Though no one can go back and make a brand new startanyone can start from now and make a brand new ending

Nico Miller
25 lata | bokser | mistrz WBC
|
Nico to człowiek złożony z pasji i ambicji, które niemal wypalają go od środka. Jego dni zaczynają się o świcie, kiedy miasto jeszcze śpi, a kończą długo po zmroku, gdy ulice Nowego Jorku toną w ciszy. Nico nie zna słowa „odpoczynek” – to dla niego luksus, na który nigdy nie pozwala sobie zbyt długo. Treningi stają się jego ucieczką, a jednocześnie jego więzieniem.
Choć na zewnątrz wydaje się niezłomny, wewnątrz targa nim ciągły niepokój. Jego dążenie do perfekcji jest nieustanną walką, która nie zna końca, a wyścig z czasem staje się codziennym rytuałem. Nico jest uosobieniem dyscypliny, poświęcenia i nieustannego głodu zwycięstwa. W tym wszystkim jednak gdzieś gubi siebie – w tej niekończącej się pogoni za sukcesem, za następnym rekordem, za kolejnym sezonem.
Jest na szczycie, podziwiany przez tłumy, ale w jego oczach często można dostrzec cień samotności. Ludzie widzą go jako bohatera, ikonę sportu, ale nieliczni znają prawdziwego Nico – człowieka, który stąpa po cienkiej granicy między triumfem a upadkiem. Jego życie to seria intensywnych momentów, które zostawiają go wyczerpanego, ale wciąż spragnionego więcej. Przez to wszystko, Nico pozostaje zagadką – nawet dla samego siebie.
|
Życie Sophii było poukładane. Miała każdego dnia wyznaczone cele, które zapisywała w kalendarzu, który po części składał się też na jej pamiętnik. Dokładnie zapisywała co będzie tego dnia robić, o której godzinie i w jakim miejscu. Pisała za co jest wdzięczna, czego wolałaby uniknąć i jakie ma oczekiwania wobec tego dnia. Wszystko zawsze miało swoje miejsce, a żadna nieoczekiwana sytuacja czy błąd nie mogły się wkraść. Żyła według wyznaczonego, w głównej mierze, przez samą siebie schematu. Lubiła swoją rutynę i nie przeszkadzało jej, że ktoś mógł ją uznać za nudną. Wraz z czasem w kalendarzu zapisywała nowe wyjścia z nowymi ludźmi, treningi z Nico, imprezy, na które chodziła częściej niż to do niej pasowało, randki z Fabianem, które tylko z początku były ekscytujące.
OdpowiedzUsuńRównie szybko skończyła zapisywać za co jest wdzięczna, bo takich rzeczy było coraz mniej, aż w końcu dotarła do punktu, kiedy nie potrafiła wymyślić niczego sensownego, a to co chciała zapisać na papierze było zbyt nieodpowiedzialne. Życie Sophii z czasem przestało być takie poukładane. Pojawiały się sytuacje, w których sobie nie radziła i których nie rozumiała w pełni. Mierzyła się z nowymi uczuciami, o których nie mogła z nikim porozmawiać. I ta poukładana Sophia, która miała zawsze wszystko pod kontrolą, nagle i bez ostrzeżenia ją straciła. Weszła w sam środek chaosu, który w dodatku sama wywołała. W pełni nie potrafiła się na to gniewać czy mieć komukolwiek za złe, że tak się stało. To jednak dzięki Nico odkryła, że nie zawsze musi przybierać maskę perfekcjonistki, że stać ją na coś więcej niż bycie ładną ozdobą i że może pozwolić sobie na znacznie ciekawsze rzeczy w życiu. I za to była mu wdzięczna. Teraz śladu po tej dziewczynie już co prawda nie było. Przytłoczona nową rzeczywistością nie potrafiła wyciągnąć na wierzch tej zadziornej Sophii, która nie bała się odezwać i stawiała uparcie na swoim. Pogrzebała te wersję samej siebie głęboko i z jakiegoś powodu starała się, aby nie mogła wydostać się na powierzchnię.
Czasem zdarzało się jej myśleć, że to ludzie wokół odbierali jej różne cząstki. Nico brał sobie z niej to co odważne i towarzyskie, zdzierał z niej kolejne warstwy, które również sobie zostawiał. Fabian brał tą grzeczną i ułożoną Sophię, tę która nigdy na nic nie narzekała i była zawsze zadowolona. Alex podbierała jej pewność siebie swoimi gierkami, które rozumiały tylko one. Gwen odbierała jej codzienność i ojca, zabierała to co było w jej życiu najlepsze. Imogen... Imogen nie brała. Starsza siostra zwyczajnie niszczyła to co Sophia wokół siebie zbudowała. Każdy coś brał i ostatecznie ona zostawała z marnymi resztkami, których nie potrafiła złożyć w sensowną całość.
Była w ostatnim czasie zbyt naiwna, zbyt ufna. Pozwoliła sobie na to, aby myśleć o rzeczach, które nigdy nie miałyby przyszłości. Brała udział w podchwytliwe grze, która miała nieszczęśliwe zakończenie, a z której zdawało się, że wcale nie wyszła. Mimo wielu chęci i zapewnień, że dała sobie z tym spokój.
- W takim razie któraś z nas źle to odebrała – stwierdziła. Może Alex faktycznie chodziło o ten moment, a ona tego nie wyczuła? Było to już bez większego znaczenia. – Zgodziłabym się pójść. Tylko... brakowało mi szczegółowych informacji.
Wzruszyła lekko ramionami. Było minęło, ale też nie do końca. Wtedy chodziło tylko o nią i mogła pozwolić sobie na myślenie wyłącznie o sobie. Informacja o wyroku wszystko by zmieniła, ale tego nie miała, a teraz było już ustalone, że nic z tym dalej robić nie będzie.
- Chyba nie na długo skoro chwilę później jechała do ciebie.
Sama nie wiedziała czemu to powiedziała. To nie była jej sprawa czy się pogodzili, czy zerwali, czy co tam między sobą robili. Zakładała, że byli pogodzeni. W końcu to nie tak, że dziewczyna się jej z czegokolwiek teraz zwierzała. Już tego nie robiła, już się nie chwaliła tym, że go ma. Chwilowo przynajmniej sobie tę zabawę odpuściła.
- Myślę, że wiesz.
UsuńWiedział. Oczywiście, że wiedział i się z tego jeszcze cieszył. Kilkanaście tygodni temu podjęłaby się tego bez wahania, ale teraz? Dawno temu cokolwiek się między nimi zaszło za daleko. Stało się zbyt skomplikowane i przede wszystkim było nieodpowiednie. Nie chciała dłużej brać w tym udziału. Być na zawołanie i za pomocą jednego uśmiechu, nie ważne jak uroczego i sprawiającego, że sama czuła potrzebę, aby odwzajemnić taki gest, robić i mówić rzeczy, które chciał usłyszeć.
Chwilę wpatrywała się w drogę przed sobą. Światła jadącego przed nimi samochodu delikatnie rozmazywały się w jej oczach. Deszcz padał coraz gęstszy, a wycieraczki ledwo nadążały nad zmywaniem go z szyby. Dopiero po chwili na niego spojrzała, choć wcale nie do końca chciała, ale ile mogła chować się w sobie i odwracać wzrok, bawić się biżuterią, aby tylko go unikać?
- Nie baw się mną – poprosiła szeptem, a wypowiedzenie tych słów kosztowało ja o wiele więcej niż przypuszczała.
Zdawał sobie w końcu sprawę z tego, że ma do niego słabość. Odpowiednio ukierunkowana pójdzie dokładnie tam, gdzie będzie chciał i powie to, co chciałby usłyszeć, że znów weźmie udział w ich pokręconej grze.
- Tylko tobie to da satysfakcję, a ja... Nie chce znowu sobie wyobrazić czegoś, czego nigdy nie było.
Soph ❤️🩹
Cały czas powtarzała sobie, że nie może dopuścić do tego, aby po raz kolejny zaczęli prowadzić między sobą tę grę. Nie ważne, jak bardzo mogła się jej ona podobać i jak naturalnie się w jej trakcie czuła. To przychodziło samo. Spojrzenia, gesty, dwuznaczność, którą zbywali potem śmiechem. Mogłoby tak być dalej, ale zaangażowała się. Przestała to traktować jako rozrywkę, choć to złe określenie, bo nie chciała sprowadzać go do czegoś tak błahego. Nico znaczył więcej niż była gotowa przyznać sama przed sobą.
OdpowiedzUsuńNie miała pretensji, nie obwiniała go o nic. To oboje zawinili pozwalając sobie na więcej niż należało. Przesuwali granicę coraz bardziej, ale do tego momentu mogli to robić bez żadnych wyrzutów sumienia czy obawy, że ktoś się dowie. Pojawił się Fabian, Alex zagrzała miejsce w życiu Nico i Sophia wiedziała, że z perspektywy blondynki to nie jest przelotny związek. Jeśli był dla Nico, to nie dla niej i widziała po niej, że nie zamierza tolerować ich znajomości. Od samego początku jasno się wyraziła, że Sophia ma się odsunąć, aby ona mogła w pełni działać. Zupełnie, jakby już wtedy wiedziała, że relacja, która tworzyła się między Nico i Sophią nie była tak niewinna na jaką ją kreowali w oczach innych. Przyjaciele z dzieciństwa, kto by się tym martwił, prawda? Pamiętała, jak z jakiegoś powodu przy pierwszym spotkaniu byłą zirytowana jego obecnością. Jak nie chciała z nim i jego znajomymi jechać do klubu. Było to tak irracjonalne, że aż śmieszne. Wystarczyło, aby spędziła z Nico niewiele czasu i wyczekiwała kolejnych spotkań. Nie mogła się ich wręcz doczekać.
Odwróciła od niego wzrok w obawie, że dostrzeże w jej oczach czy wyrazie twarzy coś więcej. Głównie był i tak skupiony na drodze, nie mógł jechać i patrzeć na nią. To po części ją ratowało. Wybierała sobie naprawdę wybitne momenty na rozmowę, a jednocześnie zaplanowanie takiej rozmowy nie wchodziło w grę. W ich przypadku takie rzeczy wychodziły samoistnie.
Chciała mu wierzyć.
Ślepo zawierzyć, że nie mówi tego tylko po to, aby się wyciszyła. Wahała się, uwierzyć czy nie. Aż za bardzo pamiętała co powiedział jej tamtej nocy i z jaką łatwością to powiedział. Pokazało jej to tylko, że nie miał nic przeciwko temu, aby była tym małym sekretem, o którym sobie można przypomnieć w pasujących chwilach. Impreza bez partnerów? Nie było lepszej okazji, aby się zbliżyć, poflirtować i nie obawiać się, że ktoś spojrzy na nich krzywym okiem. Kto zorientowałby się, gdyby zniknęli i zajęli się sobą?
— To jak mnie traktowałeś? Kim dla ciebie byłam? — spytała. Starając się ze wszystkich sił, aby głos się jej nie załamał. Czy na pewno chciała znać odpowiedzi na te pytania? Dość już od niego usłyszała, aby czuć się podle. Jednak, mimo wszystko, chyba tego potrzebowała. Oboje potrzebowali. Wyjaśnić to, co między nimi się działo. To co robili sobie nawzajem. Sophia bez winy nie była, a choć łatwiej byłoby zrzucić wszystko na niego, to nie mogła tego zrobić. Nie protestowała, kiedy ją podjudzał, nie opierała się przed dotykiem, nie zaprotestowała nigdy ani razu. Sama nieraz stawała się inicjatorką. — Nie dziewczyną, bo tę masz. Nie koleżanką, bo z koleżankami nie robi się tego, co robiliśmy my.
Nie brakowało w jej głosie emocji, które próbowała zakryć. Z jednej strony chciała się przed nim obnażyć, pokazać te prawdziwe emocje, które w niej wywoływał i jak wielki chaos w niej panował, aby zrozumiał, że to co robili nie było dla niej jedynie krótkim skokiem w bok, rozrywką, gdy w życiu robiło się nudniej. Z drugiej chciała to wszystko trzymać w sobie, jakby liczyła na to, że jeśli nie będzie o tym mówić, jeśli nie pokaże tych emocji to wszystkie problemy rozwiążą się same.
— Dałeś mi odczuć, że to było dla ciebie bez znaczenia, Nico — dodała. Nie musiał wtedy nawet wiele mówić, aby to odczuła. Przenikający przez ciało chłód jego głosu, spojrzenie, w którym nie było żadnych uczuć. — I nie twierdzę, że robisz to celowo.
Naprawdę chciałaby wierzyć, że to nie było celowe zagranie. Że nie wybrał jej po to, aby się zabawić, że nie znalazł w niej słabego celu, który łatwo było sobie owinąć wokół palca. Nie minęło wiele czasu, jak patrzyła się na niego tak, jakby nikt inny się już nie liczył. Chciała wierzyć, że również się w tej relacji między nimi pogubił. Miał w końcu prawo do tego, aby podejmować błędne decyzje.
UsuńNie znaleźli się w łatwej sytuacji, ale skoro już w niej tkwili to wypadało, aby ją rozwiązali do końca. Wolałaby teraz uciec i schować się przed nim oraz całym światem. Najlepiej w miejscu, gdzie nikt by jej nie znalazł.
— Bo chcieliśmy — przyznała cicho. Nie zamierzała udawać, że w tym wszystkim jest niewinna i najbardziej pokrzywdzona. Czuła się tak, ale rozsądek w pełni jej nie opuścił. — Ale nie mogę być tą drugą, Nico. Nie chcę nią być.
Przetarła wierzchem dłoni policzki. Jeszcze tego brakowało, aby zaczęła przy nim płakać. Powstrzymywała się przed tym na tyle, na ile mogła. Ostatnie co chciała to, aby pomyślał sobie, że bierze go na litość przez łzy, nad którymi nie miała zbyt dużej kontroli.
— Nie chcę być tą, którą trzeba ukrywać przed światem. Za dnia udawać, że się nie znamy i liczyć na to, że może przez kilkanaście minut w nocy się sobą zadowolimy. Zasługuję na więcej niż to. I ty również.
❤️🩹
Czasami żałowała, że musi być tak dociekliwa. Wiedzieć wszystko, dopytywać i wpychać nos w sprawy, o których najlepiej było wiedzieć jak najmniej. Nieświadomość wcale nie sprawi, że łatwiej będzie się jej zasypiało w nocy. Mimo starań nie potrafiła się odciąć od dręczących ją pytań, a to była jedyna okazja, aby je zadać. Z pełną świadomością, że ma przed sobą mistrza nie tylko w boksie, ale i w omijaniu pytań, na które odpowiedzi udzielać nie chce. Nauczyła się, że przy nim musi czytać między wierszami, ale jednocześnie musi zachować pełną ostrożność i nie dopowiadać sobie tego, czego wcale nie miał na myśli z prostego powodu, że dobrze to brzmiało. Miała do tego tendencję i to właśnie to błędne myślenie sprawiło, że znalazła się w takiej sytuacji.
OdpowiedzUsuń— Odrobiny szczerości — odpowiedziała na pytanie. Nie chciała nawet pełnych odpowiedzi. Jedynie czegoś, co pozwoli jej lepiej zrozumieć to, co między nimi się działo i czy to naprawdę było tylko w jej głowie.
Nie byłaś dla mnie tylko koleżanką. To w takim razie kim? To pytanie zaczęło cisnąć się jej na usta, ale wstrzymała się. Jakby już czuła, że nie odpowie jej na to lub zrobi świetny unik. Ich spojrzenia na moment się skrzyżowały, ale Sophia odwróciła wzrok, nie chcąc, aby wyczytał z jej oczu czy miny, że to ją w jakiś sposób poruszyło. Oczywiście, że ją poruszyło i sprawiło, że ta naiwna część brunetki niemal zaczęła się cieszyć po takim wyznaniu. Ale nie niosło ono za sobą przecież nic. Nie było żadnej deklaracji, nie było niczego, czego mogłaby się na dłuższą metę chwycić.
Oboje od początku nie byli ze sobą do końca szczerzy, cały czas coś kręcili, bawili się w półprawdy i tylko dokładali tym samym sobie problemów.
Tych może było zbyt dużo. I za bardzo mieszały w głowie. Dawały fałszywe poczucie ważności, które równie szybko znikało, co się pojawiało. Dawało nadzieję, że mogło coś z tego być, ale nie na tyle, aby zacząć cokolwiek planować. Jednocześnie każde może miało w sobie ziarenko prawdy, bo może, gdyby Sophia od początku była z nim szczera, dlaczego tamtej nocy wyszła bez pożegnania i dlaczego się nie odzywała przez tak długi czas to teraz wszystko wyglądałoby inaczej? Może, gdyby została i postawiła się ówczesnej przyjaciółce to dziś nie walczyłyby tak zażarcie między sobą, nie raniłyby siebie nawzajem. Może wszystko wyglądałoby kompletnie inaczej?
— Tak, może coś w tym było — westchnęła z cichą rezygnacją w głosie. Czuła, jak powoli opuszczają ją siły do dalszej rozmowy. Mimo, że nie mówił wiele to odpowiedzi były męczące. Wysysały z niej energię z każdym kolejnym słowem. Zmuszały do zastanowienia się nad każdą jedną ich interakcją, który moment zadecydował, że to może coś więcej? Kiedy spojrzała na niego inaczej niż na kumpla, z którym fajnie wyskoczyć na dobre pancackes czy pizzę? Dlaczego zaczęło jej tak zależeć? I po co? Pytania się mnożyły, odpowiedzi kurczyły, a Sophia nie chciała na siłę ciągnąć go za język. Chciała, aby sam z siebie mógł jej to powiedzieć, przyznać co tak naprawdę o ich znajomości myślał, czym dla niego to wszystko było. Ale wiedziała, że do tego nie dojdzie. Że zostanie z tymi niewypowiedzianymi słowami, że będzie musiała się zadowolić tym co jej dał, a o więcej prosić nie powinna.
Ciężar wypowiedzianych przez Nico słów przygniatał ją bez litości. Nie dając miejsca na wzięcie głębszego oddechu. Jednocześnie sprawiało to, że zaczynała się dystansować. Ile mogła w końcu poświęcać mu czasu i nie dostawać zbyt wiele w zmian?
— Nie umiesz powiedzieć „nie” czy nie chcesz tego powiedzieć? To zasadnicza różnica. — Ona też nieszczególnie odmawiała, gdy był blisko. Bo nie chciała odmawiać. Była na tyle egoistyczna, że w tamtych chwilach nie dbała o nikogo poza ich dwójką i tym, czego w danym momencie chcieli. — Masz rację. Nie powinnam była na to pozwolić. Ale to zrobiłam. Mam tego żałować?
W pewien sposób żałowała. Jednak nie tego, co między nimi zaszło, a tego, że w takich warunkach. Że krzywdzili przy tym ludzi, którzy wcale sobie na to nie zasłużyli. Żadne z nich nie umiało się zatrzymać, nie dopóki nie robiło się poważniej.
UsuńSophia dałaby się ponieść chwili i nie przemyślałaby konsekwencji, co było do niej niepodobne. Była przecież tą osobą, która rozkłada wszystko na czynniki pierwsza, tą dziewczyną, która musi rozpisać sobie cały dzień w kalendarzu, aby dzień zaczął mieć sens. Tą odpowiedzialną i poukładaną osobą, a przy nim kompletnie traciła zdrowy rozsądek i zapominała o wszystkim. To Nico zachowywał zimną krew, to on ich przystopował i sprowadzał z powrotem na ziemię. I to nie tak powinno być. Zawsze to ona była tą rozsądną, która powstrzymywała innych przed popełnianiem błędów czy robieniem nieodpowiednich rzeczy, ale samej siebie powstrzymać nie potrafiła. Nie, gdy chodziło o Nico. I to w końcu musiało się skończyć, a dobrze wiedziała, że nie skończy, jeśli wciąż będzie w jej życiu obecny z taką samą intensywnością.
Przymknęła powieki, wzięła głębszy wdech i powoli wypuściła powietrze. Znów ten znajomy zaczepny ton, który teraz doprowadzał ją do szału.
— Może lepiej w takim razie nie mówić już nic — stwierdziła. Nie chciała dać się sprowokować i znów znaleźć się z nim w tym samym miejscu, z którego próbowała się wydostać.
Zostawił ją dokładnie z tym z czym chciał. Z uporczywymi myślami, które będą nakazywały jej zastanawiać się, czy gdyby inaczej postąpiła to znajdowaliby się teraz w zupełnie innym miejscu. Czy gdyby bardziej pasowała do jego świata, była bardziej imprezowa i otwarta, to spojrzałby na nią tak, jak chciałaby, aby to zrobił.
Nie ważne, jak intensywnie będzie się w niego wpatrywać, jak długo będzie się zastanawiać nad tym, co jej właśnie powiedział i tak nie dostanie prostych odpowiedzi, które rozjaśniłyby tę sytuację. Została z domysłami. Te z kolei nie ułatwiały niczego, a może tylko chwilowo nie była w stanie dostrzec tego, że to w tych wymijających odpowiedziach było wszystko, czego szukała, że to właśnie był odpowiedzi moment na to, aby odpuścić i nie iść dalej z nim. Tę ekscytującą, elektryzującą grę zaczęli razem, ale tylko jedno z nich mogło ją skończyć i w głębi wiedziała, że decyzja o zakończeniu musi należeć do niej. I mimo, że nie chciała to musiała być tą silniejszą i stanowczą.
Znajomy budynek pojawił się przed jej oczami i dotarło do niej, że ta rozmowa w tym miejscu się także kończy. Nie było korku, który dałby im dodatkowe minuty, nie było czerwonych świateł. Stali w miejscu, a na nią przyszedł czas. Powinna się ruszyć z miejsca, ale nie potrafiła się do tego zmusić.
Spojrzała na Nico w chwili, kiedy jej dłoń sięgnęła do klamki. Zrobiła to tak, jakby chciała zapamiętać drobne szczegóły z jego twarzy, które na co dzień innym mogły umykać. Spojrzeć po raz ostatni, chociaż nie chciała i myśl, że ta znajomość, ta relacja mogła się tu i teraz skończyć, rozdzierała jej serce, to była jednocześnie odpowiednią decyzją.
— Dobranoc, Nico.
Soph
Resztkami naiwności liczyła, że za nią pójdzie. Wysiądzie z samochodu, podbiegnie i powie coś, co sprawi, że ta cała rozmowa pójdzie w zapomnienie, a między nimi w końcu zacznie być tak, jak być powinno. Niczym ostatnia idiotka czekała na to, gdy portier witał ją zza swojego biurka i posłał jeden ze swoich czarujących uśmiechów, ale widząc minę, którą miała brunetka nie próbował jej zagadywać. Zwykle zatrzymywała się, aby chwilę z nim porozmawiać, zapytać o dzień i czy wszystko dobrze u jego żony, ale nie dziś. Pochłonięta we własnych myślach zlekceważyła obecność mężczyzny. Czekając na to, aż ten jeden konkretny wejdzie tu za nią, ale nic podobnego nie miało miejsca. Nikt nie złapał jej za nadgarstek, kiedy czekała na windę, nie odwrócił w swoją stronę. Nie wydarzyło się absolutnie nic, co w jakikolwiek sposób mogłoby zmienić bieg dotychczasowych wydarzeń. Zamiast tego winda z cichym szumem zatrzymała się, a drzwi rozsunęły. Ociągała się z wejściem do środka. Dopiero moment, gdy wcisnęła guzik prowadzący do na piętro, gdzie znajdował się rodzinny apartament, a drzwi zasunęły pozwoliła sobie na zrozumienie, że Nico nie chciał za nią pójść.
OdpowiedzUsuńMusiała przestać oczekiwać, że będzie chciał. Było tak wiele okazji, aby mógł powiedzieć cokolwiek, aby przyznał, że to co pojawiło się między nimi nie było tylko chwilową słabością, ale tego nie zrobił. Zamiast tego wciąż grał w grę, z której Sophia zamierzała się wypisać i zostawić za sobą. Męczyło to nie tylko ją, ale i wszystkich wokół. Nico był zajęty i było jasne, że nie zamierzał kończyć związku, podejmować jakiejkolwiek decyzji, która mogłaby sprawić, że poczuje się niekomfortowo. Znała siebie i gdyby pozwoliła sobie zostać w aucie minutę dłużej to pozwoliłaby sobie, a przede wszystkim jemu, na wciągnięcie się w te gierki na nowo. I może, gdyby oboje byli wolni, gdyby nie były zaangażowane w to osoby trzecie to chciałaby grać dalej. Ciężko było ukryć tę nutkę podekscytowania, gdy zaczepiali się słowami, gdy przypadkiem dotyk trwał o kilka sekund za długo, a spojrzenia błyszczały od nadmiaru emocji. To było wciągające i uzależniające, ale przede wszystkim wyniszczające.
Kompletnie nie potrafiła znaleźć sobie miejsca przez pierwsze kilka dni. Walczyła sama ze sobą. Z chęcią chwycenia za telefon i napisania lub zadzwonienia, ale po co? Jaki miałaby w tym mieć cel, a co przede wszystkim chciałaby osiągnąć? Stworzyła więc listę za i przeciw. To był jej sposób radzenia sobie. Często, gdy musiała podjąć decyzję, której nie chciała wypisanie w punktach tego co może osiągnąć w takiej sytuacji było pomocne. Tym razem było trudniej, bo nie chodziło o coś prozaicznego, a o własne uczucia, jak i uczucia innych osób, których pominąć w tym nie mogła. Ostatecznie lista miała więcej punktów przeciw niż za. Rozpisała sobie ewentualne scenariusze, które mogłyby się wydarzyć, ale wcale nie musiały. I nie wyglądało to zachęcająco.
❌ Alex znienawidzi mnie jeszcze bardziej.
❌ Nico wciąż nie będzie potrafił się określić.
❌ Ośmieszę się przed przyjaciółmi, rodziną i prawdopodobnie obcymi z internetu – po części już to zrobiłam.
❌ Zostanę desperatką, która nie widzi niczego poza chłopakiem, który jej nie chce.
❌ Znienawidzę samą siebie – czego nie chcę.
❌ Mogę stracić przyjaciół, którzy i tak już mają mnie dość.
Lista tylko się powiększała i wyglądała coraz gorzej. Przez co Sophia czuła się tak żałośnie i podle. Taka się przez to wszystko stała – okłamywała i zdradziła osobę, którą swego czasu nazywała najlepszą przyjaciółką. Wykorzystywała jej niewiedzę i to, jak zakochana w Nico była. To, że wybaczała mu każdy jeden raz, kiedy to uwagę poświęcał brunetce, a nie swojej dziewczynie. Cieszyła się z tych chwil, a tak naprawdę… Tak naprawdę nie osiągnęła tym nic.
Nie wygrała go. Nie wybrał jej. Nie chciał jej. Im dłużej patrzyła się na stworzoną przez siebie listę tym gorzej się czuła i coraz bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że podjęła – po raz pierwszy od długiego czasu – odpowiednią decyzję, a zostawienie Nico za sobą było bolesne, tale było tym co należało zrobić.
UsuńPowrót na uczelnię po tych wszystkich zawirowaniach nie był łatwy. Ani przyjemny.
Niemal na każdym kroku czuła przeszywające spojrzenie Fabiana, od którego uwolnić się nie potrafiła. Odnosiła wrażenie, że absolutnie każda jedna osoba na kampusie wiedziała o wydarzeniach z imprezy, że każdy widział ten filmik. Przez większość swojego życia była anonimowa. Nikogo nie obchodziło czyją jest córką. Uniwersytet był wypełniony ludźmi podobnymi do niej. Wywodzącymi się z bogatych rodzin, ale nie każdy wchodził w skandale ze znanymi bokserami i nie każdy wciągał w to innych studentów. Koleżanki z zajęć może nie zadawały pytań, ale Sophia wiedziała, że są ciekawe. Kto by nie był? Ciekawość była w końcu czymś naturalnym. Ale nikt szczególnie pytań zadawać nie chciał. Na szczęście lub nieszczęście. Już sama nie wiedziała czy gorsze są te ciekawskie spojrzenia i szepty za plecami czy udawanie, że absolutnie nic się nie stało.
Była jedną z pierwszych osób, które złożyły aplikację o przeniesienie się na parę tygodni na inny uniwersytet. I po raz pierwszy poczuła, że świat w końcu się do niej uśmiechnął. Nie dość, że mogła wyrwać się z Nowego Jorku i odetchnąć od Nico, Alex i Fabiana, ale także Gwen i Imogen, to jeszcze następne tygodnie miała spędzić w rodzinnym Sao Paulo. Normalnie zastanawiałaby się przez dobry miesiąc czy dobrze zrobi wyjeżdżając, ale teraz to była zaledwie kwestia kilku sekund. Potrzebowała tego w równym stopniu, jak powietrza do oddychania. Tego samego dnia, kiedy jej aplikacja została zatwierdzona, a Sophia oficjalnie najbliższe tygodnie miała spędzić w Brazylii zaczęła się pakować.
Starała się też nie sprawdzać co dzieje się w tym drugim świecie, z którego się urwała. Ale chcąc nie chcąc, dochodziły do niej pewne informacje. Chciałaby pozostać obojętna na fakt, że Alex zerwała z Nico, ale nie potrafiła. Przez krótką chwilę ponownie chciała chwycić za telefon. Powstrzymała się resztkami zdrowego rozsądku. Sparzysz się, Sophia i znowu nic z tego nie będzie.
Ostatecznie nie zrobiła niczego. Bardzo nie chciała pozwolić sobie na to, aby Nico przejął nad nią kontrolę, a potrafił to robić nawet w chwili, gdy nie było fizycznie obok. Jakby jedna myśl o nim decydowała o wszystkim, a to musiało się skończyć. Skupiła się na wyjeździe, na tym co będzie robiła – oczywiście poza nauką – gdy będzie w Brazylii. Nie była tam od sierpnia, co było coroczną tradycją z ojcem. Zawsze spędzali urodziny mamy razem i nie było nawet opcji, aby z jakiegokolwiek powodu to przełożyć. Cieszyła się na wyjazd, ale jednocześnie ją to przygnębiało. I tym razem – o dziwo – ogarniający ją smutek nie miał nic wspólnego z Nico. Widzisz? Nie wszystko musi się kręcić wokół niego. Ten sam zestaw uczuć towarzyszył jej, gdy Oscar odwoził ją na lotnisko. Poza nim była również Maddie, co jeszcze parę miesięcy temu zaskoczyłoby Sophię, ale udało im się dogadać na tyle, aby nie pluły na siebie jadem, a w zasadzie… Zdążyła przybraną siostrę nawet polubić i zaufać na tyle, aby Gwen nie udusiła Chestera podczas nieobecności Sophii.
Moment, w którym samolot poderwał się z płyty był momentem, kiedy zalała ją fala spokoju. Zostawiła swoje problemy za sobą. Leciała po nową przyszłość, po nową siebie, którą musiała odnaleźć. I nawet jeśli były chwile, że pozwalała sobie na myślenie, co u niego, czy wszystko jest w porządku, czy nie pakuje się w kłopoty to okazywało się, że nagle ma do załatwienia tyle rzeczy, że nie mogła poświęcić Nico większej uwagi. Poświęcała czas rodzinie, której nie widziała od miesięcy, odnowiła parę znajomości, o których nie zapomniała, ale które przez odległość zwyczajnie były trochę zaniedbane.
W Sao Paulo nie było miejsca na Nico, Fabiana i ten dziwny miłosny trójkąt, o ile tak mogła to nazwać. Tutaj życie toczyło się kompletnie innym rytmem. Czuła się zupełnie inaczej. Było spokojniej, mimo, że miasto wcale nie należało do tych cichych i na uboczu, a wręcz w nim wrzało. Zarówno od turystów, jak i lokalnych mieszkańców.
UsuńChodziła na zajęcia, uczyła się i każdy egzamin zaliczała śpiewająco, a wieczory spędzała wśród znajomych dźwięków miasta i ze znajomymi. Czuła wręcz ulgę, gdy mogła oderwać się od amerykańskiego świata. Miło było przez te parę tygodni głównie porozumiewać się po portugalsku, czego na co dzień cholernie jej brakowało. Mieć obok siebie bliskich, których rzadko widywała. Dziadków, ciotki z wujkami, kuzynostwo oraz… Lucasa. Spodziewała się, że go zobaczy, ale nie tego, że przez te kilka tygodni znów tak się do siebie zbliżą. Był zawsze kimś więcej niż tylko kolegą. Przede wszystkim był synem najlepszej przyjaciółki jej mamy, a Eliana i Adrianna były swego czasu nierozłączne. Pierwsze lata swojego dzieciństwa Sophia spędzała z Lucasem, który – o dziwo – nawet mimo swojej znajomości z Nico wcale jej o nim nie przypominał. Nie rozmawiali o nim, o wydarzeniach z Nowego Jorku. Skupiali się na sobie i na swoich własnych potrzebach. Wspominali dzieciństwo, tworzyli nowe wspomnienia. Sophia nie chciała się w nic angażować. Bo miała serdecznie dosyć facetów, uczuć i nieporozumień z nimi związanymi, ale wyszło to naturalnie. Ot, podczas jednej z wielu imprez na plaży przyjacielski taniec zmienił się w coś więcej, a Sophia zdała sobie sprawę, że wcale nie chce się przed tym bronić. To niemal jej przypomniało, jak nieraz w dzieciństwie ich mamy żartowały, że być może kiedyś Sophia i Luca będą razem, ale wtedy ta wizja ich obrzydzała, a wszystko wskazywało na to, że przypuszczenia ich mam się spełnią.
Powrót nadchodził wielkimi krokami i im było bliżej, tym gorzej się czuła. Poważnie rozważała zostanie tutaj, a jednocześnie… Nie mogła. Nie chciała zostawiać ojca, który i tak przez tygodnie był sam z Gwen, co napawało brunetkę niepokojem. Tęskniła w pewien sposób też za miastem. Za Seleną i Victorią. Za Chesterem. Za… Za swoim nudnym, mało interesującym życiem, które wcześniej prowadziła i do tego życia zamierzała, a przede wszystkim chciała wrócić. Lucas wracał z nią. Co prawda miało to być tylko na parę tygodni, bo jednak nie mógł porzucić całkiem swojego życia, które prowadził w Brazylii, ale to był dopiero początek, a potem… Potem będą mogli zadecydować co dalej.
Nowy Jork powitał ich mżawką, chłodnym wiatrem i szarością. Och, za tym zdecydowanie nie tęskniła. Już brakowało jej brazylijskiego słońca, od którego skóra brunetki przybrała śliczny brązowy odcień. Gorącego piasku pod stopami. Brakowało jej oceanu, nad który jeździła tak często, jak tylko mogła. Rodziny. Jedzenia. Wszystkiego. Wraz z opuszczeniem pokładu przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz. Z tego rodzaju, który zwiastował kłopoty. Dopiero, kiedy ciepła dłoń chwyciła jej, a łobuzerski uśmiech dotarł do jej oczu zdała sobie sprawę, że cokolwiek się tu wydarzy to nie będzie w tym sama. I była to cholernie pocieszająca myśl.
Ostatnią rzeczą, której spodziewała się po przyjeździe była wiadomość od Seleny, która oznajmiła jej, że koniecznie musi zjawić się w piątek w jej rodzinnej rezydencji na Long Island. Nie trzeba było nawet myśleć, co Selena zaplanowała. W piątek miała urodziny. Dzień, który planowała spędzić tylko z Lucasem i nie robić wokół siebie zamieszania, ale kto miałby siłę odmówić Selenie? Najpierw próbowała się wykręcić, ale została w końcu przekonana tym, że od tygodni nie widziała swoich przyjaciółek i znajomych, że przecież za nimi tęskniła, a one za nią i Selena chciała dla niej to zrobić, więc nie wypadało nawet odmawiać.
Równo o dwudziestej podjechała z Lucasem pod rezydencję. Eleganckie, strzeżone osiedle było niczym wyrwane z magazynu dla bogaczy. Przy bramie rozwieszone były fioletowe balony, dziesiątki balonów. Mimo wielu sprzecznych uczuć to nie mogła się doczekać wejścia do środka.
I w chwili, kiedy Sophia przekroczyła próg dostrzegła więcej balonów, więcej ozdób w jej ulubionych kolorach – dominował fiolet, a gdzieniegdzie zieleń. W powietrzu unosił się zapach świeżych kwiatów, które porozstawiane były w strategicznych miejscach.
Usuń— Ona oszalała — szepnęła do siebie, jednocześnie mocniej ściskając rękę Lucasa.
W chwili, kiedy Sophia weszła do przestronnego salonu zgromadzone osoby jednocześnie wykrzyknęły Wszystkiego najlepszego. Początek przyjęcia był chaotyczny, dziękowała za życzenia i prezenty. Najważniejszy prezent i tak nosiła na szyi – złoty wisiorek z zawieszką z kształcie orchidei, który podarował jej rano Luca. Nadrabiała tygodnie, które ominęła. Opowiadała o tym, co się działo w Brazylii i przede wszystkim mogła oficjalnie przedstawić Lucasa, który szybko odnalazł się w towarzystwie. Nie trzeba było długo, aby przyjęcie z luźnych rozmów zmieniło się w głośną imprezę. Barmani odpowiadali za drinki, po które co chwilę ktoś chodził. Muzyka grała głośno, zachęcając do tańczenia i mimo, że nie było tu szczególnie wiele osób to i tak zrobiło się tłoczno.
I wśród nich była Sophia, która wirowała w swojej lawendowej sukience. Materiał delikatnie unosił się przy jej kolanach, gdy się obracała. Szpilki, wiązane na łydce z motylkami jako ozdobami, mieniły się w kolorowych światłach. Nie myślała o niczym ani tym bardziej – o nikim. Była wśród najbliższych przyjaciół, była z Lucasem. Było dobrze. Po raz pierwszy od długiego czasu wszystko układało się tak, jak powinno. Loki podskakiwały przy każdym jednym ruchu.
Roześmiała się, kiedy Lucas przyciągnął ją niespodziewanie do siebie i bez problemu odnalazł drogę do ust dziewczyny. Odwzajemniła pieszczotę leniwie. Wsunęła palce między kruczoczarne włosy chłopaka. Rozciągnęła usta w szerokim uśmiechu, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że w rezydencji pojawiła się osoba, której być tu nie powinno.
— Feliz aniversário.
— Dziękuję — szepnęła. Zaledwie dwa słowa, ot zwykłe życzenia, ale wypowiedziane po portugalsku znaczyły z jakiegoś powodu więcej. Lucas obrócił nią wokół osi, a w chwili, kiedy znów trafiła w jego objęcia, spojrzenie brunetki zatrzymało się na kimś innym.
Ile minęło? Już nawet nie liczyła. Nie widziała go od tamtej rozmowy w samochodzie. Nawet się wtedy nie obejrzała. Nie spojrzała ten jeden ostatni raz. A teraz tutaj był i patrzył prosto na nich. W sposób, którego Sophia rozgryźć nie mogła. Zmarszczyła brwi, rzucając mu pytające spojrzenie. Po co tu przyszedł? I skąd wiedział, że wróciła? Selena zapewniała, że nie rozmawiała z nim, o ile nie znaleźli się w tym samym miejscu, ale nawet wtedy temat omijał Sophię.
— Wszystko w porządku? — Zagadnął Lucas, który musiał wyczuć zmianę w jej postawie. Napięła mięśnie. Nie było nawet śladu po lekkości, która chwilę wcześniej sprawiała, że Sophia wręcz unosiła się w powietrzu z radości.
— Oczywiście — zapewniła w tej samej chwili odwracając spojrzenie od Nico. On już nic nie znaczył i nie zamierzała pozwolić na to, aby jego nagła obecność cokolwiek tu zmieniła. — Nigdy nie było lepiej.
Soph🌺🦋
Poczuła spojrzenie Nico w niemal każdym zakończeniu nerwowym w swoim ciele.
OdpowiedzUsuńBrała pod uwagę to, że go zobaczy, ale nie tak szybko i nie w swoje urodziny, na które zaproszenia nie miał. W innej sytuacji znalazłby się pierwszy na liście gości, ale zbyt wiele się wydarzyło, aby mogła wpuszczać go do swojego życia wtedy, kiedy to jemu będzie pasowało. Widok kwiatów na moment ją rozczulił i rozproszył. Nie było to coś czego by się po nim spodziewała. Teraz jednak już niczego nie była pewna, a mur, który przez ostatnie tygodnie wokół siebie budowała zaczął się kruszyć. Odległość ułatwiała ignorowanie jego istnienia. Odcięła się całkiem od momentów, które ze sobą dzielili, ale w chwili, gdy znalazła się w Nowym Jorku miała to dziwne wrażenie, że to wcale nie jest koniec. Mimo, że chciała. Naprawdę chciała zostawić to wszystko na dobre za sobą i skupić się na przyszłości, którą mogła budować z Lucasem. Z kimś kto ją rozumiał, kto nie bawił się z nią w podchody, nie uciekał od trudnych pytań i nie zmieniał tematu, gdy ten przestał mu pasować. Był otwarty i gotów na nią. Nie bał się powiedzieć, czego od niej chce. W każdej ich interakcji był bezpośredni, nie pociągał za sznurki, nie bawił się z nią w kotka i myszkę. Było to orzeźwiające i relaksujące. Ta świadomość, że nie musi za nim biegać, że nie musi się tak usilnie starać, aby zwrócił na nią uwagę. Nie zabiegała o nią, bo otrzymywała ją bezwarunkowo. Sophia też nie bała się w tej relacji mieć żądań, nie trzymała niczego w sobie. Było zupełnie inaczej. Spokojniej.
Odetchnęła głębiej. Była rozdarta, znowu, ale nie ucieknie przed rozmową z nim. Prędzej czy później wpadliby na siebie w mieście i może lepiej, że do pierwszego spotkania po powrocie miało dojść na gruncie, który to ona kontrolowała. Jej impreza, jej goście, jej decyzje.
— Mam gościa — wyznała. Mogła go całkiem zlekceważyć, ale mimo wszystko nie była taka. Nie potrafiła taka do końca być. — Trochę niespodziewanego, nie będziesz miał nic przeciwko jak z nim porozmawiam? — Spytała. Widziała zmieszanie na twarzy Lucasa, bo w końcu z jakiej racji miałaby mu się tłumaczyć z rozmowy z kimś kogo zna? Powędrował spojrzeniem za nią i przez krótką chwilę spoglądał na Nico, aby uwagę zwrócić z powrotem na brunetkę.
— Znajdę cię później.
Uśmiechnęła się nieznacznie i przybliżyła, aby musnąć policzek ciemnowłosego. Nie robiła niczego na pokaz czy aby się pochwalić. W każdym jej geście była lekkość, a także pewność. Czuła się przy nim zupełnie inaczej niż gdy była z Fabianem, przy którym tak naprawdę udawała przez większość czasu. Starała się go polubić i lubiła, ale nie na tyle, aby z tego było coś więcej, a później sam się postarał o to, aby Sophia nie chciała mieć z nim nic wspólnego.
Wahała się czy nie popełni kolejnego błędu. Tych miała zdecydowanie za dużo w swojej kolekcji. Chyba nigdy wcześniej w życiu nie miała tak chaotycznego czasu. Przypomniała sobie stworzoną listę i każdy jeden punkt. Nie chciała znów znaleźć się w miejscu, z którego uciekła. Wiele dał jej wyjazd do Sao Paulo i nie zamierzała dopuścić do tego, aby jedno spotkanie cokolwiek zmieniło. Musiał mieć jakiś powód, że tu przyszedł, a Sophia… Sophia była dociekliwą osobą, która czasami odpuszczać nie potrafiła. Głęboko wierzyła w to, że znajduje się teraz w kompletnie innym miejscu w swoim życiu i że będzie odporna na jego gierki. Że przepracowała sobie tę prowadzącą donikąd relację.
Potrafiła wyobrazić sobie, co powiedziałaby Selena, gdyby teraz ją dostrzegła. Dobrze, że była czymś lub kimś zajęta i nie było jej w pobliżu, gdy Sophia skierowała swoje kroki w stronę Nico. Właściwie to nie wiedziała po co w ogóle do niego idzie. Jego obecność tutaj tylko drażniła i powinna go stąd wykopać. Może właśnie to zamierzała zrobić?
Zdała sobie sprawę, że to co nią kierowało to była tylko ciekawość. Ale nie ta podszyta skrywanym pożądaniem, chęcią bycia blisko czy nadzieją, że do czegoś przypadkiem dojdzie. Zupełnie jakby… miała to za sobą.
— Nie przypominam sobie, żebyś był zaproszony.
UsuńStanęła z boku i skrzyżowała ręce na wysokości piersi. Miała udawać, że się cieszy na jego widok? Uwiesić się na szyi i być wdzięczną, że postanowił zaszczyć ją swoją obecnością? Może parę tygodni temu by to zrobiła. Pewnie uśmiechałaby się od ucha do ucha lub w tej swój sposób, delikatnie unosząc jedynie kąciki ust licząc na to, że nikt nie zauważy tego, jaką radość jej sprawia obecność Nico. Oboje byli winni tego, jak ich relacja teraz wyglądała. Sophia przekonywała się, że dawała mu dostatecznie wiele znaków, że lubi go bardziej niż kolegę i że chciałaby czegoś więcej. Chryste, jeśli te wszystkie razy, kiedy siedziała mu na kolanach i całowała z pasją nie były wystarczające, to już naprawdę nie wiedziała, jak inaczej mogłaby mu to przekazać. Tyle, że to teraz było bez znaczenia. Zwykłe wspomnienie, które z czasem wyblaknie. Przynajmniej miała na to taką nadzieję, że nie będą jej prześladować przez kolejne lata.
Soph🦋
Przyjęła obronną postawę. Starała się schować za wysokim murem, za którym sądziła, że jest bezpieczna i odporna na jego uśmiechy, gesty oraz słowa. Chciała być na nie odporna i cały czas niczym mantrę powtarzała sobie, że cokolwiek się nie wydarzy to nie pozwoli wejść sobie po raz kolejny w tę relację. Był tylko mały problem – lubiła go. Lubiła wspomnienia, które stworzyli. Zarówno te z dzieciństwa, jak i na początku odnowionej znajomości. Lubiła chaos, który wniósł do jej życia, ale to wszystko prowadziło do dalszych problemów. Do zatracenia się w uczuciach, których być nie powinno, a z których podobno się wyleczyła. Była w końcu teraz z Lucasem, nie miała w swoim życiu miejsca na kolejnego chłopaka i nie chciała. Jakiekolwiek konfiguracje geometryczne nie wchodziły już nawet w grę. Chciała spokoju, a to dostawała od Lucasa. W hurtowych ilościach.
OdpowiedzUsuńTrochę już go poznała i kiedy tak na niego spoglądała to miała przeczucie, że znów włożył jedną ze swoich masek. W końcu Nico nie pozwalał na to, aby ktokolwiek dostrzegł jego prawdziwe emocje. W tym jednym byli do siebie podobni. Z tą różnicą, że jemu wychodziło udawanie znacznie lepiej niż jej.
— Jego brak powinien być wskazówką — zauważyła. Ale miała urodziny i nie chciała sobie ich psuć. Uznała, że obecność Nico niczego nie zmieni. Grzecznie podziękuje za życzenia, kwiaty i prezent, a potem wróci do swoich zajęć i nie będzie patrzeć czy tutaj został czy sobie poszedł.
Studiowała wzrokiem jego twarz, na której nie dostrzegła nawet grama napięcia. Ot, wyglądał i zachowywał się, jakby wszystko było w najlepszym porządku. I niejako było, bo jaki był sens w roztrząsaniu przeszłości? Dla Sophii to był zamknięty rozdział. Krótki epizod, który znaczył więcej niż powinien.
— Dziękuję — odpowiedziała. Sięgnęła wzrokiem jego jasnych oczu, ale nie poczuła absolutnie nic. Może tak silnie od siebie odpychała to, co poczuć chciała, a może naprawdę nie było już nic. — Nie musiałeś mi niczego kupować — dodała. Uśmiechnęła się delikatnie odbierając od niego kwiaty, których zapach od razu ją otoczył, kiedy tylko znalazły się przy jej twarzy. Na moment skupiła na nich uwagę. Były śliczne i dokładnie takie, jakie lubiła, choć nie przypominała sobie, aby kiedykolwiek wspominała mu o kwiatach. Ale tego mógł się dowiedzieć choćby z jej Instagrama, na którego dawniej zdarzało się jej wrzucać różne rzeczy i nawet mimo swojej awersji do mediów społecznościowych też uległa tej presji i od czasu do czasu wstawiała zdjęcia, ale profil miała prywatny. Dla własnego komfortu.
— Są śliczne. — Podniosła w końcu na niego wzrok. Ciekawa też tego, co znajdowało się w torebce prezentowej, ale to mogło jeszcze chwilę poczekać.
Uniosła lekko brew, gdy zaczął mówić dalej. Przeprosić? Hm, to nowość. I coś czego się kompletnie nie spodziewała. Czas na przeprosiny był już dawno. Teraz Sophia była pewna, że nie ma już co zbierać po ich znajomości.
— Nie pierwszy i pewnie nieostatni raz — rzuciła z przekąsem.
Po słowach, które wypowiedział Sophia poczuła ciężar na klatce piersiowej. Przyjaciele. Próbowali tego. Nie raz i nie dwa. Starali się być przyjaciółmi, a mimo to za każdym razem kończyło się to kolejnymi sekretami. Odetchnęła ciężko, zupełnie niegotowa na tę rozmowę. Sama również poczuła się dziwnie i nie potrafiła tego wyjaśnić. Wiedziała, że potrafią być przyjaciółmi, bo byli nimi, ale było też jasne, że nigdy nie będą mogli wrócić do tego co było na początku. I może wcale nie musieli.
— Nie wiem, Nico — odpowiedziała zgodnie z tym co czuła. Nie planowała go okłamywać ani sztucznie zapewniać o przyjaźni. — Nie zignoruję cię, jeśli miniemy się na mieście, ale nie wiem czy kiedykolwiek będziemy mogli być przyjaciółmi.
Hm🙃
Radziła sobie o wiele lepiej niż przypuszczała. Jego docinki, uśmieszki i postawa w żaden sposób nie wpływały na nią, a jeszcze nie tak dawno rozpływałaby się wewnętrznie i wodziła za nim rozmarzonym wzrokiem. Teraz… Teraz Nico po prostu tutaj był. Stał przed nią, ale nie działał na nią. Sophia nie była pewna czy to w pełni jej zasługa czy może fakt, że była tutaj z Lucasem, który był gdzieś z tyłu i na nią czekał. Nie krążył wokół obserwując każdy jej ruch, jakby się bał, że wystarczy chwila, a poleci do innego, a po prostu czekał, bo wie, że z kimś rozmawia i gdy skończy to wróci do niego, aby mogli dalej razem się bawić. Nic nie było podszyte zazdrością i nieufnością. To wcale też nie tak, że była nagle bezduszna, ale tyle razy przez ostatnie parę tygodni powtarzała sobie, że nie może znów pozwolić mu na te gierki, że zasługuje na coś więcej niż bycie opcją zapasową, że w końcu naprawdę zaczęła w to wierzyć, a przede wszystkim pokazała samej sobie, że nie będzie na każde skinienie. I była z tego faktu bardzo zadowolona.
OdpowiedzUsuńPrzeszył ją delikatny dreszcz, gdy ich dłonie się zetknęły, ale nie pozwoliła, aby to uczucie zawładnęło nią w pełni. Tak, Nico swego czasu był dla niej ważny. Tak, jeszcze niedawno zrobiłaby wszystko, aby czuć go tak blisko siebie i dostać choćby marne muśnięcie dłoni, ale teraz? Teraz ten dotyk był jednym z wielu. Przywoływał wspomnienia i był przyjemny, ale nie był pożądany.
Starała się z nim być szczera. Nie potrafili zdobyć się na to w przeszłości, a jeśli kiedyś naprawdę mieli znów zostać przyjaciółmi to nie mogli tego budować na kłamstwie. W tej chwili nie widziała na to szansy. Znajomi? Tak. Bez problemu, ale nie potrafiłaby już mu zaufać i chyba nie zaufałaby też samej sobie. Bo co, jeśli jednak wcale nie pogrzebała tych uczuć? Co, jeśli one wciąż były, a spędzanie z nim czasu by je tylko odgrzebało? Sophia tego nie potrzebowała i nie chciała sparzyć się po raz kolejny.
— Nie staram się cię skrzywdzić, Nico. Próbuję być szczera — odpowiedziała. Wmówienie mu kłamstwa byłoby proste, ale w jakim celu? Aby go zranić? Nie miałaby z tego żadnej satysfakcji. Wyrzuty sumienia co najwyżej w parze z poczuciem winy, że znów bawi się uczuciami drugiej osoby.
Powędrowała wzrokiem za spojrzeniem Nico i nie powstrzymała się przed uniesieniem kącików ust do góry. Jakby chciała tym lekkim uśmiechem dać Lucasowi znać, że wszystko jest w porządku i niedługo skończy.
— Tak, ktoś na mnie czeka — przyznała. Nie musiała mu się tłumaczyć ani niczego wyjaśniać. Sam uznał, że pewnych rzeczy lepiej jest nie mówić na głos. To też była jedna z tych rzeczy. Jednak, teraz gdy na niego spoglądała miała wrażenie, że jego maska na krótki moment ześlizgnęła się z przystojnej twarzy, ale trwało to zaledwie ułamek sekundy. A może próbowała sobie wmówić, że to go w jakiś sposób ruszyło? Może znów próbowała zacząć grę, tyle, że sama ze sobą. Przestań. Wmówiła sobie wystarczająco wiele rzeczy w przeszłości. Kolejnych teraz dokładać sobie nie musiała.
Nie cofnęła się, kiedy zauważyła, jak się do niej zbliża. Zamarła w miejscu, ledwo czując ten pocałunek. Delikatny i niewinny, nie było w nim nic co przypominałoby zaproszenie do wspólnej gry. Była w nim raczej… Rezygnacja. Tak to odczuła. Znajomy zapach perfum przeniósł ją na krótki moment w przeszłość. Zatraciła się w tym obrazie na dłużej niż powinna, a jego słowa dotarły do niej z opóźnieniem, a gdy już chciała coś powiedzieć i go zatrzymać wpatrywała się w plecy młodego boksera. Poczekaj zawisło na jej ustach, które lekko rozchyliła, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
Nie pomyliła się. Maska się zsunęła, ale nie w sposób, którego oczekiwała. Zamknęła oczy, gdy Nico zniknął z jej widoku i głęboko odetchnęła, zaciskając palce na torebce i bukiecie. To nie powinno w żaden sposób jej dotknąć. Nie powinna się tym przejąć, a jednak jakaś mała część chciała, aby został, a ta rozsądniejsza wiedziała, że będzie lepiej, jeśli odejdzie i nie wejdzie ponownie do jej życia.
Ty nie potrzebujesz zaproszenia.
UsuńCztery słowa, a utknęły w jej głowie i nie chciały jej opuścić. Podeszła do najbliższej komody, na której odłożyła kwiaty. Wydawało się jej, że zawartość torebki będzie teraz mało znacząca, ale jak bardzo się pomyliła, gdy zajrzała do środka. Wyjęła ostrożnie rękawice i czuła, jak zalewa ją fala ciężkich do zniesienia emocji i wspomnień, kiedy naprawdę wszystko było w porządku. Każdy trening, każde małe i duże zwycięstwo. Przygryzła policzek od środka, powstrzymując się przed okazaniem większych emocji na zewnątrz.
Silny, wielki mur, który wokół siebie zbudowała nagle okazał się mieć szczelinę. Niewielką, ale wystarczającą, aby jeden odpowiedni ruch sprawił, że wszystko nad czym z takim trudem pracowała, runęło.
Soph
Mogła udawać i zapewnić go, że ich przyjaźń jak najbardziej może się odnowić. Okłamywałaby wtedy nie tylko jego, ale i samą siebie. Spędziła tygodnie, aby się z niego wyleczyć, zapomnieć o wszystkim co ich łączyło i postarać się skupić na sobie. Wrócić do bycia Sophią, którą znała i lubiła. Nieszczególnie była fanką tej, która nauczyła się zgrabnie okłamywać bliskich. To nie była przecież ona. I tak, popełniła wiele błędów, ale wyciągnęła z nich wystarczająco dużo lekcji, aby po raz kolejny nie znaleźć się w takiej sytuacji. Jednak, teraz gdy oglądała rękawice i spoglądała na kwiaty, których zapach mieszał się z perfumami Nico, niczego nie była już pewna. Po raz kolejny wszedł do jej życia tak, jak miał to w zwyczaju. Skupiając na sobie uwagę, przyciągając spojrzenia. Był nonszalancki i z tym swoim rozbrajającym uśmiechem, a choć zewnątrz pozostawała obojętna to w środku niewielka część cieszyła się bardziej niż powinna, że przyszedł, że pamiętał i przede wszystkim, że chciał przyjść. Pojawił się, chociaż oficjalnie przecież miał o tym przyjęciu nie widzieć. I spędziłaby jeszcze kolejne minuty na rozmyślaniu, gdyby nie pojawił się Lucas. Pochwalił prezent, przyjrzał się rękawicom i nie dał jej okazji do tego, aby była dłużej sentymentalna. Przez resztę wieczoru i nocy zaledwie raz czy dwa wróciła myślami do Nico zastanawiając się, gdzie pojechał po wyjściu, jak się czuje.
OdpowiedzUsuńPowrót okazał się trochę trudniejszy niż się spodziewała. Dziwnie było znów znaleźć się w Nowy Jorku, dzielić apartament z siostrami i macochą, więc większość czasu spędzała w wynajmowanym przez Lucasa mieszkaniu na Brooklynie. Uczelnia też nie była obecnie jej ulubionym miejscem, a chociaż sądziła, że te kilka tygodni rozłąki z każdym coś zmieni, to mijając na kampusie Fabiana wciąż czuła jego lodowate spojrzenie. Starała się nie zwracać na niego żadnej uwagi. Nie mieli sobie już absolutnie nic do powiedzenia, a choć czuła się wciąż źle z tym, jak go potraktowała to czuła jednocześnie ulgę, że nie ma go już w jej życiu.
Na nowo musiała ustalić sobie rutynę w nowojorskim życiu. Każdego dnia myśląc o tym, kiedy znowu będzie mogła wrócić do Sao Paulo. W zasadzie poza uczelnią nic jej nie powstrzymywało przed powrotem. I może poza ojcem, ale na ten moment to spadło na dalszy plan. W domu było zaskakująco spokojnie, chociaż widziała, że Gwen ani trochę nie cieszy się z jej powrotu i gdy tylko Oscar znikał z pola widzenia dawała jej odczuć, jak bardzo obecność Sophii jej tu przeszkadza. Obie czuły ulgę, kiedy większość czasu Sophia spędzała z Lucasem. Nie potrzebowała kolejnych dram i awantur, choć kobieta już i tak zdążyła zasiać ziarenko niepewności czy to, aby na pewno odpowiedni chłopak dla niej. Soph wiedziała, że jest wściekła, że pojawiła się kolejna osoba, która przypominała Oscarowi o Elianie. Odzwyczaiła się od komentarzy podszytych jadem, oceniających spojrzeń i wyniosłości. Nie ma to jak w domu. Była w Nowym Jorku nieco ponad tydzień, a już czuła ten przytłaczający ciężar codzienności, od której uciekała. Wstawała rano, wychodziła na uczelnię, popołudnia spędzała na nauce, wieczory z Lucasem. Wychodzili na miasto, pokazywała mu najlepsze miejscówki w Nowym Jorku, a noce, które zdarzało się, że spędzała sama, przynosiły tysiące myśli, od których uciec nie mogła. Szczególnie, gdy zerkała w stronę podarowanych przez Nico rękawic. Nie odważyła się do niego napisać czy zadzwonić, bo i dlaczego by miała? Aby dać im nadzieję, że może coś z tego będzie, kiedy chciała się odciąć na dobre od wspólnej przeszłości?
Sama nie wiedziała, kiedy ani dlaczego dała się namówić Lucasowi na wyjście na siłownię. Z początku była niechętna, ale przekonywał ją tym, że rękawice nie mogą się marnować, a nie dostała ich tylko po to, aby ładnie wyglądały. I tym sposobem rano wylądowali w klubie, który nie miał nic wspólnego z tymi, w których bywała wcześniej Sophia. Specjalnie wybrała ten, aby mieć jak najmniejszą szansę na spotkanie znajomych.
Powtarzała sobie, że chodzi o ludzi, z którymi się trzymała, ale było jasne, że rozchodzi się o Nico.
Dziwnie się czuła.
UsuńNiby potrafiła oddzielić to co było od tego, co działo się obecnie, ale to niewiele zmieniało. Boks kojarzył się jej przede wszystkim z Nico i z czasem, który razem spędzili. Na tych wszystkich godzinach, kiedy tłumaczył jej podstawy, jak odpowiednio ją ustawiał do wymierzenia ciosu. A teraz była tu z Lucasem, który wyglądał na jeszcze bardziej zagubionego od niej. Spoglądała na niego z lekkim uśmiechem i uniesioną brwią.
Spoglądała na rękawice, które trzymała w dłoniach. Nie sądziła, że taka rzecz może być dla niej tak ważna i że użycie ich przyjdzie jej z takim trudem. Zupełnie jakby nie powinna była wykorzystywać ich z Lucasem. Ale to w końcu były tylko rękawice. Do tego służyły, prawda? Czuła się jak zdrajczyni. Rękawice od Nico, ale przeciwnikiem nie był on. Lucas stał kawałek dalej, próbując owinąć dłonie taśmami.
— Okej, wyglądasz jakbyś próbował zatamować krwawienie. Daj sobie pomóc — westchnęła i wywróciła oczami.
— Nie każdy z nas trenuje z mistrzem — zaśmiał się, ale nie protestował — sporo cię nauczył, co?
— Trochę tego i tamtego — wzruszyła ramionami. I chociaż próbowała skupić się na obecności Lucasa to samo bycie w takim miejscu przywoływało wspomnienia.
Chwilę później wciągnęła czarne rękawice. Były cięższe niż się spodziewała, choć dobrze wiedziała, że ten ciężar jest jedynie w jej głowie. Daj spokój, nie robisz nic złego. Otrząsnęła się z tych myśli. Chciała dobrze się bawić i spędzić miło czas. Nic więcej. Lucas stanął naprzeciwko niej unosząc pięści do góry i wydawało się, że próbował odtworzyć postawę, którą pewnie widział w filmach. Wyglądał przy tym rozkosznie, ale na pewno nie groźnie.
Sophia zaśmiała się, uderzając lekko w jego rękawice.
— Wiesz, jak będziesz tak trzymać ręce to po paru sekundach leżysz.
— Dobrze, że trenuję z amatorką, a nie z kimś kto chce mnie znokautować.
— Tego nie wiesz — rzuciła z zadziornym uśmieszkiem — lubię wygrywać, a jak liczyłeś na fory to trafiłeś na złą osobę.
Nie było mowy tu o profesjonalizmie. Wyszła z wprawy, a w dodatku nie była najlepszą nauczycielką. W tym zestawieniu wolała być studentką, a była i to pilną. Bardziej się ze sobą przekomarzali niż walczyli. Krok w lewo, krok w prawo, lekkie ciosy i śmiechu. Sophia czuła się lekko, ale tylko na zewnątrz. W środku cały czas czuła się jak zdrajczyni, a z każdą kolejną sekundą rękawice ważyły coraz więcej. Jakby przesiąknięte były czymś więcej niż skórzanym materiałem, ale wspomnieniami.
Soph
Nie chciała się czuć tak, jak się czuła. Jakby robiła coś złego, zakazanego czy niemoralnego. Na litość, to były tylko rękawice, a za każdym razem, kiedy na nie spoglądała pojawiały się wyrzuty sumienia. Przecież nie dostała ich po to, aby zbierały kurz w szafie. Musiał oczekiwać, że będzie z nich korzystała i że nie będzie korzystała z nich razem z nim. A może właśnie na to liczył? Że trzymając je przypomni sobie te wszystkie chwile, które spędzili razem na siłowni i postanowi napisać lub zadzwonić i nieśmiało zapyta się o wspólne treningi? Skłamałaby, gdyby powiedziała, że ta myśl nie przeszła jej przez głowę, ale to oznaczałoby też powrót do przeszłości, od której chciała się odciąć.
OdpowiedzUsuńSkupiona na obecności Lucasa zupełnie nie zwracała uwagi na otoczenie, na osoby, które wchodziły na siłownię, na ludzi dookoła. Była ona, Lucas, worek. Znajdowała się z daleka od miejsc, w których istniała szansa na to, że spotka Nico. Nie chciała go unikać specjalnie, ale jeśli mogła zminimalizować te spotkania to, dlaczego miałaby tego nie zrobić? To nie była łatwa sytuacja, a Sophia była zdania, że im rzadziej na siebie będą wpadać tym lepiej. A jednak wybrała się na siłownię, założyła rękawice od Nico, pozwoliła się tu zaciągnąć i namówić Lucasowi, one nie mogą się marnować, Sophia. I nie marnowały, ale poczucie zdrady z każdą chwilą tylko rosło. Nawet jeśli pojawiały się takie momenty, kiedy przestawała całkiem o tym myśleć to wystarczyło jedno spojrzenie na rękawice, aby zalała ją fala poczucie winy. Chciałaby mieć to wszystko pod kontrolą. Tak, jak miała, gdy była w Brazylii. Wystarczył ponad tydzień, aby zaczęło się coś psuć.
Zatrzymała się wpół kroku, kiedy na całą salę rozniósł się czyjś głos krzyczący znajome imię. Odwróciła głowę w stronę dźwięków i wtedy go zobaczyła. W pierwszym odruchu chciała ruszyć do przodu, ale nie mogła zmusić się do zrobienia choćby kroku w jego stronę. Widziała, jak unosił się na łokciu, spływającą po brodzie krew. Dzieliło ich zaledwie kilka metrów, a mogła przysiąc, że doskonale widziała to, co rozgrywało się w jego oczach. Mimo, że ta scena wcale nie trwała długo, to Sophia miała wrażenie, że ciągnie się w nieskończoność. Nie potrafiła oderwać od niego wzroku, wrócić do poprzedniego zajęcia. Dłonie zaczęły ją piec, co nie było możliwe i z pewnością było tylko wytworem jej wyobraźni. Nie chciała reagować, nie chciała, aby Lucas pomyślał, że w jakiś sposób to na nią nie wpłynęło. Mówiła jemu i sobie, że to już dawno za nią, że poukładała sobie sprawy związane z Nico i zostawiła go w przeszłości, ale czy to na pewno była prawda?
— Nieźle musiał oberwać. — Głos Lucasa doszedł do niej po chwili. Zdała sobie sprawę z tego, że patrzy się dalej na Nico, który podnosił się z podłogi i zbierał w stronę wejścia do szatni.
— Chyba tak — mruknęła w odpowiedzi, a wzrok wlepiony miała w plecy Millera. Zacisnęła usta, nie będąc pewną co należało zrobić. Podejść? Zapytać się czy wszystko w porządku? — Ja chyba też mam dosyć.
— Nawet dobrze nie zaczęliśmy — zauważył, może trochę zawiedziony, że ta zabawa tak szybko się skończyła. Brunetka odwróciła się w jego stronę, jakby samym spojrzeniem chciała mu przekazać, że to było dla niej za dużo. To miejsce, rękawice, Nico… — Och. W porządku.
— Przepraszam, ja…
— Spoko. Wyluzuj. To był mój pomysł, nie byłaś gotowa i tyle. Zdarza się. — Przerwał jej i wzruszył ramionami. Zachowywał się w sposób, który wskazywał na to, że serio nie ma nic przeciwko temu i nawet jej niechęć rozumie. — Leć się przebrać. Ogarniemy się i widzimy się przy wyjściu, pasuje?
— Tak, zróbmy tak — zgodziła się.
Zdjęła rękawice, zgarnęła butelkę z wodą, którą ze sobą przyniosła i przeszła do szatni. Próbując przekonać samą siebie, że to wydarzenie nic nie znaczyło. Chciała stąd też jak najszybciej wyjść. Kolejna szczelina w murze, który sądziła, że solidnie przygotowała. Zrezygnowała z przebrania się. Wciągnęła jedynie na siebie bluzę, a ubrania, w których przyszła zostawiła w torbie.
UsuńRozpuściła włosy, przeczesała loki palcami i opuściła szatnię rozglądając się czy Lucas przypadkiem nie opuścił już męskiej, ale zamiast niego dostrzegła kogoś innego. Zacisnęła usta w cienki paseczek, dłoń owinęła wokół materiałowego paska od torby. Nawet nie mogłaby udawać, że go nie widziała, choć to na pewno byłoby łatwiejszym rozwiązaniem. Ale nie potrafiłaby przejść obojętnie. Zignorować. Wciąż jej zależało. I tego uczucia się nie pozbędzie, bo chciała tego czy nie, ale Nico był ogromną częścią jej życia. Zarówno tego dziecięcego, jak i dorosłego, choć od dawna nie czuła się jak wkraczająca w dorosłość kobieta, a zagubiona we mgle nastolatka, która sama nie wie czego chce i od kogo.
— To musiało boleć — odezwała się cicho, nieśmiało, kiedy podeszła bliżej.
To było jedno z ostatnich miejsc, w których spodziewała się go spotkać. Nigdy przedtem nie wspominał o tym klubie, a trenowali w kilku różnych.
— Nic ci nie jest? — Spytała. Sama już nie była pewna czy pyta z czystej troski czy chce wyciszyć własne sumienie, które w drukowanych literach krzyczało, że to wszystko jej wina. Schowane w torbie rękawice zdawały się teraz ciągnąć ją w dół.
Soph
Zastanawiała się czy w ogóle powinna była się odzywać.
OdpowiedzUsuńNiektórych rzeczy lepiej było nie mówić, a jeszcze inne nie potrzebowały werbalnego potwierdzenia. Mogła go przeprosić, ale co by to zmieniło? Nie chciała się czuć winna temu, co robiła i z kim robiła. Oboje podjęli decyzje, których cofnąć się nie dało, a rozgrzebywanie przeszłości do niczego sensownego nie doprowadzi. Jeszcze jakby potrafiła słuchać się własnych rad – wtedy byłoby idealnie. Wsiadając do samolotu liczyła, że przepracowała sobie wszystkie rzeczy związane z Nico, a jedno – na pozór niewiele znaczące – spotkanie uświadomiło jej, że może wcale tak nie do końca o nim zapomniała. Jak mogłaby?
Westchnęła bezgłośnie, a wzrokiem uciekła w bok, jakby się bała, że dostrzeże w jej oczach coś, czego przekazać mu nie chciała. Nie chodziło o to, że się zapomniał, że został znokautowany. Łatwiej było sobie wmówić, że o to się rozchodziło, ale oboje wiedzieli, że prawdziwy powód skryty był w jej torbie.
Nie tylko ciebie, chciała dodać, ale powstrzymała się w ostatniej chwili gryząc w język. Co by to zmieniło? Co by to dało? Wiedziała, że to był głupi pomysł w momencie, kiedy zgodziła się na przyjście tutaj. Teraz odczuwała konsekwencje swoich czynów podwójnie. Mogła postawić na swoim i zdecydować się na inną formę spędzania czasu z Lucasem. Cokolwiek innego byłoby lepsze niż to.
— Tak, widziałam — przyznała cicho. Niekoniecznie chciała przyznawać się do tego, że to i na nią w jakiś sposób wpłynęło. Na imprezie przybrała maskę mało wzruszonej, niemalże obojętnej. Tyle, że oboje wiedzieli, że na dłuższą metę nie potrafiła taka być. Grać przez kilkadziesiąt minut? Nie ma problemu. Ale ciągnąć przez dłuższy czas? To całkiem odpadało.
Wzrok Nico przeszywał ją niemal na wskroś. Nawet, gdy nie spoglądała bezpośrednio w jego stronę to czuła, że na nią patrzy i nie odpuszcza. Będąc tak blisko i mając go na wyciagnięcie ręki przez chwilę zaczęła tęsknić za tamtymi momentami, kiedy potrafiła podchwycić jego spojrzenie, rzucić żartem i nie zastanawiać się dziesięć razy czy to cokolwiek znaczy. Za tą lekkością, którą wnosił do jej życia, a która w niespodziewany sposób zmieniła się w ciężki sekret, jakby robili coś złego. Robiliśmy coś złego.
— Wiem, że nie moja. To nie ja ci przyłożyłam — mruknęła, ale bez większego przekonania. To była jej wina. Rękawic. Bycia tutaj. Dzielenia się z Lucasem czymś, co było tylko ich. Czuła tę samą dziwną mieszankę emocji, kiedy wpadła na niego w siłowni z Alex, a blondynka rzuciła niby od niechcenia tekstem, że Nico trenuje teraz z kimś innym. To wtedy również zabolało. Z tą różnicą, że jej nikt fizycznie nie przyłożył, ale może to byłoby lepsze niż mierzenie się z bólem, który odczuć można było tylko w środku.
Wróciła do niego spojrzeniem, gotowa, aby się pożegnać, odwrócić na pięcie i pójść w swoją stronę. Pójść po Lucasa, ale zamiast tego zrobiła coś niespodziewanego. Jej uwagę przykuła niewielka strużka krwi, której musiał nie zauważyć lub zwyczajnie zignorował.
— Wciąż krwawisz.
Z boku mogła wyglądać na pewną siebie, ale w środku cała się trzęsła. Sama nie wiedziała co sobie myślała, kiedy podeszła do niego bliżej. Z kieszeni bluzy wyjęła opakowanie chusteczek i wyciągnęła jedną. Początkowo chciała mu ją podać, ale zrobiła coś innego. Kiedy przystanęła przed młodym mężczyzną złożyła chusteczkę na pół, palcami uniosła brodę Nico do góry, a następnie przyłożyła chusteczkę do rozciętej wargi. Ostrożnie, nie naciskając, aby zminimalizować bolesne odczucie.
Nie miała nawet dokąd uciec wzrokiem, więc ten wlepiła w chusteczkę, która prędko przesiąkła krwią. Zacisnęła usta w wąski paseczek, aby powstrzymać się przed powiedzeniem czegoś nieodpowiedniego czy też uśmiechem, głupim i niepotrzebnym.
UsuńChciała skarcić się za to, co zrobiła. Należało pójść w swoją stronę, nie przejmować się. W końcu taka była jego praca. Z pewnością nieraz gorzej wyglądał po walce, choć tego nie miała okazji widzieć na własne oczy. Za każdym razem, kiedy miała przyjść i go wspierać po drodze działo się coś co kompletnie nie pozwalało jej, aby tam pójść.
I trochę tego żałowała, że tyle okazji przeszło jej koło nosa. W zasadzie na własne życzenie. Wciąż nie była pewna, czy umiałaby w spokoju patrzeć, jak okłada się z kimś na ringu. Niby tylko kilka rund, niby tylko po kilka minut, ale samo oglądanie tego na ekranie sprawiało, że przechodziły ją ciarki.
— Oby następnym razem ten drugi wyglądał gorzej — odezwała się po chwili, kiedy oderwała się od swoich myśli. Wciąż trzymała palce pod jego brodą, choć wcale nie musiała i ciepło bijące od jego ciała w końcu do niej dotarło. — Przepraszam, przecież wiesz co robić — westchnęła i cofnęła się w popłochu. Trwało to zbyt długo. Mogła mu tylko ją wręczyć i tak to zostawić. Zamiast zostawić go samego sobie i odejść, wciąż stała i wlepiała w Nico wzrok.
Soph
Czas na parę chwil stanął w miejscu, a Sophia poczuła się tak, jakby znajdowała się poza otaczającą ją rzeczywistością. Prawie, jak gdyby poza ich dwójką nikogo więcej tutaj nie było, a przecież… Były dziesiątki osób. I być może dla postronnych to była zwykła scena, ale znając ich historię i wiedząc, że wydarzyły się pewne rzeczy między tą dwójką, to ta scena wcale nie była tak niewinna, na jaką mogła wyglądać. Dała się ponieść własnym emocjom, których nie rozumiała i z którymi, znowu, nie wiedziała, jak ma sobie radzić. Jednocześnie ten gest okazał się dla brunetki tak naturalny, tak prosty, jakby wykonywała go codziennie, a nie po raz pierwszy w życiu.
OdpowiedzUsuńNiemal oczekiwała usłyszeć coś żartobliwego. Zobaczyć ten lekko kpiący uśmieszek, który mówił, że nie przejmuje się niczym ani niczym, a cokolwiek się wydarzyło nie miało żadnego znaczenia. Tak, jak robił setki razy przedtem, ale tym razem nic podobnego się nie wydarzyło. Nie był nawet obojętny, co chyba przyjęłaby z ulgą. To co zobaczyła było… Prawdziwe i uderzyło w nią o wiele bardziej niżby tego sobie życzyła. Moment pękł niczym mydlana bańka zostawiając ją po raz kolejny zagubioną. I tym razem w pełni na własne życzenie. Nie prosił o pomoc, nie podjudzał, nie zaczepiał w typowy dla siebie sposób. To wyszło od niej. Sama wprowadzała zamieszanie, a potem szukała pomocy licząc na to, że ktoś rozwiąże za nią wszystkie problemy.
— Ja? — Szepnęła, ale ledwie słyszalnie i nie mogła mieć pewności, że ją usłyszał. Może nawet tego nie powiedziała tylko poruszyła niedbale ustami starając się coś powiedzieć. Czy wiedziała? Absolutnie nie. Tyle, że nie była gotowa, aby się do tego przyznać. Przed samą sobą, przed nim czy przed kimkolwiek innym. Wiedziała, że albo się całkiem wycofa albo znów znajdą się w tym błędnym kole. Już powoli w nie wchodzili. Wystarczył jeden nieuważny moment, aby zejść z odpowiedniej ścieżki. Łatwiej było sobie wmawiać, że to Nico ściąga ją na złą ścieżkę. Przyciąga do siebie, a potem się zamyka i zostawia z niczym, ale prawda była taka, że robili to oboje na zmianę i w momentach, kiedy im to odpowiadało.
— Myślałam, że wiem.
Gdyby miała wszystko przepracowane byłoby łatwiej, ale najwyraźniej parę tygodni to za mało. Zresztą, ciężko było mówić o jakimkolwiek przepracowaniu. Zerwała z nim kontakt i sądziła, że to wystarczy, aby ruszyć do przodu z życiem.
Drgnęła, kiedy usłyszała o Lucasie. Nie była pewna czy to przez sposób w jaki Nico jej o tym powiedział czy przez świadomość, że Lucas pewnie ich widział i być może wyciągał z tego pochopne czy raczej właściwe wnioski. Nie odezwała się już, wiedząc, że zdradziłby ją jej własny głos. Zamiast tego posłała Nico jeszcze jedno spojrzenie, nim skierowała się w stronę wyjścia, gdzie czekał na nią Lucas.
Mógł do nich bezpośrednio podejść, gdy wychodził z szatni, ale z tylko sobie znanego powodu ich ominął i zaczekał na uboczu. Posłał krótkie spojrzenie w stronę Nico, może trochę w geście przywitania się, bo w końcu jednak za dzieciaka trzymali się razem. Postawa Lucasa nie sugerowała, że miał z tym jakikolwiek problem, nie pojawiła się choćby iskierka zazdrości. Przewodziła nim raczej ciekawość. Trwało to zaledwie parę sekund nim odwrócił się, aby podążyć za Sophią, która zdążyła już dawno zniknąć za rogiem i wskoczyć do samochodu zaparkowanego na uboczu.
Soph
Była naiwna.
OdpowiedzUsuńNaiwna i głupia, bo inaczej siebie opisać teraz nie mogła.
Miała świadomość, dokąd prowadzi ją ta znajomość. To z jego powodu wyjechała. Odcięła się od tego co znała, co przynosiło jej komfort. Wyjechała na inny kontynent, tysiące kilometrów od Nowego Jorku z tą głupiutką nadzieją, że to wystarczy. Poznała nowych ludzi, odnosiła stare znajomości, nie wróciła z Sao Paulo sama, a to i tak okazało się niewystarczające. Znalazła się w identycznym, jak nie w tym samym miejscu, z którego tak bardzo pragnęła uciec.
Lucas nie zadawał żadnych pytań. Dostrzegał więcej niż chciał sam przed sobą przyznać. Mimo, że zdawał sobie sprawę, że wiążąc się z Sophią bierze ją z tym całym chaosem, który w sobie tłumiła i to akceptował. Cóż, akceptował to co wiedział i to, co Sophia odważyła mu się powiedzieć. Nieszczególnie spieszyło się jej do tego, aby wyznać całą prawdę. Tę brzydką, która nigdy nie powinna była się wydarzyć. Nie mówiła o tym, co chciała, aby pozostało sekretem. Głęboko zakopanym i najlepiej – zapomnianym. Bała się zobaczyć te oskarżycielskie spojrzenie. Bała się, że zmieni o niej zdanie, że przestanie w jego oczach być tą Sophią, którą być chciała i którą pokazywała światu. Lucas nie roztrząsał tego, co miało miejsce w siłowni, ale była pewna, że chciał zadać jakieś pytania. Na jego miejscu miałaby ich dziesiątki i nie spoczęłaby, dopóki nie uzyskałaby odpowiedzi na każde jedno.
Kompletnie nie wiedziała co ma robić ani jak sobie z tym poradzić. Wmawianie sobie i każdemu dookoła, że wszystko jest w porządku nie przynosiło żadnych pozytywnych rezultatów, a jedynie niszczyło to, co odbudowała.
Ale była dobra w udawaniu, że nic się nie dzieje. Aż zbyt dobra, ale uczyła się przecież od mistrza, prawda? Dobra mina do złej gry, odejście w chwili, kiedy zacznie robić się niekomfortowo. I chociaż podświadomie wiedziała, że to wcale nie jest wyjście, to właśnie to postanowiła zrobić. Znowu. Udawać, że jest w porządku. Skupić się na tym co miała przed sobą. Na przyszłości z Lucasem. Na uczelni. Pozostawało pytanie, na jak długo uda się jej ten stan utrzymać. Kolejny tydzień, aż do kolejnego przypadkowego spotkania? Czy może tym razem przeciągnie to do dwóch tygodni? Spędzili lata mieszkając w jednym mieście i nie widzieli się nawet razu – przez ten cały czas ich drogi nie przecięły się na żadnej płaszczyźnie, a teraz, gdy potrzebowała, aby zniknął z jej życia był wszędzie. Pojawiał się w nieoczekiwanych momentach, a ona zamiast postawić wyraźną granicę wahała się i krążyła w pobliżu.
Odrzuciła pomysł z pójściem do niego. Co przez chwilę rozważała, ale łatwo potrafiła wyobrazić sobie, jakie konsekwencje będzie to miało. Pójdzie tam i powie mu co? Istniała szansa, że nie powie mu nic, bo nie będzie w stanie wydusić z siebie nawet słowa lub zrobi coś, czego zdecydowanie robić nie mogła, a wiedziała, że puszczanie hamulców przy nim wychodziło jej doskonale.
Nie zrobiła więc nic.
Po powrocie schowała rękawice do pudełka. Dla pewności, że nie będą jej kusić i nie będą przypomnieć o incydencie z siłowni. Zapamiętała, który klub lepiej w razie czego jest omijać. Właściwie nie wiedziała, gdzie mogłaby chodzić nawet na głupią jogę. Miała wrażenie, że Nico naprawdę miał zdolności, aby wyczuć, gdzie się znajduje i pojawić tam ze swoją irytującą nonszalancją, uśmiechem cwaniaka. Nie chciała też tracić na niego zbyt wiele czasu. Przede wszystkim dlatego, że czas Lucasa w Nowym Jorku nie był nieograniczony, a jego powrót do Sao Paulo wisiał w powietrzu, a Sophia zupełnie nie wiedziała, jak to będzie wyglądało, gdy wyjedzie i chyba jeszcze nie była gotowa, aby o tym myśleć.
Wstawała z pierwszymi promieniami słońca. Szykowała się na uczelnię, gdzie spędzała kilka godzin, a późne popołudnia i wieczory umilało jej towarzystwo Lucasa. Odkrywali nowe restauracje, wybierali się na przejażdżki promem po rzece Hudson i spędzali ze sobą tak dużo czasu, jak tylko mogli unikając przy tym niezręcznych tematów.
I wydawało się, że trzyma się całkiem nieźle, dopóki przypadkiem nie trafiła w jej ręce zaadresowana do nich wszystkich beżowa koperta. Szukała czegoś akurat w gabinecie ojca, kiedy ją dostrzegła. I tak, jak nie ruszała cudzych rzeczy bez pytania tym razem ciekawość wzięła nad nią górę. Zakładała, że to jedno z wielu zaproszeń na jakiś bankiet i wcale nie pomyliła się zbyt mocno. Poczuła lekki ścisk, gdy czytała, że zaproszona jest cała rodzina. Przewróciła oczami na te słowo. Nie byli rodziną, a jeśli już to tylko dla mediów i publiki, ale z całą pewnością nie w domu.
Usuń— Po moim trupie taka rodzina — prychnęła i prawie schowała zaproszenie z powrotem, kiedy w ostatniej chwili dostrzegła kto ich zapraszał.
Opadła ciężko na skórzany fotel.
Aż nie chciało się jej wierzyć we własne szczęście. Opuściła wzrok na nazwisko na dole. Przyjęcie u pani Miller. Małe, kameralne. Intymne. Dokładnie takie, na jakim jej być nie powinno, ale aż za dobrze wiedziała, że wykręcić się nie będzie mogła.
Soph
Przypuszczenia brunetki potwierdziły się, kiedy przy śniadaniu Oscar wspomniał o zaproszeniu na przyjęcie. Nikomu nie mówiła, że je znalazła i wiedziała o tym już wcześniej. Tak, jak ojciec nie miałby nic przeciwko temu, że przesiadywała w gabinecie, tak była pewna, że Gwen uznałaby to za jakiś podstępek i zrobiła z tego awanturę stulecia. W ciszy wysłuchiwała szczegółów o przyjęciu, ale w rzeczywistości myślała o tym, jak się z tego wykręcić. Nie miała żadnej pewności, że Nico tam będzie, ale musiała brać to pod uwagę. Szczególnie, że przyjęcie było urządzane przez jego rodziców. Pamiętała, że relacje mieli napięte, a buntownicza natura Nico mogła go powstrzymać przed pojawieniem się.
OdpowiedzUsuńZbyt dużo o nim myślała. Za bardzo to wszystko analizowała i zamartwiała się scenariuszami, które mogły, ale wcale nie musiały się wydarzyć. Ale taka już była i niewiele mogła poradzić na swoją naturę, czego teraz naprawdę w sobie nie lubiła. W każdej innej sytuacji z chęcią przeglądałaby szafę w poszukiwaniu odpowiedniej sukienki. Od małego była przyzwyczajona do uczęszczania na różnego rodzaju przyjęcia, na których należało wyglądać nienagannie. I do swego czasu za nimi przepadała. Nikt nie musiał jej zmuszać do zagadywania gości, ciepłych uśmiechów i small talków, robiła to z własnej woli. Tyle, że te przyjęcia wydawały się zabawniejsze, kiedy miała naście lat, brak jakichkolwiek problemów. Obecnie stały się one przykrym obowiązkiem, który musiała wykonać bez żadnego marudzenia.
— Naprawdę też muszę tam iść? — Zagadnęła ojca, kiedy w jadalni zostali sami. Maddie zniknęła zaraz po śniadaniu nikomu nic nie mówiąc. Sophia tylko słyszała, jak trzasnęły drzwi wyjściowe, Gwen stwierdziła, że boli ją głowa – mówiąc to posłała Sophii mrożące spojrzenie, jakby to była jej wina – i że koniecznie musi się położyć, a Imogen nie tłumacząc się nikomu wstała i wyszła. Nie przeszkadzało to brunetce, bo tylko w takich chwilach mogła udawać, że jest tylko ona i tata. Przez parę minut żyła fantazją, dopóki nie została sprowadzona brutalnie na ziemię.
Mężczyzna podniósł wzrok znad czytanej gazety, a jego ciemne oczy spojrzały prosto w głąb Sophii. Dostrzegła lekką zmianę w jego nastroju. Przybrał badawczą postawę, śledził wzrokiem jej twarz.
— Chciałbym, abyś się tam ze mną pojawiła. — Innymi słowy musisz. Zapanowała między nimi krótka cisza, a Sophia wbiła wzrok w kubek z herbatą. Po śniadaniu nie było już nawet śladu – obsługa sprawnie zabrała się za sprzątanie i poza dzbankiem z herbatą i cukrem nie stało na stole nic więcej. — Myślałem, że poukładaliście już sprawy między sobą.
Nie musiały paść żadne imiona, aby wiedzieć o kogo i o co chodzi. Nie mogła utrzymać wszystkiego w tajemnicy. Zwłaszcza, że cokolwiek o niej nagle pojawiało się w internecie od razu było analizowane przez ojca, jego zespół od kryzysu PR’owego i cały sztab innych ludzi, którzy mieli ocenić, czy wpłynie to szczególnie źle na ich reputację.
— To skomplikowane — mruknęła pod nosem. Dawniej nie miałaby problemu, aby z nim porozmawiać o wszystkim, ale teraz przyjście nawet z najgłupszym problemem do ojca było wyzwaniem, którego bała się podjąć. Kiedy podniosła wzrok dostrzegła, jak kąciki jego ust niemal niezauważalnie kierują się do góry, jakby przypomniał sobie coś miłego, a Sophia nie mogła powstrzymać się przed myślą, że może chodziło o mamę.
— Relacje często są skomplikowane — odparł — ale wiesz, uciekając od tego nie sprawisz, że będzie łatwiej.
Nie podobało się jej to, że miał rację.
— Czasami trzeba zmierzyć się z tym, co dla nas niezręczne. Trzymając wszystko w sobie tylko to pogorszysz, nie stawiając spraw jasno również. I z tego co widzę, nie chodzi tu już tylko o ciebie.
Zacisnęła usta w cienki paseczek. Coraz mniej podobało się jej to, że ojciec wiedział więcej niż powinien. Że dostrzegał więcej niż się spodziewała. Usłyszała jak nogi krzesła cicho zaszurały o panele, a chwilę później ojciec stał przy niej. Nachylił się, aby musnąć czubek jej głowy.
— Nie martw się na zapas — poprosił — i pozwól sobie na błędy. Jesteś młoda, masz do nich prawo.
Chciałaby w to wierzyć. Ile błędów może popełnić jedna osoba, zanim w końcu nie będą one błędami, a schematem? Zaczynała robić dokładnie to, co przedtem i nie wiedziała, jak ma się z tego wyrwać sama. Zupełnie jakby niewidzialna siła popychała ją do robienia tych samych rzeczy, od których uciekła. Nie podjęła tematu po raz kolejny, bo i tak spotkałaby się z odmową. Raz, cicho i nieśmiało, spytała się czy mogłaby zabrać ze sobą Lucasa, a ten pomysł od razu został wybity jej z głowy. I tak, jak ojciec pewnie nie miałby nic przeciwko, to Gwen już owszem. Nie zliczyła, ile razy słyszała, że to zaproszenie tylko dla rodziny. Lucas do niej nie należał i umawiali się stanowczo zbyt krótko, aby był brany pod uwagę jako osoba towarzysząca brunetki. Z jednej strony poczuła ulgę, chłopak nie był przyzwyczajony do wystawnych przyjęć i życia na pokaz. Jego życie było… Prostsze i pozbawione takich dramatów. Natomiast z drugiej tak po prostu chciała przyjść tam z kimś kto w stu procentach był po jej stronie, a nie tylko częściowo, jak ojciec, który zmieniał zdanie w zależności od tego czy jego żona była w pobliżu.
UsuńMusiała przetrwać tylko parę godzin. Tyle była w stanie wytrzymać.
Po minach sióstr wiedziała, że nie tylko ona nie miała ochoty tutaj być. Imogen pewnie wolałaby szaleć w klubie, a Maddie robić to, co robiła, kiedy nie było jej w domu. Przynajmniej cała ich trójka się zgadzała, że nie chcą tu być. Wszystkie w eleganckich sukienkach, odpowiednio skrojonych i dopasowanych do ich sylwetek, koloru oczu i karnacji. Nie było mowy o zapomnianym zagnieceniu, o odstających nitkach czy niewygładzonych włosach. Nie było miejsca na błędy.
Wysiadła z samochodu, gdy drzwi zostały otworzone, a chłodne powietrze nieco ją ostudziło. To tylko jeden z wielu takich wieczorów, nic czego przedtem nie doświadczyła. Wygładziła dłonią przód oliwkowej sukienki i skierowała się w stronę wejścia razem z rodziną. Przybrała neutralny wyraz twarzy. Parę rozmów z ludźmi, których ledwo kojarzyła, wymiana drobnych uprzejmości.
Dla własnego komfortu trzymała się blisko ojca, który już zdążył pogrążyć się w rozmowie z jakimś dawno niewidzianym znajomym i dogadywali się na partyjkę golfa. Odebrała od roznoszącego kelnera szampana i zamoczyła w kieliszku usta. Badała wzrokiem otoczenie. Nie, ona szukała go. Może po to, aby przekonać się, że niepotrzebnie nakręcała samą siebie.
— Stoi tam — usłyszała za sobą głos Imogen. Drgnęła odwracając się w stronę brunetki. — Wiesz, nawet ci się nie dziwię. Przystojny, drapieżny z tymi ranami po walkach. Taki… Kompletnie niepasujący do ciebie.
— Zejdź ze mnie — mruknęła. Chciała spojrzeć w jego kierunku, ale zamiast tego wlepiła wzrok w jakąś dziewczynę i skupiła się na jej wyszywanej perełkami sukience.
Usłyszała za sobą krótki, pozbawiony wesołości śmiech Imogen.
— Co on w tobie widział? — Ale wcale nie czekała na odpowiedź. — Rozumiem Alex. Jest gorąca, zabawna, umie się bawić, towarzyska. A ty? Zajebiście nudna i nijaka. Pewna jesteś, że nie założył się z kumplami, że cię przeleci? Nie bądź taka, podziel się szczegółami.
— Zajmij się swoimi sprawami, co? — Syknęła. Zacisnęła palce mocniej wokół nóżki kieliszka. Spodziewała się, że to może być trudny wieczór, ale nie tego, że zaledwie pół godziny po przyjściu będzie jej on tak utrudniany.
— Może pójdę się przywitać. — Nie umknęło jej uwadze to, że się spięła na samą myśl o ich interakcji. — Baw się dobrze, Soph. I może powstrzymaj się z dramatami do deseru, co? Byłoby szkoda, gdybyś już na wejściu zrobiła z siebie pośmiewisko.
Imogen nie czekając na odpowiedź ruszyła w stronę Nico.
— Muszę przyznać — zaczęła zatrzymując się u jego boku, by nie naruszyć jego przestrzeni za mocno — te siniaki naprawdę ci pasują. Nadają ci takiego… mrocznego uroku.
Uniosła kieliszek w jego stronę, niby w geście toastu, ale było to bardziej zaproszenie do rozmowy.
Soph
Odkąd tylko pamiętała między sobą rywalizowały. O wszystko, począwszy od tego, która z nich dostanie lepsze zabawki, poprzez znajomych, a na uwadze ojca kończąc. Maddie nie była biologiczną córką Oscara i nie miała nigdy potrzeby, aby zwracać na siebie uwagę, ale Sophia i Imogen? To była już zupełnie inna historia. Obie chciały być oczkiem w głowie Oscara, tą ważniejszą i lepszą córką, a choć mężczyzna starał się nie faworyzować żadnej z nich to bywały momenty, kiedy raz na piedestale była jedna, a potem druga. Rywalizacja z wiekiem im wcale nie mijała, a stała się bardziej zażarta. Pogłębiła się, kiedy zamieszkali w piątkę i z każdej strony dawały jej odczuć, że z tej grupy to ona nie pasuje do idealnego obrazka rodziny Carpenter, który w głowie miała Gwen.
OdpowiedzUsuńNie spodziewała się tylko, że kiedyś może im przyjść rywalizować o Nico.
Wiedziała, że Imogen robiła to po złości, aby wyprowadzić ją z równowagi i może licząc na to, że jeśli puszczą jej nerwy to zrobi coś głupiego. Pójść za nią nie mogła i nie chciała, bo dałaby wtedy nie tylko siostrze, ale i Nico dowód na to, że wcale sobie nie radziła z uczuciami. Bo nie radziła, a to co zakopała pod grubą warstwą, przedzierało się na zewnątrz. I to przecież nie tak, że nie miał prawa z nią czy jakąkolwiek inną dziewczyną rozmawiać. Mógł robić to, na co tylko miał ochotę i Sophia chciała dla niego szczęścia. Tego, aby to dziwne napięcie między nimi zniknęło, aby mogli na siebie spojrzeć w normalny, przyjacielski sposób bez zbędnych komplikacji. W końcu sama się z kimś związała, była szczęśliwa w tej relacji i potrafiła wyobrazić sobie wspólną przyszłość z Lucasem. Nie chciała jedynie, aby Imogen kombinowała cokolwiek z Nico. Te dwa światy nie mogły się ze sobą mieszać.
Tylko rozmawiali, ale znała siostrę. Z tej najgorszej strony i była aż za bardzo podoba do matki. W równym stopniu gotowa do upokorzenia, zranienia i sprowadzenia ludzi na dno, byle tylko zadowolić własne ego.
Przez odległość, ale także rozmowy prowadzone wokół i cicho grającą muzykę nie byłaby w stanie usłyszeć ich rozmowy. Może to nawet lepiej. Umysł podsuwał jej możliwe wymiany zdań między nimi. Jakimi kłamstwami go karmiła? Co proponowała? I przede wszystkim, czy się na to złapie? W żaden sposób nie powinna się tym przejmować. Tylko… Nie chciała się nim dzielić. Nie chciała, aby on chciał spędzać z nią czas, aby z nią rozmawiał. Nie chciała, aby zobaczył w niej to, co kiedyś dostrzegł w niej. I chociaż nie powinno, to zabolało. Widok tych uśmiechów, swobody z jaką do siebie podchodzili. Dotknęło ją to bardziej niż chciała przed samą sobie przyznać.
Odetchnęła głęboko, uniosła brodę o pół centymetra, a pusty po szampanie kieliszek oddała przechodzącemu obok kelnerowi. Nie chciała, ani nie mogła, dłużej na to patrzeć i samą siebie doprowadzać tym do irytacji. Oddaliła się, chcąc wymazać obraz Nico i Imogen razem na tarasie. Dostrzegła parę mniej lub bardziej znajomych twarzy. Nieszczególnie miała ochotę na to, aby zabawiać towarzystwo, ale wszystko było lepsze od tego co działo się na tarasie. Imogen zasiała w niej ziarenko niepewności, a Sophia zamiast je zgnieść, wyrzucić i zapomnieć, to poświęcała mu uwagę.
I naprawdę chciała, aby ten wieczór obył się bez dramatycznych zwrotów akcji. Nawet tych mało zauważalnych. Obserwowała otoczenie prowadząc mało wiążącą rozmowę z Penelope, którą kojarzyła z takich przyjęć wypełnionych bogatymi ludźmi. Były mniej więcej w tym samym wieku, miały parę wspólnych zainteresowań, ale nigdy nie było z tego większej przyjaźni. Komplementowanie sobie sukienek, włosów czy dodatków Sophię nudziło, ale był to bezpieczny temat. Ożywiła się na moment, gdy temat zszedł na rośliny, którymi wypełniona była sala. Przepiękne bukiety idealnie ściętych kwiatów. Tyle, że nie trwało to długo, a Sophia szukała sobie już kogoś nowego do rozmowy.
Po chwili dostrzegła mamę Nico, która wyjątkowo nie zabawiała swoich gości.
UsuńZawsze ją lubiła. Kojarzyła Elizabeth z ciepłem i troską, natomiast ojca Nico z jakiegoś niewyjaśnionego powodu zawsze się bała. Teraz może już nie, ale w dziecięcych oczach wydawał się być zwyczajnie straszny. W dorosłym życiu Sophia nie miała zbyt wielu okazji do tego, aby przeprowadzić z nim jakąkolwiek rozmowę. I jakoś nieszczególnie było jej z tym źle. Natomiast Elizabeth widywała częściej, głównie na takich przyjęciach i niejedną dłuższą czy krótszą rozmowę miały za sobą.
— Dziękuję za zaproszenie. — Uśmiechnęła się łagodnie do kobiety. — Chciałam tylko powiedzieć, że to wszystko wygląda przepięknie. Nie mogę przestać zachwycać się kwiatami.
Cała sala w nich tonęła. Pudrowe różowe w wazonach, frezje o łagodnym zapachu i bukiety lawendy, które co jakiś czas przyciągały jej wzrok. Bez większego problemu potrafiła nazwać znaczącą ilość kwiatów. Mogłaby spędzić cały wieczór oglądając każdy jeden kwiatek i nie potrzebowałaby do tego żadnego towarzystwa, ale nie wypadało.
— Cieszę się, że przyszłaś — odparła łagodnie. Wśród ludzi, którzy tylko sztucznie się uśmiechali i prawili sztuczne komplementy, Sophia zawsze odnosiła wrażenie, że mama Nico pozostaje sobą i jest przy tym prawdziwa. — Wiem, że takie przyjęcia nie są dla was ekscytujące. Nawet Nico przyszedł, a wiesz, jak unika takich miejsc.
— Wcale nie są takie złe — zaznaczyła, choć faktycznie, raczej większość osób zbliżonych wiekiem do nich wolałaby teraz być na imprezie, gdzie alkohol lał się strumieniami i leciała muzyka klubowa, a nie klasyczna. — Ale to prawda, kiedy trzeba Nico zawsze się pojawia — przytaknęła.
— Doceniam wasze poświęcenie i zrozumienie, że czasami trzeba pojawić się tam, gdzie niekoniecznie chce się być. Twój tata wspominał, że byłaś w Sao Paulo, prawda? To musiała być miła odmiana. Wrócić do drugiego domu.
Sophia wciągnęła się w tę rozmowę o wiele bardziej niż się spodziewała. Mogła bez końca opowiadać o Brazylii, pomijając, dlaczego tak naprawdę tam uciekła. Temat zszedł na naukę i przyszłą karierę Sophii, która wciąż stała pod wielkim znakiem zapytania. Na tę kilkanaście minut wyrzuciła z głowy siostrę, jej słowa i intrygę, w którą chciała wciągnąć Nico.
Ostrożnie się wycofała, kiedy Elizabeth została porwana przez kogoś innego do rozmowy. Była w końcu dzisiaj najbardziej pożądaną osobą do rozmów i choćby Sophia chciała, to nie mogła spędzić z nią całego wieczoru rozmawiając o błahostkach. W tej samej chwili, w której została sama ze swoimi myślami, a na horyzoncie nie było nikogo interesującego, powróciły uporczywe myśli, a wzrok sam skierował się w stronę tarasu, który tym razem okazał się pusty. Odgłosy rozmów przycichły, podobnie, jak muzyka i świat jakby zwolnił, kiedy dyskretnie rozglądała się po Sali, jakby chciała się upewnić, że oboje wciąż tutaj gdzieś są.
Soph
Imogen lubiła mącić. Miała to po matce, a drobne kłamstwa nikomu przecież nie zaszkodziły. Poza tymi, których one dotyczyły. Sophia, gdyby mogła, trzymałaby ją z daleka od każdej osoby, z którą była w jakiś sposób związana, ale nie zawsze było to możliwe. Głowę miała pełną myśli i przeróżnych scenariuszy, a każdy jeden był gorszy od poprzedniego. Czasami żałowała, że nie mogą mieć ze sobą normalnej relacji i być dla siebie prawdziwymi siostrami. Takimi, które pożyczają lub biorą bez pytania swoje ciuchy, wspierają się w trudnych chwilach, są dla siebie oparciem. Tego w ich relacji nigdy nie było i nic nie zapowiadało się na to, aby kiedykolwiek miało się to zmienić. Zmianie uległa tylko jej relacja z Maddie, ale trzymały się mimo wszystko na dystans i zrezygnowały z ciągłych docinek, może trochę więcej sobie ufały, ale nic ponad to. Nie odważyłaby się jej wyznać prawdy o Nico, Fabianie i całym tym zamieszaniu. Nie szukałaby u niej wsparcia.
OdpowiedzUsuńUparcie nigdzie nie dostrzegła ani jednego ani drugiego. I chciałaby się tym nie przejmować. Skupić się na rozmowie z kimś innym, chociażby zaczepić tę dziewczynę od sukienki z perełkami i dopytać, gdzie ją kupiła byle zabić czymś czas. Zamiast się ruszyć i zmusić do rozmowy z kimkolwiek obserwowała otoczenie. Zbyt uważnie, jak na kogoś, kogo ta sytuacja w ogóle nie powinna była obchodzić.
To było żałosne. Przyszła tu w towarzystwie ojca, robiąc to dla niego, bo ją o to poprosił. Rodzina musi trzymać się razem. Nie ważne, że w tej rodzinie było wiele… Nieprzyjemności, że budowali wizerunek idealnej rodziny na kłamstwach, które tylko się powiększały. Było ich tyle, że chwilami naprawdę ciężko było nadążyć. Zamiast zgrywać tę idealną córkę martwiła się tematem rozmowy Nico i Imogen. Przekonywała samą siebie, że starsza siostra specjalnie postawi ją w złym świetle i w zasadzie… Nie byłaby zaskoczona. Nie mogła z pewnością powiedzieć, że nie zrobiłaby tego samego, gdyby miała okazję. W prowadzonej przez nich grze żadna nie grała fair. Imogen sięgnęła po coś, co nie należało do niej – do Sophii również nie – bo wiedziała, że to brunetkę zaboli.
Nerwowo zastukała paznokciem o kieliszek.
Coraz bardziej irytowała się świadomością, że tej dwójki nigdzie nie ma. Jak o wiele łatwiej by było, gdyby nie musiała się tym przejmować. Nie chciała niczego dać po sobie poznać, a jednocześnie miała wrażenie, że kto na nią nie spojrzy to od razu wie, że czymś się martwi.
Musiała się ogarnąć. Tylko, jak miała to zrobić, kiedy znowu znalazła się w środku chaosu? Chaosu, od którego nie potrafiła – a może nie chciała – się odciąć. Łatwo było udawać, że ma to za sobą, kiedy znajdowała się z daleka od miejsc, w których tak łatwo było o przypadkowe spotkanie.
Przymknęła na moment oczy i wzięła głęboki wdech.
Obiecała sobie żadnych dramatów i chciała słowa dotrzymać. Wypuściła powoli powietrze, otwierając jednocześnie oczy. Rozejrzała się po Sali wzrokiem szukając osoby, którą mogłaby zaczepić do rozmowy. Tylko… Naprawdę nie miała na nią ochoty. Na cudze towarzystwo, rozmowy o niczym i udawanie, że wszyscy się tu uwielbiają, kiedy większość z nich ledwo się znała.
I wtedy poczuła za sobą czyjąś obecność, a po chwili usłyszała głos, który owinął się wokół niej jak aksamitny szalik. Delikatnie drgnęła, ale jeszcze się nie odwróciła. Może chciała przekonać samą siebie, że jednak wcale nie chodziło o niego i Imogen, że była poddenerwowana… Czymś co nie miało żadnego związku z nimi.
— Szukałam odpowiedniego towarzystwa — odparła, gdy miała pewność, że nie zdradzi swoim głosem swojego nastroju. — Wolałabym uniknąć dwunastej z rzędu rozmowy o sukienkach i butach. Ileż można — westchnęła.
Ściągnęła łopatki, kiedy zaczął mówić dalej. Spodziewała się krótkiej zaczepki, może nic niewnoszącej konwersacji, a przede wszystkim dystansu. Po tym, co miało miejsce na siłowni była przekonana, że oboje będą woleli trzymać się od siebie z daleka.
UsuńOdwróciła się w jego stronę z milczeniem. Jakby rozważała wszystkie za i przeciw. Może nawet myślała nad tym, aby sprowadzić go na ziemię i przypomnieć, że to przyjęcie jego mamy, że nie powinien z niego uciekać. Ale wyszłaby na hipokrytkę.
Sophia pozwoliła sobie na szybkie zlustrowanie go wzrokiem i na jedną nieodpowiednią myśl o tym, jak dobrze wyglądał w koszuli i marynarce. Nie pod krawat, ale z typowym dla siebie buntowniczym akcentem i odpiętymi guzikami. Chyba robiła to trochę za długo, bo gdy dotarła do jego jasnych oczu nie mogła w żaden sposób rozszyfrować jego spojrzenia. Aż poczuła, jak na policzki wkradają się zdradzające rumieńce, ale nie odwróciła wzroku. Może chcąc sobie tym samym coś udowodnić i przekonać ich, że te spojrzenia już w żaden sposób na nią nie działają. Może…
— Daleko stąd czy po prostu gdzieś, gdzie nie będzie tych ludzi? — Wyrecytowała jak uczony na pamięć wierszyk te same słowa, które do niej wypowiedział na tamtym przyjęciu.
Soph
Tamten wieczór utknął jej w głowie o wiele bardziej niż powinien, a zapamiętane słowa równie dobrze mogły być dowodem na to, że wcale o niczym nie zapomniała ani nie wyrzuciła z pamięci, jakby było to tylko nieznaczącym wspomnieniem. Prawdopodobnie właśnie to powinna była zrobić. Wyrzucić z pamięci, udawać, że nic się wtedy nie wydarzyło, że ten wieczór był jednym z wielu, że nie wydarzyło się tam nic wartego zapamiętania.
OdpowiedzUsuńWahała się między tym, co należy zrobić, a tym co chciała. Mogła go zbyć. Powiedzieć, że przyszła z ojcem i że to z nim wyjdzie. Wymyślić jakakolwiek wymówkę, ale nie potrafiła. Tylko nie była już pewna czy nie potrafiła odmówić jemu czy samej sobie.
Takie przyjęcia przepełnione były ludźmi, którzy udawali, ze cos dla siebie znaczą. Nie było tutaj za wiele miejsca na szczerość i prawdziwa przyjaźń. Zdarzały się wyjątki, oczywiście. Tyle, że rzadko kiedy można było naprawdę to dostrzec, a gdy komuś faktycznie zależało na spotkaniu z kimś bliskim odbywało się to w bardziej kameralnych warunkach.
- Twoja mama nie będzie miała nic przeciwko temu, że nie dotrwaliśmy do głównego dania? – Niby pytała, ale odpowiedź na pytanie była jej obojętna. Sprawdzała raczej, czy jest pewien swojej decyzji i tym samym dawała sobie czas na to, aby zastanowić się czy na pewno chce opuścić przyjęcie razem z nim.
Dostrzegła ten cień zawahania. I była niemal pewna, że widział go również w jej oczach czy minie. Oboje chcieli tylko znaleźć się daleko od miejsca, w którym dziś czuli się wyjątkowo obco. Jak dwa niepasujące do układanki elementy, które znalazły się tu przez przypadek. Jak zwykle, targały nią sprzeczne emocje. Walczyła sama ze sobą i powoli się poddawała temu, co znane i... Zakazane. Bo Nico taki właśnie był. Jak zakazany owoc, po który nie należało sięgać, ale jak miała się przed tym powstrzymać, gdy był tak blisko? Zaledwie na wyciągnięcie ręki.
- To brzmi poważnie – zgodziła się z lekkim śmiechem. Jakoś nie potrafiła sobie wyobrazić go rozmawiającego na luzie o giełdzie czy podobnych sprawach, a irytacje o znalezieniu prawdziwej pracy niemal w nim widziała. – W takim razie... Chyba lepiej, żebyśmy stąd poszli zanim znów ktoś będzie próbował nas wciągać w nieznaczącą rozmowę - dodała.
Być może wyjście i to z nim było mało odpowiedzialne, ale nie mogła się powstrzymać. I nie chciała. Było jasne, że żadne z nich nie ma ochoty tutaj przebywać i zabawiać gości, rzucić nieszczególnie zabawnymi anegdotkami. Tego wieczoru kompletnie tu nie pasowali.
Poczuła znajomy dreszczyk emocji, podobnie jak wtedy, choć tego wieczoru raczej tak spektakularnego wyjścia nie będzie. Nie mogla pozwolić sobie na coś więcej, na taką bliskość, jaką obdarzyli się na tamtym przyjęciu.
Uśmiechnęła się kącikiem ust. Zaskoczona własnymi decyzjami i tym, że zamiast się postawić to brnęła w to dalej.
Spojrzała wzrokiem gdzieś nad ramieniem Nico, a w tle dostrzegła własnego ojca, który choć zdawał się być pogrążony w rozmowie to śledził ją uważnym spojrzeniem. Spoglądała na niego chwilę, nim powróciła spojrzeniem do Nico, a wyraz jego twarzy nie dodał jej takiej pewności, na jaką liczyła. Wahał się w równym stopniu, co i ona.
- Zobaczymy się na zewnątrz. – Odezwała się, bo jednak chyba mimo wszystko, ale nie powinni być widziani, jak opuszczają przyjęcie razem. – Nie każ mi tylko zbyt długo czekać.
Soph
I wtedy to zobaczyła. Ten błysk, którego brakowało podczas tej krótkiej wymiany zdań, a który już dawno stał się jego znakiem rozpoznawczym. Sophia nie wiedziała, czy jest to zarezerwowane tylko dla niej, czy może obdarza tym jeszcze kogoś innego. Jakaś jej część chciałaby być jedyną, która tego doświadcza. Ale jak mogła tego oczekiwać, kiedy w zamian nie dawała zbyt wiele? Gdy znów wokół niego krążyła, nie będąc w pełni szczerą, czy to z nim czy z Lucasem, który niczego nieświadomy spędzał czas w mieszkaniu.
OdpowiedzUsuńTo nie o kompromitację chodzi, pomyślała szybciej niż zdążyła odpowiedzieć. Odetchnęła głęboko, a Nico po sobie zostawił jedynie zapach perfum. Wyraźne i mocne, kojarzące się jej jedynie z nim. To był odurzający zapach, który trwale odznaczył się w jej pamięci. Podobnie, jak inne drobne rzeczy związane z nim. Takie, o których pamiętać nie powinna była, skoro twierdziła i przekonywała cały czas samą siebie, że całkiem jej przeszło. Oszukiwanie bliskich i samej siebie niekoniecznie jej wychodziło. Mogła zaprzeczać i zapierać się rękami i nogami, obiecywać każdemu, że ta zagmatwana relacja już dawno jest za nią, ale przecież było widać jaka jest prawda. Gdyby szczerze już o Nico nie dbała, nie wymykałaby się z przyjęcia w jego towarzystwie.
Zawahała, kiedy omijając gości kierowała się w stronę wyjścia. Przystanęła w miejscu, aby ostatni raz obrzucić spojrzeniem salę zapełnioną ludźmi. Rozmowy wciąż się toczyły, jedne bardziej ożywione, a drugie mniej. Zdawało się, że nikt nie zwracał uwagi na pozostałych, a mimo to na plecach czuła palące spojrzenie. Nie ważne. Nic nie było już ważne. W końcu wyjście jeszcze niczego nie oznaczało, prawda? Nudzili się tutaj, wśród tych wszystkich ludzi tylko przy sobie znajdowali odrobinę rozrywki. Przy sobie nie musieli udawać, a przynajmniej nie w takim stopniu w jakim robiliby to przed innymi. Udawanie zainteresowania finansami, nowinkami ze świata polityki. To nie był klimat, w którym można było czuć się stuprocentowo dobrze. Zaledwie przez chwilę zastanawiała się, czy się jednak nie wycofać i nie zostawić go czekającego na nią.
Wymykając się towarzyszyło jej dokładnie te samo uczucie, przed którym tak bardzo się wzbraniała tyle razy w przeszłości. Dziwna ekscytacja i nutka zdenerwowania, bo co, jeśli ktoś ją zatrzyma? I dlatego, by nie wzbudzać zbyt wielu podejrzeń skierowała się do ogrodu, z którego wiedziała, że jest wyjście na główny plac. W razie, gdyby ktoś ją tam zaczepił zawsze mogłaby powiedzieć, że potrzebowała zaczerpnąć świeżego powietrza. To mogłoby nie przejść, gdyby została przyłapana przed głównym wejściem do budynku, które zaoferować mogło jedynie zaparkowane samochody i zachmurzone niebo.
Kombinowała bardziej niż należało. Mogłaby tego wszystkiego uniknąć, gdyby tylko powiedziała sobie dość, utrzymała tę samą granicę, którą wyznaczyła w urodziny. Gdyby utwierdziła siebie i Nico w przekonaniu, że nie są przyjaciółmi i nie będą nimi być z wielu znanych sobie powodów. I boleśnie była świadoma tego, jak będzie czuła się później, a mimo to brnęła dalej. Pojawi się zmęczenie byciem sekretem, choć teraz – o ironio – to Nico się nim stał. To niw on ją, ale ona jego ukrywała przed światem. Potrafiła bezbłędnie wyobrazić sobie emocjonalne zagubienie, które będzie jej towarzyszyło tak długo, dopóki w jakiś sposób nie ogarnie samej siebie.
Zostawiła za sobą światło oraz rozmowy, zmysłowy gwar przyjęcia znikał niczym ulatniający się na powietrzy dym. Weszła w półmrok, błądząc przez chwilę po ogrodzie. Mijała gęsto posadzone krzewy i wysoki bukszpany, które teraz pokryły się świeżymi, miękkimi liśćmi. Ogród został dyskretnie podświetlony, nadając niemal intymną atmosferę temu miejscu i gdyby się tak bardzo nie spieszyła, chętnie zwiedziłaby dalszą jego część i odkryła, co jeszcze w sobie kryje. Chłód, który niosła za sobą kwietniowa noc, musnął jej odkryte ramiona i łydki i pokryła je gęsią skórką. Odruchowo poprawiła jedwabny szal, ale był on tylko symboliczną osłoną, a nie materiałem, który faktycznie uchroniłby ją przed zimnem.
Powietrze przesiąknięte było zapachem świeżych roślin i ziemi – zapach, który każdemu uświadamiał, że wiosna zaczyna wkradać się w nowojorskie życie. Pewnym siebie krokiem szła po kamiennej ścieżce prowadzącej w stronę frontowego podjazdu. Jej szpilki rytmicznie stukały o podłoże i był to jedyny dźwięk, który towarzyszył brunetce. Na krótki moment spojrzała w zachmurzone niebo, nawet księżyc chował się za chmurami, jakby nie chciał być świadkiem tego, co robili.
UsuńJeszcze przez chwilę była sama, dopóki nie zauważyła go, gdy minęła ostatni rząd hortensji. Oparty o karoserię z lekko spuszczoną głową i dłoniach skrytych w kieszeniach. Przeszła jej przez głowę myśl, że wyglądał na kogoś kto miał w sobie zbyt dużo myśli. Przygryzła wnętrze policzka, przyglądając mu się tak przez parę sekund. Cień rzucany przez rosnące obok drzewo przecinał jego sylwetkę, ale nie miała żadnego problemu z rozpoznaniem go od razu. Charakterystyczne auto, którym jeździł nie miało z tym wiele wspólnego. Ukradkiem spoglądała na niego tyle razy, że rozpoznałaby go nawet w rzędzie setek podróbek.
Serce obijało się o jej żebra, chociaż przecież wiedziała, że tu będzie.
Zwolniła kroku, jakby chciała ukryć to, jak bardzo jej zależy. Przed sobą, przed nim i całym światem.
— Znam dobre miejsce, w którym można zniknąć — powiedziała cicho głosem, który idealnie wpasował się w ciszę nocy. — Dasz mi się tam zabrać?
Przystanęła niedaleko od auta. Dając zarówno sobie, jak i Nico ostatnią szansę na wycofanie się, na uzmysłowienie sobie, że może lepiej będzie, gdy oboje wrócą na przyjęcie lub chociaż jedno z nich. Była jednak bardziej niż pewna, że do środka nie wróci już żadne z nich.
Soph
Dawno już mieli za sobą etap tego co należało, a co chcieli. Tylko z jakiegoś powodu wciąż się dalej okłamywali i nie mogli dojść do sensownego porozumienia. Może, gdyby Sophia nie była taka uparta i skoncentrowana na tym, aby odciąć się całkiem byłoby inaczej? Może, gdyby uznała, że warto się odezwać to byłoby inaczej? Wiele razy chciała to zrobić, mimo, że myśli o Nico często uciekały z jej umysłu, gdy była w Sao Paulo. Z setką zajęć w ciągu dnia naprawdę nie miała tak wiele czasu na to, aby rozmyślać nad ich relacją, a potem niespodziewanie coś zaczęło się dziać między nią i Lucasem i to dało brunetce nadzieję na przyszłość, w której nie ma Nico. Rzeczywistość wszystko zweryfikowała, bo to jedno spotkanie, ten jeden konkretny prezent zmieniło wszystko.
OdpowiedzUsuńSpoglądała na niego z delikatnym uśmiechem, dokładnie chłonąc każdy detal jego twarzy. Błyszczące oczy, niewielki, ale zdradziecki uśmiech, który rzadko miała okazję obserwować, a przy ostatnich spotkaniach nie było go wcale. Odwzajemniła mu podobnym, momentami czując się tak, jakby z radości unosiła się nad ziemią, a nie stąpała po niej pewnym krokiem.
Potrafiła przed sobą przyznać, że poczuła zalewające ją szczęście, kiedy podsunął pomysł z ucieczką. Nie tylko dlatego, że nudziło ją bycie tutaj, że męczyła ją obecność tych wszystkich ludzi, ale dlatego, że to z nim miała opuścić przyjęcie. Towarzyszyło jej przy tym znajomy ciężar – mroczny i lepki, jak ciągnąca się smoła. Niepokój przeplatany wyrzutami sumienia, bo znów kogoś okłamywała. Z tym, że teraz to nie był Fabian, na którym może i jej zależało, ale nie na tyle, aby móc się zakochać, a Lucas. Osoba, która przez większość życia była jej bliska. Był kimś na kim mogła polegać. Niezależnie od pory dnia czy nocy, czy byli na tym samym kontynencie czy też nie. Wszystko wskazywało na to, że nie ważne, jak bardzo starała się skierować swoje uczucia w stronę kogoś innego, to jej spojrzenie zawsze powracało do Nico.
— Lubię chodzić własnymi ścieżkami — odpowiedziała wzruszając delikatnie ramionami. Był to prawie niezauważalny gest. Prawda była też taka, że gdyby nie musieli się chować to wyszliby stąd ramię w ramię. Bez uporczywego zastanawiania się, czy ktoś ich widzi czy nie. Nie przejęliby się tym, tak, jak nie przejmowali się tym na tamtym przyjęciu. Obecnie panowały zupełnie inne zasady, które doskonale rozumieli bez porozumiewania się między sobą.
Sophia miała wrażenie, że czas na moment stanął w miejscu, kiedy tak tu stali w subtelnym świetle księżyca, który odbijał się od maski samochodu. Atmosfera była gęsta, prawie widoczna gołym okiem. Dość zabawne było to, jak jednocześnie beztrosko się teraz czuła. Odsunęła na bok wszelkie zmartwienia, skupiając się na tym co jest tu i teraz. Bo jeśli jakieś problemy miały z tego wyjść, to prędzej czy później się pojawią. Po co miałaby psuć nastrój sobie i jemu zbędnym rozgrzebywaniem sprawy? Może i miała do tego tendencję, ale zdarzało się, że wiedziała, kiedy odpuścić.
Tej nocy chciała płynąć z prądem. Poddać się w pełni temu, co mieli sobie do zaoferowania, do powiedzenia. Szczególnie, że przecież wspólne wyjście jeszcze nic nie oznaczało. Nie złożyli sobie żadnych obietnic. Nie mieli żadnych oczekiwań wobec siebie. Przynajmniej nie powiedzieli na głos, że jakieś mają.
— Dziękuję — szepnęła, nim przemknęła obok niego, aby wślizgnąć się na miejsce.
Pamiętała ostatni raz, kiedy tutaj siedziała i jak źle się wtedy czuła. Była wtedy podłamana, bliska płaczu – choć może i wtedy już płakała, ale wspomnienia tamtego dnia nakładały się na siebie i chwilami już nie była pewna co jest prawdą, a co nie. Siedząca na fotelu Sophia z tego wieczoru nijak nie przypominała tamtej dziewczyny, która była w rozsypce z myślą, że cały jej świat się zawalił.
Wyjęła z małej torebki komórkę. Na wyświetlaczu powitało ją zdjęcie rozłożonego na plecach Chestera, który wylegiwał się w promieniach słońca. Uśmiechnęła się ciepło, ale nie poświęciła więcej czasu na podziwianiu fotografii.
UsuńOtworzyła aplikację z mapami, aby wstukać znajomy adres. Orientację w terenie miała średnią, a nie było sensu, aby krążyli po mieście i szukali odpowiedniej ulicy po znakach. Niespełna dwadzieścia minut miała zająć im droga do West Village, gdzie znajdowało się małe, kameralne i nienależące do popularnych miejsce, które przyszło Sophii pierwsze do głowy. Pozwoliła sobie też sięgnąć do panelu przed sobą, ale zamiast jak zwykle znaleźć pierwszą lepszą stację, sprawdziła czy jej telefon wciąż był podłączony i z lekkim zaskoczeniem zauważyła, że owszem. Automatycznie załączyła się ostatnia piosenka, której słuchała, a po aucie rozpłynęły się pierwsze dźwięki Brooklyn Baby od Lany. Zawahała się, czy nie zmienić piosenki, ale zostawiła ją.
Uśmiechnęła się delikatnie pod nosem, kiedy silnik samochodu cicho zamruczał. Było to potwierdzeniem, że opuszczali to miejsce.
Nie odzywała się zbyt wiele. Nie dlatego, że nie pozwalała jej na to atmosfera czy nie miała nic do powiedzenia, ale na ten konkretny moment żadne słowa potrzebne nie były. Zdawały się być po prostu zbędne. Aplikacja pokazywała, że znajdą się coraz bliżej Bedford Street. Czuła narastającą w niej ekscytację, ale także niepewność, bo co, jeśli mu się jednak ten pomysł nie spodoba? Przekona się i tak dopiero na miejscu, żadna siła by z niej teraz nie wyciągnęła, dokąd go zabiera. Z jakiegoś powodu chciała, aby to była niespodzianka.
Lubiła przechadzać się po West Village, która różniła się od pozostałych części Nowego Jorku. Nie czuła się tutaj, jak w betonowej dżungli. Architektura była inna, atmosfera spokojniejsza i bardziej kameralna. I właśnie przy jednej z wizyt przypadkiem trafiła do małego baru jazzowego, który na pierwszy rzut oka wyglądał na zapomniany. Drewniane, może nawet trochę nadniszczone czasem stoliki, gryzący, ale nie drażniący zapach dymu papierosowego, bo z jakiegoś powodu właściciel nie zabraniał gościom palenia w środku – to jedyne jej przeszkadzało, ale z czasem nie zwracała już na to uwagi – i przede wszystkim dźwięki saksofonu. Nie było żadnego szyldu, nie było napisów na oknach sugerujących co się tu znajduje. Jeśli ktoś nie wiedział, mógł po prostu przejść obojętnie nie odnajdując tego miejsca.
— Obiecuję, że tutaj nikogo nie będzie obchodziło kim jesteśmy.
I chociaż miała na myśli ich status, to zdanie podsycone było czymś jeszcze. Może tym, że jeśli pozwolą sobie na nieodpowiednie zachowanie, niestosowne spojrzenia to poza nimi nikt więcej na to nie zwróci uwagi.
Soph
Wiadomość od Lucasa nie powinna była jej zaskoczyć. Pisała do niego wcześniej, trochę marudziła. Wyjmowanie telefonu na tego rodzaju przyjęciach było raczej w złym guście, więc robiła to dyskretnie i rzadko. Zupełnie nie zwróciła uwagi na to, że wiadomości widział też Nico. Odpisała jedynie, że nie ma potrzeby. Wahając się przez moment czy nie przyznać się, że już stamtąd uciekła, ale ostatecznie tego nie zrobiła. Będzie mogła mu powiedzieć, jak już się spotkają. W zależności od tego, co wydarzy się później.
OdpowiedzUsuńPrzez większość czasu obserwowała miasto, kiedy mijali kolejne ulice. Wypatrywała ciekawych ludzi, którzy wychodzili się pobawić wieczorem, ale częściej jej wzrok uciekał w stronę Nico, na którego starała się nie patrzeć w nachalny sposób. Kierowała się ciekawością. Może trochę próbowała go rozgryźć. Sprawdzić, czy uda się jej wyczytać myśli z jego twarzy. Bezskutecznie, póki co. Zastanawiała się, czy również dla niego stanowiła teraz zagadkę czy może wręcz przeciwnie, a Nico był w stanie czytać z niej, jak z otwartej księgi? Obie opcje jej odpowiadały. Nieświadomie polubiła to, że jest w stanie przewidzieć jej ruch. Odnosiła wrażenie, że oboje balansują teraz na cienkim lodzie, nie do końca wiedząc, dokąd ich zaprowadzi ten wieczór i jak on się dalej potoczy. Wypiją drinka, posłuchają muzyki i porozmawiają na mało znaczące tematy? Pośmieją się z tych, którzy utknęli na nudnym przyjęciu czy wydarzy się coś niespodziewanego? Przy tej myśli pojawiły się nerwy, bo Sophia lubiła mieć wszystko poukładane i jasno wyjaśnione, ale przy nim rzadko mogła na to liczyć. W większości sytuacji, w których się znaleźli drażnił ją brak wiedzy. Obecnie z jakiegoś niewyjaśnionego powodu był on ekscytujący.
Uniosła lekko brew i spojrzała na niego zaciekawiona.
— Planujesz zgrzeszyć? — Planujemy chyba byłoby lepszym słowem. Te słowa wypowiedziane w półmroku na parkingu w mało znanej turystom czy nawet nowojorczykom dzielnicy niosły za sobą coś na kształt obietnicy. Lub tylko chciała tak myśleć.
Odpowiedź miała dopiero nadejść. Najpewniej w momencie, którego nie będą się kompletnie spodziewali. Kiedy została na parę sekund sama w aucie odetchnęła głęboko. Potrzebowała tych paru sekund, aby nie stchórzyć i nie powiedzieć czegoś, co całkiem mogłoby zrujnować wieczór. Byli tu jako znajomi i tego zamierzała się trzymać. Reszta… Reszta wyjdzie już z czasem.
Przybrała lekki uśmiech, kiedy otworzył jej drzwi i zgrabnie wysiadła z samochodu.
Ruszyła w stronę skrytego na uboczu baru i pchnęła drewniane, dosyć ciężkie drzwi. Tuż po przekroczeniu progu uderzył w nią zapach drewna, cytrusów wykorzystywanych do drinków. Muzyka leniwie rozpływała się po barze mieszając się z gwarem rozmów, choć ludzi wcale aż tak dużo nie było. Zeskanowała wzrokiem wolne miejsca licząc na to, że jej ulubione będzie wolne. Uśmiechnęła się lekko, kiedy tak się stało. Sięgnęła ręką do tyłu w stronę Nico, musnęła palcami jego dłoń, jakby chciała mu tym wskazać kierunek, w którym mieli się udać. Nikt nie zwrócił uwagi na to, że ktoś wszedł. Ludzie pogrążeni byli we własnych światach. Jedni wydawali się być skupieni na muzyce, inni na własnych myślach, kolejni na osobach, z którymi tu przyszli. Sophia wpasowała się w tę trzecią kategorię.
Wybrany stolik był na uboczu. Ciemnobrązowa skórzana kanapa miała już swoje lata, a Sophia po spędzonych tu godzinach wiedziała, że lepszego miejsca tu nie znajdą.
— Zaraz wrócę — obiecała, nim zostawiła go samego. Zaledwie na parę chwil, udała się tylko do baru, aby złożyć zamówienie. Nawet nie odeszła daleko, ot parę metrów. Atmosfera była spokojna, pozwalająca na chwilę wydechu i uspokojenie kotłujących się w głowie myśli. Sprawnie złożyła zamówienie, a barman jeszcze szybciej zabrał się za przygotowanie drinków. Old fashioned dla Nico, bo to klasyka i bo lubił whiskey, a ona o tym wiedziała. Dla siebie wybrała coś lżejszego, musującego z cytrusowym akcentem, który znikał na języku jak sekret.
Siedział tam, gdzie go zostawiła. W loży na uboczu z ręką opartą o siedzenie, skąpany w półmroku ze wzrokiem utkwionym gdzieś pomiędzy sceną, a światłami. Trwało to zaledwie parę sekund, jak go obserwowała. Żadna sensowna myśl się nie pojawiła. Żadna niepokojąca czy nakazująca jej uciekać również. Był… Zaskakujący spokój i cisza, a to było ostatnie czego się spodziewała. Z nieschodzącym z twarzy uśmiechem ruszyła w jego stronę, a już po chwili odstawiła na stolik oba drinki i zajęła miejsce obok Nico. Dość blisko, aby mógł wyczuć jej obecność, ale dostatecznie daleko, aby oboje mieli dla siebie trochę przestrzeni, gdyby jej potrzebowali.
Usuń— Wiem, że to raczej nie do końca twój wymarzony bar — powiedziała. Ich pierwsze spotkanie z imprezy przeniosło się do głośnego klubu z dudniącą muzyką i nie miała nic przeciwko temu. Miał duszę imprezowicza, nie oceniała. Każdy tego czasem potrzebował. — Ale może ci się spodoba.
Soph
Lubiła tutaj przychodzić ze względu na komfort, jaki dawało jej to miejsce. Absolutnie nikt jej tutaj nie kojarzył. Nie było żadnych rodzinnych czy uczuciowych skandali. Nie było złamanych obietnic, zerwanych przyjaźni. Zostawała ona i spokojna muzyka. Stawała się tutaj jedną z wielu, nikim szczególnym i w pełni to dziewczynie odpowiadało. Nie przyciągała spojrzeń, zawsze schowana w cieniu i na uboczu, bo gdy tu przychodziła to tylko po to, aby pomyśleć i oderwać się od rzeczywistości. I poniekąd uznała, że taka ucieczka przyda im się obojgu. Bo tutaj nie musieli niczego udawać, zupełnie jakby panujący półmrok sprzyjał mówieniu o rzeczach, o których lepiej było nie mówić w świetle dnia bądź przy ludziach. Ciemność dawała jej złudne poczucie bezpieczeństwa i nadzieję, że wypowiedziane sekrety nigdy nie wyjdą na jaw.
OdpowiedzUsuńMożliwe, że jeszcze jakiś czas temu czułaby się niekomfortowo spędzając z nim w taki sposób czas. Miałaby głowę pełną myśli i scenariuszy, ale dziś? Dziś jakimś cudem to wszystko od siebie odsunęła. Nie zerkała w telefon, czy przypadkiem nie pojawiła się nowa wiadomość od Lucasa lub od ojca, który już pewnie miał swoje podejrzenia. Nie rozmyślała nad tym, co będzie, gdy wstanie już słońce, a do niej dotrze, że po raz kolejny nie zachowała się fair wobec innych.
— Panują te same zasady — przypomniała — z nikim się tym nie dzielisz.
Uśmiechnęła się lekko, zanim sięgnęła po drinka. Niby wiedziała, że prowadził, ale nie planowali się – raczej – upić tu do nieprzytomności. Raczej nie przekroczy legalnego limitu alkoholi we krwi. Prowadzenie po alkoholu może było mało rozsądne, ale jeszcze nie było powiedziane, że wyjdą stąd zaraz po skończeniu drinków. W najgorszym wypadku wrócą uberem. To jeszcze nie byłby koniec świata.
— Dopiero z niego wróciłam. — Powiedziała. Czuła, że od ostatniego dnia w Brazylii minęły całe miesiące, a niespełna trzy tygodnie. — Skąd pomysł, że się tam wybieram teraz? — Zapytała. Przez chwilę zastanawiała się, czy coś mimochodem mu wspomniała, czy może przypadkiem słyszał jakąś jej rozmowę. Zaledwie parę sekund później zapaliła się jej w głowie czerwona lampka. Imogen. Oczywiście, mogła się tego spodziewać.
Westchnęła bezgłośnie, niemal z irytacją.
Przesuwała palcem po długiej nóżce kieliszka, obserwując jak skroplona wilgoć spływa po kieliszku, zanim skierowała wzrok na Nico.
— Na to, co mówi Imogen, trzeba patrzeć przez palce — oznajmiła. Nie była pewna czy wiedział, że ich widziała na tarasie i było to teraz mało ważne. Kącik jej ust lekko drgnął, aczkolwiek było w tym geście dużo kpiny i pewnego zdenerwowania. — Póki co tam nie wracam, a jeśli wydarzy się, że polecę to nie będzie to na stałe.
W Nowym Jorku miała ojca, a to on był jej głównym motywatorem, żeby wrócić do miasta i z niego na dłużej nie wyjeżdżać. Nie skończyła jeszcze studiów, a choć uniwersytet w Sao Paulo miał wiele do zaoferowania to chciała ukończyć Columbię. Nie ze względu na prestiż, który da jej ukończenie uniwersytetu z ligi bluszczowej. Miała tu też najbliższe koleżanki, znajomych i był tutaj przecież też on. Siedzący w niewielkiej odległości od niej chłopak, który tak bardzo wywrócił jej całe życie do góry nogami.
W ciemnym świetle twarz Nico skryta była w cieniu, ale nie potrzebowała jasności, aby widzieć w którym miejscu znajdują się zadrapania, gdzie skóra jest zasiniona i z której strony warga rozcięta. Nadawało mu to surowego wyglądu. Nie pasował do obrazka chłopaka z wyższych sfer, a kogoś kto przyzwyczaił się do bólu do tego stopnia, że ignorował jego obecność. Było w tym coś jednocześnie przerażającego, ale i przyciągającego. Może nie powinna była mu się aż tak uważnie przyglądać, czuć ścisku w żołądku. Ale trudno było odciągnąć wzrok od pozostawionych na twarzy śladów.
Zastanawiała się, ile bólu trzeba, aby znieczulić się na całą resztę.
— To wszystko jest tego warte? — Spytała cicho, prawie szeptem, który równie dobrze mógł umknąć w tle towarzyszącej im muzyki. Brzmiało to, jak pytanie o urazy, siniaki i zmęczenie związane z jego pracą, ale musiał wiedzieć, że kryje się za tym coś więcej.
UsuńSoph
Od samego początku nie podobał się jej fakt, że Imogen poszła do niego i wpychała mu wymyślone na poczekaniu kłamstwa. Nie miała żadnego powodu, aby stawiać ją w dobrym świetle przed nim, ale dziesiątki, żeby pokazać Sophię od najgorszej strony, zaburzyć tę już i tak chwiejną relację. Miała teraz za to świetną okazję, aby naprostować to, co mu powiedziała i liczyć, że jej słowa nie były na tyle przekonujące, aby Nico uznał, że to wersja Imogen jest tą prawdziwą.
OdpowiedzUsuń— Nie musiałam go przedstawiać. Tata już go zna, a Gwen nie jest istotna. — Przypomniała. Wspomnienia Sophii biegającej po wielkim ogrodzie w towarzystwie dwóch chłopaków były już wyblakłe i tak odległe, że równie dobrze mogły być one wytworem jej wyobraźni. — Może… Nie wiem. Wyszło z nim trochę spontanicznie i po prostu mieliśmy zobaczy, jak to się dalej potoczy samo — dodała. Wątpiła, że chciał słuchać o tym, jak na plaży w dość romantycznej scenerii doszło do czegoś więcej. Będąc na jego miejscu by tego nie chciała i uznała, że mu oszczędzi szczegółów. Byłoby to też niekomfortowe, dzielić się z nim czymś takim.
Lucas był świetny i nie mogła temu zaprzeczać. Wniósł do jej życia spokój, starał się zrozumieć sytuację, w której znalazła się Sophia i był kompletnym przeciwieństwem Nico czy Fabiana. W tej relacji nie musiała zastanawiać się nad niczym, krążyć, pytać i czekać ze zniecierpliwieniem. Mimo, że nie padły żadne deklaracje to czuła się przy nim pewnie, ale… Właśnie. Było „ale” i tym „ale” był Nico, który znów się pojawił. Na co mu pozwoliła, jeśli chciała mieć pretensję do kogoś o wprowadzanie zamieszania do życia, to musiała zacząć od siebie.
— Ale nie, nie wybieram się do Sao Paulo — potwierdziła — może na weekend czy dwa, ale póki co moje żyje jest tutaj. I nie chcę z tego jeszcze rezygnować.
Zrobiła przerwę w swojej wypowiedzi, nie będąc pewną, czy już teraz powiedzieć mu o zbliżającym się wyjeździe Lucasa. I tak by się dowiedział. Prędzej czy później.
— Ale Lucas wraca. — Jednak dowie się prędzej. Była tym odrobinę zawiedziona, ale co mogła zrobić? Nie zamierzała błagać, aby tu został i porzucił swoje całe życie, bo ona ma taki kaprys. Mogli spróbować na odległość, ale rozmowy przez telefon czy Face Time nie byłyby dla niej wystarczające. I dla niego też nie. — Ma tam pracę, przyjaciół, rodzinę, życie. Niełatwo się z tego rezygnuje.
Nie, nie pytała o siniaki. Bardziej niż siniaki martwiłaby się ewentualnymi obrażeniami wewnętrznymi, których mógł też przecież dostać. Jednak nie o to chodziło w jej pytaniu. Zdawało się, że nigdy nie było odpowiedniej chwili, aby mogli wyłożyć wszystkie karty na stolik, wyrzucić z siebie wszystko, bo nawet, gdy starali się to zrobić, wtedy w aucie, Sophia się przed powiedzeniem czegoś za dużo ciągle powstrzymywała. Nie chciała zmienić tego wieczoru w coś niekomfortowego. Po prostu rozmawiali i mogli przerwać w każdej chwili.
— Myślę, że wiesz o co pytam.
Oparła się o skórzaną kanapę, ale podtrzymywała jego spojrzenie. Trochę jak w walce, której nie chciała przegrać. Najczęściej była pierwsza do tego, aby uciec przed jego oczami, które potrafiły wyczytać z niej więcej niżby sobie tego życzyła. Był zbyt dobry w odczytywaniu jej lub ona zbyt otwarta.
— Może się mylę, ale… Nie powtarzamy przypadkiem tego, co już było?
Soph
Możliwe, że użyła złego słowa. Spontaniczność to nie było coś, co w większym stopniu było w stanie określić Sophię. Rzadko sobie na to pozwalała. Najpierw musząc przedstawić sobie wszystkie za i przeciw, a dopiero potem podejmowała decyzje. Czasami zdarzało się, że wkradała się do jej życia nieprzemyślana chwila. Patrząc na ostatnie miesiące to było ich naprawdę wiele. Nie wiedziała, jednak w jaki inny sposób mu wytłumaczyć, że to co zadziało się między nią, a Lucasem było przypadkowe i żadne z nich tego nie zaplanowało? W zasadzie to nie musiała nic mówić, mimo, że jakaś jej część chciała się wytłumaczyć. Jakby robiła coś złego za jego plecami i chciała zapewnić, że wcale tak nie jest. Absurdalne, takie to było.
OdpowiedzUsuń— Co jeszcze ci powiedziała? — Spytała. Ciekawość zżerała ją od środka, a do tego dołączyła irytacja na siostrę, która pakowała się w nieswoje sprawy. Spędzili tam trochę czasu, a tego Imogen nigdy nie marnowała. Skoro dostała okazję, to wykorzystała ją na pewno w stu procenach.
— Nie rozliczasz, po prostu rozmawiamy. — Zapewniła. Nie było to żadne przesłuchanie, raczej nie zmuszali się do tej rozmowy, a jeśli tak było to Sophia tego nie wyczuła. — Tak, jest w porządku, ale wszyscy mamy wady. Nie powiedziałabym, że jest za bardzo.
Wzruszyła delikatnie ramionami. Mogła się mylić, ale tyle razy ich wypowiedzi miały drugie dno, że zaczęła się zastanawiać czy i w tym tego nie było. Aż za bardzo wybrzmiało w sposób, którego nie potrafiła dokładnie określić. Pod wieloma względami Lucas do niej świetnie pasował. Łączyła ich wspólna kultura, język, parę zainteresowań, oboje mieli cichą i ułożoną naturę, a większe imprezy były dobrą odskocznią raz na jakiś czas. Mieli podobne plany na przyszłość. Już jako znajomi byli zgranym duetem, teraz stanowili dość zgrany związek, a tak przynajmniej to wyglądało.
Drgnęła, jakby od chłodu, ale w rzeczywistości stało się tak po usłyszeniu słowa było. Nie byli w stanie nawet nazywać tej relacji, którą między sobą wytworzyli. Istniało odpowiednie słowo na coś takiego, gdy oboje tak niezdecydowani krążyli wokół siebie nie wiedząc do końca, jak ze sobą postąpić?
Pokiwała w milczeniu głową, kiedy mówił i nie przerywała. Chłonęła każde słowo, próbując sobie to poukładać w głowie i zrobić w niej porządek. Może zrobiło się w niej trochę jaśniej, może znów pojawiła się namiastka nadziei, ale zgasła równie szybko. Dlaczego to musiało być takie trudne? Dlaczego nie mogło być przyjemnie i prosto? Tak, jak sobie wiele razy wyobrażała, że będzie, gdy już pozna kogoś za kim warto będzie się obejrzeć? Za dużo książek, filmów i scenariuszy w głowie.
— Wciąż to ma — wtrąciła cicho. Mogło to być tylko jej odczucie, ale czy byliby tutaj, gdyby coś ich nie ciągnęło? Opuściła głowę wzdychając ciężko i cicho, w pewien sposób czując się tak, jakby zrzuciła z siebie ciężar. Włosy opadły zakrywając jej twarz, tworząc na parę chwil obronny mur, za którym mogła się schować i wziąć w garść, dopóki nie podniosła jej z powrotem.
— Oboje mogliśmy powiedzieć nie, a siedzimy tutaj razem. I… Sporo się zmieniło, ale jednocześnie niektóre rzeczy wydają się wciąż być takie same.
Kiedy odwrócił wzrok ona również to zrobiła. Spojrzała w bok na innych ludzi pogrążonych we własnych rozmowach, niektórzy się śmiali, a inni z powagą wpatrywali w swoich rozmówców. Ile ten zapomniany przez świat usłyszał wyznań, sekretów?
Nie spodziewała się go tak blisko. Na moment wstrzymała oddech, słuchając. W jego głosie dominowała szczerość, o którą tak dawno prosiła i której się nie doczekała, aż do teraz. I kiedy ją już dostała nie była pewna, co należało odpowiedzieć.
— Wydaje mi się, że znów zmierzamy do tego miejsca — przyznała cicho — parę tygodni ciszy, jedno niespodziewane spotkanie i… I po raz kolejny balansujemy nad krawędzią, ale tak nam się to podoba, że nie możemy się powstrzymać i po prostu zanurzymy się w tym ponownie.
Nie była fanką stwierdzenia, a co by było, gdyby, ale teraz nie umiała zmienić toru swoich myśli. Zaśmiała się krótko, gorzko i z wyczuwalnym żalem, kiedy coś sobie uświadomiła. Coś, co wiedziała już dawno, ale teraz patrząc na to z jakiego miejsca uciekli, brzmiało niezwykle ironicznie.
Usuń— Wiele razy o tym myślałam — wyznała. To raczej nie powinno być dla niego zaskoczenie, że spędzała dość sporo czasu na rozmyślaniu nad sytuacją, w której się oboje znaleźli. — I sądzę, że gdybym została wtedy u ciebie po przyjęciu wiele rzeczy mogłoby się potoczyć inaczej.
Żałowała tamtego wieczoru. Tak pięknie rozpoczętego, a zakończył się w sposób, którego nie mogła przewidzieć. Liczyła wtedy na kompletnie inne zakończenie, odrobinę szczęśliwsze, a przede wszystkim w jego towarzystwie.
— Nigdy nic sobie nie obiecywaliśmy, a jednak płacimy za coś, czego nigdy nie dostaliśmy.
Soph🥀
Zaśmiała się pod nosem. Gorzko i bez jakiejkolwiek wesołości, bo w tym co powiedział nie było aż tak wiele prawdy, jak mogłoby się wydawać. Relacja z Lucasem wyglądała na poważną, Sophia chciała, aby taka była, ale jednocześnie to był dopiero jej początek. Jak można mówić, że coś jest poważne, kiedy trwa zaledwie parę tygodni? Nie padły żadne wielkie deklaracje, oboje tak naprawdę się odkrywali. Tę mniej znane rejony siebie, w końcu przez większość czasu byli tylko znajomymi.
OdpowiedzUsuń— Nie odnalazł. Może z tatą i Maddie, ale dla Gwen cokolwiek zrobię będzie złe, Imogen jej przytakuje i to niemożliwe, aby ktokolwiek kogo przyprowadzę odnalazł się w tej rodzinie czy został przez wszystkich zaakceptowany. — Mruknęła. Już nawet nie było jej z tego powodu przykro czy źle. Taka była rzeczywistość, w której przyszło brunetce egzystować. Zaakceptowała nieprzyjemne fakty i robiła dalej swoje, bo co mogła zrobić więcej?
Zacisnęła usta, nie chcąc przyznać, że jej siostra mogłaby mieć w czymkolwiek rację. Nie znały się, a to co o niej wiedziała było powierzchowne. Nigdy nie miały okazji, aby poznać to, co skrywało się przed światem. Zedrzeć z siebie warstwy, o których wiedzieć mogą tylko siostry. Ale Sophia taka właśnie była. Niezdecydowana, poszukująca czegoś, czego sama nie potrafiła nazwać. Komplikowała najprostsze sprawy, bo nie potrafiła zaakceptować tego, że nie wszystko ma drugie dno i doszukiwała się rzeczy, które nigdy nie istniały.
— Z ostatnim ma rację. I oboje to wiemy — rzuciła gorzko. Nawet nie wiedziała skąd brała się w niej ta silna potrzeba, aby tak wszystko analizować i rozbierać na małe części, które mogłaby obejrzeć z każdej strony. — Chyba wyrobiłam sobie taki mechanizm obronny. Wiesz, jeśli się przygotuję na najgorsze, to nie może nie zaboli to aż tak bardzo — dodała cicho i niechętnie. Nie lubiła mówić o sobie. O tej wersji siebie, którą ukrywała przed światem.
Poderwała na niego wzrok, gdy tak nagle urwał. Spoglądała na niego z mieszanką niepokoju z wątpliwością, czego jeszcze chciała? Nie wypowiedziała tego na głos, nie będąc pewną czy chciała poznać odpowiedź. Mogło chodzić o coś banalnego i najpewniej chodziło, ale Sophia nie chciała sobie wyobrażać dzielenia się Nico z Imogen.
— Myślałeś nad tym, co mogłoby z tego być? — Spytała. Nie chciała dawać sobie tym żadnych nadziei. Próbowała traktować to jako zwykłą rozmowę dwójki dorosłych, dojrzałych ludzi. Takich, którzy mieli swój moment, ale nie wykorzystali go w odpowiedni sposób. — Czasami myślę, że mieliśmy już swoją szansę. W tych urwanych chwilach, spojrzeniach, których nikt nie widział. W treningach, rozmowach, ciszy między słowami. I może to tak właśnie miało być. Może tylko tyle mogliśmy unieść.
Spojrzała na dłoń, która przesunęła się w jej stronę na stoliku. Zawahała się przez chwilę, nim i jej własna zbliżyła się do dłoni Nico. Nieśmiało uniosła kąciki ust, a w chwili, kiedy się zetknęły jej ciało przeszył przyjemny prąd. Taki znajomy i przyjemny, który towarzyszył jej właśnie w tych momentach, które dzielili tylko między sobą.
— Ale nie wiem czy te urwane momenty mi wystarczą — dodała — nigdy nie były wystarczające.
Poczuła pewnego rodzaju ulgę, że mogła z siebie to wyrzucić, że nie czuła się oceniania przez niego, że nie wyśmiewał tego w żaden sposób czy nie próbował powiedzieć, że to tylko było w niej. Oboje się pogubili w tych emocjach i nie wiedzieli, jak się z tego wyplątać, ani czy chcą się wyplątać.
— Odnoszę wrażenie, że wiemy co robić. Tylko boimy się powiedzieć pewne rzeczy na głos.
Soph
To było, jak igranie z ogniem. Niebezpieczne i prowadzące do tragedii, ale jednocześnie ciężko było się temu uczuciu oprzeć. Powoli zaczynały pojawiać się ostrzegawcze sygnały, aby przerwać rozmowę i wejść na znajomy grunt. Pozostać w tym dziwnym zawieszeniu, do którego w pewnym stopniu się przyzwyczaili. Chciała to rozegrać w inny sposób, aby nie byli tak przytłoczeni słowami, które padły przy stoliku.
OdpowiedzUsuń— Jak bardzo niezdecydowane dzieci. — Stwierdziła. Mówili wiele, ale wciąż żadne z nich nie potrafiło podjąć decyzji, która byłaby odpowiednia. Lub nawet zła. Chciałaby wiedzieć skąd brało się to niezdecydowanie. Może z faktu, że nigdy tak naprawdę żadne z nich nie było w pełni samotne? Była Alex i Fabian, teraz był Lucas. I chociaż Sophia nie chciała o nim myśleć w ten sposób, to był przeszkodą, która powstrzymywała ją przed zrobieniem odważniejszego kroku.
— Nie, nie jesteś taki. Ty po prostu robisz, a ja… Zadaję za dużo pytań, na które czasem nie ma jednoznacznej odpowiedzi. — Westchnęła cicho. Zmarszczyła czoło kompletnie nie spodziewając się tego, co powiedział dalej. Zazdrosny? Wróciła myślami do tamtego dnia i teraz poczuła się jeszcze gorzej. Nie należało ruszać rękawic. Teraz to wiedziała.
Dalsza część zdania zaskoczyła ją chyba jeszcze bardziej.
Zacisnęła usta, nie będąc pewną, jak na to zareagować. Speszyła się tym wyzwaniem bardziej, niżby sobie tego życzyła.
— Przepraszam. Za trening i za działanie na nerwy. — Odwzajemniła spojrzenie starając się ze wszystkich sił je podtrzymać i nie wykonać klasycznego dla siebie ruchu uciekania w bok. — Ale za całowanie nie przeproszę.
Zrobiła krótką pauzę. Odetchnęła głębiej, jakby właśnie miała zamiar pozbyć się ciążącego jej na sercu sekretu, który zbyt długo w sobie trzymała.
— Nie przeproszę za całowanie. Nie, kiedy to coś, czego również chcę. — Spodziewała się, że głos od przepełniających ją emocji się załamie, ale był zaskakująco spokojny i stanowczy. — Kiedy cię znów pocałuję, chcę to zrobić poprawnie. Nie wtedy, kiedy nikt nas nie będzie widział. Gdy to zrobię, to będzie prawdziwe. Bez kłamstw. Bez zastanawiania się, czy to, co między nami jest, jest czymś, czego trzeba się wstydzić.
Wypowiedź nie niosła za sobą żadnej obietnicy, a raczej pewną decyzję, że to kiedyś się stanie. Nie teraz, ale w momencie, gdy będą na to już gotowi. Na tyle, na ile dadzą radę.
Odsunięta dłoń, której ciepło czuła jeszcze chwilę, była niczym kubeł zimnej wody wylanej prosto na nią. Orzeźwił ją brak ciepła drugiego ciała, pozwolił trzeźwiej myśleć. Dostrzegła tę niewielką zmianę w jego nastawieniu. Dla brunetki to był, jak sygnał ostrzegawczy, że jeszcze jedno pytanie i odepchnie go od siebie jeszcze bardziej, że zamknie się w sobie i nie będzie chciał nic więcej mówić. Nie zrobiłaby tego po raz pierwszy. Zbyt wiele razy zapędzała go w róg oczekując odpowiedzi, na które po prostu nie był gotowy.
Sięgnęła po kieliszek drżącą dłonią. Nie na odwagę, chociaż wcale nie pogardziłaby, gdyby procenty trochę jej dodały. Potrzebowała zwilżyć gardło, a może potrzebowała chwili przerwy od wszystkiego, co działo się przy stoliku. Już nawet nie była pewna, w którym momencie przeszli do takich wyznań, które zdawało się, ale padły zbyt późno.
— Wiem, Nico. To mnie też męczy. — Mogła nie sprawiać wrażenia, jakby i dla niej to była męcząca sytuacja, ale zbyt długo w tym trwali, aby nie odczuwała zmęczenia niedopowiedzeniami. Westchnęła, trochę poddając się już wieczorowi. — Ale nie umiem ruszyć do przodu, kiedy wiem, że my wciąż istniejmy. Nie, kiedy mówisz mi te wszystkie rzeczy i patrzysz na mnie, jakbym coś dla ciebie znaczyła.
Głos miała przepełniony zrezygnowaniem. Fizycznie czuła, jak siły opuszczają jej ciało, wywieszają białą flagę w poddaniu. Dostrzegała coś podobnego w jego oczach. To zmęczenie niedopowiedzeniami, analizowaniem wszystkiego, co się wydarzyło. Tego było zwyczajnie za dużo.
UsuńZnalazła w sobie jeszcze odrobinę siły, aby dodać jedną, ale ważną dla nich rzecz:
— Nie chciałabym, abyś był kimś innym. Polubiłam cię za to, jaki jesteś, a nie za to kogo mógłbyś udawać.
Soph
Przynajmniej raz nie chciała kierować się napędzaną przez emocje chwilą. Jeśli coś miało się między nimi wydarzyć, ten jeden jedyny raz, niech odbędzie się na warunkach, które mogłaby w miarę kontrolować. Bo aż zbyt dobrze wiedziała, że gdyby poddali się temu teraz, to znów staliby przed niewiadomym. Odsunęliby się od siebie speszeni, że może jednak ktoś widział. Znów by kłamali. Znów ona by kłamała. Nie mogli zbudować czegoś zaczynając od kłamstw. Przecież już to wiedzieli. Przez miesiące męczyli się w tym zawieszeniu, unikali siebie, aby w tych krótkich momentach, które ze sobą dzielili udawać, że wszystko jest w porządku.
OdpowiedzUsuńSophia nie wiedziała czego w tej chwili oczekuje. Jakiej reakcji czy odpowiedzi. Niezbyt mogła przygotować się na cokolwiek, bo z Nico bywało tak, że robił to, co uważał za słuszne. Mógł pociągnąć temat dalej albo nie. I tym razem wybrał drugą opcję. Przyjęła to z pewnego rodzaju ulgą. Wracać do tego nie zamierzała. Rozmowa może nie była w pełni skończona, ale na ten moment wyglądało na to, że powiedzieli sobie wystarczająco wiele.
Zamrugała kilka razy, jakby musiała przetworzyć luźno rzuconą przez Nico propozycję.
Oczywiście, że chciała wrócić. Już na samym początku wiedziała, że nie potrafiłaby tego robić z kimś innym, a tamten moment w siłowni jej to boleśnie uświadomił. To nie było zajęcie, którym chciała się dzielić z kimś innym.
— Poniedziałek ósma. Zanotowane. — Potwierdziła.
Mogła śmiało stwierdzić, że trochę zdążyła go już poznać i to zaproszenie do powrotu na treningi, było ważniejsze niż jakiekolwiek słowa, które mógłby do niej powiedzieć. Bo było czymś, co było między nimi pewne i prawdziwe. Czymś znajomym. Na resztę jeszcze przyjdzie czas, a jeśli nie… Jeśli nie, to chociaż będą mogli dobrze spędzić czas. Czuła się dobrze po tych treningach nie tylko fizycznie, ale też i psychicznie. Mogła się wyładować, a po wszystkim nie miała sił, aby myśleć o rzeczach, które tylko niepotrzebnie zaprzątały jej głowę.
— Nie chowam się za nikim — zaprzeczyła — tamto… Nie powinno się było wydarzyć i tyle. Dałam się niepotrzebnie namówić — dodała wzruszając ramionami.
Nieszczególnie chciała myśleć o tamtym poranku. Od samego początku źle się z tym czuła, a potem było tylko gorzej.
Odetchnęła nieco głębiej. Mimo tego, że rozmowa wcale nie należała do łatwych nie czuła żadnego nieprzyjemnego ciężaru, nie zrobiło się niezręcznie. Jak dojrzale, pomyślała z przekąsem, bo jeszcze jakiś czas temu to mogło się potoczyć zupełnie inaczej.
— Też to lubiłam. — Przyznała. Podążyła wzrokiem za jego dłonią. Kilka prostych uderzeń, które przedzierały się przez dźwięki muzyki i kobiecy głos. Powróciła wzrokiem do niego. Nie doszukiwała się niczego w spojrzeniu, którym ją obdarzył, chociaż jakaś jej część naprawdę tego chciała. To bywało silniejsze od niej, ale tym razem znalazła w sobie dość siły, aby nie zastanawiać się, co to konkretne spojrzenie może znaczyć, czy może teraz nadejdzie ten moment, który znów coś zmieni.
— Tam, gdzie zawsze? — Spytała, chcąc się upewnić, że trafi do odpowiedniego klubu. Jeszcze by tego brakowało, aby pokręciła adresy.
To dało jej namiastkę normalności. Tego, że między nimi jeszcze może być normalnie i tak, jak na początku. Pomijając emocjonalne zagubienie, w którym oboje się znaleźli. Ale może właśnie tego potrzebowali? Odrobiny znajomych zajęć, które nie sprawią, że będą zastanawiać się, który gest znaczy co.
— Nie miałam okazji ci podziękować. Są piękne. Idealne.
Soph
Nie musiała, ale chciała mu podziękować.
OdpowiedzUsuńZwłaszcza, że nie była to rzecz, o której mogłaby zapomnieć za dwa dni. Nie był to nieprzemyślany prezent, który został kupiony dla świętego spokoju. Rękawice były przemyślane, a przede wszystkim niosły za sobą masę wspomnień. Tych dobrych, których Sophia chciała trzymać się tak mocno, jak to tylko było możliwe. Bo nawet w tych najgorszych momentach, kiedy sama myśl o Nico sprawiała, że serce rozdzierało się jej na małe kawałeczki, to w tych chwilach znajdowała ukojenie. Jakkolwiek idiotycznie to mogło brzmieć.
— Mhm, bo w każdym sklepie sprzedają rękawice z inicjałami — mruknęła zaczepnie. Ale to tylko jej pokazywało, że nie była to rzecz, którą chwycił w pierwszym lepszym sklepie sportowym. Zresztą, nawet, gdyby tak było to wciąż miałyby one sentymentalną wartość. I dla Sophii nie było ważne skąd je miał, ile na nie wydał. Trzymała się tego, że o niej pomyślał i poświęcił czas, aby znaleźć takie, które będą idealne tylko dla niej.
— Będę na czas.
I wraz z tym nie była nawet pewna, kiedy wspólny wieczór dobiegł końca. Mogła siedzieć tam bez końca, jednak była bardzo świadoma tego, że w końcu – nawet niezauważalnie – znów mogłaby rozpocząć temat, który na ten moment miał zostać ucięty. Tym razem też nie czuła, jakby zostawiali za sobą niewyjaśnione sprawy. Coś się zmieniło, choć jeszcze nie była w stanie wskazać palcem na to, co dokładnie było inne. W każdym razie, było inaczej i nie czuła tej dziwnej pustki, która zwykle jej towarzyszyła po rozstaniu z nim. Było po prostu łatwiej. Bez niewyjaśnionych ciężarów.
Jakimś cudem do apartamentu dotarła przed wszystkimi. Czy to przyjęcie naprawdę było tak udane, że spędzali tam tyle czasu? Nieszczególnie chciała nad tym myśleć ani tym bardziej nie zamierzała czekać na to, aż wrócą. Mogła spodziewać się niewygodnych pytań, na które nikomu odpowiadać nie chciała. Wolała skupić się na tym, co miała przed sobą. I te parę dni do poniedziałku zdawało się być trwającą nieskończonością, którą zapełniła nauką i Lucasem, przed którym nie chciała mieć tajemnic, bo zwyczajnie na to nie zasługiwał. Na bycie tym drugim czy opcją zapasową. Przyznała, że spędziła wieczór z Nico, ale w typowy dla siebie sposób ominęła szczegóły, które chciała zachować tylko dla siebie. Widziała po jego minie, że nieszczególnie był z tego zadowolony, ale też nie mówił niczego, co w jakiś sposób sprawiłoby, że brunetka poczułaby się źle ze swoimi decyzjami. Nawet jeśli powinna się tak poczuć. Mogła znów kłamać i udawać, że znajduje się w innym miejscu niż faktycznie jest. Jednak wiedziała, że prędzej czy późnej kłamstwa wyjdą na jaw i zabolą bardziej niż gdyby powiedziała prawdę. Ustaliła sobie tyle, że jeśli znów ma wejść w jakąś relację z Nico, to nie może popełniać tych samych błędów i po raz kolejny chować się po kątach, bo to prowadziło jedynie do katastrofy, a kolejnych już zwyczajnie nie chciała.
W umówionym dniu stawiła się dwadzieścia minut przed czasem. Wykorzystała ten dodatkowy czas na to, aby się przyszykować, trochę rozciągnąć i nastawić na intensywny poranek. Zdążyła się od nich już odzwyczaić. Siłownia może nie świeciła pustkami, ale było tu o wiele mniej ludzi niż się spodziewała. Nie rozmyślając zbyt długo o tym usiadła na macie niedaleko ringu. Splątała włosy w kucyka. Skupiła się na własnym oddechu, odliczyła od dziesięciu i zaczęła od powolnego rozciągania ciała. Nie spieszyła się. Pozwalała ciału rozgrzać się we własnym tempie, poniekąd nie chciała rozciągnąć tylko mięśni, ale i własne myśli.
Była podekscytowana. Tak po prostu. Możliwością spędzania z nim czasu w sposób, który oboje lubili i wróceniem do treningów, które przynosiły jej naprawdę wiele radości. Żadne zajęcia z jogi, pilatesu, zumby czy co tam jeszcze było dostępne na siłowni, na którą chodziła, nie dawały jej takiego Powera.
Wsłuchiwała się w potrzeby własnego ciała i w tym samym momencie usłyszała charakterystyczne skrzypnięcie drzwi. Przyklęknęła na macie i powędrowała w ich stronę wzrokiem.
Usuń— Mówiłam, że będę na czas — odezwała się. Nawet się nie wahała nad przyjściem tutaj. Już wtedy w barze zadecydowała, że będzie i nastawiła się. Mogła jedynie obawiać się tego, że to może Nico się rozmyśli, ale nic podobnego nie miało miejsca. — Za to ty się prawie spóźniłeś — dodała i zerknęła na wiszący nad drzwiami zegar. Miał jeszcze co prawda parę minut, ale to jeszcze nie oznaczało, że zamierzała sobie podarować małą zgryźliwość.
Soph
Planowała podejść do tego ze spokojem.
OdpowiedzUsuńŻadnych oczekiwań. Żadnych niedomowień. Po prostu dwójka znajomych, która umówiła się na trening. Odsunęła na bok to, co powiedzieli sobie w barze. Jeśli miało się udać, to Sophia nie mogła kierować się plątaniną uczuć, w których pogubiłaby się zanim by w nie jeszcze weszła. Starała się przywołać tę dziewczynę, która przekraczała próg dokładnie tej siłowni parę miesięcy temu. Pamiętała, jak odrobinę zagubiona się czuła w tym miejscu. Jak niepewnie i śmiesznie stawiała kroki. I to była dobra strategia. Teraz tylko musiała zrobić wszystko, aby nie spaść z tego toru, a o wypadek przy nim wcale nie było trudno.
— Nie? Och, trudno. Jakoś sobie będę musiała bez tego poradzić — westchnęła. Może chciałaby usłyszeć z jedną pochwałę, ale to zależało tylko i wyłącznie od tego, jak sobie poradzi. Zresztą, wcale nie była łasa na pochwały. Były miłe, ale tylko wtedy, jeśli coś oznaczało. Rzucanie pochwał, które nic za sobą nie niosły było bez większego sensu.
— Bardziej już nie będę.
Potrzebowała tylko chwili, aby mocniej związać włosy, które dziś wyjątkowo nie chciały z nią współpracować. Zawiązała je w mocnego kucyka i schyliła się po rękawice, które wcześniej położyła obok maty, na której ćwiczyła. Wsunęła w nie ręce. Wciąż pachniały nowością, nie miała żadnej okazji, aby się nimi porządnie nacieszyć. Aż do teraz. Starała się też zignorować to lekkie zdenerwowanie i jakoś je zamaskować. Z jakiegoś powodu, ale nie chciała, aby Nico to zauważył. To miał być tylko miło spędzony czas we dwójkę. Powrót do korzeni, o. Tak mogła to nazwać.
Podchwyciła jego spojrzenie, które dodało jej odrobinę pewności.
Doceniała, że nie było o tej porze tłumów. Nie potrzebowała teraz publiczności. Odkąd pamiętała to wszystko wolała robić bez dodatkowych par oczu. Obecność obcych ją stresowała. Od małego wystawiona była na świecznik przez ojca, ale to wcale nie sprawiło, że dzięki temu zyskała większą pewność siebie. Wręcz przeciwnie i gdy tylko mogła, to szukała schronienia przed ludźmi. Bardziej chyba doceniała spędzany z kimś czas, jeśli nie musiała zastanawiać się nad tym, co sobie ktoś może pomyśleć, a o tym myślała zdecydowanie zbyt często.
Liczyła, że nie zapomniała tego, czego już ją wcześniej nauczył. Bez niego nie praktykowała, bo po co? Poprzedni raz był pierwszym od… Bardzo długiego czasu. I skończył się szybciej niż zaczął. W zasadzie to wtedy miała wrażenie, że błądzi po omacku.
Stanęła na środku, tak, jak powinna, przenosząc ciężar ciała z nogi na nogę, rozgrzewając się jeszcze chwilę w miejscu. Minęło już sporo czasu i mogła sporo zapomnieć, ale ciało zdawało się, że doskonale pamiętało co robić. Nie przychodziło jej tak instynktownie, jakby chciała, ale na pewno z większą gracją niż na samym początku.
Sophia spojrzała na Nico, czekając. Może nawet z wyzwaniem w oczach. Poddać, zbyt łatwo i szybko, się nie zamierzała.
— To co panie trenerze, zaczynamy? — rzuciła zaczepnym lekkim tonem.
Soph
Pamięć miała dobrą, może nie doskonałą, ale wystarczającą, aby przypomnieć sobie drobne szczegóły z ich lekcji bez większego problemu. Napięcie miała zostawić za sobą, być bardziej elastyczną, a chociaż brzmiało to na łatwe – to wcale takie nie było. Nie, gdy w głowie kotłowały się różne myśli. Nie potrafiła w magiczny sposób odciąć się od tego, co jej ciążyło. I nie chodziło tu teraz tylko o Nico. To była skomplikowana sytuacja, ale na ten moment starała się patrzeć na niego tak, jak na początku. Jak na dawnego przyjaciela, z którym nie miała dawno kontaktu – to by się zgadzało. Odłożyć na bok wszystkie, emocjonalne jak i fizyczne, reakcje, gdy robił coś, co sprawiało, że serce szybciej trzepotało w jej piersi. To był moment, aby oczyścić głowę i pozwolić sobie na chwilę zapomnienia. W sposób, który znała i w którym czuła się dobrze. Nawet jeśli miała długą przerwę to stojąc tu teraz przed nim było zwyczajnie dobrze. Jakby wróciła tam, gdzie być powinna.
OdpowiedzUsuń— Pamiętam. — Przytaknęła również skinięciem głowy. Może tylko trochę zależało jej na tym, aby wiedział, że spędzone godziny nie poszły na marne, a Sophia naprawdę uważała, gdy dzielił się z nią wiedzą. Że nie była tu tylko, aby odreagować, ale czegoś się faktycznie nauczyć.
To nie był egzamin, choć trochę się tak czuła. Widziała przecież to kontrolujące jej postawę spojrzenie, choć nic nie powiedział i wzięła to za dobry znak. Starała się z tego zbyt mocno nie cieszyć. Dopiero zaczynała po długiej przerwie. To normalne, że pojawią się błędy i nie powinna być zdziwiona, gdyby te pojawiły się szybciej niżby tego chciała. Obiecał też, że nie będzie się z nią cackać i faktycznie na to liczyła. Nie było absolutnie żadnego powodu, aby traktować ją pobłażliwie. Dobra, może tylko trochę, ale gdyby te treningi miały wyglądać jeden do jednego, jak jego, to padłaby pewnie z wycieńczenia po dziesięciu minutach.
— Nie patrzę tak na ciebie. — Przewróciła oczami. Jasne, że byłoby miło wygrać, ale dziś nie brała tego pod uwagę. Może następnym razem. Och, już planowała kolejny raz.
Pokręciła głową, ale zaledwie chwilę później po rozbawieniu nie było już śladu na jej twarzy. Stopy stabilnie przylegały do podłoża, ciężar rozłożył się równomiernie. Wzięła głęboki wdech, a potem jeszcze kolejny. Skupiała się na każdym swoim ruchu, na pracy bioder, czy odpowiedniosię rozciąga, na tym, czy każdy mięsień działa tak, jak powinien. Starała się, aby ciosy były one krótkie, kontrolowane. Ciało zapamiętało o wiele więcej niż była gotowa przyznać przed samą sobą.
Czuła się… Lekko. Jakby cały świat zewnętrzny przestał się liczyć. Była tu tylko ona, Nico, który przyjmował na siebie jej ciosy. Nie patrzyła na niego, nie posyłała ulotnych spojrzeń, które można było zrozumieć dwojako.
Poruszała się płynnie. Serwowała cios za ciosem. Nieidealnie, ale na odświeżenie pamięci jej to w zupełności wystarczyło. Starała się być zwinna i precyzyjna, jakby nic innego nie istniało. Wystarczył jeden zbyt gwałtowny ruch, aby na krótki moment straciła równowagę. Na ułamek sekundy, prawa stopa oderwała się od podłoża. Złapała oddech. Szybki i krótki, ale nie z bólu – z frustracji, która równie dobrze mogła się wylewać teraz z jej oczu.
To miało się nie wydarzyć.
I chociaż jeszcze kilka minut temu mówiła sobie, że błędy się pojawią i są częścią treningu, to wcale nie oznaczało, że chciała je akceptować.
Zacisnęła zęby i ustawiła się ponownie.
Chciała zetrzeć ten błąd z pamięci.
Swojej i jego.
Soph
Nie chciała rozpraszać się tym błędem. Były nieodłączną częścią nauki i przecież o tym wiedziała. Zamiast roztrząsać ten błąd, skupiła się na tym, co należy poprawić. Jeśli jej zależało, potrafiła być zawzięta. O czym Nico miał się o tym okazję już przekonać wcześniej, że nawet jeśli jakaś niepoprawność ją wytrąciła z równowagi na krótki moment, to nie pozwalała im sobą zawładnąć. Przynajmniej tutaj, bo w życiu prywatnym było zupełnie inaczej. Tam porażki pożerały ją żywcem, ale tutaj? W tym miejscu miała nad nimi kontrolę, łatwiej było wyciągać z nich wnioski.
OdpowiedzUsuń— Dzięki — rzuciła krótko w odpowiedzi. Wykorzystała tę chwilę na łapanie oddechu. Ton jego głosu okazał się bardziej kojący niż mogłaby przypuszczać. Nico brzmiał inaczej niż zazwyczaj. Nie była pewna, czy to kwestia tego, gdzie się znajdowali, czy kryło się za tym coś innego. Ale nie było to też teraz szczególnie ważne.
Sophia nie poruszyła się nawet o milimetr, kiedy mówił dalej. Nawet lekko zamarła, gdy na barkach poczuła skórzane rękawice. Zatrzymała swój wzrok na jego, dokładnie przetwarzając każde wypowiedziane przez Nico słowo. Ich spojrzenia spotkały się na moment – bez fajerwerków, bez żadnych podtekstów, bez flirciarskiego błysku, ale mimo to wciąż było to intensywne spojrzenie. Coś drgnęło w jej klatce piersiowej, jak wtedy, gdy jeszcze niczego między sobą nie skomplikowali.
W tym konkretnym momencie był dla niej kimś więcej niż znajomym - osobą, której mogła zaufać w tym, co robi. Ton głosu, subtelny dotyk – może w ramach pocieszenia po drobnej pomyłce – był jak przypomnienie, że nawet, gdy zrobi coś źle, to wciąż zasługuje na pochwałę i wcale nie musi być idealna w każdej sekundzie życia. Że nawet z błędami była coś warta. A to przecież był tylko trening. Niedoświadczonej dziewczyny z człowiekiem, który zarabiał w ten sposób na życie, który zbierał nagrody za swoje osiągnięcia i który miał za sobą lata doświadczeń.
— Wiem o tym. Nico —
przyznała cicho, ale niewiele mogła poradzić, że czasami chciałaby być we wszystkim dobra od razu. Tyle, że to nie było miejsce na idealizm. Perfekcyjności nie dało się osiągnąć, bo zawsze – bez względu na to, jak człowiek się przykłada – znajdzie się coś, co można byłoby poprawić. — Nie chciałam go po prostu popełnić — dodała. Kto chciał?
Westchnęła krótko, chcąc się tym przygotować do powrotu. Wróciła do pozycji, podskoczyła lekko na palcach, starając się wrócić do wcześniej narzuconego sobie rytmu i wziąć do serca, to co podpowiedział jej Nico. Ale potrzeba kontroli, przynajmniej na początku, okazała się zbyt trudna do zbycia. Zupełnie, jakby każdy mięsień trzymał w sobie echo wydarzeń sprzed chwili i nie pozwalał się rozluźnić. Zamiast elastyczności było nieodpuszczające napięcie.
Podświadomie wiedziała, że niewiele ma to wspólnego z tym krótkim potknięciem. Bo chodziło o coś więcej. O nieodpuszczający stres. Ciągłą presję, którą narzucała sobie sama. O wszystko, o czym nie mówiła na głos. Chodziło też o nich, chociaż teraz – ku własnemu zaskoczeniu – odkryła, że związkowe problemy zeszły na dalszy plan i nie były tam ważne, jak wydawało się jej wcześniej.
Przez moment zaczęła się zastanawiać, czy nie odpuścić.
W tej samej sekundzie poczuła ukłucie pod skórą, które było niczym sygnał nie rezygnuj i zamierzała się tego posłuchać. Dla samej siebie. Uczucie lekkości pojawiło się po chwili, jakby właśnie zrzuciła z siebie trudny do usunięcia ciężar. Jej ruchy stały się bardziej płynne, gdy zdała sobie sprawę z tego, że to nie ona prowadzi, a ciało samo decyduje nad kolejnymi ruchami.
I wtedy spojrzała na Nico.
Może szukała w jego oczach pochwały. Cichej i przeznaczonej tylko dla niej. Może chciała zobaczyć w jasnym spojrzeniu to, czego jeszcze jej nie powiedział. A może… Może potrzebowała zobaczyć to, że wierzy w nią bardziej, niż ona czasem w samą siebie.
Soph
Nie sądziła, że ot – zwykły trening – w swój sposób może okazać się tak… Wyzwalający. Niewielkie doświadczenie z tym miała, ale z jakiegoś powodu założyła, że będzie dziś lekko i po przyjacielsku, a tymczasem Sophia w pewnym momencie całkiem się wyłączyła. Kompletnie skupiona na własnych demonach, które potrzebowała z siebie wyrzucić. Przyszła z zamiarem dobrej zabawy, a nie kompletnego wyrzucenia z siebie wszystkiego, co w niej siedziało. Ale może właśnie tego potrzebowała. Tego zastrzyku adrenaliny, momentu oderwania się od rzeczywistości. Tego, czego nie znalazłaby w żadnym innym miejscu. Poza tą siłownią, tym treningiem nie było nic innego, co pozwoliłoby jej się w taki sposób wyłączyć. Zresetować i nabrać dystansu.
OdpowiedzUsuńCzasami słowa były zbędne. Tak, jak w tej chwili. Żadne z nich nie musiało się odzywać, aby przekazać sobie to, co chcieli. Samo spojrzenie okazało się w zupełności wystarczające. Ona również nie chciała się odzywać, aby nie zepsuć tego momentu.
Coś w niej drgnęło po jego słowach. Jakby rozchyliły coś, co Sophia starała się ukryć przed światem i samą sobą. Od wypowiedzi biła szczerość, której mocno teraz potrzebowała i której zamierzała się mocno chwycić. Zdała sobie też sprawę z tego, że na tych treningach Nico miał okazję widzieć tą Sophię, która w jednej chwili rozpadała się z tkwiącej w niej frustracji na kawałki, a potem z uporem podnosiła i docierała do celu. Była tu dziewczyną, którą z jakiegoś powodu bała się być na zewnątrz. Bo było zbyt wiele obaw, bo co mogą sobie pomyśleć inni. A tutaj i przy nim? Miała wady, popełniała błędy i wyciągała z nich lekcje. Przy nim nie udawała. Nie starała się na siłę być kimś innym, dopasować się, bo… Bo w jakiś dziwny sposób tu pasowała.
Milczała. Może trochę za długo. Napawała się tymi słowami i pozwoliła, aby jej ego zostało miło połechtane.
— Dobrze się stało. — Przytaknęła po chwili, a na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Nie taki, który do czegoś by mógł prowokować. To jeszcze nie był odpowiedni czas na to. — Chcę tu wracać. A poza tym… Nie osiągnęłabym tego sama. Trafiłam na dobrego nauczyciela
Opuściła ręce luźno wokół ciała. Trochę już wyczerpana wszystkim, co miało tu miejsce, a jednocześnie wciąż czuła głód po więcej. Nie była w pełni nasycona. Jednak w tej chwili potrzebowała krótkiej przerwy. Od słów, których nie spodziewała się usłyszeć, a które niosły za sobą nieznośną lekkość, zdawało się, że powietrze wokół nich zgęstniało. Może też i od krótszego dystansu między nimi. Dostatecznie daleko od siebie, aby dać sobie nawzajem przestrzeń, ale irytująco blisko, aby siebie wyczuwać.
Zacisnęła lekko usta, czując znajome pieczenie za oczami, które za wszelką cenę chciała przed nim ukryć. I doceniła, że sam odwrócił wzrok pierwszy. Już wiedział, w których momentach potrzebuje tego odpoczynku od zaglądania sobie w oczy i wyciągania z nich prawdy.
— Nie wiesz, jak bardzo potrzebowałam to usłyszeć — powiedziała cicho, prawie szeptem. Jakby powiedzenie tego głośniej mogło w niej coś zaburzyć. Zaśmiała się cicho w sposób, który sugerował, że próbowała zamaskować własne emocje. Wzruszenie, które nią zawładnęło, bo dla Sophii to było coś więcej niż słowa.
Przez krótki czas patrzyła się w jakiś punkt przed sobą. Pozbierała się w sobie, na tyle na ile mogła, a kiedy znów spojrzała na Nico nie patrzyła na niego, jak na trenera czy chłopaka, którego całowała w ukryciu. Ale jak na kogoś, kto dokładnie wiedział, czego w danej chwili potrzebowała.
— Dobra — odchrząknęła. Może zbyt szybko odsuwając od siebie to, co miało tu miejsce. Ale znała siebie, on ją również, to była tylko próba zamaskowania momentu, aby nie zrobiło się zbyt poważnie. — Pokaż mi coś nowego.
Jeszcze nie była gotowa skończyć na dziś.
Zbliżyła się do niego z tańczącym na ustach zadziornym uśmiechem i błyskiem w oku.
— Chyba, że boisz się, że nauczę się szybciej od siebie i do końca życia będziesz musiał znosić moje wyższościowe spojrzenie.
Wypowiedziane wcześniej słowa zostawiły w niej ciepły ślad, którego mocno zamierzała się chwycić.
Soph🪻
— Brakowało mi tego.
OdpowiedzUsuńPowiedziała to otwarcie. Bez uników czy plątania się we własnych słowach. Szczerze za tym tęskniła. Nawet za spływającymi po karku kropelkami potu, drżącymi mięśniami i płytkim oddechem, ale przede wszystkim za tym, że mogli spędzić razem czas. W tych trzech słowach zawarła, tak się jej wydawało, wszystko czego przez tych parę miesięcy nie miała. Z jednej strony to była jej wina, z drugiej jego. Ale doszukiwanie się kto zawinił bardziej było bez sensu. Szczególnie, że udało im się odnaleźć wspólny grunt, na którym nie było tego, co złe czy zakazane.
Lubiła dużo mówić. To nie była żadna niespodzianka. Rozkładać emocje na mniejsze kawałeczki, łączyć je ze sobą niczym puzzle, a gdy jakieś elementy do siebie nie pasowały to szybko się frustrowała. W tym momencie takie zagranie było zbędne. Wszystko było jasne i zdawało się być również niezwykle proste, co było miłą odmianą po towarzyszącym chaosie.
Przechyliła delikatnie głowę na bok i prawie parsknęła śmiechem w odpowiedzi.
— Aww, jestem tak dobra, że mistrz się boi swojego ucznia? — Była tą krótką wymianą zdań rozbawiona. I wdzięczna, że nie ciągnęli dalej tego – odrobinę – zawstydzającego dla niej momentu. Może i czuła się przy nim komfortowo, ale nie musiała od razu zdzierać z siebie wszystkich warstw. Nico wiedział o niej znacznie więcej niż by tego chciała i widział ją w momentach, które do tej pory zarezerwowane były tylko dla niej, ale też i w takich, które wcześniej nie istniały i to on je tworzył pokazując, że można inaczej.
Zmarszczyła nieco brwi, jakby dłużej zastanawiała się nad jego słowami.
— Masz innych? — Spytała udając zszokowanie i zawód. Ton mógł prawie zakrywać o zazdrość, ale wcale nie o nią chodziło. Może tylko odrobinę, bo lubiła myśleć, że w tej kwestii jest wyjątkowa, ale przecież wiedziała, że zdarza mu się ćwiczyć z kumplami, którzy w przeciwieństwie do niej wiedzą i umieją więcej. Zgadywała, że właśnie o nich chodziło. Ale to jeszcze nie oznaczało, że zamierzała sobie darować dogryzanie mu. Chyba oboje trochę za tymi małymi zgryźliwościami się stęsknili, a jakie miejsce byłoby lepsze do tego niż to?
— Hej! Nie płakałam — zaprotestowała głośno i stanowczo. Bardziej próbując przekonać siebie niż jego. — Chyba cię łzy nie wprawiają w dyskomfort, co? Ale zapamiętam. Może to wykorzystam, jak czegoś będę chciała — dodała z rozbrajającą szczerością. Nie, zdecydowanie nie była typem, który wymusza cokolwiek płaczem. Nawet w dzieciństwie nie korzystała z tej karty. Jak naprawdę miała potrzebę popłakać to wolała robić to w miejscu, do którego nie ma nikt poza nią dostępu. Tylko, że znowu, Nico miał tę umiejętność wkradania się w te miejsca, a ona mu na to pozwalała. Zupełnie nie widząc żadnych przeszkód w tym, aby obserwował ją w tych jednych z najwrażliwszych momentów.
— Może pomaga, a może po prostu je lubię. — Przewróciła oczami. — Dziękuję za tę możliwość.
Sophia się rozluźniła. Dając sobie pozwolenie na to, aby nie stać ciągle na baczność. Tak było zwyczajnie łatwiej, kiedy czuła, że może się dobrze bawić, a o to w tym chodziło przecież. Była tu co prawda też po to, aby nauczyć się czegoś nowego, ale przewyższała dobra zabawa i miło spędzony czas we dwójkę.
Odgarnęła z czoła grzywkę na bok i wbiła w niego wzrok. Dokładnie śledząc każdy ruch, który jej teraz pokazywał. I wyglądało to na o wiele bardziej skomplikowane niż się spodziewała, ale w końcu sama o to prosiła. Narzekać na pewno nie zamierzała zacząć, a w dodatku… Miło się na niego patrzyło. Zbyt miło.
— To było szybkie — skomentowała z krótkim śmiechem. Może chcąc ukryć trochę zdenerwowanie, bo pojawiła się myśl, co, jeśli sobie nie poradzi. Ale nie dała się jej rozwinąć. To spróbujesz jeszcze raz, nie dramatyzuj.
Soph🌺
Sophia fizycznie wręcz czuła, że wracają do niej siły. I było to błogie uczucie, którego było jej mało. Poniekąd mogła to porównać do dostania zastrzyku energii, ale nie tylko takiego metaforycznego, a prawdziwego. Wbijającego się prosto w żyłę, po której rozprzestrzeniła się nadająca większy sens wszystkiemu energia. Było to dziwne, ale też i przyjemne uczucie.
OdpowiedzUsuń— Właśnie tak było.
Wcale nie wypierała się tego, że – z naciskiem na odrobinę – się rozkleiła. Nie planowała tego, nie chciała tego, ale się stało. Na szczęście miała w sobie resztki samokontroli, a zaszklone oczy to wszystko, na co sobie pozwoliła. Było to na swój sposób oczyszczające, dało jej kopa do dalszego działania i korzystała z niego śmiało. Bo jeszcze tego ranka kończyć z nim nie chciała. I po tych spojrzeniach czy uśmiechach, wiedziała, że Nico również dobrze spędza czas. Pozwoliła sobie myśleć, że wiedziałaby, gdyby udawał, że sprawia mu to radość. W takich chwilach zaciskał szczękę, robił się nagle obojętny, ale nie na tyle, aby ktoś mógł bezpośrednio odczuć jego nastawienie. Miał na to swój sposób, którego Sophia nie potrafiła wytłumaczyć. To trzeba było poczuć.
Świat na moment zwolnił, kiedy potwierdził, że i jemu tego brakowało. Wymieniać po kolei rzeczy nie musieli. Bo i po co, skoro doskonale wiedzieli za czym tęsknili? Poczuła, jak robi się jej ciepło na sercu, że nie jest jedyna w tej sytuacji.
Nie było sensu przedłużać tego momentu, który był na swój sposób piękny przez to, że nie trwał w nieskończoność. Cóż, jakby nie patrzeć, ale byli mistrzami tych krótkich chwil, z których należało czerpać garściami zanim się skończą. To może nie do końca była jedna z takich chwil, bo wciąż trwała. Zmieniła tylko swoją dynamikę. Sophia śledziła każdy ruch, próbując dokładnie je zapamiętać, aby móc je potem odtworzyć. I trochę się zawahała, ale też byłą zbyt uparta, aby się poddać. Jeszcze tego brakowało, aby miała tu wywiesić białą flagę i wrócić do domu ze spuszczoną głową.
W ruchach Nico nie było wahania. Była płynność, której mogła mu pozazdrościć. Poruszał się dokładnie tak, jak powinien ktoś na jego miejscu. Sprawnie, pokusiłaby się nawet o stwierdzenie, że było w tym coś delikatnego, choć te słowo i boks raczej nie szły ze sobą w parze.
— I dalej to podtrzymuję. — Potwierdziła. Polubiła wyzwania, a szczególnie te z nim, a tak po prostu wycofać się nie zamierzała. Miała niezliczoną ilość prób, mógł w każdej chwili wkroczyć i podpowiedzieć co robi źle, gdzie popełniła błąd i poprawić pozę, aby zaczęła znowu. — A bez tego też będę mogła się patrzeć? — Wypaliła, szybciej niż pomyślała. Łatwo się przy nim zapominała. Zbyt łatwo, ale dało jej to też krótkie spojrzenie w przeszłość, gdzie zachowywała się podobnie i rzucała tekstami, o które normalnie by siebie nie podejrzewała.
— Ale może najpierw ty się popatrz i powiedz mi, co poprawić — dodała sprowadzając się na ziemię.
Podniosła wzrok, a kiedy napotkała jego uśmiechnęła się lekko jedną stroną. Krótko, bo już chwilę później przybrała skupioną minę chcąc odtworzyć kroki, które chwilę wcześniej jej pokazywał. Zrobiła to z większą gracją niż się spodziewała, ale gdzieś tam wciąż była spięta i brakowało jej pewności. Tylko przez to, że wiedziała, że jest obserwowana. Bardziej niż do tej pory, bo gdy stał przed nią i przyjmował ciosy było znacznie łatwiej wyobrazić sobie, że jest tylko nieznajomym, który przyjmuje na siebie uderzenia, niż gdy stał z boku i śledził każdy jej najmniejszy ruch.
Soph🌺
I bez jego podpowiedzi czy uwag zauważała, że nie jest do końca tak, jak być powinno. Nie dołowała się tym. Próbowała dopiero pierwszy raz. Mogła to robić nieograniczoną ilość razy, choć prędzej czy później jedno z nich straciłoby cierpliwość. I Sophia byłaby pierwsza do rzucenia rękawicami o ziemię w frustracji. Czego, oczywiście, nie zamierzała zrobić. Przede wszystkim dlatego, że te konkretne zasługiwały na lepsze traktowanie. Nie były tylko rzeczą ani czymś co można byłoby zastąpić. Inną kwestią było to, że takie zachowanie było zwyczajnie idiotyczne i nie na miejscu. Kończąc dwanaście lat rzucanie przedmiotami o ziemię już nie pasowało.
OdpowiedzUsuń— Dobrze. — Odparła, żałując, że ma związane włosy i nie mogła ukryć uśmiechu. Jakim cudem takie drobne, może nawet mało znaczące rzeczy, które sobie mówili wprawiały ją w zakłopotanie, a siedząc w tamtym barze bez zająknięcia potrafiła mu powiedzieć, że ma ochotę i chce go całować? Ba, była blisko, aby to zrobić, a powstrzymywała się jedynie resztkami zdrowego rozsądku.
Może chodziło o to, że tutaj w świetle dnia i mocnych świateł wszystko było wyraźniej widać? Każde zawahania, każde drgnięcie ust, rumieńce, które wkradały się na policzki. Głównie jej, ale to mogła zwalić na wysiłek fizyczny, a ten dał jej i tak nieźle w kość. Już czuła jutrzejsze zakwasy, ale były wszystkiego warte. Nie tylko były przypomnieniem, że coś ze sobą zrobiła, ale przede wszystkim przypominały co robiła.
Wstrzymała na moment oddech, kiedy stanął za nią. Blisko, ale z dystansem. Nie takim, który mówił, że nie chce znaleźć się bliżej, lecz takim, który informował, że jest i jeśli będzie potrzebowała, to znajdzie się bliżej. Sama prawie zrobiła krok w tył, co spowodowałoby zderzeniem się z jego torsem, ale zamiast tego słuchała uważnie. Tu za wysoko. Biodra nie mogą iść aż tak do tyłu.
— Wiem — westchnęła, trochę rozdrażniona tym faktem — jest…, kiedy stoisz z przodu jest inaczej, ale jak jesteś z boku czy za mną… To nie twoja wina. Spróbujmy jeszcze raz.
Specjalnie użyła też liczby mnogiej. Bo nawet, jeśli to ona teraz głównie pracowała to siedzieli w tym razem. Zasługi nie były jej, ona chłonęła podawaną jej wiedzę. Taką, o której niektórzy mogliby tylko pomarzyć. Znaleźć się jeden na jeden z mistrzem w boksie, trenować pod jego okiem. Doceniała to, co Nico sam wiedział i nie umniejszała jego sukcesom, ale w tej chwili był po prostu Nico. Nie było tytułów, nie było mistrzostw. Byli oni – on z wiedzą, ona z chęcią nauki. Prostszego układu nie można byłoby znaleźć.
Delikatnie przekręciła głowę w bok. Trochę tak, jakby chciała na niego spojrzeć, może coś powiedzieć czy zrobić, ale w ostatniej chwili pojawiło się zawahanie, a Sophia wycofała się z tego, cokolwiek planowała.
Wzięła głęboki wdech, przetrzymała powietrze w płucach przez parę sekund, a po chwili powoli je wypuściła. Tyle tylko potrzebowała, aby wejść na nowo w odpowiedni nastrój. Skupiona, wciąż trochę spięta, bo to wcale nie było takie łatwe do pozbycia się, jakby chciała. Ale dawała radę. Powtarzała kroki, nie unosiła ramienia tak wysoko, jak wcześniej i starała się trzymać je na wskazanej wcześniej wysokości. Przestała też tak wiele myśleć i pozwoliła na to, aby to ciało ją poprowadziło, które zdawało się, że wiedziało samo lepiej co robić.
Soph🌺
Dzisiaj nie oczekiwała od siebie perfekcji. Oczywiście, że chciałaby ją osiągnąć, ale musiała myśleć realistycznie. Gdyby dalej do niej dążyła, nie znając jeszcze w pełni wszystkich kroków, nie będąc tak pewną tego, co robi, jak być powinna, to sfrustrowałaby się tylko szybciej i zepsuła sobie humor. A to był zbyt dobry dzień, aby czymkolwiek sobie go popsuć.
OdpowiedzUsuńByła świadoma błędów, które popełniała. Przynajmniej niektórych z nich, a pozostałe wskazał jej Nico. Te najbardziej oczywiste rzucały się jej w oczy i starała się je przy kolejnej próbie poprawiać. Aż w końcu czuła, że na dziś osiągnęła wystarczająco. Wciąż, mimo wszystko, nie miała chęci, aby na dobre kończyć. Tylko, że nie mogła też myśleć tu o sobie, a wziąć pod uwagę fakt, że Nico może mieć też plany na resztę dnia. To, że sam wyszedł z tą propozycją jeszcze nie oznaczało, że chciał spędzić z nią na siłowni cały poranek. Zerknęła krótko na wiszący nad wejściem zegar, aby z zaskoczeniem zauważyć, że od rozpoczęcia minęło prawie półtorej godziny.
Miał dziś nieodgadnione spojrzenie. Takie, którego wcześniej u niego nie widziała. Była w nim mieszanka uczuć, które wprawiały jej ciało w przyjemne drżenie, ale także uspakajały i pozwalały na to, aby odetchnęła. Zatrzymała się, nie dążyła tak drastycznie do celu, który – jeszcze – nie istniał.
Roześmiała się po jego słowach. Tak prawdziwie i głośno, ale nie w prześmiewczy sposób.
— Zapomniałeś do kogo to mówisz? — Zapytała. Och, gdyby to tylko było takie proste. Ale, jeśli coś jej ten dzień udowodnił to to, że ma w sobie siłę, aby nie analizować każdej jednej rzeczy. — Overthinking to mój najlepszy przyjaciel. — Przewróciła oczami, wciąż zachowując humor przy tej odpowiedzi. — Ale wiem, że masz rację. Parę razy mi się dziś udało wyłączyć nadmierne myślenie. Łatwiej było… bez tego — dodała z odrobiną dumy w głosie i machnęła ręką w okolicy głowy. Tak, bez setek myśli biegających luzem po głowie było o wiele łatwiej i przyjemniej. Może skoro dziś się jej udało w paru sytuacjach nie myśleć tak intensywnie, to mogłaby to w przyszłości przełożyć również na życie prywatne.
Nawet, gdyby chciała, to nie potrafiłaby ukryć przed sobą czy przed nim faktu, że była po prostu zadowolona i dumna z własnych osiągnieć dzisiaj. Zresztą, taki chyba był cel, prawda? Sięgać po nowe, uczyć się, a nie tylko stać w miejscu.
— Postaram się, aby następnym razem było jeszcze lepiej. — Obiecała. Sobie albo jemu. Bez znaczenia. Nie chciała osiadać na laurach, a sięgnąć po jeszcze więcej. Profesjonalnej kariery nie planowała, a dobra zabawa jej w pełni wystarczała. — Ktoś mnie tego nauczył — dodała. Mrugnęła do niego, a także lekko się uśmiechnęła.
— Hm, czyli jak wybiorę przerwę dostanę bardziej po tyłku? — Spytała, ale wcale nie wyglądała, jakby jej to miało przeszkadzać. Co prawda, nie pogardziłaby, gdyby dostała pięć minut przerwy. Na chwilę usiąść, złapać oddech, zwilżyć gardło. Czuła niemal smak lodowatej wody z dozownika, na który już jakiś czas zerkała. — Pięć minut?
Właściwie to nie czekała na odpowiedź, bo już zdejmowała rękawice.
— Albo dziesięć… Rozbudziłeś moją ciekawość. — Droczyła się z nim. Jej postawa, lekko kpiący uśmiech i iskierki w oczach sugerowały, że nastawiona jest na dobrą zabawę. — Mniej łagodny. Brzmi… Obiecująco.
Soph🌺
Czekając na odpowiedź zaczęła się zastanawiać, czy może jednak nie przesadziła. Między nimi, przez większość czasu, było naprawdę bardzo luźno. Pewne rzeczy, które mówił Nico uchodziły mu na sucho i podobnie było z nią. Przy niewielu osobach czuła się na tyle komfortowo, aby pozwolić sobie na więcej.
OdpowiedzUsuń— Przepraszam — mruknęła, choć wcale nie brzmiała na osobę, której jest przykro. Nie, kiedy usta wyciągnęła w nieco prowokującym uśmiechu. — Łatwo mi się przy tobie zapomnieć — przyznała i lekko wzruszyła ramionami. Tak, bywały chwile, kiedy dziesięć razy zastanawiała się nad tym, co powiedzieć, w jaki sposób i dobierała słowa starannie, a potem nadchodził taki moment, gdy wyrzucała z siebie słowa i nie myślała nad nimi jakoś specjalnie długo.
Odkręciła podaną przez Nico butelkę. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak spragniona była, dopóki nie wzięła pierwszego łyka. Usiadła na ławce z cichym westchnięciem i odchyliła głowę do tyłu opierając nią o ścianę. Powoli zaczęło też do niej docierać, jak zmęczona się poczuła. Będąc na nogach nie myślała za bardzo o zmęczeniu. Miała zajęcie, skupiała się na odpowiednich ruchach i na Nico, ale teraz, gdy już siedziała i miała okazję się wyciszyć, zaczęła odczuwać skutku dzisiejszego treningu. Naprawdę za tym tęskniła. Nawet za tym dyskomfortem spowodowanym zmęczeniem. Za rozmowami z nim. Za byciem parą przyjaciół. Wciąż nie była pewna, czy daliby radę być tylko nimi. Nie po tych słowach, które padły w barze, ale z jakiegoś powodu odnosiła wrażenie, że teraz żadne z nich nie pozwoliło na to, aby ta skomplikowana sytuacja między nimi, miała negatywny wpływ na trening i na nich.
Odwróciła głowę w jego stronę i powoli przesunęła wzrokiem po jego profilu.
— Mogę się posta… — Urwała momentalnie i prawie przewróciła oczami słysząc samą siebie. — Rozważę to. I może następnym razem zostawię idealność za drzwiami. — Poprawiła się. Sama zresztą zauważyła, że jest lepiej, gdy nie dba tak o każdy szczegół. Tutaj nie musiała. Nie było oczekiwań, nie było żadnej presji. Nie wyszło? Trudno. Wyjdzie następnym razem albo za dziesięć kolejnych. Nie musiała dążyć do żadnej mety.
Opuściła na moment wzrok, który zatrzymała na jego dłoniach trzymających butelkę. Myślała, co odpowiedzieć i jak zareagować. Wycofać się czy wręcz przeciwnie?
— Chętnie — odpowiedziała po chwili. Czas bez rękawic brzmiał… Obiecująco. Nie miała, co prawda, żadnych oczekiwań. Nie wyobrażała sobie nic konkretnego. Możliwość spędzenia z nim czasu poza siłownią nie była czymś, co Sophia mogłaby sobie darować. Druga sprawa była taka, że nie chciała tego odpuścić.
— Dobrze nam zrobi, jak czasem stąd wyjdziemy — zaśmiała się. Cóż, ona może nie mieszkała w siłowni, ale Nico na pewno. Więcej razy widywała go w sportowych ciuchach niż bez nich. — Czy po prostu się boisz, że stanę się lepsza i odbiorę ci tytuł? — Rzuciła odrobinę kąśliwym tonem. Nawet, gdyby jakimś cudem boks miał się stać czymś więcej niż oderwaniem od rzeczywistości i chęcią spędzenia czasu z Nico, to szanse na to były poniżej zera, ale jeszcze przecież nikomu od żartów nic się nie stało. Nawet jeśli były one kiepskie.
— A tak na poważnie — poprawiła się na ławce, na której zdążyła już trochę zjechać — to brzmi miło.
Sophia nie chciała niczego spychać na bok czy udawać, że to co się dzieje to tylko dobra zabawa. Chwilowo to tak traktowała, aby nie komplikować spraw jeszcze bardziej. Bo oboje potrzebowali chwili na to, aby sobie to poukładać. Bo był Lucas. Bo mimo, że miała chęć przysunąć się bliżej na ławce i zrobić rzeczy, których robić nie powinna, to wstrzymywała się przed tym. Bo Nico i Lucas zasługiwali na coś więcej niż jej wieczne niezdecydowanie.
Soph🌺
Poczucie lekkości, które jej towarzyszyło przy Nico było zwyczajnie przyjemne. Trochę tak, jakby nagle wszystkie problemy przestawały mieć znaczenie. I chyba po części nawet tak było. Przekraczając próg siłowni wyłączyła się na wszystkie nieprzyjemności zewnątrz. Tutaj była Soph – tą dziewczyną, która przyszła po trochę wycisku i dobrej zabawy i tą, która tu przyszła, bo absolutnie nie była gotowa na to, aby odmówić sobie spędzania czasu z Nico. Nawet jeśli wyszłoby im na dobre całkowite zerwanie kontaktu to… To było w nim coś przyciągającego, coś czego przy nikim innym nie czuła i wątpiła, że ktokolwiek byłby w stanie go zastąpić.
OdpowiedzUsuń— Pewnie jeszcze nieraz mi się zdarzy. — Stwierdziła. Momentami czuła, że między nimi nie ma żadnych granic. I może to nawet nie było uczucie, a po prostu fakt. Powstrzymywała się przed wieloma rzeczami w obawie o myśli innych. — Och, lubisz to? Zapamiętam sobie.
Na chwilę zamilkła, aby przemyśleć sobie to, co właśnie powiedział. Z drugiej strony nie chciała nad tym myśleć zbyt intensywnie, bo wiedziała, że nic dobrego z tego nie będzie. Już i tak dość długo wytrwała w postanowieniu, że nie będzie wszystko analizować od podstawy, aż po same końce. Przyznała to już wcześniej, ale faktycznie było w duszy lżej, kiedy nie zastanawiała się nad każdym jednym szczegółem. Wątpiła, że na dobre pożegna się z tym zainteresowaniem, ale to był dopiero początek, prawda? Wszystko jeszcze przed nią, a jak na pierwsze razy to wychodziło całkiem nieźle.
Szczerze już nie pamiętała, kiedy mieli taki moment. Ot, niby zwyczajny i luźny, wypełniony wzajemnym śmiechem i pozbawionym trosk. Bez udawania, bez dziwnych gierek, po których nie wiedzieli co ze sobą zrobić. Mimo to, wciąż w coś grali – może już nie w tak otwarty sposób, może nieco dojrzalej, choć co do tego nie miała żadnej pewności, a chwilami czuła się jak zagubiona w świecie dorosłych nastolatka.
Sophia mogła uciec. Wymyślić na poczekaniu jakiś żart, który wybuduje między nimi mur, ale nic podobnego nie zrobiło. W milczeniu spoglądała, jak się przysuwa i nie zrobiła nic, co mogłoby wskazać na to, że ta bliskość jej przeszkadza. Zamiast tego delikatnie pochyliła się w jego stronę, aby oprzeć swoje ramię o jego. Zrobiła to trochę zbyt ostrożnie. Obawiając się nie jego, ale swojej reakcji.
— Ja też nie przyszłam tu tylko na trening — przyznała. Nie widziała sensu w tym, aby okłamywać siebie czy jego. Zresztą, czy to nie było jasne? Tak, tęskniła za treningami, ale to była sprawa drugorzędna. Wytrzymałaby bez nich. Ba, mogłaby przeżyć już całe życie bez nich i byłoby w porządku. Nie potrafiła przyznać, że byłoby dobrze, gdyby go więcej nie zobaczyła. Bo by nie było. Może na parę tygodni, jak wtedy, gdy była w Brazylii i głowę zajętą miała wszystkim innym, ale nie nim.
Przekręciła głowę, nie do końca zdając sobie sprawę z tego, jak blisko teraz była. Ale bliskość nie była dla niej problemem. Teraz nic nim w zasadzie nie było.
— Kiedy obudziłam się rano, nie do końca wiedziałam, po co tu idę. — Powiedziała miękko i bez zawahania, jakby właśnie opowiadała mu o dzisiejszej pogodzie i możliwych opadach deszczu w południe. — A teraz… siedzę tu z tobą i nie chcę, żeby się skończyło.
Soph 🌺
Z początku nie wiedziała, co się dzieje. Dużo mówiła, przestała zwracać uwagę na to, co się działo wokół nich. Tu butelka wydała z siebie cichy dźwięk, kiedy plastik się nagle wyprostował, klimatyzacja cicho chodziła w tle, gdzieś zza drzwi słychać było innych ludzi. Ale tutaj byli tylko oni. Sophia wciąż mówiła. Wylewając z siebie uczucia z ostrożnością, jakby bała się naruszyć jakąś granicę między nimi. Nie od razu zareagowała, kiedy dłoń Nico zacisnęła się na jej karku z surową pewnością, a potem przyciągnął ją do siebie, gwałtownie, bez delikatności, bez ostrzeżenia. Ich usta zetknęły się w krótkim pocałunku, który mogła przysiąc, że miał w sobie coś brutalnego. Zostawił po sobie coś więcej niż smak i rozgrzaną skórę – zostawił palące pragnienie, które rozlewało się po całym jej ciele.
OdpowiedzUsuńZamarła.
Instynkt kazał się jej odsunąć, jakby musiała odzyskać równowagę, której nagle zabrakło. Serce waliło jej w piersi z taką siłą, że to aż bolało. I było jasne, że jej obecny stan niewiele ma wspólnego z wcześniejszym treningiem, który i tak zostawił ją w rozsypce. Sophia nie zdążyła nawet złapać oddechu, kiedy poczuła, jak Nico się cofa – wciąż czuła ciepło jego dotyku na karku, a już słyszała znajomo brzmiące przeprosiny.
Przeprosiny, których nie chciała słyszeć.
Nie teraz.
Nie zastanawiała się nad niczym, bo wiedziała, że jeśli zacznie to tego pożałuje. Pochyliła się, serce wciąż biło w taki sposób, jakby zaraz miało się wyrwa z jej piersi, dłonie drżały, ale dokładnie wiedziała, czego chce.
— Zamknij się. — szepnęła drżącym głosem, patrząc mu prosto w oczy.
Na odpowiedź nie zamierzała czekać, a zanim zdążyłby choćby pomyśleć, Sophia złapała go za koszulkę na wysokości klatki piersiowej i przyciągnęła do siebie, całując go tak, jak naprawdę tego chciała – z desperacką potrzebą, z całą prawdą, która dotąd trawiła ją od środka.
Znajome uczucie bliskości rozlało się przyjemnie po jej ciele. Przez tak długi czas starała przekonać samą siebie, że to tylko szczeniackie, mało znaczące zauroczenie, że może niedługo jej przejdzie. Ale mijały kolejne tygodnie, a Sophia miała wrażenie, że zatapia się w tych uczuciach jeszcze bardziej. Nigdzie nie widziała drogi ucieczki, każda uliczka, którą wybierała okazywała się być ślepa, a koniec końców ona wracała zawsze tam, gdzie ciągnęło ją najbardziej – do Nico.
Smakował dokładnie tak, jak zapamiętała. A jednak, mimo że chwila wydawała się być bardzo znajoma i podoba do tych z przeszłości, to było w niej coś bardziej zachłannego. Może nawet desperackiego. Smak jego ust palił ją od środka, oddech uciekał z płuc w urwanych falach, a jej własne dłonie – drżące, nieposłuszne – powędrowały ku jego szyi, jakby bała się, że jeśli go wypuści to wszystko co ich otacza momentalnie zniknie.
Dokładnie czuła, jak jej ciało reagowało na każdy ruch, na każdy ledwo uchwytny pomruk niskiego oddechu Nico, który mieszał się z jej własnym.
Wędrowała dłońmi po jego szyi, choć wiedziała, że nie ma już możliwości, aby przyciągnąć go bliżej siebie. Na ten moment, byli tak blisko, na ile pozwalało im to miejsce. Cichy, niespodziewany jęk wymknął się spomiędzy ust brunetki między kolejnymi pocałunkami. Każdy ruch był pełen napięcia, jakby z każdą sekundą zmieniało się wszystko — a Sophia tonęła w tej chwili, ale ratunku nie potrzebowała. Była dokładnie tu, gdzie być powinna.
Soph🌺
Zaskoczył ją tym pocałunkiem.
OdpowiedzUsuńSzczególnie po tej całej litanii, kiedy opowiadała, że gdy już go pocałuje to wtedy, kiedy czas będzie odpowiedni. Czy teraz był odpowiedni? Absolutnie nie. Czy miało to znaczenie? Absolutnie nie. Sophia więcej krążyć nie chciała. Udawać, że przyjaźń z nim to jedyne, czego chce. Udawać, że potrafiłaby się z nim przyjaźnić. To, co działo się tutaj było przykładem, że ta przyjaźń już nie miała prawa istnieć. Nie, gdy jedno spojrzenie potrafiło w nich obudzić tak silne emocje, które musiały znaleźć jakieś ujście z organizmu.
Udawanie ją męczyło. Okłamywała samą siebie przez długi czas, jego i każdą osobę, która się o Nico pytała. Lucasa. Ale, nawet on, nie był teraz ważny. Nie pomyślała o tym, że gdy się dowie, to najpewniej złamie mu to serce, że nadszarpnie jego zaufanie. Znów wróciła do miejsca, w którym znalazła się kiedyś – łatwo podatna na najdelikatniejszy dotyk, za którym tęskniła. Czuła go każdym zakamarku swojego ciała. Nerwy paliły, niczym małe ogniki, które podrażniały skórę w miejscach, w których jej dotykał. Złamała własne obietnice, własne postanowienia. Miała trzymać się z daleka, a nie potrafiła. Zupełnie tak, jakby Nico miał w sobie magnes, który potrafił ją przyciągnąć bez słów, a ona się temu poddawała, bo nieważne, jak bardzo by się przed tym broniła – on znał słabe punkty. On był jej słabym punktem, wykorzystywał to, a ona pozwalała.
Znów czuła miękkie kosmyki pod swoimi palcami. Znów byli tak blisko siebie, na ile pozwalała im sytuacja. Nie opierała się przed tym, gdy ją do siebie przyciągnął. Sprawnie wsunęła się na jego kolana i na tyle, na ile mogła zmniejszyła dystans między nimi. Potrzebowała więcej. Chciała więcej. To było nierozsądne, z tym, że rozsądek opuścił ją już dawno. W chwili, kiedy zgodziła się wyjść z nim z tamtego przyjęcia. To był koniec i początek w jednym. Czego? W tej chwili sama nie wiedziała, ale może się przekona.
Cicho pomrukiwała między pocałunkami, których nie miała dosyć. Które robiły się coraz intensywniejsze. Raz przesuwała dłonie na jego kark, raz wbijała w rozgrzaną skórę paznokcie, aby zaraz znów wsunąć je między włosy. Błądziła nimi trochę na oślep. Nie tyle nie wiedziała co robi, a była zdezorientowana w tej całej sytuacji. Nie rozmyślała nad tym jednak.
Każdy jeden ruch był pewny, tutaj nie było miejsca na wahanie. Dłonie Nico z pewnością badały jej ciało, a ona na to pozwalała ciesząc się każdym dotykiem. Tym, który próbowała wybić sobie z głowy. Tym, który miał być zakazany. Ale w końcu, zakazany owoc smakuje najlepiej, prawda? Sophia coś o tym już wiedziała. A to był kolejny raz, kiedy sięgała po coś, co nie było jej, choć teraz miała wrażenie, że Nico należy do niej bardziej niż kiedykolwiek przedtem. Czuła, jak jego dłonie zaciskają się z pewnością w strategicznych miejscach, jakby nie chciał jej puścić, jakby chciał ją zatrzymać w tej chwili, w tym pocałunku, a Sophia wcale wyrywać się nie zamierzała.
To nie błąd. Ale nie zdążyła tego nawet pomyśleć, a co dopiero odpowiedzieć. Skutecznie zajął jej usta. Gdyby to powiedziała… Gdyby spróbowała przyznać, że to błąd oboje wiedzieliby, że kłamie. Błędem był wyjazd. Błędem było odcięcie się. Błędem było zniknięcie.
Osunęła dłonie na jego ramiona. Oddychała ciężko z rumianymi policzkami, które wręcz płonęły pod skórą.
— Nico — szepnęła cicho drżącym tonem. Serce wciąż waliło jej jak oszalałe. Kolejne słowa cisnęły się na ustach, ale nic poza tym cichym szeptem nie wypowiedziała. Spoglądała mu w oczy, nim po chwili uniosła kąciki ust w lekko zadziornym uśmiechu. Starając się odpędzić od siebie speszenie, które zaczęło się skradać w jej stronę wielkimi krokami. — To byłby dobry moment, aby się zatrzymać — mruknęła w jego usta, od których dzieliły ją zaledwie milimetry po tym, jak przysunęła się bliżej — pocałujesz mnie tak jeszcze raz i nie będę umiała się powstrzymać. Nie chcę się powstrzymywać, ale nie tutaj. Zasługujemy na coś więcej, mam rację?
Soph🌺
Jakaś część Sophii nie chciała, aby ją wypuszczał. Wręcz przeciwnie; miała tę nadzieję, że ją zignoruje, że znów pocałuje ją w ten oszałamiający sposób, który odbierał jej zdolność sensownego składania zdań i myślenia. Możliwe, że jakaś jej część jeszcze się wahała i próbowała walczyć z tym co dobre, ale była zbyt słaba w porównaniu z pragnieniem, które tliło się w niej od tak długiego czasu. Nie ważne, jak żałośnie mogła wyglądać – po raz kolejny lgnąć do tego samego chłopaka, z którym znajomość wprowadziła ją w niemałe kłopoty. Efekt końcowy ani poboczne się nie liczyły.
OdpowiedzUsuńByło tu i teraz.
Mimowolnie jęknęła, kiedy z wprawą złapał ją za biodra i do siebie bliżej dosunął. Mimo, że to chyba było niemożliwe, aby znajdowali się jeszcze bliżej siebie. Nic już więcej nie mówiła, nic prosiła, nie zadawała pytań. Działała instynktownie. Tym razem westchnęła czując rozgrzane usta na swoich. Znajome i takie wręcz idealnie pasujące do jej.
Może będzie później przez to płakać. Może to – Nico, oni – to tylko piękna fantazja, która powinna nią zostać. Może konsekwencje po prostu były teraz zbędne, bo czego chciała, trzymało ją pewnie i całowało z pasją, której nie doświadczyła wcześniej? Może to wcale nie musi skończyć się w tragiczny sposób, jak ciągle zakładała. Może było w jej życiu trochę miejsca na taką relację? Nienazwaną, kuszącą?
Nieważne, jak mocno się starała, nie potrafiła się od niego uwolnić. Nie potrafiła zostawić go w przeszłości, ruszyć do przodu ze swoim życiem. Miała świadomość, że to może być wyniszczające, że może w końcu nadejdzie taki moment, kiedy te wszystkie momenty się na niej odbiją, a ona nie będzie potrafiła się podnieść. Ale jak miała się oprzeć, kiedy robił to w taki sposób?
Wsunęła dłoń za koszulkę, tuż przy jego szyi. Pragnąć dotyku skóry bardziej niż gotowa była przyznać. Nie potrafiła się przy nim kontrolować, już nie. W tej chwili była skłonna zrobić wszystko, o co tylko by ją poprosił. I w pewien sposób to było przerażające, jak łatwo można było nią kontrolować, kiedy dostawała to, czego chciała, a przynajmniej, kiedy myślała, że to ona jest w kontroli. Powoli orientowała się, że to nie ona nadaje im rytm, a jedynie się do niego dostosowuje i – znowu – wcale jej to nie przeszkadzało.
Niezadowolona, mruknęła, kiedy się rozdzielili. Oddychała ciężko, serce tłukło się wciąż jak oszalałe. Znała to uczucie, pamiętała je z tamtych poprzednich wieczorów. Znajdowali się w identycznej pozycji, skupieni w pełni na sobie, dopóki nie dotarła do nich rzeczywistość. Gotowa była zacząć prosić, aby teraz nic lub nikt, nie postanowiło im tej chwili przerwać.
Zadrżała od dotyku, który z każdą chwilą zdawał się być intensywniejszy. To było uzależniające. Pocałunki, ciepło dłoni, spojrzenie, pod którym w każdej chwili mogła się ugiąć. Nawet, gdyby teraz chciała coś powiedzieć, nie byłaby zdolna do tego, aby zmusić się do wypowiedzenia choćby słowa. Pociemniałymi oczami śledziła jego twarz, nie próbowała tam dostrzec niczego, poza tym, że chce jej w równym stopniu, co ona jego. Że nie wymyśliła sobie tego wszystkiego, że oni – tu na tej ławce – nie są wytworem zbyt wybujałej wyobraźni młodej kobiety i że za chwilę to nie stanie się tylko wspomnieniem, jak poprzednie. Kolejnych przerwanych wspomnień nie chciała.
Zacisnęła mocniej uda na jego biodrach, przesuwając się do przodu. Odchyliła nieznacznie głowę do tyłu, kiedy wtulił twarz w jej szyję. To mogło zadecydować o wszystkim – wrócić do znanej i w miarę komfortowej rzeczywistości lub poddać się szalonej, poplątanej chwili. Znała odpowiedź. I przerażało ją to, jak szybko i pewnie się na kontynuację zdecydowała.
Wysunęła rękę spod koszulki, aby wplątać palce w jego włosy. Z delikatnością, przez którą przemawiała też siła odchyliła jego głowę w tył. Chciała, aby na nią spojrzał. Bo jeśli on się zawaha, zawaha się i ona. Potrzebowała tego małego, krótkiego potwierdzenia z jego strony.
Soph🌺
Żadne granice już nie istniały. Zatarli je między sobą dawno temu, a jednak wciąż przez długi czas udawali, że potrafią wyraźnie powiedzieć sobie nie. Mogła próbować wmawiać sobie, że to jeszcze jest ten moment, kiedy można zawrócić i zachowywać się tak, jakby nic się nie stało. Ale byłoby to kłamstwo. Tutaj już nie było powrotnej drogi. Mogłaby się wycofać. Znalazłaby dziesiątki powodów, aby to zrobić, ale nie chciała. Zbyt wiele razy się powstrzymywała i starała być tą rozważną, ale koniec końców zawsze do niego wracała.
OdpowiedzUsuńNie zamierzała z nim walczyć. Próbować zyskać nad tym kontrolę i poprowadzić ich według własnego widzimisię. Nie zamierzała niczego zatrzymywać. Spojrzenie, ten uśmiech – tyle jej wystarczyło. Kolejnych potwierdzeń nie potrzebowała.
Następny pocałunek uznała za niemą zgodę na całą resztę, która mogła się wydarzyć. Nie odtrąciła dłoni ze swojego ciała, wysyłała nim sygnały, że chce więcej i że pragnie bardziej.
Zawsze sądziła, że umie o siebie zadbać. Radziła sobie przecież ostatnie lata, kiedy została zostawiona sama sobie. I podejmowała dojrzałe, rozsądne decyzje. Takie, których niewiele osób spodziewałoby się po dopiero wkraczającej w dorosłe życie młodej dziewczynie. Podchodziła do ludzi z rezerwa, nie wpuszczała ich zbyt łatwo do swojego życia, aż nie pojawił się Nico. Ten sam, za którym biegała jako kilkuletnia dziewczynka i którego drażniła wciąganiem w zabawy, kiedy nie miał na to ochoty. Może dorosła, ale nie przestała za nim gonić. Zmieniła się tylko zabawa i jej konsekwencje. I jak się okazywało, nie potrafiła jednak zadbać o siebie w odpowiedni sposób. Nie, kiedy wybierała po raz kolejny kogoś, kto mogl w łatwy sposób ją złamać.
Coś w jego słowach wywołało u niej dreszcze. Zadrżała, smakując tych słów i pozwalając im na to, aby zagościły w jej umyśle na dłużej. Może to, jak boleśnie prawdziwe były te słowa. Może to, że w końcu wypowiedział to na głos. Może fakt, że zdawał sobie sprawę z tego, że był jej słabością od samego początku.
- Jestem twoja.
W głosie brunetki nie było nawet krzty wahania. Wypowiedziała te dwa słowa pewnie i z pełną świadomością ich wagi. Zdejmowała z siebie kolejne warstwy, które długo próbowała ukryć przed sama sobą.
Była jego. Od tego momentu w jej sypialni, kiedy przypadkiem znaleźli się zbyt blisko, kiedy odsunął się od niej w popłochu i na szybko szukał wymówki, aby wyjść.
- I nie, nie boję się tego powiedzieć na głos.
Przymknęła powieki, kiedy jego dłoń znalazła się pod materiałem. Zostawiał po sobie palące uczucie, ale nie chciała, aby to kiedykolwiek znikało.
Reagowała na niego już instynktownie. Wciąż chcąc być bliżej, choć fizycznie to było już niemożliwe.
- Tobie też nie jestem obojętna – mruknęła powoli otwierając oczy. Oddychała już znacznie spokojnej, aczkolwiek miała przeczucie, że ten stan zaraz się zmieni. – Wiem, że mam rację. Bo nawet, kiedy myślałeś, że nie widzę... Zauważyłam wszystko. Czułam to.
Zbyt długo to wszystko trwało. Zupełnie, jakby testowali siebie nawzajem i sprawdzali, kiedy w końcu któreś z nich pęknie. Kiedy będą mieli w sobie dość odwagi, aby nie przerwać sobie nawzajem. Może i wspominała, że to byłby dobry moment, aby skończyć i wrócić na ziemię, ale obecnie bycie rozsądna jej nie interesowało.
🦋🩵
Powinna była poczuć coś innego poza ekscytacją, kiedy tak dumnie i pewnie przyznała, że jest jego. W momencie, kiedy nie miała żadnej pewności, że mogłaby powiedzieć o nim to samo. Chciałaby, aby był i żeby to przyznał, ale Sophia miała również świadomość, że to może nie nastąpić. Nie była tą dziewczyną, której niedopowiedzenia wystarczą, a jednak wszystkie swoje potrzeby zepchnęła na bok. Stopniowo uzależniała się od tego, co jej dawał. Od palącego skórę dotyku, gorących i łapczywych pocałunków, a przede wszystkim od tej iluzji, że choć przez chwilę była dla niego wszystkim.
OdpowiedzUsuńWybierała go za każdym razem. Mogła obiecywać sobie i wszystkim dookoła, że tego już nie zrobi, że w końcu wyciągnęła jakieś wnioski z wcześniejszych sytuacji, które odbijały się na niej negatywnie, ale nic podobnego nie miało miejsca. Starała się, ale Nico potrafił wślizgnąć się pod jej skórę i sprawić, aby zapomniała o własnych przekonaniach. Gdyby naprawdę chciała ruszyć do przodu ze swoim życiem nie zgadzałaby się na wyjście z nim z przyjęcia, nie zgodziłaby się na to spotkanie, a jednak tutaj była.
Spoglądała na niego spod wpół przymkniętych powiek. Niecierpliwie czekając na kolejny krok, gdy dłońmi obejmował jej twarz. Dłonie, znajome i ciepłe, przynosiły kojące uczucie, jednocześnie zwiastowały kłopoty, ale czy to teraz było ważne? Nie. Oczywiście, że nie. Westchnęła, gdy szarpnął za materiał. Odchyliła się lekko w tył, kiedy jego dłonie przesuwały się po jej talii. Pewnie i zdecydowanie, jakby znały je na pamięć. Spragniona tego dotyku była bliska poproszenia o więcej, wciąż się jednak w jakiś sposób blokowała mając z tyłu głowy miejsce, w którym się znajdowali.
Żadne z nich nie zamierzało przestać. Sophia jęknęła cicho, niemal bezwiednie, a palce zacisnęła na jego ramionach, gdy usta Nico znów odnalazły drogę do jej własnych. Pocałunki były gorące, zachłanne, a każdy kolejny zdawał się być próbą upewnienia się, że wciąż oboje tutaj są, że jeszcze żadne z nich się nie rozmyśliło. Odpowiadała na nie bez zawahania, bez żadnych hamulców. Dłonie błądziły po jego ramionach, karku włosach, paznokcie wbijała w skórę, sama potrzebowała tego zapewnienia, że to nie jest tylko sen.
A potem zsunął usta niżej. Zjechał nimi powoli z premedytacją. Zadrżała, ale nie z chłodu, a z tego, jak intensywnie to wszystko odczuwała. Przymknęła oczy, głowa lekko opadła na bok odsłaniając się jeszcze bardziej. Nie potrafiła myśleć już racjonalnie. Ostatni głos rozsądku został zagłuszony przez sposób, w jaki Nico ją dotykał i całował. Jakby to było wszystko, czego na ten moment potrzebowała do przeżycia kolejnych minut. Miejsca, które chwilę temu naznaczone były przez wargi Nico, naznaczone były jego gorącym oddechem i mrowieniem, które rozchodziło się po całym jej ciele.
— Nico… — wymruczała jego imię głosem drżącym od potrzeby, a jednak miękkim i zmysłowym. Przesiąkniętym pragnieniem i wszystkim, czego nie potrafiła już w sobie trzymać.
Jego słowa zadrżały na jej skórze. Były ostrzeżeniem, które należało wziąć sobie do serca. Cichą, krótka przepowiednia tego, co nadchodziło. Jednak to pierwsze dwa słowa krążyły po głowie brunetki. Jesteś moja.
— Zaryzykuję.
Nico był ryzykiem, które podejmowała chętnie. Widziała znaki ostrzegawcze, wyraźne i ostre, a ona patrzyła im wyzywająco prosto w oczy, jakby były tylko częścią ich zmysłowej gry. Robiła to dla własnej przyjemności – dla tych momentów, kiedy wydawało się jej, że staje się dla niego wszystkim. A to uczucie… To było jak najgorszy nałóg, z którego nie można było się tak po prostu wyrwać. Nic innego nie smakowało tak dobrze, jak jego pocałunki, jego dłonie, jego ciało, którym oddawała się bez wahania. I dziś z tymi uczuciami walczyć nie zamierzała.
To było szaleństwo. Doskonale o tym wiedziała. Czuła się tak, jakby wskoczyła na rozpędzony rollercoaster bez pasów bezpieczeństwa – a jednak, mimo ryzyka, nie zamierzała z niego wysiadać. Każda sekunda tej jazdy smakowała zakazem, elektrycznością i żarem, którego nie chciała już nigdy gasić.
UsuńUniosła lekko biodra, zataczając nimi drobny, drażniący krąg. Prowokowała i testowała nieistniejącą już granicę. Uśmiechnęła się leniwie, kiedy poczuła, jak palce Nico mocniej wbijają się w jej biodra. Niemalże boleśnie, zaskoczyła się tym, jak przyjemne to się okazało. Przesunęła palcami po jego karku, a potem wzdłuż szczęki, aż po usta.
— Nie chcę dłużej na nas czekać— szepnęła mu do ucha, pozwalając, aby jej oddech połaskotał go po skórze — a skoro i tak mam tego żałować… to niech chociaż będzie warto.
Soph🦋🩵
Stąd nie było już drogi powrotnej. Nie było miejsca na zastanawianie się, na zawahanie i najlepsze, a może najgorsze, w tym wszystkim było to, że Sophia wcale żadnej z tych rzeczy nie chciała. Była zdeterminowana, a może nawet odrobinę zdesperowana, kiedy odpowiadała na pocałunki, ale nie potrafiła się tym przejąć. Zwolnić na moment i dopuścić do głosu rozsądek. Ten, zresztą, wyciszyła już dawno, choć jeszcze przez jakiś czas starała się, aby to ta rozsądniejsza wersja brunetki podejmowała decyzje. Pozwoliła sobie po raz kolejny na poluzowanie hamulców nie zważając na nadchodzące konsekwencje, bo teraz nawet, gdyby chciała, to nie potrafiłaby ich dostrzec. Próbowała być tą rozważną, ale nieraz przekonała się, że przy Nico nie potrafi. Nie powiedziała niczego, co w jakikolwiek sposób mogłoby zatrzymać lawinę, którą uruchomili już dawno temu.
OdpowiedzUsuńDłużej nie dałaby rady wmawiać samej sobie, a przede wszystkim jemu, że to co działo się między nimi można zepchnąć na drugi plan. Że to nie ma żadnego znaczenia. Że im przejdzie. Jak długo można było wokół siebie krążyć? Spędzili, stracili, miesiące na chowanie się za innymi, aby wszystko, co do tej pory w sobie trzymali pękło w najmniej oczekiwanym momencie.
Od wyjścia z tamtego baru, kiedy zadecydowali, że spotkają się tutaj zbyt wiele razy wyobrażała sobie, jak ten dzień może wyglądać. Jednak żaden scenariusz nie był nawet blisko tego, co się tu wydarzyło. Żadna, nawet najwstydliwsza myśl, o to nie zakrywała. Nie dlatego, że nie chciała, a dlatego, że nie sądziła, że do tego by się posunęła w takim miejscu. Z dala od jakiegokolwiek komfortu. Tyle, że kiedy trzymał ją w ramionach, przyciskał do torsu, całował i był tak blisko nic, co było dla niej ważne, teraz się nie liczyło. Liczył się tylko Nico. Tylko oni. Wszystko co znajdowało się za drzwiami tej szatni było nieistotne.
To był dzień, w którym serce i ciało pokonały rozum.
To nie był dzień na analizowanie, rozważnie tego, co powinna była zrobić, a co zrobiła. Na odbieranie telefonów, odpisywanie na wiadomości, na bycie w towarzystwie. Nawet, gdy próbowała skupić się na czymś innym jej myśli automatycznie wracały do poranka. Mimo długiego, chłodnego prysznica nie była w stanie zmyć z siebie śladów Nico. I wcale nie chciała tego robić, a choć to było niemożliwe, to miała wrażenie, że wdarł się pod jej skórę na dobre.
Cisza, która panowała w ciemny pokoju była dobijająca. Nie potrafiła znaleźć sobie miejsca, doskonale wiedząc, dlaczego. Walczyła przez jakiś czas z impulsem znalezienia się w znajomej dzielnicy pod znajomymi drzwiami. Tyle, że z nim przegrała. Cokolwiek w niej siedziało było silniejsze. Bez tłumaczenia się samej siebie wyszła. Wiedziała, że jeśli zaczęłaby dłużej myśleć, to pojawiłyby się w końcu dręczące myśli i wyrzuty sumienia, a na te nie była gotowa. Jeszcze nie tej nocy.
Samochód zatrzymał się przecznicę dalej od tej, na której jej zależało. Zostawiła dla kierowcy napiwek i wysiadła z samochodu. Zupełnie, jakby te parę minut, które dzieliło ją od dobrze znanego sobie budynku, miało dodać jej odwagi. Wieczory wciąż były chłodne, czasami nawet deszczowe. Pierwsze krople pojawiły się na chodniku w chwili, kiedy weszła do budynku. Jedynie wiatr rozwiał jej włosy i zostawił w nieładzie.
Sekundy ciągnęły się w nieskończoność, gdy zapukała, a ze środka nie doszedł jej nawet najmniejszy szmer. Nie ma go? Odetchnęła głęboko, kiedy po chwili coś jednak usłyszała, a nawet wstrzymała na moment oddech, kiedy drzwi się otworzyły.
— Cześć. — Powiedziała miękko, uśmiechnęła się delikatnie, może w lekkim zakłopotaniu i weszła do środka. W mieszkaniu panował półmrok, co teraz było jej bardzo na rękę. Rozwiązała płaszcz, który z siebie zrzuciła i luźno zawiesiła na wieszaku, jakby planowała zostać tu na dłużej.
Odwróciła się w jego stronę i zlustrowała wzrokiem. Wyglądał tak… Domowo. Zwyczajnie. Tak, jak lubiła.
— W zasadzie, nie wiem, dlaczego przyszłam — wyznała. Zaśmiała się krótko, trochę nerwowo, a wzrok na moment wbiła w podłogę, nim znów na niego spojrzała. — Albo wiem i… Chyba nie chciałam być tego wieczoru sama.
UsuńSoph🦋🩵
Założyła, że jeśli wejdzie tu z uniesioną głową i pewnością to będzie jej łatwiej. Nie miała w planach żadnych wielkich rozmów. To nie był odpowiedni czas, a w dodatku nie miała nic sensownego do powiedzenia. Istniało prawdopodobieństwo, że załączyłby się jej słowotok, a tego wolała uniknąć. Naszło ją też uczucie, że w tym momencie nie potrzebne są żadne słowa czy wielkie deklaracje, których żadne z nich mogło nie być w stanie dotrzymać. Sophia chciała cieszyć się chwilą, która dla niej trwała już od dłuższego momentu, ale nie była gotowa, aby zapomnieć czy udawać, że nic się nie stało. To nie było w jej stylu. Analizować też nie zamierzała, co było już bardziej jej. Planowała być obecna w momencie, nacieszyć się tym, co było, co może nadejdzie, a przede wszystkim obecnością Nico.
OdpowiedzUsuń— W takim razie dotrzymamy dziś sobie nawzajem towarzystwa.
Nie broniła się przed tym, kiedy sięgnął po jej dłoń. Ten gest wydawał się być aż nazbyt naturalny, jakby nie robili tego po raz pierwszy, a kolejny z rzędu. Odruchowo mocniej zacisnęła palce na jego dłoni, chcąc się tym samym upewnić, że faktycznie tutaj jest i nie ulotni się sprzed jej oczy, jak uciekający dym. Dała się poprowadzić w głąb mieszkania, którego może nie znała na pamięć, nie wiedziała, gdzie dokładnie co leży, ale w którym czuła się komfortowo. Niewiele się tu zmieniło od jej ostatniej wizyty.
Bezgłośnie westchnęła, kiedy po dłoni Nico została chłodna pustka. Zamiast usiąść na krześle wślizgnęła się na stół. Skrzyżowała kostki i zupełnie odruchowo zaczęła machać nogami, kiedy obserwowała krzątającego się po kuchni Nico. W zasadzie nawet nie próbowała ukryć tego, że na niego patrzy. Gdzie miała patrzeć? Za okno? Podziwiać obijający się o szyby deszcz?
— Wino będzie w sam raz.
Oparła dłonie o blat i lekko odchyliła się do tyłu. Wolała nie zacząć zbyt intensywnie myśleć nad tym, co tutaj robi ani po co przyszła. Mogłoby się to źle skończyć, a Sophia nie była gotowa, aby wrócić do rzeczywistości. Doskonale wiedziała, że nie będzie mogła wiecznie tkwić w tej bańce, w której teraz się znalazła, ale może jeszcze przez parę godzin dostanie szansę, aby się tym nacieszyć. Prosiła tylko o tyle, a może aż o tyle.
— Jak patrzę? — Odpowiedziała pytaniem i uniosła lekko brew. — Wolałbyś, żebym nie patrzyła?
Może faktycznie nie powinna się tak patrzeć, ale wszystkie powinnam zostawiła za drzwiami. Nie chciała ich tutaj teraz. Było o wiele lepiej, kiedy nie musiała się tyle zastanawiać nad tym, który gest jest odpowiedni, czy nie zostanie coś źle odebrane.
Odbierając kieliszek lekko się uśmiechnęła. Nie była tylko pewna, czy w zwykłym podziękowaniu czy może kryło się za tym coś więcej. Miała jedynie nadzieję, że cokolwiek zrobi, nie będzie źle odebrane. Nie przychodziła z żadnymi oczekiwaniami. Chciała go zobaczyć i nie chciała spędzić tej nocy sama, a na ten moment Nico był jedyną odpowiednią osobą, do której mogłaby przyjść. Jedyną, do której chciała przyjść.
Ściągnęła ze sobą łopatki. Czując, jak czarne body opina ją bardziej niżby tego chciała, albo sobie to wmawiała, że nagle materiał zbyt mocno zaczął zaciskać się na jej ciele. Było skromne, bez wyzywającego dekoltu, a największą robotę robiły asymetryczne ramiączka. Nie stroiła się. Przynajmniej niespecjalnie.
— Bo nie wiedziałam, czy przyjdę.
Wolała być z nim szczera niż udawać głupią. Zastanawiała się nad tym dłuższą chwilę. Nie potrafiła znaleźć sobie miejsca w domu. W każdym pomieszczeniu był ktoś kogo widzieć nie chciała. Jedyne porządne towarzystwo jakie miała to Chester, ale chwilami zdawało się, że nawet kot jest zmęczony jej gadaniem i rozterkami.
— Chyba nie chciałam wyjść na dziewczynę, która się od razu przykleja. — Wzruszyła lekko ramionami. — Ale na to raczej już za późno.
Z jej ust wyrwał się cichy pomruk, coś pomiędzy śmiechem, a westchnięciem. Uniosła kieliszek do ust, upiła łyk i nieznacznie od siebie odsunęła.
— I po prostu chciałam cię zobaczyć.
Soph🦋🩵
Miała w sobie bardzo wiele zmartwień. Jedynie z wierzchu sprawiała wrażenie, jakby żadne problemy teraz jej nie sięgały. Poniekąd tak właśnie było, a wszystko co negatywne zostawiła za drzwiami. Nie wnosiła tutaj swoich przemyśleń, choć tych miała całą masę. Więcej niż chciałaby się przyznać. Znalazła jednocześnie w sobie umiejętność, aby się tym aż tak nie przejmować. Korzystać z chwili. Nawet, kiedy dobrze wiedziała, że rzeczywistość dyszy jej nad karkiem, a konsekwencje mogą być przygniatające.
OdpowiedzUsuńObserwowała go, kiedy się zbliżał. Mając na końcu języka już odpowiedź, ale ta jednak ugrzęzła jej w gardle, gdy znalazł się przy stole. Płynnym ruchem objęła go udami w pasie, jakby czekała na ten moment cały wieczór. Delikatnie szumiało jej w głowie, ale nie od wina, a przez niego. Było to przyjemne, uzależniające uczucie, którego nie chciała się nigdy pozbywać. Usta wychodziły sobie naprzeciw, zachłanne i głodne. Nie protestowała, nawet nie zamierzała, gdy podniósł ją z blatu i zmierzał do sypialni. Kiedy już się tam znaleźli miała wrażenie, że wszystko działo się wolniej, jakby czas się rozciągnął. Zaplątani w uczuciach i w samych sobie, bez ponaglania się zdejmowali kolejne warstwy – nie, jak ci, którzy się spieszą, ale jak dwójka osób, która stara się zapamiętać każdy fragment odkrywanej skóry.
Zatonęli w sobie – dosłownie i emocjonalnie. Jej paznokcie wbijały się w jego plecy, gdy biodra spotykały się raz za razem, powoli, głęboko, z wyczuciem i intensywnością. Usta zostawiały za sobą mokre ślady na ramionach, szyi, torsie. Niczym ścieżka, którą raz po raz odwiedzała z tym samym uczuciem podekscytowania. To było coś więcej niż zwykłe pożądanie, które można ukoić z kimkolwiek. Coś, czego jeszcze nazwać nie potrafiła i teraz nie chciała się nad tym zastanawiać. Przylgnęła do niego całą sobą, tak blisko, na ile to było możliwe. Chciała zapamiętać fakturę jego skóry, rytm oddechu, każdy przeszywający ją od środka impuls. Poza splątanymi w półmroku ciałami, nie liczyło się nic więcej. Nie było żadnych obietnic czy słów, jedynie ciała, które rozumiały więcej niż mogło się zdawać.
Wcisnęła się w jego bok, kiedy opadli obok siebie, zgrzani i zmęczeni. I mimo, iż miała świadomość, że na zewnątrz ich bańki tli się pożar, to jeszcze przez chwilę pozwoliła sobie wierzyć, że to wszystko, co się wydarzyło, może być prawdziwe. Jeszcze nie chciała do siebie dopuszczać myśli, że to zaraz się skończy. Nie teraz. Teraz była jego.
Tylko jego.
Poranek wypełniony był spokojną, łatwą do przyjęcia ciszą.
Sophia obudziła się wtulona w Nico, z głową opartą o jego ramię, dłonią niedbale przerzuconą przez tors. Czuła spokój. Nie zaprzątała sobie głowy tym, co będzie. Chciała jeszcze, przynajmniej, przez parę godzin o niczym konkretnym nie myśleć. Była tu i teraz, z ciepłem jego skóry pod policzkiem i miarowym oddechem, który unosił i opuszczał jego klatkę piersiową. Uśmiechnęła się do siebie lekko, nieśmiało. To było ich małe tu i teraz. Namiastka normalności.
Wspomnienia z nocy powoli zaczęły do niej wracać, co tylko sprawiło, że delikatnie się uśmiechnęła, ale wciąż nie otworzyła oczu. Zdała sobie sprawę, że wciąż czuje na języku smak Nico – lub było to złudne, ale przyjemne uczucie. Nieistotne.
Promienie słońca wpadały przez okno, rozlewając się ciepłym światłem po sypialni. Jeszcze parę godzin temu zdzierali z siebie warstwy nie tylko ubrań, ale i wypełniających ich uczuć, które wystarczająco długo od siebie odpychali. Pozbyli się tęsknoty, niepewności, nieustającego pragnienia bycia blisko siebie, które ciężko było wytłumaczyć, a mimo tego, nie czuła, jakby miała mieć dość. Jak mogłaby, skoro nie chodziło jej o samą fizyczność?
Przesunęła opuszkami palców po jego brzuchu. Delikatnie i miękko, kreśląc niewidzialne szlaczki. Nie chciała go obudzić, a jedynie zapamiętać ten stan – ciepło, lekkość, to dziwne uczucie bezpieczeństwa. Nie była pewna, ile tak leżała, zanim bezszelestnie wyślizgnęła się z łóżka. Powitało ją chłodne powietrze, od którego zadrżała.
Porzucone na podłodze ubrania były krótkim przypomnieniem, co zaszło zeszłej nocy.
UsuńSchyliła się po koszulkę Nico i przeciągnęła ją przez głowę. Zerknęła krótko jeszcze w stronę łóżka i uśmiechnęła się ciepło widząc, jak wciąż spokojnie spał. Boso przeszła do łazienki. Pozwoliła sobie na rozgoszczenie się. Na szybki prysznic, który wcale nie zmył z niej śladów z nocy. Skóra wciąż mrowiła, a gdy tylko zamykała oczy miała wrażenie, że czuje jego dłonie w tych samych miejscach, na których zeszłej nocy zaciskał je z wyczuciem. Chłodna woda ukoiła nieco obolałe mięśnie, ale też i ją rozbudziła. Walczyła z chęcią powrotu do łóżka, gdzie mogłaby dalej udawać, że wszystko jest tak, jak być powinno. W lustrze dostrzegła zarumienione policzki, usta nieustannie wyginały się w lekkim uśmiechu. Gdyby tylko tak mogło być ciągle.
Z wciąż mokrymi włosami i w koszulce przeszła z łazienki do kuchni. Szła tam z planem – dwie kawy i powrót do sypialni. Doszła do wniosku, że jednak jeszcze przez chwilę chce udawać i nie patrzeć na konsekwencje. Wyjęła dwie filiżanki, nastawiła ekspres i cierpliwie czekała, nasłuchując jednocześnie, czy Nico już się przebudził i po chwili faktycznie doszły do niej pierwsze ciche oznaki, że nie jest już jedyną, która nie śpi.
Nie wiedziała, co ją podkusiło, aby spojrzeć w telefon. Ten zostawiła na stole, kiedy przyszła i nie dbała o przychodzące wiadomości. Podeszła do stołu upijając łyk swojej kawy. Telefon odblokował się sam, gdy przystawiła go do twarzy i przesunęła palcem po ekranie. Wiadomości było sporo, co na nią było nietypowe. Weszła w wiadomość z Lucasem. Wysłał ją przed chwilą. Poza linkiem prowadzącym do jakiejś strony na Instagramie nie było nic więcej. Niewiele myśląc kliknęła w niego, spodziewała się może śmiesznego filmiku, jakiegoś mema, kotów – wszystkiego, ale nie tego co zobaczyła.
Obraz był drżący, nagrany ukradkiem, ale aż nazbyt wyraźny. Ona na kolanach Nico, ich sylwetki zlepione w jedno, gorączkowe pocałunki, dłonie wślizgujące się pod materiał ubrań. Zatraceni w sobie, niezwracający uwagi na nic poza sobą.
Ponad dwadzieścia tysięcy like’ów. Niemal tyle samo komentarzy. Liczby nieustannie rosły.
”Cicha woda i cios prosto w reputację 💋 Sophia Moreira i @Nico_Miller na bardzo prywatnej sesji cardio w siłowni... bez zamkniętych drzwi. 🔥👀 #caughtintheact”
Od przeglądania kolejnych komentarzy, odtwarzającego się nieustannie filmiku drżały jej dłonie. Z siłą rozpędzonego auta uderzyły w nią wyrzuty sumienia. W jednej chwili wszystko runęło. Jeszcze chwilę temu uśmiechała się do siebie, ciało pamiętało każdy dotyk. Serce przyspieszyło, a panika wyciągała po nią swoje śliskie łapska bez ostrzeżenia. Szum w uszach zagłuszył dźwięk z telefonu. Skóra stała się lepka, obca, brudna. Miała ochotę ją z siebie zdrapać. Wspomnienie dotyku Nico – jeszcze tak żywe i ciepłe – nagle zaczęło palić od środka.
Kolejna wiadomość przyszła po chwili.
Jesteś teraz z nim, prawda?
Lucas wie.
Ojciec wie.
Wszyscy wiedzą.
Ona też wiedziała. Wiedziała, że zrobiła źle, że nie postępowała poprawnie. Nie była gotowa na konsekwencje. Nie była gotowa na wstyd. A przede wszystkim nie była gotowa na to, że ten jeden, najmroczniejszy sekret zostanie w tak brutalny sposób pokazany światu.
Filiżanka sama wyślizgnęła się spomiędzy jej palców.
Rozbiła się tuż przy bosych stopach. Kawa rozlała po jasnych panelach.
A ona po prostu stała. Wciąż wpatrując się w ekran telefonu.
Ups😶🌫️🥀
Filmik odtwarzał się nieustannie. Już dawno powinna go wyłączyć, ale nie potrafiła się do tego zmusić. Nie chciała, aby ludzie widzieli ją w takim momencie, aby to tak szybko się rozniosło. Od małego była przyzwyczajana do życia przed kamerami. To było jednak coś zupełnie innego. Nie ujawniała przed kamerami swoich pragnień, prywatnego życia. Nigdy tego nie chciała i z tego samego powodu konta w mediach społecznościowych od zawsze miała prywatne, nie udostępniała zbyt wiele, a jeśli już to wstawiała Chestera, jakby kogoś faktycznie jej kot obchodził.
OdpowiedzUsuńW pierwszej chwili nie zwróciła uwagi na to, że nie jest już sama. Dalej się gapiła w telefon, którym miała ochotę rzucić o najbliższą ścianę. Nie chodziło już nawet o to, że taki moment został im odebrany, że to co było tylko między nimi teraz stało się czymś, co tysiące ludzi oglądało, przesyłało dalej i komentowało. Zapewne to też nie ostatni raz. Ciężko o całkowitą prywatność, kiedy jest się osobą publiczną lub związaną z kimś znanym.
Wiedziała, że ma rację. Z każdą jedną rzeczą, którą jej powiedział. Rozluźniła palce, które zbyt mocno zaciskała na telefonie, gdy po niego sięgnął. Milczała przez chwilę. Potrzebowała momentu, aby pozbierać myśli, które te były teraz jednym wielkim chaosem.
Nie mogła zrozumieć, jak może się tym nie przejmować. Miał tę postawę chłopaka, który niczym się nie przejmuje i Sophia mu tego poniekąd zazdrościła. Chwilami potrafiła znaleźć w sobie ten przełącznik, ale nie w tej chwili.
— Nie chodzi o to, że ktoś będzie o nas plotkował. Robią to od naszego pierwszego spotkania. — Odezwała się po chwili. Poniekąd była przyzwyczajona do tego, że ktoś coś zawsze powie. Ludzie gadali o jej ojcu, o siostrach, rzadziej o niej, bo nie dawała powodów, aby o niej mówić. Jeśli już się zdarzało, że o niej mówili to wybierali nieistotne elementy. Szczegóły dotyczące jej wyjazdów czy tego w czyjej sukience się pojawiła na jakimś durnym przyjęciu. Aż do momentu, kiedy nie pojawił się Nico. Ale nawet wtedy nie martwiła się tym zbytnio. To były drobne rzeczy, nigdy na taką skalę, jak to.
Westchnęła bezgłośnie. Spokój w głosie Nico przynosił pewne ukojenie, którego teraz potrzebowała. Panika, która wkradła się nagle i ciągnęła ją za sobą, powoli zaczęła się cofać. Jeszcze parę minut temu czuła się lekka, spokojna i bez jakichkolwiek zmartwień. Wciąż to wszystko w niej było, ale głęboko schowane i przez ten niewinnie wyglądający link zaczęło wypływać na wierzch.
— I wciąż nie chcę się ukrywać.
Ukrywanie się było męczące, a znowu to robili. Choć tym razem ktoś obdarł ich z tego prywatnego momentu. Obecnie nie potrafiła dostrzec w tym żadnych pozytywów. Może poza jednym, że teraz, gdy wyszło na jaw, nie muszą przed nikim udawać, że są tylko parą znajomych.
Nieświadomie cicho zaśmiała się na wzmiankę o szachach.
— Bo trochę tak jest, Nico. Nie lubię skandali, nie radzę sobie z nimi, co zresztą widać. I nie dzielę się z obcymi tym, co chcę zachować dla siebie. Nie w sekrecie, ale… Ten moment? To było nasze, a teraz wszyscy to zobaczyli.
Wtuliła się policzkiem w jego ciepłą skórę, przymknęła oczy i objęła go. Miał rację, oczywiście, że miał rację w tym, co mówił. Od dawna czekała na moment, kiedy nie będą przez nic graniczeni. Tylko, że wciąż byli. Ona była. Ona miała zobowiązania, z których się nie wywiązała.
Odsunęła się, ale jedynie po to, aby móc na niego spojrzeć. Kilkanaście minut temu panował tu przyjemny spokój. Kuchnia zapełniła się zapachem świeżej kawy. Spokój runął niczym domek z kart.
— Chcieliśmy. Chcemy.
Miała ochotę schować się przed całym światem. Tak, jak robiła to za każdym razem, kiedy coś szło nie po jej myśli. Udawać, że żadne problemy nie istnieją i liczyć na to, że rozpłynął się w powietrzu, a całe zamieszanie zniknie samo.
— Lucas mi to wysłał.
Spuściła wzrok, jakby w oczekiwaniu na bycie ocenioną. Ale przecież Nico zdawał sobie sprawę, jak wygląda sytuacja. Że znowu kogoś okłamywała, aby być z nim. I zrobiła to bez zawahania z uśmiechem na twarzy, bo konsekwencje się nie liczyły. Aż do momentu, kiedy przyszło się z nimi zmierzyć.
Sophia wiedziała też, że w tym wszystkim Nico będzie jedyną osobą, która nie będzie do niej miała pretensji, która nie będzie oceniać i nie spojrzy krzywo w jej stronę. Był wcześniej na jej miejscu. Wtedy w Aspen, udając przed znajomymi i Alex, że jedyne co ich łączy to dawna znajomość.
Usuń— Nie zasłużył na to, aby dowiedzieć się przez głupiego reelsa na Instagramie. Ani na to, żebym go okłamywała. — Powiedziała cicho, łamiącym się głosem. Zależało jej na nich obu, ale to od samego początku Nico był tym, do którego wracała i którego chciała. Komentarze wylewające się z anonimowych kont były niczym ważnym. To, co tak naprawdę ją uwierało to, że skrzywdziła kogoś, na kim jej szczerze zależało. Kogoś komu szczerze zależało na niej. — Powiedziałam mu, że jestem zbyt zmęczona, aby się z nim zobaczyć… a parę godzin później byłam tutaj. Z tobą.
Spojrzała mu w oczy. Zawstydzona i pełna poczucia winy, które jedynie on mógł zmyć. Chociaż wcale nie była taka pewna, czy powinna o tym zapominać.
— Nie wiem, czy to dobrze, czy źle, ale tego nie żałuję. Bycia tutaj z tobą, zeszłej nocy ani tego na siłowni.
Żałowała jedynie, że nie potrafiła być szczera sama ze sobą. Że nie skończyła relacji z Lucasem, kiedy dobrze wiedziała, że ta nie ma szans na rozwinięcie się. Żałowała, że moment, którego wyczekiwali od dawna pokryty musi być warstwą jej własnych kłamstw.
Soph🥀
Nie potrafiła tak po prostu się tym nie przejmować. Udawać, że to tylko chwilowe zamieszanie, nawet jeśli właśnie tym było. Nie bez powodu trzymała się z daleka od internetu, nie wychylała, bo nie chciała, aby ktokolwiek o niej mówił i wyciągał na wierzch osobiste sprawy. Przeczuwała, że na jednym filmiku się nie skończy, że pojawią się teorie spiskowe – jedne bardziej zbliżone do prawdy, inne kompletnie oderwane od rzeczywistości – że znudzeni własnym życiem ludzie będą to wyciągać przy każdej możliwej okazji. I mogła dać się w to wkręcić; przejmować każdym jednym komentarzem, udostępnieniem albo przynajmniej spróbować to zignorować i wrócić do swojej bańki szczęścia, w której jeszcze niedawno była. Zadowolona, bez dobijających się z każdej strony zmartwień, bez bycia ocenianą.
OdpowiedzUsuńZrobiłaby teraz wszystko, aby nie czuć się tak potwornie. Mogła bez końca powtarzać sobie, że nie zrobiła niczego złego, ale ostatecznie to i tak byłoby tylko kłamstwo, które miało sprawić, aby poczuła się lepiej. Świadomie podejmowała decyzje, choć przecież wiedziała, jak to się skończy.
— A wydaje się jakby był — mruknęła, ale bardziej do siebie niż do niego. Może trochę za bardzo się tym przejęła. Mogła sobie to wytłumaczyć tym, że wcześniej nie wdawała się w żadne kontrowersyjne skandale, a od jakiegoś czasu zdawało się, że te jej nie opuszczają.
Opadła z cichym westchnięciem na krzesło, a nogi podciągnęła pod siebie. Wzrok zatrzymała na kieliszku wina, który został tu z wczoraj. Małe przypomnienie, że kilka godzin temu nic z tego nie miało znaczenia. Byli tylko oni, skupieni na sobie. Powinno tak być dalej. Chciała, aby było tak dalej. Ostatnie co powinna robić to użalać się nad sobą, kiedy to ona była za wszystko odpowiedzialna.
— Wiem. Zaraz będą mówić o kimś innym — wzruszyła lekko ramionami. Powinna chyba być wdzięczna, że był to moment z samej Sali, a nie z szatni. Szkody były już wyrządzone, ale jedynym (marnym, ale zawsze) pocieszeniem był fakt, że na filmiku jeszcze mieli na sobie wszystkie ubrania. — Tobie to naprawdę nie przeszkadza, prawda?
Nie wiedziała, po co pyta, skoro odpowiedź była oczywista. Widziała to po jego postawie i sposobie w jaki się odzywał. Ot, kolejne wydarzenie, które po chwili przycichnie.
Przeszył ją dreszcz, gdy podchwyciła spojrzenie Nico. Nie była pewna, dlaczego tak się stało ani co w jego oczach dostrzegła, że nagle zrobiło się jej chłodno. A może po prostu nie chciała pewnych rzeczy do siebie dopuszczać i trzymała je na dystans.
Zacisnęła usta, nie do końca będąc pewną, co ma na to odpowiedzieć. Nie przejmował się nim, bo dlaczego niby miałby? To był jej „problem” do rozwiązania, który przywiozła ze sobą z Sao Paulo.
— To co wiedział, a co zrobiłam to dwie różne rzeczy. — Powiedziała cicho. Nikt na to nie zasługiwał, a jednak Sophia świadomie go zepchnęła na drugie miejsce i robiła to od momentu, kiedy wróciła do Nowego Jorku. — Dowiedział się z głupiego posta na Instagramie, że jestem z kimś innym. Że wybrałam tego faceta, którego miałam zostawić w przeszłości. To nie w porządku.
Nie powiedział tego głośno, ale zasługiwał na to, aby usłyszeć od niej jakieś wyjaśnienia. Może i wiedział, że Sophia wcale się z Nico nie wyleczyła, ale to nie zmieniało faktu, że jej zdrada wciąż mogła być bolesna. Bo to właśnie zrobiła. Zdradziła go z Nico. Świadomie i z uśmiechem, a także przeczuciem, że zrobiłaby to po raz kolejny. Mogła sobie wmawiać, że jest lepszą osobą, która nie krzywdzi innych, ale było jasne, że już dawno patrzyła przede wszystkim na swoją wygodę. Dopiero, kiedy znalazła się w centrum zainteresowania zaczęła się zastanawiać, jak bardzo krzywdzi innych tym, co robi dla własnej przyjemności.
Westchnęła cicho, kiedy poczuła ciepły dotyk na swoim nadgarstku. Spojrzała na ich dłonie, a potem podniosła wzrok na Nico. Uśmiechnęła się blado i bez przekonania, jednocześnie dziwnie szczęśliwa.
UsuńChciała jakoś ten poranek uratować. Mogła dalej dramatyzować, ale co by to im dało? Ona dalej by się niepotrzebnie nakręcała, a to im potrzebne nie było.
- Nie wiem, jak to robisz, ale to całkiem pocieszające – odparła.
Bez słowa wspięła się na jego kolana, jakby to było coś naturalnego. Jakby zawsze było dla niej miejsce właśnie tam. Oplotła ramieniem jego szyję, wtulając twarz w zagłębienie między nią a jego ramieniem. Wsunęła palce między miękkie kosmyki i pozwoliła sobie na to, aby odetchnąć.
Martwić może zacząć się później. Nie ucieknie przed konsekwencjami, ale tu i teraz mogła.
- Za długo tego chciałam, aby teraz od nas uciekać.
Soph
Eden Alderstone miała dosyć.
OdpowiedzUsuńMniej więcej od trzech miesięcy, odkąd zginęli jej rodzice i odkąd wszystko niespodziewanie znalazło się na jej głowie. Opieka nad dwójką nastoletnich chłopców, z których jeden był równie łatwy w ujarzmieniu jak tornado, a drugi na tyle młody, by potrzebować prawdziwej opieki zdawała się czasami przekraczać jej umiejętności. Do tego załatwianie tych wszystkich spraw, którymi dotąd zajmowała się dosyć… okazjonalnie, jak zrobienie podstawowych zakupy czy gotowanie. (Chociaż w sumie nie gotowała. Dbała po prostu, żeby mieli co jeść.) A przecież sama była jeszcze niemal dzieckiem. I ją także przygniatała żałoba.
Tęskniła za mamą, jej uśmiechem, porozumiewawczymi spojrzeniami, rzucanymi ukradkiem, gdy sprawy przekraczały męskie granice pojmowania. Eden zawsze wiedziała, że łączy je specjalna relacja, taka, która może łączyć kobietę jedynie z inną kobietą, i kiedy była młodsza, czasami pławiła się w cieple tego uczucia. Wielu jej znajomych narzekało na niezliczone wady swoich rodziców, ale ona rzadko się do nich przyłączała. Byli miłą rodziną, opartą na szacunku, otwartości i wyrozumiałości, i Eden była z tego powodu naprawdę dumna. Ani mama, ani tata nie faworyzowali żadnego ze swoich dzieci, każdego traktując indywidualnie, według jego potrzeb. I chociaż nie ma rodzin, które unikają nieporozumień, u nich nigdy nie były to kłótnie nieodwracalnie destrukcyjne, powodujące utratę zaufania czy poczucie zdrady.
Za ojcem także tęskniła. Za historiami, które opowiadał, sprawiając, że wydawały się żywe, niemal namacalne; za jego wiedzą, stabilnością i spokojem, które wokół siebie roztaczał. Mama bywała chaotyczna, roztrzepana i niespokojna — czasami przypominała Eden niewielkiego skrzata, opętańczo galopującego z jednego końca mieszkania na drugi — ale tata nigdy. Jako mała dziewczynka czuła się przy nim najbezpieczniejsza na świecie i to uczucie nigdy nie zniknęło.
Teraz jednak była sama. Sama.
Oczywiście, to nie tak, że ból i rozpacz po stracie rodziców przerobiły ją na jakąś kurę domową, skaczącą wokół mieszkających z nią mężczyzn. Nie miała zamiaru pozwolić się uwiązać przy obowiązkach i robić za niańkę, bo chociaż szczerze kochała swoich braci, przytulanie i pocieszanie przychodziło jej z trudem. Bynajmniej nie dlatego, że była pozbawiona empatii. Wylewność nie należała jednak do jej mocnych stron i na ogół bolesne sprawy ubierała w ironię i sarkazm, którymi o wiele sprawniej się posługiwała. Niekiedy czuła się z tego powodu winna — Walter miał dopiero dwanaście lat, był wrażliwy i na pewno potrzebował usłyszeć jakieś słowa wsparcia, potrzebował, by pogłaskać go po głowie i dodać otuchy, ale Eden po prostu nie potrafiła tego zrobić i już. Takie sytuacje nieodmiennie czyniły z niej kalekę i sprawiały, że sztywniała z dyskomfortu.
Dlatego, chociaż praca w Onyx bywała nieznośna, tutaj przynajmniej nie otaczało jej współczucie. W żadnym kącie nie czaiły się na nią oczy tak samo głodne miłości, jak i jej pełne. O wiele łatwiej radziła sobie tam, gdzie należało pyskować, a ostry jak brzytwa język był uważany za atut. Nie miała najmniejszych problemów z tym, by głośno wyrażać swój protest i nie miała oporów przed zemstą, o ile ktoś faktycznie na nią zasłużył. Po prostu nie potrafiła być matką — a już na pewno nie wtedy, gdy sama desperacko pragnęła opieki. Chociaż przecież nigdy by się do tego nie przyznała.
Rzuciła krytyczne spojrzenie swojemu odbiciu w lustrze; krytyczne i rzeczowe, bez sentymentalnego użalania się nad swoim losem, po czym lekkim krokiem wyszła na scenę. Rzadko kiedy faktycznie myślała o tym, co robi. Na ogół działała mechanicznie, pozwalając swojemu ciału poddawać się muzyce, a umysłem błądząc gdzieś daleko. Tak było łatwiej. Nie ponosiła jej irytacja, gdy padała lawina niewybrednych komentarzy, więc zdawała się być absolutnie niewzruszona, a dzięki temu — po prostu dobra w swojej robocie.
Onyx wyglądał dokładnie tak, jak wskazywałaby na to jego nazwa: ciemny, niemal czarny, rozświetlany jedynie matową bielą neonowej poświaty w strategicznych miejscach. Osobiście Eden uważała go za klub dość elegancki, by praca tutaj nie należała do wstydliwych tajemnic, a w porównaniu do innych nocnych klubów w tej okolicy wypadał naprawdę dobrze. Prosty, pozbawiony kiczowatych ozdóbek i zbędnych dekoracji, sprawiał wrażenie, jakby w tym miejscu czas się nie liczył. Wszechobecna czerń i niemal surowy wystrój czyniły go idealnym wprost miejscem dla ludzi, którzy pragnęli pozostać incognito. Nie brakowało tutaj zamożnych biznesmenów, którzy zwyczajnie nie chcieli być rozpoznani przez większą część osób niż te, z którymi mieli bezpośrednią styczność. Eden ich rozumiała. Sama również nie chwaliła się otwarcie, gdzie pracuje, mimo, że zapytana wprost, niczego nie ukrywała. Traktowała to po prostu jako sprawę wystarczająco prywatną, by nie czuć się zobowiązana do wyjaśnień.
UsuńObserwujące ją twarze skryte były w półmroku. W pewnym sensie było to komfortowe; nie wiedząc, kto na nią patrzy, nie robiła się spięta, gdyby przypadkiem dojrzała kogoś znajomego. Odpłynęła myślami i pozwoliła sobie zatonąć w fantazjach, w których znajdowała się daleko stąd.
Eden Alderstone
Może i nie robiła tego zbyt długo, ale szybko nauczyła się podstaw; może to przez jakiś wrodzony talent, o ile nazwanie tego w ten sposób nie było szaleństwem. Może po prostu była do tego stworzona, może było jej pisane, że zamiast kończyć studia będzie tańczyć w nocnych klubach, odziana w skąpe stroje i maski. Cokolwiek nie definiowało tego faktu — była dobra. To oznaczało większą ilość gotówki, więc się opłacało. Pokątne sprzedawanie prochów mogłoby być znacznie bardziej dochodowe, gdyby Eden nie bała się zwrócić na siebie uwagi. Nie potrzebowała problemów. Zwłaszcza, gdy z całej siły próbowała odciągnąć od nich bezmyślnego, narwanego brata. Asher wydawał się kompletnie nie pojmować, że pieprzeni urzędnicy nie zawahają się nasłać na nich opieki społecznej, w razie choćby najdrobniejszych podejrzeń, że coś jest nie tak. Nie potrafił, tak jak jego siostra, skryć się w cieniach i po prostu nie wychylać. To, że mogli pozostać niezauważeni, było w tym momencie ich jedyną przewagą i Eden drżała na myśl, że ten mały idiota w ogóle tego nie szanuje. Walter, choć młodszy, zdawał się być o wiele bardziej dojrzały i tak naprawdę, chociaż teoretycznie to on jeszcze wymagał opieki, był najbardziej samoobsługowym dwunastolatkiem, jakiego kiedykolwiek spotkała. Podejrzewała nawet, że w sytuacji kryzysowej prędzej mogłaby liczyć na jego pomoc, niż drugiego z braci, który był nieujarzmiony jak żywioł i równie destrukcyjny.
OdpowiedzUsuńMoże gdyby mieli większą rodzinę, Eden nigdy nie znalazłaby się w takiej sytuacji. Ba, może wystarczyłoby nawet, żeby mieli znajomych. Ale zarówno mama, jak i ojciec, nie utrzymywali kontaktów ze swoimi krewnymi, natomiast ona sama miała właściwie jednego przyjaciela… o ile wciąż mogła go w ten sposób nazwać, zważywszy, jak rozluźniła się ich relacja na przestrzeni ostatnich lat.
Nie pamiętała, jak, gdzie i kiedy właściwie zaczęła się ta przyjaźń; byli wówczas w takim wieku, kiedy znalezienie sobie przyjaciela wydawało się najprostszą rzeczą pod słońcem. Pamiętała za to kolejne lata, mijające zawsze pod znakiem tej samej wzajemnej pewności, że mogą na siebie liczyć. Żadne z nich nie było jednak typem, który rzuca wylewne deklaracje albo pozwala się ponieść emocjom. Nie, sytuacje, w których jedno lub drugie otwarcie okazywało żal czy smutek, zdawały się być wyjątkowo niecodzienne. Wręcz nienaturalne. Okazało się jednak, że udane relacje nie opierają się na pięknych słowach, lecz przede wszystkim na czynach, stąd też Eden nigdy nie zawahałaby się twierdząc, że może na Nico polegać.
Nie wiedziała, dlaczego zatem w pewnym punkcie ich drogi rozeszły się tak daleko, kto pierwszy przestał dzwonić albo odpisywać; liczyło się tylko, że nagle była sama. Odczuła to tym boleśniej właśnie po śmierci rodziców, gdy nie było nikogo, komu mogłaby się wyżalić, powściekać na niesprawiedliwość losu, wrzeszczeć bez słów, po prostu wyrażając najczystszą furię, najgłębszy żal i potworny lęk przed przyszłością. Musiała zagryźć zęby, zacisnąć dłonie w pięści i starać się przeżyć; niczego innego zrobić nie mogła.
Dlatego, usłyszawszy głos przyjaciela w miejscu, w którym nigdy nie spodziewała się go usłyszeć, i po czasie, który zdawał się wiecznością, mimowolnie zesztywniała, zastygła jak sparaliżowana. Dopiero po chwili odzyskała władzę nad swoim ciałem na tyle, by się odwrócić. Nic jednak nie przygotowało jej na zderzenie z przeszłością. A oto był. Jej najdawniejszy przyjaciel. Eden utkwiła w nim zdumione spojrzenie, w złotych oczach malował się niemal szok.
— Nico? — szepnęła w końcu, kręcąc z niedowierzaniem głową. — To naprawdę… Co tu robisz? — wydusiła, mrugając kilkakrotnie, jakby chciała się upewnić, że to nie sen.
Eden Alderstone
Chciałaby tak po prostu się tym nie przejmować. Podejść do całej sytuacji na luzie i zachowywać się tak, jakby była to jedynie drobna nieprzyjemność. Chciała udawać, że te nonszalanckie podejście Nico działa kojąco, ale zamiast tego podsycało już i tak poszarpane nerwy. Mimo, że chodziło głównie o Lucasa była też kwestia jej ojca, jego żony, osób z bliższego i dalszego otoczenia. Bo w ostatnich miesiącach nie dawała przykładu, a była tą dziewczyną, od której lepiej trzymać się z daleka, bo ma lepkie ręce i sięga po chłopaka przyjaciółki. I ciągnęła za sobą tę etykietę, a raczej nakładała na siebie kolejne mało schlebiające.
OdpowiedzUsuń— Nie mogę go zostawić bez odpowiedzi.
Dla brunetki było oczywiste, że musi z nim porozmawiać. Nawet, gdyby miała odbić się od drzwi, a to było bardzo możliwe. Ochoty na tę rozmowę nie miała, kto by miał? Ale czułaby się źle sama ze sobą, gdyby zakończyła to przez rozmowę tekstową. Potrzebowała zakończyć to na swoich warunkach. Zgodnie z własnym sumieniem.
Westchnęła cicho, opierając się łokciami o stół, a twarz schowała w dłoniach. Budząc się miała inną wizję tego poranka. Wciąż by mogło być dobrze, gdyby nie sprawdziła telefonu. Podświadomie wiedziała, że nie znajdzie na nim niczego dobrego, a i tak sięgnęła i bańka szczęścia, w której beztrosko pływała od paru godzin pękła.
Podniosła głowę, a jej spojrzenie skrzyżowało się z Nico. Mimowolnie lekko się uśmiechnęła, bo choć cały świat – w jej głowie – się walił to była z kimś dla kogo to nie miało większego znaczenia. Bo kiedy ona się rozpadała i panikowała to Nico dalej był sobą. Tym samym, który mało czym się przejmował. Możliwe, że na ten moment był jedyną osobą, która nie będzie na nią krzywo patrzeć.
— Impreza? — Spytała. Lekko uniosła brew. — Mamy zdecydowanie różne mechanizmy radzenia sobie — mruknęła pod nosem.
Jakoś nie potrafiła wyobrazić sobie, że miałaby się wcisnąć w obcisłą kieckę i dobrze bawić za parę godzin, a z drugiej strony… Co miała zrobić? Zamknąć się w pokoju i płakać nad losem, który sama wybrała? Czy może wziąć się w garść, zamierzyć z mało przychylnymi spojrzeniami, komentarzami i całą resztą, ale nie dać im wejść sobie na głowę? Druga opcja, choć wydawała się niewykonalna, brzmiała zachęcająco.
Odchyliła się na krześle, a wciąż lekko wilgotne włosy przeczesała palcami. Starała się czymś zająć, aby obsesyjnie nie myśleć nad tą sytuacją. Trudno, stało się i czasu nie cofnie, a nawet, gdyby mogła to tego by nie zrobiła. Uśmiechnęła się lekko, sama do siebie, bo w końcu go miała. Tak, jak chciała i choć nie do końca wyszło to tak, jak sobie zaplanowała, to za jakiś czas to naprawdę nie będzie miało znaczenia. Tak sobie zamierzała mówić.
— Wiem, że masz rację — przyznała — potrzebuję tylko chwili, aby jakoś to przetrawić i mi przejdzie.
Wzruszyła lekko ramionami. Nie zamierzała udawać, że w ciągu paru minut przestała o tym myśleć, czy że jutro będzie się zachowywała tak, jakby nic się nie stało. Potrzebowała odrobinę zrozumienia. Nie żyła w błysku fleszy, nie rozpisywały się o niej żadne szmatławce, a ludzie na ogół nie interesowali jej życiem prywatnym. Filmik to zmienił, nagle wokół siebie miała zamieszanie, którego nie wiedziała, jak się pozbyć.
Przeniosła się na sofę, bliżej Nico.
Chciała wziąć się w garść i jakoś uratować ten poranek. Na załamanie się będzie miała jeszcze wiele okazji. Z przyzwyczajenia wolałaby przejść przez każdy możliwy etap rozpaczy teraz, ale coś jej mówiło, że należało powoli odchodzić od tego co znajome i tylko teoretycznie komfortowe.
Sophia przysunęła się bliżej. Zwinnie siadając mu na udach, jakby była to najbardziej naturalna rzecz na świecie. Dłonie ułożyła na jego karku, ledwo paznokciami muskając skórę przy linii włosów. Usta wygięła w figlarnym uśmiechu.
— Wiem, że panikuję, ale… inaczej nie umiem. — Przyznała. — Ale jestem tutaj z tobą i chcę się tym nacieszyć.
Soph🦋🩵
Cofnęła się odrobinę, niemal niezauważalnie, o tak maleńką odległość, że właściwie nic nieznaczącą. A jednak, gdzieś na dnie serca, odczuła ten ruch niczym powstanie pomiędzy nimi szczeliny tektonicznej, ziejącej pustką wyrwy, w której zniknęła cała ich przeszłość, cała pamięć o ich przyjaźni; tej przyjaźni, która przecież miała przetrwać wszystko. Bo w pierwszym, najbardziej pierwotnym odruchu chciała odwrócić się na pięcie i uciec. Udawać, że nie zna tego chłopaka, nie zna żadnej Eden, że, tak właściwie, nie zna nawet angielskiego. Tak byłoby prościej. Za jakiś czas pamięć Nico rozmyłaby kontury tego spotkania, zatarła szczegóły na tyle, że nawet on mógłby uwierzyć, że dziewczyna w klubie była jedynie łudząco podobna do tej, którą znał od zawsze. W końcu może stwierdziłby ostatecznie, że tak naprawdę miała podobne tylko włosy albo oczy, a wyobraźnia spłatała mu brzydkiego figla. Może wyrzuciłby to wspomnienie z głowy i nigdy więcej do niego nie wracał.
OdpowiedzUsuńTak byłoby prościej, no jasne. A jednocześnie nie mogła, po prostu nie mogła tego zrobić. Na ogół kłamstwa przechodziły jej przez gardło równie gładko, jak prozaiczne stwierdzenia życia codziennego (Nie mamy w domu masła albo Ta sukienka jest różowa), ale Nico nie był jedynie statystą z jej otoczenia. Był istotny. Ba, pokusiłaby się o stwierdzenie, że swego czasu uchodził za najbliższą i najważniejszą w jej życiu osobę. Rozumieli się w zasadzie bez słów, a ich przyjaźń była jak pierwszy wiosenny kwiat, niewątpliwie piękna, dobra i czysta. Przy nim mogła być sobą. I zarazem stwarzała przestrzeń dla niego. Żeby i on był, po prostu, sobą. Przy niej. Nawet, jeśli tylko przy niej. Zwłaszcza, jeśli tylko przy niej. W ich wspólnie zbudowanym świecie wszystkie grzeszki, porażki, wszystkie rozterki moralne, gierki, budzące wątpliwość zachowania — wszystko to nie miało żadnego znaczenia. Eden nieraz rozważała w głowie hipotetyczne scenariusze, w których przyznaje się przyjacielowi do popełnienia poważnego przestępstwa, albo nawet i do morderstwa, a jedynym, co była w stanie z nich wyciągnąć, było kojące ciepło wokół serca; przekonanie, że mimo to, bez względu na ohydę dokonanego czynu, dla niego wciąż jest tą samą osobą.
Ostrożnie uniosła głowę, spotykając się z nim wzrokiem, w którym malowało się to samo niedowierzanie, czające się także w jej oczach. Nie wiedziała, jak się zachować, co zrobić. No bo tak właściwie — co się robi w takiej sytuacji?
Okrutna prawda, przez te pełne milczenia miesiące spychana na dno serca i tłamszona na wszelkie sposoby, odsłaniała bowiem przede wszystkim tęsknotę, cały ocean tęsknoty, rozpaczliwe pragnienie, by było jak dawniej. Cholernie brakowało jej tej niewzruszonej, stabilnej pewności, że w pełnym chaosu świecie istnieje choć jedna bezpieczna przystań.
— Ja chyba też — przyznała po dłuższej chwili milczenia, kiedy to nawzajem usiłowali wyczytać coś ze swoich spojrzeń. — Też myślałam, że mam inne życie. Ale… — westchnęła, machnięciem dłoni zataczając wokół niedbały okrąg. — Najwyraźniej się pomyliłam — dodała cicho, poważnie, szukając w twarzy Nico czegoś, co potrafiłaby odczytać i bolało ją serce, że niczego takiego nie znajdowała. A przecież był taki czas, kiedy wiedziała, rozumiała absolutnie wszystko, po prostu siedząc obok.
Uderzyła ją nagła myśl, że on nie wie. W końcu nie rozmawiali zbyt dawno, by mógł wiedzieć. Przez tę niewiedzę mógł dojść do absurdalnych wniosków, na przykład, że praca tutaj nie jest koniecznością, a jedynie rozrywką. Że Eden się to podoba. Choć było to wyjątkowo dalekie od prawdy. Ta myśl zabolała ją bardziej, niż była gotowa przyznać; myśl, że coś takiego mogłoby przejść mu przez głowę. Ale tak naprawdę cisza pomiędzy nimi trwała wystarczająco długo, by świat zdążył zmienić bieg i odwrócił się o sto osiemdziesiąt stopni. Tak naprawdę Eden Alderstone, którą znał, równie dobrze mogła po prostu nie istnieć, zastąpiona przez dziewczynę, której rolę odgrywała tutaj. Nico nie wiedział.
UsuńPoczuła palącą potrzebę, by mu wyjaśnić, chociaż nie miała pojęcia dlaczego.
— Chodźmy stąd — poprosiła, niespodziewanie nawet dla siebie samej brzmiąc miękko i jakoś… błagalnie. — To nie jest dobre miejsce na tę rozmowę. Ani na żadną inną.
Eden Alderstone
Porzuciła już jakiś czas temu chęć rozgryzienia go. Zaakceptowała w pełni fakt, że Nico mało czym się przejmuje. W momencie, kiedy jej świat się walił dla niego to był zwykły poranek, a rozgrywający się w internecie dramat błahostką, o której ludzie zaraz zapomną. Sophia tej super mocy nie posiadała. Przejmowała się zbyt mocno, a pewne sprawy brała sobie za bardzo do serca. Nie chciała im bardziej psuć poranka. Z Lucasem musiała załatwić sprawę sama. Nie pogardziłaby większym wsparciem, ale jakby nie patrzeć to sama narobiła tego bałaganu i nie powinna oczekiwać tego, że ktoś posprząta go za nią.
OdpowiedzUsuńPrzechyliła lekko głowę na bok, a dłonie ułożyła na jego ramionach. Włochy opadły na bok, wciąż wilgotne po prysznicu. Milczała przez kilka chwil, obserwując twarz Nico. Można było pomyśleć, że odczytuje jego emocje, ale tak naprawdę starała się jedynie chłonąć spokój, który od niego bił.
— Załatwię to. — Krótko. Bez rozdrabniania się na kawałki. Wydawało się to nie fair, aby wciągać go w sprawy związane z nią i Lucasem, choć jakby nie patrzeć to był w to zamieszany od samego początku. — Zamykam się już.
Kąciki ust brunetki lekko drgnęły, gdy to wypowiedziała. Przyjemny dreszcz przebiegł jej po plecach. Z jednej strony, może, należało wyjść i wyjaśnić tę sytuację od razu, a z drugiej miała ogromną ochotę na to, aby pozostać egoistką, która jeszcze przez jakiś czas myśli jedynie o sobie i o tym, czego, a raczej kogo, chce. Przesunęła dłoń na jego kark, a spojrzenie Soph stało się spokojniejsze. W głowie wciąż kotłowały się dziesiątki myśli, ale powoli spychała je w tył umysłu.
Muskała palcami jego kark, jakby chciała zapamiętać fakturę skóry, ciepło, jego zapach. Nadal czuła w sobie napięcie, ale kiedy spojrzała mu w oczy, jakby na moment wszystko wokół ucichło. Pochyliła się lekko, muskając wargami jego szyję — nieśmiało, bardziej w geście czułości niż pożądania.
— Masz rację… Może powinnam skupić się teraz właśnie na tobie — wyszeptała, pozwalając sobie na jeszcze jeden krótki pocałunek, tuż przy jego żuchwie. Zawahała się na krótki moment, jej palce zatrzymały się przy jego obojczyku, kiedy zsunęła je niżej. Bijący od Nico spokój był zaraźliwy. I nie chodziło tylko o jego podejście do świata. Chodziło o to, że kiedy był blisko niej to wszystko wydawało się prostsze.
— A właściwie to na nas — dodała. Przesunęła nosem po jego policzku, wolno, niemal leniwie. Napawając się tą chwilą ciszy i względnego spokoju. Z wierzchu trzymała pozory, już nie wyrywała się z tłumaczeniami. Buzowała w środku, może już nie tak drastycznie, jak chwilę wcześniej, ale do stoickiego spokoju było jej daleko.
Delikatnie i bez pospiechu musnęła jego wargi. Te wciąż smakowały tak samo, jak poprzedniej nocy. Znajome i bliskie, takie, jakich potrzebowała. Nie było w tym pocałunku pospiechu ani oczekiwań. Może w jakiś sposób chciała mu tym dać znać, że jest jedyną osobą, o której myśli i która się dla niej liczy. Nie wiedziała. I nie była pewna, czy ma to jakieś większe znaczenie.
Soph🦋
Znalazła się w dziwnym miejscu w życiu. Raz wiedziała czego chce i była tego pewna – jak zeszłej nocy, kiedy z determinacją jechała do znajomego sobie apartamentu i z niewinnym uśmiechem tłumaczyła, że wcale nie wie, dlaczego tu w ogóle jest, choć jasne było, dlaczego do niego przyjechała. Rankiem na krótki czas straciła grunt pod nogami. Film, który nie powinien nigdy ujrzeć światła dziennego krążył po internecie. Wśród rodziny, znajomych i kompletnie obcych ludzi. Pewna jej część, ta słabsza, której w ostatnim czasie częściej pozwalała wyjść na światło dzienne, chciała się kompletnie załamać i zatopić w morzu ponurych myśli. Za to ta pewniejsza Sophia, która desperacko potrzebowała znaleźć kontrolę nad własnym życiem wyszła na wierch, może nie tak śmiało, jakby sobie tego życzyła, ale jednak to zrobiła. Trochę się ogarnęła. Mając z tyłu głowy, że przecież nie chce psuć tego, co między nimi było mało istotną sytuacją, o której wszyscy zapomną szybciej niż się jej wydaje.
OdpowiedzUsuńOpanowanie Nico też jej pomagało, a jednocześnie odrobinę przerażało. Nie rozumiała, jak można było być tak obojętnym na tego typu rzeczy. Przyzwyczajenie z pewnością robiło swoje. Do tej pory Sophia starała się unikać pokazywania się publicznie. Nie licząc przyjęć ojca czy tych, na które zabierał całą rodzinę, aby pokazać się z jak najlepszej strony i wmówić wszystkim, że są tak zgrani, jak udają na świątecznych zdjęciach. Dopiero w ostatnich miesiącach była częściej widywana publicznie, co jeszcze nie równało się z tym, że chciałaby zasmakować życia publicznego.
Ociągała się z powrotem do domu, bo choć wolałaby zostać – niekoniecznie mogła. Nie, skoro na wieczór mieli plany, a w mieszkaniu Nico tak się składało, że ubrania gubiła. Próbowała przemknąć niezauważona, dopóki nie otworzyła drzwi od apartamentu sądziła, że to się jej udało. Ledwo przekroczyła próg i pojawiły się wrzaski, oskarżenia. Nie zamierzała się tłumaczyć, a już na pewno nie Gwen. Ojca nie widziała. Z tych wszystkich wrzasków, które padały w jej stronę zrozumiała tyle, że Oscar nie chciał jej dziś oglądać po tym, jak nadszarpnęła jego reputację swoim zachowaniem i brakiem jakiegokolwiek zahamowania. Dawniej mocniej by się tym przejęła, ale nie dziś. Napompowana była dziwną energią, którą zamierała spożytkować w najlepszy możliwy sposób. Chcąc uniknąć więcej chaosu odinstalowała aplikacje, które mogłyby ją dziś drażnić. Nie ominie jej rozmowa z Lucasem, ale to nie był na to odpowiedzi czas. Może jutro, może pojutrze… Może później. Albo wcale. Chciała to zakończyć tak, jak należało, ale chwilowo nie miała pojęcia, jak to zrobić, a przed sobą miała znacznie ciekawszy wieczór.
Ciągle czuła echo krzyku Gwen, który rozbijał się o ściany apartamentu, ale nie skupiała się na tym.
Stała przed lustrem poprawiając cienkie ramiączko butelkowozielonej sukienki. Tkanina spływała po jej ciele jak woda, otulając ją w sposób, który miał w sobie odrobinę zmysłowości, jak i elegancji. Delikatne rozcięcie na udzie, odkryte plecy, złoty łańcuszek zdobiący dekolt – każdy szczegół był dopięty na ostatni guzik.
Nałożyła na usta brązowy błyszczyk z drobinkami złota, spojrzała na swoje odbicie i szczerze nie do końca poznawała dziewczynę, na którą patrzyła. Rzadko chodziła do klubów, najczęściej, ha, z Alex. To ona ją ciągała po imprezach i wciskała w obcisłe kiecki. Szybko zakręciła błyszczyk i odrzuciła na toaletkę, wzdychając ciężko. Przypływ wspomnień był jej teraz niepotrzebny.
Telefon cicho zawibrował, a kiedy się nachyliła jej usta wygięły się w lekkim uśmiechu.
Zgarnęła torebkę, do której wrzuciła jeszcze parę najpotrzebniejszych rzeczy. Miała już wychodzić, kiedy cofnęła się, aby rozpuścić włosy i przeczesała je palcami. Tak było lepiej. Nie oglądała się za siebie, gdy wychodziła. Słyszała jeszcze jakieś marudzenie za sobą, ale nim jego sens do niej dotarł już dawno była za drzwiami w drodze do windy.
Wyszła przed budynek i lekko zadrżała. Noce nie należały do najcieplejszych, ale nie zamierzała sobie zawracać głowy jakimś okryciem. Dostrzegła znajome auto zapakowane kawałek dalej, a na nim równie znajomą sylwetkę. Z uniesioną głową i pewnym krokiem ruszyła przed siebie.
Usuń— Ładna noc, prawda? — rzuciła beztrosko, zatrzymując się przed Nico. Po burzliwym poranku prędzej spodziewała się istnego chaosu wszędzie, ale najwyraźniej pogoda była po nich stronie.
Czuła się dziwnie lekka. I miała nadzieję, że to uczucie jej zbyt prędko nie opuści.
— Powinieneś częściej wkładać tę koszulę. Wygląda… Zbyt dobrze.
Uniosła kącik ust w kokieteryjny uśmiech i puściła mu oczko. W tym momencie poczuła się dokładnie tak, jak wtedy, kiedy prowadzili między sobą tą nienazwaną grę – pozbawioną reguł, w pełni improwizowaną, ale pełną elektryzującej lekkości. To właśnie tej odrobiny beztroski potrzebowała dziś najbardziej. I chyba on też. Oderwać się od nagromadzonych problemów i dramatów. Tego wieczoru Sophia chciała skupić się tylko na nim.
— Gotowy? — zapytała, pełna energii i gotowa, by wytańczyć wszystkie smutki i wątpliwości.
Soph🦋
Przez bardzo krótki moment wahała się, czy jednak nie odwołać tego wyjścia. Napisać, że nie da rady i że to za dużo. Spróbować jakoś załagodzić wzniecony rano pożar. Jednak im dłużej o tym myślała tym bardziej przekonywała się, że chowanie się w pokoju wcale nie rozwiąże jej problemów. Tylko odciągnie je w czasie. Mogła wyjść i spędzić dobrze czas albo zostać, słuchać Gwen i znaleźć się w jeszcze większym dołku. Wybór okazał się zaskakująco prosty. Sophia nie wiedziała skąd w niej brała się ta nagła zmiana, ale bronić się przed tym nie zamierzała. Czuła się trochę tak, jakby wzięła garść rozweselających pigułek, po których nic nie ma już większego znaczenia. Towarzyszące uczucie było dziwne, nieznane i ekscytujące, więc chciała się w nim na trochę zatopić, zanim wypłynie na powierzchnię i zachłyśnie się rzeczywistością. Jeszcze jeden wieczór pozbawiony zmartwień.
OdpowiedzUsuń— Niosę chaos? — Powtórzyła z lekkim śmiechem. Nie określiłaby tego w ten sposób, ale istniała szansa, że jest w tym odrobinę prawdy.
Miała serdecznie dość płakania i użalania się nad sobą. Coraz częściej miała wrażenie, że robi to nieustannie i zaczynało to być nie tylko nużące, ale również męczące. Trochę jak zbędny dodatek do życia, którego nie można się z łatwością pozbyć. Może faktycznie zamknęła za sobą jakiś dziwny rozdział i rozpoczynała nowy, w którym nie pozwalała sobie na tego rodzaju słabości. Sama nie wiedziała.
— Ale lubisz chaos, nie powinno ci to przeszkadzać — dodała. Oczy błysnęły, a usta wygięły się w szerszym uśmiechu. Monotonność w słowniku Nico raczej nie istniała. Sophii do szaleństw było daleko, ale skoro wykazywał ochotę, aby trochę go dziś doświadczyć to mogła się postarać, aby ta noc nie należała do nudnych.
Rozchyliła lekko usta. Zaskoczona komentarzem, a po chwili się krótko, ale nerwowo zaśmiała. Różu na policzkach nie musiała nakładać. Ten naturalnie się pojawił. Obrazy z nocy mimowolnie pojawiły się w głowie.
— Bo wolę. — Przyznała. Miała to ukrywać? Czy się wstydzić? — Wiesz, dobrze dobrane ubrania fajnie działają na wyobraźnię — dodała, nim wślizgnęła się na miejsce pasażera.
Buzowała w niej mieszanka różnych emocji. Na szczęście, tylko tych pozytywnych. Była trochę zniecierpliwiona, ale też nie chciała niczego pospieszać. Tylko zobaczyć, jak potoczy się ten wieczór. W swoim tempie, który sami wybiorą.
— Nie tylko ty chcesz to zobaczyć.
Oparła się wygodniej. Nie było strachu, niepewności. Może to gdzieś krążyło w pobliżu, ale chwilowo nie zwracała na to uwagi i naprawdę cieszyła się, że nie musi walczyć z wewnętrznymi demonami.
Odkąd tylko pamiętała zawsze robiła to, czego się od niej wymagało. Spełniała cudze oczekiwania i w tym wszystkim zapominała, że czasami warto zrobić coś dla siebie. Może w dość pokraczny sposób zabrała się za stawianie siebie na pierwszym miejscu, ale teraz było już za późno na jakiekolwiek zmiany.
Była niemal pewna, że nic jej nie zepsuje dziś nastroju. Jakoś nie brała pod uwagę możliwych scenariuszy, co było dla niej nowością. Musiała jednak przyznać, że to była miła odmiana. Nie martwić się, nie wymyślać scenariuszy, które się nawet nie wydarzyły. Nie nakręcać się na Bóg jeden raczy wiedzieć co i wprowadzać przez to niemiłą atmosferę.
— Brzmi jak wyzwanie — zauważyła. W dodatku takie, które chciała podjąć, choć jeszcze nie miała pojęcia, jak to w ogóle może wyglądać. Oboje dopiero mieli się przekonać. Często się hamowała i to mógł być interesujący wieczór. — Gdzie właściwie jedziemy? — spytała, bo jakoś w rozmowie ani razu nie padło miejsce, do którego zamierzał ją zabrać.
Soph
Chyba nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo potrzebowała takiego luzu między nimi. Co, oczywiście, mogła mieć i rano, gdyby nie panikowała. Tyle, że inaczej nie potrafiła. Przejmowała się za bardzo, zbyt mocno brała rzeczy do siebie i dopiero, gdy pierwsze emocje opadły była w stanie zorientować się, że trochę może przesadziła z reakcją. Wciąż nie uśmiechało się jej, że stali się obiektem porannych plotek, ale po tych kilku godzinach łatwiej sobie z tym radziła. To wciąż była niedokończona sprawa. Ale stała się zmartwieniem na inny czas, bo teraz chciała odpocząć.
OdpowiedzUsuń— I takie miejsca istnieją naprawdę? — Zapytała. Ulga przemawiała przez jej ton. Mimo, że siedziała większość dnia w domu to chodziło za nią uczucie, że wszystkich oczy skierowane są prosto na nią. Jakby wszyscy wiedzieli, co zrobiła. —W porządku. Gdzieś, gdzie nikogo nie obchodzi moje aktorstwo i debiutancki film — westchnęła. Na moment odwróciła od niego wzrok, aby wyjrzeć przez okno. Miasto, które szczerze kochała, teraz niezbyt ją zachwycało. Tysiące ludzi na ulicach, każdy spieszący się w swoją stronę, kolorowe reklamy, dziesiątki, jak nie setki miejsc, w których każda osoba znalazłaby coś dla siebie.
Powróciła spojrzeniem do Nico, gdy wspomniał o jazzie. W tamtym barze, skrytym w uliczce i z dala od ciekawskich spojrzeń naprawdę byłaby nikim. I dzisiaj tego potrzebowała. Zostać nikim. Ufała, że miejsce, które wybrał Nico to jej właśnie da. Anonimowość i błogi spokój.
— Gdybym to usłyszała parę miesięcy temu nie uwierzyłabym, że z własnej woli chciałabyś się w takim miejscu znaleźć. — Zdradziła z lekkim uśmiechem. Kilka pierwszych spotkań było na imprezach. Głośnych, wypełnionych setką ludzi, strumieniami lejącego się alkoholu. To nie był jej vibe, ale szła dla koleżanek i skłamałaby, gdyby powiedziała, że źle się bawiła. Wolała spokojniejsze miejscówki. Nico jej tłumaczyć tego też nie musiał, bo pewnych rzeczy nie trzeba było mówić. Zapasowa opcja, która na pewno się sprawdzi, bo do niej pasuje w zapasie, gdyby jednak ta pierwsza okazała się niewypałem.
Uśmiechnęła się pod nosem. Ciche hm było jedynym dźwiękiem, jaki z niej wyszedł. Przynajmniej przez kilka kolejnych chwil, kiedy zbierała myśli. Nie powiedział jej nic skomplikowanego.
— To wszystko… Ten chaos, wymykanie się z kłopotów jest nowe. I mam wrażenie, że błądzę na oślep w tym wszystkim — przyznała i lekko wzruszyła ramionami. Poniekąd tak było. Do tej pory problemy rozwiązał ktoś za nią. Nie pakowała się za często w sytuacje, które wymagały natychmiastowego rozwiązania czy wymyślania. — Ale to dobrze, że to lubisz. W niektóre kłopoty ty mnie wpakowałeś — wytknęła z krótkim śmiechem. Zrobiła to żartobliwie, bo o nic go nie obwiniała. Gdyby nie chciała nie zgodziłaby się na nic, co między nimi się wydarzyło. Czy to teraz, czy w przeszłości.
Westchnęła bezgłośnie, kiedy zatrzymali się przed klubem. Nie kojarzyła tego miejsca, ale może to lepiej dla niej. Przez parę sekund ociągała się z wyjściem, ale nie dlatego, że nie chciała iść. Potrzebowała się tam znaleźć. Wysiadła po paru sekundach z samochodu. Miała wrażenie, że chodnik drga od głośności.
— Zobaczmy co się stanie.
Rzuciła mu krótkie spojrzenie, w którym, gdyby się przyjrzał mógłby dostrzec odrobinę zawahania, ale była przede wszystkim determinacja. Aby się skupić na zabawie, na sobie, na nim i zapomnieć o tym, co gdzieś z boku ciągle ją uwierało.
Soph
Starała się nie ociągać i dotrzymać mu kroku. Możliwe, że wybrała na ten wieczór zbyt wysokie szpilki lub to Nico wyjątkowo szybko kroczył. Impreza urodzinowa była ostatnią, na jakiej była. Jednak przyjęcie organizowane w domu, nijak miało się do setki ludzi w klubie. Mieszających się ze sobą dziesiątek zapachów, wibrującej od głośności podłogi i ścian. Atmosfery, która już na wstępie mówiła, że nikogo tu nie obchodzi nic, poza czubkiem własnego nosa.
OdpowiedzUsuńZupełnie nie wiedziała, czego ma oczekiwać po tym miejscu. Na nic się nie nastawiała. O niczym konkretnym nie myślała. Ciężko było poskładać myśli w jedno, kiedy dudniło w uszach od znajomych lub mniej kawałków, a ciało samo wyrywało się na parkiet, byle nie stać w miejscu, a w jej przypadku iść. Z początku zakładała, że będą sami. Mogła się spodziewać, że mogą towarzyszyć im inni ludzie. Część grupy jego znajomych poznała, ale najwyraźniej miał ich nieograniczone zapasy, bo twarze, które witały się teraz z Nico było jej kompletnie obce.
Z eskortą? Uniosła brew i rozchyliła usta, jakby chcąc coś powiedzieć, ale ostatecznie tego nie zrobiła.
Niezbyt tu pasowała, ale była na tyle uparta, aby dać sobie tu szansę. Spoglądała na te dziewczyny, które wyglądały jakby właśnie zeszły z wybiegu ze swoimi długimi nogami, gęstymi sięgającymi pasa włosami i czuła się totalnie nie na miejscu. Starała się, aby nie było po niej zbyt mocno widać, ale miała wrażenie, że na twarzy ma wymalowane Nie pasuję tu i każdy kto tylko na nią spojrzy o tym wie. Jakby znalazła się w miejscu i z towarzystwem, które jest dla niej nieodpowiednie.
Nie protestowała, kiedy poszedł w stronę baru. Sięgnęła za nim spojrzeniem. Rejestrując dziewczyny, które lgnęły do niego i starając się ignorować te średnio przyjemne uczucie w środku. Uwagę Sophii przykuła blondynka, a kiedy usłyszała, jak ją nazwała nie wiedziała, czy ma się roześmiać czy rozpłakać. Postawiła na to pierwsze.
— Tak jestem teraz znana? —Pokręciła lekko głową, nie dowierzając. A podobno tutaj nikogo nic nie obchodziło. Stali się sensacją dzisiejszego poranka. Nie sprawdzała już później nic w necie, ale była pewna, że zostało to rozdmuchane w każdy zakątek internetu.
Mogła się wyprzeć, ale to naprawdę nie miałoby większego sensu. I gdyby spojrzała na ten filmik z innej strony uznałaby, że wyglądają naprawdę nieźle. Bo wyglądali. I może powinna się skupić na tym, że dobrze wypadli w kamerze, a nie na tym całym chaosie wokół.
Blondynka była bezpośrednia i nawet tego nie ukrywała. Nie mogła rozgryźć, czy jest zwyczajnie ciekawa czy bada teren, aby sprawdzić na jak wiele sobie może z Nico pozwolić w obecności Sophii. Chociaż Moreira była pewna, że nawet, gdyby byli razem to nie robiłoby to jej różnicy.
— Nie jesteśmy — odpowiedziała. Sama nie wiedziała kim dla siebie są, ale na pewno nie byli parą. Nie czuła się zobowiązana do tego, aby tłumaczyć się nieznajomej blondynce. — Po prostu lubimy spędzać razem czas — dodała i wzruszyła ramionami. Sama sobie nie potrafiła wytłumaczyć tej relacji, a już na pewno nie zamierzała tłumaczyć obcym, jak to wszystko między nimi wygląda.
Status: To skomplikowane, był najlepszą odpowiedzią.
Zawiesiła wzrok na Nico. Nie starała się nic z niego wyczytać, wymusić odpowiedzi. Przede wszystkim to byłoby nie fair. Sięgnęła po drinka i zamoczyła w nim usta.
Soph
Od nieznajomej blondynki, która możliwe, że miała na imię Kayla, ale Sophia nie była pewna, czy dobrze usłyszała, odrywała swoją uwagę, aby raz po raz podążyć wzrokiem za Nico. Słyszała padające w jej stronę pytania, na niektóre odpowiadała z lekkością, a pozostałe zbywała chłodną ciszą. Bo nie o wszystkim musiała mówić. I nie o wszystkim chciała. Leciał jakiś mix Duy Lipy, który zwykle podrywał ją do tańca i chętnie by się na parkiet udała, ale nie chciała iść tam sama. I głupio się upierała przy tym, aby zostać i poczekać, aż wróci.
OdpowiedzUsuńNawet nie była pewna, co takiego właściwie teraz piła. Było słodkie i więcej o tym wiedzieć nie musiała.
Kiedy ona wchodziła do takich miejsc nikt jej nie znał. Nie witał się z nią, jak z kumpelą, której dawno nie widział. Była tą niezauważalną towarzyszką, która nie wyróżniała się długimi do nieba nogami, blond włosami czy flirciarską gadką, po której miękną kolana. I jej to pasowało. Bo to nie był do końca jej świat. Nie czuła się tu, jak ryba w wodzie, ale to jeszcze nie oznaczało, że nie dałaby temu miejscu szansy. Gdyby naprawdę nie chciała tu być – dałaby mu wcześniej znać. Wybiło ją jedynie lekko z rytmu to, że nie byli tu we dwójkę, jak sądziła. A jakoś wcześniej nie pomyślała, że mogą trafić na jego znajomych, a tych zdawało się, że Nico miał zwyczajnie wszędzie.
Zgasiła w sobie chęć pójścia na górę, choć może powinna. Zabrać się stąd i dołączyć do niego przy barze, ale zanim zdążyła zadecydować Nico już schodził. Wciąż zaczepiany przez dziewczyny, które podobnie, jak Soph śledziły, dokąd idzie Nico. Z tym, że ona tu na niego czekała, a one – najpewniej – oceniały, która dziewczyna dziś siedzi mu w głowie i na ile mają szans, aby go dziś od niej oderwać.
Milczała również przez dłuższą chwilę. Muzyka drgała jej pod skórą, wchodziła prosto w nią. Mieszanina zapachów sprawiała, że lekko wirowało jej w głowie.
Uniosła lekko brew, zdumiona słowami, które padły. Naprawdę, aż tak to było po niej widać czy po prostu zbyt dobrze ją znał?
— I wywnioskowałeś to po czym? — Spytała, szczerze zaciekawiona. Byli tu zaledwie kilka minut. Przeprowadziła mało ciekawą, niezbyt komfortową rozmowę. To zbyt mało, aby stwierdzić, że jest jej tu źle. — Nie dajesz mi szansy się rozkręcić. To nie fair.
Obiecała sobie, że będzie się dobrze bawić. Potrafiła być uparta i choć wiedziała, że na siłę nic nie zdziała to nie czuła się do czegokolwiek zmuszana. Wzięła drinka do ręki, wsunęła słomkę między usta i upiła parę łyków. Dość małych, aby bardziej poczuć smak niż procenty.
— Podoba mi się. Tylko… Jest różnica między robieniem tego na pokaz, a ja… Bawić lubię się z tobą. Nie mam potrzeby, aby ktoś inny widział tę drugą Soph.
Nico był tym, który znał ją od kompletnie innej strony. Przy nim pozwalała sobie na więcej. Na przekraczanie granic. Nawet tych małych, czasem nieistotnych. Nie oceniał, nie kładł nacisku, aby szła w jednym ustalonym kierunku. Raczej z fascynacją obserwował, jak się zmienia. I to jemu ufała. Nie kumplom, których imion się nie pamiętało.
— Nie chcę się zwijać, Nico. Masz we mnie zbyt mało wiary.
Powiedziała to już z lekkim wyrzutem, który okruszyła żartobliwym tonem.
Jej ręka zawisła nad wierzchem dłoni Nico. Opuściła ją, zaczepiając delikatnie, niemal niezauważalnie opuszkami palców o ciepłą skórę młodego mężczyzny. Coś się zmieniło. W przeciągu tych paru minut. W nim. Między nimi. I nie miała pojęcia, o co chodzi. Nie lubiła niedomówień, ale obecne miejsce nie było dobre na pytania. Nie mogło chodzić tylko o to, że przez moment poczuła się niekomfortowo, prawda? Nie, nie mogła sobie teraz zaprzątać głowy pytaniami, bo to do niczego nigdy nie doprowadziło. Do spięć, których teraz nie chcieli.
— Chodź. Nie będziemy tu siedzieć całą noc. Zatańcz ze mną. — To nie było pytanie ani prośba. Mogli tu siedzieć, marudzić. Ale nie po to wciskała się w obcisłą kieckę i szpilki, aby pochylać się smętnie nad drinkiem. — I lepiej zrób to tak, aby twój fanclub wiedział, że dziś do domu wracasz ze mną.
Cień uśmiechu przebiegł przez jej twarz. Nie czekała na reakcję, na dopicie drinków. Chwyciła go pewnie za dłoń i przyciągnęła lekko do siebie. Mogli dalej tam siedzieć albo coś ze sobą zrobić, co nie będzie prowadziło do głębokich rozmów, na które żadne z nich nie było dzisiaj gotowe.
UsuńSoph
Te słowa bolały jak precyzyjne ciosy nożem, chociaż fizycznie nie mogły jej zranić — ale on miał rację. Nigdy nie była typem dziewczyny, która wybrałaby taką karierę, choćby pod groźbą przymierania głodem. Nie lubiła dotyku, obce spojrzenia paliły ją i drażniły, a fizyczna bliskość ocierała się o granicę bólu. Na nerwy działały jej nawet odruchowe, niewinne gesty, mające wyrazić wsparcie, współczucie albo dodać otuchy. Rodzina wiedziała, że nie należy osaczać Eden w ten, wydawałoby się, naturalny dla innych sposób pocieszania czy uspokojenia; także tych kilka osób, które przez jakiś czas dłużej gościły w jej życiu, szybko pojęło, że lepiej trzymać się na bezpieczną odległość. Nie, żeby atakowała, gdy ktoś ją dotknął, ale sztywność ciała, grymas na twarzy i morze bólu w pociemniałych oczach mówiły same za siebie. Wiedziała, że zapewne z tego powodu wzbudzała w bliskich dwojakie uczucia — troskę i niepokój, ale też ciekawość: dlaczego?, i strach, gdy właściwa odpowiedź nasuwała się sama. Nigdy nikomu nie dała do zrozumienia, że ich podejrzenia miały słuszność, bo po prostu nigdy na ten temat nie rozmawiała. Delikatne próby ze strony innych zbywała uporczywym milczeniem i jeszcze szczelniej zamykała się w sobie.
OdpowiedzUsuńTak naprawdę jedynie Nico wytrwał w relacji z nią tyle czasu, ale Nico bardzo sprawnie pojął skomplikowany system obsługi Eden Alderstone i wydawał się absolutnie akceptować wszystkie jej inności. Przede wszystkim nie robił tego, co reszta — nie ciągnął jej za język, nie grzebał w jej uczuciach, w jej psychice, i nie podważał szczerości odpowiedzi na Ważne Pytania. Ludzie zdawali się oczekiwać od niej konkretnych reakcji, a ona nie miała zamiaru udawać emocji, których nie było. W głębi serca wiedziała, że mają dobre chęci, ale wiedziała również, że każdego jednego człowieka nie można zamknąć w tych samych określonych ramach. Byli przecież tacy, jak zresztą ona sama, którzy nijak do tych ram nie pasowali i nie pozwalali się stłamsić, by dało się ich tam upchnąć. A jeżeli będąc mniejszością stanowili anomalię dla większości — trudno.
Zatem nie, nigdy nie sądziła, że skończy w takim miejscu jak to, nie ze swoim buntowniczym charakterem, z niechęcią do bycia oglądaną i komentowaną ze wszystkich stron, a już na pewno nie ze swoją smykałką do chemicznych eksperymentów. Tyle, że w tym wypadku nie chodziło tylko o nią. Właściwie w ogóle nie chodziło o nią. Chodziło wyłącznie o jej braci, o zapewnienie im godnej teraźniejszości i lepszej przyszłości, a biznes narkotykowy na większą skalę wiązał się niestety z ryzykiem więzienia, na co naprawdę nie mogła sobie pozwolić. Było wiele innych prac, których mogła się podjąć, zamiast świecić atutami w nocnym klubie, ale niezbyt wiele takich, których godziny nie kolidowałyby z jej innymi obowiązkami. Nie mówiąc już o znacznej różnicy w zarobkach, oczywiście na korzyść Onyxu.
Eden przygryzła wargę, zerkając na Nico z niepokojem w oczach. Jak miała mu to wszystko wytłumaczyć?
Wzięła głęboki oddech, psychicznie szykując się na trudną do wykonania misję, ale zanim wydusiła z siebie słowo, drzwi otworzyły się gwałtownie, uderzając z trzaskiem o ścianę. Jej serce przyspieszyło na moment z powodu niespodziewanego hałasu, ale zaraz potem pociemniały jej oczy, rozpoznając twarze. To była dwójka z większej grupy, która chwilę temu oglądała jej występ, pozwalając sobie na niewybredne komentarze.
— Za wysokie progi — warknęła, spinając mięśnie. Ich prostackie zachowanie działało jej na nerwy, ale nie chciała z miejsca uciekać się do przemocy. Nawet, jeśli nie miała z nimi najmniejszych szans, nie zamierzała się poddać. Ostatecznie byłaby w stanie ich choć trochę uszkodzić, a wtedy żadna porażka nie smakuje już taką goryczą.
Uniosła brew, nawet nie zerkając na rozsypane banknoty, którymi rzucił w nią jeden z tych facetów i uśmiechnęła się krzywo. W środku wrzała z wściekłości, ale na zewnątrz była perfekcyjnie opanowana.
I ponownie — zanim zdążyła powiedzieć choć słowo, Nico odparł ich atak, sprawnie przechodząc do czynu, gdy ostrzeżenie nie przyniosło efektów. Wyglądał przy tym jak uosobienie furii. Zimny dreszcz przeszedł jej wzdłuż kręgosłupa, gdy obserwowała go w akcji.
UsuńIch nieobecność i zapadła cisza były wprost ogłuszające.
— Dobrze się czujesz? — spytała w końcu, robiąc krok w jego stronę. Ten wybuch nie przypominał zwykłej agresji, raczej potężną falę czegoś znacznie bardziej mrocznego, czego nie potrafiła nazwać. — Dzięki za interwencję. Naprawdę doceniam. Ale to tylko zwykłe gnojki. Nie przejmuj się — dodała jeszcze.
Serce tłukło się jej w piersi, chociaż wyskok tych dwóch właściwie nie zrobił na niej wrażenia. Ale reakcja Nico — o tak, to z pewnością było widowisko zdolne poruszyć największego twardziela. Nie chodziło o to, że Eden się go bała, bo tak nie było, niemniej wyglądało to tak, jakby przez moment miała okazję dostrzec jakąś pozaziemską istotę, pochodzącą z najgłębszej czerni.
Właściwie zawsze w pewien sposób czuła czającą się w nim furię, nawet wtedy, gdy w żaden sposób nie dawał tego po sobie poznać. To nie były wyraźne znaki. Szczerze mówiąc — w ogóle nie było znaków. Eden odczuwała to raczej na poziomie mentalnym; wiedziała, że ta czerń tam jest, chociaż nie potrafiłaby wskazać, skąd czerpie to przekonanie. Może dlatego, że, tak sądziła, znała Nico wystarczająco dobrze. A może dlatego, że znała czerń.
Wyciągnęła z kieszeni wiszącej na wieszaku kurtki paczkę papierosów i zapalniczkę. Wyjęła jednego, oparła się plecami o ścianę i pytającym gestem wyciągnęła fajki w kierunku chłopaka. Przyjaciela. Olewając zakaz palenia w pomieszczeniu, przytknęła żółtawo-pomarańczowy płomień zapalniczki do końcówki trzymanego w wargach papierosa i zaciągnęła się z lubością.
— Moi rodzice nie żyją — wyrzuciła nagle, niespodziewanie nawet dla siebie samej, a zaraz potem wzruszyła ramionami. Jebać to. Może i nie był to najlepszy początek, ba!, nie był to nawet dobry początek, ale jakiś był. — Mieli wypadek trzy miesiące temu. Klasyczna historia — dodała cynicznie. — Pijany gówniarz z naprzeciwka zjechał na ich pas. Ojciec nie miał szans, by zdążyć wyhamować. Skręcił na pobocze, nie zauważył, że rośnie tam takie stare, wielkie drzewo — ciągnęła. Słowa brzmiały obco, jakby nigdy przedtem nie wypowiadała ich na głos, co zresztą było prawdą. W końcu komu miała to opowiedzieć? I po co? — Nawet nie widziałam ciał — powiedziała ciszej. — I nie wiem, czy w ogóle byłabym w stanie ich rozpoznać. Pożar pochłonął wszystko — dodała martwym tonem. — A ten skurwysyn nie miał nawet jednej rany. Nic nie złamał. Nic nie skręcił. Posiedzi jakiś żenująco krótki odcinek czasu i będzie żył dalej. — Uniosła wzrok i spojrzała Nico prosto w oczy. — Muszę utrzymać dom i braci. Tylko to zostało mi po rodzinie.
Eden Alderstone
Jej chwilami również ciężko było połapać się w tym, która Sophia jest tą prawdziwą. I najlepszą odpowiedzią chyba było to, że obie. Każda z tych wersji była prawdziwa, ale zależało z kim jest i co robi. Obecność ludzi, których nie znała ją peszyła, ale to uczucie powoli zanikało, kiedy zaczęła dopuszczać do siebie myśl, że tak naprawdę jej nie obchodzą. Ani ona nie obchodzi ich. Po prostu tutaj byli. Jedni z wielu, a o ich istnieniu zapomni za chwilę. I chyba przede wszystkim nie chciała też, aby ten chwilowy dyskomfort dyktował, jak będzie czuła się przez resztę nocy. Przyszli tu z konkretnym planem – dla dobrej zabawy, dla wyłączenia się. To mógł być bardziej świat Nico niż jej, ale planowała się w nim odnaleźć. Potrzebowała tylko chwilę czasu na dostosowanie się, na wejście w odpowiedni tryb. Na wyłączenie się z zastanawiania co sobie o niej ktoś pomyśli, bo na koniec dnia to i tak nie miało żadnego znaczenia.
OdpowiedzUsuńKroczyła przed siebie pewnie, delikatnie kołysząc biodrami w rytm lecącej akurat piosenki. Te mieszały się ze sobą i nie była w stanie przypomnieć sobie tytułu. Na początku jej ruchy były ostrożne, jakby badała grunt i to, na ile może sobie pozwolić. Dopiero po minucie, może dwóch – już sama nie była pewna – poczuła, jak coś w niej pęka. Jakby nagle dotarło do niej, że przecież nie musi być poprawna, że może pozwolić sobie na trochę więcej. Tego w końcu chciał, prawda? Zobaczyć co robi z nią wolność? Może jeszcze nie do końca wiedziała, jak to będzie wyglądać, to nie chciała się powstrzymywać. Myśleć co wypada, a czego lepiej nie robić.
— Masz mnie za aż tak dobrą manipulatorkę? — Uniosła lekko brew. Wcale nieurażona tonem czy jego słowami. — Na dziś nie mam planu. Po prostu działam.
Kolejne słowa Nico brzmiały jak zachęta.
I coś się w niej zmieniło. Może to był błysk w oku, którego dawno nie było. Może ten lekko zadziorny, pokazujący pewność siebie uśmiech lub sposób w jaki zaczęła tańczyć. Sama nie wiedziała.
W pewnym momencie odwróciła się do niego tyłem, plecami przylegając do torsu. Sięgnęła ręką do tyłu układając dłoń na jego karku. Dopasowali się ruchami bez słów. Ciała doskonale wiedziały, co robić, aby ze sobą współgrać. Zaczepiła paznokciami o kark. Powoli i leniwie, tak, aby poczuł każde muśnięcie. Nie było w tym nic na pokaz. Robiła to, bo tego chciała. Jego dotyku, jego bliskości. Świadomości, że jest tu z nią, ale nie tylko fizycznie, że wszedł tu mając ją w głowie. Nie kręcące się w pobliżu modelki, influencerki i całą resztę. Ją. Czasami niezdarną, nieśmiałą i zbyt skrytą w sobie dziewczynę, która otwierała się w momencie, kiedy uważała za stosowny. Tę Soph, która czasem nie wiedziała co mówi, mówi za dużo lub wcale. Zaczepną i zadziorną, kiedy trzeba. Rzucającą mało odpowiednimi żartami. Niepasującą do głośnego towarzystwa.
Zabrała rękę z karku, ale tylko po to, aby chwycić jego dłonie. Przesuwając je po swoim ciele tam, gdzie chciała, aby były. Nieznacznie odchyliła głowę. Musnęła ustami linię jego szczęki, zostawiając po sobie jedynie słaby ślad po błyszczyku. Jakby może zaznaczała teren. Jakby chciała powiedzieć Mój. Nie ruszać.
Sprawnie obróciła się do niego twarzą, dłonie układając na torsie.
— Może masz rację. — Spojrzała na niego spod rzęs z tym niewinnym uśmiechem. — Może lubię cię wciągać w mój chaos. Obserwować, czy się do niego dostosujesz czy może wprowadzisz swój własny i zachwiejesz moim światem — wyznała. Przesunęła dłonią w górę, do rozpiętej koszuli, za którą pozwoliła sobie lekko wsunąć dłoń.
Zaczepiła palcami o ciepłą skórę torsu, uśmiechając się do samej siebie.
— A wiesz co jest w tym najlepsze? Że mi na to pozwalasz.
Soph
Obserwując grę uczuć na twarzy Nico spod wachlarza rzęs, paliła w milczeniu swojego papierosa, tak spokojna, jak gdyby jej wyznanie sprzed chwili nie zatrzęsło całym światem w posadach. O dziwo, chociaż miała wrażenie, że wypowiedziane słowa poraniły jej gardło niczym kawałki tłuczonego szkła, nie spowodowały żadnych innych pęknięć w jej pełnym kamiennego opanowania pancerzu. Nie drżały jej ręce, serce biło stabilnym, zwyczajnym rytmem, oczy nawet przez moment nie zapiekły od zbierających się łez. Były po prostu suche.
OdpowiedzUsuńZmarszczyła lekko brwi. Prawdę mówiąc spodziewała się, że gdy wypowie to na głos, coś w niej wreszcie pęknie, uwalniając żałobę, na którą nie mogła sobie dotąd pozwolić. Właściwie dlatego milczała — ze strachu, że kiedy ta okrutna, bolesna prawda przejdzie jej przez gardło, stanie się czymś realnym, czymś, co będzie musiała ostatecznie i nieodwołalnie zaakceptować; bo na pogodzenie się z tym faktem było stanowczo za wcześnie. Była pewna, że takie wyznanie rozniesie w proch cały ochronny mur, którym od trzech miesięcy uparcie i konsekwentnie się otaczała.
A jednak, zabawne, nie poczuła nic. Więcej — było tak, jakby zniknęły z niej absolutnie wszystkie uczucia. Nic nie poczuła. I przestała czuć całą resztę.
Uniosła głowę, słysząc swoje imię z ust Nico, którego głos brzmiał tak, jakby wrzeszczał przez kilka godzin, jakby wypalił kilka papierosów z rzędu, jakby był chory. Albo jakby właśnie stoczył jakąś wyjątkowo ciężką walkę. Eden po prostu spojrzała w jego kierunku. Jej oczy nie miały żadnego wyrazu. Nie czuła żalu z powodu wszystkich tych emocji, które wcześniej dostrzegła, choć nie wypowiedział ich na głos. Jego wzrok mówił wówczas znacznie więcej niż słowa. Wiedziała, co mu chodziło po głowie i, tak właściwie, poniekąd go rozumiała. I, tak właściwie, nawet mu współczuła.
— Hej — odezwała się w końcu, posyłając mu lekki uśmiech, który mówił: wszystko jest w porządku. — Nie przejmuj się tym. Nie mogłeś wiedzieć. Bo niby skąd? Takie wypadki nie są medialne — ostatnie słowo nasączone było obrzydzeniem. I pogardą. — A ja nikomu o tym nie powiedziałam. No, powiedziałam tobie, przed chwilą. Ale to pierwszy raz, gdy wypowiedziałam to zdanie na głos. Moi rodzice nie żyją — zacytowała samą siebie, sprawdzając, czy tym razem coś się w niej złamie. Nic. Pustka.
Westchnęła i zgasiła wypalonego papierosa o ścianę, zostawiając czarny ślad, który na pewno wnerwi szefa, gdy jutro go zauważy. Miała to w nosie. Mógł ją nawet wyrzucić, a i tak by jej to nie obeszło, nie teraz, nie w tym stanie.
Była aż nadto spokojna. Jakby nie zostało w niej już nic z człowieka. Jakby ktoś ukradkiem wyssał z niej duszę, pozostawiając pustą skorupę. Bez tożsamości, bez poczucia własnego ja. Pustą, niewzruszoną, nieludzką.
Zerknęła na niego, gdy mówił dalej. Wierzyła, że by się zjawił, gdyby poprosiła, gdyby wyjaśniła, co się stało. Że ten długi okres milczenia nie znaczył nic wobec jej osobistej tragedii. Nie miała powodu, by mu nie wierzyć. Nawet, jeżeli był teraz kimś innym, obcą, nieznaną osobą. Kiedyś przecież znali się wzajemnie na wylot. Choćby z tego powodu wciąż miała do niego zaufanie.
Usuń— Wiesz… — zawahała się i posłała mu przepraszające spojrzenie; przepraszało za słowa, które dopiero miały paść. I niosło ze sobą przesłanie: rozumiem. — Tak naprawdę nie byłam pewna, czy powinnam się odezwać. Takim włażeniem z butami w życie, o którym nic nie wiem, mogłabym nawet nieświadomie coś w nim zniszczyć. Nie chciałam tego. No i… — urwała, przygryzając wargę, jakby szukała odpowiednich słów. Po czym westchnęła. Czemu to było takie trudne? — Pewnego dnia po prostu zniknąłeś. Nie obwiniam cię — uprzedziła od razu. — Znaliśmy się na tyle dobrze, wiesz, od początku czułam, że miałeś jakieś powody i nie musisz się przede mną tłumaczyć ani teraz, ani nigdy, jeśli nie będziesz chciał. Po części dlatego też się nie odzywałam. Jakiekolwiek to były powody, nawet jeżeli tak naprawdę nie było żadnych, uznałam, że muszę uszanować twoją decyzję. Histeryczne, błagalne pożegnania nie są chyba mocną stroną żadnego z nas, nie? — uśmiechnęła się ironicznie. — Także może nieoczekiwane zniknięcie było dla nas obojga lepszym wyborem.
Zamyśliła się na chwilę głęboko. Nie wiedziała, co mogłaby jeszcze dodać. Tym bardziej, że cała plątanina uczuć, które czuła w związku z tamtym zerwaniem kontaktu, zniknęła jak wszystkie inne.
Stał tak blisko, że w przypadku innej osoby, Eden natychmiast by się odsunęła. Jednak to był Nico. Może teraz nie znała go równie dobrze, jak niegdyś. Może właściwie nie znała go wcale. Ale był taki czas, gdy wiedziała o nim niemal wszystko, tak jak on wiedział niemal wszystko o niej. Czy naprawdę mógł zmienić się tak bardzo, by nie pozostała ani jedna znajoma cząstka? Pachniał sobą, jak dawniej. Wszystkim tym, co znajome, stabilne, bezpieczne i kojące.
Dom. Tak właśnie czuła się w jego towarzystwie. Jakby wróciła do domu.
Spojrzała na niego zdumiona, kiedy zarządził, że ją stąd zabiera. W jego głosie, w gestach i ogólnej postawie ciała błysnęła stal. Otrząsnęła się z zaskoczenia — spodziewała się wielu różnych reakcji, ale nie akurat takiej — złapała w biegu swoją kurtkę z wieszaka i posłusznie wyszła za Nico tylnymi drzwiami. Otuliła się ciasno jeansowym materiałem; noc nie była chłodna, ale za duża o parę rozmiarów kurtka zasłaniała o wiele więcej, niż skąpy kostium, który przecież wciąż miała na sobie.
— Poczekaj — powiedziała, doganiając go, bo szedł tak szybko, jakby napędzała go wściekłość. — To znaczy, jasne, że wolę pójść z tobą, zamiast zostać w tym gównie, ale dokąd właściwie idziemy? I co dalej?
Eden
Spoglądała na Nico z lekkim uśmiechem. Takim, który bardziej pasowałby do osoby nieświadomej, a tymczasem Sophia doskonale wiedziała co robi i wykorzystywała to, że Nico się przed nią nie bronił. Właściwie była nawet trochę zaskoczona, że zwlekał z odpowiedzią, a jeszcze bardziej zaskoczyło ją to, że na tyle jej pozwalał. Miał swoje sposoby na to, aby jednym słowem sprowadzić ją na ziemię. Ale teraz z nich nie korzystał. Zupełnie, jakby chciał zobaczyć do czego to ostatecznie doprowadzi.
OdpowiedzUsuń— Mhm. — Mruknęła z przekonaniem. Bo w jej głowie to wyglądało, jakby jej właśnie na wszystko pozwalał. Może dlatego, że chciał, a może właśnie przez to, że się nie zatrzymywała.
Westchnęła, kiedy złapał ją za nadgarstek, ale nie z irytacji. Prawdopodobnie jeszcze kilka miesięcy temu, a może nawet parę tygodni temu, odwróciłaby wzrok. Nie tym razem. Odpowiadała mu taką samą intensywnością. Coś było w nim innego, ale nie potrafiła dokładnie powiedzieć co to było. I pytać też nie zamierzała. Chyba robiła jakiś progres, jeśli chodziło o zasypywanie go dziesiątkami pytań, na które nie miał ochoty odpowiadać.
— Nie chcesz mnie zatrzymywać. — Odparła. Krótkie stwierdzenie, którego była zbyt pewna. Mógł to zrobić w każdym momencie. Wziąć sprawy w swoje ręce, przecież potrafił. — Potrafiłbyś to zrobi, gdybyś chciał. Poza tym… nie wyglądasz, jakby ci przeszkadzało to, że wchodzę, jak do siebie.
Jego kolejne słowa na moment sprawiły, że nie wiedziała co ma o tym myśleć. Istniało coś, co go przerażało? I że to ona powodowała to uczucie? Nonszalanckie podejście, którym częstował ją od początku sprawiło, że Sophia przestała brać pod uwagę, że to, co się między nimi działo mogło mieć na niego większy wpływ. Powtarzała sobie, że Nico po prostu dobrze się bawi, a z ich dwójki to ona jest tą, która bierze wszystko do siebie, nakręca się.
Zawahała się na moment. Uwagę skupiając na cieple, które biło od jego skóry. Na perfumach, jego dłoniach na jej ciele, na tej chwili, w której wszystko zdawało się być po prostu dobrze. A choć miała dziesiątki powód, aby myśleć, że coś im zaburzy ten względny spokój, to nie sądziła, że będzie miało to miejsce tak szybko.
Zmierzająca w ich stronę blondynka skupiała na sobie uwagę, przyciągała spojrzenia i była dla Sophii kompletnie obca, ale to z jaką determinacją do nich podeszła mówiło, że nie jest ona obca Nico. I gdy tylko się odezwała stało się jasne, że nie jest dawno niewidzianą koleżanką, która przyszła się po prostu przywitać. Pierwsze słowa powiedziały wszystko, co Sophia powinna wiedzieć. Wolno się od niego odsunęła, jakby nie chciała brać udziału w tej rozmowie, a jednocześnie została w nią wciągnięta. Ta słynna Brazylijka z filmiku.
Setka myśli na raz pojawiła się na raz. Każda głośniejsza od poprzedniej. Ten prowizoryczny spokój, który miała rozpadł się jak domek z kart, a ona znów znalazła się w centrum chaosu, z którego tak desperacko próbowała się wydostać. A chociaż gniew blondynki, Bianci, skierowany był w stronę Nico to nie ominął i jej. Może się jej wydawało i sobie dopowiadała, ale gdy tylko dziewczyna wspominała o niej ton głosu przesiąknięty miała jadem i pogardą. Krótkie, ale intensywne spojrzenie, jakie jej posłała paliło.
Już nie potrzebowała wiedzieć, kim dziewczyna jest. Wyjaśniło się momentalnie.
Stała tuż obok. Zdezorientowana, jak w potrzasku, z którego nie było wyjścia.
Nawet nie próbowała się wtrącać, bo co miałaby niby powiedzieć? Zaprzeczyć, kiedy doskonale wszyscy wiedzieli, że to ona z nim tam była? Czy jednak zacząć udawać, że między nimi nic się nie wydarzyło? Tego, z wielu powodów, nie chciała.
Blondynka udzieliła jej odpowiedzi na wszystkie pytania, które mogłaby zadać. I nawet więcej. Nie domyśliła się co planuje, instynktownie odsunęła się dalej, jakby to miało pomóc zdystansować się jej od tej sytuacji. Bo tego właśnie chciała. Przestać być jej częścią.
Plan Bianci zadziałał. Bo w zaledwie paru zdaniach udało się jej zniszczyć wieczór, który tak na dobrą sprawę nie zdążył się nawet rozpocząć.
I kiedy Sophia myślała, że to już koniec blondynka zrobiła coś, czego chyba nikt się nie spodziewał. Cała zawartość kolorowego drinka ściskała z koszuli Nico, a plasterki owoców leżały na podłodze. Sytuacja na tyle wytrąciła ją z równowagi, że nie miała żadnego pomysłu, jak zareagować. Ani czy w ogóle powinna była coś robić.
UsuńPo prostu patrzyła z lekko rozchylonymi ustami, niedowierzając, czego była świadkiem.
— Hm. — Ni to śmiech ni mruknięcie, ciężko było stwierdzić co takiego właściwie padło z ust brunetki. Przeniosła wzrok po jakimś czasie na Nico. W przemoczonej od drinka koszuli z miną, jakby przetwarzał co się właściwie tutaj wydarzyło. — Miejsce, gdzie nikogo nie obchodzi kim jesteśmy, co?
Nawet nie mogła być o to zła, chociaż chciała. Dobrze wiedząc, jak idiotyczne to było. Bo nie mieli do siebie żadnych praw. Bo wtedy, jeszcze, była z Lucasem. Bo Nico był wolny i mógł robić co chciał. Kogo chciał i gdzie chciał. I jak widać to robił. Z sukcesem.
— Wezmę ubera do domu. — Dodała po chwili. Cicho, ale wyraźnie. Bez pretensji czy wyrzutów. To chyba należało zrobić.
Posłała mu krótkie spojrzenie, jakby tym samym bez słów chciała przekazać, że nie wie co o tym sądzić, więc lepiej będzie nic nie mówić i nie będzie zadawać pytań.
Soph
Trwało to chwilę, choć ciągnęło się w nieskończoność. Dalej chyba leciała ta sama piosenka, do której chwilę wcześniej tańczyli, przy której się przekomarzali. Było dobrze, do tego momentu było dobrze. Zepchnęła na bok chaos z rana, który trwał dalej. Puściła mimo uszy komentarz tamtej blondynki, kiedy pytała się czy to ona jest tą dziewczyną z siłowni. Zdeterminowana była do tego, aby bawić się dobrze w towarzystwie Nico, bo taki był plan. Spędzić noc z dala od komentarzy i ludzi, którzy mieli coś do powiedzenia.
OdpowiedzUsuń— Znaczyła coś dwadzieścia cztery godziny temu.
W jej głosie nie było wyrzutu ani pretensji. Chciałaby móc się wściekać o to, że był z inną. Znajome i bardzo nielubiane przez Sophię uczucie wróciło. Kąsająca jak żmija zazdrość o inne. Nie była głupia i wiedziała, że Nico do świętych nie należy. Na różne rzeczy przymykała oko, ale to o nim wiedziała i sama była świadkiem. Wspomnienie poranka, jak drzwi otworzyła jej brunetka i zabrała bajgle było już mgliste, ale wciąż obecne. Nie powinna być zaskoczona, że była i jakaś Bianca. I że pewnie nie była to tylko Bianca, a cały alfabet.
Zmieniło się coś. Nie była pewna, czy to tylko ton jego głosu, spojrzenie, które nie było już takie… Ufne, jak przedtem. Nie widziała w nim nic znajomego, niczego co mogłaby uznać za swoje. Stojący przed nią Nico był obcy, chłodny i tak kompletnie inny od tego, z którym jeszcze chwilę temu dobrze się bawiła.
Zrobiła krok w tył. Zupełnie, jakby to miało jej pomóc odgrodzić się od chłodu, którym ją potraktował. Każde słowo, które wypowiadał w jej stronę uderzało w nią z siłą rozpędzonego samochodu. Uderzając dokładnie tam, gdzie powinno. Ponownie miała wrażenie, że zderzyła się z murem, który Nico wiecznie wokół siebie budował. Nie pozwalając sobie na okazanie jakichkolwiek uczuć, jakby to w jakiś sposób miało go zranić czy osłabić. Oczywiście, że nie chciała wychodzić, ale jak miała udawać, że nic się nie wydarzyło? Czekać na to, aż pojawi się kolejna dziewczyna? Udawać, że to wcale nie było poniżające i uwłaczające?
— Nie ja tu robię dramat — syknęła w odpowiedzi, zaskoczona złością w swoim głosie. Z tym, że wcale nie była pewna, czy była ona skierowana do niego, do tamtej dziewczyny czy do samej siebie, że nie potrafiła wyjść z tego błędnego kółka, które nie przynosiło jej niczego poza krzywdą. Chwila radości, aby zaraz spokój miał się rozpaść jak domek z kart.
Zacisnęła usta, nie patrząc już na niego. Wciąż jednak słuchając. Z wrażeniem, że z każdym jego kolejnym słowem robi się coraz mniejsza. Odruchem brunetki była ucieczka, nie konfrontacja, nie udawanie, że nic się nie stało. Bo to było komfortowe, bo to znała i wiedziała, że przynajmniej chwilowo znajdzie w ucieczce namiastkę ulgi.
Bijąca od niego oziębłość wypełniała przestrzeń między nimi. Zajmowała całe miejsce, wyrzucając pozytywne emocje, jakie jeszcze resztkami sił się trzymały. Frustracja i gniew okazały się jednak znacznie silniejsze.
Sophia spojrzała na niego z mieszaniną zranienia i bezsilności, tak bardzo pragnąć, aby chociaż ten jeden raz jej od siebie w taki sposób nie odsuwał. Aby zrozumiał, że wcale nie chciała uciekać i się chować.
— Tak, przyszłam z tobą. Ale nie wiem, czy powinnam z tobą wyjść.
Nie chciała go od siebie odpychać. Nie, kiedy mogli w końcu mieć swój czas. Nie potrafiła odnaleźć się w tym chłodzie. W Nico, który tylko z wierzchu wyglądał jak ten, którego znała, ale zachowywał się jak obca osoba. Tyle, że nawet nie drgnęła, bo tak naprawdę wcale iść stąd nie chciała. Wszystko w niej krzyczało, aby wrócić do loży, włączyć ten przeklęty guzik i udawać, że nic się nie stało, ale nie potrafiła. Nie mogła taka być. Potrzebowała dowodu, że chce, aby została. Nie tylko słów, bo tych słyszała wiele na przestrzeni miesięcy.
Nawet nie drgnęła, kiedy odszedł. Zostawiając ją tu samą. Odprowadziła go wzrokiem do loży, widziała, jak zrywał koszulę. I prawie już podjęła decyzję. Prawie, bo znów się zawahała, kiedy zauważyła zbliżającą się dziewczynę.
Blondynka, która tuż po wejściu zaczepiła Nico prędko dostrzegła, że siedzi sam w loży. Bez wyrzutów sumienia porzuciła swoje koleżanki, aby dosiąść się do Millera. Skierowała się w jego stronę lekkim krokiem, kołysząc na boki biodrami. Z niedopitym drinkiem w ręku.
Usuń— Wiesz, ubrania zwykle gubi się po zejściu z parkietu. — Zwróciła mu uwagę, lustrując uważnie wzrokiem tors. Miała dość miejsca na kanapie, ale i tak wybrała miejsce najbliżej Nico, jak to możliwe. Przysunęła kieliszek do ust, upijając trochę, ale nie spuszczając też wzroku z Nico.
— Kłopoty w raju? — Zerknęła w stronę, gdzie była Sophia, ale nie poświęciła jej zbyt wiele uwagi. Tę wolała skupić na Nico. Oparła dłoń o jego ramię. — Twoja dziewczyna stoi samotnie. Nie powinniście się obściskiwać i wkurzać innych swoim szczęściem? — Powiedziała to z kpiącym uśmiechem na twarzy i tonem podszytym złośliwością i prowokacją, jakby doskonale wiedziała, co się między nimi wydarzyło. Niby to od niechcenia zsunęła dłoń niżej. Swoim nastawieniem dając mu znać, że jeśli chce się oderwać od dram i problemów to jest tuż obok.
Soph
Wszystko w niej wręcz krzyczało, aby stąd wyszła.
OdpowiedzUsuńNie potrafiła się do tego zmusić. Do odwrócenia wzroku, ruszenia się z miejsca. Obserwowała blondynkę, która zdawało się, że weszła w tryb polowania, a Nico właśnie stał się jej ofiarą. Ten wieczór przecież nie tak miał wyglądać. Nie chodziło o trzymanie się jakiegoś wymyślonego scenariusza, aby ich relacja rozwijała się w prawidłowy (przynajmniej dla nich) sposób, a o to, jak się przy sobie czuli. Jak pozwalali sobie na coraz więcej, choć żadne z nich nie mówiło na głos o tych rzeczach. Sophia, nawet gdyby chciała, to nie potrafiłaby wydusić z siebie słowa. Możliwe, że zakryłaby to jakimś żartem. Nico… Nico o takich rzeczach po prostu nie mówił, a ona już się z tym pogodziła. Wystarczające były spojrzenia i bliskość, a na resztę mógł, ale nie musiał przyjść czas. Ważne było to, co tu i teraz. Z tym, że teraz żadnego teraz już nie było.
Pojawiła się dziwna pustka, której nie sposób wypełnić. Dziwnego rodzaju upokorzenie, które rozlewało się w nieprzyjemny sposób po jej ciele. Wbijając małe szpileczki w każdy nerw.
Nie wiedziała, czy chce, aby do niej wrócił. Z jednej strony na pewno, bo w tym całym chaosie to jego chciała. Bo Nico nigdy nie miał być chwilową przygodą czy zapomnieniem, w którym można utonąć. Bo z jakiegoś powodu Sophia widziała w nim więcej niż pozwalał dostrzec innym. Dla niej nie był chłopakiem, z którym można dobrze spędzić czas w drogich miejscach. Kimś na jedną noc, zdobytym trofeum, którym potem można się pochwalić przed koleżankami. Na początku widziała w nim jedynie przyjaciela, z którym można dobrze spędzić czas. Na siłowni, gdzie skutecznie pozbawiał ją energii, a potem jedli paskudnie słodkie naleśniki czy pizzę w knajpach, o których większość nie wiedziała W pewnym momencie zaczęła chcieć więcej i nie wiedząc, kiedy pogubiła się w tych uczuciach, jakby znalazła się w labiryncie bez wyjścia i mapy.
Odwróciła w końcu wzrok i zmusiła się do ruchu. Nie w kierunku Nico, choć to właśnie tam nakazywał jej iść instynkt. Nie zrobiła nic złego, nie urządziła sceny. Chciała, ale nie mogła, bo w końcu jakie miała prawo?
Jeszcze nie zamierzała wychodzić, ale po co została tym bardziej nie wiedziała. Przysiadła przy barze na wysokim stołku, zamówiła drinka, który miał skomplikowaną, ale miło brzmiącą nazwę i… Sama nie wiedziała, co dalej. Czekała aż zwróci uwagę? Przyjdzie i będą udawać, że wszystko jest tak, jak być powinno? Nie chciała być tą, która ciągle przybiega, kiedy nie zrobiła nic złego. Naskoczył na nią, choć nie powiedziała tak naprawdę niczego. Zostawił z wyborem, który zabrzmiał bardziej jak wyrzut.
Zamieszała zieloną słomką w wysokim kieliszku, a kiedy podniosła od niechcenia wzrok dostrzegła go na drugim końcu baru. Dystans wcale nie był tylko fizyczny; pojawił się ten emocjonalny, tak dobrze jej znany, którego nienawidziła z całego serca. A którego już w przeszłości dał jej zasmakować. Tak to miało za każdym razem wyglądać, kiedy powie coś, co mu się nie spodoba? I kto tu niby ucieka.
Uparcie trzymała na nim spojrzenie, ale nie takie wypalające dziurę od środka. Raczej było ono zniecierpliwione, jakby na coś czekała. Jeden ruch z jego strony, że naprawdę chce, aby tu była. Aby podniosła się ze stołka, usiadła obok i zapomniała o tym wszystkim. Aby wrócili znów do tej bańki szczęścia, w której było im tak dobrze.
Soph
W tym momencie, ani w żadnym innym, nie czuła, że go ma. Nigdy w całości, ale zawsze w małych kawałeczkach, które akurat zdecydował się jej podarować. Wystarczały, aby ją zainteresować i przy sobie zatrzymać na jakiś czas, ale zbyt małe, aby mogła chwycić się ich na dłużej. Zabierał jej wszystko, tylko po to, aby wrócić za jakiś czas i przyciągnąć ją z powrotem.
OdpowiedzUsuńNieustanna zabawa w kotka i myszkę. I to było ekscytujące, nowe i pociągające, kiedy nie wiedziała czego może się spodziewać ani dokąd ich to doprowadzi. Wpadała w tę pułapkę nieustannie, z której nie było wyjścia. A raczej ignorowała każdy moment, który był odpowiedni do tego, aby się wycofać. Bo z jakiegoś powodu ciągnęło ją do niego zbyt mocno, aby zdrowy rozsądek mógł przemówić. Piszczał gdzieś cicho z tyłu jej głowy. Tylko po to, aby zostać zaraz uciszonym.
Wokół dalej trwała zabawa, bo dla innych się ona nie zatrzymała. Ludzie dalej się śmiali, pili, tańczyli, całowali z kim popadnie wymieniając partnerów co dwie minuty. I w tym wszystkim byli oni. Oboje zbyt uparci, aby zrobić pierwszy krok i przekonani o swoich racjach. Tylko, że tym razem Sophia nie chciała odpuścić i się ugiąć tak, jak zwykle miało to miejsce. Naprawdę, ten jeden jedyny raz potrzebowała, aby to on przyszedł. Patrzyła, jak wypija whisky z łatwością i bez wzruszenia. Zsunęła wzrok na odsłonięte, spięte ramiona, aby wrócić do boku jego twarzy, która zdradzała jedno wielkie nic. Lub to z tej odległości nie dostrzegała więcej.
Opuściła wzrok, kiedy zorientowała się, że Nico wcale nie odchodzi gdzieś dalej od baru, tylko idzie do niej. Znała siebie na tyle, aby wiedzieć, że wkręciłaby sobie jego nastawienie do niej, jeszcze zanim by się odezwał i dostosowałaby swój ton głosu do własnych wyobrażeń, a nie do rzeczywistości.
I skoro on na nią nie patrzył, to ona też nie zamierzała. Mogli sobie pograć w to kto wymięknie pierwszy. I wiedziała, że to będzie prawdopodobnie ona.
— Zamierzasz się na mnie dalej wściekać? — Rzuciła pytaniem w odpowiedzi. Tak w zasadzie to nawet nie miała pojęcia, dlaczego się na nią wściekał. Bo chciała wrócić? To było jedyne co w tamtym momencie przyszło jej do głowy. Że może jednak za wcześnie zaczęli się ze sobą obnosić, bo – jak widać – nie tylko ona miała zobowiązania wobec innych ludzi, z których się nie wywiązała.
Dalej mieszała słomką w drinku, a lód cicho brzęczał, kiedy odbijał się od ścianek cienkiego szkła. Ledwo to słyszała przez muzykę i DJ’a, który o czymś przez chwilę mówił, ale słowa były jedynie mało znaczącym tłem.
Chciała mu przytaknąć, że tak, jest tutaj, bo chce wrócić do tego, co było wcześniej. Do nich i do tego konkretnego momentu, który wzniecał między nimi ogień. Ale było też jasne, że nie da się tego odtworzyć na zawołanie. Nie z jego nastrojem, który nijak nie pasował do klubowej scenerii ani z jej wątpliwościami, które z niej kipiały.
— Chcesz, żebym z tobą poszła? — Walczyła sama ze sobą, aby na niego nie spojrzeć, bo wtedy przegrałaby momentalnie. Rozmiękłaby, poczułaby się źle, jakby naprawdę to ona była winna temu wszystkiemu i jeszcze zaczęłaby przepraszać. — Pokaż mi to w takim razie, Nico. Mogę udawać, że nic się nie wydarzyło i że dalej będzie nam tak świetnie, jak w nocy czy rano, ale chcę zobaczyć, że naprawdę tego chcesz.
Soph
Sophii nie chodziło o nic szczególnego. Byle zrzucił z siebie tę wrogo nastawią do niej postawę, kiedy nic nie zrobiła. Nie zaczęła ten sceny z nim, nie ona wylała drinka i urządzała awantury, bo spędzał czas z kimś innym. Jeszcze nie odbiło jej na tyle, aby wściekać się, bo bujał się z jakąś inną laską, kiedy ona była w związku. Miał przecież do tego prawo, a to, że poczuła niechęć wiedząc, że parę godzin wcześniej był z inną to była już jej sprawa i nawet mu o tym nie wspominała. Bo wiedziała, jak głupie by to było. Była chętna do tego, aby zostawić to za nimi. Potrzebowała tylko tego krótkiego, małego zapewnienia, że to z nią chce tu być. I się nie doczekała.
OdpowiedzUsuńNawet nie musiała na niego patrzeć, aby wyczuć zmianę. Temperatura nagle spadła o kilkadziesiąt stopni. Znała ten stan, kiedy się odsuwał odcinając od wszystkiego, co się między nimi wydarzyło. Próbując zamaskować prawdę wygodnym kłamstwem.
— Tak, chcę zobaczyć, że ci zależy. To naprawdę tak wiele? — Syknęła, już nie siląc się na utrzymanie spokojnego tonu. Nie podnosiła go, bo nie chciała zwracać na nich uwagi. Może i byli w klubie z głośno grającą muzyką, ale to jeszcze nie oznaczało, że nikt nie słuchał. — Poczuć, że nie traktujesz mnie jak jednej ze swoich wielu koleżanek, które pieprzysz, kiedy chcesz? Proszę o zbyt wiele, co?
Wracali do tego miejsca, w którym się rozstali przed jej wyjazdem. Do tego zimnego, pustego i ociekającego negatywnością miejsca, w którym udawali, że to, co miało między nimi miejsce nigdy nie miało żadnego znaczenia. I bardzo nie chciała po sobie pokazać, jak to zabolało. Jak bolał ją chłód w jego głosie. Puste spojrzenie, w którym nie było żadnych uczuć, którymi obdarzał ją wieczorem, kiedy przyszła i rano. Nie było w nim nic znajomego, czego mogłaby się jeszcze chwycić.
Nie chciała go dalej już słuchać. Patrzeć czy czuć jego obecność, która w nieznośny sposób ją oblepiała. Z każdej strony. Przesiąkła perfumami Nico, kiedy tańczyli. Dalej czuła je na sobie. I każde słowo, które wypowiedział odbijało się w niej echem. Poranek zdawało się, że wydarzył się w zupełnie innej rzeczywistości, a nie zaledwie kilkanaście godzin temu. I wszystko się posypało. Dążyła do czegoś, czego mieć nie mogła. Nie w takiej formie, która by jej odpowiadała.
Odetchnęła głęboko, a dłonie ułożyła na blacie gotowa, aby stąd odejść i zniknąć. Co niby miałaby tutaj robić? Liczyć, że się opamięta i wróci? Że przeprosi? Dobre sobie. Przetarła oczy, kiedy tylko wyczuła, że zbierają się w nich łzy. Nie zamierzała tutaj płakać i się nad sobą użalać. Było jej przykro, że to się tak potoczyło, że zepsuła coś dobrego, aby przez parę godzin poczuć coś więcej.
Lekko drgnęła, kiedy usłyszała obcy głos. Cholera, czyli jednak ktoś słyszał.
— To nie mój chłopak.
Chyba jeszcze gorzej, że dawała tak sobą pomiatać komuś z kim nie miała konkretnie określonej relacji. Zbyt wiele czasu poświęciła tej znajomości z Nico, a to wszystko dlatego, że przez moment okazał jej więcej uwagi i już potem rezygnować nie potrafiła. Żałosne.
— Cóż, tak najwyraźniej miało być — odparła niemrawo. Zbyt nerwowo mieszając słomką. Ani trochę nie pogodzona z tym, jak to się potoczyło. Sama w obcym miejscu z pustym miejscem obok, na którym powinien siedzieć Nico. Blisko niej, może z dłonią na udzie i tym swoim zawadiackim uśmiechem bajerując słowami i spojrzeniem. Zamiast tego był nieznajomy i kolejny drink.
— Nie powinnam — zaczęła niepewnie, nie przyjmowała drinków od obcych. Choć miała barmana tuż przed sobą i widziała wszystko co robi. Westchnęła cicho, ale podziękowała za drinka. — Chyba mam dość gierek. Za często w nie grałam.
Zdecydowanie przydałaby się jej przerwa od tych podchodów. Przechyliła lekko głowę, aby lepiej przyjrzeć się Milesowi. Nie wyglądał, jak nikt znajomy, a chociaż odczuwała wyrzuty sumienia, że nie odeszła, bo przecież był Nico… To z ledwo widocznym uśmiechem podniosła kieliszek.
— Jestem Sophia.
Może jednak jeszcze jakoś ten wieczór da się uratować.
Soph
Sama nie wiedziała, czego teraz potrzebuje. Zostać przy barze z nieznajomym o imieniu Miles i wypić drinka, który pewnie uderzy jej mocniej do głowy niż powinien, czy jednak zwinąć się, zamówić ubera i modlić, aby nikt w domu się nie czepiał. Mogła jechać zawsze do hotelu i przynajmniej przez parę godzin pobyć sama. Ale w pokoju był barek, a to mogło się źle skończyć.
OdpowiedzUsuńDyskretnie obserwowała Milesa. Trochę, jakby oceniała czy może stanowić jakieś zagrożenie. Miała swoje powody, aby trzymać na dystans ludzi, którzy się nagle pojawiali. Zwłaszcza mężczyzn, choć też nie chciała każdego wrzucać od razu do jednego worka.
— Dziękuję. — Obdarzyła go krótkim spojrzeniem. Dalej niepewna, czy chce z nim rozmawiać. Z jednej strony mogła tego potrzebować, a z drugiej… Z drugiej mogła powiedzieć zbyt dużo, kiedy poczuje się komfortowo.
Brzmiał na zbyt pewnego siebie. Mówił z takim przekonaniem, jakby znał całą ich historię, a nie jedynie usłyszał urywek marnej kłótni. Sophia miała myśli, że pewnie jak ochłonął za parę dni to wszystko wróci do ustawień fabrycznych. Będzie tak, jak miało być.
Nawet jeśli w środku wiedziała, że ma rację to nie chciała się z nim zgodzić. Przyjąć do wiadomości, że niezależnie od tego, co się wydarzyło w tym klubie nie tak powinni zakończyć wieczór. Nie w taki sposób powinni się do siebie odzywać.
— To był ciężki wieczór i dzień. Oboje powiedzieliśmy coś, czego nie chcieliśmy. — Mogła sobie to tak tłumaczyć, ale czy faktycznie tak było? Nie wiedząc, kiedy z drobnej sprzeczki przeszli do skakania sobie do gardeł. Niepotrzebnie zresztą. Nico już był uruchomiony przez tamtą dziewczynę, ona może wymagała zbyt dużo i niechcący wznieciła płomień, którego miała nadzieję już więcej nie zobaczyć.
Odruchowo chciała się cofnąć, ale tego nie zrobiła. Zamiast tego przesunęła wzrokiem po jego twarzy. Co jakiś czas oświetlanej przez migające kolorowe światełka. Nie wiedziała czego ani czy w ogóle czegoś w nim szuka. Sophia obserwowała. Kim mógł być Miles? Jaki mógł mieć cel i czemu akurat musiał wybrać sobie ją na rozmowę?
Przysunęła drinka bliżej siebie. Rozpraszając się na moment chłodem szklanki.
— Kto powiedział, że ja nie grałam nim? — Uniosła lekko brew, a kącik jej ust drgnął. Nie w uśmiechu. Coś jakby chciała powiedzieć, że wcale nie jest taka poszkodowana na jaką mogła wyglądać. Weszła w to doskonale wiedząc, że się sparzy. Prędzej czy później, ale naiwnie miała nadzieję, że nadejdzie to później. — Co, jeśli, jestem równie winna? Tylko dlatego zrobiło mi się przykro, bo powiedział mi parę przykrych słów nie znaczy, że nie mam w tym swojego udziału. I musisz uwierzyć na słowo, że nie jestem święta.
Przekrzywiła głowę z cichym hm.
— Nawet go nie znasz, a z krótkiej scenki wiesz jaki jest?
Sophia go znała, a przynajmniej tę część, którą Nico pozwolił jej poznać. Wiedziała, że wciąż ma na sobie warstwy, których nie widziała. Takie, których nie pokazywał nikomu innemu. Ale nawet jeśli ją drażniło, że przed nią się zamyka to nie mogła większego prawa, aby pytać.
— Ależ proponujesz. Ta rozmowa, drink to już historia. Nawet, jeśli tego nie chcemy — dodała. Objęła mocniej szklankę i podniosła ją do ust. Po kolorze spodziewała się czegoś mocnego, ale choć było czuć wyraźną nutę alkoholu nie była ona w nieprzyjemny sposób paląca.
— Nie wiem, Miles. Nic już nie wiem. Ostatnio nie podejmuję dobrych decyzji i nie wiem, czy powinnam wciągać kolejną osobę w swoją katastrofę.
Soph
Dalej nie wiedziała, jak powinna na niego reagować. Słyszała cichy głosik, aby odeszła. Napisała albo zadzwoniła do Nico. Zobaczyła, gdzie jest i próbowała jakoś naprawić tę sytuację. Jeszcze na moment wrócić do tego, co mieli wcześniej. Drugi z kolei krzyczał, nie on wrzeszczał, że przecież ją zostawił tu samą. W miejscu, którego nie znała otoczoną ludźmi, których nie znała. To nie była jej bajka. Dobrze o tym wiedział, a jednak nic nie stało mu na przeszkodzie, aby po prostu wyjść. Nawet nie wiedziała, czy faktycznie wyszedł, czy chowa się gdzieś w cieniach.
OdpowiedzUsuńKiedy sobie to uświadomiła to poczuła małe, subtelne ukłucie. Pojawiła się myśl, że gdyby mu zależało, ale tak naprawdę, a nie chwilowo nie wyszedłby. Nawet po kłótni, nawet, gdyby dalej się szarpali – zostałby. Nie zrobił tego, choć doskonale zdawał sobie sprawę, że nie lubiła w takich miejscach być sama. Szczególnie po tym, co miało miejsce na tamtej imprezie. Nie mówiła na głos, że dalej to w niej siedziało. Wracało w najmniej odpowiednich momentach. Nie był zobowiązany, aby jej pomóc się z tym uporać. Z czystej przyzwoitości mógł chociaż ją odstawić do domu albo do ubera.
— Nie przeszkadzasz — zapewniła. Pytanie czy bardziej siebie czy jego. Rozmowa z nim była na swój sposób odświeżająca. Prosta, choć chwilami nie wiedziała, co powiedzieć. — Sama tego nie rozumiem.
Sophia spojrzała na niego, kiedy mówił dalej. Patrzyła z ciekawością, ale w oczach miała delikatną rezerwę. Jakby nie chciała się otworzyć za bardzo w obawie, że powie o słowo za dużo. Albo że on wyczyta z niej jeszcze więcej, a póki co szło mu to przerażająco dobrze.
— Aż tak to widać, co? — Nie zaśmiała się. Nie próbowała robić z tego żartu. To nie była sytuacja, z której można się śmiać. Myślała nad tym czasami, ale odpychała to od siebie, aby nie zniszczyć sobie obrazu Nico, który stworzyła sobie na podstawie tych dobrych momentów, które mieli. I gdyby był taki ciągle albo pozwolił jej zrozumieć, dlaczego się odcina i ją odpycha może byłoby łatwiej.
Miała za dużo wymówek, których kurczowo się trzymała. Wyjaśniała sobie każdą złą sytuację czymś innym. I teraz próbowała to zrobić też z nim. Byle tylko przedstawić Nico w korzystniejszym świetle. Bo przecież nie jest taki zawsze…
— Wow — zaśmiała się, ponuro i surowo. Czując napływające do oczu łzy. Odchyliła głowę do tyłu i spojrzała w górę, ostrożnie przecierając oczy, aby nie popsuć makijażu. Zamrugała parę razy, kiedy już miała pewność, że nic więcej z nich nie wypłynie. — To żałosne. Siedzę przy barze z nieznajomym, płacząc za kimś kto mnie tu zostawił. A myślałam, że niżej już nie upadnę.
Widział co się działo na parkiecie, możliwe też, że słyszał. Już było jej obojętne czy kolejna osoba nazwie ją tą dziewczyną z filmiku z szatni.
Nie chciała się bardziej rozklejać przed Milesem. Nie powinna się przejmować jego opinią, a jednak każde słowo trafiało w nią zbyt celnie. Dokładnie tam, gdzie powinno. I choć nie zdawał sobie z tego sprawy było to bolesne. Uświadamiało jej rzeczy, które już wiedziała. Które od siebie odpychała. I naprawdę musiała je usłyszeć od nieznajomego, aby pojąć, jak idiotyczne jest pchanie się w tą relację? Nie słuchała Seleny, nie słuchała Maddie przekonana, że obie są w błędzie. Jedyną osobą, która się myliła była ona.
— Myślę, że tamta historia się już skończyła — powiedziała ciszej, bardziej do samej siebie.
Rozproszył ją niespodziewanym komplementem. Wciąż trochę zaszklonymi oczami na niego spojrzała.
Mogła dać sobie szansę na rozmowę. Dopicie drinka. To nie było nic zobowiązującego. Nawet, jeśli myślała, że nie należało, bo gdzieś tam w tle był Nico. I możliwe, że zawsze będzie. Niezależenie od tego, w jakim miejscu w życiu się znajdzie, ale może z czasem przestanie ta myśl o nim być tak uwierająca.
— Może jak dobrze rozegram nowe karty to nie skończy się kolejną katastrofą — odpowiedziała. Bez większego przekonania, jak miała być tego pewna, kiedy ostatnio wszystko, czego się nie dotknęła rozpadało się?
UsuńSophia podjęła decyzję, której się nie spodziewała. Zamiast zabrać swoje rzeczy, grzecznie podziękować i wyjść – ona została. Na jeden wieczór, jednego drinka i rozmowę.
— Nie, myślę, że zostanę. Dla darmowego drinka, oczywiście — podkreśliła. Pozwalając sobie przy tym również na nieco weselszy uśmiech. Humoru może nie odzyska, ale to jeszcze nie znaczyło, że wszystko musi się tu obrócić w popiół.
Odetchnęła głębiej, jakby z ulgą, która pojawiła się niespodziewanie. Może dlatego, że sama sobie coś uświadomiła, a może przez coś na co nie była gotowa jeszcze się otworzyć, ale nie zamierzała przed tym w pełni uciekać.
— Okej, wiesz całkiem sporo o mnie. Poznałam tylko twoje imię, wiem, że jesteś dobrym obserwatorem i masz dobry gust do drinków. Dobrze ubrany. Zgaduję, że dobrze oczytany… Po sposobie w jaki się wysławiasz. I jesteś tutaj sam. Dlaczego?
Soph
Faktycznie chyba tego potrzebowała. Kogoś obok kto wysłucha, ale nie będzie oceniał. Mogła porozmawiać zawsze z Seleną, ale to nie była do końca rozmowa bez oczerniania jednej czy drugiej strony. Wiedziała, że dziewczyna dalej jest rozdarta między nią, a Alex. Trzymała się ich obu, bo w końcu nie mogła wybrać jednej na rzecz drugiej. Sophia nie naciskała, nie próbowała jej zmusić do wyboru. Skoro chciała się przyjaźnić z nią i Alex… Droga wolna, prawda? Ale właśnie przez to odpadała opcja, aby z nią o tej sytuacji porozmawiać. Bo usłyszałaby same „a nie mówiłam”, a tego nie chciała.
OdpowiedzUsuń— Trochę jestem. Nie przekonasz mnie, że jest inaczej. Ale to nie tylko ten moment tutaj… To całokształt. To przy barze to mały ułamek… reszty żałosnych rzeczy, w których brałam udział.
Nie mówiła tego, aby postawić Nico w złym świetle przed nieznajomym. Chodziło jej o nią samą. Może i nie powinna się utwierdzać w tym przekonaniu, ale jak miała tego nie robić, kiedy wszystko właśnie na to wskazywało?
Miles spoglądał na to wszystko z innej perspektywy, bo nie znał szczegółów. Widział jedną scenkę, słyszał jedną kłótnię. Nie wiedział o tym, jakie rzeczy robiła Sophia. Przyjaciółce, chłopakowi – jednemu czy drugiemu, Nico, a przede wszystkim samej sobie. Znał zbyt mało szczegółów, a Sophia tymi najintymniejszymi dzielić się nie chciała.
— W moim przypadku to tak wygląda. Albo inaczej nie potrafię. Wykładam karty, raz mi wyjdzie i zgarnę całą pulę, a innym razem… Innym razem jest mi przykro. Bywa.
Wzruszyła lekko ramionami, jakby to nic nie znaczyło. Nie zawsze przecież tak żyła. Wcześniej, przed Nico, nie analizowała tak wszystkiego. Nie próbowała odgadnąć co wydarzy się dalej. Może jedynie z Gwen, ale to robiła dla własnego spokoju, bo nigdy nie było wiadomo, kiedy macocha zacznie się awanturować i wbijać szpileczki. Łatwiej było to znieść, kiedy było się na starcie z nią przygotowanym.
Sophia w pewnym stopniu musiała się z nim zgodzić. Nie chciała ciągle być w tym miejscu, z którego miała wrażenie, że nie ruszyła się od tamtego dnia w jego aucie. Pamiętała, że padało i się pokłócili, może bez rzucania sobie ostrych słów, ale tony ich głosów nie sugerowały niczego. Chciała zrozumieć, tak, jak dziś, co właściwie między nimi jest. Zamiast tego skończyło się tym, że odjechał, a ona została sama. Tak samo dziś, jak i wtedy liczyła, że wróci, ale się nie pojawił. Nie napisał i nie zadzwonił, a Sophia uciekła z miasta. Z kraju. Licząc, że to cokolwiek zmieni. Nie zmieniło niczego. Zatoczyła cholerne kółko. Znowu.
— Wiem, że masz rację. Ale z paru powodów mnie to nie dotyczy. Nie mogę pozwolić sobie na brak planu. Mogę go nie mieć, ale powinnam sprawiać wrażenie, jakbym miała. Kontrolować chaos, zanim się wymsknie z rąk.
Tylko, że na to było już o wiele za późno. Nie mogła zapanować nad tym, co się działo. Nie miała też sił, aby udawać, że jest w porządku, kiedy tak nie było. Utrzymywała się na powierzchni resztkami tych sił, ale z nich opadała. Nie było w pobliżu nikogo kto rzuciłby koło ratunkowe, wyciągnął z wody i pomógł się pozbierać. Wszystko co się stało wydarzyło się przez jej nieprzemyślane decyzje. I jeśli ktoś miał to naprawić, to musiała to być Sophia.
— Gdyby to tylko było takie proste, jak mówisz — uśmiechnęła się blado. Nie istniał magiczny przycisk, który pozwoliłby jej na wyłączenie tego wszystkiego. Na odcięcie się od tłoku emocji. Tęsknoty, potrzeby bliskości. Czuła, że to jest jednostronne. Że potrzebuje go bardziej niż on jej. Raczej; Nico jej nie potrzebował. Do czego miałby? Treningów? Robił to dla niej, tak wyszło. Rozmów, które kończyły się zanim zaczęły? Imprez? Miał kumpli. A do sypialni mógł zapraszać swoje koleżanki albo jej. Z tym na pewno nie miał problemu.
Nie poczuła się najlepiej z myślą, że mógł teraz z kimś być. Zabrać stąd jakąś dziewczynę, która siedziała teraz w jego aucie na miejscu, które niedawno zajmowała Sophia. W pościeli, w której rano spała jeszcze ona. Skrzywiła się na samą myśl i upiła łyka drinka.
Musiała przestać o nim myśleć.
— Raczej nie wróci — powiedziała, jakby próbowała przekonać samą siebie. Wróciłby, gdyby to ona przyszła. Pewnie znowu by się pokłócili, ale ostatecznie na chwilę pogodzili. Zakopali topór wojenny, który pojawił się znikąd i udawali, że jest dobrze. Aż do następnego kryzysu i tak w kółko… Nie, nie. Przecież tak nie mogło wyglądać jej życie, prawda? — A jeśli wróci… Jeśli wróci to zastanowię się wtedy co z tym zrobić — dodała, ale bez przekonania.
UsuńSophia zerknęła na parkiet, ale przecież nie wiedziała, jak jego znajomi wyglądają. Ludzie tańczyli, jedni ściśnięci, ocierający się o siebie. Nie do końca wyglądała na przekonaną jego powodem bycia tutaj. Bo to takie przewidywalne, prawda? Znajomi, którzy się zgubili, bycie samemu i wypatrzenie samotnej laski w klubie. Ale nie oceniała zbyt pochopnie.
Prześlizgnęła po nim spojrzeniu, po stroju i zegarku. Było w jego postawie coś, co sugerowało, że nie pasuje do takich miejsc. Podobnie, jak ona.
Uniosła lekko brew na wzmiankę o golfie.
Zaśmiała się krótko.
— Nie, nie. Wcale tak nie brzmi — zapewniła, próbując ukryć uśmiech za poważniejszą miną — mój tata też gra. Zawsze w niedzielę o jedenastej, po podwójny espresso i rogaliku z migdałami. To też jego rytuał. Twierdzi, że bez tego nie idzie mu dobrze.
Nie próbowała się zagłębiać w ten sport. Nie rozumiała go, ale nie lekceważyła. Lubiła minigolfa, ale to było coś zupełnie innego z jej perspektywy.
— W porządku. Golf, jutro? — Zaskoczyła samą siebie tym brakiem zawahania. Co złego mogło się stać? Poza tym, że raczej nie powinna była być widywana w towarzystwie kolejnego mężczyzny.
Odblokowała telefon i włączyła notatki, a smartphone podsunęła po blacie w stronę Milesa.
— Zapisz mi szczegóły i godzinę. Wczesne wstawanie nie jest mi straszne, ale będę wdzięczna jeśli będzie nie wcześniej niż dziewiąta.
Soph
— Jeśli twój też jest wysokim brunetem to wtedy… tak, możemy mieć. Wyobrażasz sobie, jaka to dopiero byłaby historia? Rodzeństwo, które nawet o sobie nie wiedziało — zaśmiała się. Byłaby to komiczna, ale skandaliczna historia. I w przypadku ojca Sophii mało prawdopodobna. Ale potrzebowała tego małego rozbawienia po tym kiepskim wieczorze.
OdpowiedzUsuńPrzytaknęła mu, niechętnie.
— Tak… Nosi. Ale tylko w niedzielę! I tylko jak gra w golfa. — Dodała szybko, jakby próbowała usprawiedliwić własnego ojca.
Nie chciała podawać mu pełnego adresu. Nie miała pojęcia kim jest, a choć budynek był dobrze strzeżony to różne historie miały miejsce. Wpisała adres tuż za rogiem, gdzie uznała, że na niego po prostu tam zaczeka. Nie wiedziała, dlaczego to robi. Na tyle sobie pozwala. Miała niedokończone sprawy z Lucasem. Nadal musiała z nim porozmawiać, przeprosić, a umawiała się z kolejnym… Raz to przypadek, dwa to zbieg okoliczności, ale trzy to umyślne działanie.
Napięła mięśnie, kiedy zrozumiała, że przy tym barze nie są już sami. Czuła go, zanim się jeszcze odezwał. Sophia zacisnęła usta. Krótkie słowo, nawet nie prośba, też nie rozkaz, ale tak to rozbrzmiało w jej głowie. Jak do posłusznego pieska, który zaraz przybiegnie. I najgorsze było to, że chciała przybiec. Podziękować za rozmowę i z nim wrócić.
Milczała. Zamykając się na nowo w sobie, przygryzając policzek od wewnętrznej strony, jakby to miało w czymkolwiek jej pomóc.
— Nie trzymam cię tu na siłę. Możesz wracać, kiedy chcesz.
Nawet nie wiedziała, że dalej tu jest. Uwierało ją to chyba bardziej niż gdyby jednak poszedł i naprawdę zostawił ją tutaj całkiem samą. Ta świadomość, że był… Patrzył, może nawet pilnował. Nie, nie. Zostawił ją. Patrzyła czy gdzieś go nie ma. Nie był niewidzialny, aby wtopić się w ścianę. Poszedł, robił Bóg wie co i z kim, a teraz, jak gdyby nigdy nic wracał?
Odwróciła się delikatnie w jego stronę.
— Już zrobiłeś. Kolejna nie jest potrzebna.
Zsunęła się ze stołka. Nie mogła tu zostać. Między jednym, a drugim. Kłócić się z Nico. Ulegać mu też nie zamierzała, chyba. Póki co wiedziała tyle, że nie utknie w tym miejscu. Zerknęła na Milesa, aby ocenić, czy udało mu się zapisać informacje czy nie. Nie ważne i tak nic by z tego nie było. Nie musiała się tym przejmować.
— Dziękuję, za rozmowę, ale powinnam już iść. Sama.
Ostatnie słowo dodała patrząc na Nico. Wypowiedziała je z trudem, w rzeczywistości chcąc wrócić z nim. Wsiąść do samochodu z miękkimi fotelami obitymi czarną skórą, wdychać miętowy zapach odświeżacza powietrza. Pogodzić się z nim.
Sięgnęła po swój telefon nie wiedząc, czy Miles spisał dane czy nie. Przekona się najwyżej rano.
Miała w sobie jeszcze resztki tej głupiej nadziei, że tym razem może będzie inaczej, ale przecież wiedziała, jak to się skończy. Tak, jak za każdym razem. Podniesiony ton, kiedy o coś zapyta, kiedy będzie próbowała zrozumieć, co takiego właściwie się stało. Znów usłyszy „odpuść, Sophia. Nie analizuj tego tak.” I masę podobnych rzeczy. Mogła recytować te słowa z pamięci.
Soph
Pozostanie w klubie i przy tamtym barze byłoby błędem. Widziała to po zaciętej minie Nico, który nie był tym, który odpuszcza. Sophia nie chciała też większej kompromitacji. Miles wyciągnął z niej więcej ni powinien. Z niewiadomego powodu się otworzyła, pozwoliła mu na zajrzenie w głęb. Może nie otworzyła się tak, jakoś wybitnie, ale nawet nie musiała. Pewne rzeczy było widać, jak na dłoni.
OdpowiedzUsuńSłowa Milesa utknęły w jej głowie. Wbijały się boleśnie, bo była tą dziewczyną, która wraca tam, gdzie boli. Robiła to w przeszłości. Wracała po więcej, chociaż wiedziała, jak to się skończy. Przekona się później. Teraz musiała stąd uciec.
Jej również było przykro.
Że ten wieczór się tak potoczył. Zamiast dalej bawić się w objęciach Nico na parkiecie niemal płakała w ramię obcemu człowiekowi. Że przyjemna rozmowa, która pomogła jej trochę się oderwać od tego chaosu się skończyła. Sophia nie potrafiłaby jednak tam zostać, zlekceważyć Nico i udawać, że nie istnieje. Taka już po postu była – chciała doprowadzić sprawy do końca. W tym wypadku musiała dopiąć to, co było między nimi. Może to zakończyć, może zostawić otwarty rozdział z opcją na przyszłość… Musiała zrobić cokolwiek.
— Zostawiłeś. Nie usprawiedliwiaj się tym, że dalej byłeś w budynku.
Nie zaczekała na odpowiedź. Na przeprosiny, których i tak nie spodziewała się usłyszeć. Przeciskała się przez ludzi, aby wyjść z klubu. Odejść zanim Nico zdąży ją dogonić. Chociaż jakaś jej część miała nadzieję, że tam zostanie. Da jej ten ostatni powód, dla którego nie powinna była się odwracać. Nie dał. Słyszała, jak jego głos przebija się przez muzykę, ale go zignorowała. Przyspieszyła jedynie kroku w nadziei, że to coś da. Wyszła na zewnątrz idąc przed siebie. Nie wiedząc, gdzie jest ani w jakim kierunku idzie. Ignorując chłodne powietrze głaszczące jej odsłonięte ramiona i nogi. Jak ostatnia idiotka wybierała sukienkę przez długi czas zastanawiając się, w jakiej spodoba mu się najbardziej.
Nogi same niosły ją przed siebie, ale nie uszła daleko. Próbowała go ignorować i udawać, że nie słyszy, ale nie mogła dłużej tego robić, kiedy złapał ją za ramię, które instynktownie próbowała wyrwać z uścisku i iść dalej. Nagle znalazła się w potrzasku, z którego próbowała się nieskutecznie wydostać.
Nie chciała na niego patrzeć. Odwracać się. Być blisko i słuchać wyjaśnień, które teraz zdawały się być już bez jakiegokolwiek znaczenia. Wiele ją kosztowało, aby się odwrócić. Zamiast na niego wzrok wbiła w chodnik. Szary z pęknięciami. Ironicznie to wyglądało. Objęła się ramionami i cofnęła o krok. Chciała się zdystansować, ale nie mogła zmusić do tego, aby odejść całkiem. Pozbawić się jego dotyku. W tej chwili parzącego.
Powoli podniosła wzrok, może z oczami pełnymi łez, może nie. Może tylko ze złości się jej zaszkliły. Nie zamierzała dawać mu satysfakcji, że z taką łatwością udaje mu się doprowadzić ją do płaczu. Przynajmniej się o to postara.
Patrzyła na niego z uporem. Próbując nie dać się złamać tymi słowami.
— Nie, wyszedłeś, bo cię o coś poprosiłam. Bo chciałam uwierzyć, że mogę być kimś więcej niż koleżanką, którą można przelecieć. — Przerwała mu w którymś momencie. Bez krzyków, ale łamiącym, drżącym głosem. Przetarła policzki, jednak nie panując nad łzami. Było ich zbyt dużo i były zbyt gorące. — Jak to szło… „Ty myślisz, że ja tu jestem, żeby coś udowadniać?”
Zaśmiała się, ale nie było w tym śmiechu nic złego. Był on raczej gorzki, pustki. Zbyt wiele razy powtarzała sobie to, co jej powiedział. Mogłaby o tu cytować całą noc. Objęła się ramionami, znów robiąc krok w tył. Odwróciła głowę na bok, nie chcąc patrzeć na Nico, gdzie może przez ułamek sekundy dostrzegłaby to, co zobaczyć chciała.
— Dlatego wróciłeś? Bo ktoś inny znalazł twoją zabawkę?
UsuńPrychnęła z niedowierzenia. Tyle wystarczyło, aby pojawił się obok ktoś inny i wracał. Pojawiał się, najważniejszy ze wszystkich. Pokazując z kim tu przyszła i z kim ma wyjść, bo co? Bo nie mógłby znieść myśli, że może spędzić czas z kimś innym?
Zmarszczyła brwi po jego kolejnych słowach, a potem spojrzała. Z wyrzutem i niedowierzeniem.
— Co, sugerujesz, że jestem łatwa? — Nie wierzyła w to co słyszała. Tak to widział? Ładne spojrzenie i drink to było wszystko, czego potrzebowała? Może go źle zrozumiała, ale… Nawet nie potrafiła się gniewać. Czuła… Pustkę. Dziwną i rozbijającą się o żebra.
— Kiedy powiedziałam ci to samo, że coś między nami jest… Sprawiłeś, że uwierzyłam, że to tylko było w mojej głowie. Że sobie wyobraziłam, kurwa, nawet nie wiem co. Ale przekonywałam się, że byłam tą głupią, zakochaną dziewczyną w chłopaku, który jej nie widzi. Tylko może czasem spojrzy z litości.
W środku cała się trzęsła od frustracji. Od emocji i tej wiecznej niepewności. Nic z nim nie było pewne. Nic nie było proste, a i tak lgnęła jak ćma do światła. Nieustannie.
— Wrócę i co? Będziemy udawać, że jest w porządku, a jak się znowu zjebie to cały cyrk od nowa? Nie chcę tego, Nico.
Opuściła głowę, praktycznie już połykając łzy, które pojawiały się, kiedy chciały w ilości, jaka im pasowała. Ścierała je razem z makijażem, kończyła z tuszem na palcach i pod powiekami. Nie miała nad tym kontroli. Nie chciała w nim wzbudzić litości. Szukać pocieszenia. Była przerażona tym, ile mu teraz wyznawała.
— Nie chcę z tobą wracać do domu. — Wzięła głębszy wdech, jakby to w czymkolwiek miało pomóc. — Chcę, ale… wiem, że nie powinnam.
Soph🥲
Wyrzuciła z siebie więcej niż chciała. Więcej niż planowała mu kiedykolwiek powiedzieć. Wiedząc, że może im się nie udać stworzyć czegoś trwałego. Wydawało się jej, że nie narzuca mu niczego, że nie wymusza na nim relacji, ale może się myliła. Może zbytnio naciskała, kiedy dobrze wiedziała, że Nico nie był wylewny, nie przychodził z kwiatami i poematami.
OdpowiedzUsuńDostrzegła tę zmianę. Dyskretną, tylko dla niej. W odbiciu jego oczu widziała, jak sama się rozpada i już dłużej nie potrafi udawać, że to może być tylko miła zabawa, która skończy się o świcie.
— I to coś ze mną byłoby takie złe? — Zapytała cicho, ale nie z wyrzutem czy pretensją. To, co między nimi było nie pojawiło się z dnia na dzień. Nie obudzili się któregoś ranka i stwierdzili, że teraz akurat mają ochotę namieszać sobie w życiu. Budowali to powoli, niemalże starannie, aż w końcu rozwinęło się to do rozmiarów, których nie w stanie byli kontrolować.
Sophia chciała czegoś, czego sama nie potrafiła nazwać. Bliskości, której nie musiałaby tłumaczyć sobie w żaden sposób. Nico… Nico miał własne zasady, według których żył. Nie pokrywali się ze swoimi potrzebami. Co przecież wiedzieli od dawna, a i tak nie mogli sobie odpuścić.
— Rozumiem. Oglądałam cię przez miesiące z nią. Słuchałam o wszystkim co robiliście. Udając, że mnie to nie zabija. I to wszystko z uśmiechem, bo przecież nie mogłam się przyznać, że zakochałam się w chłopaku przyjaciółki, racja?
A potem pozwolił jej uwierzyć, że sobie to wymyśliła. Że wszystkie chwile, które spędzili razem nic nie znaczyły i to ona sobie wkręcała, że jest dla niego kimś więcej niż przyjaciółką z dzieciństwa.
Czuła, jak powoli opada już z sił. Każde słowo, które wypowiedziała zbyt wiele kosztowało. Trzymała w sobie to przez długi czas. Kryjąc swoje uczucia sama przed sobą. Maskując je uśmiechem, wmawiając sobie, że to jest tylko przyjaźń. Ot, przyjaciele, którzy czasem za długo na siebie popatrzą, którzy znają smak swoich ust.
— Ale nigdy nie jesteś blisko. Wydaje mi się, że tak, a potem… Po prostu znikasz. Odcinasz się, nie wiem, dlaczego. Nawet, kiedy jestem tuż obok czuję, kiedy przestajesz być obecny. Jakby… Jakby nic i nikt nie miał znaczenia.
Miał swoje powody, nie wątpiła w to. Każde z nich było złamane na swój sposób. Z problemami, o których nie mówili głośno i o których mówić nie chcieli. Które trzymali głęboko w sobie wierząc, że tak będzie lepiej, kiedy nikt się już o nich więcej nie dowie.
Chyba po raz pierwszy widziała w nim tyle emocji, a jednocześnie pustkę. Tak, jakby już sam nie wiedział co się dzieje. Sama również nie wiedziała, co właściwie się dzieje ani dlaczego znaleźli się w takiej sytuacji. Jak mała kłótnia, która nawet nią tak naprawdę nie była, doprowadziła do wyrzucania z siebie najgłębiej skrywanych wyznań na środku ulicy.
— Nie… — Rozchyliła lekko usta i pokręciła głową. Nie chcąc, aby te konkretne słowa były jak plaster na to wszystko. Napięła się. Te dwa słowa przeszywały ją na wskroś. Czuła, jak zaczyna brakować jej powietrza, a każdy oddech przychodzi z trudem. Klatka piersiowa piekła, od płaczu i wysiłku.
Chciała myśleć, że to wszystko jest aktem. Przedstawieniem, aby ją nakłonić do powrotu do bycia wiecznie wyrozumiałą Sophią, która szuka wymówek na każde, nawet najgorsze, zachowanie. Ale nie było.
Stali naprzeciwko siebie. Ona z rozdartym sercem, Nico z rozdartym wyzwaniem. Jak na emocjonalnym polu bitwy, gdzie każde słowo może okazać się miną.
Zrobiła krok w jego stronę. Mały, nieśmiały. Nieprzekonana, czy powinna była do niego podchodzić i zmniejszać dystans, który próbowała między nimi wytworzyć. Blisko, na wyciągnięcie ręki. Może próbując przekonać siebie, że wcale tak naprawdę nie chciała, aby ją puszczał. Spojrzała na niego z załzawionymi oczami, zmęczeniem na twarzy. Bez sił, aby dalej walczyć z nim i sama ze sobą.
— Chciałam ci to powiedzieć od miesięcy, ale… nie mogłam. A teraz… nie wiem, co robić. — Zaśmiała się gorzko, jakby próbowała tym śmiechem zagłuszyć palącą w niej rozpacz. Zdusić wstyd, który się pojawił znikąd.
UsuńPrzechyliła lekko głowę, poruszyła ledwo co ramionami. Jakby w geście poddania, przytłoczona i pokonana. Nie udawała, że sobie radzi, czy że wie, co będzie dalej. Żadne z nich nie wiedziało.
— To boli, Nico. To wszystko… Miesiące okłamywania samej siebie i ciebie… ci wszyscy chłopcy, których nie potrzebowałam, ale liczyłam, że może z nimi zapomnę o tobie… I tak, boję się. Tego, jak będzie rano. Tego, że obudzisz się i będziesz udawał, że nic się nie stało. Że znowu będę czuła się, jak idiotka, która próbuje zrozumieć… Boję się kochać ciebie.
Soph ❤️🩹
Sophia nie mówiła mu tego po to, aby go zranić.
OdpowiedzUsuńNie była tym typem osoby, który wyrzuca z siebie słowa z nadzieją, że znajdą te miejsca, które bolą najbardziej i wbiją się w nie zostawiając chaos, pustkę i ból po jej obecności. Mówiła mu, bo zbyt długo trzymała w sobie te wszystkie słowa. Pilnowała, aby nie wymsknęły się przypadkiem podczas luźnej, niezobowiązującej rozmowy. Starała się nie robić min, gdy bolało, kiedy obejmował inną. Udowadniać samej sobie, że Nico nie znaczy nic, kiedy w rzeczywistości znaczył wszystko.
Ale teraz? Lepszy moment mógł już nie nadjeść, a brunetka była też zwyczajnie zmęczona. Grą, którą prowadzili od miesięcy, przyciąganiem i odpychaniem się nawzajem. Nie mogła o to obwiniać Nico, bo sama była w równym stopniu winna. Znikała, kiedy jej to pasowało i pojawiała się znienacka, kiedy należało już na dobre zniknąć i o nim zapomnieć.
Kiedy na niego patrzyła nie możliwe, że po raz pierwszy widziała prawdziwego Nico. Tego, który w końcu pozwolił sobie na dopuszczenie do siebie emocji. Tych surowych, ciężkich i niełatwych w zrozumieniu. Zrobił to dla niej i przez nią, może nie mając już możliwości, aby schować się za maską obojętności. Może coś w nim tej nocy właśnie pękło, coś czego nie dało się zamaskować i udawać.
Brutalnie szczery w każdym słowie. Z błyszczącymi, być może i od łez, jak w jej przypadku, oczami. To tylko sprawiło, że Sophia czuła, jak coś w niej łamie się po raz tysięczny.
— Też się tego boję, Nico. Ale nie dlatego, że to się może stać. To już się stało. — Powiedziała szeptem. — Staram się… jestem obok, ale ty tego nie chcesz. Lub nie pozwalasz sobie chcieć. I po prostu… zostawiasz mnie. Kiedy coś idzie nie tak… znikasz.
Objęła się ramionami. Podtrzymując się, aby nie rozpaść się na tej ulicy całkowicie. Nie zwracała uwagi na zimny wiatr i niższą temperaturę. To było teraz zupełnie nieistotne. Od środka wrzała, ale nie z tych dobrych emocji. Z rozrywającego bólu, który sprawiał, że miała ochotę krzyczeć.
Sophia chciałaby wierzyć, że to jest akt. Krótkie przedstawienie, aby to ona przestała szukać w nich winy, aby skończyła z wyciąganiem na wierzch emocji. Ale wiedziała, że każde słowo, które Nico wypowiedział było szczere. Że to prawdopodobnie była jedna z najszczerszych rozmów jakie przeprowadzili. Że to nie było mówione po to, aby się uspokoiła, ale dlatego, że już nie było tu miejsca na chowanie się za półprawdami, kpiącymi uśmieszkami, które zmniejszały poważność wyznań. To nie była żadna gra.
— Nie wiem, czy potrafiłabym dalej z tobą grać… Uwielbiałam to, kiedy byłeś tylko przyjacielem, ale… teraz? — Zacisnęła usta w cienką linijkę. Kiedy był tylko kolegą było łatwiej, bo mogła wtedy faktycznie o nim zapomnieć, ale kiedy zaczął znaczyć więcej te gry stały się uciążliwe. — Nie mogę udawać, że to, co mamy jest nieznaczące. Że tylko lubimy swoje towarzystwo. Zawsze znaczyłeś więcej i teraz… Teraz, kiedy wiem, że ty… powiedziałeś, że mnie kochasz i to boli i mnie przeraża mnie. A nie powinno tak być… Powinnam być szczęśliwa, racja?
Drżała od emocji, a może też i od chłodu.
— Wiem, że kiedy jutro się obudzę moje uczucia do ciebie się nie zmienią. Wiem, że jutro wciąż będę cię kochać. Tylko nie wiem, czy ty wciąż będziesz czuł to samo. Czy nie wstaniesz i nie odetniesz się od tego. Czy nie powiesz, że coś źle zrozumiałam i że to wydarzyło się tylko w mojej głowie.
Opuściła ramiona z rezygnacją. Jeśli toczyli jakąkolwiek walkę to Sophia ją przegrała i nie miała już sił, aby walczyć dalej. Pokonał ją jej własną bronią; szczerością, na którą jak się okazało, ale wcale nie była gotowa. Sama prosiła się o to, a teraz stała tu przytłoczona, połykająca własne łzy, zagubiona we własnych uczuciach.
Uniosła lekko głowę, gdy się przysunął. Mogła się cofnąć, ale tego nie zrobiła. Jakby jeszcze przez chwilę chciała poczuć bijące od niego ciepło, znajome perfumy i jeszcze na chwilę zatopić się w jego obecności.
— Nie odchodzę, Nico. Ale zostać też nie mogę. Nie dzisiaj. Nie oczekuję, że zrozumiesz, bo sama tego nie rozumiem, ale wiem, że nie mogę z tobą wrócić. Potrzebuję… nie wiem, przestrzeni?
UsuńSpojrzała na niego spod mokrych, polepionych od tuszu rzęs. Nie poddawała się, nie odstawiała tej relacji w kąt, ale nie potrafiła dziś też udawać, że sobie z tym radzi. Że będzie umiała zasnąć przy jego boku, jakby nigdy nic.
— Nie chcesz kłamstw… W porządku. — Skinęła lekko głową, jakby szykowała się do wypowiedzenia czegoś ciężkiego. — Nie wiem, czy będzie tak, jak dawniej. Czy sobie poradzimy z tą nocą, ale wiem, że jeśli pozwolę ci odejść... to mnie to zabije. Wiem też, że jesteś tym, z którym chcę być. Tylko… Jeśli to ma się stać, muszę posprzątać najpierw bałagan, który zrobiłam. Przynajmniej spróbować.
Sięgnęła palcami do jego policzka, który delikatnie musnęła. Ledwo zauważalnie, jakby potrzebowała się upewnić, że stoi przed nią jego żywa wersja, a nie halucynacja. Zrobiła krok naprzód. Dystans, który był między nimi jeszcze chwilę przestał istnieć. Niepewnie, jakby robiła to pierwszy raz, musnęła jego usta swoimi. Jej własne były słone i mokre od łez. To nie był żarliwy, pełen namiętności pocałunek. Było w nim raczej coś smutnego i cicha obietnica, że kiedyś – nie jutro, nie za tydzień – ale kiedyś będzie im łatwiej.
Nawet nie udawała, że udało się jej zasnąć. Może jedynie na krótkie pół godziny, zmęczona od ciągłego płaczu, który nie opuścił jej w zasadzie od tamtego momentu na chodniku. Przytłoczona brakiem ciepłych ramion, w których rano się obudziła. Bez znajomego zapachu, który w tej chwili był wszystkim, czego tak desperacko potrzebowała. Nie było niczego poza dobijającą ciszą. W nogach łóżka Chester cicho mruczał, gdy układał się do snu. Wyjątkowo blisko niej, jakby swoim małym kocim cielskiem czuł, że Sophia teraz potrzebuje obecności kogokolwiek. Nie ważne czy w formie ludzkiej czy zwierzęcej. Trzymał się na dystans, ale tym mruczeniem, wysoko postawionym ogonem, który lekko zakrzywiał dawał znać, że jest tutaj, słucha jej i nigdzie się nie wybiera.
Ściskała telefon zbyt wiele razy. Zastanawiając się, czy ma zadzwonić. Napisać. Sprawdzając, czy on nie napisał. A przecież to nie tak powinno wyglądać. Nie po tych wszystkich słowach, które sobie powiedzieli. Powinna być razem z nim, a tak każde znajdowało się w innym apartamencie w innej części Nowego Jorku.
Sophia nie wiedziała, co ma robić. Zostać czy wyjść. Dochodziła już powoli dziewiąta i była gotowa. Nie wiedziała tylko, do czego jest gotowa. Na pewno nie do tego, aby zmierzyć się z rzeczywistością. Czuła też, że robi źle, że… nie powinna była. Miała wrażenie, że znów może wpakować się w coś, czego sama nie rozumie i w czym nie należało brać udziału. Skrzywdziła tak wiele osób, więc dlaczego wciągała w swoje życie kolejną? Wciąż nie przeprosiła Lucasa, nawet z nim nie porozmawiała. Kiedy sprawdziła w nocy okazało się, że ją zablokował. I nie mogła mu się dziwić. Sprawdzała też filmik, chociaż nie powinna. Było wiele artykułów o niej i Nico, każdy podający dalej ten sam przeklęty filmik.
Była 9:12, kiedy weszła do windy. Nieprzekonana do tego, ale gdyby miała zostać w apartamencie jeszcze minutę dłużej dostałaby szału. Nie wiedziała co robi, ale wiedziała, że jeśli nie zrobi czegokolwiek to będzie tego żałowała. Zajęło jej równo trzy minuty, aby zjechać na sam dół. Nie przypominała dziewczyny z klubu; nie było cienkiej sukienki, szpilek. Były wygodne legginsy i szara bluza z logiem Columbia University. Poplątane po nocy włosy, które związała mocno w kucyka. I tylko na twarzy ślady nieprzespanej, przepłakanej nocy.
Sophia nie wiedziała, czy będzie. Nie nastawiała się. Spóźniła się piętnaście minut, choć zwykle była tą na czas. Ale można było jej chyba wybaczyć. Nie miała za sobą najłatwiejszej nocy ani dnia.
Wyszła przed budynek. Było chłodniej niż poprzedniego dnia, ale okazało się to być całkiem orzeźwiające. Wsunęła ręce do kieszeni bluzy i początkowo niepewnie rozejrzała się dookoła. Nie zobaczyła go od razu. Może ze zmęczenia, a może chciała go pominąć, aby dać sobie wymówkę, że jednak nie przyjechał lub odjechał zanim brunetka zdążyła wyjść.
UsuńStała w miejscu. Tylko na niego spoglądając, czy dalej ma ochotę zabrać ją na golfa, kiedy wygląda jak wrak tej dziewczyny, którą poznał w barze. Wtedy też nie czuła się dobrze, ale przynajmniej wyglądała lepiej. Stabilniej przede wszystkim.
Wzięła głęboki wdech i podeszła.
Bez planu. Bez zobowiązań. Bez żadnych obietnic. Miała tylko popatrzeć na golfa i poudawać, że wie o co w tym wszystkim chodzi.
Soph❤️🩹
Powinna była zostać w domu.
OdpowiedzUsuńSophia nie miała najmniejszego pojęcia, dlaczego zdecydowała się opuścić apartament i spotkać z Milesem, kiedy jedyne na co tak naprawdę miała ochotę to zostanie w łóżku, przepłakanie kolejnych godzin i nie spróbowanie nie udławić się własnymi łzami. A jednak jakaś siła zmusiła ją do tego, aby wyszła z łóżka i ogarnęła się na tyle, na ile potrafiła. Po wszystkich słowach, które padły zeszłej nocy nie w ten sposób powinien wyglądać poranek. Ona zapłakana, sama i zagubiona w tych wszystkich uczuciach, które tłumiła w sobie od tygodni, jak nie miesięcy. Idąca na spotkanie z facetem, którego poznała na pięć minut przed wyjściem z baru. W porządku, to może nie było pięć minut, ale nie znała go też na tyle dostatecznie dobrze, aby komfortowo wsiąść w auto i dać się wywieźć w nieznane miejsce.
Była zaskoczona, że czekał. Myślała, że znajdzie puste miejsce parkingowe i wcale nie byłaby zaskoczona. To było ponad dwadzieścia minut. Chciałaby powiedzieć, że ona nie miałaby cierpliwości, ale to byłoby kłamstwo. Również by czekała. Taka już była, że dawała szansę za szansą. Nawet ludziom, którzy na to absolutnie nie zasługiwali.
Różnica między nimi była diametralna. Miles wyglądał, jakby swój poranny strój ściągnął z modela z najnowszej kolejki. Sophia, jakby ledwo co wygrzebała się z łóżka. Niejako to była prawda. Zmusiła się do każdego kroku dzisiaj. Nawet prysznic zdawał się być zbyt trudnym zadaniem do wykonania, a jednak się jej udało. Nie miała w sobie dość sił, aby się stroić. Nie czuła, że ma dla kogo. Można byłoby powiedzieć, że dla samej siebie i poczułaby się pewnie dzięki temu lepiej, ale chyba przez następne dni, a może tygodnie zwyczajnie potrzebowała pożalić się nad sobą i przejść przez ten dziwny okres na swój własny sposób. Dopóki nie wyjaśni się, jak relacja z Nico ma wyglądać lub… Lub dopóki jej nie przejdzie.
— Nie wiedziałam, że przyjdę. Zdecydowałam jakieś pięć minut temu.
Spodziewała się, że to zrozumie. Widział co się wczoraj działo, a skoro był dobrym obserwatorem to musiał też zauważyć, że to nie był przypadkowy chłopak, z którym połączyła ją jedna noc czy dwie. Że to nie była relacja, która trwa od miesiąca, a coś znacznie głębszego.
— Chyba nie dopasowałam się strojem — zaśmiała się cicho. To było wręcz żałosne, że nie włożyła więcej wysiłku w swój aktualny wygląd. Przypominała raczej studentkę, która spóźniona biegnie na zajęcia z kubkiem mocnej kawy. Na uczelnię również przydałoby się jej wrócić, ale nie w tym tygodniu. Nie po tym wszystkim, co miało miejsce. I chociaż wiedziała, że unikanie problemu nie sprawi, że on zniknie to na ten moment nie była gotowa, aby stawiać czoła czemukolwiek.
— Wyobrażam sobie… Przepraszam, dałabym ci znać, gdybym miała jak. Naprawdę nie byłam pewna, czy przyjdę, czy powinnam przychodzić.
Jak zawsze miała potrzebę, aby się wytłumaczyć. Wyjaśnić swój punkt widzenia, bo to nie było zwykłe „chłopak jest nachalny i go zleję nie pokazując się”. Wewnętrznie biła się sama ze sobą. W środku wiedząc, że gdyby świat był idealny to poranek spędzałaby w mieszkaniu Nico. Może nawet jeszcze żadne z nich by się nie obudziło i wciąż spaliby w swoich objęciach lub powoli budziliby się z uśmiechami i z dobrym nastawieniem do dnia.
To nie był dobry dzień na bycie dziewczyną z Upper East Side. Na wkładanie sukienek w kolorowe kwiatki, szpilek na cienkim obcasie ze sznureczkami oplatającymi kostkę.
— Czy ty czekasz na randkę? — Uniosła lekko brew, nie wiedząc, czy wczoraj przypadkiem właśnie nie zgodziła się na randkę. Nie, prawda? To miało być zwykłe wyjście. Przynajmniej to kojarzyła, bo szczerze sama już nie była pewna. Zbyt wiele słów padło zeszłej nocy, aby mogła zapamiętać je wszystkie. — Wyglądasz bardziej na kogoś kto pije espresso, a nie matchę. Ewentualnie flat white.
Widząc otwarte drzwi lekko się zawahała. Wizja wspólnego czasu stała się bardziej realna i miała dwie opcje: przeprosić albo wsiąść do środka i zobaczyć, co się stanie. Zdecydowała się na to drugie.
Usuń— Na twoją korzyść działa to, że kompletnie nie znam się na golfie. Jeśli będziesz popełniać błędy możesz mi wmówić, że tak po prostu miało być. — Pierwszy raz tego dnia się uśmiechnęła. Nieśmiało i delikatnie, jakby wstydziła się tego, że mogło ją coś rozbawić, kiedy sama była rozbita.
— Nie, jestem przed śniadaniem. Ale jest w porządku, nie mam w planach mdleć — zapewniła. Naprawdę nie chciała stwarzać dodatkowych problemów. Mogła zawsze skłamać, ale Miles miał w sobie tę dziwną aurę, która wręcz zmuszała do szczerości.
Podeszła do samochodu. Sophia pozwoliła sobie zatrzymać spojrzenie na jego twarzy odrobinę dłużej. Jakby coś sprawdzała, może czegoś się doszukiwała. Sama nie była pewna.
— Zrobię co w mojej mocy, aby twoja reputacja przeze mnie nie ucierpiała. Ale żadnych obietnic. Ostatnio często je ludziom psuję.
Soph
Prawie na niego wpadła, gdy nagle się zatrzymał, a potem odwrócił głowę. Ich spojrzenia spotkały się ponownie, przywołując wspomnienia, które od miesięcy kurzyły się gdzieś w zakamarkach jej umysłu. Obserwowane z dachów zachody słońca, przechodzące w zakrapiane alkoholem noce; jak inaczej w towarzystwie Nico smakowało piwo imbirowe, jedyne, które czasem pijała, na ogół wybierając trunki mocniejsze i mniej gazowane. Śmiech, który niósł się nad miastem, gdy pierwszy raz się upiła. Obrazy przesuwały się jej przed oczami jeden po drugim, w żywych, nasyconych barwach i konturach tak ostrych, że wydawały się zdolne by zranić.
OdpowiedzUsuńJakby w ogóle nie było pomiędzy nimi tego milczenia. Jakby nic się nie zmieniło. Jakby wciąż przyjaźnili się na dobre i złe, specyficznym rodzajem przyjaźni, która nie wymagała słów, a mimo to opierała się na głębokim zaufaniu. Jakby nadal znali się na wylot. Jakby wystarczyła wymiana spojrzeń, by powiedzieli sobie wszystko, co mieli do przekazania.
Może wciąż tliły się w nich resztki tamtej przyjaźni, gotowe rozkwitnąć na nowo, jak powstający z popiołów feniks. A może nie.
Może miało narodzić się między nimi coś nowego. A może nie.
W tamtym momencie, w którym uniosła głowę i spojrzała mu w oczy, poczuła nagle, że to nie ma znaczenia. Nawet, jeśli to spotkanie miałoby być ich ostatnim, Eden chciała spędzić tę chwilę tu i teraz, z nim, nie myśląc o przyszłości. Cokolwiek miałaby ona przynieść.
Uśmiechnęła się lekko, bo odmalowana przez Nico wizja przywołała całą masę wspomnień. Lubili spędzać czas w ten sposób. I gdyby to ona miała zaproponować coś na dzisiejszy wieczór, zaproponowałaby dokładnie to samo. Dachy w tym mieście były ich. Siedząc tam czuli się wolni. Nieposkromieni. Potężni. Wydawało się, że mogliby zrobić wszystko. I nie istniała we wszechświecie żadna siła, która potrafiłaby ich powstrzymać.
Przewróciła żartobliwie oczami, słysząc pytania, które wypowiedział i uśmiechnęła się ponownie. Tym razem szeroko.
— Boże, wszyscy wiedzą, że koty w ogóle o nas nie myślą. Jesteśmy zbyt nieistotni.
Podszedł bliżej, a serce Eden zabiło szybciej, w znajomym, bezpiecznym rytmie. Nie przytulił jej ani nie złapał za rękę. W ogóle jej nie dotknął. Wiedział, że ona tego nie znosi. A jednak przyszło jej nagle do głowy, że pozwoliłaby mu na to, gdyby chciał. I jeszcze — że chyba po raz pierwszy nie czułaby się wówczas niekomfortowo. Może dlatego, że jako jedyny po prostu szanował tę jej granicę. Nie pytał, zmuszając ją do tłumaczeń, których nie potrafiła ubrać w słowa. I nie próbował podstępem skłonić jej, by to polubiła. Eden nie potrafiła pojąć, dlaczego inni ludzie nie mogą zrobić tego samego — zaakceptować i dać jej spokój.
Ruszyła za nim instynktownie, jak dawniej, kiedy zdawała się nimi sterować jakaś nadludzka siła, ciągnąca ich zarówno do siebie, jak i w tym samym kierunku.
— Hej, Nico, ja… Dzięki. Po prostu dziękuję — mruknęła, patrząc w dół, na przesuwający się pod nogami asfalt. — Skąd się w ogóle tam wziąłeś, hm?
[Boże, strasznie przepraszam, że tyle to trwało. Życie mnie porwało i zgniotło jak robala. Obiecuję poprawę 🙈]
Eden
Przez ramię przewieszoną miała różową szarfę z błyszczącymi białym napisem Just Divorced. Aria przeszła samą siebie z ogarnięciem imprezy rozwodowej dla Sloane. Początkowo jej nie chciała, a potem powiedziała jebać to, chodźmy się zabawić. Zaczęły w klubie, który od zawsze był ich numerem jeden, a który nie był w żaden sposób skażony Zairem. Nie bywali tam razem. Parkiet nie znał ich ruchów. Loże nie były świadkami rzeczy, które dziać miały się tylko za zamkniętymi drzwiami. Przemieszczały się od klubu do klubu, a gdzieś po drodze zgubiła szarfę, ale została jej wciąż korona na głowie. Wysadzana jakimiś tanimi diamencikami, wyglądała jak zabawa dla dzieci i o to w tym wszystkim chodziło.
OdpowiedzUsuńRuchy blondynki wciąż były płynne. Mimo, że wypiła już parę shotów i drinków. Miała w sobie tę wrodzoną lekkość, jeśli chodziło o taniec. Wiedziała, jak i kiedy zakręcić biodrami, w jaki sposób przesunąć dłońmi wzdłuż ciała, aby zwrócić na siebie uwagę. Tańczyła raz z przyjaciółkami, raz z nieznajomymi. Tej nocy to było już kompletnie bez znaczenia. Była wolna. Złożyła te cholerne podpisy. Zostawiła bycie żoną za sobą.
Już nie myślała o tym, że w tym roku podejmowała same głupie decyzje. Postanowiła sobie, że od teraz będą one nieco bardziej przemyślane. Pojęcia nie miała, czy to będzie w jej przypadku możliwe. Sloane się zmieniła, ale nie na tyle, aby nagle stać się super odpowiedzialną.
Ta noc też nie miała należeć do odpowiedzialnych. Aria wpadła na parkiet niosąc tacę shotów. Obok była Meave, Madison, Riley i parę innych dziewczyn, które zgarnęły po drodze, gdy bawiły się w pierwszym klubie, a których imion Sloane nie pamiętała. Alkohol rozpalił jej gardło i popchnął do kolejnego tańca. Prawie nie widziała twarzy faceta, który się przyczepił. Sloane tańczyła raczej obok niego niż z nim, ale teraz wszystko było jej obojętne.
Sunęła dłońmi wzdłuż ciała. Nie po to, aby kogoś do siebie zwabić, choć, jak za chwilę miało się okazać i tak to zrobiła.
Sloane w pierwszej chwili nie zwróciła uwagi na to, że otarła się o czyjeś ramię. Była w klubie, tutaj co chwilę ktoś się o kogoś ocierał. Zaprotestowała dopiero, jak ktoś złapał ją za rękę. Miała już protestować, ale w ostatniej chwili się wstrzymała, kiedy zobaczyła kto to.
Od razu zarzuciła mu ręce na szyję i przysunęła się bliżej.
— Nico — zamruczała. Cichy pomruk uciekł spomiędzy jej ust, a potem się roześmiała. Nie wiedziała, dlaczego. Była pijana. Czuła się lekka i gotowa, aby podbić cały świat i każdą kolejną galaktykę.
— Mhm, rozwód. Pojebane, nie? — Znowu się zaśmiała. Przez ten cały czas nie przestawała się ruszać. Mieli swój rytm, który odnaleźli bez większego problemu. Jakby tych miesięcy, a może lat, przerwy między nimi nigdy nie było. — Awww, tęskniłeś za mną?
Przesunęła wzrokiem po jego twarzy, na dłuższy moment zatrzymując się na pełnych ustach, aby za chwilę wrócić do jasnych oczu. Trochę wydoroślał z wyglądu, ale była zbyt pijana, aby zwracać na to teraz uwagę. Palcami lewej ręki przesunęła po jego szyi.
— Piekielnie seksowny jesteś z tymi ranami, wiesz? — Zamruczała. Nie śledziła jego kariery jakoś szczególnie. Dziś nie miała głowy do tego, aby patrzeć na jego wygrane czy przegrane, ale znajome ślady na buźce mówiły jej wystarczająco. — Gdzie twoja urocza dziewczyna? Słyszałam, że niezły z niej numerek.
Ona również nie pamiętała, dlaczego im nie wyszło. W niego na pewno nie rzucała butelkami i wyzwiskami. Nie pamiętała już też, jak było z nim. Momentami Sloane miała wrażenie, że nie pamiętała, co nie miało bezpośredniego związku z Carterem. Jakby tamto życie było jednym wielkim blurem.
sloane
Jego twarz była taka znajoma. Przywoływała sporo wspomnień, kiedy jeszcze wszystko naprawdę było w porządku. Sloane od zawsze przesiąknięta była problemami i one wcale nie znikały, gdy była z Nico, ale waga tamtejszych problemów, a obecnych była zupełnie inna. Zawsze czuła się przy nim lekko. Nie wymagał od niej niestworzonych rzeczy, na które nie była gotowa. Nie wciskał żadnego pierścionka, nie naciskał na wspólne mieszkanie. Dryfowali między jednym, a drugim mieszkaniem. Rozrzucali swoje rzeczy po swoich kątach. Ale to nie było. Ona często wyjeżdżała, on był skupiony na boksie. Nie mogli tego pogodzić i nadszedł ten dzień, kiedy zaczęli coraz częściej kończyć noce osobno. Każde w swoim mieszkaniu. To nie było głośne rozstanie. Nie było obrzucania się nawzajem błotem. Poszło lekko.
OdpowiedzUsuńSloane znowu się roześmiała. Tym razem na tyle mocno, że aż głowę odchyliła do tyłu i musiała mocniej złapać się ramion Nico, aby nie polecieć do tyłu całą sobą. Powoli gdzieś zanikała jej możliwość kontrolowania własnych ruchów. Alkohol płynął w jej żyłach, a w głowie nie miała ani jednej nieprzyjemnej myśli.
— Głupia suka. Nie wie w co się pakuje. — Mruknęła pod nosem na wzmiankę o raperze. Skrzywiła się lekko, a potem machnęła głową, jakby to miało odgonić wszystkie niechciane wspomnienia. To nie była noc, aby wspominać Cartera. Tylko, aby go zapomnieć. — Dobrze dla niej.
Wróciła do tańca. Zamykając tym samym ten temat. Nie chciała go ciągnąć, rozkładać na czynniki pierwsze. Zastanawiać się. Bo znowu zrobiłaby coś głupiego. Coś, czego by żałowała, a nie chciała popełniać kolejnych głupot. Śmiało chyba mogła powiedzieć, że wykorzystała ich limit na najbliższe dziesięć lat. Albo przynajmniej do końca roku.
Prowokowała go uśmiechem i spojrzeniem. Biodrami, które co jakiś czas mocniej ocierały się o jego. Niby to przypadkiem. Odzyskali ten dawny rytm, który dawniej między nimi był ciągle. Bez względu na to, czy byli na parkiecie, czy w restauracji na kolacji. Może ten czas, który minął wcale niczego nie zmienił. Nie miała pojęcia. Umysł zmroczony miała kolejnymi kieliszkami, które pojawiały się w zaskakująco szybkim tempie. Pozwalała mu się obejmować i przyciągać do siebie. Mieć blisko. Tak, jakby między nimi nic się nie zmieniło, a oni wciąż byli tymi samymi ludźmi co dawniej.
Przylgnęła do jego torsu nieco bardziej. Z rękami luźno zarzuconymi na jego szyję. Palcami raz po raz muskała kark Nico, niedowierzając, że w tym wielkim mieście i klubie na siebie przypadkiem trafili.
— Tak, wygląda na to, że nie zapomniałeś tego, czego cię nauczyłam — mruknęła z typową dla siebie zadziorną miną. Prowokując go do rzucenia w nią kolejną odzywką. — Chcesz iść? Zapaliłabym.
Miała rzucić, ale cholera, była pijana i miała ochotę na to, aby sobie zapalić. I z tego co pamiętała, to Nico na imprezach ich sobie też nie żałował. Pachniał dymem i whisky. Rzeczami, które Sloane powinna była wyrzucić ze swojej głowy na dobre, a które sprawiały z każdym razem, że miękły jej kolana.
sloane
Pojawił się znienacka. Podszedł ją bez zapowiedzi, zadomowił się w jej wieczorze, jakby miał do tego prawo, a Sloane mu na to pozwoliła. Ukróciłaby to, gdyby był kimkolwiek innym. Babski wieczór, pożegnanie durnych decyzji. Żadnych facetów. Nawet tych, których bardzo się chce. I pojawił się taki Nico, który nie usłyszał od niej słowa „nie”. Wpasował się w jej towarzystwo, znajome sobie zresztą, bo z niektórymi znał się jeszcze za czasów ich związku.
OdpowiedzUsuń— Nauczycielka jest zajebista. — Odparła. Prawie urażona doborem jego słów. Obraziłaby się za to, ale nie miała na to sił ani energii. Tę wolała spożytkować w znacznie lepszy, przyjemniejszy sposób. Przypomnieć sobie, dlaczego tak bardzo kochała życie jako singielka. Z Nico obok ciężko było to zrobić. Jego obecność przypominała jej o tym, jak zgrani byli. Może nie grafikami, ale w życiu? Wszystko przychodziło im lekko. Bez pretensji. Bez problemów. Bez dzikiej zazdrości, która potrafiła rozszarpać ich od środka. Ona i tak była, ale Sloane aż chciałaby powiedzieć, że w zdrowych ilościach.
Trzymała się jego dłoni mocno. Prawie tak, jakby był teraz jedynym co ją uratuje przed zatopieniem się w tłumie. Zostawiała kolorowe światła i dudniący bas za sobą. Przez całą drogę na taras jej ciało było w ruchu. Lekko kołysała biodrami w rytm lecącej akurat piosenki. Nie potrafiła odpuścić sobie zabawy nawet wtedy, kiedy świadomie i specjalnie z niej rezygnowała.
Owiał ich chłodny wiatr, który niósł za sobą smak nadchodzącej jesieni. Sloane w cienkiej sukience na ramiączkach, czarnej i połyskującej, powinna zadrżeć z zimna, ale alkohol ją rozgrzewał. Oczy miała zwężone, skupione na rozciągającym się widoku przed sobą. Oglądała to miasto tysiąc razy. Budziła się z ładnym widokiem od miesięcy. Teraz wróciła na SoHo, do swojej kamienicy, schowanej i z dala od większego zgiełku. Oparła się o barierkę, ale nie wychylała. Tym razem już nie czuła potrzeby, aby sprawdzać, czy dostrzeże ludzi w dole i liczyć, ile sekund jej zajmie, aby tam dolecieć.
Sloane spojrzała na Nico. Kątem oka wcześniej widziała, jak wyciąga paczkę papierosów, ale chwilowo była zajęta widokami, więc nie od razu zareagowała. Odsunęła się od barierek, zanim powoli nachyliła nad nim, aby przejąć papierosa. Spoglądając mu ciągle przy tym w oczy z nieco bezczelnym uśmiechem, kiedy wsunęła papierosa między usta. Muzyka tutaj nie była już tak głośna, choć wciąż słyszalna i bez problemu rozpoznałaby czyj hit akurat teraz leci. Wcześniej, gdy DJ zorientował się, że Sloane jest w klubie poleciało parę jej piosenek. I całe szczęście żadnych, które należały do Zaire’a, bo opuściłaby to miejsce w przeciągu minut. Zaciągnęła się mocniej papierosem, przetrzymując dym chwilę w płucach zanim go wypuściła. Rozmywał się po chwili w powietrzu.
— Hmm? — Mruknęła przeciągle, kiedy usłyszała swoje imię. Uśmiech rozciągnął się na jej ustach. Zawsze lubiła jego towarzystwo. Bezproblemowe. Tak by to określiła.
— Królowa chaosu albo grzechu. Twój wybór.
Należało porzucić tę ksywki, ale za bardzo się do nich przyzwyczaiła, a już na pewno nie zamierała oddawać tego tytułu innej lasce czy zejść do rangi księżniczki.
— To był pomysł Arii — mruknęła w swojej obronie i wzruszyła ramionami. Nawet nie próbowała z nim walczyć, kiedy ściągnął z niej szarfę. Stała do niego przodem, bokiem opierając się o barierkę. Wychyliła się lekko, aby spojrzeć za szarfą, ale gdzieś jej zniknęła. Przestała być jej problemem. — Wszyscy wiedzą, że jestem po przejściach. Z napisem czy nie… I tak wiedzą.
Wzruszyła ramionami. Nieszczególnie przejmowała się tym, co o niej napiszą. Nikt nie wiedział, co tak naprawdę się stało, ale składali w całość. Po necie latały kilkuczęściowe filmiki, które opisywały ich relację od pierwszego do ostatniego dnia. I oczywiście, największą furorę robiły momenty z koncertu Zaire’a, kiedy pieprzył o niej i innym facecie.
Pasowała jej ta cisza, która na moment między nimi zapadła. Nie była niezręczna. Może nawet potrzebna. Paliła w ciszy, patrząc, jak dym raz po raz zanika na ciemnym niebie. Przypominając sobie, jak sama potrafiła w ten sposób znikać.
Usuń— Nienawidzę przyznawać ci racji — zaśmiała się i pokręciła głową. Nigdy tego nie lubiła robić i nie chodziło tylko o Nico. Tyczyło się to każdej osoby, z którą Sloane się znała. Przyznanie się do błędu czy zgodzenie z kimś… To zawsze ją jakoś godziło.
Zamyśliła się na moment. Wzrokiem błądząc po jego twarzy. Świeże zadrapania, siniaki. Ale w oczach coś jej się nie zgadzało, choć nie była pewna co. I równie dobrze mogło się jej wydawać, bo była już pod wpływem.
Po raz kolejny zaśmiała się. Opuściła na chwilę głowę, a karmelowo-czerwone kosmyki opadły do przodu.
— Królowa nie wypada z roli, Nico. Raz okażesz słabość i pojawi się taka, która będzie próbowała zająć twoje miejsce. A ja swojego nie oddaję.
O swoje zawsze walczyła do końca. Nawet, kiedy wiedziała, że nie warto.
— Jesteś inny. Nie wiem, jeszcze, co dokładnie, ale… Coś się w tobie zmieniło.
sloane
Sloane nie cofnęła się i nie zawahała też, gdy się przybliżył.
OdpowiedzUsuńJakby naprawdę nic między nimi się nie zmieniło. Podobało się jej to uczucie, że nawet po miesiącach, albo roku czy półtora, wciąż była między tą dwójką ta sama chemia, co przedtem. Wpadanie na byłych raczej bywało krępujące i niekomfortowe, a ona czuła się tak, jakby nic między sobą nie skończyli. Tylko wcisnęli pauzę, a gdy uznali, że czas jest odpowiedni znów przycisk play.
— Po prostu królowa… Chyba podoba mi się to bardziej.
Żadnych dodatkowych etykiet. Tak, to zdecydowanie brzmiało lepiej. Nie określało jej w żaden sposób. Sloane na krótką chwilę znów skupiła się na zaciąganiu. Na dymie, który przesuwał się po jej płucach i wypuszczaniu go nad swoją głową, aby nie dmuchać nim prosto w twarz Nico.
— Mówisz z doświadczenia? — Zerknęła na niego kątem oka, a kąciki jej ust lekko się uniosły. — Panie szybki numerek w szatni — zaśmiała się. Oczywiście, że o tym słyszała. Kto nie słyszał? Była trochę tym zaskoczona, bo choć znała Nico i wiedziała, że często robi głupie i mało odpowiednie rzeczy, często robił je z nią, to nie spodziewała się takiego skandalu.
Przekręciła głowę w jego stronę. Niebezpiecznie blisko. Na tyle, aby czuć jego oddech. Dymny i whisky. Pewnie jego usta smakowały w dokładnie taki sam sposób. Albo tequilą, którą wypili na parkiecie. Czy to to tam było. Sloane już nie wiedziała, a smaki trochę się jej mieszały.
— Nie możesz popełniać tych błędów, kiedy masz jebną obrączkę na palcu, Nico. — Szepnęła. Jakby niechętnie przyznawała się do popełnionych błędów. — To… To komplikuje sprawy.
Wzruszyła ramionami, jakby to była błahostka. Z jego perspektywy mogłaby być i wcale by go nie winiła. Na jego miejscu też uważałaby to za mało ważne wydarzenia. Tylko Sloane nigdy nie chciała być tą, która zdradza. Krzywdzić ludzi specjalnie. Nie czerpała z tego żadnej satysfakcji. Zostawiła po sobie za to popiół i dym, bo nie umiała się określić.
Roześmiała się krótko. Miał ten dar, aby rozbawić ją w sekundę.
— Przystojniejszy, zdecydowanie. Mądrzejszy… Cóż, dałeś się przyłapać. Oboje się daliśmy przyłapać. To nie świadczy o nas najlepiej.
Czasami drażnił ją tymi półuśmiechami, a teraz Sloane zdawała sobie sprawę, że nawet za tym tęskniła. Teraz bardziej ją to rozbrajało niż drażniło. Przywoływało miłe wspomnienia. Było miłą odskocznią od tego, co się działo na co dzień w jej życiu, które przypominało teraz ruiny zamku.
— Wciąż cię lubię, więc… Chyba całkiem w porządku ta wersja. Ale proszę, nie palmy dziś niczego. Nie chcę wylądować na komisariacie. Twoja obita buźka mi wystarczy jako dowód, że nie jesteś nudny.
Sięgnęła do niego odruchowo dłonią. Zaczepiając palcami o siniaka na kości pod okiem. Nigdy nie lubiła go takiego oglądać, a zawsze też było coś niebezpiecznie pociągającego w jego rozciętej wardze, szramach na twarzy.
— Już mnie rozbawiasz. A co pocałunku… musiałbyś się sam przekonać.
Wkraczała na niebezpieczny, grząski grunt. Na taki, z którego nie było już odwrotu. Jakby sama nie wiedziała, czy mówi to, bo naprawdę tego chce czy dobrze się po prostu z nim bawi i fajnie jest go trochę pozaczepiać, poflirtować bez konsekwencji. Była w końcu wolna, prawda? Jeszcze nikomu nic nie obiecywała. Nie proponowała oddania siebie w cudze ręce.
Sloane milczała, kiedy zamknął ją w tym uścisku. Nie uciekała ani wzrokiem, ani ciałem. Nie reagowała głośno. Za to jej oczy mówiły wiele; błyszczały. Głównie pewnie od alkoholu, ale i rosnącego między nimi napięcia. Tego, które tak doskonale znała i za który zdarzało się jej krótko po rozstaniu tęsknić. Krótko zerknęła na ramię, kiedy poprawiał jej ramiączko.
— Wydaje mi się, że chyba wolałbyś je zdejmować niż poprawiać — zamruczała cicho. Sloane patrzyła na niego z nieodgadnionym spojrzeniem. Tym, które nie mówiło wprost czego chce, a kazało zgadywać. Czy ma ją pocałować, czy się odsunąć. Czy odwzajemni pieszczotę czy dostanie po twarzy, jeśli się zbliży. Nie dawała jasnych odpowiedzi. Tylko czekała i cierpliwie patrzyła.
Westchnęła bezgłośnie, a ręką sięgnęła do jego koszuli. Sprawnie wsuwając palec między materiał, a guzik. Muskając ciepłą, rozgrzaną skórę jego torsu. Rozchyliła lekko usta, kiedy wyczuła przez opuszek palca jak ciepły jest w dotyku.
Usuń— Lubiłam wpadać z tobą w kłopoty, Nico. — Przyznała. Zawsze potrafili się z nich wyciągnąć, a potem z tego głośno śmiać i udawać, że nie zrobili nic złego. — Dawno tego nie robiliśmy, hm? Chyba od… Co to było? Londyn? Ja miałam koncert, ty… nie wiem co robiłeś. Wpadliśmy na siebie przypadkiem. To było… intensywna noc.
sloane
Na ludzi wokół nie zwracała uwagi. Właściwie, to nawet nie zauważyła, że poza nimi ktoś tutaj jest. Byli jednak w takim miejscu, w którym nikogo nie interesowało, czy są znani czy tylko jedną z setek par, które pojawiły się w tym klubie. Uwielbiała takie miejsca. Za anonimowość. Za to, że nikt nie sięgał po telefon, kiedy zobaczył znaną twarz.
OdpowiedzUsuń— Nie wiem, ile trwało, ale uwierzę na słowo. — Zaśmiała się. Rozbawiło ją, kiedy to zobaczyła. Czytała parę komentarzy, a z tego co z nich wyciągnęła to za tym wszystkim kryła się trochę większa drama. Dość znajoma i mogłaby zacząć mu współczuć, gdyby nie to, że znała Nico i wiedziała, że nieszczególnie był tym przejęty. Nigdy się nie przejmował takimi rzeczami. Podobnie, jak i Sloane. Przez chwilę ludzie pogadają, a potem zapomną. — Chyba zmienię siłownię. Moja nie oferuje… tego rodzaju cardio.
Zawsze dumnie nosił wszelkie ślady po walkach czy treningach. Nieprzejęty tym, że wygląda, jakby dostał wpierdol w ciemnym zaułku.
— Nie interesuje mnie ten drugi.
Rozumiała go. I to samouwielbienie, które często w nim się pojawiało. Miał powody, aby się cieszyć. Świadomość, że robi się coś dobrze była uzależniająca. Ludzie nie lubili, kiedy doceniało się własny wysiłek i było świadomym, że robi się to dobrze.
— Gratulacje, Nico. Jestem dumna.
Nie było w jej tonie żadnej uszczypliwości. Zawsze życzyła mu dobrze, nawet, kiedy się rozstali nie przeszło jej przez myśl, aby podwinęła mu się noga. Zdawała sobie sprawę, jak ważne to dla niego jest. Że walka była całym jego życiem. Poświęcał się temu w stu procentach. Bez wyjątków, a to Sloane była w stanie zrozumieć. Oddanie się pasji. Sięganie po coraz więcej, mocniej i częściej.
Sloane uśmiechała się prowokująco, a w oczach miała iskierki, które Nico aż za dobrze znał. Te, które prowadziły do kłopotów i niezapomnianych nocy. Pierwszy raz od miesięcy Sloane naprawdę czuła się wolna i gotowa, aby dołożyć parę błędów do swojej kolekcji, a te z nim zawsze były warte wszelkich konsekwencji.
— Nie powiedziałam, że chcę. Mówię, że ty chcesz. — Zmarszczyła lekko nos, kiedy go dotknął. Był to odruch, a nie znak, że jej się nie podoba. — Chcesz randki? Cholera, naprawdę się zmieniłeś.
Wyglądał i brzmiał znajomo. Bezpiecznie. Dawniej był jedną z niewielu osób, które w jej życiu były stałe. Nawet, kiedy się mijali i nie mieli dla siebie czasu, a ich rozmowy ograniczały się do wymieniania paru wiadomości tekstowych. Potem wszystko się popsuło. I Sloane trochę tego żałowała. Nigdy nie umiała wyobrazić sobie, że spędza z jedną osobą całe życie, ale z nim… Może nie planowała wielkich rzeczy, ale Nico spokojnie mógł wciąż być tą stałą osobą. Gdyby życie nie weszło im w drogę. I weszłoby znowu. Nie siedziała w jednym miejscu długo. Uciekała w trasy, a jeśli nie pracowała to znajdowała sobie inne zajęcia. Wszystko, byle tylko za długo nie gnić w miejscu. Nigdy nie powiedziała „żałuję, że tak wyszło”, choć czasami tak myślała. Spychała je wtedy na bok, bo nie miała w zwyczaju, aby rozdrabniać się nad rzeczami, na które nie miała wpływu. Tak najwyraźniej musiało być i wyglądało też na to, że wyszło im lepiej być osobno niż razem.
Ale nawet czas nie mógł zmienić tego, że działali na siebie dokładnie tak samo, jak wtedy. Jedno roziskrzone spojrzenie, jeden prowokacyjny uśmiech i wpadali ponownie w tę samą sieć.
Wciąż dotykała jego rozgrzanej skóry i wcale nie musiał jej przetrzymywać, aby nie uciekała. Nie miała ochoty, aby uciekać. Nie przed nim i nie tej nocy. Gdziekolwiek ich to doprowadzi… Sloane była gotowa. Nawet jeśli nie wiedziała na co.
— To była… zabawna noc. — Zaśmiała się. Team szukał jej do następnego wieczora. Zniknęła bez słowa. Zostawiła telefon. Uciekła w mrok londyńskiego zgiełku trzymając za rękę chłopaka, z którym podobno wtedy zakończyła wszystko, a wystarczyło, że pojawił się obok, aby Sloane zmieniła zdanie i wprowadziła go znów w swoje życie. Nawet jeśli tylko na tę jedną noc.
Przesunęła wzrokiem po jego twarzy, szyi i torsie. Jakby przypominała sobie o nim szczegóły, które już umknęły z jej pamięci.
Usuń— Ze mną nigdy nie jest zwyczajnie, Nico. Nawet głupie wyjście na tacos może się skończyć katastrofą. — Zaśmiała się. Przymknęła na moment oczy. Na moment może odpływając myślami. Ciało miała rozluźnione, a zmęczenie wkradało się powoli, ale jeszcze nie była gotowa, aby się temu poddać. Lekko zadrżała, kiedy sunął dłonią po jej ramieniu. Niby od niechcenia, ale tu nic nie było przypadkiem.
Cicho zamruczała, gdy przyznał, że lubił kłopoty. Tak, ona również. Szczególnie te z nim.
Jego głos drżał na jej skórze. Wchodził pod nią i zatrzymywał się na dłużej. Sloane westchnęła przeciągle. Spojrzała na niego spod wpółprzymkniętych powiek. Rozmarzona, szczęśliwa.
— Na takie, które pchaną tobą. — Odpowiedziała, przysuwając się bliżej. Kąciki jej ust uniosły się do lekkiego, prawie niezauważalnego uśmiechu, ale on zawsze potrafił go na jej twarzy dostrzec. — Na takie, po których będziemy się zastanawiać, czy ich żałujemy, czy chcemy przeżyć jeszcze raz.
sloane
Sloane dawniej nie ćpała.
OdpowiedzUsuńW ciągu tego roku wzięła więcej niż najpewniej przez całe swoje życie. Przedtem od czasu do czasu wzięła tylko ekstazy czy zapaliła do towarzystwa blunta, ale nic więcej. Całe życie obserwowała, jak ojciec bierze. Potrafił robić to przy stole podczas śniadania, a potem uśmiechnąć się do niej, aby nie mówiła matce, że to taki ich mały sekrecik. I nigdy nie chciała iść w jego ślady. Wylądować na odwyku, a potem udawać głupią przed mediami, że miała przerwę od wszystkiego, bo była zmęczona i spędzała czas tak naprawdę na jakiejś rajskiej wyspie, gdzie nikt jej nie znał.
Bardziej interesował się jej zdrowiem jej team. Sloane nie byłaby zaskoczona, że to przez to, że była świetną maszynką do robienia pieniędzy, a nie bo faktycznie zależało im na jej zdrowiu. Z całej tej ekipy była pewna, że tak naprawdę to tylko James szczerze dbał, aby Sloane nie zrujnowała sobie życia do reszty. I przez miesiące go odpychała, przekonywała samą siebie, że pieprzy głupoty, że się nie zna, nie umie bawić. To nie matka się interesowała, nie ojciec. Musieliby najpierw być obecni w jej życiu, aby się jakoś tym przejąć. I z jednej strony było jej na rękę, że Ivonne siedzi w LA, że ich komunikacja ogranicza się tylko do zostawiania sobie na Insta komentarzy pod zdjęciami, a ojciec przeżywa swoją drugą młodość z laską, która była od niej starsza tylko o dziesięć lat. Nie pamiętała Vegas, a raczej samej ceremonii. Pamiętała za to inne rzeczy i chętnie by się zamieniła, bo była przekonana, że bawiła się lepiej na ślubie niż na tamtej imprezie. Ale to była przeszłość, której rozdrapywać nie chciała. Być może, gdyby w porę się nie ogarnęła to faktycznie wylądowałaby w luksusowym „spa”, gdzie dochodziłaby do siebie. I może nawet by to się jej przydało.
Było jej tutaj dobrze. Na tym tarasie razem z Nico. Pogrążona w luźnej i niezobowiązującej rozmowie. Powoli kończąca palić papierosa, którego dym gryzł w płuca. Zostawiał po sobie tylko zapach.
Jej życie wyglądało teraz zupełnie inaczej. Wciąż niby czuła, że jest sobą, ale już nie w stu procentach. Jakby odgrywała rolę, która została jej narzucona, a której nie chciała. Grała całe życie, ale ostatnie tygodnie, miesiące wyssały z niej chęci do czegokolwiek. Zostawiły pustkę, której nie mogłaby zapełnić znajomymi sobie sposobami na poprawę humoru. Nie pomagały zakupy, nowe buty ani kiecki. To wszystko było bez znaczenia.
— Takie, które mimo, że żałujesz to powtórzysz. — Zaśmiała się. Chyba nie było takiej rzeczy, której by z nim żałowała. Może tego, że nie potrafili o siebie zawalczyć. Jakoś pogodzić grafików, pójść na kompromisy, ale żadne z nich nie było tym typem, który ulega. Z mentalnością, albo robimy po mojemu albo wcale. I nawet jeśli wiedziała, że to nie prowadzi do niczego dobrego, to Sloane wciąż nie potrafiła przestać tak robić.
Pozwoliła się przyciągnąć, nie protestowała przed tym. Nigdy nie protestowała, jeśli chodziło o niego. Spokojnie mógłby zażyczyć sobie wszystkiego, a Sloane zapewne nie miałaby większych oporów przed tym, aby mu odmówić.
Rozłożyła dłoń na jego torsie. Wpasowała się w jego sylwetkę tak, jakby zawsze tu było jej miejsce. Przez głowę przemykały jej różne wspomnienia; te spokojne wieczory czy te, w których górę nad nimi brała spontaniczność i prowadziła do sytuacji, które były dla nich niezapomniane.
Sloane nie miała żadnych oczekiwań. Nico również ich nie miał. To nie była noc, która ma coś obiecać, a dać im trochę oddechu. Pokazać, że nie trzeba zawsze robić wszystkiego tak, jak zostało to przez kogoś zaplanowane. Dać odetchnąć i zapomnieć o wszystkim, o czym oboje pamiętać nie chcieli. Pozbyć się ciężaru z ramion. wziąć głęboki oddech i pozwolić, aby noc podejmowała decyzje za nich. Tak, to zdecydowanie było coś, co Sloane gotowa była tej nocy zrobić.
— Chodźmy zrobić coś głupiego. Niezapomnianego. Tylko we dwójkę.
Nie miała problem, aby zostawić koleżanki za sobą. Była pewna, że znalazły sobie towarzystwo, a nawet jeśli nie… Cóż, widok Nico przy Sloane tłumaczył im pewnie wszystko. Nikomu też tłumaczyć się nie zamierzała, bo i niby dlaczego by miała, prawda? Kontaktowała na tyle, aby wiedzieć w jakim klubie jest i z kim rozmawia, a także, że wie co robi.
UsuńW jej żyłach krążył teraz tylko alkohol, który rozgrzewał ją od środka. Trzymała się, póki co, ale z dala od jakichkolwiek używek. Odkryła, że jest znacznie milej, kiedy jej mózg nie jest naćpany, choć wtedy pojawiały się myśli… Myśli, których wolałaby się pozbyć. Praca i zgiełk skoncentrowany na wydaniu albumu pomagał też w tym, aby nie wracała z powrotem do tego ciemnego miejsca, z którego niedawno ledwo się wyczołgała.
Mogła go pocałować. Lubiła go całować, ale… Ale chyba jeszcze nie potrafiła przekroczyć tej granicy. Może później, może za jakiś czas, ale jeszcze nie teraz. Mimo, że jego usta wyglądały zachęcająco. I zastanawiała się, czy dalej smakuje tak samo. Czy może całuje lepiej niż wtedy, gdy z nią był. Czy jego dłonie dalej tak samo mocno trzymałyby ją, jak wtedy?
Sloane na niego patrzyła, ale nie zdradzała, a przynajmniej myślała, że nie zdradza co chodzi jej po głowie. Że nie widać po niej, jak biega myślami po wspólnych chwilach. Dotyk Nico był subtelny, ale wyczuwalny. Zostawiał chęć na więcej.
— Porywasz mnie z mojej imprezy rozwodowej? — Roześmiała się. Oczywiście, że ruszyła za nim. Od razu i z chęcią. Nie patrząc, dokąd idą. Poprawiła tylko koronę. Ten element nie mógł zniknąć.
— Może jednak się nie zmieniłeś. — Rzuciła, gdy schodzili po schodach. Wciąż miał w sobie tę iskrę, która potrafiła ją rozpalić i nutkę niebezpieczeństwa. Błysk w jasnych oczach i ten szelmowski, wkurzający ją czasami uśmiech. — Sloane i Nico, znowu razem.
sloane
— To dalej liczy się jako porwanie, Miller. — Upomniała go. W jego towarzystwie Sloane niemal ciągle się śmiała. Była wesoła i rozbawiona. Pomysłem ucieczki z klubu. Tym, aby zrobili coś głupiego razem. Całym tym wieczorem, a raczej nocą, której nie spodziewała się spędzić w towarzystwie Nico.
OdpowiedzUsuń— Jestem pod wpływem. Może nie wiem co robię i na co się godzę — dorzuciła, gdzieś między śmiechem, a zeskakiwaniem z kolejnego schodka.
Podłapała jego spojrzenie, na które odpowiedziała lekko uniesioną brwią. To było tylko niewinne wyjście dwójki „znajomych” czy może jednak coś więcej? Sloane nie pytała. Odpowiedzi pojawią się z czasem same, a na teraz… Na teraz po prostu robiła to, co Nico.
— Nie, Nico. To nie brzmi, jak ostrzeżenie, ale jak obietnica. — Poprawiła go. Mogli być kim tylko chcieli. Robić co tylko chcieli. Zapewne, gdyby ktoś ich razem przyłapał to zaraz pojawiłyby się głupie plotki, ale co z tego? Niech gadają, niech piszą. Sloane przed plotkami uciec nie mogła, a co najwyżej mogła je podsycać. Czasami to robiła. Wrzucała specjalnie coś, co potwierdzało tworzone przez ludzi teorie. Tylko potem jej zespół miał o to pretensje, bo musieli wszystko odkręcać, gdy sprawy wymykały się blondynce spod kontroli.
Sloane zamilkła, kiedy Nico nachylił się w jej stronę. Uśmiech wpełzł jej na twarz niemal od razu. Wystarczyły jej iskierki w jego oczach i cicho, ale nie beznamiętnie rzucone „mam pomysł”, aby kupił ją w całości. Ruszyła za nim od razu. Z palcami wplątanymi w jego, jakby nie chciała, aby teraz ją puszczał. Trzymała się go mocno, kiedy szli swobodnie przez ulice miasta. Hałas klubu zniknął za nimi, a odgłosy miasta żyły wokół nich, ale nie przebijały się przez tę bańkę, w której oboje się znaleźli. Blondynka całą drogę była rozbawiona. Rzucała żartami, śmiała się z nich sama i kompletnie nie przejmowała niczym. Żyła chwilą.
W tym wszystkim czuła się również niesamowicie lekka. Jakby pojawiła się ta dawna dziewczyna, o której Fletcher zdążyła zapomnieć. Nie pytała, dokąd idą, gdzie prowadzi ich Nico ani jaki jest jego plan. Ufała, że będzie bawić się świetnie i tylko tyle się teraz liczyło.
Podążała za Nico, kopiując jego ruchy. Nawet nie zwróciła uwagi na to, gdzie się właściwie znajdują i było to bez większego znaczenia. Pochylona, szła na palcach, aby nie stukać obcasami o marmurową posadzę czy jaka tam ona była. Każdy jeden szmer ją bawił. Teraz bawiło ją nawet spoglądanie na tył głowy Nico, chociaż nic nie było w niej zabawnego. To moment ją bawił. Ten dreszczyk emocji, który się pojawił. To, że robili coś zakazanego. Może nie na wielką skalę, ale prawda była taka, że Sloane wcale nie musiała każdej nocy skakać z wysokości, aby dobrze się bawić. Czasem wystarczyło włamać się do budynku i przejść niezauważonymi obok śpiącego i chrapiącego w najlepsze portiera.
— Sorry — mruknęła przez jego palce, a potem zacisnęła usta, bo była pewna, że roześmieje się za chwilę i cały ich plan zostanie przez nią zniszczony.
Bawiła ją ta sytuacja. Bawiło ją wszystko, ale zamilkła. Mimo, że jej ciało drżało od śmiechu, którego nie wypuszczała na zewnątrz. Trzymała się blisko Nico. Obserwując go z lekkim podziwem, kiedy sprawnie wyciągnął pęk kart. Wprawa sugerowała, że to nie była jego pierwsza wyprawa tutaj i że doskonale wiedział, gdzie ich szukać. Spędził na tym zaledwie kilkanaście sekund. Był szybki i poruszał się przy tym sprawnie, pomimo tego, że i w nim buzowały procenty.
W ramach uznania Sloane bezgłośnie zaklaskała.
Na śmiech, prawdziwy i głośny pozwoliła sobie dopiero, kiedy zasunęły się za nimi drzwi windy. Tutaj już nikogo nie interesowało, czy ktoś jest czy nie, tutaj byli tylko oni. Skąpani w cieniu. Niebezpiecznie blisko siebie. Wyczuwała jego obecność, każdy drobny ruch przypominał jej o jego bliskości. Przypadkowe zetknięcie się ramion czy oddech, który niby to niechcący muskał skórę. Nico był wokół niej, a Sloane pozwoliła, aby ten młody mężczyzna owinął się wokół niej niczym pętla i wciągnął w swoją gierkę, której poddawała się z rozkoszą.
Usuń— Mówiłam po francusku i udawałam, że nie znam angielskiego — zaśmiała się na wspomnienie tamtej nocy. Faktycznie zrobił się z tego mały skandal, ale za to taki, który Sloane wspominała z szerokim uśmiechem. — To było zabawne… Ale z tego co ja pamiętam, to bardzo ładnie cię przepraszałam za to wystawienie — dorzuciła. Niewinnie i słodko, jakby mówiła o kupieniu mu lizaka na pocieszenie.
Sam fakt, że Nico był obok budził wiele wspomnień. Pocałunek przy fontannie, wspólna ucieczka przed ochroniarzem. Pamiętała też, jak siedzieli na tylnych siedzeniach taksówki, mokrzy i zdesperowani, niepotrafiący się od siebie odkleić. Taksówkarza, który na nich nawrzeszczał i kazał się wynosić. Resztę drogi, chyba, pokonali na pieszo. Już nie pamiętała, jak znaleźli się wtedy w mieszkaniu ani czyje one było. Pamiętała dużo śmiechu, jego gorące pocałunki i dłoń, którą trzymała jej z pewnością.
Sloane z cichym westchnięciem podeszła do krawędzi basenu. Półmrok oświetlany migoczącymi światłami miasta i księżyca, który wisiał gdzieś wysoko nad nimi. Światła odbijały się od spokojnej, nienaruszonej niczym tafli wody.
— Kocham takie miejsca — powiedziała zaskakująco cicho, jakby się bała, że kogoś obudzi lub ktoś ją usłyszy. Czasem jedynie odgłos szpilek odbijał się od posadzki i roznosił jak echo wokół.
Sloane odwróciła się w stronę Nico z uśmiechem, który się poszerzył, kiedy zobaczyła w jego rękach butelkę i dwa kieliszki.
— Ze mną są tylko szczęśliwe zakończenia, Miller. Ale nigdy zwyczajne.
Osunęła się na podłogę powoli. Wyciągnęła prze siebie nogi i zaczęła rozplątywać sznureczki szpilek. Zajęło jej to dłuższą chwilę, aż w końcu odrzuciła je od basenu i przysunęła się bliżej do krawędzi, aby zamoczyć nogi. Woda była chłodna, ale było to przyjemne. Ulga po godzinach noszenia szpilek.
Sięgnęła po kieliszek, gdy Nico zapełnił je już szampanem.
— Za łamanie zasad i… odnowioną znajomość? — Zasugerowała. Ta odnowiona znajomość zdecydowanie zasługiwała na osobny toast. — Ze wszystkich ludzi… Naprawdę nie sądziłam, że trafię akurat tam na ciebie. Ale cieszę się, że to byłeś ty.
sloane
Sloane nie miała nic przeciwko temu, aby brać udział w tej bajce. Nie ważne, jak dziwna i pokręcona mogła ona się na koniec nocy okazać. Liczyło się, że oboje dobrze się bawili. Zamachała lekko nogami, woda poruszyła się spokojnie. Odwróciła głowę w jego stronę, kiedy znalazł się bliżej. Wystarczająco, aby czuła jego perfumy, których nie rozpoznawała i wciąż lekko dymny zapach po papierosie, którego wspólnie wypalili.
OdpowiedzUsuń— Och, a już myślałam, że pobawiłeś się w Joe Goldberga i mnie wystalkowałeś. — Westchnęła teatralnie, prawie urażona, że to spotkanie okazało się jednak czystym zbiegiem okoliczności. Mieszkali w Nowym Jorku, nawet nie mieszkali daleko od siebie, a przez te wszystkie miesiące nie wpadali na siebie. Nie licząc tego jednego razu w Londynie. Było całkiem śmieszne, że wpadli na siebie na innym kontynencie, ale nie w restauracji, którą oboje kochali. — Teraz to się zawiodłam, Nico. Czyli połączył nas przypadek… Cholera i tyle z mojej fantazji o dark romance.
Pokręciła głową, aby po chwili przechylić kieliszek z szampanem i wypić jego zawartość. Bąbelki lekko łaskotały w język i gardło, kiedy przełykała.
— I za kolejne, które jeszcze pewnie złamiemy — dodała. Uśmiechnęła się w ten charakterystyczny sposób, który sugerował, że na włamaniu się do budynku Sloane zaprzestać nie chciała. Jeszcze nie wiedzieli, dokąd poniesie ich noc, a ta mogła zakończyć się w ciekawy sposób. — Mhm, nie wiem z kim innym mogłabym tak łamać prawo, jak z tobą.
Nico był tym typem byłego, na którego chciało się wpaść. Zero popsutej krwi między nimi, żadnego krępującego napięcia. Czysta chemia, którą tylko podsycali. Sloane uwielbiała w nim to, jak każdą, nawet najtrudniejszą sytuację potrafił obrócić w żart. Sprawić, żeby nie myślała o problemach, a skupiła się na tu i teraz.
— Ale serio, nie miałam w swoim bingo, aby na ciebie wpaść. — Powiedziała. Była zaskoczona jego widokiem, a może nawet oszołomiona. Ale przylgnęła do niego tak, jakby widzieli się tydzień temu, a nie miesiące temu. Z tą samą wprawą tańczyła, jak przedtem. Bez krępujących pytań, bez „dlaczego nie pisałeś”. Nic co mogłoby popsuć im nastrój.
— Zawsze spełniałeś moje oczekiwania. Więc tak, Nico. Porwanie jest idealne.
W taki sposób mogłaby być porywana częściej. Może należało z tego zrobić tradycję, a nie wyjątek od reguły.
Sloane nigdy nie patrzyła na jego siniaki, jak na coś co go definiuje. Nosił je dumnie, nawet po przegranych, choć już teraz trochę mazało się jej w głowie i nie pamiętała dokładnie, jak Nico się zachowywał, kiedy nie szło po jego myśli. Ale każdy jeden był oznaką progresu. A wygrana… wtedy pewnie satysfakcjonowały go najbardziej. Że mimo bolących i ospałych mięśni udało mu się pokonać przeciwnika. Pokazać się od najlepszej strony. Zdobyć medal. Obronić tytuł.
Pokręciła głową na boki.
— Nope. Chwilowo jest idealnie.
Uśmiech z tego zadziornego, prowokującego stał się nieco lżejszy. Miękki i ciepły, a oczy na chwilę również złagodniały. Kiedy rozmawiali Sloane miała wrażenie, że przenosi się w inne miejsce. Przyjemniejsze. Do tej rzeczywistości, w której nic się nie posypało, a oni dalej byli tylko Nico i Sloane, dwójką dzieciaków, które lubią wpadać razem w kłopoty, uciekać przed ochroniarzami, całować się w fontannie i pić cholernie drogiego szampana.
Odchyliła się lekko do tylu na rękach. Wzrokiem śledząc Nico. Jak rozpinał powoli koszulę. W sposób, który mógł niejedną – i w tym ją – przyprawić o palpitacje serca. Ale Sloane umiała się kontrolować. Trzymać neutralny wyraz twarzy. Nawet, kiedy jej wzrok uważnie badał jego ciało, które raz po raz coraz bardziej nią odsłaniał.
— Nic przecież nie mówię — odpowiedziała łagodnie — podziwiam widoki, nie przeszkadzaj sobie.
Głowę przechyliła na bok, jakby to miało sprawić, że będzie miała na niego lepszy widok. Nie była tą wstydliwą dziewczyną, która na widok odsłoniętej klatki się rumieni. Czasami się zdarzało, ale w odpowiednich warunkach. Zresztą, gdyby teraz się zarumieniła to szanse, że zauważy były dość niskie, a gdyby się rumieniła, to przecież w tym nic złego nie było.
Usuń— Zawsze byłeś skromny, Miller.
Zaśmiała się, ale nie zamierzała przyznawać mu racji. Wyglądał cholernie dobrze bez ubrań, ale jeszcze za bardzo rozrosłoby się od tego jego ego, a Sloane nie musiała już go powiększać. I bez jej udziału było ono odpowiednio dużych rozmiarów. Machała dalej nogami w wodzie, obserwowała Nico, jakby robił pokaz specjalnie dla niej. Jakby nie patrzył, ale robił. Jej wzrok pozostawał skupiony, oczy tylko może trochę za bardzo błyszczały.
— Zawsze doceniam dobry striptiz. Mocne osiem na dziesięć. Odjęłam dwa punkty za brak muzyki i tańca.
Odwróciła głowę, kiedy wpadł do wody, a ta trysnęła na wszystkie strony. Przeczuwała, że skończy dziś mokra, ale chyba nie sądziła, że w ten sposób. Odszukała go w wodzie i przez chwilę po prostu milczała.
— Może będę siedziała i podziwiała. — Wzruszyła ramionami, jakby faktycznie to rozważała. — Powinnam była wiedzieć, że to wszystko prowadzi do tego, abym się przy tobie rozbierała.
Przewróciła oczami. Zanim się podniosła sięgnęła po butelkę z szampanem. Pociągnęła z niej parę łyków, ale nie na odwagę. Tej nie potrzebowała.
Wysunęła nogi z wody i ostrożnie wstała, aby się nie poślizgnąć. Patrzyła na niego, kiedy sięgała ręką do tyłu, aby rozsunąć suwak sukienki. Zajęło jej parę dłuższych sekund, żeby go namierzyć, ale w końcu się udało. Ramiączka powoli opadły, a Sloane osuwała materiał sukienki w dół. Materiał ślizgał się po jej ciele, aż w końcu opadł bezszelestnie na podłogę. Czarną sukienkę odsunęła nogą w tył, aby się nie zmoczyła całkiem. Przez chwilę tylko stała i na niego patrzyła z góry. On w wodzie, ona na brzegu. Skryta tylko za cienkim materiałem dopasowanej, czarnej bielizny. Nie wskoczyła tak, jak on. Usiadła z powrotem, aby cicho wślizgnąć się do wody. Nabrała powietrza, kiedy chłód wody ją otoczył z każdej strony. Rozpuszczone włosy dryfowały już wokół niej. Za to wzrok blondynki był cały ten czas skupiony na Nico, którego miny nie mogła teraz rozgryźć. I szczerze? Nie próbowała. Podobała się jej ta cisza, ta nutka tajemniczości. Brak wglądu w jego myśli.
sloane
Sloane była w ogóle zaskoczona, że takie słowo, jak skromność znajdowało się w jej słowniku. Rzadko go używała, a praktykowała jeszcze rzadziej. Nie była jedną z tych, które po cichu cieszyły się swoimi sukcesami. Sloane ogłaszała je głośno. Z hukiem i cholernymi fajerwerkami w tle. Jej twarz była na bilbordach w setkach miast. Tutaj nie było miejsca na skromność.
OdpowiedzUsuńNico był bezczelny, a Sloane to w nim uwielbiała. Tak samo świadom swoich zalet, jak ona. Wiedzący, kiedy się wywyższać, a kiedy sobie to darować, aby nie wypaść tanio, jakby się było głodnym o uwagę i rozgłos. Ten przychodził do nich naturalnie. Pojawiał się wtedy, kiedy należało, a jeśli trzeba było o sobie przypomnieć to robili to ze smakiem. Sloane może mniej w ostatnim czasie, ale zamierzała wejść z powrotem w tę rolę, z której wypadła. Znów być tą dziewczyną, o której marzą i śnią miliony. Której sama obecność w tym samym pomieszczeniu wywołuje dreszcze.
— Pieprzyć skromność.
Podsumowała to tylko dwoma słowami. Nie trzeba było nic więcej dodawać. Daleko im było do ludzi, którzy chowaliby się w cieniu i nie chwalili swoimi osiągnięciami. Sloane od małego słyszała, że jest wyjątkowa. Pewna była, że to głupie pieprzenie rodziców, aby jakoś wynagrodzić jej nieobecność i to, że ojciec częściej bywał naćpany niż trzeźwy, że widywała go raz na paręnaście miesięcy, a matka skupiała się na swojej karierze. Powinna, ale nie miała im tego za złe. Dali jej kasę, ojciec pomógł z karierą, a reszta to była zasługa Sloane. Nikt za nią nie śpiewał. Nikt za nią nie tańczył. Robiła show i dawała porządne występy. Nie była chwalona za nic i o tym wiedziała. Wiedziała też, że jest zajebiście dobra w tym, co robi. Gdyby nie dawała rady to nawet z kasą tatusia nie byłaby tu, gdzie jest teraz. Nie wyprzedawałaby aren, nie miałaby tylu kontraktów, a Sloane miała coś więcej niż ładną buźkę i głos – potrafiła pisać, a tego nikt nie mógł już jej kupić.
— Jeśli następnym razem dasz mi muzykę i taniec to będzie dziesięć na dziesięć.
Jakby składała mu jakąś obietnicę, chociaż żadne z nich nie wiedziało, czy kolejny raz jeszcze nastąpi. Czy to nie była tylko jedna z tych nocy, które przeżyją wspólnie, a po których rozejdą się w swoje strony.
— Może potrzebowałam małego przypomnienia. — Odparła. — Ale faktycznie, ubrania w towarzystwie Nico Millera same znikają z ciała.
Przeszył ją przyjemny, znajomy dreszcz, gdy lustrował wzrokiem jej ciało. Było to jak małe przypomnienie, jak było dawniej. Sloane uśmiechnęła się nieznacznie, nieskrępowana tym, że oglądał. Uwielbiała być podziwiana. Na scenie i poza nią.
— Zawsze dostarczam najlepszy performance. Bez względu na to, co robię — odpowiedziała spokojnie — powinieneś pamiętać.
Pozwoliła sobie objąć go za szyję, jakby chciała przetrzymać go bliżej siebie w tej chwili. Bez taniej prowokacji. Jeśli coś miało się wydarzyć, to wydarzy się bez gierek między nimi. Naturalnie. Tak, jak zawsze to było.
— Bez koronki. Mam nawyk gubienia jej.
Ciało blondynki nieznacznie się napięło, kiedy prawie ją dotykał. Nawet nie musiała go czuć na swoim ciele, aby wiedzieć, że jest blisko. Sunęła powoli wzrokiem po jego twarzy. Obitej, ale cholernie pociągającej przez to. Sięgnęła palcem do rozciętej wargi, którą ledwo dotknęła opuszkiem. Jakby się bojąc, że go zaboli, jeśli mocniej dotknie.
— Porwana nie wyraża żadnego sprzeciwu. Jest zadowolona.
Sloane nie zamierzała przed tym porwaniem uciekać. Ani od tego, co mogło się wydarzyć później. Chętnie dała się w to wciągnąć. Ciekawość pchała ją do tego, aby zostać. Podobnie, jak sentymenty, którymi czuła się zalana teraz z każdej strony. Jego spojrzenia, półuśmiechy i teksty… to wszystko było takie znajome. Takie przyjemne i łaskoczące w odpowiednie miejsca. Trochę jak sen, z którego nie chciała się nigdy budzić.
— Trochę muszę teraz stonować. — Odparła. Nie brzmiała nawet na złą z tego powodu. Dopadły ją konsekwencje. — Ale nie dzisiaj. Wrócę do tego, jak już się obudzę w rzeczywistości.
Dopóki, jeszcze mogła to chciała dryfować w wodzie i jego objęciach. Pozwolić, aby omamił ją swoim spojrzeniem i uśmiechem. Przyciągnął i nie pozwolił za szybko odejść.
UsuńZmarszczyła lekko czoło na dalszą wypowiedź Nico.
— Ktoś próbował cię ograniczać? — Spytała. Nie wiedziała wiele o jego obecnym życiu. Tyle co jakieś urywki, ale nigdy w pełnych szczegółach. Ich wspólni znajomi się rozjechali, towarzystwo się pozmieniało. Nie miała teraz od kogo nawet wyciągnąć plotek na jego temat, a mediom nie ufała aż tak. — Twój ojciec czy… ta dziewczyna, o której nie chcesz mówić?
Odebrała od niego butelkę z szampanem i pociągnęła większy łyk, aby za chwilę mu zwrócić butelkę. Sloane nie oczekiwała, że odpowie, ale jeśli chciał to wysłucha. I nie poleci z tym nigdzie dalej. Akurat w trzymanie sekretów była dobra.
— Cholernie zgrany duet.
sloane
Uważnie badała opuszkiem jego wargę, jakby to teraz była najcenniejsza rzecz, jaką Sloane mogłaby dotknąć. Pamiętała aż za dobrze te wszystkie razy po walkach, kiedy siedziała z nim w szatni i z lekkim przerażeniem, ale znacznie większym podziwem obserwowała, jak zbiera się w sobie. Pamiętała, jak siadała mu na kolanach, aby otrzeć strużkę krwi. Przeszła jej przez głowę myśl, czy teraz kogoś takiego również ma czy zdany jest na siebie i lekarzy, którzy na szybko oceniają, czy nie doszło do większych urazów, zakładają plastry do zamykania ran i zostawiają samego.
OdpowiedzUsuńTa sama dłoń, która była jeszcze przy jego twarzy osunęła się na jego szyję. Przypominała sobie, jak to było go dotykać i mieć blisko. Prawie oplotła go nogami w pasie, ale to pozostawiła sobie na później. Miejsca, które Nico dotykał robiły się ciepłe, choć to było pewnie tylko jej wrażenie. Woda wokół była chłodna, a między nimi temperatura wzrastała i nie miało to wiele wspólnego z tym, że przyzwyczajali się do chłodnej, basenowej wody.
— Zrobiłam wiele głupot ostatnio, Nico. — Przyznała szeptem. Mówiła tak, jakby nad basenem ktoś stał i mógł ich usłyszeć. Sloane nie lubiła przyznawać się do swoich słabości, a fakt, że robiła to przed Nic wskazywał, że mimo upływu tych miesięcy wciąż mu ufa. — Mam kogoś takiego… Bardzo blisko teraz w zasadzie.
Krótkie westchnięcie wyrwało się spomiędzy jej ust, kiedy palce zacisnęły się na niej mocniej. Odruchowo wbiła swoje mocniej w ramię Nico.
— Ale to nie zmienia faktu, że muszę się… trochę wycofać. Przypomnieć sobie, jaka naprawdę jestem. Zostawić tę dziewczynę, która zaczynała wieczór kreską i kończyła następną. — Wypowiedziała to tak cicho, niemal ze wstydem, że prawdopodobnie Nico musiał się wysilić, aby ją usłyszeć. Nie była z tego okresu w swoim życiu dumna. Żałowała wielu rzeczy, które wtedy zrobiła. Ale nie Cartera. Nie tego związku, który może był chaotyczny, ale był też jedną z najprawdziwszych rzeczy, jakie Sloane w swoim życiu przeżyła. To najwyraźniej nie było jej i żyła długo i szczęśliwie.
Rozmowa już jakiś czas temu skręciła w inną stronę i przestała być tylko niewinnym flirtem. Mimo, że ten cały czas przebijał się przez ich ton czy spojrzenia, które sobie posyłali. Przez bliskość, którą się otoczyli. Jakby oboje potrzebowali poczuć coś znajomego, coś co nie ma konsekwencji i jest dokładnie tym, jak się widzi. Żadnych gierek, żadnych podtekstów. Żadnej niewiadomej. Czystość, której Sloane od dawna nie miała.
Krótko zerknęła na ich dłonie, gdy znów musnął jej nadgarstek. Prosty, ale przyjemny gest, który sprawił, że Sloane uśmiechnęła się nieco szczerzej.
Coś na kształt śmiechu i westchnięcia wyrwało się z jej gardła, kiedy ją do siebie przyciągnął. I tym razem Sloane pozwoliła sobie na to, aby opleść go nogami w pasie. Bo już nie chciała, aby był dalej. Ku jej własnemu zaskoczeniu nie było w tym geście nic prowokującego; nie zakołysała biodrami, nie dociskała swojego ciała do jego. Po prostu była. Palce wsunęła między jego mokre kosmyki, które przeczesała z czymś co mogło przypominać czułość.
— Naga prawda? — Uniosła lekko kącik ust. Ostatnie miesiące były tak naprawdę przesiąknięte kłamstwami. Mniejszymi i większymi. Trzy pytania to nie było dużo, ale znała go i wiedziała, że zada dokładnie takie, na jakie odpowiadać nie chciała sama przed sobą. I nie pozostałaby mu dłużna. — Trzy pytania. Szczerze i bez uciekania. Zróbmy to.
Nieznacznie rozchyliła usta, jakby była zaskoczona tym wyznaniem. Pokręciła lekko głową na boki, którą potem odchyliła do tyłu i przez moment wpatrywała się w niebo, ale te nie przyniosło żadnych odpowiedzi, a potem znów przeniosła spojrzenie na Nico.
— Wiedziałam. Tyle zachodu, aby mnie pocałować… — Zaśmiała się i przybliżyła twarz bliżej Nico. Na tyle, aby mógł poczuć, jak spokojnie oddycha. — Pogadajmy, a ten… potem możemy przejść do przyjemnych rzeczy. Bo jeśli oddam pocałunek… nic mnie już nie powstrzyma, aby cię zostawić w spokoju.
sloane
Westchnęła, może trochę niezadowolona z tego, że wyciągnął ją z wody, ale nie protestowała bardziej. Lekko zadrżała, kiedy chłód nocy osiadł na jej ramionach. Miała wrażenie, że alkohol powoli zaczyna również opuszczać jej system. Sunęła leniwie wzrokiem po sylwetce Nico, kiedy podciągał się na ramionach i wychodził z wody. Nie potrafiła powstrzymać lekkiego uśmiechu. Miał to ciało, jakie chciało się dotykać i smakować, takie, które Sloane bardzo dobrze znała i gdyby wyciągnęła rękę miałaby go w całości dla siebie.
OdpowiedzUsuńIm dłużej przypatrywała się, tym bardziej przekonywała się, że Nico doskonale wie, gdzie tutaj co jest. I wszystko jej wskazywało na to, że był z tym miejscem zaznajomiony lepiej niż mogło się jej wydawać. Lekko ścisnęła jego dłoń, kiedy pomagał jej wstać, a kiedy ciepły materiał szlafroka opadł na jej ramiona westchnęła z ulgą, bo przestało w końcu jej być chłodno. Wsunęła ręce w rękawy, ale nie zawiązała materiału. Pozwoliła, aby luźno zwisał.
— Znieczulenie ogólne, co? — Zaśmiała się krótko, gdy wskazywał na szampana i kieliszki. Poniekąd to właśnie tym było. Alkohol rozwiązywał języki, pozbawiał ich barier, które nosili w sobie na co dzień. Sloane jednak w jego towarzystwie nie potrzebowała żadnych wspomagaczy, aby zacząć mówić. Przychodziło jej to samo z siebie.
— Tak, rozwódka. — Westchnęła i wywróciła oczami, ale nie opierała się przed tym, aby przyciągnął ją do siebie. Opadła na niego z cichym pomrukiem, zagrzebując się jego objęciach. Oparła lekko głowę o ramię Nico i było prawie tak, jak zawsze. Pomijając, że minęły miesiące od ich ostatniego spotkania. Lekko sunęła ręką po jego przedramieniu. Było w tym geście coś, co uspokajało blondynkę. Ciepła i znajoma skóra. Nico, który był i nigdy nic nie wymagał.
Sloane by nie naciskała, gdyby jednak miał ochotę przerwać to nie musieli rozmawiać. Ale coś jej mówiło, że nie tylko jej dobrze zrobi wyrzucenie z siebie tych paru rzeczy, które człowiek trzymał w sobie zbyt długo.
Odwzajemniła spojrzenie. Nie było w jej oczach zniecierpliwienia ani ponaglenia, aby zaczął mówić. Tylko czysty spokój i zrozumienie, choć jeszcze przecież nawet się nie odezwał.
— Spotykałam. — Niechętnie, ale jednak to przyznała. Nie odwracała spojrzenia od Nico, chociaż gdzieś na moment tymi myślami odpłynęła. Wciąż go słuchała, każdego słowa i aż za dobrze je rozumiała. Trafiało blisko domu. W dokładnie te miejsca, które bolały najbardziej. — Zrujnowałam dla takiej osoby swoje małżeństwo. I wciąż… wiem, że jest za dobry dla mnie i że muszę go sobie odpuścić, ale… Nie jest to takie proste, ale o tym wiesz.
Przysunęła kieliszek do ust, aby wziąć łyk szampana. Nie po znieczulenie. Nie, aby mieć odwagę mówić. Chciała czymś zająć ręce, jakby czuła, że ciężar rozmowy może być za bardzo przytłaczający, że niedługo padną słowa, których nie da się cofnąć, a z ich lekkiego flirtu i słówek o całowaniu zostanie tylko nikłe wspomnienie. Przymknęła na moment oczy, trochę nieświadomie wtulając się w jego szyję. Pachniał teraz chlorem i szampanem. Jednocześnie był miękki i ciepły, jakby bycie w jego ramionach było teraz jedynym co trzymało ją jakoś przy życiu. I może faktycznie tak było. Nie wiedziała, gdzie byłaby teraz, gdyby nie spotkała go w klubie. Czy nie weszłaby na stare tory, które znów kończyłyby się wśród nieznajomych twarzy.
— Nie spodziewałabym się, że sam siebie byś ograniczał, wiesz? — Odezwała się po chwili ciszy, która w międzyczasie między nimi zapadła. Sloane zawsze widziała go jako tego, który dążył do celu po trupach i nie sprawdzał, co myślą sobie o nim inni. Robił to, co uważał za słuszne dla siebie, a tu nagle… zmiany dla kogoś innego. — Nie po tym, co mi dziś mówiłeś i co sama widziałam, kiedy z tobą byłam. Zawsze wiedziałeś czego chcesz. Ciebie nie da się trzymać krótko. Odciągać od tego, co naprawdę chcesz robić i liczyć, że będziesz z tego zadowolony.
Nie znała tamtej dziewczyny i nie wiedziała, czy to właśnie próbowała zrobić. Zabrać mu kawałek siebie, aby nie był zbyt głośny, zbyt rozrywkowy. Aby przestał być sobą.
— Wiem, Nico. Zapominasz, że cię znam? — Przekręciła głowę w jego stronę, aby mu spojrzeć w oczy. Czasem Sloane miała wrażenie, że byli z tego samego materiału. Oboje czuli dużo, czasem za dużo, a kiedy robiło się niekomfortowo i tych uczuć było zbyt wiele, gdzieś musiały znaleźć swoje ujście. I niestety, ale najczęściej obrywały te osoby, z którymi byli najbliżej. — Brzmi znajomo… Zbyt znajomo.
UsuńJednej nocy potrafiła wrzeszczeć, krzyczeć i bić, a rankiem przyjść, jak gdyby nigdy nic i mruczeć do ucha o tym, jak bardzo jest nakręcona i aby coś z tym zrobić. Rzadko mówiła „przepraszam”, a przynajmniej wtedy rzadko. Ostatnio te słowo miała przyklejone do ust, ale nie zmieniało ono absolutnie nic. Żadne przeprosiny nie naprawiały jej błędów.
— Hm, skąd ty wytrzasnąłeś dziewczynę chadzającą na gale i pogaduszki o funduszach? — Zaśmiała się, ale nie wyśmiewała. Nie potrzebowała też odpowiedzi na to pytanie. Była zaskoczona, że Nico w ogóle z kimś z tych „stref” się zadawał. Nienawidził takich miejsc i je omijał, a jednak… Jednak jakaś dziewczyna z tych regionów się wokół niego zakręciła. — Żałujesz czasem, że odpuściłeś? Że już nie jest z tobą? Czy… czy faktycznie pojawia się ta ulga, bo wiesz, że nie rozpieprzysz jej życia bardziej niż do tej pory?
Pytała o niego, ale brzmiała, jakby szukała odpowiedni dla siebie. Nie o jego relacje z tamtą dziewczyną. Chciała wiedzieć, czy jest lepiej, gdy się odejdzie od kogoś, na kogo się nie zasługuje. Czy to jednak dalej boli tak samo kurewsko mocno.
Przekręciła się bardziej na bok, dzięki czemu mogła się do niego bardziej przytulić niż tylko leżeć oparta o tors.
— Wyglądaliście totalnie hot. — Zaśmiała się krótko. — Dobre ujęcia, niegłupie światło… Tyle dobrego, że zaczekałeś z rozbieraniem jej, aż będziecie za drzwiami.
Sloane nie była od tego, aby go umoralniać. Pogrozić palcem i powiedzieć „tak nie wolno”. Byłaby wtedy hipokrytką, a ona sama przecież robiła niemal dokładnie to samo. Rujnowała komuś życie. Komuś kto nie zasługiwał na takie cierpienie i wieczną niepewność. Dlatego nie oceniała. Nie mówiła niczego i nie próbowała mu wmówić, że postąpił źle. Wybierał siebie, a to nie było coś co rozumieli wszyscy, ale coś co na pewno rozumiała Sloane.
sloane
Sloane zbyt często wkładała maskę i udawała przed ludźmi. Nawet przed Carterem, którzy przecież był jej mężem. Nawet przed Jamesem, który był… nie wiedziała kim był, ale kimś cholernie ważnym. Czasami pozwalała sobie na opuszczenie tej maski, bo wiedzieli, jak do niej dotrzeć, aby przestała być tak cholernie uparta i schowana w sobie, ale przy Nico? Z nim nigdy nie miała potrzeby, aby coś udawać. Jeżeli wydarzyło się coś, co działało jej na nerwy – mówiła o tym. Kiedy była przygnębiona to nie próbowała się wesoło uśmiechać i zapewniać, że wszystko jest w porządku. Wyrzucała z siebie przy nim słowa, jak z pracy. Bez zastanowienia i bez nerwów, że może przesadzić, jeśli coś powie. Rozmawianie z tym zawsze było proste. Teraz również, chociaż temat wcale taki łatwy nie był.
OdpowiedzUsuńSpokój w głosie Nico był kojący. I kompletnym przeciwieństwem tego, co działo się w jej głowie, kiedy sama zaczynała myśleć o tym, co robiła w ostatnich miesiącach. Jak wiele ludzi zraniła, cóż dwójkę, ale to wciąż była spora liczba. Może on miał to wszystko już przepracowane. Może już nie wstawał rano i nie zastanawiał się, czy napisać albo zadzwonić. Może to naprawdę była dla niego przeszłość, o której wspominał bez większych emocji. Dla Sloane to wszystko dalej było świeże. Zaledwie chwila minęła od finalizacji rozwodu. Od tamtych wydarzeń, które zmieniły tak naprawdę bieg jej życia. Zwykle podnosiła się sprawnie, gdy upadła, ale teraz nie umiała tego zrobić z taką lekkością, jak kiedyś. Ciągle czuła, jakby coś ją przy tamtych wydarzeniach trzymało. Trochę, jakby na kostce uwiązany miała gruby, ciężki łańcuch, którego nie można było się pozbyć. Zewnątrz była rozbawiona i lekka, ale w środku wrzało. W środku Sloane przeżywała to wszystko każdego dnia. Próbowała się tego z siebie pozbyć, ale nie wychodziło i tak naprawdę nie wiedziała, kiedy przestaną ją dręczyć wspomnienia i każde „a co, gdyby…”. Czekała na ten dzień z utęsknieniem, aby w końcu móc odetchnąć pełną piersią, a nie łapać byle jakie oddechy, aby tylko jakoś przetrwać dzień.
— Może nie była gotowa na takie zmiany. Albo nigdy ich nie chciała. — Nie usprawiedliwiała jej ani też nie próbowała wymyślić alternatyw, dlaczego im nie wyszło. Takie było życie. Nie byli ludźmi, którzy potrafili dać zamknąć się w klatce i podporządkować innym. Nawet, kiedy wydawało im się, że tego chcą to prędzej czy później zaczynali dostrzegać, że to nie jest w pełni ich świat i robią sobie większą krzywdę godząc się na takie zmiany.
— Szkoda, że tak wyszło. Wyglądałeś na tym filmiku na wniebowziętego. — Zaniosła się cichym śmiechem. Jeszcze nie potrafiła odpuścić mu tego filmiku. — Hej, czaję to. Nieprzejmowanie się i to wszystko… Po nas to spływa jak woda po kaczce, a inni… Inni nie radzą sobie z tym tak dobrze, jak my.
Po necie latało wiele zdjęć czy filmików, na których Sloane nie wygląda najlepiej. Parę sytuacji, o których wolałaby zapomnieć, a o których media przypominały raz po raz. Teraz największym skandalem był rozwód i dochodzenie czy Sloane faktycznie miała romans tak, jak zasugerował Carter. Ale oboje milczeli. Ani ona się nie wypowiadała ani on. Nie rozmawiała z nim i nie wiedziała, czy robi to, aby nie dokładać jej problemów czy podobnie jak Sloane jest zmęczony tą szopką, która się rozgrywa za ich plecami.
— Jesteśmy egoistami, Nico. Jeśli chcesz to powiedzieć to powiedz, nie będę oceniać.
Dała mu opcję, z której mógł skorzystać. Rozumiałaby tęsknotę, sama tęskniła za kimś kogo już nie miała i do kogo nie miała żadnych praw. Nie zawsze można było z tymi uczuciami walczyć. Nawet, kiedy bardzo się chciało o nich zapomnieć wyrzucić to nie było to takie łatwe.
— Wiesz, że brzmisz teraz bardzo dojrzale? — Uniosła głowę, aby na niego spojrzeć i uśmiechnęła się lekko. Nie spodziewałaby się po nim takich słów. Więc może jednak Nico zmienił się bardziej niż do tej pory myślała. W tym wszystkim brzmiał jak nie jak ktoś, kto stawia siebie ponad wszystko, ale tę drugą osobę. Bo wie, ile może wyrządzić szkód, jeśli przy niej zostanie. I to było coś godnego podziwu.
— Życie ssie. Relacje ssą. Poza naszą, nasza była zajebista.
UsuńWestchnęła ciężko i osunęła się trochę na leżaku. W ostatnim czasie wszystko było nie takie, jakie być powinno, a Sloane już nie miała sił, aby jakoś się przed tym bronić. Rozmowa była ciężka, ale nieprzytłaczająca. Wiedziała, że pytania w jej stronę również się szykują i przygotowywała się na to. Bo co jak co, ale bez odpowiedzi go nie zamierzała zostawiać. Była ciekawa co się z nim działo przez ten czas i mniej więcej tę odpowiedź uzyskała. Trochę byłoby nie fair, gdyby się z tego teraz wycofała.
— Robi się kłopotliwie, kiedy nie wiesz, czy jesteś prawdziwym sobą z tą osobą czy bez niej — mruknęła. Ostatnio się pogubiła w swoich własnych tożsamościach. Musiała je poskładać do kupy i ogarnąć, która z nich jest tą prawidłową. — Jak mówiłam, życie ssie. Żadnej przyjemności z tego nie ma.
Przebijała się przez jej głos kpina, ale też pewnego rodzaju zmęczenie. Bardziej sobą niż kimś czy czymś. Sama doprowadzała do sytuacji, których potem żałowała, ale nie mogła cofnąć.
Westchnęła nieco ciężej, kiedy w końcu padło pytanie z jego strony. Milczała przez chwilę, palcami sunęła po jego przedramieniu i dłoni. Jakby to był jej sposób na ucieczkę przed wszystkim co złe i pokręcone.
— Zapomniałam, że byłam mężatką, to się stało. Nie wiem, nie byłam nawet pijana albo naćpana, jakoś bardzo i wiedziałam, że jest Carter mnie obserwuje. Ale kiedy Xavier do mnie podszedł i zaczęłam z nim tańczyć… Nie myślałam, że robię coś źle, Nico. — Przymknęła oczy, jakby tym samym chciała się odgrodzić od obrazów, które gromadziły się w jej głowie, ale było za późno. Znów wszystko miała przed oczami. Wyraźne i niezakłócone przez nic. — Szczerze? Gdyby nie zszedł… coś mogłoby się na tym parkiecie wydarzyć między mną, a Xavem. Tak blisko było, a Carter… nie mogę go w pełni winić, że puściły mu nerwy. Jak mówiłam, nie myślałam wtedy. Wyłączyłam się i pozwoliłam mu na co chciał.
Sloane
Sloane roześmiała się po jego odpowiedzi. Mogła się takiej właśnie spodziewać po nim.
OdpowiedzUsuń— Nic ta nie odpręża, jak dobre cardio, co? Zwłaszcza z uroczą brunetką. — Była trochę uszczypliwa, ale już dawno zauważyła, że ten temat go jakoś nie uwiera. Zresztą, Sloane to Sloane. Pozwalała sobie na żarty w jego towarzystwie bez pytania i nie zawsze patrzyła, czy to co mówi kogoś nie rani. Ostatnio częściej zwracała na to uwagę, ale chyba nigdy tak w pełni się nie pozbędzie tej obojętności, którą w sobie nosiła. — Nie dziwię ci się, wiesz? Ładne brunetki czasem mieszają w głowach.
Sloane wyciszała głowę wtedy, kiedy dookoła robiło się głośno. Uciszała myśli kolejnym kieliszkiem nieznośnie drogiej tequili, ale nigdy to nie działało w stu procentach. To był jej system radzenia sobie z problemami od lat. I wciąż nie nauczyła się, że gdy rano się budzi to nie budzi się tylko z kacem, ale również tymi myślami, które próbowała od siebie odepchnąć przez całą noc. Żadne obce ramiona czy usta nie były w stanie usunąć trwale myśli z głowy. To pomagało na chwilę, ale kiedy wracało to ze zdwojoną siłą.
— Jeśli komuś miałabym powierzyć rolę coacha życiowego, to tylko tobie. — Zaśmiała się.
Wiele ludzi próbowało ją naprostować, ale nigdy ich nie słuchała. Zawsze miała się za mądrzejszą, a teraz przy Nico… Sloane po prostu słuchała. Bez kąśliwych komentarzy, bez wywyższania się nad nim i udawania, że jest lepsza. Od niektórych faktycznie była lepsza, ale wiedziała też, kiedy naprawdę należy się zamknąć i posłuchać. Zrobiła to, bo Nico nie brzmiał jak ci wszyscy, którzy przez miesiące próbowali do niej dotrzeć. Nie mówił wprost, że robi źle. Dawał przestrzeń, aby się wyraziła, wkraczał, gdy moment był odpowiedni albo milczał. Poza tym, on ją naprawdę znał. Nie Sloane ze studia, która godziny spędza na dopracowaniu tekstu i melodii. Nie dziewczynę ze sceny, która w dopasowanych strojach przez dwie godziny zabawia publiczność swoim głosem i ciałem. Nie Sloane, która z idealną cerą pozuje przed aparatem i ląduje na okładkach. Znał ją w każdej wersji. Widział je wszystkie na żywo. Doświadczył każdej z nich na własnej skórze. Było między nimi wiele podobieństw i właśnie przez nie rozumieli się tak dobrze.
— Też musiałeś mieć swoje powody, aby ją trzymać przy sobie tak długo. — Sloane ani razu go w tej historii nie oceniała. Przecież sama robiła dokładnie to samo. Nie pozwalała odejść Jamesowi, choć jeszcze z nim nie rozmawiała od tamtego ostatniego razu w jego mieszkaniu. Mimo, że wiedziała, że to na dłuższą metę może być niewypałem. Więcej było powodów, aby odejść niż zostać z nim i nie, dlatego, że z mężczyzną coś było nie w porządku. To ona wnosiła problemy i nie pasowała do poukładanej rzeczywistości Harpera, a jednak… Ciągnęło ją do niego. Bardziej niż powinno i jeszcze trochę zamierzała karmić się ideą, że robi odpowiednio, a nie że niszczy mu życie tym, że wchodzi w nie, kiedy uważa, stuka obcasami o posadzkę i rozsiada się na jego kanapie, jakby należała ona do niej.
— To co takiego jej zrobiłeś, że wyszedłeś na dupka? — zapytała. Sloane spojrzała na niego uważniej. Łagodniej i cieplej, a potem nieznacznie się uśmiechnęła. — Ty jesteś facetem, który wie czego chce. I który nie rezygnuje z siebie. Jeśli nie mogła tego zrozumieć… To może to nie była dziewczyna dla ciebie.
Zawahała się na moment przed kolejnym pytaniem, które nie było już tak „proste”, ale ta ciekawska strona Sloane nie potrafiła odpuścić. Całkiem rozluźniające było też to, że nie czuła… zazdrości. Zwykle, kiedy pojawiał się temat byłych dziewczyn czy zainteresowanych to towarzyszyło jej to kujące uczucie, którego nienawidziła. A teraz? Teraz tego nie było. Nie zaciskała zębów ze złości, dłoni w pieści. Ona słuchała, zadawała kolejne pytania i cierpliwie czekała na odpowiedzi.
— Kochałeś ją?
Zapytała miękko i bez pospiechu. Może nawet z czymś na kształt troski w głosie.
Sloane, gdy mówiła o sobie to przemawiała przez nią pewna gorycz. Bo zrobiła głupotę, która kosztowała nie tylko jej związek, ale Xaviera zdrowie. I tego najbardziej żałowała, że nie potrafiła się zatrzymać. Tylko lgnęła w coś, czego przecież tak naprawdę nie chciała. Gdyby jeszcze chodziło o to, że łaknęła dotyku Xaviera, ale wtedy… Naprawdę nie wiedziała, czego chciała. I czy w ogóle coś takiego było, czy to była tylko jedna z tych chwil, nad którymi człowiek nie panuje.
Usuń— Teraz nie jestem pewna, czy ja wtedy czułam się, jak ja, Nico. Tamta noc… Dobrze się bawiłam. Byłam z moimi dziewczynami, Xavier kręcił się z boku i podrywał każdą laskę, której sukienka kończyła się na centymetr za tyłkiem. I byłam szczęśliwa. Z Carterem i w tym związku, a i tak… Nie wiem, ale kiedy położył na mnie ręce to wszystko przestało mieć znacznie.
Wciągnęła powoli powietrze nosem, a potem je wypuściła tak samo. Lekko zacisnęła szczękę, ale nie, bo chciała skończyć temat. Chyba potrzebowała z siebie to wyrzucić.
— Nie, to nie wtedy. Ale to był początek końca. Zwyzywałam go od najgorszych. Pojechałam z Xavierem do szpitala. Zostawiłam Cartera samego. Nie potrafiłam mu spojrzeć w twarz, ale… to nie przez Xaviera zniszczyłam ten związek. — Miała ochotę się roześmiać. Tych facetów było zdecydowanie za dużo w jej życiu. I niemal każdy ciągnął za sobą konsekwencje, których Sloane nie chciała. — Miałam romans. Spędziłam cały tydzień ze swoim byłym ochroniarzem.
I zaśmiała się. Brakowało w tym śmiechu radości. Był on raczej pusty.
— Kiedy wróciłam… On wiedział. Wiedział, że od miesięcy mam w głowie kogoś innego. Wiedział, że przez tydzień dotykał mnie inny mężczyzna. I mnie zostawił.
Szturchnęła go lekko, jakby chciała zaprotestować, ale prawda była taka, że Nico mógł zadawać tak wiele pytań, ile chciał. Sloane odpowiedziałaby na wszystkie bez wahania.
sloane
— Zdarzyło mi się parę razy — wzruszyła ramionami. Nie ukrywała tego ani nie robiła też z tego wielkiego „wyjścia z szafy”. Sloane nie potrzebowała żadnych etykiet. Nie oznaczała się nimi i nie próbowała wcisnąć się w żadne ramy. Żyła zgodnie z tym, co podsuwała jej głowa i nikogo tymi wyborami nie krzywdziła. Dopiero później zaczęła krzywdzić, kiedy te wybory nie były już niezobowiązującym flirtem, który kończył się cichym wymykaniem z łóżka o czwartej nad ranem i zbieraniem szybko swoich ubrań. — Też nie dyskryminuję. Dlatego bawiłam się z jednymi i drugimi. Raz to był eksperyment. Nudziłam się z koleżanką i poszło samo. Nie oceniaj, byłam młodsza i ciekawska.
OdpowiedzUsuńDobra, życie Sloane zdecydowanie było barwne. Może nawet aż nazbyt, ale to wszystko to były niewinne zabawy. Nikt niczego od niej nie oczekiwał, ona również nie chciała żadnych obietnic. I nie robiła tego jakoś wybitnie często. Zwykle kończyło się na zbyt bliskich tańcach i pocałunkach na imprezach. Nie sprowadzała sobie do mieszkania za każdym razem kogoś. Aż tak puszczalska nie była.
Sloane nie spodziewała się, że ta noc, którą zaczęła od imprezy w klubie i wpadła tam prosto w ramiona Nico skończy się na poważnych życiowych rozmowach. Ale może właśnie tego oboje potrzebowali i przez to na siebie tej nocy wpadli. Aby wyrzucić z siebie te wszystkie emocje, które w nich siedziały. Komuś kto nie oceni i nie będzie potrząsał. Komuś kto doskonale znał to uczucie zmieszania i niepewności, konsekwencje złych wyborów.
Przez jakiś czas milczała. Spoglądając mu w oczy, gładząc wciąż jego rękę. Delikatnie i z czułością, ale nie było w tym nic pocieszającego czy podnoszącego na duchu, bo nie tego Nico potrzebował. Poklepania po ramieniu i rzuceniu, że jest wszystko ok. Sloane dawała mu swoją obecność tak, jak umiała najlepiej. Dobrze słuchała i dotykiem zdradzała, że jest obok i słucha uważnie. Słowa czasami nie były wystarczające.
— Zależało ci na niej. — Krótkie stwierdzenie, które wywnioskowała po tym, jak o Sophii mówił. Z taką… wrażliwością, którą nie zawsze u niego widziała. Uniosła lekko kąciki ust, jakby do uśmiechu. Ta historia może nie skończyła się szczęśliwie, ale wciąż Sloane widziała w niej dużo plusów. Nie zawsze to robiła, bo częściej skupiała się na negatywnych aspektach. W dodatku wiedziała, że to boli, kiedy traci się Nico. Ich rozstanie może było za zgodą obu stron i obyło się bez krzyku, ale wciąż, kiedy już naprawdę uświadomiła sobie, że się skończyli to ją bolało. Bardziej niż gotowa była przyznać to przed sobą, a co dopiero przed nim.
— Cokolwiek to było… to, jeśli przez chwilę byliście szczęśliwi to chyba to się liczy, prawda? Nie każdy może w naszym życiu zostać na dłużej. Czasami to krótkie rozdziały, ale czasem te krótkie są najlepsze. — Parsknęła krótko, zaskoczona swoimi słowami. Gdyby rzucała te rady do siebie to może nie skończyłaby w tym roku z rozkruszonym sercem i chaosem w głowie. — Okej, muszę się zapytać. Ta blondyna, która się przy tobie kręciła przez miesiące? Kto to był? Stalkuję cię czasami, ale nie miałam czasu zagłębić się w lore tej relacji — zaśmiała się krótko. Widziała parę fotek i jakieś filmiki, ale nigdy nie było dość czasu, żeby Sloane przysiadła i doczytała więcej.
Mówienie przy Nico przychodziło jej naprawdę swobodnie. Nawet o tych najgorszych aspektach. Nikomu przedtem wprost nie powiedziała, że zdradzała Cartera. Ciężko było przyznać jej to samej przed sobą, a skulona w objęciach Nico, okryta skradzionym szlafrokiem mówiła wprost i bez filtra.
Zdawała sobie sprawę, że ta historia nie klei się w pełni. W końcu, gdyby była szczęśliwa, to dlaczego szukała schronienia u innego, prawda? Odetchnęła głęboko. Potrzebowała się pozbierać. Myśli i uczucia, które teraz cholernie jej ciążyły.
— Bo to było duże, Nico. I zaczęło się zanim wiedziałam, że jestem jego żoną. — Spoglądała mu w twarz. Przez krótki moment bojąc się, że jednak ją oceni. Że spojrzy na nią, jak na trędowatą i każde odejść. Że przestanie być wyrozumiały i spojrzy na nią tak, jakby była najgorszym co go w życiu spotkało.
— To miała być na początku zabawa, wiesz? Ja i Carter… Trochę imprez, niezobowiązujący seks, wspólny kawałek.
UsuńBrzmiało banalnie i takie miało właśnie być.
Zwilżyła gardło szampanem, zanim zaczęła mówić dalej.
— I tak było, przez jakiś czas. Ale był w tym też James i jednej nocy zmieniło się to, jak na mnie patrzy. Widział mnie w każdym wydaniu i stanie, ale tamtej nocy… Tamtej nocy zobaczyłam w nim kogoś więcej niż tylko ochroniarza. I prowokowałam go później do różnych rzeczy. Wyglądem, ubraniem, zaczepkami… I zawsze był tym, który mnie łapał, wiesz? Kiedy prawie sięgałam dna to jego ręka była tą, która ciągnęła mnie do góry. A potem Vegas się stało. — Zacisnęła lekko usta, bo nie mogła mu powiedzieć o tym, co się wydarzyło. Nie potrafiła i nie chciała. Z lojalności do Cartera. — Pokłóciłam się z Carterem, rozeszliśmy się i… To był kiepski czas, brałam jakieś gówno razem z nim i byłam bliska dna. A on wciąż był, wiesz? Jako jedyny nie widział we mnie popsutej lalki czy dziewczyny, która przynosi grubą kasę i trzeba ją naprawić, aby nie zjebała, bo przestaną lecieć pieniądze.
Zrobiła krótką przerwę, ale jeszcze miała wiele do powiedzenia. Zbyt wiele.
— I poleciałam do Włoch. I się zakochałam. Chciałam zapomnieć o Carterze i… I wykorzystałam to, że James miał do mnie słabość. I się w nim tam zakochałam. A kiedy wróciłam… wrócił Carter. Wiem, jak to brzmi, ale… pokochałam ich obu. Z rożnych powodów, ale wybrałam Cartera. I bawiłam się w małżeństwo, o którym nawet nie wiedziałam. I cały ten czas… Z tyłu głowy miałam Jamesa.
To nie była historia, którą łatwo było zamknąć w kilku zdaniach. Sloane się nie wstrzymała i opowiedziała mu o wszystkim. O tym, jak ciągle za nim tęskniła, ale jednocześnie była przy Carterze szczęśliwa, choć kłócili się częściej niż zwykła para. O tych domniemanych zdradach z jego strony, o Jade, tamtym koncercie, na którym ją upokorzył i który był chyba pierwszym początkiem końca tej relacji. Pominęła tylko to, jaką żałosną idiotkę z siebie zrobiła w jego mieszkaniu. Nie zatrzymywała wielu szczegółów dla siebie, jedynie te, które nie miały większego znaczenia. I skończyła na tym, jak poprosiła, aby James na nią zaczekał.
— James… James ma spokój. Poukładane płyty CD w cholernej kolejności alfabetycznej. Wie czego chce od życia, jak będzie wyglądał następny dzień. I nigdy nie poczułam… że potrzebuje kolejnej dziewczyny. Wiem, że to żałosne, skoro ja byłam tą, która miała drugiego. I nie mam na to wymówki. — Westchnęła. Przesunęła dłonią po twarzy, zmęczona i upokorzona. — Carter… Carter ma chaos, przeszłość, która go tak ukształtowała. Carter… Carter kocha tak, że to boli. Na zabój albo wcale.
sloane
Ciekawiło ją to od samego początku i nie zamierzała przejść obojętnie. Musiała wyczaić dobry moment, a skoro bawili się w nagą prawdę to lepszego momentu nie będzie. Już dawno przestała ich chyba obowiązywać zasada trzech pytań. Kiedy odpowiadali na jedno, to zaraz pojawiały się następne pytania. I wcale też nie było jej z tym jakoś szczególnie źle.
OdpowiedzUsuń— Nieźle, Nico. Naprawdę. — Roześmiała się. Bardziej rozbawiona tym, jak podobne ich sytuacje się okazały. Chcieli niby tych samych rzeczy, ale w dwóch różnych osobach, a tego przecież nie dało się pogodzić. Sprawić, aby to jakoś ze sobą współegzystowało. — Ale koleżanki…? Mocne. I bardziej skomplikowane. „Moi” faceci się nie znoszą. Może to jest gorsze… nie wiem, ale nie mogą znieść bycia w jednym pomieszczeniu razem. I żeby wyjaśnić, nie lubili się już zanim zaczęłam się z nimi spotykać.
Chciałoby się powiedzieć, że „karma”, skoro Alex zostawiła go dla kumpla, ale Sloane nie zamierzała tego dziś mu ciskać w twarz. Oboje zasłużyli na to, żeby dostać po tyłku za decyzje, które podejmowali, ale nie tej nocy.
— Skomplikowane mamy życie miłosne, Miller. Wyobrażasz sobie, ile kasy zostawilibyśmy u terapeuty, aby to przepracować? — Parsknęła z lekką pogardą. Nie miała nic do takich… rozmów, ale na nią to nie działało. Uważała za stratę czasu i nie lubiła, kiedy obce osoby wpychały się w jej życie, a w tym gabinecie musiałaby rozebrać się z wielu warstw. A obnażanie się emocjonalnie było dla Sloane gorsze niż zrzucenie ubrań.
— Wierzę ci, Nico. Sama tkwię… cóż, tkwiłam, w trójkącie i też nie robiłam tego specjalnie. Wiesz, przez wiele miesięcy nawet nie myślałam o Jamesie. Jasne, gdzieś tam z tyłu głowy był, ale jako taka cicha, prawie niewyczuwalna myśl. Przez te kilka miesięcy… Carter był wszystkim, wiesz? Jedyny, przy którym chciałam zasypiać, iść do łóżka, kłócić się, godzić. Robić głupie romantyczne rzeczy. Przez pewien czas… Byłam żoną. Nieidealną, ale żoną.
Dla niej to nie było nic w stylu James jest tym dobrym, a Carter tym złym. Oni obaj wnosili tak wiele do jej życia, okręcili się wokół niej i sprawili, że nie potrafiła wybrać. Nie tak do końca. Teraz wybierać już nie musiała. Nie, skoro zostały jej wręczone papiery rozwodowe. Jeszcze nie odezwała się po tym do Jamesa. Musiała sobie wiele przemyśleć, chociaż w środku wiedziała, że do niego w końcu pójdzie. Choćby po to, aby poprawnie się z nim pożegnać i przynajmniej ten rozdział zakończyć w poprawny sposób.
— U mnie już się rozpieprzyło i… bawiłam się dziś z tą głupią szarfą, niby świętowałam ten rozwód, ale… jakaś część mnie tego nigdy nie chciała. I druga się cieszy, bo teraz nic mi nie stoi na przeszkodzie, aby wbić do mieszkania Jamesa i zacząć z nim. I jest kolejna, która każe mi trzymać się od nich obu z daleka.
Westchnęła ciężko. To było pogmatwane. Zakręcone i dziwne. Już się w tym nie odnajdowała. W swoich kłamstwach, uczuciach. W niczym. Wymazałaby to wszystko i zaczęła od nowa, ale to tak nie działało.
— Jak sobie z tym poradziłeś? Kiedy Alex cię rzuciła i to co miałeś z Sophią się skończyło? — To był jej sposób proszenia o radę. Ich sytuacje niby były podobne, ale to jeszcze nie znaczyło, że to co zadziałało na Nico, pomoże jej. Chciała w to jednak wierzyć. Że może się z tego otrząsnąć i zostawić za sobą. Że „kocham” zmieni się w „kochałam”, a serce nie będzie się rozrywać, gdy o nich pomyśli.
— Przejebane to wszystko. I głupie i bez sensu.
Nie mogła mieć obu. Tak samo, jak Nico nie mógł mieć obu dziewczyn. Zawsze ktoś będzie poszkodowany w takim trójkącie. Zawsze znajdzie się osoba, na której odbije się to najgorzej. Bo przy odrobinie szczęścia to dwie osoby z tej układanki znajdą szczęście razem, ale jak widać w ich przypadku wcale tak nie było. I każdy rozjeżdżał się w inne strony.
— Bo to jest pogmatwane, Nico. Nigdy nie sądziłam, że odjebię coś takiego.
UsuńJej starzy odwalali w młodości, ojciec dalej, bo wciąż się zachowywał, jakby miał dwadzieścia parę lat, a nie prawie sześćdziesiąt. Po kimś musiała mieć zamiłowanie do dramatów i skandali, nie? I zdrad, jak się również okazuje.
Malowała szlaczki na jego dłoni. Niewidzialne i bez konkretnych kształtów. Skupiła się na dłuższą chwilę na tym zadaniu, odrywając trochę od rzeczywistości. Rozmowa jej nie przerastała. Sloane nie przepadała za takim uzewnętrznianiem się, a przy Nico to wychodziło zaskakująco prosto.
Nad odpowiedzią również musiała się dłużej zastanowić. Bo tak naprawdę nie znała jej. Chyba już nawet nie pamiętała, kiedy ostatni raz była taka beztroska i lekka.
— Szczerze? Wydaje mi się, że między tym, jak byliśmy razem, a ostatnią trasą. Ale nie jestem pewna. Zawsze coś było i zawsze ktoś miał jakieś oczekiwania wobec mnie. Wytwórnia, menadżerka, producent… — Wzruszyła lekko ramionami. Wybrała takie życie, więc nie zamierzała narzekać. — Może nigdy nie było takiego momentu.
Podłapała jego spojrzenie i tak, jak się spodziewała, znalazła w nich zrozumienie. To, którego nie otrzymywała od innych. James… James mówił, że ją rozumie i nigdy nie naciskał, a Carter… z nim często się mijała w rozumowaniu. Każde z nich miało swoją rację.
— Tak, chyba wtedy. Kiedy o tym myślę… to był dobry czas.
sloane
Sloane się zaśmiała, kiedy Nico to zrobił. Nie spodziewała się, że akurat dzisiaj będzie wylewała z siebie wszystkie żale, które w niej głęboko się zakorzeniły. Prawdę mówiąc to w ogóle nie spodziewała się, że kiedykolwiek je z siebie wyrzuci. Większość rzeczy trzymała głównie dla siebie, a nie zawsze była w stanie opowiadać o swoich uczuciach. Tymczasem otwierała się przed Millerem bez żadnego skrępowania. Mówiła mu o rzeczach, przez które nie mogła spać w nocy. Powinna może czuć jakiś ciężar, ale tak wcale nie było, a Sloane... Sloane czuła się zaskakująco dobrze.
OdpowiedzUsuń— Unikamy odpowiedzialności, co? — Rzuciła nieco kąśliwym tonem, ale daleko było jej do oceniania Nico. Tak naprawdę go rozumiała. Nawet trochę za dobrze. Sama doskonale w końcu potrafiła zakręcić tak, aby wyszło, że to ona jest pokrzywdzona, a winni wszyscy wokół.
Pasowało jej, że mimo poważnego tematu potrafili się jeszcze pośmiać i zażartować. Było to w pewien sposób rozluźniające, że nie musieli cały czas utrzymywać poważnych min, a zwyczajnie rozluźnić czasem atmosferę półżartem czy uśmiechem.
Sloane często zerkała, aby sprawdzić, czy na twarzy Nico jest ten uśmiech, który potrafił ją rozbroić. I był. Częściej niż dziewczyna się spodziewała. Nie umiała się wtedy przed uśmiechnięciem powstrzymać. Robiła to odruchowo, jakby jej uśmiech byl zależny od jego. Przychodziło jej to z lekkością.
— Czyli miałeś dwie świetne dziewczyny i obie zostawiłeś... Cóż, jedna zostawiła ciebie. Drugą ty, nie? — Spytała, aby się upewnić, że na pewno dobrze ogarnęła jego historię. — Tak, nie możemy poradzić na to w kim się zakochamy — westchnęła cicho. Gdyby można było mieć nad tym jakąś kontrolę Sloane lepiej prowadziłaby swoje życie miłosne. Tymczasem znalazła się w naprawdę przedziwnej sytuacji, której nie potrafiła ogarnąć. Niejako ta sytuacja już się kończyła. Miała w zasadzie wolną drogę, aby wrócić do Jamesa i skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie pomyślała o tym. Ale to chyba jeszcze nie był odpowiedni czas, a jednocześnie, jeśli będzie czekać zbyt długo to w końcu naprawdę go straci. Minęło wiele czasu od ich ostatniego spotkania, a nie będzie przecież na nią czekał w nieskończoność.
Rozchyliła lekko materiał jego szlafroka, aby ułożyć dłoń na ciepłym torsie Nico. Tuż pod serce, którego spokojne i rytmiczne bicie wyczuwała pod swoją skórą. Słuchała go, kiedy mówił. Można powiedzieć, że robiła notatki w głowie, kiedy opowiadał o igrzyskach i tym, jak radził sobie z tym wszystkim. Niejako Sloane właśnie to samo robiła. Pracowała nad albumem. Zmusiła swój zespół, aby podporządkowali się jej i temu, że miała wenę tu i teraz, a nie za miesiąc czy półtora. Zresztą, data premiery była znana od dawna, ale Sloane wciąż znajdowała rzeczy, które można było poprawić. Teraz zostały w zasadzie same błahostki. Później miały być przygotowania do trasy, ułożenie setlisty, promowanie albumu, może wlecą jakieś występy, aby wypromować go bardziej. Wszystkie znaki wskazywały na to, że przez kolejne miesiące Fletcher będzie zajęta i cieszyło ją to, jak nigdy.
— Pamiętam to. — Odparła krótko. Nie musiała się rozwijać, że wtedy kompletnie nie wiedziała, jak mogłaby go pocieszyć, co zrobić, aby poczuł się jakoś lepiej. Nie istniała taka rzecz. Mogła co najwyżej być obok i mieć nadzieję, że to coś pomoże. — Więc, mistrzu, kiedy teraz będę mogł zobaczyć cię w akcji? Obroniłeś teraz tytuł, więc jeśli dobrze pamiętam teraz masz chwilę odpoczynku, co? — Zagadnęła. Powoli też chyba odchodząc od tematów związków i błędów, które popełnili na przestrzeni ostatniego roku.
Westchnęła cicho, bo Nico miał wiele racji w tym co mówił, a Sloane wiedziała, że jeśli odpocznie to zrobi jej to dobrze. Od chaosu związanego z facetami, ale nie była też cierpliwa. Ona chciała wyniki już teraz. Mieć jasność tu i teraz. Nie za miesiąc, nie za rok. Tu i w tym momencie. Inaczej świrowała.
— Pewnie właśnie to powinnam zrobić. Odsunąć się od tego wszystkiego.
Brzmiało na łatwe zadanie, nie? Robiła tak od jakiegoś czasu, a jednak... Jednak nie umiała wycofać się w stu procentach. Jej myśli nieustannie krążyły wokół tego tematu. I tak, jak może rozdział z Carterem był skończony, rozwiedli się, podzielili kasą za ten głupi penthouse i żyli osobno, tak ten z Jamesem wciąż pozostawał otwarty. I nie mogła pozwolić sobie na to, aby zwlekać zbyt długo.
UsuńCicho mruknęła, jakby to było wszystko na co blondynkę było stać. Ciche mruknięcie w odpowiedzi na to, co mówił Nico. Sloane aż tak w to nie wierzyła, że ludzie są sobie przeznaczeni. Brzmiało to dla niej jak masa bzdur. Albo się z kimś było albo nie. Albo miało się dwóch facetów, każdy wspaniały na swój sposób i psuło się obie te relacje.
— Nie podoba mi się, że brzmisz na tak dojrzałego — fuknęła z rozbawieniem w głosie. Mówił zbyt sensownie. Zbyt... dorosło. — Może faktycznie... to tylko były lekcje. Chyba się przekonam z czasem. — Westchnęła cicho. Ale jakoś nie potrafiła sobie wyobrazić, że obaj mieliby na dobre zniknąć z jej życia. Uczyła się rzeczywistości bez Cartera i było ciężko. Gdyby miał dojść do tego James... Jeszcze nie była gotowa, aby odpuścić.
Zmarszczyła lekko czoło, a potem zmieniła pozycję. Przekręciła się do niego przodem, bardziej siadając mu na udach.
— Mówisz, że jest tam dla mnie gdzieś trzecia opcja? — Oparła dłonie na miękkim materacu leżaka, lekko się pochylając nad Nico. Mokre włosy opadły na jego tors, a spojrzenie blondynki błądziło po jego twarzy. — Kolejny biedak, któremu zrujnuję życie, co?
sloane
Sloane cicho zamruczała, kiedy mówił. Łapiąc każde słówko, każdy moment, kiedy zaczepiał palcami o jej ciało. Po takim czasie może Sloane powinna już być odporna na jego dotyk, który znała, ale raz po raz, gdy musnął biodro czy udo czuła, jak przez te miejsca przepływa przyjemny prąd.
OdpowiedzUsuń— I co masz zaplanowane na ten czas wolny, hm? — Mruknęła zaniżając nieco głos. Może jeszcze nie miała konkretnego planu, ale skoro ich ścieżki się przecięły to chyba warto było z tego skorzystać, prawda? Nie czekać, aż znów przypadkiem gdzieś na siebie wpadną tylko w pełni wykorzystać bycie obecnymi na nowo w swoim życiu. — Mhm, treningi, walki… twój żywioł. Wiem, że dostajesz pierdolca, jak nie jesteś na ringu. — Wytknęła. Pamiętała to z czasów, jak byli razem i akurat miał przerwę. Nie potrafił siedzieć na tyłku i ona też nie. W jakiś sposób musiał wypełnić sobie czas.
— Na koncert za wcześnie, ale mogę zaprosić cię na oficjalne odsłuchanie albumu. — Powiedziała. Miało być kameralnie i parę osób, a Nico akurat zaliczał się do grona ludzi, z którymi Sloane mogłaby takie wydarzenie świętować. — Oczywiście w roli honorowego gościa.
Sloane sama nie wiedziała, co robi. Szła za tym, co akurat sobie wymyśliła, a teraz… Teraz chciała tylko spędzać czas z Nico. Przesunęła spojrzenie na jego dłoń, która swobodnie poruszała się po jej ramieniu, aż po nadgarstek. Kąciki ust Sloane lekko drgnęły do góry.
— Może nie tylko od wody. — Mruknęła przysuwając się nieco bliżej. W głowie błyskały jej czerwone lampki, które ostrzegały, aby tego nie robiła. Nie sobie, ale jemu. Nawet, kiedy brzmiał na przekonanego, że poradzi sobie z jej chaosem i rujnowaniem życia. W ostatnich miesiącach Sloane miała tę zdolność, aby psuć życie wszystkim i to w koncertowy sposób. — Hej, ja niczego nie ukradłam. To ty kradniesz szlafroki i szampana, wkradasz się do hoteli. Ja jestem tutaj porwaną, nie pamiętasz? — Przypomniała mu.
Sloane pozwoliła się przyciągnąć bliżej i wcale nie protestowała. Piwne oczy dziewczyny błyszczały teraz wesoło i już jakby nie było w nich śladu po tych wszystkich słowach, które mówiła mu przedtem. Było trochę tak, jakby odcięła się grubą kreską od tych wszystkich miłosnych rozterek. Tego z kim chce być, a z kim powinna. Czy w ogóle z kimś powinna być. Znowu była tylko ich dwójka. Schowani w półmroku nad hotelowym basenem, sklejeni ze sobą ciałami. Posyłający sobie spojrzenia, które prowadziły prosto w objęcia kłopotów, a czy nie właśnie tego dziś chcieli? Wpaść razem w kłopoty, jak za starych dobrych czasów?
— Jesteś pewien, Miller? — Spytała cicho, miękko. Niskim tonem. Sloane powoli wchodziła w rolę tej uwodzicielskiej dziewczyny, która spoglądała zalotnie spod rzęst. Uśmiechała się kusząco i prowokująco. — Bo z tego nie ma odwrotu, wiesz?
Patrzyła mu prosto w oczy, a w nich nie widziała nawet grama zawahania.
Rozciągnęła usta w zaczepnym, zadziornym uśmiechu, gdy jego palce znalazły się na jej biodrach. Przysunęła je jeszcze bliżej, aby po krótkiej chwili nieco się odsunąć. Wyprostowała się, wciąż na niego uważnie patrząc. Zsunęła materiał szlafroka z ramion. Tym razem już nie zadrżała od chłodu panującego nad basenem. Potem znów się nad nim nachyliła. Zagłębiając twarz w miejscu między jego uchem, a szyją. Mimo chloru czuła też wyraźnie perfumy. Mocne, ale nie duszące. Pasujące do niego idealnie. Dmuchnęła delikatnie na jego szyję, zanim bez większego zastanowienia musnęła ustami to samo miejsce. Miał ciepłą skórę i znajomą, zbyt znajomą, aby potrafiła się jej oprzeć.
— Odporność na moje szkody, co? — Zamruczała, bardziej podekscytowana niż być powinna. Te słowa brzmiały jak obietnica, której Sloane dawno nie słyszała. Jakby w końcu pojawił się ktoś kto akceptował jej szaleństwo w pełni i nie zamierzał się wycofać tylko dlatego, że nagle zrobi się trudniej. Wiedział o niej teraz wszystko; nie ukrywała niczego. Wiedział, jak rozdarta jest i że znalazła się w kiepskim miejscu, z którego nie potrafiła się jeszcze wydostać.
I mimo tej całej wiedzy wciąż tu był. Gotów na zniszczenia, które niosła za sobą Sloane. Na katastrofy, które w niej były. Przymknęła na moment oczy, jakby… próbowała się przed tym jeszcze powstrzymać. Dać mu szansę, aby zmienił zdanie. Może wręcz na to czekała, że będzie kazał jej spadać.
Usuń— Może skorzystam z tej trzeciej opcji. Wygląda mi na… chętnego.
sloane
W momencie, w którym Sloane musnęła ledwo ciepłą skórę szyi Nico wiedziała, że nie ma z tego odwrotu. Nie chodziło już nawet o to, że nie będzie potrafiła się kontrolować, a o to, że nie będzie chciała przestać. Wszystko w nim było takie znajome i… bezpieczne. Gdzieś tliła się myśl, że Nico jej nie skrzywdzi. Nie zakradnie się do jej serca i nie będzie go rozdrapywał, a gdyby to zrobił to nie zaboli to tak, jak w przypadku Jamesa i Cartera. Chyba. Mogła się jeszcze przecież porządnie zaskoczyć.
OdpowiedzUsuńTyle, że wszystkie myśli, które Sloane miała w głowie już wyparowały wraz z jego mocniejszym uściskiem. Uziemił ją w tej chwili i nie pozwolił, aby myślała o czymkolwiek innym. Zatraciła się w ciepłej skórze, znajomych dłoniach i bliskości, której nigdy tak naprawdę nie zapomniała. Jego westchnięcie rozbrzmiało cicho w jej uszach, na co tylko blondynka uśmiechnęła się nieznacznie pod nosem. Jeszcze nic tak naprawdę nie zrobiła, a wyciągała z niego reakcje, których spodziewała się nieco później.
— Jeszcze nie podjęłam decyzji. — Wymruczała w jego skórę. Trochę się z nim drocząc, zostawiając w niepewności, czy zaraz się jej nie odmieni i nie będzie próbowała wymigać się od tego, co zaczęło się już dawno na parkiecie w klubie. Zostawiała na niej kolejne pocałunki. Niewielka ścieżka pocałunków na szyi, która prowadziła od miejsca tuż pod uchem, trochę w dół i kilka na ramieniu. Dłonie zsunęła na boki jego ciała, chcąc przypomnieć sobie jego krawędzie, sprawdzić może, jak zmienił się od ostatniego razu. Nie dociskała nigdzie, mając na uwadze, że był po walce obolały i w paru miejscach posiniaczony.
Sloane już doskonale wiedziała, że nie ma zamiaru się zatrzymywać. Czy rzucać słowami „to był błąd, przepraszam”. Była zdecydowana, podobnie jak Nico. Dziewczyna cicho westchnęła, kiedy jego palce wplątały się we włosy, a potem mimowolnie jęknęła, gdy jego usta zderzyły się z jej. Początkowo nie zareagowała, pogłębiła pocałunek po sekundzie, jak już od niej dotarło, że to faktycznie się dzieje, a Nico nie jest tylko przyjemnym wyobrażeniem. Usłyszała, gdzieś w tle tłuczone szkło, ale nie oderwała się, aby sprawdzić czyj to kieliszek spadł. To było bez znaczenia. Poprawiła się na jego udach, przybliżając bardziej. Przesunęła dłonie na jego ramiona, o które się oparła i wbiła w nie palce. Mocno i pewnie, jakby to miało ją do niego na dobre przyczepić. Smakował szampanem, wyczuwała posmak wypalonego wcześniej papierosa, ale już nie był on intensywny. Niezadowolone westchnięcie uciekło spomiędzy jej ust, aby po chwili zmienić się w te pełne rozkoszy, gdy jego usta znalazły się na jej szyi. Posłusznie odchyliła głowę, aby dać mu do siebie lepszy dostęp. Przesunęła dłoń na kark Nico, a potem trochę wyżej wplątując palce w jego włosy. Mokre kosmyki ślizgały się między jej palcami. Oczy miała przymknięte, a ciało napięte i gotowe. Bez żadnych dodatkowych myśli. Bez żadnego, „a co, jeśli”. Nie było w niej nic, co mogłoby im ten moment przerwać.
Głos Nico przeniknął do jej wnętrza, sprawiając, że zadrżała od słów. Brzmiały jak słodka, grzeczna obietnica, której blondynka nie mogła się doczekać. Towarzyszył jej przy tym delikatny, pewny siebie, zadziorny uśmiech, który prowokował, aby szedł dalej. Aby się nie zatrzymywał i nie wymigiwał.
— Nie przestawaj. — Zażądała i może tez rozkazała. Ona również nie zamierzała. Skóra jej mrowiła, serce szalało za żebrami, a oddech przyspieszył i stał się nierówny.
Szarpnęła za materiał swojego szlafroka, lekko się podnosząc, aby go wyciągnąć spod siebie i opuścić na podłogę obok nich. Sięgnęła do jego, który w dość nagłym i pospiesznym ruchu próbowała zdjąć z jego ramion. W tym samym momencie ich spojrzenia się spotkały; iskrzące i głodne siebie nawzajem. Na tę krótką chwilę Sloane miała wrażenie, że cały świat zwolnił, a moment, w którym patrzyli sobie w oczy trwał w nieskończoność. Trwało to zaledwie chwilę, zanim tym razem to ona go pocałowała.
Spragniona smaku ust, które przed chwilą dał jej posmakować. Pogłębiła od razu pocałunek, w niemej walce o kontrolę. Dłonie opierała o jego ramiona, przyszpilając go do materaca. Zakołysała w zniecierpliwieniu na nim biodrami. Czuła jego dłonie na sobie, pewne i mocne. Ściskające ją z tą znajomą pewnością. Gdzieś między pocałunkami cicho jęknęła w jego usta, które tłumiły dźwięk. Nie przerywając pocałunku sięgnęła po dłonie chłopaka, aby z bioder przenieść na je plecy w okolice zapięcia od stanika, był bez ramiączek i wystarczył tylko sprawny ruch, aby opadł.
Usuńsloane
Blondynka nie ukrywała, że podoba się jej to przejęcie nad nim kontroli. Nie lubiła pozostawać bierna czy czekać, aż ktoś za nią podejmie decyzję. Tej nocy jednak potrzebowała, aby sprawy przynajmniej z początku potoczyły się tak, jak ona sobie to sama wymyśliła. Nico świetnie się w tej roli sprawdzał. Przyjmował jej pocałunki bez wahania, jego dłonie badały uważnie ciało blondynki, jakby i on przypominał sobie, jak miękka jej skóra jest w dotyku, czy Sloane wciąż reaguje na dotyk w poszczególnych miejscach. Tak, reagowała. Mimo zaborczości w jego dotyku, brakowało w nim aż takiej władczości, do której blondynka była przyzwyczajona. Co wcale nie znaczyło, że gorsze. Nico ją znał i wiedział, może nawet aż za dobrze, czego jej było potrzeba. Nie musiał nad nią dominować w każdym aspekcie, aby skończyła usatysfakcjonowana i ledwo łapiąca oddech.
OdpowiedzUsuńJego ruchy były boleśnie powolne. Sprawiło to, że Sloane jednocześnie drżała z podniecenia, głodu i czuła, jak każdy jej nerw drga w zniecierpliwieniu, kiedy Nico bez wyraźnego pospiechu muskał ledwo jej skórę. Chwilami Sloane prawie nie czuła tego dotyku, który zdawał się bardziej być jak lekki podmuch wiatru na jej plecach. Muskający ją delikatnie, jakby chciał się tylko podrażnić, a potem zniknąć. Kolejne pocałunki, które składał na jej szyi rozgrzewały ciało do czerwoności. Sloane nie potrafiła dłużej czekać i nie chciała, ale do tego, aby przyspieszyć, podarować sobie tę grę między nimi też nie potrafiła. Zdradzało ją własne ciało i głos; pojedyncze westchnięcia, przymknięte powieki czy palce, które sporadycznie zaciskały się na ramionach Nico, gdy ten pieścił jej szyję i nie spieszył się z absolutnie niczym.
Patrząc mu w oczy nie pamiętała już, gdzie się znajdują. Były tylko jego jasne tęczówki, w których, gdyby lepiej się przyjrzała to mogłaby dostrzec własne odbicie. Błyszczące i było w nich również coś, czego Sloane nazwać nie potrafiła, ale cholernie podobało się jej w nich wszystko, co widziała. Zamruczała cicho, gdy przycisnął ją bardziej. Od razu czując, że i nie tylko ona była gotowa. Cienki materiał bielizny nie ukrywał niczego. Krótki jęk uciekł spomiędzy jej warg. Oczekiwanie zdawało się ciągnąć w nieskończoność, a jednocześnie nie potrafiła zmusić się do tego, aby przyspieszyć. Smakowała każdą sekundę między nimi. Każdy moment, kiedy przesuwał palcami po jej kręgosłupie, jak je zaciskał na udach czy później nieco wyżej na biodrach. Napięcie robiło się powoli nie do zniesienia, a Sloane czuła, że lada moment i rozsadzi ją od środka.
— Nico. — Jego imię opuściło jej usta w cichym, prawie niesłyszalnym szepcie. Głowa blondynki nieznacznie opadła na bok, kiedy przyjmowała pocałunku wzdłuż szyi. Gorące i mokre, naznaczając jej ciało, które teraz w pełni mu się oddawało i podatne było na każdy, najmniejszy dotyk. W sposobie w jaki wypowiedziała jego imię była cicha prośba, aby to trwało dalej, aby trochę się pospieszył, bo ona nie zamierzała przerwać tego dziwnego, ale coraz bardziej nakręcającego ją napięcia między nimi. Prośba, aby Nico jeszcze nie znikał i został z nią w tej chwili tak długo, jak to było możliwe.
Znów mruknęła, gdy wsunął palce między jej włosy i odchylił głowę pod takim kątem, który mu pasował. Sloane z tym nie walczyła, pozwoliła mu na to i odpowiedziała jedynie rozmarzonym, drapieżnym uśmiechem, który prosił o więcej.
— Nagą? — Wymruczała z cichym śmiechem, który rozniósł się między nimi z lekkością. Spoglądała na niego spod rzęs. Rozgrzane miała już nie tylko ciało, ale również i spojrzenie, w którym było coraz mniej cierpliwości.
Było w tej chwili coś nowego i ekscytującego. Poniekąd poznawali siebie na nowo, nie byli w końcu już tymi samym ludźmi. Sloane całowała go tak, jakby już nigdy więcej mogła nie mieć do tego okazji i z dokładnością, aby potem kiedyś w przyszłości móc odtworzyć ten moment bez przeszkód i ze szczegółami.
Wsunęła dłonie między nich, choć zdawało się, że nie ma już tam żadnej przerwy ani możliwości, aby swobodnie przesunąć nimi wzdłuż jego torsu to jednak to zrobiła. Szarpnęła gdzieś szlafrok, który jak upierdliwy element garderoby nie chciał opuścić w pełni ramion Nico.
Usuń— Możesz się w końcu rozebrać? — Warknęła. Przez głos blondynki przebijało się całe te zniecierpliwienie, które kumulowało się w niej już od jakiegoś czasu. Oczy miała rozbawione, przesiąknięte pożądaniem. Wysunęła jedną dłoń spomiędzy nich, aby ująć w palce podbródek Nico i przysunęła się do niego, wpijając znów w usta. Z siłą i głodem, który mógł teraz zaspokoić tylko on. Druga dłoń muskała tors, brzuch, nim bez większego ostrzeżenia wsunęła ją za materiał bokserek. Uśmiechnęła się między pocałunkami, skupiona była na jego ustach, ale i na reakcji ciała. Na każdym drgnięciu i dźwięku.
sloane
Przez krótką chwilę w oczach blondynki mignęła złość, kiedy zaczął się z nią drażnić. Nie dawał się pocałować, mimo, że jasne było, jak bardzo chce zatopić się w jego ustach. Ponownie warknęła zirytowana, ale i podniecona jego gierką.
OdpowiedzUsuńSloane z premedytacją wsunęła dłoń głębiej. Ledwo tylko go dotykając, nim pogłębiła ruchy dłonią. Powolne, wręcz w irytujący sposób. Przybliżyła twarz bliżej Nico, muskając lekko jego usta, które teraz były rozchylone. Oddychał ciężko, wyglądał też, jakby na moment stracił kontakt z rzeczywistością, a to nakręciło ją tylko bardziej. Oczami sunęła po jego twarzy, łapiąc każdy grymas. Mruknęła cicho, nachylając się nad jego szyją. Złożyła na niej dłuższy pocałunek, a potem kolejny i jeszcze jeden, zanim pocałowała o znowu. Czując, że przynajmniej przez chwilę może dyktować warunki i podobało się jej to bardziej niż powinno.
Ze wszystkich scenariuszy, które miała w swojej głowie nie przewidziała tego. Sloane była pewna, że upije się na tyle, aby nie pamiętać po co właściwie przyszła do tego klubu, a potem Ryan ją odbierze z klubu. Albo wróci uberem. Czy czymkolwiek co będzie w pobliżu, bo pewnie nie byłaby w stanie, aby wybrać numer do ochroniarza. Któremu pewnie powinna była dać znać, że wychodzi, ale gdyby kręcił się w pobliżu to ucieczka z klubu byłaby utrudniona.
— Tak, skarbie? — Szepnęła mu w usta, gdy wypowiedział jej imię. W tej samej też chwili dłoń blondynki poruszyła się nieco szybciej. Raz zwalniała, a potem przyspieszała tempo. Sama też czuła się rozgrzana od środka. Podbrzusze paliło i miała wrażenie, że lada moment, a eksploduje od doznań, które Nico jej dawkował w zdecydowanie zbyt małych ilościach. Jęknęła mimowolnie, kiedy szarpnął za włosy. Plastikowa korona przekrzywiła się na jej głowie, ale jeszcze dzielnie tam trzymała. Czuła na swojej skórze jego gorący oddech. Każde mruknięcie rozlewało się po jej ciele. Nie potrafiła powstrzymać uśmiechu zadowolenia.
Z pomrukiem pełnym zadowolenia przyjęła, kiedy wypełnił jej prośbę. Z małym opóźnieniem, ale to już było bez znaczenia, prawda? Sloane nie odpowiedziała, tylko się przybliżyła, aby złączyć ich usta w pocałunku. Głodnym i zachłannym, jakby już nigdy więcej nie miała okazji do tego, aby go pocałować. Sloane nie potrzebowała sprawnej drogi, która pozwoli jej się z tego wycofać. Zbyt głęboko już w tym tkwili, aby mogli się opamiętać. Była również zbyt zdecydowana, aby tego móc żałować. Czego niby miała? Nico nie był kimś przypadkowym. Nie był z tych facetów, których się żałuje.
Doskonale wiedział co robi, gdy sunął dłonią po jej ciele. Nagrzanym i gotowym, omijając strategiczne miejsca. Niecierpliwiła się, kołysała lekko biodrami spragniona intensywniejszego dotyku.
— Och — wyrwało się jej, a głowa odleciała do tyłu. Poruszała biodrami w narzucony przez Nico rytm. Drugą dłoń opierała o jego ramię, nie zwracając uwagi na to, czy zaciska tam tylko palce czy wbija może paznokcie. Traciła rozum i panowanie nad własnym ciałem. Nad wszystkim wokół.
Ciało Sloane napinało się, drżało i pulsowało od zwinnych palców Nico. Gorącego oddechu, który wciąż na sobie czuła i słów, które przedtem jej wypowiedział. Dookoła unosiły się tylko ich dźwięki; ciężkie oddechy, urwane jęki i westchnięcia, a to wszystko tylko podkręcało wyobraźnię Sloane.
— Cholera, Nico — westchnęła. Podciągnęła głowę z powrotem. Mokre kosmyki miała w nieładzie. Koronę przekrzywioną. Nie dała rady wypowiedzieć nic więcej. Odsunęła się od niego w pewnej chwili, ale jedynie po to, aby zsunąć z bioder czarny materiał. Nie chciała przerywać, ale była już zniecierpliwiona. Zbyt mocno, aby przedłużać dalej. Pozbyła się ich sprawnie i natychmiast opadła z powrotem na jego uda. Przez cały ten czas patrzyła mu w oczy. Nie szukała w nich zawahania, bo i tak wiedziała, że go tam nie znajdzie. Uniosła się delikatnie nad Nico, by po chwili się na niego osunąć. Wstrzymała na moment oddech, czując, jak rozkosznie rozciąga ją od środka.
— Kurwa, jesteś idealny — wymruczała.
sloane
Sloane czuła, jak na moment odcina ją od tego, co działo się między nimi na tym cholernym leżaku. Nie zalały ją żadne myśli, nic nie szeptało do ucha, aby się opamiętała. Trwała w tych kilku sekundach, kiedy nawet na nim nie drgnęła. Nico był jednym co czuła i jedynym o którym myślała.
OdpowiedzUsuńTrwało to zaledwie parę sekund, zanim zakołysała na nim biodrami. Poruszała się leniwie, niemalże, jakby od niechcenia, choć to byłoby kłamstwo. Ona nie tylko go chciała, a wręcz pragnęła, a Sloane nie była znana z tego, aby nie spełniać swoich zachcianek. Zawładną jej umysłem i ciałem, w ten sam sposób co kiedyś, a może i nawet w lepszy. Jakby próbowała odnaleźć rytm, który będzie do nich najbardziej pasował. Ale znała siebie i znała jego, powolne i słodkie chwile nie były zarezerwowane na momenty takie, jak ten. Pożądanie, zaborczość i władczość z nich wręcz kipiało, nie potrafiłaby się dłużej powstrzymać nawet, gdyby chciała.
— Nico — szepnęła miękko, osuwając się na jego klatkę. Złożyła na niej parę pocałunków, zdobiła ją kolejnymi i kolejnymi. Naznaczając go sobą coraz bardziej. Chcąc, aby nie zapomniał o niej zbyt szybko, jeśli pójdą w różne strony. To była sekunda, kiedy poczuła, jak wymyka się jej spomiędzy palców i decyduje za nią. W chwili, gdy wbił się w nią mocniej, a Sloane mu się nie opierała. Dopasowała się do tempa, które im narzucił. Biodrami wychodziła mu naprzeciw, zatapiając się w tej chwili kompletnie. W pocałunkach, które ją oszałamiały. Głębokie i gwałtowne, zapadające w pamięć. Palce, które zaciskały się z wyczuciem, ale w sposób, który nie pozwoliłby o tym dotyku zbyt szybko zapomnieć. Pocałunki tłumiły kolejne pomruki i jęknięcia, jej i jego.
Od tamtej nocy w Londynie Nico nie przemykał zbyt często przez jej głowę. Pojawiał się czasami, ale nigdy jako pragnienie, aby znów go posiąść. Poczuć w sobie, jego dłonie na ciele i gorące pocałunki, od których usta robiły się ciepłe i nabrzmiałe. Zapomniała o nim, jak o kochanku. Naturalnie, nie bo wyprała go z pamięci. Pojawili się inni, którzy zawrócili jej w głowie ta, jak Nico wieki temu i to na nich się skupiała, a teraz, gdy miała go pod sobą, poruszającego się w niej intensywnie, sprawiającego, że nie była w stanie sensownie myśleć, kompletnie nie rozumiała, jak mogła sobie na to pozwolić.
Westchnęła, gdy plecami opadła na materac. Spoglądała na niego z lekko rozchylonymi ustami i szeroko otwartymi oczami, które pociemniały od pożądania i tej, jakby nie patrzeć, ale zaskakującej bliskości. Bo jeszcze w klubie Sloane była pewna, że sobie żartują, że nie dojdzie między nimi do niczego, co nie byłoby niewinnym flirtem, a leżała pod nim z rozłożonymi nogami, z nim w sobie i czekała na więcej. Brała od niego garściami tyle, ile był w stanie jej dać i potem sięgnie po jeszcze więcej. Chciała przyciągnąć go za kark, ale w tej samej chwili, w której sięgała rękami oplótł jej nadgarstki. Sloane jęknęła w cichym proteście, zaledwie przez chwilę z nim walcząc, choć w rzeczywistości ani nie śniła, aby zabrać ręce. Spojrzenie miała teraz tylko bardziej skupione.
Głośne, praktycznie niekontrolowane jęki opuszczały jej ciało z każdym mocniejszym pchnięciem. Nie dbała, o to, że goście hotelu mogą usłyszeć, że może zjawić się ochrona. To wszystko było bez znaczenia. Wysuwała biodra naprzeciw Nico, dopóki mogła, choć była przez niego przyszpilona do materaca, a jej ruchy były ograniczone. Czuła, że jest zdana tylko na jego łaskę i to wcale nie było złe uczucie. Ogłupiające, uzależniające.
A potem powiedział coś, co nakręciło ją tylko bardziej. Oddychała mu prosto w wargi, a opuszczające jego usta słowa uderzały o jej, jakby chciał, aby w pełni do niej dotarło to, co mówił. I cholera, docierało.
— Ja pierdolę — warknęła — nie wiesz w co się pakujesz, Nico — mruczała. Wyswobodziła dłonie z jego uścisku, choć potrzebowała tylko jednej tak naprawdę. Oplotła nią kark Nico, chcąc go tym samym mieć bliżej siebie, choć to fizycznie już nie było możliwe, aby znalazł się bliżej. Przekroczyli już wszelkie granice bliskości.
Nie potrafiła zrozumieć, jak i dlaczego tak mocno potrzebuje w życiu ten adrenaliny. Dreszczyku emocji, które sprawia, że jest uważna i rozgląda się dookoła. I tu w tej chwili, wiedziała, że Nico jej to wszystko da. Już dawał. Bez zadania pytań. Bez oczekiwań.
UsuńWbiła paznokcie w jego plecy. Przesunęła nimi po nich wręcz z dziką brutalnością.
— Co tylko chcę? — Powtórzyła z niemal rozmarzonym wyrazem twarzy. Wyglądała, jakby dawał jej najlepszy prezent pod choinkę. Z rozmazanym makijażem, pojedynczymi, wulgarnymi jękami wyglądała jakby to on zrujnował ją, a nie na odwrót. — Kurwa, to najpiękniejsze co usłyszałam. — Krótko się zaśmiała, nim sięgnęła dłońmi do jego twarzy, aby przyciągnąć go do siebie po kolejny pocałunek. Gwałtowniejszy od poprzednich. Zacisnęła uda wokół niego. Cała drżała pod nim, wciąż jednocześnie spragniona na więcej i kompletnie niegotowa, aby tę noc zakończyć.
sloane
Sloane miała wrażenie, że szarpią sobą nawzajem. Zmieniając kierunek tego, gdzie to prowadziło co jakiś czas. Było tak, jakby to raz jedno z nich rządziło wszystkim, a potem oddawało pałeczkę w ręce kogoś innego. Gubiła się w tym i w pełni zatracała. Jak w czymś niesamowicie słodkim, ostrym. To było uzależniające uczucie, po które już wiedziała, że z tą samą dziką przyjemnością sięgnie w przyszłości. Kompletnie teraz nie potrafiła zapanować nad swoim oddechem czy ruchami, poruszała się instynktownie, odpowiadała na jego pocałunki, żarliwe i głębokie, a nic innego się nie liczyło. Przyjmowała go w sobie chętnie, prosząc o więcej i mocniej, nie dbając o to, że mogą nadejść jakieś konsekwencje. Była wolna, prawda? Nie uwiązana żadnym pierścionkiem ani obrączką, żadnymi obietnicami.
OdpowiedzUsuńChwilami już nie wiedziała, gdzie zaczyna się ona, a gdzie Nico. Byli spleceni w tym szaleństwie. Spoceni, ponaglający siebie nawzajem, a jednocześnie robiący wszystko, aby spełnienie zbyt szybko nie nadeszło, a noc trwała w nieskończoność. Miał ją tutaj w całości, kompletnie mu oddaną i Sloane w tej chwili chciała trwać tak długo, jak to tylko możliwe. Zatrzymałaby czas, gdyby tylko potrafiła. Siebie i jego w tym momencie, na tym wodoodpornym materacu, z którego miała wrażenie, że mogą w każdej chwili zlecieć, ale to było teraz bez znaczenia. Każdy dźwięk, który opuszczał usta Nico sprawiał, że Sloane niekontrolowanie drżała. Świadomość, że to dzięki niej, doprowadzała ją do czystego obłędu. Mięśnie Sloane w pewnym momencie w końcu się napięły, oczy pociemniały i zmatowiały, a na ustach ostał się niemy krzyk, kiedy przez ciało przepłynęła fala przyjemności. Ręce lekko zsunęły się z ciała Nico, kompletnie bezradne. Drżała w jego objęciach z rozkoszy i tej dzikiej satysfakcji, która zostawiła ją w kompletnej rozsypce. Oddychała ciężko gdzieś w jego skórę, już sama nie wiedziała do końca co się z nią dzieje ani gdzie jest. Wiedziała tyle, że Nico jest razem z nią, a reszta blondynki nie interesowała.
Podniosła rękę, tym razem z delikatnością przesunęła po jego plecach. Niemal wyczuwała pod palcami te wszystkie zadrapania, które na nim zostawiła. Nie żałowała ani jednego. Sloane z cichym pomrukiem zadowolenia słuchała jego urwanego oddechu, westchnięć. Wszystkiego, co było dowodem tego, co między nimi zaszło. Wciąż obejmowała go nogami, nie chcąc puścić ani dopuścić do tego, aby między nimi była jakakolwiek przerwa.
Roześmiała się po jego słowach, było jej ciężko, ale cholernie dobrze. Jeszcze nie wróciła na ziemię. Unosiła się gdzieś ponad nią. Z dala od Nowego Jorku i tego wszystkiego co się tutaj działo.
Przymknęła oczy. Wciąż lekko gładziła jego plecy, a palce drugiej ręki wsunęła między jego kosmyki.
— Ja też nie wiem, w co cię pakuję, Nico. — Przyznała bez ogródek. Sloane nie wiedziała. Zmieniała zdanie co sekundę. Równie dobrze jutro mogła stać pod drzwiami Jamesa, a jemu powiedzieć, że to była jednorazowa przygoda i aby dał jej spokój. Mogła też pod wpływem emocji napisać do Cartera. Albo zniknąć z powierzchni ziemi i tylko pojawiać się na obowiązkowych spotkaniach związanych z albumem. — Ale jeśli to będzie wyglądało tak… to zrujnuję nas z przyjemnością.
Bo to nie tylko jego by zniszczyła. Siebie również. Każda jej decyzja odbijała się na Sloane w nieprzyjemny sposób, ale to uczucie w trakcie… To było uzależniające. To tego pragnęła tak bardzo czuć. Tej nutki grozy, zanim wszystko pierdolnie.
Kolejne pocałunki były już inne. Spokojniejsze, a Sloane zareagowała na nie cichym pomrukiem, nieznacznie wijąc się pod ciałem Nico. Przymknęła powieki, rozkoszując się tym, jak teraz był delikatny. Niesamowite, jak to zmieniało się w przeciągu zaledwie paru chwil.
Co jakiś czas, Sloane lekko drgała od pocałunków, które zostawiał. Ciało wciąż miała wrażliwe i nastawione na Nico. Powoli jednak wracała też do siebie. Oddech miała już spokojniejszy, choć ciało nastawione w gotowości, gdyby zamarzył im się kolejny raz. Jej palce sunęły wciąż po jego ramionach, włosach. To był jej sposób, aby mu przekazać, że dalej jest obecna i przy nim, że go słyszy i czuje. W ciele, pod skórą. Nico był teraz wszędzie. Zakotwiczył się w niej, a Sloane… Sloane nie chciała go tak szybko wypuszczać.
Usuń— Da się to załatwić — mruknęła z lekkim uśmiechem. Uniosła się lekko na łokciach, aby na niego lepiej spojrzeć. Nieskrępowana nagością. — Ale może powinnam ci to dawkować. Wiesz, żebyś się mną za szybko nie znudził. Albo ja tobą. Sam widzisz, często zmieniam w ostatnim czasie zdanie.
Droczyła się, ale zrobiła to po to, aby dostrzec, jak jego oczy po tych słowach ciemnieją. Krótka prowokacja, która zadziałała tak, jak Sloane tego chciała.
sloane
Sloane gotowa była tutaj zasnąć. Trzymana w objęciach Nico i z jego przyjemnym ciężarem ciała na swoim mogłaby odlecieć momentalnie. Jej ruchu były już leniwe, przebijało się przez nie zmęczenie. Kompletnie nie spodziewała się tej nocy, a była też cholernie z niej zadowolona. Potrzebowała takiego zapomnienia o wszystkim. W tym czasie, który spędzili razem Sloane naprawdę poczuła się znów lekko. Jakby te wszystkie problemy, które w niej siedziały wyparowały. Nie trzymały się jej, nie próbowały dobijać i wyrwać jej z tej bańki szczęścia, w której Sloane się znalazła. Obejmowana przez Nico miała dokładnie to, czego chciała i potrzebowała na ten konkretny moment. Ciało jeszcze dawało znać o wydarzeniach sprzed chwili, ale powoli i mięśnie jej się rozluźniały, serce nie waliło już jak oszalałe, a oddech wracał do normy.
OdpowiedzUsuńByło jej tak błogo i przyjemnie, że nie sądziła, że cokolwiek lub ktokolwiek może jej tę chwilę przerwać. Nie mówiła nic więcej. Odpowiadała na pocałunki z delikatnością, tak, jakby nie chciała mu zrobić krzywdy, choć jeszcze nie tak dawno temu gryzła i drapała, a teraz odnajdowała spokój w miękkich, ciepłych pocałunkach. Słodkich wręcz.
Usłyszała to chwilę później. Zbyt skupiona na nim, aby zwracać uwagę na otoczenie. Jakieś szuranie. Uderzenie. Sloane zesztywniała pod nim.
— Kurwa — syknęła i zerwała się z materaca. Wkładała szlafrok w pospiechu. Rozglądając się za sukienką, butami i torebką. To były najważniejsze rzeczy, o resztę nie dbała. Zgarnęła stanik, ale nie widziała nigdzie dolnej części bielizny. I nieszczególnie się tym przejmowała.
Kiedy poderwała głowę do góry jej wzrok padł na starszą kobietę. Jej twarz powoli robiła się purpurowa, a Sloane nie mogła odgadnąć, czy było to z szoku, niedowierzania czy wściekłości, ale nie zamierzała zostać tu na tyle długo, aby się tym przejąć. Co to, to nie.
— Tylko ćwiczyliśmy — zaćwierkała Sloane wtórując Nico. Kobieta chyba jednak byłą w zbyt dużym szoku, aby w ogóle zareagować i w jakiś sposób ich zatrzymać. Możliwe, że zniknęli w windzie, zanim w ogóle zdążyła się odezwać. Sloane ledwo powstrzymywała śmiech. Korzystając z tego, że droga im zajęła chwilę wsunęła szpilki na nogi i sprawnie je zapięła. Zbyt sprawnie, jak na kogoś kogo jeszcze trzymał alkohol, ale adrenalina robiła swoje i ten fakt, że za chwilę będą musieli uciekać. Zanim informacja dotrze do portiera i zacznie ich ścigać.
Wypadli z hotelu w pospiechu. Pewnie zwracając na siebie większą uwagę niż powinni. W szlafrokach, rozgrzani, czerwoni na twarzy i z wyraźnymi oznakami, że wcale nie korzystali grzecznie z basenu pod osłoną nocy. Sloane pędziła za nim z rozbawieniem. Trzymając w jednej ręce swoją kieckę i stanik, choć te równie dobrze mogła tam zostawić. Nie zależało jej na nich jakoś wybitnie.
Objęła go, kiedy zatrzymali się na chodniku. Kawałek od hotelu i w miarę bezpiecznej odległości, aby nikt ich tutaj już nie gonił. Podniosła głowę do góry i spojrzała na niego z rozbawieniem. Bez przejmowania się, czy spieszący się tu ludzie ich rozpoznają. To był Nowy Jork. Para w białych, hotelowych ręcznikach nie robiła tu nikomu różnicy. Gorsze rzeczy działy się za dnia, a teoretycznie była jeszcze noc i większość przechodniów wracała z imprez albo szła na kolejną. Ludzie byli pijani. Nic się nie liczyło. Sięgnęła do jego ust, przerywając mu w łapaniu taksówki.
— Zgubiłam majtki — zaśmiała się. Nie pierwszy raz się jej to zresztą zdarzyło. I co zabawne, kolejny raz zgubiła je z nim. — Dobrze, że nie przyszła później. Byłabym wkurzona, gdyby nam przerwała — mruknęła. I on pewnie też. Zbyt dobrze się bawili, aby ktoś tam mógł wpaść i przerwać im ten mały kącik rozkoszy.
Oparła się policzkiem o niego, już pozwalając, aby złapał taksówkę. Jeździło ich tu sporo i zaraz jakaś się zatrzyma, aby zgarnąć dwójkę tak w zasadzie dzieciaków, które trochę narozrabiały.
— Jedźmy do ciebie.
Była to może prośba, a może sugestia. Sama nie wiedziała, ale tej nocy jeszcze nie chciała z nim kończyć. Wracać do swojego apartamentu. Do ciszy i myśli, które przy Nico się wyłączyły.
sloane
Usatysfakcjonowała ją ta odpowiedź.
OdpowiedzUsuńWyciszyła się trochę w taksówce. Oparta o tors Nico, bawiąca się jego dłonią. Widziała w lusterku, jak kierowca co jakiś czas na nich zerka z rozbawieniem. Sloane cały czas lekko się uśmiechała. Przez ten cały czas, kiedy z nim była czuła, że wszystko wskoczyło na swoje miejsce. I jest dokładnie takie, jakie być powinno.
Apartament Nico wyglądał dokładnie tak samo, jak zapamiętała. Miała wrażenie, że nic się tutaj nie zmieniło. Znajome meble, ułożone trofea i zdjęcia. Wszystko było na swoim miejscu. Jakby wyszła stąd zaledwie wczoraj, a nie miesiące tematu. Rozgościłaby się i bez jego „pozwolenia”. Czekając, aż wróci rozgościła się w kuchni. Szukając dla siebie czegoś do picia. Poza tym przechadzała się po apartamencie zastanawiając, czy znajdzie coś, co będzie dla niej nowością, ale może poza paroma nowymi zdjęciami nie było nic więcej. Wszystko było dokładnie takie samo. Jakby czas się tutaj zatrzymał. Każdy kąt przepełniony był też wspomnieniami. Przypomniała sobie, jak kilka dni spędziła u niego. Była chora i naciskał, aby zatrzymała się u niego. Była zima, a za oknem prószył śnieg. Sloane z gorączką i zasmarkana, siedzieli przy stoliku grając w uno. I oboje oczywiście oszukiwali. Każdy zakątek był związany z jakimiś wspomnieniami. Tymi uroczymi, o które nikt by nie posądził jej czy jego, ale i te, które zostawały tylko między nimi. Gdyby postarała się mocno to mogłaby te wspomnienia odtwarzać, jak film w głowie. Każda scena była wyraźna i przyjemna.
Zajęła jego miejsce w łazience, ale jej zeszło dłużej. Korzystała z tego co było pod ręką, aby zmyć makijaż. Osuszyła włosy ręcznikiem, a na siebie włożyła jego koszulkę, bo już oczywiście zdążyła mu pogrzebać w garderobie i wyjąć z niej to, co jej pasowało. Czarna koszulka z jakimś nadrukiem, który teraz nie był dla Sloane istotny. To było tak znajome. Trochę wybijało ją to z rytmu, ale i ekscytowało. Była w znanym sobie apartamencie. W nowej koszulce, ale uczucie było te samo. Nawet pachniała znajomo, co wskazywało, że nie zmienił zapachu płynu do ubrań.
Odświeżona i znacznie spokojniejsza wróciła do niego. Zanim sama zdążyła wpakować mu się na kolana, to on przyciągnął ją do siebie. Sloane zareagowała lekkim śmiechem i dopasowała się do jego ciała niemal od razu.
— To ja powinnam dziękować. — Wymruczała w odpowiedzi. Musnęła jego policzek. Miała za co. Wysłuchał jej bez osądu ani razu nie spojrzał na nią tak, jakby była wszystkiemu winna. Mimo, że była i nie było to dla niej najlepsze, bo tylko by utwierdzało ją dalej w przekonaniu, że nie robi nic złego, ale tej nocy naprawdę tego potrzebowała. Być zrozumianą i to w sposób, którego nie mógł dać jej nikt poza nim.
Sloane się krótko roześmiała.
— Powinniśmy to powtórzyć, nie uważasz? — Mruknęła. Wplątała palce w jego włosy. Bawiąc się mokrymi kosmykami, nachyliła do jego szyi, aby złożyć na niej pocałunek. Kiedy się odsunęła, to usta Nico odnalazły jej. Sloane odpowiedziała na pieszczotę bez pospiechu. Trochę tak, jakby chciała go dokładniej posmakować. Jeszcze bardziej utrwalić sobie te pocałunki w głowie. — I znowu, znowu i znowu. Dopóki żadne z nas nie będzie w stanie się ruszać, wszystko będzie nas boleć, a z mózgu zostanie tylko papka. — Mruczała dalej. Byliby do tego zdolni. Tego jednego była pewna.
Sięgnęła dłonią do jego policzka, lekko go gładząc. Miał taki spokój w sobie, który od razu udzielał się i jej. Nie potrzebowała teraz żadnych deklaracji. Tylko właśnie tej chwili między nimi.
— Zaniedbaliśmy się trochę, co? — Westchnęła. Osunęła się na nim lekko, aby głowę ułożyć na jego ramieniu. Przymknęła oczy, gotowa, aby odpaść, ale nie zamierzała odbierać sobie tych chwil spędzonych z nim. Zwłaszcza, że ona naprawdę nie wiedziała, co będzie rano. Czy nie ucieknie z mieszkania zanim Nico się obudzi, czy zostanie tu na dłużej. To była jedna wielka niewiadoma. — Ale było świetnie. Tęskniłam trochę za tym, wiesz? Za tym naszym chaosem i tym, jak to ma dla nas sens.
Odnajdowali się w tym. Z boku to pewnie wyglądało, jak jeden wielki rozgardiasz, ale dla nich to była codzienność. Coś co znali i rozumieli. Pływali w tym od zawsze. Dopiero, kiedy robiło się spokojniej to zaczynali się gubić. I nie chodziło o taki spokój, jak teraz, który był potrzeby, aby zregenerować się i trochę odpocząć.
Usuń— Mam nadzieję, że miałeś porządny seks i to nie pierwszy raz od ostatniego razu, jak jesteś zadowolony, bo to byłoby zwyczajnie przykre — parsknęła. Zatrząsnęła się na nim ze śmiechu. Nawet, gdyby chciała to nie potrafiłaby sobie tego wyobrazić, aby mogło mu z kimś być źle. Chyba, że z jakąś totalnie randomową laską, której kompletnie nie zna. To zawsze było jak branie kota w worku. Albo będzie zajebiście albo tragicznie.
Sloane odetchnęła trochę głębiej i zamknęła oczy. Chowając się w jego zapachu.
— Dziękuję, Nico. Potrzebowałam tego i… potrzebowałam ciebie.
sloane
Czasami się zastanawiała, czy się do niego nie odezwać, ale potem ten pomysł uciekał jej z głowy. Sama nawet nie wiedziała, dlaczego. Nie prowadzili żadnych rozmów między sobą, nie było między nimi wojny. Wszystko wskazywało na to, że mieli za sobą tę relację i żadnej potrzeby, aby ją odnawiać. Aż nie spotkali się tej nocy i okazało się, że te tak naprawdę niepotrzebnie trzymali dystans. Nawet jeżeli nieświadomie.
OdpowiedzUsuń— Ale może już sobie na tyle nie znikajmy. — Poprosiła. Uniosła lekko głowę, aby sięgnąć do jego ust, na których złożyła czuły pocałunek. Bez pospiechu, który by sugerował, aby zrzucali z siebie te cienkie warstwy, które mieli. Ona koszulkę, on bokserki. Ułożyła dłoń na jego torsie i westchnęła, znów kładąc mu głowę na ramieniu. — Ważne, że dla nas to ma sens. Nikt inny się nie musi w tym odnajdywać.
Sloane mogła obiecywać mu, że go zniszczy, gdy się do niej zbliży i to pewnie była prawda. Blondynka nie należała do ludzi, którzy łatwo podejmują decyzję. Miotła się między jednym, a drugim wyborem i co gorsze – teraz jeszcze pojawił się trzeci. Nico był jak słodki cukierek, kiedy jest się na diecie. Wiesz, że nie powinnaś po niego sięgać, ale i tak to zrobisz, bo wiesz jaką rozkosz ci da. Mimo tego słodkiego porównania, Nico był również dla niej ważny. Stanowił pewną część jej życia, którą uważała za najspokojniejszą i najbardziej przyziemną. Był kimś więcej niż tylko byłym chłopakiem. Żadnej etykietki nie miała, a fakt, że Nico jej nie potrzebował wiele ułatwiała. Nie było męczących pytań, nieodgadnionych spojrzeń i tej potrzeby, aby ustalać, co między nimi jest. Coś było, ale po co to nazywać wprost, kiedy nie ma odpowiednich słów? Żadne situationship, żaden crush, żadne friends with benefits. Po prostu Nico i Sloane. Dwójka silnie związanych ze sobą ludzi, którzy może nie wiedzieli co ze sobą zrobią, ale wiedzieli, że będą się przy tym bawić wybornie i to było tak naprawdę jedyne co się liczyło.
Nie opanowała, kiedy się zaśmiał. Sama siebie tym rozbawiła. Drżał od śmiechu pod jej policzkiem, a ona chłonęła tę beztroskę, która nim zawładnęła. Przesuwała w tym samym czasie też dłonią po jego torsie. Naznaczonym śladami po ostatniej walce i śladami po niej, a nawet nie pamiętała, kiedy zostawiła mu malinki.
— Dobrze, dobrze. To byłoby martwiące, gdybyś nie miał… szczęśliwego zakończenia. — Prychnęła. Jakoś sobie tego nie umiała wyobrazić. Na ich szczęście nie byli poszkodowani w czasie, który spędzili osobno. Sloane narzekać też nie mogła. Wciąż, gdy wracała myślami do poszczególnych wspomnień czuła znajomy ogień w podbrzuszu i głód, którego nie zaspokoi sama. — Kocham być wyjątkową, cholera, cudownie wpływa to na moje ego. Mów mi tak dalej, Nico.
Odwzajemniła pocałunek, poprawiając się na jego udach. Palcami musnęła lekko ramię i przesunęła nimi w dół, aż do nadgarstka i jego dłoni, w którą wplątała palce. Pocałunek był raczej delikatny, z tego rodzaju, który nie dąży do niego poza tą konkretną pieszczotą i cholernie się jej to podobało, ale też wcale nie byłaby zła, gdyby znów się do siebie dobrali. Ale potrafiła być cierpliwa, a coś jej mówiło, że pewnie nie będą trzymać rąk przy sobie długo.
— Mhm, to między nami… nie stworzysz kopii. — Przytaknęła, a usta wygięła w uśmiechu, który był na granicy rozmarzenia, a niesfornego. — Jesteśmy po prostu tak dobrzy, Nico. — Dodała. Nie było w tym przechwalania się, a zwyczajna prawda.
Dla Sloane seks nie był czymś świętym. Czymś zarezerwowanym dla tego jedynego, ale nie lubiła, kiedy było nudno. Gdy nie działo się nic, gdy panowała cisza. Za to ostatnio… Ostatnio w tym temacie działo się aż nazbyt wiele i zarówno wtedy, jak i dziś czuła się zdobywana. Tak, jak lubiła. Podziwiana. Lubiła być ganiana, poczuć się czasem, jak ofiara, która nie ma ucieczki przed drapieżnikiem. Dlatego Nico tak dobrze jej smakował. Znał ją i wiedział, co jej dać i w jakich dawkach. Cała cholerna trójka ją znała i wiedzieli, jak doprowadzić ją do utraty zmysłów, jak sprawić, aby skomlała o więcej, mimo że ciało już się buntuje. I może przez to, tak bardzo ją od siebie uzależnili.
Potrzebowała kogoś kto będzie w stanie nad nią zapanować, ale też nie będzie na siłę wciskał hamulców tylko pozwoli działać. Tego balansu, którego nie potrafiła nazwać wprost. Niewiele było osób, które to rozumiało. Ale Nico? On rozumiał. Być może lepiej niż ktokolwiek inny.
UsuńMusnęła lekko ustami jego tors, zostawiła na nim kilka dodatkowych pocałunków.
Spojrzała na Nico z lekkim uśmiechem, który już sugerował, że do głowy wpadł jej pomysł.
— Masz ochotę się pościgać?
Nie zamierzała doprecyzować, dopóki jej nie odpowie. Mimo, że już po samym błysku w jasnych oczach ją znała. Mogło jej chodzić o wszystko; pójdzie na gokarty, siedzenie u boku profesjonalisty, przy którym się nie zabiją albo rozpędzenie się na pustych drogach i modlenie, aby przeżyli.
sloane
Boże, jak ona tęskniła za tym uczuciem.
OdpowiedzUsuńAdrenalina pulsowała jej w żyłach od samego rana. Z nerwów i ekscytacji nie potrafiła spać do południa, jak zwykle. Na nogach była już o siódmej. Minęły miesiące, odkąd ostatni raz stała na scenie, trzymała mikrofon i wiedziała, że przez dwie i pół godziny będzie szczerze i bez skrępowania szczęśliwa. Chociaż w ostatnim czasie bywała szczęśliwa w różnych miejscach, choć głównie przy jednej osobie. Nie chwaliła się tym, nie miała takiej potrzeby i tak było też po prostu lepiej. Ze względu choćby na to, że jej życie miłosne dalej było jednym wielkim chaosem, nad którym Sloane nie potrafiła zapanować, a to co miała z Nico nie potrzebowało zostać ujarzmione. Żyło własnym życiem, rozwijało się własnym tempem. Bez etykiet i konkretnych nazw.
Zgiełk, który panował na backstage był dokładnie tym, czego Sloane potrzebowała. Technicy, którzy biegali wokół upewniając się, że wszystko jest dopracowane na ostatni guzik. Tancerze, który się rozgrzewali i prowadzili luźne rozmowy między sobą. Jej menadżerka, która o czymś mówiła, ale Sloane kompletnie nie zwracała uwagi. Ta była skupiona na kimś innym. Na kimś kogo tutaj zaprosiła i przywiozła ze sobą. Nico trzymał się na dystans, wiedząc, że teraz nie mogłaby mu poświęcić zbyt wiele uwagi, ale i tak, kiedy tylko mogła to jej spojrzenie uciekało w jego stronę. Półuśmiechy, zagadkowe spojrzenia czy mrugnięcia – ich sposób na komunikację, kiedy nie mogli wypowiedzieć w swoją stronę żadnych słów. I więcej im potrzebne nie było, aby zrozumieć o co im chodzi.
Kiedy zbiegała ze sceny na krótką przerwę i zmianę outfitu to jego spojrzenia szukała. Miała zbyt mało czasu, aby rozmawiać. W pospiechu zdejmowano z niej błyszczące stroje, aby włożyć kolejne. Do ostatniego aktu miała błyszczący, krwistoczerwony stanik i długie skórzane spodnie. Buty na grubym obcasie, bo choć Sloane często się upierała na szpilki to dobrze wiedziała, że potrzebuje na scenie stabilności, a jeden niewłaściwy krok mógłby kosztować ją skręconą kostką.
Jej koncert był mieszanką sprzecznych ze sobą emocji. Zaczęła ostro; utwory przepełnione były złością, zazdrością, nieufnością. Między wersami opowiadała o swoich ostatnich miesiącach. Nie układała setlisty chronologicznie, a tak, aby od początku rozgrzać publiczność, później nieco stonować, ale wciąż trzymać ich na palcach. Stopniowo schodziła do utworów, które śpiewała bez tancerzy na scenie. Była tylko ona i blade światło padające na jej sylwetkę. To były te piosenki, które sprawiają, że zastanawiasz się, przez jaki syf musiała przejść, aby poczuć inspirację do napisania ich. O to chodziło, a przecież nie musieli wiedzieć, że Sloane niektóre piosenki wymyślała, prawda? Że to tylko fikcja, jak pisanie książki.
Sloane nie musiała go widzieć, aby wiedzieć, gdzie jest. Jej spojrzenie uciekało w tamtą stronę zbyt często. W ciemne miejsce, które z jej perspektywy było tylko tym, a jednak wiedziała, że jest tam chłopak w ciemnej bluzie o jasnych oczach.
I wcale się też nie mylił. Było o nim. Miała też piosenki na setliście z poprzedniego albumu, a Nico… Nico był jego inspiracją. Nie w pełni, ale te piosenki, w których nikogo nie wyklinała, za którym po cichu tęskniła, kiedy zostawała sama w hotelowym pokoju były nim. Nie wrzucała do tekstów niczego, co zbyt szybko by pozwoliło ludziom rozszyfrować o kogo chodzi, ale wystarczyło prześledzić jej historię randkowania, pogrzebać na Instagramach, kiedy byli w tym samym miejscu i historia pisała się sama. A Sloane wiedziała, że tacy ludzie byli.
„You make me really, really good at makin' bad decisions” wyśpiewała patrząc się wprost w miejsce, gdzie wiedziała, że Nico jest. I gdyby mogła, to spojrzałaby mu prosto w oczy, ale musiało im tyle wystarczyć.
Kończąc, jak zwykle ukłoniła się przed każdym kto dziś tu przyszedł. Wdzięczna, że może to robić, że ma ludzi, którzy ją wielbią bez względu na to, co się dzieje i zawsze będą na koncertach. Sloane powoli znikała ze sceny, wciąż machając do fanów, aż do chwili, kiedy całkiem z niej nie zniknęła.
W tej samej chwili w jej ręce wylądowała schłodzona puszka coli zero i różowa słomka. Zimny ręcznik na karku. Ktoś unosił jej włosy. Ktoś coś mówił z boku, ale ona nie słuchała. Ktoś zabierał od niej rzeczy, których już nie potrzebowała. Opadła na krzesełko reżyserskie z nazwą trasy i jej imieniem. Niezaciekawiona rozmową z Clarą czy kimkolwiek innym z zespołu. Czekała, aż zobaczy tę konkretną osobę.
UsuńUśmiechała się cały czas, ale ten uśmiech tylko się powiększył, kiedy dostrzegła, jak Nico w końcu przyszedł.
— I jak ci się podobało? — Zapytała. Założyła nogę na nogę, marząc, aby wydostać się z tych ciężkich botek, ale jeszcze trzymała je na sobie. Wsunęła słomkę między usta i na niego spojrzała z błyskiem w oku. Stróżka potu spływała między jej piersiami, a klatka jeszcze szybko się unosiła po jakby nie patrzeć, ale wymagającym wieczorze.
sloane
Sloane nie martwiła się tym, że ktoś mógł Nico rozpoznać. To było bardziej niż pewne, że jakieś czujne fanowskie oko w końcu go dostrzeże, albo osoby z backstage’u nie będą tak dyskretne, jak być powinny. Często zapraszała znajomych na koncerty, obecność Nico nie wzbudziłaby zainteresowania, gdyby nie fakt, że nie był on tylko jej znajomym. Był byłym chłopakiem. Tym, z którym miała setki, jak nie tysiące editów w mediach społecznościowych. Raz nawet natrafiła na jakąś z tekstem „in another life, maybe it was you and me” po tym, jak zerwali. Sloane żadnego zerwania nie ogłaszała publicznie, ale po paru tygodniach to było widoczne. Zresztą, takie same filmiki były z nią i Carterem. Ludzie zdecydowanie za bardzo przeżywali cudze związki i miała tego powoli dosyć, tysiący komentarzy dotyczących jej rozwodu, potencjalnego nowego partnera i całej reszty. Nie zawsze je czytała, czasem dla zabicia nudy i aby się pośmiać z teorii spiskowych. Jeśli jednak ktoś Nico widział, to była bardziej niż pewna, że internet prędko stanie w płomieniach.
OdpowiedzUsuń— Piosenka też ci się podobała? — Zagadnęła. Wiedziała, że podobała. Byli ze sobą w na tyle dobrych stosunkach, że przed wydaniem albumu mu ją wysłała i był zadowolony. — Och, to ty tam stałeś? — Spytała udając, jakby kompletnie nie miała pojęcia o co mu chodzi, a potem roześmiała się wesoło.
Sloane lekko zadrżała, kiedy jego palce musnęły jej kark. Zbyt łatwo mu ulegała, momentalnie przed oczami miała wspomnienia sprzed paru nocy. Włamanie się do hotelu, basen, leżak… Jego mieszkanie, gdzie spokojnie też nie było. Mogłaby go odpuścić, ale cholera, nie potrafiła. I nie chciała. Przy Nico czuła się tak cholernie lekko. Chciana, ale nie poganiana. Nie wymagał od niej niczego. Chciał tylko być obok i żeby ona była obok. Żadnych obietnic, żadnej przyszłości, a jeśliby wyszło… to się do tego dopasują. Zaakceptują, że tak wyszło i nie będą z niczym walczyć. Tak samo by zaakceptowali, gdyby któreś zdecydowało się odejść.
Bez dramatów. Bez płaczu. Bez wrzasków.
Sloane patrzyła mu w oczy, pijąc zimną colę przez słomkę. Była różowa i brokatowa, zrobiła w niej mały upgrade. Poprzednia już się jej znudziła. Oczy blondynki miały w sobie małe iskierki rozbawienia. Wesołe i gotowe do kolejnych psot, które oboje mieli w głowie. Była wymęczona. Marzyła o prysznicu, jedzeniu i walnięciu się do łóżka, ale dla niego była gotowa zmienić swój plan wieczoru, a raczej nocy.
— Hmmmm. — Wymruczała przeciągle, niby zastanawiając się nad odpowiedzią. Rozsądnie było odpocząć, prawda? Wrócić i nie szwędać się z nim po mieście, nie robić zakazanych rzeczy. Miała przed sobą intensywny czas, niepoukładane sprawy prywatne, a Nico… Nico wprowadzał w jej życie przyjemny chaos, z którego nie chciała rezygnować. Lubiła go i to, jak się przy nim czuła.
Uśmiech powoli nachodził na jej twarz. Z tego nie było odwrotu. Nie umiała mu powiedzieć „nie” i nie chciała też tego mówić. Nawet, jeśli wiedziała, że gdzieś w Nowym Jorku jest facet, który na nią czeka, któremu obiecała, że wróci.
— Kolacja, drinki… Udawanie, że umiemy grać w życie… Brzmi przekonująco, ale cholera, wiesz, jak mnie przekonać. — Zaśmiała się. Planowała trochę się z nim podroczyć i nie dać się podejść zbyt łatwo, ale Nico aż za dobrze wiedział w jakie punkty uderzyć, aby zapomniała o wszystkich planach.
Sloane mruknęła cicho z zadowolenia, kiedy jego usta odnalazły jej. Pogłębiła pocałunek bez choćby zastanowienia. Wplątując palce wolnej ręki w jego miękkie kosmyki. W drugiej trzymała puszkę, której nie miała, gdzie odstawić. Nie zastanawiała się nad tym, że ktoś mógł ich zobaczyć, że byli tak naprawdę na widoku, a wokół była masa ludzi. Zainteresowania Sloane ograniczały się teraz tylko do Nico. Do tego, że był tu z nią i całował ją tak, jakby nigdy więcej już miał nie mieć do tego okazji. Westchnęła bezgłośnie, kiedy ich usta się rozdzieliły.
— Ja będę twoją kolacją — mruknęła w odpowiedzi i z błyskiem w oku. Zadziornym i niebezpiecznym. — A jak już nie damy rady, to coś zamówimy.
Brzmiało jak plan. W dodatku sensowny, który należało jak najszybciej zrealizować i nie zwlekać. Sloane przyciągnęła go bliżej siebie, choć między nimi była już tylko niewielka przerwa, której przez to, że siedziała nie dało się za bardzo zmienić.
Usuń— Wezmę tylko swoje rzeczy — wymruczała między jednym, a drugim pocałunkiem. Zdecydowana, że wieczór skończy z nim, a nie na imprezie. Nie będzie świętować, nie będzie spędzać czasu z zespołem.
sloane
Aż za dobrze wiedziała, że taka odpowiedź mu się spodoba i że takiej właśnie się po niej spodziewał. To nie było w jej stylu, aby się chować za włosami i rumienić, gdy wprost jej mówiono, że się jej chce. Zdarzały się takie chwile, ale wszystko tak naprawdę zależało od sytuacji i gdyby Nico się postarał to byłby w stanie sprawić, aby Sloane się speszyła, a nie tylko rumieniła od wysiłku.
OdpowiedzUsuń— Dziś w menu same prowokacyjne pozy i seksowna piosenkarka, Miller. — Obiecała i puściła do niego oczko. Sloane przesunęła językiem po dolnej wardze, uważnie go obserwując i z całych sił próbując nie zareagować na jego dotyk, który już sprawiał, że cała drżała, a miejsce, które dotykał, mimo, że skryte za materiałem spodni, to wrzało. Musiałoby się coś wydarzyć, aby Sloane się wycofała, ale na ten moment była jak najbardziej nastawiona na to, że wieczór kończy razem z nim. Nie interesowały jej żadne propozycje od znajomych, które mogły wpaść, impreza z tancerzami czy prosty, ale potrzebny jej odpoczynek. Będzie jeszcze miała czas na to, aby się wyspać.
Wciągnęła powietrze przez zęby, kiedy się od niej odsunął. To było dobre posunięcie, bo prawdopodobnie, gdyby został przy niej dłużej to Sloane nie dałaby im stąd wyjść, a zamknęła się z nim w garderobie i sprawiła, że plotki wokół nich tylko by zaczęły głośniej krzyczeć.
— Pięć minut. — Zamierzała wyrobić się w dwie. Zawsze dobrze było mieć w zapasie te trzy, nie? Sloane mruknęła, gdy ją pocałował i przetrzymała go chwilę dłużej. Przebywanie z nim było, jak podpisywanie cyrografu. Wyrzekania się wszystkiego, co nie było nim, a na Sloane to działało.
Zeskoczyła sprawnie z krzesełka, aby pozbierać najważniejsze rzeczy. Meave ją jednak wyprzedziła, bo miała już przy sobie jej torebkę, w której tak naprawdę poza truskawkowymi miętówkami, e-papierosem, błyszczykiem i chusteczkami nie było nic więcej. Bo niby dlaczego miałaby mieć coś więcej, prawda? Telefon miała w ręku, wbiła się w skórzaną kurtkę. Nie zmieniała nawet stroju, bo nie było sensu, a poza tym ubrań na sobie długo nie będzie miała, więc to nie miało sensu, aby traciła czas na przebieranie się. Poza tym, Sloane wiedziała, że Nico ten ostatni strój się podobał. Mogła, więc być na tyle miła i w nim dla niego zostać do samego końca.
Sloane z dziką przyjemnością dała się porwać Nico. Nie protestowała i nie udawała, że zna lepsze wyjście. Wcale nie byłaby zdziwiona, gdyby Miller już wcześniej znalazł te najdogodniejsze miejsce na ucieczkę. Blondynka z cichym śmiechem szła sprawnie obok niego. Docierały do niej jakieś dźwięki miasta, ludzi, którzy opuszczali arenę i najpewniej liczyli, że przy głównym wyjeździe z niej uda im się na nią trafić. Nie tym razem. Lubiła do nich wychodzić, porobić fotki, chwilę pogadać, ale nie tym razem. Teraz Sloane po prostu chciała uciec razem w noc z Nico i nie martwić się niczym więcej. Zrzucić z siebie bycie gwiazdą pop i wrócić do bycia Sloane. Dziewczyną, która uciekała z chłopakiem, aby spędzić resztę nocy w jego objęciach. Na koniec dnia tym przecież właśnie była; skomplikowaną, ale dziewczyną, która czasem też chciała, aby świat się od niej odpierdolił i pozwolił spędzić parę miłych chwil z chłopakiem. Nie, aby uważała Nico za swojego chłopaka, bo ta relacja była nieokreślona. Był kimś na kim jej zależało, a na ten moment tyle było wystarczające.
Rozgościła się na miejscu pasażera z ciężkim westchnięciem. Było tu cicho, a jej głowa powoli zaczynała się przyzwyczajać do ciszy. Nie na długo, bo od razu podłączyła telefon, aby puścić muzykę. Luźne kawałki, coś co oboje znali i lubili.
— Nico, jak długo się znamy? — Zapytała, zanim na niego spojrzała. — Kiedy ja nie byłam gotowa na dalszą część wieczoru? I nie możesz wykorzystać tamtej nocy, kiedy się pochorowałam. To było coś zupełnie innego. — Od razu zastrzegła. Prawie grożąc mu też palcem, jak dzieciakowi, który nabroił.
Przekręciła się w jego stronę i nachyliła bliżej, aby musnąć jego policzek ustami. Odbił się na nich ślad jej błyszczyka. I dobrze, a choć mieli spędzić wieczór w swoim towarzystwie to i tak lubiła zaznaczać, że jest jej.
— Bardziej gotowa już nie będę.
UsuńSloane nawet nie ukrywała tego, jak podoba się jej, że Nico częściej spogląda w jej stronę niż na drogę. Nawet, gdyby mieli się tu zaraz rozbić to wciąż ufałaby mu dokładnie tak samo. Oparła się lekko dłonią o jego udo. Nieznacznie przesuwając ją w górę. Może tylko szukała bliskości, może chciała się z nim zabawić.
— Przyspiesz. Chyba się nie boisz, hm? — Zamruczała. Przysunęła się bliżej, uważając, aby nic nie naklikać przypadkiem, ale szczerze miała to wszystko gdzieś. Jej usta znów musnęły jego policzek, a potem zsunęły się niżej, na szyję. Złożyła na niej parę pocałunków, nie interesując się niczym poza nim. — Czy ci przeszkadzam? Mogę grzecznie siedzieć, jeśli nie możesz się skupić… Twoja decyzja.
sloane
Zerknęła kątem oka na kierownicę, kąciki jej ust uniosły się mimowolnie od razu w górę, gdy dostrzegła, jak mocniej je na niej zaciska. Właśnie tego od niego chciała, tej małej utraty kontroli. Zbyt dobrze go znała, aby taki prosty gest go z niej wytrącił całkowicie, ale nie chodziło, aby całkiem się jej tu poddał. Sloane przycisnęła usta z powrotem do jego szyi. Zapach perfum Nico owinął się wokół niej, aż sama niemal zadrżała od tego, jak intensywnie czuje jego perfumy.
OdpowiedzUsuń— Och, potrafię być grzeczna, Nico. Jeśli bardzo tego chcę. — Odpowiedziała szeptem, który i tak przebijał się przez muzykę, która rozpływała się z głośników. Uśmiechnęła się, co musiał poczuć na swojej skórze, skoro wciąż miała do niej przyklejone usta. Nie potrafiła go nie dotykać. Działał na nią jak magnes, przyciągał samym kuszącym spojrzeniem, zapachem i intensywnością, jaka od niego biła. Nie musiał nic nawet mówić, aby owinąć sobie ją wokół palca. Sloane do niego podchodziła, jak nieświadomy zwierzak w pułapkę. Z tą różnicą, że ona doskonale wiedziała w co się pakuje. — I jeśli wiem, że czeka na mnie nagroda. Albo kara. Chcesz się przekonać?
Sloane była w psotnym nastroju. Po koncertach najchętniej zagrzebywała się w łóżku z pudełkiem ulubionej pizzy, niezdrową ilością coli zero i ulubionym filmem albo serialem, a to wszystko po długiej i relaksującej kąpieli, ale nie tego wieczoru. Plany na resztę nocy nosiły imię Nico i miały w jasnych oczach niebezpieczny błysk, któremu Sloane uległa już dawno temu. Miała przekalkulować swoje życie i wybory, zastanowić się czego chce, a tymczasem pojawił się Nico i sprawił, że nie dała rady nad niczym myśleć.
Co nie znaczyło, że myśli o Jamesie czy Carterze zniknęły. Były w niej żywe i uderzały wtedy, kiedy nie była czymś zajęta. To wtedy się do nich wyrywała. Wtedy myślała, czy nie napisać do Zaire’a, czy nie pojechać do Jamesa, bez zapowiedzi stanąć mu pod drzwiami i na nowo rozpieprzyć mu życie swoją obecnością. Jedno było pewne, ale gubiła się w tych facetach i swoich uczuciach do nich. Nawet nie zwróciła uwagi na to, kiedy stała się jedną z tych dziewczyn, które nie potrafią się zdecydować na konkretnego, a krążą wokół różnych w zależności od nastroju.
Dziś też o nich myślała. Podczas piosenek, które początkowo miała usunąć z albumu, nie dodawać do setlisty. Ale byli tak intensywną częścią jej życia, że nie mogła ich pominąć. Bez względu na to, jak bardzo ich brak mógł rozdzierać serce.
Nico odwrócił jej uwagę, kiedy jego oddech musnął jej policzek. Uśmiechnęła się od razu, a jej oczy błysnęły zadziornie.
— Próbujesz tym przekonać siebie czy mnie? — Zaśmiała mu się prosto w twarz, jeśli ją to życzyła mu powodzenia. Nico to był trudny przeciwnik, ale nie miał przed sobą wyrwanej z tłumu laski, na którą mógł być obojętny. Miał Sloane, a ona miała z nim doświadczenie i wiedziała, co na niego działa najbardziej. — Taki niecierpliwy… Boks nie miał cię jej uczyć czy coś? — Rzuciła z rozbawieniem.
Znów się roześmiała, kiedy auto szarpnęło do przodu. Wbijając ją bardziej w fotel. Właśnie tego chciała, uwagi Nico i oderwania się od rzeczywistości. Mogłaby niby odwrócić się w stronę okna i udawać niezainteresowaną, tylko po to, aby mu zadziałać na nerwy, ale to by wkurzyło ją, a nie jego. I oboje o tym wiedzieli.
— Pokieruj mnie. — Poleciła. Poprawiła się na fotelu, aby siedzieć bardziej bokiem do Nico. Zacisnęła palce na jego udzie, jakby chciała, aby zwrócił uwagę na nią, a nie na drogę. Nie rozbiją się, nad autem miał kontrolę. Nad nią już niekoniecznie, ale właśnie mu ją oddawała. — Powiedz mi co chcesz, żebym zrobiła. Pobawimy się, Nico.
Odetchnęła głębiej, kiedy wbił palce mocniej w jej ciało. Zsunęła z ramion kurtkę, którą rzuciła na podłogę. Wysadzany kryształkami czerwony stanik błyszczał w mijanych światłach, a Sloane jak nigdy była gotowa, aby go teraz słuchać. Trzymała ręce i usta już przy sobie, czekając na jego decyzję, czy zamierzał jej pozwolić bawić się po swojemu czy wolał nią pokierować po swojemu.
sloane
Siedziała cierpliwie. Zewnątrz przynajmniej wyglądała na taką, której nie rusza zbytnio ta przerwa między nimi. Fakt, że na moment jego dłoń zniknęła z jej uda, że ona go nie dotykała. Ręce same się do niego wyrywały, ale jeszcze czekała. Wiedziała, że podejmie jej grę, prędzej czy później, bo żadne nie dałoby rady dojechać do celu bez choćby grama dotyku. Cicho zamruczała z zadowoleniem, kiedy jego ręka znów przesunęła się po jej udzie.
OdpowiedzUsuń— Jeśli to miało mnie odstraszyć, to jest przeciwnie, Miller. — Rzuciła pewnie. Mówił tak, jakby jej nie znał i nie wiedział, że ona nie potrzebuje słów potwierdzenia, a tylko tego konkretnego spojrzenia czy uśmiechu, żeby być gotową do działania. W ich wykonaniu wszystko co „źle się kończyło” było najlepszymi chwilami w jej życiu, więc tak, była pewna, że nie zamierza mu tego odpuścić.
Przetrzymała się deski rozdzielczej przed sobą, gdy zahamował. Siedziała bez pasów, nawet nie pomyślała o tym, aby je zapiąć. Teraz tylko by ograniczały jej ruchy, a nie o to przecież chodziło. Krótkie, urwane westchnięcie wyrwało się spomiędzy jej ust, kiedy przesunął rękę wyżej. Lekko drgnęła, wrażliwa teraz na najlżejszy dotyk, czy chociażby ten, który jeszcze schowany był za materiałem ubrania. Właśnie zdała sobie sprawę, że tych warstw ma na sobie zbyt wiele i jest go zbyt dużo. Robiło się jej niewygodnie, a choć spodnie były dopasowane idealnie pod nią, to teraz zaczynały uwierać i przeszkadzać.
— Nico, kochanie — westchnęła. W pierwszym odruchu chciała się przysunąć, ale skoro on miał dyktować warunki, to trzymała się tego bezpiecznego dystansu. Mimo, że nie rzucił jej wprost, aby udowodniła, że potrafi siedzieć grzecznie, to zamierzała to zrobić. Nie poruszy się bez wyraźnego sygnału od niego. — Grożenie mi seksem w aucie, czy jakimkolwiek, ma odwrotny skutek. Jeśli chcesz to zrobić, to śmiało.
Nie mylił się. Początkowo nawet tego chciała, zerkała już w stronę rozporka jego spodni, ale to byłoby… za łatwe. Zbyt przewidywalne. Odmówiła sobie tej przyjemności posiadania go w garści, aby wypróbować czegoś innego. Miała dobre przeczucie, że tej nocy jeszcze tę kontrolę mu odbierze. Prędzej czy później, bo żadne z nich nie lubiło oddawać jej w pełni. Układała sobie plan, który pewnie weźmie w łeb, gdy dotrą na miejsce, ale to bez znaczenia, który liczyła, że wcieli w życie. Teraz zeszła trochę z wyznaczonej sobie ścieżki, ale wciąż bawiła się wybornie, a nic jeszcze nawet nie zrobiła.
Nie było w niej nawet grama zawahania.
Potwierdziła mu skinięciem głowy, a potem opadła na fotel. Rozpięła sprawnie guzik i uniosła biodra, aby zsunąć spodnie. Powoli, centymetr po centymetrze. Z wolna odsłaniając coraz więcej nagiej, opalonej skóry.
— Tak dobrze? — Szepnęła i zerknęła na niego spod długich rzęs. Zębami zaczepiła o dolną wargę, żeby powstrzymać się od uśmiechu. Głos Nico przyjemnie rozchodził się po jej ciele. Nico samym swoim głosem, a ten miał tak cholernie miły dla ucha, że wystarczyłoby, aby mówił co z nią chce zrobić, żeby doprowadzić ją na skraj i sprawić, aby łamliwym głosem prosiła go o więcej.
Przeszył ją dreszcz, kiedy ją pochwalił.
— Wedle życzenie. — Wymruczała cicho, nim rozchyliła nogi. Zerknęła na niego kontrolnie, szukając w jego oczach potwierdzenia, że jest tak, jak tego chciał. Spojrzenie Nico osiadało na niej ciężko, jakby chciał wypalić na jej ciele jakiś swój znak. Zaznaczyć, że jest z nim.
Miękka, ciepła dłoń sunęła po jej nodze, aż się zatrzymał w jednym punkcie.
— Och, lubisz patrzeć? — Sloane nie trzeba było dwa razy powtarzać.
Leniwie przesunęła dłonią po brzuchu. Opuszkami palca sięgając do koronki bielizny, ciemnoczerwonej, przemyślała sprawę wcześniej i dopasowała je do góry. Choć w mroku auta to było bez znaczenia, a kolor zlewał się z ciemnością. Głowę odwróconą miała w jego stronę, opierała ją jedynie o zagłówek, ale wzrok – skupiony i rozpalony, wbity był prosto w Nico. Tak, jakby nie chciała stracić go z oczu i jego reakcji na nią, jakby musiała się upewnić, że skoro patrzy, to jest zadowolony.
Wsunęła dłoń między swoje uda powoli. Jakby testowała własne granice, ile zniesie. Nie odwróciła spojrzenia nawet na moment. Jego oczy były teraz jedynym punktem zaczepienia, jedyny, powodem, dla którego wykonywała posłusznie polecenia. Ciepło jej dłoni przesunęło się na koronkowy materiał bielizny. Czuła, jak ciało odpowiada na jej ruchy w mgnieniu oka. W gardle utknął zduszony oddech. Przymknęła powieki, ale tylko na chwilę, bo zaraz znów wbiła w niego spojrzenie. Rozpalone, ciężkie, tak pewne siebie, jakby chciała powiedzieć zobacz co ze mną robisz, a raczej co pozwalasz mi zrobić samej sobie. Ruszyła delikatnie biodrami w rytm ruchów dłonią. Powolnych, tak, jak tego chciał, aby dokładnie mógł widzieć, co robi. Dopiero po chwili przesunęła materiał na bok. Oddech jej przyspieszył, wyrwał się z jej ust cichym jękiem, którego nie próbowała nawet powstrzymać.
Usuńsloane
Bawiła się wybornie.
OdpowiedzUsuńUważnie na niego patrzyła. Bardziej zdawała się być skupiona na jego oczach niż na własnych ruchach. Były wręcz boleśnie powolne, tak, jak sobie zażyczył. Oczy Sloane ześlizgnęły się na kierownicę i jego dłoń, trzymał się jej tak, jakby od tego zależało jego życie. Nie powstrzymała uśmiechu ani kolejnego mruknięcia, znacznie głośniejszego od poprzedniego. Zadowolonego, ale zniecierpliwionego. Kontrolowała swoje ruchy, znała swoje ciało i wiedziała, na ile może sobie pozwolić, aby czuć się dobrze, ale nie skończyć zbyt wcześnie. Rozpraszał ją dotykiem, leniwym, ale pewnym. Rozbrajało ją w nim wszystko; półuśmiechy, błyszczące oczy i muskające jej udo palce, które zdawało się, że powstrzymywał od sięgnięcia wyżej.
— Tęskniłeś za czym? — Spytała. Nie, bo nie wiedziała. Bo chciała to usłyszeć na głos.
Sloane westchnęła z zaskoczeniem, gdy w zasadzie jednym ruchem zmienił jej pozycję. Mimo jazdy i mimo, że miał tylko jedną rękę do dyspozycji. Nie próbowała się przed tym nawet bronić i nieznacznie mu i sobie pomogła ze zmianą pozycji. Opierała się plecami o drzwi, ignorując to, że może jej być chwilowo niewygodnie. Potrzebowała zaledwie paru sekund, aby się otrząsnąć. Sięgnęła do materiału spodni, bardziej się z nimi szarpiąc niż zdejmując, ale miała ich już serdecznie dosyć i tego, że blokowały jej ruchy. Zsunęła je na tyle, na ile pozwalała jej przestrzeń. Nie myślała o tym, że ktoś coś może zobaczyć. Była noc, a aut niewiele, a gdyby jednak… To kto ją w tym aucie rozpozna? Siedząca tyłem do okna, skąpaną w mroku. Tutaj równie dobrze mogła być kim tylko się jej zamarzyło.
— Ty naprawdę lubisz oglądać. — Wymruczała. Niepewna, czy jest tym zaskoczona czy podniecona. Nacisnęła stopą mocniej na jego udo.
Siedziała bokiem do niego, wystawiona na jego widok z rozchylonymi nogami i dłonią między udami, którą ruszała w wyznaczonym już przez siebie tempie, zapominając o wcześniejszych słowach Nico. Głowa blondynki odchyliła się do tyłu, lekko uderzyła nią o szybę, ale to jej teraz kompletnie nie obeszło. Ciało napinało się pod wpływem jej własnego dotyku, ale i reagowało na Nico. Na każde jego muśnięcie, kostki, łydki, kolana. Sloane rozchyliła usta, a kolejny krótki, urywany jęk wyrwał się spomiędzy nich. Kiedy rozchyliła powieki natrafiła wprost na spojrzenie Nico. Głodne i chętne, zirytowane, bo musiał prowadzić i nie miał z tego żadnej zabawy. Biodra Sloane wysunęły się do przodu, a ona sama nieznacznie osunęła na fotelu. Wtedy bez ostrzeżenia sięgnęła po rękę Nico, która spoczywała na wewnętrznej stronie jej uda. Wstrzymała na chwilę oddech, kiedy przyciągnęła dłoń prosto do rozgrzanego, wilgotnego miejsca na swoim ciele, które jeszcze chwilę temu nakrywała własną.
— Jak najszybciej.
W oczach blondynki coś mignęło, ten rodzaj błysku, który nie pozostawiał żadnych innych opcji. Jeśli jej chciał, a wiedziała i widziała, że chciał, to zjedzie przy najbliższej okazji, aby nie zostawiać jej i siebie samego w tej powiększającej się niepewności, choć z ich dwójki to Sloane była w lepszej pozycji. Mogła sobie ulżyć i to robiła, mimo, że chwilę temu nieco zmieniła plany. Może jednak wykonywanie poleceń nie szło jej tak dobrze, jak twierdziła.
— Nico. — Szepnęła miękko, drżącym i łamliwym głosem, w którym zawierała się cicha prośba, aby nie kazał im już zbyt długo czekać, żeby zjechał i zajął się nią tak, jak oboje na to zasługiwali.
Wyczuła, jak się pod nią napina, poprawia na fotelu i walczy sam ze sobą, obserwowanie tego było bardziej fascynujące niż się spodziewała. Naparła mocniej na jego udo, jakby tym samym chciała mu przypomnieć, że miał zjechać, że ona nadal tutaj czeka. Nie pozwalała przejąć mu inicjatywy. To ona wyznaczała tempo, kierunek, nacisk. Czuła siłę jego dłoni, ale jednocześnie pozostawała tą, która sterowała każdym gestem, prowadząc go tak, by dotykał jej w sposób, którego sama pragnęła. Spojrzenie wbiło się w jego twarz, prowokacyjne, pełne czegoś niemal triumfalnego.
Niby oddawała się w jego ręce, ale w tej chwili to ona wyznaczała kolejne kroki. Każde przesuniecie, każdy drobny nacisk, który wymuszała na jego palcach, sprawiał, że jej ciało reagowało gwałtowniej, a usta otwierały się w niemych oddechach.
Usuńsloane
Nie planowała tego, to wyszło spontanicznie. Drażnił się z nią, gdy dotykał poszczególnych partii jej nóg, a Sloane tylko mu się odwdzięczyła tym, czego chciał, choć o tym nie wspomniał. Wolną rękę ułożoną miała na udzie, w które wbijała paznokcie. Narzucała rytm, kontrolowała co się działo, ale ciało zaczynało ją coraz bardziej zdradzać. Coraz chętniej poddawało się Nico, aż w którymś momencie na chwilę jej dłoń ześlizgnęła się z jego. Oparła ją o krawędź fotela, unosząc biodra w stronę Nico, dopasowując się do jego ruchów. Zaraz jednak jej dłoń znów odnalazła jego, ale po to, aby go powstrzymać czy zmienić tempo, chciała go tylko poczuć.
OdpowiedzUsuń— Szybciej. — Mruknęła nachalnie, ale sama już nie była pewna, czy odnosi się do prędkości z jaką jechali czy o jego rękę. Bez znaczenia, pasowało jedno i drugie. Kontrolnie zerknęła na drogę przed nimi, która malowała się niekończącym, czarnym asfaltem. Niemalże jęknęła w rozczarowaniu. Zaraz jednak jej uwaga znów skupiona była na niej samej, płynnych ruchach Nico, palcach, które sprawnie się w niej poruszały. Mięśnie blondynki napinały się coraz bardziej, a nogi drżały. Oddech miała już płytki i nierówny, serce rozbijało się o żebra, a ona tylko żałowała, że to wszystko tak długo trwa, że nie mogą znaleźć dogodnego miejsca, które pozwoli im schować się w mroku i zatopić na parę dłuższych chwil w sobie nawzajem. Przez jej ciało przechodziły przyjemne, rozpraszające dreszcze. Paznokcie głębiej wbiła w swoje udo, jakby to miało zatrzymać nieuniknione.
Słowa Nico brzmiały teraz bardziej jak przekleństwo niż obietnica. Nie miała chwili, było tu i teraz. Sloane była pewna, że jeszcze kilka chwil i skończy tu, na fotelu i będzie kompletnie przez niego rozwalona, dopóki auto nie szarpnęło nagle w przeciwnym kierunku. Zatrzymał się gwałtownie, gdyby nie to, że akurat się podtrzymała nie leżałaby dalej tak na fotelu; w pełni przed nim otworzona, z piekącymi policzkami i rozchylonymi ustami, spomiędzy których raz po raz uciekały zniecierpliwione westchnięcia. Oczy blondynki tylko szerzej się rozchyliły, gdy Nico się odezwał. Nie próbowała mu odpowiadać, tylko mu się poddała. Jęknęła w tej samej chwili, w której ich usta się ze sobą zderzyły. Uśmiechnęła się w trakcie, czując jak wylewa z siebie całe napięcie, które w nim powodowała. Sloane poprawiła się na fotelu, a rękami sięgnęła do spodni. Działała na oślep, ale sprawnie rozpięła pasek, guzik i rozporek od jego spodni. Pod palcami wyczuwała, jak na nią był gotów. Uśmiechnęła się między pocałunkami, w pełni zadowolona z siebie, że w przeciągu tak krótkiego czasu potrafiła go tak rozbroić. Nie jechali chyba nawet długo, nie patrzyła na czas, mimo, że ten zdawał się ciągnąć w nieskończoność, gdy nie mogli znaleźć miejsca, w którym chociaż trochę czuliby się schowani przed światem. Oderwała się od Nico zaledwie na moment, aby zsunąć spodnie z własnych nóg w pełni i rzucić je na kurtkę, która leżała już od jakiegoś czasu na podłodze. Koronkowy materiał dołączył do nich po chwili. Przez moment tylko żałowała, że nie zmieniła spodni na spódnicę i wszystko im utrudniała, ale to było już bez znaczenia. Poradziła sobie.
— Zsuń je. — Mruknęła. Mogła się szarpać z jego spodniami, ale było prościej, aby się odrobinę podniósł. Sloane nie czekała, aż jej odpowie tylko znów wpiła się w jego usta, jednocześnie przenosząc się ze swojego fotela na niego. Wygodniej było, gdy nic nie blokowało jej ruchów, poza małą, zamkniętą przestrzenią, ale to teraz działało tylko na ich korzyść.
— Weź mnie, Nico. Całą. — Mruknęła gdzieś między pocałunkami. Westchnęła mu prosto w usta, obejmując go za szyję. — Pokaż mi, jak bardzo cię wkurwiłam. — Złapała między zęby jego dolną wargę. Był sfrustrowany, widziała to i wykorzystywała na własną korzyść, a teraz chciała tę frustrację poczuć, aby ją z siebie na nią wylał. Podporządkował sobie Sloane, tak, jak mu się zażyczy i na tyle, na ile przestrzeń im pozwoli.
sloane
Oddychała ciężko. Niecierpliwie czekając, aż wypełni jej prośbę. Mimo, że się nie ociągał to zdawało się jej, że każda chwila teraz ciągnie się jej w nieskończoność. Nic ich nie pospieszało, ale Sloane nie chciała już dłużej czekać. Potrzebowała kompletnego zatracenia się w nim. Poczuć go nie tylko w sobie, ale wszędzie. Aby wypełnił tę dziwną pustkę, którą nosiła w sobie od tygodni. To nie było fair, ale Nico wiedział na co się pisze. Sloane nie była poskładana w całość. Nie była typową, wesołą sobą, choć przy nim potrafiła się śmiać głośno i nie płakać mu w ramię, to pod warstwami tej dziewczyny, która bawi się głośno, tańczy do najlepszych piosenek, a potem całuje go z pasją, kryła się ciągle ta, która jeszcze nie pozbierała się po rozstaniu, która wciąż wahała się między dwoma mężczyznami, a teraz dochodził jeszcze trzeci. Ten, który był znajomą i bezpieczną przystanią. Miejscem, do którego można wrócić, kiedy robi się źle. Bez oceniania, bez prób naprawienia w niej tych wszystkich pęknięć. Sloane nie wiedziała już co robić, jak się zachować. Więc brała to, co Nico jej dawał, a teraz dawał jej siebie. Całego i bez żadnych przeszkód. Całował tak, jakby kolejnego razu miało nie być. Wbijał palce w jej biodra z siłą, która równie dobrze mogła zostawić ślady na drugi dzień.
OdpowiedzUsuńPrzechyliła głowę na bok z ciężkim westchnięciem. Każde muśnięcie jego ust sprawiało, że drżała. Skóra mrowiła w miejscach, które sobą naznaczył, przyjemnie piekła i domagała się więcej. Sloane nie zwróciła uwagi na tę niesprawiedliwość, że była na nim kompletnie naga, w chwili, kiedy Nico wciąż był niemal w pełni ubrany. Teraz to było bez znaczenia.
Trzymała dłonie na jego ramionach, osuwając się na niego coraz głębiej, aż nie poczuła go całego w sobie. Rozchyliła usta, ale żaden dźwięk z nich nie uciekł. Z początku jej ruchy były wolne, dopiero z kolejnymi przyspieszyła. Chciała, aby to Nico przejął kontrolę, ale tutaj w ograniczonym miejscu, nie było na to większych szans. Nie mógłby jej ustawić sobie tak, jakby tego chciał, zamienić pozycji. Zamiast tego była Sloane, na nim, gotowa do tego, aby resztę nocy spędzić w ten sposób. Każdy ruch mówił coś, czego Sloane nie powiedziała na głos. Tego, jak bardzo go potrzebuje, jego dłoni i pocałunków. Tego, że bez niego pewnie rozleciałaby się już dawno, a Nico… Nico jakimś cudem sklejał w niej te wszystkie połamane kawałki, które raz po raz odpadały, a do środka wlatywały te wszystkie uczucia, od których Sloane próbowała się odgrodzić.
Sięgnęła po jego dłonie, które przesunęła na piersi. Trzymając głowę nisko, patrząc mu w oczy, na twarz. Chciała go widzieć, każdy jeden raz, kiedy jego twarz wykrzywi się z przyjemności, jak rozchyla usta, aby coś powiedzieć lub tylko wydać z siebie nieprzyzwoity dźwięk, który dreszczem biegłby wzdłuż jej kręgosłupa.
— Nie nasycę się tobą. — Wymruczała, pochylając się nad nim, aby złączyć ich usta w pocałunku. Gorącym i zaborczym, jakby chciała mu tym powiedzieć, że jest jej. I w tej chwili był, a co działo się w chwilach, kiedy nie byli razem, to nie jej sprawa. Wbijała palce w jego ramiona, nie zwalniając. Mięśnie jej drżały, całą była rozpalona, jakby walczyła z gorączką, a nie rozbrajającym od środka pożądaniem. — Nico… Cholera, dobrzy jesteśmy — zaśmiała się.
Uda drżały jej coraz bardziej, kiedy zamknęła ich usta w kolejnym pocałunku. Nieco spokojniejszym niż ten sprezentowany przed chwilą. Mięśnie powoli zaczynały się buntować; od niewygodnej pozycji, od fali przyjemności, która wzbierała się w jej podbrzuszu czekająca na swoją chwilę.
— Ja na tobie czy to, że w końcu straciłeś możliwość przewracania mnie na brzuch, kiedy ci się to podoba? — Musnęła kącik jego ust. Jej ton był zaczepny, dobrze wiedziała o co chodziła i wykorzystywała to teraz, mogąc im nadawać tempo, które głównie było pod nią, ale nie zapominała w swojej przyjemności o niej. — Gdybyśmy byli… gdzieś indziej, dałabym ci się wziąć na masce. Może innym razem. — Szepnęła mu do ucha, nim złożyła pod nim lekki pocałunek.
sloane
Sloane nie zamierzała się odsuwać. Nico był teraz jedynym, który trzymał ją przy zdrowych zmysłach. Powstrzymywał, aby nie robiła głupot, które mogłyby się źle skończyć. Gotowa była z nim okraść hotel z szlafroków, zabrała go ze sobą do mieszkania i wisiał w łazience, jak trofeum z tamtej nocy, uciekać z własnego koncertu i kończyć w jakimś zaułku w części miasta, w której pewnie nigdy przedtem nie była. Wypełnić sportowe auto głośnymi westchnięciami, jękami i zaparować szyby. Wszystko, aby tylko nie skończyć w przypadkowej willi pod miastem, w której są ludzie, z którymi Sloane być nie powinna. Wylądować na wysokim murku, z którego upadek kosztowałby ją życie albo przynajmniej zdrowie. Przed wzięciem czegoś, co odcięłoby ją od rzeczywistości na kilka dobrych dni. Ratował ją przed nią samą i to było teraz dla Sloane najważniejsze.
OdpowiedzUsuń— Mam. — Przytaknęła z głośnym sapnięciem. Oparła dłoń o fotel. Nie kontrolowała własnych ruchów. Były chaotyczne i zachłanne. Zamruczała przeciągle. Sloane już nie wiedziała, gdzie kończy się ona, a zaczyna Nico. Byli splątani w ciasnym uścisku, nienasyceni sobą i ciągle głodni po więcej. Zostawiała na jego szyi ślad mokrych pocałunków, wyraźne ślady jej obecności na nim. — Nie masz pojęcia, jakie to satysfakcjonujące.
Mieć go w garści. Całego dla siebie, tak, jak ona tego chce. Sloane nigdy nie narzekała, nie z nim. Znał ją i jej ciało, znał jej potrzeby jeszcze zanim w ogóle wypowiedziała je na głos.
— Zrobisz to, obiecuję. — Szepnęła na jednym wydechu. Dałaby mu wszystko o co poprosił. I gdy już wrócą do mieszkania, bez względu którego, nie zamierzała odmawiać, stawiać się. — Wszędzie. Gdzie ty, tam ja. — Brzmiało to jak obietnica wyszeptana w szale, ale jak najbardziej prawdziwa.
Sloane krótko krzyknęła, gdy Nico uniósł biodra. Wbijał się w nią szybko i mocno. Wbiła paznokcie w jego ramiona, dopasowując się po paru chwilach do rytmu, który teraz narzucał on. To nawet nie było wrażenie, a fakt, jak chaotyczni byli, jak spragnieni siebie. Sloane nie próbowała już z tym dalej walczyć, jakby w tej samej chwili wiedziała, że nie będzie potrafiła już dłużej się przed nim bronić.
— Nie mogę… Kurwa, nie dam rady. — Urwała. Przymknęła powieki, rozkoszując się dalej chwilą. Pośpiesznymi ruchami, każdy kolejny tylko bardziej zbliżał ją do końca, który miała wrażenie, że oboje próbują przeciągnąć na tyle, na ile to możliwe, aby ta chwila trwała tak długo, jak to tylko możliwe.
Sloane kompletnie zatraciła się w tej chwili. Desperackich, poszarpanych pocałunkach, zachłannych i wygłodniałych. W dłoniach, które nie potrafiły zostać w jednym miejscu, a błądziły po całym jej ciele. W mieszających się ze sobą oddechach, krótkich i płytkich. Kolejne uderzenia tylko wywoływały w niej kolejne fale rozkoszy, prowadząc prosto na skraj, na którym już tak bardzo chciała się znaleźć i dojść tam razem z nim. W tej samej chwili, nie przed, nie po nim. Wspólnie.
— Nico… — Coś chciała powiedzieć, ale słowa zmieniły się w niewyraźny dźwięk, z którego tylko jego imię było wyraźne. Nie potrafiła oderwać od niego wzroku, nawet nie próbowała. Samo spojrzenie Nico sprawiało, że Sloane coraz bardziej traciła panowanie nad własnym ciałem.
Nie była pewna, jak długo to jeszcze trwało. Ponaglające ruchy, gorące pocałunki, w których się gubili, palce wbijające się ciało, głębokie, mocne ruchy. Aż pojawiło się to nagłe uczucie, które było rozrywające i rozkoszne jednocześnie, jej mięśnie się napięły, zaciskała się wokół niego i drżała. Sloane nawet nie próbowała powstrzymać krzyku czy jęku, sama nie była pewna co to było, nim opadła na klatkę Nico. Załkała cicho, a jej ciałem wstrząsnęła jeszcze fala kilku dreszczy.
Zamknęła oczy, nic nie mówiąc. Oddychała głośno i niespokojnie, uda zaciskała wokół Nico, jakby w obawie, że jak tylko poluźni uścisk to on zniknie. Nie mógł zniknąć, nie teraz i nie później.
Szyby auta były zaparowane, ich oddechy wciąż mieszały się ze sobą, były już teraz dźwiękami, które wypełniały niewielką przestrzeń samochodu. Nie poruszyła się, nie miała sił. Nie miała chęci wracać do rzeczywistości, która nie wygląda, jak ten moment.
Usuńsloane
Z Nico wszystko było prostsze.
OdpowiedzUsuńŁatwiejsze w odbiorze i przyswojeniu. Nawet, jeśli robili najbardziej odjechane rzeczy, które zwykłym ludziom nie mieściły się w głowach. Z nim nawet wyprawa na Antarktydę w samej bieliźnie miałaby sens. Nie potrzebowali wielkich planów, aby dobrze się ze sobą bawić i spędzić miło czas. Nie potrzebowali chyba tak naprawdę niczego poza własnym towarzystwem. Posiadaniem blisko kogoś kto dokładnie rozumie potrzeby, nie przekracza granic, które mieli jasno wyznaczone i po prostu jest. A może jednak popełnili błąd, kiedy rozstali się w zeszłym roku, bo im grafiki nie pasowały. To był zdecydowanie najgłupszy powód rozstania w całej jej karierze, a jednocześnie najbardziej logiczny. Sloane nie dałaby rady na dłuższą metę widywać go co jakiś czas. On nie dałby rady jeździć za nią po świecie. I to nie tak, że nigdy nie siedziała w jednym miejscu. Teraz była w Nowym Jorku od niemal dziesięciu miesięcy, ale wciąż pracowała. Wychodziła czasem wcześnie, a wracała późno lub wcale. On miał własne zobowiązania, a przez ten krótki czas, jak się teraz widywali zaplanowanie czasem głupiej randki było niemożliwe.
Leżała wtulona policzkiem w jego pierś. Pozwalając się wyciszyć ciału. Było miło w jego objęciach. Ciepło i tak spokojnie. Ciągnące się milczenie jej nie przeszkadzało. Leniwy dotyk Nico koił rozgrzane ciało. Sama sunęła ręką po jego ramieniu. Bez zbędnego pospiechu, już im się przecież nigdzie nie spieszyło. Na twarzy Sloane pojawił się rozleniwiony, ale pełen zadowolenia uśmiech.
Sloane roześmiała się na jego komentarz i uniosła głowę, która teraz mocno jej ciążyła. Było jej wygodnie, ciepło i miło. Nie chciała się stąd ruszać. Nawet jeśli wiedziała, że powinni się niedługo zbierać. W całkiem odosobnionym miejscu nie byli, ale jeszcze się tym nie przejmowała.
— Ja ciebie? — Uniosła brew, udając pełne zaskoczenie. — Przypominam, że przez dwie i pół godziny robiłam zajebiste show. Śpiewałam, tańczyłam i jeszcze znalazłam po tym wszystkim siłę, aby cię przelecieć. — Dokończyła rozbawiona i musnęła lekko jego usta.
Mruknęła cicho w odpowiedzi na pocałunki, którymi ją obdarzył. Delikatne i niemalże słodkie, pozwalające się wyciszyć i odpocząć po intensywnych chwilach w aucie. Strasznie małym aucie, ale jakoś sobie z tym ograniczonym miejscem poradzili. Spodziewała się, że po intensywnym wieczorze będzie równie intensywna noc, ale nie, że zacznie się ona tak szybko i to jeszcze pośrodku niemalże niczego.
— Wiesz, że żadni z nas normalni ludzie? — Daleko im było do normalności. Nie mieli typowych zawodów, nie mieli typowych doświadczeń. Wszystko ich wyróżniało na tle Lisy Jones idącej do pracy o piątej rano. Nikomu nie umniejszała, ale szczerze, ile osób mogło sobie pozwolić na to w sportowym aucie wartym kilkaset tysięcy? Ile z nich mogło powiedzieć, że uciekło z własnego koncertu, aby dobrać się do spodni boksera?
Sloane cicho zamruczała, kiedy ją pocałował i bez wahania ten pocałunek pogłębiła. Powoli i z nietypową dla siebie ostrożnością, jakby nie chciała przesadzić, a naprawdę tym momentem się nacieszyć. Tym, że potrafi między nimi być tak spokojnie, choć jeszcze chwilę temu wyrywali sobie z gardeł krzyki i jęki, a ciała poruszały się w zgranym i sprawnym tempie.
— Zgrana z nas para, prawda? — Odmruknęła. Nawet najgłupsze pomysły miały sens. Te najodważniejsze i nieprawdopodobne. Znów musnęła jego usta, nie potrafiąc go nie całować, gdy był tak blisko. Ciągle tej bliskości też chciała więcej.
— Wyobrażasz sobie te nagłówki? Sloane Fletcher i Nico Miller przyłapani na gorących uniesieniach w aucie. — Parsknęła i schowała twarz w zagłębieniu jego szyi. Westchnęła krótko, rozbawiona tym bardziej niż należało, bo to był aż za bardzo prawdopodobny scenariusz. — Dziękuję, że dziś przyszedłeś. To naprawdę wiele dla mnie znaczy.
Nie było nikogo z jej rodziny. Sloane rzadko ich zapraszała, ale to było wydarzenie, na którym fajnie byłoby mieć ludzi, którzy podobno z jej osiągnięć byli dumni. Ale to było bez znaczenia, bo był Nico, a jego obecność wynagradzała jej wszystko inne.
sloane
Najlepsze chwile nigdy nie trwały długo, ale póki jeszcze mogła to trwała w objęciach Nico i nie zamierzała się nigdzie ruszać. Z wpółprzymkniętymi powiekami, niemal gotowa, aby zasnąć, gdyby leżała tak jeszcze przez jakiś czas. Ruchy jego dłoni były uspokajające, niemal senne. I tak, jak ten zaułek nie był najlepszym miejscem na zaśnięcie w jego objęciach to Sloane nie byłaby nawet zaskoczona, gdyby w którymś momencie odleciała, chociaż na parę minut.
OdpowiedzUsuńOdnajdowała się w tej ciszy. W tym spokojnym momencie, który ze sobą dzielili. Nie odpowiedziała nic. Sloane nie zamierzała się ruszać. Oderwać ich od tych przyjemnych chwil, które pozwoliły zapomnieć o otaczającej rzeczywistości. Byli tylko oni, ciasne sportowe auto i powoli regulujące się oddechy oraz spokojniejsze bicia serc, które z wolna zaczynały bić w tym samym rytmie. Było coś kojącego też w panującej między nimi ciszy. Nikt nikogo nie poganiał. Dochodzili do siebie w wolnym tempie, takim, które sami wyznaczali. Przynajmniej tak było przez chwilę. Sloane na początku nie zwróciła uwagi na niebieskie światło. Z początku myślała, że to gdzieś w oddali, a nie tuż tu nich. Dopiero rzucone przez Nico przekleństwo ją trochę ocuciło.
— Poważnie? — Jęknęła. Bardziej zirytowana niż spięta, ale wtedy do niej dotarło – leżała na Nico całkiem naga. Że gdyby tylko ktoś tu zaraz podszedł to miałby na nią idealny widok. I tak, jak wiedziała, że ma niezły tyłek to wolałaby jednak, aby nie wszyscy oglądali ją w pełnej krasie. Lubiła wyzywające stroje, ale bez przesady, prawda? — I to nie byle jakie kłopoty — zaśmiała się. Bo przecież nie będzie rozpaczać, prawda?
Niechętnie, ale sprawnie się z niego zsunęła. Musiała się ubrać albo przynajmniej spróbować to zrobić, bo naprawdę ostatnie na co miała ochotę to mandat za nieprzyzwoite zachowanie w miejscu publicznym. Wystarczyło, że nie opłaciła jeszcze ostatniego za złe parkowanie, ale to nie była jej wina. To linie były krzywe i zbyt małe, aby się zmieściła.
— Dzięki. — Rzuciła, gdy podał jej swoją bluzę. Wsunęła w nią ręce i zasunęła suwak, aby się zakryć. Bluza sięgała jej do połowy ud, więc chociaż tyle, ale nawet ona nie ukryje tego, c faktycznie miało tu miejsce. To było aż nazbyt widoczne. Ich rozpalone policzki, jej wilgotne od potu włosy, które kleiły się do policzków i karku, zaparowane szyby.
Zza szyby zamglonej od ich oddechów dobiegło po niecałej minucie ciche stuk stuk. Nagłe światło latarki przecięło ciemność zaułka, a potem pojawiła się sylwetka w mundurze. Policjant pochylił się do szyby, gestem nakazując Nico ją opuścić.
— Dobry wieczór. — Mruknął nieco znużonym tonem. Światło latarki wpadło do auta. Najpierw zatrzymało się na rozczochranych włosach Sloane, przykrytej w pospiechu za dużą bluzą. Potem powoli przeniósł wzrok na deskę rozdzielczą, gdzie w świetle odbłysnęło coś czerwonego i błyszczącego. Kryształki stanika, rozłożonego jak dowód rzeczowy, błyszczały kpiąco w ciszy. Mężczyzna zmrużył oczy, a potem kąciki jego ust drgnęły w czymś pomiędzy rozbawieniem a dezaprobatą.
— Dokumenty i prawo jazdy. — Zażądał rutynowym tonem, choć oczy wciąż uciekały w stronę czerwonej bielizny. Sloane miała ochotę po nią sięgnąć i schować, ale chyba na to było już za późno. Wsunęła więc tylko dłonie pod uda i milczała, zaciskając usta, aby powstrzymać cisnący się na nie uśmiech. — Pan wie, że stoi w miejscu objętym zakazem?
Latarka powędrowała trochę wyżej. Na zaparowane szyby. Potem na twarz Sloane, którą próbowała ukryć za włosami. Policjant czy nie, w mieście chyba nie było osoby, która by o niej nie słyszała, a nie potrzebowała plotek. Szczególnie w policyjnym gronie, bo choć to było wielkie miasto to gdyby dotarły nie tam, gdzie powinny… No właśnie. Nie chciała, aby James się dowiedział. Nie w ten sposób i nie przez głupie plotki.
— Do tego… Wygląda mi na nieprzyzwoite zachowanie w miejscu publicznym.
Sloane prawie się roześmiała. Nieprzyzwoite, dobre sobie. To było niedopowiedzenie, ale milczała. Aby nie wpakować ich w nowe kłopoty, bo te już i tak mieli. Może niewielkie, ale lepiej było, żeby milczała.
Patrzyła na ręce Nico, kiedy wyciągał dokumenty, o które prosił policjant. Powinna być zestresowana i była, ale nie z powodu, o którym mógł myśleć Nico. Nie chodziło o bycie przyłapaną na gorącym uczynku czy o mandat, to były drobnostki, o których nazajutrz nie będzie pamiętać. W głowie miała kogoś innego. Kogoś, kto całe szczęście, ale na patrole nie jeździł i nie było szans, aby go napotkać. Wrócił do pracy, ale z tego co wiedziała to nie był wysyłany w teren, aby łapać tych, którzy łamią prawo stając na zakazie. Chyba. Wszystkiego teraz mogła się spodziewać w swoim życiu.
Usuń— Skąd wracacie? — Niby luźne pytanie, rzucone od niechcenia w oczekiwaniu na dokumenty.
— Z takiej małej imprezy. — Mruknęła, chociaż jeszcze chwilę temu zarzekała się, że będzie siedziała cicho i nie wda się w żadną konwersację.
— Tak? Było pite? — Pytanie było już skierowane do kierowcy. Policjant uniósł nieznacznie brwi. — Może sprawdzimy. Dla pewności. Zapraszam do radiowozu.
— Serio? Tylko ja piłam i mały kieliszek, a nie jestem kierowcą. Mam prawo do drinka.
— A ja mam prawo, aby poprosić państwa o opuszczenie pojazdu.
Sloane fuknęła z irytacją i wbiła plecy w fotel.
— Sorry — mruknęła do Nico, bo może, gdyby się jednak przymknęła to skończyłoby się na upomnieniu, a nie wyciąganiu ich z samochodu.
sloane
Sytuacja była zabawa, ale i frustrująca. Przede wszystkim przez to, że nie miała ochoty jeszcze od Nico się odklejać i dobrze się jej na nim leżało. Miło było czuć go pod sobą, jego palce biegające wzdłuż jej pleców. Niebiesko-czerwone światła z radiowozu popsuły zabawę. Wyrwały ich z tej bańki szczęścia, a chociaż zewnątrz Sloane była zirytowana to w środku cały czas czuła na sobie jego dłonie i gorące pocałunku. Trzymała uda blisko siebie, mając wrażenie, że lada moment i będą drżeć na nowo od samych myśli, które o Nico miała, a miała ich naprawdę bardzo wiele.
OdpowiedzUsuńSloane nie stresowała się ewentualnym mandatem, który i tak wystawiony byłby na Nico. I wątpiła, aby on się przejął. Blondynka mogła co najwyżej oberwać za obnażanie się w miejscu publicznym, ale i to mało prawdopodobne, bo przecież siedziała w jego bluzie. Co z tego, że błyszczący stanik leżał jako dowód ich nieprzyzwoitości, a zaparowane szyby również mówiły same za siebie.
— Ma rację. To trochę moja wina, uparłam się z postojem, aby się przebrać. Nowe ciuchy, nie odcięłam metek i musiałam je na coś zmienić. — Przytaknęła Sloane. Bez wahania idąc w historyjkę Nico. Jakby nie patrzeć, ale nie kłamali. Musiała się przebrać. Co z tego, że z braku innych opcji. Co z tego, że jej ubrania leżały skopane na podłodze pod stopami blondynki. Co z tego, że nie miała pod bluzą nic. Co z tego, że gdyby chciał zobaczyć dowód to nie mogłaby mu nic pokazać. Zresztą, chyba nie miał prawa o takie rzeczy prosić. Nie miała bladego pojęcia.
Mężczyzna zerknął na nią jeszcze raz, a Sloane liczyła, że kupił ich gadkę i nie zamierza ciągnąć tematu dalej. Niewinnie się do niego uśmiechnęła. Ot, dwójka dzieciaków zatrzymała się w złym miejscu z pewnej potrzeby, a skoro już ją spełnili to mogli się stąd wynosić i nie było potrzeby, aby robić o cokolwiek jazdę, prawda? Blondynka zaczekała w aucie, szczęśliwa, że ominęło ją wychodzenie z auta. Nie miał powodu, aby kazać jej wyjść, ale też, gdyby to zrobiła to byłaby większa szansa, że ktoś ją tu zobaczy. Rozpozna twarz czy głos, choć mało prawdopodobne, że poza policją ktoś po tych uliczkach mógłby się kręcić. Ewentualnie typ próbujący sprzedać fentanyl po okazyjnej cenie.
Oczywiście, że patrzyła za Nico. Ciekawa, a przede wszystkim zniecierpliwiona czy do czegoś jednak policjant się nie przyczepi. Może okaże się, że miał niezapłacony mandat (jak ona) i to już byłby powód do kolejnej wymiany zdań, a może miał nieważne ubezpieczenie. Siedziała i wymyślała dziesiątki scenariuszy. Im dłużej Nico nie wracał, tym więcej ich było. Każdy bardziej popieprzony i odklejony od poprzedniego. Nudziło się jej i chciała już wracać, ale pospieszanie policjanta na służbie raczej nie podlegało pod bycie przykładną obywatelką, więc siedziała grzecznie w aucie.
Prawie podskoczyła na fotelu, kiedy Nico wrócił w końcu do samochodu. Nareszcie. Zdecydowanie zbyt długo to trwało, ale było już za nimi. I to nie tak, że Sloane się stresowała, bo nie. Była rozdrażniona tylko faktem, że ktoś im śmiał przerwać. Aż się prosiło, aby zapytać „Czy pan wie, kim my jesteśmy?”, ale to chyba tylko mogłoby pogorszyć sprawę. Trzymała zęby więc zaciśnięte, aby przez przypadek nie palnąć czegoś, co mogłoby faktycznie im zaszkodzić. Zamiast wrócić spokojnie do domu to ciągaliby ich po komisariatach. To dopiero byłaby ciekawie zakończona noc. Clara by ją zabiła, gdyby musiała ją z komisariatu odbierać. Takiej akcji na swoim koncie Sloane jeszcze nie miała. Może w przyszłości. Póki co, ale grała grzeczną dziewczynkę, która wypełnia swoje obowiązki, śpiewa o własnych przeżyciach, wypuszcza album, nagrywa teledyski i chodzi na wywiady, aby opowiedzieć o najnowszym albumie i wypromować go bardziej.
— Kończymy z seksem w miejscach publicznych. — Zarządziła. Prawie przekonałaby samą siebie, gdyby nie to, że znała się lepiej niż można było sądzić. — Najpierw sprzątaczka, a teraz policjant? Dalej to, lekarz czy od razu cała remiza? — Kąciki jej drgnęły w kpiącym uśmiechu. Jak tak dalej pójdzie to naprawdę zaliczą każdy zawód z możliwych.
Pokręciła lekko głową i tym razem, ale już grzecznie sięgnęła po pas. Zwłaszcza, że siedzący już w wozie policjant dalej ich obserwował, a gdyby tak dojrzał brak pasów to jak nic by wlepił im mandaty i tym razem nie skończyłoby się tylko na pouczeniu.
Usuń— Jeeeeedźmy.
Sięgnęła jedynie po koronkowe figi i wsunęła je z powrotem na tyłek. Kolejnych gubić już tym razem nie zamierzała. Z podłogi zabrała spodnie i kurtkę. Nie miała co prawda potrzeby, aby je układać ładnie, ale nie chciała też, aby leżały pod jej stopami i brudziły się bardziej niż to konieczne. Były ładne. Jeszcze mogłaby je kiedyś wykorzystać. Zgarnęła też stanik z deski rozdzielczej.
— Mogę ci go zostawić na pamiątkę, jeśli chcesz. — Zaczepiła palcem o ramiączko i odwróciła się w stronę Nico, lekko machając stanikiem. — Fajnie było. Warte zapamiętania. I powtórzenia.
Przed chwilą gadała o zakazach, teraz o powtórce. Sama za sobą nie nadążała. Westchnęła ciężko i opadła na fotel. Pogłośniła również muzykę, która grała jakoś wybitnie cicho.
— Zgłodniałeś? Moglibyśmy coś zamówić, aby dojechało razem z nami. — Wygrzebała swój telefon z torebki i od razu odpaliła aplikację, aby znaleźć coś dobrego i otwartego o tej porze, ale z tym to nie był problem.
sloane
Ta historia właśnie tym była. Czymś co opowiedzą, być może, w przyszłości w gronie bliskich znajomych. Będą się śmiać z sytuacji, kiedy zostali przyłapani przez policjanta, ale puszczeni jedynie z upomnieniem.
OdpowiedzUsuń— Nawet by mnie nie zdziwiło, gdyby to było to. — Odparła rozbawiona. Mieli pewne przywileje z tym związane. Ludzie ich rozpoznawali, więc kończyło się na upomnieniu. Ironicznym uśmiechu, a czasem na wspólnej fotce. Na szczęście teraz obyło się bez zdjęć, które potem mogłyby latać po necie. Zresztą, nawet gdyby to Sloane nie potrafiłaby się tym przejąć. — Ciekawa jestem, co tacy ludzie sobie myślą. — Westchnęła. Nie potrafiła postawić się w ich sytuacji. Była wychowywana wśród celebrytów. Od małego chodziła po czerwonych dywanach z matką i ojcem. Była na okładkach od pierwszego oddechu. Ciężko było jej zaimponować tym, że jest się kimś znanym. Jeśli miała ochotę kogoś poznać to wystarczyło być na tej samej imprezie. Zamienić parę słów, aby mieć numer tej osoby w telefonie, a po paru dniach umówić się na wspólny lunch. Ot, tyle i może aż tyle. Koleżanki Sloane to były aktorki, inne artystki, modelki.
— Powiesić przy łóżku. — Odparła z taką pewnością, jakby już postanowiła, że on to właśnie zrobi. Albo ona tak zrobi. Bez różnicy. — Albo faktycznie w ramkę. Zawiesisz w salonie. Jest zbyt ładny, aby trafiał do szuflady.
Spojrzała na niego pobłażliwie, jakby nie brała na poważnie tego, co właśnie powiedział. Ale w środku wiedziała, że oni dopiero się zaczynali. Skończyli się w pewnym momencie. Nie było wiadomości rano ani wieczorem, Sloane przestała mu wysyłać nagie fotki bez ostrzeżenia. Po prostu zniknęli ze swojego życia, a teraz Nico znów był w jej codzienności. Znów zajmował jej głowę. Zabierał na randki. Całował bez ostrzeżenia. Wciągał w kłopoty, a ona mu pozwalała. I tego chciała.
— Masz listę miejsc do odhaczenia? — uniosła brew, specjalnie ściągając temat w inną stronę. — Nie powiedziałam, że nie lubię. Jest zabawnie.
Stresująco, ale zabawnie. Wkurzająco, bo im przerywali, ale było w tym coś faktycznie ekscytującego. Coś zakazanego, a każdy zakazany owoc smakował wybitnie. Te zrywane razem z Nico były za to jeszcze słodsze. Jeszcze przyjemniejsze.
— Burgery. — Odpowiedziała bez większego zastanowienia. Była fanką burgerów. Najlepiej tak tłustych, że ciekło po palcach. Wypchanych serem i mięsem, warzywami i dobrym sosem. Nie jadała tak często, ale po koncertach jej się należało. Nie musiała cały czas patrzeć na tabelkę z kaloriami. Nigdy nie patrzyła. Wystarczyło, że wciąż czasem się zastanawiała, czy powinna to jeść i to wszystko dzięki matce modelce, która mogła się żywić wacikami nasączonymi wodą. — I frytki z sosem serowym i chrupiącym bekonem. I dużo coli zero.
Sloane nie zamierzała jeszcze kończyć wieczoru. Zjeść i uciekać w spanie, chociaż to właśnie byłoby rozsądne, ale wystarczyło spojrzeć na Nico, aby wiedzieć, że ten plan nie wypali. I wcale nie była z tego powodu zła. Właściwie, to chciała z nim tego.
— Jedźmy do twojej miejscówki. — Odpowiedziała. — Nie wiem, jak to robisz, ale twoje miejsca zawsze biją na głowę moje. — Zaśmiała się. Jak nie naleśniki to pizza. Nie pobił jej tylko z matchą, ale to być może przez to, że Sloane była jedną z nielicznych osób w swoim otoczeniu, która faktycznie ją piła i lubiła jej smak.
sloane
— Powieś ją w takim razie w innym miejscu. Lubię twoją mamę, ale moja bielizna nie musi wisieć obok twojej fotki z nią. — Zaśmiała się. To faktycznie mogłoby być… Dziwne. Nawet jak na nich. Sloane rodzinnych zdjęć nie miała nigdzie. Odkąd skończyła czternaście lat nie robiła sobie z nimi żadnych zdjęć, nie licząc tych przymusowych, aby udawali, że jednak po rozwodzie są wciąż spoko rodzicami. Jakoś nie było jej z tego powodu źle. Czasem może przykro, ale znajdowała sobie zajęcie, aby nie myśleć o tym, że nigdy nie miała tak naprawdę normalnego domu. Kasę i zachcianki owszem, ale bezgraniczną miłość rodziców? Spokojne dzieciństwo? Nie, to nie było w jej kartach.
OdpowiedzUsuń— Poza tym, nie masz w mieszkaniu rzeczy dziwniejszych, które sprzątaczka znajdzie? — Uniosła brew w oczekiwaniu, na to, co jej powie. Każdy miał jakieś sekrety, a Sloane… Sloane chętnie pozna jakie trupy w swojej szafie upychał Nico. Oczywiście, te nowe. Wydawało się jej, że wszystkie poprzednie poznała. Ale oboje byli dobrzy w trzymaniu sekretów, więc istniała szansa, że nie podzielił się z nią w pełni swoimi tajemnicami.
Przez chwilę zastanawiała się, czy mu o czymś powiedzieć. Nie, bo się wstydziła, a bo wiedziała, że wykorzysta to przeciwko niej. I to jeszcze w bezczelny sposób, który mu się spodoba, a co gorsze – jej również.
— Wyobraź sobie minę mojej, kiedy sprzątała i otworzyła szufladę z zabawkami. — Parsknęła. Jej sprzątaczka była starszą panią, nie mówiła za bardzo po angielsku, a na szyi nosiła krzyżyk, więc chyba musiała być wierząca. Sloane wtedy wróciła wcześniej do mieszkania i akurat trafiła, jak ją otwierała. Albo to była szafka. Bo wypadło wtedy coś różowego i Sloane musiała to podnosić. — Nigdy więcej już tamtej szafki nie otworzyła. I do tej pory się na mnie patrzy tak, jakby ratunku już dla mnie nie było.
I może miała w tym rację. Może dla Sloane już naprawdę nie było ratunku. Przed samą sobą i przed życiem, które dojeżdżało ją aż za bardzo.
— Powaga? — Ożywiła się od razu, gdy potwierdził tworzenie listy. — Poooowiedz. Tylko jedno albo dwa, ewentualnie trzy, ale w porywach do czterech.
Zaufała mu w pełni z wyborem miejscówki na żarcie. I nie próbowała za nim lecieć. Zaczekała w samochodzie. On przynajmniej był w pełni ubrany, a Sloane… Cóż, Sloane wyszła bezpieczniej siedząc w samochodzie, dłubiąc w telefonie, gdy czekała na niego i poprawiając błyszczyk, który i tak jej rozmaże jedzenie, ale to teraz było bez znaczenia. Poprawiła włosy, wygładziła je ręką zanim wrócił, ale nic nie było w stanie zmyć z jej twarzy tego zadowolonego wyrazu.
Pamiętała tamten poranek, kiedy do niego zawitała pierwszy raz od miesięcy. W skradzionym szlafroku, rozbawiona i gotowa na to, aby nie kończyć jeszcze tak dobrze rozpoczętej nocy i poranka, który powitał ich biegiem przez miasto. Lubiła tworzyć z nim wspomnienia. Były przyjemne, wesołe i beztroskie. Brakowało jej czegoś takiego. W miesiącach, które były przepełnione niepewnością, strachem, rozterką i bólem. Te momenty, kiedy Sloane śmiała się tak głośno, że zaczynała kaszleć, a gardło bolało były rzadkością, więc trzymała się ich tak mocno, jak to możliwe i bała puścić z obawy, że jeśli to zrobi, to ona znów znajdzie się w ciemnym miejscu. W zaułku bez wyjścia, gdzie zostanie pożarta przez własne myśli.
Wszystko w tym mieszkaniu było takie, jak pamiętała. Zniknęła na moment w łazience, aby trochę opłukać twarz i kark, umyć ręce i trochę doprowadzić się do porządku, co nie miało większego sensu, bo i tak za jakiś czas Nico z nią znów zrobi, co chce, a ona nie będzie się opierała.
Kiedy wróciła wszystko było już rozstawione na stole. Zajęła grzecznie miejsce przy stole, czując dopiero na zapach jedzenia, jak bardzo jest głodna. Nie jadła od… Chyba ostatni raz jadła wczesnym południem. Już nie pamiętała, a potem były próby. Długie i do perfekcji, potem musiała się przygotować. Nie było czasu, aby zjeść coś porządnego.
Usuń— Nico Miller i zasady — przewróciła oczami — nowe, nie znałam.
Ale sięgnęła po burgera. Rozpakowała go i niemalże jęknęła na widok chorej ilości sera, która kleiła się do papierowego opakowania. Podniosła wzrok na Nico, kiedy się odezwał. I już zamierzała mu wypomnieć, że była taka chwila, ale wieki temu. Ale zamknęła się i wygryzła w burgera. Na tyle mocno, że sos miała na czubku nosa i w kąciku ust. Widok takiej Sloane zarezerwowany był dla nielicznych. Nie pozwalała sobie na to w miejscu publicznym, ale przy nim? Przy Nico mogła pozwolić sobie na wszystko.
— Wytrę się rękawem. — Ostrzegła, kiedy przełknęła wszystko. Uśmiechała się przy tym prowokująco. Tylko czekała, aż rzuci jakimś komentarzem, aby mogła to zrobić.
sloane
— Dam ci co tylko zechcesz, jeśli włożysz tę maskę.
OdpowiedzUsuńSloane nawet nie próbowała brzmieć poważnie. Przed oczami miała kolorowe maski, ale Nico… Nie umiała sobie go w tym wyobrazić. Jeśli już jakieś obrazy z nim w takiej masce się pojawiały, to Sloane nie umiała tego brać na poważnie. Zaśmiała się szczerze i głośno, gdy taki obraz przebiegł po raz kolejny przez jej twarz.
— Hm, to jakie pamiątki zbierasz po takich nocach? — Zapytała. Ułożyła łokcie na stole, kompletnie nie przejmując się tym, że to może być wbrew jakimkolwiek zasadom. I tak żadnych nie przestrzegali, a zresztą wątpiła, że Nico się przejmie łokciami na stole. Jej matka już podniosłaby alarm. Darła się coś o etykiecie czy innym syfie, a już na pewno nie dopuściłaby, żeby jadła tak kalorycznego burgera z frytkami.
— Może mam, może wyrzuciłam. — Wzruszyła ramionami. Przechyliła lekko głowę na bok, pozwalając mu na to, aby zaczął się zastanawiać co może tam znaleźć i czy w ogóle znajdzie. Musiała być chyba nieco ostrożniejsza w tym, co mu mówi, bo potem wszystko wykorzystywał przeciwko niej. I jakoś wcale źle jej nie będzie z tym, że to wykorzysta. Szczerze, to nawet na to liczyła. — Będziesz się musiał chyba sam przekonać. Ale nie wyobrażaj sobie niestworzonych rzeczy. Są normalne.
Nabiła parę frytek na widelec i wsunęła go do ust. Mruknęła cicho, sos serowy parzył jeszcze w język, ale każde oparzenia warte były tego smaku. Tak naprawdę dopiero teraz zaczęła zdawać sobie sprawę, jak głodna była. Łatwo było się przy nim zapomnieć, ale gdy ten zapach ją otoczył, gdy wzięła pierwszy gryz, to już nic nie byłoby w stanie jej odciągnąć od posiłku. Przynajmniej, dopóki nie zaspokoi głodu na jedzenie. Ten drugi tylko w niej narastał i nie zmniejszył się nawet po ich szybkiej przygodzie w aucie. Nie, skoro Nico patrzył na nią w taki sposób. Podobało się jej, oczywiście, że podobało. Tak, jakby była jedyną dziewczyną na świecie, a Sloane uwielbiała się w ten sposób czuć. Wyjątkowa i uwielbiana, a Nico aż za dobrze o tym wiedział.
— Niech ci będzie. Ale i tak uważam, że masz taką listę. Nie wiesz, niespełnione fantazje o miejscach. — Wzruszyła ramionami. Sloane w życiu nie kierowała się nigdy żadnymi listami. Zawsze tym co jest tu i teraz, więc totalnie łapała o co Nico chodziło. Planowanie nie było w ich stylu. Działali wtedy, kiedy uważali to za słuszne. Rozpędzeni na autostradzie, w ciemnym zaułku lub na hotelowych leżakach.
— Powinieneś nosić ze sobą jakieś ostrzeżenie. „Dziewczyny przy mnie gubią majtki” — zaśmiała się. Mruknęła cicho, jakby się nad czymś zastanawiała. Musiała od niego kiedyś wyciągnąć więcej szczegółów o historii z salą treningową. Znała ogóły, ale była ciekawska i chciała wiedzieć jak najwięcej, a najlepiej wszystko.
Słysząc jego groźbę, Sloane mocniej wgryzła się w burgera. Sos miała już nie tylko w kącikach ust czy nosie, ale i na policzku. I zrobiła to specjalnie. Normalnie nigdy by tak nie jadła. Nawet przy nim próbowałaby się nie pobrudzić, ale nie z jakiegoś głupiego powodu, aby zawsze wyglądać perfekcyjnie.
— Hm, i to ma mnie przed tym powstrzymać? — Uniosła lekko brew. Sloane lekko zmarszczyła nos, kiedy jej go wycierał. Był to taki prosty, niemal intymny gest. Lekko poruszyła się na krześle.
— Ubrudzona w serowym sosie jestem groźniejsza niż wyginając się na scenie? — Zapytała. Ale potrafiła zrozumieć o co mu chodzi. Tam na scenie Sloane była dla każdego. Dla fanów, dla managementu. Ale tutaj przy jego stole? Rozluźniona, uśmiechnięta i pobrudzona, z rozczochranymi włosami i jego zapachem na swoim ciele, tutaj Sloane była tylko jego.
Najpierw skończyła jeść. Sam stworzył zasadę, więc niech się jej teraz trzyma. Burger zniknął, frytki jeszcze zostały. Dopijała colę, a potem naciągnęła rękaw bluzy na rękę, Spojrzała mu prosto w oczy, gdy wycierała usta i policzki rękawem. Nieco już przyschnięty sos kleił się do materiału. Sloane potem zrobiła to samo, ale z drugim rękawem. Tak dla pewności, że na pewno jest już czysta.
— Dzięki za kolację. I bluzę. Naprawdę mi się przydała.
sloane
Zanotowała sobie to w głowie. Zamierzała to obejrzeć, jak będzie sama. Albo później, gdy zaśnie i obudzi się do dźwięków, które pewnie brzmiały dla niego teraz jak koszmar.
OdpowiedzUsuń— Dlatego chodzę tylko do Jimmy’ego Fallona. Jest najlepszy i faktycznie zabawny. — Zaśmiała się. Znała te „gierki”, aż za dobrze. Pamiętała, jak raz ją próbowali w coś takiego wcisnąć, ale się postawiła. Milej było naprawdę u Jimmy’ego. Zabawy nie były ośmieszające, a po prostu zabawne. Jak chociażby śpiewanie wersów piosenki w konkretnym stylu, a miała sekundy na przygotowanie się. — Zresztą, na trzecie mam Fallon, więc zobowiązana jestem, aby go lubić.
Potakiwała głową, że niby rozumie i niby nie zamierza oglądać idiotycznego filmiku, a w głowie szykowała już moment, w którym to zrobi. Tutaj. W jego mieszkaniu. Najlepiej na jego telefonie, ale tylko musiałaby poczekać na moment, aż go przy niej odblokuje.
— Ta fantazja niech zostanie w twojej głowie, Miller. — Ostrzegła. Wbiła w niego mocne spojrzenie i przymrużyła oczy. — Najlepiej, w ogóle sobie tego nie wyobrażaj. Wymyśl coś innego. Bądź, jak reszta facetów i zażądaj stroju pielęgniarki czy coś. Coś w czym będę wyglądała obłędnie seksownie.
Przewróciła oczami i sięgnęła po jeszcze jedną frytkę, ale czuła, że jeśli zje coś jeszcze to pęknie. Odsunęła od siebie pudełko i zwinęła papier po burgerze w kulkę. Zajęła się na chwilę jeszcze colą, która po koncercie i samochodzie była teraz jak ukojenie, którego naprawdę potrzebowała.
— Bo gubią. Tylko się popatrzysz i one znikają. — Zaśmiała się. Sloane nawet nie była zaskoczona, że dziewczyny do niego lgnęły. Była w końcu jedną z nich. Zniecierpliwiona nawet czekała, aż sam będzie je z niej zdejmował. — Zgubiłam je ja, ta twoja dziewczyna… Ile jeszcze takich biednych niewiast pozbyłeś bielizny? — Próbowała zabrzmieć, jakby naprawdę się tym przejmowała, ale miała zbyt wiele wesołych iskierek w oczach, aby można było to brać na poważnie. Sloane akurat chętnie przy nim gubiła bieliznę i raczej te wszystkie dziewczyny również.
— Zrób to. Takie koszulki by się sprzedały. Oficjalny merch Nico Millera. Byłabym pierwsza do kupienia i noszenia takiej.
Zrobiłoby furorę albo ludzie totalnie by to wyśmiali. Pewnie jedno i drugie. Zawsze znajdą się tacy, którzy nie będą szukali dziury w całym, a zamiast śmiesznego topu będą widzieć w ty coś, czym nie jest. Taka chyba już natura ludzi i tego, że nie potrafili wyluzować.
— Na drzwiach wejściowych machnij ten napis. Czasami do tej sypialni nie dociera się w ubraniach. — Zauważyła. Uśmiechnęła się, jakby wspominała właśnie jeden z takich momentów. I może faktycznie wspominała. Ostatnio, jak tu weszła to w ogóle nie miała na sobie bielizny, a jedynie szlafrok. — Albo rozdawaj wizytówki. „Cześć, jestem Nico. I zgubisz przy mnie bieliznę”.
Sloane dawno nie byłą już tak wyluzowana, jak, teraz gdy siedziała przy jego stole, najedzona i szczęśliwa. W ubrudzonej od sera bluzie i wesołym, rozbieranym spojrzeniem.
— Zacznij pytać, to ci odpowiem. Chcesz tę, w której znalazłam drzazgi na tyłku od pomostu czy od razu z grubej rury i tę, gdzie z dwóch osób zrobiły się trzy? Prawie cztery. — Uśmiechała się tak, że nie było szans, aby poznać, czy mówi prawdę czy zmyśla na poczekaniu.
Przygryzła wargę, kiedy mówił dalej. Znał ją o wiele lepiej niż Sloane by sobie tego życzyła. Sama mu się dawała poznać od każdej strony. Nie miała przed nim już żadnych tajemnic. Może nie wspomniała tylko, że w weekend widziała się z Carterem, ale to była zbędna historia. Nie mieli siebie na wyłączność, ona nie interesowała się, czy widuje się z innymi, on też. Zresztą, wiedział przecież, że jest w takim miejscu w swoim życiu, gdzie nie wie czego chce i miota się między wyborami, a gdy pojawia się okazja to ją bierze.
— Nic przed tobą nie ukrywam, kochanie. Pytaj i… mogę odpowiedzieć albo skłamać.
UsuńOdchyliła się na krześle z ciężkim westchnięciem, ale pełnym zadowolenia. W oczach miała wesołe iskierki, gotowa do tego, aby jeszcze dalej się z nim drażnić i sprawdzić, na ile może sobie pozwolić zanim straci do niej cierpliwość.
— Nie każdy zasługuje na wydanie Sloane Fletcher uwalonej w serze i ketchupie.
Ludzie rzadko widywali ją, gdy w pełni czuła się komfortowo. Z Nico nie obawiała się, że spojrzy krzywo, bo się ubrudziła. Że nagle nie będzie atrakcyjna, bo ma trochę ketchupu i serca na policzku. On zawsze patrzył na nią tak samo – w makijażu czy bez. Na scenie czy poza nią, gdy łaziła po jego mieszkaniu w jego koszulce i zaglądała mu w zakamarki, przestawiała książki i fotografie.
— I tak nie planowałam ci jej oddać. — Odparła. Jak ją na siebie włożyła w aucie już wiedziała, że sobie ją zatrzyma. Teraz wystarczyło uprać i będzie, jak nowa. — Jest wygodna. I ciepła. I idealna na serwetkę. Same plus, serio. Nie rozumiem, czemu mi ją oddajesz. — Przewróciła oczami. Znów sięgnęła po butelkę z colą, aby wypić parę łyków.
Wstrzymała ten ruch na moment, kiedy ogarnął włosy z jej twarzy. Najpierw spojrzała na jego rękę, a później zerknęła mu w oczy. Siedziała niewzruszona. Udając, że jego bliskość jest jej już obojętna. Nakarmiona, zadowolona i niepotrzebująca niczego więcej.
— Mogę je powtórzyć znowu. Dzięki za kolację i bluzę.
Odstawiła butelkę na stolik, ale nie zrobiła nic więcej. Nie rozpięła bluzy, która by odkryła jej ciało. Tylko na niego patrzyła.
— Oczekiwałeś czegoś innego? — Zapytała z uniesioną brwią, udając kompletnie ciemną. W końcu to on był tym, który jej groził, że zdejmie bluzę. Mógł tę obietnicę spełnić, a coś mu się nie spieszyło.
sloane
— Już wiem, czego w tobie nigdy nie lubiłam. — Powiedziała nagle, gdy skończył mówić. I nie było to wcale z wyrzutem. Sloane o nic nie miała pretensji. — To, jak łatwo ci przychodzi mówienie „nie chcesz, to nie mów”. I tobie naprawdę nie przeszkadza, że się nie dowiesz. Mnie by to zabiło.
OdpowiedzUsuńPrzewróciła oczami z westchnięciem. Nigdy nie umiała pojąć, jak może się nie przejmować. On tylko wzruszał ramionami, jakby to naprawdę było łatwe powiedzieć, że „to nie moja sprawa” i zapomnieć o temacie. Próbowała się tego od niego nauczyć, ale z marnym skutkiem. Liczyła na to, że pociągnie ją za język, że będzie próbował się dowiedzieć więcej, a tymczasem zostawił temat i kazał samej opowiadać. Nie miała żadnych oporów przed tym, aby opowiedzieć, ale liczyła, że wejdzie w jej gierkę, a on stanowczo stał przy swoim.
Sloane uśmiechnęła się pod nosem, po czym zastukała paznokciami o blat stołu. Delikatnie przygryzła dolną wargę i podniosła spojrzenie na Nico. Uniosła kącik ust wyżej, jakby chciała coś powiedzieć, ale się powstrzymywała. Niepotrzebnie o tym powiedziała. Nie, bo nie chciała mu powiedzieć, ale wracały wspomnienia i uczucia. Roztrzaskane, zostawione w niewiadomej.
— Mam bujną wyobraźnię, to prawda. Ale pomost i trójkącik… Jedno i drugie się wydarzyło. — Powiedziała. Nie miała przed nim nic do ukrycia, ale chyba niektóre szczegóły powinna była zachować dla siebie. Zwłaszcza z pomostu. Te momenty były zbyt intymne, aby dzielić się nimi z kimkolwiek. Nawet Nico. Uwielbiała go i ufała, jak nikomu przedtem, ale tyczyło się to tak kruchej części jej życia. Chyba musiała, aby zostało to tylko w jej głowie. — Powiem ci tylko, że polecam brać grubszy koc na takie… atrakcje. Wyciąganie drzazg z takiego miejsca wcale nie jest seksowne. — Mruknęła. Zabawne? Owszem. Nawet upokarzające.
— A to drugie… Znalazłam naprawdę śliczną dziewczynę w klubie. Nie jestem z tego dumna, ale byłam tak naćpana, że nie wiem, kiedy to się stało. Ani kiedy prosiłam ochroniarza, żeby do nas dołączył. Ale chyba było spoko, nie pamiętam za wiele. Ona była śliczna, ja byłam napalona, a trzeci chętny się znalazł sam. Czwarty odmówił. I dobrze. Robił się już tłok.
Zawiesiła na nim wzrok, kiedy znów poprawił jej włosy. Sloane, znowu, się uśmiechnęła. To były te gesty – delikatne i słodkie – które działały na nią najbardziej. Ruszały w niej coś, co dawno powinno być pogrzebane. Nie próbowała się w nim zakochać, to miała być tylko dobra zabawa. Z kimś kogo zna i komu ufa. Nie potrzebowała następnej miłosnej komplikacji.
— Ale w ostatnim czasie… Jest taki jeden, wiesz? — Sloane przybliżyła się do Nico, opierając lekko o stół. Sięgnęła ręką do jego torsu. — Wysoki blondyn z zielonymi oczami… Boskim uśmiechem. On mnie interesuje teraz najbardziej.
Odsunęła się jednak po chwili. Nie dodając nic więcej. Czasami się zastanawiała, co oni oboje mieli w głowach. Sloane wpadała znów w ramiona innego. Może ona naprawdę nie potrafiła być sama. Nie miała pojęcia, a Nico… Nico jej pozwalał. Mimo, że wiedział wszystko. Bajerowała go z jednej strony, sypiała z nim i chodziła na randki, a z drugiej… Z drugiej zawsze ktoś inny był w jej głowie. Nie w momentach, kiedy była z Nico, bo wtedy skupiała się na nim, ale gdy zostawała sama.
Zatopiła się w tych myślach na dłuższą chwilę. Parę dni temu była z Carterem, skończyło się inaczej niż sądziła, ale jednak… Jednak na parę chwil Sloane była gotowa znów w to wejść. I pewnie, gdyby pojechała do Jamesa albo jego spotkała przypadkiem to byłoby tak samo. I w środku tego chaosu był Nico, który był kompletnie niewzruszony. Był na jej koncercie. Słuchał piosenek o innych, a potem zabrał do siebie. Coś się jej w tym poważnie nie kleiło, a jednocześnie cholernie do tego, jaki Nico był pasowało.
— Nico — zaczęła, ale nie była pewna, czy chce dokończyć — nie przeszkadza ci… to wszystko? Ja?
Niby wiedziała, że gdyby przeszkadzało, to nie byłoby jej tutaj ani żadnej randki, ale i tak chyba musiała to usłyszeć chociaż raz na głos.
sloane
— Mów za siebie. Ja się w ogóle nie czuję dorosła. — Wzruszyła ramionami. Daleko jej było do dorosłej. Mogła być pełnoletnia, ale jej zachowanie przeczyło temu, co dorośli ludzie robią. Mogłaby się zagłębiać w to, dlaczego nigdy nie dorosła, ale miała czas na to, aby jeszcze naprawdę dorosnąć i zacząć się zachowywać odpowiedzialnej. Dobrze jej było tak, jak jest teraz. Pomijając wszystkie dramaty, ale lubiła ten luz i święty spokój, żadnych obowiązków poza pracą, którą przecież kochała. Mogła jeździć na wakacje, festiwale i korzystać z lat, dopóki jeszcze na to miała siłę i ochotę. Uspokoić się mogła za dziesięć lat albo dwadzieścia. Albo nigdy. Kto wie co było jej pisane.
OdpowiedzUsuń— A bo ja wiem, gdzie uprawiasz seks? Poza tymi miejscami ze mną i siłownią. — Rzuciła kąśliwie. Łatwo przechodzili od flirtowania ze sobą, ściągania bluzy i jedzenia nago, aby za chwilę się dąsać i rzucać zgryźliwymi komentarzami. Dobra, ona mogła się dąsać. Nico pozostawał nieludzko niewzruszony, a ją to doprowadzało do furii. Nie reagował tak, jak ona sobie to wymyśliła w głowie. Korzystał z zupełnie innego scenariusza, który miała Sloane. I ją to wkurwiało, że nie odpowiadał tak, jak tego chciała. Tylko po swojemu.
Wystawiła mu język, jak obrażona pięciolatka, której ktoś właśnie zabrał lizaka.
— Goń się z tymi swoimi poradami. Nie potrzebuję ich. — Przewróciła oczami. Jeszcze tego brakowało, aby jej zaczął udzielać rad. Radziła sobie bez nich wybitnie dobrze. — Zresztą, to nie było miejsce publiczne. Nie liczy się. Takie atrakcje… Zarezerwowane są dla ciebie.
Zaczynał doprowadzać ją do szału i o tym doskonale wiedział, a bawił się pewnie jeszcze lepiej. Oczy Sloane się zwęziły, kiedy go słuchała. Paznokcie trochę za szybko stukały o stół. Dźwięk rozchodził się po pomieszczeniu szybko, rytmicznie. Jakby Wybijała rytm znany tylko jej. Pociągała ją w nim ta nonszalancja, a teraz sprawiała, że miała ochotę krzyczeć i kazać mu przestać.
Pokręciła przecząco głową.
— Nie, z Carterem. — Machnęła ręką, jakby odganiała jakąś natrętną muchę, a tak naprawdę próbowała odgonić swoje myśli. — Zwiałam wtedy z koncertu i James mnie znalazł, więc... Zaproponowałam. Ale odmówił. — Wzruszyła ramionami. To była upokarzająca noc z wielu powodów. I początek ogromnej katastrofy, której Sloane przewidzieć nie mogła. Skąd niby miała wiedzieć, że wtedy nie dość, że Crawford jej zawróci w głowie to jeszcze zacznie się ślinić na widok swojego ochroniarza? Cóż, teraz już było. Więc w sumie nic nie stało jej na drodze, aby iść i z nim być szczęśliwą. — Ale masz rację. Etyka zawodowa nie istnieje. Włochy ją popsuły.
Prychnęła pod nosem. Już sama nie była pewna, czy jest zirytowana na niego, wkurzona na siebie czy na cały świat, który zdawał się działać przeciwko niej.
— Zamieszać? To niedopowiedzenie. Ja nie zamieszałam, ja… Boże, nie wiem. Zjebałam po całości. Ze wszystkim, ale nie ważne.
Mogła się rozwodzić nad tym bez przerwy. Próbować mówić rzeczy, które postawią ją w lepszym świetle, ale to i tak niczego nie zmieni. Było, jak było. Żadne „przepraszam” niczego nie naprawi. Najlepsze co Sloane mogła robić, to trzymać się od nich wszystkich z daleka.
— To wszystko. — Wzruszyła ramionami. — Mam na myśli… nawet nie wiem, to co zrobiłam i ci o tym opowiedziałam. To uciekanie między od jednego do drugiego, a teraz do ciebie…
W pokrętny sposób mówiła „zależy mi na tobie i nie chcę dodać cię do listy osób, które skrzywdzę”. Podobało się jej, że był z powrotem w jej życiu i to w tak aktywny sposób, ale co, jeśli i jego tak skrzywdzi? Mógł jej mówić, że tego chce i to ją nakręcało, ale w głębi naprawdę tego nie chciała.
Uśmiechnęła się lekko. Takiej odpowiedzi się po nim właśnie spodziewała.
— W porządku. — Przyjęła to i temat można było uznać za skończony. Wciąż miała co do tego wątpliwości, ale to już była jej sprawa. — Wiem, że nie chcesz tego robić i nie czekasz, aż się zmienię. Tylko… Nie wiem, skomplikowane to wszystko.
Niepotrzebnie zaczynała myśleć.
UsuńZa dużo dziś czuła. Album, piosenki, wspomnienia. Powinna była teraz siedzieć mu na kolanach i go całować tak, jakby jutra miało nie być, a nie robić sobie tu sesję terapeutyczną.
Podniosła się z miejsca i skierowała do barku. Bez pytania, czy może. Mogła. Przeglądała butelki, aby czegoś się napić,
— Co wy wszyscy macie z whisky. — Mruknęła pod nosem, bo głównie to widziała. A potem trafiła na butelkę tequili. — Bingo. Chcesz?
sloane
W tej chwili ten spokój jej nie pomagał. Próbowała być dramatyczna, a Nico otaczał się stoickiem spokojem, który działał jej na nerwy. Nawet nie próbował udawać, że odpowie na jej zaczepki. Tym samym nie pozwalał na pełne dramatyzowanie, które teraz i tak nie miało większego sensu. Nakręciła się sama, zupełnie niepotrzebnie, na coś na co obecnie nie miała wpływu. Możliwe, że tego wieczoru faktycznie za dużo czuła. Myślami była tak naprawdę wszędzie. Skupiona niby była na wykonaniu swojej pracy, ale piosenki… one nie były o byle kim czy byle czym. Jak ktoś ja dobrze znał to potrafił rozpoznać, kiedy Sloane zaczyna uciekać w myślach. Jeszcze przed wejściem na scenę była zdenerwowana i pogrążona we własnej głowie. Ledwo docierały do niej słowa menadżerki. Potem udało się jej rozluźnić. Miała Nico, uciekali razem przed jej zespołem i prosto do auta, a w aucie znalazła dla nich zajęcie. I wtedy naprawdę w ogóle nie myślała o niczym, jak o nim. Jego dłoniach, które były zbyt daleko i nie mogły do niej sięgnąć tak, jakby tego naprawdę chciała. Pocałunkach, które pare razy mu skradła podczas jazdy. Było tego sporo, a potem był ten policjant i powrót do jego mieszkania. Pachnącego znajomo i tak kojąco, rozmawiali i jedli wspólnie burgery, a teraz Sloane stała w ubrudzonej bluzie i stwarzała dramat, który był absolutnie im zbędny.
OdpowiedzUsuń— Tylko z nimi. Nie jestem kompletną zdzirą, aby zbierać was jak pokemony. — Mruknęła z parsknięciem. Dwóch to było aż nadto, a do kolekcji dołączył jeszcze Nico. Z ta mała różnica, że był w pełni świadomy do czego wchodzi. Sloane nie mogła mu nic obiecać. Żadnej przyszłości. Jedynie tu i teraz, a on to łykał, bo sam również nie dawał jej nic więcej w zamian. To były proste zasady. — Wiesz, czasami ciężko po tobie poznać, kiedy ci zależy, a kiedy mówisz pewne rzeczy na odwal się.
Taki już był i nie było w tym nic złego. Sloane nauczyła się z tym żyć i rozpoznawać, kiedy był faktycznie przejęty, a kiedy nie potrafił wykrzesać z siebie choćby grama zainteresowania. To potrafiło być frustrujące i było frustrujące. Albo się to w nim kochało albo nienawidzili, ale Sloane była gdzieś pomiędzy. Rozumiała go, a jednocześnie doprowadzał ja do szału, kiedy nie udawało się jej w nim odpalić tego, co chciała.
— Myślę, że odmówił przez Cartera. Wiesz, nigdy są sobą nie przepadali. — Mruknęła w odpowiedzi. Może, gdyby była sama z tamta dziewczyna, ale i to nie było pewne. Było to tez tak dawno, że nie miało już większego znaczenia. Wydarzyło się w innym życiu. Innej Sloane. Tej, która jeszcze nie była w pełni zniszczona przez swoje wybory życiowe i nie rozjebała trzech żyć w popiół.
Sloane uśmiechnęła się zwycięsko po jego słowach. Wiedział, jak sprawić, aby połechtać jej ego i właśnie to teraz robił.
— Jak dobrze, że Ty mi odmawiać nie musisz. — Mruknęła i puściła mu oczko. Chociaż kto się, jakby zachował się w takiej sytuacji, ale Sloane powtarzać tego nie miała raczej zamiaru. Jak już mówiła, ale było tłoczno. I jednak nie lubiła się kimś dzielić. Sobą to co innego, ale kimś na kim jej zależało? Prędzej zaczęłaby wydrapywać oczy i szarpać za włosy niż spokojnie przyjęła, że ktoś mógłby go dotknąć w jej obecności.
— Wiem, wiem. — Mruknęła pod nosem. Nie miał kieszonki z odpowiedziami. Nie miał tak naprawdę niczego, czego Sloane mogłaby się chwycić, aby wiedzieć w która stronę iść. To też nie była jego rola, aby ja odpowiednio nakierunkować. — Może się przejdę z tym do wróżki. Zapytać, który z was jest moim endgame. — Kiepski żart, ale zdesperowani ludzie chwytają się wszystkiego, prawda?
Wzięła pierwsza lepsza szklankę i wlała do niej tequile. Nie bawiła się w wymyślanie drinków. Szybko i prosto, aby zapaliło w przełyku i ocuciło trochę. Albo ja poskładało. Wszystko było możliwe.
— Twierdzisz, że nie mam charakteru? — Podłapała i uniosła brew, a potem natychmiast odwróciła się w jego stronę. Zmrużyła oczy, jak przyczajony kot, który już wypatrzył myszkę.
Sloane zerknęła na butelkę, a potem na Nico. I znowu na butelkę i wlała do szklanki jeszcze trochę. Czuła, że może tego żałować. Była zmęczona i zirytowana, a to nigdy nie było dobre połączenie przy piciu. Po czym przechyliła szklaneczkę i opróżniła ja tak sprawnie, na ile była w stanie. Zaraz prawie tez zadrżała od mocy. W klubach to smakowało inaczej. Lepiej.
Usuń— Nie zapijam problemów, Nico. — Małe kłamstwo, ale przynamniej teraz tego nie robiła. Nie tak w pełni. — Świętuje. Miałam dziś koncert. Bardzo udany w dodatku, a poza tym… po tequili szybko się rozbieram. Nie powinieneś narzekać.
Kącik jej ust drgnął. Ale nie sięgnęła po więcej niż to, co już wypiła. Ruszyła w jego stronę wolnym krokiem, lustrując oparta o blat sylwetkę.
— Zresztą… Nie miałeś się na mnie przypadkiem zemścić za auto? — Wymruczała, kiedy znalazła się obok. Objęła go delikatnie w pasie i przysunęła się bliżej, aby ustami musnąć szyję Nico. Uśmiechnęła się, czując, jak rozgrzana miał skórę. — Za to, jak się z tobą drażniłam. Że nie mogłeś n i c zrobić i byłeś w pełni zdany na mnie? — Ciągnęła dalej, a jej usta zostawiały na nim kolejne pocałunki. — Myślałam, że pierwsze co zrobisz to pokazanie mi, gdzie moje miejsce, ale może się pomyliłam.
sloane
— Nie śmiej się ze mnie. Ojciec twierdzi, że to działa. Ostatnio się zajarał energią księżyca i takimi. Ta jego nowa laska podobno wróży z ręki. — Przewróciła oczami. Sloane podchodziła do takich spraw z ogromnym dystansem. Nie wierzyła w żadną moc słońca, księżyca czy w układy gwiazd, ale miło było zwalić swoje humorki na retrogradacje Merkurego, chociaż za cholerę nie wiedziała, co to znaczy i nie zamierzała się dowiadywać. Ale może w akcie desperacji faktycznie się do wróżki przejdzie, ale na pewno nie powie o tym Nico, bo jak nic ją wyśmieje. Już wyśmiewał, a tylko rzuciła tym od niechcenia.
OdpowiedzUsuń— Raz mi się zdarzyło, okej? Zresztą, nie udawaj, że byś odmówił, gdyby dwie laski ci zaproponowały trójkącik. — Wypomniała mu. Już widziała, jak grzecznie odmawia. Nico nie był przecież typem, który tylko przy zgaszonym świetle i pod kołdrą. Wcale nie byłaby zdziwiona, gdyby takie przygody miał za sobą. Laski do niego lgnęły. Widziała to, gdy z nim była i mimo, że nie musiała walczyć o jego uwagę, to lubiła przypomnieć tym wszystkim dziewczynom, że jedyną, która gratulować mu będzie wygranej na osobności jest ona. Zawsze odchodziły zawiedzione. I nie raz usłyszała „Zadzwoń, jak wam nie wyjdzie”. — Czy może… Już ci proponowały? — Uniosła brew, wyczekując odpowiedzi. Wbiła w niego uważne spojrzenie, aby nie umknęła jej przypadkiem żadna jego reakcja.
Energia trochę jej osłabła. Temat jednak nie był skończony, a blondynka chyba potrzebowała się wygadać.
— Myślałam, że to z nim będę, jak odejdę od Cartera. Taki był plan. Odejść, ogarnąć się i wrócić do Jamesa. — Wzruszyła lekko ramionami. Wypuściła powietrze z płuc i spojrzała na niego już w inny sposób. Spokojniejszy, trochę przygaszony. — A teraz… Nie mam pojęcia. Powiedziałam, żeby na mnie zaczekał, a on… Zrobił to. A ja znowu uciekłam. I jestem tu z tobą. I nie uciekłam, bo coś między nami się popsuło czy zmuszał mnie do czegoś. Sama nie wiem. Teoretycznie powinnam teraz skakać ze szczęścia, że nic mnie już nie wiążę i mogę sobie robić co chcę. Że mogę z nim być i nie muszę tego już ukrywać.
Nie musiała chyba mówić, jak to wszystko brzmi. Niby była zakochana w jednym, kochała drugiego, ale siedziała w mieszkaniu u trzeciego. Nie rozmawiała z Jamesem od tamtego wieczoru, kiedy wpadła mu bez zapowiedzi. Mówiła wtedy słowa, które przeczyły kompletnie temu, co robiła w tej chwili. Krzywy uśmiech pojawił się na jej twarzy.
— Podoba mi się wizja, że będę z kimś tak na stałe, wiesz? Bez gierek, bez okłamywania siebie nawzajem. — Przyznała. Problem był w tym, że Sloane chyba nie potrafiła żyć bez tych gierek, że nie umiałaby się w pełni poświęcić jednej osobie. Sama już nie wiedziała. Może ona nie nadawała się do prowadzenia takiego życia we dwójkę, a do wirowania między różnymi osobami. W zależności od tego, jak się akurat czuła. — A Vegas i ślub… Nie zrobiłabym tego na trzeźwo, tyle wiem. Zresztą, jak to wyszło na jaw to pomyślałam, że będzie fajnie i w to weszłam. I było, ale może nie było pisane na stałe. Nie wiem, pieprzę głupoty.
Wiedziała, że ona musiała zdecydować. Że nie ważne, ile razy się go zapyta o jakąś radę to skończy się tak samo. Nie dojdzie nigdzie, dopóki sama nie ogarnie siebie. Nico nie miał odpowiedzi, nie miał ich tarot, James ani Carter. Miała je tylko Sloane. Nawet, jeśli myślała, że nie wie, to przecież gdzieś w środku wiedziała. Może nie dopuszczała do siebie jeszcze tych myśli. Może nie potrafiła puścić tego, co miało być tylko chwilowym zapomnieniem i zrobiła z tego w swojej głowie coś więcej. Stworzyła cały związek, na który nie była gotowa, a teraz przed tym uciekała. Wiedziała tylko tyle, że jej uczucia do każdego były prawdziwe. Nie udawała, nie okłamywała siebie ani ich, bo gdy patrzyła im w oczy i mówiła kocham cię to naprawdę to czuła.
Zmrużyła oczy, kiedy rozmowa zeszła na inny temat. Ten, w którym czuła się wygodniej. Który sprawiał, że napinała mięśnie, mrużyła oczy i z ciekawością wyczekiwała tego, co dalej.
— Tak, świętuję. — Przytaknęła. — Album, koncert, nas… To, że będę jeszcze bogatsza. Czego tu nie świętować?
Znał ją, gdyby naprawdę świętowała to zażądałaby jeszcze muzyki. Włączyłaby ją sama i nie byliby tutaj, ale w klubie. Z własnej woli za nim poszła, ale nie po to, aby opijał z nią album. Na prawdziwe świętowanie, chyba, jeszcze będzie miała czas. Prawda była taka, że teraz była zirytowana na samą siebie i trochę też na niego i za brak dramatycznego podejścia, którym Sloane się karmiła. Zamiast do niej dołączyć w jej wybuchach to trzymał ją przy ziemi. Rzucał logicznymi argumentami i nie dawał się wciągnąć w jej gierki.
UsuńWestchnęła wyrzucając tym z siebie całą frustrację, która w niej narastała. I sama sobie była winna, zamiast normalnie z nim rozmawiać to zaczynała krążyć, podjudzać, ale to tylko negatywnie wpływało na nią.
Sloane na moment się po prostu zamknęła. Stała przy nim w ciszy, obejmując go i słuchając, jak do niej mówi. Jego głos drżał na jej skórze, a ona z całych sił próbowała w żaden sposób na niego nie reagować. Udawać, że jej nic nie obchodzi.
— Hm, czyli pod tobą? — Uniosła brew. Wbiła w niego spojrzenie, jakby chciała tym samym zajrzeć mu w myśli albo zmusić, żeby zaczął odpowiadać jej tak, jak sobie to wymyśliła. — One same mnie znajdują, ja nic specjalnie nie szukam. Widzisz? Mówiłam ci. Majtki przy tobie same spadają.
Pokręciła głową na boki z cichym „nie” w głowie, które brzmiało bardziej jak mruknięcie. Oparła się lekko czołem o jego ramię, a dłonie wsunęła pod materiał koszulki. Sunęła bez celu nimi po jego plecach.
— Wiem, że ci się spodobało, ale… wiem też, że nie jesteś tym, który pozwala za długo działać. Przez chwilę? Jasne. — Powiedziała. Przecież go znała. — Ale na dłuższą metę… To ty rozdajesz karty. Ty decydujesz. Lubisz decydować.
Jeżeli tak wyglądała jego zemsta, aby grać niewzruszonego to działało lepiej niż Sloane gotowa była przyznać. Fakt, że stał oparty o bla i nie robił nic, aby ją powstrzymać był drażniący. Czekała na jakąś reakcję.
— Ale możemy się tak zabawić. — Mruknęła unosząc głowę. Musnęła jego usta, a dłonie z pleców przeniosła na brzuch. Przesunęła po nim paznokciami, aż do krawędzi spodni. — Skoro mi oddajesz pałeczkę… I mogę robić co chcę… — Mruczała pod nosem, ciągle zaczepiając go paznokciami. — … To może zrobię to, o czym myślałeś w aucie na początku. Też o tym myślałam, wiesz? — Mówiła dalej. Wciąż spoglądając mu w oczy z figlarnym uśmiechem, ale ton brzmiał, jakby mówiła o pogodzie. — Ale to takie… Typowe, nie sądzisz? Zabawne i jestem pewna, że jeszcze kiedyś ci tak… umilę podróż, ale wciąż typowe.
sloane
— Dużo takich propozycji ci wpada? — Uniosła lekko brew. Najzabawniejsze było to, że nie przemawiała za nią zazdrość. Nie taka oczywista w każdym razie. Była terytorialna i gdyby byli poza mieszkaniem, a jakaś by się kleiła to Sloane nie wahałaby się przed pokazaniem jej, że nie ma tu dla fanek Nico miejsca. Ale w komforcie mieszkania, w którym czasem czuła się lepiej niż u siebie? Mogli poruszyć każdy temat i żadnemu nie drgnęła nawet powieka. Może właśnie, dlatego tak łatwo z siebie wyrzucała te wszystkie rzeczy. — Wiesz co byłoby zabawne? Gdybyś mi powiedział, że to było z Alex i Soph.
OdpowiedzUsuńPoznała tę historię wystarczająco, aby wiedzieć, że taka opcja w ogóle nie była możliwa. Wciąż, wizja tego wydawała się jej być histerycznie śmieszna. Jemu już może mniej, ale skoro opowiadała o swoich romansach, to nic jej nie stało na przeszkodzie, aby w to wciągnąć jego.
— Może faktycznie tak jest. I próbuję się wsadzić w ramy, jak mówisz. — Wzruszyła ramionami. Sloane nigdy nie lubiła być zamykana w żadnych ramach. Określana jako jedno albo drugie. Nie była tylko tym czy tamtym. Było w niej wiele sprzeczności, wiele nieporozumień i niedopowiedzeń, których nie wypowiadała jednak na głos. Czasem się nawet do nich nie przyznawała.
Musiała się znowu zamknąć. Przemyśleć sobie to, co jej powiedział Nico i ładnie wyplątać się z tego tematu, który sama zaczęła. Tak naprawdę to nawet nie wiedziała, dlaczego zaczęła o tym mówić i myśleć akurat teraz. Mieli miły wieczór, który jeszcze nie chylił się ku końcowi, a ona zabierała się za swoje miłosne rozterki. Każdy inny facet na jego miejscu już dawno by ją stąd wyrzucił, gdyby godzinę po tym, co działo się w samochodzie marudziła nie o jednym, a o dwóch facetach na raz. Nico nie był jak reszta i była teraz za to wdzięczna. Nie musiał jej rozumieć, aby przemówić do rozsądku. Parę zdań, a ona się uspokajała i kończyła nakręcać. Niesamowite.
— Gdybym tylko piła to pół biedny. — Mruknęła pod nosem i wzruszyła ramionami. Dumna z tego nie była, ale przeszłości nie zmieni. Przynajmniej teraz nie brała już żadnego syfu. Może poza tequilą, ale to już była opinia Nico. W dodatku błędna. — Hm, nie zostałbyś z żadną swoją żoną? Nawet, gdybym to była ja? — Przez chwilę brzmiała, jakby pytała się naprawdę, a potem roześmiała się. Zbyt wesoło, jak na minę, którą miała przed chwilą. Nie, oni zdecydowanie by się rozwiedli. To by źle wpłynęło na ich przyjaźń. Czy cokolwiek teraz między nimi było.
Wiedziała, że Nico ma rację i to ją wkurwiało. Bo miał ją zbyt wiele razy, a ona za bardzo próbowała ściągnąć go na swoją ścieżkę, aby „panikował” razem z nią. Był zbyt twardym zawodnikiem, aby tak po prostu się jej dać. I może faktycznie zbyt dobrze ją znał, a znał cholernie dobrze. Możliwe, że lepiej niż ona samą siebie. Nawet po roku przerwy, on wciąż ją znał tak, jak nikt przed nim i być może nikt po nim.
— Na razie chcę być tutaj. — Powiedziała. Nie ignorowała tego, co powiedział, ale uznała, że nie ma już sensu, aby to dalej rozkładać i analizować. Mogła się w to pobawić w domu. Ba, stworzyć sobie tablicę z nimi, razem z jakimiś notatkami i porównywać, jakby to miało w czymkolwiek pomóc.
— Tutaj z tobą. — Dodała i lekko musnęła jego usta. Nie czekała, aby odwzajemnił pieszczotę. — Mimo, że mnie niesamowicie wkurwiasz, to chcę być teraz u ciebie.
Chciała wyrwać reakcję z niego, a sama była tą, która zareagowała. Przymknęła oczy, lekko odchylając głowę do tyłu. Zbyt łatwo się poddawała jego słowom, a wyobraźnia działała jeszcze sprawniej.
— Hm, na tobie już byłam. Jedno z tej listy mamy odhaczone. — Zauważyła. Kącik jej ust lekko drgnął. Chciała czy nie, ale jego głos i słowa sprawiały, że wszystko w niej się napinało. — Później… Później nie narzekałabym, gdybym znalazła się przed. Właściwie, to bez znaczenia. To w końcu szczegóły, prawda?
Sloane przybliżyła się znów, aby go pocałować jeszcze raz. Tym razem w kącik ust i policzek.
— Jeszcze może cię kiedyś zaskoczę tym, co zrobię. — Szepnęła miękko w odpowiedzi.
Uniosła na niego wzrok, lekko drgając od jego dotyku. Prawie niezauważalnego, ale wyraźnie wyczuwalnego
Dziewczyna jeszcze bardziej przymrużyła oczy. Doskonale wiedząc i słysząc, że Nico jej właśnie rzuca wyzwanie. Milczała przez chwilę, przygryzając policzek od wewnątrz.
Usuń— Nie mówię, że to jest mało ambitne. Ty wiesz, jak trzeba się przy tym namęczyć? — Westchnęła z udawanym zmęczeniem. — I nie udławić przy okazji. — Dodała, całkiem poważnie, chociaż w oczach malowało się jej rozbawienie. Czasem była pod wrażeniem, jak sprawnie biegali między jednym, a drugim tematem. Chwilę temu było poważnie i ciężko, a teraz… Cóż, teraz było inaczej. — Zresztą, nawet jeśli to mało ambitne… to chyba nic z tego, skoro oboje będziemy czerpać tego przyjemność, zgodzisz się? — Zapytała. Czułą te lekko napięte mięśnie pod palcami, które wciąż uważnie i ochoczo śmigały po jego ciele. Trochę żałowała, że nie zdjęła mu koszulki, ale i na to przyjdzie odpowiednia chwila.
— Ale masz rację, znowu, cholera. — Westchnęła i prawie przewróciła oczami. — Jakby tak spojrzeć… to wszystko jest typowe. A ja tak myślę… że te typowe rzeczy biją na głowę wszelkie pokraczne akrobacje, byle tylko było ciekawiej. Prostota jest najbardziej efektowna.
sloane
— Czeeeekaj.
OdpowiedzUsuńSloane niemal musiała zrobić krok, a może dwa do tyłu. Jej rozbawienie się tylko powiększało, kiedy zaczynała wyobrażać sobie to czy tamto, ale równie dobrze jej myśli mogły okazać się zbyt szalone. Może tylko ona miała chore fantazje w takim stylu. Rozpalił jej ciekawość do tego stopnia, że teraz gotowa byłaby zaparzyć im herbatę i ciągnąć go za język do białego rana.
— Myślałeś o tym, żeby je mieć obie na raz? — Uniosła brew i w zniecierpliwieniu czekała na odpowiedź. Wyszłaby na hipokrytkę, gdyby powiedziała, że sama o tym nie myślała. O Jamesie i Carterze, nie Alex i Soph. Tak dla czystej jasności. Tylko to… To byłby bardzo skomplikowany proces. Niemożliwy do wykonania. W żadnej rzeczywistości nie mógłby się wydarzyć. Przede wszystkim, obaj byli cholernie zaborczy, nie pałali do siebie żadnymi pozytywnymi uczuciami i pewnie prędzej spróbowaliby się pozabijać, a Sloane umarłaby na łóżku z braku zainteresowania. Tak więc pewne rzeczy lepiej, aby pozostały tylko fantazjami. — One z tobą czy one same? — Podsunęła kolejne pytanie, które wydawało się jej być jeszcze ciekawszą opcją.
— Tak, trochę… ciężko to zorganizować, jak wchodzą uczucia. — Zgodziła się. Byłoby miło, gdyby dało się je tak po prostu odsunąć, ale to nie było możliwe. Może w filmach i to nie tych romantycznych.
Nico był rozsądniejszy niż ona. Znała go na tyle, aby właśnie wiedzieć, że do takiego durnego ślubu by nie dopuścił, a gdyby jednak się stało – to miałby unieważnienie jeszcze tego samego dnia. Ot, takim był człowiekiem. On działał, a nie czekał, aż wszystko zacznie się walić.
— Max dwa tygodnie. — Zastrzegła, jakby faktycznie kiedyś miało się zdarzyć, że przypadkiem wezmą ślub. — Lepiej nam chyba bez… etykiet, co? — Mrugnęła. Żadnych poważnych zobowiązań, żadnego pilnowania rocznic, kupowania sobie prezentów z okazji miesięcznicy czy innych gównianych świat wymyślanych przez pary. Szczerze, to chyba z Carterem nawet nie dali sobie nic z „okazji” ślubu. Nie liczyła obrączek ani penthouse, to był wymów. To po prostu był… Jeden z wielu dni, ale skończył się większym pierdolnięciem. Ot, co.
— Standard standardem, ale dobrze się z tobą czuję i tutaj. — Przyznała i wzruszyła lekko ramionami. Proste wyznanie, które zawierało w sobie więcej emocji niż wszystko, co mu do tej pory powiedziała. Sloane potrafiła mówić dużo, używać ładnych i często ciężkich słów, ale to właśnie, (prawie mu to wytknęła), te najprostsze miały u niej najgłębsze znaczenie.
— Jezz, luzuj, Miller. Dostaniesz to. — Zapewniła i cmoknęła go w usta. — Żadnych doktoratów ci tu już tworzyć nie będę. Totalne skupienie, tylko na tobie. Obiecuję.
Puściła mu oczko i uśmiechnęła się słodko, jakby wcale go teraz cały czas nie drażniła i siebie przy okazji również je. Jeszcze przez chwilę spoglądała na niego w zaczepny sposób, jakby chciała sprawdzić, na ile sobie może pozwolić, ale wiedziała, że musi się w końcu zamknąć. Mogłaby gadać przez całą noc. Zwłaszcza, że była nakręcona.
Jej mina powoli się już zmieniała z rozbawionej, na skupioną przede wszystkim na nim i na jego słowach, które przyjemnie pieściły.
— Mhm, właśnie tak będzie. — Przytaknęła. Zassała powietrze przez zęby, jak w dole brzucha poczuła przyjemny ścisk, który był miłą zapowiedzią nadchodzących wydarzeń.
Sloane już go zignorowała i jego pójście do łóżka. Nikt tu niczego od nikogo nie wymagał, wieczory wyglądały tak, jak tego chcieli, a chociaż trochę przeciągali, to oboje i tak dążyli do jednego.
— Zamknij się już, Nico. — Poprosiła. Z ich dwójki to jej przydałaby się taśma na usta. Tylko chwilowo, dopóki nie będzie ich potrzebowała do znacznie milszych zadań, które nie uwzględniały gadania.
Wysunęła dłonie spod jego koszulki, aby przenieść je na policzki. Objęła je delikatnie i tak samo do siebie przyciągnęła w kolejnym pocałunku, który tym razem już napierała, aby odwzajemnił. Nie ponaglała siebie ani jego z tą pieszczotą. Powolna, jakby dokładniej chciała posmakować jego ust. Może tym samym mu przekazać, że naprawdę cieszy się, że może tu z nim być i że jest tak swobodnie, że nie muszą od siebie wymagać niczego.
UsuńSloane zsunęła dłonie z jego policzków na szyję, a potem wzdłuż torsu. Wciąż przy tym pozostając blisko jego ust, czasem muskając ich kącik. Sięgnęła do koszulki, którą uniosła do góry, niechętnie, ale zmuszona była, aby odsunąć się od niego, gdy zdejmowała bluzkę, a materiał opadł cicho gdzieś na podłodze. Uśmiechnęła się w tym krótkim czasie, kiedy twarz Nico na moment schowana była za koszulką. Pozwoliła sobie najpierw uważniej mu się przyjrzeć, a dopiero po chwili jej usta swobodnie odnalazły drogę do jego. W tym czasie dłonie powoli rozpracowywały pasek przy spodniach. Sprzączka współpracowała z nią sprawnie. Z metalowym guzikiem miała chwilowy problem, ale i z nim w końcu sobie poradziła. Musnęła jeszcze kilka razy usta Nico, zanim nieznacznie się odsunęła, aby zerknąć mu psotnie w oczy, by w tej samej chwili rozpiąć rozporek, a materiał spodni zsunąć w dół. Kąciki jej ust drgnęły, ale nic nie powiedziała. Nie rzuciła żadnym głupim tekstem, nawet nie próbowała. Ustami sięgnęła do jego szyi, by złożyć tam parę pocałunków, a potem naznaczyć nimi drogę od szyi, poprzez klatkę, brzuch i do podbrzusza, wolno przy tym się przed nim osuwając. Na moment tylko spojrzała na niego z dołu z wesołym uśmiechem i równie wesołymi oczami.
sloane
— Gorzej, gdyby im się tak spodobało, że ciebie by już żadna nie chciała. — Zaśmiała się. W końcu i taka opcja była, prawda? Chociaż, wcale tak źle nie wyszedłby na tym, gdyby go zostawiły. Dobra, zostawiły i nie wyszedł źle. Sloane była nawet skłonna powiedzieć, że wyszedł na tym lepiej. Był tutaj teraz z nią, a nieskromnie była gotowa przyznać, że jest lepsza niż dwie jego byłe razem wzięte.
OdpowiedzUsuń— Wielka szkoda. — Westchnęła w zgodzie z nim. — Mogłoby być zabawnie… Dwóch facetów, skupionych tylko na mnie… Hm, nie byłabym o to zła. Tylko tamta dwójka… To mieszanka wybuchowa. — Uśmiechnęła się. Fantazja niezła, ale niemożliwa do spełnienia. Przynajmniej nie w takim składzie, o jakim myślała Sloane. Byłaby skłonna nawet oddać dekadę życia, aby raz przekonać się, czy rzeczywistość byłaby równie ciekawa, co jej fantazja, czy jednak skończyłoby się na brutalnym morderstwie. Inne konfiguracje jej nie interesowały. Być może jakaś z Nico, ale wątpiła, że byłby chętny do tego, aby dzielić się nią z innym i jakby się nad tym zastanowić, to ona wcale nie chciała, żeby Nico się nią dzielił. Znacznie bardziej jarała ją świadomość, że ma ją na wyłączność.
Sloane uniosła lekko brew, ale w ogóle nie była zaskoczona tym, co powiedział. Taka rozmowa, aż prosiła się o to, aby podzielić się swoimi skrytymi myślami. I jak widać oboje trochę ich w zanadrzu mieli. Zaśmiała się cicho, lekko kręcąc głową na boki.
— Mogę się nad tym zastanowić. — Odpowiedziała i musnęła jego usta.
Zostawiła go z tą myślą. Łatwa do spełnienia, o ile trafiłoby się na odpowiednią dziewczynę, a teraz wręcz pożałowała, że nie załatwiła sobie numery do Ruby. Ale gdyby to zrobiła to nawiązałaby się relacja, jakieś obowiązki, a tamta noc miała być tylko chwilą zapomnienia. I we wspomnieniach miała zostać.
Chciała dodać, aby namówił swoją uroczą brunetkę, ale szybko się zorientowała, że właśnie te uczucia wszystko komplikowały. Ech, i na to one ludziom były? Nic dobrego z nich nie wynikało, a już na pewno nie na dłuższą metę.
Sloane zostawiła za sobą tę rozmowę. Rozniosła się ona cicho po pomieszczeniu, a blondynka swoją uwagę przeniosła już tylko na Nico. Rzucając mu jedno krótkie, ostrzegawcze spojrzenie, kiedy znowu zaczął gadać. Jakby chciała mu w ten sposób dać znać, że jeśli się naprawdę nie przymknie to zostawi go z niczym. Co byłoby tylko pustą groźbą, bo Sloane już za daleko zabrnęła, aby się wycofać i udawać, że jej to nie obchodzi. Obchodziło, jeszcze jak. Powolne drgania mięśni, dłonie rozprowadzone na blacie stołu. Cięższy oddech, a nie zrobiła przecież jeszcze tak naprawdę nic. Niemalże triumfalny uśmiech wkradł się na jej twarz. Poprawiła się na podłodze, chcąc znaleźć nieco wygodniejszą pozycję.
Złożyła pocałunek tuż nad kością biodrową. Powoli smakując jego skórę.
Kolejny uśmiech błysnął na jej twarzy.
— Po prostu jestem tak dobra, Miller. — Mruknęła w odpowiedzi, która powinna dla niego być oczywista.
Odchyliła się lekko, jedynie po to, aby rozpiąć bluzę. Upaćkaną serem i innymi sosami. Wciąż w niej siedziała, a było już zdecydowanie jej za gorąco, aby chować się po ciepłym materiałem bluzy. Suwak wydał cichy dźwięk, chwilę późnej Sloane uwolniła ramiona z bluzy, która spadła za jej plecami. Nie patrzyła na Nico, tym razem wystarczyła jej sama świadomość, że spojrzał w dół, aby dostrzec ją rozebraną, klęczącą przed nim i chętną na dalsze, wspólne gierki. Westchnęła krótko, kiedy jego palce wsunęły się między jej włosy. Materiał spodni chwilę tylko się opierał na udach Nico, nim udało się jej go zsunąć na tyle, aby nie przeszkadzał on Sloane w niczym. Nawet, gdyby próbowała powstrzymać się przed uśmiechem – to nie potrafiła. W kolejnych ruchach Sloane nie było nic pospiesznego, nie próbowała tego zmienić w szybki numerek, jak w aucie. Miała całą noc, aby drażnić i bawić się z Nico, i tę cholernie bolesną świadomość, że jak spróbuje to bardziej zaboli to ją niż jego, bo sama chciała coś z tego ugrać.
Świat skurczył się nagle do ich dwójki przy stole.
UsuńPalce blondynki zahaczyły o materiał bokserek, by chwilę później i je osunąć niżej. Spojrzała na niego teraz tylko raz. By mógł dostrzec to, jak podekscytowana i nakręcona jest tą czynnością. Tą świadomością, że każdy jęk, westchnięcie i drgnięcie ciała są tylko dla niej, że jest w jego umyśle i na ustach. Sloane się nie spieszyła, ale nie była też boleśnie powolna. Robiła to dla niego w teorii, ale w rzeczywistości sama wiele z tego czerpała. Najlepszym stwierdzeniem chyba było, że robi to po prostu dla nich. Z początku najpierw tylko objęła go dłonią, nie dając po sobie poznać, jak każde syknięcie czy mocniej zaciskające się na włosach palce na nią działają. W nieco wyzywającym geście przesunęła językiem, od nasady po czubek, dopiero wtedy zanurzyła go w swoich ustach. Palcami jednej dłoni muskała jego umięśniony brzuch, co też pozwalało jej wyraźniej czuć każde drgnięcie, co tylko popychało ją do tego, by przyspieszyć. I tak, jak mu obiecała, była w pełni skupiona na nim. Na jego przyjemności, na jego ciele.
sloane
Do 200
OdpowiedzUsuń