Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

[KP] Carter Crawford

They said I’d be nothin’.
So I became everything


ZAIRE
Carter Zaire Crawford
Jeszcze kilka lat temu Carter Crawford, znany dziś jako ZAIRE, pracował jako barman, a nocami nagrywał kawałki w prowizorycznym studio zbudowanym z kartonów i materacy. Dziś ma 27 lat, na jego koncerty przychodzą dziesiątki tysięcy fanów, a jego wizerunek widnieje na billboardach w Los Angeles i Tokio. Popularność wywróciła jego życie do góry nogami. Wraz z sukcesem przyszły pieniądze, sława i nowi znajomi. ZAIRE zaczął pojawiać się na imprezach z celebrytami, otoczony ludźmi z branży, których intencje często budziły wątpliwości. Wizerunek charyzmatycznego buntownika budował świadomie – ekstrawaganckie stroje, drogie samochody, nocne życie i burzliwe związki, które kończyły się równie spektakularnie, jak się zaczynały, tylko podsycały zainteresowanie mediów. Choć jego kariera muzyczna rozwija się dynamicznie, życie osobiste ZAIRE’a pozostaje niespokojne. Liczne skandale, zmieniające się twarze w jego otoczeniu i rosnące ego sprawiają, że coraz częściej mówi się o nim nie jako o artyście, lecz o postaci ze świata plotek. Za fasadą blichtru wciąż jednak kryje się chłopak z Bronxu – utalentowany, ale niedojrzały emocjonalnie, zagubiony w świecie, w którym wszystko przychodzi zbyt szybko. Bo choć jego utwory biją rekordy, a fanbase rośnie z dnia na dzień, to jedno pozostaje niepewne: czy ZAIRE będzie potrafił przetrwać nie tylko na scenie, ale i poza nią. Jego historia to klasyczny przykład amerykańskiego snu, ale też przestroga przed tym, co może się wydarzyć, gdy ten sen staje się rzeczywistością. Zachłysnął się sławą jak dziecko dymem – nie wiedząc, że zaczyna się dusić.

200 komentarzy

  1. Palce Sophii splątane były w przyjemnym uścisku z palcami Cartera. I właśnie zdała sobie sprawę, że nie chce, aby ta chyba za szybko się kończyła. Gdyby to było możliwe, to wcisnęłaby pauzę, aby mogli w tym trwać jeszcze jakiś czas. Żeby nie dobijała się do nich rzeczywistość, problemy, gdyby było możliwe, aby zostali w tej galerii na dłużej.
    — Oczywiście. — Powiedziała miękko. Nie zapytała co, ufnie za nim poszła. Pozwoliła sobie na to, aby jego uśmiech na trwale odbił się w pamięci. Utożsamiała ten rodzaj uśmiechu już tylko z Carterem, a w połączeniu z błyskiem w jego oczach zwiastował kłopoty… albo coś niesamowitego. Patrząc na to, w jakim miejscu się znajdowali Sophia podejrzewała, że będzie zachwycona.
    Niektóre miejsca były niedostępne bez odpowiednich kontaktów. Lub bez odrobiny szaleństwa, aby wejść tam, gdzie się wchodzić nie powinno. Pojawiło się w niej uczucie, że robią coś może nie złego, ale odrobinę zakazanego, za co mogliby dostać upomnienie, gdyby zostali przyłapani. Lekki uśmiech jej towarzyszył, kiedy weszli do małej części galerii, która zdawała się być zamknięta dla wszystkich, poza nimi.
    Sophia tego obrazu wcześniej nie widziała. Zawahała się w pierwszym momencie, kiedy uderzyły w nią kolory, ale także to, jak przedstawiona na obrazie kobieta była. Być może w zależności od tego, w jakim nastroju się przychodziło, odzwierciedlał on coś innego. Im dłużej wpatrywała się w obraz, tym bardziej przekonywała się, że widzi w nim coś co mogło przypominać uwolnienie. Bardziej jednak skupiła się na słowach Cartera, na tym co według niego reprezentowała kobieta, a to co powiedział, było dla niej ważniejsze niż mogłoby mu się wydawać. Wolność, strata, ucieczka. Odwaga. To wszystko składało się w całość, której początkowo myślała, że nie rozumie. Jednak wraz z czasem, jaki spędzała w jego towarzystwie rozumiała coraz bardziej. Nie próbowała wtrącać mu się w zdanie, gdy równie nagle zadecydował, że pora na zmianę miejsca. Zrobiła to, czego od niej wymagał bez najmniejszego marudzenia czy pytania.
    — Czyli technicznie rzecz biorąc… — Powtórzyła po nim, nie potrafiąc się powstrzymać od figlarnego uśmiechu. — …, łamiemy zasady. — Prawie się zaśmiała. Całe jej nastawienie kręciło się wokół podążania za zasadami, za byciem odpowiedzialną, a przy nim łamała jedna po drugiej. I przychodziło jej to z dziecięcą łatwością. — Zapamiętałeś wszystko, co powiedziałam? — Uniosła lekko brew i uśmiechnęła się z czymś co mogło przypominać wdzięczność za to, że jej naprawdę słucha.
    Nie potrafiła sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz ktoś dla niej zrobił tak wiele ani kiedy ostatnio ktoś ją zauważał w całości, a nie w kawałkach, które akurat im pasowały. Carter brał ją tak, jak widział. Odważną, kiedy poczuła przypływ tej emocji, skrytą w sobie przez większość czasu jednak, zadziorną i nieufną momentami. Nie wybrzydzał, nie próbował nakierować nią tak, aby zachowała się w jeden konkretny sposób. Podążał za tym małym chaosem, który Sophia wokół siebie tworzyła.
    — Ile ich tu jest. — Szepnęła do siebie, jedynie przez chwilę spoglądając na dziesiątki obrazów, które skryte uważnie były przed okiem publiczności. Piękne, bolesne, rozdzierające serce i składające je w jeden kawałek.
    Jednak po chwili to nie obrazy interesowały Sophię, a mężczyzna, który jej je pokazał. To na niego teraz patrzyła tak, jakby był najpiękniejszym obrazem w całej tej kolekcji. Wyjątkowym i jedynym w swoim rodzaju.
    Dopiero po chwili zauważyła stolik nakryty przystawkami i kwiaty. Przez chwilę po prostu patrzyła w milczeniu, jakby zabrakło jej słów, aby cokolwiek z siebie wydusić.
    — Carter… — Westchnęła cicho. Zwykłe „dziękuję” wydawało się być nie na miejscu. — Są przepiękne.
    Odebrała bukiet, który miał dopasowaną do jej sukienki wstążkę i pojęcia nie miała, jak to zrobił, ale była zachwycona. I możliwe, że bliska tego, aby ze wzruszenia może nie tyle co się popłakać, ale uronić łzę lub dwie. Odłożyła kwiaty z powrotem na stolik.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Przeszedłeś samego siebie. — Szepnęła. Przetrzymała się jego przedramienia, kiedy jeszcze mimo szpilek musiała wspiąć się na palcach, aby musnąć jego policzek.
      Gdyby ktoś jej powiedział, że tak będzie spędzała z nim czas, to by się zaśmiała. Że będzie jej przynosił kwiaty i zapraszał na kolację w galerii sztuki, gdzie otoczona będzie niewidzianymi przez świat obrazami.
      — Zjedzmy w takim razie. — Zadecydowała, bo przeczuwała, że jeśli dojdzie do kolejnego pocałunku, to może ich już nic nie rozdzielić. — Lepsze? Carter, nie sądzę, że cokolwiek mogłoby to pobić. — Zaśmiała się, ale było w tym cała jej szczerość, na jaką tylko było ją stać. Sophia była nie tylko zachwycona, ona była oczarowana. Nie tylko galerią, ale przed wszystkim Carterem. Tym, jaki tego wieczoru dziś był. Tym, że zaczynał dla niej stawać się kimś ważniejszym i jeśli tak miało być, to Sophia już przed tym bronić się nie chciała.

      soph

      Usuń
  2. Sophia nie potrafiła powstrzymać uśmiechu.
    Carter nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak wiele dla niej robił. Zamkniętą galerią, kolacją, prostym, ale efektownym bukietem ze słoneczników. Zachwyt to jedno, ale to naprawdę przechodziło jej wszelkie oczekiwania. Nie prosiła go takie rzeczy, nie stworzyła – a dziwne – listy miejsc, w które ma ją zabierać na randki. Nawet nie doprecyzowała, jak one mają wyglądać.
    — Jest świetnie. Szczerze… Trochę mi brakuje na to słów. — Przyznała. Nie potrafiła sobie wyobrazić, jak ten wieczór będzie wyglądał, a kiedy już się stał rzeczywistością to był lepszy niż wszystko, o czym brunetka zdążyła pomyśleć. — Gdyby mi ktoś rok temu powiedział, że będę na takiej randce to kazałabym mu zrobić to samo. — Odparła i lekko się zaśmiała.
    Powstrzymała pytanie odnośnie, dlaczego to akurat przy niej chciał się starać. Odsunęła od siebie te myśli, że przecież przez jakiś rok miał żonę, więc to dla niej powinien się starać (i nawzajem), a nie dla dziewczyny, którą znał od lekko ponad miesiąca. Zatrzymała je jednak w sobie i nie pozwoliła też, aby zbyt głośno zaczęły się dobijać do niej i próbowały wymusić na niej, aby je zadała.
    — Nie sądziłam, że to zauważyłeś. — Powiedziała cicho, gdy wypomniał jej tamten moment w aucie. Kompletnie się wtedy nie spodziewała, że może w nią to tak znienacka uderzyć. — Hej, jeśli ktoś lubi rodzynki w czymkolwiek… To powinien mieć bezpłatną terapię. Tego się nie da jeść. — Dodała z pełną powagą. Nikt, absolutnie nikt, normalny nie lubił rodzynek.
    — To było z „Kiedy Harry poznał Sally”, a piosenka to It had to be you.
    Zawiesiła na nim spojrzenie, kiedy to powiedziała. Na dłuższą chwilę. Było ono miękkie i spokojne, wdzięczne. Teraz już nawet nie pamiętała, dlaczego nie powiedziała mu co to za film. Być może na moment ją trochę przyćmiło, bo jednak nie planowała tego wzruszenia się, a on to zauważył i jeszcze w dodatku teraz wypominał.
    Pozwoliła sobie, aby spojrzeć na stolik. Przygotowany elegancko, ale bez przesady. Wciąż pozostawał tu pewien luz, który świadczył o tym, że nie jedzą przy nim osoby kompletnie wyrwane z nowojorskiej śmietanki towarzyskiej, a dwójka młodych ludzi, którzy tego wieczoru chcieli posmakować odrobiny elegancji, która może nie odchodziła w zapomnienie, ale schodziła na drugi plan.
    Zaśmiała się po jego małym ostrzeżeniu.
    — Hm, liczyłam, że następna będzie raczej na drugim piętrze wieży Eiffla. Z białymi różami dookoła i muzyką na żywo. — Westchnęła z cichym rozczarowaniem, jednak uśmiech na jej twarzy sugerował, że bawi się świetnie żartując.
    Naprawdę tak na niego patrzyła? Nawet nie zdawała sobie sprawy, ale jeżeli naprawdę tak było, to Carter nie miał się czego obawiać. Nie oczekiwała, że tak będzie zawsze. Właściwie to nie chciałaby, aby każda ich randka była taka. I oczywiście, że w głowie planowała już następną. Zbyt dobrze się bawiła, aby tak szybko odpuścić.
    — Następną powinnam zorganizować ja, nie sądzisz? — Uniosła lekko brew. Tak tylko byłoby fair, choć coś jej mówiło, że Carter nie dbał o zasady co jest fair, a co nie. — Ale wiesz, nie ważne, gdzie ta randka będzie, jeśli ma się kończyć pocałunkiem to tam będę.
    Mógł ją zabrać dziś na spacer po Central Parku. Mogli wypić kawę z pierwszej kawiarni, którą napotkają i byłaby również zadowolona. Oczywiście w innym stopniu, ale nie znalazłby w niej nawet grama niezadowolenia. Nie potrzebowała wielkich gestów, choć też nie ukrywała, że robiły one wrażenie i były niesamowite, a z niej była wciąż dziewczyna, która miała zbyt wielką duszę romantyczki, którą Carter porządnie tego wieczoru nakarmił. Zastanawiała się tylko, czy nie zrobił tego zbyt mocno i czy za szybko się nie przywiążę do niego, ale jeśli tak… To będzie musiała sobie jakoś z tymi uczuciami poradzić. Całkiem nieźle już sobie z nimi radziła, ale to był dopiero początek przecież. Jeszcze było łatwo się z tego wyplątać. Jeszcze nie wsiąknęli w to zbyt mocno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lekko przechyliła kieliszek w jego stronę, choć uzgodnili, że to nie był toast.
      Upiła niewielki łyk, nim odstawiła szkło z powrotem na stolik. Z uważnością wybierając kolejną przystawkę. Muzyka wciąż cicho sączyła się wokół nich, świece rzucały cienie na twarz Cartera i ten moment… Ten moment był jak wyjęty z filmu, a ona nagle stała się główną bohaterką i dawno nie czuła się tak lekko.
      — Mam w swoim zanadrzu tylko same dobre układu. — Odpowiedziała z tą zadziorną nutką pewności siebie. Poprawiła się zaraz jednak i gdy odezwała znowu, jej głos był spokojniejszy. — Cieszę się, naprawdę. Że czujesz się przy mnie dobrze. Mogę obiecać się postarać, aby tak było, kiedy ze mną jesteś. Łatwo i bez komplikacji.
      Sięgnęła do jego dłoni, która była ułożona na stoliku bez wahania. Najpierw ledwo musnęła opuszkami jej wierzch, potem pozwoliła sobie na więcej. Jakby chciała, aby zapamiętał, że ona się postara mu to dać. Prostotę i spokój, którego wiedziała, że od dawna nie miał.
      — Muszę przyznać, że jak na kogoś kto nie organizuje… takich randek, wyszło ci niesamowicie. — Posłała mu jeden ze swoich typowych uśmiechów. Ten, którym go obdarzała, kiedy chciała, aby naprawdę posłuchał, gdy mówi o nim. — Jest wspaniale.
      Zaśmiała się wesoło na myśl o kebabie i ławce w Central Parku.
      — Wiesz, to wcale nie brzmi źle. — Mówiła poważnie. Nie miałaby nic przeciwko temu. — Albo możemy wylądować na meczu baseballu, jedząc hot-dogi z sosem musztardowym i pić rozwodnione piwo. Mamy wiele opcji. Myślę, że nie będziemy się nudzić.
      Podniosła swój kieliszek, być może tylko trochę się rumieniąc słysząc za co, chce wznieść toast.
      — Za spotkanie ciebie. — Dodała od siebie.
      I również uznała, że więcej dopowiadać nie musi. Parę slów było wystarczające.

      soph

      Usuń
  3. Sophia nie rozważała tego, co powiedziała, na poważnie. Nawet przez sekundę nie przeszło jej przez myśl, że mógłby coś takiego faktycznie zorganizować. To, co zrobił dla niej tego wieczoru, było już niebezpieczne, ale Paryż? To doprowadziłoby tylko do tego, że zaczynałaby w tej relacji tonąć bardziej, a miała być tylko na parę tygodni. Na krótki okres czasu, który już im się niebezpiecznie szybko kończył.
    — A jeżeli to nie był żart? — Uniosła lekko brew. Pozwoliła sobie na to, aby oprzeć łokcie o stół. W innych warunkach by tego nie zrobiła, ale Carterowi raczej nie będzie przeszkadzał brak odpowiednich manier przy stole. Lekko oparła brodę o splecione razem palce, a wzrok wbiła w siedzącego przed nią mężczyznę. To był żart, ale nie zamierzała mu tego powtarzać. — Najpierw rejs po Sekwanie. Spacer po Montmartre, a potem kolacja. Musi być minimum dwieście białych róż w wielu wazonach i koniecznie muzyka na żywo… A rano croissanty w maleńkiej piekarni, jeszcze zanim otworzą miasto dla turystów.
    To była piękna, zbyt romantyczna wizja i zbyt niebezpieczna, aby mogła w to wejść. Jednocześnie zdawała sobie sprawę, że gdyby naprawdę zdecydował się to zrobić, to Sophia nie potrafiłaby mu odmówić. I cierpiałaby tylko bardziej, ale to z jakiegoś powodu wydawało się teraz być bez znaczenia. Bo jeśli przez te parę tygodni mogła spełniać swoje zachcianki na randki, to czemu nie? Powodów miała aż nazbyt dużo, aby mu zacząć odmawiać. Galeria sztuki była „przesadą”, a co dopiero wspólny wypad do Paryża. Do miasta, które (w jej głowie) zarezerwowane było dla ludzi, którzy się kochali. Być może przereklamowane były romantyczne spacery wzdłuż rzeki o zachodzie słońca, ale ona była właśnie taką dziewczyną, która lubiła banały i słodkie, aż do omdlenia gesty.
    — Mhm, taki Paryż skończyłby się chyba nie tylko na uśmiechu. — Westchnęła, ale już nawet nie próbowała udawać, że nie zamierzała tego powiedzieć. Nie pozwoliła sobie tylko na niego spojrzeć, jakby chciała uciec przed tym jego półuśmiechem i oczami, które pewnie teraz były rozbawione albo na nowo zdziwione jej bezpośredniością.
    Sophia nie robiła tego, aby wzbudzić w kimkolwiek zazdrość. Nie chwaliła się relacją z Carterem na lewo i prawo, bo nie miała takiej potrzeby. To było dla niej. Dla jej własnej przyjemności i chęci spędzenia z nim czasu. Może spróbowania czegoś nowego, czegoś, ale na pewni te spotkania nie były podszyte żadną zemstą.
    — Czyli co, nie mogę cię rozpieszczać? Powinnam wpaść z chamskim fast foodem, piwem i obejrzymy mecz albo pogramy na konsoli? — Zaśmiała się. Jeśli miała być kompletnie szczera to nie wiedziała, gdzie mogłaby go na randkę nawet zabrać. Na szybko nie przychodziły jej żadne pomysły. Poza tym meczem, ale to ciężko było podciągnąć pod randkę, prawda? Fajne doświadczenie, zobaczyć na żywo rozgrywkę, pocieszyć się razem z tłumem, ale niekoniecznie krzyczało to „randka”.
    Spojrzała na ich dłonie i lekko się uśmiechnęła. Dłoń prawie niezauważalnie jej zadrżała. Ciepło Cartera przechodziło na jej, a Sophia coraz głębiej czuła, że nie wyjdzie z tej relacji cała.
    — Upierdliwą? — Uniosła lekko brew. Może faktycznie przesadzała. Od wtorku codziennie coś mu przynosiła i niby mówiła, że to z troski, aby nie chodził głodny, ale co, jeśli tego faktycznie było za dużo? Uczepiła się tego słowa, które wyrzucił z siebie żartobliwym tonem i dopisywała do tego różne historie, które nawet nie musiały być przecież prawdziwe. — Mogę zawsze to wygooglować, ale… Ale Google mi opowie historię bez cenzury i niepełną, zamieniam się w słuch.
    Niekoniecznie pewna, czy chciała słuchać o jego byłych i randkach, ale było już za późno, aby mogła się z tym pytaniem cofnąć. Wiedziała tylko o jednej i tylko, dlatego, że dzieliła z nią byłego chłopaka. Cóż, nawet nie chłopaka, bo przecież nigdy z Nico nie była. Przynajmniej nie oficjalnie, a żadne słowa potwierdzające to nie padły. A teraz była na romantycznej kolacji w zamkniętej galerii z jej innym byłym. To dopiero było nietypowe i mściwe, gdyby ktoś na siłę doszukiwał się tutaj ukrytych motywów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko co robiła dla Cartera, to były proste gesty, które z jej strony nie wymagały większego wysiłku. Chciała mu przynosić to śniadanie i wcale nie wstawała wcześniej, aby to przyszykować. Dokładnie to samo robiła dla siebie, a wykonanie drugiej porcji zajmowało jej zaledwie parę minut. To nie był żaden problem. Problemem było to, że z kolei teraz nie wiedziała, czy nie zaczynała przesadzać i za bardzo z tym wszystkim naciskać. Czy może nie należało przystopować, bo to, że dla niej to było coś naturalnego i zwykłego, jeszcze nie musiało znaczyć, że dla niego również.
      — Moje życie od tego zależy, Carter. — Zapewniła. Mogłaby się rozwodzić cały wieczór o szkodliwości rodzynek, ale chyba mieli ciekawsze tematy, które mogli poruszyć.
      Przez moment nie wiedziała, jak ma mu na to odpowiedzieć.
      — Możesz się przy mnie poznawać tak długo, jak chcesz. — Zapewniła z lekkim uśmiechem. Sophia przy Carterze również odkrywała w sobie pewne rzeczy, o istnieniu, których przedtem nie miała pojęcia. Było to odświeżające. — Chętnie sprawdzę, co w tobie jeszcze siedzi.
      Sophia opuściła lekko głowę, a włosy nakryły jej twarz. Przez parę sekund trwała w tej pozycji, próbując się jakoś pozbierać po tych słowach i tym, że Carter swoimi komplementami ją rozbrajał bardziej niż powinien.
      —Chciałbyś, żeby inni na mnie patrzyli? — Zapytała zaczepnie. W jej oczach pojawiły się wesołe iskierki, jakby właśnie rzucała mu jakieś wyzwanie lub aby zaprzeczył. Lub w władczy sposób przekazał, że nie zamierza się nią dzielić.
      — Skoro już się tak porównujemy… Powiedziałabym, że pasuje do ciebie street art. Na pierwszy rzut oka głośny, krzykliwy, a nawet wulgarny. Ludzie myślą, że to tylko bazgroły na ścianie. Ale jeśli się zatrzymać i spojrzeć uważniej… widać w tym szczerość, ból i kawałek serca. — Ścisnęła nieco mocniej jego dłoń i lekko się uśmiechnęła. — A może barok? Wszystko na bogato – złoto, dramat i show. Ale pod tymi fajerwerkami kryje się coś jeszcze.
      Skupiła się również na jedzeniu. Chociaż jej spojrzenie często uciekało w stronę Cartera. Rozmyślała nad tym, dokąd ich to zaprowadzi, zachwycała się chwilą i w niej trwała. Tak po prostu.
      Ciężko było się przy nim nie uśmiechać. Chciała to robić niemal cały czas. Zwłaszcza, kiedy on obdarzał ją tymi miękkimi uśmiechami, które zdawały się, że były specjalnie dla niej.
      — Mam zamiar cię jeszcze tej nocy pocałować, Carter. Ale może uda się obyć bez skandalu. Wiesz… Wolałabym się już przy kamerach nie rozbierać. — Zaśmiała się. Mówiła o tym z lekkością, ale naprawdę wolałaby już takich scen uniknąć. A galeria… Każdy jej róg naszprycowany był kamerami. Nawet, jeśli udało mu się ich przekonać do wyłączenia ich to one wciąż były. Odchyliła się nieznacznie na krześle, a materiał szalu opadł z jej ramion na krzesełko. Nie poprawiła go i nie sięgnęła. — Nie byłbyś w stanie się powstrzymać? — Zapytała z lekko uniesioną brwią. Ostrożnie, jakby badała granice, które jeszcze nie zostały przekroczone, ale były coraz bliżej. — Może w takim razie bezpieczniej będzie mnie zabrać do domu? Bez obsługi skrytej w kątach. Do miejsca, gdzie… nie będziesz musiał się powstrzymywać.
      Nieznacznie wzruszyła ramionami, jakby właśnie mu opowiadała o czymś, co wydarzyło się w zeszłym tygodniu. Prawdę mówiąc jej samej coraz trudniej było się powstrzymać. Z każdym pocałunkiem i dotykiem, Sophia coraz bardziej chciała przekroczyć tę cienką granicę, na której się znajdowali. Spróbować czegoś więcej niż tylko drażnić się słowami, pocałunkami.
      Zmarszczyła lekko brwi, zaskoczona, jak z tego tematu przeszli do jej ojca, ale Sophia nie broniła się przed odpowiedzią.
      — Nie. Nie dostałby. — Odpowiedziała. — Byłby… Rozczarowany, że idealna Sophia znowu wchodzi w złe towarzystwo. Bankiety z chłopakiem, który przychodzi z rozciętą brwią i siniakami na twarzy, a teraz… Teraz raper z ciemną przeszłością. — Tym razem się nie uśmiechnęła. Brzmiała na zmęczoną oczekiwaniami.

      Usuń
    2. — Moja starsza siostra, Gen, zawsze przyprowadzała takich do domu. Gracze NBA, zawsze ktoś ze skandalami i chaosem. I wtedy jest w porządku. Bo to jest Imogen, jest starsza i ona może, do niej tacy pasują. Ale kiedy ja to robię… To wali się cały świat.
      Sięgnęła po kieliszek, ale nie upiła nic tylko odstawiła go z powrotem. Mówiła o rodzinie dużo, a jednocześnie nienawidziła poruszać tego tematu. Tego, jak jednocześnie tam pasowała i odstawała. Umiała się dostosować, ale to zawsze ona musiała się dopasować. Nigdy inni.
      — Jaka jestem tam? Hm… Nie wiem, czy chciałabym, żebyś mnie poznał od tamtej strony. — Przyznała szczerze. Może kłótnie nie były mu obce, ale Sophia nie lubiła tej strony siebie. Wiecznie napiętej, gotowej rzucić ostrym słowem w odpowiedzi na zaczepki Imogen czy jej matki. Nie chciałaby, aby widział jej reakcję na dystans i chłód ojca, który kiedyś był niczym, a bezgraniczną miłością.

      soph

      Usuń
  4. Spoglądała mu w oczy, czekając na jakąś reakcję. Nawet tę najbardziej nieprzyzwoitą, a może to właśnie na tę czekała najbardziej. Nie powiedziała mu tego głośno, ale lubiła, kiedy przestawał się hamować i mówił rzeczy, które sprawiały, że jej policzki piekły. Sama przed sobą również się do tego nie przyznawała.
    — Hm, rozumiem. Trochę obserwowania z dystansu, ale z ograniczeniem czasowym. — Musiała przyznać, że zaczynało się jej to podobać, aż za bardzo. Ta rozmowa, on i to, co dla siebie nawzajem planowali. Nawet jeśli tylko na chwilę i tylko przez jakiś czas. — Taka dziewczyna? Mówisz tak, jakbym chodziła jakimś chodzącym wyjątkiem, a nim nie jestem. Zapewniam.
    Rozumiała poniekąd o co mu chodzi. Te różnice między nimi były aż nazbyt widoczne. Jak słońce i księżyc, niby krążyły po tej samej orbicie, ale nigdy nie miały szansy się spotkać. Oni również nie powinni byli się spotkać. Mieć ze sobą tego, co właśnie tworzyli. Chodzić na randki, uśmiechać się do siebie w ten sposób, myśleć o tym, jak bardzo chcą z siebie zdjąć cienkie warstwy materiału, które na sobie mieli. A już na pewno Sophia nie powinna myśleć o tym, jakby to było, gdyby faktycznie ją do tej ściany przycisnął. Na samą myśl przeszył ją przyjemny dreszcz, po którym musiała się nieznacznie poprawić na krześle i spojrzeć w bok na jakiś obraz, aby chociaż na sekundę wrócić do rzeczywistości. Zdecydowanie nie powinna była pozwalać na to, aby takie myśli nią zawładnęły.
    — Nie analizuję cię, Carter. To tylko drobna obserwacja. — Odpowiedziała. Może troszeczkę to robiła, ale to dość naturalnie wychodziło, kiedy w jakiś sposób próbowała sobie tłumaczyć jego zachowania i to, jaki jest. — Jesteś trochę… głośny i niezrozumiany, bardzo ekspresyjny. I lubisz przekupywać dziewczyny w schronisku dużymi czekami. Coś pominęłam? — Zapytała, choć nie czekała na odpowiedź. Nie uciekała wzrokiem i nie próbowała się wywinąć od patrzenia mu w oczy. Te czekoladowe i miękkie, które teraz patrzyły tylko na nią, jakby nic innego nie istniało.
    Stawała coraz bliżej krawędzi, ale coraz bardziej czuła się gotowa, aby w nią się rzucić. Budowała w sobie tę gotowość od dłuższego czasu. Tydzień temu w sobotę, kiedy pocałowali się po raz pierwszy, a jego dłonie ostrożnie, ale stanowczo były na jej ciele. Potem w poniedziałek, wtorek i resztę tygodnia, kiedy ją całował, a teraz… teraz wizja ze ścianą nie chciała opuścić jej głowy.
    Sięgnęła dłonią do złotego wisiorka na szyi, a drugą sięgnęła po prosseco. Upiła niewielki łyk, uśmiechając się przy tym tak niewinnie, na ile się dało. Powoli przesunęła wzrokiem po jego twarzy, jakby się nad czymś zastanawiała. I zastanawiała.
    — Specjalnie? Nie robię niczego specjalnie, Carter. Mamy być ze sobą szczerzy, prawda? Więc jestem, a to co mi dzisiaj mówiłeś… Nie chce mi wyjść z głowy. — Przyznała. To nie tylko na niego działało i musiał zdawać sobie z tego sprawę. Z tego, jak czasami krzyżowała ze sobą nogi, zmieniała pozycję na krześle czy uciekała wzrokiem. Próbowała o tym nie myśleć, naprawdę. Skupić się na kolacji, która była przepyszna, ale nie potrafiła. Nie tak w pełni.
    — Na twoje szczęście, ma bardzo łatwe rozpięcie. — Rzuciła to tak mimochodem, jakby wspominała, że przystawki były świetne, ale nic nie pobiło dania głównego.
    Nie była taką dziewczyną, która tak wprost mówi takie rzeczy. Zawsze pakowała je w ładne słowa, delikatne i tylko lekko sugerowała, ale przy nim nie potrafiła dłużej udawać, że pasuje jej takie… Lekkie docieranie się. Rozumiała, że to dawno przestało być żartami. Lekką fascynacją, którą można zepchnąć na bok, gdy człowiek zajmie się czymś innym. To uczucie oblepiało ją z każdej strony. Lepkie i gorące, jak smoła. Gorące. Wystarczyło tylko parę słów, aby Sophia wstała i powiedziała, że jadą do niego, ale jeszcze się trzymała. Jeszcze chwilę.
    — Och, racja. Przepraszam, wiesz czasami łatwo się przy tobie zapomnieć. — Westchnęła. Sophia uśmiechnęła się figlarnie w jego stronę, rozbawiona tym, jak powtórzył jej słowa. — Nie pomyślałabym, że taki jesteś. Ale będę już grzeczna. Obiecuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spojrzała na niego spod długich rzęs, a w jej spojrzeniu było coś nowego. Nutka czegoś może nie niebezpiecznego, ale bliskiego tego uczucia. To dla niej samej było nowe, a Sophia wcześniej nigdy nie pozwalała sobie na podobne uczucia. Carter budził w niej ich naprawdę wiele, większości nie rozumiała. Ani tego, dlaczego tak bardzo nie mogła sobie go wybić z głowy.
      — Ale rozumiem. Zasady są… ważne. — Zakręciła lekko kieliszkiem, na który spojrzała, zanim wróciła spojrzeniem do Cartera. — Podążanie odpowiednią ścieżką, niewychodzenie poza ramy… Zdejmowanie z siebie sukienki na pierwszej randce chyba nie jest… Poprawne?
      O wiele bardziej wolała tę grę, od rozmów o jej rodzinie. To była historia, której Sophia nie chciała dawać mu od razu. Nie przez to, że miała coś do ukrycia, a przez to, że nie była to miła historia. Wieczne kłótnie, zdrady, nieporozumienia. Wolała myśleć o tym, jak zdejmuje z niej sukienkę, całuję i szepcze słowa, od których robiło się jej słabo. Jak wtedy, gdy chodzili przy obrazach i delikatnie ją zaczepiał, a słowa osiadały na jej skórze i przyjemnie ją ogrzewały.
      — Wiem, jak to brzmi, Carter. — Westchnęła. Ciężko było się z tym nie zgodzić. — Ale tego… Tego jest naprawdę wiele. I nie chcę przed tobą niczego ukrywać, bo nie mam czego. Zresztą, to są publiczne informacje. Ale mamy bardzo miły wieczór. I podoba mi się, że spędzam ten czas z tobą, a kiedy zacznę mówić o mojej rodzinie… Stracę ten humor.
      Przez jeden chociaż wieczór nie chciała, aby kontrolę przejmowała jej rodzina. Siostry czy ojciec albo co gorsza macocha. Chętnie by mu się wygadała, naprawdę. Wyrzuciła z siebie całą tę żółć, która w niej siedziała od lat, ale nie tego wieczoru.
      — To nie jest ciemna strona, Carter. Tylko złamana.
      Przysunęła kieliszek do ust, aby wypić to, co w nim zostało. Nie było tego wiele, ale dostatecznie, aby zwilżyć gardło i trochę się rozluźnić. Wiedziała, że ją rozumiał. Brak chęci, aby opowiadać o tym, co w niej siedziało i chęć, aby skupić się na milszych aspektach tego wieczoru.
      — Opowiem ci o tym. Tylko nie tutaj. Tutaj chcę być dziewczyną, którą zabrałeś na randkę. Bez żadnego dodatkowego ciężaru i myślę… Myślę, że ty też chciałbyś zostać facetem, który jest na randce z dziewczyną, która nie może przestać myśleć o tej przeklętej ścianie.

      soph

      Usuń
  5. Sophia była zaskoczona swoją bezpośredniością.
    Trzymała się jednak tego, jak odważnie się teraz poczuła i że wcale nie chciała, aby ten wieczór kończył się w grzeczny sposób. Bo tak, wypadałoby, aby ją odwiózł do domu, pocałował w policzek i życzył dobrej nocy, a ona wróci do domu z rozmarzonym uśmiechem, szybko bijącym sercem i setką wyobrażeń, jak potoczy się ich następne spotkanie. Chciała też odejść od bycia grzeczną, ciągle ułożoną i kierującą się zasadami, które tak naprawdę pod koniec dnia nie miały żadnego znaczenia.
    Była gotowa dać mu szansę, aby zdjął z niej sukienkę już tydzień temu. Tylko coś poszło nie tak, jak powinno, a Sophia jednak wróciła do domu. Teraz do tego domu nie zamierzała wracać. Przynajmniej nie tak szybko, jak początkowo mogło się wydawać.
    Niewielki uśmiech wkradł się na jej twarz. Przesunęła opuszkiem palca po krawędzi pustego już kieliszka. Przez chwilę na niego patrzyła, dopóki nie spojrzała znów na Cartera.
    — Poprawność zostawiłam w domu.
    Nawet nie kłamała, bo gdyby jakąś w sobie miała to najpewniej wcale jej by tutaj dziś nie było. Poprawna Sophia została w domu i zostawiła tam również wszystkie swoje zasady. Czasami się przydawały, ale teraz nie miała najmniejszej ochoty, aby wchodziły jej w drogę i próbowały ją zatrzymać.
    Nie zareagowała, kiedy dłoń Cartera znalazła się na jej kolanie. Odetchnęła nieco głębiej, a po chwili spojrzała mu w oczy. Jakby samym spojrzeniem chciała mu powiedzieć, że właśnie to zamierza dziś zrobić. Zostawić za sobą zasady, poprawność. Nie do końca poznawała tę wersję siebie, ale cholera, zaczynała się jej coraz bardziej podobać.
    — Tak, Carter. Dzisiaj… Dzisiaj zasady nas już nie obowiązują.
    Powiedziała to z zaskakującą dla siebie pewnością, ale także przekonaniem, że naprawdę tego chce. Nie było w niej typowego zawahania, które często się pojawiało i nie było też dziesiątek myśli. Żadnego „a co, jeśli”. Było zwyczajne pragnienie, z którym coraz ciężej było jej walczyć. Jakby każde wzięcie oddechu było teraz trudnym zadaniem. Sophia nie wiedziała, czy to dobrze, czy źle i też o tym nie myślała. Nad wszystkim mogła zastanowić się później.
    Miała wrażenie, że wszystkie narządy w środku się ściskają w jedno, gdy dłoń przesunęła się wyżej i padło pytanie, na które odpowiedź również była twierdząca. Lekko rozchyliła usta i bezgłośnie westchnęła.
    — Tak. — Szepnęła jedynie cicho w odpowiedzi. Nie mogąc zdobyć się na więcej słów, które teraz zdawały się być zbyt trudne do wypowiedzenia czy pomyślenia.
    Była przekonana, że policzki ją palą, ale nie próbowała tego już maskować. I możliwe, że drżała od dotyku, ale teraz nie była pewna już niczego, poza tym, że nie chciała, aby ta noc za szybko się kończyła. Powoli przełknęła ślinę, jakby to miało jej pomóc w odzyskaniu kontroli nad sobą, ale nic podobnego się nie działo. Cała uwaga brunetki skupiona była na Carterze i na jego słowach, które rozlewały się po jej ciele. Drżała od środka, serce dudniło jej w piersi i była pewna, że słychać jego bicie w całym pomieszczeniu.
    Odetchnęła nieco głębiej, choć i to również nie pomogło. Ścisk, który czuła w środku tylko się pogłębiał. Nie pamiętała, kiedy ani czy w ogóle czuła coś podobnego w ostatnim czasie. To, czego doświadczała z Carterem odbiegało od normalności, do której była przyzwyczajona. Nie było niczym, co znała, a choć nigdy nie przepadała za nieznanym… To teraz chciała po to sięgnąć. Pozwolić sobie na to, aby się w tych uniesieniach zanurzyć.
    Zdawała sobie sprawę z tego, że milczy. Zbyt długo, ale spojrzenie od niego nie uciekło ani razu. I być może właśnie w jej oczach były odpowiedzi na wszystko, co Carter powiedział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej przyspieszony oddech. Ciepłe, różowe policzki i spojrzenie, które ciemniało z każdym kolejnym jego słowem. Dawno przestali tylko flirtować, dawno przestali udawać, że to jest tylko zwykły wieczór, który skończy się poprawnie. Zamrugała parę razy, chcąc wrócić do rzeczywistości, ale nie potrafiła odciąć się od tego momentu.
      Myślała, że da radę się odezwać, ale żadne sensowne słowa nie przychodziły jej do głowy. Nie po tym, co jej powiedział. Paliło ją od środka. Od tego, jak bardzo tego wszystkiego chciała. Przerażało ją, jak bardzo tego pragnęła i jak chciała, aby oboje przekroczyli tę właśnie granice.
      — Tego właśnie chcę, Carter. — Głos miała cichy, może niepewny, ale spojrzenie brunetki wciąż pozostawało tak samo intensywne. Rozpalone wręcz od tego, co mówił i w jaki sposób. — Żeby ten wieczór… skończył się we mnie.
      Nie wypowiadała takich słów. Nie myślała w taki sposób, a jednak teraz… Sophia powinna była wrócić do domu. Podziękować za wieczór, pocałować w policzek i zniknąć w aucie, czego zrobić nie zamierzała.
      Spojrzała na jego dłoń, a potem z powrotem na jego twarz.
      Dawał jej wybór. Kąciki jej ust nieznacznie się uniosły, kiedy powoli zaczęło do niej docierać, że nie spędzi nocy sama. Mogło wyglądać, jakby się wahała, ale sięgnęła po jego dłoń. Speszona tylko trochę ostatnimi słowami. Konkretnie jednym. Pragnieniem, które Carter w sobie nosił, a o którym jej powiedział.
      — Dobrze się składa… że ja również mam na to ochotę.

      soph

      Usuń
  6. Spojrzenie Cartera pochłaniało ją w całości. Cisza w windzie nie była przytłaczająca, ale nie była też dla niej łatwa. Jej zdanie wciąż pozostawało takie samo i nie chciała się wycofać. Ten wieczór, ta sytuacja – to wszystko dla niej było nowe i ekscytujące, ale też przerażające za razem. Przedtem nie doświadczyła niczego podobnego. Nie miała też tego doświadczenia wcale wiele. Nie radziła sobie w relacjach damsko-męskich tak dobrze, jak się jej wydawało, że sobie radzi. Sophia sprawnie, choć czasem z wpadkami, wirowała w tych relacjach. I jakimś cudem ta jej niezręczność doprowadziła ją do tego, że jechała do apartamentu Cartera z pełną świadomością, że gdy tylko przekroczy próg to zgubi garderobę. Nie czuła się osaczona, kiedy się do niej zbliżył, a mimo to zadrżała, ale głowę miała uniesioną. Obserwując to, co działo się za nią w lustrzanym odbiciu. Carter zbliżający się do niej powoli, ciepły oddech muskający skórę na karku było, jak przysięga, ale i ostrzeżenie w jednym. Sophia spoglądała na nich z lekko rozchylonymi ustami. Chłonęła ten widok, ale też to, jak sama wyglądała. Mimo, że dalej gnieździła się w niej niepewność, to było też w niej coś innego – czyste i niezakryte niczym pożądanie, które tłumiło się w niej od paru tygodni. Pozwoliła się odwrócić i podniosła głowę, spoglądając mu w oczy. Sophia nie pozostawała bierna, gdy ją pocałował od razu pogłębiła pieszczotę. Ten pocałunek różnił się od tych, które znała do tej pory. Być może chodziło o to, że był zapowiedzią czegoś większego. Tego, na co oboje czekali, a co oboje mieli dostać już za chwilę. Przyjemny dreszcz przebiegł wzdłuż jej kręgosłupa, gdy Carter jej dotykał. Subtelnie, ale wyczuwalnie. Sophia nie uciekała, nie próbowała i nie pozwalała, aby odezwał się w niej choćby ten najcichszy głosik, który mógłby zmusić ją do ucieczki. Nie dzisiaj i nie od niego.
    Pozwalała się całować i całowała go z taką samą intensywnością. Czasami może przebijała się przez nią niepewność. Ciche pytanie czy tak jest dobrze? W głowie za to panował przyjemny spokój. Nie było chaosu, natłoku myśli. Tylko czasami właśnie ta niepewność, że może go rozczarować, że nie okaże się być taka, jak myślał.
    Wychodząc z windy miała wrażenie, że cały budynek już wie, po co tutaj przyszła. Mimo, że wokół nie było nikogo, kto mógłby chociaż zobaczyć, jak wchodzi do jego penthouse. Stawiała kroki ostrożnie i powoli. W środku najpierw zdjęła płaszcz, nie zdążyła go odłożyć, bo Carter sprawnie go przejął, ale nie odwracała się, aby sprawdzić, gdzie go odłożył. Zsunęła szal z szyi, torebkę zsunęła z ramienia i odłożyła na pierwszy mebel, który napotkała. Blisko wyjścia, gdyby jednak się okazało, że musi wyjść.
    Przechyliła lekko głowę na bok, kiedy Carter znów znalazł się za nią, a jego głos sięgnął jej ucha. Odwróciła ją lekko w jego stronę, kiedy się odezwał i pozwoliła sobie na nieśmiały uśmiech, który kompletnie nie pasował do tego, co miało się wydarzyć.
    — Skorzystamy z tego.
    Cicho go o tym zapewniła, a może samą siebie. Już nie była pewna, a jej głowa zajęła się dłońmi Cartera, które tak niebezpiecznie blisko były sznureczków przy sukience. Sophia zadrżała, kiedy poczuła, jak sprawnie je rozwiązuje. Bez grama wahania. Bez niczego, co mogłoby jej przekazać, że denerwuje się w równym stopniu, co ona.
    W jej odczuciu materiał zsunął się zbyt szybko. Ciemnozielony materiał ześlizgnął się z jej ciała, a ona nigdy przedtem nie czuła się tak odsłonięta. Wiedziała, że wyglądała dobrze. W sukience czy stojąc jedynie w szpilkach i dopasowanym komplecie czarnej bielizny. Czuła na sobie jego spojrzenie. Było ciężkie i gorące. Wypalające miejsce na jej ciele, które oglądał. Oddychała powoli, jakby próbowała się w tym wszystkim jeszcze połapać.
    — Dziękuję. — Szepnęła cicho po usłyszeniu komplementu, który dodał jej więcej odwagi niż się spodziewała. Westchnęła tak cicho, jak to było możliwe, kiedy musnął jej plecy palcami. Głowę przechyliła na bok, a oczy przymknęła, gdy ciepłe usta zetknęły się z jej skórą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czekała na jego ruch. Sama nie tyle co się bojąc, a nie wiedząc, na ile może sobie jeszcze pozwolić. Nie przy nim, ale przy samej sobie. Wtuliła plecy w jego tors, gdy ją do siebie przyciągnął. Przyzwyczajała się do jego dotyku szybciej niż gotowa była przyznać. Do uważnych badawczych dłoni i ciepłych ust, które nie tylko chciała już czuć na swojej szyi, a wszędzie, gdzie im się to zamarzy. Odetchnęła głębiej, jak ją odwrócił. Obawy nie przeszły, ale pojawiło się coś nowego – świadomość, że naprawdę jej chce. Mówiły to jego oczy. Utkwione w niej. Sophia nie znalazła w sobie siły, aby się odezwać. Mogła tylko patrzeć, oddychać, choć i to było czasami zbyt trudne do wykonania. A potem ją pocałował, a ona pocałunek odwzajemniła. Początkowo niepewnie, ale po paru sekundach odpowiedziała pewniej. Pogłębiła pieszczotę, kładąc dłonie na jego ramionach, chcąc go tym zatrzymać przy sobie, choć przecież nigdzie jej się nie wymykał. Nie wiedziała, czy bardziej na skupić się na jego pocałunkach, czy dłoniach, które coraz śmielej pozwalały sobie na błądzenie po jej ciele. Splotła dłonie na jego karku, a ciche westchnięcie wyrwało się spomiędzy ust, gdy ją podniósł. Oplotła go nogami w pasie, krzyżując je w kostkach. Nie patrzyła, dokąd idą. Zbyt zaangażowana w pocałunki, choć cel był wiadomy – do sypialni.
      Osunęła się w ciszy na podłogę. Szpilki tylko cicho zastukały o panele.
      Powinna była tracić grunt pod nogami, a tymczasem czuła, że nigdy przedtem nie był on tak stabilny, jak teraz. Sophia była zbyt ufna. Zbyt szybko podejmowała decyzje, które potem miały przykre konsekwencje, ale dziś nie czuła, że robi coś źle. Dzisiaj była przekonana, że robi dokładnie to, co powinna była zrobić dawno temu. Jej ciemne oczy przesuwały się po sylwetce Cartera. Odpowiadała na pocałunki bez zawahania, a każdy kolejny tylko bardziej pchał się ku niemu. Z tego nie było już odwrotu, nie było niczego, co mogłoby ją odwieść od niego. Nieśmiało jęknęła, gdy palce zanurzyły się we włosach. Nie szarpnął, nie zrobił niczego gwałtownego, a jednak poczuła to mocniej niż się spodziewała. Każdy pocałunek, który zostawiał na jej skórze był palący, sprawiający, że chciała sięgnąć po więcej i mocniej. Lekko się uśmiechnęła, kiedy rozpinał koszulę w tym niezdarnym, szybkim geście. Wręcz żałując, że nie wyprzedziła go w tym zadaniu.
      Rozchylała usta, aby coś powiedzieć, ale ostatecznie nie zdobyła się nawet na słowo.
      Zadrżała, kiedy jej plecy zderzyły się z miękką, chłodną pościelą. Włosy rozsypały się wokół jej twarzy. Poczuła ciężar Cartera na sobie już po chwili i tylko krótko westchnęła. Przesunęła dłońmi po jego ramionach, powoli. Zaciekawiona tatuażami. Przygryzła delikatnie dolną wargę, kiedy go robiła. W skupieniu i milczeniu. W sypialni panował półmrok, nie widziała więc ich dokładnie, ale to nie było teraz istotne. Istotne było to, że miała Cartera nad sobą, a jego usta na sobie.
      — Carter — szepnęła cicho, lekko się uśmiechając, jakby zdała sobie sprawę z czegoś zabawnego — szpilki…
      Wciąż zawiązane wokół jej kostek. Teraz obcasy wbijały się w pościel. Były jak jedyny niepasujący element tej układanki.

      soph

      Usuń
  7. Jeszcze nie wiedziała co czuje, ale wiedziała, że jest to wspaniałe.
    Ciężar ciała Cartera okazał się zaskakująco przyjemny. Było to nowe doświadczenie, któremu brunetka poddawała się z rozkoszną przyjemnością. Między ich ciałami czuła wręcz, jak wytwarzają się elektryczne prądy, które ich tylko mocniej do siebie ściągały. Zdenerwowanie zdradzały lekko drżące usta. Do tego momentu prowadził nie tylko ten wieczór, on był niczym ten ostatni zapalnik, który odpowiednio uruchomiony nie był w stanie zatrzymać żadnego z nich. Ta niezwykle intymna, schowana w półmroku chwila była kreowana przez wszystkie drobne wydarzenia między nimi. Napięcie budowało się samo, a oni poddawali mu się bez żadnej walki.
    Jej dłonie, ciekawskie i chwilami nieśmiałe, uważnie dotykały ciepłej skóry. Wkraczała na nowy i nieznany sobie teren. Sophia już wiedziała, jak smakują pocałunki Cartera oraz jakie to uczucie, kiedy jego palce sprawnie przebiegają wzdłuż kręgosłupa, zaczepiają talię czy uda, ale nie wiedziała jeszcze wszystkiego i gotowa była, aby tej nocy się o tym przekonać.
    Duże, ciemne oczy brunetki spoglądały na niego ufnie, kiedy ich spojrzenia się przecięły. Błyszczały od emocji i wcale już nie takiego skrytego pragnienia. Oddychała, jeszcze, równo przez nieco rozchylone usta. Nabrzmiałe od pocałunków, a jednocześnie wciąż tak spragnione by po raz kolejny zasmakować Cartera. Jej spojrzenie było miękkie, nie zdradzało zbyt wielu nerwów, choć te teraz kompletnie szalały, a serce rwało się w nieróżnym tempie. Nosiła w sobie dość obaw, jednak każdy pocałunek, muśnięcie skrawka jej skóry powoli je w niej osłabiało.
    — Och. — Tyle tylko była w stanie szepnąć, jak zdała sobie sprawę, że szpilki zostały na niej celowo. Zadrżała od jego szeptu, który przyjemnie osiadł na skórze. Lekko pokręciła głową, że nie musiał ich zdejmować, chociaż było w tym coś nieprzyzwoitego, coś czego Sophia nie znała, ale ruchy Cartera były znacznie szybsze niż jej.
    Z lekko uniesioną głową i łokciami, którymi podpierała się o materac, spoglądała na Cartera. Na to, jak z uważnością jego dłonie muskały łydki, a potem kostki. Wyglądało to tak, jakby starał się dokładnie zapamiętać strukturę jej skóry, a ona to rozumiała, w końcu sama przed chwilą robiła dokładnie to samo. Sznureczki rozwiązywał sprawnie, aż w końcu je zrobił, a Sophia miała wrażenie, że teraz nie ma na sobie już absolutnie nic, chociaż przecież jeszcze skryta była za bielizną. Osunęła się z powrotem na plecy z głębokim westchnięciem, gdy usta Cartera musnęły skórę. Przymknęła oczy, chcąc rozkoszować się tymi pocałunkami bez przeszkód. Rozchyliła powieki w momencie, gdy palce leniwie musnęły wewnętrzną stronę ud. Jej spojrzenie od razu odnalazło jego. Sophia nic nie mówiła, potrafiła jedynie patrzeć i czekać, choć nie zamierzała być bierna i tylko otrzymywać, to na ten moment – trochę zbyt oszołomiona i zbyt pogrążona w Carterze, aby być w stanie się ruszyć i spróbować chociaż dyktować tu warunki.
    Sophia nie spuszczała z niego wzroku, gdy się odsuwał. Każdy ruch zdawał się jej być boleśnie powolny, a jednocześnie niebezpiecznie szybki i posuwający ich coraz dalej. Sprawnie rozpiął spodnie, pozbywając ich się z siebie, a już za chwilę był z powrotem nad nią. Nie dając dłuższej chwili, aby mogła mu się przyjrzeć. Sięgnęła dłońmi do jego twarzy, jakby chciała go w pocałunku zatrzymać na dłużej, zanim przejdą jeszcze dalej.
    Zadrżała od sposobu, w jaki wypowiadał jej imię. Krótkie, mniej już kontrolowane westchnięcie wyrwało się spomiędzy jej ust. Było czymś co przypominało zachwyt, ale i niedowierzenie. Była tutaj – w jego sypialni, pod nim. Niemalże naga i kompletnie gotowa na kolejny krok, na przesunięcie się dalej.
    Głowa brunetki odchyliła się na bok z kolejnym cichym mruknięciem. Miała wrażenie, że jej skóra drży w miejscach, które Carter całował i dotykał. Sięgnęła do jego ramion dłońmi, niespiesznie przesuwała po plecach. Chcąc odkryć jeszcze więcej niż do tej pory.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sophia drgnęła po raz kolejny, a tym razem można było to łatwiej dostrzec. Zassała powietrze, kiedy jego palce zaczepiły o ciemny materiał. Ta ostatnia warstwa, która jeszcze oddzielała ją od Cartera. Nie protestowała, choć niepewnie i z nieśmiałością nieznacznie uniosła biodra pozwalając, aby sprawniej go z niej zsunął. Czuła, jak materiał wolno przesuwa się po jej skórze. Odsłaniając ją przed nim kompletnie.
      Ten krótki pocałunek na udzie, był wystarczający, aby wyrwać z niej kolejny cichy dźwięk. Mimo tego, jak niepewna była, chwilami wycofana to nie cofała się. Rozchyliła za to nieznacznie nogi szerzej, chcąc dać mu do siebie dostęp i jednocześnie pokazać, że mu ufa, że pozwala sobie i jemu na więcej. Nie wyrywała się z jego mocnego uścisku, którym trzymał ją tak, jak tego chciał. Uniosła się, ponownie, nieznacznie na przedramionach. Wbijając swoje spojrzenie w Cartera, jakby niedowierzała i chciała ten widok chłonąć jednocześnie całą sobą. Skóra pod nim drżała, każde scałowane miejsce przyjemnie piekło i drżało.
      — Carter… — Szepnęła cicho i miękko, trochę jakby w pytaniu i potwierdzeniu jednocześnie. I lubiła wypowiadać jego imię. Carter. Było idealne. On był w tej chwili i w tym wieczorze, idealny.
      Nie odsunęła się, nie wyrwała się. Zatraciła się w nich kompletnie, a od tego nie było już odwrotu – nie od ich zbliżenia, ale od wpadania w sieć uczuć, od których Sophia odpędzić się nie potrafiła. Zaczerpnęła powietrza, czując, jak zaczyna jej go brakować, jak Carter jej go odbiera. I było to uczucie rozkoszne, przyjemne, ale i obezwładniające.

      soph🦋✨

      Usuń
  8. Na krótki moment straciła kontrolę nad oddechem i samą sobą. Wsparta na przedramionach miała wrażenie, że obraz przed nią się jej zamazuje, że nie widzi wyraźnie. Serce boleśnie obijało się o jej klatkę, kiedy wprost patrzyła na Cartera wygodnie ułożonego między jej udami. Rozchylonymi, wręcz zapraszającymi. Sophia nie potrzebowała teraz żadnego odbicia, aby wiedzieć, jak teraz jej policzki pieką. Długo nie wytrwała w tej pozycji, ponownie opadła plecami na miękką pościel, o którą zaczepiła palcami. Kompletnie oszołomiona pieszczotami Cartera. Biodra drgnęły, jakby w pierwszej chwili chciała je wyrwać spod jego mocnego i pewnego uścisku. Delikatnie wygięła plecy w niewielki łuk, nabierając gwałtowniej powietrza, kiedy pogłębił pieszczotę. Druga ręka brunetki mimowolnie sięgnęła do Cartera, jakby w pierwszej chwili próbowała go od siebie odepchnąć, ale nic podobnego nie miało miejsca. Pozbyła się z siebie wszelkich hamulców, w pełni koncentrując na ustach i języku Cartera, od których raz po raz spomiędzy jej własnych uciekały raz cichsze, a innym razem głośniejsze jęki, których zatrzymywać już nawet nie miała najmniejszego zamiaru, ani tym bardziej wstydzić się ich i ukrywać przed nim i samą sobą, jak bardzo Carter na nią działa.
    Oczy miała przymknięte, a głowę lekko przekrzywioną na bok. Coraz bardziej zatracała się w tym momencie. Carter nie mógł wyraźniej dać jej znać, że to ona zapełnia teraz jego myśli, a to było dla niej ważniejsze niż mogło mu się zdawać. Pełna obecność przy niej, skupienie na jej ciele i na jej reakcjach, pragnęła tego bardziej niż mogło mu się zdawać. Przyjemne, obezwładniające ciepło rozlewało się falami po jej wnętrzu. Oddech znacząco przyspieszył, choć jeszcze go kontrolowała, a przynajmniej się starała.
    Zadrżała, gdy jego słowa do niej dotarły. Próbowała pozbierać myśli, coś odpowiedzieć, ale nie potrafiła. W odpowiedzi mogła jedynie mocniej ścisnąć jego dłoń swoją, gdy ich palce się ze sobą splotły. Zdawało się jej, że wiedziała, że miała pojęcie, jaki na niego ma wpływ, a może to tylko było wyobrażenie. Sama już nie wiedziała, co ma o tym myśleć. Bezgłośnie westchnęła, gdy się od niej oderwał, a pocałunki zaczął składać wyżej. Nie z rozczarowania, że przestał, a ekscytacji na to, co będzie dalej. Każdy jeden raz, kiedy jego usta stykały się z jej nagrzaną, drżącą skórą zapadał jej w pamięci. Zbyt głęboko się w niej zakorzeniał, aby mogła zapomnieć o tym, jak czuła się będąc pod nim. W pełni obnażona i tak naprawdę zdana tylko na niego.
    Oddech brunetki na moment się wstrzymał, kiedy Carter znalazł się znów blisko, tuż obok jej twarzy. Z ustami przy jej uchu, samymi słowami sprawiając, że traciła jakikolwiek grunt pod nogami. Ona nie zawisała już nad krawędzią przepaści, ona wpadła prosto w nią i zrobiła to z uśmiechem.
    Uniosła dłoń, aby oprzeć ją o jego ramię. Rozszerzyła na nim palce, chcąc wchłonąć jego ciepło tak bardzo, jak to było możliwe. Z uwagą sunęła dłonią. Drugą sięgnęła do pleców, nie chcąc zostawiać miejsca, do którego mogłaby u niego nie dotrzeć. Spojrzeniem czasem uciekając w te miejsca, ale najbardziej i tak chciała patrzeć mu w oczy.
    — Może wiedziałam. — Szepnęła cicho, wzdychając, jak znów ją pocałował. Przymknęła oczy, a palce mocniej wbiła w ramię. Palce Cartera zostawiały za sobą rozgrzaną ścieżkę niewidzialnych śladów, które jeszcze długo będą do niej wracać.
    Cicho westchnęła, jak naciągnął jej nogę na swoje biodro i kompletnie odruchowo mocniej ją na nim zacisnęła, nie chcąc, aby się odsuwał.
    Sophia nie była pewna, w którym momencie trafiło do niej, że ten wieczór nie zakończy się słodkim pożegnaniem. Może to było wtedy przy stoliku, a może jeszcze wcześniej. Nie przyszła z nastawieniem, że na to wszystko sobie pozwoli i nie zakładała tego z góry. Rzucała aluzjami, kusiła i zaczepiała, ale jednak nigdy do końca nie potrafiła stwierdzić, czy jest poważna, czy jeszcze może żartuje, czy może jednak nie wydarzy się coś, co sprawi, że wrócą osobno. Ale nie wrócili, a Sophia znalazła się pod nim – gotowa, rozgrzana i pewna, jak nigdy przedtem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej dłonie zatrzymały się w pół ruchu, kiedy Carter mówił dalej. Usta delikatnie rozchyliła, nim pozwoliła sobie na nieśmiały, ale pełen satysfakcji uśmiech.
      — Cieszę się, że dotrzymujesz obietnic. — Szepnęła w odpowiedzi. Tylko tyle albo aż tyle. Czekała na spełnienie tego słowa w dziwnym zniecierpliwieniu. I kiedy w końcu to zrobił, spomiędzy ust Sophii uciekł przeciągły jęk, który zatrzymał się na jego ustach, a te miała tuż nad swoimi. Dłonie odruchowo wbiły się w jego ciało, a ona delikatnie zadrżała od tego nowego uczucia, które teraz wypełniło ją w całości. Sophia nieznacznie poruszyła biodrami, dając sobie te kilka chwil na przyzwyczajenie się do jego obecności. Nie liczyło się już nic, poza tym co działo się między nimi w tej sypialni. Świat skurczył się tylko do tego jednego, konkretnego pomieszczenia, a właściwie to zaczynał i kończył się na Carterze, który tu i teraz był wszystkim, czego brunetka mogłaby potrzebować.
      Spomiędzy jej rozchylonych ust, w yrwał się kolejny jęk. Cichszy niż poprzedni. On w niej… to było przytłaczające i wyzwalające jednocześnie. Sophia sama już nie wiedziała, co się z nią dzieje, ale wiedziała, że jej się to podoba i była spragniona na więcej.
      — Jestem tu dla ciebie. — Szepnęła cicho, jakby składała mu przysięgę. — Cała.
      Kiedy poruszył się w niej pierwszy raz, przez ciało Sophii przepłynął elektryzujący prąd. Jęknęła głośniej niż zamierzała, przeciągle, a palce wbiła mocniej w jego ramię. Jego imię zawisło na jej ustach, nie w pełni wypowiedziane, ale też niezatrzymane w sobie.
      Zadrżała ponownie, gdy dotarł do niej ton, jakiego użył przy mówieniu. Słodkie… Tak, to było słodkie, ale coś Sophii mówiło, że słodko nie było sposobem, który pozwoli im się sobą nacieszyć w pełni. W odpowiedzi brunetka wysunęła biodra w jego stronę. Domagając się więcej. Bardziej i być może też mocniej. Krótko westchnęła, kiedy jego usta odnalazły jej, a ona nie zwlekając nawet chwili odwzajemniła pieszczotę. Mocni i głęboko, bez choćby cienia wstydu czy zakłopotania, które jeszcze towarzyszyło jej chwilę wcześniej. Dłoń z pleców przesunęła na jego kar, jakby tym samym zamierzała go przetrzymać przy sobie bliżej, aby się od niej nie odrywał i nie uciekał. Dopasowała się do narzuconego rytmu, przyjmując go w sobie. Niedowierzając, wciąż, że znalazła się w takiej sytuacji i to z nim, ale teraz wszelkie wątpliwości czy przewidywania przyszłości zostawiła za sobą. Przywarła ustami do jego szyi, gdy na krótki moment się oderwała, chcąc złożyć tam parę pocałunków. Poczuć go w jeszcze inny sposób niż do tej pory, w tym samym czasie jej dłoń wciąż z uwagą sunęły po jego ramionach, druga ciągle spoczywała na karku.
      — Carter — szepnęła miękko w jego skórę.
      Sophia nie miała wątpliwości co do tego, gdzie i przy kim jej miejsce jest.
      Było tutaj.
      Przy nim.
      Przy Carterze.

      soph🦋✨

      Usuń
  9. Sophia, choć wiedziała, że to fizycznie już niemożliwe, aby mieć go bliżej chciała, to chciała zatrzeć jakoś tę niewidzialną granicę między nimi. Poczuć go głębiej i mocniej. To, jak Carter był pewny siebie przyciągało ją do niego tylko mocniej. Ta męska pewność, świadomość co oraz jak robi, pewne ruchy. Kompletne przeciwieństwo tego z czego złożona była Sophia, która już i tak zrzuciła z siebie tę pierwotną wersję, którą znała najlepiej. Śmiało odpowiadała na pocałunki, unosiła biodra w narzuconym rytmie, domagając się go jeszcze więcej.
    — Wiem. — Szepnęła w odpowiedzi. Pamiętała i wierzyła mu na słowo, a teraz mogła przekonać się na własnej skórze, że Carter miał rację. Sophia nie chciała, aby przerywał czy aby cokolwiek teraz mogło im przerwać. Nawet nie zauważyła, jak znów wbiła paznokcie w jego plecy. Niezbyt mocno, ale wystarczająco, aby mógł to poczuć, choć równie dobrze mogło to być dla niego tylko lekkie draśnięcie.
    Odchyliła głowę do tyłu z głuchym jękiem. Aż zbyt dokładnie go czuła. Każdy centymetr, który się w niej zanurzał. Zadrżała pod Carterem, a nogami mocniej objęła go w udach, jakby chciała go przy sobie bardziej zatrzymać. Przeszył ją przyjemny dreszcz od jego tonu, groźnego, ale nie takiego, który wzbudzał strach, a przyciągał coraz bardziej. Już od samego początku Sophia była tą nutką niebezpieczeństwa w nim zaintrygowana, bo choć wiedziała, że to oznacza kłopoty to nie potrafiła mu się oprzeć. I tylko zagłębiała się w tę relację, a teraz… Teraz było za późno, aby mogła się wycofać.
    Wyczuła tę zmianę i nie miała pojęcia, co ona może oznaczać. Oczekiwała w napięciu. Nie próbowała nawet udawać, że ma tutaj coś do powiedzenia. Poddawała się Carterowi z rozkoszą i ufnością, jakiej nie okazywała nikomu od naprawdę długiego czasu. Sophia cicho jęknęła z niezadowoleniem, gdy się z niej wysunął, ale nie powiedziała nic. Tylko czekała. Grzecznie, choć w zniecierpliwieniu.
    Zamrugała parę razy, gdy kazał jej się odwrócić. Przełknęła ślinę, zanim to zrobiła i sprawnie odwróciła się do niego tyłem. Oparła dłonie o zagłówek łóżka, a głowę odwróciła lekko na bok, jakby chcąc wiedzieć, co Carter zamierzał zrobić. Westchnęła w cichym zaskoczeniu, gdy rozchylił bardziej jej uda. Odchyliła głowę w tył, lekko się nią o jego opierając. Jej oddech był już nieco spokojniejszy, ale jakby podszyty… Niepokojem. Czuła go za sobą, rozgrzanego i napierającego na nią. Przesunęła dłonie na jego ręce, ale nie po to, aby go od siebie odsunąć. Wręcz przeciwnie, jakby tym samym chciała się upewnić, że jego dłonie na jej ciele zostaną.
    — Kręcą cię grzeczne dziewczyny? — Wymruczała z lekkim uśmiechem na twarzy. Sophia do tej kategorii należała, ale może nie tej nocy. Nie tego wieczoru ani nie w ostatnich tygodniach. Luzowała swoje granice. Pozwalała sobie na coraz więcej. Na bycie tu z mężczyzną, z którym być nie powinna. — Mogę być grzeczniejsza…, jeśli chcesz.
    Zacisnęła lekko usta, kiedy złożył na jej szyi kolejny pocałunek, od którego zadrżała po raz kolejny. Wysunęła biodra w tył, zniecierpliwiona, że tylko przedłuża, a ona chciała go z powrotem w sobie poczuć.
    Sophia lekko się zaśmiała, był to krótki i cichy dźwięk.
    — Wiem, jak smakuję. — Powiedziała, nawiązując do pocałunku tuż po tym, jak Carter był schowany między jej udami. Uśmiechnęła się, a w tym uśmiechu było coś drapieżnego, a zaraz po tym cicho syknęła, kiedy jego dłoń z brzucha zsunęła się niżej. Wbiła paznokcie w jego przedramię i jęknęła, gdy znów go w sobie poczuła. — Ale możesz mi przypomnieć. — Dodała szeptem, nie spodziewając się, że zdobyłaby się nie tylko na takie słowa, a przede wszystkim na taką myśl.
    Drugą dłoń oparła na jego udzie. Sophia czuła, że nie ma w sobie już żadnych granic, które mogłaby przekroczyć. Że już dawno znalazła się za tą linią, której miała nie przekraczać.
    — Nie, nie chcę. — Mruknęła w odpowiedzi, drżącym głosem. Nie chciała, aby przerywał. Nie chciała niczego, poza nim. Tylko tego, aby w niej był i trzymał blisko siebie, to jej na ten moment w zupełności wystarczyło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sophia nie próbowała już powstrzymywać żadnych dźwięków, które uciekały spomiędzy jej ust. Bez znaczenia, jak głośne czy bezwstydne one mogły być. Wiedziała, że mu się to podoba, że chce ją słyszeć i mieć świadomość do jakiego stanu ją doprowadza. Ciało napinało się coraz bardziej, a Sophia wcale tego zbyt szybko kończyć nie chciała. Próbowała zacisnąć uda, jakby tym samym chciała powstrzymać dłoń Cartera przed pogłębieniem jej przyjemności, która zbliżała ją do spełnienia.
      Głos uwiązł jej w gardle, kiedy próbowała mu odpowiedzieć. Wydała z siebie tylko krótkie, niezrozumiałe westchnięcie. Nie oszukiwała się. Wiedziała, że nie ma tu kontroli, ale absolutnie jej to nie przeszkadzało, bo miała coś więcej – świadomość, że jeśli poprosi to Carter zrobi dokładnie to, a to dawało jej znacznie więcej niż gdyby decydowała tu o wszystkim.
      Przymknęła oczy, a głowę miała gdzieś opartą między jego ramieniem, a głową. Usta rozchylone, z których raz po raz uciekały jęki, westchnięcia i oraz jego imię.
      — Mocniej, proszę. — Szepnęła, ale bez choćby szczypty nieśmiałości. Pewnie i stanowczo, jak na potwierdzenie też wysuwając biodra w tył do niego. — Tego… I więcej. — Dodała. Dostała to, o czym myślała zbyt intensywnie i od zbyt długiego czasu, a i tak czuła, że będzie jej mało. Że jeszcze wróci po więcej, a Carter jej to da i nawet się nie zawaha.

      soph🦋✨

      Usuń
  10. Znała siebie i swoje ciało, aż za dobrze i wiedziała, że za chwilę będzie po wszystkim, że cała ta chwila zostanie zamknięta w kilku spazmach, krótkim krzyku czy jęku. Sophia nie chciała tego wieczoru kończyć, a przecież to nie mogło trwać wiecznie. Nie mogli ciągnąć tego bez przerwy, choć teraz wydawało się jej, że gdyby się postarali to by im się to udało. Ciepły oddech Cartera ciągle muskał jej wrażliwą skórę wokół szyi i twarzy, dłoń pewnie trzymała za szyję, co było dla niej kompletnie nowe i pociągające bardziej niż mogła się spodziewać. Była pewna, że przez to czuje każde drganie jej gardła, każdy jęk czy westchnięcie.
    Westchnęła od tego, jak wypowiadał jej imię. Nawet nie potrafiła tego do niczego porównać, tego uczucia, gdy jej imię opuszczało usta Cartera, jak cicha modlitwa przeznaczona tylko dla niej.
    Sophia była pewna, że rozkosz rozerwie ją od środka. Nie była już nawet pewna, czy krzyknęła czy może tylko jęknęła, kiedy przez jej ciało przelała się fala spełnienia. Paznokcie wbiła w rękę Cartera, a nad ciałem nie miała już żadnej kontroli. Uda ścisnęła razem na tyle, na ile mogła, a te wciąż jeszcze przez kilka chwil drżały niekontrolowanie. A potem poczuła, Cartera, to że i on osiągnął spełnienie. Z nią. Przez nią. Razem z nią. Ta myśl ją rozbudziła. To nie był tylko przyjemny sen, to nie była jej wyobraźnia, a rzeczywistość, w której się odnajdowała i to całkiem sprawnie.
    Sophia uśmiechnęła się mimowolnie pod nosem, kiedy go usłyszała. Z czymś, co mogło przypominać triumf, ale nie do końca nim było. Wyciągnęła rękę przed siebie, opierając ją o zagłówek. Jakby potrzebowała się o coś wesprzeć, aby nie paść na pościel. Oddychała szybko, ale brała powolne wdech. Tętno szalało, podobnie, jak i serce, które obijało się w jej piersiach jak szalone. Przymknęła oczy. Za sobą wciąż czuła Cartera. Jego bliskość, dłonie na ciele, jak wciąż jej nie puszczał, mimo, że już było po wszystkim. Mimo, że nie musiał wtulać jej w siebie, ani siebie w nią. Zostać po wszystkim.
    — Będzie jak? — Spytała. Nie, bo nie wiedziała. Czuła, jak było, ale chciała i potrzebowała to usłyszeć. Że to nie tylko jej wymysł. Potrzebowała tego, aby się nie domyślać, nienawidziła się domyślać. Nie w takich sytuacjach, w których to już nie była potrzeba, a wymóg, aby być bezpośrednim. Przechyliła głowę na bok, cicho mrucząc, kiedy Carter składał na jej skórze kolejne pocałunki. Ciało miała teraz wrażliwe, a na każde subtelne muśnięcie reagowała lekkim drżeniem i błogim uśmiechem na twarzy.
    Nie potrafiła jeszcze dojść do siebie. Nie po tym, jak intensywne to doświadczenie było. Jak bardzo się na niej teraz odbiło. Wbiło w pamięć i skórę, która wciąż reagowała. Czuła, jak w środku jeszcze pulsuje. Chciała się odwrócić w jego stronę. Pocałować. Schować w ramionach. Objąć w pasie nogami. Przyciągnąć do siebie. Ale nie była w stanie się ruszyć. Nie potrafiła się zmusić, aby wykonać jakikolwiek ruch, więc trwała tak obejmowana przez niego. Trzymana mocno przy klatce.
    Nie dałaby rady porównać tego uczucia do żadnego, które już znała. Ani tej chwili z jakimś innym momentem, który przeżyła. Potrafiła tylko trwać w tej chwili. Milczeniu, które między nimi zapadło, a które zdaje się, że mówiło więcej niż słowa by potrafiły. Słyszała, jak powoli ich oddechy się normują. Wracają do zwykłego tempa. Synchronizują się wręcz.
    Mruknęła cicho, kiedy Carter się od niej odsunął. Nieznacznie, ale było to wyczuwalne. Przymknęła oczy i westchnęła w reakcji na dotyk. Palce na biodrach, a potem przyciągnął ją bliżej co przyjęła z ulgą. Chciał jej. Potrzebował jej, a to poruszyło Sophię bardziej niż się spodziewała. Przekręciła się do niego przodem, luźno przerzucając nogę przez jego, a siebie wtuliła w jego bok. Sama potrzebowała tej bliskości, której teraz żadne z nich nie chciało sobie odmawiać.
    Palcami kreśliła niewidzialne szlaczki na jego klatce. Wyciszyła się dzięki temu, ale też gdy tak leżeli w ciszy wsłuchiwała w jego spokojniejszy oddech i bicie serca, które powoli się normowało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uniosła lekko głowę, aby na niego spojrzeć.
      Być może miała lekko rozmazany makijaż pod oczami, może nie wyglądała już tak, jak gdy ją zobaczył pierwszy raz tego wieczoru, a włosy nie były już w idealnym ładzie, ale było w niej coś więcej – wdzięczność, że tu z nią jest. Ponownie nieśmiało zadrżała, kiedy jego dłonie przesunęły się po jej ciele. Jakby badał, czy naprawdę tutaj przy nim jest. Była i dopóki chciał to nie zamierzała nigdzie odchodzić.
      Lekko zmarszczyła czoło, nie do końca chyba wiedząc o co mu chodzi.
      — Co masz na myśli? — Zapytała. Głos miała cichy i drżący, ale to była akurat jego zasługa Tego, co z nią zrobił i do jakiego stanu ją doprowadził. Czym ona mogła go poruszyć? Swoją niezdarnością? Nieśmiałością? — Rozwiń… — Poprosiła cicho.
      Kolejnymi słowami zaskoczył ją jeszcze bardziej. Do tego stopnia, że Sophia uniosła się lekko na łokciu, aby spojrzeć na niego z góry. Włosy opadły jej na jedną stronę, muskając jego odsłonięte ciało i spadając mu na ramiona i klatkę. Przesunęła wzrokiem po jego twarzy, a potem zatrzymała się na jego oczach.
      — Nie żałuję niczego, Carter. — Powiedziała tonem, który miał go zapewnić, że mówi prawdę. Pochyliła się nad nim, a potem na jego ustach złożyła pocałunek. Jak na przypieczętowanie swoich słów. — Warto było poczekać.

      soph

      Usuń
  11. Pozwoliła sobie oprzeć dłoń o jego tors i znacząco się przybliżyć. Skorzystać jeszcze z resztek tej bliskości, którą ze sobą dzielili. Prawdę mówiąc Sophia nie wiedziała, co ma zrobić teraz. Domyślała się z jednej strony. Podziękować, pożegnać się, pozbierać swoje rzeczy i wyjść niezauważoną. Z drugiej Carter zaskakiwał ją tego wieczoru na każdym kroku. Prawda była też taka, że Sophia nie chciała się stąd ruszać. Chciała tu zostać. Razem z nim. W jego łóżku i sypialni. Jeszcze przez chwilę lub na tak długo, na ile jej pozwoli. Wiedziała, że zostanie tutaj i pozwolenie sobie na to, aby z nim być było mało rozsądnym posunięciem. Takie momenty – wspólne leżenie, niewinny dotyk, który był na rozluźnienie, aby czymś się zajęli i bo chcieli się nawzajem jeszcze dotykać – prowadziły do tego, aby brunetka zbyt szybko złapała uczucia, których łapać nie powinna była. Kiedy spoglądał na nią z tym spokojem w ciemnych oczach, a czasem lekko się uśmiechał, to zatracała się w tym coraz bardziej, a serce głupio wyrywało się do przodu, a przecież zdawała sobie sprawę, że to jest tylko układ. Tylko prosta zabawa, która nie mogła być niczym więcej.
    — Hmm, czyli osiągnęłam coś, prawie, niemożliwego? — Zapytała, a przez jej głos być może przewijała się nutka dumy. To dziwne, ale satysfakcjonujące uczucie, że Carter dopuścił ją w miejsca, które były dostępne dla nielicznych.
    Ułożyła się nieco wygodniej na łóżku, odrobinę niżej niż wcześniej i cicho westchnęła, a potem lekko zadrżała, kiedy tak dotykał jej pleców. Ten luźny dotyk był uzależniający. Tak, jak cały Carter. Sophia nie potrafiła powiedzieć wprost co takiego w nim było, że ją tak przyciągało. Czymkolwiek to było, nie potrafiła się temu oprzeć. Potrafiła tylko marzyć dalej, choć wiedziała, że to doprowadzi do zguby.
    — Nikt nam nie broni tego powtarzać. Teraz ani później. — Mruknęła w odpowiedzi. Sunęła palcem po jego klatce. Kształt miał przypominać gwiazdkę, ale chyba jej nie wyszło i dalej to były niewyraźne kształty bez większego sensu.
    Odetchnęła nieco głębiej, czując, że powoli zaczyna wracać do siebie. Jednak nie do tej Soph, która chowała się za włosami, gdy działo się coś zawstydzającego. Tamta wyślizgnęła się z tej sypialni w pewnym momencie i jeszcze nie wracała. Miała nadzieję, że nie wróci zbyt szybko.
    — Powinnam się obrazić, że właśnie powiedziałeś, że to jest „najgorsze”? — Uniosła brew, ale pytanie było jak najbardziej poważne. — Myślałam, że powiedziałbyś „najlepsze, miłe, przyjemne”, ale nie… Najgorsze. — Westchnęła i pokręciła głową na boki, jakby brała wszystko do siebie to już byłaby w drodze do drzwi. I całe szczęście, że przestała to robić, bo zamiast się wesoło uśmiechać byłaby teraz wściekła.
    Milczenie, które zapadło miało w sobie coś znajomo zadziornego. Sophia jeszcze nie w pełni łapała się w nastrojach Cartera, ale ten dość dobrze znała. Musiała samą siebie powstrzymać przed tym, aby się nie uśmiechnąć. Dlatego lekko przygryzła policzek od wewnętrznej strony. Prawie niezauważalnie, ale wyczuwalnie dla samej siebie. Oparta o łokieć po prostu na niego wyczekująco patrzyła i czekała, aż zacznie mówić.
    — Muszę. Taka już moja uroda. Albo się to kocha albo nienawidzi. — Odpowiedziała z rozbrajającą szczerością. Ale nie dodała już, że większość raczej nienawidzi i on pewnie również wkrótce uzna, że to jest zbyt męczące, aby użerać się z ciągłymi pytaniami przez większość czasu.
    Sophia lekko rozchyliła usta w gotowości, aby czymś mu odpowiedzieć, ale nie zdążyła. Nie kontrolowała tego, gdy się roześmiała, a jej ciało odruchowo próbowało się Carterowi wyrwać. Nie tak naprawdę.
    Musiała zadowolić się tym, że coś w nim poruszyła. Nie doprecyzował i wyraźnie zaznaczył, że nie ma zamiaru tego robić. Brunetka wpół się śmiała, a wpół protestowała przed łaskotkami, które tylko były luźnymi zaczepkami, ale wystarczyły, aby jej ciało reagowało. Zaczepiła dłońmi o jego przedramię, choć nie miała w sobie dość siły, aby go od siebie odsunąć. Mogła próbować, ale Carter był silniejszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musiała odetchnąć głębiej, kiedy się nad nią pochylił, a usta musnęły wciąż jeszcze wrażliwą skórę. Nawet nie zwróciła uwagi na to, że cicho westchnęła, a jej oddech się zmienił na bardziej płytki. Rozluźniła dłoń, którą miała opartą o jego przedramię.
      — Jeśli to znowu powiem… to wtedy co? — Zapytała ostrożnie, jakby badała grunt. Czy na pewno może sobie pozwolić, czy konsekwencje będą warte zadania tego jednego pytania, na które odpowiedzi i tak nie dostanie. Co w tym momencie było już w zasadzie zbędne, a Sophia jej nie chciała znać. Może inaczej. Chciała, ale zamierzała poczekać, aż jej o tym w przyszłości powie sam.
      Patrzyła na niego tak, jak czuła. Nie było w jej życiu nikogo innego, poza Carterem. Przynajmniej nie na takich zasadach, na jakich oni działali. Może dlatego patrzyła na niego, jakby był jedynym. Nikim z drugiego czy trzeciego miejsca. Był na pierwszym. Bez żadnej konkurencji. Bez osób trzecich. I tak, zdawała sobie sprawę, że to jest błąd z jej strony. Że im dłużej będzie patrzeć w jego oczy i czuć ciepło jego ciała, tym gorzej dla niej. Ciężej będzie się pozbierać, a wizja ich daty wygaśnięcia krążyła nad głową niczym sęp. Czekając, aż będzie mogła posilić się resztkami, które z nich zostaną.
      Ułożyła obie dłonie na jego torsie, znajdując wygodną pozycję przy nim.
      — Nie mogę poradzić nic na to, jak patrzę. — Odpowiedziała szeptem. Odwróciła wzrok na moment, jakby liczyła, że jeśli wystarczająco długo popatrzy się w innym kierunku, na coś nudnego i błahego, to gdy wróci do niego spojrzeniem to jej oczy się zmienią. — Ale mogę… postarać się już tak nie patrzeć.
      Nie była głupia. Wiedziała, dlaczego tutaj jest i dlaczego nie będzie jej tutaj rano. I gdyby była trochę mądrzejsza, to nie pozwoliłaby im na to, aby trwać w tej pozie. Tak blisko siebie. Z dłońmi na jej talii. Z mieszającymi się ze sobą oddechami, bo byli, znowu, stanowczo zbyt blisko siebie. I jednocześnie nie potrafiła się powstrzymać.
      Nie chciała się w nim zakochać. Nie chciała, aby patrzył tak, jakby mieli szansę. Jakby mogli dać sobie więcej niż się wstępnie zgodzili. Sophia owszem, mogłaby mu to dać, ale sam jej wielokrotnie powiedział, że nie mógłby tego oddać, a ona się z tym nie kłóciła. Rozumiała. Przekonała się raz, jak to jest oddać się komuś kto nie jest w stanie zrobić tego samego w zamian. Kolejnego razu nie chciała.
      — Zostanę. — Odpowiedziała cicho. Bez dalszych pytań, tak, jak tego chciała.
      Westchnęła bezgłośnie i lekko osunęła głowę w dół, niemal chowając ją w jego klatce. Milczała przez jakiś czas. Otoczona jego zapachem i ciałem, wtulona w tors, choć próbowała trzymać lekki dystans. Dla samej siebie. Dla własnego bezpieczeństwa.
      — Nie odpowiedziałeś mi nigdy, jaka była twoja najgorsza randka. — Zaczęła. Panowała między nimi już dłuższy czas cisza, którą postanowiła w końcu przerwać. — Skoro najlepszą dziś miałeś za sobą… — Mruknęła w nieco zaczepnym tonie. — … to jaka była najgorsza?

      soph🦋🩵

      Usuń
  12. Na chwilę umilkła, kiedy się do niej zbliżył. Niemalże od razu też poczuła, jak serce bije odrobinę zbyt szybko. Nie tylko od tego, jak blisko Carter znów był, ale i od tego tonu, który coraz lepiej poznawała i wiedziała, że wtedy lepiej przestać jest pytać. Zadawała ich zbyt wiele, jak na rodzaj relacji, który ich łączył. Nawet nie robiła tego specjalnie, to wychodziło samo, a brunetka nie miała nad tym większej kontroli.
    — Hm, ciekawe. — Mruknęła w odpowiedzi. Oddech miała nieco drżący, kiedy to mówiła. I nie dodała, że chciałaby takich miejsc odkryć więcej, bo to już z pewnością naruszyłoby wszystkie zasady między nimi, a one były przecież proste. Tylko, że właśnie nawet proste rzeczy Sophia umiała komplikować. Zupełnie, jakby bez tego nie potrafiła funkcjonować i musiała dołożyć od siebie garść problemów, aby to miało sens. Ale może nie tym razem. Może teraz naprawdę będzie umiała się dopasować i nie zacznie wszystkiego psuć.
    Leżała w milczeniu, palcami ciągle sunęła po jego torsie. Mimo, że ten cichy głosik w jej głowie mówił, aby pozbierała rzeczy i się wymknęła. To nie potrafiła go posłuchać. Może jednak nie była tą dziewczyną, która potrafi w tak proste układy. Bo choć nie powiedziała mu tego, to właśnie też takiej chwili oczekiwała po wszystkim. Wspólnego wyciszenia się, niezobowiązującej rozmowy, a nie szybkiego pożegnania się i wykopania za drzwi, choć to właśnie powinien był zrobić. Oboje powinni. Żadnych zbliżających do siebie momentów. Żadnych spojrzeń i uśmiechów. Załatwili na co się umówili, Sophia mogła wracać do domu, a jednak wciąż była w jego łóżku. Sklejona z jego ciałem i angażująca się w rozmowę, z której nie ma już odwrotu.
    — Nie wiem, Carter. Jakbyś jeszcze nie zauważył… To nie mam szczególnie wielkiego doświadczenia w tym, jak się z wami obchodzić i co siedzi wam w głowach. — Odpowiedziała z typową dla siebie rozbrajającą szczerością. Sophia w relacjach damsko-męskich naprawdę błądziła i odkrywała nowe informacje wraz z czasem. Więc nie, nie wiedziała, że gdy mówią „najgorsze” to w rzeczywistości znaczy „najlepsze”.
    — I tak o mnie myślisz w niedozwolonych momentach. — Wytknęła mu. Czuła, jak na nią patrzył w tym tygodniu, kiedy byli w schronisku. Jak niby czasem przypadkiem przechodził zbyt blisko i się o nią ocierał, nachylał zbyt blisko, aby coś jej powiedzieć. I to nie tak, że Sophia pozostawała bierna, bo odpowiadała mu dokładnie tym samym. Przy okazji łamiąc swoje własne zasady, aby w schronisku utrzymali dystans. Chyba można było powiedzieć, że wszelkie zasady wzięły w łeb, gdy pocałował ją na parkingu, a ona bez choćby rama wstydu miała ręce schowane pod jego koszulką.
    Rozumiała co miał na myśli poprzez „a nie powinienem”. Nie odwróciła wzroku, gdy niemal przyszpilił ją do materaca tym surowym spojrzeniem. Nie było ono złe, tylko szczere. Sophia o wiele bardziej wolała tę brutalną szczerość niż gdyby miał jej słodzić i zapewniać, że mogą pozwolić sobie na więcej. Że mogą chcieć od siebie więcej. Nie mogli i była tego boleśnie świadoma, ale też nie potrafiła się w pełni od tego odciąć. Zachować nonszalancko i jak gdyby nigdy nic wyślizgnąć z łóżka, pozbierać bieliznę, rzucić „to co, kiedy powtórka?”, a potem wyjść i udawać, że to, co było między nimi nie miało znaczenia. Nie mogło mieć znaczenia, a zaczynało znaczyć więcej. I nie chodziło tylko o randkę czy seks, bo choć obie te rzeczy były dla brunetki istotne, to ona szukała między wierszami. Dopatrywała się w spojrzeniu tego, czego w nim nie było, a nawet jeśli… Nawet jeśli pojawiło się przez sekundę to było może spowodowane chwilą i emocjami, a od tych nie można było się przecież odciąć tak po prostu. Czasami się zakradały i właśnie te czasami były najbardziej niebezpieczne.
    Wiedziała, że nie może szukać u niego czegoś więcej, poza tym, co dał jej dziś. Że galeria i oglądanie obrazów, które nie były dostępne dla wszystkich to jest wyjątek, a nie reguła. Że taka randka się nie powtórzy, Oraz…, że to nic nie znaczyło. Nie tak naprawdę. To był tylko miły wieczór. Nic więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lekko się uśmiechnęła, gdy się odezwał. Nie w uldze, że może dalej się tak patrzeć, choć i tę przyjmowała, bo naprawdę nie potrafiła nad tym panować.
      — Jesteś pełen sprzeczności, wiesz o tym? — Westchnęła. Lekko przesunęła dłonią po jego torsie i pozwoliła sobie, aby przybliżyć się i musnąć jego usta. Krótko, bez oczekiwania, że pogłębi pocałunek czy zrobi coś więcej.
      Jego dłoń była przyjemnie ciepła. Tak ciepła, że mogłaby się przyzwyczaić do tego, aby czuć ją na sobie częściej. Choć wiedziała, że nie może. To tylko chwilowe. Na parę tygodni, a potem… Potem Carter zniknie, a ona wróci do swojej rzeczywistości. Choć teraz nie była już pewna, czy zna życie, w którym nie ma Cartera ani czy będzie potrafiła odnaleźć się w takiej codzienności, gdy już się za tę parę tygodni pożegnają i będą udawać, że nie mają pojęcia o swoim istnieniu.
      — Nie będę. — Powiedziała cicho i przymknęła oczy. Bo naprawdę nie chciała się do niczego przyzwyczaić, a zerwać tę relację jak plaster. Szybko i bezboleśnie, a potem zapomnieć, że kiedykolwiek istniała.
      Chciała w pierwszej chwili odmówić. Powiedzieć mu, że wraca do domu i być stanowczą, ale… Ale czasami Sophia była egoistką, która chciała zgarnąć coś dla siebie. I tej nocy chciała sięgnąć jeszcze po jakieś kawałki Cartera, które jej mógł dać bez walki.
      Uśmiechnęła się kącikiem ust.
      — To jest lenistwo. — Potwierdziła. Pasowało na wymówkę, prawda? Na usprawiedliwienie się przed samą sobą, dlaczego nie wyszła i została na noc, choć nie takie były zasady. W zasadzie to nie wiedziała, czy nie mogli zostać ze sobą na noc. Mieli się nie przywiązywać, a wspólna noc jeszcze nie musiała od razu prowadzić do tego, że będą w sobie od rana zakochani.
      Zniknie rano. Tak, to był dobry plan. Wstać rano, uciec zanim Carter się przebudzi. Bez zbędnego przedłużania i zbyt długich pożegnań. Mogła to wykonać. Przecież nie będzie czekała na wspólne śniadanie, prawda? Dla obojga będzie lepiej, jak wymknie się zanim Carter zauważy.
      Westchnęła z rezygnacją. Widząc, że nie wyciągnie z niego niczego, a szkoda. Była ciekawa, chociaż… Chociaż może lepiej, że nie wiedziała. Nie przywiązywała się.
      — Skromność to twoje drugie imię, prawda? — Rzuciła. Może trochę kąśliwym tonem. — Ryzykuję? Niby czym? — Uniosła lekko brew, bo… Cholera, nie rozumiała go. Naprawdę go nie rozumiała i nie potrafiła zrozumieć, a Carter niczego jej nie ułatwiał.
      Nic nie powiedziała, kiedy zszedł z łóżka. Ale za to odwróciła wzrok, jakby nagle speszona nie tylko jego nagością, ale i swoją własną. Jakby zaczęło do niej powoli docierać, co się wydarzyło i na jak wiele sobie pozwoliła. Wszystko co się działo tutaj… Było inne od tego, do czego Sophia była przyzwyczajona.
      — Jasne, dzięki. — Rzuciła krótko w odpowiedzi, a kiedy Carter zniknął w łazience Sophia nachyliła się, aby poszukać swojej bielizny, którą na siebie wsunęła.
      Stała przez moment w przestronnej sypialni i podeszła do dużego, ciągnącego się od sufitu aż do podłogi okna. Miasto nawet nie było pogrążone w mroku. Rozproszone było tysiącami neonowych świateł. Objęła się ramionami, zbyt intensywnie zastanawiając nad tym, co właściwie robiła i gdzie była. W czyim penthousie się znajdowała. Na skórze wciąż czuła dłonie i pocałunku Cartera. Mięśnie raz po raz jeszcze się napinały, jakby w zamiarze przypomnienia jej, co robiła.
      Nie powinno jej tu teraz być. Nie powinna czuć się tak… zauważona przez niego. Tak chciana i potrzebna. Nie powinna była chcieć więcej ani myśleć o kolejnych spotkaniach, pocałunkach. Nie powinna była o nim myśleć ani go chcieć. W żaden sposób. Ani fizycznie, ani emocjonalnie, a gdy została sama, na te kilka minut, to zbyt mocno zaczęła się w tych myślach pogrążać, a rozsądek powoli zaczynał o sobie dawać znać.

      soph🦋🩵

      Usuń
  13. — Nazwijmy to kobiecą intuicją.
    Uśmiechnęła się do niego lekko, jakby wcale nie zamierzała zdradzać nic więcej. Ona również myślała o nim w chwilach, w których nie powinna była. Odpływała myślami przy najprostszych czynnościach, wyobrażając sobie, że Carter jest obok. Czasami potrafiła się wyłączyć kompletnie z rozmowy, a po tym co miało miejsce tej nocy Sophia była pewna, że wyłączać będzie się jeszcze częściej. Jakoś próbowała te myśli od siebie odsunąć, ale kończyło się najczęściej niepowodzeniem. Carter zajmował zbyt dużą część w jej umyśle. Pochłaniał ją w całości, a ona na to pozwalała i wciąż próbowała się przekonać, że będzie potrafiła odnaleźć w tej relacji, że nie zapała do niego żadnymi uczuciami. Że to tylko seks i tylko głupie, nic nieznaczące randki, o których z czasem się zapomni.
    — Nie ukrywasz się z tym szczególnie. — Zdradziła. Może robił to specjalnie, kiedy wiedział, że zaraz się spojrzy albo nad tym nie panował. Sophia też nie kryła się szczególnie, ale prawdę mówiąc miała nadzieję, że trzyma się lepiej niż Carter. — Poza tym, czuję, kiedy patrzysz mi się na tyłek.
    To czuła niemal za każdym razem, kiedy jego wzrok lądował tam, gdzie nie powinien. Cóż, może powinien, a Sophia nie miała nic przeciwko temu, aby patrzył. Ciężko było się jej skupić na zadaniach, kiedy wzrok Cartera sunął po jej sylwetce. I była pewna, że przez większość czasu sobie to tylko wyobraża, a on naprawdę się nie gapi… Albo jednak patrzył.
    Zbyt wiele razy jej powtarzał, aby trzymała się z daleka. Sophia niekoniecznie go słuchała, chociaż rozumiała. I mogło się zdawać, że jednak nie rozumie albo że tworzy w swojej głowie nierealistyczne scenariusze, którymi się karmi. Być może trochę tak było, ale nieprzesadnie. Rozumiała na czym polega ta relacja i że za parę tygodni nic z tego już nie będzie. Jednocześnie nie potrafiła sobie odpuścić. Spragniona była bliskości, a Carter zbyt chętnie jej ją okazywał. I z tego powodu tak ciężko było odpuścić. I kiedyś odpuści, ale nie tej nocy i nie przez najbliższe tygodnie, bo skoro mieli tylko tyle, to chciała skorzystać z nich w pełni. Bez zastanawiania się, jak będzie wyglądała przyszłość. Jeśli miała czuć się później źle to niech przynajmniej będzie warto, a po tym wieczorze… Po tym wieczorze miała wrażenie, że będzie warto. Już było warto, a mimo różnych myśli, które miała w głowie to absolutnie niczego nie żałowała i powtórzyłaby to wszystko jeszcze raz.
    Zaśmiała się lekko, gdy tak luźno rozmawiali. Nie powiedziała mu tego na głos, ale w tych sprzecznościach, które w nim znajdowała faktycznie było coś z uroku. Niektóre rzeczy musiała jednak zachować dla siebie, aby przypadkiem za bardzo nie głaskać mu ego.
    Pozwoliła, aby rozmowa rozeszła się powoli i nie ciągnęła niektórych tematów dalej. Zwłaszcza, że powiedzieli sobie już i tak dostatecznie wiele. Niektórych rzeczy być może wcale mówić też nie chcieli, a na niektóre nie było miejsca w tej relacji, która ich łączyła. Zdawała sobie sprawę, że trochę za bardzo się angażuje i nie umiała zatrzymać w sobie tej potrzeby, aby lepiej go poznać. Ani tym bardziej nie umiała zrozumieć, dlaczego tak bardzo jej zależy, aby wiedzieć o nim jeszcze więcej. Miała dostatecznie wiele informacji, aby chodzić z nim na randki i sypiać, więc po co tak naprawdę było jej więcej? Gdyby potrafiła, to by sobie odpowiedziała, ale w głowie miała pustkę, której nie umiała w żaden sposób zapełnić. Jedynym sposobem byłoby zadanie kolejnych pytań, dopytywanie się o drobne szczegóły, które na pierwszy rzut oka były bez znaczenia, a które tylko ich bardziej do siebie zbliżały. Jednak teraz Sophia nie chciała znów stawiać granic czy robić kroku wstecz, nie, kiedy naprawdę dobrze spędziła czas. Nawet kosztem własnych uczuć, które ostatecznie mogą zostać zdeptane i wyrzucone… To jeszcze kroku wstecz robić nie zamierzała. Może jutro. Może za tydzień, a może nie zrobi tego wcale. Jeszcze nie podjęła tak naprawdę żadnej decyzji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoglądała na miasto pod jej stopami. Migoczące od świateł, zmieniające się w każdej sekundzie. Odpłynęła w myślach trochę za daleko. Czuła wręcz, jak wraca do swojej starej, aż nazbyt dobrze znanej roli dziewczyny, która wszystko musi mieć pod kontrolą, a której właśnie ta kontrola została odebrana. I nie chciała tego, bo nie chciała sobie psuć tego wieczoru, a wciąż było wcześnie. Zbyt wcześnie, aby zasnąć, ale dostatecznie wcześnie, żeby mogła jeszcze się wymknąć, zanim to sprawy wymkną się spod kontroli.
      W pierwszej chwili nawet ni zwróciła uwagi na to, że Carter wrócił. Nie musiała się odwracać, aby go dostrzec w odbiciu szyby. Uniosła wzrok, jakby chciała mu tym samym spojrzeć w oczy, choć tylko widziała go w odbiciu. Z wolna opuściła ręce wzdłuż ciała, a po chwili się odwróciła w jego stronę.
      — Tak, wszystko jest w porządku. — Zapewniła. Bo było w porządku, naprawdę. — Jestem tylko zmęczona. To był… Intensywny wieczór.
      Nie tłumaczyła mu, że nie jest do tego przyzwyczajona. Że bycie niemal nagą w cudzym mieszkaniu to nie jest coś, co robi często. Na palcach jednej ręki mogła takie momenty wyliczyć. Trochę w nią uderzyło to, jak pewnie stał przy niej, a ona, gdyby mogła to zasłaniałaby się rękami, chociaż przecież przed chwilą leżała przy nim bez niczego.
      — Skoro zostaję… Mogę pożyczyć koszulkę? — Spytała spoglądając na niego spod rzęs. Mogła zostać co prawda tak, ale znała siebie i wiedziała, że zacznie to za bardzo przeżywać, a koszulkę mogłaby traktować jako mini sukienkę. — I jakąś wodę, napój, cokolwiek?
      W teorii mogłaby przejść się sama. W praktyce nie wiedziała, gdzie co trzyma i nie chciała się też rozgościć bez wcześniejszego potwierdzenia, że może.
      Sama też na chwilę zniknęła w łazience. Tak, jak wspomniał ręczniki znalazła na półce po prawej stronie. Przez chwilę tylko stała przed lustrem zastanawiając się, co właściwie takiego dziś robiła i tak, jak z jednej strony czuła, że należało wyjść to nie zamierza się do tego zmusić. Przepłukała usta płynem, który stał na widoku. I zaledwie na parę minut wślizgnęła się pod prysznic. Pomijając włosy, które, gdyby zobaczyła i nieodpowiednio wysuszyła stałyby się prawdziwym koszmarem. Nie przeglądała za bardzo produktów, które stały pod prysznicem na wbudowanych półkach. Sięgnęła po pierwsze lepsze w czerwonym, eleganckim opakowaniu, które pachniało intensywną wiśnią. Sophia nie zastanawiała się, czyj to mógł być produkt. Z góry założyła, że Cartera, choć zaskoczył ją sam zapach, ale była zbyt zakręcona, aby zastanawiać się nad może odrobinę zbyt kobiecym zapachem, a w końcu to był tylko żel i każdy mógł z nich korzystać, prawda?
      Wyszła po niecałych dziesięciu minutach. Końcówki włosów miała tylko trochę wilgotne. Koszulkę dostała od Cartera już wcześniej. Prosta, czarna. Sięgała jej prawie do kolan.
      Postanowiła wrzucić na luz. Nie nakręcać się, co nie było proste, ale jeśli będzie dalej rozmyślała o wszystkim, czego robić nie powinna była, to w końcu skończyłaby z załamaniem nerwowym.
      — Specjalnie mi dałeś taką, aby zsuwała mi się z ramion? — Zapytała, kiedy siadała na łóżku. Koszulka była ogromna i zsuwała się z jej ciała, bo jednak Sophia w porównaniu do Cartera była naprawdę drobna i teraz się wręcz w czarnym materiale topiła. — Dzięki. — Rzuciła, gdy podał jej szklankę z wodą.
      — Patrzysz. — Mruknęła. Niby z zarzutem, ale bardziej zaczepnie, jakby chciała się przekonać co mu teraz siedzi w głowie.

      soph

      Usuń
  14. Mogła się dalej przejmować tymi myślami albo spróbować z tego wieczoru coś wyciągnąć. I akurat nie chodziło jej wcale o kolejne zbliżenie. Sophia nie miała w sobie potrzeby, aby ciągle szukać kontaktu fizycznego, ale jednocześnie nie byłaby zła, gdyby jednak znowu do czegoś doszło. Uznała jednak, że zostawi to w rękach losu. Co się wydarzy, to się wydarzy. Nie musiała przecież każdego jednego gestu analizować, prawda? Przepuszczać przez jakieś filtry i rozdmuchiwać. Mogła być obecna w momencie i cieszyć się, że nie skończyło się chłodnym „dzięki, ale możesz już iść”.
    Spodziewała się, że jego spojrzenie będzie ją peszyło, ale nic podobnego nie miało miejsca. Sophia całkiem… Cieszyła się, że nawet po wszystkim dalej patrzył na nią w taki sam sposób, jak gdy pod nim leżała bez niczego, czy gdy wyszła z samochodu w sukience i płaszczu. Zauważyła jedynie, że zmieniała się intensywność jego spojrzenia, ale kontekst pozostawał taki sam. Byłaby trochę rozczarowana, gdyby potrafił tak na nią spojrzeć tylko, gdy leżała nago. Może i tego chciała, może i to mu zaproponowała, bo przecież nie prosiła o komplementy czy uwagę, a i tak to dostawała. W dodatku w o wiele większej ilości niż się spodziewała.
    Krótko zlustrowała stolik, butelkę z winem i kieliszki. Nie próbowała tego w żaden sposób komentować. Nie, bo jej się nie podobało, ale sądziła, że jak coś powie to nie tylko jej, ale i jego nastrój zniknie. Więc Sophia dalej trzymała się swojego postanowienia.
    — Tak myślałam. — Westchnęła z udawanym rozczarowaniem. — Byle krócej, co? — Mrugnęła do niego, próbując się powstrzymać przed uśmiechem. Może i mogłaby dopasować się do tego wymagań, choć te „krócej” musiałoby być za zamkniętymi drzwiami, bo podejrzewała, że obraz krótkiej sukience w głowie Sophii i Cartera wyglądał zupełnie inaczej. Koszulka była za duża, zsuwała się z ramienia, a ona miała dość poprawiania go ciągle, więc siedziała już tak z jednym ramieniem odsłoniętym. Blisko Cartera, ale nie tuż obok, a przed nim. Wystarczająco blisko, że gdyby chciała to mogłaby spróbować oprzeć się o jego zgięte kolano, ale tego nie robiła. Jakby czekała na coś, czego sama nazwać nie potrafiła.
    Wbiła wzrok w ciemną pościel, jak się odezwał i zacisnęła lekko usta. Sama sobą była zaskoczona, bo cholera, przed chwilą z nim uprawiała seks i niczego się wtedy nie wstydziła, a teraz, gdy była w jego koszulce to rumieniła się, jak mówił, że nie wie czy zrobić to jeszcze raz czy tylko patrzeć.
    — To które pragnienie wygrywa bardziej? — Zagadnęła i powoli na niego spojrzała spod rzęs. Rozgryzał ją zdecydowanie zbyt szybko, bo Sophii wcale nie przeszkadzało, że się patrzy. I tego chciała. Spojrzenia, po którym nie wiedziała, gdzie podziać oczy i czy mu odpowiedzieć tym samym czy schować się w swojej znajomej muszli i z niej nie wychodzić. — Wiedziałbyś, gdyby mi przeszkadzało.
    Przeszył ją przyjemny prąd, kiedy ich dłonie się zetknęły, gdy odbierała schłodzoną wodę. Poprawiła się aż lekko na łóżku, jakby nagle jej umysł został przesłonięty różnymi obrazami. W sumie tak było, a tych pojawiło się aż nazbyt wiele. Cicho mu podziękowała i bez marudzenia się napiła. Nie, bo jej kazał. Była zwyczajnie w świecie spragniona, a chłodna woda dokładnie tym, czego potrzebowała.
    Lekko przymrużyła oczy, kiedy się odezwał. Układając w głowie odpowiedź, uniosła też lekko kącik ust w górę.
    — Miłosne dramaty chyba możemy zostawić na inny raz, co? — Zasugerowała. Była ciekawa, co tak naprawdę się u niego wydarzyło, ale nie miała odwagi, aby pytać. Zresztą, nie miała łączyć ich przyjaźń, a prosta zabawa skupiona na wzajemnym spełnieniu, prawda? To nie obejmowało opowiadania sobie o byłych partnerach i z jakimi traumami wyszli z tych relacji. — Hm, brzmi jakby ta druga opcja miała jakieś ukryte dno w sobie — zauważyła. Słusznie albo nie – jemu zostawiła zadecydowanie o tym.
    Przeszył ją lekki dreszcz, bo to, że wiedział, że pod spodem nic nie miała. Na ciało miała narzuconą tylko jego koszulkę i świadomość, że niedawno Carter te części ciała widział, smakował była cholernie przyjemna, ale i jednocześnie stresująca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miała odstawić szklankę na stolik, ale jednak zdecydowała się dopić wszystko, co w niej piło. Sądziła, że byłoby jej łatwiej, gdyby umiała sobie radzić lepiej, gdyby była pewniejsza.
      — Nowy merch? — Uniosła lekko brew. I wcale nie byłaby zaskoczona, gdyby to się zaczęło sprzedawać. Ludzie kupowali wszystko. — Zmysłowe rozproszenie, tak? — Powtórzyła. Oparła się rękami o materac i lekko odchyliła do przodu, a głowę przechyliła na bok. Włosy spływały jej po ramionach, wciąż w nieładzie po tym, co działo się niedawno, ale nie miała sił, aby z nimi walczyć.
      — Dziewczyny nie lubią słyszeć, że są inne niż wszystkie. Więc dobrze, że tego nie mówisz. Ale mógłbyś powiedzieć, że było miło. To akurat lubimy słyszeć… I wy chyba też. — Dodała z lekkim rozbawieniem. Miło to niedopowiedzenie, ale jeszcze nie znalazła w sobie takich słów, których mogłaby użyć, aby nie brzmiały one właśnie banalnie.
      Pozwoliła sobie również sięgnąć po kieliszek z winem. Przez chwilę się najpierw przyglądała, a dopiero po chwili upiła łyk. Słyszała słowa Cartera i nie była pewna, czy ma odpowiadać.
      — Możemy pomilczeć, jeśli tego potrzebujesz. — Powiedziała w końcu. Spojrzała na niego trochę uważniej, ale nie w przytłaczający sposób. — Pomilczeć i popatrzeć, chyba ci się to drugie zwłaszcza spodobało.

      soph

      Usuń
  15. Kompletnie nie tego spodziewała się jadąc w nieznane, aby spędzić wieczór z Carterem. Do samego końca tak naprawdę nie wiedziała, gdzie jedzie i co zaplanował. Sophia była szczerze mówiąc oczarowana. Galeria, obrazy i kolacja… To wszystko było aż nadto, a potem pojechali do niego. Sophia nie pamiętała, do której godziny siedzieli i po prostu rozmawiali. O wszystkim i o niczym, choć nie poruszali już cięższych tematów, a trzymali się tych luźniejszych, w których oboje czuli się dobrze. Sięgali do siebie raz po raz dłońmi bądź ustami, jakby naprawdę nie mogli się powstrzymać, a jej to wcale nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, chętnie brała od niego tyle, ile był w stanie jej dać, a sama oddawała mu w zamian równie tyle.
    Była rozczarowana tylko jedną rzeczą, a w zasadzie nie rozczarowana, a było jej przykro. Kończyli wieczór, a Carter ani razu nie zająkał się o koncercie, który miał następnego dnia. Nie wiedziała, dlaczego jej tak zależało, aby usłyszała „Hej, Sophia, chcesz wpaść w sobotę? Tu przepustka i takie tam, widzimy się wieczorem”. Ale nic podobnego nie padło. Nie zamierzała się prosić. Może to byłoby już za dużo. Może nie chciał, aby brała udział w tej części jego życia. Aby oglądała go spod sceny czy w jakimś pokoju dla VIP’ów, choć równie dobrze byłaby zachwycona zwykłym miejscem, ale to już było bez większego znaczenia.
    Nie pamiętała, kiedy nawet zasnęła. Może to było, jak opierała się o jego klatkę i o czymś mu opowiadała, a może gdy leżała na brzuchu z rękami pod głową i słuchała, jak Carter o czymś opowiada. To było bez większego znaczenia, ale w pewnym momencie zamknęła oczy i otworzyła je dopiero parę godzin później. I w pierwszej chwili nie zorientowała się, w jakim miejscu się znajduje. Kołdra pachniała inaczej i miała inny kolor; to nie była jej biała i znajoma pościel, ale ciemnozielona, wręcz czarna. Dopiero po paru chwilach zaczęła się orientować, gdzie jest i co się wydarzyło. Nie pojawiła się żadna błyskawiczna myśl, aby uciekać z mieszkania i udawać, że nic się nie wydarzyło. Miała zamiar wrócić do spania, gdyby nie to, że potrzebowała skorzystać z łazienki. Zerknęła w leżący na szafce telefon Cartera – swój zostawiła w torebce, która leżała gdzieś w innej części mieszkania. Była dopiero siódma, a ona chyba zasnęła w okolicach drugiej. Czuła się dziwnie wypoczęta, ale zamierzała wrócić do łóżka. Zwłaszcza, że od Cartera biło przyjemne ciepło, w które chciała się wtulić i jeszcze przez chwilę udawać, że to co się dzieje to tylko lenistwo. Myła ręce w umywalce, kiedy coś przykuło jej uwagę. Wcześniej nie zwróciła na to uwagi, nie, gdy światło w łazience było delikatnie przyciemnione, a ona trochę zamroczona. W pierwszej chwili miała to zignorować, ale nie potrafiła. Odwróciła się i podeszła do szafki bliżej, a na uchwycie zawieszony był złoty łańcuszek. Dopiero wtedy też zaczęła się orientować, że łazienka zapełniona jest nie męskimi kosmetykami, ale również damskimi. Jakieś perfumy na wbudowanej półce, żel, którym umyła się wczoraj… Poczuła dziwne, nieprzyjemne ukłucie, że nosiła na sobie zapach innej. Zauważyła też, że w koszyku przy umywalce poza paroma podstawowymi rzeczami, które są trzymane w łazience były też różowe, a czasami jasnofioletowe karteczki. Nie chciała zaglądać. Naprawdę, chciała to zostawić w spokoju, ale nie potrafiła. Sięgnęła po pierwszą, a potem drugą, trzecią… I każdą czytała po kolei, choć przecież nie powinna. To nie była jej sprawa. Teksty rzucały się jej w oczy od razu. Jedne wulgarne, sugestywne. Dziś jestem w czerwieni. Twojej ulubionej. ~ S. Inne bardziej intymne, szczegółowe. Przepraszam, nie chciałam. ~ S. Dotyczące relacji, o której Soph nie miała bladego pojęcia. Na zawsze twoja. ~ S. I na każdym jednym był ten sam rysunek, który Sophia tej nocy wiele razy oglądała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zajęło jej chwilę, aby zorientowała się, że to, co było narysowane na kolorowych karteczkach było też wbite pod skórę Cartera. W tym miejscu, które wielokrotnie w nocy scałowała, gdy zastanawiała się, co to oznacza. Już wiedziała.
      Schowała wszystkie karteczki z powrotem tam, gdzie były.
      Wyszła z łazienki z lekko drżącymi dłońmi. Nie potrafiąc spojrzeć w stronę łóżka, gdzie wciąż spał Carter. Zebrała po cichu swoją bieliznę oraz szpilki. Uważając, aby nie potrącić przypadkiem leżącego pudełka po pizzy czy stolika. Wyszła po cichu, tak, jakby jej tu wcale nie było. Powstrzymując jakąkolwiek większą reakcję na moment, aż będzie poza budynkiem, a najlepiej, jak będzie w swoim pokoju. Ubrała się w pospiechu, nawet nie zawiązując sukienki, a szpilki założyła dopiero będąc już za drzwiami od penthouse. Wychodziła w pospiechu, zostawiając szal, który jakoś zsunął się z komody, gdy zabierała torebkę.
      Spędziła noc w jego łóżku pachnąc, jak jego była. Albo jedna z wielu dziewczyn, które przewijały się przez tamto łóżko. Ile było takich, jak ona w ciągu tygodnia? Pojawiających się na jedną noc, ale znikających nad ranem? Bez imion i twarzy, które się zapamiętuje? Próbowała się czymś zająć, aby nie myśleć, a gdy już myślała, że uda się jej pooglądać głupie, niezajmujące filmiki na TikTok’u algorytm uznał, że to będzie prześmieszny żart, gdy jakoś między dwudziestą drugą, a dwudziestą trzecią wyskoczy jej live z koncertu Cartera. Madison Square Garden wypełnione po brzegi wrzeszczącymi, rozgrzanymi fanami. Nawet nie wiedziała, dlaczego to ogląda. Ale nie potrafiła przestać. Tylko wciąż oglądała. Cartera wyrzucającego z siebie wersy w gwałtownym tempie, ale kiedy coś mówił do fanów to nie słuchała. Jakby mówił to ktoś inny, a nie ten facet, który zeszłej nocy ją całował i trzymał blisko.
      Niedzielę spędziła na tym, aby zmienić kompletnie grafik na poniedziałek. Musiała, aby nie zwariować. Z początku miała w planach, aby spędziła jak najwięcej czasu z Carterem, a teraz… Teraz nie potrafiła. Potrzebowała jakiegoś dystansu, czegokolwiek, sama nie miała pojęcia.
      W poniedziałek była tam już przed siódmą. Pierwsi przychodzili opiekunowie zwierząt, bo na szóstą, aby dać im jeść i otworzyć miejsce, a Sophia nie potrafiła znaleźć sobie miejsca. Parę minut przed ósmą dostała od Cartera wiadomość, że czeka. Wpatrywała się w nią przez pięć minut, zanim odpisała, że jest już w schronisku, bo miała coś do załatwienia. Poprosiła Alice, aby to ona tym razem przekazała wolontariuszom, co mają dziś robić, a sama zniknęła. Odizolowała się od wszystkich tak w zasadzie. Spędzając cały poranek w gabinecie weterynaryjnym. Pomagała przetrzymać zwierzaki, które wymagały prostej pomocy, przetrzymała do zastrzyków, rozpisywała, który zwierzak dostał jaki lek i w jakiej ilości. Wszystko, aby być niewidoczną i poza zasięgiem kogokolwiek tak naprawdę. Nie zeszła na kawę, jak zwykle w okolicach dziesiątej. Dopiero jakoś przed dwunastą przemknęła do kociarni, aby zająć się tymi maluchami, które niedawno zostały do nich dostarczone.
      Siedziała na rozłożonym kocu na podłodze, a przed nią był niewielki kojec, w którym siedziały cztery kociaki. Na oko miały niecały miesiąc, a od tygodnia były w schronisku. Sophia sięgnęła po jednego czarno-białego, a potem po butelkę z podgrzanym mlekiem.
      — No już, już ci przecież daję. — Szepnęła cicho, jakby się bała, że głośniejszy ton spłoszy kociaki, które nieporadnie i koślawo, ale chodziły po tym małym kojcu. Uczyły się dopiero chodzić, bawiły się ze sobą i skradły jej serce totalnie. Przyłożyła butelkę do pyszczka kociaka, a gdy ten chwycił w pyszczek smoczek i zaczął łapczywie ssać mleko, Sophia uśmiechnęła się nieśmiało. Poruszał przy tym szybko mikroskopijnymi uszkami. — Wolniej, nikt ci tego nie zabiera. Całe twoje.

      soph🥲

      Usuń
  16. Przed oczami cały czas miała karteczki, których przeczytała tamtego poranka zbyt wiele. Nie powinna była nawet po jedną sięgać, ale to zrobiła. Nie pamiętała, ile ich już przeczytała. Zbyt dużo w każdym razie. Miała też wrażenie, że całe ciało ją swędzi od tego wiśniowego żelu, z którego skorzystała. Jakby nagle dostała niewidzialnej alergii i nie swędziało zewnątrz, ale od środka. Miała zbyt wiele myśli w głowie, których nie byłoby, gdyby pilnowała swoich spraw. Wisiorek. Karteczki. Obrazki. Tatuaż. Tego było za wiele. Zbyt wiele, a Sophia… Sophia może jednak się nie nadawała do takich zabaw? Do udawania, że może z kimś sypiać i nie czuć nic, że potrafi obojętnie przejść obok takich rzeczy, jak pamiątki po byłej. Po tej samej dziewczynie, która teraz zabawiała się u boku Nico. To nawet nie tak, że patrzyła co robi. Nie obchodziło jej to już. Wyleczyła się. Ktoś jej czasem coś podesłał czy zapytał. „Ej, widziałaś, że Nico się buja z Sloane?” Widziała. I co z tego? Ona bujała się za to z tym Carterem i nikt jakoś nie robił z tego szopki.
    Liczyła, że uda się jej tutaj schować. Planowała wyjść po dwunastej albo później. Nikt by na nią nie krzyczał, gdyby została dłużej. Nawet planowała to zrobić, aby się minąć z Carterem. Niby się z nim widziała i rozmawiali, ale trzymała dystans. Bez choćby muśnięcia go w policzek na powitanie. Była grzeczna i miła, tak jak do każdego innego. Uśmiechała się i odpowiadała, jeśli zadał jej jakieś pytanie, ale były to tak ogólne pytania, że nad odpowiedzią nie musiała się zastanawiać. Ona padała automatycznie, a potem zniknęła. I zamierzała siedzieć w zamknięciu tak długo, jak to tylko możliwe, a potem wrócić do domu. Nie miała ochoty nawet na to, aby włóczyć się po mieście, co zwykle robiła, gdy wiedziała, że w apartamencie była Gwen, a że nie pracowała, tylko korzystała z pieniędzy ojca dziewczyny, to przesiadywała tam zbyt często.
    Wybrała kociarnię, bo gdy dowiedziała się o alergii Cartera to już go tutaj nie wysyłała. Na początku nie wiedziała, a on nikogo nie poinformował. Myślała, że gdy mówił, że nie zamierza tu sprzątać to było z uprzedzeń, a nie, bo miął faktyczny powód. Wiedziała, że tutaj nie zagląda, odkąd nie musi, więc to było względnie bezpieczne miejsce do ucieczki przed całym światem, którym na jej nieszczęście stał się Carter. To była tylko jedna noc, jedna randka. Nie wyobrażała sobie nawet zbyt wiele, bo wiedziała, że to nie ma przyszłości, ale tak zwyczajnie było jej przykro. Przez ten koncert, przez wisiorek, karteczki z wiadomościami, tatuaż.
    — Małe głodomory. — Westchnęła cicho, bo chociaż kociaki dostały swoją porcję, to wciąż szukały jedzenia dalej. Karmiła już drugiego kociaka, tym razem ten był szary w czarne pręgi, kiedy usłyszała, że drzwi się uchylają. Ale nie odwróciła się, aby spojrzeć. Co chwilę ktoś tu wchodził i wychodził. Na kolanach brunetki spała jedna z kotek. Koty chodziły tu właściwie luzem. Bawiły się na drapakach ze sobą. Tylko nieliczne były oddzielone, ale to były te, które na coś chorowały i musiały być izolowane od tych zdrowych.
    Trzymała czterotygodniowego kociaka pewnie, tak samo, jak i butelkę. Myślała, że to Alice czy Josh, którykolwiek z wolontariuszy, ale wiedziała, że nie. Miała nadzieję do ostatniej chwili, że to ktoś z nich. Atmosfera jednak się zmieniła momentalnie, a Sophia nie mogła ignorować jego obecności, chociaż bardzo chciała. Próbowała też nie dać po sobie poznać, że coś jest nie w porządku. I to nie tak, że zamierzała mu się przyznać, że grzebała mu w łazience. Przypadkiem, bo przypadkiem, ale jednak grzebała.
    — Dlatego ci nie przydzielam zadań z kotami, abyś za szybko nie umarł. — Odpowiedziała, co brzmiałoby bardziej żartobliwie, gdyby Sophia była w nastroju do żartów, a tymczasem zabrzmiało to ponuro i nijako. Mogła powiedzieć „to możesz stąd wyjść” i nawet chciała, ale wtedy dałaby mu faktycznie powód, aby sądził, że coś jest nie w porządku. I cóż, wiele rzeczy było nie w porządku, ale nie był po to, aby słuchać jej problemów.
    Miał ją przelecieć i zostawić. Taki był układ. Bez terapii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spojrzała na niego, jakby chciała mu tym dać znać, że wszystko jest w porządku. Nawet się uśmiechnęła, chociaż uśmiech nie sięgał oczu, a w nich nie było typowych dla Sophii wesołych iskierek, kiedy na niego patrzyła. Była przygaszona, czego nie potrafiła ukrywać. Dobrą aktorką nigdy nie była, więc cóż, chciała czy nie, ale będzie wiedział, że coś ją dręczyło. Z tym, że ona nie zamierzała się przyznać.
      — Hm? — Rzuciła, jakby nie słyszała jego pytania. — Nie, wszystko w porządku.
      Skupiła się znów na kociaku, który podobnie jak jego poprzednik trzepotał małymi uszkami w zadowoleniu, a kotka na kolanach Sophii mruczała przez sen. Czuła na nogach wręcz, jak kot wibruje na jej udach. Lekko się na to uśmiechnęła, bo chociaż znalazła się w średnio ciekawiej sytuacji to przynajmniej kot na kolanach był jedyną stałą i pewną rzeczą w jej życiu. To się jedno miało nie zmienić.
      — Nie ignoruję cię, jestem dziś po prostu zajęta. — Odpowiedziała, ale nie spojrzała na niego. Tym razem wzrok utkwiony miała w kociaku, którego karmiła.

      soph

      Usuń
  17. Zawsze twierdziła, że jeśli coś jest nie w porządku to należy o tym powiedzieć wprost. Naciskała na to u innych, ale kiedy chodziło o nią samą, to nie potrafiła się zmusić, żeby cokolwiek z siebie wycisnąć. Jak miałaby spojrzeć mu w twarz i powiedzieć, że widziała tamte karteczki, które Sloane pewnie zostawiała mu przyklejone na lustrze, gdy wychodziła rano z mieszkania, a on spał? Albo robiła to wieczorem, aby znalazł, gdy wróci do mieszkania? Że widziała wisiorek, który na pewno należał do jego byłej żony albo do jakiejś jednej z wielu dziewczyn, które przewinęły się przez penthouse? Jak Sophia miała się przyznać do tego, że poczuła się, jakby dostała po twarzy, gdy zorientowała się, że pachnie tak, jak pachniała Sloane, gdy kładła się z nim do łóżka? Jak miała się przyznać, że poczuła się, jakby nic nie znaczyła, gdy przecież od samego początku jej powtarzał, że to nic nie znaczy? Jak miała powiedzieć, że jest jej zwyczajnie przykro, że nie zapytał, czy chciałaby przyjść na koncert? Jasne, pewnie mogłaby kupić bilet na ostatnią chwilę, ale przecież nie o to chodziło, aby bawiła się z jego fanami, prawda? Dlatego nie mówiła nic i utrzymywała wersję, że wszystko jest w porządku. Zawsze mogła skłamać, że pożarła się z ojcem albo macochą czy nawet Imogen. To nawet nie byłoby kłamstwo, bo powód pewnie w tym tygodniu do kłótni wszyscy jeszcze znajdą. Póki co, o dziwo, panował względny spokój, a do niej nikt nawet się nie przyczepił, że była na randce. O której zrobiło się ciut za głośno, a jej nazwisko już tym razem było powiązane z Carterem, ale w końcu zgodziła się, aby wrzucił te zdjęcia i ją. Nie miała nic przeciwko temu, choć wiedziała, że to wywoła burzę w przyszłości, a teraz było to bez znaczenia.
    — Będę tu jeszcze trochę. — Odpowiedziała. Doceniała, że przyszedł, choć to nie było dla niego przyjemne doświadczenie, ale co chciał, żeby zrobiła? — Nie ma potrzeby, aby się poświęcać.
    Siedziała więc i karmiła koty, bo mogła to robić. Bo koty nie zadawały pytań. Koty cicho mruczały leżąc jej na kolanach. Czasami wbijały ostre pazurki, gdy się przeciągały, ale to był ledwo zauważalny ból. Czasami, gdy spędzała tu cały dzień kończyła z zadrapaniami, ale była do tego przyzwyczajona. Chester zostawiał jej ich o wiele więcej, a kocur miał swój temperament. Czasami żałowała, że nie dała mu na imię Lucyfer, jak z Kopciuszka, bo o wiele bardziej pasowało do jego charakterku.
    Prawda była też taka, że Sophia Cartera ignorowała.
    Potrzebowała czasu, aby z godnością, której teraz jej zdecydowanie brakowało, przyjąć, że po prostu nie chciał zaprosić jej na ten koncert. I jakoś poukładać sobie w głowie, że mimo tych wszystkich słów, które Carter jej mówił, to Sophia jest jedną z wielu. Może nie teraz, kiedy się spotykają, ale potem… Potem zostanie tylko wspomnieniem. Jednym z wielu. I sama tego chciała, prosiła o to i zapewniała, że tego sama również chce. Pojawiło się tylko to przeklęte „ale”. Bo gdy jednak już się zaangażowała, gdy tak ufnie spoglądała mu w oczy, kiedy trzymał jej nagie ciało przy swoim, gdy przekroczyli tę cienką granicę, to zdała sobie sprawę, że nie potrafi traktować tej relacji jako coś, o czym będzie mogła zapomnieć, kiedy wygasną.
    — Bo nie chcę, żebyś tu był. Masz alergię i źle się czujesz, jak spędzisz tu więcej niż pięć minut. — Powiedziała i pozwoliła sobie, aby podnieść na Cartera wzrok. Stał kawałek dalej i uważnie się w nią wpatrywał. Może próbując z niej wyciągnąć więcej niż mu obecnie dawała. — I tak, jestem zajęta, Carter. Mam zaległości w papierach, a poza tym zgłosiłam się na ochotnika, aby je dzisiaj karmić, a muszą jeść do dwie godziny. — Wyjaśniła. Nie było to do końca kłamstwo, ale pełna prawda również nie. Sophia mogła iść do domu, gdy skończy się jej zmiana, ale zamierzała zostać, o ile Carter stąd pójdzie. Jego obecność jeszcze nigdy nie była tak przygniatająca i ciężka, a choć próbowała, naprawdę próbowała ze wszystkich sił, aby nie być tą, która się obraża i ma zranione uczucia to nie potrafiła. Na własne życzenie przecież dostała ten grajdołek emocjonalny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Posłała mu przy okazji taki lekki, luźny uśmiech. Daleko jej jednak było do tego, aby przekonać choćby samą siebie, że ten uśmiech może cokolwiek znaczyć i jest szczery, a potem wróciła do bycia skupioną na kociaki. Jak skończył jeść, to ostrożnie rozmasowała mu brzuszek. Gdyby miały mamę to ona by się nimi zajęła, ale były same i skazane na pomoc od innych.
      — Chętnie, ale… Przywiozłam jedzenie ze sobą. I będę tu jeszcze jakiś czas. — Powiedziała. Czasami się zdarzało, że przywoziła ze sobą lunch boxy, kiedy wiedziała, że nie zdąży czegoś zjeść zanim stąd wyjdzie lub miała jakieś zobowiązania później, a nie chciała głodować. Teraz… Teraz nie była w nastroju, aby cokolwiek zjeść i poza marną kromką wysmarowaną śmietankowym serkiem Sophia nie jadła nic więcej. Miała za bardzo ściśnięty żołądek i zbyt wiele myśli w głowie, które ją przed tym powstrzymywały.
      — A bez sensu, żebyś na mnie czekał. Mogę wyjść za dwie godziny, cztery albo dopiero wieczorem — dodała po chwili. Zdążyła poznać upór Cartera na tyle, aby wiedzieć, że mógłby tyle czekać, ale liczyła, że tego nie zrobi. — Ale może jutro czy jakoś na tygodniu? — Zaproponowała, aby nie brzmieć tak, jakby całkiem próbowała się od niego odciąć. Pewnie powinna była, ale jednocześnie nie była gotowa, aby odejść całkiem. Powoli, krok po kroku.

      soph

      Usuń
  18. Sophia nie chciała się odcinać, ale nie potrafiła na ten moment inaczej się zachować. Wiedziała, że tym tylko go od siebie bardziej odtrąci i być może Carter już nie będzie nawet zainteresowany tym, aby powiedzieć jej „cześć”, ale brunetka nie miała w sobie sił, aby przybrać inną taktykę. Powtarzała sobie, że rozmowa jest ważna, a tymczasem sama się od tego odcinała. Potrzebowała tego dystansu, aby nie zwariować. Może, aby poukładać sobie parę spraw w głowie, zanim będzie mogła kontynuować. O ile w ogóle będzie potrafiła jeszcze raz wejść w rolę dziewczyny, która jest dobra do tego, aby dać się przelecieć. Czy w ogóle będzie potrafiła być dziewczyna, która umie zaoferować seks bez zobowiązań. Bo przywiązała się. I to szybciej niż się spodziewała, bo kiedy wtedy luźno rozmawiali i śmiali się do drugiej w nocy, jedząc pizzę z pudełka na moment uwierzyła, że to mogłaby być codzienność, a nie wyjątek od reguły. A potem nastał ranek, a ona zobaczyła te wszystkie rzeczy. Wciąż przed oczami miała wisiorek, karteczki i tatuaż. Przechodził ją dreszcz, kiedy przypominała sobie, że całowała tamto miejsce, a ono przecież należało do kogoś innego. I może to był tylko tusz pod skórą, coś co już nic nie znaczyło, a jednak… Jednak to bolało. Tak po prostu. Co było głupie i bezsensowne, bo przecież Carter nigdy nie obiecywał jej poza właśnie swoim ciałem. Tylko, że tamtej nocy dał jej więcej, a Sophia, jak ta ostatnia idiotka trochę za dużo zaczęła sobie wyobrażać.
    Najprościej byłoby powiedzieć mu prawdę, ale kiedy o tym myślała to gardło miała ściśnięte. Ostatnie co chciała to jeszcze się przed nim popłakać, a po prostu wiedziała, że jeśli zostanie tu z nią jeszcze chwilę dłużej to pęknie jak tama.
    — Poważnie, jeszcze minuta tutaj i będę musiała wzywać karetkę. — Rzuciła siląc się już na luźniejszy głos, ale było jej ciężko tak po prostu. Bo wiedziała, że on wiedział, że tu wcale nie chodzi o kociaki ani papiery. Mogło chodzić o zwierzaki, owszem. Ale dzisiaj były zwyczajną wymówką, aby schować się przed całym światem. Przed nim.
    Kiedy zaczynali się poznawać i rozmawiali na te trudne tematy nie miała oporów przed tym, aby mu powiedzieć, co takiego leży jej na sercu. Mówiła z zaskakującą lekkością, mimo, że otwieranie się na innych przychodziło jej z trudem, a przy nim… Przy Carterze słowa wychodziły same. Czasami długie i ciężkie, innym razem luźne i zabawne, a teraz? Teraz nie potrafiła się zmusić, aby przyznać, jaka jest prawda. Że zabolało, bo w nocy poczuła się wyjątkowo, zauważona i chciana, a rano… Rano boleśnie zdała sobie sprawę, że to nic tak naprawdę nie znaczyło. Nie dla niego. Nie powiedział i nie pokazał, że tak było, to sobie dopowiedziała. Co miała pomyśleć, gdy widziała notatki i rzeczy należące do Sloane? Jak się poczuć, kiedy zorientowała się, że spała w niego wtulona, a na jej skórze był zapach jego byłej żony?
    — Carter… — Westchnęła i lekko drgnęła, kiedy się odezwał w ten sposób. Nie złośliwie, ale jednak… Jednak było w tym coś, co ją zabolało. I powinno boleć, gdy sama była tą, która go odtrącała. — Wiesz, że nie mam tego na myśli. — Dodała cicho. Nie potrafiłaby mu tego powiedzieć ani nawet pomyśleć.
    Nie spojrzała na niego, bo wtedy jak nic dostrzegłby, że ledwo trzyma się w całości. Dlatego skupiała się dalej na kociakach i na karmieniu ich, na tym co nie wymagało myślenia. Zraniła go, tak sądziła po jego tonie i tym, że już nie naciskał. Że nie próbował od niej niczego więcej wyciągnąć, a zwykle był dobry w to, żeby Sophia przyznawała się, co siedzi jej w głowie. Nie tym razem. Była zbyt uparta, aby cokolwiek powiedzieć.
    Zostawił jej otwartą furtkę, aby mogła wrócić. Gdyby chciała. Nawet sobie nie zdawał sprawy, jak bardzo chciała. Odłożyć futrzaki i do niego podejść. Przeprosić za to, jaka jest i wyrzucić z siebie wszystko, ale wtedy… Wtedy by wiedział, że noc, która miała być jedną z wielu coś znaczyła, a przecież uzgodnili, że nie zaangażują się uczuciowo. Że to tylko będzie seks, parę randek i żadnych oczekiwań.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Starała się nie płakać. Naprawdę, starała się trzymać w sobie, a na to pozwolić sobie dopiero, gdy będzie z powrotem w swoim pokoju. Z dala od ludzi i ciekawskich pytań. Gdyby ktoś zobaczył… Pojawiłoby się pytanie, czy to przez niego. I tym razem odpowiedź byłaby twierdząca, ale to wcale by nie znaczyło, że Carter jej coś zrobił. Bo nie zrobił niczego. Był taki, jak powiedział, że będzie. To Sophia zaczęła patrzeć na niego inaczej. To ona zraniła tak naprawdę samą siebie. Łzy tylko raz jej spłynęły po policzkach, co było o jeden raz za dużo. W momencie, kiedy drzwi za nim cicho trzasnęły, a brunetka zdała sobie sprawę, że została sama w kociarni.
      Siedziała tak jeszcze może z dziesięć, piętnaście minut. Skończyła karmić koty, posprzątała i nie miała tu już co robić. Wydawało się, że minęło wystarczająco dużo czasu, że Carter nie czeka, bo dlaczego miałby? Powiedziała mu, że zostaje tutaj, więc nie było powodu, aby został, prawda?
      Pozbierała swoje rzeczy. Nie spieszyła się, choć wiedziała, że Mick już na nią czekał. Nawet nie wiedziała, dlaczego poprosiła, aby ją odwiózł. Zwykle wracała pociągiem, ale dziś chyba nie miała ochoty na to, aby się spieszyć, być wśród ludzi i ryzykować, że w którymś momencie nie wytrzyma sama ze sobą. Na tylnej kanapie auta mogłaby się popłakać. Zapytałby, czy wszystko w porządku i czy nie chce o tym porozmawiać. Podałby truskawkowego cukierka, jakby słodycz miała poprawić nastrój, ale nic więcej. Nie oceniałby. Nie naciskałby.
      Wychodząc nie zastanawiała się nad tym, że Carter wciąż może tu czekać. Szła ze spuszczoną głową, rękami skrzyżowanymi na piersi i chciała zniknąć jak najszybciej w aucie. Dopóki nie poczuła tego znajomego uczucia bycia obserwowaną. Podniosła wzrok i zatrzymała się wpół kroku.
      Przeszył ją dreszcz, kiedy Carter się odezwał.
      Przyłapał ja na kłamstwie. Wiedział, że z premedytacją go okłamała.
      Sophia odetchnęła powoli. Biegając wzrokiem wszędzie, byle nie na niego.
      — Tak wyszło. — Powiedziała cicho. Wbiła oczy w szary chodnik pod sobą. Zauważała teraz każde pęknięcie. Każdy chwast, który przebił się przez beton.
      Nie chciała kłamać. Nie chciała być tą dziewczyną, która go okłamuje i liczy, że ujdzie jej to na sucho.
      — Przepraszam… Nie powinnam cię okłamywać. Mam po prostu gorszy dzień, i nie wiedziałam, jak ci to powiedzieć. — Zaczęła cicho, miękko. Jakby przygotowywała się do tego, aby mu zaraz wyjawić całą prawdę, która stała za jej nastrojem i tym, że go zbywała.
      Zaraz potem dodała jednak coś więcej. Z chłodnym dystansem, jakby chciała postawić między nimi mur.
      — Ale nie jestem twoją dziewczyną. Nie muszę ci się tłumaczyć.

      soph

      Usuń
  19. Sophia nie pomyślała, że Carter mógłby poczuć coś więcej. Od samego początku jasno stawiał sprawę. Powtarzał, że nie ma co oczekiwać przyszłości, a ona to zaakceptowała i nie oczekiwała niczego, ale gdy sama już się nakręciła… Było trochę za późno, aby robić krok wstecz. Nie przyszło jej do głowy, że i przez ten czas on mógłby coś poczuć. Podarował jej cudowną randkę, wspólną noc i wiele godzin, które spędzili po prostu rozmawiając, nie robili nic innego poza długimi rozmowami, a ona ciągle z tyłu głowy miała ten jego cichy głos, który ostrzegał, aby nie oczekiwała przyszłości. Brzmiał na tak pewnego siebie, gdy mówił, że poza tymi paroma tygodniami nie będzie w stanie dać jej nic więcej, że brunetka w to może aż za bardzo zaczęła wierzyć. W to, że na koniec dnia była tylko kolejnym ciałem, które przewinęło się przez jego łóżko, a o którym zapomni się, gdy nadejdzie pora pożegnania.
    Nie chciała mu tego wszystkiego mówić. Właściwie, to chciała z nim iść na ten lunch. Porozmawiać, potrzymać za rękę i robić te wszystkie rzeczy, które robili razem do tej pory, a tymczasem ona bez mówienia czegokolwiek więcej wślizgnęła się na tył auta. Bo nie potrafiła już mu spojrzeć w oczy i odpowiedzieć. Bo obawiała się, że w którymś momencie powie o słowo lub dwa za dużo, a wtedy będzie tego żałowała o wiele bardziej niż tego „luźnego” kłamstwa, którym go dziś nakarmiła. Wieczorem wahała się nad tym, czy mu wysłać SMS’a, że do schroniska będzie jeździła wcześniej, ale ostatecznie z tego zrezygnowała. Miała wrażenie, że to popołudnie dość jasno im powiedziało, że wspólne przyjazdy i odjazdy się właśnie skończyły. Wiele razy walczyła ze sobą, aby napisać lub zadzwonić. Przeprosić. A potem dochodziła do wniosku, że przecież nie ma za co przepraszać, racja? Nie była mu winna wyjaśnień, nie musiała tłumaczyć mu niczego.
    I przez kolejne trzy dni Sophia była miła, ale wciąż zachowywała dystans. Nie było żadnych ukradkowych spojrzeń ani uśmiechów. Nie wymykała się z biura, aby dołączyć do niego na spacerze czy wybiegu. Nie zmieniała swoich zajęć, aby spędzić z nim trochę czasu nawet przy czyszczeniu klatek czy robieniu góry prania. Była gdzieś w pobliżu, ale bez tego, co towarzyszyło im wcześniej. Mur, który wokół siebie budowała przeszkadzał jej coraz bardziej. Zaczynała tęsknić, chociaż przecież nie powinna była. Carter był… Carter miał być tylko do układu, który chyba też się skończył w sobotni poranek. Sama już nie wiedziała, ale nie miała w sobie dość odwagi, aby o cokolwiek go zapytać. Zaczepić i przeprosić, zawołać na kawę czy nawet przyjść z gotową w ramach przeprosin. Sophia jakby egzystowała z boku. Czasami, kiedy miała pewność, że Carter naprawdę nie patrzy w jej kierunku to zatrzymywała na nim dłużej wzrok. Zastanawiając się, jakby teraz między nimi było, gdyby nigdy tamtych rzeczy nie zauważyła. Czy udawaliby każdego dnia, że są zbyt leniwi, aby wrócić do siebie czy może w sobotni poranek ostro dałby jej do zrozumienia, że jej miejsce nie jest przy nim? Miała zbyt wiele pytań, a odpowiedzi nie było skąd brać. Mogła się w zasadzie tylko zastanawiać i czasem spoglądać, kiedy przekonywała się, że Carter nie widzi i jest czymś zajęty.
    Powinna była czuć ulgę, że był piątek, a przed nimi weekend i dwa dni spokoju, ale zamiast tego był niepokój. Bo tydzień temu w piątek była tak cholernie szczęśliwa. Jak tylko wróciła do domu to szykowała się do wieczora. Panikując, że nie ma sukienki, że nie ma nic i zachowywała się tak, jakby nigdy przedtem na randce nie była. I szczerze? Na takiej nie była. Tydzień temu wszystko było w porządku, a teraz? Teraz odliczała minuty do wyjścia, aby przestać czuć się w schronisku, jak intruz, chociaż przecież to ona cały czas dawała Carterowi niemal odczuć, że nie jest tu mile widziany. Swoim zachowaniem i dystansem, tym grzecznym do bólu uśmiechem. Pustką w oczach, w których nie było już uśmiechu ani błysku, który się pojawiał zawsze, kiedy Carter był obok. Lub kiedy o nim myślała, bo chwilami wystarczyła brunetce tylko jedna myśl, aby rozbłysła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mocowała się z metalową klatką już od paru minut.
      Coś było nie w porządku, a zatrzask nie chciał działać tak, jak powinien. Mogła iść po Winstona, ale wiedziała, że był teraz czymś zajęty lub po kogokolwiek innego, ale najpierw chciała spróbować samej uporać się z niedziałającym zamkiem.
      Kociak, który był mieszkańcem klatki kręcił się wokół Sophii, jakby tym samym chciał jej powiedzieć, że sama nie da rady tego naprawić. Jego pomruki były głośne, ale mieszały się z resztą dźwięków w kociarni. Miauczenie, mruczenie, drapanie pazurkami o drapak… Było tego mnóstwo.
      — Cholera. — Syknęła pod nosem, a zamek uparcie nie chciał współpracować. Wypuściła z siebie sfrustrowane westchnięcie, a potem spróbowała jeszcze raz. Gdzieś z boku klatki wystawał metalowy niewielki drucik, którego Sophia kompletnie nie zauważyła. Nawet nie wiedziała, jak to zrobiła, bo kiedy szarpnęła za zamek, aby go zamknąć wnętrze jej dłoni zahaczyło o ten wielki drucik. Ruch Sophii był szybki, a drucik, jak się okazało ostrzejszy niż mogłoby się wydawać. — Ah!
      Potrząsnęła odruchowo zranioną ręką, nie orientując się, że parę kropel krwi spadło na podłogę. Ból był ostry, przeszywający i stanowczo zbyt duży, jak na taką ranę, z której gorąca, lepka krew sączyła się bardziej niż powinna była. Łzy napłynęły jej do oczu, nie była pewna, czy to z bólu czy szoku, czy nawarstwionych od tygodnia emocji, które teraz miały idealny moment, aby pęknąć, a Sophia wymówkę, że to po prostu tak boli. Bolało, oczywiście. Parę kropel spadło na jasne spodnie brunetki. Podeszła od razu po ręcznik papierowy i zerwała kilka listków, najpierw szybko zmyła krople z podłogi, a potem czysty kawałek przyłożyła do swojej dłoni. Biały papier natychmiast zmienił swój kolor na głęboką czerwień, a Sophia nie czekając dłużej udała się do pokoju socjalnego. Przemyć ranę, może czymś odkazić. Zrobić cokolwiek.
      Dłoń z bólu ciągle się trzęsła. Pchnęła drzwi do pokoju socjalnego ramieniem. Nie spodziewając się tam nikogo, a już na pewno nie Cartera. Musiała nie zwrócić uwagi na to, że była ta godzina, o której zawsze robili sobie przerwę na kawę. Ona flat white, on czarną. Stał akurat przy ekspresie, kiedy ona wpadła tu jak burza. Wnętrze dłoni ciągle pulsowało bólem, a mały kawałek ręcznika, który urwała niemal cały przesiąkł krwią. Czuła, jak wszystko w niej drży.
      W milczeniu, nie licząc tylko pociągania nosem i głośniejszych wdechów, podeszła do zlewu. Odkręciła zimną wodę, a mokry i zakrwawiony ręcznik papierowy rzuciła na blat obok.
      — Carter? Mógłbyś… Podać mi apteczkę? — Poprosiła cicho, łamiącym się głosem. Była wysoko w szafce nad nim, nie dosięgnęłaby tam bez krzesła. Starała się udawać, że nie ma łez w oczach, mimo mokrych policzków.
      W zasadzie to nawet nie bolało tak bardzo, aby płakała. I nie chciałam to była tylko głupia rana, o której za dwa dni nie będzie pamiętała.
      Bolało coś innego. Ktoś inny. Ktoś kto stał zbyt blisko.

      soph

      Usuń
  20. To nie była jego wina.
    To Sophia, znowu, pozwoliła sobie uwierzyć w coś, co nigdy nie miało miejsca. Obiecywała już sobie, że po raz kolejny tego nie zrobi. Sądziła, że wyciągnęła jakąś lekcję z tego, jak wyglądała cała znajomość z Nico. Przecież z nim też wiedziała, że nic z tego nie będzie, a i tak uparcie się w tę znajomość pchała. Obecnie zrobiła dokładnie to samo, choć już w pierwszej chwili, kiedy ledwo pomyślała o tym układzie lampki w jej głowie paliły się na czerwono. Nie tylko przez to, że Carter miał przeszłość jaką miał, a ona to zignorowała, bo „każdy popełnia błędy”. Z jakiegoś powodu odepchnęła na bok to, że potrafił wysłać człowieka do szpitala, że swoje sobotnie wieczory (i nie tylko) spędza pochylony nad kreską w klubach. Ona tego po prostu nie widziała albo widzieć nie chciała. I nie była pewna, co jest gorsze.
    To Sophia pozwoliła sobie na uczucia. Na pomyślenie, że to mogłoby być coś więcej. Na wyobrażenie sobie, że to między nimi znaczy coś więcej. I tak, jak rozmowa na pewno między nimi by coś zmieniła, to brunetka nie potrafiła się zmusić do tego, aby wyznać mu prawdę i się z tego wycofać. Tak bardzo ceniła sobie szczerość, a nie potrafiła się na nią zdobyć. Nie, kiedy to naprawdę się liczyło.
    Nie kłóciła się z nim, kiedy kazał jej usiąść. Nie miała sił i chyba zwyczajnie też nie chciała po raz kolejny wyrzucać z siebie słów, które paść nie musiały. Zresztą, nawet gdyby próbowała się awanturować i zapewniać, że to nic takiego, to nie zdążyła. Carter podstawił krzesło, a potem ją na nie popchnął. Sophia nie miała chwili, aby zareagować czy powiedzieć cokolwiek. Opadła na krzesełko z cichym westchnięciem. Zmęczonym, jakby wyrzucała z siebie właśnie wszystko to, co w niej siedziało od tygodnia. Chyba pierwszy raz, odkąd się poznali, minął im tydzień bez jakiejkolwiek ciekawszej rozmowy. I dla Sophii ten tydzień był istnym koszmarem, z którego nie potrafiła się wybudzić.
    — To nic takiego. — Mruknęła cicho, ale nie zabrała ręki. Opuściła ramiona, kiedy ujął jej zranioną dłoń w swoje. Drugą ręką przetarła oczy. Licząc, że może nic nie dostrzegł albo to zignorował. Nie lubiła płakać przed innymi. Za każdym razem czuła ten sam rodzaj upokorzenia, kiedy pozwalała sobie na łzy lub kiedy te leciały z niej bez jej wiedzy. Teraz może i miała wymówkę. Zraniła się, bolało – całkiem logiczne, że te łzy się pojawią. Ale ona wiedziała, że wcale nie były spowodowane bólem. Ból stanowił tylko wymówkę, gdyby ktoś się pytał i większość uwierzy, ale Carter… Co do niego miała wątpliwości.
    Pozwalała mu na opatrzenie dłoni. Skupiając się na ciepłych dłoniach, które chwyciły jej własne z pewnością i delikatnością. Zorientowała się, jak bardzo tęskniła za jego dotykiem. Tym prostym – zwykłe muśnięcie dłoni, aby poczuć ich ciepło i jego obecność. Jako takie małe zapewnienie, że jest wciąż obok i nigdzie się nie wybiera.
    — Nie wykrwawię się od tego. — Powiedziała cicho, bo brzmiał na trochę spanikowanego albo Sophia sobie to wmawiała. Sama już nie wiedziała, co jest prawdą, a co jej wymysłem.
    Jak na takie małe rozcięcie było za dużo krwi, ale to chyba właśnie te małe bywały najbardziej uporczywe. To nie była głęboka rana, ale wystarczająca, żeby jej przeszkadzała przez dzień czy dwa, dopóki nie zacznie się zasklepiać. Śladu raczej też nie powinno być, a gdyby to cóż, będzie miała kolejną bliznę do kolejki. Przynajmniej ta z przedramienia nie będzie osamotniona.
    Mogła siedzieć na tym krzesełku i patrzeć, jak Carter sprawnie zajmuje się jej dłonią. Robił to z zaskakującą wprawą, której się po nim nie spodziewała. Brunetka skupiała się jednak na czymś innym. Na tym, że nawet na moment nie puścił jej dłoni, że trzymał ją mocno i pewnie, ale delikatnie jednocześnie. Jakby tym samym zapewniał ją, że nie odpuszcza tak łatwo. Jakby wcale nie chodziło o tylko o to, aby pocieszyć ją, bo się zraniła i wyglądała jak sierota.
    Zamknęła na moment oczy. Nie powinna była tak myśleć. Dawać sobie nadziei na coś, co przecież nie istniało. To był zwykły, ludzki odruch. Tak należało sobie to tłumaczyć. Tego powinna była się trzymać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zwróciła uwagi na bałagan wokół nich, kiedy otworzyła je z powrotem. Swoje spojrzenie skierowane miała na Cartera i jego skupienie. Jak szybko działał i sprawnie, a mimo to ciągle był obok. Już nie próbowała sobie nic wmawiać, udawać, że jego gesty są czymś innym niż były w rzeczywistości. Przestała się nakręcać, jakby coś w niej się nagle wyłączyło. Oddychała już nieco spokojnej. Daleko było jej do roztrzęsionej i niepanującej nad sobą, ale gdy przeszyła ją ta pierwsza fala bólu, a łzy się pojawiły nie potrafiła ich zatrzymać. Nie tak od razu. Do pokoju socjalnego weszła bez zanoszenia się łzami. Jakieś pojedyncze ślady po nich krążyły w jej oczach, ale to by było na tyle.
      Syknęła cicho, kiedy przyłożył gazę do rany. W pierwszej chwili chciała cofnąć rękę i prawie by to zrobiła, gdyby nie to, że uścisk Cartera był silniejszy. Sophia z tym też nie walczyła. To był odruch, a nie celowe działanie. Uczucie po kilku sekundach przestało być też tak intensywne.
      Nie odwróciła wzroku, chociaż powinna. Uciec nim w bok, aby nie dostrzegł za wiele, ale było za późno. Dopiero po kilkunastu sekundach opuściła na moment głowę. Ze wstydu, że go tak traktowała cały dzień.
      — Dziękuję. — Szepnęła, kiedy skończył.
      Krótko westchnęła, kiedy puścił jej rękę. Ułożyła ją na swoim kolanie, wierzchem do góry, a wzrok wbiła w bandaż owinięty wokół dłoni. Na spodniach było parę kropel krwi z wcześniej, a może te kolejne spadły. Już nie wiedziała. Podłoga trochę też była ubrudzona i zawalona ręcznikami.
      Zauważając kątem oka ruch podniosła głowę. Widząc wyciągniętą w swoją stronę szklankę z wodą sięgnęła po nią, muskając przypadkiem przy tym palce Cartera. Nie próbowała z nim walczyć, napiła się, co pomogło się jej uspokoić bardziej.
      — Jedną dramatyczną scenę mamy za sobą. Może obejdzie się bez następnych. — Mruknęła w odpowiedzi. Wzięła głębszy wdech, po czym powoli wypuściła powietrze.
      Nie wiedziała, co powiedzieć. Nie wiedziała, jak się zachować. Czy spojrzeć mu w oczy, czy znowu stąd uciec. Wiedziała tylko, że nie chciała zostać sama i nie chciała też, aby byle kto z nią był.
      — Przepraszam. — Wypowiedziała to cicho, jakby bardziej do siebie niż do niego. Nie doprecyzowała czy chodziło o bałagan, który narobiła czy za cały tydzień. Jeszcze nie potrafiła się przyznać, że to z jej winy te kilka dni tak wyglądało.

      soph

      Usuń
  21. Siedziała jeszcze przez chwilę z głową lekko opuszczoną, powstrzymując się przed tym, aby na niego spojrzeć. Nie chciała zobaczyć w nich czego, co zrobiłoby ją jeszcze bardziej. Sophia jeszcze przez chwilę chciała się łudzić, że może znowu być tak, jak w piątek. Zanim wszystko się posypało, że jeszcze będą mogli siedzieć razem, beztrosko rozmawiać i jeść pizzę, która była zdecydowanie zbyt tłusta, ale warta każdego kęsa. Ale gdy tylko się odezwał potwierdził, że tak już nie będzie. Miała wrażenie, że wszystkie wnętrzności jej opadły, kiedy przyznał, że ich układ już nie obowiązuje. To było w końcu oczywiste, prawda? Po tym, jak go potraktowała i zachowywała się przez cały tydzień. Czego innego się niby spodziewała?
    Nawet nie zwróciła uwagi na to, że zaskoczone „och” przerwało ciszę, która zapadła po jego słowach.
    Zajęło jej chwilę, zanim odpowiedziała.
    — Tym razem mam za co. — Odezwała się cicho. Powoli podniosła na niego spojrzenie, zastanawiając się, czy jest jeszcze szansa, aby jakoś to uratować, ale jaki był w tym sens? Po co, skoro każde kolejne spotkanie tylko odbije się na niej bardziej? I co? Niby miałaby mu zaproponować przyjaźń? Zacząć udawać, że nie wie, jak to jest, gdy ją całuje i trzyma przy sobie? Że mogą przejść do kumplowania się? — A pomijając to… To lubię je łamać, zapomniałeś? — Dodała i nie mogła powstrzymać tego lekko drżącego kącika, bo chociaż atmosfera była napięta to Sophia nie potrafiła się przed tym małym komentarzem powstrzymać.
    Wciąż na niego patrzyła, mimo, że jakaś jej część miała ochotę odwrócić wzrok. To Sophia jednak dalej patrzyła. Bo chciała i bo jeszcze mogła. Żałując swojej zbyt gwałtownej reakcji w sobotni poranek. Mogła to zignorować. Wrócić do łóżka. Dalej udawać leniwą. Wślizgnąć się pod jego ramię, wtulić w bok i przespać jeszcze parę godzin, zanim rzeczywistość zacznie się dobijać do nich z każdej strony.
    — Za co? Nic przecież nie zrobiłeś. — Bo nie zrobił i w tym leżał problem, ale to Sophia miała problem ze sobą, a nie z nim. Może i wściekała się za to, że Carter jej nie zaprosił, że była wciąż siedziała w jego głowie, ale… Ale przecież o tym wiedziała. — Jeśli ktoś się nieodpowiednio zachował, to byłam to ja.
    Nigdy mu nie powiedziała o co jej chodziło. Tylko najpierw uciekała, potem kłamała, a potem unikała przez resztę tygodnia i gdyby mogła to cofnęłaby ten czas. Do tego sobotniego poranka, nie wyszłaby z łóżka. Wtuliłaby się w niego i spróbowała zasnąć. Nie wiedziałaby o niczym, nie myślałaby tak intensywnie o byciu jedną z wielu.
    — A jeśli nie chcę? — Wypowiedziała cicho pod nosem. Spoglądała na niego z dołu, a on górował nad nią, kiedy wstał i opierał się o blat. Rozsądnie byłoby to zakończyć. W kulturalny sposób podziękować, a potem rozejść się w swoje strony, ale Sophia nie potrafiła przestać o nim myśleć. O sposobie w jaki ją całował, jak ją trzymał i jak na nią patrzył. Nawet teraz. Bez choćby grama złości w oczach. Za to z pełnym zrozumieniem. — Ale pewnie masz rację. Przepraszam, niepotrzebnie namieszałam.
    Naprawdę sądziła, że to udźwignie. Zabawi się trochę, oderwie od codzienności i potem do niej wróci. A Carter to wszystko utrudnił. Zorganizował randkę, o której ciężko będzie jej zapomnieć. Dął jej noc, o której równie trudno będzie zapomnieć. Mogłaby zwalić „winę” na niego, ale od samego początku był z nią transparenty, a to Sophia go okłamała. Twierdząc, że poradzi sobie w takiej relacji. Że nie będzie to na nią miało żadnego wpływu, a wystarczyła jedna randka, jedno pójście do łóżka.
    Wbiła wzrok w dłoń z opatrunkiem i westchnęła bezgłośnie. Weszła w coś, czego nie rozumiała. W coś co jej się za bardzo spodobało, ale czego nie potrafiła w pełni udźwignąć. Skoro było tak źle po tygodniu flirtów, pocałunków i jednej randce, to co działoby się za miesiąc, kiedy ten układ naprawdę by się skończył?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spojrzała na niego, kiedy kazał się jej zbierać i w pierwszej chwili chciała odmówić, ale zamiast tego podniosła się bez słowa z miejsca. Odstawiła krzesełko na miejsce.
      — No nie wiem, za ratowanie życia chyba należy się jakoś lepiej odwdzięczyć. — Rzuciła. Daleko było jej do zaczepnego tonu, ale powoli zmierzała w tym kierunku. Ale tyle chyba mogła teraz zrobić. Już dziękowała i przepraszała, a skoro chciał ją zabrać… To mogła sobie pozwolić jeszcze na spędzenie z nim trzydziestu minut w aucie. Czterdziestu, jeśli trafią na wszystkie czerwone światła. Pięćdziesiąt, jeśli będą korki. Godzinę, jeśli wydarzy się coś niespodziewanego na drodze i utkną w samochodzie.
      — Muszę tylko zabrać torbę. — Powiedziała cicho. Bez kłócenia się. Bez wymówek. Bez udawania, że ma coś lepszego do roboty albo że ktoś po nią przyjedzie.
      Spotkała się z nim przy wyjściu. Oboje z pobrudzonymi spodniami, jakby właśnie stoczyli walkę z dzikim kotem. Było w tym coś drastycznie komicznego.
      Chciała coś powiedzieć. Może zapytać, czy mogą udawać, że ten tydzień nie istniał. Może, aby zaczęli od nowa. Ale to było bez sensu. Spotykać się, sypiać ze sobą, chodzić na randki… A potem udawać, że to wszystko bez znaczenia było.
      — Koncert się udał? — Zapytała i zerknęła na niego z boku, kiedy szli w stronę auta. — Widziałam live na TikToku…

      soph

      Usuń
  22. Przez cały tydzień wyobrażała sobie, jak mu powie, że chce to wszystko skończyć. Jakoś musiała, a teraz nie była wcale pewna, czy to była prawdziwa chęć, czy tylko w chwili emocji, bo poczuła się odrzucona. Źle znosiła odrzucenie, jeśli pochodziło ono od kogoś spoza kręgu osób, które nazywała rodziną. Do tego była przyzwyczajona. Od siedmiu lat z tym żyła, więc szło się z czasem przyzwyczaić, ale gdy chodziło o ludzi spoza domu, których szczerze polubiła, to wtedy kompletnie nie wiedziała, co ma robić ani jak się zachować. Więc, gdy Carter nie mówił już tym chłodnym tonem, którym pożegnał ją w poniedziałek, gdy był tak blisko i chwilę temu trzymał ją za rękę poczuła, że jeszcze mogłoby między nimi być dokładnie tak, jak powinno. Z sześciu tygodni nagle zrobiły się cztery, a jeden Sophia kompletnie zniszczyła, bo nie potrafiła z nim porozmawiać szczerze. Tylko odrzuciła bez choćby słowa wyjaśnienia, a gdyby tylko wspomniała, że coś jest nie w porządku to być może znaleźliby jakieś rozwiązanie.
    — Tak, czasami za dobrze mi to wychodzi. — Przytaknęła z cichym westchnięciem. W piątkową noc złamała wszystkie, które mieli między sobą ustalone. Zrobiła to koncertowo i nawet nie zauważyła, że to robi. Dotarło to do niej dopiero rano, gdy było już za późno, aby się wycofać.
    Sophia nie potrzebowała, aby brał winę na siebie. To, co się działo, było z jej winy. Ona się zaangażowała, ona oczekiwała czegoś, czego nie chciał jej dać i co od początku było, poza tym, co Carter mógł jej dać. Więc naprawdę, jeżeli ktoś był tutaj winny to tylko ona. Ale nie chciała teraz tego rozgrzebywać, o dziwo. Chciała jeszcze spędzić z nim trochę czasu, zanim każde rozejdzie się w swoją stronę. Jeszcze przez chwilę chciała nie być odpowiedzialna.
    — A co niby miałbyś zrobić? — Nie brzmiała jednak, jakby oczekiwała odpowiedzi. — Nic nie trzeba było robić. A wszystko co zrobiłeś… Było takie, jakie być powinno.
    Dal jej to, na co się umówili, a nawet więcej. Sięganie po jeszcze więcej było… Nieodpowiedzialne. Zostanie na noc już takie było, ale nie potrafiła tego żałować i nie zamierzała. Bo to, jak Carter sprawił, że się poczuła… Tego nie dał jej nikt wcześniej. Nie tak intensywnie, nie z takim zaangażowaniem. I kompletnie nie brała pod uwagę, że mogło to być udawane, że tylko na chwilę, aby pokazać się z lepszej strony. To było bez znaczenia.
    Wyczuła w jego słowach jednak coś więcej. Jakby… Może nawet żałował, że nie zrobił niczego. Sama już nie wiedziała, a nie chciała się nakręcać na to, że być może i on poczuł coś, czego mieli nie czuć. Jeżeli tak było, to chciałaby to usłyszeć, a z drugiej strony sama się przed tym wzbraniała.
    Pierwszy raz tego dnia, a w zasadzie w tym tygodniu roześmiała się. Niegłośno i tak, że zaczynało brakować tchu. Spokojnie i przez chwilę, ale wystarczająco, aby zrzuciła z siebie jedną z wielu warstw niezręczności i nerwów, które nakładała na siebie, jak odzież.
    — Nie wiem skąd w tobie przekonanie, że jem tylko zdrowe sałatki. — Powiedziała i przewróciła oczami. Dobra, jadała zdrowo i to często, ale lubiła. Nie stała za tym żadna większa idea. No poniekąd, bo lubiła to, jak wyglądała, ale nie odmawiała sobie czegoś tłustego. Jak miała ochotę na ciastko, które miało z pięćset kalorii to je jadła. Nie wypominała sobie tego potem przez dwa tygodnie.
    — To chyba ja powinnam cię zabrać na lunch, a nie ty mnie. — Zauważyła. Ale nie zamierzała się kłócić i prosić, aby dał się zaprosić na obiad. No chyba, że jej da znać, aby zaczęła go nakłaniać do zmiany decyzji. Wtedy mogłaby się zastanowić. — Pizza będzie w sam raz.
    Idealna na zamknięcie tego dziwnego rozdziału, który otworzyła w swoim życiu, prawda? Jakoś nie była przekonana do tego, aby to zamknąć. Przychodzić tutaj i udawać, że nic ich nie łączyło. Trudno było udawać przez ten tydzień. Nawet Alice wzięła ją na bok, aby zapytać się, co się stało, bo chciała czy nie, ale było wiadome, że się spotykają. Widzieli ich na parkingu, a potem te zdjęcia… Plotki tu roznosiły się błyskawicznie. Ale milczała i nie powiedziała nic. Zwaliła na swój gorszy humor.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapytała, bo była ciekawa. Oglądała może tylko przez dziesięć minut, dopóki live się nie skończył, a potem próbowała zasnąć i udawać, że wszystko jest w porządku. Nie miała pretensji, już nie. Zapytała się z czystej ciekawości, jak było. I zrozumiała też, a przynajmniej tak się jej wydawało, co miał na myśli, gdy wspomniał, że pamiętał tylko światła, a wieczór zlał się w jedno. Od razu przed oczami błysnął jej obraz Cartera z klubu, pochylonego nad stolikiem i z banknotem zwiniętym w rulon.
      Musiała zadrzeć, jak zwykle, głowę do góry, aby na niego spojrzeć.
      — Po prostu mi się wyświetliło. — Odpowiedziała. Akurat nie szukała go specjalnie. Zagryzła policzek od środka, aby się nie uśmiechnąć. Bo chciała czy nie, ale Carter miał na nią ten efekt. — Nie myśl sobie, że siedzę po ciemku i oglądam z tobą edity.
      Obejrzała może jedną. Z ciekawości. Potem druga wyświetliła się jej sama. Ale to było dawno, na samym początku. Nie musiała ich oglądać, skoro sama miała go dla siebie przez, prawie, cały czas.
      — Interesuje albo nie… Zaproszenia nie dostałam, więc to i tak byłby jedyny sposób, aby coś zobaczyć.
      I wślizgnęła się na miejsce pasażera, nie czekając na odpowiedź. Podobnie, jak wcześniej, nie mówiła tego z żadnym wyrzutem. Tylko spokojnie, jakby informowała go o czymś błahym. Ot, tak się po prostu stało. Lub może, tylko może, te słowa były podszyte odrobiną rozczarowania, że tamtego wieczoru ją pominął, ale teraz to i tak było bez znaczenia.

      soph

      Usuń
  23. Sophia chyba nie do końca była pewna, jak powinna z nim rozmawiać. Z jednej strony chciała trzymać dystans, wycofać się i wrócić do tego, jak było przedtem. Zanim wpuściła Cartera głębiej w swoje życie. Do tych chwil, kiedy rozmawiali tak, jakby byli parą znajomych i niczym więcej. Z drugiej wiedziała, że nigdy już nie będzie potrafiła spojrzeć na niego tak, jak na początku ich znajomości. Nie była pewna, jak nawigować tą rozmową i sytuacją, w której się znaleźli.
    Siedziała w jego aucie i nie czuła się niekomfortowo, a jedynie trochę przytłoczona własnym zachowaniem. Tym, jak traktowała go przez cały tydzień, choć przecież tak naprawdę to Carter nie zrobił nic złego. I Sophia naprawdę nie miała do niego o nic pretensji, a tylko i wyłącznie do siebie. Rozdmuchała to do zbyt wielkich rozmiarów, kiedy mogła to zignorować. Bo to właśnie należało zrobić. Zignorować wszystko, co widziała. Wrócić do łóżka, jak gdyby nigdy nic i zmyć się dopiero, gdy oboje wstaną i zadecydują, co robić z tym „lenistwem”, które ich dopadło. Ale ona najpierw działała, a potem myślała. Przestraszyła się własnych myśli, źle poczuła się ze świadomością, że w penthousie wciąż były ślady obecności Sloane i może nie tylko jej, a potem było już tylko gorzej, gdy nakręcała się przez własne wyobrażenia.
    Kiedy podniosła głowę, była zaskoczona widząc, że znaleźli się przy knajpie, którą pokazała mu pierwszego dnia. Kąciki jej ust lekko się uniosły w nieco nieśmiałym uśmiechu. Cóż, faktycznie zataczali koło. Pojawiła się też myśl, że być może zakończą tutaj to, co się zaczęło. Pamiętała tamten wspólny lunch, gdy dopóki nie spróbował makaronu przekonywała go, że nie pożałuje i miała rację, bo wystarczył jeden kęs, aby jedzenie totalnie go kupiło. Sophia potem nie ukrywała zadowolenia, aż do chwili, kiedy odstawił ją do niej.
    — Nie sądziłam, że taki sentymentalny z ciebie facet. — Odpowiedziała z lekkim uśmiechem. Wcale narzekać nie zamierzała.
    Przeniosła wzrok z budynku na Cartera, jakby chciała się zapytać, czy jeszcze nie wysiada, ale na moment zamilkła. Przeszył ją dreszcz, niewidoczny zewnątrz, ale odczuwalny w każdym nerwie. Znała to spojrzenie i sama przez moment wahała się nad tym samym. Mała przestrzeń, byli blisko siebie, gdyby nachyliła się trochę bardziej to mogłaby poczuć na skórze jego oddech. A jednak żadne z nich nie zrobiło niczego.
    Sophia odetchnęła nieco głębiej, gdy to Carter pierwszy się odsunął i wysiadł. Ona wysiadła po kilku sekundach, potrzebując ich, aby pozbierać się w sobie. Przynajmniej trochę pozbierać, bo nie wątpiła, że zaraz to wszystko znowu runie.
    Poprawiła torbę na ramieniu, choć tę równie dobrze mogła zostawić w środku. Nie miała tam nic, co byłoby jej teraz potrzebne.
    — Znowu nic nie jesz? — Westchnęła. Nawet nie była zaskoczona. Lubiła przynosić mu te śniadania, a jeszcze bardziej lubiła, kiedy udawał, że to było niepotrzebne, ale i tak jadł je razem z nią i próbował przekonać samego siebie, że nie są wcale tak dobre, ale ona wiedziała. — Zastanowię się i może przyniosę ci w poniedziałek. — Dodała. Zastanawiać się nie musiała, ale wszystko tak naprawdę zależało od tego, jak potoczy się ten dzień. Bo jeśli to zakończą, jeżeli nie będą w stanie na siebie patrzeć po tym wszystkim to Sophia nie zamierzała się narzucać ze śniadaniami i pilnować, aby jego dzień zaczął się od czegoś więcej niż papierosa i energetyka.
    — Och, nie wiem, jak świat udźwignie to, że Carter Crawford lubi domowe śniadania. — Przewróciła oczami. — Spokojnie, nikomu nie powiem. Zachowam dla siebie to, jak ci smakuje. Powinieneś się cieszyć, że nie zrobiłam żadnej fotki, a tak na słowo to mało kto mi uwierzy.
    Wzruszyła ramionami. Mówiła luźno i z lekko zaczepnym tonem. Sprawdzała grunt, na którym się teraz znaleźli i czy wciąż może pozwolić sobie na żarty z nim, czy może jednak należało zrobić parę kroków wstecz. Dość rozsądne się wydawało, aby się wycofać, ale kiedy tylko próbowała to Carter ją przyciągał z powrotem. Jak magnes, od którego nie było ucieczki. Nie miała tak naprawdę szans na to, aby odejść.
    I cieszyła się, że jej ich nie daje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gotowa była już do tego, aby wejść do środka, ale Carter ją przed tym powstrzymał.
      Początkowo chciała rzucić jakimś żartem. Zapytać się, czy za brak śniadań teraz zamierza jej blokować wejście, ale zamiast tego wyczuła napięcie. Nie tego dobrego rodzaju, ale te, które sprawiało, że sama od razu robiła się czujna. Zbyt czujna.
      Nie chciała, aby poruszał ten temat, aby w ogóle do tego wracali. Może naiwnie liczyła, że jakoś to rozejdzie się po kościach, a oni jakimś cudem zapomną o randce, wspólnej nocy i będą znów tylko Sophią i Carterem, którzy widują się w schronisku, a potem zapominają o swoim istnieniu.
      Jego spojrzenie przepełnione zawodem przeszyło ją na wskroś.
      I chociaż chciała, to nie była to sytuacja, w której mogła milczeć.
      — Przypadkiem nie na to się umawialiśmy? — Odezwała się cicho. Nie była pewna, czy chciała mu mówić całą prawdę, ale odwrotu już nie było. — Wyszłam, bo tak od początku miało być. Bez zasypiania z tobą nocy w twoim łóżku, w twoich objęciach. Wyszłam, bo gdybym została… To zaczęłabym chcieć więcej, a to nie była część umowy.
      Więc nie, to naprawdę nie chodziło o to, że nie dostała zaproszenia na koncert. To była tylko mała drzazga, którą można było zignorować.
      — Takie były zasady, prawda? Nie angażujemy się, nie spędzamy razem czasu więcej niż to konieczne. — Nie opuściła wzroku nawet na moment, bo chciała, aby wiedział, że nie chodziło o brak zaproszenia, że to nie była jego wina, że to ona zawaliła, bo choć zasady były od początku jasne, to Sophia postanowiła je zignorować.
      — Dlatego wyszłam, Carter.

      soph

      Usuń
  24. Patrzyła na niego uważnie. Tak, jakby już opuściła cały ten mur, który wokół siebie budowała przez ten tydzień i zaczęła mu pokazywać to, co za nim ukrywała. Chciała ugiąć się pod jego spojrzeniem, które było ciężkie i wgniatało ją w chodnik, ale uparła się i dalej na niego patrzyła. Trochę pęknięta, trochę złamana. Ta rozmowa w ogóle powinna była być przeprowadzona w innym miejscu, ale jakoś nie widziała, aby którekolwiek z nich spieszyło się do zaproponowania innej miejscówki.
    Pamiętała, aż za dobrze, co mu wtedy proponowała. Sama wyskoczyła z tą zasadą, aby nie traktowali się nawzajem, jak zabawki, po które się sięga, kiedy ma się ochotę i odkłada, gdy jest po wszystkim. Jakby nie patrzeć, to Sophia to właśnie zrobiła. Wzięła od niego co chciała, a potem „zapomniała” i odeszła. Z jakiegoś powodu myślała, że tak będzie łatwiej, że jeśli wyjdzie po cichu to rozejdzie się to po kościach, że nie będą w takiej sytuacji, w której będzie obnażała się ze swoich uczuć, które bardzo próbowała przed nim ukryć.
    Mniej więcej na to się umawialiśmy chciała powiedzieć, ale zamknęła usta zanim wypadło z nich choćby słowo. Przecież wiedziała, że to byłoby kłamstwo, że wcale nie umawiali się na coś takiego. Miało być łatwo, owszem. Ale mieli się też wzajemnie szanować i nie marnować swojego czasu, a Sophia… Sophia uciekła, jakby to naprawdę było bez znaczenia. Może chciała samą siebie przekonać, że to właśnie tak miało wyglądać. Że to tak naprawdę nic nie znaczy.
    Tak, chciała tych randek raz w tygodniu, ale one nie miały prowadzić do spędzenia czasu razem nadprogramowo, prawda? Nie miały ich prowadzić do jakiejś większej relacji. Tylko dobra zabawa, miło spędzony czas i reset od świata. Żadnych uczuć. Sześć tygodni wspólnej zabawy, a potem usuwają się nawzajem ze swojego życia. Wydawało się proste i było, ale nie w rzeczywistości, która zgniotła te wszystkie zasady i pokierowała ją w zupełnie inną stronę.
    — Wiem, Carter. — Szepnęła cicho i tym razem nie wytrzymała już ciężaru spojrzenia. Odwróciła spojrzenie w bok, gdzieś na budynek, a może na chodnik. To już było bez znaczenia. — Wiem, jak miało być… I wiem też, że to od początku nie było proste.
    — Nie chciałam, żebyś się tak poczuł… To nie był mój cel. — Dodała. Wtedy przede wszystkim myślała o sobie, o tym, co poczuła, kiedy zorientowała się, jakie rzeczy ją otaczają. Rzeczy, które nie należały do nich i po które nie powinna była sięgać, a nie umiała się już powstrzymać, kiedy zaczęła. Mogła sobie tłumaczyć to tym, że były niemal na wierzchu, ale to była marna wymówka. Kompletnie nie wiedziała, jak ma mu się przyznać, że je widziała i czytała karteczki, które były przeznaczone tylko dla niego. Miał w końcu prawo, aby trzymać w mieszkaniu co chciał i z niczego nie musiał się jej tłumaczyć. Sophia nie miała za to prawa, aby tak głęboko grzebać i mieć jakiekolwiek oczekiwania.
    — Chciałam zostać, Carter. Dlatego z tobą zostałam. — Powiedziała. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak się denerwowała, gdy już leżeli po wszystkim i nie wiedziała, czy zaraz nie padną słowa „okej, ale możesz już iść”. — Poprosiłeś, żebym została i… gdybyś tego nie powiedział, to pewnie sama szukałabym sposobu, aby nie wychodzić.
    Spojrzała na Cartera po chwili. Trochę za bardzo mieszając się w całej tej sytuacji. I coraz bardziej zdawała sobie również sprawę z tego, że nie będzie mogła trzymać tych „znalezisk” w sobie. Jeśli mieli się rozejść to chociaż by wypadało, aby o wszystkim mu powiedziała, prawda?
    — Nie planowałam wychodzić. — Wyznała cicho. Tak, było dość nietypowo, kiedy się obudziła przy nim, ale miała zamiar wrócić do łóżka. Tylko wszystko się zmieniło. — Obudziłam się rano i… Wszystko, co zrobiliśmy stało się takie realne i… Potrzebowałam chwili. Wiesz, paru minut, aby ochłonąć i wrócić do ciebie.
    Taki był plan. Przynajmniej początkowo. Wziąć głęboki wdech. Przemyć twarz chłodną wodą i wrócić do łóżka, schować się znów w jego ramionach i nie wychodzić z łóżka przynajmniej do południa. To brzmiało tak łatwo i przyjemnie, dopóki rzeczywistość nie zapukała do drzwi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczekiwał od niej szczerości. I zamiast krążyć… To mu powinna to dać, prawda? Bez względu na to, jak to potoczy się później. Czy jeszcze będą się przyjaźnić czy więcej już nie spojrzą sobie nawet w oczy.
      — Kiedy byłam w łazience… Zobaczyłam kilka rzeczy. I nagle… miałam wrażenie, że korzystając z twojego ręcznika, twoich półek, twoich… wspomnień, poczułam się…. Obco. Nie na swoim miejscu.
      Przełknęła nerwowo, na chwil uciekając wzrokiem, gdzieś na bok.
      — A potem zaczęłam się nakręcać. Że kiedy leżałam obok ciebie, całowałeś mnie, trzymałeś za rękę… to ja pachniałam jak ktoś inny. Jak twoja była. Albo jak dziewczyny, które były tu przede mną.
      Zdawała sobie sprawę, że mogła mu powiedzieć od razu i byłoby inaczej, ale teraz czasu przecież nie cofnie. Nie spojrzała na Cartera, chociaż chciała. Czuła się idiotycznie, wyobraziła sobie zbyt wiele, a potem pozwoliła, aby te uczucia ją pochłonęły w pełni.
      — Nie umiałam już po tym wrócić do łóżka.
      Wzruszyła lekko ramionami, jakby próbowała odjąć powagę od swoich słów. Wrzucić to do kategorii „to nie takie ważne”.
      — Nie zrobiłeś niczego, Carter. — Zapewniła. Wtedy też zdecydowała się na niego spojrzeć. — Trzymałeś się zasad, a ja… Nie planowałam tego, że będę się tam przejmować. Że twoje gesty, twoje słowa będą dla mnie czymś więcej niż powinny. A wtedy rano… poczułam, że muszę się zatrzymać, zanim zrobię krok, którego nie cofnę.

      soph

      Usuń
  25. Sophii również daleko było do bycia spokojną.
    To miała być tylko dobra zabawa, kilka randek i nic więcej. Bez jakichkolwiek uczuć. Bez komplikacji. Bez angażowania się w coś, co nie będzie miało żadnej przyszłości. Ale teraz, gdy z nim rozmawiała to sama nie była już pewna niczego. Nie wiedziała, co ma jeszcze powiedzieć ani czy może powiedzieć cokolwiek, co jakoś naprawi tę sytuację.
    Po czasie zdała sobie sprawę z tego, że to było głupie. Nakręcanie się, wyobrażanie sobie rzeczy, które nie miały miejsca. Jednak nie była dziewczyną, która nadaje się do takich układów. Sądziła, że będzie potrafiła się w tym odnaleźć. I odnajdowała, do tej nocy, która wszystko zmieniła. Do tego momentu, w którym zdała sobie sprawę, że Carter nie jest tylko chwilową rozrywką. Kimś przy kim dobrze się pobawi, a potem zostawi. Tyle razy powtarzała sobie, że nie planuje się w nim zakochać i tego nie chce… Daleko jej było do tego etapu, ale lubiła go bardziej niż powinna. Zależało jej na nim bardziej niż powinno. Czekała rano na jego wiadomość, że już wyjechał. Wtedy wiedziała, że ma około dziesięciu, może piętnastu minut w zależności od korków, aby się przyszykować do wyjścia i zejść na dół. Lubiła pisać z nim wieczorami czy rozmawiać, najczęściej o czymś błahym do tego momentu, aż nie zaśnie przypadkiem w trakcie rozmowy. Lubiła to uczucie, kiedy ją całował, a całe jej ciało delikatnie drżało i lgnęło do niego bardziej. To, jak jej dotykał i że zdążył tak sprawnie poznać miejsca, w których ten dotyk jest najbardziej odczuwalny. Za bardzo lubiła, kiedy ją całował i za bardzo lubiła, gdy był blisko. Za często o nim myślała i za bardzo chciała, aby to wszystko znaczyło coś więcej i trwało dłużej niż tylko sześć tygodni.
    Nie odpowiedziała mu, ale nie dlatego że nie chciała. Tylko nie potrafiła znaleźć żadnego sensownego wytłumaczenia na to, co zrobiła i czuła, bo pewnych rzeczy nie potrafiła wytłumaczyć nawet sama przed sobą. Sophia sama się nakręciła. Teraz wiedziała, że zareagowała zbyt irracjonalnie.
    — Wiem, że to było głupie. — Powiedziała cicho pod nosem. Nie musiał jej teo w taki sposób wyrzucać, a jednocześnie rozumiała, że był zirytowany. Dała mu w końcu powód do tego, prawda? — Nie dałeś mi takiego powodu, Carter. Już ci mówiłam, że nie zrobiłeś niczego złego.
    Wbiła wzrok w swoje dłonie. W zabandażowaną dłoń, ciągle bawiąc się odstającym kawałkiem bandażu, jakby teraz to było najciekawsze zajęcie na całym świecie. Słyszała to drżenie w jego głosie, przez, które miała ochotę skrócić dzielący ich dystans. Może cofnąć wszystkie słowa, które mu powiedziała i wymyślić jakąś głupotę, dlaczego tak się zachowała. Albo naprawdę zwalić wszystko na ten głupi koncert. Udawać, że to tylko foch za brak zaproszenia, a nie jej własne wewnętrzne problemy, których nie rozumiała i nie wiedziała, jak sobie z nimi radzić. Jak sobie radzić w takich sytuacjach, kiedy uczuć zaczyna robić się za dużo, a sytuacja nie pozwala, aby się nimi podzielić.
    — Wyszłam. — Przytaknęła, ale to przecież niczego nie tłumaczyło. — Przepraszam, że byłam taka przez ten tydzień. Ja… Wydawało mi się, że tak będzie lepiej, jeśli się zdystansuję. Ale nie było, dla żadnego z nas.
    — Nie mogłeś wiedzieć. — Nie wytykała mu niczego i naprawdę nie miała do Cartera pretensji. To Sophia narobiła problemów, a potem nie potrafiła się z nich wycofać. Zamiast myśleć o tym, jak było zeszłej nocy między nimi uczepiła się skrawków jego przeszłości, do której nie miała żadnych praw.
    Sophia cicho westchnęła. Opuściła ramiona, jakby próbowała się teraz schować sama w sobie. Przed Carterem i całym światem, który ją teraz otaczał. Gdyby tylko mogła to cofnęłaby się do tamtego poranka. Przekręciła w jego stronę i poszła dalej spać. Nie myślałaby nawet o tym, aby wstać. Aby wychodzić. Po prostu by dalej była, ale zamiast być tam, to znajdowali się tutaj. Oboje złamani, zawiedzeni przede wszystkim tym, jak ona się zachowywała. Z tym dziwnym przeświadczeniem, że wszystko się właśnie kończy.
    — Tak… Trochę mnie to przerosło. — Przyznała tak cicho, jak to możliwe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opuściła głowę, jak w geście poddania się. Carter miał rację i to ją przerosło. Jego przeszłość, ale przede wszystkim przerosło ją to, co sobie sama wyobraziła, a to w końcu było dalekie od rzeczywistości.
      Zmarszczyła lekko czoło i nos po jego słowach, jak zawsze kiedy nie do końca się z czymś zgadzała i potrzebowała chwili, aby przetworzyć słowa. Spojrzała na Cartera z czymś co przypominało zaskoczenie.
      — Carter… — Zaczęła z cichym westchnięciem. Nawet nie zwróciła uwagi na to, że się ruszyła w jego stronę. — Wiem, czego chciałam i tak, przerosło mnie. Myślałam, że mogę to robić, wiesz? Bez większych zobowiązań, ale… im dłużej z tobą spędzałam czas, tym bardziej zaczęłam zdawać sobie sprawę, że nie chcę, żeby ta relacja miała datę ważności.
      Opuściła na moment głowę z kolejnym westchnięciem, a przez jej twarz przebiegł cień uśmiechu,
      — Wiem, miało być bez uczuć i gdybym trzymała się własnych zasad to byśmy tu teraz nie stali. Bo nie ruszyłoby mnie to, że czyjeś rzeczy są u ciebie, nie przejęłabym się tym kto był przede mną albo po mnie.
      Padły słowa, których cofnąć nie mogła, ale jeśli to naprawdę miało się zakończyć, a najwyraźniej musiało, to Sophia chciała, aby wiedział, jak się czuła przez ten czas.
      — Ale nie oferowałam ci tego, bo chciałam o czymś zapomnieć. — Powiedziała stanowczo, jakby naprawdę chciała, aby to do niego dotarło. Zatrzymała się na dwa, może trzy kroki przed nim. Wzrokiem lekko sunęła po jego sylwetce. — Chciałam ciebie. Twojego czasu i uwagi, twojego poczucia humoru i niepoprawnych żartów. Po prostu ciebie.

      soph

      Usuń
  26. Czekała, aż coś powie. Zaprzeczy. Potwierdzi. Machnie na to ręką. Powie jej, że oszalała. Obróci wszystko w żart. Sophia czekała na cokolwiek, a przeciągająca się cisza napędzała w niej niepokój, bo teraz już nie potrafiła czytać z jego twarzy ani oczu. Nie chciała się tam doszukiwać rzeczy, które nie istniały. Chciała usłyszeć to z jego ust. Poczuć słowa na skórze. Może, gdyby jeszcze raz jej potwierdził, że to był zły pomysł to byłoby jej łatwiej odejść. Przecież znała siebie i wiedziała, że nie nadaje się do luźnych relacji. Sophia od razu zaczynała wyobrażać sobie zbyt wiele. Wspólne poranki, głupie spacery w niedzielne popołudnia, spędzanie czasu razem, kiedy w tym „układzie” nic takiego nie było powiedziane i nic takiego nie mogło mieć miejsca. Nie była dziewczyną, która potrafi wejść w taką relację, a potem o wszystkim zapomnieć. Udawać, że to tylko seks i tylko randka; w zamkniętej specjalnie dla nich galerii sztuki z dostępem do miejsca, które odwiedzane jest przez nielicznych. Tak nie robiło się dla kogoś, kto miał być tylko na chwilę, prawda? Tak nie zachowywał się ktoś, komu nie zależało… Prawda?
    Mówiła sobie, że nie szuka w jego świecie miejsca dla siebie. Że w zupełności wystarczą jej te skrawki, którymi się z nią dzielił. Zbyt wiele razy jej mówił, że w jego świecie nie ma dla niej miejsca, a Sophia to wiedziała. I również widziała. Ten jeden raz w sobotę w klubie, kiedy go widziała przy stoliku. Nie zapytała wtedy o nic. Nie zapytała również, gdzie zniknął na ponad trzydzieści minut. Nie dopytywała o nic, gdy tamten koleś się przysiadł, a ją sparaliżowało. Nie zadawała więcej pytań, kiedy w poniedziałek pojawił się z siniakiem na twarzy i rozciętą wargą. To wszystko jej mówiło wystarczająco wiele, aby należało trzymać się od niego z daleka, a jednocześnie było niewystarczające, aby odtrącić ją na dobre. I cholera, sama nie rozumiała siebie, bo była przecież dziewczyną, która postępuje według zasad. Trzyma się z daleka od używek, nawet po alkohol nie sięgała jakoś wybitnie często, a Carter… Carter był wszystkim od czego trzeba było trzymać się z daleka. Tylko nie potrafiła. I nie umiała tego sobie wytłumaczyć. Być może Sophia dostrzegła w nim coś, czego on nie widział, ale czego nie potrafiła nazwać. Może naprawdę po prostu chciała być obecna. Nie, bo czuła potrzebę, aby go naprawiać i wyprowadzić na prostą, bo tego się nie da zrobić samemu.
    Nie miała pojęcia. Szczerze, nie wiedziała.
    Sophia byłą na nim tak skupiona, że w pierwszej chwili nie zarejestrowała tego, że się ruszył. A kiedy to zrobił, to nie miała dość czasu, aby zareagować. Gdyby miała, to i tak by się nie odsunęła. Zaskoczone westchnięcie wyrwało się z jej gardła, ale zostało stłumione przez pocałunek. Sięgnęła dłońmi odruchowo do jego przedramion, ale nie po to, aby go odciągnąć. Zajęło jej parę sekund, zanim odwzajemniła pocałunek. Czując, jak nogi się pod nią same uginają. Nie od samej siły pocałunku, ale od tej potrzeby, aby go pocałować, która w niej siedziała cały tydzień. Pogłębiła pocałunek bardziej, nie dając mu od razu okazji, aby się odsunął. Było czuć, jak oboje tego potrzebowali, a także, jak niepewni w tym pocałunku ze sobą byli. Jakby zastanawiali się, czy to naprawdę się dzieje, a jeżeli tak, to czy zaraz nie odezwie się w nich zdrowy rozsądek, który będzie kazał im się od siebie odsunąć. Sophia bezgłośnie jęknęła prosto w jego usta, a palce mocniej zaczepiła o przedramiona.
    Oddychała ciężej niż przed chwilą. Jeszcze chyba nie do końca zdając sobie sprawę z tego, co się wydarzyło i że wydarzyło się naprawdę. Poluzowała uścisk tylko w tej zranionej dłoni, która jak na złość dała o sobie znać. Jak takie małe przypomnienie, że nie wszystko musi być gwałtowne i nagłe.
    — Nie wszystko musi mieć sens, prawda? — Spytała cicho, licząc, że jej to potwierdzi. Może nie będą mogli wrócić do tego, co było przedtem, ale być może znajdą jakieś inne rozwiązanie. Coś w czym odnajdą się równie dobrze, a może nawet lepiej. Sama nie była pewna, czego tak właściwie od niego chciała. I nie oczekiwała, że Carter będzie miał wszystkie odpowiedzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Była świadoma, że nie dostanie związku. I szczerze mówiąc Sophia nie była nawet pewna, czy tego właśnie chciała. Nie czuła się gotowa, aby wejść w relację, a tym samym nie czuła się gotowa, aby odpuścić sobie Cartera. Aby odpuścić to co mogli mieć ze sobą, choćby przez naprawdę krótki czas. Będzie bolało, zresztą – to już bolało. Bardziej niż Sophia była gotowa przewidzieć, ale nie zamierzała robić kolejnego kroku wstecz i się odsuwać.
      Patrzyła mu przez chwilę w oczy. Były niespokojne, niezdecydowane. Trochę też zagubione, ale i zawiedzione, a ona wiedziała, że to wszystko było spowodowane przez nią. Minęło może kilka sekund, a może całe minuty, zanim to ona przybliżyła się do Cartera. Najpierw delikatnie, niemal niepewnie musnęła jego usta, by dosłownie chwilę później wpić się w nie z większą siłą. Taką, która mówiła „jestem tutaj, przepraszam”. Jakby próbowała z siebie wylać cały tydzień, kiedy zachowywała się, jak ostatnia wariatka, bo pomyślała sobie za dużo. Zdrową ręką z przedramienia przesunęła na kark mężczyzny, co miało ją zapewnić w tym, że jej nie ucieknie. Jeszcze przez chwilę chciała poczuć, że może między nimi być w porządku. Że to nie jest pocałunek na pożegnanie. Nie smakował, jakby nim był.
      — Wiem, że nie mogę od ciebie oczekiwać przyszłości. — Wyszeptała cicho po pocałunku. Nie było w tym wyrzutu, a fakt, że go słucha i nie zapomniała. — Ale nie mogę udawać, że tamten weekend nic nie znaczył. Że to tylko była jedna randka z wielu… Przepraszam, że uciekłam, Carter. Powinnam była zostać i z tobą porozmawiać, ale… Wystraszyłam się. Tego, co poczułam tamtej nocy.

      soph

      Usuń
  27. Świadomość, że Carter nie da jej przyszłości była w pewien sposób bolesna, ale nie mogła tego zmienić. Nie próbowała zrobić z niego kogoś, kim nie był. Mogła brać tylko tyle, ile uznał, że sam uzna, że jej da. Może to nie będzie wystarczające, może ostatecznie zacznie chcieć jeszcze więcej niż do tej pory, ale nie dawał jej przynajmniej fałszywej nadziei. Nie dawał jej czegoś, czego mogła się uczepić i oczekiwać, że niedługo coś się zmieni, że może być dla niej kimś więcej.
    Patrzyła uważnie. W napięciu oczekując tego, aż coś powie albo ją odtrąci. Bo przecież mógł, prawda? Starała się nie rozważać tych najczarniejszych scenariuszy, ale chciała czy nie, to one się pojawiały. Przychodziły bez zapowiedzi, gdy najmniej tego się spodziewała. Jakby chciała się przygotować na uderzenie zanim ono nadejdzie. Prawie jak mechanizm obronny. Nastawić się na najgorsze, aby bolało mniej, gdy już to najgorsze się wydarzy.
    Odetchnęła głębiej, kiedy dotknął jej policzka, a potem na jej twarz wkradł się powolny, nieśmiały uśmiech. Taki między „przepraszam”, a „dobrze, że jesteś”, Jej oczy również przybrały łagodniejszy i spokojniejszy wyraz. Powoli coś między sobą układali. Może to nie było idealne i nie na wieczność, ale było ich. Jej palce z kolei lekko muskały jego kar, a drugie przedramię. Jakby musiała się upewnić, że i on jest prawdziwy, a ona za chwilę się nie obudzi z tego dziwnego snu.
    — Nie będę już uciekać. — Obiecała szeptem. Nie zamierzała po raz kolejny wyjść po cichu i udawać, że nie istnieje. To bolało ją tak samo, jak jego. Te ciche kliknięcie drzwi, kiedy wychodziła z sypialni. Ciche kroki w penthousie, zbieranie sukienki z podłogi, płaszcza… Czuła wtedy, że popełnia błąd, a gdy naszła ją myśl, aby wrócić było już za późno. — Ja też nie wiem, co z tego będzie… Ale chcę się z tobą o tym przekonać. I nie myśleć więcej o żadnych, „a co jeśli”.
    Pojawiło się takich myśli zbyt wiele i to one wszystko w głównej mierze zniszczyły, gdy pozwoliła im przejąć kontrolę nad głową. Za dużo myślała, analizowała i tym samym znalazła się za jego drzwiami odcinając kompletnie.
    Pokiwała lekko głową na znak, że go rozumie. Naprawdę nie oczekiwała od niego żadnych obietnic. Tego, że się zmieni i nagle za pół roku się do niego wprowadzi albo kupią dom na obrzeżach Nowego Jorku, który otoczą białym płotem, a w co drugą niedzielę będą wyprawiać grilla dla sąsiadów. Nie, Sophia nie wybiegała myślami aż tak daleko. Póki co, wciąż mieli dla siebie miesiąc, a co będzie później… Tego nie wiedziało żadne z nich.
    — Nie zniknę ci już. — Powtórzyła. Delikatnie wsunęła palce między jego włosy, jakby chciała sobie coś przypomnieć. — Poza tym… wiesz, jak mocno przytulasz przez sen? Ciężko jest się choćby przekręcić. — Dodała już nieco luźniejszym tonem i z szerszym uśmiechem, bo potrzebowali rozluźnić atmosferę, a Sophia uznała, że to był też szczegół, który Carter powinien wiedzieć. O ile ktoś nie powiedział mu tego już wcześniej.
    — Chyba oboje wiemy, że to dawno przestała być zabawa. — Szepnęła trochę ciszej. Za bardzo się starali, jak na zabawę. Za dużo było takich momentów, które ich do siebie zbliżały aż za bardzo i wychodziły poza narzucone z góry ramy.
    Oplotła go za kark w chwili, kiedy jej stopy oderwały się od ziemi. Nic nie powiedziała, tylko zagłębiła się w tej bliskości, której oboje potrzebowali. Przymknęła oczy, wtulając się bez słowa w Cartera. Wdychając jego zapach, zatrzymując się w jego bliskości, której jej tak brakowało przez ten tydzień. Czuła pod powiekami wręcz piekące łzy. Z ulgi, że znów go miała. Że to było tylko kilka dni, a nie wieczność.
    Jak tylko znalazła się znów na ziemi, zdrową dłonią odnalazła jego i splotła ich palce razem. Mocno, tak, jakby nie chciała, aby cokolwiek ich rozdzieliło,
    — Ja za tobą też tęskniłam. — Szepnęła w odpowiedzi. Nie odsunęła się nawet na milimetr. Potrzebując tej chwili z nim w dokładnie ten sam sposób, w jaki potrzebował jej on. Przymknęła na parę chwil oczy. Po prostu się ciesząc, że jest obok i dal jej jeszcze jedną szansę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Milczeli jeszcze przez chwilę.
      Napawając się tym, że są obok. To był trudny tydzień, na jej własne życzenie zresztą. Jednak mogła albo się załamywać nad tym, że stracili pięć dni albo spróbować wymyślić coś, aby następne były lepsze. Wykorzystać je w pełni. Tym razem bez planu i zakładania z góry. Tak, jak ich poniesie.
      — Może... Może weźmiemy jedzenie na wynos i pojedziemy do ciebie? — Zasugerowała nieśmiało. Nie kryło się w jej pytaniu nic dwuznacznego. Chodziło bardziej o to, aby czuli się komfortowo. Bez oczu zerkających w ich stronę. Bez tej kelnerki, która rozpoznała Cartera i gdy wracała z zamówieniem to Sophia zauważyła, że bluzkę ściągnęła bardziej w dół, aby bardziej uwidocznić dekolt, a przed ich wyjściem poprosiła go o selfie.

      soph

      Usuń
  28. Spodziewała się, że spędzi wieczór sama, a jednak to i tak było dość surrealistyczne uczucie, kiedy oglądała go z loży, kiedy był na scenie. Sophia uważnie chłonęła każdy szczegół, jakby nie chciała, aby cokolwiek jej umknęło. Pamiętała ten jeden koncert, na który zaciągnęła ją rok temu czy dwa lata wcześniej Victoria, ale to było zupełnie inne doświadczenie. Wtedy miały wyznaczone miejsca wśród innych fanów, a i tam Sophia czuła się obco. To nie był jej gust muzyczny, a wtedy przyszła tylko dla towarzystwa, bo w ostatniej chwili wykruszyła się osoba, z którą Vic miała iść początkowo. Nie odmówiła, bo lubiła doświadczać nowych rzeczy. Wtedy jednak nie przeszłoby jej choćby przez myśl, że ich drogi kiedykolwiek się skrzyżują w taki sposób, że nadejdzie taki czas, w którym Sophia będzie spędzała czas z nim prywatnie.
    Atmosfera tego miejsca była nie do podrobienia. Fani krzyczeli przy każdym jego ruchu. Znali teksty na pamięć. Widać było, jak zaangażowani są w jego twórczość. Sophia siedziała w wygodnym miejscu, gdzie miała dostęp do przeróżnych przekąsek, szampana i tak naprawdę na wyciągnięcie ręki miała wszystko, czego tylko mogłaby zapragnąć, ale nawet tutaj dało się czuć to napięcie.
    Tam na scenie był zupełnie inny świat. Carter, a właściwie to Zaire, był głośny, dziki, bezczelnie magnetyczny. Tłum wrzeszczał każde słowo, światła pulsowały, bas dudnił w piersiach, a przez cały czas trwania koncertu Sophia czuła, jakby znalazła się pośrodku elektrycznej burzy.
    Uważniej się skupiła, gdy na scenie pojawiły się tancerki. W tych światłach czasem odnosiła wrażenie, że nie mają na sobie nic. Jakby materiał był specjalnie tak dobrany, aby sprawiały wrażenie, jakby nie miały na sobie nic, poza własną skórą. Ich ruchy były ostre, wyzywające. Ocierały się o Cartera w taki sposób, jakby scena była łóżkiem. Sophia nawet nie zdawała sobie sprawy, że w takich chwilach jej palce mocniej zaciskały się na obręczy barierki. Dłonie sunęły mu po torsie, jedna z tancerek nachylała się przy jego szyi, akurat w tej chwili kamery pokazały Cartera z dziewczyną na telebimach, na co tłum dziko zawrzeszczał. Dziki błysk w oku tamtej dziewczyny niemal ją przeszył, choć przecież nie mógł być skierowany na nią, a to wszystko, to był tylko akt. Zbyt mocno skupiała się na ciałach ocierających się o Cartera. Na tym, gdzie były i jego dłonie, bo choć widziała, że przede wszystkim skupiony jest na tekście, to nie był też obojętny. Powtarzała sobie, że to tylko część show, że to coś co planowane jest miesiące naprzód. Z drugiej – wyglądało aż nazbyt realnie. Jakby znali to nie tylko z powtarzania choreografii.
    Tyle, że tym razem nie zamierzała się nakręcać.
    Koncert zakończył się tak, jak się zaczął – głośno. Nawet, gdy Carter już zniknął ze sceny to zdawało się, że ludzie nie chcą w to uwierzyć i próbują go ściągnąć z powrotem. Uśmiechnęła się kącikiem ust, bo zniknął owszem, ale miał zaraz dołączyć do niej.
    W oczekiwaniu na niego sączyła szampana. Kiedy drzwi się nagle otworzyły spodziewała się, że to będzie Carter, ale pomyliła się. Jej wzrok padł na wysokiego bruneta. Uśmiechał się bezczelnie, ale prawie przyjaźnie.
    — To tutaj cię zamknął. — Zamruczał robiąc krok w jej stronę. — I to tak samą?
    — Nie przeszkadza mi bycie samej. — Odpowiedziała z lekkim dystansem. Ta twarz mignęła jej, gdy przyjechali do klubu, ale nie kojarzyła imienia. — Carter ma po mnie przyjść.
    Umówili się, że po nią tu przyjdzie. Miała zaczekać.
    — Impreza jest w innym miejscu. Zaire będzie wiedział, gdzie cię szukać. — Mówił to z takim przekonaniem, że nawet, gdyby chciała to nie mogłaby się z nim kłócić. — Po występach jedyne o czym pamięta to droga na backstage. Dawaj, zaprowadzę cię.
    Ton miał lekko zaczepny, zbyt swobodny.
    Niby był to miły gest, ale Sophia nie była do końca przekonana, czy powinna była z nim gdziekolwiek iść. Długo przekonywać jej nie musiał. Zbyt łatwo się poddawała i nawet nie wiedziała, dlaczego zgodziła się wyjść, zamiast zaczekać tu na niego. Tak, jak było uzgodnione.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zamiast tego dała się wyprowadzić z lounge prosto w miejsce, którego najpewniej wcale nie powinna była widzieć na oczy. Z każdym krokiem muzyka robiła się coraz głośniejsza. Wszczepiała się w skórę i wchodziła w nerwy.
      Drzwi od backstage’u zamknęły się za nimi z ciężkim, przytłumionym trzaskiem. Od razu uderzył w nią gorąc i duszna mieszanina zapachów – potu, alkoholu, perfum tak ciężkich, że aż słodkich, i czegoś gryzącego w nozdrza, mieszanka papierosów z marihuanną lub czymś takim.
      Daleko było temu do luksusowego lounge, w którym spędziła ostatnie dwie, może dwie i pół godziny. To wyglądało jak nocny klub, ale w surowej, brudnej wersji. Z mniejszą ekipą, ale wciąż ludzi było dostatecznie sporo. Światła migały rzucając czerwono-fioletowe smugi. Przez muzykę przecierały się głosy rozmów, słodkie śmiechy dziewczyn opiętych w cienkie, krótkie sukienki. Sophia nie była pewna, gdzie patrzeć. W każdym miejscu coś się działo – niektórzy się całowali, a pocałunki bardziej przypominały walkę. Z boku jakieś dziewczyny tańczyły, ocierając się o facetów za sobą, jakby ruchami bioder próbowały ich przy sobie tej nocy zatrzymać na dłużej.
      Zatrzymała się tuż po wejściu.
      Czując się, jak kawałek puzzla wciśnięty w złe miejsce.
      Kilka par oczu od razu zwróciło na nią uwagę. Nie pasowała tu. Różnice uderzyły w nią niemal natychmiast. Zanim zdążyła zareagować to w ręku miała kieliszek już czegoś z bąbelkami.
      — No i widzisz? Od razu lepiej niż siedzieć samej w klitce. Zaire zaraz się pojawi. — Usłyszała nad uchem rozbawiony głos gościa, który ją tu przyprowadził. — A jeśli nie, to my się tobą odpowiednio zajmiemy.
      Nie daje jej odpowiedzieć, tylko dłonią przesuwa po jej plecach i popycha lekko do przodu. W stronę stolika, na którym stało parę butelek z alkoholem, jeszcze więcej kieliszków. Już stąd widziała, jak lepki jest stolik i że znajduje się tam coś więcej niż popielniczka i alkohol.
      Zaraz pojawiła się obok dziewczyna. Z wysoko upiętymi blond włosami i sukience, która bardziej mogła przypominać pasek materiału niż ubranie. Szminkę miała lekko rozmazaną od picia lub pocałunków – ciężko było stwierdzić. Zlustrowała brunetkę uważnym spojrzeniem.
      — Hm, to jest ta nowa? — Niemalże prychnęła z czymś co przypominało pogardę. Nawet nie mówiła tego do Sophii, a do mężczyzny, który ją tu wprowadził. — Myślałam, że Zaire ma lepszy gust. Jeansy, serio? Kochanie, jesteś na backstage’u, a nie na kawie z przyjaciółką.
      Śmiech paru osób rozlał się dookoła jak fala. Sophia nawet nie miała pewności, czy ktoś poza nią i stojącym obok gościem to usłyszeli, ale to było wystarczające, żeby jej policzki płonęły.
      — Bądź miła, Courtney. — Wymruczał spoglądając na dziewczynę zadziornie. — To gość specjalny Zaire’a. Chyba nie chcesz go wkurwić na dzień dobry, co?
      — Gość specjalny? — Prychnęła, wyraźnie niezadowolona z doboru słów. — Pierwszy raz widzę, aby Zaire wprowadził tu kogoś, kto pomylił klub z wycieczką szkolną.
      Blondynka zrobiła krok w stronę Sophii.
      — Zobaczymy, jak długo się utrzymasz. — Powiedziała niemalże szeptem, nachylając się przy niej, a jej oddech, słodko-miętowy musnął jej policzek. — Powodzenia, kochanie.
      Kai, ten który przyprowadził tu Soph, popchnął ją znów w stronę stolika. Tym razem ignorując Courtney i jej zaczepki. Sophia nawet nie próbowała odpowiadać. Ruszyła do przodu, choć wiedziała, że wcale jej tu być nie powinno.

      soph

      Usuń
  29. Wzrok przyzwyczaił się do panującego w pomieszczeniu półmroku, dopiero po paru dłuższych chwilach. Starała się wyrzucić z głowy tę nieszczególnie przyjemna interakcje z Courtney, która miała miejsce. Próbując się również przekonać, że jest ubrana odpowiednio; dobrze, jak na koncert, ale źle jak na miejsce, w którym się znalazła. Gdyby tylko wiedziała, co dzieje się tuż po i do jakiego miejsca trafi to najpewniej nawet by jej tutaj nie było od samego początku. To nie było tak, jak w tamtym klubie. Który chociaż również był chaotyczny to łatwiej było się w nim odnaleźć. Tutaj Sophia miała wrażenie, że wstąpiła do zupełnie innego świata. Gorszego. Takiego, którego do tej pory nie znała i w którym znaleźć się nie powinna była. Kai, Sophia nawet nie miała okazji zaprotestować, gdy szli do stolika szarpnął za skórzany materiał kurtki i zsunął ja z jej ramion. Pod spodem miała dopasowany brązowy top ze śliskiego materiału, trochę krótszy niż zazwyczaj, ale daleko mu było do crop topu, odsłaniał ramiona, ale wciąż nie było w nim nic co mogłoby zwracać uwagę. Włosy miała upięte z tyłu, aby grzywka jej nie nachodziła na twarz. Makijaż mocniejszy niż zazwyczaj, ciemne oko podkreślone mocniejszą kreską, mocniej zarysie kości policzkowe i błyszczący w świetle rozświetlacz. Trzymała się zwykle swojej prostoty, ale to była w końcu okazja trochę ciekawsza i może podświadomie chciała bardziej się wpasować.
    Sama już nie wiedziała.
    — Ugotujesz się w tym, słoneczko. — Rzucił niby to od niechcenia, a kurtka znalazła się na oparciu białej kanapy, na której Sophia została zmuszona, aby usiąść. Wciąż trzymała kieliszek z dłoni, ale nie zamierzała z niego upić nawet małego łyka. W loży wypiła może kilka kieliszków. Szumiało jej przyjemnie w głowie, ale to było wtedy. Obecnie miała wrażenie, że wszystkie jej zmysły się wyostrzyły.
    Nie pasowała tutaj. Widziała to po zaskoczonych spojrzeniach osób na kanapie, rozmowy się toczyły, ale nie z nią, a być może o niej. Było jej daleko do tych odważnych lasek, które sięgały po facetów drapieżnie. Z długimi sztucznymi paznokciami, zaczepne i flirtujące, trzepoczące rzęsami, rzucające zalotne półuśmiechy, w których kryły się setki obietnic.
    Rozejrzała się dookoła, starając się nie wyglądać jakby tu naprawdę nie pasowała, ale marnie jej wychodziło. Powietrze było gęste od muzyki, potu i perfum, alkoholu oraz dymu czegoś, czego nawet nie potrafiła nazwać.
    — Rozluźnij się, Soph. — Kai podsunął jej kieliszek z powrotem. W jego oczach było oczekiwanie, aż po niego sięgnie. — Tutaj wszyscy się dobrze bawią.
    — Nie pije dziś. — Uśmiechnęła się lekko w nadziei, że ta wymówka będzie wystarczająca. Chciała brzmieć naturalnie, ale głos miała zbyt cichy.
    Kai wzruszył ramionami.
    — Jak sobie chcesz. Ale serio, szkoda. Tracisz całą imprezę. — Widząc jej minę i to jak nieprzekonana do jego słów była, parsknął wesoło. — Sama za chwile zobaczysz, że będziesz prosiła o dolewkę.
    Wątpiła, że tak będzie.
    Chciała zobaczyć Cartera. Dlaczego mu tyle schodziło? Z torebki wygrzebała telefon. Krótka wiadomość. „Gdzie jesteś?”. Ale wiadomość nawet nie została dostarczona. Dopiero teraz zwróciła uwagę na to, że tutaj nie ma zasięgu. Świetnie. Schowała ja z powrotem. Była teraz bezużytecznym dodatkiem.
    Kątem oka dostrzegła, jak Kai coś wyciąga z kieszeni. Plastikowy woreczek wypełniony białym proszkiem. Ktoś zaraz mu podsunął metalowy płaski talerzyk. Szybka akcja, rozsypał odpowiednia ilość, ułożył ja w cienka, równa kreskę. W dłoni trzymał już banknot, by za chwile pochylić się nad nim ze zwiniętym w rulon banknotem i zaciągnąć się. Nikt tu nawet nie udawał, że właśnie to się tu dzieje. Nikt im nie patrzył na ręce. Nikogo to nie dziwiło.
    — Pewna jesteś? — Mruknął unosząc na nią wzrok. — Zaire będzie porobiony. Może cie nawet nie rozpoznać, słoneczko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przełknęła ślinę, mając ochotę wtopić się w skórzana kanapę. Rozejrzała się nerwowo, ale nigdzie go nie widziała. Miał po nią przyjść. Miał ja gdzieś zabrać. Nie wiedziała, jaki jest plan ani co będą robić. Mieli być razem, a utknęła między Kaiem, a innymi typami, którzy powtórzyli to samo.
      — Może później. Poczekam na Cartera. — Odpowiedziała łagodnie. Może się stąd wymknie i nikt nie będzie już próbował jej niczego wciskać.
      Kai wzruszył ramionami, a potem przyciągnął ja bliżej siebie.
      — Wiesz… Wszyscy się zastanawialiśmy, co on w tobie widzi. Ale chyba zaczynam to rozumieć. — Mówił składnie i pewnie, Sophia pojęcia nie miała, jak działają narkotyki i ile jeszcze minie, zanim jego zachowanie się zmieni. — Ale ta niewinność jest kurewsko pociągająca. Jesteś… Cóż, musiał się pewnie napracować, żebyś rozłożyła nogi, hm? — Roześmiał się po chwili, kiedy jej policzki się zarumieniły, a potem odsunął od jakby chciał jej dać przestrzeń. — Spokojnie, nikt cie tu nie tknie, dopóki jesteś z nim.
      Jeżeli to miało zapewnić brunetkę o jakimś bezpieczeństwie to efekt był zupełnie odwrotny. Już nie odpowiedziała, tylko bez większego zastanowienia sięgnęła po kieliszek, który podał jej wcześniej. Mogło być w środku coś, co odetnie ja od rzeczywistości albo nie będzie tam nic poza bąbelkami. I Boże, miała nadzieję, że nic w środku nie było.
      Przed Zairem wyrosły dosłownie dwie dziewczyny. Identyczne bliźniaczki z tymi samymi drapieżnymi usmiechami i dzikim błyskiem w oczach. Ubrane w te same sukienki, podkręcone włosy. Niemal w tym samym czasie sięgnęły do jego ramion.
      — Cześć, Zaire. — Wymruczały na raz. Ich słowa i gesty były wręcz zsynchronizowane. Jakby ćwiczyły to między sobą wiele razy.
      Palce jednej sunęły od obojczyka na tors.
      — Nudziłyśmy się bez Ciebie. — Inicjatywę przejęłabyś, której dłoń śmielej sunęła przez jego ciało. — Ten koncert… pewnie jesteś padnięty. Możemy ci się pomoc zrelaksować.
      Ta druga zachichotała, jak na potwierdzenie słów swojej siostry i przybliżyła się bliżej. Sięgając bez zaproszenia ustami do jego szyi. Trochę jeszcze mokrej, a to zdawało się tylko ją bardziej nakręcić.
      — Możesz zabrać kumpla… jak nie chcesz być sam. — Ciąg dla dalej, rzucając propozycjami tak luźno, jakby się pytała o to, jakie dodatki chce na pizzy. — Tak jak kiedyś, pamiętasz?
      Obie podniosły na niego błękitne oczy. Spoglądając wyczekująco, aż się zgodzi z nimi pójść. Może weźmie kolegę albo koleżankę, było już bez różnicy. Chciały się dobrze bawić, a wiedziały, że Zaire im może dobra zabawę załatwić.

      🤭✨

      Usuń
  30. Bliźniaczki jeszcze przez chwilę próbowały przekonać Zaire’a, aby z nimi wyszedł albo oddalił się chociaż w bardziej ustronne miejsce. Wystarczyło tylko jedno jego słowo, jedno skinięcie głową, a dostałby przecież wszystko i jeszcze więcej – nawet nie musiał prosić, a dziewczyny dałyby mu wszystko. Nieświadome, że pewnie nawet nie pamiętał ich imion. Tutaj nikt przecież nie oceniał, nikt nie patrzył na to, co robią inni. Wszyscy zajmowali się sobą, dobrze bawili.
    Obie uniosły brwi w zaskoczeniu, kiedy im odmówił. Jakby niedowierzając, że może bawić się z kimś lepiej niż z nimi. I to z dwiema na raz. Prychnęły w zniesmaczeniu i zeszły mu z drogi, aby zobaczyć, dokąd się uda.
    Sophia ledwo tylko zamoczyła usta w kieliszku. Sama nie rozumiejąc, dlaczego w ogóle cokolwiek pije. Miała przecież zasadę, że nie bierze nic od nieznajomych, a jeżeli – to musi widzieć, jak nalewane jest do kieliszka przy niej lub butelka otwierana i koniecznie szklana, a nie plastikowa. Od tamtej nocy robiła co mogła, aby nie znaleźć się znów w takiej sytuacji.
    Kai coś do niej mówił, ale Sophia nie zwracała większej uwagi. Wszystko, co działo się wokół było rozpraszające. Tańczące z boku dziewczyny, faceci, którzy zbyt wiele razy podawali sobie dłonie, ale niewiele to miało wspólnego z witaniem się. Jakieś szepty między sobą. Kreska, którą Kai wciągnął przy niej i podawał dalej, którą oferował jej. Była spięta, choć starała się nie dać niczego po sobie aż tak poznać. Wystarczyło jednak na nią przez chwilę popatrzeć, aby zorientować się, że brunetka tu wcale nie pasuje.
    Akurat nachylał się w jej stronę, aby coś powiedzieć, kiedy między nimi znikąd pojawił się Carter. Sophia nie była pewna, czy to co poczuła to ulga, rozczarowanie, czy dziwna mieszanka jednego i drugiego. Opuściła jednak ramiona, pozwalając, aby zeszło z niej to napięcie, które towarzyszyło jej, gdy tylko się znalazła w tym miejscu. Mogła przysiąc, że Kai wydał z siebie ciężkie westchnięcie, kiedy Zaire wpakował się między nich na kanapie.
    Sophia nie miała nawet okazji, aby porządnie odwzajemnić pocałunek. Wszystko działo się tak szybko, że nie była w stanie nadążyć.
    — Hej… — Wyrzuciła z siebie. Nie kłóciła się, kiedy zabrał jej kieliszek z dłoni. Naprawdę nie wiedziała, po co go właściwie wzięła. Teraz tego żałowała. I przypomniała się jej scenka, gdy zrobił dokładnie to samo w klubie. — Było świetnie. Ty byłeś świetny.
    Uśmiechnęła się lekko, a choć nie była typową rozluźnioną Soph, którą Carter mógł znać to równie daleko było jej do dziewczyny, która zaraz stąd ucieknie z krzykiem. Tak, Sophia chciała stąd wyjść, ale nie zamierzała robić scen. Liczyła, że Carter sam powie, że zaraz stąd wychodzą, a resztę nocy spędzą w swoim towarzystwie. Z dala od tego miejsca. Wystarczyło jednak, że zerknęła w jego oczy, aby zorientować się, że nie siedzi przy niej ten Carter, którego znała. Patrzyła mu w oczy może trochę zbyt długo. Zbyt intensywnie. Zacisnęła lekko usta, zmarszczyła lekko nos. Nie odważyła się tego jednak w żaden sposób skomentować ani rzucić żadną aluzją. Nie jej sprawa, prawda?
    — Jasne. Dlaczego miałoby nie być w porządku? — Odparła. Nic nie było w porządku. Nie powinno jej tutaj w ogóle być, a tymczasem znalazła się w środku dzikiego chaosu, którego nie potrafiła zrozumieć.
    — Zgarnąłem twoją ptaszynę po drodze. — Wtrącił luźno Kai. Opierał się łokciami o stolik, a kątem oka zerkał na parę obok siebie. — Widzisz, Soph? Zapewniałem, że cię znajdzie. — Dodał z lekko uniesionymi brwiami, ale też chyba nieszczególnie zadowolony z tego, że Zaire jednak ją znalazł. Że był w stanie, aby myśleć. Zamiast utonąć w towarzystwie lasek, które się do niego kleiły już od chwili, w której znalazł się na Sali. — Już się martwiliśmy, że o niej zapomniałeś. — Dorzucił znudzonym tonem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sophia instynktownie przysunęła się do Cartera, choć ten siedział między nimi. To wciąż po drugiej stronie był ktoś inny. Poniosła wzrok, aby znów spojrzeć na Cartera. Sophia nie była pewna, czy tym spojrzeniem zapewnia go, że wszystko jest w porządku, czy że chce stąd wyjść i nie zamierza słuchać żadnych wymówek.
      — Trochę kazałeś na siebie poczekać. — Rzuciła, niby zaczepnie. Może z lekką irytacją w głosie, bo jednak… Jednak długo się nie pojawiał, a choć mówił, że to może potrwać to Sophia sądziła, że nie będzie to aż tyle trwało, że znajdzie ją jakiś jego kumpel i sprowadzi tutaj.

      soph

      Usuń
  31. Ułożyła dłoń na jego klatce, jakby chciała tym gestem go bardziej ściągnąć na ziemię, ale Sophia podświadomie już wiedziała, że Cartera dawno tutaj nie ma. Przynajmniej nie tego, którego ona znała. Patrzył na nią… Inaczej. Czekoladowe i miękkie oczy zniknęły. Nie było tego spojrzenia, które Sophia znała i które sprawiało, że miękły jej kolana. W rozszerzonych źrenicach było coś, czego nie potrafiła rozgryźć. Coś niepokojącego. W dotyku był gorący, nawet przez koszulkę. Naiwnie liczyła na inny wieczór, ale przecież ją ostrzegał. To czego niby się spodziewała?
    — Wiem, przepraszam. — Było jej zwyczajnie głupio, że nie zaczekała tak, jak się umówili. Zostałaby, gdyby Kai się nie pojawił. Zaczęłaby się denerwować dopiero po jakimś czasie, a gdyby ostatecznie nie pojawił się wcale to nie szukałaby go, tylko wróciła do domu. Znów nie odzywałaby się cały weekend i odstawiła identyczny teatrzyk, jak ostatnio. — Chciałam poczekać. Tylko… Jakoś tak wyszło. — Wzruszyła ramionami. Nie chciała mówić, nie przy tylu ludziach, że zbyt łatwo było ją nakłonić do zrobienia czegoś, a stawienie granic przychodziło jej z trudem. Carter o tym zresztą wiedział. Sophia nie musiała tego na głos mówić.
    Sophia oderwała wzrok od Cartera na sekundę. Spojrzała na Kai’a, ale trwało to zaledwie chwilę.
    Kiedy spojrzała znów na Cartera to nie wiedziała, czy ma oczekiwać tego, że wyjdzie z nim i pojadą… Nawet nie wiedziała, gdzie. Czy może jednak czeka ją samotny powrót do domu. Trzymał ją blisko siebie, ciągle do siebie przysuwał, jakby to miało ją zapewnić, że jej nie wypuszcza. Teraz może nie, ale za pięć minut? Dziesięć?
    Biła się z własnymi myślami. Mogła rzucić, że wróci do domu. Mruknąć coś, że dzięki za koncert, ale będzie się zbierała. Zapewnić, że nie musi jej odwozić. Poradzi sobie. Działało jeszcze w końcu metro, a ubery jeździły całą noc. Nic by się jej nie stało. Mogła też zrobić coś, czego robić na pewno nie powinna była i czego być może będzie żałowała.
    Nie pytała, czy coś brał – wiedziała, że wziął. Przed oczami miała obraz Cartera z tamtego klubu nad stolikiem. Tyle, że wtedy się powstrzymał, a tutaj nie było jej obok, aby mogła go przed czymkolwiek powstrzymać. I to nie byłą jej sprawa, aby mu czegokolwiek zabraniać. Nie była tu po to, aby go naprawiać, prawda? Dobrze spędzony czas, parę nocy razem, nic więcej. Żadnego związku. Żadnych więcej zasad.
    Czekali na niego. Na faceta, który przez dwie godziny dawał z siebie wszystko na scenie, dla niego nie było odpoczynku. Może nie był na scenie, ale Soph miała wrażenie, że nie zrzucił tej scenicznej maski z siebie. Że wciąż grał faceta z mikrofonem w ręku. Tego, na którego polowały dziewczyny, od którego coś ciągle chciał. Ona też coś od niego chciała, ale wiedziała, że tej nocy go nie dostanie tak, jak była przyzwyczajona. Nie będzie tylko ich, nie będzie stykającej się ze sobą nagiej skóry, palców biegających wzdłuż kręgosłupa czy bawiących się włosami.
    Wszystkie trybiki w głowie jej działały. Za i przeciw, odejść albo dać się pochłonąć temu szaleństwu. Sophia znała odpowiedź, ale z jakiegoś powodu postanowiła zignorować to, co należało zrobić.
    Wbiła swoje oczy w ciemne, czarne i niemalże puste Cartera. Prawie przeszył ją chłód. Nie było w nich nic znajomego. Nic, czego mogłaby się uczepić, aby ściągnąć Cartera do siebie. A mimo to, wcale jej nie przeszkadzało, aby z siebie wyrzucić:
    — To gdzie jedziemy?
    Była gotowa na to, że może ją odesłać z kwitkiem. Wiedziała, że chciał, aby pewnych rzeczy nie widziała. Tego nie musiał mówić na głos. Nie była, aż tak, naiwna, aby sądzić, że sama jej obecność mu wynagrodzi to, do czego przyzwyczajał swoje ciało i umysł od lat.

    soph

    OdpowiedzUsuń
  32. Carter nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo Sophia miała ochotę uciec. To nie były jej klimaty, jej znajomi. Nie odnajdowała się w takich miejscach, a otoczona ludźmi, których nie zna – miała ochotę znaleźć się jak najdalej. Tej nocy nie było inaczej, ale przełknęła tę potrzebę. Jeszcze nie wiedziała, dlaczego. Ani tym bardziej po co. Jednak coś kazało jej trzymać się Cartera. Zostać z nim, dopóki to będzie możliwe. Może była z lekka tylko zamroczona wypitym wcześniej szampanem. Miała trzymać się pięciu drinków na noc, ale w tej loży, gdy świetnie się bawiła (nawet sama) pozwoliła sobie na trochę więcej. Świat więc nie wydawał się jej aż tak straszny, jak na trzeźwo.
    Zauważyła tę zmianę w nim. Ciężko byłoby, aby przeszła ona niezauważona. Sophia nie zdążyła zareagować w żaden sposób, gdy znów pocałował ją w ten krótki, ale gwałtowny sposób. Nie nadążała za nim. Nie potrafiła teraz dopasować się do jego tempa, ale nie przeszkadzało jej to tak bardzo, jak myślała. Zdusiła w sobie westchnięcie, gdy usta Cartera zsunęły się niżej, ale nie dała rady wstrzymać tego lekkiego drżenia. Jedno wiedziała, ten człowiek sprowadzi ją na złą drogę, a ona wesoło za nim podążała. Nawet nie protestowała, a gdyby próbowała – to nie mogłaby wydusić z siebie słowa.
    After party? To nie byli na nim teraz? Zdecydowanie nie była świadoma tego, jak działa świat Cartera i zdawało się, że dziś zamierzała się o tym przekonać.
    Rzuciła zagadkowe spojrzenie w stronę Kai’a. powstrzymując się od lekko zgryźliwego komentarza, który cisnął się jej na usta, a który zdecydowanie byłby źle odebrany.
    Trzymając mocno dłoń Cartera, poszła bez słowa protestu za nim. Prawda była taka, że mógłby ją teraz zaprowadzić wszędzie, a ona mimo wątpliwości podążyłaby za nim. Bez konkretnego powodu. Próbowała sobie to jakoś wytłumaczyć, ale nie dała rady. Chwyciła tylko leżąca na oparciu kurtkę, zanim w tym szaleńczym tempie Carter by ją stąd wyprowadził. Sophia sprawnie też ignorowała dziewczyny, które spoglądały w ich stronę. Jakby niezadowolone, że wychodzi z dziewczyną, która nijak nie pasuje do jego świata. I nie dała rady ukryć tej małej nutki dumy, że to jej rękę trzymał, że to ją całował na tej kanapie i z nią wychodził. Sophia 1, randomowe laski 0.
    Sophia w przeciwieństwie do Cartera, poczuła chłód nocy. Dlatego tylko ledwo narzuciła na ramiona kurtkę, ale bez wkładania w nią rąk. Szampan trzymał ją tylko lekko, ale nie było go wystarczająco wiele, aby zapomnieć w pełni o chłodzie. Uśmiechnęła się szerzej, gdy ją do siebie przyciągnął. Nie zerkała w stronę innych ludzi. Carter był jedynym, który ją interesował. Objęła go w pasie, gdy ją do siebie stanowczo przyciągnął.
    — Nigdzie się nie wybieram, wiesz o tym? — Mruknęła nieco rozbawiona jego zachowaniem, jednocześnie mając z tyłu głowy, że to nie jest teraz Carter, którego Sophia zna. Który spędza z nią noce i dni w schronisku. To nie był ten człowiek, z którym wychodziła na spacery z Gigi i rzucała piłkę psom. To był… Ktoś kogo jeszcze nie miała okazji poznać.
    Zadarła głowę do góry, aby na niego spojrzeć. W mroczne, czarne oczy, w których nie było nic znajomego, a choć wyczuwała jakąś nutkę grozy to nie cofnęła się.
    — Pocałuj mnie.
    Mogła zrobić to sama, ale… Ale chciała, żeby to zrobił on. Miała buty na obcasie, więc zyskiwała te kilkanaście centymetrów, ale to wciąż było za mało, aby do niego swobodnie dosięgnąć. Wiedziała, że wokół są ludzie, którzy patrzą. Może jacyś fani w oddali, którzy będą próbowali przebić się przez barierki, jakieś jego dawne koleżanki, kumple. I może tylko z lekka Sophia poczuła potrzebę, aby zaznaczyć, że Carter jest jej. Nawet jeżeli tylko się jej tak wydawało. Nawet jeżeli w rzeczywistości on tak naprawdę nie należał do nikogo, poza samym sobą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — I zrób to porządnie. — Zastrzegła. Zsunęła nieco dłonie na dół pleców, aby wsunąć je pod koszulkę. Niemal drgnęła od tego, jak rozgrzaną miał skórę. Niby już to wiedziała, gdy ich palce się splotły, ale teraz czuła to wyraźniej. — Inaczej się pogniewamy. — Dodała z dążącym do uśmiechu uniesionym kącikiem ust.

      soph

      Usuń
  33. Sophia nie wiedziała, na co ma się tej nocy nastawić. I chyba wyjdzie na tym lepiej, jeśli nie będzie próbowała w żaden sposób wyobrażać sobie tego, co może się dziać. Płynęła z prądem, a przynajmniej tak się jej wydawało. Nie zwracała uwagi na to, kto ich otacza i z kim będą później – to wszystko naprawdę było bez znaczenia, dopóki Carter był obok. Prawdopodobnie była zbyt zaślepiona. Czym? Nie miała bladego pojęcia, ale to coś w środku nie pozwoliło jej tej nocy kończyć wtedy na tamtej kanapie, kiedy pojawiło się to pierwsze uczucie, aby uciekać.
    Uśmiechnęła się niemal od razu, kiedy ją przyciągnął, a dłoń znalazła się na jej policzku. Oczy dziewczyny rozbłysły, jakby już wiedziała, co nadchodzi. I nie oczekiwała teraz od niego słodkiego pocałunku, który przyjemnie rozleje się po ciele. Chciała tej gwałtowności, która będzie rozszarpywać od środka. Brunetka wbiła mocniej palce w jego plecy, gdy ją pocałował i nie zwlekała nawet chwili z odwzajemnieniem pieszczoty. Ciche westchnięcie stłumione było przez pocałunek. Carter teraz brzmiał i smakował inaczej, ale nie pozwoliła, żeby to zajęło jej umysł na dłużej niż to było konieczne.
    — Mhm… — Wymruczała, ale jeszcze nie otwierała oczy. Jakby w ten sposób chciała lepiej zapamiętać ten moment, kiedy jeszcze świat wokół nie istniał i byli faktycznie tylko we dwójkę. Więcej na razie nie potrzebowała. Zrozumiała, że to nie jest jedna z tych nocy, podczas których wracają do jego penthouse, są we dwójkę. Światło przygaszone i mogą skupić się na sobie, robiąc to, co chcą lub nie robiąc absolutnie nic. Nie była rozczarowana, zaakceptowała to i postanowiła się dopasować. Oczy otworzyła po paru sekundach i od razu napotkała jego ciemne tęczówki. Przeszył ją lekki dreszcz. — Zadowolona, ale wiesz… Powinieneś mi o sobie tak przypominać. — Dodała z figlarnym, wesołym uśmiechem.
    Jeszcze z nim była. Sophia nie była pewna, czy zostanie do końca, ale póki co wycofać się nie zamierzała. Tylko zostać z nim tak długo, na ile sobie będzie mogła pozwolić.
    Spojrzała na niego nieco uważniej, gdy zauważyła, że jego spojrzenie spoważniało.
    — Wiem. — Pokiwała głową. Zrobiła głupotę, że wzięła tamten kieliszek i jeszcze większą, że coś z niego wypiła, ale najwyraźniej miała dość szczęścia, że nie było w nim nic poza alkoholem. — Nie będę nic brała. — Obiecała. Nie chciała nawet nic brać. Nie sięgnęła nigdy nawet po papierosa, a już na pewno nie zamierzała bawić się w żadne prochy. Nigdy jej nie ciągnęło, aby choćby spróbować bucha od znajomych na domówkach, gdy ktoś przyniósł zioło, a po tamtej akcji… Po tamtym wydarzeniu tym bardziej trzymała się z daleka od takich rzeczy, narzuciła limit drinków i panicznie się pilnowała.
    — Tylko od ciebie albo z baru. — Powtórzyła. Chciała, aby wiedział, że go słucha i mimo swojego zamiłowania do łamania zasad – tych nie zamierzała. Rozumiała aż za bardzo powagę sytuacji i nie chodziło tu o jego ton. Nie chciała po raz kolejny obudzić się z myślą, że coś jej się stało i przez kolejne tygodnie czuć na sobie dotyk, którego równie dobrze wcale mogło nie być. Pewnych rzeczy dwa razy lepiej nie powtarzać, a to zdecydowanie była jedna z nich.
    Sophia nie miała pojęcia, jak ta noc ma wyglądać. Widziała go raz w tamtym klubie, ale wtedy… Wtedy wydawało się jej, że nie jest nawet źle. Po prostu zwykły klub, w którym to Carter dyktował zasady, a ludzie mu się poddawali. Nie zadawała pytań, choć cisnęło się jej ich aż nazbyt wiele: gdzie jedziemy, ile tam będziemy, kto tam będzie, co się będzie działo. Milczała. Nie próbowała się wpychać z pytaniami. Zwłaszcza, że tak naprawdę mógłby odpowiedzieć tylko na pierwsze. Reszta była zapewne zagadką dla niego w takim samym stopniu, jak dla Sophii.
    Auto zapełniało się powoli ludźmi. Niektórych Sophia widziała wcześniej u boku Cartera, dziewczyny ze sceny, przez które zaciskała mocniej zęby podczas choreografii, ale to było w końcu bez znaczenia. One wszystkie były bez znaczenia. Jego kumple. Wszyscy ci ludzie. Sophia nie była tu z nimi ani dla nich. Tylko z Carterem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sophia nie zaprotestowała, kiedy kazał jej usiąść na kolanach. Mogła przysiąc, że czuła na sobie wrzące spojrzenia, ale nie zignorowała. Opadła lekko na jego uda, zakładając nogę na nogę, a rękę lekko przerzucając przez jego ramię. Wpasowała się w jego układ ciała tak, jakby zawsze do niego pasowała. Mimo, że pod skórą wiedziała, że tak nie jest, że wcale do niego nie pasuje. Do tego świata i takich ludzi. Do dziewczyn w krótkich, cekinowych topach. Nie, to nie był jej świat, ale gdy tu tak siedziała to zdawało się to być teraz bez znaczenia.
      Auto ruszyło, a w tej samej chwili rozmowy rozmyła muzyka.
      Odszukała wzrokiem jego oczy, jakby chciała mu potwierdzić, że owszem – jest tutaj i nie zamierza się wycofać. Szczerze nie miała pojęcia co robi, ale czy to było takie ważne?
      — Więc to ty, ta słynna Sophia, która zatrzymała Zaire na dłużej niż jedną noc. — Tej dziewczyny nie rozpoznawała. Nie była to Courtney, która wcześniej dała jej znać, że obecność Sophii jest w tym towarzystwie zbędna.
      Wiedziała, że nie jest anonimowa. Nie po tym, jak kilka razy trafiła na Instagrama Cartera. Nie po tym, jak pokazywali się kilka razy wspólnie.
      — Powinnaś się podzielić tym sekretem z resztą. To nieładnie się nie dzielić. — Ciągnęła dalej. Ton miała lekki, rozrywkowy i jakby faktycznie próbowała nawiązać autentyczną rozmowę. — Ty lubisz się dzielić, prawda Zaire?
      Dzielić…? Różne myśli przebiegły jej przez głowę.
      — Ale ja nie lubię się dzielić. — Nie dała mu odpowiedzieć. Siedziała na nim wygodnie, pewnie. — Zatrzymam ten sekret dla siebie.
      Krótkie śmiechy rozniosły się po aucie. Ktoś rozlewał coś do kieliszków, a dwa z nich trafiły do Sophii i Cartera. Niby go wzięła, bo nie zamierzała tu robić scen, ale zgodnie z obietnicą wolała się najpierw upewnić, czy może czy jednak ma sobie to darować.

      soph

      Usuń
  34. Krótko zerknęła na dłoń Cartera, którą zataczał kręgi na jej udzie. Absolutnie jej to nie przeszkadzało. Chyba nawet za bardzo polubiła jego dotyk i to, że znajdowała się przez większość czasu w zasięgu jego dotyku i uwagi, ale nie pozwalała, aby to uczucie ją pochłonęło bardziej niż powinno. Już i tak za bardzo się w niego zaangażowała. Czekała z niecierpliwością, aż jej odpisze lub oddzwoni, na poranki, bo wiedziała, że wtedy go zobaczy. Na to, że przychodzili często o parę minut spóźnieni, bo nie potrafili się od siebie w aucie oderwać, dopóki któreś z nich stanowczo nie przerwało. Do tych nocy, które spędzała u niego i które były takie… Zwykłe. Niepasujące do obecnego stanu Cartera.
    Napięła się bardziej na imię Sloane niż powinna. Nie chodziło tylko o Cartera, ale też o tę świadomość z kim ona była teraz. Zrobił się z tego mały, dziwny krąg, w którym nie chciała brać udziału, a z którego nie potrafiła się też wycofać. Zresztą, podobnie było z tamtą dziewczyną. Widziała ją na scenie. Jej prowokujące ruchy wobec Cartera, kiedy Sophia powtarzała sobie, że to tylko chorografia i nic więcej, ale niektórych rzeczy nie można było udawać. I kompletnie nie potrafiła zrozumieć, jak może wciąż z nim pracować, skoro to były… Chłód bijący od dziewczyny wyczuwalny był aż w kościach. I nagle Sophia poczuła się, znowu, że nie jest tu mile widziana. Że to nie jest miejsce dla dziewczyn takich, jak ona.
    Uniosła lekko brew, posyłając mu nieco zaskoczone i pytające pytanie. Dobrze zrozumiała? Sophia nie do końca potrafiła sobie to wyobrazić, a może po prostu nie chciała sobie wyobrażać takich scenek, choć te i tak pojawiły się jej przed oczami. Podobnie, jak parę wątpliwości, które cicho zaczęły się dobijać. Naprawdę, lubił być dzielony? Zwilżyła usta, jakby tym gestem próbowała zmazać te scenki i słowa rzucone przez Courtney, które zapewne miały ją wytrącić z równowagi – i na moment się udało. Nie było to szczególnie zauważalne, ale Sophia na moment myślami, gdzieś odleciała.
    Odetchnęła nieco głębiej, wzrok Cartera trafił dokładnie tam, gdzie powinien. Te małe przypomnienie wystarczyło, aby wątpliwości odeszły na moment na bok. Był tutaj z nią. I znała już ten rodzaj spojrzenia, chociaż jego oczy teraz nie należały w pełni do niego, a do faceta, który wtedy, gdy nie widziała uraczył się narkotykami – to jeszcze czasem się przebijał przez to Carter. Jej Carter, który właśnie ją zapewniał tym spojrzeniem, że ich umowa działa, że oni się nie dzielą.
    Dalsza rozmowa toczyła się już gdzieś poza jej świadomością. Ktoś rzucił jakimś żartem, który rozbawił pewnie bardziej przez to, co już było brane czy pite. Dopiła drinka, czymkolwiek to było, zanim auto się zatrzymało. Miękko i niemal niezauważalnie.
    Zostawiła kurtkę w środku. Zsunęła się z niej w którymś momencie, a Sophia niekoniecznie miała ochotę ją ze sobą całą noc nosić i pilnować. Z auta przecież nie zniknie, a gdyby… No to trudno. Mogła sobie zawsze przecież kupić kolejną, prawda?
    Sophia starała się już nie myśleć o tym, że jadące z nimi dziewczyny – a zwłaszcza jedna – były aż nazbyt zaznajomione z Carterem i jego upodobaniami. Zbyt mocno siedziało jej to w głowie. Mimo, że wcale nie powinna była przejmować się tymi słowami. Domyślała się, że niektóre są rzucane przede wszystkim po to, aby ją wytrącić z równowagi i przypomnieć, że nie ma miejsca w tym kręgu. I w każdym innym wypadku już dawno by się z tym pogodziła i uciekła na bok, ale nie tym razem. Bo Carter, choć niewiele mówił, to dodawał jej wystarczająco dużo pewności siebie. Wystarczająco, aby nie nakręciła się niepotrzebnie do tego stopnia, że w końcu zaczęłaby wątpić w samą siebie.
    Wyskoczyła ostrożnie z samochodu. Obcasy cicho zastukały o betonowy chodnik. Rozpoznała to miejsce. Chyba nie powinna była być nawet zdziwiona, że właśnie tutaj wylądowali. Uśmiechnęła się jedynie i ścisnęła mocniej jego dłoń. Nie z nerwów, a cichego sygnału, że dalej wszystko jest w porządku i się nie zamierza wycofać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chłodne, nocne powietrze musnęło jej ramiona, ale nie zadrżała.
      Wchodził tu, jak do siebie i to było widać, a przede wszystkim czuć. Oddzielne wejście, nie wśród ludzi, którzy pewnie czekali tu całymi godzinami, aby wejść i zostać zauważonymi. Sophia szła tuż obok niego, czując się niezwykle ważną, gdy tak luźno przerzucał rękę przez jej ramię. Jak taki cichy znak, że jest jego. I wcale się nie mylił. Jeszcze przez parę tygodni była jego, ale teraz nie myślała o tym, że coraz szybciej zbliżają się do daty końcowej. To było dopiero przed nimi, a nie ważne, jak bardzo tego nie chciała, to było nieuniknione.
      Zaskoczył ją tym, że się zatrzymał. Lekko zadarła głowę do góry, a plecami niemal stykała się z lustrzaną ścianą za sobą.
      — Z tobą mam wrażenie, że mógłbyś mnie do niego zaciągnąć i wyprowadzić tej samej nocy. — Odpowiedziała. Stresowała się, ale nie w pełni tym, o czym Carter pewnie pomyślał. Bo owszem, to jak mogła wyglądać jego impreza ją stresowało. Tamta sobota to pewnie nie był nawet sneak peak. — Nie stresuję… W porządku, może trochę. Ale wszystko jest w porządku. — Zapewniła. Bo naprawdę – było.
      Sophia lekko się rozluźniła, kiedy musnął jej skórę.
      Mimo tych błyszczących w oddali czerwonych lampek, ona wciąż na niego patrzyła w ten sam ufny sposób. Pewna, że nie pozwoli, aby coś się jej stało i aby popełniła tutaj jakiś błąd.
      — Mam ciebie. — Powtórzyła. Sięgnęła do jego ust swoimi. — Chodź, jeszcze ominie cię cała zabawa. A ja chcę drinka.

      soph

      Usuń
  35. Właśnie najgorsze w tym wszystkim było to, że Carter mógł zaprowadzić ją w sam środek piekła. Patrzeć, jak wszystko wokół płonie i zmienia się w popiół, aby ją za parę godzin z tego miejsca wyciągnąć. Sophia nie była pewna, czy to ją bardziej pociąga czy przeraża. Była to dziwna mieszanka jednego i drugiego uczucia, bo gdzieś z jednej strony chciała tego doświadczyć i sparzyć się razem z nim, a potem zostać z tego wyciągniętą. Jednocześnie, też nie wiedziała, czy gdyby wprowadził ją tam naprawdę – bez żadnych barier ochronnych – to czy potrafiłaby się w tym chaosie utrzymać. I wszystko wskazywało na to, że miała się tej nocy przekonać, czy znajdzie w sobie tę siłę, aby dopasować się do jego świata, chociaż w małym ułamku.
    — Raczej tego nie uniknę, skoro jestem z tobą, prawda? — Nie czekała na odpowiedź. Carter mógł próbować ją trzymać z daleka, ale to była prawda. Wchodziła tutaj teraz z nim i gdyby nie chciał, aby zobaczyła cokolwiek nie zabrałby jej tutaj. Wsadziłby ją do drugiego auta, które zabrałoby ją do domu na Manhattanie. Nie dałby się nabrać na jej ładne, trochę zamglone przez szampana oczy i pytanie „to, dokąd jedziemy?”. Zostawiłby ją samą i doskonale o tym oboje wiedzieli.
    Miał też rację. Sophia była na to za delikatna, ale równie dobrze oboje mogliby się zdziwić, gdyby z czasem zaczęła się w tym odnajdywać.
    Kroki Sophii nie były tak pewne, jak się jej zdawało. Ale nie drżała też na myśl o tym, co będzie. Przecież była tutaj już wcześniej. Parę tygodni temu, kiedy uparła się, aby znaleźć Cartera. Wchodziła innym wejściem, ale wychodzili już tędy – z dala od głównego, gdzie mogliby wpaść na ludzi, fanów czy przypadkowe osoby. Znajome korytarze budziły w niej dość przyjemne wspomnienia. Jakoś wyrzuciła z pamięci tamto nieprzyjemne dla niej spotkanie z typem. Bardziej myślała o tym, że w tym miejscu zaczęło się tak naprawdę wszystko między nią, a Carterem. Na tarasie, do którego teraz nie była pewna, które drzwi prowadzą.
    Nie chowała się w sobie. Nie próbowała się skryć za Carterem, a iść obok niego. Nie, jak ozdoba, którą sobie znalazł na wieczór. Nawet jeżeli właśnie tym była, to nie zamierzała wchodzić w rolę słodkiej, uroczej maskotki, którą można się pochwalić przed innymi. I wiedziała też, że Carter nie traktuje jej, jak takiej ozdobnej laleczki, na którą pozwoli patrzeć, ale bez dotykania. Albo tylko sobie to wkręcała, aby nie zacząć się znów czuć tak, jak jedna z wielu, a po tych kilku interakcjach z wieczora wiedziała, że Carter takich miał… Wiele.
    Sophia czuła, że to nie jest jej świat. Hałas i dziesiątki ludzi, którzy podchodzili, aby zamienić chociaż pół słowa z Carterem. Teksty, których pewnie nie powinna była rozumieć, a rozumiała aż za dobrze. Krótkie cekinowe topy, zbyt wysokie szpilki, od których kręciło się jej w głowie, gdy patrzyła. Muzyka pulsowała jej pod skórą, światła odbijały się od twarzy i lustrzanych ścian, wszystko było tu intensywne. Od muzyki po atmosferę. Nie było chwili, aby zwolnić. Żeby się zatrzymać i zastanowić. Bo to nie było miejsce, aby myśleć, prawda? Nie przychodzili tutaj po to, aby porozmawiać, aby odprężyć się po długim dniu, ale żeby zapomnieć. O wszystkim co siedziało w środku. Wyłączyć się ze świata. Alkoholem albo kreską.
    Wślizgnęła się na skórzaną, chłodną kanapę. Na stoliku już stała butelka czegoś w wiaderku z lodem, kilka szklanek. Zupełnie, jakby to miejsce przygotowało się na jego przyjazd jeszcze zanim było pewne, że on tu w ogóle będzie. Chociaż, czy to mogło nie być pewne? Sophia miała wrażenie, że Carter jest tu stałym gościem. Jego miejsce na after party.
    Twarze, z którymi jechali zajmowały kolejne miejsca. Niektórzy siadali, inni stali pogrążając się w rozmowie z kimś innym. Sophia swoją uwagę przeniosła na Cartera. Zupełnie, jakby wiedziała, że gdyby zaczęła zbyt długo patrzeć na Courtney czy Jade, czy inne dziewczyny, to zbyt szybko w jej głowie pojawiłyby się myśli, które ciągnęłyby ją w dół. Były pewne siebie, chłodne i zdystansowane, piękne. Nawet oplecione w niewielkie strzępki materiału nie wyglądały tanio, a kusząco.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sophia skupiała się na Carterze. Jego dotyku, który trzymał ją teraz przy ziemi. Barmanka wzięła zamówienia i zniknęła równie szybko, co się pojawiła. Znała już rytm tej nocy, znała zamówienia i Soph była pewna, że gdyby nie ona to nie musiałaby nawet podchodzić, a na stoliku pojawiłoby się klasyczne zamówienie Cartera.
      Odwróciła lekko głowę w stronę Cartera i spojrzała na niego błyszczącymi oczami. Energia, która go rozpierała była widoczna gołym okiem. Nie widziała go chyba nigdy przedtem w takim stanie. I doskonale wiedziała, co jest tego powodem.
      — Zachowasz tę energię na później? — Mruknęła z lekkim rozbawieniem, prawie muskając ustami jego. Była blisko, zbyt blisko, jak na to, na ile pozwalała sobie w miejscach publicznych, ale… Ale tutaj nikogo to nie obchodziło, prawda? Ludzie nie przejmowali się tym, co kto tutaj robi.
      Zanim doczekała się odpowiedzi, poczuła na sobie mrożące spojrzenie. I w pierwszej chwili chciała się wzdrygnąć, ale wstrzymała ten odruch, a jej wzrok spoczął na rudowłosej dziewczynie.
      Sophia uniosła lekko głowę, może zbyt zadziornie, jak na nią.
      — Dużo tych tancerek. — Westchnęła, ale w jej głosie nie było zazdrości ani niczego, co mogłoby przypominać urażenie. Raczej krótka uwaga. Tak samo krótka, jak sukienka Cassie.
      Sophia posłała jej luźne spojrzenie, ale pełne dumy i samozadowolenia. Bo nieważne, ile takich Cassie do nich podejdzie, to uwaga Cartera była skupiona na niej. Odwdzięczała mu się tym samym. Muskała palcami jego kark, a kciukiem delikatnie miejsce tuż pod uchem. W dokładnie taki sam sposób, w jaki robiła, gdy byli sami. Taka jej rzecz, do której przyzwyczaiła siebie i Cartera.
      — Po tym wszystkim, hm? — Wymruczała. Lekko uniosła brew, jakby ciekawa czy pociągnie temat czy go zaraz zmieni. dłoń położyła mu na torsie, a Sophia miała wrażenie, że jego skóra pali nawet przez materiał koszulki. — Tylko we dwoje… Hm, obiło mi się dziś o uszy coś innego. — Trochę go testowała. Z ciekawości, ale też i głupiej potrzeby, aby wiedzieć, czy to co mówili było prawdą, czy tylko próbowali zaleźć jej za skórę.
      W tej samej chwili pojawiła się też barmanka z tacą. Słodki różowy, ale mocny drink dla Soph. Klasycznie whisky dla Cartera. Butelka tequili i wódki, kilka puszek z Colą. Stolik zapełniał się coraz bardziej.

      soph

      Usuń
  36. Sophia prawdopodobnie była trochę zbyt naiwna na to wszystko. Zbyt dobra, zbyt ułożona i zbyt spokojna, aby mogła znaleźć miejsce w tym świecie. Na chwile? Być może udałoby się jej w tym wszystkim odnaleźć. Dopóki było w miarę w porządku, dopóki jeszcze w grę nie weszło zbyt wiele uczuć, dopóki nie zaczęło jej za bardzo zależeć. Problem polegał na tym, że Sophia była coraz bliżej tej cienkiej granicy. Zbliżała się do niej z każdym pocałunkiem, każdym spojrzeniem, które posyłał jej Carter. Sophia wiedziała, że w końcu może już nie panować nad sobą i tym, co w niej siedziało. Odpychała to wsysało od siebie, ciągle powtarzając sobie, że to wszystko to jest tylko zabawa, okraszona jakimiś cięższymi uczuciami, których nie wypowiadało żadne z nich. Jakby się bali, a może nie chcieli wypowiadać tego na głos w obawie, że gdy coś powiedzą to zniknie to, co między nimi było. Sophia nie miała potrzeby, aby mówić leśne rzeczy na głos. Mimo, że jakaś jej część chciała usłyszeć od Cartera więcej słów. Jakieś zapewnienie, że to wszystko ma sens i nie jest tylko na moment, gdy przecież to właśnie tym było. Tylko ulotną chwilą.
    Nic nie powiedziała. Ufała i wierzyła, że naprawdę tego uniknie. Nie była ciekawa, aby sięgać po rzeczy, które nie były dla niej. Jej granicą był alkohol, którą dziś już przekroczyła, bo sięgała po więcej. Reszta? Na to Sophia nawet nie patrzyła. Widziała przecież co to robiło z ludźmi i szczerze mówiąc, nie chciała znaleść się w tej grupie. Nie chciałaby też, aby Carter dalej się topił w tym świecie, a jednocześnie była świadoma, że ona mimo całej ten swojej czystości i tego, jaka jest na co dzień, zwyczajnie nie da rady wyciągnąć Cartera z tego świata. Nie próbowała, może wręcz poddając się już na samym początku, kiedy zrozumiała, że nie będzie potrafiła go odciągnąć od tych kumpli, dziewczyn i kresek. Sloane nie potrafiła go z tego wyciągnąć, a spędziła z nim całe miesiące. Sophia znała go zaledwie od dwóch i nie wyobrażała sobie, że byłaby w stanie zmienić coś w jego życiu. Nie na dłuższą metę. Być może tylko na tę pare tygodni, które jeszcze będą spędzać razem, ale potem?
    Sophia nie wątpiła, że Carter nie chciał, aby zasmakowała tego świata w takim stopniu, jak on. Ona również nie chciała poczuć na skórze tego wszystkiego. Wystarczyło jej w zupełności to, co jej dawał teraz. A i tak czuła się przytłoczona tymi znajomościami, gęstym od atmosfery i dymu klubem. Światem, który nie był przecież jej. I nigdy nie będzie, Sophia nie próbowała się oszukiwać, że mogłaby odnaleźć się w tym na dłużej.
    — Mam nadzieję. — Odezwała się cicho, ale wystarczająco, żeby ją usłyszał. Nie chciała się przekrzykiwać przez muzykę i basy, aby słyszeli ja inni przy stoliku. To była ich rozmowa. Krótka, ale należąca tylko do nich.
    Carter mógł jej pilnować i trzymać z daleka, ale nie miał oczu dookoła głowy. Mogło się zdarzyć, że coś mu umknie. Że Sophia czasem również straci czujność.
    Lekko się uśmiechnęła, gdy się o nią oparł. Nie przerywała dotyku, którego potrzebowała równie mocno, jak on. To było, jak takie ciche zapewnienie dla Sophii, że ma jeszcze go przy sobie i nie uciekł od niej całkowicie. Że chociaż wokół panuje chaos to potrafi znaleźć takie momenty, w których Carter obecny jest tylko dla Sophii.
    Sophia spoglądała na niego uważnie i wcale nie oczekiwała, że Carter z czegokolwiek będzie się jej tłumaczył. Nie zamierzała dać mu rozgrzeszenia za każdą dziewczynę, która znalazła się pod nim. I lepiej dla niej było, jeśli nie próbowała policzyć, jak wiele się ich przewinęło przez jego pościel.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Przecież wiem. — Odparła. Nie pytała się w końcu z żadną pretensją, a raczej niezdrową ciekawością, która próbowała znaleźć ujście. — Biorę z dystansem to co słyszę. — Zapewniła. Znała takie rozgrywki od dziewczyn, które próbowały odstraszyć ostrymi słowami i chłodnymi spojrzeniami. Problem był w tym, że Sophia tak łatwo odstraszyć się nie miała zamiaru dać.
      Wzięła od Cartera drinka i wsunęła różową słomkę między usta. Napój w smaku był słodki, ale nie dusząco. Czuć było również wyraźny smak alkoholu, może tequila albo coś równie podobnego. Nie miała pojęcia.
      — Nie każda dziewczyna marzy o księciu z bajki. — Odpowiedziała z lekkim przekąsem. Sophia była taka dziewczyna, a przynajmniej przez jakiś czas, bo obecnie sama już nie wiedziała, czego tak naprawdę chce. — Czasami… Ten moralnie szary rycerz w zupełności wystarczy. — Dodała i prawie parsknęła śmiechem na te porównania. Żadna z niej księżniczka, a z Cartera żaden rycerz. Sophia jednak była w tych słowach szczera. I była też świadoma, że osoba, która głąby zbliżona charakterem do niej zwyczajnie by ją znudziła.
      Sophia uśmiechnęła się lekko, gdy nachylał się tak blisko niej. Prawie czuła jego usta na swoich. Zadrżała delikatnie, co z pewnością nie umknęło jego uwadze.
      — Mhm, nawet nie wiesz, jakie to zabawne, kiedy odchodzą z niczym, a ja mam całą twoja uwagę. — Mruknęła rozbawiona. Gdyby spotkali się przypadkiem w klubie to zapewne nie zwróciłaby na siebie jego uwagi. Może na sekundę, ale nie dłużej.
      — Może tylko trochę mi się to podoba. — Dodała. IE potrafiła wytłumaczyć tego uczucia. Dodawało jej to więcej pewności niż powinno. I nie chciała się tym przypadkiem zachłysnąć, gdyby coś miało się przypadkiem między nimi zmienić.
      — I zadecydowałeś z kim wychodzisz dzisiaj? — Spytała. Sophia nie odsunęła się nawet na sekundę. Jej palce wciąż muskały kark i skórę tuż pod uchem, czasem tylko zaczepnie wbijała paznokcie w kark lub wsuwała palce we włosy.

      soph🍸

      Usuń
  37. Sophia bardzo chciałaby go dla siebie zatrzymać, ale miała świadomość, że nie będzie to możliwe. Mogła go mieć w nocy i w ciągu dnia, ale wiedziała, że nadejdzie ten dzień, kiedy to się skończy. Być może właśnie, dlatego tak mocno się go teraz trzymała. Aby wykorzystać każdy wspólny moment. Nawet jeśli sposób spędzania czasu kłócił się z poglądami brunetki. Sophia w ogóle nie powinna się była tutaj znaleźć, a jednak siedziała tutaj. Prawie znów na jego kolanach, z twarzą blisko jego, dzieląc się z nim powietrzem.
    Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak naprawdę mogłaby wyglądać ta noc, gdyby nie fakt, że Sophia była obok. I nie chciała się zagłębiać w to, co usłyszy i może jeszcze tej nocy zobaczy. Chciała wierzyć, że Carter dotrzymywał umowy, która między nimi była. Dla niej było bez różnicy, czy jest Carterem czy Zairem – zresztą, chyba ani razu nie zwróciła się do niego używając „Zaire”. Zawsze Carter. Nigdy inaczej.
    — Mam zacząć ci dawać mniej? — Uniosła brew, ale odpowiadać nie musiał. Sophia nie wiedziała do końca, co robi, ale chciała to robić. Nawet jeśli później to wszystko miało skończyć się z hukiem, płaczem i rozpaczą, to była pewna, że te kilka chwil spędzonych z nim będzie tego warte.
    Sophia łatwo ufała ludziom, a Carterowi zaufała niemal bezgranicznie. Może nie opowiadała mu o wszystkim, co dzieje się w jej życiu, ale zaufała mu już bardziej niż większości ludzi w swoim życiu. I trochę ją to przerażało, jak łatwo się przy nim otwierała. Jak niewiele potrzebowała, aby wpuścić go do swojego życia. Nie sądziła, że ktokolwiek chciałby zagłębić się w to, co w niej było. Nie tak na poważnie, a Carter sprawiał wrażenie, jakby naprawdę chciał wiedzieć o niej wszystko i jeszcze więcej.
    — Czyli, jak myślałam, brać z dystansem. — Zaśmiała się. Wolałaby nie słuchać opowieści o tym, co Carter robił i z kim, gdzie i jak. A jednocześnie czuła, że ktoś będzie próbował z tego skorzystać, aby ją odstraszyć czy pokazać, że jej miejsce wcale nie jest przy Crawfordzie, a w bibliotece na Columbii. I mieli rację, bo normalnie nie byłoby jej w takim klubie. Nie byłoby jej w żadnym klubie.
    — Wiesz… Mogłabym brać na poważnie to wszystko, a potem się obrażać i robić ci afery za to, co robiłeś przede mną… Ale to nie byłoby fair, racja? — Powiedziała. Zresztą, nie zamierzała tego słuchać i wdawać się w rozmowy. Sophię znacznie bardziej interesowało to, co Carter chciał zrobić z nią, a nie co robił ze Sloane, Jane czy Jade, Courtney czy jeszcze innymi dziewczynami. To jej kompletnie nie obchodziło. Dobrze, może trochę, ale nie na tyle, aby się zafiksować na tym w pełni.
    To, ile wiary w niego miała to już była jej sprawa. I prawdopodobnie było jej za dużo.
    Ale ona sama też nie rozumiała, czemu wciąż z nim jest. Dał jej dość powodów, aby nawet na niego nie spojrzała, a to wszystko jeszcze zanim się sobie przedstawili. Carter był dokładnie tym typem faceta, od którego powinna była trzymać się z daleka, a jednak teraz pozwalała, aby ją całował i dotykał, aby robił z nią to, na co miał ochotę, a ona wcale nie protestowała.
    — Sama go sobie wybrałam, nie pamiętasz? — Przypomniała mu. To ona wyskoczyła z propozycją, ona nalegała, aby spróbowali, a Carter nie mając nic do stracenia się na to zgodził, bo niby dlaczego miałby nie, prawda? — Próbowałam już tych… Lepszych i nie byłam zadowolona. — Mruknęła. Póki co podobało się jej to, jak wyglądała ich relacja.
    Spoglądała na niego ciągle w ten sam sposób. Zauroczona i w pełni pochłonięta przez niego.
    — Gdybyś nie zasługiwał, to by mnie tutaj nigdy nie było. — Wytknęła mu. Chciała przynajmniej w ten sposób myśleć, że gdyby naprawdę nie zasługiwał to by nawet na niego nie spojrzała. Sama już nie wiedziała, jak to tak naprawdę działa. Nie próbowała tym razem rozumieć i rozkładać wszystkiego na czynniki pierwsze, analizować i rozumieć. Szła z prądem. Bawiła się dobrze i z tego korzystała. Dopóki Carter chciał ją mieć obok siebie, to Sophia była. Tą samą wersją siebie, którą znał i którą najwyraźniej polubił wystarczająco mocno, aby nie chcieć się jej pozbyć przy najbliższej okazji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sophia nawet się nie wahała z oddaniem pocałunku, gdy sięgnął do jej ust. Brała go chętnie i śmiało, ignorując wszystko wokół. Jeśli jakieś spojrzenia były – trudno. To przecież nie była jej wina, że Carter ją wybierał. Niemal zapomniała, że nie są tutaj sami. Palce mocniej wbiła w jego kark, jakby chciała go przy sobie zatrzymać na dłużej, gdy pojawił się jakiś głos zewnątrz. Przebijający się przez ich moment.
      Westchnęła bezgłośnie, trochę przeciągle, a dłoń lekko musnęła jego policzek.
      — Obowiązki, hm. — Mruknęła, ale nie z irytacją. Jasne, że wolałaby, aby z nią został, ale nie zamierzała go błagać, aby zostawał, czy wciskać się razem z nim. — Jasne, poczekam.
      Ostatni raz musnęła jego policzek, gdy się przybliżył do pocałunku.
      — Niczego nie obiecuję. — Odpowiedziała. Jeśli będą chcieli mówić… Ona na pewno będzie uważnie słuchać.
      Odprowadziła Cartera wzrokiem, zanim wróciła do swojego drinka. Kai niemal od raz przysunął się bliżej, zaczynając z nią rozmowę. Luźną, jakiś żarcik o tym, że ten jej niewinny wygląd to chyba tylko przykrywka. Nic, co mogłoby ją speszyć bardziej niż zwykle. Sophia nawet nie zwróciła uwagi na to, że minęło trochę więcej czasu, a jej szklanka z drinkiem była już prawie pusta. Zanim zdążyła skończyć barmanka, ta sama co wcześniej, wróciła z dokładnie tym samym napojem. Przez lożę przewijały się te znajome tancerki, co wcześniej, a czasem jakieś inne dziewczyny, które podchodziły same lub były zapraszane. Sophia jakoś straciła z oczu na moment Cartera, ale też nie zerkała za nim ciągle. Na moment poczuła, że może być w jakimś stopniu częścią tej grupy. Razem z Kai’em i jakąś dziewczyną, która przedstawiła się jako Kylie, wypiła jeszcze jednego. W głowie szumiało jej coraz bardziej, a uśmiech prawie nie schodził jej z twarzy.
      W którymś momencie Kylie ją zaciągnęła do łazienki. Poszły rozbawione, trzymając się za ręce. Jak najlepsze przyjaciółki, a nie dziewczyny, które znały się od piętnastu, może dwudziestu minut. Myjąc dłonie Sophia spoglądała na swoje odbicie. Rumiane policzki, ale od alkoholu, a nie od wstydu czy zażenowania. Spędziły tam więcej czasu niż było to konieczne, ale doszły poprawki w makijażu, wymienianie się błyszczykami i Kylie nalegała na jakieś gorące foty, a Soph nie protestowała. Podobnie, jak nie protestowała, gdy zamiast do stolika zaciągnęła ją na parkiet. Coś mrucząc o tym, że zostawiła koleżankę, która w dodatku zna Zaire’a, więc może jeszcze się okaże, że i Sophia ją zna, ale nawet mając za sobą trzy drink wiedziała, że koleżanek Crawforda nie zna.
      Dała się porwać muzyce niemal od razu. Nie orientując, że Kylie po dwóch, może trzech minutach zniknęła, a raczej wylądowała z powrotem na kolanach Kai’a, którego najwyraźniej tej nocy sobie upatrzyła. Sophia była w swoim małym świecie. Niewzruszona wcześniejszymi komentarzami, które, jak się okazało, ale wcale jej nie odstraszyły. I bawiłaby się dalej w spokoju, gdyby w pewnym momencie nie poczuła, jak jakieś delikatne ręce muskają jej odsłonięty brzuch. W pierwszej chwili zesztywniała, a potem dostrzegła podobnego wzrostu dziewczynę. O mocnym zielonym spojrzeniu i kruczoczarnych włosach.
      — Hej. — Przywitała się miękko, nie dając jej okazji, aby odpowiedziała tylko wciągnęła w swój własny taniec, któremu Sophia się poddała. Dziewczyna pachniała cynamonem i gruszą, była na tyle blisko Sophii, że ta była w stanie odróżnić jej perfumy od setek innych, które unosiły się w powietrzu wokół nich.
      Ruchy dziewczyny były zbyt pewne i śmiałe, jak na to, do czego Sophia była przyzwyczajona. Tańczyła wiele razy z przyjaciółkami, ale to, co działo się między nią, a nieznajomą przekraczało granicę koleżeńskiego tańca, którego jednocześnie Sophia nie potrafiła przerwać. Zupełnie, jakby dała się wciągnąć w grę, której zasad nie rozumiała.

      Usuń
    2. Dziewczyna przyciągnęła ją bliżej siebie, zderzyły się ciałami, a twarze dzieliły zaledwie centymetry. Może milimetry. Jej postrzeganie świata było teraz z lekka zaburzone. W głowie jej szumiało, serce waliło, a jednak nie potrafiła się zatrzymać. Dopasowała się do narzuconego rytmu, do ruchów jej bioder i kompletnie zatraciła w delikatnych, miękkich dłoniach, które muskały raz po raz odsłonięty dół pleców czy jej ramię.

      long time no see🐦‍🔥

      Usuń
  38. Światła odbijały się od ciał i błyszczących cekinów na sukienkach i topach dziewczyn wokół. Sophia odpływała coraz dalej, zatracając się w tym momencie kompletnie. Dawno nie czuła się tak dziwnie wolna. Płynący w niej alkohol tylko dodawał jej odwagi, aby sięgać po więcej. Tańczyła razem z dziewczyną, której imienia nie znała, a która wciągała ją coraz głębiej w taniec, który przekroczył dawno granicę przyzwoitości. Początkowym odruchem Sophii było, aby się wycofać. Ten cichy, piskliwy głosik w głosie, który zwykle chronił ją przed kłopotami, teraz znów się odezwał. Na krótką chwilę, bo w momencie, kiedy delikatne palce brunetki sięgnęły do jej szyi, umilkł. Sophię przeszył dziwny, nieznany do tej pory dreszcz. Kątek oka zarejestrowała uśmiech na twarzy brunetki, zadowolony, jakby sprawdzała jej granice i na jak wiele Sophia jej pozwoli.
    — Rozluźnij się. — Szepnęła wprost do ucha dziewczyny. Jej oddech musnął skórę tuż pod nim. Głos miała miękki, przyjemny i niezwykle słodki. — On lubi patrzeć.
    Zamrugała parę razy, początkowo nie rozumiejąc o co dziewczynie chodzi. Dopiero po chwili do niej dotarło. Carter. Mówiła o Carterze. Sophia nie próbowała go odnaleźć w tym chaosie, a jednocześnie miała dziwne przeczucie, że on ją już znalazł, ale zostawiał w spokoju. Może tylko patrzył, a może nie obchodziło go to w zupełności.
    — Skąd wiesz? — Pytanie rozpłynęło się między nimi. Dziewczyna tylko się słodko zaśmiała, a swoje palce wbiła w talię Sophii, tym samym gestem przyciągając ją nieco bliżej. Przy każdym ruchu zderzały się ciałami, ocierały o sobie nawzajem, a głowa brunetki była pełna setek myśli, a jednocześnie było jej tak… Błogo i miło. Nie potrafiła tego zrozumieć. Ani samej siebie. Nie w tej sytuacji, w której nigdy przedtem się nie znalazła. Ciało drżało od intensywnie głośnej muzyki, ale i od tańca, od drobnych dłoni, które kompletnie mąciły jej w głowie.
    Zamroczona była przez alkohol. Na trzeźwo… Na trzeźwo nic z tego by nie przeszło. Nie znalazłaby się na tym parkiecie. Nie pasowała do takich miejsc, a jednak teraz odnajdowała się tutaj z wręcz dziecinną łatwością. Muzyka przelewała się przez jej ciało, popychając do kolejnych ruchów. Sunęła dłońmi raz po swoim ciele, by po chwili odważniej sięgnąć do towarzyszącej jej dziewczyny, co najwyraźniej się jej spodobało.
    Sophia lekko zadrżała, kiedy brunetka odgarnęła jej włosy i nachyliła się bardziej. Ustami niemal dotykała jej ucha, kiedy się odezwała.
    — Bo patrzył na mnie i na swoją dziewczynę. — Wymruczała. Początkowo nawet nie zareagowała na to, że brunetka tuż pod uchem zostawiła krótki pocałunek. Przypominało to raczej muśnięcie, coś co ciężko było zauważyć, a jeszcze ciężej zignorować. Skóra w tym miejscu zadrżała, a Sophia przylgnęła do jej ciała bardziej. — Dawno temu… Ale był zachwycony. Dzisiaj też mógłby być zachwycony.
    Sophia po tych słowach spojrzała przed siebie. Jakby chciała w tłumie odszukać Cartera i po chwili jej się to udało. Siedział na narożniku w tym samym miejscu, gdzie wcześniej byli razem. Ręce złożone na karku, a wzrok wbity prosto w nią. Sophia się nie zatrzymała, nie próbowała uciekać do niego ani od dziewczyny. Poczuła się… Zaintrygowana tymi słowami, które tylko potwierdzały to, co słyszała wcześniej. Uwielbia, jak dziewczyny dzielą się nim. Te słowa przemknęły jej przez myśl zbyt intensywnie.
    Ścisnęło ją w środku, ale nie z zazdrości. To było coś, czego nazwać nie potrafiła. Nie wiedziała nawet, jak miałaby to nazwać. Odwróciła od Cartera wzrok, wracając do dziewczyny, z którą tańczyła. To był ten moment, w którym Sophia powinna była podziękować i odejść, ale nie potrafiła. Nie umiała odsunąć się od tej dziewczyny. Odepchnąć jej od siebie ani siebie od niej.
    Nie rozważała jej słów na poważnie. Sophia się nie dzieliła. Sophia nie była dziewczyną, która potrafi się aż tak rozluźnić. Ale tej Sophii teraz też nie było. Była za to ta rozluźniona, która wypitych drinków. Nie myślała tak, jak myślałaby, gdyby przyszła tu trzeźwa.
    Na moment wyrzuciła z pamięci to, co powiedziała jej dziewczyna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sophia oddała się muzyce. Dźwiękom, które niosły ją dalej. Dziewczynie, która tańczyła razem z nią, a jej pewność siebie wkradała się w umysł i ciało Sophii. Tańczyła dalej, kołysząc biodrami do rytmu muzyki. Ich ciała się ze sobą zsynchronizowały, były teraz jak jedna osoba. Poruszały się identycznie, oddechy mieszały, gdy twarze znajdowały się zbyt blisko, a Sophia ciągle czuła na sobie spojrzenie Cartera. Intensywne i wiercące dziurę, ale było w tym coś, co popychało ją do dalszej zabawy. Nie czuła potrzeby, aby przerwać czy przeprosić, że nie czekała grzecznie w loży, że wyszła stamtąd, chociaż kazał jej na siebie zaczekać.
      — Skoro lubi patrzeć — mruknęła po minucie, może dwóch albo pięciu, kompletnie straciła poczucie czasu teraz — to może damy mu show?
      Sophia była zaskoczona, że te słowa opuściły jej usta. Jeszcze bardziej, że pozwoliła sobie wyjść tak daleko, tak odważnie i bezczelnie. Zaproponowała dziewczynie coś, co miało być przecież zarezerwowane tylko dla Cartera. I było, do tego momentu, bo nieznajoma nie traciła czasu. Nie potrzebowała większej zachęty, aby dłońmi sięgnąć do twarzy Sophii i ją do siebie przyciągnąć. Sophia zdążyła tylko krótko jeszcze spojrzeć w stronę loży, aby jej spojrzenie skrzyżowało się ze wzrokiem Cartera. Trwało to zaledwie sekundę i nawet nie miała żadnej pewności, że on ją dostrzegł.
      Była zaskoczona, kiedy poczuła usta dziewczyny na swoich. Były miękkie, słodkie i lepkie, może od błyszczyku, a może od wypitego alkoholu. Sama już nie wiedziała. Własne dłonie ułożyła na jej biodrach, trochę niepewnie, może nieporadnie. Nie miała pojęcia co robi, a choć nie całowała się pierwszy raz, to zdecydowanie pierwszy raz z dziewczyną. To nie był żaden gwałtowny pocałunek, raczej spokojny i delikatny, jakby tamta badała, czy Sophia jest gotowa pozwolić sobie na więcej. Pogłębiła pocałunek po dłuższej chwili, starając się odnaleźć w sobie tę odwagę sprzed chwili. Może już sobie wmawiała, że czuje jego spojrzenie, może Carter wcale nie patrzył, może go to wcale nie interesowało… A może na koniec dnia to wszystko nie miało większego znaczenia, bo to był tylko klub, a to był tylko pocałunek, którego rano równie dobrze może już nie pamiętać.

      soph💋

      Usuń
  39. Usta dziewczyny były miękkie, czułe.
    Całowała ją z zaskakującą delikatnością. Pozwalając sobie na więcej z upływającymi sekundami. Sophia miała wrażenie, że znajduje się w zupełnie innym świecie i ciele, poza własną świadomością. Nie zaprotestowała, kiedy ciemnowłosa wsunęła język między jej usta. Zadrżała od tego gestu, kompletnie nie spodziewając się, że przejdą dalej. Że pocałunek, który początkowo bardziej mógł przypominać niewinne muśnięcie ust, stanie się czymś głębszym.
    Sophia cicho mruknęła w jej usta, kiedy wsunęła sprawnie między jej włosy. Rozpuszczone i opadające falami na plecy. Dłonie przesunęła nieco wyżej na jej plecy. Już dawno przestały tańczyć. Skupione jedynie na sobie i na pocałunku, który ze spokojnego, luźnego i badawczego, stawał się coraz głębszy.
    Muzyka wciąż grała głośno, a świat się nie zatrzymał wokół nich, a jednak dla Sophii i ciemnowłosej zdawało się, że nic teraz innego się nie liczy. Nie pomyślała o tym, że powinna się była odsunąć od dziewczyny, że przecież przyszła tutaj z Carterem, że obiecała mu coś dawno temu, a teraz łamała tę zasadę. Tę samą, którą narzuciła na niego pierwsza i była stanowcza, że tej jednej mają nie łamać. I mimo wszystko była tutaj. W objęciach kompletnie nieznajomej dziewczyny, która pachniała cynamonem.
    Odsunęła się od niej pierwsza. Z zamroczonym spojrzeniem, majaczącym uśmiechem na ustach i sercem, które waliło w piersi tak głośno, że aż słyszała je w uszach. Policzki dziewczyny paliły, jednak nie było w tym nic wstydliwego, a powinno. Obie uśmiechnęły się do siebie szeroko, aby za chwilę się roześmiać i płynnie wrócić do tańca, jakby nic przed chwilą się nie wydarzyło. Nie podnosiła już głowy ani wzroku, aby zobaczyć, czy Carter wciąż zwraca na nią uwagę. Coś jej mówiło, że nie oderwał od niej wzroku. W którymś momencie zamieniły się miejscami i to Ruby była teraz przodem do Cartera, a Sophia plecami. Spojrzała za jej ramię, doskonale wiedząc, gdzie szukać mężczyzny.
    — Oczarowałaś go. — Wymruczała do jej ucha. Spoglądała wciąż na Cartera, kiedy odgarniała włosy z szyi Sophii. Mimo wielu tańczących ludzi, potrafili się odnaleźć spojrzeniami. Nietrudno było to zrobić, kiedy wiedziało się kogo i gdzie szukać. Ruby uśmiechnęła się do niego zadziornie, zanim jej usta przylgnęły do skóry na szyi Sophii. Dłonie zsunęła po jej plecach, zaczepiając palcami o odsłoniętą skórę na lędźwiach. W rozsądnym i dopasowanym do towarzyszki tempie zsunęła je znacznie niżej, oczekując protestu od Soph, ale nic podobnego nie miało miejsca.
    Sophia odruchowo przechyliła głowę na bok z zawieszonym na ustach jękiem.
    Nie powinna była tego robić. Być tutaj. Dawać się całować i dotykać dziewczynie, której imienia nawet nie znała. Ale nie potrafiła się powstrzymać. Nie umiała znaleźć w sobie tego przycisku „stop”. Potrafiła tylko iść dalej, chcieć więcej. Nie była pewna, czy chciała jej czy Cartera. Tego, aby do nich podszedł i to przerwał, aby zabrał ją stąd i zabrał z niej to napięcie, które tylko rosło. Ściskając za podbrzusze i w piersiach. Wypiła przecież tylko parę drinków, nie tak wiele, aby nie potrafić nad sobą zapanować.
    Oczarowała go… Nie była pewna, czy jej wierzyć, ale nie odważyła się odwrócić. Nie, kiedy było jej tak przyjemnie i błogo.
    Należało to przerwać. Wrócić do loży. Wrócić do domu. Cichy głosik próbował się jeszcze przebić do jej świadomości, ale Sophia skutecznie go wyciszała. To nie był przecież klub wypełniony znajomymi, którzy zaraz polecą do swoich rodziców, aby naskarżyć na Sophię i jej nieodpowiednie zachowanie. Tutaj nikt przecież nie patrzył na to, co się robi. Tutaj, w półmroku przecinanym światłami można było oddać się pragnieniom, a już zwłaszcza takim, o istnieniu, których nie miało się bladego pojęcia.
    Spoglądała na dziewczynę, jak zauroczona, kiedy przesunęła wierzchem dłoni po jej policzku. Tak, jakby sprawdzała, czy wciąż jest z nią obecna w tym momencie i w tej chwili. Była bardziej świadoma niż sama sobie z tego zdawała sprawę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ruby przysunęła się do niej powoli. Lekko muskając jej usta, jak zaproszenie do kolejnego pocałunku, a Sophia nie odmówiła. Przyjęła to zaproszenie ochoczo. Może spragniona dotyku i bliskości, a może kompletnie otumaniona drinkami. Sama już nie wiedziała, jak się teraz czuła. Kręciło się jej w nosie od słodkiego zapachu gruszki i nieco ostrzejszego cynamonu, a jednocześnie była to miła kombinacja, którą zapamięta na pewno na dłużej.
      — Chcesz więcej? — Szepnęła w jej usta. Ruby spojrzała jej uważnie w oczy, w których przez sekundę malowało się coś na kształt przerażenie i ekscytacji. — Znajdzie cię. On zawsze znajduje te, które chce mieć dla siebie.
      — Ja… Nie wiem. — Bo nie wiedziała. Nie wiedziała, co jej właśnie oferowała.
      Ruby roześmiała się, był to słodki i wcale niekpiący z niej śmiech. Założyła kosmyk włosów za jej ucho. Trzymała rękę przy jej twarzy zbyt długo.
      — Jesteś taka słodka. — W innych ustach to brzmiałoby jak obelga, ale z jej? Jak komplement. Słodki i nieprzesadzony. — Zaufaj mi.
      Wplotła palce w jej dłoń i pociągnęła w głąb parkietu. Specjalnie tak, aby nie przechodziły obok loży wypełnionej Carterem i jego znajomymi. Ruby odwróciła głowę tylko raz, ciekawa czy tam zostanie czy pójdzie po to, co mu właśnie zabrała sprzed nosa.
      Przeciskały się przez ludzi, aż nie znalazły się na nieco luźniejszym korytarzu. Pamiętała, że miała z nikim nie chodzić, trzymać się blisko, ale teraz… Teraz nie potrafiła się powstrzymać. Nie mogło przecież chodzić… Prawda? Ta myśl ją sparaliżowała, co Ruby musiała wyczuć.
      — Spokojnie. — Zaśmiała się i przylgnęła bliżej. — To tylko zabawa. Nie będziesz gubić ubrań… Chyba, że chcesz. I to niekoniecznie ze mną musisz je zgubić.
      Ruby zgarnęła butelkę od kelnera czegoś, co mogło być tequilą albo podobnym napojem. Upiła pierwszy łyk, a potem podała butelkę Sophii. Zawahała się przez sekundę, by potem przysunąć ją do ust. Pociągnęła większy łyk niż było to konieczne, a alkohol palił w płuca i sprawiał, że miała chęć wypluć to, co trzymała w ustach, ale przełknęła.
      Obie się roześmiały, zanim przeszły gdzieś głębiej. Sophia nawet nie patrzyła i nie zareagowała, kiedy Ruby znów do niej przylgnęła. W kolejnym pocałunku, gwałtowniejszym i bardziej drapieżnym niż wcześniej. Stała przy ścianie z dłońmi na jej policzkach, palce Ruby mocni wbijały się w jej biodra. Czuła, jak jednocześnie się rozpada i składa w całość. Jak huczy jej w głowie.

      soph & ruby

      Usuń
  40. Pod skórą wiedziała, że nie powinna była tego robić. Pozwalać sobie na tak wiele, uciekać z nieznajomą. Zaznaczał wyraźnie, że ma nie uciekać. Że ma zostać i się pilnować, a ona mu to obiecywała. Tymczasem znalazła się w ciemnym korytarzu, oparta o ścianę z dziewczyną, która całowała tak, jakby jedynie Sophia mogła zaspokoić jej pragnienia. Gdzieś z tyłu głowy powoli coś się w niej budziło, ale jeszcze nie teraz. Jeszcze przez chwilę pozostawała poza świadomością.
    Lekko drżała, jakby nie do końca docierało do niej to, co właśnie się działo. Czemu i komu się poddała. Mogła zostać na tym parkiecie. Odwrócić się w stronę Cartera, poczekać, aż do niej sam podejdzie albo zabrać tę dziewczynę ze sobą i zobaczyć, jak dalej potoczy się ta noc. Mimo tych małych oporów w ciele. Sophia się nie dzieliła. Sophia nie robiła takich rzeczy. Nie ta grzeczna dziewczyna, która spędzała długie godziny na nauce, na pomaganiu innym. Miała przez te miesiące się ogarnąć, przestać robić głupoty, a tymczasem była tutaj… I nie żałowała nawet sekundy. Nie potrafiła, jeszcze nie teraz.
    Żadna z nich początkowo Cartera nie usłyszała. Dopiero po chwili, to Ruby odsunęła się pierwsza i spojrzała mu prosto w oczy. Zastanawiając się, czy ją rozpozna. Minęły miesiące od tamtej nocy, ale w klubie bywała równie często, co on. Widywali się częściej niż Zaire mógł być tego świadomym, a widząc go dziś z Sophią doskonale wiedziała, do której dziewczyny się przyczepić, aby możliwe dać mu to, co ostatnio. I mimo, że jej pamięć z tamtej nocy była zamroczona, to jego i Sloane pamiętała doskonale.
    Drapieżny uśmiech wszedł na twarz ciemnowłosej dziewczyny. Powoli się odsunęła od Soph, ale jedynie na tyle, aby dać jej trochę przestrzeni. Dłonie trzymała na jej szyi, jakby zaznaczała Carterowi, że to ona teraz ją ma.
    — Widzisz? — Mruknęła. Było tu ciszej niż na głównej Sali. Nie musiała unosić głosu, aby oboje ją usłyszeli. — Mówiłam, że cię znajdzie.
    Sophia oddychała ciężej, jakby jeszcze nie do końca zdała sobie sprawę z tego, co właściwie się działo i że nie jest już na parkiecie, ale gdzieś, gdzie jest ciemniej. Opierała się o ścianę, bez niej miała wrażenie, że osunie się na podłogę. Oddychała przez rozchylone usta, a wzrok miała utkwiony w Carterze. Od jego spojrzenia i tonu głosu przeszył ją dreszcz, ale nie ten tego dobrego rodzaju. Miała już się odezwać. Przeprosić. Ale Ruby ją ubiegła. Oderwała się od niej i zmniejszyła dystans między sobą, a Carterem.
    — Stresujesz ją. Zaire. — Wymruczała miękko. Ostrożnie przesunęła ręką po jego ramieniu. — Pamiętasz mnie? — Zapytała. Podniosła głowę, aby spojrzeć mężczyźnie w oczy. Zielone oczy błyszczały, od alkoholu i pewnie czegoś, co wzięła wcześniej. — Nie bądź zły… To było dla ciebie.
    Nie poruszyła się nawet na milimetr. Bojąc się, że jeśli się ruszy to zaraz cały świat runie. Nie przygotowała się tej nocy na to, że coś może pójść w aż tak dziwnym kierunku. Myślała, że przyjedzie z nim, chwilę potańczy, wypije parę drinków, że będzie głównie siedziała na tamtej kanapie, ale nie przewidziała tego, że może wylądować z jakąś dziewczyną… Że Carter na nią spojrzy tak, jakby był rozczarowany. Jakby ona go rozczarowała. I wiedziała, że jeśli się podda tym myślom to skończy się to źle. Zamiast z uniesioną głową będzie próbowała się wymknąć z klubu, zasłaniając twarz, aby nikt nie widział tego, co na niej się będzie malowało.
    Ruby stała z boku Cartera. Kątem oka spoglądając na Sophię, która miała zmierzwione włosy, napuchnięte i zarumienione od pocałunków usta. Rozbieganie spojrzenie, nie wiedziała, gdzie patrzeć. Przed siebie, na nich czy może wbić wzrok w podłogę. Ale mimo tylu sprzecznych uczuć nie potrafiła nie odwrócić go od Cartera. Jakby samym wzrokiem chciała go przeprosić i zapewnić, że to nie tak, jak myślisz. Ona sama nie wiedziała, co to właściwie miało być. Ani dlaczego sobie na to pozwoliła. Poniosła ją chwila? Alkohol? Chęć zasmakowania czegoś nowego i obcego? Wolność, którą nagle w sobie poczuła?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ruby przeciągnęła dłonią wzdłuż jego torsu. Trzymając jednak granicę, kiedy wzrok Sophii pociemniał, kiedy zbliżyła się do podbrzusza bruneta. Prawie się roześmiała, to było urocze, że ta sama dziewczyna, która przed chwilą ją z taka chęcią całowała reagowała niemą zazdrością, kiedy nawet nic takiego nie zrobiła.
      — Jest taka rozgrzana dla ciebie, a ty jesteś zły. — Wytknęła mu. Zacmokała z dezaprobatą. Jej wzrok biegał od Sophii do Cartera. — Możesz to wykorzystać… z nią i ze mną lub tylko z nią, jak wolisz albo… możesz się dalej wściekać i nie mieć żadnej.
      Miała wrażenie, że cała krew odpłynęła jej z twarzy. Od wzroku Cartera poczuła się mniejsza niż zwykle, chciała się nagle schować w sobie, ale zamiast tego, uparcie na niego patrzyła. Ciemnymi oczami, w których wciąż był ten sam błysk, co na parkiecie, ale teraz uważniej patrzyła. Śledziła, gdzie są dłonie brunetki. Pilnowała, aby nie pozwoliła sobie na zbyt wiele. Jakby sama przed chwilą nie dopuściła się czegoś więcej. Zacisnęła zęby, ale nie odezwała się. Jeszcze nie. Bo Ruby miała rację. To było dla niego, ale nie zareagował tak, jak Sophia się spodziewała. Nie wiedziała, co właściwie zrobiła źle. Czy chodziło o samą ucieczkę czy to, że jednak była z kimś innym, kiedy tak bardzo go prosiła, aby przez te parę tygodni mieli się na wyłączność.
      Odepchnęła się w końcu od ściany, nie mogąc dłużej stać i patrzeć.
      Ruby powoli się odsunęła, gdy Sophia stanęła przed Carterem. Spoglądała na niego spod rzęs, bez uśmiechu i bez wyćwiczonej niewinności. Była ona, trochę zamroczona przez alkohol i to, co się działo przed chwilą, ale mimo wszystko, wciąż patrzyła na niego tak, jak tylko ona potrafiła.
      — Nie bądź na mnie zły… — Odezwała się niemal szeptem, ale nie próbowała go dotykać. Jeszcze nie. Tylko spoglądała, badając teren i jego nastrój, czy wyczuje, że jej reakcja jest autentyczna czy może jednak będą kończyć wieczór z hukiem, ale nie takim, jakiego się spodziewali.

      soph & ruby

      Usuń
  41. Nie zgubiła się jeszcze.
    Przynajmniej nie tak, jak Carter myślał. Zabrnęła za daleko, owszem. To musiała mu przyznać, bo Sophia, która tu weszła nie byłaby na parkiecie z tą dziewczyną. Za to Sophia, która dała ponieść się chwili i drinkom? To była już inna historia, która możliwe, że właśnie tutaj się kończyła. Znała jednak swoje granice, a te jeszcze nie były w pełni przekroczone. Nie czuła, aby weszła w to tak głęboko, że już nie da się wyjść. Mimo to Sophia właśnie zaczynała szukać drogi ucieczki. Z tego miejsca i tej sytuacji, która nawet po procentach wydawała się być przytłaczająca.
    Pamiętała co poczuła, kiedy dziewczyna jej powiedziała, że Carter obserwował ją z dziewczyną. Nie wiedziała, o którą dziewczynę chodzi, a jednocześnie szło się szybko domyślić. Może uderzyła w nią wtedy zazdrość. Może ta dziwna myśl, że powinna nadążyć za tym, jaka była Sloane i reszta tych dziewczyn, aby zatrzymać jego uwagę na jeszcze trochę. Jednocześnie wiedząc, że przecież on ją lubił za to, jaka była. Nie za udawanie odważnej w skąpej sukience, nie pewną siebie w każdej sytuacji. Tylko za to, jaka była na co dzień. Taką ją poznał. W skromnym błękitnym sweterku, niepewnym uśmiechem, gdy na nią spoglądał i uciekającym wzrokiem. Sophia nie była dziewczyną, która daje się zaciągnąć w ciemny korytarz i całuje z nieznajomą dziewczyną. Sophia nie była tą, która całuje dziewczyny. Dla zabawy czy nie, to w jej przypadku nigdy przedtem nie wchodziło w grę. Jednak tutaj w tym klubie już sama nie wiedziała co jest prawdą, a co tylko wymyśloną potrzebą, aby pasować do towarzystwa i udowodnić, że nie jest tak spięta, na jaką wygląda, że potrafi się zabawić i nie patrzeć na konsekwencje.
    Właśnie patrzyła na swoje konsekwencje i nie wiedziała, jak ma się zachować.
    Wciąż spoglądała na nich z przymrużonymi oczami i ciemnymi tęczówkami. Tak samo niezadowolona, że Ruby go dotyka, a jednocześnie jej umysł działał na najwyższych obrotach. Podsuwał obrazy i pomysły, których nigdy przedtem nie miała. Bo Sophia była grzeczna. Bo nawet, gdy ktoś już ją miał, to wciąż potrafiła się zawstydzić, bo wciąż po każdej nocy z Carterem prosiła o koszulkę.
    Pokręciła przecząco głową. Mimo, że sama nie wiedziała, czego tak naprawdę teraz chciała. Czy jego, czy tego co mogło się wydarzyć, czy wrócić do domu i udawać, że to nigdy się nie wydarzyło.
    — Chciałam twojej uwagi. — To był główny cel, prawda? Aby Carter na nią zwrócił uwagę, aby obserwował, że dobrze się bawi i że wcale jej to miejsce nie przytłacza, że się odnajduje. Nie spodziewała się tylko, że może to przerodzić się w coś większego. Jeszcze wtedy na parkiecie, kiedy tańczyła (i tylko tańczyła) widziała przecież, jak na nią patrzył. W sposób, którego nie dało się podrobić. Nie liczyło się, że coś wziął, że może wziął coś, kiedy jej nie było obok. Jego spojrzenie było wtedy uważne, jakby nie chciał, aby umknął mu choćby szczegół z tej scenki, gdzie ich ciała się o siebie ocierały. Potem… Potem również widziała jego wzrok, a reszta wydarzyła się już poza jej świadomością.
    Odetchnęła nieco głębiej, zanim mu odpowiedziała po raz kolejny.
    — Tej nie chciałam… — I to nie była wymówka. Sophia tej jednej łamać nie planowała, bo i tak nie szukała nikogo innego. Nie chodziła na randki, nie pisała z żadnym chłopakiem, z którym mogłoby połączyć ją coś romantycznego. Carter był jedynym, który zabierał ją na randki i dawał zabierać siebie. Z nim tylko sypiała i do tej pory, tylko jego całowała.
    Jednak, kiedy Ruby przyznała, że Carter ją miał z inną nie mogła tego zignorować. Tego wieczoru to był już kolejny raz. Jak wytknięcie, że ona jedyna nigdy nie będzie wystarczająca. Jakby próbowali jej wmówić, że przy niej jednej będzie się nudził, a ona wzięła sobie to za bardzo do serca i próbowała każdemu udowodnić, że może dać Carterowi od siebie więcej. Mimo, że w środku tak naprawdę nie chciała dzielić się ani sobą, ani nim. Zapraszać kogoś jeszcze do tych intymnych chwil tylko między nimi. On może i potrafił, dla niego to mogła być zabawa, ale nie dla niej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sophia nie zrzucała z siebie ubrań z łatwością i Carter o tym wiedział. Nie była tą pewną dziewczyną, które znał z przeszłości, choć przecież nie miała się czego wstydzić. A mimo to była teraz tutaj. Niemal rozdarta między nim, a Ruby.
      Pozwoliła sobie sięgnąć do Cartera. Delikatnie, ostrożnie. Jakby dotykała szła, które zaraz miało się rozpaść od jej dotyku. Tym samym przerwała kontakt Ruby z Carterem. Posłała jej krótkie spojrzenie. Nie zadziornie, nie zapraszające do dalszej zabawy. Takie, które mówiło, że ona się właśnie skończyła i jeśli będzie kontynuowana to tylko między Sophią, a Carterem.
      — Chciałam, żebyś po mnie przyszedł. — Przyznała. Głos miała cichszy niż przedtem, bardziej drżący. — I że ci się to będzie podobało… — Dodała podnosząc na niego wzrok. Odetchnęła nieco głębiej, delikatnie zwilżając usta. Wciąż czuła na nich błyszczyk Ruby. Piekły od niego usta, jej własne teraz lekko mrowiły.
      Może nie rozumiała w pełni, o co mu chodziło z tą granicą, której nie chciał przekraczać. Ale wiedziała, że w takiej wersji nie chciała go widzieć. Tej, która ją będzie odpychać i zostawi samą.
      — Carter — szepnęła miękko, chciała coś powiedzieć, co nie zabrzmi idiotycznie i jak błaganie, ale nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów. — Wtedy… na parkiecie… to powinieneś być ty.
      To on ją powinien całować. To z nim powinna była tańczyć. Z nim odejść w ciemny korytarz. Dać się zaprowadzić do równie ciemnego pokoju, auta, gdziekolwiek mu się zamarzy. Z nim, ale nie z Ruby.
      — A skoro nie jesteś zły… To może mi to udowodnisz?

      And I can't have fun if I can't have you

      Usuń
  42. Sophia nie miała pojęcia, czego mogłaby się spodziewać teraz. Cofnęłaby teraz się do tego momentu na parkiecie, nie pozwoliłaby sobie zabrnąć tak daleko. Doprowadzić do tego, żeby Ruby ją pocałowała. Sama już nie wiedziała, po co to wszystko było. Dla odrobiny ekscytacji? Poczucia czegoś, czego do tej pory nie znała? I na co? Aby zepsuć to, co miała z Carterem? Bo wyraźnie nie poszło ani po jej myśli, ani po jego. Tylko skręciło w przeciwnym kierunku, doprowadziło do tego, że znaleźli się w dziwnym miejscu, z którego być może nie było wyjścia.
    Miała wrażenie, że Carter teraz wymyka się jej spomiędzy palców. Że to, co między nimi było zaczęło teraz niepokojąco szybko gasnąć.
    — Nie… — Mruknęła cicho. Nie mogła przecież narzekać na to, ile jej siebie dawał. Więcej niż oczekiwała na początku. Zamilkła, bo nie wiedziała, co jeszcze mogłaby powiedzieć, jak z tego wybrnąć. Śmiało w to weszła, ale teraz nie potrafiła się wycofać i zmienić biegu wydarzeń.
    Cofnęła rękę z jego ciała, kiedy Ruby się wtrąciła, a Carter tym lodowatym tonem kazał jej odejść. Niemal poczuła, jakby mówił to też i do niej.
    Sophia nie bywała w takich miejscach. Nie bawiła się w ten sposób. Nigdy przedtem nie próbowała udawać kogoś, kim nie była. Nie w taki sposób, bo maskę zakładała często. Grała idealną córkę na pokaz. Przyjaciółkę, która wysłuchuje miłosnych dramatów, a jednocześnie spogląda w stronę ów miłosnego dramatu i marzy, aby to ją całował, a nie tamtą. Dzisiaj też jakąś włożyła. Kompletnie nową i nieznaną sobie do tej pory. Maskę dziewczyny, która może pasować do takiego świata. Do tego mężczyzny, który nie był dla niej, a z którego nie potrafiła zrezygnować i sobie dopuścić. Nie potrafiła, bo… Bo co? Przecież się nie zakochała. Zauroczyła, być może. To nie było trudne, gdy tyle czasu spędzali razem, gdy trzymał ją blisko i zachowywał się tak idealnie, jak tylko to było możliwe.
    Próbowała znaleźć w nim jakieś odpowiedzi. Czekała, aż obróci wszystko w żart. Rzuci czymś w stylu „Nie spodziewałem się tego po tobie, Soph” czy cokolwiek, co pozwoli jej uwierzyć, że Carter jeszcze tu jest i ją widzi, że ona tu wciąż jest. Nie ta dziewczyna z parkietu, ale jego Sophia.
    Opuściła ręce wzdłuż ciała, ale ramiona miała napięte. Jak całe ciało. Myślała, że to wszystko pójdzie w inną stronę. Że nie będzie wyrzutów, że nie będzie… Tego, co właśnie się działo. Takiego nieprzyjemnego uczucia między nimi, jakby nagle nie wiedzieli, w którym momencie się znaleźli.
    Spojrzała na niego, gdy zadał pytanie. Rozchyliła lekko usta, nie wiedząc co ma odpowiedzieć.
    Jego słowa były jak lodowata woda wylana prosto w twarz. Zamrugała parę razy, jakby dopiero teraz docierało do niej, co zrobiła i jak się zachowywała. Tutaj i na parkiecie.
    Nawet nie wiedziała, co ma mu odpowiedzieć. Bo… Cholera, z jednej strony się jej spodobało, ale na chwilę. Na te kilka minut, które spędziła z Ruby, ale teraz niczego nie była pewna. Nawet tego, czy to „podoba mi się” było prawdziwe czy wymuszone przez sytuację, w której się znalazła.
    Zacisnęła usta, jakby to miało jej pomóc w uniknięciu odpowiedzi na pytania. Uciekła wzrokiem w bok, by po chwili objąć się ramionami. Coraz bardziej docierało do niej, co zrobiła i jaka tam była. Milczenie teraz tym bardziej niczego nie ratowało, ale każde zdanie, które mogła wypowiedzieć równie dobrze mogłoby rozsypać ich jeszcze bardziej.
    — Przez chwilę, tak. Podobało mi się. — Powiedziała w końcu. Widział to po jej oczach, gdy ich spojrzenia się przecięły. Nie ukrywał tego przed nią, a ona przed nim. — Myślisz, że bym to zrobiła? — Pokręciła głową. To było zbyt szalone, zbyt… Nie, nie dałaby rady tego zrobić. Przez parę sekund się jej wydawało, że może… i gdyby w to poszła, to zmiażdżyłoby ją to na koniec dnia. Gdyby już do niej dotarło, co z kim robiła. To nie byłaby wesoła historyjka, którą opowiadałaby znajomym.
    Sophia również zrobiła krok w tył. Nie, bo się go przestraszyła, ale bo przestraszyła się samej siebie. Tego do czego, jak się okazuje, mogła być zdolna, kiedy nie miała nad sobą kontroli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Potrzebowała paru sekund, aby poukładać sobie w głowie, to co się działo. Jego słowa, dystans, który między nimi zapanował. Zapaliły się w niej ostrzegawcze lampki. Ale nie te, które kazały uciekać. Tylko podbiec bliżej, aby Carter jej za daleko nie odpłynął.
      Nie była pewna, jak długo milczy. Ani czy w ogóle milczała, czy może coś mówiła, ale nawet tego nie zarejestrowała. Wypuściła powietrze powoli, a potem do niego podeszła. Nie zważając na to, czy jej chciał teraz czy.
      — Hej, Carter. — Szepnęła miękko. Wracała do siebie. Wracały do niej też wyrzuty sumienia, które były w pobliżu, ale nie zbliżały się, dopóki była otumaniona. Chciał tego, czy nie, ale sięgnęła dłońmi do jego twarzy. Niemal zmuszając, aby na nią spojrzał. — Przecież wszystko jest w porządku… To było głupie, wiem i przepraszam. Nie próbowałam… Nie wiem, co chciałam zrobić.
      Delikatnie przesunęła opuszkami pod jego oczami.
      — Nie gram z tobą, Carter. — Powiedziała stanowczo. Bawiła się w gierki, lubiła to i ją to ekscytowało, ale nie w takie, które naprawdę mogły krzywdzić. — Nie próbowałam ci nic udowodnić… ani sobie. Ja tylko… Nie wiem, dlaczego to się stało, ale kiedy spojrzałeś… — Wzruszyła lekko ramionami, ale to przecież nie tłumaczyło, dlaczego Sophia wtedy nie przerwała. Bo nie chciała, aby przestał patrzeć? Bo chciała go do siebie tym ściągnąć? Bo gdy za nią poszła to liczyła, że pójdzie za nią w takim samym nastroju, w jakim siedział na kanapie? A zamiast tego miała wkurwienie i dziwną rozpacz, której nigdy przedtem między nimi nie widziała.
      Powoli wracała do bycia sobą. I coraz bardziej zaczynała rozumieć, dlaczego jej tutaj nie chciał. Zastanawiała się jedynie, czy gdyby jej tutaj nie było, a któraś by mu to zaproponowała to, czy by poszedł. Ale nie pytała. Nie chciała wiedzieć. Lepiej, aby nie wiedziała.
      — Przepraszam. — Powtórzyła z nadzieją, że ją usłyszy i że uwierzy, że to nie było rzucane tylko po to, aby przestał być na nią zły. Mówił, że nie jest, ale ona widziała coś innego.

      soph

      Usuń
  43. Czekała na jakąś reakcję z jego strony, a to co dostała – po prostu nie było tym, czego oczekiwała. Opuściła dłonie i zrobiła krok do tyłu. Jakby sama teraz potrzebowała przestrzeni, aby pozbierać myśli po tym, co teraz właśnie usłyszała. I szczerze? Nie dowierzała, że to powiedział.
    Z jakiegoś powodu była pewna, że Carter się w to wkręci. Po tym, jak wszyscy wokół o tym powtarzali, a ona… Ona chciała mu dać coś więcej niż tylko siebie. Nawet jeżeli to miał być tylko taniec i tylko pocałunku. Powoli zaczynała coś rozumieć lub tylko sobie wkręcać – że straciła tu tą swoją całą niewinność, z którą weszła. Na tamtym parkiecie i w tym korytarzu wciśnięta w ścianę z Ruby, która całowała ją tak, jakby od tego zależało całe jej życie, a Sophia była jedynym źródłem powietrza. Przestała być dziewczyną, która ciągle szuka wzrokiem Cartera i czeka, aż pojawi się obok i ją wyciągnie z kłopotów albo niezręcznej sytuacji. Tylko sama potrafiła się z nich wydostać.
    Przymrużyła oczy, jakby nie w pełni do niej docierało to, co Carter mówił, ale to wszystko miało aż za dużo sensu. Zacisnęła usta, niekoniecznie zamierzając go o cokolwiek błagać.
    — Wyglądałam, jakbym potrzebowała być pilnowaną? — Wycedziła przez zaciśnięte zęby. Bawiła się świetnie. Możliwe, że przekroczyła swoje granice, ale na litość, to przecież był tylko pocałunek. Nic strasznego, prawda? Można byłoby się zacząć martwić, gdyby zaczęło między nimi dziać się coś więcej, ale tylko się całowały. Sophia nie poszłaby o ten krok dalej. Przynajmniej tak się jej wydawało, że nie odważyłaby się na coś takiego. Miała już opory przed tym, aby przed jedną osobą się rozebrać, a przed dwoma na raz? Nie, pewnych granic się zwyczajnie nie przekraczało. I Sophia była przekonana, że nie znalazłaby się w takiej sytuacji. Opamiętałaby się.
    Sophia nie była pewna, co wydarzyłoby się, gdyby została na parkiecie. Mogła teraz tylko zgadywać, bo przecież już się nie dowie, prawda? Wszystko się popsuło. I gdyby była trzeźwa to zareagowałaby pewnie inaczej. Przez ułamki sekund była, kiedy Carter spoglądał na nią z rezygnacją w oczach. Wtedy poczuła, że musi się ogarnąć, przeprosić, ale teraz? Teraz zaczynała wypełniać ją złość, której przy nim wcześniej nie czuła.
    — Może to nie ja jestem niegotowa. — Odparła. Uniosła wysoko głowę nie pozwalając sobie na to, aby się przy nim skulić. Nie teraz, kiedy to kończył. Chciał końca? Proszę bardzo. — Tylko ty.
    Zrobiła krok w jego stronę. Skracając ten dystans, który tworzyli między sobą. Prawie wyglądała, jakby zaraz zamierzała za wszystko znów przepraszać. Ale nawet ton jej głosu się zmienił. Nie była już taka pokrzywdzona, jak przed chwilą. Nie było w niej znajomej dla niego uległości, która zawsze przy nim wychodziła.
    — Tam na parkiecie co? — Niemal warknęła, chcąc, aby dokończył. — Dobrze się bawiłam? Wyluzowałam? Nie potrzebowałam cię? — Wyrzucała z siebie słowa szybko, niektóre może mniej świadomie niż inne. — Przestałam na moment być tą grzeczną, niewinną Sophią i straciłeś zainteresowanie?
    Znała siebie. Wiedziała, że na trzeźwo nigdy by tego nie zrobiła. Wcześniej też przecież była pod wpływem, ale nigdy nie wydarzyło się nic podobnego. Nie całowała się z przypadkowymi ludźmi, nie dawała się w taki sposób dotykać. Była niedoświadczona, wiedziała o tym. Nie miała za sobą długiej listy facetów, z którymi sypiała. Ba, wszyscy mogłaby wyliczyć na palcach jednej ręki. Poluzowała tutaj wszystkie swoje granice. Rozszerzyła je, choć nie miała konkretnego powodu. To się po prostu stało, a ona się nie broniła przed tym, jak miłe te uczucia były.
    — Mhm, jakoś nie słyszałam, żebyś mówił, że to zły pomysł jak leżałeś między moimi udami. — Syknęła. Była zła. Powtarzali ten sam schemat, co wcześniej. To nieodpowiednie, to się nie uda. Przecież nie prosiła o to, aby z nią zbudował życie, tylko dał parę tygodni luzu. Trochę odpoczynku od życia, w którym utknęła. — To po co się zgadzałeś? Nie potrzebujesz mnie, żeby się z kimś zabawić, więc dlaczego? Skoro wiedziałeś… to, dlaczego mi na to pozwoliłeś?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mógł mieć każdą. Padały mu niemal do stóp, a Sophia to widziała zbyt wiele razy. Nie była mu potrzebna, aby grzać drugą stronę łóżka w nocy.
      Niezauważalnie drgnęła, kiedy powiedział, że to koniec. Jakby nie w pełni to do niej docierało, a jednocześnie uderzyło w nią to aż za bardzo. Nie mogła się z nim kłócić, bo wiedziała, że miał rację. Sophia nie pasowała do tego świata. Nie należała tutaj, ale znalazła się i było już za późno, aby odeszła. Przynajmniej tej nocy.
      Milczała odrobinę za długo. Przetwarzając to wszystko. „To koniec”. Niby wiedziała, że to nadejdzie, że to między nimi nie będzie trwało wiecznie, a i tak zapiekło. Bardziej niż się spodziewała. Sophia nie zamierzała dać mu jednej żadnej satysfakcji. Pokazać, że zależało jej bardziej niż powinno. Zaciskała szczękę, a dłonie zawinęła w pięści na krótki moment.
      — W porządku. To koniec.
      Nic nie było w porządku, ale tym się przecież będzie mogła zająć później, prawda? Jak nie będzie na nią patrzył, jak jego znajomi nie będą czekać na to, czy przyprowadzona przez Cartera dziewczyna w końcu pękła.
      Ani trochę nie podobało się jej, że właśnie to zakończył, ale co miała zrobić? Prosić, aby z nią jeszcze przez te parę tygodni został? Nie byli przecież nigdy razem, nigdy nie pisali się na nic więcej. To miało być tylko to – trochę luzu, zabawy, parę randek i orgazmów, nie? To, że Sophia wyobraziła sobie więcej, że zaczęła do niego coś czuć to była inna kwestia, której więcej z nim już nie poruszała i poruszać nie zamierzała.
      — Skoro to się skończyło, a ja nie jestem już twoją dziewczyną, kochanką, czymkolwiek, to pozwól, że już pójdę. Może jeszcze zostanę, pobawię się. Ale nie martw się, nie musisz mnie już pilnować. — Ale nie ruszyła się, choć jak nigdy miała ochotę go wyminąć i odejść. Najlepiej tak daleko, jak to możliwe. — Może znajdę Ruby. Było z nią zabawnie.

      soph

      Usuń
  44. Prawdopodobnie najlepszym rozwiązaniem byłoby teraz odejść i zostawić to wszystko w cholerę. Nie wdawać się w żadną rozmowę z nim, ale nie potrafiła się powstrzymać. Nie było już chyba siły, która mogłaby Sophię zatrzymać i zmusić, aby przerwała ten cykl wyrzucania z siebie słów.
    — Może tylko według ciebie. — Wycedziła w odpowiedzi. Wcale nie czuła, jakby teraz należało łapać ją za rękę i wyprowadzić na prostą. I być może się myliła. Być może, gdy obudzi się w południe, gdy zejdzie z niej alkohol, a rzeczywistość zacznie się dobijać do drzwi to Sophia zda sobie sprawę z tego, że jednak tego ratunku potrzebowała, ale go ciągle odmawiała. Jakby wiedziała lepiej, czego właśnie potrzebowała, a teraz zdawało się jej, że potrzebowała oderwania się od rzeczywistości.
    — I co, myślisz, że od każdego potrzebuję szczęśliwego zakończenia? — Parsknęła i przewróciła oczami. — Nie chcę go od ciebie, a już na pewno nie chciałam go od niej.
    Nie była na wieczorku zapoznawczym. W takich miejscach nie szukało się przecież miłości, a chociaż bywała naiwna to nie była na tyle głupia, aby sądzić, że mogłaby chcieć od niego czy kogokolwiek coś innego. Od początku było jasne, że tego u niego nie dostanie. Akceptowała to, bawiła się w tym układzie i zdawało się, że po tamtym małym załamaniu, które miała to w końcu dotarło do niej, że będzie lepiej, aby tylko się bawiła z Carterem, niż angażowała w coś, co przecież nie ma żadnej przyszłości. A jednak, gdy zaczęła to robić to nagle to mu zaczynało przeszkadzać.
    — Nie przeszkadzało ci to. — Wypomniała. Wbiła w niego przymrużone spojrzenie. — Przerwałabym to. Nie prosiłam się, aby mnie pocałowała. I kiedy na ciebie spojrzałam, myślałam, że może będziesz kazał mi to przerwać. Ale ty chciałeś, żebym poszła w to dalej. I to zrobiłam. Dla ciebie. Bo ci się to podobało, bo chciałeś więcej. Więc, co ci teraz nagle to przeszkadza? — Syknęła.
    Przecież nie biegała od jednej do drugiej, prawda? Patrzyła na niego i szukała w nim jakiegoś potwierdzenia, czy ma to kontynuować czy przerwać. Zobaczyła to pierwsze, więc… Nie wstrzymywała się. To on zmieniał zdanie, jak chorągiewka na wietrze. Raz w jedną, a potem w drugą stronę. To on nie wiedział, czego chce. Delikatnej, słodkiej i cichej Soph, tej która potraf siedzieć godzinami nad wygłodniałymi kotami i ręcznie je karmić czy tej, która zrzuca z siebie wszystko i nie daje się prowadzić przez ciemność tylko sama w niej dowodzi.
    Fuknęła w złości, kiedy złapał ją za nadgarstek. Z jakiegoś powodu nie próbowała się wyrwać. Mimo, że nie chciała już wracać na salę. Blefowała, pewnie nie wróciłaby do Ruby. Tylko się stąd wymknęła tak, aby nikt jej nie widział. Telefon miała w kieszeni spodni, więcej nie potrzebowała, aby dostać się do domu. Światła klubu migotały dookoła, rozmazane oddechy ludzi wokół tworzyły jakąś duszną mgłę. Muzyka waliła w żebra, ale stała się dalekim, monotonnym, bitem – jak odległe bicie serca.
    Dostrzegła Ruby po chwili. Z bezczelnie migającym na ustach uśmiechem i błyskiem w oczach, jakby wygrała rundę w grze, której zasad nikt z nich nie rozumiał.
    Świat na moment się zatrzymał, kiedy Carter podszedł do brunetki. Mogła tylko patrzeć, jak ich usta zderzają się w pocałunku. Ale nawet stąd widziała, że to nie jest taki pocałunek, jakie otrzymywała ona. Był pozbawiony uwagi, czułości – wszystkich uczuć, które Carter przelewał, kiedy całował ją. Niemal mechaniczny, na pokaz. A jednak mimo to, coś w niej drgnęło. Miała wrażenie, że nawet serce, jakby na moment zapomniało, jak bić i zwolniło, aby po chwili zacząć rozbijać się o żebra z miażdżącą siłą. Przez twarz brunetki przebiegła dziesiątka różnych emocji. Od wściekłości, po żal, rozgoryczenie, zazdrość, smutek. Było tam wszystko, a tych uczuć w środku było jeszcze więcej i ad nimi nie panowała. Nie po drinkach z ginem, które w siebie wesoło wlewała nie dbając o przyszłe konsekwencje.
    Zrobiła niepewny krok do przodu, jakby jeszcze sama nie wiedziała, co właściwie chce zrobić. Zatrzymać go, a może popchnąć do czegoś więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sophia nie dała mu odejść. Nie dała mu szansy, aby ją tu zostawił. Sama z Ruby, w takim stanie, który rozwalał na kawałki. Szarpał od środka. Wyciągał z niej wszystko, co najgorsze. Miała wrażenie, że to, co między nimi było roztrzaskało się w drobny mak. Jak szkło, które zrzucone z wysokości rozbiło się na tysiące drobnych odłamków. Ostre i raniące kawałki, które zbyt intensywnie wbijały się w skórę. Chciała krzyczeć, pytać, ale słowa uwięzły jej w gardle. Została tylko impulsywna potrzeba, żeby coś zakończyć. Nie noc, nie relację.
      Jej ręka ruszyła zanim zdążyła pomyśleć. To nie był bezsensowny ruch, tylko instynkt, nad którym nie dało się zapanować i powstrzymać. Nie, gdy w jej żyłach krążył alkohol, a napędzana była kłótnią z tamtego ciemnego korytarza. Dłoń przecięła powietrze ze świstem, który zagłuszyła muzyka. Dłoń zapiekła ją w tej samej chwili, w której zderzyła się z policzkiem Cartera. Widziała, jak przez jego twarz przemyka cień zdumienia i gniewu, a może tylko sobie to wymyśliła.
      Ruby stała z boku z lekko rozchylonymi ustami, jednak sprawiała wrażenie, jakby świetnie się bawiła i zaczynała pławić się w tym chaosie, który sama wytworzyła.
      Sophia cofnęła się o pół kroku, czując nagle ciężar tego, co zrobiła. Adrenalina spalała jej dłonie, a w piersi dudniło nie tylko serce, ale i wstyd. Bo uderzenie go było proste, pozwoliło jej wyrzucić z siebie rosnący gniew, budującą się zazdrość o niego, tę potrzebę, aby nie zostawiał jej samej. Jednocześnie ta prostota miała gorzki posmak; poczuła ulgę, ale wraz z nią przyszła pustka. Jakby Sophia tym gestem złamała się w niej w tej samej chwili, w której zderzyła dłoń z jego gorącym policzkiem.
      Między nimi w powietrzu zawisła decyzja – konfrontacja albo ucieczka. Będą na siebie wrzeszczeć dalej albo już nigdy więcej nie spojrzą sobie w oczy. Sophia nie miała pojęcia, którą opcję należało wybrać. Co powinna była zrobić, ale wiedziała tyle – póki co, przepraszać nie zamierzała.

      soph🫣

      Usuń
  45. Na ustach czułą jeszcze posmak truskawkowego ginu, który piła jakiś czas temu i klejący się błyszczy, od którego piekły usta. W głowie pojawiła się absurdalna pustka, a w uszach świszczało. Nie od muzyki, która dalej dudniła w skroniach, drżała na ciele. Tej Sophia jakby wcale nie zauważała. Wzrok miała skupiony na Carterze, wciąż niedowierzając w to, co przed sekundą zrobiła. Jedynym tak naprawdę po tym śladem była piekąca dłoń. Lekko zaczerwieniona. Chyba nie zdawała sobie sprawy z tego, ile siły włożyła w to, aby go uderzyć. A może tylko się jej wydawało, że to było mocne. Już sama nie wiedziała. Nie panowała nad sobą.
    Była chyba w większym szoku niż Carter.
    Serce waliło jej w piersi, a oddech znacząco przyspieszył. Pierwszym odruchem było, aby go przeprosić. Wygłupiła się, popełniła błąd, ale nie była w stanie się odezwać. Oczy wciąż miała pociemniałe od emocji, przymrużone i tak samo uważne, jak w korytarzu. Była też zbyt dumna, aby teraz się przed nim skulić. Tak, jakby uparcie szła przed siebie i upierała się przy swoich racjach, które teraz równie dobrze mogły być tylko jej własnym wymysłem. Brunetka zacisnęła mocniej szczękę, kiedy na moment spojrzała w stronę Ruby, która wciąż wyglądała na cholernie zadowoloną z siebie i z tej sytuacji, w której znalazła się Sophia. Jakby to wszystko to była jakaś durna gra, kto kogo bardziej wyprowadzi z równowagi.
    Nie nienawidziła go. Nie miała pojęcia, jakie uczucie jej teraz towarzyszy, ale nie była to nienawiść. Był to dziwny rodzaj przywiązania do Cartera. Te cholerne zauroczenie, które nie chciało jej puścić. Ta potrzeba, aby nawet, kiedy wszystko wokół się wali on wciąż był obok.
    Cicho jęknęła, gdy z siłą, ale nie brutalnością złapał ją za twarz. Ale nie cofnęła się. Nie zrobiła nawet pół kroku w tył, nie drgnęła. Poddała się, wiedząc, że i tak nie mogłaby mu się wyrwać.
    Dolna warga delikatnie jej drżała, choć nie była pewna, czy to ze strachu czy ekscytacji, której nie potrafiła w sobie zdusić. To nie powinno było jej w żaden sposób zachęcać. Przecież to nie była scena, w której wszystko kończy się dobrze, prawda? Przymknęła oczy, gdy oddech Cartera musnął jej skórę. Czuła wyraźnie whisky, którą pewnie wcześniej pił. Oddech był ciepły, a jednak w zderzeniu z je ciałem miała wrażenie, że jest niczym lód. Każde jego słowo trafiało dokładnie tam, gdzie powinno. Sprowadzało ją na ziemię szybciej niż wszystkie inne słowa, które padły wcześniej. Kiedy jeszcze, być może, oboje mieli nad sobą jakąś kontrolę. Sophia utraciła ją już dawno, jeszcze na tym parkiecie, ale teraz? Teraz nie miała nawet grama.
    — O to chodzi? Bo ci zniknęłam z oczu? — Prychnęła. Naprawdę? Tylko tyle? Widział, gdzie idą. Sophia tego nie widziała, ale odwracająca się do niego Ruby miała być zaproszeniem, aby poszedł za nimi. I to zadziałało, ale nie tak, jak kobiety myślały. — Dopóki patrzysz mogę robić co chcę? — Nie potrzebowała odpowiedzi. Wiedziała, że nie chodzi w pełni o to, aby mogła dać się ponieść jakiejś chwilowej fantazji, bo akurat ją na to naszło. Gdyby zamiast Ruby był wysoki brunet, sytuacja wyglądałaby przecież inaczej. I przede wszystkim by do tego nie doszło.
    Sophia lekko wygięła plecy, kiedy palce Cartera zsunęły się ze szczęki na kark. W środku pojawił się znajomy skurcz, którego teraz zdecydowanie nie powinno być. Głowa sama odchyliła się jej w tył, a oczy lekko przymknęła. Zupełnie nieświadoma własnych gestów. Rozchyliła lekko usta, a spomiędzy rozchylonych warg uciekł stłumiony od emocji jęk.
    To powinno było ją przestraszyć. Odciągnąć od niego w pełni, a tymczasem Sophia lgnęła tylko bardziej do niego. Nikt wcześniej z nią się w taki sposób nie obchodził. Nawet on, bo do dziś mieli jasne zasady, których nie łamali. A przynajmniej przy sobie. Sophia dziś przekroczyła różne granice. Naginała jego cierpliwość i nie robiła tego nawet specjalnie, a wychodziło to czystym przypadkiem.
    Rozchyliła powieki, aby na niego spojrzeć, kiedy się odsunął. W jej oczach migotały różne emocje; niedowierzała samej sobie, pragnęła jego i tego, aby stąd wyjść. Ale nie sama. Z nim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Klatka piersiowa dziewczyny uniosła się w nierównym tempie, raz wolniej, a raz szybciej. Jakby sama już nie nadążała za tym, co się działo i jak ma reagować na kolejne słowa Cartera. Tak surowe, szczere i wbijające się głęboko.
      Zadrżała, kiedy palce musnęły talię. Próbowała nie reagować, ale zanim zdążyła pomyśleć to jej ciało bardziej gięło się w jego stronę, a krótkie westchnięcie uniosło się między nimi. Gdzieś w sobie wiedziała, że nie stoi obok niej ten Carter, który potrafił delikatnie założyć jej kosmyk za ucho, który muskał jej policzek i patrzył z tym lekkim, uroczym uśmiechem, który przeznaczony był tylko dla niej. To była wersja, której Sophia jeszcze nie znała. I wcale nie była pewna, czy chce poznać.
      Kącik jej ust lekko drgnął w górę, ale nie zmienił się w uśmiech.
      — Z tobą, tak. — Odpowiedziała po chwili. Bardziej drżącym głosem niż tego chciała. Nie chciała żadnej Ruby, innej dziewczyny czy kogokolwiek. Tamto to był chwilowy impuls, a przynajmniej tak się jej wydawało. — Powinieneś mi chyba to przypomnieć… Zdaje się, że wyleciało mi z głowy z kim tu przyszłam.

      soph

      Usuń
  46. Miał rację, nie słuchała go. Nie tak w pełni, a myślami była daleko, poza tym klubem. Jednocześnie zdawało się, że słucha go całą sobą. Było w niej teraz zbyt wiele sprzeczności. Spoglądała na niego z zadziornością w oczach, jakby sprawdzała, na jak wiele jej jeszcze pozwoli, zanim coś w nim pęknie na dobre. W głębi wiedziała, że to najpewniej nie jest rozsądne, że nie powinna była go testować, ale nie potrafiła się powstrzymać.
    Nie, gdy spoglądał na nią w taki sposób. Nie, gdy jego dłoń była jak przypomnienie, gdzie jest jej miejsce i że było ono przy nim. Za bardzo podobała się jej ta siła, której wobec niej używał. Gdy w końcu przestał się z nią obchodzić tak, jakby była zrobiona z porcelany.
    Znów zamknęła oczy, ale jedynie na moment, kiedy ścierał z niej błyszczyk. Te ostatnie ślady obecności po Ruby na jej ciele. Jakby chciał się jej pozbyć, zanim ją pocałuje.
    Teraz, kiedy patrzyła mu w oczy nie było w nich nic znajomego. Żadnej miękkości, czułości. Niczego co mogłaby nazwać znajomym. I równie mocno zaczynało się jej to podobać, jak ją przerażać. Sophia była teraz tak a nim skupiona, że słuchała każdego słowa i docierało do niej bardziej niż się spodziewała. Myślała, że będzie potrafiła olać to, co powiedział. Zignorować, puścić koło uszu i zatopić się w chwili, ale nie. Ona rozumiała i teraz rozumiała jego reakcję, to, że on potrzebował wszystko kontrolować, że nie chciał, aby cokolwiek wymykało mu się z rąk. Że wtedy, kiedy zniknęła to być może poczuł, jakby ją tracił, a przecież Sophia była z nim cały czas. Wtedy nawet nie pomyślała, że odchodząc mogłoby go w ten sposób ruszyć.
    — Przepraszam. — Głos miała pewny i nie uciekała wzrokiem. — Nie wiedziałam, że tak… Więcej tego nie zrobię.
    Zapyta się, upewni, że może, gdyby znów jakimś cudem wydarzyła się podobna sytuacja, ale Sophia obecnie już powtarzać tego nie chciała. Bez względu na to, jak dobrze się z Ruby na tym parkiecie czuła. W rzeczywistości nawet nie chodziło o tamtą dziewczynę. Tylko o to, co czuła, kiedy wiedziała, że Carter patrzy. Bo pocałunek może i owszem, był dobry, ale to jego spojrzenie sprawiało, że jej mięśnie się napinały. To jego wzrok popchnął ją dalej i to o nim myślała, kiedy tamta ją całowała. O tym, kiedy w końcu do niej przyjdzie. Być może zbyt dużo sobie wyobrażała. Ale wtedy chciała tylko, aby Carter to przerwał, bo to z nim chciała się całować. Nie z Ruby. Nie z żadną inną dziewczyną. Teraz już nawet nie była pewna, jak w ogóle do tego doszło, że znalazła się na parkiecie. Wydarzenia poprzedzające były jednym wielkim blurem. Jakby ten wieczór zaczął i kończył się na tym parkiecie.
    Przełknęła ślinę, a przynajmniej próbowała. Na ustach czuła suchość, w środku również.
    — Nie tylko tutaj. — Zauważyła. Ta zasada nie obowiązywała tylko w tym miejscu, w tym miejscu ją złamała. Czego więcej robić nie miała zamiaru. Popełniła błąd, źle oceniła sytuację. Kolejny raz tego nie zrobi.
    Znów na niego spojrzała. Gdzieś tam w oczach krył się niepokój, ale również satysfakcja ze słów, których użył. Z tego, jak podkreślił, że należy do niego. Tylko do niego. Jakby tego właśnie potrzebowała tej nocy. Tego jednego zapewnienia, choć przecież dawał jej to odczuć niemal cały czas. Bez względu na to, gdzie byli. To dzisiaj… Dzisiaj potrzebowała tego z jakiegoś powodu bardziej niż kiedykolwiek przedtem.
    Ułożyła dłonie na jego torsie, przylegając do niego swoim ciałem. Nie, bo szukała w nim schronienia. Bo nie potrafiła już tylko stać z boku, ale nie wyplątała się z jego uścisku. Przygryzła dolną wargę, aby nie wydać z siebie kolejnego mruknięcia, kiedy wsunął palce między jej włosy.
    — Chcę teraz ciebie. Pozwolisz mi na to? — Zapytała. Uniosła oczy, spoglądając na niego spod wachlarza długich, gęstych czarnych rzęs. Wstrzymując uśmiech, który mógł wyjść teraz zbyt bezczelnie. Zbyt prowokująco. — Czy mam o ciebie ładnie poprosić?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zacisnęła palce na jego koszulce, jakby tym samym upewniała się, że Carter nie będzie próbował się od niej odsunąć. Że jej nie zniknie, że nie zmieni zaraz zdania i nie zostawi jej tu na tym parkiecie samej.
      Sophia odchyliła lekko głowę w tył, nie powstrzymując cichego westchnięcia. To nie tak powinno wyglądać. Nie w ten sposób do siebie podchodzili, ale jak już zaczęła – to nie potrafiła się zatrzymać. Powiedzieć „dość” czy poprosić, aby przerwał, aby wrócił do niej tej Carter, który wpatrywał się w nią jak zahipnotyzowany, gdy byli w sypialni, a ona wolno zdejmowała z siebie kolejne warstwy. Jak w małym, prywatnym show, które przeznaczone było tylko dla niego.
      Zadrżała od ciepła jego ust, które czuła na skórze. Nigdy nie sądziła, że znajdzie się w takim miejscu, że będzie pragnęła tylu rzeczy, o których przedtem nawet nie pomyślała. Takiego traktowania, jakby nic nie znaczyła.
      — Bo zasługuję na więcej, Carter. — Powiedziała. Jednak nie było w tym wyrzutu, a świadomość, że nie jest dziewczyną, którą zadowoli ciemny zaułek, że naprawdę zasługuje na znacznie więcej niż to miejsce jej mogło zaoferować. Że jest na to zbyt dobra. — Zasługuję na randki w galerii, kolację przy świecach. Na to, żeby się o mnie starać. Na bycie jedyną, a nie jedną z wielu… I czasami… czasami też zasługuję na to, aby posmakować tego brudnego dotyku, przed którym mnie tak bronisz.
      Uniosła głowę nieco wyżej, spoglądając mu prosto w oczy. W jej własnych nie było zawahania. Jeśli miała żałować… to później.
      — Tylko na dziś… Tak, tego chcę.
      I już w tym momencie wiedziała, że wkroczyła w coś, z czego nie będzie odwrotu. Sophia wycofywać się też nie chciała, bo nawet teraz, kiedy tak intensywnie na nią patrzył bez czułości, którą znała, to wciąż mu ufała. Bo mimo wszystko, ona nie dopuszczała do siebie myśli, że Carter mógłby ją skrzywdzić.
      — Na jedną noc… I może kolejną, jeśli mi się spodoba.

      soph

      Usuń
  47. Kiedy mówiła patrzyła mu prosto w oczy, jakby chciała, aby zrozumiał, że nie żartowała i nie prowokowała go do kolejnej gierki, z której zaraz się wycofa. Że to, czego od niego chciała pochodziło z miejsc, które dopiero tej nocy w sobie odkryła. To nie było zwykłe pragnienie, to było coś, czego brunetka nie potrafiła nazwać. Ciężko było jej znaleźć odpowiednie słowa, więc zamiast mówić używała gestów, aby przekazać mu więcej. Spoglądała w ten znaczący, konkretny sposób, aby Carter zrozumiał, że ona się nie bawi, że tu nie chodzi wcale o to, co zrobiła z Ruby na parkiecie i w tamtym korytarzu, że tak naprawdę to wszystko jest tylko o nim. Dawno nikt jej tak nie zawrócił w głowie, jak on. Pojawił się znikąd, wślizgnął pod skórę i nie chciał już jej zostawić w spokoju. Próbował, ale ona mu nie pozwalała. Czuła się uzależniona od jego obecności, dotyku i bliskości, głosu. Nawet tego, który był przesiąknięty chłodem i surową szczerością, której Sophia chwilami słuchać nie chciała, bo jej ciężar był przygniatający.
    Sophia tylko krótko westchnęła, kiedy pociągnął ją za sobą. Nie opierała się i poszła za nim. Jednocześnie mając wrażenie, że cały klub wie, gdzie i po co z nim idzie. Piekły ją policzki, piekła ją dłoń, która wymierzyła mu cios. W środku się w niej wręcz gotowało. Z nerwów i niecierpliwości. Z tej nagłej niepewności, czy na pewno chciała z nim tam iść. Korytarz, którym szli zdawał się być jeszcze ciemniejszy niż przedtem. Powinien budować się w niej niepokój, ale nic podobnego nie miało miejsca. Niemal na niego wpadła, gdy zatrzymał się przy drzwiach, których ona nawet nie zauważyła. Była zbyt skupiona na nim. W środku panował półmrok, tyle co podłoga była oświetlona, a reszta pomieszczenia okryta mrokiem. Sophia westchnęła niekontrolowanie, kiedy jej plecy zderzyły się ze ścianą, a Carter znalazł się tak niebezpiecznie blisko. Nabrała więcej powietrza, gdy bez ostrzeżenia sięgnął po jej dłoń. Przeszył ją krótki dreszcz, gdy dotknęła chłodnej sprzączki paska.
    Na zaledwie parę sekund zamknęła oczy, kiedy palce musnęły jej odsłoniętą skórę.
    Jeszcze się nie ruszyła. Jakby zbierała w sobie odwagę, choć tej jej teraz przecież nie brakowało. Była tak dumna i pewna na Sali, więc czemu tutaj miałoby to zniknąć? Gdzie była tylko z nim. Bez żadnych ciekawskich oczu dookoła. Jej jedyną widownią był Carter. Tak, jak tego przecież chciała.
    Zadrżała od jego słów, a usta same wygięły się w uśmiechu. Tym pewnym i zadziornym, jakby właśnie osiągnęła cel, do którego dążyła.
    — Tylko twoja. — Zapewniła cichym głosem, ale brzmiała przy tym na przekonaną. Wierzyła we własne słowa i w to, że naprawdę była jego. Nawet jeśli to nie było długotrwałe.
    Spoglądała mu uważnie w oczy, ale i tym razem nie próbowała z nich wyciągnąć więcej niż faktycznie w nich widziała. Poczuła jednocześnie ulgę, że nie było w jego spojrzeniu tego okrucieństwa, które jeszcze widziała kilka chwil temu. Chciała odwzajemnić pocałunek, ale nie zdążyła. Odsunął się zanim Sophia zdążyła zareagować. Westchnęła cicho z frustracji, ale nie sięgała po więcej.
    Sięgnęła drugą ręką do paska. Nie zerkając w dół, tylko wciąż w jego oczy zaczęła rozpinać pasek. Chwilowe drżenie dłoni zniknęło. Zastąpiła je ta zaskakująca ją samą pewność. Nie tak planowała skończyć ten wieczór. Z nim? Owszem. W klubie? Nie. Myślała w prosty sposób. Pobawią się, a potem wrócą do niego, że będzie tak, jak była przyzwyczajona. To przecież nie była ona, a może… Może jednak była? Tylko do tej pory nie poznała nikogo kto pozwoliłby jej na to, aby w sobie odkryć coś więcej? Sięgnęła do guzika, sprawnie się z nim uporała. Podobnie, jak z rozporkiem, a potem wciąż spoglądając mu w oczy, szarpnęła materiałem spodni w dół.
    Kiedy przesunął opuszkiem po jej ustach, delikatnie go pocałowała. Jakby sprawdzała, czy w tym pomieszczeniu jeszcze może pozwolić sobie na jakikolwiek czuły gest, a potem rozchyliła lekko usta i nieznacznie pochyliła głowę do tyłu, aby objąć ustami palec.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sophia nie potrafiła odwrócić od niego teraz wzroku.
      Patrzyła na niego, jak urzeczona. Wzrok miała trochę chaotyczny, od alkoholu i buzujących w niej emocji, których nie potrafiła ustabilizować. Nawet nie wiedziała, od czego miałaby teraz zacząć. Było ich po prostu za dużo. Gdzieś kłębił się strach, ale nie przed nim. Sama nie była pewna, przed czym tak naprawdę. Była ekscytacja i pożądanie, które teraz tylko niebezpiecznie się powiększało.
      Przesunęła paznokciami po nagiej skórze uda, powoli wspinając się palcami coraz wyżej. Jakby jeszcze nie była pewna, czy wie co robi, ale że na pewno chce to zrobić. Dłoń może tylko nieznacznie jej zadrżała. Drugą, która była wolna wsunęła pod materiał koszulki Cartera. Muskając brzuch i podbrzusze, sprawdzając reakcje jego ciała na nią. Patrzyła na niego jeszcze przez chwilę, może szukała w jego oczach czegoś co przypominałoby zapewnienie, a może nie szukała już niczego, tylko po prostu lubiła w nie patrzeć. Nawet wtedy, kiedy kompletnie nie przypominały tych, które przecież tak dobrze znała. W końcu sięgnęła dłonią wyżej, tam, gdzie poprowadził ją na początku. Cicho westchnęła, wahając się jedynie przez chwilę, zanim opadła przed nim. Serce jej drżało, oddech stał się płytszy, a dłonie na moment wydawały się być niepewne i nieśmiałe, gdy wsunęła palce za materiał bokserek, zanim i ten zsunęła w dół.

      soph

      Usuń
  48. Cała drżała, napięta i gotowa, aby przejść dalej.
    Bez choćby grama zawahania w samej sobie. Nie potrafiła znaleźć w sobie teraz żadnej myśli, która mogłaby ją z tego pokoju wyciągnąć. Odebrać Carterowi. Bo to przede wszystkim o niego w tym wszystkim chodziło. O to, że on przy niej był i miał ją zaraz wziąć tak, jak tego chciał – nie, jak ona chciała. Nie tak, jak się przyzwyczaiła. Sama go tu zaciągnęła, choć zupełnie nieświadomie. Nie sądziła, że jej ruchy mogą doprowadzić do bycia zamkniętymi w ciemnym pomieszczeniu, w którym ich oddechy będą się ze sobą mieszać. Które po brzegi będzie wypełnione ich własnymi pragnieniami, których żadne już nie potrafiło powstrzymać. I zdawało się, że wcale tego nie chcieli. Sophia nie chciała, bo cokolwiek miało się zdarzyć – ufała mu. I to było więcej niż wystarczające, aby nie drżała ze strachu w byciu zamkniętą w tym pomieszczeniu. Bo znała ten stan, kiedy uda same się przed nim zaciskają, jak drżą w oczekiwaniu, a oddech staje się płytki i urywany.
    Uśmiech, który bardziej przypominał grymas, pojawił się na jej twarzy, kiedy usłyszała to jedno westchnięcie z jego ust. Jakby to była ostatnia rzecz, której potrzebowała, a która jej mówiła, że wszystko robi tak, jak należy.
    W pomieszczeniu było ciszej, muzyka nie przebijała się aż tak. Była, ale oni zdawali się być od niej oddzieleni grubym szkłem. Sophia nawet się na niej nie skupiała, a na Carterze. Na jego nierównym oddechu, unoszącej się i drżącej klatce, na jego dłoniach, które wciąż jej dotykały. Skupiała się na nich. Więcej teraz nie było jej w końcu potrzebne.
    Westchnęła ciężko, kiedy zsunął materiał z jej ud. Owiał ją chłód, choć w pomieszczeniu zdawało się, że było aż nazbyt gorąco. Jeżeli powinna się pojawić jakaś wątpliwość, to przegapiła swój moment, bo w Sophii nie było nawet grama niepewności. Mimo tego, jak inaczej wyglądał ten moment. Szybki, impulsywny. Zdzierający z nich warstwy w dzikim szale, którego nie dało się zatrzymać. Czuła pod palcami, że jest gotowy. Między własnymi udami też czuła, że i ona jest gotowa. Kącik jej ust zadrżał, jakby szykował się do kolejnego uśmiechu, ale nie zdążyła nic zrobić, bo odwrócił ją do siebie plecami. Było to tak nagłe, że sapnęła z zaskoczenia, a dłonie oparła o ścianę.
    Sophia była świadoma, że nie przyszła tu po to, aby się z nią pieścił. Nie prosiła o słodycz, o czułość. Zupełnie odruchowo wypięła się w jego stronę. Nie chcąc już dłużej czekać, a zamiast słów przekazywała mu to wszystko ciałem.
    Mruknęła przeciągle, kiedy szarpnął za włosy. Nie bolało, ale było na tyle mocne, żeby poczuła. Odsłoniła zęby w uśmiechu, spoglądając na niego kątem oka. Już dawno pozbyła się z siebie tej dziewczyny, która nigdy by tu się nie znalazła. Nie miała wątpliwości, że ona wróci. Bo nie potrafiłaby długo utrzymywać tej wersji siebie, bo to, co działo się teraz to nie będzie jej codzienność. To był wyjątek od reguły. Sięganie po coś, co od samego początku miało być zakazane i nie dla niej. Ciekawość była silniejsza. Wygrała ze zdrowym rozsądkiem. Doprowadziła ją do tego, że stała oparła dłońmi o ścianę, ocierając się o niego pośladkami i mrucząc w zadowoleniu, gdy szarpał włosami.
    Przekręciła głowę bardziej, aby mogła na niego lepiej spojrzeć. Jego głos drgał jej na skórze. Oplatał twarz i szyję. Nie mogła być bardziej już zdecydowana i przygotowana, a jednocześnie, gdzieś tam głęboko w niej zakopana była myśl, że co, jeśli to ją złamie. Ta noc i on… Co, jeśli nie będzie potrafiła poradzić sobie z tym wszystkim, gdy nastanie świt? Ale teraz to nie był czas, aby to rozgrzebywać, prawda?
    — Chciałeś mnie tu. — Nie pytała, stwierdzała fakt. Bo gdyby naprawdę nie chciał, aby się tutaj znalazła to nie dopuściłby do tego. Nie zabrałby jej tu. Odesłałby do domu. Wyciągnął z klubu. Zrobił cokolwiek, aby tylko nie wprowadzać jej do tego miejsca. — Prawda? — Niemal syknęła, próbując z niego wyciągnąć odpowiedź, która potwierdzi jej przypuszczenia. I najlepsze, ona wcale nie miała mu ani sobie za złe, że tu się znaleźli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciało zareagowało pierwsze, gdy poczuła jego dłoń między udami. Najpierw zadrżała, a potem westchnęła cicho i osunęła głowę bardziej do tyłu. Przymknęła oczy, odruchowo i w zniecierpliwieniu poruszyła biodrami.
      — Mhm. — Przytaknęła mu tylko z cichym mruknięciem. Oczy miała przymknięte. Ale nie dał się jej tym nacieszyć, bo zaledwie sekundy później uwięziona była między jego ciałem, a chłodną ścianą. Nie próbowała niczego, bo wiedziała, że tu nie o nią chodziło. Nie tak do końca. Zaskoczył ją intensywnością, która wyrwała z jej płuc krótki dźwięk, który mógł przypominać krzyk, gdyby nie został stłumiony przez nią samą. Odchyliła się lekko w tył, ale napotkała tylko jego tors. Jak tarcza, której nie da się pominąć. Po tym jednym ruchu, jeśli jeszcze myślała, że wygrzebie z niego tę czułość, którą znała, była pewna, że teraz w Carterze już tego nie znajdzie.

      soph

      Usuń
  49. Nikt nie zaciągnął jej tutaj siłą. Sama go o to poprosiła, chociaż jeszcze wtedy kompletnie nie wiedziała na co się pisze ani czy jest w ogóle gotowa na to, co Carter z nią chciał zrobić. Podpierała się o ścianę, która teraz tak naprawdę była jedynym oparciem w tej chaotycznej sytuacji, za którą zwyczajnie nie nadążała. To nie było tempo, które znała, nie było w tym nic znajomego, choć przecież osoba za nią była znajoma, a przynajmniej tak się jej wydawało. Było inaczej, dziwnie, ale nie źle. Potrzebowała tylko tej krótkiej chwili, aby się do tego dostosować, a nie dostała od niego nic. Nie odważyła się jednak w żaden sposób zaprotestować. Tylko kompletnie mogła mu się poddać, bo przecież i tak nie miała możliwości, aby zrobić coś więcej. Miała przymknięte oczy, rozchylone usta, spomiędzy których raz po raz uciekał jęk, westchnięcie czy krótkie, niewyraźne słowa, które ostatecznie i tak nie miały żadnego znaczenia. Wbijał się z nią z siłą, której przedtem u niego nie zaznała, a nawet, kiedy prosiła o coś więcej, to znajdowała w nim delikatność, której teraz nie było.
    Dostała to, czego chciała.
    Nie dała rady mu odpowiedzieć. Nie teraz, nie w tym stanie. Jedynym potwierdzeniem była reakcja jej ciała, dźwięki, które raz po raz opuszczały jej usta, gdy już nie potrafiła ich dłużej tłumić w sobie. Nie pocałował jej ani razu. Nie sięgnął do jej szyi. Nie zrobił niczego, do czego była przyzwyczajona. To było szybkie, gwałtowne. Zbyt intensywne. W głowie miała istny chaos, a Carter wprowadzał go jeszcze więcej, gdy dłoń wsunął między jej uda. Tego się nie spodziewała. Drżała już od szybkich, rytmicznych ruchów, a ty, tylko pogłębił jej doznania. Drapała paznokciami o ścianę, z głową odchyloną do tyłu, bo on tego chciał, bo szarpał za włosy, kiedy i jak chciał, tak, aby to jemu pasowało. Czuła, jak jej ciało się napina, jak jest coraz bliżej, jak coraz trudniej jest jej stać, że gdyby nie on, to pewnie już osunęłaby się po tej ścianie. Sięgnęła ręką do tyłu, szukając z nim jakiegokolwiek kontaktu, czegoś czego mogłaby się chwycić. Oparła ją gdzieś o jego bok, może w okolicy żeber, sama nie była pewna. Łzy spływały jej po policzkach, od wysiłki i intensywności. Rozmazując makijaż, nad którym zbyt długo dziś siedziała. I wtedy, kiedy ten jeden ostatni dreszcz szarpnął jej ciałem miała wrażenie, że całkiem się przed nim rozpadła. Nie wiedziała, drżała, ledwo stała na nogach i jedyne czego teraz tak naprawdę chciała, to aby przy niej został. Tak, jak zawsze. Gdzieś pocałował, objął, szepnął coś do ucha, ale nie było nic. Kilka ruchów, po których zamruczała, które dały złudną nadzieję, że może jeszcze coś się zmieni, a potem… Potem była pustka.
    Opierała się dalej o ścianę. Dysząc ciężko, nie wiedząc co myśleć ani czuć. Miała prawo w ogóle coś po tym czuć? Zostawił ją samą, kiedy jeszcze nie była gotowa, aby odszedł. Nie obejrzała się za nim. Jakby teraz nie potrafiła na niego spojrzeć. Albo nie chciała, aby to on patrzył na nią. Poprawiła spodnie, dłonie jej drżały, kiedy zapinała guzik. Wciąż stała odwrócona przodem do ściany.
    Tak to miało wyglądać? Tak… Pusto? Otarła policzki i oczy, ostrożnie, aby nie rozmazać bardziej już i tak makijażu, który pewnie ledwo co się na niej trzymał. Słyszała go za sobą, ale nie odwracała się. Jakby jedyny kontakt, którego teraz potrzebowała był z tą cholerną ścianą przed nią
    Wzięła głębszy wdech, aby się uspokoić. To wciąż drżące serce i oddech, który wcale nie chciał zwolnić. Waliło jej w skroniach. I czegoś jej brakowało. Dobrze wiedziała co to było, ale nie odważyła się o to poprosić. Nie tutaj i nie w tym miejscu. Nie po tym, gdy bezczelnie prosiła, aby jej dał to, czego tak naprawdę poznać nie powinna była. I nie chodziło o to, że żałowała, bo nie żałowała. Tylko… Tylko gdzieś mimo wszystko, ale z tyłu głowy miała myśl, że nawet, gdy go tak prosiła to da jej więcej. Że jednak nie będzie traktował jej tak, jak mówiła, że chce być potraktowana. I musiała przyznać jedno, spisał się – pokazał i dał jej dokładnie to, o co poprosiła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy Sophia odwróciła się od ściany, Carter jeszcze stał tyłem do niej.
      Oparła się plecami o ścianę, a ręce skrzyżowała pod piersiami. Włosy miała w nieładzie, chaos w oczach i minę, która nie zdradzała niczego, a jednocześnie mówiła wszystko. Widziała dwie szklanki zapełnione alkoholem, ale nie ruszyła się po tę, która była dla niej. Była teraz jak wmurowana w to miejsce. Przyklejona do ściany.
      Lekko się wzdrygnęła, kiedy się odwrócił. Wyraz jego twarzy był wręcz obojętny. Jakby nic się właśnie nie wydarzyło. I może faktycznie, nic się nie wydarzyło. A kiedy się zapytał, czy jest zadowolona musiała najpierw przełknąć ślinę.
      — Zadowolona.
      Krótkie pytanie, krótka odpowiedź.
      Rozumiała tyle, że nie mogła prosić o to, aby ją tu przytulił czy pocałował. Aby szepnął coś do ucha. I… Brakowało jej tego. Cholera, nawet w tej cholernej siłowni znalazła z Nico moment, aby się wyciszyć, a nie ubrać w pospiechu i wyjść, jakby nic się między nimi nie wydarzyło. Dlatego nie poprosiła, choć jakaś jej część naprawdę tego chciała. Nie chciała Zaire’a, który tu z nią był. Rapera, który potrafił być bezlitosny i brał to, co mu się oferowało. Chciała Cartera. Chciała uczuć, chciała… Chciała normalności, a tego tutaj nie znajdzie.
      Oderwała się od ściany i do niego podeszła, ale nie patrzyła na niego. Sięgnęła tylko po szklankę z czymś, czego wiedziała, że pić nie chce, ale tego potrzebowała. Przechyliła szklaneczkę i upiła większy łyk. Marszcząc nos, a potem odstawiła ją z powrotem.
      Wsunęła się na biurko obok niego, jakby nie mogła się już powstrzymać i szukała jakiegokolwiek kontaktu z nim, który przywróci ją do rzeczywistości.
      — To teraz co? — Mruknęła. Nie patrzyła na niego, a pod nogi, którymi w ciszy zamachała. — Mam iść i udawać, że się nie znamy?

      soph

      Usuń
  50. Nie, zdecydowanie daleko temu było do fantazji. Sophia nie tego się spodziewała, chociaż wyraźnie o to poprosiła. Tej nocy chciała, aby ją tak potraktował, jak te wszystkie przed nią. I miała teraz wyraźny obraz, że nigdy nie była jedną z tych, które zaprasza do siebie. Bo zrozumiała jedno, że tam do penthouse, do swojego łóżka raczej ich nie sprowadza. Od tego ma ciasne pokoje, bez okien, bezosobowe. Idealne na to, aby szybko sobie ulżyć i zapomnieć o swoim istnieniu.
    Podsunęła się dalej na biurku, a potem przyciągnęła nogi do siebie, które następnie objęła ramionami. Głowa schowała między kolanami, a klatka. Potrzebując chwili, aby całkiem się od wszystkiego odciąć, bo wiedziała, że gdyby na niego teraz spojrzała to by się rozpłakała. Czuła ten znajomy uścisk w klatce, który pojawiał się zawsze, kiedy była tego bliska. Zacisnęła mocniej usta, aby się przed tym powstrzymać. I tak spłynęły po policzku. W ciszy, niezauważone. Tylko przez nią.
    Z jednej strony tak, była zadowolona. Bo nie było przecież źle, ale chodziło o to, jak to wyglądało. Z tego nie była zadowolona. Nie przewidziała, że to może się tak na niej odbić. Że pozbycie się uczuć kompletnie, będzie tak rozwalające. Miała wrażenie, że coś między nimi tym zepsuła. Że kiedy o to poprosiła pojawiła się na nich rysa, której nic nie zakryje. Jakby weszli w miejsce, z którego już nie będzie ucieczki. Wiedziała, że na nią nie patrzy. On też nie potrafił teraz na nią spojrzeć. Kątem oka widziała, jak odchodzi, aby po chwili usiąść na krześle i przysuwa się do blatu biura. Ostrożnie podniosła głowę, ale już nie mogła przed nim uciec. Był dosłownie z boku. Opuściła powoli nogi do poprzedniej pozycji, a ręce ułożyła na blacie.
    W tym świetle wszystko wyglądało gorzej.
    — Ja też powinnam wyjść? — Pytanie padło cicho, jakby nie do końca chciała je zadawać, a jeszcze bardziej nie chciała usłyszeć odpowiedzi. W końcu z nią zerwał. Zakończył to, co między nimi było. Jakby nie patrzeć, ale ten układ ich trzymał razem. Bez niego była tu zbędna. Przynajmniej tak sobie teraz wmawiała, bo kompletnie nie wiedziała, jak ma się zachować. Przeprosić? Wyjść bez słowa? Udawać, że to się nigdy nie wydarzyło?
    Zacisnęła usta, kiedy zaczął wyjmować z szuflady różne zawiniątka. Zmarszczyła czoło, widząc, ile tego tutaj jest. Drgnęła, gdy zdała sobie sprawę z tego, jak łatwo było się do tego wszystkiego dostać. Jej wzrok prześlizgiwał się po zapakowanych starannie narkotykach. Coś ścisnęło ją w gardle.
    — Nie, nie chcę. — Mruknęła. Wątpiła, że potrzebował to usłyszeć. Tej granicy nie przekraczała. Nie zamierzała i nie chciała. Nie chciała tego nawet obok siebie. — Nie mam z tym dobrych wspomnień. — Wzruszyła ramionami, a wzrok odwróciła od zawiniątek. Nawet nie pamiętała tamtej imprezy. Nic z niej nie pamiętała. Jeden wielki blur, który prześladował ją do tej pory. Niby ufała, że gdy ją znaleźli to była ubrana, że nie zdążył, ale ta myśl „a co, jeśli” długo w niej była. Nie odważyła się tego zgłosić. Więc sprawa tak naprawdę była zamieciona pod dywan. Co nie zmieniało faktu, że tygodniami się zadręczała.
    — I tak jest zawsze? — Nawet nie wiedziała, po co się odzywa. Dlaczego zadaje pytania, ale nie potrafiła z jednej strony przestać. Szukała z nim kontaktu. Czegoś, co pozwoli jej jeszcze wierzyć, że nie wszystko między nimi zepsuła. — Szybki, niewiele znaczący seks… Kreska i od nowa? — Nie mówiła o nich. W ich przypadku… To jednak coś znaczyło. Uświadomiło jej, jak bardzo nie chciała tego nigdy więcej powtarzać, że to był błąd prosić o to, aby w ten sposób ją potraktował. Gdyby teraz mogła to cofnęłaby się przed tą decyzją.
    Nie potrafiła znieść tego, że żadne nie mogło na siebie spojrzeć. Że odległość między nimi tylko się powiększała, że traktowali się, jakby byli sobie obcy. Jedyne na co teraz miała ochotę to schować się w jego ramionach. Usiąść mu na kolanach i pozwolić, aby ją do siebie przytulił. Tak, jak wiele razy wcześniej i spróbować wrócić do rzeczywistości z nim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoglądała w milczeniu na to, co robił.
      Nie miała prawa mu przerwać. Mimo, że nie chciała, aby brał kolejną. Patrzyła mu na ręce, które pracowały sprawnie. Wskazując na to, że nie był to pierwszy raz, ani że będzie to jego ostatni. Zacisnęła usta, lekko opuściła ramiona. W zrezygnowaniu. Wiedziała przecież, że taki jest. Że to nieodłączna część jego codzienności i to, że ona do jego życia weszła – w tych swoich przeklętych sweterkach i całą dobrocią świata tego nie zmieni. Mogła próbować, ale Sophia wiedziała, że jest za słaba, aby faktycznie go od tego odciągnąć.
      — Musisz…? — Nie brzmiała pretensjonalnie. Bardziej na zmartwioną, że po to sięga. I że już w ogóle nie stara się z tym przed nią kryć. — Nie powstrzymam cię, ale… Dlaczego?
      Starała się zawsze zrozumieć wszystkich. Teraz jego i chaos, który w bym siedział. Nie był nowy w tym, to nie była okazjonalna kreska, bo ma zły dzień. To była codzienność, a bez tego proszku, bez tabletek, czegokolwiek, mógł nie funkcjonować.
      W końcu na niego też odważyła się spojrzeć. I wyglądał dokładnie tak, jak ona się czuła. Zły, rozbity, zawiedziony. I to wszystko przez nią. Opuściła głowę z cichym westchnięciem. Zniszczyła ich. Jedną, głupią decyzją.

      soph

      Usuń
  51. Opierała się o blat, lekko pochylając do przodu. Nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Siedzieć czy wstać, ale chyba bezpieczniej było, aby siedziała i nie ruszała się z miejsca. Chociaż nie wiedziała, dlaczego. Uznała, że tak po prostu będzie lepiej. Zastukała nerwowo paznokciami o blat. To wszystko było bez sensu. To, że znaleźli się w takiej sytuacji, że byli teraz tak oddaleni od siebie, chociaż jeszcze kilka godzin temu nastrój między nimi był kompletnie inny. Pamiętała, jak się żegnali przed koncertem, jak było, kiedy się szykowała i podjechała już gotowa do niego, aby mogli pojechać już razem.
    Pytała, bo nie wiedziała. Może chciał, aby odeszła, skoro wcześniej wyraźnie zaznaczył, że wszystko między nimi skończone, ale skoro nie powiedział jej tego wprost, to Sophia uznała, że będzie tu siedziała dalej. Uparcie, dopóki nie spojrzy jej w oczy i nie powie, aby się odjebała i znalazła sobie inne zajęcie. Może nie mówił, bo naprawdę chciał, aby została. Tutaj razem z nim. Aby nie uciekała od tego, co jej pokazał. Od tej ciemności, która go otaczała i wsiąkała w niego coraz bardziej. I w nią, niestety, ale powoli też. Nigdy tego dla siebie nie chciała. Ani dla niego. Tej dziwnej mieszaniny uczuć, z którymi ciężko było sobie poradzić. Zacisnęła usta, gdy zapadła między nimi cisza. Mogłaby się zsunąć z biurka i wyjść, zniknąć. Ale nie chciała. Zamierzała więc zostać. Przez chwilę pozwolić sobie jeszcze być egoistką i z nim posiedzieć. Nawet, jeśli nie był w stanie na nią patrzeć.
    — I to jest zadowalające? — Wciąż nie wiedziała, po co zadaje te pytania. Może, aby przerwać ciszę, która teraz mogła okazać się dla nich zabójcza. I jakaś jej część naprawdę chciała też zrozumieć. Jego i to życie, które prowadził, a o którym nie miała żadnego pojęcia. — Bo po tym… Szczerze, nie wiem, jak możesz to robić. Tak… to nie powinno tak wyglądać. — Nie oceniała go i nie brzmiała, jakby oceniała. Każdy miał w końcu inne potrzeby, prawda? Sophia potrzebowała, aby po wszystkim ktoś po prostu był obok, rozmowy, jakiejś głębi. Nawet ciszy, ale bycia schowaną w objęciach, którym ufała. Tutaj tego nie dostała i to… To ją w pewnym sensie złamało.
    To brzmiało smutno, ale nie powiedziała tego na głos. Nie chciała go dobijać i po raz kolejny ranić. A przecież wiedziała, że Carter potrafi inaczej. Być czuły i opiekuńczy. Być kompletnym przeciwieństwem tego, co wydarzyło się tutaj. Nie zostawiać jej samej. Nie miała do niego pretensji, bo o to właśnie prosiła. Miała je do siebie, że nie pomyślała dwa razy, jak to może wyglądać. Gdyby się zastanowiła, to być może by teraz nie byli w tej sytuacji.
    Spojrzała na jego dłonie uważniej. Widziała to wahanie, jak nie sięgnął po to jeszcze. I może nie sięgnie. Chciałaby mieć nadzieję, że tego nie zrobi, ale jaką mogła mieć pewność? Teraz nawet nie wiedziała, czy wrócą razem do jego mieszkania. W zasadzie planu na to nie było, ale z góry założyła, że jeśli będą spędzać noc razem, to właśnie tam skończą. Zakopani w śliskiej, chłodnej pościeli.
    — Przeze mnie. — Było to raczej stwierdzenie, a nie pytanie. Sophia wiedziała, że przysporzyła mu teraz wiele myśli i uczuć, z którymi nie chciał się użerać. Ona była powodem, dlaczego sięgał po kolejną kreską. Albo chciał sięgnąć. Jeszcze nic nie było pewne ani zdecydowane.
    Przesunęła lekko dłonią w stronę rozłożonych woreczków. Nie chciała tego nawet dotykać, ale ciekawość była silniejsza. Nie sięgnęłaby po to z własnej woli, ale schowane za plastikowym woreczkiem czy w blistrze jej przecież nic nie zrobią.
    — Co to? — Trzymała w rękach jakąś tabletkę. Wyglądała niewinnie. Jak Ibuprofen, który nosiła w torebce, którym się ratowała przed bólem głowy, brzucha czy czymkolwiek, co akurat ją bolało. — Nie będę nic brała, chcę tylko wiedzieć. — Zapewniła. Wolała to powiedzieć, aby nie pomyślał, że jednak zaczyna ją kusić. Nie kusiło, całe szczęście. Ciekawiło, choć czy to nie to samo?
    — Po koncercie też wziąłeś. — Nie brzmiało to na oskarżenie, a raczej fakt. — To było w nagrodę za koncert? — Zerknęła na niego uważnie, jakby nie chciała przegapić żadnej reakcji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sophia przechyliła lekko głowę, a potem odłożyła tabletkę, którą chwilę trzymała w dłoniach. Nie ważyła nic, a jednak jej ciężar był odczuwalny. Bardziej emocjonalny niż fizyczny.
      — Nie musisz, ale to robisz… Brzmi, jak potrzeba dla mnie. — Westchnęła. Nie starała się zrozumieć, bo nie byłaby w stanie. — Od zawsze, czyli… kiedy zacząłeś? — Kiedyś musiał mieć początek. Może na imprezie za dzieciaka. Może kiedy zaczął karierę i pojawiły się pierwsze poważne pieniądze, które mogły kupić wszystko. Może rok temu, bo zaczęło się niewinnie, a skończyło na nieustannej potrzebie brania, aby zagłuszyć myśli i uczucia.
      Przeszył ją chłód, kiedy na nią spojrzał. Ale nie odwróciła wzroku, potrzebując wręcz tego, aby teraz na nią popatrzył. Nawet jeśli to miał być ostatni raz. Była zmęczona. Przybita i rozczarowana samą sobą, nie nim. Swoim zachowaniem, prowokacjami i głupią prośbą, która ich doprowadziła do tego miejsca i tego, jak się teraz czuli.
      Pokiwała lekko głową, bo rozumiała. Nie chodziło tylko o jedną rzecz, a o to wszystko co teraz się działo.
      — Nie, nie powinno. — Przyznała. Znów zastukała paznokciami o blat. Spojrzała gdzieś w bok, aby nie patrzeć na niego. — Ale to twoja wina. Ja poprosiłam, ty zrobiłeś. — Odetchnęła nieco głębiej. Było jej… dziwnie. Nigdy się tak nie czuła. Jakby wykorzystana, ale przecież to nie była prawda. Jeśli ktoś tu kogoś wykorzystał to ona jego.
      — Zdarza się czy coś — wzruszyła lekko ramionami — ale nie powtórzyłabym tego.
      Przygryzła wnętrze policzka. Niezbyt wiedząc, czy może mówić więcej i czy powinna.
      — Tego… dystansu i udawania, że nic się nie czuje. Tej obojętności. — Dodała, aby miał jasność, że nie chodziło o zbliżenie samo w sobie, a to, jak to ostatecznie wyglądało. — Reszta mi się podobała. — Dodała ciszej, prawie zawstydzona, że w ogóle ośmieliła się znaleźć przyjemność w tym, jak to między nimi wyglądało.

      soph

      Usuń
  52. Chciała się czymś zająć, ale nie miała po co nawet sięgnąć. Kiedy odłożyła tamtą tabletkę dłonie z powrotem płasko ułożył na biurku. Jakby próbowała się w nie wtopić i zniknąć. Nie tyle co przed Carterem, ale przed samą sobą. Zawstydzona, że doszło do tego wszystkiego, że znaleźli się w takiej sytuacji. Wiedziała, że to nigdy nie powinno było się między nimi wydarzyć. Ona w tym pokoju, Carter w takim stanie… Tamten pocałunek z tą dziewczyną. Zadrżała lekko na samo wspomnienie. Nie pasowało to do niej, do tego jaka była na co dzień. Jeśli czegoś była pewna po tym wieczorze to tego, że to miejsce zmienia ludzi. I wcale nie na lepsze. Nie była też na Cartera zła. Ostrzegał ją, a ona nie słuchała. Może uważała, że wie lepiej, a on blefuje.
    Jej wzrok spoczywał na jego dłoniach, które ciągle bawiły się banknotem. Prostował go, rolował, co chwilę wyglądał inaczej. Wyglądało na to, że Carter również nie wiedział, co ze sobą ma zrobić. Podniosła wzrok na moment trochę wyżej. Znajdując jakąś ulgę w tym, że nie spoglądał już z tym chłodem i obojętnością, co wcześniej. Może nic nie wracało do normy, ale przynajmniej nie było tak sucho między nimi, a Sophia teraz próbowała łapać się każdej najmniejszej cząsteczki normalności między nimi.
    Pokiwała lekko głową w zrozumieniu. Nie musiał tego mówić wprost, ale wiedziała, że gdy przekroczyła próg tego pomieszczenia to dała od siebie więcej niż była gotowa. Że wyjdzie stąd wciąż czując w środku tę dziwną pustkę, której nigdy przedtem nie było. I Sophia nie była pewna, czy można ją czymkolwiek zapełnić. Czy może to uczucie z nią już zostanie na dłużej. Naprawdę nie wiedziała, ale miała nadzieję, że istnieje jakiś sposób, aby przestać tak się czuć. Taki, który nie będzie uwzględniał sięgania po molly czy coś z tego rodzaju, aby poczuć cokolwiek.
    — To nie powinno się wydarzyć. — Powiedziała cicho, a może raczej powtórzyła tylko to, co wcześniej już mówił Carter. Ten pokój, to wcześniej na parkiecie. Tego wszystkiego nie powinno być.
    Sama uniosła lekko kąciki, jak do czegoś na kształt uśmiechu.
    — Dużo ich zadaję, wiem. — Przyznała i wzruszyła lekko ramionami. Nie zniosłaby ciszy, a delikatne pytania o sytuację i o to, jak wygląda jego życie zdawały się lepsze niż gdyby zaczęła jazgotać o czymś kompletnie bez znaczenia. Bo mogła. Choćby zacząć mu wyliczać, co trzeba będzie zrobić w poniedziałek albo o nowym przepisie na tartę dyniową, którą znalazła i miała ochotę przetestować.
    Zmieniła coś, co miało być dla niego lekkie w ciężar, którego żadne z nich dźwigać nie chciało. I może nie potrafiło. Nie odniosła się do tego, ale nie, bo chciała zamknąć temat. Po prostu nie wiedziała, co powiedzieć, a przeprosiny zdawały się teraz być nie na miejscu. Właściwie, to wszystko zdawało się takie być. Sophia nie wiedziała, co robić. Chciała z jednej strony uciec do domu, ale też zostać tu z nim dalej. Przerwać tę dziwną atmosferę, może wślizgnąć mu się na kolana i zobaczyć, czy jeszcze będzie chciał ją objąć i w sobie schować. Ale miała wrażenie, że nie są na to gotowi. Na tę bliskość. Może jeszcze potrzebowali chwili, aby się wyciszyć i jakoś odnaleźć w tej nowej rzeczywistości, której nie powinni byli znać. On z nią, a Sophia… Sophia w ogóle nie powinna była tego poznać.
    — Trochę chyba przeze mnie… — Mruknęła wzruszając ramionami. — Gdyby nie ja, to pojawiłoby się coś innego. — Powtórzyła po nim. Z jakimś dziwnym smutkiem w głosie, jakby właśnie sobie uświadomiła, że teraz stała się powodem jego upadku i chęci, aby sięgnąć po narkotyk, aby oderwać się o uczuć, które w nim wywołała tą sytuacją.
    Niezbyt wiedziała, jak ma sobie z tym poradzić. Ani jak pomóc jemu nie czuć się tak paskudnie, jak pewnie się czuł.
    — Mhm, pudrowy cukiereczek napakowany euforią. — Mruknęła i zaśmiała się gorzko pod nosem. Wyglądał niewinnie. I może to faktycznie było niewinne. Wziąć jedną na imprezie, pobawić się przez parę godzin, ale czy to było warte, aby potem dochodzić do siebie przez kilka dni?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziała, że wziął coś po koncercie. Widziała to po jego oczach, co wtedy ją trochę… Zmroziło. Niezbyt chciała go w takim stanie widzieć, ale nie mogła też nic z tym przecież zrobić. Skarcić go? Pogrozić palcem? Wymienić powody, dlaczego to jest złe? Carter je przecież znał wszystkie.
      Uśmiechnęła się lekko po jego słowach, ale daleko temu było do szczerego uśmiechu.
      — Może trochę… To wszystko po prostu… brzmi niepokojąco. — Powiedziała. Kreska przed koncertem i po nim, aby nie czuć i się wyłączyć, aby wrócić do siebie. Każde te słowo powinno ją odstraszyć. Sprawić, aby odeszła i nie oglądała się za siebie, a wciąż uparcie przy nim siedziała. Może gdzieś w głębi naprawdę wierzyła, że mogłaby go naprawić albo chociaż udowodnić, że nie musi zawsze po to sięgać. I chyba czasem się udawało, bo przecież sam przyznał jej którymś razem, że brał mniej, a to według brunetki był już krok w lepszą stronę. — I od tamtego czasu… tak cały czas? Codziennie czy… Jak to działa? — W jej głosie nie było nic oskarżającego. Ona naprawdę starała się zrozumieć, jak jego świat działa i dlaczego, choć kompletnie nie wiedziała, dlaczego.
      — Skąd wiedziałeś, że chcesz iść w muzykę? — Mogła to pewnie wygrzebać w sieci, ale chciała usłyszeć prawdę, a nie czytać artykuły, które mogły być podkoloryzowane. — To było coś, co zawsze chciałeś robić, czy pojawiła się okazja i ją wykorzystałeś?
      Siedziała z lekko przechyloną głową na bok. Nie pochylała się już do przodu, a nieco do tyłu. Tak było wygodniej.
      — Wiem, Carter. Nie poprosiłabym o to, gdyby dało się cokolwiek cofnąć.
      Przynajmniej byli na tej samej stronie, nie? Żadne z nich tego ostatecznie nie chciało, a jednak to zrobili. I też szczerze nie wiedziała, dlaczego w ogóle do tego doszło. Nie umiała wyrwać z siebie tej odpowiedzi. Coś niby wiedziała, ale nie była pewna, czy to prawda czy jej urojenia. Czy to, że dała się ponieść chwili, miała na niego chęć i nie chciała czekać, aż wrócą do penthouse’u. A może jednak próbowała sobie coś udowodnić i jemu przy okazji. Że nie jest taka delikatna, że może wpasować się w jego styl życia, który starał się trzymać od niej z daleka. I miał ku temu odpowiedni powód. Teraz to rozumiała.
      Opuściła ramiona z cichym westchnięciem. Przez moment na niego patrzyła, zanim odwróciła wzrok. Nie tyle co było jej wstyd za to, że ich doprowadziła do tego miejsca, a żałowała, że się znaleźli tu. Tego, jak się czuli, co to z nimi zrobiło.
      — Nie jestem pewna. — Powiedziała po chwili. — Nie chciałam jej… Stało i nie wiedziałam, jak to zatrzymać. — Mogła zwalić winę na alkohol, ale to nie byłaby przecież prawda. — Czasami… czasami robię rzeczy, bo wydaje mi się, że tak trzeba. Może to był jeden z tych momentów.

      soph

      Usuń
  53. Oczy odrobinę jej rozbłysnęły, kiedy zobaczyła na jego twarzy uśmiech. Taka mała zapowiedź, że może nie wszystko jeszcze jest stracone. I zwyczajnie miło było widzieć, że po tym co się wydarzyło oboje jeszcze mogą z siebie wydusić coś, co naprawdę przypomina uśmiech, a nie tylko jego cień.
    — Zwykle ludziom to przeszkadza. — Wzruszyła lekko ramionami. Kąciki jej ust mimowolnie zadrżały, gdy przyznał, że to w niej lubi. Wcześniej tego nie słyszała. Nikt jej wprost nie przyznał, że lubi to, co ona w sobie uważała za wadę. — Mogłabym nic nie mówić, ale cisza chyba przeszkadzałaby nam bardziej. — Zauważyła. Gdyby wyraźnie jej dał znać, że nie chce, aby dalej pytała to przestałaby. Nie wyszłaby stąd, bo już się uparła, że zostaje, ale zwyczajnie by zamilkła. Pogrążyła się w swoich myślach, a to było teraz średnio bezpieczne miejsce. Sophia wolała się w to nie zagłębiać, bo wyszłaby z wnioskami, które najpewniej nic nie miały wspólnego z rzeczywistością.
    Chciałaby sięgnąć swoją dłonią do jego. Dzieliło ich co? Kilkanaście centymetrów? Może dziesięć albo piętnaście. Niewiele i wystarczyło, aby tylko przesunęła dłoń bardziej w jego stronę. Ale nie umiała się do tego zmusić. W środku trochę się bała, że może jest za wcześnie, że nie powinna była go dotykać lub że on już nie chce, aby go dotykała. Nie po tym wszystkim, co się wydarzyło.
    — Chwila zabawy dla zjazdu… To nie ma sensu. — Mruknęła. Daleko było jej do uśmiechu, ale ten komentarz ją z lekka rozbawił. Miała wrażenie, że teraz nawet najzabawniejszy żart przeszedłby bez echa. Nie byli w nastroju, choć się starali, aby nie było tak ponuro, jak tuż po. Sophia odetchnęła, a wzrok znów wbiła w tę niepozorną tabletkę. Taka mała, nieśmiała wręcz, a w środku miała kopa.
    Sophia próbowała zrozumieć, chociaż tak naprawdę nie wiedziała, dlaczego. Może, jeśli zrozumie to łatwiej jej będzie w tym funkcjonować. Razem z nim. Sama nie wiedziała, ale nie potrafiła też przestać. Pytania mnożyły się same, a ona musiała ostrożnie je dobierać. Bo nie chciała brzmieć, jak ktoś kto próbuje z niego wyciągnąć jak najwięcej informacji, a stara się poznać. Nigdy przedtem nie widziała go od tej strony. Czasem coś powiedział, ale wtedy nie ciągnęła go za język. Jakby to było nie na miejscu, aby zadawać pytania. Teraz być może to też było nie na miejscu, ale skoro już mówił i jeszcze nie kazał się jej zamknąć to chciała z tego skorzystać.
    — To tylko… to, co masz przed tobą czy coś jeszcze? — To pytanie padło ostrożnie. Powoli, jakby się bała zadać i usłyszeć odpowiedź. Wybór był w końcu ogromny, prawda? Amfetamina, benzo, heroina, kokaina, ekstazy, LSD… Setka innych, których Sophia pewnie nawet nie kojarzyła. Każdy lek przeciwbólowy, każde psychotropy. Wybór był nieograniczony, a patrząc na to, jak zapełniona była ta szuflada to Carter miał w czym wybierać. Nie była pewna, czy jest gotowa na usłyszenie odpowiedzi.
    Przez chwilę zaczęła się zastanawiać, jak to się stało, że znalazła się w relacji z człowiekiem, który był z tego świata. W którym momencie zobaczyła w nim coś więcej. Przedtem miała dość jasne postanowienie, że nie chce mieć z takimi ludźmi nic wspólnego. Nigdy nie planowała z takimi ludźmi spędzać czasu, a już na pewno nie zamierzała wchodzić z nimi w relację i z kimś takim sypiać, a teraz… Z jakiegoś powodu widziała w Carterze kogoś wartego uwagi. Przedtem, gdy ktoś wspominał o znajomych, którzy brali Sophia wyobrażała sobie ludzi zniszczonych i kiedy patrzyła na Cartera widziała przede wszystkim zranionego człowieka, który w pewnym momencie skręcił w złą stronę i nie wiedział, jak z tego teraz wyjść.
    — Cieszę się. — Powiedziała krótko. Bo cieszyła. Skoro ostatnio bierze mniej i rzadziej, to mogła się tylko cieszyć. Spojrzała na Cartera i lekko się uśmiechnęła. Może z czymś co przypominało niewielki ślad dumy. Nie była od tego, aby go upominać i mu kazać przestać brać. Nie była nikim ważnym, tak naprawdę. Ale cieszyła się, że nie sięgał tak często. Widziała to zresztą. Pamiętała ten pierwszy tydzień, a jak było obecnie i zmiana była… Zauważalna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przez chwilę milczała, bo na pewno nie zamierzała brać tego na siebie.
      — Ja nic nie zrobiłam, Carter. Gdybyś chciał, to dalej byś brał tak, jak wcześniej. To wyszło od ciebie, nie ode mnie. — Powiedziała lekko. Nie narzucała mu swoich racji. Nie groziła palcem i nie mówiła, jakie to jest złe. Po prostu… Nie była fanką tych substancji. Nie siadała z nim wieczorami i nie raczyła się kreską. Nie sięgała po ekstazy czy cokolwiek innego, co pozwoli jej coś poczuć. Nie, ona się upierała, aby wieczorami mu gotować, jeśli spędzali razem wieczór i noc. Przynosiła mu rano śniadania.
      Zacisnęła palce na krawędziach blatu, jakby powstrzymywała się tym przed tym, aby do niego nie sięgnąć. Przygryzła wnętrze policzka, słuchając, jak mówi.
      — Chyba wyszło ci na dobre, racja? — Uniosła wzrok na niego. Sophia nie umiała sobie wyobrazić życia, o którym jej przed chwilą powiedział. W jej świecie wszystko było… Dobre. Przynajmniej do czasu. Ale nic nie było skażone takim mrokiem, który połykał w całości. Ona nie musiała walczyć o przetrwanie, a przynajmniej nie w taki sposób, jak on. — Mogę zapytać… Masz jakiś kontakt z rodziną? Rodzeństwo? — Sama nie była pewna, po co właściwie się o to pyta. Nie musiał odpowiadać. Zaznaczyła to też od razu, bo jeśli to był zbyt wrażliwy temat, to nie zamierzała go ciągnąć.
      Sophia westchnęła cicho, a potem znów uciekła wzrokiem w bok.
      — Bo było dla ciebie. — Szepnęła. — Bo widziałam, jak patrzysz i wtedy… Podobało mi się, co zobaczyłam. Ale nie chciałam jej, tylko ciebie… Wymknęło się wszystko spod kontroli. Mi i tobie.
      W końcu na niego spojrzała. Bez udawania, że wszystko się jej tu podobało, bo już zaznaczyli sobie, że nie wszystko było… Dobre. Pewna część, owszem. Ale nie całokształt.
      — Ale wciąż nie wiem, dlaczego tego chciałam w ten sposób. Ani, dlaczego zrobiłam… Dużo rzeczy tej nocy. — Mruknęła dokańczając myśl. Przymknęła oczy, pozwalając, aby zmęczenie się z niej wylało. — Bo gdybym ci powiedziała, że mam ochotę… poszedłbyś ze mną, prawda? I nie byłoby tego… co stało się tutaj? — Nie była pewna, czy to jest pytanie czy stwierdzenie. Mogła go mieć bez tego całego cyrku. Bez całowania się z tamtą dziewczyną. Bez awantury. Bez obojętności, od której chciało się jej wciąż płakać.

      soph

      Usuń
  54. Może nie sięgała po żadne substancje uzależniające, ale miała za to osobę, która na nią tak działała. Ciągle było jej mało, a teraz… Siedział tuż obok, a ona bała się po niego sięgnąć. Bo nie wiedziała, czy siedzi tu i odpowiada na jej pytania z grzeczności, czy wolałby, aby jednak poszła i dała mu spokój, ale tym razem naprawdę. Bez wracania do siebie, bez wchodzenia od nowa w układy między sobą. Aby przez te następny miesiąc, czy ile im tak zostało, traktowała go, jak każdą inną osobę w schronisku, a potem zapomniała, że w ogóle istnieje. Tylko czy po tym wszystkim, co między nimi się wydarzyło w ogóle mogłaby o nim zapomnieć? Udawać, że to było bez znaczenia?
    — Wiem, też robię rzeczy, które nie mają sensu, ale… są miłe. — Blado się uśmiechnęła. Nie było sensu, aby udawać, że to, co jest między nimi ma przyszłość, prawda? Więc wydawało się bez sensu angażowanie w relację i człowieka, który wraz z wybiciem tej konkretnej daty odejdzie, a jednak tutaj była. I to od dawna już przy nim była, choć doskonale wiedziała, jak to wszystko się skończy.
    Chciała jakoś to przerwać, ale jeszcze nie odważyła się zrobić w jego stronę kroku. Dłonie jej czasem drżały, jakby nie mogły się doczekać, aż poczują znajomy ciężar jego dłoni i ciepło, za którym zaczynała coraz bardziej tęsknić.
    — Nie pytałam, ale dobrze wiedzieć. — Powiedziała. Zauważyłaby raczej na jego skórze nakłucia, a miała okazję, aby przyjrzeć mu się dokładnie i to z różnych stron. Niby wiedziała, że ludzie potrafią być kreatywni i znaleźć takie miejsca, które nie są widoczne na pierwszy rzut oka, ale skoro nie był jednym z nich to, chyba, po części mogła odetchnąć. — Myślałeś, kiedy, aby przestać? — Zerknęła na niego. Była ciekawa, czy miał momenty, kiedy myślał, aby to rzucić. Ogarnąć się i wyjść na prostą, czy może jednak łatwiej było w to wszystko dalej brnąć. Nie byłaby zdziwiona, gdyby uznał, że druga opcja jest lepsza, bo nie będzie wymagająca. Nie oczekiwała też od niego, że przez nią zmieni swoje życie o sto osiemdziesiąt stopni. Przemawiała przez nią zwykła troska. Zależało jej na nim, choć przecież nie powinno, bo był tylko na chwilę, bo za jakiś czas już się nie będą widywać i będą dla siebie tylko wspomnieniem.
    — Nie pomyślałam, że to hobby. — Tylko uzależnienie. Westchnęła bezgłośnie, jakby nagle sobie uświadamiała więcej i mocniej, ale i tak nie mogła odejść. — Za dużo uczuć też… nie jest dobre. Coś o tym wiem. — Wzruszyła lekko ramionami. To potrafiło przytłoczyć. Zwłaszcza, gdy były silne i rozrywały od środka, ale ona nie miała nic co mogłaby wykorzystać, aby dać tym emocjom zejść. Już nie miała. — Mi pomagało wyładowanie się na siłowni. Tobie coś innego.
    Sophia próbowała to zrozumieć, ale wątpiła, że będzie potrafiła. Nigdy nie była choćby w podobnej sytuacji. Nie musiała uciekać, nie musiała walczyć o swoje, może w ostatnich latach, ale to było bez znaczenia teraz. Ona zawsze miała miejsce, do którego mogła wrócić. Miejsce, które było bezpieczne.
    Domyśliła się, że naruszyła coś, czym Carter nie chciał się z nią dzielić. Nie pytała, więc o już nic więcej. Samo spojrzenie przekazało jej znacznie więcej niż słowa, które wypowiedział po chwili. Nie chciała obnażać go z całej prawdy i jego prywatnego życia, do którego jakby nie patrzeć, ale nie miała żadnego prawa. To nie była tylko ciekawość z jej strony, ale też coś więcej. Chciała go poznać od innej strony. I wybrała sobie naprawdę świetny moment, aby to zrobić. Korciło ją, aby zapytać czy w takim razie jest jakaś siostra, brat, kuzyn… Ktokolwiek, ale wstrzymała się z tymi pytaniami. To naprawdę nie był odpowiedni czas, aby rozgrzebywać rodzinne zawiłości.
    — Rozumiem. — Szepnęła. Nie pytała już o więcej. Brak kontaktu był wymowny i nie wymagał dodatkowych pytań. Parę krótkich słów powiedziało jej wystarczająco.
    Patrzyła na niego już luźniej, bez tego napięcia, które towarzyszyło jej jeszcze chwilę. Jak sięga po szklankę, upija z niej i odchyla się na krześle. Nie wyglądał ani jak Carter, z którym spędzała tyle czasu ani jak ten z wieczora. Jak ktoś zupełnie inny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Nie, nie wybiera. Przynajmniej nie tę, z którą łączy cię DNA. — Wzruszyła ramionami. Ale nawet do tej, z którą nie łączyło jej nic miała pecha. Przynajmniej początkowo, bo ostatecznie Maddie nie okazała się taka zła, ale wciąż obecna była jej matka, z którą dogadać się nie mogła. I raczej do porozumienia nigdy nie dojdzie.
      Poruszyła temat, który był za ciężki na tę noc. Wszystko o czym rozmawiali było trudne i ciężkie. Zaczynając od tego, jak ona się zachowała, a kończąc na tym o czym mówili teraz. Jednocześnie czuła pewną ulgę, że mogła to z siebie wyrzucić. Popełniła błąd, więcej tego robić nie zamierzała. Nawet nie była pewna czy jakiś kolejny raz będzie, ale gdyby, to nie planowała już udawać kogoś kim nie jest i nigdy nie będzie.
      — Po tym co powiedziałeś… To podjąłeś odpowiednią decyzję. — Nie była z tych, którzy mówili, że trzeba utrzymywać kontakt, bo to rodzice czy rodzeństwo, bo rodzinę ma się jedną. Tę można było stworzyć samemu i nie trzeba było do tego pokrewieństwa.
      Opuściła głowę, kiedy mówił teraz o tej sytuacji. Nie mogła pozbyć się tego, jak źle się z tym czuła. Tego wstydu, że próbowała sobie wmówić, czego Carter potrzebuje od niej i że może mu to dać, kiedy było jasne, że nie da rady temu sprostać.
      — Też nie chcę, żebyś je we mnie widział… — Odetchnęła nieco głębiej i wzruszyła ramionami. Nie rozumiała teraz samej siebie, ale jedno było dla niej jaśniejsze niż przedtem – nie chciała znów przez to przechodzić. Znów poczuć się tak, jak na parkiecie i tutaj. Chciała być jego Sophią. Tą dziewczyną, którą polubił, a nie zmieniać się w jedną z tych dziewczyn, które można było tutaj znaleźć. — Nie powinnam była tego robić. Teraz to wiem.
      Przez chwilę milczała, zanim odezwała się cicho i niepewnie.
      — Wtedy na Sali… Naprawdę chcesz to zakończyć?

      soph

      Usuń
  55. Kiedy na niego patrzyła zastanawiała się, dlaczego to sobie robi. Psuje nie tylko głowę, ale i całe ciało. Odpycha od siebie życie, które mogło być względnie normalne. Sophia była daleko od tego, aby zrozumieć, ale teraz miała chociaż do czego się odnieść i jakieś pojęcie o tym, dlaczego to wygląda tak, jak wygląda.
    — Więc… tak naprawdę nie ma od tego ucieczki? — Domyślała się, że to nie tylko Carter bierze. Że zaangażowani w to muszą być inni. Zresztą, widziała to dzisiaj, kiedy siedziała przy jednym stoliku z Kai’em, który wyciągał te rzeczy bez oporu i dzielił się nimi z resztą. Jej też próbował podsunąć, ale pod tym kątem Sophia była stanowcza i nie zamierzała się uginać.
    Sophia przechyliła lekko głowę, kiedy zaczął mówić. Chyba pierwszy raz widziała go… Aż tak ludzkiego. Otwartego, ale jednocześnie chowającego się za półuśmiechami, jakby chciał zbagatelizować to o czym rozmawiali, jakby to nie było ważne. Nie próbowała go przekonać, żeby spróbował od tego odejść. Nie czas i miejsce. Nie rzucała tekstami, że się wyniszcza. Był tego świadom. Mogła tylko wysłuchać i to by było na tyle, szczerze mówiąc. Sama nie da rady go z tego wyciągnąć. Nie wiedziała, czy jego była próbowała czy może wspólnie bawili się białym proszkiem i ekstazami. Nie miała bladego pojęcia, a o to już na pewno nie zamierzała pytać. Widziała, że czasem nerwowo reagował na wzmiankę o niej, wolała się więc zamknąć.
    — To nie jest żałosne, Carter. To ludzkie. — Odpowiedziała. Nieśmiało się uśmiechnęła. — I nie ma w tym nic złego. Ludzie nie powinni być doskonali, to niemożliwe, aby takim być. Ale rozumiem, dla wytwórni i wszystkich ludzi zaangażowanych to ważne. — Dodała. Rozumiała. To był mimo wszystko, ale biznes. Nie tylko dzielenie się swoimi tekstami i głosem, a biznes, w którym chodziło o wielkie kwoty, które mogły przepaść, gdy coś szło nie po ich myśli.
    — Mi się podoba ta prawdziwa wersja. — Powiedziała. — Ta, którą pokazujesz mi. A Zaire… Zaire jest równie intrygujący.
    To tak naprawdę była jedyna, którą znała. Nie licząc tego wieczoru, ale co do dziś miała mieszane uczucia. Nie przez niego, ale przez samą siebie. I chyba… Chyba było w tej wersji Cartera również coś, co jej się również podobało. Nie potrafiła wskazać tylko, co konkretnie ani dlaczego. Bo to nie wydawało się rozsądne, aby Sophia była i tą wersją zauroczona. Nie, gdy wiedziała, jak łatwo był w stanie sięgnąć po narkotyki, nie, gdy wiedziała, że on ich potrzebuje do funkcjonowania. A nie była przecież cudotwórcą. Nie sprawi magicznie, że przestanie brać, bo jest ona – bo jest dobra, miła i grzeczna i trawa po jej stronie trawnika jest bardziej zielona, bo może mogłaby mu dać normalność, której nie miał w swoim życiu nigdy.
    — A którego ty wolisz? — Spytała. Ciekawa, czy w ogóle jej odpowie. Nie łudziła się, że zna odpowiedź i nie czekała też na taką, która ją zadowoli. Był przecież tak naprawdę jednym i drugim, może czasem sam nie wiedział, którym tak naprawdę. Nie starała się włożyć sobie do głowy myśli, które nie były prawdą. Wolała poznać odpowiedź od niego.
    Nie padały tu łatwe pytania, ale miała przeczucie, że więcej taka okazja może się nie powtórzyć, a nie chciała tego zaprzepaścić. Chciała poznać go trochę lepiej, spędzić jeszcze trochę czasu, zanim pożegnają się na dobre. Obojętnie, czy siedział tu Carter czy Zaire, czy jeśli byli obecni obaj, a ich osobowości się mieszały.
    Pokiwała głową w milczeniu. Nie wiedział. Ona też nie wiedziała.
    Może i lepiej, gdyby to się zakończyło. Na pewno byłoby lepiej, ale Sophia nie chciała go jeszcze puszczać. Nie potrafiła się zmusić do tego, ale też nie błagałaby, aby jeszcze dali sobie szansę. Może by to zrobiła, gdyby nie wisząca nad nimi data ważności. Sama już nie wiedziała. Przywiązała się do niego przez te tygodnie. Przyzwyczaiła, że zaczyna poranki z nim, że niektóre noce kończą razem.
    Może trwaliby w tym dalej, gdyby nie zepsuła wszystkiego tej nocy. Swoim zachowaniem, tym, jaka dla niego była i dla samej siebie. Skrzywdziła jego, skrzywdziła siebie. Ich. Zniszczyła to, co budowali bez wahania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziała, jak przesuwa dłoń w jej stronę. Nie zabrała dłoni, a w zniecierpliwieniu czekała, czy ją chwyci czy odsunie się w ostatnim momencie. Nie odsunął. Sophia od razu mocniej ścisnęła jego rękę i bez choćby grama wahania za nim podążyła. Zsunęła się z biurka błyskawicznie. Złakniona bliskości, dotyku, który nie był gwałtowny i naglący. Usiadła tak, jak tego chciał i momentalnie go objęła, wtulając się.
      Odetchnęła głęboko. Głowę oparła o jego, a palce zupełnie odruchowo wsunęła między jego włosy. Mięśnie rozluźniły się momentalnie, gdy tylko ją objął. Mocno i pewnie. Czekała na to cały wieczór, a po tym co miało tu miejsce… To było najlepsze co mógł dla niej zrobić. I może dla siebie też.
      Kiedy ją przeprosił, na moment zesztywniała. Przez chwilę się nie odzywała. Jedną dłoń miała wsuniętą w jego włosy, drugą spokojnie gładziła plecy Cartera.
      — Ja też przepraszam. — Szepnęła, może po niecałych dwóch minutach. Pozwoliła, aby te słowa rozpłynęły się między nimi. W ciszy, której na moment potrzebowali. — To już bez znaczenia, Carter. Zmusiłam cię do tego… Nic z tego by się nie stało, gdy nie ja.
      Odchyliła się lekko, aby potem ująć jego twarz w swoje dłonie. Jednym ruchem prosząc, aby również się odsunął i na nią spojrzał. Nic nie mówiła, tylko opuszkami gładziła jego policzki i spoglądała mu w oczy. A potem lekko się uśmiechnęła, jakby chciała go zapewnić, że wszystko jest w porządku. Nachyliła się ostrożnie, niepewnie. Musnęła jego usta delikatnie, wciąż sprawdzając, czy może czy nie będzie kazał jej się odsunąć. Nie w naglący sposób, a taki, który miał zapewnić, że z jej strony nic się nie zmieniło, że ona nigdzie się nie wybiera, dopóki jej sam nie wygoni.

      soph

      Usuń
  56. Nie potrzebowała, aby odwzajemniał pocałunek. Sophii w zupełności wystarczyło, że jej od siebie nie odepchnął. Wyczuwała, jak oboje są niepewni tego, czy jeszcze mogą robić to, po tym wszystkim co się wydarzyło. Ale nie chciała patrzeć na nich przez pryzmat tego jednego wieczoru. Tych kilkudziesięciu minut. Chciała o tym zapomnieć. Zostawić to w tym pokoju i nie zabierać z powrotem ze sobą do domu. Udawać, że nigdy się nie wydarzyło. Zapomnieć tę noc. Ten twardy, nieznany dotyk. Chłód z jego oczu i obojętność z głosu.
    Wciąż obejmowała jego twarz, nawet, kiedy się od siebie odsunęli. Jakby teraz to było jedyne, co trzymało ją na ziemi. Może faktycznie tak było. Nie wiedziała, ale znajdowała w tym coś kojącego. Pozwalał jej na ten dotyk, więc być może jeszcze jej chciał. Może nie spisał jeszcze wszystkiego na straty. Powoli osunęła dłonie na jego szyję, a potem ramiona. Nie chciała teraz tracić go z oczu ani z rąk.
    — Dla każdego jest opcja ucieczki, Carter. — Powiedziała cicho, ale z przekonaniem. Kompletnie nie akceptując tego, co jej powiedział. Brzmiał na takiego… pewnego swojego losu. Że tak właśnie się skończy, że nic już na niego nie czeka. — Nie wiem, jak się zaczyna… Odejście od tego, ale dla każdego jest szansa. — Dodała nieco ciszej. Opuściła lekko głowę, opierając ją o jego. Nie w zrezygnowaniu, a potrzeby do chwili ciszy. Gdyby chciał… Gdyby naprawdę chciał odejść, to ona byłaby przecież obok i mu pomogła. Sama nie rozumiała, dlaczego. Ale nie musiałby nawet prosić. Sama pewnie by zaoferowała się do pomocy, choć nie wiedziała, co ma robić. Nauczyłaby się.
    — Nie jesteś zepsuty, Carter. Tylko… Przytrafiły ci się złe rzeczy i znalazłeś sposób, aby sobie z tym radzić. Ale nie jesteś zły ani zepsuty. — Głos miała stanowczy i pewny. Nie przekona jej, że urodził się z mrokiem czy jakimś złym ziarnem w sobie, które rosło wraz z nim. To była głupota. Pewnie niektórzy ludzie faktycznie tacy się rodzili, ale nie on. Nie zamierzała w to uwierzyć. — Chyba tylko ty to widzisz… Niewiele ludzi mnie zauważa, a jeśli już… to nie z dobrych powodów. Więc… Może to lepiej. Nie wiem, czy faktycznie w sobie te światło mam, o którym mówisz, ale jeśli tak to… tylko tobie chcę je dać.
    Przesunęła dłonią po jego policzku, jakby chciała go tym zapewnić, że nigdzie się nie wybiera, a już, że na pewno nie odstraszy jej swoim mrokiem. Dziś go zobaczyła. Tę twarz, którą trzymał z dala od niej. I nie uciekła, chociaż powinna. Prawda była też taka, że jakaś jej część chciała odejść. Uciec w tej samej chwili, w której poprawiła ubranie. Bez słowa, ale nie potrafiła. Nie, bo wiedziała, że to nie jest ten Carter, którego znała. I dobrze zrobiła, że nie poddała się pierwszemu instynktowi.
    — Daleko mi do tego, aby cię nienawidzić, Carter. — Szepnęła. Nawet jeśli powinna, nawet jeśli dał jej powody, aby go znienawidzić. Był z innego świata. W jej codzienności ludzie nie brali narkotyków, nie byli tacy brutalni i gwałtowni, nie chodzili do takich klubów z zamkniętymi pokojami, w których można było znaleźć wszystkie zakazane rzeczy. W jej świecie było miejsce na dobro, spokój i ciszę. — Dlaczego jesteś taki pewien, że też to zrobię? Próbujesz przekonać mnie czy siebie? Bo to znam, wiesz? Nastawianie się na najgorsze, bo jeśli coś takiego się wydarzy, to chociaż można sobie powiedzieć „wiedziałam, że tak będzie, że potraktujesz mnie, jak wszyscy”.
    Nie odrywała go od siebie, aby na nią popatrzył, kiedy mówiła. Siedziała wtulając go w siebie. Dłoń sunęła po jego plecach. Powoli i bez pospiechu, jakby w jakimś kojącym geście, ale nie była pewna czy ten gest jest dla niej czy dla niego.
    — Ale nie nienawidzę cię, Carter.
    Przymknęła oczy. Oddech miała już spokojniejszy, była spokojniejsza niż jeszcze kilka minut temu. Wciąż z ciężarem na klatce i ramionach, ale nie było to tak przytłaczające, jak wcześniej.
    — Cokolwiek czuję… Jest przeciwieństwem nienawiści.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiedziała to cicho, jakby nie chciała, aby w pełni ją usłyszał. Bardziej do siebie. To nie było żadne wielkie wyznanie uczuć. Nie potrafiła nazwać tego, co czuła, ale wystarczyła jej wiedza, że nie jest to nienawiść ani nic negatywnego.
      Gdyby powiedzieli sobie więcej, może by zdradzili, że żadne nie chciało jeszcze rezygnować. Może by zrozumieli, że nie muszą się siebie tak kurczowo trzymać, bo żadna ze stron nie puszcza. Ale milczeli. Może rozumieli to bez słów.
      — Nic nie popsułeś… Nie ze mną. — Zapewniła. Lekko drgnęła, gdy musnął jej policzek, a potem nieśmiało się uśmiechnęła. — Nie wiesz, czy nie chcesz? To różnica… — Mruknęła. Ale ona też nie wiedziała. Siedziała w nim zbyt głęboko, aby wiedzieć, jak się z niego wyplątać i z tego związku, czy jak to nazwać. Bo to dawno przestało być tylko prostym układem. Teraz to było… Nie związek, ale może coś, co go przypominało. Nie miała pojęcia, ale odwagi, aby pytać również nie miała.
      W odpowiedzi na pytanie, najpierw pokiwała twierdząco głową.
      — Możemy już wrócić? — Spytała szeptem. Chciała z nim wrócić, schować się w półmroku apartamentu, który znała i zatopić w jego objęciach. Zostawić tę noc i ludzi za sobą. — Jeśli chcesz… mogę zostać przez resztę weekendu. — Rzuciła nieśmiało. Może to była zbyt śmiała propozycja. Może było za wcześnie, ale zaryzykowała.

      soph

      Usuń
  57. Wiedziała, że nie wie jeszcze wszystkiego. I że być może nigdy nie dowie się całej prawdy, że może nigdy nie opowie jej o wszystkim. A może chciała tylko wierzyć, że to, co zobaczyła dzisiaj to jest najgorsza wersja Cartera, jaka istnieje. Ten po narkotykach, brutalny i gwałtowny, ściskający za włosy i warczący do ucha. Gdyby to było tylko tyle… Potrafiłaby sobie z tym poradzić. Nie uciekała myślami w inne kierunki. Nie wyobrażała sobie, że klub może być tylko przykrywką do czegoś więcej, że trasa to również przykrywka, że to jest znacznie większa sieć niż Sophia jest w stanie sobie wyobrazić. W jej głowie to wyglądało na to, że Carter był pogubionym człowiekiem, który miał pecha w życiu i że z każdej sytuacji było jakieś wyjście. I zwyczajnie nie dopuszczała do siebie myśli, że może się mylić, że za bardzo koloryzuje rzeczywistość, w której nie ma miejsca na kolory i jej światło.
    Mogła sobie wmawiać, że to wystarczy, aby był obok ktoś, kto nie topi się w tym wszystkim. Ale nawet ona wiedziała, że to nie jest wystarczające. Nie, gdy ktoś nie chce tego ratunku, a Carter… mimo całej tej swojej wiary miała wrażenie, że on tego nie chce. Że tak przyzwyczaił się do tego życia, że inne wydaje mu się być już kompletnie nierealne. Dlatego nie mogła się w nim zakochać. W tych dobrych momentach, które razem spędzali. W tym, jak na nią patrzył, kiedy siedzieli na kanapie i oglądali coś wspólnie, a ona jadła w skupieniu. W tym, co do niej mówił, kiedy byli sami, a ona stawała się najważniejsza na świecie. Bo to nie byłoby trudne. Otworzyć się na taką możliwość. Dać mu od siebie tak wiele, na ile było ją stać. Mogłaby to zrobić. Bez problemu, ale wiedziała… Wiedziała, że to nie miało żadnej przyszłości. Że nie mogła sobie na to pozwolić. I że na tę parę tygodni również nie powinna była pozwalać, ale było już za późno, aby się wycofać. Za późno, aby powiedzieć „wiesz co, jednak nie chcę”. Teraz została już tylko potrzeba, aby być blisko i czuć jeszcze go przez jakiś czas przy sobie.
    Zsunęła się z niego. Potwierdziła, że jest gotowa i mogą wracać. Miała przy sobie najważniejsze rzeczy. Torebka… W torebce nie miała nic. Trochę gotówki, ale żadnych kart i dokumentów. Nawet nie była pewna, gdzie ona teraz jest. Była to jednak tak nieistotna rzecz, że nawet nie zwróciła uwagi, że czegoś jej brakuje. Zabrała telefon z biurka i czekała na Cartera. W milczeniu patrzyła, co robi. Czy weźmie tę kreskę czy jednak się jej pozbędzie. Przez chwilę myślała, że się pochyli nad lusterkiem, że ją wciągnie, ale zamiast tego on ją po prostu wyrzucił. Nie skomentowała, nie uśmiechnęła się. Żadnego „jestem dumna”.
    Siedziała przy nim blisko w aucie. Tak, jak to było możliwe. Nie przeszkadzała jej cisza. Najwyraźniej oboje jej potrzebowali i się w niej teraz pławili. W mieszkaniu również padło mało słów. Po prostu skupili się na sobie. Na własnych, niewypowiedzianych na głos potrzebach. Potrzebowała tego. Tej odmiany. Spokoju i czułości, którą mógł dać jej teraz tylko Carter. Nie dudniła tu muzyka. Powietrze nie było przesiąknięte dymem i alkoholem. Nie było nikogo i niczego poza ich dwójką. Blisko siebie, sięgających do siebie uważnie i w potrzebie, a nie szybko i ciężko, jakby zaraz to wszystko między nimi miało się rozpaść. Może się rozpadało, ale teraz… Teraz próbowali się nawzajem poskładać. Sophia nie wiedziała, czy to coś da, ale chciała chociaż spróbować.
    W łóżku przytuliła się od razu. Przerzucając luźno jedną nogę przez jego udo, jakby to miało sprawić, że dzięki temu będzie jeszcze bliżej niego. Dłonie miała ułożone na jego torsie. Delikatnie go dotykała. Uważniej niż przedtem, ale nie zadając też pytań, kiedy natrafiała na blizny wyczuwalne pod palcami. Już przedtem chciała o nie pytać, ale się bała. On nie pytał o bliznę na jej przedramieniu, ona nie pytała o jego. Tę jej było ciężko zignorować, podłużna na kilkanaście centymetrów. Ludzie zwykle się pytali. Ciekawi i żądni odpowiedzi, ale nie on. Carter rzadko zadawał pytania. Dla niej to było niemal nie do pojęcia. Ona zadawała ich z kolei aż zbyt wiele.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wpatrywała się akurat w jedną na jego torsie. W słabym świetle, którym była okryta sypialnia nie widziała jej dobrze, ale wiedziała, że tam jest. Częściowo ukryta za tatuażem, ale jednak… Można było ją wyczuć.
      Uniosła głowę, kiedy wypowiedział jej imię. Nie tego pytania się spodziewała. Lekko się napięła i na moment skupiła na jego dłoni, która wodziła po jej talii. Dotyk był rozpraszający, ale może właśnie tego teraz potrzebowała.
      Z jednej strony wiedziała, że nie ma czego się wstydzić. Że to przecież nie była jej wina, a jednocześnie… Była na tyle naiwna, aby sięgnąć po drinka od kogoś. Tak, jak wtedy na backstage’u, gdy Kai jej podał kieliszek. Niewiele z niego wtedy upiła. Może łyka albo dwa. Ale i to było wystarczające, gdyby jednak był czymś napchany. I na szczęście nie był.
      — Byłam na imprezie z byłą przyjaciółką w zeszłym roku. Wiesz, zwykła domówka. Nic szczególnego. — Wzruszyła lekko ramionami. To chyba była domówka, bo szczerze już nie pamiętała czyja to była impreza ani jak się tam znalazła. — Wiem tyle, ile mi powiedziała Alex i Nico. Zniknęłam Alex z oczu i nie mogła mnie znaleźć. Znaleźli mnie w pokoju z takim jednym. Ja podobno byłam ubrana, ale on już nie.
      Spuściła wzrok. Carter był jedną z niewielu osób, które o tym wiedziały. Dawno o tym nie mówiła i nie myślała.
      — Chase, ten z pokoju, próbował już tego wcześniej na innej imprezie, ale Nico to zauważył. Tylko… ja nie chciałam w to wierzyć, bo z jakiegoś głupiego powodu byłam na niego zła. — Wzruszyła lekko ramionami. — Nie pamiętam nic z tamtej imprezy. Tylko początek, kiedy przyszłam, ale nie wiem, kiedy coś wypiłam albo czy w ogóle coś piłam. Jedna wielka plama.
      Wypuściła powoli powietrze przez nos. Wzrok ciągle miała wbity w tors Cartera.
      — Kiedy obudziłam się rano wiedziałam tyle, że coś jest nie w porządku. Wiem, że nie zrobił mi… Tego. Przynajmniej nie w pełni. Ale nie wiem, jak długo z nim byłam, dopóki nie przyszli. Więc… różne rzeczy mogły się dziać.

      soph

      Usuń
  58. Chciała się czymś zająć, więc bez większego sensu sunęła dłonią po jego ramieniu. Ten gest ją uspokajał i pozwalał nie myśleć. Nie wracać w pełni do tych tygodni, które spędziła martwiąc się, że może jednak wydarzyło się coś więcej. Nie przypominać sobie tego, jak czuła się wtedy, gdy brała pierwszy prysznic i próbowała zedrzeć z siebie obcy dotyk, którego nie czuła, ale wiedziała, że on gdzieś tam na jej ciele był. Na rękach, ramionach, plecach. Może nogach, może… Może w innych miejscach, o których nie miała pojęcia.
    Musiała zamknąć oczy, aby spróbować odciąć się od tych wspomnień.
    Bezgłośnie westchnęła, kiedy przesuwał dłonią po jej plecach. Było w tym coś kojącego. Czuła się przy nim bezpiecznie, chociaż z wielu powodów nie powinna, ale teraz Sophia nie umiałaby wskazać bezpieczniejszego dla niej miejsca niż właśnie tutaj. Po prostu był, trzymał blisko i nie puszczał. Tyle jej wystarczyło na ten moment. Nie chciała od niego współczucia. Żadnych słów pocieszenia, bo to i tak niczego by nie zmieniło.
    Otworzyła oczy dopiero, jak odgarniał włosy z jej twarzy. Ale nie uśmiechnęła się, jak zwykle w takich chwilach. Patrzyła w milczeniu. Wzrok miała przygnębiony, a jednocześnie pusty.
    — Tak, to chcę powiedzieć. — To konkretne słowo nie przeszłoby jej przez gardło. Nie przechodziło nawet przez myśl. — Nie wiem do czego… Nie piłam, chyba. To mogła być równie dobrze woda.
    Brzmiała, jakby próbowała się usprawiedliwić. Bo nie była wtedy pijana. Nie mogła być. Nigdy w takich miejscach nie była, nawet przed tym. Miała zbyt dużo do stracenia, aby pokazywać się pijaną publicznie, a wtedy jeszcze jakoś bardziej dbała o swój wizerunek.
    — To już jest bez znaczenia, Carter. — Westchnęła. Co to da, gdy mu powie, jak się nazywa? Nie znała jego nazwiska. Nie pamiętała go i nie chciała pamiętać. — Wiem tylko, że ma na imię Chase. To tyle.
    Nie było potrzeby, żeby w tym grzebał. To była zamknięta sprawa. Może wcale sobie tego nie przepracowała, bo przecież, gdyby powiedziała ojcu – rozpętałby piekło. Gdyby powiedziała o tym terapeutce – zgłosiłaby to na policję. Sophia nie chciała, aby ta sprawa wracała. A teraz powiedziała Carterowi i… I miała wrażenie, że on również będzie w stanie rozpętać piekło. Prawdopodobnie gorsze niż ojciec, który owszem przeciągnąłby Chase’a po sądach i nie pozwolił, aby to poszło w zapomnienie, ale o niczym nie wiedział. I tak miało zostać. Wiedziała Sophia, Alex, Nico i teraz Carter. Więcej osób nie musiało być w to zaangażowane.
    Zagryzła usta, kiedy zapytał się, czy to zgłosiła. Nie, nie zgłosiła. Powinna była, ale to ostatecznie i tak byłoby słowo przeciwko słowu. Jak miałaby to udowodnić? Nie miała żadnych śladów na ciele, a sprawdzała z każdej strony. Nawet jednego zadrapania. Nic jej nie bolało, nie było niczego, co mogłoby wskazywać, że coś zrobił, co można byłoby udowodnić.
    — Dopadł go bokser, więc uznajmy, że rachunki są wyrównane. — Mruknęła krótko w odpowiedzi. — Nie chcę do tego wracać, Carter. To zamknięta sprawa. Stało, nic mi nie jest i to tyle. Nie ma potrzeby, aby w tym grzebać.
    Niewiele mógłby i tak zrobić. Przynajmniej nie w legalny sposób, a te inne… O tych nie chciała myśleć. Aby cokolwiek mogło się robić, to Sophia najpierw musiałaby złożyć zeznania, a tego nie chciała. Opowiadać o nocy, której nie pamiętała.
    — Nie wystarczy powiedzieć, że byłam na imprezie i jej nie pamiętam. — Powiedziała cicho. Nawet mając pieniądze, a tych przecież w jej rodzinie nie brakowało, to nie było takie proste. Ludzie z większymi pieniędzmi latami ciągnęli sprawy w sądzie, a i tak nie udawało się ich rozwiązać. Ona nie była wcale lepsza, aby sądzić, że mogłoby się udać i zostałby skazany. Z tego co wiedziała jego ojciec miał równie wiele wpływów i dlatego Nico skończył z wyrokiem za to, co wtedy się stało. Za to dalej była wściekła, ale też nie mogła nic z tym zrobić. Nie chciał o tym z nią nawet rozmawiać, więc co ona sama mogła niby zrobić? — Musiałabym to udowodnić, Carter. I… Nie miałabym jak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Westchnęła ciężko i trochę bardziej się w niego wtuliła.
      — To była moja decyzja, aby tego nie zgłaszać. I chcę, aby tak zostało.
      Przesunęła palcem po jego obojczyku, a potem w dół. I z powrotem. Zrobiła tak parę razy.
      — Nie patrz tak na mnie… — Poprosiła cicho. Nie potrafiła wskazać, co w jego spojrzeniu się zmieniło, ale nie chciała, aby patrzył tak, jakby była ofiarą. Może i była, ale nie potrzebowała przypomnienia o tym. — Wiedziałabym, gdyby coś mi zrobił… I nie zrobił. Nie zdążył.
      Nie miała żadnej pewności, że do niczego nie doszło. Równie dobrze mogło być po wszystkim, gdy Nico i Alex wpadli. Ale wolała wierzyć, że skoro nie czuła nic, to nic się nie wydarzyło.

      soph

      Usuń
  59. Sophia nie potrzebowała, aby teraz cokolwiek mówił. Żadne słowa tak naprawdę jej nie pocieszą i nie sprawią, że zapomni o tym, co się działo. Starała się wyrzucić to z pamięci, ale nie było to wcale proste. Przez większość czasu faktycznie udawało się jej o tym nie myśleć, ale pojawiały się czasem momenty, kiedy to do niej wracało. Bez zapowiedzi. Wspomnienia z tamtego poranka, bo to pamiętała. Ten paraliżujący strach, gdy obudziła się w nieznanym pokoju i pościeli. Jakaś jego część minęła, kiedy zdała sobie sprawę, że jest u Nico, ale nie zniknął w pełni. Nigdy nie znikał.
    Cicho zazgrzytała zębami, kiedy wypowiedział jego imię. Czuła ten nieprzyjemny dreszcz biegnący wzdłuż kręgosłupa, nie mogła tego nawet powstrzymać i napięła się pod jego dłońmi. Mogła o niczym mu nie wspominać, gdyby nie poruszyła tego tematu wcześniej, to by nigdy się nie dowiedział. Kiedy nie zapytał, sądziła, że go to nie zainteresowało na tyle, aby ciągnąć temat i odetchnęła z ulgą, że nie musi o tym opowiadać, a teraz znajdowali się tutaj i mu o tym opowiadała. Nie o wszystkim, bo przecież nie musiał słuchać o tym, jak zadręczała się tygodniami. Nikt o tym nie wiedział i tak miało zostać. Szczelnie zamknięte w odmętach jej umysłu.
    — Tak jakby. — Mruknęła w odpowiedzi i wzruszyła ramionami. Nic nie było wyrównane, a to, że dostał kilka razy niczego tak naprawdę nie zmieniało. Nie przyniosło żadnej sprawiedliwości, bo Chase nie odczuł żadnych konsekwencji. Nie poniósł żadnej kary. W związku z tą sprawą nie wydarzyło się absolutnie nic, co mogłoby w jakikolwiek sposób sprawić, aby Sophia poczuła, że wydarzyła się sprawiedliwość.
    Sophia pod palcami czuła, jak Carter jest spięty. Ona również była. Wyczuwała każdą, najdrobniejszą zmianę w jego ciele, kiedy mówiła więcej. To, że powstrzymuje się przed kolejnymi pytaniami. Nie udała przed nim, że nie zna jego nazwiska. Naprawdę – nie znała. To nie był żaden znajomy ani znajomy znajomego, chociaż gdyby podpytała to pewnie mogłaby dostać parę informacji. Jednak nie była pewna, czy ma na to ochotę. Wracać do tego wszystkiego i przeżywać na nowo.
    Dłoń, którą błądziła po jego torsie przesunęła na jego szyję. Ułożyła ją tam wygodnie i miękko, jakby tym gestem próbowała sprawić, aby przestał się nakręcać, chociaż wiedziała, że to teraz nic nie da.
    — Nie próbuję cię przekonać, Carter. — Powiedziała w końcu z cichym westchnięciem. Brzmiała pewnie żałośnie, jak mówiła, że jest w porządku, a cała się pod nim napinała, bo wystarczyło jedno słowo, żeby brunetka znów znalazła się w tamtym miejscu, co rok temu. — Ale sobie z tym radzę. Na własny sposób.
    Mówił w inny sposób. Taki, którego w pełni nie znała. Był w jego głosie ten rodzaj mroku, który nie zwiastował niczego dobrego, a choć wiedziała, że nie było to skierowane na nią, to było spowodowane przez nią i prawdę, którą mu teraz powiedziała.
    — Wiem, Carter. — Nie kłóciła się i nie stawiała na swoim, bo to, że mu przyłożył niczego nie naprawiało i nie sprawiło, że cokolwiek stało się sprawiedliwe. — I wiem, że powinnam była się tym zająć. Tylko… Nie chciałam, aby ktokolwiek wiedział. Bo wiem, jak to wyglądało. Impreza, krótka sukienka, może coś piłam… Może za ładnie się uśmiechnęłam, za długo na niego popatrzyłam. To nie powinno mieć znaczenia, ale ma i patrzyliby na to. — Powiedziała cicho. Ocenialiby co na sobie miała czy była dla niego miła, bo jeśli była, to przecież musiało znaczyć, że chciała od niego czegoś więcej niż tylko towarzystwa.
    Miała czasem takie myśli, że co, jeśli było takich dziewczyn, jak ona więcej. Bo skoro próbował z nią, nie raz, a dwa, to równie dobrze mógł próbować z innymi. Że może, gdyby ona się odważyła to odezwałyby się inne. A jednocześnie Sophia nie chciała być tą odważną. Wychodzić przed szereg. Wolała cierpieć w milczeniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zacisnęła mocniej usta, gdy ją o to poprosił. Nie, bo chciała odmówić, ale Sophia nie przewidywała, aby kiedykolwiek jeszcze na niego wpadła. Tylko, że Nowy Jork był tak naprawdę niewielkim miejscem, że do tego spotkania mogło dojść, prędzej czy później.
      — Powiem, jeśli go zobaczę. — Obiecała. Ale miała nadzieję, że do tego nie dojdzie. Nie pytała, co zamierzał zrobić, o czym teraz myślał. Wolała nie wiedzieć, a i Carter pewnie by jej nie powiedział, gdyby zapytała. Lepiej było pewnych rzeczy nie wiedzieć, prawda?
      Zsunęła dłoń po jego torsie, aż na bok i plecy, a potem przysunęła się bliżej. Mimo, że między nimi i tak nie było już niemal przerwy. Może niewielka, a tę Sophia właśnie przerwała. Wtuliła twarz w jego skórę, zaciągając się znajomym zapachem i ciepłem ciała, które było kojące i znajome.
      — Dziękuję. — Szepnęła cicho w odpowiedzi na złożoną jej obietnicę. Nie musiał tego mówić ani w żaden sposób się nią przejmować. Przymknęła oczy, dłonią muskając jego skórę. Jakby próbowała uspokoić ich tym oboje. Leżeli spleceni ze sobą, robiąc sobie dokładnie to samo.

      soph

      Usuń
  60. Była mu wdzięczna, że nie mówił już nic więcej. Sophia chciała o tym zapomnieć, chociaż wiedziała, że się nie da. Próbowała od ponad roku i z marnym skutkiem. Ciężko było jej o tym mówić i się otwierać, ale przy nim to zrobiła. Może z lekkim wahaniem, ale nie było ono spowodowane tym, że mu nie ufała. Bo ufała mu wręcz aż za bardzo. Może zbyt naiwnie, ale jednak mimo wszystko – ufała mu. Tak po prostu i całą sobą. Starała się też nie wyobrażać, co Carter by zrobił, gdyby jednak, gdzieś na niego wpadła. Jaki miałby wyraz twarzy, gdy mu powie „to on” i wskaże na odpowiednią osobę. Wolała udawać, że do tego nigdy nie dojdzie, że ta osoba już nigdy więcej w jej życiu się nie pojawi. Że może Carter z czasem o tym zapomni, że nie będzie w tym grzebał, że nie będzie robił niczego, co zbliżyłoby go do odnalezienie Chase’a.
    Oboje leżeli w milczeniu, dopóki zmęczenie i ciężar nocy nie zrobiło swojego. W pewnym momencie jej dłoń po prostu się zatrzymała i opadła luźno na nim. Przez resztę nocy, Sophia nie odsunęła się od niego nawet na milimetr. Schowana w objęciach przez resztę nocy. Spała spokojnie. Otulona znajomym zapachem, ciepłym ciałem i bliskością, której jej dziś tak bardzo brakowało. Zaczęła się przebudzać dopiero po kilku godzinach. Przyzwyczajona była do tego, że wstaje wcześnie, a jednak po zeszłej nocy, podczas której wydarzyło się tak wiele jej ciało również potrzebowało odpoczynku. Zamiast zerwać się z samego rana, oczy otworzyła dopiero po dziewiątej. Początkowo nie kojarząc, gdzie się znajdowała, ale szybko do niej dotarło. Znajoma śliska i ciemna pościel, gorące ramię, które ją do siebie przyciągało. Jakby nawet przez sen bał się, że mu się wymknie. Nie tym razem. Leżała przy nim, jeszcze jakiś czas. Może z pół godziny, zanim ostrożnie wyśliznęła się z łóżka. Carter nawet się nie poruszył. Spał dalej spokojnie, a na jego twarzy nie było nawet śladu po złości z zeszłej nocy. Sophia ostrożnie oparła się o łóżko i musnęła jego policzek. Nie chciała go obudzić, a myślała, że to zrobiła, kiedy przez jego twarz przemknął cień, ale nic podobnego nie miało miejsca. Włożyła na siebie jedną z jego koszulek, możliwe, że tę samą co pierwszej nocy, ale teraz nie była pewna.
    Chciała napić się wody, trochę odświeżyć i miała zamiar wrócić. Może coś zjeść, ale gdy zajrzała do lodówki… Nie spodziewała się znaleźć tam wiele, ale nie było w niej nic konkretnego. Parę podstawowych produktów, więcej napojów, energetyków, jakiś sok, może smoothie. Stała tak przez może dwie minuty, zanim wpadł jej do głowy pomysł. Powoli zaczęła przeszukiwać kuchenne szafki. Miała mleko, jajka, ale to by było na tyle z rzeczy, których potrzebowała. Nie zwlekając nawet chwili dłużej sięgnęła po telefon, aby złożyć zamówienie. Wszystkie najważniejsze składniki, trochę świeżych owoców i parę innych rzeczy do śniadania i przede wszystkim foremki, bo tego nie mogła znaleźć. Gotowała tu parę razy, ale proste rzeczy i nigdy nie potrzebowała foremek.
    Zamówienie było gotowe, miało być w ciągu piętnastu minut. Czasami naprawdę kochała Nowy Jork za to, jak łatwo było tu wszystko dostać. Spędziła później dobre pięć minut na rozmowie z portierem, że tak, zamówienie jest do penthouse’a Cartera i że tak, kuriera można wpuścić na górę, a jeśli nie chce go wpuszczać, to niech je przyniesie sam. I przyniósł sam. Kojarzył ją już, bywała tu dostatecznie wiele razy, aby zapaść w pamięć. Bez pytań oddał jej torbę z zamówionymi produktami i zniknął, a Sophia zabrała się do pracy.
    W kuchni Cartera pachniało ciepłem, a wokół roznosił się zapach czekolady i wanilii. Słońce leniwie wspinało się po szklanych ścianach, rozlewając po marmurowych blatach złocisty blask. Sophia w jego koszulce, która opadała jej na jedno ramię, boso, nuciła coś pod nosem. Babeczki z kawałkami czekolady i odrobiną cynamonu piekły się już od około dziesięciu minut.
    W skupieniu kroiła owoce na średniej grubości plasterki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lekko kręciła przy tym biodrami w rytm piosenki, która leciała z jej telefonu. Obok niej stał kubek z herbatą, z którego co chwilę ubywało gorącego napoju. Plan był prosty – śniadanie na słodko. Babeczki z czekoladą do kawy, a przed tosty z białym serem, przesmażoną brzoskwinią i miodem. Szybkie, proste Albo z czym sobie zamarzy, bo Sophia wcale nie zrobiła małych zakupów i być może zapełniła mu lodówkę na najbliższy tydzień. Zdążyła już zauważyć, że Carter nie marudził na jedzenie. Chyba, że coś było zielone, ale zwykle brał to, co mu dawała i nie marudził.
      You were dancing through the lightning strikes.
      Nuciła dalej. Przekonana, że Carter dalej śpi. Miała zamiar do niego zajrzeć, gdy babeczki się zrobią, ale do tego miała jeszcze jakieś dziesięć minut. Dlatego nie patrzyła na boki. Nie czuła, że ktoś się jej przygląda. Była w swoim małym świecie. Śpiewając pod nosem, krojąc owoce i nie było w niej nawet śladu po zeszłej nocy.

      soph🧁

      Usuń
  61. Kołysała lekko biodrami w rytm znajomej melodii, ciągle nuciła pod nosem. Skrojone plasterki odkładała na osobny talerzyk. Zachowywała się tak, jakby była właścicielką tego miejsca, a nie tylko gościem na chwilę.
    Prawdopodobnie powinna była wrócić do siebie, ale nie rano, a zeszłej nocy. Po tamtym pokoju, o którym chciała zapomnieć. Nie wyrzuciła jeszcze go z pamięci, ale postanowiła sobie, że nie pozwoli, aby mrok z nocy pojawił się o poranku, a w zasadzie to w południe. Bo było już parę minut po dwunastej. Ranek przespali, a na pewno przespał go Carter, bo Sophia nie spała od prawie trzech godzin, ale dopiero od dwóch była na nogach. Nie budziła go, bo nie widziała ku temu potrzeby. Miał za sobą koncert i zafundowała mu ciężką noc, odpoczynek mu się po prostu należał.
    Chłód płytek tylko trochę jej przeszkadzał, ale nie zwracała na to większej uwagi. Była tak pochłonięta krojeniem, śpiewaniem pod nosem i myślami odpłynęła daleko, że naprawdę nie wyczuła, że Carter już tutaj był. Od dwóch, może trzech minut. Przeleciała jej cała piosenka, zanim muzyka się wyciszyła, a telefon zabrzęczał. Minutnik dał znać, że pora wyłączyć babeczki. Sięgnęła palcem do telefonu i w tej samej chwili kątem oka dostrzegła cień postaci stojącej kawałek dalej. Drgnęła, ale nie w strachu, a zaskoczeniu. Zawstydzenie pojawiło się po chwili, bo nie sądziła, że będzie się jej przyglądał. Jej palec zawisł nad telefonem, który wciąż wydawał z siebie dźwięki.
    — Dzień dobry. — Odezwała się pierwsza. Nie była pewna, czy mogła sobie pozwolić na to, aby tak rozgościć się w jego mieszkaniu. Nie przeszkadzało mu to, kiedy umawiali się, że zrobi dla nich kolację, ale to było coś innego. Właściwie, to miała wrażenie, że jakiekolwiek zasady już dawno przestały ich obowiązywać.
    Wcisnęła w końcu stop na telefonie. Brzęczenie ustało, muzyka wróciła. I odwróciła się do tyłu, aby wyłączyć piekarnik. Uchyliła lekko drzwiczki, aby miały czas wystygnąć. Dopiero wtedy pozwoliła sobie spojrzeć na Cartera. Luźno opartego o futrynę. W samych dresowych spodniach. Była przekonana, że serce zabiło jej trochę szybciej w piersi.
    Przez chwilę tylko na niego patrzyła. Jakby samym spojrzeniem chciała go zapewnić, że została i nie uciekła. Bo raz już to zrobiła i więcej tego błędu nie popełniła. Gdyby nie to, że głód i pragnienie wyciągnęły ją z łóżka to by do niego wróciła od razu, ale nie znalazła w lodówce nic czym mogłaby uciszyć ten pierwszy głód, a potem pomysł wpadł jej sam i straciła kompletnie poczucie czasu.
    — Długo tam stoisz? — Spytała. Ciekawa, jak wiele z tego widział. Bo Sophia na ten czas znalazła się w swoim świecie. W tym, gdzie nie było narkotyków, imprez kończących się nieprzytomnością, nie było ciemnych pokojów zapełnionych obojętnością. Była ona w mieszkaniu faceta, z którym się spotykała i dla którego chciała zrobić śniadanie. Tylko, a może aż tyle.
    Podeszła do Cartera po chwili. Bez pytania, czy może obejmując go za szyję. Miała jeszcze niedokończone śniadanie, ale to mogło chwilę poczekać. Chciała się z nim najpierw przywitać. Pojawiła się ta irytująca myśl, że może jednak naprawdę z nią zerwał, a ta noc była tylko po to, aby nie odchodziła ze średnio przyjemnymi wspomnieniami. Ale widziała po jego minie, że nie. Nie był tylko grzeczny i miły, bo zeszłej nocy przy nim prawie się dwa razy rozpłakała, bo była rozbita po tym wyznaniu, które zbyt głęboko w sobie trzymała.
    — Czekałam na ciebie z kawą. — Przyznała. Zwykle wypijała ją od razu, ale dziś chciała poczekać. — Masz ochotę?

    soph🧁

    OdpowiedzUsuń
  62. Teraz była tylko ona.
    W pewien sposób to była żadna forma ucieczki czy odłączenia się od zeszłej nocy. Znała siebie i wiedziała, że gdyby obudziła się dalej nakręcona na ciężkie rozmowy, gdyby rozdrapywała rany z tamtego roku to nie byłaby w stanie się skupić na niczym. Zamiast miłego poranka Sophia chowałaby się pod kołdrą, unikała kontaktu z Carterem, a tego nie chciała. Oboje zasłużyli na miły poranek, nad którym nie będzie wisiał żaden cień. Tylko ich dwójka, słodkie śniadanie i kawa, a potem może spędzą dzień oglądając filmy albo seriale, a może będą długo rozmawiać o czymś, co nie ma większego znaczenia, a może znajdą sobie inne zajęcie. Cokolwiek to będzie, Soph nastawiona była na dzień z nim. I gdyby chciał, kolejną noc. Nie miała tu co prawda nic swojego, ale to był najmniejszy problem.
    Przeszył ją przyjemny dreszcz, kiedy jego dłonie odnalazły miejsce na jej talii. Im częściej to robił, tym bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że tam właśnie być powinny. Że pasowały idealnie do krzywizny jej ciała. Trzymał ją tak, jak lubiła – pewnie i mocno, ale też z tą wyczuwalną tylko dla niej delikatnością. Jak kogoś, kto należy do niego i to podobało się jej aż za bardzo.
    Objęła go nieco mocniej, kiedy musnął jej usta. W odpowiedzi na to cicho tylko mruknęła, a uśmiech na jej twarzy znacząco się poszerzył. Było tak spokojnie, do bólu wręcz nudno, ale miała wrażenie, że oboje tego potrzebowali.
    Zaśmiała się krótko, a czoło oparła o jego klatkę.
    — Wszystko po kolei. — Mruknęła w odpowiedzi. — Kawa, śniadanie i potem ja. — Dodała unosząc głowę, aby na niego spojrzeć. Brzmiała, jakby miała wszystko już rozplanowane. Stanęła na palcach, aby dosięgnąć do jego ust i złożyć na nich trochę dłuższy pocałunek. Zachowywali się tak, jakby robili tak w każdy weekend. Jakby to była ich codzienność, a nie wyjątek od reguły. Ale nie myślała o tym teraz jakoś bardzo. Skupiała się na chwili. I tyle, bo więcej nie potrzebowała.
    — Przyszedłeś zjeść. Musisz jeść. — Odpowiedziała. Prawie karcąco. Poznała jego nawyki i trochę zamierzała je pozmieniać. Przynajmniej, dopóki z nią był. Nie widziała, aby wczoraj cokolwiek jadł. Pewnie przed koncertem, zanim do niego przyjechała, a potem? Potem był alkohol i narkotyki, a to nie było to, czego tak naprawdę potrzebował. Nie powiedziała o tym jednak nic. Już wcześniej sobie obiecała, że nie będzie wracała do tego tematu.
    Spoglądała na niego w ciszy. Na to, jak się do niej uśmiechał, a jego twarz miała miękki wyraz, nie była naznaczona złością z nocy. Był tylko spokój, rozczulenie w oczach, które widziała w nim rzadko.
    Ona również się rozluźniła. Miękła w jego objęciach. Roztapiała się i wcale nie miała ochoty na to, aby wracać do stałej formy. Odpowiadało jej, jak było. Mogła się stąd nie ruszać. Stać tak z jego dłońmi na talii, policzkiem wtulonym w tors i udawać, że świat na zewnątrz nie istnieje. Dziś miał nie istnieć. Dziś mieli spędzić czas razem.
    Uniosła lekko głowę, kiedy się odezwał. To drżenie w głosie, rzadkie i niespotykane u niego, było dla niej jak zapalnik, że mówił naprawdę. Że tego właśnie się bał. Samotności, którą raz już mu zafundowała.
    — Cały czas tutaj byłam. — Przypomniała. Sięgnęła dłonią do jego policzka, który musnęła lekko opuszkami palców. — Wstałam tylko, aby się czegoś napić i zauważyłam, że nie masz nic w lodówce. I reszta jakoś sama poszła. Wzbogaciłeś się dziś o foremki do babeczek. — Zdradziła i lekko się uśmiechnęła.
    Odwzajemniła ten uścisk, jakby chciała mu tym samym przekazać, że nigdzie się nie wybiera i jej nie traci. Bo nie tracił. Bo, mimo że wydarzyło się wczoraj wiele, to Sophia wciąż chciała tu być. Przy nim i z nim. Bo była na tyle naiwna, aby tu wciąż być.
    — To było miłe obudzić się obok ciebie. — Przyznała w odpowiedzi na jego wyznanie. Wolną rękę ułożyła mu na torsie. — Miłe i ciepłe. — Dodała. Właściwie to gorące. Przebudziła się jakoś w nocy, trochę zmarznięta, a wystarczyło się bardziej wtulić i jej przeszło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przymknęła na moment oczy, po prostu trwając w tej chwili. Pozwalając, aby sam mógł sprawdzić, że ona tu naprawdę jest – obecna i żywa, ciepła i cała jego. Że to nie jest tylko wytwór wyobraźni. Obraz po tym, co wziął. Że była prawdziwa. W jego koszulce i mieszkaniu.
      Słyszała tę niepewność w nim, coś co rzadko z siebie wyduszał. Czuła, że jej potrzebuje i mu się teraz dawała. Bez zawahania. Bo tego potrzebował i bo ona chciała to zrobić.
      — Mogę zostać — szepnęła cicho, jakby nie chciała psuć tej chwili — tak długo, jak będziesz chciał.

      soph🧁

      Usuń
  63. Chciała mu dziś dać ten spokój. Być po prostu obecną w ciągu dnia, może zostać do wieczora albo na jeszcze jedną noc. Niby z tyłu głowy miała myśl, że wypadałoby wrócić, ale z drugiej strony nie miała ochoty tam wracać. Bawić się w granie szczęśliwej rodziny. Udawać, że cieszy ją spędzanie czasu z żoną ojca. Znacznie bardziej wolała być tutaj. Razem z Carterem. Zjeść z nim śniadanie, wypić kawę i po prostu być obok, bez niczego więcej. Tyle jej w zupełności wystarczyło.
    — I nie ma zamieniania kolejności. — Zaznaczyła. Brakowało tylko, aby pogroziła mu palcem. Uśmiech mógł majaczyć jej na ustach, ale mówiła poważnie. Żadnej wymiany. Miało być tak, jak powiedziała. Musiał coś zjeść, a Sophia wiedziała, że gdyby zajęli się czymś innym, to śniadanie by poszło w odstawkę na długi czas.
    Teraz nie chciała od niego nic więcej. W zupełności wystarczyła jej jego obecność. To, że był obok i ją trzymał przy sobie, że mogli zjeść razem posiłek. Takie proste, banalne rzeczy. Nie wiedziała o nim wszystkiego, ale dostatecznie, aby mieć wrażenie, że takie momenty są dla niego luksusem. Szczerze mówiąc, dla niej też były. Aby zjeść je z kimś komu nie ma ochoty wbić widelca w dłoń. Siąść przy stole czy wyspie, gdziekolwiek i zjeść bez dziwnego napięcia, które towarzyszyło zawsze jej podczas posiłków z rodziną. Każdy taki posiłek był wymuszony. Udawane konwersacje, nieprzyjemne spojrzenia. Albo ignorowanie siebie nawzajem. Dziś tego miało nie być. Dziś byli tylko oni i babeczki.
    Zamruczała z zadowoleniem, gdy przyznał, że to najlepsza część jego dnia. Na początku się zmartwiła, że przesadza i miała przestać mu je przynosić, ale nie przestała, a oni poranki zaczynali od wspólnego śniadania, które najczęściej jedli jeszcze w aucie, zanim ruszyli w drogę.
    — Widzisz, jednak mamy coś wspólnego… Też lubię te poranki z moim upierdliwym śniadaniem. — Zaśmiała się. Musnęła lekko jeszcze raz jego usta. Bardziej po to, aby podkreślić, że naprawdę miała to na myśli. Mogła mu też dać dziś upierdliwy obiad i kolację, jeśli tego chciał.
    Takie chwile niepotrzebnie zbliżały ich do siebie, ale Sophia nie chciała się przed tym bronić. Nie chciała udawać, że tego nie potrzebuje, czy że ich nie chce. Nie narzucała się, nie próbowała przy nim zostać na siłę. Pewnie, gdyby jej teraz – na trzeźwo i spokojnie – powiedział to, co w nocy, to nie kłóciłaby się. Zaakceptowałaby to, bo taki był plan od początku. Ale widziała, że chciał, aby została. Chciał tego poranka z nią. Trzymał ją blisko całą noc, a Sophia miała wrażenie, że trzyma ją tak, aby mu się znów nie wymknęła. I sam przyznał, że myślał, że wyszła i widziała, jak zawiedziony tą myślą był.
    — Hm, foremki to bardzo poważny krok w każdej relacji. — Powiedziała z pełną powagę. — To ważniejsze niż szczoteczka do zębów czy zostawione przez przypadek koronkowe stringi. Robi się poważnie, Carter. Po foremkach wchodzi air fryer. Od tego już nie uciekniesz.
    Spojrzała w górę i od razu natrafiła na jego miękkie, czekoladowe oczy, które teraz patrzyły na nią uważnie i z powagą.
    — Zanim się obejrzysz z jednej nocy zrobi się ich więcej. — Dorzuciła. Miała wrażenie, że oboje badają teren, czy faktycznie chcą tych kolejnych nocy czy to tylko jeden z tych razów, jak się będą ze sobą droczyć.
    Czasami nie nadążała za tym, co między nimi było. Wczoraj ze sobą zerwali, a raczej on z nią. Sophia tylko w złości przytaknęła. Zrobiło się niemiło, potem było, co było, a ostatecznie wrócili razem do jego mieszkania, a teraz stali splątani w swoich objęciach i patrzyli sobie w oczy mówiąc o kolejnych nocach, które chcą spędzić w swoim towarzystwie. I mimo tego, nadal była ta data ważności, którą mieli. Bo nie poruszyli tego tematu. Nie odważyła się zapytać, czy może jednak będą to kontynuować, kiedy jego kara się skończy, a Carter ze schroniska wyjdzie i więcej już tam nie wróci. Czy faktycznie będzie tak, że usuną swoje numery i zapomną, że spędzili ze sobą tyle miłych chwil. Cóż, Sophia nie. Ona już teraz wiedziała, że nie będzie potrafiła o nim zapomnieć, zablokować i usunąć z życia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mógł przestać być w nim obecny, nie jutro i nie za tydzień, ale w przyszłości. A ona wciąż będzie pamiętała. Rozpamiętywała wspólne chwile. Wszystko, co jej kiedykolwiek powiedział, a co utknęło jej pod skórą. Będzie pamiętała dotyk ust na ciele, pocałunki, jak wplątywał palce między jej włosy. Zapamiętywała takie rzeczy. Lepiej niżby tego chciała.
      Nie napięła się po tych słowach. Nie zadrżała i nie uciekła. Rozlały się one po niej w przyjemny sposób, choć brzmiały jakby żartował. To robili najlepiej, prawda? Rzucali sobie półprawdy, a półżarty i jakoś… jakoś się w tym odnajdowali.
      — Upierdliwe śniadania na zawsze…? Nie wiem, czy to przeżyjesz. — Odpowiedziała. Uśmiechnęła się lekko. Schowała się w nim nieco bardziej, ale nie była to ucieczka. — Ale możemy o tym pomyśleć.
      To była miła wizja i tylko wizją zostać powinna. Zwłaszcza po tym, co miało miejsce parę godzin temu. Ale teraz uważała, że to jest bez znaczenia. Teraz nie chciała myśleć o zeszłej nocy. Wolała skupić się na śniadaniu.

      soph

      Usuń
  64. Po głowie ciągle chodziło jej to śniadanie, a jakoś nie potrafiła zmusić się do tego, aby wyplątać się z jego objęć. Było jej w nich zdecydowanie zbyt dobrze, aby to przerywać. Naprawdę nie chciała, aby się to kończyło. Nawet, jeśli chodziło tylko o przerwanie, bo mieli razem zjeść. Nic im przecież nie ucieknie, nic im nie wystygnie. Może poza herbatą, ale o nie Sophia zdążyła już zapomnieć. Tak samo, jak o całej reszcie.
    — Upierdliwe śniadania są tylko w pakiecie ze mną. — Uśmiechnęła się, co mógł pewnie poczuć na własnych ustach, które były niebezpiecznie blisko jej. — Babeczki też wchodzą w grę. I wiele innych rzeczy…
    Starała się nie myśleć, że to tylko chwilowe. Bo ten poranek był zbyt piękny, aby okazał się być tylko czymś ulotnym. Sophia w środku wiedziała, że to właśnie takie jest – krótkie i nie na zawsze, a jednak okrywała się tymi uczuciami, które jej teraz towarzyszyły coraz bardziej. Były miękkie i ciepłe, otulały z każdej strony i wsiąkały w jej skórę. Były na tyle miłe, że Sophia nie próbowała się przed nimi bronić. Gdzieś tam w niej były te myśli, że przecież to nie na zawsze, ale te słowo już padło. Może w żarcie, a może nie, ale zostało wypowiedziane i nieświadomie dało jej nadzieję, której mieć nie powinna była.
    Na samym początku myślała, że Carter powie coś o zamówieniu rzeczy do gotowania. To byłą jej pierwsza myśl. Rano brakowało jej foremek, a poprzednim razem marudziła pod nosem, że nie ma w szafkach prawie żadnych przypraw i na to właśnie była gotowa.
    Kompletnie nie spodziewała się takiej propozycji.
    Przez moment po prostu na niego patrzyła. Wpatrywała się, a jej oczy się rozszerzały z każdym jego kolejnym słowem. Jej rzeczy? Tutaj? Chciał, aby miała tutaj swoje rzeczy. Rozchyliła lekko usta, kompletnie zaskoczona i zbita z tropu. To nie były oświadczyny, ale nigdy przedtem nie miała tak poważnej propozycji. Jasne, nocowała u Lucasa, gdy był w Nowym Jorku i gdy byli w Sao Paulo, ale to było coś innego. Przynosiła rzeczy ze sobą, a potem je zabierała. Nie mieszkali razem.
    — Chcesz… Chcesz, żebym miała tu swoje rzeczy? — Powtórzyła powoli, bo to jakoś do niej nie docierało. Musiała wypowiedzieć to powoli, aby zrozumieć, czy on to powiedział naprawdę, czy zaraz nie rzuci żartem, który rozproszy te słowa, a ona się zaśmieje. W nocy ze sobą zrywali, krzyczeli i zrobili znacznie więcej, ale nic nie wskazywało na to, że następnego dnia będą mówić o tym, aby zostawiła u niego więcej rzeczy, aby było jej tu wygodniej, gdy będzie spędzała noce, a może nie tylko noce, ale całe dnie.
    Nie mógł jej mówić takich rzeczy. Składać takich ofert. Brała to za bardzo do siebie. Wiedziała o tym wszystkim, ale nie potrafiła też się postawić, bo prawda była taka, że chciała tego wszystkiego. Chciała mieć tu swoje rzeczy. Przynajmniej trochę, aby czuć się dobrze, gdy wstaje rano. Mieć czym przemyć twarz, włożyć świeży komplet bielizny, mieć jakieś perfumy.
    W milczeniu przesunęła dłońmi po jego torsie. Patrzyła mu wciąż w oczy, jakby czekała, aż powie, że to jest żart, ale nic podobnego nie miało miejsca. Carter nie żartował. Był poważny. Tak, jak tylko się dało.
    — A ty chcesz, żeby to coś znaczyło? — Zapytała. Bo dla niej… Dla niej mogło to znaczyć naprawdę wiele, ale miała nad sobą jeszcze tyle kontroli, aby nie zacząć wyobrażać sobie niestworzonych rzeczy. To miało być tylko parę rzeczy, tak? Dla komfortu. Bo często tu bywa, bo chciał, aby czuła się dobrze i nie uciekała, bo nie ma nic swojego, bo nie może się przebrać w czyste ubrania, bo musi wychodzić w tym, w czym przyszła zeszłej nocy. — Nie mogę się wprowadzić… Mam kota. — Kąciki ust jej lekko drgnęły. Spędzała z Carterem więcej czasu niż w domu, więc to wcale nie był głupi pomysł, aby trzymała tu trochę rzeczy. Przynajmniej, dopóki ten związek trwa. Potem mogła je zabrać albo mógł je wyrzucić. Jak mu będzie wygodniej. Sophia nie przywiązywała się do rzeczy, więc gdy dojdzie do zakończenia, będzie jej obojętne, co się z tymi rzeczami stanie.
    — Dobrze, zróbmy tak.

    soph

    OdpowiedzUsuń
  65. — Chcemy sobie powiedzieć, co to mogłoby znaczyć? — Zapytała cicho. Kompletnie się tego nie spodziewała tego ranka. Myślała, że spędzą razem dzień, a potem… Potem wrócą do tego, co oboje znali i do czego się przyzwyczaili. Parę godzin razem, a potem odwiózłby ją do niej albo głupio by się uparła, że wróci sama, choć nigdy się nie zdarzyło – poza tą pierwszą nocą – aby pozwolił jej wziąć ubera. Za każdym razem odwoził ją niemal pod same drzwi budynku.
    Dłonie z torsu przesunęła z powrotem na jego szyję, lekko go obejmując. Była trochę zamroczona tą propozycją. Jeszcze nie wiedziała, jak ma się w niej odnaleźć. Z jednej strony wiedziała tyle, że to szybko, a Carter… Carter podejmował czasem impulsywne decyzje. Sophia zastanawiała się, czy nie jest to właśnie jedna z tych decyzji na szybko. Pod wpływem uczuć, których sam nie rozumiał. Jakaś próba zatrzymania jej przy sobie na dłużej, aby nie uciekła, choć przecież nie miała planów, aby uciekać. Jakby jej rzeczy tutaj dały mu namacalny dowód na to, że Sophia jest i wróci, jeśli akurat będą spędzać noc osobno.
    — Jesteś pewien? — Spytała po chwili milczenia. Odsunęła się lekko, aby na niego spojrzeć. Musiała się upewnić, że to nie jest coś, co mówi na szybko, bo obudził się bez niej. — Bo to… Trochę szybko. Nawet na kilka rzeczy. Chcę się tylko upewnić, że tego chcesz i nie mówisz tego, bo… Bo myślisz, że ci się wymykam.
    Sophia miała inne wyobrażenie relacji, które parę miesięcy temu się popsuło. Pojawiła się na nim rysa. Ostra i długa, której nie dało się zamazać. Zawsze sądziła, że będzie miała tak, jak jej rodzice. Miłość bez pamięci, taka urocza i słodka, że aż robiło się słabo. Karmili ją tą wizją przez lata, a gdy w końcu nadeszła jej pora… Nic nie było tak, jak sobie wyobrażała. Carter trochę jej tego wyobrażenia dawał, ale to przecież miało być chwilowe. Na parę tygodni, udawane. Nigdy na serio. A teraz… Teraz chciał, aby zostawiła tu swoje rzeczy i żeby wracała do niego, aby nie wychodziła każdego ranka. Tylko była częściej. I nie wiedziała, co ma o tym wszystkim sądzić.
    — Odczulimy cię. — Powiedziała całkiem poważnie z lekkim uśmiechem, który starał się wkraść jej na twarz. — Chester i ja… nie wiem, czy da się nas rozdzielić.
    Miał rację. Przegrałby z kotem. Może nie w pełni, ale nie umiałaby wybierać, gdyby naprawdę była do tego zmuszona. Po prostu nie potrafiła. Ale nie wprowadzała się na poważnie, więc to na razie nie był temat, którym musieli się przejmować, bo może jeszcze się okaże, że za parę tygodni, a może jutro – nic z tego nie będzie.
    Sophia lekko zadrżała, kiedy jego usta znalazły się tak blisko jej ucha. Dłoń dalej rytmicznie gładziła plecy. W takim spokojnym rytmie, który był kojący i niezwykle prawdziwy. Westchnęła bezgłośnie, a jej głowa nieco opadła na jego ramię.
    — Naprawdę chcesz, żebym to zrobiła. — Szepnęła do siebie. Nie próbowała się przekonać, bo nie chodziło o to. Sophia musiała tylko od niego to usłyszeć. Chciał jej tutaj. Jej obecności i jej rzeczy… Mieć ją tutaj. — Będę potrzebowała półki… Albo dwóch. Może trzech. I szufladę. Dwie.
    Więcej niż potrzebowała, ale lepiej być przygotowaną, prawda?
    Uśmiechnęła się lekko i znów odchyliła, aby na niego spojrzeć. Chyba jeszcze nie wierzyła, że naprawdę to robi. Że będzie tu miała swoje rzeczy. To nie było nic wielkiego, ale dla niej? Dla niej to był ogromny krok, którego nie spodziewała się zrobić. Nie z nim, a już na pewno nie po tej nocy, którą mieli. To było niespodziewane. Naprawdę. Ale starała się nie zastanawiać nad tym, czy to ma sens. Jeśli nie miało? Trudno. Ważne, że oni się w tym jakoś odnajdowali.
    — Do łóżka, hm? — Mruknęła z lekkim uśmiechem. — Zajmę się tym po śniadaniu. Daj mi teraz się nakarmić. — Poprosiła i musnęła jego usta.
    Złapała go za rękę i pociągnęła za sobą w stronę kuchennej wyspy. Wrzuciła do tostera kromki chleba, aby trochę się podpiekły. Nastawiła ekspres na dwie kawy. Jak zawsze, flat white dla niej i czarna dla niego. Taki standard, który się nigdy u nich nie zmieniał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Planowałam tosty z serkiem, brzoskwiniami i miodem, ale… Poniosło mnie z zakupami, więc co ci się marzy będzie.
      Lodówka była pełna. Mógł przebierać w tym, w czym chciał. Sophia miała chęć zabawić się teraz w porządną panią domu, która podsuwa gotowe śniadanie i czeka na pochwałę. Najpierw podsunęła mu kawę, a do niej małe opakowanie waniliowej śmietanki.
      — Powinieneś spróbować z tym. To odmieni twoje życie.

      soph

      Usuń
  66. Sophia lekko zmarszczyła nos, kiedy jego ton przybrał ostrzejszy wyraz. Próbowała tylko zrozumieć, co kryje się za tą propozycją, która była rzucona nagle. Zbyt nagle, jak na fakt, że kilkanaście godzin wcześniej wyrzucał jej w twarz, że to już jest koniec i po wszystkim, co się między nimi wydarzyło. Sophia nie podejmowała spontanicznych decyzji. Były one zwykle przemyślane i to dziesięć razy, a nie raz czy dwa.
    — Wiem, że się nie wprowadzam. — Powiedziała cicho i z mniejszym entuzjazmem niż przed chwilą. To miało być tylko na wygody i to rozumiała, ale zostawienie rzeczy, rozgoszczenie się w jego penthousie tylko niepotrzebnie ich do siebie zbliżało. Nie rozmawiali za bardzo o tym, co będzie, gdy skończy się jego pobyt w schronisku. Jeśli nadejdzie ten ostatni dzień, a ona usłyszy, aby zabierała graty, które tu naściągała to nie będzie to ani miłe, ani przyjemne doświadczenie. Starała się w tym wszystkim jeszcze jakoś chronić siebie przed zranieniem, które było już nieuniknione, ale może mogłaby się obronić przed tym, aby całkiem się nie rozpaść, gdy to zakończą.
    — Ja to wszystko rozumiem, Carter. Nie wyobrażam sobie Bóg wie czego. Tylko pytam. — Westchnęła. Miała wrażenie, że ta luźna rozmowa zaczęła zmieniać się w jakiś pojedynek, w którym wcale nie miała ochoty brać udziału. I może faktycznie tak było. Krótkie, słowne przepychanki, w których nie było przegranych ani wygranych. — Trochę rzeczy… Da się to załatwić. I masz rację, będzie wygodniej i milej przebrać się po nocy tutaj. — Dodała i lekko się uśmiechnęła. Jakby nie chciała go zirytować bardziej, bo przecież mieli mieć miły poranek i dzień, prawda? Na tym właśnie jej zależało, a nie na jakiejś zbędnej sprzeczce. Dla niej nie wszystko było takie czarno-białe, a zostawianie rzeczy brzmiało intymnie. Było czymś więcej i otwierało nowe możliwości, a Sophia nie była pewna, czy oboje są na to gotowi.
    Zamrugała parę razy, kiedy powiedział to, co powiedział.
    — Jesteśmy? — Powtórzyła. Jak? Kiedy? Dlaczego? I nie chodziło o to, że tego nie chciała, bo… Bo może jakaś jej część miała nadzieję, że ta relacja stanie się czymś więcej, ale nigdy nie padło żadne słowo potwierdzające. Sophia tego właśnie nie rozumiała. Kiedy to się stało, że byli parą. — Przespałam, kiedy pytałeś mnie o chodzenie? — Mruknęła pod nosem. Patrząc na to, jakim mężczyzną był Carter zdanie „pytanie o chodzenie” było zwyczajnie idiotyczne i kompletnie nie pasowało do niego. Do niej owszem, ale Carter nie był facetem, który się pyta o chodzenie. Miała wrażenie, że z nim to się po prostu dzieje i nikt o nic się nie pyta, a pewnego dnia się budzi i nagle jest w związku.
    Soph nie wyglądała, jakby chciała się z tego wycofać. Może chodziło mu o to, że byli parą, aż do tego konkretnego dnia. Nie wiedziała, ale nie odważyła się też o to zapytać. Jakoś… Nie czuła chyba potrzeby, aby wiedzieć, aż tyle. I miała też świadomość, że gdyby się zapytała, to pewnie popsułaby im nastrój bardziej, a przecież nie chodziło o to.
    — Okej. Ogarnę dziś jakieś rzeczy, przywiozą je i możemy je razem poukładać na półkach. — Powiedziała w końcu. Była co do tego przekonana, bo tak będzie wygodniej. Gdy wstanie rano i będzie mogła umyć twarz swoją pianką czy żelem, nałożyć jakiś krem i włożyć świeże ciuchy, a nie wbijać się w to, w czym przyszła zeszłej nocy. Prawda? Chodziło przecież tylko o wygodę. Nie robili żadnych planów, aby spędzić ze sobą resztę życia.
    Być może faktycznie za bardzo to sobie analizowała. Bo to w końcu naprawdę było parę rzeczy. Miała tu już szczoteczkę i ulubioną pastę do zębów. Nawet ręcznik, z którego korzystała wisiał tuż obok Cartera. Czym więc było trochę ciuchów, prawda? Sama wygoda. Właśnie tym to było.
    — Czyli dziś przeżyjesz… Bo tak się składa, że poza twoją koszulką nic więcej na sobie nie mam. — Odparła, a kącik jej ust lekko drgnął ku górze. Ubrania oboje zostawili w łazience, jak szli pod prysznic i leżały tam do tej pory. Soph się jakoś nie spieszyła, aby je pozbierać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W zasadzie to wszystko było gotowe. Czekała już tylko na kromki, aby się podpiekły i były chrupiące. Reszta była wystawiona na blacie. Czekały nawet dwa czyste talerze z nożami, kawa stygła powoli. Można było zaczynać. Ten ranek był kompletnie inny od tego, czego po nim oczekiwała.
      Sophia westchnęła z krótkim śmiechem, kiedy ją zatrzymał przy sobie. Nie próbowała się wyrywać. Położyła dłonie na jego ramionach i zerknęła mu w oczy. Wesoło się błyszczały, a Soph aż za dobrze znała ten błysk,
      — Bo jesteś głodny i ponieważ wiem, że ostatni raz jadłeś… prawdopodobnie jakieś osiemnaście godzin temu. — I od tamtej pory jechał na narkotykach i alkoholu, przydałoby się, aby zajął czymś żołądek. — I ja jestem głodna, a ty zjesz ze mną.
      Przysunęła się odrobinę bliżej, a kącik jej ust lekko się uniósł.
      — Poza tym…, skoro masz ochotę na to, co masz przed sobą, to powinieneś mieć siły. Nie sądzisz? — Nachyliła się, aby musnąć lekko jego policzek. Czuła już to lekkie napięcie w ciele. Zbyt znajome, aby je zignorować. — Więc… Nie marudź, tylko jedz. Żebyś mi dotrzymał kroku.

      soph

      Usuń
  67. — Nie wiedziałam, czy jesteśmy, czy nie. Nie rozmawialiśmy o tym. — Odpowiedziała zgodnie z tym, jak wyglądała prawda. — Myślałam o tym, ale… Nie umawialiśmy się na związek, więc nic nie mówiłam. — Wzruszyła lekko ramionami, a wzrokiem powędrowała gdzieś w bok, bo właśnie zdradzała mu mały sekret, który nosiła w sobie od jakiegoś czasu i nie była gotowa, aby zobaczyć, co jej powie jego mina.
    Wiedziała, że robili te wszystkie rzeczy, które powinny być tak naprawdę zarezerwowane dla par. Sypianie ze sobą, randki, chodzenie razem za rękę. Za każdym razem przechodził ją przyjemny dreszcz, kiedy Carter mówił o niej jak o swojej dziewczynie, ale wtedy tłumaczyła sobie to tak, że łatwiej jest rzucić słowo „dziewczyna” niż tłumaczyć, że tylko ze sobą sypiają. Przecież ludzie nie musieli wiedzieć, co między nimi było. Nie byli winni nikomu tłumaczenia się. To była ich sprawa, co ze sobą robili. Tak było na początku, a teraz znajdowali się w zupełnie innym miejscu. Sophia dawno przestała go widzieć jako tylko kogoś z kim może pójść do łóżka. Przestała tak na niego patrzeć, jeszcze zanim to zrobili. Ale nie odważyła się o nic pytać ani żądać związku, nie, gdy wiele razy na początku jej podkreślał, że nie może od niego nic oczekiwać, że to nie będzie związek, że nie będą razem.
    Pokręciła od razu przecząco głową.
    — Nie chcę nas tak nazywać. — Powiedziała, jeszcze zanim tak naprawdę skończył mówić. Przestali być układem. Przestali się w ten sposób traktować już dawno, ale jakby oboje unikali większej odpowiedzialności. — Jesteśmy razem.
    To chyba było ostatnie, czego spodziewałaby się po tym dniu. Naprawdę nie sądziła, że z tamtej nocy przejdą do oficjalnego potwierdzenia sobie, że są w związku. Może to było za szybko, bo w końcu nie znali się tak dobrze, jak mogłoby się wydawać, ale czy to było ważne? Mieli w końcu czas, aby się lepiej poznać i chyba też o to chodziło w związkach, prawda? Nigdy nie można było też poznać drugiej osoby na sto procent. To był proces, który nigdy się nie kończył.
    — Więc… — Zaczęła. Trochę niepewnie, bo z jednej strony nie chciała poruszać tego tematu, a z drugiej wiedziała, że jeśli tego nie zrobi to będzie ją to gryzło przez następne tygodnie. — Koniec z tym układem? I jesteśmy tylko my? Bez… daty ważności? — Spytała. Zacisnęła usta ze sobą, bo naprawdę nie wiedziała, czy to, że są razem oznacza, że kończą z tym, co zaczęli czy może jednak to bycie razem trwa, dopóki Carter chodzi z nią do schroniska, a tego czasu było coraz mniej. Od jakiegoś czasu już się bała tej daty. Nie czekała na nią z utęsknieniem, a zbliżała się coraz szybciej. Chciała chyba po prostu, aby ten strach, że odejdzie i zostanie sama zniknął, a gdy mówił o związku… To był to dla niej jasny sygnał, że nie musi już się zamartwiać o to, czy po tych trzech miesiącach Carter dalej będzie.
    Sophia nie chciała też go w nic wciągać bez jego zgody. Znała go co prawda na tyle, aby wiedzieć, że jeśli czegoś nie chciał, to nie robił. Raz już próbowała wciągnąć kogoś w związek, kiedy wyraźnie tego nie chciał i nie był gotów. Nie chciała popełnić tego samego błędu po raz drugi. Dlatego stąpała ostrożnie i zadawała, być może, za dużo pytań. Ale chciała się upewnić, że to, co teraz się działo, to nie jest tylko jej wymysł.
    Brunetka delikatnie się uśmiechała, kiedy zaczęli się ze sobą trochę droczyć. Nie mogła sobie chyba wyobrazić lepszego poranka. Było lepiej niż myślała rano, że będzie. W oczach miała wesołe iskierki, a z twarzy uśmiech praktycznie jej nie schodził.
    — Bo to jest groźba. — Ostrzegła. Nie zamierzała mu odpuścić tego śniadania. Potrzebował tego. Oboje potrzebowali, a jeśli go nie nakarmi, to istniała spora szansa, że wróci z powrotem do spania, gdy znajdą się w łóżku. I teoretycznie nie było w tym nic złego.
    Czuła, jak policzki ją zaczynają piec, gdy pociągnął za koszulkę. Wystarczyło, że tylko trochę by ją podniósł i miałby ją całą przed sobą, a ona tego przed nim wcale nie ukrywała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Oczywiście, że mam rację. — Rzuciła i niemal przewróciła oczami. Sophia zauważała znacznie więcej niż Carterowi mogło się wydawać. Nieznacznie zadrżała, jak jego głos musnął jej skórę. Zupełnie, jakby myślami była już daleko, ale jeszcze trzymała się tego, że oboje musieli zjeść.
      Wcale nie pomagał jej z tą niewinną miną.
      — Być może mam konkretne plany. Przekonasz się. — Wzruszyła ramieniem. Miała albo nie miała… To dopiero było przed nimi. — Więc jedz. Potem zajmiemy się sobą.
      Sięgnęła po tosty, które już się zrobiły. Toster dał o tym znać chwilę temu, gdy jeszcze rozmawiali. Sophia wyjęła grzanki, które ułożyła na talerzach, a jeden z nich podsunęła Carterowi. Wyjęła z lodówki to, co jeszcze mogłoby mu się spodobać do śniadania, a resztę zostawiła już w jego rękach. Wsunęła się na stołek przy wyspie. Dopiero teraz czując, jak żołądek się jej zaciska z głodu. Zwłaszcza, że sama też jadła ostatni raz popołudniu. Przed wyjściem do niego.
      Prawie sięgała po kubek z kawą, a zamiast tego Carter ją uprzedził. Przez moment nic nie mówiła, tylko na niego patrzyła. Kompletnie rozczulona, zachwycona i… Z czymś, czego wciąż nie chciała nazwać. Za wcześnie. Było zdecydowanie na to za wcześnie.
      — Nie ma za co. — Powiedziała cicho. Ale patrzyła tylko na niego. Nie byłoby jej tutaj, gdyby nie chciała. Gdyby odstraszył ją wczoraj na dobre, nawet nie zostałaby chwili dłużej. I tak, przestraszył ją wczoraj, ale… Przecież o to prosiła, a gdy już znała i tę wersje Cartera, to postanowiła wciąż z nim zostać.

      soph

      Usuń
  68. Sophia potrzebowała jasnych odpowiedzi, które nie będą prowadziły do wymyślania własnej rzeczywistości. Przy Carterze łatwo było jej się zapomnieć, bo mówił odpowiednie rzeczy i również je robił; jakby doskonale wiedział, co Sophia chce usłyszeć, aby się uśmiechnąć, zawstydzić czy poczuć odrobinę rozbudzoną. I aż do tej rozmowy wciąż była przekonana, że owszem jakieś uczucia się między nimi pojawiły, bo mówili sobie wcześniej, że im zależy, ale nie zrobili z tym nic więcej i myślała, że oboje próbują to w sobie zdusić, aby nie rozrosło się do rozmiarów, których nie da się kontrolować.
    Nie była pewna, kiedy tak właściwie to zaczęło jej się wymykać spod kontroli. Czy to było już po tej randce, a może po tej pierwszej „kłótni”, gdy ignorowała go przez tydzień? Nie potrafiłaby wskazać palcem tego konkretnego momentu, ale wiedziała tyle, że Carter znaczył dla niej naprawdę wiele. Wkradł się w jej codzienność niepostrzeżenie, a ona się w zasadzie przed tym nie broniła. Była trochę stęskniona za bliskością. Miło było się wtulić do niego w nocy czy nawet w ciągu dnia, kiedy nie robili nic szczególnego. Spoglądać z ukosa w schronisku, kiedy był zajęty i jej nie widział lub udawał, że jej nie widzi, aby się nie rozpraszać.
    — Owszem. — Zgodziła się z nim. Ciężko byłoby już udawać, że to dalej jest tylko układ między nimi, który opiera się tylko na jednym.
    Nie ukrywała, ale poczuła ulgę, że nie była jedyna z tymi myślami. Sophia nie robiła takich rzeczy. Nie wchodziła w relacje, które miały nie mieć znaczenia, a to mu na początku zaproponowała. Parę randek, wspólnie spędzony czas i nic więcej. Wmawiała sobie oraz jemu, że nie złapie uczuć, że to na chwilę, ale teraz sposób, w jaki na niego patrzyła… To nie było przypadkowe. To nie było tylko lubię cię. Jeszcze nie potrafiła tego nazwać i w zasadzie nie chciała nazywać na głos. Wahała się wciąż między lubię cię, a zauroczyłam się tobą. Już nawet nie próbowała ukrywać tego, jak jej zawrócił w głowie. Tym momentami z nią, przede wszystkim, bo to co działo się wczoraj… O tym chciała szczerze zapomnieć. I to tak szybko, jak to tylko możliwe.
    — Nie wiem, co chciałeś zrobić, kiedy to się skończy. — Wzruszyła lekko ramionami. Nie miała też pojęcia, co ona by zrobiła. Byłoby jej przykro i nie mówiła mu o tym, ale zbyt często o tym końcu myślała i za każdym razem reagowała tak samo, niepożądanym płaczem i ściskiem w klatce. Sama myśl, że Carter odejdzie była przygniatająca, a kiedy to się zaczęło zbliżać to myślała o tym intensywniej. — Mieliśmy w końcu tak zrobić, prawda? Parę tygodni… tego, a potem mieliśmy o wszystkim zapomnieć. Ale to już nieaktualne.
    — Teraz jest oczywiste. — Powiedziała spokojnie. — Nie umiałabym… tak po prostu zapomnieć ani udawać, że to między nami było bez znaczenia. I nie myślałam też, że ty byś potrafił. Nie jesteś robotem bez uczuć. — Uśmiechnęła się lekko. — Chyba… Nie nastawiałam się, że to pójdzie w takim kierunku, wiesz? A potem coś się zmieniło i… Myślałam, że to tylko z mojej strony. Ale się myliłam.
    Obiecywała sobie i jemu, że się nie zakocha. To nie miało prowadzić do związku, a tymczasem byli w związku. Może nie zakochani, ale… Ale Sophii wcale do tego stanu daleko nie było.
    Zaskoczył ją tym, jak ją przyciągnął za stołek do siebie. Zaśmiała się cicho, widząc to, jak zadowolony z tego jest. Mogła przysiąc, że serce waliło jej znacznie mocniej w tej chwili. Przez chwilę po prostu na niego patrzyła i lekko drgnęła, kiedy jego dłoń spoczęła na jej udzie. To był niby taki prosty gest, do którego powinna być już przyzwyczajona, a za każdym razem wywoływał w niej tę samą reakcję.
    — Wiesz, że nie przekonasz mnie tą „niewinną” miną? — Uniosła lekko brew, a na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech. — Trochę cię już znam, Carter. — Mruknęła. I wcale nie była zła o te małe podchody między nimi. Właściwie, to miała ochotę, aby było ich znacznie więcej.
    Przez chwilę tylko się na niego patrzyła, kiedy powiedział, że jest na nią gotów. I to prawdopodobnie było lepsze niż wszystko, co usłyszała w całym swoim życiu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdzieś tam w środku paliły się w niej małe ostrzegawcze lampki. To za szybko, za wiele się dzieje. Przecież jeszcze nie w pełni pogodziła się z tym, co wydarzyło się zeszłej nocy. Tak, to było z jej winy, bo go sprowokowała i twierdziła, że ma na to chęć, ale jednak… Jednak to było sporo. Było to jednak w pewien sposób bolesne. A dzisiaj jakiś mały ułamek Sophii wprowadził się do jego penthouse’u. I prawdę mówiąc, ona nawet nie zauważyła, kiedy to zrobiła. To się stało. Zbyt szybko, aby mogła się zorientować i zaprotestować. Prawda była też taka, że jakaś jej część reagować nie chciała. Sophia chciała przekonać się, gdzie to wszystko ich doprowadzi. Czy będąc tak skrajnie różnymi od siebie, będą mogli zbudować ze sobą coś trwałego.
      Śniadanie zniknęło szybciej niż brunetka się spodziewała. I, jak się okazało, miała rację i oboje tego potrzebowali. Dość szybko poczuła, jak dostaje mały zastrzyk energii po jedzeniu. Uparła się, aby wszystko schować i posprzątać. Nie potrafiła odejść i zostawić bałaganu. Blat po kilku minutach lśnił, a w kuchni nie było śladu po śniadaniu. Nie licząc dwóch kubów z herbatą, które stały obok siebie.
      Podeszła do Cartera, który siedział wciąż przy blacie i bez słowa wtuliła się w jego plecy, delikatnie go obejmując. Potrzebowała chwili, aby oswoić się z myślą, że byli teraz razem. Nie w układzie, ale naprawdę – para. To brzmiało trochę absurdalnie, jak myślała o tym, ile ich różni, a jednocześnie… Jednocześnie czuła, że to ma sens. Dziwny, ale ma.
      — To które półki będą moje?

      soph

      Usuń
  69. Przymykała oczy, kiedy jego dłoń sunęła po udzie. Był to kojący gest, bezpieczny. Lubiła, kiedy to robił i to, jak sprawiał, że wtedy się czuła. Tę niepewność co dalej, która w niej się powoli budowała. Przez większość czasu jego dłoń była ciepła, momentami miała wrażenie, że wręcz gorąca, jakby walczył właśnie z gorączką. Dzięki takim gestom czuła, że nie była z nim tylko po to, aby grzać drugą stronę w łóżku, że nie chodziło tylko o to, aby jak najszybciej zsunąć z niej wszystkie warstwy ubrań. Od tego zaczynali, ale z czasem Sophia zaczęła pragnąć trochę więcej, a teraz Carter jej to po prostu dawał. Bez proszenia.
    — Całe królestwo, hm? — Mruknęła z rozbawieniem. Która dziewczyna w końcu nie chciałaby zapełnić sobie garderoby? Nie chodziła często na zakupy, ale jak każda inna lubiła ładne rzeczy, a teraz miała świetną okazję, aby dorobić się nowych ubrań.
    Sophii nawet się nie śniło, aby wypuszczać teraz jego dłoń. Ścisnęła ją nieco mocniej, gdy szła obok niego do garderoby. Bywała w niej już wcześniej parę razy. Zwykle po jakąś koszulkę czy bluzę, jeśli było jej chłodniej, a swojego nic nie miała. Zwykle rzeczy leżały na wierzchu, a Soph nie miała potrzeby, aby zaglądać dalej. Najczęściej też mówił jej wprost, gdzie znajdzie pożądaną rzecz lub przynosił sam.
    Zmrużyła oczy po tym żarcie, ale nawet, kiedy chciała udawać, że jej coś nie rozbawiło, to nie potrafiła.
    — I myślisz, że to zabawne? — Przewróciła oczami. Na pewno dałoby jej wymówkę, aby go tu często wołać, a jego, aby siedzieć w garderobie, gdy Sophia się będzie przebierać. — Mogę tu zawsze wnieść drabinę i już bym cię nie potrzebowała. — Ostrzegła, a kąciki jej ust zadrżały w zdradzającym ją uśmiechu. Byłaby do tego zdolna, gdyby naprawdę trafiła się jej górna szafka, ale ta drabina pojawiłaby się tylko w momentach, kiedy nie miałaby ochoty z nim rozmawiać, czy byliby o coś skłóceni. Ot, aby pokazać, że sobie poradzi nawet z najwyższą półką. Ale takich sytuacji nie przewidywała.
    Była trochę zaskoczona pustymi półkami, które jej pokazał.
    — Zrobiłeś to wcześniej? — Spytała. Jeśli dobrze kojarzyła, to wcześniej coś tutaj na pewno było. A może tylko się jej wydawało? Nie zwracała aż tak uwagi na to, co było tutaj. Wchodziła i wychodziła stąd. Nie zatrzymywała się na dłużej, aby przejrzeć mu każdą jedną koszulkę czy skarpetę w garderobie. — Uważaj co mówisz… Mam dużo sweterków. — Rzuciła, a wzrokiem wciąż błądziła po garderobie. Chciał, aby miała tu swoje rzeczy. Żeby je tu przyniosła, miała na zmianę, aby tutaj była… W jego przestrzeni. Aby dzielili tę przestrzeń razem. To dla niej był duży krok. Większy niż się spodziewała. W tym idealnym świecie Sophii najpierw było umawianie się przez rok, a potem wspólne mieszkanie, a potem cała ta reszta, ale chyba najwyższy czas był odejść od wyobrażeń, które jakoś się nie sprawdzały w jej przypadku.
    Sunąca po jej udzie dłoń Cartera była, jak takie małe przypomnienie, że on naprawdę chciał, żeby tutaj była. To nie był żaden okrutny żart. Chciał jej tutaj. Pokazywał jej miejsce, które miało być jej. W przestrzeni, którą czasem będą wspólnie dzielić.
    Miała coś powiedzieć, może rzucić jakimś żartem, ale nie zdążyła. Cicho mruknęła w odpowiedzi na pocałunek, który zaraz pogłębiła. Bez zbędnego pospiechu czy próby narzucenia innego tempa. Rozumiejąc, że oboje chcą się tym nacieszyć. Przylgnęła swoim ciałem mocniej do torsu Cartera, a dłonie położyła na jego ramionach.
    — Mhm, za późno na to. — Mruknęła. Oczy miała wpółprzymknięte, kiedy się od siebie na odsuwali, aby coś powiedzieć. — Jest już moja.
    — Mamy cały czas świata… Ale jeśli ją chcesz odzyskać, to sam musisz mi ją zabrać. — Mruknęła z rozbawieniem i powagą w oczach jednocześnie. Bez walki nie zamierzała jej oddać.
    Sophia krótko westchnęła, gdy przesunął dłoń na wewnętrzną stronę uda. Zbyt szybko poznał jej ciało i to, co na nią działało. Zdecydowanie. Napięła się nieznacznie, tym razem nie z zawstydzenia. Ono się przy nim raz pojawiało, a raz znikało. Nie było szansy, aby wychwycić, kiedy nagle Sophia się zawstydzi, a kiedy uderzy w nią ta silna pewność siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie opierała się, kiedy pociągnął ją za sobą. Usiadła mu na udach, a ręce odruchowo miała już na jego szyi. To był już niemal przy nich standard. Włosy luźno opadały jej do przodu. Siedziała lekko nad nim nachylona, spoglądając na niego z góry. Była w pełni kupiona tym, co się między nimi działo. I było to niebezpieczne, dla niej przede wszystkim. Ale chyba nie musiała się tym, aż tak martwić, prawda? Byli razem. To już nie był układ, w którym uczucia były zakazane.
      Kompletnie nie spodziewała się tego pytania.
      — Zawsze mam kłopoty. — Mruknęła i wzruszyła lekko ramionami. Gdyby nie Carter, to znalazłby się inny powód, aby o coś się przyczepili. Tak już było. Sophii to nawet nie dziwiła. — Nigdy się o ciebie nie pytał. Nie obchodzi go to albo… Nie wiem. Wszystkim jest też na rękę, jak mnie nie ma. Mogą grać szczęśliwą rodzinkę beze mnie.
      Od dawna wiedziała, że Gwen wolałaby, żeby Sophii nie było, a tata… On robił to, co mówiła mu Gwen. Jakby stracił możliwość podejmowania własnych decyzji. To ona zdecydowała, że Nico nie jest dla niej, a ojciec się zgodził z nim, choć, potem, gdy Gwen nie było w pobliżu to jej na swój sposób doradzał.
      Sophia nie udawała, że się z kimś spotyka. Carter też nie szczędził sobie wrzucania ich do sieci. Martwiła się czasem, że może zerknie w to, co piszą, a niektóre artykuły wspominały nie tylko o niej, ale też o tym z kim była wcześniej, a raczej z kim przeżyła mały skandal filmowy. Sama zresztą mu rzucała w nocy imieniem… Bez zastanowienia, czy nie połączy faktów.
      — Dlaczego? Chcesz go poznać? — Zaśmiała się. Jakoś sobie tego nie wyobrażała. I nie chciała chyba zapraszać go do domu. Nie, bo się wstydziła czy chciała go ukrywać, ale wiedziała, że zaproszenie go do domu będzie błędem, a on pewnie potem nie spojrzałby na nią tak samo

      soph

      Usuń
  70. Myślała, że łatwiej będzie, kiedy zażartuje. Sophia miała swoje powody, aby trzymać Cartera z dala od własnej rodziny. To nie jego się wstydziła. Zewnątrz wyglądali, jakby naprawdę byli zgrani. Ale w środku wszystko gniło.
    Wyczuwała, co chciał jej przez ten dotyk powiedział. Przez dłonie nie przepływał prąd pożądania, a spokój. Potwierdzenie, że jej słucha i jest otwarty na to, aby mu mówiła, jeśli ma ochotę. Zamknęła na moment oczy, zastanawiając się, jak go wprowadzić w swój świat bardziej. Nie był on może bardziej pokręcony niż jego, ale to wciąż nie była miła rzeczywistość. Trochę zagmatwana, podszyta jadowitymi komentarzami, podkładaniem nogi na prostej drodze i czerpaniu radości z upadków.
    — Nie umiem z nim teraz rozmawiać, wiesz? Przedtem… Taki nie był. Nawet, kiedy mama zmarła… Wciąż był moim tatą. Zawsze mu o wszystkim mówiłam, ale kiedy ożenił się z Gwen i wprowadziła się z Imogen i Maddie… Coś się zmieniło. — Rzadko miała okazję do tego, aby o tym opowiadać. Nie lubiła poruszać tego tematu i nie z każdym mogła. Zależało im, aby mieli idealny wizerunek rodziny. Zawsze uśmiechnięci i szczęśliwi. — On się zmienił. Nie chciał ze mną rozmawiać, spędzać czasu. Liczyło się to, co powie Gwen, a kiedy mówiła, że robię coś źle… To tak było. Jestem dzieckiem z romansu, więc… Poniekąd mogę rozumieć niechęć.
    Zaśmiała się, gdy próbowała wyobrazić sobie takie spotkanie. Byłoby… Intrygujące. To z pewnością. I gdyby tylko było z ojcem, to jeszcze mogłaby przeżyć, ale w pakiecie była też macocha, a ona… Ona już by nie była wyrozumiała. I nie była, ale Sophia nie chciała mu mówić, co o nim mówiła, gdy pierwszy raz wyszło na jaw, że się z nim spotyka. To nie było nic, co Soph potrafiłaby powtórzyć.
    — Nie, nie jesteś takim typem. — Zgodziła się. I to jej się najbardziej podobało. — Ale wiesz, nawet tacy, którzy się nadawali na niedzielne obiady… Też nie byli odpowiedni. Więc, bez względu na to kogo bym przyprowadziła do domu, zawsze znajdzie powód, aby nie pasował do rodziny.
    Skupiła się na moment na jego dotyku. Pozwalało jej na to moment oderwać się od ciężaru tej rozmowy. Przerywanej śmiechem, bo mimo wszystko, ale nie umiała sobie wyobrazić, jak zaprasza go na taki obiad. Nie wstydziła się Cartera, gdyby tak było, to nigdy by się z nim nie spotkała. I tu nie chodziło o niego, że zrobi coś nie tak, ale o to, co zrobiłaby jej macocha, która potrafiła wbić szpileczki tak, aby nie zabolało od razu, ale dopiero rozkwitło z czasem.
    — Pewnie tak… Ale nie czytam tego. — Westchnęła. Nie każdy artykuł pewnie był zły, ale źle zniosła ten ostatni raz, kiedy zrobiło się o niej głośno w mediach. Nie chciała sprawdzać, jak będzie tym razem. — Strasznie tego nie lubię… gdzie się nie ruszysz to ciągle coś. — Mruknęła. Nie miała do niego o to pretensji, bo przecież już wcześniej wiedziała, jak to jest, kiedy wpychają kamery przed nos, aby zrobić zdjęcie. Najlepiej w kompromitującej sytuacji. Ale przedtem Sophia trzymała się na uboczu. Tylko pojawiała się na obowiązkowych wyjściach, uśmiechała do kamer. Nie robiła z siebie influencerki, jak Imogen i nie szczerzyła się do obiektywu, jakby od tego zależało jej życie.
    — Nie będę ukrywała, czepiają się. Ale to nie jest nic, co warto powtarzać. — Powiedziała cicho. Nie chciała mu zawracać tym głowy. Tymi komentarzami, że zrujnuje sobie życie, że będzie kolejną panią Crawford do kolekcji, którą porzuci po paru miesiącach. Że się stoczy, jak będzie z nim dalej się spotykać. To wszystko wychodziło od Gwen, ojciec milczał. Może znów zawiedziony, że Sophia nie potrafiła wybrać dla siebie odpowiedniej partii i sięgała po raz kolejny po coś zakazanego.
    — Owszem. — Zgodziła się z nim. Czasami się zastanawiała, jakby teraz wyglądało jej życie, gdyby nie ten wypadek. Gdzie by była, co by robiła. Czy też siedziałaby tutaj razem z nim, czy może ich drogi nigdy by się nie przecięły. — Tak… lepiej jest budować własną. Na swoich zasadach.
    Nie dodała na ten temat nic więcej. Wystarczająco zostało powiedziane, a oni sobie więcej mówili przez spojrzenia niż słowami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zmiana była dyskretna. Prawie niezauważalna z początku. Nie, kiedy jeszcze te słowa między nimi wisiały, a jej umysł był w innym miejscu. Zaczęła do niej docierać po chwili. Nijaki wyraz twarzy zaczął się zmieniać. Przymknęła oczy i rozluźniła się pod jego dłońmi. Nieznacznie rozciągając na nim. Lekko napięła mięśnie, kiedy dłonie wsunął pod materiał koszulki. Zapiekła ją myśl o tym, jak nic więcej pod nią nie ma, a on wiedział… Był świadom, że oddziela ich tylko ta cienka warstwa materiału. Sophia nawet nie zwróciła uwagi na to, że krótkie westchnięcie uciekło z jej gardła. Trochę przytłumione, jakby nie chciała mu dać od razy tej satysfakcji, że to działa. I działało, za każdym razem.
      — Carter… — Mruknęła nisko. Przygryzła dolną wargę, jakby próbowała powstrzymać się od uśmiechu lub jakiegokolwiek innego grymasu, który by zdradził, że jej się to podoba. Zdradzało ją za to wszystko inne. Nie mogła pojąć, jak jemu udaje się pozostać spokojnym. Jakby wcale go nic nie ruszało. — Nie grasz fair… — Westchnęła, a to były tylko dłonie na skórze. Nic więcej, żadnych poważniejszych ruchów. Tylko tyle, a Sophia już rozpływała się w jego objęciach.

      soph

      Usuń
  71. Jeśli nie musiała, to o tym nie rozmawiała. Rzadko ktoś się i tak pytał, a osoby, które miały wiedzieć – już wiedziały. Przy nowo poznanych osobach nie zaczynała tematu swojej rodziny, nie wywlekała tych wszystkich brudów, które chowali pod ładnymi uśmiechami. Carter nie był ani nowy, ani przypadkowy. Był jej partnerem, prawda? Może oficjalnie od dzisiaj, ale już wcześniej rozmawiali szczerze i wyrzucali z siebie to, co im leżało na sercach, zakłócało wewnętrzny spokój.
    To być może był zły moment, aby ciągnąć tę rozmowę. Sophia nie narzekała, że jej nie odpowiedział. Jakby sam również wiedział, że będzie lepiej, aby teraz nie pytać o więcej. Nie, kiedy siedziała rozgrzana na nim w garderobie, która tonęła w półmroku, a jego dłonie znajdowały się pod koszulką. Być może przy kimś innym uznałaby, że nie chce wiedzieć i słuchać o jej problemach, że nie chce być w nie wciągnięty, ale znała już Cartera. Może nie w pełni, a już na pewno nie powiedział jej o sobie wszystkiego, ale wiedziała, że on słucha i zapamiętuje. Nawet, jeśli nie zawsze pyta od razu to notuje je w głowie, a kiedy czas robi się odpowiedni to wtedy zaczyna dyskretnie pytać. Znajduje odpowiedni moment, aby wślizgnąć się z pytaniami. I zdecydowanie chwila, kiedy jedna dłoń była na jej biodrze, a druga ślizgała się między jej udami to był kiepski czas, aby pytać o relację z macochą, wycofanego ojca i siostry.
    Przy Carterze wszystko było bardziej intensywne. Dawał jej coś, czego wcześniej nie poznała. Nie z taką siłą i nie w taki sposób. Kolory przy nim były jaskrawsze, rzeczywistość kompletnie inna, a Sophia… Sophia poznawała wersję siebie, o której istnieniu nie miała bladego pojęcia. I z każdą chwilą podobało się jej coraz bardziej to, jaka przy nim jest. Odważniejsza niż przedtem, pewna siebie, a jednocześnie wciąż pozostawała sobą. Tą dziewczyną, którą znała najlepiej i która czasem wstydziła się własnych pragnień, jakby te były zarezerwowane dla wszystkich, ale nie dla niej.
    Palce delikatnie wbiła w jego ramiona, jakby potrzebowała się go teraz chwycić. Miała wrażenie, że jego dotyk jest subtelny, prawie niewyczuwalny. Czasem na niego spoglądała spod wpółprzymkniętych powiek, innym razem je zamykała, jakby już samo patrzenie na niego to było za dużo. Nie w pełni nawet kontrolowała swoje ruchy. Lekkie uniesienia bioder, dłonie, które raz po raz zaciskały się na jego ramionach. Oddech nieznacznie już przyspieszył, a przecież jeszcze nic tak naprawdę nie zrobił. Jej jednak w zupełności wystarczyło, aby wytrącić ją z równowagi, gdy subtelnie muskał jej skórę na udach. Jak sprawnie przesuwał dłonią z jednego miejsca na drugie, by po chwili bez żadnego zawahania wsunąć ją głębiej, co wyrwało z jej piersi krótkie westchnięcie, ale nie było w niej żadnego zaskoczenia. Były za to zaróżowione policzki.
    — Mhm. Dobrze. — Przytaknęła z kolejnym westchnięciem, lekko przechylając głowę na bok. Otworzyła na moment oczy, trochę zwężone i zamglone od napięcia, ale w pełni skupione i uważne. Jakby również i ona chciała wychwycić każdą reakcję na twarzy Cartera, ale na niej malował się stoicki spokój, jakby całe swoje skupienie teraz przelewał na nią. I nie mogła zaprzeczyć, bo przecież tak właśnie było. Znalazła się w centrum jego zainteresowań na ten moment, a jej samej ciężko byłoby ukryć, jak bardzo się to dziewczynie podoba.
    — Zapamiętam sobie… to na przyszłość. — Mruknęła odnosząc się do jego grania nie fair.
    Oddychała przez rozchylone usta, nie mogąc się zmusić do tego, aby spojrzeć w inną stronę, choć to był jej zwykle pierwszy odruch. Popatrzeć się za ramię, w sufit, na ścianę. Gdziekolwiek, byle nie na niego, a teraz nie potrafiła oderwać wzroku. Nie była tą dziewczyną, która śmiało bierze to, co się jej należy i co jest jej oferowane, a przy nim… Przy nim wszystko było inne. Zaczynając od niej samej, a na wszelkich doświadczeniach z nim kończąc.
    Zadrżała, kiedy pewnym i zdecydowanym ruchem dłoń wsunął głębiej. Z gardła uciekł jej stłumiony jęk, a udami mocniej go objęła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Usta Cartera zostawiły po sobie piekący, odczuwalny pod skórą ślad. Jakby podrażniał każdy nerw w jej ciele, powoli i skrupulatnie. Zacisnęła lekko usta, aby powstrzymać się przed kolejnym mruknięciem.
      — Zawsze mi się z tobą podoba. — Odpowiedziała półszeptem. Głos już jej drżał, a z każdą chwilą coraz trudniej było jej nad sobą panować. Palce kompletnie odruchowo wbiła mocniej w jego ramiona, głowa samoistnie odchyliła się do tyłu, choć Soph teraz wcale nie chciała tracić o z oczu, ale nie mogła się powstrzymać. Delikatnie, nieśmiało ruszyła biodrami. Dla własnej przyjemności i aby dać mu znać, jak bardzo obecna jest w tym momencie.
      — Nie. — Głos jej drżał, ale był stanowczy, a to, jak zabrzmiało równie dobrze mogło przypominać ostrzegawcze warknięcie, aby nawet się nie odważył tego robić. — Nie przestawaj.
      Sięgnęła dłońmi do jego policzków, ujęła je z czułością i tylko przez chwilę spoglądała mu w ciemne oczy, zanim sięgnęła do ust Cartera własnymi. Nie był to pospieszny ani gwałtowny pocałunek. Spokojny, jakby jeszcze raz chciała sprawdzić, czy wciąż smakuje tak samo dobrze, jak przed chwilą.

      soph

      Usuń
  72. Czasem czuła się tak, jakby kompletnie nie wiedziała, co robić ani jak się zachować. Z jednej strony wiedziała, czego chce, a z drugiej miewała chwile, kiedy bała się o to poprosić i zachować głośniej, jakby jej nie wypadało. I w tym wszystkim był Carter, który jej mówił, że lubił, gdy była głośna, gdy brała to, czego od niego chciała i się przed niczym nie wahała.
    Sophia nie broniła się przed tym, aby ją ukierunkował. Bez choćby cienia zawahania w sobie mu się oddała. W jej myślach teraz nie było już niczego ani nikogo, poza Carterem. Były obecne tylko jego pocałunki, gorące i pełne pasji, o którą sama się prosiła, obejmująca ją za biodro dłoń i ta między udami, która poruszała się sprawnie i dokładnie tak, jak tego chciała i jak lubiła. Miała wrażenie, że sprawdza, na jak wiele może sobie pozwolić, zanim Sophia rozpadnie się na nim kompletnie. Przymknęła oczy, rozkoszując się jego płynnymi ruchami, na które chętnie odpowiadała, pocałunkami i ciepłem, które biło od Cartera. Dopasowała się do narzuconego przez niego tempa, które nie było ani pospieszne, ani naglące, dopasowane wręcz idealnie.
    Nic nie mówiła, tylko działała. Tak, jak podpowiadało jej własne ciało. Zakołysała delikatnie biodrami, pogłębiając własną przyjemność, a to sprawiło, że głośniejszy, mniej kontrolowany już jęk wyrwał się spomiędzy jej ust. Tak, jak chciał – przestała być cicha. Słyszała wszystko, co Carter do niej mówił. Każde jedno słowo, każdy komplement, który sprawiał, że brunetka pragnęła go coraz bardziej. Już nie tylko dłoni i pocałunków na skórze, ale całego i w pełni. Bez choćby centymetra materiału między nimi. Zbyt dobrze wiedział, jak ją dotknąć, gdzie nacisnąć, gdzie pocałować, aby odebrać jej oddech. Mruknęła w jego skórę na szyi, do której przywarła ustami zostawiając na niej kilka rozgrzanych, trochę może chaotycznych pocałunków, jakby nie chciała zostawiać go bez niczego, gdy się nią zajmował. Nie minęło wcale długo, gdy te znajome uczucie ściskające mięśnie powoli zaczęło zawłaszczać sobie jej ciało. Sam ton jego głosu, chrapliwy, zmysłowy sprawiał, że kręciło się jej w głowie, a w połączeniu z całą resztą, Sophia traciła jakikolwiek grunt pod nogami.
    — Carter… — Więcej nie dała rady z siebie wyrzucić, gdy jej ciałem wstrząsnął mocniejszy dreszcz. Trwało to parę sekund, zanim osunęła się w jego objęciach ciężko dysząc, a w skroniach słyszała, jak jej serce bije w szaleńczym rytmie. Twarz schowaną miała w zagłębieniu jego szyi, gorący oddech uderzał o jego nagą skórę. Zamknęła oczy, nie odzywając się już i pozwalając, aby rozproszyła ją jego druga dłoń, wciąż spoczywająca na jej plecach, które delikatnie gładził. Nie musiała podnosić głowy, aby wiedzieć, że na jego twarzy maluje się ten zawadiacki, pełen zadowolenia uśmiech, który doskonale już znała i mogła przewidzieć, kiedy się pojawi.
    Trwała w takiej ciszy przez chwilę. Starając się zapanować nad własnym oddechem, a jednocześnie nie chciała tracić już nawet chwili dłużej. Nie była pewna, czy minęło parę minut czy tylko kilkadziesiąt sekund, które zdawały się ciągnąć przez wieczność. Bez znaczenia, bo kiedy spojrzała w końcu na Cartera, jej ciało zareagowało instynktownie próbując się niemal wtopić w jego. Nic nie powiedziała, tylko wpiła się zachłannie w jego usta, dłoń kładąc mu na karku, trzymając go w ten sposób przy sobie. Może w podziękowaniu, a może w prośbie, aby jeszcze nie przestawali, aby jeszcze ten moment między nimi dalej trwał.
    Oderwała się od niego, niechętnie, ale z planem w głowie. Bez słowa sięgnęła do koszulki, którą sprawnym ruchem z siebie zsunęła i odrzuciła na bok, nawet nie patrząc, gdzie ląduje. Lekko zadrżała, może od chłodu albo od tego, że nie miała na sobie już kompletnie nic i siedziała na nim tak pewna, rozgrzana i chcąca więcej.
    — Weź mnie, Carter. — Poprosiła cicho, szepcząc to niemal w jego usta. Z tą mieszanką pewności, że tego właśnie chce i zawstydzenia, że mówi to na głos. — Chcę cię we mnie… — Te cztery słowa opuściły usta niemal bezgłośnie.
    Podniosła wzrok powoli, odnajdując jego oczy.

    soph

    OdpowiedzUsuń
  73. Sophia spoglądała na nieco spod wpół przymkniętych powiek, ale w pełni świadoma o czego od niego chciała i że wcale nie zamierzała również dłużej czekać. Widziała ten zachwyt w jego oczach, który sprawiał, że jeszcze chętniej mu się oddawała. Tymi małym gestami ją do siebie przyciągał, tym spojrzeniem, które było zarezerwowane tylko dla brunetki. Wciąż nie doszła do siebie jeszcze po tym, co z nią zrobił, oddychała płytko, krew wrzała w żyłach, a serce dudniło, ale jeszcze nie była gotowa, aby przestać. Jeszcze nie chciała tego momentu między nimi kończyć i zostawić za sobą, czy wrócić do rzeczywistości, którą zostawili za drzwiami garderoby. Bo świat teraz nie istniał. Była Sophia i był Carter. Byli oni. Zamknięci w garderobie ze wzrokiem skupionym na sobie. Ona z jego dłońmi na policzkach, które trzymał pewnie, jakby nie chciał, aby odwróciła od niego spojrzenie choćby na sekundę.
    Brunetka nie musiała nic mówić, bo wszystko co chciała mu przekazać było skupione w jej oczach.
    Krótko westchnęła, kiedy zmienił ich pozycję, ale nie protestowała. Ręce przez moment miała nad głową, a tę odchyliła lekko na bok. Przyglądając mu się uważnie. Nie czując żadnego skrępowania tym, że leżała przed nim kompletnie naga. Cicho mruknęła, kiedy jego usta musnęły jej skórę, a ciało zadrżało, jakby nie mogła się przed tym powstrzymać. Sięgnęła sama w końcu dłońmi do niego, nie chcąc pozostać bierną. Sophia chciała go dotknąć, poczuć go bardziej. Jakby się bała, że to wszystko to będzie tylko sen, który zaraz ktoś jej przerwie, a Carter – oni – okaże się tylko snem. Zbyt miłym, aby mógł być prawdziwy.
    — Jesteś cały mój. — Powtórzyła po nim, choć ciężko było jej w to uwierzyć. W nią i w niego – ich razem. Że taki mężczyzna jej chciał. Ten, który naprawdę mógł mieć każdą i nie musiał się nawet starać, a wybierał ją. Spośród wszystkich, które pasowałyby do niego bardziej, Carter chciał jej. W całym pakiecie. Z pytaniami i nieśmiałością, ze spokojem, który ze sobą niosła. Chciał jej. Taką jaka była. W sweterkach i plisowanych spódniczkach. I dlatego nie mogła w to uwierzyć, że komuś – jemu – to mogło odpowiadać. Ten spokój w niej, niechęć do głośnych wydarzeń i imprez, które były w porządku, raz na jakiś czas. Brał cały pakiet, który w sobie miała. I chyba po raz pierwszy poczuła się tak doceniona i tak chciana, jakby…. Jakby w końcu trafiła na osobę, z którą to naprawdę mogłoby się udać. Nie wszystko było kolorowe, wiedziała o tym, że Carter ma w sobie dużo problemów, które nie są przepracowane, że może to wszystko się posypać, ale w tym konkretnym momencie Sophia nie potrafiła wyobrazić sobie, że ktoś inny mógłby być na jego miejscu. Posiadać ją tak, jak robił to Carter.
    Spojrzała na niego tak, jak poprosił. Mimo, że wcale nie musiał, bo zrobiłaby to za chwilę sama. Rozchyliła usta, na których osiadł się głośniejszy jęk, kiedy poczuła go w sobie. Sięgnęła dłońmi do jego ramion, a potem na plecy, kark… Byle tylko czuć go pod dłońmi. Udami objęła jego biodra. Chcąc teraz upewnić się w każdy możliwy sposób, że Carter jest tuż obok niej. Wspólnie odnaleźli rytm, który im pasował. Nie było tego dzikiego pospiechu, jak w klubie. Szarpania i gwałtowności. Obdarował ją teraz czymś kompletnie innym, a Sophia to brała garściami. Usta zostawiały na jego ciepłej skórze pocałunki, na ramionach i szyi, policzku i z powrotem na ustach, a każdy zdawał się być przemyślany, a nie chaotyczny, jak przedtem.
    — Ty również. — Szepnęła miękko. Carter nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że Sophia naprawdę go widziała. Z tymi mroczniejszymi elementami, które jej pokazał, z tą całą czułością, którą poznała dzięki niemu. Widziała to i z jakiegoś powodu akceptowała to, przed czym powinna była uciekać czym prędzej.
    Ale była tutaj. Pod nim w jego garderobie. Oplatając go nogami i ramionami, całując w sposób, jakby od tego zależało całe jej życie. I nic teraz nie byłoby w stanie jej od niego oderwać. Żaden telefon, żaden dzwonek… Absolutnie żaden argument by teraz do niej nie trafił, gdyby coś próbowało brunetkę od niego odsunąć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sophia nie próbowała wstrzymać już żadnego dźwięki; każde westchnięcie, mruknięcie czy jęk raz po raz uciekało spomiędzy jej ust. Rozchodziło się miękko po garderobie, zanikało między westchnięciami Cartera, którego ciepły oddech ciągle czuła na swojej skórze.
      Czuła każdy jego ruch; wyraźnie i mocno odbijał się w jej pamięci. Jakby próbował się w niej zakorzenić na zawsze. Upewnić, że brunetka nie będzie w stanie o nim nigdy zapomnieć. A ona wcale zapominać nie chciałam nie teraz i nie po tym poranku, który dał jej znacznie więcej niż się spodziewała. Oplotła go mocniej udami, gdy mięśnie zaczęły się pod nim napinać, oddech spłycił, a pocałunki stawały się nieco bardziej chaotycznie niż przed chwilą. Gdzieś w tym wszystkim Soph odnalazła jego dłoń, z którą splotła swoje palce. Mocno i pewnie, bo skoro mieli to zrobić razem, to chciała go czuć z każdej strony.
      Przylgnęła do niego mocniej, jej ciało jeszcze delikatnie drżało, a oddech się nie wyrównał. Na parę sekund przymknęła oczy, a kiedy je natrafiła pierwsze co zobaczyła, to była twarz Cartera. Uśmiechnęła się miękko, kiedy pocałował ją w czoło. To był taki prosty gest, czuły i… I taki, który dawał nadzieję. Być może większą niż należało.
      — Nie zamierzam, Carter. — Obiecała cicho. Nie chciała, aby to między nimi się skończyło. Nie jutro, nie za tydzień. Chciała, aby to trwało. Przez wieczność.
      Oparła lekko głowę o jego ramię, nie będąc gotową, aby się odsunął od niej teraz choćby na moment. Może wypadało, aby się ubrali, ale nie zwracała na to uwagi. Nie teraz.
      — Carter? — Szepnęła, jakby sprawdzała, czy wciąż jest obok, chociaż przecież go czuła. — Zakocham się w tobie… jeśli to będzie wyglądało tak... — Dodała cicho. Albo już się zakochiwała. I… I jeśli miała usłyszeć, że nie powinna była tego robić, to wolała to usłyszeć teraz. — To źle?

      soph

      Usuń
  74. Pytała się poważnie, a on stroił sobie żarty. Sophia nie drgnęła jednak nawet na milimetr, kiedy Carter się podnosił. Pozwoliła sobie tylko na to, aby zerknąć na jego tors. Zaledwie na parę sekund, bo znacznie bardziej ciekawiła ją teraz jego twarz i oczy. I ten cholerny uśmiech, od którego miękły jej nogi. Była pewna, że robi to celowo. Czuła na sobie nie tylko jego ciepły oddech, ale i przyjemny ciężar. Niby na niej leżał, ale nie w pełni, a jej taka bliskość, jak najbardziej odpowiadała.
    — Mhm, bo nic nie działa na dziewczynę tak, jak kilka zer na czeku. — Westchnęła i przewróciła oczami. No, na pewno były takie, na które taki czek by zadziałał, ale Carter miał pecha trafić na ciężkiego przeciwnika, który się nie dawał ładnym cyferkom. Na ładne oczy też się wtedy nie nabrała. Ani na ten uśmiech, który teraz mógł spokojnie sprawić, że Carter dostałby wszystko, o co by tylko poprosił. Nawet nie musiałby jej jakoś specjalnie naciągać. Zgodziłaby się bez większego wahania.
    Nabrała trochę więcej powietrza, kiedy Carter musnął jej policzek. Droczył się z nią i dobrze o tym teraz wiedziała.
    — Czyli przyznajesz się, że to byłeś ty. — Mruknęła i krótko się zaśmiała. Przymknęła oczy, przypominając sobie, jak siedzieli wtedy zamknięci. Ten cholerny schowek wszystko zaczął. — To, że chciałam to nie znaczy, że byłam zakochana. — Broniła się. Jeszcze wtedy nie była. Raczej zaintrygowana, a potem… Potem nie miała już kontroli nad tym, co do niego zaczyna czuć.
    — Pamiętam. — Powiedziała szeptem. Specjalnie wtedy przyjechała i go szukała, bo nie umiała odpuścić. I absolutnie niczego nie żałowała. Ani tego, że go znalazła, że weszli w ten układ, że teraz leżała pod nim. W pełni zadowolona po seksie, po tym, jak zostali… Parą. Ten cały chaos doprowadził ich do tego miejsca. — Twoje smakowały whisky. — Mruknęła. Aż za dobrze to pamiętała i tamtej nocy się nauczyła, że to głównie Carter pił.
    Przesunęła dłońmi po jego ramionach, w górę i dół.
    Nie umiałaby wskazać momentu, kiedy się w nim zakochała, ale to się stało. Tak po prostu. Szybko. Może zbyt szybko. Może znów wchodziła w coś, czego nie rozumiała. Po czym będzie płakać i zostanie w strzępkach, ale nie potrafiła się teraz zmusić, aby myśleć trzeźwo. Zupełnie, jakby w jego pocałunkach było coś uzależniającego, a kiedy zaczynała trochę rozsądniej myśleć to on ją całował, aby zapomniała, że próbowała się z tego wyplątać.
    Westchnęła w krótkiej frustracji, kiedy musnął jej usta, ale nie pocałował.
    — I myślisz, że ci to powiem? — Mruknęła, jednocześnie zdradzając, że owszem to zakochanie zaczęło pojawiać się już jakiś czas temu. Próbowała się przed tym bronić. Naprawdę. Odsuwała od siebie te myśli, bo to był tylko układ… Tylko seks. Tylko czasem chodzili na randki. Tylko czasem nazywał ją swoją dziewczyną. Tylko czasem zasypiali razem. Nawet nie po seksie, po prostu… Zasypiali, jakby to było normalne.
    — I jak niby na ciebie wtedy patrzyłam? — Uniosła brew w oczekiwaniu na odpowiedź, którą doskonale znała. Nie umiała się maskować tak dobrze, jakby się jej wydawało. Widziała też przecież, jak on na nią patrzył, ale cały czas tłumaczyła to sobie, że robi tak, bo są w tym układzie, a potem oboje rzucili coś o uczuciach, ale tak nieśmiało i niewiele, że nie była pewna co o tym sądzić, a teraz… Teraz Carter ją miał w całości i Sophia nie mogła się przed tym bronić nawet, gdyby naprawdę chciała. Ona już była jego.
    Zacisnęła lekko usta.
    Wyglądała tak, bo była zakochana. Czuła, że spada z niej ciężar, który zbyt długo w sobie nosiła. Przyznała się do tego i może… może to wcale nie było takie straszne, jak sądziła.
    — Zakochana… może. Może od randki, może od schowka… może od klubu albo od teraz… może od jutra. — Ciągnęła, drocząc się nie tylko z nim, ale sama ze sobą. Nie mówiła mu, bo nie chciała, a bo sama nie wiedziała, kiedy ten moment się pojawił. Wiedziała tyle, że była zakochana, a dziś… Dziś te uczucia dały o sobie silnie znać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przez chwilę nic nie mówiła. Spoglądała na niego tylko uważnie, jakby chciała dokładniej zapamiętać ten moment. Potem wsunęła ręce między nich, aby dosięgnąć jego twarzy. Opuszkami palców delikatnie go dotknęła. Policzków, miękkich ust. Jakby dotykiem chciała zapamiętać, jak on teraz wyglądał. Zakochany. To słowo tak dziwnie brzmiało. Prawie nierealnie.
      — Do twarzy ci z takim zakochaniem. — Odezwała się. Ciszej niż planowała, ale z jakiegoś powodu to pasowało do sytuacji.
      Na moment nie oderwała od niego nawet wzroku. Nie potrafiła i nie chciała, a potem niemal nieśmiało sięgnęła do jego ust, jakby chciała ich wszystkie słowa przypieczętować w słodkim, krótkim pocałunku.

      soph

      Usuń
  75. Sophia była wtedy pewna, że Carter robi sobie z niej żarty i nie zamierzał naprawdę zaoferować jej kasy za to, aby się wymigać od pracy w schronisku. Tymczasem on mówił poważnie i czekał, aż ona poda kwotę. Wyglądał wtedy na nieźle zaskoczonego, kiedy brunetka nie tylko odmówiła, ale sprowadziła go na ziemię z jego ofertą, która była dla niej wtedy zwyczajnie oburzająca.
    — Tak, zwłaszcza ten pełny ironii ton sprawił, że mi miękły kolana. — Mruknęła niesfornie. Ich początki nie były może najgorsze, ale nie zapowiadały też wcale historii, która zakończy się romansem. Wtedy, kiedy na niego spoglądała to widziała kłopoty. Mniejsze i większe, ale kłopoty. Takowych, jak się okazało, nie było. Pojawiło się za to coś innego. — Czy ja wiem, czy to była charyzma i spojrzenie… Ale niech ci będzie. Nie będę wyprowadzała cię z błędu. — Zaśmiała się. Bo miał rację. Porwała ją jego charyzma, a przede wszystkim to jedno, konkretne spojrzenie, od którego robiło się jej słabo. Czasem patrzyła za długo, kiedy myślała, że nie widzi, czasem za bardzo się rumieniła, kiedy był w pobliżu i coś do niej mówił. Czasem miała myśli, których mieć nie powinna, a potem wydarzyło się to wszystko, co doprowadziło do tego, że leżała pod nim naga i zadowolona.
    Delikatnie się pod nim poruszyła, jakby palce trafiły na szyi na ten jeden konkretny punkt, który sprawiał, że dziewczyna zadrżała. Uśmiechnęła się leniwie.
    — Długo? — Uniosła brew. — Na moje standardy, to było szybkie. To ty żyjesz na jakimś przyspieszeniu. — I może to wcale nie był żart, chociaż tak właśnie to zabrzmiało. W głowie Sophii wszystko działo się zbyt szybko, a jednocześnie tak naturalnie, że nie widziała sensu, aby zwalniać. Pocałunek w klubie, wspólna noc po randce w galerii… Niby taki był plan, ale jednak gdzieś tam z tyłu głowy miała, że to może za szybko. Że może należało zwolnić. Ale teraz zatrzymywać brunetka się już nie zamierzała. Nie, kiedy było jej z nim tak dobrze.
    Ciężko było się z jego słowami kłócić. On za dużo wiedział. Zdecydowanie.
    — Nie zamierzałam udawać. — Dłonią lekko sunęła po jego ramieniu, trochę się wyciszając dzięki tej rozmowie. Oddech wrócił już do swojego poprzedniego tempa, a serce nie bilo już, jak szalone. Chociaż Carter robił wszystko, aby słowami podnieść jej ciśnienie. — Nie tylko tamtego wieczoru byłeś czarujący…
    Skoro nie było sensu, aby już cokolwiek ukrywać… Równie dobrze mogła mu przyznać rację. Sophia była kiepską aktorką, a jeśli dała się komuś poznać to mógł czytać z niej, jak z otwartej księgi. Tak, jak teraz robił to Carter.
    Brunetka cicho mruknęła, kiedy się pochylił do jej ucha, a potem usłyszała jego głos.
    — Nie… nie uciekłam. — Przytaknęła mu. Aż za dobrze pamiętała tamtą noc i to, jak się czuła po wszystkim. — To była dobra randka… I noc. Warte powtórzenia.
    Zmieniłaby tylko poranek, ale o tym już nie myślała. To było za nimi, prawda? Żadnych ucieczek. Nic poza nimi już się nie liczyło, a przynajmniej tak myślała. Żadne byłe żony, żadni byli faceci. Była Sophia i Carter. Z niejasną przyszłością przed sobą, bez konkretnych planów, ale razem.
    Zmarszczyła lekko nos, kiedy go pocałował i zaśmiała się krótko. Coraz lepiej poznawała jego zagrywki, a ta była zadziorna, trochę było w nim takiego elementu niegrzecznego chłopca, który się droczy z dziewczyną, a Sophia to kupowała w pełni.
    — I mam uwierzyć, że by ci to przeszkadzało? — Uniosła brew i zaśmiała się.
    Westchnęła ciężko, kiedy Carter się z niej zsunął. Nie otulało już jej przyjemne ciepło, a w garderobie jakby zrobiło się chłodniej. Uniosła się lekko na łokciach, pozwalając sobie na to, aby przesunąć po jego ciele wzrokiem. Jeszcze chyba nie wierzyła, że to wszystko naprawdę się działo.
    Przygryzła lekko wargę, gdy się ubierał, a ona wciąż leżała na sofie. Rozciągnięta i niespiesząca się z niczym. Zaśmiała się krótko, gdy złapał ją za kostkę i pociągnął w swoją stronę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Juuuuż — mruknęła przeciągle i westchnęła, niemal wywracając oczami. — Jesteś pierwszym facetem, któremu się spieszy do zakupów. — Rzuciła rozbawiona.
      Przeczesała palcami włosy, które teraz były w jeszcze większym nieładzie niż wcześniej i sięgnęła po leżącą przy sofie koszulkę. Wsunęła ją z powrotem na siebie. Nie spodziewała się tego po sobie, ale znacznie bardziej wolałaby, aby Carter tu dalej na niej leżał. Co im w końcu szkodziło?
      Starała się nie uśmiechnąć, ale nie potrafiła dłużej się wstrzymać. Nie, gdy widziała ten przeklęty uśmiech na jego twarzy.
      — Jesteś niemożliwy. — Pokręciła głową. Wstała z sofy, niechętnie, ale jednak. — Zaczynam podejrzewać, że nie tylko sweterkami powinnam zapełnić te półki… Coś kombinujesz.
      Przymrużyła oczy, uważniej mu się przyglądając. Uśmiechała się lekko, trochę może zadziornie i wyczekująco.
      — Chodź. Ja zrobię zakupy, a ty kawę. Nie spróbowałeś jeszcze babeczek.

      soph

      Usuń
  76. — Prawdziwym deserem to jestem ja. Ty jesteś… Bardziej jak danie główne. — Mruknęła z lekkim uśmiechem. Z tym właśnie się jej kojarzył. Na przystawkę było go… Za mało. Nie pasował do tego. Sophia za to na deser pasowała idealnie. — Babeczki to tylko dodatek do kawy.
    Wszystko było takie… Domowe i proste. Wręcz niepasujące do tego wszystkiego, co na początku między nimi było. Sophia czuła się tutaj niesamowicie komfortowo. Zajęło jej dłuższą chwilę, aby się tak poczuć. Z każdym kolejnym dniem było tylko łatwiej. Była pewna, że jeszcze czasem pojawi się moment, kiedy nie będzie się czuła tak dobrze, jak teraz, ale na razie o tym nie myślała. Podniosła głowę, kiedy ją pocałował i uśmiechnęła się, szczerze i bez wysiłku, bo chciała i robiła to dla niego.
    — Wszystko mówisz? — Zaśmiała się pod nosem. — Z koronką, hm? Konkretny kolor też czy już mi zostawisz wolną rękę?
    Momentami ciężko było jej uwierzyć, że na to wszystko się godziła. Niby się nie wprowadzała na stałe, ale nawet kilka rzeczy… To był dla niej naprawdę spory krok w życiu. Nigdy wcześniej nie robiła czegoś takiego. Nie planowała wprowadzić się do mężczyzny, nie pozwalała, aby jej kupował ubrania i w dodatku bieliznę. Nie była dziewczyną, która kupuje specjalnie bieliznę dla faceta. Chociaż skłamałaby, gdyby nie wybierała specjalnie… tych lepszych kompletów, gdy wiedziała, że będzie widziała się z Carterem. Jak chociażby na pierwszą randkę, a choć nie miała pojęcia, czy dojdzie do tego, do czego doszło, to i tak zdecydowała się na zgrabny, koronkowy komplet, a potem robiła to samo. Bawiła się tylko kolorami i fasonem.
    Miała już otwierać usta, aby zaprotestować, gdy wspomniał o nielimitowanym budżecie i rzucić, że może to wszystko kupić sama, ale nie zdążyła. Wyprzedził ją.
    — Zakupoholiczka? Wiesz, to nie ja tu naciskam na zakupy. — Rzuciła i odebrała od niego iPada. Weszła w przeglądarkę, a potem wpisała nazwę butiku, w którym zwykle kupowała ubrania, gdy potrzebowała i wiedziała, że zawsze znajdzie tam coś dla siebie. I dla Cartera również. W koronce, tak, jak sobie zażyczył. Przez chwilę miała pustkę w głowie, bo nie wiedziała, co mogłaby wybrać. Ale równie szybko koszyk zaczął się zapełniać.
    Kuchnię zapełniał zapach kawy oraz czekoladowych babeczek. Pachniało tu zupełnie inaczej niż gdy przyszła tu pierwszy raz. Tak domowo, a Sophia przyłapała się na myśli, że mogłoby tak być już zawsze. Oni w niedzielny poranek z kawą i babeczkami, ona w jego koszuli i poplątanymi włosami. Carter w dresowych spodniach i bez koszulki, robiący im kawę i spoglądający na nią raz po raz. Czuła za każdym razem, jak się na nią oglądał.
    Podniosła wzrok, kiedy zaczął komplementować zapach babeczek i uśmiechnęła się kącikiem ust.
    — Poczekaj, aż ich spróbujesz. — Powiedziała z pewnością, że wyszły jej świetne. Bo wyszły. Nie było innej opcji. Wyglądały zresztą na idealne. Wypieczone dokładnie tak, jak powinno być. Puchate i miękkie, choć jeszcze ich nie dotknęła to sam widok wynagradzał wszystko, a zapach był jak wisienka na torcie.
    Wróciła zaraz do przeglądania dalej strony. Koszyk był pełny i nie patrzyła już na to, ile tam jest rzeczy. Było ich mnóstwo, a siedziała może z iPadem dopiero dziesięć minut. Piła w międzyczasie kawę, czasem zerkała na Cartera. Dobrze jej szło ogarnianie kilku rzeczy na raz.
    Poczuła go za sobą niemal od razu, ale nie przerwała przeglądania. I akurat, jak na złość, właśnie przeglądała dział z bielizną. Coś, czego miał nie widzieć, dopóki na siebie nie włoży. Ale za późno było, aby się wycofać i spróbować cofnąć, bo była na trzeciej stronie i gdyby kliknęła cofnij to wciąż wyskoczyłoby to samo. I jakoś wątpiła, że będzie mu bardzo przeszkadzało, że właśnie teraz to przeglądała.
    Palec Soph zawisł nad ekranem, kiedy ramiona Cartera ją otoczyły. Uśmiechnęła się kącikiem ust i lekko przechyliła głowę na bok.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Jestem bardzo zajęta — potwierdziła. Mogła już właściwie zakończyć te zabawy, ale planowała dorzucić jeszcze trochę rzeczy, więc… Więc spędzi tu pewnie jakieś dodatkowe minuty.
      Niezbyt długo, bo nie uśmiechało się jej, aby spędzić cały dzień na robieniu zakupów. I tak szło jej całkiem nieźle, jak na fakt, że minęło jakieś piętnaście minut. Potrafiła robić szybko zakupy, a teraz akurat była zdecydowana na to, co chce do tego koszyka wrzucić.
      Lekko zadrżała, kiedy ją pocałował. Westchnęła krótko i przymknęła oczy, a głowę odchyliła mimowolnie na bok. Przez myśl jej nawet nie przeszło, aby go powstrzymywać. Była wręcz rozczarowana, kiedy przerwał, a potem jej wzrok powędrował na iPada.
      — Oczywiście — mruknęła z rozbawieniem. Nawet nie umiała się gniewać, a raczej udawać, że się gniewa. — Okej, nie zajmie mi to długo.
      Obiecywała to bardziej sobie niż jemu, ale zamierzała się pospieszyć. Trochę kosmetyków, parę sukienek, sweterki, oczywiście, że sweterki. Minęło kilka minut, kiedy uznała, że już ostatecznie ma wszystko i miała przejść do koszyka. Wpisywała dane do odbioru, upewniła się jeszcze, że to z jej ulubionej lokalizacji będzie odbiór i właściwie było wszystko gotowe, kiedy na górze ekranu wyświetliło się powiadomienie.
      Od: Jules
      Sloane nic a nic się nie zmieniła❄️
      Sophia zmarszczyła lekko czoło. Widziała, że do wiadomości dołączone było jakieś zdjęcie, ale tego już nie mogła zobaczyć. Nie, dopóki nie kliknie w wiadomość, a tego nie mogła przecież zrobić. Od tego samego nadawcy przyszła później kolejna wiadomość. Jakieś kolejne zdjęcie, a może filmik. Nie miała pojęcia. Wystarczyło jej, że widziała imię byłej Cartera na początku, aby czuć, jak serce jej mocniej zabiło. Ona wciąż była obecna. Może nie fizycznie, ale jednak była.
      Zsunęła się ze stołka i poszła do salonu. Po drodze potwierdzając płatność, która sprawnie przeszła dzięki zapisanej karcie. Będzie udawała, że nic nie widziała. Że nie wie co, to za wiadomość i tyle.
      — Gotowe. Do odbioru za około dwie godziny. Możesz dać kierowcy znać. — Powiedziała i wręczyła mu iPada. — Dostałeś w międzyczasie jakieś powiadomienia, tak mi się wydaje. Byłam zajęta wybieraniem koronek.
      Opadła na kanapie tuż obok niego, wciskając się w jego bok.
      Teraz Sophia tutaj była. Nie Sloane.
      Teraz to było jej miejsce

      soph

      Usuń
  77. Sophia ciągle przed oczami miała tamta wiadomość. Udawała, że nic nie widziała, bo w końcu to nie była jej sprawa. Wiedziała co ta emotka na końcu wiadomości oznacza. Nie była, aż tak naiwna czy głupia, aby sądzić, że nagle Sloane i kumpel Cartera, czy kimkolwiek Jules dla niego był, pojechali na narty i spędzają weekend w górach. Sloane brała. Carter brał. Brali pewnie też wiele razy, gdy bo razem. Brał z kumplami. Brał sam. To powinno ją orzeźwić i wybić z tego dziwnego transu, w którym się znalazła. Powinna była ogarnąć, że to nie jest jej świat, a ona nie jest żadną zbawicielką, która może sprowadzić Cartera na właściwą drogę. Wiedziała też, że Sloane tak naprawdę nigdy nie zniknęła z tego penthouse’u na dobre. Mogła nie widzieć, na pierwszy rzut oka, jej rzeczy tutaj, ale obecność pozostała wyczuwalna w powietrzu. Mogła się oszukiwać, że Sloane nie ma dla niego już żadnego znaczenia, ale była przecież jego żoną. Przez długi czas wydawało się, że tworzyli szczęśliwy związek. Przynajmniej na to wskazywał Instagram, ale Sophia wiedziała więcej. Powiedział jej, że Sloane miała romans. Że była zakochana jednocześnie w innym mężczyźnie. Że nie potrafiła wybrać Cartera. Takich rzeczy nie można było łatwo zapomnieć. Udawać, że się nie wydarzyły. Nie można było tak łatwo się odkochać i zacząć układać sobie życia z inną dziewczyną.
    Zaczynała się znowu nakręcać. Może tylko sobie tak wmawiała, a w rzeczywistości Carter był już ponad to? Może nie wyrzucił dawnych rzeczy po niej, bo o tym nie myślał? Może ten człowiek mu wysłał tę wiadomość jako żart? Może Sophia zadawała złe pytania. Może… Może to tam naprawdę nic nie znaczyło? Nie zapytała się jednak o nic, choć reakcja Cartera na wiadomość była dość wymowna. Była też przede wszystkim, ale prawdziwa i Sophia nie mogła przecież walczyć z byłą żoną… Siedziało jej to w głowie przez jakiś czas, ale potem jej uwaga skupiła się już na czymś zupełnie innym. Carter odłożył iPada, wrócił do niej i oboje zachowywali się tak, jakby absolutnie nic nie widzieli. Nie pozwalając, aby teraz cokolwiek im przerwało ten moment. Wspólny weekend, który rozpoczął się dość chwiejnie, a kończył się znacznie milej.
    Spodziewała się, że powrót do domu będzie ciężki. Szczególnie, kiedy wzięła do ręki swój telefon i była cała masa nieodebranych połączeń, które pojawiły się jeszcze w środku nocy w sobotę, przez całą niedzielę i poniedziałkowy poranek. Nawet tego nie czytała, tylko dała znać, że żyje i wróci do domu, aby przestali do niej wydzwaniać i dali odpocząć. Sophia złapała się też na tym, że wcale nie chciała tam wracać, ale nie mogła przecież od tego uciec. Schować się na wieczność w mieszkaniu Cartera. Wystarczyło, że spędziła tam cały weekend i poniedziałkowy poranek. Chciała czy nie, ale musiała w końcu pojawić się w domu, a kiedy to zrobiła nie spodziewała się, że z miejsca będzie zaatakowana.
    Na nic zdały się jej tłumaczenia, które były tak naprawdę żałosne. On taki nie jest, wy nic o nim nie wiecie i próby wybielenia Cartera, jego zachowania i także swojego własnego. Wyciągnęli wszystko – od skandalu ze ślubem w Vegas, po pobicie, które wyrzucali jej w twarz co chwilę. I gdzieś w głębi wiedziała, że mają rację, że tym razem, Gwen i Oscar naprawdę mają rację. A chociaż wiedziała, że macocha ma gdzieś, czy Sophia jest bezpieczna, to zależało kobiecie na dobrym nazwisku, a Sophia je po raz kolejny splamiła. Nie sądziła, że ktoś mógł nagrać ją w tamtym klubie. Wtedy z Ruby. Że nagranie trafi do Imogen, a ta od razu pokazała je rodzicom, że będzie jakiś problem. Ale to był już drugi raz, jak Sophia wdała się w skandal i to w dość krótkim czasie, kiedy wcześniej nie trzeba było się o nią martwić, bo po prostu nie wdawała się w takie rzeczy. Trzymała się z dala od imprez, alkoholu i całej reszty. Nie dała sobie jednak nic przetłumaczyć. Żadne sensowne, logiczne argumenty nie trafiały do brunetki, upierała się, że wie co robi, że wcale nie skończy, jako następna ćpunka, że Carter nie jest wcale taki zły, a oni po prostu go nie znają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojciec postawił ją przed wyborem – albo się ogarnie, odejdzie od Cartera i przestanie robić z siebie kogoś, kim nie jest albo mogła pożegnać się z uczelnią, pieniędzmi i komfortem, który do tej pory znała. Dał jej czas, aby się zastanowiła. Przemyślała wszystko i do niego przyszła, kiedy podejmie sensowną i właściwą dla niej decyzję, a jej… Jej nie chciało się wierzyć. Było już późno, kiedy trzasnęła drzwiami wyjściowymi. Jak taki znak, że – przynajmniej teraz – nie zamierza wybierać ojca i swojej wygody. Z całą furią, która w niej narastała wiedziała, dokąd chce pojechać. Mimo, że nie miała bladego pojęcia, czy Carter będzie w domu. Napisała jedną wiadomość, ale została bez odzewu. Tylko dostarczona. Była prawie dwudziesta trzecia, więc równie dobrze mógł być w klubie, mógł spać (wcale w to nie wierzyła), mógł być, gdziekolwiek w Nowym Jorku, ale liczyła, że będzie u siebie.
      Portier nie zdawał pytań, kiedy pojawiła się w środku. Odblokował dla niej windę bez dzwonienia do apartamentu, czy może Sophię wpuścić. Najwyraźniej Carter ją dodał do listy stałych gości. Dygotała ze złości, kiedy stała w windzie i czekała, aż ta zabierze ją na odpowiednie piętro.
      Nie zamierzała wybierać. Nie mogła wybrać, prawda? To nie była decyzja, którą mogła czy chciała podejmować. Na litość, była dorosła i mogła robić to, co chciała. Uwiązana była tak naprawdę tylko pieniędzmi, a bez nich… Wiedziała, że bez nich zostanie z niczym. Nie będzie prywatnej uczelni, za którą zapłaci tata. Nie będzie wolontariatów na drugim końcu świata. Nie będzie niczego, co było dla niej istotne.
      Wypadła z windy tak szybko, jak tylko drzwi się przed nią rozsunęły. Przemierzyła znajomy korytarz i zatrzymała się przy drzwiach, a spod nich, słyszała muzykę. Niewyraźną, ale jednak. Najpierw zapukała, potem zadzwoniła, a kiedy nikt nie otwierał, postanowiła nacisnąć klamkę i sprawdzić, czy wejdzie do środka. I – ku własnemu zaskoczeniu – weszła. Kiedy uchyliła drzwi uderzył w nią silny, znajomy zapach, który towarzyszył Carterowi i jego znajomym, a który nieco kręcił w nosie. Palił. Całe mieszkanie cuchnęło zielskiem. Były także śmiechy i głośna muzyka. Wślizgnęła się do środka i powoli przeszła dalej. Kilka kroków wystarczyło, aby jej oczom ukazał się widok, który znała tylko z klubów. Carter z kumplami, od razu rozpoznała Kai’a, któremu towarzyszyła jakaś dziewczyna, której twarz byłą znajoma, ale Sophia nie mogła przypomnieć sobie imienia. Parę innych facetów i dziewczyn. Znajoma dziewczyna siedząca stanowczo zbyt blisko Cartera, ale nie na tyle, aby Sophia mogła zacząć kręcić aferę, że spoufala się z jej facetem.
      — Zamawiałeś jakąś dziewczynę? — Zachichotała ta siedząca obok Cartera, a jej dłoń wylądowała na jego torsie. Zauważyła Sophię pierwsza, a po jej słowach niemal wszystkie oczy skierowane były w stronę brunetki
      Wpadła bez zapowiedzi. Z błyszczącymi od złości oczami i dudniącym sercem, a teraz nie była pewna, czy chce tu zostać czy może jednak wyjść z powrotem i przyznać wszystkim rację.

      soph

      Usuń
  78. Kiedy tak przez kilka sekund patrzyła na scenkę, która działa się w salonie rozumiała bardziej, że nie pasuje do tego towarzystwa. Jak mogła udawać, że tu pasuje, kiedy różniło ich wszystko? Mogła się oszukiwać, że się dopasuje, ale przecież na koniec dnia… Sophia nie spędzała wieczorów w taki sposób. Nie miała z jego znajomymi wspólnych tematów. Dziwiła się, że z Carterem je znajdowała, bo na samym początku wszystko wskazywało na to, że nie będą potrafili się dogadać, a tymczasem… Tymczasem byli razem i Sophia nie zamierzała z niego tak łatwo zrezygnować.
    Nie była rozczarowana tym widokiem. Widziała przecież już wcześniej go w klubie czy po prostu ze znajomymi. Właściwie to zaczęła normalizować to, że podawali sobie jointa, że być może coś wzięli. Sama już nie wiedziała, co ma myśleć. Próbowała się przekonać, że to nic takiego. Co z tego, że był poniedziałek i w jej towarzystwie w poniedziałki nie piło się nawet wina do kolacji. Znowu pojawiła się ta myśl, że może ojciec ma rację. Że może… Może ona naprawdę nie wie, co robi ani dlaczego w ogóle to robi. Bo chciała przez pięć minut się poczuć kochaną? Bo zabrakło jej w życiu adrenaliny? Bo bez studiów nie miała co robić z wolnym czasem?
    Złość w Sophii ujawniała się w inny sposób. Nie rzucała wyzwiskami czy przedmiotami, ona nawet nie krzyczała. Dopiero sprowokowana do tego stopnia, że nie mogła wytrzymać zaczynała podnosić głos. Stała wciąż w miejscu, trochę jak wbita w podłogę. Nie przez to, co działa, ale przez to, co działo się w domu. Po schronisku pojechali jeszcze na obiad, więc w domu była dopiero koło trzeciej, a od tamtej pory… Od tamtej pory ciągle było coś. Ciągle na zmianę wszyscy krzyczeli. Były rzucane komentarze, których Sophia powtarzać nie chciała. Postawione warunki, którym ulegać nie zamierzała, a na pewno nie tak łatwo. Nie, dopóki sama się nie sparzy, a ona tak naiwnie była pewna, że dla niej Carter wszystko zmieni albo zacznie zmieniać, że sama obecność wystarczy, aby chciał coś zmienić.
    Dobiła się, bo gdy była już sama to wpisała w wyszukiwarkę nazwisko Sloane. Od razu zasypały ją artykuły i filmiki z klubu, na których widać było, że nie jest pijana, ale naćpana. Był jakiś filmik z nią i Nico, na parkiecie, jak się całują. Nie chciała, a jednak… Jednak to zabolało. Mimo, że była pewna, że już dawno jej przeszło. Że wyrzuciła z pamięci ich ostatnią rozmowę, że zapomniała o tamtej rozmowie. Dość dramatycznej w dodatku. I jak się okazało, kompletnie zbędnej, bo nie zmieniła między nimi nic, a tylko ich od siebie oddaliła. I chyba wyszło im to na dobre.
    Patrzyła na Cartera i dziewczynę, która próbowała się do jego boku przykleić. Na to, jak zdejmował szybko jej dłoń ze swojego torsu i już w tej samej chwili się podnosił, aby podejść do Sophii. Kąciki ust brunetki tylko lekko zadrżały na słowa „moją dziewczynę”. To było jak potwierdzenie, że to wszystko między nimi to nie było tylko jej wyobrażenie. Była jego dziewczyną, do której właśnie szedł. Tylko teoretycznie wpadła tu bez słowa, bo przecież mu pisała, ale nie odczytał.
    — Pisałam. — Powiedziała na swoje wytłumaczenie, dlaczego się tu zjawiła. Jak się żegnali to mówiła mu, że najpewniej zobaczą się dopiero rano, a minęło niecałe dziesięć godzin, a była z powrotem w jego mieszkaniu.
    Sophia nie miała pretensji, że nie odpisał. Był zajęty, jak widać. I wolny, aby robić to na co ma ochotę. Nie musiał przecież ze wszystkiego się jej tłumaczyć, prawda?
    Teraz nawet jego prowokujący uśmiech nie działał tak, jak zwykle. To była jedna z pierwszych rzeczy, jakie w nim zauważyła. Że miał ładny uśmiech, który sprawiał, że miękły jej kolana, a teraz go od niego dostała. Nieznacznie tylko rozluźniła ramiona, choć w środku nadal w niej wrzało, ale Carter… Miała wrażenie, że jest gdzieś daleko i nie widzi wszystkiego.
    Teraz już nie patrzyła na resztę. Nie zastanawiała się nad tym, czy ktoś na nich spogląda. Jakby nie patrzeć, ale mogła powiedzieć, że jest u siebie, prawda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zajęło jej chwilę, aby odwzajemnić pocałunek. Trochę niepewnie, poniekąd przez to, że nie byli tu sami, a ona była kompletnie trzeźwa i nie chciała, aby ktoś oglądał ją w takim momencie, który w jej głowie zarezerwowany był tylko dla Cartera. Z drugiej strony, męczyła ją rozmowa z ojcem i Gwen. Te spojrzenia pełne pogardy, wyniosły i chłodny ton głosu, słowa, które raniły. Sprowadzanie jej do roli dziewczyny, która ma tylko mu grzać łóżko, dopóki nie znajdzie sobie kolejnej. Odsunęła się pierwsza. Ręce wciąż opuszczone miała wzdłuż ciała. Nie sięgnęła nimi do niego, nie próbowała się go uczepić tak, jak zwykle by to zrobiła.
      — Zabierz ją do sypialni, zanim przelecisz ją przy nas wszystkich. — Rzucił ktoś, możliwe, że Kai, ale Sophia nie zwróciła na to uwagi. Chyba nawet w pełni nie dotarł do niej komentarz, który powinien był ją oburzyć.
      Sophia zmarszczyła czoło, jakby przetwarzała te słowa, ale nie chciała poświęcać im żadnej uwagi. To był głupi żart. Tyle. Nic więcej. Tak się w końcu robiło, prawda? Kiedy pary sobie okazywały za dużo uczuć, choć chwilowo tych ze strony Soph brakowało. Nawet ton Cartera nie działał na nią teraz w pełni tak, jak powinien. Gdzieś tam zaczepił o jej nerwy, trochę je ukoił, ale nie tak, jak zwykle.
      Ona nie potrafiła się tak wyłączyć. Wciąż wiedziała, że za plecami Cartera odbywa się „impreza”. Że obecni są znajomi, whisky, joint i może coś jeszcze. Ona była niepasującym elementem w tej układance.
      — Ty. — Odpowiedziała cicho. Nie chciała mówić na głos i przy wszystkich, że ojciec ją praktycznie wydziedziczył. — Okazuje się, że jednak mu zależy i znalazł dziś wiele pytań. — Zaśmiała się nerwowo. Wbiła spojrzenie w panele. — Przepraszam, że tak wpadłam. Pisałam, ale nie odpisałeś i… Nie wiedziałam, gdzie indzie pójść.

      soph

      Usuń
  79. Gdyby to było takie proste, to przeszłość nie miałaby żadnego znaczenia. Ale zaczynała mieć, kiedy ta ułożona dziewczyna, studentka uniwersytetu z ligi bluszczowej, córka rozpoznawalnego człowieka w świecie turystyki i hotelarstwa zaczynała spotykać się z raperem o szemranej przeszłości, z wyrokiem i niedawnym pobiciem, które prawie zakończyło się śmiercią… Wtedy to miało ogromne znaczenie.
    Spojrzała na niego z lekką irytacją. Serio? Przecież o tym rozmawiali. I to zeszłego dnia. Dobra, może na moment przed tym, jak zajęli się sobą, ale wydawało się jej, że pytanie o ojca i czy nie ma kłopotów jest na tyle istotne, aby zapamiętał, że to ojciec nie zadawał pytań. Aż do dziś. A może raczej aż do sobotniej nocy, bo wtedy się zaczęło.
    — Carter… — Jęknęła z bezsilności. Naprawdę nie miała siły, aby mu teraz to wszystko tłumaczyć i rozpisać od początku co, kto i dlaczego. — Skup się.
    Pewnie, gdyby się zza niego wychyliła i spojrzała w stronę towarzystwa to znalazłaby spojrzenia pełne współczucia. Coś w stylu „w coś ty się stary wjebał”. Nie przyszła tu, aby robić mu awanturę i nie miała o nic do niego pretensji. Ale z boku mogło to wyglądać inaczej. Jakby ledwo co dostała tytuł dziewczyny, a już się rządziła i próbowała podporządkować sobie. Niby żartowali i rzucali kiepskie teksty, ale pewnie to właśnie myśleli. Pojawiła się znikąd i zaczęła rozstawiać go sobie po kątach.
    Pozwoliła mu się przyciągnąć do siebie. Nie chciała mu nic przerywać. Gdyby wiedziała, że ma towarzystwo to pewnie by do niego nie przyjechała. Może pokręciłaby się po mieście albo pojechała do którejś z dziewczyn. Byle nie siedzieć w penthousie, w którym od atmosfery nachodziły ją mdłości.
    Po drodze zdjęła z siebie kurtkę, którą rzuciła byle jak na oparcie krzesła. W penthousie było gorąco, zbyt gorąco, a może to tylko ona gotowała się od środka od całej tej złości, która w niej siedziała.
    — Będziecie spokojniejsi, jak was zapewnię, że przeżyje? — Mruknęła, choć nie była w nastroju, aby wdawać się w jakiekolwiek rozmowy z kimkolwiek. Nie dodała żadnego „Carter nic nie zrobił”, bo to nie była ich sprawa. Nie czuła się na siłach, aby tłumaczyć się przed obcymi ludźmi. Może przed jakimiś jego byłymi dziewczynami czy takimi, z którymi chodził do tamtego pokoju w klubie… Jakoś na samo wspomnienie Sophia lekko drgnęła. Jakby zniesmaczona, że dziewczyny, które tam zabierał mogły teraz siedzieć w „jej” przestrzeni. Na sofie, na której wczoraj oboje leżeli. Na fotelu, gdzie jadła śniadanie. W łóżku, na którym zostawiła swój zapach i swoją, cóż Cartera, koszulkę.
    Trochę jej ulżyło, że Carter ich zwyczajnie w świecie wygonił. Nie miała sił, aby siedzieć przy wszystkich i udawać, że jest w porządku. Rozmawiać i spędzać z kimś czas. To był zły wieczór na tego typu rozrywki. Ani nie była teraz rozrywkowa ani nadająca się do jakichkolwiek rozmów.
    — „Chcę”, a nie „muszę”. — Poprawiła go i pozwoliła sobie na lekki uśmiech, bo chciała czy nie, ale Carter miał swój sposób, aby do niej dotrzeć. — „Muszę” brzmi jak obowiązek, którego nie chce się wykonywać. — Blado się uśmiechnęła w jego kierunku i nico mocniej ścisnęła jego dłoń. Gdyby naprawdę się czepiała o dobór słów to nie patrzyłaby tak teraz na niego, a na moment… Na moment Carter ją złamał.
    Czekała cierpliwie, aż z każdym się pożegna. Udając, że nie słyszy, jak próbują ściągnąć go później do jakiegoś klubu. Po prostu czekała, oparta o stół. Nikogo nie pospieszała, nie dała po sobie poznać, że chce, aby poszli stąd jak najszybciej. Gdyby wpadła przypadkiem, bo… Bo wracała z pilatesu, siłowni, biblioteki – skądkolwiek, to by przecież nie chciała, aby wychodzili. To był dom Cartera, jego znajomi i jego zasady. Zresztą, nie wypowiedziała nawet słowa o tym, aby ich wyprosił. Sophia gotowa była wyprosić samą siebie, bo to ona „zepsuła” mu wieczór, a nie oni jej.
    Wypuściła powietrze z płuc, kiedy drzwi się zamknęły za ostatnią osobą. Żadne nie powiedziało tego na głos, ale oboje to samo pomyśleli. W końcu byli sami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Patrzyła na Cartera w milczeniu, kiedy do niej podchodził. Odchyliła nieco głowę do tyłu, aby lepiej na niego spojrzeć. W jej uśmiechu, który wkradł się na twarz, gdy dotknął policzka, nie było typowej radości, którą go obdarzała. Była zmęczona. Całym tym dniem i awanturami, próbami przekonania ojca i Gwen, że Carter nie jest tak zły, jak opisują go w mediach. Że owszem, popełnił błędy, ale przecież nie chodzi po ulicach i nie strzela do ludzi, bo mu się nudzi. Popełnił błąd. To powtarzała. W odpowiedzi słyszała, że wysłanie człowieka do szpitala nie jest błędem, a decyzją. I ona o tym wiedziała, a i tak nie słuchała.
      — Cześć. — Szepnęła w odpowiedzi. Czuła, że jak odezwie się głośniej to głos się jej złamie. — Tylko ty i ja. — Powtórzyła po nim. — Wyglądało na to, że dobrze się bawiliście. Nie chciałam wam psuć wieczoru.
      Niby rozumiała, że może tu przychodzić, ale jeszcze nie czuła się, jakby miała do tego pełne prawo. Mogła mieć tu trochę swoich rzeczy, ale potrzebowała czasu. Tylko tyle.
      Przez chwilę patrzyła mu w oczy, zanim objęła go i wtuliła policzek w jego tors. To nie o penthouse chodziło. Tylko o niego. O jego ramiona, jego zapach i głos. Tego chciała tego wieczoru.
      — Widzieli filmik z klubu. Ze mną i Ruby… — Odezwała się cicho, ale nie oderwała od Cartera. Mocniej tylko zacisnęła palce na jego plecach. Nawet nie wiedziała, że taki filmik istnieje. I był. Krążył gdzieś w odmętach internetu i dostał się do jej ojca. — I ten twój… wiesz który.

      soph

      Usuń
  80. Sophia stała przed niemożliwym wyborem. Między ojcem, który od lat był dla niej bardziej, jak współlokator niż ktoś z kogo należało brać przykład, a Carterem, w którym się zakochała i zaczynała sobie wyobrażać z nim przyszłość, która pewnie nigdy się nie ziści. Wybór między tym co zna i wie, że jest dla niej dobre, a chwilowym zakochaniem, które nie przetrwa pewnie pierwszej poważnej próby.
    — Wiedziałeś, że coś takiego istnieje? — Odsunęła się, aby na niego spojrzeć. Nie była pewna, czy z szokiem czy raczej niedowierzaniem, że miał o tym pojęcie, a nie zająknął się nawet słowem. Skąd miała wiedzieć, że sam się dopiero dowiedział? Sophia myślała, że chociaż tam będzie względnie bezpieczna od telefonów. Skoro to był jego klub, jego zasady… Zacisnęła mocniej szczękę, a bardzo nieprzyjemna myśl jej przeszła przez głowę. — Powinnam się spodziewać, że będą jeszcze jakieś filmiki? Gorsze niż ten? — Ton miała ostrzejszy niż planowała. Nawet nie chciała brać pod uwagę tego, że coś takiego mogłoby się wydarzyć. Tamto między nimi… Ale nie potrafiła tego pytania zatrzymać. Nie, gdy już raz była bohaterką takiego filmu. Co z tego, że ktokolwiek to nagrał nie poszedł za nią i Nico do szatni, że wciąż miała na sobie wszystkie ubrania. Już sama świadomość… I konsekwencje, które ją wtedy dosięgnęły były wystarczająco bolesne, aby Sophia tego powtarzać nie chciała. A to znowu się działo. Po raz kolejny. Może na mniejszą skalę, a może na większą, bo tym razem była tam z dziewczyną.
    — No najwyraźniej nie usunęli. Ktoś go wysłał do mojej siostry.
    Sophia już wolała nie wpisywać swojego nazwiska w internet. Aby nie widzieć tego, co się działo. Chociaż podobno, z tego co jej mówili, nie działo się za wiele. Nie był to temat tak interesujący, jak ten poprzedni.
    — Wszyscy widzieli. — Każdy kto się liczył, ale przede wszystkim widział to ojciec. Puścił jej go nawet, jakby w jakiejś formie upokorzenia, aby zobaczyła na trzeźwo co wyprawiała. I tak się właśnie poczuła, cel osiągnięty. Rzucenie „byłam pijana” nie było wymówką i tylko by pogorszyło sprawę, która już i tak była delikatna, że jedno nieodpowiednie zdanie, a rozpętałoby się istne piekło.
    Nie zwróciła jakiejś większej uwagi na to, jak Carter mówił o „zabijaniu”. Tak się mówiło, a choć miała sporo powodów, aby sądzić, że mógłby to zrobić, to szczerze wątpiła, że byłby do tego zdolny. Nie za taką idiotyczną rzecz.
    — Jestem trochę za duża na kary i szlaban, Carter. — Westchnęła. Normalnie ten ton by ją rozbroił w dwie sekundy. Rozluźniłaby się i uśmiechała, ale teraz nie potrafiła. Może nie powinna była do niego z tym przychodzić, ale… Gdzie miała iść? Do kogo pójść? Od każdego usłyszałaby tę samą śpiewkę, że Oscar ma rację. Że Sophia powinna była zostawić Cartera, a ten związek nie prowadzi do niczego innego, jak do katastrofy. Ale nie chciała tego słuchać. Chciała znajomych ramion, w których mogła się schować i usłyszeć coś w stylu „jebać ich wszystkich, Soph. Liczy się to czego my chcemy”.
    — Nie uciekłam. Po prostu wyszłam.
    Poszła za nim bez żadnej sprzeczki. Nieco mocniej ściskając jego dłoń, bo potrzebowała go teraz wyraźnie poczuć. Przynajmniej ten jeden raz… Nie być zbytą. Ale wysłuchaną. Tak naprawdę, bo znowu czuła, że cały świat wali się jej pod nogami, a jeśli znów zostanie z tym sama, jeśli znów wszystkie jej uczucia zostaną zepchnięte na bok, bo dla niego nie będą ważne, to była pewna, że wyjdzie i nie wróci. Przeżywała takie rzeczy. Być może bardziej niż powinna, ale czy to naprawdę była jej wina, że czuła tak wiele i nie zawsze potrafiła sobie z tym poradzić? Chciała tylko raz, aby ktoś na kim jej zależy, nie patrzył na nią, jakby wyolbrzymiała problem tylko dlatego, że jego nie dosięgną żadne konsekwencje.
    Szła obok niego w milczeniu. Cały czas kurczowo ściskając rękę Cartera, jakby się bała, że on zaraz zniknie albo sam się od niej odsunie, kiedy uzna, że to zamieszanie nie jest jej warte. I wcale by się nie zdziwiła. Nie była tą, z którą się zostawało. Była dobra na chwilę, dopóki nie zaczynały się problemy, a te pojawiły się szybko. Zbyt szybko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Osunęła się na znajomą sofę. Tutaj powietrze było inne. Nie było duszno od słodkiego dymu, nie było w powietrzu papierosów i whisky. Tylko coś, co należało do poranka, który spędzili razem. Do jej słodkiej kawy i jego gorzkiej. Do babeczek, które jeszcze zostały z niedzieli. Do perfum, które czuła od Cartera i które sama miała na sobie.
      Podciągnęła nogi pod siebie, kiedy już siedziała na sofie i dopiero po minucie spojrzała na Cartera.
      — Mam zacząć od tego, jak będę marnowała sobie życie z kryminalistką czy od robienia z siebie, znowu, tej łatwej i chętnej zawsze i wszędzie? — Parsknęła i od razu spojrzała w bok. — Znaleźli wszystko. Wszystko co zrobiłeś, w co byłeś zamieszany. Każdą jedną rzecz. Ślub, aresztowanie, tamtą bójkę w klubie… Po prostu wszystko. — Westchnęła. O większości Sophia nawet wcześniej nie słyszała. I nie dbała o to, po prostu spychała to wszystko na bok, bo nie interesowała się tym, co działo się z Carterem wcześniej. Interesowała się tym, co było teraz, a teraz… Dla niej był taki, jaki chciała, aby był. Nie czuła się przy nim zagrożona czy wykorzystana.
      — Twierdzili, że mnie wykorzystujesz. Że przez ciebie skończę jak… Po prostu źle. — Mruknęła. Nie chciała wypowiadać jej imienia. Nie wspomniała też, że bardzo łatwo dogrzebali się tego, jak on i Nico są powiązani. Nie wspominała o tym. Nie było sensu. Nie teraz. — Dał mi ultimatum. Kończę to z tobą… albo zostaję z niczym.

      soph

      Usuń
  81. Nie chciała myśleć, że Carter ją zostawi, bo przyszła z problemem, z którym nie wiedziała, jak ma sobie poradzić. A który dotyczył ich relacji. Nie mogła nic poradzić na to, że to była jej pierwsza myśl, a to przecież nie była jego wina. Nie on ją nauczył, że jej problemy są nieistotne, że nie ma co się nimi przejmować, że wyolbrzymia. Starała się przygotować na coś, co równie dobrze mogło się nigdy nie wydarzyć. Bo jak do tej pory, to nie dał jej ani razu odczuć, że robi coś źle, czy że to, co czuje jest złe. Słuchał. Nawet, jeśli nie rozumiał i nie potrafił zrozumieć. Nie zbywał jej, a ona i tak na to czekała.
    Opuściła wzrok na swoje dłonie. Bawiła się pierścionkiem na środkowym palcu u lewej dłoni, obrączką mamy, której prawie wcale nie zdejmowała. Wszystko było nie tak, jak być powinno. Soph wiedziała, że Carter nie jest facetem, którego mogłaby zabrać na rodzinny obiad i że on tego też wcale tak naprawdę od niej nie oczekiwał i nie chciał. Ale nie sądziła, że jego przeszłość może mieć aż tak wielkie znaczenie, że nie będą potrafili spojrzeć na to, jak ona się z nim czuła. Że nie widzieli tego, że po raz pierwszy od kilku miesięcy naprawdę jest szczęśliwa. Że w końcu pozbierała te wszystkie połamane kawałeczki po Nico i skleiła się w całość. Ale nie próbowała się oszukiwać, że kogoś to obchodziło w domu.
    Zerknęła na niego, kiedy przed nią klęknął i cicho westchnęła. Sama nie wiedziała, czego od niego oczekuje lub czego się spodziewa. Mógł równie dobrze milczeć, ale to niczego by nie naprawiło, prawda?
    — Słaby ten żart. — Mruknęła pod nosem. Nie bawiły jej takie rzeczy. Robienie komuś pod górkę, aby przez pięć minut ktoś się pośmiał. Sophia nie wiedziała kto i dlaczego miałby to rozsyłać do jej rodziny. Nie mówili głośno o tym, że się nie lubią, chociaż gdyby się przyjrzeć, to dostrzegłoby się pewne rysy, ale to nie było teraz ważne.
    Starała się za bardzo nie wychylać w jego towarzystwie. Nie nawiązywała przyjaźni, nie zwierzała się tym dziewczynom. One z nią też nie chciały rozmawiać, a Sophia nie potrzebowała kolejnych koleżanek. Była uprzejma i może właśnie w tym był błąd. Że była zbyt uprzejma.
    — Nie mówiłam o tobie. — Powiedziała szybko. Bo akurat do tego miała pewność, że nie zrobiłby jej takiego świństwa. Nie zakładała z góry, że gdyby coś takiego się wydarzyło, to byłaby to jego wina. Jemu ufała, ale jego znajomym już nie i nie musiała im ufać.
    Zastanawiała się. Oczywiście, że się zastanawiała. Znali się parę tygodni, za krótko, aby ryzykować całym życiem dla niego, kiedy teraz tak naprawdę głównie mówiły za nich emocje, a jednocześnie Sophia nie była gotowa do tego, aby go skreślić całkowicie. Nie, gdy wiedziała, jak się przy nim czuła.
    Sięgnęła swoją dłonią do jego, jakby tym chciała go zapewnić, że wcale nie podjęła żadnej decyzji. Bo nie potrafiła i nie chciała. Chciała mieć jedno i drugie – swoje życie i Cartera. Miesiącami obiecywała, że nie będzie pakowała się w kolejne kłopoty, a tymczasem… Tymczasem one się pojawiły. I to zaledwie dzień po tym, jak wszystko weszło między nimi na wyższy poziom. Być może, gdyby nie ten filmik, to wcale by nie byli zainteresowani Carterem. Wiedzieli już wcześniej, rzucali jakieś komentarze, ale do tej pory nikt nie kazał jej wybierać.
    — Ja to wszystko wiem, Carter… Wiem to i czuję. — Odezwała się po chwili, kiedy przetworzyła jego słowa. — Próbowałam im to wytłumaczyć. Ale w kółko było to samo. Że nie wiem co robię ani z kim, że cię przecież tak naprawdę nie znam…
    Oboje się w pełni nie znali. Nie było możliwości, aby wiedzieć o sobie wszystko i z każdym dniem uczyli się siebie bardziej. Na tym w końcu to polegało, prawda? Aby uczyć się partnera, jego zachowania, przyzwyczajeń i całej tej reszty. Odkrywać to powoli, a nie mieć podane na złotej tacy od pierwszego dnia.
    — Nie chcę się nad tym zastanawiać, Carter. — Szepnęła. Martwić się tym, że za każdym razem, jak z nim będzie i wydarzy się cokolwiek, to ktoś to nagra i pośle w świat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Dlaczego ktoś by zrobił? — Spytała, choć wiedziała, że Carter może nie mieć odpowiedzi. Widział, jak bardzo jej to przeszkadza. Nie fakt, że ktoś zobaczył ją tańczącą i całującą się z dziewczyną, ale że znowu była obdarta z prywatności. I te filmik… Był zrobiony z ich loży. Albo jej okolic. — Wiem, że mnie nie lubią. To w porządku, też nie jestem fanką twoich znajomych, ale… czemu im to tak przeszkadza, że jesteśmy razem?
      Pokiwała w milczeniu głową.
      — Tak. Nie zapłaci za studia, miałam wrócić w styczniu. — Wzruszyła ramionami. To nie była dla niej mała sprawa. Rok kosztował prawie osiemdziesiąt tysięcy. Wszystkie większe kwoty miała na innych kontach, z których nie korzystała. Na swoim miała tyle, aby czuć się komfortowo i nigdy na nic jej nie zabrakło. Taka była umowa. — Koniec ze wszystkim… Studia, moje widzimisię, wolontariat, dom… Ze wszystkim.
      I to pewnie była jej wina, że sama nie zaczęła się zabezpieczać, bo było jej komfortowo. Bo nie chciała łączyć nauki i pracy, bo mogła sobie na to pozwolić i nikomu nie przeszkadzał ten układ, dopóki Sophia się uczyła i nie sprawiała kłopotów, ale zaczęła i nagle karty miały przestać działać, karty dostępu do apartamentu zmienione, kody zmienione. Nie była gotowa na coś takiego. Ktokolwiek był?
      Spojrzała na Cartera po chwili. Słyszała go i czuła, położyła nawet swoją dłoń na jego.
      — Że to głupie. — Powiedziała. Mając na myśli reakcję ojca, nawet jeśli prawidłową.
      Nie spodziewała się, że to tak szybko może upaść.
      — Wiesz o tobie myślę, Carter. — Szepnęła. Powiedziała mu wczoraj, że jest zakochana, to za mało? — Przez ciebie… po raz pierwszy od dawna jest lepiej. I jestem szczęśliwa z tobą. Z tym co mamy. I wiem, że nie chcę z tego rezygnować. Nikogo nie krzywdzę tym, że z tobą jestem. Nie wiem, czy to na zawsze, ty też nie wiesz. Nikt nie wie. Wiem, że chcę z tobą.
      Nie zamierzała z nim zerwać. Odejść i powiedzieć, że wraca do domu. To tak nie działało, bo niezależnie co by Sophia wybrała, będzie cierpiała. Carter również.
      — Ale to mój tata… Nie wiem, co zrobić, Carter.
      Wczoraj wybierała ubrania, a dziś siedziała na tej samej kanapie z błyszczącymi od złości i bezradności łzami w oczach i traciła grunt pod nogami, bo z jednej strony mogła stracić Cartera, a z drugiej wszystko, co nazywała domem.

      soph

      Usuń
  82. Nie miała bladego pojęcia, od czego zacząć układać ten chaos. Nie chciała stracić jedynego rodzina, który jej został. Rodziny – może skrzywionej i krzywdzącej, ale jednak rodziny. To było już jedyne co znała i była przyzwyczajona do tego, jak wygląda ich dynamika. Nie spodziewała się, że kiedyś może nadejść dzień, kiedy ojciec będzie jej groził, że zostawi ją bez niczego. Sophia nie mogła nawet stwierdzić, czy blefuje, czy mówi poważnie. Czy naprawdę byłby zdolny do tego, aby ją porzucić tylko dlatego, że jej wybory nie były dobrym PR’owym ruchem w jego oczach. Może i miało to jakiś wpływ, ale przecież to, że Sophia będzie z Carterem nie sprawi nagle, że wszyscy przestaną korzystać z hoteli. Ba, była pewna, że gdyby Carter chociaż raz wrzucił, że się zatrzymuje w którymś hotelu ojca to wiele ludzi zrobiłoby to samo. Tylko po to, aby mieć namiastkę podobnego luksusu, co ich ulubiony raper. Świat tak działał.
    Automatycznie przysunęła się bliżej do niego, kiedy usiadł obok.
    Siedziała w ciszy, kiedy wyjawiał jej wszystkie powody. Chyba… Chyba nie w pełni rozumiała, dlaczego to był taki problem. Przecież to było normalne, że jak się z kimś jest w związku to znajomi schodzą czasem na drugi plan.
    Zerknęła na niego, kiedy mówił. Jeszcze nie była pewna, jak się z tym czuje, ale nie było to obciążenie. Nie, to było coś innego. Znacznie przyjemniejszego, choć też ciężkiego. Ale nie było to złe uczucie. Nie chciała go nikomu kraść, a jednocześnie… Chciała go całego dla siebie. I nie zamierzała przepraszać za to, że tak było.
    — To tyle? Bo chcesz spędzać ze mną czas? — Rozumiała skąd to się brało. Zwłaszcza, że nie minęło pięć minut od jej wejścia do penthouse’u, jak kazał wszystkim stąd wyjść i nawet dwa razy nie spojrzał w ich kierunku. Bo był skupiony na niej.
    Znał ich dłużej niż ją. Miał z nimi jakąś historię, a jednak ona – przypadkowa dziewczyna ze schroniska, zaczynała znaczyć więcej niż ludzie, których być może znał od lat. Nie pytała przecież o daty ani o to, kiedy z kim zaczął się trzymać.
    Odetchnęła głębiej, gdy ją objął. Z ulgą, bo usłyszała coś, czego się nie spodziewała, a dzięki czemu poczuła się lepiej. Może nie było wybitnie, ale było o wiele lepiej niż wcześniej, a to był już mały plus w tej całej sytuacji.
    — Jestem? — Szepnęła to prawie bezgłośnie, jakby nie mogła uwierzyć w to, co jej powiedział. Że dla kogoś naprawdę może znaczyć coś więcej niż ukradkowe spojrzenia, przypadkowy dotyk i chwile razem, kiedy nikt nie widzi. Że może być kimś więcej niż sekretem, który należy trzymać głęboko schowany. — Skoro jesteśmy razem i… i wiemy, że nigdzie się nie wybieram… to znaczy, że tego będzie więcej? — Spytała.
    Niejako już chyba potwierdzając swój wybór. Może robiła źle, może za miesiąc, tydzień czy rok będzie wracała do ojca z podkulonym ogonem, prosząc, aby ją przyjął z powrotem, ale teraz nie zamierzała zrezygnować ze swojego szczęścia. Chyba pierwszy raz od lat z nim zjadła śniadania, które nie były krępujące i przykre, gdzie nikt nie próbował podciąć sobie skrzydeł. Gdzie nie było obojętności i chłodu. Tylko ich dwójka, wpatrzeni w siebie z uśmiechami, które próbowali przed sobą ukryć. Jak dzieci, które nie wiedzą, jak się ze sobą obchodzić.
    — Mówiłam… schronisko zmienia ludzi. — Powiedziała cicho, półżartem. Coś takiego mu na początku powiedziała. Opuściła na chwilę głowę, ale bardziej po to, aby złapać się konkretnej myśli, a nie znów zgubić w ich plątaninie. — Tobie się te zmiany podobają? — Nie pytała, bo nie wiedziała. Pytała, bo chciała to od niego usłyszeć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę się bała tego, co będzie. Nigdy nie była bez pieniędzy. Miała co prawda wciąż to, co zostawiła jej mama. Ale nie ruszała tych pieniędzy. Nie potrafiła ich ruszyć. Nie wydała z nich nawet centa. Po prostu… Były. I najpewniej to z nich by skorzystała, gdyby naprawdę została kompletnie bez niczego. Nie miała życia, w którym nie byłoby penthouse’u, w którym mieszkała, odkąd skończyła dziewięć lat. Każdy kąt w tym miejscu był pełen wspomnień. Jak miała to zostawić?
      Nie buntowała się, jak kazał jej na siebie spojrzeć. Jakaś jej część wiedziała, że nie musi sobie z tym radzić sama, a Carter przecież był obok, a jednocześnie… Od dawna musiała radzić sobie sama. I radziła, więc teraz przyjęcie od niego pomocy wydawało się być dla niej zbyt ciężkie. Ale czy miała jakiś wybór?
      — Carter, nie mogę… — Mruknęła cicho. — … znajdę sposób, opłacę studia, mogę wziąć pożyczkę, cokolwiek. — Myślała o tym, odkąd ojciec jej zagroził, że nie zapłaci. Chyba mu nawet w złości wykrzyczała, że to zrobi. — Nie mogę być na twoim utrzymaniu.
      Była zależna od ojca, a teraz miałaby być zależna od niego? Nie na to przecież się pisał, kiedy wczoraj wchodzili w związek. Na to, aby przygarnąć ją do siebie, bo pokłóciła się z ojcem.
      — Mam coś po mamie, mogę to użyć. Nie wiem, coś wymyślę.
      Słyszała go i to, jak poważnie brzmiał. Znała już ten ton i wiedziała, że gdy go używał to nie było miejsca na żarty. Nie proponował jej niczego na ślepo, ale jak miała się na to zgodzić? Ale czy miała jakieś wyjście? Prawdopodobnie właśnie straciła dom i ojca, bo postawiła na Cartera i na siebie. Na własne szczęście. Nie miała gdzie iść.
      — I królika. — Dodała. Zaśmiała się po tym, ale bardziej przez łzy, jakby to przelało wszystko. Nie patrzyła co robi, tylko wpakowała mu się na kolana, a twarz schowała w zagłębieniu jego szyi. Jakby to było teraz jedyne miejsce, gdzie chce być.
      Mogłaby pojechać do Victorii albo Seleny, nawet do Leo. Przygarnąłby ją bez słowa, ale nie chciała przyjaciół. Chciała Cartera. Chciała być tutaj.
      — Przepraszam… za to wszystko. — Ledwo zaczęli być razem, a za nią przyszły problemy, których tak prędko nie spodziewał się nikt.

      soph

      Usuń
  83. Jakaś jej część chciała się posłuchać ojca, a nawet Gwen. Sophia za bardzo przyzwyczaiła siebie i wszystkich wokół, że robi to, co jej powiedzą i rzadko stawia granice. Trochę się to zmieniło przez ostatni raz, ale wciąż potrafili na nią wpłynąć. Tym razem nie chciała pozwolić, aby inni decydowali o jej życiu. Jeżeli to wszystko to miał być błąd, to musiała przekonać się o tym sama, a nie uwierzyć, bo ktoś jej tak powiedział. W dodatku ktoś, kto Cartera nie znał, a jedynie przeczytał w internecie co kiedyś robił.
    Pokiwała cicho głową w zrozumieniu. Krótkie potwierdzenie, tylko tyle, ale jej wystarczyło. Nie była chwilowym przystankiem, kimś przy kim można zapomnieć o byłej i potem znaleźć uciechę w innych objęciach. Tak to wszystko co Carter jej mówił, co z nią robił odbierała. Tak to czuła.
    — W porządku. — Zgodziła się. Nie miała już wątpliwości, a przynajmniej na moment zniknęły. Gdzieś… Odeszły na bok po jego zapewnieniach, które teraz były dla niej szczególnie ważne. Przyszła bez zapowiedzi, „zepsuła” mu spotkanie z ludźmi, których nazywał przyjaciółmi lub tylko znajomymi, sama już nie wiedziała, a Carter nawet się nie zawahał, aby ich wszystkich stąd wyrzucić, bo ona miała problem, z którym nie potrafiła sobie poradzić sama. I potrzebowała go. Nie imprezy, nie kolorowego drinka. Jego bliskości, aby jej wysłuchał. Nie oczekiwała nawet, że coś powie. Chciała tylko to z siebie wyrzucić i może na głos zastanowić się, co dalej.
    — Zauważyłam, że ciężko z tobą o zmiany. — Powiedziała i krótko się zaśmiała. Nie próbowała na nim wymusić swoich racji. Bardziej… Starała się pokazać, że może być inaczej, a to, czy będzie chciał tego spróbować zależało od niego. Nie stała mu nad uchem i nie kazała próbować nowych rzeczy. Proponowała, a on przyjmował propozycję albo odmawiał. I nikt o nic nie miał pretensji.
    — Pamiętam. — Aż za dobrze pamiętała i po tych pierwszych minutach, które spędzili razem Sophia w życiu nie podejrzewałaby ich o to, że mogą skończyć razem. Nawet nie zauważyła, kiedy zaczęło jej zależeć ani kiedy Carter zaczął w inny sposób z nią rozmawiać. Bez ciągłego sarkazmu i ironii, bez przewracania oczami czy wzdychania, bo mu się nie podobało to, co musiał robić. To zmieniało się stopniowo, a takie zmiany czasem ciężko było wychwycić.
    Jesteśmy razem. Damy radę. Teraz nie była pewna, czy kiedykolwiek coś podobnego usłyszała, bo ostatnim razem, kiedy potrzebowała to usłyszeć to była zostawiona sama sobie. Wszystkie jej uczucia były zepchnięte na bok, a Sophia musiała poradzić sobie sama. I przez to była pewna, że teraz będzie identycznie. Że będzie musiała jakoś sama to odkręcać, bo może nawet, gdyby nie wybrała Cartera… To wciąż nie wybrałaby ojca. Wymyśliłaby coś innego.
    Kiedy siedziała na nim, przytulona wsunęła rękę pod koszulkę. Tuż przy szyi, bo potrzebowała poczuć ciepło jego skóry. Bliższy dotyk niż tylko przez materiał. Po prostu jego. Tak, jaki był dla niej i przez cały czas.
    Nie chciała być dla niego kolejnym obowiązkiem. Wydatkiem. Kimś kto żeruje na tym, co Carter ma do zaoferowania. Tak się upierała, aby być tą, która mu da od siebie wszystko – nic materialnego, bo co mogłaby dać komuś, kto może mieć co zechce? Ale swój czas, swoje uczucia, serce, wszystko czego nie dało się kupić.
    — Carter… — Zaczęła, ale nie skończyła. Nie mogła się z nim kłócić. Upierać przy swoim. On już postanowił, a Sophia tak naprawdę nie miała żadnego wyboru. Mogła rzucić studia, ale co wtedy? Co miałaby robić wtedy? Miała jakiś plan na siebie i swoją przyszłość, a bez tego co najwyżej mogła przesadzać kwiatki, a nie robić to, co myślała, że będzie robiła.
    Myślała chwilę. Zbyt intensywnie. Ze zmarszczonym czołem, uważnym spojrzeniem, które błądziło po stoliku, w którym odbijał się sufit. Wciąż na nim leżał papierek po cukierku, który jadła rano i zapomniała po sobie wyrzucić. Był mały ślad po kubeczkach z kawą. Takie drobne rzeczy, które przypominały, że ich wspólne życie tu już trwało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Carter… Jeden rok to osiemdziesiąt tysięcy. Nie mogę prosić, o takie kwoty. — Wcześniej o tym nawet nie myślała. Nie zastanawiała się nad tym, ile to pieniędzy, bo nie musiała. A kiedy zawisła nad nią wizja, że zostanie bez dachu nad głową i z tym co ma koncie nagle to zaczęły być ogromne kwoty, z którymi sobie nie poradzi.
      Mogła pójść później. Zmienić uczelnię na tańszą. Miała już się odezwać, ale zamilkła. Niepewna, czy dobre usłyszała. Potrzebowała chwili, aby to przetworzyć i upewnić się, że powiedział to, co myślała. Nie biorąc też pod uwagę tego, że nie był do końca trzeźwy, zupełnie jakby wypaliła z głowy tę świadomość.
      Odsunęła się lekko, aby na niego spojrzeć. I po prostu milczała.
      — Kocha, huh? — Wyszeptała, a od tego samego słowa przeszył ją dreszcz. Spodziewała się wszystkiego, ale nie tego, że te słowo padnie między nimi tak szybko. Ułożyła dłoń na jego policzku, który lekko pogładziła i uśmiechnęła się nieznacznie. — Zgaduję nie wygram z miłością…
      Z tym nie dało się kłócić.
      — Trochę inaczej wyobrażałam sobie początek tego związku. — Przyznała. On pewnie też sądził, że będzie inaczej. — Dziękuję… że mnie wysłuchałeś i… że zostałeś. Nie zostawiłeś samej.
      Nie zdawał sobie sprawy z tego, jak wiele to dla niej znaczyło.
      — Przestań — mruknęła, jak rzucił o półce w lodówce dla królika. Mimowolnie, ale lekko się zaśmiała i ułożyła głowę na jego ramieniu. — Jest urocza, polubisz ją.
      Odetchnęła głęboko, z ulgi i dziwnego poczucia spełnienia, którego jeszcze sobie wytłumaczyć nie potrafiła, ale… Cieszyła się, że go miała. Że w tym całym chaosie chciał być obok. To mogło okazać się jednym wielkim błędem, ale teraz było bez znaczenia.
      — To była randka. — Szepnęła cicho, kiedy na moment między nimi zapadła cisza. — Przed kolacją, kiedy oglądaliśmy obrazy. Wtedy wiedziałam, że się zakochałam.

      soph

      Usuń
  84. W środku wiedziała, że upieranie się przy tym, aby Carter nie płacił było bez sensu. Sama by sobie teraz nie poradziła. Przynajmniej nie z początku, kiedy ojciec chciał zostawić ją na lodzie. Pewnie myślał, że to ją ostudzi, że pójdzie po rozum do głowy, a ona zamiast sobie wszystko przemyśleć przyjechała prosto do Cartera. Była ostrożna z pieniędzmi, które dostawała. Nigdy nie miała potrzeby, aby wydawać je bez sensu i dla samej idei wydawania, co nie zmieniało faktu, że jeśli zauważyła coś, co się jej podobało to się wzbraniała przed kupnem. Bo mogła, bo nikt jej z tego nie rozliczał, nikt się nie pytał na co wydaje. Tylko teraz, gdy była przed nią wizja, że zostanie z niczym to nagle każdy cent zaczął się liczyć.
    Opuściła niżej ramiona i nieznacznie się rozluźniła, choć wciąż czuła napięcie w barkach. Zaczynała rozumieć, że z Carterem nie wygra. On postanowił, nie zamierzał się wycofać. Przez moment się zastanawiała, czy to działo się naprawdę – i owszem, działo się.
    Przymknęła oczy, kiedy pocałował ją w czoło.
    — W porządku. — Odezwała się po chwili, nie brzmiała na w pełni przekonaną. Czuła się z tą decyzją niepewnie, bo przecież nie była z nim po to, aby płacił za jej studia i ją utrzymywał, a zaledwie dzień po tym, jak zaczęli ze sobą być Sophia dosłownie zwaliła mu się na głowę. — Ale zwrócę ci to wszystko, kiedy już będę mogła. — Dodała i ona również nie zamierzała wchodzić w dalszą dyskusję. To był jej warunek, ale równie dobrze to nigdy mogłoby się nie wydarzyć.
    — Wiem o czym mówisz, Carter. Tylko… To dużo, bardzo dużo. To nie jest parę drinków w klubie czy fajne randki w galerii. — Westchnęła, a dłoń wsunęła nieco głębiej za materiał koszulki. Wyraźnie pod palcami czując zgrubienia od tuszu zdobiącego jego skórę. — Nie chciałabym, żeby kiedyś to wyglądało, jakbym była z tobą, bo mi płacisz za studia i mam gdzie mieszkać za darmo. — Przyznała i lekko wzruszyła ramionami. I tak to pewnie będzie właśnie wyglądało dla niektórych, ale chodziło jej konkretnie o Cartera, aby nie obudził się któregoś ranka, spojrzał na nią i pomyślał, że nie robi nic poza ciągnięciem od niego kasy.
    To było szybko. Być może za szybko, ale czy to miało jakieś znaczenie, skoro oboje wiedzieli co czują? Miała wrażenie, że te słowa padłyby znacznie wcześniej, gdyby nie to, że wstrzymywali się przed tym. Jak w jakiejś obawie, że popsują wszystko, jak jedno z nich powie słowo na „K”.
    — Dobrze… Też nie chcę i nie zamierzam udawać, że cię nie kocham. — Szepnęła w odpowiedzi. Głos nieznacznie jej tylko zadrżał. Myślała, że powie mu to w innej sytuacji. Mniej dramatycznej, ale chyba wyznania miłosne otoczone setkami uczuć były jej specjalnością. — To pewnie szybko… Ale skoro nam z tym dobrze to chyba tylko to się liczy, prawda?
    Nikt nie przeżyje życia za nich. Nie było sensu, aby udawać, że nie są razem, że nic do siebie nie czują. Sophia wiele razy próbowała te uczucia zgnieść. Udawać, że nie istnieją, ale już nie potrafiła się przed nimi bronić. Z każdym dniem było jej coraz ciężej i dlatego tak bardzo bała się tej daty zakończenia przez niego wolontariatu.
    — Zwykle to się dzieje… — Przyznała cicho i lekko wzruszyła ramionami. To był już odruch. Przyzwyczajenie. Carter nie dał jej powodu, aby myślała, że zostawi ją samą, a jednak Sophia czekała, aż to się wydarzy. I najgorsze, że nawet nie byłaby rozczarowana, a zaakceptowałaby to, że musi poradzić sobie sama. Pewnie znów by sobie wmówiła, że niepotrzebnie przeżywa, że mogła inaczej zareagować i niepotrzebnie to rozdmuchała, zawracała mu głowę. — Zdaję sobie sprawę, że czasami za bardzo przeżywam. I to dla innych nieracjonalne, że jakaś drobna rzecz może na mnie ta wpłynąć… Inaczej nie potrafię.
    Nie musiała mu tego pewnie tłumaczyć, bo sam to widział parę razy. Jak czasem jedna myśl czy zdanie potrafiło ją wybić z równowagi, jak spędzała zbyt wiele czasu na rozmyślaniu.
    — Rozumiem to, Carter. Naprawdę to rozumiem. — Powiedziała cicho i nieznacznie uśmiechnęła się pod jego dłońmi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tamta randka… Sophia nigdy wcześniej nie przeżyła czegoś podobnego. I mimo, że skupiała się na obraz. Pamiętała, które mocno zapadły jej w pamięć to tak naprawdę cały czas myślała tylko o Carterze. Czuła, jak czasem się za nią zakrada, jak prawie całuje w szyję, aby odsunąć się w ostatniej chwili i musnąć skórę jedynie swoim oddechem.
      — Bo nie wiedziałam co robię. — Uśmiechnęła się słabo, ale szczerze. Lekko pod nim zadrżała od tego, jak muskał jej skórę. Niby delikatnie, może nieświadomie, ale przecież wiedział dokładnie, co robi. — Mhm… Ciężko było zachować rozsądek, wiesz? Zwłaszcza po tym, co mi powiedziałeś, że chcesz między tymi wszystkimi obrazami. — Samo wspomnienie wywoływało w niej dreszcze. Oni w miękkim świetle galerii, otoczeni setkami obrazów i jazzem. Często do tego wracała.
      Odwzajemniła pocałunek bez pospiechu. Zupełnie odruchowo już wciskając się bardziej w jego ciało, ale nie w dzikiej potrzebie, aby pocałunek zmienił się w coś więcej, a aby być zwyczajnie bliżej niego. Pocałunek powiedział jej więcej niż jakiekolwiek słowa by mogły. Był tutaj. Razem z nią i nie chciał zostawić samej. I to było wystarczające.
      — Zadzwonię rano do schroniska. Powiem, że się pochorowaliśmy. Zostaniemy w domu. — Szepnęła. Nie pytała, podjęła decyzję. Wszyscy tam wiedzieli, że są razem – oficjalnie czy nie, Carter i Sophia nie udawali.
      Chciała zostać z nim w domu. W ich domu. Odpocząć, przemyśleć wszystko i zastanowić się co dalej. Bez wychodzenia z łóżka, opuszczenia penthouse’u. Tylko z nim obok. Więcej nie potrzebowała.

      soph

      Usuń
  85. To już był ten moment, w którym należało przestać się z nim próbować kłócić. Nie mogła w żaden sposób go przekonać, a znała go już na tyle, aby wiedzieć, że jak Carter się na coś uprze to kłótnia z nim nie ma większego sensu. Dlatego przytaknęła jedynie, że owszem zgadza się i po raz kolejny nie zamierzała próbować przekonać go, aby jednak pozwolił jej oddać sobie pieniądze. Póki co, ale jeszcze do niczego nie doszło, a Sophia miała małą nadzieję, że może uda się jej przekonać ojca, że może gdyby jednak poznał Cartera, to zmieniłby zdanie. Jednocześnie nie umiała wyobrazić sobie tego, że siedzą obok siebie podczas obiadu i rozmawiają. To były tak dwa, skrajnie różne światy, których nie umiała ze sobą pogodzić, ale nie potrafiła też całkowicie zrezygnować z ojca i rodziny. Musiała coś wymyślić, ale teraz, gdy zbliżała się już północ, a jej głowa była ciężka od myśli, a oczy czerwone i mokre żadne sensowne pomysły nie przychodziły jej do głowy.
    Bez zbędnych sprzeczek poszła już za nim do sypialni. Potrzebowała jeszcze z siebie zmyć cały ten wieczór, więc na niecałe dwadzieścia minut zniknęła się w łazience, do której zostawiła drzwi otwarte, gdyby Carter miał jednak ochotę, aby do niej dołączyć. Najwyraźniej uznał, że Sophia tego czasu dla siebie, aby trochę ochłonąć. Niedługo później dołączyła do niego w łóżku, gdzie czekała już pizza, odpalony film, którego nazwy nie pamiętała i Carter, który był teraz w centrum jej zainteresowania. I przez następną godzinę, a może nieco krócej jej uwaga poświęcona była mężczyźnie i pizzy, która zgodnie z obietnicą była nieprzyzwoicie tłusta, ilość pepperoni przytłaczała i jednocześnie to była najlepsza pizza, jaką w ostatnim czasie jadła. Nie wyłapała momentu, w którym zasnęła. Ostatnie co pamiętała to, że leżała na Carterze i jednym okiem spoglądała w stronę ekranu. Dłonią gładził jej ramię, a drugą udo i w takiej pozycji przysnęła. Ze snu wyrwał ją budzik. Zapomniała go wyłączyć. Carter albo nie słyszał albo udawał, że nie słyszy, bo jedynie przekręcił się na bok, gdy Soph wyłączała alarm w telefonie. Korzystając z tego, że na moment się wybudziła, zamiast dzwonić to wysłała SMS’a, że ich nie będzie. Niewielkie kłamstwo, ale wiarygodne – zaszkodziła nam pizza, nie damy rady się pojawić. Wyłączyła po tym telefon i wróciła do spania, wtulając się w plecy Cartera. W sypialni było jeszcze ciemno, a Soph zasnęła momentalnie z powrotem i spała tak przez kolejne trzy, może cztery godziny. Zwykle była pierwsza do tego, aby budzić się o świcie i zaczynać dzień z przytupem, ale nie teraz. Nie, kiedy obudziła się niemal obolała; fizycznie i emocjonalnie, ale też jednocześnie była dziwnie spełniona i szczęśliwa.
    Przez szklaną ścianę w sypialni przebijało się jesienne słońce. Nie było ono tak nachalne, jak w lato, ale jego promienie sięgały do łóżka i na ich twarze. Sophia przeciągnęła się z lekkim westchnięciem i przewróciła na brzuch, głową skierowaną w stronę Cartera. Leniwie uchyliła powieki, zmęczona była bardziej niż się spodziewała. Zeszła noc zmęczyła ją bardziej niż się spodziewała.
    — Dzień dobry — szepnęła cicho. Głos miała jeszcze z lekka zachrypnięty i senny, a powieki ciężkie i najchętniej wróciłaby z powrotem do spania. Przysunęła się bliżej do Cartera, który chyba jeszcze wpółsenny przyciągnął ją za talię do siebie.
    Zamruczała cicho, jej dłonie automatycznie sięgnęły do torsu Cartera, a głowę lekko uniosła, aby musnąć jego usta. Mogłaby się przyzwyczaić do takich poranków i wszystko też wskazywało na to, że będzie musiała to zrobić. Zaczynać tak dzień. Razem z nim, niezależnie od wszystkiego. Czemu nikt nie mógł zrozumieć, że Sophia jest tu szczęśliwa? Że nikt jej do niczego nie zmusza, że wszystko co robi, to z jej własnej woli? Przecież Carter nie był złym człowiekiem. Tylko… niezrozumianym przez wielu.
    Czuła się już trochę lepiej, chociaż wiedziała, że to w ciągu dnia jeszcze może się zmienić. Ale póki co, chciała się nacieszyć tym porankiem. Faktem, że nikt i nic im tu nie przeszkadza.

    soph

    OdpowiedzUsuń
  86. Tak mógłby wyglądać każdy ich poranek, gdyby świat dał im święty spokój.
    Gdyby ojciec się nie czepiał, że umawia się z Carterem. Gdyby jego kumple i koleżanki się nie pieklili, że Sophia go im zabiera. Gdyby każdy zajął się swoimi sprawami, a im dał święty spokój. Ale wiedziała, że to po części niemożliwe. Nie, kiedy Carter był Zairem. Nie, kiedy ona do siebie też przyciągała uwagę obracając się w takim towarzystwie. Musiała to jakoś przełknąć. Póki co ty wszystkim nie zamierzała się martwić. Nie, dopóki świat zewnętrzny pozostawał na zewnątrz.
    To tutaj chciała być. W jego, ich, łóżku, opleciona jego ramionami i schowana w jego świecie. Nic więcej się dziś miało nie liczyć. Żadni znajomi, żaden ojciec. Tylko Sophia i Carter zamknięci w swojej małej bańce szczęścia, która może miała już rysy i pęknięcia, ale trzymała się jeszcze wystarczająco dobrze, aby mogli chociaż przez dzień poudawać, że nic złego się nie wydarzyło.
    Sophia nie potrafiła powstrzymać uśmiechu. Lubiła, kiedy pieszczotliwie ją nazywał. Padało czasem skarbie, a najczęściej mała i to chyba najbardziej lubiła.
    — Cześć, kochanie. — Mruknęła jeszcze raz w odpowiedzi, jakby nie mogąc się powstrzymać. Przez moment miała myśl, że może to z nocy, co jej mówił, to wszystko się jej przyśniło, ale wystarczyło, aby raz spojrzeć w jego oczy, aby mieć pewność, że żadne z nich wtedy nie żartowało. — Dziesięć albo dwadzieścia… nie chcę stąd wychodzić. — Brzmiała jakby zaraz ktoś ją stąd miał ściągnąć siłą i zabrać na zajęcia, na które uczęszczać nie chciała. I najlepsze było to, że naprawdę mogli spędzić cały dzień w łóżku. Nikt ich nie gonił (teoretycznie), nigdzie nie musieli się spieszyć. Ten dzień w pełni miał należeć tylko do niej i Cartera.
    — Zamówimy. — Zarządziła, bo nie zamierzała go wypuszczać z lóżka na dłużej niż to konieczne. — Następnym razem mi zrobisz śniadanie. Dziś wystarczy, jak dostarczy je kurier. — Zaśmiała się. Nie ukrywała, że byłoby miło, gdyby Carter ją tak zaskoczył, ale dziś Sophia zamierzała się wokół niego owinąć i nie wypuszczać, a jemu to raczej przeszkadzać nie będzie.
    — Bo przeszłam. — Przytaknęła z westchnięciem. Nie poukładała sobie jeszcze wszystkiego, ale była świadoma, że nie zmieni się zbyt wiele przez jedną noc. — Nawet taka z poplątanymi włosami i zmęczeniem na twarzy? — Upewniła się.
    Leżała wtulona w miękkie poduszki z Carterem nad sobą i lekkim, trochę może figlarnym uśmiechem. Mogła z jednej strony od rana zacząć przeżywać tę sytuację i psuć sobie oraz jemu nastrój lub podejść do tego w nieco inny sposób. I to właśnie zamierzała drugie zrobić. Zanim rzeczywistość wyciągnie po nią ręce, to chciała nacieszyć się tym porankiem z Carterem.
    — Niestety, środek nocy był kilka godzin temu. Nie wierzę, że przespałeś mój budzik. — Mruknęła rozbawiona. Tyle co, że mruknął pod nosem i przekręcił się na bok. Poza tym to nawet nie drgnął.
    Spoglądała miękko na Cartera, wciąż senna i najchętniej wróciłaby do spania, ale miała przed sobą kogoś, kto mógł ją sprawnie rozbudzić. Palcami muskała lekko jego tors, jakby się upewniała, że faktycznie ma go prze sobą. Że to nie jest tylko jej wyobraźnia, a Carter naprawdę tu jest. Razem z nią.
    Miał też rację z tym, jak na niego spoglądała. Bo właśnie to robiła. Patrzyła na niego, jakby tylko on się liczył. Zamruczała cicho w odpowiedzi na pocałunek i jego słowa.
    — Brzmi obiecująco. — Westchnęła, przymykając powieki. Dokładnie tak brzmiało, jak tego chciała. — Żadnych telefonów, hm? Tylko do zamawiania jedzenia. — Zaproponowała luźno.
    Zamrugała parę razy, jak się odezwał. Czyli to wszystko z zeszłej nocy, to jednak prawda.
    — Znudzić? Tobą? Niemożliwe. — Wymruczała.
    Uniosła głowę i musnęła jego usta. Najpierw niewinnie, czule i delikatnie, jakby tylko potwierdzała swoją obecność przy nim, zmieniła tempo po chwili. Znacznie bardziej pogłębiając pocałunek i podnosząc się, właściwie kilka chwil później siedziała już na udach Cartera pochylona nad nim z dłońmi opartymi po obu stronach jego głowy, niemal nie przerywając pocałunku.
    W snach nie przyszłoby jej do głowy, że będą razem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie było coś, co Sophia sobie wyobrażała. Przynajmniej nie z początku, kiedy traktowała go jako luźnego znajomego, o którego istnieniu można z czasem zapomnieć. Ale Carter nie pozwoliłby jej tego zrobić. Zakorzeniał się w jej pamięci z każdą chwilą, którą razem spędzili. Najpierw tylko zaczęła go lubić. Mieli o czym rozmawiać, bawiły ich podobne rzeczy. A potem wydarzył się ten schowek. I nie mogła przestać o nim myśleć, a teraz byli tutaj.
      — Nie wiem, czy wiesz, ale wydałeś na siebie wyrok, Carter. — Mruknęła, a kącik jej ust lekko zadrżał. — Mówiąc, że dasz mi się dużo przytulać i ile chcę. Nie będę chciała już cię wypuścić, jak się za bardzo do tego przyzwyczaję. — Musnęła kącik jego ust, a potem policzek. Sunęła wargami dalej, tuż przy uchu zanim się znów odezwała. — Ale chyba nie będziesz miał nic przeciwko temu, hm? — Spytała szeptem i złożyła pocałunek tuż przy jego uchu, by zaraz sięgnąć ustami nieco niżej na szyję. — Żebym się tu rozgościła… Tutaj… I tutaj. — Ciągnęła dalej, a palcem zatoczyła małe kółeczko na jego piersi tuż nad sercem.

      soph

      Usuń
  87. Sophia uśmiechnęła się jedną stroną ust, gdzieś powoli zanikało w niej już to senne zmęczenie. Ta świadomość, że jeszcze nie rozbudziła się w pełni. Z każdą kolejną chwilą czuła, że zaczyna myśleć coraz sprawniej i sensowniej. Było to miłe uczucie, kiedy w jej myślach jedyną obecną osobą był Carter. Odgrodziła się od pozostałych grubą kreską, bo nie chciała, aby coś zaburzyło im ten poranek. Ten spokój, który mieli. Przynajmniej jeszcze przez parę chwil chciała udawać, że wcale nie straciła domu i ojca, niemal wszystko na czym jej zależało. Pod sobą miała osobę, na której zależało jej teraz najbardziej. Jego dłonie na swoich biodrach i plecach, jego oddech na skórze. Nic innego, poza Carterem, nie powinno się teraz liczyć.
    — No ja myślę, że ulubiony. — Mruknęła z rozbawieniem. — Spróbowałbyś znaleźć sobie inne problemy… — Zagroziła z nutą wesołości w głosie. Nie była zazdrosnym typem, a jeśli już to jej zazdrość objawiała się w nieco inny sposób. Bardziej przygaszony, ale teraz nie zamierzała myśleć o tym, że miałaby się nim dzielić czy o tych innych dziewczynach, które za nim wodzą za nim wzrokiem i próbują złapać w swoje dłonie.
    Zamiast słów, używała gestów. To było czasem łatwiejsze niż mówienie, a teraz oboje byli jeszcze zamroczeni snem i porankiem, a raczej wczesnym południem, ale to bez znaczenia. Nie chciała nawet niczego więcej, tylko tej bliskości i pocałunków, dłoni na ciele. Nie musieli od razu robić z tego, czegoś więcej. Całowała go delikatnie i z uwagą, zostawiała kolejne muśnięcia na jego skórze. Powoli i z namysłem, jakby próbowała zapamiętać strukturę jego skóry lepiej. Przypomnieć sobie, które całowane miejsce sprawiało, że napinał mięśnie czy wzdychał, zasysał powietrze przez zęby lub mocniej wbijał palce w jej ciało. Dla niej takie rzeczy były istotne.
    — Już zaczęłam to robić, Carter. — Zauważyła. I taka przecież była prawda. Sophia już zaczęła się rozgaszczać. Dawno temu, nie w niedzielę, kiedy przyjechały jej rzeczy. Kiedy pierwszy raz tu była. Zostawiła po sobie szalik. Następnym razem wypadł jej kolczyk, o czym dowiedziała się później. Z każdą taką wizytą zostawiała więcej śladów po sobie, a teraz w garderobie wciąż były torby z ubraniami. Niektóre jeszcze nierozpakowane, czekające na swoją kolej. — Ale chętnie będę robiła to dalej… Tak długo, jak będziemy chcieli. — Szepnęła. Nie powiedziała „na zawsze”, bo być może jakaś jej część wiedziała, że to może nie potrwać tak długo. Bo mimo wszystko, ale nie chciała tworzyć planów, a bardziej żyć chwilą. Bo znała siebie i wiedziała, czego chce od życia, a przynajmniej od starszej wersji siebie i na ten moment nie była pewna, czy Carter mógłby i chciałby jej to dać. I na teraz chciała go takim, jakim był. Z całym bagażem, który oboje nieśli. Z tym wszystkim, co mogło ich przygniatać i ciągnąć w dół, to razem z tego wyjdą. Sam przecież tak mówił, że są w tym razem.
    — Może mam zamiar budzić cię codziennie. — Mruknęła. Oczywiście, że chciałaby, aby ich poranki tak wyglądały. Luźne i niezakłócone niczym zewnątrz. — Wszystko? — Szepnęła tuż przy jego uchu, muskając skórę w tym miejscu ciepłym oddechem.
    Odetchnęła z przechyloną lekko na bok głową. Oczy miała wpółprzymknięte, a na twarzy malującą się rozkosz od tych drobnych pocałunków, śmiałych dłoni. Potrzebowali takich poranków zdecydowanie więcej. I częściej.
    — Nierealna i twoja — dodała po nim. Uśmiechnęła się przy tym, nikt jej wcześniej nie potrafił wprowadzić jednocześnie w takie zakłopotanie po komplemencie i pewność siebie, jak właśnie Carter.
    Wsunęła dłoń pod jego kark, a drugą oparła o ramię mężczyzny. Całując go wciąż z tą samą uważnością, co wcześniej. Byli tylko oni, zaplątani w miękkiej pościeli i w sobie nawzajem, obdarowujący się kolejnymi pocałunkami i cieszący bliskością, której teraz nie musieli sobie przecież szczędzić. Na pocałunki odpowiadała cichym, pełnym zadowolenia mruknięciem, palcami wbitymi bardziej w jego ramię czy delikatnym, prawie niekontrolowanym ruchem bioder, które niby domagały się czegoś więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Niech już tak zostanie. — Szepnęła w cichej prośbie. — Ty i ja… w taki sposób, tutaj.
      Przesunęła palcem po jego ramieniu i lekko się odchyliła, aby spojrzeć mu w oczy. Nie była naiwna, wiedziała, że nie będą mogli w tym trwać ciągle, ale miała nadzieję, że chociaż na trochę świat zostawi ich w spokoju.

      soph

      Usuń
  88. Zasługiwali na to, aby takich poranków mieć więcej. Skąpanych w nieśmiałym świetle jesiennego słońca, otuleni chłodną, śliską pościelą i schowani w swoich ramionach. Ze słodkimi pocałunkami, które mogły trwać wieczność i dłońmi, które krążyły po znajomych już sobie ciałach. Wymieniając się spojrzeniami, które co jakiś czas zatrzymywały się, aby nacieszyć się tą chwilą mocniej. Wiedząc, jak kruchy ten moment może być. Sophia chciała dokładnie nacieszyć się tym momentem, który właśnie między sobą dzielili. Zablokować dostęp do wszystkich myśli, które mogły im w jakikolwiek sposób zaszkodzić.
    — Tego właśnie chcę, Carter. Ciebie tutaj, pode mną. — Szepnęła, ustami ledwie dotykała jego. Muskała je z taką ostrożnością, jakby zaraz miał pod nią pęknąć. Każdy jej ruch był uważny; teraz chciała czegoś więcej, uważności i dokładności. Poznać się z nim jeszcze lepiej. I dokładnie to robiła, kiedy składała kolejne pocałunki na jego skórze. Uśmiechając się, kiedy zauważała pojedyncze drgnięcia, czy głębsze westchnięcie. Jego palce między jej włosami lub przesuwające się wzdłuż kręgosłupa. Bystre, błyszczące spojrzenie, gdy podniosła na zaledwie parę sekund wzrok, aby sprawdzić jego reakcję. Nie pospieszał jej, pozwalał robić to, na co teraz miała ochotę. Aby spełniła swoje widzimisię z rana, które było niczym innym, jak właśnie nim.
    Była zakochana i w końcu mogła to powiedzieć na głos. Nie musiała dusić tego w sobie i mieć nadziei, że to przejdzie, że nadejdzie dzień, kiedy się obudzi, a w jej głosie już nie będzie Cartera. On był cały w niej cały czas i to już od wielu tygodni. Poczuła pewną wolność, kiedy nie musiała udawać przed nim i przed sobą. To, co do niego czuła przekazywała mu teraz w każdym pocałunku, który mówił więcej niż słowa. W każdym westchnięciu, które wydzierał z jej gardła. Czuła go wszędzie, na każdym skrawku skóry, w sobie – ciele i sercu – i mogłaby przysiąc, że nie ma piękniejszego uczucia niż to, które podarował jej Carter. Była cała jego. Należała już do niego i nikogo innego, być może już nawet nie do siebie samej.
    Przemawiała przez nią śmiałość, gdy brała od niego to, na co właśnie miała ochotę. Mimo, że kompletnie tego nie planowała. Chciała go tylko pocałować, może przez dłuższy czas, ale moment pojawił się sam, a potem górę nad uczuciami przejęło pożądanie, z którym ciężko było jej walczyć. Szczególnie, gdy spoglądał na nią z dołu z roziskrzonym spojrzeniem, ciemnym i trochę mrocznym, które skupione było tylko i wyłącznie na niej. I to tylko pozwoliło jej, aby nie przerywać, aby oboje z tego poranka mieli coś więcej. Nie zerkała na zegarek przy łóżku, gdy leżała na jego torsie z policzkiem wtulonym w pierś, ciężkim oddechem i uśmiechem na ustach. Był tylko ten moment i oni. Ich dwójka i nic więcej. Leniwie sunęła dłonią po jego ramieniu, po tatuażach, które zdobiły ciemniejszą skórę. Były tylko ich oddechy, powoli już wyrównujące się. Czuła, że powoli zaczyna odzyskiwać władzę nad ciałem, które teraz się rozleniwiło.
    Lekko się uniosła, chcąc na niego spojrzeć. I tak, jak przez chwilę leżał z zamkniętymi oczami, tak otworzył je w momencie, kiedy zapewne poczuł, że Sophia nie tylko zmienia nieznacznie pozycję, ale patrzy się prosto na niego.
    — Jesteś ładny, wiesz o tym? — Szepnęła miękko, a dłonią sięgnęła do policzka mężczyzny. Był przystojny, okrutnie i to po części było jej zgubą. Ale było w nim coś więcej, coś, czego Sophia jeszcze nie umiała nazwać. Dłonie zsunęła trochę niżej, na znajome już kształty tuszu. Zwłaszcza na ten jeden, który przeszkadzał jej od jakiegoś czasu… dopóki nie spojrzała na niego, zapominała o jego istnieniu. Ale znała ten znaczek. Widziała go już wcześniej. Na kolorowych karteczkach, których nigdy nie powinna była widzieć. — Oznacza coś? — Spytała, a palcem przesunęła po tatuażu.

    soph

    OdpowiedzUsuń
  89. Sophia zaśmiała się krótko po jego odpowiedzi. Była dokładnie taka, jakiej mogła się spodziewać. Taka w jego stylu, którego nie dało się podrobić. Już mi kiedyś mówiła, że skromność się z nim nie zaprzyjaźniła. I miała rację, bo Carterowi było daleko do skromnego człowieka, ale uwielbiała to w nim. Chociaż z początku jego pewność siebie ją trochę przerastała. Nie umiała się z tym obchodzić, ale im więcej czasu spędzali razem tym łatwiej jej to przychodziło.
    — Ładny. — Powtórzyła z tym swoim uporem, którego nic nie dałoby rady z niej wyciągnąć. Żadne groźby ani prośby. Uczepiła się tego słowa, choć nie była pewna, dlaczego. Było delikatniejsze od „przystojny”, a na pierwszy rzut oka nie było w Carterze delikatności. Również o tym myślała, ale kiedy zobaczyła go pierwszy raz w schronisku, jak próbował nakłonić tego psa, który do nikogo nie podchodził i robił to z cierpliwością godną świętego, Sophia zaczęła w nim zauważać ładne rzeczy. Nie przystojne, nie te, które sprawiały, że kolana jej miękły, a głos wiązł w gardle. Ładne. — Taki też jesteś… Cholernie przystojny. Nielegalnie atrakcyjny. Absurdalnie piękny. Ale dzisiaj jesteś ładny. — Musnęła lekko jego usta. Nawet jeśli dla niego jej słowa nie miały znaczenia, to dla niej już owszem.
    Uwaga brunetki była ściągnięta teraz przez te znaczki na jego ciele. Wtedy, gdy pierwszy raz zobaczyła je na karteczce, a potem przypomniała sobie skąd je kojarzy miała nadzieję, że się myli. Ale narysowane kształty były dokładnie takie same, jak te na jego skórze. I nie były przypadkowe. Nie mogły być, kiedy liściki były podpisane przez Sloane. Innej Sloane przecież nie była. Tylko ta jedna. Jego była żona. Dziewczyna, którą kochał. Opowiadał jej o niej. Jak gotów był wybaczyć zdradę, gdyby to był tylko seks. Patrzyła na niego pewnie trochę uważniej niż powinna. Nie chciała zdradzić, że coś o tym wie. Ani, tym bardziej że widziała te karteczki od niej. Lepiej było pewnych rzeczy po prostu nie mówić. Zatrzymać dla siebie. Nawet jeśli w środku gryzło ją to do tego stopnia, że nie potrafiła czasem spać spokojnie w nocy.
    Symbol z okładki… Nawet nie mogła się z tym kłócić. Nie pomyślała o okładce, a teraz, gdy o tym powiedział to jej obraz pojawił się przed oczami brunetki. Ta ostatnia, wydana jakiś czas temu. Z piosenkami, które były wyraźnie inspirowane kimś. Wydarzeniami, o których głośno mówić nie chciał.
    — To nie brzmi głupio — powiedziała po chwili. Już nie patrzyła na tatuaż, ale na niego. Czego się spodziewała? Że spojrzy jej w oczy i przyzna, że to był tatuaż dla jego byłej? Może i wolałaby prawdę. Nawet tę brutalną, ale to by popsuło nastrój. A teraz, kiedy oboje byli rozleniwieni, szczęśliwi, jaki był sens, żeby cokolwiek między nimi psuć, prawda? — Pęknięcia w narracji… Pasuje.
    Skomentowała to tylko tak. Mogłaby ciągnąć dalej, ale jaki był sens? Nie chciał jej tego z jakiegoś powodu powiedzieć, a Sophia nie chciała zdradzić się z tym, że wie. Wiele razy chciała o niektóre tatuaże zapytać. Albo o blizny, które widziała i czuła, czy to wtedy, kiedy go dotykała, czy gdy go całowała i natrafiła na jakąś, ale nie odważyła się. O tatuaże owszem, ale nie o blizny.
    — Nie zakładałam, że są naznaczone imieniem. — Zauważyła. Nawet tego przecież nie zasugerowała. Ale to tylko ją utwierdziło, że to nie były przypadkowe linie, że tamto, co widziała narysowane było dokładnie tym samym, co było na jego skórze. — Ale teraz chyba będziesz musiał mi powiedzieć, które mają imiona… — Mruknęła. Tak naprawdę nie chciała wiedzieć, ale skoro sam zaczął temat to trochę się z nim mogła przecież podrażnić. I rozbudził ją ciekawość. Czy jakieś jeszcze tatuaże były dla Sloane. Może dla tej tancerki, z którą był. Może dla jakiejś przypadkowej dziewczyny, która zawróciła mu w głowie na weekend i skończyli ze wspólnym tatuażem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zmarszczyła lekko czoło, kiedy się odezwał. Tuż przy jej uchu, tym tonem, który potrafił ją rozbroić w chwilę. Przygryzła lekko dolną wargę.
      — Nie powiedziałam, że mi się nie podoba. — Nienawidziła go. — Co? Mam ci coś narysować?
      Krótkie westchnięcie wypadło spomiędzy jej rozchylonych warg. Była jeszcze wrażliwa na wszelki dotyk i gesty, o czym musiał wiedzieć, a zaczepiające o płatek ucha zęby sprawiły, że wzdłuż kręgosłupa przebiegł jej dreszcz.
      Widziała, jak sięga do szuflady i wyjmuje z niej długopis, ale nie chciało się jej wierzyć, że to na poważnie. Uniosła zaskoczona brew, gdy jej go podał. On naprawdę tego chciał. Trzymała długopis w ręku i zastanawiała się przez moment, czy to tylko głupia gra. I była pewna, że za godzinę byłby w stanie ściągnąć do domu tatuatora, aby mu go wykonał.
      — Cokolwiek chcę? — Zsunęła się z Cartera na bok. Usiadła przy nim, jakby szukając odpowiedniego miejsca na jego ciele. Miała dużo materiału, na którym mogła pracować. Ale ostatecznie zdecydowała się na miejsce tuż nad zgięciem łokcia. Nic tak nie znaczyło kawałka skóry, który sobie upatrzyła. — Zawsze się staram, jestem bardzo dokładna w tym, abyś… był usatysfakcjonowany.
      Mruknęła to z figlarnym uśmiechem na twarzy. Położyła się na brzuchu, nogi zgięła w kolanach, a kostki skrzyżowała ze sobą. Opierała się o łokcie z ręką Cartera prawie pod sobą. Zastanawiała się dłuższą chwilę, zanim długopis dotknął skóry. Rysowała w skupieniu. Lekko przygryzając przy tym wargę i nie pozwalając sobie, aby na Cartera spojrzeć.
      — Nie podglądaj. — Skarciła go w trakcie, jak zauważyła, że zerka na rękę.
      Długopis sunął po skórze. Urodzoną artystką nie była, ale rysować lubiła i nie była w tym najgorsza. Umiała narysować coś więcej niż słońce w rogu kartki. Brała go na poważnie, bo wiedziała, że jest gotów to zrobić. Machnąć tatuaż bez zastanowienia, ale jeśli mogła sobie go w ten sposób podpisać… To zamierzała zaryzykować. Jakiś czas później ramię Cartera ozdobione było niewielkim obrazkiem motylka, a wokół Sophia dorobiła parę gwiazdek. Wybór dla niej był prosty. Lubiła motyle, bardziej niż mogło się komukolwiek wydawać. Biegała za pięknymi okazami jako dziecko, rysowała je milion razy i to był jedyny wzór, który potrafiłaby narysować z zamkniętymi oczami i za każdym razem wyszedłby jej dobrze. Skrzydełka wypełniła liniami, przyciemniła w niektórych miejscach. Nie wyglądało wcale źle, jak na fakt, że rysowała po skórze, a nie na kawałku karty położonym na płaskim blacie.
      — Teraz możesz spojrzeć.

      soph🦋

      Usuń
  90. Miała ochotę przewrócić oczami, kiedy zaczął się z niej nabijać. Doskonale wiedziała, że nie wyśmiewa jej ani jej komplementów – mogła mu mówić to, co myślał, ale wolała powiedzieć tak, jak ona go odbierała. Szczerze i po swojemu. W taki sophiowy sposób, który był tylko jej. Którego nie podkradnie żadna dziewczyna z klubu. Bo żadna nie spojrzy na niego tak, jak robiła to ona. Chciała tak przynajmniej myśleć, że nie byłyby w stanie podkraść jej tej miękkości z oczu, w których była bliskość i czułość, zaufanie. I miłość. One mogły na Cartera patrzeć z pożądaniem, chcieć jego ciała i chwilowej uwagi, ale Sophia od początku chciała czegoś więcej i dała mu o tym wyraźnie znać.
    — Przy innych bym tego nie powiedziała. To było tylko dla ciebie. — Odpowiedziała. Nie chciała, aby inni słyszeli kiedykolwiek, jak wyznaje mu uczucia czy komplementuje. I nie dlatego, że wstydziła się to robić, ale uważała, że niektóre rzeczy muszą zostać między nimi. Bez świadków. — Owszem, ładny. Nawet z reputacją i tatuażami można być ładnym. I spojrzeniem, od którego sukienki same się rozpinają również. — Dodała zerkając na niego z ukosa. Sama by nie spodziewała się, że „ładny” i Carter w jednym zdaniu będzie miało sens, ale dla niej miało. On tego rozumieć nie musiał.
    — Wiesz, jeśli ci zależy na komplementach od chłopaków to możesz iść i się pytać. — Wzruszyła ramionami, powstrzymując się przed lekko złośliwym komentarzem, który gotowa była rzucić, gdyby była taka potrzeba. Nie w prawdziwej złości, ale tej droczącej się. Podobała się jej atmosfera, która między nimi panowała.
    Ciężko było się jej przy nim nie uśmiechać. Pierwszy raz, szczerze, od dawna była szczęśliwa. Wczoraj wpadła tu niemal w histerii, spędzili z dobrą godzinę na rozmowie, a chociaż Sophia czuła się rozdarta między tym, co trzeba zrobić, a co powinna zrobić, to chciała się tym rankiem cieszyć. Ze swoim ładnym chłopakiem.
    Musiała zaakceptować tę odpowiedź, którą jej dał. Wiedziała, że więcej nie dostanie. Nie dzisiaj i nie podczas tego poranka. Może za tydzień albo miesiąc. Albo nigdy. Na razie to nie było ważne. Nie, dopóki ona tutaj była, a przestrzeń wokół mogła nazywać również swoją.
    — Robisz je często? — Spytała. — Potrzebujesz… nie wiem, inspiracji, aby coś wytatuować, czy jak masz ochotę to idziesz i robisz to, co ci przyjdzie do głowy? — Zapytała. Sama jakoś o tym nie myślała. Nigdy nie było okazji ani odpowiedniego wzoru. Miała wrażenie, że jej również nie wypada. Przekuwała więc tylko uszy, ale też nie było tego wiele. Ot, parę dodatkowych dziurek w płatkach i gdzieś w chrząstce na jednym czy drugim uchu. Niepozorne, czasem ciężko było je zauważyć, dopóki ktoś się nie przyjrzał, bo z reguły nosiła delikatną, nierzucającą się w oczy biżuterię.
    Czekała na jego reakcję i spodziewała się wszystkiego, ale nie takiego głębokiego, dziecięcego wręcz śmiechu. Ciężko było jej się opanować, bo owszem, ten śmiech był zaraźliwy. To był tylko tatuaż rysowany długopisem, a tyle wystarczyło, żeby Carter śmiał się, jak dziecko. Widziała i słyszała wiele razy, jak się śmieje, ale nigdy w taki… beztroski sposób.
    — Wiesz, co jest najbardziej męskie? Niebanie się takich rzeczy. — Powiedziała z całą powagą na jaką było ją stać po tym ataku śmiechu, który dopadł ich oboje. — Jak cię to pocieszy, to nie ty mi się kojarzysz z motylem, tylko ja. — Jakby nie patrzeć, ale miała mu coś narysować od siebie, prawda? Więc wybrała to, co kojarzyła ze sobą najbardziej. Co lubiła najbardziej z całego świata, który ją otaczał. Potrafiła się zatrzymać na środku ulicy, jeśli dostrzegła, że gdzieś w powietrzu dryfował motyl. Odprowadzić go wzrokiem, dopóki całkiem jej nie zniknął z oczu. Siedzieć w parku przy kwiatach i czekać, aż jakieś się pojawią. I kojarzyła je z domem. Tym prawdziwym i spokojem, którego jej często brakowało od wypadku.
    — To tylko długopis, Carter. Trochę wody i nie będzie śladu. — Wzruszyła ramionami. To w końcu tylko zabawa, teoretycznie, bo była przekonana, że jeszcze dziś go zrobi. — Nikt się nie dowie, że przez dzień miałeś motylka na ramieniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Atmosfera między nimi zmieniła się momentalnie, kiedy Carter już się nie śmiał, a jego spojrzenie trochę zmatowiało. Sophia również siedziała cicho, jakby już po tym wiedziała, że to nie pora na żartowanie i śmianie się z motylka na ramieniu.
      — W porządku. — Powiedziała cicho. — Jak będziesz gotowy… Wysłucham.
      Potrafiła dostrzec, że przydarzyło mu się coś trudnego. Może w dzieciństwie, może w późniejszych latach, a może w tym roku. Nie miała pojęcia, ale dopóki sam nie zacznie mówić, to Sophia nie zamierzała pytać. Chciała wiedzieć, ale nie z ciekawości, ale aby go poznać i zrozumieć. Jego zachowania, obawy i to, co próbował przykryć żartami i uśmiechami, kiedy w oczach iskrzył się ból. Potrafiła być cierpliwa i zamierzała być. Tak długo, jak uzna to za stosowne.
      Chcąc przełamać tę powagę między nimi, delikatnie się uśmiechnęła. Dotknęła dłonią jego policzka, jakby chciała mu tym dać znać, że jest i słucha, że się nigdzie nie wybiera, a on może wziąć tyle czasu, ile potrzebuje.
      — Może powinniśmy zamówić śniadanie? Albo lunch… późno już. — Prosta zmiana tematu. I czuła, że skręca ją w żołądku, jak wspomniała o jedzeniu. — Coś na ciepło może? Ty zjesz śniadanie ze sobą śliczną dziewczyną, a ja z moim ładnym chłopakiem. A potem… Potem nie będziemy nic robić.

      soph🦋

      Usuń
  91. Czasami, kiedy Carter patrzył w nią w ten sposób, zastanawiała się, jak to jest możliwe, że mężczyzna, który uchodził za wręcz groźnego, potraf być tak czuły i delikatny. Szeptać jej do ucha najróżniejsze rzeczy, od których rumieniła się po pas, a jednocześnie podtrzymywać swój wizerunek niewzruszonego rapera, który nikogo i niczego nie potrzebuje.
    Miękła za każdym razem od tego spojrzenia. Od razu, gdy tylko na nią tak spoglądał. Robiła się miękka, zewnątrz i w środku.
    — Mówiłam… ładny. — Rzuciła pod nosem, ale bardziej do siebie niż do niego. Jakby Carter właśnie swoimi słowami potwierdził, dlaczego tak o nim mówiła i myślała. Rozumiała, co chciał jej przez to przekazać. Jeszcze tak łatwo się pewnie nie pozbędzie tych myśli, ale dawał jej więcej powodów, aby powoli je od siebie odsuwała. Jak chociażby fakt, że pozbył się tych lasek (i kumpli) z mieszkania momentalnie. Że był tu z nią, słuchał, jak mu opowiada, że uważa go za ładnego i pozwalał malować motylka na ramieniu. — Nie… chyba, że mówiłeś to jak spałam. Ale poproszę, niech kokardka będzie zielona albo niebieska.
    I właśnie w takich chwilach Sophia zakochiwała się w nim coraz mocniej. Coraz bardziej przepadała. I wiedziała, że z tego nie ma już ucieczki. Nie uda się jej od Cartera uciec. Nie będzie mogła się go „pozbyć”. Była tutaj. Leżała na brzuchu, podpierając się o łokcie i patrząc na niego z całą miłością w oczach, z jaką tylko było ją stać. Tylko na niego tak patrzyła.
    — Wiem, że nie. To głupi stereotyp. — Powiedziała i wzruszyła lekko ramionami. — Ale wiesz… czasami z tymi tatuażami faktycznie wyglądasz groźnie. Masz po prostu… w aurze, czy coś, taką nutkę grozy, wiesz? — Powstrzymała lekki uśmiech. Naprawdę nie sądziła, że będzie z nim kiedyś rozmawiać o aurach. — Ale ja wiem, że tak nie jest. Nie zawsze.
    Był gotów do wielu rzeczy. Do takich, o których Sophia wolałaby nie słyszeć. Cokolwiek planował, gdyby jednak Chase się pojawił… nie chciała wiedzieć. Tak po prostu. Niech to się dzieje za zamkniętymi drzwiami z daleka od niej. A najlepiej, aby nie działo się wcale.
    — Chyba rozumiem. Czasem trzeba coś… Utrwalić. Na skórze, zdjęciu, w notesie… Taka forma terapii, co? — Zaśmiała się lekko. Pokiwała lekko głową w zrozumieniu. Nie chciała, aby opowiadał jej historię tatuaży, bo nie taki był jej cel. To mogło poczekać, aż będzie między nimi stabilniej.
    Obracała długopisem w dłoni, kiedy rozmawiali. Nie miała już co z nim zrobić, a z jakiegoś powodu nie chciała mieć pustych dłoni. Podniosła wzrok na Cartera, kiedy się jej zapytał o tatuaże.
    — Nie wiem, chyba nigdy… Przynajmniej nie na poważnie. — Wzruszyła lekko ramionami. — Nigdy nie było wzoru, który by mi się spodobał. Nic mi nie przychodziło do głowy.
    Myślała. Czasami. Może cytat z ulubionej piosenki, a może od ulubionego poety. Może Chester w delikatnych liniach, a może… Może coś jeszcze innego. Nie potrafiła się na nic zdecydować. Na coś, co faktycznie mogłaby mieć na skórze przez resztę życia. Gdyby zmieniła zdanie to pewnie mogłaby usunąć, ale tego wolałaby uniknąć.
    — A co, masz zamiar się teraz zemścić za motylka i namalujesz mi jakieś sportowe auto? — Zaśmiała się. Nawet sobie tego nie potrafiła wyobrazić, że miałaby chodzić z jakimś samochodem wytatuowanym na ramieniu czy w innym miejscu. Już prędzej zrobiłaby tego motylka, ale tego miał już w końcu Carter.
    — Zawsze mi się też wydawało, że mi nie wypada. Tatuaże i bale charytatywne i takie tam… to nie idzie w parze w tym świecie, w którym się wychowałam. — Dopowiedziała. Tam każdy był wymuskany, idealny. W skrojonym na miarę garniturze, szytej sukience. W idealnych włosach. W biżuterii wartej tysiące, pili drogiego szampana, aby ubolewać nad losem biednych ludzi. — Dlatego nigdy nie zdecydowałam się na poważnie. W pewnym momencie myślałam, że druga dziurka w uchu to przesada, a co dopiero tatuaż.
    Spojrzała na ich dłonie. Jego palce na nadgarstku, ciepłe i uważne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciała więcej takich poranków. Takich z nim i w ciszy, choć wiedziała, że za oknem szaleje burza. W dodatku taka, której pewnie już nie da się zatrzymać, ale póki co tutaj świeciło słońce i nawet znalazłaby się cholerna tęcza, gdyby poszukać odpowiednio. To było ważne, a nie ta cała reszta.
      Czuła, jak policzki ją pieką od jego słów. Opuściła głowę na moment, choć już dawno powinna była przestać się wstydzić tego, jak na niego reaguje.
      — Zgadzałoby się. — Przytaknęła. Zacisnęła lekko usta, kiedy to wszystko mówił, a ona się z nim zgodziła. Trzy słowa, a potrafił ją wprowadzić w niemałe zakłopotanie. Sophia odetchnęła nieco głębiej, jakby potrzebowała minimalnego dystans.
      — Dobry plan. — Stwierdziła. Tak właśnie miało być. Dobre jedzenie, oni i błogi spokój. — Zdam się na ciebie. — Dorzuciła. Było jej obojętne, co zjedzą. Byle jej było na ciepło, ale marudzić nie zamierzała.
      Uśmiechnęła się ciepło, kiedy ją pocałował.
      Zaśmiała się po tym, jak dorzucił tekst o sobie.
      — Po tobie muszę teraz odpocząć… Może później. — Mruknęła i przekręciła się na plecy, naciągnęła na siebie kołdrę i chwilę tak tylko leżała.
      Sophia w końcu wstała, aby coś na siebie narzucić. Przeszła sprawnie do garderoby nie myśląc zbyt wiele. To był dobry poranek. Taki, który powinni powtarzać. Najlepiej codziennie, aż im się to nie znudzi. Wkładała na siebie luźne, piżamowe spodenki, bo dzień planowała i tak spędzić w łóżku, ale nie zamierzała chodzić bez niczego. Nawet wiedząc, że Carterowi by to odpowiadało. Podeszła do jego półek z bluzkami. Szukała jakiejś innej, bo ta poprzednia zdecydowanie musiała trafić do prania. Pobrudziła ją wczoraj sosem z pizzy. Więc wyjęła inną. Z kupki kilku koszulek, ale kiedy pociągnęła za materiał miała wrażenie, że coś go przygniata. Coś, czego zdecydowanie nie powinno tam być. Zmarszczyła lekko nos, a ciekawość pchnęła ją dalej. Podniosła koszulki do góry, aby sprawdzić co tam leży i wsunęła rękę głębiej, a kiedy poczuła coś chłodnego i metalowego… Zamarła. Znała ten kształt. Z filmów i seriali. Nigdy z rzeczywistości. Wystarczyło podnieść koszulki, aby zobaczyła broń. Czarną, leżącą jak cichy zabójca między zwykłymi koszulkami. Niedbale schowany. Może w pospiechu. Szarpnęła za materiał koszulki pod spodem, ale ze zbyt wielką siłą, bo kiedy to zrobiła wysypały się wszystkie koszulki, a razem z nimi na podłogę spadła broń. Robiąc więcej hałasu niż było to konieczne. Sophia odskoczyła od razu, nie mogąc się z początku ruszyć. Nie wiedząc, czy ma się rzucić i to schować, udawać, że nie widzi czy zrobić… Sama nie wiedziała co.

      soph

      Usuń
  92. Zniknął spokój, który jeszcze chwilę temu zawładną nią w pełni.
    Przestała się uśmiechać i nucić pod nosem piosenkę, która ostatnio utknęła jej w głowie. Pastelowe kolory garderoby nagle straciły cały swój żywioł. Wszystko nagle przestało mieć znaczenie. Sophia wpatrywała się tępo w broń leżącą na podłodze tuż przy jej stopach. Umiała zmusić się tylko do tego, aby zrobić jeden niewielki krok w tył. Jakby w obawie, że gdy broń zetknie się z podłogę to wystrzeli. Mogła? Nie miała pojęcia. Nie znała się na takich rzeczach. Nawet nie wiedziała, co ma myśleć. Ani czy w ogóle cokolwiek powinna była o tym myśleć. To co czuła, to nie było przerażenie. Nie w pełnym znaczeniu tego słowa. Chyba nie wiedziała, co czuła ani co sobie myślała. W głowie miała zwyczajną pustkę. Może pojawiło się tylko jedno pytanie „dlaczego”.
    Słyszała, jak ją wolał. Ale ten dźwięk dochodził, jakby zza grubej szyby. Albo jakby była pod wodą. Nie poruszyła się nawet na milimetr. Wciąż stała w tym samym miejscu i patrzyła się na broń, która… Nic do niej nie mówiła. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego ktokolwiek chciałby to mieć w domu. Dlaczego Carter tego potrzebował. Mieszkał w strzeżonym budynku. Nie można było się dostać do penthouse’u tak po prostu. Dlaczego miałby to tutaj trzymać? Przed kim miałby się tym bronić? Schowana pośród koszulek nie była ozdobą, nie była czymś co zabierał ze sobą na strzelnicę. Ona tu była z jakiegoś konkretnego powodu, o którym ona nie wiedziała. Ba, nie wiedziała wcześniej nawet, że Carter coś takiego w domu trzyma. Ciężko było jej się skupić i określić, bo tak z jednej strony to ją przestraszyło. Bo wiedziała, jak wiele złego ten metal ze sobą niesie. Nienabity wciąż potrafił być zabójczy.
    Sophia nie odezwała się ani słowem, kiedy Carter wszedł do garderoby. Stała dalej w tym samym miejscu, kiedy podszedł. Jego ruchy były wręcz mechaniczne. Jakby robił to setki razy i wskazywały wyraźnie, że to, że ta broń tutaj była to nie był żaden przypadek. Obserwowała go kątem oka. Widziała, do której szafy podchodzi i którą szafkę otwiera. Jak odsuwa ubrania na bok. Coś wpisuje. Kod i sejf. Jedyna możliwość tak naprawdę. I tak po prostu, jakby to się nigdy nie wydarzyło. Ale atmosfera mówiła coś innego. Ciężka i napięta, a jeszcze chwilę temu śmiali się i całowali, rysowała mu tatuaż, który teraz wydawał się być idiotyczny patrząc na to, co przed chwilą znalazła. Przypadkiem, bo gdyby nie to, że wczoraj pobrudziła koszulkę to nie szukałaby nowej. Włożyłaby tamtą. Lubiła ją i dobrze się w niej czuła.
    Nie grzebała mu przecież też po szafkach. Wiedziała, gdzie ma koszulki i tam zajrzała, aby wziąć jedną. Chciała obojętnie jaką, ale z wierzchu były białe, a ona uparła się na czarną, która była pod spodem i potem stało się, co się stało.
    — Ale było. — Głos miała spokojny i opanowany. Przecież nie będzie tu krzyczała, prawda? Nie zacznie się awanturować, bo… Jaki miałaby mieć w tym cel? Naprawdę nie wiedziała, czy ma zacząć płakać, krzyczeć czy zignorować to wszystko.
    Głowa zaczęła jej zapełniać się myślami, których nie chciała słyszeć. Pojawił się głos ojca. To kryminalista, Soph. Naprawdę chcesz się z kimś takim spotykać? Ryzykować życiem? Zacisnęła mocniej usta, a teraz, gdy widziała co znajdowało się w jego garderobie te słowa nagle zaczynały nabierać sensu. Nienawidziła bezsensownej przemocy. Właściwie to żadnej. A Carter… Carter potrafił ją okazać. Nie jej, nigdy jej. Nawet przez sekundę by nie uwierzyła, że zrobiłby jej krzywdę. Ale komuś innemu owszem. Zrobił to. Parę miesięcy przed poznaniem jej. Dlatego się poznali. Bo prawie kogoś zabił. Odbywał w schronisku śmieszną karę za pozbawienie kogoś zdrowia na długie tygodnie. Wyprowadzał psy na spacer, kiedy tamten chłopak pewnie spędził długi czas w szpitalu i jeszcze drugie tyle na dochodzeniu do siebie. Pomijając już to, co zostało w środku, bo zewnątrz człowiek może się wygoić, ale wspomnienia i ból zostają. Coś o tym akurat wiedziała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale przecież go kochasz.
      Tak, kochała, ale czy znała? To była zasadnicza różnica. Pokochała Cartera, którego jej pokazał. Opiekuńczego i czułego, potrafiącego wysłuchać i doradzić. Tego, który trzymał ją przez godzinę w objęciach i nic nie mówił. Pozwalał, aby w ciszy płakała używając jego koszulki, jak chusteczki do wycierania oczu. Gładził po plecach i całował w czoło. Zamawiał śniadanie do łóżka. Całował wręcz z czcią, jakby nigdy przedtem żadna kobieta się dla niego nie liczyła.
      Kim był człowiek, który przyniósł do domu broń? Kim był ten, który ją przy niej schował? Kim… Kim tak naprawdę był Carter? Myślała, że go znała. Każdemu mówiła, że go znają. I pochopnie oceniają, ale może to ona nie oceniła go wystarczająco. Może dała się zaślepić… Czemuś, co nazywali miłością. Sophia nie trzymała przed nim sekretów. Nie miała w swojej szafie trupów, a równie dobrze mogło się okazać, że Carter tych ma kilkadziesiąt.
      Spojrzała na niego po chwili. Zmieszana, zdenerwowana. Bo naprawdę nie wiedziała, jak ma zareagować ani co powiedzieć. Jej wzrok uciekł na motylka, którego rysowała jakieś dziesięć minut wcześniej. Teraz miała wrażenie, że to miało miejsce w innej rzeczywistości.
      — Co? Żadnego wciskania mi kłamstw, abym nie drążyła? — Powiedziała, zanim zdążyła pomyśleć. Nie chciała mu się przyznawać, że wie więcej niż daje po sobie poznać, ale na to chyba było za późno.

      soph

      Usuń
  93. Chciałaby udawać, że nie widziała nic. Zbyć to śmiechem czy jakimś głupim tekstem, który nic nie wniesie do sytuacji, a rozładuje trochę atmosferę. Ale nie potrafiła, bo to nie była rozmowa, którą można było w taki sposób rozluźnić. Stała dalej w tym samym miejscu, kiedy Carter się do niej powoli zbliżył. Nie podskoczyła w nerwach, nie próbowała uciekać. To był jej pierwszy odruch w stresujących sytuacjach, ale teraz Sophia mogła tylko stać. Ciągle miała wrażenie, że czuje chłód broni na dłoniach. Dotykała jej zaledwie przez parę sekund. Wystarczająco długo, aby zapamiętać sobie to, jaka jest w dotyku.
    Próbowała przekonać samą siebie, wtedy w łóżku, że Carter ma swoje powody, aby jej o tym nie mówić. O tym, co znaczy tatuaż, który jej przeszkadzał od tamtej nocy, kiedy zrozumiała czym jest. To nie była tylko okładka albumu. To nie były zwykłe ostre linie i przecinające się kształty. To nie były „pęknięcia w narracji”. Myślała, że będzie mogła z tym żyć. Zignorować. Zapomnieć. Ale za każdym razem, kiedy jej usta znajdowały się w pobliżu tego tatuażu to je pomijała.
    — Kiedy zapytałam cię o tatuaż. — Sama nie była pewna, czy brzmi na złą czy pokonaną, jakby się poddawała zanim tak naprawdę jakakolwiek walka się rozpoczęła. — Skłamałeś albo ominąłeś prawdę.
    Nie oczekiwała od niego pełnej szczerości we wszystkim. Czasami… Czasami o niektórych rzeczach nie należało mówić. Byłoby jednak dobrze być poinformowaną. „Tak, to tatuaż dla Sloane, ale było minęło”. Tyle by jej wystarczyło. Czasami była aż nazbyt wyrozumiała. Gdyby powiedział, że myśli, aby go usunąć czy zakryć, ale jeszcze nie jest gotowy – zrozumiałaby. Tak się jej wydawało.
    — Już dawno się zastanawiałam, co oznaczał.
    Każdy ją zastanawiał, ale tym interesowała się szczególnie. Mogłaby uwierzyć, że to tylko okładka albumu. Widziała tamten album, słuchała go. Nie zwracała uwagi na okładkę, więc nie połączyła od razu faktów, a gdyby nie widziała tamtych karteczek to uwierzyłaby w to bez mrugnięcia. Nie podważałaby tego, co jej w łóżku powiedział Carter.
    — I przypadkiem się dowiedziałam. — Myślała, że to już za nią, ale dziś znów zwróciła na niego uwagę i kiedy się zapytała, to miała nadzieję, że Carter jej powie prawdę. Tak, jak robili ze sobą do tej pory. Tylko na tyle liczyła. Odrobinę prawdy. — Rysowała ci to na tych liścikach, prawda? Na tych, które trzymasz w łazience razem z tym złotym wisiorkiem.
    Była bardziej rozczarowana niż zła. Sobą, że nie poruszyła z nim tego tematu wcześniej. Bo tak, jak owszem nie było innych dziewczyn z klubu. Courtney, Jade czy jakiejkolwiek innej „klubowej”. To jakaś inna dziewczyna mimo wszystko, ale była obecna. Jak cień. Obecna niemal ciągle, znikająca jedynie co jakiś czas, ale zawsze wraca.
    Nie znasz tego człowieka, Sophia. Jest agresywny, co, jeśli któregoś razu tobie stanie się krzywda?” Głos ojca znów wybrzmiał w jej głowie. Teraz brzmiał sensownie. Teraz te słowa miały sens. Teraz, gdy wiedziała, że w penthousie była broń… To miało więcej sensu.
    Ojciec miał rację. Sophia nie znała Cartera. Tak naprawdę nie miała pojęcia kim jest człowiek, z którym sypia. Przy którym zasypiała wieczorami. Któremu pozwalała zabierać się na randki. Któremu zaczęła ufać ze swoimi sekretami i problemami. I chciała do tego wrócić. Do tego momentu sprzed chwili, kiedy leżeli zakopani w pościeli, jeszcze zmęczeni i próbujący wyrównać oddechy, rozleniwieni, ale szczęści.
    — Nie było jej tam wcześniej. — Zauważyła. W niedzielę na pewno jej tam nie było. Nie, bo zauważyła, że ma niepoukładane koszulki i postanowiła je poprawić. — Musiałeś mieć powód, aby ją wyjąć i schować tam, racja? — Brzmiała na taką obojętną, jak nie ona. Jakby blokowała się przed wszelkimi emocjami, aby tylko się nie złamać tu przed nim w pół.
    — Tak i dziewiętnaście procent nowojorczyków ma przynajmniej jedną broń palną w domu.
    Znała statystyki. Aż zbyt dobrze.
    I najgorsze, że jego wytłumaczenie miało sens. I chciałaby w nie uwierzyć, ale nie była pewna, czy potrafi.

    soph

    OdpowiedzUsuń
  94. Próbowała udawać przed samą sobą z całych sił, że jej to nie przeszkadza. Że nie ma powodu, aby się martwić, bo to tylko tatuaż i tylko przeszłość, ale czasami aż za dobrze wiedziała, że przeszłość potrafi dobijać się do teraźniejszości. Wchodzić niezauważona i psuć to, co chciało się zbudować z kimś innym. Nie potrafiła być wściekła za tatuaż, bo miał w końcu do tego prawo, a Sophia przecież sama mu jeden narysowała. Od siebie dla niego – motylka, który miał symbolizować ją. W ramach żartu, dla tego dziecięcego śmiechu, który wypełnił przestrzeń między nimi, kiedy leżeli na łóżku.
    Starała się jakoś to sobie poukładać. Może cofnąć słowa i obrócić to wszystko w żart, ale nie potrafiła. Już nie chciała udawać, że jej pewne rzeczy nie przeszkadzają. Że może przymknąć na nie oko i udawać, że nigdy się nie wydarzyły.
    — Wiem, że napisałeś. Ona o tobie też. — Mruknęła. Te piosenki były wszędzie. Twarz była wszędzie. Na billboardach w mieście. W radiu. Ona i on. Jakby na zmianę pojawiali się dookoła. Z ciekawości przesłuchała jej album. Ciężko zresztą było o Sloane nie słyszeć wcześniej. Sophia jej nie znała, ale znał ją ktoś inny z kim kiedyś była blisko. To wszystko było ze sobą połączone cieniki nićmi, których nie można było w żaden sposób przerwać.
    Sophia słuchała go w milczeniu. I to wszystko miało sens. Było logiczne. Nie podważała jego uczuć do samej siebie czy do Sloane, jakieś były – tego była pewna. Nie miała jednak pewności, czy te, które były skierowane do Sophii były wystarczająco silne, aby wymazać to, co zostawiła po sobie jego była. Sophia nawet nie wiedziała, co tak naprawdę ona po sobie zostawiła. Jak często Carter o niej myśli, czy wciąż się martwi, czy wciąż ją kocha, czy żałuje, że nie ma jej w jego życiu, czy gdyby mógł to zmieniłby przeszłość, aby Sloane nie odeszła, aby nie popełnili błędów, przez które się rozstali.
    — Ale ona jest tutaj ciągle. — Powiedziała spokojnie, podnosząc powoli wzrok na Cartera. Malowało się na jej twarzy rozczarowanie, odrobina gniewu, ale niekoniecznie kierowana w jego stronę. Nie rozumiała do końca samej siebie. Wiedziała tylko, że to bolało. Duch dziewczyny, która kiedyś była jego żoną stąd wcale nie zniknął. Sloane tu była obecna. Sophia mogła temu zaprzeczać, udawać, że nie widzi, ale było tak, jak było.
    Powinna wiedzieć, w co się wpakowała. Że związek z Carterem jest napakowany przeszłością, której nie da się wymazać. Miała taką nadzieję, że teraz naprawdę liczy się tylko ona. Przejmowała się tymi dziewczynami z klubu, ale to nie o nie powinna się była martwić. Nie o te dziewczyny, które wodziły za nim wzrokiem. Nie o te, które nigdy nic nie znaczyły. Tylko o tę, która przed nią rozgościła się w jego sercu. O tę dziewczynę, która przez miesiące była codziennością Cartera. O tę, którą kochał.
    — Jeśli pójdę do łazienki, to znajdę te liściki, które ci pisała, prawda? Te z tym waszym znakiem? Jej złoty wisiorek? Inne rzeczy, które tu po niej zostały? — Pytała spokojnie. Bez wyrzutu w głosie. Bardziej mówiła z rozczarowaniem i nieśmiałością, jakby nie była pewna, czy w ogóle ma prawo do tego, aby od niego czegoś wymagać. — Znam to uczucie, kiedy kochasz kogoś tak mocno, że nie chcesz o nim zapomnieć. Kiedy każde wspomnienie jest bolesne, ale i tak się je w sobie trzyma… Rozumiem. Ale nie mogę być znowu tą drugą, Carter. Zastanawiać się, czy jestem wystarczająca, czy nie żałujesz, że to nie ktoś inny z tobą leży na tym łóżku. Je z tobą śniadanie. Całuje cię. Mówi, że cię kocha…
    Jak miałaby z nią konkurować? Z dziewczyną, która była w pewnym momencie dla niego wszystkim, a może wciąż była?
    Słyszała, co mówi. Słyszała, że teraz liczy się ona i wierzyła w to, naprawdę. Ale nie potrafiła strząsnąć z siebie tego uczucia, że był ktoś jeszcze.
    Odetchnęła nieco głębiej, bo nie wiedziała, co robić. Jak się zachować. Czy to zignorować, uznać za jakiś błąd w systemie i wrócić do ich codzienności, ale nie była pewna, czy potrafi. Czy da radę tak po prostu zapomnieć.
    — Czuję, że mnie kochasz i chcesz, żebym tutaj była. Ale… czuję, że nie jestem jedyną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już nie chciała wyciągać, że widziała wiadomość w weekend o Sloane, że jego reakcja była dość wymowna. Nie można było przestać kochać, bo ktoś odszedł. Rozumiała to, sama przecież przez to przechodziła. Poradziła sobie z tym. Miała to już za sobą.
      Kiedy tak na niego patrzyła naprawdę nie wiedziała, czy Carter jest tym za kogo go uważała. Czy może jednak ma w sobie warstwy, których Sophia nigdy nie zobaczy. Może ona naprawdę go nie znała, a to, co uważała, że zna to tylko jej wyobraźnia? To co Sophia znała było stworzone głównie z dobrych momentów. A teraz okazywało się, że jest w nim głębia i mrok, o których nie miała pojęcia. Więc, jak mogła kochać kogoś, kogo tak naprawdę nie znała? Tych ciemnych stron, tej przeszłości. Myślała, że najgorsze wywlókł jej ojciec, ale wszystko wskazywało na to, że jednak tak nie było.
      Im więcej mówił tym bardziej Sophia zdawała sobie sprawę, że naprawdę nie ma pojęcia, kim ten mężczyzna jest. Że Carter, który obejmował ją przez sen, całował w czoło i spędzał z nią czas miał inną stronę. Taką, której Sophia nie rozumiała i której być może nigdy nie pozna.
      — Ale nie chciałeś się ich pozbyć, Carter. I nie chcę, żebyś się pozbywał ich, skoro nie jesteś gotowy i ona… Wciąż coś znaczy. Tylko nie rozumiem, dlaczego chcesz budować coś ze mną, kiedy ona wciąż jest w tobie obecna.
      Zawahała się przed tym, co powiedziała następnie.
      — Miał rację? — Zapytała szeptem. Spojrzała na moment w bok, zanim znów na niego. — O tym, że nie wiem kim jesteś… do czego zdolny? — Zacisnęła lekko usta. Chciała, aby zaprzeczył. Powiedział coś, co sprawi, że Sophia mu ulegnie, a nie ojcu i jego słowom, które dopiero teraz zaczynała rozumieć.
      — Nie jestem taka pewna, czy chcę wiedzieć, Carter…
      Nie wiedziała, czy to udźwignie. Czymkolwiek jego przeszłość była – Sophia nie miała żadnej pewności, czy powinna była o tym wiedzieć. Widok go z bronią to nie było coś, czego się tego ranka spodziewała.
      — Nie wiem kim jesteś… Nie znam cię. — Nie była pewna, czy to zabolało bardziej ją czy jego. — Pokazałeś mi co chciałam widzieć, prawda?

      soph

      Usuń
  95. Nie sądziła, że ten ranek może się w taki sposób zmienić. Że w tak nagłym tempie zamiast leżeć na łóżku ze śniadaniem, będą stali w garderobie i wyciągali z siebie to, czego żadne nie chciało słyszeć. Przez parę godzin trwali w tym miłym zawieszeniu, gdy już się uspokoiła i znalazła spokój w jego objęciach, kiedy jedli pizzę i oglądali ten głupkowaty, ale śmieszny film. Teraz nie było już po tamtej dwójce nawet śladu.
    Zacisnęła mocniej usta, kiedy Carter zaczął ją prosić. Nie potrzebowała być przekonywaną, bo żadne słowa nie sprawią, że to uczucie zniknie, że przestanie się czuć, jak opcja zapasowa. Jak dziewczyna, z którą można spędzić trochę czasu, aby zapomnieć o ex, która dalej w tym mieszkaniu była. W tych liścikach w łazience i być może w innych rzeczach, które tutaj były, a o których Moreira nie miała bladego pojęcia. Wolała nie myśleć, że jest tu więcej rzeczy należących do Sloane. Pewnie były, ale niewidoczne dla niej. Na koniec to jednak nie chodziło o rzeczy, bo tego owszem można było się pozbyć, ale tego co Carter czuł i myślał… Tego nie można było tak łatwo wyrzucić z głowy ani serca.
    — Carter, proszę… — Szepnęła cicho. Poruszyła się delikatnie w miejscu, kiedy się do niej zbliżył. Prawie czuła to, jak bije od niego ciepło, które zwykle było dla niej kojące, a teraz nie potrafiła tego w nim znaleźć.
    Nie chciała się z nim kłócić i nie kłóciła, jak dla niej to było dalekie od kłótni. Rozmawiali, spokojnie, ale z trudem. Wykładając na wierzch emocje, o których pewnie dawno nie myśleli lub sądzili, że zapomnieli.
    — Nie chciałeś się ich pozbywać, Carter. I masz powody, dlaczego to wciąż tutaj jest. — Powiedziała. Rozumiejąc go może aż za dobrze. — Wiem, jak to jest. To, że je wyrzucisz nie zmieni tego, co czujesz.
    Może je trzymał z sentymentu, a z tym ciężko było walczyć. Mógł równie dobrze mieć nadzieję, że kiedyś Sloane do niego wróci. Może zda sobie sprawę, że to wszystko, co się wokół działo to był błąd i jedynym właściwym dla niej wyborem jest Carter. A Sophia… Oni się naprawdę nie znali. Nie wiedzieli kim dla siebie są. Pewne słowa padły w pospiechu, jakby chcieli sobie nawzajem poprawić nastrój. Znała siebie i to, co mu mówiła było szczere. Była zakochana, ale czy w prawdziwej wersji Cartera? Czy tylko w tym, co jej pokazywał? Odsłoniła, przypadkowa, część Cartera, o istnieniu, której nie wiedziała. Tę, która trzymała w domu broń, a tej części na pewno nie kochała. Jak mogła, skoro jej nie znała? Sophia potrzebowała być kochaną i chciała być kochaną, brakowało jej tego od dawna, a kiedy pojawił się Carter i pojawiła się okazja to wskoczyła w nią bez zastanowienia.
    — Carter, kochanie… Zmiana miejsca nic nie zmieni. Tutaj nie chodzi o penthouse, o to, że dzieliliście garderobę, że byliście razem… To tylko dom. — Odezwała się po chwili. Potrzebowała sekundy, aby pozbierać myśli w głowie, które teraz szalały, których teraz było zbyt wiele, aby umiała sobie z nimi poradzić na szybko. — Ale jeśli ty wciąż coś do niej czujesz… To zmiana domu nic nie zmieni, bo to za tobą będzie podążało. Nowe zasłonki i sofa nie sprawią, że to zniknie…
    To był desperacki chwyt, który nie miał tak naprawdę większego sensu. Sophia nie miała mu tego za złe. Ani tego, że te rzeczy wciąż tu były. Tylko nie potrafiła zrozumieć, jak chciał z nią coś zbudować, kiedy ona dalej była w jego myślach.
    — Nie chcę innego widoku z okna. Chcę ciebie… Ale nie mam cię. Nie tak, jakbym chciała. Nie, dopóki… Wciąż masz w sobie uczucia do kogoś innego.
    Był blisko. Na wyciągnięcie ręki. Sophia, gdyby chciała to mogłaby go dotknąć, ale tego nie zrobiła. Nie próbowała załagodzić tego pocałunkiem czy uściskiem, bo to byłby jak plaster na ranę, z której dalej sączyła się krew. W końcu plaster by przemókł i się odkleił. To byłby chwilowy zabieg, który na dłuższą metę im nie pomoże.
    — Nie wiem, gdzie ją nosisz, Carter. Ale widzę, że nie jest ci obojętna. — Powiedziała cicho. Głos nieznacznie jej zadrżał. — Nie mogę z nią konkurować…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sloane była jego żoną.
      Byłą co prawda, ale jednak żoną. Poślubioną w Vegas czy nie, ale spędzili w małżeństwie kilka miesięcy. Kochali się – nie ważne, jak pokręcone to było, a rozwód… Był niedawno przecież. Skoro jej zajęło tyle czasu, aby podnieść się po Nico, z którym przecież nawet nie była w związku, to co miał powiedzieć Carter?
      — Ale zastanawiam, Carter. I nie zmienisz tego, bo wyrzucisz te rzeczy. Nie chcesz ich wyrzucać, a ja nie będę o to prosiła. Nie zmuszę cię, nie będę mówiła „ja albo ona”.
      To byłoby nie w porządku. Wobec siebie samej i wobec niego. Nigdy nie chciała, aby Carter musiał wybierać. Nie chciała go stawiać w takiej sytuacji, aby musiał zdecydować czy chce przeszłość czy przyszłość z Sophią.
      Opuściła głowę i spojrzała w bok. Na sofę, gdyby skupiła się wystarczająco to mogłaby sobie wyobrazić ze szczegółami ich na niej sprzed dwóch dni. Drgnęła lekko, bo zdała sobie sprawę, że cały penthouse był naznaczony wspomnieniami z nimi.
      Nie unosiła głosu, nie próbowała się awanturować. Chciała zrozumieć, a kiedy Carter jej potwierdził… Poczuła, jak na ramiona opada jej ciężar, którego nie chciała nosić. Zamknęła oczy i głęboko odetchnęła.
      — Nie oceniam cię, Carter. Próbuję zrozumieć… ciebie i to, co wokół ciebie się dzieje. Próbuję zrozumieć nas. Gdzie stoimy, czy… Czy w ogóle jeszcze istniejemy.
      Nie umiała sobie z tym poradzić. Z tym ciężarem, który w sobie trzymał. Ze Sloane, której tu fizycznie nie było, a jednak odbierała jej Cartera. Kawałek po kawałku, cząstka po cząsteczce. Był przy niej, ale nie tak w pełni. Ona miała jego część i nie zamierzała oddać, a Sophia nie mogła walczyć z kimś takim.
      — Muszę to przemyśleć. — Powiedziała po chwili. To miało być wszystkim. Przemyśleć ich, jej ojca, to, co robiła w ostatnim czasie, gdzie bywała. Znaleźć może jakąś część siebie, którą najwyraźniej zagubiła. — Potrzebuję czasu, Carter. Kilku dni… nie wiem, czegoś. Z dala od wszystkich, ojca, Gwen,… tego.

      soph

      Usuń
  96. Sloane wirowała między nowojorskimi klubami.
    Od rozwodu unikała przede wszystkim klubu, który należał do Zaire’a. Nie była tam raczej mile widziana, a jeszcze na tyle zdesperowana się nie okazała, aby przychodzić tam do niego i kręcić mu się tuż przed nosem. Czasami ją kusiło. Wejść, jak do siebie i czekać, czy zostanie wyproszona przez ochronę, czy może jednak Zaire pozwoliłby się jej tam bawić. Miała w sobie dość rozsądku, aby omijać tamten klub. Znała go na tyle, aby wiedzieć, że rzadko go opuszcza. Chyba, że na specjalne zaproszenie, ale nawet wtedy ciężko było go przekonać, aby opuścił swoje ulubione miejsce, gdzie miał wszystko pod kontrolą. Dlatego nie miała tej obawy, że gdzieś na niego wpadnie.
    Sloane przeważnie na imprezy wybierała się sama. Nie była dziewczyną, która ma masę koleżanek. Miała Arię, ale nawet ona czasem była zmęczona stylem życia blondynki. Po tamtym weekendzie z Nico wpadła w wir imprez. Prawie nie wracała do domu, a gdy w nim była to po to, aby się wykąpać, zjeść i przebrać, a potem znowu gdzieś była. Byle tylko nie myśleć. Byle do niego nie napisać. Nie prosić, aby do niej przyjechał, aby jej wybaczył. Kilka razy gotowa była wszystko odszczekać i nawet błagać na kolanach, aby dał jej jeszcze jedną szansę. Ogarnęła się. Obiecała sobie, że nigdy więcej nikogo już o nic błagać nie będzie.
    Potrzebowała się wyłączyć, aby nie myśleć o Nico. O tym, że za nim cholernie tęskniła i za ich porankami. Aby nie myśleć o Jamesie, bo Nico, cholerny Nico, zasiał w niej ziarenko niepewności. Może faktycznie powinna była z nim pogadać. Tylko co miała mu powiedzieć? Przeprosić, że go wystawiła? Że obiecywała mu wyłączność, a po tamtej nocy zniknęła i już nigdy więcej się nie odezwała? Nie była na takie spotkania gotowa. Bywała w barach, gdzie piła nieprzyzwoicie drogie drinki, flirtowała z mężczyznami i kobietami, ale nigdy nie dopuściła do niczego więcej. Miała w sobie jakąś blokadę, której nie potrafiła wyłączyć. Nie mogła nikogo pocałować i nikomu nie pozwalała się dotknąć. Niewinny flirt to było wszystko, na co było ją stać. I to wszystko to była jego wina, bo się pojawił, namącił jej w głowie, a potem nawet nie próbował jej ratować tylko dał opcję. Ogarnie się sama albo nie zrobi tego wcale, ale on maczać w tym palców nie zamierzał, dopóki mu wyraźnie nie da znać, że chce tej pomocy i że jest gotowa na to, aby pomóc samej sobie. Jeszcze nie była na to gotowa. Może najpierw musiała dosięgnąć dna, aby zauważyć, że naprawdę sięgnęła dna.
    Tym razem nie była sama. Parę dziewczyn, które poznała, jak weszła w związek z Carterem. Takie, które zawsze były gotowe do imprezowania. Nie pytały o nic i nie spoglądały z pogardą. Miały to, czego trzeba. Pojawiły się w klubie razem. Rozbawione i wesołe. Ich loża była pełna śmiechu, kieliszków i ginu, choć Sloane wolała tequilę. Ale to, co piła było już bez znaczenia. Żadna nie zadawała pytań, kiedy rozdawały sobie pigułki, które przypominały słodkie cukierki. Nie było oceniających spojrzeń, kiedy pojawił się biały proszek i równe kreski. To wszystko było po to, aby odpocząć. Rozluźnić się. Bawić lepiej.
    Któraś opowiadała coś o facecie, którego ostatnio wyrwała. Jakiś model z Hiszpanii, a może z Włoch. Długa rozmowa o tym, jak było zajebiście i że musi to powtórzyć. Jeszcze więcej śmiechów. Sloane nie myślała. O nikim o i niczym. Wiedziała, że Nico nie ma teraz Nowym Jorku. Nie rozmawiała z nim, ale widziała głupie zdjęcie na Instagramie. Hamptons czy inny gówniany syf. Myślała, że był ponad to. Że nie jarało go zabawianie na imprezkach pod krawat, ale najwyraźniej się pomyliła. Dlatego wciągnęła kreskę. Dlatego wzięła dwie tabletki, aby poczuć się lżej. Chciała o wszystkim zapomnieć. Wyplenić to ze swojego systemu.
    Powoli jej się to udawało, bo odpływała coraz dalej. Z dala od Nico. Z dala od Jamesa. Od wszystkiego, co ją przygnębiało. Była tylko Sloane. Stara, dobra Sloane, która nie miała takich problemów, a największym było to, jaką kieckę na siebie tej nocy włożyć i komu pozwoli ją zdjąć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wracała z baru z kieliszkiem martini w ręku.
      Miała zamiar wrócić do dziewczyn, a potem może potańczyć. Dopóki nie usłyszała tego znajomego głosu i przydomku, który dawno już nie padał w jej stronę. Sloane zatrzymała się i spojrzała w stronę głosu.
      Zaire.
      Jego zauważyła jako pierwszego. Oczywiście, zawsze był w centrum. Nie patrzył na nią, nie od razu. Ile minęło od tamtego spotkania? Parę tygodni. Nawet już o tym nie pamiętała. Sloane nie zastanawiała się, na trzeźwo, co robi ze swoim życiem. Ale kiedy na niego patrzył to wszystko wróciło. Cała ta zazdrość, bo był z Sophią. Ich pocałunek w tamtym klubie. Nieprzyjemna rozmowa na koniec.
      Uniosła kąciki ust, prawie prychając pod nosem. Ale ruszyła w ich stronę. Kołysząc biodrami, które opięte były przez materiał czarnej, połyskującej sukienki z głębokim dekoltem. Wiedziała, że powinna była się odwrócić i odejść, ale nie potrafiła.
      — Cześć, chłopcy. — Zamruczała niskim głosem. Zajęła miejsce Zairem, a Jules’em. Tak, jak robiła to wiele razy w przeszłości. Uwaga blondynki była skierowana już od razu na Crawforda. Na jego spojrzenie. Ciekawa, czy dostrzeże pogardę, ale… Nie.
      Spojrzenie, jakie jej podarował było inne. Przypominające początki, kiedy jeszcze nic nie mieli sobie za złe. Kiedy jeszcze wszystko między nimi było w porządku, bo jedyne co ich interesowało to wspólna kreska, dobry seks i o więcej żadne nie prosiło. Och, tak chciał grać? Potrafiła. Oczywiście, że potrafiła.
      Zdawało się, że wszyscy przy stoliku zniknęli i została tylko ich dwójka.
      Sloane uniosła swój kieliszek i upiła łyk, ciągle spoglądając mu w oczy.
      — Chcesz się wymienić? — Zerknęła na szkło, które trzymał w ręku. On nie lubił jej martini, ona nie lubiła jego whisky. Ale skoro „zaczynali” od początku, to przecież nie mogła tego wiedzieć.

      sloane

      Usuń
  97. Sloane była daleko w swoich myślach.
    Najpierw odcięła się drinkiem. Później poprawiła narkotykami, a teraz… Teraz przy sobie miała najlepszy narkotyk na świecie, a jednocześnie najbardziej wyniszczający. Potrafiła przy nim zapomnieć o wszystkim, co najgorsze, ale zjazd po Zairze był gorszy niż po tych wszystkich mieszankach, które brała na ślepo. Z niego nie można było się tak łatwo wyleczyć i ciągle wracało się po więcej. Po jeszcze trochę. Po kolejną dawkę, aby załagodzić ból w sercu.
    — Przyzwyczajenie. — Sloane trzymała się tego, co znała. Najczęściej, a martini było jej znane. Nie był słodki, jak inne drinki, którymi się raczyła. Miał w sobie coś z klasy i elegancji, choć tego jej teraz najpewniej brakowało. — Czy ja kiedykolwiek jestem grzeczna? — Mruknęła miękko. Był tak blisko, na wyciągnięcie ręki. Mogłaby go dotknąć, gdyby chciała. Przesunąć dłonią po udzie albo klatce, a potem przesunąć ją na kark i przyciągnąć do siebie, aby pocałować. Bo mogła, prawda? Kto jej zabroni? Te modelki siedzące z boku? Musiały wiedzieć, że jak Sloane tu weszła to ich zabawa się skończyła. Po rozwodzie czy nie, ale wciąż byli dla siebie numerem jeden. Mogli wyrzucać sobie w twarz, jak się nienawidzą, pluć jadem i wylewać szampana za dwadzieścia tysięcy na podłogę z czystej złości, ale zawsze byli na pierwszym miejscu. A przynajmniej w takich miejscach, jak to, gdzie nic się nie liczyło. Gdzie nikt nie pytał o imię i nikogo nie obchodziło, że ktoś wciąga kreskę przy stoliku.
    Spojrzenie Sloane uciekło do Julesa. Zawsze wiedział, jak się wtrącić. Lubił podsycać atmosferę między nimi, kombinować tak, aby ktoś skończył z płaczem. I najczęściej, to właśnie ona kończyła. Nie była taka silna, jak mogłoby się wydawać. Nosiła w sobie za dużo. Na początku to były tylko problemy z rodzicami, samotność i niezrozumienie przez świat i ludzi, może jakaś niezdiagnozowana przypadłość, przez którą raz tryskała euforią, a potem zamykała się w sobie na tygodnie. Potem dołączył Zaire. Jego obsesyjna miłość. Tak piękna, ale pożerająca w całości.
    Parsknęła krótko na ten komentarz.
    — Lubiłeś, kiedy mi miękło serduszko. — Odezwała się miękkim, kojącym wręcz głosem. Płakała często, owszem. Nigdy nie była w stanie przewidzieć, jak zareaguje na narkotyki. Bo czasem… Czasem kończyła imprezę w świetnym humorze. Zasypiała z uśmiechem na ustach, a innym razem nawet, jeśli wzięła je w dobrym nastroju, to ciemność pojawiała się szybko. — Te różowe… te różowe też szybko zdejmują ze mnie sukienkę.
    Nie, tu nie było czułości. Oboje to wiedzieli. Sloane już go znała i wiedziała, kiedy zaczynał grać, a ona podniosła właśnie karty. Toczyła się między nimi rozgrywka, którą znali tylko oni. Jak na samym początku, kiedy nie wiedzieli, gdzie ich to wszystko zaprowadzi, ale wiedzieli, że chcą spróbować.
    Spojrzała na różowe tabletki. Niewinne, niegroźne. Rozpływające się na języku. Wiedziała, jak działają. Wiedziała też, że naszprycowała się zanim do niego podeszła. Kreska tu, tabletka tam, shoty tutaj… W żyłach Sloane płynęło już wszystko, co możliwe. Ale czuła się dobrze. Trochę odrętwiała. Jakby nie ona była w swoim ciele, a ktoś inny nim kierował. Może faktycznie tak było. Stery przejęła jakaś inna dziewczyna, która dziś poradzi sobie z imprezą lepiej niż Sloane.
    — Jules mnie ostatnio wpakował w kłopoty. — Wymruczała, na tyle głośno, aby ją usłyszał. I nie, nie przejmowała się tymi kłopotami. — Takimi tabletkami… Może powinnam zachować jednak ostrożność.
    Westchnęła przeciągle i lekko odwróciła się w stronę drugiego mężczyzny. Czuła jego ciało przy swoim. Możliwe, że siedział bliżej niż wcześniej. Sloane nie czuła się jak w pułapce. Siedziała między jednym, a drugim. Ale z tego zestawu interesował ją tylko Zaire.
    Kiedy na niego patrzyła, o dziwo, nie wracały żadne myśli. Nie przypominała sobie tych wrzasków w apartamentach, rzucania butelkami, niszczenia hotelowych pokoi. Przypominała sobie za to gorący język na ciele, mocno zaciskające się na biodrach dłonie. Szybkie, urwane oddechy. Jak wtedy w ciemnym pokoju z Ruby. Jak wiele razy, gdy byli tam tylko we dwójkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wróciła spojrzeniem do Zaire’a, a kącik jej ust lekko drgnął.
      Jeśli ktoś wiedział, jak Sloane lubi się bawić to był to tylko on. Rozumiał ją. Jej potrzeby. Nie hamował. Wyciągał z niej to, co najgorsze, a potem, czasami, składał z powrotem do kupy. Albo rzucał tabletki pod nos, aby się ogarnęła i przestała jęczeć.
      Sloane przesunęła oczami po jego twarzy. Wciąż tak diabelsko przystojnej, jak pamiętała. Oczy miał trochę matowe, ale to było normalne w tej sytuacji. Potem zsunęła je na jego dłoń. Dwie tabletki. Już pamiętała, jak mu łatwo ulegała. I jak on ulegał jej. Oboje myśleli, że są w kontroli, a tak naprawdę żadne z nich jej nie miało.
      Blondynka odstawiła kieliszek z martini na stolik przed nimi. Sięgnęła dłonią do nadgarstka Cartera i delikatnie chwyciła go w swoje palce, a potem nachyliła się nad jego dłonią. Wyglądało to tak, jakby składała na niej pocałunek. W rzeczywistości ledwo musnęła ją ustami. Zebrała za to językiem dwie tabletki. Wyprostowała się powoli i przysunęła bliżej do Zaire’a. Dłoń ułożyła mu na karku, a drugą oparła o udo pochylając się bardziej w jego stronę. Raz zerknęła mu w oczy, ale nie szukała w nich zgody czy pozwolenia. To nie był pocałunek, a przynajmniej nie od razu. Przycisnęła swoje usta do jego, rozchylając mu wargi językiem. Znajomy dreszcz przebiegł jej wzdłuż kręgosłupa. To było tak znajome, tak bardzo ich. Nie robiła tego od miesięcy, ale pewnych rzeczy się nie zapominało. Wsunęła mu tabletkę do ust, a swoją połknęła.
      — Zobaczymy kim jestem. — Mruknęła, ledwo odsuwając się od jego ust. Czuła smak whisky i papierosów. Typowe dla niego połączenie. — Pogubiłam się już dawno, Zaire.

      sloane

      Usuń
  98. Sloane nie była pewna, gdzie się znajduje. Tutaj w jesiennym Nowym Jorku czy jeszcze w tym zimowym, kiedy dopiero go poznała? Jak jedno muśnięcie jej ud wystarczyło, aby ją rozpalić? Aby przestała czuć chłód nocy. Jak tequila stawiała ją na nogi po długim koncercie, dawała kopa, aby się bawić do południa. Może była w rzeczywistości, a może udało się jej znaleźć tę magiczną maszynę, która przenosiła do przeszłości. Do lepszych czasów, kiedy nic nie było aż tak skomplikowane.
    Smakował znajomo. Jak coś, co Sloane kiedyś miała, ale wypuściła z rąk i pozwoliła, aby jej uciekło. Jednocześnie, jak coś zakazanego. Bo wiedziała, że nie powinna była po niego znów sięgać. Tymczasem siedziała tutaj, tuż przy jego boku. Wtopiona w niego tak, jak zawsze. Pasowała do jego ciała. Była jak ten zagubiony element układanki, który właśnie się znalazł i trafił na odpowiednie miejsce.
    Jeszcze nie zabrała dłoni z jego uda. Wciąż tam była w tym samym miejscu. Opierała ją luźno, bez prowokującego gestu. Nie przeciągnęła jej wyżej, nie próbowała w nim wywołać żadnej reakcji. Może nie chciała, a może to jeszcze nie był czas, żeby to robić. Sloane mimo, że już była na dobrym haju i świat był piękny, muzyka przytłumiona, a emocje zniknęły, to jakąś kontrolę nad sobą jeszcze miała. Potrafiła jeszcze nie robić wokół siebie zamieszania, które było zwyczajnie zbędne. Na razie badała teren. Czy może pozwolić sobie na jakieś większe zagrania z Carterem, czy może lepiej sobie je darować.
    — Wiesz, że zawsze mi na to pozwalasz. — Mruknęła w odpowiedzi. Krótkie westchnięcie opuściło jej usta, kiedy ręka Cartera znalazła się na jej plecach. Były odkryte, więc czuła go na nagiej, rozgrzanej skórze. — Gdybyś chciał… to kazałbyś mi wypierdalać. I ja pewnie bym się nie posłuchała, tylko kazała ci się zamknąć.
    Zaśmiała się krótko, ale nie było w tym śmiechu wesołości. Była pustka, która od dawna jej towarzyszyła. Kiedy siedziała tak obok niego to czuła wszystko i nic jednocześnie. Przypominała sobie, jak się przy nim czuła na początku. Jak wystarczyło spojrzenie, aby była rozpalona, a mięśnie same się napinały. Jak szukała pierwszego lepszego miejsca, gdzie będą sami, aby dać mu do siebie dostęp. Jak łapczywie wpijała się w jego usta. Wtedy jeszcze miała nad sobą kontrolę. Nad swoim życiem. Przynajmniej tak myślała, że jest.
    — Jesteśmy jak magnes, kochanie. Zawsze na siebie trafiamy. — Otuliła jego twarz szeptem. Wystarczająco głośno, aby usłyszał to Zaire i tak cicho, aby tych słów nie czepił się Jules. Miała go w zasadzie w dupie, ale nie chciała, aby się wtrącał i wrzucał swoje komentarze, które były im zbędne.
    Wyczuła w nim tę lekką zmianę. Coś nie pozwoliło mu jej pocałować, a Sloane w głębi umysłu wiedziała, że to coś najpewniej ma imię, które również zaczyna się na S. I ona również w tyle głowy miała kogoś, kto nie pozwalał jej całować kogo popadnie. To z nim, to nie był pocałunek, Dała mu tylko tabletkę. W sposób, który oboje znali i lubili. Próbowała tym przekonać siebie, że umie się dalej bawić, że nie jest tak pusta w środku, jak pokazuje wszystkim, Że jej zagrania nie są tylko mechanizmem obronnym, aby nie myśleć. Nie zastanawiać się nad tym, czy przypadkiem nie straciła już wszystkiego, co istotne.
    — Prochy czy ja? — Zaśmiała się. Oba tak samo uzależniające i wprowadzające w kłopoty.
    Krótko westchnęła, jak jego dłoń sunęła się po jej plecach. Czuła go teraz wyraźniej i mocniej niż przedtem. Jakby każdy nerw w jej ciele reagował na Cartera. Na tę jego bliskość. Znajomą, ale jednocześnie obcą.
    Wsunęła się w jego bok, ale bardziej z przyzwyczajenia niż potrzeby i sięgnęła po swojego drinka. Kolejnego już tego wieczoru. Nie liczyła ich. To było bez znaczenia.
    — Co się stało, że opuściłeś Black Room? — Spytała i zadarła głowę do góry. Była naprawdę ciekawa, wyciągnięcie go graniczyło z cudem, a tymczasem był tu. W jakimś nowym klubie z dala od tego co znane. W miejscu, którego nie mógł kontrolować.

    sloane

    OdpowiedzUsuń
  99. Przeciągnęła spojrzeniem po jego twarzy. Tak cholernie znajomej i bliskiej, a jednocześnie było w niej coś nowego. Sloane nie potrafiła stwierdzić, co. Spędzili bez siebie miesiące. Oboje się pozmieniali. W obojgu było coś nowego. A może to tylko jej zaćmiony przez prochy umysł wymyślał sobie rzeczy, których nie było. Twarz Cartera, jeszcze, nie rozpływała się jej przed oczami, ale była już blisko tego stanu, aby zacząć zapominać w czyich objęciach jest. Póki co było jej dobrze. Było jej przyjemnie. Było błogo. Znajomo.
    — Wiem, kochanie, wiem. — Zaśmiała się. Nie mówiła tego z czułością, a bardziej tak, jak na początku, kiedy bez namysłu nazywała go w ten sposób, a on odwdzięczał się tym samym. To nie było zdrobnienie wypowiedziane z miłością. Nie tym razem. Być może tej miłości już w nich wcale nie było. Tylko jakieś właśnie chore uzależnienie, które nie pozwalało im się trzymać od siebie z daleka. Nawet po miesiącach rozłąki. Nawet, gdy w łóżku gościli innych.
    Jeśli nie dało się drzwiami, to Sloane wchodziła oknem. Potrzebowała wyraźnego „nie”, aby odpuścić. Chociaż nawet wtedy zdarzało się, że blondynka jeszcze nie odpuszczała. Wszystko zależało od tego na czym lub na kim jej zależało. Cartera długo nie umiała sobie odpuścić. Biegała za nim, dopóki nie zostawił jej w penthousie. Samej i roztrzaskanej na kawałki, bo wtedy uświadomiła sobie, jak żałosna była, gdy go prosiła o kolejną szansę. Potem… Potem nie biegała już za nikim. Nikogo nie przepraszała, z nikim się nie związała. Przynajmniej nie na stałe ani na poważnie.
    — Chcesz sprawdzić, czy jednak nauczyłam się być grzeczną? — Wymruczała tuż przy jego uchu. Nawet nie była pewna, czy dałaby radę teraz to zrobić. Nie tyle, co przez swój stan, ale przez to, że gdy zbliżała się do kogoś to przed oczami pojawiał się Nico. Wyrzuciła mu wtedy tyle słów. Same kłamstwa, ale liczyła, jak zwykle, że jeśli w nie uwierzy to staną się prawdą.
    — Jestem piękniejszą śmiercią niż prochy. Wybierz rozsądnie, Zaire. — Delikatnie przygryzła dolną wargę, jakby wstrzymywała ten prowokujący uśmiech, który i tak się pojawił. Spojrzała na niego spod długich rzęs. Oczy jej błyszczały, od prochów i alkoholu. Ale też od tej znajomej nutki, która między nimi była. Od niej nie dało się uciec.
    — Ty też zawsze łatwo wchodziłeś. Z różnych stron.
    Podniesienie się po nim było ciężkie. Prawie niemożliwe do wykonania. Próbowała wiele razy i jeszcze nie opanowała tego do perfekcji, a teraz siedziała tu, niemal gotowa do tego, aby po raz kolejny wejść w to samo piekło, z którego ledwo się wyczołgała. Zasmakować tego gorąca, pozwolić, aby płomienie lizały jej skórę i spaliły do kości.
    Dłoń z uda przeniosła na jego klatkę. Bardziej, jakby szukała podpory niż chciała go dotknąć, ale jednak… Dotykało się go miło. W znajomy sposób. Zadrżała delikatnie od jego dotyku. Ciepłej dłoni, która wciąż była na plecach. Niby to wszystko było znajome, ale jednak… Między nimi był mur. Prawie niewyczuwalny, ale taki, którego nie można było łatwo przeskoczyć.
    — Tobie kończy się miejsce na głupoty? — Uniosła lekko brew. Zszokowana i nieźle zdziwiona, że coś takiego w ogóle powiedział. — Hm, ciężko mi w to uwierzyć.
    Przecież go znała. Wiedziała, jaki ma system działania. Potrafił lecieć na prochach do białego rana. Wziąć kolejną kreskę, gdy robiło mu się ciszej w głowie. Zabrać jakąś dziewczynę na tyły klubu. Przelecieć w ciemności i do niej wrócić, aby dalej się bawić z nią. Porwać do innego klubu, byle tylko za szybko nie kończyć imprezy.
    — Szkoda… Naprawdę. — Westchnęła teatralnie i osunęła się lekko na jego ramieniu. — Ale dobrze się składa, że ja do głupot nie należę… Możemy się pobawić, prawda Zaire?
    Spoglądała na niego z czymś na kształt nadziei w oczach i małego wyzwania. Nie wierzyła nawet przez sekundę, że jest zmienionym człowiekiem i nie zamierza wykorzystać nocy do jej pełnego potencjału. Chodziło o coś innego, czego Sloane jeszcze nie rozumiała i nie znała.

    sloane

    OdpowiedzUsuń
  100. Sloane dobrze wiedziała, czego chciał Carter. I znowu… Nie mogła mu tego dać.
    Rozumiała tę potrzebę, aż za dobrze. Sama będąc z nim w związku cały czas miała wrażenie, że mu nie wystarcza. Dręczyły ją nieustannie myśli, że jest z innymi. Dalej nie wiedziała, czy to była prawda, czy tylko ona się nakręciła. I już chyba nie chciała wiedzieć, bo było na to zwyczajnie za późno. Wydarzyło się już zbyt wiele, aby mogli sobie wybaczyć. Przynajmniej w tym momencie życia. Kiedy doskonale wiedziała, że on ma w głowie inną dziewczynę. I powinna była czuć zazdrość. Tę kującą, która nie pozwala spać. Tę, która każe rozpieprzyć wszystko dookoła. Całe pomieszczenia, ale tego nie było. Jakaś, owszem pojawiła się. Jednak bardziej z przyzwyczajenia niż tej prawdziwej zazdrości, którą potrafiła mu okazywać.
    Czekała na to, aż Carter coś zrobi. Pocałuje ją. Wciągnie na kolana. Czekała na pierwszy ruch z jego strony. Jakby to dało jej przyzwolenie, aby iść dalej, ale nic podobnego się nie działo. On tylko gładził jej plecy. Patrzył tak, jakby wszystko było, jak dawniej, ale prawda była taka, że nic takie nie było. Oni tacy nie byli. Nie mogli udawać, że nie mają przeszłości. Że nie zatruwali siebie nawzajem. Tego nie dało się pominąć. Wymazać. Żadne prochy nie były w stanie tego zrobić, a tych wzięli wystarczająco, aby odlecieć, ale najwyraźniej zbyt mało, żeby naprawdę o wszystkim zapomnieć co ich w sobie bolało.
    Nie spodziewała się, że wyjdzie. Tak po prostu, że zostawi ją tutaj ze swoimi kumplami, że nie będzie chciał zabrać jej ze sobą, ale może… Może to dobrze, że tego nie zrobił. Sloane zawinęła się do domu później. Spędziła może jeszcze w klubie godzinę. Głównie siedząc z chłopakami, pili coś, coś zapaliła, a potem, gdy i im znudziło się to miejsce odwieźli ją na SoHo do mieszkania. Pustego i cichego. Skomlała jedynie w ciszy Rue, która wiedziała, że ze Sloane nie jest dobrze. Jakby znała już ten stan swojej właścicielki i wiedziała, że potrzebna jest pomoc. Sloane padła w ubraniach na kanapie. Zasnęła przykryta jedynie kocem i bez poduszek. Rue zwinęła się w kłębek przy jej brzuchu i spały tak razem. Sloane do późnego południa, Rue już znacznie wcześniej była na nogach. Zmusiła się do tego, aby trochę się ogarnąć, zabrać ją na krótki spacer. Ale to wszystko przychodziło jej z trudem. Chciała dzwonić do kogoś, aby przejął jej obowiązki, ale nie chciała, aby ktoś widział ją w takim stanie. Wyczerpaną, pewnie jeszcze trochę naćpaną i ledwo żywą. Dała sobie radę. Cudem, ale dała sobie radę. Wyrzucając z siebie w południe wszystko, co wypiła.
    Prawie zapomniała o tym, że zeszłej nocy widziała się z Carterem. Uderzyło to w nią dopiero później, kiedy jakoś wieczorem, wciąż ledwo żywa i jedząca śmieciowe żarcie, przeglądała Instagrama. Kliknęła w relację Nico. Ciekawa, co robi. I wtedy w nią uderzyło. Był w Hamptons. Z jakiegoś dziwnego powodu wybrał sobie to miejsce na weekend. Sama nie wiedziała, czemu znów wpadła w wir stalkowania. Weszła w osoby, które obserwował. Nie było ich wiele, ale wystarczająco, aby zajęcie miała na dziesięć minut. Przeglądała każdą relację. Sprawdzała, czy będzie z jakąś koleżanką. Z kimkolwiek. I w końcu… Trafiła. Najpierw była jakaś laska Imogen, która nic jej nie mówiła. Fotka plaży i oceany z lokalizacją. Hamptons. Zaklęła pod nosem, a potem weszła w jej profil. Uderzyło w nią po chwili skąd ją powinna kojarzyć. Przeglądała dalej stories od jego znajomych. Każdy po kolei. Sophia. Zmrużyła oczy. Fotka była niewinna. Po prostu widok zachodzącego słońca z wczoraj, nic wyjątkowego. Poza tym… Poza tym, że Nico wrzucił identyczne zdjęcie. Ten sam widok. Te same cholerne słońce.
    — Kurwa. — Zaklęła pod nosem.
    Działała na autopilocie. Pozbierała się w sobie. Ogarnęła na szybko. Makijaż, włosy, aby nie wyglądać jak trup. Luźne ciuchy, bo nie miała sił na to, aby się stroić. Nie jechała tam, aby zrobić wrażenie. Tylko… Właściwie sama nie wiedziała, dlaczego tam jedzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drogę znała na pamięć. Jeździła tam milion razy. Mieszkała tam chwilami, dopóki nie przenieśli się do tamtego penthouse’u, który kupili wspólnie. Portier ją znał, ale chyba nawet on po miesiącach niewidzenia Sloane był zaskoczony, kiedy tu się pojawiła. Skłamała, że Carter na nią czeka, a on nie zadawał pytań. Czasem lepiej było ich nie zadawać. Stała w znajomej windzie. Jechała do znajomego mieszkania. Nie mając pojęcia po co ani dlaczego.
      Kiedy stała pod drzwiami… Miała ochotę się wycofać, ale tego nie zrobiła. Najpierw zadzwoniła dzwonkiem, a potem szarpnęła za klamkę. A potem przypomniała sobie, że nie oddała mu kluczy. Z jakiegoś powodu je dalej przy sobie miała. Skorzystała więc, b nie zamierzała czekać aż łaskawie przyjdzie i jej otworzy drzwi. Mógł jej równie dobrze nie słyszeć. Być na piętrze albo mieć wyjebane w gości.
      — Powinieneś wymienić zamki, Crawford! — Zawołała, gdy weszła do środka. Drzwi za nią trzasnęły. Ściągnęła z ramion kurtkę i przeszła dalej. Jakby miała prawo tu być. Jakby była u siebie. — Jeszcze jakaś była żona ci się włamie do mieszkania. — Mruknęła już pod nosem i zatrzymała się przy barku, ale… Nie. Jednak nie. Alkohol ją odrzucał.
      Wirując po penthousie, jak u siebie przeszła do kuchni. Otworzyła lodówkę i zlustrowała ją wzrokiem. Była… dziwnie pełna. Zbyt pełna, jak na Cartera. Sięgnęła po puszkę z colą i jeszcze chwilę patrzyła na zawartość lodówki. Coś się jej tu nie zgadzało.
      W ogóle było tu inaczej. Jakoś… Czyściej? Pachniało inaczej. Kwiatowo. Może jaśmin.

      sloane

      Usuń
  101. — Spodziewałeś się kogoś innego?
    Uniosła brew, luźno opierając się o blat wyspy za sobą. Doskonale wiedziała, że czekał na inną dziewczynę. Jaka szkoda, że ta inna dziewczyna była teraz zajęta. Sloane sama nie wiedziała, dlaczego do niego przyszła. Bo poczuła się zazdrosna? Bo Nico spędzał czas z kimś innym? Sama przecież go od siebie odepchnęła. Wtedy w jego kuchni, kiedy miała na sobie jego ubrania i mówiła te wszystkie paskudne rzeczy. Nie odezwała się do niego. On również milczał. A teraz był w Hamptons z inną. Nie mogła mieć pretensji, bo w końcu sama mu powiedziała, że to nic nie znaczyło, że nigdy nie było prawdziwe. Ale liczyła, że będzie kazał się jej opamiętać, że nie wie co mówi, że jest naćpana po uszy i nie rozumie rzeczywistości, a on wyszedł. Tak po prostu. Wyszedł i zostawił ją samą. Jak wszyscy.
    Widziała, jak na nią patrzy. Znała to spojrzenie. Nie oczekiwał jej tutaj, a jednocześnie jakaś jego część się cieszyła, że ją widzi. Może nie była to głośna radość, ale wystarczająca, żeby nie wyrzucił jej za drzwi z wrzaskiem.
    — Nawet po rozwodzie nie masz spokoju. — Rzuciła z przekąsem. — Całe szczęście, że nie wpadłam, bo wtedy w ogóle byś się ode mnie nie uwolnił. — Mrugnęła do niego. To byłby chyba najgorszy koszmar. Dla niej i dla niego. I może z parę razy panikowała. Bo może zdarzyło się jej zapomnieć o tabletce. Bo nie miała do tego głowy, bo działo się wiele rzeczy. Ale o tym już mu nie mówiła, bo jaki był sens? Nie potrzebowała panikującego męża. Wystarczyło, że sama panikowała przez dzień czy dwa, a potem wracała do ustawień fabrycznych.
    — Nie kuś mnie, Carter. Myślisz, że miałabym jakieś opory przed tym, aby wpakować się do twojej wanny?
    Absolutnie żadnych. Mogła iść nawet teraz i zaciągnąć go ze sobą. Niekoniecznie do wanny, ale żeby siedział z boku i z nią rozmawiał. Zdarzało się tak wiele razy przecież. Czasem wracał do domu, gdy ona już w niej siedziała, ale zamiast wejść to siadał z boku i rozmawiali. O wszystkim i o niczym. To były chwile, kiedy naprawdę było między nimi dobrze. Kiedy nie było prochów i kumpli. Wzajemnej zazdrości i kłamstw. Tylko Sloane i Carter. Zakochani w sobie, ale tak naprawdę. Nie udając niczego.
    — Pozwolę ci odpowiedzieć sobie na to samemu.
    Puściła do niego oczko. Ta scenka była znajoma, ale teraz okryta była zupełnie innym uczuciem. Jakimś… Gorszym. Czymś, czego nie znała. Byli po rozwodzie. Nie byli razem. Oboje mieli kogoś innego w głowie. I być może w sercu. Sloane nie wiedziała, czy dalej go kocha, ale wiedziała, że dalej Carter jest dla niej ważny. Zrobił jej w życiu taki bałagan, którego nie dało się posprzątać. Wciąż był w jej myślach. Nie umiała się go pozbyć.
    — Pedantyczny się zrobiłeś. — Przewróciła oczami. — Jak się odwrócisz to ci wszystko tu powymieniam. Tak po złości.
    Mogła to zrobić. Nawet by się nie zastanawiała, tylko zaczęła mu przekładać wszystko. Zaczęłaby od lodówki. Od kiedy, do cholery, w jego lodówce było mleko migdałowe i owsiane? Po co to było? Och, wiedziała po co. Aż za dobrze wiedziała.
    — Nie przyszłam się kłócić, jeśli o tym myślisz. — Zaznaczyła. To nie był jej cel, ale jeśli ją sprowokuje to sytuacja się odmieni. — Właściwie… nie wiem sama. Po prostu musiałam przyjść, wiesz?
    Podniosła spojrzenie na Cartera. Bez udawania i bez maski ozięblej. Kiedy zobaczyła tamte zdjęcia poczuła, że musi coś zrobić. I jedynym sensownym rozwiązaniem był Carter. Znaleźć się obok niego. Przypomnieć sobie, jak to było, gdy był obok. Zrobić… Tak naprawdę cokolwiek. Nie chciała mu pakować się do łóżka ani całować. Tylko… Chciała tej obecności. Może rozmowy, choć nie wiedziała, jak tę miałaby z nim zacząć.

    sloane

    OdpowiedzUsuń
  102. Mógł ją w każdej chwili wyrzucić. Ba, zadzwonić sobie po ochroniarza i kazać się wyprowadzić, ale tego nie robił. Pozwolił jej zostać. Może sam potrzebował towarzystwa, a może nie miał już w sobie sił, aby się od niej odpędzać. Sloane próbowała sobie wmówić, że jest tutaj przez to, co zobaczyła na Instagramie. Porobiła screenshoty w razie, gdyby zniknęły z relacji. Jeszcze nie była pewna, po co właściwie chce mu to pokazać. Pewnie wiedział i może dlatego był w takim podłym nastroju. Nie w typowy podły sposób, ale przecież go znała. Coś było na rzeczy i wcale nie chodziło o kaca i zjazd po prochach.
    — Może skorzystam później. Wiesz, przed łóżkiem. — Rzuciła z przekąsem. Nie planowała tu zostać na noc. Właściwie niczego nie planowała. Chciała tylko… Przez chwilę nie być samą. Nie wiedziała, dokąd mogłaby pojechać. Carter nie był bezpieczną opcją, ale jedyną, którą mogła teraz podjąć.
    Zgubiła się. Naprawdę się zgubiła i nie wiedziała już, jak ma się z tej sieci wyplątać. Miałą wrażenie, że wchodzi w to tylko głębiej. Że zaczyna się gubić w życiu bardziej niż przedtem. Nie wie kogo ani czego się łapać. Czy w ogóle powinna się czegoś złapać, czy może utonąć powoli i zniknąć. Z życia każdego. Nie robić już nikomu więcej problemów.
    — Wiesz, że nie to miałam na myśli.
    Nie chodziło jej o byle jaką dziewczynę. Chodziło jej o tę dziewczynę, którą chwalił się na Instagramie. O tę, która sprawiła, że krew w niej zawrzała pierwszym razem, kiedy zobaczyła zdjęcia i kolację przy świecach i ten cholerny bukiet kwiatów. To było już parę tygodni temu. Trochę… Zeszło to z niej wszystko. A potem pojawił się Jules i znów jej odjebało. Do tego stopnia, że teraz nie wiedziała, co robi ze swoim życiem. I że facet, z którym chciała być siedział z tą samą dziewczyną, która sprawiała, że Sloane warczała ze złości, w cholernym Hamptons przy zachodzie słońca. Cóż, ona nie była typem, który siedzi przy zachodzie i opowiada ckliwe historie. Może nie z każdym była, bo w końcu spędziła parę takich wieczór. W upalnym lipcu, kiedy jeszcze myślała, że będzie mogła utrzymać to w sekrecie. Ale to była przeszłość. Dawno i nieprawda.
    — Widzieliśmy się wczoraj. Chyba. Nie wiem, nie pamiętam.
    Wzruszyła ramionami, jakby to „dobrze cię widzieć” wcale w żaden sposób się w niej nie odbiło. Bo odbijało się. Bardziej niż Sloane by tego chciała.
    — Granie samemu zawsze jest nudne. — Zgodziła się. Jego również dobrze było widzieć. Bo w tym całym chaosie Carter… To był Carter. Może już nie był jej. Może nie mogła do niego przyjść ze wszystkim, ale wciąż coś znaczył. Dalej był kimś ważnym i mogłoby minąć i dziesięć lat, a ona dalej by go uważała za istotną osobę w swoim życiu. Nawet, gdy miała ochotę go zabić.
    Nie ruszyła się z miejsca od razu. Została w kuchni przez parę chwil. Otworzyła znów lodówkę. Nic tu nie było na swoim miejscu. Za dużo rzeczy. Za dużo wszystkiego. Nie pasowało jej tutaj nic, ale zamiast roztrząsać to dalej wzięła dwie puszki z colą, a potem otworzyła szafkę, gdzie zawsze były schowane jakieś chipsy. I znalazła.
    — Serio kurwa? — Mruknęła pod nosem, kiedy trafiła na paczkę czegoś, co przypominało najzdrowszą wersję chipsów, która mogła istnieć. Odrzuciła je na bok, aby sięgnąć głębiej. I trafiła. Ostre z papryczką chili. Dokładnie takie, jakie oboje lubili. Coś tu się naprawdę pozmieniało, a Sloane… Sloane nie była pewna, czy chce wiedzieć co.
    Przyszła do niego po dwóch, może trzech minutach. Bez słowa stawiając puszki na stoliku i otworzyła paczkę, którą otworem skierowała w ich stronę, a potem siadła obok. Nie na tyle, aby go dotykać, ale wystarczająco blisko, żeby czuł jej obecność. Usiadła po turecku, jak zwykle, gdy w coś grali i złapała drugiego pada. Był czarny. Nie różowy. Nie personalizowany z jakimiś głupimi kryształkami, bo upierała się, że jak ma grać z nim to tylko na takim. Obróciła go parę razy w dłoni, jakby magicznie miały się na nim pojawić różowe kryształki. Nie było takich. Nie zapytała, gdzie jest jej. Pewnie wyrzucił.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zerknęła na telewizor i uniosła brew.
      — Serio? — Zaśmiała się pod nosem i pokręciła głową. — Wiesz, że zawsze z tobą w to wygrywam. Nie wiem, czemu masz ochotę mieć dziś skopany tyłek.
      Sięgnęła po poduszkę, aby wcisnąć ją sobie pod plecy. Wyglądała… Domowo. Ciemnozielone legginsy, oversizowa bluza ze swojego merchu, włosy rozpuszczone i lekko pokręcone, prawie niewidoczny makijaż, aby zakryć cienie pod oczami. Prawie tak, jakby to była jedna z wielu nocy, które spędzają, aby odpocząć po zbyt długiej imprezie.
      I Carter miał rację. Sloane coś chciała, ale nie zamierzała powiedzieć mu tego wprost. Zamierzała najpierw powoli wybadać wszystko. Już zaczęła. Od momentu, jak tylko weszła do mieszkania.

      sloane

      Usuń
  103. Chciałaby, czasami, aby te wieczory przy grze z colą i chipsami były ich codziennością, a nie wyjątkiem. Może wtedy by przetrwali dłużej. Może wtedy potrafiliby się lepiej ze sobą dogadać, a tymczasem to nie zdarzało się często. Częściej były kluby, wrzaski, głośne kłótnie i jeszcze głośniejsze godzenie się. Jakby wszystko musiało być głośne, bo inaczej się pozbijają. I poniekąd tak właśnie było. Żadne z nich nie lubiło ciszy, a już zwłaszcza takiej, która była dobijająca i sprawiała, że zaczynało się myśleć. Myśleli wtedy za dużo o rzeczach, na które nie miało się wpływu.
    — Miałam ją ze sobą zabrać. — Przyznała szczerze. Zastanawiała się nad tym. Prawie ją ubierała, ale potem z jakiegoś powodu z tego zrezygnowała. — Możemy kogoś po nią wysłać. Portier ma klucze, wezmą ją i przywiozą. — Zaproponowała luźno. Wiedziała, że za nią tęsknił, a ona za nim. W pokręcony sposób wszyscy za sobą tęsknili.
    — Wrzucałeś ostatnio jakiegoś psa. Nie wziąłeś go? — Rzuciła. Trudno, niech już wie, że widziała. Nie potrafiła go wyrzucić z listy obserwatorów. Jakoś… Próbowała, ale nie mogła się do tego zmusić. I stalkowała go jak ostatnia idiotka, więc wiedziała tak naprawdę więcej niż chciała. I właśnie mu się przyznała do tego, że wie. Zresztą, nie wątpiła, że on o niej również wie. Pytanie tylko, jak wiele o niej wie.
    Pojawiła się w jej głowie mała myśl. Taka drobna. Prawie niezauważalna. Czy to, że spotykał się z Sophią nie było jakimś podstępkiem. Sloane nie ukrywała swojej relacji z Nico, która trwała już parę tygodni. Przynajmniej do ostatniego weekendu trwała. Może ktoś mu powiedział, może zrobił własny research i może… Może znalazł tę dziewczynę, aby się w jakiś sposób zemścić? Jednocześnie jej to nie pasowało, bo Carter chociaż mściwy, to nie zniżał się do takich zagrywek. Nie mogła rozgryźć o co tu chodzi ani w jaki sposób ta dwójka się ze sobą poznała.
    Widziała, że wyglądał lepiej. Zdrowiej, a to była spora zmiana. Zupełnie inaczej niż wtedy w klubie, kiedy się z nim widziała. Wtedy wyglądał na wyniszczonego życiem. Wyniszczonego przez nią. I może była w tym jakaś prawda. Może Sloane go tak wymęczyła, że nie był w stanie już funkcjonować. Ona z kolei… Znowu wpadła w ten stan, gdzie mało jadła, niewiele sypiała. Popijała jakieś tabletki, aby się rozbudzić energetykiem, żyła na kawie i tym, co jej wpadło w ręce. I to wszystko zaledwie w tydzień. Imprezowała niemal dzień w dzień. Brała prochy jak leci. I zastanawiała się, jakim cudem jeszcze żyje. Przynajmniej jedno z nich dobrze wyglądało. Maskowała to makijażem i ciuchami, ale nie wszystko dało się ukryć.
    Sloane skupiona była na grze. Lekko pochyliła się do przodu, a łokcie oparła o uda. Raz po raz lekko wysuwała język w skupieniu. Przymrużała oczy, czasem syczała przez zęby, kiedy jej nie szło tak, jak myślała, że będzie jej szło. Było tak zwyczajnie. Tak… Normalnie. Nie używała tego słowa od dawna. Nie wiedziała, czy jeszcze wie, co ono w ogóle oznacza. Nie potrafiła… Sama nie wiedziała co, ale nie potrafiła się ogarnąć. Wrócić do stanu przed Carterem, a taki w końcu miała cel, nie? Porzucić go i odzyskać dawną siebie, a tymczasem coraz głębiej zatracała się w tym, co ją od miesięcy wyniszczało. Zamyśliła się na moment, w ogóle nie wciskając żadnych guzików na padzie. Wzrok miała utkwiony gdzieś za telewizorem. Nie docierały do niej już ani dźwięki, ani kolory. Nawet nie była pewna, czy Carter coś do niej mówił. Ocknęła się po chwili i w ostatniej chwili wykonała ruch, aby nie stracić życia w grze.
    — Za dobrze ci idzie — mruknęła z westchnięciem. Oparła się o kanapę i lekko na niej osunęła. Tracąc kompletnie skupienie sprzed chwili. — Czy to ja zawsze byłam kiepska i mi dawałeś wygrać? — Zerknęła na niego z ukosa, ale zaraz wróciła wzrokiem do ekranu.

    sloane

    OdpowiedzUsuń
  104. Niby wiedziała, że Carter miał rację. Po jego ostatniej wizycie Rue chodziła zbyt długo po mieszkaniu i go szukała. Sloane mogła się oszukiwać, że to nie o Cartera chodziło, ale przecież znała swojego psa. Pamiętała, jak się zachowywała, kiedy Carter wychodził dosłownie na dziesięć minut, jak siedziała przy drzwiach i piszczała, bo chciała, aby do niej jak najszybciej wrócił. Po tym, jak wyszedł było tak samo. I nie tylko Rue się tak zachowywała. W środku Sloane również tęskniła. Ale dusiła w sobie te uczucia, bo nie było sensu, aby dać im się ujawnić. Było dla siebie źli. Nie potrafili stworzyć zdrowego związku, w którym nie byłoby rzucania przedmiotami o ściany i bez wrzasków. Wyniszczali się nawzajem. To, że czasem za sobą tęsknili było w końcu normalne, prawda? Jeszcze nie minęło z kolei tyle czasu, aby mogli faktycznie przestać o sobie myśleć. Albo to ona potrzebowała go więcej. Gdyby spojrzeć na ich Instagramy to oboje już dawno wyrzucił z pamięci to, kim dla siebie byli.
    Nie odezwała się, ale Carter miał racje. To mieszałoby jej w głowie i im również. Bardziej niż byli pewnie gotowi się do tego przyznać. Niby tylko pies, ale zaczęłoby być zbyt normalnie. Zbyt znajomo. Sloane już teraz czuła uścisk w klatce, gdy Carter się odzywał i jego ton podszyty był tą nutką, od której robiło się człowiekowi ciężko.
    Skinęła tylko głową i wróciła do gry. Jakby nigdy nic. Odegnać postacią przed siebie i pokonując przeszkodzi na drodze. Był to taki znajomy schemat między nimi. Noc spędzona przy PlayStation z gierką, Sloane frustrująca się, kiedy jej coś nie wychodziło i ostatecznie wygrywająca. Rozsypane na stoliku chipsy, sycząca w ciszy puszka coli. To wszystko to było zbyt znajome.
    Uniosła lekko brew, kiedy mówił dalej. Coś tam wiedziała o schronisku, ale tylko tyle, że tam jest. Reszta była owiana tajemnicą.
    — Hm, schronisko co? — Krótko na niego zerknęła. — Nudzi ci się w życiu czy odhaczasz najdziwniejsze rzeczy, które Zaire mógłby robić?
    Nie wyśmiewała się z tego. Ale przecież go znała i przez dały ten czas, jak byli radem żadne z nich nic charytatywnie nie robiło. Nie byli tego rodzaju ludźmi. Ale najwyraźniej jedni zmieniali się bardziej już drudzy.
    Zauważyła te zmianę w nim, jak zaczął mówić o tym rudym psie ze zdjęć. Słowne wtedy myślała, że całkiem niezłe do niego pasował. Wydawali się być zgrani. Ciężko było też nie zauważyć, że Carterowi zależało. Słyszała to w jego tonie, jak mówił o adopcji.
    — Słabo. — Westchnęła. Nie zbywała go, ale widziała, że iw chciał ciągnąć tego tematu. — Może trafi się jakiś inny rudzielec. A jeśli nie… To pomyślimy nad wizytami.
    Żart, który miał rozmyć tę atmosferę między nimi. Sloane westchnęła bezgłośnie, zanim wróciła do góry. Nie spodziewała się, ze rozmowa o jakimś psie może być emocjonalna. Ale w rzeczywistości przecież wcale nie chodziło o psa. Przynajmniej nie jej, ale to już była inna sprawa.
    Starała się skupić na grze, ale jej nie wychodziło. Nie umiała go dogonić. Pomijała zbieranie przedmiotów po drodze, Londynu całej reszty. Ciężko było się jej skupić na dłużej niż kilka minut.
    — Prawda. Trochę złości j człowiek od razu ma więcej chęci, aby wygrać. — Mruknęła. Kiedy jej to nie wychodziło widziała i słyszała, jak się z niej śmieje. Wtedy wkurzała się jeszcze bardziej, ale wystarczył ten jeden pocałunek i jedno przesunięcie dłońmi po ramionach, aby Sloane się zaczynała uspokajać i nie miała ochoty rzucać padem.
    Wcisnęła pauzę na grze, bo owszem, było jej obojętne, ale jeszcze nie zamierzała dać mu wygrać. Niech sobie nie myśli, że rozproszona będzie łatwym celem.
    — Różne rzeczy mi siedzą w głowie. — Odpowiedziała wymijająco. Siedziało w niej wszystko i nic jednocześnie. On jej siedział w głowie. Nico jej siedział w głowie. Sophia siedziała jej w głowie. Myślała też o grubych frytkach z sosem serowym, bekonem i chrupiąca cebulka na wierzchu. W środku pod czaszką miała istny chaos. Było tak wszystko i nic jednocześnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Wyglądasz dobrze. — Pochwaliła. Lepiej już ostatnim razem. Bez tych ciemnych cieni pod oczami, nie był już taki zapadnięty w sobie. Przypominał zdrowszą wersję Cartera, z którą Sloane się widziała jakiś czas temu. — To schronisko ci chyba służy, co? — Zagadnęła.
      Carter znał ją na tyle, aby wiedzieć, że to pytanie, mimo że zadała z ciekawości to tak naprawdę było podkładką pod coś więcej. Budowała sobie powoli grunt. Mogła rzucić to prosto z mostu, ale nie chciała. W jakiejś może obawie, że jeśli to zrobi, to zrani siebie i jego, a Sloane nie przyszła tu, aby ranić. Przynajmniej tak sobie mówiła.
      — Co u Ciebie, Carter? Po prostu… w życiu i ogólnie? — Zapytała kierowana ciekawością. — Jako była żona mam prawo wiedzieć. Wiesz, muszę się upewnić, że życie Cię dobrze traktuje.

      sloane 🎮

      Usuń