Malowanie paznokci, wydawałoby się, niesamowicie błaha czynność. A mimo to podczas nakładania intensywnie czerwonego lakieru na każdą z płytek myśli Inez krążyły wokół tematów zdecydowanie bardziej poważnych niż upiększanie dłoni. Nie, nie miała powodów do zmartwień, jednak od paru dni towarzyszyło jej silne uczucie niepokoju, bijące z niewiadomych źródeł. Przytłaczało ono blondynkę, zapędziło wręcz pod ścianę i przycisnęło do niej boleśnie, powodując ten charakterystyczny, nieprzyjemny ucisk w dołku i sprawiło, że kobieta wyglądała na nieco przygnębioną. Może po prostu przewidziała, co niedługo nastąpi? Może budowana latami więź była na tyle silna, że kiedy u jej dobrego przyjaciela zaczęło źle się dziać, coś szarpało za nią nieustannie, bijąc na alarm?
Z lekkiego otępienia, w jakie ratowniczkę wprawiła wspomniana już monotonna czynność, wyrwał ją dzwonek do drzwi. Grant wstała, z komicznie uniesionymi dłońmi, by przypadkiem niczego nie dotknąć i nie zniszczyć swojego arcydzieła, po czym ruszyła do przedpokoju i bez zastanowienia otworzyła, nie spodziewając się nikogo konkretnego. Na widok Chaes’a głośno wciągnęła powietrze do płuc i na moment wstrzymała oddech, zarówno z zaskoczenia jak i niemałej radości. Przez kilka długich uderzeń serca stała tak, po prostu się w niego wpatrując, po czym zorientowawszy się, że od dłuższej chwili nie oddycha, westchnęła i dając upust swojej radości, zawiesiła się na szyi stojącego w progu blondyna.
Cóż, nie widzieli się oni od dłuższego czasu. A jeśli się już widzieli, to przeważnie w pracy, gdzie często nie było czasu spokojnie porozmawiać. Poza tym rzadko kiedy mieli okazje zostać sam na sam, więc siłą rzeczy poruszali tematy mało ważne, dotyczące ogółu, tak by reszta zespołu także mogła się w nich odnaleźć. Zresztą, co tu dużo tłumaczyć, zapewne wszyscy wiemy, jak to jest w grupie; o pewnych sprawach z pewnymi osobami nie można wtedy po prostu porozmawiać, a jeśli już, to trzeba odejść na bok, wywołując tym samym całkiem niepotrzebne zamieszanie. Stąd Inez tak bardzo cieszyła ta niezapowiedziana wizyta, choć jednocześnie czuła się nieco nieswojo. Przecież to ona pierwsza mogła zadzwonić, zaproponować spotkanie, tak zwyczajnie się odezwać. Dlaczego tego nie zrobiła? Uznała, że mężczyzna zajęty jest teraz swoimi sprawami i przygotowaniami do ślubu, na którym miała być druhną jego narzeczonej. Co prawda data uroczystości była jeszcze odległa, ale Heather wolała mieć już wcześniej wszystko zaplanowane. Lecz mimo to coś wyraźnie nie dawało jej spokoju.
Wreszcie, właściwie sama nie wiedziała po jak długim czasie, Inez odsunęła się od przyjaciela i przyjrzała mu się uważnie, nim jeszcze zaprosiła go do środka. Nie wyglądał najlepiej; już z samej jego postury można było wyczytać, że coś go trapi. Przygarbione ramiona, poszarzała cera i brak blasku w niebieskich oczach zdecydowanie nie pasowały do tego zwykle pogodnego człowieka.
- Chodź – rzuciła Inez i złapawszy go za rękę, wprowadziła do mieszkania. Usadowili się w salonie, na kanapie i co dziwniejsze, Chase dalej milczał.
- Napijesz się czegoś? A może chcesz coś zjeść? – zagadnęła Grant i pochyliwszy się nieco, oparła podbródek na splecionych ze sobą dłoniach. Wtedy dopiero mężczyzna uniósł na nią wzrok, spoglądając jak zbity, przestraszony szczeniak. Gdzieś jednak w jego oczach tlił się uśpiony gniew, który tylko czekał, aż rozżalenie minie, by dać mu pole do popisu. Widok ten sprawił, że brunetka przygryzła dolną wargę i cała się spięła, czekając na to, co nastąpi i co usłyszy.
- Inez, wszystko się posypało… - mruknął blondyn i westchnąwszy, schował twarz w dłoniach. – Zerwałem zaręczyny, po tym jak przyłapałem Heather w łóżku z jej rzekomo przyjacielem. Nie mam gdzie się podziać. Przeprowadziłem się do niej, a moje mieszkanie sprzedaliśmy, żeby mieć pieniądze na zorganizowanie ślubu. A teraz to wszystko szlag trafił…
- I… I kiedy się to wszystko stało? – wykrztusiła ratowniczka z trudem, zastanawiając się czy to aby na pewno prawda, czy może nieprzyjemny sen.
- Dwa, trzy dni temu… - Padła odpowiedź i teraz też Grant dostrzegła subtelne szczegóły świadczące o tym, że Chase mówi prawdę. Jego twarz zdobił delikatny zarost, ubranie wyglądało na wymiętoszone, a on sam sprawiał wrażenie osoby, która miała za sobą parę nieprzespanych nocy, o czym świadczyły podkrążone, nieco opuchnięte zaczerwienione oczy.
- I dopiero teraz do mnie przychodzisz?! Gdzieś ty był do tej pory! – prawie krzyknęła, mocno zaciskając szczupłe palce na jego ramieniu. Chase drgnął i zerknął na nią nieco bardziej przytomnie niż dotychczas, poczym uśmiechnął się pod nosem. I uśmiech ten bardziej zaniepokoił Inez niż opłakany stan, w którym się znajdował.
- Szwendałem się tu i tam – oznajmił i odsunął jej rękę, przez co znalazł się bliżej kobiety i ta poczuła lekki, ale nie możliwy do pomylenia z niczym innym zapach alkoholu.
- Gdybym tylko mogła i miała tyle siły, udusiłabym cię gołymi rękoma. Tak, nawet mimo tego, co się stało. Chase… - rzuciła już znacznie ciszej i pochyliła głowę, nie chcąc żeby widział, jak bardzo jest zakłopotana. Nigdy nie była dobra w pocieszaniu kogokolwiek, zwykle wolała przy kimś być i po prostu tej osoby wysłuchać, ale teraz czuła się poniekąd winna. Bolało ją, że tak bardzo go zaniedbała, że praktycznie zrezygnowała z kontaktu z nim. I przez to tak wiele przegapiła. Mogła być przy nim wcześniej, mogła interweniować od razu, kiedy Chase się dowiedział. Ale lepiej późno niż wcale, prawda?
- Będę mógł trochę u ciebie pomieszkać? Póki czegoś nie wynajmę? – spytał niepewnie, kiedy brunetka przeciągała milczenie.
- Jeszcze głupio pytasz! – oburzyła się, po czym tak zwyczajnie, zupełnie naturalnie się do niego przysunęła, przyciągnęła go do siebie i przytuliła. Wtedy w mężczyźnie jakby coś pękło. Inez poczuła, z jaką siłą objął ją ramionami, aż mimowolnie wypuściła powietrze ze ściśniętych płuc, do tego także odnotowując palce kurczowo zaciskające się na jej koszulce i wpijające w skórę. Kierowana dziwnym bodźcem, sama przytuliła go jeszcze mocniej, jakby chciała, żeby Chase wtopił się w jej skórę i uciekł przed tym wszystkim. Gładząc jasne, przydługie kosmyki oparła brodę na jego ramieniu i westchnęła cicho.
- Będziesz mógł tutaj zostać tak długo jak tylko zechcesz. Nikt cie nie wygania, chyba że zajdziesz za skórę moim kotom – rzuciła żartobliwie. – I przepraszam, że się ostatnio nie odzywałam…
- No co ty, Inez – parsknął, delikatnie odsuwając ją od siebie. Widać było po nim, że jest ciut lepiej. Ciut, ale jednak. – To ja zawaliłem sprawę… A teraz wracam jak ten syn marnotrawny, bo mam kłopoty… - mruknął, drapiąc policzek.
- Nie ważne – stwierdziła, machnąwszy ręką. – Teraz pójdziesz wziąć prysznic. I wrzucisz te brudne ciuchy do prania. Mam chyba gdzieś jakieś twoje spodenki, więc będziesz miał się w co przebrać… A ja w czasie, kiedy będziesz doprowadzał się do porządku, zrobię nam coś do jedzenia. Może być?
- Jak najbardziej, szefowo!
Tak oto dyrygująca blondynem Inez znalazła mu ręcznik, wepchnęła do łazienki, mówiąc gdzie co jest i przestrzegając, by przypadkiem nie dobierał się do jej kosmetyków i nie umył włosów odzywką zamiast szamponem, po czym zatrzasnęła za nim drzwi. Sama zniknęła w kuchni, zresztą znajdującej się niedaleko łazienki i przetrząsnęła zawartość lodówki, uznając, że ma akurat wystarczającą ilość składników na pizze domowej roboty.
Kiedy Chase wyszedł z łazienki, ciasto wyłożone już na blachę akurat rosło pod ściereczką, a Inez kroiła ostatnie składniki. Jednak kiedy uniosła głowę, zaraz też ją opuściła. Blondyn stał parę kroków od niej owinięty w biodrach ręcznikiem, drugim wycierając mokre włosy. I choć brunetka widziała go już w negliżu, dziś widok ten podziałał na nią dość osobliwie, a już na pewno nie tak, jakby się tego spodziewała. I z niemałym zdziwieniem odkryła, że w tym ręczniku i z mokrymi włosami Chase prezentuje się nad wyraz dobrze. Za dobrze!
- To dasz mi te spodenki? – zagadnął, jak gdyby nigdy nic. – I od kiedy ty umiesz robić pizze? – dodał zdziwiony.
- Odkąd ty biegasz mi praktycznie nago po mieszkaniu – stwierdziła i wytknęła mu język, po czym nie wiedząc dlaczego właściwie to robi, przemknęła obok niego i szarpnęła za ręcznik, który osunął się na podłogę. Kobieta jednak tego nie widziała; chichocząc cicho, pobiegła do sypialni, gdzie miała zamiar przetrząsnąć szafę w poszukiwaniu wspomnianych spodenek.
- No bardzo zabawne! – usłyszała jeszcze za sobą, po czym w przedpokoju rozległy się kroki i blondyn stanął w progu pomieszczenia, na całe szczęście zasłaniając to, co zasłonić powinien.
- Masz! – Inez rzuciła w niego spodenkami, na nią zdecydowanie za dużymi i ruszyła do kuchni.
- Skąd ty masz właściwie moje spodenki? – zawołał Chase z sypialni, w której został, by się przebrać, podczas gdy ona włożyła ciasto do piekarnika i zajęła się przygotowaniem sosu.
- Nie wiem! – odkrzyknęła. – Wiem tylko, że czasem chodziłam sobie w nich po mieszkaniu.
- Tylko w nich? – spytał Chase, pojawiając się w kuchni.
- Nie, nie tylko, zboczeńcu – odparła Grant, posyłając mu znad miseczki wrogie spojrzenie. Trzeba przyznać, że odświeżony Chase wyglądał od razu lepiej. No i humor zadziwiająco szybko mu się poprawił, ale ratowniczka wiedziała, że to przejściowe. Poza tym nie zamierzała tego wszystkiego ot tak zostawić; kiedy już mężczyzna będzie najedzony, wypyta go jeszcze o co nieco i porozmawia, jeśli będzie chciał.
Sos i składniki powędrowały na podpieczone nieco ciasto, a sama pizza wreszcie wylądowała w piecu, by po około piętnastu minutach być gotową. Inez pokroiła danie, z którego była niesamowicie dumna i które pachniało tak, że aż usłyszała jak Chase’owi burczy w brzuchu. Wygoniwszy blondyna do salonu, ustawiła przed nim talerz z już nałożonym, solidnym kawałkiem, samej sobie ukroiwszy nieco mniejszy.
- Może jakieś winko do tego? – zagadnęła, a Chase jedynie gorliwie przytaknął, gdyż już był zajęty jedzeniem. Grant uśmiechnęła się pod nosem, czując wielkie zadowolenie. W końcu nie trzeba było o nic pytać, wystarczyło spojrzeć na mężczyznę, by widzieć, że mu smakuje. Zapewne oprócz dopiero rozwijających się umiejętności kulinarnych Inez miał też w tym swój udział głód, spowodowany tym, że od paru dni Chase nie miał w ustach niczego konkretnego, blondynka jednak wolała nie drążyć tematu i delektując się tym jakże przyjemnym uczuciem, kiedy to jej ego zostało połechtane, wstała z kanapy i ruszyła w kierunku szafeczki, w której zawsze można było znaleźć coś dobrego. W tym przypadku wino, czerwone i słodkie, bowiem takie najbardziej lubili. Butelka wylądowała na stole, ratowniczka zaś skoczyła do kuchni bo kubki. Najzwyklejsze w świcie kubki, w jakich zazwyczaj robiło się kawę lub herbatę, na pewno zaś nie piło się w nich wina, jednak ona i Chase mieli taki dziwny zwyczaj, iż pili właśnie z kubków. Wywodził się on jeszcze z czasów, kiedy obydwoje dopiero co urządzali swoje mieszkania i nie posiadali odpowiednich kieliszków, a raczej lampek do wina, więc nie pozostało im nic innego, jak tylko rozlać wino do innych naczyń i za ich pomocą smakować alkoholu.
- Jakie to jest dobre… - wymamrotał Chase z pełnymi ustami, kiedy zjadł już niemalże całą swoją porcję. Wcześniej się nie odzywał i jedynie jego sztućce stukały o talerz, kiedy niecierpliwie odkrajał kolejny kawałek. Gdyby mógł, pewnie jadłby rękoma, jednakże pizza była za gorąca, poza tym jak na domową pizzę przystało, była na tyle bogata w składki i sos, że podniesienie jej z talerza równałoby się z pobrudzeniem wszystkiego wokół, jadłoby się raczej też niewygodnie.
- Się wie – mruknęła Grant, którą zdążyła nalać im wina i sama dopiero zaczęła jeść, dobrze wiedząc, że w jej przypadku skończy się na jednym kawałku. Mężczyzna za to zamierzał chyba pochłonąć całą blachę, gdyż kiedy już skończył jeść, poderwał się z kanapy i niemalże sprintem pobiegł do kuchni, by wrócić z pełnym talerzem. Inez przyglądała się temu wszystkiemu z jawnym rozbawieniem, nie zamierzała jednak komentować zachowania przyjaciela. Przecież jej celem było solidne wykarmienie go!
Kiedy zjedli, przy czym Chase w sumie pochłonął cztery solidne kawałki pizzy, jedynie niewielką jej część pozostając na później, Grant wsunęła mu kubek w dłoń, po czym bez słowa zaprowadziła go do swojej sypialni. I zaprowadziła go tam tylko dlatego, iż posiadała duże lóżko, na którym mogli spokojnie się wyciągnąć i gładzić po zaokrąglonych po jedzeniu brzuchach. Leżeli w milczeniu, co jakiś czas pociągając wino z kubków, w końcu też dołączyły do nich koty Inez, układając się oczywiście tak, by zajmować jak najwięcej miejsca.
- Jutro zacznę szukać mieszkania. Trzeba będzie wszystko odwołać… Cały ten ślub… Myślisz, że ona na to wpadnie? – spytał blondyn, cały czas wpatrując się w pomalowany na biało sufit. Dopiero przy ostatnim pytaniu obrócił głowę tak, by móc spoglądać na leżącą obok blondynkę.
- Nie wiem, Chase. A dałeś jej do zrozumienia, że to koniec? I czy ty sam jesteś pewien, że to koniec? Taki definitywny? – mruknęła, marszcząc brwi i rytmicznie gładząc główkę Leona, który leżał przy jej lewym boku, przez co czuła przyjemne ciepło, a do jej uszu dodatkowo dolatywało ciche mruczenie. Jej wzrok również błądził po suficie i w przeciwieństwie do swojego towarzysza, nie odwróciła głowy, zastanawiając się, dlaczego jego głos jest tak beznamiętny? Na tyle, na ile go znała, wiedziała, że Chase nie potrafi ukrywać emocji. A jeśli już, jeśli nie chciał dać po sobie znać jak bardzo jest rozgoryczony i rozżalony, powinien przynajmniej zareagować złością. A może wszedł na nowy etap? Etap kompletnego odrętwienia i oderwania od rzeczywistości?
Blondyn parsknął, co było marną imitacją śmiechu i podciągnął się, opierając się na łokciach.
- Planowaliśmy ślub, Inez. Planowaliśmy wspólne życie, a ona mnie zdradziła. Skąd miałbym wiedzieć czy nie zrobi tego znowu? Jak miałbym z nią żyć, kiedy bym jej nie ufał, nie wierzył jej słowom? Przecież byłbym ciągle niepewny, miałbym jakąś paranoję, że teraz na pewno jest z innym. Nie, to nie ma najmniejszego sensu… - westchnął, z powrotem opadając na pościel, przez co trzymany przez niego kubek podskoczył lekko, a wino zachlupotało o ścianki.
Kobieta nie odpowiedziała, bo co też mogła powiedzieć? Miał rację, stuprocentową rację i doskonale go rozumiała, gdyż wydawało jej się, że w podobnej sytuacji towarzyszyłyby jej takie same odczucia.
- A jeśli przeprosi? Jeśli będzie chciała wrócić? Powie, że to była pomyłka? Że to już nigdy więcej się nie powtórzy, że była głupia, że błaga o wybaczenie? – zasypała go gradem pytań, po czym zsunęła się z materaca, odstawiła kubek na ziemię i posłała przyjacielowi długie, pytające spojrzenie. Następnie wyszła, poniekąd dając mu czas do namysłu, lecz już po chwili wróciła z butelką wina w dłoni i napełniła ich kubki.
- Nie – odparł krótko Chase, wcześniej upiwszy kilka łyków wina. – Może i bym jej wybaczył, ale nie potrafiłbym o tym wszystkim zapomnieć. A przez to nie potrafiłbym z nią żyć, kiedy każdy kolejny dzień byłby dla mnie męczarnią, jedną wielką niewiadomą i niepewnością.
- Rozumiem – stwierdziła, bowiem rzeczywiście rozumiała.
Przez kilkadziesiąt kolejnych minut leżeli w milczeniu, a towarzyszyło im jedynie ciche mruczenie zasypiających powoli kotów. Sączyli wino, Inez zdażyła pójść po drugą butelkę i było im tak najzwyczajniej w świecie dobrze w swoim towarzystwie, kiedy żadne z nich nie musiało się odzywać, by czuli się komfortowo.
- Chase, nie możemy już tak więcej robić! – zawołała nagle panna Grant i tak jak do tej pory leżała praktycznie bez ruchu, tak teraz poderwała się do siadu po turecku i przekręciła głowę, wbijając spojrzenie niebieskich oczu w przyjaciela. Oczu nieco zaszklonych przez alkohol, ale wciąż patrzących trzeźwo. – Nie możemy się do siebie nie odzywać, nie utrzymywać kontaktu. Wiesz? Tylko co do Ciebie jestem pewna, że nie znikniesz… - oznajmiła cicho. Rzeczywiście, inni odchodzili i znikali, a Chase wciąż trwał przy jej boku, nawet jeśli ostatnio nie kontaktowali się ze sobą zbyt często.
- Nie możemy – przytaknął, poniósł się i stuknął swoim kubkiem w kubek Inez, na co ona uśmiechnęła się i idąc na przykładem przyjaciela, upiła kilka sporych łyków.
- Nie martw się, nie zniknę – powiedział jeszcze, ułożył dłoń na ramieniu ratowniczki i cmoknął ją w czoło.
Puste kubki stały na nocnej szafce, gdzie też paliła się lampka, oświetlając sypialnię ciepłym, żółtym blaskiem. Na podłodze spoczywały dwie butelki po słodkim, czerwonym winie. Łóżko zaś było zajęte przez dwa koty i parę przyjaciół, śpiących w najlepsze. Nikt nie mógł zauważyć, że dłoń z ozdobionymi czerwienią paznokciami splotła się z inną, szorstką, ciepłą dłonią.
[W końcu znalazłam chwilę czasu, aby przeczytać tą notkę. :D
OdpowiedzUsuńCzytając zakończenie, od razu w głowie zmaterializowało mi się zdanie "jakie to urocze". c:
Wyłapałam tylko jedną nieścisłość. Raz opisywałaś Inez jako blondynkę, a następnym razem jako brunetkę. A tak po za tym to brakuje mi słów, żeby wyrazić jak bardzo mi się podoba ta notka. :)]
[Mordka sama uśmiechnęła mi się podczas czytania końcowego zdania. Uwielbiam taką klamrową kompozycję (mam na myśli malowanie paznokci i wspomnienie o nich na końcu w tak uroczo ujmującym podsumowaniu) i Twój sposób pisania. Bohaterowie żyją, ich odpowiedzi nie są przesadnie poprawne, są takie naturalne. Miło się czytało.]
OdpowiedzUsuńCyzia :)
[ Mrrr, jak ja kocham te opowiastki o przyjaźni <3 Sama mam podobnego przyjaciela do Ineziowego i boziu jak ja go platonicznie kocham <3 Nie wyobrażam sobie żebyśmy kiedykolwiek stracili kontakt, to by mnie zabiło :D]
OdpowiedzUsuń[Enid - dziękuję ślicznie za opinię! Och, myślałam, że udało mi się wyłapać wszystkie wzmianki o kolorze włosów, a jednak...^^ Wynikło to z tego,że notę zaczęłam pisać jeszcze dawno, dawno temu, nim Inez została farbowaną blondynką ;)
OdpowiedzUsuńCyziu! - nawet nie wiesz, jak mnie cieszy, że jeszcze tutaj do nas zaglądasz! Sama jestem wielką fanką takich klamerek i uwielbiam wciskać je, gdzie popadnie, o ile akurat mam na nie dobry pomysł :D
JJ - widzisz, nie pomyślałam nawet, że mi tu taka historia z życia wzięta wyjdzie! Mój komentarz spokojnie możemy potraktować jako ten czwarty, wyczekiwany, a co za tym idzie, możesz swoja notę publikować! ^^]