

Charlotte Ulliel
niegdyś Naya Brown • miliarderka, dziedziczka rodziny Ulliel • właścicielka popularnej kawiarni Velvet Bean • urodzona 17 lipca 1996 roku w Bostonie
Urodziła się w jednej z najbogatszych rodzin w Stanach Zjednoczonych, ale jej życie dalekie było od bajki. Zanim skończyła cztery lata, została porwana dla okupu. W wyniku nieprzewidzianych komplikacji porywacze porzucili ją w domu dziecka, gdzie nadano jej nową tożsamość. Tak narodziła się Naya Brown – wygadana, do bólu szczera i niepokorna dziewczyna, której temperament skutecznie odstraszał potencjalnych rodziców adopcyjnych. Szkolne lata? Prawdziwa katastrofa. Miała wrażenie, że kłopoty same do niej lgną, choć inni twierdzili, że to ona ich szuka. Szczęście uśmiechnęło się do niej trzy razy. A przynajmniej tak jej się wydawało. Pierwszy raz – kiedy poznała starszego, wpływowego mężczyznę. Myślała, że to początek pięknej historii. Nie wiedziała jednak, że była jedynie ozdobą, którą można zabrać na bankiet. Nie wolno jej było wychodzić samej, nie mówiąc już o wyrażaniu własnych opinii. Każda niesubordynacja kończyła się karą – psychiczną i fizyczną. Stała się ptakiem uwięzionym w złotej klatce. Ucieczka wymagała czasu i odwagi, ale dzięki pomocy starszej sąsiadki w końcu się uwolniła. Przynajmniej teoretycznie – bo jej oprawca nie zamierzał pozwolić jej o sobie zapomnieć. |
Drugi raz szczęście znalazło ją przypadkiem, podczas rutynowych badań. Wtedy odkryła prawdę o swoim pochodzeniu i poznała brata. W jednej chwili z biednej wychowanki domu dziecka stała się jedną z najbogatszych osób w kraju. Przystosowanie się do nowej rzeczywistości było jednak długie i bolesne. Brat wcale jej tego nie ułatwiał – można wręcz powiedzieć, że byli dla siebie jak naturalni wrogowie, gotowi uprzykrzać sobie życie na każdym kroku. Rodzina oczekiwała od niej, że odnajdzie się w roli zaginionej Charlotte, ale nikt nie pomyślał, że wciąż jest Nayą Brown.
I wreszcie trzeci raz – miłość. Wielka, prawdziwa, ta na zawsze. Żyli we troje – ona, Jason i Biszkopt. Było idealnie. Przynajmniej tak myślała. A potem przyszły problemy. Ciąża miała być nowym, choć przerażającym rozdziałem w jej życiu. Rozdziałem, który zamiast połączyć, rozdzielił ich na zawsze. Już sama nie wie, czy to, co się stało, było tragicznym wypadkiem, czy jej własną, nieświadomą decyzją. Strata okazała się zbyt wielkim ciężarem. Została sama. Najpierw odszedł on. Potem Biszkopt. Więc wyjechała. Zwiedzała świat, gubiła się i próbowała odnaleźć. Zrozumieć siebie. Uleczyć się. I wróciła. Czy teraz jest gotowa? Czy tym razem naprawdę jest wolna? Czas pokaże. |
Długo się wahałam czy wrócić z moją Charlotte, jednak mam poczucie, że jej historia nie została jeszcze zakończona. Mam nadzieję, że tym razem bez przeszkód będziemy sie dobrze bawić! Może niektórzy ją pamiętają ;)
Jesteśmy otwarte na wszystko, przede wszystkim szukamy przyjaciół, dobrych dusz! Gdyby ktoś potrzebował: iwoyii@gmail.com
Jesteśmy otwarte na wszystko, przede wszystkim szukamy przyjaciół, dobrych dusz! Gdyby ktoś potrzebował: iwoyii@gmail.com
[a ja ją pamietam! <3 i dobrze, że z nią wracasz, a niech dziewczyna sobie nieco poszaleje po mieście :D i widze, że ona szaleństwa potrzebuje, dzikości, nabrania wiatru w żagle!
OdpowiedzUsuńprzypomina ptaka, może i z złotej klatki uciekła, ale ma powyrywane pióra... liczę, że odrosną, a ona wzniesie się pod same chmury! strasznie skrzywdzona, do ukochania obowiązkowo!!!
duuużooo weny i wariackich przygód dla Was :D]
Lilka & Emka
[Ciao Bella! Miło Cię widzieć! :)]
OdpowiedzUsuńScott/Max/Nico
[Hejka! :)
OdpowiedzUsuńPamiętam Charlotte, co prawda, jak przez mgłę, ale z jakiegoś powodu jej historia utknęła mi w głowie. Dużo dziewczyna wycierpiała w swoim życiu i mam nadzieję, że teraz będzie jej już tylko łatwiej. Totalnie na to zasługuje. ^^ Mam nadzieję, że dobrze będziesz się z nią bawić i napiszesz same wciągające wątki.
W razie chęci zapraszam do kogoś ze swojej gromadki, chociaż może nie do Zane, bo on pewnie ściągnąłby na nią tylko dodatkowe problemy, ale za to Brie już nadawałaby się na przyjaciółkę! ;)]
Bridget Calloway, Sophia Moreira & Zane Maddox
[Dobry wieczór! Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że ponownie mogę tutaj zobaczyć Charlotte - choć dla mnie ona już zawsze będzie Nayą 💙 A kiedy zobaczyłam Jerome'a w powiązaniach, już całkiem się rozpłynęłam 💙
OdpowiedzUsuńJa również mam poczucie, że jej historia nie została jeszcze skończona i że Charlotte wciąż ma nam dużo do zaoferowania :) Wielko szkoda, że to z powodu straty opuściła Nowy Jork, ale mam ogromną nadzieję, że odnajdzie się w nim na nowo, ponieważ za pierwszym razem doskonale sobie poradziła :) Mocno trzymam za nią kciuki!]
CHRISTIAN RIGGS & IAN HUNT
[Cześć! Miło Cię widzieć z kolejną postacią. Kojarzę Charlotte, choć nie kojarzę, abyśmy kiedys razem ze sobą pisały, ale zawsze jest mi niezmiernie miło, gdy na bloga wracają stare postaci. No i Phoebe jest taka piękna!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że uda Ci się teraz nieco nadpisać historię Nayi. I wiem, że wiszę nam jeszcze rozpoczęcie na linii Debbie-Nate, ale pomyślałam sobie, że może skoro Debbie i Charlotte są rówieśniczkami to może lepiej będzie pójść w babski wątek?
Daj znać! ;-)]
Debbie Grayson
[Hej, no pewnie, masz cos na myśli? :)]
OdpowiedzUsuń[Ha! Dobrze, że karta Diego jeszcze figuruje w archiwum i mogłam sobie odświeżyć pamięć. I tak, już pamiętam. Choć był to niedługi wątek, to bardzo go lubiłam. Bijatyki w tle i te sprawy! Ech, jednak mój sentyment do Diego pozostaje wielki. ♥
OdpowiedzUsuńWiesz, możemy na dobrą sprawę pisać dwa wątki, tylko to ja muszę się ogarnąć i to jedno rozpoczęcie napisać. Może się zgadamy na mailu albo HG? ;-)]
Debbie
[Ani trochę Ci się nie dziwię, w końcu sama dobrze wiem, jak zareagowałam na powrót Nayi :) To znaczy Charlotte :>
OdpowiedzUsuńCo prawda nie jestem pewna moich mocy przerobowych, ale świta mi w głowie zalążek pomysłu. Czy jest szansa na to, że kiedy Charlotte nie było w Nowym Jorku, to przez jakiś czas była w Filadelfii? Ponieważ pomyślałam, że to właśnie tam Charlotte i Chris mogliby się poznać, i to może nawet parę lat temu? Może nawet wdaliby się w jakiś przelotny, niezobowiązujący romans? Rozeszliby się w zgodzie, Charlotte ruszyłaby dalej w świat, aż tu pewnego pięknego dnia spotkają się w Velvet Bean, do której Chris przyjdzie w weekend z córką? Oczywiście zakładam, że nie wiedziałby nic o tym, że to Charlotte prowadzi tę kawiarnię i na pewno byłby miło zaskoczony, a przy okazji nieco speszony ^^]
CHRISTIAN RIGGS
Wieczór zaczął się spokojnie, niemal bezbarwnie. Scott wrócił z warsztatu później niż zwykle — zapach oleju silnikowego nie zniknął nawet po gorącym prysznicu. W tle grał stary winyl Coltrane’a, nieco przyciszony, jakby i muzyka bała się zakłócić ciszę, która tego dnia wydawała się wyjątkowo gęsta. Przez uchylone okno wpadał chłodny powiew nowojorskiej wiosny, niosąc ze sobą zapachy betonu, deszczu .
OdpowiedzUsuńWlał sobie niewielką porcję whisky. Wziął szklankę do ręki i oparł się o framugę, obserwując jak światła za oknem układają się w znajome schematy, a miasto oddycha tym samym rytmem co zawsze, nawet jeśli ludzie w nim się zmieniają.
Myśli błądziły gdzieś daleko – wciąż krążył wokół rozmowy z Maxem, wokół niezałatwionych spraw i zbyt wielu słów, które nigdy nie padły.
Nie spodziewał się nikogo. Tym bardziej jej.
Dźwięk dzwonka do drzwi wydał mu się niemal nierzeczywisty – jakby ktoś próbował przedrzeć się przez jego samotność, nie pytając o pozwolenie. Wstał bez pośpiechu, z odruchem bardziej zdziwienia niż niepokoju. Otworzył drzwi – i wtedy czas, na krótką chwilę, cofnął się w miejscu.
Charlotte.
Stała przed nim, jak wspomnienie, które w końcu zebrało się na odwagę, by powrócić. Trzymała torbę wypchaną drobiazgami, które pachniały ciepłem – kawę, muffinki, butelka wina. Ale to nie one przyciągnęły jego uwagę. To był jej wzrok – niepewny, a jednak prosty. Jakby wreszcie chciała naprawdę być tu, gdzie jest.
Zaskoczenie ustąpiło miejsca czemuś cichszemu, głębszemu – ulga? Może coś jeszcze. Coś, czego nie potrafiłby nazwać, ale co rozlało się po nim ciepłem, którego nie czuł od dawna.
— Cha — powiedział. Cicho, ale z uśmiechem, który nie próbował niczego udawać. — Wejdź - dodał. Zaraz potem uśmiechnął się szerzej, tak jakby dopiero teraz naprawdę uwierzył, że to ona. — Kurczę, nie wierzę, że tu jesteś. — Zrobił krok do przodu, objął ją lekko, z ostrożnością, ale bez wahania. Przytulił ją tak, jak przytula się kogoś, kogo nie widziało się od lat, ale kto nigdy nie przestał być częścią wewnętrznego świata. — Naprawdę miło cię zobaczyć.
Scott
Scott naprawdę nie spodziewał się gościa. Zwłaszcza jej.
OdpowiedzUsuńMiał plan — niezbyt wzniosły, ale jego własny: skończyć zaległe notatki do projektu, posłuchać starego winyla i wypić coś mocniejszego. Standardowy wieczór samotnika z wyboru, a może raczej z przyzwyczajenia.
Uśmiechnął się lekko, z tą charakterystyczną mieszanką zaskoczenia i ironii, którą nosił jak tarczę.
— Charlotte Ulliel, i to we własnej osobie, a nie jako przypadkowe wspomnienie o trzeciej nad ranem. Nie wierzę.
Mimo żartu w jego głosie, w oczach było ciepło, takie, które zostaje, nawet gdy usta już milczą.
Zamknął za nią drzwi i zerknął na pakunek.
— Kawa, wino, coś słodkiego. Albo planujesz mnie przekupić, albo próbujesz mnie rozbroić. Obie opcje działają, uprzedzam.
Zachowywał się tak, jakbyś ta przerwa w ich znajomości nie istniała. Poprowadził ją w głąb mieszkania. Rozejrzał się po kuchni, szybko zdejmując z blatu kilka porozrzucanych papierów.
— No dobra, nie będę udawał, że byłem przygotowany na wizytę. Ale mam wolne krzesło, a to już coś, prawda?
Uśmiechnął się, podchodząc do szafki po kieliszki. Na jej widok poczuł, jak coś w nim się odblokowuje. Nie w sposób dramatyczny. Raczej tak, jak otwiera się okno po zbyt długiej zimie. Patrzył na nią z lekkim uśmiechem.
— Nie, nie przeszkodziłaś mi w niczym ważnym. Miałem randkę z samotnością i playlistą sprzed dziesięciu lat.
Podał jej kieliszek i zatrzymał się obok kuchennej wyspy. Przez chwilę tylko patrzył na nią, jakby chciał nadrobić stracony czas nie słowami, a samym byciem obok.
— Wiesz, to dziwne… — powiedział po chwili. — Mam wrażenie, jakbyś nigdy nie wyjechała. Jakbyśmy po prostu… zrobili sobie przerwę i wrócili do rozmowy, którą przerwał zły zasięg.
Wzruszył ramionami, z typową dla siebie mieszaniną bezbronności i żartu.
Nie szukał w tym wieczorze drugiego dna. Po prostu — cieszył się, że siedzi przed nim ktoś, kto znał go zanim wszystko się poplątało. I że w jej oczach nie było osądu. Tylko obecność.
— Mów, co u ciebie. Chcę wiedzieć wszystko — powiedział szczerze, ale z typową dla siebie lekkością. — Nawet jeśli nie wszystko jest wygodne.
Scott
Kiedy wspomniała o Blaise’ie, Scott przez moment zastygł. Przeniósł wzrok na kieliszek, potem na nią. Nie wyglądał na zaskoczonego – raczej jak ktoś, kto dawno już pogodził się z pewnym brakiem. Jej słowa rozbrzmiały w nim dłużej, niż się spodziewał. Prawdopodobnie dlatego, że sam dawno nie mówił na głos niczego o Blaise’ie. Ani o żadnej z rzeczy, które tak długo udawał, że już go nie obchodzą.
OdpowiedzUsuń— Nie… — odpowiedział cicho, a potem wzruszył ramionami. — Nie mamy kontaktu. Od tamtego wypadku praktycznie się nie odzywamy. I szczerze? Nie tęsknię. Zawsze miał w sobie coś… co ciągnęło innych na dno. A może po prostu miałem dość grzebania w cudzym chaosie, skoro ledwo ogarniałem swój.
Przez chwilę zapadła cisza. Ale nie ta niezręczna. Taka, która mówi: „w porządku, możemy chwilę pomilczeć”.
W końcu dodał:
— Pamiętam, jak mówiłaś, że akbyś była aktorką w ich scenariuszu, że tak na prawdę do nich nice pasujesz. I wiesz co? — Podniósł wzrok na Charlotte. — Fajnie, że się z tego wyłamałaś. Fajnie, że w końcu grasz własną rolę.
Uśmiechnął się, lekko, bez patosu. Potem, odchylając się na krześle, dodał z tą typową dla siebie przekorną nutą:
— Ale żeby nie było za poważnie: mam jeszcze kilka butelek wina w zapasie. Jeśli chcesz wyciągnąć wszystkie „niewygodności”, to myślę, że jestem na to gotowy. Jak za starych czasów. Może nawet zrobię popcorn, jak na film katastroficzny.
Przewrócił oczami teatralnie, jakby sam się z siebie śmiał. Ale nie uciekał od tematu. Po prostu nie umiał, tam samo jak nigdy nie umiał być całkiem poważny zbyt długo.
— A tak serio… dobrze, że przyszłaś. Czasem sobie myślę, że nic już mnie nie zaskoczy. A potem ty stoisz w moich drzwiach z muffinkami i wszystko wraca — westchnął z uśmiechem.
Spojrzał na nią, bez maski. Tak po prostu. Ze szczerością, która nie miała drugiego dna.
— Dobrze, że wróciłaś. Nawet jeśli na chwilę.
Scott
Miała w swoim życiu okres, kiedy to miasto wydawało się być kompletnie obce. Miejsca, które znała i kochała z dnia na dzień straciły jakiekolwiek sens. Ludzie, z którymi blondynka była blisko nagle przestali się kontaktować, gdy po raz kolejny odrzucała od nich połączenia. Wiele się pozmieniało przez te kilka lat, a najwięcej zmian zaszło wraz z końcem 2022 roku, kiedy straciła wszystko to, co było istotne. Dlatego, być może, jak nikt inny Bridget rozumiała potrzebę zniknięcia. Co prawda, ona nie wyjechała z miasta. Utknęła w nim, gdzie wszystko przypomniało jej o tym, co utraciła. Zamiast uciec w podróże, poznawanie nowych miejsc, kultur czy dań, Brie wybrała łatwiejszą ścieżkę. Sięgnęła po coś, czego nigdy przedtem – ani później – już nie tknęła. Bo łatwiej było łyknąć kilka tabletek niż mierzyć się z rzeczywistością. Trudną, bolesną i niemożliwą do przeskoczenia. Dlatego rozumiała. Potrzebę ucieczki, zamknięcia się w sobie i życia tak, jak się samemu tego chce. Z tych powodów nie naciskała na Charlotte. Przy każdej wymianie wiadomości, która miała miejsce raz na jakiś czas, nie domagała się, aby już teraz wracała, szanowała jej potrzebę przestrzeni i cierpliwie czekała.
OdpowiedzUsuńPamiętała, jak się poznały i jak zagubiona dziewczyna była. Pewnie będąc na jej miejscu czułaby się podobnie. Bridget, będąc osobą, jaką jest, chętnie wzięła ją pod swoje skrzydła. Zapoznała z paroma osobami, pokazała na kogo lepiej jest uważać. Po prostu była. Na tyle, na ile mogła to doradzała. I uznała tę małą misję za sukces, bo Charlotte szybko łapał co i jak, ale też widać było, że to nie jest do końca jej świat. Brie się w nim urodziła. Od małego chodziła na przyjęcia, a ponad połowa jej dorosłego życia to było jedno wielkie przyjęcie. Od pokazów mody, po prywatne imprezy z celebrytami. Co prawda już się wyciszyła, nie biegała tak chętnie na każdą wspomnianą imprezę. Miała ważniejsze sprawy na głowie. Miała prywatne życie, które ceniła sobie ponad wszystko. I nawet jeśli czasem tęskniła za tą Bridget, która do czwartej bawiła się na imprezie, a o ósmej pojawiała na ściance to cieszyła się, że jej życie zaczęło zwalniać.
Widząc wiadomość od Charlotte nie mogła odmówić. Ba, odpisała natychmiast zgadzając się na spotkanie. Dogadały miejsce i czas, a jej zostało tylko odliczanie. Nie chciała pojawić się z pustymi rękami, a akurat niedawno dostała kilka ogromnych paczek, w których było pełno kosmetyków. W życiu sama nie dałaby rady tego zużyć. Zapakowała więc do ozdobnego pudełka to, co uznała, że mogłoby się brunetce przydać. Od pielęgnacji ciała, twarzy i włosów po kosmetyki do makijażu, pędzle i znalazła nawet perfumy, które były, jak ta wisienka na torcie.
Wpisała adres kawiarni w GPS. Miała niecałe dwadzieścia minut jazdy. Jak na Nowy Jork to był to naprawdę w porządku czas. Drogę umilała sobie śpiewaniem razem z artystami. Nie rozmyślała zbyt mocno o tym spotkaniu. Traktowała je tak, jak każde inne z Charlotte, a fakt, że nie widziały się przez długi czas tylko potęgował ekscytację blondynki. Miała mały problem ze znalezieniem parkingu, ale w końcu się jej udało. Zgarnęła torebkę z prezentem – zapakowała pudełko do ładnej różowobrokatowej torebki – i wysiadła. Po niespełna minucie otwierała już drzwi od kawiarni i od razu się rozejrzała za poszukiwaniem znajomej twarzy.
— Charlotte! — Niemalże pisnęła, a twarz blondynki się rozjaśniła, kiedy zobaczyła młodą kobietę. Ruszyła od razu w jej stronę. — Nie wierzę, że w końcu tu jesteś. — Od razu ją objęła i przytuliła. Trochę dłużej, bo się stęskniła i jej brakowało na co dzień osoby, przy której czuła się dobrze.
— Wyglądasz świetnie — pochwaliła — kocham włosy. Będę potrzebowała namiarów na fryzjera, ale najpierw to, mam coś dla ciebie.
Brie
Christian Riggs całe swoje życie spędził w Nowym Jorku i tylko w przeciągu ostatnich dziewięciu lat więcej czasu spędzał w Filadelfii, niż w rodzinnym mieście i bynajmniej mu to nie przeszkadzało. To w Filadelfii znalazł pracę, która początkowo była tylko namiastką tego, co niegdyś chciał robić w życiu, a która szybko stała się tym, czym faktycznie zapragnął się zająć i co przynosiło mu satysfakcję. Być może bycie trenerem uniwersyteckiej drużyny futbolu amerykańskiego nie wiązało się z niebotycznymi zarobkami, ale bardziej niż na pieniądzach, Christianowi zależało na spełnieniu. I to spełnienie w pracy osiągał, a to, ile wkładał w tę pracę serca i wysiłku, ta oddawała mu z nawiązką. Trenowanie młodych ludzi nie było proste i Riggs niejednokrotnie miał ochotę rwać sobie włosy z głowy, jednak nerwowe chwile były warte tego, co przychodziło później – były warte sukcesów odnoszonych przez drużynę, tych mniejszych i tych większych.
OdpowiedzUsuńBył zadowolony z tego, jak jego życie ułożyło się na polu zawodowym i mógłby mieć pewne obiekcje co do tego, jak to życie układało się na polu prywatnym gdyby nie to, że przez długi czas Chris w ogóle nie zdawał sobie sprawy z tego, że coś było nie tak. Uparcie trwał w przekonaniu, że tak powinno być – że przebywające na stałe w Nowym Jorku Natalie i Abigail miały żyć bez niego, a nie z nim. Choć to nie tak, że był nieobecny w życiu córki oraz byłej partnerki, przeciwnie, jego obecność w ich życiach była aż nadto zaznaczona, ale… Ale nie bez powodu Chris do Nowego Jorku zjeżdżał tylko w weekendy, a resztę tygodnia spędzał w Filadelfii. Ponieważ to nie on był stałym elementem ich codzienności, ani one nie były stałym elementem jego codzienności.
Przynajmniej właśnie w ten sposób sprawy miały się jeszcze do niedawna, ponieważ dziś blondyn miał więcej niż jeden powód – jakim było regularne widywanie się z nastoletnią córką – do przebywania w Nowym Jorku i powód ten nazywał się Natalie Harlow, ale o tym jeszcze nikt nie wiedział. Nie wiedziała o tym nawet Abigail, która podczas weekendowego spotkania z Christianem postanowiła wyciągnąć go na spacer i choć jedynaczka już dawno zauważyła, że każde z jej rodziców kogoś sobie znalazło, nie miała pojęcia, że tym kimś dla Chrisa była Natalie, a dla Natalie… Chris. Oczywiście zamierzali jej powiedzieć, ale nie chcieli tego zrobić zbyt pochopnie i zbyt wcześnie. Nie byli już nierozsądnymi nastolatkami, a dorosłymi ludźmi, chociaż w swoim towarzystwie nada zachowywali się tak, jakby mieli naście lat, a nie byli po trzydziestce.
— Tato, zobacz! — Idąca obok Abi złapała go jedną ręką pod ramię, a drugą wskazała na szyld majaczącej kilka metrów przed nimi kawiarni. — Słyszałam o tym miejscu, podobno prowadzi je siostra Ulliela — poinformowała, z trudem powściągająca ekscytację, a kiedy napotkała spojrzenie Riggsa, z poirytowaniem wywróciła jasnymi jak jego własne oczami. — No wiesz, tego Ulliela. Pierwsza dziesiątka najbogatszych Nowojorczyków? — podpowiedziała, ale że Christianowi nadal nic to nie powiedziało, to ten tylko delikatnie wzruszył ramionami.
Ulliel. Powtórzył to nazwisko w myślach, podczas gdy Abi już prowadziła go do lokalu. To nazwisko coś mu mówiło, ale na pewno nie ze względu na to, że nosił je jakiś facet, który miał niebotycznie dużo pieniędzy. Nim jednak zdążył skojarzyć fakty, Abigail przyspieszyła kroku i tym sposobem, nie wiedzieć kiedy, już znajdowali się w przytulnym wnętrzu i zmierzali ku jednemu ze stolików ustawionych przy przeszklonej ścianie. Z tego miejsca mieli doskonały widok na ulicę, a oboje lubili obserwować przechodniów i generalnie to, co działo się za szybą, więc Chris porzucił rozważania na temat tego, dlaczego nazwisko Ulliel wydawało mu się bardziej znajome, niż powinno.
[A ja jestem z odpisikiem! Gdyby coś było nie tak, krzycz, a się poprawię ^^]
CHRISTIAN RIGGS