła się niepewnie, zawiązując bluzkę wokół palca, aby zniwelować nieco stres i skupić się nad czymś innym, niż strach przed nieznajomą - Będziesz nam pani pomagać? I to prawda, że polecimy do Disnajolonedu? - wlepiła w nią pełne nadziei oczy, jakby ta właśnie obiecała jej podarować jakąś najcenniejszą rzecz na świecie - I będą tam prawdzie księcia i księciówki? Naprawdę? - zrobiła kilka kroczków bliżej niej, dalej wpatrując się w nią z ogromną nadzieją błyszczącą w oczach i co jakiś czas zerkając przy tym niepewnie na Blaise, który skinieniem głowy w kierunku Elaine potwierdził, że taka wycieczka faktycznie jest w najbliższym czasie w planach i zamierzał udostępnić w tym calu jeden ze swoich prywatnych samolotów.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  111. [Nie przepraszaj, bo ja też mam ślimacze tempo!]

    Zdążyła polubić Elaine. Fakt faktem, początek ich relacji nie należał do najłatwiejszych, ale panna Eagle widać nie należała do osób, które skreślały drugiego człowieka, gdy tamten nie zrobił na niej dobrego wrażenia. Po dość niefortunnym incydencie pozwoliła Eve się wytłumaczyć, poznała ją bliżej i... poniekąd ją rozumiała. Była kiedyś w tym samym miejscu, co obecnie Forbes i wyszła z tej sytuacji obronną ręką. Stanowiła żywy przykład na to, że upadek z chwał nie musiał być końcem, że pomimo braku dostępu do fortuny rodziny dało się osiągnąć sukces, bo, chcąc nie chcąc, prowadzenie baru w Nowym Jorku tym sukcesem było. Ostatecznie większość nowych biznesów w mieście nie wytrzymywała próby czasu iz amykała się po upływie niespełna roku. Eve chciała więc poznać ją bliżej. Chciała nauczyć się tej pewności siebie, którą Eagle pozornie emanowała. Cieszyła się więc perspektywą wspólnego wyjścia.
    Czekała cierpliwie, ale gdy wybiła ustalona godzina, zaczęła się nieco denerwować. Może zapomniała? A może tylko robiła sobie z niej żarty, proponując jej wyjście na siłownię? Cóż, jeśli tak, to gra nie była warta świeczki i Eve z pewnością nie zamierzała się tym przejmować, bo nie miała najmniejszych problemów z poczuciem własnej wartości. Podświadomie przypuszczała jednak, że wytłumaczenie było znacznie mniej złowrogie. Bycie na czas w Nowym Jorku czasem graniczyło z niemożliwym. Metro notorycznie się spóźniało, a ulice były bez przerwy zakorkowane. Forbes postanowiła więc napisać do dziewczyny smsa, akurat kiedy tamta pojawiła się na horyzoncie.
    - Nic nie szkodzi! - odparła z wyraźnym entuzjazmem, po prostu zadowolona, że Eagle wreszcie dotarla na miejsce.
    Nie wiedziała, czy była tak do końca gotowa. Było to nowe miejsce, które zdecydowanie nie przypominało siłowni, do której kiedyś uczęszczała. Niczym ślepy, trzymała się boku Elaine jak swojej przewodniczki, nie odzywając się ani słowem i tylko uśmiechając się do ekspedientek, pozwalając, by to blondynka załatwiła za nią całą robotę związaną z karnetem. Dopiero, gdy dotarły do szatni, rozluźniła się nieco. Sama była już ubrana w strój sportowy, a więc usadowiła się na ławce, spoglądając na ekran swojego telefonu dla zabicia czasu. Nie zwróciła większej uwagi na jej blizny, zresztą, tamta odsłoniła je podczas ich ostatniej rozmowy. Kiedy Eagle była wreszcie gotowa, posłała jej zadowolony uśmiech i znów za nią podążyła.
    - Myślałam, że mogłabyś mi pokazać kilka ruchów... wiesz, takich na wypadek, gdybym nie miała przy sobie butelki z wódką. - Zaśmiała się, jednocześnie rozglądając dookoła. - Twoja siłownia jest trochę inna niż ta, do której chodziłam. Mam wrażenie, że nikt się na nas nie gapi.

    Eve

    OdpowiedzUsuń
  112. [Hmm... Nie wiem, jak Ethan mógłby namieszać w życiu El, żeby wyszło nam to ciekawie, ale... Skoro oboje unikają autorefleksji, to pewnie oboje niechętnie o wielu rzeczach wspominają i nie lubią o nich rozmawiać. I tutaj sobie wyobraziłam scenkę, kiedy Ethan przegrywa z potrzebą, by się odizolować na chwilę od świata i jedzie w jakieś miejsce sobie pomilczeć. I albo spotyka tam Elaine, która może też pojechała sobie pomilczeć albo w ogóle przez jakieś okoliczności spotkali się wcześniej i pojechali razem. Taka niezobowiązująca znajomość właściwie, która działaby na tym, że nie znają się za dobrze i wcale nie muszą tego zmieniać, więc tego nie robią. Milczą sobie razem. A potem przychodzą kłopoty, które np. mogłyby ujawnić trochę sekretów Horneta i które przez przypadek objęłyby też Elaine :D
    Generalnie to luźna myśl, więc dlatego brak detali, ale liczę na wsparcie w tej kwestii :D]

    Ethan Wilde

    OdpowiedzUsuń
  113. Odetchnęła z pewną ulgą, kiedy Elaine powiedziała na głos to, co jej samej chodziło po głowie. Wiara w ludzi, jaką wykazywała Irlandnka była niebywała i przez to tak często, jak gryzły ją wyrzuty sumienia, tak też najpierw doszukiwała się winy w sobie, a dopiero później w innych, o ile w ogóle to robiła. Zawsze martwiła się tym, czy przypadkiem nie uraziła nikogo swoim zachowaniem i każdemu chciała przychylić nieba, lecz życie nauczyło ją, że inni ludzie rzadko kiedy myśleli i zachowywali się w taki sposób, jak ona. Ludzie… nie mieli skrupułów i nie widzieli swoich własnych wad, trwali bezmyślnie przy własnym punkcie widzenia i nie byli skłonni do autorefleksji. Dlaczego więc Maille miała przejmować się podobnymi osobami? Dlaczego pozwalała, by podobne osoby ją raniły?
    Powoli i mozolnie uczyła się, aby tak nie robić i zmieniała swoje podejście lecz przyswojenie wiedzy, z którą inni zdawali się urodzić, jej przychodziło z niemałym trudem.
    — Tak — przytaknęła na wydechu, że świstem wypuszczając powietrze z płuc. — I mogę się założyć, że on w jakiś pokręcony sposób weźmie to do siebie — mruknęła i palcami potarła powieki, nie zważając na to, że przez ten gest tusz okruszył się nieznacznie na jej policzki. — Mam wrażenie, że on… Nie dostrzega, że nie było mnie prawie dwa lata i że wiele się przez ten czas zmieniło. Oczekuje, że zaczniemy dokładnie od tego samego punktu, w którym skończyliśmy — wyjaśniła. Dla niej to było niemożliwe, a Blaise nadal zachowywał się tak, jakby rozstali się ledwo wczoraj, a nie dwa lata temu.
    — Nikt się nigdy nie skarżył, żebym go kopała w nocy — oznajmiła i mrugnęła do niej porozumiewawczo, po czym przeszła do konkretów. — To co, kiedy ruszamy na te zakupy? Jak się umawiamy? Bo wiesz, niedługo zacznie się świąteczny szał i może być ciężko… — zauważyła i w tym samym momencie uświadomiła sobie, że nie miała zielnego ani jakiegokolwiek innego pojęcia o tym, jak będą wyglądały jej tegoroczne święta. Na razie nie miała żadnych planów, a jeśli chciała lecieć do Irlandii, to teraz był ostatni dzwonek na zakup biletów w cenie, która aż tak mocno nie nadszarpnie jej budżetu.
    Zachichotała, kiedy El powiedziała o wbijaniu szpilek w nogi i przecząco pokręciła głową w odpowiedz na zarzut, jakoby miała zaraz zasnąć.
    — Nie zasnę. O ile ruszymy się stąd maksymalnie za piętnaście minut — zastrzegła z rozbawieniem, ponieważ czasem naprawdę niewiele było jej trzeba, żeby uciąć sobie drzemkę.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  114. Jason uśmiechnął się do Elaine, kiedy powiedziała, że ma nadzieję, iż uda mu się znaleźć tę jedyną. Doceniał to. Niby nic takiego, ot, ludzie cały czas się zakochują, biorą śluby i tak dalej, ale jednak dla niego to wiele znaczyło. Miał wsparcie od osoby, którą bardzo szanował, lubił, z którą się dogadywał i na której mu zależało. On również trzymał kciuki, aby wszystko w życiu El się poukładało i kobieta znów mogła się uśmiechać i być po prostu szczęśliwa. Nie miał pojęcia, co się stało w jej życiu, ale miał nadzieję, że rany wkrótce się zagoją, a Elaine będzie mogła spojrzeć w przyszłość, która mogłaby się malować dla niej w jasnych barwach.
    Kto wie, może kiedy spotkają się na sushi, to właśnie wtedy Jay opowie El o swoich fantazjach? A może najpierw będzie musiała go upić? Nie ma co się nad tym tak zastanawiać, po prostu przyjdzie czas, to jej opowie. Choć sam uznawał, że tak właściwie to nie ma za bardzo o czym. Nie było w tym nic strasznego ani uznawanego przez innych ludzi za głupie.
    Może życie rodzinne było nudne, ale wstawanie po nocach do dziecka, ewentualne problemy w szkole albo same problemy z dzieckiem, kiedy te zacznie dorastać… podobno jak wychowasz, tak masz, Jason chciał się o tym sam przekonać. No i przede wszystkim nie zamierzał rezygnować z randek z żoną. Zamierzał tak organizować czas, że nie przyjmował innej opcji, że to się nie będzie udawać.
    – Serio? Musisz mi coś więcej o Japonii opowiedzieć. Wiem, że jest piękna i specyficzna, dużo ludzi tak mówi – uśmiechnął się lekko. – Poza tym, to widać w internetach, prawda? W reklamach i takich tam. Też chyba bym się nie nadawał do życia tam na stałe, ale na jakąś wycieczkę chciałbym tam polecieć.
    Jason oderwał się od biurka w gabinecie Elaine, a potem przeszedł kawałek dalej.
    – Szczerze mówiąc, to sam do końca nie wiem, czego chcę. Myślałem, że to dobry pomysł. A z tym projektowaniem, to najpierw musiałbym znaleźć kogoś, kto się na tym zna. Ja, gdybym miał sam stworzyć projekty mebli, to pewnie siedziałbym nad tym bardzo długo, aż by mnie koniec urlopu zastał – westchnął i pokręcił głową. – Więc chyba jednak wolę poszukać jakichś dobrych sklepów meblarskich i po prostu wybrać coś odpowiedniego. Albo zrobi to za mnie architekt wnętrz. Wspaniały pomysł – zaśmiał się. – Powiem mu, że chcę to i to, on mi to ogarnie i będzie cudnie. Potem wpadniesz pomóc skręcać meble i zrobimy sobie parapetówkę z pizzą. Tak dla odmiany od sushi – uśmiechnął się do niej szeroko. – Nie, nie, nie będziemy nikogo nachodzić. Najważniejsze, że mam już jakiś plan… wynajęcia projektanta wnętrz – znów się zaśmiał. – O, prawie bym zapomniał – Jason sięgnął do wewnętrznej kieszeni luźniej marynarki i wyciągnął z niej magnes na lodówkę w kształcie prostokąta, na którym był piękny widok plaży, a na nim widniał napis „Miami”. Podszedł do El i podał jej go. – Wiem, że to nic szczególnego, ale nic za bardzo szczególnego nie mogłem tam dostać.
    Może gdyby był w miejscu trochę bardziej „innym” niż to, które znali na co dzień, to mógłby się bardziej postarać. Kupić jakiś dobry alkohol albo inną pamiątkę, która niekoniecznie musiałaby tylko zbierać kurz.

    Jason

    OdpowiedzUsuń
  115. Cieszył się, że jedna z dziewczynek przykuła uwagę Elaine, dzięki czemu ta być może nie skupiała się już na tym, jakie tortury mu zgotować, aby zapewnić mu powolną i bolesną śmierć. Działał w dobrej wierze, ale nie mógł mieć pewności, czy robi dobrze i czy sprawa z fundacją nie przyniesie odwrotnego do zamierzonych celów skutku. Zależało mu na tym, aby Ell odnalazła nowy cel w życiu i miała choć odrobinę motywacji żeby wstać rano z łóżka, zwłaszcza, że praktycznie z dnia na dzień została sama i musiała odnaleźć się w kompletnie innej rzeczywistości.
    - Super, to będzie piękny dzień. A polecisz tam z nami? Mamy lecieć samolotem, wiesz? Prawdziwym samolotem! - ekscytowała się dalej Mia, a obecne w pomieszczeniu dzieci także szeptały między sobą o wspomnianej wycieczce.
    - Wyglądają chyba na zadowolone, co? - uśmiechnął się, podchodząc bliżej do Ell - Większość z nich nigdy nie była nawet poza Nowym Jorkiem, taka wycieczka dobrze im zrobi, wynająłem już dwa samoloty, a jeśli podopiecznych fundacji będzie więcej, ogarniemy kolejne - dodał, mimo wszystko naprawdę zadowolony z tego, że może komuś pomóc. Nadal co prawda nijak nie przepadał za dziećmi, ale każdemu z nich współczuł tego, co przeszły i miał nadzieję, że pomoc ze strony Ell i innych pracowników fundacji znacząco przyczyni się do poprawy ich sytuacji.
    - Myślałem też o wybudowaniu mieszkań socjalnych, ale ty jesteś prezesem, więc to ty musisz znaleźć miejsce i potrzebujące rodziny, ja i moi znajomi wszystko opłacimy, fundacja ma całkiem sporo darczyńców, jak na to, że powstała kilka dni temu - zaśmiał się, dumnie się przy tym szczerząc. Dla ludzi pokroju jego czy bliskich mu osób wkład był niewielki i niemalże niezauważalny na koncie, a przyczyniał się do poprawy losu dziesiątek, jeśli nie setek pokrzywdzonych przez los dzieci.
    - Rozumiem, że się zgadzasz, co? Wiem, że źle zrobiłem stawiając cię przed faktem dokonanym, ale czasem trzeba użyć drastycznych środków w szczytnym celu - mrugnął do niej, na wszelki wypadek robią przy tym drobny unik, aby nie narazić się na jej gniew i przypadkiem nie oberwać w głowę czy krocze - Możemy pogadać po bankiecie? Dawno się nie widzieliśmy, nie da się ukryć, że naprawdę brakuje mi twojej obecności w moim życiu, zawsze byłaś dla mnie ważna...- rzucił niepewnie, przeczesując dłonią włosy. Widać po nim było, że się stresuje i że spotkanie z Ell jest dla niego trudne, zwłaszcza, że ostatnio rozeszli się w dość burzliwych stosunkach, nawet jeśli on nie zrobił nic złego i sam także był cholernie wściekły na Lucasa za to, że zniknął bez słowa i nie potrafił wziąć odpowiedzialności za tragedię, która ich dotknęła.

    Blejsik

    OdpowiedzUsuń
  116. Jason z przyjemnością słuchał opowieści El o Japonii. No, zdecydowanie będzie musiał się tam kiedyś wybrać. Nie miał pojęcia, kiedy miałoby to nastąpić. W końcu dopiero co wziął urlop i to taki długi (już nieważne, że przez ostatnie dwa lata właściwie nie brał żadnego dnia wolnego, takiego urlopu-urlopu, nie chodziło o przerwę między lotami) i głupio mu było wziąć za jakiś czas kolejny, co najmniej tygodniowy. A najlepiej dwutygodniowy, przecież w Japonii było tyle do zobaczenia!
    W każdym razie, w końcu się pożegnali, spotykali się co jakiś czas, a remont trwał. I nawet szybko poszło. Jason myślał, że potrwa to dłużej, ale podobało mu się, że tak nie było i wkrótce będzie mógł pokazać bliskim swoje mieszkanko po przeróbce. Najpierw jednak wypadałoby poskręcać meble. A przecież na tę przyjemność umówił się wcześniej z El. Uśmiechnął się na to wspomnienie. Nie było co czekać. Mebli przyjechało całkiem sporo. Dzisiaj to się pewnie nie wyrobią ze wszystkim, ale Jay zamierzał zachęcić przyjaciółkę do dalszej pomocy super jedzeniem (zamówionym, bo zamówionym, ale na pewno znajdzie się takie, które El przypasuje najbardziej) i piwem. Ewentualnie jakimś innym trunkiem, na jaki będzie miała ochotę. Zakładając, że chciała sobie pozwolić na alkohol. Jason miał też nadzieję, że u blondynki wszystko w porządku, że sprawy jakoś się poukładały i wszystko zmierzało już ku lepszemu.
    Umówili się na wolny dzień. Jason przygotował narzędzia, pootwierał już kartony, pozostawiając jego zawartości w osobnych miejscach, aby nic się nie zgubiło i nie znalazło w innym meblu. I przy okazji pozbywał się już kartonów, drąc je na kawałki i pakując do dużego niebieskiego worka.
    Niedługo później usłyszał dzwonek do drzwi i zaraz do nich podszedł. Uśmiechał się szeroko, ale zaraz jego mina ukazywała zdziwienie. Z jedną uniesioną brwią przyglądał się Elaine ubraną w krótką sukienkę, szpilki, dzierżącą w dłoni skrzynkę na narzędzia. Okej. Tego się nie spodziewał.
    – Cześć – przywitał się, kiedy wyszedł z tego małego szoku. Otworzył dla niej szerzej drzwi, a kiedy El weszła do środka, zamknął je. – Interesujący strój jak na skręcanie mebli – uznał, śmiejąc się cicho.
    Nie, żeby się znał, czy coś, bo na modzie się nie znał kompletnie, ale może El akurat tak było wygodniej? Albo musiała pilnie uciekać ze skrzynką na narzędzia, a że akurat była ubrana w to…
    – Napijesz się czegoś? – zapytał, zapraszając ją do środka.
    W mieszkaniu przeważał kolor ciemnego niebieskiego, jasnej szarości i ciemnego drewna. Było bardzo ładnie, ale pusto. W salonie stał narożnik, w sypialni łóżko, a w kuchni lodówka, kuchenka i kilka szafek, które też miał do wymiany. Ale składanie kuchni to chyba pozostawią na inny dzień.
    – Mam piwo, wino, kawę, różne herbaty, sok jabłkowy… Od koloru do wyboru – odwrócił się do niej przodem z uśmiechem, rozkładając ręce, prezentując tym samym mieszkanko. – A tam jest wyjście na dach – wskazał jej schody, schowane na korytarzu.

    Jason

    OdpowiedzUsuń
  117. Nie, nie, Jason absolutnie się nie czepiał stroju El. Po prostu się zastanawiał, jak to działa. Wiedział, że latem sukienki są całkiem spoko, bo są przewiewne i nie jest w nich aż tak gorąco (a on lubił, kiedy jego eks narzeczona chodziła w sukienkach). Ale tak na teraz? Najwyraźniej musiało być jej tak wygodnie. Jasne, buty zawsze mogła zdjąć, prawda?
    Jason pokręcił głową, rozbawiony.
    – Ale ja się nie martwię – uniósł ręce w geście obrony. – Rób tak, jak ci wygodniej, co nie? Chodź, zapraszam.
    W końcu przeszli dalej. Póki co, El nie mogła za dużo zobaczyć w mieszkaniu, ale Jay na pewno ją oprowadzi, kiedy tylko przygotuje blondynce coś do picia. Przeszedł do kuchni i otworzył lodówkę, aby wyciągnąć z niej butelkę piwa. Wziął też ze sobą wysoką szklankę przeznaczoną właśnie do tego typu trunku i otwieracz, a potem wrócił do salonu.
    – Nie wiedziałem, czy chcesz pić ze szklanki, więc i tak ją wziąłem – odłożył butelkę i drugie szkło na parapet, a potem otworzył alkohol. Swój już miał, ale na drugim parapecie. – Myślę, że najpierw zabierzemy się za coś łatwego, żeby zobaczyć, jak to idzie. Może jak ogarniemy podstawy, to potem będzie łatwiej? – zaśmiał się cicho. Złapał za swoją butelkę, a potem ruchem głowy poprosił, aby El poszła za nim.
    Salon już widziała. Kuchnia nie była duża, ale więcej mu nie było potrzeba. I tak spędzał tam bardzo mało czasu. Były tu jeszcze stare szafki, ale sprzęt AGD był nowy. Jason mógł trochę poszaleć i tak też zrobił. Łazienka była już cała gotowa – od kafelek przez armaturę po lampy. Sypialnia była jeszcze pusta, ale najważniejszy mebel, czyli łóżko już posiadał. Przynajmniej miał gdzie spać i gdzie się myć. Chociaż ostatnimi czasy i tak rzadko przebywał w tym mieszkaniu. W każdym razie, całe mieszkanie było spójne, jeśli chodziło o kolorystykę; dominował tu właśnie ciemny niebieski, jasny szary, a na podłogach znajdowało się głównie ciemne drewno. Meble też miały takie być – proste i nowoczesne. Projektantka wnętrz idealnie wstrzeliła się w gusta Jasona.
    – Dach jeszcze nie jest dokończony, ale z tym poczekam chyba do lata. Ale chodź, pokażę ci, jak to wygląda, jeśli chcesz. Tylko musisz ubrać z powrotem buty. I kurtkę – uśmiechnął się do Elaine. Był dumny z tego, jak to już wyglądało i jak ostatecznie miało wyglądać, chociaż ani projekt nie był jego, ani nie pomalował ani jednej ściany. Może i by potrafił, ale… po co ryzykować plamami na ścianach? No i całej ekipie ludzi poszło to szybciej niż gdyby Jason miał zebrać dwóch przyjaciół i z nimi ogarniać.

    Jason

    OdpowiedzUsuń
  118. Koniec roku był dla Maille intensywny. Miała dużo pracy w restauracji, ponieważ ta w okresie świąteczno-noworocznym zwykle przeżywała prawdziwe oblężenie; nagle wszystkim zależało na zarezerwowaniu stolika na wieczór. W Per Se rąk do pracy nie brakowało, lecz załoga i tak niemalże codziennie ciągnęła zmiany dłuższe niż osiem godzin, by wyrobić się nie tylko z bieżącą obsługą, ale też przygotowaniem się do serwisu kolejnego dnia. Co za tym idzie, już pod koniec listopada Irlandka znacząco ograniczyła wszelkie spotkania towarzyskie, a w grudniu była praktycznie niedostępna; każdą wolną chwilę poświęcała na odpoczynek i ostatnim, o czym marzyła, było szlajanie się po mieście.
    Przez ten okres nie widziała się nawet z Elaine. Co prawda regularnie wymieniała z nią wiadomości, lecz nie było to to samo, co spotkanie twarzą w twarz i już po Nowym Roku, kiedy w Per Se zrobiło się zdecydowanie ciszej, Creswell zamierzała nadrobić wszelkie towarzyskie zaległości, zaczynając od spotkania z najlepszą przyjaciółką.
    Jednocześnie od dłuższego czasu po jej głowie tłukł się pewien pomysł, który domagał się zrealizowania. Żeby jednak Maille w ogóle mogła się za niego zabrać, musiała najpierw odpowiednio się przygotować i uznała, że Elaine jest właśnie tą osobą, która może jej w tym pomóc. Stąd umówiła się z nią na weekend; poprosiła, by w miarę możliwości Elaine zarezerwowała sobie cały dzień i ubrała się wygodnie, w ubrania, których nie będzie jej żal pobrudzić czy też nawet zniszczyć. W wieczór poprzedzający ich spotkanie wysłała jej pinezkę z lokalizacją; było to co prawda centrum Nowego Jorku, ale po wpisaniu współrzędnych w Google można było natknąć się na… kompleks garaży na wynajem, co było nietypowym miejscem na przyjacielskie spotkanie, prawda?
    W wolną sobotę Maille dotarła na miejsce już z samego rana, przywożąc ze sobą wszystko, co niezbędne do sprzątania. Miała ze sobą kilka wiaderek na wodę, szmatki oraz szczotki, a także wszelkie środki chemiczne mające ułatwić czyszczenie zarówno tych mniej, jak i bardziej zabrudzonych powierzchni. Wszystko to zostawiła w garażu, który zajmował pewien szczególny pojazd i zaczekała na druga blondynkę przed zamkniętą bramą; to, co planowała dla Antoniny miało być niespodzianką, ale również sama Eagle mogła zostać przy okazji zaskoczona.
    Wreszcie, kilka minut po umówionej godzinie Irlandka dostrzegła kobietę przemierzającą długi korytarz wyznaczony przez dwa rzędy garaży. Pomachała do niej od razu, by Elaine nie miała wątpliwości co do tego, że trafiła w dobre, choć nietypowe miejsce i cierpliwie zaczekała, aż kobieta pokona znaczną, dzielącą ich odległość, a kiedy to nastąpiło, mocno uściskała ją na przywitanie.
    — Dzień dobry i wszystkiego dobrego w Nowym Roku! — powiedziała z uśmiechem, z racji tego, że widziały się po raz pierwszy w nowym, dwa tysiące dwudziestym drugim roku. — Nim zapytam, co u ciebie i jak minął ci Sylwester, to od razu przejdę do sedna i pokażę, po co tutaj jesteśmy, dobrze? — podpytała, a kiedy El twierdząco skinęła głową (bo czyż miała inne wyjście?), Maille nacisnęła guzik na pilocie trzymanym w dłoni, przez co harmonijkowa brama zaczęła powoli przesuwać się w górę.
    I tak ich oczom zaczęła ukazywać się stara, dobra Tostmania. Food truck spędził w garażu długie lata – w tej chwili Creswell nawet nie chciała liczyć, ile dokładnie – i pomimo tego, że znajdował się pod dachem, zdążył obrosnąć w kurz. Tych kształtów i wzorów nie dało się jednak pomylić z niczym innym – biznes na kółkach panny Creswell cały czas znajdował się w Nowym Jorku i mimo zaniedbania, miał się całkiem dobrze.
    — Pomożesz mi ze sprzątaniem? — poprosiła nieco zduszonym głosem, przodem zwracając się do Elaine. Ta mała prezentacja i odsłonięcie kotary odrobinę ją wzruszyła, przywołując wspomnienia z jej początków w tym wielkim mieście i choć nic nie było powiedziane ze stuprocentową pewnością, to mimo wszystko Maille coraz częściej myślała o powrocie do korzeni i ponownym powalczeniu o miano najlepszego food trucka w mieście.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  119. Jasona nie interesowało to, w czym El zamierzała pomagać mu składać meble, liczyło się to, że w ogóle mu pomagała. Chociaż lepiej by było, gdyby jednak miała na sobie coś więcej niż bieliznę. Wtedy ktoś mógł nie być za bardzo zadowolony… Jay uśmiechnął się pod nosem i pokręcił głową. Napił się piwa, a potem odłożył butelkę, żeby oprowadzić przyjaciółkę po mieszkaniu.
    Shaw nie widział nic złego w tym, że miał w sypialni już łóżko. Uważał bowiem, że sen jest bardzo ważny. Owszem, spanie na podłodze, kiedy się miało ogrzewanie podłogowe nie było taką złą wizją, ale jakoś nie uśmiechało mu się przyjmować Charlotte i gościć jej na narożniku… Owszem, był nowy i pewnie wygodny, ale po co? Chciał, żeby było jej wygodnie, żeby oboje mogli się wysypiać póki mogli. A szafa… tyle to jeszcze przetrwa bez niej.
    Jason otworzył drzwi, którymi mogli wyjść na dach. Było tu pustawo, ale póki co nie było sensu dłużej się nad tym rozwodzić.
    – Jak mówiłem, chcę poczekać do lata nim zacznie się tu już coś konkretnego dziać. Kto wie, może do tego czasu będę miał nieco inną wizję? – uśmiechnął się lekko.
    Później wrócili do środka, a Jay spojrzał na El. Cieszył się, że kobiecie podobało się na razie mieszkanie. Potem zaśmiał się.
    – Nie wiem, czarny może być? Uzgodniłem z projektantką, że chcę raczej zachować styl jak najbardziej minimalistyczny. Ewentualnym dodatkiem będzie poduszka albo dwie w jakimś kolorze na narożniku. Albo doniczka do sztucznego kwiatka – puścił jej oczko w geście porozumienia co do sztucznych roślin. – Ano, coś w tym jest – rozejrzał się po dość sporej przestrzeni. – Cieszę się, że przyszłaś. Z twoją pomocą na pewno szybko pójdzie – uśmiechnął się do niej. – Niedługo kończy mi się urlop i będę musiał wrócić do pracy, więc sobie za długo nie pomieszkam, ale jak już będę wracać… To nie tylko będą mnie witać gołe ściany i puste wnętrza. Ale coś tu będzie się działo. To znaczy, lepiej, żeby nic się nie działo, rozumiesz – zaśmiał się znowu. – No dobrze, proponuję zacząć od stolika do kawy, a potem od szafek w salonie. To jest to… i to… i to – wskazywał jej kolejne wydzielone miejsca, gdzie znajdowały się deski, śrubki, zawiasy i cała reszta potrzebna, aby powstał właściwi mebel. – Pokaż, co tam ze sobą przyniosłaś – Jason podszedł do skrzynki na narzędzia, przeglądając je.

    Jason

    OdpowiedzUsuń
  120. Rozgrzewka przed treningiem była zawsze dobrym pomysłem, dlatego kiedy Elaine wyszła z taką propozycją, Eve tylko kiwnęła głową z miną posłusznego szczeniaczka, a następnie zajęła bieżnię tuż obok niej i zaczęła ćwiczyć. Tak, widziała, że nikt się nie gapił, co wydawało jej się nie tyle dziwne, co po prostu... niecodzienne. Niecodzienne do tego stopnia, że aż czuła się nieswojo bez tych oceniających spojrzeń fałszywych koleżanek, które zawsze zdawały się biegać szybciej, robić więcej powtórzeń czy podnosić cięższe ciężary. Uch. Będzie jej naprawdę ciężko przyzwyczaić się do podobnego spokoju na siłowni.
    - To... dobry wybór - wymamrotała tylko krótko, po czym uruchomiła urządzenie. - I dzięki. Tak, chociaż i tak było mi głupio. Nawet jeśli nie miałam wyboru. Nie przywykłam do... no wiesz, stosowania przemocy.
    Nie mogła jednak pozbyć się tego denerwującego przeświadczenia, że musiała wypaść dobrze - że brak kondycji fizycznej był powodem do wstydu, tak samo jak niezdarny krok albo nieumiejętność rozciągania się w ten wyjątkowy seksowny sposób. Dlatego też, zamiast podążyć za poleceniem kobiety, jej 'delikatny trucht' szybko przemienił się w szybki bieg. Starych nawyków nie dało się tak łatwo wykorzenić. Eve czuła się zobowiązana do tego, by dać z siebie wszystko już na samym początku.
    - No... to długo już tutaj chodzisz? - zagadnęła ją niezobowiązująco.
    Minęło jakieś piętnaście minut, kiedy jej bieg wreszcie dawał się we znaki. Eve dosłownie słaniała się na bieżni i choć cały czas twardo wymachiwała nogami, ale tamte już nie uderzały z gracją o powierzchnię, a raczej latały na wszystkie strony, byle tylko się odbić i nadążyć.

    Eve

    OdpowiedzUsuń
  121. Domyślała się, że kwestionowanie tego, w jaki sposób Elane radziła sobie z trudnymi uczuciami, mijało się z celem, a Maille, choćby bardzo chciała, nie zawsze potrafiła trzymać rękę na pulsie. Wierzyła więc całą sobą, że rzucenie się w wir pracy było dokładnie tym, czego druga blondynka potrzebowała i nie domyślała się, że ta znajdowała się na skraju. Jak miałaby to zrobić, kiedy w ostatnim czasie tak rzadko się widywały, a właściwie nie robiły tego wcale? Kiedy jednakże wreszcie się spotkały i kiedy Maille życzyła przyjaciółce wszystkiego dobrego w Nowym Roku, a następnie się od niej odsunęła, spostrzegła wyraźne oznaki tego, co się działo. Może El nie miała słowem zająknąć się o swoim samopoczuciu, ale jej ciało zdradzało aż nadto. Ponieważ czy było to niemożliwe, czy szczupła dotąd Eagle faktycznie zgubiła jeszcze kilka kilogramów? Jej mocne kości policzkowe stały się jeszcze bardziej wyraziste, a same policzki zapadły się ku wnętrzu twarzy. Pod oczami widniały starannie zamaskowane makijażem, ale jednak wciąż widoczne sińce, a spojrzenie… Nie miało w sobie nic z dawnego blasku i nawet jeśli w jasnych oczach błyszczała jakaś iskra, to była niezdrowa, wręcz gorączkowa.
    Było jednak za późno na reakcję. Brama podjechała do góry, a Maille rozpoczęła swoją małą prezentację dotyczącą Tostmanii i tylko kątem oka zerkała na Elaine, chcąc wybadać w ten sposób to, jak ta zareaguje na widok food trucka.
    — Na dobry początek chcę zabrać Antoninę na randkę — doprecyzowała, tym samym dzieląc się z kobietą swoim pomysłem i spojrzała na nią wymownie. — Co będzie dalej, zobaczymy — dodała i odwróciła się przodem do furgonetki. Sunąc po niej wzrokiem, westchnęła ciężko, a potem powoli pokręciła głową.
    — Coraz częściej tęsknię za tymi czasami — zwierzyła się, nie odrywając spojrzenia od Tostmanii. — Ale nie wiem, czy poprzez powrót do sprzedawania tostów nie chciałabym wrócić do czegoś jeszcze — wyjaśniła i obróciwszy się przez ramię ku El, posłała jej smutny uśmiech i pomyślała o swojej mamie. — Ale! — zganiła samą sobie i klasnęła w dłonie. — Jak powiedziałam, randka. Chcę pokazać Tonii, czym się kiedyś zajmowałam, ale żeby to było możliwe, Tostmania wymaga gruntownego sprzątania — poinformowała i dłonią skinęła na przygotowany sprzęt.
    — To jak? Zakasujemy rękawy i bierzemy się do pracy? — zapytała, ponieważ rozmawiać mogły i podczas wielkiego szorowania, prawda?

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  122. Cieszył się, że dzieci weszły z nią w interakcje, a rozmowa z nimi pozwoliła jej za pewne przez moment nie myśleć o tym, jak bardzo ma ochotę zmiażdżyć jego jądra. Nie znał drugiej tak nieprzewidywalnej osoby jak Ell, wiedział więc, że może się po niej wszystkiego spodziewać i odetchnął z ulgą, kiedy ta nie zrezygnowała z pomysłu fundacji. Te dzieci naprawdę potrzebowały pomocy, a zaangażowanie na rzecz poprawy losu z pewnością pomogłoby także i samej Ell, przynajmniej w kwestii oderwania myśli od przeszłości i zamknięcia etapu związanego z Lucasem i jego córką.
    - Biorę na klatę cały twój gniew słonko – uniósł ręce do góry w geście poddania się – Mam jednak nadzieję, że oszczędzisz przy tym moje krocze, naprawdę przydaje mi się w życiu, zwłaszcza teraz, kiedy…- urwał w pół zdania, gryząc się w odpowiednim momencie w język. Jego bogate życie seksualne to z pewnością ostatnia rzecz o jakiej chciała słuchać Ell, zwłaszcza, że spotkali się tutaj w celu pomocy dla dzieci – Dostaniesz wszystko, czego tylko potrzebujesz. Oczywiście możesz też zatrudnić pracowników, którzy ci w tym pomogą. Jeśli chcesz, możesz objąć pomocą jeszcze więcej dzieciaków, wszystko jest tak naprawdę w twoich rękach, ja ogarniam tylko kwestie finansowe, masz w tym polu dość nieograniczone możliwości – uśmiechnął się, będąc odrobinę dumny z tego, że po tylu latach udało mu się zaangażować na rzecz pomocy innym, zwłaszcza, że jak dotąd jedyne czym się kierował to swoje przerośnięte ego i wrodzony egoizm – Czy dasz mi się teraz w końcu zaprosić na kawę, żeby spokojnie porozmawiać, czy dalej zamierasz mnie unikać? Naprawdę to już odpokutowałem, straciłem większość osób, na których naprawdę mi zależało, nie odwracaj się ode mnie i ty, nie miałem nic wspólnego z decyzjami Lucasa…- westchnął, wbijając w nią niemalże błagalne spojrzenie. Mógł liczyć na obecność wielu znajomych i przyjaciół wokół, świetnie się razem bawili i korzystali z życia, ale nikt nie był w stanie zastąpić w tym gronie ani Ell, ani tym bardziej Maille, nawet jeśli starał się to wypierać i wmawiać sobie, że nikogo nie potrzebuje do szczęścia i świetnie sobie radzi sam.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  123. [Witam się cieplutko! Przede wszystkim dziękuję za miłe słowa pod kartą Fabioli ♥ Chciałabym napisać, że pójdzie jej nienajgorzej, ale z moją mentalnością drama queen nie jestem tego taka pewna, niestety.
    Co do Elaine — jednocześnie bije od niej tak ogromny smutek, że aż ściska za serducho, i wielka siła. Coś niesamowitego.
    Chęci na wątek mamy zawsze, jednak z pomysłami trochę gorzej. Co powiesz na burzę mózgów? Zostawiam mail: kaszta.zlocisty@gmail.com :)]

    Fabiola

    OdpowiedzUsuń
  124. — Nie zapomnij, że jutro z samego rana masz zjawić się na śniadaniu z Sheppardem, jego syn koniecznie chce cię poznać, a to bardzo wpływowy człowiek. Po dwunastej umówiłam spotkanie w sprawie nowego kontraktu dla PUMY, a wieczorem… — Fabiola westchnęła ciężko, ze wszystkich sił starając się skupić na tym, co mówiła jej matka, jednak na próżno. Jej uwaga wyłączyła się gdzieś w połowie, pomiędzy cytowaniem rozkładu zajęć na jutrzejszy dzień, który i tak miała przecież co do minuty rozpisany w swoim kalendarzu, a narzekaniach na szofera, który po raz kolejny przyjechał o dwie minuty za późno.
    Bo przecież Veronica de Roos nie miała większych problemów. Jakże mogłaby mieć, skoro wszystkie zamiatała pod dywan tak skrupulatnie, aby przypadkiem jej nieskazitelny wizerunek na tym nie ucierpiał. Fabiola doskonale zdawała sobie z tego sprawę, bo — czy tego chciała, czy nie — po części również była takim właśnie problemem i gdyby nie to, że była dla swojej matki kimś w rodzaju kury znoszącej złote jaja, zapewne i jej by się pozbyła.
    — Tak, Veronico, pamiętam — blondynka mruknęła pod nosem, przeciągając usta szminką w bladoróżowym kolorze. Już dawno przestała nazywać kobietę mamą, na jej własne życzenie, oczywiście, bo uważała, że to ją postarza. Jakżeby inaczej. — Jestem już spóźniona. — rzuciła, mimo iż do przyjazdu taksówki miała jeszcze ponad pół godziny, po czym bez słowa pożegnania przerwała połączenie. Tego wieczoru miała ochotę dobrze się bawić i spędzić miło czas w towarzystwie przyjaciółki, a rozmowa z matką zdecydowanie nie nastrajała ją w taki sposób.


    — Olśniewająco pani wygląda, panienko de Roos — mężczyzna w szatni skłonił się lekko, kiedy Fabiola oddawała mu swój płaszcz. Krótka, dopasowana sukienka w kolorze szampańskiego złota z najnowszej kolekcji Diora lśniła subtelnie w blasku świateł, a lekko spływające na ramię blond loki eksponowały odsłonięte plecy, zdecydowanie pozwalając wyobraźni ludzi dookoła działać na najwyższych obrotach. — Zapraszam oraz życze dobrej zabawy.
    Fabiola skinęła głowę z lekkim uśmiechem, po czym niespiesznie przekroczyła próg głównej sali, w której odbywał się bankiet. Między jednym uderzeniem obcasa o marmurową posadzkę, a drugim, witała się z zaczepiającymi ją gośćmi pozdrowieniem czy uprzejmą wymianą zdań, mimo iż nie każdego kojarzyła. Nie miała jednak wyrzutów sumienia, bo domyślała się, że na podobnej zasadzie działało to także w drugą stronę — znali jej twarz z bilbordów i reklam czy gazet, ale niekoniecznie wszyscy wiedzieli, jak ma na imię. Tak działał show-biznes.
    Blondynka zatrzymała się przy barze, odbierając od jednego z kelnerów lampkę słodkiego różowego wina, po czym lekko oparła się o blat i omiotła tłum kłębiący się na sali szybkim spojrzeniem. Szukała twarzy, tej konkretnej, należącej do jej przyjaciółki, a kiedy w końcu ją dostrzegła, od razu uśmiechnęła się szeroko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — I kto to mówi? Z powodzeniem mogłabyś mnie zastąpić przed obiektywem. Przepięknie wyglądasz — blondynka odwzajemniła pocałunek, jednocześnie także delikatnie muskając ramię Elaine, po czym uniosła jedną brew ku górze. — Gdybym cię nie znała pomyślałabym, że naprawdę wolisz być tutaj, niż siedzieć ze mną w dresie na sofie przy pizzy i czekoladowych lodach. — roześmiała się, upijając niewielki łyk wina.
      Fabiola zdecydowanie bardziej wolałaby taki scenariusz na wieczór, co do tego nie było wątpliwości. Z racji zawodu nie mogła pozwolić sobie na tego typu odstępstwa od diety, bo przecież każdy dodatkowy centymetr w talii bez wątpienia byłby widoczny na zajęciach, jednak od czasu do czasu — czemu nie? Zwłaszcza, że pizza, konkretnie z rukolą i podwójnym serem, chodziła za nią od miesiąca.
      — A więc? Co zaplanowałaś na wieczór, moja droga? — Fabiola zerknęła kątem oka na kobietę, po czym uśmiechnęła się kącikiem ust, z rozbawieniem i odrobinę zawadiacko, dodając: — Poza rozpraszaniem uwagi wszystkich panów dookoła. A może nawet i pań.

      Fabiola

      Usuń
  125. Jason spojrzał na Elaine i uśmiechnął się do niej. To prawda, naprawdę się cieszył, że mógł oddać projekt specjaliście, który doskonale będzie wiedział, co robi. Jay miał też nadzieję, że wpisuje się w jakieś gusta projektantki, aby było jej łatwiej z tym projektem. No cóż, wiadomo, dobrze było czasami wychodzić poza swoją strefę komfortu i uczyć się nowych rzeczy, a tym samym rozwijać, ale Jasonowi zależało, aby projekt powstał szybko i był naprawdę dobry. I się udało. Nie miał pojęcia, czy dzielił podobne zdania w kwestii wnętrz z kobietą, która urządzała mu mieszkanie, ale ważne, że wyszło.
    – Hm… coś w tym jest – przyznał jej rację, zastanawiając się nad tymi dodatkami. – Minimalizm minimalizmem, ale wracanie do muzeum po ataku złodziei nie brzmi dobrze – stwierdził. Może Charlotte mu pomoże. I tak pewnie będzie tu częstym gościem, więc… a jej może pójdzie to lepiej? – Jasne, dobrze urządzone mieszkanie to jest ważna sprawa – potwierdził. Nie dopytywał jednak o jej narzeczonego. Pewnie wciąż mógł to być dla niej wrażliwy temat. No i zatem może sam nie powinien wspominać o Charlotte. El na pewno by się cieszyła z jego szczęścia, ale może też mógłby przywołać wspomnienia, które sprawiłby jej przykrość, a tego bardzo nie chciał.
    Jason podszedł do skrzyneczki i przyjrzał się temu, co w środku. No, elegancko!
    – Och, wiem, porządna wkrętarka to bardzo przydatna rzecz. Usprawnia i przyspiesza pracę. Bardzo się nam teraz przyda – powiedział i uśmiechnął się do przyjaciółki.
    Wszystkie potrzebne elementy już na nich czekały, więc nie musieli już tracić na to czasu. Jason podszedł do El i mogli rozpocząć zabawę. Ano, skręcanie mebli było taką zabawą dla Jasona. Samemu to nuda, ale we dwójkę? Nie dość, że pomoc zawsze się przyda, żeby praca poszła bez większych problemów, to jeszcze można była pogadać. I napić się piwa.
    I naprawdę szybko im poszło. Co prawda mebel nie był trudny do złożenia, ale dobrze było wiedzieć, że nie trwało to za długo i jeden z nich był już gotowy.
    Shaw uśmiechnął się zadowolony do Elaine.
    – Fantastycznie! Jesteś w tym naprawdę niezła – powiedział, a potem rozejrzał się po kolejnych małych strefach, w których leżały części do innych mebli. – Skoro lecimy z salonem, to zróbmy teraz tę szafkę – podszedł do wybranego miejsca. – Skoro nie potrzebujesz instrukcji, to jedziemy z tematem. Aha, a jak zgłodniejesz, to daj znać, zamówimy coś. O, jak złożymy stół. W następnej kolejności. Będziemy mogli od razu sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku – zaśmiał się cicho.

    Jason

    OdpowiedzUsuń
  126. Jason był naprawdę zadowolony, że tak sprawnie idzie im to składanie mebli. Co prawda Shaw w swoim życiu naskładał się wielu mebli, ale robienie tego z kimś zawsze było dla niego okazją do dobrej zabawy. Z El było dokładnie tak samo. Tym bardziej, że dziewczyna również lubiła to robić i wiedziała, jak to robić. Nim się obejrzeli salon powoli nabierał „kształtów”. Przestawał być pusty i taki… nieuporządkowany przez te miejsca z częściami do kolejnych szafek.
    Udało im się też złożyć stół. Krzesła przywieziono mu już w całości i wystarczyło je tylko dostawić. Jason uśmiechnął się do El z wdzięcznością, a potem dokończył swoje piwo. Poszedł do kuchni i przyniósł kolejne dwie butelki. Przy okazji wyczyścił stół, aby faktycznie mogli przy nim usiąść i zjeść. I, właśnie, chciał już pytać blondynkę, czy miała na coś ochotę i na co, kiedy to ona pierwsza zadała mu pytanie.
    – Nie, to nie praca, zdecydowanie nie praca – westchnął. – Masz dobre wrażenie, przepraszam, ale… głupio mi o tym mówić – przyznał i podał jej świeżo otwarte piwko. – Kiedy poszedłem na urlop, znalazłem ogłoszenie do pracy. W klubie poszukiwano pianisty, a że jestem w tym dobry, to się zgłosiłem. Wiesz, miało to być na chwilę, żeby się tak bardzo nie wynudzić w ten urlop… - zaśmiał się cicho, ponieważ przypomniało mu się, jak z El niedawno rozmawiali o pracoholizmie. – Tam poznałem właścicielkę tego klubu i… zaczęliśmy się spotykać. Już tam nie pracuję, jakby co – dodał szybko i spojrzał niepewnie na blondynkę. – Nadal się spotykamy i jest naprawdę… dobrze – przyznał i uśmiechnął się lekko. – Myślę, że to ona może mi pomóc z wyborem dodatków – dodał jeszcze.

    Jason

    OdpowiedzUsuń
  127. Cieszył się, że fundacja spełnia swoje zadanie i daje Ell dużo motywacji do działania, po ostatnich wydarzeniach zaczynał jednak poważnie obawiać się o jej bezpieczeństwo. Rodziny, które trafiały pod opiekę jego przyjaciółki były często mocno powiązane ze światem kryminalnym, co jednocześnie wiązało się z tym, że ona sama także może zostać wciągnięta przy okazji w jakiejś bagno.
    - Musimy poważnie porozmawiać - kilka dni po Wigilii pojawił się w jej barze, zawieszając płaszcz na jednym z wieszaków na zapleczu i przyciągając krzesło w kierunku stolika przy którym pracowała, a na którym wciąż leżały pomalowane przez uratowane dziewczynki kolorowanki - Nie możesz ryzykować własnym życiem, aby pomóc komukolwiek z fundacji, to kompletnie nieodpowiedzialne. Jesteś prezesem, twoje zadanie to spędzanie czasu za biurkiem i organizowanie dla tych dzieci jakiś wycieczek czy lokali zastępczych, nic więcej. Od spraw związanych z bezpieczeństwem od innych masz ludzi, których zatrudniłem, a jeśli to nie jest wystarczające, wystarczyło do mnie przyjść i zatrudniłbym kilku dodatkowych ochroniarzy, którzy mają doświadczenie w pracy w trudnych warunkach i są po skomplikowanych kursach w najlepszych jednostkach specjalnych - jęknął, od razu wyrzucając wszystko to, co go trapiło i co budziło jego obawy. Nie mógł długo usiedzieć na miejscu, był zdenerwowany i rozkojarzony, przez co wstał z krzesła i zaczął krążyć wokół własnej osi, starając się nie wybuchnąć i nie wpłynąć znowu negatywnie swoim zachowaniem na jego relację z Ell. Nie zniósłby, gdyby przez niego cokolwiek jej stało się, zwłaszcza, że miał już życie własnej siostry na sumieniu i mimo upływu wielu lat, wciąż nie był w stanie się z tym pogodzić Kompletnie nie pomyślał o tym, że Ell nie należy do osób, które potrafią bezczynnie siedzieć i wydawać polecenia zza biurka, mógł się domyślić, że ta będzie działać, niezależnie czy będzie to dla niej bezpieczne, czy nie.
    - Naprawdę się cieszę, że angażujesz się na rzecz działań w tej fundacji i że sprawia ci to przyjemność, ale musisz nauczyć się trochę egoizmu i zacząć myśleć także o sobie. Uda się raz, drugi, trzeci, ale kolejnej szansy może już nie być. Jeśli tak bardzo kochasz adrenalinę, to zapisz się na jakieś skoki ze spadochronu czy nurkowanie z rekinami, tam przynajmniej masz cokolwiek, co mimo adrenaliny i tak zapewnia ci bezpieczeństwo - westchnął, teatralnie przewracając przy tym oczami. Domyślał się, że Ell tak czy inaczej postawi na swoim i pewnie niewiele wskóra swoim działaniem, ale bywał równie uparty, jak ona i nie zamierzał zbyt szybko się poddać, zwłaszcza, że w grę wchodziła obawa o jej zdrowie i życie.

    Blejsik

    OdpowiedzUsuń
  128. Zaskoczyła go jej reakcja, nie spodziewał się, że podejdzie do tego wszystkiego z takim spokojem i opanowaniem, zwłaszcza, że bywała równie temperamentna, jak on. Co prawda ucieszył się, że nie oberwał w głowę długopisem, albo nie dostał kopniaka w krocze, jak podczas ich pierwszego spotkania, ale z dwojga złego wolałby już to, niż dodatkowe zmartwienie i obawa o to, czy Ell nie przechodzi właśnie jakiegoś etapu depresji.
    - To wszystko? Nic więcej? Nie masz do mnie pretensji o to, że mówię ci, jak masz pracować i co masz robić? Nie walniesz mnie w głowę za to, że zamierzam dać ci dodatkową ochronę? Na pewno wszystko z tobą dobrze? - uniósł pytająco brew, wpatrując się w nią z troską wymalowaną na twarzy - Zazwyczaj zamierzasz mnie na dzień dobry udusić, albo wyobrażasz sobie, jak moje zgrabne nogi i wysportowane ciało, którego wszyscy inni mogą mi tylko pozazdrościć, głównie przez moją piękna twarz, gotują się właśnie w jakimś diabelskim kotle - dodał, wyjaśniając tym samym swoją reakcję na jej słowa. Wyglądała w porządku, nie była blada, zmęczona czy zaniedbana, jej oczy nie były przekrwione i mokre od płaczu, ale mimo wszystko wolał dmuchać na zimne i mieć pewność, że jego pomysł z fundacją nie osiągnął jednak odwrotnego efektu od tego, który zakładał na początku.
    - Ryzykować to można inwestując pieniądze na giełdzie, a nie biegając z bronią po mieście - westchnął, bo sam nijak nie wyobrażał sobie, że mógłby zachować zimną krew w sytuacji, kiedy jego życie byłoby jakkolwiek zagrożone, lub gdyby musiał kogoś obronić - Nie wątpię, że jesteś wysportowana, widać to zresztą na pierwszy rzut oka, choć mogłabyś zdjąć koszulkę, żebym stwierdził, czy się nie mylę, ale jacyś zbrodniarze, a ty, to mimo wszystko wciąż jak kamień kontra maczeta - gestem wskazał na różnice, jaka dzieli ją, a ludzi z którymi próbuje walczyć - Nie rób takiej miny, nie przekupisz mnie tym, nie wiesz co robisz i w tej kwestii nie mogę ci zaufać. Nie wiem, gdzie byłaś w kolejce, kiedy przy tworzeniu ludzi rozdawali instynkt samozachowawczy, ale normalnie sprawami, które ty chcesz sobie brać na głowę, zajmują się ludzie, którzy pracują w FBI, CSI, albo jakiejś marynarce wojennej czy innych jednostkach, których nie znam, bo nigdy nie uważałem na lekcjach - wyjaśnił, nadal obstawiając przy swoim i upierając się, aby skorzystała z ochrony i nie pakowała się więcej w niepotrzebne kłopoty, zwłaszcza, że w jego opinii gra nie była warta świeczki i nie powinna ryzykować własnym życiem, nawet jeśli miałaby kogoś dzięki temu uratować.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  129. Ciekawiło ją, o jakich wypadkach wspominała El, jednak nie była na tyle wścibska, by męczyć ją pytaniami. Wypadki z natury były nieprzyjemnymi wydarzeniami i większość ludzi nie chciała do nich wracać, a już zwłaszcza nie podczas przyjemnego popołudnia na siłowni. Eve zauważyła też ciche westchnienie koleżanki, które zinterpretowała jako wyraz zmęczenia czy też swego rodzaju zasmucenia przeszłością. Czuła więc, że drążenie jej dziury w brzuchu było jak najbardziej nie na miejscu. Uśmiechnęła się więc delikatnie, jakby pocieszająco w kierunku dziewczyny.
    - Dobrze, że udało ci się dojść do siebie - skomentowała. - Pewnie dużo cię to kosztowało.
    Sama nigdy nie uczestniczyła w wypadku ani też nie borykała się z problemami zdrowotnymi. Było to ogromne szczęście, ponieważ mimo posiadania rodzinnej fortuny, choroby nie omijały nikogo, a zdrowia nie dało się kupić za żadną cenę. Owszem, posiadanie sześciu zer na koncie zdecydowanie ułatwiało sprawę, zapewniając dostęp do najlepszych lekarzy i innych specjalistów, ale koniec końców przecież wszyscy umierali tak samo.
    Eve faktycznie nie przyszło do głowy, że Elaine mogła być matką, jednak nie należało oceniać książki po okładce. Niektóre rodzicielki przecież prowadziły bary, potrafiły się bić i przy tym wyglądały bardzo kobieco. Nie trzeba było nosić wiecznie nieułożonych włosów, wolny czas spędzać na pieczeniu babeczek i nie posiadać innych tematów poza swoimi pociechami, by nazywać się matką. To nie dwudziesty wiek. Eve zwyczajnie nie myślała takimi kategoriami i też średnio przejmowała się tym, kto miał ile dzieci. Była młoda i dopiero co wkraczała w dorosłe życie, a zatem płodzenie potomstwa i wszelakie tematy związane z dziećmi z pewnością nie leżały w zakresie jej zainteresowań. Patrząc na Elaine, nawet nie zastanawiała się nad tym, czy była czyjąś mamą.
    Cóż, to z pewnością nie było rozsądne posunięcie. Jeszcze chwila, a nie utrzymałaby tempa i wybiłaby sobie zęby, upadając twarzą w dół na bieżnię. Jej duma była jednak zbyt ogromna, by poddała się bez walki, dlatego zrezygnowała dopiero, kiedy El ściągnęła ją z urządzenia. A gdy to nastąpiło, jej nogi straciły połączenie z resztą ciała, nieprzyzwyczajone do tego, że ziemia pod nią wcale się nie ruszała, a przez to tylko cudem nie runęła na podłogę. Musiała wyglądać jak siedem nieszczęść. Co za wstyd!
    - Oj, nie. Wszystko... w najlepszym porządku... - wymamrotała, gdy przed jej oczyma krążyły teraz czarne plamki - Spokojnie... nie... nie umieram... tylko... co za wstyd - wyszeptała, przejmując od niej mokry ręcznik.
    Brawo, Eve.Chciałaś wyglądać tak fantastycznie, a wyglądasz jak ofiara losu. Jak zwykle, do jasnej cholery! Była na siebie naprawdę wściekła. Jeśli wcześniej nikt nie zwracał na nią uwagi, tak teraz robił to absolutnie każdy. Wszystkie wścibskie oczy zwrócone w jej stronę! Gdyby nie była już wystarczająco czerwona, zapewne teraz jej policzki mocno by się zarumieniły. Nienawidziła tego uczucia, dlatego też skłoniła głowę, by nie zwracać uwagi na pozostałych ćwiczących. Miała wrażenie, że jej mięśnie dosłownie się spalą, dlatego kiedy Elaine zaproponowała ćwiczenia siłowe, tylko nerwowo przełknęła ślinę, wciąż nie panując nad swoim oddechem.
    - Na ręce? Och tak... dobry... dobry pomysł - Spojrzała na nią w wyraźnie zbolały sposób.


    Eve

    OdpowiedzUsuń
  130. Irlandka jeszcze nie wiedziała o fundacji. Ostatnio miała ograniczony kontakt z Elaine, a Blaise, cóż… Od czasu ich ostatniej kłótni blondynka się z nim nie kontaktowała i daleka była od przetrząsania mediów społecznościowych, czy też portali plotkarskich w poszukiwaniu najnowszych informacji oraz plotek o Ullielu. Może i mężczyzna wspominał jej co nieco o swoim pomyśle tuż po tym, jak obydwoje dowiedzieli się o śmierci Clarissy, lecz od tamtej pory minęło zbyt wiele czasu, by Maille dobrze to pamiętała, a już na pewno nie wiedziała, czy ten pomysł wypalił, czy może jednak spełzł na niczym. Na pewno jednakże miało jej się nie spodobać to, że Blaise działał i nie pytał nikogo o zdanie, a już tym bardziej o zgodę. Nie lubiła tego, czy to w kontekście swoim, czy kogokolwiek innego i podejrzewała, że był to jeden z czynników – jeśli nawet nie główny czynnik – odpowiadający za to, że już nie potrafiła dogadać się z panem prezesem.
    O Elaine z kolei należało zadbać, choć Creswell zdawała sobie sprawę z tego, że będzie to trudne i że pomoc była ostatnim, czego Eagle oczekiwała od któregokolwiek ze swoich przyjaciół. Jednocześnie Irlandka nie chciała z niczym jej się narzucać, ani też wchodzić z buciorami do życia przyjaciółki, ale… Czasem nie można było inaczej, prawda?
    — Na pewno nie zaproszę cię na tę randkę w charakterze przyzwoitki, ale może… Chciałabyś do nas dołączyć? — spytała, siląc się na to, by w tonie jej głosu nie było zbyt wiele rozbawienia. Aż za dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że w innych okolicznościach ten scenariusz jak najbardziej miał prawo się spełnić, przynajmniej jeśli chodziło o samą Elaine, więc celowo jak najdłużej starała się zachować powagę, nim wreszcie zaśmiała się wesoło.
    — Tak, tak, gotowanie to obowiązkowy punkt programu — zgodziła się z przyjaciółką i widząc, że ta zakasała rękawy, sama wzięła się do roboty. Otworzyła food trucka, a później sama zagarnęła niezbędne do mycia przybory. Garaż zostawiła otwarty; zarówno temu wnętrzu, jak i samej Tostmanii miało przydać się wietrzenie, a gdyby zrobiło się zbyt chłodno, bramę zawsze można było częściowo przymknąć, tak aby świeże i zimne powietrze napływało do środka z mniejszą intensywnością.
    Wyprostowała się i uniosła głowę, kiedy Elaine śmiało oznajmiła, że Creswell nie powinna wracać do Tostmanii. Mocno zbiło ją to z tropu i w pewien sposób zaniepokoiło; jakiś niewygodny ciężar ulokował się za jej mostkiem, w tym charakterystycznym miejscu potocznie zwanym dołkiem, kiedy z napięciem przypatrywała się przyjaciółce, czekając na to, co ta chciała powiedzieć.
    — Ja… ja… — zająknęła się, kiedy już usłyszała, o co chodzi i żeby nieco się opanować, potrząsnęła głową. — Nad twoim barem? — powtórzyła i spojrzała na El spod zmarszczonych brwi. — Jak to, nad twoim barem? Jest tam wolny lokal? — zaczęła dopytywać, a sprzątanie food trucka od razu zeszło na dalszy plan.
    Nie od dziś najbliższe jej osoby wiedziały, że Maille nieśmiało przymierzała się do otworzenia czegoś swojego. Chętnie mówiła o tym na głos jeszcze przed swoim wyjazdem z Nowego Jorku i śmiercią mamy, ponieważ kiedy wróciła, odruchowo może nie tyle przekreśliła te plany, co odsunęła je od siebie i nie zamierzała ku nim sięgać. Stąd propozycja Elaine wywołała u niej niemały szok, a także pewien dyskomfort – Maille niemalże czuła, jak ta nieoczywista propozycja łapie ją za fraki i wywleka z bezpiecznej strefy komfortu.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  131. Jason odetchnął z ulgą, widząc uśmiech na twarzy El. Pewnie nie było jej łatwo o tym słuchać. Może i nie nienawidziła teraz wszystkich zakochanych i nie była smokiem, który ich pożerał, to jednak… sama była zaręczona i to dość niedawno. Nie chciał jej sprawiać przykrości swoim szczęściem. Co innego mówić, a co innego odczuwać. Jason wiedział, że kobieta naprawdę cieszy się jego szczęściem, ale domyślał się, że jej nadal nie jest łatwo po odejściu narzeczonego. Cokolwiek się miedzy nimi wydarzyło, rzecz jasna, tego Jay nie wiedział. Nie chciał też, aby blondynka czuła się niezręcznie. Shaw nie zamierzał jej tu teraz trajkotać, że on i Charlotte randkowali i ogólnie było świetnie. Postanowił się wstrzymać.
    – Nie wiem, czy coś z tego będzie – powiedział. – Ale jest dobrze póki co, dogadujemy się i świetnie spędzamy ze sobą czas. Jestem dobrej myśli, ale nie chcę zapeszać – uśmiechnął się.
    No, to była prawda. Charlotte naprawdę zawróciła mu w głowie i liczył po cichu, że może faktycznie będzie z tego coś więcej niż randki i seks.
    Jason uśmiechnął się i stuknął butelką o jej butelkę. Wziął kilka łyków. Był wdzięczny, że El cieszyła się wraz z nim. Kobieta była dla niego ważna, była jego przyjaciółką, z której zdaniem się liczył. Kto wie, może i ona, i Charlotte wkrótce się poznają?
    – Nie zamierzam teraz brać więcej lotów niż muszę, serio – zaśmiał się, kiedy Elaine mu pogroziła. – Będę za nią, za Charlotte, bardzo tęsknić, gdy będę w pracy. Och, taki tam standard – machnął ręką i znów się zaśmiał.
    Mógłby powiedzieć o Chrlotte coś więcej, ale chyba na razie nie miało to sensu? Chyba? Nie wiedział, czy mógł i właściwie… co mógłby powiedzieć. Że była odnalezioną córką miliarderów? No, to już jakaś informacja, która El nawet mogłaby przypisać do konkretnej osoby, jeśli jako tako śledziła media czy tam plotki. On sam nie wiedział i dopiero po poznaniu bliżej Charlie wpisał jej nazwisko w wyszukiwarkę. Tak, to było dziwne, ale na szczęście Charlotte nie miała mu tego za złe.
    – No dobrze, nie wiem jak ty, ale ja zgłodniałem. Na co masz ochotę? Pizza, sushi, makaron, burgery? – zaczął wymieniać, jednocześnie biorąc do ręki telefon. – A może jeszcze coś innego?

    Jason

    OdpowiedzUsuń
  132. Nawet jeśli Maille podejrzewała, że Elaine od czasu do czasu pakowała się w kłopoty, to raczej nie podejrzewała, że kłopoty te były wyposażone w broń palną. Z drugiej strony, odkąd dowiedziała się, w jakich okolicznościach zginęła Clarissa, coraz częściej dopuszczała do siebie myśl, że Eagle mogła mieć całkiem spore pojęcie o tym nowojorskim świadku, z którym sama Creswell wolała nie mieć do czynienia i do którego świadomie nie zaglądała. Po pierwsze dlatego, że najzwyczajniej w świecie się bała, a po drugie i przede wszystkim dlatego, że ze swoim sercem na dłoni i nieopisaną uczciwością nie nadawała się do robienia brudnych interesów. Aż za dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że była ostatnią osobą, która poradziłaby sobie z jakimkolwiek złoczyńcą. Ani nie potrafiła się bronić, ani kłamać w żywe oczy, ani też nie mogła niczego zaoferować w zamian… Czasem niewiedza była błogosławieństwem i tego Irlandka się trzymała, choć nie powstrzymywało jej to przed martwieniem się o Elaine.
    Spłonęła rumieńcem, kiedy przyjaciółka wytknęła jej tą niewinność i nie starała się zaprzeczać, że wcale tak nie było. Tak jak jednakże się zarumieniła, tak też z pewnym zadowoleniem uśmiechnęła się pod nosem, a że nie miała nic konkretnego do powiedzenia, to skupiła się na rozplanowaniu porządków i nawet zaczęła coś tam wycierać. Nie trwało to jednakże długo, ponieważ Eagle zaskoczyła ją swoją propozycją i teraz trzydziestolatka uparcie wpatrywała się w przyjaciółkę, ponieważ kiedy pierwsze zaskoczenie minęło, oczekiwała wyjaśnień.
    — Masz lokal nad barem, za który wpłaciłaś zaliczkę? — powtórzyła za nią zduszonym głosem i zacietrzewiła się, kiedy na usta Elaine wypłynął ten szeroki, pełen zadowolenia uśmieszek. — Czemu czuję się tak, jakbyś zastawiała na mnie pułapkę? — jęknęła z wyrzutem i rozrzuciła na bok ręce. — Nie! Ja już jestem w pułapce! — zawołała i złapała się za odzianą w czapkę głowę, nie zważając na to, że w jednej ręce miała wilgotną szmatkę. W tejże pozycji zamarła na kilka uderzeń serca i czuła przy tym, jakby jej własne miało zaraz wyskoczyć z piersi. W takich momentach zawsze panikowała, ponieważ dla niej to nie była tylko propozycja. Oczami wyobraźni już widziała, jak rzuca wszystko i urządza się w tym lokalu, co było bardzo stresującą wizją, ale jednocześnie również przyjemną.
    Wiedziała, że nie może myśleć w ten sposób – tak, jakby niewinna propozycja Elaine była równoznaczna z drastyczną zmianą w życiu Creswell, która już się ziściła. Dlatego przymknęła powieki i parokrotnie odetchnęła głęboko, aż wreszcie odsunęła ręce od głowy i rozchyliwszy powieki, utkwiła spojrzenie w przyjaciółce.
    — Pomyślę o tym. I chcę obejrzeć ten lokal — zdecydowała, choć głos drżał jej nieznacznie. — Nie możesz składać mi takich propozycji! — uniosła się jednakże zaraz i na tyle było z jej wcześniejszego uspokojenia się. — Wiesz, że ja już przeżywam to, jak dam szefowi wypowiedzenie? Jak ja to zrobię? I jak udźwignę prowadzenie własnej knajpki? Wiesz, wiesz, wiesz?! — rzuciła, poniekąd mając ochotę szarpać włosy z głowy, ale zamiast tego roześmiała się nerwowo.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  133. Jason roześmiał się, kiedy El uznała, że może wypić za dobre myśli Shaw na temat jego relacji z Charlotte. No, i jak miałby się nie przyjaźnić z Elaine? Za bardzo ją cenił, za bardzo jej ufał, za bardzo go wspierała. To było bardzo miłe.
    Znów się napił, a potem usiadł na krześle. Spojrzał na przyjaciółkę.
    – Ja właściwie znam tę moją Charlotte i jeszcze jakieś ze szkoły… ale jej nazwisko jest dość znane. Nazywa się Ulliel – przyznał i napił się. – Ja tam nie śledzę życia „śmietanki towarzyskiej” Nowego Jorku, ale co nieco poczytałem, kiedy zacząłem się z nią spotykać. Ja wiem, to nieładnie i do dzisiaj mi z tym głupio, ale na szczęście Charlie nie była na mnie o to zła.
    No, było dziwnie, ale na szczęście dziewczyna nie obraziła się o to ani nie krzyczała na niego. Cóż, ale i tak nie zamierzał kopać głębiej, wolał poznać Charlotte samemu i samemu sprawdzić, czy warto ciągnąć tę znajomość. Media i tak przekłamywały.
    – Oczywiście, za tobą przecież też będę tęsknić – posłał jej szeroki uśmiech. – Z kim będę dyskutować o sztucznych kwiatkach i materacu w gabinecie w miejscu pracy?
    No tak, jego praca była inna i trudno było nieraz nie spać w samolocie. Ale El? No, na pewno było jej ciężko, ale trudno ją winić.
    – I na piwo trzeba też z kimś iść – dodał jeszcze, a potem spojrzał w telefon, aby poszukać kuchni azjatyckiej. – O mnie się nie martw, zawsze zamawiam dużo – uśmiechnął się pod nosem.
    Po ustaleniu co dokładnie chcieli zjeść, Jay złożył zamówienie. Od razu zapłacił, a potem znów wziął kilka łyków piwa. Był zadowolony, ponieważ jego mieszkanie naprawdę nabierało kształtów.
    – A propos tych sztucznych roślin… ja to chyba sobie jakieś sprawię. Zielenina zawsze coś dodaje, nie? Czy nie? Nie mówi się tak? – spojrzał na El z jedną uniesioną brwią.

    Jason

    OdpowiedzUsuń
  134. [Cześć. Miałam trochę obaw, czy prawie pornograficzny wizerunek to dobry pomysł, ale tych tatuaży nie mogłam sobie odpuścić – coś za coś, haha. Karta Elaine jest świetnie napisana, zwłaszcza końcówka pozostawia niedosyt, poza tym uwielbiam zielony <3 Na wątek jak najbardziej reflektuję. Mam nawet pomysł, tylko nie wiem, czy Elaine jest typem osoby, która aż tak przejmuje się nieznajomymi – Quaya mogłaby trochę przesadzić z alkoholem i przysypiać gdzieś w barze niedługo przed zamknięciem. Elaine mogłaby się nad nią zlitować i pomóc dotrzeć jej do domu, albo spróbować trochę ją ogarnąć.]

    Maïa Quabedeaux

    OdpowiedzUsuń
  135. [Uf, nie tylko ja dałam się zauroczyć :D Skoro Quaya jest w Nowym Jorku już od roku, to mogłaby wpadać co jakiś czas do baru i przy okazji wymienić parę zdań z Elaine, więc nasze bohaterki by się kojarzyły. Zaczynać/zaczynasz?]

    Maïa Quabedeaux

    OdpowiedzUsuń
  136. Maille wiedziała to wszystko. Widziała, że była niewinna i że to z tego względu Elaine chciała ją chronić przed całym złem tego świata, ale choćby Eagle stawała na głowie, nie mogła stworzyć tarczy odpornej na każdy atak. Prędzej czy później któryś z ciosów miał dosięgnąć panny Creswell. Działo się tak w przeszłości i miało to mieć miejsce również w przyszłości, niezależnie od starań jej bliskich. To jednakże, że Elaine chroniła Irlandkę przed samą sobą i ciągnącymi się za nią kłopotami, zdawało się przez długi czas umykać blondynce. Dopiero sprawa Clarissy sprawiła, że trzydziestolatka szerzej otworzyła oczy i nieśmiało wychyliła się ze swojej bańki.
    Teraz jednakże jej głowę zaprzątały inne sprawy. Maille wpatrywała się w przyjaciółkę, której stoicki spokój gasił jej własne rozgorączkowanie. Eagle roztoczyła przed nią wyjątkowo kuszącą wizję. Creswell zawsze po cichu marzyła o otwarciu własnego lokalu, ale bała się, że ją to przerośnie. Tymczasem wynajęcie pomieszczenia bezpośrednio nad barem Elaine oznaczało, że zawsze będzie mogła liczyć na wsparcie przyjaciółki i będzie ją miała blisko siebie również na polu biznesowym, to z kolei wiązało się z poczuciem bezpieczeństwa, którego blondynka nie doświadczała, myśląc wcześniej o porwaniu się na własny interes inny, niż prowadzenie food trucka.
    — A możemy umówić się na jutro? — dopytała, kiedy już serce szalenie tłukące się w piersi wróciło do swojego zwyczajowego, znacznie spokojniejszego rytmu. Blondynka była zaskoczona, ale zaskoczeniu temu zaczynało towarzyszyć coraz więcej emocji, a także silne przeświadczenie o tym, że pomimo przerażenia, był to doskonały moment, żeby chwycić przysłowiowego byka za rogi i zmienić coś w swoim życiu. Taka zmiana zawsze wiązała się z dyskomfortem, ale Maille bynajmniej nie chciała tkwić w miejscu.
    — Zaskoczyłaś mnie. Bardzo mnie zaskoczyłaś — odezwała się spokojniej i powoli pokręciła głową, a potem, kiedy Elaine powiedziała o chęci posiadania jej blisko, Creswell uśmiechnęła się szeroko. Te słowa sprawiły, że trzymaną w dłoni szmatkę rzuciła na podłogę i podeszła do przyjaciółki po to, by mocno ją uścisnąć. Po chwili odsunęła się na odległość wyprostowanych rąk, a dłonie wsparła na ramionach drugiej blondynki.
    — Zaskoczyłaś mnie i jestem poniekąd przerażona, ale… — urwała, a jej wargi rozciągnęły się w promiennym uśmiechu. — Podoba mi się ten pomysł. Podoba mi się, że nie miałabym być w tym wszystkim sama i że będziesz tuż obok. Słyszysz mnie? — zaśmiała się. — Że będziesz tuż obok. Nie, że byłabyś — zachichotała i pokręciła głową, lecz zaraz spoważniała i przymrużywszy powieki, spojrzała na Elaine. — Ale to nie oznacza, że już się zgadzam! — zastrzegła. — Najpierw muszę wszystko pooglądać, dobrze?

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  137. [Dobrze, myślę, że gdzieś w okolicach weekendu uda mi się wysłać początek.]

    Maïa Quabedeaux

    OdpowiedzUsuń
  138. Nie podobało mu się to, co zobaczył i nie potrafił zrozumieć jakim cudem Lucas naraził swoją ukochaną na takie niebezpieczeństwo. Nie dość, że teraz zniknął bez słowa i zostawił całe to bagno na jej głowie, to już wcześniej zatruwał jej życie i nie potrafił o nią należycie zadbać. Traktował Blacka niczym swojego brata, ale w obliczu obecnych wydarzeń cieszył się, że ten zniknął i choć nie życzył mu śmierci, miał nadzieję, że ten nigdy więcej nie pojawi się już w Nowym Jorku i nie wniesie na nowo do życia Eagle mnósto chaosu i głupich gierek, które stanowiły zagrożenie dla jej życia i bezpieczeństwa.
    - Dlaczego zawsze muszę się o wszystkim dowiadywać na końcu po fakcie? – jęknął, niepewnie podchodząc bliżej i bardzo delikatnie dotykając największą z jej blizn – Twój związek z Lucasem przyniósł ci jedynie wielkie pasmo rozczarowań i niepotrzebnego cierpienia, gdziekolwiek teraz jest, niech go szlag trafi – warknął, głośno i wprost wyrażając swoje aktualne zdanie na temat mężczyzny, którego niegdyś uważał za naprawdę bliskiego przyjaciela – Ta sytuacja nie sprawia, że czuję się spokojniejszy, wręcz przeciwnie. Nie powinnaś aż tak ryzykować, za bardzo się zaangażowałaś, nie podoba mi się to i nie mogę ci na to pozwolić – pokręcił zrezygnowany głową, szukając przy okazji jakiegoś rozwiązania i na tyle silnych argumentów, aby wybić jej dalsze pomaganie innym kosztem własnego bezpieczeństwa i zdrowia – Po prostu…ja po prostu nie zniósłbym, gdyby cokolwiek ci się stało przez to, że wymyśliłem dla ciebie tą głupią fundację…- westchnął ciężko, zamykając przy okazji Eagle w niedźwiedzim uścisku. Czuł wewnętrzną potrzebę troski o przyjaciółkę i zadbania o jej bezpieczeństwo, nawet jeśli jej samej nie do końca się to wszystko podobało i nie zamierzała zgodzić się na dodatkową ochronę. Nie odzywał się przez kilka minut, wsłuchując się przy okazji w nierówne bicie serca przyjaciółki i wdychając charakterystyczny zapach jej perfum. Black zdecydowanie nie doceniał tego, co ma i był kompletnym idiotą, skoro wyjechał bez słowa i zostawił kobietę, którą niby kochał z ogromnym bagażem doświadczeń i syfem, którego nikt oprócz niej nie zamierzał za niego posprzątać.
    - Co mam zrobić, żebyś przejęła ode mnie choć połowę mojego egoizmu? – uniósł pytająco brew, utrzymując z nią przez cały czas kontakt wzrokowy i delikatnie głaszcząc ją po policzku – Jak mam cię chronić, skoro nie chcesz mi na to pozwolić? – dodał, opuszczając głowę niżej, tak, że ich czoła właśnie się ze sobą stykały, a ich usta dzieliły zaledwie milimetry. Nawet nie wiedział kiedy, odruchowo po prostu zaczął ją powoli i delikatnie całować, działając pod wpływem chwili i nie zważając na żadne konsekwencje, jakie mogło nieść za sobą tak nieodpowiedzialne i nieadekwatne do chwili zachowanie.

    Uppppssss

    OdpowiedzUsuń
  139. Zapach na zewnątrz był okropny; wilgoć wzmacniała woń zanieczyszczonego powietrza o nutę stęchlizny i odór odpadków. Miasto skąpane było w brudnym półmroku, zatłoczone jak zwykle, i brunetka przypomniała sobie coś, co usłyszała zaraz po przyjeździe – „Nowy Jork można jedynie kochać lub nienawidzić”. Nadal pamiętała zduszone prychnięcie, który wywołał w niej ten banał, a jednak, bardzo niechętnie, musiała przyznać jego autorowi przynajmniej odrobinę racji. Wielkie Jabłko bywało koszmarem, gdy śpieszyła się do pracy, było nim także później, gdy powrót do domu ciągnął się w nieskończoność, a powietrze było siwo-szare i gryzące od smogu, ale musiała przyznać, że potrafiło ją ująć w najmniej oczekiwanym momencie.
    Tłok w barze, charakterystyczny dla piątkowego wieczoru, nie był żadnym zaskoczeniem, a jednak przez kilka sekund po przekroczeniu progu wahała się, czy nie zmienić planów. Wśród możliwości trudno jednak było o wystarczająco dobrą alternatywę; po całym dniu na nogach bezcelowe szwendanie się po mieście nie wchodziło w grę, powrotu do mieszkania też nie brała pod uwagę – współlokator zapewne uskuteczniał zapowiedzianą wcześniej randkę i choć przecież nie bronił jej wracać, instynkt podpowiadał jej, że nie chciała być w pobliżu sercowych podbojów Tony’ego.
    Przeczesała ręką wilgotne od mżawki włosy, rozglądając się badawczo po pomieszczeniu, i zsunęła z siebie bordowy płaszcz. Przerzuciła okrycie przez przedramię, po czym ruszyła w stronę okupowanego przez klientów kontuaru. Z każdym kolejnym krokiem zapuszczała się coraz bardziej w głąb pomieszczenia, jednak skupisko przy barze wcale się nie przerzedzało. Po chwili oczekiwania postanowiła nieelegancko wcisnąć się między dwóch przysadzistych mężczyzn w skórzanych kamizelkach. Ku jej zaskoczeniu, gest nie wywołał negatywnych reakcji. Właściwie, trudno było w ogóle mówić o reakcji, bo żaden z nieznajomych nie drgnął ani nie zaszczycił jej nawet spojrzeniem. Być może nie tylko jej miniony tydzień dawał się we znaki. Zachęcona brakiem sprzeciwu, brunetka pochyliła się nieco do przodu i pomachała do barmanki. Na początek zamówiła piña coladę, z którą zaszyła się pod ścianą. Zazwyczaj wdawała się w niezobowiązujące pogawędki, starając się naśladować otwartość Nowojorczyków, gdyż dzięki temu niejednokrotnie udawało jej się poznać ciekawych ludzi. Jednak tym razem odpuściła sobie towarzystwo. Przygryzając wargę, przeglądała zawartość swojego telefonu. Ojciec opublikował artykuł i choć o chemii miała blade pojęcie, chłonęła jego treść z nieproporcjonalnym do braków w wiedzy zaangażowaniem. Przebiegło jej przez myśl, że wszystko to jest niezwykle dziwne, skoro zamiast do niego zadzwonić, woli przeglądać jego pracę naukową, z której niewiele rozumie, ale nonszalancko zignorowała tę myśl.
    Dwa mojito, kilka shotów i kieliszek wina później, nadal wpatrywała się w telefon spod zmrużonych oczu, prawie leżąc na stoliku, z ręką przerzuconą przez blat i palcami wplątanymi w zmierzwione włosy. Dopiero pojawienie się znajomej postaci wyrwało ją z alkoholowego odrętwienia. Uśmiechnęła się niemrawo do blondynki, prostując z ociąganiem.
    – Elaine, cześć. Co słychać? – wymamrotała, mrugając kilkukrotnie. Dopiero teraz spostrzegła, że bar zupełnie opustoszał. – Która godzina?

    Maïa Quabedeaux

    OdpowiedzUsuń
  140. Jason również cenił sobie przyjaźń z El. Naprawdę świetnie się dogadywali, choć nie znali się przecież długo. Z czego właściwie większość czasu Jay pracował, więc nie mieli okazji do spotkań. A może to właśnie o to chodziło? Rzadko kiedy się widywali i nie mieli czasu, aby się tak na poważnie pokłócić? Shaw w to wątpił z prostej przyczyny – za bardzo dobrze się z nią bawił, kiedy byli razem.
    Kiedy wspomniał o nazwisku swojej dziewczyny, zaobserwował, że Elaine dziwnie zareagowała. Jason uniósł brew wyżej, patrząc jak jego przyjaciółka posyła mu takie dość niecodzienne spojrzenie, jak mruczy pod nosem „cholera”, jak chichocze dziwnie. Wyraźnie coś było nie tak i Jay już chciał się o to zapytać, gdy El sama przyznała, że zdążyła już poznać Charlotte. On sam jednak nie dał rady wcisnąć jakichś swoich trzech groszy, ponieważ przyjaciółka uznała, że coś zielonego by się przydało w mieszkaniu. Jay poczuł się nieco zagubiony. Blondynka zachowywała się nieswojo.
    Wyznanie Elaine było trochę zaskakujące. Nowy Jork był mały, okej? Nie było co się oszukiwać, Shaw zdążył się o tym już przekonać.
    – Charlotte nie przepada za swoim bratem. Podobno to on nie potrafi się… otworzyć na normalną rozmowę – powiedział spokojnie, wciąż patrząc na El. – Pewnie wynika to z faktu, że Charlie jest cudownie odnalezioną siostrą, nie miał z nią kontaktu i tak dalej. Ale ona niewiele mi o tym mówiła – przyznał. – Ale nie sądzę, że nie chce cię jeszcze raz spotkać, spokojnie – uśmiechnął się do niego szeroko. – Natomiast fakt, że ty się przyjaźnisz z tym bratem daje mi do myślenia, że może on wcale nie jest taki najgorszy – zaśmiał się. – Może kiedyś uda mi się go poznać osobiście. I wtedy sam go ocenię.
    Oczywiście podejdzie do tego faceta neutralnie. Nie nastawi się do niego z góry negatywnie, choć Charlotte się na niego wściekała, że nie traktował jej… normalnie. Ale przecież El go lubiła, musiała, skoro się z nim przyjaźniła. Sam Jason zaczynał być coraz bardziej zaintrygowany tajemniczą postacią Blaise’a Ulliela.
    – I podejrzewam, że ty i Charlie spotkacie się wcześniej niż później… - uśmiechnął się tajemniczo.

    Jason

    OdpowiedzUsuń
  141. Creswell zachichotała, kiedy Elaine powiedziała jej, by się nie napalała. Po tym, jak niemal zwaliła ją z nóg swoją propozycją, było na to zdecydowanie za późno.
    — Myślisz, że byłoby mnie stać na wynajem lokalu na Manhattanie? — zapytała, nie kryjąc zdziwienia. — Podejrzewam, że nawet schowek na miotły byłby dla mnie za drogi — mruknęła z rozbawieniem i pokręciła głową. Nowy Jork nie był tanim miejscem do życia, a co dopiero do prowadzenia własnego biznesu. Co rusz w miejsce jednych lokali pojawiały się drugie i ta rotacja była czymś zupełnie naturalnym. Tylko łut szczęścia lub niezwykły talent właściciela sprawiały, że niektóre miejsca potrafiły na stałe zagościć w sercach Nowojorczyków i przez to nie upaść po kilku miesiącach działalności.
    Powoli pokiwała głową i uśmiechnęła się ciepło do blondynki, kiedy ta zapewniła ją o swoim wsparciu i wspomniała o tym, że nie obrazi się, jeśli kiedyś Maille zdecyduje się rozwinąć skrzydła gdzieś indziej. Creswell doskonale zdawała sobie z tego sprawę i Eagle nie musiała jej o tym przypominać, lecz miło było usłyszeć podobne słowa i utwierdzić się w przekonaniu, że miało się u swego boku osobę, której można było bezgranicznie zaufać. Elaine była jedną z nielicznych, jeśli nie jedyną osobą, które towarzyszyły Irlandce od początku jej pobytu w Nowym Jorku i wszystko wskazywało na to, że niezależnie od tego, jak miały potoczyć się ich losy, kobiety pozostaną sobie bliskie.
    — Racja… — westchnęła, kiedy El przypomniała, po co się tutaj zjawiły i sprowadziła drugą blondynkę na ziemię. Miały przed sobą dużo pracy, więc Maille bez ociągania zakasała rękawy i wróciła do mycia food trucka, jednocześnie zaś słuchała opowieści przyjaciółki i śmiała się cicho pod nosem.
    Doprowadzenie Tostmanii do zadowalającego stanu zajęło im kilka dobrych godzin. To sprzątanie tak wykończyło trzydziestolatkę, że ta po powrocie do mieszkania znalazła siłę tylko na szybki prysznic i po nim od razu położyła się do łóżka. Niemniej jednak, już kolejnego dnia po dość późnym i leniwym śniadaniu, Creswell doprowadziła się do porządku i ruszyła na Bronks, by zgodnie z tym, co ustaliły wczoraj z Elaine, obejrzeć lokal znajdujący się nad barem.
    Po drodze wstąpiła jeszcze do kawiarnii i wzięła na wynos dwie kawy, z którymi pewnym krokiem wkroczyła do baru i udała się na zaplecze, przerobione na niewielkie mieszkanie.
    — Dzień dobry? — rzuciła, początkowo nie dostrzegając nigdzie panny Eagle. — Słyszałam, że jest tu jakiś lokal do wynajęcia? — dodała z wesołą nutą w głosie.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  142. Podniosła głowę, kiedy do jej uszu doleciał znajomy głos i uśmiechnęła się na widok siedzącej na antresoli Elaine. Kiedy tylko blondynka zeskoczyła z drabinki i znalazła się tuż obok, Maille wręczyła jej kawę w papierowym kubeczku; jeśli zwiedzanie lokalu dobrze im pójdzie, może mogłyby dolać sobie czegoś, z czym można byłoby odpowiednio świętować ubicie nowego interesu?
    — Aż tak? — cmoknęła, ale nie protestowała. Odłożyła kawę na najbliższą wolną, płaską powierzchnię. Ściągnęła lekki płaszcz i rzuciła go na oparcie pobliskiego krzesła. Ułożyła na meblu również swoją torebkę i przeciągnąwszy bluzę przez głowę, do kieszeni w typie kangurka wsunęła telefon; nic więcej nie było jej potrzeba do zwiedzania. Nim wyszły, zdążyła jeszcze przypomnieć sobie o kawie i chwyciła kubek, choć nie potrzebowała kofeiny, aby jej serce biło w szybszym niż zazwyczaj rytmie.
    Bez słowa podążyła za przyjaciółką. Przy Elaine zazwyczaj była stosunkowo gadatliwa, ale dziś milczała uparcie i tylko wraz z każdy krokiem przybliżającym ją do oględzin lokalu, który potencjalnie mógł stać się jej własnym, mocniej zaciskała palce na kubku.
    Wejście do baru było jej dobrze znane, lecz do tej pory nie zwracała uwagi na to, co znajdowało się powyżej. Dopiero teraz powiodła wzrokiem po kilku prowadzących w górę stopniach i westchnęła, kiedy jej wzrok padł na obdrapane drzwi.
    — Tarasik? — powtórzyła słabo za drugą blondynką. Uwielbiała tarasiki! Nie było nic przyjemniejszego od przesiadywania na ogródku w ciepłe, letnie popołudnie, popijania chłodnego napoju i zajadania się pysznościami.
    Nie tylko Eagle była zdenerwowana. Kiedy Creswell weszła do środka, poczuła, że jej ciało objął chłód dotkliwszy od tego, który był odczuwalny na zewnątrz. Pierwszym, co poczuła, był charakterystyczny zapach remontowego kurzu, który od razu uderzył w jej nozdrza. Zmarszczyła nos, w środku którego coś ją załaskotało i rozejrzała się powoli. Panował rozgardiasz, ale dało się dostrzec, że pomieszczenie, w którym się znalazły, było przestronne. Jej wzrok szybko zaczął podążać za wskazówkami El. Zerknęła w stronę, gdzie powinna znajdować się kuchnia i uśmiechnęła się nieśmiało. Później spojrzała na schody; widziała usytuowane pod nimi drzwi, za którymi powinna znaleźć się toaleta.
    Zaraz… Schody?!
    Maille gwałtownie odwróciła się w stronę przyjaciółki.
    — To tutaj jest drugie piętro?! — Wręcz zaatakowała ją tym pytaniem.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  143. Jason spojrzał na Elaine z jedną uniesioną brwią, ukazując tym samym swoje lekkie zaskoczenie i zaciekawienie jej określeniem na brata Charlotte. Brzmiało sympatycznie i zapowiadało się interesująco. Słuchał zatem jej uważnie i kiwał co jakiś czas głową na znak zrozumienia. Hm, chyba zaczynał chcieć poznać tego faceta. To znaczy, coraz bardziej, bo oczywiście w ogóle chciał, w końcu był bratem jego dziewczyny i kiedyś i tak pewnie na siebie wpadną. Wolałby, aby było to zaplanowane, kiedy wszyscy będą wiedzieć, że takie spotkanie będzie miało w ogóle miejsce. Ale czas pokaże.
    – Cóż, nie będę nic pochopnego mówić. Mam jedynie nadzieję, że mnie polubi skoro umawiam się z jego siostrą. Kto wie, może będzie przychylniejszy. Albo wręcz przeciwnie właśnie przez to, że umawiam się z jego siostrą – zaśmiał się pod nosem. Odłożył butelkę piwa, a potem spojrzał na blondynkę. – Czemu miałby cię opuścić? Że spotykałaś się z jego przyjacielem?
    Takie sytuacje na początku pewnie były dziwne, ale przecież chodziło o szczęście innych ludzi i to się liczyło najbardziej, prawda?
    Jason roześmiał się na kolejne pytanie przyjaciółki.
    – Nie, nie musisz, spokojnie – nadal lekko się podśmiechiwał. – Dopiero co zaczęliśmy się spotykać. Ale skoro ty jesteś moją przyjaciółką, a Charlotte moją dziewczyną, to nieuniknione, że kiedyś znów na siebie wpadniecie i może pogadacie o czymś i o kimś innym niż ten Blaise – uśmiechnął się.
    Zależało mu, aby wszyscy jego bliscy się lubili i żeby nie było potem żadnych spięć. Wiedział jednak, że ludzie są różni i mają różne podejście do różnych spraw. Inaczej byłoby nudno.
    Niedługo później ktoś zadzwonił do drzwi i Jason poszedł otworzyć. Okazało się, że przyjechało ich jedzonko. Jay odebrał zakupy, podziękował (zapłacił już przy zamówieniu) i wrócił do salonu, gdzie stał już stół i krzesła do niego. Idealnie.
    – Aż zgłodniałem bardziej, czując te zapachy – uśmiechnął się. – Dzięki, El. Dzięki twojej pomocy i twoim narzędziom możemy zjeść jak ludzie – mówił poważnie, ale jego kąciki ust wciąż były uniesione ku górze.

    Jason

    OdpowiedzUsuń
  144. Maille nie mogła wiedzieć, że Elaine źle odbierze ton jej głosu. Odwróciła się do przyjaciółki i zmierzyła wzrokiem jej sylwetkę, by po tych uważnych oględzinach utkwić spojrzenie w jej jasnych oczach.
    — Oczywiście, że chcę tarasik — rzuciła, a poważny wyraz jej twarzy szybko rozmył się pod wpływem uśmiechu, w którym rozciągnęły się wargi kobiety. Rozglądała się po wnętrzu i zauważyła, że w miarę tego, jak zapoznawała się z przestrzenią, w jej głowie rodziło się coraz więcej pytań. Podczas gdy Elaine opowiadała o drugim piętrze, Maille najpierw przypatrywała się schodom, a później utkwiła wzrok w suficie, jakby mogła przez niego przejrzeć i tym samym dostrzec pomieszczenia, o których mówiła druga blondynka.
    — Wątpię, żeby wystarczyło mi pieniędzy, żeby od razu coś tam zrobić — powiedziała i westchnęła, a potem wzruszyła ramionami, bo też nic nie mogła na to poradzić i upiła łyk kawy. Następnie spojrzała na Elaine i to na niej się skupiła.
    — Jak to wygląda pod względem formalnym? Te pomieszczenia — zatoczyła dłonią, w której trzymała kubek, półokrąg i wskazała na otaczającą ich przestrzeń — są twoje? Wynajmowałabym je od ciebie? Czy od właściciela całego budynku?
    Była ciekawa, jak to wszystko miałoby wyglądać. Czy faktycznie byłyby z Elaine partnerkami w biznesie, czy tylko ich lokale znajdowałyby się obok siebie? Inaczej było pracować drzwi w drzwi z przyjaciółką, inaczej dzielić z nią tę pracę.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  145. Irlandka słuchała przyjaciółki. Stała zwrócona do niej przodem, jedną rękę ułożyła pod biustem i przytrzymała się za bok, zaś w drugiej trzymała papierowy kubeczek i powoli popijała kawę. W miarę kolejnych słów Elaine poczuła, że zastrzyk w postaci kofeiny nie będzie jej już potrzebny i odsunęła kubek od ust. Była ni to poddenerwowana, ni to podekscytowana i zaczęło jej się wydawać, że kolejny łyk kawy doprowadzi ją do nieprzyjemnego roztrzęsienia oraz rozdygotania.
    — Wow — wyrwało jej się, kiedy Eagle wszystko podsumowała. — To brzmi tak bardzo poważnie — wyjaśniła, czym spowodowana była jej reakcja i zerknęła na przyjaciółkę. Choć kąciki jej ust pozostawały uniesione, spojrzenie było poważne, a może nawet odrobinę zlęknione? Maille stanęła bowiem przed bardzo ważną i znamienną decyzją do podjęcia.
    Przesunęła się o kilka kroków i stanęła przy boku Elaine, przez co razem mogły spoglądać na remontowany lokal.
    — Zaskoczyłaś mnie wczoraj tą propozycją. Dalej jestem zaskoczona i nie spodziewałam się, że w najbliższym czasie będę zastanawiać się nad tym, czy otworzyć coś swojego. Nie spałam pół nocy — mruknęła z udawanym wyrzutem, a potem przełożyła kawę do lewej ręki, by prawą móc swobodnie objąć Elaine. Milczała przez kilka kolejnych minut, zastanawiając się nad tym, co chciałaby powiedzieć i jak ubrać w słowa to, co kotłowało się w jej wnętrzu.
    — Chcę to zrobić — odezwała się wreszcie, wpatrując się w gołe ściany. — Chcę spróbować i otworzyć swoją knajpkę. Gdyby nie twoja propozycja, pewnie zbierałabym się do tego jeszcze przez długie lata. Boję się jak cholera, ale chyba tylko głupiec nie skorzystałby z takiej szansy. I… — urwała, a następnie zwróciła głowę w stronę przyjaciółki. — Będę czuła się bezpieczniej ze świadomością, że poniekąd będziesz nad wszystkim czuwać i że będziesz tak blisko. Jeszcze będziesz ze mnie dumna, El, a rozmiar tego procenta przerośnie twoje najśmielsze oczekiwania — powiedziała, a przy ostatnich słowach jej głos zaczął lekko drżeć; gardło się ścisnęło, a szare oczy wyraźnie się zaszkliły. Czyżby Maille właśnie podjęła jedną z ważniejszych decyzji w swoim życiu? Chyba tak, skoro ze zdenerwowania cała aż lekko dygotała i resztkami sił powstrzymywała się przed tym, by łzy nie spłynęły po jej policzkach. W końcu jednak nie wytrzymała i pozwoliła sobie na tę chwilę wzruszenia podszytą zarówno ogromną nadzieją i radością, jak i silnym zdenerwowaniem i stresem.
    — Nawet nie wiem, od czego mam zacząć. Czy to już moment na składanie wypowiedzenia w Per Se? — zażartowała, by nieco rozładować atmosferę i wierzchem dłoni otarła łzy, lecz te jeszcze przez jakiś czas nie chciały przestać płynąć.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  146. Brunetka rozejrzała się niemrawo, bezgłośnie poruszyła ustami i odetchnęła głęboko. Zdawała sobie sprawę, że stwierdzenie, iż z reguły stroniła od alkoholu byłoby kłamstwem, z drugiej jednak strony starała się nie przeciągać struny, zwłaszcza gdy bawiła się bez towarzystwa, które później zechciałoby odholować ją do domu. Albo przynajmniej byłoby obok, dzięki czemu powrót byłby nieco mniej niebezpieczny.
    – Cóż… bywało lepiej – przyznała w końcu, półprzytomnie zdając sobie sprawę, że tego wysoce wskazującego stanu nie sposób ładnie wytłumaczyć, choćby bardzo się starała. Mogła, oczywiście, posłużyć się na poczekaniu zmyśloną historyjką, niezwykle barwną z powodu krążących we krwi procentów, lecz była chyba zbyt zmęczona na tworzenie różnych wymówek o znajomych, którym coś wypadło, albo wieczorze, który z założenia miał być self-care, tylko trochę przesadziła z dobraniem dawki w całej tej degustacji. Poza tym, nie sądziła, że kobieta, która najprawdopodobniej zwyczajnie chciała zamknąć lokal i pójść do domu, miała ochotę wysłuchiwać tych wszystkich bzdur o trzeciej nad ranem. – Po prostu… muszę się położyć.
    Posłała jasnowłosej mętny uśmiech, mlaszcząc językiem, który zdawał się lepki i suchy. Być może był to zwiastun zbliżającego się kaca, co koniec końców byłoby pozytywnym wskaźnikiem, że zaczyna trzeźwieć. Nie potrafiła jednak należycie tego ocenić, przynajmniej na razie. Dopiero do chwili dotarły do niej kolejne słowa kobiety, przez co instynktownie odwróciła głowę w kierunku okien i wpatrywała się za szybę wielkimi oczami. Jęknęła cicho ze zrezygnowaniem, jednak zaraz przypomniała sobie, jaką godzinę podała kobieta.
    – Wybacz, pewnie… pewnie chces już amykać. Już…
    Ciemnowłosa miała zamiar energicznie podnieść się z miejsca, co jednak przyszło jej z niespodziewanym trudem. Nogi miała dziwnie miękkie, przez co musiała chwycić za brzeg stołu, by zupełnie nie stracić równowagi, a drugą dłoń bezwiednie ułożyła na ramieniu towarzyszki. Zachichotała głupkowato, gdyż w jej umyśle wszystko to zdawało się całkiem zabawne, a z pewnością dalekie od godnego pożałowania, o co zapewne posądzi się, gdy tylko wytrzeźwieje.
    – Hej, masz może parasol? – zapytała z nagłą powagą, w przypływie świadomości, że od domu dzieli ją długa droga, którą musi pokonać niezależnie od panujących na zewnątrz warunków atmosferycznych.

    Maïa Quabedeaux

    OdpowiedzUsuń
  147. Starał się funkcjonować normalnie i choć wmawiał sobie, że tamta trójka nic dla niego nie znaczyła, od niespodziewanego zakończenia gali charytatywnej na rzecz fundacji Ell kompletnie nie potrafił znaleźć dla siebie miejsca. Robił wszystko, aby ze swoim światopoglądem wrócić do czasów, kiedy nie znał jeszcze ani właścicielki baru, ani jej przyjaciółki z Irlandii, ale jak na złość wszystko mu o nich na każdym kroku przypominało i co chwilę łapał się na tym, że tęsknił nawet za Lucasem. Żałował słów, jakie padły podczas tamtej imprezy, brzydził się sobą i niejednokrotnie próbował wybrać numer do Maille czy Eagle, koniec końców jednak tchórzył, nie będąc gotowym na szczerą rozmowę z dwoma najważniejszymi kobietami w jego życiu. Tamtej nocy wydarzyło się zbyt wiele, ujawniły się także wszelkie najgorsze, skrywane cechy jego charakteru, pielęgnowane przez lata przez jego ojca czy ludzi, którymi od dziecka się otaczał. Czuł, że to już koniec, że nigdy nie będzie już między nim a tamtą trójką tak, jak dawniej, tym większe było więc jego zdziwienie, kiedy w drzwiach swojego gabinetu ujrzał Ell.
    - Eagle? – poderwał się znad dokumentów, które właśnie studiował i szybkim krokiem skierował się w stronę drzwi – Co tutaj robisz? – uniósł pytająco brew, zaskoczony lustrując ją wzrokiem. Obydwoje byli wyjątkowo uparci, a po tym, co jej powiedział i jak ją potraktował nie spodziewał się, że ta pierwsza do niego przyjdzie. Co prawda istniało ryzyko, że po tym, jak emocje już opadły, przyszła go zamordować i oznajmić mu, jakim jest chujem, ale nawet jeśli taki był jej plan, zasłużył sobie na to i gotów był przyjąć każdy cios.
    - Ja…ja nawet…nie wiem, przepraszam, nie wiem nawet co mogę ci powiedzieć – westchnął ciężko, przeczesując przy tym nerwowo dłonią włosy. Czuł się zakłopotany, starał się walczyć z emocjami i udawać, że jest zimny jak skała, niczym wtedy na gali, ale teraz, kiedy byli tutaj sami, a w powietrzu słychać było jedynie nerwowe bicie jego serca i nierówny oddech niczym po przebiegnięciu maratonu, miał wrażenie, że zaraz wybuchnie płaczem, jak małe dziecko, a jego trzęsące się dłonie i zaszklone oczy jednoznacznie wskazywały na to, że stoi przed nią jak mała, bezbronna mrówka, gotowa na najgorsze.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  148. Maille lekko trzepnęła Elaine w ramię, kiedy ta zaczęła ją przepraszać.
    — Nie zachowuj się tak, jakbyś jeszcze zaraz miała przepraszać mnie za to, że oddychasz — ofuknęła ją i zmierzyła wzrokiem. Irlandka stresowałaby się tak samo niezależnie od tego, kto złożyłby jej podobną propozycję, a należało zaznaczyć, że nikt inny oprócz Elaine nie przejmowałby się jej komfortem i na pewno by jej za to nie przepraszał.
    Słuchała przyjaciółki i powoli kiwała głową. Zdawała sobie sprawę z tego, że ta inwestycja wpłynie na ich przyjaźń i będzie dla niej prawdziwym sprawdzianem, Creswell bowiem nie chciało się wierzyć, że będą potrafiły oddzielić pracę od życia prywatnego. Uważała, że w ich przypadku jedno będzie przeplatało się z drugim, ale że też w razie potrzeby będą potrafiły zachować się profesjonalnie oraz dojrzale. Przede wszystkim dojrzale, jeśli popatrzeć na niektóre osoby z ich otoczenia i wziąć je sobie za zły przykład.
    Kiedy El wspomniała o braku innych zobowiązań, wpatrzona w rozpościerający się przed nimi lokal Maille mocniej zacisnęła palce na ramieniu kobiety, którą obejmowała.
    — Mogę być twoim nowym zobowiązaniem — odezwała się cicho i spojrzała na nią, uśmiechając się przy tym ostrożnie. Jeśli Eagle nadal potrzebowała wypełniacza czasu w postaci pracy, to blondynka była gotowa jej go zapewnić. Tymczasem jej rozmarzony uśmieszek zaczął blednąć, kiedy przyjaciółka zaczęła opowiadać o tym, co jeszcze było do zrobienia i jakie decyzje należało podjąć. To było przytłaczające. Na tyle, że mina Irlandki wyraźnie zbledła i Creswell była zmuszona pohamować swój entuzjazm.
    — Powinnam najpierw porozmawiać z Antoniną — oznajmiła, kiedy zrozumiała sens słów o przespaniu się z tą propozycją. Uświadomiła sobie, że jeśli podejmie decyzję o otworzeniu swojej restauracji czy też knajpki – zwał jak zwał – to będzie potrzebowała dużo wsparcia, nie tylko od najbliższej przyjaciółki, ale również – jeśli nie przede wszystkim – od swojej partnerki.
    — Nie chcę podejmować tej decyzji bez jej udziału. — Spojrzała na Elaine. — Muszę wiedzieć, czy jest na to gotowa. Czy będzie miała siłę, żeby mnie wspierać — rzuciła. Antonina miała swoje zgryzoty i problemy. Zmagała się z chorobą psychiczną matki i niedawno dowiedziała się o śmierci ojca; śmierci, którą matka zatajała przed nią przez długie lata. Może to nie był najlepszy czas, żeby Maille rzucała się w wir obowiązków? A może wręcz przeciwnie, to miało być coś, co pomoże pozbierać się również Antoninie? Irlandka nie miała się tego dowiedzieć, póki o to nie zapyta. Stąd zacisnęła wargi i krótko skinęła głową – tak, najpierw musiała porozmawiać przede wszystkim z ukochaną, ale teraz…
    — Chodźmy na górę! — zawołała i złapała dłoń przyjaciółki, by następnie pociągnąć ją w kierunku schodów.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  149. Jason pokiwał głową na kolejne słowa El. No dobra, zamierzał być ostrożny i dać temu facetowi jakiś większy kredyt zaufania czy jakkolwiek się to nazywało, ale nie obiecywał samemu sobie, że będzie aniołem cierpliwości. Na pewno podejdzie do brata swojej dziewczyny neutralnie, żeby samemu sprawdzić, co i jak. Zamierzał też przymykać na początku oko na jego „gafy”, jak to określiła El. A później? Później się zobaczy.
    Jay położył jedzenie na stół, a potem spojrzał na przyjaciółkę. Nie bardzo rozumiał, do czego zmierzała. Już chciał się jednak odezwać, że lepiej, że ten przyjaciel nie wybrał siostry Blaise’a z wiadomych powodów – w końcu z nią teraz to Shaw się umawiał – ale El zmieniła tor ich rozmowy. Albo cały czas nim szła, a Jason po prostu tego nie ogarnął. Usiadł na krześle, przyglądając się uważnie blondynce i słuchając każdego słowa. Był nieco zdezorientowany, kiedy przyjaciółka mówiła o tym dziecku. O, kurwa, pomyślał, słysząc, że dziewczyna została zamordowana. Nawet nie chciał wiedzieć, jak El i Lucas muszą się czuć. Przecież to jest takie… niewyobrażalne.
    Kiedy Elaine zakończyła opowieść, Jason nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Siedział na tym nieszczęsnym krześle, wciąż się w nią wpatrując. Ja pierdolę.
    W końcu jednak podniósł się i podszedł do niej, aby bez słowa mocno ją do siebie przytulić. Mogła nie być taka wylewna i generalnie nie mieć na to ochoty, ale Jay czuł, że musi to zrobić. Chciał to zrobić. Chciał jej pokazać, że może na niego liczyć.
    – Bardzo mi przykro, El. Nikt nie powinien przez coś takiego przechodzić.
    Smutne było to, że Lucas ot tak wyjechał, zostawiając narzeczoną na lodzie, samą. Może miało to dla niego sens, może faktycznie szukał sprawiedliwości, ale… kurwa.
    – Jasne, rozumiem – odpowiedział tylko na to, że El nie spieszy się do kolejnego związku.
    Chwilę później już mówili o ewentualnym spotkaniu El i Charlie. Jason też miał nadzieję, że te dwie panie się dogadają.
    W końcu usiedli do jedzenia. Jay uniósł spojrzenie na przyjaciółkę i uśmiechnął się pod nosem.
    – Już myślałem, że chcesz mnie widzieć dopiero za kilka miesięcy – uznał, zaczynając jeść. – Spoko, na pewno wpadnę sprawdzić, co tam za jedzenie będzie sprzedawane. Jestem fanem jedzenia, nie powiem, że nie – zaśmiał się. Chciał przywrócić przyjemną atmosferę. Po usłyszeniu informacji o Clary… mogło być ciężko. – I przynajmniej nie będę musiał daleko szukać. Gdybyście szukały kogoś do pomocy przy skręcaniu mebli, to też się polecam. Pomocą w skręcaniu i towarzystwem – posłał jej wesoły uśmiech.

    Jason

    OdpowiedzUsuń
  150. Nie zamierzał z nią walczyć, krytykować jej, czy nadal mieć do niej pretensje w sprawie Lucasa. Zależało mu na tym, aby naprawić słowa, które padły z jego ust podczas gali i zamiast pewnego siebie, gotowego do ataku faceta, stało teraz przed nią bezbronne dziecko, którego wyraźnie wycofana postawa i wilgotne spojówki jasno wskazywały na to, że ostatnie na co byłby teraz nastawiony i przygotowany to walka na noże.
    - Nie odchodź z fundacji, nie zamykaj jej, ani nie wykluczaj mnie z jej struktur. Jest tyle rodzin, którym udało ci się pomóc, nie możesz tego porzucić, nie po tym, ile serca w to wszystko włożyłaś - westchnął, gestem wskazując, aby usiadła na kanapie. Ta rozmowa była dla niego trudna, ale miał świadomość, że jeśli teraz się nie otworzy, nie przyzna do tego, jakie emocje od kilku dni nim targają i jak bardzo żałuje wszystkiego, co wydarzyło się na gali, straci na zawsze jedynych prawdziwych przyjaciół w swoim pełnym obłudy i fałszywych znajomych życiu.
    - Nie potrafię nawiązywać prawidłowych relacji z ludźmi. Większość, na jakich się w życiu opierałem była związana albo z przygodnym seksem, albo z relacją szef pracownik. Nie wiem, jak okazywać uczucia, nikt mi tego nie pokazał i nawet jeśli chodzę na terapię, nadal nie potrafiłem się tego nauczyć -
    - odetchnął głęboko, wpatrując się w stojący przed nimi na szklanym stoliku wazon. Miał nadzieję, że nie było po nim widać, jak bardzo się stresuje, ale jego niepewny ton głosu jednoznacznie wskazywał, że walczy właśnie sam ze sobą - Nie potrafiłem pokazać Maille, jak bardzo ją kocham i przez własną głupotę straciłem jedyną osobę do której cokolwiek poczułem. Ciebie zresztą też kocham, ale w trochę inny sposób niż Creswell - przerwał na moment, jakby upewniając się, że siedząca obok niego blondynka wie co ma na myśli i mimo ogólnego zagubienia, mówi mimo wszystko dość składnie i z sensem - Jesteś dla mnie, jak siostra, którą kiedyś straciłem. Nie sądziłem, że ktokolwiek będzie w stanie zająć jej miejsce w moim życiu, ale pojawiłaś się nagle ty i mimo, że wkurwiasz mnie niemalże na każdym kroku, nie jestem w stanie funkcjonować, kiedy nie ma cię w moim życiu. Ona mnie zostawiła przeze mnie, Maille też odeszła z mojej winy, rozwaliłem też przez własną głupotę to, co łączyło mnie i ciebie, nie wiem co robię źle i co jest ze mną nie tak, ale na pewno jestem w jakimś stopniu popsuty i mam problem z prawidłowym wyrażaniem uczuć i emocji, właściwie problem z wyrażeniem ich w ogóle - wyrzucił z siebie niemalże wszystko na raz, wpadając w charakterystyczny dla siebie słowotok. Przez cały czas miał wzrok utkwiony w wazonie lub na wysokości czubków własnych butów, nie będąc gotowym na to, aby spojrzeć z odwagą w twarz Eagle - Powrót Lucasa mnie przeraził, pokazał, że mogę cię stracić, że on znów może cię skrzywdzić, albo do mnie w ogóle nie dopuścić i to mnie tamtego dnia zabiło. Zachowałem się, jak świnia, bo to jest jedyne, co potrafię robić w sytuacji zagrożenia - przeczesał dłonią włosy, odwracając w końcu głowę w kierunku przyjaciółki - Zrozumiem, jeśli mnie znienawidzisz i nie będziesz chciała mieć ze mną nic wspólnego, ale błagam, nie zostawiaj mnie Elanie Eagle...- spojrzał jej prosto w oczy, a jego zaszklone oczy i zarumieniona twarz jednoznacznie wskazywały na to, że jest na granicy rozpaczy i kompletnej bezsilności.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  151. Oglądanie piętra poszło im sprawnie. Było tam kilka pomieszczeń, lecz Maille nie sądziła, że będzie mogła od razu pozwolić sobie na ich zagospodarowanie. Podejrzewała, że samo urządzenie dołu będzie wiązało się z wzięciem kredytu, a nie chciała zadłużać się w banku na nie wiadomo jakie kwoty. Postanowiła więc nie szaleć i na razie po prostu nie myśleć o tym, jak mogłaby zagospodarować piętro, tym bardziej, że przestrzeń na parterze była wystarczająca i Irlandka powinna bez problemu zmieścić na niej wszystko, co sobie wymarzyła.
    Wspólne oglądanie pomieszczeń znajdujących się nad barem Elaine było ostatnim spotkaniem kobiet przed galą charytatywną. Sama gala okazała się wydarzeniem wręcz przełomowym i to bynajmniej nie dla podopiecznych Fundacji imienia Clarissy. W tym dniu Maille nie tylko dowiedziała się o powrocie Lucasa, ale też o tym, co zaszło pomiędzy Eagle i Ullielem, co poskutkowało tym, że trzydziestolatka miała niesamowity mętlik w głowie. Podczas gali emocje targały nią tak silnie, że kolejnego dnia obudziła się zmęczona i obolała pomimo tego, że przez powstałe zamieszanie wypiła ledwo dwie, góra trzy lampki szampana, nie zdążywszy uraczyć się alkoholem w większych ilościach – co tamtego dnia było wręcz wskazane.
    Zarówno Elaine, jak i Maille aż za dobrze zdawały sobie sprawę z tego, że powinny porozmawiać. Rozmowa ta była tym bardziej konieczna w świetle podjętej przez Creswell decyzji. Irlandka bowiem zdążyła porozmawiać z partnerką i reakcja Antoniny tylko utwierdziła ją w przekonaniu, że powinna skorzystać z podsuniętej przez los szansy i przyjąć propozycję najbliższej przyjaciółki. I tak jak Maille pragnęła czym prędzej poinformować Elaine o tym, że będą mogły rozkręcić rzem nowy interes, tak też martwiła się o Eagle jak nigdy dotąd.
    Kiedy udało im się ustalić dogodny termin, po prostu zaprosiła przyjaciółkę do siebie. Nie uważała, by w tym przypadku wypad na miasto był dobrym pomysłem. Do przeprowadzenia czekającej na nie rozmowy potrzebowały spokoju i bezpiecznej przestrzeni, a te dwie rzeczy mogły znaleźć tylko z dala od innych ludzi.
    — Chyba jeszcze nie miałaś okazji poznać Freddiego? — rzuciła swobodnie, kiedy już El zjawiła się o umówionej godzinie i Maille wpuściła przyjaciółkę do środka. — Tonia w ten weekend koncertuje i Freddie jest u mnie — wyjaśniła krótko, spoglądając na niewidomego kundla, który podążał krok w krok za Levim. A że Levi koniecznie musiał przywitać się z Eagle, to Freddie postanowił zrobić dokładnie to samo i teraz wokół nóg właścicielki baru plątały się dwa psy wesoło merdające ogonami.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  152. Nie podejrzewała, że kiedykolwiek będzie czuła się przy Elaine niezręcznie, a jednak nastał taki dzień. Maille nie miała zielonego ani jakiegokolwiek innego pojęcia, jak mogłyby zacząć tę rozmowę, która była nieunikniona. Miała wiele pytań, ale nie wiedziała, czy wypadało jej je zadawać. Nader wszystko martwiła się o przyjaciółkę. O to, jak ta czuła się po tym, jak potraktował ją Blaise i jak radziła sobie po powrocie Lucasa. Tymczasem Eagle, jak to miała w zwyczaju, najpierw przywitała się z psami, a później zapytała o to, jak czuje się Maille. JAK CZUJE SIĘ MAILLE. Nie powiedziała niczego o sobie, nie odezwała się słowem, za to pierwszym, na co się zdobyła, była troska o jasnowłosą Irlandkę.
    — Dobrze — odparła z westchnieniem, odczuwając przy tym bolesność w dołku, za mostkiem. — Wchodź głębiej — zachęciła łagodnie, bo choć było to mieszkanie należące do Eagle, Creswell wiedziała, że przyjaciółka już nie czuje się tutaj jak u siebie i nie chce naruszać przestrzeni, która stała się osobistą przestrzenią Maille.
    — Zrobię nam herbaty. W dużych kubkach — powiedziała i uśmiechnęła się lekko, bo też nie miała ochoty zaczynać od alkoholu, nawet pomimo tego, że ten mógł okazać się wyjątkowo pomocny i przede wszystkim rozluźniający. Miała ochotę na coś miłęgo i ciepłego do picia; coś, co da jej złudne poczucie bezpieczeństwa i ukoi nerwy. Przeszła więc do kuchni, licząc na to, że El zrobi to samo. Pstryknęła włącznik elektrycznego czajnika i wyjęła z szafki dwa kubki o pojemności znacznie przekraczającej standardowe dwieście pięćdziesiąt mililitrów. Kiedy spojrzała w bok, dojrzała stojącą w progu przyjaciółkę.
    — A ty? Jak ty się czujesz, El? — odbiła szybko piłeczkę, a w tonie jej głosu próżno było szukać natarczywości czy zniecierpliwienia. Blondynka brzmiała jak zmartwiona i zmęczona osoba, na pewno również nieco przytłoczona. A skoro sama się tak czuła podejrzewała, że samopoczucie drugiej blondynki było tym gorsze. Miała ochotę mocno ją wyściskać, ale nie wiedziała, czy było to tym, czego El akurat tego podejrzewała. Obawiała się, że Blaise zranił ją na tyle mocno, że teraz Eagle nie miała ochoty na to, aby ktoś znajdował się zbyt blisko niej.

    zmartwiona MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  153. Krzątając się po kuchni, raz po raz spoglądała na Elaine, lecz na dłużej nie zatrzymywała wzroku na jej sylwetce. Do wyciągniętych kubków włożyła torebki z najzwyklejszym Earl Grey’em i kiedy włącznik czajnika elektrycznego odbił z charakterystycznym pstryknięciem, odczekała, aż woda przestanie wrzeć. Dopiero wtedy zalała herbatę i odstawiwszy czajnik na podstawkę, oparła się biodrem o kuchenne szafki i zwróciła przodem do przyjaciółki.
    Wiedziała, że uśmiech, którym obdarzyła ją druga blondynka, był sztuczny i wymuszony. Nie sądziła, by tak krótko po gali charytatywnej Eagle potrafiła prawdziwie się uśmiechać i przez to z powodu zmartwienia lekko zmarszczyła jasne brwi. A potem Elaine zaczęła ją przepraszać, czego Creswell nie spodziewała się tak bardzo, iż wybałuszyła oczy, a zmarszczone dotąd brwi natychmiast się wygładziły i powędrowały wysoko ku górze. Wbrew pozorom Maille nie oczekiwała przeprosin. Liczyła na wyjaśnienia, choć szczątkowe, ale na pewno nie na przeprosiny, bo też nie miała Elaine niczego za złe. Pozwoliła kobiecie skończyć mówić i dopiero kiedy ta zamilkła, Irlandka odetchnęła głębiej i przytrzymała powietrze w płucach, by przez chwilę zastanowić się nad tym, co chce powiedzieć. Nadal tego nie wiedziała, kiedy wypuściła spomiędzy rozchylonych warg drżący oddech, lecz nie zamierzała teraz milczeć.
    — Elaine, nie musisz mnie za nic przepraszać — powiedziała łagodnie, jakby zwracała się do dziecka, które coś przeskrobało i teraz było dręczone poczuciem winy zupełnie nieproporcjonalnym do swojego przewinienia. — Ja… nie czuję się urażona czy oszukana, nic z tych rzeczy. Po prostu… Nie spodziewałam się, że Lucas wróci — wyjaśniła i rozłożyła ręce. — I tak, zdenerwowałam się na jego widok. Zdenerwowałam się i wystraszyłam, ponieważ odniosłam wrażenie, że powoli zaczynasz wychodzić na prostą, podczas gdy jego powrót… — urwała i mimowolnie przesunęła wzrokiem po sylwetce przyjaciółki. El nie tylko nie czuła się dobrze, ale i nie wyglądała dobrze. Usta panny Creswell wydęły się w lekkim grymasie, a szare oczy lekko się zaszkliły.
    — Boję się, że jego powrót nie przyniesie niczego dobrego — odezwała się, wreszcie ubierając swoje myśli w słowa. Pomimo rozmowy, którą odbyła z Lucasem na tarasie, nie zmieniła zdania. Nigdy nie miała okazji dobrze poznać Blacka, ale nawet ona spostrzegła, że mężczyzna się zmienił i choć Maille była świadoma tego, że po takich doświadczeniach nikt nie pozostałby taki sam, zmiana, która zaszła w Lucasie poniekąd ją przerażała. Zarówno on, jak i Maille byli gotowi zrobić i poświęcić wiele dla Elanie, przez co podczas gali nawiązała się pomiędzy nimi cienka nić porozumienia, ale… Ale spojrzenie Lucasa mówiło, że zrobi wszystko. Dosłownie wszystko.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  154. To była jedna z najtrudniejszych rozmów w jego życiu i dawno przed nikim aż tak bardzo się nie otworzył. Miał nadzieję, że Elaine zrozumie przyczynę jego zachowania, że spojrzy na niego przez pryzmat całego życia, nie tylko tej sytuacji podczas gali. To w jakiej rodzinie się wychowywał bardzo mocno ukształtowało jego charakter, czyniąc go skupionym głównie na sobie egoistą i egocentrykiem.
    - To już jest jakiś sukces – odetchnął, choć czuł, że przed nimi wciąż jeszcze daleka droga w kierunku odbudowania ich relacji i powrotu do tego, co było pomiędzy nimi jeszcze choćby przed tą nieszczęsną galą. Zachował się jak skończony idiota i miał świadomość tego, jak bardzo ją zranił, na dodatek w czasie, kiedy ona najbardziej go potrzebowała. Widok bezbronnej Eagle na gali nadal łamał mu serce, a widok ten niejednokrotnie powracał do niego w snach, przy okazji przypominając mu, że nie ma prawa bez wstydu spojrzeć na siebie w lustrze.
    - Mógłbym spróbować porozmawiać z Lucasem, ale jeśli to tylko zaszkodzi waszej relacji, nie będę burzył tego, co staracie się na nowo odbudować – mruknął, bo choć starał się być optymistą i rozumiał działanie przyjaciółki, nie do końca potrafił pogodzić się z tym, że mieliby widywać się jedynie w fundacji. Bał się, że małymi krokami zaczną dążyć od tego, aby koniec końców zostać jedynie zwykłymi znajomymi z pracy, którzy od czasu do czasu wypiją podczas jakiejś nudnej gali wspólnego drinka i nie będę mieli nigdy czasu, aby szczerze i normalnie ze sobą porozmawiać. Wiedział, że podczas ich ostatniego spotkania pogrążył się w oczach nie tylko jej, ale całej trójki i nigdy by nie przypuszczał, że przyjaźń z każdym z nich, budowana na naprawdę silnych fundamentach i mnóstwie nie tylko dobrych, ale i złych chwil, runie jak domek z kart i przez jego własną głupotę zwyczajnie skończy się z dnia na dzień.
    - Próbuję jakoś to wszystko poukładać, normalnie funkcjonować, żyć tak, jakbym nigdy nie poznał ciebie czy Maille, ale czuję się w tym wszystkim tak cholernie samotny i zagubiony, że choćbym nie wiem jak próbował, nie potrafię znaleźć nikogo, kto zajął by wasze miejsce w moim sercu…- przetarł dłonią lekko wilgotny od pojedynczych łez policzek, odsłaniając się przed nią tak bardzo, że gdyby była złośliwa, jednym słowem mogłaby zgnieść go niczym małego karalucha pod butem – Otaczają mnie setki ludzi, mam mnóstwo znajomych i przyjaciół, ale zawsze koniec końców wracam myślami do was, a myśl, że to już nigdy nie wróci, po prostu kompletnie rozwala mnie od środka. Nawet własna matka i ojciec nigdy mnie nie kochali, czułem, że wam naprawdę na mnie zależy, a teraz to wszystko po prostu się spierdoliło, a ja nie potrafię wrócić do normalności – poderwał się z miejsca, aby nie była świadkiem jego dziecinnego płaczu i skierował szybkie kroki w stronę barku z alkoholem, który mieścił się za jednym z wiszących w jego gabinecie obrazów Warhola – Uszanuję twoją decyzję i będziemy spotykać się jedynie na zawodowym gruncie – westchnął, nalewając sobie do szklanki whisky – A skoro o fundacji mowa, od kilku dni przychodzą do mnie dziwne anonimy z groźbami, że jeśli nie przestanę tego rozwijać i finansować, skończę w piachu w jakimś lesie – opróżnił jednym łykiem zawartość szklanki i wyciągnął z szuflady kilka kartek z groźbami w jego kierunku.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  155. Jason odetchnął cicho, kiedy El go nie odtrąciła, a jednak przytuliła się do niego. Nieśmiało, delikatnie, ale jednak. Miał nadzieję, że faktycznie pokazał jej, że miała na kogo liczyć i gdyby zaszła taka potrzeba, to on jej chętnie pomoże. Mógł wysłuchać, mógł pogadać (chociaż w tym nie był najlepszy), mógł też pomóc jej zacierać ślady po jakimś… wybryku. Zawsze będzie stał po jej stronie. Chciał jej to pokazać właśnie chociażby tym krótkim objęciem. I jeszcze po prostu pomyślał, że dziewczyna mogła tego potrzebować.
    – Będę wpadać do ciebie na drinki, wypadać na drinki z tobą i na jedzenie do góry – obiecał jej, uśmiechając się do niej ciepło.
    Reszta wieczoru na szczęście minęła im w miłej atmosferze, chociaż Jason wciąż myślał o tym, co powiedziała mu El. Nawet nie chciał sobie wyobrażać, jak blondynka musiała się czuć.
    Później czas leciał bardzo szybko. Oni sami widywali się raz na jakiś czas, Jason pracował, spotykał się ze swoją dziewczyną i raz po raz wpadał do baru El, wypytując przy okazji o knajpę która się tworzyła kilka pięter wyżej. Później jakoś nie było okazji do spotkania i Jason zauważył to dość późno. Było mu z tym źle, ale miał nadzieję, że przyjaciółka nie będzie o to na niego zła. Może jej coś kupi, żeby ją… przekupić.
    Około dziewiętnastej posadził samolot na lotnisku w Nowym Jorku. Jakiś czas później w końcu wchodził do domu. Zdjął buty, marynarkę i poszedł się rozpakować z małej walizki. Poszło mu dość szybko. Później od razu wskoczył pod prysznic, trochę się ogarnął i poszedł zjeść coś na szybko. Około dwudziestej drugiej planował po prostu coś obejrzeć, a potem pójść spać, aby kolejnego dnia spotkać się z Charlotte. A potem wpaść do baru El i zapytać, co tam u niej. Dawno się nie widzieli, a po jej relacji ostatnio…
    Usłyszawszy dzwonek do drzwi, zdziwił się mocno. Nie spodziewał się nikogo, nawet swojej dziewczyny. Otworzył drzwi i uniósł brew wyżej, widząc po drugiej stronie Elaine. Blondynka opierała się o ścianę i wyglądała… niezbyt dobrze. I nie chodziło tu oczywiście o wygląd czy coś w tym rodzaju.
    – Hej, co się stało? – zapytał zmartwiony. – Chodź, zapraszam. Rozgość się – zrobił jej miejsce w przejściu, a kiedy tylko dziewczyna weszła do środka, zamknął za nią drzwi. – nie obraź się, ale wyglądasz jakby życie cię wzięło, zmiksowało, przeżyło i wypluło. Masz ochotę na alkohol?
    Sądził, że to jedna z lepszych opcji do zaoferowana na sam początek. El wyglądało na bardzo przygnębioną. Obawiał się, że w jej życiu mogło wydarzyć się coś złego.
    – Usiądź, proszę – zaoferował, wskazując kanapę. Ale mogła wybrać fotel albo krzesło przy stole.

    Jay

    OdpowiedzUsuń
  156. Sama Elaine nie raz i nie dwa mówiła Maille, że ta miała za dobre serce. To również jej dobre serce sprawiało, że Irlandka nie potrafiła chować urazy, jeśli chodziło o jej przyjaciół, a ponadto skromnym zdaniem blondynki, Eagle niczym nie zawiniła podczas gali charytatywnej. El miała prawo nie powiedzieć im o powrocie Lucasa i zważywszy na okoliczności, w jakich Black zniknął, nie można było dziwić się temu, że kobieta postanowiła zachować tę informację dla siebie. Może wspomnienie im o tym wcześniej zapobiegłoby katastrofie i gala nie zakończyłaby się fiaskiem, lecz… tylko tyle. Dla Creswell nie miało znaczenia to czy wiedziała, czy też nie. Tym, co się dla niej liczyło, było samopoczucie najbliższej przyjaciółki i zdawało się, że od długiego czasu przypominało ono równię pochyłą. W pewnym momencie Maille zaczęła odnosić wrażenie, że ta krzywa wreszcie się wypłaszacza i być może niedługo wzbije się ku górze, lecz wtedy dowiedziała się o powrocie Lucasa i szczerze w to zwątpiła.
    Dostrzegła, że pod wpływem jej słów wyraz twarzy kobiety lekko się zmienił i choć zapewne jeszcze długo nie miała zobaczyć na twarzy przyjaciółki promiennego uśmiechu sięgającego jej oczu, w duchu odetchnęła. Naprawdę bała się, że powrót Lucasa pchnie El w złym kierunku i nie chciała dokładać jej zmartwień. Spostrzegła również, że kiedy wspomniała o mężczyźnie, Eagle momentalnie skurczyła się w sobie. Zdawało się, że czekająca je rozmowa miała należeć do najtrudniejszych z wszystkich tych, które odbyły podczas trwania ich wieloletniej znajomości.
    — Ja myślę, że właśnie tak byś zrobiła — mruknęła nie bez satysfakcji, a kącik jej ust drgnął w rozbawieniu. Nie wyobrażała sobie, by po tym, jak Lucas zostawił Elaine po śmierci Clarissy, ta miała jak gdyby nigdy nic rzucić mu się w ramiona i cieszyła się, że gdyby nie okoliczności, kobieta właśnie tak zareagowałaby na powrót byłego narzeczonego. Może nie był to dobry powód do radości, ale Maille nie mogła się nie cieszyć – to był zdrowy objaw, świadczący o tym, że zagubiona El nie postradała resztek rozumu i wciąż twardo stąpała po ziemi.
    Bez słowa chwyciła herbaty i powędrowała za przyjaciółką do salonu. Odstawiła kubki na niski stolik i wcisnęła się w drugi koniec wygodnego mebla. Również podciągnęła nogi bliżej ciała i zwróciła się przodem do blondynki, by dobrze ją widzieć. A później mogła już tylko słuchać.
    — Dałaś się złapać? — powtórzyła za nią jak echo. — Tym ludziom z burdelu? — dopytała. Na usta cisnęło jej się jeszcze jedno pytanie brzmiące Dlaczego zawsze musisz wpakować się w jakieś kłopoty?, ale ugryzła się w język. Zacisnęła usta w wąską kreskę, by niepotrzebnie się nie odzywać i nie przerywać, ponieważ podejrzewała, że Elaine dużo kosztowało to wyznanie. Kiedy jednak w swojej opowieści dotarła do momentu, w którym Black pojawił się jak rycerz na białym koniu, ratujący ukochaną księżniczkę z opresji, nie mogła powstrzymać się przed krótkim parsknięciem. Dalej słuchała już spokojnie, do momentu, aż usłyszała o postrzeleniu. Wtedy potrząsnęła głową i skrzywiła się, walcząc z nagłym ściskiem żołądka. Dlaczego El w ogóle znalazła się w pobliżu tnących powietrze kul?
    — Mógł umrzeć również wtedy, kiedy podążył śladem morderców waszej córki — skwitowała kwaśno, może i bezlitośnie, ale czy nie taka była prawda? — Powiedział mi o tym, na tarasie, w trakcie gali. Może nie dosłownie, ale domyśliłam się, czego trzeba — wyjaśniła na wszelki wypadek, gdyby Elaine zastanawiała się nad tym, skąd Maille wie. — Powiedział mi również, dlaczego zniknął bez słowa. Jasno wyłuszczył, że gdyby przedstawił ci swój plan, pojechałabyś z nim. I za tę jedną, jedyną rzecz jestem mu wdzięczna — powiedziała i spojrzała twardo na przyjaciółkę. Wiele mogła znieść, ale nie potrafiłaby wybaczyć Eagle świadomego narażania się na bezpieczeństwo. Kobieta mogła robić mniejsze bądź większe… głupoty. Ale to?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Nie podoba mi się to wszystko, El — powiedziała wprost. — Nie podoba mi się, że pakujesz się w tarapaty. Nie podoba mi się, że Lucas zjawia się jak rycerz na białym koniu, kiedy trzeba cię uratować. Gdzie był, kurwa, wcześniej, kiedy sama wybierałaś trumnę dla Clarissy? — warknęła, podnosząc głos i zaraz odetchnęła głębiej, by niepotrzebnie się nie unosić. Uniosła też ręce w geście, który miał pokazać, że była zdenerwowana nie na Eagle, ale że to ta sytuacja wyprowadzała ją z równowagi. — To niebywale szlachetne z jego strony, że uratował to dziecko. Nie znam szczegółów, wiem tylko tyle, ile mi mówisz, ale ciśnie mi się na usta stwierdzenie, że zrobił to przy okazji. Bo ty byłaś zaangażowana w sprawę i mniemam, że Lucas Black jest gotowy dla ciebie nie tylko ratować dzieci, ale i zabijać ludzi. Dosłownie — tchnęła. Oddech miała przyspieszony, a serce tłukło jej się w piersi, kiedy próbowała wyrzucić z siebie wszystko to, co leżało jej na wątrobie.
      — Wiem, że nic z tego nie jest proste. Wiem, że go kochałaś i zapewne kochasz nadal, że Clarissa zginęła w tragicznych okolicznościach i Lucas poniekąd ma prawo być człowiekiem, którym się stał… Po prostu się martwię, El — powiedziała w końcu, bezradnie rozkładając ręce. — Cholernie się o ciebie martwię i boję się, dokąd cię to wszystko zaprowadzi. Jesteś cieniem dawnej siebie — zauważyła z żałością i nagle zapadła się w sobie, jakby ktoś spuścił powietrze z napompowanego balonika. A ja nie wiem, jak mogę ci pomóc, dokończyła w myślach.

      MAILLE CRESWELL

      Usuń
  157. Jason zmartwił się bardzo o przyjaciółkę. Nie podobało mu się to. Wiedział, że kobieta dużo przeszła, naprawdę sporo i była w ogromnym smutku. Później jakoś to było, potem zaś się znowu nie widywali tak często, więc Jason nie miał pojęcia, jak się jej układa. Jak widać – nie najlepiej. Obawiał się, że przytrafiło się jej coś naprawdę złego.
    Obserwował jak El wyciąga z plecaka alkohol i uniósł brew wyżej. To na pewno ułatwiało, ponieważ Shaw nie miał za wiele takich trunków w mieszkaniu. Później obserwował jak blondynka siada na kanapie i zastanawia się, co powiedzieć. Jason przesunął się kilka kroków w jej stronę, sam też nie bardzo wiedział, co powinien zrobić. Zacząć od drinków czy może jednak usiąść obok lub naprzeciwko przyjaciółki jej wysłuchać?
    Elaine w końcu się odezwała. Jay uniósł brew wyżej, a potem westchnął cicho. No, nie brzmiało to kolorowo, zdecydowanie nie. Dobrze, że El przyniosła dwie butelki. Na pewno im się przydadzą.
    – Twój były? Narzeczony? – dopytał jeszcze, żeby mieć jasność.
    Dopiero wtedy poszedł do kuchni, wrócił z dwiema niskimi szklaneczkami, zgarnął jedną z butelek i postawił to wszystko na stoliku przy kanapie. Przysunął bliżej fotel, usiadł na nim i bez słowa zabrał się za rozlewanie alkoholu do szkła. Podał jedno z nich blondynce.
    – To proponuję, abyś zaczęła od początku. Albo jeśli wolisz, to możemy również po prostu milczeć, napić się. Mogę też włączyć jakąś muzykę. Cokolwiek, El.
    Chciał jej dać do zrozumienia, że wcale nie musiała mu się zwierzać. Jeśli potrzebowała tylko obok siebie kogoś, kogokolwiek, to proszę bardzo, Jay bardzo chętnie będzie tym kimś. Mógł siedzieć cicho i po prostu uzupełniać im szklaki. Jeżeli natomiast Elaine zdecyduje się coś zdradzić, to nawet i lepiej. Shaw nie wiedział, czy był w stanie pomóc, ale jeśli nie spróbuje, to się nigdy nie dowie. A też mówiło się, że czasami wystarczy po prostu się wygadać. Podejrzewał, że w tej sytuacji niewiele to może dać. W końcu El wspomniała coś o relacjach z bliskimi jej ludźmi.
    W każdym razie, Jay oparł się o fotel i… czekał na decyzję Elaine. Nie siedział też zbyt blisko, aby dać jej przestrzeń.

    zmartwiony Jay

    OdpowiedzUsuń
  158. Jason skinął powoli głową, kiedy El powiedziała, że to ten jej narzeczony wrócił. No, super. Zakończył swoje poszukiwania sprawiedliwości? Postanowił wrócić? Kiedy blondynka mu o tym opowiadała, sama uznała, że to „mało poważne”. Facet zostawił ją w żałobie i uciekł. Jason nie mógł się postawić na jego miejscu z oczywistych powodów, ale może facet miał trochę racji? Ale niewiele, naprawdę niewiele. Od czegoś było prawo, a najbliższych ot tak się nie zostawia bez słowa. Nie rozpływa w powietrzu. Ten cały Black zostawił ukochaną samą w bardzo ciężkich chwilach. Czy powinni akurat wtedy najbardziej siebie wspierać?
    Jay słuchał uważnie i popijał powoli alkohol. Cała ta sytuacja wydawała się popaprana.
    – Zniknął, potem się nagle pojawił, pomógł, a teraz chce, żebyście byli razem – podsumował i pokręcił głową. – Nie znam tego faceta, ale wydaje mi się to takie… nie wiem, nie mam odpowiedniego określenia. Nie na miejscu? Mówił chociaż, gdzie był, kiedy ty zostałaś tu sama? Co robił? Wie, co się z tobą działo?
    Shaw też niewiele wiedział, wiadomo, ale nie o to chodziło. Westchnął cicho i znów wziął łyka.
    – Nie wiem, czy oszalałaś. Ale ten Black musi mieć coś w sobie, skoro zgodziłaś się za niego wyjść. Nie wiem, co między wami było, nie wiem, jak znali go twoi przyjaciele, ale… to wasza sprawa. To chodzi o wasz związek. Przykro mi, El, ale to ty musisz podjąć jakąś decyzję.
    Nie miał pojęcia, jak ten mężczyzna wpływał na Elaine i czy to było dla niej dobre, czy nie skoro jej przyjaciele mówili o szaleństwie blondynki.
    Jay uniósł na nią wzrok, kiedy zadała ostatnie pytanie. Uśmiechnął się pod nosem, bardziej z przygnębieniem niż zadowoleniem.
    – Da się. Czułem to samo, kiedy dowiedziałem się o zdradzie mojej eks. Kochałem ją jeszcze, ale wiedziałem, że już z nią nigdy nie będę. A ty, El… chyba potrzebujesz czasu i przestrzeni, prawda? Żeby sobie wszystko poukładać w głowie i zdecydować, czy ty też chcesz znowu z nim być.
    Zdecydowanie nie był najlepszy w takie rozmowy, absolutnie. Ale chociaż dolał im alkoholu do szklanek. W tym był niezły.

    Jay

    OdpowiedzUsuń
  159. Jason obserwował El, wyczekując kolejnych słów. Nie wiedział, czego mógł się spodziewać i był pewny, że nie będzie w stanie jej pomóc tak, jak pewnie dziewczyna by sobie tego życzyła. Było to trudne i było mu też po prostu głupio. Miał nadzieję, że jednak będzie w stanie udzielić jej jakiejś dobrej rady.
    – Opowiedział, co się z nim działo. Nieźle – podchwycił Jay i wziął kolejnego łyka. – Dociera do niego, co się działo z tobą. No, to chociaż tyle dobrze.
    El zasługiwała na ogromne przeprosiny po tym, co ten jej były narzeczony zrobił. Jay zaraz lekko zmarszczył brwi, słysząc, że blondynka już nie ufa swojemu byłemu. Nic dziwnego. I jej słowa były mocne. Skoro mu nie ufała, to znaczyło, że był to naprawdę duży problem. Pomijając to, że ją zostawił w takim strasznym momencie. Zachował się dość okrutnie.
    – Brak zaufania wiele świadczy – mruknął. – W takim razie będzie musiał się uzbroić w cierpliwość – wzruszył ramionami. Jeszcze by tego brakowało, żeby ją ponaglał. Jakoś tak Shaw powoli tracił ewentualną sympatię do tego faceta.
    Później Jason skinął głową, że pamiętał, kiedy o tym rozmawiali. Nie miał nic do tego, co kto robił, z kim i kiedy. On sam miał swoje… zachcianki łóżkowe, o których nie mówił. Ale lubił je spełniać z kimś bliskim. Drgnął jednak, kiedy El powiedziała, że przespała się z ich przyjacielem. Kurwa.
    Pokręcił lekko głową i dopił całą zawartość alkoholu, jaką miał w szklance. Jego eks też się przespała z ich przyjacielem. Bardziej Jasona, ale ci dwoje też się lubili. Za bardzo.
    – Tyle dobrze, że nie byliście wtedy razem – mruknął ponownie. Więcej wolał nie dodawać.
    Dolał im rumu do szklanek.
    – To ucieknij. Będziesz miała czas i przestrzeń, jak mówiłem. Zbierzesz siły i podejmiesz decyzję. Oby jak najlepszą dla siebie.

    Jay

    OdpowiedzUsuń
  160. Słowa blondynki na temat braku zaufania naprawdę mocno go zabolały, ale rozumiał jej postawę i nie miał prawa mieć do niej o to żalu. Podczas gali zawiódł na całej linii, skrzywdził ją, zanim udzielić potrzebnego wsparcia i wierzył, że być może z czasem uda mu się odkupić winy. Nie zamierzał na nic nią naciskać, zdążył już poznać ją na tyle, aby wiedzieć, że to przyniosłoby jedynie odwrotny do zamierzonego celu skutek. Jeśli dla Elaine najbezpieczniejszą opcją były teraz relację na stopie zawodowej, musiał to zaakceptować i po cichu liczyć na to, że być może z czasem na nowo zdobędzie jej zaufanie i nie będzie zmuszona wybierać pomiędzy nim, a Lucasem.
    - To pogróżki skierowane bezpośrednio pod moim adresem, podopieczni fundacji raczej są bezpieczni, przynajmniej tyle udało się na razie ustalić moim detektywom, specjalnej prywatnej agencji śledczej i ochronie - wyjaśnił, odstawiając na stolik opróżnioną szklankę whisky i zajmując ponownie miejsce obok niej na kanapie - Jedna z kobiet, które są pod opieką fundacji, zgłosiła się do mnie z informacjami na temat kasyna, które w podziemiach prowadzi nielegalny, luksusowy burdel. Werbują tam dziewczyny pod pretekstem dużych pieniędzy, które zarobią, jakie kelnerki, a koniec końców lądują w łóżku z jakimiś obleśnymi typami, nie mając przy okazji żadnej możliwości ucieczki - westchnął ciężko, wyraźnie zażenowany i zrezygnowany całą tą sytuacją, Sam lubił przygodny seks, nie wyobrażał sobie jednak sytuacji, gdzie musiałby kogoś do niego zmuszać i wykorzystać wbrew woli drugiej strony - Próbowałem jej jakoś pomóc, zamierzałem dowiedzieć się jak najwięcej na temat innych dziewczyn i przekonać cię do tego, aby objąć je wszystkie wsparciem fundacji, ale zanim cokolwiek się zaczęło, na moim biurku już lądują anonimy z groźbami. Nie wiem, kto za tym stoi, ale boję się, jak wiele osób z mojego otoczenia mogłoby mieć z tym miejscem związek - przeczesał dłonią włosy, jak zawsze, kiedy czuje się bezradny i zakłopotany i zaczął nerwowo stukać palcami o brzeg stolika. Środowisko w którym się obracał bywało naprawdę toksyczne i nie zdziwiłby się, gdyby na liście osób korzystających z pakietu VIP we wspomnianym kasynie znajdowali się znajomi lub wysoko postawieni pracownicy jego, czy jego ojca.
    - Paradoksalnie cieszę się, że Lucas wrócił, przynajmniej wiem, że przy nim i tak jesteś bezpieczna. Na wszelki wypadek po prostu na siebie uważaj, to ma raczej związek tylko ze mną, na twój temat przynajmniej jeszcze nic nie przyszło i mam nadzieję, że tak pozostanie - westchnął, wpatrując się w nią z wyraźną troską - Nie zamierzam rezygnować ze wsparcia fundacji, nie należę do osób, które można łatwo zastraszyć, kupiłem też ostatnio kilka obrazów na aukcji, które chcę ci przekazać, może wystawisz na licytację zarówno je, jak i prace plastyczne dzieci? Na pewno znajdą się moi znajomi, którzy kupią te rysunki za jakieś niebotyczne kwoty, dzieci będą szczęśliwe, a ty będziesz mieć więcej środków na koncie fundacji, aby skutecznie im pomagać - rzucił, skupiając się zgodnie z jej prośbą głównie na zawodowych kwestiach i nie poruszając już z nią więcej osobistych, trudnych dla nich obojga tematów.

    Blaise Ulliel

    OdpowiedzUsuń
  161. Maille nie była do końca pewna nie tylko tego, jak powinna zachowywać się ze względu na zaistniałą sytuację, ale również co w związku z nią czuć. Była wzburzona i zdenerwowana, a także wystraszona. Miała ochotę zwyzywać cały świat i na czym ten stoi, chciała wyrzucić te wszystkie kotłujące się w jej wnętrzu emocje i żeby to zrobić, mogła wyżyć się na Elaine jak Blaise podczas gali charytatywnej, lecz ona, w przeciwieństwie do mężczyzny, wiedziała, że nie tędy droga. I rozumiała, że Eagle prawdopodobnie sama się w tym wszystkim pogubiła, sama borykała się z natłokiem uczuć i być może dla niej również najprostszym rozwiązaniem byłoby znalezienie kozła ofiarnego. Gdyby dowiedziała się, co druga blondynka myślała o samotnej wyprawie Lucasa i że wyrzucała mu, że ten nie zabrał jej ze sobą… Nie zniosłaby tego w spokoju. Być może potrafiłaby to zrozumieć, zracjonalizować sobie co trzeba i postawić się na miejscu osób, które straciły dziecko, ale na pewno nie byłaby spokojna. Czy ta złość wynikałaby z egoistycznych pobudek? Być może, ale wtedy nie miałoby to większego znaczenia. Lepiej więc, że swoje przemyślenia El zachowała dla siebie, ponieważ Maille nie była gotowa, żeby się z nimi zmierzyć.
    Tym razem, kiedy właścicielka baru zaczęła ją przepraszać, Irlandka już nie protestowała, nabrała za to przemożnej ochoty, żeby się rozpłakać. Żeby właśnie za pomocą łez uwolnić chociaż część emocji, z którymi się zmagała, lecz zamiast sobie na to pozwolić, mocno zacisnęła wargi i przełknęła, siłą przepychając ślinę przez mocno ściśnięte gardło. Kiedy El zadawała jej kolejne pytania, potrafiła tylko potrząsać głową w przeczącym geście. Po tym, jak chwilę wcześniej wyrzuciła z siebie praktycznie wszystko, co leżało jej na sercu, nie potrafiła wydusić z siebie słowa. Jakby wiedziała, że za chwilę miał nadejść przełomowy moment w ich relacji, że El powie jej wszystko lub prawie wszystko, co tak skrzętnie do tej pory ukrywała i nie potrafiła się tego nie bać. Ba, była przerażona!
    Nie potrafiła też wytłumaczyć tego, co się z nią działo. Dlaczego łzy uparcie cisnęły się do szarych oczu, choć nie pozwalała im spłynąć po policzkach i te ściekały po tylnej ścianie gardła. Dlaczego wszystkie mięśnie spięły się, przez co zaczęło boleć ją całe ciało. Oddychała płytko, ale szybko przez nos, przez co jej nozdrza drżały przy każdym wydechu, a na pobladłą twarz wystąpiły brzydkie czerwone plamy w tym miejscu, gdzie zwykle pojawiały się urocze rumieńce.
    Maille nie potrafiła zrobić nic więcej ponad wpatrywanie się w Elaine w bolesnym oczekiwaniu na to, co miało nastąpić i co miała usłyszeć. Zapomniała o herbacie, o Levim i Freddim, którzy gonili się po salonie. Zapomniała o całym otaczającym ją świecie, bo świat ten zamknął się właśnie tylko do osoby El.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  162. Nie potrafiła zdobyć się na inną reakcję. Wszystko, co przychodziło jej do głowy, a co mogłaby powiedzieć, wydawało jej się nieodpowiednie; każde pytanie, jakie chciałaby zadać, nie na miejscu. To dlatego uparcie milczała, zdolna jedynie wpatrywać się Elaine i po cichu liczyła na to, że mimo braku zachęty z jej strony, druga blondynka zacznie mówić.
    Gdy El wspomniała o tym, że najlepiej będzie, jeśli zacznie od początku, Creswell nie potrafiła powstrzymać cisnącego się na usta uśmiechu pełnego rozbawienia. Uśmiech ten jednakże szybko przygasł, a brwi Irlandki wygięły się w łuki w wyrazie zdziwienia, ponieważ ta nie spodziewała się, że sięgną tak daleko. Nie rozumiała, dlaczego Eagle nagle zaczęła opowiadać o szkolnych czasach i przez to, tak jak uniosła brwi, tak szybko je zmarszczyła, będąc wyraźnie skonsternowaną. W pierwszym odruchu chciała zapytać, co ma piernik do wiatraka, ale postanowiła nie przerywać i ugryzła się w język, co miało jej pozwolić na to, by po prostu wysłuchać przyjaciółki.
    El nigdy wcześniej nie opowiadała jej o Suzan. Maille słuchała, robiąc wielkie oczy i choć wciąż zastanawiała się nad tym, jak ta opowieść ma się do obecnych wydarzeń, była tak pochłonięta historią, że natarczywe myśli zepchnęła na dalszy plan i chwilowo przestała poświęcać im uwagę. Chyba po raz pierwszy miała okazję tak dobrze zapoznać się z przeszłością przyjaciółki. Dowiedzieć się, kiedy i z jakiego powodu ta zamieszkała z wujem, że powód tej przeprowadzki nie był taki oczywisty.
    — Pamiętam — przytaknęła i skinęła twierdząco głową. Akurat wuja Elaine i jego upodobanie do artystycznego bałaganu Maille kojarzyła bardzo dobrze i poniekąd ucieszyła się, że w opowieści drugiej blondynki dotarły do punktu, który był jej znajomy. Dzięki temu było jej łatwiej poukładać wszystko w głowie tak, by nie pogubić się w nowościach, o których słyszała po raz pierwszy.
    Nie dziwiła się, że po zakończeniu liceum Elaine chciała w pewien sposób odbić sobie to, czego doświadczyła. Aż po raz kolejny padło imię Suzan.
    — Co za suka — wtrąciła Maille bez ogródek i wyraźnie się uniosła, a jej policzki poczerwieniały jeszcze bardziej. Nigdy nie rozumiała i nie miała zrozumieć osób, które postępowały w ten sposób. Osób, które czerpały chorą satysfakcję z dręczenia innych. Wtem usłyszała o Matthew. Kojarzyło to imię, ba!, kojarzyła tego człowieka. Wspomnienia były jednakże na tyle mgliste, że nie wiedziała, czy miała okazję poznać go osobiście, czy też kojarzyła go z wcześniejszych opowieści Eagle. O tym jednak, czym Matthew się zajmował, nie miała zielonego pojęcia.
    — Ty naprawdę masz talent do pakowania się w kłopoty — tchnęła, kiedy El wyjawiła jej prawdę na temat mężczyzny. W tym momencie nie wiedziała, że niedługo sama znajdzie się w podobnej sytuacji i raczej trzeba było mieć niebywałego pecha, niż szczęście, aby znaleźć się w podobnej sytuacji. Słysząc o gangach, strzelaninie, o tym, jak Matt eliminował kolejne cele, Maille nabrała silnego przekonania, że żyje w bańce. Niby wiedziała, jak duża jest skala przestępczości w Nowym Jorku, niby oglądała wieczorne wiadomości, ale… nigdy nie doświadczyła czegoś podobnego na własnej skórze i przez to wyrobiła sobie zdanie, że takie rzeczy się nie dzieją; że nie przytrafiają się zwykłym ludziom.
    — Co zrobił…? — tchnęła głucho. Nie mieściło jej się to w głowie. Odkąd El zaczęła opowiadać o sobie, Creswell odnosiła wrażenie, jakby wczytywała się w dobry kryminał, bądź też jakby El streszczała jej fabułę widzianego ostatnio filmu akcji. Z niebywałym trudem docierało do niej, że to Elaine Eagle była bohaterką tych historii, bohaterką z krwi i kości, która siedziała na jej kanapie, wciśnięta w kąt. Nie potrafiła pojąć, że El opowiadała o sobie, tak bardzo abstrakcyjne okazywały się kolejne informacje. Może był to swego rodzaju mechanizm obronny. A może Maille po prostu potrzebowała czasu, aby zrozumieć, że podobne rzeczy miały miejsce nieomal pod jej nosem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy druga blondynka zrobiła przerwę, Irlandka wyraźnie się zamyśliła. Jej spojrzenie stało się rozmyte, jakby niewidzące i trzydziestolatka zapadła się w sobie. Teraz zdała sobie sprawę z tego, że jej serce przez cały ten czas waliło w piersi niczym młot pneumatyczny. Że jej skronie rozsadzał pulsujący ból, jakby wokół jej głowy ktoś zacisnął stalową obręcz i że, choć sama niewiele mówiła, zaschło jej w ustach. Odruchowo sięgnęła po zimną już herbatę i łapczywie upiła kilka łyków. Odstawiła kubek z powrotem na stolik i spojrzała na El. Jak swoje miejsce w tej opowieści znalazł Lucas Black? Tego Maille miała zaraz się dowiedzieć i po tym wszystkim, co usłyszała, niesamowicie się tego bała.
      Słuchała El z zapartym tchem i nie dowierzała temu wszystkiemu. Aż Eagle wybuchła i wtedy Maille wyraźnie drgnęła, a potem szybko zamrugała.
      — To… — odezwała się, chcąc coś powiedzieć, ale wtedy Elaine kontynuowała i wybuchnęła płaczem. Początkowo, podobnie jak wcześniej, Maille nie była w stanie zareagować. Siedziała tylko na drugim końcu kanapy, podczas gdy El głośno szlochała i dopiero po chwili się zreflektowała. Otrząsnęła się z osobliwego transu, w który wpadła i niemalże pełznąc po kanapie, zbliżyła się do przyjaciółki po to, by zamknąć ją w mocnym uścisku ramion. Przycisnęła ją do siebie tak, jakby chciała ją schować przed całym światem, aby dać jej chwile wytchnienia i gdyby tylko w rzeczywistości miała taką moc, bez wątpienia by tak zrobiła. Niczego takiego jednak nie potrafiła i mogła tylko mocno trzymać El, jakby tym sposobem mogła sprawić, że ta nie rozsypie się na tysiące ostrych kawałków i choćby miało się to stać, Maille nie bała się, że się porani. Wsparła brodę na czubku jej głowy i zakołysała nimi lekko, uspokajająco, choć sama czuła się wstrząśnięta. Nie chciało jej się wierzyć, że to wszystko spotkało jej Elaine. Że jedna osoba doświadczyła tak wiele… złego? Czy mogła o tym myśleć w ten sposób? Nie wiedziała nawet, jak to nazwać i jak sama powinna się z tym uporać. Teraz jednakże rozumiała więcej, a powrót Lucasa… mogła postrzegać go w innym świetle. Pytanie tylko, czy Lucas Black był szczęściem panny Eagle, czy może jej przekleństwem…?
      — Przykro mi — odezwała się cicho i zorientowała się, że po jej policzkach spływały gorące łzy, z których część skapywała wprost w jasne włosy El. — Bardzo mi przykro, kochanie — szepnęła drżącym głosem i kiedy zacisnęła powieki, łzy popłynęły tym intensywniej, niewymuszonym wręcz strumieniem.

      MAILLE CRESWELL

      Usuń
  163. Jason nie wiedział, co mógł jeszcze powiedzieć. Nie był w takiej sytuacji jak El. To była bardzo trudna sprawa i podjęcie jakiejkolwiek decyzji mogło spowodować uczucie zawodu? Rozżalenia? Że później wszystkiego się żałowało, nieważne, czy się zostało w tym związku czy go zakończyło. Shaw miał wrażenie, że jego „problem” sprzed prawie już trzech lat był prostszy – ot, zdrada, więc koniec ze związkiem. A tutaj? Zresztą, nie znał też tego wszystkiego, co było między El a tym jej narzeczonym. Byli razem, zaręczyli się, potem stało się coś niewyobrażalnie strasznego, on zniknął, ona została sama, robili swoje. I teraz wrócił. To naprawdę była chu… nieciekawa sytuacja. Jason westchnął cicho na to wszystko i po prostu wziął następnego łyka rumu. Jak tak dalej pójdzie, to szybko się upije, a chyba nie o to chodziło. Chciał być przecież wsparciem dla przyjaciółki.
    Shaw uniósł spojrzenie na blondynkę. Rozumiał, że kiedy El szła do łóżka z ich przyjacielem, to nie była wtedy z tym swoim facetem. Jakby okej, byli singlami i mogli robić co i z kim chcieli. Niezbyt mu się to podobało, ale to nie była jego sprawa. No i nie wiadomo było, czy ten cały eks narzeczony wróci, czy nie, co się z nim działo, więc tak naprawdę Elaine mogła nawet sobie zacząć układać życie z tym kolesiem. Gdyby oboje tego chcieli.
    – Nie musisz mi się tłumaczyć. Nie interesuje mnie to – przyznał i wzruszył ramionami.
    Uniósł jednak brew wysoko, kiedy okazało się, że Lucas też sypiał z innymi, kiedy go nie było. Miał ochotę się roześmiać. Aha, nie no, spoko, luz. Co jest, kurwa? Pojechał szukać zemsty najprawdopodobniej, ale jakoś miał czas, żeby pieprzyć inne laski. No, teraz już nie było żadnej ewentualnej sympatii do tego faceta.
    Nie wytrzymał i zaśmiał się pod nosem. Co za typ. Nie do wiary, naprawdę. Wolał tego po prostu nie komentować, bo mogło się zrobić… brzydko. Nie chciał go oceniać, nie znał faceta, ale… to, co mu mówiła El… tak…
    Westchnął ciężko i napił się. Spojrzał na blondynkę. Nie dziwił się, że miała obawy co do ucieczki. Ale co miała zrobić, skoro nie potrafiła podjąć decyzji?
    – Co robisz w weekend? – zapytał nagle. – Może chcesz się przejechać za miasto? Tak na jeden dzień? Wyruszylibyśmy w sobotę rano i wrócilibyśmy wieczorem. Miałabyś czas na przemyślenia. Obiecuję nie zanudzać cię różnymi anegdotkami.
    Nie miał pojęcia, czy to dobry pomysł. To była taka mini ucieczka i gdyby El nie chciała wracać, to Jay po prostu by ją zmusił, pakując do samochodu.

    Jay

    OdpowiedzUsuń
  164. Jason nie miał nic złego na myśli, mówiąc, że El nie musiała się przed nim tłumaczyć i że nie interesują go powody, dla których poszła z kimś tam do łóżka. To było jej życie i mogła robić, co chciała. Możliwe, że gdyby Jason nie zdecydował się tyle pracować po zerwaniu zaręczyn, to też by szukał okazji do szybkich numerków. Elaine nie musiała mu mówić tego, jeśli nie czuła się z tym komfortowo. On też by nie naciskał z wiadomych przyczyn.
    Shaw dostrzegł, że jego słowa mogły nie wpłynąć na przyjaciółkę najlepiej. Westchnął cicho.
    – Nie chciałem, żeby moje słowa zabrzmiały źle, El. Po prostu nie chcę, żebyś się czuła tak, że musisz mi się tłumaczyć z tego, co zrobiłaś. I wybacz, ale to, co odjebał Lucas, to jest… przegięcie. Nie rozumiem go. I ja bym się wkurwił na twoim miejscu. Serio. Domyślam się, że chciał pomścić córkę, a tymczasem szedł i pieprzył inne laski. A teraz sobie wraca. Przecież ja nawet nie mam odpowiednich słów, jak nazwać jego zachowanie. Ale wiem, że nie chcę go poznawać, bo zaczęłoby się od przywalenia mu w ryj.
    Jason i tak się powstrzymywał od używania dosadniejszych słów. Miał jednak nadzieję, że Elaine tym razem nie odbierze jego słów w niewłaściwy sposób. Shaw był wkurwiony na jej byłego, a nie na nią.
    – Nie mam, dlatego proponuję ci wypad za miasto – wzruszył ramionami.
    Jay przyjrzał się przyjaciółce i zmarszczył lekko brwi. Stan, w jakim była teraz El, był… bardzo zły. Nie podobało mu się to mocno. Naprawdę chciał jej jakoś pomóc, nieco poprawić humor, ale obawiał się, że może mu to nie wyjść.
    – Nie zawracasz mi głowy, El – odpowiedział zaraz. – Nie musisz mnie za nic przepraszać. Przecież się przyjaźnimy, nie? – uśmiechnął się lekko, a potem odłożył szklankę i podniósł się z miejsca, aby usiąść obok dziewczyny i po prostu mocno ją do siebie przytulić. – No wiesz, jak z tych memów; „ty się śmiejesz, ja się śmieję, ty płaczesz, ja płaczę, ty skaczesz z mostu, ja ratuję twoją upośledzoną dupę”. I nie, dzisiaj porozmawiamy o tobie, chciałbym ci jakoś pomóc. I zastanów się nad tym wyjazdem, okej? – niepewnie pogłaskał ją po włosach i plecach. Westchnął cicho.
    Czy ten cały eks narzeczony El wiedział, co z nią robił?

    mocno zmartwiony Jay

    OdpowiedzUsuń
  165. Jason uniósł brew wyżej, ale nie był zaskoczony tym, że były El nosił broń. Skoro wyruszył po zemstę, a po drodze robił inne rzeczy, bo najwyraźniej miał na to czas i, kurwa, ochotę, no to akurat ten fakt go nie zdziwił. Mógł sobie jedynie pomyśleć po raz kolejny o tym typie „jebany”. No naprawdę nie chciał go poznawać, nie chciał trafić w swoim życiu na kogoś takiego. Ale z drugiej strony, ten facet musiał w sobie mieć coś… dobrego, skoro El planowała układać sobie życie właśnie z nim.
    Nie skomentował jednak słów o broni. Wzruszył jedynie ramionami, a potem westchnął.
    Później już siedzieli obok siebie, a Shaw przytulał ją mocno do siebie. Trudna sytuacja. Miał poczucie, że Elaine na niego liczyła, a on nie potrafił zrobić nic konkretnego, aby jej ulżyć. No, chyba że naprawdę liczyło się to przytulenie. Jason wierzył, że to może jakoś pomóc. Nie rozwiązać problemy, ale jednak coś pomóc.
    – Dziękuję, staram się – odpowiedział i westchnął cicho. – Jeśli chcesz płakać, to płacz. Mam gdzieś chusteczki w razie czego.
    Płacz też pomagał. Również nie rozwiązywał niczego, ale przynosił ulgę, chociaż na chwilę.
    – Myślałem o sobocie, ale cały weekend też brzmi dobrze – powiedział. – Ale skoro moglibyśmy mieć weekend dla siebie… to może od razu zacznijmy od piątku. Im więcej czasu poza miastem, tym lepiej – uznał. Będzie musiał poszukać jakiegoś spokojnego miejsca. Może gdzieś tam, gdzie byli z Charlotte? Tam była cisza i nikt nie przeszkadzał. – Hej, nie mów tak – dodał szybko. – Masz naprawdę chujowy czas, ale poradzisz sobie, jasne? – spojrzał na nią uważnie. – Po prostu musisz przez to przejść. A jeśli… jeśli naprawdę uważasz, że jest aż tak źle, to może… może powinnaś skorzystać z pomocy specjalisty.
    Och, gdyby tylko wiedział, co tak naprawdę siedziało w głowie El… Miałby o tym swoje własne zdanie. Nie znał się na tym, był tylko pilotem, ale… Cóż, uważał, że były rzeczy, które trzeba było po prostu zrobić, przecierpieć, przeczekać, aby w końcu znów zaświeciło słońce.

    Jay

    OdpowiedzUsuń
  166. [Miałaś dzięki mnie niespodziankę! ♥]

    Serce Maille kruszyło się z bólu, kiedy Elaine łkała w jej ramionach, ale potrafiła się domyślić, iż ten płacz był potrzebny im obu. Przez cały ten czas przytulała drugą blondynkę do siebie, dłonią gładziła jej plecy i raz po raz całowała ją w czubek głowy, jakby w ten sposób chciała ją zapewnić, że jest przy niej i nigdzie się nie wybiera. Tak bardzo bała się o przyjaciółkę i teraz, kiedy już o wszystkim wiedziała, ten strach bynajmniej nie zelżał, ale… Maille nabrała przekonania, że wiedząc, z czym się mierzy, zdoła ten strach oswoić. Chciała wierzyć, że sobie poradzą i razem zdołają jakoś wszystko poukładać, nawet jeśli nie miało to należeć do najłatwiejszych zadań. I jednego była pewna – zamierzała dołożyć wszelkich starań, by El nigdy nie zniknęła z jej życia. Była dla niej najbliższą i najważniejszą osobą. Taką, na której Maille mogła zawsze polegać, do której mogła przyjść o każdej porze dnia i nocy, wyżalić się i wypłakać. Teraz, kiedy ta najbliższa jej osoba tak bardzo cierpiała, Creswell chciała zaoferować jej to samo. Samą swoją obecnością zabrać od niej choć odrobinę tego przytłaczającego bólu i cierpienia, dać jej odpocząć i odetchnąć.
    — Za co ty mnie przepraszasz, głuptasie? — spytała, pochwyciła jej spojrzenie i powoli pokręciła głową, kiedy El na powrót do niej przylgnęła. — I w co mnie wciągnęłaś? W przyjaźń z tobą? W relację, jakiej z nikim innym nie zbuduję, bez której już sobie nie wyobrażam życia? Bo jeśli przepraszasz mnie za to, to będę musiała się na ciebie pogniewać — zastrzegła i zaśmiała się zaraz cicho, by Elaine od razu wiedziała, że Maille tylko żartowała. Irlandka widziała, jak krucha była teraz Eagle i zdawała sobie sprawę, że jedno nieodpowiednie słowo mogło wyrządzić więcej szkody, niż pożytku.
    Potrzebowała kilku minut na zastanowienie się, co odpowiedzieć w sprawie Lucasa. Nie puściwszy Elaine, zmarszczyła brwi i zawiesiła wzrok na bliżej nieokreślonym punkcie. Rozumiała, że osobie, którą się kochało, można było wybaczyć naprawdę wiele, a w zasadzie wszystko. I czy znalazłaby się na tym świecie druga osoba, która zrozumiałaby El równie dobrze, co sam Lucas? Po tym wszystkim, co oboje razem przeszli? To był temat tak skomplikowany, że z piersi Creswell wyrwało się ciężkie westchnienie.
    — Nie powiem ci, co powinnaś z nim zrobić — odezwała się cicho. — Wiem tylko, że oboje potrzebujecie teraz czasu. I jak już mówiłam… martwię się tym, co może przynieść ze sobą powrót Lucasa — wyznała, o czym już parokrotnie zdążyła Elaine wspomnieć. — Nie wiem czy to dobrze, czy źle, że wrócił… A skoro ja mam mętlik w głowie, to co dopiero ty — westchnęła. — Może przyjdzie taki moment, dosłownie sekunda, w której dowiesz się, co zrobić. Wiem, że to dwa różne przypadki, ale miałam podobnie z Blaise’em. Długo byłam w kropce, miotałam się, aż nie wiedzieć kiedy już wiedziałam, że muszę to ukrócić. Że czas przestać się na niego oglądać i ruszyć dalej. W pewnym momencie… człowiek po prostu wie — powiedziała cicho i ponownie pogładziła Eagle po plecach. Nie miała dla niej lepszej rady, ani tym bardziej gotowego rozwiązania. Niestety.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  167. Jason rozumiał, że El nie chciała za wiele mu mówić. Jasne, przyjaźnili się, ale znali się dość krótko. Nic dziwnego, że dziewczyna wolała zatrzymać pewne sprawy dla siebie, nie opowiadać mu za dużo. Nie miał jej tego za złe. Zresztą, nawet gdyby wiedział więcej, to pewnie i tak nie dałby rady jej pomóc. Niestety, z pewnymi rzeczami blondynka musiała poradzić sobie sama. Obok mogli tylko znajdować się ludzie, którzy jej doradzą i będą po prostu blisko, dając wsparcie. Jason zamierzał być jedną z tych osób. No i wiedział, że El miała przyjaciółkę, która planowała otworzyć knajpę, możliwe więc, że tamta dziewczyna wiedziała lepiej, co poradzić Eagle.
    Tymczasem Shaw cieszył się, że mógł chociaż przytulić przyjaciółkę i pozwolić się jej wypłakać. Niby nic, a może jednak. No, alkohol też był dobry w odpowiedniej ilość, oczywiście.
    Jay uśmiechnął się lekko, kiedy El zgodziła się na wyjazd. No, zawsze to coś. Oderwanie się od tego, co było w Nowym Jorku, szansa na przemyślania, bardziej trzeźwe, może nawet racjonalne? Okej, Jason nie był w takiej sytuacji jak Elaine, ale jemu zmiana otoczenia nawet pomogła. Dobra, dobra, dużo podróżował ze względu na swoją pracę, ale nie wracał do Los Angeles tylko tu, do Nowego Jorku, do swojego mieszkania, które wołało o remont za każdym razem, kiedy przekraczał próg w jedną czy drugą stronę. A weekend może nie potrwa długo, ale może jednak wystarczy?
    – Ja trochę się nalatałem po kraju, ale myślę, że nie uciekniemy aż tak daleko… chociaż… - zamyślił się na moment.
    Z jednej strony, chciał zapytać El, dokąd miałaby ochotę pojechać, ale z drugiej… nie chciał zwalać jej na głowę kolejnej decyzji. Dlatego Jason postanowił, że sam to przemyśli. Głównie pod kątem spokoju i żeby trasa nie zajęła im długo. Chociaż w drodze też można pomyśleć.
    – No nic, zostaw to mnie, moja droga, ja coś wymyślę i wszystko ogarnę. Ty będziesz musiała się tylko spakować. I zorganizować jedzonko na drogę – uśmiechnął się do niej. – Może być ten weekend za tydzień? Akurat mam wolny – dodał jeszcze tak dla jasności.
    Miał nadzieję, że Charlie nie będzie miała mu tego za złe.

    Jay

    OdpowiedzUsuń
  168. [ Ooooo jak najbardziej! Piszemy się chętnie na wątek! Muszę rozruszać się na dobre z moją panią. Chodzi ci coś konkretnego po głowie? :D ]

    Charlotte

    OdpowiedzUsuń
  169. Maille doskonale rozumiała, że Elaine nie lubiła okazywać słabości przed swoimi bliskimi, ponieważ jeszcze do niedawna sama zachowywała się w podobny sposób. Nie mówiła na głos o swoich problemach, do czasu, kiedy na jej drodze stanęły właściwe osoby i zaczęło się to zmieniać. Początkowo Creswell się przed tym wzbraniała, lecz po pewnym czasie zrozumiała, że nie było niczego złego w przyznaniu się do tego, że człowiek sobie nie radził, tak samo jak w poproszeniu o pomoc. Wciąż nie otwierała się w ten sposób przed obcymi sobie osobami bądź nawet dalszymi znajomymi, lecz nie miała już oporów przed tym, by swoim bliskim oraz przyjaciołom powiedzieć o tym, że coś jest nie tak i musiała przyznać, że ta zmiana zaszła w niej może nie niepostrzeżenie, ale w pewien sposób samoistnie i niezależnie od niej. Irlandka była jej świadoma, ba!, nawet się przed nią wzbraniała, jak już zostało wspomniane, lecz nie potrafiła powstrzymać tego procesu. Stało się. Może ze względu na ludzi, których poznała, może przez to, że sama dojrzała, a może wpływ na to miały wszystkie te czynniki?
    I choć jej problemy były znacznie mniejszego kalibru niż te dotykające Elaine, to kierowały nią podobne pobudki. Nie chciała obarczać innych swoimi kłopotami, nie chciała, by się o nią martwiono i nie chciała współczucia. Nie chciała wyjść na bezradną, na słabą… Lecz teraz już się tego nie wstydziła. I po tym wszystkim, co usłyszała od swojej najdroższej przyjaciółki, miała nadzieję, że ta również nie będzie się już wstydzić.
    — Zawsze do usług — odparła miękko i uśmiechnęła się czule, kiedy panna Eagle jej podziękowała, a następnie pogładziła kobietę po jasnych włosach. Nie wyobrażała sobie, by nie miało jej być przy Elaine i odwrotnie, by to El nie było przy niej. Trzydziestolatka odnosiła bowiem wrażenie, że znały się od zawsze i jak daleko sięgała pamięcią, Eagle była obecna w jej życiu. Może nie tym, które toczyło się w Dublinie, ale tutaj, w Nowym Jorku, Elaine była z nią od pierwszych dni i Maille miała nadzieję, że pozostanie z nią do ostatnich, jakkolwiek wyniośle by to nie zabrzmiało.
    Kiedy druga blondynka się wyprostowała, Creswell spojrzała na nią łagodnie i uśmiechnęła się lekko w odpowiedzi na jej zapewnienie.
    — Dobrze, ale obiecasz mi coś jeszcze? — rzuciła i spojrzała na nią z ukosa, wiedząc, że jej prośba będzie dla El niewygodna. — Cokolwiek by się nie działo, mów mi od razu, dobrze? I nie bój się prosić o pomoc — zastrzegła. — Wiem, że będą pewne sprawy, o których nie usłyszę i wcale nie wymagam, żebyś zawsze mówiła mi o wszystkim jak na spowiedzi, ale… Cholera, El, nie jesteś z tym wszystkim sama. Nie musisz sama stawiać czoła wszystkim problemom. Masz mnie. Masz Lucasa. I to wcale nie po to, żebyśmy ładnie wyglądali u twojego boku. — Mrugnęła do niej porozumiewawczo. — Możesz mi to obiecać? Że chociaż się postarasz? — poprosiła i zerknęła na nią z wyraźną nadzieją.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  170. Pannie Creswell nie pozostało nic innego, jak tylko roześmiać się serdecznie, kiedy Elaine wpadła w ten mały słowotok, co było dla niej jasnym sygnałem, że dość było na dziś rozmów na poważne tematy. Maille zamierzała to uszanować. Nie chciała przeciągać struny, tym bardziej, że dobrze zdawała sobie sprawę z tego, jak wiele drugą blondynkę musiało kosztować powiedzenie prawdy i opowiedzenie o swojej przeszłości, za co Irlandka była jej na swój sposób wdzięczna.
    — Kocham cię, wiesz? — rzuciła swobodnie i z uśmiechem, a potem ujęła twarz Elaine w dłonie i cmoknęła ją soczyście prosto w czoło. Po tym odsunęła się na wyciągnięcie ramion i obdarzyła przyjaciółkę szerokim, w domyśle pokrzepiającym uśmiechem. — Zapewniam cię, że kiedy po gali wróciłam do mieszkania, Tonia zadbała o to, by to moje wystrojenie się nie poszło na marne — zażartowała i mrugnęła porozumiewawczo do kobiety. Spoważniała jednakże, kiedy padła wzmianka o knajpie. Poprawiła się i usadowiła wygodniej na kanapie, a po chwili zaczęła odrobinę nerwowo bawić się zawieszką od delikatnego łańcuszka, który zrobił jej szyję.
    — Jeśli mowa o knajpie, to… — urwała i odetchnęła głęboko. — Rozmawiałam z Tonią. W telegraficznym skrócie, opierdoliła mnie, dlaczego od razu się nie zgodziłam — poinformowała, nie przebierając przy tym w słowach i zaśmiała się krótko. — Więc tak, zgadzam się, nawet jeśli będę miała cię dość, ale wątpię, żeby coś podobnego miało miejsce. Nawet jeśli faktycznie będziesz mnie wkurzać, za bardzo cię kocham, żeby dać ci spokój — powiedziała, po raz kolejny powtarzając swoje wyznanie sprzed chwili, ale co mogła poradzić, skoro naprawdę całym sercem kochała siedzącą na przeciwko na kanapie blondynkę? Teraz z kolei wpatrywała się w nią niecierpliwie, szeroko uśmiechnięta i z błyszczącymi oczami, ponieważ była niezmiernie ciekawa, jak Elaine na tę zgodę zareaguje.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  171. Owszem, Maille chciała zaopiekować się Elaine na tyle, na ile druga blondynka mogła jej na to pozwolić. Może teraz, w obliczu rozkręcania wspólnego interesu, dynamika ich relacji miała się zmienić? Na pewno było to nieuniknione i należało raczej postawić pytanie, w którą stronę pójdzie ta zmiana? Irlandka po cichu liczyła na to, że będą z El jeszcze bliżej – że Eagle nie będzie się wstydziła przychodzić do niej ze swoimi problemami, choćby tylko po to, by Creswell mogła ją wysłuchać i mocno przytulić w tych chwilach, kiedy nie będzie w stanie zaoferować przyjaciółce realnej pomocy.
    Gala charytatywna była fiaskiem i również Maille niekoniecznie lubiła wracać do niej wspomnieniami. Wiele się wtedy wydarzyło, o wielu rzeczach się dowiedziała, lecz czy na dobrą sprawę to miało cokolwiek zmienić pomiędzy nią, a Elaine? Niekoniecznie, ponieważ Irlandka nadal zamierzała trwać u boku kobiety i to dlatego czekała na jej reakcję jak na wyniki ważnego egzaminu na studiach, aż El uwiesiła jej się na szyi i mogła odetchnąć z ulgą. No, chyba że Elaine zrobiła to po to, żeby ją udusić…?
    — Wiem — odparła i ze śmiechem pogładziła przyjaciółkę po plecach, nim ta się od niej odsunęła. — Chyba nawet nie zdaję sobie sprawy z tego, ile — dodała i wywróciła oczami, a potem gestem nakazała drugiej blondynce chwilę zaczekać i podniosła się z kanapy. Zniknęła w kuchni, a po kilku minutach wróciła do salonu z winem i dwoma kieliszkami – godzina wciąż była wczesna, ale miały za co wznieść toast.
    Irlandka odkorkowała wino w kuchni, więc teraz tylko nalała białego trunku do kieliszków i wręczywszy jeden z nich pannie Eagle, z powrotem usiadła na kanapie.
    — To może być ciężki orzech do zgryzienia, bo… Nie chcę serwować tylko jednego rodzaju kuchni i w ten sposób się ograniczać. W food trucku to było wręcz konieczne, ale gdybym miała do końca życia robić i sprzedawać tylko tosty — urwała i wykonała wymowną minę, wywalając przy tym język i wznosząc oczy ku niebu, jakby na samą myśl o tym miała nudności. — Chcę mieć dynamiczne menu. Sezonowe. W pełni zależne od moich kaprysów — wyjaśniła i uśmiechnęła się lekko, a potem uniosła kieliszek w geście toastu i stuknęła się nim z Elaine, jakby tym sposobem chciała przypieczętować swoje słowa.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  172. Jason uśmiechnął się do Elaine. No, zatem dziewczyna się spakuje i ogarnie jedzenie na drogę. On teraz musiał pomyśleć, dokąd mogliby się udać. Był w wielu miejscach w kraju i zastanawiał się, gdzie by było w miarę blisko i spokojnie. Miał jeszcze trochę czasu na przemyślenia. El w tym czasie załatwi sobie zastępstwo w swoim lokalu i będzie super. No, z założenia miało być… po prostu spokojnie, aby El mogła sobie wszystko poukładać w głowie. I ją oczyścić.
    – Hm… no, mam nadzieję, że nie będzie. Pracuje i tak w weekend w swoim klubie, więc pod tym względem nie powinno być problemu. Ale spokojnie, w razie czego jakoś ją przekonam, udobrucham i tak dalej – puścił jej oczko. Elaine bez problemu mogła się domyślić, w jaki sposób Jason zamierzał to osiągnąć.
    Dwa dni później Jay napisał do El, że jednak nie musiała przygotowywać jedzenia na drogę i zapytał, co sądziła o w miarę krótkim locie. W piątek rano mieli się spotkać przed lotniskiem.
    To była bardzo spontaniczna decyzja, ale uznał, że w Michigan powinno być okej. Jezioro, dwie latarnie, w miarę spokojnie. I nie musieli się przejmować biletami; Jason miał zniżki. Znalazł też ciekawy pensjonat i załatwił dwa pokoje.
    Z odpowiednim zapasem czasu Jason pojawił się przed lotniskiem z jedną średniej wielkości torbą podróżną. Spojrzał na zegarek, a potem rozejrzał się za przyjaciółką. Nie zrezygnowała, czego mógł się obawiać. Miał nadzieję, że dziewczyna nie odmówi w ostatniej chwili. No chyba że tak się stanie, ponieważ już z nią lepiej. Ale tamtego wieczoru wyglądała naprawdę źle i nie sądził, aby tydzień mógł wiele zdziałać. No chyba że dogadała się z byłym i teraz byli super szczęśliwi. Różnie mogło być.
    – No cześć! – przywitał się z Elaine, kiedy ta znalazła się wystarczająco blisko. – Jak tam? Gotowa?

    Jay

    OdpowiedzUsuń
  173. Charlotte nie lubiła momentów, gdy Jason wylatywał na dłużej. Przyzwyczaiła się do jego osoby blisko, więc każde dłuższe rozstanie nie należało do przyjemności. Mimo to, starała się szukać jak najwięcej pozytywów. Spędzając ciągle czas ze sobą mogłoby dojść do większej ilości kłótni i nieporozumień, a tak, wspólny czas spędzali w zupełnie przyjemnej atmosferze, choć czasem zdarzały się drobne sprzeczki. Mogli jednak za sobą zatęsknić. I choć smutek przy rozstaniu był spory, to jednak radość z powrotu to stanowczo przewyższała.
    Z drugiej strony miała też więcej czasu na swoje prywatne sprawy i formalności związane z pracą. Relacja z Jasonem, mimo że trwała już dłuższy czas, to Charlie miała wrażenie, że nadal są w tym stanie silnego zakochania, gdzie mogliby dosłownie jeść sobie z ust. Nie chciała, żeby to mijało, nie chciała rutyny, nie chciała się przyzwyczajać. Tak było dobrze, jej świat i jego postrzeganie stało się o wiele bardziej kolorowe, a także o wiele pozytywniejsze.
    Tego wieczoru po wyjściu z pracy postanowiła odwiedzić mieszkanie swojego chłopaka i nieco się nim zająć. Z całą pewnością pojawiła się już warstwa kurzu. Z całą pewnością przydałoby się także zaopiekować roślinkami. Charlotte przez chwilę zastanawiała się czy nie wziąć do towarzystwa Biszkopcika, jednak ostatecznie zrezygnowała z tego pomysłu.
    Wysiała z taksówki i szybko zajęła się uwinęła z pracami, przy okazji kradnąc sobie bluzę, gdy zrobiło się jej chłodno. Po skończonej pracy, usiadła na kanapie, by chwilę odsapnąć i oznajmić Jasonowi, że rośliny zostały podlane, a także jak bardzo za nim tęskni. Po wykonaniu tej czynności, zebrała swoje rzeczy, dość szybkim krokiem udała się do wyjścia.
    Ku swojemu zdziwieniu, przed budynkiem napotkała pewną blondynkę. Przystanęła na moment, zastanawiając się czy nie myli jej z nikim. Przyjaciółka jej brata jednak wywarła na niej mocne wrażenie podczas pierwszego spotkania. Kobieta do dziś była pełna podziwu, że Blaise mógł posiadać „normalnych” znajomych.
    - Elanie? Dobrze pamiętam? - spytała niepewnie, poprawiając swoją jeansowa kurtkę delikatnie.

    [ Wybacz, że tak długo to zajęło i jest krótko, ale pisałam z telefonu Charlotte

    OdpowiedzUsuń
  174. Może dla niektórych mogło to być dziwne, że Jason zapraszał przyjaciółkę na wypad poza miasto, ponieważ przecież miał dziewczynę. Ale on zrobiłby dokładnie to samo, jeśli chodziłoby o przyjaciela płci męskiej. Chciał pomóc Elaine i liczył, że w ten sposób faktycznie to zrobi. Lubił ją i chciał, aby poczuła się lepiej.
    Ucieszył się, widząc, że blondynka pojawiła się w umówionym miejscu.
    – Lecimy do Michigan – wyjaśnił jej, kiedy wchodzili do budynku lotniska. I tak El zaraz by zobaczyła bilety, tablice i wszystko inne. – Nie denerwuj się, siedzimy obok siebie jakby co – zaśmiał się cicho. Rozumiał, że ludzie mogą się stresować podróżą samolotem. On też czasami się denerwował, ale u niego było zupełnie inaczej; stres szybko przechodził. – Jeśli czegoś nie zabrałaś, to się kupi. Najważniejsze wygodne dresy, buty i pewnie kurtka przeciwdeszczowa w razie czego, choć podobno padać nie ma – wzruszył ramionami.
    Kilkadziesiąt minut później już siedzieli w drugiej klasie w samolocie. Jason spojrzał na El i uśmiechnął się lekko.
    – Jak u ciebie? Tak wiesz, ogólnie? Coś się polepszyło, zdążyłaś z kimś pogadać? Z którymś z przyjaciół? – zapytał ostrożnie. Niby minął tydzień, ale z drugiej strony to mógł być aż tydzień. Wiele w ciągu tych kilku dni mogło się zmienić, prawda? Nie chciał też naciskać na przyjaciółkę. Nie musiała mu mówić, mogła poczekać, mogła… przemilczeć. Cokolwiek. – Aha, no i znalazłem nam taki spoko pensjonat nad jeziorem. Mamy dwa osobne pokoje, więc bez krępacji. I bez ewentualnych niedomówień z Charlie…

    Jay

    OdpowiedzUsuń
  175. — Za wspólne szaleństwo — powtórzyła z szerokim uśmiechem i pociągnęła łyk wina, a kiedy przełknęła, zaśmiała się odrobinę nerwowo. Jeszcze nie docierało do niej, na co się porwała, ale już odczuwała lekki stres, który skumulował się w jej ciele i osiadł jako ten charakterystyczny ucisk w dołku.
    — W sumie to racja — przyznała, kiedy przyjaciółka uznała, że przyda się coś, czym będą mogły przyciągnąć do przyszłej restauracji Maille stałych bywalców. — Sama odwiedzam niektóre knajpki tylko dla jednego dania — przyznała z rozbrajającym uśmiechem, po czym lekko wzruszyła ramionami. Zaraz jednakże nabrała haust powietrza, wypuściła je ze świtem i upiła kolejny łyk wina, ponieważ z sekundy na sekundę robiło się coraz poważniej i Maille zaczęła się denerwować, kiedy zaś Elaine wspomniała o wystroju lokalu, zrobiła zbolałą minę.
    — A mogę najpierw po prostu się z tym wszystkim przespać? — spytała jękliwie. — Bo inaczej eksploduje mi głowa — dodała i wcale nie żartowała. Już teraz czuła, że serce wali jej w piersi, jakby zaniepokojone zmianami, które miały nadejść. — Dziś po prostu świętujmy, że to się w ogóle wydarzy — zaproponowała. — A jutro usiądziemy i spiszemy wszystko, co jest do ustalenia i wstępnego załatwienia — zarządziła i choć brzmiała hardo, na przyjaciółkę spojrzała odrobinę nieśmiało. Naprawdę nie miała ochoty ruszać z kopyta; potrzebowała chociaż tej jednej nocy, by oswoić się z decyzją, która została oficjalnie przypieczętowana, by później móc zakasać rękawy i ruszyć do pracy.
    — W zasadzie… — podjęła, ponieważ przyszedł jej do głowy pewien głupi pomysł, a jej szare oczy zalśniły z podekscytowania. — Kiedy ostatnio gdzieś byłyśmy, El? — rzuciła. — Zróbmy się na bóstwo i idźmy na miasto, żeby tańczyć do białego rana — zaproponowała spontanicznie. — O ile twoje samopoczucie na to pozwala… — dodała spokojniej i uważnie spojrzała na El. Pamiętała przecież, od jakiej rozmowy zaczęło się ich spotkanie i wcale by się nie zdziwiła, gdyby druga blondynka nie miała ochoty na beztroskie, nocne szaleństwo.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń

  176. Zdecydowanie świat był mały. To przyszło jej na myśl, gdy dowiedziała się, że przyjaciółka jej brata, przyjaźni się też z jej chłopakiem. Jeszcze znajomość z Jasonem rozumiała w pełni, w końcu to był cudowny, kochany mężczyzna z sercem na dłoni, to jednak za wytrzymywanie z Blaisem ją podziwiała. Sama unikała go tylko jak mogła, dla własnego zdrowia.
    Początkowo naprawdę się zdziwiła. Nowy Jork był zdecydowanie dużym miastem, żeby nie powiedzieć ogromnym, a czasem czuła się w mniejszej mieścinie. Miało to pewien urok, aczkolwiek nadal napawało pewnym zdumieniem.
    Właściwie po tych słowach, zamierzała się pożegnać i wrócić do swoich czterech ścian. Propozycja blondynki zaskoczyła ją jednak, ale w ten pozytywny sposób.
    —Och, Jason jest aktualnie w pracy, wróci za kilka dni — odpowiedziała, posyłając jej delikatny uśmiech.
    — Właściwie czemu nie, brzmi zachęcająco. - Pokiwała z zadowoleniem głową. — Tu niedaleko mają całkiem przyjemny lokal, chyba że masz coś upatrzonego w okolicy? — Zerknęła na nią z zaciekawieniem.
    To spotkanie mogłoby pozwolić im na lepsze poznanie i zatarcie pierwszego wrażanie. Charlotte zdecydowanie była pewna, że nie zrobiła na El najlepszego wrażenia. To nie był dla niej zbyt łaskawy okres. Działo się dużo, w dodatku mieszkanie z bratem nie było najlepszym wyjściem, ale co wtedy miała za wybór? Właściwie żaden. Musiała się więc nieco zrehabilitować w oczach przyjaciółki swojego chłopaka.

    Charlotte

    OdpowiedzUsuń
  177. — Oczywiście, że mam! Moja szafa stoi przed tobą… otworem! — zawołała i zaśmiała się zaraz, dobrze zdając sobie sprawę z tego, jak słabo zabrzmiało ostatnie, wypowiedziane przez nią zdanie, ale nie mogła powstrzymać się przed użyciem tego sformułowania. Wyraźnie ucieszyło ją to, że Elaine przystała na jej propozycję, ale mimo wszystko coś nie dawało jej spokoju.
    — Ale na pewno masz na to ochotę? — dopytała, posyłając przyjaciółce uważne spojrzenie. — Bo wiesz, równie dobrze cały dzień możemy spędzić na kanapie. Zamówimy coś do jedzenia, włączymy serial — zaproponowała z uśmiechem, ponieważ również taka wizja wspólnie spędzonego wieczoru w stu procentach jej odpowiadała. Nie chciała nigdzie ciągnąć przyjaciółki na siłę ani też doprowadzać do tego, że druga blondynka zrobiłaby coś wbrew sobie tylko po to, aby zadowolić Creswell. Stąd wpatrywała się w nią wyczekująco i grzecznie, ale też odrobinę niecierpliwie oczekiwała na odpowiedź.
    Maille podejrzewała też, że jeśli dziś zabalują, to jutro nie będzie zdatna do myślenia o swojej przyszłej restauracji – raczej nie chciała niczego planować na kacu, a wraz z postępującym wiekiem niestety coraz gorzej znosiła szaleństwa dnia poprzedniego i najczęściej cierpiała niewspółmiernie do ilości wypitych drinków. Starość nie radość, prawda?

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  178. Jason spojrzał na El i uśmiechnął się pod nosem. No, helikopterem zabierać jej nie chciał, nawet o tym nie pomyślał. Co prawda Charlie też średnio chciała z nim wsiadać do tej maszyny, ale ostatecznie po zakończonym locie była zachwycona. Ale to nie znaczyło, że i Elaine odczuwałaby tak samo. Na szczęście jednak mieli lecieć samolotem. I Jason nie miał nic przeciwko, kiedy dziewczyna złapało go za ramię, kiedy podnosili się do góry. Rozumiał ją. On sam inaczej się czuł na miejscu pasażera, a inaczej jak sam ruszał taką ogromną maszyną w przestworza.
    – Dlaczego nie przepadasz za helikopterami? Jakieś złe wspomnienia czy po prostu nie?
    Rozumiał, gdyby El nie miała konkretnego powodu dla swojego strachu. Jason też nie chciał robić wielu rzeczy bez konkretnego powodu albo dlatego, że się po prostu obawiał czegoś. To chyba normalne.
    – Wiesz, El – zaczął Jay, kiedy wysłuchał jej do końca. – Słyszałem, że z przyjacielem to trzeba zjeść beczkę soli. Nie zrobisz tego tak, o, na szybko, w pięć minut. Potrzeba czasu. I twoja przyjaciółka odkryła o tobie nową rzecz. I skoro chce otworzyć z tobą knajpę, to znaczy, że nadal cię lubi – uśmiechnął się do niej lekko. Chciał troszkę pożartować, ale nie był do końca pewny tego działania. Może Elaine nie miała na to ochoty, kiedy mówiła o swoich bliskich. – Cieszę się, że z nią porozmawiałaś i teraz obie macie jasną sytuację między sobą. A zachowywać się pewnie będziesz normalnie po jakimś czasie. Może to brzmi banalnie, ale czas naprawdę odgrywa ogromną rolę – spojrzał na nią z ciepłym uśmiechem. – Wszystko się ułoży, zobaczysz.
    Jay usiadł wygodniej. Miał nadzieję, że życie El jakoś się poukłada w końcu i dziewczyna znów będzie szczęśliwa.
    – Charlie? Dobrze. Wie, że się przyjaźnimy i że jesteś dla mnie ważna. Wie też, że jestem tylko jej, więc… nie martw się o to – puścił jej oczko.
    Na pewno będzie musiał się jakoś zrekompensować swojej dziewczynie za ten wyjazd, który był bez niej. Pewnie Charlie tak nie myślała, ale Jason chciałby ją gdzieś zabrać. Tymczasem teraz chodziło o El i o to, aby troszkę jej pomóc poukładać sprawy.

    Jay

    OdpowiedzUsuń
  179. Szatyn nie spodziewał się takiej reakcji ze strony blondynki i sam uniósł brwi, lecz w akcie szczerego zaskoczenia. Czyżby panna Eagle była zazdrosna? Chyba piekło właśnie zamarzło, a jemu, gdy szybko dodał dwa do dwóch, na usta wpłynął pełen zadowolenia uśmiech. Może i dobrze, że Tamara zadzwoniła właśnie teraz.
    — Nadal jesteś zła o to co powiedziałem? — postanowił trochę zagrać głupka. Wiedział, że gdyby wypalił swe przypuszczenia na głos, to Elaine mogłaby się wszystkiego wyprzeć. Ona, zazdrosna o niego? Przecież go nie znosiła, szczególnie po sprzedaniu osobistych smaczków znajomym.
    Gdy go minęła nie dodał nic więcej, a faktycznie stwierdził, że skorzysta z barku, choć musiał raczyć się wszystkim tym, co nie miało w sobie procentów. Gdyby sytuacja go przymusiła zawsze mógł zadzwonić po Sebastiana, ale planował drogę powrotną również spędzić w samochodzie sam na sam z blondynką. Przyglądał się z boku jak cała ekipa zajęła się przygotowaniem do mini zawodów. To będzie naprawdę ciekawe popołudnie. przemknęło mu przez myśl.
    — A z jakiej broni strzelamy? — zapytał i spojrzał kolejno po zebranych. Elaine mogła się domyślać, że gdyby była taka potrzeba, to skoczyłby do samochodu po to czym posługiwał się na co dzień. — I jaka jest stawka? — zapytał, a w jego błękitnych oczach zalśniły niebezpieczne iskierki. Ta część jego natury, która lubiła rywalizację nie zniknęła.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  180. Charlie pokiwała lekko głową i po krótkiej chwili, odwróciła się, by zacząć powoli iść w kierunku upatrzonego lokalu. Był dość klimatyczny, lekko stylizowany na retro, ale to nie było aż tak istotne jak pyszne wypieki czy kawa! Charlotte aż na samą myśl poczuła jak jej ślinianki pracują bardziej intensywnie.
    — Jasne. To jest dość blisko, kilka minut i będziemy na miejscu — oznajmiła, pokazując ręką kierunek ich drogi.
    Zaraz Elanie zaczęła rozmowę, a Charlotte na te słowa lekko się uśmiechnęła. Sama nie miała w sobie duszy romantyka, ale to właśnie Jay wnosił do ich związku strasznie dużo uroczych, czułych gestów. Ulliel miała okazję się uczyć tej relacji. Wcześniej jej związki były dość toksyczne, żeby nie powiedzieć gorzej. Zwłaszcza o tym ostatnim.
    — Tak, Jason jest strasznym romantykiem. Ale to chyba tak mnie w nim zafascynowało — stwierdziła, uśmiechając się delikatnie. — Byłam zaskoczona, gdy powiedział, że się przyjaźnicie! Ach, Nowy Jork jest naprawdę małym miejscem — powiedziała wesoło, zerkając na swoją towarzyszkę. — Właściwe, długo się znacie? Ach, nie wypytywałam za bardzo Jasona o ciebie, nie chciałam wyjść na zazdrosną małpę – powiedziała i pokręciła lekko głową.
    Miała naprawdę duże zaufanie do swojego chłopaka. W końcu często się rozstawali na kilka dni, bądź dłużej. Jay przebywał w otoczeniu ładnych kobiet, wiedziała też, że się innym podoba. I fakt, z początku nie czuła się z tym komfortowo. Teraz jednak wie, że mężczyzna celowo by jej nie skrzywdził, nie miała podstaw wątpić w jego słowa. I miała nadzieje, że ten czuje to samo.

    Charlotte

    OdpowiedzUsuń
  181. — Zdarza się — przyznał zdawkowo, ponieważ nie zamierzał dzielić się ze znajomymi panny Eagle swoim doświadczeniem. Lepiej się sypiało, gdy nie wiedziało się wszystkiego i nie zadawało nieodpowiednich pytań. Lucas jednak nie zmienił swojego nastawienia i nadal wręcz tryskał dobrym humorem, a widmo rywalizacji tylko jeszcze bardziej poprawiło mu samopoczucie.
    Zdążył jedynie skinąć głowa na informacje dotyczącą rodzaju broni z jakiej będą strzelać – Glock nie brzmiał źle. Blondynka bez problemu skupiła na sobie cała jego uwagę. Jego błękitne oczy zatrzymały się na jej twarzy, która wyraźnie dawała mu do zrozumienia, że nie powinien się popisywać. Uśmiechnął się do niej i uniósł dłoń, by palcem nakreślić nad głową aureolę.
    — Będę grzeczny — tylko czemu jakoś iskierki w jego oczach mówiły zgoła coś innego. Upił odrobinę napoju gazowanego ze szklanki i patrzył jak reszta ustawia się na wprost tarczy w odpowiedniej odległości. Pierwszy strzał, drugi… Szło im całkiem nieźle, w końcu przyszła kolej na Blacka i nie było przesadą stwierdzenie, że wszyscy bardziej ucichli, gdy chwycił Glocka. Najwyraźniej zebrani byli ciekawi kogo też ich znajoma przyprowadziła w ich skromne progi.
    — Nie lubię grać o nic — zamruczał i znów spojrzał na kobietę, która nadal w sidłach trzymała jego serce — Elaine, co powiesz na mały zakład? — uniósł brew — Jeśli trafię w sam środek spędzisz ze mną cały weekend — czekał na odpowiedź, nawet na najmniejsze skinięcie głową, a dłoń z bronią już uniósł w odpowiedniej pozycji mimo, że wcale nie spoglądał na tarczę. Wzrok utkwił w tej, która była najważniejsza. Gdyby spojrzenie potrafiło uwodzić, to właśnie tak by ono wyglądało – pełne miłości, pasji i pożądania, którego nie sposób było przeoczyć. Nie odwracając się nacisnął spust. Usta rozpostarły się w lekkim uśmiechu.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  182. Nie musiał usłyszeć od Elaine prostego zgadzam się, czy okej, ponieważ stwierdzenie, że oboje dobrze znają wyniki mu w zupełności wystarczyło. Kobieta nie zaprzeczyła, nie zapierała się rękami i nogami przed spędzeniem z nim wspólnie całego weekendu. Calutkie czterdzieści osiem. Broń wystrzeliła, a po jego ciele rozpłynął się przyjemny dreszcz. Nie musiał nawet sprawdzać, by wiedzieć, że trafił. Widownia wydała odpowiednie odgłosy, by o tym zapewnić.
    Gdy Elaine do niego podeszła stawiając swój własny warunek jego uśmiech się tylko poszerzył, a sam cofnął się jedynie o pół kroku. Ciało do ciała. Nie spuszczał z niej wzorku. Wiedział, że trafi, a ona wiedziała, że wbrew stereotypom potrafił ugotować coś więcej niż jajecznicę i wodę na herbatę. Nie odsunął się od ukochanej, nawet gdy w ich wspólnej przestrzeni osobistej pojawił się Pet. Nic ani nikt nie mógł odebrać mu tej chwili. Musnął palcami dłoń blondynki ciekaw, czy pozwoli mu na splecenie ich z jej własnymi. Nie tylko ona lubiła oznaczyć swoje terytorium, choć teraz nie o to chodziło. Lucas… On się po ludzku cieszył, że będzie mógł z nią spędzić trochę czasu sam na sam.
    — Chętnie udzielę korepetycji — zaśmiał się Black na słowa mężczyzny — A jak tam grill, bo przyznam, że zrobiłem się okropnie głodny — zmienił temat zerkając ponad ramieniem gospodarza.
    To była miła odmiana spędzenie takiego popołudnia nie na knuciu, czy nad stosem papierów z kancelarii, ale na grillu wśród osób, które chciały odpocząć po całym tygodniu. Podszedł do stołu i usiadł na jednym z wolnych miejsc, by dołączyć do kosztowania przygotowanych przysmaków.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  183. On był w niej zakochany do szaleństwa, choć nie objawiał tego w sposób jaki prezentowały to komedie romantyczne. Lucas był gotów poświecić naprawdę wiele dla Elaine, nawet własne życie. Niektórzy mogliby zarzucić mu, że przesadza, że na pewno to uczucie nie jest aż tak głębokie, lecz on nie musiał nic nikomu udowadniać. Po tym jak stracił córkę zrozumiał co to znaczy prawdziwy ból, bezsilność i bezdenna rozpacz. Zrozumiał też, że gdyby tylko stojącej obok niemu blondynce coś się stało to… Nie, nie chciał sobie tego nawet wyobrażać. Skupił się natomiast na przyjemnych iskrach przeskakujących między palcami, gdy te stykały się z dłonią ukochanej.
    — Myślę, że zmieścimy się oboje na jednym torze — rzucił puszczając jej perskie oczko. Nie sądził, że przyjdzie mu jeszcze zobaczyć taką beztroskę wymalowana na Elaine. Teraz, dokładnie w tym momencie, chciał, by chwila trwała wiecznie. Pragnął nacieszyć się tym spokojnym popołudniem u boku najważniejszej osoby w swoim życiu.
    Między kolejnymi kęsami naprawdę wybornie przyrządzonego mięsa – kto by się spodziewał, że nawet za ogródkowym grillem można tak zatęsknić – starał się odpowiadając na kolejne pytania. Wdał się nawet w polemikę na temat najlepszego rodzaju broni, później rozmowa wręcz naturalnie zeszła na filmy akcji i opieszałość scenarzystów co do realizmu strzelanin. Czuł się wyjątkowo swobodnie, ba nawet zdarzyło mu się – za sprawą niewybrednych żarcików Pete’a – wybuchnąć szczerym śmiechem. Nie przypominał teraz Mściciela, o którym za granicą krążyły legendy. Był po prostu Lucasem, mężczyzną, który towarzyszył swojej dziewczynie na spotkaniu u znajomych. Miła odmiana.
    Gdy poczuł, że więcej już nie powinien w siebie wciskać, odszukał blondynkę i podszedł do niej niespiesznie kładąc dłoń na dole pleców.
    — Dziękuję za to, że mnie tu zaprosiłaś — powiedział w końcu stając przed nią i spoglądając jej prosto w oczy. Jeden zabłąkany kosmyk włosów założył kobiecie delikatnie za ucho. — Nie sądziłem, że właśnie tego będę potrzebował — zdobył się szczerość, a gdy zapadała między nimi chwila ciszy jego wzrok ześliznął się na jej pełne usta. Ze świstem zaczerpnął powietrza, a gd je wypuczał wydawał się przegrywać ą wewnętrzną walkę. — Elaine...— szept byłby pewnie nie do wychwycenia, gdyby nie stali tak blisko siebie i z dala o zgiełku rozmów —...mogę Cie pocałować? — czyżby piekło zamarzło? Lucas Black pytał o pozwolenie!

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  184. Jak jemu tego brakowało! Nie sądził, że nawet za droczeniem się z panną Eagle można się, aż tak stęsknić. Lubił, nie, kochał tę jej zadziorność. Wiadomo, że miała ona swoje dobre i zł strony, bo często, gęsto blondynka się go w ogóle nie słuchała, nawet wtedy, gdy chciał dla niej jak najlepiej. Teraz jednak była to miła rozrywka. Dał jej kuśkańca w bok za to wielkie ego i dołączył do pozostałych uczestników grilla przy stole.
    Rozmowa ze znajomymi ukochanej okazała się dla niego tak naturalna jak oddychanie. Nie musiał na każdym kroku doszukiwać się podstępu ani też pilnować, by ktoś zbytnio się z nim nie zakolegował, by kilka dni później wymuszać na nim przysługę. Mógł się rozluźnić, co po ostatnich tygodniach w kancelarii było jak na wagę złota.
    Delikatne muśnięcie, tak niewinne, a sprawiło, że miał ochotę porwać Elaine do najbliższego pokoju i wychodzić z niego przez bardzo długi czas. Tęczówki jeszcze bardziej mu pociemniały, co mogła bez problemu zauważyć po tym jak się od niego odsunęła.
    — Źle, czyli dobrze — uśmiechnął się lekko zadziornie, ale ku swemu własnemu zaskoczeniu, odpuścił. Wrócił do rozmów, ale też starał się podświadomie trzymać blisko blondynki, jakby ona sama go do siebie przyciągała.
    Nim się obejrzeli na zewnątrz zaczęło się ochładzać, co mniej więcej oznaczało koniec imprezy, choć gospodarz zapewniał, że przecież wszystko można przenieść do środka. Byłby pewnie o wiele bardziej przekonujący, gdyby nie pijackie bełkotanie i ziewanie co pół zdania. Cała ekipa jednogłośnie stwierdziła, że trzeba się już zbierać, ale nim opuścili posesję Pete’a, pomogli mu ogarnąć cały bałagan. Black zakasał rękawy i ustawił się przy zlewie, by pozmywać.
    Wsiadając do samochodu czuł przyjemne zmęczenie, na szczęście nie takie, by zasnąć za kółkiem.
    — Naprawdę świetnie się dzisiaj bawiłem — stwierdził odwracając głowę w kierunku Elaine i włączając silnik, a następnie płynnie ruszając z miejsca parkingowego — Rozumiem, ze mam odwieźć Cie do baru? — potrafił zamaskować rozczarowanie, jednak tego nie zrobił. Chciał by wiedziała jak się czuł z myślą o rozstaniu. Pamiętał jednak o umowie – El potrzebowała czasu i przestrzeni, a on musiał je jej zapewnić.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  185. Chciał, by Elaine zdecydowała się przenocować u niego, nawet jeśli mieli by tylko spać obok siebie. Niemniej zaciskając mocniej ręce na kierownicy, uszanował jej decyzję ruszając w odpowiednim kierunku. Ulice na obrzeżach były niemal puste przez co jazda była jeszcze większą przyjemnością nim zazwyczaj.
    Stanęli właśnie na czerwonym świetle, gdy blondynka musnęła delikatnie jego ramię. Spojrzał na nią jak uparcie walczyła z Morfeuszem. Uśmiechnął się delikatnie, ponieważ z jakiegoś powodu ten widok wyjątkowo go rozczulił, a wypowiedziane słowa dały coś więcej niż nadzieje.
    — Pamiętam i dostosuję się do Ciebie — chciał się pochylić, by musnąć jej wargi, ale właśnie wtedy zapaliło się zielone światło. Wrócił do poprawnej pozycji kierowcy i ruszył ku jaśniejącemu centrum. Budynki z tej odległości wyglądały naprawdę bajkowo i szatyn naprawdę nie dziwił się ludziom, którzy marzyli, by zobaczyć je na własne oczy. Migające światła, drapacze chmur, a wszystko spowite nocną tajemnicą.
    Na miejsce dotarli szybciej niż wskazywałaby to nawigacja w jego telefonie. Włączał ją tylko po to, by ominąć korki, czy nieprzewidziane roboty drogowe. Odpiął swój pas, a następnie opuszkami palców dotknął policzka panny Eagle. Błękitne tęczówki lśniły czułością, a on sam chyba nie był świadom jak łatwo było to odczytać. Może to dlatego, ze ten moment również chciałby zachować na wieczność. Po ponad roku spędzonym w obskurnych miejscach, robiąc naprawdę nieludzkie rzeczy, w końcu mógł się zatrzymać i napawać spokojem.
    — Hej...— szepnął —...dojechaliśmy — nie przestawał gładzić twarzy ukochanej. Było to niemal jak całkowicie nowe doświadczenie, jakby zapomniał, że kiedyś tez mógł pozwolić sobie na te chwile rozkoszy, które nie miały nic wspólnego z seksem, ale za to wiele z miłością. Teraz nie bał się tego uczucia. Nie było mu obce, więc potrafił się nim delektować.
    Cały świat Lucasa Black zamykał się właśnie na tej niewielkie przestrzeni samochodu.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  186. Zachowanie kobiety do reszty roztopiło jego skamieniałe serce. Czasem zapominał, że Elaine potrzebowała poczucia bezpieczeństwa i to jak gruby mur wybudowała wokół siebie nie powinno napawać podziwem, lecz niepokojem. On już raz dostał się na drugą stronę i teraz zamierzał tam wrócić. Teraz jednak skupił się na tym, że nie miał szans na dobudzenie ukochanej, więc zrobił to co ona uznałaby za śmieszne i niepotrzebne – wziął ją na ręce.
    Wchodząc do baru przyciągnął uwagę zdecydowanie zbyt wielu osób, jednak tylko jedna mogła się okazać dla niego nieprzychylna. Szybko wytłumaczył bratu panny Eagle, że ta zwyczajnie mocno spała i że on tylko zaniesie ją do łóżka. Mimo wwiercającego się w szatyna wzroku finalnie przeszedł na zaplecze, gdzie blondynka uwiła sobie przytulne gniazdko.
    — Dobranoc — szepnął, gdy nakrywał ją kołdrą, uprzednio oczywiście ściągając jej buty i kurtkę. Nim uciekł pocałował ja w czoło — Kocham Cię — wiedział, że go nie słyszy, ale najwyraźniej jego serce miało potrzebę wygłoszenia tego w eter.
    Po powrocie do domu sam dość szybko dał się porwać do krainy Morfeusza, w którym choć ponownie królowały koszmary, to miał nad nimi wyjątkowo jakaś kontrolę. Kolejny dzień zaczął wcześnie od treningu w domowej siłowni, później ominął śniadanie racząc się jedynie czarna kawą z cukrem i ruszył do biura.
    Spotkanie za spotkaniem. Godzina za godziną. Czas uciekał przez palce, ale stanął w momencie, w którym to matka Blacka postanowiła zaszczyć go swoją obecnością.
    — Lucas zrozum, on nie ma nic poza pracą — słyszał to zdanie po raz enty w przeciągu ostatnich piętnastu minut. Wsparł się łokciami o biurko, a palcami zaczął masować skronie – z hamowania nerwów zaczynała go boleć głową, a może to ten brak śniadanie dawał mu się we znaki?
    — To niech znajdzie sobie jakieś hobby — westchnął i po raz pierwszy od rana sięgnął po prywatny telefon. Miał dwie nieodczytane wiadomości, a jedna była od wyjątkowo ważnej osoby. Lamentujący głos matki zszedł na drugi plan, a on uśmiechnął się do ekranu. Przebiegł sprawnie palcami po ekranie Polecam się na przyszłość. Aktualnie potrzebuje ratunku, bo matka próbuje przekonać mnie, ze wysłanie ojca na emeryturę to był zły pomysł…. Kliknął wyślij i znów przeniósł błękitne tęczówki na rodzicielkę, ta widząc w nich zmianę nareszcie zamilkła. — To jes moja ostateczna decyzja. On nie wróci do kancelarii, a teraz wybacz za pięć minut mam kolejne spotkanie — wstał chwytając laptop i telefon służbowy do ręki.
    — Ale Ty nie rozumiesz… — zaczęła mimo, ze oboje ruszyli ku drzwiom wyjściowym.
    — Nie. — odwrócił się ku niej raptownie, a z jego głosu, jak i z oczu wyzierał lód. — To Ty nie rozumiesz. Opcje były i są tylko dwie – albo ojciec siedzi grzecznie na emeryturze nie wtrąca się w sprawy kancelarii, albo ląduje w więzieniu. — kobieta pobladła, bo jak się okazało senior Black nie raczył jej zaznajomić z powodem postępowania syna.
    — Ale..
    — Do widzenia… — zawahał się —...mamo — i zniknęła w gąszczu korytarzy.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  187. Jason spojrzał rozbawiony na El, kiedy ta zaczęła opowiadać o swoich obawach dotyczących samolotów i ogólnie maszyn, które poruszały się w powietrzu. Nie bawił go jej strach, oczywiście, że nie o to chodziło, ale dziewczyna opowiadała to w taki zabawny sposób. To znaczy, dla niej zabawne to nie było, ale Jason pokiwał głową z uśmiechem. Nie miał jej tego za złe, ale zawsze ciekawie było posłuchać jemu jako pilotowi, że ktoś nie przepadał za lataniem. Nie dziwił się, on też miał swoje strachy i fobie.
    – Na szczęście ten lot nie trwa długo. A z powrotem zawsze droga wydaje się krótsza, szybsza, więc… będzie dobrze – odpowiedział jej, wciąż się lekko uśmiechając.
    Jay pokiwał głową ze zrozumieniem.
    – Cóż, nauczysz się cierpliwości względem swojej przyjaciółki. Na pewno będzie warto – odwrócił się bardziej w kierunku El. – Doświadczenia jak doświadczenia, ale ile razy słyszałem, że nie prowadzi się interesów z przyjaciółmi – uniósł brew wyżej, a potem zaśmiał się. – Przepraszam, musiałem. Wierzę, że akurat wy się dogadacie. I może wasze odmienne historie co do własnych biznesów będą właśnie plusem? Może uda wam się to jakoś połączyć albo dzięki temu wpaść na nowe pomysły? Nie wiem, nie znam się – wzruszył ramionami, ale wciąż się uśmiechał. – Wiesz, ja po prostu wsiadam do samolotu i lecę, nie znam się na własnej działalności, ale bądźcie pewne, że jak tylko wszystko już zacznie prosperować, to na bank wpadnę. A sztuka kompromisów zawsze się przydaje – puścił jej oczko.
    Zerknął w stronę okna. Lot powinien im szybko minąć, więc Elaine nie będzie długo cierpiała.
    – Och, dziękuję – spojrzał na przyjaciółkę nieco zaskoczony jej słowami. – To bardzo miłe, dzięki.
    Jay jak już się zakochał, to na zabój.
    W każdym razie jakiś czas później w końcu wylądowali. Na lotnisku znaleźli swoje bagaże i mogli się udać taksówką do jednego z pensjonatów niedaleko jeziora.
    Każde z nich miało osobny pokój, ale obok siebie, tak się udało, więc nie będą musieli się w razie czego daleko szukać.
    – To co, chwila na ogarnięcie się i lecimy coś zjeść? Strasznie zgłodniałem – przyznał, kładąc sobie wolną dłoń na brzuchu.

    Jay

    OdpowiedzUsuń
  188. Szatyn posiadał niewidzialny dla ludzkiego oka przełącznik, który pozwalała mu w pełni skupić se na pracy lub na życiu prywatnym. Często powtarzano mu, że jest czysto zadaniowy i w sumie, chyba nie było w tym stwierdzeniu ani krzty kłamstwa. Lubił doprowadzać sprawy do końca, by były uporządkowane w sposób, w jaki sobie tego życzył. Podejście to musiał zmienić, gdy w jego życiu pojawiła się nie tyle co panna Eagle, co Clarissa. Przy tak małym dziecku wyskakiwały rzeczy nieprzewidywalne i choć czasem zdarzało mu się w zaciszu gabinetu zgrzytać na nie zębami, to czas pokazała jak bardzo pokochał dziewczynkę… Jak bardzo nie potrafił sobie wybaczyć tego, że nie potrafił jej ochronić.
    Na szczęście dzięki wcześniej wspomnianemu przełącznikowi nie roztrząsał tego co się wydarzyło, przynajmniej nie gdy znajdował się w biurze, czy na sali sądowej. Po tym jak zebrał się w sobie i szczerze porozmawiał z ukochaną zrozumiał, że oboje potrzebowali powoli ruszyć na przód. Nigdy nie mieli zapomnieć, a dziury w ich sercach miały na zawsze tam pozostać, jednak musieli nauczyć się z nimi żyć, a nie tylko egzystować.
    Po dwóch godzinach wrócił do swojego gabinetu, w którym to zostawił swój prywatny telefon, więc nie mógł od razu odpisać na kolejną wiadomość blondynki.
    — Lucas! — usłyszał za sobą znajomy głos i mimowolnie westchnął.
    — Joce, Co Ty tu robisz w weekend? — zapytał przepuszczając ją w drzwiach, z czego bez wahania skorzystała.
    — Mogłabym zadać Ci dokładnie to samo pytanie — obrzuciła go tym swoim charakterystycznym spojrzeniem, które mówiło, że dojrzała. Zrzuciła ze stóp obcasy i wygodnie rozłożyła się na kanapie.
    — Przyszłaś tu sobie pospać? — zapytał odrobinę kpiąco, samemu zasiadając z powrotem za biurkiem na które poza laptopem odłożył również zdobyte na spotkaniu dokumenty. Sięgnął po komórkę i z iskrząca radością odkrył, że czekała na niego nowa wiadomość.
    — Nie, myślałam, żeby wyrwać Cię na lunch — niechętnie zaczęła się podnosić do siadu, czego już Lucas nie zauważył, bo skupił się na wiadomości i na tym, by na nią odpisać.
    Czy to spotkanie z modelką na pokaz bielizny, to jakaś zapowiedź nachodzącego weekendu? błękitne tęczówki mu pociemniały na samo wyobrażenie Elaine w takim stroju. Lekki uśmieszek w płynął na jego usta i nie sposób było go przegapić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Oho, z kim tam piszesz? — zainteresowała się Jocelyn i w kilku susach znalazła się przy swoim starszym bracie. Próbowała coś dojrzeć ponad jego ramieniem, ale ten zablokował komórkę i ekran stał się kompletnie czarny. — Hej — klepnęła go w ramię.
      — Pani prawnik, a nie wie, że nie powinno się grzebać w prywatnej konwersacji osób trzecich — zaintonował zwyczajnie się z nią drażniąc.
      — Jakich osób trzecich, dawaj — wyrwała mu telefon, ale i tak to na nic się zdało, bo miał ustawione hasło. — Mam nadzieję, że to do Elaine znów robisz maślane oczy — niby się nabijała, ale z drugiej widać było, że mówiła poważnie. Może z była narzeczoną brata nie była jakoś specjalnie blisko, to zdążyła ją polubić. Nie chodziło nawet o to, że Lucas przy niej zdawał się zmieniać, on był po ludzku szczęśliwy, a tylko tego dla niego chciała. Po tym jak zniknął szatynka nie miała pojęcia jak spojrzeć pannie Eagle w oczy, więc kontakt mimowolnie się rozluźnił. Później wyjechała i… Pokręciła głową wiedząc, ze wracanie do tego niczego nie zmieni.
      — Ciekawe, czy byś chciała, żeby ja wtykał nos w Twoje prywatne sprawy — odbił sprawnie piłeczkę rozluźniając krawat, ponieważ dzisiaj już nie miał więcej zaplanowanych spotkań.
      — Och proszę Cię, jestem pewna, że jakbyś się dowiedział, ze się z kimś spotykam to być faceta lub...— zawahała się i nieco zarumieniła — kobietę — powiedziała to! — prześwietlił do trzech pokoleń wstecz.
      Mężczyzna tylko odrobinę uniósł brwi w zaskoczeniu, ale nie skomentował tego wyznania. Przyjął do wiadomości, że oto jego młodsza siostra dokonała przed nim coming out’u. Była dorosła, a on bez względu na jej orientację, czy nawet najgłupsze wybory życiowe zamierzała ja kochać i wspierać.
      — Jest taka możliwość — wzruszył ramionami, bo nie zamierzał jej okłamywać. Chwilę później westchnął i przyznał się, że stara się odbudować relację z jedyną kobietą, która poruszyła jego serce. Jocelyn nie posiadała się z radości i niemal przez pół ich wspólnego lunchu zapewniała, że bardzo trzyma za nich kciuki, ale też zagroziła bratu, iż jeśli ponownie zniknie to go własnoręcznie udusi.
      Reszta tygodnia minęła mu na kolejnych spotkaniach z klientami, papierkowej robocie i dwóch rozprawach w sądzie. Między tym wszystkim nie zapomniał oczywiście odpowiadać na wiadomości od Elainie, w których nie ukrywał, że zawiera drugie dno. Takie flirtowanie sprawiało, ze już nie mógł się doczekać weekendu.

      Lucas

      Usuń
  189. Odpowiedź od panny Eagle przyszła w momencie, w którym to Lucas postawił na szczerość względem siostry, więc ta nie zwróciła uwagi na wibrujący w jej ręce telefon. Było widać, że kibicuje bratu i cieszy się jego szczęściem. Szatyn, choć nie mówił tego głośno doceniał wsparcie Jocelyn. Była mu najbliższa z całej rodziny i choć pewnie bez problemu potrafiłby się jej sprzeciwić – co udowodnił w sumie nie raz i nie dwa - to jakoś lżej było mu na sercu widząc, że go wspiera.
    Tydzień naprawdę uciekł mu przez palce, a wiadomości jakie wymieniał z blondynka sprawiały, że wcale się z tego faktu nie smucił. Chciał mieć już ją w zasięgu ręki. Szczególnie wieczorami, gdy po ciężkim dniu leżał w ogromnym łóżku z telefonem w ręce tęsknota za bliskością dawała się we znaki. Jakim cudem potrafił tak funkcjonować ponad rok, nie miał teraz bladego pojęcia. Teraz wyczekiwał czy to wiadomości, czy samego spotkania z Elaine, jakby od tego zależało jego życie. Podobało mu się, że rozpoczęli tę niewinną gierkę słowną. Było to coś nowego – w ich wydaniu. Mogli tym samym poznać się od innej strony, której nie dane im było rozwinąć przy pierwszym podejściu.
    Pod bar podjechał pięć minut przed czasem, a z ust nie schodził mu nieco zadziorny uśmieszek. Błękitne oczy na co dzień zimne i bezkompromisowe, teraz jaśniały iskrami pożądania i wyczekiwania. Ubrany w czarny, dopasowany t-shirt, szarą sportowa marynarkę i spodnie do kompletu wyglądała może mniej poważnie, ale nadal biła od niego elegancja. Wysiadł z dawno nieużywanej, czarnej Corvetty bez zadaszenia, która postanowił wykorzystać z ten ostatni - według prognoz – słoneczny weekend.
    Zapukał do wejścia, które prowadziło na zaplecze, a w jednej ręce trzymał czarny, niezbyt gruby szal, który kupił z myślą o El. Nie chciał, by jazda tym konkretnym samochodem skończyła się dla blondynki przeziębieniem. Gdy w końcu drzwi stanęły otworem, zamrugał jakby wzięty z zaskoczenia. To był chyba pierwszy raz, gdy widział pannę Eagle tak zasłoniętą przez tkaniny. Szybko jednak starał się opanować i przywołać ten pełen nonszalancji uśmiech.
    — Cześć, gotowa? — zapytał nie wchodząc do środka, ale nachylił się i na powitanie ucałował ją w policzek. — To dla Ciebie — podał jej szal, gdy już mogła dostrzec czym przyjechał — Może się przydać. Nie zamierzał od razu z baru jechać do swojego mieszkania, które nomen omen znajdowało się niedaleko. Planował mała wycieczkę za miasto, by nieco odetchnąć od szumu miasta, a jednocześnie, by móc skupić się tylko na niej.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  190. Nie skomentował jej stroju, by był zwyczajnie w szoku. Nie przywykł do takiego wydania panny Eagle i choć wolał, gdy nie była tak zasłonięta, to nadal wyglądała olśniewająco. Czy to miłość zakładała mu na nos różowe okulary? Być może.
    — Jedziemy, ale najpierw mała wycieczka — tylko tyle zamierzał jej zdradzić. Nie miał zaplanowanego nie wiadomo jak porywającego weekendu, bo zależało mu wyłącznie na spędzeniu wspólnie czasu, na rozmowie, na milczeniu razem i na tym, by móc delektować się dźwiękiem śmiechu blondynki. Na razie starał się nie myśleć o innych dźwiękach jakie chętnie by z niej wydobył, bo inaczej nie skupiłby się wystarczająco na prowadzeniu samochodu, a to groziło wypadkiem. Przejął od niej torbę, która wrzucił do bagażnika, która wbrew pozorom był całkiem pojemny.
    — Nie martw się — odpalił silnik i ruszył z miejsca — Mam cały weekend, by rozpieścić Twoje… — tu spojrzał na nią nieco pociemniałymi z pożądania tęczówkami — zmysły —i znów skupił wzrok na jezdni, ponieważ światła z czerwonych zmieniły się na zielone. Wiatr znów zaczął smagać im policzki, ale nie był nieprzyjemne, wręcz wydawał się kojący. Powoli zbliżali się do wyjazdu z miasta, acz nim to nastąpiło Lucas skręcił w jedną z nieco mniej uczęszczanych dróg. Posiadanie całkiem pokaźnego majątku miało swoje plus, jak nie tylko rezerwowanie całych restauracji pod swoje widzimisię, ale również wykupowanie ziem od miasta, gdy to potrzebowało gotówki.
    Po około dwudziestu, góra trzydziestu minutach drogi krętymi coraz bardziej polnymi ścieżkami dojechali do celu. Po drodze zaczęło otaczać ich coraz mniej budynków, a coraz więcej zieleni, niemal dzikiej. Szum miasta niknął za plecami, a oni wjeżdżali do serca pięknego parku, z niewielkimi altanami to tu, to tam i dworkiem na wzgórzu, który swym, wyglądem nasuwał wspomnienia wakacji we Włoszech. Roślinność była zadbana, a niektóre z altan były już zajęte, tak samo jak dworek wydawał się tętnić życie, ale w tempie, które bardziej pasowało południowcom. W środku jak się okazało znajdowała się restauracja na parterze i kawiarnia na pierwszym piętrze.
    — Jesteśmy na miejscu — powiedział Black parkując na dedykowanym dla jego rodziny miejscu i obszedł samochód, by otworzyć również drzwi Elaine. Podał jej szarmancko dłoń, a następnie poprowadził na taras.
    — Teraz pytanie do ciebie, czy jesteś głodna, czy może wolisz się czegoś napić i zjeść deser? — zapytał, gdy już zajmowali miejsce, przy zarezerwowanym stoliku. Wokół nie było za wiele osób, co wcale nie było dziełem przypadku. Lucas bowiem nie zarezerwował jednego stolika, a jakieś dziesięć, tak, by nikt przypadkiem nie nagabywał ich swą obecnością.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  191. Mężczyzna nigdy nie był specjalnie wylewny, a tym bardziej podczas jazdy samochodem. Potrafił czerpać z tej czynności naprawdę wiele przyjemności. Dawno nie korzystał z tego konkretnego samochodu, więc tym bardziej na jego ustach zagościł lekki uśmieszek. Maszyna prowadziła się jak marzenie,a wiatr smagający policzki dawał poczucie wolności, nawet jeśli miała ona trwać tylko niespełna godzinę, czy pół.
    Dopiero po zgaszeniu silnika na powrót skupił swoja uwagę na Elaine i nie bez satysfakcji zauważył ,że spodobało jej się otoczenie. Nie chciał znów dostać obuchem w głowę, za to że ciągał ja gdzieś gdzie nie chciała być. Posiadłość stylizowana na włoską, jak i cały park wydawały się jak żywcem wyrwane z Europejskiej stolicy słońca i wina.
    — Cieszę się, że Ci się podoba — powiedział spoglądając wprost w jej oczy, a w jego własnych pojawiły się te figlarne iskierki, których myślał, ze nigdy z siebie już nie wykrzesa po stracie Clarissy. Czując jej ciepło blisko swego ciała automatycznie się do niej przysunął, jakby byli magnesami neodymowymi, których nie sposób od siebie odłączyć.
    Pogoda dopisywała na tyle, że rezerwacja miejsca na tarasie wydawała się strzałem w dziesiątkę. Nie pośpieszał kelnera, który, gdy tylko ich dostrzegł czekał na niemy znak, by do nich podejść z kartami.
    — W takim razie deser — mruknął i wsparł podbródek na splecionych dłoniach nie spuszczając z nie wzroku, jakby wcale nie myślał o ciastach zawartych w ofercie tego lokalu. Przez cały tydzień podsycali swój apetyt i on choć zdecydował się na tę mała wycieczkę nie zamierzał ukrywać, że po ludzku pragnął blondynki.
    — Ja i wykręcanie… — z dezaprobata pokręcił głową, ale właśnie w tym momencie do ich stolika podszedł kelner o nieco ciemniejszej karnacji, jakby i jego importowana prosto ze słonecznej Italii.
    — Dzień dobry Pani Eagle, Panie Black — ukłonił im się lekko i podał karty — Czy mogę państwu coś polecić?
    — Hmm — szatyn sięgnął po kartę i zlustrował pobieżnie pozycje pod szyldem deserów i ciepłych napoi. Nie mógł sobie pozwolić na drinka, bo prowadził, ale wcale mu to nie przeszkadzało. — Jaki jest dzisiaj deser dnia? — zapytał przenosząc na chłopaka błękitne tęczówki.
    — Cannolo z lodami i karmelizowanym ananasem.
    — W takim razie dla mnie będzie deser dnia i czarna kawa bez cukru — powiedział okładając kartę na stół, a następnie przeniósł cała swoja uwagę na blondynkę, która siedziała po przeciwnej stornie stołu.
    Po złożonym zamówieniu, którego chłopak ani śmiał zapisywać na karteczce zniknął z ich pola widzenia. Lucas się nieco bardziej rozluźnił, a na jego ustach nieustannie majaczył chytry uśmieszek, jakby ktoś zamontował go tam na stałe.
    — Wracając do Twojego pytania — zaczął spoglądając na rozpościerający się widok po ich prawej stronie – altany były naprawdę idealnym dodatkiem do natury w tych okolicach. — Ta ziemia należy do mojej rodziny, ale także rodziny Richardsonów — nie miał pojęcia kiedy dokładnie została zakupiona i czy od początku znajdował się tutaj ten dworek, a może była to tylko fanaberia starszego pokolenia? Pamiętał, że przyjeżdżali tu, gdy był zaledwie kilkulatkiem, a później jakoś ojciec z matką skupili się na pracy do t ego stopnia, ze chyba zapomnieli o tym zakątku.
    — Lata temu przyjeżdżaliśmy tu przynajmniej raz w tygodniu, ale teraz — wzruszył ramionami, jakby to miało wszystko wytłumaczyć. — Sam zapomniałem, że to miejsce istnieje, ale gdy planowałem…—urwał uważniej patrząc na ukochaną, tak Lucas Black poświęcił swój czas wolny i zaplanował ten weekend —… nasze spotkanie, to pomyślałem, że warto tu przyjechać. Po deserze możemy, jeśli będziesz chciała, przejść się na krótki spacer — nigdzie im się nie spieszyło i to chyba właśnie chciał jej podświadomie przekazać. Nie zamierzał uciekać, a trwać u jej boku, by takich jak ten weekend móc wykraść codzienności jak najwięcej. Kolanem niechcący tracił jej własne i w tym momencie ich spojrzenia znów się złączyły. Łaknął bliskości, ale wiedział, że ona potrzebuje przestrzeni.


    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  192. Na jej stwierdzenie nawiązujące do ziemi, która była nie tylko w posiadaniu rodziny Blacków, ale i Richardsonów wzruszył lekko ramionami.
    — Ziemia należy do mojej rodziny, ale nie do mnie bezpośrednio — powiedział, jakby to miało wszystko wyjaśnić, w tym fakt, że nie interesował się zbytnio posiadłością ani prowadzonym tu interesem. Blackowie byli bogaci, niektórzy nawet mogli się pokwapić o stwierdzenie - obrzydliwie bogaci. Szatyn jednak nie osiadał na laurach, choć w gruncie rzeczy mógłby pewnie do końca życia tylko imprezować i nie za bardzo angażować się w życie kancelarii, tylko że on kochał prawo. Znał wiele bananowych dzieci, które cóż po tym jak ich przodkowie dorobili się fortuny oni tylko spijali z niej śmietankę, jednak nie wkładając nic z od siebie. Lucas nie dziwiły później informacje o upadkach wielkich firm, bo cóż nawet najlepiej rozkręcony biznes pozostawiony sam sobie – marniał.
    Nie umknęło jego uwadze to jak na jego przypadkowy dotyk zareagowała blondynka. Kąciki ust zadrgały, a w oczach pojawił się pewien błysk, którego natura był o wiele bardziej złożona i nie dała się zamknąć jedynie w słowie – pożądanie.
    W międzyczasie do ich stolika podszedł kelner z zamówieniem stawiając desery, jak i ciepłe napoje przed nimi.
    — Smacznego — życzył na odchodne kłaniając im się lekko i znów zostali sami.
    — Skoro zapytałaś już jednego z właścicieli, to myślę, że spokojnie możesz zrobić tu zdjęcia — zaśmiał się, bo nigdy dlaczego miałby tego zabronić on, czy ktokolwiek inny? Ludzie lubili dzielić się w internecie tym gdzie spędzali czas wolny, co dobrego jedli, czy pili, a to z kolei nakręcało klientelę danego miejsca. Sytuacja win-win.
    Niewielkim widelczykiem wbił się w oryginalny włoski deser, by następnie wpakować sobie kawałek do ust. Był dobry, ale nie wyśmienity. Popił go dwoma łykami kawy i tu na szczęście był zadowolony z doboru ziaren.
    — Co do fundacji, to jak się sprawy mają… — zaczął spoglądając na nią szczerze zaciekawiony tematem — … ogólnie i z kobietami, które...— nie musiał kończyć, by wiedziała do czego nawiązywał.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  193. Przypuszczenia panny Eagle były jak najbardziej słuszne – szatyn jeszcze się zwyczajnie nie dokopał do tego aktu własności, bo nie zakładał by analizować dokumenty tak bardzo wstecz. Dość szybko połapał się kiedy dokładnie jego ojczulek postanowił skończyć z prawidłowym podejściem do litery prawa. Co zabawniejsze o tym miejscu przypomniał mu nie kto inny a siostra, która od czasu do czasu chciała poczuć się jak we Włoszech niekoniecznie opuszczając przy tym Nowy Jork.
    — To prawda — zgodził się — Ludzie potrafią sądzić się o takie...— zastanowił się szukając odpowiedniego słowa —… głupoty— Nie do końca o to słowo mu chodziło, ale niech już będzie. Dzięki temu, że kancelaria Richardson&Black miała sporą renomę nie musiał na szczęście być ciągany po salad sądowych z powodu rozlanego kubka kawy na koszulę w dniu rozmowy o pracę. Ludzie potrafili robić z igły w widły.
    — Nikt w tych czasach nie jest bezinteresowny — rzucił dość smutnym jak na siebie tonem. Może i on nie zgrywał Mesjasza, jednak nie dało się przeoczyć spadku zwykłej, ludzkiej empatii. Jeśli on sam Devil był tym załamany, to co o tym wszystkich sądziły te wszystkie bóstwa, w które ludzie takie zagorzale wierzyli?
    Uważnie słuchał Elaine jednocześnie konsumując swój deser, bo choć nie należał do wybitny, to tragiczny też nie był. W błękitnych tęczówkach pojawiło się uznanie wymieszane z czułością. Był dumny z siedzącej naprzeciwko niego kobiety, z tego jak sobie radziła i z jaka pasja opowiadała o fundacji. Fundacji, która nosiła imię ich zmarłej córki. Tak myśl sprawiła, że wyraźnie zacisnął zęby i palce na deserowym widelczyku. Odwrócił wzrok, bo oczach pojawił się niewysłowiony ból i poczucie winy. Czemu teraz nie potrafił zamknąć tej cholernej szufladki? Odchrząknął i wrócił do niej spojrzeniem, gdy zaczęła go przepraszać za swój słowotok.
    — Nie mam czego — uśmiechnął się do niej, jednocześnie starając przywołać się do porządku. To był ich weekend. Mogli sobie pozwolić na odrobinę radości, nawet z tak zwykłej czynności jak wspólna kawa i rozmowa przy słodkościach. — Właśnie, jak tam Maille się miewa? — zapytał, ponieważ ostatnio, gdy się widzieli, cóż kobieta była w nie małych tarapatach, a raczej w tarapatach byli ludzie, którzy odważyli się ją skrzywdzić. Zaskakujące było, również dla samego Lucasa, że myślał o przyjaciółce swej byłej narzeczonej, jak o kimś bliskim. Stracił jednego przyjaciela, a może zyskał…. Koleżankę? Na tę myśl kącik ust drgnął mu uśmiechu. O Blaisie starał się w ogóle nie myśleć, bo wiedział, że gdyby sobie na to pozwolił, to zwyczajnie by go zabił. Nadal nie potrafił do końca wymazać sobie obrazów z głowy, jakie podsyłała mu wyobraźnia po tym jak dowiedział się, że jego ukochana i on się… Nie!
    — Jeszcze nie każdy, ale pracuje nad tym — odrobinę się rozluźnił wyrywając się demonom, które tak łakomie chciały go pociągnąć w głąb rozpaczy i niezmąconej chęci zemsty. — Ostatnio z Jocelyn spędziliśmy całą sobotę w kancelarii, a właśnie kazała Cię pozdrowić — powiedział upijając ostatnie łyki kawy i odstawiając pustą filiżankę na mały talerzyk. — Widać pracoholizm mamy we krwi, ale poza tym chyba wychodzę na prostą, choć zarząd kręcił nosem — mówił to tak, jakby miał do czynienia z dziećmi, a nie dorosłymi, nierzadko starszymi prawnikami, mecenasami i akcjonariuszami.
    — To co ruszamy na spacer? — zapytał po dłuższej chwili ciszy podczas, której po prostu napawał się jej obecnością oraz tym, że nie piorunowała go wzrokiem, choć i to miało swój urok. Wstał i jak na jego maniery przystało podał kobiecie dłoń. Czekał z niecierpliwością, aż ich ciała choć minimalnie się ze sobą zetkną, bo wiedział, że wtedy poczuje ten uzależniający dreszcz. Z kieszeni spodni zawibrował mu telefon, który bardzo ładnie zignorował i skupił na niej. To był ich weekend.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pogoda im dopisywała i mogli spokojnie spędzić na zewnątrz jeszcze z dobrych kilka godzin, nim chłód nocy miał dać się im we znaki. Do tego czasu Lucas zamierzał już dawno wrócić do swojego apartamentu, oczywiście w towarzystwie Elaine.
      — Wiesz, nigdy w sumie Cię nie pytałem — zaczął nagle znów skupiając na niej wzrok, a nie na tym co przed nimi — ale dlaczego zdecydowałaś się zostać w Nowym Jorku? Jako modelka pewnie zwiedziłaś nie jedno, a osiadłaś — rzucił jej wymowne spojrzenie nie chcąc obrażać dzielnicy, w który prowadziła biznes.


      Lucas

      Usuń