Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

[KP] Ignis aurum probat


ELAINE EAGLE
30 lat people story
Wejście w dorosłe życie nie jest łatwe i nigdy nie przebiega bez przeszkód. Nie da się na to w żaden sposób przygotować. Jednych dorosłość dopada jeszcze w dzieciństwie, innych nawet na starość odnaleźć nie może. Dla jednych dorastanie to nagły skok na głęboką wodę, dla innych długotrwały proces. A dla Elaine? To raczej wieloletnie brodzenie w bagnie.

Wszystko zaczęło się, kiedy El była nastolatką. Wtedy przekonała się, że dla wielu ludzi liczą się tylko pieniądze, pozycja i własna przyjemność. Po kilku latach ucieczki od tego wszystkiego… doświadczyła jeszcze bólu, strachu i poczucia bezsilności. Niewiele miejsca zostało dla nadziei i marzeń. Aż wydarzyło się coś dziwnego. Natknęła się na kobietę, która jest dla El jak niegasnący płomyk ciepła i dobroci, i mężczyznę, który przypomina huragan. Natomiast w chwili, gdy myślała, że sięgnęła dna, spotkała człowieka, który nie bał się zaglądać do otchłani, ale wytrwale wynurzał się z niej za każdym razem. A w końcu ujrzała gwiazdkę pełną miłości. I wtedy El dorosła do tego, by ponownie zaufać.

Uwierzyła, że należy wygrywać swoje życie co dzień na nowo. Walczyć o każdą kroplę szczęścia, a jednocześnie wypijać ją z przyjemnością. I chociaż to kampania pełna przegranych bitew, zasypiać z myślą, że zwycięstwo jest na wyciągnięcie ręki.

Nie wiedziała, jak bardzo przyjdzie jej tego pożałować.

Samotnie przeszła przez wszystkie kręgi piekła i przekonała się, że na końcu nic na nią nie czeka, więc zawróciła. Droga w górę okazała się znacznie trudniejsza i nie mniej bolesna od upadku. Kiedy wreszcie wynurzyła się z jaskini i ujrzała słońce, zrozumiała, że nie jest już tą osobą, którą była przed śmiercią córki. Nadal potrafi pracować, walczyć, a nawet uśmiechać się, ale nie ma w niej zaufania, nie ma marzeń. Są tylko cele i środki, które służą do utrzymania Elaine na powierzchni ziemi, kiedy z każdego cienia wyłaniają się macki, mające ściągąć ją znowu do piekła.

I jest Lucas Black. Jakby całe jej życie miało się w ostateczności skupić na tej jednej osobie. Na człowieku, który pokroił jej serce nożem do masła, a którego wbrew sobie nadal kocha.
emme
Odautorsko:
Za zbawienie przy zmianie karty dziękuję najcudowniejszemu i najmilszemu Stworzeniu pod słońcem, Mamie Muminka <3
Gorąco zapraszam do wątków :)

28 komentarzy

  1. [No i na reszcie nie musze tyle scrollowac! xD]
    Mógłby tak leżeć już do końca swoich dni, gdyby tylko ktoś mu zagwarantował, że ukochana będzie przy nim blisko. Wolną dłonią gładził ją delikatnie po plecach, a gdy parsknęła uniósł brew i spojrzał na nią wyczekująco. Był niemal gotów na cios poniżej pasa i to nie taki, który doprowadzał do spełnienia, a raczej sprawiał, że człowiek zwijał się z bólu. Nic takiego ku jego szczeremu zaskoczeniu nie miało miejsca.
    Ręka na moment mu zamarła, gdy dotarł do niego sens słów, a niegdyś zimne serce straciło swój spokojny rytm. Zacisnął dłoń na jej biodrze jednocześnie przyciągając ją bliżej siebie.
    — Jeśli znów zniknąłbym z twojego życia, to wiedz, że nie żyję — Szczerość jaka biła z jego tonu była wręcz porażająca. Wiedział, że nie popełni drugi raz tego samego błędu, a już na pewno, gdy ona poprosiła o to wprost. Czy to nie dawało im więcej niż światełka nadziei?
    — A jak wiesz nia tak łatwo mnie zlikwidować — Po chwili postanowił zażartować odsuwając się na tyle, by mogła spostrzec jak puszcza do niej perskie oko. Żadne z nich chyba nie zapomniało w jakich okolicznościach się poznali. Elaine miała pewne zdanie do wykonania, którego niestety stety zdecydowała się nie realizować.
    Leżeli jeszcze chwile, aż chłód panujący w pokoju zaczynał odbijać się na ich skórze w postaci gęsiej skórki.
    — Wspólny prysznic i może jeszcze trochę wina, czy chcesz już isć spać? — zapytał i pocałował ją odruchowo w czubek głowy. Ten czuł gest czynił niemal nieświadomie, jakby z wdzięczności, ze miał ja tak blisko siebie całą i zdrową.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  2. [Jeżeli prowadzi bar na Bronksie, to na pewno się znają. Holden przez długi czas mógł być stałym bywalcem, a trochę ponad rok temu przestać po prostu się pojawiać. Może wpaść do niej po długiej przerwie, walcząc ze sobą. Coś pomyślę i postaram się nam zacząć, a tymczasem daję znać, że odnośniki do people i story się niestety nie klikają.]

    Holden Springfield

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie przeszkadzał mu jej dotyk, wręcz przeciwnie sprawiał, że czuł jak wszystkie demony są dzięki niemu odpychane w bardzo odległe zakątki umysłu. Teraz był po prostu Lucasem – mężczyzna, który choć przeszedł piekło, a także potrafił takowe zgotować tym, którzy na to zasłużyli, to teraz był po prostu szczęśliwy. Nie wiedział co przyniesie kolejny dzień i chyba po raz pierwszy nie chciał tego wiedzieć. Pozwolił sobie na zakotwiczenie w teraźniejszości, a to przyniosło potrzebną ulgę.
    — Nie to uważam, za swój sukces — zaśmiał się szczerze, ponieważ wiedział, że gdyby kobieta naprawdę chciała się go pozbyć, to nie oddychałby teraz tym samym powietrzem co ona. W ogóle by nie oddychał.
    Skupiony na dotyku dopiero po chwili podążył za jej spojrzeniem, a jego własne stało się nieco przymglone. Tusz wbity pod skórę nie układał się w przypadkowe linie, a takie niosące za sobą historię. Gdy poprzysiągł zemstę czuł, jak konsumuje ona go kawałek, po kawałku. Bywały dni, że nie potrafił przywołać ciepłych wspomnień z Nowego Jorku i jeszcze bardziej zatracał się w mroku. Wyrzuty sumienia, frustracja i… bezsilność popchnęły go do upamiętnienia w ten sposób życia, które już nigdy miało nie wrócić.
    Gdy jednak jego wzrok spoczął na biały bliznach, które mimo wszystko odznaczały się na bladym ciele ukochanej zacisnął mocniej zęby. Nie chciał, by cierpiała, a jednak nie uchronił jej od tego, bas sam doprowadził, ją na skraj.
    — Jeśli znajdziesz coś, co chciałabyś już na zawsze zachować… — przejechał delikatnie opuszkiem palców po bliźnie, a następnie zmienił temat na nieco bardziej przyziemny i nienaładowywany emocjami.
    — Czyli ze wspólnego prysznicu nici — mruknął pod nosem, ale na ustach zamajaczył delikatny uśmiech — Dam sobie radę. Czyste ręczniki są w szafce pod umywalką — powiedział również wstając z łóżka, a następnie naciągając na tyłek bokserki.
    Pościelił łóżko, a czekając na to aż łazienka się zwolni sięgnął po komórkę, która była wyciszona od ich spotkania w restauracji. Z zaskoczeniem odkrył kilkanaście nieodebranych połączeń od przyjaciółki z Rosji. Poczuł nieprzyjemny dreszcz na plecach i natychmiast do niej oddzwonił nie zważając na godzinę, czy różnice czasu.
    — Tamara...— jego głos był zimny, acz rzeczowy.
    —No nareszcie! — poczuł ulgę jak tylko usłyszał jej głos — Zrobienie ci niespodzianki to jednak słaby pomysł.
    —Niespodzianki? — zmarszczył brwi wyraźnie nie rozumiejąc co miała na myśli.
    — Jestem w Nowym Jorku! — jej radosny ton oraz rewelacja, którą mu właśnie przedstawiła wprawiła go w osłupienie. — Próbowałam się dodzwonić do ciebie jak tylko doleciałam, ale cholera po co ci w ogóle komórka, co?
    — Byłem zajęty? — nie wiedzieć czemu jego wypowiedź wybrzmiała jak pytanie, a on sam w zakłopotaniu podrapał się po karku.
    — Byłeś zajęte, ahaaa — nie musiał jej wiedzieć, by wiedzieć, że właśnie przewróciła oczami — Dobra nie ważne. Jestem w Nowym Jorku, a że nie mogłam cię złapać, to zarezerwowałam sobie weekend a jakimś hotelu — podała mu nazwę, jak i adres, a on obiecał się z nią spotkać nazajutrz. Wiedział, że ten weekend obiecali sobie z Elaine, ale jeśli wyskoczy na godzinę, to kobieta chyba nie będzie miała mu tego za złe, prawda?

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  4. [Bardzo dziękuję ^^
    Myślę - nie, ja to wiem, że łączy je dużo więcej, niż tylko praca i mam nawet pewien pomysł na to, jak ich historia się może potoczyć, ale nie chcę teraz tego zdradzać, haha (albo przynajmniej nie na forum *to tajemnica*). W każdym razie jestem bardzo chętna na wątek, Norze przyda się przyjaciółka i ktoś, kto będzie mógł ją zrozumieć. Możemy rzeczywiście zacząć od czegoś związanego z pracą, a potem pójść dalej.]

    Nora

    OdpowiedzUsuń
  5. Raz, dwa, trzy, cztery.
    Nora oddychała głęboko, opierając tył głowy o zimną ścianę. Pięć, sześć, siedem, osiem. Ściskała między ramionami teczkę z dokumentami, którą dociskała powoli coraz mocniej do klatki piersiowej. Wtulała w siebie papiery, jakby ich ciężar miał ją w jakiś sposób uspokoić. Odliczała w myślach na okrągło do dziesięciu, próbując wyrównać oddech. Wiedziała, że musi to zrobić; pojechać na interwencję do rodziny, która oskarżana była o molestowanie swojej pięcioletniej córki. Taka była jej praca, tym się zajmowała, jednak rzadko kiedy dostawała zlecenie, które wiązało się z dzieckiem. Przemoc domowa wobec dorosłych mniej ją dotykała, pomimo tego, że sama jej doświadczyła. To jednak zgłoszenia o wystąpieniu przemocy w rodzinie dotyczące dzieci sprawiały, że Nora zamierała. Nie dlatego, że szokowało ją zachowanie opiekunów prawnych, którzy potrafili katować właśnie dzieci, nie. Ona dobrze wiedziała, do czego ludzie potrafią być zdolni. Nora po prostu nie potrafiła znieść obecności dziecka. Nie potrafiła patrzeć na ich smutne twarze, na oczy, które wołały o pomoc, na małe rączki spowite siniakami. Obecność dziecka przypominała jej, co straciła ponad rok temu i czego już nigdy nie odzyska. Kłucie, które czuła w sercu, było czymś, czego nie potrafiła nijak wyciszyć ani uleczyć. Pojawiało się kilka razy w ciągu dnia, w różnych momentach jej życia, ale kiedy widziała dzieci – wtedy uderzało ją to ze zdwojoną siłą.
    - Lenora, jesteś gotowa? - Pukanie do drzwi wyrwało ją z amoku. Zamrugała szybciej, wystraszona i wyprostowała się, jednocześnie zgarniając z wieszaka płaszcz. Wyszła z gabinetu i pokiwała głową, nie ufając jeszcze swojemu głosowi i uśmiechnęła się blado do psycholog, która miała jej towarzyszyć. Wiedziała, że na miejscu spotkają się z Elaine Eagle, która prowadzi fundację zajmującą się dziecięcymi ofiarami przemocy domowej. Elaine była nieocenioną pomocą w takich przypadkach, a przynajmniej Nora tak słyszała, bo nigdy wcześniej nie miała okazji z nią pracować. Co prawda kobiety poznały się jakiś czas temu, jednak nie zamieniły ze sobą więcej, niż dziesięć słów. Nora nie miała takiej potrzeby, a co gorsza, chęci.
    - Poinformowałaś policję o planowanej interwencji? – zapytała Kate, psycholog, która współpracowała z jej wydziałem. – Wiesz, tak na wszelki wypadek.
    - Tak, tak – wyparowała starsza kobieta, kierując się szybko w stronę samochodu. Służby mundurowe zazwyczaj nie były im potrzebne, jednak zdarzyło się, że to oni musieli interweniować w trakcie interwencji DSS-HRA i ratować tyłki urzędnikom, kiedy to oprawcom przypominało się, jak bardzo lubią być agresywni i zapominali, jak mało potrafią nad sobą panować. Nora zerknęła na zegarek, zanim wsiadła do służbowego Forda i miała nadzieję, że przebiją się przez miasto, aby zdążyć na czas.
    ***
    Dom na przedmieściach był obskurny, prawdopodobnie remontu nie widział od lat. Farba odchodziła od ścian, drewno na ganku było połamane w wielu miejscach, dach z boku wyglądał, jakby miał dziurę. Na podwórku walały się śmieci, wiaderka, łopaty, druty budowlane – wszystko, co nie powinno leżeć na trawie (lub czymś, co trawą było dobre kilka lat temu) i stwarzać zagrożenia. Nora rozejrzała się dokładnie dookoła, już tworząc w głowie odpowiedni raport. Kątem oka zauważyła, jak żaluzje z pokoju na piętrze rozsuwają się, a w oknie pojawia się mała, blond głowa. Nora przełknęła głośno ślinę i spuściła wzrok, czując ścisk w żołądku. Czasami naprawdę nienawidziła tej roboty.
    Usłyszała za sobą odgłos silnika i odwróciła się, uradowana, że los pozwolił odwrócić jej uwagę. Elaine przyjechała dosłownie kilkadziesiąt sekund po nich i Nora uśmiechnęła się w duchu na myśl, że będą mogły szybko wejść do środka, załatwić co trzeba i wyjść.

    Nora

    OdpowiedzUsuń
  6. Elaine Eagle wydawała się być niezwykle pewną siebie i silną kobietą; przynajmniej takie wywarła na Norze wrażenie, gdy wyszła z samochodu. Zgrabna, dobrze ubrana, idąca dziarskim krokiem do przodu całkowicie różniła się od Lenory Gallagher, która swoje garnitury kupiła w second-handzie, małym lumpeksie niedaleko kamienicy, w której wynajmowała zatęchły pokój na poddaszu i chodzi z nieobecnym wzrokiem, rzadko kiedy się uśmiechając. Twarz Nory nie zachęcała ludzi do podjęcia rozmowy.
    - Ach, nie ma sprawy – odpowiedziała Kate, uśmiechając się serdecznie do blondynki. – Dużo pani zawdzięczamy.
    Nora nadal rozglądała się dookoła, na moment odwracając wzrok od podwórka, by przywitać się z Elaine skinieniem głowy. Gdy kobieta ruszyła przed siebie do frontowych drzwi, Nora na szybko wpisała kilka informacji do swojego notatnika i zrobiła dwa zdjęcia trawnika oraz domu, gdyby później nie miała takiej możliwości.
    Nie zdziwił jej fakt, że szanowni państwo Johnson nie byli skorzy tak szybko otworzyć swoich drzwi. Lenora weszła na werandę i ostrożnie podeszła do okna, bojąc się, że drewno pod jej nogami może nie utrzymać ciężaru. Zapukała w szkło, widząc za nim rosłą postać mężczyzny.
    - Panie Johson, proszę otworzyć drzwi! – zawołała, wpatrując się w poruszający się niezgrabnie cień. – Nazywam się Lenora Gallagher, jestem pracownikiem socjalnym z DSS-HRA. Jest tutaj ze mną Kate Hush, psycholog oraz Elaine Eagle. Zgodnie z prawem mamy obowiązek wykonania u państwa interwencji z powodu zgłoszenia o przemocy domowej!
    Nie była pewna, ile z jej słów dochodzi do środka domu, jednak wiedziała, że od czegoś musi zacząć. Kiedy cień mężczyzny nagle zniknął, Nora odsunęła się od okna i podeszła do drzwi z nadzieją, że zaraz zostaną otwarte.
    - Nie będę rozmawiał z żadnym emigrantem! – usłyszała szorstki głos zza drzwi. Nora zmarszczyła brwi, nie wiedząc na początku, o co mu chodzi. Dopiero po chwili połączyła fakty i zaśmiała się bezgłośnie, spuszczając na moment głowę i dłonią masując skronie. Jebany idiota, pomyślała, ponownie prostując się.
    - Nie jestem emigrantem panie Johson – powiedziała spokojnie, podchodząc bliżej drzwi. – Zresztą, ma pan do wyboru mnie i moje dwie koleżanki albo policję. Pana decyzja.
    Nora miała wrażenie, że słyszy, jak trybiki w głowie mężczyzny prężnie pracują. Po chwili drzwi frontowe zostały uchylone na tyle, że każda z nich mogła pojedynczo wślizgnąć się do środka. Odór papierosów zmieszany ze stęchlizną uderzył Norę od razu, jak tylko przekroczyła nogą próg domu. Wiedziała, że po całej interwencji będzie musiała wyprać wszystkie ubrania i ponownie umyć włosy. Dom nie był mały, jednak zdecydowanie zapuszczony. Wyglądał, jakby był niezamieszkały od dobrych kilku tygodni. Grzyb na ścianach czekał tylko, żeby zaraz zejść i stać się żywą, chodzącą istotą.
    Nora weszła głębiej, dając koleżankom z tyłu przestrzeń. Wiedziała, że to nie będzie prosty przypadek.
    - Tak jak mówiłam przed chwilą, jesteśmy tutaj w sprawie zgłoszenia o przemocy. Możemy porozmawiać z panem oraz pana żoną? Chciałybyśmy również, aby państwa córka zeszła do nas na dół.
    Mężczyzna wyglądał tak, jakby nie do końca rozumiał, co się do niego mówi i słowa wypowiadane przez Norę odbijały się od jakiejś niewidzialnej ściany. Nagle z boku pomieszczenia słychać było szelest i pociąganie nosem. Kobieta wyszła z kuchni, trzymając w ręku butelkę z piwem. Nora miała wrażenie, że na przedramionach zauważyła u niej ropne plamki. Czyżby miały do czynienia z ćpunką?
    - Jedyne co możecie, to wypierdalać – wybełkotała pani Johson.
    To, co Nora zobaczyła do tej pory wystarczyło, aby ją przekonać, że nie wyjdzie z tego domu bez małej dziewczynki.

    [Dobra, zrobiłam z tego niezłą dramę i patologię, ale chyba nie umiem inaczej, haha.]
    Nora

    OdpowiedzUsuń
  7. Johnson przyłożyła szyjkę butelki do buzi i przechyliła ją, wypijając piwo do dna. Odłożyła niedbale szkło na porysowany stolik, pozwalając, aby butelka odbiła się od innego flakoniku i opadła z brzękiem na blat. Nora drgnęła, gdy dźwięk rozniósł się po pomieszczeniu. Pałała srogą nienawiścią do ludzi ich pokroju; nie potrafiła pojąć, jak można zniżyć się do takiego poziomu i tak bardzo zniszczyć swoje życie. Swoje i dziecka, za które było się odpowiedzialnym.
    Ta myśl wywołała u niej dreszcze. Zimno oblało jej ciało, przed oczami pojawiły się mroczki. Spuściła na moment głowę i przymknęła powieki, gdy Elaine próbowała przemówić Johnsonom do rozumu cudownym kłamstwem. Ogromne poczucie winy ponownie wszczepiło się do jej głowy, zatruwając myśli. Ona też miała być odpowiedzialna, też miała pod sobą małe ludzkie stworzenie, którym powinna była się opiekować i zapewnić bezpieczeństwo. Też była matką, która zawiodła.
    - Dobra, dobra. – Męski głos wyrwał ją z roztrząsania negatywnych myśli i wspomnień. Spojrzała na Johnsona i uśmiechnęła się blado, dziękując w duchu Elaine, że pojawiła się dzisiaj na interwencji i potrafiła z taką łatwością wcisnąć im kit, który zadziałał idealnie. Pieniądze zawsze były świetną przynętą. – Ona jest na górze, może pani iść – rzucił, wymachując ręką i pokazując nią w stronę schodów. Bezpłciowy zwrot, którym Johnson zwrócił się do własnego dziecka, uderzył Lenorę. Kate ukłoniła się lekko i poszła na górę, zerkając raz jeszcze na Norę. Kobiety wiedziały, co muszą zrobić i dobrze, że rozumiały się bez słów.
    - Usiądźmy, tak będzie nam zdecydowanie wygodniej – powiedziała Gallagher, kierując się bez zaproszenia do salonu i siadając na brudnej, zaplamionej kanapie. Położyła na kolanach torbę i wyciągnęła z niej sporej wielkości folder, który rozłożyła przed sobą. – Mam do państwa kilka pytań odnośnie zgłoszenia, które dostałyśmy. Dotyczyło ono przemocy domowej, którą rzekomo stosują państwo względem swo…
    - Nie – przerwał jej mężczyzna, patrząc na nią wrogo. – Interesuje nas ta dotacja, o której mówiła blondynka – dodał, zerkając na Elaine i puszczając jej perskie oczko. Nora skrzywiła się, widząc jego ruchy twarzy. Wyglądał jak zboczeniec, który w każdej chwili był w stanie rzucić się na kobietę i zjeść ją żywcem.
    - Najpierw musimy uzupełnić dokumenty z urzędu, a niestety dopiero potem te, które dotyczą dotacji. Jedne i drugie będą zaświadczeniem o państwa stanie i dopiero wtedy będziemy mogli obliczyć sumę pieniędzy, która będzie mogła do państwa trafić – skłamała. Chwyciła długopis w dłoń i otworzyła pierwszą stronę papierów, czekając, aż małżeństwo zdecyduje, jak bardzo chcą dostać fikcyjną kasę.
    Mężczyzna westchnął głęboko i przetarł ręką krótko wystrzyżone włosy. Widać było, że bije się z myślami.
    - Czasem zdarzy jej się trochę dostać, ale na to zasługuje. Ona wie, że posłuszne dzieci nie są bite, a ona taka nie jest. No to co mam niby zrobić? – wzruszył ramionami, a jego żona w geście pochwały i zrozumienia poklepała go po kolanie. Pokiwała głową i zaśmiała się nagle ochryple, czym zaskoczyła Norę.
    - Boże, mi też się dostało, a jakoś nie beczę na okrągło, co nie? – Ścisnęła ramię Johsona i ponownie się zaśmiała, jednak bazyliszkowy wzrok męża sprawił, że od razu zamilkła.

    Nora

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [W ogóle wiesz z czego sobie właśnie zdałam sprawę? Mamy zimę, totalną zawieruchę śnieżną, a ja nasz wątek zaczęłam tak, jakby była wiosna XDD jakby podwórko Johnsonów wcale nie było przykryte mroźnym puchem. Chyba, że ustalimy, że to wszystko dzieje się już w marcu, jak nie ma takiej strasznej pogody, haha.]

      Usuń
  8. W słowa panny Eagle kryło się wiele prawdy i Lucas zdawał sobie z tego sprawę. Nic nie trwało wiecznie, czy to dobre chwile, czy te złe. Niestety ludzie chcieli wierzyć, ze te pierwsze zostaną z nimi jak najdłużej, podczas gdy tych drugich najlepiej jakby w ogóle nie doświadczali. Wzrok Blacka uciekł na jeden z tatuaży, które posiadał i tu był pewien, że tego nie chciał zapomnieć. Nie mógł.
    Mężczyzna nie ciągnął tematu na siłę, ponieważ ten weekend miał być dla nich przyjemną odskocznią, a nie rozdrapywaniem ran i posypywaniem ich solą.
    — Rozważyć? — Uniósł jedną brew zadziornie — Dobrze, wiesz jaka jest moja odpowiedź — Prześlizgnął pożądliwym spojrzeniem po całej, nadal nagiej sylwetce blondynki. Jak to możliwe, że po całym wieczorze on nadal nie miał dość. Dobrze, że Elaine zniknęła w łazience, bo on mógł nieco ostudzić swój zapał.
    Nie sądził, że ukochana przysłuchiwała się jego rozmowie, dlatego nawet nie krył zaskoczenia. Może nadal był w szoku po tym telefonie od Tamary? Kto nie uprzedza o takiej dalej podróży do cholery?! Nie to, zęby się nie cieszył, ale po kolejnych słowach padających z ust blondynki jego ‘ale’ zmieniło się w ‘problem’. Słynął z tego, że zawsze dotrzymywał słowa, a już na pewno tych skierowanych do pewnej barmanki. Ta podjęła decyzję za niego, nawet nie czekając na odpowiedź i przeszła do sypialni. Pokręcił głową z politowaniem, ale i rozbawieniem. Czy ona sądziła, że tak po prostu odwiezie ją do domu i ich weekend skończyć się zaledwie po jednym wieczorze? Chyba zapomniała z kim miała do czynienia.
    Wślizgnął się pod kołdrę przyciągając ją do siebie, tak iż opierała się o niego plecami. Pochylił się nad jej uchem i nim się odezwał po prostu je musnął, następnie delikatnie przygryzł.
    — Nigdzie cię nie odwożę, bo zostajesz tu ze mną — pocałował ją szyję — Wyskoczę tylko na godzinę,a jeśli wpadniesz na genialny pomysł samodzielnego powrotu wiedz, że jestem gotów cię tu zamknąć — niby żartował, chociaż pomruk wydobywający się z jego gardła potwierdzał, że był do tego zdolny. — Wrócę przed śniadaniem — znów pocałował ją tym razem w lekko odsłonięte ramię — Dobranoc Elaine — nie odsunął się jedynie wygodniej ułożył głowę na poduszce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie musiał nastawiać budzika, by zebrać się z łóżka o nieludzkiej porze, o której zwykli śmiertelnicy jeszcze smacznie spali, szczególnie w weekend. Wstał najdelikatniej i najciszej jak potrafił, a gdy spojrzał na blondynkę nadal pogrążoną we śnie na jego usta wypłynął czuł uśmiech. Zdrowy rozsądek powstrzymał go przed pocałowaniem jej czy pogłaskaniem lekko zarumienionego policzka. Nie chciał jej przecież obudzić! Może udałoby mu się wrócić nim Elaine się obudzi?
      Po piętnastu minutach siedział już w swoim samochodzie, a raczej przemierzał nim jeszcze nie tak zakorkowane ulice Nowego Jorku. Tamara czekała na niego przed budynkiem hotelu, w którym się zatrzymała.
      — Tęskniłeś? — zapytała rozkładając szeroko ręce — Długo mam czekać? — zaczepny uśmieszek sprawił, że i Blackowi trudno było go powstrzymać. Podszedł do przyjaciółki i zamknął ja w niedźwiedzim uścisku, nawet unosząc ją kilka centymetrów nad ziemią.
      — Jesteś szalona
      — Powiedz mi coś czego nie wiem — odrzuciła czarne jak węgiel włosy, które wyjątkowo zostawiła rozpuszczone przy czym robiły wrażenie, ponieważ sięgały niemal pośladków.
      — Wiesz, że mogło mnie nie być w Nowym Jorku?
      — Ale jesteś, więc skończmy to pitu, pitu i chodźmy na kawę, dobrą kawę — zaznaczyła i nałożyła na nos ciemne okulary, choć słońce dopiero co wychylało się zza drapaczy chmur. Lucas wybrał jedną z niewielki kawiarenek w Central Parku, ponieważ był pewien, że tutaj będzie czynne i że nie zaserwują im lury. Siedząc przy stoliku i rozmawiając z brunetką miał wrażenie, że widzieli się wczoraj, a nie kilka miesięcy temu. Starał się z nią utrzymać kontakt, jednak wiadomo jak był z nim i jego pracoholizmem. Na szczęście Tamara zdążyła już go trochę poznać, a może nawet bardziej niż trochę.
      Godzina minęła szybciej niż przypuszczał, jednak przezornie ustawił sobie alarm w telefonie, by nie zasiedzieć się zbyt długo, a tym samym nie dać pretekstu pewnej blondynce do czmychnięcia z jego mieszkania podczas jego nieobecności.
      — Dasz sobie radę do poniedziałku? — zapytał wstając od stolika.
      — Duża ze mnie dziewczynka, ale to miłe, że się tak martwisz — posłała mu całusa w powietrzu i również wstała, by wspólnie nie tylko opuścić lokal, ale również park.
      To krótkie i niespodziewane spotkanie sprawiło, ze od mężczyzny wręcz biła radość. Po drodze do mieszkania wstąpił do piekarni po świeże pieczywo, by chociaż w ten sposób wynagrodzić swoja poranną eskapadę.
      Lucas
      [Koncówka była lepsza, ale mi sie usunelo i ehh... ]

      Usuń
  9. Nie miał pojęcia, jaki będzie miała do niego teraz stosunek i jak zareaguje na jego powrót po tych kilku miesiącach nieobecności, podświadomie czuł jednak, że taka przerwa była im potrzebna i miał nadzieję, że zadziała na ich korzyść. Jego obecność z pewnością nie sprzyjała poprawie jej relacji z Lucasem, wolał więc wycofać się na jakiś czas, aby przy okazji zamknąć także swoje sprawy i na dobre zapomnieć o Maille.
    - Tak myślałem, że cię tutaj znajdę – uśmiechnął się, zajmując miejsce przy barze – Tęskniłaś ? – dodał, ściągając płaszcz i odkładając go na krześle obok. Był środek tygodnia, dzięki temu wokół nie panował duży ruch i mogli pozwolić sobie na spokojną rozmowę. Nie wiedział, jaki obecnie stosunek ma do niego Lucas, wierzył jednak, że Elaine nie będzie się tym kierować i nie skreśli go tylko dlatego, że dawno temu popełnili błąd i wylądowali razem w łóżku.
    - Masz dzisiaj humor, dzięki któremu chcesz zamordować cały świat, czy można podchodzić bez siekiery? – zaśmiał się, choć faktycznie wolał się upewnić, czy przyjaciółka nie ma ochoty go właśnie zamordować. Ich relacje bywały burzliwe i wiedział, że za pewne minie jeszcze sporo czasu, zanim znów uda mu się odbudować jej zaufanie. Podczas tamtej gali zachował się jak palant i do końca życia będzie żałował wypowiedzianych wtedy słów. Podobnie zresztą tego, jak potraktował Maille, kiedy wróciła do Nowego Jorku z Irlandii. Po tym wszystkim wychodził teraz z założenia, że lepiej nie angażować się emocjonalnie w żadne relacje i związki, jego ojciec był zawsze zimny, jak lód i na dobre mu to zawsze wychodziło, przez co za jego namową i on sam postanowił na nowo tego spróbować.
    - Naprawdę cholernie się cieszę, że cię w końcu widzę – podniósł się z miejsca i skierował za ladę baru, aby móc podejść nieco bliżej i uściskać ją po przyjacielsku. Była jego jedyną przyjaciółką, przynajmniej w kwestii osób, które nie zwracały uwagi na jego nazwisko i które były wobec niego całkowicie szczere i bezpośrednie. Potrzebował w swoim życiu kogoś, kto będzie staniał go od czasu do czasu do pionu i miał nadzieję, że Lucas nie będzie miał nic przeciwko temu, że będą się teraz częściej widywali.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  10. Miała rację, należał mu się porządny kopniak i zdziwił się, że przyjęła go tak ciepło. Zniknął na dość długi okres czasu, nie interesując się losem swoich przyjaciół ani fundacji, miała prawo być na niego wściekła, cieszył się jednak, że tęsknota wzięła w tym wypadku górę i na dzień dobry nie oberwał od niej w krocze. Wystarczyło, że ich znajomość zaczęła się w podobny sposób, lepiej dla nich, aby nie wracać do scenariusza z tamtej pamiętnej imprezy, którą skończyli wspólnie na dachu.
    - Musiałem zostać w Bostonie dłużej, niż planowałem – westchnął, wchodząc za bar, aby nalać sobie do szklanki whisky – Mój ojciec mnie potrzebował, a dzięki temu nasze relacje wyglądają teraz całkiem w porządku. Właściwie to nawet świetnie się już dogadujemy – dodał, upijając łyk trunku. Elaine znała go lepiej, niż ktokolwiek, przez co nie musiał tłumaczyć jej zaskoczenia, jakie wywołał u niego pozytywny stosunek Willa do jego osoby i zakopanie wojennego topora. Ich konflikt trwał w najlepsze od dobrych kilku lat, a jego szczytem była akcja z umieszczeniem Blaise w zakładzie psychiatrycznym, aby doprowadzić jego firmę do upadku.
    - Dowiedziałem się, że umiera i myślałem, że będę dzięki temu bardzo szczęśliwy, ale o dziwo naprawdę się tym przejąłem. Najpierw Maille, później ty, Charlotte…wszystkie macie na mnie zły wpływ, za bardzo się przez was wszystkie przejmuję ludźmi – zaśmiał się, opierając się o skraj lady baru i przeczesując dłonią włosy – Na szczęście złego diabli nie biorą i za pewne wszystko już z nim w jak najlepszym porządku – dodał rozbawiony, a na jego twarzy malowała się wyraźna ulga. Wyniki seniora Ulliel uległy znaczącej poprawie, a rokowania po operacji były bardzo pozytywne. Wszystko wskazywało na to, że zgodnie z maksymą złego diabli nie biorą, on także się z tego wywinie i nadal będzie mógł zatruwać innym życie.
    - A ty? Jesteś nadal z Lucasem? Wasza relacja ruszyła już całkiem do przodu? – uniósł pytająco brew, odstawiając opróżnioną szklankę na ladę. Miał nadzieję, że w ich życiu w końcu zapanował spokój u poukładali sobie wszystko tak, aby móc ruszyć do przodu i zapomnieć o bolesnej przeszłości. Lucas co prawda działał mu przez ostatnie lat cholernie na nerwy i za pewne nigdy nie wrócą już do tego, co było między nimi, ale wiedział, że ten dba o Elaine jak nikt inny i mógł być dzięki temu o nią spokojny podczas pobytu w Bostonie.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  11. Starał się wejść do mieszkania niemal bezszelestnie, ponieważ Elaine nie potrzebowała wczesnej pobudki w wolny – zapewne od dawna – weekend. Przeszedł od razu do kuchni, gdzie na wyspie rozłożył świeże pieczywo, a gdy przystanął do jego nozdrzy dotarł zapach świeżo parzonej kawy. Spóźniłem się pomyślał z lekkim przekąsem, ale nadal nie tracił dobrego humoru, który zdawał się wypełniać całe jego ciało.
    Zrezygnował z pójścia do sypialni, a gdy i w salonie nikogo nie zastał zaczął się zastanawiać, czy aby panna Eagle nie przygotowała sobie kawy na odchodne. Ruchy odrobinę przybrały na gwałtowności, jednak szybko to minęło, ponieważ dostrzegł cień na tarasie. Nie był nawet zaskoczony tym, jaką ulgę odczuł, gdy odsuwał przeszklone drzwi, a na jednym z ratanowych foteli dostrzegł kobietę opatuloną kocem.
    — Dzień dobry — Pochylił się, by ucałować ją w czubek głowy. Nie był kompletnie świadom rozterek jakie przechodziła, pewnie gdyby mógł czytać w myślach nigdzie by dzisiaj nie wyszedł. A może poszedłby, ale razem z nią? Elaine Eagle była jedyną osobą na świecie przed którą miał niewiele do ukrycia… Nie, przed którą nie chciał mieć nic do ukrycia, nic co nie wypływało na jej bezpieczeństwo i spokojny sen.
    — Wyspałaś się? — Zapytał nadal stoją w progu i nonszalancko opierając się ramieniem o framugę. W jego błękitnych tęczówka iskrzyła radość, ulga i miłość, ponieważ patrzył prosto na nią i nie musiał niczego udawać.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  12. Widząc spojrzenie jakim go obdarzyła parsknął cicho pod nosem, cóż mógł się spodziewać takiej odpowiedzi. Nie końca był świadom, co wprawiło pannę Eagle w taki, a nie inny nastrój, lecz podejrzewał, że wczesna pobudka miała w tym swój spory udział.
    — Pozytywna jak zawsze. — zaśmiał się i zajął drugi z foteli. Na moment przeniósł spojrzenie na panoramę, która rozpościerała się z tarasu.
    Nowy Jork budził się do życia, a może bardziej następowała zmiana tego, kto właśnie wychodził na ulice? Słońce leniwie przebijało się przez gęste chmury, które wydawały się pochłaniać szczyty najwyższych budynków. Pogoda miała ich dzisiaj odrobinę rozpieścić i Black zamierzał to wykorzystać.
    Gdy usłyszał kolejne pytanie z ust Elaine, przeniósł na nią spojrzenie błękitnych oczu.
    — Co powiesz rejs po zatoce? — zagadnął, ponieważ dawno nie korzystał z uroków tego, iż Nowy Jork był tak naprawdę wyspą.
    Turyści chętnie wybierali się na planowane kursy wokół, lub te prowadzące wprost na Statuę Wolności, on zamierzał po prostu napawać się towarzystwem panny Eagle oraz widokiem jaki niejednokrotnie zapierał dech.
    — A teraz. — Podniósł się z fotela i wyciągnął ku niej dłoń. — Chodźmy coś zjeść. — To miał delikatny, jak na siebie, jednak z postawy wynikało, że nie przyjąłby słowa sprzeciwu. Pamiętał jak dawniej Elaine miała problem z konsumowaniem odpowiedniej ilości jedzenia i teraz kiedy wrócił, zamierzał, w miarę możliwości, o to zbadać.
    Na blacie w kuchni czekało świeże pieczywo, które niestety nie było już tak ciepłe jak wcześniej, lecz nadal kusiło swym aromatem. Lucas podszedł do lodówki, wyciągnął jajka, ser i wędliny, by następnie sięgnąć do szafki po patelnię.
    — Bajgel po nowojorsku? — zagadnął i obejrzał się przez ramię.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  13. Załatwił wszystkie najważniejsze sprawy i nie zamierzał nigdzie znikać w najbliższym czasie. Cieszył się, że nadal może liczyć na wsparcie swojej przyjaciółki, zwłaszcza, że miała prawa być na niego wściekła po tym, co usłyszała od niego podczas pamiętnej gali. Oddałby wszystko, aby móc cofnąć czas, niestety pieniądze nie były w stanie kupić żadnej teleportacji w czasie i to chyba jedyna rzecz, której nie było można za nie kupić.
    - Musiałem przemyśleć pewne sprawy, odciąłem się na moment całkiem od Nowego Jorku, nawet nie wiedziałem, czy będę tutaj wracał, ale mimo wszystko w tym mieście czuję się najlepiej i nie mogłem już dłużej wysiedzieć w Bostonie – uśmiechnął się, kończąc swojego drinka i odstawiając szkło na ladę baru. Miał ochotę zapytać ją o to, co słychać u Maille, ale obiecał sobie, że ta kobieta będzie jedynie przeszłością i musiał ruszyć do przodu, aby znów w pełni korzystać z życia i czerpać radość z uzależnienia od seksu.
    - Nie zależy mi na tym, Lucas to też zamknięty etap mojego życia, nigdy raczej nie uda się odbudować tego, co łączyło nas przed tym wszystkim – mruknął, wracając tym samym do bolesnych dla nich wszystkich wydarzeń. Nie tak miało to wyglądać i nikt nie przypuszczał, że Lucas zjawi się niespodziewanie w Wielkim Jabłku, ponownie wywracając życie jego przyjaciółki do góry nogami.
    - Jeśli będziesz potrzebowała wsparcia, wiesz gdzie mnie szukać. Nie jestem co prawda obiektywny i nie popieram waszego związku, ale jeśli ten dupek jakkolwiek cię skrzywdzi, naślę na niego kogo trzeba – zapewnił, dając tym samym znać, że wbrew opinii, jaka krążyła w mieście o Blacku, nie bał się go i nie zamierzał potulnie schodzić mu z drogi. Najchętniej doprowadziłby do całkowitego rozpadu relacji tego dupka z Eagle, ale nie miał prawa wtrącać się w ich życie, zwłaszcza, że i tak wystarczająco sam skrzywdził kiedyś El.
    - Jak fundacja? Nie zrezygnowałaś z niej? Chciałbym całkowicie oddać ci stery, nie jestem człowiekiem, który nadaje się do takich rzeczy, los innych zbyt mało mnie obchodzi, aby mógł się w coś takiego w pełni zaangażować – westchnął, wracając myślami do licznych rozmów, jakie odbył z ojcem. Pobyt w Bostonie był dla niego istnym praniem mózgu, choć on sam nijak tego nie zauważał i nie był świadom, że Will znów steruje nim niczym swoją posłuszną marionetką.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  14. Czy powiedzenie, że przywykł do takich humorków panny Eagle, to coś złego? Chyba nie, ponieważ wiedział, na swoim przykładzie, że czasem trzeba samemu przepracować emocje nim da się im ujrzeć światło dzienne, inaczej skutki bywały dramatyczne.
    — Spokojnie — powiedział nie kryjąc rozbawienia, które towarzyszyło ju nieprzerwanie odkąd wyszedł na spotkanie z przyjaciółką. — Nie mam żadnego statku, ani nawet motorówki z zezwoleniem na rejs po zatoce.
    Kiedyś o tym faktycznie myślał, później nie miał na to czasu, a i tak, gdy miał podobny kaprys korzystał z tej należącej do Blaise’a. Na szczęście nie rozpamiętywał tego, a imię byłego przyjaciela nie rozbłysnęło w jego umyśle, bo wtedy na pewno dobry humor uleciałby bezpowrotnie.
    — Myślałem o tym wokół wyspy, bo patrząc na pogodę — Skinął wymownie głową na panoramę przed nimi. — Turyści będą oblegać każdą z wysp, by zrobić pamiątkowe zdjęcia. — Nie chciał się przepychać między rozemocjonowanymi dorosłymi lub co gorsza dziećmi, które pewnie przypomniałyby mu o tym, co utrafił. Ten weekend miał być wolny od trosk.
    Gdy weszli do mieszkania od razu skierował się do kuchni, a słysząc odpowiedź blondynki ledwo powstrzymał się przed karcącym ją spojrzeniem.
    — Kawa to moje śniadanie —przyznał, bo cóż sam nie zawsze miał czas na pożywny posiłek przed pracą. — Pół bajgla… — powtórzył, ale bez wyrzutu, raczej jak ktoś, kto właśnie przyjął zamówienie. Zaczął przygotowywać dla nich dwie świeże kawy, a następnie bajgle, do których podsmażył ser i pomidorki koktajlowe. W pomieszczeniu zaczęły rozchodzić się smakowite zapachy, a mężczyzn wydawał się o krok, od tego, by zacząć nucić coś pod nosem.
    — Elaine — zaczął, gdy już odwrócił się do niej z dwoma talerzami, by postawić je na wyspie. Obszedł ją i zasiadł na jednym ze stołków barowych, nie widział potrzeby przenoszeni z tym posiłkiem do salonu. — Chciałbym ci kogoś przedstawić, oczywiście po weekendzie, który jest dla nas. — zakomunikował, a następnie upił kilka łyków kaw i wgryzł się w swojego bajgla.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  15. Wiedział, że El potrafi o siebie zadbać, była jednak jedną z jego nielicznych prawdziwych przyjaciółek i chciała czy nie, zamierzał się o nią troszczyć. Nie miał pewności, czy uda mu się odzyskać w pełni jej zaufanie i odbudować relację, jaka łączyła ich zarówno przed seksem, jak i tym nieszczęsnym bankietem, starał się jednak zachowywać zupełnie naturalnie i nie wracać do tego tematu, aby nie tworzyć między nimi niepotrzebnego napięcia.
    - Nie ma problemu, możesz uciec gdzieś na drugi koniec świata, gdzie tylko zechcesz, a ja będę cię utrzymywał i nie będziesz się musiała przejmować tym, czy masz za co żyć – zaśmiał się, choć gdyby faktycznie zaszła taka potrzeba, od razu zaoferowałby swoją pomoc. To miasto miało jednak w sobie coś, co nie pozwalało odejść na zbyt długo, nawet jeśli łączyło się z przykrymi wydarzeniami i nie było łatwym miastem do spokojnego życia w zaciszu.
    - Oczywiście księżniczko niezależności, nie spodziewałem się innej odpowiedzi – westchnął, godząc się już dawno z tym, jak uparta potrafiła być i jak ciężko było jej zazwyczaj przyjąć pomoc ze strony innych – Co dalej planujecie? Widzisz się u jego boku do końca waszych dni? No nie wiem, chcielibyście mieć dzieci? Mieszkacie razem? – zarzucił ją kilkoma pytaniami, starając się jakoś pociągnąć dalej temat jej związku z Lucasem. Musiał upewnić się, że nie jest to toksyczna dla Eagle relacja i że nic jej nie grozi. Jeśli to byłby dawny Black, naprawdę by im kibicował, ale facet, który wrócił niewiele miał wspólnego z jego przyjacielem i zamierzał mieć to wszystko na oku.
    - Zamknięty krąg pracy, pieniędzy i seksu, podoba mi się to określenie – roześmiał się, upijając łyk drinka – Pobyt w Bostonie uświadomił mi, że zatraciłem tutaj dawnego siebie. Dawniej o wiele łatwiej było mi funkcjonować, tutaj poznałem Maille, ciebie, zrobiłyście mi trochę wodę z mózgu, zacząłem przejmować się innymi ludźmi, nie może tak być dłużej – dodał z uśmiechem, choć to akurat było prawdą, zamierzał znów być nieco bardzo egoistyczny, kiedy myślał tylko o sobie, nie cierpiał, a rodzina uświadomiła mu, że związek z Irlandką źle odbił się na jego psychice.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  16. [Wpadłam poinformować, że zawitałam do Ciebie na Chacie Google z małym zapytaniem.]

    OdpowiedzUsuń
  17. [Cześć! :)
    Dziękuję za powitanie i miłe słowa pod kartą. <3

    Ogólnie gdybyś chciała to mam kilka postaci do oddania m.in starszą siostrę, młodszego brata czy byłego chłopaka. Gdyby któraś z nich Cię zainteresowała to możesz odezwać się do mnie na maila: czywieszgdziespiewajaraki@gmail.com

    Ale! Też chętnie stworzę coś z Elaine, bo wykreowałaś ją na bardzo ciekawą postać i z przyjemnością poznałabym ją bliżej. Co prawda nie wiem czy dogadałaby się z Rosaline, ale zawsze warto spróbować. :D]

    Rosaline Howler

    OdpowiedzUsuń
  18. [To one muszą się znać, skoro jest tyle powiązań z kancelariami i prawnikami. :D
    Może Rosaline zatrudniłaby siostrę El? Albo może ich ojcowie by się znali i zrobiłybyśmy z nich przyjaciółki jeszcze z dzieciństwa? :)]

    Rose

    OdpowiedzUsuń
  19. Doskonale wiedział, że taki układ nigdy w życiu nie wchodziłby w grę, ale lubił ją irytować i jak widać i tym razem mu się to udało. Nie chciał wyjść na dupka, nie do końca potrafił być jednak delikatny, wręcz przeciwnie, zawsze mówił wprost i nie myślał o tym, czy dane pytanie będzie odpowiednie i nie urazi jakoś jego rozmówcy. Ślina przyniosła mu na język pytanie odnośnie dzieci, palnął je więc jak gdyby nigdy nic, czego jednak po dłuższej chwili żałował i nie zamierzał dłużej drążyć tego tematu.
    - Tak, wiem, ale lubię cię denerwować – wzruszył beztrosko ramionami, pokazując jej przy okazji język. Cenił sobie ich relację i swobodę, jaką czuł, przebywając w jej towarzystwie – Jeśli ktoś miałby cię torturować, najlepiej, aby uczynił cię od kogoś zależną – dodał, dopijając drinka i odstawiając pustą szklankę na bar. Był jej wdzięczny za to, że go nie skreśliła i że w ogóle chciała z nim rozmawiać po tym, co wydarzyło się na tamtej gali. Powrót Lucasa skomplikował wiele spraw, a on poniekąd stracił przez to całkowicie kontakt z Maille, przy okazji burząc też zaufanie El do jego osoby.
    - Skoro nie mieszkacie razem, to nie ruszyliście jakoś spektakularnie do przodu. Jesteś pewna, że brnięcie w to dalej ma jakiś sens? Kochasz go? – uniósł pytająco brew, zdając sobie sprawę, że stąpa po niepewnym gruncie i że El może w końcu stracić do niego cierpliwość. Dopytywał o to wszystko z troski, a nie po to, aby ją zdenerwować czy być zwyczajnie wścibskim. Zależało mu na bezpieczeństwo Elaine i zamierzał zrobić wszystko, aby nic jej nie groziło przez Blacka.
    - Najwyraźniej cofam się w rozwoju, ale i tak musisz mnie takiego kochać nadal – cmoknął, delikatnie szturchając ją przy tym w ramie – Jak fundacja? Organizujemy coś? Odnowiłem sporo znajomości w Bostonie, możemy zdobyć dodatkowe fundusze i wyprzedzić innych – uśmiechnął się, poprawiając mankiety koszuli i nalewając sobie kolejnego drinka.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  20. Black najchętniej nie wypuściłby blondynki ze swojego apartamentu, a dokładniej sypialni, lecz skoro mieli dać szansę tej relacji, pomyślał, że warto również skorzystać z ładnej pogody. Oboje byli cholernymi pracoholikami. Wieczni zamknięci w czterech ścianach swych królestw, co przecież nie było do końca zdrowe.
    — Bez rezerwacji — zaczął — Czekają nas ogromne kolejki, wiesz? — Uniósł brew, spoglądając na nią przez ramię. Nie negował pomysłu lunchu na mieście, jednak był weekend, ciepły weekend, więc musieli liczyć się z minusami mieszkania w Nowym Jorku.
    Śniadanie pachniało obłędnie, kawa również, co tylko podtrzymywało wyśmienity humor pana prawnika. Siedział blisko ukochanej i wcale nie myślał udawać, że jej się przygląda. Była tu. Była blisko niego.
    — Dziękuję. — Posłał jej uroczy jak na prawie czterdziestoletniego mężczyznę uśmiech, a następnie wgryzł się ciepłego bajgla.
    Nie czuł potrzeby rozmowy, ponieważ nawet cisza w doborowym towarzystwie była bardziej niż znośna. Po skończonym posiłku zgarnął brudne naczynia do zmywarki. Po czym nim Elaine uciekłaby się przygotować do wyjścia porwał ją w ramiona, przytulił do siebie, a na koniec pocałował w czubek głowy.
    — Kocham cię. — szepnął.
    Po tym jak omal jej nie stracił. Nie tak na zawsze obiecał sobie, że gdy da mu taką możliwość będzie jej powtarzał jak bardzo ją kocha. Nikt do tej pory nie zawładnął jego sercem w ten sposób.
    — Ja jestem gotowy, więc poczekam w salonie — powiedział odsuwając się i dając jej tym samym tyle czasu, ile potrzebowała.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  21. [Hej! Wpadam z szybkim wyjaśnieniem, dlaczego tak długo mnie tutaj nie ma. To nie tak, że zapomniałam albo nie mam chęci, nie, nie. To wszystko wina mojego aktualnie bardzo zwariowanego trybu życia - mianowicie kończę magisterkę, pracuję na pełen etat i remontuję dom. Myślałam, że będę potrafiła lepiej zarządzać swoim czasem, ale jednak się ostro pomyliłam. Co prawda myślę, że jak skończę pisać tę przeklętą pracę, to już będę mieć dużo lżej, bo teraz tylko i wyłącznie z tym kojarzy mi się Word i klawiatura mojego laptopa. W każdym razie - bardzo przepraszam za przeogromną zwłokę w wątkowaniu i odpisach. Jednocześnie chciałam się też zapytać, czy nadal masz ochotę prowadzić wspólny wątek, czy jednak ta dłuższa przerwa sprawiła, że już tego nie czujesz.]

    Z miłością,
    Nora i jej zmęczona życiem autorka

    OdpowiedzUsuń
  22. Nie zamierzał jej zirytować, ale najwyraźniej robił wszystko, aby niechcący nadepnąć jej na odcisk. Naprawdę był ciekaw, jak układa się jej z Lucasem, nie tylko dlatego, że ten był jeszcze do niedawna jego najlepszym przyjacielem, ale przede wszystkim z troski o samą El.
    - Nie chcesz, nie mów, po prostu się o ciebie martwię, ale najwyraźniej nad tym też powinienem popracować – wzruszył bezradnie ramionami, gryząc się w język przed zadaniem kolejnego pytania związanego z jej relacją z Lucasem. Nie ufał mu, po powrocie nie był już taki, jak dawniej i nie zdziwiłby się, gdyby nie panując nad agresją i emocjami, jeszcze zrobił coś swojej partnerce.
    - Robiłem ostatnio porządki w Bostonie, mam dużo dzieł sztuki, które mi się znudziły i których chcę się pozbyć, możemy zrobić jakąś aukcję, tym razem bez żadnego przedstawienia z naszej strony – skrzywił się nieco na myśl o tamtych wydarzeniach, powiedział o wiele słów za dużo i wiedział, że choć między nim i przyjaciółką wszystko zdawało się być w porządku, ciężko będzie mu całkowicie odbudować jej zaufanie, zwłaszcza po akcji z tekstami na temat ich wspólnego seksu.
    - No nie patrz tak na mnie, jakbyś chciała zamordować mnie wzrokiem. Myślałem, że ucieszysz się z mojego powrotu, poza tym za piękna jesteś, żeby się złościć. O, jeśli chcesz, możemy lecieć razem w kosmos, komercyjne loty już ruszają, a ja zamierzam z nich skorzystać, leć ze mną, nikt nie będzie cię tam przynajmniej wkurwiał – szturchnął ją lekko ramieniem, zdając sobie przy okazji sprawę z tego, że za pewne zaraz znów ją jedynie jeszcze bardziej zirytuje, nawet jeśli miał w tym wszystkim dobre intencje.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  23. To jak byli w gruncie rzeczy do siebie podobni, chyba pomogło im na początku się dotrzeć, a może i nie? Ich historia była na tyle zawiła, że pewnie przytoczenie jej komukolwiek obcemu skończyłoby się na posądzeniu o zbyt wybujałą wyobraźnię. Wiele przeszli, wiele zyskali dając sobie szansę, ale też wiele stracili, czy właśnie dlatego Lucas nie mógł pozwolić, by przyszło mu stracić coś, a raczej kogoś jeszcze?
    — No nie wiem, nie wiem — Pokręcił teatralnie głową — Może mój status na tym czekaniu ucierpi, hm? — Rzucił jej rozbawione spojrzenie. Nie miał problemu, by postać w kolejce, gdy się nigdzie nie spieszył, a to zdarzało się bardzo rzadko. Ale ten weekend miał być inny! Bez kalendarza, służbowych telefonów i krótkiej wizyty w biurze. Bez zaplanowanych działań, które gdyby wyszły na światło dzienne, wsadziłyby go za kratki. I może, gdy odpowiednio oboje się postarają miał się też okazać czasem bez trosk.
    Parsknął śmiechem, gdy nazwała go idiotą, bo była jedyną, po jego siostrze, której mógł na to pozwolić. Czy był szczęśliwy? Tak, chyba tak, ponieważ gdzieś w podświadomości do niego docierało, że może nie potrafi cofnąć czasu, ale zyskał drugą szansę.
    Czekał na Elaine siedząc w salonie i przeglądając nieco bezmyślnie social media. Nie słyszał kiedy weszła do pomieszczenia, a dopiero jej sylwetka padające na niego cieniem zmusiła go do spojrzenia w górę.
    — Przejażdżka metrem? Czy chcesz poprowadzić? — zapytał wyciągając z kieszeni ciemnych dżinsów kluczyki do samochodu. Dzisiaj spiesząc na spotkanie z Tamarą nie silił się na elegancki strój, toteż zamiast koszuli miał ubrany czarny t-shirt i zdecydowanie daleko mu było do groźnego pana prawnika.
    Po opuszczeniu mieszkania chwycił rękę blondynki, by spleść ich dłonie i miał zamiar jej nie puszczać. Nie po to, by zaznaczyć terytorium, nie po to by mu nie uciekła, a by samemu napawać się chwilą. Po raz pierwszy od wielu miesięcy chciał być obecnym w tej chwili, w stu procentach

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  24. Wiedział, że ją to zirytuje, ale była jedną z nielicznych osób o które się martwił i nie zamierzał tego ukrywać. Bywał totalnym dupkiem i idiotą, ale jeśli ktoś już zdobył jego zaufanie i sympatię, mógł być pewien, że Blasie Ulliel skoczyłby za nim w ogień. No może nie dosłownie, bo co prawda zapłaciłby komuś, aby zrobił to za niego, ale wciąż liczy się gest i chęci.
    - Jasne, nie wtrącam się, nie poruszam już tematu Lucasa, trzymam się od niego z daleka dla własnego i twojego dobra – uniósł ręce w geście poddania, przy okazji opróżniając swojego drinka. Skoro kobieta ufała Blackowi, on także musiał przestać się go czepiać i zaakceptować fakt, że są razem. Dziwił się, że mu to wszystko wybaczyła i potrafiła znów się przed nim otworzyć, ale to nie była już jego sprawa, Eagle nie była dzieckiem i wiedziała co robi, poza tym jak nikt inny potrafiła o siebie zadbać.
    - Jeszcze będziesz za mną płakać, kiedy utknę w kosmosie – mruknął, wystawiając język w jej kierunku – Przynajmniej widać, że jesteś w formie, skoro potrafisz być złośliwa – dodał, dając jej lekkiego pstryczka w nos. Lubił ją drażnić i irytować, ale czuł, że dochodził powoli do magicznej granicy, a przekroczenie jej nie byłoby niczym rozsądnym, zwłaszcza, że zależało mu na utrzymaniu dobrych relacji z El.
    - A właściwie to mogę kupić jakąś galerię i tam zorganizujemy wystawę. Powiem mojej asystentce, żeby znalazła jakieś fajne miejsce, później jakoś połączymy to z fundacją. Mój ojciec też chciał oddać jakieś obrazy, więc zorganizujemy to razem z nim. Musi popracować nad wizerunkiem i taka akcja dobrze mu zrobi – zamyślił się na moment, wysyłając zaraz po tym wiadomość do jednej ze swoich sekretarek. Aukcja w znanej galerii brzmiała dobrze, ale zorganizowanie wystawy we własnej, należącej do fundacji, wydawała mu się znacznie lepszym pomysłem, zwłaszcza, że mógł zapraszać tam swoich znajomych, którzy także byliby chętni zrobić jakiś dobry uczynek i przy okazji pozbyć się zalegających dzieł sztuki.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  25. Siedzenie w pracowni do późna stało się normą, a że każdy dzień stawał się coraz krótszy, tym w większych ciemnościach Hazel wracała do mieszkania. Nie mieszkali w niebezpiecznej okolicy, jej pracownia znajdowała się też w dość spokojnym miejscu, ale mimo wszystko – Nowy Jork był ogromnym miastem i nie brakowało w nim incydentów przestępczości. Do tej pory nie spotkało jej tutaj nic złego, a kiedy miała niedobre przeczucie, zamawiała Ubera, chociaż miała stosunkowo niedaleko. Najczęściej jednak wracała z kasetką pełną swoich oszczędności, a wolała po prostu nie kusić losu.
    Tego wieczoru nie miała przy sobie pieniędzy, a wracała nieco później niż zwykle. Dochodziła dwudziesta druga, a na nowojorskich ulicach paliły się już latarnie. Miała do przejścia jeden z wiaduktów, pod którymi ciągnęło się kilka, jak nie kilkanaście nitek torów kolejowych. O, dziwo. Okolica była niemal opustoszała. Za sobą słyszała tylko czyjeś miarowe kroki, które ucichły. Domyśliła się, że ktoś skręcił w jedna z alejek, które mijała wcześniej.
    A przed sobą… Evans wmurowało. Zatrzymała się tak nagle, że niemal wryło ją w chodnik. Zasłoniła usta dłonią. Za barierką wiaduktu stała młoda kobieta. Jej rude włosy wydawały się niemal jaskrawo pomarańczowe w ciepłym świetle latarni. Niebezpiecznie wychylała się, z trudem utrzymując stopy na krawędzi wiaduktu. Trzymała się barierki, ale wyglądała tak, jakby właśnie chciała skoczyć. Evans totalnie nie wiedziała, jak powinna się zachować. Nie chciała spłoszyć nieznajomej, dlatego po cichu sięgnęła do torebki po telefon, ale wcale go tam nie wymacała. Potrzebowała pomocy.
    Nieznajoma kobieta potrzebowała pomocy. Hazel zakręciła się wokół własnej osi, jak na złość nie przejeżdżał żaden samochód, zasrany rowerzysta, ale zaraz za sobą spostrzegła biegnącą blondynkę. Dzieliło je może z czterdzieści metrów. Niewiele. Ale Evans i tak nie wiedziała, czy powinna ruszyć w jej stronę, czy może w stronę tej, która próbowała targnąć się na swoje życie.

    Hazel Evans

    OdpowiedzUsuń
  26. [Hej! Wybacz, że po takim czasie, ale w tamtym czasie złapało mnie jakieś choróbsko, a później po przerwie ciężko było się zabrać za odpisy. Mam nadzieję, że jak wejdę z powrotem w rytm to będzie już szło sprawnie :)
    Pewnie, że mam wolne przebiegi, tylko nie wiem, jak możemy ugryźć jakiś zalążek relacji między naszymi "dziećmi". Nie wiem czy to tylko u mnie, ale nie mogę sobie kliknąć w zakładki "people: i "story" u Ciebie, aby nieco dowiedzieć się więcej ;P
    Ale może masz jakieś wątki "marzenia", do których Wade by pasował?]


    Wade Washington

    OdpowiedzUsuń