Though no one can go back and make a brand new startanyone can start from now and make a brand new ending

Nico Miller
25 lat | bokser | mistrz WBC
|
Nico to człowiek złożony z pasji i ambicji, które niemal wypalają go od środka. Jego dni zaczynają się o świcie, kiedy miasto jeszcze śpi, a kończą długo po zmroku, gdy ulice Nowego Jorku toną w ciszy. Nico nie zna słowa „odpoczynek” – to dla niego luksus, na który nigdy nie pozwala sobie zbyt długo. Treningi stają się jego ucieczką, a jednocześnie jego więzieniem.
Choć na zewnątrz wydaje się niezłomny, wewnątrz targa nim ciągły niepokój. Jego dążenie do perfekcji jest nieustanną walką, która nie zna końca, a wyścig z czasem staje się codziennym rytuałem. Nico jest uosobieniem dyscypliny, poświęcenia i nieustannego głodu zwycięstwa. W tym wszystkim jednak gdzieś gubi siebie – w tej niekończącej się pogoni za sukcesem, za następnym rekordem, za kolejnym sezonem.
Jest na szczycie, podziwiany przez tłumy, ale w jego oczach często można dostrzec cień samotności. Ludzie widzą go jako bohatera, ikonę sportu, ale nieliczni znają prawdziwego Nico – człowieka, który stąpa po cienkiej granicy między triumfem a upadkiem. Jego życie to seria intensywnych momentów, które zostawiają go wyczerpanego, ale wciąż spragnionego więcej. Przez to wszystko, Nico pozostaje zagadką – nawet dla samego siebie.
|
Właśnie tego od niego oczekiwała.
OdpowiedzUsuńKompletnego zatracenia się w tej chwili, podczas której to Sloane dyktowała warunki. Mógł kazać jej to zrobić, rzucić żartobliwie, aby brała się do roboty, ale Sloane doskonale wiedziała, że w momencie, kiedy znalazła się przed nim w tej pozycji, to wszystkie karty były w jej rękach, a ona sprawnie je rozdawała. Bawiąc się przy tym doskonale. Pieszcząc tak, aby nie był w stanie nawet przez sekundę pomyśleć choćby o czymkolwiek innym.
Sloane, w takiej pozycji i w takim stanie, nie była dla każdego. Mogła bawić się w całe te wyzwolenie i luźno podchodzić do relacji z innymi, ale pewne rzeczy trzymała tylko dla tych, którym faktycznie się należało. Nie zawsze przekraczała wszystkie granice. Było w tym coś intymnego i wcale nie chodziło o nią. Bezbronność, która się pojawiała w tej chwili była rozbrajająca. Sloane ciężko było samej ukryć, że sama na to reaguje. Nie tylko na jęki Nico, które wypełniały teraz całe pomieszczenie, czy jego drżące ciało, ale i na samą siebie. Jej własne ruchy były pewne i świadome, dopasowane w pełni do potrzeb Nico, które przecież znała. Być może lepiej niż mu się wydawało.
Podnosiła wzrok tylko co jakiś czas. Zerkając na jego twarz, każdy grymas czy to, co przypominało uśmiech, było jak większa zachęta dla Sloane. Poruszała się płynnie, w wyznaczonym przez siebie tempie, które prędko odkryła, że mu pasuje i niczego nie zmieniała. Przetrzymała się dłonią o jego udo, nie zauważając, że chwilami wbija w nie paznokcie, w chwilach, gdy szarpnął biodrami, prędzej z niekontrolowanego ruchu niż specjalnie, ale to już było bez większego znaczenia.
Słyszała go, ale i czuła. I w planie Sloane było doprowadzenie go do końca. Tak, jak zamierzała od samego początku. Przerwałaby jedynie, gdyby sam wyraźnie zaznaczył, że nie chce. Dał jej jednak wolną rękę i niemalże w tej samej chwili Sloane posunęła się dalej, biorąc go głębiej. Łzy w oczach pojawiły się niemal natychmiast i na moment musiała się cofnąć. Gdyby tylko mogła to uśmiechnęłaby się zadziornie i jeszcze raz spojrzała mu w oczy, by zobaczył w jej własnych tę determinację, która teraz popychała ją tylko bezczelniej do przodu. Przyjemne ciepło rozlewało się po ciele Sloane, a wszystko w niej pulsowało od intensywności i intymności tej chwili, od dźwięków, zarówno jej własnych, jak i jego. Jeszcze kilka ruchów, muśnięć językiem, mocniejsze otulenie go ustami i praktycznie czuła pod palcami, które wciąż gdzieś tam na jego brzuchu się znajdowały, jak napina się całe jego ciało, jak wyrzuca z siebie kolejne przekleństwa, które dla niej były, jak najlepsza pochwała, a po chwili się rozluźnia. Obraz Sloane był rozmazany i dopiero po chwili zorientowała się, że to od mokrych oczu, łzy mieszały się z tuszem. Odsunęła się powoli, nie przejmując własnym wyglądem, rozmazanym makijażem, spuchniętymi, zaczerwienionymi ustami. Oddychała głęboko, zauważając, że jej klatka unosi się w nierównym tempie. Spojrzenie miała skierowane w górę, prosto na Nico.
Nie mówiła nic, a przynajmniej jeszcze przez chwilę. Tylko na niego patrzyła, próbując samej doprowadzić się do porządku, przynajmniej tego wewnętrznego. Serce waliło jej jak oszalałe w piersi. Wierzchem dłoni lekko otarła usta, co było bardziej odruchowe niż w potrzebie pozbycia się jego smaku z nich. Uśmiechnęła się dopiero po chwili, powoli i triumfalnie, jakby właśnie wygrała zabawkę na festynie, a jej nagrodą było zapewnienie Nico odrobiny przyjemności. Podparła się o stół, zanim wstała. Mierząc go wzrokiem, pochłaniając w zasadzie to, jak teraz wyglądał.
— Jesteś taki śliczny, kiedy jesteś taki… Mój.
Przysunęła się bliżej, niemal stykając swoim ciałem z jego. Nie zrobiła nic więcej, tylko tyle, jakby chciała podarować trochę delikatniejszej bliskości sobie i jemu. Odgarnęła z twarzy włosy, które kleiły się do mokrego ciała, nim tę samą dłoń ułożyła na jego piersi, tuż nad sercem, które wciąż biło w środku w szaleńczym tempie.
sloane
W nieco leniwym ruchu przesunęła palcami wzdłuż jego brzucha, czując pod nimi jak jeszcze drgają mu mięśnie, gdy próbował dojść do siebie. Pełen zadowolenia uśmiech nie schodził jej z twarzy, a nad nią wisiała maleńka, niewielka myśl. On się za to zemści i Sloane absolutnie nie mogła się tej zemsty doczekać. Pozwoliła sobie jeszcze na złożenie paru pocałunków na jego szyi i ramionach, spokojnych i nienaglących. Nie miała potrzeby, aby jej odpowiadał. Jego reakcje były wystarczającą odpowiedzią na wszystko, co mogłaby mu teraz powiedzieć. Sama potrzebowała jeszcze tej chwili, aby się wyciszyć i trochę chociaż odpocząć. Włosy kleiły się do ciała, oddech był nierówny. Nie chciała nawet wiedzieć, jak wyglądała. Mięśnie błagały już chociaż o skrawek odpoczynku. To był długi dzień, wyczerpujący fizycznie. Od prób, potem koncert i Nico… Ale noc jeszcze się nie kończyła, a ona miała coś obiecane, prawda?
OdpowiedzUsuńNapawała się tym momentem, jakby wiedziała, że on nie potrwa długo. Nie miała zbyt wiele czasu na to, aby nacieszyć się nim w takim stanie. Kompletnie przez nią rozwalony, zbierający się w całość w swoim tempie.
— Vice versa, Miller. — Odparła i puściła mu oczko. Jeśli mogła być czegoś pewna, to tego, że Nico nie zostawiłby jej nieusatysfakcjonowanej. Byli w tym naprawdę dobrzy. Spoglądała na niego już miękko, z leniwym uśmiechem i zmęczonym, ale wciąż chętna do tego, aby noc jeszcze przedłużyć. A jutro nie zamierzała wychodzić z łóżka. I prawdopodobnie to będzie właśnie jego łóżko, ale o tym zadecyduje dopiero jutro.
Uśmiechnęła się w podziękowaniu, gdy podał jej szklankę. Nie musieli za dużo mówić, aby atmosfera między nimi wciąż wrzała i była gorąca od namiętnych uniesień. Nawet w tak prostym geście, jak podanie wody przebijała się przez niego troska. Na tę parę chwil, kiedy Sloane skupiona była na piciu wody, jakby to było najważniejsze zadanie na świecie, świat należał tylko do niej, a ona byłą jego centrum. Odstawiła szklankę na bok.
Uniosła brew na to warknięcie Nico, a ją przeszył dreszcz. Krótkie pytanie, które zwiastowało, że wszelka kontrola, jaką Sloane miała właśnie przeszła do niego, a Nico oddawać nic nie zamierzał. Nie tym razem. Patrzyła na niego przez parę sekund, a jej pierwszym instynktem było… uciec. Ale nie zdążyła nawet drgnąć, a on był już obok i sadzał ją na blacie. Tylko pisnęła w rozbawianiu, gdy to zrobił. Na język cisnęły się jej odpowiedzi, które były zduszone przez nagły pocałunek. Nijak niepodobny do tych, którym obdarzała go wcześniej. Jęknęła prosto w jego usta, przez moment nie nadążając za tym szaleńczym tempem, które nadawał, ale dopasowując się do niego po zaledwie kilku sekundach. Oparła się dłońmi o blat, nie próbując z nim nawet walczyć. Od razu byłaby na przegranej pozycji – tyle wiedziała i to jej wystarczyło, aby nie próbować żadnych sztuczek ani nie rzucać głupimi tekstami, które by go prowokowały.
Przechyliła głowę z ciężkim westchnięciem. Znajome napięcie pojawiło się niemal od razu, a jej usta, wciąż uśmiechnięte i zadowolone, choć po poprzedniej satysfakcji nie było śladu, a raczej niewielka obawa, jak on zamierza teraz bawić się nią.
Sloane wyjątkowo się słuchała. Mimo tego pierwszego uczucia, aby jednak trochę zbić go z tropu, spróbować znów być tą w kontroli. Tymczasem każdy pocałunek, każde przesunięcie języka po jej ciele sprawiało, że traciła w sobie tę potrzebę. Oderwała jedną dłoń od blatu w potrzebie, aby go chociaż dotknąć. Ramienia, włosów – czegokolwiek, byle tylko pod palcami czuć jego ciepło bijące od jego ciała. Jakby już sam fakt, że ją obejmował, a jego usta z taką pewnością i śmiałością zostawiały po sobie ślady na jej ciele to było za mało.
— Nico — szepnęła miękko. Kolejne ciche mrukniecie zdradzało tym razem budujące się w niej zniecierpliwienie, które tylko z każdą kolejną chwilą narastało. Był brutalnie powolny w tym, co robił, a ją to jednocześnie rozbrajało i doprowadzało do szaleństwa, ale nie kazała mu się pospieszyć. Może przeczuwała, że osiągnie odwrotny efekt, a jednocześnie chciała się tymi spokojniejszymi gestami nacieszyć.
Ten ostatni moment, jak podniósł na nią wzrok i niemal przeszył spojrzeniem, wystarczył, aby zadrżała, a potem, kiedy zniknął między jej udami, jęknęła. Dłoń automatycznie sięgnęła do jego włosów, jednak nie po to, aby go powstrzymać. Przechyliła głowę, a biodra instynktownie wyrwały się do przodu, jakby chciały wyjść mu naprzeciw. Znał ją zbyt dobrze, jego ciało znało ją zbyt dobrze, a tym co jej robił pchał ją prosto w odmęty chaosu i szaleństwa, które tylko oni byli w stanie zrozumieć. W chwilach, kiedy już była przekonana, że zaraz nadejdzie słodkie, pożądane przez nią spełnienie on zmieniał taktykę. Spowalniał bez żadnego ostrzeżenia, na co Sloane tylko warczała w odpowiedzi, zachrypniętym głosem i błyskami w oczach, chociaż teraz nie była w stanie utrzymać już nawet otwartych oczu. Trzymał ją zbyt mocno, zbyt pewnie, aby mogła próbować się wyrwać, a każda taka próba spełzła na niczym. Nie chciała uciekać, nie tak naprawdę. Nie przed tą rozkoszną przyjemnością, którą została obdarzona.
Usuń— Nico… Och. — Cicho zaskomlała, może nie będąc już w stanie dłużej wytrzymać tego napięcia. Kolejny jęk uwiązł jej w gardle. Kilka przekleństw, kolejne westchnięcie. Momentami nie panowała już nad sobą i nad tym, co z nią robił. Kompletnie była oddana jemu, podatna na to, co z nią robił, jak robił. Kiedy już myślała, że nadąża za nim, on szedł w zupełnie innym kierunku. Wznosząc ją na kompletnie nowe poziomy przyjemności.
Palce zaciskała na krawędziach blatu, oddychała płytko i szybko, a serce dudniło w jej piersi. Umęczone od wysiłku, a także od tych rozrywających od środka emocji, w których Sloane dosłownie tonęła. Wyczekiwała tego błogiego spełnienia, a gdy nadeszło, a stłumiony krzyk naznaczył jej usta, była przekonana, że wydarzyło się to zbyt szybko. Jeszcze przez chwilę jej ciało drgało, napinało się i mrowiło. Cicho wyszeptała jego imię, gdy Nico wciąż tam był i wciąż nie dawał jej spokoju, jakby wręcz napawał się tym, jak teraz wyglądała i co przez niego czuła. Nie spodziewała się chwili oddechu, a gdy się podniósł i przyciągnął ją na krawędź blatu, a potem z taką pewnością i siłą się w niej znalazł, wciąż była zaskoczona. Wbiła paznokcie w jego przedramię, zaciskając na nim mocno palce. Minęła chwila, zanim przyzwyczaiła się do niego i do szybkich, rytmicznych i mocnych ruchów. Sloane straciła nad sobą wszelkie resztki kontroli, o ile jakiekolwiek w sobie miała. Próbowała się poruszyć w jego rytmie, ale była unieruchomiona, zdana kompletnie na niego i absolutnie jej to nie przeszkadzało.
sloane
Została na noc.
OdpowiedzUsuńKompletnie zatracona w Nico i w chwilach, które między sobą dzielili. Jakby nie potrzebowała teraz już niczego więcej, poza tym, że trzymał ją w swoich objęciach, całował i był blisko. Wyczerpana, nawet nie miała sił, aby się z nim droczyć i rzucać tekstami sugerującymi, że skoro on jej nie zawiezie to weźmie taksówkę lub co gorsze pójdzie na piechotę. Została, bo podobnie, jak on lubiła się budzić przy nim i tak samo mocno lubiła przy nim zasypiać. Bez marudzenia dała się zaprowadzić do łazienki pod prysznic, którego oboje potrzebowali. Ich wcześniejsza rozmowa rozmyła się w mroku nocy, a jedyne co zostało to wspomnienia po wspólnych chwilach, które jeszcze co jakiś czas się w niej odzywało. Ciało było przyjemnie obolało i zmęczone od wysiłku. Sloane nie patrzyła na godzinę, gdy trafili w końcu do łóżka. Wystarczyło jej zaledwie parę minut, kiedy głowa uderzyła o poduszkę, a ciepłe i znajome ramiona się wokół niej owinęły, aby zasnęła.
Było jej zbyt miło i wygodnie, aby się budzić.
Na początku była zaskoczona, że nie budzi jej żadne szczekanie ani piski proszące o spacer. Dopiero po chwili zaczęło do blondynki docierać, że nie jest u siebie. Leniwy uśmiech niemal od razu się pojawił, a kiedy przekręciła się na bok dostrzegła Nico. Westchnęła przeciągle i przysunęła się bliżej, prawie się na nim kładąc i nie interesując tym, czy jeszcze śpi. Ona już nie spała i zaczynała się domagać uwagi. Najpierw musnęła jego policzek, jeden, a potem drugi. Palcami lekko przeczesała jego włosy, niepoukładane w chaosie po spaniu, niektóre lekko poskręcane. Przyłapała się na myśli, że mogłaby się w ten sposób budzić coraz częściej i częściej. Nachyliła się, aby musnąć jego usta.
— Hej. — Wymruczała, po czym ułożyła dłonie na jego klatce i oparła o nie brodę, wciąż pry tym na niego patrząc. Kompletnie nie była zainteresowana godziną ani tym, co ich w tym dniu czeka. Według, bardzo starannych, obliczeń blondynki nie musieli dziś robić absolutnie nic i to była bardzo piękna wizja, której zamierzała się trzymać. — Kawy, dużej ilości kawy.
Zmęczenie aż za bardzo się przebijało przez jej twarz. Bez makijażu, który zmyła pod prysznicem było widać podkrążone oczy, jakby nie spała od tygodni. Coś w tym też było, bo chociaż Sloane zaczynała wychodzić na prostą i coraz częściej łatwiej było jej funkcjonować to chwilami wciąż pojawiały się momenty, kiedy wszystko ją przytłaczało. A kiedy do tego dochodziły intensywne treningi i koncerty po zmyciu idealnego makijażu zostawała po niej warstwa przemęczonej wszystkim dziewczyny. Jednak nawet z tym swoim zmęczeniem była teraz szczęśliwa. Dlaczego miałaby nie być, prawda? Była razem z Nico, w miarę wyspana, bo choć nie pogardziłaby kolejnymi godzinami snu, to równie mocno chciała z nim spędzić jeszcze trochę czasu. Choćby przy głupiej kawie i śniadaniu. W kuchni radził sobie lepiej niż ona, ale podejrzewała, że i tak coś zamówią, aby nie musieli niczego brudzić i marnować czasu na stanie przy kuchennym blacie. Ten Sloane wolała wykorzystywać do innych, przyjemniejszych aktywności.
Prosiła o kawę, ale jeszcze się nie ruszała. I jego również nie poganiała. Tylko mocniej się w niego wtuliła i zamknęła oczy, niepewna, czy w którymś momencie jeszcze chociaż na pół godziny nie zasnęła. Co było możliwe, bo dotyk jego dłoni sunącej po jej odkrytych plecach był kojący i zachęcał, aby jeszcze na trochę odlecieć.
— Pójdziesz po kawę? — Odezwała się po jakimś czasie słodkim, proszącym głosem. Podniosła z trudem głowę, bo ta najchętniej teraz leżałaby dalej na nim. — Proszę. Masz taki miły ekspres… Ja nie umiem się nim obsługiwać.
Mruczała dalej na poczekaniu wymyślając wymówki, dlaczego to ona nie może po kawę pójść albo dlaczego nie mogą iść razem. Choć oboje doskonale wiedzieli, że Sloane świetnie radzi sobie z jego ekspresem i wiele razy już się sama obsługiwała. Po prostu nie chciało się jej ruszać z łóżka i o tym wiedział. Nico pewnie też się stąd ruszać nie chciał, ale to nie przeszkadzało jej w tym, aby go z tego łóżka wykopać.
Usuń— Idź, daj mi się popatrzeć na swój tyłek zanim go wciśniesz w bokserki.
Uśmiechnęła się niewinnie, jak w końcu udało się jej go z niego wykopać. I oczywiście, że dopóki się nie ubrał to patrzyła, a sam widok mógł jej wynagrodzić brak kawy od rana. Przeciągnęła się na łóżku, jak została już sama w sypialni. Potrzebowała się ogarnąć, ale najpierw kawa, a potem cała reszta.
Wzięła telefon do ręki, choć nie pamiętała, kiedy go ze sobą tutaj przyniosła, ale to była mało istotna informacja. Przeglądała stories od znajomych, którzy wrzucali wzmianki z koncertu. Niektóre dodała na swoje stories, by potem zaczął przeglądać Instagrama. Bardziej z przyzwyczajenia niż faktycznej potrzeby. Wciąż nie zablokowała Cartera, ba nawet dalej go obserwowała z oficjalnego konta, a kiedy zauważyła, że kliknęła na jego stories było za późno, aby się wycofać. Stał się ostatnio dziwnie aktywny. Wrzucał jakieś zdjęcia z psami, zachęcał do adopcji i podrzucił link do strony, a także oznaczył schronisko. Nawet nie próbowała zrozumieć. Carter niczego nie robił charytatywnie, a miejsce nie wyglądało jej wtedy na takie, które byłoby stać, aby zapłacić mu za taką promocję. Jednak to, co zobaczyła teraz… Sprzed kilkudziesięciu godzin. Zacisnęła mocniej zęby. Najpierw była fotka jakiegoś obrazu. Znawca się znalazł. Potem stolik z przystawkami, świece, bukiet kwiatów. Nie wiedziała, dlaczego wciąż ogląda. Dlaczego kilka dalej. I kliknęła. Przetrzymała palec na zdjęciu, które wybiło ją kompletnie z rytmu. Usiadła na łóżku, podtrzymując kołdrę przy piersiach i wpatrywała się w lekko uśmiechniętą, wyglądającą wręcz na zawstydzoną dziewczynę.
— Jebany dupek — warknęła pod nosem, nie rejestrując tego, że być może Nico już wracał do niej z kawą, o którą go tak męczyła.
Nawet nie była pewna, co poczuła najpierw. Złość? Zazdrość? Rozczarowanie? Zacisnęła mocniej zęby, wciąż gapiąc się na zdjęcie dziewczyny. Laski, której nie powinno z nim być. Co z tego, że teraz ona była w mieszkaniu u innego? To nie ona za Carterem latała, nie ona szukała go po klubach.
— Nie wierzę. — Prychnęła pod nosem i wróciła do pierwszego slajdu, jakby chciała przyjrzeć się każdemu detalowi. Weszła na jego profil, ale nie spodziewała się, że dostała nie tylko stories, ale i osobne zdjęcie. Uniosła w zaskoczeniu brew, a potem wlazła w komentarze. Uważając, aby żadnego przypadkiem nie polubić. Stalkowanie z publicznego konta nie było rozsądne, ale to już nie ważne. Za późno, aby się wycofać. — Wygląda na milszą od poprzedniej. Pierdol się. — Warknęła pod nosem, kompletnie nie zauważając, że nie dość, że czyta komentarze na głos to jeszcze im odpowiada.
sloane
Sloane najchętniej zostałaby w łóżku do kolejnej nocy, a potem jeszcze poranka i tak w kółko. Nie miała najmniejszej ochoty, aby się stąd ruszać. Chciała jednak kawy i gotowa była wykopać stąd Nico używając dziesiątek powodów, dlaczego to on powinien po kawę pójść, a nie ona. Uważała, że argument o tyłku był jak najbardziej trafiony. I zadziałał, czyż nie?
OdpowiedzUsuń— Jesteś moim wszystkim, ale proszę, przynieś mi kawę. — Poprosiła i tym razem nie było w jej głosie tej nutki żartu, a szczera prośba, że tego właśnie od niego teraz potrzebuje. Słowa wyleciały z niej też miękko, łatwo i sprawnie, jakby naprawdę tak o nim myślała, jak o jej wszystkim. Może nawet nie do końca zdawała sobie sprawę z tego, co powiedziała, ale nie rzucała nigdy słów ot tak.
Lubiła te ich luźne poranki, które nie były niezręczne. Mogła mu wprost powiedzieć, czego chce i zaraz to dostała. Może chwilę musiała z nim powalczyć, ale dostawała to ostatecznie. Przewróciła tylko oczami, jak powiedział, że próbuje go oszukać. Próbowała. I co z tego? Była tego bezlitośnie świadoma i tak samo wykorzystywała fakt, że Nico jej nie odmówi. Dobra, mógł. Potrafił postawić na swoim, ale tym razem to ona wygrała tę małą walkę między nimi. Sunęła za nim wzrokiem, rozwalona na łóżku i w pełni zadowolona, że nie musi się nigdzie podnosić i może tu leżeć, patrzeć na niego i nie robić absolutnie nic. Westchnęła z małym niezadowoleniem, jak się ubrał, ale nie komentowała, bo czuła, że wystarczy słowo, aby go ściągnąć do łóżka z powrotem i nie miałaby kawy, choć to wcale nie byłoby złe rozwiązanie, gdyby w zamian dostała jego pełną i nierozproszoną uwagę.
Sprawdzanie Instagrama było błędem. Takim, którego Sloane nie powinna była popełnić. Chciała tylko wrzucić relacje z wczoraj od znajomych, którzy byli na koncercie. Pokazać, że jeszcze żyje. Zignorowała, oczywiście, wiadomości od menadżerki, że znowu uciekła i co sobie wyobraża. Clara powinna się była już przyzwyczaić, że Sloane długo nie zostaje w jednym miejscu. I że tym razem nie ucieka po to, aby ćpać w klubach. Niech się cieszą, że zaczęła wychodzić na prostą.
Dźwięki ekspresu ucichły, a zapach kawy niósł się aż tutaj. Początkowo nawet nie zauważyła, że Nico wrócił. Dopiero, kiedy materac ugiął się pod jego ciężarem. Wiedziała, że podglądanie konta byłego, kiedy była w łóżku innego byłego nie było najrozsądniejsze, ale nie planowała tego. Wyszło kompletnym przypadkiem. Pilnowała się wcześniej z tym, aby nie wchodzić w jego relacje, nie lajkować postów. Tym razem jego stories było szybsze.
— Nie wiem, ja się kolacji przy świecach nie doczekałam. — Mruknęła. Nawet nie była pewna, czy jest zła czy nie. Była… zaskoczona. Tym, że miał jakąś inną. Że był z dziewczyną, kiedy zaledwie tydzień temu sytuacja z nimi wyglądała zupełnie inaczej.
— Kłamca, hah. Tydzień temu się z nim widziałam. — Przyznała. Nie tak, jakby go przepraszała i próbowała się tłumaczyć. — Wył mi nad uchem, jak bardzo mnie kocha i wszystkie moje wady, a teraz łazi na kolację ze świecami z jakąś randomową laską? — Warknęła pod nosem. Sloane miała swoje wady, ale to nie ona go prosiła, aby wrócił. Nie ona zaczęła pierwsza. Nawet, kiedy miała momenty, że zaczynała żałować rozstania i prawie do niego pisała, to nie robiła tego. Trzymała to w sobie. W jej głowie wychodziło więc na to, że miała prawo do tego, aby spędzać czas z Nico. — Serio, kurwa. Ja nigdy nie dostałam żadnego badyla, a ona tak? — Niedowierzała. Co z tego, że przez miesiące nosiła obrączkę i pierścionek o wartości, która przekraczała wyobrażenia. Do tej pory nie była pewna, ile to tak naprawdę kosztowało i miała to szczerze gdzieś.
Sloane nie chciała przyznać tego, jak zraniona teraz była. Widokiem obcej laski w jego towarzystwie. Uśmiechniętej i słodkiej, zbyt słodkiej, jak na to, jaki Carter był. Dobra, wiedziała, że czasem pod tą słodyczą kryje się piekło, ale im dłużej patrzyła na jej twarz, tym mniej się jej to wszystko podobało. Powinna była teraz wrzucić fotkę z łóżka Nico, a najlepiej tak, aby było go widać jakąś część jego ciała i oznaczyć Crawforda. Po złości.
— Co, też się chcesz pogapić? — Warknęła, gdy kazał jej cofnąć, ale to zrobiła. Nie była zła bezpośrednio na Nico. Tylko rozjuszona sytuacją i tym, jak niewiele jej trzeba było, aby miły poranek.
UsuńPodała mu telefon, nie mając ochoty już dłużej na to patrzeć. Powinni leżeć, pić kawę, zjeść, kawę, a potem znów schować się w łóżku i swoich objęciach. Tymczasem siedzieli tu, oglądali profil Cartera i jego nową dziewczynę. Sloane była zaskoczona, że to nie była Jade. A jednocześnie poczuła dziką satysfakcję, że to właśnie nie była ona. Skoro Sloane nie miała Cartera i Jade go nie miała… Sloane na tym wychodziła lepiej. Prawie parsknęła pod nosem, zaskoczona, jak dalej ta laska działała jej na nerwy.
— Tak. Wrzucił z nią nawet post, możesz sobie zobaczyć. — Przewróciła oczami. — Sprzed paru dni, chyba. Tylko nie widać jej tam w pełni. — Wzruszyła ramionami. Po stories było widać, że dziewczyna ze zdjęcia to ta sama co wrzucona parę dni temu. — Szybko się pozbierał, co? Tydzień wystarczył, aby zapomnieć. — Znów przewróciła oczami. Tak bardzo ją kochał, że siedział już z inną. Żałosne.
Sloane zmarszczyła czoło, a reakcja Nico wcale się jej nie podobała. To, jak nagle zareagował, jak się przejął bardziej niż było to konieczne. A potem się odezwał i Sloane miała wrażenie, że grunt pod nogami się zatrząsnął.
— Co? — Uniosła brew, a potem niemal wyrwała mu telefon, aby na zdjęcie znów spojrzeć. Zmarszczyła czoło. — Nie jesteś zabawny, Nico. — Syknęła, ale widziała, że nie żartował. — Twoja Sophia? Ta Sophia? Twoja dziewczyna? Przecież to niemożliwe. Skąd niby mieliby się znać?
sloane
Sloane patrzyła na fotkę jeszcze przez chwilę. Zastanawiając się, jak to jest w ogóle możliwe, że dziewczyna Nico znalazła się na romantycznej kolacji z Carterem. I jakim cudem Carter zdobył się na gest romantycznej kolacji. Była w tym pewna niesprawiedliwość. Czuła takie małe ukłucie w okolicy serca. Byli małżeństwem naprawdę długi czas, a jej takie randki się nie zdarzały. Nie było świec, nie było kwiatów. I to też nie tak, że Sloane narzekała, bo sama nie inicjowała nic podobnego. Pasowały jej kluby, wypady do Miami, Meksyku czy gdziekolwiek, aby odpocząć i mieć siebie na wyłączność, ale patrząc na fotki zwyczajnie było jej źle.
OdpowiedzUsuń— Twoja Sophia, hm. — Mruknęła. Ton Nico nie pozostawiał złudzeń. Był aż nazbyt pewien, że to właśnie jest jego dziewczyna, a nie jakaś, która tylko łudząco ją przypomina. Sloane ciągle nazywała Sophię jego dziewczyną, ale chyba z jakiegoś dziwnego przyzwyczajenia. Dziewczyna Nico z mężem Sloane, to dopiero było połączenie, którego chyba nikt się nie spodziewał. — Z tego co mi mówiłeś to nie jest laską, która pasuje do takiego świata.
Sloane też nie pasowała do jego świata, ale odnajdowała się w nim zaskakująco dobrze. Pomijając tę jedną rzecz, którą chętnie by z jego życia wypisała na amen. Która tak naprawdę też ich przecież połączyła i rozłączyła jednocześnie. Zablokowała w końcu telefon i odłożyła go na bok, bo nie było sensu, aby dalej patrzeć się w to wszystko, czego Sloane od niego nigdy nie dostała. Może nie zasługiwała, aby dostać.
Nie miała nic przed nim do ukrycia, jeśli chodziło o Cartera. Wczoraj mu panikowała i siała zamęt, więc… Równie dobrze mogła powiedzieć, jak było faktycznie.
— Znalazł mnie w klubie w zeszłym tygodniu. Nie wiem, czego chciał. No wiesz, taki moment, jak nagle widzisz swojego ex w tłumie i świat się zatrzymuje. — Westchnęła i wzruszyła ramionami. Uczucia w Sloane wciąż były żywe i gorące, nie dawała rady nad nimi czasem zapanować. I uznała, że zgrabnie pominie też część, w której go pocałowała. Bo jednak nie było potrzeby, aby mówić wszystko, prawda? — Widziałam, że był jakiś taki… Podbity? Wróciliśmy do mnie, siedzieliśmy na podłodze i rozmawialiśmy. I wyszedł.
Znowu wzruszyła ramionami, nie wiedząc tak naprawdę, czy jest sens w tym, aby opowiadać mu o szczegółach. Chyba nie chciała też rozdrapywać ran. Miała się wyleczyć z Cartera, a nie ponownie o nim myśleć.
Kiedy Sloane spoglądała na Nico widziała, jak wszystko w nim pracuje. Jak układa sobie w głowie to, co się wydarzyło i próbuje znaleźć w tym jakiś sens. Ona też próbowała, ale nie miało to dla niej żadnego sensu.
Nie protestowała, kiedy ją do siebie bliżej przyciągnął. Sama szukała teraz jakiejś stabilności, a Nico mógł jej ją dać. Sloane objęła go lekko w pasie, a głowę oparła o jego ramię. Czuła, jak bawi się jej włosami.
— Carter robi wiele rzeczy, które się nie kleją. — Westchnęła. One tylko w jego głowie miały sens. Albo się to kochało albo nienawidziło, a Sloane swego czasu naprawdę kochała ten chaos. Może wciąż kochała, ale nie w chwilach, kiedy uderzał w nią najbardziej.
— Dobra, ale wciąż, skąd wytrzasnąłby ją? — Nie potrafiła znaleźć ani jednego sensownego miejsca, w którym ta dwójka mogłaby się spotkać. Żaden neutralny grunt nie przychodził jej do głowy, a wspólnych znajomych nie mieli. — Wiesz, ja sobie z jego gierkami poradzę. To nie byłaby dla mnie nowość, a zresztą, to i tak nie najgorsze co zrobił z laską na moich oczach, więc…
Ale Sloane to była Sloane. Sloane nie potrzebowała, aby ktoś się nią opiekował. Może inaczej potrzebowała, ale nie chciała się do tego przyznać.
— Skąd miałby się dowiedzieć, Nico? — Zapytała. To nie tak, że pokazywali się razem publicznie, nie byli sfotografowani razem. Zmarszczyła czoło zastanawiając się, czy może ktoś nie puścił farby. Sama już nie wiedziała. Ułożyła dłoń na jego brzuchu i cicho westchnęła, a palcami kreśliła na nim niewidzialne znaczki.
Syknęła cicho, kiedy mocniej szarpnął za włosy.
Usuń— Ale nie musisz wyżywać się na nich — mruknęła trochę żartobliwym tonem — wiesz, ile za nie płacę co dwa tygodnie?
Sloane lekko się uniosła na łokciu, aby móc na niego spojrzeć. Bez gierek i bez udawania, że wie co tutaj się dzieje. I też bez żartów.
— O krok za daleko by było, gdyby ją na moich oczach przeleciał, a to… To jest pstryczek w nos, Nico. — Odpowiedziała. Nie próbowała z nim teraz żartować. Może lepiej mogła dobrać słowa. — Przepraszam… Wiem, że to nie moja wina, ale wciągnął ją w ten bałagan przeze mnie.
Sloane nie miała pojęcia, jak mu się udało znaleźć Sophię i ją nakłonić do tego. Lub dziewczyna Nico nie była tak niewinna, na jaką się kreowała i sama miała swoje za uszami. Sloane nie oceniała. Tylko tak się zastanawiała.
— Nie. Przyznaję, przyszło mi, aby coś wrzucić, ale… On na to liczy. Fani na to liczą i media. Nie będę ich karmiła tym, że wrzucę jakąś fotkę z tobą czy coś dwuznacznego, że nie jestem sama. — Przyznała w końcu. To byłoby tylko jak obrzucanie się błotem. Nic więcej, a Sloane tego wolałaby akurat uniknąć.
— A ty coś zamierzasz zrobić? — Zapytała zerkając mu w oczy. Chodziło w końcu o Sophię, a Sloane pamiętała, jak o niej mówił. Nawet jeśli to była przeszłość, to nie wydawało się jej, aby dziewczyna była mu w pełni obojętna. — Niech robi co chce, ale byle nie z nią?
I rozumiałaby to. Totalnie. Nie wrzeszczałaby. Nie urządzała scen zazdrości. Chciała poznać jego myśli, którymi dzielił się rzadko.
Przytaknęła lekko, zgadzając się z nim kompletnie. Tego od niej pewnie oczekiwał. Reakcji i złości. Nawet jeśli nie online, to ta w prywatności w zupełności wystarczy.
— Nic mu nie będę dawać. — Zapewniła. Będzie siedziała i się gryzła, ale nie pokaże mu tego. Sloane ostrożnie usiadła mu na udach, uważając na kawę i sięgnęła po własną. Chociaż ciśnienie już miała podniesione. — Będę siedziała tutaj. Z tobą i będę piła kawę z ekspresu, a potem… Potem zamówimy sobie dobre śniadanie i spędzimy razem dzień. Nie popsuje nam tego.
sloane
Zastanawiała się, czy to wszystko to część jakiejś gry czy może naprawdę bardzo dziwny przypadek. W życiu Sloane działy się dziwniejsze rzeczy niż to, co działo się teraz, a jednak nie mogła pozbyć się wrażenia, że nie wszystko tu jest czarnobiałe.
OdpowiedzUsuń— Nie wiem, czy Carterowi chciałoby się tak głęboko grzebać w moim czy twoim życiu, aby szukać twoich byłych i się z nimi prowadzać. — Westchnęła. Wiedziała, że potrafi być mściwy, ale to jakoś jej nie pasowało, że wykalkulował sobie to wszystko na chłodno i teraz odstawia teatrzyk przed nią i całym światem. Nie wierzyła, że się zmienił. Za mało czasu i… Kurwa, przecież ona próbowała. Skoro przez tyle czasu nie udało się jej zmienić Cartera to już na pewno żadna inna dziewczyna tego nie osiągnie w tak krótkim czasie.
Nico miał rację. Roztrząsanie tego nie miało większego sensu i tylko im popsuje humory. Uśmiechnęła się lekko, kiedy jego dłoń przesunęła się po jej talii. Właśnie tego potrzebowała. Odrobiny normalności, która w jego objęciach brzmiała jak prawdziwa wersja nieba.
— Nic się nie wydarzyło. Myślałam, że… Znasz mnie, wiesz jaka jestem i kiedy go tam zobaczyłam na moment wszystko wróciło, a gdy jechaliśmy do mnie… Jakaś część mnie była przekonana, że skończymy w łóżku. — Przyznała. Nie oczekiwała zrozumienia, ale wiedziała, że je dostanie. Trochę ją nawet drażniło, że potrafił to wszystko zrozumieć, a jeśli nie rozumiał to nie robił scen. — Po prostu rozmawialiśmy. Było tak… Zwyczajnie. Nie wiem, może… Mo ze chciał usłyszeć, że to co się wydarzyło to był błąd. Ale nie mogłam tego powiedzieć. Wkurzył się. Nic nie powiedział, nie zrobił, ale takie rzeczy wiesz. Zwłaszcza, jeśli kogoś znasz. Rozstaliśmy się na parkingu, nie chciałam, aby jechał po tym, jak pił.
Sloane go wtedy skrzywdziła, bo nie była w stanie dać mu tego, czego od niej chciał. Tej wyłączności. Nie, gdy jakaś jej część dalej sięgała w stronę innego. Może już nie Jamesa, ale Nico. Sama nie wiedziała, co przyniesie jej przyszłość. Ani czy którykolwiek z nich z nią będzie w przyszłości. Po prostu teraz była tutaj i więcej nie chciała.
— Dyskretność nie jest naszą mocną stroną — zgodziła się z lekkim uśmiechem. Może faktycznie widział ich gdzieś razem, może pojawiło się jakieś zdjęcie czy filmik. Wychodzili razem na miasto, więc były na to szanse. Sloane aż tak nie patrzyła za plotkami na swój temat. — Ale wiesz co, nie pasuje mi to. On z Sophią… Nawet imię ma takie łagodne i do niego niepasujące. — Westchnęła. Sophia i Zaire to była dziwna wizja. Coś, czego Sloane nie spodziewała się w żadnym uniwersum. Tymczasem proszę, byli razem czy coś.
Ścisnęła nieco mocniej jego dłoń, kiedy splótł ich palce razem. Potrzebowała tej chwili wytchnienia. Trochę może za bardzo pozwoliła, aby to na nią wpłynęło. Tak zwyczajnie chyba zrobiło się jej przykro, że ona nie miała kwiatów, świec i takich kolacji, a tamta dziewczyna je dostała i to bez proszenia pewnie.
— Mhm, tak lepiej. — Mruknęła, kiedy musnął jej skroń. Uśmiechnęła się lekko i wtuliła bardziej, jakby jego bliskość łagodziła teraz wszystko.
Westchnęła ciężko. Wiedziała, że nie powinna była mu tego mówić. Rzuciła to ot tak, a nie sądziła, że to wyłapie.
— Pokazał mi, że nie jestem jedyną. — Mruknęła i wzruszyła ramionami. — To bez znaczenia, akurat na to… Na to sobie zasłużyłam. To było zaraz po tym, jak wróciłam od Jamesa, a jak wiesz, nieszczególnie trzymałam tam nogi złączone.
Tak sobie to Sloane tłumaczyła. Mimo wszystko, ale jednak zacisnęła zęby, bo wspomnienie tamtej nocy z klubu nie było miłe. Mogła sobie tłumaczyć to tym, że i ona nie była wierna, ale jednak, gdy obściskiwał się z Jade… To po prostu zabolało.
— A co chciałbyś zrobić, Nico? — Zapytała. Jeśli nie chciał robić nic, to śmiało. Nie zamierzała go prosić, aby ogarnął swoją byłą i jej przemówił do rozsądku. Wszyscy tutaj byli, jakby nie patrzeć, ale dorosłymi ludźmi. Jeśli miała ochotę na to, aby rozjebać sobie życie to jej sprawa.
UsuńSloane choćby ze zwykłej przyzwoitości mogłaby ją ostrzec, ale wątpiła, że to by cokolwiek dało. Ona sama też nie słuchała, kiedy ją ostrzegano przed Carterem. Nie znęcał się, nie wykorzystywał, nie zrobił jej czy z nią nigdy niczego, na co nie miałaby ochoty czy nie dała przyzwolenia, ale jednak… Jednak bycie z nim miało swoje minusy, które przerosły w pewnym momencie nawet ją, a Sloane była zrobiona z twardego materiału, który przy Carterze zaczął w końcu pękać.
Zaśmiała się lekko.
— Może… Może to faktycznie nic takiego, wiesz? Żadna zemsta, żadne cyrki tylko… Nie wiem, poznali się i kliknęło. — Wzruszyła ramionami. Jednak mimo wszystko ciężko było w to uwierzyć. — Wymieniacie się dziewczynami. Jeszcze zaraz pomyślę, że oboje to uknuliście.
Pokręciła lekko głową, bo to był chyba największy absurd, jaki mógł paść z ust Sloane.
Uniosła lekko brew, kiedy zaczął mówić. Kompletnie się tego nie spodziewając. Pasowało jej to takie… Bawienie się w ukryciu. Aby nikt nie widział, nikt nie słyszał. Jej mała tajemnica. Ale to te wszystkie tajemnice doprowadziły ją do tego miejsca, w którym była teraz.
— Czy ty mnie właśnie pytasz o chodzenie? — Zaśmiała się, ale nie w kpiący sposób. Bardziej… Słodki. Czy coś. Przybliżyła się do niego, a dłoń ułożyła na policzku. Wcześniej odstawiła kubek z kawą. — Koniec w takim razie z chowaniem się po kątach. Żadnego uciekania bocznym wyjściem, chyba, że nas najdzie. Cokolwiek ma być… Niech będzie. A na gali będę ci towarzyszyć.
Uśmiechnęła się do niego ciepło i musnęła lekko jego usta.
Poczuła, jakby zrzuciła z siebie ciężar. Coś, co ją przygniatało i męczyło od dawna, a teraz była lekka i taka… Spokojniejsza. Wątpiła, że to uczucie na długo, ale dopóki w niej było, to chciała się nim nacieszyć.
sloane
— To już nie moja sprawa z kim się buja i co robi.
OdpowiedzUsuńMimo to trochę… Trochę jednak ją to obchodziło. Może nawet bardziej niż chciała przyznać przed sobą, czy przed Nico. Sloane potrzebowała czasu, aby naprawdę te wszystkie uczucia w niej przygasły. Niełatwo było wyjść ze związku, który był tak intensywny i pełen sprzeczności. Miłości i nienawiści w jednym. Wzajemnego przyciągania się i odpychania. Prób zbudowania czegoś trwałego z piasku. Dała wiele z siebie w tej relacji i wiedziała, że Carter również dawał wiele, ale ostatecznie oboje dali niewystarczająco wiele, aby to mogło przetrwać. Teraz zostały wspomnienia, które ich do siebie ciągnęły. Gdyby miała trzymać się tylko tych dobrych chwil to wróciłaby do niego momentalnie, a właściwie nie musiałaby tego robić, bo Carter nigdy by nie odszedł. Bawiliby się razem dalej. W klubach, imprezach w willach – tych prywatnych, gdzie wstęp był tylko dla nielicznych lub sami na ekskluzywnych wakacjach. Ona z butelką tequili, on z whisky. Ich życie byłoby niekończącą się imprezą, wiecznym hajem.
Również milczała. Pozwoliła sobie, aby spojrzeć na Nico, który nie musiał nic mówić, aby Sloane coś sobie zaczęła dopowiadać. Utwierdziła się tylko w przekonaniu, że dobrze zrobiła nie mówiąc mu o tamtym pocałunku. Zbyt często mu opowiadała o tym, że była z innymi, kiedy cały czas była też z nim. Nawet jeśli to akceptował, to z jej strony było to zwyczajnie nie w porządku. I przemilczała ten moment. Skąd miałby się niby dowiedzieć? Nikt ich tam nie narywał. To nie było takie miejsce, w którym można wyjąć telefon i nagrać takich, jak oni. Zaraz pojawiała się ochrona. Przynajmniej Sloane lubiła tak myśleć, ale minął tydzień i media milczały. Nic było żadnego „Sloane Fletcher i Zaire – przyłapani na pocałunku. Czyżby powrót?”. Była cisza, która naprawdę blondynce pasowała. Tamten moment… Tamten moment miał zostać tylko tym i nie przerodzić się w coś, czym nie był.
Sloane nie ciągnęła go za język. Nie próbowała się wytłumaczyć. Przyjęła te „jasne” z krótkim skinięciem głowy, a potem ją oparła o jego ramię. Dalej rysowała szlaczki na jego klatce, czasem brzuchu. Sunęła palcami po nim bez większego przemyślenia. Chciała go dotykać i to robiła, a skoro jej nie przerywał to albo mu to nie przeszkadzało albo mu się podobało.
Wzruszyła ramionami na jego „Nie, nie zasłużyłaś”. Miała inne zdanie na ten temat i też musiał wiedzieć, że tak łatwo go nie zmieni. Narobiła błędów, a potem za to zapłaciła. Dość mocno, ale to już było bez znaczenia i za nią. Nie musiała tego po raz kolejny przeżywać i zastanawiać się, czy gdyby postąpiła inaczej, to czy nadal byłaby z Carterem.
— Wiem, wiem. — Przytaknęła. Nie umiała sobie ich wyobrazić nawet w jednym pomieszczeniu, a co dopiero zagrywających się, aby powymieniali się dziewczynami. — Byłbyś martwy po trzech butelkach whisky albo przynajmniej wylądował na ostrym dyżurze. Nie miałbyś siły na wymyślanie pojebanych scenariuszy.
Złożyła na jego torsie lekki pocałunek, jakby tym chciała mu dać znać, że jest obecna przy nim, a nie ucieka myślami w inne rejony, od których najpewniej powinna była trzymać się z daleka.
Westchnęła cicho, kiedy się odezwał. Dobrze wiedziała, jak to jest, kiedy próbował jej ktoś przemówić do rozsądku. Jaka wściekła była, że ludzie próbowali kierować jej życiem za nią. Nie znała jej, ale nikt nie byłby zachwycony, gdyby próbowano go przekonać, że ma się z kimś nie umawiać, bo ma złą reputację.
— Może powinieneś… Nie wiem. Wiesz, Carter nie jest złożony tylko ze złych momentów, ale… To nie jest grzeczny facet. Ma swoją historię i… Nie mam pojęcia. — Westchnęła. Naprawdę nie wiedziała, czy w ogóle coś należało robić. To on musiał podjąć decyzję, czy chce coś jej mówić, czy zostawić to tak, jak jest. To naprawdę nie była ich sprawa, chociaż w dziwny sposób cała ich czwórka była ze sobą połączona. — Jeszcze się wszyscy zdziwimy, jak się okaże, że ta dwójka to strzał w dziesiątkę.
Sloane nie chciała o tym dłużej już myśleć. Wolała skupić się na Nico i na tym, że przed nimi malował się dość miły dzień. Pomijając ten poranek i rozkminy Carterze i Sophii.
UsuńUśmiech Sloane był ciepły, kiedy mu znów zajrzała w twarz. Miękki i spokojny, pozbawiony napięcia sprzed chwili.
— Zgodziłam się, aby nie chować się przed światem. To jest to samo? — Zapytała z lekko uniesioną brwią. W ich przypadku chyba… Chyba właśnie to było to samo. — Skoro nie muszę… To nie chcę się ukrywać, Nico. Niech dzieje się co chce, ale nie będę się już wymykać z tobą tylnym wyjściem, bo ktoś zobaczy, czy wkładać kaptur od bluzy, aby mnie nie rozpoznali, jak opuszczam twoje mieszkanie.
Pozwoliła sobie pogłębić pocałunek, przyciągając go do siebie na dłuższą chwilę. Rękę z torsu przeniosła na jego szyję, a kciukiem musnęła policzek. Nie było w niej gwałtowności, a raczej spokój i cisza. Dziwna, ale przyjemna.
— To niech będzie oficjalnie. Nie wiem, jak wolisz. Nie musimy tego w żaden sposób nazywać. Potwierdzać światu czy sobie. Dobrze nam, bawimy się i… trzeba nam więcej?
sloane
Sloane jeszcze przez chwilę się zastanawiała, jak się odegrać. Ale ostatecznie doszła do wniosku, że zemsta tutaj nic nie da, a żadne zdjęcie, które wrzuci czy filmik nie odbije się tak boleśnie, jak obojętność. Nawet, jeśli jakaś jej część nie chciała pozostać obojętna. Ani w teorii, ani w praktyce nie miała prawa, aby Cartera besztać za to, że spotyka się z kimś innym. Sama to przecież robiła i bawiła się przy tym naprawdę świetnie.
OdpowiedzUsuń— Pewnie tak właśnie będzie. — Zgodziła się z nim z cichym westchnięciem. Było minęło, to był rozdział, który Sloane powinna była zamknąć już dawno, a z jakiegoś powody trzymała jeszcze otwarty. Przecież wiedziała, że nic się nie zmieni, że nagle Carter nie stał się odmienionym człowiekiem, a te chwilowe zmiany… Ona je znała. Na moment robiło się dobrze, a potem to wszystko od początku się burzyło. I tak w kółko.
— Nie chodzi o to, że chcę, abyś coś z tym zrobił. — Powiedziała, bo tak właśnie było. Nie leżało w jej interesie, aby Nico mieszał się bardziej niż powinien. — Chodziło mi raczej o to, czy nie chciałbyś… nie wiem, z nią pogadać czy coś. Ale jak nie chcesz, to nie. Ostatecznie to i tak nie nasza sprawa.
Wzruszyła lekko ramionami. Przez moment pomyślała, że może chciał coś zrobić, bo jednak Carter w tę głupie gierki wciągnął dziewczynę, która naprawdę nic tu nie zawiniła. I nie było potrzeby, aby brała udział w cyrku, który dotyczył jej i Crawforda.
Sloane uśmiechnęła się nieznacznie. Zostać tutaj… To zbyt miło brzmiało, a blondynka wcale nie potrzebowała wiele, aby zostać przekonaną. I nie potrzebowała teraz w zasadzie niczego, bo już wczoraj sama zadecydowała, że u niego zostanie. Przynajmniej jeszcze na ten dzień i może noc. Musiała i tak do siebie wrócić. Nie miała tu żadnych ciuchów ani własnych rzeczy, a choć czuła się komfortowo tak, jak leżała to potrzebowała jednak swoich rzeczy. Choćby ulubionego balsamu do ust, którego tu nie było.
— Nic ważnego? Myślę, że będziemy robić bardzo ważne rzeczy. — Zaśmiała się. — Śniadanie jest na twojej głowie. Nie tykam się niczego co nie jest już przygotowane. — Ostrzegła. Sloane nawet nie miała potrzeby, aby uczyć się gotować. Miała ten komfort, że zawsze mogła coś zamówić.
Wtuliła się w niego mocniej, gdy ją przyciągnął i mimowolnie uśmiechnęła na ten pocałunek.
— Po wszystkim co się działo, jesteś jedyną normalnością. — Przyznała i lekko podniosła głowę, aby na niego spojrzeć. Był i nie wymagał, tylko chciał, aby ona również była obok. I Sloane z początku nie była pewna, czy jest w stanie mu to dać. Dalej nie była przekonana, ale wiedziała, że zamierza się postarać. — Nie ukrywamy się w takim razie. Niech się dzieje co chce, serio. Niech gadają, tworzą teorie spiskowe, udają, że nie istniejemy… Bez znaczenia.
— Zostanę. Chcę zostać, Nico. Tutaj i z tobą.
Zmarszczyła lekko nos, na ten uśmiech, którym ją obdarzył. Ten, który Sloane lubiła trochę za bardzo i za każdym razem czuła lekki ścisk w środku, jak go widziała. Westchnęła cicho i na moment przymknęła powieki, pozwalając sobie na to, aby ta bliskość z nim zaczęła znaczyć więcej niż na początku zakładała.
— Revange dress mówisz? — Zaśmiała się. Zdecydowanie miała taką w swojej garderobie, ale taki moment zasługiwał na kieckę, w której jej jeszcze nikt wcześniej nie widział. — W takim razie niech tak będzie… I ty też tam bądź. Jeśli wróci albo nie.
Nico miał być tylko oderwaniem się od problemów, a mimo, że nie wypowiedziała tego głośno to robiło się z tego coś więcej. Ale póki co zamierzała się z nim dobrze bawić. Bez etykiet i bez nazywania co jest czym. Byli tu razem, a co będzie potem to bez znaczenia. Dowiedzą się z czasem.
— Ej, nie planuję kolejnych wycieczek do Vegas, dobra? — Zaśmiała się. Ta jedna w zupełności jej wystarczyła. — Zresztą, ciebie tak łatwo bym w małżeństwo nie wciągnęła. I nie że chcę. Bo nie chcę. Żadnych ślubów, zaręczyn. Niczego. Dość z tym.
Sloane lekko przymrużyła oczy, gdy mówił o jej side chicks. Jakby miała ich nie wiadomo, jak wiele.
— Hm, a gdzie moje miejsce jest w takim razie? — Zapytała z lekko kpiącym uśmiechem, ale naprawdę czekała na odpowiedź.
Odwzajemniła pocałunek, kładąc mu dłoń na policzku. Szczerze mówiąc zdążyła zapomnieć już o kawie, która stygła z boku. Wypiła tylko parę łyków, zanim zaczęła się nakręcać, a teraz napój, o który go tak prosiła stał zapomniany i niepotrzebny.
Usuń— Co… Nico! — Zaśmiała się, jak tylko zorientowała się, co zamierzał zrobić. Osunęła się trochę na poduszkach, ale nawet nie pomyślała, aby się odsunąć. Mruknęła przeciągle, gdy jego usta zaczynały zdobić jej ciało kolejnymi pocałunkami. Mruknęła cicho, lekko przeciągając się na łóżku. — Wiesz… Może tak tylko tak dla pewności, że… na pewno zapamiętam.
Przechyliła głowę do tyłu, a oczy przymknęła. Krótkie westchnięcie uciekło spomiędzy jej ust, a ciało drgnęło i w pierwszej chwili próbowała się odsunąć, ale Nico ją stanowczo przy sobie przytrzymał. Sloane westchnęła, a palce wsunęła między jego miękkie kosmyki. Był przyjemniejszy niż kawa i znacznie bardziej pobudzał ją do życia, to jedno było pewne.
— A jeśli się odważę, to co wtedy? — Mruknęła i jeszcze raz spróbowała, ale trzymał ją zbyt mocno i pewnie, aby chociaż miała szansę się wyrwać. Zaśmiała się krótko, a potem z gardła wymknął się jęk, którego nie planowała.
Zagryzła wargę, biodrami próbując chociaż raz poruszyć, chcąc więcej i bardziej, ale nie mogła. Nie dał jej na to nawet najmniejszej szansy, co spowodowało, że Sloane warknęła z frustracją. Udawaną, bo wyraz jej twarzy, aż za bardzo zdradzał zadowolenie, które teraz przyjemnie się po jej rozlewało. Ciało miała rozluźnione, choć mięśnie raz po raz się napinały.
— Mhm, właśnie tak — westchnęła, zupełnie niepotrzebnie, bo aż za dobrze ją znał i potrzeby jej ciała. Sloane przestała walczyć, a kompletnie poddała się Nico. Z błogim uśmiechem na ustach, drżącymi udami i coraz płytszym oddechem. Głowę miała odchyloną do tyłu, coś między westchnięciem, a jękiem uciekło spomiędzy jej ust, czując, jak wręcz zbyt szybko zbliża się w jej stronę spełnienie. Mięśnie blondynki napinały się coraz bardziej, a palce wolnej dłoni zacisnęła na prześcieradle. Nie potrzebowała już wiele, aby jej ciałem po paru chwilach wstrząsnął przyjemny dreszcz. Imię Nico zawisło na jej ustach wraz z krótkim krzykiem, który rozniósł się po sypialni. Ciało blondynki jeszcze chwilę drgało, wciąż mocno trzymane przez Millera.
— Jesteś niemożliwy — wyszeptała, próbując doprowadzić do porządku swój oddech. Dłonią odgarnęła włosy, które kleiły się do jej twarzy. Spoglądała na niego z błogim uśmiechem, lekko zaczepnym, jakby czekała na więcej. Zwilżyła lekko usta językiem i powoli podniosła się na łokciach. — Ale chyba… Chyba potrzebuję, abyś mi dobitniej to udowodnił, wiesz?
sloane
Sloane doskonale wiedziała, że te słowa go sprowokują i to właśnie chciała osiągnąć. Patrzyła na niego z wyzwaniem w oczach; jej jasnobrązowe oczy były rozpalone, a iskierki pożądania tylko zachęcały, aby wszedł w tę grę dalej, którą sam zaczął i sam decydował, kiedy zamierza skończyć. Sloane w tej chwili była tylko jak posłuszna laleczka, która ma się dostosować do zasad. Nie może, musi i taka rola jej jak najbardziej odpowiadała. Weszła w nią płynnie i bez choćby cienia zawahania.
OdpowiedzUsuń— Tak, poproszę. — Odpowiedziała melodyjnie, choć nieco zachrypniętym głosem, gdy jeszcze próbowała dojść do siebie po tym, co przed chwilą jej zafundował. Jej ciało powoli się już uspokajało, podobnie, jak oddech, choć w głowie jeszcze panował mętlik. Słodki i przyjemny, od którego nie chciało się uciekać.
Sloane wesoło pisnęła, kiedy ją ściągnął niżej i roześmiała się po chwili. Lekko poruszyła się pod nim, a potem rękami, chociaż tych nie próbowała nawet wyrwać. Poruszała nimi tylko po to, aby się z nim podrażnić i sprawdzić, kiedy pęknie i będzie kazał jej przestać, Tylko, a może aż tyle. Sloane delikatnie zadrżała, kiedy przesunął dłonią po jej brzuchu, co mógł aż nazbyt dobrze wyczuć. Przygryzła lekko dolną wargę, pozwalając mu tak naprawdę na wszystko; na rozłożenie nóg, na pozycję. Nie próbowała z nim tym razem walczyć, jakby może podświadomie wiedząc, że potrzebował tego. Nie analizowała, nie próbowała wejść mu do głowy, ale znała ten moment, kiedy trzeba było odzyskać nad sobą kontrolę, a to zdawał się być jedyny sposób, który nie tylko pozwoli pozbyć się napięcia, a przyniesie jeszcze ze sobą coś miłego.
Ugięła jedną nogę w kolanie, jakby tym samym chciała go w sobie bardziej schować. Sloane jęknęła, głośno i bezwstydnie, próbując biodrami wyrwać się do przodu. Ale nie mogła, skazana była na Nico i zbyt mocno się jej to podobało, aby próbować choćby dla podjudzenia go z nim się droczyć. Przyjmowała to, jak w nią wchodził, mocno, głęboko i pewnie z krótkimi, urwanymi jękami. Gdyby tylko wiedział, co się w niej działo, gdy był blisko, jak szalała, kiedy miała go w pobliżu. Bo zewnątrz mgła zgrywać nonszalancką, nieprzejętą jego byłymi dziewczynami, fankami czy innymi osobami, które okazywały mu zbyt dużo uwagi, ale kiedy tylko o tym pomyślała, coś w niej się kotłowało. Setki myśli gromadziły się w jednym miejscu i nie mogły znaleźć sobie ujścia. Doprowadzając ją do czystego szaleństwa. Dzikiej zazdrości, której przecież nie mogła okazywać. Nie, kiedy oficjalnie nic ich nie łączyło i tylko miło spędzali czas. Jednocześnie też w każdym ruchu Nico, w każdym pocałunku czy pchnięciu, miała wrażenie, jakby jej mówił „jesteś moja. Należysz do mnie”, albo to tylko Sloane próbowała sobie wmówić. Może jakaś jej część po prostu zawsze musiała do kogoś należeć, a teraz był czas Nico, aby ją posiadać. Dosłownie i w przenośni – miał teraz dostęp do jej ciała i umysłu, a Sloane z każdym kolejnym dniem chętnie dawała mu coraz więcej. Więcej siebie, więcej tych kawałków, które trzymała głęboko ukryte w sobie.
Sięgnęła palcami do jego policzków. Oddychała coraz szybciej, coraz głębiej się w nim zatracała, a jednak nie odwracała od niego wzroku. Uparcie patrzyła mu w zielone oczy, jakby tym samym chciała mu przekazać, że tu i teraz – jest jego. I później też będzie. Dopóki oboje będą tego chcieli. Sloane przyciągnęła go do siebie, łącząc ich usta w mocnym, dopasowanym do tempa pocałunku, w który włożyła wszystko, czego nie mówiła na głos. Tę potrzebę, aby był obecny w jej życiu, że chciała takich gwałtownych poranków z nim, tak samo mocno, jak słodkich, które kończyły się na piciu wspólnie kawy i przytulaniu.
Mięśnie blondynki napinały się coraz bardziej. Czuła w sobie, że nie potrzebuje już wiele, że od spełnienia dzieli ją jeszcze tylko kilka mocniejszych, głębszych pchnięć. A kiedy je już dostała, najpierw poczuła to, jak zawieszony nad nią Nico się napina, a po paru chwilach przyszła jej kolej. Palce zacisnęła na jego przedramionach, gdy jej ciałem wstrząsnęła przyjemna fala dreszczy.
Z gardła wyrwał się jej stłumiony jęk, uda drżały owinięte wokół bioder Nico, a Sloane tym próbowała tę chwilę przedłużyć. Zatrzymać go na dłuższy moment w sobie. Policzki miała zaróżowione, a włosy kleiły się do twarzy, oblanego potem karku i ramion. Przymknęła oczy, pozwalając sobie na tę parę sekund ciszy, by wyrównać oddech. Jęknęła cicho, gdy Nico na nią opadł, a jego ciężar był przyjemny i tak… w zaskakujący sposób kojący. Wsunęła palce w jego włosy, a drugą ręką przesunęła po jego plecach. Sloane lekko musnęła jego skroń i westchnęła ciężko, poddając się tej chwili, aby odzyskać spokojny oddech i unormować tętno.
Usuń— Zmieniam zdanie — wymruczała, a uśmiech rozlał się po jej twarzy — nie jesteś niemożliwy, tylko niesamowity — westchnęła. Przymknęła oczy i pokręciła lekko głową. Mogłaby to z nim robić każdego dnia, rano, w południe, wieczorem, czy budząc się w środku nocy lub nad ranem, a nie będzie miała dość. Nigdy. Zawsze czymś potrafił ją zaskoczyć.
Sloane mruknęła cicho, gdy ją pocałował i odwzajemniła pieszczotę, a potem westchnęła, gdy przesunął się na bok. Miał szczęście, że od razu ją przyciągnął do siebie. Przerzuciła luźno przez niego nogę, obejmując też lekko w pasie, a głowę ułożyła na jego ramieniu.
Zaśmiała się krótko i twarz schowała w jego torsie. Oboje się kleili do siebie, a ich ciała pokryły się cienką warstwą potu. Przynajmniej miała powód, aby zaciągnąć go pod prysznic.
— Jesteś lepszy niż kawa. — Mruknęła w odpowiedzi. Zupełnie o niej zapomniała. I już naprawdę, ale nie potrzebowała. — Nie przyzwyczajaj mnie do tego… Bo nie odejdę i będę tego wymagała codziennie.
sloane
Sloane poważnie podeszła do zaproszenia Nico na galę.
OdpowiedzUsuńDokładnie zapamiętała godzinę, na którą miała być gotowa. Odbiór o osiemnastej, aby zdążyli na spokojnie z dotarciem na rozpoczęcie, które zaplanowane było na osiemnastą czterdzieści pięć. Może nie oficjalne rozpoczęcie, ale czas dla dziennikarzy na szybkie wywiady, pokazanie się na ściance i ewentualny kontakt z fanami, których z pewnością będzie całe multum, aby zobaczyć chociaż przez ułamek sekundy swojego ulubionego sportowca. Dojazd z jej mieszkania z SoHo na Brooklyn zwykle trwał jakieś dwadzieścia minut, ale brali pod uwagę ewentualne korki, a także to, że, gdy już po nią przyjdzie, bo Sloane zażądała, aby ją odebrał i również to, że gdy wejdzie to mogą wcale tak szybko z mieszkania nie wyjść.
Apartament Sloane przypominał teraz chaos, za którym tęskniła.
Pojawił się typowy dla przygotowań hałas, w tle którego grał album Sloane, który zaledwie wyszedł tydzień wcześniej, a zyskiwał wiele pochwał, utrzymywał się wysoko w rankingach. Życie nie mogło być lepsze.
Jej ulubiony fryzjer od godziny zajmował się włosami, makijażystka upewniała się, że dobrała odpowiedni kolor brązu do jej oczu, a także złoty połyskujący cień i że kreska jest idealnie zrobiona, lekko przydymiona. Zależało Sloane na zmysłowym efekcie, delikatnym wrażeniu, jakby to był makijaż pod koniec imprezy, ale wciąż elegancki i pasujący do charakteru imprezy, na którą się z nim wybierała. Mimo, że jej sukienka na pewno nie będzie pasowała, ale Sloane nie była szczególnie znana z tego, że podąża według wyznaczonych zasad. Zawsze musiała dorzucić coś od siebie. Wyróżniać się. I w jej przypadku było czasami bez znaczenia, czy mówią dobrze, czy źle. Aczkolwiek ten wieczór był o Nico, a wierzyć lub nie, ale Sloane potrafiła zachować się odpowiednio do sytuacji i nie zamierzała aż tak zwracać na siebie tego wieczoru uwagę. Zaplanowała tylko małe, drobne oświadczenie, które będzie wychwycone od razu. Nie zapytała się go o zgodę, bo nie uważała, że to jest potrzebne.
Sloane siedziała na krzesełku z kieliszkiem szampana w ręku, a wokół niej uwijał się jej sztab. Antonio od włosów, który co chwilę mamrotał coś pod nosem po hiszpańsku, a Sloane wychwyciła z tego tylko swoje imię oraz Nico. Mara kończyła makijaż, ostatnie poprawki przy oku, a Lila upewniała się, że dodatki do sukienki pasują, że jej szpilki są w idealnym stanie i niczego nie brakuje. Wokół uwijał się fotograf, bo Sloane nie byłaby sobą, gdyby nie miała małego get ready with me. Jeszcze nie zamierzała nic publikować, dopiero potem. Nagrała jednego TikToka, wrzuciła fotkę na Insta pokazując tylko czerwone szpilki, które zamierzała dziś włożyć.
Dwadzieścia minut później Sloane była, prawie, gotowa. Sukienka przylegała do ciała Sloane niczym druga skóra, podkreślając smukłą talię i krągłości bioder. Materiał błyszczał przy każdym kroku. Sukienka była na jedno ramię, pozostawiając odsłoniętą linię barku, co dodawało stylizacji subtelnej zmysłowości. Asymetryczny dół karminowej sukienki uwydatniał jej lewą nogę, na której połyskiwał złoty łańcuszek z literką N, a wokół zawieszki z literką zwisało parę rubinów. Włosy opadały falami na plecy, biżuteria była minimalistycznie dobrana, bo dziś całą robotę robiło to, co świeciło jej na udzie. Więc chyba tak, oficjalnie zgodziła się na chodzenie.
Spoglądała na siebie w lustrze. Ostatnie poprawki i była gotowa. Jak nigdy przedtem.
Mara spryskała ją jeszcze perfumami. Zostawiała za sobą kwiatowo-orientalny zapach, przez który przebijały się nuty ciemnej czekolady. Jeszcze parę fotek, które potem będzie mogła wrzucić na Instagrama. Pochwalić się przed światem, że Sloane Fletcher ma się wybitnie dobrze i wcale, a wcale nie przeszkadza jej to, że były mąż znalazł sobie nową dziewczynę. W dodatku taką, która na domiar złego jest byłą jej chłopaka. Ta krótka myśl sprawiła, że wyraz twarzy Sloane na moment się zmienił. Zaledwie na sekundę i nikt tego nie wychwycił, bo nikt z otaczających ją osób nie znał jej na tyle, aby ten moment wychwycić.
— Sloane? — Meave weszła do salonu, a na jej twarzy majaczył lekki uśmiech. Ten, który blondynka doskonale znała. Poprosiła ją wcześniej, aby pilnowała drzwi i gdy Nico się pojawi, ma go nie wpuszczać od razu. — Właśnie przyjechał.
UsuńUwaga dziewczyny od razu została skierowana na asystentkę. Nie musiała nikomu nawet mówić, aby ulotnili się z salonu. Może sceneria nie była najlepsza, bo wokół były jednak rozrzucone rzeczy; lokówka, suszarka, kosmetyki, milion innych kompletnie zbędnych rzeczy, ale to nie było ważne.
— Gotowa jesteś na Nico? — Mrugnął do niej Antonio, kiedy prawie już wychodził. Widziała ten dziki błysk w jego oczach, który był aż nazbyt dwuznaczny.
— Na Nico, flesze i chaos, a potem trochę więcej Nico. Dokładnie w tej kolejności.
Była gotowa. Jak nigdy jeszcze przedtem. I trochę poddenerwowana. Pierwszy raz mieli się pokazać tak oficjalnie. Powinna być już przyzwyczajona do fleszy, przekrzykujących się paparazzi, dziennikarzy zadających niewygodne pytania, ale to za każdym razem było stresujące. Nie można było się do tego tak po prostu przyzwyczaić. Nie ważne, ile razy pojawi się na jakiejś gali, rozdaniu nagród czy pójdzie na własny koncert – nerwy towarzyszyły jej zawsze.
Machnęła ręką do Meave, aby go wpuściła, gdy salon opustoszał.
Sloane czekała. W karminowej, błyszczącej sukience i delikatnych czerwonych szpilkach. Gotowa, błyszcząca w centrum swojego królestwa. Zapadła cisza, nie grała już nawet muzyka albo tylko się jej wydawało. Ciche kroki, aż nazbyt dobrze jej znajome. Opierała ciężar ciała na prawej stronie, a lewą wyciągnęła lekko na bok, pozwalając by światło odbijało się od rubinowego łańcuszka na nodze.
Starała się zachować rozluźniony wyraz twarzy, ale ta rozpromieniła się w momencie, kiedy go zobaczyła. Rozchyliła lekko usta, starając się wydobyć z siebie jakieś słowa, bo była pewna, że to jemu ich zabraknie, a nie jej.
— Cholera, Miller. — Westchnęła, już nawet nie starając się ukryć swojego zachwytu nad nim. — To ja miałam wyglądać jak kłopot, a tu proszę – konkurencja właśnie weszła.
sloane✨
Takiej reakcji od niego właśnie wymagała. Nie musiał nawet wiele mówić, aby Sloane wiedziała, że Nico jest zachwycony. Ona również była. Prezentował się świetnie. Garnitur leżał na nim idealnie, lekko rozpięta koszula nadawała luźniejszej atmosfery. Chyba nigdy nie było okazji, aby Sloane widziała go pod krawatem. To prawie było, jak jego mały manifest, że nie zamierza dać się zapiąć pod szyję i żadna siła go do tego nie zmusi. Fletcher była pewna, że nawet, gdyby kiedyś miał pojawić się na własnym ślubie to na podobnych zasadach.
OdpowiedzUsuńPrzeszył ją przyjemny dreszcz, gdy Nico w końcu podszedł. Lekko zadrżała, gdy wierzchem dłoni musnął udo z ozdobą, jakby tym gestem przywłaszczał ją sobie, a jej aż za bardzo podobało się to, co poczuła, gdy to zrobił. Nie tracili zbyt wiele czasu w jej mieszkaniu, choć gdyby to zależało tylko od niej to nie wychodziliby z niego tak szybko.
Sloane z jednej strony chciała zwracać na siebie uwagę, a z drugiej to miał być jego wieczór. Wiedziała, że tą sukienką i naszyjnikiem będzie odwracała od głównego tematu uwagę. Można było się kłócić, czy zrobiła to specjalnie, czy nie. Bardziej dla niej liczyło się to, że Nico nie miał nic przeciwko, a wyczułaby, gdyby chociaż przez moment mu przeszkadzało to, jak wyglądała i że skradała uwagę dziennikarzy.
Blondynka była aż za bardzo świadoma tego, że gdy padły na nich pierwsze spojrzenia – to skradła całe show. Nawet nie zwracała uwagi na to, kto poza nimi jest. Jacy sportowcy się pojawili i tak by ich nie rozpoznała, bo na sporcie niewiele się znała. Nie patrzyła za zaproszonymi celebrytami. Jej uwaga skupiona była na Nico, bo chociaż mogła pewnie stać przed obiektywem, eksponować nogę z wisiorkiem i zadziornie zerkać na Nico, gdy na moment się rozdzielili, bo chcieli zdjęcia osobno to ona wciąż skupiona była na nim. Na jego wieczorze, który może troszkę tylko skradła, ale przecież w dobrej wierze.
Zlewała wszystkie pytania. Nauczona, aby nie odpowiadać, gdy nie ma się konkretnych odpowiedzi, a przede wszystkim, bo nie zamierzała się przekrzykiwać. Zawieszka sama w sobie była odpowiedzią. Podobnie, jak ramię Nico oplatające ją w pasie, czy gdy nachylał się do niej, aby coś szepnąć do ucha, żeby nikt przypadkiem tego nie podłapał.
Fletcher uśmiechnęła się miękko na ten komentarz. Prawie przewracając oczami, a potem ułożyła dłoń na jego klatce.
— Kradnę? — Uniosła lekko brew. Kradła i to w bezczelny sposób, którego przebić się nie dało niczym. Lekko uniosła głowę, aby na niego spojrzeć. W tle dalej błyszczały flesze, każdy chciał jak najlepsze ujęcie. — Ja tylko sprawdzam, czy potrafisz mnie jeszcze dogonić. Wygląda na to, że mój chłopak ma trudności, aby dziś za mną nadążyć. A podobno jesteś w świetnej kondycji…
Dziennikarz parsknął krótkim, grzecznym uśmiechem, a Sloane rzuciła mu zadziorne spojrzenie.
— Czyli… Oficjalnie jesteście razem? — Wyglądało na to, że zamierzał wykorzystać okazję i fakt, że już prowadził rozmowę z Nico, aby wyrwać trochę prywatnych smaczków. — Wygląda na to, że trochę się działo od ostatniego spotkania.
Sloane wyglądała tak, jakby w pełni władała sytuacją, a wieczór toczył się dokładnie tak, jak ona tego chciała i sobie zaplanowała z wyprzedzeniem.
— Nasza obecność to powinna być klarowna odpowiedź. — Rzuciła niby od niechcenia, a jednocześnie nieco bardziej przylgnęła do Nico. Przesunęła dłoń nieznacznie w górę, aby palcami musnąć odsłoniętą przez materiał koszuli skórę.
sloane✨
Sloane być może chciała na siebie zwrócić uwagę na siebie bardziej niż było to konieczne. Jakby tym samym chciała pokazać każdemu, że trzyma się naprawdę świetnie. Ciągle ktoś pytał się o to, jak jest jej po rozstaniu, nie tylko dziennikarze, ale znajomi, a Sloane miała dość odpowiadania na te pytania. Było źle. Było chujowo, ale radziła sobie. Miała Nico i to było dla niej ważne. Trzymał ją jakoś przy zdrowych zmysłach i nie pozwalał, aby całkiem straciła głowę za kimś, kto już jej nie chciał. Sloane nie zamierzała tez za nim biegać. Wyznała mu prawdę, której nie mógł udźwignąć. To już nie była jej wina.
OdpowiedzUsuńTrochę za bardzo ściągała uwagę na siebie. To w końcu miał być wieczór Nico. Jego gala, a tymczasem Sloane skradła tak naprawdę całe show. Sukienka i wisiorkiem, swoją obecnością w tym miejscu i faktem, że chętnie sięgała po dłoń Nico. Tak, jak do tej pory mogli spekulować, czy są razem czy nie, to teraz mieli to podane na złotej tacy. I Sloane nie zamierzała się z niczego wycofać. Może nie zamierzała rzucać mu miłosnymi wyznaniami, bo nie była nawet pewna co czuje, ale pasowało jej, że to sobie poświęcają uwagę.
Uśmiech Sloane stał się bardziej zadziorny, kiedy usłyszała jego odpowiedź. Wsunęła rękę delikatnie bardziej za koszulę, chcąc dotknąć głębiej jego skóry.
— Nie mogę się doczekać. — Odpowiedziała, ale nie zaniżyła głosu. Niech słyszy, niech powtarza. Niech wszyscy wiedzą, że Sloane jest zwyczajnie szczęśliwa.
Dziennikarz zadał jeszcze mu pare pytań, które były bardziej skierowane już na karierę Nico, a mniej na Sloane i jego życie prywatne. Jakby nagle przypomniał sobie, dlaczego tutaj się znajduje. Rozmowa była krótka, ale rzeczowa, a gdy tylko się oddalili na kawałek przechodząc dalej uwaga Sloane znów była tylko skupiona na Nico.
Blondynka uśmiechnęła się, gdy usłyszała jego słowa. Zacisnęła palce nieco mocniej na jego koszuli i westchnęła. Kompletnie zlewając, że ciągle ich nagrywają, robią zdjęcia. Stojący metry dalej fani przekrzykują się próbując ściągnąć uwagę Nico i innych sportowców, aby przyszli po zdjęcie lub autograf.
— Powiedziałabym, że oboje jesteśmy od tego, aby błyszczeć… Ale masz racje. Ja błyszczę, a Ty podziwiasz z boku. — Zaśmiała się i wcale nie miała na myśli nic złego. Sloane miała ten dar, aby przyćmić każdego. Niekoniecznie chciała dziś to zrobić Nico, ale skłamałaby; gdyby powiedziała, że nie zależało jej na tym, aby trochę skupić na sobie uwagę.
Przyglądała mu się spod rzęs. Z tym nieco bezczelnym uśmiechem na twarzy, który sugerował mu, że Sloane jest tej nocy gotowa na więcej niż tylko małe after Party, z którego pewnie się zmyją szybko, aby zająć się sobą.
— Zdecydowanie jestem popularniejsza, ale nie tylko mi się powodzi, Nico. Każdy przy mnie może zgasnąć, ale nie ty, Miller. — Powiedziała stanowczo. Przybliżyła się i nie zważając na nic, delikatnie musnęła jego usta. Ledwo co, ale wystarczająco, aby zostawić na nich delikatny ślad błyszczyka. — Ty… Wiesz, jesteś jednym z niewielu, którym nie przeszkadza to, że taka jestem.
I miała nadzieję, że to się nie zmieni. Że któregoś razu nie zacznie mu to przeszkadzać. Ze któregoś razu nie zacznie próbować jej tłamsić tak, jak Zaire przyznał, że próbował z nią robić.
— I dobrze. Bo zamierzam błyszczeć jeszcze jaśniej. — Brzmiało to bardziej na ostrzeżenie. Coś w stylu „ja jeszcze nawet nie zaczęłam”.
Sloane przez chwile spoglądała mu w jasne oczy, a chaos dookoła ucichł. Byli tylko oni. Tylko miękkie, zielone oczy zerkające na nią. Pewne dłonie obejmujące w pasie.
— Dobra, panie bokser. — Westchnęła. — Zgarniasz chociaż jakaś nagrodę czy coś, czy tylko jesteśmy tu, aby się pokazać i pouśmiechać? — Zaśmiała się, ale jej pytanie było poważne.
sloane✨❤️🔥
— Wiesz, że nie musisz mi tak słodzić, żeby mnie w nocy mieć, prawda? — Upewniła się. Posyłając mu przy tym tak bezczelny uśmiech, na jaki było ją tylko stać. Nico nie musiał nawet kiwnąć palcem i ją miał. Sloane to wiedziała i on to wiedział. Dlatego miała też świadomość, że jego komentarze są autentyczne, a nie jedynie po to, aby w nocy móc zsunąć z niej sukienkę i zobaczyć co ma pod spodem. Miała niewiele, ale o tym przekona się dopiero później. Nawet nie zaniżała głosu. Jeśli wyłapał to mikrofon, a rano będą latać plotki o tym, jak Sloane oddaje mu się w nocy – to śmiało. Nie miała już absolutnie nic do ukrycia.
OdpowiedzUsuń— Ja zauważam. — Zapewniła. Och, zauważała. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo zauważała. — I te wszystkie krzyczące twoje imię laski również… — Westchnęła zerkając gdzieś wyżej, gdzie odgrodzona od reszty była strefa dla fanów. Ona też zamierzała krzyczeć, ale w nieco… Przyjaźniejszych dla intymności warunkach i z pełną świadomością, że tylko jej krzyków ma ochotę słuchać.
— Żadnych, jeśli, Miller. — Wbiła w niego uważniej spojrzenie. — Wracasz do domu ze mną.
To nawet nie była obietnica, a postanowienie, które padło już dawno temu. Zresztą, czy istniała jakaś inna opcja? Było dla niej wiadome od samego początku, że zaczynają i kończą ten wieczór we dwójkę. Z nagrodą czy bez niej – wracają razem, świętują tę galę razem.
Sloane w takich miejscach czuła się, jak ryba w wodzie. Odnajdowała się na takich imprezach. Zawsze wiedziała co powiedzieć, kiedy się uśmiechnąć. Mimo, że często sprawiała wrażenie, jakby jej PR training poszedł na marne, bo mówiła wprost co myślała i robiła to, na co miała ochotę, to coś jej jednak w głowie zostało. I tak, jak lubiła robić wokół siebie zamieszanie to nie zamierzała psuć mu tego wieczoru. A na pewno nie żadnym skandalem. Rozmowy przy stoliku były grzeczne, kulturalne. Jakieś fotki, jakieś banalne tematy, które można było przeprowadzić z każdym. Uśmiechy i grzeczne klaskanie, gdy zapowiadali kolejnych nominowanych. Udawanie zainteresowanej, kiedy ktoś wygrywał i rzucał długą przemową, dziękując za wsparcie, za sponsorów, bla, bla bla… Jednocześnie nie potrafiła trzymać rąk przy sobie, a choć nie robiła nic zbereźnego, to jej dłoń niemal ciągle opierała się o udo Nico. Raz po raz, kiedy myślała, że żadna kamera tego nie wyłapie przesuwała ją odrobinę wyżej. Wciąż w granicy dobrego smaku, jedynie subtelnie dając mu znać, że o nim myśli.
Kiedy prowadzący głośno i pewnie wypowiedział imię i nazwisko Nico, to reakcja Sloane po raz pierwszy tego wieczoru była prawdziwa. Szeroki uśmiech, może małe niedowierzanie, ale nie, bo wątpiła, że zgarnie tę nagrodę, ale doskonale wiedziała, że tego się nigdy nie oczekuje i jest zaskoczeniem zawsze. No chyba, że tatuś zapłaci. Sądziła, że to ona „przekroczyła” granicę wisiorkiem z literką, ale Nico zdecydowanie ją przebił. Nie spodziewała się pocałunku, tego, że najpierw odwróci się do niej – może co najwyżej uścisku, musnęłaby jego policzek i wysłała na scenę, ale zamiast tego dziennikarze, inni obecni tu sportowy, sponsorzy, publiczność otrzymali małe show pod nazwą „Sloane Fletcher i Nico Miller”, a blondynka wcale nie pozostawała mu dłużna i na pocałunek odpowiedziała, dłońmi sięgając do jego policzków.
I prawdopodobnie po raz pierwszy od wieków, Fletcher siedziała z rumianymi policzkami. Niemal wyglądając na zawstydzoną, starającą się ukryć cisnący się na usta uśmiech. Z dumą oglądała, jak Nico wchodzi na scenę. Udało się jej zrobić zdjęcie i nagrać krótki filmik, który bez choćby wahania wrzuciła od razu na Stories. Dodała tylko kilka czerwonych serduszek z ogniem.
Gdy zauważyła, że Nico wracał już do stolika – po odebraniu nagrody i krótkiej przemowie (jedyna, która ją interesowała) podniosła się z krzesełka i wyszła mu naprzeciw.
— Jesteś pełen niespodzianek, Miller. — Rzuciła miękko i musnęła jego policzek. — Gratulacje, należało ci się. — Dodała już bez żartów i z pełną powagą.
sloane❤️🔥
Nie pamiętała, kiedy ostatni raz czuła się z kogoś tak dumna, jak z Nico w tym momencie. Z jakim podziwem na niego patrzyła, kiedy wchodził na scenę, aby odebrać nagrodę. Była świadoma, że jej reakcja jest teraz jeszcze uważniej obserwowana. Zwłaszcza po tym pocałunku, którego nie spodziewał się nikt – ich wliczając. Sloane jednak nie zamierzała się tym przejmować. Nie zrobili nic złego, a tylko głośno potwierdzili, że owszem są razem i nikt ani nic ich nie powstrzyma. Wręcz nie mogła się doczekać plotek z rana, tego, że zbyt szybko się pozbierała po rozwodzie. Na litość, minęło wystarczająco wiele czasu, a Nico nie był przypadkowym chłopakiem, którego sobie zgarnęła po drodze. Mieli wspólną historię i ludzie byli tego świadomi.
OdpowiedzUsuńSloane nie protestowała, kiedy zarządził, że stąd wychodzą. Prawie powiedziała „W końcu”, ale wstrzymała ten komentarz. To był jego wieczór, on decydował. Gdyby się uparł, aby spędzić tu cały wieczór na przyjemnych, grzecznościowych rozmowach ze sponsorami to Sloane by na to przytaknęła. Może co najwyżej subtelnie dawałaby mu znać, aby się pospieszył, bo chciała się pobawić, a przede wszystkim chciała jego. Mogłaby nawet odpuścić te after party, bo te w końcu mogli przenieść do jej czy jego mieszkania, prawda?
Sloane odnajdowała się na imprezach w moment. Nie potrzebowała chwili, aby wbić się w dobry nastrój do imprezy. Ten miała w zasadzie cały czas. Starała się, aby w jej głowie był teraz Nico. Nikt więcej, dlatego nie sięgała po telefon. Nie przeglądała wiadomości. Niczego, co mogłoby wywołać w niej iskrę, której nie da się powstrzymać, a która zamieni się w trudny do okiełznania płomień. Rozmawiała z kimś z kieliszkiem czegoś mocnego, ale nie dorzucającego w dłoni. Niby luźna rozmowa, ale zaczynała ją męczyć. Szczególnie, kiedy czuła, jak Nico ciągle jej dotyka, a to wcale jej nie przeszkadzało. Wywoływało jedynie przyjemne mrowienie w ciele, ściągało na nią te znajome napięcie, które jeszcze nie mogło znaleźć ujścia.
Bezgłośnie westchnęła i wcisnęła rozmówcy swój kieliszek, zanim odwróciła się w stronę Nico. Jawny znak, że rozmowa się skończyła, a nawet jeśli to było niegrzeczne, że potraktowała gościa, jak kelnera, Sloane naprawdę o to nie dbała.
Zacisnęła lekko palce na materiale koszuli Nico.
— To mnie stąd zabierz. — Powiedziała bez cienia wątpliwości w oczach. Przylgnęła bardziej do jego ciała, jakby tym samym chciała mu dać znać, że wcale nie żartuje. Miała za sobą już kilka kieliszków szampana, wina i czegoś mocniejszego, przyjemnie szumiało jej w głowie, ale nie na tyle, aby nie potrafiła podjąć sensownej decyzji czy być nieświadomą swoich gestów bądź słów.
— Zasłużyłeś w końcu… Aby się tobą odpowiednio zająć. — Mruknęła. Przybliżyła się do jego szyi, na której pozwoliła zostawić sobie lekki pocałunek. Po tym został tylko odbity ślad czerwono-brązowego błyszczyka z drobinkami. Prawie, jak zaznaczenie, że Nico jest jej i żadna inna nie może na niego nawet spojrzeć, a najlepiej, aby nie podchodziły na bliżej niż metr. — A tak się składa, że mam parę pomysłów, co zrobić, aby było ci dobrze. — Dokończyła. Uśmiechała się przy tym niewinnie, co kompletnie nie pasowało do Sloane i tego, o czym właśnie mówiła.
Spojrzała na Nico spod wachlarza długich rzęs z tym znajomym błyskiem w oku.
— Możemy tu potem wrócić. — Dokończyła, w razie, gdyby nie chciał kończyć swojego wieczoru zbyt szybko. — Albo nie… Twój wybór, Nico. Ty decydujesz tej. Gdzie… z kim… jak… — Ciągnęła. Sięgnęła palcami do odsłoniętego przez materiał torsu. Niemal wzdychając głośniej, jak znów poczuła jego rozgrzane ciało. Boże, powinna się była bardziej pilnować. Nie mogła nic poradzić na to, że niewiele jej trzeba było, aby coś przy nim poczuć i tracić nad sobą kontrolę.
— To twoja noc, Miller.
Sloane odsunęła się nieznacznie, aby na niego lepiej spojrzeć.
UsuńWzbudzili dziś niemałe zainteresowanie wokół siebie i tak, jak to o nim powinni tylko mówić, jego nagrodzie i nominacji, to wiedziała, że chcąc nie chcąc, ale skradła mu to wszystko pojawiając się u jego boku, a potem dobili to pocałunkiem. I żadne niczego nie żałowało.
sloane
Sloane nawet nie ukrywała swojego niezadowolenia, kiedy pojawił się menadżer Nico. Westchnęła z lekka zirytowana, ale rozumiała – obowiązki wzywają. Sama była w identycznej sytuacji wiele razy, kiedy chciała już zacząć dobrą imprezę, a jeszcze musiała z kimś porozmawiać, uśmiechnąć się do zdjęcia. I było bez znaczenia, czy właśnie zamierza mieć noc życia z facetem, którego nie potrafi wybić sobie z głowy czy przeżywa rodzinną tragedię. Pewne rzeczy przestawały po prostu mieć znaczenie, kiedy w grę wchodziła kariera.
OdpowiedzUsuń— Jeszcze mi nic nie obiecałeś. Miller. —Wytknęła. Póki co, to ona składała masę obietnic, których planowała dotrzymać. I zrobiłaby to już teraz, gdyby jej go nie porwali. — Pospiesz się. Moja cierpliwość ma swoje granice.
Puściła mu oczko, zanim menadżer go od niej odciągnął. Jakby sam rozumiał, że sekunda dłużej i żadna siła nie zabierze Nico od Sloane.
Blondynka początkowo faktycznie wróciła do stolika. Wdała się w jakąś rozmowę, ale nie trwało to długo. Łatwo było rozproszyć jej uwagę i to właśnie się stało, a w dodatku szybko zaczynała się nudzić, gdy była sama. Nie potrzebowała wiele, aby zostać oderwaną od stolika. Na after party było wiele ludzi, niektórych Sloane kojarzyła, a z innymi dopiero się zapoznawała. Z tłumu wychwycił ją Jackson. Nikt szczególnie ważny w jej życiu, w zasadzie, dopóki nie zaczęła z nim rozmawiać, to nie pamiętała, jak się nazywał. Kliknęło dopiero po chwili. Zmieniła później obiekt zainteresowania na kogoś, od kogo mogłaby faktycznie coś wyciągnąć. Facet był od niej sporo starszy, tyle wiedziała na pierwszy rzut oka. Zaczepił ją przy barze, przyszła tylko po drinka. Potrzebowała czegoś mocniejszego niż szampan i bardziej uderzającego do głowy. Mimo, że miała już parę lampek za sobą. Tolerancja Sloane na alkohol w ostatnim czasie się zwiększyła, co nie było szczególnie dobrym znakiem, ale nie wyglądała na taką, która by się czymkolwiek przejmowała.
Przedstawił się jako Oliver, nie dosłyszała czym się zajmował, ale to też niezbyt ją obchodziło. Z łatwością weszła w odpowiedni nastrój. Trochę flirtowała, zaczepiała oczami i uśmiechem, pozwoliła, aby postawił jej drinka, a raczej zamówił. Był w końcu otwarty bar i nikt za nic nie płacił, a potem jeszcze jednego. Lekko opierała się o bar, słuchając, jak mężczyzna o czymś opowiada. Prawdę mówiąc jego słowa nawet nie wpadały jej do ucha, tylko krążyły wokół. Sloane nie słuchała. Nie tak, jak można było tego od niej oczekiwać czy się spodziewać. Sloane… Sloane po prostu stała, uśmiechała się i czasem zaśmiała, kiedy zauważyła, że tego wymaga sytuacja. To był luźny, niemal niezobowiązujący flirt. Widziała za to, że mężczyzna co jakiś czas zmniejsza między nimi dystans.
— Wiesz… Nie jestem tutaj sama. — Wyznała. Jej dłoń opadła na bar, niby to przypadkiem dotykając dłoni Olivera. Bawiła się. Drażniła. Nie poszłaby z żadnym facetem. Nawet jeśli miała w sobie „gen” zdrad, to nie wykorzystywała go dzisiaj. Teraz tylko się bawiła naiwnością facetów i tym, jak łatwo było nimi manipulować.
— Jak na moje to jesteś sama. — Odparł niewzruszony jej cienką granicą. — Na miejscu twojego chłopaka, nie spuszczałbym z ciebie oka.
Sloane roześmiała się, czyli wiedział z kim była. Musiał, wszyscy wiedzieli.
— Och, jestem pewna, że on wie, gdzie jestem i co robię. — Przyznała. Sama również straciła Nico z oczu, ale gdyby zaczęła go szukać to by znalazła. Między nimi było coś, co ciągnęło ich do siebie bez przerwy. Potrafili się odnaleźć wszędzie. Zwłaszcza wtedy, kiedy wcale się nie szukali.
— A jednak jesteś tutaj ze mną… nie świętujesz z nim?
— Świętuję na własne sposoby. — Wzruszyła ramionami i sięgnęła po drinka, który należał do mężczyzny. Nie spuszczając z niego wzroku uniosła szklaneczkę z alkoholem do ust i upiła niewielki łyk. Mocne, nie w jej stylu.
Rozmowa toczyła się dalej, wciąż podszyta flirtem i jakąś niewypowiedzianą obietnicą. Ale jeśli myślał, że Sloane zamierzała pozwolić sobie na więcej, to był w błędzie. Nawet nie wiedział, jak ogromnym. Mogła kusić i drażnić, ale na końcu i tak zostawiała ich z niczym.
Czekała, aż Nico skończy obowiązkowe pogaduszki i ją odnajdzie. Nie miała wątpliwości, że będzie jej szukał, a skoro mogła przy okazji mu zagrać na nerwach… Nigdy nie był zazdrosny wprost. I to w nim uwielbiała, ale też wiedziała, że ta zazdrość może się w nim budować pod skórą. Mrowić i podrażniać każdy nerw, a jej być może właśnie o to chodziło. O wywołanie w nim reakcji, która będzie widoczna tylko dla niej.
UsuńW którymś momencie zmniejszyli dystans, ona i Oliver, pochyleni ku sobie z uśmiechami na twarzach i błyszczącymi oczami. Można było uznać, że to tylko po to, aby lepiej się słyszeli. Sloane odgarnęła włosy, specjalnie odsłaniając szyję, a głowę lekko przechyliła na bok. W innym wypadku to mogłoby być zaproszenie, ale teraz było wyraźnym „popatrz, ale nie dotykaj”. Jakby podświadomie już wiedziała, że Nico jest blisko i zaraz uderzy.
I się nie pomyliła.
W tej samej chwili, w której Nico podszedł Sloane perliście roześmiała się z żartu rzuconego przez towarzyszącego jej mężczyznę. Uwaga blondynki w tej samej sekundzie została skradziona przez Millera.
— Znalazłeś mnie. Chcesz swoją nagrodę? — Wymruczała, niemal od razu tracąc zainteresowanie. Ale jeszcze nie. Jeszcze chwilę. — Oliver dotrzymywał mi towarzystwa… Nico, to Oliver Haynes. Pisze dla USA Today Sports.
Nie obchodziło jej, czy się znają, czy nie. Miała to gdzieś.
Oliver uniósł szklaneczkę do toastu, gdy gratulował mu wygranej, a jednak wzrok głównie miał ściągnięty na Sloane.
— To mogłoby być zabawne. — Wymruczała nachylona do Nico, tak, aby tylko jego te słowa dosięgnęły.
sloane
Właśnie dlatego, że Nico nigdy nie był zazdrosny wprost, Sloane nakręcała się jeszcze bardziej. Był pewny siebie i jej, ale to jeszcze nie stało blondynce na przeszkodzie, aby trochę się z nim podrażnić i sprawdzić, na ile może sobie przy nim pozwolić, dopóki coś w nim nie pęknie i nie zabierze jej stąd swoją pewną ręką nie zabierze. Nie czekała na rozlew krwi, bo to mogłaby dostać, gdyby była z Zairem. Potrafiła sobie wyobrazić, jak zareagowałby, gdyby tu był, a oni wciąż razem i znalazł ją w takiej sytuacji z innym facetem. Zawsze wyraźnie zaznaczał, że Sloane jest jego i nie zamierza się dzielić. Przy Nico było trochę inaczej, a chociaż i on nie miał problemu z tym, aby być zaborczym, to robił to w sposób, który nakręcał Sloane i dodawał jej pewności, a nie wzbudzał nutkę strachu.
OdpowiedzUsuńPrzysłuchiwała się ich rozmowie, sącząc swoje martini i czując uważną dłoń Nico na swoich plecach. Subtelny znak dla niej, nie dla Olivera. Nico nie musiał nikomu nic udowadniać. To nie był ten rodzaj człowieka, a jednak Sloane od jakiegoś czasu próbowała w nim rozpalić coś, co zepchnęłoby go z tego wiecznie ułożonego toru. Nawet nie wiedziała, dlaczego tak bardzo jej na tym zależy i co chce ostatecznie osiągnąć tym, że go wkurzy.
Alkohol w niej tylko podjudzał do tego, aby przeciągała strunę. Nie liczyła już drinków tej nocy, a zaczęła jeszcze w mieszkaniu, kiedy się szykowała. Była świadoma, na jak wiele może sobie pozwolić, zanim ktoś musiałby prowadzić ją do auta. Zresztą, nie zamierzała się tu spić i robić mu wstydu. Wiedziała, kiedy należy przestać, a z drugiej strony to było after party, prawda? Mogła sobie na trochę więcej pozwolić. Sloane była jednak bardziej ciekawa after after party, bo tu wciąż było dość oficjalnie. Dziennikarze krążący z aparatami, gotowi do kolejnych małych wywiadów. Niebezpiecznie było pić więcej niż wypadało, wchodzić na stoły i tańczyć. Nie tej rodzaj imprezy, Sloane. Aż musiała sobie przypomnieć.
Sloane lekko zadrżała, kiedy Nico się nachylił. Ciało miała rozluźnione, umysł powoli odpływał. Palcem leniwie sunęła po mokrej nóżce kieliszka, w którym jeszcze zostało trochę drinka. Oczy miała błyszczące, a policzki rumiane. Energii również zaskakująco wiele, a przecież nic nie brała. Jeszcze. Pamiętała o tych małych, kolorowych tabletkach schowanych głęboko w ciasnej kieszonce kopertówki, która teraz leżała na blacie baru. Wiedziała też, do kogo się uśmiechnąć, gdyby chciała coś więcej. I że na pewno tą osobą nie jest Nico, ale przecież nie musiał o wszystkim wiedzieć, prawda? Musiała sobie też powtarzać, że to nie jest miejsce, w którym chciałaby chodzić ze źrenicami tak szerokimi, że całkiem zabrałyby kolor z jej tęczówek. Że nie chciała kolejnych nagłówków, które będą krzyczeć o Sloane pod wpływem czegoś więcej niż kolorowych drinków. Że nie chciała być znów porównywana do ojca, który też nie znał umiaru. Że nie chciała wylądować w jakimś ośrodku udając przed światem, że wyjechała na długie wakacje.
— Ty… ja… — mruczała. Przesunęła po nim wzrokiem i zatrzymała się na jego jasnych oczach. Zbyt uważnych i skupionych. — I może on… — Skinęła głową w stronę mężczyzny. Nie była nim zainteresowana w taki sposób, ale Nico przecież wiedzieć nie musiał.
— Zostawiłeś mnie na zbyt długo samą. — Wytknęła, jakby to była jego wina, dokąd teraz zmierzały jej myśli i czyny. — Bardzo miło się z nim rozmawia, wiesz? Tak… dojrzale. Wiedziałby co robić. Takie sprawia wrażenie. Ty wiesz co robić, on pewnie też… Samo się prosi.
sloane
Sloane nie liczyła, ile wypiła. Na samej gali co chwilę jej kieliszek był uzupełniany, a ona jakoś nie zatrzymywała się, aby nie pić. Trzymała fason, ale potem oficjalne kamery zgasły, a oni znaleźli się tutaj i pozwoliła sobie na trochę więcej. Zwłaszcza, gdy została sama, a potem pojawił się tamten znajomy, którego imienia już nie pamiętała. Znaleźli się przy barze i wypiła może dwa shoty, a potem ten drink z Oliverem. Wystarczająco wiele, aby Sloane daleko było już do Sloane, którą była na trzeźwo, ale wciąż zbyt mało, aby całkiem straciła nad sobą kontrolę. Bawiła się świetnie, droczyła z Nico, ale wciąż potrafiła zachować odpowiedni dystans i nie przekroczyć tej niewidzialnej, ale cienkiej linii, która prowadziłaby do katastrofy.
OdpowiedzUsuńNie tutaj. Nie tej nocy.
Naprawdę tego nie chciała. Zepsuć mu wieczoru swoim zachowaniem i dawnymi przyzwyczajeniami, których nie potrafiła czasem zatrzymać. Z kuszącymi pigułkami, które czekały, aż tylko po nie sięgnie. Wiedziała, że branie ich ze sobą to będzie zły pomysł. Zawsze coś miała w pobliżu. W potrzebie, aby uratować się, gdyby zrobiło się zbyt nudno. Gdyby nagle się okazało, że musi ratować siebie i swój nastrój. Teraz nie potrzebowała, bo bawiła się wybornie, ale sama świadomość, że je ma ze sobą była wystarczająca, aby chcieć po nie sięgnąć. Przy Carterze nie musiałaby się z tym kryć. Pierwszy by był do tego, aby jej coś dać. Sam położyłby jej kolorową pastylkę na języki i z dumą patrzył, jak ją połyka i pozwala, aby narkotyk wdrożył się do krwioobiegu. Jak wraz z minutami jej źrenice się rozszerzają, a uczucie błogości tylko powiększa.
— Ty już zrobiłeś coś, o czym będziemy czytać rano. — Zaśmiała się. Wywołała poruszenie na dywanie sukienką i wisiorkiem, a Nico tylko to podbił, kiedy ją pocałował. Na oczach wszystkich i w momencie, którego nikt nie mógł przewidzieć.
Zgarnęła swoją torebkę i nie żegnając się z poprzednim rozmówcą, poszła za Nico. Śmiało i pewnie. Nie pytała, czy nie chce zostać – porozmawiać ze sponsorami, którzy mogli mu się przydać w przyszłości. Jeszcze nacieszyć się nocą, bo gdyby mu na tym zależało to dalej by tam byli. Tylko z tą różnicą, że trzymałby ją tuż obok, aby mu nie uciekła i nie próbowała znów wpakować się w jakieś małe kłopoty.
Odetchnęła świeżym powietrzem, kiedy znaleźli się na zewnątrz. Chłód musnął jej ramiona, ale nie zadrżała. Zupełnie, jakby właśnie tego potrzebowała. Tego oddechu i chwili, aby może trochę wytrzeźwieć. Stała tak przez chwilę z lekko uniesioną głową i zamkniętymi oczami.
— Kiedy jestem pijana? — Zaśmiała się wesoło i spojrzała na niego po chwili. Trochę zamroczona i nieobecna w pełni, ale dalej skupiona na nim. Powinna skupiać się na nim, a nie odpływać myślami do tego, co było w jej torebce i pomogłoby jej wejść w jeszcze weselszy nastrój.
Wślizgnęła się do środka i opadła na skórzane siedzenia z westchnięciem. Jakby zmęczonym, ale jeszcze nie gotowa do tego, aby skończyć noc.
— Będzie tylko Nico, który wie co robić? — Dogryzła zwracając się w jego stronę. Patrzyła na niego lekko rozluźnionym wzrokiem, rozmarzonym bardziej. Przysunęła się bliżej w jego stronę. Wiedząc, że zaraz stąd wysiądą i znajdą się w zatłoczonym klubie.
Dwie przecznice to niewiele, a oni po paru minutach byli już na miejscu. Nie miała nawet okazji, aby go choćby pocałować i spędzić podróż na zbyt intensywnych pocałunkach, które tylko rozpaliłyby ich od środka bardziej. Sloane była rozczarowana, ale zamierzała sobie to wszystko odbić później. Sięgnęła od razu po dłoń Nico, gdy wysiedli z samochodu. Ustronne wejście, nie te główne, przed którym czekała jeszcze dziesiątka, jak nie setka osób, aby wejść do środka.
— To wciąż twoja noc, Nico. — Przypomniała mu. Nie ruszyła do przodu, tylko zatrzymała się. Korzystając jeszcze z chłodnego wiatru, który ją orzeźwiał. — Ty decydujesz. — Dodała i mówiła poważnie.
Ułożyła dłoń na jego karku i do siebie przyciągnęła. Pozwalając na głęboki, śmiały pocałunek. Znacząco różniący się od tego podczas gali. Potrzebowała tego. Poczuć jego zapach i smak, aby wyrzucić to, co nie chciało wyjść jej z głowy.
Usuńsloane
Sloane nie zamierzała obiecać, że będzie tę noc pamiętała. Nie, kiedy pigułki schowane w torebce były kuszące. Nie, gdy z jakiegoś powodu jej głowa była pełna myśli, których być nie powinno, a tylko to mogło je wyciszyć. Mogła łyknąć je wcześniej, gdy była w mieszkaniu, ale to byłby zły pomysł. Bardzo zły, a Sloane jeszcze się trzymała rozsądku na tyle, aby nie ćpać przed wejściem na czerwony dywan. Mogła to zrobić, gdy Nico ją zostawił. Zniknąć w łazience i niepostrzeżenie je wziąć, ale to również był zły pomysł, bo wiedziałby od razu. Bo ktoś jeszcze by zauważył. Bo wokół było za dużo kamer. Bo Nico był zbyt trzeźwy i zbyt uważny, a Sloane to wiedziała i tylko dlatego, jeszcze, trzymała się tylko wypitych martini i nie otwierała torebki.
OdpowiedzUsuńPowinna była zostawić torebkę w aucie. Aby jej nie kusiła jej zawartość.
Weszła do środka z wysoko uniesioną głową, lekko kpiącym uśmiechem na twarzy. Nie zatrzymywała się. Nie zaszczyciła nikogo spojrzeniem na dłużej niż pół sekundy. Nie była tu po to, aby bawić się w rozdawanie autografów i robienie selfie. Była tu z Nico, prawda? I to na nim starała się skupić. Na jego potrzebach, na jego obecności i na tym, że po prostu przy niej był. Z całym bagażem, który Sloane wlokła za sobą.
Głośna muzyka wyciszyła, chwilowo, to co siedziało jej w głowie. Zupełnie potrzebnie zawracała sobie tym czas i myśli; nic już się nie zmieni, a Sloane była na dobrej drodze do tego, aby naprawdę pozbyć się wszystkich rzeczy ze swojego życia, które ciągnęły ją w dół. Tymczasem one wracały w najmniej spodziewanych momentach. Te głupie zdjęcia błyszczały jej przed oczami. Niemal dławiła się jego szczęściem, ale przecież tego chciała, nie? Żeby był szczęśliwy. A jednak jakaś ta mała część Sloane liczyła, że nie znajdzie tego szczęścia tak szybko. Że nie będzie to z dziewczyną, która była również gdzieś na tyłach umysłu Nico. Przecież widziała jego minę, gdy o niej mówił. Słyszała tę niewielką zmianę w głosie. A może tylko sobie wmawiała. Udawała, że i jemu zależy, że jeszcze się nie otrząsnął.
— I zrobiłam z tobą zamieszanie. — Przypomniała mu. Och, no w porządku. Dopiero później, bo na początku zwracała uwagę na siebie. Strojem, pewnością siebie i bezczelnym uśmiechem, ale przede wszystkim tym rubinowym wisiorkiem i literką. Nico nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak dumna z tego była. — Ale będę grzeczna. Od teraz zamieszanie tylko z tobą i nie dla poklasku.
Puściła mu oczko, a kącik jej ust drgnął w górę. To nie była żadna obietnica i Nico o tym wiedział. Bardziej luźno rzucony tekst, że może dziś nie będzie robiła już niczego, co mogłoby sprowadzić ich na złą drogę.
Wczuła się w muzykę po paru sekundach. Jej ruchy były pewne, ale nieprzesadzone. Nie musiała tutaj nikomu udowadniać, że Nico jest jej ani odciągać od niego żadnej zagubionej owieczki, która mogłaby pomyśleć, że zwróci na nią uwagę. Była Sloane ze zmysłowymi, ale nieprzesadzonymi ruchami. Dopasowana do rytmu narzuconego przez Nico. W jego objęciach. Powoli, być może, wracająca na ziemię. Odurzona jego perfumami i ciepłem.
Uśmiechnęła się ciepło, a jej oczy błysnęły.
— Widzisz, Nico… Ja płonę już od dawna. — Westchnęła. I zdawało się, że nikt nie jest w stanie tego pożaru ugasić. — Ale może przy tobie nie spalę się do cna.
sloane
Znała takie miejsca. Potrafiła się w nich odnaleźć z dziką pewnością siebie. Nie potrzebowała długo, aby zacząć dobrze się bawić. Czas płynął tutaj inaczej, większość ludzi nie zwracała na nich uwagi, a ci którzy zwracali – nie podchodzili. Jakby wiedzieli, że to nie jest noc, podczas której należy zakłócać im jakikolwiek spokój. Sloane czasem czuła tylko skierowane w ich stronę telefony, ale ignorowali to zbyt zajęci sobą. Prędko też zmienili miejsce na takie, gdzie mieli więcej prywatności, a ludzi było mniej i nikt nie próbował do nich dosięgnąć kamerami, aby uchwycić na zdjęciu parę.
OdpowiedzUsuńSiedziała z kieliszkiem, kolejnego już, martini tego wieczoru. Sączyła drinka powoli, rozmawiała z jakąś dziewczyną, która należała do grupy znajomych Nico, na których tu wpadli. Nie zapamiętała jej imienia, bo te wyleciało jej gdzieś już na samym początku. Podobnie, jak Nico, Sloane nie miała potrzeby, aby zaznaczać teren. Była obok, lekko stykali się ciałami, jego dłoń na jej udzie, co było gestem raczej zapewniającym o obecności, a nie władczym i pokazującym, że tylko on może jej dotykać.
Uważnie na niego spojrzała, kiedy sięgnął po jej dłoń. Roześmiała się, gdy polizał miejsce między kciukiem, a palcem wskazującym, a potem posypał je solą.
— Sprawdzone sposoby zawsze są najlepsze. — Stwierdziła. Sloane nawet nie odwróciła wzroku od Nico, gdy zlizywał sól. Sloane nawet nie słuchała, co mówi reszta. Kompletnie skupiona na Nico i jego ruchach. Lekko zadrżała, kiedy sięgnął dłonią głębiej. Nie było to wulgarne, może nawet z boku niezauważalne, ale ona czuła dokładnie wszystko. Skóra pod jego dłonią się nagrzewała, prosiła o więcej. Przez ten czas zdążyła już zapomnieć o tym, co siedziało w głębi jej torebki. Jakby wcale te kolorowe pigułki nie istniały, a jej w zupełności wystarczyła obecność Nico do tego, aby nie mieć zajętej głowy głupotami. — Mhm… Wiesz, że nic nam nie stoi na przeszkodzie, aby wrócić do domu i tam… dokończyć rozmowę? — Mruknęła. Jej również coraz trudniej było siedzieć w miejscu. Było chyba to zauważalne, że ta dwójka wolała znaleźć się teraz sam na sam.
Wsunęła palce między jego włosy, jakby samej sobie musiała udowodnić, że on wciąż tutaj jest. Spoglądała na niego miękko, trochę zamglonym od alkoholu wzrokiem i błogim uśmiechem. Może jeszcze niedowierzając w to, że faktycznie byli razem, że zamierzali stworzyć coś ze sobą. Może nawet nic długotrwałego, może znów się coś między nimi posypie, może ona coś odwali i ich drogi się rozejdą na boki, ale teraz Sloane po prostu chciała się nim nacieszyć. Przesunęła palce na jego policzek i delikatnie przyciągnęła go do siebie. Pocałowała go delikatnie, zważając na to, że byli w towarzystwie, a nie zamierzała tu robić żadnego show. Nie, to mogło poczekać, aż będą znów w aucie i droga do niej lub do niego zajmie dwadzieścia, może trzydzieści minut, a dokończą na spokojnie za zamkniętymi drzwiami.
Zostawiła go tylko na moment. Wyjątkowo, to nie była żadna wymówka, kiedy rzuciła, że musi iść do łazienki. Zamierzała zniknąć na dosłownie pięć, może dziesięć minut, jeśli będzie poprawiała włosy i makijaż. I tak właśnie by było, bo łazienkę opuściła po paru minutach. Ze świeżo poprawionymi ustami, które błyszczały teraz od ciemnobrązowego błyszczyku, włosy były bardziej przygładzone.
Nie spodziewała się tylko, że wychodząc z łazienki wpadnie na wysoką postać, którą rozpoznała niemal od razu. Oczy się jej zwęziły, kiedy spoglądała na znajomego sobie mężczyznę, z którym spędziła zdecydowanie zbyt wiele imprez.
— Sloane? — Uniósł brew w tym samym zaskoczeniu, co ona. — Nie wierzę, ty tutaj?
Od Julesa biła ta sama energia, co zawsze. Nie sądziła, że pieski Cartera potrafią bawić się bez niego. Ten komentarz cisnął się jej na usta.
— Cześć, Jules. — Rzuciła z chłodnym dystansem. Nie dałaby rady zliczyć, ile razy kładł jej na język jakąś tabletkę. — Dawno się nie widzieliśmy.
— Racja. Zniknęłaś z radarów tuż po…
— Rozwodzie, huh?
Skinął głową. To było te słowo, którego nikt nie musiał wypowiadać na głos, a jednak ona to zrobiła. I teraz jej ciążyło bardziej niż się spodziewała.
Wiedziała, że nie powinna była z nim rozmawiać. Że każda interakcja z nim kończy się dokładnie tak samo, a jednak trwała w tej rozmowie. Ze świadomością, że Nico czeka, aż wróci do loży. Miało jej nie być parę minut.
Usuń— Widziałem go ostatnio. — Rzucił luźno. Opierał się o ścianę, a wzrok utknął w blondynce. — Wygląda dobrze. Sophia też.
Jej imię uderzyło w nią mocniej niż tego chciała. Zacisnęła usta. Znowu ona. Znowu ta dziewczyn, która była obecna przez cały czas i nie mogła się jej pozbyć.
— Fantastycznie. — Sarknęła. — Cieszę się, że wszyscy mają się świetnie.
Zamilkł na chwilę, uważnie ją obserwując.
— A ty? Jak ty się masz, królowo chaosu? — Sloane niemal zadrżała od tego przezwiska, którego nie słyszała już od miesięcy. — Wyglądasz jak ktoś, komu przydałoby się wyluzować.
— Brzmi jak diagnoza.
— Raczej propozycja. Tak, jak lubisz.
Spojrzała na niego dłużej niż powinna. Nie powinna była się zgadzać. Podziękować, a potem wrócić do Nico. Taki był plan od samego początku.
— Nie biorę już. Staram się nie brać.
— Starać się, a nie brać to dwie różne rzeczy, słońce. Chodź, w łazience jest ciszej. Szybka sprawa, Sloane. Raz dwa i po krzyku, a tobie zrobi się milej.
Nie protestowała. Wślizgnęła się za nim do środka. Przekręcił zamek w drzwiach, aby nikt im nie przeszkodził. Rozsypał trochę białego proszku na ekranie telefonu. Z wprawą, która wydawała się jej być aż nazbyt znajoma. Widziała, jak robił to dziesiątki, a może setki razy. Pierwsza była dla niego, druga – dla niej. Zawahała się na moment. Krótki, a potem nachyliła się. Na ekranie nie został nawet okruch. Świat powoli przestał być taki głośny. Taki chaotyczny. Spędzili tam jeszcze chwilę. Wyczarował dla niej coś dodatkowego, co miało dać jej większego kopa, a Sloane już nie potrafiła odmówić. I tak, jak dawniej stała przed nim z lekko rozchylonymi ustami i wyciągniętym językiem, na którym ułożył pigułkę.
— Zuch dziewczynka. — Wymruczał przy jej uchu, gdy wychodzili z łazienki.
Rozeszli się bez głębokich pożegnań, ale Sloane… Sloane nie zamierzała wracać do loży. Nie, było za wcześnie. Zamiast tego skierowała się do baru. Szybki shot, a potem jeszcze jeden, aby dobić się bardziej. I zaczynała z każdą kolejną minutą czuć, jak świat przestaje jej przeszkadzać. Poczuła po chwili coś, co od dawna było luksusem: nic.
Zgubiła się w tłumie ludzi na parkiecie. Była kompletnie otumaniona, szczęśliwa i zrelaksowana. Nie była już pewna z kim tańczy, a może z nikim szczególnym. Zapomniała, że gdzieś w głębszej części klubu czeka na nią Nico, że najpewniej jej właśnie szuka, że być może martwi się, że od dobrych kilkudziesięciu minut jej nie ma. Może od pół godziny? Czterdziestu minut? Sama już nie wiedziała. Czas płynął trochę inaczej. Drapieżny uśmiech wkradł się jej na twarz, kiedy obok pojawiła się dziewczyna, w twarzy której widziała kogoś innego. Kogoś, o kim miała nie myśleć, ale teraz jej to nie przeszkadzało. Teraz mogła to wykorzystać na swoją korzyść.
sloane
Muzyka dudniła w skroniach.
OdpowiedzUsuńSloane czuła ją na skórze i w żyłach. Każde słowo, które było wyśpiewane. Każdy bas. Każdy wdzięczny dźwięk. Kolorowe światła na Sali były intensywniejsze niż przedtem. Przecinały się kolorowymi pasmami po ludziach wokół, odbijały od lustrzanych ścian. A Sloane? Sloane była już daleko. Nie w swoim ciele, nie w tym klubie, a mimo to jeszcze obecna. Śmiała, głodna zabawy i czegoś, co pozwoli się jej kompletnie zatracić. Jules znów ją odnalazł. Gdzieś w ciągu tych czterdziestu minut się pojawił. Znów jej wsunął coś na język, kiedy ją do siebie przyciągnął i zamknął jej usta w pocałunku, a tak przynajmniej mogło się wydawać, bo to nie wymienili się pieszczotą. Odnalazł ją, żeby ją naćpać, a Sloane nie opierała się. Nie mówiła już ja nie biorę. Kreska zaczęła działać w błyskawicznym tempie, nie minęło więcej jak piętnaście minut, kiedy poczuła pierwsze efekty. W połączeniu z tabletką dała jej kopa, którego nie czuła w sobie już dawno. Była rozbawiona, wesoła. Uśmiechała się szeroko, tańczyła z przypadkowymi ludźmi i nie myślała o niczym. Nie było Nico. Nie było Zaire’a. Jamesa. Sophii. Nie było niczego, poza nią. Kolejna dawka tylko dołożyła jej więcej energii, której się po sobie nie spodziewała. Nie zadawała pytań co to?. Przecież skład jej nigdy nie obchodził. Czy w ogóle kogokolwiek obchodził?
Przyciągała do siebie ludzi. Kobiety albo mężczyzn, było bez znaczenia. Liczyło się to, że mogła z kimś zatańczyć. Że mogła oderwać się od rzeczywistości, w której topiła się każdego dnia. Bywały dni, że unosiła się na powierzchni, ale jedynie po to, aby zaczerpnąć trochę powietrza, a potem znów niewidzialna siła ciągnęła ją w dół, a woda zaczynała zalewać płuca. I tak w kółko. Ciągle, ciągle i ciągle… Każdy miałby w końcu dość, prawda? Należała się jej chwila odpoczynku. Wyłączenie umysłu. Ucieczka od własnych myśli. Zasługiwała na to, aby nie myśleć, aby znaleźć się daleko od tego, co ją krzywdziło. Od samej siebie uciec nie mogła, ale mogła wyłączyć mózg.
Jules jej w tym pomógł. Niezawodny, jak zawsze.
Blondynka już nie była pewna z kim tańczy. To było bez znaczenia. Uwagę miała skierowaną na dziewczynie, z którą tańczyła chwilę wcześniej. Nie pytała o imię, to nie było miejsce na pytania. Ale jej zniknęła z pola widzenia, a na jej miejsce wślizgnął się ktoś inny, a Sloane nie protestowała. Głowę miała lekką, żadnych myśli i obowiązków, żadnych nieprzyjemnych sytuacji. Tylko ona, głośny roztańczony klub i chwila oddechu.
Kiedy poczuła, jak ktoś obejmuje ją w talii miała chęć się wyrwać, ale przestała, kiedy zobaczyła, że to Nico. Spojrzała na niego i gdyby chciała, to nie mogłaby ukryć tego, jak teraz wyglądała. Zdradzały ją oczy. Szerokie źrenice, które pochłonęły niemal w całości bursztynowe tęczówki Sloane. Gorące, czerwone policzki.
— Znalazłeś mnie. — Wymruczała. Nie czekała na więcej, tylko wpiła się w jego usta. Gwałtownie i bez zahamowań, bez jakiejkolwiek kontroli nad sobą. To Sloane go całowała, nawet nie zwróciła uwagi na to, że nie odwzajemnił pocałunku, że trzymał ją mocno i nie chciał jej puszczać. Nie z zaborczości, nie z zazdrości. Dla jej własnego bezpieczeństwa, które od prawie godziny sama narażała. Odsunęła się od niego i roześmiała, a głowę odchyliła do tyłu. Gdyby jej nie trzymał, poleciałaby na ludzi za sobą. Uczepiła się jego ramion, wbijając w nie paznokcie. Chętna do tego, aby tańczyć teraz dla niego. Wróciła spojrzeniem do Nico, ale nie widziała w nim złości albo nie chciała jej widzieć.
— Znalazłam kogoą dla ciebie. — Wymruczała przy jego uchu. Złożyła tuż pod nim pocałunek i westchnęła ciężko. Nie nadążała sama za sobą. — Spodoba ci się… I możemy zabrać ją do domu… — Ciągnęła dalej, a potem się roześmiała, choć przecież nie powiedziała nic zabawnego.
Sloane odsunęła się od Nico, choć wciąż trwała w jego objęciach. Trzymał ją zbyt mocno, nie tak, jak chciała. Jakby ją ograniczał. Nie podobało się jej to.
— Zatańcz ze mną.
sloane
Nie była teraz sobą. Może, gdyby zatrzymała się tylko na kresce – niewinnie wyglądającej na ciemnym ekranie iPhone, to jeszcze dałaby radę przed nim udawać. Byłaby tylko weselsza, z większą energią, bardziej na niego chętna, ale wzięła więcej. W zbyt krótkim czasie, aby dać sobie chwilę na przyzwyczajenie się do działania pierwszego narkotyku, bo zaraz połknęła coś, czego nazwy nawet nie znała, a po kolejnych dwudziestu, może trzydziestu minutach znów wzięła to samo. Będziesz się po tym lepiej czuła, Sloane. I uwierzyła, dlatego wzięła. Bo tych myśli w głowie było za dużo. Bo nie potrafiła ich w pełni wyciszyć, a teraz… Teraz panował tam błogi spokój. Taki, którego jej brakowało. Nie dostałaby tego po MDMA, bez szans. To już nie działało na nią tak, jak dawniej, kiedy brała okazjonalnie, aby tylko mieć lepszą imprezę, ale gorszy zjazd. Cokolwiek wzięła, działało szybciej i mocniej.
OdpowiedzUsuń— Nico… — Wymruczała jego imię, jeszcze świadoma chociaż tego z kim rozmawia. Widziała jego twarz. Wyraźnie. Zarysowaną szczękę, uważne oczy. Takie poważne i zielone, kochała jego oczy. Czasem w odpowiednim świetle wydawały się jej być niebieskie, a teraz zdecydowanie dominowała w nich zieleń. Gdyby skupiła się wystarczająco mocno, to dostrzegłaby w nich coś więcej. Troskę i niepokój, że nie był tu po to, aby dalej się z nią bawić.
— Chcesz ją? — Mruknęła. Rozejrzała się za dziewczyną, o której mu mówiła. A może nie mówiła wcale o niej. Nie mogła tamtej namierzyć. Bez znaczenia. Mogli zgarnąć po drodze inną. Westchnęła w krótkiej frustracji. Sloane nie zwróciła uwagi, kiedy wymknęła się jej z rąk. — Spodobałaby ci się… Miała ciemne, długie kręcone włosy, ciemniejszą skórę… jak ta którą Zaire teraz rżnie.
Fuknęła pod nosem, nie zwracając uwagi na to, czy Nico ją usłyszał czy nie. Nie powinna była słuchać teraz Julesa, jego komentarzy, które były tylko po to, aby nakręcić ją do jeszcze jednej kreski, jeszcze jednej pigułki. Bo jeśli było coś, co działało na Sloane, jak czerwona płachta na byka, to każda wzmianka o Crawfordzie. I o tamtej dziewczynie.
Sloane tylko początkowo walczyła z Nico, gdy zaczął ją wyprowadzać. Nie głośno, w bardziej zabawowy sposób, ale dała się wyprowadzić, gdzieś na bok. Nawet nie wiedziała, gdzie tak naprawdę. Było jej to już bez różnicy. Obojętne.
Spojrzała na niego z westchnięciem.
— A też chcesz? — Zapytała i niemal od razu zaczęła się rozglądać, bo może jeszcze dopatrzyłaby Julesa, ale wszystkie twarze malowały się w jedno. Nie widziała nigdzie dominującego wzrostem faceta, od którego lepiej było trzymać się z daleka. Więc wróciła spojrzeniem do Nico. — Wyluzujesz… Będzie fajnie, obiecuję. — Uśmiech rozlał się na jej twarzy, a Sloane zrobiła krok do przodu. Ułożyła dłoń na jego torsie, ale nie patrzyła mu w oczy. Może jeszcze podświadomie wiedziała, że lepiej tego uniknąć. Nie patrzeć tam, gdzie dostrzeże swoje odbicie. Gdzie znajdzie rozczarowanie, rezygnację. Tego nie chciała dziś oglądać. Wystarczy, że rano dostrzeże to w swoim odbiciu, o ile doczołga się do łazienki i nie będzie leżała cały dzień w łóżku albo na kanapie. Na dywanie, w najgorszym wypadku, ale chyba aż tak źle z nią nie powinno być.
— Trochę tego… trochę tamtego. Nie wiem, Nico. — Wzruszyła ramionami. — Jakie to ma znaczenie? Działa, nie muszę wiedzieć, jak się nazywają prochy.
Nie był jak Zaire. Jego nie cieszył widok takiej rozanielonej Sloane. Nie był też jak James, który już patrzyłby na nią surowo. Bez słowa wyciągnąłby z klubu, wepchnął pod zimny prysznic i nie wyszedł, dopóki nie zaczęłaby bardziej przypominać siebie. Był Nico, który nie miał okazji, aby ją tak widzieć. Z nim nigdy nie brała. Wtedy w ogóle nie brała. Czasem pozwoliła sobie na jedno martini więcej. Wszystko koncertowo zjebało się w tym roku. Łącznie z niej trzeźwością.
sloane
Widział ją tak pierwszy raz, ale dla niej? Dla Sloane to było jak wejście na rower po dłuższej przerwie. Takich rzeczy się nie zapominało. Tego uczucia, które krążyło w żyłach. Spokoju i ciszy w głowie. Nawet, kiedy wokół dudniła muzyka to w głowie nie było nic. Podobnie, jak w oczach. Mogły błyszczeć i świecić się, ale w rzeczywistości? Nie było w nich nic, co przypominało Sloane sprzed choćby półtorej godziny, kiedy jedynie była upita delikatnie martini, a jej myśli krążyły wokół Nico. Wokół tego, że wrócą razem do domu, a rano będą przeglądać prasę i czytać komentarze na swój temat, śmiać się z tych idiotycznych i rozczulać nad niektórymi. Tak, jak wtedy, kiedy pierwszy raz pokazali się publicznie, a ludzie niemal od razu ich razem pokochali. Bo to miało sens. Sloane i Nico – to po prostu brzmiało dobrze, to miało się skończyć happy endem.
OdpowiedzUsuń— Pieprzy tę twoją dziewczynę, wiesz o tym? — Ciągnęła dalej. Specjalnie, jakby próbowała wyrwać z niego coś więcej poza „Sloane”. — I chciałam ci ją dać… Tamtą, która wygląda jak ona… mogła nawet ją dla ciebie udawać. Chciałeś jej, nie? Ty, ona i tamta druga, mogłabym grać tamtą drugą. — Gdzieś między kpiną, a pogardą był ukryty, ściśnięty w środku żal. — Moglibyśmy zrobić film… Byłby świetny.
Spojrzała, gdzieś za jego ramię. Nawet nie patrzyła w konkretne miejsce. Tylko po prostu… Przed siebie. Na kolorowe, ostre światła. Na rozmazane w tle twarze ludzi, którzy rozmawiali między sobą. Śmiali się. Flirtowali. Całowali się. Tańczyli. Wszyscy robili to, co chcieli i jak chcieli, a jednak panował tu jakiś spokój. To nie był Black Room. Tu nie było w tle ustawionych facetów w czarnych ciuchach, którzy pilnowali przejścia na zaplecze. Sloane wiedziała, co tam się dzieje. Ile gówna tam potrafią mieć, jak rozmawiają tam ze sobą. Zaśmiała się do siebie na to wspomnienie. Nie zabierał jej tam, zawsze miała zostać na Sali i czekać, aż wróci i skończy załatwiać biznesy.
Westchnęła przeciągle, kiedy Nico ją zmusił, aby na niego spojrzała. Jak skarcone dziecko, które nie chce wracać do domu z placu zabaw.
Sloane dawno już tutaj nie było. Sloane chciała wrócić na parkiet. Potańczyć. Sama lub z tłumem. Bez znaczenia. Chciała tylko dobrze się pobawić, a teraz, gdy była taka beztroska i wesoła – mogła. W pełni i bez udawania, że faktycznie dobrze się bawi. Bo nic nie uwierało jej w mózg. Nie było ani jednej myśli. Bo nawet, kiedy o tych rzeczach mówiła to one nie bolały. Nic już nie bolało.
— Hmm… — Zastanowiła się, biorąc jego pytanie na poważnie, ale teraz to wyglądało po prostu komicznie. — Była koka. Jedna, cieniutka kreseczka… Nic takiego. I dał mi coś czerwonego. Nie wiem co to było. — Wzruszyła ramionami, a potem znów się zaśmiała. — I potem znowu to samo. Czerwone, nie kreska. — Zaznaczyła, jakby to było naprawdę ważne. — Nie jestem na tyle głupia, aby wciągać przy ludziach. A potem była tamta podróbka Sophii dla ciebie, ale już jej nie ma. I potem… Och, i jeszcze piłam. To chyba była wódka, ale nie wiem. I poszłam tańczyć i potem… Potem ty.
Uśmiechnęła się z zadowoleniem. Zachowując jak uczennica, która nauczyła się na szóstkę i ją właśnie zgarnęła z dumą. Trudno było jej teraz ustać w miejscu. Chodziła z nogi na nogę. Jakby ciągle musiała być w ruchu, aby nie zwariować. Dlatego musiała iść to wytańczyć. Potem będzie lepiej. Za godzinę, może krócej, jak zacznie z niej schodzić. A może później, bo nabrała tego tyle, że mogło ją równie dobrze trzymać przez kolejne pięć godzin.
Sloane westchnęła, uśmiechając się błogo, kiedy dotknął jej policzka. Było jej gorąco, ale sądziła, że to od tańca. Prawie od godziny nie schodziła z parkietu, to normalne, że była trochę zmęczona. Że było jej trochę gorąco. Przymknęła oczy, bo dotyk Nico czuła teraz wyraźniej. Jakby wkradał się w każdy jej nerw. Podpalał jeden po drugim. Kiedy je otworzyła w oczach była z powrotem ta sama pustka. Chociaż Sloane myślała, że Nico widzi coś innego. Pożądanie, które ją rozsadzało, a wzięte narkotyki tylko ją nakręcały.
— Mam jeszcze jakieś ekstazy… — mruczała, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że mu to wyjawia. To, co tak cały wieczór próbowała ukryć. — … mogę ci je dać. I możemy mieć fajną noc.
UsuńNie przejmowała się tym, że może znów trafić jako viral. Znów być opisywana jako ta, która bierze. Media to lubiły, jej team od PR’u i menadżerka już nieco mniej. I to nawet nie tak, że przejmowali się (przynajmniej tak myślała) jej zdrowiem, a tym, że zjebie przed trasą i nie będzie im przynosiła pieniędzy. Bo jedyną osobą, która naprawdę się martwiła i nie chciała, aby Sloane się stoczyła był James, ale jego nie było i nie brał już udziału w jej teatrzyku.
— Ale w domu jest nudno. — Wyrzuciła z siebie. Prawie jak z odrazą, że chciał ją tam teraz zabierać. — Zostańmy… Proszę, zostańmy. — Popatrzyła na niego szeroko otwartymi oczami, a potem coś się w nich zaświeciło. Jakby trafiła na genialny pomysł. — Możemy tam pojechać, wiesz… pewnie tam są. Mógłbyś ją zobaczyć… a ja jego… — zaśmiała się.
Sloane dosłownie wpadła mu w ramiona, kiedy ścisnął dłoń mocniej. Prawie syknęła, ale nie z bólu, a jakiegoś zaskoczenia, że zrobił to tak mocno. Opuściła głowę, którą oparła o jego ramię i westchnęła. Nie chciała wracać. Chciała tu zostać. Pojechać do tamtego klubu. Popsuć mu noc. Zobaczyć na parę sekund. Albo pojechać w inne miejsce. Stanąć pod innymi drzwiami. Zobaczyć… Sama nie wiedziała co.
sloane🥲💊
Sloane nie panowała w pełni nad tym, co wychodzi z jej ust. Słowa opuszczały je szybciej niż mózg był w stanie przetworzyć kolejne zdania. Nie zastanawiała się nad tym, co mu mówi. Wyrzucała je z siebie z prędkością światła, czasem mówiąc niewyraźnie i nie miała tego wszystkiego na myśli. Przynajmniej tak się jej wydawało, ale teraz, kiedy jeszcze Jules nakręcił ją dodatkowo to wszystko, o czym wcześniej myślała zaczęło wracać i chociaż zdawało się, że jest jej to obojętne, to jednak siedziało w niej głęboko. Jak drzazga, której nie da się sprawnie wyjąć.
OdpowiedzUsuńKiedy Nico jeszcze zastanawiał się, o czym tak właściwie Sloane myśli, to ona była już dawno i w zupełnie innym miejscu. Przynajmniej mentalnie. Wciąż stała obok niego. Drżąc niespokojnie. Całe ciało wyrywało się do jakiegoś ruchu, ale była uziemiona przez Millera i nie miała w sobie dość sił, aby z nim walczyć. Pewnie powinna, bo nie chciała tu stać. Chciała wyjść i potańczyć. Spędzić trochę czasu na parkiecie, aby ta cała energia w niej znalazła jakieś ujście, a on ją przed tym powstrzymywał. Sloane nie lubiła, kiedy przerywało się jej zabawę.
— Możemy iść potańczyć? — Jęknęła zginając kolana. Jakby kompletnie zapominała o tym, co właściwie przed chwilą mu mówiła i co próbowała dla niego tej nocy ugrać. Albo dla siebie. Albo tak naprawdę dla nikogo, bo nikomu to nie było potrzebne. Ani jej, ani jemu.
— Co? — Warknęła w końcu. Jego ton coraz mniej zaczynał się jej podobać. Zawsze miała do niego wiele cierpliwości. Podobnie, jak on do niej, ale tej nocy oboje zaczynali wyczerpywać te zapasy. Nico pewnie tracił ją szybciej niż Sloane, która chociaż działała sprawnie, to potrzebowała trochę więcej czasu, aby zareagować. — Sloane to, Sloane tamto… nigdzie z tobą nie idę. — Wycedziła twardo. Jakby już postanowiła, że zamierza tu zostać. Jeszcze przez parę godzin. Pół godziny. Wystarczająco długo, aby nie musiała się nudzić w domu.
— Jeśli nie chcesz, to stąd idź. Poradzę sobie. Zawsze sobie radzę.
Szarpnęła się, ale Nico jej nie puszczał. Uścisk nie był mocny, ale stanowczy. Spróbowała po raz kolejny, ale to nie było skuteczne. Sloane westchnęła w irytacji i złości, ale nie poddawała się. Jeszcze się nie poddawała. Zupełnie, jakby uparła się na to, aby z nim albo tu zostać albo go od siebie odrzucić na tyle, aby nawet nie chciał na nią spojrzeć. W zamroczonym przez narkotyki mózg tliła się ta cicha myśl, że będzie tego żałowała. Kiedy już wytrzeźwieje, kiedy zejdzie z niej to wszystko, a ona znów znajdzie się na chłodnych płytkach w łazience, wyrzucając z siebie mieszankę alkoholi tej nocy, będzie chciała, aby obok był ktoś, kto się nią zajmie. I że będzie żałowała każdego słowa, które mu tej nocy powie.
— To było tylko to, Nico. — Jęknęła, upierając się dalej przy swoim. — Tylko kreska… Mała, cienka. Niewinna. — Uśmiechnęła się szerzej, jakby samo wspomnienie bycia w łazience było czymś cholernie przyjemnym. Tęskniła za tym stanem, a przynajmniej tak myślała. Za tą błogością, w której nic jej nie obchodziło. Za tym, jak było lekko i cicho. Muzyka była, ale odległa. Mimo, że jej ciało wciąż na nią reagowało i próbowało się wyrwać do tańca, który teraz nie przypominałby tego, jak ruszała się na trzeźwo. Ruchy byłyby bardziej chaotyczne, a ona jak w innej galaktyce.
— To chodź ze mną, Nico. — Spojrzała mu w oczy. Sloane była jednak nieobecna. Patrzyła i widziała jego zielone tęczówki, teraz zaniepokojone i niepewne, ale tego kompletnie nie widziała. Był tylko kolor. Wyraźny i mocny, ale uczucia? To odpychała od siebie. — Albo mnie zostaw.
Poradziłaby sobie. Jakoś wróciłaby do apartamentu. Miała, chyba, przy sobie telefon. Wystarczyłoby zadzwonić po ubera. Po kogoś kto zawsze by ją odebrał nie ważne, czy była na drugim końcu miasta czy za nim. Pojawiłby się, prawda?
Coś błysnęło w jej oczach, ale nie był to dobry rodzaj błysku. Raczej taki, który zwiastuje, że ona dopiero się rozkręca.
— Jeśli to za dużo… Jeśli sobie ze mną nie radzisz… to wypierdalaj.
Brzmiała na taką pewną siebie, jakby naprawdę tego chciała. Odsunęła się lekko, na tyle, na ile pozwalał jej uścisk, który nawet po tych słowach nie zmalał. Przynajmniej jeszcze. Może to do niego nie dotarło, a może wiedział, że to nie jest prawdziwa Sloane. Skąd miał niby wiedzieć, że później będzie tego żałowała? Że nie myślała tak naprawdę. Że w tych słowach kryło się „pomóż mi”, którego nienawidziła wypowiadać. Czuła się wtedy żałośnie, gdy musiała prosić się o pomoc.
Usuń— To nie. Będzie więcej dla mnie. — Prychnęła. Gdyby dala radę, to sięgnęłaby teraz pewnie do torebki, aby wyjąć schowane w kieszonce małe kolorowe tabletki. Było jej obojętne, jak wyglądają, ale była też wymagającą klientką i zawsze chciała, aby były różowe i najlepiej w kształcie serduszek. Bo skoro płaci, to może mieć swoje wymagania, prawda?
Westchnęła krótko, kiedy ją do siebie mocniej przyciągnął. Dłonie odruchowo oparła o jego klatkę i lekko się zgięła, a ramiona opuściła. Jakby się poddawała w tej walce z nim. Przymknęła oczy, kiedy dłoń przesuwała się po jej włosach. Taki prosty gest, który na chwilę ściągnął ją z powrotem na ziemię.
— Nie zostawiaj mnie. Nie bądź, jak oni… — Poprosiła cicho, bardziej to szepcząc w jego koszulę niż do niego. Nawet nie było pewności, czy ją usłyszał. Muzyka grała głośno, hałas dookoła nie ustępował. Jeszcze chwilę temu z nim walczyła i gotowa była go od siebie odepchnąć. — Zostańmy jeszcze… Proszę, Nico… Potrzebuję tego.
Odsunęła się od niego na tyle, aby spojrzeć mu w twarz. Sloane nie była już tak napięta, jak wcześniej. Trochę się rozluźniła.
— Nie ucieknę, tylko… Przez chwilę, Nico… Nie mogę jeszcze wrócić.
sloane
Testowała go. Sprawdzała, na jak wiele jej pozwoli, zanim coś w nim pęknie. Robiła to samo z Harperem. Stawiała odważnie kroki, dopóki nie powiedział „dość” i siłą jej nie zabrał z imprezy. Mimo, że się szarpała, krzyczała i drapała. Wrzucał bez litości na tylne siedzenie, a potem odjeżdżał, zanim ktokolwiek by zobaczył, co Sloane ze sobą zrobiła. Z Zairem nie musiała, bo on był wsiąknięty w ten syf tak, jak ona, a nawet bardziej. Przyzwyczajony był do tego chaosu. Zamiast ją uspokajać, to podsunąłby kolejną kreskę. Kolejne ekstazy. Cokolwiek miał akurat pod ręką, aby noc trwała jeszcze dłużej.
OdpowiedzUsuńSloane choćby z zeszłego roku nie spojrzałaby tak chętnie na rozsypaną, ułożoną w idealną linię kreskę. Jej granicą były ekstazy. I to też nie zawsze. Nie przy każdej imprezie. Nie, kiedy ojciec całe życie ćpał razem z matką. Zawsze sobie powtarzała, że nie pójdzie w jego ślady, a robiła to coraz chętniej i częściej. Zdawało się, że ogarnęła się po rozwodzie. Przeszła małe załamanie, ryczała po kątach przez dobry miesiąc, a potem stanęła na nogi. Zostawiła za sobą to życie, które niszczyło ją od środka. Wystarczyło, że wpadła na znajomego, aby to wszystko wróciło. Ta głęboka potrzeba, by zapomnieć i wyrzucić z głowy wszystko, co w niej było. I też nie tak, że Sloane chodziła trzeźwa ciągle. Lepiej się z tym po prostu kryła. Dzisiaj coś w niej pękło. Dzisiaj już nie potrafiła się zatrzymać. A to przecież był dobry wieczór. Nico odebrał nagrodę, spędzili świetny wieczór na gali, a potem na tym after party, a w klubie również było miło. Miała myśli, aby sięgnąć do torebki, ale je zgniatała, a potem pojawił się Jules. Wspomniał o tym, o czym wspominać nie powinien i wszystko się posypało. Łącznie z nią.
Blondynka już go nie słuchała.
Zrobiła krok do tyłu, a potem kolejny. Bez słowa chwyciła go za rękę i pociągnęła za sobą. W sam środek tłumu, z którego przed chwilą ją wyciągnął. Już nic nie mówiła. Nie zwracała uwagi na to, że Nico z nią nie tańczy, a stoi i tylko się przygląda. Nie widziała tej bezradności w jego oczach, niedowierzenia, że doprowadziła się do takiego stanu. Sloane znów zamknęła się w swojej szczęśliwej bańce. Pozwalając, aby wszystko czym się naszprycowała oddzieliło ją od świata. Od hałasu w głowie, od byłych, za którymi raz tęskniła, a raz miała w nich wyjebane i cieszyła się, że żadnego już nie ma. Od byłych dziewczyn swoich byłych, które ją prześladowały. Została tylko i muzyka, której poprawnie nawet nie słyszała. I Nico. Ten z boku, którego parę godzin temu jeszcze całowała i dumnie stała obok na czerwonym dywanie, drocząc się z dziennikarzami, uśmiechając do jego fanów i im wesoło machając.
Była na parkiecie może przez godzinę, może krócej albo dłużej – nie zwracała uwagi na czas. Nie wiedziała, co dzieje się dookoła niej. Światło drgało w rytmie, który jeszcze chwilę temu rwał ją do tańca. Teraz każdy błysk stroboskopu zdawał się uderzać z opóźnieniem, czas spowolnił, a ciało przestało nadążać za muzyką. Sloane powoli przestawała się uśmiechać. Ciało miała ciężkie, ruchy spowolnione. Straciła rytm, biodra leniwie już tylko się kołysały do piosenek, a usta zamarły w rozchyleniu, jakby nagle zapomniała słów do piosenki, która akurat leciała. Uśmiech stopniał do czegoś, co nie miało żadnego konkretnego wyrazu.
W pewnym momencie przymknęła oczy, a kiedy je otworzyła nie była pewna, czy patrzy na Nico, czy na kogoś kto wyglądał tylko, jak on. A może nie było go tu wcale. Może ją jednak zostawił… Panika uderzyła w nią momentalnie. Powietrze zrobiło się zbyt ciężkie, a błyski świateł zaczynały razić. Pomiędzy jednym, a drugim uderzeniem basu poczuła, jak to, co jeszcze jakiś czas temu wznosiło ją wysoko teraz ciągnie ją brutalnie w dół.
Zostawił ją?
Zatrzymała się zdezorientowana. Obróciła głowę, jakby czegoś – kogoś – szukała. Jej uśmiech zgasł w jednej sekundzie. Miała wrażenie, że tłum się rozrósł, że z każdej strony napierają na nią obce twarze.
— Nico? — Wyszeptała, prawie bezgłośnie. W jej głosie nie było już zadziorności, jak wcześniej, a czysty lęk. Bas zagłuszył jej własny głos. Rozglądała się, ale go nie widziała. Zostawił mnie. Z każdą kolejną sekundą oddychała coraz szybciej. Klatka piersiowa unosiła się w gwałtownych, płytkich ruchach. Oczy miała szeroko otwarte, a źrenice przypominały teraz ciemne plamy, które nie mogły złapać ostrości.
UsuńPróbowała… Sama nie wiedziała, co próbowała. Iść w stronę, gdzie stali jakąś godzinę temu? Chciała się ruszyć, ale coś – ktoś – jej nie pozwolił. Prawie odskoczyła, gdy czyjaś dłoń owinęła się pewnie wokół jej nadgarstka. Odwróciła się z przerażeniem w oczach. Patrzyła tak, jakby nie rozpoznawała osoby przed sobą. Zajęło jej kilka długich sekund zanim świat przestał być taki rozmazany, a twarz nabrała znajomych kształtów. Ręce miała zimne, a ciało napięte.
— Myślałam, że mnie zostawiłeś. — Wyszeptała chaotycznie. Nawet się nie zastanawiała, tylko przylgnęła do znajomo pachnącego ciała, a palce mocno zacisnęła na koszulce.
Spojrzała na niego w milczeniu. Zamglonymi oczami, z drżącymi ustami, zmęczona i z dziwną mieszaniną ulgi i lęku.
sloane
Przylgnęła do niego mocno. W głowie Sloane, Nico był teraz jedyną stałą osobą, po którą mogła sięgnąć. Kiedy myślała, że zniknął… Sparaliżował ją strach. Przed samotnością, której tak panicznie się bała. Nie ten, przez który musiała spać przy zapalonym świetle. Ten, który ostatecznie doprowadzi do tego, że zostanie sama, bo odepchnie od siebie każdego, kto wykazuje chociaż minimalne zainteresowanie. Podświadomie wiedziała, że robi to sobie sama. Odpycha ludzi, gardzi nimi i porzuca, jakby byli jej zabawkami, a potem płacze, bo nikt już nie sprawdza, czy Sloane jeszcze oddycha.
OdpowiedzUsuńSloane przymknęła oczy, kiedy ją mocniej złapał. Poczuła, że teraz już jest w porządku. Nie była sama. Nie zostawił jej. Był ciągle obok. Patrząc, jak się bawi. Pilnując, aby nie zrobiła nic głupiego. Bo mogła. W jednej sekundzie mógł przyjść jej do głowy idiotyczny pomysł, który musiałaby wykonać już teraz.
Pokiwała spokojnie głową, kiedy zapewniał, że jest obok. Słyszała go i czuła. To jej wystarczyło, aby trochę się rozluźnić. Nie w pełni, ale nie napinała już tak ramion. Fala rozbicia odsunęła się od niej powoli, choć krążyła jeszcze gdzieś przy blondynce. Jej nastrój zmieniał się w sekundach. Przed chwilą była bliska, aby popłakać się z rozpaczy, bo nie mogła go znaleźć. Bo chociaż był tuż obok, to jego twarz była rozmazana i wtopiła się w setkę obcych, które ją otaczały. Teraz pojawiał się za to spokój. Może nie błogi, ale wystarczający, aby nie wylewała łez, które i tak nie miały sensu.
Stała tak oparta czołem o jego ramię. Szukając w nim jakiegoś zaczepienia do rzeczywistości, z którą nie miała już kontaktu. Znów zaczęła się uśmiechać, ale daleko jej było do tego szczerego uśmiechu, który Nico od jakiegoś już czasu wywoływał na jej twarzy. Był zamglony, narkotyczny. Obcy. Nienależący do niej. Tylko do jakiejś powłoki, którą teraz się stała.
Cicho mruknęła, gdy jego dłoń zsunęła się po krawędzi jej ciała. Zadrżała, ale tym razem nie ze strachu, a namiastki ekscytacji. Tyle wystarczyło, aby jej myśli wskoczyły na zupełnie inny tor. Roześmiała się, krótko, gdy palce musnęły jej bok i lekko się poruszyła, bo to miejsce zawsze było wrażliwe, na łaskotki i każde muśnięte, a teraz po tym wszystkim co wzięła, odczuwała to jeszcze bardziej. Bezwiednie odchyliła głowę na bok. Mimo materiału sukienki czuła jego ciepłe palce, a potem ta sama dłoń zeszła niżej, a gdy musnął nagą skórę w Sloane załączył się jakiś impuls. Sloane nie widziała w tym podstępu, niczego, co mogłoby ją ostrzec, że to nie jest zwykła pieszczota, którą chciał ją obdarzyć. Na pocałunek zareagowała od razu. Pogłębiając go, a palce mocniej zacisnęła na materiale jasnej koszuli, która teraz przez nią była pognieciona. Przesunęła jedną dłoń na jego kark, a druga wciąż spoczywała na jego torsie. Z każdą kolejną chwilą coraz ciężej przychodziło jej, aby łapać oddech między pocałunkami. Nie chciała przerywać, ale gdy się odsunął to od razu zaczerpnęła więcej powietrza i w tej samej chwili gotowa była wrócić po więcej, ale jego głos przy jej uchu ją zatrzymał.
Sloane zadrżała od tego, jak Nico brzmiał. Od zachrypniętego głosu. Zamruczała i drgnęła, rozproszona przez jego dotyk. Pokiwała twierdząco głową.
— Cała twoja… — Wymruczała. Może mówiła o nocy, a może o sobie. Albo o jednym i drugim. Była już w takim stanie, że dałaby się zaprowadzić nawet do łazienki, byle nie kazał jej dłużej czekać. Zamiast emocjonalnej huśtawki, teraz odezwało się w niej pożądanie, które wzmacniały wzięte pigułki. I równie dobrze za pięć minut mogła płakać, że przecież tego nie chciała, że nie w klubie, że jeszcze ma w sobie trochę klasy, aby nie podciągać sukienki w kabinie.
— Weź mnie… Stąd, całą… Proszę. — Mruknęła w odpowiedzi. Odnalazła jego oczy. Wciąż tak samo intensywnie zielone, jak przedtem. — Nico… Mój Nico… Proszę… — Osunęła lekko głowę w dół, aby dosięgnąć ustami do kciuka, którym przesuwał po jej brodzie. Teraz chciała stąd wyjść. W aucie znów mogła się rzucać, że chce wracać. W mieszkaniu mogła już o tym zapomnieć i paść na łóżku.
sloane
Było jej teraz obojętne, co się stanie.
OdpowiedzUsuńMogła z nim iść do łóżka, czego pewnie i tak by nie zapamiętała. Mogła zasnąć oparta o niego w aucie, gdy będą wracać. Mogła znów dostać zastrzyk energii, który poniesie ja dalej, a ona uciekłaby z auta, gdy będą stać na czerwonym świetle. Raz tak zrobiła, wieki temu i od tamtej pory drzwi były zawsze zamknięte. Ale Nico tego nie mógł wiedzieć, bo to nie jemu uciekła. Sloane nie była sobą, nie tą prawdziwą. Teraz przemawiało przez nią to, co wzięła. Teraźniejszość mieszała się z przeszłością, wracały głosy i wspomnienia, to przed czym próbowała uciekać.
Chciała go dalej tu całować, chociaż i przy tym jej ruchy były wolniejsze. Jakby ciało reagowało wolniej. Nie do końca zdając sobie sprawę z tego, co się w zasadzie dzieje ani z kim jest. Równie dobrze to mogła być przypadkowa osoba, a nie Nico. Mogła sobie wmawiać, że to on ją trzyma i wyprowadza właśnie z klubu. Przykleić jego twarz na obcą, aby poczuć się bezpiecznie. Dała się wyprowadzić bez szarpania. Sama jeszcze mówiła, aby ją stąd zabrał. Śmiała się, potykała o własne nogi i lekko trzymała go za dłoń, nie mając w sobie siły, aby zrobić to mocniej. Zimne, nocne powietrze jej nie ostudziło. Nie zadrżała. Nawet nie zwróciła uwagi, że są już na zewnątrz. Auto stało zaparkowane na tyłach klubu. Nie wychodzili głównym wyjściem. Unikając przy tym tylu osób, ile się da. Sloane nie była pewna, ale chyba słyszała, jak ktoś ją woła. Ktoś zrobił zdjęcie z fleszem. Albo nagrywał filmik. Sloane nie wiedziała, nie odwracała głowy. Może resztkami siebie wiedząc, aby nie patrzeć w tę stronę, aby nie widzieli tych rozszerzonych źrenic, aby nie robić wokół siebie większego zamieszania. Niezdarnie weszła do samochodu, prawie kładąc się na kanapie i nie zostawiając miejsca dla Nico. Musiał ją trochę przesunąć, aby samemu usiąść z nią. Drzwi zatrzasnęły się niemal od razu, a ciemne szyby broniły przed ciekawskimi ludźmi zewnątrz.
Przekręciła się z boku na plecy. Nogi miała przerzucone przez uda Nico, a wzrok utkwiła w ciemnym suficie auta. Te cicho mruknęło i ruszyło z miejsca. Kierowca o nic nie pytał. Wiedział, dokąd jechać. A może nie wiedział. Może jechali w nieznane. Oddzielała go od nich szyba, a Sloane nie zwracała uwagi na szczegóły.
Uniosła rękę wysoko nad głowę. Spoglądała na długie, czerwono-czarne paznokcie z kryształkami, jakieś namalowane wzroki i na złote pierścionki. Ręka lekko sunęła przez powietrze. By chwilę potem się poderwać. Zbyt gwałtownie, aż zakręciło się jej w głowie.
Cisza przerywana była tylko mruczeniem silnika i oddechem Sloane – nierównym, szybkim, jakby nie mogła teraz zdecydować, czy chce się śmiać, czy płakać.
— Wiesz, że jesteś za poważny? — Wymamrotała. Klęknęła obok niego na kanapie, a dłoń położyła mu na udzie. Uśmiechała się, ale daleko temu było do jej uśmiechu. Oczy straciły blask, twarz miała poszarzałą od zmęczenia. — Taki zimny… zdystansowany… Jak zawsze. — Zaśmiała się.
Przybliżyła się do niego bardziej, nosem niemal dotykając jego policzka. W środku auta panował półmrok, który rozpraszało niewielkie światło, które rzucało teraz cień na jego twarz. Mógł tutaj wyglądać, jak każdy.
Sloane sięgnęła ustami do jego szyi. Nie było w tym nic pociągającego, nic co wskazywałoby, że ona jeszcze jest obecna. Mechaniczny ruch, wyćwiczony, jakby znała go na pamięć i powtarzała wiele razy będąc w takim stanie.
— Nie chcesz mnie? — Prawie załkała, jakby ta myśl była teraz najbardziej przerażającą rzeczą na świecie. — Masz takie żelazne zasady… wyćwiczony, perfekcyjny…
Głowa lekko opadła jej na bok, a palce odrobinę mocniej zacisnęły się na jego udzie. Nie wyczuła, aby choćby raz pod jej dotykiem zadrżał. A może nie zwróciła uwagi.
— On by już mnie tu brał, bo mógł. Bo pozwalałam. — Mruknęła i znów się roześmiała, ale śmiech był pozbawiony wesołości. — Nie pytałby… tylko by wziął. Dlaczego ty tego nie chcesz? Już mnie lubisz? Już ci się nie podobam?
sloane💊
Patrzyła, ale nie na niego, a przez niego. Jakby Nico był tylko przeszkodą przed lepszym widokiem, którego przecież nie było. Pustka w jej oczach z każdą chwilą tylko się powiększała. Teraz, kiedy nie było już głośnej muzyki, która zgłuszała wszystko to, co było w głowie, powracały myśli. Wszystko było nie tak, jak powinno. To miało działać dłużej. Trzymać ją mocniej. Odciąć od rzeczywistości na resztę nocy. Przecież obiecywał, że tak będzie. Że nie będzie pamiętała, że zniknie to, co cały czas ją kuło.
OdpowiedzUsuńSloane mocno zacisnęła szczękę. Napięła mięśnie i potem warknęła w złości. Odrzucił ją. Nie chciał jej. Zostawi ją. Tak, jak wszyscy. Odejdzie i zniknie.
— A to ma jakieś znaczenie? — Wycedziła, jakby naprawdę było jej obojętne, gdzie jest i w jakim stanie. Teraz w zasadzie było. Nie przejmowała się niczym. Cień gniewu błysnął jej w oczach, ale trwało to zaledwie chwilę. Był taki uparty, taki zdyscyplinowany, taki… Za bardzo przypominający jej kogoś, ale teraz to imię jeszcze się nie przebiło do jej umysłu. Nie pozwalała sobie. — Nie tak… nie tutaj, jakby to było ważne.
Opierała się o niego jeszcze przez chwilę, dopóki zmęczenie i złość nie przejęły nad nią góry. Sloane osunęła się na fotelach, podciągnęła nogi lekko do siebie, a głowę oparła o jego kolana. Nie była pewna, czy jej dotykał, czy może wręcz przeciwnie. Czy już też brzydził się jej dotknąć, bo zobaczył to, przed czym go ostrzegała. Może jej nie wierzył, może sądził, że to już za nią. Może tak, jak ona, naiwnie liczył, że nie będzie sięgała już po nic, co wyniszcza ją od środka. I oboje się mylili.
Sloane przez resztę drogi nic nie mówiła. Na zmianę tylko się śmiała pod nosem, by po chwili zacząć płakać albo milczała kompletnie i chwilami się zdawało, że nawet nie oddycha. Nie wiedziała, gdzie jadą. Nie obchodziło jej to. Mogła spać w tym przeklętym aucie i się z niego nie ruszać. Pojawił się chłód, gdy zatrzymali się na podziemnym parkingu. Światła tu były zbyt jasne, zbyt ostre. Była jakaś winda. Zbyt ciasna. Zaczynała tam panikować, ciężej oddychać. Powtarzać coś o ścianach, które na siebie nachodzą. Nie patrzyła, dokąd idą, gdzie idą. Czy są u niej, czy u niego. Nic teraz nie wydawało się tu być znajome.
W mieszkaniu było nienaturalnie cicho. Światła miasta przebijały się przez ogromne okna, odbijając się w szkle jak rozlane gwiazdy. Blondynka opadła na kanapę z ciężkim westchnięciem, a może to był fotel. Nie miała bladego pojęcia.
Oczy miała przymknięte, łokciem podpierała się o podłokietnik, a głowę oparła o dłoń. Odpływając znów, gdzieś daleko myślami. Przed sobą wyczuła ruch, ale nie otworzyła oczu. Czuła, że jej dotyka, ale nie tak, jakby zamierzał dobrać się do jej ciała. Było w tych gestach coś niepewnego, opiekuńczego. Dziwnie znajomego. Coś mówił, ale słowa do niej nie docierały. Dźwięki zaczynały się rozciągać, jakby ktoś odtwarzał świat w zwolnionym tempie. Otworzyła oczy, ale nie widziała już wyraźnie. W oczach miała resztki makijażu, który je podrażniał. Były teraz zaczerwienione od płaczu i skruszonego tuszu, który dostał się do środka. Patrzyła na osobę przed sobą, ale… Nie wiedziała kogo widziała.
— James…? — Wymknęło się jej szeptem. Głos się łamał i zadrżał. Mogła przysiąc, że to właśnie jego zobaczyła. — Przepraszam… Przepraszam, nie chciałam. Już nie będę… nie będę już taka.
Najpierw tylko zadrżała. Potem coś w niej pękło – coś niewidocznego, jakby niewidzialna nitka się właśnie przecięła. Dźwięk, który z siebie wydała nie przypominał płaczu. Było to raczej ciche łkanie, zduszone, urywane, jakby starała się oddychać przez zaciśnięte gardło.
— Nienawidzisz mnie, prawda? — Wyszeptała, nie podnosząc wzroku.
Głos miała cienki, urywany. Jakby mówiła przez sen.
Pochyliła się do przodu, łokcie oparła na kolanach, a twarz schowała w dłoniach. Jakby zaczynała się wstydzić samej siebie. Tego kim się stała i co robiła.
sloane🙁
Przez chwilę myślała, że zaczyna się uspokajać. To był znajomy schemat. Świetnie się bawi przez dwie godziny, a potem zaczyna mięknąć. Schodzi z niej to wszystko i wraca rzeczywistość. Pojawiają się dreszcze; uderzenia gorąca i zimna. Drży całe ciało, głos się łamie. Rzeczywistość się załamuje. Wystarczyłoby ją odprowadzić do łóżka. Wcisnąć pod kołdrę i upewnić się, że nie z niego nie wyjdzie. Ale przecież Nico nie mógł tego wiedzieć. Nie widział jej nigdy w takim stanie. Nie miał wprawy. Nie był świadom, jak wygląda i jak zachowuje się Sloane, która się naćpała. Nie był Jamesem, który znał ją i jej zachowania, choć bywała nieprzewidywalna. Nie był Carterem, który miał wyjebane, czy będzie ćpała dalej czy zaśnie w tym pokoju w Black Roomie, do którego dostęp miał tylko on, więc przynajmniej w teorii byłaby bezpieczna.
OdpowiedzUsuńNico w tym błądził, bo nie był z tego świata. Podobnie, jak ona. Sloane się do tego nie nadawała, a jednak… Nie umiała przestać. Odejść. Poprosić o pomoc, ale nie w ogarnięciu jej, bo się źle czuje. O tę prawdziwą pomoc. Profesjonalną, a nie od swojego chłopaka, który nie miał pojęcia, jak się z nią obejść, czy nie trzeba będzie dzwonić po pogotowie, gdyby nagle urwał się jej całkiem kontakt ze światem. Nie od chłopaka, który pewnie spędzi noc i nie zmruży oka, bo będzie sprawdzał, czy oddycha, czy nie zakrztusi się przez sen, czy dotrwa do rana. Sloane nawet tego od niego nie wymagała. Nie, ona nie próbowała, bo to było niemożliwe.
Słyszała wszystko. Każde jedno słowo do niej dotarło.
Każde, że może było mu obojętne czy pieprzy ją czy inną dziewczynę. Że on taki nie był – wiedziała, ale i tak próbowała go złamać. Próbowała wciągnąć go w ten mrok ze sobą, ale był zbyt uparty. I nawet nie wiedziała, dlaczego jej tak zależy, aby go w to wciągnąć. Wiedziała, że to jest trudne życie, że nie można z tego się tak po prostu wyplątać i nie życzyła tego nikomu, a tymczasem cały wieczór starała się go w to wciągnąć. Jakby zapraszała go na najlepszą imprezę życia, a nie na rozjebanie go sobie w małe kawałeczki.
Odsunęła powoli dłonie od twarzy i spojrzała na niego. Teraz już nawet nie pamiętała, że przed chwilą widziała w nim kogoś innego. Bo na moment coś wydawało się znajome. Znajomy dotyk, kojący głos. Tak, jak wiele razy po imprezach z Carterem, kiedy ją wyciągał z klubu i kładł do łóżka. Zostawał do rana, aż się nie obudzi. Patrzył tymi smutnymi, zawiedzionymi oczami, a potem wychodził, kiedy było jasne, że Sloane przeżyje i da sobie radę bez opieki.
Sloane przymrużyła oczy, w których błysnęła złość i frustracja. Ale nie odezwała się. Nie, dopóki drzwi mieszkania się za nimi nie zamknęły z głuchym trzaskiem. Bo tyle jeszcze kontroli w sobie miała, aby nie wrzeszczeć w aucie.
Zachwiała się na szpilkach, gdy szła przez zbyt długi korytarz.
— Chciałeś tego. — Wypomniała, odwracając się w jego stronę. Patrzyła mu prosto w oczy. Te same zielone, w których się kochała, a które teraz patrzyły na nią, jak na kogoś obcego. — „Możesz mnie zrujnować, Sloane… Rozjeb mnie do końca… a ja ci za to jeszcze podziękuję… Zrób ze mną co chcesz, wrócę po więcej. — Zakpiła głośno, aż zaskoczona tym, jak dobrze pamiętała teraz takie szczegóły, które na co dzień wymykały się z jej pamięci. — Dostałeś… Pełną wersję Sloane. Masz już dość? Bo ja się jeszcze nie rozkręciłam. — Wycedziła. Z każdym słowem robiła kolejny krok w jego stronę. Oczy miała zwężone, oddech płytki. Gdzieś tam w środku jeszcze tliła się jej wersja, ale teraz? Teraz jej już dawno nie było.
Najbardziej zabolało, mimo wszystko, ale to co powiedział o wymienieniu jej na Sophię. Bo miał, kurwa, rację, a Sloane nie była gotowa, aby to przyznać. Unosiła się dumą i jakimiś głupimi uczuciami, które były bez znaczenia.
— Co? Już ci się nie podoba wizja bycia rozjebanym? — Prychnęła. Zaśmiała się gorzko i pokręciła głową. — Mówiłam ci… Ostrzegałam. Wiedziałeś. Nie ukrywałam tego przed tobą.
Opowiedziała mu o wszystkim. Niemal każdym żenującym momencie swojego życia z tego roku, a on… On ją dalej chciał. Jakby był głuchy na to, co Sloane mówiła albo udawał, że to żart. Że przy nim taka nie będzie. Bo skoro pozbyła się Cartera, to problem zniknął.
UsuńSzarpnęła za swoją torebkę, która zsunęła się jej z ramienia. Z trudem dorwała się do kieszonki i wyjęła z niej przezroczysty woreczek. W środku były trzy, różowe tabletki w kształcie serduszek. Rzuciła nimi prosto w Nico.
— W tym sekret. — Warknęła. — W tych jebanych pigułkach. Następnym razem przyniosę kokę, weźmiemy sobie po kresce i przestaniesz być tak cholernie spięty. — Syknęła.
Z torebki zabrała jeszcze paczkę papierosów i ruszyła do drzwi tarasowych. Szarpała się z nimi przez parę chwil, aż w końcu się rozsunęły. Wsunęła cienkiego papierosa między usta. Dłonie jej drżały, kiedy odpalała i nie trafiła ogniem w końcówkę papierosa.
— Kurwa. — Zaklęła, aż w końcu się jej to udało. Zaciągnęła się mocno, a dym gryzł w gardło i płuca.
— Myślisz, że ta twoja święta Sophia tak nie skończy? — Zawarczała. Chłód nocy uderzał w nią, ale Sloane na to nie zwracała uwagi. — Że zostanie taką grzeczną, słodką dziewczyną po nim? Bo wiesz, Carter potrafi pięknie kochać. Tylko, że potem… — Spojrzała mu w oczy kręcąc głową. — …, potem pożera żywcem. I będzie za tym tęskniła. Za seksem, za tym jak patrzy, co mówi… Może wcześniej weźmie coś na rozluźnienie. Bo wszyscy wokół biorą, nikomu to nie robi krzywdy, więc jej też nie zrobi. Potem kreska, potem jedno i drugie, może coś jeszcze… Może powinieneś się przygotować, Miller. Bo prędzej czy później, ktoś będzie po niej sprzątał ten syf i jeśli mam zgadywać, to będziesz to ty.
sloane
Zaciągnęła się mocniej papierosem, dopóki nie czuła, że się dusi. Przetrzymała go dłuższą chwilę w płucach, ale teraz nie było w tym nic kojącego. Nie potrafiła się uspokoić, nie mogła znaleźć niczego, czego mogłaby się chwycić, żeby wrócić do rzeczywistości. Aby przestać pluć tymi słowami, które raniły ją i jego.
OdpowiedzUsuń— Pewien tego jesteś? — Syknęła. To, co robiła niszczyło ją od środka, ale też każdą osobę, która się do niej zbliżała. Sloane drapała i szarpała, nie pozwalała się do siebie za bardzo zbliżyć, choć nie miała żadnego powodu, aby tak naprawdę każdego odpychać. Brakowało jej bliskości, a gdy ją dostawała to robiła wszystko, aby się je pozbyć. Jakby nie mogła znieść myśli, że ludziom może na niej zależeć.
— Nie znasz mnie, Nico. — Powiedziała. Powoli i z dziwnego rodzaju bólem w głosie. — Myślisz, że mnie znasz, bo wiesz, jak mnie pieprzyć, ale nie masz nie pojęcia kim jestem.
Jej twarz pozostała obojętna. Nie poczuła niczego, kiedy to powiedziała. Choć przecież, to nie była prawda. Znał ją. Tę dziewczynę, która potrafiła siedzieć o drugiej w nocy pry stole z poplamioną bluzą i zajadać się burgerami. Flirtować z nim nad butelką coli, przekomarzać się o głupoty. Znał ją od tej złamanej strony, kiedy czasem jeszcze się łudziła, że mogłaby mieć jakiś kontakt z rodzicami. Znał ją z rana, gdy jeszcze się nie rozbudziła i w odpowiedzi cicho mruczała pod nosem, chowała pod kołdrą i prosiła o pięć minut. Znał dziewczynę, która na minuty przed wejściem na scenę panikowała, by po chwili się otrząsnęła i weszła na nią z dziką pewnością siebie, której jej zazdroszczono. Widział jej łzy, widział radość, smutek, żal – wszystko to jeszcze zanim pierwszy raz coś wzięła. Jeśli ktoś miał znać jej prawdziwą wersję, to był to on.
— Gdzieś na pewno. — Wzruszyła ramionami. To nie byłby przecież pierwszy raz, nie? Nie o wszystkim wiedziały media, więc gdy czasem zdarzały się te najgorsze momenty udawało się uciszyć portale zanim cokolwiek trafiło do sieci. Kompromitujące zdjęcia były usunięte, a odpowiednia kwota sprawiała, że zapominali, w jakim stanie Sloane byłą widziana, co robiła. To się po prostu nie wydarzyło.
— Przewrażliwiony jesteś. Nic by się nie stało. — Syknęła i przewróciła oczami. Tak cholernie uparta, że wszystko skończyłoby się dobrze. Jakby kompletnie nie zdawała sobie sprawy z tego, w jakie niebezpieczeństwo pchała się sama. I to nie pierwszy raz. Takich sytuacji było zbyt wiele, aby nazwać je jednorazowym błędem. To był schemat, który powtarzała, choć nie rozumiała, dlaczego.
Paliła papierosa nerwowo. Część jego słów do niej docierała, część blokowała. Ta część odpowiedzialna za blokadę nie chciała czuć. Nie chciała wyrzutów sumienia, nie chciała tego, co miało nadejść. Sloane się przed tym broniła tak mocno, jak tylko mogła.
— Nie wiem, Nico! Nie wiem, gdzie bym skończyła ten wieczór! — Krzyknęła. Pewnie za głośno. Ale nie przejmowała się sąsiadami, którzy mogli mieć uchylone okna i słyszeć awanturującą się Sloane. — Może w łazience z kreską, aby się rozbudzić. Może na tyłach auta z typem, którego nie znam. To bez znaczenia, jestem tutaj, racja? Zajebiście bezpieczna i z dala od problemów. — Wycedziła przez zęby.
Miała się już od niego odwrócić i całą swoją furię wylać przez balkon, ale wtedy ją zatrzymał. Tym jednym imieniem, które między nimi miało już nie paść. Dłoń zawisła w powietrzu, gdy miała zamiar znów wsunąć papierosa między usta. Sloane po prostu zamarła.
—C-co? — Wydusiła z siebie. To nie było możliwe. Nie wolałaby go jego imieniem. Nie mogła… Nie mogła być tak głupia, prawda? Odzyskała władzę nad ciałem dopiero po paru sekundach, które zdawały się jej ciągnąć w nieskończoność. — Może chciałam, żeby to on wtedy przy mnie był. Żeby to on mnie stamtąd wyciągnął.
Parsknęła głuchym śmiechem. Sama nie wierzyła, że to się działo. Że byli tutaj, że w taki sposób rozmawiali. Gdzieś w głębi wiedziała, że to ona spieprzyła, że była tą, która ich do tego miejsca doprowadziła. Ten sam schemat powtarzała co z Jamesem.
UsuńImpreza, trochę prochów, brak kontroli, a potem niekontrolowane wrzaski, dopóki jej się nie uspokoi. Albo dopóki nie opadnie z sił z płaczem. Każdy taki moment tylko bardziej wszystko wokół niszczył.
— Myślisz, że nie wiem? — Prychnęła i wywróciła oczami. — Że sobie robię to sama? Wiesz, jak to jest? Kiedy starasz się funkcjonować bez tego, ale w głowie jedyne co słyszysz to wołanie o te jebane tabletki? — Zrobiła krok do niego. Wyrzuciła przez balkon wcześniej niedopałek. — Kiedy to staje się jedyną rzeczą, której chcesz? Kiedy robi się za głośno… za dużo? Nie masz pojęcia.
Kiedy była zajęta to łatwo było o tym nie myśleć. Ale nawet wtedy… Nawet wtedy pojawiały się momenty, kiedy jej głowa pulsowała, a ciało domagało się jednego. Jednej kreski. Jednej tabletki. I czasem ulegała. Czasem to pomagało. Dziś to nie był jeden z tych dni.
— Czemu nie? Jak mnie przelecisz to może ci ulży. — Oparła się o barierkę. Nie wychylała, tylko stała o nią oparta. Było wysoko, jak tylko zerkała kątem oka w dół to serce jej przyspieszało. — Może tutaj? Pobawimy się kto będzie ciszej…, aby uniknąć skandalu. — Zaśmiała się. — No dalej Nico… Obiecałam ci, prawda? Twoja noc.
Zignorowała kompletnie to, co mówił o ratunku. Nie było takiej siły, która zmusiłaby ją, aby przyznała się, że naprawdę jej potrzebuje. Nie przed samą sobą, nie przed nim. Nie przed nikim. Nie zamierzała się przed nikim otwierać i opowiadać o tym, jak ciężko jest.
sloane