Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

[KP] I used to think that I'm crazy. No, you people are crazy

Ten człowiek patrzy dziwnym wzrokiem. Mierzy cię od stóp do głów, zupełnie jakby wiedział, kim jesteś. Odwracasz spojrzenie i zaciskasz dłoń na różdżce spoczywającej w torbie, a potem szepczesz zaklęcie. Pozornie nic się nie zmienia, ale stajesz się niewidzialny. Najlepiej działają inkantacje zaczerpnięte z Harry’ego Pottera, ale sprawdzają się wszystkie łacińskie frazy. Ten człowiek wciąż patrzy, ale ty wiesz, że jedynie nie zdążył przyswoić, co się właściwie stało. Oblivite skutecznie wymazuje mu pamięć, a ty idziesz dalej.
Wchodzisz do mieszkania i opierasz się plecami o zamknięte drzwi, zaciskając powieki i oddychając jak po przebiegnięciu kilku kilometrów. Mało brakowało, prawie cię mieli. Szli za tobą od kampusu, ale w końcu ich zgubiłeś. Wiesz, że oni wiedzieli; że czają się na ciebie już od jakiegoś czasu i szukają dogodnego momentu, żeby zamknąć cię w jakiejś klatce i eksperymentować. Jesteś wynaturzeniem, czymś, co w realnym świecie nie powinno istnieć. Władasz magią i rozmawiasz z duchami, czyż nie jest to marzenie większości śmiertelników? Słyszeć ukochanych zmarłych, móc ich zobaczyć i dotknąć, a każdą trudną sprawę załatwiać z pomocą czarów. Jesteś spełnieniem, którego oni chcą, którego nie mogą sobie odpuścić. Dlatego nikomu o tym nie mówisz. Nie wiesz, kto może się okazać polującym na ciebie agentem. Możesz ufać tylko sobie i swojemu mieszkaniu pełnemu zagłuszaczy, z każdą dziurką zasłoniętą kawałkiem papieru, żeby uniemożliwić obserwowanie cię kamerom.
Ale dlaczego wciąż tu jesteś? Mógłbyś uciec, zacząć nowe życie, nie bać się, że ktoś cię zdemaskuje. Jednak to nie jest takie proste, bo czekasz. I pewnie nie przestaniesz.
Uśmiechnięty mężczyzna wchodzi na salę wykładową i stawia na biurku torbę z laptopem. Studenci powoli napływają, zajmując swoje miejsca, w tym czasie Arthur przygotowuje się do zajęć. Ma jedynie tytuł magistra, jest w trakcie studiów doktoranckich, ale szybko zaskarbił sobie sympatię swoich niemalże rówieśników, zwłaszcza tej żeńskiej części. Jednak on patrzy tylko na nią. Ułatwia mu zadanie, bo zawsze siada w pierwszym rzędzie. Coraz częściej wymieniają uśmiechy, ona zostaje po zajęciach, by zadać kilka pytań, on pomaga jej w nauce. To niewłaściwe, jest studentką, ale pragnienie okazuje się silniejsze. Fascynacja szybko zmienia się w obsesję, wyczekuje zajęć z jej grupą, zasypuje ją smsami, zdobywa adres, bywa tam, gdzie ona... Zniknęła. A dawny Arthur zniknął razem z nią. Teraz jesteś ty.
Arthur Artie Morrison
28 lat • Doktorant • Architekt • NYU • W wolnym czasie stara się założyć własną firmę • Niezbyt przyjemny • Niezbyt towarzyski • Schizofrenik

200 komentarzy

  1. - Bo chcę przestać – mruknęła niezadowolona. To nie było jej winą, że pierwsze co przychodziło jej na myśl było zazwyczaj w czarnych kolorach – ale to nie jest wcale takie łatwe, zwłaszcza, gdy coś się po prostu dzieje... i to takiego – westchnęła ciężko. Wiedziała, że sama dokłada tylko sobie stresu, gdy o wszystkim myśli w negatywny sposób i później zaprzątuje sobie tym głowę, zamiast cieszyć się po prostu chwilą. Wtuliła się policzkiem w jego klatkę i zaciągnęła się zapachem jego perfum, przymykając na chwilę oczy. – No wiesz? – miała ochotę wbić mu palec pomiędzy żebra, ale bała się, że ją opuści, dlatego też powstrzymała się i tylko prychnęła cicho, odwracając głowę w stronę miasta, chłonąc cudowny widok rozświetlonej panoramy.
    Nie spodziewała się, aby Arthur nie zgodził się na jej propozycję. Słysząc więc stanowczą odpowiedź męża, aż zamrugała kilkakrotnie i rozchyliwszy wargi, spojrzała na niego ze zdziwieniem na twarzy.
    - Ale przecież... – zacisnęła wargi, słuchając kolejnych jego słów – po pierwsze moglibyśmy iść po tę kołdrę razem i wcale nie musiałbyś mnie zostawiać, po drugie możemy się przebrać, nie przeszkadza mi to i w sumie masz rację, powinieneś umyć zęby, chociaż ja nic o całowaniu się nie mówiłam – zaśmiała się melodyjnie, uważnie obserwując swojego męża, stając na nogach, gdy ją odłożył. Dawno nie nosiła szpilek, przez co dziwnie się czuła, gdy stała i bez problemu była w stanie sięgnąć ust swojego męża. Uśmiechnęła się i ułożyła dłoń na jego policzku, sunąć powoli opuszkami palców po jego szczęce. Zapiszczała, śmiejąc się, gdy Arthur chwycił ją ponownie w swoje ramiona.
    - Co ci przeszkadza w mojej sukience, co? Wcale od razu nie będę chora i nie leżelibyśmy na ziemi – zaśmiała się wesoło, nie protestując jednak, a gdy weszli na korytarz, sięgnęła materiału, aby dłońmi przytrzymać go przy swoim ciele – miała być pod nami kołdra – zauważyła z uśmiechem, gdy weszli już do swojego pokoju. W oczach dziewczyny jarzyły wesołe iskierki, gdy mąż odłożył ją na łóżku.
    - A spakowałeś mi cokolwiek, co się nadaje? – uniosła brew, nie miała pojęcia co jej spakował, więc ciężko było powiedzieć, w co konkretnie chce się ubrać. Spojrzała na rzucone przez niego rzeczy dla siebie i zacisnęła wargi. – Mam nadzieję, że mam tam jakieś leginsy... i może być sweter z samolotu i... podasz mi majtki, kochanie? – uśmiechnęła się, po chwili jednak się podniosła – albo idź już do łazienki, ja sobie sama wezmę co potrzebuję – mruknęła, podnosząc się powoli z łóżka, ale zamiast do walizki podeszła do swojego męża. – To ja miałam cię z niego rozebrać – wymruczała ze zrezygnowaniem – jutro też go założysz, o... i zdejmę go z ciebie na plaży – wymruczała cicho, muskając wargami płatek jego ucha.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Na słowa męża zagryzła tylko mocno obie wargi i pokiwała lekko głową. Oczywiście, że tego nie chcieli, ona sama też tego nie chciała i nie zamierzała świadomie doprowadzić do sytuacji w której Arthur musiałby zostać sam z Theą, bez niej i bez groszka.
    – Ale ja się naprawdę staram – szepnęła, oddychając głęboko i mrugając pospiesznie powiekami, aby ponownie nie zacząć płakać – staram się i próbuję, ale to jest silniejsze… poza tym, Arthur ja naprawdę chcę to zmienić – dodała, podnosząc głowę gdy poczuła, że osuszanie łez powiekami podziałało i te nie zbierały się dalej w jej oczach.
    Obserwowała uważnie swojego męża, gdy nachylał się nad jej walizką i zaśmiała się tylko cicho. Niepotrzebnie go prosiła, mogła od razu sama wstać i zabrać to co jej potrzebne. Zwłaszcza, że Arthur kolejny raz sprzeciwił się jej prośbą. Zmrużyła więc tylko oczy i pokręciła ze zrezygnowaniem głową.
    – No wiesz… – wychrypiała cicho – zdajesz sobie sprawę, że właśnie ty to skończyłeś zarządzając zmianę strojów? Gdybym mogła być w sukience, nadal chciałabym być bez bielizny – powiedziała cicho, układając dłoń na torsie, w miejscu serca i skupiała się na wyczuciu jego uderzeń. – Ale misiuuu, przecież ja nic nie robię – spojrzała na niego z subtelnym uśmiechem. Była po prostu blisko i mówiła tylko o tym, że naprawdę chciałaby ściągnąć z niego ten cholerny garnitur, wcale nie mając na myśli konkretnie tego wieczoru.
    – Kochanie, ale nikt nie mówi o seksie – zaśmiała się cicho, zagryzając wargę – mówiłam, że chcę się tylko poprzytulać… ale nim wyszliśmy, po prostu już sobie wyobraziłam jak ściągam z ciebie tę marynarkę i jak rozpinam powoli guziki – przerwała, zamykając na chwilę oczy, bo nie była w stanie dalej mówić i jednocześnie nie sunąć dłońmi po jego ciele. Ułożyła więc ręce na swoim zaokrąglonym brzuchu i delikatnie go pogładziła – dlatego, założysz go na plażę. Nie obchodzi mnie, jak bardzo jest to absurdalne – dodała, mrużąc oczy. Nie zamierzała zaakceptować sprzeciwu, bo chociaż w samolocie jasno określiła się co do stosunku w miejscu publicznym, tak kąpieli nago w oceanie nie zamierzała odpuścić i skoro, i tak będą się rozbierać, może go rozebrać z tego cholernego garnituru.
    – Jak sobie życzysz… ale pamiętaj, że to ty mi nie dałeś tym razem majtek – posłała mu nieco złośliwy uśmiech i chwyciła ubrania, które jej przygotował. Przeszła więc do łazienki, aby nie maltretować bardziej swojego męża, gdyż na ten moment faktycznie nie było mowy o seksie, nie czuła się zwyczajnie na siłach i nadal miała wrażenie, że pomimo spokojnego rytmu oddechu, nadal podstawowa życiowa czynność jest nieco utrudniona.
    – Nie gniewasz się na mnie, prawda? – szepnęła, gdy po wyjściu z łazienki usiadła na skraju łóżka, wciskając dłonie pomiędzy uda. Zmyła również makijaż, który po tym wszystkim i tak nie wyglądał tak, jak wyglądać powinien.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  3. — Wszystko już jest dobrze, naprawdę… już nie masz czym się martwić, ani denerwować — uśmiechnęła się delikatnie — w sumie, to jest chyba dobry moment, żeby powiedzieć, że mam też alergię na soję, więc na dietę wegetariańską czy wegańską nie przejdziemy… ale na nią nie reaguję, aż tak… i łubin, od niego też się duszę — wymruczała cicho i uśmiechnęła się tylko delikatnie na jego kolejne słowa — no, taka odpowiedź mi się podoba, w końcu na coś się zgadzasz bez żadnego, ale.
    Ścisnęła udami nieco mocniej swoje ręce i uśmiechnęła się blado. Miała wrażenie, że wszystko zepsuła. Arthur tak bardzo starał się, aby ten wieczór był idealny, a ona wszystko zepsuła bo nawet nie spojrzała na listę alergenów, pospiesznie spoglądając na menu i widząc makaron z warzywami nie pomyślała nawet, że ktoś mógłby postanowić dodać do tego orzechy. Prawdą było, że była rozproszona obecnością Arthura, faktem, że na ich palcach w końcu spoczywają obrączki i całą, podniosłą atmosferą. Hotelowy dach był tak pięknie przystrojony i Elle miała żal, że będę teraz siedzieć tam zwyczajnie ubrani, a wszelkie plany diabli wzięli.
    — Nie chodzi mi o seks, gdybyś się o to gniewał, nie byłabym twoją żoną, gwarantuje — westchnęła wywracając oczami — w sensie… odpowiada mi jakość i ilość naszego współżycia, ale… tak bardzo się starałeś, żeby ten wieczór był idealny, cały ten wyjazd i… źle mi z tym, że przeze mnie nie jest tak, jak zakładałeś, że będzie — przerwała na chwilę, aby pospiesznie dodać — i nie, to nie tak, że znowu zaczynam jakieś czarnowidztwa i specjalnie szukam problemów, nie. Po prostu… było tak pięknie.
    Podniosła się, chwytając dłoń męża i z lekkim uśmiechem na ustach, wyszła za mężczyzną z pokoju, a później przyglądała mu się, jak rozkłada kołdrę na kafelkach, a jej uśmiech nieco się poszerzył. Dobrze, że nie znalazł wyłącznika światełek, bo te Elle naprawdę bardzo się podobały i w mniemaniu dziewczyny dodawały miejscu jedynie uroku. Uśmiechnęła się i chwilę po wypowiedzeniu przez niego słów, stała już nad nim, chwytając jego dłonie i ułożyła się obok, stykając się ramię w ramię.
    — Jest idealnie — oznajmiła, wpatrując się w niebo — te kwiaty i te światełka… uwielbiam je wiesz? Takie właśnie światełka chcę na naszym tarasie… i kwiatami też nie pogardzę, ale nie wiem czy przeżyją… wiesz, w zasadzie chyba nie jestem dobrym ogrodnikiem… kiedyś dostałam od taty jakąś roślinkę, to był chyba jakiś rodzaj kaktusa. Nazwałam go Jimmy. Jimmy miał przeżyć rok, abym dostała od rodziców psa… Niestety, Jimmy umarł po dwóch miesiącach — zagryzła wargę — naprawdę nie wiem, jak to się stało, że odszedł tak szybko.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  4. — Oboje będziemy ją nosić, żeby zawsze była pod ręką, a ja będę czytać wszystko kilka razy… to, to było po prostu okropne — szepnęła, wracając w myślach do sytuacji z niedawna. Czuła, że nadal ma podrażnione gardło i była pewna, że gdyby miała się teraz przebiec chociażby krótki odcinek, nie byłaby w stanie, bo zaraz znów zaczęłaby się dusić — świadomie na pewno nic takiego nie powtórzę i mam nadzieję, że nieświadomie też nie. Naprawdę, Arthur, to było straszne. Tak bardzo chciałam wziąć głęboki oddech, a nie mogłam, po prostu nie mogłam — szepnęła, jednak tym razem zagryzła jedynie mocno wargi i nie rozkleiła się, jak to miała w zwyczaju. Wtuliła się tylko mocniej w męża i westchnęła, czując jego ciepły oddech.
    — Wiem… dlatego chciałabym, żeby coś w końcu poszło zgodnie z planem i… no właśnie, kocham cię i na pewno byłbyś bardziej szczęśliwy, gdyby to nad czym pracowałeś po prostu wypaliło, ale… ale ja będę szczęśliwa po prostu będąc tam z tobą — uśmiechnęła się, nie zamierzając się z nim kłócić — i nie mylisz się — dodała, przytakując skinięciem głowy.
    — Czy ty się właśnie ze mnie śmiejesz? — odwróciła głowę na bok, aby spojrzeć na niego mrużąc przy tym groźnie powieki — śmiejesz się ze swojej ukochanej, ciężarnej i po przejściach żony? Nieładnie, Morrison — wymruczała, nadal spoglądając na niego spod przymrużonych powiek — miałam wtedy… nie wiem, bardzo mało lat i chciałam po prostu psa, a udawanie, że roślinka to pies było bez sensu — westchnęła — wydawało mi się, że już ustaliliśmy, że jeżeli to chłopiec, to Matthew, a jeżeli trafi nam się druga córeczka to Helen. Chyba, że faktycznie wolisz dać imiona rodziców jako drugie, wtedy będziemy jeszcze nad tym myśleć — powiedziała spokojnie, a następnie przekręciła się delikatnie cała na bok i ułożyła wolną dłoń na torsie Arthura, gładząc go ostrożnie — taaak, na pewno będzie spał z nami w łóżku, a jak dzieci będą starsze to z nimi. Będzie jeszcze piaskownica i… mała kózka. Zawsze chciałam mieć kozę, myszko — uśmiechnęła się szeroko i nim Arthur zdążył cokolwiek powiedzieć na temat kolejnego zwierzaka uniosła się odrobinę i sięgnęła jego ust, składając na nich subtelny pocałunek — będzie podjadała trawę, jak zapomnimy jej skosić — wyszczerzyła się wesoło — jak wrócimy do domu, zaczniemy prace nad projektem? Powinniśmy się za to wziąć jak najszybciej… remont przecież nie potrwa tydzień czy dwa, a same ustalenie zgodnych wersji pewnie zajmie nam kilka miesięcy — dodała z szerokim uśmiechem.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  5. — Jak w ogóle możesz tak mówić — wiedziała, że Arthur często sobie żartuje, w zasadzie między innymi to jej się tak w nim podobało. Mogła się przy nim dużo śmiać, jednak chyba nie spodziewała się, że będzie się śmiał również z niej samej. Westchnęła jednak tylko. Była to w końcu tylko krótka historyjka z dzieciństwa, gdyby dotyczyłoby to czegoś innego, nie odpuściłaby mu tak łatwo. — Nie. Zawsze zostaje nam jeszcze opcja, że moje marudzenie sprawi, że nie będziesz się śmiał ze mnie i to ty zaakceptujesz fakt, że możesz żartować sobie z wszystkiego, ale nie ze swojej ukochanej żony — wytknęła mu język, bo jednak nie mogła się w niego ugryźć i zamknąć się, pozostawiając go tym razem na pozycji wygranego. Z przyjemnością jednak wpatrywała się w migoczącą ozdobę na jego palcu i uśmiechnęła się po prostu, po chwili wyciągając swoją dłoń i układając ją obok. — Masz naprawdę duże dłonie — szepnęła z uśmiechem.
    — Słyszałeś, co? — spojrzała na niego rozszerzając oczy i udając, że nie ma pojęcia o co mu chodzi, uważnie mu się przy tym przyglądając. Podejrzewała, że reakcja jej męża będzie wyglądała właśnie w taki mniej więcej sposób. — ŚWINKA!? — Pisnęła, spoglądając na Arthura z jeszcze szerszym uśmiechem — a może i świnkę i kózkę? Na pewno się razem dogadają i kózka miałaby przynajmniej towarzystwo. W narożniku ogrodu moglibyśmy postawić im małą zagrodę… Thea na pewno byłaby niesamowicie szczęśliwa i opowiadałaby wszystkim, jakiego ma super tatusia — wymruczała, wyobrażając sobie ich córeczkę przytuloną do zwierzęcia, zaczynającą mówić pełnymi zdaniami, z dwiema kiteczkami i w różowej sukience.
    — Nie… nie. Tak nie zrobimy — oznajmiła — będziemy tak długo kombinować, aż dojdziemy do kompromisów, dlatego zabierzemy się za to po powrocie… jak przygotuję się do zajęć. Auć, właśnie przypomniałam sobie o stercie notatek, które zostały w kuchni — westchnęła obserwując męża i to, jak zwraca się do ich groszka — męską jaskinię? — powtórzyła unosząc brew — w takim razie my z Theą też sobie zagospodarujemy kącik dla siebie.
    Chwyciła dłonie męża i podniosła się powoli, układając jedną z dłoni na jego ramieniu, gdy usłyszała o tańcu.
    — Oczywiście, że tak — odpowiedziała twierdząco, uśmiechając się przy tym — wiesz, że lubię z tobą tańczyć… chociaż mieliśmy strasznie mało okazji do tego — dodała, przysuwając się bliżej niego, a następnie dając się poprowadzić mężowi w tańcu, wsłuchując się w melodię, stąpała przy tym powoli z nogi na nogę. — Nie mów lepiej takich słów na głos, bo jeszcze coś nam wykraczesz… — wymruczała cicho, opierając się czołem o tors bruneta — powinniśmy spisać naszą historię i zostawić ją dla potomnych, żeby wiedzieli, że cokolwiek złego się dzieje, zawsze można to wszystko pokonać.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  6. - Jakie ty masz szczęście, że cię kocham – wycedziła – inaczej już dawno dostałbyś w ten swój śliczny łepek i przysięgam, bolałoby cholernie mocno – dodała, kręcąc przy tym głową z bezradności. Dobrze jednak wiedziała, że jeżeli Arthur w końcu nie przestanie, ona sama nie będzie dłużej trzymać rąk przy sobie i zwyczajnie trzepnie go w ten głupi łepek, racząc go jeszcze poinformować, co dokładnie w tym momencie myśli o wyśmiewaniu się z niej, w takim stanie.
    - Acha, ego jeszcze większe – odpowiedziała spokojnie na jego słowa, dobrze wiedząc co miał konkretnie na myśli, nie zamierzała się w tym temacie sprzeczać, bo jako kobieta czuła się zwyczajnie zaspokojona i zdecydowanie nie miała na co narzekać, a obniżanie pewności siebie swojego małżonka nie było czymś co chciała zrobić.
    - Będziemy mieli świnkę – powiedziała z uśmiechem, spoglądając na swój brzuch – słyszysz maluszku? Mamusia załatwiła nam prosiaczka – o kozie nie zamierzała zapomnieć, ale skoro Arthur w tym momencie jasno się określił nie było sensu ciągnąć dyskusji. Wiedziała dobrze, że i tak nie będzie na nią, aż tak zły gdy pewnego dnia po prostu pojawi się z kózką w domu, a nawet jeżeli, dobrze wiedziała co ma zrobić, aby udobruchać swojego ukochanego mężczyznę.
    - To prawda, ale ten wspaniały mąż nie sprawi, że to wszystko zapamiętam – nie miała problemów z nauką jako taką, zawsze miała jednak trudność ze zmobilizowaniem się i usadowieniem się z notatkami. Jak już to zrobiła, później szło już z górki. – bo jesteśmy dla siebie stworzeni – wymruczała cicho – wiesz, podzielona dusza, która teraz może na nowo złączyć się w jedno. To na pewno to, jakby inaczej wytłumaczyć podobną kreskę? – stłumiła śmiech, zamykając oczy, gdy prowadził w tańcu i zaciągnęła się jego zapachem – pokażemy ją wnukom, dziadkowie są od rozpieszczania i opowiadania demoralizujących opowieści – zauważyła, wzruszając delikatnie ramionami, zaciskając mocniej palce na jego dłoni, gdy podzielił się z nią swoimi przemyśleniami. Wzięła głęboki oddech, zastanawiając się co by wtedy zrobiła, nie odpowiedziała mu jednak od razu.
    - Byłeś moim wykładowcą – odezwała się po chwili, przypominając sobie spotkanie o którym mówił. Pamiętała, jak podstępem wzięła go, aby spotkali się poza murami uniwersytetu. Skłamała wtedy, że musi oddać projekt jeszcze w tym samym tygodniu i koniecznie chce usłyszeć jego poradę... – pewnie bym wtedy też swoja odpowiedź od tego zaczęła. Gdybyś po tym nie zrezygnował... zgodziłabym się Arthur, ale to teraz nie ma znaczenia. Dobrze wiesz, że nic już nie zmienimy – uśmiechnęła się – a gdybyśmy się wtedy umówili... może nie byłoby Thei, może byśmy nie byli razem – szepnęła – wiesz, czasami się zastanawiam co by było, gdybym zamiast cię unikać wtedy, kiedy... po prostu bym z tobą porozmawiała... czy to cokolwiek by dało, czy... gdybyś wtedy wiedział o ciąży, czy byłoby inaczej.

    podstępna Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  7. — Arthur! To było nie miłe — mruknęła, gdy tylko przestał klepać jej głowę i skończył się śmiać. Ponownie zmrużyła powieki i zacisnęła usta w wąską linię, nie wierząc, że to właśnie zrobił. Jego śmiech była w stanie znieść, ale takie zachowanie naprawdę działało jej na nerwy — ba, cholernie nie miłe — dodała, odwracając się z powrotem na plecy i w pierwszym odruchu, gdy znalazł się nad nią, zamknęła po prostu oczy. Dopiero po chwili rozchyliła powieki i spojrzała na Arthura, wyginając usta w smutną podkówkę.
    — Ale przecież ja w przeciwieństwie jestem miłą i dobrą żoną, w dodatku nie zaprzeczyłam nawet twoim słowom — powiedziała, a kąciki ust drgnęły jej delikatnie — mówiłam ci w samolocie przecież, że jest mi z tobą dobrze, nawet mówiłam… — przerwała jednak, ugryzłszy się w język. Nie musiała mu przecież o wszystkim mówić, a fakt, że opowiadała przyjaciółce, że to właśnie z Arthurem przeżyła swój najlepszy seks w życiu, nie był czymś co musiał wiedzieć. Poza tym od tamtego czasu, było tylko lepiej i Elle nie potrafiła w tym momencie stwierdzić, kiedy było jej najlepiej, bo za każdym razem kiedy się kochali, Villanelle czuła wewnętrzną satysfakcję i spełnienie. — Takie świnki żyją nawet do piętnastu lat… kupimy ją jakiś czas, to będą na tyle duże, że nic nie będę musiała im tłumaczyć… będę je po prostu przytulać i mówić im, że jest teraz w lepszym miejscu i… o boże, moja świnkaa — zakryła usta dłonią, mrugając pospiesznie powiekami. Jeszcze jej nie mieli, a Elle gotowa była w tym momencie już opłakiwać koniec jej żywota — albo nie chcę zwierząt — burknęła oddychając głęboko.
    — Nic więcej nie mów, panie mężu — pokręciła tylko delikatnie głową, bo doskonale wiedziała co Arthur miał na myśli i wcale nie chciała sobie w tym momencie wyobrażać nic z tego, co mógłby zaproponować jej w ramach nagród, bo nie byłaby w stanie normalnie oddychać na samą myśl o tym. — Nie śmieję się z naszej kreski! — westchnęła — właśnie powiedziałam, że nasze dusze są idealnie dla siebie stworzone i dopełniają się w całość, a ty mówisz, że się śmieję? — przewróciła oczami dookoła i uśmiechnęła się — myślałam, że nasz związek opiera się na naszej miłości… o, przyznaj się. Dlatego tak chętnie chciałeś obejrzeć moje prace, a później zgodziłeś się na te spotkanie po zajęciach, rozkochałam cię w sobie samymi projektami — uśmiechnęła się wesoło, trochę żałując, że ich historia wcale nie była tak romantyczna, jakby być mogła.
    — Wiesz, że wcale nie byłoby fajnie, bo ja bym się non stop denerwowała i zamartwiała, a gdyby ktoś nas nakrył, to już w ogóle… pamiętasz, jak Shane przesłał mi filmik i zdjęcia z tamtej imprezy? Teraz mam brzydkie blizny… poza tym nadal nie wiem jakim cudem po tamtym sylwestrze nikt nic nie pisnął. W sensie… no wiesz. Na pewno ktoś nas widział, albo wszyscy byli, aż tak pijani. — Oblizała spierzchnięte wargi, śmiejąc się melodyjnie, kiedy Arthur zaczął się odwracać, a w momencie gdy poczuła, że upadają pisnęła jedynie, automatycznie próbując ochronić maleństwo. Odetchnęła z ulgą, gdy to Arthur w zasadzie upadł, a ona bezpiecznie znalazła się na nim — a tę kawę… nie no, masz rację. Wow, jesteś naprawdę niesamowity, żeby na pierwszej randce wymieniać się obrączkami — uśmiechnęła się wesoło, wiercąc się nieco na jego biodrach, próbując się wygodnie ułożyć, gdy Arthur odrobinę się podniósł — powinniśmy chodzić częściej na randki i wykorzystać ten czas kiedy jesteśmy jeszcze we trójkę… rodzice szybciej zaopiekują się samą Theą niż dwójką, a później nawet nam się nie będzie chciało myśleć o randkach, przy dwójce dzieci — wymruczała, chociaż wcale nie byłaby gotowa oddawać ciągle Theę mamie. Już teraz miła wyrzuty sumienia, że tak dobrze spędzała czas bez swojej córeczki.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  8. — Szczęście masz, ale moja cierpliwość też ma granice — mruknęła tylko cicho, nieco niezadowolona, jednak bliskość mężczyzny sprawiała, że nie była w stanie długo się na niego gniewać. Uwielbiała to, w jaki sposób na nią działał, ale w takich sytuacjach, jak ta obecna, szczerze nienawidziła. Nie mogła nawet w spokoju się na niego obrazić, bo wystarczyło, aby ją przytulił czy owiał swoim oddechem jej szyję czy ucho i już była z powrotem cała jego.
    — Cóż mogę powiedzieć… po prostu potrafisz o mnie zadbać w prawidłowy sposób — uśmiechnęła się, odrobinę się rumieniąc — mam nadzieję, że czujesz się ze mną dokładnie tak samo, jak ja z tobą, myszko — wymruczała cicho, podnosząc głowę, gdy Arthur zatrzymał się nagle i zadał swoje pytania, chcąc wyciągnąć z niej informacje — opowiadałam kiedyś Mirandzie, że… — odpowiedziała odruchowo, a po chwili miała ochotę sama siebie uderzyć w czoło. Pokręciła wiec tylko przecząco głową i uśmiechnęła się — nie musisz wiedzieć więcej, poza tym, babskie rozmowy pozostają w babskim gronie — wyjaśniła rzeczowo, mając nadzieję, że nie będzie dalej ciągnął tematu. Elle mimo wszystko nie rozpowiadała na lewo i prawo, że spała ze swoim wykładowcą, bo chociaż plan zakładał wzbudzenie zazdrości w Nicolasie, wcale nie zamierzała robić tego dokładnie w ten sposób, nie, kiedy dzień wcześniej postanowiła dać sobie z nim całkiem spokój.
    — Ale jak sobie pomyślę, że będziemy ją mieli i przyjdzie taki moment, że jej nagle już nie będzie to mi po prostu przykro… — mruknęła cicho — może i lepiej, że nie miałam nigdy psa — powiedziała bardziej do siebie niż do swojego męża, aby po chwili zaśmiać się cicho, chociaż nie tak wesoło, jak robiła to wcześniej.
    — Ale nie wszystkie studentki przynosiły ci swoje dodatkowe prace… — zauważyła dumnie — czy przynosiły? Przyznaj się. — Wymruczała, naprawdę się nad tym zastanawiając, w końcu nie ona jedna mogła wpaść na tak genialny pomysł, jak zwrócenie na siebie uwagi doktoranta przez poproszenie o radę w rysunkach, z drugiej strony to ona zawsze zostawała do samego końca i czekała, aż sala będzie pusta, aby zapytać go o cokolwiek, nawet gdy czasem dobrze znała odpowiedź. — Wiesz, że nawet gdybyś wiedział ja i tak bym się denerwowała. Wiem, pamiętam co mówiłeś wtedy w szpitalu. Nie naćpali mnie wtedy, aż tak silnymi lekami, żebym nie zarejestrowała tego co mi mówiłeś. Ale strasznie mi to utrudniło życie przy układaniu indywidualnego planu — powiedziała, bo chyba po powrocie do mieszkania nie zdążyła mu za wiele opowiedzieć o tym co udało jej się dokładnie ustalić.
    — Właśnie… jak w ogóle ci idzie? — spojrzała na niego — i jak remont tego biura, o którym wspominałeś? Przez to wszystko co się ostatnio działo, zapomniałam nawet zapytać… — westchnęła, układając dłoń na policzku męża — Oczywiście, że jako super wyjątkowa i super romantyczna randka wystarczy, ale chciałabym jeszcze pójść na kilka. Kino i spacer brzmią dobrze, centrum handlowe i zakupy też. Tym bardziej, że muszę sobie coś kupić, nie mogę chodzić ciągle w tym samym, a jeszcze chwila i w nic nie będę się mieściła — zaśmiała się. Wszystkie ubrania, które kupiła w czasie ciąży z Theą wydała w świat, nie zakładając, że tak szybko mogą jej się przydać po raz drugi — Nie nastawiaj się, aż tak… wiesz, że moje przeczucie może być błędne — zauważyła — ale dobrze, będziesz mógł wybrać… a będę mogła ci pokazać kilka, które mi się podobają? Wiesz, w zasadzie jak leżałam cały czas w łóżku stworzyłam już tablicę na pintereście… mam tam chyba zapisanych z sześćset zdjęć i ciągle mi przychodzą powiadomienia o nowych propozycjach — uśmiechnęła się, układając się wygodnie na klatce Arthura, jednak gwiazdy nie interesowały jej dzisiejszej nocy tak bardzo, jak interesował ją jej mąż i po prostu czas spędzony z nim. — Wiesz, zabawki, ubranka, pomysły na pokoik… ale to po przeprowadzce.

    Elle ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  9. Westchnęła tylko cicho w odpowiedzi na jego subtelną pieszczotę, a na słowa męża tylko się uśmiechnęła.
    - Dzisiaj, wyjątkowo, zadbasz o mnie w prawidłowy sposób, jeżeli nie będziesz nic robił, myszko – szepnęła oddychają głęboko, chcąc zapanować nad swoim własnym pożądaniem. Nie była jednak na tyle nierozsądna, aby mimo wszystko dać się porwać chwili uniesienia. – mogę ci tylko powiedzieć, że masz się przy nich zachowywać normalnie, jak w końcu je poznasz – wyszczerzyła się wesoło, będąc dumną z samej siebie, że pięknie wybrnęła. Prawdą było, że ich związek nie trwał długo i momentami Elle obawiała się, że coś z biegiem czasu może się pomiędzy nimi zmienić, ale teraz, po historii do której mieli więcej nie wracać, miała wrażenie, że zawsze będą na siebie działać w ten sposób, że będą szaleć na swoim punkcie i obawy przechodziły. Usłyszawszy jednak jego słowa, zagryzła nerwowo wargi. Wiedziała, że jej mąż jest przystojny, wiedziała też dobrze, jak na niego reagowały inne studentki. Nie raz słyszała komentarze na temat pana Morrisona, a w dodatku sama z Heather brała w tym udział.
    - Ach tak – uśmiechnęła się kącikami ust – o, żadne nie są wystarczająco interesujące... czekaj, mówimy w tym momencie o rysunkach czy studentkach? – uniosła brew. Czy Villanelle była zazdrosna? Arthur nie dawał jej powodów do zazdrości, zwłaszcza teraz, gdy przed chwilą wymienili się obrączkami. – Bo ciężko pracowałam nad nią przez wiele lat – oznajmiła, wplatając palce w przydługawe loczki mężczyzny – więc teraz po prostu wszystko co narysuje musi powalać na kolana – dodała śmiejąc się nieco głośniej.
    - Wiem, ale nadal jesteś wpisany jako prowadzący... chociaż nie wiem czy nie będę chodzić na wykład w twoich godzinach, będzie je teraz prowadził ten facet... ciągle zapominam jego nazwiska... ee, ten Rosjanin – uśmiechnęła się lekko – nie wiem... w sensie, muszę sobie to wszystko przemyśleć w dodatku odezwał się do mnie facet z biura, w którym miałam kiedyś praktykŕ – spojrzała na swojego męża, wzdychając przy tym ciężko – ale wróćmy do tego później, ok?
    - Ale jak będziesz sam się tym zajmował to... po pierwsze na pewno możesz? To praca fizyczna, a jesteś na zwolnieniu... i nie będzie cię prawie w ogóle wtedy pewnie w domu, bo będziesz chciał jak najszybciej to zrobić – mruknęła – no wiesz... nudziło mi się. Ile można oglądać filmów czy czytać... stworzyłam tez listę filmów, które musimy razem obejrzeć i książeczek dla dzieci, i dekoracji na święta i... coś wybierzemy – wyszczerzyła się wesoło widząc minę Arthura. To nie jej wina, że wystarczyło sunąć palcem po ekranie telefonu. Gdyby zapisywanie pinów było bardziej wymagające z pewnością nie zapisałaby ich, aż tyle. Uśmiechnęła się czując jego bliskość i ułożyła dłoń na policzku męża.
    - A czy coś cię powstrzymuje? – szepnęła sunąc opuszkami palców po twarzy ukochanego, odgarniając przy okazji kosmyk włosów z jego czoła, wpatrując się w niego cały czas z zafascynowaniem i błyskiem w oku. Przybliżyła się odrobinę do męża i wsunęła dłoń pod jego bluzę i koszulkę, zatapiając się w jego ustach z namiętnością, odsunąwszy się dopiero od jego warg, gdy zabrakło jej tchu, wzięła głęboki oddech i skryła twarz w zagłębieniu jego szyi, otulając ją swoim ciepłym, nierównym oddechem.
    - Już wiem... co nas powstrzymuje, a przynajmniej co powinno – szepnęła cicho wciąż z twarzą przy jego skórze – nie zatrzymam się na samych, nastoletnich pieszczotach – dodała, sunąc dłonią po jego torsie i muskając ustami jego szyję, oddychając przy tym płyciej.

    Elle ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  10. - Nie wszystkie, nie znasz Mirandy. Poznałam ją na fitnessie... boże, nienawidziłam jej gdy ciągle mnie poprawiała – mruknęła, w zasadzie zaczęła chodzić na zajęcia do Lightwood tylko po to, aby móc powiedzieć, że robi coś więcej niż letnie imprezowanie, o które ojciec miał pretensje, uznając, że to bunt Elle za to, że nie mogła wyjechać na studia do Genewy. Zmarszczyła delikatnie brwi, słysząc imię dziewczyny – raczej byłyśmy... naprawdę to zrobiła? Jeżeli tak to liczyła pewnie na opowieść o szczęśliwej rodzince – dodała, wzruszając lekko ramionami – nie wspierała mnie i wypominała, że nie wróciłam do nich na imprezie... Wypominaj, wypominaj. Nie zapomnij tylko, że gdyby nie ta przebiegłość nie siedzielibyśmy właśnie tutaj i nie mielibyśmy tego co mamy... nie mielibyśmy naszych maleństw – zaśmiała się, układając dłoń na swoim brzuszku. – Więc nie wypominaj, a wychwalaj, o! Gdyby nie ja... to widzisz, wszystko jest moją zasługą – dodała wesoło się śmiejąc. – w twoich zainteresowaniach powinna się znaleźć jeszcze nasza córka i brzuch twojej żony – zauważyła, kręcąc delikatnie głową – nie jestem zazdrosna... poinformuję je tylko delikatnie, żeby zwróciły uwagę na tę piękną obrączkę i przemyślały swoje zachowanie. – Była z siebie dumna, bo dziś wpadała na same dobre pomysły i gotowa była wybrnąć z każdej sytuacji, a przynajmniej do tej pory takie odnosiła wrażenie i nie zamierzała zmieniać swojego podejścia.
    Słuchała uważnie słów ukochanego i przytakiwała tylko głową, wyobrażając sobie, że faktycznie udaje im się wprowadzić do domu.
    - Jesteś bardzo optymistycznie do tego nastawiony... myślisz, że uda się to wszystko zrobić do czerwca... maks lipca? Nie chcę na ostatnich siłach, kulając się z ogromnym brzuchem, przeprowadzać się. Wolałabym już wtedy ewentualnie tylko zajmować się praniem i prasowaniem ubranek – uśmiechnęła się. Oczywiście, że zamieszkanie w nowym domu jeszcze przed porodem byłoby czymś cudownym, ale Elle trochę się obawiała, że nie zdążą. – już obiecałeś, że pójdziemy na randkę do centrum, nie możesz wystawić żony!
    Spojrzała na mężczyznę, gdy się odsunął i zaczął siadać, mina jej nieco spochmurniała, ale uśmiech zagościł na niej szybko w tym momencie w którym, Arthur pomógł się jej podnieść i usadowił na sobie. Od razu wsunęła dłonie w jego włosy i zaczęła bawić się ciemnymi loczkami, cały czas z uśmiechem.
    - Masz jeszcze jakiś pierwszy raz do zaproponowania? – uniosła zaczepnie brew i odchylając głowę do tyły, aby miał lepszy dostęp do jej szyi. Przeniosła na niego maślane spojrzenie i zagryzła powoli wargę, słysząc jego słowa. Przesunęła dłońmi po szyi mężczyzny, a następnie odwzajemniła pocałunek, przenosząc dłonie na jego ramiona i wtuliła się mocno, składając kolejny pocałunek tuż po tym, gdy nabrała powietrza. Zapach mężczyzny sprawiał, że przyjemnie kręciło się jej w głowie, a bijące od niego ciepło udzielało się i jej, bo czuła jak w robi jej się ciepło, sama atmosfera sprawiała, że było jej po prostu przyjemnie i z chęcią przedłużyłaby ten czas. Przylgnęła najbliżej jak tylko mogła i błądziła dłońmi po ciele Arthura, składając słodkie pocałunki nie tylko na jego ustach, ale i policzkach, brodzie, żuchwie i szyi, oddychając przy tym ciężko i czując, jak robi jej się przyjemnie ciepło pomiędzy nogami, którymi objęła męża, przysunąwszy się o te kilka milimetrów bliżej.
    - Opowiedz mi o swoich wyobrażeniach – szepnęła cicho, czując jak jej twarz zalewa się czerwonym rumieńcem, zagryzła jednak wargę, a kącik ust drgnął jej delikatnie, gdy spojrzała w jego oczy.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  11. - O tak... zdecydowanie – przekrzywiła głowę wsłuchując się w słowa mężczyzny, a po chwili wyprostowała się i uważnie zaczęła mu się przyglądać – co proszę? Chyba sobie żartujesz... – nie była pewna czy poczuła złość na nie czy na siebie kolejny raz czując, że popełniła cholerny błąd nikomu nic nie mówiąc i prosząc przy tym rodziców, aby również nie mówili gdzie jest – czy one zrobiły coś głupiego? – zmrużyła oczy. Wiedziały, że w pewnym momencie zaczęła się go bać, ich strach i obawy były uzasadnione, ale... zagryzła mocno wargi, zastanawiając się nad tym jak daleko mogły się posunąć.
    - O nie... ustaliliśmy już, że nie będziemy demoralizować własnych dzieci – uśmiechnęła się, gdy musnął jej policzek, a ona sama w tym momencie przesunęła opuszkami palców po jego czole, odgarniając niesforne kosmyki kolejny raz tego dnia. – To będzie rozmowa tylko między mną, a nimi.
    - Taka wersja podoba mi się dużo bardziej, kochanie – posłała mu ciepły uśmiech, mrużąc z zadowolenia oczy i słuchając uważnie jego słów w tym samym czasie wyobrażając sobie wszystko to co mówił. Całość brzmiała wspaniale i naprawdę bardzo chciałaby, żeby udało im się ruszyć z tym wszystkim przed narodzinami ich groszka, ale obawiała się, że jednak jest za dużo rzeczy do zrobienia, aby ze wszystkim zdążyć. Uśmiechnęła się więc na jego słowa i pokiwała głową. – Jeżeli nie będziemy robić nic innego poza projektowaniem i oglądaniem zdjęć to na pewno wyrobimy się w dwa tygodnie. Przypominam ci jednak, że nasza kruszynka będzie już z nami i nie będziemy mogli skupić się tylko na planowaniu naszego domu – szepnęła, zastanawiając się nad tym czy faktycznie byliby w stanie to wszystko zrobić o czym mówił. – możemy spróbować... tak myślę... najwyżej po prostu przeniesiemy termin przeprowadzki. – Chciała dodać cos jeszcze, ale Arthur skutecznie odwrócił jej uwagę od skupiania się na przyszłości.
    Wpatrując się w niego uważnie, wciąż obejmując go mocno ramionami, skupiała się na wypowiadanych słowach, czując jak rumieńce się pogłębiają, a samej dziewczynie zrobiło się po prostu ciepło, a w brzuchu pojawiły się motylki, spojrzenie natomiast z każdym słowem błyszczało coraz bardziej, rozświetlane przez iskierki pożądania. Odchyliła delikatnie głowę do tyłu, a gdy wspomniał o wbijaniu przez nią paznokci i ciągnięciu za włosy, bez chwili zastanowienia po prostu to zrobiła, by jęknąć następnie cicho, gdy zaczął opowiadać o kolejnych czynnościach – powinniśmy wrócić do pokoju... – szepnęła cicho, najchętniej ściągając z siebie i z niego w trybie natychmiastowym wszystkie ubrania. – w zasadzie to czuję się już dobrze wiesz... wszystko jest ze mną w porządku i na pewno nic się nie stanie – prawdą było, że już teraz ze względu na jego bliskość oddychało się dziewczynie ciężko, przez co uznała, że gorzej już być nie może. Nie zważała na to, że prosił o chwilę cierpliwości. Wsunęła dłonie pospiesznie pod materiał jego ubrań i zgodnie z wcześniejszymi jego słowami, wbiła paznokcie tuż pod łopatkami i przyciągnęła w dół, wzdłuż kręgosłupa – to zdecydowanie nie był najlepszy pomysł na zachowanie dystansu – szepnęła uśmiechem, jedną z dłoni układając na jego głowie.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  12. Lily może i była ugodowa, ale podejrzewała, że Heather mogłaby posunąć się znacznie dalej. Razem z Elle miały mocne charaktery przez co często się kłóciły, w dodatku obydwie były uparte i każda wierzyła, że jej racja jest bardziej prawdziwa. Mimo wszystko kiedyś potrafiły zawsze dojść do porozumienia, a sama Morrison nie raz zastanawiała się nad tym czy taka znajomość ma jakikolwiek sens. Może dobrze się stało, że ich relacja skończyła się wraz z jej wyjazdem. W tym wszystkim było jej tylko żal Lily.
    - Acha... dobrze. To... w sumie to miłe, że się martwiły – mruknęła, dobrze wiedząc, że nie tylko one mogły się o nią troszczyć. Zresztą dobrze już wiedziała ile osób zraniła swoim wyjazdem. Od swojego powrotu zdążyła skontaktować się z kilkoma osobami z nadzieją, że uda im się ponownie nawiązać koleżeńskie stosunki. – No właśnie, chciałbyś. To nie jest jednoznaczne z uczestniczeniem w niej – dodała z uśmiechem.
    - Też nie mogę się doczekać, to z pewnością będzie mój ulubiony projekt – powiedziała z uśmiechem, wyobrażając sobie jak już naprawdę biorą się za to w stu procentach. Miała już kilka pomysłów, które bardzo chciałaby zrealizować i wierzyła, że uda im się to wszystko zrobić.
    Czuła jak tonęła w jego ciemnych oczach, kolejny raz tego wieczoru i musiała przyznać, że bardzo lubiła te uczucie, gdy miała wrażenie, że poza nimi nie liczy się nikt ani nic więcej. Fakt, że znajdowali się sam na sam w takich okolicznościach tylko ułatwiał jej oderwanie się od rzeczywistości. Ciężko było jej złapać równomierny oddech, a kolejne pocałunki składane na jej szyi, wcale jej nie ułatwiał uspokojenia się.
    - Nie rób mi tego – szepnęła, czując jak gotuje się w środku, a tylko on mógł sprawić, aby odczuła tę przyjemną ulgę. Sprzeciw ze strony męża oznaczał tylko, że będzie cierpiała katusze. Jeszcze kilka minut temu dobrze wiedziała, że nie mogą sobie pozwolić na zbliżenie, czuła się zwyczajnie zmęczona i była pewna, że nie da się ponieść chwili, ale teraz gdy pożądanie sięgało granic, nie marzyła o niczym innym, a zdrowy rozsądek został głęboko zakopany – a ja chcę jęczeć twoje imię, Artie, chcę krzyczeć i mdleć z rozkoszy – wyszeptała jego słowa, gdy sięgnął swojego rozporka – chcę błagać, żebyś się w końcu nade mną zlitował... proszę, kochanie, czuję się dobrze – powiedziała wzdychając głośno, a po chwili jęknęła gdy namiętnie wpił się w jej usta. Ponownie wbiła paznokcie w jego plecy, przygryzając pieszczotliwie wargę męża, a gdy przez cienki materiał legginsów poczuła zakrytą bielizną męskość swojego ukochanego, odsunęła się od niego przerywając pocałunek i zagryzając dolną wargę tak mocno, że poczuła metaliczny posmak krwi.
    - Kocham cię... – wydyszała, oblizując zranioną wargę – i nie wierzyłam, że kiedykolwiek to powiem, ale jeżeli nie możesz, nie dotykaj mnie dzisiaj, i nie zbliżaj się... bo... – przerwała, biorąc głęboki oddech, licząc na to, że trochę się uspokoi zamknęła oczy, jednak to na nic się nie zdało – bo nie wytrzymam – zdusiła w sobie cichy jęk, sunąc dłońmi po ramionach bruneta, aby w końcu przestać i zsunąć się z jego kolan.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  13. Villanelle nie przejmowała się już tym co było rozsądne, a co nie. Nie myślała o tym czy może się coś stać. Serce kołatało jej w piersi, oddech był coraz płytszy i szybszy, a myśli krążyły tylko wokół Arthura i tego, co mogliby razem właśnie w tej chwili robić i gdyby nie to, że Arthur trzymał resztki zdrowego rozsądku, dziewczyna z pewnością już zaczęłaby się dobierać do jego bokserek, nie zważając na to, że ktoś z obsługi mógłby się nagle pojawić, aby sprawdzić czy na pewno wszystko jest w porządku.
    Ponownie zagryzając wargę, obserwowała go uważnie wygłodniałym spojrzeniem, a to, że stworzyła miedzy nimi dystans w żaden sposób nie było pomocne. Wręcz przeciwnie, brak możliwości dotknięcia go czy poczucia jego ciepła sprawił, że westchnęła głośno.
    - Wiem... Arthur wiem – wyszeptała, z utęsknieniem błądząc spojrzeniem po jego sylwetce. Miała wrażenie, że w tym momencie pragnie go dużo bardziej niż tamtego dnia, gdy widzieli się po raz pierwszy w jego mieszkaniu. Był wówczas niczym zakazany owoc i teraz, było podobnie... do tego była to ich podróż poślubna co dodatkowo nakręcało Elle, a fakt że na ich palcach znalazły się w końcu obrączki, tylko mocniej działało na brunetkę. Była zaskoczona, gdy zdecydował się zbliżyć. Czuła gromadzące się ciepło w jej organizmie, w momencie gdy ich usta ponownie złączyły się w pełnym namiętności pocałunku. Przyjemne dreszcze przechodziły przez jej ciało, Villanelle mogłaby przysiąc, że czuła jak pomiędzy nimi dosłownie iskrzy i wystarczyła jedna, krótka chwila nieuwagi aby wzniecić pożar.
    Arthur go rozpoczął, a Elle nie miała zamiaru w żaden sposób go ujarzmiać. Dlatego wsłuchiwała się w jego słowa, a ekscytacja w jej oczach narastała z każdą sekundą. Skinęła tylko delikatnie, wręcz niezauważalnie głową i pisnęła głośno gdy zaczął ją podnosić.
    - To nie moja wina – wyszeptała – dopiero dostaniesz powód do karania mnie – dodała cichutko, zaciskając palce materiale bluzy, czując się w ten sposób nieco pewniej. To był ten moment, w którym dla brunetki nie liczyło się nic więcej poza nimi. Kiedy Arthur wyszedł na korytarz i skierował się w stronę ich pokoju, a z winy wyszło małżeństwo w średnim wieku komentując to zachowanie młodzieży, Elle z niewinnym uśmiechem na ustach odpowiedziała, aby przygotowali się na bezsenną noc lub poprosili obsługę o zatyczki do uszu.
    Gdy tylko znaleźli się w pokoju, a Arthur ułożył ją ostrożnie na łóżku, wpiła się zachłannie w jego usta i nie zastanawiając się nad jego planami, szybko pozbawiła go bluzy i koszulki, wzdychając przy tym cicho, wprost do jego ucha. Przyjemne dreszcze i płytko oddech towarzyszyły jej przez cały czas, ale dziewczyna czerpała z tego jedynie przyjemność, bo dobrze wiedziała, jaki będzie finał.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  14. Uśmiechnęła się tylko wesoło, z iskierkami w oczach, gdy zatrzasnął drzwi hotelowego pokoju, gdy usłyszała jego odpowiedź na słowa minionego małżeństwa. Musiała przyznać, że sama siebie zaskoczyła swoją wcześniejszą wypowiedzią, bo takie odzywki zdecydowanie nie były w jej stylu. Miała jednak przed sobą perspektywę spędzenia najcudowniejszej nocy podczas ich podróży poślubnej, a Arthur sprawił, że nie myślała już o niczym innym.
    Spoglądała na niego, zagryzając wargi, gdy odsunął się i ściągnął z niej ubranie. Wzięła głęboki oddech, próbując zapanować nad rozszalałym sercem, ale to w niczym nie pomogło. Zwłaszcza, gdy mężczyzna znalazł się nagle tak blisko.
    — Nie jestem głupia… — wyszeptała prawie nie poruszając ustami — powiem ci, że czas przerwać, jeżeli będzie taka potrzeba — westchnęła. Może i była podekscytowana i przemawiało przez nią pożądanie, ale była dorosłą kobietą, zdawała sobie sprawę, że w obecnym stanie musi po prostu uważać. Odchyliła głowę do tyłu, gdy przesuwał się po jej ciele w dół, oddychając ponownie płytko i zaciskając dłonie na jego nagich barkach, mrucząc cicho przy każdej pieszczocie. Westchnęła głośno, gdy zbliżył się do zwieńczenia jej nóg, na jej ciele pojawiła się gęsia skorka, a sama Elle napięła mięsnie, aby po chwili opaść bezgłośnie z powrotem na miękki materac, gdy zrozumiała co takiego Arthur robi. Opowiadał jej przecież, co będą robić. Przełknęła głośno ślinę, zaciskając palce na materiale białego prześcieradła, gdy pocałunkami kierował się po jej udzie ku górze.
    Jęknęła cichutko, gdy znów był tak blisko, ale nie zrobił nic więcej. Podniosła głowę, spojrzawszy w jego ciemne oczy, które w tym momencie wydawały się jeszcze ciemniejsze niż normalnie, co sprawiło, że Elle ponownie poczuła przyjemny dreszcz przechodzący przez jej ciało.
    Ułożyła ponownie dłonie na jego barkach, gdy znów swobodnie mogła ich sięgnąć. Bez zastanowienia wbiła w nie paznokcie i przesunęła rękoma wzdłuż ramion, aby następnie wsunąć w lokowane włosy swojego męża i pociągnąć za nie, zgodnie z jego opowieścią, chociaż kolejność była odrobinę inna niż w oryginale.
    — Arthur — wydyszała, gdy ich spojrzenia się spotkały i tylko skinęła głową, aby kontynuował to co zamierzał zrobić i nie kazał jej dłużej czekać, bo nie była w stanie przewidzieć, w którym momencie jej cierpliwość przekroczy granice i zamiast słodkiego chociaż bolesnego przeciągania pieszczot, Villanelle zacznie przemawiać frustracja, a ta w połączeniu z jej burzą hormonalną, zdecydowanie nie oznaczała niczego dobrego, a przecież chcieli, aby ta noc była wyjątkowa.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie miała nic przeciwko zmianie planów, dopóki nadal głównym założeniem było osiągnięcie przyjemności, tym bardziej, że sama znajdowała się blisko granicy swojej wytrzymałości, a testowanie jej cierpliwości w obecnych okolicznościach nie było najlepszym pomysłem. Zwłaszcza, że próbowała trzymać ręce przy sobie od dłuższego czasu, co ostatecznie okazało się być marne w skutkach.
    Oddała mu się całkowicie, dlatego nie sprzeciwiła się gdy chwycił ją pewnie i nakierował w odpowiedni sposób, westchnęła tylko głośno i rozkosznie, gdy w końcu poczuła go w sobie. Nawet biustonosz znajdujący się wciąż na jej ciele, w ogóle w tym momencie nie przeszkadzał brunetce. Skupiała się jedynie na osiągnięciu przyjemności i zdrowy rozsądek podpowiadał, że musi uważać na swój ciąży brzuszek i ich maleństwo.
    Nie lubiła tej konkretnej pozycji, bo brakowało jej w niej bliskiego kontaktu z mężem. Uwielbiała dotykać Arthura, drapać czy składać przelotne, subtelne pocałunki na rozgrzanej skórze mężczyzny. Tym razem jednak było inaczej, gdyż oczekiwanie przeciągało się w czasie już za bardzo. Wzdychała naprzemiennie jęcząc za każdym jego mocniejszym ruchem, mrużąc oczy i czując przyjemne dreszcze przechodzące przez jej ciało, za każdym razem gdy jego rozgrzane wargi dotykały schłodzonej potem skóry, czego efektem było pojawienie się gęsiej skórki, głośno i wyraźnie dając przy tym znać, jak bardzo jest jej dobrze. Przyjemne ciepło rozprzestrzeniało się po organizmie brunetki, aby w końcu osiągnąć szczyt euforii, w którego trakcie wyjęczała głośno imię swojego męża, prężąc się pod wpływem dreszczy i spięcia mięśni.
    Przytulenie było tym, czego w trakcie całego stosunku brakowało jej najbardziej, dlatego zamruczała tylko cicho i uśmiechnęła się na słowa swojego męża, delikatnie i powoli, ostrożnie obracając się w jego ramionach na plecy, wciąż nie pozwalając mu się z siebie wysunąć. Kochała ten moment całą sobą, gdy ich rozgrzane, spocone ciała przylegały do siebie i wciąż, byli jednością.
    — Kocham cię — wyszeptała nieco zachrypniętym, świszczącym głosem, chowając głowę w zagłębieniu jego szyi, aby złożyć na niej delikatny pocałunek zakończony subtelnym przygryzieniem, a po chwili odsunęła się na tyle, aby swobodnie spojrzeć na jego twarz i w jego oczy. Przesunęła opuszkami palców po zaczerwienionych od rumieńców policzkach męża, a następnie odsunęła z oczu przydługawe, nieco wilgotne od potu włosy i uśmiechnęła się szeroko, wpatrzona rozanielonym spojrzeniem… w niego. Tego jedynego, bez którego nie była w stanie wyobrazić sobie życia — jesteś dla mnie wszystkim — wyszeptała, cały czas trzymając palce na jego twarzy.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  16. Dyszała z uśmiechem na ustach i rumieńcami na policzkach, cały czas uważnie wpatrując się w swojego męża. Mogłaby robić go godzinami, a zwłaszcza po udanym, pełnym satysfakcji dla ich obojga stosunku. Lubiła wpatrywać się w jego nieco przymglone oczy, a gdy do tego uśmiechał się w ten łobuzerski sposób, dziewczyna miękła. Nogi miała jak z waty, a w brzuchu przysłowiowe motylki, które delikatnie muskały sprawiając przyjemne łaskotanie.
    Uśmiech na jej twarzy poszerzył się wraz z jego słowami, a na pytanie odpowiedziała tylko kręcąc głową i cicho się śmiejąc, cały czas patrząc na niego i trzymając dłonie przy nim.
    - Lubię, gdy mnie tak dotykasz, kiedy jesteś tak blisko... – szepnęła, odgarniając niesforny kosmyk, który ponownie zsunął się na jego czoło – też za tym tęskniłam i... mam nadzieję, że naprawdę nie zaśniemy. Chcę się z tobą kochać dziś, w każdy możliwy i znany nam sposób – uśmiechnęła się zadziornie, a oczy ponownie jej zabłysły – oczywiście tak długo, jak wszystko będzie dobrze – dodała, aby nie martwił się i że dobrze wie, że zdrowie jej i maleństwa jest najważniejsze.
    Zachichotała, gdy się odsunął i skomentował swoje dzieło, a ona sama jedynie przesunęła dłońmi po jego plecach, zgodnie z jego kolejnymi ruchami. Westchnęła cicho, gdy znalazł się na tyle nisko, że nie była w stanie dosięgnąć jego łopatek i wbić pod nimi paznokci.
    Znała Arthura już dobrze pod tym względem i wiedziała, że osiągnięcie drugiego spełnienia podczas tej nocy to kwestia czasu, zwłaszcza, że Arthur jeszcze nigdy jej nie rozczarował. Wzdychała więc cicho z każdym jego ruchem i pieszczotą, którą ją obdarowywał, zaciskając ponownie palce na materiale hotelowego prześcieradła i chociaż z pozoru wcześniej nie miała powodu do powstrzymywania się w swoich reakcji, tak teraz dysząc ciężko jęczała głośno imię bruneta, poruszając rytmicznie biodrami i rozszerzając nieco mocniej nogi, dłońmi sięgając jego głowy, zacisnęła jednocześnie palce ba w jego włosach , ciągając go odrobinę i zagryzła wargę jęcząc, aby po chwili wziąć głęboki oddech.
    - Nie przestawaj – poprosiła z trudem, aby po chwili zacisnąć uda na jego głowie i wykrzyczeć swoje zadowolenie, wyginając ciało w charakterystyczny łuk, wciąż delikatnie poruszała biodrami, gdy dreszcz przeszedł przez jej ciało. Wyciągnęła dłonie do męża i zagryzła wargę, dając mu wyraźnie znać, że ma się podnieść i położyć koło niej, aby mogła wtulić się w rozgrzany tors. – Nie wiem jak... ale wiesz dokładnie czego potrzebuję – wymruczała cicho, unosząc się ostrożnie i składając pocałunek na jego wilgotnych ustach, aby po chwili przejść z pocałunkami na jego żuchwę i szyję, wolną dłoń zaciskając na jego biodrze aby po chwili przenieść ją na krocze męża i delikatnie przesunąć, po nabrzmiałej męskości.
    - Mamy za sobą już wannę i łóżko – wyszeptała uśmiechając się kącikiem ust – wspominałeś coś o prysznicu, prawda? – szepnęła, a po chwili przygryzła jego wargę – chociaż tam może być dla mnie za gorąco dzisiaj – dodała cicho, a spojrzeniem powędrowała w stronę drzwi balkonowych i uśmiechnęła się tylko uroczo.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  17. - Nie mam podstaw do takich kłamstewek – zachichotała w odpowiedzi na słowa swojego męża i wpiła się w jego usta, mrucząc przy tym cicho z zadowolenia. Byli dla siebie po prostu stworzeni, rozpoczynając od podobnej kreski, kończąc na dopasowaniu w stosunkach seksualnych, a w związku było to równie co same uczucie kochania tej drugiej osoby.
    Nie zastanawiała się nad tym czy sąsiadujące pokoje mają tarasy od tej samej strony i czy są w stanie zaobserwować co dzieję się u ich sąsiadów. Dlatego tez dziewczyna postanowiła skupić się jedynie na swoim mężu i za wszelką cenę starała się nie zerkać na boki. Mimowolnie powędrowała spojrzeniem w prawą stronę i uśmiechnęła się kącikami ust, gdy zdała sobie sprawę z tego, że taras ich pokoju wraz z basenem były starannie schowane, jakby projektant przewidywał dlaczego co takiego może się dziać w pokoju na ostatnim piętrze. Weszła więc powoli po schodkach do basenu, uśmiechając się przy tym cały czas subtelnie i przygryzając wargę. W zasadzie to nie pamiętała kiedy dokładnie ostatni raz miała sposobność pływać, więc nieco niezdarnie podpłynęła do swojego męża i uśmiechnęła się, obejmując ramionami jego kark.
    - Jestem myszko – wyszeptała wprost do jego ucha, otulając je swoim ciepłym, w tym momencie znacznie spokojniejszym oddechem i przygryzła jego płatek, ciągnąc go ostrożnie – umiem pływać, nie martw się, po prostu dawno tego nie robiłam. No i przy tobie przecież nic mi nie grozi – dodała cicho, muskając wargami policzek mężczyzny. W dodatku basen nie był, aż tak głęboki, a przynajmniej tak jej się wydawało, gdyż wciąż nie opuściła nóg. Dopiero po chwili rozejrzała się, odsuwając się odrobinę od męża i westchnęła głośno, zachwycona widokiem, który zapierał oddech w piersi i sprawiał, że mogłaby patrzeć na niego godzinami, gdyby tylko okoliczności były odrobinę inne, a ona i Arthur mieliby na sobie przeznaczone do pływania odzienie.
    - Tu jest po prostu pięknie. Skąd w ogóle wytrzasnąłeś ten hotel? – uniosła brew, wiedziała dobrze dlaczego znajdują się w basenie i jaki jest ich cel, jednak nie mogła się powstrzymać przed pytaniem. Uśmiechnęła się po chwili i westchnęła ponownie w ciągu tej doby i przysunęła się bliżej Arthura, obejmując go nogami w pasie, mrużąc oczy w momencie, w którym poczuła jego twardą męskość. Ponownie miała ochotę przeciągnąć moment spełnienia, jak najdłużej, dla tego też zacisnęła delikatnie zęby na dolnej wardze bruneta i odsunęła się na kilka milimetrów, przenosząc jedna z dłoni z karku w jego włosy i odchyliła jego głowę do tyłu, nie przejmując się tym, że trzymana wciąż przez nią w zębach warga, mogłaby go zaboleć.

    Elle❤

    OdpowiedzUsuń
  18. — Pewnie cię zaskoczę, ale tak! — pokręciła z rozbawieniem głową, uśmiechając się przy tym cały czas uroczo. Zbliżyła się twarzą do jego twarzy i powoli, zaczepnie przesunęła nosem po jego policzku, oddychając powoli. — nie myliłeś się… znasz mnie tak dobrze — dodała cicho, wpatrując się jeszcze przez chwilę w panoramę oświetlonego neonami miasta i widoczne w oddali góry. Westchnęła ostatni raz wzruszona przepięknym widokiem i spojrzała na Arthura, skupiając się już tylko i wyłącznie na nim.
    — Oczywiście, że tak — odpowiedziała, odchylając powoli głowę do tyłu, aby miał lepszy dostęp do szyi, a gdy przygryzł jej skórę, uśmiechnęła się — słucham uważnie tego co mówisz… jesteś moim mężem i chcę, żebyś był szczęśliwy przy mnie, ze mną — dodała, cały czas jedną dłonią bawiąc się jego włosami, wpatrzona w twarz ukochanego — żebyś wiedział, że możesz mówić mi o wszystkich swoich fantazjach… postaram się spełnić je wszystkie — wyszeptała cicho, gdy przycisnął ją do szklanej ściany basenu i rozchyliła usta wydając z siebie cichy pomruk przyjemności.
    Uśmiechnęła się kącikami ust i tylko przymrużyła delikatnie oczy, jednak nie zamykała ich całkowicie. Czuła się przy Arthurze tak swobodnie i naturalnie, nie zastanawiając się nad tym czy coś im wypada czy też nie. Niczego się nie krępowała i nie czuła nawet najmniejszego zawstydzenia, ponieważ sprawiał, że przy nim, w jego ramionach naprawdę czuła się piękna i idealna. Nie dla wszystkich, nie przy wszystkich, ale dla niego i to było dla Villanelle najważniejsze, że mężczyzna, którego kochała całym swoim sercem brał ją za swój ideał, pomimo wszystkich wad i kompleksów. Poruszając rytmicznie biodrami do nadanego przez Arthura tempa, sunęła dłonią po jego plecach, ramieniu i torsie, układając powoli dłoń na policzku, gdy wpijała się w jego usta, aby złożyć na nich przepełniony miłością i pożądaniem pocałunek, drugą zaś trzymając cały czas na jego karku przytrzymując się, aby nie zanurzyć się. Cały czas obejmując go nogami, delikatnie unosiła się i opadała zgodnie z ich ruchami, a wzburzona przez nich woda, muskała ich rozpalone ciała. Wzdychając przy tym i jęcząc cicho za każdym razem, gdy wchodził w nią powoli. Odchyliła głowę do tyłu jednocześnie wbijając paznokcie w bark mężczyzny i zaciskając coraz szybciej mięśnie na jego męskości.
    — Zwariuję przez ciebie — wyszeptała cicho, aby po chwili jęknąć głośniej wprost do jego ucha i dysząc, zacisnąć palce na jego karku.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  19. — Całe życie — powtórzyła za nim, skinąwszy przy tym delikatnie głową. Mogło jej się wydawać, że ją poznał, ale w gruncie rzeczy to mężczyzna miał rację. Wciąż nie znali się całkowicie, ale było w tym coś ekscytującego i podniecającego. Każdego dnia mogło pojawić się coś nowego… coś co ich połączy bardziej lub w jakimś stopniu poróżni, chociaż Villanelle myślała jedynie o tej pierwszej opcji. Pomimo krótkiego stażu przeszli razem, już tak wiele, że nie brała nad pod uwagę tego, że mogłoby się teraz wydarzyć coś, co rozdzieliłoby ich drogi. Byli przecież idealnie dobrani. Tej myśli trzymała się Elle, dlatego uśmiechnęła się tylko.
    Zamrugała kilkakrotnie, kiedy nagle przestał się poruszać i otworzyła szeroko oczy, wpatrując się w niego, oddychając przy tym ciężko.
    — Coś… coś zrobiłam nie tak? — szepnęła, układając dłoń na jego policzku i wodząc opuszkami palców delikatnie po zarumienionej twarzy mężczyzny. Poruszała jeszcze przez chwilę rytmicznie biodrami nie tyle świadomie, co zwyczajnie nie mogła powstrzymać się przed delikatnym ruchem, cały czas wpatrując się w swojego ukochanego. Blady uśmiech pojawił się na jej ustach, a błyszczącym spojrzeniem uważnie mu się przyglądała, wsłuchując się w słowa męża. Przygryzła delikatnie wargę, zastanawiając się nad jego słowami i tym, czego tak właściwie chce. Wcześniej świadomie nigdy się nad tym nie zastanawiała. Czasem tylko przelotnie pojawiły się myśli, nad którymi nie skupiała się specjalnie.
    — Ja… — zaczęła powoli, przygryzając wargę. Westchnęła głęboko, gdy Arthur ruszył w stronę schodów w basenie i objęła go odrobinę mocniej, gładząc delikatnie rozgrzaną skórę opuszkami palców. — mówiłam ci, że chcę się kochać na plaży, ale… jest — przerwała, czując jak na jej policzki wkrada się rumieniec, chociaż nie była pewna czy było widać na jej twarzy jakąkolwiek różnicę, bo przez Arthura i tak czerwień zdobiła jej buzię. Kiedy usiadł i usadowił też ją na swoich udach, wpatrywała się przez chwilę w twarz ukochanego, a następnie przeczesała, rozczochrując przy tym jego włosy, przymknęła oczy i gdy usłyszała jego szept, a następnie poczuła przyjemną pieszczotę, uśmiechnęła się.
    — Chwytasz mnie mocno w swoje ramiona — zaczęła powoli, trzymając cały czas dłoń wśród jego ciemnych loków — kładziesz mnie ostrożnie na podłodze… przed lustrem — szepnęła, zagryzając na chwilę wargę, aby przełknąć i kontynuować — rozbieramy się powoli, ale jesteś pewny tego co robisz, mówię, jak bardzo cię kocham, a później całuję cię w usta i każdy kolejny milimetr twojego ciała, a ty robisz to samo — szepnęła, zostawiając jego włosy w spokoju i przenosząc dłonie na plecy ukochanego, zaczęła rysować opuszkami palców tylko sobie znane wzory na nich — siadamy… wchodzisz we mnie niespodziewanie, mocno, a ja krzyczę… wiesz, zerkamy w te lustro — przerwała, oddychając nieco szybciej — chcę się z tobą kochać i obserwować, jak się kochamy, jak wyglądamy gdy… to głupie, wiem — jęknęła cicho, ale skoro chciał, powiedziała mu, poza tym przecież nie miała powodu, aby się przed nim czegokolwiek wstydzić, zwłaszcza, jeżeli chodziło o seks, w końcu tak bardzo do siebie pasowali… ale Elle miała dziwne poczucie, że jej fantazje są zupełnie inne od tych Arthura i nie była pewna czy to prawda, czy znów tworzy problem z niczego.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  20. Wstrzymała oddech wyczekując odpowiedzi, chociaż nie wiedziała co takiego mogło skłonić do tego Arthura. Słysząc jego odpowiedź, kącik ust delikatnie drgnął dziewczynie, a ona sama rozpromieniała.
    - Też tego chcę – powiedziała poszerzając uśmiech – ale nie mam pojęcia czy tyle wytrzymam – dodała, nadal z uśmiechem. Wszystko było w porządku i czuła się dobrze, chociaż musiała przyznać, że zaczynała powoli odczuwać zmęczenie. Nie było jednak ono na tyle mocne, aby przerywać ich plany. Chciała trwać dzisiejszej nocy w objęciach Arthura tak długo, jak będzie w stanie. Zwłaszcza, że jej mąż zamierzał dotrzymać swojego słowa. Ona w takim razie musiała dać z siebie wszystko, w granicach zdrowego rozsądku, chociaż musiała przyznać sama przed sobą, że przy brunecie ciężko było jej myśleć racjonalnie.
    Westchnęła cicho pod pocałunkiem i uśmiechnęła się odrobinę szerzej, obiecując sobie, że zapamięta słowa swojego męża. Ona sama chciała, aby mówił jej o wszystkim, dlaczego więc miałaby się krępować mówić o swoich pragnieniach? Zaśmiała się cicho, gdy niósł ją z powrotem do pokoju, a po chwili tuż przed tym gdy odstawił ja na miękki dywan, pocałowała go, przygryzając odrobinę mocniej niż robiła to wcześniej.
    Obserwowała uważnie co robi brunet, zagryzając przy tym wargę, aby powstrzymać szeroki uśmiech. Czuła, jak ekscytacja w niej narastała wraz z zmyślą, że Arthur naprawdę to dla niej robi, specjalnie dla niej i tylko dla niej.
    - Jesteś niesamowity – powiedziała cicho z uznaniem, gdy zgodnie z jej wcześniejszymi słowami pierw ją objął, a następnie powoli ułożył na ziemi. Gdzieś z tyłu miała myśl, że strasznie wszędzie nachlapali, ale czując jego rozgrzane usta na swoim ciele, szybko zapomniała z czego właśnie chciała robić sobie problem. Zamruczała cichutko, czując jak Artie faktycznie wziął sobie do serca jej słowa.
    - Och myszko – wyszeptała cicho, walcząc z samą sobą, aby nie podnieść się i mu nie przerwać – przesadziłam, zdecydowanie przesadziłam mówiąc o każdym milimetrze – wydyszała, podnosząc się powoli i układając dłonie na jego barkach, pociągnęła go delikatnie, aby się podniósł i wpiła się namiętnie w jego wargi, dysząc przy tym i zgodnie z własnymi wyobrażeniami, nie przymykała oczu, aby móc zerkać co jakiś czas w lustrzaną taflę, którą Arthur ustawił specjalnie dla nich.
    - Z tą śmietaną, też musimy kiedyś spróbować – wychrypiała cicho, schodząc pocałunkami po jego żuchwie i szyi, aby w końcu sunąc językiem po jego klatce, skupiając się na pieszczocie sutków mężczyzny, jednak przerwała po chwili, aby wplątać palce w jego włosy i spojrzeć w ciemne oczy, w które chciała patrzeć już zawsze, zwłaszcza gdy zachodziły tą mgiełką, a Elle doskonale wiedziała co to oznaczało.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  21. - Wiesz dobrze, że ci powiem – szepnęła z uśmiechem, opuszczając spojrzenie, aby spojrzeć na jego palce na jej brzuchu. Ilekroć to robił, czuła przyjemne muskanie i ciepło na sercu, podpowiadające, że wszystko będzie dobrze, bo cokolwiek by się nie działo są razem i są rodziną, a z rodziny nie można od tak zrezygnować, ani odejść z dnia na dzień bez słowa.
    Oddawała się przyjemności płynącej z ich zbliżenia i wiedząc dobrze, że tym razem chodzi o nią o jej fantazję, ale wewnętrznie czuła, że i Arthur powinien być tym razem bardzo zadowolony, dla tego też starała się zrobić coś więcej i mimo wszystko skupić się bardziej na nim, a z tego również czerpała niesamowitą przyjemność, którą zamierzała się cieszyć tak samo, jak tą osiąganą dzięki niemu.
    - Zdecydowanie – wyszeptała z trudem, wyobrażając sobie już jak zlizuje z jego umięśnionego brzucha ostry w smaku alkohol, nie zastanawiając się teraz nad tym, czy i kiedy uda im się to zrealizować. – I zdecydowanie wcześniej powinniśmy pójść na jakąś imprezę – dodała, mrucząc i na koniec przygryzając jego wargę. Była wciąż młodziutka i wcale nie zdążyła się wystarczająco wyszaleć, chociaż nie narzekała z tego powodu, zwłaszcza, że miała Arthura, który skutecznie odciągał jej myśli od straconych lat szalonych imprez, bo z nim miała przed sobą szalone życie i tego zamierzała się trzymać. Gdy wspomniał o tym, jak razem wyglądają, automatycznie spojrzała w lustro i uśmiechnęła się do swojego odbicia, po raz pierwszy spoglądając na siebie bez poczucia żadnych kompleksów, nie wiedziała czy to przez zaokrąglony brzuszek, który widziała pod ramieniem Arthura, przez niego czy całokształt sprawiał, że czuła się naprawdę szczęśliwa i taką też siebie widziała, w ramionach człowieka, z którym chciała dzielić każdy kolejny poranek swojego życia i całować go co wieczór na dobranoc.
    - To chyba żart – jęknęła głośno niezadowolona, kiedy jej mąż się wyprostował, a ona sama próbowała uspokoić rozszalały oddech i bicie serca. Nie mogła uwierzyć, że ktoś miał czelność im w tym momencie przeszkadzać. Spojrzała na niego nieobecnym spojrzeniem. Chciała kontynuować, zapomnieć, że cokolwiek słyszała, udawać, że nic się przed chwileczką nie wydarzyło. Świadomość, że ponad dwa tysiące siedemset mil stąd znajduje się ich maleńka córeczka sprawiała, że nie mogła zignorować dźwięki wibracji, myśl, że mogło się coś jej dziać, a ona jako matka wolała skupić się na zaspokojeniu własnego pożądania skutecznie pozbawiła jej, jakichkolwiek wątpliwości, a cała ekscytacja została zastąpiona troską.
    - Odbierz... jest późno – mruknęła cicho – gdyby to nie było coś ważnego, nikt by nie dzwonił... zwłaszcza, że tu mamy dwie godziny wcześniej – dodała cicho i gdy Arthur wstał i podszedł do stolika nocnego, ona sama powoli się podniosła i ruszyła za nim, chcąc wiedzieć co się stało.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  22. Westchnęła cicho, odchylając delikatnie głowę do tyłu, a następnie uśmiechnęła się na jego słowa.
    - W zasadzie to myślałam właśnie o tym samym – powiedziała, przymykając oczy gdy wszedł w nią głębiej i zamruczała cicho. Było jej tak dobrze w jego ramionach. Czując jego oddech na swojej skórze, jego ciepłe dłonie i miękkie usta, które słodko pieściły jej ciało. Skinęła głową na jego słowa i oblizała wargi – tak... ostatni raz bawiłam się... dawno – pamiętała kiedy dokładnie, ale ta impreza nie skończyła się dobrze, bo to podczas niej szarpała się z blondynką i wykrzyczała Arthurowi, że jest ojcem – i bez dzidziusiów, zdecydowanie – zawtórowała, bo dwie ciąże praktycznie jedna za drugą były dla dziewczyny wystarczające, zwłaszcza, że groszek kosztował ją znacznie więcej stresu niż Thea, poza tym nie wyobrażała sobie trójki małych dzieci... już o to jak sobie poradzą z dwójką martwiła się wystarczająco.
    Przestała poruszać biodrami, wzdychając cicho z lekkim zrezygnowaniem. Na nogi podniosła się szybko i sprawnie przeszła do salonu, gdzie marszcząc brwi przyglądała mężowi.
    - Odbierz – powiedziała i przysłuchiwała się rozmowie bruneta. Zacisnęła wargi w wąską linię, słysząc damski głos, chociaż słowa nie były dla niej zrozumiałe. Reakcja Arthura jasno jednak wskazywała, że nie był to dobry telefon – co proszę? – spytała, słysząc imię blondynki. Ta dziewczyna działała Elle na nerwy, bo doskonale pamiętała gdy byli pierwszy raz po jej powrocie w kawiarni, wtedy, kiedy chciała mu powiedzieć o Thei, ale rozmowa nie bardzo im wyszła. Już wtedy widziała, jak na niego patrzyła, a później impreza... i ten cholerny telefon, gdy dowiedział się o Boltonie. – czego chce i co tam robi? – spojrzała na męża, a po chwili sięgnęła kołdrę, którą Arthur uprzednio rzucił niedbale na podłogę przy łóżku i się nią okryła, przyjemne ciepło zupełnie zniknęło, a i Elle chociaż nie krępowała się nagości przy swoim mężu, teraz poczuła się odrobinę nieswojo.
    - A co Blaise niby z tym zrobi? – westchnęła, zastanawiając się nad tym czy jest jakiś sposób, aby się mogli jej pozbyć raz na zawsze – pojedzie, zobaczy i... co, dalej? Nie chcę, żeby się kręciła przy naszym mieszkaniu i, skąd do diabła ma w ogóle adres? – naprawdę liczyła na to, że sam Morrison jej go nie podał, ale z drugiej strony świadomość, że sama by go odnalazła przerażał ją chyba bardziej. Nie chciała, aby Claire zepsuła im ich podróż, ale tę no udało jej się zniszczyć. Usiadła na łóżku obok męża i wpatrywała się w niego z niecierpliwością, wyczekując odpowiedzi.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  23. Villanelle nie myślała o Claire jako o potencjalnym niebezpieczeństwie. Dlatego też zmrużyła oczy, gdy Arthur wspomniał o ich córeczce i przechyliła głowę, chcąc zadać mu pytanie, ale jego kolejne słowa, a raczej ton wypowiedzi ją zabolał. Ugryzła się wiec tylko w język, bo naprawdę nie chciała się w tym momencie kłócić ze swoim mężem i to przez jakaś głupią dziewczynę, której nawet żadne z nich porządnie nie znało, a która była jedynie króciutkim epizodem w ich życiu. Westchnęła tylko cicho na jego słowa i szczelniej otuliła się puchatą kołdrą.
    — To dobrze… znaczy nie dobrze, nie powinieneś… — urwała, bo przecież nie chciała się z nim kłócić, a mówienie teraz, że nie powinien był się z nią wtedy w ogóle spotykać, poprowadziłoby raczej do sprzeczki, a tego żadne z nich nie chciało w tym momencie z pewnością — martwiłabym się gdyby sama go jakoś namierzyła… — powiedziała cicho, przypominając sobie dokładnie jak się czuła, gdy po raz pierwszy zorientowała się, że Arthur wcale nie znajduje się przypadkowo wszędzie tam, gdzie ona. Nieprzyjemny dreszcz przeszedł po jej plecach, bo naprawdę nie chciała do tego wracać. Liczyła, że będzie umiała skutecznie wymazać te wspomnienia, a przynajmniej nie skupiać się nad nimi. Pojawiały się jednak momenty, takie jak ten, gdzie myśli samowolnie kierowały się w jedną stronę. Przypatrywała się uważnie swojemu mężowi, kochała go przecież, był dla niej teraz niesamowicie dobry i zachowywał się normalnie, pomimo małżeństwa i spędzania tak wiele czasu razem nie narzucał się jej w żaden sposób, odkąd wróciła tak naprawdę ani razu nie poczuła się przytłoczona jego obecnością. Zmienił się, cholernie mocno się zmienił albo raczej leczenie pomagało i była za to wdzięczna, bo mogła być teraz obok niego i niczego się nie obawiać.
    — Dlaczego… dlaczego miałoby coś grozić rodzicom, albo Thei? — zagryzła nerwowo wargi, gdy ponownie wypowiedział się w ten sposób — Arthur czy ona mówiła coś jeszcze? Wiesz coś o niej? Mówiłeś, że Thei jest bezpieczna, a teraz… a jeżeli jakimś cudem zna adres? Arthur? Ona… myślisz, że mogłaby coś zrobić? — wlepiła w niego spojrzenie swoich dużych, ciemnych oczu i nie drgnęła, oczekując jego odpowiedzi. Nie chciała tworzyć kolejnych scenariuszy nadających się do kryminału i powtarzała sobie w myślach, że nic nikomu się nie stanie i że wszystko jest w jak najlepszym porządku, ale zacisnęła jednak wargi i czekała, aż jej mąż powie coś, cokolwiek.
    — To nie twoja wina — powiedziała po chwili, podciągając nogi na łóżko i powoli zbliżając się do niego, aby zgodnie z prośbą przytulić się. Nakryła ich kołdrą, którą do tej pory była owinięta i ułożyła głowę na jego klatce, a nogę ułożyła na jego udach — było idealnie do czasu telefonu — powiedziała cicho, oddychając powoli i sunąc palcem po jego klatce, tuż przy swoich ustach. Nie zamierzała mu mówić, że jest jej zwyczajnie przykro, że nie mogą mieć dla siebie chociaż jednej, spokojnej doby, bo nie chciała, aby w jakikolwiek sposób się obwiniał, ale jej humor i nastrój nie były w tym momencie najlepsze — wiesz… w zasadzie to mnie zaciekawiłeś, jak wspomniałeś o dużej rodzinie i o przerwie po groszku. Chyba nigdy o tym nie rozmawialiśmy — powiedziała, chcąc skupić się na czymś dużo przyjemniejszym, a snucie planów na przyszłość zdecydowanie było lepsze niż skupiania się na tym, że blondynka stoi pod blokiem, bo liczyła, że Arthur będzie w mieszkaniu.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  24. Martwiła się o Theę, bo po raz pierwszy były od siebie tak daleko. Nie pierwszy raz zostawała pod opieką swoich dziadków, ale wcześniej Elle zawsze mogła w razie czego pojawić się po prostu u rodziców i zająć się sama swoim dzieckiem. Gdyby, odpukać w niemalowane drewno, działo się coś niedobrego teraz nie miała możliwości wejścia do taksówki i przejechania kilku czy kilkunastu przecznic Nowego Jorku.
    — Pierwszy raz jesteśmy tak daleko od siebie — powiedziała cicho, marszcząc przy tym delikatnie czoło. Zamartwianie się o córeczkę, miało jednak zupełnie inną formę i towarzyszyło jej tak naprawdę od momentu, gdy Arthur oznajmił, że wylatują. Wiedziała jednak, że przecież dziewczynka jest z jej rodzicami bezpieczna. — była już z moimi rodzicami… zawsze wszystko było dobrze. Teraz też na pewno jest. Pewnie śpi właśnie przytulona do króliczka, a mama wcześniej na pewno ugotowała jej coś dobrego — mówiła, chyba chcąc uspokoić bardziej siebie niż Arthura, bo zaczęła się niepotrzebnie nakręcać. Może źle zrobili, że wyjechali? Może powinna zadzwonić do mamy i zapytać co u Thei… jak mogła spędzić prawie cały dzień bez żadnego pytania o własną córkę? — Nie będę ich już budzić, ale rano zadzwonię do mamy. — Dodała, wzdychając. Mimo wszystko miała wrażenie, że jej strach, a Arthura był zupełnie inny.
    — Wrócimy do tego… jutro — powiedziała, chociaż nie była pewna czy faktycznie uda im się osiągnąć to samo, co im przerwano. Atmosfera i nastrój sprawiały, że dzisiejsza noc wydawała się być magiczna, z drugiej strony Elle nie była w stanie zagwarantować, że nazajutrz będzie czuła się równie swobodnie. Cały czas sunęła palcami po jego torsie, przenosząc jedynie spojrzenie w górę, na jego szyję i szczękę, aby po chwili unieść się delikatnie, aby móc ze swobodnością spojrzeć na jego twarz. Uśmiechnęła się promiennie na wspomnienie o cudownej żonie, a następnie wygięła usta w podkówkę.
    — Mówiłam ci o Jimmym. Nie wiem czy kwiatki przeżyją w naszym ogrodzie — mruknęła, chociaż chciała, aby faktycznie na działce było ładnie. Dużo zieleni i różnych odcieni różu zmieszanych z białymi kwiatami. — czwórka? — spojrzała na niego, otwierając szerzej oczy i pokręciła tylko przecząco głową. Nigdy nie zastanawiała się nad tym dokładnie, ale czworo to było dużo. Gdzie miejsca dla kózki, świnki i psa, którego tak bardzo chciał Artie?
    Zaśmiała się cicho, gdy chwycił ją w swoje ramiona, od razu objęła go i uniosła wysoko jedną z brwi, wpatrując się w swojego męża z największą uwagą.
    — Mówiłam ci, że tu może być dziś za duszno — powiedziała spokojnie, ale nie ruszyła się nawet na krok, dopóki nie stanął obok niej, nie objął jej i nie pokierował ich pod strumień wody. Odetchnęła głęboko, zarzucając dłonie na jego szyję — mówiłam ci już, że dom na przedmieściach to jedno z moich marzeń, ale… nie zastanawiałam się nad konkretną ilością jego mieszkańców — powiedziała, przymykając na chwilę powieki, przykładając policzek do jego torsu. Odsunęła się jednak odrobinę i sięgnęła jeden z tych malutkich, hotelowych żeli i odkręciła jego buteleczkę, aby następnie jej zawartość wylać na dłoń, a koleinie rozprowadzić po ramionach ukochanego — mąż, ewentualnie trójka dzieci a do tego koza i mała świnka — uśmiechnęła się kącikami ust, powstrzymując się przed śmiechem, a następnie przesunęła dłonie z pachnącą pianą na tors męża — a tak poważnie… wiesz, to raczej nigdy nie były konkretne myśli… nie miałam kiedy dokładnie tego przemyśleć. Thea, groszek, nasze zaręczyny…to wszystko działo się tak szybko — przyznała — a później byłeś w szpitalu i jedyne czego chciałam to to, abyś do nas wrócił. I wróciłeś… jesteś tu, ze mną, z nami i nie mam prawa prosić o nic więcej, dostałam to co najważniejsze — szepnęła cicho, podnosząc głowę, aby utkwić spojrzenie w jego ciemnych oczach.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  25. Spojrzała w jego oczy, przestając na chwilę poruszać dłońmi i robiąc krótką przerwę w dalszym rozprowadzaniu żelu. Pokręciła powoli, przecząco głową.
    - Nie – udzieliła odpowiedzi na jego pytanie, a po chwili ponownie ruszyła dłońmi – nie chciałabym stracić w twoich oczach, jako ta cudowna żona z wyobrażeń – dodała nagle, cały czas patrząc w jego oczy – bałam się, jak zareagujesz, gdy się dowiesz o kolejnej ciąży. Wtedy... wychodząc od lekarza, wtedy chyba właśnie czułam przytłoczenie, wiesz, to wszystko stało się drugi raz... ten strach który czułam, gdy zobaczyła dwie kreski, on znowu wrócił, przez dwa dni nie miałam pojęcia jak ci powiedzieć, bo przecież ledwo co wróciłam, ledwo co postanowiliśmy, że spróbujemy związku, który miał iść swoim tempem, a ja znowu byłam w ciąży i znowu, nie byłam na to gotowa – zagryzła wargi, czując się tak, jakby właśnie pozbyła się wielkiego ciężaru – ale ty byłeś taki szczęśliwy – wróciła wspomnieniami do wigilii, gdy Arthur w salonie nagle klęknął, podwinął jej bluzkę i z uśmiechem na ustach zaczął mówić do ich maleństwa. W dodatku tego samego dnia oświadczył się jej i Elle wiedziała, że muszą iść przez życie razem i jednocześnie była wdzięczna, że wybrał na to właśnie wigilię, bo nie była pewna czy gdyby zrobił to po informacji o drugim dziecku, nie uznałaby, że robi to tylko dlatego, że wypada, a przecież pierścionka nie nosił przy sobie ma wszelki wypadek – i poczułam wtedy spokój, bo wiedziałam już, że spędzimy razem życie, a ty jeszcze tego samego wieczoru klęknąłeś z pierścionkiem, Artie – powiedziała cicho, nawet nie zauważając, kiedy znów przestała sunąć dłońmi. Znowu pokiwała twierdząco głową, tym razem szybciej i z szerokim uśmiechem na buzi – głuptasie, oczywiście, że jestem szczęśliwa. Myślisz, że gdybym nie była pozwoliłabym ci założyć tę obrączkę? Albo, że stałabym tu teraz? Myszko, jeden telefon niczego nie zmienił. Wiem, że było momentami ciężko... było strasznie ciężko, ale daliśmy radę. Ten jeden telefon, który zniszczył nam chwilę, nie zniszczył nam niczego więcej, jasne? Arthur, kocham cię tak samo, jak kochałam cię godzinę czy tydzień temu, chociaż teraz kocham cię mocniej – wyszeptała, stając na palcach aby sięgnąć jego ust i wpić się w nie namiętnie – i może za kilka lat stwierdzimy, że chcemy jeszcze jedno dziecko i nie tylko zaadoptujemy pieska, ale świadomie zaczniemy starać się o kolejne maleństwo. Jest jeszcze opcja, że ta dwójka da nam tak popalić, że będziemy się modlić, aby jak najszybciej się wyprowadzili i dali nam odetchnąć – zaśmiała się cicho, opierając policzek na zapienionym torsie mężczyzny, a dłonią chwyciła jedną z jego rąk i ułożyła ją na ciążowym brzuszku – czujesz? Chyba próbuje nas zapewnić, że będzie grzeczny... bo chyba to nie jest potwierdzenie tego, że będzie nieznośny, co? – ugniotła delikatnie miejsce, w którym przed chwilą poczuła ruch, ale groszek zakończył czułości, a Elle się tylko uśmiechnęła – jeszcze troszkę i będziemy sobie tak rozmawiać kolego – uśmiechnęła się do swojego męża. Może i nie było między nimi w tej chwili namiętności która towarzyszyła im wcześniej, ale Villanelle w ogóle to nie przeszkadzało – sprawiłeś, że pomimo tych wszystkich przeciwności losu i tak jestem najszczęśliwszą kobietą na ziemi.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  26. — Ale Thea… — zaczęła, jednak nie dokończyła. Zamiast tego zacisnęła wargi w wąską linię i przez chwilę wpatrywała się w punkt za Arthurem, zastanawiając się nad tym czego właściwie się bała. Tego, że nagle ją zostawi uznając, że to za szybko i za dużo? Że próbuje go za wszelką cenę usidlić z pomocą kolejnej ciąży? — Nie wiem… Może… może bałam się bardziej tego, że ci powiem, a za chwilę je stracimy… doktor Russell naprawdę mnie wtedy nastraszył i… Ja po prostu się bałam. Tak zwyczajnie na świecie bałam się — mruknęła, mając jednak nadzieję, że sytuacja więcej się nie powtórzy i wszystko już z ich maleństwem będzie dobrze, a ona więcej nie będzie musiała leżeć po to, aby nic nie stało się ich groszkowi. Uśmiechnęła się słabo, gdy uklęknął i skupił się na jej brzuchu. Naprawdę to lubiła i teraz rozumiała, dlaczego momentami w Diego było jej tak źle. Potrzebowała wtedy po prostu jego, jego ciepłych słów, chociaż wtedy nie wiedziała, że to może tak wyglądać, jego uścisków i słodkich słówek kierowanych do ich dziecka.
    — To prawda i dobrze, że jesteś tego świadomy — powiedziała — przestań… oboje zachowywaliśmy się… nieodpowiednio — zmrużyła oczy, oddychając powoli i zastanawiając się nad tym co właściwie chciała jeszcze powiedzieć — odwdzięczasz mi się, samemu dając mi szczęście. Zostańmy po prostu przy tej wymianie, dobrze? Ja kocham ciebie i jestem przy tobie szczęśliwa, a ty kochasz mnie i jesteś szczęśliwy przy mnie. Taki układ jest najpiękniejszym, jaki mógł się nam trafić — uśmiechnęła się i z czułością wpatrywała się w jaki sposób rozsmarowywał żel na jej brzuszku, muskając go opuszkami palców. Westchnęła, unosząc kąciki ust w wesoły łuk.
    — Jestem i jeżeli nie będziesz mi się pytał o to co drugi dzień, to nadal będę — skomentowała — mm, zazdroszczę, że odbierałeś go tylko jako rosnący brzuch, humorki i zachcianki — wywróciła oczami, przypominając sobie senność, wymioty i ciągły brak apetytu. Pech chciał, że okres ten przypadł na czas, gdy Arthur był w śpiączce, przez co Elle znosiła to wszystko jeszcze gorzej.
    Splotła swoje dłonie na jego karku i uśmiechnęła się pod pocałunkiem, rozkoszując się jego ciepłym oddechem.
    — Nie umiem ci odmówić, gdy się tak uśmiechasz — szepnęła, wpatrując się w jego usta, powoli przenosząc spojrzenie na jego nos, a następnie na oczy i sama promiennie się uśmiechnęła — powinniśmy więc spłukać pianę… — szepnęła i zrobiła krok do tyłu, stając bliżej strumienia wody, wiedząc, że Arthur przesunie się razem z nią. — To jakie były plany na jutro? Aleja gwiazd, hala koncertowa i… wieczór na plaży, no i oczywiście szybka wizyta w aptece, tak? — Uśmiechnęła się wesoło wtulając się w niego, aby po chwili przesunąć dłonie i pomóc wodzie spłukać pachnącą pianę, a gdy ich ciała były już czyste, Elle ponownie się w niego wtuliła, a po chwili chwyciła dłoń i pociągnęła w stronę wyjścia z łazienki. — Nie chcę psuć chwili… ale w mini barku są same napoje czy jakieś przekąski też? — Uroczy uśmiech zagościł na jej ustach, a wolną ręką chwyciła swój brzuch — ja nie wiem, jak możesz się domagać jedzenia w takich chwilach… tatuś mówił, że współpracujecie — zaśmiała się wesoło, mówiąc do swojego brzucha.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  27. Uśmiechnęła się tylko delikatnie na jego słowa. Nie chciała więcej myśleć o tym, że mogłoby się coś wydarzyć co doprowadziłoby do przedwczesnego porodu. Zwłaszcza teraz, w najbliższym czasie, gdy było zdecydowanie za wcześnie. Dobrze jednak wiedziała, że nie jest w stanie od tak się pozbyć tych myśli. One po prostu z nią były, nawet wtedy, gdy się na tym nie skupiała. Delikatny niepokój towarzyszył jej tak naprawdę od momentu opuszczenia gabinetu ginekologa, a gdy te kilka tygodniu temu wylądowała na obserwacji w szpitalu, delikatny strach przekształcił się w coś namacalnego… w realne zagrożenie, na które wcześniej byłaby w stanie machnąć ręką, bo przecież i tak wszystko było w porządku. Tamtego dnia, jednak nic nie było w porządku.
    — Nie chcę, nie chcę o tym myśleć Arthur. Teraz jest wszystko dobrze i naprawdę, chcę, żeby tak zostało… niech nic się nie zmienia — powiedziała, wzdychając cicho.
    — Dobrze, w takim razie zaraz po śniadaniu wychodzimy po adrenalinę, a później na zwiedzanie. Już nie mogę się doczekać — uśmiechnęła się mimo wszystko wesoło, zastanawiając się nad tym, jak faktycznie będzie wyglądał jutrzejszy dzień. Liczyła, że tym razem nie spotkają ich żadne przykre niespodzianki, bo tych miała naprawdę dosyć. A jeden, po prostu jeden dzień w mieście aniołów jedynie ze swoim mężem, bez żadnych telefonów wydawał się być marzeniem. Liczyła jednak, że uda im się je spełnić — w takim razie możemy zacząć od teraz, albo od jutra. Jak wolisz — skomentowała propozycję jego gry i uśmiechnęła się. W takich chwilach zdawała sobie, jak wiele o sobie nie wiedzą, ale…czy to było ważne? Gdy czuli się ze sobą dobrze i szczęśliwie? Sekrety potrafiły być bolesne, ale przecież już ustalili wcześniej, że najgorsze jest za nimi.
    — Ach… czyli my z Theą jakimś cudem jesteśmy połączone, a ty i groszek…czyli to po prostu musi być chłopiec, jeżeli tak to działa — uśmiechnęła się tylko wesoło, opatulając się ręcznikiem, którym nakrył jej plecy i uśmiechnęła się, siadając na łóżku. — Mam nadzieję, że pomimo tego, że to poślubny weekend, spakowałeś mi piżamę, co? — uniosła brew, chwytając kartę, którą trzymał w rękach Arthur — no wiesz, jak nam przyniosą jedzenie nie mogę paradować w samym ręczniku, jeszcze mi się odwinie i co wtedy? — wyszczerzyła się w uśmiechu i spojrzała na menu, uważnie czytając nazwy potraw i sprawdzając uważnie skład, nie zamierzała powtórki z rozrywki. — Chcę krem z marchewki, ale błagam dopytaj czy na pewno nie wcisnęli tam orzechów czy soi… — poprosiła z uroczym uśmiechem, a później poklepała miejsce obok siebie, aby Artie usiadł obok niej. Miała ochotę wtulić się w niego i po prostu nic nie robić, rozkoszując się tą chwilą — w sumie to mamy sporo do zrobienia jutro… powinniśmy się położyć, jak już zjemy. Zrobiło się strasznie późno — mruknęła cicho, wpatrując się w duże okna, przez które widok był po prostu niesamowity.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  28. — Myślałam, że chcesz po prostu wyciągnąć ze mnie, jak najwięcej informacji… ale jak pytania mają być twórcze, to chyba już teraz powinnam zacząć nad nimi myśleć — uśmiechnęła się delikatnie, ale skinęła głową na znak zgody, a myśl, że za chwilę położą się i zjedzą w końcu coś ciepłego napawała ją takim zwykłym, codziennym szczęściem, które w ostatnim czasie naprawdę starała się doceniać, a dokładnie od momentu, w którym zawiesili broń i uznali, że spróbują ratować swój związek. Te wszystkie drobnostki zaczęły mieć dla niej naprawdę bardzo duże znaczenie — skupiam się już tylko na obecnej chwili, zadowolony?
    — Dlaczego to ty masz podejmować decyzje odnośnie płci zwierzątek? — uniosła wysoko brew, oddychając głęboko. W zasadzie dla dziewczyny było to bez większego znaczenia, bo jakiekolwiek nie byłoby to zwierzątko i jakiejkolwiek płci, Elle z pewnością pokocha je tak samo mocno. Nic nie mogła poradzić na to, że jest zwyczajnie zwierzolubem. — W zasadzie to zabawne. Zachowujesz się, jakbyś był wielce poszkodowany, a w zasadzie nie masz ku temu żadnego powodu. Thea jeszcze nie wyraża swojego zdania — zauważyła, prostując się odrobinę. Usadowienie się na łóżku wcale nie było najlepszym pomysłem, bo czując wygodny materac, brunetce ciężko było zdecydować czy jest bardziej głodna, czy może jednak śpiąca. Jedno było jednak pewne, skoro jedzenie zostało już zamówione, Elle zamierzała je zjeść. Licząc cicho, że Artie podzieli się z nią frytkami.
    — Odbijemy sobie to jutro — uśmiechnęła się tylko na słowa swojego męża i gdy podał jej koszulkę, od razu ją założyła i podniosła się powoli, aby przewiesić ręcznik w łazience. Wracając do sypialni z uśmiechem ułożyła się obok swojego mężczyzny i ułożywszy nogę na jego biodrach, wplotła palce w jego włosy, bawiąc się loczkami męża. — to wszystko brzmi, jak bajka… chyba naprawdę tego potrzebowaliśmy. Już nie chodzi o samo oderwanie się od problemów, ale takie odstresowanie się przed tym co nas czeka… no wiesz, z dwójką małych dzieci — uniosła kąciki ust — jak będą we dwoje, pewnie na śniadanie do łóżka będziemy mogli sobie pozwolić dopiero gdy będzie można ich wykorzystać do jego zrobienia — zauważyła, przypominając sobie, jak sama przechodziła etap fascynacji kuchnią i przygotowywaniem jedzenia — naprawdę ci dziękuję za ten wyjazd, za to, że wpadłeś na taki pomysł i, że udało ci się utrzymać to wszystko w tajemnicy. Udało ci się mnie i zaskoczyć i uszczęśliwić — wysunęła dłoń spomiędzy włosów męża i ułożyła na jego policzkach, aby unieść się i musnąć delikatnie jego warg, aby w następstwie pogłębić delikatnie pocałunek i zamruczeć cicho z przyjemności — mam najlepszego męża na świecie — wyszeptała z uśmiechem, ocierając się policzkiem o jego policzek, cały czas się przy tym uśmiechając. Już chciała ponownie go pocałować, gdy rozległo się pukanie do drzwi.
    — Jedzenie do nas przyjechało — uśmiechnęła się i odsunęła od Arthura, a po chwili wstała. Koszulka mężczyzny sięgała jej do połowy uda, a Artie nadal owinięty był ręcznikiem. Wstając z łóżka podeszła powoli do drzwi i tylko uchyliła je delikatnie, przytrzymując dłonią materiał koszulki. Poinformowała młodą kobietę, że posiadają otwarty rachunek do pokoju i podziękowała uprzejmie za dostarczenie posiłku w tak szybkim tempie i odebrała zamówienie — podano do stołu… chyba, że i kolację zjemy w łóżku — trzymając tacę w dłoniach wróciła do Artiego i uśmiechnęła się. Czując apetyczny zapach tylko bardziej uświadomiła sobie, jak bardzo była głodna i zmęczona.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  29. - Mogę wyglądać ci najwyżej na głodną... a zmęczona teraz raczej mogę być czymś innym – uniosła sugestywnie brwi i poruszyła nimi, a po chwili zaśmiała się wesoło przyglądając się uważnie swojemu mężowi. Jeszcze chwilę temu obawiała się, że po telefonie, który im przeszkodził w cudownej nocy nie uda jej się tak łatwo i szybko poczuć znów swobodnie. Nie chodziło o to, że czegoś krępowała się przy swoim mężu. Bała się, że myślami nie będzie mogła skupić się na obecnej chwili i tym, że są po prostu razem w LA i powinni się z tego cieszyć.
    Zaśmiała się na jego słowa i pokręciła głową, wprawiając w ruch brązowe włosy.
    - Nie rozśmieszaj mnie, bo mnie zaraz będzie bolał brzuch – powiedziała, wsuwając jedno z pasemek włosów za ucho – od początku powtarzasz, że to musi być chłopiec, pamiętam, Morrison – wycelowała w niego palcem, aby ponownie się zanieść śmiechem, gdy Artie zwracał się do groszka i pokręciła jeszcze delikatnie głową przy tym – nie wyplączesz się, zganiając wszystkiego na mojego ojca – dodała jeszcze, przymykając usta, ale wciąż się przy tym uśmiechając.
    Zamruczała cicho na jego słowa, kolejny raz uśmiechając się tego dnia. Zrobiło jej się zwyczajnie miło dzięki jego słowom, a w dodatku przyjemnie ciepło na sercu. Lubiła jego perfumy, ale zapach skóry Arthura był znacznie przyjemniejszy niż jakakolwiek inna woń. Uniosła więc kąciki ust, dziękując, że hotelowy żel chociaż pachnący miał bardzo delikatne nuty, przez co przykładając nos do jego odkrytego torsu, mogła delektować się najlepszym z najlepszych zapachów.
    — Brzmi dobrze, ale nie wiem czy to dobry pomysł, jeżeli faktycznie chcemy rozpocząć i zakończyć remont domu przed porodem. Nie będzie czasu na wycieczki — powiedziała z uśmiechem. Wizja wspólnego wyjazdu była cudowna, ale wolała skupić się na remoncie i wcale nie byłoby jej żal utraty podróży — jesteś taki wspaniałomyślny… ale nie wiem czy ja bym z nimi tyle wytrzymała. Obie są nad opiekuńcze, gdybym nie była w ciąży to byłoby coś naprawdę fajnego, ale… sam wiesz, jak moja mama panikuje odkąd jej powiedziałam co się stało — westchnęła cicho.
    Zaśmiała się tylko cicho, gdy Arthur wstał z łóżka, chwilę wcześniej mówiąc, że nie zamierza się z niego ruszać. Ułożyła tacę na środku materaca i usiadła na swoich stopach, naciągając koszulkę nieco mocniej, położyła na udach miskę z zupą i uśmiechnęła się tylko lekko, gdy brunet usadowił się naprzeciwko.
    — Zawsze mówisz, że to ja wolę jedzenie od ciebie, a tym czasem to właśnie ty właśnie drugi raz przyznajesz się do tego, że wolisz ten stek ode mnie — wymruczała, przypominając sobie jak w szpitalu nakarmiła go jogurtem z bananem. — daj mi trochę… — powiedziała odkładając łyżkę w misce i wyciągnęła rękę w stronę talerza Arthura, aby podebrać mu odrobinę. Posłała mu przy tym szeroki, rozczulający uśmiech i wzruszyła delikatnie ramionami, gdy wpakowała sobie frytkę do ust, odgryzając jej kawałek. — Jak tylko poczuję poduszkę pod głową to zasnę — zjadła do końca skradzione z jego talerza jedzenie i chwyciła sztuciec, aby dokończyć swoje danie.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  30. — Chcę już sierpień — westchnęła cicho. Wiedziała, że jeszcze tyle czasu przed nimi i nie powinna się niecierpliwić, ale z drugiej strony to było nieuniknione. Chciała już chwycić w ramiona swoje dziecko, przytulić je mocno i zapamiętać jego zapach, chociaż z drugiej strony obawiała się tego wszystkiego, co będzie na nich czekało po porodzie. — Przestań, bo zaraz się zawstydzę. Za dużo tych wszystkich pięknych i miłych słów, jak na jeden wieczór — uśmiechnęła się jednak szerzej do swojego męża. Jak mogłaby mu odebrać taką przyjemność, skoro był to dla niego piękny widok? Nie była przecież okrutna. Ułożyła automatycznie dłonie na jego barkach, przymrużyła oczy, a kąciki ust drgnęły jej delikatnie pod pocałunkiem.
    — Nie możesz. Do kogo będę się przytulać, jak będziesz na kanapie? Chyba, że będziemy tam we dwoje. — Wyszeptała, przechylając głowę. Przewróciła oczami na jego słowa — w każdym razie, to nie ja wybieram jedzenie — dodała dla jasności i uniosła głowę, wyjadając to co dla niej zostawił.
    Tak jak mówiła. Czując miękką poduszkę i przyjemne ciepło swojego męża, zasnęła od razu. Emocje i wydarzenia tego dnia zrobiły swoje, a brunetka odpłynęła w głębokim śnie. Dźwięk pukania do drzwi w ogóle do niej nie dotarł. Spała tak mocno, że gdyby Arthur nie pozostawił na jej skórze wilgotnego śladu, z pewnością spałaby dalej. Przeciągnęła się leniwie, ziewając przy tym cicho, a następnie przecierając dłonią zaspane oczy.
    — To nie był sen… — odwróciła się powoli, aby spojrzeć na mężczyznę. Uśmiechnęła się, zerkając przez wielkie okno, a po chwili zmarszczyła brwi i powędrowała wzrokiem za jego spojrzeniem. Patrzyła na opakowanie, a zorientowanie się co tak właściwie ono robiła i do czego miało im posłużyć, dotarło do brunetki po chwili — zwariowałeś — skomentowała, ale przygryzła delikatnie wargę i wpatrywała się to na przygotowane śniadanie, na śmietanę i Arthura.
    — Przytul mnie, bo mi zimno. Ktoś nie pomyślał i bezczelnie odkrył mnie spod kołdry — wymruczała cicho — a później zanieść mnie do łazienki… musimy umyć zęby, nie będę cię całować bez umytych zębów i śniadanie też musi zaczekać — oznajmiła i wyciągnęła ręce w stronę ukochanego. Uśmiechnęła się, gdy się podniósł bo dobrze wiedziała, że spełni jej prośbę.
    Gdy tylko wypłukała usta z pasty do zębów i Arthur zrobił dokładnie to samo, uśmiechnęła się promiennie.
    — Teraz mogę się porządnie przywitać — wyszczerzyła się wesoło, splatając ramiona wokół jego karku i przysunąwszy się bliżej męża, złożyła na jego ustach czuły pocałunek — nie podejrzewałam, że tak szybko spróbujemy tej śmietany — szepnęła cicho wprost w jego usta, aby przygryźć delikatnie wargę mężczyzny i zassać ją. Przesunęła dłonie na jego nagie plecy i westchnęła cicho — chyba momentami wczoraj trochę przesadziłam — powiedziała cicho, czując ślady po swoich paznokciach.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  31. — Mąż ze snów, mimo wszystko nie budziłby mnie tylko pozwoliłby mi się wyspać i nie zabierałby ze mnie kołdry — powiedziała niewyraźnie i cicho, jakby nie była pewna czy chce, aby mężczyzna słyszał jej narzekanie. Odchyliła jednak delikatnie głowę, wpasowując się w ciało Arthura i wzięła głęboki oddech, przymykając jeszcze na chwileczkę oczy. Było jej tak dobrze i przyjemnie, gdy znajdował się tak blisko niej. Sama prosiła, aby przeszli do łazienki, ale gdy wstał poczuła nieprzyjemne zimno w miejscach, w których do tej pory czuł jego ciepłe ciało. — Nie jestem marudna. Po prostu jestem w ciąży, mam usprawiedliwienie na wszystko — wzruszyła powoli ramionami, odpowiadając na jego stwierdzenie, a na jej ustach pojawił się niewinny uśmiech, jakby właśnie nie przyznała się, że cokolwiek zrobi, wszystko może zrzucić na hromony.
    — Czy pan, panie Morrison właśnie rzucił mi wyzwanie? — uniosła brew, chciała na niego spojrzeć, aby upewnić się w swoim przekonaniu, ale znajdował się za blisko i sprawiał jej tym za dużą przyjemność, aby stanowczo się odsunąć. Odwzajemniła pocałunek, przenosząc ręce na jego ramiona, gdy przysunął ją jeszcze bliżej siebie. Podobał jej się taki początek dnia i nie zamierzała w żaden sposób protestować, zwłaszcza, że sama wspominała o tym, że dzisiejszego dnia odbiją sobie wczorajszą noc. — wiesz dobrze, że naleśniki to moja słabość… i co ja mam teraz zrobić? — spojrzała na niego i uśmiechnęła się, gdy ponownie ją chwycił i przeszli z powrotem do sypialni. Poprawiła się wygodnie na jego udach i ułożyła ręce na twarzy męża, wpatrując się w jego oczy i uśmiechając się przy tym cały czas. Zerknęła pospiesznie na wózek, na którym znajdowało się zdecydowanie za dużo jedzenia, jak tylko dla ich dwójki, obserwując jak chwyta śmietanę. Nawet nie zorientowała się, że wstrzymała oddech, gdy wycisnął śmietanę na swój palec.
    Rozchyliła nieco szerzej wargi, czując na nich słodki smak białej pianki i bez chwili zastanowienia, wpiła się w usta swojego męża.
    — Połóż się — szepnęła cicho, odsuwając się od jego ust, gdy zabrakło jej tchu. Pchnęła również delikatnie go tak, aby się położył, a ona sama podpierając się dłońmi o materac, nachyliła się nad nim, wpatrując się odrobinę pod jego wargę — została tu jeszcze odrobina — musnęła delikatnie ustami miejsce, w którym pozostała jeszcze śmietana i wyprostowała się, nadal siedząc na nim okrakiem, aby wyciągnąć dłoń w stronę wózka, na którym nadal stała butelka. Wstrząsnęła nią delikatnie, a następnie przesunęła zimnym opakowaniem powoli znad linii spodni w górę, aby ostatecznie psiknąć nią wokół jego sutków, pamiętając dokładnie, jaką dawało mu wczoraj przyjemność, gdy skupiała się nie tylko na jego ustach.
    — Słodki początek dobrego dnia — szepnęła, zsuwając się odrobinę, aby następnie nachylić się i powolnymi ruchami rozpocząć zdecydowanie słodką pieszczotę.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  32. Zamruczała tylko cicho na jego słowa. Mógł mieć rację. Tą niespodzianką i spełnianiem jej marzeń, faktycznie mógł doprowadzić do rozpieszczenia swojej małżonki. Zwłaszcza, gdy przecież mieli jeszcze plany na ten dzień, które również zawierały odhaczanie kolejnych to pozycji z listy.
    — Nie chcesz mi kupić kózki, zdecydowanie mnie nie rozpieszczasz — mruknęła niby niezadowolona, a następnie zmrużyła lekko oczy — cóż… za późno. Obrączka to pewne zobowiązanie, a poza tym, nigdzie nie znalazłbyś takiej drugiej. Pamiętaj o naszych kreskach — szepnęła, uśmiechając się szerzej.
    Może nie mogła pospać długo, ale musiała przyznać, że się wyspała. Pobudka również była miła, przez co dziewczyna rozpoczęła dzień w naprawdę dobrym humorze, a śniadanie do łóżka, na którym co prawda nie zamierzała się teraz skupiać, również wpływało na brunetkę pozytywnie.
    — Zawsze się nim kieruje — wyszeptała, oddychając odrobinę szybciej. Nie miała konkretnego planu, postępowała w tym momencie całkowicie spontanicznie, dobrze już wiedziała, że przy Arthurze nie musi się krępować, a mężczyzna będzie zadowolony z jej poczynań. — Bardzo dobry pomysł — dodała, obserwując uważnie reakcje jego ciała na jej działania. Kącik ust drgnął jej delikatnie, gdy poczuła dłonie męża na swoim ciele i zamruczała tylko cicho z zadowoleniem, ponownie skupiając się na swoim Arthurze. Wciąż pieściła leniwie jego sutki i westchnęła cicho, słysząc jego słowa.
    — Nadal mi to przeszkadza… dlatego właśnie czeka cię surowa kara – oznajmiła poważnym tonem, powstrzymując się przed szerokim uśmiechem, co wcale nie było łatwym zadaniem. Dlatego też przygryzła mocniej wargę i chwytając butelkę ze śmietaną, wyznaczyła sobie słodką ścieżkę przez jego tors. Może chciała się zemścić za to, że to zawsze on doprowadzał ją do szału, przeciągając zawsze wszystko w czasie, a może chciała przetestować własną cierpliwość. Kiedy poruszył charakterystycznie biodrami, pokręciła tylko lekko głową. — Nieładnie, Morrison — wyszeptała, nachylając się kolejny raz, aby przygryźć go delikatnie i z satysfakcją go obserwować. Nie spodziewała się jednak pocałunku, uśmiechnęła się więc lekko i westchnęła rozkosznie, nie przerywając go. Wręcz przeciwnie i to chciała przedłużyć jak najbardziej w czasie.
    — Spójrz tylko… pobrudziłeś mi koszulkę — pokręciła niby z rozczarowaniem głową, a następnie chwyciła skrawek materiału i sama się go pozbyła, odrzucając na bok, a następnie ułożyła się ostrożnie na Arthurze, podpierając się dłońmi pomiędzy jego głową, aby nie przygnieść brzuszka. Mimo wszystko przylgnęła do niego na tyle, że pobrudziła się resztkami śmietany, której nie zdążyła z niego zlizać — i co ja mam niby z tobą zrobić…? — wymruczała cicho, zerkając w jego oczy.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  33. — Ja tylko daję udowadniam, że wcale mnie nie rozpieszczasz — wymruczała cicho w odpowiedzi, myślami będąc już zupełnie gdzie indziej. Skupiała się tylko na swoim mężu, chcąc sprawić, aby zapamiętał ten poranek na zawsze. Muskała więc opuszkami palców jego rozgrzaną skórę, składała kolejne to pocałunki, językiem powoli zlizując śmietanę i pozostawiając po sobie jedynie wilgotną ścieżkę, a kąciki ust drgały jej delikatnie z satysfakcją, gdy widziała, jak na każdą z pieszczot reaguje Arthur. Przymknęła na krótką chwilę powieki, gdy ułożył dłonie na jej biodrach i ponownie poczuła te przyjemne ciepło pod wpływem jego dotyku. Serce kołatało w jej piersi, przyjemne dreszcze przechodziły wzdłuż kręgosłupa i chociaż chciała z nim długo się podroczyć, uśmiechnęła się lekko, gdy chwycił ją w swoje ramiona. Odchyliła delikatnie głowę, gdy złożył pocałunek na jej szyi. Uwielbiała to. Uwielbiała go całego i to, jak bardzo do siebie pasowali, jak za każdym razem było jej znacznie lepiej niż poprzednio, jak dobrze i swobodnie się z nim czuła, mogąc doświadczać nowych to doznań, mając pewność, że pod względem seksu z pewnością nigdy nie zaczną się sobą nudzić.
    Jęknęła cicho, gdy rozpoczął pieszczotę jej piersi, a przyjemny dreszcz kolejny raz przeszedł wzdłuż jej kręgosłupa. Rozchyliła wargi, odchylając mocniej głowę do tyłu i ułożyła dłonie na jego głowie, przyciskając go odrobinę mocniej do siebie, oddychając przy tym ciężko. Była zawiedziona, gdy przerwał, nic jednak nie powiedziała. Spojrzała jedynie w jego zamglone oczy, aby rozpocząć składanie pocałunków na jego żuchwie, jeden po drugim, aż obcałowała całą szczękę i ze spokojnym sumieniem mogła wpić się w jego wargi żarliwie, jakby robiła to po raz pierwszy po bardzo długiej przerwie. Zamruczała cicho, zaciskając zęby na jego górnej wardze.
    — Dziękuję za pozwolenie — wyszeptała cicho, gdy uwolniła w końcu spomiędzy zębów jego wargę i odsunęła się na kilka milimetrów, aby móc raz jeszcze spojrzeć w te spojrzenie, które sprawiało, że robiło jej się przyjemnie ciepło. Zagryzła tym razem swoją wargę i przechyliła delikatnie głowę, nie mogąc nacieszyć oczu widokiem jego rumianej na policzkach twarzy. Nigdy wcześniej nie przyglądała mu się z aż taką uwagą, podczas zbliżenia. Uśmiechnęła się nagle szeroko, wciąż nie odrywając spojrzenia od jego twarz — pieprzyć tę śmietanę — wymruczała cicho, dłońmi sunąc po jego ciele, popychając go, aby ponownie się położył i powróciła do dotykania go i sunięcia dłońmi po jego torsie, do momentu, gdy natrafiła na gumkę od dresowych spodni. Chwyciła ją wraz z gumką od bokserek, a następnie zsunęła pospiesznie, chcąc jak najszybciej pozbyć się jego ubrania.
    Jęknęła głośno, gdy poczuła nabrzmiałą męskość na swoim wzgórku łonowym i przymknęła oczy, oddychając głęboko. Oboje kleili się od słodkiej śmietany, jednak Elle to nie przeszkadzało, tak samo jak nie przeszkadzał jej fakt, że jej odrobina wybrudziła również pościel. Podparła się dłońmi o tors ukochanego i nie mogąc dłużej wytrzymać nasunęła się na niego, odchylając się odrobinę do tyłu, a następnie poruszyła delikatnie biodrami, siedząc na nim i czując go w sobie.
    — Mogłabym zaczynać tak każdy dzień — wyjęczała cicho, z zamkniętymi oczami rozkoszując się przyjemnością płynącą z ich zbliżenia, nie poprzestając rytmicznego, acz powolnego poruszania. Przeniosła jedną z dłoni na udo Arthura, podpierając się z tyły i jeszcze bardziej odchylając się w tył. Westchnęła głośno, było jej tak dobrze i przyjemnie, że nie chciała aby ta chwila kiedykolwiek miała swój koniec.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  34. Zacisnęła tylko mocniej palce w miejscach, w których trzymała dłonie i pozwoliła Arthurowi na przejęcie kontroli, nie sprzeciwiała się, gdy nadał szybszego tempa, a jedynie dostosowała się, cały czas rozkoszując się tą słodką przyjemnością. Zawsze, gdy wyobrażała sobie przyszłość skupiała się raczej na tym, że chciałaby mieć dom i kochającego męża, a pod tym stwierdzeniem jawił jej się obraz niespodziewanych bukietów, czekającej na kuchennym blacie kawy czy rodzinnych obiadów przy jednym stole, w ogóle nie skupiając się na tym, że seks jest przecież ważny, a związek z Arthurem i te chwile, gdy mogli pozwolić zerwać się emocjom tylko ją w tym utwierdzał, dodatkowo przekonując, że przy swoim mężu nie musi się kompletnie niczego wstydzić, wystarczył jeden pocałunek pełen namiętności i Elle zapominała o wszystkich psychicznych barierach, które na co dzień powstrzymywał ją przed niektórymi działaniami.
    - Nie mów tak nawet – wyszeptała powoli i cicho, próbując zapanować nad własnym oddechem, który był nierównomierny i szybki – nie możesz mnie zostawić i dzieci, poza tym to tylko pięć lat różnicy – wyjęczała cicho – nie jesteś taki stary – ułożyła dłonie na jego barkach, wciąż próbując uspokoić swój szaleńczy oddech, lecz te zadanie nie było łatwe.
    - Przed chwilą mówiłeś, że... – przerwała, śmiejąc się i kręcąc głową. Opadła jednak na miękki materac, cały czas się przy tym uśmiechając i zamknęła oczy, biorąc głęboki oddech – skoro nalegasz, nie będę się kłócić – oznajmiła i uniosła delikatnie głowę chcąc zerknąć co zamierza jej mąż.
    Chłodna, lecz już nie tak zimna jak wcześniej śmietana sprawiła, że na jej rozpalonym ciele pojawiła się gęsia skórka, a sama dziewczyna zadrżała, wzdychając przy tym cicho. Ciche westchnięcie dało się usłyszeć kolejny raz, gdy mężczyzna nałożył drugą porcje słodyczy w znacznie wrażliwszym miejscu, a Villanelle wciąż nie doszła do siebie po pierwszym orgazmie, przez co już przeszedł po jej plecach przyjemny dreszcz.
    - Arthur – wyszeptała cicho imię ukochanego, gdy rozpoczął pieszczotę, a ona sama skupiła się na osiąganej przyjemności, zaciskając palce w jego włosach i oddychając ciężko, z każdym kolejnym jego ruchem czuła coraz większą przyjemność, rozpoczynając w końcu delikatnie poruszać biodrami. Jęknęła cichutko, odchylając głowę do tyłu i wyginając się w charakterystyczny łuk, jęczała głośno jego imię i wygrażała, że nie ma prawa teraz przestawać.
    - kocham cię, tak bardzo, bardzo, bardzo – wyszeptała zachrypniętym głosem, zaciskając mocno dłonie na materiale prześcieradła, dysząc przy tym ciężko.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  35. Czerwone rumieńce zdobiły jej policzki, a sama dziewczyna westchnęła głośno, opadając na miękki materac, mrucząc cichutko, gdy ukochany składał kolejne pocałunki na jej ciele, starając się przy tym uspokoić swój oddech, co wcale nie było łatwym zadaniem. Zwłaszcza, gdy nagle przyległ do jej warg, chciała trwać w tym pocałunku, jednak odsunęła się nieznacznie, zdając sobie sprawę, że mimo wszystko musi przecież oddychać.
    - Nie wiem co mam powiedzieć na takie wyznanie – szepnęła, wcześniej zalałaby się purpurą na twarzy, a teraz jedynie uśmiechnęła się subtelnie, gładząc policzek swojego męża i patrząc na niego z czułością. – ale... wrócimy do tego wieczorem... wieczorem jeszcze się nasłuchasz – dodała równie cicho.
    Spojrzała na niego pytająco gdy ją chwycił, ale pozwoliła mu na to i usiadła zgodnie z jego założeniami, opierając się o niego i uśmiechnęła się na jego słowa.
    - Myślałam, że jedyną księżniczką, jest Thea – zaśmiała się cicho, a następnie spojrzała na przygotowane dania i ułożyła wskazujący palec prawej dłoni na brodzie, mrużąc oczy, intensywnie zastanawiając się nad tym co właściwie chciałaby zjeść.
    - Koniecznie naleśniki – ułożyła wolną dłoń na swoim ciążowym brzuszku – musimy zacząć jeść chociaż odrobinę zdrowiej... mam wrażenie, że ostatnio jem tylko słodkości – westchnęła – ale to jak wrócimy dobrze? A teraz chcę dżemu i śmietany do tego – wyszczerzyła zęby w uśmiechu i cmoknęła go w czubek nosa, cały czas z wygiętymi w wesoły łuk ustkami. Zgodnie ze swoimi wcześniejszymi słowami chwyciła talerz z naleśnikami i nałożyła dodatki, aby westchnąć cicho, gdy połknęła pierwszy z kawałków.
    - W tej kawiarence niedaleko domu są dużo smaczniejsze – oznajmiła, kręcąc głową – pójdźmy tam, jak wrócimy, proszę – dodała, aby ułożyć dłoń na torsie męża i pogładzić jego ciepłą skórę – wiem, że mamy dużo planów na dzisiaj i chcę je wszystkie zrealizować, ale... może zajedziemy chwilę gdzieś pomiędzy na maleńkie zakupy? – przyozdobiła twarz niewinnym uśmiechem – no wiesz... pamiątki! Dla naszych maleństw – powiedziała, wzruszając przy tym lekko ramionami i krojąc sobie kolejny kawałek naleśnika, szybko go zjadając. Nim zdążyła się zorientować żołądek miała już pełen i wcale nie chciało jej się ruszać z pomieszczenia. Wizja leżenia w łóżku przez cały dzień z ukochanym mężem była czymś cudownym ale z drugiej strony nie miała pojęcia, kiedy ponownie będzie miała okazję do zwiedzania miasta.
    - Szybka kąpiel i ruszamy? – spytała, gdy widziała, że i Arthur kończy powoli swoje śniadanie.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  36. Blaise pokazywał swoją prawdziwą twarz tylko tym, którym naprawdę ufał i którzy znaczyli dla niego naprawdę bardzo dużo. Z Arthurem znał się już dobre kilka lat i z czystym sumieniem mógł przyznać, że chłopak jest jednym z jego najlepszych przyjaciół. To z kolei wiązało się równocześnie z tym, że architekt musiał cierpliwie znosić wszelkie pokłady troski i ‘braterskiej miłości’, jakie serwował mu pan prezes Ulliel.
    - Wiesz, że robię to wszystko tylko dlatego, że się o ciebie martwię. Nie mam zamiaru cię szpiegować ani cię sprawdzać, po prostu sam wiesz jak czasem bywało…- westchnął, rozsiadając się nieco bardziej na kanapie i przysuwając bliżej do przyjaciela – Znam cię nie od dziś, widziałem co potrafi się z tobą dziać i wiem, że nawet jeśli wszystko pozornie wygląda w porządku, nie do końca jest takie w rzeczywistości – wyjaśnił dalej, choć miał teraz ochotę ugryźć się w język i skarcić w duchu za to, że w ogóle porusza dziś ten temat. Arthur był chory, fakt, ale leczył się i dzięki temu funkcjonował dzięki temu zupełnie normalnie, tak, jak chociażby cukrzyk który przyjmuje insulinę czy astmatyk, który ratuje się wziewnymi lekami.
    - No dobrze, nawet jeśli ona wróciła i to nie jest jakiś chory wytwór twojej pokręconej wyobraźni...stary, ona cię zostawiła tutaj bez słowa i uciekła, a ty ot tak jej wybaczyłeś? Naprawdę ? To chore – oburzył się, podrywając się z miejsca i duszkiem wypijając przygotowanego przez barmana drinka. Doskonale wiedział, jak bardzo zależało mu na tej dziewczynie, ale nijak nie mógł uwierzyć w to, że miłość może go aż tak zaślepić. Morrison był wyjątkowo inteligentnym facetem, ale jeśli chodzi o sprawy związane z tą kobietą, zawsze działał pod wpływem emocji i płaszczył się przed nią niczym lokaj przed królową.
    - I z czego ty się cieszysz, co? Z tego, że wrabia cię w jakiegoś gówniaka? Nawet jeśli to twoje dziecko, ukrywała to przed tobą tyle czasu i jak gdyby nigdy nic jednak wyznała ci o nim prawdę? Jesteś głupi, jeśli to wszystko sprawia ci radość, zastanów się jak to wszystko wygląda i spójrz na to bardziej realnym wzrokiem…- pokręcił zrezygnowany głową i żeby jakkolwiek znieść te wszystkie rewelacje, szybko uraczył się kolejnym trunkiem. Nie był w stanie znieść na trzeźwo zachowania Arthura i naprawdę miał nadzieję, że ten jednak zmądrzeje i szybko pójdzie po rozum do głowy.
    - Zostałeś ojcem, świetnie, ale jak dla mnie to jest tutaj nad czym płakać, a nie nad czym się rozczulać. Ściągnij te różowe okulary i zobacz jak to wszystko wygląda z chłodnej perspektywy. Zostawiła cię, wyjechała, a teraz jak gdyby nigdy nic do ciebie wraca i jeszcze to ty masz się zmienić…Nie stary, wybacz, ale dla mnie to za dużo. Na twoim miejscu kazałbym jej spierdalać, najwyżej będziesz płacił alimenty, skoro nie potrafiłeś się wtedy dobrze zabezpieczyć – odetchnął ciężko, chowając twarz w dłoniach i wpatrując się ze współczuciem z przyjaciela. Ten facet zdecydowanie był cholernie nieprzewidywalny, ale Blaise nijak nie spodziewał się dzisiaj od niego aż takich rewelacji.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  37. Uśmiechnęła się tylko na jego słowa. Miała nadzieję, że wieczór będzie przyjemny i fatycznie będą mogli wybrać się na plaże, zgodnie z wcześniejszymi założeniami, a w ciągu dnia nie przytrafią im się żadne niespodzianki, które mogłyby pokrzyżować ich plany. Liczyła na ten wieczór, naprawdę. Na chwilę spokoju bez żadnych komplikacji. Musnęła jeszcze raz dłonią jego policzek, ostrożnie gładząc opuszkami palców jego żuchwę.
    — Królewskie małżeństwo Morrisonów… mm, brzmi dobrze — zachichotała wesoło, a później wygięła usta w smutną podkówkę — nie mogę i sama muszę zacząć się rozliczać, ty też powinieneś… jak wrócimy do Nowego Jorku nie możesz spełniać wszystkich moich jedzeniowych zachcianek. Nadmiar cukru szkodzi i może doprowadzić do cukrzycy ciążowej — westchnęła, zerkając na naleśniki — dlatego jeszcze dzisiaj i jutro się nimi najem, ale od powrotu do domu, koniec z tym. Może tylko trochę żelek — ostatnie zdanie wypowiedziała z niewinnym uśmiechem, lekko wzruszając przy tym ramionami.
    — Chcesz wrócić do NYC bez pamiątek z LA?! No wiesz co… koniecznie musimy coś kupić. Magnes na lodówkę i jakaś ładną pocztówkę… i może jakąś bluzeczkę, albo śpioszki dla dzieci z napisem I love LA… albo takie skarpeteczki — na samą myśl zakupów dla dzieci na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech, którego nie umiała powstrzymać. Starała się nie poruszać często tematu ich maleństw, ale nie była w stanie. Za bardzo kochała już ich oboje, aby ciągle unikać rozmów na ich temat. Zwłaszcza gdy chodziło o kupno maleńkich ubranek. Mówiąc, szła za nim do łazienki — oczywiście, potrafię nad sobą zapanować… nie wiem co ty sobie w ogóle myślisz — pokręciła głową, zerkając w ich lustrzane odbicie i uśmiechnęła się odrobinę szerzej. Uśmiechnęła się, gdy wciągnął ją do kabiny prysznicowej, pod strumień przyjemnie ciepłej wody. Odetchnęła głęboko, czując ja ta spływa po jej ciele.
    — Tak… już ustaliliśmy, że będzie wanna w naszym pokoju — wymruczała cicho, przeczesując mokrymi dłońmi włosy, aby i te się porządnie zmoczyły. Uśmiechnęła się, gdy chwycił żel i ułożył dłonie na jej ramionach, przymykając przy tym delikatnie oczu i oddychając głęboko. Uwielbiała czuć na sobie jego dłonie, było jej wtedy tak ciepło i przyjemnie. Nie musiałby robić nic więcej, poza przytulaniem jej, a byłaby naprawdę szczęśliwa. Otworzyła jedno oko, gdy zatrzymał dłonie, a słysząc go przechyliła głowę i otworzyła szeroko oczy.
    — Co? — rozchyliła wargi, wpatrując się jak jej mąż właśnie zamierzał zostawić ją samą. Wpatrywała się przez chwilę w niego, ale on naprawdę to zrobił. Wyszedł i stanął przy umywalce, a Elle nie miała pojęcia co zrobić i musiała walczyć sama ze sobą. Wciągnięcie go z powrotem i złożenie pocałunku na jego wargach było dobrym pomysłem, ale opóźniłoby ich wyjście o kolejne kilkadziesiąt minut. — Chcę cię tu — wymruczała cicho — ale… im szybciej wrócimy z powrotem do hotelu, tym szybciej przestaniemy się czymkolwiek przejmować — dodała i westchnęła cicho, a później zamknęła za Arthurem szklane drzwi i posłała mu ciepły uśmiech, skupiając się na zmyciu z siebie klejących się śladów śmietany.
    Uśmiechnęła się stojąc przed lustrem, musiała przyznać, że Arthur trafił idealnie pakując jej rzeczy, bo gdy tylko zobaczyła czerwoną sukienkę bez ramiączek do kolan uśmiechnęła się szeroko, gdyż była to jedna z jej ulubionych letnich sukienek, do tego cienka koszula dżinsowa i ulubione trampki.
    — Przyznaj się, ktoś ci pomagał z tymi ubraniami — zaśmiała się, ostatni raz przesuwając szczoteczką od maskary po swoich rzęsach.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  38. Lubiła ubierać się elegancko i bardzo cieszyła się ze swoich praktyk, bo to właśnie tam mogła zadowolić się w ten sposób. Białe koszulowe bluzki były czymś co pokochała równie mocno co trampki czy adidasy. Najswobodniej czuła się jednak w swoim ulubionym swetrze i legginsach, chociaż dobrze wiedziała, że ten strój nadaje się raczej tylko do domu lub na szybkie wyjście do sklepu gdzieś w pobliżu. Elle nie miała nigdy jasno określonego stylu, miała jedynie zastrzeżenia co do wzorów na ubraniach i ilości świecących elementów, te drugie nie miały racji bytu, z pierwszymi lubiła się tylko w wyjątkowych sytuacjach. Sukienka, którą na sobie miała była jej ulubioną, bo uważała, że w czerwonym kolorze jest jej wyjątkowo do twarzy i czuła się w nim dobrze. W całym stroju, który miała na sobie czuła się po prostu dobrze, a to, że materiał sukienki był na tyle rozciągliwy, że bez problemu się jeszcze w nią mieściła sprawiał, że tylko sobie ubranie plusowało.
    — W zasadzie to tak dosłownie i wprost to w sumie nie bardzo — zaśmiała się wesoło, gdy stanął za nią i ją objął. Odłożyła tusz do rzęs na umywalkę i spojrzała w lustro, uśmiechając się promiennie. Musiała przyznać, że wyglądała dzisiaj naprawdę dobrze — to wszystko twoja zasługa — zaśmiała się, mając oczywiście na myśli hormony związane z ciążą. Zaczynał się drugi trymestr i to był ten cudowny czas, o którym pisali w poradnikach. Miała nie być już tak zmęczona, jej cera miała poprawić, a włosy zagęścić i zacząć błyszczeć. Musiała przyznać, że coś w tym było, bo faktycznie czuła się lepiej i chyba faktycznie wyglądała dużo lepiej niż wcześniej, albo w końcu zaczęła dochodzić do siebie po wszystkich przeżytych stresach, które zaczęły się w dniu wypadku Arthura i to wtedy Elle wyglądała najgorzej.
    Przed wyjściem z pokoju wzięła małą torebkę w której w zasadzie mieścił się tylko portfel, telefon, błyszczyk i paczka chusteczek. Była gotowa na podbój Los Angeles wraz ze swoim mężem.
    Odwzajemniła pocałunek, a gdy odsunęli się od swoich ust, przetarła opuszkiem palców jego wargi, ścierając z nich resztki błyszczyku.
    — Pierw aptekę — zaśmiała się cicho — a później możemy sprawdzić jak to najlepiej logistycznie rozegrać — wzruszyła ramionami. Wolała zwiedzanie zorganizować tak, aby nie musieli z punktu do punktu jechać przez całe miasto czy iść nie wiadomo, jak długo — możemy zacząć od alei gwiazd i napisu Hollywood… nie mam pojęcia ile to nam może zająć, ale później możemy pojechać bardziej w centrum, albo halę przenieść na jutro.
    Uśmiechnęła się wesoło, gdy znaleźli się na poziomie zero i drzwi windy się rozsunęły. Znów westchnęła na widok lobby. Wczorajszego dnia zachwycała się wnętrzem, ale chyba dopiero dzisiaj do niej dotarło, jak było tu pięknie.
    — Możemy też zapytać w recepcji co nam polecają… i koniecznie musimy porobić sobie dużo zdjęć. To w końcu nasza podróż poślubna! Chcę mieć dużo pamiątek — chwyciła jego dłoń i splotła ich palce, równając krok z mężem.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  39. Zaśmiała się wesoło na jego reakcję, kręcąc przy tym głową.
    — Och. Oczywiście dzisiejszy, poranny seks również ma na to ogromny wpływ — dodała przestając się śmiać, ale tylko po to, aby po chwili uśmiechnąć się czule do swojego męża i spojrzeć na niego spojrzeniem pełnym miłości.
    Nie wiedziała jeszcze gdzie chce trzymać zdjęcia. Na ten moment najważniejsze było to, aby zrobić ich jak najwięcej. Już widziała, jak jednego z wieczorów siadają wspólnie i wybierają te najlepsze, które zasłużą sobie na wywołanie i umiejscowienie ich w ich mieszkaniu, tak aby za każdym razem, gdy będą na nie zerkać, mogli sobie przypomnieć dobre chwile. W rodzinie Elle to ciotka Katie zawsze miała bzika na punkcie robienia zdjęć, ale to zdecydowanie udzieliło się i brunetce.
    — Nie będziemy wieszać zdjęć, które mogłyby wprowadzić w zakłopotanie nasze dzieci. Mają wiedzieć, że w nas mają oparcie, a dom to bezpieczne miejsce — uśmiechnęła się — chociaż pewnie one i tak jak dorosną uznają, że te zdjęcia są nieodpowiednie — wzruszyła ramionami. Nigdy nie miała tego problemu, bo imprezę w domu zrobiła jeden jedyny raz, a gdy ojciec się dowiedział, nie był za bardzo zadowolony z tego faktu i dał jasno dziewczynie do zrozumienia, że to się ma więcej nie powtórzyć, co w zasadzie miało swoje plusy.
    Chwyciła ulotkę, którą jej wręczył i rozłożyła ją, uważnie wpatrując się w zawarte w środku obrazki i czytając powoli opis miejscowych atrakcji. Przeniosła spojrzenie z ulotki na twarz Arthura gdy zaczął mówić i w pierwszym odruchu zmarszczyła delikatnie brwi, bo przecież on sam zaproponował te miejsce. Nie minęło kilkanaście sekund, a na jej twarzy pojawiło się zatroskanie.
    — Wcale nie musimy tam iść myszko, jeżeli masz się źle czuć lub… — przerwała. Nadal nie wiedziała w jaki dokładnie sposób choroba objawia się u Arthura i trochę się tego obawiała. Wiedziała jednak, że musi być silna i chociaż zaakceptowanie faktu, że jej mąż choruje w ten sposób wcale nie było łatwe, musiała się z tym pogodzić — naprawdę, myszko. Nie zależy mi. Wolałabym wejść pod napis, ale nie wiem czy nie musiałbyś mnie tam wnieść… moja kondycja raczej nie jest najlepsza — uśmiechnęła się, odnajdując jego dłoń i splotła ich palce, odrobinę mocniej zaciskając swoje na grzbiecie jego dłoni.
    — No dobrze — przytaknęła na jego plan, zaraz po wyjściu z pomieszczenia. Spojrzała na niego, gdy musnął jej wargi i nim się zorientowała co mają dalej robić, już wpatrywała się w jego plecy. Pokręciła delikatnie głową i sięgnęła w tym czasie po swój telefon, aby napisać do mamy wiadomość, jak tam ich kruszynka i czy na pewno wszystko jest w porządku. — Co ty właściwie… — spojrzała na przedmiot trzymany w jego rękach i zaśmiała się, nie zdążyła nawet zaprotestować, a plastikowy diadem już zdobił jej głowę. — I co… mam teraz w niej chodzić? — Zaśmiała się wesoło. Zamiast schować telefon do torebki, odblokowała go i stanęła obok Arthura, a po chwili włączyła przednią kamerę i uśmiechnęła się szeroko, zrobiła zdjęcie, a po chwili dała soczystego buziaka w policzek męża i również zrobiła zdjęcie. — Pierwsze za nami… dodam je później na instagram… nie masz nic przeciwko? — uniosła brew, oczekując odpowiedzi. Chwyciła ponownie dłoń męża i z szerokim uśmiechem, i wciąż z koroną na głowie ruszyła w stronę taksówek.
    — Powinieneś sobie też kupić, tak swoją drogą — powiedziała, opierając głowę na jego ramieniu, gdy usiedli już na tylnej kanapie samochodu i poinformowali dokąd zmierzają — poza tym, ale mi się trafiło… z mamą robiłam zawsze takie z diamentami i brokatem, jak byłam mała — powiedziała, ściągając ozdobę z głowy, gdy samochód zaczął zwalniać, a kierowca oznajmił, że zatrzyma się tutaj, bo później może być problem z zatrzymaniem i poinstruował, że za rogiem zaczyna się aleja.
    — Miałeś racje, naprawdę sporo tu ludzi. Jesteś pewien, że na pewno chcesz? — spojrzała na niego gdy wyszli zza rogu i dostrzegła zbiorowisko turystów.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  40. — No dobrze… ale od razu masz mi powiedzieć, jak cokolwiek będzie nie tak, jak być powinno, dobrze? Wtedy od razu się wycofujemy — niby poprosiła, ale tak naprawdę nie zamierzała przyjmować żadnego sprzeciwu. Martwiła się po prostu o niego i liczyła, że będzie rozsądny i gdy faktycznie coś się zadzieje, nie będzie udawał, że wszystko jest w porządku.
    Spojrzała na niego, zastanawiając się co to dokładnie za pomysł, bo musiała przyznać, że bardzo ją zainteresował.
    — Szaleństwo, a odwaga to dwie różne rzeczy… — powiedziała z uśmiechem. Poza tym była pijana, gdy poprosiła aby ją pocałował, a tak naprawdę wszystko do tego pocałunku się zaczęło i nie miała pojęcia, czy gdyby była trzeźwa doszłoby do tego wszystkiego, co miało miejsca na tamtej, pamiętnej imprezie.
    — No wiesz… to w zasadzie będzie nasze pierwsze, wspólne zdjęcie w internecie — spojrzała na niego, delikatnie wzruszając ramionami. Na czas San Diego całkowicie zrezygnowała z używania social mediów i musiała przyznać, że to nie było złe. Nagle miała mnóstwo wolnego czasu, który mogła spędzić w ciekawy sposób, a od powrotu do Nowego Jorku dodała może z dwa, trzy zdjęcia, które przedstawiały budynki i jej komentarze pełne zachwytu. — Jeszcze mi powiedz, że mam tak podpisać te zdjęcie. Ja królowa i mój bóg seksu — zaśmiała się, a po chwili przygryzła wargę, wpatrując się w oczy swojego ukochanego. Nie zastanawiałaby się dwa razy, gdyby Arthur nie był wykładowcą na uczelni. Wiedziała, że są bezpieczni, ale jednak były pewne granice. Zwłaszcza, że mnóstwo koleżanek z poprzedniej grupy ją obserwowało.
    — Nie wiem, to na pewno jakieś oszustwo, fotomontaż, albo wklejają swoje sylwetki do zdjeć z internetu — mruknęła, patrząc przed siebie i zastanawiając się czy w tym tłumie znajdą odpowiednie gwiazdy. Przeniosła spojrzenie spod nóg na niego i uśmiechnęła się, gdy zaczął mówić o swoim pomyśle. — Arthur. Jesteś moją bratnią duszą. Zawsze chciałam to zrobić. Miałyśmy nawet kiedyś taki plan z Heather i Lily… miałyśmy sobie zrobić zdjęcie będąc toples — wyszczerzyła się wesoło, a po chwili uśmiech zszedł z jej twarzy. — O tak… bez korony tam nie wejdę o ile się zdecydujemy. Nie wiem naprawdę czy dam radę… jeszcze mam sukienkę i podwójnie utrudnione zadanie — mruknęła, zaciskając wargi w wąską linię. Przeczesała kosmyki włosów dłonią i zerknęła pod nogi, sprawdzając przy czyjej gwieździe są.
    — Kermit! — zatrzymała się, wskazując Arthurowi palcem w dół — chcę, koniecznie. Te jedno mi wystarczy — szeroki uśmiech ponownie zagościł na jej ustach i stanęła pomiędzy ramionami gwiazdy, wyciągając rękę w stronę Arthura, aby stanął po drugiej stronie — a ty? Kogo szukamy dla ciebie? — spojrzała na niego mrużąc delikatnie oczy, gdyż słoneczne promienie raziły ją, gdy spoglądała w tym momencie na ukochanego.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  41. — Przestań, nie podpiszę tak tego zdjęcia, a na pewno nie hashtagami takimi — uśmiechnęła się i westchnęła cicho, słysząc jego szept i ciepły oddech otulający jej ucho — dodam je później i później będę się zastanawiała nad jakimkolwiek podpisem — powiedziała spokojnie, zerkając na telefon i ich zdjęcie ostatni raz i schowała go to torebki, poprawiając pasek torebki na ramieniu i ją samą tak, aby opierała się na jej biodrze. Nie była przewrażliwiona, ale wolała jednak mieć ją z przodu i poczuć, gdyby w tłumie znalazł się jakiś kieszonkowiec.
    — Nigdy! — Zaśmiała się wesoło, wzruszając delikatnie ramionami — wiesz… plan był taki, że miałyśmy być tam we trzy i… nieważne.. Ale takie zdjęcie tylko dla mojego męża, zdecydowanie muszę przemyśleć — dodała, ponownie poprawiając sobie włosy — no nie wiem… jeszcze się będziesz za długo patrzył i zapomnisz, że masz mi pomagać! — zaśmiała się kolejny raz tego dnia, czując się po prostu szczęśliwą i wolną. Ten dzień był wyjątkowy i wierzyła, że zostanie tak już do końca, pomimo, że był to dopiero początek.
    Wychyliła się, aby zerknąć w ekran jego telefonu i spojrzeć na zdjęcia, które zrobił. Uśmiechnęła się czule na te, na którym było widać brzuszek i trampki, i automatycznie ułożyła na wypukłości swoją dłoń. Spojrzała na bruneta czekając, aż powie przy czyjej gwieździe chciałby mieć zdjęcie. Zaniepokojona zacisnęła usta i spojrzała na niego, gdy nagle przerwał.
    — A? — powtórzyła, uważnie mu się przyglądając. Oblizała nerwowo wargi obserwując jak stoi, czuła, że coś jest nie tak, gdy zauważyła nagle kropelki potu. W momencie, w którym spojrzał w jej oczy i chwycił mocno jej dłoń zrozumiała o co chodzi. Przełknęła śliną i wsłuchała się uważnie w jego prośbę. Przez chwilę patrząc po prostu w jego oczy — oczywiście myszko — powiedziała i sama zacisnęła odrobinę mocniej palce na jego dłoni, jakby chcąc mu dać znać, że tutaj jest. Nie była pewna, czy ma stać w miejscu i do niego mówić, czy powinni ruszyć z powrotem w miejsce, z którego przyszli — opowiedzieć coś, opowiedzieć… ja… wiesz, ja… opowiadałam ci już, jak pierwszy raz mama puściła mnie na imprezę do koleżanki? Nie… to, to opowiem. Ta historia nie jest jakaś super, ale… miałam chyba szesnaście lat, albo siedemnaście. Tak siedemnaście — zmarszczyła delikatnie brwi i była na siebie zła, bo jak na złość miała w głowie pustkę i nic ciekawego i godnego uwagi nie przychodziło jej do głowy. Chwyciła mocniej jego dłoń i rozejrzała się dookoła, powoli ruszając do przodu, kontrolując czy Arthur ma coś przeciwko — jej rodzice wyjechali na tydzień gdzieś w góry, chyba do Europy w Alpy, ale to nie jest ważne. No i to miało być małe spotkanie w naszym gronie, ale ona chciała zrobić wrażenie na swoim starszym kuzynie, przyszedł z jakimiś znajomymi. No i oni przynieśli alkohol, dużo alkoholu. Mama prosiła, żebym wróciła o północy do domu, a ja w tym czasie piłam którąś kolejkę wódki. No i ten kuzyn chciał mi zrobić żart, powiedzieli, że niby dzwoniła moja mama i koniecznie mam do niej oddzwonić. Wiesz, oddzwoniłam, ale ona wcale nie dzwoniła, ja już raczej niewyraźnie mówiłam, a jak na złość odebrał mój tata… przyjechał po mnie i chciał mnie wyprowadzić siłą… ktoś coś powiedział, a ten kuzyn koleżanki rzucił się na niego z pięściami — mówiąc cały czas powoli robiła małe kroki, nie zeszli jeszcze z alei, ale znajdowali się na jej początku, gdzie nie było, aż tylu turystów — mam, mówić dalej? Artie… Artie, wszystko dobrze? — szepnęła, ale nie czekając na jego odpowiedź, na wszelki wypadek zaczęła kontynuować — no i tata strasznie się wtedy wkurzył… wiesz, chyba nie spodziewał się, że jakiś nastolatek rozwali mu łuk brwiowy.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  42. Odetchnęła głęboko, z wyraźną ulgą gdy Arthur się odezwał. Miała już skomentować jego słowa, ale jedyne co zdążyła zrobić to rozchylić delikatnie usta i wydusić z siebie bliżej nieokreślony dźwięk. Ułożyła jedną dłoń na jego karku, delikatnie gładząc zwilżoną potem skórę. Wystraszyła się, gdy zrozumiała co się tam zaczęło dziać. Była mu wdzięczna, że powiedział wcześniej, że coś może się wydarzyć, że ją poprosił i pomoc i dał znać w odpowiednim momencie. Mimo wszystko bała się, że nie będzie umiała mu pomóc. Nie wiedziała, jak dokładnie to wszystko wygląda, ale teraz czuła ulgę i dumę, że sobie poradziła. Chociaż dłonie, zaczęły jej delikatnie drżeć.
    — Nie masz za co dziękować, myszko — wyszeptała, nadal trzymając rękę na jego karku. Wystraszyła się, ale wiedziała, że musi zagryźć zęby. Uniosła słabo kąciki ust i przymknęła na chwilę oczy — przecież na dobre i na złe — również wypowiedziała szeptem. W tym momencie zrozumiała, jak wielką krzywdę wyrządziła mu swoją ucieczką, jak bardzo to się na nim odbiło i mimo wszystko fakt, że raz zniknęła pozostał zakorzeniony na tyle, że i teraz się tego obawiał. Nie mogła go za to winić, dlatego nawet nie pisnęła nic więcej i tylko uśmiechnęła się. — Też cię kocham, bardzo mocno wiesz o tym, prawda? — dodała, po chwili kiwając głową na jego pytanie. Wzięła głęboki oddech, bo sama też tego potrzebowała. Chwili w jego objęciach, aby uspokoić samą siebie i nie pokazać mu, jak bardzo sama to przeżyła.
    — Wiesz, on nie miał pojęcia kim jest mój tata… a go powstrzymywał fakt, że ten kuzyn wciąż był niepełnoletni — powiedziała cicho — w każdym razie wróciłam do domu rano, ze strasznym kacem, a rodzice tylko na to czekali, aby dać mi kazanie — wzruszyła lekko ramionami i spojrzała na Arthura z lekkim uśmiechem. Gdy uwolnił ją ze swoich ramion, dziewczyna chwyciła dłoń ukochanego.
    — Chcesz wrócić do hotelu, myszko? — spojrzała na niego zatroskana. Nie miała pojęcia czy teraz wszystko będzie tak, jak wcześniej czy może konieczne było jeszcze wyciszenie. — Wiesz, ja… chciałabym kiedyś… ale przed porodem pójść z tobą do lekarza. Nie chcę, nie chcę się narzucać, nie chcę uczestniczyć w terapii, jeżeli tego nie chcesz, ale… ale chcę po prostu wiedzieć, jak się zachowywać Artie… to, teraz wystarczyła jakaś historyjka, a jak, jak kiedyś nie wystarczy mój głos? — spojrzała na ukochanego, puszczając jego dłoń, ale tylko po to, aby chwycić go pod łokciem i wtulić policzek w jego ramię.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  43. Wpatrywała się w niego, gdy tylko mogła i uśmiechała się słabo kącikami ust. Słysząc jego pytanie skinęła delikatnie głową. Doskonale pamiętała co powiedział. To był jeden z najgorszych okresów jakie mieli w swoim związku, mieli kryzys. Okropny. Elle chciała by wymazać z pamięci tamte dnie, ale dobrze wiedziała, że życie nie działa w ten sposób i musiała po prostu pogodzić się z tym, co się wydarzyło. Zagryzła delikatnie wargi. Mieli nie wracać do przeszłości, a teraz Arthur sam wspomniał o tym nieprzyjemnym czasie.
    — Pamiętam — szepnęła cicho, nadal mu się przyglądając. Po usłyszeniu kolejnych słów, chwyciła jego dłoń i przycisnęła mocniej sobie do policzka, wtulając się w nią. Znów poczuła ulgę, bo to działo się naprawdę. Naprawdę zaczynali wszystko od nowa, a wyjazd im w tym pomagał. Co prawda wolałaby, aby zrozumiał to w innym i mniej stresującym momencie, ale może właśnie tego oboje potrzebowali. Świadomości, że mogą na siebie już zawsze liczyć, nie ważne, jak bardzo będzie źle, oni zawsze będą obok siebie.
    — Thea nie będzie chodziła na imprezy, Mattie też nie — powiedziała cicho — pomyśl sobie co my robiliśmy, a ponoć za czasów rodziców było inaczej. To teraz sobie wyobraź co oni będą robić. Zero wyjść po osiemnastej z domu — oznajmiła stanowczo, ale na koniec uśmiechnęła się leciutko. Miał rację, w swoim życiu wysłuchała się wielu wywodów rodziców, w pierwszej kolejności ignorowała je, jednak po czasie rozumiała dlaczego to właściwie robili i wyciągała z nich nauki.
    — Dobrze wiesz, że nie — ścisnęła jego dłoń i uśmiechnęła się — tylko musisz mi obiecać, że nie zapomnimy kupić pamiątek — westchnęła ciężko słysząc jego kolejne słowa i zagryzając dolną wargę chwyciła delikatnie jego podbródek i nakierowała tak, aby na nią spojrzał — nie będę się gniewać i nie mam nic przeciwko, jasne? Postanowione, wracamy do hotelu kochanie. — W pierwszej chwili chciała mu powiedzieć, że te spa nie jest jej do niczego potrzebne, ale on wyciągnął te ulotkę, a pierwsze co wpadło w oko Elle było opisane, jako romantyczny pakiet dla dwojga. Zagryzła wargę i spojrzała na męża, podsuwając mu pod nos ulotkę zaznaczając palcem na co ma spojrzeć — wiesz, że nie lubię wydawać pieniędzy, na niepotrzebne rzeczy i teoretycznie moglibyśmy sobie sami zorganizować coś takiego, ale to wygląda na coś, co by nam się teraz przydało — mruknęła z lekkim uśmiechem, czując jak na jej twarz wkradał się uśmiech.
    Uniosła nieco głowę, gdy wplótł palce w jej włosy i zaczął mówić. Słuchała go z największą uwagą, a serce zaczęło jej kołatać. Wstrzymała oddech, bo nie wiedziała, jak ma zareagować na jego słowa. Była lekarstwem. To dobrze, czy źle. Kochał ją, czy tylko mu się wydawało, że ją kocha bo było mu przy niej lepiej? Przełknęła ślinę, czując, że cisza pomiędzy nimi zaczęła trwać za długo.
    — To… — skoro starczyła mu świadomość, nie musiałby z nią być. Czyli ją kochał. Musiał ją kochać… spojrzała na niego, a po chwili potrząsnęła delikatnie głową. Nie chciała brać wszystkiego do siebie zero jedynkowo, ale coś poczuła w sercu i nie była pewna, czy powinna właśnie to czuć. — To brzmi bardzo uroczo — szepnęła w końcu, chociaż tak naprawdę chciała powiedzieć zupełnie coś innego. Chciała zadać jedne pytanie, ale uznała, że to nie miejsce ani czas. — Powinniśmy wrócić już do hotelu, myszko. Ja w zasadzie też czuję się zmęczona… to chyba przez temperaturę. Odwykłam od ciepła i jakoś tak, duszno tu — powiedziała uśmiechając się do niego i chwytając jego dłoń, skierowała się bliżej ulicy, gdzie zatrzymała się przy krawężniku, aby z łatwością złapali taksówkę. Ta zatrzymała się przy nich po może minucie, maks dwóch.
    — Jeju… nawet nie spojrzałam, jak się nazywa nasz hotel — mruknęła do Arthura, prosząc go tym samym, aby podał kierowcy dokąd właściwie ma ich zawieźć.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  44. Nie była pewna co powinna w tym momencie zrobić, a kolejne słowa Arthura tylko wprowadziły w jej sercu większe zamieszanie. Z jednej strony cieszyła się, że była w stanie mu pomóc w ciężkich chwilach i wcale nie musiała się przy tym w jakiś szczególny sposób gimnastykować, bo wystarczyło, że była blisko i do niego mówiła. Z drugiej, czuła delikatny niepokój, a w to wcale jej się nie podobało, a tylko martwiło. Jeszcze chwilę temu była pewna, że ją kocha… a teraz zaczęła się zastanawiać, czy ich związek stworzony został z miłości.
    Nie odzywała się za dużo w taksówce. Trzymała jego dłoń, ściskając ją mocniej od czasu do czasu, ale głównie wpatrywała się w okno i spoglądała na mijane ulice, odzywając się raczej w temacie tego co właśnie zobaczyła.
    Zamknęła za sobą drzwi samochodu i spojrzała na swojego męża, gdy ten nie wszedł od razu do środka budynku.
    — Pewnie…zresztą, nie wiem czy te spa tak od razu to dobry pomysł — powiedziała cicho, chwytając delikatnie dłoń Arthura, na której błyszczała obrączka, a kąciki jej ust drgnęły delikatnie. Przejechała opuszkami palców po krążku znajdującym się na jego palcu i podniosła głowę, aby spojrzeć w oczy Arthura. Nie robiłby przecież tego wszystkiego, gdyby jej naprawdę nie kochał… Wszystko było do tej pory przecież dobrze i nie zwątpiłaby w to, nawet na chwilę. — Kocham cię — szepnęła cicho, puszczając jego dłoń, aby przyłożyć policzek do jego torsu i przymknąć na chwilę oczy. Wzięła większy oddech, zaciągając się jego zapachem i odsunęła się, by wejść w końcu do środka i skierować swoje kroki do windy. Wiedząc już gdzie mają pokój, wcisnęła przycisk z ich piętrem i weszła do środka, opierając się o jedną ze ścian. Ściągnęła torebkę, aby po chwili ściągnąć też koszulę i przerzuciła je sobie przez przedramię, uśmiechając się.
    — Co takiego właściwie chcesz zrobić? — Spojrzała na Arthura z delikatnym uśmiechem, przypatrując się uważnie jego twarzy, jakby chciała z niej wyczytać odpowiedź, jednak nie na zadane przez siebie przed chwilą pytanie, a dręczące ją wątpliwości. Winda, zdawało się jechała w mniemaniu dziewczyny dziwnie powoli, kiedy nagle dało się usłyszeć trzask, a urządzenie zamiast płynnie przesuwać się w górę, zaczęło przeskakiwać jakby o kolejne kółka zębate, aż w końcu się zatrzymało całkowicie. Elle, gdy tylko usłyszała niepokojący dźwięk, chwyciła mocno dłoń ukochanego i przysunęła się bliżej niego.
    — O nie! — wydusiła z siebie, gdy zorientowała się co takiego właśnie się stało. Podeszła do panelu z przyciskami i od razu wcisnęła ten czerwony, alarmowy przycisk.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  45. Uśmiechnęła się tylko blado na jego słowa. Poprawiła materiał koszuli zwisający z jej ręki i odchylając głowę do tyłu, westchnęła cicho i przymknęła powieki. No właśnie, powinna wiedzieć i odrzucić w końcu tę myśl, że jest z nią tylko z jednego powodu, ale to jak na złość uczepiło się jej.
    — Wiem, że nie zdążyliśmy wiele zrobić i nie mam czym być zmęczona, ale naprawdę zaczęłam je odczuwać. W sensie zmęczenie — mruknęła cicho — poza tym myślę, że tutaj w hotelowym spa raczej opcja dla dwojga wygląda odrobinę inaczej… możemy to przesunąć w czasie? Pójdziemy, ale po prostu za godzinkę? Zrobię sobie tylko krótką drzemkę — spojrzała na niego, poszerzając delikatnie uśmiech. Musiała się na czymś skupić. Na czymś co oderwałoby ją od niepokojących myśli. Dlatego, gdy Arthur zaczął mówić co chce zrobić wbiła w niego swoje spojrzenie.
    — Możesz narysować mnie, jak będę spać — wtrąciła mu się w zdanie, gdy oznajmił, że będą to bazgroły, nerwowo rozglądając się dookoła. Nie podobało jej się to co właśnie się stało. Dwadzieścia cztery, pieprzone godziny bez żadnej katastrofy nie były im dane, o czym przekonała się już gdy byli na alei gwiazd, ale zacięcie w windzie to była przesada, a Elle naprawdę zaczynała mieć tego dosyć. Zacisnęła mocno wargi, próbując powstrzymać drżenie szczęki, ale gdy światło zgasło w pomieszczeniu, nie miała już nawet siły na tę jedną, drobną czynność.
    — W jak najlepszym — odpowiedziała burknąwszy sarkastycznie, szybko jednak ganiąc się samą w myślach — przepraszam, to nie twoja wina… przepraszam — dodała szybko, czując uspokajające ruchy dłoni Arthura. Ciepłe ślady, które pozostawiał na jej ramionach, przynosiły ukojenie — nie mów tak… po prostu, po prostu życie robi wszystko, żebyśmy mieli co wspominać — wymamrotała niewyraźnie, rozglądając się nerwowo dookoła, chociaż w tej ciemności nie widziała kompletnie nic.
    — Zaczekaj… gdzieś czytałam kiedyś, że nie powinno się nic robić — podeszła do niego, gdy stał przy drzwiach — powinniśmy chyba po prostu poczekać… może to awaria prądu? Może… może spróbujmy zadzwonić na recepcje? Bo wciskanie tych alarmowych guziczków nie ma najmniejszego sensu — bała się, że jeżeli zaczną kombinować i jakoś udałoby im się nawet otworzyć drzwi…co jeżeli któreś z nich akurat by próbowało się wydostać, a winda akurat by ruszyła? Potrząsnęła głową, odrzucając od siebie negatywne myśli. — Może… może usiądźmy i poczekajmy chwile? Jak zaraz nic się nie ruszy, zastanowimy się co dalej? Ale na pewno… nie możemy się siłować z drzwiami, to niebezpieczne — poza tym nie miała w torebce nic co mogłoby pomóc. Telefon komórkowy i portfel… w którym były pieniądze jak i różne karty, ale te akurat prędzej by się złamały niż by im w jakiś sposób pomogły.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  46. — Teraz to nie brzmi dobrze, ale za kilka lat będziemy się z tego po prostu śmiali — powiedziała, mając nadzieje, że rzeczywiście tak to będzie wyglądało — dobrze wiesz, jak to jest… pierw się przez cos denerwujemy, a po dłuższym czasie pozostaje już tylko śmiech.
    Kiedy chwycił telefon ona sama stąpała z nogi na nogę, nie bardzo mając co z sobą zrobić. Ciasne pomieszczenie na szczęście nie przyprawiało ją o lęk, jednak bujna wyobraźnia zaczynała działać. Brunetka starała się jednak skupić na rozmowie Arthura z recepcją, a następnie spojrzała na niego, gdy się rozłączył i wsłuchiwała się w jego słowa. Wygięła delikatnie kąciki ust i wzruszyła ramionami.
    — Widzisz, mówiłam, żeby samemu nie próbować się wydostać — przypomniała i ułożyła koszulę na podłodze, aby po chwili na niej usiąść, opierając się plecami o zimną ścianę i układając torebkę obok swoich nóg, które delikatnie ugięła przed sobą — wymyśliłeś już pytania?
    Wzdłuż jej pleców przeszedł nieprzyjemny dreszcz, gdy usłyszała kolejne słowa mężczyzny. Wiedziała, że będą musieli porozmawiać, ale zdecydowanie wolała poruszyć ten temat w znacznie przyjemniejszym i mniej stresogennym momencie. Zamknęła na chwilę oczy i policzyła powoli do dziesięciu, słuchając jego słów.
    — Ja… to nie tak — odezwała się po chwili ciszy ze swojej strony. Nie chciała go denerwować ani też martwić, dlatego pospiesznie w głowie próbowała ułożyć sobie treść tej wypowiedzi, ale to wcale nie było łatwe, widząc, że Arthur czuje się winny — nie wystraszyłam się… może troszkę, bo nie wiedziałam czego się spodziewać i co robić, ale to nie o to chodzi — podparła ręce na udach i zaczęła skubać skórki przy paznokciach, wpatrując się w swoje palce. Wzięła głęboki oddech i przekręciła delikatnie głowę, aby spojrzeć na Arthura — kiedy powiedziałeś, że jestem twoim lekarstwem… a… a jeżeli tylko ci się wydaje, że mnie kochasz? — szepnęła, odwracając spojrzenie od mężczyzny i przyciągnęła bliżej siebie nogi, tak, aby podeprzeć się brodą o kolana — to nie tak, że nie czuje się kochana, ale, ale jeżeli te uczucia wcale nie są prawdziwe? Jeżeli chodzi tylko o to, że ci pomagam? Ja… mówiłeś, że byłam jedyną, że nie było innej, a jeżeli dałbyś komuś szansę, gdy mnie nie było i okazałoby się, że ona też jest w stanie ci pomóc? — mówiła cicho i powoli, nieco drżącym głosem, nad którym jeszcze udawało jej się względnie panować — albo jeżeli któregoś dnia wcale nie wystarczę? Co wtedy? Będziesz kochał mnie… mniej? Skoro teraz przez to kochasz bardziej? Boje się, że któregoś dnia nie będę wystarczająco pomocna…

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  47. Czuła na sobie jego spojrzenie i wcale nie było jej z tym komfortowo. Cały czas skubała skórki podczas swojej wypowiedzi, a przestała dopiero w momencie, w którym Arthur chwycił jej dłoń i przyłożył ją sobie do policzka, ale i tak tylko na chwileczkę. Brunetka w tym samym czasie wstrzymała oddech i zaczęła kciukiem drugiej ręki skubać przy palcu wskazującym. Nie miała pojęcia, jakiej może spodziewać się odpowiedzi, dlatego czuła się tak bardzo spięta, po raz pierwszy, w jego obecności. Nawet gdy pokłócili się przez Boltona, wtedy targały nią zupełnie inne emocje i dopiero teraz, zdała sobie sprawę z tego, jak w tamtym czasie musiał się czuć Arthur, skoro ona tak bardzo źle się czuła z powodu własnych myśli, a co dopiero on, gdy jakby nie było, miał podstawy do podejrzeń w nieszczerość jej uczuć. Słuchała go, cały czas patrząc na swoje palce, a spojrzenie podniosła gdy wspomniał o pocałunku i nieistniejących projektach. Zagryzła nerwowo wargi, podejrzewała, że prędzej czy później jej małe, niewinne kłamstewka wyjdą na jaw, ale chyba liczyła, że Arthur je zignoruje i nigdy nie powie o nich na głos, skoro oboje wiedzieli, jak było naprawdę.
    Westchnęła cicho, czując jak opiera się o nią i dopiero w tym momencie poruszyła delikatnie palcami, aby pogładzić jego policzek. Do tej pory siedziała spięta, a najmniejszy ruch wydawał się być niewykonalny.
    - Arthur ja po prostu... przepraszam, to znowu te moje czarnowidztwo – szepnęła cicho, przełykając głośno ślinę. – Gdy tylko to powiedziałeś, przestraszyłam się, że mogę... Chodzi o to, że... masz rację. Nie pakowałbyś się w związek i nie bawił w rodzinę, jeżeli byś nas nie kochał – wyszeptała cicho, spoglądając na jego twarz i uśmiechnęła się blado, starając się naprawdę, aby ten uśmiech był szczery – wiem, Arthur wiem, że chodzisz na terapie, wiem, że się leczysz... ale chyba boję się, że kiedyś może się coś stać przez co cię stracę, że nie będę umiała pomóc, że... – wstrzymała ponownie powietrze, przekręcając się delikatnie na bok, aby spojrzeć na Arthura – wiem, że mieliśmy nie wracać do przeszłości, ale... wszystkie nasze problemy są z mojej winy i ja chyba zaczynam po prostu wariować, tak bardzo się boję, że znowu zrobię cos źle – wyszeptała, układając ostrożnie ręce na jego ramionach – teraz też wszystko zepsułam – dodała, zamykając oczy i czując, jak pod powiekami zbierają się jej łzy. Oparła czoło o jego bark i oddychała głęboko, aby się uspokoić

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  48. Wzięła dłonie z jego ramion i odsunęła się odrobinę, aby zetrzeć opuszkami palców łzy, które zebrały się w kącikach oczu. Wzięła głęboki oddech, starając się być naprawdę spokojną. Dobrze wiedziała, że rozmowa w windzie nie będzie dobrym rozwiązaniem, a zwłaszcza, gdy ta zatrzymała się pozbawiona prądu.
    — Przecież nie robię tego specjalnie — nadęła policzki, nie wierząc, że powiedział coś takiego. Rozchyliła już delikatnie usta, aby coś powiedzieć, ale Arthur wcale nie skończył swojej wypowiedzi. Nie była pewna czy robił to specjalnie, czy może nieświadomie, ale ranił ją tymi słowami. Być może i brunetka brała wszystko za bardzo do siebie, zamiast wysłuchać, przedyskutować i wyciągnąć wnioski. Taka jednak była i… może faktycznie wszystko pomiędzy nimi działo się za szybko, a oni wciąż tak naprawdę się nie znali. Zacisnęła wargi, wsłuchując się w jego kolejne słowa i tylko kiwnęła delikatnie głową na znak, że go słucha. — Uważasz, że robię to specjalnie? Myślisz… ty naprawdę myślisz, że się nie staram? — szepnęła cicho, spoglądając na niego i uważnie przyglądając się jego twarzy, co wcale nie było tak łatwe jedynie w świetle latarki z telefonu komórkowego. Pokręciła delikatnie głową — ja naprawdę chcę, żebyśmy ruszyli na przód, ale… — przerwała, bo światło nagle zgasło, a Arthur odezwał się w reakcji. Odchyliła głowę do tyłu i zamknęła oczy, oddychając głęboko i próbując skupić się na dobrych myślach. Jeszcze niedawno wszystko było idealnie. Śmiali się i żartowali, cudownie czuli się w swoim towarzystwie i nagle mydlana bańka prysnęła, chociaż Elle musiała przyznać, że tamtego dnia było znacznie gorzej.
    — Nie ruszaj się, zaraz wyciągnę mój telefon — mruknęła chcąc sięgnąć torebki, dlatego też podparła się jedną dłonią — uważ… — mruknęła biorąc dłoń, aby nie usiadł na jej ręce ale mężczyzna w tym samym czasie podniósł się nagle, a jej uszu dobiegły jęk Arthura. Podniosła się delikatnie, kręcąc przy tym głową, czego w ciemnościach mężczyzna nie był w stanie dotrzeć.
    — Chyba wsadziłam je do torebki — sięgnęła ją i otworzyła, aby wyciągnąć telefon, a następnie paczkę chusteczek. Odblokowała urządzenie, aby włączyć latarkę i otworzyła chusteczki, w ręce trzymając telefon — pokaż to… — uklękła i spojrzała na miejsce, w którym jej mąż trzymał dłonie. Zagryzła wargi i wstrzymała oddech, chwyciła telefon pomiędzy zęby i wolną dłonią odciągnęła ręce Arthura, a następnie przyłożyła chusteczkę do zranionego miejsca, obserwując, jak nieskazitelna biel, przybiera szkarłatnego koloru. — cholera, o co ty się uderzyłeś — wymamrotała niewyraźnie, nadal z telefonem między zębami, wyciągnęła kolejną chusteczkę i podała ją mężowi, aby przetarł sobie palce, a kolejną zużyła również na ranę.
    — Jak tylko ta pieprzona winda ruszy, wracamy na dół… może mają jakiegoś lekarza na miejscu, albo do szpitala. Ktoś musi ocenić czy to jest do szycia czy co — jęknęła, przykładając jeszcze chusteczkę do głowy ukochanego, odgarniając na bok miękkie loczki.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  49. Nie chciał zasmucić Arthura, ale nie miał wyjścia i musiał otworzyć mu jakoś oczy. Sytuacja wcale nie była tak piękna i różowa jak mu się wydawało, a on nie miał zamiaru tak łatwo się poddać i przyjąć ot tak, że są z Elle szczęśliwą rodzinką z cudownym dzieckiem u boku.
    - Nie możesz ot tak odciąć się od przeszłości o wszystkim zapomnieć, nawet jeśli teraz jest w porządku – wyjaśnił na spokojnie, dostrzegając przy okazji wyraźne rozczarowanie na twarzy przyjaciela. Nie miał pojęcia jakim cudem Morrison mógł pomyśleć, że ucieszy się na wieść o tym, że ten ma dziecko i w dodatku wrócił do Elle. To on musiał doprowadzać przyjaciela do porządku po tym, jak jego ukochana zniknęła gdzieś bez słowa i przyczyniła się tym samym do znacznego pogorszenia się stanu jego zdrowia.
    - Bała się czy nie, trudno. Nie miała prawa cię oszukiwać i przestań ją tłumaczyć – westchnął ciężko, czują, że dalsze dyskusje i tak nie mają już żadnego sensu. Arthur był wpatrzony w tą kobietę jak w obrazek i nawet jeśli dopuściłaby się jakiś okropnych czynów, on i tak wmawiałby światu, że to kobieta anioł i jest czysta jak łza.
    - Jesteś chory, nie bój się tego powiedzieć na głos. Masz problemy z psychiką i nie możesz tego przed samym sobą ukrywać. Ona powinna to od początku zaakceptować, a nie uciekać przed problemem i w dodatku bez słowa wyjaśnień na temat ciąży – z każdym wypowiedzianym słowem wściekał się i nakręcał coraz bardziej. Nie mógł pozwolić na to, aby jeden z jego najlepszych przyjaciół trafił do szpitala psychiatrycznego, co zresztą z pewnością bardzo szybko by mu groziło, gdyby nadal chciał stworzyć z Elle i ich córką rodzinę.
    - Mówię to wszystko, bo się o ciebie martwię. Zrozum to, co? Po prostu ściągnij na moment te różowe okulary i nie wmawiaj sobie, że ktoś, kto miał cię w dupie i uciekł bez słowa, teraz nagle kocha cię nad życie – potrząsnął lekko jego ramionami, łudząc się, że to co mówi szybciej do niego dzięki temu dotrze. Ktoś musiał go obudzić i wyrwać z tego świata złudzeń, a on jako jego przyjaciel musiał się tego podjąć nawet kosztem kłótni i złości Morrisona.
    - A jaką mam pewność, że jesteś teraz poczytalny, co ? Dopóki masz w papierach wpisane takie, a nie inne zaburzenia, twoje życie i twoje decyzje to jest i będzie zawsze moja sprawa i moje wybory – pochwycił odstawioną przez Arthura szklankę, nie chcąc dopuścić do tego, aby rozpiła się w drobny mak i ściągnęła tym samym na nich uwagę całego klubu.
    - Jasne, ucieknij od problemu dokładnie tak samo, jak twoja ukochana. Przynajmniej w tej jednej kwestii jesteście do siebie podobni – prychnął i machnął ręką, nie zamierzając gonić za przyjacielem i jedynie pogarszać sprawy dalszą wymianą zdań.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  50. Nie wiedziała co ma o tym wszystkim myśleć. Jeszcze kilkadziesiąt minut temu, nim dotarli na aleję gwiazd wszystko było w najlepszym porządku. Villanelle naprawdę była szczęśliwa, czuła się kochana i była pewna, że kocha tego faceta z całego swojego serca i nic nie jest w stanie tego zmienić, a teraz siedzieli uwięzieni w windzie bez prądu i Elle czuła, że znów, kolejny raz wszystko zepsuła w ich związku, chociaż po raz pierwszy miała całkowitą tego świadomość. Podejrzewała, że rozmowy na temat związku w zamkniętej windzie nie były najlepszym rozwiązaniem, ale zamierzała wszystko tu zostawić, a sytuacja z jednej strony mogła im pomóc. Uznała, że skoro żadne z nich nie będzie mogło nigdzie uciec, może uda im się w spokoju porozmawiać i wyjaśnić wszystko, co między nimi zaszło.
    Arthur musiał się jednak uderzyć i zranić, co skutecznie odciągnęło jej uwagę od samej sytuacji pomiędzy nimi. Na nieszczęście, Morrison swoim gestem jasno dał jej do zrozumienia, że nie chce jej pomocy. Przełknęła ślinę, czując jak odsuwa jej dłonie i poczuła w tym samym momencie niesamowicie nieprzyjemne mrowienie wzdłuż kręgosłupa.
    - To ty przestań, to wcale nie wygląda dobrze – powiedziała cicho, ale wcale nie próbowała odsunąć jego dłoni. Usiadła powoli na swoim wcześniejszym miejscu i ułożyła telefon obok siebie, aby oświetlał delikatnie pomieszczenie, w którym byli zamknięci.
    Słuchała jego słów z największą uwagą, nie wierząc w to, co właśnie usłyszała. Zamrugała pospiesznie kilkakrotnie i odwróciła głowę w jego stronę. Chciała spojrzeć w jego oczy, zobaczyć, że był pewien tego co właśnie powiedział, ale on nawet nie miał odwagi na nią spojrzeć i to bolało. Cholernie mocno bolało.
    - Czy ty... – wzięła głęboki oddech, czując, jak jej serce przyspiesza – Ty... Artie, ty... ty właśnie próbujesz... czy my... – zamknęła oczy, opierając głowę o zimną, metalową ścianę – nie pozwolę na to, Arthur. Nie zostawisz mnie, nie zgadzam się, po prostu się nie zgadzam, nie odpuszczę tego małżeństwa bez walki o nie, Arthur. Nie obchodzą mnie znaki od jebanego wszechświata, Art – uniosła odrobinę ton, ale wcale na niego nie krzyczała, otworzyła natomiast oczy i podniosła się, aby na klęczkach przenieść się naprzeciwko Arthura. Usiadła na wprost mężczyzny i ułożyła dłonie na jego kolanach i zacisnęła mocno palce na nich – nie zgadzam się, rozumiesz? Po prostu... nie. Nie pozwolę na to, może, może faktycznie nie umiem... nie umiem ci pokazać jak bardzo cię kocham – w tym momencie złamał się jej głos, a łzy wypełnił oczy – ale kocham cię i jesteś dla mnie wszystkim, ale... udawanie, że nic się nie stało nie jest dobre. Ja... powinnam sama ci powiedzieć o Boltonie, powinnam to zrobić nim postanowiliśmy spróbować a nie próbować to ukryć i udawać, że nic nie było. Zrobiłam źle, bardzo źle i bardzo cię przepraszam za to. Za to, że przeze mnie cierpiałeś, że wyrządzam ci tyle krzywdy swoją osobą, ale... kocham cię i wie... – przerwała, zastanawiając się nad tym co chciała powiedzieć dalej. Czy wiedziała, że on też ją kocha? Jeszcze przed chwilą powiedziała, że boi się, że to może być spowodowane tym, że jest jego lekarstwem... ale przecież powiedział, że jest nim przez to, że tak bardzo ją kocha – po prostu przepraszam... schrzaniłam wszystko, ale chcę to naprawić. Naprawdę chcę to wszystko naprawić, proszę, Arthur... – szepnęła cicho, bojąc się, że mężczyzna był gotów zakończyć ten rozdział w swoim życiu, a raczej w ich życiu.

    Elle 💔

    OdpowiedzUsuń
  51. - Nie stało się, nie mogło – wyszeptała cicho, kręcąc przy tym energicznie głową. Nie chciała dopuścić do siebie myśli, że to wszystko mogłoby się tak po prostu zakończyć, że po tym co do tej pory przeszli, teraz nagle, miałby nastąpić koniec – zobacz... spójrz tylko, jak wiele już razem przeszliśmy. Nie może być już gorzej – dodała cicho, starając się przełknąć gorzkie łzy i nie rozpocząć histerycznego płaczu, co wcale nie było łatwym zadaniem. Cały czas trzymała dłonie na kolanach swojego męża – ja... źle zareagowałam, niepotrzebnie wtedy tak bardzo na ciebie krzyczałam, kiedy znalazłam tamtą teczkę i... ani nie powinnam czytać tego co było tam napisane, ani nie powinnam od razu się tak złościć, ale nie zmienimy przeszłości i oboje dobrze o tym wiemy – wyszeptała cicho, przymykając na chwile oczy i wzięła przy tym głęboki oddech. Pamiętała, jak tamtego poranka się na niego zdenerwowała. Była wtedy taka szczęśliwa, podjęli decyzję, że powinna zrobić miejsce dla swoich ubrań i... i wtedy wszystko zostało zniszczone po raz pierwszy, a znalezione przez niego zdjęcia tylko pogorszyły to, co właściwie nie zostało odbudowane. Mieli pecha, że za wiele wydarzyło się w krótkim czasie, jednak Villanelle nie zamierzała się poddawać. Może i widziała świat w czarnych barwach, ale nauczona była również tego, aby walczyć o swoje. Arthur był jej, a zdobiące ich dłonie obrączki były tego dowodem. Wzięła głęboki oddech. Zdawała sobie bowiem sprawę, że to co zamierzała teraz powiedzieć albo wszystko uratuje, albo sprawi, że gdy winda ruszy będą pakować swoje walizki, a wspólnie spędzony lot będzie ostatnią rzeczą, jaką zrobią sami, bez dzieci i jako małżeństwo.
    - Polubiliśmy się, oboje byliśmy w trudnych sytuacjach i szukaliśmy jakiegoś sposobu, aby odreagować. Źle mi, strasznie mi źle z tym, że postanowiłam w ogóle wyjechać. Nie cofnę jednak czasu niezależnie od tego, jak bardzo chciałabym to zrobić. Mogę tylko powiedzieć, że nigdy bym cię w ten sposób nie skrzywdziła... rozumiem, jak się czujesz, bo... bo jeszcze chwilę temu sama bałam się, że możesz mnie nie kochać tylko przez własne nastawienie. Ty... można powiedzieć, że masz, miałeś większy powód do zwątpienia w moje uczucia, ale... kocham tylko ciebie. Pomiędzy mną, a nim nie było nic ważnego i wiem, że dla ciebie to nieusprawiedliwienie, ale nie byliśmy wtedy razem, dlatego odważyłam się. Będąc z tobą w związku, nigdy, przenigdy nie zrobiłabym czegoś takiego, nie zdradziłabym cię, nigdy. I tylko myśl, świadomość, że nie byliśmy w związku sprawia, że mogę spojrzeć w lustro – wyszeptała cicho. Widok łez na jego polikach był tak bardzo ciężki do zniesienia, nie zamierzała jednak przestać wpatrywać się w jego oczy, nawet na chwilę – nie przepraszaj, nie masz już za co przepraszać, rozumiesz? Ja już wiem i ja się pogodziłam z tym, że jesteś chory, tylko... twoje słowa na temat lekarstwa mnie przestraszyły. Wiem teraz jednak, że nigdy więcej nie zwątpię w twoje uczucia i możesz mówić mi o wszystkim, teraz już możesz i... – przerwała, uśmiechając się blado, ledwo kącikami, gdy ułożył swoją dłoń na jej dłoni.
    - Musimy to po prostu zaakceptować. Wszystkie nasze problemy... bo inaczej to się nigdy nie uda, a ja nie chcę, żeby się nie udało, Arthur – wyszeptała cicho, sięgając dłonią pierw swojego policzka i ścierając z niego łzy i pozostawiając ślad krwi, bo całkiem zapomniała, że odrobine się ubrudziła, a następnie, zrobiła to dokładnie ze łzami Artiego – to jest przeszłość z którą musimy się pogodzić, inaczej ona będzie do nas wracać, a ja tego nie chcę. Chcę móc się teraz do ciebie przytulić, chcę powiedzieć całemu światu, że mam męża, którego kocham na zabój i nigdy go nie zostawię. Arthur... cokolwiek się stanie, ja zawsze już będę z tobą. Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo... – dodała cicho, odwracając w końcu spojrzenie od mężczyzny, bojąc się w tym momencie najgorszego – bo cię kocham i... przestanę dopiero w momencie, w którym moje serce przestanie bić – szepnęła, zaciskając mocno powieki.

    Elle 💔

    OdpowiedzUsuń
  52. Zagryzła nerwowo wargi. Nieprzyjemny dreszcz przeszedł wzdłuż kręgosłupa, a sama dziewczyna wpatrywała się w twarz siedzącego naprzeciwko niej mężczyzny z największym skupieniem. Bała się, naprawdę bała się tego, do jakiego miejsca może ich doprowadzić ta rozmowa. Były słowa, których nie chciałaby nigdy usłyszeć od Arthura i chociaż nie zrobił tego wprost, chwilę temu zasugerował, że być może właśnie do nich zmierzał. Zaczynała się martwić, że brunet nie miał już więcej cierpliwości dla niej i naprawdę chciał zakończyć to, co według niego nie działało w odpowiedni sposób. Villanelle kochała go całym swoim sercem i nie chciała nawet myśleć o tym co będzie, jeżeli faktycznie dojdzie do rozwodu. Po raz pierwszy również, za wszelką cenę odpychała od siebie te złe myśli i starała skupić się na czymś dobrym.
    — Wiara potrafi czynić cuda — wyszeptała cicho, przełykając głośniej ślinę i nadal, wpatrując się w jego oczy, słuchała kolejnych słów, które miał do powiedzenia. Kiwała delikatnie głową na znak, że go słucha, chociaż wcale nie było to łatwe zadanie. — Też bym zrobiła niektóre rzeczy, teraz zupełnie inaczej, ale tak jak mówisz… to właśnie te wszystkie wydarzenia sprawiły, że jesteśmy tutaj… może, może i to nie jest najlepszy punkt, w jakim moglibyśmy teraz być, ale… jesteśmy razem — wyszeptała cicho, przecierając wierchem dłoni koniuszek nosa i biorąc głęboki oddech — jesteśmy małżeństwem… mamy piękną i cudowną córeczkę, a na sierpień wyznaczony termin narodzin naszego drugiego dziecka, a ja jestem pewna. Jestem bardzo pewna tego co czuję, Arthur. Gdybym nie była pewna swoich uczuć nigdy bym się nie zgodziła na ślub… to… to, że byłeś w szpitalu to nic nie znaczy. Rozumiesz? To nie było z litości czy żalu. Zgodziłam się bo cię kochałam i kocham, i nie przestanę cię kochać. Zrozum to proszę, nie ma żadnego wyjścia awaryjnego, nie ma nikogo, żadnej opcji ratunkowej — wyszeptała, nie przejmując się spływającymi po jej policzkach łzami. Miała je głęboko w poważaniu, bo najważniejsze było to, aby doprowadzić w końcu tę rozmowę do końca, co powinni zrobić już wtedy, zamiast wylądować w łóżku.
    Miała wrażenie, że czas się zatrzymał. Wstrzymała oddech i nawet na chwilę nie mrugnęła, gdy Arthur podniósł się i ułożył dłonie na jej policzkach. Patrząc na oświetloną słabym światłem twarz ukochanego powtarzała sobie, że to nie może się w ten sposób zakończyć, że to na pewno nie jest koniec ich historii, a gdy w końcu powiedział wszystko co miał do powiedzenia, wypuściła ciężko do tej pory wstrzymywany oddech, a jej ramiona opadły.
    — Nie zrobię tego. Obiecuję, Arthur, nigdy więcej nie zniknę bez słowa. Nie zniknę w ogóle, nie odejdę, nie będę uciekać — powiedziała, czując jak kolejne łzy napływają do jej oczu — nie przestanę cię kochać, rozumiesz, Artie? Nie przestanę… cokolwiek by się wydarzyło, jesteś dla mnie wszystkim i ja nie chcę bez ciebie żyć. Wiem, że są dzieci, że miałabym dla kogo, ale ja wtedy nie chcę. Więc proszę, nie zostawiaj mnie nigdy, nie mów, że coś nie działa… a nawet jeżeli, proszę, naprawiajmy to, ale nie… nie rezygnuj ze mnie, myszko, nie chcę być tutaj bez ciebie, nie chcę być nigdzie, jeżeli ciebie też tam nie będzie — nie tylko żuchwa jej drżała, a cała delikatnie dygotała, czując nieprzyjemny chłód ogarniający jej ciało.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  53. Obawiała się, że ta rozmowa nie zaprowadzi ich tam, gdzie powinna. Czuła się naprawdę zmęczona. Miała wrażenie, że skóra na jej policzkach jest maksymalnie napięta od wysuszających łez i wystarczy, że rozszerzy za bardzo usta, a ta rozerwie się. W dodatku zaczynały ją boleć oczy od łez i czuła, jak bardzo są napuchnięte. Dłonie Arthura na jej głowie i sunące pomiędzy włosami opuszki jego palców sprawiały, że łatwiej było złapać jej oddech. Mimo wszystko nadal odczuwała nieprzyjemny ucisk w żołądku, za wszelką cenę starała się utrzymać poważną minę, podczas gdy przysłuchiwała się jego słowom z uwagą, ale to nie było tak łatwe, jak mogło się wydawać. Z trudem trzymała również ręce przy sobie, bojąc się wykonać chociażby jeden, niewłaściwy ruch.
    Jego słowa bolały. Cała rozmowa sprawiała nieopisany ból, którego brunetka nie była w stanie z niczym porównać. Miała jednak świadomość, że muszą przez to przejść, że oboje muszą powiedzieć słowa, które mogą zaboleć tę drugą stronę, ale tylko i wyłącznie po to, aby w końcu naprawdę mogli ruszyć naprzód, bez poczucia winy i tego nieprzyjemnego wrażenia, że coś wisi w powietrzu i w każdym momencie może spowodować eksplozję. Nie chciała go ranić, nie robiła tego specjalnie. Może tylko wtedy, gdy w złości powiedziała, że ma urojenia, chociaż prawdę powiedziawszy, nawet nad tym nie panowała. Słowa padały z jej ust jak naboje, których nie dało się już zatrzymać. Tym razem, chociaż rozmowa była równie poważna, atmosfera i wypowiadane słowa były zupełnie inne z wszelkimi poprzednimi.
    Nie zdążyła mu w żaden sposób odpowiedzieć, bo Arthur już po chwili znalazł się tak blisko niej, że jedyne na czym zdążyła się skupić to ten delikatny uśmiech, który sprawił, że dziewczyna poczuła przyjemne ciepło rozchodzące się po jej ciele, a pocałunek dopełnił tylko te uczucie. Odwzajemniła pieszczotę i objęła go ostrożnie w pasie, gdy mężczyzna przyciągnął ją do siebie i schował twarz w jej włosach. Sama wtuliła policzek w nieco wilgotny od łez materiał bluzki i zamknęła oczy, kiwając delikatnie głową na jego słowa, chociaż zdawała sobie sprawę z tego, że mógł nie być w stanie rozszyfrować co ma na myśli. Dlatego przełknęła ślinę i odezwała się cicho, wciąż z zamkniętymi oczami.
    - Masz racje, będzie dobrze... pokonamy wszystko, myszko - poza przyjemnym ciepłem, które czuła od jego ciała, poczuła również pewnego rodzaju spokój, gdy nasłuchiwała bicia jego serca. Arthur miał w sobie coś niezwykłego. Był człowiekiem, który potrafił wzbudzić w brunetce tak wiele emocji i uczuć, potrafił stać się powodem złości, ale jednocześnie był również ukojeniem. Tym ostatnim był właśnie w tym momencie. Villanelle z zamkniętymi oczami, z policzkiem przy jego torsie i zaciśniętymi ramionami wokół jego pasa, zaczęła się w końcu uspokajać, a nawet łzy jakby zwolniły i nie zbierały się w oczach kolejne. - będę się bardzo starała, Artie. Bardzo, bardzo - wyszeptała jeszcze cicho, nim zdecydowała się poluzować uścisk i wyprostowała się delikatnie, odsuwając się odrobinę od mężczyzny.
    - Jak twoja głowa? - spytała spoglądając w jego oczy, a po chwili uśmiechnęła się blado - cieszę się, że... że czekałeś za mną, że byłeś cierpliwy, że nadal chcesz o nas walczyć, bo ja też chcę i boję się, ale, ale przecież nie możemy mieć całe życie pod górkę, prawda? - szepnęła cicho, wierzchem dłoni ścierając ostatnie łzy z policzków, a następnie przetarła zmęczone oczy.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  54. Przesunęła powoli opuszkami palców po jego policzku, wsłuchując się uważnie w słowa, które mówił. Cały czas patrzyła przy tym w jego oczy i przygryzała od wewnątrz policzek, aby powstrzymać się przed szerokim uśmiechem. Bała się, że za bardzo entuzjastyczne podejście po tak trudnej rozmowie wcale nie było dobre, a wciąż miała wrażenie naciągniętej skóry i w zasadzie była zmęczona tym wszystkim. Ciepło Arthura wciąż jednak dawało te przyjemne uczucie, dzięki któremu czuła się odrobinę lepiej, a słowa, które przed chwilą usłyszała tylko wzmocniły to co poczuła. Westchnęła cicho, gdy ją objął i sunął palcami pomiędzy jej włosami. Lubiła, gdy to robił.
    - Dobrze – szepnęła tylko cicho na jego słowa. Wszystko było wyjaśnione i chociaż dobrze wiedziała, że nie będzie to wyglądało tak, że nagle wszystko wróci w stu procentach do normy i tak była szczęśliwa. Wiedzieli już, że udawanie, iż przeszłość nie istnieje było bez sensu, a Elle poczuła się naprawdę dobrze, lżej zrobiło jej się na sercu i odnosiła wrażenie, że teraz naprwadę już wszystko będzie po prostu dobrze. Tylko dobrze.
    - Nadal uważam, że powinien to zobaczyć ktoś, kto się na tym zna... Artie, a jeżeli ta rana wymaga szycia? – spojrzała na mężczyznę, marszcząc delikatnie brwi. Już miała uwolnić się z jego objąć i wstać, aby zerknąć czy z rany wciąż sączy się krew, ale w tym samym czasie w pomieszczeniu zrobiło się jasno i nagle nim potrząsło. Elle uniosła głowę i rozejrzała się, jakby szukała nagłego powodu uruchomienia prądu.
    - Nie mam z tym nic wspólnego – powiedziała cicho, z delikatnym uśmiechem – ale w sumie to dobrze, że chwilę tu posiedzieliśmy – dodała jeszcze, gdy Arthur pomógł jej wstać. Schowała telefon do torebki i przewiesiła ją sobie ponownie przez ramię. Zmarszczyła brwi, słysząc jego słowa, ale nim spojrzała na niego, zeknęła w swoje odbicie w lustrze, które znajdowało się na jednej z bocznych ścian. Miała cały rozmazany tusz do rzęs na twarzy, podpuchnięte i zaczerwienione oczy, nieco roztrzepane włosy i generalnie, nie wyglądała zbyt dobrze.
    - Powinniśmy pierw upewnić się, że z twoją głową wszystko w porządku – uśmiechneła się lekko, stając na palcach i wysięgając się delikatnie, ale Arthur był na tyle wysoki, że dopóki by się nie nachylił lub nie ugiął kolan, Elle nie była w stanie skontrolować swoim spojrzeniem stanu rany – a później możemy się zdrzemnąć... która jest w ogóle godzina? Może... może jeżeli z raną wszystko będzie okay i chwilę odpoczniemy, skorzystamy jednak z tego spa? – uniosła delikatnie brew, opierając się o barierkę i poprawiając materiał sukienki, który delikatnie się zmarszczył na zaokrąglonym brzuchu.

    Elle <3

    OdpowiedzUsuń
  55. W momencie, w którym dowiedziała się o sytuacji pomiędzy jej rodzicami… nie umiała się na niczym skupić. Chciała, naprawdę próbowała koncentrować się na córeczce czy na swoim własnym mężu, ale to wcale nie było łatwe. Zwłaszcza, że kobietą, dla której ojciec zdecydował się zostawić jej mamę, była siostra Arthura. O dziwo, złość do Tilly przeszła jej niesamowicie szybko, zostało raczej coś jak żal i niezrozumienie, bo była pewna, że dziewczyna doskonale wiedziała, kim był Henry. Nie rozumiała jednak, dlaczego… i chyba nie chciała wiedzieć. Prawda była taka, że miała dość własnych problemów. Ledwo, co udało się jej i Arthurowi uratować własne małżeństwo, a życie już podkładało im kolejne przeszkody, chociaż te nie dotyczyły bezpośrednio ich samych, sytuacja nie była łatwa. Najbardziej chyba właśnie to wkurzało w tym wszystkim Elle. Dużo łatwiej byłoby przejść całą tę sytuację, gdyby Henry zostawił mamę dla kogokolwiek innego. Bolało ją również to, że Kate początkowo uważała, że brunetka o wszystkim wiedziała i nic nie powiedziała ani jej, ani swojej mamie. Bolał fakt, że na twarzy rodzicielki nie widziała już uśmiechu, którego wcześniej nawet nie potrafiła tak docenić, jak teraz, gdy czasem udało jej się ją rozbawić, a raczej Thea, bo tylko jej radość i uśmiech sprawiały, że usta Alison wyginały się w delikatny łuk.
    Dzisiejszy dzień był wyjątkowy. Oficjalnie nadeszła wiosna i w dodatku były jej urodziny. Dwa lata temu, gdy osiągnęła oficjalnie pełnoletność, w życiu nie spodziewałaby się, że swoje dwudzieste trzecie urodziny będzie kończyć posiadając męża, córeczkę i spodziewając się kolejnego dziecka. Może i przez ten czas w jej życiu wydarzyło się wiele przykrych sytuacji, ale Elle niczego nie żałowała. Wiedziała też, że i ten czas zostanie jej wynagrodzony. Nie wiedziała jeszcze, kiedy i jak, ale wiedziała… w końcu to nie był pierwszy kryzys w jej życiu.
    Krzątała się po kuchni, sprzątając właśnie po śniadaniu. Miała ustalony IOS i chociaż teoretycznie powinna pojawiać się na zajęciach, z większością wykładowców umówiła się na kontakt online, a jedynie na zaliczenia miała pojawić się osobiście. Dzięki temu, a raczej przez to jej codzienna rutyna zaczęła wyglądać zupełnie inaczej, a gdyby nie Thea z pewnością spałaby do południa, a z domu wychodziłaby w ostateczności. Bała się, że spotkałaby gdzieś ojca i Tilly. Nie miała pojęcia jak miałaby się wówczas zachować, a wychodząc z córeczką, skupiała się tylko na niej i nawet gdyby ich spotkała, mogła po prostu patrzeć na swoje dziecko i udawać, że nie dostrzega niczego więcej.
    Przestraszyła się, gdy do jej uszu dotarł huk. Wzdrygnęła się nawet delikatnie, ale głos Arthura ją uspokoił.
    — Nie śpię — odpowiedziała, odwracając się w jego stronę. Uśmiechnęła się delikatnie, czując jego usta i zerknęła na swoje buty, które trzymał. Miała na sobie bluzę z wczoraj i dresowe spodnie. Uniosła brew, wpatrując się w Arthura — nie chcę… nie możemy po prostu być w domu? — widziała jego uśmiech, a on wcale jej się nie podobał, bo dobrze wiedziała, co oznaczał. Arthur nie zamierzał odpuścić, a ona nie miała szczerze mówiąc sił na żadną kłótnie czy sprzeczkę. Westchnęła ciężko i ruszyła w stronę szafy, aby wziąć ubrania i przejść do łazienki.
    — Naprawdę musimy? — Spojrzała na niego, gdy wyszła z łazienki ubrana w kremową sukienkę w kwiecistym wzorze i z długim rękawkiem.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  56. Uśmiechnęła się tylko niemrawo na jego słowa. Naprawdę wolała spędzić ten dzień tylko z Arthurem i ich córeczką. Zawsze spędzała urodziny z rodzicami, a później szła na imprezę z przyjaciółmi. Nawet w zeszłym roku spędziła ten dzień z nimi i Kate, gdyż specjalnie dla niej przylecieli pierwszego dnia wiosny do San Diego. Teraz dobrze wiedziała, że nie będą w stałym komplecie i nawet, Elle nie chciała, aby ojciec pokazywał jej się na oczy. Była dorosła i wiedziała, że to, co dzieje się pomiędzy Alison, a Henrym w żadnym stopniu nie ma nic wspólnego z nią, teoretycznie. Praktycznie wyglądało, to odrobinę inaczej. W zasadzie, gdyby Kate z łaski swojej nie wtrącałaby się, sytuacja mogłaby wyglądać zupełnie inaczej. Villanelle nie komentowała zachowania ciotki tylko i wyłącznie ze względu na mamę. Zaciskała jedynie zęby, gdy słyszała kolejne aluzje z jej strony i sama zastanawiała się, jak długo będzie w stanie wytrzymać, nim coś powie. Wydawało jej się, że po wizycie u niej, gdy się o wszystkim dowiedziała, powinno być już dobrze, że względnie naprostowały sytuację, ale… Kate, to była Kate.
    — Skoro obiecujesz… ale jeżeli nie dotrzymasz słowa, pogniewam się — wymamrotała, unosząc delikatnie kąciki ust, pokiwała mu przy tym palcem. Chwilę obserwowała, jak Arthur zajmuje się ich córeczką i uśmiechnęła się szczerze, naturalnie i w żaden sposób wymuszenie, aż wzięła się w końcu za wsunięcie trampek i owinięcie szyi lekką apaszką. — Jak jest na dworze? Chyba wezmę jeszcze sweter — dodała i cofnęła się po niegruby kardigan, który zarzuciła na ramiona. Była gotowa do wyjścia za mężem i tak też zrobiła, gdy Morrison pchnął wózek i ruszył na zewnątrz. Upewniła się, że mieszkanie jest zamknięte i skierowała swoje kroki za mężem. Zdziwiła się, gdy wyszła z budynku i odwróciła się w stronę drogi, która prowadziła w stronę jej rodzinnego domu, ale nie zobaczyła tam Arthura. Odwróciła się i widząc go kierującego się na parking, zmarszczyła delikatnie brwi. Wzdychając cicho wyrównała kroku i zatrzymała się, gdy on też to zrobił.
    — Co do… — nie dokończyła jednak, gdy Arthur wypowiedział życzeniową formułkę. Zamknęła usta i zerkała to na Arthura, na kluczyki, to na samochód i z powrotem na Arthura i piszczącą z zadowolenia Theę. — Zwariowaliście — skwitowała tylko jego słowa. — To znaczy… ja. Dziękuję Arthur, to naprawdę niesamowity prezent — uśmiechnęła się, gryząc się w język, aby nie dodać, że i zdecydowanie za drogi. Spojrzała raz jeszcze na wyciągniętą dłoń Arthura i zmierzyła go spojrzeniem, gdy wspomniał o Mercy dwa zero. Po chwili jednak uśmiechnęła się i wyciągnęła rękę przed siebie, aby odebrać swoją własność. Przyjrzała się uważnie kluczykom, a następnie otworzyła samochód przyciskiem, a uśmiech znacznie się poszerzył.
    — Jest śliczny — wyszeptała i stanęła na palcach, aby sięgnąć ust Artiego i złożyć na nich krótki, acz namiętny pocałunek — dziękuję, myszko — dodała układając dłoń na jego policzku i uśmiechnęła się, gdy Thea ponownie zapiszczała.
    — Nasze słoneczko pewnie pomagało wybrać, co? — Zaśmiała się, głaskając córeczkę po główce, a następnie zwróciła się do Arthura — w takim razie zapraszam… jak się domyślam, musimy teraz jechać podziękować mamie i Katie? — Uniosła brew i uśmiechnęła się, odbierając od męża córeczkę.
    — Ale pierw musimy je obejrzeć… prawda, skarbie? — Uśmiechnęła się do córeczki i podeszła do drzwi kierowcy, aby je otworzyć i obejrzeć samochód w wewnątrz.
    — O matko, Arthur, ale to chyba nie jest nowy, prosto z salonu, co!? — Spojrzała na męża mrużąc oczy. Prezent, prezentem ale były pewne granice.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  57. Znowu tylko się delikatnie uśmiechnęła na słowa wypowiedziane przez swojego męża i przeczesała wolną dłonią swoje długie włosy, które musiała przyznać, przez ciążę były w idealnej kondycji. Miała wrażenie, że urosły nieco szybciej niż normalnie i mocno się zagęściły, a do tego ładnie lśniły, zwłaszcza w słońcu.
    — Mimo wszystko lepiej, żebyś nie musiał mnie przepraszać, kochanie — posłała mu ciepły uśmiech i raz jeszcze spojrzała na samochód. Był piękny. Nie przykładała większej uwagi do samochodów, ale ten naprawdę jej się spodobał. Miał ładną linię i wydawało się, że wszędzie będzie w stanie nim zaparkować, a może to tylko wrażenie po jego poprzedniku.
    Uniosła brew, gdy poinformował, że wcale nie jadą podziękować Alison i Kate. Przechyliła delikatnie głowę i uważnie mu się przyglądała, jakby chciała cokolwiek wyczytać z jego oczu. Próby upartego wpatrywania się w nie, w niczym jednak nie pomogły. Obeszła samochód jeszcze dookoła, uważnie mu się przyglądając i kiwając delikatnie głową z uznaniem, i uśmieszkiem na ustach.
    — Przecież się cieszę — może i miał rację. Villanelle nie potrafiła jednak przyjąć do wiadomości, że faktycznie nie muszą się o nic martwić, bo to było zwyczajnie nierealne. Nie narzekała na brak czegokolwiek, gdy mieszkała z rodzicami, ale nie była również rozpieszczoną jedynaczką. Od początku uczyli ją, że są rzeczy, na które zwyczajnie trzeba sobie zapracować, a tu nagle pojawia się Arthur i oznajmia, że niczym nie muszą się martwić. Poza tym źle się czuła z tym, że ona za wiele do wspólnego majątku nie wniosła, bo niczego swojego jeszcze nie posiadała — i nawet słowa o pieniądzach nie pisnęłam — dodała, bo w zasadzie to on właśnie rozpoczął ten temat — ale skoro to zaznaczasz, znaczy, że nie był tani.
    Wzięła jednak głęboki oddech i zgodnie z jego słowami, zasiadła na miejscu kierowcy i ułożywszy dłonie na skórzanej kierownicy, uśmiechnęła się wesoło. Przesunęła palcami po gałce od skrzyni biegów i z radością dostrzegła, że to automat.
    — Co do tej pościeli z banknotów… naniosłam kilka poprawek na plany domu. — Spojrzała na swojego męża z uśmiechem. — Jak wrócimy do domu, możesz na nie zerknąć. W zasadzie, moglibyśmy usiąść do tego razem, jak Thea zaśnie. — Odpaliła samochód i spojrzała na nawigację, tak jak poradził Arthur. Ruszyła ostrożnie, początkowo nie kojarzyła drogi, ale gdy po drugim skrzyżowaniu zerknęła na ekran nawigacji uśmiechnęła się wesoło.
    — Jedziemy do tej restauracji, gdzie podają najlepszą lasagne na świecie, prawda? — Nie spojrzała jednak na męża, skupiając się na drodze, co prawda znała ją, ale bezpieczeństwa nigdy za wiele, zwłaszcza, gdy na pokładzie miała małą Theę.
    Jej uśmiech znacznie się poszerzył, gdy nawigacja oznajmiła, że dotarli do celu, a jeszcze szerszy uśmiech zagościł, gdy bez problemu zaparkowała. Restauracja, przed którą się znaleźli, była ulubioną restauracją Elle z włoskim jedzeniem, na które ostatnio dziewczyna miała non stop ochotę i nie umiała, a nawet nie miała zamiaru z tym walczyć.
    — No dobrze… te wyjście z domu, wcale nie było złym pomysłem. — Przyznała, splatając ich palce tuż po tym, gdy weszli do środka. Wnętrze mogło wydawać się nieco pstrokate, ale Elle kochała je, bo tak zawsze wyobrażała sobie przeciętny, włoski dom. Począwszy od mnóstwa świeżych ziół znajdujących się dosłownie wszędzie, kończąc na kultowych obrusach w czerwono-białą kratkę.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  58. Spojrzała na swojego męża z delikatnym uśmiechem, analizując dokładnie słowa, które właśnie padły z jego ust. Przechyliła odrobinę głowę, a wygięte w łuku zadowolenia usta, rozszerzyły się.
    — Skoro świętowanie moich urodzin, w mojej ulubionej restauracji wcale nie jest dobrym pomysłem, to, co my tu właściwie robimy? — Uniosła zaciekawiona brew i spojrzała na swojego męża, po chwili opuszczając brew i wręcz mrużąc swoje spojrzenie. Odetchnęła głęboko, gdy znaleźli się w środku i stanęli przy odpowiednim stoliku, gdzie czekały na nich już mama i Katie. Elle uśmiechnęła się do kobiet i przywitała się z nimi czule, wysłuchawszy przy tym kolejnej porcji życzeń urodzinowych.
    — Cześć Artie — Jeszcze Madisson wysiliła się na uśmiech dla swojego zięcia i córki. Dobrze wiedziała, jak zawsze świętowali urodziny Villanelle i pomimo problemów, nie chciała niszczyć tego dnia brunetce. Zwłaszcza, że zdawała sobie, że ostatni czas nie był i dla niej łaskawy, a sytuacja z ojcem niczego nie ułatwiała. Kate, ciotka skinęła tylko głową i odpowiedziała niemrawe dzień dobry.
    — Czekałyśmy za wami — Alison utkwiła swoje spojrzenie w trzymanej przez Arthura dziewczynce i uważnie się jej przypatrywała, skupiając na wnuczce całą swoją uwagę. Czasami nadal do niej nie docierało, że jest babcią.
    — Dziękuję wam za prezent. Mówiłam już Arthurowi, że jest wspaniały, ale naprawdę nie musieliście porywać się na coś takiego — uśmiechnęła się wesoło, jednak kąciki ust szybko powróciły na swoje miejsce. W powietrzu dało się wyczuć napiętą atmosferę i Villanelle dobrze wiedziała, że główną przyczyną była obecność Katie, Arthura i jej w jednym pomieszczeniu. Od sytuacji w centrum handlowym, gdy Kate spuściła z oczu Theę jej realcja i Elle nie należała do najlepszych, a później wiadomość o romansie ojca z Tilly, niczego nie polepszyła.
    — To, co zamawiamy? — Ciotka spojrzała na swoją siostrę, a Alison podniosła głowę i uśmiechnęła się blado do córki.
    — Villanelle zawsze zachwalała lasagne, muszę jej w końcu spróbować.
    — Nie pożałujesz mamo, jest pyszna. Prawda, Artie? Tutaj jest najlepsza z tych, które jedliśmy. — Poprawiła kosmyk włosów, spoglądając na obecnych przy stoliku. Uśmiechnęła się nawet delikatnie, co wcale nie było łatwym zadaniem, bo urodzinowe spotkanie bez ojca wydawało się nierealne, a jednak do niego doszło. Mama starała się udawać szczęśliwą, ale Elle wiedziała dobrze, że to nie jest prawdziwe, a Ward. Ciotka, ostatnio wzięła sobie chyba za cel sprawdzanie ich cierpliwości.
    — Ja chyba skuszę się jednak na coś innego… Rozmawiałaś może ostatnio z ojcem, Elle? — Brunetka słysząc pytanie ciotki, zamrugała tylko kilkakrotnie.
    — Nie — odpowiedziała krótko, kręcąc przy tym głową — powinniśmy zamówić sobie w pierwszej kolejności przystawki… Grissini z rozmarynem i oliwą z oliwek są po prostu wyśmienite. Do tego bruschetta i caprese? — Zaproponowała, nie patrząc nawet na Kate. Zamiast tego uśmiechnęła się do mamy, a następnie zerknęła na Arthura.
    — Nie mogłeś wybrać lepszego miejsca na dzisiejszy obiad. — Przysunęła się odrobinę do męża i ucałowała czule jego policzek, a palec jednej dłoni wyciągnęła do rączki swojej córeczki.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  59. [Cześć!
    Dziękuję za przywitanie! Postanowiłam się tutaj odezwać, bo myślę, że mogliby się spotkać w poczekalni w poradni psychicznej, co ty na to? :3]

    Sabrina

    OdpowiedzUsuń
  60. Uśmiechnęła się tylko delikatnie na słowa swojego męża i skinęła głową, dając mu tym samym znać, że zamierza wybrać dla nich coś naprawdę dobrego. Chwyciła kartę i uważnie wczytywała się w kolejne to pozycje menu, chociaż część z nich doskonale już znała. Starała się ignorować ciotkę i zwyczajnie udawać, że są tu tylko we czwórkę: oni z Theą i mama. Domyślała się, że Arthur nie chciał wykluczać Kate, aby nie tworzyć dodatkowych komplikacji, albo wierzył, że kobieta będzie potrafiła się zachować, ale cóż… Ward czasami zachowywała się gorzej niż zbuntowana nastolatka, zwłaszcza od ich powrotu z Los Angeles. Elle się martwiła, bo nie wiedziała, o co tak właściwie chodzi i co takiego się działo, że kobieta zachowywała się w ten, a nie inny sposób. Zwłaszcza, że wcześniej miały naprawdę bardzo dobry kontakt i Villanelle nie ufała nikomu innemu, tak bardzo jak swojej ciotce. Westchnęła ciężko słysząc słowa Arthura, jednak nie pisnęła nawet słowem. Wpatrzona zaparcie w kartę czekała na reakcję ciotki, jednak się tego nie doczekała. Zamiast tego, ponownie doszedł do jej uszu głos Morrisona. Słysząc je odsunęła kartę sprzed twarzy i zerknęła na mężczyznę i kobietę. Odebrała od męża dziecko i zmarszczyła delikatnie brwi.
    — Proszę was… — niemal wyszeptała błagalnie, nieco zachrypniętym głosem, ale Arthur już ruszył, a Kate powoli odsunęła się od stołi.
    — Widzicie, widzicie! Nawet w twoje urodziny, Elle! — Ciotka machnęła rękoma wskazując na plecy mężczyzny, jakby wszystko było jego winą. Brunetka natomiast jedynie przewróciła oczami, czując nieprzyjemny ucisk w gardle.
    — Przepraszam mamo, tak bardzo cię przepraszam — szepnęła do Alison, uśmiechając się i próbując skupić uwagę mamy na karcie menu i ponownie opowiadając o tym, jak smaczne jest tu jedzenie i co koniecznie muszą spróbować.

    Kate niechętnie ruszyła za mężczyzną, cały czas wpatrując się w niego spojrzeniem pełnym żądzy mordu. Prychnęła powietrzem na jego słowa i pokręciła z rozbawieniem głową.
    — Wiesz Arthur, to całkiem zabawne, bo na początku, gdy Elle do mnie zadzwoniła z pytaniem czy może przyjechać i pospiesznie, pobieżnie wszystko tłumacząc, miałam cię za skończonego dupka. Wiesz, nasza Villanelle nie zdradziła wszystkich szczegółów — zaczęła, całkowicie ignorując sens słów, które padły z ust młodego mężczyzny. — Po prostu, zaczynam się zastanawiać… wasza relacja rozwija się niesamowicie szybko, a czy Villanelle zdradziła tobie wszystkie szczegóły? — Uniosła wysoko brew, uważnie obserwując twarz mężczyzny i wyczekując jego reakcji. — Po prostu… zastanawiam się czy jej w ogóle zależy. A moja siostra? Zgrywa niewiniątko, też jej nie znasz. Teoretycznie śmiałabym twierdzić, że obie są sobie warte, o. — Oznajmiła oschle, wzruszając ramionami.

    Villanelle westchnęła głęboko, gdy dwójka, która odeszła chwilkę temu, nadal nie wrócili. Zagryzła nerwowo wargi i spojrzała na swoją mamę.
    — Martwię się o ciebie — wyszeptała cicho, przygryzając policzek od wewnątrz — Przepraszam za Arthura, ale… Kate ostatnio zachowuje się okropnie. — Mruknęła, przypominając sobie sytuację z centrum handlowego i wieczór u niej w mieszkaniu, gdy dowiedziała się o romansie ojca. — Nie wiem, o co jej chodzi, ale mamo… my naprawdę nie mieliśmy pojęcia i nie mieliśmy z tym nic wspólnego. — Powiedziała, poruszając kolanami, aby Thea nie zaczęła płakać.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  61. Kate wpatrywała się uważnie w mężczyznę, cały czas starając się nie mrugać i nie tracąc na swojej pewności siebie. Arthur mógł jednak zauważyć, jak kobiecie ona umyka, gdy ten uniósł głowę i spiął mięśnie, gdy każde wypowiedziane przez niego słowo trafiało dokładnie tam, gdzie miało trafić.
    — Jeszcze się przekonasz — oznajmiła, zaciskając delikatnie dłonie w pięści — że wcale nie poślubiłeś aniołka. Ja sumienie będę miała czyste, ostrzegałam. Reklamacji Alison raczej przyjmować nie będzie… o ile kiedykolwiek sama się przyzna do swoich win. — Wzruszyła ramionami. Przemawiała przez nią wściekłość i owszem, zazdrość. Na siostrę była zdenerwowana, bo o całej historii z nią i Larrym dowiedziała się wtedy, gdy we trzy spotkały się a Elle już je zostawiła i pijana, starsza siostra opowiedziała, co tak bardzo ją dręczy. Przełknęła ślinę i chciała chwycić jeszcze Morrisona za ramię, aby podzielić się z mężczyzną wszystkimi nowinkami, ale ten był szybszy a ruch Kate nie powiódł się. Westchnęła i ruszyła z powrotem do stolika, przy którym siedzieli już wszyscy. Z niechęcią zajęła miejsce koło swojej siostry i tylko uśmiechnęła się sztucznie.
    — Mhm… nie mogłam się zdecydować, co chcę… — Villanelle przygryzła delikatnie wargi, zerkając raz na Arthura, raz na ciotkę — zamówiłam nam po zupie pomidorowej, lasagne i gnocchi w sosie pomidorowym i ravioli ze szpinakiem… — zaśmiała się cicho widząc poczynania swojej córeczki i pokręciła delikatnie głową. — Thea, skarbie, nie wolno jeść serwetek… mama ma dla ciebie coś lepszego — uśmiechnęła się i sięgnęła do swojej torebki, w której miała schowany gryzak-żyrafkę. — A coo to? — Pomachała Thei przed oczami zwierzakiem i uśmiechnęła się, gdy córeczka faktycznie puściła serwetki i zajęła się wkładaniem do ustek głowy żyrafy, śliniąc przy tym wszystko.
    — Kate, nie chciałyśmy z mamą za ciebie decydować, więc musisz sobie sama zamówić, jak pojawi się kelner w zasięgu oczu — wzruszyła lekko ramionami. Naprawdę starała się być miła i sympatyczna, zwłaszcza w miejscu publicznym. Elle w końcu nie należała do osób, które odstawiały sceny wśród obcych, stawiając ich w niekomfortowych sytuacjach. Miała wiec nadzieję, że obiad zjedzą w spokoju. Miała zamiar później przepytać dokładnie Arthura, o co chodziło i o czym rozmawiali, jednak zostawiła to na później.
    — Artie, zaraz będziesz miał całą koszulę w… — Alison nie zdążyła ostrzec, bo w tym samym momencie ślina z brody Thei skapnęła na ręce mężczyzny. Elle tylko się cicho zaśmiała i machnęła ręką, sięgając po serwetkę.
    — Mhm, przyzwyczailiśmy się… czasami mam wrażenie, że częściej piorę nasze ubrania niż jej — wytarła męża i buźkę dziewczynki, uśmiechając się cały czas. Zerkała na Kate, która wydawała się być nieco spokojniejsza, ale to wcale nie napawało Elle dobrym samopoczuciem. Miała wrażenie, że to tylko cisza przed burzą.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  62. Brunetka uśmiechnęła się tylko na słowa męża. Musiała przyznać, że Arthur był wspaniały. Był dla niej wyrozumiały i wspierał ją, troszczył się nawet wtedy, gdy przechodzili najgorszy z momentów w swoim wspólnym życiu, a ich małżeństwo wisiało na włosku. Nie mogła trafić na lepszego mężczyznę i faktem było, że naprawdę starała mu się pokazywać swoją miłość odkąd wrócili z Los Angeles jeszcze bardziej. Nie chciała go stracić, chciała natomiast, aby miał pewność, że odwzajemnia jego uczucia.
    - Co się stało...? – Wzdrygnęła się delikatnie, słysząc nieprzyjemny ton głosu Arthura. Nachyliła się delikatnie, jednak już po chwili wszystko było jasne. Spojrzała pospiesznie na mamę, a następnie wbiła spojrzenie w Arthura. Po plecach Elle przeszedł nieprzyjemny dreszcz, gdy usłyszała to co Tilly miała do powiedzenia, a wspomnienie o byciu w przyszłości panią Madisson, sprawiło, że zaschło jej w ustach. Nim jej mąż się odezwał, spojrzała na ciotkę, której mina wskazywała rozbawienie.
    - Jeżeli maczałaś w tym palce, przysięgam ci Kate, że to jest nasze ostatnie spotkanie – wysyczała cicho, mrużąc oczy.
    - Usiądź Arthur – szepnęła, chwytając za szlufkę w jego spodniach i delikatnie pociągnęła ją, aby chłopak zasiadł obok niej. Dopiero wtedy chwyciła córeczkę.
    - Nie miałam z tym nic wspólnego, nie jestem, aż tak wredna – Kate wzruszyła ramionami i spojrzała niepewnie na Alison, która w tym momencie była nadzwyczaj spokojna.
    - Tak... nasza córka ma dziś urodziny. Pamiętałeś? – Tu Madisson wymownie spojrzała na Henry'ego, a następnie na swoją córkę – pamiętał? Elle, czy ojciec złożył ci życzenia?
    Ciężarna brunetka spojrzała niepewnie przed siebie, nie podobało jej się, że taka rozmowa rozgrywa się w jej ulubionej restauracji i obcy ludzie muszą tego słuchać.
    - Przestańcie, nieważne. Każdy z nas przyszedł po prostu zjeść obiad darujmy sobie błagam – powiedziała, siląc się na spokojny ton głosu. Poprawiła córeczkę w swoich ramionach, co wcale nie było już takie łatwe biorąc pod uwagę, że mała ważyła coraz więcej, a i brzuszek był również z dnia na dzień większy. – Arthur proszę – szepnęła, starając się ignorować stolik obok – proszę zjedzmy i po prostu wracajmy do domu, albo zmieńmy zamówienie na wynos... – nachyliła się w stronę męża. Martwila się o mamę i Arthura, bo jego zdenerwowanie widoczne było gołym okiem. – Nie musimy wcale tutaj siedzieć... możemy przenieść się do mieszkania, prawda? Artie myszko? Mamo?
    O Arthura bała się najbardziej. Nie miała pojęcia jak musi się czuć widząc siostrę ze swoim teściem, jak to wpływa na jego chorobę i czy w ogóle wpływa, ale wolała uniknąć kolejnego stresu dla swojego męża.
    - Villlanelle ma rację, zajmijmy się swoimi stolikami i talerzami... ale skarbie, wiesz, że nie zapomniałem o twoich urodzinach, nie dzwoniłem, bo i tak nie odbi... – nie dane było mu dokończyć, bo marudzenie Thei zmieniło się w płacz, a Elle już nawet nie słuchała swojego ojca, skupiając całą swoją uwagę na córce i próbie jej uspokojenia. A mówiła Arthurowi, że nie chce nigdzie wychodzić, że mogą spędzić jej urodziny w mieszkaniu, mówiła!

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  63. Dziewczyna nie do końca zdawała sobie sprawę z tego, co się właśnie działo. Próbowała uspokoić przede wszystkim swoją płaczącą córeczkę, nie zwracając przy tym uwagi na własne zdenerwowanie i uczucie zaciśniętego żołądka. Do tego martwiła się o Arthura i mamę, a zadowolone spojrzenie Kate i uśmiech na jej twarzy dodawały brunetce niepokoju. Nie wspominając o ojcu i Tilly siedzących przy stoliku obok. Miała ochotę cofnąć się w czasie i stanowczo zaprotestować, gdy Arthur oznajmił, że wychodzą. Od początku nie chciała wychodzić z domu i ostatni raz zrobiła coś sprzecznego z własną intuicją. Mogła się spodziewać, że dojdzie do jakiejś tragedii, bo to, co właśnie działo się w restauracji było jedną, wielką tragedią, w której Elle wcale nie chciała brać udziału.
    Ułożyła rękę na zaciśniętej w pięść dłoni Arthura, gładząc ostrożnie jej wierzch swoim kciukiem. Słowa, które padły z jego ust nie spodobały jej się. Grożenie siostrze w ten sposób mimo wszystko nie były odpowiednie, ale nie zamierzała w tym momencie o tym rozmawiać.
    — Kate, idź zamów sobie jedzenie i zmień nasze na wynos. Zjemy po prostu u nas w mieszkaniu. Proszę — skierowała słowa do ciotki, pierwszy raz od czasu sytuacji z centrum handlowego, zwracając się do niej naprawdę miło i z uczuciem. Ward jedynie pokręciła głową, komentując, że takiego przedstawienia nie może sobie darować. W tym momencie Alison spojrzała na swoją siostrę spod przymrużonych powiek.
    W momencie, w którym Arthur odsunął się gwałtownie od krzesła, Thea ponownie głośno zaczęła płakać przestraszona nagłym, niespodziewanym hałasem. Do tego sama Elle wydała z siebie niekontrolowany krzyk, gdy zdała sobie sprawę z tego, co właśnie zrobił Arthur. Zwłaszcza, gdy polała się krew, a upadkowi jej ojca towarzyszył głuchy dźwięk. Alison odruchowo odsunęła się od stolika, chcąc pomóc mężowi, ale w porę się opamiętała i zatrzymała się w pół kroku.
    — Co to do cholery — Henry wymamrotał, zakrywając dłonią swój nos — masz szczęście, że jest tu Elle, bo gdyby nie ona… — warknął, podnosząc się z ziemi. Chwycił chusteczkę, którą podała mu Tilly i wytarł twarz z krwi. W tym momencie natomiast Kate, postanowiła zabrać głos.
    — Alison, nie uważasz, że to najlepszy moment, aby ogłosić wszystkim nowinę? — Spojrzała na swoją siostrę, a później na Henry’ego, a na jej twarzy pojawił się zadziorny uśmieszek. — Nie wiadomo, kiedy drugi raz spotkamy się w komplecie, a teraz… jak widać, jesteśmy obecni tu wszyscy. Cała nasza zwariowana rodzinka. — Wyszczerzyła się. Villanelle nie przysłuchiwała się jednak słowom ciotki, a spoglądała na Arthura, samej się powoli podnosząc. Nie zamierzała pozwolić swojemu mężowi na samotny powrót do domu, a swoich urodzin miała już wystarczająco dosyć.
    — Jaka nowina? — Głos ojca, wyrwał Elle z zamyślenia i spojrzała w końcu na niego, a następnie na mamę i Kate.
    — Przepraszam — obcy, męski głos dotarł do uszu Villanelle. — Musimy prosić o opuszczenie restauracji, powstałe przez pana zamieszanie — tu spojrzał wymownie na Arthura — nie możemy pozwolić na dyskomfort pozostałych klientów.
    — Alison, o czym mówi twoja siostra?
    — Oczywiście już wychodzimy — Elle spojrzała na kelnera i ułożyła dłoń na ramieniu Arthura.
    — Jaka nowina, Alison? — Henry się powtórzył, wstając i tarasując przejście swojej już prawie byłej szwagierce i małżonce. — O co chodzi?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Arthur, Elle skarbie, chciałam wam powiedzieć po twoich rodzinach córuś… Po rozprawie chcę wyjechać do Toskanii. — Na ustach Alison pojawił delikatny uśmiech — odpocząć trochę — dodała, a Elle uśmiechnęła się, nie widząc w tym żadnego problemu. Wręcz przeciwnie, uważała, że przerwa i słońce należało się jej mamie.
      — Och, opowiesz nam wszystko w domu, dobrze? Powinniśmy już wyjść, naprawdę. — Elle uśmiechnęła się do swojej rodzicielki, nie miała podstaw do bycia na nią za to zła.
      — Do Larry’ego, prawda siostrzyczko? — Kate uśmiechnęła się, wpatrując się pierw w Arthura, jakby chciała dać mu do zrozumienia, że to część szczegółów, o których chciała mu wcześniej powiedzieć, a później na Henry’ego, na którego twarzy można było dostrzec gwałtownie pojawiające się zdenerwowanie.

      Elle ❤

      Usuń
  64. Dla Alison dzielenie się takimi informacjami z córką, jak i jej mężem było czymś oczywistym. Chciała traktować swojego zięcia, jak członka rodziny. Nie spodziewała się jednak, że własna siostra będzie wyciągać nie do końca jasne i proste sytuacje w dniu urodzin Villanelle, w dodatku przy Hernym i jego nowej partnerce, co w zasadzie nie powinno być już jego zmartwieniem. Wiedziała, że źle zrobiła nie mówiąc nic wcześniej swojej siostrze, może wówczas uniknęliby teraz konfliktu, który powstał, ale… nie była w stanie zmienić już przeszłości.
    — Toskania i Larry nie są jednością, Kate — odpowiedziała spokojnie, chociaż zauważyła zdenerwowanie swojego, jeszcze męża. Zerknęła na siostrę i to, w jaki sposób, patrzyła się na męża jej córki. Zmarszczyła brwi, słysząc słowa zięcia.
    — Jaki Bolton? — Spojrzała na mężczyznę, a później na siostrę, córkę, której twarz pobladła zostawiła na koniec. — Siebie warte? Kate? — Wróciła spojrzeniem do starszej brunetki i wyczekiwała odpowiedzi.
    Elle natomiast stała jak wryta i na całe szczęście, że Arthur zdecydował zabrać się z jej ramion ich córeczkę, bo gdyby zrobił to kilka sekund później, Villanelle nie była pewna, czy nadal byłaby w stanie utrzymać własne dziecko. Nazwisko byłego… kochanka? Nie wiedziała nawet, jak powinna określać Xandra, brzmiało w jej uszach i te wymowne spojrzenia wymienione pomiędzy Arthurem, a Kate, jej złośliwy uśmiech i triumfalny błysk w oku nie wróżyły niczego dobrego.
    —Dokładnie tak…, chociaż jestem w szoku, że o nim wiesz. — Oznajmiła, gdy Arthur ruszył w stronę wyjścia, a później sama pospiesznie za nim ruszyła — tylko, że to nie całą historia. Może kiedyś będzie jeszcze okazja na rodzinne spotkania — Katie zachichotała wymijając mężczyznę, aby opuścić lokal, jako pierwsza.
    — Więc czekasz na rozprawę i wylatujesz, do tego Larry’ego? — Henry wpatrywał się w Alison, a Elle jeszcze przez chwilę stała w miejscu cała zestresowana, nie mając pojęcia, co właściwie ma ze sobą zrobić. Zerknęła po swoich rodzicach, a następnie zatrzymała spojrzenie na dłużej, na Tilly, kręcąc delikatnie przy tym głową. — Pochwaliłaś się swojej córce? — Zakpił, świdrując spojrzeniem Alison. Villanelle czuła, jak w jej oczach zbierają się łzy. Nie dość, że ojciec nie wysilił się na złożenie jej życzeń sam z siebie, to jeszcze teraz określał ją, jako córkę tylko matki, co strasznie bolało. Nie miała pojęcia, o co dokładnie chodziło pomiędzy rodzicami, ale to strasznie bolało i nie chciała w tym momencie, brać w tym udziału.
    Wszystkiego najlepszego, Elle. Właśnie miałaś najlepsze urodziny w całym swoim, dotychczasowym życiu. Zakpiła w myślach, chwytając swoją torebkę i sweter z krzesła.
    — T-to wszystko jest posrane, d-dajcie znać, jak… jak ustalicie czyim jestem dzieckiem — powiedziała, starając się zapanować nad drżeniem szczęki, a następnie odwróciła się i skierowała się do wyjścia, dyskretnie wycierając łzy z kącików oczu. Zatrzymała się przy kelnerze, który wcześniej do nich podszedł i poprosił o opuszczenie lokalu. Poprosiła o anulowanie ich zamówień, przeprosiła za zamieszanie, a następnie wyszła z restauracji oddychając ciężko, nie mogąc dłużej powstrzymywać swoich łez. Nie była pewna, czy Arthur za nią czekał, czy może zdecydował złapać taksówkę i wrócić do domu. Ona sama nie wiedziała, którą wersję wolała. Trzasnęła drzwiami restauracji, odwracając się w stronę, w której był samochód, ale zdecydowanie nie była w stanie prowadzić, była za bardzo roztrzęsiona, dopiero po chwili dotarło do niej, że Morrison, jednak zaczekał.
    — M-m-myślałam, że… — nie dokończyła jednak, gdyż strumień łez wydostał się z jej oczu, a sama dziewczyna zaszlochała głośno, nie będąc w stanie utrzymać dłużej w ryzach swoich emocji. Bała się, że przez Kate pomiędzy nią, a Arthurem znowu wszystko wróci do punktu wyjściowego.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  65. Kobieta wpatrywała się w Arthura, próbując odnaleźć odpowiednie słowa, które byłyby wystarczającym usprawiedliwieniem. Nie mogła przecież powiedzieć, że kierowała nią zazdrość i pierwszy raz w życiu chciała sięgnąć po prostu po to, co wydawało się jej dla siebie odpowiednie, wspomnienie, że tym czymś, a raczej kimś wydawał się być Arthur, było ryzykowne, za bardzo. Widziała, że kochał jej siostrzenicę, dlatego musiała rozegrać to inaczej i wyciągnąć śmierdzące brudy.
    - Elle po prostu nie jest święta, powinieneś się cieszyć, że próbuję zadbać o twoje samopoczucie i szczerość w tym szybkim i krótkim małżeństwie – miała zaproponować, spotkanie na którym mogłaby opowiedzieć mu więcej, ale akurat Villanelle wyszła z restauracji. Postanowiła, więc się wycofać. Zdawała sobie sprawę, że co za dużo to nie zdrowo, uśmiechnęła się tylko o ruszyła przed siebie.
    Elle nie zwróciła nawet uwagi na oddalającą się ciotkę. Przez zalane łzami oczy, w tym momencie ledwo co widziała, a porządne złapanie oddechu wydawało się nierealne. Bliskość Arthura i fakt, że został i poczekał na nią podniósł ją odrobinę na duchu, chociaż i tak czuła się okropnie. Nie w ten sposób wyobrażała sobie swoje urodziny. Było jej trochę wstyd przyznać, do tego, co właśnie powiedział Artie odnośnie jej obaw, ale właśnie tego się bała. Zaciskając palce na materiale koszuli po jego bokach, pokiwała twierdząco głową. Wtuliła się w ukochanego, bo wyczuwalne bicie jego serca sprawiało, że gdy się na nim skupiała powoli się uspokajała.
    - Chcę do domu, proszę wróćmy. Niczego więcej nie potrzebuję, po p-prostu wróćmy – szepnęła cicho, uprzednio odchrząkując delikatnie. Nieprzyjemny ścisk gardła sprawiał, iż była pewna, że nie wydusi z siebie słowa. Przylgnęła do Arthura na tyle blisko, na ile była w stanie, aby po chwili poczuć nieprzyjemny chłód gdy Arthur się odrobinę odsunął. Ciepłe pocałunki jego warg wychodziły jej to jednak. Wzięła głęboki oddech, Arthur miał racje, musiała wziąć się w garść i przestać płakać, nawet jeżeli słowa ojca wciąż dzwoniły w jej uszach. Nie wspomniała jednak nic Arthurowi o tym, bo wychodząc jasno dał do zrozumienia, że wolałby nie być mieszany w problemy pomiędzy jej rodzicami, a ona zamierzała to uszanować, chociaż czuła się tak, jakby budowanego przez lata budynku fundamenty zostały właśnie naruszone.
    - Nie chcę nigdy więcej świętować urodzin, obiecaj mi proszę, że nigdy więcej nie będziemy tego robić - wyszeptała. Była zła i przytłoczona obecnymi wydarzeniami, ale w tym momencie wydawało się to sensowne. – Nie mogę prowadzić Arthur, nie czuję się dobrze – dodała nieco głośniej, automatycznie przecierając policzki z łez, chociaż Arthur zadbał o to, by je osuszyć.
    - Wiem, że chciałeś dobrze – zareagowała w końcu na jego słowa, jakby dopiero teraz dotarł do niej ich sens – to, to nie twoja wina, nie masz za co przepraszać, wiem, że chciałeś dobrze, ale... ale czasami mnie słucha, dobrze? W-wiedziałam, że to się nie skończy dobrze – wydukała. Zamierzała nie wychodzić z domu przez najbliższe kilka dni i na spokojnie odreagować cały dzisiejszy stres, nawet jeżeli Arthur błagałby ją na kolanach, aby gdzieś wyszli, tym razem zamierzała być nieugięta. – ja ciebie też kocham myszko, ale, ale już nigdzie nie wychodzę, to jest moje życzenie, żebyś dostarczał mi prowiant dopóki nie zmienię zdania – szepnęła cicho, wcale przy tym nie żartując.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  66. Urodziny zawsze były dla Elle ważne. Dlatego tak bardzo przeżywała niespodziewaną wizytę Tilly i wiadomość o urodzinach Arthura. Chciała wtedy sprawić, aby to był najpiękniejszy dzień dla niego w całym roku, a tamtej nocy wierzyła, że udało jej się to właśnie spełnić. Pech chciał, że o poranku zrujnowała wszystko, co mieli… Arthur musiał zapamiętać, jak ważny był dla niej dzień urodzin, skoro zaznaczył, że będą świętować jej urodziny, tylko, że w innym składzie niż do tej pory. Villanelle była jednak uparta, jak osiołek, zwłaszcza, gdy przemawiały przez nią silne emocje i poczucie, jakby chciała zrobić komuś na złość. W tym przypadku rodzicom, chociaż to sobie zadawała ból.
    — Nie chcę ich w ogóle, nigdy więcej — wyszeptała. Nie myślała o tym, czy w jakiś sposób może skrzywdzić tymi słowami Arthura, nie zastanawiała się nad tym. Nie obwiniała go jednak w żaden sposób, winną już znalazła i zamierzała jej przy jakiejś okazji wygarnąć, co myśli na temat swojej już nie ulubionej ciotce. Rozkoszowała się jednak bliskością swojego męża, biciem jego serca i ciepłem. Dotykiem jego dużych dłoni i silnych ramion, w których naprawdę czuła się bezpiecznie. Zwłaszcza teraz, gdy miała wrażenie, że coś jej zabrano.
    Westchnęła cicho, drżącymi dłońmi sięgając do torebki, aby wyciągnąć z niej kluczyki. Gdyby sama nie była nadal roztrzęsiona z pewnością zauważyłaby, w jaki sposób Artie zareagował na prowadzenie. Kąciki ust dziewczyny drgnęły delikatnie ku górze, gdy poczuła miękkie wargi Arthura, a nim ten się odsunął i przeszedł do samochodu, Elle ułożyła dłoń na jego ramieniu, delikatnie je ściskając.
    — Nie mam ochoty na żadne torty — wyszeptała cicho — możemy coś zamówić, jeżeli jesteś głodny, ale ja nie chcę, nie jestem, nie mam ochoty — głos już się jej nie łamał, ale nadal czuła nieprzyjemny ścisk w gardle. Uśmiechnęła się blado, nie chciała swoim złym humorem psuć tego dnia bardziej, w końcu poza jej urodzinami, które okazały się totalną porażką, dzisiaj mogli świętować pierwszy dzień wiosny, był powód do radości, chociaż sama brunetka nieszczególnie czuła z tego powodu ekscytację.
    — Tytuły ci się pomyliły myszko, księżniczka już siedzi w foteliku — na jej ustach miał zagościć szeroki, radosny uśmiech i tym zdaniem miała wrócić do swojego dobrego humoru, ale niestety to tak nie działało. Dodatkowo wspomnienie ich wizyty w Los Angeles, chociaż dobre, przypomniało jej o tym, że swoją królewską koronę zostawiła w taksówce, gdy wracali z alei gwiazd. — Nie ważne… jedźmy już do domu. Chyba, że chcesz wjechać po coś konkretnego do tego jedzenia — mruknęła, siadając na miejscu pasażera. Oparła głowę o szybę i dopóki Arthur nie usiadł na swoim miejscu, wpatrywała się w widok za oknem. Zwilżyła nerwowo wargi, dopiero teraz do niej dotarło, że to będzie pierwsza jazda samochodem Arthura od czasu wypadku. Przekręciła się delikatnie tak, aby być skierowaną w jego stronę i ułożyła bez wahania dłoń na jego kolanie, zgodnie z prośbą.
    — Zawsze już będę przy tobie — uśmiechnęła się, chociaż spojrzenie wciąż pozostawało raczej smutne. Zwłaszcza, gdy poczuła wibracje telefonu w torebce. Zignorowała je jednak, podejrzewając, kto może dzwonić. Nie chciała rozmawiać w tym momencie ani z matką, a tym bardziej z ojcem. Nigdy wcześniej nie denerwowała się jadąc z Artim, ale tym razem była dziwnie niespokojna. Zawsze był dobrym kierowcą, ale świadomość poważnego wypadku sprawiała, że w skupieniu wpatrywała się w męża nie mówiąc za wiele podczas całej podróży — może jednak zahaczymy o jakąś cukiernie… chyba, jednak mam ochotę na coś słodkiego — wymruczała, dostrzegając w oddali szyld swojej ulubionej sieci cukierniczo-piekarskiej.

    Villanelle ❤

    OdpowiedzUsuń
  67. Zacisnęła wargi w wąską linię, słysząc słowa, które wypowiedział Arthur. Najprawdopodobniej miał rację, bo o ile na ten moment faktycznie nie czuła głody i wszelkie chęci na zjedzenie czegoś dobrego jej minęły, sama wiedziała, że gdy tylko poczuje apetyczny zapach, zacznie skręcać ją w żołądku. Tylko, że Elle była uparta, o czym oboje dobrze wiedzieli.
    — Nawet, jeżeli tak się stanie to wszystko będzie jego winą — mruknęła, ułożywszy na swoim brzuchu, chociaż chwilowo mogła usprawiedliwić swoją słabość. Uśmiechnęła się blado na komentarz męża. Wiedziała, że musi wziąć się w garść, że nie może sprawić, aby jedno wydarzenie zniszczyło im pozostałą część dnia, zwłaszcza, że jeszcze trochę go zostało. Westchnęła, więc głośno, spoglądając na dłoń Arthura zaciskającą jej własną — oczywiście, że królem — szepnęła, unosząc kąciki ust. Miała wrażenie, że cisza w tym momencie nie jest wskazana, ale naprawdę nie potrafiła pociągnąć żadnego tematu, w dodatku nie chciała rozpraszać Arthura. Ulżyło jej odrobinę, gdy zatrzymali się pod cukiernią, może odrobina cukru faktycznie wpłynie pozytywnie na jej humor. Dziękując chwyciła portfel męża, jednocześnie informując, że jak najbardziej rozumie i wysiadła. Nie miała ochoty na nic konkretnego, a w takich sytuacjach było to zgubne, bo stojąc przed ladą i przyglądając się wystawionym ciastom, nie potrafiła nad sobą zapanować.
    Na ustach Kate pojawił się zadziorny uśmiech, kiedy jej telefon zaczął dzwonić, a na wyświetlaczu pojawiło się imię Arthura. Poczekała chwilkę nim odebrała, a następnie przystawiła słuchawkę do ucha, chcąc zapytać czy już pojawiły się problemy w raju, czego zrobić nawet nie zdążyła.
    — Cześć, miło, że dzwonisz — zaśmiała się wymuszenie. — Oczywiście, że mogłabym, owszem… — poczuła ogrom satysfakcji, że zadzwonił właśnie do niej, oczy zabłysły, a do głowy wpadła prosta myśl — mogłabym też pokrótce wyjaśnić, co się tam stało, bo mam pewne podejrzenia… ale skupmy się na twojej prośbie, przekaże szczęśliwej rodzince czego nie mają robić. Nie ma jednak nic za darmo, ale myślę, że akurat o tym dobrze wiesz. Wyślę ci później wiadomość z datą i miejscem.
    Nim wyszła z cukierni, zerknęła na swój telefon i nieodebrane połączenie, tak jak się spodziewała od swojej mamy. Westchnęła tylko cicho i wyciszyła całkowicie dźwięk, wyłączając do tego wibracje i ponownie schowała telefon do torebki. Po wyjściu od razu skierowała się do samochodu i zajęła miejsce pasażera, układając ostrożnie siatkę na kolanach.
    — Przepraszam — powiedziała, zapinając pasy bezpieczeństwa — przepraszam Arthur za nich, ja… ja nie wiem, co się z nimi dzieje…, dlaczego m-mój…, dlaczego ojciec w ogóle s-spo… — przerwała, aby wziąć głęboki wdech. Niby wiedziała, że to nie jej wina, że nie ma obowiązku, a wręcz nie może przepraszać za błędy swoich rodziców i zachowanie ciotki, ale to naprawdę ją męczyło. Jak jednak miała przeprosić za zachowanie ojca i fakt, że zadurzył się w siostrze Arthura? I wszystkie chamskie odzywki Kate, które, naprawdę nie wiedziała skąd się wzięły. Z tym było jeszcze gorzej, bo osoba, którą do tej pory nazywała przyjaciółką raniła również ją i… — to wszystko jest tak popier…znaczy, no wiesz. — Wywróciła oczami, hamując się przed przeklinaniem w obecności ich córeczki. Zacisnęła wargi w wąską linię. Pamiętała dobrze, że gdy się pokłócili w święta, jasno zaznaczyła, że dzieci są jej, teraz po wysłuchaniu krótkiej sprzeczki rodziców, zamierzała nigdy więcej nie popełnić takiego błędu, zwłaszcza w obecności ich dzieci. Ułożyła ponownie dłoń na jego kolanie, ale nie odezwała się już słowem. Wolną ręką przytrzymywała siatkę na nogach, a głowę oparła o szybę i wpatrywała się w zmieniające się budynki. Odetchnęła, kiedy dojechali na miejsce.
    — Chyba nie było najgorzej…— Posłała ciepły uśmiech swojemu mężowi i nachyliła się, aby musnąć jego policzek, gładząc palcami nogę tuż nad jego kolanem. — przepraszam, że musiałeś prowadzić, to… to nie powinno być wymuszone po wypadku i ja… po prostu przepraszam.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  68. Villanelle, można powiedzieć, że była osłabiona. Początkowo była pewna, że rozwód rodziców nie będzie miał znaczącego wpływu na jej życie. Była w końcu dorosła, nie mieszkała już z nimi i nie było jej tam, na co dzień, nie miała ośmiu lat i nie miała nagle urwać kontaktu z którymś z nich. W momencie, gdy wyszła na jaw informacja o tym, że ojciec spotyka się z Tilly, pewne było, że to jednak w jakimś stopniu odbije się na niej i Arthurze. Nigdy jednak nie spodziewała się, że do tego wszystkiego dołączy się Kate, która… Elle nie miała pojęcia, o co jej chodziło. Dlaczego w ogóle pomyślała, że ona i jej mąż mogliby mieć związek ze zdradą jej ojca. Dlaczego nagle, zaczęła traktować ją jak wroga, którego trzeba zniszczyć powoli, kawałek po kawałku. Takie, bowiem odnosiła ostatnio wrażenie brunetka, że Kate chce stanąć na jej drodze do szczęścia, a po dzisiejszej sytuacji była tego niemal pewna… po co miałaby coś wspominać Arthurowi o Boltonie? Była pewna, że inaczej nie wypowiedziałby nazwiska mężczyzny, gdyby wtedy, po odejściu od stolika nie palnęłaby czegoś, tego była po prostu pewna. Nie rozumiała jednak, po co. W końcu jeszcze doniedawna się przyjaźniły.
    — Ale, ale gdyby… — nie dokończyła jednak swojej myśli. Ponownie westchnęła ciężko, za każdym razem, gdy była bliska nauczenia się, spoglądania na świat w optymistycznych barwach, pojawiało się coś, co sprawiało, że Elle cofała się do punktu startu. — Mam już dość tego wszystkiego, nie mogę, nie wytrzymam — jęknęła cicho, wciąż wpatrzona w widok za oknem. Miała wrażenie, że wszystko, czego tknie, niszczy się, że przyciąga do siebie wszystkie możliwe negatywne wydarzenia. Dziś ponownie zagościła myśl, że gdyby nie pojawiła się w życiu Arthura, ten prawdopodobnie wiódłby szczęśliwe, pozbawione choroby życie. Myśli, że gdyby nie ona, innym byłoby lepiej, pojawiały się coraz częściej, ale nie pisnęła Arthurowi ani słowa, spodziewając się jego reakcji i zapewnień, że z pewnością tak nie jest.
    Uśmiechnęła się, gdy dojechali na miejsce bez żadnego problemu. Pospieszne wyjście Arthura zdziwiło ją, zdążyła jedynie rozpiąć pas, a gdy mężczyzna pojawił się po stronie jej drzwi, otwierając je równie szybko, kąciki ust drgnęły jej. Nie spodziewała się takiej reakcji, w pierwszej chwili chciała krzyknąć, że co on sobie w ogóle wyobraża, ale pod wpływem pocałunku, nie myślała o leżącej na ziemi siatce. Odwzajemniła czuły, pełen namiętności gest, układając przy tym dłonie na jego nadgarstkach.
    — Możemy iść — wydusiła jedynie, czując jak nogi jej miękną. Uwielbiała tego mężczyznę całą sobą i mogła być wdzięczna, że pomimo wszystkich problemów, mogła go w tym momencie nazywać swoim mężem. Uśmiechnęła się delikatnie, aby ukucnąć powoli i sięgnąć po siatkę, gdy Arthur ruszył do bagażnika, aby wyciągnąć z niego wózek. Ona sama w tym czasie odłożyła ciasto na siedzenie pasażera, a następnie odpięła i chwyciła w swoje ramiona ich córeczkę, tuląc ją mocno do siebie.
    — Weźmiesz moją torebkę i zabawkę, Thei? Nie zabiorę się — spojrzała na Artiego, a sama wzięła jeszcze siatkę z cukierni i ruszyła w stronę wejścia do budynku. Zatrzymała się dopiero przy drzwiach, bo to Arthur miał klucze od mieszkania.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  69. Nie rozumiała w tym momencie swojego męża. Jeszcze w restauracji uznał, że nie chce mieszać się w sprawy jej rodziców, a teraz ofiarował swoje ramie na zrzucenie swoich ciężarów. Możliwe, że chodziło o to, że po prostu nie chciał uczestniczyć dalej w tej rozmowie, ale teraz, w tym momencie Elle czuła się po prostu zmieszana i zdezorientowana. Nie wiedziała nawet, co ma mu odpowiedzieć, bo teoretycznie o tym wiedziała, ale praktycznie nie była pewna czy to dobry pomysł.
    Weszła do mieszkania tuż za mężczyzną i powoli wysunęła stopy z trampek, uprzednio oddając mu siatkę. Ściągnęła sweterek córeczce, tym samym orientując się, że jej własny został w aucie, ale to w zasadzie nie było żadnym problemem.
    — Nie wolno bawić się włosami mamy — mruknęła, marszcząc delikatnie brwi, czując, jak małe rączki wplatają się w jej ciemne kosmyki. Poprawiła córeczkę w ramionach i zabrała jej maleńką dłoń od swoich włosów, uśmiechając się do niej. Pokręciła głową, widząc rozstawione buty Artiego i tylko stopą przesunęła je na bok, bliżej siebie i ruszyła po chwili za nim do kuchni, cały czas trzymając ich dziecko w swoich rękach. Wywróciła oczami widząc, szeroki uśmiech Arthura, zajadającego się jej ciastkiem. Zmrużyła powieki, dziękując sobie, że co prawda nie takie same, ale podobne i też ze śmietanową masą, ciastko znajduje się w paczce.
    — Nie masz pojęcia, czym to grozi — powiedziała, podchodząc nieco bliżej — prawda skarbie? Tatuś chyba zapomniał, że mamusia ma w brzuszku dzidzie, która miała ochotę na te ciastko — nim się zorientowała, Arthur stał już przed nią, a na policzku i nosie czuła chłodną śmietanę, spojrzenie automatycznie uciekało na widoczną, białą plamę na czubku nosa, co sprawiało, że z trudem mogła skupić spojrzenie na mężu. Co najgorsze, Thea zapiszczała wesoło, jakby podobały jej się wygłupy ojca. Elle westchnęła, bo chociaż miała zły humor musiała przyznać, że Arthur swoją osobą potrafił odciągać ją od tego, co negatywne. Dźwięk jego śmiechu był niesamowicie przyjemny.
    — Jesteś jak dziecko, wiesz o tym, prawda? — Mruknęła. Oczywiście, że chciała spróbować! Widziała jednak po jego oczach, że coś knuł. Zamierzała, go jednak przechytrzyć. Zebrała palcem resztkę masy z policzka i wsunęła go sobie do ust, powoli zlizując śmietanę i mrużąc przy tym powieki — Dobre… Powinieneś nam je oddać, zdecydowanie — dodała — spójrz! Ono ma różowe kuleczki, to dziewczyńskie ciastko — uśmiechnęła się wskazując na dekoracje w masie. Chciała być przebiegła i po prostu zabrać mu opakowanie z ręki, ale tym razem Artie był szybszy odsunął rękę i spojrzał na swój palec, dając dziewczynie do zrozumienia, że zdobycie większej ilości słodkości nie będzie wcale łatwe. — Jesteś durnowaty — mruknęła z delikatnym rozbawieniem, ale przygryzła na moment wargę, a następnie chwyciła jego nadgarstek i zlizała powoli śmietanę, aby następnie soczyście cmoknąć go w nos, jednocześnie swoim własnym brudząc go od śmietany. Uśmiechnęła się i pokręciła głową, oblizując usta z resztek słodkiej masy.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  70. — Oj, powinieneś Morrison. Zobaczysz, zemścimy się. Nie będziesz znał godziny ani miejsca! — Początkowo przygryzała policzki, aby powstrzymać śmiech, ale finalnie jej to nie wyszło. W pomieszczeniu rozniósł się delikatny, melodyjny dźwięk, a sama Elle pokręciła tylko przy tym głową, czując, jak łatwo dała mu się podejść. — Należą mi się za to podziękowania! To się nazywa poświecenie dla ogółu. Nikt inny by z tobą po prostu nie wytrzymał — wytknęła mu język, chociaż była w stanie przyznać, że to raczej z nią nikt inny nie byłby w stanie wytrzymać. Mina nieco jej spochmurniała, a kolejne słowa Arthura wprowadziły ją w małe zakłopotanie. — Ale to ja je sobie kupiłam. Tak najzwyczajniej na świecie, chciałam zjeść dziewczyńskie ciastko z różowymi kuleczkami. I-i… i mając w domu dwie kobiety, powinieneś wiedzieć, że takie ciastka są dla nich! I uważaj, bo zaraz obrośniesz w piórka i jeszcze głową o sufit rąbniesz — dodała, wyginając usta w grymasie, nie wierząc w to, że on naprawdę nie zamierzał oddać jej tego ciasta, zwłaszcza, że wcześniej wspominał, że zrobi dla niej wszystko tego dnia.
    Spojrzała na męża, uważnie obserwując jak ściera resztki śmietany z twarzy. Wiedziała, że będzie tego żałowała, ale podeszła i pocałowała go w ten policzek, zlizując przy tym nadzienie ciastka, a następnie oparła się sama o blat i z rozbawieniem pokręciła głową.
    — Tak, właśnie za to… bo mi w życiu brakowało błazna. Tylko, ups. Sam sprawiasz, że mamy problem z tymi całymi tytułami, jeszcze chwilę temu mówiłeś, że nie chcesz nim być — ponownie wytknęła mu język, zapominając, że Thea niektóre, a zwłaszcza te negatywne rzeczy powtarzała po rodzicach niesamowicie szybko i sama po chwili już machała rączkami z wystawionym językiem, na co Elle tylko westchnęła i wywróciła oczami. Ten jeden raz mogła jej przecież darować… Uśmiechnęła się wesoło na widok łyżeczki z tym cholernym ciastkiem i świadomość, że Arthur jej uległ, szybko jednak zrozumiała, że to dalsze przekomarzanki. — Ty. Mała. Wredna. Małpo. — Zdołała z siebie wydusić, gdy zorientowała się, co on właściwie zrobił. — I ty przeciwko mnie — spojrzała na córeczkę, która pierw rączkę wsadziła do ust, a następnie rozsmarowała nią śmietanę, którą ubrudził ją Artie. Chwilę później uśmiechała się głupiutko w reakcji na słowa swojego męża, a na jej policzki wkradł się rumieniec. — przecież wiem, że ci smakuję bardziej… — zachichotała uroczo, wybuchając na koniec śmiechem, gdy zapytał, co ma zamówić. Thea, co prawda rączkami wybrudziła jej sukienkę, ale Elle się już tym nie przejmowała. Przytuliła mocniej córeczkę, która również się przez to ubrudziła kremem.
    — Nie wiem… może pizze? — Wzruszyła ramionami, zaglądając do paczki na blacie, z pozostałymi kawałkami ciasta. Wzięła te drugie ze śmietanką i ugryzła je, nie przejmując się już tym, że się pobrudzi, było i tak już za późno — wiesz co, zdecydowanie powinieneś tego spróbować, jest pyszne… chyba lepsze od tamtego — oznajmiła i odsuwając się od blatu zrobiła krok w stronę Arthura, wyciągając rękę w jego stronę, aby ugryzł sobie kawałek. Nie zamierzała być tak wredna, jak on. Wręcz przeciwnie. Gdy miał ugryźć kawałek, zamiast odsunąć rękę, Elle tylko bardziej ją wyprostowała, jednocześnie pakując Arthurowi więcej ciasta do ust i brudząc mu przy tym przystojną buźkę. — O! Teraz do nas pasujesz. Widać, że rodzina — uśmiechnęła się, nie przejmując się tym, że odrobina ciasta wylądowała na podłodze. Zamiast tego przysunęła się tylko bliżej, brudnym policzkiem wtulając się w jego klatkę piersiową, jednocześnie brudząc mu koszulę. Thei fakt, że ona i rodzice byli brudni musiał bardzo odpowiadać, bo dziewczynka cały czas wyglądała na zadowoloną, a radosne piski tylko mogły w tym utwierdzać młodych rodziców.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  71. — Poddani to twoi studenci? To by się wtedy zgadzało, jesteś dla nich niesamowicie wredny i złośliwy — wyszczerzyła się wesoło, wspominając czas, gdy jeszcze sama siedziała na jednej z uczelnianych sal, wysłuchując tego, co doktorant Morrison miał do powiedzenia. Te prawie dwa lata temu, nigdy nie powiedziałaby, że kiedykolwiek znajdą się w takim momencie ich wspólnego życia. Nie podejrzewałaby, że jej zagrywka skończy się dokładnie w taki sposób. Westchnęła cicho z lekkim uśmiechem, przypominając sobie ten pierwszy raz, gdy ich spojrzenia się ze sobą zetknęły, a na ustach pojawiły się subtelne uśmiechy — miękka wersja, dużo bardziej mi odpowiada — wyszeptała, cały czas z uniesionymi w górę kącikami ust.
    — Sam jesteś bestią, jak w ogóle możesz tak na mnie mówić — wygięła ustka w grymas i zmarszczyła delikatnie brwi, ale nie wytrzymała długo z powstrzymywaniem uśmiechu, zwłaszcza, gdy mężczyzna podszedł i objął ją. Westchnęła cicho z ulgą, czując przyjemne ciepło. Uśmiechnęła się, opierając się delikatnie głową o jego tors. Zamruczała cicho, słysząc jego słowa. Pokiwała nieznacznie głową, tak, było dużo lepiej i chcąc nie chcąc musiała przyznać, że to była tylko jego zasługa. Gdyby nie zaczekał za nią pod restauracją, a drogę do domu miałaby spędzić w samotności lub co gorsza, okazałoby się, że Arthur nie czekałby w mieszkaniu, nie chciała nawet myśleć, co by wtedy było. — Dobrze, przy tobie jest mi dobrze — wyszeptała cicho, zamykając oczy. Ta chwila była cudowna, pomimo głośnego pisku ich córeczki, chociaż i ona odrobinę się wyciszyła będąc w objęciach swoich rodziców. Wygięła ustka w smutną podkówkę, gdy Arthur wziął brodę z jej głowy i przerwał tę cudowną chwilę, ale wpatrywała się w niego z błyskiem w oczach. Była w tym momencie naprawdę zadowolona, chociaż to nie było tak, że nie myślała całkiem o tym, co wydarzyło się wcześniej. Po prostu starała się skupić na tym, co było teraz.
    — O nie, cokolwiek knujesz, przestań — nie zdążyła w jakiekolwiek sposób zareagować, bo Arthur mówił dalej, a w dodatku przeszedł do czynów. Pisnęła głośno czując coś mokrego na głowie, a po chwili dotarł do niej sens jego słów. — Moje ciastko! — Z trudem krzyknęła, krztusząc się, bo nie wiedziała czy ma się śmiać, płakać czy wrzeszczeć na niego, rozpoczynając pogoń. — Jesteś nienormalny. Po prostu… dorosły facet, a zachowuje się jak rozwydrzony bachor! — Jęknęła, sięgając ręką głowy, aby ściągnąć to, co zostało na głowie, kawałek papieru i resztę, do niczego nienadającego się ciasta. Nie dbała już nawet o to, gdzie to rozkłada. Cała kuchnia i tak była do porządnego wyczyszczenia, więc zrzuciła to jedynie z siebie i wolną ręką, chwyciła nóżki córeczki, aby nie kopała jej w brzuch. — po pierwsze… wysprzątasz cały ten burdel — mruknęła idąc powoli w jego stronę i marszcząc przy tym groźnie brwi — po drugie, wykąpiesz Theę i wypierzesz jej i nasze ubrania. Palcem nie tknę niczego, przez co jest taki bałagan… a po trzecie zginiesz. Po prostu zginiesz! — Krzyknęła, oddychając głęboko. — Arthur, ja naprawdę chciałam to zjeść! — Dodała, aby uzmysłowić mu, na jak bardzo przegranej jest pozycji. — Ono nie dość, że wyglądało tak pysznie to ta śmietana była pyyyszna! — Żuchwa zadrżała jej delikatnie. Tylko, że Arthur miał rację, bo z Theą na rękach niewiele była w stanie zrobić. — Ugh, sprzątasz to! — Oznajmiła nagle, układając córeczkę na macie, nie obchodziło ją w tym momencie to, że i ona się ubrudzi. Jasno oznajmiła, że to Arthur będzie wszystko sprzątał. Sama odwróciła się na pięcie i sięgnęła zamka sukienki, aby po chwili ją rozpiąć. — I moje ubrania też pierzesz. — Dodała i zsunęła z siebie sukienkę, zostawiła ją w tym miejscu, w którym opadła na podłogę i sama przeszła do łazienki.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  72. Wchodząc do łazienki, była naprawdę bardzo zła na swojego męża. Śmiechy, śmiechami, ale w mniemaniu Elle zwyczajnie przesadził. Mógł zakończyć swoje wygłupy w momencie, gdy się przytulali. Wtedy byłoby po prostu idealnie. Ale nie, Arthur musiał wykazać się swoją kreatywnością. Możliwe, że gdyby nie ciąża, machnęłaby na to ręką i z zadowoleniem przyznała, że skoro ona jedyna ma w tym domu koronę, to Morrison bezwzględnie musi wykonywać wszystkie jej rozkazy.
    Szalejące hormony sprawiły jednak, że zrobiło się brunetce niesamowicie przykro, gdyż w momencie gdy poczuła się odrobinę lepiej i rozkoszowała się poczuciem bliskości i bezpieczeństwa w ramionach męża, ten tak bardzo zaskoczył ją z tym ciastem. No i chciała je zjeść! Teraz, nie miała jak.
    Stojąc pod strumieniem wody nie usłyszała, kiedy do łazienki wszedł Arthur, dopiero w momencie otworzenia drzwi od kabiny i nie tyle to usłyszała co poczuła chłodniejsze powietrze. Wzdrygnęła się, czując na sobie jego dotyk.
    - Chcesz, żebym umarła przez zawał w wieku zaledwie dwudziestu trzech lat!? – Teoretycznie wiedziała, że to może być tylko on, ale mimo wszystko się przestraszyła, zwłaszcza, że nie słyszała, kiedy dokładnie wszedł do łazienki. Wściekłość, a raczej zdenerwowanie na małżonka powróciło. Chwyciła jego dłonie i ściągnęła ze swojego brzucha. – Przesadziłeś, Arthur – oznajmiła stanowczo. W innych okolicznościach skupiłaby się na przyjemności płynącej z jego bliskości. Nigdy mu nie odmawiała, zawsze mu ulegała, zwłaszcza, gdy rozpoczynał delikatne pieszczoty. Tym razem miało być inaczej. Nie odchyliła więc głowy do tyłu, czując na szyi jego wargi.
    - A ja myślałam, że spędzimy miło resztę dnia – burknęła w odpowiedzi, marszcząc przy tym brwi, czego mężczyzna nie miał jak zauważyć – i było już prawie idealnie, ale jakiś dzieciak postanowił mi rozsmarować ciasto na głowie – przerwała na chwilę, odwracając się przodem do mężczyzny, który miał na sobie jeszcze resztki ciasta – przysięgam, jeżeli tam nadal jest bałagan, uduszę cię gołymi rękoma – oznajmiła, przybierając surowy ton głosu. Prychnęła cicho i wyminęła go, opuszczając kabinę prysznicową.
    - Jestem zła, Arthur, wybij sobie z głowy jakiekolwiek szanse na seks. Straciłeś i skreśliłeś je sobie sam – znała swojego męża na tyle, aby wiedzieć, że prędzej czy później spróbowałby zainicjować zbliżenie, a Villanelle... cóż, czasami wystarczył jeden jego dotyk, jedno spojrzenie, a ekscytacja i pożądanie w niej wzrastało. Był niczym narkotyk, którego z każdym kolejnym razem chciało się więcej. Tym razem miała wystawić samą siebie na próbę, miała być stanowcza i nie ulec mu. – Kocham cię, ale jesteś... jesteś jak pieprzony dzieciak, który nie zna granic – wymruczała zdenerwowana, chwytając ręcznik i wycierając się pospiesznie. Założyła bieliznę i dresy, w których była przed wyjściem na ten cudowny obiad. Rzuciła mu ostrzegawcze spojrzenie, osuszyła włosy i po rozwieszeniu ręcznika wyszła, zostawiając go samego w łazience. Miał szczęście, że ogarnął ten bałagan, bo była gotowa wymierzyć mu jakąś karę. Pokręciła tylko głową na leżące na podłodze ubrania, przesunęła je jedynie nogą bliżej drzwi łazienki i sama ruszyła w stronę kanapy, gdzie usiadła wygodnie i owinęła się ciasno kocem. Sięgnęła pilot i przeskakując kolejne kanały rozpoczęła poszukiwania czegoś ciekawego do obejrzenia.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  73. Nie zastanawiała się nad tym czy przesadza, czy też nie. Arthur niesamowicie ją zdenerwował posuwając się do czegoś takiego i nie zamierzała dusić tego w sobie, jak miała to w zwyczaju. Dlatego otwarcie powiedziała co myśli na ten temat, chociaż i tak pozostawała delikatna w słowach. Widziała, jak Morrison biega po mieszkaniu już miała się odezwać, żeby myślał co robi i nie zostawiał po sobie mokrych plam, ale postanowiła, że słowem się nie odezwie, dopóki on nie zrozumie swoich błędów. Wpatrywała więc się za wszelką cenę w telewizor, udając, że reklama jakiejś sieciówki z odzieżą niesamowicie bardzo ją zainteresowała. Zmarszczyła brwi, gdy dotarło do niej, że jej mąż wyszedł z mieszkania i nawet słowem się nie odezwał, dokąd wychodzi, kiedy wróci i... och, w tym momencie była na niego jeszcze bardziej zła. Co z tego, że przyniósł i podstawił jej pizzę. Była na tyle obrażona, że nie tknęła nawet pudełka i tak, jak pozostawił je Arthur, tak cały czas leżało w tym samym miejscu.
    Chwyciła dekoracyjną poduszę z kanapy i objęła ją mocno, marszcząc przy tym brwi i nos. Nie rozumiała sama, dlaczego czuła tak dużą wściekłość skierowaną do swojego męża, powinna być bardziej zdenerwowana na rodziców i Kate, ale nie. Chwilowo to Arthur był obiektem, w który kierowała swoje emocje.
    Podniosła głowę gdy odsunął stolik i oderwała wzrok od telewizora, aby spojrzeć co tym razem wymyślił jej nadworny błazen. Uniosła brew, patrząc jak klęka, a już po chwili mrużyła brwi przypatrując się temu, co było ułożone na poduszce. Oczy radośnie jej zabłysły na widok ciasta, ale minę wciąż miała naburmuszoną.
    - Tak, jasne! A gdybym ci oddała, znów byś nazwał mnie mściwą bestią! Powiedziałbyś, że jestem wredną, złą kobietą! - Powiedziała oburzona, wpatrując się to na twarz męża, to na ciastko. Naprawdę miała na nie ochotę i chciała je zjeść, ale nie teraz. Nie w tym momencie. Dlatego odłożyła tylko pilot obok siebie i mocniej objęła poduszkę - ciągle powtarzasz, że jestem wredna, a wcale nie jestem! - oznajmiła, a żuchwa zaczęła jej niebezpiecznie drżeć. Zacisnęła zęby, żeby to zniwelować, ale to nie było łatwe. Miała ochotę chwycić tę poduszkę i jej zawartość wywrócić na Arthura, ale przed tym potrafiła się jeszcze powstrzymać. - A to Kate jest wredna, ona... ona jest okropnie wredna i gubi dzieci i... i sugeruje, że mama, a ja tam byłam, jak rozmawiały o tym całym Larry, jak mama mówiła, że dała mu kosza w liceum, że ostatni raz widziała go właśnie w liceum, że Kate dobrze wie, że była już wtedy zaręczona z ojcem i nigdy, by nie mogła - przerwała, aby wziąć głęboki oddech i pospiesznie przetrzeć oczy, nim by się ponownie rozpłakała, a nie miała zamiaru tego robić - j-jakim trzeba być człowiekiem, żeby tak kłamać... zresztą, nieważne. Po prostu nigdy więcej nie mów, że jestem mściwa, czy wredna. Bo nie jestem, Arthur nie jestem jak ona, nie jestem taka - oznajmiła, spoglądając na ciastko. Czuła, że coś w niej pękło, tylko nie wiedziała dlaczego akurat teraz i dlaczego znowu musi cierpieć na tym ona i Arthur - a on, on jej chyba uwierzył, jakim... - nie dokończyła jednak, podniosła tylko spojrzenie i utkwiła je w Arthurze - cokolwiek, kiedykolwiek by się pomiędzy nami dzieci są nasze, nie moje, nie twoje... tylko nasze, rozumiesz prawda? Mają mamę i tatę, mają mnie i ciebie i... nie są moje czy twoje, są nasze i.. i ja wiem, że kiedyś powiedziałam, że... ale, ale tak nie wolno - wyjęczała, owijając się szczelniej kocem. Zdawała sobie sprawę, że Arthur przyszedł do niej z ciastkiem w zupełnie innym celu, ale to chyba fakt, że Morrison od tak wyszedł z domu sprawił, że pękła, że nie mogła trzymać wszystkiego dłużej w sobie.
    - W-wybaczam ci, ale nie chcę już tego ciastka - burknęła, w końcu odpowiadając na jego pytanie.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  74. Nie miała pojęcia, co takiego się wydarzyło i dlaczego jej ciotka nagle, tak bardzo się zmieniła. To było niesamowicie dziwne i gdyby zachowanie Kate, nie dotykało bezpośrednio samej Elle, dziewczyna z pewnością zaczęłaby się o nią martwić. Może miała jakieś problemy, które sprawiały, że zachowywała się tak, a nie inaczej? W tym momencie i powstałych okolicznościach, brunetka nie zamierzała podejmować trudu, dowiedzenia się co takiego się wydarzyło. Chciała po prostu odciąć się od tego wszystkiego, zapomnieć, że wplątali ją w swoje problemy, że Kate próbowała ją w to ciągle mieszać. Dziewczyna pragnęła spokoju. Skupienia się na swoim mężu, córeczce i samej sobie. To były ich ostatnie wspólne chwile, tylko we troje. Zamiast korzystać z tego, atmosfera ciągle była napięta lub po prostu nieprzyjemna, jedynie z krótkimi przerywnikami na chwile wytchnienia.
    Spojrzała na ręce Arthura, w pierwszej chwili chciała je z siebie zrzucić, ale ostatecznie zrezygnowała z tego. Były przyjemnie ciepłe, a gdy zaczął nimi poruszać, westchnęła tylko cicho. Nie było sensu we wracaniu do przeszłości i wyciąganiu brudów sprzed czasu, zwłaszcza, że jej poczynania z pewnością były gorsze niż nazwanie jej wredną. Dlatego pokiwała tylko nieznacznie głową na słowa swojego męża.
    - W-wiem, że to były żarty - szepnęła nieco zawstydzona swoim własnym wybuchem. Podejrzewała, że gdyby nie ciąża i ciężar ostatnich wydarzeń, obecną sytuację przyjęłaby z większym spokojem. Los chciał jednak, że sytuacja wyglądała inaczej, a Elle była zmęczona wszystkimi problemami.
    - T-tak i ja, ja nie wiem dlaczego. To bez sensu, to wszystko jest bez sensu, to, że myślała, że my... że ja go poznałam z Tilly - jęknęła, naciągając rękawki bluzy na nadgarstki. Oddychała płytko, próbując jakoś to wszystko zrozumieć, ale nie była w stanie. Nie znała najważniejszego punktu do zrozumienia. - A teraz... ja nie wiem czego ona może chcieć. Zawsze się dogadywałyśmy i z mamą też miała zawsze dobry kontakt, z ojcem nie zawsze się zgadzali, ale... ja nie rozumiem - szepnęła, wpatrując się w oczy męża, jakby właśnie w nich chciała odnaleźć odpowiedź na tę dręczącą ją myśl. Wiedziała jednak, że Arthur wie mniej niż ona. Zmarszczyła jednak brwi, wsłuchując się dokładnie w to co miał do powiedzenia. Jak do dzwonił do niej? Po co? Spotkanie? Zagryzła nerwowo wargi. Nie chciała, aby spotkali się sami, bez niej. - Ona... zawsze przy mnie była, w najgorszych momentach mojego życia, a teraz, teraz sama takie tworzy - szepnęła cicho, zapominając, aby powiedzieć, że nie chce, aby szedł na spotkanie z jej ciotką. Wtuliła się w niego, gdy tylko usiadł na kanapie obok i ułożyła głowę i dłoń na jego torsie.
    - Boje się co ona jeszcze wymyśli - szepnęła cicho - jakie jeszcze będzie wymyślać kłamstwa, bo... bo mama na pewno by tego nie zrobiła ojcu, a on... on tak spojrzał na mnie dziwnie i później odezwał się do mamy "pochwaliłaś się swojej córce?" - mruknęła, próbując naśladować tamten chłodny ton głosu ojca. - a przecież chwilę wcześniej byłam jego skarbem, to, to... nie wiem co się dzieje, to jest dziwne i.. chore. - wychrypiała cicho, wtulając się mocniej w bok Artiego - nie powinnam na ciebie krzyczeć, przepraszam, to wszystko to nie twoja wina - wyszeptała przymykając na chwilę oczy - ale to tak bardzo boli i to, że ciągle mnie w to mieszają... ja wcale nie chcę brać w tym udziału.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  75. Próbowała oddychać spokojnie, panować nad emocjami, które wręcz szalały w niej. Możliwe do okiełznania stały się dopiero wtedy, gdy Arthur znalazł się wystarczająco blisko. W jego ramionach czuła się po prostu bezpiecznie, pomimo tego, że nie zawsze było kolorowo, wiedziała, że nic jej przy nim nie grozi. Dlatego tak szybko uspokajała się, kiedy ją dotykał, przytulał, gładził ostrożnie jej włosy czy szeptał cicho do jej ucha.
    - To... to możliwe. Nie byłam tutaj zawsze z nim - powiedziała po chwili zastanowienia. Nie lubiła Tilly, ale mimo wszystko nie była w stanie jej wprost obwiniać i zakładać z góry, że zrobiła to wszystko specjalnie. Oblizała nerwowo wargi i westchnęła - myślisz, że naprawdę byłaby zdolna do tego, żeby... żeby to zrobić specjalnie? No wiesz, to... to strasznie okropne - mruknęła, sięgając ręką drugiej dłoni, aby rozpocząć nerwowe skubanie skórek. Myśl, że ktoś może być tak perfidny była dla Elle niepojęta. To przekraczało w mniemaniu dziewczyny wszystkie możliwe granice. Zwłaszcza, jeżeli dobrze wiedziała, że ten mężczyzna jest ojcem dziewczyny swojego brata. - Chciałabym ją polubić. To twoja siostra, część rodziny, ale... nie mogę, chyba nigdy nie będę wstanie - dodała, czując się z tym równie źle. Ciążyło jej to, ale wiedziała, że z tym naprawdę nie jest w stanie nic zrobić.
    Była dumna, że jej mąż potrafił zawsze znaleźć odpowiednie słowa, które podnosiły ją na duchu. Nawet przez swoje głupkowate zachowanie potrafił się rozśmieszyć i rozweselić, chociaż w tym akurat czasami przesadzał. Słuchała go uważnie i chociaż nie wszystko to co mówił jej się podobało, musiała przyznać mu rację.
    - Wiem... Tylko jestem pewna, że gdyby nie ona, rodzice załatwiliby to po prostu między sobą - westchnęła ciężko, opierając się rękoma o jego tors, gdy usadowił ją na sobie. Poprawiła się nieznacznie i zacisnęła usta - chodzi o to, że... ja to rozumiem, Arthur. To, że się rozwodzą, jasne jest mi z tego powodu przykro, ale wiem, że to ich sprawa... po prostu nie rozumiem Kate. Mam wrażenie, że ona to wszystko podburza, dokłada problemów i... Arthur czy ona naprawdę wprost poprosiła, żebyś się z nią zobaczył beze mnie? - Bała się. Nie miała już co prawda przed mężem żadnych tajemnic, ale czuła niepokój na samą myśl, że do takiego spotkania mogłoby dojść. Podejrzewała też, że Kate nieźle nakłamała na temat Larry'ego i po prostu obawiała się co mogłaby nawymyślać o czasie w San Diego. - Chyba masz rację... ja w zasadzie powiedziałam im wychodząc, że mają się odezwać, jak się ogarną, ale nie wiem czy to dobrze zrozumieli - wyszeptała sunąc powoli dłońmi po jego klatce piersiowej. Wzięła głęboki oddech i wymusiła lekki uśmiech.
    - Wiem myszko, ja ciebie też - szepnęła w odpowiedzi, wpatrując się w ciemne oczy ukochanego - chcesz się z nią zobaczyć? - zapytała nagle, czując nieprzyjemny ucisk na żołądku - z Kate - dodała, zaciskając usta w cienką linię. Chyba się bała, że Arthur tak jak i jej ojciec mógłby uwierzyć w jej słowa. Co prawda nie wiedziała, jaka była prawda i o co konkretnie chodziło Henry'emu, ale wydawało jej się, że wie.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  76. Pokiwała tylko delikatnie głową na jego słowa. To, w jaki sposób opowiadał o własnej siostrze wcale nie był pomocny. Brunetka miała wrażenie, że skoro własny brat pała do niej, tego typu niechęcią to dziewczyna z pewnością nie może być w jakikolwiek sposób dobra. Pamiętała dobrze dzień, w którym się poznały i to, jak wparowała do mieszkania Arthura psując im wspólny poranek po niesamowicie przyjemnej nocy. To, jak się odzywała, jak zwracała się nie tylko do niej, ale i samego Arthura. W zasadzie, to Elle trochę się jej przestraszyła wtedy.
    — Brzmi strasznie — szepnęła, marszcząc delikatnie nos — nie będę cię prosić, żebyś z nim rozmawiał. Masz rację, zgadzam się pod tym względem z tobą. Jest dorosły i dobrze wiedział, co robi i jakie to przyniesie efekty. — Prawdą było, że Elle była nieco negatywnie nastawiona do swojego ojca, a wręcz pragnęła, aby dostał nauczkę. Była dorosła i wiedziała, że jej samej w żaden sposób nie skrzywdził i jeżeli faktycznie przestał kochać swoją żonę to rozwód był rozsądnym rozwiązaniem, ale nie w taki sposób, w jaki on to zrobił. Znajdując sobie młodszą od siebie kochankę i to w dodatku, teoretycznie, z rodziny.
    Nie podobało jej się zachowanie ciotki i fakt, że chciała spotykać się z Arthurem sama w takich okolicznościach. Normalnie nie miałaby nic przeciwko, gdyby Kate nagle nie zaczęło coś odbijać. Nie miała wcześniej żadnego powodu, aby zabraniać mu takiego spotkania. Teraz zresztą też nie miała, poza własnym strachem o to, że Kate jednak potrafiłaby wpłynąć na Arthura.
    — Trochę… boję się tego co wymyśli — westchnęła w końcu, wyrzucając z siebie to co na ten moment, najbardziej jej ciążyło. Wpatrywała się w tym czasie cały czas w jego oczy — nie mam przed tobą żadnych tajemnic, ale po prostu… nie wiem, czego ona chce, jak daleko jest w stanie posunąć się w kłamstwie. Jestem pewna, że z tym całym Larry’m kłamała — wzruszyła lekko ramionami — nie wiem, co wymyśli na mój temat i… po prostu się boję, nie tego, że jej uwierzysz. Boję się dowiedzieć, jak bardzo jest w stanie nagiąć rzeczywistość, żeby osiągnąć to, co chce i, i chyba nie jestem pewna czy chcę wiedzieć, czego ona właściwie chce — przesunęła dłonie z jego torsu na policzki męża i delikatnie je pogładziła opuszkami swoich palców, a następnie nachyliła się ostrożnie, aby ostrożnie musnąć wargami czubek jego nosa, a po chwili ułożyła dłonie z powrotem na torsie — nie przeklinaj — wytknęła mu, wiedziała, że Thea jest w swoim pokoiku, a nawet gdyby była obok i tak nie rozumiała, o co chodzi, ale wolała uniknąć przekleństw w domu. Tak dla czystej formalności — rozumiem i…i nie zabronię ci się z nią spotkać, ale… po prostu się tym wszystkim martwię. Kiedy w ogóle to ma być?
    Uśmiechnęła się delikatnie i nachyliła się bliżej, aby oprzeć się czołem o jego czoło. Potrzebowała dzisiejszego dnia jego bliskości, ale tej subtelnej i całkiem niewinnej. Wtuliła się, więc w męża i westchnęła głośno.
    — Mhm, możemy udawać, że jest już wystarczająco późno, żeby pójść spać — szepnęła, chociaż godzina była wciąż młoda — tylko jeszcze Theę będzie trzeba przekonać, że to faktycznie pora na długi sen — dodała, marszcząc nosek.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  77. — Wydaje mi się, że to wydarzyłoby się prędzej czy później — wzruszyła ramionami — a mama… mama sobie poradzi, potrzebuje tylko czasu. Wydaje mi się, że ten wyjazd naprawdę dobrze jej zrobi. Wiesz, odpocznie sobie, poza tym musi zregenerować siły… czuję, że będzie nam potrzebna, chociaż troszkę na początku — zaśmiała się cicho, czując ruch maleństwa. Zignorowała kwestię konfliktu rodzeństwa o pieniądze. Wolała się w to nie mieszać. Wciąż żyła w nieświadomości, jeżeli chodziło o pozostawiony Arthurowi spadek, ale Elle chyba wolała nawet nie wiedzieć. Arthur ciągle uspokajał ją, że nie muszą się martwić, a poza tym, na co dzień żyli raczej skromnie. Odkąd Blaise dowiedział się, że Elle jest partnerką jego przyjaciela, w firmie dostała lepszą umowę niż zwykła stażystka i chociaż na początku nie do końca jej się to podobało, pogodziła się z tym w końcu. Oczywiście nadal uważała, że nie powinni wydawać za dużo i nawet przeżyła swój prezent bez większych żali, co oczywiście wyglądałoby inaczej, gdyby tylko znała prawdę. Villanelle po prostu do zaakceptowania, niektórych zmian potrzebowała nieco więcej czasu, aby się z nimi oswoić. — Nie mogę doczekać się kolejnej wizyty… mam nadzieję, że w końcu dowiemy się, kto się tam skrywa — zachichotała, wpatrując się w swój brzuch — chociaż dla mnie to i tak jest już Mattie, nie może być inaczej.
    —Czyli postanowione… spotkasz się z nią, prawda? — Chyba nie pozostało jej nic innego, jak pogodzenie się z tym, że tak właśnie się stanie. Nie była oczywiście z tego faktu zadowolona, ale wiedziała, że jeżeli mimo wszystko będzie naciskać na Arthura, żeby tego nie robił, wzbudzi tylko podejrzenia, a przecież nie chciała ponownie stracić jego zaufania. — Po prostu mi nie mów, jeżeli zachowa się naprawdę paskudnie, dobrze? — Poprosiła, przechylając delikatnie głowę — tak będzie mi po prostu łatwiej, już nie jednokrotnie ustaliliśmy, że nie mogę się denerwować, a wiesz, jak będzie… — i tak pewnie będzie chciała po wszystkim z Arthura wyciągnąć szczegółowe informacje, ale w tym momencie to nie było najistotniejsze. — nie dość, że jesteś moim królem to jeszcze rycerzem w śliniącej zbroi — zaśmiała się melodyjnie, układają się wygodniej na mężu, co ostatnio przestało być tak łatwym zadaniem. Widok rosnącego brzuszka wywoływał u niej radość, bo oznaczało to, że ich maleństwo prawidłowo się rozwija i rośnie, ale z drugiej strony powoli próbowała się przygotować do tych minusów, posiadania wielkiego brzucha, który utrudnia wiele codziennych czynności. Na szczęście do tego etapu jeszcze brakowało.
    — Trafna uwaga, byliśmy — wyszczerzyła się w szerokim uśmiechu — ja już nie jestem, ale… nie jedz tego ciasta — nie dokończyła jednak, gdyż Arthur chwycił ją i podniósł. Splotła nogi wokół niego i objęła ramionami kark, uśmiechając się przy tym. — a przynajmniej nie jedz całego… zrobię sobie z tego śniadanie — zaśmiała się, wygodnie układając się na boku. Powinna przebrać się w piżamę, ale gdy poczuła miękki materac, jednocześnie poczuła przypływ zmęczenia i niewiele chciało jej się już robić. Poprawiła poduszkę pod głową i podciągnęła odrobinę nogi do siebie, posyłając Arthurowi czuły uśmiech — po mamusi oczywiście — zachichotała cicho, odgarniając z jego czoła przydługawe loki, które dodawały mu jedynie uroku.
    — W zasadzie to mógłbyś mi pomasować plecki, ale nie chce mi się wstawać… dopiero teraz poczułam, jak bardzo jestem zmęczona, myszko — uśmiechając się, przymrużyła oczy, czego efektem stały się urocze zmarszczki wokół nich. Chwyciła jego dłoń i przyłożyła sobie do policzka, mrucząc przy tym cicho.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  78. Kobieta była szczerze zaskoczona, gdy Arthur po prostu bez żadnego słowa sprzeciwu zaakceptował jej warunki. Miała wrażenie, że będzie próbował negocjować sposób zapłaty. Musiała przyznać, że nie spodziewała się, że mężczyzna był tak słowny. Gdy usłyszała dzwonek do drzwi, jej gość nie musiał długo czekać, aż otworzy mu drzwi. Posłała mu delikatny uśmiech i uważnie zmierzyła męską sylwetkę. Nie była zdziwiona z jego tonu głosu i sposobu mówienia. Zdawała sobie sprawę, że wprowadziła wczoraj niezłe zamieszanie, ale... miała to gdzieś.
    Denerwowała się odrobinę, bo nie miała pojęcia czy uda jej się wszystko rozegrać zgodnie z planem, który sobie wstępnie założyła. Nie pozostało jednak nic innego, jak sprawdzenie co z tego wyjdzie. Spodziewała się, że Morrison nie będzie chciał długo u niej zostać i prawdopodobnie wystarczy jedno nieodpowiednie słowo, aby wyszedł.
    - Cieszę się, że przyszedłeś - posłała mu uśmiech i gestem ręki zaprosiła do środka. Wprowadziła do salonu i wskazała kanapę stojącą przy oknie. - Przemyślałam wczorajszy dzień i faktycznie, powinnam się powstrzymać w dniu urodzin Elle - zaczęła, próbując pokazać, że wcale nie jest tak okropną osobą. Nie usiadła jednak jeszcze sama, przeczesała dłonią włosy i podeszła do jednej z szafek w otwartej na salon kuchni.
    - Napijesz się czegoś? Wino, whisky, wódka? Pewnie żona woli, abyś nie pił - zaśmiała się i nie czekając na jego odpowiedź, przygotowała dwie szklanki wypełnione bursztynowym napojem. Postawiła je na małym, kawowym stoliku i dopiero wtedy zajęła miejsce po drugiej stronie kanapy. - Przyda się - podsunęła mu jedną szklankę bliżej, a swoją chwyciła. Nie zamierzała wznosić toastów, dobrze wiedząc, że Arthur nie będzie temu przychylny. - Cholera, tego jest tyle, że nie wiem od czego zacząć. Muszę też przyznać, że naprawdę jestem w szoku, że wiesz o Boltonie. - Zaśmiała się cicho - W zasadzie był z niego całkiem sympatyczny facet. Nieco starszy od ciebie... opowiadała ci, jak bardzo za nim płakała, gdy musieli się rozstać? - Spojrzała na Arthura i uśmiechnęła się słabo. W zasadzie fakt, że wiedział o mężczyźnie nieco jej ułatwiał. Wiedziała, że nie może powiedzieć złego słowa o jego żonie, dał jej jasno do zrozumienia, że będzie jej bronił już wczoraj. Wiedziała jednak, że wzbudzenie wątpliwości będzie idealnym rozegraniem.

    ukochana cioteczka, Katie

    OdpowiedzUsuń
  79. Uniosła kąciki ust i sięgnęła szklanki. Trudno, skoro on nie zamierzał pić, ona sama nie planowała podjąć nagle innej decyzji. Szkoda, byłoby marnować, aż tyle trunku. Zwłaszcza, że wydała na niego całkiem sporą kwotę. Upiła odrobinę i oblizała wargi, kiwając delikatnie głową.
    - Porozmawiam z nią później, jak już się uspokoi. Znając moją siostrzenicę, jeszcze kilka dni będzie to przeżywać - prychnęła, wywracając oczami dookoła z politowaniem. Owszem, jeszcze niedawno były bardzo blisko, Kate była gotowa zrobić wszystko dla młodej, ale kiedy zorientowała się co tak właściwie czuje, nie mogła dłużej przyjaźnić się brunetką. Wpadł jej natomiast do głowy zupełnie inny pomysł.
    - Skoro wiesz więcej, to w sumie lepiej. Łatwiej będzie nam to wszystko skleić w jedną całość - uśmiechnęła się - nie wiem... to może po prostu przejdę do historii mojej ukochanej siostrzyczki, a później ładnie sobie podsumujemy obie? Zobaczymy, czy jesteś taki sprytny i znajdziesz podobieństwa. Może wyjdzie z tego fajna zabawa - wyszczerzyła się wesoło i upiła ponownie odrobinę alkoholu. Nie miała zamiaru się upijać. Musiała w końcu panować nad rozmową.
    - Wiesz... dowiedziałam się ostatnio, że jestem ciocią nie tylko Elle. Uwierzysz w to? Nasza Villanelle ma rodzeństwo! - Uśmiechnęła się promiennie, wpatrzona w Arthura. - No wiesz, nie zastanawiało cię nigdy to, dlaczego Alison była od początku tak pozytywnie do ciebie nastawiona? Jestem pewna, że to wyrzuty sumienia. Elle ciągle powtarzała, że matka jej mówiła, że ojciec dziecka ma prawo wiedzieć, że powinna ci od razu o wszystkim powiedzieć i podzielić się tą nie-wesołą nowiną. Tak... nasza Alison wybrała opcję, w której próbuje ukryć przed całym światem tę informację. Nadal jestem w szoku, że Henry z nią mimo wszystko został - zagryzła wargi - proponowała, aby jej córka nie popełniała tego samego błędu. Villanelle postanowiła jednak podjąć własną decyzję. O tym też wiedziałeś? Po co tak właściwie przyleciała do San Diego? Co tam właściwie chciała zrobić? I co pewnie by zrobiła, gdyby nie poznała tego chłopaka? Jestem pewna, że zorientował się, że te dziecko nie może być jego i dlatego ją zostawił - powiedziała ze złowieszczym uśmieszkiem. - Było już za późno na pozbycie się problemu. Myślę, że własnie dlatego wróciła i postanowiła nagle ci o wszystkim powiedzieć. Potrzebowała ciebie, bo inne rozwiązania okazały się błędne. - Dodała, wskazując palcem na Arthura - jesteś awaryjnym rozwiązaniem, jestem tego pewna.

    cioteczka

    OdpowiedzUsuń
  80. Zmrużyła delikatnie powieki, upijając odrobinę alkoholu o czym zorientowała się, gdy odłożyła szklankę na stolik i zorientowała się, że opróżniła ją całkiem szybko.
    - Ze strony matki, Alison miała... osiemnaście lat jak urodziła dziecko Larry'ego - mruknęła, a po chwili wciągnęła powoli powietrze przez rozchylone delikatnie usta. Nie miała pojęcia dokąd ostatecznie zmierzy ta rozmowa, bo wiele wychodziło po prostu w trakcie - dlatego myślę, że kierowała się jedynie swoim doświadczeniem i tym, że ma wyrzuty sumienia. Wiesz, Henry myślał, że to jego dziecko. Nie spodziewał się, że Alison mogłaby go zdradzić, nikt się nie spodziewał... Oświadczył się jej w szkole średniej, a później dowiedział się o Larry'm. Przykra sprawa - mruknęła cicho - dlatego nie wierzę w dobre i szczere intencje mojej siostry - westchnęła, przysuwając się odrobinę bliżej Arthura. Podniosła głowę i spojrzała w jego oczy, mimowolnie uśmiechając się uroczo, chłód bijący z jego oczu nie był jej straszny.
    - Tak ci powiedziała? Że nie wiedział? - Tego się nie spodziewała. Liczyła, że Elle wolała jednak pewne informacje zatrzymać dla siebie. - Nie dziwi cię, że płakała za nim, a za tobą nie? - Mruknęła cicho, spoglądając na Arthura - nie masz poczucia, że mimo wszystko to co was łączy to tylko wspólne dziecko... niedługo dzieci? Ona na ciebie nie zasługuje Arthur - szepnęła spokojnie. Zaskoczył ją swoimi kolejnymi słowami, nie miała pojęcia o żadnej chorobie. Jej mina przybrała zmartwiony wyraz twarz. Przysunęła się jeszcze odrobinę.
    - To przez wypadek? Stało się coś przez niego? - Ułożyła ostrożnie dłoń na jego ramieniu i zacisnęła czule palce, chcąc tym samym pokazać Arthurowi, że się o niego po prostu martwi i chce się troszczyć właśnie o niego. O nikogo innego. - Nie miałam pojęcia to... to okropne. Życie nakłada na ciebie za dużo... taki młody, a po takich przejściach - szepnęła, uśmiechając się słabo. Arthur mógl zauwazyć, że gdy temat rozmowy schodził a niego, Kate momentalnie łagodniała, wyraz twarzy miała przyjemny, a i ton głosu znacznie spokojniejszy. - Jeżeli potrzebowałbyś czegokolwiek, możesz mi powiedzieć, pomogę, zrobię wszystko, żeby pomóc, Arthur - zawsze miała słabą głowę, nie spodziewała się, że jeden drink mocniejszego trunku sprawi, że od razu zacznie szumieć jej w głowie. Przymknęła na chwilę oczy oddychając głęboko, próbując złagodzić budzące się w niej uczucia i pragnienia, a obiekt jej westchnień znajdował się tak blisko, a jednocześnie tak daleko.
    - Arthur, ja chcę po prostu dla ciebie dobrze...

    Katie

    OdpowiedzUsuń
  81. - Mówiłam przecież, że Elle ma rodzeństwo - mruknęła, jakby to była najbardziej oczywista z oczywistych rzeczy. Zmarszczyła brwi, zastanawiając się nad tym, czy powinna powiedzieć mu coś jeszcze, co ostatnio wpadło jej w ręce... nie była jednak tego pewna, dlatego nie wyskoczyła z tym od razu - oczywiście, że nie wie. - Przytaknęła, mrużąc oczy. Od razu westchnęła i ułożyła dłoń na oparciu kanapy, opierając się głową o nią. Drugą sięgnęła zaś swojego telefonu komórkowego i przeszukała coś w jednej z aplikacji. Wyświetliła zdjęcie młodego mężczyzny - spójrz, to jest brat Elle. Podobny do niej i do Alison, prawda? - Podsunęła ekran pod twarz Arthura, a po chwili wsunęła rękę i przesunęła palcem po ekranie - a tutaj Larry. Jego tata. - zamilkła na chwilę - też to widzisz, prawda? - miała na myśli podobieństwo brunetki nie tylko do swojego brata, ale i starszego mężczyzny - powiedz, że też to widzisz - powtórzyła spokojnie, jakby bojąc się, że od snucia intryg sama wpadła w jakąś paranoję i widzi rzeczy, których nie ma. - Nie mam jednak żadnej pewności. Alison przyznała się tylko do tego, że chłopak jest synem Larry'ego. Słowem nie pisnęła o Elle. - dodała, zastanawiając się nad motywami własnej siostry.- Powiedziała mi o wszystkim, kiedy Elle poszła stąd, gdy Alison powiedziała o rozwodzie z Henrym.
    Wzięła głęboki oddech, zastanawiając się co dalej z tym wszystkim i jak przejść do sedna, do tego, czego chciała od samego początku i po co sprowadziła tutaj Arthura.
    - Wyraziłam tylko kulturalnie swojego zdanie - chyba jednak udało jej się osiągnąć, chociaż w minimalnym stopniu to, czego chciała. Morrison sięgnął po szklankę z alkoholem, a dodatkowo sam inicjował dalszą rozmowę. Chwyciła od niego drinka i uśmiechnęła się, upijając spory łyk, nie wyczuwając podstępu w tym.
    - Przecież częściowo też jesteś rodziną... ale tylko teoretycznie, wiesz. - szepnęła uśmiechając się i ponownie układając dłoń na jego ramieniu. Było za wcześnie na powiedzenie lub spróbowanie pokazania mu o co dokładnie chodzi. Wysunęła więc tylko dloń z alkoholem w jego stronę - no napij się ze mną trochę, co... nie powiem nic Elle.`

    Katie

    OdpowiedzUsuń
  82. — Czyli widzisz to samo, co ja — westchnęła w odpowiedzi na jego słowa, uważnie przypatrując się mężczyźnie. W zasadzie to nie interesowało ją to jakoś szczególnie, czyją córką jest Elle. Bolało ją jednak, że siostra nie była szczera, chociaż z nią. Tym bardziej, że Larry jej się podobał. Był, co prawda sporo starszy i w tamtym czasie nic by z tego nie było, ale chodziło o sam fakt, że jej starsza siostra zawsze musiała wszystko mieć, a teraz… teraz Elle miała wszystko. — Alison na pewno jej nie powie prawdy. Poza tym, może kłamstwo dziedziczy się w genach? Masz pewność, że te dzieci są twoje, Arthur? Może to wcale nie jest tak, jak wygląda? — Rzuciła spokojnie, odbierając swój telefon i jeszcze raz wpatrując się w twarz starszego mężczyzny. Westchnęła cicho na kolejne słowa. — I jestem pewna, że nikt nie chce, abym ja to zrobiła, z oczywistych względów. Nie zrobię tego delikatnie — uśmiechnęła się. Złość na siostrę przeniosła na siostrzenicę, stąd nagła zmiana zachowania względem Villanelle. Wsłuchała się w słowa Morrisona i nagle podniosła się z kanapy, a na jej usta wkradł się uśmiech, gdy zobaczyła, że Arthur jednak zdecydował się na wypicie alkoholu.
    — Zawsze możemy sprawić, aby te tanie reality show było, chociaż odrobinę przyjemniejsze dla naszej dwójki — Niewiele brakowało, a klasnęłaby w dłonie z radości. Podeszła do barku i wyciągnęła po prostu butelkę whisky, które pili i napełniła na nowo szklanki. Do tej Arthura nalała znacznie mniej niż do swojej, chcąc mu pokazać, iż szanuje to, że ten nie zamierza się upić. Była jednak pewna, że prędzej czy później skusi się na wypicie. Ponownie ułożyła dłoń na jego ramieniu i usiadła tym razem znacznie bliżej niż poprzednio. Uśmiechnęła się do niego, delikatnie gładząc umięśnione ramię.
    — Ponieważ mimo wszystko masz szansę uwolnić się od tego wszystkiego — powiedziała nadzwyczaj spokojnie — wiem, że pobraliście się z Elle, ale jeszcze nie jest za późno, aby się rozwieść Arthur. Co jeżeli za kilkanaście lat wyjdą tego typu historie? — Szepnęła cicho, sięgnąwszy po swoją szklankę i upiła znaczącą część, zamykając oczy, jakby to miało jej pomóc w połknięciu gorzkiej cieczy. — Po prostu nie chcę dla ciebie źle, bo nie zasługujesz na, jak to powiedziałeś, uczestniczenie w tak tandetnej operze mydlanej. Jesteś wspaniałym mężczyzną — przerwała, podnosząc wzrok i uparcie wpatrując się w niego. — Silnym, przystojnym, z doświadczeniem, które możesz wykorzystać w życiu znacznie lepiej, a jeżeli dzieci Elle są również Twoje, z nimi kontakt możesz mieć zawsze — wzruszyła ramionami. Chciała dla niego dobrze, chciała dla niego siebie i spokojnego życia. — Wiem, że zachowuję się jak zołza, ale tylko pomyśl o tej całej historii. Dziwisz się? — Szepnęła unosząc nieśmiało dłoń, ale później wykonała zdecydowany ruch, jednocześnie podnosząc się odrobinę i siadając tak, że była w stanie uklęknąć na kolanach. Ułożyła obie dłonie na policzkach mężczyzny i skierowała jego głowę w swoją stronę, aby spojrzał w jej oczy. — Chcę dla ciebie wszystkiego, co najlepsze… rozumiesz? — Uniosła nieco brew, ale nie czekała na jego odpowiedź. Zamiast tego przytrzymała jego twarz i nachyliła się, aby pospiesznie złożyć na ustach męża swojej siostrzenicy czuły, acz pospieszny pocałunek. Jednocześnie właśnie to mając na myśli, gdy mówiła, że nic nie powie Elle.

    Katie

    OdpowiedzUsuń
  83. — Co… co ty robisz!? — Krzyknęła, gdy poczuła, jak mężczyzna ją od siebie nagle odsuwa. Nie tego się spodziewała. Opadła miękko na poduszki i skuliła się w sobie. Nie trwało to jednak długo, pospiesznie podniosła się na równe nogi i spojrzała na Morrisona. — Odwzajemniłeś! Czułam! Czułam, jak odwzajemniłeś pocałunek! — Krzyknęła, biorąc głęboki oddech. — Arthur, wiem, że też tego chcesz! Wiem, że naprawdę tego chcesz i tylko czekasz na odpowiedni moment! — Ruszyła powoli, nie przejmując się jego słowami i obelgami. Nie przejęła się tym, nie przejęła się też, kiedy powiedział, że ma się więcej do niego nie odzywać, czy nie chce jej widzieć. Miała to naprawdę głęboko w poważaniu i nie zamierzała poprzestać na jednej próbie. W głębi duszy czuła, że Arthur chce dokładnie tego samego, co ona. Nie wybiegła wiec za nim. Wpatrywała się tylko w drzwi, którymi chwilę wcześniej narobił hałasu i próbowała uspokoić oddech.

    Alison przeglądała właśnie książkę ze swojej szkoły średniej, w której znajdowały się zdjęcia i wpisy wszystkich, kończących naukę w placówce. Często wracała do jej przeglądania, zwłaszcza teraz, gdy rozwód z Hernym był coraz bliższy. Odkąd oznajmił, że spotyka się z Tilly, coraz częściej zastanawiała się nad tym wszystkim, co zrobiła w swoim życiu i w zasadzie ze swoim życiem. Nie spodziewała się nikogo, słysząc, więc pukanie do drzwi podniosła się leniwie z kanapy w salonie i podeszła do drzwi wejściowych, aby zobaczyć, kto to taki. Jakie było zdziwienie kobiety, gdy do domu wparował jej zięć. Zdziwiła się jego gwałtownym zachowaniem, a w zasadzie to się przestraszyła.
    — Z Elle wszystko dobrze? — Zapytała podążając za nim do kuchni. Widziała, że był roztrzęsiony i zdenerwowany. Zdawała sobie sprawę z tego, że wczorajszy dzień był całkowitym niewypałem i bardzo żałowała, że wszystko musiało wydarzyć się w dniu urodzin jej córki. Nie mogła jednak nic z tym zrobić, a napięta sytuacja pomiędzy nią, a Henrym utrudniała jeszcze to wszystko. Może, dlatego z czasem przestała zwracać uwagę na to, że jej jeszcze mąż spotyka się z inną kobietą? Uświadomiła sobie, że całe dotychczasowe życie było… fikcją. Zgodnie ze słowami mężczyzny usiadła i spojrzała na niego wyczekująco. Zamknęła oczy słysząc imię swojej siostry. Wiedziała, że rozmowa nie będzie łatwa, zwłaszcza, gdy zaczął mówić o Connorze i Larry’m.
    — Co się dzieje z tą kobietą — powiedziała cicho pod nosem, kręcąc przy tym głową. Uspokoiła się jednak odrobinę, bała się, że Elle ponowie może mieć jakiś problem związany z ciążą. Wiedziała jednak, że skoro Arthur wiedział to Elle… albo już wiedziała, albo zaraz miała się dowiedzieć. — To wszystko strasznie skomplikowane, Arthurze — wypuściła powietrze przez rozchylone usta i podniosła głowę, aby spojrzeć w oczy swojego zięcia. — Nie wiem, co dokładnie ci powiedziała moja siostra… ale zaczynam się o nią martwić — nie wiedziała od czego miała zacząć tę rozmowę. Nie zamierzała spowiadać się mężczyźnie, nie była do tego w żaden sposób zobowiązana.
    — Nie da się ukryć… Connor i Elle odziedziczyli niesamowicie dużo genów po Larry’m — uśmiechnęła się blado, jednocześnie potwierdzając to, że Villanelle również jest córką tego samego mężczyzny. — Elle wie? — Spojrzała na Arthura ze strachem w oczach. Powinna już dawno odejść od Henry’ego, ale… kochała go, naprawdę go kochała. Wtedy myślała, że robi dobrze, że to przyniesie im szczęście. Była młoda i głupia, nie myślała o tym, że prawdziwa historia kiedyś ujrzy światło dzienne. — Nie możemy jej teraz powiedzieć… nie jeżeli chcemy dla niej i dla dziecka dobrze. Arthur znasz ją już dobrze, wiesz, jak zareaguje, wiesz jak bardzo to na nią wpłynie. — Powiedziała, gdy mężczyzna zaprzeczył jej wcześniejszemu pytaniu.

    Alison

    OdpowiedzUsuń
  84. — Co próbowała zrobić? — Podniosła wysoko głowę i spojrzała z przestrachem na Morrisona. Była pewna, że jej siostra zwariowała. Nikt o zdrowych zmysłach nie zachowywał się w taki sposób. To po prostu było tak abstrakcyjne, że musiała sobie w myślach powtórzyć kilka razy to, co powiedział.
    — Właściwie to nie mam pojęcia, kim jest ten cały Bolton — Alison spojrzała na swojego zięcia. Po jego dalszych słowach, mogła jednak się domyślić, że był mężczyzną, który musiał mieć jakieś znaczenie dla Elle. Nie zamierzała jednak wywlekać żadnych brudów, a to, co powiedział Arthur było dla niej wystarczające. — Arthur… Nie chcę się mieszać w twoje i mojej córki sprawy. Możesz nie mieszać się w moje i Henry’ego? To, co robi Kate to przekraczanie granic. Wiem, że chcesz dla Elle jak najlepiej, ale… mimo wszystko uważam, że to nie jest dobry moment. Zdaje sobie sprawę z tego, że powinnam to wyjaśnić jeszcze, gdy byłam w ciąży, ale… ale wiesz, że ona się załamie. — Mruknęła, nie mogąc uwierzyć, że naprawdę chciał to zrobić. Wzdrygnęła się, gdy uderzył w stół, wzięła głęboki oddech i tylko pokręciła głową. Wiedziała dobrze, jak na takie wieści zareaguje jej córka. A gdy Elle powiedziała jej o pierwszej swojej ciąży, w zasadzie straciła wtedy równie dobrą szansę na powiedzenie jej wówczas prawdy.

    Villanelle zerkała, co jakiś czas na zegarek, sprawdzając ile minęło czasu odkąd Arthur opuścił mieszkanie. Denerwowała się, że nie ma go tak długo. Bała się tego, co Kate mogła mu naopowiadać. Nie miała pojęcia, czego może się w tym momencie spodziewać po ciotce… się bała, że Arthur mimo wszystko złamie się i ponownie utraci względem niej zaufanie.
    Słysząc dźwięk szczęknięcia zamka w drzwiach, odwróciła się w stronę korytarza i wpatrywała się w postać swojego męża. Uśmiechnęła się nawet delikatnie, ale uśmiech szybko zniknął, gdy uzmysłowiła sobie, że Arthur nie wygląda najlepiej.
    Usłyszenie takich słów z jego ust nie było czymś normalnym. Dlatego też wstała z jego pomocą i od razu objęła go mocno w pasie, układając policzek na torsie mężczyzny. Zmarszczyła nos, czując alkohol, ale nie miała serca, aby mu cokolwiek w tym momencie powiedzieć. Poza tym, mówił wyraźnie i wyglądał raczej na trzeźwego. Nie miała podstaw do prawienia mu morałów.
    — Myszko — uniosła nieco głowę, nadal przywierając policzkiem do jego torsu. Przesunęła jednak dłonie z pasa na jego plecy i delikatnie pogładziła, oddychając głęboko i zaciągając się zapachem jego perfum, które zmieszane z zapachem perfum, przypominały jej ich pierwszą noc i tę noc, gdy wrócił pijany do domu po kłótni o Boltona. Zagryzła policzek, a po chwili rozluźniła szczękę i odsunęła się odrobinę, na tyle na ile pozwalały jej ręce, gdyż nadal trzymała dłonie na jego plecach — długo cię nie było — szepnęła, skoro miała nie zadawać pytań, nie zamierzała tego robić. Nie mogła jednak wytrzymać w całkowitej ciszy.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  85. Sposób, w jaki zachowywał się Arthur trochę ją martwił. Wyglądał na zmęczonego całym dniem, ale był przy tym tak bardzo spokojny, że niepokój, który czuła brunetka wcześniej tylko wzrastał.
    — Myszko… jeżeli, jeżeli Kate powiedziała coś… — zawahała się. Jeszcze wczoraj prosiła go, żeby jej nie mówił o niczym, gdy jej ciotka przesadzi. Z drugiej strony zżerała ją ciekawość, co kobieta miała do powiedzenia. Do tego widok Arthura w takim, a nie innym stanie wcale jej nie pocieszał. Zwłaszcza, że czuła od niego alkohol. Wiedziała, że nie tknąłby niczego, gdyby nie miał powodu… W końcu obiecał jej, że podczas ciąży będzie się z nią solidaryzował. Rozluźniła objęcie i uniosła głowę, aby spojrzeć w oczy swojego męża. Dobrze wiedziała, że wiadomości, które dla niej ma wcale nie są dobre. Zmarszczyła delikatnie brwi, serce przyspieszyło swoje bicie, a w myślach zrobiło się dziwnie cicho. Na tyle, że miała wrażenie, że jeszcze chwila i będzie w stanie nasłuchiwać szumu własnej krwi, przemieszczającej się po jej organizmie.
    — Arthur… co się dzieje? Co się tam stało? — Miała nie zadawać pytań, ale w takim przypadku nie miała innego wyjścia. Słowa, które mówił wcale jej nie uspokajały, bo wiedziała, że kryje się za nimi coś większego. Coś wielkiego. Cholernie wielkiego, ale w tym wszystkim nie miała pojęcia, czego może się spodziewać. Skinęła jednak głową, gdy wspomniał o herbacie i przeszła do salonu, siadając na skrawku kanapy, czekając, aż mąż do niej wróci. Thea zasnęła chwilkę przed jego powrotem, wiec mieli dla siebie tyle czasu, dopóki ich córeczka się nie obudzi, a ostatnio z tym bywało naprawdę różnie. Usiadła na podłodze, naprzeciwko męża. Czuła nieprzyjemne ciarki przechodzące przez jej ciało, czuła, jak w jej ustach robi się sucho.
    — C-c-co? — Wydusiła z siebie cicho, powoli analizując jego słowa i marszcząc brwi. Krew znacznie przyspieszyła swój przepływ, a twarz Elle poczerwieniała ze złości na ciotkę. Jak mogła… było o tyle dobrze, że chyba sprawę Boltona naprawdę porządnie przepracowali, bo Arthur wydawał się nie być tym szczególnie przejęty. — Czekaj… rzuciła się na ciebie? Ale… jak? To znaczy, co, co ona zrobiła, Artie? — Wyobrażenie, że jej ciotka, była-najlepsza przyjaciółka mogłaby posunąć się do czegoś takiego sprawił, że mimo woli zacisnęła mocno dłonie w pięści, przekierowując złość na wbijanie sobie paznokci w dłonie. Wstrzymała oddech, gdy wspomniał o Larry’m i jakimś Connorze. Kim do cholery byli ci ludzie i dlaczego byli tak ważni podczas rozwodu jej rodziców? Spojrzała na Arthura z lekkim rozbawieniem w oczach, gdy powtarzała sobie jego słowa. Kiedy wspominał o tym, że jej mama urodziła w wieku osiemnastu lat, a ona sama jest podobna do dwóch, całkiem obcych jej facetów, zaśmiała się głośno, kręcąc nieco mocniej głową.
    — Dobra — powiedziała z uśmiechem — rozumiem, Kate chyba utkwił w pamięci twój obraz bez koszuli ze świąt i… i chciała mieć czyste sumienie, próbując zrujnować nasze małżeństwo, aby móc się tobą zająć — mruknęła nico poważniejszym tonem, tak jakby traktowała to, jako jedyne prawdziwe informacje, które do niej dotarły — ale moja mama i dziecko w wieku osiemnastu lat? — zaśmiała się, nie rozumiejąc, dlaczego, Artie miał tak poważną minę — i co… ja… ja też jestem efektem skoku w bok? — Zachichotała, jakby ktoś opowiedział jej dobry kawał — i ona to potwierdziła? Znaczy… ja wiem, okej, jestem strasznie zła na Kate, że próbowała dobrać się do mojego męża, ale wymyślanie takiej historyjki… mieszanie w to mamy — wesoły śmiech uwiązł jej jednak nagle w gardle, a błyszczące spojrzenie przygasło. Mama nigdy nie bawiłaby się w tak głupie i okropne żarty, nawet, jeżeli miałyby wybielić jej siostrę, zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Powiedz, że to żart, Arthur — wychrypiała cicho — powiedz, że to żart — powtórzyła po chwili, gdy nie usłyszała tego, co chciała tak bardzo usłyszeć. Wczoraj przepraszała go za to, że się na nim wyżywała, ale dzisiaj już nie pamiętała, jak było jej z tym źle — powiedz, kurwa, że to żart, Arthur! — krzyknęła nie myśląc o tym, że przeklina w domu, że może obudzić swoje dziecko. — Powiedz to!!

      zdezorientowana Elka

      Usuń
  86. Wyobraziła sobie, jak Kate całuje jej męża. Wydęła usta w grymasie niezadowolenia, próbując wyłapać moment, w którym to wszystko się zaczęło. Dziwne zachowanie jej ciotki. Zmarszczyła delikatnie brwi, to, co robiła ciocia nie wiele miało wspólnego z postępowaniem zdrowego człowieka. Zmarszczyła nos, przypominając sobie, że pierwsze dziwne zachowanie, jakie zauważyła miało miejsce w centrum handlowym, gdy zgubiła Theę. Elle zaczęła zastanawiać się, czy było to zamierzone, ale miała w tym momencie na głowie znacznie poważniejsze problemy niż ciotka. W głowie pojawiały się obrazy, w których występował Henry. Jak utulał ją do snu, jak odbierał ją w środku nocy z imprezy, na której przesadziła z alkoholem, jak opowiadał, że jeżeli będzie wystarczająco silna i wytrwała, to może mieć wszystko, co tylko zechce, jak odganiał spod łóżka potwory, gdy była mała i jak dostała kaktusa, o którego musiała dbać.
    Chciała wyrwać dłonie z jego uścisku, ale trzymał za mocno. Chciała się odsunąć i schować w miejscu, w którym nikt jej nie znajdzie i nikt więcej nie byłby w stanie jej skrzywdzić. Wcześniej tym miejscem były ramiona taty, ale on nie był już tatą. Ramiona Arthura były godnym zastępstwem, ale konkretnie w tym momencie, wcale nie czuł się dobrze, będąc tak blisko niego. Miała wrażenie, że na jej płucach obwiązuje się metalowy, ciężki łańcuch, który sprawiał, że coraz trudniej było jej oddychać.
    — Puść mnie, puść mnie — powtarzała próbując wyszarpać się z uścisku swojego męża. Nie miała pojęcia, dokąd by poszła, gdyby faktycznie ją puścił. Na szczęście, nie zrobił tego. W oczach brunetki pojawiły się w końcu łzy. — nie wypowiadaj więcej tych imion! — krzyknęła głośno w jego klatkę piersiową, czując jak moczy mu materiał koszulki. Teraz rozumiała, dlaczego czuła od niego alkohol. Gdyby tylko mogła, sama zrobiłaby dokładnie to samo. Zalałaby się i zapomniałaby o wszystkim, do czasu poranku, a później zrobiłaby znowu to samo. — Gówno, a nie geny — warknęła zaciskając ponownie pięści, próbując złapać równy oddech, co było niesamowicie trudne. Z każdym kolejnym haustem powietrza, miała wrażenie, że jej płuca się obkurczają, a wtedy w panice brała następne oddechy i następne. Czuła się tak, jak podczas reakcji alergicznej. — Nie mogę — powiedziała z trudem, układając dłonie na torsie męża i próbując się uwolnić z jego ramion — nie mogę — powtórzyła, nie mogąc przełknąć śliny a w efekcie zaczęła kaszleć, czując się tak, jakby ktoś zaciskał z całych sił dłonie na jej szyi. Gdy usadził ją na sobie i objął, Villanelle momentalnie wykorzystała okazję i zaczęła szarpać się z dekoltem bluzki, który, jak miała wrażenie, również wpływał na jej trudność z oddechem, a w ostateczności zerwała skromny, złoty łańcuszek, który dostała kiedyś, dawno w prezencie od swoich rodziców. W momencie, w którym zsunął się na podłogę, a Arthur mocniej ją objął, poczuła ulgę i w końcu mogła wziąć głęboki oddech, który nie powodował kolejnych trudności. Zaczęła się jednak szarpać w ramionach ukochanego, z całej siły chcąc się uwolnić z jego uścisku, ale mężczyzna zgodnie z zapowiedzią nie zamierzał jej puścić. Wiedziała, że w jej brzuszku rośnie ich dziecko, ale nie była w stanie się na nim teraz skupić.
    Nie była córką swojego ojca, on nie był jej ojcem. Nie była już więcej jego skarbem… już wczoraj patrzył na nią, jakby była kimś obcym, finalnie nie złożyć jej przecież nawet życzeń urodzinowych.
    — Ona… ona pozwoliła, żeby obcy człowiek — wydusiła z siebie z trudem — wiedziałam, że jestem problemem, tworzę tylko trudności — zaszlochała głośno — t-t-ty byłbyś zdrowy, r-rodzice by się po prostu rozwiedli, a K-kate nie musiałaby kłamać, ż-ż-żeby s-spróbować — nie dokończyła jednak, gdyż ponownie nie mogła złapać równego oddechu.

    Ella :(

    OdpowiedzUsuń
  87. Nie była pewna swoich uczuć, nie wiedziała czy to, co czuła było właściwe. A może powinna nadal myśleć o Henrym, jak o swoim ojcu? Powinna być może chcieć poznać swoją prawdziwą rodzinę? Czy chęć rozszarpania Kate i Alison była właściwym zachowaniem?
    Odetchnęła z widoczną ulgą, kiedy Arthur zrozumiał, w czym tkwił jej problem i pomógł wyswobodzić się z opinającego jej szyję ubrania, a wachlowanie dłonią i zebranie włosów przyniosło ulgę, o której nawet nie myślała. Wciąż jednak delikatnie drżała, nie mogąc zrozumieć, jak to się wszystko stało. Dlaczego nikt niczego jej wcześniej nie powiedział? Nikt nie zauważył, że nie jest podobna do Madissona? A może wszyscy, z wyjątkiem jej znali prawdę?
    — Nie jest dobrze, Arthur, nic nie jest dobrze — wyszeptała, oddychając ciężko, przez, co jej klatka i ramiona unosiły się i opadały pospiesznie z każdym kolejnym haustem powietrza. Mogło się wydawać, że taka informacja w tym wieku nie powinna zrobić na niej, aż takiego wrażenia. Była przecież dorosłą kobietą, tworzącą swoją własną rodzinę, ale dla niej to właśnie rodzina jeszcze niedawno była najważniejsza ta tworzona wraz z Arthurem, ale i ta, w której się wychowywała, a ta właśnie przestała istnieć.
    Uniosła powoli głowę, gdy chwycił jej twarz w swoje dłonie i z trudem wpatrywała się w jego oczy, słuchając tego, co miał do powiedzenia. Prawdopodobnie miał rację, zdrowy rozsądek kazał jej przytaknąć, ale gdzieś krążyły wciąż negatywne myśli. Życie lubiło zaskakiwać, a brak Elle w życiu ludzi mógł zmienić naprawdę wiele. Tylko, że Morrison wiedziała, że aby było lepiej nie mogłaby się w ogóle urodzić, a tego nie była w stanie cofnąć.
    Nie miała pojęcia, do kogo zamierzał zadzwonić, nie wiele ją to teraz interesowało. Oparła jedynie czoło o jego bark, rozumiejąc, że niezależnie od tego, jak bardzo będzie chciała uwolnić się z jego uścisku, to się nie uda. Cały czas była jednak spięta, a ręce trzymała przy sobie, nie obejmując Arthura, jakby czegoś się obawiała. Przymknęła oczy, słysząc stłumiony przez telefon głos swojego lekarza i tylko pokręciła głową. Chyba właśnie była zła na swojego męża, niepotrzebnie gdziekolwiek dzwonił, nie musiał, a ona nie potrzebowała pomocy. Zawsze radziła sobie ze wszystkim sama, zawsze potrafiła sobie poradzić, chociaż nie zawsze podejmowane przez nią decyzje były dobre. Kiedy przeszedł z nią do kuchni i usadowił na blacie, zrozumiała, że wcale nie jest w stanie tym razem sama sobie z tym wszystkim poradzić. Nie mogła nawet się go porządnie chwycić, mając wrażenie, że nie ma wystarczająco dużo siły, a to tylko sprawiało, że cała drżała ze wściekłości, smutku i tego cholernego bólu gdzieś w klatce, o którym nie umiała przestać myśleć.
    Drżącą dłonią chwyciła dwie tabletki i szklankę. Przymknęła oczy i wsadziła pigułki to ust, połykając je, a następnie popijając pospiesznie wodą.
    — Ona mnie okłamywała przez całe życie — wypaliła nagle — jak mogła patrzeć ze spokojem, jak nazywam go tatą? Jak mogła pozwolić nam wierzyć, że… on na pewno nic nie wie. On zawsze był taki dobry — jedną dłonią wystukiwała nerwowo paznokciami w blat, a drugą starła pospiesznie z policzków łzy. — Ale wczoraj jego spojrzenie było takie zimne, Artie — wyszeptała przez łzy, czując, jak ponownie zaczyna mocniej drżeć.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  88. Podniosła powoli głowę, a przygryzając wargi utkwiła spojrzenie w twarzy swojego męża i słuchała jego słów. Pomimo splecionych dłoni, Elle nadal pukała opuszkami palców, tym razem nie na blacie, a dłoni Arthura. Nie była w stanie przestać, a skupianie się na tym, pomagało jej się skoncentrować. Wiedziała, że tabletki nie zadziałają w przeciągu minuty.
    — Dlaczego mi nie powiedzieli? — Wiedziała dobrze, że Morrison nie znał i nie mógł znać odpowiedzi na te konkretne pytanie. Skierować je mogła tylko do matki i Henry’ego. Może Arthur miał dobry tok myślenia, może wszystko było jasne od samego początku i znaleźli sobie jakiś dobry powód, aby niczego jej nie mówić… nie, nie była jeszcze gotowa na usprawiedliwianie tego, że przez tak długi czas żyła w błędzie — nie, to nie ma sensu — wyszeptała, kręcąc energicznie głową. Nie było żadnego usprawiedliwienia, które byłaby w stanie w tym momencie zaakceptować.
    — Jeżeli… j-jeżeli miałabym się… to nie ma sensu, Arthur — westchnęła, aby wziąć po chwili głęboki oddech i ponownie spojrzeć na swojego męża — jeżeli związałabym się z kimś innym… zdecydowałabym się na wychowanie Thei z innym mężczyzną, bo byłby tym dobrym, nie wróciłabym do ciebie po kilku latach, aby ponownie zajść w ciążę, to nie ma sensu — wyjęczała żałośnie, czując, że to musiało być naprawdę skomplikowane, a sama nie była jeszcze pewna tego, czy chce znać prawdę.
    — On jeszcze nigdy tak na mnie nie patrzył, Arthur. Nigdy nie czułam takiego chłodu w jego oczach, to… to… nawet nie złożył mi wczoraj życzeń. Jeżeli, jeżeli też się dowiedział to najwyraźniej wiele musiało zmienić — nawet nie zorientowała się, w którym momencie przestała wybijać palcami rytm, a jej oddech stał się unormowany. Tabletki, które podał jej Arthur musiały zacząć działać, bo i te wewnętrzne drżenie spowodowane niepokojem, jak się zorientowała, ustało. Spojrzenie brunetki stało się odrobinę przygaszone, a sama Elle nie szukała na siłę pretekstu do krzyku. — Nie chcę o nich myśleć… to dla mnie za dużo w przeciągu ostatnich miesięcy — wyszeptała, unosząc powoli dłonie. Ułożyła je na umięśnionych ramionach ukochanego i odwzajemniła delikatny pocałunek — Był przy mnie zawsze, masz rację. Nawet, gdy wróciłam zapłakana do domu po naszej kłótni, a później miałeś wypadek i on cię ledwo, co polubił, pierw mówił, że sobie z tobą porozmawia, a… a potem był pierwszy gotowy, żeby jechać do ciebie do szpitala — szepnęła cicho. Objęła rękoma kark Arthura i przywarła do jego torsu, układając policzek na wysokości jego serca i przysłuchiwała się bijącemu organowi, zamykając na chwilę oczy, z których wypłynęły pojedyncze łzy. — Nie mogę zrozumieć jak mogła go oddać. — Powiedziała cicho — jak tylko dostałam Theę na ręce, ona momentalnie stała się całym moim światem, mimo, że na samym początku tak bardzo się bałam. Myślałam, że moja mama jest inna, że jest najbardziej uczuciową kobietą na świecie, że nie ma drugiej, tak bardzo kochanej osoby… a teraz nie wiem. Wychodzi na to, że jej nie znam, tak jak nie znam Kate… boże, ona naprawdę cię pocałowała? — Mruknęła, przypominając sobie od czego Arthur zaczął swoją opowieść i automatycznie przesunęła opuszkami palców po jego wargach, jakby chciała zetrzeć niewidzialne ślady ciotki.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  89. Skinęła tylko delikatnie głową na słowa swojego męża. Doceniała to, że nie pozwolił jej wpaść w histerię, że od razu zareagował mocno ją do siebie przytulając i mimo wszystko, nie dał niczego na sobie wymusić, trwając w swoim postanowieniu. Uśmiechnęła się do niego blado i biorąc głęboki oddech również wtuliła się w niego.
    — Dziękuję — wyszeptała cicho, zaciągając się ulubionym zapachem, swojej ulubionej osoby. Kącik ust drgnął jej delikatnie, gdy Arthur mówił o tym, że jest lepsza. Słowa, które dobierał w tym momencie działały na brunetkę naprawdę kojąco. — Jesteś całym naszym światem, Arthur — spojrzała na jego dłoń na swoim brzuchu i mimowolnie się uśmiechnęła — moim, Thei i maleństwa. Chciałabym, żeby nasza rodzina była szczęśliwa, Artie, żebyśmy byli dla naszych dzieci najlepszymi przyjaciółmi, żeby zawsze mogły na nas liczyć — wyszeptała cicho, układając dłoń na dłoni bruneta i uśmiechnęła się. Uznała, że to dobre rozwiązanie. Zamiast skupiać się na problemach Madissonów, powinna skoncentrować się na tym, co tworzy razem z Arthurem. Zagryzła delikatnie wargi, gdy wspomniał o jej własnym bracie. Miała brata… to było tak abstrakcyjne. — Chyba każda dziewczynka w pewnym momencie chce mieć starszego brata… też chciałam — wyszeptała cicho — proszę, okazuje się, że spełnianie niektórych marzeń strasznie boli — zaśmiała się cicho, nieco ironicznie. Arthur miał rację. Ten chłopak mógł nie wiedzieć o niej tak, jak ona przez cały ten czas nie miała pojęcia o nim. On i ona w żaden sposób nie zawinili, nie powinni mieć do siebie żadnych pretensji, bo przecież nie mieli wpływu na swoich rodziców. — Nie chcę teraz go szukać — pokręciła przecząco głową — ja muszę się z tym wszystkim oswoić… i… jeżeli on nie wie, czy powinnam wywracać mu życie, Artie? Może on ma już też swoją rodzinę, może jest szczęśliwy — uśmiechnęła się — a pojawienie się nagle młodszej siostrzyczki mogłoby wszystko mu zburzyć. Nie… nie zrobię tego, na pewno nie teraz, ja… jedyne, na czym chcę się teraz skupić to ty myszko i Thea — wiedziała też, że prędzej czy później będzie musiała porozmawiać z mamą i tatą…… Arthur miał rację, Henry był jej tatą, nawet jeżeli nie miała w sobie nic z niego. No i Kate… nie może zignorować faktu, że ciotka chciała czegoś więcej od jej męża.
    — Obiecuję, że więcej nie będę — sunęła powoli dłońmi po jego karku, rozkoszując się jego bliskością — dobrze zrobiłeś kochanie, gdyby nie ty pewnie żadne z nich by mi tego nie powiedziało, a ja… ja niedługo przestanę się tym denerwować — wyszeptała w odpowiedzi, perfidnie kłamiąc, ale to przecież było kłamstwo w dobrej wierze. Nie obwiniała go o nic, ale w pierwszej chwili czuła żal, na początku przecież w jego ramionach nie było jej bezpiecznie i chciała gdzieś się skryć. Te poczucie na szczęście wróciło. — szkoda, że nie zrobiliśmy remontu w tej łazience po powrocie z LA… taka pachnąca, ciepła kąpiel dobrze by nam zrobiła — przesunęła dłonią po policzku ukochanego i odsunęła się odrobinę, aby spojrzeć w jego oczy. Zamrugała kilka razy i potarła nosem o jego nos, robiąc noski eskimoski, a następnie pocałowała go — nigdy nie odmówię masażu, lubię czuć na sobie twoje dłonie — zachichotała cicho, nie chciała, aby się przez nią i jej cholernie skomplikowaną, rodzinną sytuację zadręczał. Wystarczyło, że to w jej głowie wciąż mieszały się myśli.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  90. — Pod warunkiem, że wzory będą im się podobać dłużej niż trzy miesiące — odpowiedziała, układając dłoń na jego policzku i sunąc po nim opuszkami palców. Nie chciała zabraniać dzieciom wszystkiego, ale nie zamierzała też, być nie wiadomo, jak liberalna. Ktoś musiał być odpowiedzialny w tej rodzinie — i jak skończą, co najmniej te… siedemnaście lat — dodała, zastanawiając się czy to i tak nie za szybko. Z drugiej strony chyba już wolała zabrać je do porządnego studia i mieć pewność, że będzie wszystko wykonane prawidłowo i w sterylnych warunkach, niż gdyby któreś wpadło na genialny pomysł robienia tatuażu w jakiejś dziurze. Wiedziała, że są rodzicami, ale chyba nadal do niej nie docierało, z czym to się wiążę. Thea była niesamowicie grzecznym dzieckiem, aniołkiem, które nie wymagało sto procent uwagi… a co jeżeli drugie nie będzie tak grzeczne? Co, jeżeli jej króliczek będąc starszą, zacznie sprawiać kłopoty… teraz nie było źle, ale — musimy je dobrze wychować — westchnęła.
    — Przestań, skupiając się na was, będę szczęśliwa, przecież o to chodzi — zaśmiała się cicho, myśląc nad sytuacją z… Connorem, jej bratem, o którym w zasadzie nie wiedziała nic poza tym, jak ma na imię i ile ma lat. — Nawet, jeżeli się zdecyduję nigdy nie będziemy… no wiesz, nie znamy się. Nie wychowywaliśmy się razem to… to będzie obcy człowiek. — Westchnęła, może potrafiłaby go polubić, może potrafiłaby go z czasem pokochać, jak brata, ale to wszystko wymagało dużo czasu, a Elle nie zamierzała teraz bawić się w detektywa i prowadzić poszukiwania swojego brata. Musiała skupić się na rodzinie i na niedenerwowaniu się, a była pewna, że jego poszukiwania wiązałyby się również i ze stresem. — Nie rozmawiajmy już dzisiaj o tym. Na pewno to przemyślę, ale nie teraz.
    — Wyobrażasz sobie remont teraz? To raz, że strata pieniędzy, a dwa… wszędzie byłby bałagan, to nie pomalowanie ścian na innych kolor, a kucie płytek, ściany. Bałagan i kurz, a lepiej, żebym nie wdychała takiego pyłu — uśmiechnęła się, wpatrując się w niego z błyskiem w oczach, gdy pozbawił ją wszystkiego, w co była ubrana. Zwilżyła wargi i usiadła ostrożnie w kabinie, uprzednio wiążąc włosy w niedbałego koczka.
    — Jak grzeczny to nie mogę odmówić — zaśmiała się cicho, układając dłonie na jego kolanach i gładząc je delikatnie. Ciepła woda zdecydowanie była tym, czego teraz potrzebowała — tylko bez żadnych numerów Morrison — mruknęła i wyprostowała się, dając mu znać, że naprawdę ma skupić się na tym masażu. — A jak ładnie się spiszesz, to dostaniesz nagrodę — dodała po chwili, sunąc opuszkami palców w górę po jego nodze z uśmiechem na ustach.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  91. — My już tworzymy ustalenia, a okaże się, że nasze dzieci w ogóle nie będą chciały tatuaży — uśmiechnęła się wesoło, również zerkając na dłoń Arthura. Pokręciła delikatnie głową — z nas w sumie są porządni ludzie… z nich też będą — dodała z lekkim uśmiechem. Nie uważała się za złego człowieka, może w przeszłości jej moralność została nieco zachwiana, ale w ostateczności wyszła na tym dobrze. Żałowała niektórych rzeczy, ale już się pogodziła z tym, że widocznie tak musiało się po prostu stać, aby teraz było dobrze.
    — Mhm, przemyślę na pewno — szepnęła i więcej już nic nie mówiła. Chciała oczyścić umysł i skupić się na czymś naprawdę przyjemnym.
    Masaż, ciepła woda i obecność męża zdecydowanie było wszystkim tym, czego potrzebowała. Zwłaszcza, że ich kruszynka smacznie spała, jakby wyczuwała, że mamusia z tatusiem naprawdę potrzebują chwili tylko dla siebie.
    — Jak poważnie się zrobiło, mężu — zachichotała, gładząc opuszkami swój brzuch. Odchyliła delikatnie głowę do tyłu, gdy sunął dłońmi po jej obojczykach i ramionach, a później uśmiechnęła się tylko, wygodnie opierając się o ciało swojego męża. Zamknęła oczy, oddychając spokojnie. Słodki, ale nie nachalny zapach żelu sprawiał, że pod zamkniętymi powiekami jawił się jej obraz letniej polany z kwiatami. Słysząc jego słowa, uśmiechnęła się tylko.
    — Mówiłeś mi to już, ale możesz się powtarzać. Dziękuję — powiedziała cicho, otwierając oczy i obserwując ruch jego dłoni — teraz jest uroczy i słodki… no i jeszcze łatwo się z nim żyje — powiedziała marszcząc delikatnie nos — będziesz mi wiązał buty za kilkanaście tygodni i golił nogi, bo sama nie dam rady — zaśmiała się, przypominając sobie końcówkę ciąży z Theą — chociaż w sumie to dobrze, że to lato, oby tylko była ładna pogoda do sandały i klapki będę mogła sama zakładać… byleby tylko nie było za gorąco — przesunęła paznokciem kilkakrotnie w jednym miejscu, czując, jak skóra na brzuchu zaczyna ją swędzieć.
    — Myślałam, że to miał być grzeczny masaż — zauważyła, czując jego dłonie na swoim biuście, nie narzekała jednak, bo wszystko było niesamowicie przyjemne i chłonęła tę chwilę, całą sobą. Mruczała nawet cicho z zadowolenia — tak, z tobą jest mi po prostu dobrze — wyszeptała, odchylając mocno głowę do tyłu i ponownie układając jedną z dłoni na jego kolanie. — Wiesz kochanie, powinniśmy częściej spędzać tak wieczory. Póki możemy — wymruczała cicho, rysując tylko sobie znane wzory po jego skórze — później będzie za duże zamieszanie… Thea już i tak śpi coraz mniej, będziemy musieli poświęcać jej dużo więcej uwagi, a groszek, oby groszek był jak jego siostrzyczka. W każdym razie… powinniśmy, co najmniej raz w tygodniu fundować sobie, jakże wygodne posiedzenie w kabinie prysznicowej — wyszczerzyła się wesoło — które zakańczać możemy… gdzie tylko zechcemy — szepnęła, wbijając delikatnie paznokcie w udo Artiego.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  92. Nie spodziewał się tego popołudnia żadnych gości, więc zaraz po powrocie do domu przebrał się w wygodny dres z zamiarem spędzenia kilku godzin na siłowni. Miał to szczęście, że jego apartament posiadał kilka poziomów i na jednym z nich bez trudu udało mu się zagospodarować sporych rozmiarów i wyposażone w wszelkie potrzebne sprzęty do ćwiczeń miejsce. Nigdy nie przepadał za zatłoczonymi, publicznymi i pełnymi bakterii pomieszczeniami, więc ogólnodostępna siłownia czy nawet bieganie po Central Parku nigdy nie wchodziło u niego w grę. Wyładował się na bieżni przez dobre dwie godziny i po tym jak wziął szybki, orzeźwiający prysznic, zaszył się w salonie z kubkiem świeżo zaparzonej w ekspresie kawy. W pracy zapowiadał mu się wyjątkowo spokojny okres, więc zamiast od razu zabrać się za stertę dokumentów, rozsiadł się wygodnie na kanapie, skacząc pilotem po sportowych kanałach. Poderwał się z miejsca słysząc dźwięk przekręcanych w zamku kluczy. Zapasowy komplet posiadała Maille i jego gosposia, ale obydwie z nich były tego dnia poza miastem i raczej niemożliwym było, aby złożyły mu w tym czasie niezapowiedzianą wizytę. Niemalże zamarł w miejscu, zszokowany widokiem Arthura. Ich ostatnie spotkanie nie należało do najprzyjemniejszych i nie przypuszczał, że to właśnie Morrison pierwszy wyciągnie po tamtej kłótni rękę na zgodę. Obydwaj byli uparci niczym małe dzieci i jeśli już zdarzyło im się posprzeczać, ‘ciche dni’ trwały zazwyczaj bardzo długo, a pojednanie nadchodziło zupełnie przez przypadek, kiedy natknęli się na jakiejś nudnej imprezie i chcąc nie chcąc nie mogli unikać swojego towarzystwa i udawać, że się nie znają.
    - Dzisiaj wyjątkowo skończyłem wcześniej – wyjaśnił, obserwują jak przyjaciel udaje się w stronę kuchni – I tak, mam od pracowania ludzi, ale są rzeczy, których w pracy nie powierzam nikomu i które sam zawsze zrobię po prostu najlepiej – wyszczerzył się dumnie, gestem ręki zapraszając Arthura, aby wyszedł z kuchni i zajął wygodne miejsce w salonie. Jako człowiek, który nie potrafi sobie sam zaparzyć herbaty, przebywał w tamtym miejscu być może raz czy dwa do roku i nie czuł się komfortowo w tego typu pomieszczeniach. Zwłaszcza, że jego gosposia i kucharze i tak zabronili mu tam wchodzić, aby wszystkiego nie zdemolował i nie zrobił bałaganu jak po huraganie, tak jak wtedy, kiedy usiłował przygotować dla Maille śniadanie.
    - Co u ciebie? Nie odwala ci i bierzesz regularnie prochy? Jak związek i dziecko? A może już dzieci? Radzisz sobie jakoś? Nie wiem, nie pamiętam czy już jesteś podwójnym ojcem czy na razie masz tylko jednego gówniaka na głowie – uśmiechnął się, zgodnie z zaleceniami przyjaciela zachowując tak, jakby ich ostatnia sprzeczka w barze nie miała w ogóle miejsca i ich przyjaźń nie wisiała przez kilka miesięcy na włosku.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  93. Zachichotała cicho na jego słowa. Wiedziała dobrze, że tym razem będzie zupełnie inaczej. Dużo lepiej, bo od początku będzie miała go przy sobie. Starała się nie myśleć o tym, ile całą trójką stracili przez jej decyzję. Wracanie ciągle do przeszłości nie miało sensu, a na przyszłość wpływ miała tylko teraźniejszość, dlatego Elle zamierzała teraz dbać o wszystko to, co miała, całą sobą.
    — Powinniśmy zapisać się do szkoły rodzenia — uśmiechnęła się delikatnie — wiesz, w zasadzie to przeglądałam już różne oferty, ale te najlepsze w pobliżu nie mają już terminów. Jest jedna placówka, ale po drugiej stronie miasta — westchnęła cicho, uśmiechając się i mrużąc oczy, gdy poczuła jego usta na swoim policzku.
    Uśmiechnęła się delikatnie, uwielbiała jego dotyk, to, z jaką delikatnością ją traktował, gdy właśnie tego potrzebował, a innym razem, granice pozostawały daleko w tyle.
    — Każdy? I to nadal ma pozostać grzeczne? — Uniosła brew, śmiejąc się cicho. — Arthur, przecież ja cię już dobrze znam — wciąż się melodyjnie śmiała. O ile jeszcze niedawno nie była pewna, czy będzie w stanie w nocy zasnąć, tak teraz miała wrażenie, że te tabletki i jej mąż działały na nią naprawdę dobrze. — Mówiłeś, że mam być egoistką… więc, tak. Możemy spędzać tak nawet każdy wieczór — wyszczerzyła się wesoło, ale po chwili przymknęła wargi i wzięła głęboki oddech, wzdychając cicho, gdy zacisnął palce.
    Podparła się dłońmi o brodzik prysznicowy i obserwowała uważnie poczynania swojego męża, a na jej ustach pojawił się subtelny uśmiech, gdy mogła w końcu spokojnie spojrzeć w jego oczy.
    — Nic takiego nie robiłam, wypraszam sobie — zaśmiała się cicho — ja tylko podtrzymywałam się, aby nie zsunąć się i nie przeszkadzać w tym cudownym masażu — wymruczała, układając dłoń na jego barku i powoli palcami wykonywała okrężne ruchy. — Taki mąż do skarb! Głowa pełna samych, cudownych pomysłów… ach ta małżonka to ma prawdziwe szczęście — wyszeptała cicho, odchylając delikatnie głowę, gdy chwycił jej wargę, a sama w tym momencie wbiła paznokcie w jego barki.
    — Chyba nie mam dzisiaj wyboru i muszę godzić się na wszystko, co sobie małżonek wymyśli… w końcu miałam nie przeszkadzać — szepnęła, aby po chwili odwzajemnić pocałunek i zamruczeć przy tym cicho, przeciągając pieszczotę do momentu, w którym zabrakło im tchu — no… chyba, że mój mąż ma jakieś specjalne marzenia. — Wyszczerzyła się wesoło, ale mina po chwili jej spoważniała.
    — Naprawdę Arthur, powiedz, czego chcesz — szepnęła, przylegając blisko niego — ostatnio robisz wszystko, żeby mnie zadowolić, a ja chcę twojego szczęścia kochanie — wymruczała, sunąc nosem po jego ostrej szczęce.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  94. Wiedziała, że nigdy nie będzie w stanie mu dać tego, co egoistycznie odebrała, postanawiając wyjechać do San Diego. Dlatego teraz, chciała dać mu, jak najwięcej. Poza tym uznała, że zawsze warto posłuchać raz jeszcze o niektórych kwestiach, jak chociażby naturalne karmienie, co z Theą nie wyszło jej tak, jakby tego chciała. Może tym razem z odpowiednią pomocą i wsparciem będzie lepiej.
    — Chcę… bardzo chcę, ale to jest na drugim końcu miasta… na pewno ci to nie przeszkadza? Zajęcia są raczej od rana i nasza grupa zaczynałaby jakoś za, hm… trzy lub cztery tygodnie. Możesz? — Nie wiedziała czy plan mu się nie zmieni i nie było jeszcze potwierdzone, w jakie dni miały odbywać się zajęcia — chyba, że poszukam czegoś bliżej no i może w weekendy — uśmiechnęła się, chociaż zależało jej na tamtej placówce.
    — Nie wiesz, że kobietą w drugim trymestrze wzrasta libido? To nie moja główka… to, to wina dziecka! — Zaśmiała się, zdając sobie sprawę z tego, jak groteskowo mogło to zabrzmieć — poza tym, Arthur… — zagryzła wargi, uważnie przyglądając się sylwetce swojego męża, a raczej wręcz pożerając go spojrzeniem swoich ciemnych oczu — przecież wiem, jak na ciebie działam — wyszeptała cicho, uśmiechając się. W tym samym czasie na jej policzki wkradł się czerwony rumieniec — nigdy w to nie wątpiłam, jesteś najwspanialszym mężem na całym świecie, jak mówiłam, mam cholerne szczęście — zaśmiała się radośnie, ciesząc się z obecnej sytuacji i jego ramion, obejmujących jej ciało. Wtuliła się w męża, oddychając przez rozchylone wargi, cały czas dłońmi sunąc po jego rozgrzanej skórze.
    — Jest dobrze — wyszeptała cicho — i nawet nie próbuj zaczynać o tym mówić — mruknęła po chwili. Nie chciała się rozpraszać, a wystarczyło jedno nieodpowiednie słowo, aby spokój, który w tym momencie udało jej się osiągnąć został zburzony. Odchyliła głowę, czerpiąc przyjemność z dotyku, którym ją dzisiejszego wieczoru obdarowywał i chociaż siedzenie w kabinie prysznicowej nie należało do jej marzeń, z Arthurem wszystko stawało się inne, lepsze, a wręcz dużo lepsze.
    Uśmiechnęła się uroczo, odbierając każdy gest, każdy pocałunek ze spokojem, ciesząc się i rozkoszując nim.
    — Przy tobie zawsze czuję się dobrze, Artie — wyszeptała cicho, układając dłonie na jego torsie i nieznacznie, ostrożnie odsunęła go od siebie, ale tylko po to, aby złożyć na jego ustach namiętny, pełen czułości pocałunek — i chcę, żeby tak było już zawsze — dodała cichutko wprost w jego wargi, gdy łapała oddech, a następnie otarła się policzkiem o jego policzek, oddychając odrobinę szybciej i tuląc się w niego, niczym spragniony czułości szczeniak.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  95. — No, bo trzeba się przebić przez całe miasto tak naprawdę — westchnęła cicho — wiem, że moglibyśmy chodzić gdzieś tutaj, ale naprawdę zależy mi na tamtym miejscu. Wzbudza zaufanie i mają same dobre opinie — uśmiechnęła się. Wiedziała, że Arthur chce dla niej i dziecka, jak najlepiej, ale wolała mieć pewność, że dojazdy faktycznie nie będą stanowiły przeszkody, no i jego plan — to… zadzwonię tam jutro i zapytam o grafik — wiedziała, że takie informacje po uczelni i wśród studentów rozchodzą się szybko. Zwłaszcza, że ich małżeństwo od początku było gorącym tematem, a gdy koleżanki i koledzy zwrócili uwagę na jej odrobinę zaokrąglony brzuch, gdy Arthur leżał jeszcze w szpitalu, plotki ruszyły. Późniejsza indywidualna organizacja jej studiów, tylko to potwierdzała.
    — Dobrze wiesz, jak jest kochanie — uśmiechnęła się, przygryzając delikatnie wargi. Pomimo przyjętego odgórnie schematu, że w pierwszym trymestrze libido może spaść, Elle nie miała z tym najmniejszego problemu. Arthur dosłownie zawrócił jej w głowie w takim stopniu, że nie wyobrażała już sobie życia bez niego, pod każdym względem. — No wiesz, to zabrzmiało tak, jakbym wcześniej non stop szukała wymówek i wykręcała się bólem głowy — zachichotała, bo przecież oboje doskonale zdawali sobie sprawę z tego, jak wzajemnie na siebie działają. Uwielbiała to w Arthurze, że nie musiała się przed nim niczego wstydzić, a nawet, gdy miała poczucie, że coś jest głupie, a nawet w pierwszych chwilach miała jakąś blokadę, tylko on potrafił sprawić, że szybko o tym zapominała. Byli dla siebie po prostu stworzeni, tak odbierała to Elle. Z wszystkimi problemami, z wszystkimi wydarzeniami z przeszłości, potrafili ruszyć na przód.
    Zmarszczyła tylko delikatnie brwi, gdy Arthur zmniejszył temperaturę wody, nie powiedziała jednak nawet słowa na ten temat. W końcu do tej pory było naprawdę gorąco, a zdawała sobie sprawę z tego, że Arthur robił to wszystko dla niej.
    — Mhm, z tobą pójdę wszędzie — zachichotała i podciągnęła odrobinę nogi, aby miał więcej miejsca na kąpiel, westchnęła, gdy zapytał o pomoc w wstaniu i wyciągnęła dłoń, aby skorzystać z jego pomocy. Gdy wyszli z kabiny, Elle chwyciła ręcznik i delikatnie otarła nim twarz ukochanego, a następnie musnęła jego warg i przesunęła ręcznikiem w dół, ścierając krople wody, kolejno wróciła do mokrych włosów i delikatnie je przetarła. Odłożyła niedbale jego ręcznik na pralkę i sama delikatnie się osuszyła, aby następnie objął Arthura i pocałować go namiętnie. Splotła ich palce i delikatnie pociągnęła w stronę wyjścia z łazienki. Zatrzymała się jednak, aby ponowić pocałunek i powoli stawiając kroki do tyłu, pociągnęła go za sobą w stronę sypialnianej wnęki, układając jedną z dłoni na jego karku i wsuwając palce pomiędzy mokre włosy.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  96. — Ja ciebie też — wyszeptała cicho, uśmiechając się na jego słowa. Lubiła, gdy jej to mówił. Dwa z pozoru proste słowa, które miały w sobie niesamowitą siłę i które zawsze sprawiały, że w jej sercu pojawiało się przyjemne ciepło.
    Wczorajszy, jak i dzisiejszy dzień był dla brunetki wyjątkowy i to nie w tym pozytywnym znaczeniu. Skupienie się, więc na czystej przyjemności płynącej z obcowania z ukochanym człowiekiem było dla niej idealnym rozwiązaniem, chociaż sama nigdy nie podejrzewałaby, że wybierze właśnie taki sposób, na odreagowanie. Nie, aby było coś złego w kochaniu się z własnym mężem. Zwłaszcza, że robiła wszystko świadomie i sama tego chciała. Nie skupiała się, więc nad tym, dopóki czuła, że chce dokładnie tego samego, co Arthur.
    Uśmiechała się pod pocałunkami, gdy zmierzali w stronę łóżka, a w momencie, w którym się zatrzymali, zacisnęła mocniej dłoń wplecioną w jego włosy, jednocześnie ciągnąć przy tym za wplątane loczki. Zgodnie z poleceniem męża chwyciła się mocniej i splotła nogi wokół jego bioder, oddychając przy tym płytko. Odwzajemniała każdy pocałunek, którym ją obdarowywał, a gdy ułożył ją ostrożnie na miękkiej i puszystej pościeli uśmiechnęła się. Wyciągnęła ręce ponad głowę i ułożyła dłonie na jego ramionach, sunąc po napiętych mięśniach, cały czas z uśmiechem na ustach. Musiała przyznać, że jego treningi działały, a efekty były dla dziewczyny widoczne gołym okiem, zwłaszcza, gdy Arthur znajdował się tak blisko, pozbawiony ubrań.
    Uśmiechnęła się delikatnie, gdy odsunął się odrobinę. Ona sama zaprzestała ruchu dłoni i wpatrywała się tylko w twarz ukochanego, przygryzając przy tym dolną wargę. Lubiła, gdy spoglądał na nią tym pełnym pożądania wzrokiem. Czuła się wtedy najpiękniejszą kobietą na świecie, bo wierzyła i wiedziała, że na żadną inną nie spojrzy w ten sam sposób. Zachichotała cicho, gdy zrobił dokładnie to samo, co ona wcześniej.
    — Wiem, co robię, kochanie — wyszeptała po chwili, ponownie sunąc dłońmi w górę po jego ramionach, aby przejść na barki i zacisnąć na nich mocniej palce. Miała tylko nadzieję, że jej chwili milczenia nie odebrał, jako rozmyślania nad za i przeciw. Chcąc udowodnić, że właśnie tego chce, wciąż zaciskając palce na jego barkach, podciągnęła się delikatnie, aby wpić się namiętnie w jego usta. Czując, jak mężczyzna obejmuje ją jedną dłonią, aby nie musiała wkładać za dużo wysiłku w uwieszenie się na nim, automatycznie uśmiechnęła się pod pocałunkiem. Stopą powoli przesunęła po jego łydce, a następnie owinęła nogi wokół niego.
    — Kocham cię Arthur i właśnie tego chcę — wyszeptała cicho, odrywając się od jego ust, aby wziąć głęboki oddech i przejść z pocałunkami na kąciki jego ust, brodę, żuchwę i kolejno szyję, na której zatrzymała się na dłużej, pieszcząc delikatną skórę swoimi wargami i językiem, łaskocząc jednocześnie wrażliwe miejsca swoim ciepłym oddechem. Chciała się w tym zatracić, nie myśleć o niczym, poza ciepłym ciałem męża, poza jego dotykiem…dotykiem, na którym chciała się skupić na tyle, aby go zapamiętać, aby pozostał z nią na dłużej.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  97. Kolejny raz uśmiechnęła się delikatnie pod pocałunkiem, czując, że wątpliwości opuściły Arthura. W tym momencie byłaby naprawdę na niego zła, gdyby postanowił uprzeć się przy tym, że Elle nie jest pewna tego co chce. Potrzebowała tego, potrzebowała swojego męża, właśnie teraz, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Niczego nie była tak pewna w tym momencie jak tego, że chce spędzić z nim tę noc kochając się.
    Leżąc na plecach, rozkoszowała się pozostawianymi przez Arthura śladami. Przymknęła powieki, układając dłoń na jego głowie wśród mokrych włosów, tak długo dopóki była w stanie ich sięgać. Odchyliła głowę do tyłu, oddychając ciężko, gdy Arthur przysunął ją na skraj łóżka, a sam uklęknął przed nim i znalazł się pomiędzy jej nogami. Otworzyła oczy, wzdychając głośno, gdy poczuła jego język. Wzrastające podniecenie sprawiało, że jej biodra samoistnie poruszyły się. Kolejne westchnięcie wymknęło się spomiędzy jej warg, gdy mąż, okazało się, że miał już swój plan. Przez jej usta przemknął delikatny uśmiech, gdy dotarły do niej jego słowa.
    Normalnie byłaby z pewnością podirytowana jego zachowaniem, jak zawsze, gdy bawił się z nią w ten sposób. Leżała wciąż jednak spokojnie, wpatrując się w jasny sufit. Arthur z pewnością poczuł, jak pod wpływem jego dotyku rozluźniła mięsnie.
    - Nie zgłaszam sprzeciwu – wyszeptała z trudem, starając się brzmieć normalnie, ale głos jej drżał delikatnie. W głowie kotłowało się zdecydowanie za dużo myśli i chociaż pragnęła Arthura, przedłużanie wszystkiego w czasie było wyjątkowo odbierane przez Elle w bardzo pozytywny sposób. Mruczała cicho z zadowolenia z każdym jego ruchem, z każdym muśnięciem jego palców po rozpalonej skórze, która wydawałoby się z każdym jego dotknięciem stawała się jeszcze bardziej rozpalona. Zdusiła w sobie głośniejsze westchnięcie, gdy przeszedł do drugiej stopy, a brunetka, chociaż bardzo chciała wytrzymać do momentu, w którym jej mąż po prostu zakończy przyjemny masaż, to wcale nie było łatwe.
    - Myślę, że do masażu możemy wrócić później, kochanie – wyszeptała cicho, ale znając Arthura, nie zdziwiłaby się , gdyby jej sugestię całkowicie zignorował. Czasami miała wręcz wrażenie, że z każdym kolejnym razem wszystko to trwa dłużej niż poprzednim, a ona zawsze reagowała tak samo, a bardzo chciała, aby dziś było inaczej, by dzisiaj było początkiem czegoś nowego. Chciała więc wytrzymać, zamiast frustrować się oczekiwaniem. Zacisnęła palce na pościeli, oddychając głęboko ponownie utkwiła spojrzenie w suficie. Przecież właśnie tego chciała.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  98. Przez jej usta przemknął delikatny uśmiech, gdy wspomniał o zaskakiwaniu. Dzisiejszego dnia i ona sama siebie nie rozpoznawała, przyznanie się jednak do tego nie byłoby najlepszym posunięciem. Skupiała się więc na tym, co z nią robił Arthur, gdyż jego dłonie na jej ciele sprawiały, że chciała więcej, w zasadzie to się w ogóle nie zmieniło. Była jednak tego wieczoru uparta i cierpliwa, w myślach powtarzając sobie, że tym razem musi wytrzymać, gdzieś po drodze gubiąc faktyczną przyjemność, chociaż ciało reagowało w prawidłowy sposób.
    Mógł tego wieczoru zrobić z nią wszystko, co tylko przyszłoby mu do głowy. Uparta wmawianiem sobie, że ta noc ma być początkiem nowego etapu w jej życiu, byłaby w stanie zgodzić się na przekroczenie wszelkich granic. Delikatność Arthura i troska o ukochaną, być może była ich ratunkiem, a z pewnością ratunkiem dla Villanelle, która mogłaby później żałować swojego lekkomyślnego zachowania, bo odreagowanie seksem nie było niczym złym, dopóki na siłę nie wywierała sama na sobie żadnej presji i nie wmawiała, że koniecznie musi coś zrobić.
    Rozluźniła uścisk dłoni dopiero w momencie, w którym zdała sobie sprawę z tego, że to dłonie Arthura splatają ich ręce. Uniosła się z pomocą ukochanego, a pocałunki odwzajemniała z największą czułością, dając z siebie wszystko. Kochała tego faceta całym swoim sercem i chciała, aby już zawsze o tym pamiętał.
    Odchyliła delikatnie głowę do tyłu, słysząc przy swoim uchu jego jęk, a sama zacisnęła mocniej palce na karku mężczyzny, a gdyby nie jego dłonie mocno ją trzymające, próbowałaby przylgnąć jeszcze bliżej ukochanego, o ile było to w ogóle możliwe. Oddychała ciężko, poruszając biodrami i zaciskając mięśnie kegla, dłońmi błądząc po plecach ukochanego, pozostawiając po sobie ślady paznokci.
    - To działa w dwie strony, myszko – wydyszała z trudem. Z każdym kolejnym ruchem, oddychało jej się coraz trudniej, a dłońmi błądziła po ukochanym, począwszy od ciemnych loków, przez barki i ramiona, kończąc na wbitych paznokciach w jego udo. Fala gorąca przechodząca przez organizm wraz z nadchodzącym spełnieniem sprawiła, że na jej policzki wkradły się czerwone rumieńce, a zęby zacisnęła na wardze ukochanego z trudem dusząc w sobie głośny jęk, wydając z siebie w ostateczności stęknięcie równocześnie chwytając dłońmi jego policzki i zachłannie rozpoczynając namiętny pocałunek, jakby spodziewała się, że wraz z drżeniem i uwolnieniem emocji, w jej oczach pojawią się łzy. Villanelle jednak nie odezwała się słowem, nie zadrżała, a jedynie przeciągała pocałunek, jakby nie chcąc dopuścić do słowa ukochanego, chociaż miała świadomość, że z pewnością i on na swoich policzkach poczuł mokre i ciepłe łzy. Dyszała wciąż przy tym, z zamkniętymi powiekami spod których wypływały słone kropelki, nie chcąc odsunąć się od jego ust nawet na milimetr.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  99. Sama do końca nie rozumiała, co właśnie się stało. Próbowała tylko skupić się na swoim mężu, na wspólnej przyjemności czerpanej ze zbliżenia, a tuż po osiągnięciu upragnionego poczucia euforii, nie zostało nic. Poczucie szczęścia po prostu zniknęło, a zamiast tego pojawiły się w jej oczach łzy, których w żaden sposób nie mogła powstrzymać. Arthur na szczęście wciąż był obok i czuła, jak stara się, aby ta sytuacja nie stała się jeszcze bardziej dziwna. Nigdy wcześniej nie zdarzyło jej się płakać po osiągnięciu orgazmu, a teraz nie miała pojęcia jak powinna się zachować. Dlatego uparcie chciała przedłużyć tę chwilę pocałunkiem, ale nie była w stanie, zwłaszcza, gdy im obojgu zaczynało braknąć tchu.
    Błądziła spojrzeniem po pomieszczeniu, jakby bała się spojrzeć w jego oczy, jednak słysząc ciepły głos ukochanego zatrzymała spojrzenie, pozwoliła mu zetrzeć swoje łzy, ale zaraz po tym wtuliła się mocno w niego, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi, próbując się uspokoić. Nie odezwała się na jego słowa, a jedynie pokręciła delikatnie głową. Sama nie miała pojęcia, jakby mógł jej w tym momencie pomóc. Starała się oddychać głęboko i opanować kłębiące się w niej emocje, ale jedynym widocznym efektem było więcej łez i delikatne drżenie, które zaczęło się w momencie, w którym mężczyzna zaczął gładzić jej plecy. Załkała cicho, mając wrażenie, że wcześniejsze zduszanie pojękiwań wcale nie było dobrym pomysłem, chociaż robiła to z myślą o śpiącej w pokoju obok córeczce.
    — Przeepraaszaam — wydusiła w końcu z siebie, nadal z twarzą schowaną w jego szyi. Czuła się tak dziwnie i nieswojo, nie chciała sobie nawet wyobrażać, co musiał w tej chwili czuć Arthur. Kochała go i nigdy, nigdy się nie wstydziła, aż tak jak teraz. Nie spodziewała się, że kiedykolwiek przytrafi im się tak żenująca sytuacja, bo w taki sposób odbierała to Elle. Wszystko zniszczyła, a przecież chciała jedynie szczęścia swojego męża i własnego. Rozluźniła uścisk dłoni i odsunęła się nieznacznie od jego torsu, ale tylko po to, aby przetrzeć oczy i policzki — ja nie wiem… nie wiem, co zrobić, żeby wyrzucić to z głowy — wyszeptała cicho, nieco zachrypniętym głosem, opierając się czołem o jego ramię, otworzyła powoli oczy i przełknęła ślinę, czując jednocześnie w gardle nieprzyjemną gulę.
    — Skąd mam wiedzieć, kim jestem? Jak mam tworzyć swoją rodzinę, kiedy nie wiem… kiedy fundamenty są… są gówniane? Arthur ja nie wiem, ja nie umiem, nie mogę… — zachrypiała mówiąc pierwsze, co przyszło jej do głowy, chociaż sama nie wiedziała, o co właściwie jej chodzi. Zagryzła nerwowo wargi, a następnie odsunęła się od Arthura i zrzuciła z siebie kołdrę, kręcąc tylko głową zeszła z łóżka i podeszła do szafy, zakładając na siebie w pospiechu pierwsze legginsy, jakie chwyciła i bluzę, nawet nie zwracając uwagi czy swoją, czy swojego męża. Wcisnęła dłonie do kieszeni i na bosaka ruszyła w stronę balkonu, przed wyjściem zarzucając kaptur na głowę. Oparła się o ścianę i oddychała głęboko, próbując uspokoić myśli. Odnosiła wrażenie, że ta pieprzona kawalerka była naładowana samymi negatywnymi emocjami i powoli zaczynała mieć tego serdecznie dosyć. To tutaj dowiedziała się o jego chorobie, to tutaj na niego nawrzeszczała, a on później miał wypadek, to tutaj mieli kłótnię przez Boltona i tutaj siedziała sama w nocy, gdy Arthur po prostu wyszedł z mieszkania. Tutaj nie mogła się ruszać i to właśnie tu czuła się tak cholernie niezręcznie, jakby była na jego łasce i teraz… teraz też w tym miejscu dowiedziała się o tym wszystkim. Otworzyła z impetem balkonowe drzwi i spojrzała zaczerwienionymi oczami na Arthura.
    — Muszę stąd wyjść, ja się tutaj dusze — wymamrotała, nie przejmując się tym, że ma na sobie jedynie legginsy i bluzę męża, ruszyła w stronę korytarza by założyć trampki i wyjść.

    Elle 💔

    OdpowiedzUsuń
  100. Gdyby tylko dłonie nie drżały jej tak mocno, zdążyłaby zawiązać szybciej te cholerne sznurówki i zdążyłaby wyjść z mieszkania, udałoby się jej. Trzęsące się ręce jednak tu utrudniły i gdy wyprostowała się już, aby chwycić klamki, Arthur znalazł się obok. Syknęła cicho, gdy chwycił jej nadgarstek i próbowała się wyszarpnąć, kręcąc tylko przecząco głową. Nie chciała dłużej siedzieć w tym mieszkaniu. Może Arthur miał racje, powinni się przeprowadzić, nim wyremontują dom na przedmieściach minie jeszcze sporo czasu, z pewnością nie zdążą do porodu. Wcale nie podobała jej się wizja przeprowadzki po to, aby po kilku miesiącach znowu się przenieść, ale w tej chwili zaczynała bać się obecnego mieszkania, jakby to one było za wszystko odpowiedzialne.
    — Ja muszę stąd wyjść! — Uniosła ton, gdy wciąż ją trzymał — muszę, rozumiesz!? Muszę do cholery stąd wyjść, po prostu muszę — powtarzała pospiesznie, cały czas próbując się wyszarpnąć spod jego dłoni, jednak to w żaden sposób nie pomagało. W tej chwili miała ochotę porządnie go uderzyć i po prostu wyjść na zewnątrz, opuścić te ściany, cały ten budynek. Nie miała pojęcia, dokąd by poszła, ale czuła, że musi. Na szczęście była w stanie jeszcze reagować nad własnymi dłońmi i nie wymierzyła mu ciosu w policzek. — To boli — syknęła kolejny raz, gdy niezbyt delikatnie pchnął ją. Normalnie odgłosy z pokoju córeczki by ją zaniepokoiły, chciałaby być tuż obok niej i jej uspokoić, ale dzisiejszego dnia wszystko było zupełnie inne niż normalnie. Przymknęła tylko oczy, biorąc głęboki oddech. Zamierzała grzecznie usiąść na kanapie i tak też zrobiła, ale gdy tylko Arthur zniknął w pokoju, od razu zaczęła się podnosić. Wiedziała, pamiętała dobrze, że obiecała mu, że nigdy więcej nie zniknie bez słowa, ale… ta chęć była silniejsza, a Elle miała wrażenie, że potrzebuje sobie wszystko na spokojnie poukładać, przemyśleć, a obecność Arthura i Thei wcale jej w tym nie pomagała.
    — To nazwisko nic nie znaczy, właśnie w tym jest problem Arthur! — Krzyknęła, gotowa ponownie zerwać się z kanapy. Zdawała sobie sprawę z tego, że prawnie faktycznie była z domu Madisson, ale tak naprawdę jej ojcem był ktoś zupełnie inny, a jedyne, co o nim wiedziała to to, że był w liceum w drużynie i miał na imię Larry, wysłał mamie kartę na walentynki, ale ona już wtedy miała narzeczonego… i była w ciąży, a Larry albo o tym wiedział i chciał ją mimo wszystko, albo nie miał pojęcia i liczył, że coś z tego będzie. — Nie zrobisz tego — dodała oschle, podnosząc się raz jeszcze z kanapy. Spojrzała tylko na Arthura gniewnie, wiedziała, że jej nie przepuści, chociaż trzymając ich córeczkę nie miałby jak się z nią szarpać. Zacisnęła wargi i nerwowo zaczęła skubać standardowo już skórki przy paznokciach, nie mając, co ze sobą zrobić.
    — Świetnie — burknęła obrażona i ruszyła w stronę balkonu. Nie mogła wytrzymać w tym pomieszczeniu — nienawidzę go Arthur, nienawidzę tego mieszkania — warknęła, czując jak łzy znowu zbierają się w jej oczach i pociągnęła za drzwi, aby je za sobą przymknąć. Oparła się o ścianę i powoli osunęła się w dół, ostatecznie siadając na podłodze i podciągając kolana do siebie, by oprzeć o nie czoło.

    Elle 💔

    OdpowiedzUsuń
  101. Nie rozumiał nagłego oburzenia Arthura, tym bardziej, że doskonale znał jego podejście do dzieci. Przyszedł tutaj, aby się z nim pogodzić, a zaledwie po kilku minutach znów zmienił zdanie i zaczął unosić się honorem niczym wtedy w barze, gdzie ostatni raz ze sobą rozmawiali, Miał nadzieję, że takie zachowanie nie ma żadnego związku z jego chorobą, bo już i tak miał wystarczająco dużo powodów do zmartwień.
    - Ja i twoja narzeczona bardzo dobrze się dogadujemy, naprawdę – wzruszył bezradnie ramionami, nie zamierzając wdawać się w zbędne dyskusje na ten temat – Szanuję ciebie i twoją rodzinę, po prostu nie lubię dzieci, a o tym przecież sam doskonale wiesz. Nieważne czy będą twoje, moje czy kogokolwiek innego, to wciąż dzieci i ja ich nie zaakceptuję – westchnął ciężko, upijając łyk kawy. Ostatnio wszyscy wokół mieli do niego pretensje właśnie przez te przeklęte gówniaki i miał już tego powoli serdecznie dość. Zdecydowanie wolał czasy w których miał 16naście lat i nikt wokół niego nie myślał nawet o czymś takim jak rodzicielstwo.
    - Cieszę się, że jest twoje, gratuluję. A jeśli chodzi o ślub, nie ma sprawy, weź kogoś innego, ja i tak nie popieram legalizowania związków, małżeństwo jedynie wszystko psuje i sprawia, że ludzie z czasem mają siebie dość i zaczynają się zdradzać na każdym kroku…- zamierzał coś jeszcze dodać, ale widząc minę przyjaciela ugryzł się w język i przerwał swój wywód. Żałował, że był wobec niego aż tak szczery i bezpośredni, tym bardziej, że to on wyciągnął w jego kierunku rękę, ale z drugiej strony nie zamierzał zmieniać swoich życiowych poglądów tylko po to, aby nie sprawić mu swoimi słowami zawodu i przykrości.
    - Nie mieszkaj w to wszystko Maille, co? Zna mnie i wie jaki jestem, co myślę o pewnych sprawach też wie i to akceptuje – nie był zły, że Arthur ma o nim takie zdanie, sam sobie na nie zasłużył i wyrobił sobie przez ostatnie kilka lat opinię wiecznego kawalera i łamacza kobiecych serc. Związek z Creswell wiele zmienił w jego życiu i pokazał, że stałe związki wcale nie są takie straszne jak zawsze zakładał.
    - Stary, przestań już się tak zachowywać, co? – westchnął i poderwał się z miejsca, kiedy ten ruszył w stronę drzwi. Zależało mu na tym, aby w końcu się pogodzili i nie zamierzał pozwolić mu tak po prostu stąd wyjść. Dzieliły ich teraz znaczne różnice w poglądach na świat, fakt, ale to nie oznaczało, że powinni przestać się przyjaźnić i zaprzepaścić to, co budowali między sobą przez ostatnie kilkanaście lat.
    - Nie czyta się cudzej korespondencji, wiesz?- warknął, wyrywając z jego dłoni papier – Tak, jestem bezpłodny, nie bój się o tym powiedzieć głośno. I wiesz co? Cieszę się, naprawdę kurewsko się z tego cieszę, bo nigdy nie chciałbym zniszczyć sobie życia i wpakować w opiekę nad jakimiś bachorami – wysyczał wściekły, chowając wyniki do koperty i wsuwając je do tylnej kieszeni spodni.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  102. Była wściekła na swojego męża i wszystko to, co powiedział. W odpowiedzi burknęła mu jedynie, że wcale się na nim nie wyżywa, potwierdziła też, że dobrze wie gdzie powinna iść, ale ktoś właśnie zatrzymał ją, gdy próbowała się tam dostać, więc niech teraz się po prostu zamknie. Na balkonie zdała sobie sprawę z tego, że nie powinna się odzywać do niego w taki sposób, a unoszenie tonu w obecności Thei wcale nie było dobrym posunięciem. Nie chciała przecież, stresować swojej córeczki, nie chciała, aby krzyki ją kształtowały. Do mieszkania wróciła, gdy zorientowała się, że jest cała zziębnięta. Był ledwo początek wiosny, a temperatura w nocy była za niska, aby spędzić noc na balkonie, poza tym zaczynały ją boleć nogi i musiała się wyprostować. Widząc, że Arthur zasnął z ich króliczkiem w sypialni, sama skuliła się w miarę możliwości na kanapie, jednak myśli nie pozwoliły jej na spokojny sen. Zgodnie ze słowami Arthura, z samego rana, gdy ten jeszcze spał wraz z Theą, zostawiła mu jedynie karteczkę, że musi się przejść, bo inaczej zwariuje.
    Od czasu tamtego popołudnia, Elle starała się, jak najmniej czasu spędzać w mieszkaniu i miała wrażenie, że Arthur robił dokładnie to samo, co bardzo ją martwiło, ale nie poruszała tego tematu, bo miała wrażenie, że zrobi się z tego awantura, a tych Elle miała ostatnio naprawdę dość. Wiedziała, że ostatni czas nie był łatwy ze względu na jej zachowanie, ale starała się to naprawić. Wstawała rano, gdy Arthur zamykał się w łazience, aby przyszykować się do wyjścia. Robiła mu w tym czasie kawę i coś do przekąszenia przed wyjściem, bo przecież pierwsze śniadanie było podstawą w zdrowej diecie, a później wracała do łóżka i nasłuchiwała czy wyszedł. Tego dnia było dokładnie tak samo. Kiedy Arthur brał poranny prysznic, Elle zrobiła dla niego kawę, a dla siebie herbatę i grzanki, ale tym razem nie wróciła z powrotem do łóżka.
    Uśmiechnęła się delikatnie do męża, gdy wyszedł z łazienki.
    — Mamy dzisiaj na osiemnastą wizytę u doktora Russella — przypomniała, uważnie mu się przyglądając. Moczyła właśnie narożnik grzanki w odkręconym słoiku dżemu, chociaż wiedziała, że powinna wyłożyć go sobie na talerz, żeby nie zostawiać w środku okruszków — nie masz tak długo zajęć, prawda? Może się w końcu dowiemy czy to na pewno Matt — uśmiechnęła się promiennie, przesuwając talerz z grzankami w jego stronę, aby też coś zjadł. — Umówiłam się z Jen w kawiarni… Henry pod nią przyjdzie i weźmię Theę na spacer, a ja pojadę pod gabinet. Zobaczymy się na miejscu, czy podjechać po ciebie? — po rozmowie z mamą tamtego poranka, ich kontakt się odrobinę ochłodził, natomiast z tatą było jej jakoś łatwiej, zwłaszcza, gdy powiedział, że nie miał pojęcia o tym, że Elle nie jest jego córką. Oboje byli oszukiwani i jakoś z tą myślą, było jej łatwiej, chociaż nadal była na niego zła, że musiał spotykać się z siostrą Arthura.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  103. Nie przeprosiła Arthura za tamten wieczór i swoje krzyki, w tym momencie cały tamten dzień wydawał jej się, jakby był niesamowicie dawno temu i pamiętała go, jakby przez mgłę. Chyba liczyła, że jej mąż podejdzie do tego w taki sam sposób, ale jego zachowanie, brak chociażby słabego uśmiechu skierowanego do niej czy chłodny ton, wyraźnie mówiły Elle, że kawa o poranku to za mało. Nie przepraszała, bo nie chciała wracać do tamtego dnia.
    — Wspominałam ci o tej wizycie już wcześniej, ale… dobrze — mruknęła cicho, a jej uśmiech zdecydowanie osłabł. Słowa, które do niej kierował bolały. Zacisnęła delikatnie wargi i skinęła jedynie głową, gdy powiedział, że będzie. Villanelle naprawdę miała dość kłótni i chociaż atmosfera w domu nie należała do łatwych, miała wrażenie, że w tym momencie to jest lepsze, niż kolejna konfrontacja. Dlatego nie powiedziała żadnego więcej słowa, potwierdzając w zasadzie zarzut Arthura odnośnie zawracania sobie jej głowy przez rozmowy z nim. Ale co miała zrobić? Była pewna, że znów zaczęłaby krzyczeć lub płakać, a nie tak chciała to załatwić.
    Gdy tylko Arthur opuścił mieszkanie, Elle wsadziła ich córeczkę do łóżeczka, podając jej nową, ulubioną zabawkę, pozostawiała szeroko otwarte drzwi od jej pokoju i łazienki, a następnie zaczęła przygotowywać się do wyjścia. Codziennie od rana chodziły z Theą na naprawdę długi spacer, bo brunetka po prostu nie chciała siedzieć w mieszkaniu sama, czuła się tam strasznie przytłoczona, a i na świeżym powietrzu myślało się jej jakoś łatwiej. Była w stanie oczyścić umysł i skupić myśli na czymś innym, niż jej rodzinne problemy. Villanelle poznała już kilka kawiarni w okolicy, w których przesiadywały z Theą, gdy już nie miała pomysłu, dokąd mogłyby pójść lub nie udało jej się z nikim umówić. Czuła się tak zdesperowana i przygnieciona tym wszystkim, że nawet odezwała się do Lily i Heather, byleby tylko coś robić. Była tym zmęczona i z każdym kolejnym dniem, chciało jej się coraz mniej. Najbardziej bolało ją to, że Alison o wszystkim opowiedziała jej tak lekko, jakby naprawdę uważała, że jej postępowanie było dobre, a Elle nie była przez to w stanie wydusić z siebie słowa mamo.
    Dokładnie tak jak umówiła się z Henrym, tak zrobili. Pojawił się pod kawiarnią, zabrał wózek z Theą i obiecał, że zajmie się nią najlepiej jak potrafi, a dziewczyna cofnęła się pod blok, aby zabrać samochód i pojechać do kliniki. Siedząc na korytarzu przed gabinetem zerkała nerwowo, co jakiś czas na telefon, minuty mijały, było coraz bliżej osiemnastej, a Arthura wciąż nie było, a wyświetlacz nie pokazywał, aby kontaktował się z nią w jakikolwiek sposób. Wstała, gdy drzwi gabinetu się otworzyły i uśmiechnęła słabo do Russella. Zapowiadała mu wcześniej, że będą przecież razem… umawiała się na tę wizytę przed całą tą szopką i trochę się zawiodła, że Morrison tego nie zarejestrował.
    — Chyba jednak będę sama, mąż miał postarać się wyrwać z pracy, ale… — wzruszyła delikatnie ramionami, siadając przed biurkiem w gabinecie.
    — Dzień dobry pani Morrison — mężczyzna uśmiechnął się do niej — wie pani, że to nie problem. Może przyjść na kolejną wizytę. — Usiadł sam za biurkiem i wziął kartotekę dziewczyny, marszcząc delikatnie brwi, zapewne przypominając sobie o ostatnim telefonie od Arthura — jak samopoczucie? Wszystko w porządku? Proszę o wszystkim mówić, jakieś dolegliwości, coś się działo? — Zadał później kilka standardowych pytań, a Elle powoli na nie odpowiadała, kiedy drzwi się otworzyły. Słysząc głos męża, dziewczyna odwróciła powoli głowę przez ramię, by spojrzeć na niego. Rozchyliła delikatnie usta, uważnie go lustrując spojrzeniem. Od razu w oczy rzuciła jej się rozpięta koszula i słabe rumieńce na policzkach, przyspieszony oddech… gdyby tylko spojrzał teraz w jej oczy dostrzegłby w nich wielki smutek, ale Elle pospiesznie odwróciła głowę z powrotem przodem do doktora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — W zasadzie to najważniejsze dopiero przed nami, właśnie miałem prosić o przejście na usg — mężczyzna uśmiechnął się i wskazał dziewczynie miejsce, na którym miała teraz zasiąść. Elle jednak nie drgnęła. Jej myśli krążyły wokół Arthura i tego… wszystkie studentki do niego wzdychały. Ona też, kiedyś była tylko studentką… powiedział dzisiaj, że był zdziwiony, że nie rozmawiają… może któraś zaczęła z nim rozmawiać? Może zostawała po zajęciach, może… przełknęła z trudem śline.
      — Pani Morrison? — Głos lekarza dotarł do niej, jakby zza ściany. Zamrugała i potrząsnęła delikatnie głową.
      — Oczywiście — wymusiła uśmiech i powoli przeszła na wskazane miejsce, podciągając bluzkę i opuszczając materiał miękkich, bezszwowych legginsów.
      Na jej ciele pojawiła się gęsia skórka, gdy Russell wycisnął na jej brzuch żel i powoli zaczął rozprowadzać go aparatem usg. Elle spojrzała przelotnie na Arthura, jakby szukając dowodów zbrodni. Śladu pomadki, albo… sama nie wiedziała, czego. A jeżeli to Kate? Jeżeli uznał, że ma dość… mówił jej przecież, że zachowuje się nadal jak dziecko, co jeżeli… Zacisnęła mocno wargi i utkwiła spojrzenie w ekranie,
      — Nie ma się czym denerwować — Russell musiał zauważyć spięcie dziewczyny, bo posłał jej ciepły uśmiech i przesunął głowicę po jej brzuchu, uśmiechając się — o proszę… dzisiaj maleństwo zamierza się pochwalić kim będzie — zatrzymał obraz i wskazał palcem, gdzie powinni patrzeć — chłopiec — spojrzał na Arthura z uśmiechem, pamiętał, że Elle wspominała na jednej z poprzednich wizyt, że Arthur bardzo chciałby syna. Brunetka zareagowała jedynie zaciśnięciem szczęki, a lekarz powrócił do wykonywania badania, a po chwili kliknął coś na ultrasonografie, a w pomieszczeniu rozbrzmiał dźwięk bijącego serduszka. Elle zaszkliły się oczy, gdy dotarł do niej dźwięk bijącego serduszka ich synka, a usta drgnęły jej, przeniosła nawet spojrzenie na Arthura, chociaż widok tej cholernej koszuli tak bardzo bolał…
      — Pani Villanelle z tego, co kojarzę w rodzinie nikt nie chorował na serce, prawda? — Miała już mu przytaknąć, a później jej się przypomniało, że przecież nie wie…
      — Ja w zasadzie nie wiem — odchrząknęła nim się odezwała, a lekarz utkwił spojrzenie w Arthurze — ale…ale wszystko jest dobrze, prawda?

      Elle ❤

      Usuń
  104. Villanelle czuła, jak z każdą sekundą ciszy ze strony Russella robi jej się słabo. Nie mogła uwierzyć w to, że mają, aż takiego pecha. Była pewna, że te pytanie nie było zadane z czystej ciekawości. Będąc w ciąży z Theą nikt, nigdy nie pytał o jakiekolwiek wady serca. Słyszała głos Arthura, ale nawet na niego nie spojrzała w tym momencie, wpatrywała się natomiast uparcie w lekarza. Chciała wiedzieć, co się dzieje, a trzymanie jej w tym momencie w niepewności nie było niczym dobrym. Czuła, jak cała wewnątrz drży, a nieznośna cisza, przerwana w końcu pytaniem jej męża sprawiała, że oczy stawały się coraz bardziej szkliste.
    - Pani Morrison, proszę spokojnie oddychać, miarowo - zwrócił się pierw do niej, dostrzegając zdenerwowanie kobiety - przez samo usg nie jestem w stanie powiedzieć dokładnie, koniecznie musimy zrobić echo serca dziecka, żeby mieć pewność. Mogę widzieć pewną nieprawidłowość w budowie serca... - przeniósł spojrzenie z kobiety na Arthura - jeżeli badanie to potwierdzi, będziemy musieli stale kontrolować rozwój sytuacji. Na ten moment podejrzewam niedomykalność zastawki, ale przejdziemy teraz do drugiego badania dzisiaj, zrobimy badanie echokardiograficzne serca państwa dziecka. To dokładnie to samo co usg - uśmiechnął się i sięgnął po papierowe ręczniki - użyjemy innego żelu i innej głowicy - wyjaśnił i starł resztki obecnego na brzuchu Elle specyfiku, sięgnął po inną butelkę i powtórzył wyciśnięcie i rozprowadzanie go, zmienioną już głowicą. Brunetka czuła, jak z każdym kolejnym ruchem ręki lekarza, atmosfera się zagęszcza i chociaż mężczyzna coś do niej mówił, w ogóle nie zwracała na to uwagi. Wpatrywała się tylko w rozpiętą koszulę Arthura, nie mogąc uwierzyć, że kolejny raz dopada ich życie w ten konkretny, bolesny sposób. Jak miała patrzeć na nie w kolorach, kiedy za każdym razem podkładało jej przeszkody pod nogi? Była już zmęczona ciągłym podnoszeniem się i o ile początkowo otarcie kolan wydawało się nie tak trudne, teraz nie wiedziała czy będzie w stanie się podnieść.
    - Na ten moment otwór ma trzynaście minimetrów - wraz ze słowami lekarza, spomiędzy ust Elle wydostał się ciężki do zidentyfikowania dźwięk. Pokręciła tylko głową, aby Russell kontynuował, a brunetka jedynie przystawiła dłoń do ust, chcąc skupić się na tym co miał do powiedzenia lekarz. - To niedomykalność zastawki trójdzielnej - wyjaśnił - w życiu płodowym zdarza się, że otwór, który znajduje się teraz w sercu państwa dziecka, może się zstąpić, co oznacza, że go nie będzie i o wadzie zapomnimy. U niektórych dzieci zdarza się jednak, że ten otwór pozostaje i wtedy w zależności od jego rozmiaru konieczna może być operacja. Na ten moment jednak wygląda to dobrze, jeżeli otwór się nie zwiększy, operacja może nie być konieczna. Dlatego, pani Morrison za tydzień widzimy się o tej samej porze na kolejnym badaniu, aby mieć pewność co się dzieje i, aby reagować w odpowiednim czasie - dodał, tłumacząc jeszcze, że to naprawdę nie jest groźna wada, opowiedział o statystykach i pokazał im jakiś tabelki, ale do Elle to wszystko nie docierało. Kiedy w końcu mogła wstać, odebrała receptę na kolejne witaminy i minerały, a mogąc opuścić gabinet, czuła, jak jej nogi drżą.
    Oparła się o ścianę obok drzwi gabinetu i ułożyła dłoń na swoim brzuchu, delikatnie go gładząc. Przeniosła spojrzenie na Arthura i rozchyliła wargi, chciała coś powiedzieć, ale nie miała pojęcia co.
    - Ja... to... nie... - mruknęła cicho, nie wiedząc od czego zacząć. Chciałaby go przeprosić, bo dzisiaj, gdy nie stał wystarczająco blisko, gdy nie trzymał jej dłoni i nie uśmiechał się szeroko podekscytowany myślą, że będą mieli synka zrozumiała, że to tylko i wyłącznie jej wina, ale ta pieprzona koszula sprawiała, że miała ochotę krzyczeć, a z drugiej strony serduszko Mattiego sprawiało, że nie mogła skupić się na być może zdradzie męża, chociaż dla Elle było to jednoznaczne.

    Elle 💔

    OdpowiedzUsuń
  105. Wszechświat robił sobie z nich żarty. Najokropniejsze z możliwych. Dziewczyna miała wrażenie, że wszystko i wszyscy chcą za wszelką cenę sprawić, aby się w końcu nie podniosła i ten czas chyba właśnie nadszedł. Widząc jego reakcję na próbę wyduszenia przez nią z siebie czegokolwiek, przestała mieć jakąkolwiek nadzieję. Nie miała nawet siły wyciągnąć dłoni, aby podać mu torebkę, zwłaszcza, gdy usłyszała, że musi wracać do pracy. Miała ochotę zaśmiać się głośno, powrót o tej godzinie zdaniem Elle był bezsensowny, ostatnie zajęcia przecież i tak się już zaczęły, a jeżeli ktoś miał go zastąpić, mógł poprowadzić je do końca. Nie mruknęła nawet słowem, nie miała siły na dyskusje i kłótnie, nie miała na nic siły. Nie miała już nawet siły na płakanie, miała tylko szkliste oczy, ale łzy z nich nie wypływały.
    Wsiadła do samochodu, zapięła pasy i wpatrywała się jedynie w swój brzuszek, zastanawiając się nad tym ile jeszcze musi spotkać ich złego, aby w końcu, tak naprawdę mogli zacząć szczęśliwe życie… czy te kiedykolwiek będzie im pisane? A może razem, takie nie było im pisane? Uniosła delikatnie głowę, gdy się odezwał. Przelotnie zerknęła na godzinę wyświetlaną przy zegarach na kokpicie i skinęła tylko głową.
    — Henry ma Theę — wymamrotała cicho, jakby tym samym zasugerowała, do kogo ma zadzwonić, chociaż w jej mniemaniu telefon i proszenie o to, aby ktoś z nią został nie miało najmniejszego sensu, poradzi sobie sama. Nie powiedziała jednak nic, uznając, że po prostu oddeleguje towarzysza, gdy ten pojawi się w drzwiach mieszkania — o której wrócisz? — spytała słabym głosem, ponownie wpatrując się w swój brzuch, myślami krążąc wokół Matta… przecież miał być zdrowy. Jedyne czego chciała, to aby ich groszek był zdrowy. Niczego więcej nie chciała, a teraz… a jeżeli to była kara od życia za jej postępowanie? Straciła ciotkę, mamę… czuła, że niedługo straci Arthura, a do tego wszystkiego los chciał jej odebrać do tego jeszcze zdrowie jej maleństwa? Czuła, jak ręce zaczynały jej się trząś, wiec ułożyła delikatnie dłonie na brzuszku i przycisnęła je ostrożnie, jakby chciała przy sobie przytrzymać maleństwo.
    Wchodząc do mieszkania poczuła się jeszcze gorzej, tylko raz próbowała powiedzieć ojcu, że sobie sama poradzi. Nie miała siły przekonywać go, że na pewno wszystko w porządku, gdy ten twardo oznajmił, że nie zostawi jej samej do powrotu Arthura i może się nawet do niej nie odzywać, jeżeli tego chce, ale po prostu usiądzie sobie na krześle i będzie. Tak na wszelki wypadek, gdyby cokolwiek zaczęło się dziać.
    Villanelle tak naprawdę odebrała Theę od ojca i od razu ruszyła z nią do sypialnianej wnęki, gdzie położyła się z córeczką i wpatrywała się w nią tak długo, dopóki jej księżniczka nie zasnęła, dopiero wtedy odważyła się spojrzeć na zegarek, mając nadzieję, że wcale nie jest jeszcze tak późno. Przymknęła na chwilę oczy, otworzyła je dopiero, gdy usłyszała poza krzątaniem się Henry’ego po mieszkaniu dźwięk szczęku zamka w drzwiach. Wtedy też zorientowała się, że mężczyzna nakrył je kocem, co musiał zrobić niesamowicie ostrożnie, bo nic nie poczuła.
    — Co się dzieje, Arthur? — Mężczyzna spojrzał na swojego, pod względem prawnym zięcia i splótł ręce na klatce piersiowej. — Elle… ona cały czas taka jest? — Spytał ciszej, nie mając pewności, czy brunetka wciąż śpi. — w ogóle się nie odzywa, jakby była w zupełnie innym świecie. — zmarszczył brwi. Czuł, że musi przeprosić bruneta, ale nie potrafił znaleźć odpowiednich słów. Wręcz zdawał sobie sprawę z tego, że nie ma odpowiednich słów — wiem, że to też przeze mnie i, Arthurze… zasłużyłem sobie na więcej, niż jeden cios w nos — powiedział, patrząc na zięcia — gdybym tylko mógł zrobiłbym wszystko, żeby ją ochronić.

    Elle 💔

    OdpowiedzUsuń
  106. Leżąc na łóżku, przytulając cały czas do siebie córeczkę, wstrzymała oddech, gdy usłyszała pytanie Henry’ego. Zacisnęła mocno powieki, słysząc, co do powiedzenia miał jej mąż na ten konkretny temat. Walczyła sama ze sobą, aby nie wstać i się odezwać, ale w ostateczności tego nie zrobiła. Leżała cały czas tuląc maleńką dziewczynkę, wsłuchiwała się w jej oddech, a jedną z dłoni ułożyła na jej klatce i brzuszku, palce układając w miejscu serduszka. Po całym dniu dopiero teraz z jej oczu popłynęły prawdziwe łzy, gdy była w stanie wyczuć bijące serce. Przez ciało brunetki przeszedł nieprzyjemny dreszcz, gdy dotarło do niej, jak poważna może okazać się wada maleńkiego serduszka. Nie była w stanie myśleć o tym, że ubytek jednak się zstąpi, to byłoby zbyt piękne, biorąc pod uwagę wszystkie kłopoty, jakie podkładało im życie.
    Usłyszała, jak Arthur zamknął się w łazience, a chwilę później, jak Henry opuścił kawalerkę. Przez chwilę leżała jeszcze na łóżku, przecierając mokre policzki. Podniosła się, a następnie chwyciła ostrożnie córeczkę, aby przenieść ją do jej łóżeczka. Zostawiła uchylone drzwi od pokoju, aby od razu usłyszeć, gdyby się obudziła, a sama przeszła do kuchni. Miała wrażenie, że w mieszkaniu panuje chaos… mijali się w nim i chyba żadne z nich nie miało ochoty bawić się w dom. Chwyciła czajnik i nalała do niego wody, aby po chwili wstawić ją, a sama zabrała się za ogarnięcie jakichś notatek i dokumentów ze stołu. Złożyła wszystko na jedną kupkę i odłożyła na biurku w pokoju/biurze. Otworzyła lodówkę marszcząc delikatnie czoło. Dawno nie jedli nic razem. Zagryzła wargę, spoglądając na drzwi od łazienki i powoli wzięła się za przygotowywanie makaronu ze szpinakiem i kurczakiem. Miała strasznie mieszane uczucia względem Arthura, nie miała pojęcia, co tak właściwie między nimi obecnie dzieje, ale gdy rozmawiał z Henrym zrozumiała, że jeżeli ona czegoś nie zrobi, to z pewnością jeszcze chwila i nie będzie, czego naprawiać, bo z ich małżeństwa nie zostanie nic.
    Wyciągnęła dwa talerze, przygotowała dwie herbaty i postawiła na stole, na podkładce patelnię, aby nie zniszczyć mebla. Usiadła przy jednym z talerzy i oparła się łokciami o blat, a po chwili schowała twarz w dłoniach. Była tym wszystkim tak bardzo zmęczona… kiedy drzwi od łazienki się otworzyły, a Arthur wyszedł spojrzała na niego i od razu podniosła się z krzesła. Nie była pewna czy może do niego podejść, miała wrażenie, że pomiędzy nimi powstał niewidzialny mur, a do tego gdzieś miała myśl, że Arthur już z pewnością więcej jej nie chce. Odsunęła się jednak od stołu i niepewnie zrobiła krok w jego stronę, jeden mały krok, w którego musiała wsadzić tak dużo siły, że nie była pewna czy da radę zrobić kolejny, ale zrobiła.
    — Arthur — szepnęła cicho pierw patrząc w dół, na swój brzuch, bo zasłaniał jej już widok na stopy, ale po chwili bardzo niepewnie uniosła głowę, aby spojrzeć na jego twarz. Wyglądał źle, ostatni miesiąc był cholernie trudny i męczący dla ich dwójki — p-porozmawiamy? — szepnęła cicho, a później, sama nie wiedziała, dlaczego i czy to dobrze czy źle się dla niej skończy, ale zrobiła jeszcze dwa kroki, dwa ostatni kroki, dzięki którym znalazła się tuż przed nim i oparła czoło o jego klatkę, obejmując go słabo w pasie na tyle, na ile była w stanie wyciągnąć ręce.
    — Przepraszam, tak bardzo cię przepraszam… — wyszeptała nie oczekując, że i on ją obejmie. Cofnęła delikatnie ręce i uniosła spojrzenie, jakby się bała, że to mogło mu się bardzo nie spodobać i zaraz to głośno skomentuje — przygotowałam dla nas kolację, ale jeżeli… jeżeli nie masz ochoty, to może być kolacja dla ciebie — wymamrotała — naprawdę cię przepraszam, że… że ja nie potrafię… że tyle musisz przeze mnie cierpieć… ja… ja rozumiem — wybełkotała niemrawo pod nosem, sama nie bardzo wiedząc, co tak właściwie rozumie.

    Elle 💔

    OdpowiedzUsuń
  107. Zdziwiła się, gdy ułożył na jej karku dłoń, ale trwało to krótko, zdecydowanie za krótko. Nic jednak nie powiedziała. Wiedziała dobrze, że coś jest nie tak, nie była głupia ani ślepa. Bała się jednak, że gdy tylko spróbują porozmawiać, skończy się kolejną awanturą, a przecież chciała tego uniknąć, tak jak i teraz chciała po prostu… spróbować porozmawiać, bez kłótni, bez krzyków. Zacisnęła delikatnie wargi, czując się tak, jakby znajdowała się na sali wykładowej. Chyba do niej teraz docierało, gdy dziewczyny z grupy ciągle komentowały jego zachowanie i zawiedzione wzdychały, że przystojny, ale gnojek. Nigdy wcześniej nie był dla niej taki i… nie spodziewała się, że kiedykolwiek będzie. Zadrżała delikatnie, gdy zgodził się na wspólną kolację i tak po prostu ruszył do stołu. Ona sama stała chwilę w miejscu, jakby próbując zrozumieć, co się właśnie dzieje. Ułożyła dłonie na swoich ramionach i delikatnie je potarła, a następnie sama usiadła naprzeciwko swojego męża.
    Chciała coś powiedzieć, ale Arthur mówił tak, że nie była w stanie. Początkowo wpatrywała się w niego, walcząc ze sobą, aby nie odwrócić spojrzenia. Nie wytrzymała, gdy ich spojrzenia się przecięły, a Elle miała wrażenie, że jego spojrzenie mówi znacznie więcej niż wszystko to, co się działo, czuła w nim obojętność… a kiedyś usłyszała, że to gorsze od nienawiści. Wbiła spojrzenie w pusty talerz, ręce trzymając splecione na udach. Niby chciała je czymś zająć, upić odrobinę ciepłej herbaty, ale podejrzewała dokładnie, jakby to się skończyło.
    — Widzę, co się dzieje — wyszeptała cicho. Co miała mu powiedzieć? Że potrzebowała czasu, aby ochłonąć i mieć pewność, że nie będzie na niego krzyczeć? Teraz nawet miała ochotę to robić, ale pilnowała się. Miała złe przeczucia, że i tak jest już za późno, że już i tak im się nie uda niczego naprawić. Może właśnie przez to siedziała teraz z zewnątrz taka spokojna, chociaż w środku cała się trzęsła? — Staram się… i wiem, że robienie kawy i śniadania to za mało, że to tak naprawdę nic, ale nie wiem, co mogę zrobić, kiedy ciebie ciągle nie ma w mieszkaniu, ja… ja wiem, że mnie też nie ma — wstrzymała na chwilę oddech, zerkając na pusty talerz. Chciała powiedzieć, że wie, że nie był w pracy, to było niemożliwe, bo uczelnia była zwyczajnie zamknięta i chociaż to tak strasznie bolało… nie chciała się więcej kłócić, musieli się pogodzić chociażby dla dzieci. Nawet, jeżeli miałoby dojść do rozwodu, Elle nie chciała kończyć tego w taki sposób — że ciągle się mijamy i oddalamy się od siebie coraz bardziej i ja chciałam, chciałam porozmawiać wcześniej, ale miałam ciągle wrażenie, że twoje spojrzenie… t-teraz też czuję, jak zamarzam, ale nie mogę tak dłużej — wyszeptała cicho, zagryzając policzek, aby się nie rozkleić. Musiała być silna, chociaż ten jeden raz zacząć i skończyć rozmowę na spokojnie, bez histerii, bez płaczu, bez krzyków — powinniśmy, chociaż spróbować, żeby Thea i M-m-matthew — z trudem wydusiła z siebie imię wybrane dla synka — możesz unikać mnie, możesz mnie nienawidzić, ale widzę, co się dzieje, widzę, jak Thea… jak od niej też się oddalasz i… i nie chciałabym, żeby tak było — szepnęła — nawet, jeżeli zburzenie muru, który jest pomiędzy nami miałoby trwać długo, ja… ja chciałabym, żeby Thea nie była po którejś z jego stron, ona nie jest niczemu winna i… — zagryzła wargi. Miała cierpieć za nic, tak jak Arthur cierpiał, bo chciał dobrze dla Elle. Rozchyliła wargi biorąc głęboki oddech, próbując sobie ułożyć w głowie to, co zamierzała powiedzieć — z-zobaczysz, p-poczujesz, że żałuję i ile dla mnie znaczysz i ja, ja wcale nie gardzę, ja po prostu… — gwałtownie podniosła ręce i oparła się nimi o stół, powracając od pozycji, w której skrywała twarz w dłoniach, gdy Arthur był jeszcze w łazience. Musiała się uspokoić, wziąć cztery głębokie oddechy podczas, których musiała liczyć do siedmiu i wydechy, podczas których liczyła do pięciu, bo w końcu udało jej się opracować sposób, który sprawiał, że z nerwów się nie dusiła, a czuła, że znów na jej płucach pojawia się zacieśniająca pętla.

    Elle 💔

    OdpowiedzUsuń
  108. — Co? — Wydusiła z siebie, marszcząc delikatnie brwi. Nie uniosła jednak tonu, naprawdę starała się, aby ta rozmowa była względnie spokojna. Myślała, że wszystkie najtrudniejsze rozmowy mają za sobą, ale okazywało się, że wciąż czekały ich kolejne, a Elle miała wrażenie, że z każdą następną jest trudniej. — Nie, ja nie… nie obwiniam cię — wyszeptała cicho, może faktycznie wybrała nieodpowiednie słowa, ale gdyby powiedziała to, co ją dręczyło, z pewnością któreś z nich zaczęłoby w końcu krzyczeć, a tego nie chciała. Nie chciała znowu być tą, która zaczyna, a była pewna, że jeżeli Arthur uniósłby ton, nie pozostałaby mu długo dłużna. Otworzyła szeroko oczy wsłuchując się w jego słowa, kręciła przy tym delikatnie głową. On nic nie rozumiał, wszystko przekręcał… problem polegał na tym, że Elle nie skupiała się wystarczająco na tym, co mówiła. Chciałaby móc go wpuścić do swojej głowy i po prostu pokazać mu wszystko to, co ją dręczyło, może wtedy byłoby łatwiej, może wtedy nie padłyby słowa, które tak bardzo bolały. I jego i ją.
    — To wszystko to nie tak — jęknęła cicho, wpatrując się w swoje ręce. Nie umiała mu jednak tak po prostu wytłumaczyć tego wszystkiego, co siedziało w jej głowie czy sercu. — Bałam się, że będę znowu krzyczeć… że powiesz coś co sprawi, że znowu nie wytrzymam, że nie dam sobie rady z tymi wszystkimi emocjami — wyszeptała drżącym głosem — a wiedziałam, że kolejne krzyki tylko wszystko pogorszą. Wolałam się nie odzywać, żeby nie było gorzej, ja… ja nie pomyślałam, że ty odbierasz to w taki sposób — opuściła ciężko głowę w dół, czując się jak największa idiotka na świecie. Oddychała ciężko, starając się nie pomylić w liczeniu, a jednocześnie słuchając go uważnie. Odchyliła w końcu powoli dłonie z twarzy i uniosła głowę, aby spojrzeć na Arthura. Jeżeli ostatnie dnie spędzał z inną kobietą, mogła podziękować za to tylko sobie. Domyślała się, że Arthur nie jest zadowolony z panującej pomiędzy nimi ciszy, ale pierwszy raz zachowywał się w taki sposób, w sposób, który miał sprawić, aby to Elle pokazała, że jej zależy. I teraz, widząc jego spojrzenie i słysząc wszystkie te słowa, w końcu to do niej dotarło.
    —Nie możesz — zachrypiała kręcąc przy tym głową — nie zgadzam się, ja, ja nie chcę, żebyś odchodził, ja… cholera, Arthur — nie tylko żuchwa, ale ta najbardziej widocznie jej drżała. Spokój, który starała się utrzymać z zewnątrz zniknął. Zaczęła drżeć, cała trzęsła się i wiedziała, że to niedobrze, że powinna się uspokoić, ale nie mogła. Wcześniejsze ćwiczenie oddechowe pomogło, ale tylko na kilka krótkich chwil. Znowu nie wiedziała czy robi dobrze, odsunęła się wraz z krzesłem od stołu i zerwała się szybko w momencie, w którym Arthur odłożył kubek. Znalazła się po drugiej stronie stołu i usiadła mu na kolanach, obejmując jego kark, jedną dłonią wsuwając w ciemne kosmyki — nie musisz się przenosić, masz zostać w sypialni, ja nie chcę żebyś się wynosił, ja… ja myślałam, że ty… — nie dokończyła, bała się powiedzieć to na głos — ja cię chcę, nie chcę, żebyś się wyprowadzał, żebyś nas zostawiał, ja… ja chcę z tobą tworzyć rodzinę, ale ja… ja jestem taka głupia — schowała twarz w jego szyi, obejmując go ciaśniej ramionami — a ja cię sama do niej wypchnęłam — wymamrotała niewyraźnie muskając ustami jego skórę z każdym słowem, gładząc dłonią jego kark a drugą policzek, nie była pewna czy zrozumiał i w zasadzie chyba wolałaby, aby nie. Nie chciała, aby znowu odebrał to jako zwalanie winny na niego, wiedziała, że tylko ona jest winna, że nikt poza nią nie ponosi odpowiedzialności za to, co działo się przez ostatni miesiąc.

    Elle 💔

    OdpowiedzUsuń
  109. Wpatrywała się w niego z poczuciem ogromnego bólu i żalu do samej siebie. Z każdym kolejnym jego słowem, uświadamiała sobie, jak bardzo schrzaniła tę sprawę, jak okropną była nie tylko żoną przez ostatni miesiąc, ale i ogólnie osobą. Szła w zaparte, nie odzywając się do niego, nie starając się, nie robiąc kompletnie nic poza kawą i śniadaniem o poranku. Zacisnęła pięści, wbijając paznokcie w miękką skórę swoich dłoni. Nie mogła mieć do niego o nic żalu, bo tylko jej głupie uparcie sprawiło, że znaleźli się w takiej, a nie innej sytuacji. Cokolwiek zrobił w ciągu tego miesiąca, Villanelle Morrison nie miała prawa do pretensji. Sama sprawiła, że i Arthur nie chciał spędzać czasu w domu, z nią, z jego własną córką… bo ona była obok, bo ona zachowywała się jak rozpuszczone dziecko.
    — Ja… nie wiem — wydusiła z siebie cicho opuszczając spojrzenie z jego ciemnych oczu.
    Miała wrażenie, że w momencie, w którym ją w końcu delikatnie objął, rozpadła się na milion kawałków, a mięśnie w końcu nieco się rozluźniły. Tak bardzo brakowało jej jego obecności, a sama przez cały ten czas za wszelką cenę się odsuwała i odsuwała jego od siebie i Thei. Zamknęła powieki, opierając się czołem o jego bark, słuchała uważnie tego, co miał do powiedzenia, nie chciała przegapić żadnego słowa, sformułowania, chciała zrozumieć jak najwięcej z tego, co miał jej do powiedzenia i nigdy więcej nie popełniać takich błędów. Co prawda czuła się dziwnie, miała mieszane uczucia, jej serce biło, jak szalone, w głowie pojawiały się najróżniejsze myśli, jednak, co jakiś czas powtarzała się jedna, konkretna. Była głupia, była tak strasznie głupia.
    — Nie chcę cię stracić — szepnęła cicho, kiedy Arthur się odsunął. Dłoń na policzku, dodała jej odwagi — nie jesteś bezpieczną opcją, wiem, że nie będziesz przy mnie zawsze, zwłaszcza, jeżeli zachowuje się w taki sposób, jeżeli nie zacznę doceniać tego, co mam, jeżeli w końcu nie uderzę się porządnie w głowę i mi się nie poukłada, tak jak powinno być, abym widziała to, co mam i tak jak jest, a nie tak, jak mi się wydaje — wyszeptała drżącym głosem, powoli podnosząc spojrzenie, aby utkwić je w jego oczach — masz prawie we wszystkim rację, ja… tylko ja jestem winna, wiem. Chciałeś mi pomóc, starałeś się, abym nie cierpiała, a ja zachowałam się jak… jak nawet nie wiem, kto, nikt nie powinien się tak zachowywać. Chciałeś najlepiej, a ja odwdzięczyłam się najgorzej, jak tylko mogłam, jak ktokolwiek mógłby, ja… ja wychodziłam, bo te mieszkanie, ja… boję się go, boję się tego, że przesiąkło całkiem naszymi problemami, kiedy… kiedy byłam tu sama tylko z Theą, miałam wrażenie, że… — zacisnęła mocno wargi, przymykając na chwilę oczy, aby zebrać myśli w całość — że ciągle słyszę wszystkie nasze kłótnie, że ciągle chodzę nabuzowana i ja wiem, że to brzmi absurdalnie, ale ja naprawdę za każdym razem będąc tutaj sama, czułam, że ktoś jeszcze tu jest… — ułożyła dłoń na jego dłoni i westchnęła cicho — nie chcę być z tobą, bo tak wypada, bo jesteś ojcem Thei i Mattiego. Chcę, żebyśmy byli razem, bo cię kocham, ale… nie wiem. Nie chcę być dla ciebie ciężarem, nie chcę zatruwać ci życia, ale wiem i tutaj właśnie nie masz racji, wiem, że jeżeli zrobimy sobie przerwę to będzie gorzej, czuję, że to wcale nie będzie dobrze, że tylko trudniej będzie nam ze sobą rozmawiać. — Odwróciła na chwilę spojrzenie od Arthura i pogładziła wierzch dłoni, którą trzymał wciąż na jej policzku — chcę twojego szczęścia i jeżeli naprawdę jestem dla ciebie toksyczna, ja… — chciała powiedzieć, że pozwoli mu odejść, ale głos uwiązł jej w gardle — mówi się, że jeżeli kogoś się kocha powinno pozwolić mu się odejść wolno i… i ja naprawdę cię kocham, ale nie mogę na to pozwolić, nie mogę Arthur — wyszeptała czując nieprzyjemną gulę w gardle, która zaczęła sprawiać jej ból.

    Elle 💔

    OdpowiedzUsuń
  110. Zacisnęła mocno wargi. Miał rację, ani razu nie zapytała, jak się czuje z tą świadomością, nie zadała ani jednego pytania związanego z Tilly od momentu, w którym wtedy odszedł spod mieszkania Kate. Uznała, że tak będzie łatwiej…jej samej. Bo była wkurzona na ojca, na Kate za to, że uznała, że to ona i Arthur ich poznali, a w dodatku chyba sama siebie usprawiedliwiła, że skoro Arthur i Tilly nie mają najlepszego kontaktu, nie ma sensu rozmawiać na ten temat. Problemy, które dotykały bezpośrednio ją sprawiły, że nie pomyślała w ogóle o tych, które raniły jej męża. Myślała tylko o sobie i o tym, jak to bardzo źle jest jej…
    — Ja nie pomyślałam — wyszeptała cichutko, rozumiejąc teraz dokładnie, co miał na myśli mówiąc, że na dobre i na złe działa w jedną stronę. Miała ochotę zapaść się pod ziemię — skupiłam się na tym, że to moja rodzina cierpi, ale… — ułożyła nieśmiało dłoń na jego policzku i przesunęła opuszkami palców po nim, wpatrując się w jego oczy i czując, jak serce kolejny raz pęka. Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale nie umiała znaleźć odpowiednich słów. Widok Arthura z bólem w oczach i z zszarzałą cerą sprawiał, że czuła się okropnie. Dużo gorzej niż przed tą rozmową, ale nie, dlatego, że jej było źle… całkowicie zaniedbała jedną z najważniejszych dla nich osób i nie miała pojęcia, jak to naprawić, co zrobić, aby Arthur poczuł, że jej naprawdę zależy, bo gdy teraz o tym myślała… Każde kolejne słowo, które wypowiadał uzmysłowiało jej tylko, jak bardzo okropną jest w tym momencie osobą dla niego. Zaczynając od zasugerowanej wyprowadzki, skończywszy na porównaniu, że nie taką ją pokochał i to ona sprawia, że jest tak ciężko. Mogła zrzucać winę na Alison czy Kate, próbując uspokoić swoje sumienie, ale Arthur miał rację.
    Odetchnęła głęboko przymykając oczy, gdy skończył mówić i pozostawił tak wiele do przemyślenia. Objęła go delikatnie ramieniem, aby nie zsunąć się z jego kolan i o ile wcześniej nigdy nie czuła się z tym nieswojo, teraz miała wrażenie, że nie zasługuje na to wszystko. To nie było wrażenie, to była sama prawda. Nawet jeżeli czasami uważała, że Morrison wszystko odbiera inaczej niż ona, mimo wszystko z nią był, a ona…?
    — Tak bardzo cię przepraszam — szepnęła opierając się głową o jego tak, że brodę miała na swoim ramieniu. Nie trwało to jednak długo. Przełknęła ślinę i nim odsunęła się, aby na niego spojrzeć, przetarła wolną ręką kąciki oczu. — Postaram się zrobić wszystko, aby nigdy więcej tak nie było. Postaram się, obiecuje, żeby wróciła Elle, którą kochasz, ta, która potrafi spojrzeć dalej niż czubek własnego nosa, ale musisz mi dać szansę i nie możesz mówić, że pomożesz mi się spakować, bo bez ciebie nigdzie nie idę rozumiesz? Ja wiem, wiem, że już raz obiecałam, ale… ja teraz rozumiem więcej, ja… ja nie chcę myszko, żeby było tak jeszcze kiedykolwiek. Milczenie to najgorsze rozwiązanie — przerwała, aby oblizać spierzchnięte wargi — ten miesiąc był najgorszym miesiącem w całym moim życiu i… i domyślam się, że dla ciebie był równie trudny i… wiem, że nie zapomnimy o tym wszystkim od tak, że ja od tak nie będę z powrotem taka sama, ale… chcę. Rozumiesz? Chcę… i nie mówię, że masz zrobić cokolwiek poza daniem mi szansy. Chciałabym, żebyś też spędzał więcej czasu z nami, ze mną i Theą, ale nie będę cię do niczego zmuszać, może… może sam zdecydujesz kiedy uznasz, że jest właściwy moment, ale ja i nasza córka zostajemy tutaj, z tobą i zrobimy, a raczej ja zrobię wszystko, żeby było dobrze i żebyś chciał być z nami — szepnęła i wtuliła się ostrożnie tors ukochanego, bo cokolwiek by się nie działo to on był w jej życiu najważniejszy.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  111. - Nikt nie chce, abyś czuł się winny - wyszeptała tylko cicho, zaciskając wargi, gdy Arthur chwycił jej dłoń i odsunął od swojej twarzy. Z całych sił starała się zapanować nad drżeniem żuchwy i musiała przyznać, że wyszło jej to całkiem dobrze, dopóki nie zdała sobie sprawy, jak mocno zaciskała swoje usta. Po wszystkim czego się dowiedziała, wcale nie uważała, aby to Tilly była powodem rozwodu jej rodziców. Jasne, gdyby ona się nie pojawiła pewnie nadal by trwało, ale w mniemaniu Elle to nie było prawdziwe małżeństwo, jeżeli w ciągu jego trwania utrzymywane były, takie a nie inne sekrety.
    Wymusiła z siebie słaby, blady uśmiech. Ciężko było jej przyjąć wszystkie słowa Arthura ze spokojem, ale wiedziała, że jeżeli w tym momencie zareaguje gwałtownie to wszystko cofnie się do punktu wyjścia, poza tym chciała mu przecież udowodnić, że jej zależy. Nie mogła więc znowu wpaść w histerię. Jego spojrzenie zadawało ból, sprawiało, że poczuła strach, iż naprawdę może go stracić, że Arthur ma już dość tego wszystkiego i byłby gotowy do podjęcia tej ostatecznej decyzji. Ponownie zacisnęła wargi, oddychając głęboko nosem i starając się zabrzmieć najbardziej spokojnie i wyluzowanie, jak tylko potrafiła w tej sytuacji.
    - Jasne - nie chciała, aby głos jej się łamał. Zagryzała na zmianę policzki od wewnątrz, dolną wargę i zaciskała usta. Chciała się może nawet nieco uśmiechnąć, ale jedyne co jej wyszło to żałosny grymas, a jej głos po prostu drżał - to... tak jak mówiłam, to ty decydujesz. Masz tyle czasu ile potrzebujesz - dodała, a później znów próbowała się uśmiechnąć. Gdy postawił ją na ziemię, poczuła niesamowite zimno i miała ochotę się rozpłakać, ale była silna, chociaż ten jeden raz.
    Stała przy stole i wpatrywała się, co robi Arthur, nie drgnąwszy nawet. Miała mieszane uczucia, ale głównie przemawiał przez nią strach, chociaż ostatnie słowa, gdy stał przy kanapie dodały jej odrobinę otuchy, minimalną jej ilość, ale jednak. Nie wiedziała, czy może mu odpowiedzieć, tyle razy powtarzał, że nie chce słyszeć, a chce w końcu zobaczyć, ale bała się, że jeżeli zrobiłaby teraz coś więcej, byłoby tylko gorzej.
    - Ja ciebie też, Arthur... dobranoc - szepnęła cicho i nim sama zdecydowała się przebrać i położyć, przełożyła jedzenie do pudełka i schowała je do lodówki.

    Nie spała prawie w ogóle, raczej krótko drzemała. W momencie, w którym udało jej się w końcu odnaleźć wygodną pozycję i mogłaby przymknąć oko, mały Matthew dawał o sobie znać. O tyle dobrze, że Thea przebudziła się tylko raz, ale Elle nie uśpiła jej w łóżeczku, a wzięła do siebie, martwiąc się na zapas kolejnym wstawaniem i kręceniem się po mieszkaniu.
    Obudziło ją uczucie ssania w żołądku, albo nerwowe ruchy Thei, ciężko było jej ocenić. Otworzyła jednak leniwie oczy, nie czując się najlepiej. Bolała ją głowa i miała wrażenie, jakby była na mocnym kacu. Podniosła się powoli, cicho, nie mając pojęcia czy Arthur jeszcze śpi. Chwyciła ostrożnie Theę w ramiona, aby się nie obudziła i po cichu chciała przejść do pokoiku Thei, nie zerkając na kanapę.
    - Dzień dobry - wychrypiała cicho zaspanym głosem widząc Arthura krzątającego się po kuchni.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  112. Uniosła zmęczone spojrzenie na swojego męża i wymusiła ma sobie słaby uśmiech. Oczywiście, że z niecierpliwieniem czekała na jego decyzję, ale zgodnie z jego prośbą nie zamierzała na niego naciskać, zwłaszcza, że wczoraj sama powiedziała, że da mu tyle czasu ile uzna za wystarczający.
    Nie była tylko pewna, w jaki sposób ma się do tego czasu zachowywać. Bała się, że jeżeli teraz coś zrobi on uzna to za nachalność, a jeżeli nie zrobi nic, ponownie uzna, że ona wciąż go odpycha.
    Dlatego stała przez chwilę w milczeniu, wpatrując się w niego, aż w końcu zerknęła na jego wyciągnięte ręce gotowe do przejęcia dziecka. Czyli zdecydował.
    - Sam chyba nie wyglądasz lepiej... – westchnęła nadal zachrypłym głosem. Musiała się czegoś napić, najlepiej ciepłej herbaty i rozgryźć chociaż suchą kromkę chleba – Niewiele... nasze dzieci, jak zawsze miały i w nocy idealne wyczucie – przyznała w końcu, robiąc powoli krok w jego stronę. Jeżeli da mu Theę, uzna, że go wykorzystuje? Jak nie da z pewnością będzie uważał, że jest hipokrytką, bo przecież chciała, aby spędzał czas z córką, jeżeli nie chce z nimi obiema.
    - Może póki śpi, sam powinieneś trochę się ogarnąć? Masz dzisiaj zajęcia? Zrobię śniadanie... a ty... powinieneś zjeść trochę witamin – przełknęła ślinę i ostrożnie przekazała mu ich maleńką Theę, która wydawała się niewzruszona miejscem spania. Wręcz przeciwnie, zamlaskała uroczo i wtuliła się w swojego tatę, a Elle widząc to, zastanawiała się, czy ten rozczulający widok będzie mogła jeszcze oglądać bez poczucia bólu, które towarzyszyło jej w obecnej chwili. Czuła, jak łzy zaczynają zbierać się w jej oczach, więc tylko pokręciła delikatnie głową.
    - Tak, zrobię śniadanie, a jeżeli Thea nadal będzie spała, a ty... będziesz zajęty, to się zdrzemnę – powiedziała i wyminęła powoli męża, zerkając na ich córeczkę. Bała się, że to straci, a niewzruszony Arthur zachowując się grzecznościowo sprawiał, iż była pewna, że koniec jest bliski.
    Nie chciała od niego uciekać, ale musiała się czymś zająć, żeby nie myśleć i nie zastanawiać się nad tym, jaką podjął decyzję.
    Wczoraj nawet nie posprzątała dokładnie po kolacji. Sięgnęła po kawałek chleba i ugryzła odrobinę, aby chociaż na chwilę uciszyć żołądek. Z głodu, aż ją mdliło, a przegryziony kęs chleba jedynie spotęgował poczucie głodu. Podparła się dłońmi o blat i opuściła luźno głowę, oddychając głęboko, jakby miało jej to pomóc z opanowaniem nieprzyjemnego uczucia na żołądku.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  113. Uniosła głowę i spojrzała na mężczyznę, gdy znalazł się obok niej. Nie chciała, aby się nią zajmował, ale nie miała nawet siły, aby uśmiechnąć się do niego blado. W ostateczności skinęła więc tylko delikatnie głową.
    - W porządku... jestem po prostu głodna - wymruczała, namierzając spojrzeniem kawałek chleba, którego zdążyła zjeść odrobinę. Było jej słabo, ale nie zamierzała robić z tego powodu zamieszania, nie chciała, aby Arthur znowu robił coś dla niej, bo tak wypadało, bo znowu z nią, czy z dzieckiem było coś nie tak, jak powinno być. - Naprawdę, wszystko jest w porządku - dodała, ale nie miała za wiele do powiedzenia, gdyż mężczyzna już prowadził ją w stronę krzesła. Usiadła, bo szarpanie się z nim nie miało najmniejszego sensu. Oparła się plecami i odchyliła delikatnie głowę, czując jego dłoń na swoim brzuchu.
    Nie powinien był jej pomagać, powinna nauczyć się troszczyć o siebie sama, zwłaszcza, że miała nieodparte wrażenie, że Arthur naprawdę podjął już decyzję i bardzo chciała, aby intuicja i przeczucie ją myliły.
    - Wodę... tylko nie z lodówki - poprosiła, widząc, że Arthur i tak już zabrał się za przygotowywanie posiłku. Mogłaby się z nim sprzeczać, ale jego spojrzenie mówiło więcej niż słowa.
    Czuła się przy nim w tym momencie strasznie niepewnie. Może gdyby powiedział coś więcej, niż to co do tej pory zostało wypowiedziane, łatwiej byłoby jej ocenić swoją własną sytuację. Oczywiście nadal chciała o niego walczyć i udowodnić mu, że jej zależy, ale nie chciał, aby na niego naciskała i to sprawiało, że bała odezwać się jakkolwiek więcej niżeli odpowiedzi na to, co mówił on.
    - Dziękuję - wychrypiała, gdy podał jej szklankę z letnią wodą, tak jak poprosiła i zatrzymała na dłużej spojrzenie na jego sylwetce. Upiła odrobinę, dzięki czemu pozbyła się nieprzyjemnej suchości w ustach, a i jej głos przestał być ochrypły. - Arthur, ja... co do wczoraj - zaczęła cicho, podnosząc głowę i odkładając szklankę na stół - nie chcę, żebyś pomyślał, że na ciebie naciskam i chcę coś wywrzeć, ale z drugiej strony nie chcę, żebyś uznał, że wszystko to co mówiłam wczoraj mam dzisiaj w tyłku i... ja nie wiem co mam robić, żebyś nie odebrał tego co robię w nieodpowiedni sposób, bo ja chcę... chcę się starać, ale nie chcę żebyś czuł się osaczony i... ja po prostu nie wiem, Art, co mam teraz robić - powiedziała to co ciążyło jej na sercu. Zamierzała przyjąć nową zasadę, o której zresztą, też już kiedyś rozmawiali, a mianowicie, aby mówili sobie o wszystkim, aby byli ze sobą szczerzy. Elle czuła, że gdyby teraz po prostu milczała i nic nie robiła, ponownie sytuacja mogłaby się jedynie bardziej skomplikować.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  114. Skupiła się na uważnym wysłuchaniu tego co miał do powiedzenia i miała ochotę krzyczeć. Nie była pewna czy robił to specjalnie, czy to może ona czegoś wcześniej nie zrozumiała być może w odpowiedni sposób. Wzięła głęboki oddech i skinęła tylko głową na znak, że go słyszy, słucha i rozumie.
    Wiedziała, jaka będzie decyzja, jeżeli mu nie pokaże, że jej naprawdę na nim zależy, ale pamiętała słowa z wczorajszego wieczoru, kiedy prosił o to, aby nie naciskała, a te jak echo odbijały się w jej głowie, za każdym razem, gdy na niego spoglądała.
    - Nie odpuściłam, Arthur - wyszeptała tylko w odpowiedzi. Po prostu wtedy było łatwiej, bo nie miała żadnych zobowiązań, wtedy było łatwiej być Villanelle, bo nie miała córki, nie była w ciąży i jedyne czym ryzykowała to problemem na uczelni. Teraz ryzykowała wszystkim, co miała, co mieli. Z drugiej strony, nie podejmując ryzyka momentalnie stawała na przegranej pozycji. Świadomość, że może to stracić nie próbując nawet, ponieważ się boi, była okropna. Przygryzając wargi, wpatrywała się w milczeniu w szklankę wody i zastanawiała się co ma zrobić. Nie nad tym co zrobić, aby mu udowodnić, ale nad tym czy w ogóle zrobić i podjąć tę ryzyko, ale przecież właśnie tego chciała...
    Spojrzała na owsiankę, którą jej podał i odebrała łyżkę. Nie chciała, aby jej znikał, aby się przed nią ukrywał. Czując zapach owsianki, ssanie w żołądku na nowo się wzmogło. Zanurzyła więc łyżkę w naczyniu i skubnęła odrobinę. Uniosła głowę, kiedy usłyszała, że Arthur się rusza. Liczyła, że z nią usiądzie. Zamiast tego wpatrywała się w jego plecy i to, jak kierował się na kanapę. Zjadła jeszcze dwie łyżki, a po chwili odsunęła się z krzesłem od stołu. Musiała podjąć tę ryzyko. Skoro już mieli się rozstać, musiała mieć pewność, że zrobiła wszystko co mogła. Nie wyglądał, jakby się spieszył... nie musiała więc czekać na jego powrót, poza tym, gdyby wyszedł znowu nie miałaby pewności, o której wróci.
    Chwyciła miseczkę z jedzeniem i ruszyła powoli w jego stronę. Złapała dekoracyjną poduszkę i ułożyła ją tak, aby mieć ją pod plecami. Usiadła obok Arthura i ułożyła sobie naczynie ze śniadaniem na brzuchu, jedną ręką je podtrzymując.
    - Nie odpowiedziałeś na moje wcześniejsze pytanie - zauważyła, pakując sobie do ust odrobinę papki - odnośnie pracy dzisiaj - dodała spokojnie. Trochę się pogubiła w jego grafiku i miała wrażenie, że ten nieco się zmienił, odkąd przestali żyć razem, jak małżeństwo. Zwłaszcza, że wracał tak późno, a wcześniej przecież tego nie robił.
    - Może byśmy poszli na spacer. No wiesz... Ty, ja i Thea - uśmiechnęła się blado - świeże powietrze dobrze nam zrobi, a wygląda na to, że będzie tylko ładniej... patrz, w oknie nie widać na niebie, ani jednej chmury - dodała, zerkając na niego i posyłając mu delikatny uśmiech. Szturchnęła go delikatnie ramieniem o ramię - a jeżeli masz zajęcia to... mogłybyśmy z Theą odprowadzić cię na zajęcia. Zjem i kolory na pewno mi wrócą. - Dodała jeszcze na koniec, aby się nie martwił. Naprawdę uważała, że po zjedzeniu poczuje się lepiej, może weźmie też jakieś proszki na ból głowy i koniecznie dawkę witamin od lekarza. Miała już serdecznie dość łykania tych wszystkich pastylek.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  115. Jadła powoli i ostrożnie, dmuchając lekko za każdym razem na łyżkę z owsianką nim zdecydowała się wsunąć ją do ust. Z owocami smakowała znacznie lepiej niż bez żadnych dodatków i chociaż nie raz sobie taką przygotowywała, ta zrobiona przez Arthura była dużo smaczniejsza.
    — Jest naprawdę smaczna — uśmiechnęła się, zjadając kolejną łyżkę. Uśmiech lekko osłabł, gdy usłyszała, że znów wróci późno i, że nadal będzie tak wracał. Miała złe przeczucia i nadal dręczyły ją mieszane myśli, ale wiedziała, że jest to taki temat, który mimo wszystko lepiej przemilczeć, a przynajmniej dopóki nie ustabilizują swojego związku. Z drugiej strony nie mówiłby chyba tak spokojnie, że przez cały miesiąc będzie późno wracać? A może, może po prostu ktoś na uczelni zachorował… W końcu, kiedy Arthur miał wypadek inni musieli też przejąć jego zajęcia.
    Przełknęła ślinę, próbując odgonić od siebie negatywne myśli. Musiała skupić się na tym, co teraz i udowodnieniu mu, że jest dla niego najlepsza i, że on jest dla niej najważniejszy. Zadręczanie się i rozmyślanie nad prawdopodobnymi scenariuszami nie było w stanie jej w tym pomóc.
    — Pójdziemy — powiedziała zdecydowanie, z ustami pełnymi owsianki. Uśmiechnęła się ponownie słysząc, że postara się wrócić wcześniej, no i to, że się przysunął bliżej sprawiło, że poczuła się po prostu lepiej. Wiedziała, że odbudowanie ich relacji nie będzie najłatwiejsze, ale musiała wierzyć, że się uda, że się nie podda i przede wszystkim, że tym razem to ona musi robić wszystko, a nie czekać na jego ruch. Musi być blisko, tak jakby chciała, żeby to on był blisko. Po prostu musiała robić dokładnie to, czego oczekiwała od niego. — Jeżeli się uda, będzie naprawdę miło — dodała, rozpoczynając nakładać sobie na łyżkę nieco więcej jedzenia. — Zadzwonisz, albo mi napiszesz, jak będziesz się zbierał do domu? — Poprosiła, przekręcając się odrobinę, aby spojrzeć na niego. — Na pewno… wczoraj nie zjadłam dużo na śniadanie — mruknęła, przypominając sobie o grzance, którą moczyła jedynie w dżemie, wypiła później kawę oczywiście bezkofeinową i zjadła porcję lodów, później byli u lekarza i… — to na pewno z głodu i nie wyspania. Thea się obudziła, gdy przysypiałam, a później Mattie strasznie się kręcił. Jest przecież jeszcze taki malutki, a… będzie łamał mi żebra, jak urośnie — westchnęła, również wpatrując się w swój brzuch. Bała się o tego maluszka i naprawdę bardzo chciała, aby z jego serduszkiem było wszystko w porządku, żeby ubytek się nie powiększał, aby chociaż raz w ich życiu przytrafiła się ta najbardziej optymistyczna wersja i zamierzała się tego trzymać. Nie chciała nawet myśleć, że mogłoby być inaczej, nie mogła. Musiała odrzucić od siebie tę myśl, dokładnie tak, jak na początku wyparła, że mogłaby nie utrzymać ciąży. To był jej sposób na radzenie sobie z tym, wyparcie i udawanie, że wszystko będzie dobrze, bo po prostu musi, chociaż raz. — mhm, przecież wiesz, że tak — uśmiechnęła się lekko — moglibyśmy wyjść trochę wcześniej, żeby po drodze zahaczyć o ten park, skoro popołudniu nie możesz. — Zerknęła do jego miseczki i uśmiechnęła się delikatnie i korzystając z tego, że nakładał sobie właśnie jedzenie do ust, oblizała pospiesznie swoją łyżkę, a następnie pospiesznie nałożyła sobie odrobiny z jego miski.
    — To nie sprawiedliwe, twoja jest smaczniejsza — zaśmiała się cicho, przygryzając łyżkę, którą powoli wysunęła z ust. — Przyznaj, się… dosypałeś sobie cukru, albo dałeś więcej owoców! — Wymamrotała nadal z łyżką w ustach. Atmosfera nadal nie była idealna i wyraźnie było czuć, że coś jest nie tak, ale Elle naprawdę zamierzała to naprawić. Mogłaby tak siedzieć obok niego do końca dnia i rozmawiać o niczym, ciesząc się po prostu tym, że w końcu może czuć bijące od jego ciała ciepło i dotykać go, chociażby ramieniem, ale po ostatnim miesiącu to było naprawdę dużo, bardzo dużo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowali jednak, że przecież wyjdą z domu razem, a to oznaczało, że musieli niedługo zacząć szykować się do wyjścia. — Idź do łazienki, jak zjesz. Ja w tym czasie ogarnę po śniadaniu i zrobię śniadanie dla naszej kruszynki, a ty ją nakarmisz i przebierzesz, kiedy ja będę się ogarniać — zarządziła z lekkim uśmiechem.

      Elle ♥

      Usuń
  116. — Kiedy ona naprawdę jest smaczna — wzruszyła ramionami. Oczywiście, że zamierzała być teraz dla niego inna… będzie się starała, ale nie było to jednoznaczne z przesadzaniem. Skinęła tylko głową na potwierdzenie, że rozumie jego słowa i uśmiechnęła się kącikami ust, kiedy ułożył dłoń na jej brzuszku. Uśmiechnęła się krzywo, czując kopniaczki malca. —Mm… świetnie, nie ma to jak prowokować dziecko do obicia matki — wyjęczała spoglądając na dłoń Arthura, zaciskając przy tym usta i biorąc głęboki oddech, ale po chwili szybko ułożyła swoją rękę na jego, aby przypadkiem nie zdecydował się jej zabrać przez wypowiedziane przez brunetkę słowa.
    — Nie będę miała nic przeciwko, brzmi rozsądnie i wygodnie — podobało jej się to, że Arthur, tak jak mówił wcześniej. Niczego nie utrudniał, wręcz przeciwnie dostrzegała, a przynajmniej jego zachowanie interpretowała tak, jakby sam zachęcał ją do zburzenia tego muru, który przez ten miesiąc pojawił się między nimi i zmniejszenia, wyraźnego dystansu.
    — Młodą damą możesz nazywać naszą córkę — zachichotała na jego reakcję, a po chwili zmarszczyła brwi, obserwując jak mąż wykrada jej jedzenie. Szybko jednak zaniosła się cichym śmiechem i pokręciła delikatnie głową, aby ostatecznie przechylić ją i oprzeć się delikatnie o ramię Arthura, aby uśmiechnąć się czule — lubię, jak tak do mnie mówisz.
    Zajęła się dalszą konsumpcją, dopiero, kiedy Arthur odłożył swoją miseczkę uniosła spojrzenie na niego i uśmiechnęła się, kolejny raz tego dnia, skinąwszy głową. Przymknęła powieki, gdy ucałował jej czoło i wzięła głęboki oddech, otwierając oczy dopiero, gdy odszedł. Czuła, że zebrały się jej łzy i nie chciała, aby to widział.
    Kiedy Arthur brał prysznic, Elle umyła naczynia po śniadaniu i wczorajszej kolacji oraz uszykowała sobie na łóżku to, co zamierzała ubrać. Przylegająca sukienka w kolorze nude i ten błękitny sweter, w którym była na pierwszych zajęciach i na który zwrócił uwagę, jak sam jej powiedział.
    — Dobrze wyglądasz w tej koszuli — uśmiechnęła się, odwracając się przodem do swojego meża, w ramionach trzymając ich córeczkę, aby dopiero po chwili odpowiedzieć na jego pytanie — obudziła się i chyba się wyspała, bo nawet nie płacze. Kaszka jest gotowa na stole — wręczyła mu córeczkę i posyłając delikatny uśmiech, podeszła do łóżka, aby zabrać ubranie i zniknęła za drzwiami łazienki.
    Chciała wyglądać dla niego ładnie, dlatego w łazience spędziła chwilę dłużej niż zazwyczaj, aby wklepać pod oczy dodatkową warstwę korektora z nadzieją, że ukryje sińce spowodowane niewyspaniem i nałożyć na twarz podkład. Przejechała szczoteczką od maskary po rzęsach i uśmiechnęła się do swojego odbicia, oceniając swój wygląd na całkiem znośny.
    — Gotowi do wyjścia? — Opuściła łazienkę, zostawiając za sobą otwarte drzwi i ruszyła powoli w stronę kuchni, aby zabrać swoją komórkę, a następnie przeszła na korytarz, gdzie chwyciła małą torebkę i wsunęła białe trampki na nogi, z uśmiechem obserwując swojego męża i ich córeczkę w jego ramionach.
    Kiedy powoli przemierzali drogę spod budynku do parku, Elle uśmiechała się delikatnie cały czas zerkając to na Theę, to na Arthura, uśmiechając się czule za każdym razem, gdy ich księżniczka zaczynała powtarzać sylaby, które niestety nie tworzyły jeszcze mamy i taty.
    — Wyobrażasz to sobie… jeszcze troszkę i skończy rok — Villanelle zwolniła, gdy znajdowali się w parku przy placu zabaw — przyszłą wiosną będziemy siadać na tych ławkach i patrzeć jak Thea się bawi, a Matt będzie… będzie jak teraz Thea, składał pierwsze słówka — przygryzła delikatnie wargę i zatrzymała się, mrużąc delikatnie brwi.
    — Oo… co to za maleństwo za nami idzie? — Puściła wózek jedną ręką i złapała Arthura i pod ramię, i skierowała spojrzenie na psinę, która szła za małżeństwem, odkąd pojawili się w parku. Jego umaszczenie było jakby marmurkowe, a spojrzenie wydawało się bystre, wyglądał na młodego, pełnego sił pieska, który bryknął właścicielowi.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  117. Oczywiście, że ubrała się w tę konkretną sukienkę i ten błękitny sweter specjalnie. Przez myśl jej jednak nie przeszło, aby miała wzbudzić w nim w ten sposób jakiekolwiek pożądanie. Wiedziała, że lubił ten sweter, a skoro miała mu pokazać, że jej zależy uznała, że jego ubranie to jeden z elementów udowodnienia mu, że myśli o nim. Poza tym wyglądała w nim ładnie, a to dla niego chciała tak właśnie wyglądać, chociaż z poczuciem ładności u Elle ostatnio było ciężko. Zwłaszcza przez zaistniałą sytuację, brak jakichkolwiek chęci do czegokolwiek.
    — Będzie — wyszeptała cicho, nie była pewna czy mówiła o nich, jako całej rodzinie, o nich jako małżeństwie czy bardziej myślami krążyła wokół Matta. Chciała jednak mocno wierzyć, że na pewno tak właśnie będzie, że będą wychodzić na spacery w czwórkę, szczęśliwi i zadowoleni z życia, jakie uda im się ułożyć, bo przecież nie mogłoby być inaczej.
    Uśmiechnęła się lekko, kiedy Arthur ukucnął do pieska. Trzymając wózek jedną dłonią, przypatrywała się uważnie zachowaniu czworonoga i męża. Uniosła brew, słysząc jego pytanie i zaśmiała się cicho.
    — Myślałam raczej o małej kózce… — wyszczerzyła się w szerokim uśmiechu, oczywiście, że nie zapomniała o swoim racicznym zwierzątku, które i tak zamierzała pewnego dnia sprowadzić do domu, jak już im się uda zapanować nad wszystkimi problemami, jakie mieli na swojej drodze. — Jest śliczny i to straszne, że jest tutaj całkiem sam, ale Artie… widać, że jest zadbany — chciała ukucnąć i go pogłaskać, ale to wcale nie było łatwe. Pochyliła się delikatnie, przez co sukienka nieznacznie się podwinęła i wyciągnęła rękę do zwierzaka — jest prześliczny… na pewno komuś uciekł. Właściciel pewnie go szuka i wariuje z przerażenia, że coś mu się mogło stać — powiedziała zerkając na męża, ale kiedy psiak podszedł i pozwolił jej się pogłaskać zapiszczała, jak mała dziewczynka — jaki on jest mięciutki i puszysty! — zwierzątko odsunęło się od brunetki i powróciło do Arthura, cały czas merdając puchatym ogonkiem, przypatrywał się z zaciekawieniem małżeństwu.
    — Powinniśmy go jakoś… no nie wiem… pomóc mu znaleźć dom, Artie — oblizała wargi, prostując się powoli i zerkając na córeczkę w wózku. — Spójrz aniołku, jaki śliczny piesek z nami szedł — powiedziała czule, uśmiechając się przy tym. To oczywiste, że nie mogli od tak zostawić tego psa samego, ale Elle nie miała pojęcia, co powinni z nim teraz zrobić. — Może ktoś z tamtej kawiarni będzie wiedział czyj to pies… albo kojarzył może ze spacerów — wskazała głową na kawiarnie o której myślała i spojrzała na Arthura, zagryzając wargi. Nie dość, że wyglądał niesamowicie dobrze w tej koszuli to jego widok szczebiocącego słodko do szczeniaczka rozczulał ją prawie tak mocno, jak widok Thei w jego ramionach. Westchnęła cicho, próbując skupić się na tym, że powinni odnaleźć jego właściciela, bo jej myśli wkraczały na niewłaściwe ścieżki, chociaż to nie jej wina, że gdy tak kucał i wyciągał dłoń do psa, mięśnie stały się nagle pod materiałem bardziej wyraźne, albo dopiero teraz zwróciła po prostu na to uwagę.
    — Ta koszula chyba jednak jest za mała — odezwała się, nie kontrolując samej siebie, schodząc spojrzeniem niżej po sylwetce męża, prędko tego żałując i ganiąc się samą cicho, za własne myśli, czuła, jak robi jej się gorąco. — Piesek… — wymamrotała, starając się faktycznie skupić jedynie na czworonogu — musimy pomóc pieskowi, kochanie — dodała, odrywając w końcu spojrzenie od opiętych spodni na pośladkach męża.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  118. Domyślała się, że reakcja Arthura na wspomnienie kózki będzie wyglądała właśnie w ten sposób. Mimo wszystko, cały czas się uśmiechała, swoje wiedziała i była pewna, że gdy Arthur zobaczy małą kozę oszaleje na jej punkcie tak samo, jak Villanelle.
    - Ale może odgryźć ci nos - wymruczała cicho, cały czas się uśmiechając. Widziała, że piesek nie wydaje się być agresywny i było bardzo małe prawdopodobieństwo, aby faktycznie postanowił nagle ugryźć które z nich. Musiała jednak przyznać, że przystawienie całkiem obcego psa do ich córeczki. Wstrzymała w tym momencie oddech i z niepokojem w oczach, przyglądała się temu, jak Thea dotyka pieska, a po chwili wtula się w niego. Odetchnęła z ulgą dopiero w momencie, w którym pies ponownie znalazł się na ziemi.
    - Nie mówię, że nie jest fajny - uśmiechnęła się delikatnie, zerkając na pieska, który cały czas merdał wesoło swoim ogonkiem. Jego widok, zdecydowanie rozczulał dziewczynę, ale nie była przekonana do tego, aby od tak po prostu przygarnąć go, jak to określił wcześniej Morrison.
    Obserwowała go uważnie, oddychając odrobinę szybciej, gdy mięśnie na jego ramionach napięły się, a raczej to on je napiął. Przełknęła ślinę, bo nagle zrobiło się jej sucho w ustach i powróciła to próby skoncentrowania się na czymś przyziemnym, ignorując z trudem uwagę o guzikach. Nie przypominała sobie, aby ta konkretna koszula wcześniej leżała na nim w ten sposób, a to zaczęło mącić jej w myślach jeszcze bardziej. Zmienił się tak bardzo przez ten miesiąc? Jakim cudem nie zwróciła na to uwagi? On wyglądał coraz lepiej, a ona miała wrażenie, że się wręcz zapuściła, nie wspominając o dodatkowych kilogramach spowodowanych ciążą. Wyglądała coraz gorzej i do tego wszystkiego nie była w stosunku do niego w porządku, nie przejmowała się nim, mając na uwadze tylko siebie i nie okazywała mu wsparcia. Nie dziwne, że szukał innej, że znalazł inną... po co tylko ta cała szopka?
    - Wiem, że u nas byłoby mu lepiej, a-ale - warga zaczęła jej drżeć, a sama musiała włożyć naprawdę dużo siły w to, aby nie wykrzyczeć mu tego wszystkiego, co siedziało jej obecnie w głowie. Pożądanie wymieszane z poczuciem winy, strachem i dezorientacją. Uniosła spojrzenie na męża nieco zawstydzona, gdy ułożył dłonie na jej policzkach, a chwilę później delikatne rumieńce stały się mocno czerwone. Villanelle nie miała pojęcia, jakim cudem ten facet działał na nią w ten sposób i dlaczego tak trudno było jej myśleć racjonalnie, gdy był blisko, za blisko.
    - Ja... ja... A-a-rthur - wymamrotała, gdy się od niej odsunął i spojrzała na niego, zaciskając wargi, aby nie zrobić, ani nie powiedzieć w tym momencie niczego głupiego. - A jak to nie będzie jeden dzień? - Wydusiła z trudem, przenosząc spojrzenie na pieska, który wciąż stał przy nich, jakby to on sam ich sobie wybrał. - Mówiłeś, że do końca miesiąca, będziesz wracał później... jak ja mam... a jeżeli... - nie dokończyła, bo sama bała powiedzieć się to na głos. Co jeżeli Matt będzie chory, będzie wymagał więcej uwagi i opieki, a jest Thea, która również ich potrzebuje. Co będzie wtedy z psem? Zrobiło jej się gorąco, więc zaczęła wachlować się dłonią, podchodząc do wózka i otwierając torbę, w której znajdowała się butelka z herbatką Thei i butelka wody, którą chwyciła i otworzyła, upijając kilka łyków.
    - To nie... nie wiem, Artie, a jak będzie chciał iść na spacer? Możliwe, że wrócisz dzisiaj późno, zanim przygotuję Theę on mi się zsika na klatce schodowej, a sprzątniecie tego... odprowadzenie Thei do mieszkania, psa... nie zostawię jej samej, a będzie trzeba to posprzątać i... - mówiła pospiesznie, denerwując się trochę. Nie mogła mu odmówić, skoro tego tak bardzo chciał. ale czy sobie poradzą? Czy ona sobie poradzi, kiedy nie będzie Artiego?

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  119. Nie rozumiała, co się tak właściwie stało. Nagle z przyjemnego, rodzinnego wyjścia poczuła się tak, jakby została wystawiona na pożarcie. Spanikowana utkwiła spojrzenie w Arthurze, nie dowierzając, że jego nagła zmiana spowodowana była tym, że bała się przygarnąć pod ich dach pieska. Pieska, który byłby kolejnym obowiązkiem, można by powiedzieć, że kolejnym ich dzieckiem.
    - Ale - wydusiła z siebie, obserwując twarz swojego męża i przypatrując mu się z wyraźnym zdezorientowaniem na twarzy. - Ja po prostu... - nie była w stanie powiedzieć jednak nic więcej, bo Arthur po prostu zakończył ten temat. Gdy wspomniał o poprawce drugiego roku, zacisnęła tylko wargi, cały czas mu się przypatrując. Obserwując, jak żegna się z ich córeczką, jak nagle ona sama przestaje mieć dla niego znaczenie. Zagryzła wargi próbując się nie rozpłakać, kiedy wpatrywała się w jego oddalające się plecy.
    Oddychała głęboko, zaciskając mocno palce na rączce wózka do tego stopnia, że pobielały jej kostki. To miał być miły i przyjemny spacer, miała go odprowadzić pod uczelnię, mieli się pożegnać, a on miał postarać się wyjść wcześniej. Była pewna, że w takiej sytuacji nie wróci szybko, a już na wiadomość czy telefon nie ma co liczyć.
    - Jakoś sobie poradzimy kruszynko - wyszeptała cicho, coraz bardziej dopuszczając do siebie myśl, że to po prostu nie ma prawa przetrwać, że cała ich znajomość i związek był impulsywny i przepełniony głównie pożądaniem i chęcią spróbowania tego, co niedozwolone.
    Nie wróciła jednak od razu do domu. Zrobiły z Theą rundkę w parku, a gdy już miała wracać, nerwowo zagryzając wargi zerknęła w stronę kawiarenki, przed którą się rozstali. Niepewnym krokiem ruszyła do środka, chcąc się upewnić czy odezwał się ktoś w sprawie zguby.
    Nie wierzyła, że to zrobiła. Po prostu... zaskoczyła samą siebie, a teraz siedząc na podłodze pomiędzy kuchnią a salonem na rozłożonym kocu, na którym siedziała Thea, a obok niej leżał psiak z parku. Wracając kupiła najpotrzebniejsze rzeczy, kilka zabawek i smakołyków, a do tego pełno chłonnych mat, które rozłożyła prawie w całym mieszkaniu, bojąc się, że naprawdę nie zdąży wyjść z psem na spacer.
    - Błagam was, śpijcie - jęknęła kładąc się na boku na kocu, wsuwając dłoń pod głowę i obserwując uważnie szczęśliwą córeczkę i psiaka, który gonił właśnie swój własny ogon. - Proszę, krótka drzemka, chociaż na dziesięć minut - mruknęła, ale mimo wszystko uśmiechała się kącikami ust, widząc radość Thei. Miała tylko nadzieję, że i Arthur będzie w lepszym humorze, gdy wróci do domu.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  120. Miała cichą nadzieję, że jej mąż wróci jednak odrobinę wcześniej do domu. Nie spodziewała się jednak, że wróci później niż zawsze. Czekała na niego. Zmęczona po nieprzespanej nocy i tak naprawdę nieprzespanym dniu, bo opieka nad niespełna rocznym dzieckiem i przyprowadzonym do mieszkania psem, wcale nie była taka łatwa. Piesek miał w sobie chyba jednak więcej ze szczeniaka, niż z dorosłego psa, bo ciągle pragnął zabawy, uwagi, jedzenia i zdecydowanie nie potrafił dać znać, że chce wyjść. Dopóki nie wybiła dwudziesta pierwsza, była gotowa przyjąć na siebie winę zepsutego spaceru, chociaż dobrze wiedziała, że wcale tak nie było. To nie jej humor nagle przestał istnieć, to nie ona nagle przypomniała sobie o pracy i to nie ona, tak nagle uprzednio zbliżając się, zostawiła go…
    Kiedy minęła dwudziesta druga, a jej męża nadal nie było w domu, miała ochotę odprowadzić psa z powrotem do kawiarni i wymazać z pamięci cały dzień i udawać, że nic takiego się nie wydarzyło, że wcale przez chwilę nie czuła się tak, jakby faktycznie dało się to wszystko naprawić. Nie miała złudzeń. Musiał być gdzieś, a raczej gdzieś z kimś, bo w to, że na uniwersytecie musiał zostać tak długo, nie była w stanie uwierzyć i nie zamierzała w to wierzyć. Nadal tylko nie rozumiała, po co… po co mówił, że nie będzie niczego utrudniać, po co sprawiał, że naprawdę chciała walczyć, aby po chwili sprawić, że znów nie miała na nic ochoty. Żałowała, że od razu nie zgodziła się na psa, mogła to przecież dla niego zrobić, do póki nie odnajdą jego właściciela… albo, że chociaż nie powiedziała mu tego, co tak naprawdę myślała.
    Nim poszła spać upewniła się, że pozostałe maty rozłożone w mieszkaniu są suche, a Thea zasnęła. Dla niej ten dzień był również pełen atrakcji, wiec z uśpieniem córki nie miała problemu, Mattie chyba wyczuwał, że mama nie jest w najlepszej formie, bo i on dał jej spać. Nawet psina nie piszczała.
    — Chcę spać — wymamlała niewyraźnie, zakrywając twarz poduszką. Nie miała pojęcia, która jest godzina i kiedy wrócił Arthur, nie otworzyła nawet oka. Dopiero, kiedy zrozumiała, co powiedział zmarszczyła delikatnie brwi i leniwie zsunęła poduszkę. Było ciemno. Była noc. Czy on naprawdę zamierzał wyciągać ją z łóżka w środku nocy!? Słysząc dźwięk zamykanych drzwi, podniosła się, dobrze, że chociaż był świadom tego, że jest na niego zła, chociaż nie, ona nie była zła. Była wściekła i zraniona, bo w jej przekonaniu, jej mąż właśnie wrócił od innej kobiety i jeszcze miał czelność… Chciała go udusić. Zacisnąć dłonie wokół jego szyi najmocniej, jak tylko byłaby w stanie i… nie, nie byłaby w stanie, ale naprawdę miała ochotę uderzyć go porządnie w twarz i wykrzyczeć wszystko.
    Wyszła z budynku, otulając się mocniej długim swetrem. Założyła pierwsze lepsze legginsy, a na bluzkę od piżamy założyła po postu ten sweter. Nie miała siły i przede wszystkim ochoty, na jakiekolwiek przykładanie się do tego, aby jakoś wyglądać… bo i po co. Bolało, cholernie mocno bolało, gdy tylko pomyślała, że pożegnał się przed chwilą z inną, zapewne znacznie czulej niż z nią w parku, a teraz, teraz czegoś od niej chciał, a ona nie miała pojęcia, czego może się spodziewać.
    — Po co to wszystko? — Zapytała podchodząc powoli do samochodu. Miała gdzieś, że mogła go zdenerwować, miała gdzieś jego pozwolenie na późniejsze wyżycie się. Nie miała ochoty siedzieć cicho i czekać, aż na coś jej z łaski swojej pozwoli. — Po prostu to zrób Arthur, powiedz mi w końcu prawdę… nie wmówisz mi, że byłeś w pracy. — Wyszeptała patrząc na niego zmęczonym spojrzeniem. Nie rozumiała tylko, po co ta całą wycieczka, po co Thea i pies. Jeżeli zamierzał złagodzić nadchodzące wiadomości jakąś podróżą to był w błędzie i w ogóle jej nie znał, jeżeli uważał, że to w jakikolwiek sposób pomoże jej przyjąć to, co miał do powiedzenia.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  121. Miała gdzieś myśl, że miała się postarać i mu udowodnić, a wylewanie żali i branie wszystkiego ponownie ze swojej perspektywy na pewno nie było tym, czego oczekiwał. Tylko, że co miała mu udowadniać, skoro to, co robił sprawiało, że w jej głowie od momentu, w którym wparował do gabinetu w klinice z niedopiętą koszulą, krążyły tylko jedne myśli, a kolejne jego postępowania tylko ją w tym utwierdzały, a jednocześnie pozostałe działania tworzyły chaos.
    Nie chciała wchodzić do samochodu, wcale nie chciała nigdzie z nim jechać, bo była zwyczajnie zmęczona. Nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Przede wszystkim psychicznie. Nie miała pojęcia, na jakim stoi gruncie, podejrzewała, co ich za chwilę czeka, a świadomość i przeciągnie wszystkiego w czasie nie sprawiało, że czuła się dobrze. Wręcz przeciwnie, czuła się gorzej.
    Spojrzała na otwarte przez mężczyznę drzwi i nawet nie drgnęła. Usłyszawszy jego słowa, zagryzła mocno wargi, przenosząc spojrzenie w dół. Wiedziała. Po prostu wiedziała… miała już się odezwać, powiedzieć mu, że to nie ma sensu, ale on znowu zaczął mówić i nim do niej dotarł sens wypowiedzianych słów, poczuła jego usta na swoich i znalazła się w samochodzie. Nie rozumiała z tego kompletnie nic, a krótki pocałunek w żaden sposób nie sprawił jej przyjemności, bo w parku też był wystarczająco blisko, a później… później wszystko się rozpadło.
    — To bez sensu — wymamrotała cicho — gdzie niby byłeś całe dnie? Gdzie byłeś wczoraj? Gdzie byłeś dzisiaj… — wyszeptała, a po chwili zacisnęła wargi. Niby przed chwilą powiedział, że nie ma romansu, usłyszała to z jego ust, ale nie było jej w to łatwo uwierzyć. Pociągnęła delikatnie nosem, gdy wsadził jej nogi do samochodu. Nie zamierzała się szarpać czy próbować mu uciec z samochodu, może gdyby ostatnie noce była w stanie przespać i miałaby więcej energii, ale w tym momencie chciała po prostu mieć już to wszystko za sobą.
    Przemawiało przez nią pewne zrezygnowanie.
    — Myślałam, że wrócisz… szybciej, że mimo wszystko ten dzień jeszcze będzie dobry, że pójdziemy na spacer, że będziesz zadowolony, że ten pies jest w naszym mieszkaniu, że będziemy razem, spróbujemy go czegoś nauczyć, że… — nie dokończyła, zaciskając tylko mocniej dłonie na swoich nogach, aby po chwili zapiąć pas bezpieczeństwa, gdy znajdowali się już na ulicy.
    Obserwowała uważnie ulice, przez które jechali, próbując sobie skojarzyć czy była już w tym miejscu, ale zmęczenie sprawiało, że miała wrażenie, jakby była w tym mieście pierwszy raz, a jedyne, co dokładnie pamiętała to ulice znajdujące się w pobliżu mieszkania, domu rodziców i uniwersytetu. Westchnęła cicho, wpatrzona w szybę. Bała się, miała mimo wszystko strasznie złe przeczucia. Przymknęła nawet na chwilę oko, opierają się głową o szybę.
    Wyprostowała się, gdy dojechali na miejsce i zamrugała kilkakrotnie, rozglądając się dookoła. Znała te miejsce. Co prawda była tutaj pierwszy raz w nocy i o ciemku, ale była już tutaj i to niejeden raz, przyjeżdżali tu, gdy jeszcze pracowali nad projektem, aby się nad czymś upewnić, czy aby wyobrazić sobie, jakby to wyglądało w rzeczywistości.
    — Arthur? — odwróciła głowę w jego stronę, nie miała pojęcia, dlaczego ją tu przywiózł, akurat teraz, w środku nocy.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  122. Oczywiście, że miała ochotę powiedzieć mu jeszcze kilka słów. Ugryzła się jednak w język i zgodnie z jego prośbą nie odezwała się już słowem, dopóki nie dojechali do celu. Biorąc pod uwagę, że sposób, w jaki poprosił nie był miły, naprawdę musiała walczyć sama ze sobą. Była na niego zła, ale trochę bronił się tym, że miał świadomość tego, że tym razem to tylko i wyłącznie jego wina.
    Wysiadła powoli z samochodu, obserwując wyraźnie zadowolonego psiaka, który w końcu znalazł się poza ścianami mieszkania. Przez cały dzień, Elle tak naprawdę tylko raz udało się wyjść z Theą i pieskiem na krótki spacer. To, w jaki sposób merdał swoim ogonkiem, mimowolnie sprawiało, że brunetka była odrobinę mniej zła na swojego męża, ale tylko odrobinę, bo nadal nie miała pojęcia, o co w tym wszystkim chodziło.
    Spojrzała na ich splecione palce, a następnie zerknęła na Arthura. Ścisnęła delikatnie jego dłoń, wpatrując się w duże drzwi, przy których przystanęli. W tym momencie, miała jeszcze większy mętlik w głowie. Z pewnością nie zabierałby jej do domu rodziców, jeżeli chciałby ją zostawić, ale… po co tak nagle w środku nocy ją tutaj przywiózł? Nie spodziewała się w ogóle tego, co miała już za chwilę zobaczyć.
    Nie weszła od razu do środka za swoim mężem. Stała na ganku i z zachwytem w oczach, przyglądała się wyremontowanemu pomieszczeniu. Sam fakt, że elektryka była już całkiem sprawna był dla niej ogromną niespodzianką. Było dokładnie tak, jak wspólnie sobie wymyślili.
    Przełknęła ślinę, nie mogąc uwierzyć w to, co widzi. Może to wszystko było tylko sennym marzeniem? Na policzkach brunetki pojawiły się rumieńce, a ona miała wrażenie, że jej serce bije znacznie szybciej. Spojrzała zawstydzona na Arthura, uważnie przysłuchując się temu, co miał do powiedzenia.
    — Byłeś tutaj… — powtórzyła cicho, wchodząc w końcu do środka, uważnie się rozglądając. Oczywiście było mnóstwo rzeczy, które wymagały wykończenia, jak kupno odpowiednich lamp, bo z sufitu zwisały kable i z żarówkami, ale już w tym momencie dla Elle, był to najpiękniejszy dom na świecie. Była szczęśliwa. Zwłaszcza po słowach, które powiedział, ale jednocześnie zrobiło jej się strasznie głupio. Nie odzywała się do niego, a on ciężko harował, aby przyspieszyć ich przeprowadzkę. Podejrzewała, że się z kimś spotyka, a on był na remontowym polu bitwy tylko po to, aby ona sama poczuła się lepiej.
    Podeszła te kilka kroków do męża i nieśmiało wtuliła się w niego.
    — Ja… ja myślałam tak, bo… sam wiesz jak się zachowywałam, a ty powiedziałeś, że nie czujesz, żebym cię kochała, wracałeś ciągle późno, a gdy się starałam to i tak, wszystko zepsułam… a jeszcze dzisiaj, w tej koszuli… — zrobiła przerwę na wdech — po prostu sobie poszedłeś i zostawiłeś mnie tam i nie wracałeś i ja już myślałam, byłam prawie pewna — załkała, przerywając swoją wypowiedź, aby po chwili ją kontynuować — nie zasługuję na to wszystko, jestem najgorszą żoną na świecie i do tego wyglądam tak źle i tak źle cię traktuję, a ty… ty zasługujesz na kogoś lepszego, kocham cię, tak bardzo cię kocham, ale ty jesteś taki dobry, Arthur… ja, ja nie wiem, co ze mną jest nie tak, że nie potrafię być dla ciebie tak dobra, jaki ty jesteś dla mnie. — Wyszeptała odnajdując ręką jego dłoń i mocno ją ścisnęła. — Nie powinnam tak myśleć, ale, ale spóźniłeś się jeszcze na tę wizytę i wyglądałeś, jakbyś po prostu w biegu się ubierał — dodała cicho, zaciskając wargi.
    — Mogę… mogę ci tutaj pomóc, w sprzątaniu — odsunęła się odrobinę, ale cały czas trzymała jego dłoń i wpatrywała się w jego oczy, chociaż miała wrażenie, że spali się ze wstydu. Bała się, że w jego oczach nie była już w stanie odbudować tego, kim była.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  123. Sama miała dość tych wszystkich, poważnych rozmów, które musieli przeprowadzić w ostatnim czasie, i które były wciąż przed nimi. Chciała dokładnie tak, jak Arthur, aby w końcu pomiędzy nimi było po prostu dobrze. Miała dość kłótni, unikania siebie i snucia podejrzeń, chociaż z tym ostatnim nie była w sanie za wiele zdziałać. To wszystko po prostu miało logiczny sens i wytłumaczenie. Nie była dla niego dobra, on nie czuł się kochany, mijali się i oddalali się od siebie… myśl, że mógł poznać kogoś, kto daje mu więcej niż Elle nie była abstrakcyjna. Była realna i możliwa.
    — Wiesz… ja naprawdę chciałam, żeby ten spacer był dla nas czymś dobrym i nie miałam pojęcia, że skończy się w ten sposób — powiedziała spokojnie, oddychając wciąż nieco szybciej. Nadal miała rumieńce na policzkach i czuła się potwornie. Najchętniej zapadłaby się pod ziemię, ale wiedziała, że nie było takiej możliwości.
    — Może… nie chcę więcej o tym myśleć. Chciałam ci się spytać, ale doktor Russell… a później powiedziałeś, że mam się postarać i dać ci czas, nie chciałam prowokować kłótni, bałam się, że gdybym spytała, byłoby tylko gorzej — powiedziała zgodnie z prawdą. Może wówczas nie męczyłaby się z własnymi myślami, ale nadal uważała, że gdyby tamtego wieczoru rzuciła w niego podejrzeniem o romansie teraz rozmawialiby o rozwodzie i chociaż nie było idealnie, taka rozmowa mimo wszystko chyba nie czekała ich prędko. Miała taką nadzieję.
    Przymknęła na chwilę powieki.
    — Wiem, ale… Boję się, okej? Po prostu boję się, że nasze granice zostały przekroczone. Kocham cię, ale boję się to teraz nawet mówić, bo wiem, co mi zaraz odpowiesz… a ja naprawdę chcę, żebyś to poczuł, tylko mi nie wychodzi. Za każdym razem, kiedy myślę, że w końcu wkraczamy powoli na odpowiednią ścieżkę, dzieje się coś, co nas cofa i to z mojej winy. — Oblizała usta i spojrzała na dłonie Arthura, były tak duże i ciepłe. Były czymś bezpiecznym. — Chcę dokładnie tego samego, żebyś z chęcią wracał do domu, do Thei i do mnie, żebyś nie mógł się doczekać, aż nas znowu zobaczysz, żebyś wiedział, że my też nie możemy się doczekać, aż wrócisz, żeby słowo rodzina i dom były czymś przyjemny, ciepłym, prawdziwym. Nie tylko dla mnie, ale i dla ciebie myszko — uśmiechnęła się delikatnie, opierając się na chwilę czołem o jego ramię.
    — Wiem, że mi nie pozwolisz — westchnęła, wywracając teatralnie oczyma — ale to nie sprawiedliwe, chcę też pomóc przy domu — dodała, rozglądając się raz jeszcze po pomieszczeniu. Musiała przyznać, że na żywo wyglądało to dużo lepiej niż na projektach. — Nie możesz używać siły, jestem w ciąży, nie zapominaj — wytknęła mu język, zastanawiają się, od którego z pomieszczeń powinna zacząć zwiedzenia. Nim jednak zdążyła ruszyć, Arthur zrobił coś, czego zwyczajnie się nie spodziewała, bo ten pocałunek był zupełnie inny niż ten, który dzisiaj już dostała. Ten budził nadzieję i świadomość, że wciąż jest pomiędzy nimi uczucie. Oblizała powoli usta, przygryzając na koniec dolną wargę i uśmiechnęła się subtelnie do swojego męża.
    — Widziałam, że ci zależy… a ja naprawdę chcę twojego szczęścia, kochanie — wyszeptała cicho — musimy wybrać dla niego ładne imię i musisz w jakiś dzień zabrać go do weterynarza, trzeba założyć mu książeczkę, a ja naprawdę sama nie dam rady. Z wózkiem może jeszcze, ale nosidełko z Theą w jednej i ciągnący pies na smyczy w drugiej ręce to dla mnie za dużo. Nie wspominając o coraz większym obciążeniu z przodu — zaśmiała się melodyjnie i splotła ich dłonie, a następnie pociągnęła delikatnie Arthura w głąb domu. Była w szoku, że udało mu się utrzymać to w tajemnicy. Z drugiej strony miała ona swoją cenę, wszystko zawsze miało swoją cenę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Powiedz proszę, że też to czujesz — spojrzała na męża, gdy stanęli w pomieszczeniu przeznaczonym na kuchnię Była dokładnie taką, jaką ją sobie wyobrażała. — że w końcu to będzie nasz czas… że będziemy mogli w końcu skupić się na sobie, na naszej rodzinie. Od dziś mamy troje dzieci, Artie, nie możemy się już niczym rozpraszać. — Zachichotała, wtulając się w jego ramię. Zdawała sobie sprawę, że w ostatnim czasie nawet takich czułości mu szczędziła, ciągle brała i czekała, aż on coś zrobi, a sama rzadko kiedy inicjowała chociażby zwykłe przytulenie.

      Elle ♥

      Usuń
  124. — Wiem, że to ja jestem winna — szepnęła cicho w odpowiedzi. Nie miała pojęcia, co się z nią w ostatnim czasie działo. Tęskniła za tym czasem, tuż po powrocie z LA. Byli wtedy szczęśliwi, wszystko było na dobrej drodze do stworzenia ich idealnej rodziny, a później… później wszystko się rozpadło. Było jej zwyczajnie przykro i wstyd. Była przecież dorosłą kobietą, która nie powinna, aż tak bardzo przejąć się rozwodem swoich rodziców i zamiast skupiać się na tym, że jej mama została porzucona, zdecydowanie powinna skupić się na tym, że to Arthur cierpiał, bo jego siostra zobaczyła coś w Henrym, facecie, który zdecydowanie mógłby być jej ojcem. Później całe te zamieszanie z Larry’m i Kate…
    Teraz widziała wszystko to, co robiła źle. Po wszystkim potrafiłaby wskazać momenty i sytuacje, w których powinna zachować się zupełnie inaczej. Było jednak za późno, a czasu nie była w stanie cofnąć. Arthur wcale nie musiał tego mówić, była świadoma, że teraz wszystko jest w jej rękach i zależy od tego, czy w końcu dojrzeje i przestanie patrzeć tylko na siebie. Miała rodzinę. Nie mogła myśleć więcej tylko i wyłącznie o swoim komforcie i swoim samopoczuciu.
    Uśmiechnęła się delikatnie, kiedy ułożył dłoń na jej ciążowym brzuszku i spojrzała na rękę męża. Tęskniła za tym. Za wieczorami, które spędzali wspólnie, tęskniła za możliwością wtulenia się w swojego męża i tym przyjemnym ciepłem, za jego czułymi słówkami… nie chciała tego tracić, nie przez własną głupotę.
    — Ale to nie jest wystarczające — burknęła, splatając ramiona pod biustem, podpierając je na ciążowym brzuszku. — No właśnie, niby nie choroba, a nic mi nie pozwalasz — westchnęła zrezygnowana, ale nie zamierzała się z nim więcej sprzeczać. Posłała mu za to szeroki uśmiech, przy którym zmrużyła delikatnie oczy, przez co pojawiły się przy nich urocze zmarszczki, podkreślające, już nie tak urocze sińce pod oczami i ich opuchliznę. Zaśmiała się, kiedy ją chwycił i podniósł. Odruchowo objęła jego kark i z uśmiechem złożyła soczystego buziaka na jego policzku.
    — Skoro już musi mieć imię mrocznego bohatera to Vader. Voldi mi się nie podoba — uśmiechnęła się, muskając nosem jego policzek i chociaż droga do kuchni nie była długa, zdążyła oprzeć na chwilę głowę na jego ramieniu, przez co mogła zaciągnąć się znajomym zapachem, a oddychając, muskała ciepłym oddechem jego szyję.
    — I zrobiłeś to akurat przez próg kuchni… rozumiem, pokazujesz mi, gdzie moje miejsce — zachichotała, również go obejmując, a dłoń wsuwając do tylnej kieszeni jego spodni. Myśl, że niedługo zaczną przeprowadzkę napawała ją nową energią i pozytywnym nastawieniem, co z pewnością było widoczne. To nie tak, że kawalerka jej przeszkadzała, bo była mała czy jej się nie podobała. W niej zwyczajnie wydarzyło się za dużo przykrych rzeczy, a ich wspomnienia nie wpływały dobrze na Elle. — Ugh. Niech ci będzie. Ogród bez kozy — westchnęła, a w jej oczach pojawiły się radosne iskierki — nie wpuścisz mnie do domu, ale… ale pamiętasz jak byliśmy tu w święta… rozmawialiśmy o przyszłości. — Przerwała, uśmiechając się łobuzersko — o tarasie, lampkach i kwitach… nie przekroczę progu domu, ale mogę coś porobić chociaż w ogrodzie… nie będę tykać się trawy, to będzie twoje zadanie, ale… mogłabym zająć się częścią ogrodu przed domem, posadzić jakieś kwiaty… Vader nie siedziałby też w mieszkaniu, a Thei z pewnością też by się spodobało — miała nadzieję, że chociaż na tyle się zgodzi. Nie musiała przecież spędzać tutaj całego dnia, ale chciała być po prostu z nim, blisko niego i zrobić coś, cokolwiek.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  125. — Nic mi ani Mattowi się nie stanie w przeciągu tych kilkunastu minut — powiedziała spokojnie, ale gdyby pociągnął ją w stronę wyjścia, nie kłóciłaby się z nim. Rozumiała, że się martwił o nich, zwłaszcza, że ta ciąża wcale nie była łatwa, to w zasadzie było urocze i sprawiało, że jej poczucie bezpieczeństwa w jego obecności wzrastało.
    Spojrzała w tę samą stronę, co Arthur i uśmiechnęła się delikatnie. Co prawda podejmując decyzję o tym, że bierze jednak pieska do domu, myślała raczej o tymczasowym dachu nad głową. Chciała, aby Artie wydrukował ogłoszenia i porozwieszał je, że psiak poszukuje swoich właścicieli. Widząc jednak, jego radość z powodu obecności czworonoga, nie była w stanie mu o tym powiedzieć. Domyślała się, że nie byłby zadowolony z tego, a jej serce nie wytrzymałoby, gdyby znowu był na nią wściekły.
    — Czerwoną, dobrze? — Uśmiechnęła się patrząc na jego zadowoloną twarz. Brakowało jej tego widoku, dlatego wtuliła się nieco mocniej w swojego męża — kupiłam mu tylko dwie kilogramowe paczki karmy, facet z zoologicznego mówił, że powinnam wziąć dużą paczkę. Próbował mi ją wcisnąć. Rozumiesz? Mi. Piętnaście kilogramów suchej karmy. — Pokręciła z rozbawieniem głową. — Nie wiem czy był tak ślepy, czy miał w planie zaproponować mi jej zaniesienie do domu — zaśmiała się melodyjnie.
    Przygryzła wargę, słuchając uważnie tego, co miał jej do powiedzenia Arthur i tylko zachichotała w reakcji, układając jedną rękę na jego karku, gładząc ciepłą skórę ostrożnie opuszkami, a drugą układając na jego ramieniu, wpatrywała się w niego z zafascynowaniem.
    — Brzmi, jak dobry plan… będę miała czekać z obiadem, czy będziesz wolał po tym ciężkim dniu… skosztować czegoś innego, hm? — Wychrypiała cicho, powstrzymując się przed wesołym śmiechem.
    Oparła się o niego, gdy ją objął i zaśmiała się pod nosem.
    — Myślisz, że jak jestem w domu z Theą to wcale nie kucam i się nie schylam? Arthur, ona pełza po podłodze… a ciąża to nie choroba, sam mówiłeś. Wiem, że muszę uważać i się nie przemęczać, ale nie przesadzajmy, dobrze? Rozłożymy koc i usiądę sobie, żeby faktycznie nie kucać, bo takie sadzenie kwiatków trochę trwa i faktycznie, to nie byłoby dobre — przyznała mu rację — ale parasol? Nie będę się opalać i nastawiać brzuch do słońca. Przypomnę ci tylko, że zeszłe lato spędziłam w Californii, w Diego… tam jest gorąco, świeci słońce, a ja na nim siedziałam… po prostu chodzi o to, żeby nie odkrywać brzuszka. Będzie ukryty pod koszulką i swetrem, nie jest jeszcze, aż tak ciepło, żebym paradowała w stroju kąpielowym — zaśmiała się — przecież mówię o kwiatach na przodzie domu, myszko, słuchaj, co mówię… taras zdecydowanie zostawimy sobie na później.
    Spojrzała na męża z uśmiechem. Tego potrzebowała. Jego potwierdzenia, jego nastawienia na to, że wszystko może być dobrze. Chwilę później wybuchła wesołym śmiechem, widząc jednak minę swojego męża i to, jak się odsuwa, zacisnęła mocno wargi powstrzymując się przed śmiechem.
    — Doceniam bezpośredniość tej konwersacji… nie myślałeś chyba, że wyrywając mnie w środku nocy… będę się skupiać nad ubiorem, poza tym zaznaczyłeś, że powinnam wziąć sweter… wiesz przecież, że śpię bez bielizny — zachichotała, specjalnie zagryzając wargę i powoli, centymetr po centymetrze badając spojrzeniem sylwetkę Arthura — i piaskownicę na przyszłą wiosnę, na pewno będzie już kochała zjadać piasek — dodała już bez śmiechu, nie odwracając spojrzenia od ciemnych oczu Arthura — pojadę jutro, jak będziesz na zajęciach, po wszystko co potrzebne… no wiesz, grabki, konewka… o, jakieś ładne ogrodowe rękawiczki.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  126. Prychnęła tylko w reakcji na ten jego pożal się boże żart i zmrużyła oczy, powstrzymując się przed zadaniem tego jednego, jakże podchwytliwego pytania, na które nigdy nie było dobrej odpowiedzi, a teraz, gdy była w ciąży to już w ogóle.
    — Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że… — przerwała jednak, nie kończąc swojej wypowiedzi. Jęknęła cicho, kogo chciała oszukać. Oczywiście, że właśnie to chciał powiedzieć. Była gruba, a do tego woda zatrzymywała się w jej organizmie i nie tylko twarz czy kostki jej puchły, cała była spuchnięta.
    Ścisnęła jego dłoń. Chciałaby, aby zostało tak już na zawsze, żeby nie musieli wracać już do żądnych poważnych rozmów, żeby nie musieli wałkować kolejny raz tematu, który był trudny. Marzyła o tym, aby po prostu żyli dalej, będąc obok siebie i ze sobą, aby było po prostu dobrze. Niby chciała się zaśmiać na jego słowa, przypominając sobie tamten dzień, o którym mówił. Miała wrażenie, jakby to wszystko działo się nie wiadomo, jak bardzo dawno temu, a to… to było kilka miesięcy temu. Może właśnie wtedy poczęli swoje drugie dziecko. Nie była w stanie uznać, kiedy dokładnie to się stało, bo w tamtym czasie ich życie seksualne było bardzo bogate… jak to twierdził Arthur, musieli nadrobić stracony czas. Zrobiło jej się jednak przyjemnie ciepło, a zamiast wydusić z siebie śmiech, chrząknęła cicho, cały czas ściskając jego dłoń, skupiając się na tym, aby oddychać.
    — Mnie nie chcesz wpuścić do domu drugi raz, a Theę weźmiesz w ten kurz, skoro ma pełzać przy tobie? — uniosła brew i uśmiechnęła się triumfalnie — przecież mówię… usiądę na kocyku, pod parasolką — ostatnie słowo wymruczała cicho z niezadowoleniem — pamiętaj, że robię to tylko ze względu na ciebie, też będziesz musiał później coś dla mnie zrobić. — Oznajmiła, sunąc dłonią po jego ramieniu, a po chwili stając obok, pomimo tego, że dobrze wiedziała, dlaczego się odsunął.
    — Wciągnęłam… legginsy — uśmiechnęła się niewinnie, niczym mała dziewczynka i chwyciła go pod ramię, podpierając się o swojego męża — i tak, zrobiłam to specjalnie i teraz też… — przerwała, sunąc palcami po jego bicepsie uśmiechając się delikatnie — whoa, ale mięśnie… — wymruczała cicho — robię to specjalnie. I cieszę się, że będziemy mogli pojechać razem, cieszę się, że pokazałeś mi na jakim etapie jest już dom i naprawdę doceniam, że tak bardzo się w to zaangażowałeś specjalnie dla mnie — powiedziała cicho, przytulając się do męża i chowając twarz w jego klatce, tłumiąc ziewanie — i szalenie cię za to kocham, ale jest też szalenie późno, a ja ostatnio naprawdę źle sypiałam i ty też… i na pewno jesteś bardzo zmęczony skoro tyle tutaj pracowałeś — dodała, odsuwając twarz od klatki męża i przenosząc na nią swoje dłonie, czerpiąc radość z tego, że może to robić — dlatego powinniśmy wziąć Vadera do auta i wrócić do mieszkania… jak będziecie grzeczni może pokażę, jak prezentuję się w tym stroju kąpielowym… — zachichotała, łapiąc dłoń Artiego i chociaż wcale nie chciała stąd wychodzić, zmęczenie i senność sprawiały, że chciała znaleźć się już z powrotem w łóżku. Mając nadzieję, że Arthur nie będzie chciał dalej spać na kanapie.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  127. Nie przestawała spoglądać na niego spod przymrużonych powiek. Miał rację, wiedziała, że jest skory do wrednych komentarzy, ale z drugiej strony chyba nie byłby na tyle głupi, aby w obecnej sytuacji powiedzieć jej coś na temat jej wagi. Udusiłaby go gołymi rękoma.
    Westchnęła tylko na jego słowa, przez krótką chwilę jeszcze wpatrując się w niego podejrzliwie, jakby czekała na jakiś zamaskowany, ironiczny uśmieszek.
    — Przecież mówię, że się zgadzam, nie musisz angażować w tę cholerną parasolkę trzecich osób — pokręciła delikatnie głową, a następnie zaśmiała się cicho — myślałam bardziej o buziaku, a ty ciągle o tej kozie… podświadomie też jej chcesz — mruknęła, ale nie dodała nic więcej na temat małej kózki. Zamiast tego zerknęła w stronę Vadera, który wyglądał naprawdę słodko, kiedy leżał z łebkiem na swoich łapkach. Miał w sobie coś, co wzbudzało sympatię.
    Czerpała satysfakcję z tego, że tak na niego działała. Zwłaszcza teraz, gdy tak naprawdę chwilę temu obawiała się, że mógłby spotykać się z inną kobietą, teraz, gdy wcale nie czuła się piękna, ale jego zachowanie sprawiało, że naprawdę zaczynała utwierdzać się w tym, że tylko ona się dla niego liczy i nikt inny. Oczywiście z wyjątkiem ich małej rodzinki.
    — Zawsze jestem grzeczna, jakbyś nie zauważył — powiedziała, gdy wychodzili z domu i nim Arthur zgasił światła, spojrzała jeszcze raz na wnętrze nie mogąc się doczekać tego momentu, w którym będą mogli się przeprowadzić. W czasie, w którym zamykał drzwi, Elle pogłaskała delikatnie pieska po główce, rozkoszując się jego mięciutką i puszystą sierścią.
    Thea zawsze miała wspaniałe wyczucie i chyba coś w tym było. Kiedy się kłócili zaczynała płakać dając im powód do przerwy i ochłonięcia, a teraz, gdy w końcu było po prostu lepiej, słodko spała twardym snem, za co Elle była naprawdę wdzięczna swojej córce, po cichu gratulując sobie tak cudownych genów, bo przecież wszystko, co dobre, było od niej.
    — Nie mogę. — Powiedziała bez owijania w bawełnę podchodząc do siedzącego na łóżku męża, aby przystanąć przy jego nogach i z uśmiechem, delikatnie się pochylić i chwycić dół od satynowej piżamy w bordowym kolorze. Ściągnęła sweter i ułożyła go w szafie. — Sam powiedziałeś, że mam być grzeczna… i chociaż bardzo chciałabym ci pomóc, chwilę wcześniej mi zabroniłeś. — Wzruszyła ramionami. — Chyba, że zadowoli cię oblanie wodą z wiadra, ale teoretycznie tego też nie mogę zrobić — wymruczała, ponownie podchodząc do materaca i stanęła pomiędzy jego nogami, wyciągając do niego ręce — no i mówiłeś, że powinnam iść grzecznie spać. Ty też powinieneś, ale możesz zapomnieć o spaniu bez kąpieli. Chcę się przytulać w nocy do mojego męża — Powiedziała cicho, chwytając jego ręce i splatając ich dłonie. — Ale z ogromną chęcią pomogłabym ci w tej kąpieli — zachichotała, ściskając mocniej jego ręce.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  128. — Nic nie sugeruję… stwierdzam fakt — szepnęła cicho, a po chwili ziewnęła, za wszelką cenę próbując przymknąć usta, co wcale nie było łatwe, a jej mina z pewnością nie wyglądała pięknie w takim momencie. Morrison widział ją jednak już praktycznie w każdej sytuacji, wiec nic sobie z tego nie zrobiła i tylko uśmiechnęła się — bo jestem, to prawda. Marzę o tym, aby położyć się do łóżka i przykryć ciepłą, miękką kołderką — wsunęła dłonie w jego ciemne loki i zaczęła bawić się pojedynczymi kosmykami, uśmiechając się przy tym — ale ja teoretycznie mogę się zdrzemnąć w ciągu dnia, gorzej z moim mężem. Wiesz, musi wstać rano i wyjść z naszym pieskiem na spacer, a później biedny musi iść do pracy — wzruszyła ramionami i zaśmiała się — mówiłam ci już, że ja zawsze jestem grzeczna, myszko. W zasadzie to teraz przez ciebie też powinnam się odświeżyć, kurz z twoich ubrań na pewno przeszedł już na moją piżamkę — mruknęła niby obrażona, ale tak naprawdę nie miała nic przeciwko. Była zmęczona, to prawda, dlatego dzisiejsza kąpiel skończyłaby się tylko na kąpieli, nawet, jeżeli Arthur miałby problem z utrzymaniem rąk przy sobie. Zaśmiała się cicho na jego słowa i była dumna, że w porę się zreflektował i nie przeklął. Głaskała go po głowie tak długo, dopóki się nie ruszył.
    Nie musiał nic mówić, bo widząc jego dłoń od razu wyciągnęła swoją i podeszła do niego, cały czas uważnie mu się przyglądając.
    — Zasłużyłeś na wsparcie swojej ukochanej małżonki — uśmiechnęła się, wpatrując się w mężczyznę i to, jak rozpinał koszulę. Była zmęczona, ale jej wyobraźnia i tak działała na wysokich obrotach. Miała tylko nadzieję, że Thea będzie dalej tak grzecznie spała, jak do tej pory i to samo Vader. Rozebrała się powoli i nim weszła do kabiny, związała włosy w niedbałego koczka. Stając naprzeciwko Arthura, rozkoszowała oczy widokiem umięśnionej sylwetki.
    — To dobrze, pierwsze, co zrobimy po przeprowadzce to wspólna kąpiel — oznajmiła i zgodnie z jego prośbą, zamierzała go umyć. Sięgnęła po męski żel i wycisnęła odrobinę na dłoń, a następnie rozmasowując go w dłoniach, aby powstała piana, przeniosła ją na jego ramiona i wpatrując się w ciemne oczy ukochanego, delikatnie je ugniatała — jesteś strasznie spięty, to niedobrze — westchnęła, sunąc dłońmi w dół, wzdłuż jego rąk, aby wrócić z powrotem na ramiona a z tych przejść na tors. Ciepła woda sprawiała, że w pomieszczeniu zrobiło się gorąco, a sunąc w dół po torsie i czując pod opuszkami palców zarys mięśni, musiała sobie powtarzać, że przecież oboje są naprawdę zmęczeni.
    — Myślisz, że uda nam się wcisnąć Theę na jedną noc Ullielowi? — Przygryzła wargę, sunąc dłońmi wciąż niżej — nie musielibyśmy się martwić, że się obudzi… lub że my ją obudzimy — wymruczała przenosząc dłonie na biodra męża, aby po chwili wbić delikatnie jeden z paznokci i uśmiechnąć się.
    — Musisz się odwrócić — szepnęła cicho i pchnęła go lekko, a gdy stanął tyłem, nim zaczęła nakładać żel na jego ciało, musnęła wargami jego kark, stanąwszy na palcach, i powoli wzdłuż kręgosłupa złożyła jeszcze kilka subtelnych pocałunków. — Naprawdę jesteś bardzo spięty — mruknęła, układając policzek na jego plecach i obejmując go na tyle, na ile dała radę, wciąż rozprowadzając spieniony żel.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  129. Uśmiechnęła się tylko na jego słowa. Oczywiście, że chciałaby, jak najszybciej powrócić na przedmieścia i zająć się już ogrodem, ale zdawała sobie sprawę z tego, jak bardzo musiał być zmęczony Arthur. Nie dość, że przez tak długi czas ciężko harował, aby przyspieszyć remont to sytuacja pomiędzy nimi również nie wpływała dobrze na poczucie wypoczęcia i zrelaksowania, wiedziała to sama po sobie najlepiej. Do tego dzisiejsza zarwana noc, bo było już chwilę przed drugą, a oni nadal byli na nogach. Tak naprawdę, odkąd urodziła Theę, nie pamiętała, kiedy ostatni raz nie spała jeszcze o tej godzinie.
    — Ustaliliśmy już, że jestem grzeczna. Proszę mi nie zarzucać takich oszczerstw — zachichotała, oddychając głęboko — kiedy mój mąż będzie odsypiał, ja wybiorę nam filmy do oglądania i zrobię coś do jedzenia. Później niewychowawczo weźmiemy naszą córeczkę do łózka i pieska i będziemy się lenić, bo zasługujemy, na, chociaż jeden taki dzień.
    — Dlatego właśnie tu jestem, żebyś się troszkę odstresował — wyszeptała cicho, ugniatając kolejne partie jego mięśni — no i żebyś był czysty i pachnący, żebym mogła się śmiało przytulić, jak już poczujemy poduszki pod głową — dodała po chwili, obserwując jego spokojną twarz. — Takie rozwiązanie też jest dobre.
    Skupiała się na dokładnym rozprowadzaniu żelu na pozostałych częściach ciała swojego męża, nie mogąc się doczekać, kiedy naprawdę opuszczą łazienkę i będą mogli w spokoju zasnąć.
    — Ja za tobą też — wyszeptała cicho, a później tylko skinęła delikatnie z zawstydzeniem głową. Wiedziała, tylko była po tej drugiej stronie, bo to ona i jej upartość sprawiały, że nie mógł się do niej zbliżyć, ale i ona do niego, bo musiała szczeniacko unikać mieszkania. Nadal nie czuła się tu tak dobrze, jak na początku, ale wracając z przedmieść było jej już odrobinę lepiej. Do tego świadomość, że znów mogą być blisko siebie, dodatkowo nadawała wszystkiemu pozytywny wydźwięk.
    — Cieszę się, że mogłam coś dla ciebie zrobić — uśmiechnęła się — ja też jestem zmęczona, naprawdę, więc się nie martw, nie mam ci niczego za złe — wyszczerzyła się — jeszcze chwilkę, kochanie, chcesz iść do łóżka z pianą i kurzem we włosach? — sięgnęła po drugą buteleczkę, aby po chwili umyć ciemne loki męża, a późnej pozwolić mu w końcu wejść pod strumień ciepłej wody i spłukać wszystko z siebie. Kiedy wyszedł, ona sama pospiesznie opłukała się, bo wcześniej, przed przebraniem się w piżamę, gdy na niego czekała wzięła porządną kąpiel i wyszła z kabiny prysznicowej, owijając się ręcznikiem, bo nie wzięła ze sobą świeżej piżamy.
    — Połóż się już, przecież ty naprawdę zaraz zaśniesz na stojąco — wyszeptała i troskliwie przesunęła dłonią po jego policzku, wpatrując się w niego z czułością.
    Po założeniu piżamy i rozwieszeniu ręcznika, ułożyła się obok swojego męża na łóżku, jedyne co pamiętała przed zaśnięciem to to, że się w niego wtuliła i wyszeptała ciche kocham cię na dobranoc.
    Obudziło ją skomlenie Vadera, który zdecydowanie domagał się śniadania lub porannej toalety. Czuła przyjemne ciepło dobiegające od ciała Arthura, uśmiechnęła się, widząc go obok siebie. Brakowało jej go, może ten czas był trudny i z jednej strony powodował, że małżeństwo ledwo się trzymało, ale z drugiej, Villanelle zrozumiała, jak bardzo go kocha i jak bardzo potrzebuje jego obecności i jego uśmiechy, aby być szczęśliwą.
    — Misiu, Vader się obudził — wyszeptała, delikatnie go szturchając. Było jej go żal, bo wiedziała, jak bardzo był zmęczony, ale i tak musiał wstać niedługo do pracy — myszko, no — dodała, aby po chwili zagryźć wargi wsuwając dłonie pod kołdrę, aby rozpocząć muskanie opuszkami palców jego tors, składając w kącikach ust delikatne buziaki, którymi miała zamiar zasypać całą jego twarz.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  130. Zachichotała na jego słowa i pokręciła delikatnie, przecząco głową, zapominając, że Arthur przysłonił sobie oczy przedramieniem.
    - Z tego co zaobserwowałam, to miewa się całkiem dobrze i okazuje należycie wszystkie życiowe funkcje – oznajmiła z powagą, podnosząc się odrobinę, aby musnąć wargami jeszcze policzek ukochanego. – Tak, o naszym wymarzonym czworonogu – uśmiechnęła się, wcale nie będąc przy tym zgryźliwą. W końcu zawsze sama chciała mieć psa, ale Henry nie chciał się na takowego zgodzić, po incydencie z roślinką, tym bardziej. Cieszyła się więc w sumie z takiego obrotu spraw, chociaż nie była gotowa otwarcie się do tego przyznać, bo świadomość, że był jej wdzięczny za taką decyzję i przyprowadzenie pieska do domu, była jej po prostu potrzebna. No i jeszcze nie daj boże zrzuciłby na nią obowiązki, a tak poczuwał się naprawdę do odpowiedzialności. Teraz jednak widok zmęczonego i ledwo mogącego podnieść się z łóżka Arthura, wcale nie był przyjemny. Odciążyłaby go, bo sama była zdecydowanie bardziej wyspana niż in, co było widać gołym okiem, ale bez smyczy więcej z psem wychodzić nie zamierzała.
    Kiedy jej chłopcy wyszli z mieszkania, opadła miękko na poduszki, ale nie na długo. Płacz Thei skutecznie zmotywował ją do podniesienia swoich szanownych, czterech liter z łóżka. Zajęła się córeczką, karmiąc ją i nucąc cichutko kołysankę, aby zasnęła jeszcze na chwilkę, kiedy zamknęła oczka i wtuliła się w swojego króliczka, wyszła z pokoiku. Nasypała suchej karmy do miseczki Vadera i nalała mu świeżej wody, zerkając czy któraś z mat nie została zasiusiana w nocy, zużyte wyrzuciła, umyła ręce, a i nawet uszykowała Arthurowi kubek do kawy, włączając dzbanek, aby zagotował wodę i z czystym sumieniem wróciła do łóżka, nakrywając się kołdrą, która nie była już tak mocno wygrzana przez ich ciała.
    - Nie zostawiałabym tego tak – wymruczała, spoglądając na Arthura, ale mężczyzna już się rzucił na łóżko, a jej się naprawdę w tym momencie nie chciało wstawać, aby podnieść ubranie Artiego. – Skoro masz wolne – wydusiła z twarzą przy klatce Arthura, muskając delikatnie ciepłą skórę, gdy się odzywała. Nie zamierzała protestować, miała tylko nadzieję, że Thea faktycznie zasnęła mocniej i nie obudzi się za dziesięć minut, uznając, że jednak jest wyspana.
    Zaciągnęła się zapachem Arthura i przymknęła oczy, obejmując go i sunąc powoli palcami po jego skórze, uśmiechnęła się kącikami ust.
    - Wedle rozkazu, jaśnie panie – wyszeptała i zamruczała cicho z przyjemności, wtulając się w swojego męża. – Cieszę się, że jesteś – dodała pomrukując cicho, oddychając coraz spokojniej.
    Nie dane było im jednak długo pospać, bo Vader uznał, że również chciałby pospać z nimi i kręcił się przy łóżku popiskując.
    - No już – jęknęła, otwierając oczy, chciała mu pomóc wejść na materac, ale kiedy leniwie się podniosła, w tym samym czasie psiak spróbował wskoczyć na materac z rozbiegu i mu to nawet wyszło, Villanelle musiała tylko pomóc mu wciągnąć zwisającą dupkę. Wesoło merdając ogonkiem człapał po łóżku, nie przejmując się czy depcze właśnie po Arthurze czy Elle, pokręcił się chwilę jeszcze, aby ostatecznie wepchnąć się w sam środek pomiędzy małżeństwem, układając pyszczek na przykrytym kołdrą brzuszku Villanelle. Wyciągnęła dłoń, aby pogłaskać go za uszkiem.
    - Musimy kupić do domu tak duże łóżko, jakie było w LA, bo jak cała trójką będą się tak pchać to nie będzie miejsca dla nas – wychrypiała zaspanym głosem, cały czas miziając Vadera.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  131. Nie przestawała miziać pieska, bo jego obecność na łóżku w ogóle jej nie przeszkadzała, wręcz przeciwnie. Uważała, że to w jaki sposób ułożył się na jej brzuchu było naprawdę urocze, do tego ona pomogła mu się wdrapać na łóżko. Uniosła głowę, obserwując poczynania Arthura i zmrużyła oczy.
    - Halo, a ja to niby nie mam nic do gadania? – Wymruczała, głaszcząc jeszcze pieska, nim Arthur postanowił go chwycić i odłożyć na swoje miejsce. – Duże łóżko jest lepszą opcją. Sam pomyśl! – Powiedziała głośniej, aby ją wyraźnie słyszał, bo na ten moment nie zamierzała się jeszcze ruszać z łóżka – kiedy im się drzwi nie otworzą, to z pewnością będą w nie uderzać, drapać, piszczeć, płakać i szczekać. Przemyśl to... w king size powinniśmy się w piątkę zmieścić, a mo... – przerwała, uważnie obserwując, jak rozchyla jej nogi i uśmiechnęła się, po chwili chichocząc, kiedy poczuła jego ciepłe wargi - a może kiedyś, w przyszłości w szóstkę... jak Thea zacznie szkołę, kiedyś mówiłeś, że zawsze chciałeś mieć dużą rodzinę...
    Ułożyła dłonie na jego policzkach i delikatnie sunęła palcami po jego twarzy, odgarniając ciemne loczki z czoła, cały czas intensywnie wpatrując się w jego oczy, swoim roziskrzonym spojrzeniem.
    Musnęła wargami jego ust i uśmiechnęła się, rękoma badając jego szczękę, szyję, obojczyki i barki, na których ułożyła dłonie na dłużej i delikatnie je ugniatała.
    - Mogę dziś... w ramach zdrowego rozsądku spełnić każde twoje życzenie – szepnęła do jego ucha, otulając je swoim ciepłym oddechem – zdecydowanie ci się należy, więc jeżeli ma być koniec spania to tak właśnie będzie. Powiedz tylko na co masz ochotę, a twoja najukochańsza i najwspanialsza żona to zrobi – kontynuowała szeptanie do ucha swojego męża, aby na koniec podzielić się z nim swoimi brudnymi i nie do końca grzecznymi myślami, sugerując jednocześnie, w jaki sposób ona sama wykorzystałaby taką możliwość. Na koniec przygryzła płatek jego ucha i delikatnie go zassała. Ułożyła z powrotem wygodnie głowę na poduszkach i uśmiechnęła się najbardziej niewinnie, jak tylko potrafiła, w tym samym czasie chwytając skraj jego bokserek i delikatnie odchyliła gumkę, aby po chwili ją puścić i zaśmiać się cicho, melodyjnie wprost w jego usta.
    - Chyba, że masz ochotę na coś zupełnie innego, kochanie – dodała cicho, wplatając dłoń w jego loki i uśmiechając się przy tym cały czas.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  132. — Nie mieliśmy jeszcze, ani jednej takiej, rodzinnej chwili, a ty myślisz już o ich ograniczaniu, nie ma to jak przezorność — pokręciła z rozbawieniem głową, przygryzając delikatnie dolną wargę, gdy poczuła jego dłoń na swoim pośladku. Po chwili sama uniosła drugą nogę i splotła je wokół bioder Arthura, odważnie patrząc w jego oczy. Starała się oddychać miarowo i powoli, ale gdy znajdował się tak blisko niej, to wcale nie było łatwe. Zwłaszcza po takiej przerwie, a Villanelle od zawsze wiedziała, że Arthur działał na wszystkie jej zmysły niesamowicie silnie.
    Dodatkowo, chcąc nakręcić jego, nakręcała i podjudzała w sobie samej pożądanie, nad którym nie potrafiła panować, chociaż starała się. Naprawdę starała się po prostu z nim odrobinę się poprzekomarzać.
    — Wszyściutko — odpowiedziała cicho i skinęła głową na jego pytanie, a po chwili cicho się zaśmiała, chociaż dźwięk nie był już tak melodyjny i czysty, jak wcześniej, bo głos nieco jej drżał z ekscytacji. — Śniadanie nam nie ucieknie, możemy je zjeść później — szepnęła cicho, trącając jego nos swoim i uśmiechnęła się, wpatrzona w jego oczy, czekając na reakcję swojego męża. Wiedziała przecież dobrze, jak na niego działa, w końcu niejednokrotnie jej o tym wspominał. A teraz mogła czerpać satysfakcję z takich chwil, jak ta. Lubiła się z nim droczyć, nie mogła nic na to poradzić, poza tym to on ją tego nauczył. Dlatego też cofnęła dłonie i ułożyła je z powrotem na torsie swojego męża, dopóki ten nie zaczął się odsuwać, rozplotła nogi z jego bioder i pozwoliła mu położyć się obok.
    — Ja po prostu daję ci różne opcje do wyboru kochanie, abyś nie czuł się do niczego przymuszany — wyszeptała, cicho się śmiejąc i sama odwróciła się powoli na bok, mając na uwadze swój brzuszek. Musnęła koniuszkiem języka jego palec, gdy gładził jej wargę i uśmiechnęła się kącikami ust.
    — Żadnych życzeń, sugestii, nic? — wyszeptała cicho — przecież mówiłam ci przed chwilą, że zrobię wszystko, co będziesz chciał — wymruczała, układając dłoń na jego policzku i przycisnęła ją czule, a czując jego ciepły oddech, westchnęła tylko cicho, przymykając powieki — ale skoro tak… dobrze.
    Wzruszyła lekko ramionami, a dłonią z policzka powoli przesunęła ponownie w dół po ciele swojego męża wbijając delikatnie paznokieć w jego skórę i pozostawiając po sobie jasny ślad. Nie robiła tego mocno, więc po chwili nie było już nic widać. Musnęła jego wargi, dłonią sięgając niżej, ale wysoki wzrost Arthura zdecydowanie utrudniał w wykonaniu jej planu, zwłaszcza, że do tego ciążowy brzuszek, również ograniczał jej ruchy. Złożyła, więc raz jeszcze delikatny pocałunek na jego ustach, a następnie podniosła się, aby znaleźć się na czworakach nad Arthurem i przesuwając się powoli w tył, schodziła pocałunkami coraz niżej, pozostawiając po sobie mokry ślad, skupiając się na tym, aby cały swój ciężar utrzymać na dłoniach i nie przygnieść brzucha, co wcale nie było łatwym zadaniem. Pamiętała też, jak zareagował w Los Angeles, więc zatrzymała się przy jego klatce na dłużej, pieszcząc stwardniałe sutki, nie trwało to jednak tak długo, jak sama by chciała.
    — Nie chcę psuć nastroju — wyszeptała cicho, zerkając na Artiego — ale jest mi strasznie nie wygodnie i bolą mnie plecy, nie możesz tak sobie po prostu leżeć — powiedziała nieco zachrypniętym głosem, starając się zapanować nad własnym oddechem.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  133. — Czasami mnie to przeraża — wyszeptała z uśmiechem, mówiąc pół żartem pół serio. Musiała jednak przyznać, że w planowaniu niespodzianek, był mistrzem.
    Uśmiechała się kącikami ust, składając kolejne to pocałunki, muskając nosem jego rozgrzaną skórę. Odczuwała przyjemność z samej jego bliskości i tak naprawdę nie potrzebowała tego dnia niczego specjalnego, wystarczyła jego obecność, możliwość przytulenia się do niego, poczucie bliskości, której tak bardzo jej brakowało w minionym czasie. Ich ostatni raz, był dla brunetki niesamowicie emocjonujący, a fakt, że w zasadzie od tamtego momentu, w którym się rozpłakała, wszystko się posypało. Wcześniej w ogóle o tym nie myślała, nie wracała wspomnieniami do tamtego wieczora, ale w momencie, w którym Arthur posadził ich oboje, uderzyło to w nią.
    Oddech znacząco przyspieszył, ale mogło być to też efektem wzrastającego podniecenia. Chciała kochać się ze swoim mężem i nie chciała, aby przeszłość miała wpływ na teraźniejszość, zwłaszcza, że nie byli w stanie z tym nic zrobić. Uśmiechnęła się tylko kącikami ust, wpatrując się w oczy ukochanego, odnajdując w nich spokój. Nie mogła jednak spoglądać w nie długo, ponieważ Arthur złączył ich usta w namiętnym pocałunku, który dziewczyna odwzajemniała z największą starannością. Odchyliła głowę do tyły, gdy ukochany zszedł z pocałunkami niżej. Westchnęła cicho, starając się skupić wszystkie swoje myśli jedynie na nim.
    Kiedy bluzka jej piżamy wylądowała na ziemi, po pomieszczeniu rozległ się dźwięk stukających pazurków po panelach, ale Elle nie zwróciła na to nawet uwagi. Sunęła dłońmi po plecach Arthura, myśląc jedynie o dzisiaj. O tym, jak bardzo go kocha i jak bardzo jest wdzięczna za to, że oboje wciąż chcieli się starać i walczyć o to, co mieli.
    Dobrze wiedziała, że nie może teraz wracać do tego, co było.
    W pierwszej chwili odrobinę się speszyła, czując na sobie jego spojrzenie. Nie zwracała może wcześniej na to uwagi, ale miała wrażenie, że zrobił to po raz pierwszy w taki sposób podczas zbliżenia i nie miała pojęcia, czy to dobrze czy źle. Dopiero po usłyszeniu jego słów, poczuła, jak na policzki wkradają się mocno czerwone rumieńce.
    Swoimi słowami dodał jej jednak odwagi i chociaż nie miał pojęcia, pozwolił jej wrócić myślami do obecnej chwili i pomógł się skupić po prostu na nim. Pocałunek był tylko dopełnieniem, szalejących w niej uczuć.
    — Kocham cię — wyszeptała, kiedy oderwali się od siebie. Oparła się czołem o jego czoło i przymknęła oczy, oddychając głęboko — powinniśmy pozbyć się reszty ubrań — wymruczała, rękoma wędrując do jego bielizny i zsunęła ją odrobinę, jednak ściągnięcie jej w tej pozycji było nierealne do zrobienia z gracją. Zsunęła się, więc z Arthura, ale zamiast rozebrać go do końca, pozbyła się swoich własnych spodenek od piżamy, zakładając, że Arthur zrobi dokładnie to samo ze swoją bielizną.
    — Myślisz, że… — zagryzła wargę, przyśniło jej się to podczas jednej z nocy, chociaż sama nigdy o tym nie pomyślała, przynajmniej do czasu. — że powinniśmy… że moglibyśmy… — wróciła z powrotem w jego ramiona, bo czując jego objęcia, w takich chwilach czuła się po prostu pewniej. Kochała go i ufała mu, jak nikomu innemu na tym świecie — nagrajmy jak się kochamy, Artie —pierwsze słowo wydusiła tak cicho i niewyraźnie, że sama nie była pewna czy cokolwiek by zrozumiała, gdyby nie wiedziała, o co jej chodzi — po prostu…kochajmy się i… i może moglibyśmy to nagrać? — powiedziała w końcu, odsuwając się odrobinę od niego tułowiem, aby spojrzeć w ciemne oczy męża.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  134. Spoglądała na niego z przygryzioną wargą, uważnie obserwując jego reakcję. Myślała jednak, że ta będzie zupełnie inna. Kiedy przerwał, wiedziała już, jak bardzo się wygłupiła. Mimowolnie cała zesztywniała, przełykając powoli ślinę. Miała ochotę zapaść się pod ziemię. Było jej wstyd, bo wyobrażała sobie, że Arthur będzie zafascynowany.
    — Za-zapomnij po prostu — wyszeptała cicho, czując jak zawstydzenie wzrasta, zwłaszcza, gdy zaczął mówić o Thei. To ona, jako matka powinna przede wszystkim myśleć o dziecku, zamiast skupiać się na swoich seksualnych fantazjach i to takich. Sięgnęła dłonią swoich włosów, aby powoli przeczesać kosmyki i wsunąć je za ucho, spoglądając gdzieś za Arthura, konkretnie na zagłówek łóżka, czując się po raz pierwszy, tak bardzo niezręcznie. Widziała i czuła, jak starał się uratować tę sytuację, ale chyba się tego uratować nie dało. — Masz rację, to… ja, tak palnęłam, wiesz… nie przemyślałam tego i no… kiedy indziej, kiedyś… — wyszeptała, układając delikatnie dłonie na jego ramionach. Poczuła nagle bardzo mocną potrzebę, aby ubrać się z powrotem i położyć się jeszcze na trochę, aby obudzić się raz jeszcze i spróbować zapomnieć o tym, co właśnie miało miejsce przed chwilą.
    — Nie, Arthur, nie masz, za co przepraszać — uśmiechnęła się słabo, wzdychając cicho, gdy muskał ustami jej skórę. Uniosła głowę i zerknęła na niego, czując, że wciąż ma czerwone rumieńce na swoich policzkach. Nie czuła się, aż tak zakłopotana nawet w tamtą sylwestrową noc, gdy dotarło do niej, że właśnie przespała się ze swoim wykładowcą. Te zażenowanie było jednak zupełnie inne i była na siebie wściekła, bo nie dość, że początkowo miała dziwny upór, to jeszcze sama pogorszyła swoje samopoczucie i również Arthura, widziała przecież, jak się mieszał, aby jej nie zranić. — Jak będziemy sami… i… ja po prostu, nie pomyślałam, okej. Nie pomyślałam, że obok jest nasze dziecko i chociaż jest aniołkiem, to przecież nie będzie spało cały dzień i… — przerwała, czując się, jak największa idiotka. Wtuliła się ostrożnie w swojego męża i złożyła subtelne pocałunki na jego skórze, dokładnie tak jak na samym początku, w zasięgu swoich ust.
    — To ja przepraszam, właśnie kolejny raz zepsułam dzisiaj nastrój i… nie gniewasz się na mnie, prawda? — Wyszeptała cicho, sunąc nosem po jego szyi, łaskocząc go przy tym swoim oddech i z każdym słowem, muskając delikatnie skórę wargami. — Jeżeli… możemy zjeść po prostu śniadanie, jeżeli jesteś głodny — dodała po chwili, obejmując go ciaśniej nogami.


    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  135. Uniosła spojrzenie na Arthura i ponownie w przeciągu kilku minut, przygryzła swoją wargę z zażenowania. To wszystko zdecydowanie wyszło nie tak, jak miało wyjść. Mieli rozpocząć wspaniale dzień, a zamiast tego, miała wrażenie, że wszystko się sypie, a przecież ledwo, co przed chwilą wyszli na prostą.
    — Nie, po prostu… ja…wiesz, to, no nie przemyślałam tego… ja… na chwilę… na chwilę po prostu nie myślałam… — wydukała, czując się odrobinę pewniej, ale nadal nieswojo. Po prostu nie spodziewała się z jego strony takiej reakcji, a nawet, jeżeli miałby jej odmówić to chyba…chyba myślała, że zrobi to inaczej. Odniosła wrażenie, że wyszła na wyrodną matkę, która nie myśli o własnym dziecku i to chyba sprawiało najbardziej, że wstydziła się, aż tak bardzo. — Masz rację, po prostu zrobimy to później, jak będziemy sami i to wcale nie musi być dzisiaj — mruknęła cicho, śmiejąc się nawet chwilę pod nosem na wspomnienie o sekstaśmie i Kardashiance. Nie chciała, aby od razu, teraz dzwonił do przyjaciela i to jeszcze po to, aby wepchnąć mu dzisiejszego wieczoru dziecko i psa, ale Artie był szybszy, bo już trzymał swój telefon przy uchu.
    Uniosła słabo kąciki ust, gdy słuchała tego, co miał do powiedzenia Ullielowi. Naprawdę nie musiał tego robić, poza tym nie była pewna czy wieczorem będzie nadal tego chciała i… mogli to po prostu zostawić na nieokreśloną przeszłość. Mimo wszystko myśl o wieczorze we dwoje po tej przerwie i tak była dobra, gdyż zdecydowanie tego potrzebowali, oboje.
    — Nie musiałeś, naprawdę, mówiłam Artie… — westchnęła, a po chwili zmarszczyła delikatnie brwi, słuchając kolejnych słów swojego męża. — Co? Nie… to nie tak, ja… — nie zdążyła się jednak wytłumaczyć, bo to co zrobił w następstwie, zadziało się tak szybko, że Villanelle nie zdążyła nawet zarejestrować dokładnie momentu, w którym założył bieliznę, a następnie spodnie. Pytanie dotarło do niej też z opóźnieniem, bo to po prostu było nie tak. Zdecydowanie nie o to jej chodziło. Zacisnęła wargi, wbijając spojrzenie w jego plecy.
    — To nie tak… nie zrozumieliśmy się, myszko — powiedziała tak, aby ją usłyszał. Wstała powoli z łóżka i ruszyła w jego stronę, całkiem naga, nadal nieco zawstydzona, bo o ile wcześniej jej się wydawało, tak teraz chyba faktycznie zepsuła całą atmosferę. Ten dzień zdecydowanie nie rozpoczął się tak, jak powinien. Podeszła do stojącego przy lodówce mężczyzny i objęła go od tyłu, muskając opuszkami palców po jego wyrzeźbionych mięśniach brzucha. — Po prostu myślałam… — zaczęła, zastanawiając się co ma powiedzieć, aby znowu przypadkiem nie doprowadzić do jakiejś kłótni. Strasznie się stresowała, wczoraj stało się coś, co sprawiło, że byli na dobrej drodze i o ile sam początek dnia również się taki wydawał, teraz Elle bała się, że ponownie się od siebie oddalą, że Arthur znowu nie będzie chciał spędzać z nią czasu. — Ten dzień nie zaczął się najlepiej — zaczęła mówić, układając policzek na jego plecach i przymknęła oczy.
    — Wcale nie chciałam przerwać seksu nim w ogóle go zaczęliśmy. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo cię pragnę… ale, ale po prostu wydawało mi się, że… że uciekła nam gdzieś ta atmosfera, te napięcie, bo… no… tak wypaliłam z tym nagrywaniem i wydawało mi się, że… że nie chcesz. Ale jeżeli chcesz… to ja też chcę. Sam wczoraj mówiłeś, że jedzenie może zaczekać, a ja po prostu… ja po prostu znowu nie pomyślałam. Przepraszam, kochanie.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  136. Przywierając swoim nagim ciałem do niego, przyciskając policzek do jego pleców stała tak, słuchając tego, co dokładnie miał do powiedzenia.
    — Nie jestem głodna — burknęła cicho w odpowiedzi, kiedy zapytał czy go puści. Nie mogła jednak trwać tak przy nim długo, bo Arthur po prostu rozluźnił jej uścisk i się odsunął. Rozchyliła delikatnie wargi, wpatrując się cały czas w jego plecy i analizując to, co miał do powiedzenia. Właściwie nie rozumiała, o co mu w tym momencie chodziło. Przecież przed chwileczką powiedziała, że go pragnie i chce dokładnie tego samego, co on. Problem polegał na tym, że z każdym jego kolejnym słowem, Villanelle coraz bardziej przestawała mieć chęć na seks z własnym mężem, co w zasadzie… zdarzyło się pierwszy raz. Zacisnęła wargi, słuchając jego kolejnych żali.
    — Chyba sobie właśnie żartujesz — oznajmiła poważnym tonem, gdy w końcu zamilkł. Nie chodziło już o to, że się źle zrozumieli, bo z tego, co zdążyła wywnioskować obojgu im zależało na tej szczególnej bliskości, ale Arthur nie dość, że przed sekundą ją od siebie odsunął to jeszcze uznał, że go karze. Zobaczyła na własne oczy, czym był zajęty wieczorami i dlaczego tak późno wracał do domu, odkąd powiedział jej prawdę, a raczej pokazał, przez myśl jej nie przeszło, aby się na nim w jakikolwiek sposób mścić. Wręcz przeciwnie, chciała mu się odwdzięczyć. Pokazać, jak bardzo jest wdzięczna. Pragnęła spełnić każde jego, nawet najmniejsze życzenie dzisiejszego dnia. — Czy ty siebie słyszysz!? Zemsta? Przestać podejrzewać… myślałam, że wyjaśniliśmy to sobie w nocy — uniosła ton, nie dość, że jej hormony szalały, nie doczekała się orgazmu, którego tak bardzo chciała i który tak bardzo chciała dać jemu, do tego wciąż czuła, jak klei się pomiędzy udami, a to doprowadzało ją w tym momencie do szaleństwa, nie wspominając o tych wszystkich słowach, które przed chwilą właśnie wypowiedział. W tym momencie miała głęboko w poważaniu jego przeprosiny. W momencie, w którym musnął wargami jej czoła, miała ochotę mu po prostu przywalić.
    — Ty naprawdę nie rozumiesz, że jak przed chwilą, całkiem naga przytulałam się do twoich pleców i mówiłam, że cię pragnę… chciałam cię z powrotem zaciągnąć do łóżka, Arthur? — spytała oddychając ciężko. Jeszcze chwilę temu, wciąż była gotowa to zrobić, wrócić z nim do sypialni, ale teraz… w tym momencie sama nie wiedziała, czego chce bardziej.
    — Nie zapomnij o telefonie, z pornosami będzie ci łatwiej pod tym prysznicem — oznajmiła unosząc głowę i zadzierając odrobinę ku górze brodę, zacisnęła pięści i spojrzała jeszcze na Arthura — jak mnie zaraz nie weźmiesz, gwarantuję ci, że na nowo zacznę podejrzewać cię o romans i obiecuję, że nie tkniesz mnie, dopóki Matt nie opuści mojej macicy. — Dodała jeszcze, zaciskając mocno wargi, jakby dopiero po wypowiedzeniu tych słów, dotarł do niej ich sens. Nie mogła się jednak teraz wycofać, bo wyszłaby na hipokrytkę, spoglądając na niego w progu łazienki — więc albo wracamy do ”Jestem cały twój. Tylko mnie nie bij bez podtekstu seksualnego, bo nie będę zbyt zadowolony”, albo zaraz cię naprawdę pobiję, bo doprowadzasz mnie w tym momencie po prostu do szału, Morrison — Oddychała głośno, bijąc się z myślami czy to ona, czy raczej jej hormony... no i zastanawiała się czy w ogóle ma dać mu szansę na przemyślenie tego, czy powinna wziąć wszystko w swoje ręce, skoro jej mąż wyraźnie był na tyle zmęczony, że nie potrafił nawet dostrzec, jak bardzo była na niego napalona.
    — Lepiej, żeby to była gorąca woda — oznajmiła już znacznie łagodniej, idąc w ślady swojego męża. Nie brała nawet pod uwagę opcji, że mógłby ją teraz odrzucić, a jeżeli tak… była w stanie spróbować wytrzymać w swoim postanowieniu i nietykalności do czasu porodu.

    ekhem, poniosło kobietę ❤

    OdpowiedzUsuń
  137. Serce waliło jej tak mocno w piersi, że była niemal w stanie usłyszeć każde jego uderzenie. Równie szybki oddech sprawiał, że szumiało jej w głowie, ale wszystkie te odczucia w tym momencie były niesamowicie przyjemne. Spojrzenie, jakim jej się przyglądał tylko potęgowało to wszystko, a uniesione w górę kąciki ust dawały jej satysfakcję, bo już dobrze wiedziała, że są w obecnej chwili na bardzo dobrej drodze.
    — Ja się z tobą nie kłócę — wyburczała tylko w odpowiedzi na jego słowa, nie do końca wiedząc, jak je w zasadzie powinna odebrać. Nie miała jednak w tym momencie głowy do skupiania się i rozmyślania nad sensem wypowiedzi. Zdusiła w sobie cichy jęk, gdy ułożył dłonie na jej policzkach i przywarł do ust. Miała wrażenie, że jest w stanie rozpłynąć się pod wpływem tego pocałunku, ale Artie szybko przywołał ją do pionu, napierając na nią.
    Obejmując jego biodra nogami, uśmiechała się wesoło i spoglądała na jego twarz roziskrzonym spojrzeniem pełnym żądzy. Kiedy ją ostrzegał, sama ułożyła ręce na policzkach mężczyzny tuż przy uszach.
    — Och, po prostu się zamknij — wymruczała cicho, obcałowując jego twarzy, od czoła przez nos i kąciki ust, gdy groził, że zleje jej tyłek.
    Musiała przyznać przed samą sobą, że dawno nie czuła tak silnego podniecenia. W zasadzie, odczuwała to wcześniej, aż tak mocno tylko dwa razy. Kiedy po raz pierwszy się ze sobą przespali i wtedy, gdy otworzył jej drzwi jedynie w ciemnych spodniach, eksponując dokładnie swoje ciało, gdy krople wody wciąż pozostawały na jego torsie, a mokre włosy uroczo się kręciły.
    Było jej w tym momencie tak bardzo gorąco i tak ciężko łapało się oddech, w brzuchu pojawiło się przyjemne uczucie mrowienia, a gdy w końcu ułożył ją na łóżku, z trudem mogła zapanować nad własnym ciałem i chociaż, wcale nie chciała mu pokazywać od tak, jak bardzo go pragnie, nie była w stanie spokojnie leżeć i czekać. Zaciskała palce na jasnej pościeli, a biust falował z każdym, głębokim oddechem.
    Jego dłonie na jej ciele pozostawiały niewidoczne ślady, ale Elle wręcz czuła, jak w miejscach, w których jej dotykał, skóra wręcz paliła się.
    Głośny jęk wyrwał się z jej ust, gdy tylko poczuła w sobie ukochanego, a każdy kolejny ruch sprawiał, że sama poruszała się zgodnie z nadanym rytmem, za każdym razem pojękując, gdy była już pewna, że nie jest w stanie poczuć go bardziej, on udowadniał, że może.
    Nie potrzebowała wiele czasu, aby jej twarz zalał czerwony, soczysty rumieniec, a na czole i plecach pojawiły się kropelki potu. Wciąż jednak wbijała paznokcie w jego nagie plecy, chcąc przeciągnąć tę chwilę, jak najdłużej w czasie, znaleźć się jeszcze bliżej swojego ukochanego, co ze względu na spory już brzuszek, wcale nie było proste.
    Czując, że wszystko wraca na właściwe tory.
    Oddychała ciężko, leżąc z zamkniętymi oczami, czując jeszcze tę przyjemność rozchodzącą się po całym jej ciele, chwilę wcześniej zagryzając, być może odrobinę za mocno jego wargę.
    Kiedy ukochany opadł miękko na łóżku, tuż obok niej, od razu przekręciła się na bok i wtuliła w jego nagi bok, palcem sunąć powoli po klatce, wciąż z zamkniętymi oczami. Czuła, jak oboje się kleją, a w pomieszczeniu unosił się zapach seksu… ich ciepłych ciał i potu, dopełniony zapachem świeżej pościeli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Tak bardzo cię kocham — wyszeptała, wtulając się policzkiem w jego pierś. Po chwili jednak uniosła się i uśmiechnęła uroczo, sunąc dłonią w dół — potrzebujesz chwili przerwy? — wyszeptała cicho, a uroczy uśmiech zamienił się w zadziorny. Podniosła się leniwie, cały czas oddychając z delikatną trudnością. — czy wolisz zaczekać do wieczora? — dodała, dłonią zjeżdżając do jego podbrzusza i chociaż ona sama nie czuła potrzeby przerwy, Thea zarządziła inaczej, bo cichy kwik rozniósł się z pokoiku dziewczynki.
      — Czyli czekamy — oznajmiła z lekkim uśmieszkiem, muskając ustami jego klatki, a następnie podniosła się i kierując się w stronę pokoiku córeczki, podniosła z podłogi bluzę, którą Artie zrzucił tuż po powrocie ze spaceru z psem — nie przebieram się już dziś w nic innego — wymruczała, zakładając ubranie męża i obciągając ściągacz tak, aby przykrywał jej pośladki i zniknęła za drzwiami dziecięcego pokoiku, a zarazem jego biura.

      Elle ❤

      Usuń
  138. Nim chwyciła w ramiona córeczkę, ujarzmiła odrobinę dłonią roztargane włosy. Uśmiech nie schodził z jej twarzy, a gdzieś pomiędzy nakarmieniem Thei, a zjedzeniem śniadania przygotowanego przez Arthura zniknęła w łazience, aby ubrać nie tylko przyniesione przez Arthura majtki, ale i stanik, chociaż w pierwszym odruchu chciała się trochę nad nim poznęcać. Później sobie przypomniała, że już nie są we trójkę, a świadomość, że Vader spogląda na nich z dołu, nieco ją speszyła. Zgodnie z założeniem, nie ubrała nic więcej i chociaż w pierwotnym planie mieli udać się na zakupy do ogrodu, wcale nie żałowała, że rozkład dnia odrobinę się zmienił.
    Potrzebowali tego dnia, aby spędzić go po prostu, jako rodzina w domowym zaciszu, zwłaszcza, po tak długiej przerwie. Nawet Thea czuła różnicę atmosfery panującej między rodzicami, a Villanelle miała wrażenie, że ich córeczka częściej się uśmiech, co mogło jedynie oznaczać, że bardzo tęskniła za swoim tatą.

    — Wczoraj mi groziłeś, że nie przekroczę progu domu, dopóki nie będzie w nim czysto — wizja spędzenia wspólnie wieczoru w wannie była kusząca, ale Elle dobrze wiedziała, że nawet gdyby wykazała chęć, Arthur przypomniałby sobie o kurzu i zapachu farb, albo dotarłoby to do niego, gdy znaleźliby się na przedmieściach. Siedziała wygodnie oparta o miękkie poduszki, a nogi wyciągnięte miała na szklanym stoliku, krążyła kostkami i poruszała palcami. Ostatnio coraz częściej zauważała, że chociaż drugi trymestr był dla niej naprawdę łaskawy, zaczynały się te mniej przyjemne objawy ciąży, jak spuchnięte, bolące nogi czy mięśnie łydek. Nie wspominając o nieco utrudnionym oddychaniu, do czego przyczyniała się jeszcze alergia.
    Wzdrygnęła się delikatnie, słysząc grzmot i od razu złapało ją poczucie winy, bo dobrze wiedziała, że Thea z pewnością nie będzie grzeczną dziewczynką, zwłaszcza, jeżeli na zewnątrz panowała burza.
    Zaśmiała się widząc, co robi Arthur, a gdy leżał z głową na jej kolanach, uśmiechnęła się do niego z góry i od razu wsunęła palce dłoni pomiędzy mokre włosy.
    — Aż tak się rozpadało? — Nie oczekiwała odpowiedzi na te pytanie, bo domyślała się, że przecież od tak nie zmoczył sobie włosów, kontynuowała jednak drapanie go delikatnie po głowie, przeczesując tym samym jego loki.
    — Trochę mi ich żal — przyznała zgodnie z prawdą — ale z drugiej strony, przecież zasłużyliśmy sobie na trochę spokoju — dodała, nie przestając sunąc rękoma po jego głowie. Nie miała pojęcia, jak na burzę reaguje ich nowy najnowszy członek rodziny, ale liczyła, że Blaise poradzi sobie z Vaderem i nie będzie do nich wydzwaniał. Gdyby nie ciążowy brzuch, nachylałaby się właśnie nad mężem i kolejny raz tego dnia obcałowywałaby jego twarz, jednak tym razem nie była w stanie tego zrobić.
    — Powiedziałeś mu, że ma dzwonić tylko gdyby działo się coś naprawdę poważnego? —Uniosła brew oddychając głęboko i przeniosła jedną dłoń z jego głowy na tors, wsuwając pod koc, którym był otulony.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  139. - Gubisz się we własnych postanowieniach, Morrison – zachichotała tylko cicho w odpowiedzi dla swojego męża, wzdychając głęboko. Wieczór tylko we dwoje w wannie, w świeżo wyremontowanej łazience brzmiał idealnie, ale zdecydowanie wolałaby od razu po wspólnej kąpieli położyć się w świeżej pościeli i zasnąć wtulona w swojego męża, zamiast pakować się do samochodu i wracać do mieszkania. Uśmiechnęła się, więc tylko do swojego męża i pokiwała delikatnie głową – wytrzymam, aż całość będzie gotowa – przygryzła delikatnie wargę i pokręciła głową na słowa Arthura – Myszko... to nie tak, że go nienawidzę, po prostu, ja trochę, trochę byłam zła i smutna, w sumie to byłam wściekła i... po prostu czuję niepokój, boję się, że znowu coś się tutaj wydarzy i... – zawiesiła głos, ten wieczór miał być tylko dla nich, mieli cieszyć się sobą i miło spędzić czas, nie musząc martwić się, że Thei się obudzi czy, że Vader będzie chciał na spacer. Zacisnęła wargi i przygryzła policzek od wewnątrz. – Cieszę się, że się przeprowadzimy, ale dzisiaj... dzisiaj też jest mi tu dobrze – dodała z lekkim uśmiechem, nie chcąc, robić z tego wieczoru, kolejnym, przepełnionym poważnych i trudnych tematów i to znów krążących wokół niej.
    Pokręciła lekko głową, mrużąc brwi i spoglądając na męża, cały czas gładząc jego włosy.
    - Thea boi się burz – wymruczała – nie jest mi tyle żal Blaise'a co naszej córeczki. Wiesz, że najbezpieczniej czuje się z nami... – dodała, powstrzymując się przed wybuchem śmiechu – mhm, my go chyba też trochę lubimy... – przymknęła powieki, czując, jak Artie odwrócił głowę w stronę brzuszka.
    Było jej teraz naprawdę dobrze i byłaby szczęśliwa, nawet gdyby cały wieczór tak sobie po prostu siedzieli i rozmawiali o ważnych i mniej ważnych rzeczach.
    - Boże – wzdrygnęła się cała, gdy huk rozniósł się echem pomiędzy wysokimi budynkami , a nagła ciemność tylko spotęgowała uczucie strachu. Nie była pewna czy miała okazję o tym wspomnieć swojemu mężowi, ale bardzo bała się burz, szczególnie takich nagłych i gwałtownych. Automatycznie wbiła mocniej palce w jego ciało i cała się spięła.
    - W szafie na dole powinno być pudełko po butach, pełne świeczek i różnych innych zapachowych pierdół – wzięła niechętnie dłonie z Arthura i wsunęła w kieszeń bluzy, gładząc przez materiał swój brzuszek. Kiedy brunet szukał świeczek, Elle wstała i podeszła powoli do okna, aby zerknąć, jak wygląda sytuacja na zewnątrz. Duże krople uderzały o szyby i parapet, robiąc przy tym głośny szum. Dźwięki burzy były ponoć uspokajające, ale dla Elle tylko wtedy, gdy właczała je przez aplikację.
    - To trochę dziwne, że ta burza wzięła się o tak, znikąd – odwróciła się przodem do męża i ruszyła w jego stronę – wiesz, nie bardzo lubię taką pogodę – szepnęła, przysiadając na boku kanapy, wpatrując się w Arthura ze świeczkami.
    Nie lubiła tego uczucia, bo niby wiedziała, że nic im nie grozi, a jednak cała w środku się trzęsła ze strachu, chociaż na zewnątrz wcale nie było tego, aż tak po niej widać.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  140. — A ja myślałam cały czas, że to kobieta jest zmienna w ciąży, a nie jej facet — uśmiechnęła się wesoło, ale nie na długo. Skinęła głową na jego słowa, wiedziała, że w większości miał racje. Nie powinna się denerwować, bo to było niezdrowe nie tylko dla niej, ale przede wszystkim dla Mattiego, a na jego zdrowiu zależało jej najbardziej od momentu, w którym w ogóle dowiedziała się o drugiej ciąży. Kolejne wydarzenia tylko to potęgowały, a jednocześnie wprowadzały kolejną dawkę strachu do ich życia.
    — Dlatego już nie narzekam — uśmiechnęła się. Naprawdę nie chciała, aby widział w niej tylko marudę i księżniczkę, której wiecznie jest źle w tyłku. Oczywiście, gdyby tylko mogła, spakowałaby już teraz, natychmiast wszystkie ich rzeczy i spakowała w samochód, ale potrafiła być cierpliwa. Przynajmniej w takich sytuacjach, zwłaszcza, że Arthur właśnie ją zapewniał, że nie zostało dużo do zrobienia. — Chociaż nie mogę się doczekać — przyznała zgodnie z prawdą, uśmiechając się do bruneta i z przyjemnością muskając opuszkami jego skóry.
    Obserwowała, jak rozkładał świeczki, a następnie zaczął zapalać je jedna po drugiej.
    — Może trochę — uśmiechnęła się, napotykając jego spojrzenie — trochę bardzo — sprecyzowała, spoglądając na podpalone knoty świeczek. Co prawda burza nie napawała ją optymizmem, ale musiała przyznać, że brak prądu był dobrą przyczyną, stworzenia romantycznego nastroju, tak po prostu. — Ja to wszystko wiem, no, że nic nam tutaj nie grozi, a Thea jest bezpieczna z Blaise’m, ale już ustaliliśmy, że martwię się wieloma rzeczami. Czas się z tym pogodzić, taką sobie wybrałeś żonę i matkę swoich dzieci — wyszczerzyła się, chociaż tym razem było inaczej. Zamartwianie się, a odczuwanie strachu było czymś zupełnie innym, ale nie zamierzała się rozdrabniać się teraz w tym, co dokładnie czuła.
    — No i mam ciebie. Przy tobie jestem spokojniejsza — wyszeptała z uśmiechem, który znacząco się poszerzył, kiedy jej mąż stanął przed nią z kocem, chwycił jej dłonie, podniósł i ułożył jej ręce na swoim karku. Objęła go mocniej, mrucząc tylko cicho na jego słowa — wszystko brzmi wspaniale, ale te niezdrowe jedzenie powinniśmy sobie w końcu odpuścić — przesunęła palcami po jego karku, schodząc na bark i uśmiechała się, wpatrzona w swojego męża, jak w obrazek. Widząc radość w jego oczach, nie mogła mu odmówić. Poza tym, nawet nie chciała. Otulona poduszkami, kołdrą, pod kocem z ukochanym tuż obok… to był idealny plan na pozbycie się strachu spowodowanego burzą.
    — Na co czekamy? Nie zbudujemy go w dwie minuty — zaśmiała się i chociaż niechętnie, puściła szyję ukochanego i odsunęła się odrobinę, wyswobadzając się spod koca. Chwyciła jego dłoń, a drugą chwyciła narożniki dwóch poduszek z kanapy i pociągnęła go w stronę łóżka — masz naładowanego laptopa? Moglibyśmy włączyć sobie jakiś przyjemny film, a później… później moglibyśmy się jeszcze bardziej zrelaksować — uśmiechnęła się szeroko, puszczając w końcu jego dłoń, aby zacząć układać poduszki na łóżku w odpowiednią konstrukcję. Podeszła jeszcze do szafy, z której wyjęła dwa dodatkowe koce i dwie mniejsze poduszki. — Masz konkretną wizję tego, jak powinno wyglądać nasze nocne królestwo? — zachichotała, mrużąc nieco oczy i wpatrując się w tworzącą się konstrukcje. — Architekci od siedmiu boleści — wymruczała, powstrzymując śmiech, kiedy przez jeden nieodpowiedni jej ruch, poduszki zaczęły się przewracać, jak w domino.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  141. Spojrzała na mężczyznę mrużąc gniewnie brwi, kiedy wspomniał o równouprawnieniu. Villanelle nie była zagorzałą feministką, ale nie nazwałaby się również zniewoloną przez mężczyznę kurą domową. Nie miała w tej sprawie jasno określonych poglądów, nigdy też się nad tym jakoś szczególnie nie zastanawiała się. W zasadzie to żyło jej się dobrze, tak jak teraz. No, może zmieniłaby kilka rzeczy, ale... no przecież było dobrze, czuła się szczęśliwa ze swoim mężem.
    - Mhm, z chęcią oddałabym ci moją rozciągniętą przez Matta macicę i wszystkie te dodatkowe atrakcje związane z ciążą, a zwłaszcza sam poród, więc proszę cię, zamknij swoje cudowne usta i nie odzywaj się więcej na ten temat - wymruczała, wciąż patrząc na niego spod przymrużonych powiek. Kiedy wytknął jej język, naprawdę miała ochotę mu przyłożyć i nie umiała sobie wytłumaczyć dlaczego, była jednak w stanie się powstrzymać. Westchnęła cichutko, gdy musnął jej warg. - Dużo lepiej, że tak wyszło... nie wybaczyłabym ci, gdybyś wszystko zrobił sam. Tak przynajmniej zaspokoję całkowicie, potrzebę wicia gniazdka. - Cała złość jaką czuła, właśnie z niej uleciała. Nienawidziła tej huśtawki, bo tak naprawdę nie zawsze była w stanie zapanować nad samą sobą, co wiązało się czasem z nieprzemyślanymi wypowiedziami, a później była zła na siebie.
    - Przecież nie umieram, nie martw się. Będę ci marudzić do ostatnich sekund naszego życia - wyszczerzyła się, wzruszając przy tym ramionami. Naprawdę chciała, aby ten wieczór był idealny. Zasługiwali na to, na odrobinę relaksu i odetchnięcia od wszystkich trosk, jakie posiadali. - Nie powiedziałam, że bez jedzenia... tylko bez niezdrowego. Chyba, że zmienię zdanie - Ostatnie zdanie powiedziała nieco ciszej, uśmiechając się przy tym delikatnie.
    - Strzelanki? - Prychnęła cicho, a po chwili zaśmiała się pod nosem - będziesz do mnie strzelał...? - Parsknęła, kręcąc głową - czy to ma jakiś podtekst, którego za żadne skarby świata, nie jestem teraz rozgryźć - dodała, wciąż rozbawiona. Obserwowała uważnie swojego męża, podśmierdując się cały czas przy tym - o no właśnie... magistrem. Kiedy pan magister zrobi ze swojej żony panią doktorową? - Zaśmiała się głośno. Wiedziała, że w ostatnim czasie nie miał do swojej pracy doktoranckiej ani głowy, ani czasu. - Jak się już przeprowadzimy, będziesz się zamykał w biurze i tworzył, hm? - Dodała szybko łagodnie, aby nie pomyślał sobie, że ma do niego jakieś pretensje, przecież wiedziała, ile się dzieje w ich życiu.
    - Ej, ej... ja się wciąż uczę. Ostatnio z marnymi efektami, więc mam prawo do błędów - wymamrotała, cofając się o krok i uważnie obserwując jego działanie. Spoglądała na niego trochę przerażona, gdy tak nagle się zerwał.
    Rozchyliła wargi, wpatrując się w finalny efekt i uśmiechnęła się szeroko. Musiała przyznać, że Artie spisał się wyśmienicie, bo ich fort nie dość, że wyglądał bardzo uroczo to wydawał się być stabilny, a góra poduszek na i w okół materaca sprawiała, że miała ochotę rzucić się na wyznaczone miejsce.
    - Jest cudowny - spojrzała na swojego męża i uśmiechnęła się, aby po chwili podejść do niego i złożyć na jego ustach czuły pocałunek. Chwyciła jego rękę, splatając ich palce razem i pociągnęła go za sobą, schylając się, aby nie naruszyć koca i ruszyła na materac. Ułożyła się wygodnie, poprawiając sobie poduszkę pod plecami, cały czas się przy tym uśmiechając. Mogliby przysunąć bliżej siebie świeczki, ale w tym momencie tak, jak było, było bardzo przytulnie i to jej wystarczyło.
    - Jak się czujesz? - Spytała nagle i cicho, wtulając się w niego. Miał rację, że do tej pory rzadko myślała o tym, co on czuł, jak mu było ciężko z tym wszystkim i co sobie mógł myśleć, gdy od tak przestała się do niego odzywać. - Na pewno jesteś nadal, bardzo zmęczony, hm? - Wymruczała cicho,wsuwając dłonie pod bluzę i opuszkami palców muskajac jego ciało. Ułżyła nogę na jego nogach i przysunęła się na tyle blisko niego, na ile mogła sobie pozwolić.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  142. — I dobrze widzisz, oczy cię nie mylą, bo jestem zła, ale twoja usta mimo wszystko są cudowne. Nawet gdybym chciała, żeby tak nie było — westchnęła ze zrezygnowaniem — może — wzruszyła ramionami, nadal spoglądając na niego spod przymrużonych powiek. Też za tym tęskniła i w takich momentach zdawała sobie sprawę z tego, że kocha go dokładnie caluteńkiego, takiego, jaki jest. Nawet, kiedy ją denerwował takimi właśnie, czy podobnymi tekstami.
    — Nie wiem skąd myśl, że mogłabym marudzić w takich momentach — tym razem to ona uśmiechnęła się szeroko i wytknęła mu koniuszek języka. Pakowanie wszystkich rzeczy z kawalerki z pewnością nie będzie tym przyjemnym momentem przeprowadzki, ale układanie już wszystkiego w domu na przedmieściach, będzie niczym spełnienie marzeń. — To zamówimy… bo jak już się położę to też mi się nie będzie chciało stać w kuchni… no chyba, że to będzie twoje życzenie. To, co mówiłam rano, jest nadal aktualne — uśmiechnęła się łagodnie.
    Villanelle mogła się jedynie domyślać, że Arthur w tym momencie nie był najszczęśliwszy z tego powodu, że zdecydował się na doktorat. Z drugiej strony, wtedy najprawdopodobniej by się w ogóle nie poznali, a Elle nie była w stanie wyobrazić sobie życia bez niego i Thei, i bez Matta, którego nie mogła się już doczekać.
    — Dobrze… będę twoją muzą — zachichotała — chodzącą inspiracją, kto by takiej nie chciał. Zwłaszcza przy doktoracie. Zobaczysz, przygotujesz materiały w jeden wieczór — zaśmiała się nieco głośniej, ale po chwili zamilkła, bo z zewnątrz ponownie zagrzmiało.
    Przełknęła ślinę i wpatrywała się, jak Arthur układa świeczki. Kiedy ułożył się obok niej, od razu się uśmiechnęła i poczuła się bezpieczniej. Ułożyła głowę na jego barku i ze spokojem oddychała.
    — To niesamowicie urocze — uśmiechnęła się po jego słowach i bardziej wtuliła się policzkiem w niego, drugą dłonią cały czas sunąc po nagiej skórze. — Bo mi z tobą jest po prostu dobrze… i prawie się nie boję — odpowiedziała. — Po prostu potrzebuję twojej bliskości, myszko — wyszeptała, odchylając nieco głowę i zerknąwszy na niego, uniosła kąciki ust — i twojej uwagi skupionej na mnie… wiesz, kiedy uda nam się ponownie zorganizować taki wieczór tylko dla naszej dwójki? Nikt nie będzie chciał tak chętnie zająć się dwójką dzieci. — Zatrzymała rękę na brzuchu Arthura, a po chwili przesunęła dłoń na jego bok i delikatnie go połaskotała — pamiętasz… jak na początku, po moim powrocie rozmawialiśmy o przyszłości? — Zagryzła wargę, uśmiechając się i kręcąc delikatnie głową z niedowierzenia — w życiu bym nie powiedziała, że to wszystko stanie się tak szybko… no wiesz, dom, drugie dziecko… pies — przymknęła powieki, rozkoszując się chwilą — jesteś teraz szczęśliwy? W tym momencie, tak po prostu? Bo ja jestem. Lubię… cieszę się, że mamy możliwość pobyć trochę w ten sposób, sami, nie musząc się o nic martwić — wyszeptała, a następnie wsunęła dłoń pod gumę jego spodni i ułożyła ją na kości biodrowej, delikatnie zaciskając na niej palce.

    Villanelle ❤

    OdpowiedzUsuń
  143. Nie powiedziała już nic więcej na ten temat, bo wdawanie się w dyskusję na temat jego wyglądu nie miało większego sensu. Oboje wiedzieli, dlaczego jego grupy miały tak dużo studentek, a sam Arthur wiedział, w jaki sposób na nią działał. Oczywiście, że kochała go nie tylko ze względu na wygląd, ale mimo wszystko, miał on spore znaczenie, a Arthur… Arthur był w oczach Villanelle po prostu chodzącym ideałem. Niesamowicie wysoki brunet o ciemnych oczach i tak cholernie ostrej szczęce, którą tak bardzo lubiła muskać palcami. Do tego urocze loczki opadające na czoło, najbardziej uroczy uśmiech na świecie i widoczne żyły na rękach ozdobionych tatuażami sprawiały, że Elle… była najszczęśliwszą kobietą na świecie, kiedy atmosfera pomiędzy nimi była wyprowadzona na odpowiednie tory.
    — Mówiłam, że życzenia spełniam dzisiaj — zachichotała, chociaż ewentualnie mogłaby przemyśleć jego prośbę, bo z tego, co zrozumiała, Thea i Vader mieli zostać u Blaise na noc. — A jak się chciałam nie ubierać, to sam mi majtki wcisnąłeś do kieszeni — przypomniała mu sytuację z rana i uśmiechnęła się sama do siebie, bo teoretycznie zgodnie z ostrzeżeniem, cały dzień chodziła w jego bluzie i bieliźnie. W mieszkaniu było ciepło, a bluza męża w zasadzie była jak tunika dla Elle, chociaż, gdyby nie ciążowy brzuszek z pewnością byłaby dłuższa. Zacisnęła usta w wąską linię, wpatrując się w niego i zastanawiając się, czy z tym rysunkiem żartował. Nie miała problemów z nagością przy nim, a rano sama proponowała, aby nagrali… cóż, porno — ale nikt, nigdy nie zobaczy tego rysunku poza nami — powiedziała po chwili zastanowienia, posyłając mu ciepły uśmiech.
    — Oczywiście, że się skupiam na tobie — zachichotała cicho, podpierając się na łokciu, aby musnąć przelotnie jego warg. — Moje myśli są tylko przy tobie, Artie — wymruczała mu cicho do ucha, sunąc cały czas dłonią pod materiałem jego ubrań. Uśmiechała się przy tym, wsłuchując się w to, co miał do powiedzenia. Z każdym kolejnym słowem, jej usta rozszerzały się, a spojrzenie było coraz bardziej maślane, bo dobrze wiedziała, jak bardzo było trudno jeszcze całkiem niedawno, bo zaledwie wczoraj była pewna, że wszystko prowadzi ich do rozwodu, usłyszenie takich słów teraz, było bardzo budujące. — Cieszę się, że jesteś szczęśliwy — szepnęła — naprawdę, chcę, żebyś zawsze był szczęśliwy… ze mną. — Wyszeptała cicho, czując się trochę egoistycznie, ale taka była właśnie prawda. Chciała, aby żadne z nich nie musiało szukać szczęścia gdzie indziej. Liczyła na to, że teraz już zawsze tak będzie.
    — Szybko minie… mamy już maj, a termin jest na sierpień — uśmiechnęła się — oby tylko nie urodził się tego samego dnia, co Thea. Lepiej byłoby, gdyby mieli urodziny, chociaż trochę oddalone od siebie w terminie — powiedziała, przypominając sobie to, co sam Arthur jej opowiadał o jego i Tilly urodzinach. Zaśmiała się na jego słowa, zerkając na idącą w górę, po jej nodze dłoń mężczyzny.
    — Naprawdę uważasz, że chodziłam tak cały dzień dla własnej przyjemności? — Wymruczała, nie wyciągając dłoni spod jego spodni. Wręcz przeciwnie, wsunęła ją nieco głębiej, a na jej ustach zagościł zadziorny uśmiech, gdy palcami natknęła się na jego męskość i bez wahania, zacisnęła delikatnie wokół niej dłoń. — Mam dla ciebie małą niespodziankę… śmiało — wymruczała, aby podwinął mocniej materiał bluzy. Zdobycie naprawdę seksownej, ciążowej bielizny było trudne, a znalezienie takiej, która jeszcze naprawdę, odpowiadałaby dziewczynie graniczyło z cudem, ale Elle udało się go dokonać i gdy jej maż odwoził Theę i Vadera pod opiekę przyjaciela, wyjęła schowaną w szafie torebkę z bielizną i przebrała się.

    Villanelle ❤

    OdpowiedzUsuń
  144. — Musiałabym… musiałabym to ewentualnie przemyśleć — uśmiechnęła się uroczo i niewinne wzruszyła ramionami, po chwili przymykając oczy, ciesząc się jego dotykiem. Co prawda nie myślała o tym wcześniej w ogóle, ba, nie przeszło jej to nawet przez myśl w żaden, najmniejszy sposób, ale zagryzła wargę, spoglądając na Arthura — jak zamontujesz te swoje czujniki przy drzwiach, mógłbyś narysować nas dwoje… no wiesz, taki autoportret. Moglibyśmy powiesić go nad łóżkiem — zachichotała. To z pewnością wprowadziłoby intymności do ich pokoju, ale dobrze wiedziała, że coś takiego mogliby zrobić dopiero, gdy dzieci się wyprowadzą z domu, a do tego… było jeszcze bardzo, bardzo dużo czasu.
    Westchnęła cicho na jego słowa. Chciała, aby działało. Miała nadzieję, że najgorsze kryzysy są już za nimi. W końcu ich małżeństwo wciąż było świeżą sprawą, a skoro już teraz byli w stanie przetrwać coś takiego… później nie mogło być już chyba gorzej. Liczyła, że tak właśnie będzie. Skoro zazwyczaj te pierwsze lata są słodkie i miodem płynące, a u nich… cóż, zdecydowanie nie było tak, jak oboje sobie wyobrażali małżeństwo.
    — Tak trochę nie masz wyboru, myszko — uśmiechnęła się, delikatnie, nie przestając wodzić dłonią po jego podbrzuszu.
    Wcześniej nie myślała, w szczególny sposób o bieliźnie. Zawsze wybierała ładne, zdobione koronkami fasony, ale zdecydowanie były one typowo basicowe. Tym razem, będąc w jednym ze sklepów nie mogła się powstrzymać przed dokładnym obejrzeniem niektórych modeli, a później rozpoczęła swoje poszukiwania i miała nadzieję, odnajdując ten, który wpadł jej w oko, że i Arthurowi spodoba się tak samo jak jej.
    — Jeżeli… jeżeli chcesz — wyszeptała cicho, biorąc głęboki oddech ze świstem. Obserwowała, co robi i uśmiechała się delikatnie. Była pewna, że mu się spodobała. W pierwszej chwili, chciała ułożyć dłonie po prostu na jego barkach, ale nim to zrobiła, chwyciła jego bluzę i ściągnęła ją z nią, aby następnie ułożyć dłonie na silnych ramionach. — Nie miałam pojęcia, że bielizna tak na ciebie zadziała — wyszeptała zgodnie z prawdą, a po chwili zaczęła mruczeć z przyjemności, gdy jego usta dotykały kolejne to fragmenty jej ciała.
    Otworzyła szeroko oczy i spojrzała na niego, błyszczącymi oczami. Uśmiechnęła się z zagryzioną wargą i skinęła delikatnie głową.
    — Przecież jestem cała twoja — wyszeptała, unosząc nogi, aby objąć go nimi na wysokości bioder, a dłoń układając na jego policzek — więc po prostu weź to co chcesz kochanie — odchyliła delikatnie głowę do tyłu, czując jego usta na szyi, a po chwili gdy wbił paznokcie w jej pośladek, jęknęła cicho.
    — Tylko powiedz, czy chcesz przed włączyć nagrywanie.

    illanelle ❤

    OdpowiedzUsuń
  145. — Przestań mówić do naszego dziecka w takich momentach — wyszeptała cicho, uśmiechając się delikatnie. Tylko Arthur potrafił sprawić, że Elle skupiała się tylko na nim. Gdy był blisko, wszystko inne przestawało mieć znaczenie. Nawet dzieci, gdy miała świadomość, że Thea jest w dobrych rękach, a póki Matt nie kręcił się za bardzo, jej uwaga była w stu procentach skoncentrowana na mężu.
    Zadrżała, gdy ułożył dłoń pomiędzy jej udami. Mimo, że jego ruchy były niesamowicie delikatne i chociaż, sama Elle nie czuła ich dokładnie, jej organizm reagował w odpowiedni sposób.
    Zaschło jej w gardle, a gdy Morrison zerwał się nagle, zamrugała, patrząc w stronę wyjścia z ich miękkiego i przytulnego fortu.
    Przyglądała mu się uważnie, gdy ustawiał telefon i chociaż rano była bardzo pewna tego pomysłu, tak teraz czuła się trochę skrępowana. Wiedziała, że nagranie będzie tylko dla nich i, że nikt inny, nigdy tego nie zobaczy. Powoli zawstydzenie zaczynało mieszać się z zafascynowaniem i wzrostem adrenaliny.
    Skinęła tylko delikatnie głową na jego słowa, wciąż mając niesamowicie suche gardło. Nie chciała chrypieć na nagraniu, dlatego tylko cicho odchrząknęła. Odchyliła głowę do tyłu, ponownie czując jego usta i westchnęła, aby następnie objąć Arthura w tym samym momencie, gdy ułożył dłonie pod jej plecami i przełożył ją na materacu.
    — Zdecydowanie — wyszeptała cicho, sunąc dłońmi po jego nagich plecach. Pod opuszkami palców czuła jego napięte mięśnie, uśmiechała się lekko, czując ciepłe wargi męża na sobie. Uniosła delikatnie głowę, aby spojrzeć na niego, gdy zadał pytanie. Nie zdążyła jednak nic powiedzieć, czując go rozchyliła tylko usta i westchnęła cicho, delikatnie poruszając biodrami. Oddychając głęboko, opadła głową z powrotem na miękko wyłożony materac i powoli wypuściła powietrze.
    Wsunęła dłoń w jego ciemne włosy i delikatnie masowała jego głowę, cały czas oddychając znacznie szybciej niż normlanie. Biust przytrzymywany przez stanik, falował delikatnie, a dreszcze rozchodziły się przyjemnie po jej ciele z każdym kolejnym ruchem Artiego.
    Przymykając oczy, po chwili poczuła się pewnie, a włączony telefon nie miał dla niej żadnego znaczenia. Ponownie oddała całą swoją uwagę mężowi. Sięgnęła jego dłoni, aby samej nadać tempa przyjemnym ruchom jego ręki, chociaż znając Arthura, była pewna, że za chwilę jej przeszkodzi i sprawi, że będzie miała w pierwszej chwili ochotę go udusić, a później będzie wdzięczna, że tak dobrze wie, co robić, aby było jej tak bardzo dobrze.
    — Ty kochanie powinieneś się jednak pozbyć ubrań — wymruczała, zaciskając kolana na mężu i powolnymi ruchami, zaczęła delikatnie zsuwać dresowe spodnie z jego bioder, aby po chwili z trudem unieść się i sięgnąć ustami jego warg. Sunęła dłońmi po skórze ukochanego, ciesząc się z możliwości jego dotykania. Nie zdawała sobie wcześniej sprawy, jak bardzo za nim tęskniła i chociaż rano wiedziała, że przerwa sprawiła, iż teraz odbierała wszystko intensywniej, dopiero teraz dotarło do brunetki, jak bardzo kocha tego mężczyznę i, że najzwyczajniej w świecie nie wyobraża sobie życia bez niego. Przygryzła delikatnie wargę ukochanego i pociągnęła go za sobą, kładąc się z powrotem wygodnie na łóżku. Tak bardzo go pragnęła i gdyby nie fakt, że ciążowy brzuszek wiele utrudniał, przejęłaby inicjatywę. Tymczasem mogła tylko leżeć i skupiać się na przyjemności, którą obdarzał ją mąż.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  146. Starała się zazwyczaj nie być egoistką w łóżku. Chciała zawsze dać Arthurowi tyle samo, albo i więcej, ile dostawała od niego. Były jednak momenty, takie jak ten, podczas których nie mogła się skupić na robieniu czegokolwiek. Koncentrowała się jedynie na przyjemności. Słyszała własne bicie serca, swój świszczący oddech i czuła, jak jej mięśnie napinają się, tym samym powodując prężenie i wicie się pod swoim ukochanym.
    Niby wiedziała, czego może spodziewać się po swoim mężu, ale za każdym razem wydawała się być tak samo nieprzygotowana, na jego plany. Zawsze sprawiał, że miała ochotę go w takich momentach zabić, bo gdy była już naprawdę blisko, czuła się sfrustrowana. Nadmiar emocji kłębił się nie tylko fizycznie, ale i psychicznie czuła potrzebę rozładowania zgromadzonego napięcia.
    — Nienawidzę, kiedy to robisz — wyjęczała, zaciskając mocno oczy i pięści na materiale prześcieradła, dysząc ciężko i starając się zacisnąć nogi, jakby miało jej to pomóc nad opanowaniem samej siebie. Słysząc jego prośbę, a raczej polecenie, nie zastanawiała się długo. Opierając stabilnie ręce, wypięła się z trudem powstrzymując się przed błagalnymi prośbami, aby przestał się z nią bawić w ten sposób. Zamruczała cicho w tym samym momencie, w którym w nią wszedł i zacisnęła mięśnie kegla na nabrzmiałej męskości, zduszając w sobie ciche pojękiwania, gdy dotykał jej ciała. Wydała z siebie niski, chrapliwy dźwięk, gdy pociągnął jej włosy, ale nie zaprotestowała.
    — Mhm — z trudem wydusiła z siebie, zamykając oczy i dostosowując się do ruchów Arthura, nawet przez chwilę nie pomyślała o tym, aby przerywać. Czuła się dobrze i wierzyła, że tak właśnie jest. Tym bardziej, że lekarz na poprzedniej wizycie nie wspominał nic na temat zaprzestania współżycia, a doktor Russell był… wyjątkowo mocno poinformowany na temat ich życia erotycznego — mówiłeś, że mam być grzeczna — wyjęczała, gdy zacisnął mocniej rękę na jej biodrze i krzyknęła gardłowo, dysząc przy tym ciężko — należy mi się kara… powinieneś, mnie ukarać… skoro byłam niegrzeczna, Arthur! — Krzyknęła czując przyjemne ciepło rozchodzące się po jej ciele. W tym samym momencie piorun uderzył, gdzieś w pobliżu, ponieważ huk był przeraźliwie głośny, jednak Villanelle była za bardzo skoncentrowana na swoim mężu, aby się przejąć czymś tak błahym, jak burza, chociaż w normalnej sytuacji drżałaby, jak galareta. Oplotła nogi wokół jego, mając wrażenie, że w ten sposób będzie jeszcze bliżej niego, a tego właśnie potrzebowała. Poczuć go, jak najbardziej możliwie.
    Była pewna, że jej głośne krzyki najbliżsi sąsiedzi byli w stanie usłyszeć, ale nie przejmowała się tym. Nic poza ich dwójką, nie liczyło się tego wieczoru. Wypięła biodra czując nadchodzące spełnienie, wyjęczała głośno imię ukochanego, aby w następstwie pochylić się głową niżej i wgryźć się w miękką poduszkę, dysząc ciężko i wciąż poruszając rytmicznie biodrami.
    — Mało mi… — wyjęczała zagryzając drżącą wargę, podpierając się przedramionami na materacu z czołem opartym o poduszkę, wciąż z uniesionymi wysoko biodrami, aby nie zgnieść brzuszka. — chciałabym… żebyś czuł to samo, co ja teraz — wydusiła, mając wrażenie, że frustracja spowodowana przerwaniem tuż przed jej spełnieniem sprawiała, że chciała więcej i gotowa była pomóc swojemu mężowi w zdobyciu kolejnej dawki energii.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  147. Całkowicie poddała mu się, była cała jego i mógł z nią w tym momencie zrobić dosłownie wszystko. Nawet mocniejszy dotyk nie sprawiał bólu, a z pozoru agresywne ruchy sprawiały tylko, że czuła rosnące podniecenie, chciała już tylko więcej i mocniej. Jęknęła głośno, gdy przyciągnął ją bliżej siebie, niedelikatnymi ruchami, a później raz jeszcze, gdy rozniosło się po niej, przyjemne ciepło.
    — To dobrze — wydyszała ciężko, prężąc się pod jego ciałem, cały czas odczuwając przyjemne dreszcze, przechodzące przez jej ciało. Cała drżała, ale w tym przypadku ciarki zwiastowały jedynie kolejną dawkę przyjemności, której mogła się spodziewać. — Byłoby mi niesamowicie smutno, gdyby było inaczej, Artie — wymruczała cicho, przymykając oczy i rozkoszując się jego dużymi, ciepłymi dłońmi błądzącymi po jej ciele i ściągającymi z niej bieliznę. Gdy klepnął ją tylko jęknęła, automatycznie odchylając głowę do tyłu.
    Brunetka ułożyła się wygodnie na materacu, próbując wyrównać swój oddech, jednak on wciąż był płytki i szybki, a widok leżącego tuż obok, całkiem nagiego Arthura, którego mięśnie podkreślone były lśniącym potem, nie ułatwiał jej opanowania siebie samej. Poza tym, nie chciała tego. Wciąż pragnęła swojego męża, czując silną potrzebę nadrobienia ostatniego miesiąca.
    — Jest dobrze — wyszeptała cicho, ale nie ruszyła się. Leżała spokojnie, jedynie biust falował przez jej nadal, szybki oddech. Przełknęła ślinę, zastanawiając się nad odpowiedzią na jego pytanie. Nim jednak to zrobiła, przygryzła mocno wargę i otworzyła szeroko oczy, wpatrując się w ukochanego z zafascynowaniem — nie powinnam wybierać sobie sama kary, ale… gdybym musiała, powinieneś mi, kochanie, bardzo dosadnie pokazać, gdzie jest moje miejsce. Twoje dłonie, Artie, możesz… powinieneś sprać mi porządnie tyłek, nie raz mi przecież tak groziłeś — wymruczała cicho, w końcu układając dłoń na nagim boku Arthura, na którym zacisnęła odrobinę mocniej palce. Przełknęła ślinę słuchając dalej tego, co miał do powiedzenia, a na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech — Ufam ci, jestem cała twoja — oznajmiła w odpowiedzi. Przymknęła oczy, gdy wsunął w nią palce i westchnęła ze zrezygnowaniem, otwierając oczy, gdy cofnął dłoń. Zwilżyła wargi patrząc, jak oblizuje palce, a po chwili sama wpiła się w jego usta, składając na nich namiętny pocałunek, przesuwając dłonią w dół, ale tylko po to, aby po chwili podnieść się na kolana i pchnąć go delikatnie, aby ułożył się na plecach. Pocałunkami schodząc do jego żuchwy, westchnęła z żalem, odrywając od niego swoje usta, ale tylko po to, aby odnaleźć jego dłonie i chwycić je, splatając ich palce.
    — Wstań, Arthur — oznajmiła, siadając na piętach i wpatrywała się w męża — nie będziesz żałował, obiecuję — dodała, oblizując powoli wargi, oddychając głęboko. Zacisnęła dłonie na jego biodrach, i uniosła głowę, aby spojrzeć na jego twarz. — Wiem, że masz już plan… ale chyba powinnam ci pierw pokazać, jak bardzo potrafię być niegrzeczna — wymruczała i rozpoczęła składać pocałunki na jego podbrzuszu, tylko po to, aby po chwili zejść ustami niżej, jedną dłonią zaciskając jego jądra, drugą zaś pomogła sobie wsadzić jego męskość w usta, mrucząc cicho, wpychając go sobie głęboko, aby powoli rozpocząć ssanie, poruszając rytmicznie głową.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  148. Villanelle potrafiła również zaskakiwać samą siebie, a wszystko to przez, a raczej dzięki Arthurowi. Początkowo nie podejrzewała sama siebie o takie pragnienia, ale jej mąż niejednokrotnie pokazał jej, że ich współżycie nie musi być nudne, a eksperymenty i nowości są niesamowicie ekscytujące. Kochała go i naprawdę mu pod tym względem ufała, dzięki czemu otworzyła się również sama przed sobą, zdając sobie sprawę z rzeczy, pragnień i oczekiwań, o których sama wcześniej by nie pomyślała.
    Uśmiechnęła się tylko kącikami ust, przygryzając wargę, gdy się odezwał. Podążyła spojrzeniem, za jego dłonią i wstrzymała na chwilę oddech.
    - Właśnie tego chcę – szepnęła, kiwając przy tym delikatnie głową, nie odwracając spojrzenia od jego dłoni – chcę poczuć, jak bardzo cię zdenerwowałam, jaki byłeś zły – wymruczała cicho. Zastanawiała się krótką chwilę nim pozwoliła sobie na przejęcie inicjatywy, aż w końcu to zrobiła. Nie wiedząc, że pieszczenie go w ten sposób, może sprawić jej tyle przyjemności, chociaż wcześniej już to robiła, dziś wszystko było inne. Nie skupiała się na otoczeniu, przytulny fort sprawiał, że czuła się jeszcze bezpieczniej niż normalnie. Syknęła cicho, gdy zacisnął mocniej dłonie na jej włosach i kolejny raz podczas tego zbliżenia zrobiła dokładnie to, czego od niej chciał. Odwzajemniała pocałunek, przenosząc dłonie na jego plecy, wbijając w nie paznokcie.
    - Tylko pamiętaj... – westchnęła cicho, gdy skupił się ustami na jej piersi, czując, że takie pieszczoty mogą spowodować, że z jej pełnych przez ciąże piersi może wycieknąć pokarm – pamiętaj, że jestem w ciąży, kochanie – wymruczała, odchylając głowę i przymykając oczy.
    - Jestem wszystkiego w stu procentach pewna, ale... ale może nie puszczaj całkowicie wodzy swojej wyobraźni, pamiętaj po prostu o naszym synku – wychrypiała, wbijając intensywne spojrzenie w jego oczy, gdy wisiał tak nad nią i czekał na jej zgodę. Splotła dłonie na jego karku i wpiła się w jego usta zachłannie, składając na nich namiętny pocałunek.
    Dreszcz ekscytacji przeszedł wzdłuż jej kręgosłupa, a fakt, że za chwilę Arthur miał pokazać jej inny sposób czerpania przyjemności, sprawiał, że chociaż jeszcze nic nie zrobił, podniecenie spowodowane niewiadomą, zaczęło wzrastać. Zagryzła wargę, uśmiechając się kącikiem ust.
    - Od razu się odezwę, gdy coś będzie nie tak – dodała jeszcze cichutko, nieco wyższym niż normalnie głosem.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  149. Nie wiedziała, czego ma się w takim przypadku spodziewać po Arthurze. Niejednokrotnie udowodnił jej już, że ma bujną wyobraźnię. Jednocześnie pokazywał, jak bardzo się o nią troszczy, za każdym razem zapewniając, że wystarczy jedno jej słowo, aby po prostu przestał robić to, co w danym momencie robił.
    Wiedziała, że tym razem będzie tak samo. Dlatego zgodziła się, owszem czuła pewnego rodzaju niepokój, ale to raczej był strach przed nieznanym, który zdecydowanie przewyższała ciekawość. Leżąc na plecach wpatrywała się w jego twarz, uważnie obserwując ciemne oczy i uśmiech, który pojawił się na jego ustach i którego znaczenia, nie była w stu procentach pewna. Jego wyznanie uspokoiło ją.
    Oblizała usta, gdy tylko wypuścił spomiędzy zębów jej wargę i zszedł pocałunkami niżej. Oddychała głęboko, czerpiąc przyjemność z pieszczot i wsłuchiwała się w słowa, które padały z jego ust.
    — Teraz już wiem — wyszeptała, odchylając mocno głowę do tyłu. Zasyczała, gdy podszczypnął ją odrobinę za mocno, ale w tym samym momencie po jej plecach przeszedł przyjemny dreszcz. Chciała więcej. Dlatego robiła wszystko, o co prosił, a raczej nie sprzeciwiała się, gdy to on układał ją w odpowiedni sposób, nawet, jeżeli nie robił tego z największą delikatnością i czułością, a wręcz bez.
    — Zamknęłam — szepnęła zgodnie z prawdą. Łatwiej byłoby jej, gdyby po prostu przewiązał materiał na jej oczach, ale ufała mu, dlatego też nie podglądała. Poza tym wiedziała już, że pozbawiona jednego ze zmysłów, kolejne wyostrzały się. Skupiała się, więc na jego dłoniach sunących po jej ciele, a gdy te zostały zastąpione ustami i językiem, westchnęła głośno. Było jej dobrze. Dopiero po chwili poczuła, jego zęby i jęknęła cicho, aby zagryźć własną wargę i odchylić mocno głowę do tyłu. Ból dotarł do niej dopiero po chwili.
    — Ał — wydusiła z siebie, gdy tuż po klapsie wszedł w nią. Dyszała ciężko i pojękiwała tylko cicho — nie przestawaj — wydusiła z siebie z trudem, jedynie mocniej wypinając się dla ukochanego i wydając z siebie ciche, stłumione gardłowe pojękiwanie, poruszyła tylko delikatnie biodrami, bo w zasadzie nie była w stanie zrobić nic więcej, chociaż wiedziała, że zaraz usłyszy od Arthura kolejne upomnienie, aby nie wtrącała mu się tam, gdzie on ma dziś rządzić. Serce biło jej jak oszalałe, a na ciele pojawiła się gęsia skórka. Zacisnęła zęby i wargi w wąską linię, ciągle z zamkniętymi powiekami, rozkoszowała się jego dłońmi na sobie.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  150. Przez chwilę miała wrażenie, że coś jest nie tak, że Arthur zamierzał zrezygnować i wycofać się z ukarania jej. Odetchnęła głęboko, kiedy się odezwał i powrócił do pieszczot, czując, że to nie jest jeszcze koniec.
    — Ostrzegałam, że jestem niegrzeczna — powiedziała pomiędzy pojękiwaniem, a później znów spomiędzy jej warg wydarł się zduszony krzyk, kiedy jego dłoń uderzyła napięty pośladek. Wygięła się delikatnie, oddychając jeszcze szybciej. Nie chciała jednak, aby przerywał, bo było jej po prostu dobrze. Zupełnie inaczej niż zawsze, ale dobrze. — Jestem twoja… to ty decydujesz, na jak dużą karę zasługuję — wychrypiała, mimo wszystko poruszając się delikatnie, ponieważ nie była w stanie wytrzymać w bezruchu. Pośladki piekły ją od jego uderzeń, a mięśnie cały czas zaciskała na jego męskości. Czuła, jak robi jej się coraz bardziej gorąco i chociaż powtarzała sobie, że nie może… nie mogła wytrzymać. Jęknęła, gdy pociągnął jej włosy, a po chwili westchnęła czując jego kciuk na wargach. Zassała go delikatnie, gdy wsunął palec do jej ust. Przez jej ciało przeszedł dreszcz, kiedy ułożył dłoń na jej szyi i trudno było jej rozróżnić czy był spowodowany przyjemnością czy przestrachem. W niepewności wstrzymywała oddech tak długo, dopóki nie wziął dłoni i ponownie nie wymierzył jej siarczystego klapsa. Jęknęła wówczas z przyjemności, oddychając coraz ciężej, wręcz spazmatycznie, jakby łapała ostatnie hausty powietrza. Przyjemne ciepło roznosiło się po jej ciele, a dreszcze zmieniły się w drżenie. Jęknęła głośno, zaciskając palce na prześcieradle. Nie panowała nad własnym ciałem w przypływie przyjemności, a gdy poczuła, jak Arthur było dobrze i jak doszedł w niej, zaskomlała cicho, samoistnie przyspieszając ruch bioder, aby po chwili wygiąć się w łuk, z trudem utrzymując się na drżących dłoniach i nie upadając na brzuch, jęknęła głośno i odsunęła się nagle od Arthura, aby odwrócić się i pospiesznie opaść pupą na materac. Podparła się z tyłu dłońmi i pojękiwała cicho jeszcze przez chwilę, czując, jak serce wali jej w piersi, jak z trudem łapie oddech. W tym wszystkim była jednak szczęśliwa.
    Poprawiła się na materacu siadając tak, aby nie podpierać się więcej dłońmi i wyciągnęła ręce w stronę Arthura.
    — Przytul mnie — wyszeptała, chwytając jego barków — przytul mnie proszę — dodała cicho. Potrzebowała tego. Podczas ich ostrej zabawy było jej niesamowicie dobrze, ale teraz, po wszystkim brakowało jej czułości i musiała ją po prostu poczuć. Dlatego schowała twarz w zagłębieniu jego szyi, a gdy uspokoiła swój oddech, odsunęła głowę i spojrzała w jego ciemne oczy, uśmiechając się z rumieńcami na policzkach — to było… ja… coś, coś całkiem nowego i… kocham cię — wyszeptała, układając dłoń na jego policzku, czule go gładząc — dziękuję, myszko — wymruczała zachrypniętym głosem — było mi naprawdę dobrze. Nadal jest mi dobrze, Artie — dodała, składając na jego ustach namiętny pocałunek.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  151. Serce biło jej jeszcze przyspieszonym rytmem, a pocałunek sprawiał, że złapanie spokojnego oddechu było bardzo utrudnione. Nie przeszkadzało jej to jednak. Westchnęła cicho, gdy odsunęli się od swoich ust. Podnosząc spojrzenie na jego oczy, uśmiechnęła się widząc, jak czule się jej przypatrywał.
    W tym momencie nie potrafiła wytłumaczyć, dlaczego wcześniej postanowiła go od siebie zdystansować, dlaczego uparcie trwała w swoim postanowieniu, wmawiając przy tym sobie, że to właściwe. Nie umiała wyjaśnić sobie samej, dlaczego chciała odepchnąć od siebie najważniejszą osobę w swoim życiu, rozumiejąc to dopiero w momencie, w którym on sam nie zamierzał kolejny raz starać się.
    Zagryzła wargę, słuchając jego słów i uśmiechnęła się blado, nie przestając gładzić jego policzka.
    - Nie wiem co mam powiedzieć – szepnęła na jego wyznanie, czując, że na jej policzki ponownie wkradają się rumieńce. Wolała nie myśleć o tym, gdy zaczęła płakać po ich zbliżeniu, bo w zasadzie od tego zaczęły się ich problemy. Westchnęła cicho – mam mała radę... gdy mówisz mi takie rzeczy, nie mów, że to tandetne. Wiesz, lubię czasami posłuchać takich wyznań – zachichotała cicho, również wpatrując się w niego, odzyskując w końcu równy oddech. Uniosła brew, gdy wziął z niej ręce i zagryzła wargę, gdy wspomniał o nagraniu. Wbijała w niego swoje spojrzenie przez cały czas, do momentu, gdy wrócił do niej. Czuła się nieco zażenowana, całkiem zapomniała o tym, że wszystko rejestrował telefon Arthura.
    Podniosła się delikatnie, poprawiając poduszki w taki sposób, aby był wysoko podparte o ścianę. Spojrzała na telefon, który wręczył w jej dłonie mężczyzna.
    - Nie wiem czy chcę to widzieć – mruknęła cicho, wpatrując się w miniaturkę filmu. Z jednej strony była ciekawa, ale z drugiej obawiała się tego, co zobaczy. Wtuliła się tylko bardziej policzkiem w Arthura, mrucząc cicho z przyjemności. – Może nie psujmy sobie wyobrażenia i zostańmy przy tej pewności, hm? – wyszeptała, marszcząc delikatnie czoło. Teraz, kiedy emocje opadły, czuła nieprzyjemne pieczenie pośladków. Przekręciła się powoli na bok, miała przeczucie, że jutro z trudem będzie mogła chodzić.
    - O nie, zapomniałam... – jęknęła nagle, odkładając telefon Arthura na bok – mam jutro kolokwium... całkiem wyleciało mi z głowy – westchnęła, nie odsuwając się od swojego męża. Przymknęła oczy, zaciskając palce na jego boku – zrobienie jajecznicy nago, będziemy musieli przełożyć w czasie... chyba, że wstaniesz razem ze mną dużo wcześniej. – Wymruczała cicho, sunąc nosem po jego torsie.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  152. Westchnęła cicho, opierając się głową o bark i ramię ukochanego, gdy leżeli tak cały czas obok siebie. Zmrużyła delikatnie powieki i spojrzała na niego, z niezadowoloną miną.
    — Dzięki — burknęła na jego słowa, ale po chwili na jej ustach pojawił się złowieszczy uśmieszek, gdy wpatrywała się w swojego męża — uważasz, więc, że mam tandetny gust. Świetnie, Morrison, przypomnę tylko, że jesteś bardzo w moim guście — wytknęła mu język i układając dłoń na torsie ukochanego, wtuliła się w niego mocniej. — Pff, z łaski to ja nie chcę takich wierszy.
    Powróciła spojrzeniem do telefonu, zastanawiając się nad tym czy faktycznie powinni to obejrzeć. Ok, chciała nagrać ich zbliżenie, ale tylko po to, aby je nagrać. Dla samego faktu i świadomości, że kochając się przed kamerą, chociaż o tym oboje szybko zapomnieli.
    — Nie będziesz tego oglądał sam… w ogóle nie będziesz tego oglądał — jęknęła, próbując zabrać mu telefon z rąk — ale mi twoja technika odpowiada, nie ma potrzeby dopracowywania — zaśmiała się, podnosząc się lekko, aby sięgnąć dłońmi jego rąk. Jego pytanie sprowadziło ją twardo na ziemię. Przewróciła oczyma dookoła i uśmiechnęła się tylko.
    — Uczyłam się wcześniej — powiedziała zgodnie z prawdą. Co prawda niewiele pamiętała, bo za każdym razem, gdy próbowała się skupić na zapisanych kartkach, jej myśli krążyły wokół Arthura i tego, co robił i z kim był. — Czy pan, panie Morrison, nakłania mnie do okłamywania mojego profesora? — Zachichotała, mrużąc oczy. Nie miała pojęcia, jak je napisze, ale wiedziała, że nie może napisać kilkanaście godzin przed wiadomości do prowadzącego z informacją, że źle się czuje… sumienie by jej na to nie pozwalało, bo biorąc pod uwagę jej obecny stan, miała do tego prawo i dlatego właśnie miała indywidualną organizację studiów. — Świetnie, wstaniemy, zjemy razem śniadanie i mnie przepytasz, a później będziemy świętowali, mój krok bliżej zakończenia trzeciego roku — wyszczerzyła się wesoło, ale uśmiech szybko jej zniknął z twarzy.
    — Przestań, nie będziemy tego oglądać — wymruczała cicho, kiedy znowu odblokował ekran, a miniaturka filmu pojawiła się na wyświetlaczu — to jest żenujące… nie mówiłam, że będę chciała obejrzeć te nagranie — uderzyła go delikatnie piąstką w żebra, chociaż wiedziała dobrze, że to się na nic nie zda. Nie mogła powstrzymać głośnego śmiechu radości, gdy ekran po prostu zgasł, a ona miała chociaż odrobinę spokoju od rozmawiania na temat ich sekstaśmy, przynajmniej dopóki nie wróci prąd. Na zewnątrz wciąż padał deszcz, chociaż Elle nie była pewna czy czy burza nadal trwa.
    — Zamiast pracować nad techniką, powinieneś przeczytać podręcznik, co robić, aby nie wkurzać swojej żony — westchnęła, ale po chwili lekko się uśmiechnęła — chcę film. Najbardziej tandetną komedię romantyczną prosto z Hollywoodu i coś do jedze… — przerwała. Jeżeli nie było prądu w mieście oznaczało to, że nie mogli nic zamówić a i z przygotowaniem będzie problem — o nie… o nie, nie, nie — jęknęła, próbując się skupić na tym, czy jej zapasy niezdrowego jedzenia na czarną godzinę są wciąż pełne i jak się do nich dostać, aby Arthur nie był świadomy, że chowa sobie po kątach słodkie i słone przekąski. — Idź po laptopa, kochanie.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  153. Stała oparta o ścianę, tuż przy oknie, z którego był widok na ulicę. Widząc nadjeżdżający, czarny samochód zaczęła płakać. Przez kilka ostatnich dni, tak naprawdę nie robiła nic innego, poza wylewaniem kolejnych łez. Nigdy w życiu nie pomyślałaby, że kiedykolwiek spotka jej rodzinę taka tragedia. Razem z Arthurem, przeszli przecież już tak dużo, a życie wymierzyło im kolejnego kopniaka. Podrzuciło im pod nogi ogromną kłodę, której pokonanie było naprawdę trudne.
    Przed oczami miała widok bezwładnie opadającej głowy męża na jego ramię. Słyszała z trudem zanuconą kołysankę, a później była już tylko cisza. Przeraźliwa cisza, przerywana poleceniami Blaise’a, płaczem Thei i jej własnym. Nieprzyjemnym szelestem foli i ugniatanego plastiku, gdy kolejny raz sięgała po ziołowe tabletki, bo nie byłaby w stanie przetrwać dnia bez nich, a po zażyciu tabletki wcale nie było łatwiej.
    Wiadomość, że oddadzą Arthura z jednej strony ją cieszyła, ale… bała się, bo pamiętała widok z nagrania, a jej czarnowidztwo w takich momentach, wydawało się racjonalne. Mogli oddać go żywego, albo jedynie jego zwłoki lub… w ogóle nie dokonać wymiennej transakcji. Dlatego tak bardzo bała się spojrzeć przez okno czy to na pewno Arthur, czy z samochodu wysiada jej żywy mąż. Dlatego była w mieszkaniu. Bała się zejść na dół, ale po chwili wychyliła się zza ściany, aby zerknąć, co dzieje się na zewnątrz.
    — Arthur — wyszeptała drżącym głosem, a po chwili po prostu płakała, gorączkowo, rozpaczliwie łapiąc kolejne hausty powietrza, trzymając mocno ich córeczkę i przyciskając ją do siebie. Czuła, jak całą drży. Z odległości nie wyglądał najgorzej, ale widziała, że ochroniarze Ulliela musieli go podtrzymywać. Pospiesznie ruszyła w stronę wyjścia z mieszkania, było na tyle ciepło na, zewnątrz, że nawet nie zakładała nic więcej poza trampkami na nogi, również nie zakładając nic Thei. Wiedziała, że nie mogła się nadwyrężać fizycznie, ale pospiesznie zbiegła po schodach, przytrzymując się poręczy, aby nie przewrócić się z dzieckiem. Poczuła nieprzyjemny skurcz, ale nie przejęła się tym. Musiała, jak najszybciej znaleźć się przy Arthurze. Z impetem otworzyła drzwi klatki schodowej i skierowała się w stronę parkingu, aby w pierwszej chwili stanąć. Wyglądał okropnie. Był cały ubrudzony nie tylko krwią i wymiocinami, ubranie miał zakurzone i zwyczajnie ubrudzony, przebywaniem w zamknięciu. Na pobladłej, opuchniętej twarzy siniaki i krew wyraźnie kontrastowała. Sprężyste loczki były przyklapnięte i posklejane. Patrzyła na mężczyznę stojącego przy samochodzie, podtrzymywanego przez jednego z ochroniarzy, ale nie widziała w nim tego samego człowieka, z którym żegnała się w tym samym miejscu kilka dni temu.
    — Arthur, kochanie, skarbie, Arthur, Artie, myszko — mówiła płacząc i z każdym kolejnym określeniem robiąc krok do przodu. Im była bliżej, tym bardziej była pewna, że to nie był tylko okropny sen, że wszystko to wydarzyło się naprawdę. — Kochanie… kochanie… tak bardzo się bałam, myszko — wyszeptała stając naprzeciwko niego. Chciała go przytulić, ułożyć dłonie na jego policzkach, wpleść palce we włosy. Pocałować, przytulić się i być po prostu obok, blisko, poczuć, że to naprawdę on, że jego serce nadal bije, odnaleźć w jego oczach ten błysk, ale… ale bała się, że chociażby jednym nieodpowiednim ruchem wyrządzi mu więcej krzywdy, a tego nie chciała. Widziała, stał przed nią poturbowany, zraniony, widziała, więc wyraźnie, jak wiele już wycierpiał. Zrobiła jeszcze jeden krok do przodu, wyciągając dłoń, ale wstrzymała się. Zawisła nią w pół drogi do jego policzka.
    — Boże, tak bardzo… ja… to ty, prawda? — Blaise mówił, że nie powinna była płakać, ale nie mogła przestać, łzy spływały po jej policzkach z taką intensywnością, że nawet nie starała się już ich ścierać, bo nie nadążała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Wyglądasz… okropnie, musimy jechać do szpitala. Boże, co oni ci zrobili… Artie, pewnie tak bardzo cię wszystko boli — mówiła, pociągając nosem i chociaż gdzieś miała na uwadze to, że nie powinna go dotykać nie wytrzymała. Stanęła jeszcze bliżej i objęła go delikatnie, najdelikatniej jak potrafiła jedną ręką, bo drugą podtrzymywała Theę. Po chwili jednak wzięła szybko ramię i z trudem wymusiła uśmiech na ustach, chociaż w jej oczach było przerażenie i troska.

      Elle ❤

      Usuń
  154. Stała przed nim, cała drżąca i przyglądała mu się uważnie. Widok był okropny, a Elle nie umiała zdecydować czy wyglądał lepiej, czy gorzej w porównaniu do obrazu, który zapamiętała, gdy w grudniu wezwano ją do szpitala, aby podjęła decyzję, co z jego dalszym życiem. Miała wtedy nadzieję, że nigdy więcej nie spotka ich podobna sytuacja. Teraz nie musiała decydować, ale była, aż za bardzo świadoma, że jest źle. Wypowiedziane przez ukochanego słowa, zdawały się ją w tym utwierdzać. Zadrżała, słysząc pytanie dotyczące nadchodzącej śmierci.
    — Cichutko Artie, niedługo przestanie boleć, pojedziemy do szpitala, zajmą się tobą, będzie dobrze, zobaczysz — wyszeptała. Jego głos brzmiał źle, słyszała, jak jej mąż miał niewiele siły. — Nie mów już nic więcej, kochanie, nie przepraszaj, jeszcze nie musimy się żegnać, zobaczysz — nie wiedziała, dlaczego szepta. Chyba przez to, że jego głos był słaby.
    Nie chciała go skrzywdzić, nie chciała sprawić mu więcej bólu. Chciała dla niego najlepiej. Przeraziła się, gdy usłyszała wrzask swojego męża tuż po tym, gdy go objęła. W tym samym czasie wybuchła histerycznym płaczem, a widząc krew w jego ustach, coraz więcej krwi i to, jak upadał na kolana poczuła nieprzyjemny ucisk w brzuchu, zrobiło jej się zwyczajnie niedobrze, a przez ciało przeszły silne dreszcze.
    — Na co czekasz idioto!? — Wrzasnęła padając na kolana, aby znaleźć się na tym samym poziomie, co Arthur. Swoje słowa kierowała do ochroniarza, który nie był w stanie utrzymać Morrisona. Mężczyzna zamiast zrobić cokolwiek wpatrywał się, jak jej mąż się dusi. — Dzwońcie po pogotowie, natychmiast! — Chciała go dotknąć. Pomóc mu, ale przecież przed chwilą tylko wszystko pogorszyła.
    — Przepraszam, Artie tak bardzo ci przepraszam, nie chciałam… błagam, niech wszystko będzie dobrze, kochanie, przepraszam, nie chciałam, tak bardzo nie chciałam… wiesz prawda? Wiesz, że nie chciałam cię skrzywdzić, Artie — mówiła przez łzy walcząc z samą sobą, aby już więcej go nie dotykać, aby nie wyrządzić mu więcej krzywdy. Klęczała tuż przed nim z przerażeniem obserwując, jak traci siły. Czuła się bezsilna, bo chciała mu pomóc, ale nie miała, jak, bo bała się, że tylko pogorszy jego stan. Na szczęście w oddali było słychać zbliżający się ambulans.
    — Już jadą, będzie dobrze, zobaczysz — wyszeptała z trudem. Bała się, tak bardzo bała się, że będzie za późno, że powinni od razu jechać pod szpital zamiast do domu, że pogotowie powinno już na nich czekać, a nie dopiero teraz być wzywane.
    Odetchnęła, kiedy okazało się, że słyszalny sygnał należał do pogotowia wysłanego do nich. Jeden z ratowników od razu podszedł do Arthura, drugi odsunął ją i tylko zapytał, co się stało. Villanelle nie była jednak w stanie wydusić słowa, obserwowała jak zajmują się jej mężem. Nie zwracając w tym wszystkim uwagi na siebie i nie odnotowując, że kolejny raz poczuła bolesny skurcz.
    Nie pozwolili jej jechać razem z Arthurem w ambulansie. Czarny samochód należący do Ulliela przemierzał prędko ulice tuż za karetką, a dziewczyna cała drżała, gdy na miejscu kazali jej tylko zająć miejsce na niewygodnym krzesełku na korytarzu. Nikt nic nie mówił, zapanował chaos, a pielęgniarki biegały od pomieszczenia do pomieszczenia, trzaskając drzwiami sali, w której znajdował się jej mąż. Po kilkunastu minutach starsza pielęgniarka zatrzymała się przy niej oznajmiając, że wezwana została policja, bo takie są procedury, ale nikt nie powiedział jej nic więcej.
    Siedziała zakrywając twarz i płacząc. Thea siedziała na kolanach ochroniarza, co prawda ich obecność irytowała brunetkę, ale dali jej do zrozumienia, że rozkaz Ulliela był jasny, a oni nie zamierzali podpadać swojemu szefowi. Oddychała ciężko, zmęczona godzinami płaczu, bo chociaż bardzo starała się opanować, to się na nic nie zdawało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Co z nim!? — Wstała pospiesznie, widząc, jak lekarz wychodzi z pomieszczenia i powoli zamyka drzwi. Nie miała pojęcia ile minęło godzin. Jak długo byli już w szpitalu — panie doktorze, co z moim mężem? — Spytała, a po chwili sama zasyczała, chwytając się za brzuch — co z nim? — Powtórzyła swoje pytanie, a jedną z dłoni ułożyła na brzuchu delikatnie go masując. — Mattie, spokojnie — mruknęła, przymykając na sekundę powieki, sama miała ochotę zacząć krzyczeć, bo była już zniecierpliwiona i zirytowana tym, że nikt nic jej nie chciał powiedzieć, a do tego poczuła i odnotowała skurcz, nie przejęła się tym jakoś bardzo, będąc pewną, że to skurcze Braxtona-Hicksa, bo przecież na poród było zdecydowanie za wcześnie.
      — Proszę, muszę wiedzieć, co z moim mężem. Dlaczego nikt mi nic nie mówi? — Powiedziała już łagodniej, wykonując cały czas kuliste ruchy dłonią po materiale napiętej bluzki na brzuchu.

      Elle ❤

      Usuń
  155. — T-tak — potwierdziła, gdy zapytał czy to on jest panią Morrison. Wpatrywała się w twarz lekarza, wyczekując odpowiedzi na zadane przez siebie pytania. Cała drżała, nie mogąc się skupić nawet na słowach mężczyzny, bo wciąż masowała brzuch. Czuła niepokój, ale nie była pewna czy spowodowany był on stanem Arthura, czy zapowiedzią problemu z ciążą. Miała wrażenie, że jej brzuch stał się twardszy, więc nie przestała sunąć po nim dłonią. Tak bardzo chciała wiedzieć co z jej mężem, a teraz nie była w stanie skoncentrować się nad słowami, kierowanymi w jej stronę. Słyszała co mówił, słyszała pojedyncze słowa, ale z trudem łączyła je w logiczną całość. — Może pan powtórzyć? Wszystko z nim dobrze? — Spytała, czując wzrastające zażenowanie. Wygięła usta w delikatnym grymasie, czując kolejny skurcz. Cały czas starała się jednak skupić na słowach lekarza, w tym momencie to one były dla Villanelle najważniejsze.

    — Jak mam się czuć, skoro mój mąż jest w takim, a nie innym stanie?! — Odparowała. Wiedziała, że cała ta sytuacja nie jest winą lekarza, ale Elle była naprawdę zdenerwowana tym wszystkim, a niepokojące objawy dodatkowo zaczęły ją stresować, bo czuła, że coś jest nie tak. Nie powinna mieć skurczy, było za wcześniej. Dużo za wcześnie. To sprawiało, że brunetka zaczynała panikować i chociaż dała usadzić się na krześle, ręce jej drżały. Mina lekarza dodatkowo jej nie uspokajała, wręcz przeciwnie, zwłaszcza wyciągnięty bloczek recept. Spojrzała na jego dłoń na swoim brzuchu i przymknęła powieki, biorąc głęboki oddech. Serce jej kołatało tak, że aż sama się przestraszyła.
    — Mam… przed chwilą, ale… ale to nie mogą być — przerwała, aby wziąć głębszy oddech i ułożyć rękę na dekolcie, jakby to miało pomóc się jej uspokoić i zapanować nad rozszalałym sercem — jest za wcześnie — wymruczała cicho, czując, że zaraz nadejdzie panika. Matt nie był gotowy na przyjście na świat. Dała się jednak chwycić lekarzowi i powoli ruszyła w stronę oddziału ginekologicznego, gdzie miała mieć wykonane badanie.

    Usiadła na wskazanym przez położną fotelu i przyglądała się, jak na brzuchu zostały przypięte czujniki, pasami, a do tego wszystkiego założono pulsometr. Denerwowała się, a oddech stawał się coraz płytszy. Miała wrażenie, że jej serce waliło, jak oszalałe.
    — Musimy monitorować pracę serca dziecka i skurczy — odezwała się położna po upływie trzydziestu minut, uznając, że badanie musi trwać dłużej. Elle wiedziała już, że nie jest to zwiastun niczego dobrego.
    — Proszę mi powiedzieć, kiedy mój mąż się wybudzi — powiedziała, opierając się o fotel i przymykając oczy, starając się uspokoić, co nie wychodziło jej dobrze. Zwłaszcza, że znów poczuła skurcz, a w okolicy lędźwi pojawił się nieprzyjemny ból. Po upływie godziny, położona z czytując zapis badania z ekranu.
    — Z pomocą środków farmakologicznych spróbujemy opóźnić poród — powiedziała i odwróciła się, aby założyć Elle kaniule dożylną, a następnie z pomocą strzykawki wprowadzić leki.
    — J-j-jak to — wymamrotała spoglądając na kobietę i czując, jak robi jej się gorąco — nie mogę... nie moge rodzić, jest za wcześnie, Arthur miał przy tym być i... i...
    Zmarszczyła brwi czując nieprzyjemne dreszcze przechodzące przez jej ciało. Nie mogła teraz urodzić, przecież nic nie było gotowe, mieli jeszcze dużo czasu i Artie, Artie musiał wrócić pierw do formy, musiał wyzdrowieć.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  156. — Dlaczego to tak boli? Nie powinno… nie powinnam mieć więcej skurczy. — Wyszeptała z trudem, tuż przed tym, gdy położna oznajmiła, że Arthur się przebudził. Spojrzała na kobietę z nadzieją w oczach, a łzy zaczęły spływać po jej policzkach. Była szczęśliwa, że chociaż coś jest dobrze. Villanelle dobrze wiedziała, że jeżeli środki farmakologiczne nie zaczną działać, nie będzie innego wyboru. Wyląduje na sali operacyjnej, a mały Mattie urodzi się przez cięcie, na co Elle nie była w ogóle przygotowana. Nie tak wyobrażała sobie ten dzień, miała częściowo ułożony plan, rozpisany cały scenariusz i potrzebne jej rzeczy. Nie miała nic, a zwłaszcza tego najważniejszego elementu. Nie miała obok Arthura, ale świadomość, że się obudził była w stanie w minimalny sposób jej to zrekompensować.
    Kolejne słowa położnej wprowadziły w jej głowie zamieszanie.
    — Niech mu powie, że bardzo go kocham — uśmiechnęła się słabo, zaciskając palce na podłokietnikach — i bardzo się cieszę, że się obudził i tęsknie i przyjdę… nie — wymruczała cicho, zastanawiając się, co Emma powinna mu przekazać. Zamknęła oczy, oddychając głęboko. — Artie, bardzo cię kocham, ze mną i Mattem wszystko w porządku — szepnęła — niech mu po prostu to powie. — Wiedziała, że to nie była stu procentowa prawda, ale nie mogła go przecież denerwować. Spojrzała na położoną, przecierając oczy dłonią.
    — Jeżeli skurcze się uspokoją, będę mogła do niego iść?
    — Musimy cały czas kontrolować pracę serca waszego synka i intensywność skurczy, Villanelle musisz być silna dla całej waszej rodziny. Odłączymy KTG mając pewność, że akcja porodowa została zatrzymana. Zobaczycie się niedługo…

    — Artie — wydusiła z siebie, widząc swojego męża w wejściu. Była w szoku, bo dobrze wiedziała, że nie powinno go tutaj być. Wyglądał źle, wręcz okropnie, ale lepiej niż na parkingu pod ich mieszkaniem. Otworzyła szeroko usta i wstrzymała oddech, gdy spróbował podnieść się z wózka, niewiele brakowało, aby krzyknęła z przerażenia. — Przepraszam… tak bardzo cię przepraszam, myszko, nie chciałam… nie miałam pojęcia, ja tylko… tęskniłam za tobą — załkała, gdy chwycił jej dłoń. Miała na myśli sytuację przed domem. Teraz wiedziała, że nie powinna była go w ogóle dotykać, ale wtedy nie była w stanie się powstrzymać.
    — Nie powinno cię tu być — wyszeptała ciężko oddychając. Nie wiedziała, jak ma mu odpowiedzieć na jego wcześniejsze pytanie. — Też cię kocham i bałam się, że… tak się cieszę, Art.… — jęknęła jednak z bólu, wzrokiem odnajdując położną.
    — Wróciły… znowu… mam… skurcze… — zacisnęła mocno rękę na dłoni swojego męża. Po pewnym czasie środki opóźniające poród zadziałały i pomiędzy przekazaniem wiadomości, a pojawieniem się Arthura w gabinecie, Elle mogła odrobinę odetchnąć i się uspokoić, ale teraz ponownie nieprzyjemny ból roznosił się po jej podbrzuszu, plecach, a nawet czuła go w nogach, co prawda lżej, ale jednak.
    — Villanelle musimy zabrać cię na blok — położona podeszła do małżeństwa uśmiechając się delikatnie — skoro opóźnienie nie pomaga, musimy wyciągnąć waszego synka na świat nim stanie się coś, czego nie planujemy. — Jej głos był łagodny i uspokajający. — Wasze dziecko jest jeszcze bardzo malutkie i nie możemy mu pozwolić na poród siłami natury. — Wytłumaczyła, a następnie chwyciła za rączki wózka — Arthur, musisz wrócić do swojej sali. — Oznajmiła i ruszyła delikatnie wózkiem. Elle puściła dłoń męża, oddychając ciężko.
    — Nie mamy czasu na przygotowanie do znieczulenia zewnątrzoponowe. Anestezjolog wprowadzi znieczulenie ogólne. Villanelle, wszystko będzie dobrze. — Kobieta uśmiechała się do niej, ale brunetka wcale nie miała dobrego przeczucia. Jej synek miał się za chwilę pojawić na świecie, a przecież brakowało mu jeszcze kilku tygodni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dźwięki dochodziły do niej z oddali, a po chwili rozmazany obraz przygasł, a ostatnie, co zapamiętała to dłonie w błękitnych rękawiczkach nakładające na jej twarz maskę.
      Matthew Morrison pojawił się na świecie o godzinie dziewiętnastej dwadzieścia dwie, z pięcioma punktami w skali apgar. Owinięty białym materiałem od razu trafił do inkubatora, a pielęgniarki i neonatolog natychmiast zajęli się maleńkim chłopcem.

      Elle ❤

      Usuń
  157. Pomimo maseczki na twarzy i sporej ilości najróżniejszych rurek i sprzętów, do których była podłączona wyglądała na spokojną. Zmieniło się to jednak w momencie, w którym zamrugała oczami i poruszyła palcami u dłoni, która wydawała się być zblokowana, przez co brunetka spanikowała. Poruszyła się gwałtownie, nie zdając sobie sprawy z tego, że właśnie wybudziła się po operacji. Maseczka znajdująca się na jej ustach i nosie utrudniała rozejrzenie się po pomieszczeniu, bo jej wzrok uciekał na jej widoczny zarys na nosie. Ból towarzyszący nagłemu ruchowi sprawił jednak, że szybko przestała się poruszać, a nieprzyjemne uczucie rwania w podbrzuszu powodowało, że leżała poruszając jedynie palcami, bo chciała uwolnić dłoń.
    Uspokoiła się jednak po chwili, gdy usłyszała głos swojego ukochanego męża, a fakty zaczęły powoli układać się w całość. Dłonią, u której do palca przyczepiony był pulsometr sięgnęła swojego brzucha, a raczej ułożyła ją na jego wysokości na szpitalnej kołdrze. Był płaski. Musiał być płaski, bo przecież miała cesarskie cięcie, urodziła… wyciągnęli z niej dziecko, które powinno jeszcze, przez co najmniej dziewięć tygodni znajdować się w niej, aby zostać uznanym za donoszone. Ale go nie było.
    Zorientowała się również, że jej dłoń nie znajduje się w żadnym potrzasku, a w ręce swojego męża. Sięgnęła maseczki, aby unieść ją i odwrócić głowę delikatnie na bok.
    — Gdzie on jest? — Wychrypiała cicho, zaciskając powieki, bo ból gardła wydawał się równie mocny, co ten w podbrzuszu, a oddychanie nie było przyjemne, z powodu przesuszenia dróg oddechowych i przełyku. — Gdzie jest… nasze dziecko? — Powiedziała cichu z trudem przełykając minimalną ilość śliny, a po chwili zakasłała krztusząc się, jednocześnie modląc się o to, aby leżeć już nieruchomo, bo ból podbrzusza wydawał się niesamowicie silny, wręcz płonący. Nie miała pojęcia ile minęło godzin od operacji, która była teraz godzina. Liczyło się tylko to, że środki przeciwbólowe przestawały działać, a obok siebie nie miała swojego dziecka, a to w tym momencie wydawało się najbardziej przerażające. Nie czuła się bezpiecznie, gdy znajdowała się na sali operacyjnej, pozbawiona wszystkiego, na co oczekiwała, co sobie powoli w głowie planowała i oczami wyobraźni powoli była w stanie zobaczyć. Teraz, również poczucie bezpieczeństwa było obniżone, a nieświadomość tego, co się właśnie działo z jej dzieckiem dołująca. Fakt, że Morrison był obok był pocieszeniem i naprawdę cieszyła się, że mogła go usłyszeć, bo obawiała się już najgorszych scenariuszy, ale właśnie stała się matką, która nie mogła nawet zobaczyć, dotknąć czy przytulić swojego dziecka tuż po narodzinach. — Powiedz, że z Mattem i tobą wszystko dobrze — wychrypiała, ponownie podnosząc maseczkę — proszę… powiedz — dodała zaciskając mocno powieki, aby się nie rozpłakać. Łzy jednak znalazły ujście w jej oczach.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  158. Zachowanie spokoju w takiej sytuacji było niezwykle trudne, a Arthur doskonale znał swoją żonę i dobrze wiedział, że w tej chwili mogła odczuwać wiele sprzecznych emocji, ale z pewnością nie była w stanie być spokojna. Drżała wręcz cała wewnątrz, a słysząc jęk bólu ukochanego pokręciła tylko delikatnie głową. Nie ściągnęła maseczki, bo zwyczajnie przez niego, nie mogła tego zrobić. Wsłuchiwała się w to, co miał do powiedzenia. Cieszyła się, że było z nimi dobrze, ale gdy słuchała tego, jak opisywał sytuację ich synka, nie była w stanie sobie tego wyobrazić. Jak bardzo musiał być malutki i chudziutki. Thea była drobniutka, gdy się urodziła, a przyszła na świat w trzydziestym szóstym tygodniu, a Mattie… miał dziewięć tygodni mniej na rozwinięcie się. Nie chciała płakać, ale łzy same wypływały z jej oczu, szczególnie, gdy myślała o swoich dzieciach.
    — Przepraszam Arthur — wyszeptała, dysząc ciężko i odchylając delikatnie maskę tlenową, jej klatka piersiowa unosiła się i opadała wraz z każdym, niespokojnym oddechem dwudziestotrzylatki. — Tak bardzo… cię przepraszam — nie była zdecydowana, za co przeprasza go bardziej. Za to, że go skrzywdziła na parkingu, za to, że nie była w stanie zadbać o jego bezpieczeństwo czy za to, że nie była najlepszą matką, że nie potrafiła utrzymać w sobie jego dzieci, wystarczająco długo. — Nie powinieneś się ruszać — wychrypiała słabo, spoglądając na niego spod w połowie przymkniętych powiek. Była zmęczona, ale nie chciała zasypiać. Chciała wiedzieć, jak najwięcej o swoim synku i Arthurze, chciała mieć pewność, że wszystko będzie dobrze a… a gdyby już zasnęła, chciałaby się obudzić, gdy będzie już po wszystkim, chociaż wiedziała, że jest to nierealne.
    — Boli… ale to nieważne, ciebie… na pewno mocniej — miała obolałe gardło i dziwne uczucie, które było efektem rurki od respiratora, dzięki której oddychała podczas całej operacji, a im dłużej zastanawiała się nad tym, jak faktycznie się czuje, zaczęło ją mdlić.
    — Słuchaj się… nie rób problemów… Artie — jej głos zdecydowanie nie należał w tym momencie do melodyjnych, których chciałoby się słuchać w nieskończoność. Poza wyraźną chrypką, dało się w nim usłyszeć ból i zmęczenie, które odczuwała Elle — mówiłam mu… — wyszeptała cicho.
    — Ty też powinnaś leżeć i odpoczywać — Mindy spojrzała na brunetkę, wyczekując odpowiedzi odnośnie środków przeciwbólowych.
    — Dlaczego? P-przecież… to jest ważne — nie znała się na tych wszystkich procedurach, nie miała pojęcia, jak wygląda w rzeczywistości opieka nad wcześniakiem, ale kiedyś czytała, że pokarm matki i ciepło jej ciała były ważne w rozwoju noworodków, nawet tych przedwcześnie urodzonych. Villanelle wiedziała, że Matt jest dużo słabszy, że potrzebuje dużo opieki, troski i specjalistycznej opieki, aby prawidłowo się rozwijać i niby wiedziała to wszystko, ale nie była świadoma, jaka jest rzeczywistość.
    — Nie chcę… — zachrypiała, a po chwili zamlaskała słabo, oblizując wargi — chciałabym go zobaczyć — wiedziała, że w tej chwili jest to nierealne, ale to nie zmieniało faktu, że nadal tego chciała. Uniosła słabo kąciki ust, kiedy Arthur położył się w swoim łóżku i wciąż trzymał jej dłoń.
    — Kręci… mi się w… głowie — wyszeptała słabo przymykając oczy i czując, jak opada z sił, a jeden z ekranów zaczął wydawać z siebie natarczywe pikanie, które natychmiast zwróciło uwagę pielęgniarki. Bez zastanowienia chwyciła przycisk z alarmem i pospiesznie ruszyła w stronę wyjścia, aby pobiec po lekarza.
    — Atak serca, pacjentka po narkozie, poród przez CC — dało usłyszeć się na korytarzu, a po kilku sekundach do pomieszczenia wbiegł lekarz z pielęgniarkami, wypowiadając nazwy i dawkowanie kolejnych to leków przeciwzakrzepowych. — Konieczna koronarografia, wezwać natychmiast doktor Heigl.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  159. Lekarze i pielęgniarki nie powinni przywiązywać się do swoich pacjentów. Zdarzały się jednak wyjątkowe sytuacje, jak ta, która rozgrywała się od kilkudziesięciu godzin w jednym z klinicznych szpitali w Nowym Jorku. Plotki na temat młodego małżeństwa rozniosły się po szpitalu już w momencie, w którym u Villanelle Morrison rozpoczęła się akcja porodowa. Szpitalny personel, a zwłaszcza pielęgniarki oszalały od plotek w momencie, w którym wyszła informacja na temat ostatniego pobytu Arthura w szpitalu, a jednak z pielęgniarek opowiedziała, jak tuż po wybudzeniu ze śpiączki postanowili wziąć ślub.

    Ta sama pielęgniarka siedziała właśnie przy łóżku Villanelle i ściskała jej dłoń, przypatrując się dziewczynie z łagodnym uśmiechem. Nie chciała, aby wybudziła się w samotności. Opowiadała właśnie brunetce, jak obserwowała ją niespełna cztery miesiące temu, gdy dzień w dzień przesiadywała przy łóżku swojego obecnego męża i opowiadała mu o wszystkim. Kiedy Morrison poruszyła powoli palcami, kobieta uśmiechnęła się od razu uspokajając ją łagodnie.
    — Z twoim mężem wszystko jest w porządku. Z tobą też, ale nie możesz się denerwować i musisz leżeć na płasko przez kolejne dwadzieścia cztery godziny po zabiegu — wezwała lekarza i wytłumaczyła dziewczynie spokojnie, co dokładnie się stało — nie cieszę się, że znowu was tu widzę. Ale cieszę się, że jesteście wciąż małżeństwem. Trochę się obawiałam, tej spontanicznej decyzji — przyznała z uśmiechem. Villanelle zamrugała kilkakrotnie powiekami, żadna z aparatur nie robiła hałasu, a Elle po prostu zasnęła. — Wrócicie na jedną salę, gdy oboje trochę się zregenerujecie. — Wyszeptała gładząc dłoń dziewczyny.

    Stała przed oknem jednej z sali, w której znajdowały się maleńkie dzieci w inkubatorach. Podtrzymywała się stelaża od kroplówek i wahała się przed wejściem do środka.
    — Kto ci pozwolił tu być? — Usłyszała znajomy głos jednej z pielęgniarek., która pokręciła delikatnie głową. — Skoro już tu jesteś… chcesz wejść? — Chwyciła klamkę, ale Elle gwałtownie pokręciła przecząco głową z trudem powstrzymując łzy. Bała się… bała się zobaczyć własnego synka.

    — Chcę zobaczyć mojego męża — wyszeptała łamiącym się głosem.
    — Nie powinnaś już tutaj być, a przejście na jego salę jest za daleko. Nie możesz się męczyć.
    — Może… możesz mnie przewieźć tam na wózku? — Spytała cicho, odwracając spojrzenie od dzieci.
    — Nie możemy pozwolić, aby twój puls przekroczył pewne granice. To… to nie jest dobry pomysł. Jeszcze nie teraz. No i rana po cięciu, to może boleć. Nie powinnaś jeszcze siedzieć. — Powiedziała chwytając ją pod ramię brunetkę. — To dla waszego dobra…
    — Proszę… muszę go zobaczyć. Daj mi coś przeciwbólowego po prostu…

    — To jest doktor Brown, psychiatra. — Pielęgniarka, która wwiozła Elle do sali, w której obecnie leżał jej mąż wskazała na mężczyznę w średnim wieku. Brunetka spojrzała na niego, nic nierozumiejącym wzrokiem. Nie miała wcześniej okazji go poznać, ale Artie kiedyś obiecał, że to się stanie. Przełknęła ślinę i uśmiechnęła się słabo.
    — Dzień dobry — szepnęła, odnajdując spojrzeniem leżącego, przypiętego do łózka Arthura. To zdecydowanie nie był przyjemny widok.
    — Tylko dwie minuty, dajmy im dwie minuty. Zaraz ją zabiorę — pielęgniarka uśmiechnęła się słabo, licząc, że Brown nie będzie się sprzeciwiał. Zdawała sobie bowiem sprawę z tego, że właśnie postąpiła niezgodnie z wytycznymi swojego przełożonego.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  160. — Proszę, tylko na chwilę — wyszeptała słysząc słowa mężczyzny i widząc, jak ten się podnosi. Widziała jednak po zachowaniu Browna, że jej wizyta za chwilę dobiegnie końca. Pielęgniarka uświadomiła sobie również, jak wielki popełniła błąd i jak nieodpowiedzialnie się zachowała. Chciała dobrze dla pacjentów, ale gdyby wprowadziła brunetkę kilka minut wcześniej do pokoju jej męża, mogłoby dojść do tragedii. Przełknęła ślinę i wpatrywała się w psychiatrę, dokładnie tak samo, jak Elle. — Teraz ja chcę wiedzieć, co z nim… — westchnęła cicho. Nie spodziewała się, że zastanie taki obraz to… to było przerażające. Widok jego ciała przypiętego pasami do szpitalnego łóżka, ale jeszcze gorsze było to, co wydarzyło się po chwili. Nie ruszył się, nie drgnął nawet, gdy pasy zostały rozpięte. Nie reagował na jej głos, po prostu… leżał cały czas w bezruchu, a Elle czuła, jak do jej oczu napływają łzy. Serce przyspieszyło, chociaż starała się za wszelką cenę nie dać po sobie tego poznać. Wiedziała, że skutkowałoby to natychmiastowym odstawieniem jej do siebie. Kiedy mężczyzna przejął wózek i skierował w drugą stronę, nie była pewna czy zrobił to, bo zauważył różnice w jej zachowaniu czy zamierzał zrobić to od samego początku.
    Zamknęła oczy i westchnęła głęboko, opierając głowę o napięty materiał siedziska.
    — Mówiłam mu, że ma nie sprawiać problemów, że ma słuchać lekarzy… — była blada, jej głos był słaby i ogólny stan dziewczyny nie należał do najlepszych. Pamiętała swoje słowa, kierowane do męża na krótko przed tym, gdy straciła przytomność, a później… później dowiedziała się od personelu medycznego, że jej serce nie zareagowało w prawidłowy sposób na znieczulenie ogólne. Nikt jednak nie powiedział jej jeszcze wprost, jak blisko była śmierci. — Martwię się o niego — przyznała cicho, nie chciała, aby stało mu się cokolwiek złego. Nie przez nią. Wycierpiał się z jej winy i tak już za dużo, tak samo jak mały Matthew, a przecież nie miał jeszcze tygodnia… — Jak był w śpiączce też nie wiedział, że byłam… ale mogłam do niego mówić. Dlaczego teraz nie mogę? — Spytała, nie rozumiejąc niczego. Chciała być blisko niego, pomóc mu… zrobić cokolwiek.
    Chciała też zrobić cokolwiek dla swojego synka, ale nie była w stanie. Nie mogła się przełamać, aby pójść do niego i zobaczyć go z bliska, czuła się winna takiemu stanu rzeczy i nie potrafiła nawet przez krótką chwilę pomyśleć, że to mogłaby nie być jej wina.
    Niechętnie wróciła do swojego szpitalnego łóżka i zerknęła na lekarza swojego męża. Zawsze chciała wiedzieć, jak choroba dokładnie ukazuje się u Arthura, chciała wiedzieć, co może robić, aby być jego prawdziwym wsparciem, jak powinna się zachowywać i miała wiele innych, ogólnych pytań, ale teraz nie miała do tego ani głowy, ani ochoty. Ciekawość całkowicie z niej wyparowała. Spoglądała na swoją rękę w dłoniach mężczyzny i po chwili przeniosła spojrzenie na jego twarz.
    — Nie mogę… Arthur mówił, że kiedy będzie gotowy… że porozmawia z panem i przyjdziemy kiedyś razem, ja… — dziwnie się czuła, gdy Brown zachowywał się tak, jakby ją znał, wiedział o niej więcej, niż mogło jej się wydawać. Podejrzewała… była świadoma, że Arthur z pewnością nie raz opowiadał mu o niej, w końcu wiedziała, że to przez jej ucieczkę zachorował, a raczej, jak powtarzał Arthur, to była sytuacja wyzwalająca chorobę. Zagryzła wargi, automatycznie sięgając skórek przy swoim kciuki. — Nie chcę przypadkiem wygadać się przed nim, że rozmawialiśmy… ja… pewnie mówił panu, że… między nami bywało różnie, dość trudno… — westchnęła ciężko, odchylając głowę do tyłu i biorąc głęboki oddech, aby po chwili powrócić spojrzeniem do oczu mężczyzny — chciałabym, żeby mi zaufał na tyle, żebyśmy kiedyś faktycznie przyszli…ja, on musi mi na nowo zaufać, nie chcę… nie chcę tego zniszczyć. Mam dużo pytań, ale… ale zadam je, jak on będzie na to gotowy, proszę zrozumieć… — wychrypiała cicho czując, że zaczyna się denerwować, a jej serce zaczyna bić zdecydowanie za szybko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odnalazła pilot z alarmowym przyciskiem i wcisnęła go, a w pomieszczeniu, w ekspresowym tempie pojawiła się pielęgniarka.
      — Co się dzieje? Spokojnie, nie możesz się denerwować. — Powiedziała podchodząc do łóżka i podając Elle tabletkę obniżającą puls — pod język — nakazała i wymieniła jedynie porozumiewawcze spojrzenie z Brownem — połóż się i postaraj się zasnąć, Villanelle. — Jak się wyśpisz i zregenerujesz siły, będę mogła zabrać cię do twojego synka.
      Ale ta wiadomość wcale jej nie uspokajała. Bała się, tak cholernie bała się go zobaczyć, a jednocześnie tak bardzo chciała przy nim być.

      Elle ❤

      Usuń
  161. Walczyła sama ze sobą, aby się w końcu przemóc i zasiąść na twardym krzesełku tuż przy inkubatorze. Pierwsze odwiedziny Matta zdecydowanie nie przebiegły tak, jakby tego chciała. Wystraszyła się, kiedy zobaczyła dokładnie z bliska wszystkie rurki podłączone do jego maleńkiego ciałka, a kiedy jedna z neonatologów powiedziała, że może wsadzić rękę i ostrożnie dotknąć swojego synka, wpadła w panikę. Musieli wyprowadzić ją z sali, aby nie niepokoiła pozostałych rodziców, dzieci miały potrzebną im ciszę i spokój, a przede wszystkim ze względu na jej własny stan zdrowia. Nie chciała z nikim rozmawiać, pomimo przypisanego przez szpital psychologa, któremu Villanelle oznajmiła, wprost, że nie będzie z nim rozmawiała, jeżeli nie ma urodzonego przedwcześnie dziecka, a pani doktor sama nie zmagała się z tak wielkim poczuciem winy.
    Elle wciąż zarzucała sobie, że nawaliła, że nie dała rady, że już na starcie stała się najgorszą z możliwych matek, na jakie mógł trafić Mattie. Nieobecność Arthura sprawiała, że dziewczynie było naprawdę trudno, bo nie dość, że nie miała przy sobie swojego dziecka to w tym wszystkim nie miała męża, swojego największego wsparcia, którego w tej chwili tak bardzo potrzebowała. Dni w szpitalu dla brunetki wyglądały tak samo. Przypatrywanie się przez okno dzieciom, przysiadywanie na twardym krzesełku i próby zaangażowania się w opiekę nad swoim synkiem, co było… dość trudne biorąc pod uwagę, że Elle tak właściwie nic nie mogła dla niego zrobić i sen. Sen w tym wszystkim był ukojeniem, zamykała oczy z nadzieją, że gdy je otworzy poczuje tę miłość do Matta, której wciąż nie mogła w sobie odnaleźć, energię do przetrwania i być może, w końcu będzie mogła zobaczyć Arthura.
    Spała na tyle mocno, że dźwięk wprowadzanego łóżka jej nie wybudził. Opadający materac pod ciężarem Arthura również nie. Poruszyła się jedynie delikatnie, gdy ją objął. Otworzyła leniwie oczy, kiedy cicho szeptał.
    — Tęsknie za tobą — powiedziała cicho, będąc pewną, że to tylko kolejny sen. Nie podejrzewała, że ktokolwiek pozwoliłby mu tak po prostu położyć się na tym samym łóżku, tuż obok. — Chcę cię móc już zobaczyć. Nie pozwalają mi nawet siedzieć u ciebie, a… a przy Mattim czuje się… — przerwała jednak, bo jego dłonie wydawały się tak bardzo realne, a muśnięcie jego warg, to było tak rzeczywiste. Zamrugała kilkakrotnie, ale on wciąż leżał tuż obok, tak blisko.
    — Artie — ułożyła rękę na jego dłoni i zacisnęła delikatnie, najostrożniej, jak tylko potrafiła. Na jej ustach pojawił się blady uśmiech. — Och Artie, tak bardzo się bałam — wyszeptała cicho, przenosząc dłoń z ręki na jego twarz, jakby chcąc się upewnić, że to na pewno on, że to żywy, prawdziwy i realny on. Chciała go przytulić, wtulić się w niego, ale bała się. Ostatni raz, gdy go obejmowała zaczął kaszleć krwią i chyba trudno będzie jej się wyzbyć tego obrazu z głowy. — Mieli mi powiedzieć, kiedy tylko będę mogła przy tobie być. Dlaczego nikt mnie nie obudził? — Oddech przyspieszył jej odrobinę, ale nie na tyle, aby było to niebezpieczne w jakikolwiek sposób. Niepewnie ułożyła rękę na jego ramieniu i uśmiechnęła się słabo — lekarze mówią, że Matt przybrał na wadze… co prawda niewiele, ale… ja tego nie widzę. Jest taki malutki — wyszeptała cicho, podejrzewając, że za chwile i tak zapytałby o stan ich synka, a Elle wydusiła to z siebie z trudem. Z trudem też było jej zaakceptować, że ich synek dostaje pokarm z banku mleka, a ona miała kolejny powód, by czuć się całkowicie mu do niczego niepotrzebną.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  162. — Powiedział, że pozwoli mi cię zobaczyć, kiedy to tylko będzie możliwe — wyszeptała cicho, z lekką nutką żalu. Nie miała pretensji do Arthura, wiedziała, że nie miał na to wpływu. Cieszyła się, że był w tym momencie obok niej, ale obawiała się tego, że Arthur sobie pomyśli, że na niego nie czekała, że nie wyczekiwała momentu, w którym w końcu będą mogli się zobaczyć i zamiast oczekiwać, to ona sobie spokojnie spała. A przecież czekała na niego, za każdym razem kiedy się budziła, kiedy wracała do pokoju… liczyła, że ktoś z personelu medycznego pojawi się po chwili i powie, że w końcu przyszedł ten dzień, ten, w którym może zobaczyć swojego męża. I czuła się okropnie ze świadomością, że nie może kompletnie nic zrobić dla dwóch mężczyzn, którzy powinni być najważniejsi w jej życiu, dla których powinna była być w stanie zrobić wszystko. Ona nie mogła nic, kompletnie, zero. To z kolei sprawiało, że jej serce rozpadało się na drobne kawałki, a dodatkowo świadomość, że nie dała rady być dla synka wystarczającą…
    — Też cię kocham — wyszeptała cicho, przymykając oczy w momencie, w którym ich wargi złączyły się w czułym pocałunku. Tęskniła za tym, za smakiem jego ust, poczuciem bliskości, za jego ciepłymi dłońmi i silnymi ramionami, które ją obejmowały. Sama ułożył tylko delikatnie dłoń na jego torsie, najostrożniej jak tylko potrafiła, praktycznie go nie dotykając, a jedynie subtelnie muskając. — Nie chcę… nie chcę nigdy więcej się tak czuć — wychrypiała, czując, jak w jej oczach zbierają się łzy te szczęścia wymieszane z tymi spowodowanymi strachem i smutkiem.
    Zagryzła nerwowo wargi. Wiedziała, że sama zaczęła temat ich synka, ale to przez to, że bała się pytań. Wolała na jednym wydechu powiedzieć tyle ile wiedziała i… mogła się domyślić, że Artie będzie chciał go zobaczyć, a ona… Ona nie czuła się tam wcale dobrze, chociaż obecność ukochanego obok mogła wiele zmienić.
    — Ja… — zaczęła powoli, oddychając głęboko. — One chyba nie lubią, kiedy tam jestem — wyszeptała cicho, sama nie lubiła przebywać na sali przeznaczonej dla wcześniaków. Zdajać sobie sprawę z tego, że jej mąż może nie rozumieć, o co jej dokładnie chodzi, przełknęła tylko ślinę — mamy innych dzieci, one… nie umiem tak, jak one… — wyszeptała — to nie twoja wina, to nie ty zawiniłeś — zacisnęła palce na jego ramieniu, samej przymykając oczy i zaciągając się zapachem swojego ukochanego męża. Dobrze wiedziała, że tylko ona była winna takiej, a nie innej sytuacji.
    — Nie przepraszaj… to ja… ja powinnam was przepraszać, nie powinnam była cię tam dotykać, ani się zbliżać… — załkała, ale szybko przełknęła łzy, podnosząc się, kiedy Arthur zrobił to samo chwilę przed nią. Przybliżyła się do niego, układając dłoń na ramieniu ukochanego. Nie mogła patrzeć na niego w takim stanie i nie mogła dopuścić do tego, aby czuł się odpowiedzialny za to wszystko.
    — Cii — zacisnęła palce na nieco osłabionych mięśniach i przesunęła się tak, aby usiąść tuż za nim na łóżku i ostrożnie wtulić się w jego plecy, układając brodę na ramieniu ukochanego. — To nie twoja wina, to… przecież Russell od początku mówił, że mogę nie dać rady. Pociągnęła nosem, przypominając sobie dzień, w którym powiedziała Arthurowi o ciąży. Mówiła mu wtedy też, jak bardzo się przestraszyła słowami doktora — Nie zrobiłeś nic źle, ja… nie słuchałam Blaise’a, mówił, żebym poszła do Thei, ale ja… musiałam wiedzieć co z robą — wyszeptała cicho, zamykając oczy. Wciąż miała gdzieś myśl, że to wszystko może być jedynie snem…

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  163. Nie umiała odpowiedzieć na pytania swojego męża, ale chciałaby dla nich dokładnie tego, o czym mówił. Kiedyś, jako dziecko i nastolatka marzyła o tym, aby jej życie było wyjątkowe. Dzisiaj oddałaby wiele, aby było… normalne. Tak po prostu.
    Obejmowała go, z każdą minioną sekundą nieco śmielej. Powtarzała szeptem, aby się uspokoił i oddychał powoli. Nie umiała znaleźć słów, które byłby w tym momencie odpowiednie. Dlatego oddychała spokojnie, kiwając delikatnie głową, aby dać mu znać, że słyszy i rozumie to, o czym mówił.
    — Chciałabym wiedzieć… — wyszeptała w końcu cicho, wzdychając, gdy jego palce zacisnęły się mocniej wokół jej nadgarstka. Zacisnęła wargi, ciałem będąc obecną przy swoim mężu w szpitalu, ale myślami zdecydowanie znajdowała się daleko stąd. Miała nie rozgrzebywać przeszłości, ale… co by było, gdyby nie wyjechała? Może te wszystkie nieszczęścia nie przytrafiłyby się im? Może, gdyby potrafiła nad sobą zapanować na sylwestrowej imprezie… wtedy nie miałaby nikogo, żyłaby pewnie dalej w kłamstwie szczęśliwej rodziny. Kochała jednak Arthura na tyle mocno, że gdy był blisko i czuła jego ciepło, zapach i gdy mogła usłyszeć jego głos, bicie serca… nie wyobrażała sobie siebie obok kogoś innego. — Może… może po prostu, jako jedyni jesteśmy w stanie to wszystko przetrwać, razem — wyszeptała, bo nie widziała, co innego mogłaby powiedzieć. Sama z pewnością nie dałaby sobie z tym wszystkim rady.
    Odetchnęła głęboko, nieco nerwowo, gdy odwrócił się do niej przodem i wtuliła się w jego tors, przymykając na chwilę oczy.
    — Ja to po prostu czuję — wyszeptała. Nikt nie powiedział jej nic przykrego, nie usłyszała od żadnej z nich złego słowa. Po prostu sama wmówiła sobie, że tam nie pasuje, że nie jest jedną z nich. Nie umiała siedzieć całymi dniami przy inkubatorze i obserwować, jak pielęgniarki muszą zajmować się jej dzieckiem, bo ona jeszcze nic nie może przy nim zrobić, bo liczy się precyzja, szybkość i sterylne warunki. Nie umiała obserwować, jak śpi, gdy nie mógł nawet jeszcze sam oddychać, nie wspominając o wenflonie i kroplówce, którą początkowo był karmiony. Teraz była sonda i kroplówka, a Elle nie mogła pogodzić się z tym, że nie może nic zrobić, a gdy pielęgniarki próbowały nakłonić ją do dotknięcia synka, Morrison panikowała. Słysząc kolejne słowa męża, zadrżała, odwracając spojrzenie od jego oczu. Nie była w stanie znieść tego spojrzenia. Bała się, że nie zrozumie, że nie będzie już dla niego idealna, bo…bo nie umiała powiedzieć, że kocha Matta. Czuła potrzebę bycia przy nim, ale gdy tylko to miało nadejść, szukała ucieczki. — B-bo nie umiem, tak jak one, Arthur. Nie potrafię… nie mogę siedzieć obok i patrzeć na niego — wyszeptała ze łzami w oczach, rozluźniając swój uścisk, jakby spodziewając się, że Arthur sam zaraz ją odepchnie — one dotykają swoich dzieci, a ja się boję. Trzymają je na swojej skórze, a ja się boję wsadzić rękę do inkubatora, bo oczami wyobraźni widzę, jak robię mu krzywdę, już go skrzywdziłam nie będąc w stanie… nie mogąc… — zapłakała, robiąc pomiędzy wyrazami przerwy na głębokie oddechy.
    Nie mogłam go dotknąć, nie dostałam go w swoje ręce, nawet nie mogę usłyszeć jak płacze… miał być moim światem, a ja nawet nie umiem stwierdzić, czy go kocham. Chciałaby powiedzieć, ale nie powiedziała nic więcej. I tak po raz pierwszy pozwoliła sobie na wyrzucenie sporej części tego, co ją dręczyło. Przetarła od niechcenia policzki, czując na sobie spojrzenie męża. Słyszała jego cichy szept i…i nie mogła mu odmówić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Tylko na chwilę… błagam — wydusiła z siebie, z trudem powstrzymując się przed histerycznym płaczem, aby to trwało, jak najkrócej. Puściła go, aby wstać z łózka i pomóc mu wstać, widziała, że wciąż był słaby. Trzymała go mocno. Sala, w której znajdował się Mattie była w pobliżu, Elle nie była jednak w stanie stwierdzić czy Arthur może przejść tyle o własnych siłach.
      Zatrzymała się w tym samym miejscu, co zawsze. Przez okno było widać inkubatory i Elle dobrze wiedziała, w którym leży Matthew, bo przy nim jedynym nie było nikogo z rodziny, a to powodowało, że brunetka miała jeszcze większe wyrzuty, bo wiedziała, że to przez nią. Mimo wszystko nie umiała zmusić się do przesiadywania obok niego, non stop.
      — Staraj… staraj się skupiać na jego buźce — wyszeptała — na oczkach… — dodała cicho, mając wrażenie, że to był jedyny element jego ciała wolny od wszelkich podłączeń. Weszli pierw do małego pomieszczenia, przedsionka, w którym musieli umyć ręce i założyć specjalny, ochronny strój. Po przejściu dalej skinęła tylko delikatnie głową, widząc znajome już twarze matek i pielęgniarek. Jedna z nich, ciemnowłosa uśmiechnęła się pogodnie do małżeństwa.
      — Miałam właśnie zobaczyć o u pani — powiedziała, przenosząc spojrzenie z brunetki na Arthura — pan musi być mężem, cieszymy się, że czuje się pan lepiej. Państwa synek przybrał troszkę na wadze — powiedziała i podeszła do inkubatora, w którym leżał Mattie. Arthur mógł poczuć, jak Elle drży. Bała się. Tak bardzo bała się i nie lubiła tutaj być. Tym razem to ona ściskała mocniej dłoń swojego męża, starając się oddychać spokojnie i nie powodować niepotrzebnego zamieszania.

      Elle ❤

      Usuń
  164. Elle zdawała sobie sprawę z tego, co jest ważne i co mogłaby robić, aby Mattie poczuł się lepiej. Pielęgniarki, neonatologowie a nawet psycholog tłumaczyli Morrison, co może zrobić, w jaki sposób może uczestniczyć w życiu swojego synka, ale… dziewczyna nie mogła przełamać swojego strachu. Nie było tak, że nie chciała mu pomóc. Chciała i to bardzo, ale w momencie, w którym miało już do tego dojść, zwyczajnie tchórzyła. Nie była w stanie pokonać swojego lęku i strachu.
    Czuła się pewniej, gdy obok był Arthur, ale jego obecność nie rozwiązywała problemu. Była przerażona na samą myśl wsadzenia dłoni w otwór inkubatora, nie wspominając już o tym, aby dotknąć swojego synka. Początkowo trwałą przytulona do Arthura i chociaż głowę miała skierowaną w stronę Matta, oczy miała zamknięte. Czując jednak ciepłe ramię Arta, czuła wsparcie, którego nie miała wcześniej. Otworzyła, więc powieki i wpatrywała się w zamknięte oczka swojego synka, nie mogąc przeboleć, że chłopczyk nie może ich jeszcze normalnie otworzyć i obserwować świat. Nie była też pewna, czy w ogóle ich słyszy, a bała się zapytać pielęgniarek. Miała wrażenie, że te ciągle gdzieś pędziły i nie miały dla niej czasu, a przynajmniej tak to wszystko odbierała.
    Słysząc pytanie Arthura, zacisnęła mocniej palce, którymi dotykała jego boku a u drugiej dłoni, zacisnęła je w pięść, wbijając sobie paznokcie w delikatną skórę ręki.
    — Musiałabym zapytać doktor Kimberley — pielęgniarka uśmiechnęła się do Arthura pogodnie i zerknęła zatroskana na Villanelle. Kobieta widziała, że brunetka bardzo ciężko przechodziła ten okres, chciała porozmawiać z jej mężem o tym, jak ważne jest, aby Elle zaczęła uczestniczyć w życiu swojego syna, ale jednocześnie nie zarzucając jej, że jest złą matką. — Jeżeli nie będzie przeciwskazań to, jak najbardziej. Nie proponowaliśmy tego wcześniej… — przerwała jednak, aby nie użyć nieodpowiedniego słowa, zerkając jednak przy tym dosadnie na wtuloną w Arthura kobietę i to, w jaki sposób, próbował ją przekonać.
    —N-nie chcę… — wyszeptała prawie niesłyszalnie, czując, jak jej serce zaczyna szybciej bić. Chciałaby móc to zrobić. Pokazać Arthurowi, że jest dobrą matką, pokazać Mattowi, że jego mam jest, obok, ale to było dla niej za trudne. Zamknęła oczy, czując jego czoło na swoim i delikatnie, najdelikatniej jak potrafiła pokręciła przecząco głową. Pamiętała dobrze, jak bardzo bała się kąpać Theę, jak dziewczynka bardzo tego nie lubiła, do czasu… tylko, że ich córeczka była zdrowym, pełnym sił dzieckiem, a Matthew… — Ale jeżeli ty chcesz… to, to weź go — wyszeptała czując, jak gardło jej się zaciska, jak w oczach zbierają się łzy, a serce biło zdecydowanie za szybko. — B-będę obok — dodałą cicho, czując, jak schnie w jej ustach. — Muszę… muszę na chwilę wyjść — wyszeptała wyrywając się z jego objęć. W tym samym czasie do pomieszczenia wróciła pielęgniarka miając się z Elle. Kobieta przyspieszyła kroku i zatarasowała przejście Arthurowi, który najprawdopodobniej w jej mniemaniu chciał ruszyć za żoną.
    — Panie Morrison — oznajmiła, spoglądając na mężczyznę, a następnie ściszyła głos — państwa synek potrzebuje rodziców. Nie próbuję powiedzieć nic złego o pana żonie, tu… na neonatologii widujemy różne historie, kobiety różnie znoszą nagły poród, świadomość, że ciąża została tak z dnia na dzień, bez ostrzeżenia przerwana — wyszeptała, nie chcąc zwracać uwagi pozostałych rodziców na sali — nie powinnam tego panu mówić, ale powinien pan wiedzieć, że pańska żona zrezygnowała z opieki szpitalnego psychologa. Państwa sytuacja jest o tyle trudniejsza, biorąc pod uwagę wszelkie okoliczności — westchnęła, uważnie przyglądając się Arthurowi.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  165. Villanelle ruszyła prosto do najbliższej toalety, gdzie zamknęła się w jednej z kabin, próbując uspokoić swój oddech. Miała wyrzuty sumienia, bała się, że nigdy nie będzie w stanie pokochać swojego synka w ten konkretny sposób, obawiała się, że Arthur ją przez to znienawidzi, bo kolejny raz skupiała się na sobie, a przecież obiecała mu, że będzie się o niego troszczyć. O niego i ich dzieci, a teraz nie mogła nawet wytrzymać w tym samym pomieszczeniu, co jej synek. Jej maleńki synek, który potrzebował swojej mamy. Potrzebował wsparcia, dokładnie tak samo, jak ona. Tylko wsparciem dla niego miała być obecność jego rodziców, ich głosy, a nawet sama obecność.
    — Namówienie nie będzie dobre. Tylko pan zna swoją żonę. Przymus i odczucie presji w takim przypadku może pogorszyć sprawę. Ona musi czuć, że nikt jej nie osądza, że to nic złego, że potrzebuje więcej czasu, aby przekonać się do swojego dziecka. — Powiedziała spokojnie, przypatrując się cały czas uważnie mężczyźnie — Wiele matek pomimo świadomości, że rośnie w ich dziecko i, że będą je kochać, zaczynają to czuć przy narodzinach. Gdy słyszą po raz pierwszy płacz swojego dziecka, gdy dostają je w ramiona. W przypadku porodu przedwczesnego, a w dodatku podczas cięcia, jak w przypadku pana żony, gdy była pod narkozą… nie dostała tego. Jej kontakt z dzieckiem jest niesamowicie ważny dla niej i dla dziecka. Najważniejsze jednak jest to, aby była przy nim z własnej woli, a nie, dlatego, że ktoś ją do czegoś zmusza. — Przerwała i skinęła delikatnie głową na jego słowa. — Możliwe, że w pewnym momencie kontakt i znajomość z którąś z mam nawiąże się sam, będzie pomocny, ale jak widać, jeszcze nie teraz. Pana żona… przychodziła tu, gdy pan jeszcze nie mógł, ale, to było dla niej i dla nas trudne. — Wymamrotała, a następnie uśmiechnęła się słabo — oczywiście, dla zdrowia dziecka ważna jest obecność nie tylko matki, ale i ojca. Przygotujemy wszystko.
    Pielęgniarki w dyżurce spojrzały na mężczyznę szukającego brunetki, którą przed chwilą widziały i wskazały na drzwi prowadzące do damskiej toalety, które dosłownie po kilku sekundach się otworzyły. Wyszła z nich Morrison, przełykając głośno ślinę, gdy zorientowała się, że Arthur jej szukał. Zadrżała delikatnie bojąc się, że będzie na nią zły. Nie myślała w tym momencie racjonalnie, ciągle w jej głowie powtarzały się te myśli, to, że była złą matką, że bała się swoje synka i tego, że w ten sposób przekracza kolejną granicę, której Artie nie będzie w stanie wytrzymać. Obwiniała się, że przecież on był w dużo gorszym stanie, tak samo jak Matt, że powinna być dla nich… a tymczasem ona uciekała z sali wcześniaków, gdzie znajdował się jej synek.
    — Przepraszam — wychrypiała cicho, stojąc w miejscu. Bała się, tak bardzo się bała. Chciałaby odnaleźć temat, który mógłby stać się właściwym a nie dotyczyłby Matta, ale wiedziała, że w tym momencie takiego nie ma, a mówienie o czymkolwiek innym, stawiłoby ją w świetle nieczułej, wyrodnej matki. — Tak bardzo cię przepraszam — dodała równie cicho, odwracając od niego spojrzenie i skupiając się na swoich dłoniach, konkretnie zakrwawionych kciukach, bo nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, w którym momencie zdążyła aż tak bardzo oskubać skórki wokół nich.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  166. Zadrżała, gdy ruszył w jej stronę i mimowolnie ponownie spojrzała na swojego męża. Nie ruszyła się jednak, nawet o krok. Powtarzała sobie, że powinna była schować ręce, żeby nie widział, do jakiego stanu je doprowadziła, nie chciała, aby się musiał martwić. Nie chciała, żeby sobie pomyślał, że zrobiła to po to, aby skupił się na niej. To przecież były tylko głupie skórki, których rany miały za kilkanaście minut zacząć krzepnąć. Nie zdążyła jednak tego zrobić, a gdy podszedł na tyle blisko i ujął swoimi dłońmi jej ręce, wzięła wielki haust powietrza, jakby walczyła właśnie o każdy oddech. Ponownie zadrżała, gdy poczuła jego oszalałe serce, które biło tak, jakby miało zaraz sobie nie poradzić i nie wytrzymać.
    - Nie możesz się tak denerwować – wyszeptała drżącym głosem, w myślach dodając sobie kolejne zmartwienie, kolejną swoją winę, bo przecież nie wybaczyłaby sobie, gdyby coś mu się stało przez nią. – J-ja... – nie chciała na niego patrzeć, ale był na tyle blisko, że nie mogła skoncentrować się na niczym innym. Zerkała więc w ciemne tęczówki męża, czując, jak bardzo go rani – nie, nie, nie myśl tak. Kocham cię – dodała szybko, czując nieprzyjemny ucisk w gardle, gdy zaczął pytać o ich synka. Nie była w stanie nic z siebie wydusić, nawet nie mogła, chociażby skinąć głową.
    Dała usadzić się na plastikowym krzesełku, zaciskając mocno oczy, aby się nie rozpłakać, ale to tak bardzo bolało. Rozrywało jej serce na miliony kawałków i nie wiedziała co ma zrobić, aby przestało się tak dziać.
    Wtuliła się policzkiem o jego dłoń, którą trzymał przy jej twarzy i zamknęła oczy, czując przechodzące wzdłuż kręgosłupa dreszcze.
    - Przepraszam, że znowu... znowu cię krzywdzę, znowu przeze mnie cierpisz, znowu... znowu cię niszczę – wychrypiała powoli. Mówiła na tyle cicho, aby nikt inny poza Arthurem jej nie słyszał, było jej wstyd za swoje zachowanie. Powinna być dla niego, dla Matta, dla nich... tymczasem odstawiała żałosne przedstawienie – nie martw się mną, zaraz mi przejdzie, zaraz będzie dobrze, zaraz tam z tobą pójdę, tylko , tylko się nie denerwuj proszę... proszę Arthur nie nienawidź mnie, ja nie chciałam – załkała cicho. Pielęgniarka, która poszła po plastry trzymała je w swoich rękach, jednak nie podeszła, aby opatrzyć jej rany, zdając sobie sprawę z powagi rozmowy. Wszyscy dobrze wiedzieli, że z pacjentką Villanelle Morrison nie było najlepiej.
    - Nie chciałam mu robić krzywdy – wyszeptała cicho – nie chciałam tobie robić krzywdy Arthur przepraszam... za, za to, że nie mogłam, że nie dałam rady dać mu schronienia, że on... nie chciałam, naprawdę nie chciałam, żeby się tak szybko urodził, proszę, ja, ja wiem, że to nasz synek, że tak bardzo na niego czekałeś, czekaliśmy, ale, ale to nie było specjalnie. Ja nie chciałam, p-proszę... nie, nie zostawiaj mnie, nas... ja wiem, znowu, znowu to robię, znowu uciekłam, ale ja nie chcę, nie chcę uciekać, przepraszam... już, już będę pokazywać, jak, jak bardzo was kocham, że, że was kocham... muszę, muszę go kochać - wychrypiała, przymykając powieki, a łzy spływały po jej policzkach. Pielęgniarka nie chcac przeszkadzać, uprzednio cofając się jeszcze o tabletki uspokajające, ułożyła ke wraz z plastrami na kontuarze, aby czekały, gdy skończą rozmawiać.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  167. Nie zwróciła w ogóle uwagi na to, że jego dłonie były brudne od jej krwi. Nawet się nie zorientowała, bo łzy spływające ciurkiem po jej policzkach były tym, co czuła na rozgrzanej twarzy. I ciepłą dłoń swojego męża. Coś, czego tak bardzo jej brakowało. Zamknęła oczy chcąc się uspokoić, ale to nic nie dało. Cały czas płakała, nie mogąc uwierzyć, że to wszystkim się im trafia. Nie umiała pogodzić się z tym, że tak wiele nieszczęść ich dotknęło w tak krótkim czasie. Nie minął nawet rok odkąd wróciła, odkąd zdecydowali, że spróbują, nie tylko dla dobra Thei, ale przede wszystkim dla samych siebie.
    — Bo jestem jego mamą — wyszeptała łamiącym się głosem, starając się przy tym nie rozpłakać bardziej — bo powinnam go mieć jeszcze pod sercem, powinnam być ostrożniejsza… Russell od samego początku mówił, że tak się może stać, a ja co? Kłóciłam się, że chcę pić głupią kawę — załkała. Miała żal do siebie, bo być może kilka pojedynczych decyzji miałoby wpływ na tak duże wydarzenie. Nie podejrzewała, aby uniknęli w ten sposób wszystkich kłótni, rozwodu jej rodziców i romansu z Tilly, ale może udałoby się jej stresować tym wszystkim mniej, może umiałaby się odciąć i nie zadręczałaby się tak bardzo, a Matt wówczas jeszcze znajdowałby się w niej. Tam, gdzie jeszcze powinien być.
    — Nie płacz — wyszeptała, nie mogąc patrzeć na niego w takim stanie. Za to też najchętniej by się obwiniła, bo to przecież teraz, przez rozmowę z nią płakał. Chciała dotknąć jego policzków, zetrzeć łzy, ale nie miała nawet siły, aby ruszyć dłońmi, które mężczyzna trzymał jedną dłonią. Pokiwała tylko nieśmiało głową na jego słowa. Słyszała, co mówił i…i niby to rozumiała, ale to nic nie zmieniało. — Nie mów tak… nie chcę go krzywdzić — zawyła, chowając twarz w materiale szpitalnej koszuli, gdy ją mocno objął i przycisnął do siebie. Nie przejmowała się tym, że będzie miał mokrą plamę. — Nie chcę… ale, ale ja mam wrażenie, że nie jestem mu do niczego potrzebna — wyszeptała cicho, zamykając oczy i wtulając się w jego tors jeszcze bardziej. Chciała się schować w jego ramionach przed całym złem, jakie ich spotkało. Chciałaby, ale wiedziała, że to nierealne — mówili, że dostaje inne mleko, że… — zakaszlała, biorąc głęboki oddech, krztusząc się swoimi łzami — nie chcę, żeby tu był… ale tak bardzo się boję… boję się, że coś zrobię źle, że… że to będzie moja wina, chciałabym… chciałabym go przytulić, ale on jest tak mały i delikatny — wydusiła z siebie, nie odrywając się od Arthura nawet na chwilę. Potrzebowała go tak bardzo… i chociaż cała zapłakana drżała, pierwszy raz odkąd trafili do szpitala czuła się spokojnie. Była roztrzęsiona, ale w głębi czuła spokój, bo w końcu był przy niej on. Jedyny człowiek, który potrafił sprawić, że chciała, że starała się… że była w stanie postarać się stawić czoła swoim lękom — Boję się

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  168. Słuchała jego słów, próbując ich do siebie nie dopuścić. Nie chciała słuchać o tym, że może krzywdzić w ten sposób swojego synka. Nie chciała tego, naprawdę nie o to jej chodziło. Nie była przy nim, aby go uchronić przed sobą, aby nic nie zakłócało tego, co mogły dać mu pielęgniarki i lekarze na oddziale. Bała się, że nie będzie wystarczająca, że nie będzie umiała zrobić tego, co robiły one. Słowa Arthura trafiały jednak do niej ze zdwojoną siłą, a to wcale jej się nie podobało. Nie chciała taka być…
    — Nie chcę być dla niego złą mamą — wyszeptała cicho, ledwo rozchylając wargi, gdy Arthur trzymał jej policzki, niejako zmuszając do tego, by spojrzała w jego twarz. Nie podobał jej się ten widok. Nie chciała oglądać go w takim stanie, wyglądał źle, a łzy i czerwone, opuchnięte oczy nie sprawiały, że było lepiej. Przełknęła z trudem ślinę, spoglądając gdzieś jakby za swojego męża. Nie potrafiła sobie wyobrazić, aby teraz wstali i poszli z powrotem na oddział. Nie umiała pomyśleć realnie o tym, że mieliby usiąść przy inkubatorze i udawać, że wszystko jest dobrze, opowiadać Mattowi zmyślone bajki czy historyjki. Widok synka ją przerażał i nie miała pojęcia, jak sobie z tym poradzić. — Nie… nie widzę — wydusiła z siebie, kręcąc delikatnie, przecząco głową na tyle, na ile była w stanie to zrobić, gdy ją trzymał. Oddychała głęboko, próbując nad sobą zapanować, ale niestety, nie było to takie łatwe. Wciąż delikatnie drżała, a kolejne słowa męża, nie pomagały. Nie chciała, aby wiedział. Pielęgniarki nie miały prawa mówić o jej stanie bez jej zgody, przecież wyraźnie zaznaczyła, że nie życzy sobie, aby udzielać komukolwiek takich informacji.
    Ale skoro tak było, Arthur miał rację. Chcieli jej pomóc. Chcieli, aby przekonała się do swojego synka. Aby była przy nim…
    — Nie chcę cię odpychać — powiedziała cicho. Mieli już za sobą miesiąc milczenia i chociaż teraz było niesamowicie trudno, nie chciała tego powtarzać, nie chciała go stracić, nie mogła go stracić, a przecież jasno jej przedstawił swoje zdanie. Poza tym, przy nim czuła się… troszkę lepiej. — Chcę, żebyś przy mnie był, tak bardzo za tobą tęskniłam — powiedziała ciągnąc nosem, uważnie przypatrując się, jak owijał plastrem jeden z palców. W tym czasie drugą ręką przetarła policzki, a później zamieniła ręce.
    — Ja ciebie też, Artie — wychrypiała, gdy mężczyzna odsunął się od jej ust — i ja… ja pójdę z tobą do niego, ale proszę… nie zmuszaj mnie, nie każ mi… ja po prostu na niego popatrzę, dobrze? Proszę… — było jej źle z tym, że nie umiała się w tym momencie przekonać do tego, aby zdecydowanie uznać, że chwyci swoje dziecko, że będzie w stanie zrobić coś przy nim, ale przecież i tak było dobrze… było lepiej, skoro z własnej woli, chciała wrócić do swojego maleńkiego synka.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  169. Westchnęła ciężko, kiwając delikatnie głową. Przymknęła oczy, gdy ponownie zamknął ją w swoich ramionach. Tylko przy nim czuła się tak bezpiecznie, pomimo tego, że jeszcze przed chwilą była pewna, że Arthur będzie na nią zły, że będzie miał żal o to, że nie potrafi być przy swoim synku.
    Może i mieli za sobą wiele, ale dzięki temu teraz było im łatwiej. Przynajmniej Villanelle było łatwiej, wiedząc, że jej mąż mimo wszystko jest obok. Dlatego tak bardzo nie chciała, go ponownie od siebie odpychać, mimo strachu, naprawdę nie chciała go unikać, chociaż początkowo to właśnie zrobiła, zostawiając go samego z Mattem. Wiedziała jednak już, do czego mogłoby to doprowadzić, a nie wyobrażała sobie życia bez niego, nie umiała.
    — To ja powinnam się tobą opiekować — wyszeptała cicho, gdy powoli pomógł jej wstać. Nie czuła się w stu procentach na siłach, ale przy nim było jej łatwiej.
    Kiedy przekroczyli próg sali z wcześniakami, nieprzyjemne myśli ponownie do niej wróciły. Wtuliła się jednak mocniej w bok Arthura i oddychała głęboko wiedząc, że musi dać radę, że jest tu dla swojego synka i męża, że nie może uciekać, niezależnie, jak bardzo byłoby jej źle, że mus wytrzymać dla nich. Dla swoich mężczyzn, bo od kilku dni nie był najważniejszy jedynie Arthur… w końcu był Mattie, na którego tak bardzo czekała, którego chciała tak bardzo kochać i być dla niego, jak najlepszą osobą. Dla Thei i Arta. Dla całej ich trójki. Ich rodzina się powiększyła i mimo tego, że stało się to za wcześniej, powinna się w końcu z tym pogodzić i realizować w trochę inny sposób wszystkie te założenia i wyobrażenia, jakie mieli wcześniej.
    — Oczywiście. — Pielęgniarka uśmiechnęła się do Arthura. — Najlepszy kontakt jest, tak jak pan sam wcześniej mówił. Skóra do skóry tylko… nie wiem jak wyglądają pańskie rany, w jakim są miejscu? Najlepiej trzymać dziecko na klatce piersiowej, przytrzymując je w taki sposób — mówiąc to zademonstrowała, w jak Arthur powinien trzymać dłonie i uśmiechnęła się — niech pan ściągnie górę, zobaczymy czy taki kontakt będzie odpowiedni — cały czas się uśmiechała. Poprosiła również Villanelle, aby przysunęła się z krzesełkiem odrobinę bliżej, aby mogła stworzyć im z pomocą kolorowego parawanu trochę prywatności. Brunetka zawahała się, ale ostatecznie przesunęła krzesło i usiadła tuż obok Arthura, oddychając głęboko i uparcie spoglądając w drugą stronę, gdy pielęgniarka wyciągnęła ich maleńkiego synka z inkubatora, zapewniając mu odpowiednie warunki. — Normalnie zalecamy kangurowanie przez godzinę powtarzane w odstępach czasu po trzy, cztery razy na dobę, ale… zobaczymy, jak da sobie radę Matt i pan, będę miała na was po prostu oko co kilkanaście minut.
    Villanelle zerknęła na Artiego, gdy kobieta ułożyła mu na torsie Matta. Zacisnęła mocno wargi w wąską linię, czując żal do siebie, że była taka słaba, że nie mogła być tak silna jak jej mąż, jak ich maleńki synek, który walczył o każdy kolejny dzień.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  170. Oddychała głęboko, spoglądając uważnie na swoich mężczyzn. To był najbardziej rozczulający, a zarazem przerażający widok. Po raz pierwszy widziała swojego synka poza inkubatorem i do tego z takiego bliska. Serce brunetki kołatało w jej piersi, jednocześnie rwąc się do tego, aby znaleźć się tuż przy maleńkim chłopcu, najbliżej jak to możliwe, a z drugiej strony, powstrzymując się z wszystkich sił, aby wyciągnąć dłoń w jego kierunku.
    W ciszy obserwowała i przysłuchiwała się Arthurowi, każdemu słowu, które wypowiedział. Czując nieprzyjemny ucisk, gdy wspomniał o tym, że nie jest jeszcze gotowa. Nie powinien był mówić mu takich rzeczy. Wiedziała, że ich synek nic z jego słów nie rozumie, ale ona siedząc tuż obok słyszała i rozumiała, a to bolało. Świadomość, że nie jest gotowa do potrzymania własnego dziecka sprawiała, że się nienawidziła, a najgorsze było to, że teraz, w tym momencie nie mogła z tym nic zrobić.
    Wiedziała, że nie zrobił tego celowo, że nie miał niczego złego na myśli. Coś ją jednak zabolało i nie umiała wskazać co dokładnie i dlaczego, bo przecież jeszcze chwilę temu zapewniał ją, że nie mam jej nic za złe.
    - Jestem tutaj – wyszeptała cicho, drżącym i zachrypniętym głosem. Wiedziała, że teraz, gdy Matt znajdował się poza inkubatorem musi zachować spokój, nie może go wystraszyć, ani stresować. Te chwile miały być dla niego wyjątkowe, chcąc być więc dobrą mamą nie mogła mu i tego zniszczyć. Zagryzła wargi, wpatrując się w maleńkiego chłopca, nie mogąc uwierzyć jak drobny i delikatny był. – Jestem tutaj – powtórzyła cicho, biorąc głęboki oddech.
    - On jest... – zaczęła powoli, wstrzymując oddech i szukając odpowiednich słów. – Jesteś taki mały i kruchy... – poprawiła się pospiesznie, w końcu mówiła do swojego synka, do swojego maleńkiego syneczka. – Twój tatuś ma większe i silniejsze ręce, wiesz... On po prostu pewniej cię trzyma, dlatego mama jest tu, obok – wyszeptała, zaciskając palce na podłokietniku fotela, na którym siedział Arthur, przez co delikatnie przybliżyła się do niego i Mattiego.
    Przełknęła głośno ślinę i niepewnie ułożyła brodę na ramieniu swojego męża, ręką którą trzymał Arthur wbiła palce w jego dłoń, nie pakując nad tym, jak mocno to robiła.
    - Chyba... chyba powinniśmy ci z tatą opowiedzieć jakąś bajkę – mruknęła cicho, spoglądając na Arthura. – Za lasami, za górami było królestwo – zaczęła drżącym głosem – w tym królestwie był król, z królową i malutką księżniczką... wszyscy czekali na maleńkiego księcia – ponownie wstrzymała oddech – kiedy się urodził był taki malutki jak ty, ale... ale był bardzo silny, też tak jak ty... – przerwała jednak, bo oddychałam coraz szybciej i wymyślanie historii i jej mówienie wcale nie przychodziło jej teraz z łatwością, chciała mu opowiedzieć, że z nim będzie dokładnie tak samo, że będzie przeżywał różne przygody, ale że przede wszystkim urośnie na zdrowego i silnego chłopca. Cały czas przy tym zaciskając palce obu rąk, próbując unormować swój oddech.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  171. Sama przed sobą nie potrafiła wytłumaczyć, dlaczego tak bardzo się go boi. Dlaczego ma tak duży problem z tym, aby przebywać w pobliżu Matta. Wiedziała, że to nie było normalne, że każda kochająca swoje dziecko matka, chciałaby być przy nim w tak trudnych chwilach. Być wystarczająco blisko, aby czuło się bezpiecznie, czuło tę czystą, rodzicielską miłość i wsparcie. Elle nie potrafiła mu tego dać w tym momencie. Nie umiała… a przecież powinna. Powinna się cieszyć, że mimo problemów od samego początku, że się udało. Może i był mały, słaby, ale żył… i tak jak mówił Arthur, w tej chwili właśnie to powinno być dla niej najważniejsze. To, że ich dziecko żyło i chociaż nie było łatwo, nie było tak, jak to sobie wszystko wyobrażali… byli razem, a za jakiś… nieokreślony czas mieli zabrać go w końcu do domu i stworzyć rodzinę. Prawdziwą, czteroosobową rodzinę.
    Kiwała delikatnie głową, gdy Arthur przejął opowieść, nie przestając nawet na chwilę zaciskać swoich palców. Starała się nie płakać, wiedziała, że nie może, że nie powinna. Przygryzała, więc tylko mocno wargi i chociaż jej oczy zaszły łzami nie łkała, starała się być silna, dla niego. Dla swojego synka.
    Przymknęła oczy, czując jego ciepłe wargi, a później zerknęła w stronę, którą jej wskazywał. Nie miała pojęcia co ma zrobić. Nie czuła się na tyle źle, aby musieć zażywać uspokajające środki, ale… ale może to było jej właśnie potrzebne. Zerknęła na Artiego, na Mattiego a później powoli odsunęła się, aby dosięgnąć kieliszka z tabletką. Wsunęła ją do ust i przełknęła, zaciskając wargi i powieki. Nie zadziałała od razu, nie poczuła się lepiej czy spokojniej, ale mając świadomość, że za chwilę będzie jej chociaż odrobinę lepiej, zerknęła tylko na Arthura, gdy wskazał na rączkę ich synka.
    Nie wiedziała, co ma zrobić. Mógł odnaleźć w jej spojrzeniu zmieszanie i zdezorientowanie. Nie chciała, aby źle o niej myślał… nie chciała nigdy zobaczyć w jego oczach obrzydzenia czy odrazy. Widziała, że teraz tak na nią nie patrzy, ale nie miała pewności, co to będzie zachwilę, a przecież wypomniał jej, że nie jest gotowa, nawet przy ich synku.
    — Arthur… — szepnęła walcząc sama ze sobą. Ułożyła jednak ponownie brodę na jego ramieniu, chciała, aby wszystko było dobrze, żeby już zawsze było dobrze, żeby jej mąż zawsze ją i ich dzieci kochał i o ile nie miała wątpliwości, co do tego drugiego, tak z tym pierwszym… obawiała się, że jeżeli nie pokaże mu, że kocha Matta, to się może zmienić — spróbuję… mogę, mogę spróbować — wyszeptała i ostrożnie wysunęła swój mały palec, aby dotknąć rączki ich synka. W momencie, w którym zacisnął mimowolnie rączkę na jej palcu, w jej oczach pojawiło się jeszcze więcej łez, nad którymi nie była w stanie zapanować.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  172. Wpatrywała się w maleńką rączkę zaciśniętą na jej palcu, a łzy cały czas spływały po jej policzkach. Chciała cofnąć dłoń, ale kiedy tylko o tym pomyślała, Matt zacisnął ponownie swoje paluszki. Nie miała serca mu tego zrobić, chociaż sama… nie wiedziała, dlaczego tak właściwie płacze. Czy to były łzy radości, strachu, przerażenia? Nie umiała odpowiedzieć sobie sama na te pytanie. Wiedziała jednak doskonale, jak bardzo zaczynał irytować ją jej własny mąż.
    Miał jej do niczego nie zmuszać, a jednak to przez niego teraz jej palec był trzymany przez ich synka i nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, co powiedział później. Villanelle nie potrzebowała nawet chwili, aby zrozumieć tę zależność. Kochał ją i był dumny, bo była przy ich synku, a gdyby jej tutaj nie było…
    Zacisnęła mocno powieki nieruchomiejąc. Nie umiała mu w tym momencie odpowiedzieć na te wyznanie, chociaż oboje dobrze wiedzieli, że i ona go kochała. Kochała go całym swoim sercem, ale nie była w stanie wydusić tego z siebie w tym momencie. Pociągnęła tylko nosem, nie mogąc przestać spoglądać na Matta. A późniejsze słowa Arthura były jeszcze gorsze, bo uzmysłowił jej, jak długo ich dziecko cierpiało przez nią. Przez to, że jako dorosła kobieta nie potrafiła pokonać swoich lęków, ich synek od początku narażony był na ogromną dawkę stresu, a przecież nie tak powinny wyglądać jego pierwsze chwile na świecie, to bolało, bardzo mocno bolało.
    — Możesz… możesz się po prostu przez chwilę nie odzywać? — Spytała, starając się zachować spokój, chociaż ton jej głosu brzmiał… w zasadzie nie brzmiał w żaden konkretny sposób, był obojętny. Nie była pewna czy to tabletki działały na tyle mocno, dzięki czemu nie zaczęła krzyczeć, czy jednak świadomość tego, gdzie mimo wszystko się znajduje i jacy ludzie ją otaczają.
    Ale dzięki temu, w tym momencie koncentrowała się jedynie na nim. Na ich groszku, który nie był już dłużej tylko groszkiem. Był prawdziwą, realną osóbką. Najdzielniejszą na całym świecie, jaką zdążyła poznać Elle.
    — Jest mi bardzo przykro, Mattie — wyszeptała cicho, całkowicie ignorując swojego męża i jego słowa. Powoli i ostrożnie próbowała jednak wyswobodzić swój palec. — Przepraszam, ale nie umiem… chcę, naprawdę chcę przy tobie być synku, ale nie umiem — wyszeptała — puść mnie, proszę. Nie chcę ci zrobić krzywdy, ale proszę… puść mnie Matt, proszę puść mój palec, błagam — wychrypiała czując, jak przez jej ciało przechodzą nieprzyjemne dreszcze, ostatnie głowa mówiąc odrobinę głośniej i odsuwając głowę od Arthura. Nie umiała, nie chciała i bała się, tak bardzo bała się spojrzeć w jego oczy w obawie, co w nich zobaczy. — Weź go…Arthur proszę weź jego rączkę. — Powiedziała błagalnie, oddychając ciężko.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  173. Czuła się tak, jakby ktoś rozrywał ją kawałek po kawałku. Miała wrażenie, że wszystko, co miało miejsce od momentu pojawienia się Morrisonów w szpitalu było… odległe. Zamglone. Niby brała w tym wszystkim udział, a jednak prędko okazywało się to rozmazanym wspomnieniem, jakby było bardzo odległe w czasie. Nie chciała, aby tak to wszystko wyglądało. Nie chciała przecież, aby Arthur był na nią zły, ale wszystko, co robiła sprowadzało się właśnie do tego. Może i nie widziała obrzydzenia i pogardy w jego oczach, ale dobrze wiedziała, że nie spoglądał na nią z miłością. Nie dziwiła mu się, ona sama nie potrafiła na siebie normalnie spojrzeć.
    — Nie… nie powiedziałam, że masz się w ogóle nie odzywać — wyszeptała cicho, odchylając głowę do tyłu i przymykając oczy, gdy Arthur opuszczał salę. Dobrze wiedziała, że miał rację. Wszystko, co działo się od momentu jej wybudzenia po przywróceniu akcji serca było z jej winy. To ona panicznie bała się swojego dziecka, obwiniała się o wszystko i zaczynała się szczerze, za to wszystko nienawidzić.
    Dlaczego za każdym razem musiała doprowadzać do ich małych, osobistych tragedii? Dlaczego nie potrafiła, chociaż raz dać Arthurowi szczęścia i miłości, tak po prostu. Dlaczego ciągle musiało dziać się coś, co sprawiało, że zamiast umacniać swoją rodzinę, ona rozrywała ją na strzępy? Ile razy można naprawiać coś, co… ewidentnie nie chce współgrać?
    — Nie chcę was stracić… ale, ale tak chyba będzie dla was najlepiej — wyszeptała cicho, podnosząc się i podchodząc do inkubatora, gdzie wpatrując się w ich synka, po raz pierwszy nie czując żadnych negatywnych emocji.
    — Nie możesz karać siebie i swojej rodziny za to, że stało się coś, nad czym żadne z was nie miało władzy — usłyszała nieznany sobie głos i wzdrygnęła się delikatnie, aby odwrócić głowę i spojrzeć na pielęgniarkę. Widziała ją już przecież wcześniej, dlaczego wiec jej głos, wydawał jej się całkiem obcy? — Czasami to wszystko bywa bardzo trudne, ale spójrz… rozejrzyj się, każda z mam takich jak ty, zaczyna w końcu sobie z tym wszystkim radzić. — Ułożyła dłoń na ramieniu brunetki i uśmiechnęła się delikatnie. Elle było jednak bliżej do płaczu niż odwzajemniania miłego gestu.
    Nie wiedziała ile dokładnie minęło czasu i jak długo była jeszcze wśród wcześniaków, rozmawiając z pielęgniarką i Rose, którą przedstawiła jej właśnie pielęgniarka. Była jednak pewna, że to była najdłuższa jej wizyta u Matta, chociaż to nie na nim się skupiała. Później we dwie opuściły oddział neonatologii i zasiadły na plastikowych krzesełkach tuż przed wejściem do niego.
    Rose nie była psychologiem, ale miała w sobie to coś, co sprawiało, że Villanelle była w stanie jej zaufać. Usłyszała historię podobną do tego, co działo się właśnie z nią samą i zobaczyła, że wysoka blondynka o błękitnych oczach, potrafiła pokochać swoje dziecko. Dlaczego więc Elle miałaby tego nie zrobić? To nie tak, że nie ufała Arthurowi, że Rose powiedziała więcej niż jemu… dziewczyna po prostu cały czas tam była i widziała, co się działo z Morrison, wiedziała też, jak może czuć się brunetka. Opowiedziała jej po prostu swoją historię, a Elle w końcu dostrzegła, że nie jest w tym wszystkim sama, bo wcześniej wydawało jej się, że tylko ona nie potrafi normalnie myśleć o sobie i o swoim synku.
    Chciała sprawdzić czy Arthur jest u Matta, ale uznała, że nie będzie im psuła wspólnych chwil, jeżeli jej mąż faktycznie był u ich synka. Wróciła, więc od razu na ich wspólną salę i usiadła na swoim łóżku, zaciskając mocno palce na pościeli i wpatrując się w drzwi. Miała tylko nadzieję, że nie jest za późno, że jeszcze Arthur nie skreślił ich całkowicie, że… że może jednak uda im się jeszcze stworzyć normalną rodzinę.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  174. Siedząc na łóżku i wpatrując się w drzwi prowadzące do ich wspólnej sali, czekała na swojego męża, ale się nie doczekała. Znużyło ją, wiec w pewnym momencie położyła się i przymknęła oczy, mogłoby się wydawać, że zasnęła, ale dziewczyna czuwała. Słysząc, więc, jak jej mąż zabrał się za przesuwanie swojego łóżka, otworzyła szeroko oczy i po cichu podniosła się do pozycji pół siedzącej.
    Bolało ją to wszystko. To, co się działo w ich życiu, to, że co wychodzili na prostą musiało dziać się coś, co sprawiało, że wracali do startu, a przecież tyle razy już jej się wydawało, że nie może być gorzej, że teraz może być już tylko dobrze… życie chyb po prostu lubiło pokazywać im środkowy palec i obserwować, jak wiele są w stanie wytrzymać.
    — Arthur — szepnęła w odpowiedzi na jego dobranoc. Nie zamierzała pozwolić mu pójść spać dopóki nie porozmawiają, dopóki… a przynajmniej dopóki ona nie powie mu tego, o czym cały czas myślała od momentu pożegnania się z Rose. — Nie chcę żeby tak było… Nie chcę taka być. Ja… przepraszam, że kazałam ci się nie odzywać, ale… bardzo mnie zezłościłeś… wypominałeś mi przy Matthew, że nie jestem gotowa do jego trzymania. Mówiłeś naszemu synkowi, że nie jestem gotowa, a jak… jaka mama może nie być na to gotowa? — Jej pytanie było bezsensowne, bo wiedziała, że ona. Ona nie jest gotowa, ale nie myślała nad tym, co mówi, bo o ile wcześniej wydawało jej się, że wie, co chce powiedzieć, w momencie, w którym zaczęła mówić przestała się nad tym skupiać. Chciała po prostu podzielić się ze swoim mężem wszystkimi zmartwieniami, które zaprzątały jej głowę — wcześniej mówiłeś, że nie będziesz mnie do niczego zmuszał, ale ja wiem, że… że gdybym nie spróbowała byłbyś na mnie zły i… i powiedziałeś, że jesteśmy dzielni, bo to zrobiłam… to…to boli Arthur. Ja… wiem, że potrzebuję pomocy… potrzebuję twojej pomocy, ale nie potrafię z niej skorzystać, nie umiem, bo ciągle myślę o tym, że przestaniesz mnie kochać, bo ja… bo ja nie umiem… ja nie czuję, żebym kochała naszego synka — ostatnie zdanie wyszeptała cicho drżącym głosem, przełykając łzy — potrzebuję cię… potrzebuję pomocy i… i chyba nie tylko twojej, Arthur, ja… ja sobie pomyślałam, że może Brown… może mógłby polecić kogoś, albo pomóc znaleźć kogoś… boję się… chyba w tym wszystkim boję się najbardziej samej siebie, bo sama siebie nie rozumiem — wychrypiała cicho, siadając na łóżku tak, że nogi zwisały jej z jednej strony, ręce ułożyła na udach, starając się przy tym nie wbijać w nie paznokci i z głową opuszczoną w dół. — Chciałabym cię przytulić, ale… ale nie zrobię tego bez twojej zgody, bo boję się, że jak podejdę i… i mi nie pozwolisz to… to nie wytrzymam — dodała równie cicho, cały czas siedząc z głową w dole, oczekując jakiejkolwiek reakcji ze strony swojego męża.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  175. Słuchała tego, co miał do powiedzenia jej mąż, cały czas z opuszczoną głową. Gdy ciemne kosmyki włosów przykrywały jej twarz, czuła się dużo pewniej. Wiedziała, że to nie jest żadna tarcza, że dzięki nim nie stanie się nagle niewidzialna dla świata, ale było jej po prostu lepiej. Ostatnio, a konkretnie od czasu wybudzenia się po zabiegu, czuła się lepiej wtedy, gdy nie była widoczna, gdy ludzie nie gratulowali, nie pytali jak się czuje ona, mąż czy Mattie. Najlepiej czułaby się zamknięta, owinięta kołdrą po sam czubek głowy, nie musząc przy tym niczego, ani nikogo wysłuchiwać. Ale tak nie było.
    Życie było dla niej cholernie złośliwe i teraz, kolejny raz się o tym przekonała, gdy dotarł do niej sens słów Arthura.
    — Nie, nie pomyślałam — wychrypiała względnie spokojnie, ale z każdym jego kolejnym słowem było gorzej. Villanelle, czuła się tak… nie umiała tego nawet opisać. Starała się właśnie chwycić tę wyciągniętą, pomocną dłoń Arthura, próbowała się przed nim otworzyć, wytłumaczyć mu, chociaż w najmniejszym stopniu to jak się czuje, bo sama nie umiała tego przekazać, sama nie wiedziała, jak konkretnie się czuje i dlaczego zachowuje się w taki, a nie inny sposób. Dlaczego jest tak złą matką i… i jak widać żoną również, bo zrozumiała dokładnie to, co próbował powiedzieć jej Morrison. — Bo to nie brzmiało jak usprawiedliwienie. A skoro on i tak nie rozumie to, po co w ogóle te usprawiedliwienia!? Po cholerę się odzywałeś!? Zawsze musisz być tym najmądrzejszym, który wie, co i kiedy powiedzieć?! Nie jesteś Arthur! — Nie krzyczała, ale biorąc pod uwagę fakt, jak cicho mówiła wcześniej, zdecydowanie dało się usłyszeć różnicę w jej tonie. Była w tej chwili wściekła. Nie wiedziała tylko czy na niego ,czy na siebie bardziej. I może byłaby w stanie to zrozumieć, uspokoić się, ochłonąć… spróbować zrozumieć to, że jej mąż kompletnie nic nie rozumie, ale on się nie zamknął. Nie przestał się odzywać, a wręcz przeciwnie, miał coraz więcej do powiedzenia. W jej oczach od dawna zbierały się łzy, ale dopiero teraz rozpoczęły spływać ciurkiem po jej policzkach, serce, biorąc pod uwagę wcześniejszy atak, biło zdecydowanie za szybko, a cała brunetka czuła, jak drży.
    — Skoro wiesz lepiej. Świetnie, skoro wiesz, co czuję do ciebie, skoro wiesz, czego od ciebie chcę, cudownie! Po prostu… ja zrywam powoli plaster?! To ty… ty nie wiem co ty właściwie robisz!? Boże, to… to wszystko to jedna wielka pomyłka. — Załkała przecierając policzki rękoma. — Tak mnie kochasz, a nawet nie próbujesz zrozumieć! Ja… ja wiem, że to nie jest łatwe, bo ja sama… sama tego nie rozumiem, ale… ale…wiesz co!? Nie chcę od ciebie nic. Kompletnie nic nie chcę. Nie chcę twojego domu, nie chcę samochodu, alimentów…nie chcę nic, rozumiesz!? — Podniosła w końcu głowę, wpatrując się w niego zaczerwienionymi, załzawionymi oczami Nie myślała nad tym, co mówi, nie kontrolowała sama siebie. Nie myślała o konsekwencjach. — Chcesz rozwodu!? Proszę bardzo, dostaniesz go Arthur, dostaniesz… oboje dobrze wiemy, że gdyby nie Thea tak szybko byś się nie oświadczył! — Krzyknęła zapominając, że są w szpitalu. Podniosła się z łóżka i cała drżąc ruszyła w stronę wyjścia, miała głęboko w poważaniu to, co, kto mógłby sobie o niej w tej chwili pomyśleć. Chciała się znaleźć, jak najdalej od swojego męża… — Jutro dostaniesz papiery! Z dziećmi możesz się widywać, nie obchodzi mnie to, jesteś ich ojcem…ba. Skoro jest ze mnie tak beznadziejna matka, może chcesz całą opiekę nad nimi, co!? Pieprz się Arthur… a może raczej panie magistrze. — Warknęła czując, jak serce mocno wali jej w piersi. Ułożyła dłoń na dekolcie, ale nawet nie próbowała się zatrzymać, szła przed siebie z zamiarem wypisu na własne żądanie. Nie miała pojęcia, co ze sobą zrobi, gdzie pójdzie, ale… ale wiedziała, że nie może być dłużej w pobliżu swojego… w pobliżu ojca jej dzieci i samego Matta.

    Elle 💔

    OdpowiedzUsuń
  176. Nie chciała tego robić, ale nie miała pojęcia jak w tym przypadku, miałaby inaczej postąpić. Z Henrym zdecydowanie miała ostatni lepszy kontakt niż z mamą, ale z nim była Tilly, ale Elle… Elle nie chciała w tym momencie znajdować się blisko niczego, ani nikogo, kto przypominałby jej o Arthurze. Thea była u Alison i właśnie obecność córeczki tam sprawiła, że stojąc w dyżurce pielęgniarek wykręciła numer do mamy błagając ją, aby jak najszybciej po nią przyjechała. Nic przy tym nie tłumacząc. Była jedynie wdzięczna, że kobieta o nic nie pytała przez telefon.
    W samochodzie zasypała ją jednak pytaniami, uprzedzając również, że Larry i Connor są w domu, co było dla Villanelle kolejnym ciosem. Nie była pewna czy w ogóle chce ich poznać, czy chce wpuścić ich do swojego życia, a przede wszystkim nawet, jeżeli, to nie chciała robić tego w taki sposób, nie w momencie, kiedy była wrakiem człowieka, pozostałościami samej siebie. Wypłakała się w samochodzie, nie mówiąc, wprost co dokładnie się wydarzyło. Raczej ogólnikowo wspomniała, że mają z Arthurem delikatny problem…
    Nie była w nastroju do rozmów. Chciała jedynie znaleźć się w jakimś pustym pomieszczeniu, gdzie mogłaby ze spokojem wypłakać się i dać upust wszystkim emocjom, które tak bardzo ją męczyły. Tak też zrobiła, w swoim starym pokoju, gdzie znajdowało się stare łóżeczko Thei. Poprosiła jedynie mamę, aby weszła pierwsza i wyjaśniła, że ona nie ma w tym momencie ochoty na żadne zacieśnianie rodzinnych więzi.
    Leżała na swoim starym łóżku, słuchając, jak Thea oddycha przez sen. Problem polegał na tym, że nawet te pomieszczenie, cały ten dom przesiąkł Arthurem, miała tutaj za dużo wspomnień z nim związanych i… i chciało jej się tylko jeszcze bardziej płakać, bo w zasadzie te związane z tym domem były dobre… może nie najlepsze, ale to tutaj często się śmiali i wydurniali, gdy uznali, że chcą spróbować…
    O poranku obudziła się z ogromnym bólem głowy. Przemknęła niezauważalnie do łazienki, gdzie spróbowała doprowadzić się do normalnego stanu, na szczęście mieściła się w ubrania Alison, dzięki czemu mogła ściągnąć z siebie ten okropny, śmierdzący szpitalem dres. Bardzo tego nie chciała, ale wiedziała, że musi iść do mieszkania, chociaż na chwilę, aby zabrać najpotrzebniejsze rzeczy. Nie była pewna, co dokładnie wykrzyczała Arthurowi poprzedniego wieczoru, ale dobrze pamiętała, jak powiedziała, że niczego od niego nie chce. Zamierzała w tym wytrwać i chociaż niechętnie, zamierzała zostać z Theą u Alison przez jakiś czas, dopóki… dopóki wszystko, jakoś się nie ułoży, chociaż sama nie wiedziała, jak w zasadzie ma to wyglądać.
    Wiedziała, że za dużo razy już między nimi runęły mosty i nie miała siły, aby cokolwiek z tym zrobić. Nie teraz, gdy znajdowała się obecnie w takim miejscu swojego życia, że… że z trudem odpychała od siebie najgorsze z możliwych myśli. Stojąc pod prysznicem wmawiała sobie, że musi być silna dla Thei, że nie może jej zostawić samej, gdzieś w tym wszystkim był Mattie, którego… którego w zasadzie zostawili samego w szpitalu, o czym jeszcze Elle nie miała pojęcia.
    — Mogę zostać z Theą a… Larry i Connor pojadą z tobą po twoje rzeczy, albo ja pojadę z nimi, a ty zostaniesz z małą — z rozmyślań oderwał ją głos mamy. Siedziała w kuchni, wpatrując się niewidzącym spojrzeniem przed siebie. Miała wrażenie, że cały świat żyje, a ona jakby znajdowała się poza nim. Podniosła zmęczone spojrzenie, nie potrafiąc odpowiedzieć, co chce zrobić. Obie opcje jej się nie podobały.
    — Nie muszę tam po nic jechać — wychrypiała, nie patrząc nawet na swoją mamę.
    — Musisz… musisz wziąć dokumenty swoje, Thei… chociaż bieliznę, Villanelle. Może porozmawiacie? Przecież ty i Arthur…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Przestań! — Uniosła się, nie chcąc słyszeć nawet jego imienia. Nie chciała w tym momencie mieć z nim nic wspólnego, a fakt, że Thea była tak bardzo do niego podobna, doprowadzał ją do szału. — Mogę kupić sobie wszystko nowe — burknęła, podnosząc się gwałtownie z krzesła i rozglądając się dookoła. Nie miała ochoty na ten teatrzyk, na to wszystko… nie miała ochoty na życie, bo czuła, że grunt sypie się jej pod nogami i nie umiała nic zrobić, aby to zatrzymać.
      — Jedyne, co potrzebuję to prawnika — wymruczała oddychając głęboko i spoglądając uważnie na Alison. Nie zamierzała czekać, nie wiadomo, jak długo. Uważała, że najlepiej byłoby się zabrać za to od razu… tylko nie miała pojęcia jak się za to zabrać. Nie mogła poprosić o pomoc Ulliela, jak w przypadku rozwodu mamy, bo ani nie było ją stać na jego znajomych, ani nie liczyła na szczerą pomoc, bo w końcu przyjaźnił się z Arthurem. Uderzyło w nią natomiast to, że nagle została ze wszystkim całkiem sama. Miała jedynie mamę, której wciąż nienawidziła i obwiniała w tym momencie ją, bo to ona sprawiła, że wszystko się zepsuło. To od czasu tego cholernego obiadu urodzinowego wszystko między nią i Arthurem zaczęło się niszczyć.
      Mama nakłoniła ją jednak na odwiedzenie mieszkania i zabranie, chociaż tych najpotrzebniejszych rzeczy, znalazła list, ale nie była nawet pewna czy chce go wziąć. Uznawszy jednak, że czekał w łóżeczku Thei zabrała go. Miał prawo zostawić wiadomość dla swojej córki. Siedząc z powrotem w domu rodziców… a raczej Alison, zamknięta w pokoju, otworzyła kopertę chcąc przeczytać Thei co ma jej do powiedzenia tatuś. Tylko, że list nie był do ich córeczki…
      Nic od ciebie nie chcę.
      wysłała tylko krótką wiadomość SMS, a po chwili ponownie sięgnęła po telefon.
      Daj znać, jak będziesz chciał zobaczyć Theę, coś się zorganizuje… zajmuj się dobrze Mattem, nie może być sam w szpitalu.
      I rzuciła się na łóżko, zapominając o wciąż gojącej się ranie po operacji, głośno płacząc.

      Elle 💔

      Usuń
  177. Każdy dzień, był dokładnie taki sam. Wstawała nie, dlatego, że chciała, a dlatego, że musiała. Gdyby tego nie zrobiła sama, Alison wparowałaby do jej pokoju lub co gorsza Connor, bo Larry wyraźnie wyczuwał, że dziewczyna nie ma ochoty na udawanie szczęśliwej rodziny. Jej brat natomiast wziął chyba sobie za cel zaprzyjaźnienie się z nią, co nie działało dobrze. Im bardziej się starał, tym bardziej Villanelle go odpychała, chociaż co wieczór przypomniała sobie słowa, swojego jeszcze męża, który wspominał, że przecież Connor dokładnie tak, jak ona nie miał wpływu na to, co wyprawiali ich rodzice. Przestało jej się też spieszyć, jeżeli chodziło o rozwód. Alison jej powtarzała, że powinna to przemyśleć i zastanowić się nad tym, czy są w stanie to uratować. Larry się nie wtrącał, a Connor… Connor w pewnym momencie przestał być irytującym intruzem, a stał się… wsparciem. To on zasugerował, że nim się na cokolwiek zdecyduje, powinna przede wszystkim zadbać o swoje dobro, że powinna stanąć na nogi… któregoś popołudnia zostali po prostu sami w domu i chociaż brunetka miała plan unikać go cały czas, on skutecznie złapał ją w kuchni i porozmawiali o wszystkim i o niczym, o swoich uczuciach o zagubieniu, gdy wyszła cała ta pokręcona, rodzinna sprawa. Elle otworzyła się przed nim, jak przed nikim innym. Chyba czuła, że są w nich te same geny, że tylko oni mają tak cudowną rodzinę i, że nikt inny jej nie zrozumie tak dobrze, jak właśnie Connor.
    Pomagał jej. Próbował ją rozśmieszać, a gdy zapłakana wychodziła z łazienki bez słowa przytulał ją i mówił, że może płakać tak długo, jak tylko będzie tego potrzebowała, nic przy tym nie mówiąc. Nie narzekając, gdy przysypiała w jego ramionach na kanapie w salonie, wykończona kolejnymi łzami, nad którymi nie umiała zapanować. Connor też obiecał, że pomoże znaleźć jej najlepszego specjalistę, bo Villanelle pewnego wieczoru, ponownie pogodziła się z myślą, że sama sobie z tym wszystkim nie poradzi.
    Nadal dużo płakała. Nadal była bledsza, ale coraz częściej zastanawiała się nad tym, jak czuje się jej synek, jak bardzo zmienił się przez te kilka tygodni, bo przecież na pewno się zmienił. Tylko, że dziewczyna nie była jeszcze pewna, jak zareaguje na jego widok lub widok jego taty, a spotkania w szpitalu obawiała się najbardziej.
    Wczorajszy dzień był przełomowy. Connor odebrał ją z pierwszej wizyty u psychologa, a później pojechali razem na uczelnię, chłopak zachowywał się jak dzieciak, który uparcie wziął sobie do serca to, aby wywołać na jej twarzy szeroki uśmiech. I udało mu się w końcu, uśmiechała się wesoło, szczerze, po raz pierwszy od… od dnia, w którym porwano Arthura.
    Dziś było jednak dużo trudniejsze, szczególnie po przeczytaniu sms’a od Morrisona. Nie rozmawiali od czasu ich kłótni w szpitalu. Wtedy też widziała go ostatni raz i… i nie miała pojęcia co ma zrobić, jak się zachować, nie wiedziała nic… jak zareaguje, gdy go zobaczy. Było dla niej za wcześnie, zdecydowanie nie była gotowa, ale przecież mówiła, że nie zabroni mu spotkań z córką.
    — On tu jest — szepnęła do Connora czując, jak drżą jej ręce.
    — Mam otworzyć? Powiedzieć mu coś? Zasugerować, że ma dać ci spokój? Elle, cokolwiek?
    — Po prostu bądź blisko, dobrze? — Spojrzała na niego oczami przepełnionymi bólem. Bała się. Wiedziała, że nie ucieknie od tego, ale musiała w końcu stawić mu czoła, chociaż wolałaby zrobić to dużo później.
    — Zawołaj mnie, dobra? Jak coś będzie nie tak, po prostu mnie zawołaj. — Uśmiechnął się i delikatnie ścisnął jej ramiona, a następnie poczochrał ciemne włoski dziewczynki, którą Elle trzymała w swoich objęciach.
    Wzięła głęboki oddech i stanęła przed drzwiami. Drżała całym ciałem. Pamiętała, jak ostatni razem tak się stresowała jego przyjściem tutaj, gdy miał spotkać Theę po raz pierwszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Cześć — starała się brzmieć normalnie, ale głos jej drżał. — Patrz skarbie… t-tata przyszedł do ciebie — skoncentrowała się na Thei, bo tak było łatwiej. Cofnęła się o krok i wpuściła Morrisona do środka, powoli zamykając za nim drzwi. Nie miała pojęcia, co zrobić. Dać mu Theę i zamknąć się w pokoju? Zaproponować coś do picia i siedzieć z nim czy… czy może lepiej byłoby od razu zawołać Connora?

      Elle💔

      Usuń
  178. Odwróciła się powoli przodem do Arthura, cały czas, trzymając w swoich rękach córeczkę. Gładziła delikatnie ją po pleckach, w ten sposób maskując to, jak bardzo się stresowała tym spotkaniem. Nie chciała mu oddawać Thei, bo nie wiedziała, co miałaby ze sobą zrobić, ale wiedziała dobrze, po co tu przyszedł. Kiedy dziewczynka zaczęła płakać w momencie, w którym jej tata się zbliżył, Villanelle zmarszczyła delikatnie brwi. Nie rozumiała, dlaczego mała tak zareagowała.
    — Króliczku spokojnie, to tatuś — wyszeptała, przytulając do siebie dziecko. Skupiała się tylko na niej, nie zwracając początkowo uwagi na swojego męża. — To tata, dlaczego płaczesz? Wystraszyłaś się czegoś…? Skarbie. — Szeptała cicho, próbując ją uspokoić, ale nie było widać wyraźnych efektów. Sama bardzo zestresowała się tą sytuacją i możliwe, że Thea czuła to, co ona. Arthur przecież zawsze powtarzał, że są w jakiś sposób połączone, a Elle naprawdę bardzo mocno stresowała się tym spotkaniem, bo nie miała pojęcia, czego może się spodziewać.
    —C-co? — Wydusiła z siebie, gdy dotarło do niej, co tak właściwie mówił właśnie Morrison. — O czym ty mówisz? — Spojrzała na niego i to, w jaki sposób przywarł do ściany. Widziała po jego twarzy, że nie był w najlepszym stanie. Zagryzła nerwowo wargę, cofając się o pół kroku. Nie miała pojęcia czy Arthur był… czy na pewno był sobą. Nie wiedziała czy cała ta sytuacja w jakiś sposób nie odbiła się na jego zdrowiu, a przez to, co mówił, Elle podejrzewała, że być może miał jakieś urojenia. W końcu nie wiedziała, na czym one polegają. Kiedyś obiecał, że zdąży jej to wytłumaczyć, ale… nie mieli okazji, widocznie nie ufał jej tak bardzo, jak zapewniał ją tamtego dnia w szpitalu, zarzucając, że to ona mu nie ufa. W tym momencie żałowała, że nie porozmawiała wtedy z Brownem, może… może wtedy wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej, może… może siedzieliby właśnie przy inkubatorze Matta razem. Niestety, tak nie było. Elle — N-nie rozumiem, Arthur. Nie wiem o co ci chodzi, nic nie zrobiłam… nikomu na nic nie pozwoliłam, j-jak zastąpiłam? Nikogo nie zastąpiłam, ja… nie mam pojęcia o czym do mnie mówisz… — powiedziała nerwowo — p-przecież jesteś tutaj, nie wyganiam cię, nie… możesz ją wziąć tylko… tylko musi się uspokoić — wydukała, czując jak sama bardziej się denerwuje, przez co uspokojenie córeczki nie było łatwym zadaniem. Jak miała uspokajać kogoś, w tym również Arthura, którego zachowania kompletnie nie rozumiała, a te wprawiało ją w większe zdenerwowanie…
    — Proszę cię, Thea, nie płacz. Przecież nic się nie stało — wyszeptała do uszka córeczki, otulając je ciepłym oddechem — to twój tatuś, dlaczego płaczesz? T-tacie na pewno jest przez to smutno — szepnęła zerkając na ścianę, o którą się opierał Arthur. Po jego lewej stronie znajdował się stojak na buty i wśród tych należących do Elle znajdowało się kilka par Connora, ale… chyba nie zamierzał robić sceny ze względu na stojące na korytarzu buty? Nie zapytała. Zamiast tego utkwiła w nim swoje spojrzenie, chociaż unikała zerknięcia prosto w jego oczy. Bała się, że zobaczy w nich coś, czego wcale nie chciała wiedzieć. — Uspokój się Arthur… Ona się teraz na pewno boi, bo się dziwnie zachowujesz — oznajmiła, przełykając ślinę i poprawiając córeczkę w ramionach. Automatycznie sięgając dłonią do obrączki i poprawiając ją delikatnie na palcu. Miała ją ściągnąć już jakiś czas temu, ale za każdym razem, gdy chciała to zrobić… nie mogła. Po prostu nie mogła. — Arthur czy ty… ty… dobrze się czujesz? Wszystko jest w porządku z… no wiesz… — urwała, nie chcąc wprost mówić o co jej chodzi, chciał, aby to było w sekrecie i tak też to zostawiła, nie opowiadała nikomu z rodziny o tym, z jaką chorobą musiał mierzyć się Morrison.

    Elle💔

    OdpowiedzUsuń
  179. Connor znajdował się w pokoju gościnnym, stojąc tuż przy lekko uchylonych drzwiach. Chciał mieć pewność, że z jego małą siostrzyczką i siostrzenicą jest wszystko w porządku. Arthura znał tylko z opowieści i wywnioskował z nich, że Elle była w stanie mu wybaczyć bardzo dużo. Dlatego chciał słyszeć, co dzieje się poza pokojem. Nasłuchiwał więc uważnie, oczekując momentu, w którym powinien był zareagować.

    Villanelle natomiast trzymała w wciąż w swoich ramionach małą Theę. Wpatrywała się w mężczyznę, uważnie słuchając jego słów i próbując zrozumieć, o co mu dokładnie chodzi, bo wciąż nie była pewna tego, co miał na myśli. Kiedy wspomniał o uczelni, zmarszczyła delikatnie brwi, przypominając sobie, że faktycznie tam była i była z… Connorem, ze swoim bratem i owszem, uśmiechała się, bo po raz pierwszy od długiego czasu przez chwilę nie myślała o swoim mężu, ich synku w szpitalu i tym, że zostawiła ich za sobą. To było najtrafniejsze określenie.

    Chciała mu wyjaśnić, wytłumaczyć, ale Arthur mówił tak dużo i szybko, że nie była w stanie mu się wtrącić. Za każdym razem, gdy rozchylała wargi próbując coś powiedzieć, on skutecznie ją zagłuszał, a sama Elle walczyła ze sobą, aby nie zacząć płakać i krzyczeć, bo trzymając Theę, tylko bardziej by ją przestraszyła, a ich córeczka była już wystarczająco zestresowana.

    Villanelle jednak nie wytrzymała, kiedy usłyszała ostatnie słowa Arthura, wybuchła głośnym szlochem, kręcąc przy tym mocno, gwałtownie głową, wprawiając przy tym w ruch długie, ciemne kosmyki włosów. Wszystko co mówił bolało. Wspomnienie o Diego o tym, że pomyślał, że mogłaby znaleźć sobie kogoś tak szybko, że wątpił, aż tak w jej uczucia.

    — P-przestań — wydusiła z siebie, ciągnąc nosem. Thea kręciła się niespokojnie w jej ramionach i w tym momencie obie płakały. Dziewczynka z przerażenia, bo właśnie po raz pierwszy uczestniczyła w kłótni rodziców, a Elle, bo… bo cierpiała. Tak bardzo cierpiała, bo nic z jego słów nie pokrywało się z rzeczywistością, ale nie miała nawet siły by mu to wszystko tłumaczyć. Czuła, jak wszystko co udało jej się do tej pory wypracować… przepadło. Ogromne poczucie winy ponownie ją dopadło i znów poczuła, jak bardzo była beznadziejną matką. Nie, aby myślała wcześniej inaczej, ale teraz wiedziała, że nic tego nie zmieni, niezależnie co będzie robiła, jak bardzo będzie się starała… zawsze ostatecznie wszystko będzie sprowadzało się do jednego: do jej beznadziejnej osoby, która nic nie potrafiła dobrze zrobić, począwszy od zaparzenia herbaty, przez dbanie o miłość swojego życia, kończąc na donoszeniu ciąży…

    Huk, gwałtownie otwieranych drzwi, które uderzyły o ścianę rozniósł się po domu. Szybkie kroki i męski głos było tym, co Villanelle i Arthur mogli usłyszeć. Connor, mimo tego, że Elle go nie zawołała, nie zamierzał dłużej czekać.

    — Czy ty jesteś, kurwa, normalny!? — Wysoki mężczyzna wparował na korytarz, od razu dopadając Arthura i chwytając mocno kołnierz jego koszuli podniósł go, aby mogli spoglądać w swoje oczy — Mówiłem, Elle, że cię spławie, ale nie… co za nieusłuchane babsko — warknął, wpatrując się pełnym nienawiści spojrzeniem w Morrisona — masz z tego satysfakcję!? Przychodząc tu i niszcząc ją jeszcze bardziej!? — Puścił go jedną ręką i zaciskając ją w pięść uderzył w skroń. Elle pisnęła przerażona, zakrywając oczka Thei. — Ona cię rani? A co ty robisz!? Jak ty się zachowujesz!? Nie masz prawa mówić, że ci na niej zależy, na jej szczęściu… — mówił, wykonując kolejne ciosy, nie patrząc na to czy celuje dalej w skroń, nos, czy w szczękę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Przestań, boże, Connor, przestań! — Brunetka krzyknęła, ściskając mocniej dziewczynkę, która nadal płakała. W domu panował chaos, wszystko działo się tak szybko… — Nie rób mu krzywdy! Skończ, Connor! — Wrzasnęła najgłośniej, jak potrafiła, a chłopak momentalnie puścił Arthura. Serce waliło jej tak mocno, jakby miało za chwilę wyrwać się z jej klatki piersiowej. Zbladła, a jej ciało drżało. Connor wiedział już co to oznaczało, a widząc twarz siostry momentalnie się uspokoił i nie zwracając uwagi na obitego mężczyznę, biegiem ruszył do kuchni po tabletki obniżające ciśnienie tętnicze.

      — Proszę, Elle, nie chciałem… weź, weź może dwie od razu? Daj mi Theę — bez słowa przejął płaczącą dziewczynkę i wręczył Elle tabletki.
      — W-wyjdź… co ty zrobiłeś… co ty mu zrobiłeś… — wyszeptała, wpatrując się w zakrwawioną twarz Arthura. Wróciły wspomnienia, gdy wysiadł zakrwawiony i poobijany z samochodu tuż po tym, gdy go odzyskali. Tak bardzo była tamtego dnia przerażona i szczęśliwa, a później… później znaleźli się w teraźniejszości i Villanelle nie miała pojęcia dokąd poprowadzi ich przyszłość. Przełknęła ślinę, przetarła grzbietami dłoni pospiesznie policzki i zrobiła krok w stronę Artiego. Wsunęła jedną tabletkę do ust, a drugą schowała do kieszeni spodni, wpatrując się w swojego, jeszcze, męża.

      — Trzeba… trzeba to opłukać. Boli? Ja… ja wczoraj byłam na uczelni z nim, z Connorem z… z moim bratem… — wydukała, cała się przy tym telepiąc.

      roztrzęsiona Elle 💔

      Usuń
  180. Starała się uspokoić, zapanować nad łzami. Była tym wszystkim już zmęczona, miało być teraz lepiej, miała stanąć na nogi, doprowadzić się do porządku i później podjąć decyzję odnośnie ich małżeństwa, spróbować… cokolwiek wyjaśnić lub po prostu podsunąć mu papiery licząc, że dotrzyma swojego słowa i podpisze wszystko, co będzie chciała.

    — Daruj sobie koleś — Connor nie wyszedł z korytarza. Trzymał mocno swoją siostrzenicę, tak, aby nie musiała oglądać zakrwawionej twarzy swojego ojca, ale nie zamierzał zostawiać Elle samej. Martwił się o nią, bo przez ten cały czas widział co się z nią działo. Brunetka spojrzała na swojego brata i tylko pokręciła głową, nie chciała, aby się wtrącał. Wiedziała, że nie znał Arthura, nie miał pojęcia jaki jest naprawdę. Domyślała się, że dla Connora wszystko było łatwe, czarno białe. Nie znał całej ich historii, nie wiedział o wszystkim, a Elle wiedziała, aż za dobrze, jak wiele było w tym wszystkim jej winy. — Powinieneś myśleć nim się odezwałeś! Ona ma problem z sercem, a ty do jakiego stanu ją doprowadzasz!? Jak ją traktujesz!? Przychodzisz do nie swojego domu i robisz jej awanturę!? O… o brata. Koleś… masz rację powinieneś iść, a siły możesz zbierać na zewnątrz. — Warknął nieprzyjemnie, wystarczył jeden nieodpowiedni ruch Morrisona, a starszy brat gotów był bronić kolejny raz swojej siostry.

    — Ona tu jest i sama umie mówić — wychrypiała słabo wtrącając się Connorowi, obserwując, jak Arthur powoli się podnosił. Widziała, jak podparł się ściany, jaki był słaby. Słyszała, że żałował tego co dzisiaj powiedział, ale z drugiej strony, jak mógł pomyśleć, że ona go w ogóle nie kochała…

    — Żartujesz, Elle — burknął, widząc, jak brunetka niepewnie podchodzi do mężczyzny. Pokręcił tylko głową. Chciał jej szczęścia, ale wątpił, aby miała być szczęśliwa przy tym facecie.

    — Chodź… — wyciągnęła dłoń wpatrując się w Artiego — usiądziesz na chwilę… opłuczę to tylko wodą i… i sobie pójdziesz, ale… ale nie wypuszczę cię w takim stanie — bała się, że coś mogłoby mu się stać po drodze, że zasłabłby albo, albo coś by mu się stało. Nie chciała mieć go na sumieniu. W tym momencie nie miała pojęcia czy kiedykolwiek się między nimi ułoży, ale wiedziała jedno. Był tatą Thei i Matthew, a ona jako ich mama mogła zrobić chociaż tyle, szczególnie dla Matta.

    Ruszyła powoli w stronę kuchni, odsunęła krzesło na którym miał usiąść Arthur i podeszła do jednej z szafek, w których była apteczka. Przełknęła ślinę wyciągając potrzebne rzeczy takie, coś do oczyszczenia ran, jałowe gazy i plastry.

    Z blatu przeniosła wszystko na stół i stanęła pomiędzy nogami Arthura, czując, jak serce chociaż zwolniło, miała wrażenie, że biło mocniej, albo tylko jej się wydawało, bo widok Arthura w takim stanie sprawiał, że nie mogła myśleć trzeźwo. Za dużo razy widziała go poturbowanego i za każdym razem były to strasznie przykre sytuacje.
    — Może trochę szczypać — szepnęła cicho, spryskując ranę na łuku brwiowym, a następnie delikatnie osuszając gazą i ścierając krew znajdującą się dookoła. Nie miała pojęcia co ma mu powiedzieć, więc przez chwilę po prostu milczała, zagryzając wargi i skupiając się na tym co robiła. — Jak… jak on się czuje? Urósł? Jest… jest silny, prawda? — Wyszeptała cicho unikając spoglądania prosto w oczy Arthura. — Byłam… Miałam wczoraj… — odetchnęła głęboko — chciałabym… jak… jak możesz myśleć, że to wszystko było kłamstwem? — Wychrypiała drżącym głosem, czując, jak do jej oczu znowu napływają łzy.

    Elle 💔

    OdpowiedzUsuń
  181. Trzymała nadal w rękach jałowa gazę, przytrzymując ją przy brwi Arthura. Serce nadal biło spokojnie, chociaż wewnętrznie, czuła się tak, jakby za chwilę miała roztrzaskać się na miliony kawałków. Kochała go, całym swoim sercem, ale ostatnie wydarzenia nie pozostały bez echa. Próbowała się przed nim otworzyć w szpitalu, a jedyne co dostała w zamian to odrzucenie i rację o rozwodzie, którą w trakcie kłótni podłapała. Sama w życiu by o tym nawet nie pomyślała, ale skoro Arthur sam o tym wspomniał...
    - Chciałabym... mogę go odwiedzić? – Wiedziała, że jest jego mamą, ale jednocześnie była świadoma tego, w jaki sposób się wcześniej zachowywała i że jej stres miał również wpływ na Matta – Ja... nie wiem Arthur, może... może pomyślałabym, że się z kimś spotykasz, ale... ale mówienie, czy wszystko było fikcją... – zagryzła wargi, a po chwili odsunęła się o krok, zabierając rękę z jego twarzy, aby chwycić świeżą gazę.
    Tęskniła za nim. Cholernie mocno za nim tęskniła i nie potrafiła przestać myśleć o tym, że chciałaby raz jeszcze spróbować, tylko który to byłby raz? Czy był sens podjęcia próby? Nie miała pojęcia, ale kiedy powiedział, że chciałby ją przytulić, że tęskni za nią i za Theą... coś w niej pękło.
    - Nie wiem Arthur, nie mam pojęcia – wyszeptała, nie wracając jednak z gazą do jego twarzy. Stanęła przy stole, podpierając się dłońmi o jego blat i opuszczając głowę w dół, wzięła głęboki oddech. – Chciałam... próbowałam... ja, chciałam wtedy w szpitalu... chciałam spróbować ci powiedzieć co czuję, ale... – po jej policzkach zaczęły spływać łzy, a oddech przyspieszył - naprawdę... nie chciałam tego, ja, ja nie chciałam, żeby to wszystko tak się skończyło. Ja... próbuję się zrozumieć, ale nie wiem... my... tak często nas spotyka cos okrutnego i... nie wiem czy mam siłę... boję się, Arthur tak bardzo się boję, że jeżeli coś wydarzy się jeszcze raz to nie damy rady, nie wytrzymamy tego oboje – wyszeptała, zaciskając zęby – a ja... ja chciałabym... tęsknię za tobą tak bardzo, nie mogę spać, nie mogę się na niczym skupić i... wcale nie wyglądam w porządku, mam lustro, widzę jaka jestem, jak wyglądam, jak bardzo beznadziejna jestem. Wiem, że... że muszę sobie pomóc, że jeżeli... – przerwała jednak, nie będąc w stanie wydusić siebie nic więcej, bo łzy coraz intensywniej spływały po jej policzkach, a oddech wciąż przyspieszał.

    Elle 💔

    OdpowiedzUsuń
  182. — Bo nie zasługuję na bycie jego mamą — wyszeptała cicho w odpowiedzi. W pierwszej chwili chciała ugryźć się w język, ale nie zrobiła tego. Podjęła kolejną próbę otworzenia się przed swoim mężem, bo przecież nadal nim był, a Elle… Elle chciała, aby to się jednak nie zmieniało — i nie mów, że tak nie jest… ja, ja tak właśnie czuję, Arthur… to ty z nim jesteś, to ty… ty się nim opiekujesz — wyszeptała cicho, czując nieprzyjemny ucisk w gardle. Zacisnęła mocniej palce na blacie, starając się uspokoić, ale to w żaden sposób jej nie pomagało. Przypomniała sobie o tabletce, którą schowała do kieszeni spodni i pospiesznie sięgnęła po nią, zaciskając jeszcze mocniej oczy. Connor miał racje, powinna od razu zażyć dwie, bo poziom stresu, który osiągnęła kilka minut temu był znacznie wyższy niż wcześniej.
    Zdawała też sobie sprawę z tego, że jej brat z pewnością stoi tuż przy wejściu do kuchni i przysłuchuje się całej tej rozmowie. Z jednej strony była mu wdzięczna, ale z drugiej, była zmęczona jego obecnością, chociaż gdyby nie on… ten czas byłby dla niej znacznie trudniejszy. Był jej oparciem, gdy nie było obok Arthura, gdy nie mogło go być. Ramiona brata nie były jednak wystarczająco silne i zdecydowanie brakowało jej poczucia bezpieczeństwa. Kiedy mężczyzna wstał i postanowił ją objąć. Załkała cicho pierw po prostu stojąc z rękoma opuszczonymi wzdłuż ciała, w ogóle nie reagując na jego zachowanie, ale po chwili, po kilkunastu sekundach podniosła dłonie i ułożyła je na bokach mężczyzny, aby zacisnąć mocno palce na materiale jego koszulki, a łkanie zamieniło się w histeryczny płacz.
    — Tak bardzo mi ciebie brakowało — zapłakała, wtulając się w niego twarzą, nie przejmowała się tym, że on może ubrudzić ją krwią, nie przejmowała się plamami, które ona mogła pozostawić na materiale bluzki. Oddychała łapczywie pomiędzy szlochem, wtulając się coraz mocniej w niego. — Byłam… Connor mnie wczoraj odbierał od psychologa. Arthur ja chcę się zmienić, ja nie mogę taka być to… ja wiem, że to nie jestem ja, ale nie umiem… nie umiem sobie sama z tym poradzić i nie wiem czy sobie z tym poradzę, ja… — wydusiła z siebie, spoglądając na niego, gdy nagle się odsunął i upadł na kolana. Przyłożyła jedną dłoń do ust, drugą starła zaś z policzków mokre ślady i wpatrywała się w swojego męża, tak, jakby nic innego na tym świecie, w tym momencie nie istniało. Nie wiedziała, co mu odpowiedzieć. Serce mówiło zupełnie coś innego niż rozum, a Elle zawsze starała się kierować tym drugim, była przecież rozsądna, dbała o siebie i Theę.
    — W-wstań, Arthur proszę — jęknęła cicho czując rozdarcie. Tak bardzo chciałaby zapomnieć o tym wszystkim, co się wydarzyło i żyć… dalej, tak jakby to się nigdy nie stało. Obok niego, z nim. Iść przez życie razem ze swoim mężem, ale czy to był dobry pomysł? Mama chciała dać mu drugą szansę, Connor mówił, że sama powinna stanąć pierw na nogi, a ona… ona po prostu za nim tęskniła. Za jego ciepłymi dłońmi, za widokiem jego twarzy i tym spokojem, który czuła tylko przy nim, gdy wszystko było dobrze. — Wybaczam ci, ale… ale ty też musisz wybaczyć mi, Arthur, ja naprawdę cię kocham, ja wiem, że zachowywałam się… źle, ale ja się będę starała, będę… będę dla was najlepszą wersją siebie, ale potrzebuję cię, potrzebuję was… — wyciągnęła ręce w jego stronę, chcąc pomóc mu wstać i wtulić się ponownie w jego tors. Nie miała pojęcia czy będzie żałowała tej decyzji, ale wiedziała, że woli cierpieć bo spróbowała, niż miałaby żałować, że nie podjęła tej próby… dokładnie tak samo, gdy postanowiła, że spróbuje go w sobie rozkochać. Wtedy co prawda kierowała się zupełnie czymś innym, ale przecież to go właśnie kochała. To on był całym jej światem, on i ich dzieci…chciała, żeby tak właśnie było.

    Elle

    OdpowiedzUsuń
  183. — Ale to było coś innego… — wyszeptała cicho, przymykając oczy. Niepoinformowanie mężczyzny o tym, że został ojcem, a zostawienie go i dziecka, to były dwie różne sytuacje. Villanelle nie chciała jednak więcej o tym mówić i myśleć, jak była bardzo okropnym człowiekiem. Po jednej rozmowie z Honeywell, jej rozumowanie nie zmieniło się. Potrzebowała więcej czasu, aby pogodzić i zrozumieć dokładnie co się z nią działo, dlaczego tak reagowała. Rozkoszowała się tym, że mogła być znowu blisko niego. Czuć zapach jego perfum i przykładając ucho do klatki, nasłuchując bicia serca. To była najpiękniejsza melodia, która sprawiała, że była w stanie ochłonąć.
    Uspokoiła się odrobinę i przestała histerycznie płakać. Co prawda jej oczy wciąż były załzawione, ale oddychała już rytmicznie i nie trudziła się ze złapaniem kolejnego haustu powietrza.
    — Kocham cię Arthur… te, te tygodnie bez ciebie… były okropne — wyszeptała cicho w jego tors, ciesząc się tym, że znów mogła być tak blisko. Tak naprawdę ich kłótnię w szpitalu pamiętała, jak przez mgłę. Pamiętała tylko niektóre, najbardziej bolesne słowa, które wówczas padły i to, że ona po prostu próbowała to wszystko wyjaśnić. Uśmiechnęła się słabo, wymuszając uniesienie kącików, gdy odsunął się odrobinę i spojrzał w jej oczy. Ona sama również wpatrywała się w jego ciemne tęczówki, oddychając spokojnie.
    — Ja… ja chcę twojej pomocy — wyszeptała — chcę… wcale nie chcę tego rozwodu, to… to było strasznie głupie i… i nie przemyślane — cieszyła się, że nie kontaktowała się z żadnym prawnikiem od razu po opuszczeniu szpitala. Kto wie, skoro Arthur nie zamierzał robić jej problemów, może już byliby rozwodnikami. Na szczęście tak się nie stało, a Elle i Arthur dostali jeszcze jedną szansę, aby spróbować. — Siadaj, powinnam dokończyć opatrunki — wychrypiała cicho, gdy odsunął się i jęknął. Przesuneła ostrożnie dłonią po jego policzku, ścierając strużkę krwi. — To… ja też nie chcę wracać do tamtego mieszkania, mówiłam, że… nie spodziewałam się, że jeszcze w tym czasie może nas coś tam dopaść, a… — zagryzła wargę, nie mogła wydusić z siebie nic na temat porwania i jego następstw. To wszystko było zdecydowanie za świeże i za bardzo bolesne — tak bardzo się bałam, że cię nigdy więcej nie zobaczę, a później…później wszystko posypało się jeszcze bardziej.
    Była gotowa wygarnąć Connorowi, że gdy tylko jeszcze raz dotknie jej męża to będzie mógł zapomnieć o tym, że ma siostrę, ale domyślała się, że chłopak chociaż z pewnością nie będzie pałał sympatią do Morrisona, nic mu nie zrobi, dopóki wszystko będzie tak, jak być powinno — nic więcej ci nie zrobi i… masz rację, powinniśmy się przeprowadzić, ale… ale to jest tak daleko od szpitala — wyszeptała, przygryzając wargę — naprawdę chcę go zobaczyć — dodała cicho. Chciała, chociaż nie miała pewności jak zareaguje. Prawdą jednak było, że coraz częściej sama z siebie myślała o swoim synku, a nie przez to, że ktoś o nim mówił. Wciąż miała wiele do zarzucenia sobie i nie czuła, aby stała się nagle cudowną, super mamą dla niego, ale chciała być przy nim. Chciała zobaczyć jak się zmienił, upewnić się, że zdrowo rośnie. Słysząc jego pytanie, spojrzała na niego lekko zdziwiona, bo przecież wiedział, co się stało w szpitalu. Mimo, że było to powikłanie po znieczuleniu ogólnym musiała przyjmować przez najbliższe miesiące sporą ilość tabletek i w awaryjnych przypadkach te silne, mocno uspokajające puls.
    — No wiesz… jakoś tak wyszło, sam mówiłeś, kiedyś, że zjadę na zawał przed czterdziestką… pomyliłeś się w obliczeniach — chciała obrócić to w żart, ale kiedy wypowiedziała te słowa na głos uzmysłowiła sobie, jak bardzo były żałosne — nie, nie musimy nigdzie jechać, ja… jest ok. Po prostu… muszę ograniczać stres — mruknęła cicho, bo oboje wiedzieli, jak to wyglądało w jej przypadku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Ale nie wiem czy ty byś nie musiał mieć tego zszytego no i twoja warga… przepraszam cię za niego — szepnęła — nie powinien był się na ciebie rzucać. Mój brat jest kretynem — wyszeptała cicho, nie chcąc, aby to usłyszał. — Siadaj Morrison, wyglądasz okropnie, jak cię teraz Thea zobaczy to znowu będzie płakała — wychrypiała, wskazując mu palcem na siedzenie i ponownie oczyściła mu twarz z krwi i przemyła rany, zakładając prowizoryczne opatrunki.

      Elle❤

      Usuń
  184. Ona też nie chciała kłócić się więcej że swoim mężem. Nie chciała, aby ich życie wyglądało w ten sposób, ale nie chciała też żyć bez niego. Może i nie zawsze się dogadywali, a dojście do porozumienia zajmowało im więcej czasu lub... lub czasami to się po prostu nie udawało, ale Elle wciąż uważała, że Arthur był całym jej życiem. Idealnym facetem dla niej, tym, przy którym naprawdę czuła się bezpiecznie, z czego zdała sobie sprawę właśnie dziś, bo ramiona brata zamienione w te męża uświadomiły jej, jak bardzo kochała tego mężczyznę i jak wiele dla niej znaczył. Był inteligentny, zabawny, pewny siebie. Potrafił ją wzruszyć, rozczulić, ale i sprawić, aby poczuła się niczym najpiękniejsza kobieta na świecie. Przynajmniej tak było wcześniej, a brunetka liczyła, że pewne rzeczy mimo wszystko się nie zmienią.
    - Dobrze - szepnęła i posłał mu delikatny uśmiech. Nie chciała ciągnąć tematów które były bolesne. W ostatnim czasie mieli zdecydowanie za dużo cierpienia i bólu w swoim życiu. Nie wiedziała, czy będzie umiała tak po prostu zacząć od nowa. Wizja całkiem czystej karty wydawała się kusząca, ale bała się. Tak najzwyczajniej, po ludzku. - To brzmi naprawdę dobrze - westchnąła, pochylając delikatnie głowę do tyłu. Dotyk jego dłoni był tak kojący i przyjemny, a do tego wszystkiego uzmysławiający, jak bardzo jej tego wszystkiego brakowało. Przełknęła śpię i wyprostowała się, aby spojrzeć w ciemne oczy swojego męża.
    - Też nie chcę się kłócić - szepnęła, naciskając mocno wargi. Nie wiedziała, czy kolejny początek sprawi, że będzie dobrze, ale Artie był osobą, o której brunetka nie umiała przestać myśleć. Starała się przez te czas pogodzić z myślą, że to może być koniec ale to było za trudne dla młodej kobiety.
    - To nie tak, że czegoś nie chcę - uśmiechnęła się blado do swojego męża, zastanawiając się nad właściwą odpowiedzią - ja po prostu... Arthur, nie chce wracać do mieszkania. Ja nie dam rady tan wytrzymać - powiedziała, kolejny raz próbując się otworzyć przed swoim mężem. - Chcę... chcę go zobaczyć i chciałabym zrobić to z Tobą, ale... ale naprawdę nie czuję na ten moment żebym była gotowa spróbować z Mattem czegoś więcej i... Nie chcę się spieszyć z domem, Art... Nie zrozum mnie źle, proszę. - Spojrzała na męża, przerywając opatrywanie ran - Chcę dać nam szansę, bo... bo jesteś moim mężem, bo cię kocham i w głębi duszy wiem, że jesteś dla mnie najlepszym mężczyzną na świecie, ale... Nie chcę... Nie chcę wiązać wspomnień z wprowadzeniem się do domu z poczuciem... Nie wiem pustki? Żalu i złości, że Matta nie ma z nami? Nie wiem co czuję, kiedy o nim myślę, ale to nie jest nic pozytywnego i... możemy na ten czas, dopóki Mattie nie będzie mógł wyjść że szpitala z nami do domu wprowadzić się gdzieś? Nie chcę narażać nas na koszty, ale... chcę, żeby dom zawsze dobrze nam się kojarzył - wyszeptała, przymykając mocno powieki, bo chociaż nie chciała, łzy kolejny raz zbierały się w jej oczach. Przetarła policzki, była teraz na siebie zła, że znowu płakała.
    - To się ciągnie, wiesz, lekarze pewnie trochę przesadzają i pewnie próbują mnie nastraszyć, żebym przystopowała i... jest dobrze Arthur, muszę po prostu brać kilka tabletek przez jakiś czas - wymruczała, zerkajac w stronę drzwi, jakby kontrolując czy Connor się zaraz nie pojawi w kuchni. Wierzyła, a raczej chciała wierzyć, że pozwoli im porozmawiać w samotności. - On... on bardzo mi pomógł. - szepnęła.
    - M-możemy ale... ale powoli dobrze? Powoli urządzajmy nasz dom, ale... naprawdę, Artie, możemy zamieszkać dopiero z Mattem? Proszę... chcę tam zamieszkać z tobą i nasza rodziną... cała w komplecie - dodała i nachyliła się, aby musnąć wargami jego czoła, najdelikatniej jak tylko potrafiła.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  185. Kiedy przytulił się policzkiem do jej brzucha, poczuła nieprzyjemne ukłucie w sercu. Znowu nie dostali od życia szansy, aby nacieszyć się wspólnie ty ważnym czasem oczekiwania na dziecko. To również miało wpływ na jej poczucie winy. Odebrała mu to całkowicie za pierwszym razem, a teraz los postanowił się tym zająć sam. Zaczynając od jego wypadku, kolejnych kłótni i problemów, kończąc na przedwczesnym porodzie. Wplotła automatycznie dłonie w jego ciemne włosy, utwierdzając się w przekonaniu, że przez ten czas stały się jeszcze dłuższe i bardziej kręcone.
    — Sprzedaj je, albo wynajmij. Weźmy z niego tylko najpotrzebniejsze rzeczy. — Powiedziała cicho, cały czas głaszcząc jego głowę. — Chciałabym, żeby tak się stało… żebyśmy mogli spokojnie zamieszkać tam całą czwórką, a w sumie to piątką. — Wykrzywiła usta w delikatnym uśmiechu, to może było okropne, ale w tym wszystkim trochę zapomniała o Vaderze. Po prostu, chociaż był członkiem ich małej rodziny w natłoku tych wszystkich problemów, nie był dla Elle najważniejszy. Przełknęła ślinę, samej odchylając głowę delikatnie do tyłu. Nie wiedziała, dokąd dokładnie zmierza ich rozmowa. Wiedziała, że rozmawiają o naprawieniu swojego związku, o przyszłości, ale brakowało jej w tym konkretów, a tych potrzebowała teraz najbardziej.
    — Masz rację, to powinieneś być ty — szepnęła, ale wcale nie z żalem w głowie — ale ja też powinnam spróbować zrozumieć ciebie i powinnam… — nie dokończyła jednak, bo chciała odwołać się do porwania, a Arthur przecież powiedział, że teraz nie chce o tym rozmawiać. Zamierzała uszanować jego decyzję. — Chcę… proszę, zabierz mnie do naszego synka… i nie puszczaj mnie nawet na sekundę, kiedy tam będziemy, błagam — wyszeptała. Nie miała pewności jaka będzie jej reakcja. Nie chciała pojawiać się tam i wprowadzać zamieszczania czy chaosu. Chciała dobrze dla nich wszystkich, wolała więc z góry założyć, że może być trudno i spróbować się jakoś do tego przygotować, chociaż wiedziała, że to nie działa w ten sposób.
    Skinęła na jego słowa odnośnie poszukania czegoś dzisiaj. To wszystko wydawało się rozsądne. Bycie wystarczająco blisko szpitala, dopóki nie będą mogli go zabrać do domu. Nawet, jeżeli nie była pewna, czy będzie dzień w dzień u Matta, świadomość, że jest dużo bliżej wydawała się być budująca.
    — Postaram się — uśmiechnęła się i objęła delikatnie kark męża, zaciągając się jego zapachem. Spojrzała w ciemne oczy, wyczekując, o co chciał zapytać. — I dokąd mam z tobą iść, Artie? — Odpowiedziała pytaniem na pytanie, ale… musiała wiedzieć, jak on to widzi, bo ona na ten moment nie miała żadnego wyobrażenia i trochę się bała. Co, jeżeli zostaną sami i znowu wszystko zacznie się sypać? Tego chyba bała się najbardziej. Na tyle, że wypowiedzenie tego na głos nie było czymś, co mogłaby w tym momencie zrobić. Westchnęła z wyraźną ulgą, kiedy przeczesywał jej włosy i był tak blisko, bardzo jej tego brakowało, rozumiała, więc tęsknotę swojego męża, bo sama również ją odczuwała, chociaż trochę inaczej, na swój własny sposób.
    — Jak cię zobaczą w szpitalu to się załamią — powiedziała cicho — bo na pewno wyjdę z tobą do szpitala, Artie. Czuję, że muszę… muszę go zobaczyć, tak bardzo tego teraz chcę — wyszeptała cicho, wkładając w to wiele czułości.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń