Though no one can go back and make a brand new startanyone can start from now and make a brand new ending

Nico Miller
24 lata | bokser | mistrz WBC
|
Nico to człowiek złożony z pasji i ambicji, które niemal wypalają go od środka. Jego dni zaczynają się o świcie, kiedy miasto jeszcze śpi, a kończą długo po zmroku, gdy ulice Nowego Jorku toną w ciszy. Nico nie zna słowa „odpoczynek” – to dla niego luksus, na który nigdy nie pozwala sobie zbyt długo. Treningi stają się jego ucieczką, a jednocześnie jego więzieniem.
Choć na zewnątrz wydaje się niezłomny, wewnątrz targa nim ciągły niepokój. Jego dążenie do perfekcji jest nieustanną walką, która nie zna końca, a wyścig z czasem staje się codziennym rytuałem. Nico jest uosobieniem dyscypliny, poświęcenia i nieustannego głodu zwycięstwa. W tym wszystkim jednak gdzieś gubi siebie – w tej niekończącej się pogoni za sukcesem, za następnym rekordem, za kolejnym sezonem. Jest na szczycie, podziwiany przez tłumy, ale w jego oczach często można dostrzec cień samotności. Ludzie widzą go jako bohatera, ikonę sportu, ale nieliczni znają prawdziwego Nico – człowieka, który stąpa po cienkiej granicy między triumfem a upadkiem. Jego życie to seria intensywnych momentów, które zostawiają go wyczerpanego, ale wciąż spragnionego więcej. Przez to wszystko, Nico pozostaje zagadką – nawet dla samego siebie. |
Życie Sophii było poukładane. Miała każdego dnia wyznaczone cele, które zapisywała w kalendarzu, który po części składał się też na jej pamiętnik. Dokładnie zapisywała co będzie tego dnia robić, o której godzinie i w jakim miejscu. Pisała za co jest wdzięczna, czego wolałaby uniknąć i jakie ma oczekiwania wobec tego dnia. Wszystko zawsze miało swoje miejsce, a żadna nieoczekiwana sytuacja czy błąd nie mogły się wkraść. Żyła według wyznaczonego, w głównej mierze, przez samą siebie schematu. Lubiła swoją rutynę i nie przeszkadzało jej, że ktoś mógł ją uznać za nudną. Wraz z czasem w kalendarzu zapisywała nowe wyjścia z nowymi ludźmi, treningi z Nico, imprezy, na które chodziła częściej niż to do niej pasowało, randki z Fabianem, które tylko z początku były ekscytujące.
OdpowiedzUsuńRównie szybko skończyła zapisywać za co jest wdzięczna, bo takich rzeczy było coraz mniej, aż w końcu dotarła do punktu, kiedy nie potrafiła wymyślić niczego sensownego, a to co chciała zapisać na papierze było zbyt nieodpowiedzialne. Życie Sophii z czasem przestało być takie poukładane. Pojawiały się sytuacje, w których sobie nie radziła i których nie rozumiała w pełni. Mierzyła się z nowymi uczuciami, o których nie mogła z nikim porozmawiać. I ta poukładana Sophia, która miała zawsze wszystko pod kontrolą, nagle i bez ostrzeżenia ją straciła. Weszła w sam środek chaosu, który w dodatku sama wywołała. W pełni nie potrafiła się na to gniewać czy mieć komukolwiek za złe, że tak się stało. To jednak dzięki Nico odkryła, że nie zawsze musi przybierać maskę perfekcjonistki, że stać ją na coś więcej niż bycie ładną ozdobą i że może pozwolić sobie na znacznie ciekawsze rzeczy w życiu. I za to była mu wdzięczna. Teraz śladu po tej dziewczynie już co prawda nie było. Przytłoczona nową rzeczywistością nie potrafiła wyciągnąć na wierzch tej zadziornej Sophii, która nie bała się odezwać i stawiała uparcie na swoim. Pogrzebała te wersję samej siebie głęboko i z jakiegoś powodu starała się, aby nie mogła wydostać się na powierzchnię.
Czasem zdarzało się jej myśleć, że to ludzie wokół odbierali jej różne cząstki. Nico brał sobie z niej to co odważne i towarzyskie, zdzierał z niej kolejne warstwy, które również sobie zostawiał. Fabian brał tą grzeczną i ułożoną Sophię, tę która nigdy na nic nie narzekała i była zawsze zadowolona. Alex podbierała jej pewność siebie swoimi gierkami, które rozumiały tylko one. Gwen odbierała jej codzienność i ojca, zabierała to co było w jej życiu najlepsze. Imogen... Imogen nie brała. Starsza siostra zwyczajnie niszczyła to co Sophia wokół siebie zbudowała. Każdy coś brał i ostatecznie ona zostawała z marnymi resztkami, których nie potrafiła złożyć w sensowną całość.
Była w ostatnim czasie zbyt naiwna, zbyt ufna. Pozwoliła sobie na to, aby myśleć o rzeczach, które nigdy nie miałyby przyszłości. Brała udział w podchwytliwe grze, która miała nieszczęśliwe zakończenie, a z której zdawało się, że wcale nie wyszła. Mimo wielu chęci i zapewnień, że dała sobie z tym spokój.
- W takim razie któraś z nas źle to odebrała – stwierdziła. Może Alex faktycznie chodziło o ten moment, a ona tego nie wyczuła? Było to już bez większego znaczenia. – Zgodziłabym się pójść. Tylko... brakowało mi szczegółowych informacji.
Wzruszyła lekko ramionami. Było minęło, ale też nie do końca. Wtedy chodziło tylko o nią i mogła pozwolić sobie na myślenie wyłącznie o sobie. Informacja o wyroku wszystko by zmieniła, ale tego nie miała, a teraz było już ustalone, że nic z tym dalej robić nie będzie.
- Chyba nie na długo skoro chwilę później jechała do ciebie.
Sama nie wiedziała czemu to powiedziała. To nie była jej sprawa czy się pogodzili, czy zerwali, czy co tam między sobą robili. Zakładała, że byli pogodzeni. W końcu to nie tak, że dziewczyna się jej z czegokolwiek teraz zwierzała. Już tego nie robiła, już się nie chwaliła tym, że go ma. Chwilowo przynajmniej sobie tę zabawę odpuściła.
- Myślę, że wiesz.
UsuńWiedział. Oczywiście, że wiedział i się z tego jeszcze cieszył. Kilkanaście tygodni temu podjęłaby się tego bez wahania, ale teraz? Dawno temu cokolwiek się między nimi zaszło za daleko. Stało się zbyt skomplikowane i przede wszystkim było nieodpowiednie. Nie chciała dłużej brać w tym udziału. Być na zawołanie i za pomocą jednego uśmiechu, nie ważne jak uroczego i sprawiającego, że sama czuła potrzebę, aby odwzajemnić taki gest, robić i mówić rzeczy, które chciał usłyszeć.
Chwilę wpatrywała się w drogę przed sobą. Światła jadącego przed nimi samochodu delikatnie rozmazywały się w jej oczach. Deszcz padał coraz gęstszy, a wycieraczki ledwo nadążały nad zmywaniem go z szyby. Dopiero po chwili na niego spojrzała, choć wcale nie do końca chciała, ale ile mogła chować się w sobie i odwracać wzrok, bawić się biżuterią, aby tylko go unikać?
- Nie baw się mną – poprosiła szeptem, a wypowiedzenie tych słów kosztowało ja o wiele więcej niż przypuszczała.
Zdawał sobie w końcu sprawę z tego, że ma do niego słabość. Odpowiednio ukierunkowana pójdzie dokładnie tam, gdzie będzie chciał i powie to, co chciałby usłyszeć, że znów weźmie udział w ich pokręconej grze.
- Tylko tobie to da satysfakcję, a ja... Nie chce znowu sobie wyobrazić czegoś, czego nigdy nie było.
Soph ❤️🩹
Cały czas powtarzała sobie, że nie może dopuścić do tego, aby po raz kolejny zaczęli prowadzić między sobą tę grę. Nie ważne, jak bardzo mogła się jej ona podobać i jak naturalnie się w jej trakcie czuła. To przychodziło samo. Spojrzenia, gesty, dwuznaczność, którą zbywali potem śmiechem. Mogłoby tak być dalej, ale zaangażowała się. Przestała to traktować jako rozrywkę, choć to złe określenie, bo nie chciała sprowadzać go do czegoś tak błahego. Nico znaczył więcej niż była gotowa przyznać sama przed sobą.
OdpowiedzUsuńNie miała pretensji, nie obwiniała go o nic. To oboje zawinili pozwalając sobie na więcej niż należało. Przesuwali granicę coraz bardziej, ale do tego momentu mogli to robić bez żadnych wyrzutów sumienia czy obawy, że ktoś się dowie. Pojawił się Fabian, Alex zagrzała miejsce w życiu Nico i Sophia wiedziała, że z perspektywy blondynki to nie jest przelotny związek. Jeśli był dla Nico, to nie dla niej i widziała po niej, że nie zamierza tolerować ich znajomości. Od samego początku jasno się wyraziła, że Sophia ma się odsunąć, aby ona mogła w pełni działać. Zupełnie, jakby już wtedy wiedziała, że relacja, która tworzyła się między Nico i Sophią nie była tak niewinna na jaką ją kreowali w oczach innych. Przyjaciele z dzieciństwa, kto by się tym martwił, prawda? Pamiętała, jak z jakiegoś powodu przy pierwszym spotkaniu byłą zirytowana jego obecnością. Jak nie chciała z nim i jego znajomymi jechać do klubu. Było to tak irracjonalne, że aż śmieszne. Wystarczyło, aby spędziła z Nico niewiele czasu i wyczekiwała kolejnych spotkań. Nie mogła się ich wręcz doczekać.
Odwróciła od niego wzrok w obawie, że dostrzeże w jej oczach czy wyrazie twarzy coś więcej. Głównie był i tak skupiony na drodze, nie mógł jechać i patrzeć na nią. To po części ją ratowało. Wybierała sobie naprawdę wybitne momenty na rozmowę, a jednocześnie zaplanowanie takiej rozmowy nie wchodziło w grę. W ich przypadku takie rzeczy wychodziły samoistnie.
Chciała mu wierzyć.
Ślepo zawierzyć, że nie mówi tego tylko po to, aby się wyciszyła. Wahała się, uwierzyć czy nie. Aż za bardzo pamiętała co powiedział jej tamtej nocy i z jaką łatwością to powiedział. Pokazało jej to tylko, że nie miał nic przeciwko temu, aby była tym małym sekretem, o którym sobie można przypomnieć w pasujących chwilach. Impreza bez partnerów? Nie było lepszej okazji, aby się zbliżyć, poflirtować i nie obawiać się, że ktoś spojrzy na nich krzywym okiem. Kto zorientowałby się, gdyby zniknęli i zajęli się sobą?
— To jak mnie traktowałeś? Kim dla ciebie byłam? — spytała. Starając się ze wszystkich sił, aby głos się jej nie załamał. Czy na pewno chciała znać odpowiedzi na te pytania? Dość już od niego usłyszała, aby czuć się podle. Jednak, mimo wszystko, chyba tego potrzebowała. Oboje potrzebowali. Wyjaśnić to, co między nimi się działo. To co robili sobie nawzajem. Sophia bez winy nie była, a choć łatwiej byłoby zrzucić wszystko na niego, to nie mogła tego zrobić. Nie protestowała, kiedy ją podjudzał, nie opierała się przed dotykiem, nie zaprotestowała nigdy ani razu. Sama nieraz stawała się inicjatorką. — Nie dziewczyną, bo tę masz. Nie koleżanką, bo z koleżankami nie robi się tego, co robiliśmy my.
Nie brakowało w jej głosie emocji, które próbowała zakryć. Z jednej strony chciała się przed nim obnażyć, pokazać te prawdziwe emocje, które w niej wywoływał i jak wielki chaos w niej panował, aby zrozumiał, że to co robili nie było dla niej jedynie krótkim skokiem w bok, rozrywką, gdy w życiu robiło się nudniej. Z drugiej chciała to wszystko trzymać w sobie, jakby liczyła na to, że jeśli nie będzie o tym mówić, jeśli nie pokaże tych emocji to wszystkie problemy rozwiążą się same.
— Dałeś mi odczuć, że to było dla ciebie bez znaczenia, Nico — dodała. Nie musiał wtedy nawet wiele mówić, aby to odczuła. Przenikający przez ciało chłód jego głosu, spojrzenie, w którym nie było żadnych uczuć. — I nie twierdzę, że robisz to celowo.
Naprawdę chciałaby wierzyć, że to nie było celowe zagranie. Że nie wybrał jej po to, aby się zabawić, że nie znalazł w niej słabego celu, który łatwo było sobie owinąć wokół palca. Nie minęło wiele czasu, jak patrzyła się na niego tak, jakby nikt inny się już nie liczył. Chciała wierzyć, że również się w tej relacji między nimi pogubił. Miał w końcu prawo do tego, aby podejmować błędne decyzje.
UsuńNie znaleźli się w łatwej sytuacji, ale skoro już w niej tkwili to wypadało, aby ją rozwiązali do końca. Wolałaby teraz uciec i schować się przed nim oraz całym światem. Najlepiej w miejscu, gdzie nikt by jej nie znalazł.
— Bo chcieliśmy — przyznała cicho. Nie zamierzała udawać, że w tym wszystkim jest niewinna i najbardziej pokrzywdzona. Czuła się tak, ale rozsądek w pełni jej nie opuścił. — Ale nie mogę być tą drugą, Nico. Nie chcę nią być.
Przetarła wierzchem dłoni policzki. Jeszcze tego brakowało, aby zaczęła przy nim płakać. Powstrzymywała się przed tym na tyle, na ile mogła. Ostatnie co chciała to, aby pomyślał sobie, że bierze go na litość przez łzy, nad którymi nie miała zbyt dużej kontroli.
— Nie chcę być tą, którą trzeba ukrywać przed światem. Za dnia udawać, że się nie znamy i liczyć na to, że może przez kilkanaście minut w nocy się sobą zadowolimy. Zasługuję na więcej niż to. I ty również.
❤️🩹
Czasami żałowała, że musi być tak dociekliwa. Wiedzieć wszystko, dopytywać i wpychać nos w sprawy, o których najlepiej było wiedzieć jak najmniej. Nieświadomość wcale nie sprawi, że łatwiej będzie się jej zasypiało w nocy. Mimo starań nie potrafiła się odciąć od dręczących ją pytań, a to była jedyna okazja, aby je zadać. Z pełną świadomością, że ma przed sobą mistrza nie tylko w boksie, ale i w omijaniu pytań, na które odpowiedzi udzielać nie chce. Nauczyła się, że przy nim musi czytać między wierszami, ale jednocześnie musi zachować pełną ostrożność i nie dopowiadać sobie tego, czego wcale nie miał na myśli z prostego powodu, że dobrze to brzmiało. Miała do tego tendencję i to właśnie to błędne myślenie sprawiło, że znalazła się w takiej sytuacji.
OdpowiedzUsuń— Odrobiny szczerości — odpowiedziała na pytanie. Nie chciała nawet pełnych odpowiedzi. Jedynie czegoś, co pozwoli jej lepiej zrozumieć to, co między nimi się działo i czy to naprawdę było tylko w jej głowie.
Nie byłaś dla mnie tylko koleżanką. To w takim razie kim? To pytanie zaczęło cisnąć się jej na usta, ale wstrzymała się. Jakby już czuła, że nie odpowie jej na to lub zrobi świetny unik. Ich spojrzenia na moment się skrzyżowały, ale Sophia odwróciła wzrok, nie chcąc, aby wyczytał z jej oczu czy miny, że to ją w jakiś sposób poruszyło. Oczywiście, że ją poruszyło i sprawiło, że ta naiwna część brunetki niemal zaczęła się cieszyć po takim wyznaniu. Ale nie niosło ono za sobą przecież nic. Nie było żadnej deklaracji, nie było niczego, czego mogłaby się na dłuższą metę chwycić.
Oboje od początku nie byli ze sobą do końca szczerzy, cały czas coś kręcili, bawili się w półprawdy i tylko dokładali tym samym sobie problemów.
Tych może było zbyt dużo. I za bardzo mieszały w głowie. Dawały fałszywe poczucie ważności, które równie szybko znikało, co się pojawiało. Dawało nadzieję, że mogło coś z tego być, ale nie na tyle, aby zacząć cokolwiek planować. Jednocześnie każde może miało w sobie ziarenko prawdy, bo może, gdyby Sophia od początku była z nim szczera, dlaczego tamtej nocy wyszła bez pożegnania i dlaczego się nie odzywała przez tak długi czas to teraz wszystko wyglądałoby inaczej? Może, gdyby została i postawiła się ówczesnej przyjaciółce to dziś nie walczyłyby tak zażarcie między sobą, nie raniłyby siebie nawzajem. Może wszystko wyglądałoby kompletnie inaczej?
— Tak, może coś w tym było — westchnęła z cichą rezygnacją w głosie. Czuła, jak powoli opuszczają ją siły do dalszej rozmowy. Mimo, że nie mówił wiele to odpowiedzi były męczące. Wysysały z niej energię z każdym kolejnym słowem. Zmuszały do zastanowienia się nad każdą jedną ich interakcją, który moment zadecydował, że to może coś więcej? Kiedy spojrzała na niego inaczej niż na kumpla, z którym fajnie wyskoczyć na dobre pancackes czy pizzę? Dlaczego zaczęło jej tak zależeć? I po co? Pytania się mnożyły, odpowiedzi kurczyły, a Sophia nie chciała na siłę ciągnąć go za język. Chciała, aby sam z siebie mógł jej to powiedzieć, przyznać co tak naprawdę o ich znajomości myślał, czym dla niego to wszystko było. Ale wiedziała, że do tego nie dojdzie. Że zostanie z tymi niewypowiedzianymi słowami, że będzie musiała się zadowolić tym co jej dał, a o więcej prosić nie powinna.
Ciężar wypowiedzianych przez Nico słów przygniatał ją bez litości. Nie dając miejsca na wzięcie głębszego oddechu. Jednocześnie sprawiało to, że zaczynała się dystansować. Ile mogła w końcu poświęcać mu czasu i nie dostawać zbyt wiele w zmian?
— Nie umiesz powiedzieć „nie” czy nie chcesz tego powiedzieć? To zasadnicza różnica. — Ona też nieszczególnie odmawiała, gdy był blisko. Bo nie chciała odmawiać. Była na tyle egoistyczna, że w tamtych chwilach nie dbała o nikogo poza ich dwójką i tym, czego w danym momencie chcieli. — Masz rację. Nie powinnam była na to pozwolić. Ale to zrobiłam. Mam tego żałować?
W pewien sposób żałowała. Jednak nie tego, co między nimi zaszło, a tego, że w takich warunkach. Że krzywdzili przy tym ludzi, którzy wcale sobie na to nie zasłużyli. Żadne z nich nie umiało się zatrzymać, nie dopóki nie robiło się poważniej.
UsuńSophia dałaby się ponieść chwili i nie przemyślałaby konsekwencji, co było do niej niepodobne. Była przecież tą osobą, która rozkłada wszystko na czynniki pierwsza, tą dziewczyną, która musi rozpisać sobie cały dzień w kalendarzu, aby dzień zaczął mieć sens. Tą odpowiedzialną i poukładaną osobą, a przy nim kompletnie traciła zdrowy rozsądek i zapominała o wszystkim. To Nico zachowywał zimną krew, to on ich przystopował i sprowadzał z powrotem na ziemię. I to nie tak powinno być. Zawsze to ona była tą rozsądną, która powstrzymywała innych przed popełnianiem błędów czy robieniem nieodpowiednich rzeczy, ale samej siebie powstrzymać nie potrafiła. Nie, gdy chodziło o Nico. I to w końcu musiało się skończyć, a dobrze wiedziała, że nie skończy, jeśli wciąż będzie w jej życiu obecny z taką samą intensywnością.
Przymknęła powieki, wzięła głębszy wdech i powoli wypuściła powietrze. Znów ten znajomy zaczepny ton, który teraz doprowadzał ją do szału.
— Może lepiej w takim razie nie mówić już nic — stwierdziła. Nie chciała dać się sprowokować i znów znaleźć się z nim w tym samym miejscu, z którego próbowała się wydostać.
Zostawił ją dokładnie z tym z czym chciał. Z uporczywymi myślami, które będą nakazywały jej zastanawiać się, czy gdyby inaczej postąpiła to znajdowaliby się teraz w zupełnie innym miejscu. Czy gdyby bardziej pasowała do jego świata, była bardziej imprezowa i otwarta, to spojrzałby na nią tak, jak chciałaby, aby to zrobił.
Nie ważne, jak intensywnie będzie się w niego wpatrywać, jak długo będzie się zastanawiać nad tym, co jej właśnie powiedział i tak nie dostanie prostych odpowiedzi, które rozjaśniłyby tę sytuację. Została z domysłami. Te z kolei nie ułatwiały niczego, a może tylko chwilowo nie była w stanie dostrzec tego, że to w tych wymijających odpowiedziach było wszystko, czego szukała, że to właśnie był odpowiedzi moment na to, aby odpuścić i nie iść dalej z nim. Tę ekscytującą, elektryzującą grę zaczęli razem, ale tylko jedno z nich mogło ją skończyć i w głębi wiedziała, że decyzja o zakończeniu musi należeć do niej. I mimo, że nie chciała to musiała być tą silniejszą i stanowczą.
Znajomy budynek pojawił się przed jej oczami i dotarło do niej, że ta rozmowa w tym miejscu się także kończy. Nie było korku, który dałby im dodatkowe minuty, nie było czerwonych świateł. Stali w miejscu, a na nią przyszedł czas. Powinna się ruszyć z miejsca, ale nie potrafiła się do tego zmusić.
Spojrzała na Nico w chwili, kiedy jej dłoń sięgnęła do klamki. Zrobiła to tak, jakby chciała zapamiętać drobne szczegóły z jego twarzy, które na co dzień innym mogły umykać. Spojrzeć po raz ostatni, chociaż nie chciała i myśl, że ta znajomość, ta relacja mogła się tu i teraz skończyć, rozdzierała jej serce, to była jednocześnie odpowiednią decyzją.
— Dobranoc, Nico.
Soph
Resztkami naiwności liczyła, że za nią pójdzie. Wysiądzie z samochodu, podbiegnie i powie coś, co sprawi, że ta cała rozmowa pójdzie w zapomnienie, a między nimi w końcu zacznie być tak, jak być powinno. Niczym ostatnia idiotka czekała na to, gdy portier witał ją zza swojego biurka i posłał jeden ze swoich czarujących uśmiechów, ale widząc minę, którą miała brunetka nie próbował jej zagadywać. Zwykle zatrzymywała się, aby chwilę z nim porozmawiać, zapytać o dzień i czy wszystko dobrze u jego żony, ale nie dziś. Pochłonięta we własnych myślach zlekceważyła obecność mężczyzny. Czekając na to, aż ten jeden konkretny wejdzie tu za nią, ale nic podobnego nie miało miejsca. Nikt nie złapał jej za nadgarstek, kiedy czekała na windę, nie odwrócił w swoją stronę. Nie wydarzyło się absolutnie nic, co w jakikolwiek sposób mogłoby zmienić bieg dotychczasowych wydarzeń. Zamiast tego winda z cichym szumem zatrzymała się, a drzwi rozsunęły. Ociągała się z wejściem do środka. Dopiero moment, gdy wcisnęła guzik prowadzący do na piętro, gdzie znajdował się rodzinny apartament, a drzwi zasunęły pozwoliła sobie na zrozumienie, że Nico nie chciał za nią pójść.
OdpowiedzUsuńMusiała przestać oczekiwać, że będzie chciał. Było tak wiele okazji, aby mógł powiedzieć cokolwiek, aby przyznał, że to co pojawiło się między nimi nie było tylko chwilową słabością, ale tego nie zrobił. Zamiast tego wciąż grał w grę, z której Sophia zamierzała się wypisać i zostawić za sobą. Męczyło to nie tylko ją, ale i wszystkich wokół. Nico był zajęty i było jasne, że nie zamierzał kończyć związku, podejmować jakiejkolwiek decyzji, która mogłaby sprawić, że poczuje się niekomfortowo. Znała siebie i gdyby pozwoliła sobie zostać w aucie minutę dłużej to pozwoliłaby sobie, a przede wszystkim jemu, na wciągnięcie się w te gierki na nowo. I może, gdyby oboje byli wolni, gdyby nie były zaangażowane w to osoby trzecie to chciałaby grać dalej. Ciężko było ukryć tę nutkę podekscytowania, gdy zaczepiali się słowami, gdy przypadkiem dotyk trwał o kilka sekund za długo, a spojrzenia błyszczały od nadmiaru emocji. To było wciągające i uzależniające, ale przede wszystkim wyniszczające.
Kompletnie nie potrafiła znaleźć sobie miejsca przez pierwsze kilka dni. Walczyła sama ze sobą. Z chęcią chwycenia za telefon i napisania lub zadzwonienia, ale po co? Jaki miałaby w tym mieć cel, a co przede wszystkim chciałaby osiągnąć? Stworzyła więc listę za i przeciw. To był jej sposób radzenia sobie. Często, gdy musiała podjąć decyzję, której nie chciała wypisanie w punktach tego co może osiągnąć w takiej sytuacji było pomocne. Tym razem było trudniej, bo nie chodziło o coś prozaicznego, a o własne uczucia, jak i uczucia innych osób, których pominąć w tym nie mogła. Ostatecznie lista miała więcej punktów przeciw niż za. Rozpisała sobie ewentualne scenariusze, które mogłyby się wydarzyć, ale wcale nie musiały. I nie wyglądało to zachęcająco.
❌ Alex znienawidzi mnie jeszcze bardziej.
❌ Nico wciąż nie będzie potrafił się określić.
❌ Ośmieszę się przed przyjaciółmi, rodziną i prawdopodobnie obcymi z internetu – po części już to zrobiłam.
❌ Zostanę desperatką, która nie widzi niczego poza chłopakiem, który jej nie chce.
❌ Znienawidzę samą siebie – czego nie chcę.
❌ Mogę stracić przyjaciół, którzy i tak już mają mnie dość.
Lista tylko się powiększała i wyglądała coraz gorzej. Przez co Sophia czuła się tak żałośnie i podle. Taka się przez to wszystko stała – okłamywała i zdradziła osobę, którą swego czasu nazywała najlepszą przyjaciółką. Wykorzystywała jej niewiedzę i to, jak zakochana w Nico była. To, że wybaczała mu każdy jeden raz, kiedy to uwagę poświęcał brunetce, a nie swojej dziewczynie. Cieszyła się z tych chwil, a tak naprawdę… Tak naprawdę nie osiągnęła tym nic.
Nie wygrała go. Nie wybrał jej. Nie chciał jej. Im dłużej patrzyła się na stworzoną przez siebie listę tym gorzej się czuła i coraz bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że podjęła – po raz pierwszy od długiego czasu – odpowiednią decyzję, a zostawienie Nico za sobą było bolesne, tale było tym co należało zrobić.
UsuńPowrót na uczelnię po tych wszystkich zawirowaniach nie był łatwy. Ani przyjemny.
Niemal na każdym kroku czuła przeszywające spojrzenie Fabiana, od którego uwolnić się nie potrafiła. Odnosiła wrażenie, że absolutnie każda jedna osoba na kampusie wiedziała o wydarzeniach z imprezy, że każdy widział ten filmik. Przez większość swojego życia była anonimowa. Nikogo nie obchodziło czyją jest córką. Uniwersytet był wypełniony ludźmi podobnymi do niej. Wywodzącymi się z bogatych rodzin, ale nie każdy wchodził w skandale ze znanymi bokserami i nie każdy wciągał w to innych studentów. Koleżanki z zajęć może nie zadawały pytań, ale Sophia wiedziała, że są ciekawe. Kto by nie był? Ciekawość była w końcu czymś naturalnym. Ale nikt szczególnie pytań zadawać nie chciał. Na szczęście lub nieszczęście. Już sama nie wiedziała czy gorsze są te ciekawskie spojrzenia i szepty za plecami czy udawanie, że absolutnie nic się nie stało.
Była jedną z pierwszych osób, które złożyły aplikację o przeniesienie się na parę tygodni na inny uniwersytet. I po raz pierwszy poczuła, że świat w końcu się do niej uśmiechnął. Nie dość, że mogła wyrwać się z Nowego Jorku i odetchnąć od Nico, Alex i Fabiana, ale także Gwen i Imogen, to jeszcze następne tygodnie miała spędzić w rodzinnym Sao Paulo. Normalnie zastanawiałaby się przez dobry miesiąc czy dobrze zrobi wyjeżdżając, ale teraz to była zaledwie kwestia kilku sekund. Potrzebowała tego w równym stopniu, jak powietrza do oddychania. Tego samego dnia, kiedy jej aplikacja została zatwierdzona, a Sophia oficjalnie najbliższe tygodnie miała spędzić w Brazylii zaczęła się pakować.
Starała się też nie sprawdzać co dzieje się w tym drugim świecie, z którego się urwała. Ale chcąc nie chcąc, dochodziły do niej pewne informacje. Chciałaby pozostać obojętna na fakt, że Alex zerwała z Nico, ale nie potrafiła. Przez krótką chwilę ponownie chciała chwycić za telefon. Powstrzymała się resztkami zdrowego rozsądku. Sparzysz się, Sophia i znowu nic z tego nie będzie.
Ostatecznie nie zrobiła niczego. Bardzo nie chciała pozwolić sobie na to, aby Nico przejął nad nią kontrolę, a potrafił to robić nawet w chwili, gdy nie było fizycznie obok. Jakby jedna myśl o nim decydowała o wszystkim, a to musiało się skończyć. Skupiła się na wyjeździe, na tym co będzie robiła – oczywiście poza nauką – gdy będzie w Brazylii. Nie była tam od sierpnia, co było coroczną tradycją z ojcem. Zawsze spędzali urodziny mamy razem i nie było nawet opcji, aby z jakiegokolwiek powodu to przełożyć. Cieszyła się na wyjazd, ale jednocześnie ją to przygnębiało. I tym razem – o dziwo – ogarniający ją smutek nie miał nic wspólnego z Nico. Widzisz? Nie wszystko musi się kręcić wokół niego. Ten sam zestaw uczuć towarzyszył jej, gdy Oscar odwoził ją na lotnisko. Poza nim była również Maddie, co jeszcze parę miesięcy temu zaskoczyłoby Sophię, ale udało im się dogadać na tyle, aby nie pluły na siebie jadem, a w zasadzie… Zdążyła przybraną siostrę nawet polubić i zaufać na tyle, aby Gwen nie udusiła Chestera podczas nieobecności Sophii.
Moment, w którym samolot poderwał się z płyty był momentem, kiedy zalała ją fala spokoju. Zostawiła swoje problemy za sobą. Leciała po nową przyszłość, po nową siebie, którą musiała odnaleźć. I nawet jeśli były chwile, że pozwalała sobie na myślenie, co u niego, czy wszystko jest w porządku, czy nie pakuje się w kłopoty to okazywało się, że nagle ma do załatwienia tyle rzeczy, że nie mogła poświęcić Nico większej uwagi. Poświęcała czas rodzinie, której nie widziała od miesięcy, odnowiła parę znajomości, o których nie zapomniała, ale które przez odległość zwyczajnie były trochę zaniedbane.
W Sao Paulo nie było miejsca na Nico, Fabiana i ten dziwny miłosny trójkąt, o ile tak mogła to nazwać. Tutaj życie toczyło się kompletnie innym rytmem. Czuła się zupełnie inaczej. Było spokojniej, mimo, że miasto wcale nie należało do tych cichych i na uboczu, a wręcz w nim wrzało. Zarówno od turystów, jak i lokalnych mieszkańców.
UsuńChodziła na zajęcia, uczyła się i każdy egzamin zaliczała śpiewająco, a wieczory spędzała wśród znajomych dźwięków miasta i ze znajomymi. Czuła wręcz ulgę, gdy mogła oderwać się od amerykańskiego świata. Miło było przez te parę tygodni głównie porozumiewać się po portugalsku, czego na co dzień cholernie jej brakowało. Mieć obok siebie bliskich, których rzadko widywała. Dziadków, ciotki z wujkami, kuzynostwo oraz… Lucasa. Spodziewała się, że go zobaczy, ale nie tego, że przez te kilka tygodni znów tak się do siebie zbliżą. Był zawsze kimś więcej niż tylko kolegą. Przede wszystkim był synem najlepszej przyjaciółki jej mamy, a Eliana i Adrianna były swego czasu nierozłączne. Pierwsze lata swojego dzieciństwa Sophia spędzała z Lucasem, który – o dziwo – nawet mimo swojej znajomości z Nico wcale jej o nim nie przypominał. Nie rozmawiali o nim, o wydarzeniach z Nowego Jorku. Skupiali się na sobie i na swoich własnych potrzebach. Wspominali dzieciństwo, tworzyli nowe wspomnienia. Sophia nie chciała się w nic angażować. Bo miała serdecznie dosyć facetów, uczuć i nieporozumień z nimi związanymi, ale wyszło to naturalnie. Ot, podczas jednej z wielu imprez na plaży przyjacielski taniec zmienił się w coś więcej, a Sophia zdała sobie sprawę, że wcale nie chce się przed tym bronić. To niemal jej przypomniało, jak nieraz w dzieciństwie ich mamy żartowały, że być może kiedyś Sophia i Luca będą razem, ale wtedy ta wizja ich obrzydzała, a wszystko wskazywało na to, że przypuszczenia ich mam się spełnią.
Powrót nadchodził wielkimi krokami i im było bliżej, tym gorzej się czuła. Poważnie rozważała zostanie tutaj, a jednocześnie… Nie mogła. Nie chciała zostawiać ojca, który i tak przez tygodnie był sam z Gwen, co napawało brunetkę niepokojem. Tęskniła w pewien sposób też za miastem. Za Seleną i Victorią. Za Chesterem. Za… Za swoim nudnym, mało interesującym życiem, które wcześniej prowadziła i do tego życia zamierzała, a przede wszystkim chciała wrócić. Lucas wracał z nią. Co prawda miało to być tylko na parę tygodni, bo jednak nie mógł porzucić całkiem swojego życia, które prowadził w Brazylii, ale to był dopiero początek, a potem… Potem będą mogli zadecydować co dalej.
Nowy Jork powitał ich mżawką, chłodnym wiatrem i szarością. Och, za tym zdecydowanie nie tęskniła. Już brakowało jej brazylijskiego słońca, od którego skóra brunetki przybrała śliczny brązowy odcień. Gorącego piasku pod stopami. Brakowało jej oceanu, nad który jeździła tak często, jak tylko mogła. Rodziny. Jedzenia. Wszystkiego. Wraz z opuszczeniem pokładu przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz. Z tego rodzaju, który zwiastował kłopoty. Dopiero, kiedy ciepła dłoń chwyciła jej, a łobuzerski uśmiech dotarł do jej oczu zdała sobie sprawę, że cokolwiek się tu wydarzy to nie będzie w tym sama. I była to cholernie pocieszająca myśl.
Ostatnią rzeczą, której spodziewała się po przyjeździe była wiadomość od Seleny, która oznajmiła jej, że koniecznie musi zjawić się w piątek w jej rodzinnej rezydencji na Long Island. Nie trzeba było nawet myśleć, co Selena zaplanowała. W piątek miała urodziny. Dzień, który planowała spędzić tylko z Lucasem i nie robić wokół siebie zamieszania, ale kto miałby siłę odmówić Selenie? Najpierw próbowała się wykręcić, ale została w końcu przekonana tym, że od tygodni nie widziała swoich przyjaciółek i znajomych, że przecież za nimi tęskniła, a one za nią i Selena chciała dla niej to zrobić, więc nie wypadało nawet odmawiać.
Równo o dwudziestej podjechała z Lucasem pod rezydencję. Eleganckie, strzeżone osiedle było niczym wyrwane z magazynu dla bogaczy. Przy bramie rozwieszone były fioletowe balony, dziesiątki balonów. Mimo wielu sprzecznych uczuć to nie mogła się doczekać wejścia do środka.
I w chwili, kiedy Sophia przekroczyła próg dostrzegła więcej balonów, więcej ozdób w jej ulubionych kolorach – dominował fiolet, a gdzieniegdzie zieleń. W powietrzu unosił się zapach świeżych kwiatów, które porozstawiane były w strategicznych miejscach.
Usuń— Ona oszalała — szepnęła do siebie, jednocześnie mocniej ściskając rękę Lucasa.
W chwili, kiedy Sophia weszła do przestronnego salonu zgromadzone osoby jednocześnie wykrzyknęły Wszystkiego najlepszego. Początek przyjęcia był chaotyczny, dziękowała za życzenia i prezenty. Najważniejszy prezent i tak nosiła na szyi – złoty wisiorek z zawieszką z kształcie orchidei, który podarował jej rano Luca. Nadrabiała tygodnie, które ominęła. Opowiadała o tym, co się działo w Brazylii i przede wszystkim mogła oficjalnie przedstawić Lucasa, który szybko odnalazł się w towarzystwie. Nie trzeba było długo, aby przyjęcie z luźnych rozmów zmieniło się w głośną imprezę. Barmani odpowiadali za drinki, po które co chwilę ktoś chodził. Muzyka grała głośno, zachęcając do tańczenia i mimo, że nie było tu szczególnie wiele osób to i tak zrobiło się tłoczno.
I wśród nich była Sophia, która wirowała w swojej lawendowej sukience. Materiał delikatnie unosił się przy jej kolanach, gdy się obracała. Szpilki, wiązane na łydce z motylkami jako ozdobami, mieniły się w kolorowych światłach. Nie myślała o niczym ani tym bardziej – o nikim. Była wśród najbliższych przyjaciół, była z Lucasem. Było dobrze. Po raz pierwszy od długiego czasu wszystko układało się tak, jak powinno. Loki podskakiwały przy każdym jednym ruchu.
Roześmiała się, kiedy Lucas przyciągnął ją niespodziewanie do siebie i bez problemu odnalazł drogę do ust dziewczyny. Odwzajemniła pieszczotę leniwie. Wsunęła palce między kruczoczarne włosy chłopaka. Rozciągnęła usta w szerokim uśmiechu, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że w rezydencji pojawiła się osoba, której być tu nie powinno.
— Feliz aniversário.
— Dziękuję — szepnęła. Zaledwie dwa słowa, ot zwykłe życzenia, ale wypowiedziane po portugalsku znaczyły z jakiegoś powodu więcej. Lucas obrócił nią wokół osi, a w chwili, kiedy znów trafiła w jego objęcia, spojrzenie brunetki zatrzymało się na kimś innym.
Ile minęło? Już nawet nie liczyła. Nie widziała go od tamtej rozmowy w samochodzie. Nawet się wtedy nie obejrzała. Nie spojrzała ten jeden ostatni raz. A teraz tutaj był i patrzył prosto na nich. W sposób, którego Sophia rozgryźć nie mogła. Zmarszczyła brwi, rzucając mu pytające spojrzenie. Po co tu przyszedł? I skąd wiedział, że wróciła? Selena zapewniała, że nie rozmawiała z nim, o ile nie znaleźli się w tym samym miejscu, ale nawet wtedy temat omijał Sophię.
— Wszystko w porządku? — Zagadnął Lucas, który musiał wyczuć zmianę w jej postawie. Napięła mięśnie. Nie było nawet śladu po lekkości, która chwilę wcześniej sprawiała, że Sophia wręcz unosiła się w powietrzu z radości.
— Oczywiście — zapewniła w tej samej chwili odwracając spojrzenie od Nico. On już nic nie znaczył i nie zamierzała pozwolić na to, aby jego nagła obecność cokolwiek tu zmieniła. — Nigdy nie było lepiej.
Soph🌺🦋
Poczuła spojrzenie Nico w niemal każdym zakończeniu nerwowym w swoim ciele.
OdpowiedzUsuńBrała pod uwagę to, że go zobaczy, ale nie tak szybko i nie w swoje urodziny, na które zaproszenia nie miał. W innej sytuacji znalazłby się pierwszy na liście gości, ale zbyt wiele się wydarzyło, aby mogła wpuszczać go do swojego życia wtedy, kiedy to jemu będzie pasowało. Widok kwiatów na moment ją rozczulił i rozproszył. Nie było to coś czego by się po nim spodziewała. Teraz jednak już niczego nie była pewna, a mur, który przez ostatnie tygodnie wokół siebie budowała zaczął się kruszyć. Odległość ułatwiała ignorowanie jego istnienia. Odcięła się całkiem od momentów, które ze sobą dzielili, ale w chwili, gdy znalazła się w Nowym Jorku miała to dziwne wrażenie, że to wcale nie jest koniec. Mimo, że chciała. Naprawdę chciała zostawić to wszystko na dobre za sobą i skupić się na przyszłości, którą mogła budować z Lucasem. Z kimś kto ją rozumiał, kto nie bawił się z nią w podchody, nie uciekał od trudnych pytań i nie zmieniał tematu, gdy ten przestał mu pasować. Był otwarty i gotów na nią. Nie bał się powiedzieć, czego od niej chce. W każdej ich interakcji był bezpośredni, nie pociągał za sznurki, nie bawił się z nią w kotka i myszkę. Było to orzeźwiające i relaksujące. Ta świadomość, że nie musi za nim biegać, że nie musi się tak usilnie starać, aby zwrócił na nią uwagę. Nie zabiegała o nią, bo otrzymywała ją bezwarunkowo. Sophia też nie bała się w tej relacji mieć żądań, nie trzymała niczego w sobie. Było zupełnie inaczej. Spokojniej.
Odetchnęła głębiej. Była rozdarta, znowu, ale nie ucieknie przed rozmową z nim. Prędzej czy później wpadliby na siebie w mieście i może lepiej, że do pierwszego spotkania po powrocie miało dojść na gruncie, który to ona kontrolowała. Jej impreza, jej goście, jej decyzje.
— Mam gościa — wyznała. Mogła go całkiem zlekceważyć, ale mimo wszystko nie była taka. Nie potrafiła taka do końca być. — Trochę niespodziewanego, nie będziesz miał nic przeciwko jak z nim porozmawiam? — Spytała. Widziała zmieszanie na twarzy Lucasa, bo w końcu z jakiej racji miałaby mu się tłumaczyć z rozmowy z kimś kogo zna? Powędrował spojrzeniem za nią i przez krótką chwilę spoglądał na Nico, aby uwagę zwrócić z powrotem na brunetkę.
— Znajdę cię później.
Uśmiechnęła się nieznacznie i przybliżyła, aby musnąć policzek ciemnowłosego. Nie robiła niczego na pokaz czy aby się pochwalić. W każdym jej geście była lekkość, a także pewność. Czuła się przy nim zupełnie inaczej niż gdy była z Fabianem, przy którym tak naprawdę udawała przez większość czasu. Starała się go polubić i lubiła, ale nie na tyle, aby z tego było coś więcej, a później sam się postarał o to, aby Sophia nie chciała mieć z nim nic wspólnego.
Wahała się czy nie popełni kolejnego błędu. Tych miała zdecydowanie za dużo w swojej kolekcji. Chyba nigdy wcześniej w życiu nie miała tak chaotycznego czasu. Przypomniała sobie stworzoną listę i każdy jeden punkt. Nie chciała znów znaleźć się w miejscu, z którego uciekła. Wiele dał jej wyjazd do Sao Paulo i nie zamierzała dopuścić do tego, aby jedno spotkanie cokolwiek zmieniło. Musiał mieć jakiś powód, że tu przyszedł, a Sophia… Sophia była dociekliwą osobą, która czasami odpuszczać nie potrafiła. Głęboko wierzyła w to, że znajduje się teraz w kompletnie innym miejscu w swoim życiu i że będzie odporna na jego gierki. Że przepracowała sobie tę prowadzącą donikąd relację.
Potrafiła wyobrazić sobie, co powiedziałaby Selena, gdyby teraz ją dostrzegła. Dobrze, że była czymś lub kimś zajęta i nie było jej w pobliżu, gdy Sophia skierowała swoje kroki w stronę Nico. Właściwie to nie wiedziała po co w ogóle do niego idzie. Jego obecność tutaj tylko drażniła i powinna go stąd wykopać. Może właśnie to zamierzała zrobić?
Zdała sobie sprawę, że to co nią kierowało to była tylko ciekawość. Ale nie ta podszyta skrywanym pożądaniem, chęcią bycia blisko czy nadzieją, że do czegoś przypadkiem dojdzie. Zupełnie jakby… miała to za sobą.
— Nie przypominam sobie, żebyś był zaproszony.
UsuńStanęła z boku i skrzyżowała ręce na wysokości piersi. Miała udawać, że się cieszy na jego widok? Uwiesić się na szyi i być wdzięczną, że postanowił zaszczyć ją swoją obecnością? Może parę tygodni temu by to zrobiła. Pewnie uśmiechałaby się od ucha do ucha lub w tej swój sposób, delikatnie unosząc jedynie kąciki ust licząc na to, że nikt nie zauważy tego, jaką radość jej sprawia obecność Nico. Oboje byli winni tego, jak ich relacja teraz wyglądała. Sophia przekonywała się, że dawała mu dostatecznie wiele znaków, że lubi go bardziej niż kolegę i że chciałaby czegoś więcej. Chryste, jeśli te wszystkie razy, kiedy siedziała mu na kolanach i całowała z pasją nie były wystarczające, to już naprawdę nie wiedziała, jak inaczej mogłaby mu to przekazać. Tyle, że to teraz było bez znaczenia. Zwykłe wspomnienie, które z czasem wyblaknie. Przynajmniej miała na to taką nadzieję, że nie będą jej prześladować przez kolejne lata.
Soph🦋
Przyjęła obronną postawę. Starała się schować za wysokim murem, za którym sądziła, że jest bezpieczna i odporna na jego uśmiechy, gesty oraz słowa. Chciała być na nie odporna i cały czas niczym mantrę powtarzała sobie, że cokolwiek się nie wydarzy to nie pozwoli wejść sobie po raz kolejny w tę relację. Był tylko mały problem – lubiła go. Lubiła wspomnienia, które stworzyli. Zarówno te z dzieciństwa, jak i na początku odnowionej znajomości. Lubiła chaos, który wniósł do jej życia, ale to wszystko prowadziło do dalszych problemów. Do zatracenia się w uczuciach, których być nie powinno, a z których podobno się wyleczyła. Była w końcu teraz z Lucasem, nie miała w swoim życiu miejsca na kolejnego chłopaka i nie chciała. Jakiekolwiek konfiguracje geometryczne nie wchodziły już nawet w grę. Chciała spokoju, a to dostawała od Lucasa. W hurtowych ilościach.
OdpowiedzUsuńTrochę już go poznała i kiedy tak na niego spoglądała to miała przeczucie, że znów włożył jedną ze swoich masek. W końcu Nico nie pozwalał na to, aby ktokolwiek dostrzegł jego prawdziwe emocje. W tym jednym byli do siebie podobni. Z tą różnicą, że jemu wychodziło udawanie znacznie lepiej niż jej.
— Jego brak powinien być wskazówką — zauważyła. Ale miała urodziny i nie chciała sobie ich psuć. Uznała, że obecność Nico niczego nie zmieni. Grzecznie podziękuje za życzenia, kwiaty i prezent, a potem wróci do swoich zajęć i nie będzie patrzeć czy tutaj został czy sobie poszedł.
Studiowała wzrokiem jego twarz, na której nie dostrzegła nawet grama napięcia. Ot, wyglądał i zachowywał się, jakby wszystko było w najlepszym porządku. I niejako było, bo jaki był sens w roztrząsaniu przeszłości? Dla Sophii to był zamknięty rozdział. Krótki epizod, który znaczył więcej niż powinien.
— Dziękuję — odpowiedziała. Sięgnęła wzrokiem jego jasnych oczu, ale nie poczuła absolutnie nic. Może tak silnie od siebie odpychała to, co poczuć chciała, a może naprawdę nie było już nic. — Nie musiałeś mi niczego kupować — dodała. Uśmiechnęła się delikatnie odbierając od niego kwiaty, których zapach od razu ją otoczył, kiedy tylko znalazły się przy jej twarzy. Na moment skupiła na nich uwagę. Były śliczne i dokładnie takie, jakie lubiła, choć nie przypominała sobie, aby kiedykolwiek wspominała mu o kwiatach. Ale tego mógł się dowiedzieć choćby z jej Instagrama, na którego dawniej zdarzało się jej wrzucać różne rzeczy i nawet mimo swojej awersji do mediów społecznościowych też uległa tej presji i od czasu do czasu wstawiała zdjęcia, ale profil miała prywatny. Dla własnego komfortu.
— Są śliczne. — Podniosła w końcu na niego wzrok. Ciekawa też tego, co znajdowało się w torebce prezentowej, ale to mogło jeszcze chwilę poczekać.
Uniosła lekko brew, gdy zaczął mówić dalej. Przeprosić? Hm, to nowość. I coś czego się kompletnie nie spodziewała. Czas na przeprosiny był już dawno. Teraz Sophia była pewna, że nie ma już co zbierać po ich znajomości.
— Nie pierwszy i pewnie nieostatni raz — rzuciła z przekąsem.
Po słowach, które wypowiedział Sophia poczuła ciężar na klatce piersiowej. Przyjaciele. Próbowali tego. Nie raz i nie dwa. Starali się być przyjaciółmi, a mimo to za każdym razem kończyło się to kolejnymi sekretami. Odetchnęła ciężko, zupełnie niegotowa na tę rozmowę. Sama również poczuła się dziwnie i nie potrafiła tego wyjaśnić. Wiedziała, że potrafią być przyjaciółmi, bo byli nimi, ale było też jasne, że nigdy nie będą mogli wrócić do tego co było na początku. I może wcale nie musieli.
— Nie wiem, Nico — odpowiedziała zgodnie z tym co czuła. Nie planowała go okłamywać ani sztucznie zapewniać o przyjaźni. — Nie zignoruję cię, jeśli miniemy się na mieście, ale nie wiem czy kiedykolwiek będziemy mogli być przyjaciółmi.
Hm🙃
Radziła sobie o wiele lepiej niż przypuszczała. Jego docinki, uśmieszki i postawa w żaden sposób nie wpływały na nią, a jeszcze nie tak dawno rozpływałaby się wewnętrznie i wodziła za nim rozmarzonym wzrokiem. Teraz… Teraz Nico po prostu tutaj był. Stał przed nią, ale nie działał na nią. Sophia nie była pewna czy to w pełni jej zasługa czy może fakt, że była tutaj z Lucasem, który był gdzieś z tyłu i na nią czekał. Nie krążył wokół obserwując każdy jej ruch, jakby się bał, że wystarczy chwila, a poleci do innego, a po prostu czekał, bo wie, że z kimś rozmawia i gdy skończy to wróci do niego, aby mogli dalej razem się bawić. Nic nie było podszyte zazdrością i nieufnością. To wcale też nie tak, że była nagle bezduszna, ale tyle razy przez ostatnie parę tygodni powtarzała sobie, że nie może znów pozwolić mu na te gierki, że zasługuje na coś więcej niż bycie opcją zapasową, że w końcu naprawdę zaczęła w to wierzyć, a przede wszystkim pokazała samej sobie, że nie będzie na każde skinienie. I była z tego faktu bardzo zadowolona.
OdpowiedzUsuńPrzeszył ją delikatny dreszcz, gdy ich dłonie się zetknęły, ale nie pozwoliła, aby to uczucie zawładnęło nią w pełni. Tak, Nico swego czasu był dla niej ważny. Tak, jeszcze niedawno zrobiłaby wszystko, aby czuć go tak blisko siebie i dostać choćby marne muśnięcie dłoni, ale teraz? Teraz ten dotyk był jednym z wielu. Przywoływał wspomnienia i był przyjemny, ale nie był pożądany.
Starała się z nim być szczera. Nie potrafili zdobyć się na to w przeszłości, a jeśli kiedyś naprawdę mieli znów zostać przyjaciółmi to nie mogli tego budować na kłamstwie. W tej chwili nie widziała na to szansy. Znajomi? Tak. Bez problemu, ale nie potrafiłaby już mu zaufać i chyba nie zaufałaby też samej sobie. Bo co, jeśli jednak wcale nie pogrzebała tych uczuć? Co, jeśli one wciąż były, a spędzanie z nim czasu by je tylko odgrzebało? Sophia tego nie potrzebowała i nie chciała sparzyć się po raz kolejny.
— Nie staram się cię skrzywdzić, Nico. Próbuję być szczera — odpowiedziała. Wmówienie mu kłamstwa byłoby proste, ale w jakim celu? Aby go zranić? Nie miałaby z tego żadnej satysfakcji. Wyrzuty sumienia co najwyżej w parze z poczuciem winy, że znów bawi się uczuciami drugiej osoby.
Powędrowała wzrokiem za spojrzeniem Nico i nie powstrzymała się przed uniesieniem kącików ust do góry. Jakby chciała tym lekkim uśmiechem dać Lucasowi znać, że wszystko jest w porządku i niedługo skończy.
— Tak, ktoś na mnie czeka — przyznała. Nie musiała mu się tłumaczyć ani niczego wyjaśniać. Sam uznał, że pewnych rzeczy lepiej jest nie mówić na głos. To też była jedna z tych rzeczy. Jednak, teraz gdy na niego spoglądała miała wrażenie, że jego maska na krótki moment ześlizgnęła się z przystojnej twarzy, ale trwało to zaledwie ułamek sekundy. A może próbowała sobie wmówić, że to go w jakiś sposób ruszyło? Może znów próbowała zacząć grę, tyle, że sama ze sobą. Przestań. Wmówiła sobie wystarczająco wiele rzeczy w przeszłości. Kolejnych teraz dokładać sobie nie musiała.
Nie cofnęła się, kiedy zauważyła, jak się do niej zbliża. Zamarła w miejscu, ledwo czując ten pocałunek. Delikatny i niewinny, nie było w nim nic co przypominałoby zaproszenie do wspólnej gry. Była w nim raczej… Rezygnacja. Tak to odczuła. Znajomy zapach perfum przeniósł ją na krótki moment w przeszłość. Zatraciła się w tym obrazie na dłużej niż powinna, a jego słowa dotarły do niej z opóźnieniem, a gdy już chciała coś powiedzieć i go zatrzymać wpatrywała się w plecy młodego boksera. Poczekaj zawisło na jej ustach, które lekko rozchyliła, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
Nie pomyliła się. Maska się zsunęła, ale nie w sposób, którego oczekiwała. Zamknęła oczy, gdy Nico zniknął z jej widoku i głęboko odetchnęła, zaciskając palce na torebce i bukiecie. To nie powinno w żaden sposób jej dotknąć. Nie powinna się tym przejąć, a jednak jakaś mała część chciała, aby został, a ta rozsądniejsza wiedziała, że będzie lepiej, jeśli odejdzie i nie wejdzie ponownie do jej życia.
Ty nie potrzebujesz zaproszenia.
UsuńCztery słowa, a utknęły w jej głowie i nie chciały jej opuścić. Podeszła do najbliższej komody, na której odłożyła kwiaty. Wydawało się jej, że zawartość torebki będzie teraz mało znacząca, ale jak bardzo się pomyliła, gdy zajrzała do środka. Wyjęła ostrożnie rękawice i czuła, jak zalewa ją fala ciężkich do zniesienia emocji i wspomnień, kiedy naprawdę wszystko było w porządku. Każdy trening, każde małe i duże zwycięstwo. Przygryzła policzek od środka, powstrzymując się przed okazaniem większych emocji na zewnątrz.
Silny, wielki mur, który wokół siebie zbudowała nagle okazał się mieć szczelinę. Niewielką, ale wystarczającą, aby jeden odpowiedni ruch sprawił, że wszystko nad czym z takim trudem pracowała, runęło.
Soph
Mogła udawać i zapewnić go, że ich przyjaźń jak najbardziej może się odnowić. Okłamywałaby wtedy nie tylko jego, ale i samą siebie. Spędziła tygodnie, aby się z niego wyleczyć, zapomnieć o wszystkim co ich łączyło i postarać się skupić na sobie. Wrócić do bycia Sophią, którą znała i lubiła. Nieszczególnie była fanką tej, która nauczyła się zgrabnie okłamywać bliskich. To nie była przecież ona. I tak, popełniła wiele błędów, ale wyciągnęła z nich wystarczająco dużo lekcji, aby po raz kolejny nie znaleźć się w takiej sytuacji. Jednak, teraz gdy oglądała rękawice i spoglądała na kwiaty, których zapach mieszał się z perfumami Nico, niczego nie była już pewna. Po raz kolejny wszedł do jej życia tak, jak miał to w zwyczaju. Skupiając na sobie uwagę, przyciągając spojrzenia. Był nonszalancki i z tym swoim rozbrajającym uśmiechem, a choć zewnątrz pozostawała obojętna to w środku niewielka część cieszyła się bardziej niż powinna, że przyszedł, że pamiętał i przede wszystkim, że chciał przyjść. Pojawił się, chociaż oficjalnie przecież miał o tym przyjęciu nie widzieć. I spędziłaby jeszcze kolejne minuty na rozmyślaniu, gdyby nie pojawił się Lucas. Pochwalił prezent, przyjrzał się rękawicom i nie dał jej okazji do tego, aby była dłużej sentymentalna. Przez resztę wieczoru i nocy zaledwie raz czy dwa wróciła myślami do Nico zastanawiając się, gdzie pojechał po wyjściu, jak się czuje.
OdpowiedzUsuńPowrót okazał się trochę trudniejszy niż się spodziewała. Dziwnie było znów znaleźć się w Nowy Jorku, dzielić apartament z siostrami i macochą, więc większość czasu spędzała w wynajmowanym przez Lucasa mieszkaniu na Brooklynie. Uczelnia też nie była obecnie jej ulubionym miejscem, a chociaż sądziła, że te kilka tygodni rozłąki z każdym coś zmieni, to mijając na kampusie Fabiana wciąż czuła jego lodowate spojrzenie. Starała się nie zwracać na niego żadnej uwagi. Nie mieli sobie już absolutnie nic do powiedzenia, a choć czuła się wciąż źle z tym, jak go potraktowała to czuła jednocześnie ulgę, że nie ma go już w jej życiu.
Na nowo musiała ustalić sobie rutynę w nowojorskim życiu. Każdego dnia myśląc o tym, kiedy znowu będzie mogła wrócić do Sao Paulo. W zasadzie poza uczelnią nic jej nie powstrzymywało przed powrotem. I może poza ojcem, ale na ten moment to spadło na dalszy plan. W domu było zaskakująco spokojnie, chociaż widziała, że Gwen ani trochę nie cieszy się z jej powrotu i gdy tylko Oscar znikał z pola widzenia dawała jej odczuć, jak bardzo obecność Sophii jej tu przeszkadza. Obie czuły ulgę, kiedy większość czasu Sophia spędzała z Lucasem. Nie potrzebowała kolejnych dram i awantur, choć kobieta już i tak zdążyła zasiać ziarenko niepewności czy to, aby na pewno odpowiedni chłopak dla niej. Soph wiedziała, że jest wściekła, że pojawiła się kolejna osoba, która przypominała Oscarowi o Elianie. Odzwyczaiła się od komentarzy podszytych jadem, oceniających spojrzeń i wyniosłości. Nie ma to jak w domu. Była w Nowym Jorku nieco ponad tydzień, a już czuła ten przytłaczający ciężar codzienności, od której uciekała. Wstawała rano, wychodziła na uczelnię, popołudnia spędzała na nauce, wieczory z Lucasem. Wychodzili na miasto, pokazywała mu najlepsze miejscówki w Nowym Jorku, a noce, które zdarzało się, że spędzała sama, przynosiły tysiące myśli, od których uciec nie mogła. Szczególnie, gdy zerkała w stronę podarowanych przez Nico rękawic. Nie odważyła się do niego napisać czy zadzwonić, bo i dlaczego by miała? Aby dać im nadzieję, że może coś z tego będzie, kiedy chciała się odciąć na dobre od wspólnej przeszłości?
Sama nie wiedziała, kiedy ani dlaczego dała się namówić Lucasowi na wyjście na siłownię. Z początku była niechętna, ale przekonywał ją tym, że rękawice nie mogą się marnować, a nie dostała ich tylko po to, aby ładnie wyglądały. I tym sposobem rano wylądowali w klubie, który nie miał nic wspólnego z tymi, w których bywała wcześniej Sophia. Specjalnie wybrała ten, aby mieć jak najmniejszą szansę na spotkanie znajomych.
Powtarzała sobie, że chodzi o ludzi, z którymi się trzymała, ale było jasne, że rozchodzi się o Nico.
Dziwnie się czuła.
UsuńNiby potrafiła oddzielić to co było od tego, co działo się obecnie, ale to niewiele zmieniało. Boks kojarzył się jej przede wszystkim z Nico i z czasem, który razem spędzili. Na tych wszystkich godzinach, kiedy tłumaczył jej podstawy, jak odpowiednio ją ustawiał do wymierzenia ciosu. A teraz była tu z Lucasem, który wyglądał na jeszcze bardziej zagubionego od niej. Spoglądała na niego z lekkim uśmiechem i uniesioną brwią.
Spoglądała na rękawice, które trzymała w dłoniach. Nie sądziła, że taka rzecz może być dla niej tak ważna i że użycie ich przyjdzie jej z takim trudem. Zupełnie jakby nie powinna była wykorzystywać ich z Lucasem. Ale to w końcu były tylko rękawice. Do tego służyły, prawda? Czuła się jak zdrajczyni. Rękawice od Nico, ale przeciwnikiem nie był on. Lucas stał kawałek dalej, próbując owinąć dłonie taśmami.
— Okej, wyglądasz jakbyś próbował zatamować krwawienie. Daj sobie pomóc — westchnęła i wywróciła oczami.
— Nie każdy z nas trenuje z mistrzem — zaśmiał się, ale nie protestował — sporo cię nauczył, co?
— Trochę tego i tamtego — wzruszyła ramionami. I chociaż próbowała skupić się na obecności Lucasa to samo bycie w takim miejscu przywoływało wspomnienia.
Chwilę później wciągnęła czarne rękawice. Były cięższe niż się spodziewała, choć dobrze wiedziała, że ten ciężar jest jedynie w jej głowie. Daj spokój, nie robisz nic złego. Otrząsnęła się z tych myśli. Chciała dobrze się bawić i spędzić miło czas. Nic więcej. Lucas stanął naprzeciwko niej unosząc pięści do góry i wydawało się, że próbował odtworzyć postawę, którą pewnie widział w filmach. Wyglądał przy tym rozkosznie, ale na pewno nie groźnie.
Sophia zaśmiała się, uderzając lekko w jego rękawice.
— Wiesz, jak będziesz tak trzymać ręce to po paru sekundach leżysz.
— Dobrze, że trenuję z amatorką, a nie z kimś kto chce mnie znokautować.
— Tego nie wiesz — rzuciła z zadziornym uśmieszkiem — lubię wygrywać, a jak liczyłeś na fory to trafiłeś na złą osobę.
Nie było mowy tu o profesjonalizmie. Wyszła z wprawy, a w dodatku nie była najlepszą nauczycielką. W tym zestawieniu wolała być studentką, a była i to pilną. Bardziej się ze sobą przekomarzali niż walczyli. Krok w lewo, krok w prawo, lekkie ciosy i śmiechu. Sophia czuła się lekko, ale tylko na zewnątrz. W środku cały czas czuła się jak zdrajczyni, a z każdą kolejną sekundą rękawice ważyły coraz więcej. Jakby przesiąknięte były czymś więcej niż skórzanym materiałem, ale wspomnieniami.
Soph
Nie chciała się czuć tak, jak się czuła. Jakby robiła coś złego, zakazanego czy niemoralnego. Na litość, to były tylko rękawice, a za każdym razem, kiedy na nie spoglądała pojawiały się wyrzuty sumienia. Przecież nie dostała ich po to, aby zbierały kurz w szafie. Musiał oczekiwać, że będzie z nich korzystała i że nie będzie korzystała z nich razem z nim. A może właśnie na to liczył? Że trzymając je przypomni sobie te wszystkie chwile, które spędzili razem na siłowni i postanowi napisać lub zadzwonić i nieśmiało zapyta się o wspólne treningi? Skłamałaby, gdyby powiedziała, że ta myśl nie przeszła jej przez głowę, ale to oznaczałoby też powrót do przeszłości, od której chciała się odciąć.
OdpowiedzUsuńSkupiona na obecności Lucasa zupełnie nie zwracała uwagi na otoczenie, na osoby, które wchodziły na siłownię, na ludzi dookoła. Była ona, Lucas, worek. Znajdowała się z daleka od miejsc, w których istniała szansa na to, że spotka Nico. Nie chciała go unikać specjalnie, ale jeśli mogła zminimalizować te spotkania to, dlaczego miałaby tego nie zrobić? To nie była łatwa sytuacja, a Sophia była zdania, że im rzadziej na siebie będą wpadać tym lepiej. A jednak wybrała się na siłownię, założyła rękawice od Nico, pozwoliła się tu zaciągnąć i namówić Lucasowi, one nie mogą się marnować, Sophia. I nie marnowały, ale poczucie zdrady z każdą chwilą tylko rosło. Nawet jeśli pojawiały się takie momenty, kiedy przestawała całkiem o tym myśleć to wystarczyło jedno spojrzenie na rękawice, aby zalała ją fala poczucie winy. Chciałaby mieć to wszystko pod kontrolą. Tak, jak miała, gdy była w Brazylii. Wystarczył ponad tydzień, aby zaczęło się coś psuć.
Zatrzymała się wpół kroku, kiedy na całą salę rozniósł się czyjś głos krzyczący znajome imię. Odwróciła głowę w stronę dźwięków i wtedy go zobaczyła. W pierwszym odruchu chciała ruszyć do przodu, ale nie mogła zmusić się do zrobienia choćby kroku w jego stronę. Widziała, jak unosił się na łokciu, spływającą po brodzie krew. Dzieliło ich zaledwie kilka metrów, a mogła przysiąc, że doskonale widziała to, co rozgrywało się w jego oczach. Mimo, że ta scena wcale nie trwała długo, to Sophia miała wrażenie, że ciągnie się w nieskończoność. Nie potrafiła oderwać od niego wzroku, wrócić do poprzedniego zajęcia. Dłonie zaczęły ją piec, co nie było możliwe i z pewnością było tylko wytworem jej wyobraźni. Nie chciała reagować, nie chciała, aby Lucas pomyślał, że w jakiś sposób to na nią nie wpłynęło. Mówiła jemu i sobie, że to już dawno za nią, że poukładała sobie sprawy związane z Nico i zostawiła go w przeszłości, ale czy to na pewno była prawda?
— Nieźle musiał oberwać. — Głos Lucasa doszedł do niej po chwili. Zdała sobie sprawę z tego, że patrzy się dalej na Nico, który podnosił się z podłogi i zbierał w stronę wejścia do szatni.
— Chyba tak — mruknęła w odpowiedzi, a wzrok wlepiony miała w plecy Millera. Zacisnęła usta, nie będąc pewną co należało zrobić. Podejść? Zapytać się czy wszystko w porządku? — Ja chyba też mam dosyć.
— Nawet dobrze nie zaczęliśmy — zauważył, może trochę zawiedziony, że ta zabawa tak szybko się skończyła. Brunetka odwróciła się w jego stronę, jakby samym spojrzeniem chciała mu przekazać, że to było dla niej za dużo. To miejsce, rękawice, Nico… — Och. W porządku.
— Przepraszam, ja…
— Spoko. Wyluzuj. To był mój pomysł, nie byłaś gotowa i tyle. Zdarza się. — Przerwał jej i wzruszył ramionami. Zachowywał się w sposób, który wskazywał na to, że serio nie ma nic przeciwko temu i nawet jej niechęć rozumie. — Leć się przebrać. Ogarniemy się i widzimy się przy wyjściu, pasuje?
— Tak, zróbmy tak — zgodziła się.
Zdjęła rękawice, zgarnęła butelkę z wodą, którą ze sobą przyniosła i przeszła do szatni. Próbując przekonać samą siebie, że to wydarzenie nic nie znaczyło. Chciała stąd też jak najszybciej wyjść. Kolejna szczelina w murze, który sądziła, że solidnie przygotowała. Zrezygnowała z przebrania się. Wciągnęła jedynie na siebie bluzę, a ubrania, w których przyszła zostawiła w torbie.
UsuńRozpuściła włosy, przeczesała loki palcami i opuściła szatnię rozglądając się czy Lucas przypadkiem nie opuścił już męskiej, ale zamiast niego dostrzegła kogoś innego. Zacisnęła usta w cienki paseczek, dłoń owinęła wokół materiałowego paska od torby. Nawet nie mogłaby udawać, że go nie widziała, choć to na pewno byłoby łatwiejszym rozwiązaniem. Ale nie potrafiłaby przejść obojętnie. Zignorować. Wciąż jej zależało. I tego uczucia się nie pozbędzie, bo chciała tego czy nie, ale Nico był ogromną częścią jej życia. Zarówno tego dziecięcego, jak i dorosłego, choć od dawna nie czuła się jak wkraczająca w dorosłość kobieta, a zagubiona we mgle nastolatka, która sama nie wie czego chce i od kogo.
— To musiało boleć — odezwała się cicho, nieśmiało, kiedy podeszła bliżej.
To było jedno z ostatnich miejsc, w których spodziewała się go spotkać. Nigdy przedtem nie wspominał o tym klubie, a trenowali w kilku różnych.
— Nic ci nie jest? — Spytała. Sama już nie była pewna czy pyta z czystej troski czy chce wyciszyć własne sumienie, które w drukowanych literach krzyczało, że to wszystko jej wina. Schowane w torbie rękawice zdawały się teraz ciągnąć ją w dół.
Soph
Zastanawiała się czy w ogóle powinna była się odzywać.
OdpowiedzUsuńNiektórych rzeczy lepiej było nie mówić, a jeszcze inne nie potrzebowały werbalnego potwierdzenia. Mogła go przeprosić, ale co by to zmieniło? Nie chciała się czuć winna temu, co robiła i z kim robiła. Oboje podjęli decyzje, których cofnąć się nie dało, a rozgrzebywanie przeszłości do niczego sensownego nie doprowadzi. Jeszcze jakby potrafiła słuchać się własnych rad – wtedy byłoby idealnie. Wsiadając do samolotu liczyła, że przepracowała sobie wszystkie rzeczy związane z Nico, a jedno – na pozór niewiele znaczące – spotkanie uświadomiło jej, że może wcale tak nie do końca o nim zapomniała. Jak mogłaby?
Westchnęła bezgłośnie, a wzrokiem uciekła w bok, jakby się bała, że dostrzeże w jej oczach coś, czego przekazać mu nie chciała. Nie chodziło o to, że się zapomniał, że został znokautowany. Łatwiej było sobie wmówić, że o to się rozchodziło, ale oboje wiedzieli, że prawdziwy powód skryty był w jej torbie.
Nie tylko ciebie, chciała dodać, ale powstrzymała się w ostatniej chwili gryząc w język. Co by to zmieniło? Co by to dało? Wiedziała, że to był głupi pomysł w momencie, kiedy zgodziła się na przyjście tutaj. Teraz odczuwała konsekwencje swoich czynów podwójnie. Mogła postawić na swoim i zdecydować się na inną formę spędzania czasu z Lucasem. Cokolwiek innego byłoby lepsze niż to.
— Tak, widziałam — przyznała cicho. Niekoniecznie chciała przyznawać się do tego, że to i na nią w jakiś sposób wpłynęło. Na imprezie przybrała maskę mało wzruszonej, niemalże obojętnej. Tyle, że oboje wiedzieli, że na dłuższą metę nie potrafiła taka być. Grać przez kilkadziesiąt minut? Nie ma problemu. Ale ciągnąć przez dłuższy czas? To całkiem odpadało.
Wzrok Nico przeszywał ją niemal na wskroś. Nawet, gdy nie spoglądała bezpośrednio w jego stronę to czuła, że na nią patrzy i nie odpuszcza. Będąc tak blisko i mając go na wyciagnięcie ręki przez chwilę zaczęła tęsknić za tamtymi momentami, kiedy potrafiła podchwycić jego spojrzenie, rzucić żartem i nie zastanawiać się dziesięć razy czy to cokolwiek znaczy. Za tą lekkością, którą wnosił do jej życia, a która w niespodziewany sposób zmieniła się w ciężki sekret, jakby robili coś złego. Robiliśmy coś złego.
— Wiem, że nie moja. To nie ja ci przyłożyłam — mruknęła, ale bez większego przekonania. To była jej wina. Rękawic. Bycia tutaj. Dzielenia się z Lucasem czymś, co było tylko ich. Czuła tę samą dziwną mieszankę emocji, kiedy wpadła na niego w siłowni z Alex, a blondynka rzuciła niby od niechcenia tekstem, że Nico trenuje teraz z kimś innym. To wtedy również zabolało. Z tą różnicą, że jej nikt fizycznie nie przyłożył, ale może to byłoby lepsze niż mierzenie się z bólem, który odczuć można było tylko w środku.
Wróciła do niego spojrzeniem, gotowa, aby się pożegnać, odwrócić na pięcie i pójść w swoją stronę. Pójść po Lucasa, ale zamiast tego zrobiła coś niespodziewanego. Jej uwagę przykuła niewielka strużka krwi, której musiał nie zauważyć lub zwyczajnie zignorował.
— Wciąż krwawisz.
Z boku mogła wyglądać na pewną siebie, ale w środku cała się trzęsła. Sama nie wiedziała co sobie myślała, kiedy podeszła do niego bliżej. Z kieszeni bluzy wyjęła opakowanie chusteczek i wyciągnęła jedną. Początkowo chciała mu ją podać, ale zrobiła coś innego. Kiedy przystanęła przed młodym mężczyzną złożyła chusteczkę na pół, palcami uniosła brodę Nico do góry, a następnie przyłożyła chusteczkę do rozciętej wargi. Ostrożnie, nie naciskając, aby zminimalizować bolesne odczucie.
Nie miała nawet dokąd uciec wzrokiem, więc ten wlepiła w chusteczkę, która prędko przesiąkła krwią. Zacisnęła usta w wąski paseczek, aby powstrzymać się przed powiedzeniem czegoś nieodpowiedniego czy też uśmiechem, głupim i niepotrzebnym.
UsuńChciała skarcić się za to, co zrobiła. Należało pójść w swoją stronę, nie przejmować się. W końcu taka była jego praca. Z pewnością nieraz gorzej wyglądał po walce, choć tego nie miała okazji widzieć na własne oczy. Za każdym razem, kiedy miała przyjść i go wspierać po drodze działo się coś co kompletnie nie pozwalało jej, aby tam pójść.
I trochę tego żałowała, że tyle okazji przeszło jej koło nosa. W zasadzie na własne życzenie. Wciąż nie była pewna, czy umiałaby w spokoju patrzeć, jak okłada się z kimś na ringu. Niby tylko kilka rund, niby tylko po kilka minut, ale samo oglądanie tego na ekranie sprawiało, że przechodziły ją ciarki.
— Oby następnym razem ten drugi wyglądał gorzej — odezwała się po chwili, kiedy oderwała się od swoich myśli. Wciąż trzymała palce pod jego brodą, choć wcale nie musiała i ciepło bijące od jego ciała w końcu do niej dotarło. — Przepraszam, przecież wiesz co robić — westchnęła i cofnęła się w popłochu. Trwało to zbyt długo. Mogła mu tylko ją wręczyć i tak to zostawić. Zamiast zostawić go samego sobie i odejść, wciąż stała i wlepiała w Nico wzrok.
Soph
Czas na parę chwil stanął w miejscu, a Sophia poczuła się tak, jakby znajdowała się poza otaczającą ją rzeczywistością. Prawie, jak gdyby poza ich dwójką nikogo więcej tutaj nie było, a przecież… Były dziesiątki osób. I być może dla postronnych to była zwykła scena, ale znając ich historię i wiedząc, że wydarzyły się pewne rzeczy między tą dwójką, to ta scena wcale nie była tak niewinna, na jaką mogła wyglądać. Dała się ponieść własnym emocjom, których nie rozumiała i z którymi, znowu, nie wiedziała, jak ma sobie radzić. Jednocześnie ten gest okazał się dla brunetki tak naturalny, tak prosty, jakby wykonywała go codziennie, a nie po raz pierwszy w życiu.
OdpowiedzUsuńNiemal oczekiwała usłyszeć coś żartobliwego. Zobaczyć ten lekko kpiący uśmieszek, który mówił, że nie przejmuje się niczym ani niczym, a cokolwiek się wydarzyło nie miało żadnego znaczenia. Tak, jak robił setki razy przedtem, ale tym razem nic podobnego się nie wydarzyło. Nie był nawet obojętny, co chyba przyjęłaby z ulgą. To co zobaczyła było… Prawdziwe i uderzyło w nią o wiele bardziej niżby tego sobie życzyła. Moment pękł niczym mydlana bańka zostawiając ją po raz kolejny zagubioną. I tym razem w pełni na własne życzenie. Nie prosił o pomoc, nie podjudzał, nie zaczepiał w typowy dla siebie sposób. To wyszło od niej. Sama wprowadzała zamieszanie, a potem szukała pomocy licząc na to, że ktoś rozwiąże za nią wszystkie problemy.
— Ja? — Szepnęła, ale ledwie słyszalnie i nie mogła mieć pewności, że ją usłyszał. Może nawet tego nie powiedziała tylko poruszyła niedbale ustami starając się coś powiedzieć. Czy wiedziała? Absolutnie nie. Tyle, że nie była gotowa, aby się do tego przyznać. Przed samą sobą, przed nim czy przed kimkolwiek innym. Wiedziała, że albo się całkiem wycofa albo znów znajdą się w tym błędnym kole. Już powoli w nie wchodzili. Wystarczył jeden nieuważny moment, aby zejść z odpowiedniej ścieżki. Łatwiej było sobie wmawiać, że to Nico ściąga ją na złą ścieżkę. Przyciąga do siebie, a potem się zamyka i zostawia z niczym, ale prawda była taka, że robili to oboje na zmianę i w momentach, kiedy im to odpowiadało.
— Myślałam, że wiem.
Gdyby miała wszystko przepracowane byłoby łatwiej, ale najwyraźniej parę tygodni to za mało. Zresztą, ciężko było mówić o jakimkolwiek przepracowaniu. Zerwała z nim kontakt i sądziła, że to wystarczy, aby ruszyć do przodu z życiem.
Drgnęła, kiedy usłyszała o Lucasie. Nie była pewna czy to przez sposób w jaki Nico jej o tym powiedział czy przez świadomość, że Lucas pewnie ich widział i być może wyciągał z tego pochopne czy raczej właściwe wnioski. Nie odezwała się już, wiedząc, że zdradziłby ją jej własny głos. Zamiast tego posłała Nico jeszcze jedno spojrzenie, nim skierowała się w stronę wyjścia, gdzie czekał na nią Lucas.
Mógł do nich bezpośrednio podejść, gdy wychodził z szatni, ale z tylko sobie znanego powodu ich ominął i zaczekał na uboczu. Posłał krótkie spojrzenie w stronę Nico, może trochę w geście przywitania się, bo w końcu jednak za dzieciaka trzymali się razem. Postawa Lucasa nie sugerowała, że miał z tym jakikolwiek problem, nie pojawiła się choćby iskierka zazdrości. Przewodziła nim raczej ciekawość. Trwało to zaledwie parę sekund nim odwrócił się, aby podążyć za Sophią, która zdążyła już dawno zniknąć za rogiem i wskoczyć do samochodu zaparkowanego na uboczu.
Soph
Była naiwna.
OdpowiedzUsuńNaiwna i głupia, bo inaczej siebie opisać teraz nie mogła.
Miała świadomość, dokąd prowadzi ją ta znajomość. To z jego powodu wyjechała. Odcięła się od tego co znała, co przynosiło jej komfort. Wyjechała na inny kontynent, tysiące kilometrów od Nowego Jorku z tą głupiutką nadzieją, że to wystarczy. Poznała nowych ludzi, odnosiła stare znajomości, nie wróciła z Sao Paulo sama, a to i tak okazało się niewystarczające. Znalazła się w identycznym, jak nie w tym samym miejscu, z którego tak bardzo pragnęła uciec.
Lucas nie zadawał żadnych pytań. Dostrzegał więcej niż chciał sam przed sobą przyznać. Mimo, że zdawał sobie sprawę, że wiążąc się z Sophią bierze ją z tym całym chaosem, który w sobie tłumiła i to akceptował. Cóż, akceptował to co wiedział i to, co Sophia odważyła mu się powiedzieć. Nieszczególnie spieszyło się jej do tego, aby wyznać całą prawdę. Tę brzydką, która nigdy nie powinna była się wydarzyć. Nie mówiła o tym, co chciała, aby pozostało sekretem. Głęboko zakopanym i najlepiej – zapomnianym. Bała się zobaczyć te oskarżycielskie spojrzenie. Bała się, że zmieni o niej zdanie, że przestanie w jego oczach być tą Sophią, którą być chciała i którą pokazywała światu. Lucas nie roztrząsał tego, co miało miejsce w siłowni, ale była pewna, że chciał zadać jakieś pytania. Na jego miejscu miałaby ich dziesiątki i nie spoczęłaby, dopóki nie uzyskałaby odpowiedzi na każde jedno.
Kompletnie nie wiedziała co ma robić ani jak sobie z tym poradzić. Wmawianie sobie i każdemu dookoła, że wszystko jest w porządku nie przynosiło żadnych pozytywnych rezultatów, a jedynie niszczyło to, co odbudowała.
Ale była dobra w udawaniu, że nic się nie dzieje. Aż zbyt dobra, ale uczyła się przecież od mistrza, prawda? Dobra mina do złej gry, odejście w chwili, kiedy zacznie robić się niekomfortowo. I chociaż podświadomie wiedziała, że to wcale nie jest wyjście, to właśnie to postanowiła zrobić. Znowu. Udawać, że jest w porządku. Skupić się na tym co miała przed sobą. Na przyszłości z Lucasem. Na uczelni. Pozostawało pytanie, na jak długo uda się jej ten stan utrzymać. Kolejny tydzień, aż do kolejnego przypadkowego spotkania? Czy może tym razem przeciągnie to do dwóch tygodni? Spędzili lata mieszkając w jednym mieście i nie widzieli się nawet razu – przez ten cały czas ich drogi nie przecięły się na żadnej płaszczyźnie, a teraz, gdy potrzebowała, aby zniknął z jej życia był wszędzie. Pojawiał się w nieoczekiwanych momentach, a ona zamiast postawić wyraźną granicę wahała się i krążyła w pobliżu.
Odrzuciła pomysł z pójściem do niego. Co przez chwilę rozważała, ale łatwo potrafiła wyobrazić sobie, jakie konsekwencje będzie to miało. Pójdzie tam i powie mu co? Istniała szansa, że nie powie mu nic, bo nie będzie w stanie wydusić z siebie nawet słowa lub zrobi coś, czego zdecydowanie robić nie mogła, a wiedziała, że puszczanie hamulców przy nim wychodziło jej doskonale.
Nie zrobiła więc nic.
Po powrocie schowała rękawice do pudełka. Dla pewności, że nie będą jej kusić i nie będą przypomnieć o incydencie z siłowni. Zapamiętała, który klub lepiej w razie czego jest omijać. Właściwie nie wiedziała, gdzie mogłaby chodzić nawet na głupią jogę. Miała wrażenie, że Nico naprawdę miał zdolności, aby wyczuć, gdzie się znajduje i pojawić tam ze swoją irytującą nonszalancją, uśmiechem cwaniaka. Nie chciała też tracić na niego zbyt wiele czasu. Przede wszystkim dlatego, że czas Lucasa w Nowym Jorku nie był nieograniczony, a jego powrót do Sao Paulo wisiał w powietrzu, a Sophia zupełnie nie wiedziała, jak to będzie wyglądało, gdy wyjedzie i chyba jeszcze nie była gotowa, aby o tym myśleć.
Wstawała z pierwszymi promieniami słońca. Szykowała się na uczelnię, gdzie spędzała kilka godzin, a późne popołudnia i wieczory umilało jej towarzystwo Lucasa. Odkrywali nowe restauracje, wybierali się na przejażdżki promem po rzece Hudson i spędzali ze sobą tak dużo czasu, jak tylko mogli unikając przy tym niezręcznych tematów.
I wydawało się, że trzyma się całkiem nieźle, dopóki przypadkiem nie trafiła w jej ręce zaadresowana do nich wszystkich beżowa koperta. Szukała czegoś akurat w gabinecie ojca, kiedy ją dostrzegła. I tak, jak nie ruszała cudzych rzeczy bez pytania tym razem ciekawość wzięła nad nią górę. Zakładała, że to jedno z wielu zaproszeń na jakiś bankiet i wcale nie pomyliła się zbyt mocno. Poczuła lekki ścisk, gdy czytała, że zaproszona jest cała rodzina. Przewróciła oczami na te słowo. Nie byli rodziną, a jeśli już to tylko dla mediów i publiki, ale z całą pewnością nie w domu.
Usuń— Po moim trupie taka rodzina — prychnęła i prawie schowała zaproszenie z powrotem, kiedy w ostatniej chwili dostrzegła kto ich zapraszał.
Opadła ciężko na skórzany fotel.
Aż nie chciało się jej wierzyć we własne szczęście. Opuściła wzrok na nazwisko na dole. Przyjęcie u pani Miller. Małe, kameralne. Intymne. Dokładnie takie, na jakim jej być nie powinno, ale aż za dobrze wiedziała, że wykręcić się nie będzie mogła.
Soph
Przypuszczenia brunetki potwierdziły się, kiedy przy śniadaniu Oscar wspomniał o zaproszeniu na przyjęcie. Nikomu nie mówiła, że je znalazła i wiedziała o tym już wcześniej. Tak, jak ojciec nie miałby nic przeciwko temu, że przesiadywała w gabinecie, tak była pewna, że Gwen uznałaby to za jakiś podstępek i zrobiła z tego awanturę stulecia. W ciszy wysłuchiwała szczegółów o przyjęciu, ale w rzeczywistości myślała o tym, jak się z tego wykręcić. Nie miała żadnej pewności, że Nico tam będzie, ale musiała brać to pod uwagę. Szczególnie, że przyjęcie było urządzane przez jego rodziców. Pamiętała, że relacje mieli napięte, a buntownicza natura Nico mogła go powstrzymać przed pojawieniem się.
OdpowiedzUsuńZbyt dużo o nim myślała. Za bardzo to wszystko analizowała i zamartwiała się scenariuszami, które mogły, ale wcale nie musiały się wydarzyć. Ale taka już była i niewiele mogła poradzić na swoją naturę, czego teraz naprawdę w sobie nie lubiła. W każdej innej sytuacji z chęcią przeglądałaby szafę w poszukiwaniu odpowiedniej sukienki. Od małego była przyzwyczajona do uczęszczania na różnego rodzaju przyjęcia, na których należało wyglądać nienagannie. I do swego czasu za nimi przepadała. Nikt nie musiał jej zmuszać do zagadywania gości, ciepłych uśmiechów i small talków, robiła to z własnej woli. Tyle, że te przyjęcia wydawały się zabawniejsze, kiedy miała naście lat, brak jakichkolwiek problemów. Obecnie stały się one przykrym obowiązkiem, który musiała wykonać bez żadnego marudzenia.
— Naprawdę też muszę tam iść? — Zagadnęła ojca, kiedy w jadalni zostali sami. Maddie zniknęła zaraz po śniadaniu nikomu nic nie mówiąc. Sophia tylko słyszała, jak trzasnęły drzwi wyjściowe, Gwen stwierdziła, że boli ją głowa – mówiąc to posłała Sophii mrożące spojrzenie, jakby to była jej wina – i że koniecznie musi się położyć, a Imogen nie tłumacząc się nikomu wstała i wyszła. Nie przeszkadzało to brunetce, bo tylko w takich chwilach mogła udawać, że jest tylko ona i tata. Przez parę minut żyła fantazją, dopóki nie została sprowadzona brutalnie na ziemię.
Mężczyzna podniósł wzrok znad czytanej gazety, a jego ciemne oczy spojrzały prosto w głąb Sophii. Dostrzegła lekką zmianę w jego nastroju. Przybrał badawczą postawę, śledził wzrokiem jej twarz.
— Chciałbym, abyś się tam ze mną pojawiła. — Innymi słowy musisz. Zapanowała między nimi krótka cisza, a Sophia wbiła wzrok w kubek z herbatą. Po śniadaniu nie było już nawet śladu – obsługa sprawnie zabrała się za sprzątanie i poza dzbankiem z herbatą i cukrem nie stało na stole nic więcej. — Myślałem, że poukładaliście już sprawy między sobą.
Nie musiały paść żadne imiona, aby wiedzieć o kogo i o co chodzi. Nie mogła utrzymać wszystkiego w tajemnicy. Zwłaszcza, że cokolwiek o niej nagle pojawiało się w internecie od razu było analizowane przez ojca, jego zespół od kryzysu PR’owego i cały sztab innych ludzi, którzy mieli ocenić, czy wpłynie to szczególnie źle na ich reputację.
— To skomplikowane — mruknęła pod nosem. Dawniej nie miałaby problemu, aby z nim porozmawiać o wszystkim, ale teraz przyjście nawet z najgłupszym problemem do ojca było wyzwaniem, którego bała się podjąć. Kiedy podniosła wzrok dostrzegła, jak kąciki jego ust niemal niezauważalnie kierują się do góry, jakby przypomniał sobie coś miłego, a Sophia nie mogła powstrzymać się przed myślą, że może chodziło o mamę.
— Relacje często są skomplikowane — odparł — ale wiesz, uciekając od tego nie sprawisz, że będzie łatwiej.
Nie podobało się jej to, że miał rację.
— Czasami trzeba zmierzyć się z tym, co dla nas niezręczne. Trzymając wszystko w sobie tylko to pogorszysz, nie stawiając spraw jasno również. I z tego co widzę, nie chodzi tu już tylko o ciebie.
Zacisnęła usta w cienki paseczek. Coraz mniej podobało się jej to, że ojciec wiedział więcej niż powinien. Że dostrzegał więcej niż się spodziewała. Usłyszała jak nogi krzesła cicho zaszurały o panele, a chwilę później ojciec stał przy niej. Nachylił się, aby musnąć czubek jej głowy.
— Nie martw się na zapas — poprosił — i pozwól sobie na błędy. Jesteś młoda, masz do nich prawo.
Chciałaby w to wierzyć. Ile błędów może popełnić jedna osoba, zanim w końcu nie będą one błędami, a schematem? Zaczynała robić dokładnie to, co przedtem i nie wiedziała, jak ma się z tego wyrwać sama. Zupełnie jakby niewidzialna siła popychała ją do robienia tych samych rzeczy, od których uciekła. Nie podjęła tematu po raz kolejny, bo i tak spotkałaby się z odmową. Raz, cicho i nieśmiało, spytała się czy mogłaby zabrać ze sobą Lucasa, a ten pomysł od razu został wybity jej z głowy. I tak, jak ojciec pewnie nie miałby nic przeciwko, to Gwen już owszem. Nie zliczyła, ile razy słyszała, że to zaproszenie tylko dla rodziny. Lucas do niej nie należał i umawiali się stanowczo zbyt krótko, aby był brany pod uwagę jako osoba towarzysząca brunetki. Z jednej strony poczuła ulgę, chłopak nie był przyzwyczajony do wystawnych przyjęć i życia na pokaz. Jego życie było… Prostsze i pozbawione takich dramatów. Natomiast z drugiej tak po prostu chciała przyjść tam z kimś kto w stu procentach był po jej stronie, a nie tylko częściowo, jak ojciec, który zmieniał zdanie w zależności od tego czy jego żona była w pobliżu.
UsuńMusiała przetrwać tylko parę godzin. Tyle była w stanie wytrzymać.
Po minach sióstr wiedziała, że nie tylko ona nie miała ochoty tutaj być. Imogen pewnie wolałaby szaleć w klubie, a Maddie robić to, co robiła, kiedy nie było jej w domu. Przynajmniej cała ich trójka się zgadzała, że nie chcą tu być. Wszystkie w eleganckich sukienkach, odpowiednio skrojonych i dopasowanych do ich sylwetek, koloru oczu i karnacji. Nie było mowy o zapomnianym zagnieceniu, o odstających nitkach czy niewygładzonych włosach. Nie było miejsca na błędy.
Wysiadła z samochodu, gdy drzwi zostały otworzone, a chłodne powietrze nieco ją ostudziło. To tylko jeden z wielu takich wieczorów, nic czego przedtem nie doświadczyła. Wygładziła dłonią przód oliwkowej sukienki i skierowała się w stronę wejścia razem z rodziną. Przybrała neutralny wyraz twarzy. Parę rozmów z ludźmi, których ledwo kojarzyła, wymiana drobnych uprzejmości.
Dla własnego komfortu trzymała się blisko ojca, który już zdążył pogrążyć się w rozmowie z jakimś dawno niewidzianym znajomym i dogadywali się na partyjkę golfa. Odebrała od roznoszącego kelnera szampana i zamoczyła w kieliszku usta. Badała wzrokiem otoczenie. Nie, ona szukała go. Może po to, aby przekonać się, że niepotrzebnie nakręcała samą siebie.
— Stoi tam — usłyszała za sobą głos Imogen. Drgnęła odwracając się w stronę brunetki. — Wiesz, nawet ci się nie dziwię. Przystojny, drapieżny z tymi ranami po walkach. Taki… Kompletnie niepasujący do ciebie.
— Zejdź ze mnie — mruknęła. Chciała spojrzeć w jego kierunku, ale zamiast tego wlepiła wzrok w jakąś dziewczynę i skupiła się na jej wyszywanej perełkami sukience.
Usłyszała za sobą krótki, pozbawiony wesołości śmiech Imogen.
— Co on w tobie widział? — Ale wcale nie czekała na odpowiedź. — Rozumiem Alex. Jest gorąca, zabawna, umie się bawić, towarzyska. A ty? Zajebiście nudna i nijaka. Pewna jesteś, że nie założył się z kumplami, że cię przeleci? Nie bądź taka, podziel się szczegółami.
— Zajmij się swoimi sprawami, co? — Syknęła. Zacisnęła palce mocniej wokół nóżki kieliszka. Spodziewała się, że to może być trudny wieczór, ale nie tego, że zaledwie pół godziny po przyjściu będzie jej on tak utrudniany.
— Może pójdę się przywitać. — Nie umknęło jej uwadze to, że się spięła na samą myśl o ich interakcji. — Baw się dobrze, Soph. I może powstrzymaj się z dramatami do deseru, co? Byłoby szkoda, gdybyś już na wejściu zrobiła z siebie pośmiewisko.
Imogen nie czekając na odpowiedź ruszyła w stronę Nico.
— Muszę przyznać — zaczęła zatrzymując się u jego boku, by nie naruszyć jego przestrzeni za mocno — te siniaki naprawdę ci pasują. Nadają ci takiego… mrocznego uroku.
Uniosła kieliszek w jego stronę, niby w geście toastu, ale było to bardziej zaproszenie do rozmowy.
Soph
Odkąd tylko pamiętała między sobą rywalizowały. O wszystko, począwszy od tego, która z nich dostanie lepsze zabawki, poprzez znajomych, a na uwadze ojca kończąc. Maddie nie była biologiczną córką Oscara i nie miała nigdy potrzeby, aby zwracać na siebie uwagę, ale Sophia i Imogen? To była już zupełnie inna historia. Obie chciały być oczkiem w głowie Oscara, tą ważniejszą i lepszą córką, a choć mężczyzna starał się nie faworyzować żadnej z nich to bywały momenty, kiedy raz na piedestale była jedna, a potem druga. Rywalizacja z wiekiem im wcale nie mijała, a stała się bardziej zażarta. Pogłębiła się, kiedy zamieszkali w piątkę i z każdej strony dawały jej odczuć, że z tej grupy to ona nie pasuje do idealnego obrazka rodziny Carpenter, który w głowie miała Gwen.
OdpowiedzUsuńNie spodziewała się tylko, że kiedyś może im przyjść rywalizować o Nico.
Wiedziała, że Imogen robiła to po złości, aby wyprowadzić ją z równowagi i może licząc na to, że jeśli puszczą jej nerwy to zrobi coś głupiego. Pójść za nią nie mogła i nie chciała, bo dałaby wtedy nie tylko siostrze, ale i Nico dowód na to, że wcale sobie nie radziła z uczuciami. Bo nie radziła, a to co zakopała pod grubą warstwą, przedzierało się na zewnątrz. I to przecież nie tak, że nie miał prawa z nią czy jakąkolwiek inną dziewczyną rozmawiać. Mógł robić to, na co tylko miał ochotę i Sophia chciała dla niego szczęścia. Tego, aby to dziwne napięcie między nimi zniknęło, aby mogli na siebie spojrzeć w normalny, przyjacielski sposób bez zbędnych komplikacji. W końcu sama się z kimś związała, była szczęśliwa w tej relacji i potrafiła wyobrazić sobie wspólną przyszłość z Lucasem. Nie chciała jedynie, aby Imogen kombinowała cokolwiek z Nico. Te dwa światy nie mogły się ze sobą mieszać.
Tylko rozmawiali, ale znała siostrę. Z tej najgorszej strony i była aż za bardzo podoba do matki. W równym stopniu gotowa do upokorzenia, zranienia i sprowadzenia ludzi na dno, byle tylko zadowolić własne ego.
Przez odległość, ale także rozmowy prowadzone wokół i cicho grającą muzykę nie byłaby w stanie usłyszeć ich rozmowy. Może to nawet lepiej. Umysł podsuwał jej możliwe wymiany zdań między nimi. Jakimi kłamstwami go karmiła? Co proponowała? I przede wszystkim, czy się na to złapie? W żaden sposób nie powinna się tym przejmować. Tylko… Nie chciała się nim dzielić. Nie chciała, aby on chciał spędzać z nią czas, aby z nią rozmawiał. Nie chciała, aby zobaczył w niej to, co kiedyś dostrzegł w niej. I chociaż nie powinno, to zabolało. Widok tych uśmiechów, swobody z jaką do siebie podchodzili. Dotknęło ją to bardziej niż chciała przed samą sobie przyznać.
Odetchnęła głęboko, uniosła brodę o pół centymetra, a pusty po szampanie kieliszek oddała przechodzącemu obok kelnerowi. Nie chciała, ani nie mogła, dłużej na to patrzeć i samą siebie doprowadzać tym do irytacji. Oddaliła się, chcąc wymazać obraz Nico i Imogen razem na tarasie. Dostrzegła parę mniej lub bardziej znajomych twarzy. Nieszczególnie miała ochotę na to, aby zabawiać towarzystwo, ale wszystko było lepsze od tego co działo się na tarasie. Imogen zasiała w niej ziarenko niepewności, a Sophia zamiast je zgnieść, wyrzucić i zapomnieć, to poświęcała mu uwagę.
I naprawdę chciała, aby ten wieczór obył się bez dramatycznych zwrotów akcji. Nawet tych mało zauważalnych. Obserwowała otoczenie prowadząc mało wiążącą rozmowę z Penelope, którą kojarzyła z takich przyjęć wypełnionych bogatymi ludźmi. Były mniej więcej w tym samym wieku, miały parę wspólnych zainteresowań, ale nigdy nie było z tego większej przyjaźni. Komplementowanie sobie sukienek, włosów czy dodatków Sophię nudziło, ale był to bezpieczny temat. Ożywiła się na moment, gdy temat zszedł na rośliny, którymi wypełniona była sala. Przepiękne bukiety idealnie ściętych kwiatów. Tyle, że nie trwało to długo, a Sophia szukała sobie już kogoś nowego do rozmowy.
Po chwili dostrzegła mamę Nico, która wyjątkowo nie zabawiała swoich gości.
UsuńZawsze ją lubiła. Kojarzyła Elizabeth z ciepłem i troską, natomiast ojca Nico z jakiegoś niewyjaśnionego powodu zawsze się bała. Teraz może już nie, ale w dziecięcych oczach wydawał się być zwyczajnie straszny. W dorosłym życiu Sophia nie miała zbyt wielu okazji do tego, aby przeprowadzić z nim jakąkolwiek rozmowę. I jakoś nieszczególnie było jej z tym źle. Natomiast Elizabeth widywała częściej, głównie na takich przyjęciach i niejedną dłuższą czy krótszą rozmowę miały za sobą.
— Dziękuję za zaproszenie. — Uśmiechnęła się łagodnie do kobiety. — Chciałam tylko powiedzieć, że to wszystko wygląda przepięknie. Nie mogę przestać zachwycać się kwiatami.
Cała sala w nich tonęła. Pudrowe różowe w wazonach, frezje o łagodnym zapachu i bukiety lawendy, które co jakiś czas przyciągały jej wzrok. Bez większego problemu potrafiła nazwać znaczącą ilość kwiatów. Mogłaby spędzić cały wieczór oglądając każdy jeden kwiatek i nie potrzebowałaby do tego żadnego towarzystwa, ale nie wypadało.
— Cieszę się, że przyszłaś — odparła łagodnie. Wśród ludzi, którzy tylko sztucznie się uśmiechali i prawili sztuczne komplementy, Sophia zawsze odnosiła wrażenie, że mama Nico pozostaje sobą i jest przy tym prawdziwa. — Wiem, że takie przyjęcia nie są dla was ekscytujące. Nawet Nico przyszedł, a wiesz, jak unika takich miejsc.
— Wcale nie są takie złe — zaznaczyła, choć faktycznie, raczej większość osób zbliżonych wiekiem do nich wolałaby teraz być na imprezie, gdzie alkohol lał się strumieniami i leciała muzyka klubowa, a nie klasyczna. — Ale to prawda, kiedy trzeba Nico zawsze się pojawia — przytaknęła.
— Doceniam wasze poświęcenie i zrozumienie, że czasami trzeba pojawić się tam, gdzie niekoniecznie chce się być. Twój tata wspominał, że byłaś w Sao Paulo, prawda? To musiała być miła odmiana. Wrócić do drugiego domu.
Sophia wciągnęła się w tę rozmowę o wiele bardziej niż się spodziewała. Mogła bez końca opowiadać o Brazylii, pomijając, dlaczego tak naprawdę tam uciekła. Temat zszedł na naukę i przyszłą karierę Sophii, która wciąż stała pod wielkim znakiem zapytania. Na tę kilkanaście minut wyrzuciła z głowy siostrę, jej słowa i intrygę, w którą chciała wciągnąć Nico.
Ostrożnie się wycofała, kiedy Elizabeth została porwana przez kogoś innego do rozmowy. Była w końcu dzisiaj najbardziej pożądaną osobą do rozmów i choćby Sophia chciała, to nie mogła spędzić z nią całego wieczoru rozmawiając o błahostkach. W tej samej chwili, w której została sama ze swoimi myślami, a na horyzoncie nie było nikogo interesującego, powróciły uporczywe myśli, a wzrok sam skierował się w stronę tarasu, który tym razem okazał się pusty. Odgłosy rozmów przycichły, podobnie, jak muzyka i świat jakby zwolnił, kiedy dyskretnie rozglądała się po Sali, jakby chciała się upewnić, że oboje wciąż tutaj gdzieś są.
Soph
Imogen lubiła mącić. Miała to po matce, a drobne kłamstwa nikomu przecież nie zaszkodziły. Poza tymi, których one dotyczyły. Sophia, gdyby mogła, trzymałaby ją z daleka od każdej osoby, z którą była w jakiś sposób związana, ale nie zawsze było to możliwe. Głowę miała pełną myśli i przeróżnych scenariuszy, a każdy jeden był gorszy od poprzedniego. Czasami żałowała, że nie mogą mieć ze sobą normalnej relacji i być dla siebie prawdziwymi siostrami. Takimi, które pożyczają lub biorą bez pytania swoje ciuchy, wspierają się w trudnych chwilach, są dla siebie oparciem. Tego w ich relacji nigdy nie było i nic nie zapowiadało się na to, aby kiedykolwiek miało się to zmienić. Zmianie uległa tylko jej relacja z Maddie, ale trzymały się mimo wszystko na dystans i zrezygnowały z ciągłych docinek, może trochę więcej sobie ufały, ale nic ponad to. Nie odważyłaby się jej wyznać prawdy o Nico, Fabianie i całym tym zamieszaniu. Nie szukałaby u niej wsparcia.
OdpowiedzUsuńUparcie nigdzie nie dostrzegła ani jednego ani drugiego. I chciałaby się tym nie przejmować. Skupić się na rozmowie z kimś innym, chociażby zaczepić tę dziewczynę od sukienki z perełkami i dopytać, gdzie ją kupiła byle zabić czymś czas. Zamiast się ruszyć i zmusić do rozmowy z kimkolwiek obserwowała otoczenie. Zbyt uważnie, jak na kogoś, kogo ta sytuacja w ogóle nie powinna była obchodzić.
To było żałosne. Przyszła tu w towarzystwie ojca, robiąc to dla niego, bo ją o to poprosił. Rodzina musi trzymać się razem. Nie ważne, że w tej rodzinie było wiele… Nieprzyjemności, że budowali wizerunek idealnej rodziny na kłamstwach, które tylko się powiększały. Było ich tyle, że chwilami naprawdę ciężko było nadążyć. Zamiast zgrywać tę idealną córkę martwiła się tematem rozmowy Nico i Imogen. Przekonywała samą siebie, że starsza siostra specjalnie postawi ją w złym świetle i w zasadzie… Nie byłaby zaskoczona. Nie mogła z pewnością powiedzieć, że nie zrobiłaby tego samego, gdyby miała okazję. W prowadzonej przez nich grze żadna nie grała fair. Imogen sięgnęła po coś, co nie należało do niej – do Sophii również nie – bo wiedziała, że to brunetkę zaboli.
Nerwowo zastukała paznokciem o kieliszek.
Coraz bardziej irytowała się świadomością, że tej dwójki nigdzie nie ma. Jak o wiele łatwiej by było, gdyby nie musiała się tym przejmować. Nie chciała niczego dać po sobie poznać, a jednocześnie miała wrażenie, że kto na nią nie spojrzy to od razu wie, że czymś się martwi.
Musiała się ogarnąć. Tylko, jak miała to zrobić, kiedy znowu znalazła się w środku chaosu? Chaosu, od którego nie potrafiła – a może nie chciała – się odciąć. Łatwo było udawać, że ma to za sobą, kiedy znajdowała się z daleka od miejsc, w których tak łatwo było o przypadkowe spotkanie.
Przymknęła na moment oczy i wzięła głęboki wdech.
Obiecała sobie żadnych dramatów i chciała słowa dotrzymać. Wypuściła powoli powietrze, otwierając jednocześnie oczy. Rozejrzała się po Sali wzrokiem szukając osoby, którą mogłaby zaczepić do rozmowy. Tylko… Naprawdę nie miała na nią ochoty. Na cudze towarzystwo, rozmowy o niczym i udawanie, że wszyscy się tu uwielbiają, kiedy większość z nich ledwo się znała.
I wtedy poczuła za sobą czyjąś obecność, a po chwili usłyszała głos, który owinął się wokół niej jak aksamitny szalik. Delikatnie drgnęła, ale jeszcze się nie odwróciła. Może chciała przekonać samą siebie, że jednak wcale nie chodziło o niego i Imogen, że była poddenerwowana… Czymś co nie miało żadnego związku z nimi.
— Szukałam odpowiedniego towarzystwa — odparła, gdy miała pewność, że nie zdradzi swoim głosem swojego nastroju. — Wolałabym uniknąć dwunastej z rzędu rozmowy o sukienkach i butach. Ileż można — westchnęła.
Ściągnęła łopatki, kiedy zaczął mówić dalej. Spodziewała się krótkiej zaczepki, może nic niewnoszącej konwersacji, a przede wszystkim dystansu. Po tym, co miało miejsce na siłowni była przekonana, że oboje będą woleli trzymać się od siebie z daleka.
UsuńOdwróciła się w jego stronę z milczeniem. Jakby rozważała wszystkie za i przeciw. Może nawet myślała nad tym, aby sprowadzić go na ziemię i przypomnieć, że to przyjęcie jego mamy, że nie powinien z niego uciekać. Ale wyszłaby na hipokrytkę.
Sophia pozwoliła sobie na szybkie zlustrowanie go wzrokiem i na jedną nieodpowiednią myśl o tym, jak dobrze wyglądał w koszuli i marynarce. Nie pod krawat, ale z typowym dla siebie buntowniczym akcentem i odpiętymi guzikami. Chyba robiła to trochę za długo, bo gdy dotarła do jego jasnych oczu nie mogła w żaden sposób rozszyfrować jego spojrzenia. Aż poczuła, jak na policzki wkradają się zdradzające rumieńce, ale nie odwróciła wzroku. Może chcąc sobie tym samym coś udowodnić i przekonać ich, że te spojrzenia już w żaden sposób na nią nie działają. Może…
— Daleko stąd czy po prostu gdzieś, gdzie nie będzie tych ludzi? — Wyrecytowała jak uczony na pamięć wierszyk te same słowa, które do niej wypowiedział na tamtym przyjęciu.
Soph
Tamten wieczór utknął jej w głowie o wiele bardziej niż powinien, a zapamiętane słowa równie dobrze mogły być dowodem na to, że wcale o niczym nie zapomniała ani nie wyrzuciła z pamięci, jakby było to tylko nieznaczącym wspomnieniem. Prawdopodobnie właśnie to powinna była zrobić. Wyrzucić z pamięci, udawać, że nic się wtedy nie wydarzyło, że ten wieczór był jednym z wielu, że nie wydarzyło się tam nic wartego zapamiętania.
OdpowiedzUsuńWahała się między tym, co należy zrobić, a tym co chciała. Mogła go zbyć. Powiedzieć, że przyszła z ojcem i że to z nim wyjdzie. Wymyślić jakakolwiek wymówkę, ale nie potrafiła. Tylko nie była już pewna czy nie potrafiła odmówić jemu czy samej sobie.
Takie przyjęcia przepełnione były ludźmi, którzy udawali, ze cos dla siebie znaczą. Nie było tutaj za wiele miejsca na szczerość i prawdziwa przyjaźń. Zdarzały się wyjątki, oczywiście. Tyle, że rzadko kiedy można było naprawdę to dostrzec, a gdy komuś faktycznie zależało na spotkaniu z kimś bliskim odbywało się to w bardziej kameralnych warunkach.
- Twoja mama nie będzie miała nic przeciwko temu, że nie dotrwaliśmy do głównego dania? – Niby pytała, ale odpowiedź na pytanie była jej obojętna. Sprawdzała raczej, czy jest pewien swojej decyzji i tym samym dawała sobie czas na to, aby zastanowić się czy na pewno chce opuścić przyjęcie razem z nim.
Dostrzegła ten cień zawahania. I była niemal pewna, że widział go również w jej oczach czy minie. Oboje chcieli tylko znaleźć się daleko od miejsca, w którym dziś czuli się wyjątkowo obco. Jak dwa niepasujące do układanki elementy, które znalazły się tu przez przypadek. Jak zwykle, targały nią sprzeczne emocje. Walczyła sama ze sobą i powoli się poddawała temu, co znane i... Zakazane. Bo Nico taki właśnie był. Jak zakazany owoc, po który nie należało sięgać, ale jak miała się przed tym powstrzymać, gdy był tak blisko? Zaledwie na wyciągnięcie ręki.
- To brzmi poważnie – zgodziła się z lekkim śmiechem. Jakoś nie potrafiła sobie wyobrazić go rozmawiającego na luzie o giełdzie czy podobnych sprawach, a irytacje o znalezieniu prawdziwej pracy niemal w nim widziała. – W takim razie... Chyba lepiej, żebyśmy stąd poszli zanim znów ktoś będzie próbował nas wciągać w nieznaczącą rozmowę - dodała.
Być może wyjście i to z nim było mało odpowiedzialne, ale nie mogła się powstrzymać. I nie chciała. Było jasne, że żadne z nich nie ma ochoty tutaj przebywać i zabawiać gości, rzucić nieszczególnie zabawnymi anegdotkami. Tego wieczoru kompletnie tu nie pasowali.
Poczuła znajomy dreszczyk emocji, podobnie jak wtedy, choć tego wieczoru raczej tak spektakularnego wyjścia nie będzie. Nie mogla pozwolić sobie na coś więcej, na taką bliskość, jaką obdarzyli się na tamtym przyjęciu.
Uśmiechnęła się kącikiem ust. Zaskoczona własnymi decyzjami i tym, że zamiast się postawić to brnęła w to dalej.
Spojrzała wzrokiem gdzieś nad ramieniem Nico, a w tle dostrzegła własnego ojca, który choć zdawał się być pogrążony w rozmowie to śledził ją uważnym spojrzeniem. Spoglądała na niego chwilę, nim powróciła spojrzeniem do Nico, a wyraz jego twarzy nie dodał jej takiej pewności, na jaką liczyła. Wahał się w równym stopniu, co i ona.
- Zobaczymy się na zewnątrz. – Odezwała się, bo jednak chyba mimo wszystko, ale nie powinni być widziani, jak opuszczają przyjęcie razem. – Nie każ mi tylko zbyt długo czekać.
Soph
I wtedy to zobaczyła. Ten błysk, którego brakowało podczas tej krótkiej wymiany zdań, a który już dawno stał się jego znakiem rozpoznawczym. Sophia nie wiedziała, czy jest to zarezerwowane tylko dla niej, czy może obdarza tym jeszcze kogoś innego. Jakaś jej część chciałaby być jedyną, która tego doświadcza. Ale jak mogła tego oczekiwać, kiedy w zamian nie dawała zbyt wiele? Gdy znów wokół niego krążyła, nie będąc w pełni szczerą, czy to z nim czy z Lucasem, który niczego nieświadomy spędzał czas w mieszkaniu.
OdpowiedzUsuńTo nie o kompromitację chodzi, pomyślała szybciej niż zdążyła odpowiedzieć. Odetchnęła głęboko, a Nico po sobie zostawił jedynie zapach perfum. Wyraźne i mocne, kojarzące się jej jedynie z nim. To był odurzający zapach, który trwale odznaczył się w jej pamięci. Podobnie, jak inne drobne rzeczy związane z nim. Takie, o których pamiętać nie powinna była, skoro twierdziła i przekonywała cały czas samą siebie, że całkiem jej przeszło. Oszukiwanie bliskich i samej siebie niekoniecznie jej wychodziło. Mogła zaprzeczać i zapierać się rękami i nogami, obiecywać każdemu, że ta zagmatwana relacja już dawno jest za nią, ale przecież było widać jaka jest prawda. Gdyby szczerze już o Nico nie dbała, nie wymykałaby się z przyjęcia w jego towarzystwie.
Zawahała, kiedy omijając gości kierowała się w stronę wyjścia. Przystanęła w miejscu, aby ostatni raz obrzucić spojrzeniem salę zapełnioną ludźmi. Rozmowy wciąż się toczyły, jedne bardziej ożywione, a drugie mniej. Zdawało się, że nikt nie zwracał uwagi na pozostałych, a mimo to na plecach czuła palące spojrzenie. Nie ważne. Nic nie było już ważne. W końcu wyjście jeszcze niczego nie oznaczało, prawda? Nudzili się tutaj, wśród tych wszystkich ludzi tylko przy sobie znajdowali odrobinę rozrywki. Przy sobie nie musieli udawać, a przynajmniej nie w takim stopniu w jakim robiliby to przed innymi. Udawanie zainteresowania finansami, nowinkami ze świata polityki. To nie był klimat, w którym można było czuć się stuprocentowo dobrze. Zaledwie przez chwilę zastanawiała się, czy się jednak nie wycofać i nie zostawić go czekającego na nią.
Wymykając się towarzyszyło jej dokładnie te samo uczucie, przed którym tak bardzo się wzbraniała tyle razy w przeszłości. Dziwna ekscytacja i nutka zdenerwowania, bo co, jeśli ktoś ją zatrzyma? I dlatego, by nie wzbudzać zbyt wielu podejrzeń skierowała się do ogrodu, z którego wiedziała, że jest wyjście na główny plac. W razie, gdyby ktoś ją tam zaczepił zawsze mogłaby powiedzieć, że potrzebowała zaczerpnąć świeżego powietrza. To mogłoby nie przejść, gdyby została przyłapana przed głównym wejściem do budynku, które zaoferować mogło jedynie zaparkowane samochody i zachmurzone niebo.
Kombinowała bardziej niż należało. Mogłaby tego wszystkiego uniknąć, gdyby tylko powiedziała sobie dość, utrzymała tę samą granicę, którą wyznaczyła w urodziny. Gdyby utwierdziła siebie i Nico w przekonaniu, że nie są przyjaciółmi i nie będą nimi być z wielu znanych sobie powodów. I boleśnie była świadoma tego, jak będzie czuła się później, a mimo to brnęła dalej. Pojawi się zmęczenie byciem sekretem, choć teraz – o ironio – to Nico się nim stał. To niw on ją, ale ona jego ukrywała przed światem. Potrafiła bezbłędnie wyobrazić sobie emocjonalne zagubienie, które będzie jej towarzyszyło tak długo, dopóki w jakiś sposób nie ogarnie samej siebie.
Zostawiła za sobą światło oraz rozmowy, zmysłowy gwar przyjęcia znikał niczym ulatniający się na powietrzy dym. Weszła w półmrok, błądząc przez chwilę po ogrodzie. Mijała gęsto posadzone krzewy i wysoki bukszpany, które teraz pokryły się świeżymi, miękkimi liśćmi. Ogród został dyskretnie podświetlony, nadając niemal intymną atmosferę temu miejscu i gdyby się tak bardzo nie spieszyła, chętnie zwiedziłaby dalszą jego część i odkryła, co jeszcze w sobie kryje. Chłód, który niosła za sobą kwietniowa noc, musnął jej odkryte ramiona i łydki i pokryła je gęsią skórką. Odruchowo poprawiła jedwabny szal, ale był on tylko symboliczną osłoną, a nie materiałem, który faktycznie uchroniłby ją przed zimnem.
Powietrze przesiąknięte było zapachem świeżych roślin i ziemi – zapach, który każdemu uświadamiał, że wiosna zaczyna wkradać się w nowojorskie życie. Pewnym siebie krokiem szła po kamiennej ścieżce prowadzącej w stronę frontowego podjazdu. Jej szpilki rytmicznie stukały o podłoże i był to jedyny dźwięk, który towarzyszył brunetce. Na krótki moment spojrzała w zachmurzone niebo, nawet księżyc chował się za chmurami, jakby nie chciał być świadkiem tego, co robili.
UsuńJeszcze przez chwilę była sama, dopóki nie zauważyła go, gdy minęła ostatni rząd hortensji. Oparty o karoserię z lekko spuszczoną głową i dłoniach skrytych w kieszeniach. Przeszła jej przez głowę myśl, że wyglądał na kogoś kto miał w sobie zbyt dużo myśli. Przygryzła wnętrze policzka, przyglądając mu się tak przez parę sekund. Cień rzucany przez rosnące obok drzewo przecinał jego sylwetkę, ale nie miała żadnego problemu z rozpoznaniem go od razu. Charakterystyczne auto, którym jeździł nie miało z tym wiele wspólnego. Ukradkiem spoglądała na niego tyle razy, że rozpoznałaby go nawet w rzędzie setek podróbek.
Serce obijało się o jej żebra, chociaż przecież wiedziała, że tu będzie.
Zwolniła kroku, jakby chciała ukryć to, jak bardzo jej zależy. Przed sobą, przed nim i całym światem.
— Znam dobre miejsce, w którym można zniknąć — powiedziała cicho głosem, który idealnie wpasował się w ciszę nocy. — Dasz mi się tam zabrać?
Przystanęła niedaleko od auta. Dając zarówno sobie, jak i Nico ostatnią szansę na wycofanie się, na uzmysłowienie sobie, że może lepiej będzie, gdy oboje wrócą na przyjęcie lub chociaż jedno z nich. Była jednak bardziej niż pewna, że do środka nie wróci już żadne z nich.
Soph
Dawno już mieli za sobą etap tego co należało, a co chcieli. Tylko z jakiegoś powodu wciąż się dalej okłamywali i nie mogli dojść do sensownego porozumienia. Może, gdyby Sophia nie była taka uparta i skoncentrowana na tym, aby odciąć się całkiem byłoby inaczej? Może, gdyby uznała, że warto się odezwać to byłoby inaczej? Wiele razy chciała to zrobić, mimo, że myśli o Nico często uciekały z jej umysłu, gdy była w Sao Paulo. Z setką zajęć w ciągu dnia naprawdę nie miała tak wiele czasu na to, aby rozmyślać nad ich relacją, a potem niespodziewanie coś zaczęło się dziać między nią i Lucasem i to dało brunetce nadzieję na przyszłość, w której nie ma Nico. Rzeczywistość wszystko zweryfikowała, bo to jedno spotkanie, ten jeden konkretny prezent zmieniło wszystko.
OdpowiedzUsuńSpoglądała na niego z delikatnym uśmiechem, dokładnie chłonąc każdy detal jego twarzy. Błyszczące oczy, niewielki, ale zdradziecki uśmiech, który rzadko miała okazję obserwować, a przy ostatnich spotkaniach nie było go wcale. Odwzajemniła mu podobnym, momentami czując się tak, jakby z radości unosiła się nad ziemią, a nie stąpała po niej pewnym krokiem.
Potrafiła przed sobą przyznać, że poczuła zalewające ją szczęście, kiedy podsunął pomysł z ucieczką. Nie tylko dlatego, że nudziło ją bycie tutaj, że męczyła ją obecność tych wszystkich ludzi, ale dlatego, że to z nim miała opuścić przyjęcie. Towarzyszyło jej przy tym znajomy ciężar – mroczny i lepki, jak ciągnąca się smoła. Niepokój przeplatany wyrzutami sumienia, bo znów kogoś okłamywała. Z tym, że teraz to nie był Fabian, na którym może i jej zależało, ale nie na tyle, aby móc się zakochać, a Lucas. Osoba, która przez większość życia była jej bliska. Był kimś na kim mogła polegać. Niezależnie od pory dnia czy nocy, czy byli na tym samym kontynencie czy też nie. Wszystko wskazywało na to, że nie ważne, jak bardzo starała się skierować swoje uczucia w stronę kogoś innego, to jej spojrzenie zawsze powracało do Nico.
— Lubię chodzić własnymi ścieżkami — odpowiedziała wzruszając delikatnie ramionami. Był to prawie niezauważalny gest. Prawda była też taka, że gdyby nie musieli się chować to wyszliby stąd ramię w ramię. Bez uporczywego zastanawiania się, czy ktoś ich widzi czy nie. Nie przejęliby się tym, tak, jak nie przejmowali się tym na tamtym przyjęciu. Obecnie panowały zupełnie inne zasady, które doskonale rozumieli bez porozumiewania się między sobą.
Sophia miała wrażenie, że czas na moment stanął w miejscu, kiedy tak tu stali w subtelnym świetle księżyca, który odbijał się od maski samochodu. Atmosfera była gęsta, prawie widoczna gołym okiem. Dość zabawne było to, jak jednocześnie beztrosko się teraz czuła. Odsunęła na bok wszelkie zmartwienia, skupiając się na tym co jest tu i teraz. Bo jeśli jakieś problemy miały z tego wyjść, to prędzej czy później się pojawią. Po co miałaby psuć nastrój sobie i jemu zbędnym rozgrzebywaniem sprawy? Może i miała do tego tendencję, ale zdarzało się, że wiedziała, kiedy odpuścić.
Tej nocy chciała płynąć z prądem. Poddać się w pełni temu, co mieli sobie do zaoferowania, do powiedzenia. Szczególnie, że przecież wspólne wyjście jeszcze nic nie oznaczało. Nie złożyli sobie żadnych obietnic. Nie mieli żadnych oczekiwań wobec siebie. Przynajmniej nie powiedzieli na głos, że jakieś mają.
— Dziękuję — szepnęła, nim przemknęła obok niego, aby wślizgnąć się na miejsce.
Pamiętała ostatni raz, kiedy tutaj siedziała i jak źle się wtedy czuła. Była wtedy podłamana, bliska płaczu – choć może i wtedy już płakała, ale wspomnienia tamtego dnia nakładały się na siebie i chwilami już nie była pewna co jest prawdą, a co nie. Siedząca na fotelu Sophia z tego wieczoru nijak nie przypominała tamtej dziewczyny, która była w rozsypce z myślą, że cały jej świat się zawalił.
Wyjęła z małej torebki komórkę. Na wyświetlaczu powitało ją zdjęcie rozłożonego na plecach Chestera, który wylegiwał się w promieniach słońca. Uśmiechnęła się ciepło, ale nie poświęciła więcej czasu na podziwianiu fotografii.
UsuńOtworzyła aplikację z mapami, aby wstukać znajomy adres. Orientację w terenie miała średnią, a nie było sensu, aby krążyli po mieście i szukali odpowiedniej ulicy po znakach. Niespełna dwadzieścia minut miała zająć im droga do West Village, gdzie znajdowało się małe, kameralne i nienależące do popularnych miejsce, które przyszło Sophii pierwsze do głowy. Pozwoliła sobie też sięgnąć do panelu przed sobą, ale zamiast jak zwykle znaleźć pierwszą lepszą stację, sprawdziła czy jej telefon wciąż był podłączony i z lekkim zaskoczeniem zauważyła, że owszem. Automatycznie załączyła się ostatnia piosenka, której słuchała, a po aucie rozpłynęły się pierwsze dźwięki Brooklyn Baby od Lany. Zawahała się, czy nie zmienić piosenki, ale zostawiła ją.
Uśmiechnęła się delikatnie pod nosem, kiedy silnik samochodu cicho zamruczał. Było to potwierdzeniem, że opuszczali to miejsce.
Nie odzywała się zbyt wiele. Nie dlatego, że nie pozwalała jej na to atmosfera czy nie miała nic do powiedzenia, ale na ten konkretny moment żadne słowa potrzebne nie były. Zdawały się być po prostu zbędne. Aplikacja pokazywała, że znajdą się coraz bliżej Bedford Street. Czuła narastającą w niej ekscytację, ale także niepewność, bo co, jeśli mu się jednak ten pomysł nie spodoba? Przekona się i tak dopiero na miejscu, żadna siła by z niej teraz nie wyciągnęła, dokąd go zabiera. Z jakiegoś powodu chciała, aby to była niespodzianka.
Lubiła przechadzać się po West Village, która różniła się od pozostałych części Nowego Jorku. Nie czuła się tutaj, jak w betonowej dżungli. Architektura była inna, atmosfera spokojniejsza i bardziej kameralna. I właśnie przy jednej z wizyt przypadkiem trafiła do małego baru jazzowego, który na pierwszy rzut oka wyglądał na zapomniany. Drewniane, może nawet trochę nadniszczone czasem stoliki, gryzący, ale nie drażniący zapach dymu papierosowego, bo z jakiegoś powodu właściciel nie zabraniał gościom palenia w środku – to jedyne jej przeszkadzało, ale z czasem nie zwracała już na to uwagi – i przede wszystkim dźwięki saksofonu. Nie było żadnego szyldu, nie było napisów na oknach sugerujących co się tu znajduje. Jeśli ktoś nie wiedział, mógł po prostu przejść obojętnie nie odnajdując tego miejsca.
— Obiecuję, że tutaj nikogo nie będzie obchodziło kim jesteśmy.
I chociaż miała na myśli ich status, to zdanie podsycone było czymś jeszcze. Może tym, że jeśli pozwolą sobie na nieodpowiednie zachowanie, niestosowne spojrzenia to poza nimi nikt więcej na to nie zwróci uwagi.
Soph
Wiadomość od Lucasa nie powinna była jej zaskoczyć. Pisała do niego wcześniej, trochę marudziła. Wyjmowanie telefonu na tego rodzaju przyjęciach było raczej w złym guście, więc robiła to dyskretnie i rzadko. Zupełnie nie zwróciła uwagi na to, że wiadomości widział też Nico. Odpisała jedynie, że nie ma potrzeby. Wahając się przez moment czy nie przyznać się, że już stamtąd uciekła, ale ostatecznie tego nie zrobiła. Będzie mogła mu powiedzieć, jak już się spotkają. W zależności od tego, co wydarzy się później.
OdpowiedzUsuńPrzez większość czasu obserwowała miasto, kiedy mijali kolejne ulice. Wypatrywała ciekawych ludzi, którzy wychodzili się pobawić wieczorem, ale częściej jej wzrok uciekał w stronę Nico, na którego starała się nie patrzeć w nachalny sposób. Kierowała się ciekawością. Może trochę próbowała go rozgryźć. Sprawdzić, czy uda się jej wyczytać myśli z jego twarzy. Bezskutecznie, póki co. Zastanawiała się, czy również dla niego stanowiła teraz zagadkę czy może wręcz przeciwnie, a Nico był w stanie czytać z niej, jak z otwartej księgi? Obie opcje jej odpowiadały. Nieświadomie polubiła to, że jest w stanie przewidzieć jej ruch. Odnosiła wrażenie, że oboje balansują teraz na cienkim lodzie, nie do końca wiedząc, dokąd ich zaprowadzi ten wieczór i jak on się dalej potoczy. Wypiją drinka, posłuchają muzyki i porozmawiają na mało znaczące tematy? Pośmieją się z tych, którzy utknęli na nudnym przyjęciu czy wydarzy się coś niespodziewanego? Przy tej myśli pojawiły się nerwy, bo Sophia lubiła mieć wszystko poukładane i jasno wyjaśnione, ale przy nim rzadko mogła na to liczyć. W większości sytuacji, w których się znaleźli drażnił ją brak wiedzy. Obecnie z jakiegoś niewyjaśnionego powodu był on ekscytujący.
Uniosła lekko brew i spojrzała na niego zaciekawiona.
— Planujesz zgrzeszyć? — Planujemy chyba byłoby lepszym słowem. Te słowa wypowiedziane w półmroku na parkingu w mało znanej turystom czy nawet nowojorczykom dzielnicy niosły za sobą coś na kształt obietnicy. Lub tylko chciała tak myśleć.
Odpowiedź miała dopiero nadejść. Najpewniej w momencie, którego nie będą się kompletnie spodziewali. Kiedy została na parę sekund sama w aucie odetchnęła głęboko. Potrzebowała tych paru sekund, aby nie stchórzyć i nie powiedzieć czegoś, co całkiem mogłoby zrujnować wieczór. Byli tu jako znajomi i tego zamierzała się trzymać. Reszta… Reszta wyjdzie już z czasem.
Przybrała lekki uśmiech, kiedy otworzył jej drzwi i zgrabnie wysiadła z samochodu.
Ruszyła w stronę skrytego na uboczu baru i pchnęła drewniane, dosyć ciężkie drzwi. Tuż po przekroczeniu progu uderzył w nią zapach drewna, cytrusów wykorzystywanych do drinków. Muzyka leniwie rozpływała się po barze mieszając się z gwarem rozmów, choć ludzi wcale aż tak dużo nie było. Zeskanowała wzrokiem wolne miejsca licząc na to, że jej ulubione będzie wolne. Uśmiechnęła się lekko, kiedy tak się stało. Sięgnęła ręką do tyłu w stronę Nico, musnęła palcami jego dłoń, jakby chciała mu tym wskazać kierunek, w którym mieli się udać. Nikt nie zwrócił uwagi na to, że ktoś wszedł. Ludzie pogrążeni byli we własnych światach. Jedni wydawali się być skupieni na muzyce, inni na własnych myślach, kolejni na osobach, z którymi tu przyszli. Sophia wpasowała się w tę trzecią kategorię.
Wybrany stolik był na uboczu. Ciemnobrązowa skórzana kanapa miała już swoje lata, a Sophia po spędzonych tu godzinach wiedziała, że lepszego miejsca tu nie znajdą.
— Zaraz wrócę — obiecała, nim zostawiła go samego. Zaledwie na parę chwil, udała się tylko do baru, aby złożyć zamówienie. Nawet nie odeszła daleko, ot parę metrów. Atmosfera była spokojna, pozwalająca na chwilę wydechu i uspokojenie kotłujących się w głowie myśli. Sprawnie złożyła zamówienie, a barman jeszcze szybciej zabrał się za przygotowanie drinków. Old fashioned dla Nico, bo to klasyka i bo lubił whiskey, a ona o tym wiedziała. Dla siebie wybrała coś lżejszego, musującego z cytrusowym akcentem, który znikał na języku jak sekret.
Siedział tam, gdzie go zostawiła. W loży na uboczu z ręką opartą o siedzenie, skąpany w półmroku ze wzrokiem utkwionym gdzieś pomiędzy sceną, a światłami. Trwało to zaledwie parę sekund, jak go obserwowała. Żadna sensowna myśl się nie pojawiła. Żadna niepokojąca czy nakazująca jej uciekać również. Był… Zaskakujący spokój i cisza, a to było ostatnie czego się spodziewała. Z nieschodzącym z twarzy uśmiechem ruszyła w jego stronę, a już po chwili odstawiła na stolik oba drinki i zajęła miejsce obok Nico. Dość blisko, aby mógł wyczuć jej obecność, ale dostatecznie daleko, aby oboje mieli dla siebie trochę przestrzeni, gdyby jej potrzebowali.
Usuń— Wiem, że to raczej nie do końca twój wymarzony bar — powiedziała. Ich pierwsze spotkanie z imprezy przeniosło się do głośnego klubu z dudniącą muzyką i nie miała nic przeciwko temu. Miał duszę imprezowicza, nie oceniała. Każdy tego czasem potrzebował. — Ale może ci się spodoba.
Soph
Lubiła tutaj przychodzić ze względu na komfort, jaki dawało jej to miejsce. Absolutnie nikt jej tutaj nie kojarzył. Nie było żadnych rodzinnych czy uczuciowych skandali. Nie było złamanych obietnic, zerwanych przyjaźni. Zostawała ona i spokojna muzyka. Stawała się tutaj jedną z wielu, nikim szczególnym i w pełni to dziewczynie odpowiadało. Nie przyciągała spojrzeń, zawsze schowana w cieniu i na uboczu, bo gdy tu przychodziła to tylko po to, aby pomyśleć i oderwać się od rzeczywistości. I poniekąd uznała, że taka ucieczka przyda im się obojgu. Bo tutaj nie musieli niczego udawać, zupełnie jakby panujący półmrok sprzyjał mówieniu o rzeczach, o których lepiej było nie mówić w świetle dnia bądź przy ludziach. Ciemność dawała jej złudne poczucie bezpieczeństwa i nadzieję, że wypowiedziane sekrety nigdy nie wyjdą na jaw.
OdpowiedzUsuńMożliwe, że jeszcze jakiś czas temu czułaby się niekomfortowo spędzając z nim w taki sposób czas. Miałaby głowę pełną myśli i scenariuszy, ale dziś? Dziś jakimś cudem to wszystko od siebie odsunęła. Nie zerkała w telefon, czy przypadkiem nie pojawiła się nowa wiadomość od Lucasa lub od ojca, który już pewnie miał swoje podejrzenia. Nie rozmyślała nad tym, co będzie, gdy wstanie już słońce, a do niej dotrze, że po raz kolejny nie zachowała się fair wobec innych.
— Panują te same zasady — przypomniała — z nikim się tym nie dzielisz.
Uśmiechnęła się lekko, zanim sięgnęła po drinka. Niby wiedziała, że prowadził, ale nie planowali się – raczej – upić tu do nieprzytomności. Raczej nie przekroczy legalnego limitu alkoholi we krwi. Prowadzenie po alkoholu może było mało rozsądne, ale jeszcze nie było powiedziane, że wyjdą stąd zaraz po skończeniu drinków. W najgorszym wypadku wrócą uberem. To jeszcze nie byłby koniec świata.
— Dopiero z niego wróciłam. — Powiedziała. Czuła, że od ostatniego dnia w Brazylii minęły całe miesiące, a niespełna trzy tygodnie. — Skąd pomysł, że się tam wybieram teraz? — Zapytała. Przez chwilę zastanawiała się, czy coś mimochodem mu wspomniała, czy może przypadkiem słyszał jakąś jej rozmowę. Zaledwie parę sekund później zapaliła się jej w głowie czerwona lampka. Imogen. Oczywiście, mogła się tego spodziewać.
Westchnęła bezgłośnie, niemal z irytacją.
Przesuwała palcem po długiej nóżce kieliszka, obserwując jak skroplona wilgoć spływa po kieliszku, zanim skierowała wzrok na Nico.
— Na to, co mówi Imogen, trzeba patrzeć przez palce — oznajmiła. Nie była pewna czy wiedział, że ich widziała na tarasie i było to teraz mało ważne. Kącik jej ust lekko drgnął, aczkolwiek było w tym geście dużo kpiny i pewnego zdenerwowania. — Póki co tam nie wracam, a jeśli wydarzy się, że polecę to nie będzie to na stałe.
W Nowym Jorku miała ojca, a to on był jej głównym motywatorem, żeby wrócić do miasta i z niego na dłużej nie wyjeżdżać. Nie skończyła jeszcze studiów, a choć uniwersytet w Sao Paulo miał wiele do zaoferowania to chciała ukończyć Columbię. Nie ze względu na prestiż, który da jej ukończenie uniwersytetu z ligi bluszczowej. Miała tu też najbliższe koleżanki, znajomych i był tutaj przecież też on. Siedzący w niewielkiej odległości od niej chłopak, który tak bardzo wywrócił jej całe życie do góry nogami.
W ciemnym świetle twarz Nico skryta była w cieniu, ale nie potrzebowała jasności, aby widzieć w którym miejscu znajdują się zadrapania, gdzie skóra jest zasiniona i z której strony warga rozcięta. Nadawało mu to surowego wyglądu. Nie pasował do obrazka chłopaka z wyższych sfer, a kogoś kto przyzwyczaił się do bólu do tego stopnia, że ignorował jego obecność. Było w tym coś jednocześnie przerażającego, ale i przyciągającego. Może nie powinna była mu się aż tak uważnie przyglądać, czuć ścisku w żołądku. Ale trudno było odciągnąć wzrok od pozostawionych na twarzy śladów.
Zastanawiała się, ile bólu trzeba, aby znieczulić się na całą resztę.
— To wszystko jest tego warte? — Spytała cicho, prawie szeptem, który równie dobrze mógł umknąć w tle towarzyszącej im muzyki. Brzmiało to, jak pytanie o urazy, siniaki i zmęczenie związane z jego pracą, ale musiał wiedzieć, że kryje się za tym coś więcej.
UsuńSoph
Od samego początku nie podobał się jej fakt, że Imogen poszła do niego i wpychała mu wymyślone na poczekaniu kłamstwa. Nie miała żadnego powodu, aby stawiać ją w dobrym świetle przed nim, ale dziesiątki, żeby pokazać Sophię od najgorszej strony, zaburzyć tę już i tak chwiejną relację. Miała teraz za to świetną okazję, aby naprostować to, co mu powiedziała i liczyć, że jej słowa nie były na tyle przekonujące, aby Nico uznał, że to wersja Imogen jest tą prawdziwą.
OdpowiedzUsuń— Nie musiałam go przedstawiać. Tata już go zna, a Gwen nie jest istotna. — Przypomniała. Wspomnienia Sophii biegającej po wielkim ogrodzie w towarzystwie dwóch chłopaków były już wyblakłe i tak odległe, że równie dobrze mogły być one wytworem jej wyobraźni. — Może… Nie wiem. Wyszło z nim trochę spontanicznie i po prostu mieliśmy zobaczy, jak to się dalej potoczy samo — dodała. Wątpiła, że chciał słuchać o tym, jak na plaży w dość romantycznej scenerii doszło do czegoś więcej. Będąc na jego miejscu by tego nie chciała i uznała, że mu oszczędzi szczegółów. Byłoby to też niekomfortowe, dzielić się z nim czymś takim.
Lucas był świetny i nie mogła temu zaprzeczać. Wniósł do jej życia spokój, starał się zrozumieć sytuację, w której znalazła się Sophia i był kompletnym przeciwieństwem Nico czy Fabiana. W tej relacji nie musiała zastanawiać się nad niczym, krążyć, pytać i czekać ze zniecierpliwieniem. Mimo, że nie padły żadne deklaracje to czuła się przy nim pewnie, ale… Właśnie. Było „ale” i tym „ale” był Nico, który znów się pojawił. Na co mu pozwoliła, jeśli chciała mieć pretensję do kogoś o wprowadzanie zamieszania do życia, to musiała zacząć od siebie.
— Ale nie, nie wybieram się do Sao Paulo — potwierdziła — może na weekend czy dwa, ale póki co moje żyje jest tutaj. I nie chcę z tego jeszcze rezygnować.
Zrobiła przerwę w swojej wypowiedzi, nie będąc pewną, czy już teraz powiedzieć mu o zbliżającym się wyjeździe Lucasa. I tak by się dowiedział. Prędzej czy później.
— Ale Lucas wraca. — Jednak dowie się prędzej. Była tym odrobinę zawiedziona, ale co mogła zrobić? Nie zamierzała błagać, aby tu został i porzucił swoje całe życie, bo ona ma taki kaprys. Mogli spróbować na odległość, ale rozmowy przez telefon czy Face Time nie byłyby dla niej wystarczające. I dla niego też nie. — Ma tam pracę, przyjaciół, rodzinę, życie. Niełatwo się z tego rezygnuje.
Nie, nie pytała o siniaki. Bardziej niż siniaki martwiłaby się ewentualnymi obrażeniami wewnętrznymi, których mógł też przecież dostać. Jednak nie o to chodziło w jej pytaniu. Zdawało się, że nigdy nie było odpowiedniej chwili, aby mogli wyłożyć wszystkie karty na stolik, wyrzucić z siebie wszystko, bo nawet, gdy starali się to zrobić, wtedy w aucie, Sophia się przed powiedzeniem czegoś za dużo ciągle powstrzymywała. Nie chciała zmienić tego wieczoru w coś niekomfortowego. Po prostu rozmawiali i mogli przerwać w każdej chwili.
— Myślę, że wiesz o co pytam.
Oparła się o skórzaną kanapę, ale podtrzymywała jego spojrzenie. Trochę jak w walce, której nie chciała przegrać. Najczęściej była pierwsza do tego, aby uciec przed jego oczami, które potrafiły wyczytać z niej więcej niżby sobie tego życzyła. Był zbyt dobry w odczytywaniu jej lub ona zbyt otwarta.
— Może się mylę, ale… Nie powtarzamy przypadkiem tego, co już było?
Soph