Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

[KP] Nico Miller


Though no one can go back and make a brand new start
anyone can start from now and make a brand new ending

Nico Miller
25 lat | bokser | mistrz WBC
Nico to człowiek złożony z pasji i ambicji, które niemal wypalają go od środka. Jego dni zaczynają się o świcie, kiedy miasto jeszcze śpi, a kończą długo po zmroku, gdy ulice Nowego Jorku toną w ciszy. Nico nie zna słowa „odpoczynek” – to dla niego luksus, na który nigdy nie pozwala sobie zbyt długo. Treningi stają się jego ucieczką, a jednocześnie jego więzieniem.
Choć na zewnątrz wydaje się niezłomny, wewnątrz targa nim ciągły niepokój. Jego dążenie do perfekcji jest nieustanną walką, która nie zna końca, a wyścig z czasem staje się codziennym rytuałem. Nico jest uosobieniem dyscypliny, poświęcenia i nieustannego głodu zwycięstwa. W tym wszystkim jednak gdzieś gubi siebie – w tej niekończącej się pogoni za sukcesem, za następnym rekordem, za kolejnym sezonem.
Jest na szczycie, podziwiany przez tłumy, ale w jego oczach często można dostrzec cień samotności. Ludzie widzą go jako bohatera, ikonę sportu, ale nieliczni znają prawdziwego Nico – człowieka, który stąpa po cienkiej granicy między triumfem a upadkiem. Jego życie to seria intensywnych momentów, które zostawiają go wyczerpanego, ale wciąż spragnionego więcej. Przez to wszystko, Nico pozostaje zagadką – nawet dla samego siebie.

94 komentarze

  1. Właśnie tego od niego oczekiwała.
    Kompletnego zatracenia się w tej chwili, podczas której to Sloane dyktowała warunki. Mógł kazać jej to zrobić, rzucić żartobliwie, aby brała się do roboty, ale Sloane doskonale wiedziała, że w momencie, kiedy znalazła się przed nim w tej pozycji, to wszystkie karty były w jej rękach, a ona sprawnie je rozdawała. Bawiąc się przy tym doskonale. Pieszcząc tak, aby nie był w stanie nawet przez sekundę pomyśleć choćby o czymkolwiek innym.
    Sloane, w takiej pozycji i w takim stanie, nie była dla każdego. Mogła bawić się w całe te wyzwolenie i luźno podchodzić do relacji z innymi, ale pewne rzeczy trzymała tylko dla tych, którym faktycznie się należało. Nie zawsze przekraczała wszystkie granice. Było w tym coś intymnego i wcale nie chodziło o nią. Bezbronność, która się pojawiała w tej chwili była rozbrajająca. Sloane ciężko było samej ukryć, że sama na to reaguje. Nie tylko na jęki Nico, które wypełniały teraz całe pomieszczenie, czy jego drżące ciało, ale i na samą siebie. Jej własne ruchy były pewne i świadome, dopasowane w pełni do potrzeb Nico, które przecież znała. Być może lepiej niż mu się wydawało.
    Podnosiła wzrok tylko co jakiś czas. Zerkając na jego twarz, każdy grymas czy to, co przypominało uśmiech, było jak większa zachęta dla Sloane. Poruszała się płynnie, w wyznaczonym przez siebie tempie, które prędko odkryła, że mu pasuje i niczego nie zmieniała. Przetrzymała się dłonią o jego udo, nie zauważając, że chwilami wbija w nie paznokcie, w chwilach, gdy szarpnął biodrami, prędzej z niekontrolowanego ruchu niż specjalnie, ale to już było bez większego znaczenia.
    Słyszała go, ale i czuła. I w planie Sloane było doprowadzenie go do końca. Tak, jak zamierzała od samego początku. Przerwałaby jedynie, gdyby sam wyraźnie zaznaczył, że nie chce. Dał jej jednak wolną rękę i niemalże w tej samej chwili Sloane posunęła się dalej, biorąc go głębiej. Łzy w oczach pojawiły się niemal natychmiast i na moment musiała się cofnąć. Gdyby tylko mogła to uśmiechnęłaby się zadziornie i jeszcze raz spojrzała mu w oczy, by zobaczył w jej własnych tę determinację, która teraz popychała ją tylko bezczelniej do przodu. Przyjemne ciepło rozlewało się po ciele Sloane, a wszystko w niej pulsowało od intensywności i intymności tej chwili, od dźwięków, zarówno jej własnych, jak i jego. Jeszcze kilka ruchów, muśnięć językiem, mocniejsze otulenie go ustami i praktycznie czuła pod palcami, które wciąż gdzieś tam na jego brzuchu się znajdowały, jak napina się całe jego ciało, jak wyrzuca z siebie kolejne przekleństwa, które dla niej były, jak najlepsza pochwała, a po chwili się rozluźnia. Obraz Sloane był rozmazany i dopiero po chwili zorientowała się, że to od mokrych oczu, łzy mieszały się z tuszem. Odsunęła się powoli, nie przejmując własnym wyglądem, rozmazanym makijażem, spuchniętymi, zaczerwienionymi ustami. Oddychała głęboko, zauważając, że jej klatka unosi się w nierównym tempie. Spojrzenie miała skierowane w górę, prosto na Nico.
    Nie mówiła nic, a przynajmniej jeszcze przez chwilę. Tylko na niego patrzyła, próbując samej doprowadzić się do porządku, przynajmniej tego wewnętrznego. Serce waliło jej jak oszalałe w piersi. Wierzchem dłoni lekko otarła usta, co było bardziej odruchowe niż w potrzebie pozbycia się jego smaku z nich. Uśmiechnęła się dopiero po chwili, powoli i triumfalnie, jakby właśnie wygrała zabawkę na festynie, a jej nagrodą było zapewnienie Nico odrobiny przyjemności. Podparła się o stół, zanim wstała. Mierząc go wzrokiem, pochłaniając w zasadzie to, jak teraz wyglądał.
    — Jesteś taki śliczny, kiedy jesteś taki… Mój.
    Przysunęła się bliżej, niemal stykając swoim ciałem z jego. Nie zrobiła nic więcej, tylko tyle, jakby chciała podarować trochę delikatniejszej bliskości sobie i jemu. Odgarnęła z twarzy włosy, które kleiły się do mokrego ciała, nim tę samą dłoń ułożyła na jego piersi, tuż nad sercem, które wciąż biło w środku w szaleńczym tempie.

    sloane

    OdpowiedzUsuń
  2. W nieco leniwym ruchu przesunęła palcami wzdłuż jego brzucha, czując pod nimi jak jeszcze drgają mu mięśnie, gdy próbował dojść do siebie. Pełen zadowolenia uśmiech nie schodził jej z twarzy, a nad nią wisiała maleńka, niewielka myśl. On się za to zemści i Sloane absolutnie nie mogła się tej zemsty doczekać. Pozwoliła sobie jeszcze na złożenie paru pocałunków na jego szyi i ramionach, spokojnych i nienaglących. Nie miała potrzeby, aby jej odpowiadał. Jego reakcje były wystarczającą odpowiedzią na wszystko, co mogłaby mu teraz powiedzieć. Sama potrzebowała jeszcze tej chwili, aby się wyciszyć i trochę chociaż odpocząć. Włosy kleiły się do ciała, oddech był nierówny. Nie chciała nawet wiedzieć, jak wyglądała. Mięśnie błagały już chociaż o skrawek odpoczynku. To był długi dzień, wyczerpujący fizycznie. Od prób, potem koncert i Nico… Ale noc jeszcze się nie kończyła, a ona miała coś obiecane, prawda?
    Napawała się tym momentem, jakby wiedziała, że on nie potrwa długo. Nie miała zbyt wiele czasu na to, aby nacieszyć się nim w takim stanie. Kompletnie przez nią rozwalony, zbierający się w całość w swoim tempie.
    — Vice versa, Miller. — Odparła i puściła mu oczko. Jeśli mogła być czegoś pewna, to tego, że Nico nie zostawiłby jej nieusatysfakcjonowanej. Byli w tym naprawdę dobrzy. Spoglądała na niego już miękko, z leniwym uśmiechem i zmęczonym, ale wciąż chętna do tego, aby noc jeszcze przedłużyć. A jutro nie zamierzała wychodzić z łóżka. I prawdopodobnie to będzie właśnie jego łóżko, ale o tym zadecyduje dopiero jutro.
    Uśmiechnęła się w podziękowaniu, gdy podał jej szklankę. Nie musieli za dużo mówić, aby atmosfera między nimi wciąż wrzała i była gorąca od namiętnych uniesień. Nawet w tak prostym geście, jak podanie wody przebijała się przez niego troska. Na tę parę chwil, kiedy Sloane skupiona była na piciu wody, jakby to było najważniejsze zadanie na świecie, świat należał tylko do niej, a ona byłą jego centrum. Odstawiła szklankę na bok.
    Uniosła brew na to warknięcie Nico, a ją przeszył dreszcz. Krótkie pytanie, które zwiastowało, że wszelka kontrola, jaką Sloane miała właśnie przeszła do niego, a Nico oddawać nic nie zamierzał. Nie tym razem. Patrzyła na niego przez parę sekund, a jej pierwszym instynktem było… uciec. Ale nie zdążyła nawet drgnąć, a on był już obok i sadzał ją na blacie. Tylko pisnęła w rozbawianiu, gdy to zrobił. Na język cisnęły się jej odpowiedzi, które były zduszone przez nagły pocałunek. Nijak niepodobny do tych, którym obdarzała go wcześniej. Jęknęła prosto w jego usta, przez moment nie nadążając za tym szaleńczym tempem, które nadawał, ale dopasowując się do niego po zaledwie kilku sekundach. Oparła się dłońmi o blat, nie próbując z nim nawet walczyć. Od razu byłaby na przegranej pozycji – tyle wiedziała i to jej wystarczyło, aby nie próbować żadnych sztuczek ani nie rzucać głupimi tekstami, które by go prowokowały.
    Przechyliła głowę z ciężkim westchnięciem. Znajome napięcie pojawiło się niemal od razu, a jej usta, wciąż uśmiechnięte i zadowolone, choć po poprzedniej satysfakcji nie było śladu, a raczej niewielka obawa, jak on zamierza teraz bawić się nią.
    Sloane wyjątkowo się słuchała. Mimo tego pierwszego uczucia, aby jednak trochę zbić go z tropu, spróbować znów być tą w kontroli. Tymczasem każdy pocałunek, każde przesunięcie języka po jej ciele sprawiało, że traciła w sobie tę potrzebę. Oderwała jedną dłoń od blatu w potrzebie, aby go chociaż dotknąć. Ramienia, włosów – czegokolwiek, byle tylko pod palcami czuć jego ciepło bijące od jego ciała. Jakby już sam fakt, że ją obejmował, a jego usta z taką pewnością i śmiałością zostawiały po sobie ślady na jej ciele to było za mało.
    — Nico — szepnęła miękko. Kolejne ciche mrukniecie zdradzało tym razem budujące się w niej zniecierpliwienie, które tylko z każdą kolejną chwilą narastało. Był brutalnie powolny w tym, co robił, a ją to jednocześnie rozbrajało i doprowadzało do szaleństwa, ale nie kazała mu się pospieszyć. Może przeczuwała, że osiągnie odwrotny efekt, a jednocześnie chciała się tymi spokojniejszymi gestami nacieszyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten ostatni moment, jak podniósł na nią wzrok i niemal przeszył spojrzeniem, wystarczył, aby zadrżała, a potem, kiedy zniknął między jej udami, jęknęła. Dłoń automatycznie sięgnęła do jego włosów, jednak nie po to, aby go powstrzymać. Przechyliła głowę, a biodra instynktownie wyrwały się do przodu, jakby chciały wyjść mu naprzeciw. Znał ją zbyt dobrze, jego ciało znało ją zbyt dobrze, a tym co jej robił pchał ją prosto w odmęty chaosu i szaleństwa, które tylko oni byli w stanie zrozumieć. W chwilach, kiedy już była przekonana, że zaraz nadejdzie słodkie, pożądane przez nią spełnienie on zmieniał taktykę. Spowalniał bez żadnego ostrzeżenia, na co Sloane tylko warczała w odpowiedzi, zachrypniętym głosem i błyskami w oczach, chociaż teraz nie była w stanie utrzymać już nawet otwartych oczu. Trzymał ją zbyt mocno, zbyt pewnie, aby mogła próbować się wyrwać, a każda taka próba spełzła na niczym. Nie chciała uciekać, nie tak naprawdę. Nie przed tą rozkoszną przyjemnością, którą została obdarzona.
      — Nico… Och. — Cicho zaskomlała, może nie będąc już w stanie dłużej wytrzymać tego napięcia. Kolejny jęk uwiązł jej w gardle. Kilka przekleństw, kolejne westchnięcie. Momentami nie panowała już nad sobą i nad tym, co z nią robił. Kompletnie była oddana jemu, podatna na to, co z nią robił, jak robił. Kiedy już myślała, że nadąża za nim, on szedł w zupełnie innym kierunku. Wznosząc ją na kompletnie nowe poziomy przyjemności.
      Palce zaciskała na krawędziach blatu, oddychała płytko i szybko, a serce dudniło w jej piersi. Umęczone od wysiłku, a także od tych rozrywających od środka emocji, w których Sloane dosłownie tonęła. Wyczekiwała tego błogiego spełnienia, a gdy nadeszło, a stłumiony krzyk naznaczył jej usta, była przekonana, że wydarzyło się to zbyt szybko. Jeszcze przez chwilę jej ciało drgało, napinało się i mrowiło. Cicho wyszeptała jego imię, gdy Nico wciąż tam był i wciąż nie dawał jej spokoju, jakby wręcz napawał się tym, jak teraz wyglądała i co przez niego czuła. Nie spodziewała się chwili oddechu, a gdy się podniósł i przyciągnął ją na krawędź blatu, a potem z taką pewnością i siłą się w niej znalazł, wciąż była zaskoczona. Wbiła paznokcie w jego przedramię, zaciskając na nim mocno palce. Minęła chwila, zanim przyzwyczaiła się do niego i do szybkich, rytmicznych i mocnych ruchów. Sloane straciła nad sobą wszelkie resztki kontroli, o ile jakiekolwiek w sobie miała. Próbowała się poruszyć w jego rytmie, ale była unieruchomiona, zdana kompletnie na niego i absolutnie jej to nie przeszkadzało.

      sloane

      Usuń
  3. Została na noc.
    Kompletnie zatracona w Nico i w chwilach, które między sobą dzielili. Jakby nie potrzebowała teraz już niczego więcej, poza tym, że trzymał ją w swoich objęciach, całował i był blisko. Wyczerpana, nawet nie miała sił, aby się z nim droczyć i rzucać tekstami sugerującymi, że skoro on jej nie zawiezie to weźmie taksówkę lub co gorsze pójdzie na piechotę. Została, bo podobnie, jak on lubiła się budzić przy nim i tak samo mocno lubiła przy nim zasypiać. Bez marudzenia dała się zaprowadzić do łazienki pod prysznic, którego oboje potrzebowali. Ich wcześniejsza rozmowa rozmyła się w mroku nocy, a jedyne co zostało to wspomnienia po wspólnych chwilach, które jeszcze co jakiś czas się w niej odzywało. Ciało było przyjemnie obolało i zmęczone od wysiłku. Sloane nie patrzyła na godzinę, gdy trafili w końcu do łóżka. Wystarczyło jej zaledwie parę minut, kiedy głowa uderzyła o poduszkę, a ciepłe i znajome ramiona się wokół niej owinęły, aby zasnęła.
    Było jej zbyt miło i wygodnie, aby się budzić.
    Na początku była zaskoczona, że nie budzi jej żadne szczekanie ani piski proszące o spacer. Dopiero po chwili zaczęło do blondynki docierać, że nie jest u siebie. Leniwy uśmiech niemal od razu się pojawił, a kiedy przekręciła się na bok dostrzegła Nico. Westchnęła przeciągle i przysunęła się bliżej, prawie się na nim kładąc i nie interesując tym, czy jeszcze śpi. Ona już nie spała i zaczynała się domagać uwagi. Najpierw musnęła jego policzek, jeden, a potem drugi. Palcami lekko przeczesała jego włosy, niepoukładane w chaosie po spaniu, niektóre lekko poskręcane. Przyłapała się na myśli, że mogłaby się w ten sposób budzić coraz częściej i częściej. Nachyliła się, aby musnąć jego usta.
    — Hej. — Wymruczała, po czym ułożyła dłonie na jego klatce i oparła o nie brodę, wciąż pry tym na niego patrząc. Kompletnie nie była zainteresowana godziną ani tym, co ich w tym dniu czeka. Według, bardzo starannych, obliczeń blondynki nie musieli dziś robić absolutnie nic i to była bardzo piękna wizja, której zamierzała się trzymać. — Kawy, dużej ilości kawy.
    Zmęczenie aż za bardzo się przebijało przez jej twarz. Bez makijażu, który zmyła pod prysznicem było widać podkrążone oczy, jakby nie spała od tygodni. Coś w tym też było, bo chociaż Sloane zaczynała wychodzić na prostą i coraz częściej łatwiej było jej funkcjonować to chwilami wciąż pojawiały się momenty, kiedy wszystko ją przytłaczało. A kiedy do tego dochodziły intensywne treningi i koncerty po zmyciu idealnego makijażu zostawała po niej warstwa przemęczonej wszystkim dziewczyny. Jednak nawet z tym swoim zmęczeniem była teraz szczęśliwa. Dlaczego miałaby nie być, prawda? Była razem z Nico, w miarę wyspana, bo choć nie pogardziłaby kolejnymi godzinami snu, to równie mocno chciała z nim spędzić jeszcze trochę czasu. Choćby przy głupiej kawie i śniadaniu. W kuchni radził sobie lepiej niż ona, ale podejrzewała, że i tak coś zamówią, aby nie musieli niczego brudzić i marnować czasu na stanie przy kuchennym blacie. Ten Sloane wolała wykorzystywać do innych, przyjemniejszych aktywności.
    Prosiła o kawę, ale jeszcze się nie ruszała. I jego również nie poganiała. Tylko mocniej się w niego wtuliła i zamknęła oczy, niepewna, czy w którymś momencie jeszcze chociaż na pół godziny nie zasnęła. Co było możliwe, bo dotyk jego dłoni sunącej po jej odkrytych plecach był kojący i zachęcał, aby jeszcze na trochę odlecieć.
    — Pójdziesz po kawę? — Odezwała się po jakimś czasie słodkim, proszącym głosem. Podniosła z trudem głowę, bo ta najchętniej teraz leżałaby dalej na nim. — Proszę. Masz taki miły ekspres… Ja nie umiem się nim obsługiwać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mruczała dalej na poczekaniu wymyślając wymówki, dlaczego to ona nie może po kawę pójść albo dlaczego nie mogą iść razem. Choć oboje doskonale wiedzieli, że Sloane świetnie radzi sobie z jego ekspresem i wiele razy już się sama obsługiwała. Po prostu nie chciało się jej ruszać z łóżka i o tym wiedział. Nico pewnie też się stąd ruszać nie chciał, ale to nie przeszkadzało jej w tym, aby go z tego łóżka wykopać.
      — Idź, daj mi się popatrzeć na swój tyłek zanim go wciśniesz w bokserki.
      Uśmiechnęła się niewinnie, jak w końcu udało się jej go z niego wykopać. I oczywiście, że dopóki się nie ubrał to patrzyła, a sam widok mógł jej wynagrodzić brak kawy od rana. Przeciągnęła się na łóżku, jak została już sama w sypialni. Potrzebowała się ogarnąć, ale najpierw kawa, a potem cała reszta.
      Wzięła telefon do ręki, choć nie pamiętała, kiedy go ze sobą tutaj przyniosła, ale to była mało istotna informacja. Przeglądała stories od znajomych, którzy wrzucali wzmianki z koncertu. Niektóre dodała na swoje stories, by potem zaczął przeglądać Instagrama. Bardziej z przyzwyczajenia niż faktycznej potrzeby. Wciąż nie zablokowała Cartera, ba nawet dalej go obserwowała z oficjalnego konta, a kiedy zauważyła, że kliknęła na jego stories było za późno, aby się wycofać. Stał się ostatnio dziwnie aktywny. Wrzucał jakieś zdjęcia z psami, zachęcał do adopcji i podrzucił link do strony, a także oznaczył schronisko. Nawet nie próbowała zrozumieć. Carter niczego nie robił charytatywnie, a miejsce nie wyglądało jej wtedy na takie, które byłoby stać, aby zapłacić mu za taką promocję. Jednak to, co zobaczyła teraz… Sprzed kilkudziesięciu godzin. Zacisnęła mocniej zęby. Najpierw była fotka jakiegoś obrazu. Znawca się znalazł. Potem stolik z przystawkami, świece, bukiet kwiatów. Nie wiedziała, dlaczego wciąż ogląda. Dlaczego kilka dalej. I kliknęła. Przetrzymała palec na zdjęciu, które wybiło ją kompletnie z rytmu. Usiadła na łóżku, podtrzymując kołdrę przy piersiach i wpatrywała się w lekko uśmiechniętą, wyglądającą wręcz na zawstydzoną dziewczynę.
      — Jebany dupek — warknęła pod nosem, nie rejestrując tego, że być może Nico już wracał do niej z kawą, o którą go tak męczyła.
      Nawet nie była pewna, co poczuła najpierw. Złość? Zazdrość? Rozczarowanie? Zacisnęła mocniej zęby, wciąż gapiąc się na zdjęcie dziewczyny. Laski, której nie powinno z nim być. Co z tego, że teraz ona była w mieszkaniu u innego? To nie ona za Carterem latała, nie ona szukała go po klubach.
      — Nie wierzę. — Prychnęła pod nosem i wróciła do pierwszego slajdu, jakby chciała przyjrzeć się każdemu detalowi. Weszła na jego profil, ale nie spodziewała się, że dostała nie tylko stories, ale i osobne zdjęcie. Uniosła w zaskoczeniu brew, a potem wlazła w komentarze. Uważając, aby żadnego przypadkiem nie polubić. Stalkowanie z publicznego konta nie było rozsądne, ale to już nie ważne. Za późno, aby się wycofać. — Wygląda na milszą od poprzedniej. Pierdol się. — Warknęła pod nosem, kompletnie nie zauważając, że nie dość, że czyta komentarze na głos to jeszcze im odpowiada.

      sloane

      Usuń
  4. Sloane najchętniej zostałaby w łóżku do kolejnej nocy, a potem jeszcze poranka i tak w kółko. Nie miała najmniejszej ochoty, aby się stąd ruszać. Chciała jednak kawy i gotowa była wykopać stąd Nico używając dziesiątek powodów, dlaczego to on powinien po kawę pójść, a nie ona. Uważała, że argument o tyłku był jak najbardziej trafiony. I zadziałał, czyż nie?
    — Jesteś moim wszystkim, ale proszę, przynieś mi kawę. — Poprosiła i tym razem nie było w jej głosie tej nutki żartu, a szczera prośba, że tego właśnie od niego teraz potrzebuje. Słowa wyleciały z niej też miękko, łatwo i sprawnie, jakby naprawdę tak o nim myślała, jak o jej wszystkim. Może nawet nie do końca zdawała sobie sprawę z tego, co powiedziała, ale nie rzucała nigdy słów ot tak.
    Lubiła te ich luźne poranki, które nie były niezręczne. Mogła mu wprost powiedzieć, czego chce i zaraz to dostała. Może chwilę musiała z nim powalczyć, ale dostawała to ostatecznie. Przewróciła tylko oczami, jak powiedział, że próbuje go oszukać. Próbowała. I co z tego? Była tego bezlitośnie świadoma i tak samo wykorzystywała fakt, że Nico jej nie odmówi. Dobra, mógł. Potrafił postawić na swoim, ale tym razem to ona wygrała tę małą walkę między nimi. Sunęła za nim wzrokiem, rozwalona na łóżku i w pełni zadowolona, że nie musi się nigdzie podnosić i może tu leżeć, patrzeć na niego i nie robić absolutnie nic. Westchnęła z małym niezadowoleniem, jak się ubrał, ale nie komentowała, bo czuła, że wystarczy słowo, aby go ściągnąć do łóżka z powrotem i nie miałaby kawy, choć to wcale nie byłoby złe rozwiązanie, gdyby w zamian dostała jego pełną i nierozproszoną uwagę.
    Sprawdzanie Instagrama było błędem. Takim, którego Sloane nie powinna była popełnić. Chciała tylko wrzucić relacje z wczoraj od znajomych, którzy byli na koncercie. Pokazać, że jeszcze żyje. Zignorowała, oczywiście, wiadomości od menadżerki, że znowu uciekła i co sobie wyobraża. Clara powinna się była już przyzwyczaić, że Sloane długo nie zostaje w jednym miejscu. I że tym razem nie ucieka po to, aby ćpać w klubach. Niech się cieszą, że zaczęła wychodzić na prostą.
    Dźwięki ekspresu ucichły, a zapach kawy niósł się aż tutaj. Początkowo nawet nie zauważyła, że Nico wrócił. Dopiero, kiedy materac ugiął się pod jego ciężarem. Wiedziała, że podglądanie konta byłego, kiedy była w łóżku innego byłego nie było najrozsądniejsze, ale nie planowała tego. Wyszło kompletnym przypadkiem. Pilnowała się wcześniej z tym, aby nie wchodzić w jego relacje, nie lajkować postów. Tym razem jego stories było szybsze.
    — Nie wiem, ja się kolacji przy świecach nie doczekałam. — Mruknęła. Nawet nie była pewna, czy jest zła czy nie. Była… zaskoczona. Tym, że miał jakąś inną. Że był z dziewczyną, kiedy zaledwie tydzień temu sytuacja z nimi wyglądała zupełnie inaczej.
    — Kłamca, hah. Tydzień temu się z nim widziałam. — Przyznała. Nie tak, jakby go przepraszała i próbowała się tłumaczyć. — Wył mi nad uchem, jak bardzo mnie kocha i wszystkie moje wady, a teraz łazi na kolację ze świecami z jakąś randomową laską? — Warknęła pod nosem. Sloane miała swoje wady, ale to nie ona go prosiła, aby wrócił. Nie ona zaczęła pierwsza. Nawet, kiedy miała momenty, że zaczynała żałować rozstania i prawie do niego pisała, to nie robiła tego. Trzymała to w sobie. W jej głowie wychodziło więc na to, że miała prawo do tego, aby spędzać czas z Nico. — Serio, kurwa. Ja nigdy nie dostałam żadnego badyla, a ona tak? — Niedowierzała. Co z tego, że przez miesiące nosiła obrączkę i pierścionek o wartości, która przekraczała wyobrażenia. Do tej pory nie była pewna, ile to tak naprawdę kosztowało i miała to szczerze gdzieś.
    Sloane nie chciała przyznać tego, jak zraniona teraz była. Widokiem obcej laski w jego towarzystwie. Uśmiechniętej i słodkiej, zbyt słodkiej, jak na to, jaki Carter był. Dobra, wiedziała, że czasem pod tą słodyczą kryje się piekło, ale im dłużej patrzyła na jej twarz, tym mniej się jej to wszystko podobało. Powinna była teraz wrzucić fotkę z łóżka Nico, a najlepiej tak, aby było go widać jakąś część jego ciała i oznaczyć Crawforda. Po złości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Co, też się chcesz pogapić? — Warknęła, gdy kazał jej cofnąć, ale to zrobiła. Nie była zła bezpośrednio na Nico. Tylko rozjuszona sytuacją i tym, jak niewiele jej trzeba było, aby miły poranek.
      Podała mu telefon, nie mając ochoty już dłużej na to patrzeć. Powinni leżeć, pić kawę, zjeść, kawę, a potem znów schować się w łóżku i swoich objęciach. Tymczasem siedzieli tu, oglądali profil Cartera i jego nową dziewczynę. Sloane była zaskoczona, że to nie była Jade. A jednocześnie poczuła dziką satysfakcję, że to właśnie nie była ona. Skoro Sloane nie miała Cartera i Jade go nie miała… Sloane na tym wychodziła lepiej. Prawie parsknęła pod nosem, zaskoczona, jak dalej ta laska działała jej na nerwy.
      — Tak. Wrzucił z nią nawet post, możesz sobie zobaczyć. — Przewróciła oczami. — Sprzed paru dni, chyba. Tylko nie widać jej tam w pełni. — Wzruszyła ramionami. Po stories było widać, że dziewczyna ze zdjęcia to ta sama co wrzucona parę dni temu. — Szybko się pozbierał, co? Tydzień wystarczył, aby zapomnieć. — Znów przewróciła oczami. Tak bardzo ją kochał, że siedział już z inną. Żałosne.
      Sloane zmarszczyła czoło, a reakcja Nico wcale się jej nie podobała. To, jak nagle zareagował, jak się przejął bardziej niż było to konieczne. A potem się odezwał i Sloane miała wrażenie, że grunt pod nogami się zatrząsnął.
      — Co? — Uniosła brew, a potem niemal wyrwała mu telefon, aby na zdjęcie znów spojrzeć. Zmarszczyła czoło. — Nie jesteś zabawny, Nico. — Syknęła, ale widziała, że nie żartował. — Twoja Sophia? Ta Sophia? Twoja dziewczyna? Przecież to niemożliwe. Skąd niby mieliby się znać?

      sloane

      Usuń
  5. Sloane patrzyła na fotkę jeszcze przez chwilę. Zastanawiając się, jak to jest w ogóle możliwe, że dziewczyna Nico znalazła się na romantycznej kolacji z Carterem. I jakim cudem Carter zdobył się na gest romantycznej kolacji. Była w tym pewna niesprawiedliwość. Czuła takie małe ukłucie w okolicy serca. Byli małżeństwem naprawdę długi czas, a jej takie randki się nie zdarzały. Nie było świec, nie było kwiatów. I to też nie tak, że Sloane narzekała, bo sama nie inicjowała nic podobnego. Pasowały jej kluby, wypady do Miami, Meksyku czy gdziekolwiek, aby odpocząć i mieć siebie na wyłączność, ale patrząc na fotki zwyczajnie było jej źle.
    — Twoja Sophia, hm. — Mruknęła. Ton Nico nie pozostawiał złudzeń. Był aż nazbyt pewien, że to właśnie jest jego dziewczyna, a nie jakaś, która tylko łudząco ją przypomina. Sloane ciągle nazywała Sophię jego dziewczyną, ale chyba z jakiegoś dziwnego przyzwyczajenia. Dziewczyna Nico z mężem Sloane, to dopiero było połączenie, którego chyba nikt się nie spodziewał. — Z tego co mi mówiłeś to nie jest laską, która pasuje do takiego świata.
    Sloane też nie pasowała do jego świata, ale odnajdowała się w nim zaskakująco dobrze. Pomijając tę jedną rzecz, którą chętnie by z jego życia wypisała na amen. Która tak naprawdę też ich przecież połączyła i rozłączyła jednocześnie. Zablokowała w końcu telefon i odłożyła go na bok, bo nie było sensu, aby dalej patrzeć się w to wszystko, czego Sloane od niego nigdy nie dostała. Może nie zasługiwała, aby dostać.
    Nie miała nic przed nim do ukrycia, jeśli chodziło o Cartera. Wczoraj mu panikowała i siała zamęt, więc… Równie dobrze mogła powiedzieć, jak było faktycznie.
    — Znalazł mnie w klubie w zeszłym tygodniu. Nie wiem, czego chciał. No wiesz, taki moment, jak nagle widzisz swojego ex w tłumie i świat się zatrzymuje. — Westchnęła i wzruszyła ramionami. Uczucia w Sloane wciąż były żywe i gorące, nie dawała rady nad nimi czasem zapanować. I uznała, że zgrabnie pominie też część, w której go pocałowała. Bo jednak nie było potrzeby, aby mówić wszystko, prawda? — Widziałam, że był jakiś taki… Podbity? Wróciliśmy do mnie, siedzieliśmy na podłodze i rozmawialiśmy. I wyszedł.
    Znowu wzruszyła ramionami, nie wiedząc tak naprawdę, czy jest sens w tym, aby opowiadać mu o szczegółach. Chyba nie chciała też rozdrapywać ran. Miała się wyleczyć z Cartera, a nie ponownie o nim myśleć.
    Kiedy Sloane spoglądała na Nico widziała, jak wszystko w nim pracuje. Jak układa sobie w głowie to, co się wydarzyło i próbuje znaleźć w tym jakiś sens. Ona też próbowała, ale nie miało to dla niej żadnego sensu.
    Nie protestowała, kiedy ją do siebie bliżej przyciągnął. Sama szukała teraz jakiejś stabilności, a Nico mógł jej ją dać. Sloane objęła go lekko w pasie, a głowę oparła o jego ramię. Czuła, jak bawi się jej włosami.
    — Carter robi wiele rzeczy, które się nie kleją. — Westchnęła. One tylko w jego głowie miały sens. Albo się to kochało albo nienawidziło, a Sloane swego czasu naprawdę kochała ten chaos. Może wciąż kochała, ale nie w chwilach, kiedy uderzał w nią najbardziej.
    — Dobra, ale wciąż, skąd wytrzasnąłby ją? — Nie potrafiła znaleźć ani jednego sensownego miejsca, w którym ta dwójka mogłaby się spotkać. Żaden neutralny grunt nie przychodził jej do głowy, a wspólnych znajomych nie mieli. — Wiesz, ja sobie z jego gierkami poradzę. To nie byłaby dla mnie nowość, a zresztą, to i tak nie najgorsze co zrobił z laską na moich oczach, więc…
    Ale Sloane to była Sloane. Sloane nie potrzebowała, aby ktoś się nią opiekował. Może inaczej potrzebowała, ale nie chciała się do tego przyznać.
    — Skąd miałby się dowiedzieć, Nico? — Zapytała. To nie tak, że pokazywali się razem publicznie, nie byli sfotografowani razem. Zmarszczyła czoło zastanawiając się, czy może ktoś nie puścił farby. Sama już nie wiedziała. Ułożyła dłoń na jego brzuchu i cicho westchnęła, a palcami kreśliła na nim niewidzialne znaczki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Syknęła cicho, kiedy mocniej szarpnął za włosy.
      — Ale nie musisz wyżywać się na nich — mruknęła trochę żartobliwym tonem — wiesz, ile za nie płacę co dwa tygodnie?
      Sloane lekko się uniosła na łokciu, aby móc na niego spojrzeć. Bez gierek i bez udawania, że wie co tutaj się dzieje. I też bez żartów.
      — O krok za daleko by było, gdyby ją na moich oczach przeleciał, a to… To jest pstryczek w nos, Nico. — Odpowiedziała. Nie próbowała z nim teraz żartować. Może lepiej mogła dobrać słowa. — Przepraszam… Wiem, że to nie moja wina, ale wciągnął ją w ten bałagan przeze mnie.
      Sloane nie miała pojęcia, jak mu się udało znaleźć Sophię i ją nakłonić do tego. Lub dziewczyna Nico nie była tak niewinna, na jaką się kreowała i sama miała swoje za uszami. Sloane nie oceniała. Tylko tak się zastanawiała.
      — Nie. Przyznaję, przyszło mi, aby coś wrzucić, ale… On na to liczy. Fani na to liczą i media. Nie będę ich karmiła tym, że wrzucę jakąś fotkę z tobą czy coś dwuznacznego, że nie jestem sama. — Przyznała w końcu. To byłoby tylko jak obrzucanie się błotem. Nic więcej, a Sloane tego wolałaby akurat uniknąć.
      — A ty coś zamierzasz zrobić? — Zapytała zerkając mu w oczy. Chodziło w końcu o Sophię, a Sloane pamiętała, jak o niej mówił. Nawet jeśli to była przeszłość, to nie wydawało się jej, aby dziewczyna była mu w pełni obojętna. — Niech robi co chce, ale byle nie z nią?
      I rozumiałaby to. Totalnie. Nie wrzeszczałaby. Nie urządzała scen zazdrości. Chciała poznać jego myśli, którymi dzielił się rzadko.
      Przytaknęła lekko, zgadzając się z nim kompletnie. Tego od niej pewnie oczekiwał. Reakcji i złości. Nawet jeśli nie online, to ta w prywatności w zupełności wystarczy.
      — Nic mu nie będę dawać. — Zapewniła. Będzie siedziała i się gryzła, ale nie pokaże mu tego. Sloane ostrożnie usiadła mu na udach, uważając na kawę i sięgnęła po własną. Chociaż ciśnienie już miała podniesione. — Będę siedziała tutaj. Z tobą i będę piła kawę z ekspresu, a potem… Potem zamówimy sobie dobre śniadanie i spędzimy razem dzień. Nie popsuje nam tego.

      sloane

      Usuń
  6. Zastanawiała się, czy to wszystko to część jakiejś gry czy może naprawdę bardzo dziwny przypadek. W życiu Sloane działy się dziwniejsze rzeczy niż to, co działo się teraz, a jednak nie mogła pozbyć się wrażenia, że nie wszystko tu jest czarnobiałe.
    — Nie wiem, czy Carterowi chciałoby się tak głęboko grzebać w moim czy twoim życiu, aby szukać twoich byłych i się z nimi prowadzać. — Westchnęła. Wiedziała, że potrafi być mściwy, ale to jakoś jej nie pasowało, że wykalkulował sobie to wszystko na chłodno i teraz odstawia teatrzyk przed nią i całym światem. Nie wierzyła, że się zmienił. Za mało czasu i… Kurwa, przecież ona próbowała. Skoro przez tyle czasu nie udało się jej zmienić Cartera to już na pewno żadna inna dziewczyna tego nie osiągnie w tak krótkim czasie.
    Nico miał rację. Roztrząsanie tego nie miało większego sensu i tylko im popsuje humory. Uśmiechnęła się lekko, kiedy jego dłoń przesunęła się po jej talii. Właśnie tego potrzebowała. Odrobiny normalności, która w jego objęciach brzmiała jak prawdziwa wersja nieba.
    — Nic się nie wydarzyło. Myślałam, że… Znasz mnie, wiesz jaka jestem i kiedy go tam zobaczyłam na moment wszystko wróciło, a gdy jechaliśmy do mnie… Jakaś część mnie była przekonana, że skończymy w łóżku. — Przyznała. Nie oczekiwała zrozumienia, ale wiedziała, że je dostanie. Trochę ją nawet drażniło, że potrafił to wszystko zrozumieć, a jeśli nie rozumiał to nie robił scen. — Po prostu rozmawialiśmy. Było tak… Zwyczajnie. Nie wiem, może… Mo ze chciał usłyszeć, że to co się wydarzyło to był błąd. Ale nie mogłam tego powiedzieć. Wkurzył się. Nic nie powiedział, nie zrobił, ale takie rzeczy wiesz. Zwłaszcza, jeśli kogoś znasz. Rozstaliśmy się na parkingu, nie chciałam, aby jechał po tym, jak pił.
    Sloane go wtedy skrzywdziła, bo nie była w stanie dać mu tego, czego od niej chciał. Tej wyłączności. Nie, gdy jakaś jej część dalej sięgała w stronę innego. Może już nie Jamesa, ale Nico. Sama nie wiedziała, co przyniesie jej przyszłość. Ani czy którykolwiek z nich z nią będzie w przyszłości. Po prostu teraz była tutaj i więcej nie chciała.
    — Dyskretność nie jest naszą mocną stroną — zgodziła się z lekkim uśmiechem. Może faktycznie widział ich gdzieś razem, może pojawiło się jakieś zdjęcie czy filmik. Wychodzili razem na miasto, więc były na to szanse. Sloane aż tak nie patrzyła za plotkami na swój temat. — Ale wiesz co, nie pasuje mi to. On z Sophią… Nawet imię ma takie łagodne i do niego niepasujące. — Westchnęła. Sophia i Zaire to była dziwna wizja. Coś, czego Sloane nie spodziewała się w żadnym uniwersum. Tymczasem proszę, byli razem czy coś.
    Ścisnęła nieco mocniej jego dłoń, kiedy splótł ich palce razem. Potrzebowała tej chwili wytchnienia. Trochę może za bardzo pozwoliła, aby to na nią wpłynęło. Tak zwyczajnie chyba zrobiło się jej przykro, że ona nie miała kwiatów, świec i takich kolacji, a tamta dziewczyna je dostała i to bez proszenia pewnie.
    — Mhm, tak lepiej. — Mruknęła, kiedy musnął jej skroń. Uśmiechnęła się lekko i wtuliła bardziej, jakby jego bliskość łagodziła teraz wszystko.
    Westchnęła ciężko. Wiedziała, że nie powinna była mu tego mówić. Rzuciła to ot tak, a nie sądziła, że to wyłapie.
    — Pokazał mi, że nie jestem jedyną. — Mruknęła i wzruszyła ramionami. — To bez znaczenia, akurat na to… Na to sobie zasłużyłam. To było zaraz po tym, jak wróciłam od Jamesa, a jak wiesz, nieszczególnie trzymałam tam nogi złączone.
    Tak sobie to Sloane tłumaczyła. Mimo wszystko, ale jednak zacisnęła zęby, bo wspomnienie tamtej nocy z klubu nie było miłe. Mogła sobie tłumaczyć to tym, że i ona nie była wierna, ale jednak, gdy obściskiwał się z Jade… To po prostu zabolało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — A co chciałbyś zrobić, Nico? — Zapytała. Jeśli nie chciał robić nic, to śmiało. Nie zamierzała go prosić, aby ogarnął swoją byłą i jej przemówił do rozsądku. Wszyscy tutaj byli, jakby nie patrzeć, ale dorosłymi ludźmi. Jeśli miała ochotę na to, aby rozjebać sobie życie to jej sprawa.
      Sloane choćby ze zwykłej przyzwoitości mogłaby ją ostrzec, ale wątpiła, że to by cokolwiek dało. Ona sama też nie słuchała, kiedy ją ostrzegano przed Carterem. Nie znęcał się, nie wykorzystywał, nie zrobił jej czy z nią nigdy niczego, na co nie miałaby ochoty czy nie dała przyzwolenia, ale jednak… Jednak bycie z nim miało swoje minusy, które przerosły w pewnym momencie nawet ją, a Sloane była zrobiona z twardego materiału, który przy Carterze zaczął w końcu pękać.
      Zaśmiała się lekko.
      — Może… Może to faktycznie nic takiego, wiesz? Żadna zemsta, żadne cyrki tylko… Nie wiem, poznali się i kliknęło. — Wzruszyła ramionami. Jednak mimo wszystko ciężko było w to uwierzyć. — Wymieniacie się dziewczynami. Jeszcze zaraz pomyślę, że oboje to uknuliście.
      Pokręciła lekko głową, bo to był chyba największy absurd, jaki mógł paść z ust Sloane.
      Uniosła lekko brew, kiedy zaczął mówić. Kompletnie się tego nie spodziewając. Pasowało jej to takie… Bawienie się w ukryciu. Aby nikt nie widział, nikt nie słyszał. Jej mała tajemnica. Ale to te wszystkie tajemnice doprowadziły ją do tego miejsca, w którym była teraz.
      — Czy ty mnie właśnie pytasz o chodzenie? — Zaśmiała się, ale nie w kpiący sposób. Bardziej… Słodki. Czy coś. Przybliżyła się do niego, a dłoń ułożyła na policzku. Wcześniej odstawiła kubek z kawą. — Koniec w takim razie z chowaniem się po kątach. Żadnego uciekania bocznym wyjściem, chyba, że nas najdzie. Cokolwiek ma być… Niech będzie. A na gali będę ci towarzyszyć.
      Uśmiechnęła się do niego ciepło i musnęła lekko jego usta.
      Poczuła, jakby zrzuciła z siebie ciężar. Coś, co ją przygniatało i męczyło od dawna, a teraz była lekka i taka… Spokojniejsza. Wątpiła, że to uczucie na długo, ale dopóki w niej było, to chciała się nim nacieszyć.

      sloane

      Usuń
  7. — To już nie moja sprawa z kim się buja i co robi.
    Mimo to trochę… Trochę jednak ją to obchodziło. Może nawet bardziej niż chciała przyznać przed sobą, czy przed Nico. Sloane potrzebowała czasu, aby naprawdę te wszystkie uczucia w niej przygasły. Niełatwo było wyjść ze związku, który był tak intensywny i pełen sprzeczności. Miłości i nienawiści w jednym. Wzajemnego przyciągania się i odpychania. Prób zbudowania czegoś trwałego z piasku. Dała wiele z siebie w tej relacji i wiedziała, że Carter również dawał wiele, ale ostatecznie oboje dali niewystarczająco wiele, aby to mogło przetrwać. Teraz zostały wspomnienia, które ich do siebie ciągnęły. Gdyby miała trzymać się tylko tych dobrych chwil to wróciłaby do niego momentalnie, a właściwie nie musiałaby tego robić, bo Carter nigdy by nie odszedł. Bawiliby się razem dalej. W klubach, imprezach w willach – tych prywatnych, gdzie wstęp był tylko dla nielicznych lub sami na ekskluzywnych wakacjach. Ona z butelką tequili, on z whisky. Ich życie byłoby niekończącą się imprezą, wiecznym hajem.
    Również milczała. Pozwoliła sobie, aby spojrzeć na Nico, który nie musiał nic mówić, aby Sloane coś sobie zaczęła dopowiadać. Utwierdziła się tylko w przekonaniu, że dobrze zrobiła nie mówiąc mu o tamtym pocałunku. Zbyt często mu opowiadała o tym, że była z innymi, kiedy cały czas była też z nim. Nawet jeśli to akceptował, to z jej strony było to zwyczajnie nie w porządku. I przemilczała ten moment. Skąd miałby się niby dowiedzieć? Nikt ich tam nie narywał. To nie było takie miejsce, w którym można wyjąć telefon i nagrać takich, jak oni. Zaraz pojawiała się ochrona. Przynajmniej Sloane lubiła tak myśleć, ale minął tydzień i media milczały. Nic było żadnego „Sloane Fletcher i Zaire – przyłapani na pocałunku. Czyżby powrót?”. Była cisza, która naprawdę blondynce pasowała. Tamten moment… Tamten moment miał zostać tylko tym i nie przerodzić się w coś, czym nie był.
    Sloane nie ciągnęła go za język. Nie próbowała się wytłumaczyć. Przyjęła te „jasne” z krótkim skinięciem głowy, a potem ją oparła o jego ramię. Dalej rysowała szlaczki na jego klatce, czasem brzuchu. Sunęła palcami po nim bez większego przemyślenia. Chciała go dotykać i to robiła, a skoro jej nie przerywał to albo mu to nie przeszkadzało albo mu się podobało.
    Wzruszyła ramionami na jego „Nie, nie zasłużyłaś”. Miała inne zdanie na ten temat i też musiał wiedzieć, że tak łatwo go nie zmieni. Narobiła błędów, a potem za to zapłaciła. Dość mocno, ale to już było bez znaczenia i za nią. Nie musiała tego po raz kolejny przeżywać i zastanawiać się, czy gdyby postąpiła inaczej, to czy nadal byłaby z Carterem.
    — Wiem, wiem. — Przytaknęła. Nie umiała sobie ich wyobrazić nawet w jednym pomieszczeniu, a co dopiero zagrywających się, aby powymieniali się dziewczynami. — Byłbyś martwy po trzech butelkach whisky albo przynajmniej wylądował na ostrym dyżurze. Nie miałbyś siły na wymyślanie pojebanych scenariuszy.
    Złożyła na jego torsie lekki pocałunek, jakby tym chciała mu dać znać, że jest obecna przy nim, a nie ucieka myślami w inne rejony, od których najpewniej powinna była trzymać się z daleka.
    Westchnęła cicho, kiedy się odezwał. Dobrze wiedziała, jak to jest, kiedy próbował jej ktoś przemówić do rozsądku. Jaka wściekła była, że ludzie próbowali kierować jej życiem za nią. Nie znała jej, ale nikt nie byłby zachwycony, gdyby próbowano go przekonać, że ma się z kimś nie umawiać, bo ma złą reputację.
    — Może powinieneś… Nie wiem. Wiesz, Carter nie jest złożony tylko ze złych momentów, ale… To nie jest grzeczny facet. Ma swoją historię i… Nie mam pojęcia. — Westchnęła. Naprawdę nie wiedziała, czy w ogóle coś należało robić. To on musiał podjąć decyzję, czy chce coś jej mówić, czy zostawić to tak, jak jest. To naprawdę nie była ich sprawa, chociaż w dziwny sposób cała ich czwórka była ze sobą połączona. — Jeszcze się wszyscy zdziwimy, jak się okaże, że ta dwójka to strzał w dziesiątkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sloane nie chciała o tym dłużej już myśleć. Wolała skupić się na Nico i na tym, że przed nimi malował się dość miły dzień. Pomijając ten poranek i rozkminy Carterze i Sophii.
      Uśmiech Sloane był ciepły, kiedy mu znów zajrzała w twarz. Miękki i spokojny, pozbawiony napięcia sprzed chwili.
      — Zgodziłam się, aby nie chować się przed światem. To jest to samo? — Zapytała z lekko uniesioną brwią. W ich przypadku chyba… Chyba właśnie to było to samo. — Skoro nie muszę… To nie chcę się ukrywać, Nico. Niech dzieje się co chce, ale nie będę się już wymykać z tobą tylnym wyjściem, bo ktoś zobaczy, czy wkładać kaptur od bluzy, aby mnie nie rozpoznali, jak opuszczam twoje mieszkanie.
      Pozwoliła sobie pogłębić pocałunek, przyciągając go do siebie na dłuższą chwilę. Rękę z torsu przeniosła na jego szyję, a kciukiem musnęła policzek. Nie było w niej gwałtowności, a raczej spokój i cisza. Dziwna, ale przyjemna.
      — To niech będzie oficjalnie. Nie wiem, jak wolisz. Nie musimy tego w żaden sposób nazywać. Potwierdzać światu czy sobie. Dobrze nam, bawimy się i… trzeba nam więcej?

      sloane

      Usuń
  8. Sloane jeszcze przez chwilę się zastanawiała, jak się odegrać. Ale ostatecznie doszła do wniosku, że zemsta tutaj nic nie da, a żadne zdjęcie, które wrzuci czy filmik nie odbije się tak boleśnie, jak obojętność. Nawet, jeśli jakaś jej część nie chciała pozostać obojętna. Ani w teorii, ani w praktyce nie miała prawa, aby Cartera besztać za to, że spotyka się z kimś innym. Sama to przecież robiła i bawiła się przy tym naprawdę świetnie.
    — Pewnie tak właśnie będzie. — Zgodziła się z nim z cichym westchnięciem. Było minęło, to był rozdział, który Sloane powinna była zamknąć już dawno, a z jakiegoś powody trzymała jeszcze otwarty. Przecież wiedziała, że nic się nie zmieni, że nagle Carter nie stał się odmienionym człowiekiem, a te chwilowe zmiany… Ona je znała. Na moment robiło się dobrze, a potem to wszystko od początku się burzyło. I tak w kółko.
    — Nie chodzi o to, że chcę, abyś coś z tym zrobił. — Powiedziała, bo tak właśnie było. Nie leżało w jej interesie, aby Nico mieszał się bardziej niż powinien. — Chodziło mi raczej o to, czy nie chciałbyś… nie wiem, z nią pogadać czy coś. Ale jak nie chcesz, to nie. Ostatecznie to i tak nie nasza sprawa.
    Wzruszyła lekko ramionami. Przez moment pomyślała, że może chciał coś zrobić, bo jednak Carter w tę głupie gierki wciągnął dziewczynę, która naprawdę nic tu nie zawiniła. I nie było potrzeby, aby brała udział w cyrku, który dotyczył jej i Crawforda.
    Sloane uśmiechnęła się nieznacznie. Zostać tutaj… To zbyt miło brzmiało, a blondynka wcale nie potrzebowała wiele, aby zostać przekonaną. I nie potrzebowała teraz w zasadzie niczego, bo już wczoraj sama zadecydowała, że u niego zostanie. Przynajmniej jeszcze na ten dzień i może noc. Musiała i tak do siebie wrócić. Nie miała tu żadnych ciuchów ani własnych rzeczy, a choć czuła się komfortowo tak, jak leżała to potrzebowała jednak swoich rzeczy. Choćby ulubionego balsamu do ust, którego tu nie było.
    — Nic ważnego? Myślę, że będziemy robić bardzo ważne rzeczy. — Zaśmiała się. — Śniadanie jest na twojej głowie. Nie tykam się niczego co nie jest już przygotowane. — Ostrzegła. Sloane nawet nie miała potrzeby, aby uczyć się gotować. Miała ten komfort, że zawsze mogła coś zamówić.
    Wtuliła się w niego mocniej, gdy ją przyciągnął i mimowolnie uśmiechnęła na ten pocałunek.
    — Po wszystkim co się działo, jesteś jedyną normalnością. — Przyznała i lekko podniosła głowę, aby na niego spojrzeć. Był i nie wymagał, tylko chciał, aby ona również była obok. I Sloane z początku nie była pewna, czy jest w stanie mu to dać. Dalej nie była przekonana, ale wiedziała, że zamierza się postarać. — Nie ukrywamy się w takim razie. Niech się dzieje co chce, serio. Niech gadają, tworzą teorie spiskowe, udają, że nie istniejemy… Bez znaczenia.
    — Zostanę. Chcę zostać, Nico. Tutaj i z tobą.
    Zmarszczyła lekko nos, na ten uśmiech, którym ją obdarzył. Ten, który Sloane lubiła trochę za bardzo i za każdym razem czuła lekki ścisk w środku, jak go widziała. Westchnęła cicho i na moment przymknęła powieki, pozwalając sobie na to, aby ta bliskość z nim zaczęła znaczyć więcej niż na początku zakładała.
    — Revange dress mówisz? — Zaśmiała się. Zdecydowanie miała taką w swojej garderobie, ale taki moment zasługiwał na kieckę, w której jej jeszcze nikt wcześniej nie widział. — W takim razie niech tak będzie… I ty też tam bądź. Jeśli wróci albo nie.
    Nico miał być tylko oderwaniem się od problemów, a mimo, że nie wypowiedziała tego głośno to robiło się z tego coś więcej. Ale póki co zamierzała się z nim dobrze bawić. Bez etykiet i bez nazywania co jest czym. Byli tu razem, a co będzie potem to bez znaczenia. Dowiedzą się z czasem.
    — Ej, nie planuję kolejnych wycieczek do Vegas, dobra? — Zaśmiała się. Ta jedna w zupełności jej wystarczyła. — Zresztą, ciebie tak łatwo bym w małżeństwo nie wciągnęła. I nie że chcę. Bo nie chcę. Żadnych ślubów, zaręczyn. Niczego. Dość z tym.
    Sloane lekko przymrużyła oczy, gdy mówił o jej side chicks. Jakby miała ich nie wiadomo, jak wiele.
    — Hm, a gdzie moje miejsce jest w takim razie? — Zapytała z lekko kpiącym uśmiechem, ale naprawdę czekała na odpowiedź.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odwzajemniła pocałunek, kładąc mu dłoń na policzku. Szczerze mówiąc zdążyła zapomnieć już o kawie, która stygła z boku. Wypiła tylko parę łyków, zanim zaczęła się nakręcać, a teraz napój, o który go tak prosiła stał zapomniany i niepotrzebny.
      — Co… Nico! — Zaśmiała się, jak tylko zorientowała się, co zamierzał zrobić. Osunęła się trochę na poduszkach, ale nawet nie pomyślała, aby się odsunąć. Mruknęła przeciągle, gdy jego usta zaczynały zdobić jej ciało kolejnymi pocałunkami. Mruknęła cicho, lekko przeciągając się na łóżku. — Wiesz… Może tak tylko tak dla pewności, że… na pewno zapamiętam.
      Przechyliła głowę do tyłu, a oczy przymknęła. Krótkie westchnięcie uciekło spomiędzy jej ust, a ciało drgnęło i w pierwszej chwili próbowała się odsunąć, ale Nico ją stanowczo przy sobie przytrzymał. Sloane westchnęła, a palce wsunęła między jego miękkie kosmyki. Był przyjemniejszy niż kawa i znacznie bardziej pobudzał ją do życia, to jedno było pewne.
      — A jeśli się odważę, to co wtedy? — Mruknęła i jeszcze raz spróbowała, ale trzymał ją zbyt mocno i pewnie, aby chociaż miała szansę się wyrwać. Zaśmiała się krótko, a potem z gardła wymknął się jęk, którego nie planowała.
      Zagryzła wargę, biodrami próbując chociaż raz poruszyć, chcąc więcej i bardziej, ale nie mogła. Nie dał jej na to nawet najmniejszej szansy, co spowodowało, że Sloane warknęła z frustracją. Udawaną, bo wyraz jej twarzy, aż za bardzo zdradzał zadowolenie, które teraz przyjemnie się po jej rozlewało. Ciało miała rozluźnione, choć mięśnie raz po raz się napinały.
      — Mhm, właśnie tak — westchnęła, zupełnie niepotrzebnie, bo aż za dobrze ją znał i potrzeby jej ciała. Sloane przestała walczyć, a kompletnie poddała się Nico. Z błogim uśmiechem na ustach, drżącymi udami i coraz płytszym oddechem. Głowę miała odchyloną do tyłu, coś między westchnięciem, a jękiem uciekło spomiędzy jej ust, czując, jak wręcz zbyt szybko zbliża się w jej stronę spełnienie. Mięśnie blondynki napinały się coraz bardziej, a palce wolnej dłoni zacisnęła na prześcieradle. Nie potrzebowała już wiele, aby jej ciałem po paru chwilach wstrząsnął przyjemny dreszcz. Imię Nico zawisło na jej ustach wraz z krótkim krzykiem, który rozniósł się po sypialni. Ciało blondynki jeszcze chwilę drgało, wciąż mocno trzymane przez Millera.
      — Jesteś niemożliwy — wyszeptała, próbując doprowadzić do porządku swój oddech. Dłonią odgarnęła włosy, które kleiły się do jej twarzy. Spoglądała na niego z błogim uśmiechem, lekko zaczepnym, jakby czekała na więcej. Zwilżyła lekko usta językiem i powoli podniosła się na łokciach. — Ale chyba… Chyba potrzebuję, abyś mi dobitniej to udowodnił, wiesz?

      sloane

      Usuń
  9. Sloane doskonale wiedziała, że te słowa go sprowokują i to właśnie chciała osiągnąć. Patrzyła na niego z wyzwaniem w oczach; jej jasnobrązowe oczy były rozpalone, a iskierki pożądania tylko zachęcały, aby wszedł w tę grę dalej, którą sam zaczął i sam decydował, kiedy zamierza skończyć. Sloane w tej chwili była tylko jak posłuszna laleczka, która ma się dostosować do zasad. Nie może, musi i taka rola jej jak najbardziej odpowiadała. Weszła w nią płynnie i bez choćby cienia zawahania.
    — Tak, poproszę. — Odpowiedziała melodyjnie, choć nieco zachrypniętym głosem, gdy jeszcze próbowała dojść do siebie po tym, co przed chwilą jej zafundował. Jej ciało powoli się już uspokajało, podobnie, jak oddech, choć w głowie jeszcze panował mętlik. Słodki i przyjemny, od którego nie chciało się uciekać.
    Sloane wesoło pisnęła, kiedy ją ściągnął niżej i roześmiała się po chwili. Lekko poruszyła się pod nim, a potem rękami, chociaż tych nie próbowała nawet wyrwać. Poruszała nimi tylko po to, aby się z nim podrażnić i sprawdzić, kiedy pęknie i będzie kazał jej przestać, Tylko, a może aż tyle. Sloane delikatnie zadrżała, kiedy przesunął dłonią po jej brzuchu, co mógł aż nazbyt dobrze wyczuć. Przygryzła lekko dolną wargę, pozwalając mu tak naprawdę na wszystko; na rozłożenie nóg, na pozycję. Nie próbowała z nim tym razem walczyć, jakby może podświadomie wiedząc, że potrzebował tego. Nie analizowała, nie próbowała wejść mu do głowy, ale znała ten moment, kiedy trzeba było odzyskać nad sobą kontrolę, a to zdawał się być jedyny sposób, który nie tylko pozwoli pozbyć się napięcia, a przyniesie jeszcze ze sobą coś miłego.
    Ugięła jedną nogę w kolanie, jakby tym samym chciała go w sobie bardziej schować. Sloane jęknęła, głośno i bezwstydnie, próbując biodrami wyrwać się do przodu. Ale nie mogła, skazana była na Nico i zbyt mocno się jej to podobało, aby próbować choćby dla podjudzenia go z nim się droczyć. Przyjmowała to, jak w nią wchodził, mocno, głęboko i pewnie z krótkimi, urwanymi jękami. Gdyby tylko wiedział, co się w niej działo, gdy był blisko, jak szalała, kiedy miała go w pobliżu. Bo zewnątrz mgła zgrywać nonszalancką, nieprzejętą jego byłymi dziewczynami, fankami czy innymi osobami, które okazywały mu zbyt dużo uwagi, ale kiedy tylko o tym pomyślała, coś w niej się kotłowało. Setki myśli gromadziły się w jednym miejscu i nie mogły znaleźć sobie ujścia. Doprowadzając ją do czystego szaleństwa. Dzikiej zazdrości, której przecież nie mogła okazywać. Nie, kiedy oficjalnie nic ich nie łączyło i tylko miło spędzali czas. Jednocześnie też w każdym ruchu Nico, w każdym pocałunku czy pchnięciu, miała wrażenie, jakby jej mówił „jesteś moja. Należysz do mnie”, albo to tylko Sloane próbowała sobie wmówić. Może jakaś jej część po prostu zawsze musiała do kogoś należeć, a teraz był czas Nico, aby ją posiadać. Dosłownie i w przenośni – miał teraz dostęp do jej ciała i umysłu, a Sloane z każdym kolejnym dniem chętnie dawała mu coraz więcej. Więcej siebie, więcej tych kawałków, które trzymała głęboko ukryte w sobie.
    Sięgnęła palcami do jego policzków. Oddychała coraz szybciej, coraz głębiej się w nim zatracała, a jednak nie odwracała od niego wzroku. Uparcie patrzyła mu w zielone oczy, jakby tym samym chciała mu przekazać, że tu i teraz – jest jego. I później też będzie. Dopóki oboje będą tego chcieli. Sloane przyciągnęła go do siebie, łącząc ich usta w mocnym, dopasowanym do tempa pocałunku, w który włożyła wszystko, czego nie mówiła na głos. Tę potrzebę, aby był obecny w jej życiu, że chciała takich gwałtownych poranków z nim, tak samo mocno, jak słodkich, które kończyły się na piciu wspólnie kawy i przytulaniu.
    Mięśnie blondynki napinały się coraz bardziej. Czuła w sobie, że nie potrzebuje już wiele, że od spełnienia dzieli ją jeszcze tylko kilka mocniejszych, głębszych pchnięć. A kiedy je już dostała, najpierw poczuła to, jak zawieszony nad nią Nico się napina, a po paru chwilach przyszła jej kolej. Palce zacisnęła na jego przedramionach, gdy jej ciałem wstrząsnęła przyjemna fala dreszczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z gardła wyrwał się jej stłumiony jęk, uda drżały owinięte wokół bioder Nico, a Sloane tym próbowała tę chwilę przedłużyć. Zatrzymać go na dłuższy moment w sobie. Policzki miała zaróżowione, a włosy kleiły się do twarzy, oblanego potem karku i ramion. Przymknęła oczy, pozwalając sobie na tę parę sekund ciszy, by wyrównać oddech. Jęknęła cicho, gdy Nico na nią opadł, a jego ciężar był przyjemny i tak… w zaskakujący sposób kojący. Wsunęła palce w jego włosy, a drugą ręką przesunęła po jego plecach. Sloane lekko musnęła jego skroń i westchnęła ciężko, poddając się tej chwili, aby odzyskać spokojny oddech i unormować tętno.
      — Zmieniam zdanie — wymruczała, a uśmiech rozlał się po jej twarzy — nie jesteś niemożliwy, tylko niesamowity — westchnęła. Przymknęła oczy i pokręciła lekko głową. Mogłaby to z nim robić każdego dnia, rano, w południe, wieczorem, czy budząc się w środku nocy lub nad ranem, a nie będzie miała dość. Nigdy. Zawsze czymś potrafił ją zaskoczyć.
      Sloane mruknęła cicho, gdy ją pocałował i odwzajemniła pieszczotę, a potem westchnęła, gdy przesunął się na bok. Miał szczęście, że od razu ją przyciągnął do siebie. Przerzuciła luźno przez niego nogę, obejmując też lekko w pasie, a głowę ułożyła na jego ramieniu.
      Zaśmiała się krótko i twarz schowała w jego torsie. Oboje się kleili do siebie, a ich ciała pokryły się cienką warstwą potu. Przynajmniej miała powód, aby zaciągnąć go pod prysznic.
      — Jesteś lepszy niż kawa. — Mruknęła w odpowiedzi. Zupełnie o niej zapomniała. I już naprawdę, ale nie potrzebowała. — Nie przyzwyczajaj mnie do tego… Bo nie odejdę i będę tego wymagała codziennie.

      sloane

      Usuń
  10. Sloane poważnie podeszła do zaproszenia Nico na galę.
    Dokładnie zapamiętała godzinę, na którą miała być gotowa. Odbiór o osiemnastej, aby zdążyli na spokojnie z dotarciem na rozpoczęcie, które zaplanowane było na osiemnastą czterdzieści pięć. Może nie oficjalne rozpoczęcie, ale czas dla dziennikarzy na szybkie wywiady, pokazanie się na ściance i ewentualny kontakt z fanami, których z pewnością będzie całe multum, aby zobaczyć chociaż przez ułamek sekundy swojego ulubionego sportowca. Dojazd z jej mieszkania z SoHo na Brooklyn zwykle trwał jakieś dwadzieścia minut, ale brali pod uwagę ewentualne korki, a także to, że, gdy już po nią przyjdzie, bo Sloane zażądała, aby ją odebrał i również to, że gdy wejdzie to mogą wcale tak szybko z mieszkania nie wyjść.
    Apartament Sloane przypominał teraz chaos, za którym tęskniła.
    Pojawił się typowy dla przygotowań hałas, w tle którego grał album Sloane, który zaledwie wyszedł tydzień wcześniej, a zyskiwał wiele pochwał, utrzymywał się wysoko w rankingach. Życie nie mogło być lepsze.
    Jej ulubiony fryzjer od godziny zajmował się włosami, makijażystka upewniała się, że dobrała odpowiedni kolor brązu do jej oczu, a także złoty połyskujący cień i że kreska jest idealnie zrobiona, lekko przydymiona. Zależało Sloane na zmysłowym efekcie, delikatnym wrażeniu, jakby to był makijaż pod koniec imprezy, ale wciąż elegancki i pasujący do charakteru imprezy, na którą się z nim wybierała. Mimo, że jej sukienka na pewno nie będzie pasowała, ale Sloane nie była szczególnie znana z tego, że podąża według wyznaczonych zasad. Zawsze musiała dorzucić coś od siebie. Wyróżniać się. I w jej przypadku było czasami bez znaczenia, czy mówią dobrze, czy źle. Aczkolwiek ten wieczór był o Nico, a wierzyć lub nie, ale Sloane potrafiła zachować się odpowiednio do sytuacji i nie zamierzała aż tak zwracać na siebie tego wieczoru uwagę. Zaplanowała tylko małe, drobne oświadczenie, które będzie wychwycone od razu. Nie zapytała się go o zgodę, bo nie uważała, że to jest potrzebne.
    Sloane siedziała na krzesełku z kieliszkiem szampana w ręku, a wokół niej uwijał się jej sztab. Antonio od włosów, który co chwilę mamrotał coś pod nosem po hiszpańsku, a Sloane wychwyciła z tego tylko swoje imię oraz Nico. Mara kończyła makijaż, ostatnie poprawki przy oku, a Lila upewniała się, że dodatki do sukienki pasują, że jej szpilki są w idealnym stanie i niczego nie brakuje. Wokół uwijał się fotograf, bo Sloane nie byłaby sobą, gdyby nie miała małego get ready with me. Jeszcze nie zamierzała nic publikować, dopiero potem. Nagrała jednego TikToka, wrzuciła fotkę na Insta pokazując tylko czerwone szpilki, które zamierzała dziś włożyć.
    Dwadzieścia minut później Sloane była, prawie, gotowa. Sukienka przylegała do ciała Sloane niczym druga skóra, podkreślając smukłą talię i krągłości bioder. Materiał błyszczał przy każdym kroku. Sukienka była na jedno ramię, pozostawiając odsłoniętą linię barku, co dodawało stylizacji subtelnej zmysłowości. Asymetryczny dół karminowej sukienki uwydatniał jej lewą nogę, na której połyskiwał złoty łańcuszek z literką N, a wokół zawieszki z literką zwisało parę rubinów. Włosy opadały falami na plecy, biżuteria była minimalistycznie dobrana, bo dziś całą robotę robiło to, co świeciło jej na udzie. Więc chyba tak, oficjalnie zgodziła się na chodzenie.
    Spoglądała na siebie w lustrze. Ostatnie poprawki i była gotowa. Jak nigdy przedtem.
    Mara spryskała ją jeszcze perfumami. Zostawiała za sobą kwiatowo-orientalny zapach, przez który przebijały się nuty ciemnej czekolady. Jeszcze parę fotek, które potem będzie mogła wrzucić na Instagrama. Pochwalić się przed światem, że Sloane Fletcher ma się wybitnie dobrze i wcale, a wcale nie przeszkadza jej to, że były mąż znalazł sobie nową dziewczynę. W dodatku taką, która na domiar złego jest byłą jej chłopaka. Ta krótka myśl sprawiła, że wyraz twarzy Sloane na moment się zmienił. Zaledwie na sekundę i nikt tego nie wychwycił, bo nikt z otaczających ją osób nie znał jej na tyle, aby ten moment wychwycić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Sloane? — Meave weszła do salonu, a na jej twarzy majaczył lekki uśmiech. Ten, który blondynka doskonale znała. Poprosiła ją wcześniej, aby pilnowała drzwi i gdy Nico się pojawi, ma go nie wpuszczać od razu. — Właśnie przyjechał.
      Uwaga dziewczyny od razu została skierowana na asystentkę. Nie musiała nikomu nawet mówić, aby ulotnili się z salonu. Może sceneria nie była najlepsza, bo wokół były jednak rozrzucone rzeczy; lokówka, suszarka, kosmetyki, milion innych kompletnie zbędnych rzeczy, ale to nie było ważne.
      — Gotowa jesteś na Nico? — Mrugnął do niej Antonio, kiedy prawie już wychodził. Widziała ten dziki błysk w jego oczach, który był aż nazbyt dwuznaczny.
      — Na Nico, flesze i chaos, a potem trochę więcej Nico. Dokładnie w tej kolejności.
      Była gotowa. Jak nigdy jeszcze przedtem. I trochę poddenerwowana. Pierwszy raz mieli się pokazać tak oficjalnie. Powinna być już przyzwyczajona do fleszy, przekrzykujących się paparazzi, dziennikarzy zadających niewygodne pytania, ale to za każdym razem było stresujące. Nie można było się do tego tak po prostu przyzwyczaić. Nie ważne, ile razy pojawi się na jakiejś gali, rozdaniu nagród czy pójdzie na własny koncert – nerwy towarzyszyły jej zawsze.
      Machnęła ręką do Meave, aby go wpuściła, gdy salon opustoszał.
      Sloane czekała. W karminowej, błyszczącej sukience i delikatnych czerwonych szpilkach. Gotowa, błyszcząca w centrum swojego królestwa. Zapadła cisza, nie grała już nawet muzyka albo tylko się jej wydawało. Ciche kroki, aż nazbyt dobrze jej znajome. Opierała ciężar ciała na prawej stronie, a lewą wyciągnęła lekko na bok, pozwalając by światło odbijało się od rubinowego łańcuszka na nodze.
      Starała się zachować rozluźniony wyraz twarzy, ale ta rozpromieniła się w momencie, kiedy go zobaczyła. Rozchyliła lekko usta, starając się wydobyć z siebie jakieś słowa, bo była pewna, że to jemu ich zabraknie, a nie jej.
      — Cholera, Miller. — Westchnęła, już nawet nie starając się ukryć swojego zachwytu nad nim. — To ja miałam wyglądać jak kłopot, a tu proszę – konkurencja właśnie weszła.

      sloane

      Usuń
  11. Takiej reakcji od niego właśnie wymagała. Nie musiał nawet wiele mówić, aby Sloane wiedziała, że Nico jest zachwycony. Ona również była. Prezentował się świetnie. Garnitur leżał na nim idealnie, lekko rozpięta koszula nadawała luźniejszej atmosfery. Chyba nigdy nie było okazji, aby Sloane widziała go pod krawatem. To prawie było, jak jego mały manifest, że nie zamierza dać się zapiąć pod szyję i żadna siła go do tego nie zmusi. Fletcher była pewna, że nawet, gdyby kiedyś miał pojawić się na własnym ślubie to na podobnych zasadach.
    Przeszył ją przyjemny dreszcz, gdy Nico w końcu podszedł. Lekko zadrżała, gdy wierzchem dłoni musnął udo z ozdobą, jakby tym gestem przywłaszczał ją sobie, a jej aż za bardzo podobało się to, co poczuła, gdy to zrobił. Nie tracili zbyt wiele czasu w jej mieszkaniu, choć gdyby to zależało tylko od niej to nie wychodziliby z niego tak szybko.
    Sloane z jednej strony chciała zwracać na siebie uwagę, a z drugiej to miał być jego wieczór. Wiedziała, że tą sukienką i naszyjnikiem będzie odwracała od głównego tematu uwagę. Można było się kłócić, czy zrobiła to specjalnie, czy nie. Bardziej dla niej liczyło się to, że Nico nie miał nic przeciwko, a wyczułaby, gdyby chociaż przez moment mu przeszkadzało to, jak wyglądała i że skradała uwagę dziennikarzy.
    Blondynka była aż za bardzo świadoma tego, że gdy padły na nich pierwsze spojrzenia – to skradła całe show. Nawet nie zwracała uwagi na to, kto poza nimi jest. Jacy sportowcy się pojawili i tak by ich nie rozpoznała, bo na sporcie niewiele się znała. Nie patrzyła za zaproszonymi celebrytami. Jej uwaga skupiona była na Nico, bo chociaż mogła pewnie stać przed obiektywem, eksponować nogę z wisiorkiem i zadziornie zerkać na Nico, gdy na moment się rozdzielili, bo chcieli zdjęcia osobno to ona wciąż skupiona była na nim. Na jego wieczorze, który może troszkę tylko skradła, ale przecież w dobrej wierze.
    Zlewała wszystkie pytania. Nauczona, aby nie odpowiadać, gdy nie ma się konkretnych odpowiedzi, a przede wszystkim, bo nie zamierzała się przekrzykiwać. Zawieszka sama w sobie była odpowiedzią. Podobnie, jak ramię Nico oplatające ją w pasie, czy gdy nachylał się do niej, aby coś szepnąć do ucha, żeby nikt przypadkiem tego nie podłapał.
    Fletcher uśmiechnęła się miękko na ten komentarz. Prawie przewracając oczami, a potem ułożyła dłoń na jego klatce.
    — Kradnę? — Uniosła lekko brew. Kradła i to w bezczelny sposób, którego przebić się nie dało niczym. Lekko uniosła głowę, aby na niego spojrzeć. W tle dalej błyszczały flesze, każdy chciał jak najlepsze ujęcie. — Ja tylko sprawdzam, czy potrafisz mnie jeszcze dogonić. Wygląda na to, że mój chłopak ma trudności, aby dziś za mną nadążyć. A podobno jesteś w świetnej kondycji…
    Dziennikarz parsknął krótkim, grzecznym uśmiechem, a Sloane rzuciła mu zadziorne spojrzenie.
    — Czyli… Oficjalnie jesteście razem? — Wyglądało na to, że zamierzał wykorzystać okazję i fakt, że już prowadził rozmowę z Nico, aby wyrwać trochę prywatnych smaczków. — Wygląda na to, że trochę się działo od ostatniego spotkania.
    Sloane wyglądała tak, jakby w pełni władała sytuacją, a wieczór toczył się dokładnie tak, jak ona tego chciała i sobie zaplanowała z wyprzedzeniem.
    — Nasza obecność to powinna być klarowna odpowiedź. — Rzuciła niby od niechcenia, a jednocześnie nieco bardziej przylgnęła do Nico. Przesunęła dłoń nieznacznie w górę, aby palcami musnąć odsłoniętą przez materiał koszuli skórę.

    sloane

    OdpowiedzUsuń
  12. Sloane być może chciała na siebie zwrócić uwagę na siebie bardziej niż było to konieczne. Jakby tym samym chciała pokazać każdemu, że trzyma się naprawdę świetnie. Ciągle ktoś pytał się o to, jak jest jej po rozstaniu, nie tylko dziennikarze, ale znajomi, a Sloane miała dość odpowiadania na te pytania. Było źle. Było chujowo, ale radziła sobie. Miała Nico i to było dla niej ważne. Trzymał ją jakoś przy zdrowych zmysłach i nie pozwalał, aby całkiem straciła głowę za kimś, kto już jej nie chciał. Sloane nie zamierzała tez za nim biegać. Wyznała mu prawdę, której nie mógł udźwignąć. To już nie była jej wina.
    Trochę za bardzo ściągała uwagę na siebie. To w końcu miał być wieczór Nico. Jego gala, a tymczasem Sloane skradła tak naprawdę całe show. Sukienka i wisiorkiem, swoją obecnością w tym miejscu i faktem, że chętnie sięgała po dłoń Nico. Tak, jak do tej pory mogli spekulować, czy są razem czy nie, to teraz mieli to podane na złotej tacy. I Sloane nie zamierzała się z niczego wycofać. Może nie zamierzała rzucać mu miłosnymi wyznaniami, bo nie była nawet pewna co czuje, ale pasowało jej, że to sobie poświęcają uwagę.
    Uśmiech Sloane stał się bardziej zadziorny, kiedy usłyszała jego odpowiedź. Wsunęła rękę delikatnie bardziej za koszulę, chcąc dotknąć głębiej jego skóry.
    — Nie mogę się doczekać. — Odpowiedziała, ale nie zaniżyła głosu. Niech słyszy, niech powtarza. Niech wszyscy wiedzą, że Sloane jest zwyczajnie szczęśliwa.
    Dziennikarz zadał jeszcze mu pare pytań, które były bardziej skierowane już na karierę Nico, a mniej na Sloane i jego życie prywatne. Jakby nagle przypomniał sobie, dlaczego tutaj się znajduje. Rozmowa była krótka, ale rzeczowa, a gdy tylko się oddalili na kawałek przechodząc dalej uwaga Sloane znów była tylko skupiona na Nico.
    Blondynka uśmiechnęła się, gdy usłyszała jego słowa. Zacisnęła palce nieco mocniej na jego koszuli i westchnęła. Kompletnie zlewając, że ciągle ich nagrywają, robią zdjęcia. Stojący metry dalej fani przekrzykują się próbując ściągnąć uwagę Nico i innych sportowców, aby przyszli po zdjęcie lub autograf.
    — Powiedziałabym, że oboje jesteśmy od tego, aby błyszczeć… Ale masz racje. Ja błyszczę, a Ty podziwiasz z boku. — Zaśmiała się i wcale nie miała na myśli nic złego. Sloane miała ten dar, aby przyćmić każdego. Niekoniecznie chciała dziś to zrobić Nico, ale skłamałaby; gdyby powiedziała, że nie zależało jej na tym, aby trochę skupić na sobie uwagę.
    Przyglądała mu się spod rzęs. Z tym nieco bezczelnym uśmiechem na twarzy, który sugerował mu, że Sloane jest tej nocy gotowa na więcej niż tylko małe after Party, z którego pewnie się zmyją szybko, aby zająć się sobą.
    — Zdecydowanie jestem popularniejsza, ale nie tylko mi się powodzi, Nico. Każdy przy mnie może zgasnąć, ale nie ty, Miller. — Powiedziała stanowczo. Przybliżyła się i nie zważając na nic, delikatnie musnęła jego usta. Ledwo co, ale wystarczająco, aby zostawić na nich delikatny ślad błyszczyka. — Ty… Wiesz, jesteś jednym z niewielu, którym nie przeszkadza to, że taka jestem.
    I miała nadzieję, że to się nie zmieni. Że któregoś razu nie zacznie mu to przeszkadzać. Ze któregoś razu nie zacznie próbować jej tłamsić tak, jak Zaire przyznał, że próbował z nią robić.
    — I dobrze. Bo zamierzam błyszczeć jeszcze jaśniej. — Brzmiało to bardziej na ostrzeżenie. Coś w stylu „ja jeszcze nawet nie zaczęłam”.
    Sloane przez chwile spoglądała mu w jasne oczy, a chaos dookoła ucichł. Byli tylko oni. Tylko miękkie, zielone oczy zerkające na nią. Pewne dłonie obejmujące w pasie.
    — Dobra, panie bokser. — Westchnęła. — Zgarniasz chociaż jakaś nagrodę czy coś, czy tylko jesteśmy tu, aby się pokazać i pouśmiechać? — Zaśmiała się, ale jej pytanie było poważne.

    sloane✨❤️‍🔥

    OdpowiedzUsuń
  13. — Wiesz, że nie musisz mi tak słodzić, żeby mnie w nocy mieć, prawda? — Upewniła się. Posyłając mu przy tym tak bezczelny uśmiech, na jaki było ją tylko stać. Nico nie musiał nawet kiwnąć palcem i ją miał. Sloane to wiedziała i on to wiedział. Dlatego miała też świadomość, że jego komentarze są autentyczne, a nie jedynie po to, aby w nocy móc zsunąć z niej sukienkę i zobaczyć co ma pod spodem. Miała niewiele, ale o tym przekona się dopiero później. Nawet nie zaniżała głosu. Jeśli wyłapał to mikrofon, a rano będą latać plotki o tym, jak Sloane oddaje mu się w nocy – to śmiało. Nie miała już absolutnie nic do ukrycia.
    — Ja zauważam. — Zapewniła. Och, zauważała. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo zauważała. — I te wszystkie krzyczące twoje imię laski również… — Westchnęła zerkając gdzieś wyżej, gdzie odgrodzona od reszty była strefa dla fanów. Ona też zamierzała krzyczeć, ale w nieco… Przyjaźniejszych dla intymności warunkach i z pełną świadomością, że tylko jej krzyków ma ochotę słuchać.
    — Żadnych, jeśli, Miller. — Wbiła w niego uważniej spojrzenie. — Wracasz do domu ze mną.
    To nawet nie była obietnica, a postanowienie, które padło już dawno temu. Zresztą, czy istniała jakaś inna opcja? Było dla niej wiadome od samego początku, że zaczynają i kończą ten wieczór we dwójkę. Z nagrodą czy bez niej – wracają razem, świętują tę galę razem.
    Sloane w takich miejscach czuła się, jak ryba w wodzie. Odnajdowała się na takich imprezach. Zawsze wiedziała co powiedzieć, kiedy się uśmiechnąć. Mimo, że często sprawiała wrażenie, jakby jej PR training poszedł na marne, bo mówiła wprost co myślała i robiła to, na co miała ochotę, to coś jej jednak w głowie zostało. I tak, jak lubiła robić wokół siebie zamieszanie to nie zamierzała psuć mu tego wieczoru. A na pewno nie żadnym skandalem. Rozmowy przy stoliku były grzeczne, kulturalne. Jakieś fotki, jakieś banalne tematy, które można było przeprowadzić z każdym. Uśmiechy i grzeczne klaskanie, gdy zapowiadali kolejnych nominowanych. Udawanie zainteresowanej, kiedy ktoś wygrywał i rzucał długą przemową, dziękując za wsparcie, za sponsorów, bla, bla bla… Jednocześnie nie potrafiła trzymać rąk przy sobie, a choć nie robiła nic zbereźnego, to jej dłoń niemal ciągle opierała się o udo Nico. Raz po raz, kiedy myślała, że żadna kamera tego nie wyłapie przesuwała ją odrobinę wyżej. Wciąż w granicy dobrego smaku, jedynie subtelnie dając mu znać, że o nim myśli.
    Kiedy prowadzący głośno i pewnie wypowiedział imię i nazwisko Nico, to reakcja Sloane po raz pierwszy tego wieczoru była prawdziwa. Szeroki uśmiech, może małe niedowierzanie, ale nie, bo wątpiła, że zgarnie tę nagrodę, ale doskonale wiedziała, że tego się nigdy nie oczekuje i jest zaskoczeniem zawsze. No chyba, że tatuś zapłaci. Sądziła, że to ona „przekroczyła” granicę wisiorkiem z literką, ale Nico zdecydowanie ją przebił. Nie spodziewała się pocałunku, tego, że najpierw odwróci się do niej – może co najwyżej uścisku, musnęłaby jego policzek i wysłała na scenę, ale zamiast tego dziennikarze, inni obecni tu sportowy, sponsorzy, publiczność otrzymali małe show pod nazwą „Sloane Fletcher i Nico Miller”, a blondynka wcale nie pozostawała mu dłużna i na pocałunek odpowiedziała, dłońmi sięgając do jego policzków.
    I prawdopodobnie po raz pierwszy od wieków, Fletcher siedziała z rumianymi policzkami. Niemal wyglądając na zawstydzoną, starającą się ukryć cisnący się na usta uśmiech. Z dumą oglądała, jak Nico wchodzi na scenę. Udało się jej zrobić zdjęcie i nagrać krótki filmik, który bez choćby wahania wrzuciła od razu na Stories. Dodała tylko kilka czerwonych serduszek z ogniem.
    Gdy zauważyła, że Nico wracał już do stolika – po odebraniu nagrody i krótkiej przemowie (jedyna, która ją interesowała) podniosła się z krzesełka i wyszła mu naprzeciw.
    — Jesteś pełen niespodzianek, Miller. — Rzuciła miękko i musnęła jego policzek. — Gratulacje, należało ci się. — Dodała już bez żartów i z pełną powagą.

    sloane❤️‍🔥

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz czuła się z kogoś tak dumna, jak z Nico w tym momencie. Z jakim podziwem na niego patrzyła, kiedy wchodził na scenę, aby odebrać nagrodę. Była świadoma, że jej reakcja jest teraz jeszcze uważniej obserwowana. Zwłaszcza po tym pocałunku, którego nie spodziewał się nikt – ich wliczając. Sloane jednak nie zamierzała się tym przejmować. Nie zrobili nic złego, a tylko głośno potwierdzili, że owszem są razem i nikt ani nic ich nie powstrzyma. Wręcz nie mogła się doczekać plotek z rana, tego, że zbyt szybko się pozbierała po rozwodzie. Na litość, minęło wystarczająco wiele czasu, a Nico nie był przypadkowym chłopakiem, którego sobie zgarnęła po drodze. Mieli wspólną historię i ludzie byli tego świadomi.
    Sloane nie protestowała, kiedy zarządził, że stąd wychodzą. Prawie powiedziała „W końcu”, ale wstrzymała ten komentarz. To był jego wieczór, on decydował. Gdyby się uparł, aby spędzić tu cały wieczór na przyjemnych, grzecznościowych rozmowach ze sponsorami to Sloane by na to przytaknęła. Może co najwyżej subtelnie dawałaby mu znać, aby się pospieszył, bo chciała się pobawić, a przede wszystkim chciała jego. Mogłaby nawet odpuścić te after party, bo te w końcu mogli przenieść do jej czy jego mieszkania, prawda?
    Sloane odnajdowała się na imprezach w moment. Nie potrzebowała chwili, aby wbić się w dobry nastrój do imprezy. Ten miała w zasadzie cały czas. Starała się, aby w jej głowie był teraz Nico. Nikt więcej, dlatego nie sięgała po telefon. Nie przeglądała wiadomości. Niczego, co mogłoby wywołać w niej iskrę, której nie da się powstrzymać, a która zamieni się w trudny do okiełznania płomień. Rozmawiała z kimś z kieliszkiem czegoś mocnego, ale nie dorzucającego w dłoni. Niby luźna rozmowa, ale zaczynała ją męczyć. Szczególnie, kiedy czuła, jak Nico ciągle jej dotyka, a to wcale jej nie przeszkadzało. Wywoływało jedynie przyjemne mrowienie w ciele, ściągało na nią te znajome napięcie, które jeszcze nie mogło znaleźć ujścia.
    Bezgłośnie westchnęła i wcisnęła rozmówcy swój kieliszek, zanim odwróciła się w stronę Nico. Jawny znak, że rozmowa się skończyła, a nawet jeśli to było niegrzeczne, że potraktowała gościa, jak kelnera, Sloane naprawdę o to nie dbała.
    Zacisnęła lekko palce na materiale koszuli Nico.
    — To mnie stąd zabierz. — Powiedziała bez cienia wątpliwości w oczach. Przylgnęła bardziej do jego ciała, jakby tym samym chciała mu dać znać, że wcale nie żartuje. Miała za sobą już kilka kieliszków szampana, wina i czegoś mocniejszego, przyjemnie szumiało jej w głowie, ale nie na tyle, aby nie potrafiła podjąć sensownej decyzji czy być nieświadomą swoich gestów bądź słów.
    — Zasłużyłeś w końcu… Aby się tobą odpowiednio zająć. — Mruknęła. Przybliżyła się do jego szyi, na której pozwoliła zostawić sobie lekki pocałunek. Po tym został tylko odbity ślad czerwono-brązowego błyszczyka z drobinkami. Prawie, jak zaznaczenie, że Nico jest jej i żadna inna nie może na niego nawet spojrzeć, a najlepiej, aby nie podchodziły na bliżej niż metr. — A tak się składa, że mam parę pomysłów, co zrobić, aby było ci dobrze. — Dokończyła. Uśmiechała się przy tym niewinnie, co kompletnie nie pasowało do Sloane i tego, o czym właśnie mówiła.
    Spojrzała na Nico spod wachlarza długich rzęs z tym znajomym błyskiem w oku.
    — Możemy tu potem wrócić. — Dokończyła, w razie, gdyby nie chciał kończyć swojego wieczoru zbyt szybko. — Albo nie… Twój wybór, Nico. Ty decydujesz tej. Gdzie… z kim… jak… — Ciągnęła. Sięgnęła palcami do odsłoniętego przez materiał torsu. Niemal wzdychając głośniej, jak znów poczuła jego rozgrzane ciało. Boże, powinna się była bardziej pilnować. Nie mogła nic poradzić na to, że niewiele jej trzeba było, aby coś przy nim poczuć i tracić nad sobą kontrolę.
    — To twoja noc, Miller.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sloane odsunęła się nieznacznie, aby na niego lepiej spojrzeć.
      Wzbudzili dziś niemałe zainteresowanie wokół siebie i tak, jak to o nim powinni tylko mówić, jego nagrodzie i nominacji, to wiedziała, że chcąc nie chcąc, ale skradła mu to wszystko pojawiając się u jego boku, a potem dobili to pocałunkiem. I żadne niczego nie żałowało.

      sloane

      Usuń
  15. Sloane nawet nie ukrywała swojego niezadowolenia, kiedy pojawił się menadżer Nico. Westchnęła z lekka zirytowana, ale rozumiała – obowiązki wzywają. Sama była w identycznej sytuacji wiele razy, kiedy chciała już zacząć dobrą imprezę, a jeszcze musiała z kimś porozmawiać, uśmiechnąć się do zdjęcia. I było bez znaczenia, czy właśnie zamierza mieć noc życia z facetem, którego nie potrafi wybić sobie z głowy czy przeżywa rodzinną tragedię. Pewne rzeczy przestawały po prostu mieć znaczenie, kiedy w grę wchodziła kariera.
    — Jeszcze mi nic nie obiecałeś. Miller. —Wytknęła. Póki co, to ona składała masę obietnic, których planowała dotrzymać. I zrobiłaby to już teraz, gdyby jej go nie porwali. — Pospiesz się. Moja cierpliwość ma swoje granice.
    Puściła mu oczko, zanim menadżer go od niej odciągnął. Jakby sam rozumiał, że sekunda dłużej i żadna siła nie zabierze Nico od Sloane.
    Blondynka początkowo faktycznie wróciła do stolika. Wdała się w jakąś rozmowę, ale nie trwało to długo. Łatwo było rozproszyć jej uwagę i to właśnie się stało, a w dodatku szybko zaczynała się nudzić, gdy była sama. Nie potrzebowała wiele, aby zostać oderwaną od stolika. Na after party było wiele ludzi, niektórych Sloane kojarzyła, a z innymi dopiero się zapoznawała. Z tłumu wychwycił ją Jackson. Nikt szczególnie ważny w jej życiu, w zasadzie, dopóki nie zaczęła z nim rozmawiać, to nie pamiętała, jak się nazywał. Kliknęło dopiero po chwili. Zmieniła później obiekt zainteresowania na kogoś, od kogo mogłaby faktycznie coś wyciągnąć. Facet był od niej sporo starszy, tyle wiedziała na pierwszy rzut oka. Zaczepił ją przy barze, przyszła tylko po drinka. Potrzebowała czegoś mocniejszego niż szampan i bardziej uderzającego do głowy. Mimo, że miała już parę lampek za sobą. Tolerancja Sloane na alkohol w ostatnim czasie się zwiększyła, co nie było szczególnie dobrym znakiem, ale nie wyglądała na taką, która by się czymkolwiek przejmowała.
    Przedstawił się jako Oliver, nie dosłyszała czym się zajmował, ale to też niezbyt ją obchodziło. Z łatwością weszła w odpowiedni nastrój. Trochę flirtowała, zaczepiała oczami i uśmiechem, pozwoliła, aby postawił jej drinka, a raczej zamówił. Był w końcu otwarty bar i nikt za nic nie płacił, a potem jeszcze jednego. Lekko opierała się o bar, słuchając, jak mężczyzna o czymś opowiada. Prawdę mówiąc jego słowa nawet nie wpadały jej do ucha, tylko krążyły wokół. Sloane nie słuchała. Nie tak, jak można było tego od niej oczekiwać czy się spodziewać. Sloane… Sloane po prostu stała, uśmiechała się i czasem zaśmiała, kiedy zauważyła, że tego wymaga sytuacja. To był luźny, niemal niezobowiązujący flirt. Widziała za to, że mężczyzna co jakiś czas zmniejsza między nimi dystans.
    — Wiesz… Nie jestem tutaj sama. — Wyznała. Jej dłoń opadła na bar, niby to przypadkiem dotykając dłoni Olivera. Bawiła się. Drażniła. Nie poszłaby z żadnym facetem. Nawet jeśli miała w sobie „gen” zdrad, to nie wykorzystywała go dzisiaj. Teraz tylko się bawiła naiwnością facetów i tym, jak łatwo było nimi manipulować.
    — Jak na moje to jesteś sama. — Odparł niewzruszony jej cienką granicą. — Na miejscu twojego chłopaka, nie spuszczałbym z ciebie oka.
    Sloane roześmiała się, czyli wiedział z kim była. Musiał, wszyscy wiedzieli.
    — Och, jestem pewna, że on wie, gdzie jestem i co robię. — Przyznała. Sama również straciła Nico z oczu, ale gdyby zaczęła go szukać to by znalazła. Między nimi było coś, co ciągnęło ich do siebie bez przerwy. Potrafili się odnaleźć wszędzie. Zwłaszcza wtedy, kiedy wcale się nie szukali.
    — A jednak jesteś tutaj ze mną… nie świętujesz z nim?
    — Świętuję na własne sposoby. — Wzruszyła ramionami i sięgnęła po drinka, który należał do mężczyzny. Nie spuszczając z niego wzroku uniosła szklaneczkę z alkoholem do ust i upiła niewielki łyk. Mocne, nie w jej stylu.
    Rozmowa toczyła się dalej, wciąż podszyta flirtem i jakąś niewypowiedzianą obietnicą. Ale jeśli myślał, że Sloane zamierzała pozwolić sobie na więcej, to był w błędzie. Nawet nie wiedział, jak ogromnym. Mogła kusić i drażnić, ale na końcu i tak zostawiała ich z niczym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czekała, aż Nico skończy obowiązkowe pogaduszki i ją odnajdzie. Nie miała wątpliwości, że będzie jej szukał, a skoro mogła przy okazji mu zagrać na nerwach… Nigdy nie był zazdrosny wprost. I to w nim uwielbiała, ale też wiedziała, że ta zazdrość może się w nim budować pod skórą. Mrowić i podrażniać każdy nerw, a jej być może właśnie o to chodziło. O wywołanie w nim reakcji, która będzie widoczna tylko dla niej.
      W którymś momencie zmniejszyli dystans, ona i Oliver, pochyleni ku sobie z uśmiechami na twarzach i błyszczącymi oczami. Można było uznać, że to tylko po to, aby lepiej się słyszeli. Sloane odgarnęła włosy, specjalnie odsłaniając szyję, a głowę lekko przechyliła na bok. W innym wypadku to mogłoby być zaproszenie, ale teraz było wyraźnym „popatrz, ale nie dotykaj”. Jakby podświadomie już wiedziała, że Nico jest blisko i zaraz uderzy.
      I się nie pomyliła.
      W tej samej chwili, w której Nico podszedł Sloane perliście roześmiała się z żartu rzuconego przez towarzyszącego jej mężczyznę. Uwaga blondynki w tej samej sekundzie została skradziona przez Millera.
      — Znalazłeś mnie. Chcesz swoją nagrodę? — Wymruczała, niemal od razu tracąc zainteresowanie. Ale jeszcze nie. Jeszcze chwilę. — Oliver dotrzymywał mi towarzystwa… Nico, to Oliver Haynes. Pisze dla USA Today Sports.
      Nie obchodziło jej, czy się znają, czy nie. Miała to gdzieś.
      Oliver uniósł szklaneczkę do toastu, gdy gratulował mu wygranej, a jednak wzrok głównie miał ściągnięty na Sloane.
      — To mogłoby być zabawne. — Wymruczała nachylona do Nico, tak, aby tylko jego te słowa dosięgnęły.

      sloane

      Usuń
  16. Właśnie dlatego, że Nico nigdy nie był zazdrosny wprost, Sloane nakręcała się jeszcze bardziej. Był pewny siebie i jej, ale to jeszcze nie stało blondynce na przeszkodzie, aby trochę się z nim podrażnić i sprawdzić, na ile może sobie przy nim pozwolić, dopóki coś w nim nie pęknie i nie zabierze jej stąd swoją pewną ręką nie zabierze. Nie czekała na rozlew krwi, bo to mogłaby dostać, gdyby była z Zairem. Potrafiła sobie wyobrazić, jak zareagowałby, gdyby tu był, a oni wciąż razem i znalazł ją w takiej sytuacji z innym facetem. Zawsze wyraźnie zaznaczał, że Sloane jest jego i nie zamierza się dzielić. Przy Nico było trochę inaczej, a chociaż i on nie miał problemu z tym, aby być zaborczym, to robił to w sposób, który nakręcał Sloane i dodawał jej pewności, a nie wzbudzał nutkę strachu.
    Przysłuchiwała się ich rozmowie, sącząc swoje martini i czując uważną dłoń Nico na swoich plecach. Subtelny znak dla niej, nie dla Olivera. Nico nie musiał nikomu nic udowadniać. To nie był ten rodzaj człowieka, a jednak Sloane od jakiegoś czasu próbowała w nim rozpalić coś, co zepchnęłoby go z tego wiecznie ułożonego toru. Nawet nie wiedziała, dlaczego tak bardzo jej na tym zależy i co chce ostatecznie osiągnąć tym, że go wkurzy.
    Alkohol w niej tylko podjudzał do tego, aby przeciągała strunę. Nie liczyła już drinków tej nocy, a zaczęła jeszcze w mieszkaniu, kiedy się szykowała. Była świadoma, na jak wiele może sobie pozwolić, zanim ktoś musiałby prowadzić ją do auta. Zresztą, nie zamierzała się tu spić i robić mu wstydu. Wiedziała, kiedy należy przestać, a z drugiej strony to było after party, prawda? Mogła sobie na trochę więcej pozwolić. Sloane była jednak bardziej ciekawa after after party, bo tu wciąż było dość oficjalnie. Dziennikarze krążący z aparatami, gotowi do kolejnych małych wywiadów. Niebezpiecznie było pić więcej niż wypadało, wchodzić na stoły i tańczyć. Nie tej rodzaj imprezy, Sloane. Aż musiała sobie przypomnieć.
    Sloane lekko zadrżała, kiedy Nico się nachylił. Ciało miała rozluźnione, umysł powoli odpływał. Palcem leniwie sunęła po mokrej nóżce kieliszka, w którym jeszcze zostało trochę drinka. Oczy miała błyszczące, a policzki rumiane. Energii również zaskakująco wiele, a przecież nic nie brała. Jeszcze. Pamiętała o tych małych, kolorowych tabletkach schowanych głęboko w ciasnej kieszonce kopertówki, która teraz leżała na blacie baru. Wiedziała też, do kogo się uśmiechnąć, gdyby chciała coś więcej. I że na pewno tą osobą nie jest Nico, ale przecież nie musiał o wszystkim wiedzieć, prawda? Musiała sobie też powtarzać, że to nie jest miejsce, w którym chciałaby chodzić ze źrenicami tak szerokimi, że całkiem zabrałyby kolor z jej tęczówek. Że nie chciała kolejnych nagłówków, które będą krzyczeć o Sloane pod wpływem czegoś więcej niż kolorowych drinków. Że nie chciała być znów porównywana do ojca, który też nie znał umiaru. Że nie chciała wylądować w jakimś ośrodku udając przed światem, że wyjechała na długie wakacje.
    — Ty… ja… — mruczała. Przesunęła po nim wzrokiem i zatrzymała się na jego jasnych oczach. Zbyt uważnych i skupionych. — I może on… — Skinęła głową w stronę mężczyzny. Nie była nim zainteresowana w taki sposób, ale Nico przecież wiedzieć nie musiał.
    — Zostawiłeś mnie na zbyt długo samą. — Wytknęła, jakby to była jego wina, dokąd teraz zmierzały jej myśli i czyny. — Bardzo miło się z nim rozmawia, wiesz? Tak… dojrzale. Wiedziałby co robić. Takie sprawia wrażenie. Ty wiesz co robić, on pewnie też… Samo się prosi.

    sloane

    OdpowiedzUsuń
  17. Sloane nie liczyła, ile wypiła. Na samej gali co chwilę jej kieliszek był uzupełniany, a ona jakoś nie zatrzymywała się, aby nie pić. Trzymała fason, ale potem oficjalne kamery zgasły, a oni znaleźli się tutaj i pozwoliła sobie na trochę więcej. Zwłaszcza, gdy została sama, a potem pojawił się tamten znajomy, którego imienia już nie pamiętała. Znaleźli się przy barze i wypiła może dwa shoty, a potem ten drink z Oliverem. Wystarczająco wiele, aby Sloane daleko było już do Sloane, którą była na trzeźwo, ale wciąż zbyt mało, aby całkiem straciła nad sobą kontrolę. Bawiła się świetnie, droczyła z Nico, ale wciąż potrafiła zachować odpowiedni dystans i nie przekroczyć tej niewidzialnej, ale cienkiej linii, która prowadziłaby do katastrofy.
    Nie tutaj. Nie tej nocy.
    Naprawdę tego nie chciała. Zepsuć mu wieczoru swoim zachowaniem i dawnymi przyzwyczajeniami, których nie potrafiła czasem zatrzymać. Z kuszącymi pigułkami, które czekały, aż tylko po nie sięgnie. Wiedziała, że branie ich ze sobą to będzie zły pomysł. Zawsze coś miała w pobliżu. W potrzebie, aby uratować się, gdyby zrobiło się zbyt nudno. Gdyby nagle się okazało, że musi ratować siebie i swój nastrój. Teraz nie potrzebowała, bo bawiła się wybornie, ale sama świadomość, że je ma ze sobą była wystarczająca, aby chcieć po nie sięgnąć. Przy Carterze nie musiałaby się z tym kryć. Pierwszy by był do tego, aby jej coś dać. Sam położyłby jej kolorową pastylkę na języki i z dumą patrzył, jak ją połyka i pozwala, aby narkotyk wdrożył się do krwioobiegu. Jak wraz z minutami jej źrenice się rozszerzają, a uczucie błogości tylko powiększa.
    — Ty już zrobiłeś coś, o czym będziemy czytać rano. — Zaśmiała się. Wywołała poruszenie na dywanie sukienką i wisiorkiem, a Nico tylko to podbił, kiedy ją pocałował. Na oczach wszystkich i w momencie, którego nikt nie mógł przewidzieć.
    Zgarnęła swoją torebkę i nie żegnając się z poprzednim rozmówcą, poszła za Nico. Śmiało i pewnie. Nie pytała, czy nie chce zostać – porozmawiać ze sponsorami, którzy mogli mu się przydać w przyszłości. Jeszcze nacieszyć się nocą, bo gdyby mu na tym zależało to dalej by tam byli. Tylko z tą różnicą, że trzymałby ją tuż obok, aby mu nie uciekła i nie próbowała znów wpakować się w jakieś małe kłopoty.
    Odetchnęła świeżym powietrzem, kiedy znaleźli się na zewnątrz. Chłód musnął jej ramiona, ale nie zadrżała. Zupełnie, jakby właśnie tego potrzebowała. Tego oddechu i chwili, aby może trochę wytrzeźwieć. Stała tak przez chwilę z lekko uniesioną głową i zamkniętymi oczami.
    — Kiedy jestem pijana? — Zaśmiała się wesoło i spojrzała na niego po chwili. Trochę zamroczona i nieobecna w pełni, ale dalej skupiona na nim. Powinna skupiać się na nim, a nie odpływać myślami do tego, co było w jej torebce i pomogłoby jej wejść w jeszcze weselszy nastrój.
    Wślizgnęła się do środka i opadła na skórzane siedzenia z westchnięciem. Jakby zmęczonym, ale jeszcze nie gotowa do tego, aby skończyć noc.
    — Będzie tylko Nico, który wie co robić? — Dogryzła zwracając się w jego stronę. Patrzyła na niego lekko rozluźnionym wzrokiem, rozmarzonym bardziej. Przysunęła się bliżej w jego stronę. Wiedząc, że zaraz stąd wysiądą i znajdą się w zatłoczonym klubie.
    Dwie przecznice to niewiele, a oni po paru minutach byli już na miejscu. Nie miała nawet okazji, aby go choćby pocałować i spędzić podróż na zbyt intensywnych pocałunkach, które tylko rozpaliłyby ich od środka bardziej. Sloane była rozczarowana, ale zamierzała sobie to wszystko odbić później. Sięgnęła od razu po dłoń Nico, gdy wysiedli z samochodu. Ustronne wejście, nie te główne, przed którym czekała jeszcze dziesiątka, jak nie setka osób, aby wejść do środka.
    — To wciąż twoja noc, Nico. — Przypomniała mu. Nie ruszyła do przodu, tylko zatrzymała się. Korzystając jeszcze z chłodnego wiatru, który ją orzeźwiał. — Ty decydujesz. — Dodała i mówiła poważnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ułożyła dłoń na jego karku i do siebie przyciągnęła. Pozwalając na głęboki, śmiały pocałunek. Znacząco różniący się od tego podczas gali. Potrzebowała tego. Poczuć jego zapach i smak, aby wyrzucić to, co nie chciało wyjść jej z głowy.

      sloane

      Usuń
  18. Sloane nie zamierzała obiecać, że będzie tę noc pamiętała. Nie, kiedy pigułki schowane w torebce były kuszące. Nie, gdy z jakiegoś powodu jej głowa była pełna myśli, których być nie powinno, a tylko to mogło je wyciszyć. Mogła łyknąć je wcześniej, gdy była w mieszkaniu, ale to byłby zły pomysł. Bardzo zły, a Sloane jeszcze się trzymała rozsądku na tyle, aby nie ćpać przed wejściem na czerwony dywan. Mogła to zrobić, gdy Nico ją zostawił. Zniknąć w łazience i niepostrzeżenie je wziąć, ale to również był zły pomysł, bo wiedziałby od razu. Bo ktoś jeszcze by zauważył. Bo wokół było za dużo kamer. Bo Nico był zbyt trzeźwy i zbyt uważny, a Sloane to wiedziała i tylko dlatego, jeszcze, trzymała się tylko wypitych martini i nie otwierała torebki.
    Powinna była zostawić torebkę w aucie. Aby jej nie kusiła jej zawartość.
    Weszła do środka z wysoko uniesioną głową, lekko kpiącym uśmiechem na twarzy. Nie zatrzymywała się. Nie zaszczyciła nikogo spojrzeniem na dłużej niż pół sekundy. Nie była tu po to, aby bawić się w rozdawanie autografów i robienie selfie. Była tu z Nico, prawda? I to na nim starała się skupić. Na jego potrzebach, na jego obecności i na tym, że po prostu przy niej był. Z całym bagażem, który Sloane wlokła za sobą.
    Głośna muzyka wyciszyła, chwilowo, to co siedziało jej w głowie. Zupełnie potrzebnie zawracała sobie tym czas i myśli; nic już się nie zmieni, a Sloane była na dobrej drodze do tego, aby naprawdę pozbyć się wszystkich rzeczy ze swojego życia, które ciągnęły ją w dół. Tymczasem one wracały w najmniej spodziewanych momentach. Te głupie zdjęcia błyszczały jej przed oczami. Niemal dławiła się jego szczęściem, ale przecież tego chciała, nie? Żeby był szczęśliwy. A jednak jakaś ta mała część Sloane liczyła, że nie znajdzie tego szczęścia tak szybko. Że nie będzie to z dziewczyną, która była również gdzieś na tyłach umysłu Nico. Przecież widziała jego minę, gdy o niej mówił. Słyszała tę niewielką zmianę w głosie. A może tylko sobie wmawiała. Udawała, że i jemu zależy, że jeszcze się nie otrząsnął.
    — I zrobiłam z tobą zamieszanie. — Przypomniała mu. Och, no w porządku. Dopiero później, bo na początku zwracała uwagę na siebie. Strojem, pewnością siebie i bezczelnym uśmiechem, ale przede wszystkim tym rubinowym wisiorkiem i literką. Nico nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak dumna z tego była. — Ale będę grzeczna. Od teraz zamieszanie tylko z tobą i nie dla poklasku.
    Puściła mu oczko, a kącik jej ust drgnął w górę. To nie była żadna obietnica i Nico o tym wiedział. Bardziej luźno rzucony tekst, że może dziś nie będzie robiła już niczego, co mogłoby sprowadzić ich na złą drogę.
    Wczuła się w muzykę po paru sekundach. Jej ruchy były pewne, ale nieprzesadzone. Nie musiała tutaj nikomu udowadniać, że Nico jest jej ani odciągać od niego żadnej zagubionej owieczki, która mogłaby pomyśleć, że zwróci na nią uwagę. Była Sloane ze zmysłowymi, ale nieprzesadzonymi ruchami. Dopasowana do rytmu narzuconego przez Nico. W jego objęciach. Powoli, być może, wracająca na ziemię. Odurzona jego perfumami i ciepłem.
    Uśmiechnęła się ciepło, a jej oczy błysnęły.
    — Widzisz, Nico… Ja płonę już od dawna. — Westchnęła. I zdawało się, że nikt nie jest w stanie tego pożaru ugasić. — Ale może przy tobie nie spalę się do cna.

    sloane

    OdpowiedzUsuń
  19. Znała takie miejsca. Potrafiła się w nich odnaleźć z dziką pewnością siebie. Nie potrzebowała długo, aby zacząć dobrze się bawić. Czas płynął tutaj inaczej, większość ludzi nie zwracała na nich uwagi, a ci którzy zwracali – nie podchodzili. Jakby wiedzieli, że to nie jest noc, podczas której należy zakłócać im jakikolwiek spokój. Sloane czasem czuła tylko skierowane w ich stronę telefony, ale ignorowali to zbyt zajęci sobą. Prędko też zmienili miejsce na takie, gdzie mieli więcej prywatności, a ludzi było mniej i nikt nie próbował do nich dosięgnąć kamerami, aby uchwycić na zdjęciu parę.
    Siedziała z kieliszkiem, kolejnego już, martini tego wieczoru. Sączyła drinka powoli, rozmawiała z jakąś dziewczyną, która należała do grupy znajomych Nico, na których tu wpadli. Nie zapamiętała jej imienia, bo te wyleciało jej gdzieś już na samym początku. Podobnie, jak Nico, Sloane nie miała potrzeby, aby zaznaczać teren. Była obok, lekko stykali się ciałami, jego dłoń na jej udzie, co było gestem raczej zapewniającym o obecności, a nie władczym i pokazującym, że tylko on może jej dotykać.
    Uważnie na niego spojrzała, kiedy sięgnął po jej dłoń. Roześmiała się, gdy polizał miejsce między kciukiem, a palcem wskazującym, a potem posypał je solą.
    — Sprawdzone sposoby zawsze są najlepsze. — Stwierdziła. Sloane nawet nie odwróciła wzroku od Nico, gdy zlizywał sól. Sloane nawet nie słuchała, co mówi reszta. Kompletnie skupiona na Nico i jego ruchach. Lekko zadrżała, kiedy sięgnął dłonią głębiej. Nie było to wulgarne, może nawet z boku niezauważalne, ale ona czuła dokładnie wszystko. Skóra pod jego dłonią się nagrzewała, prosiła o więcej. Przez ten czas zdążyła już zapomnieć o tym, co siedziało w głębi jej torebki. Jakby wcale te kolorowe pigułki nie istniały, a jej w zupełności wystarczyła obecność Nico do tego, aby nie mieć zajętej głowy głupotami. — Mhm… Wiesz, że nic nam nie stoi na przeszkodzie, aby wrócić do domu i tam… dokończyć rozmowę? — Mruknęła. Jej również coraz trudniej było siedzieć w miejscu. Było chyba to zauważalne, że ta dwójka wolała znaleźć się teraz sam na sam.
    Wsunęła palce między jego włosy, jakby samej sobie musiała udowodnić, że on wciąż tutaj jest. Spoglądała na niego miękko, trochę zamglonym od alkoholu wzrokiem i błogim uśmiechem. Może jeszcze niedowierzając w to, że faktycznie byli razem, że zamierzali stworzyć coś ze sobą. Może nawet nic długotrwałego, może znów się coś między nimi posypie, może ona coś odwali i ich drogi się rozejdą na boki, ale teraz Sloane po prostu chciała się nim nacieszyć. Przesunęła palce na jego policzek i delikatnie przyciągnęła go do siebie. Pocałowała go delikatnie, zważając na to, że byli w towarzystwie, a nie zamierzała tu robić żadnego show. Nie, to mogło poczekać, aż będą znów w aucie i droga do niej lub do niego zajmie dwadzieścia, może trzydzieści minut, a dokończą na spokojnie za zamkniętymi drzwiami.
    Zostawiła go tylko na moment. Wyjątkowo, to nie była żadna wymówka, kiedy rzuciła, że musi iść do łazienki. Zamierzała zniknąć na dosłownie pięć, może dziesięć minut, jeśli będzie poprawiała włosy i makijaż. I tak właśnie by było, bo łazienkę opuściła po paru minutach. Ze świeżo poprawionymi ustami, które błyszczały teraz od ciemnobrązowego błyszczyku, włosy były bardziej przygładzone.
    Nie spodziewała się tylko, że wychodząc z łazienki wpadnie na wysoką postać, którą rozpoznała niemal od razu. Oczy się jej zwęziły, kiedy spoglądała na znajomego sobie mężczyznę, z którym spędziła zdecydowanie zbyt wiele imprez.
    — Sloane? — Uniósł brew w tym samym zaskoczeniu, co ona. — Nie wierzę, ty tutaj?
    Od Julesa biła ta sama energia, co zawsze. Nie sądziła, że pieski Cartera potrafią bawić się bez niego. Ten komentarz cisnął się jej na usta.
    — Cześć, Jules. — Rzuciła z chłodnym dystansem. Nie dałaby rady zliczyć, ile razy kładł jej na język jakąś tabletkę. — Dawno się nie widzieliśmy.
    — Racja. Zniknęłaś z radarów tuż po…
    — Rozwodzie, huh?
    Skinął głową. To było te słowo, którego nikt nie musiał wypowiadać na głos, a jednak ona to zrobiła. I teraz jej ciążyło bardziej niż się spodziewała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziała, że nie powinna była z nim rozmawiać. Że każda interakcja z nim kończy się dokładnie tak samo, a jednak trwała w tej rozmowie. Ze świadomością, że Nico czeka, aż wróci do loży. Miało jej nie być parę minut.
      — Widziałem go ostatnio. — Rzucił luźno. Opierał się o ścianę, a wzrok utknął w blondynce. — Wygląda dobrze. Sophia też.
      Jej imię uderzyło w nią mocniej niż tego chciała. Zacisnęła usta. Znowu ona. Znowu ta dziewczyn, która była obecna przez cały czas i nie mogła się jej pozbyć.
      — Fantastycznie. — Sarknęła. — Cieszę się, że wszyscy mają się świetnie.
      Zamilkł na chwilę, uważnie ją obserwując.
      — A ty? Jak ty się masz, królowo chaosu? — Sloane niemal zadrżała od tego przezwiska, którego nie słyszała już od miesięcy. — Wyglądasz jak ktoś, komu przydałoby się wyluzować.
      — Brzmi jak diagnoza.
      — Raczej propozycja. Tak, jak lubisz.
      Spojrzała na niego dłużej niż powinna. Nie powinna była się zgadzać. Podziękować, a potem wrócić do Nico. Taki był plan od samego początku.
      — Nie biorę już. Staram się nie brać.
      — Starać się, a nie brać to dwie różne rzeczy, słońce. Chodź, w łazience jest ciszej. Szybka sprawa, Sloane. Raz dwa i po krzyku, a tobie zrobi się milej.
      Nie protestowała. Wślizgnęła się za nim do środka. Przekręcił zamek w drzwiach, aby nikt im nie przeszkodził. Rozsypał trochę białego proszku na ekranie telefonu. Z wprawą, która wydawała się jej być aż nazbyt znajoma. Widziała, jak robił to dziesiątki, a może setki razy. Pierwsza była dla niego, druga – dla niej. Zawahała się na moment. Krótki, a potem nachyliła się. Na ekranie nie został nawet okruch. Świat powoli przestał być taki głośny. Taki chaotyczny. Spędzili tam jeszcze chwilę. Wyczarował dla niej coś dodatkowego, co miało dać jej większego kopa, a Sloane już nie potrafiła odmówić. I tak, jak dawniej stała przed nim z lekko rozchylonymi ustami i wyciągniętym językiem, na którym ułożył pigułkę.
      — Zuch dziewczynka. — Wymruczał przy jej uchu, gdy wychodzili z łazienki.
      Rozeszli się bez głębokich pożegnań, ale Sloane… Sloane nie zamierzała wracać do loży. Nie, było za wcześnie. Zamiast tego skierowała się do baru. Szybki shot, a potem jeszcze jeden, aby dobić się bardziej. I zaczynała z każdą kolejną minutą czuć, jak świat przestaje jej przeszkadzać. Poczuła po chwili coś, co od dawna było luksusem: nic.
      Zgubiła się w tłumie ludzi na parkiecie. Była kompletnie otumaniona, szczęśliwa i zrelaksowana. Nie była już pewna z kim tańczy, a może z nikim szczególnym. Zapomniała, że gdzieś w głębszej części klubu czeka na nią Nico, że najpewniej jej właśnie szuka, że być może martwi się, że od dobrych kilkudziesięciu minut jej nie ma. Może od pół godziny? Czterdziestu minut? Sama już nie wiedziała. Czas płynął trochę inaczej. Drapieżny uśmiech wkradł się jej na twarz, kiedy obok pojawiła się dziewczyna, w twarzy której widziała kogoś innego. Kogoś, o kim miała nie myśleć, ale teraz jej to nie przeszkadzało. Teraz mogła to wykorzystać na swoją korzyść.

      sloane

      Usuń
  20. Muzyka dudniła w skroniach.
    Sloane czuła ją na skórze i w żyłach. Każde słowo, które było wyśpiewane. Każdy bas. Każdy wdzięczny dźwięk. Kolorowe światła na Sali były intensywniejsze niż przedtem. Przecinały się kolorowymi pasmami po ludziach wokół, odbijały od lustrzanych ścian. A Sloane? Sloane była już daleko. Nie w swoim ciele, nie w tym klubie, a mimo to jeszcze obecna. Śmiała, głodna zabawy i czegoś, co pozwoli się jej kompletnie zatracić. Jules znów ją odnalazł. Gdzieś w ciągu tych czterdziestu minut się pojawił. Znów jej wsunął coś na język, kiedy ją do siebie przyciągnął i zamknął jej usta w pocałunku, a tak przynajmniej mogło się wydawać, bo to nie wymienili się pieszczotą. Odnalazł ją, żeby ją naćpać, a Sloane nie opierała się. Nie mówiła już ja nie biorę. Kreska zaczęła działać w błyskawicznym tempie, nie minęło więcej jak piętnaście minut, kiedy poczuła pierwsze efekty. W połączeniu z tabletką dała jej kopa, którego nie czuła w sobie już dawno. Była rozbawiona, wesoła. Uśmiechała się szeroko, tańczyła z przypadkowymi ludźmi i nie myślała o niczym. Nie było Nico. Nie było Zaire’a. Jamesa. Sophii. Nie było niczego, poza nią. Kolejna dawka tylko dołożyła jej więcej energii, której się po sobie nie spodziewała. Nie zadawała pytań co to?. Przecież skład jej nigdy nie obchodził. Czy w ogóle kogokolwiek obchodził?
    Przyciągała do siebie ludzi. Kobiety albo mężczyzn, było bez znaczenia. Liczyło się to, że mogła z kimś zatańczyć. Że mogła oderwać się od rzeczywistości, w której topiła się każdego dnia. Bywały dni, że unosiła się na powierzchni, ale jedynie po to, aby zaczerpnąć trochę powietrza, a potem znów niewidzialna siła ciągnęła ją w dół, a woda zaczynała zalewać płuca. I tak w kółko. Ciągle, ciągle i ciągle… Każdy miałby w końcu dość, prawda? Należała się jej chwila odpoczynku. Wyłączenie umysłu. Ucieczka od własnych myśli. Zasługiwała na to, aby nie myśleć, aby znaleźć się daleko od tego, co ją krzywdziło. Od samej siebie uciec nie mogła, ale mogła wyłączyć mózg.
    Jules jej w tym pomógł. Niezawodny, jak zawsze.
    Blondynka już nie była pewna z kim tańczy. To było bez znaczenia. Uwagę miała skierowaną na dziewczynie, z którą tańczyła chwilę wcześniej. Nie pytała o imię, to nie było miejsce na pytania. Ale jej zniknęła z pola widzenia, a na jej miejsce wślizgnął się ktoś inny, a Sloane nie protestowała. Głowę miała lekką, żadnych myśli i obowiązków, żadnych nieprzyjemnych sytuacji. Tylko ona, głośny roztańczony klub i chwila oddechu.
    Kiedy poczuła, jak ktoś obejmuje ją w talii miała chęć się wyrwać, ale przestała, kiedy zobaczyła, że to Nico. Spojrzała na niego i gdyby chciała, to nie mogłaby ukryć tego, jak teraz wyglądała. Zdradzały ją oczy. Szerokie źrenice, które pochłonęły niemal w całości bursztynowe tęczówki Sloane. Gorące, czerwone policzki.
    — Znalazłeś mnie. — Wymruczała. Nie czekała na więcej, tylko wpiła się w jego usta. Gwałtownie i bez zahamowań, bez jakiejkolwiek kontroli nad sobą. To Sloane go całowała, nawet nie zwróciła uwagi na to, że nie odwzajemnił pocałunku, że trzymał ją mocno i nie chciał jej puszczać. Nie z zaborczości, nie z zazdrości. Dla jej własnego bezpieczeństwa, które od prawie godziny sama narażała. Odsunęła się od niego i roześmiała, a głowę odchyliła do tyłu. Gdyby jej nie trzymał, poleciałaby na ludzi za sobą. Uczepiła się jego ramion, wbijając w nie paznokcie. Chętna do tego, aby tańczyć teraz dla niego. Wróciła spojrzeniem do Nico, ale nie widziała w nim złości albo nie chciała jej widzieć.
    — Znalazłam kogoą dla ciebie. — Wymruczała przy jego uchu. Złożyła tuż pod nim pocałunek i westchnęła ciężko. Nie nadążała sama za sobą. — Spodoba ci się… I możemy zabrać ją do domu… — Ciągnęła dalej, a potem się roześmiała, choć przecież nie powiedziała nic zabawnego.
    Sloane odsunęła się od Nico, choć wciąż trwała w jego objęciach. Trzymał ją zbyt mocno, nie tak, jak chciała. Jakby ją ograniczał. Nie podobało się jej to.
    — Zatańcz ze mną.

    sloane

    OdpowiedzUsuń
  21. Nie była teraz sobą. Może, gdyby zatrzymała się tylko na kresce – niewinnie wyglądającej na ciemnym ekranie iPhone, to jeszcze dałaby radę przed nim udawać. Byłaby tylko weselsza, z większą energią, bardziej na niego chętna, ale wzięła więcej. W zbyt krótkim czasie, aby dać sobie chwilę na przyzwyczajenie się do działania pierwszego narkotyku, bo zaraz połknęła coś, czego nazwy nawet nie znała, a po kolejnych dwudziestu, może trzydziestu minutach znów wzięła to samo. Będziesz się po tym lepiej czuła, Sloane. I uwierzyła, dlatego wzięła. Bo tych myśli w głowie było za dużo. Bo nie potrafiła ich w pełni wyciszyć, a teraz… Teraz panował tam błogi spokój. Taki, którego jej brakowało. Nie dostałaby tego po MDMA, bez szans. To już nie działało na nią tak, jak dawniej, kiedy brała okazjonalnie, aby tylko mieć lepszą imprezę, ale gorszy zjazd. Cokolwiek wzięła, działało szybciej i mocniej.
    — Nico… — Wymruczała jego imię, jeszcze świadoma chociaż tego z kim rozmawia. Widziała jego twarz. Wyraźnie. Zarysowaną szczękę, uważne oczy. Takie poważne i zielone, kochała jego oczy. Czasem w odpowiednim świetle wydawały się jej być niebieskie, a teraz zdecydowanie dominowała w nich zieleń. Gdyby skupiła się wystarczająco mocno, to dostrzegłaby w nich coś więcej. Troskę i niepokój, że nie był tu po to, aby dalej się z nią bawić.
    — Chcesz ją? — Mruknęła. Rozejrzała się za dziewczyną, o której mu mówiła. A może nie mówiła wcale o niej. Nie mogła tamtej namierzyć. Bez znaczenia. Mogli zgarnąć po drodze inną. Westchnęła w krótkiej frustracji. Sloane nie zwróciła uwagi, kiedy wymknęła się jej z rąk. — Spodobałaby ci się… Miała ciemne, długie kręcone włosy, ciemniejszą skórę… jak ta którą Zaire teraz rżnie.
    Fuknęła pod nosem, nie zwracając uwagi na to, czy Nico ją usłyszał czy nie. Nie powinna była słuchać teraz Julesa, jego komentarzy, które były tylko po to, aby nakręcić ją do jeszcze jednej kreski, jeszcze jednej pigułki. Bo jeśli było coś, co działało na Sloane, jak czerwona płachta na byka, to każda wzmianka o Crawfordzie. I o tamtej dziewczynie.
    Sloane tylko początkowo walczyła z Nico, gdy zaczął ją wyprowadzać. Nie głośno, w bardziej zabawowy sposób, ale dała się wyprowadzić, gdzieś na bok. Nawet nie wiedziała, gdzie tak naprawdę. Było jej to już bez różnicy. Obojętne.
    Spojrzała na niego z westchnięciem.
    — A też chcesz? — Zapytała i niemal od razu zaczęła się rozglądać, bo może jeszcze dopatrzyłaby Julesa, ale wszystkie twarze malowały się w jedno. Nie widziała nigdzie dominującego wzrostem faceta, od którego lepiej było trzymać się z daleka. Więc wróciła spojrzeniem do Nico. — Wyluzujesz… Będzie fajnie, obiecuję. — Uśmiech rozlał się na jej twarzy, a Sloane zrobiła krok do przodu. Ułożyła dłoń na jego torsie, ale nie patrzyła mu w oczy. Może jeszcze podświadomie wiedziała, że lepiej tego uniknąć. Nie patrzeć tam, gdzie dostrzeże swoje odbicie. Gdzie znajdzie rozczarowanie, rezygnację. Tego nie chciała dziś oglądać. Wystarczy, że rano dostrzeże to w swoim odbiciu, o ile doczołga się do łazienki i nie będzie leżała cały dzień w łóżku albo na kanapie. Na dywanie, w najgorszym wypadku, ale chyba aż tak źle z nią nie powinno być.
    — Trochę tego… trochę tamtego. Nie wiem, Nico. — Wzruszyła ramionami. — Jakie to ma znaczenie? Działa, nie muszę wiedzieć, jak się nazywają prochy.
    Nie był jak Zaire. Jego nie cieszył widok takiej rozanielonej Sloane. Nie był też jak James, który już patrzyłby na nią surowo. Bez słowa wyciągnąłby z klubu, wepchnął pod zimny prysznic i nie wyszedł, dopóki nie zaczęłaby bardziej przypominać siebie. Był Nico, który nie miał okazji, aby ją tak widzieć. Z nim nigdy nie brała. Wtedy w ogóle nie brała. Czasem pozwoliła sobie na jedno martini więcej. Wszystko koncertowo zjebało się w tym roku. Łącznie z niej trzeźwością.

    sloane

    OdpowiedzUsuń
  22. Widział ją tak pierwszy raz, ale dla niej? Dla Sloane to było jak wejście na rower po dłuższej przerwie. Takich rzeczy się nie zapominało. Tego uczucia, które krążyło w żyłach. Spokoju i ciszy w głowie. Nawet, kiedy wokół dudniła muzyka to w głowie nie było nic. Podobnie, jak w oczach. Mogły błyszczeć i świecić się, ale w rzeczywistości? Nie było w nich nic, co przypominało Sloane sprzed choćby półtorej godziny, kiedy jedynie była upita delikatnie martini, a jej myśli krążyły wokół Nico. Wokół tego, że wrócą razem do domu, a rano będą przeglądać prasę i czytać komentarze na swój temat, śmiać się z tych idiotycznych i rozczulać nad niektórymi. Tak, jak wtedy, kiedy pierwszy raz pokazali się publicznie, a ludzie niemal od razu ich razem pokochali. Bo to miało sens. Sloane i Nico – to po prostu brzmiało dobrze, to miało się skończyć happy endem.
    — Pieprzy tę twoją dziewczynę, wiesz o tym? — Ciągnęła dalej. Specjalnie, jakby próbowała wyrwać z niego coś więcej poza „Sloane”. — I chciałam ci ją dać… Tamtą, która wygląda jak ona… mogła nawet ją dla ciebie udawać. Chciałeś jej, nie? Ty, ona i tamta druga, mogłabym grać tamtą drugą. — Gdzieś między kpiną, a pogardą był ukryty, ściśnięty w środku żal. — Moglibyśmy zrobić film… Byłby świetny.
    Spojrzała, gdzieś za jego ramię. Nawet nie patrzyła w konkretne miejsce. Tylko po prostu… Przed siebie. Na kolorowe, ostre światła. Na rozmazane w tle twarze ludzi, którzy rozmawiali między sobą. Śmiali się. Flirtowali. Całowali się. Tańczyli. Wszyscy robili to, co chcieli i jak chcieli, a jednak panował tu jakiś spokój. To nie był Black Room. Tu nie było w tle ustawionych facetów w czarnych ciuchach, którzy pilnowali przejścia na zaplecze. Sloane wiedziała, co tam się dzieje. Ile gówna tam potrafią mieć, jak rozmawiają tam ze sobą. Zaśmiała się do siebie na to wspomnienie. Nie zabierał jej tam, zawsze miała zostać na Sali i czekać, aż wróci i skończy załatwiać biznesy.
    Westchnęła przeciągle, kiedy Nico ją zmusił, aby na niego spojrzała. Jak skarcone dziecko, które nie chce wracać do domu z placu zabaw.
    Sloane dawno już tutaj nie było. Sloane chciała wrócić na parkiet. Potańczyć. Sama lub z tłumem. Bez znaczenia. Chciała tylko dobrze się pobawić, a teraz, gdy była taka beztroska i wesoła – mogła. W pełni i bez udawania, że faktycznie dobrze się bawi. Bo nic nie uwierało jej w mózg. Nie było ani jednej myśli. Bo nawet, kiedy o tych rzeczach mówiła to one nie bolały. Nic już nie bolało.
    — Hmm… — Zastanowiła się, biorąc jego pytanie na poważnie, ale teraz to wyglądało po prostu komicznie. — Była koka. Jedna, cieniutka kreseczka… Nic takiego. I dał mi coś czerwonego. Nie wiem co to było. — Wzruszyła ramionami, a potem znów się zaśmiała. — I potem znowu to samo. Czerwone, nie kreska. — Zaznaczyła, jakby to było naprawdę ważne. — Nie jestem na tyle głupia, aby wciągać przy ludziach. A potem była tamta podróbka Sophii dla ciebie, ale już jej nie ma. I potem… Och, i jeszcze piłam. To chyba była wódka, ale nie wiem. I poszłam tańczyć i potem… Potem ty.
    Uśmiechnęła się z zadowoleniem. Zachowując jak uczennica, która nauczyła się na szóstkę i ją właśnie zgarnęła z dumą. Trudno było jej teraz ustać w miejscu. Chodziła z nogi na nogę. Jakby ciągle musiała być w ruchu, aby nie zwariować. Dlatego musiała iść to wytańczyć. Potem będzie lepiej. Za godzinę, może krócej, jak zacznie z niej schodzić. A może później, bo nabrała tego tyle, że mogło ją równie dobrze trzymać przez kolejne pięć godzin.
    Sloane westchnęła, uśmiechając się błogo, kiedy dotknął jej policzka. Było jej gorąco, ale sądziła, że to od tańca. Prawie od godziny nie schodziła z parkietu, to normalne, że była trochę zmęczona. Że było jej trochę gorąco. Przymknęła oczy, bo dotyk Nico czuła teraz wyraźniej. Jakby wkradał się w każdy jej nerw. Podpalał jeden po drugim. Kiedy je otworzyła w oczach była z powrotem ta sama pustka. Chociaż Sloane myślała, że Nico widzi coś innego. Pożądanie, które ją rozsadzało, a wzięte narkotyki tylko ją nakręcały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Mam jeszcze jakieś ekstazy… — mruczała, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że mu to wyjawia. To, co tak cały wieczór próbowała ukryć. — … mogę ci je dać. I możemy mieć fajną noc.
      Nie przejmowała się tym, że może znów trafić jako viral. Znów być opisywana jako ta, która bierze. Media to lubiły, jej team od PR’u i menadżerka już nieco mniej. I to nawet nie tak, że przejmowali się (przynajmniej tak myślała) jej zdrowiem, a tym, że zjebie przed trasą i nie będzie im przynosiła pieniędzy. Bo jedyną osobą, która naprawdę się martwiła i nie chciała, aby Sloane się stoczyła był James, ale jego nie było i nie brał już udziału w jej teatrzyku.
      — Ale w domu jest nudno. — Wyrzuciła z siebie. Prawie jak z odrazą, że chciał ją tam teraz zabierać. — Zostańmy… Proszę, zostańmy. — Popatrzyła na niego szeroko otwartymi oczami, a potem coś się w nich zaświeciło. Jakby trafiła na genialny pomysł. — Możemy tam pojechać, wiesz… pewnie tam są. Mógłbyś ją zobaczyć… a ja jego… — zaśmiała się.
      Sloane dosłownie wpadła mu w ramiona, kiedy ścisnął dłoń mocniej. Prawie syknęła, ale nie z bólu, a jakiegoś zaskoczenia, że zrobił to tak mocno. Opuściła głowę, którą oparła o jego ramię i westchnęła. Nie chciała wracać. Chciała tu zostać. Pojechać do tamtego klubu. Popsuć mu noc. Zobaczyć na parę sekund. Albo pojechać w inne miejsce. Stanąć pod innymi drzwiami. Zobaczyć… Sama nie wiedziała co.

      sloane🥲💊

      Usuń
  23. Sloane nie panowała w pełni nad tym, co wychodzi z jej ust. Słowa opuszczały je szybciej niż mózg był w stanie przetworzyć kolejne zdania. Nie zastanawiała się nad tym, co mu mówi. Wyrzucała je z siebie z prędkością światła, czasem mówiąc niewyraźnie i nie miała tego wszystkiego na myśli. Przynajmniej tak się jej wydawało, ale teraz, kiedy jeszcze Jules nakręcił ją dodatkowo to wszystko, o czym wcześniej myślała zaczęło wracać i chociaż zdawało się, że jest jej to obojętne, to jednak siedziało w niej głęboko. Jak drzazga, której nie da się sprawnie wyjąć.
    Kiedy Nico jeszcze zastanawiał się, o czym tak właściwie Sloane myśli, to ona była już dawno i w zupełnie innym miejscu. Przynajmniej mentalnie. Wciąż stała obok niego. Drżąc niespokojnie. Całe ciało wyrywało się do jakiegoś ruchu, ale była uziemiona przez Millera i nie miała w sobie dość sił, aby z nim walczyć. Pewnie powinna, bo nie chciała tu stać. Chciała wyjść i potańczyć. Spędzić trochę czasu na parkiecie, aby ta cała energia w niej znalazła jakieś ujście, a on ją przed tym powstrzymywał. Sloane nie lubiła, kiedy przerywało się jej zabawę.
    — Możemy iść potańczyć? — Jęknęła zginając kolana. Jakby kompletnie zapominała o tym, co właściwie przed chwilą mu mówiła i co próbowała dla niego tej nocy ugrać. Albo dla siebie. Albo tak naprawdę dla nikogo, bo nikomu to nie było potrzebne. Ani jej, ani jemu.
    — Co? — Warknęła w końcu. Jego ton coraz mniej zaczynał się jej podobać. Zawsze miała do niego wiele cierpliwości. Podobnie, jak on do niej, ale tej nocy oboje zaczynali wyczerpywać te zapasy. Nico pewnie tracił ją szybciej niż Sloane, która chociaż działała sprawnie, to potrzebowała trochę więcej czasu, aby zareagować. — Sloane to, Sloane tamto… nigdzie z tobą nie idę. — Wycedziła twardo. Jakby już postanowiła, że zamierza tu zostać. Jeszcze przez parę godzin. Pół godziny. Wystarczająco długo, aby nie musiała się nudzić w domu.
    — Jeśli nie chcesz, to stąd idź. Poradzę sobie. Zawsze sobie radzę.
    Szarpnęła się, ale Nico jej nie puszczał. Uścisk nie był mocny, ale stanowczy. Spróbowała po raz kolejny, ale to nie było skuteczne. Sloane westchnęła w irytacji i złości, ale nie poddawała się. Jeszcze się nie poddawała. Zupełnie, jakby uparła się na to, aby z nim albo tu zostać albo go od siebie odrzucić na tyle, aby nawet nie chciał na nią spojrzeć. W zamroczonym przez narkotyki mózg tliła się ta cicha myśl, że będzie tego żałowała. Kiedy już wytrzeźwieje, kiedy zejdzie z niej to wszystko, a ona znów znajdzie się na chłodnych płytkach w łazience, wyrzucając z siebie mieszankę alkoholi tej nocy, będzie chciała, aby obok był ktoś, kto się nią zajmie. I że będzie żałowała każdego słowa, które mu tej nocy powie.
    — To było tylko to, Nico. — Jęknęła, upierając się dalej przy swoim. — Tylko kreska… Mała, cienka. Niewinna. — Uśmiechnęła się szerzej, jakby samo wspomnienie bycia w łazience było czymś cholernie przyjemnym. Tęskniła za tym stanem, a przynajmniej tak myślała. Za tą błogością, w której nic jej nie obchodziło. Za tym, jak było lekko i cicho. Muzyka była, ale odległa. Mimo, że jej ciało wciąż na nią reagowało i próbowało się wyrwać do tańca, który teraz nie przypominałby tego, jak ruszała się na trzeźwo. Ruchy byłyby bardziej chaotyczne, a ona jak w innej galaktyce.
    — To chodź ze mną, Nico. — Spojrzała mu w oczy. Sloane była jednak nieobecna. Patrzyła i widziała jego zielone tęczówki, teraz zaniepokojone i niepewne, ale tego kompletnie nie widziała. Był tylko kolor. Wyraźny i mocny, ale uczucia? To odpychała od siebie. — Albo mnie zostaw.
    Poradziłaby sobie. Jakoś wróciłaby do apartamentu. Miała, chyba, przy sobie telefon. Wystarczyłoby zadzwonić po ubera. Po kogoś kto zawsze by ją odebrał nie ważne, czy była na drugim końcu miasta czy za nim. Pojawiłby się, prawda?
    Coś błysnęło w jej oczach, ale nie był to dobry rodzaj błysku. Raczej taki, który zwiastuje, że ona dopiero się rozkręca.
    — Jeśli to za dużo… Jeśli sobie ze mną nie radzisz… to wypierdalaj.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brzmiała na taką pewną siebie, jakby naprawdę tego chciała. Odsunęła się lekko, na tyle, na ile pozwalał jej uścisk, który nawet po tych słowach nie zmalał. Przynajmniej jeszcze. Może to do niego nie dotarło, a może wiedział, że to nie jest prawdziwa Sloane. Skąd miał niby wiedzieć, że później będzie tego żałowała? Że nie myślała tak naprawdę. Że w tych słowach kryło się „pomóż mi”, którego nienawidziła wypowiadać. Czuła się wtedy żałośnie, gdy musiała prosić się o pomoc.
      — To nie. Będzie więcej dla mnie. — Prychnęła. Gdyby dala radę, to sięgnęłaby teraz pewnie do torebki, aby wyjąć schowane w kieszonce małe kolorowe tabletki. Było jej obojętne, jak wyglądają, ale była też wymagającą klientką i zawsze chciała, aby były różowe i najlepiej w kształcie serduszek. Bo skoro płaci, to może mieć swoje wymagania, prawda?
      Westchnęła krótko, kiedy ją do siebie mocniej przyciągnął. Dłonie odruchowo oparła o jego klatkę i lekko się zgięła, a ramiona opuściła. Jakby się poddawała w tej walce z nim. Przymknęła oczy, kiedy dłoń przesuwała się po jej włosach. Taki prosty gest, który na chwilę ściągnął ją z powrotem na ziemię.
      — Nie zostawiaj mnie. Nie bądź, jak oni… — Poprosiła cicho, bardziej to szepcząc w jego koszulę niż do niego. Nawet nie było pewności, czy ją usłyszał. Muzyka grała głośno, hałas dookoła nie ustępował. Jeszcze chwilę temu z nim walczyła i gotowa była go od siebie odepchnąć. — Zostańmy jeszcze… Proszę, Nico… Potrzebuję tego.
      Odsunęła się od niego na tyle, aby spojrzeć mu w twarz. Sloane nie była już tak napięta, jak wcześniej. Trochę się rozluźniła.
      — Nie ucieknę, tylko… Przez chwilę, Nico… Nie mogę jeszcze wrócić.

      sloane

      Usuń
  24. Testowała go. Sprawdzała, na jak wiele jej pozwoli, zanim coś w nim pęknie. Robiła to samo z Harperem. Stawiała odważnie kroki, dopóki nie powiedział „dość” i siłą jej nie zabrał z imprezy. Mimo, że się szarpała, krzyczała i drapała. Wrzucał bez litości na tylne siedzenie, a potem odjeżdżał, zanim ktokolwiek by zobaczył, co Sloane ze sobą zrobiła. Z Zairem nie musiała, bo on był wsiąknięty w ten syf tak, jak ona, a nawet bardziej. Przyzwyczajony był do tego chaosu. Zamiast ją uspokajać, to podsunąłby kolejną kreskę. Kolejne ekstazy. Cokolwiek miał akurat pod ręką, aby noc trwała jeszcze dłużej.
    Sloane choćby z zeszłego roku nie spojrzałaby tak chętnie na rozsypaną, ułożoną w idealną linię kreskę. Jej granicą były ekstazy. I to też nie zawsze. Nie przy każdej imprezie. Nie, kiedy ojciec całe życie ćpał razem z matką. Zawsze sobie powtarzała, że nie pójdzie w jego ślady, a robiła to coraz chętniej i częściej. Zdawało się, że ogarnęła się po rozwodzie. Przeszła małe załamanie, ryczała po kątach przez dobry miesiąc, a potem stanęła na nogi. Zostawiła za sobą to życie, które niszczyło ją od środka. Wystarczyło, że wpadła na znajomego, aby to wszystko wróciło. Ta głęboka potrzeba, by zapomnieć i wyrzucić z głowy wszystko, co w niej było. I też nie tak, że Sloane chodziła trzeźwa ciągle. Lepiej się z tym po prostu kryła. Dzisiaj coś w niej pękło. Dzisiaj już nie potrafiła się zatrzymać. A to przecież był dobry wieczór. Nico odebrał nagrodę, spędzili świetny wieczór na gali, a potem na tym after party, a w klubie również było miło. Miała myśli, aby sięgnąć do torebki, ale je zgniatała, a potem pojawił się Jules. Wspomniał o tym, o czym wspominać nie powinien i wszystko się posypało. Łącznie z nią.
    Blondynka już go nie słuchała.
    Zrobiła krok do tyłu, a potem kolejny. Bez słowa chwyciła go za rękę i pociągnęła za sobą. W sam środek tłumu, z którego przed chwilą ją wyciągnął. Już nic nie mówiła. Nie zwracała uwagi na to, że Nico z nią nie tańczy, a stoi i tylko się przygląda. Nie widziała tej bezradności w jego oczach, niedowierzenia, że doprowadziła się do takiego stanu. Sloane znów zamknęła się w swojej szczęśliwej bańce. Pozwalając, aby wszystko czym się naszprycowała oddzieliło ją od świata. Od hałasu w głowie, od byłych, za którymi raz tęskniła, a raz miała w nich wyjebane i cieszyła się, że żadnego już nie ma. Od byłych dziewczyn swoich byłych, które ją prześladowały. Została tylko i muzyka, której poprawnie nawet nie słyszała. I Nico. Ten z boku, którego parę godzin temu jeszcze całowała i dumnie stała obok na czerwonym dywanie, drocząc się z dziennikarzami, uśmiechając do jego fanów i im wesoło machając.
    Była na parkiecie może przez godzinę, może krócej albo dłużej – nie zwracała uwagi na czas. Nie wiedziała, co dzieje się dookoła niej. Światło drgało w rytmie, który jeszcze chwilę temu rwał ją do tańca. Teraz każdy błysk stroboskopu zdawał się uderzać z opóźnieniem, czas spowolnił, a ciało przestało nadążać za muzyką. Sloane powoli przestawała się uśmiechać. Ciało miała ciężkie, ruchy spowolnione. Straciła rytm, biodra leniwie już tylko się kołysały do piosenek, a usta zamarły w rozchyleniu, jakby nagle zapomniała słów do piosenki, która akurat leciała. Uśmiech stopniał do czegoś, co nie miało żadnego konkretnego wyrazu.
    W pewnym momencie przymknęła oczy, a kiedy je otworzyła nie była pewna, czy patrzy na Nico, czy na kogoś kto wyglądał tylko, jak on. A może nie było go tu wcale. Może ją jednak zostawił… Panika uderzyła w nią momentalnie. Powietrze zrobiło się zbyt ciężkie, a błyski świateł zaczynały razić. Pomiędzy jednym, a drugim uderzeniem basu poczuła, jak to, co jeszcze jakiś czas temu wznosiło ją wysoko teraz ciągnie ją brutalnie w dół.
    Zostawił ją?
    Zatrzymała się zdezorientowana. Obróciła głowę, jakby czegoś – kogoś – szukała. Jej uśmiech zgasł w jednej sekundzie. Miała wrażenie, że tłum się rozrósł, że z każdej strony napierają na nią obce twarze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Nico? — Wyszeptała, prawie bezgłośnie. W jej głosie nie było już zadziorności, jak wcześniej, a czysty lęk. Bas zagłuszył jej własny głos. Rozglądała się, ale go nie widziała. Zostawił mnie. Z każdą kolejną sekundą oddychała coraz szybciej. Klatka piersiowa unosiła się w gwałtownych, płytkich ruchach. Oczy miała szeroko otwarte, a źrenice przypominały teraz ciemne plamy, które nie mogły złapać ostrości.
      Próbowała… Sama nie wiedziała, co próbowała. Iść w stronę, gdzie stali jakąś godzinę temu? Chciała się ruszyć, ale coś – ktoś – jej nie pozwolił. Prawie odskoczyła, gdy czyjaś dłoń owinęła się pewnie wokół jej nadgarstka. Odwróciła się z przerażeniem w oczach. Patrzyła tak, jakby nie rozpoznawała osoby przed sobą. Zajęło jej kilka długich sekund zanim świat przestał być taki rozmazany, a twarz nabrała znajomych kształtów. Ręce miała zimne, a ciało napięte.
      — Myślałam, że mnie zostawiłeś. — Wyszeptała chaotycznie. Nawet się nie zastanawiała, tylko przylgnęła do znajomo pachnącego ciała, a palce mocno zacisnęła na koszulce.
      Spojrzała na niego w milczeniu. Zamglonymi oczami, z drżącymi ustami, zmęczona i z dziwną mieszaniną ulgi i lęku.

      sloane

      Usuń
  25. Przylgnęła do niego mocno. W głowie Sloane, Nico był teraz jedyną stałą osobą, po którą mogła sięgnąć. Kiedy myślała, że zniknął… Sparaliżował ją strach. Przed samotnością, której tak panicznie się bała. Nie ten, przez który musiała spać przy zapalonym świetle. Ten, który ostatecznie doprowadzi do tego, że zostanie sama, bo odepchnie od siebie każdego, kto wykazuje chociaż minimalne zainteresowanie. Podświadomie wiedziała, że robi to sobie sama. Odpycha ludzi, gardzi nimi i porzuca, jakby byli jej zabawkami, a potem płacze, bo nikt już nie sprawdza, czy Sloane jeszcze oddycha.
    Sloane przymknęła oczy, kiedy ją mocniej złapał. Poczuła, że teraz już jest w porządku. Nie była sama. Nie zostawił jej. Był ciągle obok. Patrząc, jak się bawi. Pilnując, aby nie zrobiła nic głupiego. Bo mogła. W jednej sekundzie mógł przyjść jej do głowy idiotyczny pomysł, który musiałaby wykonać już teraz.
    Pokiwała spokojnie głową, kiedy zapewniał, że jest obok. Słyszała go i czuła. To jej wystarczyło, aby trochę się rozluźnić. Nie w pełni, ale nie napinała już tak ramion. Fala rozbicia odsunęła się od niej powoli, choć krążyła jeszcze gdzieś przy blondynce. Jej nastrój zmieniał się w sekundach. Przed chwilą była bliska, aby popłakać się z rozpaczy, bo nie mogła go znaleźć. Bo chociaż był tuż obok, to jego twarz była rozmazana i wtopiła się w setkę obcych, które ją otaczały. Teraz pojawiał się za to spokój. Może nie błogi, ale wystarczający, aby nie wylewała łez, które i tak nie miały sensu.
    Stała tak oparta czołem o jego ramię. Szukając w nim jakiegoś zaczepienia do rzeczywistości, z którą nie miała już kontaktu. Znów zaczęła się uśmiechać, ale daleko jej było do tego szczerego uśmiechu, który Nico od jakiegoś już czasu wywoływał na jej twarzy. Był zamglony, narkotyczny. Obcy. Nienależący do niej. Tylko do jakiejś powłoki, którą teraz się stała.
    Cicho mruknęła, gdy jego dłoń zsunęła się po krawędzi jej ciała. Zadrżała, ale tym razem nie ze strachu, a namiastki ekscytacji. Tyle wystarczyło, aby jej myśli wskoczyły na zupełnie inny tor. Roześmiała się, krótko, gdy palce musnęły jej bok i lekko się poruszyła, bo to miejsce zawsze było wrażliwe, na łaskotki i każde muśnięte, a teraz po tym wszystkim co wzięła, odczuwała to jeszcze bardziej. Bezwiednie odchyliła głowę na bok. Mimo materiału sukienki czuła jego ciepłe palce, a potem ta sama dłoń zeszła niżej, a gdy musnął nagą skórę w Sloane załączył się jakiś impuls. Sloane nie widziała w tym podstępu, niczego, co mogłoby ją ostrzec, że to nie jest zwykła pieszczota, którą chciał ją obdarzyć. Na pocałunek zareagowała od razu. Pogłębiając go, a palce mocniej zacisnęła na materiale jasnej koszuli, która teraz przez nią była pognieciona. Przesunęła jedną dłoń na jego kark, a druga wciąż spoczywała na jego torsie. Z każdą kolejną chwilą coraz ciężej przychodziło jej, aby łapać oddech między pocałunkami. Nie chciała przerywać, ale gdy się odsunął to od razu zaczerpnęła więcej powietrza i w tej samej chwili gotowa była wrócić po więcej, ale jego głos przy jej uchu ją zatrzymał.
    Sloane zadrżała od tego, jak Nico brzmiał. Od zachrypniętego głosu. Zamruczała i drgnęła, rozproszona przez jego dotyk. Pokiwała twierdząco głową.
    — Cała twoja… — Wymruczała. Może mówiła o nocy, a może o sobie. Albo o jednym i drugim. Była już w takim stanie, że dałaby się zaprowadzić nawet do łazienki, byle nie kazał jej dłużej czekać. Zamiast emocjonalnej huśtawki, teraz odezwało się w niej pożądanie, które wzmacniały wzięte pigułki. I równie dobrze za pięć minut mogła płakać, że przecież tego nie chciała, że nie w klubie, że jeszcze ma w sobie trochę klasy, aby nie podciągać sukienki w kabinie.
    — Weź mnie… Stąd, całą… Proszę. — Mruknęła w odpowiedzi. Odnalazła jego oczy. Wciąż tak samo intensywnie zielone, jak przedtem. — Nico… Mój Nico… Proszę… — Osunęła lekko głowę w dół, aby dosięgnąć ustami do kciuka, którym przesuwał po jej brodzie. Teraz chciała stąd wyjść. W aucie znów mogła się rzucać, że chce wracać. W mieszkaniu mogła już o tym zapomnieć i paść na łóżku.

    sloane

    OdpowiedzUsuń
  26. Było jej teraz obojętne, co się stanie.
    Mogła z nim iść do łóżka, czego pewnie i tak by nie zapamiętała. Mogła zasnąć oparta o niego w aucie, gdy będą wracać. Mogła znów dostać zastrzyk energii, który poniesie ja dalej, a ona uciekłaby z auta, gdy będą stać na czerwonym świetle. Raz tak zrobiła, wieki temu i od tamtej pory drzwi były zawsze zamknięte. Ale Nico tego nie mógł wiedzieć, bo to nie jemu uciekła. Sloane nie była sobą, nie tą prawdziwą. Teraz przemawiało przez nią to, co wzięła. Teraźniejszość mieszała się z przeszłością, wracały głosy i wspomnienia, to przed czym próbowała uciekać.
    Chciała go dalej tu całować, chociaż i przy tym jej ruchy były wolniejsze. Jakby ciało reagowało wolniej. Nie do końca zdając sobie sprawę z tego, co się w zasadzie dzieje ani z kim jest. Równie dobrze to mogła być przypadkowa osoba, a nie Nico. Mogła sobie wmawiać, że to on ją trzyma i wyprowadza właśnie z klubu. Przykleić jego twarz na obcą, aby poczuć się bezpiecznie. Dała się wyprowadzić bez szarpania. Sama jeszcze mówiła, aby ją stąd zabrał. Śmiała się, potykała o własne nogi i lekko trzymała go za dłoń, nie mając w sobie siły, aby zrobić to mocniej. Zimne, nocne powietrze jej nie ostudziło. Nie zadrżała. Nawet nie zwróciła uwagi, że są już na zewnątrz. Auto stało zaparkowane na tyłach klubu. Nie wychodzili głównym wyjściem. Unikając przy tym tylu osób, ile się da. Sloane nie była pewna, ale chyba słyszała, jak ktoś ją woła. Ktoś zrobił zdjęcie z fleszem. Albo nagrywał filmik. Sloane nie wiedziała, nie odwracała głowy. Może resztkami siebie wiedząc, aby nie patrzeć w tę stronę, aby nie widzieli tych rozszerzonych źrenic, aby nie robić wokół siebie większego zamieszania. Niezdarnie weszła do samochodu, prawie kładąc się na kanapie i nie zostawiając miejsca dla Nico. Musiał ją trochę przesunąć, aby samemu usiąść z nią. Drzwi zatrzasnęły się niemal od razu, a ciemne szyby broniły przed ciekawskimi ludźmi zewnątrz.
    Przekręciła się z boku na plecy. Nogi miała przerzucone przez uda Nico, a wzrok utkwiła w ciemnym suficie auta. Te cicho mruknęło i ruszyło z miejsca. Kierowca o nic nie pytał. Wiedział, dokąd jechać. A może nie wiedział. Może jechali w nieznane. Oddzielała go od nich szyba, a Sloane nie zwracała uwagi na szczegóły.
    Uniosła rękę wysoko nad głowę. Spoglądała na długie, czerwono-czarne paznokcie z kryształkami, jakieś namalowane wzroki i na złote pierścionki. Ręka lekko sunęła przez powietrze. By chwilę potem się poderwać. Zbyt gwałtownie, aż zakręciło się jej w głowie.
    Cisza przerywana była tylko mruczeniem silnika i oddechem Sloane – nierównym, szybkim, jakby nie mogła teraz zdecydować, czy chce się śmiać, czy płakać.
    — Wiesz, że jesteś za poważny? — Wymamrotała. Klęknęła obok niego na kanapie, a dłoń położyła mu na udzie. Uśmiechała się, ale daleko temu było do jej uśmiechu. Oczy straciły blask, twarz miała poszarzałą od zmęczenia. — Taki zimny… zdystansowany… Jak zawsze. — Zaśmiała się.
    Przybliżyła się do niego bardziej, nosem niemal dotykając jego policzka. W środku auta panował półmrok, który rozpraszało niewielkie światło, które rzucało teraz cień na jego twarz. Mógł tutaj wyglądać, jak każdy.
    Sloane sięgnęła ustami do jego szyi. Nie było w tym nic pociągającego, nic co wskazywałoby, że ona jeszcze jest obecna. Mechaniczny ruch, wyćwiczony, jakby znała go na pamięć i powtarzała wiele razy będąc w takim stanie.
    — Nie chcesz mnie? — Prawie załkała, jakby ta myśl była teraz najbardziej przerażającą rzeczą na świecie. — Masz takie żelazne zasady… wyćwiczony, perfekcyjny…
    Głowa lekko opadła jej na bok, a palce odrobinę mocniej zacisnęły się na jego udzie. Nie wyczuła, aby choćby raz pod jej dotykiem zadrżał. A może nie zwróciła uwagi.
    — On by już mnie tu brał, bo mógł. Bo pozwalałam. — Mruknęła i znów się roześmiała, ale śmiech był pozbawiony wesołości. — Nie pytałby… tylko by wziął. Dlaczego ty tego nie chcesz? Już mnie lubisz? Już ci się nie podobam?

    sloane💊

    OdpowiedzUsuń
  27. Patrzyła, ale nie na niego, a przez niego. Jakby Nico był tylko przeszkodą przed lepszym widokiem, którego przecież nie było. Pustka w jej oczach z każdą chwilą tylko się powiększała. Teraz, kiedy nie było już głośnej muzyki, która zgłuszała wszystko to, co było w głowie, powracały myśli. Wszystko było nie tak, jak powinno. To miało działać dłużej. Trzymać ją mocniej. Odciąć od rzeczywistości na resztę nocy. Przecież obiecywał, że tak będzie. Że nie będzie pamiętała, że zniknie to, co cały czas ją kuło.
    Sloane mocno zacisnęła szczękę. Napięła mięśnie i potem warknęła w złości. Odrzucił ją. Nie chciał jej. Zostawi ją. Tak, jak wszyscy. Odejdzie i zniknie.
    — A to ma jakieś znaczenie? — Wycedziła, jakby naprawdę było jej obojętne, gdzie jest i w jakim stanie. Teraz w zasadzie było. Nie przejmowała się niczym. Cień gniewu błysnął jej w oczach, ale trwało to zaledwie chwilę. Był taki uparty, taki zdyscyplinowany, taki… Za bardzo przypominający jej kogoś, ale teraz to imię jeszcze się nie przebiło do jej umysłu. Nie pozwalała sobie. — Nie tak… nie tutaj, jakby to było ważne.
    Opierała się o niego jeszcze przez chwilę, dopóki zmęczenie i złość nie przejęły nad nią góry. Sloane osunęła się na fotelach, podciągnęła nogi lekko do siebie, a głowę oparła o jego kolana. Nie była pewna, czy jej dotykał, czy może wręcz przeciwnie. Czy już też brzydził się jej dotknąć, bo zobaczył to, przed czym go ostrzegała. Może jej nie wierzył, może sądził, że to już za nią. Może tak, jak ona, naiwnie liczył, że nie będzie sięgała już po nic, co wyniszcza ją od środka. I oboje się mylili.
    Sloane przez resztę drogi nic nie mówiła. Na zmianę tylko się śmiała pod nosem, by po chwili zacząć płakać albo milczała kompletnie i chwilami się zdawało, że nawet nie oddycha. Nie wiedziała, gdzie jadą. Nie obchodziło jej to. Mogła spać w tym przeklętym aucie i się z niego nie ruszać. Pojawił się chłód, gdy zatrzymali się na podziemnym parkingu. Światła tu były zbyt jasne, zbyt ostre. Była jakaś winda. Zbyt ciasna. Zaczynała tam panikować, ciężej oddychać. Powtarzać coś o ścianach, które na siebie nachodzą. Nie patrzyła, dokąd idą, gdzie idą. Czy są u niej, czy u niego. Nic teraz nie wydawało się tu być znajome.
    W mieszkaniu było nienaturalnie cicho. Światła miasta przebijały się przez ogromne okna, odbijając się w szkle jak rozlane gwiazdy. Blondynka opadła na kanapę z ciężkim westchnięciem, a może to był fotel. Nie miała bladego pojęcia.
    Oczy miała przymknięte, łokciem podpierała się o podłokietnik, a głowę oparła o dłoń. Odpływając znów, gdzieś daleko myślami. Przed sobą wyczuła ruch, ale nie otworzyła oczu. Czuła, że jej dotyka, ale nie tak, jakby zamierzał dobrać się do jej ciała. Było w tych gestach coś niepewnego, opiekuńczego. Dziwnie znajomego. Coś mówił, ale słowa do niej nie docierały. Dźwięki zaczynały się rozciągać, jakby ktoś odtwarzał świat w zwolnionym tempie. Otworzyła oczy, ale nie widziała już wyraźnie. W oczach miała resztki makijażu, który je podrażniał. Były teraz zaczerwienione od płaczu i skruszonego tuszu, który dostał się do środka. Patrzyła na osobę przed sobą, ale… Nie wiedziała kogo widziała.
    — James…? — Wymknęło się jej szeptem. Głos się łamał i zadrżał. Mogła przysiąc, że to właśnie jego zobaczyła. — Przepraszam… Przepraszam, nie chciałam. Już nie będę… nie będę już taka.
    Najpierw tylko zadrżała. Potem coś w niej pękło – coś niewidocznego, jakby niewidzialna nitka się właśnie przecięła. Dźwięk, który z siebie wydała nie przypominał płaczu. Było to raczej ciche łkanie, zduszone, urywane, jakby starała się oddychać przez zaciśnięte gardło.
    — Nienawidzisz mnie, prawda? — Wyszeptała, nie podnosząc wzroku.
    Głos miała cienki, urywany. Jakby mówiła przez sen.
    Pochyliła się do przodu, łokcie oparła na kolanach, a twarz schowała w dłoniach. Jakby zaczynała się wstydzić samej siebie. Tego kim się stała i co robiła.

    sloane🙁

    OdpowiedzUsuń
  28. Przez chwilę myślała, że zaczyna się uspokajać. To był znajomy schemat. Świetnie się bawi przez dwie godziny, a potem zaczyna mięknąć. Schodzi z niej to wszystko i wraca rzeczywistość. Pojawiają się dreszcze; uderzenia gorąca i zimna. Drży całe ciało, głos się łamie. Rzeczywistość się załamuje. Wystarczyłoby ją odprowadzić do łóżka. Wcisnąć pod kołdrę i upewnić się, że nie z niego nie wyjdzie. Ale przecież Nico nie mógł tego wiedzieć. Nie widział jej nigdy w takim stanie. Nie miał wprawy. Nie był świadom, jak wygląda i jak zachowuje się Sloane, która się naćpała. Nie był Jamesem, który znał ją i jej zachowania, choć bywała nieprzewidywalna. Nie był Carterem, który miał wyjebane, czy będzie ćpała dalej czy zaśnie w tym pokoju w Black Roomie, do którego dostęp miał tylko on, więc przynajmniej w teorii byłaby bezpieczna.
    Nico w tym błądził, bo nie był z tego świata. Podobnie, jak ona. Sloane się do tego nie nadawała, a jednak… Nie umiała przestać. Odejść. Poprosić o pomoc, ale nie w ogarnięciu jej, bo się źle czuje. O tę prawdziwą pomoc. Profesjonalną, a nie od swojego chłopaka, który nie miał pojęcia, jak się z nią obejść, czy nie trzeba będzie dzwonić po pogotowie, gdyby nagle urwał się jej całkiem kontakt ze światem. Nie od chłopaka, który pewnie spędzi noc i nie zmruży oka, bo będzie sprawdzał, czy oddycha, czy nie zakrztusi się przez sen, czy dotrwa do rana. Sloane nawet tego od niego nie wymagała. Nie, ona nie próbowała, bo to było niemożliwe.
    Słyszała wszystko. Każde jedno słowo do niej dotarło.
    Każde, że może było mu obojętne czy pieprzy ją czy inną dziewczynę. Że on taki nie był – wiedziała, ale i tak próbowała go złamać. Próbowała wciągnąć go w ten mrok ze sobą, ale był zbyt uparty. I nawet nie wiedziała, dlaczego jej tak zależy, aby go w to wciągnąć. Wiedziała, że to jest trudne życie, że nie można z tego się tak po prostu wyplątać i nie życzyła tego nikomu, a tymczasem cały wieczór starała się go w to wciągnąć. Jakby zapraszała go na najlepszą imprezę życia, a nie na rozjebanie go sobie w małe kawałeczki.
    Odsunęła powoli dłonie od twarzy i spojrzała na niego. Teraz już nawet nie pamiętała, że przed chwilą widziała w nim kogoś innego. Bo na moment coś wydawało się znajome. Znajomy dotyk, kojący głos. Tak, jak wiele razy po imprezach z Carterem, kiedy ją wyciągał z klubu i kładł do łóżka. Zostawał do rana, aż się nie obudzi. Patrzył tymi smutnymi, zawiedzionymi oczami, a potem wychodził, kiedy było jasne, że Sloane przeżyje i da sobie radę bez opieki.
    Sloane przymrużyła oczy, w których błysnęła złość i frustracja. Ale nie odezwała się. Nie, dopóki drzwi mieszkania się za nimi nie zamknęły z głuchym trzaskiem. Bo tyle jeszcze kontroli w sobie miała, aby nie wrzeszczeć w aucie.
    Zachwiała się na szpilkach, gdy szła przez zbyt długi korytarz.
    — Chciałeś tego. — Wypomniała, odwracając się w jego stronę. Patrzyła mu prosto w oczy. Te same zielone, w których się kochała, a które teraz patrzyły na nią, jak na kogoś obcego. — „Możesz mnie zrujnować, Sloane… Rozjeb mnie do końca… a ja ci za to jeszcze podziękuję… Zrób ze mną co chcesz, wrócę po więcej. — Zakpiła głośno, aż zaskoczona tym, jak dobrze pamiętała teraz takie szczegóły, które na co dzień wymykały się z jej pamięci. — Dostałeś… Pełną wersję Sloane. Masz już dość? Bo ja się jeszcze nie rozkręciłam. — Wycedziła. Z każdym słowem robiła kolejny krok w jego stronę. Oczy miała zwężone, oddech płytki. Gdzieś tam w środku jeszcze tliła się jej wersja, ale teraz? Teraz jej już dawno nie było.
    Najbardziej zabolało, mimo wszystko, ale to co powiedział o wymienieniu jej na Sophię. Bo miał, kurwa, rację, a Sloane nie była gotowa, aby to przyznać. Unosiła się dumą i jakimiś głupimi uczuciami, które były bez znaczenia.
    — Co? Już ci się nie podoba wizja bycia rozjebanym? — Prychnęła. Zaśmiała się gorzko i pokręciła głową. — Mówiłam ci… Ostrzegałam. Wiedziałeś. Nie ukrywałam tego przed tobą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opowiedziała mu o wszystkim. Niemal każdym żenującym momencie swojego życia z tego roku, a on… On ją dalej chciał. Jakby był głuchy na to, co Sloane mówiła albo udawał, że to żart. Że przy nim taka nie będzie. Bo skoro pozbyła się Cartera, to problem zniknął.
      Szarpnęła za swoją torebkę, która zsunęła się jej z ramienia. Z trudem dorwała się do kieszonki i wyjęła z niej przezroczysty woreczek. W środku były trzy, różowe tabletki w kształcie serduszek. Rzuciła nimi prosto w Nico.
      — W tym sekret. — Warknęła. — W tych jebanych pigułkach. Następnym razem przyniosę kokę, weźmiemy sobie po kresce i przestaniesz być tak cholernie spięty. — Syknęła.
      Z torebki zabrała jeszcze paczkę papierosów i ruszyła do drzwi tarasowych. Szarpała się z nimi przez parę chwil, aż w końcu się rozsunęły. Wsunęła cienkiego papierosa między usta. Dłonie jej drżały, kiedy odpalała i nie trafiła ogniem w końcówkę papierosa.
      — Kurwa. — Zaklęła, aż w końcu się jej to udało. Zaciągnęła się mocno, a dym gryzł w gardło i płuca.
      — Myślisz, że ta twoja święta Sophia tak nie skończy? — Zawarczała. Chłód nocy uderzał w nią, ale Sloane na to nie zwracała uwagi. — Że zostanie taką grzeczną, słodką dziewczyną po nim? Bo wiesz, Carter potrafi pięknie kochać. Tylko, że potem… — Spojrzała mu w oczy kręcąc głową. — …, potem pożera żywcem. I będzie za tym tęskniła. Za seksem, za tym jak patrzy, co mówi… Może wcześniej weźmie coś na rozluźnienie. Bo wszyscy wokół biorą, nikomu to nie robi krzywdy, więc jej też nie zrobi. Potem kreska, potem jedno i drugie, może coś jeszcze… Może powinieneś się przygotować, Miller. Bo prędzej czy później, ktoś będzie po niej sprzątał ten syf i jeśli mam zgadywać, to będziesz to ty.

      sloane

      Usuń
  29. Zaciągnęła się mocniej papierosem, dopóki nie czuła, że się dusi. Przetrzymała go dłuższą chwilę w płucach, ale teraz nie było w tym nic kojącego. Nie potrafiła się uspokoić, nie mogła znaleźć niczego, czego mogłaby się chwycić, żeby wrócić do rzeczywistości. Aby przestać pluć tymi słowami, które raniły ją i jego.
    — Pewien tego jesteś? — Syknęła. To, co robiła niszczyło ją od środka, ale też każdą osobę, która się do niej zbliżała. Sloane drapała i szarpała, nie pozwalała się do siebie za bardzo zbliżyć, choć nie miała żadnego powodu, aby tak naprawdę każdego odpychać. Brakowało jej bliskości, a gdy ją dostawała to robiła wszystko, aby się je pozbyć. Jakby nie mogła znieść myśli, że ludziom może na niej zależeć.
    — Nie znasz mnie, Nico. — Powiedziała. Powoli i z dziwnego rodzaju bólem w głosie. — Myślisz, że mnie znasz, bo wiesz, jak mnie pieprzyć, ale nie masz nie pojęcia kim jestem.
    Jej twarz pozostała obojętna. Nie poczuła niczego, kiedy to powiedziała. Choć przecież, to nie była prawda. Znał ją. Tę dziewczynę, która potrafiła siedzieć o drugiej w nocy pry stole z poplamioną bluzą i zajadać się burgerami. Flirtować z nim nad butelką coli, przekomarzać się o głupoty. Znał ją od tej złamanej strony, kiedy czasem jeszcze się łudziła, że mogłaby mieć jakiś kontakt z rodzicami. Znał ją z rana, gdy jeszcze się nie rozbudziła i w odpowiedzi cicho mruczała pod nosem, chowała pod kołdrą i prosiła o pięć minut. Znał dziewczynę, która na minuty przed wejściem na scenę panikowała, by po chwili się otrząsnęła i weszła na nią z dziką pewnością siebie, której jej zazdroszczono. Widział jej łzy, widział radość, smutek, żal – wszystko to jeszcze zanim pierwszy raz coś wzięła. Jeśli ktoś miał znać jej prawdziwą wersję, to był to on.
    — Gdzieś na pewno. — Wzruszyła ramionami. To nie byłby przecież pierwszy raz, nie? Nie o wszystkim wiedziały media, więc gdy czasem zdarzały się te najgorsze momenty udawało się uciszyć portale zanim cokolwiek trafiło do sieci. Kompromitujące zdjęcia były usunięte, a odpowiednia kwota sprawiała, że zapominali, w jakim stanie Sloane byłą widziana, co robiła. To się po prostu nie wydarzyło.
    — Przewrażliwiony jesteś. Nic by się nie stało. — Syknęła i przewróciła oczami. Tak cholernie uparta, że wszystko skończyłoby się dobrze. Jakby kompletnie nie zdawała sobie sprawy z tego, w jakie niebezpieczeństwo pchała się sama. I to nie pierwszy raz. Takich sytuacji było zbyt wiele, aby nazwać je jednorazowym błędem. To był schemat, który powtarzała, choć nie rozumiała, dlaczego.
    Paliła papierosa nerwowo. Część jego słów do niej docierała, część blokowała. Ta część odpowiedzialna za blokadę nie chciała czuć. Nie chciała wyrzutów sumienia, nie chciała tego, co miało nadejść. Sloane się przed tym broniła tak mocno, jak tylko mogła.
    — Nie wiem, Nico! Nie wiem, gdzie bym skończyła ten wieczór! — Krzyknęła. Pewnie za głośno. Ale nie przejmowała się sąsiadami, którzy mogli mieć uchylone okna i słyszeć awanturującą się Sloane. — Może w łazience z kreską, aby się rozbudzić. Może na tyłach auta z typem, którego nie znam. To bez znaczenia, jestem tutaj, racja? Zajebiście bezpieczna i z dala od problemów. — Wycedziła przez zęby.
    Miała się już od niego odwrócić i całą swoją furię wylać przez balkon, ale wtedy ją zatrzymał. Tym jednym imieniem, które między nimi miało już nie paść. Dłoń zawisła w powietrzu, gdy miała zamiar znów wsunąć papierosa między usta. Sloane po prostu zamarła.
    —C-co? — Wydusiła z siebie. To nie było możliwe. Nie wolałaby go jego imieniem. Nie mogła… Nie mogła być tak głupia, prawda? Odzyskała władzę nad ciałem dopiero po paru sekundach, które zdawały się jej ciągnąć w nieskończoność. — Może chciałam, żeby to on wtedy przy mnie był. Żeby to on mnie stamtąd wyciągnął.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Parsknęła głuchym śmiechem. Sama nie wierzyła, że to się działo. Że byli tutaj, że w taki sposób rozmawiali. Gdzieś w głębi wiedziała, że to ona spieprzyła, że była tą, która ich do tego miejsca doprowadziła. Ten sam schemat powtarzała co z Jamesem.
      Impreza, trochę prochów, brak kontroli, a potem niekontrolowane wrzaski, dopóki jej się nie uspokoi. Albo dopóki nie opadnie z sił z płaczem. Każdy taki moment tylko bardziej wszystko wokół niszczył.
      — Myślisz, że nie wiem? — Prychnęła i wywróciła oczami. — Że sobie robię to sama? Wiesz, jak to jest? Kiedy starasz się funkcjonować bez tego, ale w głowie jedyne co słyszysz to wołanie o te jebane tabletki? — Zrobiła krok do niego. Wyrzuciła przez balkon wcześniej niedopałek. — Kiedy to staje się jedyną rzeczą, której chcesz? Kiedy robi się za głośno… za dużo? Nie masz pojęcia.
      Kiedy była zajęta to łatwo było o tym nie myśleć. Ale nawet wtedy… Nawet wtedy pojawiały się momenty, kiedy jej głowa pulsowała, a ciało domagało się jednego. Jednej kreski. Jednej tabletki. I czasem ulegała. Czasem to pomagało. Dziś to nie był jeden z tych dni.
      — Czemu nie? Jak mnie przelecisz to może ci ulży. — Oparła się o barierkę. Nie wychylała, tylko stała o nią oparta. Było wysoko, jak tylko zerkała kątem oka w dół to serce jej przyspieszało. — Może tutaj? Pobawimy się kto będzie ciszej…, aby uniknąć skandalu. — Zaśmiała się. — No dalej Nico… Obiecałam ci, prawda? Twoja noc.
      Zignorowała kompletnie to, co mówił o ratunku. Nie było takiej siły, która zmusiłaby ją, aby przyznała się, że naprawdę jej potrzebuje. Nie przed samą sobą, nie przed nim. Nie przed nikim. Nie zamierzała się przed nikim otwierać i opowiadać o tym, jak ciężko jest.

      sloane

      Usuń
  30. Sloane nie potrafiłaby wskazać konkretnego momentu, kiedy to wszystko zaczęło się wymykać jej spod kontroli. Być może to było wtedy, kiedy wzięła pierwszą kreskę od Cartera, a może kiedy brała kolejną tej samej nocy, bo było jej już obojętne, czy bierze czy nie, ale coś musiała poczuć.
    Wciąż drżała, ale nie od chłodu jesiennego powietrza. Nawet tego już nie zauważała. Tego chaosu w pustych oczach, dłoni, które cały czas się trzęsły. Swojego własnego zachowania. Wyniszczania siebie, bo dopóki wyglądała tak, jak zwykle, dopóki nie widziała śladów na zewnątrz, to przecież wszystko było w porządku, prawda? Tak sobie to tłumaczyła.
    — Cholera, jedyny, który nie chce mnie pieprzyć. — Zaśmiała się gorzko. Miała sięgać już po kolejnego papierosa, ale paczka wypadła jej spomiędzy drżących dłoni. Westchnęła w irytacji, ale nie schyliła się, aby je podnieść. Jakby teraz to był zbyt duży wysiłek. Powinna być teraz szczęśliwa, wesoła, a nie była. Była wkurwiona, zmęczona i wylewały się z niej wszystkie najgorsze uczucia. — Chcesz za to jakiś medal? — Syknęła. Sama niepewna, czy jest zła, bo jej nie chciał, bo była naćpana i nic, co teraz mówiła nie miało większego sensu, czy że Nico brzmiał zbyt sensownie. Gdzieś tam w głębi ona wiedziała, że ma rację. Ale nie potrafiła mu jej jeszcze przyznać.
    Oczy się jej zwęziły, kiedy wspomniał o rodzicach. Nigdy nie chciała być, jak oni – z podejściem do ludzi i zachowaniem. Nie chciała być wyniosła, jak matka, która na wszystkich patrzyła z góry. Nie chciała być, jak ojciec, który dwa albo trzy razy w roku lądował na odwyku. Tak było wcześniej, teraz była pewna, że jego nowa żonka zamiast wciągać z nim kokę to modli się do kryształów. Jedno gorsze od drugiego.
    Sloane milczała. Uderzył tam, gdzie powinno zaboleć najbardziej. Zarzekała się, że nie skończy, jak jej rodzice, a tymczasem była na dobrej drodze do tego, aby skierować się w tę samą stronę, co on. Czuła, jak serce obija się jej o klatkę. Szybko i mocno, boleśnie.
    Uniosła głowę i spoglądała na niego z zaciętą miną. Jednocześnie, jakby rozumiała i starała się odsunąć od siebie wszystko, co mówił. Udawać, że nie rozumie, że ma to gdzieś, a Nico gada głupoty. Ale on miał rację. Ze wszystkim miał cholerną rację, której Sloane nie chciała mu przyznawać. Bo to byłoby przyznanie się do słabości. Pokazanie, że ona wcale niczego nie kontroluje. Że to prochy kontrolują ją.
    — Chcesz mnie wysłać na odwyk? — Prychnęła i zaśmiała się, jakby właśnie rzucił jej dobrym żartem. Może to faktycznie było jedyne wyjście. — Gdzie będę siadała w kółeczku z innymi i przyznawała się, że mam problem? „Cześć, mam na imię Sloane i biorę od roku”. — Pokręciła głową i zupełnie nie zwróciła uwagi na to, że w oczach błysnęły jej łzy. Przed oczami miała taką scenkę. Luksusowy, elegancki ośrodek, który przypominał bardziej spa, niż odwyk. Widziała takie miejsca. Odwiedzała w nich ojca. Lekarze, którzy nie przypominali lekarzy. Eleganckie pokoje, prywatne łazienki i rozmowy na osobności z terapeutą, a czasem grupowe. Sloane nie potrafiła wyobrazić sobie siebie w takim miejscu. Chociaż doskonale wiedziała, że powinna była tam właśnie się znaleźć.
    — Nie mam problemu, Nico. Kontroluję to. — Brzmiała żałośnie. I najgorsze, że w to wierzyła. — Tylko dzisiaj… Nie wiem, co się stało, okej? To tak nie wygląda zawsze.
    Trafił na gorszy moment. Coś poszło nie tak, w którymś momencie, a Sloane nie wiedziała, kiedy skręciła w złą stronę.
    Drgnęła lekko, kiedy zaczął mówić. Nie zastanawiała się nad tym, kim dla niej Nico teraz jest. W przeszłości tak, kochała go. Nie kryła się z tym i wiedział o jej uczuciach, gdy byli razem. Potem zniknęli sobie z codzienności. Pojawiły się inne osoby, inne uczucia. Zapomnieli o sobie, a teraz… Teraz do siebie wrócili, a być może żadne z nich nie było gotowe na to, aby znów mieć się w życiu.
    — Nie jesteś tym dla mnie. — Powiedziała cicho. Niemal łamiącym się tonem, jakby teraz docierało do niej, że on tak o sobie myślał. A ona go tak traktowała. Jak antidotum na wszystko, co złe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyciszała się przy Nico. Nie było przy nim tych ciężkich, złych myśli. Była tylko ich dwójka i to, jak dobrze jest im razem. Bawili się dobrze. I nie oczekiwali od siebie niczego, a może tylko tak się jej wydawało. Może jej się zdawało, że on od niej niczego nie oczekuje. Może czegoś jednak chciał. Większej wyłączności? Fizycznie była z nim, sypiała tylko z nim, ale emocjonalnie? To był labirynt, w którym Sloane się dawno już zgubiła.
      Zaczęła oddychać szybciej, kiedy złapał ją za rękę. Nie uciekała przed tym, ale długo też nie potrafiła patrzeć mu w oczy. Czuła, jak zaczyna jej brakować powietrza w płucach. Jak to wszystko zaczyna być coraz trudniejsze do zniesienia. Jak nie potrafi już się odnaleźć sama w sobie.
      — Nie chcę ich… Nie wiem. Nie wiem. — Jęknęła w bezsilności. Głowę pochyliła do przodu, a wolną dłoń przyłożyła do czoła, jakby już się poddawała ze wszystkim. — Jestem żywa… Jeszcze.
      — Nie chciałam tego, Nico… Tego wszystkiego. Tych prochów, tego życia… Ale to już moja codzienność. Od prawie roku… Ale to kontroluję. Może nie dzisiaj, ale kontroluję. Nie biorę codziennie, okej? To tylko… Czasami. Kiedy jest źle. I nie chcę, żebyś się czuł, jak… ktoś na chwilę. — Nie spojrzała na niego. Nawet nie podniosła głowy. Dalej trwała w tym dziwnym zawieszeniu między nim, a barierką, od której robiło się jej coraz zimniej. — A chcesz, żebym ci powiedziała, że cię kocham? Mogłabym, ale ostatnio rzucam tym słowem tak często, że chyba straciło już ono znaczenie…
      Może nigdy tak naprawdę nie wiedziała, co ono oznacza. Mogłaby znów go pokochać tak, jak wtedy, kiedy nie była skażona niczym. Gdy była tylko Sloane, która z uśmiechem go witała rano, ciągała na próby i chodziła z nim na treningi. Gdy byli trochę młodsi, mniej zniszczeni przez życie.

      sloane

      Usuń
  31. Sloane nie wiedziała już, co ma robić. Jak się zachować ani co mówić. Mogła dalej rzucać ostrymi słowami, które sprawią, że Nico w końcu pęknie i wyrzuci ją z mieszkania. Mimo, że doskonale wiedziała, że tego nie zrobi. Nie zostawiłby jej na pastwę losu. Nie w takim stanie, kiedy była tak naprawdę bezbronna i gdyby ktoś się ładnie uśmiechnął – to nie odmówiłaby wspólnej wycieczki po Nowym Jorku, która mogłaby się dla niej skończyć tragicznie. Zaczekałby, aż wytrzeźwieje i wtedy kazał się wynosić. Z mieszkania i z życia.
    — Więc wciąż ładnie wyglądam? — Nie była pewna, czy to jest żart czy pytanie na poważnie. Przetarła wierzchem dłoni oczy. Szczypały od tuszu i kępek, które delikatnie miała doklejone. Czuła, że zaczyna opadać z sił, a jednocześnie dalej miała ochotę czymś rzucić. Coś rozbić. Ale… To był Nico. Nie zasługiwał na to, aby widzieć tę niepohamowaną złość w niej, która rzuca butelkami i talerzami, która nie potrafi się zatrzymać.
    Nieśmiało podniosła wzrok, kiedy dotknął jej policzka. Zupełnie, jakby ten gest wystarczył, aby na chwilę ją zatrzymać w rzeczywistości. W tym prawdziwym momencie między nimi, a nie urojonym przez narkotyki, które stopniowo przestawały działać.
    — Ale jestem sama, Nico. — Szepnęła cicho, prawie jak wyznanie, którego nie chciało się mówić. — Jesteś tu teraz, ale… wiem, że w końcu zrobię coś, przez co nie będziesz mógł na mnie patrzeć. I odejdziesz, a ja nie będę cię mogła winić.
    Sloane bez przerwy powtarzała te same schematy, które sprawiały, że ludzie odchodzili. Nie miała żadnych prawdziwych przyjaciółek. Udawała, że Meave tym jest, ale Meave miała płacone za ogarnięcie jej syfu, wysłuchanie, gdy marudziła. Z rodzeństwem nie miała kontaktu. Może poza Beckiem, ale on żył w swoim świecie i nie widziała go od miesięcy. Ostatni raz był na pokazówce, którą odstawił ich ojciec, a obecnie Sloane nawet nie wiedziała, gdzie Beck jest. O reszcie nie było sensu wspominać.
    — James zniknął, bo wybrałam Cartera i wieczną imprezę. Carter, bo znudziło mi się ciągłe imprezowanie i chciałam spokoju, a potem ja odeszłam, bo ten spokój… Bo w nim wszystko słychać wyraźniej. — Tak to sobie tłumaczyła. I była w tym jakaś prawda. Nie potrafiła znaleźć w pełni tego, czego chciała lub potrzebowała w żadnym. Jeden dawał jej za mało, drugi dawał za dużo. Ale żaden nie potrafił wyłączyć w niej tego, co najgorsze. — Ty też znikniesz… Prędzej czy później. I to będzie moja wina.
    Nawet nie miała pojęcia, ile zapamięta z tej rozmowy. Czy rano się nie obudzi z jedną wielką dziurą w pamięci. Czy nie wyprze tego wszystkiego z siebie.
    — Nie powiem ci, że cię kocham, Nico. — Przy kimś innym to mogło brzmieć, jak odrzucenie, ale nim nie było. — Nie teraz. Mówiłam to tyle razy… Nie jestem pewna co to słowo jeszcze znaczy. I jeśli będzie taki dzień, kiedy ci to powiem… chcę być tego pewna. Nie chcę tego mówić, bo powiesz to pierwszy.
    Ten krótki pozbawiony radości uśmiech sprawił, że coś w niej pękło. To między nimi to miała być tylko zabawa. Nie mieli się w żaden sposób angażować. Sloane wiedziała od początku, że to się źle skończy. Że w końcu będą chcieli więcej, a dziś… Dziś była gotowa mu dać więcej, dopóki nie pojawiły się te myśli. Dopóki nie zjawił się znikąd Jules, który tylko podsycał ten gniew w niej. Dała mu się podejść. Wzięła to, co zaoferował, a potem wszystko runęło.
    Odetchnęła głębiej, kiedy to powiedział i przez chwilę milczała. Oparła się o balustradę, a ręce skrzyżowała pod piersiami. Delikatnie drgała; może to już była mieszanka prochów i chłodu. Sama nie miała pojęcia.
    — Nie jesteś antidotum, Nico. — Szepnęła, ale nie spojrzała w jego stronę. — To było z tobą łatwiej. I zapomniałam o wszystkim, ale… To będzie wracało. Tak, jak dziś. Bez ostrzeżenia i ja będę wszystko psuła. Nie mogę ci tego robić… Nie mogę cię wciągnąć w ten syf jeszcze bardziej.

    sloane

    OdpowiedzUsuń
  32. Patrzyła się przed siebie, ale już nie tak bezmyślnie, jak wcześniej. W głębię mieszkania, które oświetlone było tylko niewielkim, ciepłym światłem. Może pobyt na świeżym powietrzu zrobił jej lepiej niż była w stanie sobie wyobrazić. Jeszcze pięć minut temu gotowa była wrócić do środka i roztrzaskać to, co znajdzie na swojej drodze. I to, co by się na niej znalazło to nagrody Nico. Pewnie sięgnęłaby po nie z czystej złośliwości, aby tylko mu pokazać, że ją trzeba nienawidzić.
    — I skąd to niby wiesz? — Mruknęła zgryźliwie. Nie widziała dla siebie poprawy. Ani teraz, ani wcześniej, kiedy nic jeszcze jej nie wymknęło się spod kontroli. Robiła wiele głupich rzeczy, ale to, co działo się w ostatnich miesiącach, to był dopiero rollercoaster emocji, z którego nie potrafiła wysiąść. Miała wrażenie, że cały czas jedzie pod górę, a gdy już zjeżdża z górki to robi to z prędkością, która może zabić. — Nie każdy się zmienia, Nico… Na gorsze może.
    Nie podobało się jej to, jak bardzo ma rację. Jak trafnie o wszystkim mówi. Gdzieś w głębi o tym Sloane wiedziała. Psuła swoje relacje, aby mieć nad nimi kontrolę, bo z góry zakładała, że się popsują i robiła to pierwsza, zanim ktoś miał okazję ją skrzywdzić. Potem zgrywała ofiarę, tą, która była zraniona, a w rzeczywistości to ona robiła najwięcej szkody. Każdemu z kim była. Może naprawdę nie potrafiła pozwolić sobie uwierzyć w to, że może być dobrze, że ona może wyjść z nałogu, że może wrócić do swojego poprzedniego życia, a nawet lepiej – może zacząć od nowa. Bez nałogów, bez facetów, z którymi nic jej już nie łączy.
    Spojrzała w końcu na niego. Z trochę przytomniejszym wzrokiem niż przedtem, ale jeszcze nie w pełni była obecna. Dopiero teraz zauważyła też, jak blisko niej był. Niemal czuła bijące od jego ciała ciepło.
    — Dlaczego, Nico?
    Sloane naprawdę nie potrafiła zrozumieć, dlaczego ktokolwiek chciałby przy niej być. Była problemem – dla ochrony, dla wytwórni, dla swojej menadżerki. I teraz dla niego. Nie była dziewczyną, która czeka z obiadem na chłopaka. Była tą, którą ściąga się z baru, bo wypiła za dużo i zaczęła flirtować z kim popadnie. Była tą dziewczyną, której nie chce się mieć, bo przynosi same kłopoty i to nie takie, w które Nico chciał i lubił się pakować.
    — Nie powinno cię tu być… W tym wszystkim ze mną. — Szepnęła. Wciągnęła go w to, choć wiedziała, że prędzej czy później skończy się tragedią. Mniejszą lub większą. Sloane nie umiała odpuszczać. Nie umiała mówić sobie „dość”.
    Nie pytała, czy może, ale oparła głowę o jego ramię. Jak w cichej prośnie, aby jeszcze nie pozwolił jej stąd wychodzić. Sloane wiedziała, że nie powinna była go w to wciągać. Wygadywać tego wszystkiego, co mówiła o Jamesie czy Carterze, o swoich problemach i wylewać na niego swoją frustrację. Opowiadać mu o tym, jak tęskni za jednym i drugim, jak ich obu kocha, kiedy teraz nawet nie była pewna, czy to jest prawda. I czy to kiedykolwiek była prawda, czy może tylko uzależnienie, bo potrafili sprawić, że przez chwilę czuła się dobrze, bo ból znikał i zostawały tylko miłe uczucia. Spokój i cisza, ale nie te przygniatające, od których próbowała uciekać, a te prawdziwe. Kiedy nie czuła się jak Sloane ze sceny ani jak dziewczyna, która ma w sobie tyle problemów, że nie od którego zacząć najpierw. I teraz był Nico… Nico, który kompletnie nieświadomie wszedł w jej życie licząc na dobrą zabawę, a dostał zjazd i koktajl narkotyków ubrany w czerwoną, krótką kieckę.
    Nico, który może ją znowu kochał, a teraz wymykała mu się przez palce.
    — Chciałam dla nas innej nocy, Nico. — Wyszeptała. To miała być inna noc. Gorąca, pełna wzajemnych westchnięć, dłoni, które nie potrafią się oderwać od ciała, pocałunków i uniesień, a nie ciężkich rozmów na balkonie i prochów w systemie.

    sloane

    OdpowiedzUsuń
  33. Wyciszała się z każdą kolejną chwilą, którą spędzili na balkonie. W końcu dała zabrać się do środka, kiedy było jasne, że drży nie tyle przez to, co wzięła, a z chłodu. Nie protestowała, tylko uciekła do łazienki. Może w środku czując, że oboje potrzebują chwili dla siebie i odpoczynku od samych siebie, bo zdarzyło się… Za dużo. Sloane pozwoliła sobie na zbyt wiele. Gdyby potrafiła to kontrolować, to nie wzięłaby nic od Julesa. Nawet by nie zamieniła z nim słowa, a spędziła z mężczyzną dobre dziesięć minut, jak nie więcej i dała złapać się, potem, gdy już tańczyła. Mogła teraz tylko gdybać, czy gdyby nie wzięła tej drugiej pigułki to czy byłaby inna. Czy nie zaczęłaby się tak zachowywać, ale przecież się nie dowie, prawda? Wzięła zimny prysznic, aby się obudzić i zmyć z siebie to, co najgorsze, a potem dopiero przekręciła wodę na cieplejszą. Miała u niego już trochę swoich rzeczy, spędzali ze sobą dość czasu, aby trochę kosmetyków się pojawiło, ale i tak brała na oślep. Nawet nie była pewna, czym i czy w pełni zmyła makijaż. Rano się miało okazać, że go nie domyła w pełni, a pod oczami miała ciemne plamy od tuszu i eyelinera. Chciała, aby wrócił z nią do sypialni, ale nie poprosiła o to, choć strach przed samotnością brał nad nią górę. Ta potrzeba, aby ktoś był obok nie, kiedy zasypia w najgorszych momentach w życiu. Kiedy jej głowa dotknęła poduszki, Sloane zasnęła niemal od razu. Zmęczona, przybita i pokonana. Zostawiona sama sobie.
    Chyba w pełni nie zdawała sobie powagi sytuacji, tego co mu mówiła i jak się zachowywała. Większość wspomnień z nocy i rozmowy się rozlały. Nie były istotne, gdzieś odpłynęły. Spała zaskakująco spokojnie. Bez koszmarów, które pojawiały się najczęściej, gdy czymś się naszprycowała, a mózg nie działał tak, jak powinien. Nie wybudzała się, choć przez sen szukała obecności kogoś drugiego, ale napotkała tylko chłodną połowę łóżka.
    Obudził ją wrzask. Głośny i przeszywający. I w pierwszej chwili Sloane miała wrażenie, że to tylko sen, ale głos się nie zamykał. Jęknęła głośno, twarz schowała w poduszce, a kołdrę naciągnęła na głowę, aby odciąć się od tych wrzasków. Zbyt głośnych, jak na poranek. I poranek był zbyt jaskrawy. Głowa jej pękała i nie miała pojęcia, gdzie się znajduje, choć pościel pachniała znajomo. Tak, jak coś, co dobrze zna.
    Gdyby miała przy sobie swój telefon mogłaby sprawdzić i zobaczyć, że Clara próbuje się do niej dobić od rana. Że Julie pisze milion sms’ów, że Meave jest tak samo zmartwiona. Sloane nie potrafiła się tym przejąć. Po pierwsze – jeszcze nie wiedziała, że jakiś skandal wybuchł. Po drugie – to nie byłby jej pierwszy raz. Od dawna trzymała się dobrze, ale wczoraj… Cokolwiek się wczoraj wydarzyło przekroczyła granicę. I dopiero miała się o tym przekonać.
    — Ja pierdolę. — Warknęła pod nosem, bo krzyki nie robiły się wcale cichsze. Wręcz przeciwnie, nabierały na intensywności. Podniosła się ciężko na łóżku. Potrzebowała paru sekund, aby ogarnąć, gdzie jest. Sypialnia Nico. Gala. Klub… Ale co potem? W głowie miała pustkę. Pamiętała, jak tańczy, jak kogoś całuje… Czy to był Nico? Miała nadzieję, że to był on.
    Zwlekła się z łóżka i sięgnęła po bluzę. Było jej zimno. Zbyt zimno, jak na porę roku i fakt, że nie należała do osób, które potrzebują setki warstw, aby poczuć się komfortowo. Na nogi wsunęła nawet skarpetki. Wiedziała, gdzie szukać ubrań Nico i sobie na to pozwoliła. Trochę rozbijała się po garderobie, lekko zatoczyła, kiedy zakręciło się jej w głowie. Unikała spoglądania w lustra czy cokolwiek, co mogło pokazać jej odbicie. Wolała tego nie widzieć. Włosy przeczesała tylko lekko palcami, zanim zdecydowała się opuścić sypialnię. Musiała przejść przez korytarz, aby dotrzeć do salonu, gdzie rozgrywała się cała scenka.
    Nie pokazała jeszcze, że się obudziła. Stała oparta przy ścianie. Słuchając każdego słowa. Zaciskała mocno szczękę, aby powstrzymać się przed rzuceniem jakiegoś komentarza. Znała te scenki, aż nazbyt dobrze. W głowie miała minę Clary, gdy ją informowała, że sponsorzy zastanawiają się nad wycofaniem, że niszczy siebie i wszystko wokół.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To powinno być jak kubeł zimnej wody wylany na głowę. I poniekąd tak było.
      Niszczyła wszystko, czego tylko się dotknęła. A teraz… Teraz wciągnęła w to Nico. Swoją karierę mogła niszczyć. To głównie ona na tym cierpiała. Nico przecież nie prosił się o to, aby spaliła to, na co ciężko pracował od lat. Pamiętała jego menadżera jeszcze z czasów, kiedy byli razem. Wtedy nie wywoływali skandali. Nie na taką skalę. Jasne, jakieś nocne ucieczki, rejs po Tamizie nocą i całowali się, gdzie popadnie, ale to nikomu nie szkodziło na karierze. To rozpalało plotki, przyciągało młodszą widownię. Tych zainteresowanych prywatnym życiem, a nie ich osiągnięciami, ale to wciąż generowało pieniądze, wyświetlenia. Wszystko, co się tak naprawdę mogło liczyć.
      Odetchnęła głęboko, zanim zdecydowała się wejść.
      Na twarzy miała lekki uśmiech, ale daleko jej było do wesołości.
      — Dzień dobry, Reed. — Rzuciła, jakby kompletnie niewzruszona tym, co właśnie usłyszała. Nie zamierzała tez udawać, że nie słyszy. Sloane była na kacu, zmęczona, a on tymi wrzaskami nie dawał jej odpocząć. — Cały budynek cię chyba słyszał. Miło cię widzieć.
      Sloane poruszała się wolno, jakby jej całe ciało było zrobione w ołowiu. Jednocześnie mózg działał jej teraz na tak wysokich obrotach, że nie była nawet pewna, jak to jest możliwe.
      Przeszła przez pomieszczenie. Kierując się do Nico, ale przede wszystkim do ekspresu. Kawa. Potrzebowała kawy. Albo energetyka. Czegoś, co ją rozbudzi. Jakby wrzaski same w sobie nie były wystarczające.
      — Tyle szumu o parę fotek? Daj spokój, jutro ktoś odjebie coś innego i wszyscy o tym zapomną. — Przewróciła oczami, a potem syknęła, bo ten ruch, jak się okazało, ale był bolesny.
      Swoje spojrzenie zatrzymała na Nico. Widziała, że jest rozdarty. Między tym, co trzeba zrobić, a co chciał zrobić. Między nią, a sobą. Tymczasem ona stała pewna w tej kuchni, że to tylko jeden z wielu skandali, o których zaraz wszyscy zapomną.
      — Cześć, kochanie. — Mruknęła nieco ciszej, jakby chciała, aby tylko Nico to słyszał. Nie czekała na jego reakcję, tylko stanęła na palcach i musnęła jego usta. Tak, jakby nic się nie wydarzyło. Jakby zeszłej nocy wcale nie pomyliła go z Jamesem. Jakby nie sprowadzała jego kariery prosto w przepaść.
      Sięgnęła po swój kubek i postawiła go pod ekspresem. Sprawnie go obsługując.
      — Powinieneś się napić melisy, Reed. Dobrze by ci zrobiła. Albo zapalić jointa. Wyluzowałbyś.

      sloane

      Usuń
  34. Znała to spojrzenie, aż za dobrze. Pogarda wzmocniona irytacją. Miała identyczny wyraz twarzy, kiedy patrzyła na Reed’a. Zaczynał ją drażnić tym, jak rozdmuchał to wszystko. Nie było takiej rzeczy, której nie dało się zakryć. Jej team pewnie już za jej plecami działał, aby ta sprawa się wyciszyła. Może było trochę za późno na to, aby zapełnić wszystkie szkody, ale jeszcze coś na pewno dało się zrobić. Sloane nie martwiła się tak bardzo tym, co o niej pisali. Gorzej, gdy zaczną o to pytać podczas wywiadów, ale i z tym umiała sobie radzić. Wiedziała, co powiedzieć, aby nie wypaść jeszcze gorzej, a najczęściej nie musiała w ogóle na te pytania odpowiadać, bo Clara wcześniej miała dostęp do pytań i gdy jakieś mogło ją skompromitować czy ośmieszyć, to zwyczajnie się nie zgadzała, aby padło.
    — Wielka mi rzecz. — Wzruszyła ramionami. — Byliśmy na imprezie Reed. Wiesz co się robi na imprezach? Pijesz, tańczysz, czasami trochę się zapędzisz. Wypiłam trochę więcej martini niż planowałam i Nico mi pomógł. — Taka była oficjalna wersja. Wiedziała, że się naćpała. Nikt nie musiał jej tego mówić. Czuła to w swoim systemie, a brak pamięci z ostatniej części wieczoru był wymowny.
    — Nie zrobiłam niczego złego. Rozumiałabym, gdybym się spiła na gali albo na tym after party, ale tego nie zrobiłam. A nawet nie wiesz, jak chciałam, bo strasznie niektórzy tam przynudzali.
    Mieszała łyżeczką w kubeczku. Specjalnie głośno odbijała ją od ścianek kubeczka, jakby próbowała zagłuszyć wywód Reed’a, co było niemożliwe. Gdyby miała na ręku zegarek to właśnie by ją ostrzegł o głośności. Słuchanie go było trudne, bo on miał rację. Może nie w tym, że nie dbała o Nico, ale cała reszta… To by się zgadzało. Ale była zbyt dumna, aby to przyznać.
    — Nie mam tego w dupie, Reed. Jak to ładnie określiłeś. Ja po prostu nie panikuję, bo wiem, że właśnie przesadzasz i rozdmuchujesz coś, o czym nie masz zielonego pojęcia. — Wycedziła przez zaciśnięte zęby. Sloane westchnęła z frustracją i odwróciła się do nich plecami. Dłonie oparła o blat kuchenny i pochyliła się do przodu. Było jej niedobrze. Od zapachu kawy, od alkoholu, który wczoraj wypiła. Odsunęła od siebie kubeczek, jakby to w czymkolwiek miało pomóc. To, co mówił Reed też w niczym nie pomagało. Sloane nie chciała dopuszczać do siebie myśli, że on ma rację. Że naprawdę ma rację, że nie przemyślała niczego. Wzięła jakieś gówno, bo była w złym nastroju. Dała się nagrać, kiedy jest naćpana, ale jak miała to kontrolować? Każdy teraz miał telefon. Każdy mógł go wyjąć i nagrać. Mogli też sfabrykować nagrania. AI miało się w końcu świetnie, ale to była żałosna wymówka. Nawet, jak na nią.
    Reszta rozmowy toczyła się między Nico, a jego menadżerem. Sloane mogła wkroczyć tam w każdej chwili, ale każde słowo, które by powiedziała i tak odbiłoby się od Reed’a, jak kauczukowa piłka od podłogi. Nie zamierzała się produkować, kiedy to było bez większego sensu. On miał swoją prawdę, Sloane swoją, a Nico swoją. I każde z nich po części miało rację, której pozostała część grupy zaakceptować nie chciała.
    Sloane podskoczyła w miejscu, gdy uderzył dłonią o stół. Klinika, terapeuta, kurator… Dobre sobie. Tak, jak dwie pierwsze pozycje jeszcze miały sens, to kurator to była przesada. Nie łamała prawa. Technicznie. Za branie raczej nie dawali kuratora. Nie miała pojęcia. I miała to akurat w dupie. Gdyby mieli ją za to przyskrzynić, zrobiliby to już dawno. James w końcu wiedział, że ona zawsze ma coś przy sobie. Były detektyw, a jakoś nie spieszył się do tego, aby swoim kumplom dać znać, że przy Fletcher można znaleźć różne, kolorowe narkotyki.
    Nie spojrzała już na żadnego z nich. Tylko czekała, aż Reed przestanie się drzeć i stąd wyjdzie. Nie zamierzała tu Nico przy nim przepraszać i prosić, aby jej wybaczył, że zjebała. To mogło poczekać. Zresztą, nie miała nawet pojęcia, czy w ogóle będzie chciał jej słuchać. Równie dobrze mógł jej kazać też stąd wyjść.
    Odetchnęła głębiej, kiedy drzwi za nim w końcu trzasnęły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mimo, że w mieszkaniu zapadła cisza, to w głowie Sloane huczały ciągle jego słowa. Były prawdziwe, gorzkie i… I to bolało najbardziej. Bo to nie był jednorazowy wypadek. Nie, to nie była przypadkowa akcja. To był schemat. Parę tygodni spokoju, a potem od nowa wpadała w tę samą pułapkę, którą ustawiała sama pod sobą.
      Wciąż stała pochylona nad blatem, oddychając powoli przez usta. Była pewna, że lada moment i wszystko, co zeszłej nocy wypiła wyląduje w zlewie, ale może oszczędzi sobie jeszcze tego upokorzenia.
      Wzięła głębszy wdech, a potem dłoń przyłożyła do ust. Uspokój się. Zacisnęła usta. Nie zrobi tego. Nie w ten sposób i nie przy nim.
      — Nie on pierwszy i nie ostatni dziś będzie na mnie krzyczał. — Mruknęła. Domyślała się, że skoro to wyszło na jaw, to musi być grubo. Ale nie była gotowa, aby spojrzeć w telefon. Jej dramaty mogły zaczekać.
      — Przepraszasz mnie, bo powiedział prawdę? — Prychnęła i spojrzała na Nico. Nie było w niej kpiny czy złośliwości. — Psuję wszystko, Nico. Jestem problem dla każdego, więc… Z tym się nie mylił. Ale nie chciałam ci robić problemów w pracy.
      Nie miała żadnej satysfakcji z tego, że mu coś zepsuje.
      — Co to był za kontrakt? — Spytała. Wiedziała, że kontrakt w tę czy w tamtą na ogół nie robi różnicy, ale to, co jest pisane w prasie ma czasem aż zbyt wielkie znaczenia. Nikt nie chciał współpracować z ludźmi, którzy robią problemy. Sloane miała własne kontrakty, które pewnie teraz stały pod znakiem zapytania.
      — Wiem, jak to działa, Nico. Wszystko jest w porządku, dopóki przynosisz pieniądze, nie sprawiasz problemów, uśmiechasz się do kamer. Ale w sekundzie, jak coś idzie nie tak, to wieszają na tobie psy. — Westchnęła. I obecnie pretensje mogła mieć tylko do siebie.
      Usiadła na kuchennym blacie, a kubek odsunęła od siebie tak daleko, jak to tylko możliwe. Tej kawy jednak dziś nie wypije. Nie sądziła, że tak będzie wrażliwa. A mogła jednak spojrzeć w lodówkę, czy ma jakiegoś energetyka, aby nie dobijać się zapachem.
      — Przepraszam, Nico. — Szepnęła cicho. Bez jadu w głosie z lekko opuszczoną głową. Zgarnęła kosmyk włosów za ucho i znów na niego zerknęła. — Nie pamiętam, co wczoraj zrobiłam… Było… bardzo źle?

      sloane

      Usuń
  35. Sloane wbiła wzrok w Nico, jakby próbowała z niego teraz wszystko wyczytać. Znaleźć odpowiedzi z zeszłej nocy, których w nim nie widziała. Poza rozczarowaniem, które uderzało w nią mocniej niż cokolwiek innego przedtem. To był rzadko widok u Nico. Trzeba było się mocno postarać, aby go sobą rozczarować. I jej to się wczoraj najwyraźniej udało spektakularnie.
    Wzruszyła ramionami, bo to, że na nią nawrzeszczał to tak naprawdę nic. Nie przejmowała się tym. Reed nie był pierwszą osobą, która to zrobiła i na pewno nie ostatnią. Z tym, że jego słowa… Cóż, bolały i były prawdziwe.
    — Próbowałeś go powstrzymać. I nie trzeba mnie bronić, Nico. Umiem o siebie zadbać. — Powiedziała, co brzmiało śmiesznie w porównaniu z tym, że zeszłej nocy tego nie umiała zrobić. I nigdy nie będzie potrafiła, gdy dalej tak to będzie wyglądało. — Chyba mi się należało… skoro ci popsułam ważny kontrakt.
    Westchnęła, kiedy próbował ją przekonać, że to nie było nic ważnego.
    — Nico, możemy pominąć moment, kiedy udajesz, że nie wiem, jak działa ten biznes? — Mruknęła. — O nieważne kontrakty nikt się tak nie pruje. Więc… co ci zjebałam?
    Gdyby chodziło o coś niewielkiego, nikt by nie zwrócił uwagi. Ale to musiało być poważne, bardzo poważne, że Reed tu wbił wczesnym rankiem i urządził awanturę stulecia, że pewnie wszyscy sąsiedzi Nico słyszeli teraz, że jego dziewczyna to ćpunka. O ile już nie przeczytali tego w porannych wiadomościach plotkarskich. Sloane wiedziała, że musi zastanowić się nad swoim życiem i decyzjami, bo inaczej skończy tam, gdzie kończyć nie chciała. Nawet nie chodziło o jakiś odwyk, który pewnie dobrze by jej zrobił. Tylko… Mogła stracić wszystko. Reputację, pracę, pieniądze, wizerunek… Zostać z niczym. I wtedy nic jej już nie uratuje. Mogła to wszystko przećpać, jeśli nie będzie ostrożna.
    Było jej cholernie wstyd. Wcześniej nie znała tego uczucia, ale teraz… Teraz ją dobijało potwornie. Nie dbała o siebie, bo sobie robiła gnój wiele razy, ale Nico… On nigdy nie miał paść ofiarą jej wybryków. Nico miał być jej bezpiecznym miejscem, którego nie krzywdzi. Jego naprawdę nie chciała skrzywdzić. W żaden sposób. Fizycznie, emocjonalnie czy na jakiejkolwiek innej płaszczyźnie. Z nim chciała, aby było w porządku. Tak, jak było, zanim wciągnęła kreskę. Zanim wzięła pigułki. Zanim… Zanim zrobiła cokolwiek robiła.
    — Żyję z niewielkim kacem… chyba nie było tak źle. — Mruknęła. Miała o wiele gorsze poranki. Takie, po których chciała się zabić, nie dosłownie, ale chęci były ogromne, ale sił żadnych. Nie miałaby nawet jak napchać się jakimiś tabletkami, a co dopiero je popić.
    Zamilkła kompletnie, kiedy mówił dalej. Opuściła wzrok, który wbiła w jasne płytki i go słuchała. I chciała przestać go słuchać, bo on miał rację. Warknąć, aby się zamknął i dał jej żyć, bo to jest jej życie, bo to ona decyduje i nikt nie będzie jej mówił, co może robić, a czego nie powinna. Ale żadne słowa nie chciały wyjść jej przez gardło. Nawet jedno. Siedziała z zaciętą miną i ściśniętymi ustami. Czuła się podle. Gorzej niż kiedy w podobny sposób rozmawiał z nią ktokolwiek inny. Bo może… Bo może zależało jej bardziej na nim niż na innych, bo Nico nie był częścią tego świata. Był z zupełnie innego. Ułożonego. Takiego, w którym nie było znajomych z prochami. Nie było dziewczyny, który jest naćpana. Nie było tego chaosu.
    — Nico… — Zaczęła, ale nawet nie wiedziała, co ma mu powiedzieć. Że myślała o tym, ale przeraża ją odejście od tego wszystkiego? Zostawienie przeszłości za sobą, mężczyzn, których kochała i którzy dalej byli w pewien sposób obecni? Że nie wyleczyła się ani z jednego ani z drugiego? Zacisnęła usta i spojrzała w bok. — To była jedna zła noc… Tylko tyle. Nie robię tego codziennie. To tylko jedna zła noc…
    Nie wiedziała, czy bardziej próbuje przekonać siebie, czy jego. Wmówić, że to nie jest nic złego, że naprawdę nad ty kontroluje, ale… Przecież już dawno nie miała nad tym żadnej kontroli. Nad sobą, nad życiem. To dawno wymknęło się jej z rąk i uciekło, a Sloane nie miała pojęcia, jak to odzyskać. Od czego zacząć, gdzie zacząć ani jak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zmarszczyła lekko czoło.
      — Dlaczego miałabym rozmawiać z Jamesem? — Zapytała. Przecież to był skończony temat. Dawno temu… Tygodnie temu. Nie widziała się z nim od… Od tamtej nocy, kiedy mu obiecywała, że jest tylko on, a ona przestała grać. Potem wpadła na Nico, a o nim… Po prostu zapomniała. On też nie pisał. Nie dzwonił. Najwyraźniej wiedział, że to nie ma sensu, że ona znów w coś się tylko bawiła, była samotna przez chwilę.
      Wzięła od niego puszkę bez słowa. Otworzyła ją i od razu upiła kilka łyków. Nie poczuła się jakoś wybitnie lepiej, ale było znośnie. Chłodny napój był przyjemny, a reszta… Reszta jakoś się potoczy.
      Patrzyła, jak od niej odchodzi. Jak nawet nie jest w stanie na nią spojrzeć i chyba to zabolało najbardziej. Zacisnęła mocno usta, jakby powstrzymywała się przed jakimś komentarzem, ale tak naprawdę powstrzymywała się przed płaczem. Nienawidziła, kiedy pojawiał się znikąd i burzył jej wizerunek niewzruszonej niczym dziewczyny. Ale nie zamierzała tu płakać i robić scen. Nie przy Nico.
      Oddychała powoli, jakby potrzebowała teraz chwili dla siebie. Zanim na niego spojrzała.
      — Wiem, że muszę to zrobić, Nico… Wiem, że… Popełniam błędy, jestem problematyczna i każdego kto jest przy mnie ciągnę ze sobą w dół. Nie chciałam cię w to wciągać, Nico. Psuć ci planów i niszczyć karierę.
      Trzymała w rękach zimną puszkę, na której skupiła teraz swoją uwagę. Miała głupi napis z boku love, co było komicznie absurdalne w tej sytuacji.
      — Nie umiem tego przerwać… Nie umiem… — Urwała, bo słowa „nie umiem poprosić o pomoc” nie chciały jej przejść przez gardło. Nie mogła ich z siebie wydusić. Nawet przed samą sobą. — Po prostu nie umiem inaczej.

      sloane

      Usuń
  36. Sloane jeszcze miesiąc temu sądziła, że wyjdzie na prostą. Jasne, coś czasem sobie łyknęła na poprawę humoru, ale od dawna nie doprowadziła się do takiego stanu, jak wczoraj. Nie straciła tak kontroli nad ciałem i umysłem, którego zdawało się, że wcale nie miała. Była żywsza, weselsza i miała więcej energii, aby pracować. Wszyscy myśleli, że po prostu przeszła już ten okres żałoby po rozwodzie i Carterze, a także Jamesie, a skoro pojawił się Nico i spędzała z nim większość czasu, to była na dobrej drodze do tego, aby wrócić do bycia dawną Sloane, która nie potrzebowała spędzać nocy w klubach i wciągać kresek w łazience czy z blatu stolika, bo co ją obchodzi, że ktoś zobaczy.
    Ona też tak myślała. I się myliła.
    Nie chciała wiedzieć. Nie tak naprawdę. Im mniej jej mówił, tym mniejsze były wyrzuty sumienia. Ale powiedział, a Sloane miała wrażenie, że te słowa uderzyły w nią z siłą rozpędzonego pociągu.
    — Kurwa. — Tyle. Tak tylko to skomentowała, bo żadne przeprosiny tego nie naprawią. Nie ważne, jak na niego spojrzy – z jaką szczerością w oczach, to nic nie zmieni. Absolutnie nic. — Mogę… nie wiem, mogę pogadać z Clarą, może jakoś uda się to odkręcić. Jakieś oświadczenie czy coś. — Mruknęła. Nie miała do tego głowy. Nie potrafiła znaleźć sensownego rozwiązania.
    — Cholera, Nico bijący się po klubach. Kto by pomyślał. — Mruknęła. Nie był typem, który to robił. Trzymał zawsze emocje na wodzy, pilnował się. Musiał być nieźle sprowokowany, aby wymierzyć pierwszy cios. — Zasłużył sobie chociaż? — Tego też nie była pewna, czy chce wiedzieć.
    Naprawdę mu to zjebała. Przez nią pojawiły się zdjęcia i filmiki. Plotki. I planowała tylko, aby były te dobre. Sloane Fletcher i Nico Miller – znowu razem, potwierdzają romans na czerwonym dywanie. Tego chciała, a nie tego pieprzonego teatrzyku, który odstawiła. I gdyby tylko nie poszła z Julesem… Gdyby tylko może wspomniała Nico, że źle się czuje, że zaraz zrobi coś głupiego i poprosiła, aby ją zabrał z klubu… To wszystko mogłoby mieć kompletnie inny wydźwięk. Była w miarę trzeźwa przecież, gdy siedzieli z jego znajomymi. Trochę znudzona, ale dałaby radę wyjść sama z klubu, nie potykałaby się o własne nogi. Może zatrzymaliby się, gdyby ktoś ich rozpoznał na parę fotek i wymianę dwóch, trzech zdań, a w mieszkaniu Sloane mogłaby dać upust swoim emocjom, a zamiast tego… Zamiast tego wybrała łatwiejszą drogę. Bo owszem, łatwiej jej było wziąć kreskę i prochy niż się przyznać, że ma problem. Z czymkolwiek.
    Rozchyliła ledwie usta, kiedy przyznał, dlaczego. Kurwa, kurwa, kurwa. To jedno słowo odbijało się w jej głowie od momentu, kiedy wstała. Najpierw menadżer, teraz to… I ten głos Nico. Kompletnie zrezygnowany i zawiedziony, jakby trzymał na swoich barkach więcej niż był w stanie udźwignąć. I chyba poniekąd tak właśnie było. Trzymał ją, jeszcze jakimś cudem, a Sloane zwaliła mu się na głowę ze wszystkimi problemami, jakie w sobie miała i z jakiegoś powodu oczekiwała, że Nico będzie w stanie je udźwignąć. Że nie będzie robiło na nim wrażenia, a tymczasem… Wymagała od niego więcej niż był w stanie jej dać.
    — Wątpię, że on będzie chciał rozmawiać ze mną… To zamknięty temat. Nico. Byłam pijana i naćpana, po prostu się pomyliłam. — Westchnęła, ale to przecież nie była prawda. Przeszłość zmieszała się z teraźniejszością. Skojarzyła naglące wyjścia z klubu z Jamesem, bo to on przez miesiące ją z nich wyciągał i siadał z nią z tyłu w aucie. Pilnował, aby nic sobie nie zrobiła. Wciągał pod prysznic. Kładł do łóżka. Był. Tak samo, jak Nico zeszłej nocy, tylko na swój sposób.
    Zamachała nogami w powietrzu i ciężko westchnęła.
    — Przeze mnie straciłeś ten kontrakt, więc… Mogę co najwyżej przeprosić. — Powiedziała. Chciała odwrócić wzrok, ale nie potrafiła. Trzymała go na nim, a to, jak wyglądał – jaki był nią rozczarowany, ściskało ją za serce. Jakby pierwszy raz widziała i rozumiała, że naprawdę… Naprawdę dała ciała, że jak tak dalej pójdzie to zamiast spędzać noce w luksusowych hotelach może obudzić się na ławce w parku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie miała pojęcia, jak to naprawić. W jaki sposób zacząć. Musiała się najpierw przyznać do problemu, a Sloane nawet teraz próbowała przekonać siebie i jego, że żadnego problemu nie ma. Że to tylko chwilowy wypadek, bo dała się ponieść nocy.
      — Łatwo powiedzieć, wiesz? Zacznij od siebie… — Mruknęła. Była zirytowana. Trochę na niego, głównie na siebie, ale też na cały świat, dookoła który ją drażnił. — Myślisz, że bym tego nie wyłączyła, gdybym umiała? Że chcę tkwić w tym co było? Kiedy stoisz przede mną… kiedy prawie każdą noc spędzamy razem? Że nie wolałabym planować czegoś z tobą?
      Gdyby tylko potrafiła… Odpuściłaby, ale zwyczajnie w świecie nie umiała sama sobie z tym poradzić i nie oczekiwała, że Nico jej z tym pomoże.

      sloane

      Usuń
  37. Sloane znała go wystarczająco dobrze, aby wiedzieć, że utrata tego kontraktu wcale nie jest mu obojętna. Mógł przed nią grać i udawać, że owszem, ma to wszystko gdzieś, ale nie była głupia. Nie każdy kontrakt dało się uratować. Czasem żadne oświadczenie nie pomoże, a w tym wypadku… Cóż, wiedziała, że przyznanie się przed światem, że ma problem niczego nie zmieni, a tylko nakręci wszystkich bardziej.
    — Mhm, bo masz jej niezliczone pokłady w sobie. — Mruknęła pod nosem. Nikt, absolutnie nikt, nie miał w sobie tyle cierpliwości. Zawsze jej się wydawało, że Nico ma jej aż nadto. Jakby znalazł studnię bez dnia, z której może czerpać garściami, a nagle się okazuje, że ta studnia ma dno, a na nim leży Sloane. — Oboje wiemy, że to nie jest tylko kontrakt. — Westchnęła, ale nie zamierzała się z nim dalej kłócić. To było bez sensu, bo mogli tak spędzić resztę dnia, a i tak nie doszliby do żadnego porozumienia. Co najwyżej bardziej by zaczęli na siebie warczeć, a Sloane coraz bliżej była tego, aby zacząć.
    Upiła znowu łyk coli. Dalej było jej niedobrze, ale teraz nie była już pewna, czy to jest od alkoholu i tej mieszanki z zeszłej nocy czy od emocji, których było za dużo i które chciała z siebie wyrzucić, a nie potrafiła.
    — Och. — Zamilkła. Cóż, to… Zasługiwał, nie? Nie miała prawa chyba się odzywać na ten temat, kiedy ona sama w siebie tak chętnie wlewała różne rzeczy. Nawet nie trzeba było jej namawiać do tego. — Poza tobą… Jemu też się oberwało? — Zapytała. Nawet nie wiedziała, dlaczego ciągnie ten temat. Widziała wyraźnie, że to nie było coś, o czym Nico chciał mówić, a ona naciskała. Chciałą skierować temat w inną stronę, aby nie mówić za bardzo o sobie i o tym, że nie umie sobie samej pomóc. Że nie chce sobie pomagać. Jakby musiała naprawdę sięgnąć dna, aby zorientować się, że to nie jest życie, które Sloane chce prowadzić.
    Naiwnie myślała, że jak będą rozmawiać o nim, to o niej zapomną. Wrócą do tego, co było przedtem. Do tej szczęśliwej bańki, która nie była niczym naruszona. Ale od samego początku przecież nad nimi wisiał cień Cartera i Jamesa. Sloane mu się do wszystkiego przyznała, że są ważni, choć minęły tygodnie od ich ostatniego spotkania, a potem coś rzuciła, że była pewna, że prześpi się z Carterem, kiedy był u niej, a dziś najwyraźniej myliła Nico z Jamesem.
    Teraz nie umiała sobie nawet wyobrazić tej rozmowy z Jamesem. Miała przyjść, jak dyby nigdy nic i powiedzieć mu… co właściwie? Nie chciała żadnych wielkich zakończeń, siedzenia na jego kanapie i patrzenia w te jasne, smutne oczy. To nikomu nic dobrego nie przyniesie.
    Spojrzała na niego, gdy stał oparty o blat.
    — Co? Myślisz, że jesteś taki nieskazitelny, bo w przeciwieństwie do swojej dziewczyny nie ćpasz? — Zaśmiała się gorzko. Nawet nie była pewna, czy może się tak teraz nazywać. Zmrużyła oczy, gdy na niego patrzyła. Nawet nie wiedziała, czemu traci kontrolę nad tonem i słowami. Zupełnie, jakby teraz szukała czegokolwiek, aby tylko wbić mu szpileczkę i zranić. Bo skoro ona siedziała tu zraniona i zawstydzona, to on również powinien.
    — Święty Nico, nigdy nic złego nie zrobił i nie powiedział. Zawsze to wszyscy wokół są winni, a ty nie. — Prychnęła. Chyba do końca nawet nie zdawała sobie sprawy po co ani dlaczego to mówi. — Dwie dziewczyny się we mnie zakochały, to ich wina, nie moja. — Rzuciła kąśliwie, naśladując jego głos. — Moja dziewczyna zjebała mi ważny kontrakt, to nie jej wina… Dobry w tym jesteś. Obwinianiu wszystkich za coś albo braniu winy na siebie. Żadnego złotego środka.

    sloane

    OdpowiedzUsuń
  38. Musiała ominąć tę sprawę wokół niego albo nie zwrócić na to większej uwagi. Lub jej zwyczajnie to nie obchodziło. A może wydarzyło się tak dawno, że już żadne media o tym nie wspominały. Zresztą, to nie tak, że Sloane siedziała z nosem w internecie i przeglądała każdy jeden artykuł o nim. Nie robiła tego, bo nie czuła takiej potrzeby. Sporo czasu spędzała w necie, ale oglądając kogoś innego z ukrytego konta, a potem już miała to w dupie i oglądała ze swojego oficjalnego. A potem przestała, a teraz miała ochotę zobaczyć znowu, czy jest mu tak zajebiście z tą dziewczyną. Czy może już mu się znudziło i wrócił do Jade albo innej ze swojej świty.
    — Wszyscy lubicie łamać szczęki. — Mruknęła. Nico miał może powód, aby to zrobić, a Zaire… Zaire się po prostu odpalił, bo się naćpał i sobie wyobraził więcej niż się działo. Tak sobie Sloane lubiła powtarzać, bo w końcu przyznała się przed Nico, że zapędziłaby się dalej i pozwoliła Xavierowi wtedy na więcej, więc to nie tak, że cała ta sytuacja mogła spaść tylko na Cartera.
    — Albo jedna osoba. — Dorzuciła od siebie. Nico tego wieczoru nie zrobił nic złego. Zachowywał się poprawnie, aż zbyt poprawnie, jak na standardy, które znała Sloane. I rozumiała, bo byli na takiej imprezie, która wymagała tego, żeby się zachować poprawnie. To jej puściły hamulce. Wszystkie po kolei, a potem… Potem był już tylko chaos, nad którym nie dało się zapanować, dopóki nie było za późno.
    Wiedziała, że się zapędziła w tych oskarżeniach. Mówiła teraz już tylko po to, aby znalazł w sobie powód, żeby ją znienawidzić albo chociaż powiedzieć, aby wypierdalała mu z mieszkania. Cokolwiek, co ją utwierdzi w przekonaniu, że nie warto jej dawać szansy. Pierwszej, drugiej ani dziesiątej. Jakby na siłę sama sobie musiała udowodnić, że zawsze każdy ją zostawi. Sloane owszem, stwarzała problemy i największym było to, że nie potrafiła się uczyć na błędach. Robiła dokładnie t samo, co miesiące wcześniej. Tylko z inną osobą. I za pół roku, za rok – równie dobrze mogła robić to samo, ale z innym, którego sobie znajdzie. O ile będzie żyła, bo patrząc na to, jak się zachowuje to jest na dobrej drodze do tego, żeby szybko to zakończyć. Przypadkiem, tragedią. Czymkolwiek.
    — Oczywiście, że robisz. — Rzuciła gorzko. — Tylko ty wiesz, gdzie te miny są i jak je omijać. — Prychnęła z przekonaniem w głosie, bo z jej perspektywy… To owszem, właśnie to tak wyglądało. Ale nie z perspektywy Sloane, która go znała, a z tej, która nakręcała się na wymyśloną przez siebie wersję, która musiała rzucić ostrzej, aby potem się przekonać, że to było bezsensowne zachowanie.
    — Póki co, to mnie ciągle przepraszałeś. Za Reed’a, jego wrzaski… Więc wybacz, ale wygląda na to, że próbujesz mnie właśnie nie obwiniać. To całkiem urocze, wiesz? Biedna Sloane, nie wiedziała co robi. Nie krzycz na nią, bo ją obudzisz, nie mów tak o niej. — Kpiła i nawet tego nie ukrywała. Jakby naprawdę jej przeszkadzało, że Nico za nią stanął, że nie chciał, aby cała wina spadła na nią, chociaż… To naprawdę była jej wina.
    — Może jednak żadne z nas się nie zna tak, jak myśleliśmy. — Nie spuściła z niego wzroku, kiedy do niej podchodził. Oddychała już trochę szybciej, jakby zaraz miało się wydarzyć coś, czego nie przewidzi żadne z nich. — W końcu to, że parę razy kogoś przelecisz jeszcze nie znaczy, że się znacie, nie? — Kącik jej ust drgnął, jak w oczekiwaniu, czy już trafiła w ten punkt, który zaboli. Bo spłyciła całą ich relację do jednego. Jakby każde wyznanie uczuć w przeszłości nie miało znaczenia. To, jak na siebie patrzyli w ostatnich tygodniach było bez znaczenia. Wspólne noce i poranki, spędzone w ciszy dni przed telewizorem, jak zasypiała w jego objęciach, gdy oboje chowali się pod kocem.
    — Przepraszam, to kiedykolwiek miało coś znaczyć? — Zaśmiała się. W ten słodko niepokojący sposób. — Myślałeś, że co? Będziesz jakimś księciem z bajki dla mnie? Że pojawisz się w tym swoim sportowym aucie i mnie uratujesz?

    sloane🥲

    OdpowiedzUsuń
  39. Momentalnie pożałowała każdego słowa, które cierpko wyrzuciła w jego stronę.
    Najgorsze było to, że Sloane nie zamierzała się z tego wycofać. Powiedzieć, że chciała go tylko zranić, bo przecież o to w tym wszystkim chodziło. Aby Nico zobaczył najgorszą stronę Sloane. Tę, której nie miał okazji poznać. Nie była taka wcześniej; nie raniła po to, aby nie zostać zranioną pierwsza. Popełniała różne błędy, czasem mówiła różne rzeczy w złości, ale nigdy to nie było coś takiego, co burzyło zaufanie i wszystko, co wspólnie budowali.
    Spędzony czas z nim wcale nie był jej obojętny. Sloane nie chciała się spieszyć, bo miała tendencję do tego, aby zbyt szybko wyznawać uczucia, których czasem nie była pewna. Albo czuła, że musi to powiedzieć, aby kogoś nie stracić. Może to właśnie zrobiła Jamesowi, kiedy jej powiedział, że ją kocha, a ona odpowiedziała tym samym. Może tak postąpiła z Carterem, kiedy pierwszy raz powiedział, że ją kocha, a choć w środku wiedziała, że ona tego jeszcze nie czuje, to powiedziała i tak, bo w końcu uczucia się pojawią. I pojawiły. Nie zamierzała popełniać tego błędu z Nico. Powiedzieć czegoś, czego nie była pewna. Chciała czasu, zobaczyć, dokąd ich to wszystko zaprowadzi. Ale nigdy, nigdy, ten wspólny czas nie był dla niej niczym. Po wszystkim co się działo Nico był jak bezpieczna przystań. Nie oceniał i nie wymagał, nie kazał się spieszyć i to dawało jej komfort, aby być przy nim sobą. Dziewczyną, za którą tęskniła, a którą zamknęła pod wieloma warstwami. I ta dziewczyna teraz chciała spoliczkować tę Sloane, która mówiła mu te wszystkie okrutne rzeczy z uśmiechem na ustach. Bezczelnym i drwiącym.
    — A miło to coś znaczyć? — Zapytała. Kretynka. Włożyła zeszłej nocy sukienkę specjalnie dla niego. Z tym cholernym wisiorkiem z jego inicjałem. Przeklęte rubinowe N, które błyszczało na jej udzie. Jakby ją sobie podpisał, zawłaszczył. Przecież tego chciała. Pokazać całemu światu, że jest jego. Potwierdzili to potem na gali, może pospiesznie i w emocjach, ale stało się. — To miała być zabawa i tym była. To nie moja wina, że się zakochałeś.
    Nie poznawała samej siebie w tej chwili. Głos niby należał do niej, ciało do niej, ale w środku… W środku już nie było Sloane. Był ktoś inny. Obcy i ciężki do zrozumienia.
    Udawała, że nie widzi tego, jak na nią patrzy. Tego, że naprawdę go zraniła. Twarz jej nawet nie drgnęła, kiedy Nico się odzywał. Udawała też, że go nie słyszy. Bo tak było łatwiej. Przekonać samą siebie, że to dla niej nigdy nic nie znaczyło, że Nico był jak ten plaster na ranę, którą Sloane teraz rozdrapywała długimi paznokciami. Do krwistego mięsa.
    — To było niczym. I nigdy nie było prawdziwe.
    Wypowiedziała to z taką lekkością, że zabolało ją to aż w kościach. Niemal słyszała i czuła, jak łamie się w niej wszystko, co jeszcze jakoś w sobie trzymała w całości. Nie zgięła się pod jego spojrzeniem. Jakby już nie potrafiła odnaleźć w sobie resztek tej dziewczyny, która śmiała się z jakiegoś idiotycznego żartu, który nie był zabawny, ale bawił ją, bo opowiedział go Nico. Nie było w niej nic ze Sloane, która siedziała przy stole ubrudzona burgerem wycierając twarz o rękaw jego koszuli. Tej dziewczyny, która patrzyła na niego z zadziornym uśmiechem, zanim go pocałowała z taką pasją, jakby od tego pocałunku zależało jej życie.
    Była chłodna, wyrafinowana dziewczyna, która nie wiedziała nawet, co tak naprawdę mówi. Która rani dla samej idei, jakby karmiła się cudzym nieszczęściem.
    Uniosła głowę nieco wyżej, jakby chciała być ponad tym wszystkim. Mimo, że w środku cała się trzęsła i jedyne czego chciała, to cofnąć każde słowo, przytulić się do niego i szepnąć proste „potrzebuję pomocy”, bo wciąż… wiedziała, że by jej pomógł. Nie odwróciłby się. Nie zostawiłby jej samej, a teraz już nie dawała mu wyjścia. Sama kazała mu siebie zostawić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie drgnęła, kiedy ją dotknął. Została niewzruszona. Z tamą samą zobojętniałą, może znudzoną miną. Jakby jej tu przeszkadzał czy był natrętnym owadem, którego nie dało się pozbyć.
      Nie ruszyła się z tego blatu przez kolejne pięć, dziesięć, a może dwadzieścia minut. Nie miała bladego pojęcia. Siedziała mocno zaciskając palce na jego krawędzi. Oczy miała mokre, policzki mokre, bluzę moczyła coraz bardziej. A mimo to, nie wydała z siebie nawet dźwięku. W głowie słyszała swój głos. Widziała minę Nico, gdy to wszystko mówiła. Jak odpychała go od siebie coraz mocniej. Z każdym kolejnym słowem. Z każdym kolejnym kłamstwem, które rzucała w jego stronę tak luźno, jakby opowiadała, jakie lody chce zjeść na deser.
      Poruszała się automatycznie. Jak robot. Zostawiła ubrania, które miała na sobie w pralce. Nie zamierzała zostawić tu po sobie śladu. Poza jednym. Wisiorek z zeszłej nocy położyła na szafce nocnej. Z tej strony, z której spał Nico.
      Popsuła tu już wszystko, co tylko mogła. Odepchnęła od siebie, być może, jedyną osobę, która gotowa była przy niej zostać mimo wszystko, a paroma słowami sprawiła, że najpewniej już nie będzie chciał na nią więcej patrzeć. Zgodnie z życzeniem zostawiła klucz u portiera.
      Wróciła do siebie. Do swojego chaosu i swojej samotności.
      Bez Nico. Bez Cartera. Bez Jamesa.
      Sama.

      sloane

      Usuń
  40. Opuszczała penthouse Cartera w ciszy, ale z lecącymi łzami po policzkach.
    Nie chciała tego kończyć i przecież nie skończyła. Musiała to wszystko tylko przemyśleć. Spróbować dogadać się chociażby z nim i ojcem, bo nie mogła zakończyć na stałe obu relacji. Ojciec był jedyną rodziną jaką miała na miejscu. Była zawsze mile widziana w Brazylii u dziadków czy rodzeństwa mamy, ale nie miała z nimi stałego kontaktu. Chciała spróbować chociaż pomówić z ojcem, wytłumaczyć mu wszystko jeszcze raz i na spokojnie, bez unoszenia głosu. I musiała się też zastanowić nad tym, czy wie kim Carter jest. Czy wie z jakim mężczyzną tyle razy szła do łóżka. Czy wie z kim zasypiała niemal każdej nocy. Oczywiście, że nie wiedziała. Nie miała pojęcia.
    Nie pojawiła się w schronisku. Podtrzymywała, że jest chora, że nie da rady. Potrzebowała czasu dla siebie, aby jakoś poradzić sobie z tą atmosferą w domu. Nikt nie był zadowolony, a atmosfera ciężka. Znacznie cięższa niż Sophia się mogła spodziewać. Kiedy przy obiedzie w czwartek padło słowo „Hamptons”, Sophia nawet nie próbowała się wykręcać. Mieli jechać wszyscy. Odpocząć od Nowego Jorku. Spędzić czas w rodzinnym gronie, a także z przyjaciółmi. Usłyszała, że taki wyjazd dobrze jej zrobi, gdy odpocznie od miasta i zobaczy, jak jej życie powinno wyglądać. Bez narkotyków i bez ludzi z półświatka.
    Gwen uparła się, aby Sophia zrobiła testy na obecność środków odurzających. Skoro spędzała tyle czasu w towarzystwie Zaire’a, który nawet nie krył się z tym, że nosi w kieszeniach narkotyki, to musieli mieć pewność, że Sophia nie wpadła w tę pułapkę. Zapewnienia nic nie dały, a tylko bardziej ich rozwścieczały. Chyba nie przeżyła nic tak upokarzającego, a jednocześnie miała ochotę im wytrzeć to w twarz, kiedy okazało się, że nie ma w niej nawet mikrograma narkotyków. Wyglądali nawet na zawiedzonych, a szczególnie Gwen, że Sophia była czysta. Jakby spodziewała się, że jednak tak nie będzie, a brunetka da powód ojcu, aby jednak nie próbował jej ratować, a wyrzucił bez słowa. Wtedy osiągnęłaby swój cel. Zniknęła Eliana, Sophia również by zniknęła i w końcu miałaby to, co chciała. Swoją idealną rodzinę bez Sophii, która była chodzącym przypomnieniem, że kiedyś w przeszłości Oscar zostawił ją dla dziewczyny, którą ledwo znał.
    Rezydencja w Hamptons była ogromna.
    Najczęściej odwiedzali to miejsce w lato. Było idealne do spotkań z przyjaciółmi. Spędzenia tygodnia z dala od Nowego Jorku. Willa otoczona była drzewami, które dodawały prywatności. Było tutaj wszystko, czego można byłoby potrzebować. Dziesięć sypialni, a niemal każda z prywatną łazienką. Przestronny salon łączony z jadalnią, kuchnia – zarówna ta w środku, jak i na zewnątrz. Siłownia, sauna, kino domowe. Podgrzewany, oświetlany basen na zewnątrz. Ogród pełen krzewów oraz kwiatów, który wyglądał pięknie nawet podczas tych chłodniejszych miesięcy.
    Wcale nie czuła ulgi, kiedy opuszczali Nowy Jork. Dała Carterowi tylko znać, że musi wyjechać z rodziną. Nie napisała, czy odezwie się, kiedy wróci ani czy w ogóle to zrobi. Miała zamiar, ale… Być może jej ojciec miał rację. Być może Sophia naprawdę musiała sobie wszystko przemyśleć i zastanowić się, czy wie co robi.
    Na miejscu witała ich już obsługa. Jakby wchodzili do luksusowego hotelu, a nie do miejsca, które było dla nich czasami domem. Lampka szampana na powitanie, bagaże odebrane i zaniesione do odpowiednich sypialni. W środku unosił się zapach gotujących się potraw. Oczywiście, że był tu prywatny kucharz, który przygotowywał dla nich obiad. Spodziewała się, że będą tylko oni. Oscar i Gwen, Sophia, Imogen i Maddie. Żadnych więcej gości. Jak bardzo się pomyliła…
    — Och, jak wspaniale. Już przyjechali! — Głos Gwen brzmiał na przesadnie słodki. Niepasujący do tej wyniosłej, chłodnej kobiety, którą była. Ale wiedziała, kiedy udawać, a przy innych potrafiła wejść w rolę najlepszej zastępczej matki, gdyby zaszła taka potrzeba.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sophia z zaciekawieniem spojrzała na kobietę, a potem na ojca. Nie wyglądał tak, jak zwykle w domu. Pozwolił sobie na większy luz. Porzucił marynarkę, podwinął mankiety koszuli do łokci, odpiął parę guzików. Wciąż wyglądał elegancko, ale bardziej… Znośnie.
      — Mamy gości? — Spytała. Goście to był dodatkowy obowiązek. Kolejne uśmiechy, sztuczne i wymuszone, a to zdobyć się teraz chyba nie potrafiła.
      — Tylko Millerowie. Nikt kogo trzeba się wstydzić.
      Niemal od razu poczuła to napięcie w ciele. Wszyscy? Czy tylko jego rodzice? Nie zadała już kolejnego pytania, chociaż te cisnęło się jej na usta. Miała już schodzić z kanapy, kiedy obok niej opadła Imogen. Miała tą swoją znudzoną minę, jakby była tu za karę. Cóż, była. Bo Sophia nawywijała i nagle trzeba było ją ratować.
      — Wywieźli cię od jednego chłopaka, a przywieźli drugiego. — Zaśmiała się gorzko. — Jak będziesz planowała go znów przelecieć w siłowni, to daj znać. Nie będę tam schodziła. — Niemal wysyczała jej do ucha, zanim odeszła. Tanecznym krokiem, łapiąc po drodze gruszkę czy jakiś inny owoc z miski na stoliku. I od razu głośno się przywitała z kimś, kto właśnie wszedł do środka. Słyszała tylko przytłumione głosy. Sophia zacisnęła palce na materiale sweterka, zanim powoli wstała. Mogła udawać, że ją to rusza, ale tego oczekiwała. Reakcji, warknięcia czegoś w odpowiedzi.
      — Jak miło, że mogliście do nas dołączyć. — Gwen ćwierkała nad uchem, najpewniej mamy Nico lub jego ojcu. Nie były potrzebne wycieczki po domu. Bywali tu wcześniej, lata temu, kiedy nic nie było skomplikowane. Kiedy ich rodziny były pełne, a zło jeszcze nie zajrzało im w oczy.
      Nie wyszła nikomu naprzeciw. Raczej czekała, aż zostaną wprowadzeni do przestronnego salonu. Ściany były przeszklone, jesienne słońce oświetlało jasną przestrzeń w salonie. Pachniało świeżym jedzeniem i czymś jesiennym.
      Salon w końcu zapełnił się powoli ludźmi. Ojciec i Gwen, rodzice Nico i… Niemal wstrzymała oddech, jak zobaczyła, gdy wchodził za nimi z Imogen u boku, która o czymś mu z zapałem opowiadała.
      Przywołała na twarz swój znajomy uśmiech. Grzeczny i wyjściowy, kiedy mama Nico ją zauważyła i się z dziewczyną przywitała, a później zrobił to jego ojciec. Ktoś zaproponował drinki, śmiejąc się, że tylko dla pełnoletnich, a inny głos dorzucił, że ich dzieci są już, niestety, pełnoletnie i może trzeba im również zaproponować.
      Tymczasem wzrok Soph nieśmiało powędrował na Nico. I nie chciała, ale te wszystkie wspomnienia wróciły. Uderzyły w nią w tej samej sekundzie, w której ich oczy się ze sobą skrzyżowały. Każde cierpkie słowo, które sobie powiedzieli. Każda łza, którą przez niego tamtego wieczoru wylała.
      — Cześć.

      soph

      Usuń
  41. Sophia jeszcze na początku, tuż po tym dziwnym rozstaniu, zastanawiała się wiele razy, czy się do niego nie odezwać. Nie spróbować jakoś poukładać spraw między nimi, aby mogli spróbować jeszcze raz. Nie umiała się jednak przełamać. Więc zamiast pisać, zaczęła skupiać się na sobie. Tęskniła, oczywiście. Przez długi czas i zajęło jej go wiele, zanim doszła do punktu w swoim życiu, kiedy z nieśmiałością mogła stwierdzić, że jest już lepiej. I wystarczyło, że tu przyjechał i stanął przed nią, aby cały ten wysiłek poszedł na marne. To też nie tak, że uderzyła w nią nagle ta fala uczuć i chciała rzucić mu się w ramiona. Po prostu to, co bolało i o czym zapomniała, znów zaczęło kuć.
    Wyglądał… Dobrze. Niemal tak, jak zawsze. Sophia nie próbowała doszukiwać się w nim niczego więcej. Wciąż emanował tą samą nonszalancją, co zawsze. Jakby był ponad wszystkimi i wszystkim. Jakby nic, co mu się przytrafia, nie zostawiało na nim śladu. I kiedyś mu tego zazdrościła. Nieprzejmowania się niczym i nikim. Teraz nie uważała już tego za zaletę.
    Ściągnęła łopatki, kiedy wypowiedział jej imię. Chciała mu powiedzieć, że nie ma prawa tego już robić. Że nie może w taki sposób go wypowiadać. Że nie może na nią tak patrzeć, ale nie potrafiła się do tego zmusić. Za to uśmiechnęła się, grzecznie. Tak, jakby nic się między nimi nie wydarzyło. Żadnych spotkań po kryjomu przez miesiące, żadnych pocałunków, żadnej siłowni, żadnego kocham cię.
    — Też się ciebie… cóż, was, tutaj nie spodziewałam. Nie uprzedzili mnie, że to nie tylko rodzinny wyjazd. — Odpowiedziała. Pewnie, gdyby wiedziała to szukałaby wymówek, aby nie jechać. Ubłagałaby ojca, aby nie zapraszał Nico z rodzicami, aby to odwołał. Zgodziła się na to, aby byli tu w piątkę. Nie miała pojęcia, co planują ani dlaczego, ale w ogóle się jej to nie podobało.
    Na sekundę zamknęła oczy, kiedy musnął jej policzek. Otulił ją znajomy zapach perfum i jego ciepło. Coś, czego nie czuła od bardzo dawna. Przygryzła drugi policzek od wewnątrz, ale tylko na chwilę. Jakby to miało przywołać ją z powrotem na ziemię. To tylko Nico. To tylko weekend. Przecież nie zmuszą jej, aby spędzała z nim czas.
    — Mogę to samo powiedzieć o tobie. Nie znosisz takich pokazaówek. — Zauważyła. Kiedy lekko skręciła głową od razu napotkała jego zielone oczy. Był zbyt blisko. Nie na to się umawiała. Nie tego chciała przecież. — Ja się z tego nie mogłam wyplątać. Wątpię, że ciebie ciągnęli na siłę za sobą.
    Przecież go znała, a tak się jej wydawało. Jeśli Nico czegoś nie chciał robić, to nie musiał. W przeciwieństwie do niej, ale nie był uwiązany z rodziną. Miał własną karierę, mieszkanie, pieniądze. Nie musiał się do nikogo przymilać. Miał własne życie, z którego siłą nikt go nie mógł wyrwać. Nawet, gdyby próbowali.
    Sophia nie słyszała tego, co dzieje się dookoła. W tle były rozmowy, luźna muzyka cicho grająca dla rozluźnienia, ale wszystko co istotne rozgrywało się między nimi. Atmosferę można było ciąć nożem. Wiele razy wyobrażała sobie ich ponowne spotkanie, ale nie sądziła, że kiedykolwiek się odbędzie, a jeśli to na innym gruncie. W innym świecie. Bez poprawnych rozmów w tle i rodziców, którzy patrzyli im na ręce.
    Na każdym skrawku ciała czuła jego wzrok. Dokładnie ten sam, który potrafił ją rozbroić wcześniej na moment. Sprawić, że chowała się za włosami albo odwracała głowę, ale nie tym razem. Ubrana była luźno, białe spodnie z szerszą nogawką, włożona w nie bluzka i jasnoniebieski cardigan z dużymi guzikami. Nie spodziewała się żadnych gości, a już na pewno nie takich.
    — Nie zabrzmiało, jak komplement. — Odparła. Inaczej dobrze czy inaczej źle? Miała okres, kiedy po nim wyglądała źle. Jedzenie jej nie smakowało, wszystko straciło sens i nie potrafiła wrócić do siebie, ale się z tego podniosła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakaś jej część naprawdę chciała się przed nim schować. Uciec do pokoju na górze, który zawsze tu zajmowała. Ten z błękitną tapetą w małe stokrotki. Wybrała ją, jak była jeszcze dzieckiem i nie potrafiła zmienić, choć miała do tego okazję. Przyzwyczajenie robiło swoje.
      Chyba Maddie podała jej drinka. Mrucząc coś, że to margarita. Soph nie zwracała uwagi. Tylko przysunęła szklankę do ust, aby wziąć łyka.
      — Dlaczego? Bo powiedzieliśmy sobie kiedyś parę słów, których pewnie nie mieliśmy na myśli i każde poszło w swoją stronę? — Wzruszyła ramionami. Bardziej udając przed sobą niż przed nim, że tamte wydarzenia jej już nie obchodziły. Próbowała się przed nim jakoś osłonić. Przed tym spojrzeniem i uśmiechem, na które najwyraźniej jeszcze się nie uodporniła.
      — Dlaczego tu jesteś? — Ton miała spokojny. — To nie twój świat.
      Nie miała nawet, gdzie uciec. Z boku rozmawiali ich rodzice, a kawałek dalej na sofie rozłożona była Maddie z Imogen. I ich dwójka. Niby pogrążeni w luźnej rozmowie, a jednak… Jednak było w tym coś więcej.

      soph

      Usuń
  42. — I postanowiliście tu robić tutaj? — Mało wiarygodna wymówka, ale niech mu będzie. Jakoś nie chciało się jej wierzyć, że nagle Nico zamierzał naprawiać swoje relacje z rodzicami. Albo z ojcem, bo z tego co jej się wydawało to z mamą były w porządku. Ale może tylko się jej wydawało, że tak jest. Jego też przecież tak naprawdę nie znała. — Cieszę się w takim razie. Wyjdzie wam to pewnie na dobre.
    Tylko dlaczego tu? W ogóle nie kupowała tej wymówki, że to właśnie robił. Ale Sophia nie była już, w pełni, tą dziewczyną, która wskakuje w basen własnych wyobrażeń i tworzy własną prawdę. Wolała usłyszeć ją od kogoś niż nakręcać się na coś, co nigdy nie istniało.
    — Radzę sobie. Jak zawsze. — Co miała rzucić, że wszystko jest w porządku, kiedy nie było? Opowiedzieć o ostatnich tygodniach? Czy może o tym, jak prawie zawaliła rok na studiach, bo po tym, co wydarzyło się między nimi nie potrafiła się na niczym skupić? Opowiedzieć o szczegółach nieprzyjemnych rozmów na uczelni, gdy filmik wyciekł? Przecież wiedziała, że go to nie obchodzi. Nie obchodziło go wtedy, kiedy była tym roztrzęsiona i tym bardziej nie obchodzi teraz.
    Skupiła się na moment na swoim drinku. Nie piła łapczywie, ale często i małe łyki, ubywało jej więc sporo. Z każdą chwilą coraz więcej. Piła zbyt szybko, jak na luźną rozmowę z dawnym… Właśnie, kim? Chłopakiem? Nigdy nim nie był.
    — W porządku.
    Zgodziła się tylko, dlatego że nie chciała się z nim kłócić. I nie potrafiła mu odmawiać. Sądziła, że się na niego uodporniła, a dalej wiedział, jak na nią wpłynąć, aby mu się nie stawiała. Nawet nie dopiła do końca margarity, kiedy Nico odebrał jej szklankę i odstawił na stolik.
    Spojrzała na niego z politowaniem, gdy rzucił tym „żartem”. Właśnie przez to nigdy nie wiedziała, czy mówi poważnie, czy tylko sobie z niej stroi żarty. Mówił jej takie rzeczy, to ją przyciągało, a potem się okazywało, że to wszystko było w jej głowie.
    — Obejdzie się bez gryzienia. — Mruknęła. Dorzuciłaby, że miała od tego już kogoś innego, ale wstrzymała się. Nico pewnych rzeczy wiedzieć nie musiał, a ona nie chciała poruszać z nim tematu Cartera. Najlepiej to z nikim by go nie poruszała.
    Starała się nie reagować na bliskość. Znajomą, ale teraz jednocześnie taką obcą. Zacisnęła lekko usta, kiedy jego obecność stawała się zbyt prawdziwa. Do tego spotkania miało dojść na jej warunkach. Była niby u siebie, ale w ogóle nie czuła się pewnie.
    Powietrze miało tutaj inny zapach. Mniej miastowych dźwięków, spokój. Słonawy posmak powietrza od wody. Przez ogród przemykało wiele wspomnień. Tych z dzieciństwa, gdy wszyscy się ganiali z pistoletami na wodę, jak godziny spędzali w basenie. I teraz byli tutaj; niepotrafiący ze sobą rozmawiać.
    — Naprawdę? Ja o tym nie myślę wcale. — Skłamała z taką lekkością, jakby trenowała to zdanie od tygodni. I poniekąd tak było. Ściskała dłonie w kieszeniach, nie mógł tego widzieć, ale ten gest trochę jej pomagał. Nie stracić kontaktu z rzeczywistością.
    Westchnęła, kiedy się zatrzymał i po raz kolejny, kiedy zaczął mówić. Oczywiście, że chciała usłyszeć przeprosiny. Cokolwiek, aby nie czuła się tak… Podle. Ale na to było już trochę za późno. Zostawił ją pod tym klubem. Może nie dosłownie, ale Sophia się uparła, że nie wraca z nim. Poszli w swoją stronę. Zostawili siebie nawzajem i nigdy więcej już się do siebie nie odezwali.
    — Nico… Serio? Teraz? — Zacisnęła lekko usta. Czekała przez długi czas, aż się do niej odezwie. Jedna wiadomość. Połączenie. Cokolwiek. I dostała jedno wielkie nic. — Minęły miesiące. Przeprosiny już mi nie są potrzebne. Stało się, zapomnieliśmy o tym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ona też nie zachowała się w porządku. Wymagała więcej niż był w stanie jej dać. Prosiła o zmiany, których w sobie nie chciał. Nie zamierzała brać winy na siebie, bo mógł ją odepchnąć raz, a porządnie i po raz drugi by nie wróciła, ale dawał jej za każdym razem nadzieją. Każdym pocałunkiem, każdym muśnięciem dłoni. Takie ciche „jeszcze nie teraz, ale niedługo będę twój”. Tylko, że te „niedługo” nigdy nie nadeszło.
      Spędziła zbyt wiele czasu, aby się z niego wyleczyć, żeby teraz znów w to wejść, bo się do niej uśmiechnął. Mogłaby, bo była… Zbyt słaba, aby odmawiać. Tylko, że tym razem w Nowym Jorku był ktoś, kto na nią czekał. Miała nadzieję, że czeka. Że jeszcze nie wszystko jest skreślone.
      — To był twój obowiązek, aby mi dać to, czego chciałam.
      Nie chciała tej rozmowy. Ani być tutaj z nim. Dzielić tej samej przestrzeni przez weekend. Piątkowy wieczór, cała sobota i pewnie jeszcze pół niedzieli. Tego było za dużo.
      Nawet sobie nie zdawał sprawy, jak bardzo chciała to usłyszeć. I jak bardzo teraz wszystko się jej przypominało. Jak bardzo nie chciała sobie tego przypominać. Tego, jak stała zapłakana na środku ulicy, jak się kłócili i tej ogłuszającej ciszy po wszystkim.
      — Nie mam do ciebie żalu, Nico. Już go nie mam. — Wypowiedziała to z trudem, bo on gdzieś tam nadal w niej był. Cichy, ale wyraźnie wyczuwalny. — Ale dziękuję. To… Dobrze to usłyszeć. Nawet po czasie.

      soph

      Usuń
  43. Przeprosiny teraz niewiele już zmienią. Byli zupełnie innymi ludźmi, mieli inne problemy i inne osoby w głowie. Sophia naprawdę czekała na przeprosiny od Nico, a jeśli nie przeprosiny to na coś, co pozwoli jej uwierzyć, że jeszcze mogli mieć jakąś szansę, że spróbowaliby. Ale nie doczekała się i robiła wszystko, aby przestać myśleć o nim i o tym, co mogli mieć, a czego w ostateczności nie mieli.
    — Po prostu… Nie wiem, co to miałoby teraz zmienić, Nico. — Przyznała i wzruszyła lekko ramionami. Nauczyła się, jak żyć bez niego. Jak funkcjonować w świecie, w którym nie ma jej i jego, tych ukradkowych spojrzeń i dotyku. I być może wyszła na tym na dobre, choć sama już nie wiedziała tak naprawdę, czy to tylko jej wyobraźnia czy jakiś mechanizm obronny, aby nie wpaść znów w tę pętelkę o nazwie „Nico”. — Trochę na opak próbowałeś mnie zatrzymać. — Powiedziała z nieco krzywym uśmiechem. Oboje zrobili nieciekawe rzeczy, tyle. Po prostu stało się i nie było co tego roztrząsać. Chociaż nie, Sophia chciała to roztrząsać. Ale wiedziała już, że nie powinna i nie może. Musiała się nauczyć żyć ze świadomością, że niektórych rzeczy po prostu się nie dowie.
    Przygryzała skórę policzka od wewnątrz, kiedy mówił. Bo to wszystko chciała usłyszeć już dawno, kiedy jeszcze coś między nimi było. Coś, co nie było niezręcznością i smutnym wspomnieniem.
    — Okej. Dziękuję. — Chciałaby mu wierzyć. Jakaś jej część, owszem, wierzyła. Ale był ten cichy głosik, który podpowiadał, że być może mówi to wszystko, aby skończyła się zadręczać. Aby nie psuć jej w pełni tych doświadczeń między nimi. Krótkich, ale intensywnych. I ten głosik był po prostu głośniejszy. Sama już nie wiedziała, co było tylko wytworem jej wyobraźni i oczekiwaniami wobec niego, a co było prawdą. Pogubiła się w tym wszystkim. Zbyt dała ponieść emocjom. Za bardzo… Pogubiła w nich.
    — Ciebie też dobrze widzieć. Nie jesteś poobijany, więc… zgaduję, że przerwa w pracy? — Uśmiechnęła się lekko. Zwykle widywała go w siniakach na buzi czy lekkich ranach, a teraz nie było tego.
    Trochę krępowała ją ta rozmowa i sytuacja. Nie spodziewała się, że Nico tu będzie. Nie liczyła na obecność kogoś więcej, poza własną rodziną, a to już było zbyt dużo. Tymczasem jeszcze był on i jego rodzice. To było… Tego było za dużo.
    Zgodziła się na to, aby poszli do stajni. To było jej ulubione miejsce na całej posiadłości. Dziewczyny nie lubiły koni, więc Sophia miała je w pełni dla siebie. Mogła wśród nich przebierać, siedzieć godzinami w stajni i robić wszystko, na co miała ochotę. Każdy zakątek był tu pełen wspomnień. Miała może pięć albo sześć lat, jak upadła na beton i rozdarła sobie oba kolana do krwi. Płakała nie tyle co z bólu, a szoku i tego, że widzi krew i Nico przy niej siedział, dopóki nie pojawił się ktoś dorosły. Skakali na sianie z tym dziecięcym śmiechem i beztroską. Uczyli się jeździć pod czujnym okien instruktora. I wszystko wtedy naprawdę było takie proste i przyjemne. Nie było żadnych niedopowiedzianych słów. Nie było dziwnych spojrzeń. Tylko mała gromadka dzieciaków, które spędzają razem czas podczas wakacji.
    — Pamiętam też, jak zleciałeś z konia prosto na siano. — Wypomniała mu to z lekkim uśmiechem. Śmiała się z niego wtedy przez resztę dnia. I kolejnego również, aż w końcu jej ktoś nie upomniał, aby przestała.
    — Nie robiłam tego już od dawna. — Powiedziała z cichym żalem w głosie. — Teraz pewnie ja bym z niego spadła. — Dodała i uśmiechnęła się kącikiem ust. To nie było w końcu jak z jazdą na rowerze, że wszystko się pamięta. Konie wymagały czasu i cierpliwości, a tego ostatnio Sophia w sobie nie miała.
    Zatrzymała swój wzrok na oczach Nico, gdy spojrzał na nią. Zacisnęła lekko ze sobą usta, niekoniecznie wiedząc, gdzie ma podziać oczy, bo jednak… Jednak obecność Nico wciąż coś znaczyła. Próbowała sobie wmówić, że tak nie jest, ale nie potrafiła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Ale jeśli zaciągniesz mnie na nocną przejażdżkę, to ty tłumaczysz Gwen, dlaczego ubrudziłam białe spodnie. — Ostrzegła. Sophii to byłoby obojętne, ale Gwen już niekoniecznie. I hm, chyba żadne z nich nie było porządnie ubrane na konne przejażdżki.

      soph

      Usuń
  44. Patrzyła na niego z dołu z ciężkim sercem i tłukącymi się w głowie myślami. Chciała… Sama w zasadzie nie była pewna, czego od niego chce. Ani czy w ogóle była taka rzecz. Pamiętała, jak było między nimi, zanim Sophia złapała uczucia. Było przyjaźnie, tak jak kiedyś, gdy byli nastolatkami i może Nico już tak chętnie nie chciał z nią spędzać czasu, bo jednak trzy lata teraz nie robiły im różnicy, ale wtedy… Który czternastolatek chciał, aby biegała za nim jedenastolatka?
    — Moglibyśmy spróbować. — Powiedziała po chwili. Z niewielkim wahaniem, bo jednak… Sophia wiedziała, jak się kończy to ich próbowanie. I nie chciałaby znów powtarzać tych samych błędów. Znalezienia się znów w tej dziwnej plątaninie uczuć, a jej było łatwo je złapać. Trochę za łatwo. — Mi tego też brakowało… I tamtych pancackes’ów, na które mnie zabierałeś po treningach. — Uśmiechnęła się lekko. Nie wracała do tamtych miejsc. Jakoś… Nie potrafiła się do tego zmusić. To były jego miejsca. Sophia czuła, że nie miała prawa, aby tam zaglądać.
    — Czasami chciałam napisać. — Wyznała pod wpływem czegoś, czego nie potrafiła nazwać. — Ale… Rozeszliśmy się w takiej dziwnej atmosferze. Nie wiedziałam, co napisać. Wszystko wydawało się głupie.
    I nie była pewna, czy Nico chciałby dostać od niej wiadomość. Wyobrażała sobie zbyt wiele razy, jak reaguje. Przewrócenie oczami, ciężkie westchnięcie i ta myśl „Jezu, znowu ona”. To był jeden z wielu powodów, dlaczego nie pisała.
    — Spadłeś na siano. To nie mogło tak boleć. — Spojrzała na niego z czymś, co mogło przypominać politowanie. — Wiem, mama mnie chyba upominała, żebym ci dała spokój. Ale! Jeśli dobrze pamiętam, to wtedy zgarnąłeś wszystkie karmelowe lody za ten upadek.
    Zamilkła na chwilę. Było między nimi dziwnie, ale nie spodziewali się, chyba że pierwszy dzień po miesiącach, które spędzili osobno będą rzucać się sobie na szyję?
    — Może jest tak, jak mówisz… Nie wiem, dużo się wydarzyło, kiedy jeszcze byliśmy młodsi. — Powiedziała cicho. Oboje znali w końcu smak straty. Takiej, której nikt nie chciał zaznać, a to… To zmieniało ludzi.
    — Wyrównać rachunki? Nie zamierzam spadać. Uważaj, żebyś ty nie spadł. Tym razem ci wszystkich lodów nie oddam, a wiem, że są. I nie tylko karmelowe.
    W środku pachniało tak, jak się można było spodziewać. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz była w tym miejscu. Kiedy spędzała czas z końmi. To teraz wydawało się jej być takie odległe. Niepasujące do życia, które prowadziła obecnie.
    — Będzie miała coś przeciwko. Nie poznałeś jej? — Mruknęła, ale to nie ważne. To przecież były tylko spodnie. Mogła je zmienić do kolacji. I pewnie i tak by wymagała, aby wszyscy się przebrali, zanim zasiądą do stołu.
    To miejsce przywoływało wiele wspomnień. Tych dobrych, bo tylko takie stąd miała. Nawet z obdartymi do krwi kolanami i łzami w oczach. To one wciąż były dobre, bo… Cóż, był w nich Nico.
    — Chciałeś mi zaimponować? — Zaśmiała się i uniosła lekko brew. No dobra, pewnie sama by skłamała, gdyby powiedziała, że wokół niego nie biegała. Ale jak mogłaby nie? To wszystko wtedy było takie niewinne i urocze. Słodkie. Ich relacja teraz wyglądała kompletnie inaczej. — Dlaczego?
    Na moment Sophia miała wrażenie, że opadła już z nich ta cała niezręczność, że naprawdę wrócili do tego, co było wcześniej. Przed tym całym chaosem. Tylko oni i wspomnienia, te dobre i kojące. Żarty, które rozumieli tylko oni. Trochę beztroski w tym pokręconym świecie, w którym ciężko było się czasem odnaleźć.
    — Masz okazję się popisać, Nico. Zobaczymy, czy pamiętasz jeszcze, jak się je zakłada.
    I być może powiedziała to tylko dlatego, że sama już nie pamiętała. Nie zamierzała ponieść porażki pierwsza. Najpierw chciała wybadać, jak on to wszystko pamięta, a potem ewentualnie się zaśmiać, gdyby mu nie szło i udawać, że ma większe pojęcie.

    soph

    OdpowiedzUsuń
  45. Nie miała żadnej pewności, jak długo będą w stanie ten stan utrzymać. Jeszcze dwie minuty temu ciężko się Sophii na niego patrzyło, a teraz wspominali różne rzeczy, uśmiechali się do siebie i zachowywali tak, jakby zeszły rok wcale się nie wydarzył. Czasem się zastanawiała, czy gdyby wtedy czegoś do niego nie poczuła, to czy mogliby być po prostu przyjaciółmi. Takimi, którzy się wspierają, kiedy trzeba i kibicują sobie przy swoich osiągnięciach. Nie wiedziała, czy potrafiłaby teraz być jego przyjaciółką. Czy nawet znajomą, ale… Ale miesiące bez niego były dziwne. Więc może, skoro już się z niego wyleczyła i nie wodziła za nim smutnym wzrokiem, może będą potrafili na nowo spróbować się zaprzyjaźnić.
    — Dziwię się, że myślałeś, że potrzebujesz pretekstu, abym z tobą została. — Mruknęła. Trochę może zbyt szczerze, ale wystarczyło, aby powiedział, żeby z nim posiedziała i Sophia gotowa była to zrobić. Rozumiała to jednocześnie, bo sama szukała sposobów, aby z nią posiedział. I nie odchodził zbyt szybko. Czasem wymyślała naprawdę głupie rzeczy, które nie miały sensu, a on zostawiał.
    Wiele razy pisała wiadomość i ją usuwała w ciągu dziesięciu sekund. Nie chciała mu się narzucać. Być tą zdesperowaną dziewczyną, która nie rozumie, że się jej nie chce. Przez pewien czas tego nie mogła zrozumieć. Tego, że była tą drugą i świadomie się w to wpakowała. Chociaż z biegiem czasu, to nawet nie była pewna, czy Alex była też tą pierwszą.
    — Jak cię to pocieszy… To ja siebie też nie rozumiem. Ani tego co robię, z kim i dlaczego.
    Wzruszyła lekko ramionami. Ciężko było czasem zrozumieć samą siebie. Chyba, dopiero, kiedy się tak pogubiła zrozumiała to, że nie zawsze wszystko da się wytłumaczyć. Że nie wszystko ma odpowiedzi, na które Sophia tak ciągle naciskała. Tak bez przerwy, aż w końcu zaczynał mieć tego dość.
    Opuściła lekko głowę w dół, chowając przed nim uśmiech. Ten, którego nie chciała, aby widział. Ten, który coś w niej ruszył, chociaż przecież nie powinien. To miejsce przywoływało zbyt wiele wspomnień i uczuć, które myślała, że już dawno są pogrzebane.
    — Jeszcze tego brakowało, abym ci dała sobą pomiatać, co? — Rzuciła. Wystarczyło, że zrobiła to dziesięć lat później. Przynajmniej w dzieciństwie miała jakieś zasady, które najwyraźniej przestały obowiązywać w dorosłości.
    Spojrzała na niego, gdy dodał, że wciąż jest. Trochę nie chciało się jej w to wierzyć, kręciły się wokół niego zawsze dziewczyny o wiele ładniejsze od niej, ale Sophia zawsze miała problem z tym, aby zaakceptować komplement. Nie ważne od kogo by on pochodził. Nie dodała nic, bo nawet nie wiedziała, co powiedzieć. Podziękować? Uśmiechnąć się i udawać, że nie słyszała?
    — Dawno tego nie robiłam. Nie oczekuj cudów. — Przewróciła oczami. Naprawdę, nie pamiętała, kiedy ostatni raz była w stajni po to, aby faktycznie przygotować konia do jazdy, a nie tylko nakarmić i pogłaskać. Jakoś nie potrafiła na to znaleźć czasu, gdy już się tu znajdowała.
    — Opowiesz o wszystkim? Hm. — Uniosła lekko brew i zaśmiała się. — Powodzenia, bo wszystko pójdzie tak, jak powinno. Żadnych wpadek.
    Miała przynajmniej taką nadzieję, ale potrafiła być uparta. I jeśli będzie trzeba, to sięgnie w odmęty swojego umysłu, aby przypomnieć sobie o wszystkim co było związane z tymi zwierzętami.
    Podeszła za nim. Patrząc, jak Nico odnajduje się w tym znacznie lepiej niż ona. Pamiętał najwyraźniej więcej, a Sophia nie zamierzała z tym walczyć.
    — Dobierasz nam konie pod kątem charakteru? — Zapytała rozbawiona i uniosła lekko brew w górę. — Całkiem… Pasują.
    Wzięła od niego ogłowie, któremu się lepiej przyjrzała. Jasny róż, oczywiście. Ale nie rzuciła niczym kąśliwym w stylu „bo co, jestem dziewczyną?”. Dobrze wiedział, że lubi ten kolor. Wiedział pewnie więcej niż Sophia obecnie by chciała, aby wiedział.
    — Pomagaj, przecież nie protestuję.
    Uniosła ręce w górę, jak w obronnym geście, że nie zamierzała się mu sprzeciwiać. Ruszyła po chwili za nim. Najpierw przez chwilę patrzyła mu na plecy, a dopiero potem się ruszyła z miejsca. Było… Dziwnie, ale też przyjemnie. Jeszcze nie wiedziała, jak nazwać to uczucie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uśmiechnęła się lekko, gdy weszła do boksu i zobaczyła znajomego sobie konia. Znała tu wszystkie. Każdego jednego.
      — Cześć, piękny. — Szepnęła. Stanęła przy nim, a dłonią delikatnie przesunęła po jego szyi. Był gładki w dotyku. Lśniący. Przepiękny. — Dawno się nie widzieliśmy, co? — Mówiła dalej, jakby już nie zwracając uwagi na to, że Nico był w pobliżu i ją słyszał. Koń parsknął głośniej niż przedtem, jakby jej odpowiadał i zatupał o podłoże. — Wiem, wiem. Ja za tobą też tęskniłam.
      Wciąż stała obok Dimroya i delikatnie go gładziła, jakby próbowała się z nim na nowo oswoić. Dopiero po chwili usłyszała Nico. Nie spojrzała od razu w jego kierunku. Zrobiła to po paru sekundach.
      — Znam to uczucie. — Westchnęła. Nowy Jork… Był piękny, ale pochłaniał kompletnie. I często nie znał litości. — Przynajmniej mamy ten weekend, racja? Aby trochę… Odpocząć od wszystkiego.
      — Owszem, są. Nie są takie… wymagające. Nie zadają pytań. Nie próbują przekonywać do swoich racji. — Mogła mówić o zwierzętach, ale równie dobrze o samej sobie. Bo to próbowała z nim robić. Zmieniać go pod siebie.
      Opuściła lekko ramiona, zastanawiając się na czymś.
      — Powiesz mi, dlaczego naprawdę tu jesteś? — Spytała. Wiedziała, że nie chodziło o to, aby naprawiać relacje z rodziną. — Wiem, dlaczego ja tu jestem. Ale dlaczego ściągnęli ciebie?

      soph

      Usuń
  46. — Kłamca z ciebie akurat niezły, ale zapominasz, chyba że trochę cię znam.
    Jeśli Nico chciał, to potrafił kłamać jak z nut. Nawet nie drgnęłaby mu powieka. Była tego świadkiem kilka razy. Sophia po prostu wiedziała, że Nico nie był aż tak zaangażowany w to, aby naprawiać swoje relacje z rodzicami. Owszem, sporo mogło się zmienić przez te miesiące i jak widać, zmieniło. Ale wątpiła, że zamierzałby je naprawiać w Hamptons z rodziną Sophii.
    — Mhm, nikt sensowny by nie uznał, że weekend z nami jest spokojny. Już nie. — Wzruszyła ramionami. Bo te weekendy tutaj były spokojne, ale zanim wszystko się doszczętnie posypało. Kiedy nikt nikogo, jeszcze, nie stracił, a największym problemem była popołudniowa walka o lody. Teraz również walczyli, ale o coś zupełnie innego. O ludzi, którzy nie byli tu nawet obecni.
    Odsunęła się trochę na bok, aby zrobić mu miejsce. Nie zamierzała się wtrącać. Opierała się o ścianę z dłońmi za plecami. Dyskretnie obserwowała Nico. To, jak sprawnie się poruszał i zajmował koniem. Może faktycznie pewnych rzeczy się nie zapominało. Głowa Sophii była teraz w zupełnie innym miejscu. Gdzieś daleko. W Nowym Jorku. W pewnym penthousie, w którym powinna była teraz spędzać wieczór. Tymczasem była tutaj. Jakieś sto mil od Nowego Jorku. I wybierała się na konną przejażdżkę po posiadłości z Nico. No, tego w kalendarzu na ten rok nie miała. W ogóle nie sądziła, że spotka się z nim w najbliższym czasie. Mimo, że ich drogi przecinały się bardziej niż to było konieczne.
    — Nie o mnie, a o swoją reputację. Delikatna różnica. — Wzruszyła ramionami. Mogła udawać, że to naprawdę z troski, ale jakoś nie potrafiła w to uwierzyć. Nie po tym, jak przez lata tak naprawdę nie było ze strony ojca większego zainteresowania. Gwen nigdy się nią nie martwiła. Ani razu nie zaglądała do niej, gdy czegoś potrzebowała. Zawsze była wyniosła i chłodna. Udawała, że jest inaczej, kiedy ktoś patrzył. I pewnie przez weekend odstawi teatrzyk, od którego Sophii będzie chciało słabo.
    — Nigdy mu nie przeszkadzałeś. Zna cię. To Gwen miała problem i go przekonała, że jesteś problemem, a potem… — Urwała, bo jednak nie chciała do tego wracać. Do tego momentu tuż po. Wolała o tym zapomnieć.
    Był czas, kiedy znajomość z Nico im przeszkadzała. Nawet nie wiedziała, dlaczego tak im przeszkadza. W końcu to nie tak, że lał się na ulicy i znosił do domu krwawe trofeum po tym, jak komuś przyłożył. Działało to na trochę innych zasadach, jakby nie patrzeć. Ale nie miała już sił, aby się w to zagłębiać.
    — Mhm. — Przytaknęła. To wszystko niby miało jakiś sens. Podpytywanie, bo mieli wspólną historię, ale nie byli przecież razem. Bo Sophia bujała się teraz z byłym mężem jego byłej. Jezu, to było bardziej pokręcone niż się spodziewała. Jak w telenoweli. — Nie jestem w żadnym bagnie. Wszyscy wokół po prostu panikują. — Westchnęła, a potem zamilkła, bo wiedziała, jak to brzmi. Wiedziała, jaki Carter był. Jaką miał reputację. I Sophia tak naprawdę nigdy by na niego nie spojrzała. Nie chciałaby go znać, a tymczasem… Tymczasem była tutaj.
    — To znaczy? Widziałeś coś? — Zerknęła na niego. O nim było głośno. Owszem, ale ten filmik Soph z klubu… To nie było głośne. Nie aż tak. Przynajmniej miała taką nadzieję, bo nie sprawdzała tego. Wolała nie wiedzieć.
    — Wszystko jest w porządku, Nico. Pomijając to, że utknęłam tutaj i wszyscy się bawią w „misję ratowania wizerunku”. — Podeszła do zwierzęcia, potrzebując teraz poczuć coś pod palcami, aby nie zwariować. Wiedziała, jak to wszystko brzmi i wygląda, że brzmi pewnie, jak jedne z tych, które są w niezdrowych związkach i zapewniają każdego, że nic złego się nie dzieje. Tylko, że… Między nią, a Carterem nie wydarzyło się nic niepokojącego. Pomijając to, jaki był i co robił. Ale to była nieco inna historia, prawda?
    — Dzięki. — Rzuciła odbierając od niego wodze. — Jednak coś pamiętasz, nie poszło ci tak źle, jak myślałam.

    soph

    OdpowiedzUsuń
  47. Niekoniecznie akurat z Nico chciała rozmawiać o swoich uczuciach do kogoś innego. O nowym związku, o tym, jak to w ogóle się stało, że znalazła się w takiej sytuacji. Jednocześnie była przekonana, że ten temat jej nie ominie. W końcu to był cały cel ten podróży. Aby Sophia sobie przypomniała, że jej życie nie jest w ciemnych klubach z podejrzanymi typami. Ona naprawdę o tym wiedziała. Aż za dobrze, a jednak się w takim miejscu j z takim człowiekiem znalazła.
    Miała już zaprotestować, że sobie poradzi i nie musi jej pomagać, ale było za późno. Wstrzymała westchnięcie, kiedy Nico jej dotknął. To była tylko pomoc, nic więcej. W tym, jak ją trzymał czy ustawiał nogę nie było nic dwuznacznego. Nic, co by pamiętała z przeszłości, a jednocześnie wszystko ją paliło. Jakby nagle weszła w ogień i zaczynała palić się żywcem. Siedziała w kończeniu i tak też na niego spoglądała. Może oboje czuli to samo, a może tylko się jej wydawało, że w oczach Nico dostrzegała coś znajomego.
    Nie odezwała się już. Jakby nagle w głowie miała zbyt dużo myśli, które starała się uporządkować.
    Czuła się trochę niepewnie, ale tylko z początku. Nie robiła tego od dawna, co, jeśli naprawdę wszystko zapomniała? Co, jeśli się wygłupi tym? Kopyta koni miękko uderzały o trawę, gdy byli na zewnątrz. Wił chłodniejszy wiatr niż wcześniej, ale zupełnie jej to nie przeszkadzało. Mimo, że przemykał przez materiał cardigana i muskał skórę. Chyba potrzebowała takiego oderwania się od rzeczywistości. Ale nie po to, aby zapomnieć o Carterze. Sophia wciąż miała nadzieję, że uda się jej dojść do porozumienia z ojcem.
    — Straszna z niego plotkara. — Westchnęła ciężko. Ciekawe komu jeszcze opowiedział, że zamierzał zostawić Soph na lodzie, bo spotyka się z kimś nieodpowiednim. — Ja o twoim też wiem. — Mruknęła. Patrzyła gdzieś przed siebie. Byle nie na niego. Nawet jeśli nie sprawdzała, to siedziała przecież w internecie. Niektóre rzeczy wyskakiwały jej tak po prostu.
    Nie dopytała o więcej. Czy są dalej razem, czy jest z nią szczęśliwy. Jakoś czuła, że nie powinna była o to pytać i jakaś jej część chyba nie chciała wiedzieć. Jeszcze przed Poznaniem Cartera, kiedy ich zobaczyła razem jej pierwszą myślą było, co ma Sloane, czego nie mam na, ale nie mogła sobie na to odpowiedzieć, a jego pytać nie zamierzała. To pytanie wcale jej z głowy nie uciekło, tylko teraz zmieniło kierunek z Nico na Cartera.
    — Uważam na siebie. — Zapewniła. Mógł wierzyć albo nie. To już nie była przecież jej broszka, aby go przekonać, czy faktycznie umie o siebie zadbać czy może jednak jest naiwnie głupia. Musiała być, gdyby nie to, to nie znalazłaby się przecież w takiej sytuacji, racja? — Dzięki, gdyby coś… zapamiętam to i zadzwonię.
    Chciała dodać, że nic takiego się nie wydarzy, ale nie mogła mieć żadnej pewności. Kompletnie nie wierzyła w to, że Carter dopuściłby do tego, aby coś jej się jej stało. Ale ostrożności nigdy dość, racja?
    Odetchnęła głęboko, kiedy Nico ją wyprzedził. Wiatr muskał jej twarz, kiedy ruszyła za nim. Trzymała się trochę z tyłu, kose nabierała pewności siebie, a może uznała, że oboje potrzebują chwili dla siebie, zanim znów będą jechać obok i rozmawiać albo milczeć.
    Pojawiło się w niej znajome uczucie. Takie, o którym myślała, że dawno już zapomniała. Nie sądziła, że jeszcze miała w sobie tę możliwość, aby faktycznie poczuć się tak dziwnie wolną.
    Spojrzała na bok, gdy Nico się z nią zrównał i krótko się zaśmiała.
    — Oczywiście, że nie zapomniałam. Miałeś co do tego jakieś wątpliwości? — Ona owszem. Całą masę ich miała. Setki. Modę nawet tysiące. W rzeczywistości było ich tylko kilka, ale przecież lubiła wyolbrzymiać. — Tobie też idzie całkiem niezłe. Jestem pod wrażeniem. Może jednak te sportowe auta i drogie restauracje nas wcale nie pozmieniały. — Mruknęła pod nosem, ale bardziej do siebie niż do niego. Może faktycznie w środku wciąż byli tymi dzieciakami, które lubiły się ściągać i kłócić o ostatnia porcje lodów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spojrzała na niego po chwili i lekko się uśmiechnęła. Bez wymuszania i bez powodu. Bo znowu był obok, bo znowu mogła się poczuć tak, jak kiedyś. Bo na tę pare chwil wszystko taki tak, jak dawniej.

      soph🎀

      Usuń
  48. — Mamy strasznego pecha do kamer.
    Uśmiechnęła się krzywo pod nosem. O dziwo nie przejęła się tym z Ruby tak, jak tamtym z Nico. Może już nauczyła się jakoś bronić przed takimi rzeczami, bo jednak przez te ostatnie tygodnie często pojawiała się z Carterem. Może nie na czerwonych dywanach, ale czasem, gdy wychodzili chociaż na głupią kawę to znalazł się paparazzi. Ktoś ich rozpoznał w knajpie i nagrywał ukradkiem. W dodatku gościła na jego Instagramie. Nie na stories. W poście. Tylko ona. Sama bez niego. Już nie pamiętała, gdzie wtedy szła, ale była uśmiechnięta i Carter dostał filmik, który potem trafił na Instagrama i zgarnął jakieś dwa miliony polubień. Sophii się to nie mieściło w głowie.
    Czuła się lżejsza. Nosiła w sobie ostatnio różne rzeczy, a tutaj… Tutaj coś się zmieniło. Nie przeszkadzała jej nawet obecność macochy, choć Sophia wiedziała, że to jest tylko akt przed rodzicami Nico. Zniknie, gdy wrócą wszyscy do Nowego Jorku. Albo jak każdy wejdzie do auta. Zniknie maska i wróci to, co Sophia znała. Ale teraz o tym nie myślała. Teraz była na koniach z Nico. W miejscu, gdzie nie działo się nic złego. Powietrze było inne. Czystsze. Była cisza, o którą było ciężko w Nowym Jorku.
    Chciałaby mruknąć coś w stylu „masz za swoje”, ale nie zrobiła tego. Nie była okrutna.
    — Może jak się wyciszy to coś się zmieni… A jeśli nie… to znajdzie się zawsze inny sponsor. — Domyślała się, że taka utrata boli. Zwłaszcza, kiedy nie wie się, co zrobić dalej i stoi się pod ścianą, a każde wyjście zdaje się być zablokowane. — Że niby jakaś karma? — Mruknęła i uniosła lekko brew.
    — Nie jest rozwalona. Tylko… przed tobą trochę większe wyboje niż zazwyczaj. — Nawet nie wiedziała, dlaczego stara się go jakoś pocieszyć. Po tym z nimi to ona miała problemy. W domu i na uczelni, takie, o których się jej nie śniło. Wśród znajomych również. Teraz Nico miał problemy, ale wcale żadnej satysfakcji nie czuła. Wręcz przeciwnie.
    Następny kawałek przejechali w milczeniu. Może oboje potrzebowali chwili, aby pozbierać myśli albo na chwilę się wyłączyć z tego całego świata. Skupić na tym, że byli teraz tutaj. W miejscu, które miało w sobie wiele wspomnień. Sophia próbowała o nich aż tak intensywnie nie myśleć, ale było ciężko, bo tu wszystko było nimi naznaczone. Każdy zakątek ogrodu, plaża, pawilon przy basenie, gdzie się bawili. Każde miejsce niosło ze sobą wspomnienia tego lżejszego, spokojniejszego życia.
    Sophia przeniosła wzrok na Nico. Kiedy tak patrzyła… Widziała po prostu Nico. Takiego, którym był tutaj, gdy mieli po naście lat i żadnych zmartwień. Nie było tego, który miał za sobą skandale z filmikami; ani tego z nią ani ze Sloane, który zepsuł mu wszystko. Może na moment po prostu stali się znów tymi dzieciakami, które wymyślały co chwilę nowe zabawy i ganiały się aż zabrakło im powietrza w płucach.
    — To miejsce chyba tak działa. Jak taki… Powrót do przeszłości. — Uśmiechnęła się lekko. Trochę za długo na niego patrzyła. Jakby… Sama nie wiedziała. Chciała po prostu na niego popatrzeć. — Wiesz… ze wszystkich rzeczy, które jeszcze mogłyby się zdarzyć w tym roku to nie sądziłam, że będę spędzała wieczór tutaj z tobą. Ani że w ogóle będziemy rozmawiać.
    Myślała, że to już zamknięty temat. Że skoro ją zostawił, a może ona zostawiła jego, to już się więcej nie spotkają. W końcu, jak im się drogi rozeszły wcześniej to mimo tego, że ich rodziny się znały nie widywali się. Z góry założyła, że znowu będzie tak samo.

    soph

    OdpowiedzUsuń
  49. Miło było usłyszeć jego śmiech. Taki prawdziwy, nawet jeśli trwał on zaledwie chwilę. Nie było im może do śmiechu. Temat mimo wszystko, ale był trudny. Chwilami Sophia miała wrażenie, że boi się coś powiedzieć, aby przypadkiem nie nadepnąć mu na odcisk.
    — Po tym… naszym debiucie nikt się ciebie nie czepiał? — Nawet nie wiedziała. Wszystko rozsypało się w przeciągu dwudziestu czterech godzin, a potem przecież nie rozmawiali. I tak, jak może to, co oni zrobili niezbyt mogło się równać z wyciąganiem naćpanej dziewczyny z klubu, która robiła małe sceny, to wciąż nie wpływało to dobrze na wizerunek. A może? Sportowiec, siłownia, dziewczyna… Samo się chyba prosiło, nie? Przestała patrzeć, co tam pisali. Skupiali się chyba i tak bardziej na niej. Na tym, że zdradziła Lucasa, wyciągali wszystko, co tylko możliwe. Była skupiona na sobie i na tym, jaki to miało na nią wpływ. Nico nie interesował się tym, co działo się u niej, a ona niespecjalnie interesowała się nim. Może inaczej; interesowała się, ale nie miała odwagi, aby się odezwać. Mówiła mu już o tym.
    Powietrze było chłodne, niosło w sobie ten jesienny spokój, który koił myśli. Tych miała w głowie teraz aż nazbyt wiele. Nawet nie próbowała się nimi teraz zajmować, bo i tak niewiele by z tego wyszło. Skupiła się więc za to na jeździe. Na tym, jak Dimroy rytmicznie się pod nią poruszał. Zdążyła już zapomnieć, jak miło było się tak wyłączyć od wszystkiego. Nic poza koniem pod sobą, wiatrem we włosach i ciszą, która przerywana była odległym szumem fal i skrzeczącymi w powietrzu mewami.
    — Czekałam, aż się odezwiesz. — Sama tego nie robiła, ale to oznaczało, że nie liczyła, że Nico nie złamie tego milczenia między nimi. Nie zdecydował się na to, a Sophia musiała to zaakceptować. Przestała w którymś momencie czekać. Spróbowała skupić się na odbudowaniu swojego życia. Pokazania, że wcale nie jest tak zepsuta, jak się wszystkim wydawało.
    Być może brzmiała na zawiedzioną, że do tego nie doszło. Nie ukrywała nawet tego. Nico był tak naprawdę pierwszym, którego obdarzyła tak silnym uczuciem, od którego nie można było się odpędzić. Może właśnie, dlatego to wszystko tak potwornie bolało i ciągnęło się za nią przez miesiące. Nie mówiła mu tego, ale chyba musiał wiedzieć. Albo przynajmniej się domyślać.
    — Nie spaliłeś. Albo to ja mam niezdrowy nawyk wybaczania każdemu po kolei. — Mruknęła i poruszyła lekko ramieniem. Ciężko było stwierdzić, ale skoro już tutaj byli i skoro rozmawiali, to mogli równie dobrze wyrzucić z siebie trochę więcej niż przedtem. Nie po to, aby coś odbudować czy zbudować między sobą na nowo, ale żeby pozbyć się tego napięcia, które ciągle między nimi było.
    Dimroy parsknął niecierpliwie po słowach Nico, jakby nie mógł się doczekać, aż będzie mógł pokazać na co go stać. Sophia zaśmiała się pod nosem na jego reakcję. Ten śmiech zabrzmiał lekko, jakby od dawna nie musiała nic już w sobie tłumić. Pochyliła się lekko do przodu i pogłaskała po go szyi, dając mu sygnał kolanami. Ruszył szybciej. Wiatr mocniej złapał jej włosy i rozwiał wokół twarzy, podrywając do życia coś, co dawno było w niej uśpione. Galopowali przez ścieżkę, jedynie z dźwiękami kopyt uderzających o ścieżkę, aż wszystko inne przestało mieć znaczenie. Byli tylko we dwójkę z końmi, których kopyta rytmicznie uderzały o ziemię. Koń niósł ją wzdłuż ścieżki, a Nico był tuż przed nią. Odwrócił się raz, może dwa. Jego sylwetka w zachodzącym słońcu wyglądała, jak cień przeszłości, z którym powoli zaczynała biec w tym samym rytmie.

    soph

    OdpowiedzUsuń
  50. To była miła odmiana. Poczuć, chociaż na moment, wolność bez żadnych zakłóceń. Przynajmniej na chwilę, bo spodziewała się, że gdy wrócą to mogą pojawić się pytania. Te ciekawskie i oskarżycielskie. Ale jeszcze nie chciała myśleć o powrocie. Teraz chciała tylko tej jazdy i tej rozmowy, która pomogła jej w pewien sposób się pogodzić z tym, co się między nimi wydarzyło.
    Czekała. Przez tygodnie. Zaglądała w telefon z nadzieją, że obudzi się do wiadomości od Nico. Ale ona nigdy nie nadeszła, aż w końcu odpuściła. Mając dość wylewania kolejnych łez, czekania z sercem na dłoni, czy może to już ten dzień. Wydawało się jej, że zostawiła to wszystko za sobą na dobre. I może faktycznie tak było. Może Nico był już tylko przeszłością. Kimś z kim próbowała wejść w związek, ale żadne z nich nie było gotowe. Oboje mieli problemy i nie zachowywali się w porządku, a teraz… Nie tyle, że było za późno, a znaleźli się na innych etapach życia. Byli z innymi ludźmi. Chociaż obecnie Sophia nie była pewna, czy dalej jest w jakimś związku, czy gdy wyszła wtedy z mieszkania to zakończyła wszystko.
    — Dobrze zrobiłeś, że się nie odezwałeś. — Powiedziała po chwili milczenia, które wyszło z obu stron. — Ja też nie byłam gotowa, aby z tobą rozmawiać. Wydawało mi się, że jestem, ale… Ale ja też musiałam trochę rzeczy w sobie zrozumieć.
    Wcześniej jeszcze wierzyła, że mogliby zbudować relację. Ale teraz wiedziała, że ona rozsypałaby się jeszcze bardziej, gdyby spróbowali na nowo, ale wciąż zachowywaliby się tak samo. Nie była w stanie stwierdzić, czy teraz mogłoby im się udać. Gdyby nie było Sloane ani Cartera, gdyby przypadkiem wpadli i zaczęli rozmawiać. Może wtedy udawaliby, że siebie nie widzą. Może ona by uciekła. Może Nico by ją zignorował. Mogło wydarzyć się wszystko, a choć była mistrzynią gdybania, to to sobie teraz odpuściła.
    — Chyba… Chyba wybaczyłam. — Nie potrafiła długo trzymać urazy, a tę trzymała w sobie dostatecznie długo. I prawda również była taka, że Sophia nie chciała się na niego dłużej gniewać. I nie gniewała już od długiego czasu. — A ty mi? — Zapytała po chwili. Próbowała sprawić, aby był taki, jak sobie wyobraziła, że jest. Kompletnie ignorując przez większość czasu to, co Nico jej mówił, jaki naprawdę był. Niektóre z ich problemów pojawiły się, bo Sophia była nakręcona na coś, co nie miało odzwierciedlenia w rzeczywistości.
    — Zdrajca. — Mruknęła nachylając się bliżej jego szyi. Poklepała go po niej delikatnie i przewróciła oczami. — Może, gdyby nie ten wyjazd to by jej nie było. Nie wiem, jak ty, ale ja nie planowałam z tobą spotkań. Nawet nie tyle, że nie chciałam, ale… Sam pewnie wiesz. Spotkanie byłych niedoszłych, czy czymkolwiek byliśmy, nie jest czymś, czego się chce. — Wzruszyła lekko ramionami. Wyobrażała sobie to spotkanie, ale to jeszcze nie oznaczało, że Sophia tego chciała. Kiedy wszedł do domu miała ochotę uciec. Kompletnie nie była na to gotowa, a tymczasem teraz byli tutaj. Więc może dobrze, że jednak nie uciekła nigdzie od niego.
    Kawałek przed nimi malowała się już stajnia i rezydencja. Przeszklona ściana w salonie i jadalni, które były oświetlone miękkim, ciepłym żółtym światłem. Daleko migały sylwetki ich rodziców, ale nie na tym się teraz chciała skupić.
    Dopiero, kiedy wspomniał, że zmarzła poczuła, że faktycznie jest jej zimno.
    — Trochę, tak. — Przyznała. — A grzane wino brzmi świetnie. Myślisz, że dadzą nam się wykręcić z kolacji, czy będziemy zmuszeni siedzieć przy wszystkich? — Była może trochę głodna, ale gdyby mogła ominąć jedzenie ze wszystkimi to właśnie to by zrobiła.
    — Właściwie… Wejdźmy od tyłu. — Rzuciła. Może nie zauważyli, że wrócili. — Weźmiemy coś z kuchni do jedzenia i zrobimy wino. I możemy wrócić do domku nad basenem. — Zaproponowała. Domek był ogrzewany, a na pewno powinien być. Mogli się tam zaszyć, dopóki ktoś nie zacznie ich szukać, ale nawet gdyby, to zastaliby ich tylko jedzących i pijących grzane wino. A Sophia czuła, że Nico ma taką samą ochotę na rodzinną kolację, co ona.

    soph

    OdpowiedzUsuń
  51. Przyjeżdżając tutaj nie spodziewała się, że może coś takiego się wydarzyć. Była przekonana, że będą próbowali jej wybić z głowy Cartera. Że cały ten weekend będzie poświęcony temu, aby odciągnąć Sophię od niego. I pewnie będzie, ale póki co nie chciała o tym myśleć. Zastanawiać się, jakich sztuczek będą na niej używać. Chciała tylko trochę spokoju, który – ku własnemu zaskoczeniu – znalazła u Nico. Ostatniej osoby, którą myślała, że tutaj zobaczy. Prędzej by stawiała na to, że Carter dowie się, gdzie Sophia dokładnie jest i przyjedzie, aby ją z tego miejsca zabrać. Zamiast Cartera, był Nico i to… Była całkiem dobra wymiana. Była pewna swojej decyzji i tego, że chciała z Carterem być, ale jednocześnie musiała spróbować cokolwiek zrobić, aby ojciec jej wysłuchał i dał się przekonać, że ona wie co robi. Tylko nie znalazła jeszcze na to odpowiedniego momentu.
    — Też nie byłam najbardziej fair. — Westchnęła. Mogliby się tak obrzucać winą bez końca, a to było w końcu bez sensu. — Ale chyba faktycznie nie ma sensu tego dalej roztrząsać. Po prostu… Stało się, zmieniliśmy się i teraz możemy spróbować… Nie chcę mówić „od nowa”, ale być przyjaciółmi? Znajomymi? Bez cienia tego, co się stało.
    Nie wiedziała, czy potrafiłaby się z nim zaprzyjaźnić na nowo. Czy nie widziałaby w nim za każdym razem tych momentów, kiedy liczył się tylko on, jej oczy rozpalały się na widok Nico, a serce niebezpiecznie przyspieszało. Chwilami się czuła tak, jak wtedy, choć nie było to tak intensywne, jak wcześniej. Mogła to być wina tego, że widzieli się pierwszy raz i na moment wszystko odżyło, a teraz powoli mogli zostawiać to za sobą. Skupić się po prostu na czymś innym. Na luźniejszych rozmowach, które nie wliczają ich błędów z przeszłości.
    Sophia nie zaprotestowała, kiedy pomógł jej zejść z konia. Mogła zrobić to sama, ale nie odmówiła. Niewiele już mówiła, kiedy wracali do domu. Po cichu, aby nikt ich nie zauważył. Przemknęli na górę, aby się odświeżyć. Spodnie, owszem miała trochę ubrudzone od siodła, ale nie przejęła się tym zbytnio. Szybki prysznic, cieplejsze ubrania i zgarnęła jeszcze koc, bo nie była pewna, co jest w domku przy basenie.
    Jednocześnie czułą ulgę, ale i jakiś ciężar. Nie potrafiła tego wytłumaczyć. Rozumiała, że zamyka rozdział z Nico. Ten, który myślała, że będzie trwał znacznie dłużej, że będzie z tego coś więcej niż tylko… Tak naprawdę niecały dzień. Gdzieś w środku czuła, że to nie tak powinno wyglądać. Że zasłużyli od siebie na więcej, ale teraz już nie mogli nic z tego wycisnąć.
    — Mam koc i iPada. Gdyby nam się nudziły rozmowy, to zawsze możemy coś obejrzeć. — Mówiła ściszonym głosem, aby przypadkiem nikt się nie zorientował, że wrócili i wymykają się po raz kolejny. Dochodziły do nich jakieś głosy i śmiechy. Albo ojciec Sophii albo Nico opowiadał jakąś historię, która najwyraźniej była przezabawna. — Chodź, wino mamy do zrobienia.
    Sophia niewiele myśląc złapała Nico za rękę i pociągnęła za sobą. W kuchni było parę osób, które odpowiadały do przygotowanie kolacji. Wiedziała, że Gwen się do tego pomieszczenia nie zbliża, więc były marne szanse na to, że ich tu ktoś przyłapie. Poza obsługą.
    — Kolacje będzie za pół godziny. — Zostali poinformowani, gdy tylko się tu zjawili. Z wilgotnymi włosami i rozbawionymi minami.
    — Nie będzie nas na kolacji. — Rzuciła Sophia i zerknęła na Nico. — Weźmiemy tylko… Burgery? Mogę nam zrobić burgery. — Patrzyła na Nico, kiedy to mówiła. — Albo ty zrobisz, a ja zrobię wino. Nie ufam ci z winem. W ogóle ci nie ufam w kuchni.
    Odłożyła koc i iPada na jakieś krzesło i ignorując wszystkich wokół podeszła do lodówki, która była pełna. Bardziej niż wypadało, ale znalazła tu wszystko, czego mogliby potrzebować. Zrobienie jedzenia długo nie zajmie, a coś zjeść musieli.
    — Pomóż mi, Nico. Sama nie zdecyduję. — Ponagliła go. Warzywa, mięso na burgera, bułki też się znajdą. Było wszystko i więcej. Najprościej byłoby coś zamówić, ale tu to było problematyczne. Za dużo zachodu, za dużo ochrony. — Burgery, wino i jakieś słodycze?

    soph

    OdpowiedzUsuń
  52. — Nie możesz być tak beznadziejny. — Przewróciła oczami. Wydawało się jej, że coś tam potrafił, ale skąd miała wiedzieć? Nie jadali w końcu razem śniadań. Nie licząc bajglów kupionych przez Soph czy wtedy w Aspen, ale to była stara historia. — To tylko usmażenie mięsa. Jezu, Nico. Przerażasz mnie.
    Zaśmiała się i pokręciła głową. Nie miała bladego pojęcia, jak można było nie ogarnąć podstaw, ale chyba zaczynała rozumieć. Było to trochę zabawne, ale o to zamierzała dokuczyć mu jeszcze później. Krzątała się po kuchni. Wymijając kucharza, który był średnio zadowolony z tego, że mu się tutaj wbili i się rządzą, a jednocześnie nie mógł ich wygonić. Byli tak naprawdę u siebie. Oboje. Bo to miejsce było tak samo Sophii, jak i Nico. Mogła sobie wcześniej wmawiać, że jest inaczej, ale to było po prostu ich miejsce. Ich kuchnia, ich stajnia, ich domek nad basenem. Ich.
    Spojrzała na tace z gotowymi potrawami. Nawet nie chciała wiedzieć, czym jest większość z nich. Zajrzała do jednej z nich. Tu jakieś sosy z pieczenią, tam jakieś dziwne galaretki. Aż przeszedł ją dreszcz. Sałatki, nie tego nie chciała.
    — Bingo. — Mruknęła z zadowoleniem. Kremowy sos z makaronem, krewetki, szpinak, jakieś jeszcze warzywa. Niczego więcej nie potrzebowała. — Chcę to. — Wskazała palcem na makaron. Do szczęścia już naprawdę więcej nie potrzebowała. W zupełności jej to wystarczyło. Zaśmiała się pod nosem na ten jego ton, który sugerował, że zaraz będą uciekać w popłochu. I prawdopodobnie będą, bo w każdej chwili ktoś mógł tu wejść.
    Sophia zajrzała do spiżarni. Wzięła mały koszyk, do którego wrzucała to, co znalazła. Jakieś słodkości, chipsy, dwie butelki wody, dwie puszki z colą. Nie była pewna, po co jej tyle wszystkiego, ale wolała być gotowa na wszystko, a jeśli tego nie zjedzą – to trudno. Z zamrażalnika wzięła pudełko lodów. Ben&Jerry’s Cookie Dough. Były porządnie zamrożone, więc nie powinny szybko puścić, a nawet gdyby to w domku chyba była mała lodówka. Poradzą sobie. Sztućce, serwetki i była gotowa.
    — Nie patrz się tak na mnie. — Ostrzegła, bo widziała już to jego spojrzenie. Uniesiona brew i pytanie czające się na ustach. Nie zdziwiłaby się, gdyby miał zamiar zapytać, czy Sophia oszalała. Być może. Pewnie tak. Ale to była rozmowa na później. Do koszyka wrzuciła iPada i wzięła koc. Nico jedzenie, a ktoś z obsługi był na tyle miły, że otworzył im drzwi. Podwórko było słabo oświetlone, więc tak naprawdę mogli przejść prawie niezauważeni. Sophia nie chciała myśleć, że będą ich szukać. Może uznali, że dobrze, że zniknęli. Że może wtedy Sophia bardziej się ogarnie, jak spędzi czas z Nico. Z tym samym, którego też próbowali wybić jej z głowy. To naprawdę było komiczne.
    Weszła pierwsza do domku. Nie było tu zbyt wiele. Był głównie po to, aby przebrać się po kąpieli w basenie. Łazienka w osobnym pomieszczeniu i nie pomyliła się. Była lodówka. W dodatku działała.
    — Ooo, zobacz. — Zaśmiała się i wyjęła z lodówki butelkę z winem. Butelka była do połowy pusta. — Los nam chyba sprzyja.
    Wystawiła ją na wierzch, a do lodówki wrzuciła tylko lody, aby nie poleciały całkiem.
    Zapaliła małą lampkę, która nie rzucała dużo światła, ale było go wystarczająco, aby się nie zabili o własne nogi. Dopiero teraz, kiedy naprawdę uderzyły w nią te zapachy poczuła, jak jest głodna.
    — No proszę, prawie jak kolacja przy świecach. — Mruknęła. Prawie, bo lampka rzucała podobne światło, co świece.

    soph

    OdpowiedzUsuń
  53. Być może trochę ją poniosło. Nie było opcji, że to wszystko zjedzą, ale chyba nie spieszyło im się do tego, aby wracać do środka. Wolała mieć tu jakiś zapas niż biegać co chwilę do kuchni i ryzykować, że tym razem faktycznie na kogoś wpadną. Może na jej siostry, a może na rodziców. Bezpieczniej było mieć wszystko pod ręką.
    — Dramatyzujesz. — Przewróciła oczami. — Wtedy nie opychałabym się słodyczami i winem. — Zwróciła uwagę. Nie myślała o tym. W ogóle jakoś jej nie ciągnęło. Przynajmniej nie teraz. — Cóż… Nie jest to wybitne połączenie, ale nie jest takie złe. Frytki z waniliowym milkshakiem są za to świetne.
    Zaśmiała się pod nosem, bo nie musiała nawet na niego spoglądać, aby wyobrazić sobie, jaką będzie miał minę. Sądziła, że to dość popularne połączenie, ale najwyraźniej nie w świecie sportowców.
    Sophia była zaskoczona, że to spotkanie w taki sposób się potoczyło. Myślała, że będą się unikać, a raczej, że to ona będzie unikała jego. To w końcu chciała zrobić. Uciec do swojego pokoju, zamknąć się wśród ścian z błękitną tapetą i nie wychodzić, dopóki nie nadejdzie czas, aby wyjechać z tego miejsca. Po tej rozmowie było jej lżej. Czuła się pewniej, ale nie mogła jednocześnie od siebie odciągnąć tego dziwnego smutku, że coś się skończyło. Czekała na niego długo. Prawdopodobnie za długo. Licząc na to, że zrozumie, że nie musi jej ciągle od siebie odpychać. Sophii wtedy się wydawało, że nie wymaga zbyt wiele. Chciała tylko dla niego być. Wspierać i kochać tak, jak wtedy potrafiła. Ale najwyraźniej to było wtedy za dużo. Szukała dla niego różnych wymówek. I dla siebie również. Dla tego, co robili za plecami innych ludzi. Potajemne spotkania, te wszystkie spojrzenia, które niby miały nic nie znaczyć, a jednak dla niej znaczyły wtedy wszystko. Każdy jeden moment, który spędzali razem. Teraz widziała, że z jej strony to było trochę desperackie. Trzymanie się go tak, jakby był jedynym chłopakiem na ziemi, z którym będzie szczęśliwa.
    Długo dał jej odczuć, że jest niewystarczająca. Szukała w sobie ciągle wad, nie potrafiła zaakceptować tego, że dla kogoś to, jaka jest naprawdę może być wszystkim. Że wcale nie musi się zmieniać. Być odważniejsza, głośniejsza. Że jej spokój może być dla kogoś czymś dobrym. Że nie ma nic złego w tym, jaka jest. Jeszcze się tego uczyła, aby tak się nie czuć, ale to nie była łatwa droga. Nie spodziewała się, że z dnia na dzień przypomni sobie, ile jest warta.
    Usiadła obok niego, choć mogła wybrać każde miejsce przy stoliku. A jednak była tutaj. Na miękkim dywanie obok Nico, stykając się z nim prawie ramieniem.
    — I kto tu teraz doszukuje się szczegółów? — Mruknęła z przekąsem. Nie potrafiła jednak powstrzymać tego lekkiego uśmiechu w kąciku ust. Prawie było tak, jak kiedyś. — Mogę zapalić główne, ale wtedy zleci się tu reszta, ale skoro masz ochotę na towarzystwo…
    Podnosiła się już, jakby faktycznie miała zamiar to zrobić, ale powstrzymał ją. Lekkim ruchem dłoni, która oplotła jej nadgarstek i ściągnęła z powrotem na dół.
    Wzięła od niego gorący kubek. Starając się zignorować to elektryzujące uczcie miedzy nimi, którego nie umiała nazwać. Ostrożnie łapiąc za ucho, a drugą rękę podłożyła pod spód. Przyjemnie grzał w dłonie. Trochę za bardzo, musiała go na moment unieść do góry, aby nie poparzyć się w dłoń. Upiła mały łyk, dla smaku. Wolała poczekać, aż trochę ostygnie.
    — Wtedy była gorąca czekolada. — Powiedziała cicho. Chwilami nie lubiąc się, jak bardzo pamiętała takie rzeczy. Ale był kominek, cicho trzaskające płomienie i byli też oni. W zupełnie innej scenerii.
    — Co robiłeś przez te wszystkie miesiące? — Spytała odchylając głowę w jego stronę. Pytała z czystej ciekawości, ale też i troski. Chciała wiedzieć, jak się miewał czy nie miał większych problemów.

    soph

    OdpowiedzUsuń
  54. Przysunęła do siebie talerz z makaronem. Czując te wszystkie zapachy dotarło do niej, że naprawdę była głodna. I zmarznięta, a czy był lepszy sposób, aby się ogrzać? Ciepłe płomienie trzaskały w kominku, wino miło ogrzewało w przełyku, ale makaron miał dobrze zrobić na żołądek. Jadła, słuchając Nico. Nawijała makaron na widelec w skupieniu, ale miała podzielną uwagę i nie umknęło jej żadne słowo wypowiedziane przez Nico.
    — Wiesz, to wciąż trochę nie fair, że na żadnej nie byłam. — Zawsze, gdy miała się pojawić to coś się działo. Nie umiała się zmusić, aby przyjść, kiedy był z Alex, bo nie była w stanie na nich razem patrzeć. Wymyślała wymówki, aby się nie pojawiać, a potem okazji już po prostu nie było. — Obiło mi się o uszy… Gratulacje. — Zerknęła na niego i posłała mu ciepły uśmiech. Nie potrafiłaby się nie cieszyć z jego osiągnięć.
    Bezgłośnie westchnęła, jak doszedł do części, kiedy wszystko się posypało. To też widziała… Zapowiadający się dobrze wieczór, który skończył się tak, jak się skończył. Nie chciałaby być na jego miejscu, ale czy w zasadzie nie jechali na tym samym wagoniku? Z tymi samymi ludźmi? To było trochę za bardzo poplątane. Szczególnie, jak na Sophię, która zawsze przecież ceniła sobie spokój i ciszę, a znalazła się w środku chaosu, którego nie potrafiła zrozumieć, ale wyplątać się z niego też nie zamierzała.
    — Czym jest życie bez paru głupot, nie? — Westchnęła. Może czasami lepiej było sobie je darować, ale trochę go znała i wiedziała, że lubił, kiedy coś działo się w życiu. Przewidywalność i nuda nie były słowami, którymi można było opisać Nico. Nie był fanem monotonni. Odczuła to w końcu na własnej skórze.
    Sophia sięgnęła po swoje wino, które trochę już ostygło i było w idealnej temperaturze. Bez szans, że poparzy sobie usta. Zerkała kątem oka na Nico, gdy mówił. Na usta cisnęło się jej wiele pytań, ale zdusiła je w sobie. Przynajmniej niektóre z nich. Wybaczyła mu i nie zamierzała niczego wypominać, ale gdzieś za każdym razem, kiedy chciała się o coś zapytać to przypominała sobie te wszystkie momenty, kiedy to robiła i jego irytację.
    Krótko po jego pytaniu się zaśmiała, ledwo wstrzymując ten mały, ale zauważalny uśmiech, jak o nim wspomniał.
    — Nic nie robiłam. Zaliczyłam drugi rok, a potem… Potem nic. — Wzruszyła lekko ramionami. Żadnego wolontariatu w pięknym miejscu. Żadnych wakacji. Było jedno wielkie nic, bo jakoś musiała się po nim pozbierać. — Chodziłam i dalej chodzę do schroniska. Odpuściłam sobie ten semestr, bo… ktoś dalej trzyma urazę, a ja nie miałam ochoty dzielić z nim jednej Sali. — Mruknęła pod nosem. To nie był jedyny powód. Nie czuła się na siłach, aby wrócić na studia. Musiała się zastanowić, czy na pewno chce to robić, czy to jest odpowiednia ścieżka. Dalej nie wiedziała, ale porzucać tego też nie chciała, gdy nie miała innego planu na życie.
    — Nie poderwałam. Sam się przyplątał.
    To poniekąd była prawda, ale to, że Sophia czasem za często pozwalała sobie na niego spojrzeć to już inna historia. Którą chyba nie chciała dzielić się z Nico. Nie, bo mu nie ufała, ale to chyba nie były rzeczy, o których powinien, czy słyszeć od niej.
    Brunetka spojrzała na niego i uniosła lekko brew, a potem się krótko zaśmiała.
    — Zawsze? To drugi raz. — Wypomniała, ale miał rację. Ciągnęło ją do tych, od których najpewniej powinna była trzymać się z daleka. Było to trochę śmieszne, że teraz siedziała tu z Nico, bo jej ojcu nagle przestał przeszkadzać. Mniejsze zło czy coś. — Zresztą, ty się ostatnio za najgrzeczniejszymi dziewczynami też nie oglądałeś.
    Chciała spojrzeć w inną stronę, ale jakoś nie mogła się do tego zmusić. Mimo, że było tu ciemniej widziała, jak błyszczą mu oczy. Te same, od których nie potrafiła wcześniej oderwać wzroku. Może dalej nie potrafiła. Z tym uśmiechem, który Sophia aż za dobrze znała.

    soph

    OdpowiedzUsuń
  55. Przez te ostatnie miesiące zdążyła zapomnieć, jak lubiła jego śmiech i obecność. Tę luźną, która nie wymagała niczego. W środku dalej pamiętała, jak sprawiał, że się czuła. Każdy moment, kiedy jej mówił, że przesadza, że niepotrzebnie roztrząsa jakieś sprawy. Ale też to, jak potrafiła się przy nim śmiać bez opamiętania z najgłupszych rzeczy.
    — Każdy musi czasem zrobić coś głupiego, nie? — Powiedziała. Głupoty w jej wykonaniu wyglądały trochę inaczej. Zresztą, nie potrafiłaby określić Nico czy Cartera „głupotą”. Nie miała wpływu na to, co czuje. To co robiła z Nico było głupie i nierozsądne, zraniła wiele ludzi swoimi decyzjami, ale nie żałowała nawet sekundy. Mimo, że mocno się to na niej odbiło i choć większość była za nią, to jeszcze zbierała jakieś małe kawałki siebie z tamtego okresu i próbowała je złożyć w całość. — Może miałeś ich za dużo na raz? Wiesz, miałam wrażenie, że ciągle za czymś biegniesz. Że szukasz cały czas czegoś, ale sam nie wiesz czym to jest.
    Biegał za nią, ale kiedy już ją miał, a miał ją przez większość czasu to wypuszczał i biegł dalej, aby znaleźć coś więcej. Strasznie mąciło jej to wtedy w głowie.
    — Nie jako styl życia. To byłby niepokojące. — Zaśmiała się. Wyluzowała w ostatnim czasie. Nie chodziła taka spięta i nie próbowała zadowolić każdego wokół. Może to przyczyniło się do tego, że nieco inaczej patrzyła na popełnianie głupot. — Ale ich się nie uniknie, więc równie dobrze można je zaakceptować i dobrze się przy tym bawić. Z głową, aby nie skończyć z niekończącym się kacem. — Dodała z uśmiechem.
    Nie zamierzała ciągnąć go za język. Powie jej tyle, na ile był gotów, a jeśli nie miałby ochoty nic mówić, to trudno. Mimo, że ciekawość zżerała ją od środka. I trochę również niepokój. W końcu Sloane była związana wcześniej z Carterem. Byli małżeństwem i sama miała obawy, że ona cały czas siedzi w głowie Cartera. Te wszystkie rzeczy, które znalazła w jego mieszkaniu należące do niej. Liczyła, że skoro jest z Nico to nie będzie w żaden sposób miała wpływu na to, co działo się między nią, a Carterem, ale trochę się pomyliła.
    Odłożyła widelec na talerz, który cicho tylko zabrzęczał. Niezbyt podobało się jej, gdzie ta rozmowa idzie. Znów wracały te wszystkie obawy, które z siebie wyrzuciła w mieszkaniu, a które teraz zdawały się być bardziej realne.
    — Carter, prawda? Ten trzeci… — Nie wiedziała, czy chciała znać odpowiedź. Chyba liczyła, że powie „nie”, bo w zasadzie mógł. Ale sama już nie wiedziała. Gubiła się w tej historii, która nie była jej, a która za bardzo na nią wpływała. Plaster na ranę. — Dziwnie wyszło, nie? Nie mieliśmy tyle kontaktu ze sobą, a teraz… Wyszła jakaś dziwna podmianka. — Mruknęła i wzruszyła ramionami. Żadne z nich nie mogło tego raczej przewidzieć, że znajdą się w takiej sytuacji. — Przykro mi, że cię tak potraktowała.
    Potrafiła się domyślić, jak to jest. Sama czasem się tak czuła, ale nic mu już nie wypominała.
    — Imprezy to nie twój świat? Trochę inaczej go w takim razie zapamiętałam. — Mruknęła z przekąsem. Nie zliczy, ile razy z nim chodziła do klubów. Mimo proszenia, aby zrobili coś innego. Cokolwiek, byle nie spędzali kolejnej nocy w klubie na imprezie.
    Sophia pokiwała lekko głową, bo to rozumiała. I też to, że… Mówił przecież o niej. Dlatego nie spojrzała na niego od razu, tylko na moment skierowała swoją uwagę na wino. Upijała małe łyki, ogrzewała dłonie. Miała dużo myśli w głowie.
    — Niektórzy się na subtelne sygnały ślepi. — Rzuciła w przestrzeń przed sobą. I być może był to tylko mały przytyk w jego stronę. — I czasem trzeba ich mocniej uświadomić o pewnych rzeczach. — Dodała nieco łagodniej. Nie chciała tej rozmowy przerodzić w zbędną kłótnię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sophia zerknęła na Nico i posłała mu lekki uśmiech. Zastanawiając się, jak pokierować tą rozmową i ile może mu powiedzieć. To nie była kwestia braku zaufania. Tylko raczej tego, że sama teraz nie wiedziała tak naprawdę, co z tego będzie.
      — Wiesz, poznaliśmy się przypadkiem. To nie tak, że chodziłam po backstage’ach i szukałam pierwszego wolnego rapera.
      Właściwie nikogo nie szukała. Sophia myślała, że będzie w erze singielki przez długi czas, a tymczasem pojawił się Carter, który wywrócił jej życie do góry nogami. Pozmieniał jej spokój w mały chaos, który o dziwo, ale polubiła. I jeszcze nie była gotowa na to, aby z niego uciec. Właściwie to chciała wbiec prosto w niego.
      — Nie było poważne z początku. To miała być tylko luźna znajomość. — Wzruszyła lekko ramionami. Raczej nie potrzebował dokładnych szczegółów, aby ogarnąć o co jej chodziło. — Teraz… Teraz zrobiło się poważniej, wszyscy się wtrącili i… Nie wiem co będzie dalej. Dali mi te ultimatum i jestem tutaj. Przemyślająca swoje zachowanie.
      Nawet nie chodziło o pieniądze, bo bez tych od ojca by sobie poradziła. Nie chciała go stracić. Ostatniego rodzica, jakiego miała. I nie chciała stracić też Cartera. To był niemożliwy wybór. Wybierze ojca – zrani Cartera i siebie. Wybierze Cartera – zrani ojca i siebie. Nie dało się wybrać.

      soph

      Usuń
  56. Wino powoli się jej kończyło, a z szafki niedaleko zerkała jeszcze butelka zapełniona jedynie do połowy. Idealny powód, aby trochę przedłużyć wieczór, nie? Jakoś nie wyglądało na to, aby którekolwiek z nich spieszyło się do powrotu. Wejście tam było jak zaglądanie do paszczy lwa.
    — Przestałam ratować już innych, Nico. — Powiedziała niemal jak w obronie samej siebie. Może trochę robiła to z Carterem, ale nie w taki oczywisty sposób. Nie dawała mu nic poza sobą. Nie prosiła, aby przestał brać, aby zmienił towarzystwo. Tylko, aby z nią spędził czas i to zdawało się, że wystarcza. — To do niczego nie prowadzi. Tylko do tego, że potem jestem zawiedziona, jak nie wychodzi.
    Wyciągnęła jakieś wnioski z tego, jak traktowała Nico i jak on potraktował ją. Nie chciała przez to przechodzić po raz kolejny. Bawienie się w zbawicielkę, bo coś się jej wydaje.
    — Wiem jaką ma reputację. — Znała te mroczne strony, a przynajmniej to, co było dostępne i co sam jej powiedział. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jaka jest prawda i ile jeszcze przed nią Carter ukrywa. — Może i bzdura, nie mam pojęcia. Co by nie było, to sobie poradzę.
    Wzruszyła lekko ramionami. O nic nie zamierzała się prosić.
    Patrzyła za nim, jak sięgał po jej frytkę, prawie przewracając oczami. Jeśli ktoś był w stanie rozbroić ciężki moment w rozmowie to tylko Nico.
    — Moja wizja odetchnięcia wygląda trochę inaczej. Gdybym miała wybór… to nie wyjeżdżałabym z nimi. — Powiedziała. Czuła się jak na obozie, na który jedzie się za karę. Zawsze tak było, kiedy musiała spędzać czas ze wszystkimi. — Ale przynajmniej jesteś ty. Gdybym była tu sama z nimi i Gen, to przysięgam, że sama rzuciłabym się w siano. — Dodała żartobliwie.
    Jeśli. Słowo klucz, którego się Sophia bała. Dowiedzieć się z czasem, że to między nimi było tylko chwilowe, aby zapomnieć o Sloane czy innych bólach w życiu. I w tym wszystkim była Sophia, która uwierzyła, że mogłaby z Carterem być szczęśliwa. Że może przy nim dostanie to, na co zasługiwała. Dopóki nie zaczęły pojawiać się myśli, że może być niewystarczająca, że Sloane dalej ma na niego wpływ, że jest jedyną, którą naprawdę kocha, a Sophia podobnie, jak Nico, jest tylko plastrem na ranę. Jak coś co zadziała przeciwbólowo i pozwoli się na moment wyłączyć.
    — Hm, może. Pewnie powinnam sobie darować bieganie za emocjonalnie niedostępnymi facetami. — Mruknęła. W końcu to zawsze kończy się tak samo. To już przecież nie jej wina, że ci dostępni jej nie ciekawili. Byli zbyt… Przewidywalni. Zbyt łatwi, a ona z jakiegoś powodu lubiła wyzwania w życiu. Szkoda, że takie, które wyrywały z niej kawałki życia.
    — Zwłaszcza po tym, jak co? — Spytała cicho, wbrew temu, że Nico mówić nie chciał. Ciekawość nie zawsze była dobrym wyborem, a Sophia, jeśli mogła, to chciała o nich wiedzieć wszystko. Pewnie nie powinna, bo to tylko wyjdzie na jej niekorzyść, ale za późno było, aby cofnąć się z pytaniem. — Wiesz… i tak całą czwórką w tym siedzimy. Na upartego wszystko co się dzieje wokół tego, to nasza sprawa.
    Głupie tłumaczenie, ale chyba tak było? Sophia była z Carterem, Nico przez chwilę ze Sloane, a tamta dwójka przez miesiące była razem. I to wszystko miało na siebie wpływ.
    Sophia przekręciła głowę w jego stronę. Przyglądała mu się trochę uważniej niż przed chwilą. Jednak bez tej typowej dla niej ciekawości, która próbowała wydrzeć z niego odpowiedzi bez pytania na głos. Sama nie była pewna, czy wie czego chce. Od życia, od partnera, od Nico i samej siebie. Pragnęła tej idiotycznej miłości, a gdzieś w niej tliła się myśl, że znów będzie musiała o nią walczyć, że znów się zatraci w sobie i ostatecznie skończy z niczym.
    — A ty… Wymyśliłeś już czego naprawdę chcesz? — Zapytała. Niepewna, czemu zaniżyła głos i mówiła szeptem. Może to atmosfera, może słabe oświetlenie, przez które pokrycie byli półmrokiem.

    soph

    OdpowiedzUsuń
  57. Kiedy tak mu się przypatrywała to zaczynała podejrzewać, że wcale nie chce znać odpowiedzi na to pytanie. Sophia od paru tygodni żyła w dość miłej bańce, która była pełna uroczych randek, które już nie kończyły się w tak uroczy sposób, jak zaczęły, ale to wszystko było dokładnie tym, czego chciała. Zasypiała obok Cartera z uśmiechem i budziła się z jeszcze większym, kiedy czuła, jak obejmuje ją w talii, jak przyciąga ją do siebie przez sen bliżej, aby nie próbowała mu się wymknąć. Jasne, były jakieś szramy na tej bańce, ale Sophia starała się ich nie zauważać. Ignorowała je. Wkładała okulary, aby nie widzieć tego, co psuło jej ten idealny obrazek jej i Cartera. Teraz, kiedy zadała Nico te pytanie, czuła w kościach, że ten obrazek się złamie. Może nie w pełni, ale… Ale coś będzie w nim nie w porządku.
    — W porządku… — Ale wcale taka pewna nie była, czy to jest w porządku. Czy na pewno chce wiedzieć o tym, co właśnie zamierzał jej powiedzieć. Odstawiła swój kieliszek i usiadła nieco prościej, bardziej przodem w jego stronę.
    A potem zaczął mówić i z każdym kolejnym słowem miała nadzieję, że przestanie. Chciała go powstrzymać, ale nie potrafiła się odezwać. Zmusić do tego, żeby kazać mu się zamknąć. Żeby nie mówił jej tego wszystkiego, bo wszystko zaraz popsuje, bo Sophia w końcu po miesiącach była szczęśliwa, bo w końcu zaczynała układać sobie życie, a teraz tym, co jej zdradził, to psuł. Wtedy, kiedy Carter wrzucił te zdjęcia z tobą - pierwsza randka w galerii. Ona w ciemnozielonej sukience. Kolacja przy świecach. Wszystkie słowa, które jej wtedy powiedział. To był piątek. Kilka dni wcześniej… To mogło być dwa albo trzy dni temu, a równie dobrze to mógł być tydzień wcześniej. Pamiętała, że w poniedziałek miał podły nastrój i ranę na policzku, trochę obdrapane knykcie, bo komuś przyłożył.
    Sięgnęła odruchowo dłonią do wisiorka na szyi. Trzymała między palcami zawieszkę z motylkiem. Przesuwała nią w prawo i lewo po łańcuszku. Prosił, żeby do niego wróciła. Sophia nic nie mówiła, a mózg pracował jej na wysokich obrotach. Szybko i głośno. Łączył wszystkie daty i wydarzenia ze sobą. W sobotę była z Carterem. Klub. Ich pocałunek. I ten układ Wyłączność. A potem był u niej? Aby wzięła go z powrotem? Aby byli znowu razem? I w piątek zabrał ją na randkę. Wpatrywał się w nią jak obrazek. Z tym samym spojrzeniem, ale rozpalonym pożądaniem, zdejmował sukienkę. Szeptał te wszystkie słowa.
    Poczuła w sobie dziwną pustkę. Znowu jestem tą drugą, pomyślała. Tym kim tak bardzo nie chciała być. Mówiła mu, że tak czuje i zapewniał, że to wcale nie prawda. I starała mu się uwierzyć, a teraz sama nie wiedziała w co powinna była wierzyć. Komu zaufać.
    — Dzięki.
    Nie próbowała go tłumaczyć ani samej siebie. Żadnego, że wtedy razem nie byli, więc się nie liczy. Bo to wszystko brzmiałoby żałośnie. Tak beznadziejnie głupio, że już wolała się zamknąć. Spojrzała na moment w bok, a dłoń zabrała od szyi. Położyła ją płasko na swoim udzie. Próbowała sobie to jakoś poukładać, ale jak miała to zrobić? Chciała powiedzieć, że w to nie wierzy, że pewnie to mówi z jakiegoś tylko sobie znanego powodu, ale teraz chociaż zaczynała rozumieć, dlaczego był wtedy w kiepskim nastroju. Co go popchnęło, aby w ten sposób się wyładować.
    Kiedy znowu spojrzała na Nico, lekko się uśmiechnęła. Jakby już zapomniała o tym, co jej powiedział. Uniosła lekko brew, bo w pierwszej chwili myślała, że się przesłyszała.
    — Moja forma ma się świetnie, Nico. — Odezwała się po chwili. Również szeptem, choć nie rozumiała czemu w ten sposób zaczęli mówić. Poza nimi nikogo więcej tu nie było. — Dużo cardio.
    Nie potrafiła oderwać wzroku od jego oczu. Teraz miała wrażenie, że ich zieleń jest jeszcze głębsza niż przy ostatniej okazji, kiedy się widzieli. Wzrok sam sunął po jego twarzy. Wyłapując małe zadrapania, jakieś nowe blizny. Wszystko, czego wcześniej na niej nie było.
    — Poza tym… Niebezpiecznie z tobą trenować. Można zostać gwiazdą filmu czy coś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uśmiechnęła się lekko i miała odsunąć. Na bezpieczną odległość, ale nie potrafiła.
      Sophia nie poruszyła się nawet o milimetr, kiedy wyciągnął dłoń do jej twarzy. Poczuła znajome mrowienie na policzku, a potem na ustach w miejscach, których dotknął palcem. Powinna była się odsunąć. Zrobić krok w tył, zaprotestować. Ale potrafiła tylko dalej na niego patrzeć. Delikatnie rozchyliła usta, niepewna, co wydarzy się dalej, a może właśnie aż za dobrze wiedziała i dlatego się nie odsunęła. Nie była pewna, czy działa na zwolnionym tempie czy ktoś wyłączył w niej możliwość podejmowania decyzji za siebie, ale zanim zdążyła choćby coś mruknąć, poczuła usta Nico na swoich. Ich znajomość i miękkość uderzyła w nią niemal natychmiast. Przez pierwsze sekundy wciąż siedziała tak samo nieruchomo, jak przed chwilą. Mimo, że wszystko w niej protestowało, to nie odepchnęła go ani siebie. To było zbyt znajome. Przywoływało zbyt wiele wspomnień, które od miesięcy trzymała w zamknięciu, a które teraz wydostały się na wierzch. Wiedziała, że będą z tego kłopoty, że nie powinna, ale na chwilę… Na moment, tylko na sekundę albo dwie, pozwoliła sobie pocałunek odwzajemnić. Nieśmiało i z delikatnością.

      soph

      Usuń
  58. Co ja robię, co ja robię, co ja robię…
    Czekała na taki moment od tamtej nocy, kiedy zostawił ją samą pod klubem. Po tych wszystkich słowach, które wyrzucali sobie w twarz. Czekała, aż powie jej cokolwiek. Choćby jedno słowo. Choćby jedno, głupie przepraszam, zacznijmy od nowa, a ona nawet nie zastanawiałaby się przez chwilę, czy Nico się ogarnął, czy dalej będzie grał w te gierki, po których kończyła ze złamanym sercem i zapuchniętymi oczami.
    Była swoją reakcją tak samo zaskoczona, jak on. Należało go odepchnąć i kazać mu przestać. Może odejść i wrócić do środka. Posiedzieć z resztą, bo tam nie mógłby i nie próbowałby żadnych sztuczek. Nie, kiedy tyle par oczu by się w nich patrzyło. Ale nie potrafiła. Nie umiała się zmusić, aby przerwać, aby powiedzieć dość. To był tak znajomy pocałunek, taki bardzo ich. Przywołujący stanowczo zbyt wiele wspomnień, które dawno temu już pogrzebała. Po które nie powinna była sięgać, bo zbyt długo jej zajęło, aby się z niego wyleczyć, aby zapomnieć, że kiedykolwiek go kochała i że pewnego razu, Nico znaczył dla niej wszystko.
    Odetchnęła głębiej, kiedy się odsunął. To było jak powiew świeżego powietrza, ale Sophia miała wrażenie, że nie jest w stanie wziąć głębokiego wdech, że dusi się od środka.
    — Nie… ja… przepraszam, nie powinnam… — Ledwo poruszała ustami, kiedy to mówiła. Uciekła spojrzeniem w bok. To był błąd, taki mały, prawda? Zaciekawieni, czy wciąż jest tak, jak dawniej, czy jeszcze… czy jeszcze jakieś uczucia są. I były. Cholera, oczywiście, że były. Tyle, że nie potrafiła ich poukładać.
    Ale nie powstrzymała go, kiedy przyciągnął ją bliżej. Mogła zaprotestować w każdej chwili. Powiedzieć wszystko, aby tego nie robił. Pozwoliła mu. Samej przysuwając się bliżej, aż nie siedziała wygodnie na jego kolanach. To było zbyt znajome. Zbyt wiele wyraźnych wspomnień teraz przebiegało jej przez głowę. Za dużo się działo. Carter… Przecież był Carter. Zaledwie kilka dni temu mówiła mu, że go kocha, że jest w nim zakochana. Jak mogła… Jak mogła siedzieć teraz na Nico? Jak mogła pozwolić się pocałować i jeszcze ten pocałunek odwzajemnić? I pojawiły się też nowe informacje. Chciał wrócić do Sloane. Jej obecność w penthousie. To, że ona cały czas była w jego życiu i głowie, w sercu. W którym może zrobił trochę miejsca dla Sophii, ale niewystarczająco, żeby dziewczyna czuła, że jest jedyną.
    Westchnęła cicho, a jej dłonie automatycznie sięgnęły do ramion Nico. Drżały na nim, nie mogła tego powstrzymać. Ta scenka kojarzyła się jej ze zbyt wieloma razami, kiedy siedzieli w dokładnie taki sam sposób. Podobnie, jak wtedy, jej serce waliło, jak szalone. Teraz nie była pewna, czy to z ekscytacji czy wyrzutów sumienia, że pozwoliła sobie na bycie z nim tak blisko, kiedy należało trzymać się na dystans.
    — Dlaczego… — Szepnęła cicho. Nie potrafiła tego zrozumieć. Zawsze pojawiał się wtedy, kiedy układała sobie życie bez niego. Zupełnie, jakby ktoś mu wysyłał sygnał, że Sophia sobie radzi, że już go nie potrzebuje i pojawiał się, aby to wszystko zniszczyć. Jednym pocałunkiem, jednym spojrzeniem, jednym uśmiechem. Tyle wystarczyło, aby zatrząsnął jej światem. — Dlaczego teraz, Nico? — Spojrzała mu w oczy, jakby tam miała znaleźć odpowiedzi. Chciała szczerości. Prawdy ten jeden, jedyny raz, aby nie kręcił, aby nie zasłaniał się żartami.
    — Jestem z Carterem… Nie mogę… — Mówiła dalej szeptem. Ale skoro tak nie mogła, to czemu mu na to pozwoliła? Czemu nie zeszła? Czemu nie doprowadziła ich obojga do porządku?

    soph

    OdpowiedzUsuń
  59. Czekała, aż Nico się odezwie. Z typowym dla siebie zniecierpliwieniem, które tylko narastało, ale teraz było podszyte również zdenerwowaniem. Nie chciała znowu tego robić, być tą, która ucieka w objęcia innego. Już to zrobiła, czego i tak nie dałoby się wytłumaczyć w sensowny sposób. Wpadała w tę samą zasadzkę, co kilka miesięcy temu i nie potrafiła powiedzieć nie. Mimo, że wszystko w niej teraz krzyczało, aby stąd uciekała.
    — „Nie wiem” mi już nie wystarczy, Nico. — Powiedziała cicho. To nigdy nie było wystarczające, ale wcześniej potrafiła sobie to wytłumaczyć. Byli w skomplikowanej sytuacji. Była Alex. Był jakiś jej znajomy, który się kręcił obok niej i próbowała trzymać się od niego z daleka, ale teraz już nie było tylko jakiegoś znajomego. Był Carter. Carter, z którym chciała coś stworzyć. Nawet wiedząc, że chciał wrócić do Sloane, że miał tę chwilę, kiedy chciał ją z powrotem. — Nie mogę być tylko po to, aby zapełnić pustkę… Nie mogę. Nie znowu.
    Sama nie rozumiała, dlaczego jeszcze nie wstała. Czemu próbowała coś z niego wyciągnąć, kiedy tak naprawdę to nie powinno jej obchodzić. Nie po takim czasie. Miał na to miesiące. Pół roku. Wystarczyłoby, aby pojawił się dwa miesiące temu, aby coś powiedział, aby chociaż spojrzał.
    To był błąd. Wyjście z nim na spacer. Te konie. Przyjście tutaj… To wszystko było błędem. Nie potrafili być przyjaciółmi. Nie mogli być sami w jednym pomieszczeniu, bo działo się to.
    — Potrafiłeś. Umiałeś spojrzeć tak, jakbym była przeszkodą. Kimś nieistotnym. W zależności, jaki humor miałeś. Jakbym ci przeszkadzała tym, że jestem obok. — Może przesadzała. Może nigdy tak naprawdę nie spoglądał, ale tak to odczuwała. Jakby naprawdę znaczyła dla niego mniej niż obca osoba, którą mijał na ulicy.
    Znowu zaczynała czuć za wiele. Był żal, że zwlekał z tym tak długo, ale również ostrożność. Bo zaczynała rozumieć pewien schemat, który wcześniej jej umykał. Nico pojawiał się wtedy, kiedy ona próbowała o nim zapomnieć. I teraz robił dokładnie to samo. Miał ją gdzieś, kiedy był z Alex i ona smęciła po kątach, ale sekundę, jak pojawiła się z Fabianem to wszystko się zmieniło. Po nowym roku było to samo… Cisza, obojętność i chłód, ale gdy wróciła do Nowego Jorku to nie mógł jej zostawić samej.
    Nie rozumiała, czemu mu na to pozwalała. Dlaczego tak mocno się go trzymała, dlaczego nie potrafiła sobie odpuścić. To naprawdę było zakochanie czy jakaś obsesja, która przerodziła się w coś, czego wciąż nie potrafiła pojąć?
    Zacisnęła usta, kiedy mówił, dlaczego do niej wraca, ale teraz… to już nie wystarczyło. Nie potrafiła się tego chwycić i powiedzieć, że owszem, może na nowo z nim spróbować. Że mogą dać sobie jeszcze jedną szansę.
    — Wracasz wtedy, kiedy zaczynam o tobie zapominać, Nico. — Szepnęła. Nie spoglądała w bok. Wręcz chciała, aby widział przez co musiała przechodzić przez ten cały czas, kiedy był obecny i gdy uciekał zostawiając ją z pustką. Tę frustrację i gniew, tęsknotę i niezrozumienie, dlaczego nigdy mu nie wystarczała. — I zostawisz mnie znowu, kiedy nie będziesz chciał być sobą? Odepchniesz, jak wtedy?
    Sophia pokręciła głową na boki. Ściskała ze sobą usta, ale już nie dała rady wstrzymać tego, co było w środku. Mimo, że naprawdę nie chciała pokazywać mu aż tak wiele.
    — Jest za późno, Nico… Zawsze będziesz ważny, ale… Nie zaufam ci znowu.
    Nie zeszła jednak z niego. Może jeszcze chwilę potrzebując tego, aby naprawdę to zakończyć. Ten niekończący się cykl wracania do siebie i uciekania. Próbowania przekonać jedno drugie, że mogą jeszcze być razem. Że to, co było dawniej już się nie liczy, ale to przecież było kłamstwo. Oni naprawdę nie mieli już szansy, aby znów spróbować.
    — Nie jestem już w tobie zakochana. I nie chcę być… To bolało za bardzo.

    soph

    OdpowiedzUsuń
  60. Sophia nie mogła pozwolić sobie na to, aby znów znaleźć się w tej sytuacji razem z nim. Trwać w tym dziwnym zawieszeniu, być braną wtedy, kiedy miał na to ochotę i nastrój, odrzucaną, bo zaczynała mu przeszkadzać. Zbyt długo nad tym wszystkim myślała, spędziła dużo czasu na myśleniu o ich relacji, która była… Nie tym, czego Sophia chciała i niczym na to zasługiwała.
    Napięła się, kiedy przesunął dłonie wyżej. Tęskniła, oczywiście, że tęskniła i jakaś jej część pewnie zawsze będzie tęsknić, ale Nico był już przeszłością. Sophia nie była nawet pewna, za co go tak naprawdę pokochała w tamtym czasie, czy to tylko było jej wyobrażenie, wspólne dzieciństwo i wspomnienia, czy jakaś dziwna potrzeba, bo był pierwszym, który jej okazał jakieś zainteresowanie od długiego czasu? Nie musiała znać powodu, ale wiedziała, że z jej strony wszystko było szczere.
    Policzki miała zarumienione od wcześniejszego pocałunku, krótkiego, ale intensywnego i wystarczającego, aby narobić jej w głowie bałaganu. Tego samego, który sprzątała miesiącami. Tylko, że teraz była odrobinę mądrzejsza. Wiedziała więcej i przede wszystkim, ale miała Cartera. Być może, gdyby nie on… Gdyby nie to, że czekał, aż wróci to by się zgodziła. Poddała tej chwili.
    Widziała po jego oczach, że jeszcze nie jest gotów odpuścić i kiedyś dałaby się pokroić za to spojrzenie. Dające zbyt wielką nadzieję, zachwycające. Nie wiedziała, dlaczego to zrobiła, kiedy podniosła dłoń i ułożyła ją na jego policzku. Chciałaby zrozumieć, dlaczego ich do siebie tak ciągnęło, choć było jasne, że nie nadają się do tego, aby być razem. Zawsze pojawiała się jakaś przeszkoda. Czasami z jej strony, a czasami z jego.
    — Wiem o co chodziło… Żeby nikt się nie dowiedział. Nie Alex, nie twoi kumple, moje koleżanki. — Nie miała pretensji. Już ich nie miała. Zostawiła je dawno za sobą. Teraz… Teraz po prostu miała okazję, aby mu to powiedzieć. Bez krzyczenia i urywania zdania w połowie przed obawą, że powie się zbyt wiele. Zdradzi za dużo tego, co siedziało w środku. — Rozumiem… To było ekscytujące. Mieć sekret. Kogoś o kim nikt nie wie…
    Jej to przecież też się podobało. Tylko z czasem zaczęła chcieć więcej, a Nico nie chciał jej tego dać. Powoli przestawała zadowalać się tymi ukradkowymi spojrzeniami i skradzionymi w popłochu pocałunkami, treningami, które niby tylko tym miały być, a w rzeczywistości każda ich rozmowa przesiąknięta była flirtem i dwuznacznymi komentarzami.
    — Mieliśmy dziś wrócić i… sam widzisz. — Odezwała się cicho. Przez moment naprawdę była pewna, że uda im się wrócić do tego, co było na początku. Do tych luźnych żartów między sobą, do swobody, a potem ją pocałował i ona ten pocałunek odwzajemniła.
    Znów robił jej mętlik w głowie. Sprawiał, że zaczynała wątpić w to, co sobie sama postanowiła. Gdyby naprawdę trafił na nią parę tygodni temu, nie byłoby w niej nawet zawahania. Jak ostatnia idiotka na to czekała, mimo, że wiedziała, że nigdy nie będzie dla niego wystarczająca. Nie była, jak Alex, aby przymknąć oko na pewne sprawy, nie była Sloane, aby bawić się w klubach. Mogła mu dać ciepło i spokój, siebie – cały zestaw tego, jaka była. Cicha i spokojna, wspierająca i kochająca, ale to zawsze było za mało. Zawsze czegoś jej brakowało.
    — Nie mogę… Nie teraz. — Oczywiście, że chciała wrócić do treningów. Tęskniła za nim, za tym, jak się czuła, jak było jej lżej w głowie. Ale nie potrafiła się na to zgodzić. Nie teraz. — Może kiedyś, ale… Nie mogę teraz, Nico. Nie po tym.
    Zacisnęła zęby, kiedy dalej naciskał na treningi. Nie wierzyła mu, ani w to, że nie będzie próbował żadnych sztuczek ani w to, że to będą tylko treningi. Sophia nie umiała znaleźć w sobie teraz niczego, czego mogłaby się chwycić, aby uwierzyć, że mu na tym tylko zależy.
    — Pomyślę o tym.
    Trzy słowa. Tylko tyle mogła mu teraz dać. Nie czuła się też w obowiązku, aby cokolwiek mu obiecywać. Zostawił ją, powiedział, że ją kocha, a potem zniknął. Żadnego słowa przez miesiące, a teraz…. Teraz to. Kolejny raz nie chciała przez to przechodzić. Błądzić w tej relacji z nim, która po dziś była nienazwana.

    soph

    OdpowiedzUsuń
  61. Miała w sobie teraz zbyt wiele obaw, aby mu tak szybko zaufać. Myślała, że zależy mu faktycznie na tym, aby byli przyjaciółmi tak, jak kiedyś. Mimo tej świadomości z jej strony, że nigdy tak naprawdę nie potrafiłaby spojrzeć na niego, jak na przyjaciela. Już nie potrafiła tego zrobić. Nie po tych wszystkich rzeczach, które między nimi miały miejsce.
    — Wiem. — Wciąż mówiła szeptem, gdzieś tam wstrzymując w sobie większe emocje, których aż tak przy nim nie chciała okazywać. Blokowała się w środku. Aż za dobrze pamiętała te wszystkie momenty, kiedy się przed nim otwierała, kiedy potrzebowała, aby był wyrozumiały, a jedyne co dostawała to chłód i obojętność, bo dla niego to było nieistotne. — Nie, nie powinieneś. Jak sobie wyobrażasz, że wrócimy do treningów, Nico? Skoro teraz to tak wygląda…
    Byliby blisko siebie. Nico poprawiający jej postawę. Znała już ten schemat. Wiedziała, jak to będzie działać. Mogła przewidzieć spojrzenia, jakie sobie będą posyłać, gęstą atmosferę. Wystarczył jeden wieczór razem, aby zaczęli znów wpadać w te uczucia między sobą.
    — Nie mogę ciągle czegoś naprawiać, Nico. Jestem tym zmęczona. — Przyznała. Między nimi było wiele do naprawy, ale teraz już nie potrafiłaby znów się tak zaangażować, a przynajmniej tak myślała. Dawała z siebie wszystko i przeszło to niezauważone przez większość czasu. Kolejny raz by ją wyniszczył bardziej niż ten pierwszy. Była tego świadoma i o tym wiedziała. I była szczęśliwa. Z Carterem. Mimo, że ich ostatni wspólny moment postawił wszystko pod znakiem zapytania. Musiała sobie wszystko przemyśleć; ich związek i to, że Sloane zawsze będzie, gdzieś w jego umyśle obecna. Decyzję, przed którą postawił ją ojciec. Ale teraz, gdy siedziała tak z Nico… Miała w głowie pustkę. Tego złego rodzaju, bo zaczynała we wszystko wątpić. W swoje wcześniejsze decyzje, w Cartera, w samą siebie. Bo czasem zbyt łatwo oddawała się temu, co ktoś do niej powiedział, czy jak na nią spojrzał, a Nico… Nico miał dar, aby patrzeć na nią tak, żeby wszystko wokół przestawało mieć znaczenie, poza jego zielonymi oczami.
    — Dobrze ci szło dawanie mi spokoju przez pół roku… — Westchnęła. Już nie miała pretensji, że się nie odzywał. To dawno było za nią. Wściekała się teraz na myśl, że po takim czasie wrócił. I to wtedy, kiedy Sophia kogoś miała.
    Zacisnęła lekko usta, gdy zobaczyła ten uśmiech, Dokładnie ten sam, który ją rozbrajał i sprawiał, że nie potrafiła sensownie myśleć. Że była gotowa zgodzić się na wszystko.
    Odwróciła głowę na bok, aby nie patrzeć dłużej i złapać chwilę, aby jakoś się od niego oderwać. Od tego, co między nimi było. Wrócić do rzeczywistości, w której Nico już nie było. Lubiła tę rzeczywistość. Czasami za nim tęskniła, ale nauczyła się żyć bez niego i jakaś jej część chciała, aby już tak zostało. Aby to, co było między nimi zostało w przeszłości.
    — To zawsze coś znaczy… — Powiedziała to bardziej do siebie niż do niego. Ale wiedziała, że ją słyszał. Nie próbowała dawać jemu czy sobie nadziei. Taka była po prostu prawda. Każda ich chwila coś znaczyła. — Nie powinno, ale znaczyło.
    Obiecywał jej wiele rzeczy. Wcześniej i teraz. I już zwyczajnie nie potrafiła mu w to uwierzyć. Spojrzeć w oczy, uśmiechnąć się w ten ciepły i wyrozumiały sposób, pocałować go i powiedzieć „Tak, wierzę ci”, bo nie wierzyła. Miała w sobie zbyt dużo wątpliwości, aby znowu ślepo się wpakować w relację z Nico, która przecież na dłuższą metę nie miała sensu. Skończy się tak, jak zawsze, prawda? Przez chwilę byłoby dobrze, dopóki Sophia znów nie zaczęłaby chcieć więcej, a Nico nie zacząłby się wycofywać. Trafiliby do dokładnie tego samego punktu. Do tej kłótni pod klubem. Do tego momentu w jego aucie, kiedy go błagała, aby coś zrobił i przyznał, że chce czegoś więcej, a skończyło się tym, że Sophia została z niczym, a oni oboje się od siebie odcięli i uciekli.
    — Nie wiem, co miałabym teraz nawet powiedzieć, Nico… — Westchnęła. Nie spodziewała się. Ani pocałunku ani tej rozmowy, przez którą znów będzie wpychana w przeszłość. — Zaskoczyłeś mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chociaż, czy na pewno ją zaskoczył? Czuła przecież, że między nimi jest napięcie, jak już wyluzowali, a Sophia przestała trzymać dystans. Opuściła trochę gardę i pozwoliła mu się zbliżyć. Wspominanie dzieciństwa ich zbliżyło, przypominało, jak było dawniej, a teraz siedzieli w półmroku z dala od innych.
      — Proszę, nie rób mi tego… — Poprosiła. Napięła się, gdy palce wyraźniej zacisnął na jej udach. Przez materiał spodni czuła ciepło jego dłoni. Znał ją. Wiedział, co jej powiedzieć, aby zmiękła. Jak spojrzeć, kiedy obniżyć głos. Nie chciała, aby dawał jej znów na coś nadzieję, że nawet jeśli nie teraz, to kiedyś może im się udać. Nie chciała znowu się karmić złudzeniami i ewentualnym „może”.
      Od jego oczu oderwał ją wibrujący na stoliku za nią telefon. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że słyszała go już wcześniej. Kiedy była zajęta całowaniem Nico. Odwróciła się i sięgnęła po komórkę, a serce prawie na moment się jej zatrzymało, kiedy zobaczyła kto dzwonił. Carter. Ścisnęła ze sobą usta, przez chwilę patrząc się na ekran, a potem zerknęła na Nico.
      — Muszę to odebrać. — Nawet nie wiedziała, dlaczego się przed nim usprawiedliwia. Nie musiała mu niczego mówić ani wyjaśniać. Kiedy się podnosiła z jego kolan miała wrażenie, że tył ud owiał chłód, gdy nie czuła już jego ciepła pod sobą.
      Skierowała się do drzwi. Nie chciała, aby Nico tę rozmowę słyszał i potrzebowała świeżego powietrza. Czegoś, co pozwoli jej odetchnąć i pozbierać myśli. Oparła się plecami o drzwi, gdy była już na zewnątrz i przesunęła palcem po telefonie, aby odebrać połączenie. Nie miała pojęcia, co usłyszy, co jej Carter chce powiedzieć, dlaczego dzwoni. Ale wiedziała, że to jego głos chciała teraz usłyszeć.
      — Hej. — Szepnęła pierwsza, zanim zdążył się odezwać. I zaczekała, na odpowiedź, na jakieś pytanie, czy na „tęsknie za tobą”, cokolwiek byle tylko go usłyszeć.

      soph

      Usuń