
Szerokie ambicje, okraszone wielką fortuną, nigdy w przypadku Leonarda nie pokrywały się z wyznawanymi wartościami najbliższych członków rodziny Allen, której pozycja była ściśle usytuowana pośród najbogatszych obywateli Anglii. Ambicja nosi wiele kontrastujących ze sobą imion – zwykle tych kojarzonych z pozytywnym, wartym naśladowania obrazem człowieka. Rodzina Allen to czysty przerost formy nad treścią. Silne pragnienie zdobycia jak największych korzyści majątkowych dawno zboczyło u nich ze ścieżki szacunku względem innych. Leonard nigdy nie chciał być z tym w jakikolwiek sposób powiązany. Podczas gdy Anna i Henry Allen stołowali się w najbogatszych restauracjach świata, wybierali dla swych dzieci nowe samochody i zwiedzali coraz to dalsze zakątki kuli ziemskiej, Leonard znacznie bardziej cenił swój stary rower, nocne rozmowy ze służbą oraz zacisze ogromnego ogrodu, gdzie każdego dnia wnikliwie doglądał rosnących w nim kwiatów. Stronił od dużych, rodzinnych przedsięwzięć, zawsze szukając wymówki, by uciec daleko od tabloidów i plotek. Nazywano go głupcem, skończonym kretynem, a nawet osobą z bliżej nieokreśloną dysfunkcją psychiczną. Leonard od zawsze otwarcie przyznawał, że pieniądze lubią ciszę. Nienawidził przesadzonego konsumpcjonizmu i zachłanności. Odgradzał się od rodzinnych funduszy, stawiając na samodzielność i realizację własnych celów, odmiennych od tych, które usilnie próbowano mu narzucić. Jego ślub z członkiem domowej służby odbił się szerokim echem wśród miejscowej społeczności. Według wielu Leonard dotknął dna, zgorszył siebie i rodzinę, wiążąc się z kimś z niższych sfer. Padały nawet stwierdzenia, że ośmieszył imię rodziny Allen. Miłość w jego oczach była jednak bezcenna. Nie spodziewał się, że owa miłość okaże się podszyta chęcią bogactwa i czystą obłudą. Podczas gdy on zszywał już trzecią parę skarpetek, nie chcąc tak łatwo wymieniać ich na nowe, jego żona tonęła w fortunie, która nieustannie zasilała jego konto.
Minęły trzy lata, a on wciąż doskonale pamięta widok płonącego dworu, krzyki zaprzyjaźnionych sąsiadów i dźwięk strażackich syren. Nikt nie przeżył. Łącznie zginęło osiem osób, w tym ukochany pies Quick. Przyczyna pożaru do dziś nie została jasno określona, a krzywe, pełne oskarżeń spojrzenia na zawsze będą powracały w jego pamięci. Mimo oczyszczenia z zarzutów, dla wielu pozostał winny rodzinnej tragedii. W końcu wyglądał na takiego, który chętnie zgarnąłby całą fortunę dla siebie – zwłaszcza, że dzień przed tragicznym wydarzeniem pokłócił się z matką. Minęły dwa lata, odkąd wyjechał z rodzinnego Windsoru. Pozbył się bogactwa, sprzedał dwie firmy i zerwał wszelkie kontakty. Spalił za sobą wszystkie mosty, które mogłyby świadczyć o jakimkolwiek powiązaniu z rodziną Allen, choć nazwiska nigdy nie zdoła się wyrzec. Osiedlił się w domu z ogrodem, w spokojnym otoczeniu dzielnicy Todt Hill. Długo tworzył swoje miejsce, aby wreszcie czuć się w nim swobodnie i po prostu dobrze. Każdego ranka zaczyna dzień od filiżanki kawy zmielonej w ręcznym młynku, wsłuchując się w dźwięki okolicznej przyrody. Z miłością i oddaniem pielęgnuje kwiaty, warzywa i owoce. Ograniczył codzienne życie do minimum, świadomie wyrzekając się wielu technicznych udogodnień. W pełni zjednoczył się z naturą – chciał przestać biec bez celu, zaczął żyć skromnie.



[Is that my bestieeeeeeeee🩷🩷🩷
OdpowiedzUsuńZe wszystkich rzeczy, których się spodziewałam w tym tygodniu Twój powrót na NYC nie był jedną z nich, ale ważne, że jesteś. 🩷 I to jeszcze z tym panem, który moje serduszko skradł już dawno temu. Leo się zachwycałam już dawno (pewien rudzielec będzie wzdychał z Londynu 😜) i dalej jestem nim totalnie oczarowana. Tym bardziej mam nadzieję, że się odnajdziesz z nim tutaj po przerwie, a Leoś znajdzie tu szczęście, którego mu niestety, ale trochę brakuję. Sama postaram mu się wnieść odrobinę radości do jego życia. 🩷
Bawcie się dobrze i niech wąteczki piszą się same!!🩷]
Sloane Fletcher, Sophia Moreira & Zane Maddox
[Żałuję, że żadna z moich pań nie może być jego sąsiadką, choć jestem przekonana, że Debbie przepadłaby dla jego przetworów! Ale... widzę go w jakimś powiązaniu albo z Olivią, albo z Andy! Coś mi w głowie zaczyna brzęczeć. Zapraszam, jeśli jesteś gotowa i chętna na burzę mózgów, na HG! ♥ Tak powinno być łatwiej.
OdpowiedzUsuńLeo nie miał lekkiego żywota, ale mam nadzieję, że teraz, kiedy trafił w nasze łapki, będzie już mu tylko lepiej! ♥]
Andrea Wilson, Debbie Grayson & Olivia Fitzgerald
[Ojej, jaki cudowny powrót, witamy ponownie w blogosferze! 🧡 A niech Cię to znowu wciągnie bezgranicznie, a co! :D Ciekawy pan i ciekawa historia, ale nie wiem jak mogłabym połączyć go z kimś od siebie, i czy w ogóle, niemniej jednak zapraszam w swoje progi, jeżeli będziesz miała ochotę coś wspólnie po latach napisać. Podobno co dwie głowy to nie jedna! Tymczasem życzę mnóstwo dobrej zabawy i wątków, które na nowo rozgrzeją Twoją wenę 🧡]
OdpowiedzUsuńTanner Morgan
& Chayton Kravis
[No właśnie! I nie żebym jakoś brzydko Cię namawiała, aleee... Druga postać to na pewno opcja, którą warto rozważyć i to już w niedalekiej przyszłości, haha! 😄 Ja też pomyślę w takim razie o jakimś wątku, a jak coś to złapiemy się na mailu lub hg!]
OdpowiedzUsuńCześć! Cieszę się, że moje umiejki zawodowe na Tobie poskutkowały. XD Miło Cię widzieć! Nie będę obwijała za dużo w bawełnę, potrzebuję dla Marcusa bestie na wczoraj, a pewien ptaszek mi wyćwierkał, że naszych chłopaków łączy Soph. Chodź nad czymś pomyśleć, bo mamy sporo punktów zaczepienia. Napiszę do Ciebie na priv.
OdpowiedzUsuńOby powrót okazał się owocny! ♥ Weny, weny i jeszcze raz weny!
MARCUS LOCKHART
[Gdyby ktoś zapytał mnie o coś niespodziewanego, co mogłoby wydarzyć się w najbliższym czasie, na pewno nie wymyśliłabym, że może to być Twój powrót na NYC ^^ Jestem bardzo pozytywnie i miło zaskoczona! 🩵 Teraz będę tylko mocno trzymać kciuki za to, żeby żyćko było łaskawe i żebyś została z nami już na stałe 🩵
OdpowiedzUsuńAle biedny ten Leonard! Nie szczędziłaś mu przykrych doświadczeń życiowych, ale odnoszę wrażenie, że pośród tego wszystkiego, co go spotkało, jednak znalazł swoje miejsce. Z chęcią wyrwałabym się chociaż na weekend do takiej nory, jaką Leonard ma na własność i odcięła się bodźców :)
Gdybyś miała czas i ochotę, to oczywiście zapraszam do kogoś z mojej trójeczki - może ktoś do czegoś się Leonardowi przyda ^^]
MAXINE RILEY & IAN HUNT & CHRISTIAN RIGGS
Końcówka września wciąż była przyjemnie ciepła, a Sophia wcale nie była zła o to, że grubsze sweterki i rajstopy jeszcze muszą poczekać w szafie. Chwilami temperatury jeszcze sięgały niemal trzydziestu stopni, tak, jak było to dzisiaj. Dwadzieścia siedem stopni, lekki wiaterek i czyste, niezakryte nawet jedną chmurą niebo. Przejrzyście błękitne. Uwielbiała takie dni, które niosły nic, poza spokojem. Sophia śmiało mogła powiedzieć, że w ostatnich paru tygodniach czuła się… Lepiej. I było naprawdę lepiej. Pogodziła się z Maxine, czego nie miała w swoim bingo w tym roku, a w dodatku wydarzyła się pewna niespodziewana rzecz, która sprawiała, że brunetka uśmiechała się cały czas. Powodu nie zdradzała, a przynajmniej nie wszystkim, bo po ostatnich przebojach wolała trzymać pewne rzeczy dla siebie. Zwłaszcza, że to miało być tylko chwilowe. Zaledwie na miesiąc, więc nie widziała sensu, aby rozgadywać się, kiedy w tle jarzyła się data wygaśnięcia, prawda?
OdpowiedzUsuńWyjątkowo ten dzień miała wolny w schronisku. Nad czym ubolewała, bo była tam niemalże codziennie od poniedziałku do piątku, cztery godziny dziennie. Przerwa od uczelni dobrze jej zrobiła, ale ten jeden wolny dzień teraz ją z czegoś okradał. Ale zamiast nad tym marudzić wykorzystała ten dzień, aby nadrobić wszystkie zaległości w domu, a także poza nim. Wybiła już jedenasta, kiedy dojeżdżała na Staten Island. Wiedziała, że Leo o tej porze jest w domu, więc nawet nie dzwoniła, aby się zapytać, czy będzie. Zwykle jechałaby metrem albo autobusem, ale tym razem postanowiła poprosić o to szofera. Była trochę zmęczona po weekendzie, który okazał się zbyt intensywny, jak na standardy Sophii. I prawdę mówiąc, lubiła czasem korzystać z wygód, które miała zagwarantowane dzięki pozycji ojca w świecie biznesu. Mick był świetnym szoferem. Bardzo dyskretnym, choć Sophia akurat tajemnic w sobie nie miała, a jeśli jakieś chciała ukryć lub do swojej tajemnicy jechała to nie brała szofera, a ubera. Lub po prostu wskakiwała w czarne sportowe auto, które po nią podjeżdżało.
Miała ze sobą koszyk wypchany ostatnimi wypiekami. Trochę babeczek, ciasto, a także dwa bochenki chleba. Przywoziła to wszystko, chociaż wiedziała, że Leo sam jest świetny z pieczenia, bo nie miała już z kim się dzielić. Była pewna, że jak kolejnym razem przywita Cartera świeżym chlebem to ją w końcu wyśmieje, a zbyt często mu coś przynosiła. Musiała się wstrzymać. Za to w domu nikt nie był zainteresowany. Może poza Maddie, ale przybrana siostra rzadko pojawiała się w domu. Najwyraźniej zajęta jakąś własną tajemnicą, a Soph się w to nie zagłębiała. Ojciec wciąż na nią był wściekły, chociaż minęły miesiące to odzywał się do niej zdawkowo, nie podpytywał, jak leci i przestał też brać czynny udział w jej życiu. Próbowała udawać, że jej to nie obchodzi, że jest ponad to, ale… Tęskniła. Tak zwyczajnie za swoim ojcem tęskniła. Do Gwen z kolei nie odzywała się Sophia, kobiety się ignorowały. Brunetka udawała, że macochy nie ma, a macocha udawała, że nie ma Soph. Z najstarszą siostrą dziewczyna w ogóle nie rozmawiała. Posługiwały się jedynie wymownymi spojrzeniami przepełnionymi gniewem i wzajemną niechęcią. Dlatego jechała teraz do Leonarda z nadzieją, że pomoże jej się uporać z tym wszystkim co wytworzyła w ciągu ostatnich… Cóż, dwóch dni. Poczuła natchnienie. Ogromne.
Sophia zamiast iść do frontowych drzwi udała się od razu do ogrodu, gdzie wiedziała, że go zastanie. Pewnie grzebiącego w ziemi przy pomidorkach, chryzantemach czy innych kwiatkach. I wcale się nie pomyliła, a jego pochyloną sylwetkę dostrzegła, gdy tylko uchyliła bramkę prowadzącą na ogród. Zaskrzypiała trochę zbyt głośno. Tyle by było z zaskoczenia go.
— Przyniosłam ze sobą dary — oznajmiła z szerokim uśmiechem i podniosła koszyk do góry —co tym razem przesadzasz?
Soph🦋
[Cześć! :) Szczerze mówiąc rzeczywiście jest między nimi sporo podobieństw, ale wierz mi, że to nie było zamierzone. Głównie inspiracją był dla mnie serial Twin Peaks i chciałam stworzyć taką romantyczną dusze, a jednocześnie chciałam żeby była w tym jakaś tajemnica. Nie opisałam tego co prawda w karcie, ale mam konkretny pomysł na to co jej się przydarzy. Myślałam o jakimś stalkerze, który inspirowałby się jej książkami i w ten sposób odzwierciedlałby różne zbrodnie...
OdpowiedzUsuńNo ale! Mam nadzieję, że nie masz mi za złe tylu podobieństw i zechcesz ze mną coś stworzyć, skoro tyle ich łączy.]
sherilyn blossom
[Harry Styles! To po pierwsze mnie złapało. LEONARD. To po drugie mnie złapało, mam słabość do tego imienia. Estetyczna karta też od razu przyciąga wzrok i te elementy niebieskiego w trzech kafelkach, pięknie! Taką norę, jaką w górach ma, z chęcią, z zamkniętymi oczami przyjęłabym (w końcu nazwa dziołcha z gór zobowiązuje :D) Łatwo to on nie miał, niespecjalnie prostą ścieżkę swojej postaci ułożyłaś, ale wierzę, że przyszłość dogoni go o wiele przyjemniejsza, niż to, co miało miejsce w przeszłości. I oczywiście mnie też skusił dopisek o przetworach, żadnej z mojej dziewczyn raczej nie dam na jego sąsiadkę, ale osobiście, podziel się tym, co dokładnie Leo wekuje?
OdpowiedzUsuńSukcesów na blogu ^^]
NATALIE HARLOW & VANESSA KERR
— Nie mam co z tym robić, Leo. — Westchnęła niechętnie przyznając się do tego, że naprawdę nie wiedziała już komu ma je pakować. Obdarowała chyba każdą możliwą osobę w swoim życiu, a tego nie ubywało. Wpadła ostatnio w manię pieczenia, która się nie kończyła. Tylko coraz bardziej piekła, piekła i piekła… Miała zdecydowanie za dużo wolnego czasu.
OdpowiedzUsuńBabeczki były jagodowe, malinowe i wiśniowe. Po kilkanaście sztuk każdego smaku. Ciasto cytrynowe z lukrem i słodkim żelkiem cytrynowym w środku. I akurat ciasto było w całości, bo nie miała serca go kroić, a poza tym wiedziała, że Leo uwielbia cytrynowe ciasto. Jej cytrynowe ciasto, więc… Cóż, dostał cały kawałek. Chleb był za to zwykły i prosty, tak jak oboje lubili najbardziej.
Zmarszczyła lekko nos, jak zwykle, kiedy witał ją w taki sposób.
— Potrzebujesz z tym pomocy? — Zapytała. Mówiła poważnie. Była gotowa trochę ubrudzić sobie ręce. Nie miała domu z ogrodem, a przynajmniej nie w Nowym Jorku, a do Sao Paulo się ostatnio nie wybierała. Jakoś… Czuła niechęć. Może przez to, że byłą spora szansa na to, że trafi tam na Lucasa, a było dla brunetki dość jasne, że po tym, co mu zrobiła nie chciałby jej oglądać. Mimo, że minęło już prawie pół roku to wciąż to za mało, aby pewne sprawy wybaczyć. Sama nie potrafiła sobie długo spojrzeć w lustro, a co dopiero ktoś inny. — Coś innego ci pewnie wyrosło za to w ilościach hurtowych. Wiesz, taki balans. Jedno nie przetrwa, a drugie rośnie jak szalone. Dla mnie? Och, nie musiałeś. Naprawdę.
Uśmiechnęła się ciepło do niego i lekko wzruszyła ramionami. W ostatnim czasie Sophia znajdowała aż za dużo balansów w swoim życiu, a przynajmniej się starała. Inaczej by zwariowała. Okej, pomocy nie potrzebował, skoro chował narzędzia. Soph weszła do domu, bez pytania czy może. Czuła się u niego komfortowo, a nawet bardzo. Ta przyjaźń była dla brunetki zaskakująca. Wpadła mu dwa lata temu pod rower, potem napotkała go znów w sklepie ogrodniczym, a potem jeszcze raz i uznali wtedy, że to jakieś przeznaczenie. Zaczęło się prosto. Jedna kawa, a potem druga i okazało się, że mają więcej wspólnego niż można było podejrzewać.
Jej uśmiech trochę się poszerzył, kiedy dostrzegła, jak zajadał się babeczką.
— Masz trochę kremu na czubku nosa. — Poinformowała go z malującym się na twarzy rozbawieniem. Babeczki miały być dla niego, ale Sophia pozwoliła sobie na to, aby wziąć jedną. Tą jagodową. Ostatnio miała większą chęć, aby zajadać się jagodami.
Zaczekała, tak jak ją poprosił. Nie wiedziała, co szykował, ale przy nim mogła spodziewać się prawie wszystkiego. Kiedy Leo wrócił, brunetka uśmiechnęła się widząc materiał w jego rękach. Rozchyliła lekko usta w zadowoleniu, gdy rozłożył różowy kocyk.
— Leo… Och, jest przepiękny. — Powiedziała i podeszła, a koniec materiału chwyciła w dłonie. Dobrał idealnie kolory. Błękit to był jej ulubiony, a róż… róż lubiła każda dziewczyna. — Dziękuję, och. Przyda się na pewno. — Uśmiechnęła się wesoło. Zrobiła krok dalej i musnęła delikatnie jego policzek. — Dziękuję, mówiłam już, że jest przepiękny?
soph🦋