Lilith Monroe, już jako dziecko, czuła, że coś jest z nią nie tak, choć wtedy nie potrafiła tego nazwać. Żyła w świecie, który zdawał się oddychać nieustającym napięciem, jakby każdy oddech mógł sprowokować katastrofę. Przesiąknięte dymem papierosów mieszkanie pachniało alkoholem, stęchlizną i gniewem. Ojciec, Jack Monroe, stał się dla niej synonimem lęku.
George Santos, reprezentujący okręg Long Island (stan Nowy Jork), stracił mandat w Izbie Reprezentantów. Prokuratorzy federalni stawiają pochodzącemu z Brazylii 35-latkowi łącznie 23 zarzuty. W maju polityk usłyszał 13 z nich. Siedem z nich dotyczy oszustw drogą elektroniczną, trzy prania brudnych pieniędzy, kolejne to kradzież publicznych pieniędzy i dwukrotne złożenie fałszywych oświadczeń przed Izbą Reprezentantów.
Pod koniec października prokuratorzy postawili mu kolejne 10 zarzutów, w tym zdefraudowania pieniędzy własnej firmy oraz spiskowania z byłym skarbnikiem własnej kampanii w celu sfałszowania całkowitej kwoty darowizn. Santos nie przyznaje się do popełnienia zarzucanych mu przestępstw. Odmówił złożenia mandatu, ale zapowiedział, że nie weźmie udziału w przyszłorocznych wyborach do Kongresu.
Madonna opowiedziała o swoich problemach zdrowotnych podczas sobotniego koncertu w ramach trasy koncertowej "Celebration" w Nowym Jorku. Następnie jeden z fanów opublikował na portalu X wideo z koncertu.
- Fakt, że tu teraz jestem, jest pie***nym cudem - stwierdziła 65-letnia piosenkarka, stojąc na scenie. - Są tu ludzie, którzy byli ze mną w szpitalu - dodała i podziękowała "bardzo ważnej kobiecie" o imieniu Shavawn, która "zaciągnęła ją do szpitala" po tym, jak "zemdlała" w swojej łazience i "obudziła się na oddziale intensywnej terapii". - Uratowała mi życie - zaznaczyła gwiazda.
Klientka nowojorskiej restauracji znalazła w swojej sałatce fragment odciętego palca. Kobieta twierdzi, że po tym zdarzeniu mierzy się ze stresem pourazowym. W złożonym w poniedziałek pozwie nie podano, jak wysokiego odszkodowania się domaga. Prawnik powódki w rozmowie z NBC News przyznał, że zasługuje ona na "znaczącą rekompensatę".
Zdarzenie miało miejsce w kwietniu tego roku w restauracji Chopt w Nowym Jorku. Z pozwu przeciwko lokalowi i prowadzącej go firmie Table Restaurant Group, złożonego w poniedziałek w sądzie hrabstwa Westchester wynika, że powódka jadła sałatkę, gdy odkryła, że znajduje się w niej fragment palca. Zdaniem pokrzywdzonej należał on do menedżerki restauracji, która zraniła się, gdy kroiła rukolę. Kobieta udała się do szpitala, pozostawiając na miejscu "zanieczyszczone" warzywa.
Eric Adams, burmistrz Nowego Jorku, został oskarżony o napaść na tle seksualnym i inne przestępstwa – poinformowała agencja Reutera. Do zdarzeń miało dojść w 1993 roku, gdy obecny burmistrz i skarżąca go kobieta pracowali w nowojorskiej policji. Rzecznik Adamsa zaprzeczył oskarżeniom i powiedział, że burmistrz nie zna kobiety, która złożyła pozew.
To nie jedyne problemy prawne Erica Adamsa. Agenci Federalnego Biura Śledczego (FBI) przejęli 6 listopada telefony komórkowe i iPada burmistrza.
Śledztwo ma ustalić, czy pieniądze z zagranicznych źródeł, w szczególności z Turcji, nie zostały nielegalnie przekazane na kampanię Adamsa w 2021 roku. Prowadzi je FBI i biuro prokuratora federalnego dla Południowego Dystryktu Nowego Jorku. Burmistrzowi nie postawiono na razie żadnych zarzutów.
1
2
3
4
Nowy szablon został wykonany na zamówienie specjalnie dla bloga grupowego New York City i jest obsługiwany przez platformę blogger. Został przystosowany do przeglądarki Firefox, ale powinien wyświetlać się poprawnie także w pozostałych, choć należy mieć na uwadze, że mogą wystąpić drobne różnice w pikselach lub zanik suwaków. Dlatego użytkownikom, którzy nie posiadają myszek ze scrollem zaleca się korzystanie z przeglądarki dedykowanej.
Szablon został wykonany przez Mefe i większość kodów użytych na stronie została napisana albo zmodyfikowana przez nią osobiście na bazie systemowego motywu Dark. Zestaw wykorzystywanych ikon został zapożyczony od Cappuccicons, a widoczne w panelu informacyjnym gify pochodzą z Grafiki Google'a oraz Dribbble'a. Użyte zdjęcia są objęte darmową licencją CC0 i pochodzą z Unsplash.
Pozostałe elementy zostały zainspirowane lub wykonane przy współpracy z W3Schools, how2html oraz FLORIN POP. Wszelkie prawa do szablonu są zastrzeżone, a on sam udostępniony do wyłącznego użytku administracji bloga New York City.
[KP] Rapienda rebus in malis praeceps via est
Noah Woolf
Do przodu, byle dalej, po horyzont. Biec, gonić, ścigać i uciekać. Każdego dnia budzić się pod innym dachem, ale pod tym samym niebem. Bo człowiek jest małym atomem, który nie może się zatrzymać, nawet jeśli tego chce.
Kiedy Noah zdecydował się wrócić do Nowego Jorku, myślał, że to będzie jego podróżnicza emerytura. Osiądzie na miejscu, wesprze siostrę i będzie prowadził zwykłą i nudną egzystencję. Szybko jednak okazało się, że szukanie problemów jest częścią jego natury, a podejmowanie ryzyka – odruchem bezwarunkowym. Podróże zaś… tlenem, bez którego nie ma życia.
Po wydaniu swojej pierwszej książki czuł dumę, ale i potrzebę udowodnienia sobie i światu, że to nie jest szczyt jego możliwości. Gdy opublikował drugą książkę, wiedział już, że ma w ręku niebezpieczną broń – pióro. Jednak to praca nad trzecim tomem wypędziła go na pustynię samotności, a Nowy Jork zaczął się jawić jako oaza wspomnień.
Tylko jak w tym biegu z przeszkodami nie stracić z oczu celu?
Emma żyła skromnie i bynajmniej nie chodziło o biedę, bo pieniędzy miała dość, a cukiernia ładnie prosperowała. Co miesiąc jednak odkładała pewną sumkę na konto oszczędnościowe, wkładała sporo w lokal po mamie, którym ciotka nie chciała się zajmować i choć na nic nie brakowąło jej pieniążków, dobrze jedli z ojczymem, nie mieli dziurawych ubrań, na ogrzewanie mieszkania starczyło zawsze, to po prostu miesiąc w miesiąc odkładała (właściwie zapominała) o małym remoncie, który był konieczny dla mieszkania. Jej trzypokojowe lokum z osobną kuchnia i wąską łazienką widziało malowanie dobre dziesięć lat temu, meble były chyba po dziadkach i standard był co najmniej średni, ale to co spędzało jej sen z powiek to kuchnia! Do łazienki nie miała jeszcze sił się zabrać, ale kuchnia... błagała o odświeżenie ścian, wymianę mebli i nową posadzkę. Tym jednak Emma sama nie umiała i nie miała kiedy się zająć, a ojczym... Z nim wolała mieć jak najmniej, o ile to możliwe. Sytuacja dziewczyny nie należała do łatwych, ani przyjemnych, ale nie skarżyła się wcale, bo przecież żadne narzekanie świata nie zmieni. Thomas całe dnie przesiadywał na kanapie, popijał puszki piwa (inspiracja Ferdek Kiepski xD), na które wydawał całą swoją rentę. Mozliwe że nie miał praw przebywać w tym mieszkaniu, bo jego partnerka już nie żyła od roku, ale właśnie przez wzgląd na mamę, Emma nie umiała go wywalić, choć dochodziło miedzy nimi do ostrych kłótni, a nawet do rękoczynów z jego strony. Ale mieszkanie było jej, a on nie miał się gdzie podziać, na dodatek od kilku lat był poniekąd częścią jej małej rodziny -której już praktycznie nie miała i chyba świadomość, że w pewien sposób tylko mają siebie, sprawiała, że kobieta trwała w tej relacji. Poświęcała się i była tego świadoma, ale jednak nie zebrała się na to, by to zmienić. Umieszczenie ogłoszenia w gazecie było ostatnim gwoździem do trumny w jej kłótniach o poprawienie stanu mieszkania. Prosiła, tłumaczyła, chciała to przedyskutować z Thomasem, ale on nie zamierzał kiwnąć palcem, choć znał się na budowlance. Nie chciał jej wesprzeć pieniężnie, ani mentalnie, właściwie nie miał zamiaru w ogóle angażować się w jakiekolwiek jej działania. Był pasożytem - ale przynajmniej znanym. Emma jednak należała do upartych osóbek i wreszcie po prostu wysłała ogłoszenie, proponując niewielką sumę za pomóc w małych pracach. Sama niewiele wiedziała o tym, jak sie zabrać za remont, ale była w stanie przeznaczyć pewną kwotę na fachowca, albo przynajmniej kogos, kto jej pomoże, bo zakup i skręcenie nowych szafek nie był ogromnym wyzwaniem, gorzej z wstawieniem nowej posadzki... Nie chciała się martwić na zapas i po prostu poszła za ciosem. Tego dnia cukiernię miała otwartą tylko do trzynastej i specjalnie przygotowała nieco mniej produktów, ale ku jej zaskoczeniu już godzinę wcześniej na półkach nie zostało wiele. Cieszyło ją powodzenie interesu, ale mimo wszystko głupio jej było, gdy kolejny klient wchodząc, dostrzegał tylko puste lady. - Dzień dobry - powitała młodego mężczyznę i uniosła brwi, nieco głupiejąc. Pani White nie żyje chciała powiedzieć, zamiast tego jednak spojrzała za nim w kierunku drzwi na ulicę. Może to żart? Moze tam na zewnątrz ktoś stał i obserwował jej reakcję? Emma niespecjalnie była podejrzliwa, ale teraz nie mogła zaskoczyć w swojej małej główce z faktem, że to facet, z którym ona sama się umówiła! Nikt nigdy jej nie nazywał tak jak jej mamy! - To... chyba ja -stwierdziła po kilku sekundach. - Pan w sprawie ogłoszenia o pracę dorywczą? - dopytała dla pewności.
[Cześć! Z tego, co kojarzę, to chyba Noah już tutaj kiedyś był...? A może to ja mam jakieś omamy i sobie wmawiam. xD Co do karty: bije od niej trochę melancholią i ambicjami, zupełnie jakby Noah chciał wycisnąć z życia jeszcze więcej. Takie odniosłam wrażenie. Kod karty pasuje do jego podróżniczego życia i niemiłosiernie "urocze" są odnośniki do powiązań i innych stron. :D Od siebie życzę dużo weny, a w razie chęci zapraszam do mojej Waves. Może uda nam się coś napisać~]
[Jak dla mnie idealny pretekst. :D Waves bardzo lubi swoją pracę, więc pewnie by miała co mówić... mogłaby nawet zaprosić Noah do obejrzenia przygotowań, oczywiście za zgodą rodziny i tak dalej, ale to już takie formalności, że mniejsza z tym. xD Więc my jesteśmy jak najbardziej za!]
[Zgadzam się z komentarzami powyżej. Noah wydaje się kimś naprawdę ambitnym; kimś, kto pragnie wycisnąć z siebie jak najwięcej, ale kto by nie chciał? Szczególnie w czasach, gdzie ludzie pragną sukcesu i dobrego życia... Od siebie mogę jedynie powiedzieć, że bardzo trafny dobór zdjęcia. Przyciąga wzrok! A jeśli byście potrzebowali pomocy przyszłej lekarki, to my się piszemy. :D Dużo weny i wciągających wątków!]
[Jak najbardziej możemy w to iść. :D Aurora pewnie by go zszywała, gdyby faktycznie tego potrzebował, a i pewnie dałaby mu kazanie, bo to jest moja Aurora: za dużo się martwi. Więc jeśli miałabyś jakiś mniej lub bardziej konkretny pomysł, to chętnie się dowiemy.]
[O, to świetny pomysł. Myślę, że Aurora na pewno by zareagowała i nie chciała go puścić dalej, chcąc go choć pobieżnie zbadać i sprawdzić czy wszystko w porządku. :D A potem zobaczymy jak się to rozwinie. Teraz tylko pytanie, czy wolisz zacząć, czy ja mam to zrobić? :D Z tym zawsze jest problem…]
Aurora wolno ściągnęła z siebie kitel, odwiesiła go, a zaraz potem związała włosy w wysoką kitkę czarnym rzemykiem i wciągnęła przez głowę swój gruby sweter. Jak zwykle przedłużyła swoją zmianę o godzinę, kończąc uzupełniać potrzebną doktorowi Lee dokumentację, której ani trochę nie lubił się poświęcać, dlatego to ona przeglądała papiery i skrupulatnie je porządkowała, oddając później tuzin teczek w ręce pielęgniarek. Nie potrafiłaby jednak narzekać, wiedząc, że wszystko, co się działo (każdy mniejszy lub większy obowiązek), było zaledwie początkiem tego, co kryło się za dyplomem lekarza, którego tak bardzo pragnęła, więc chętnie brała nadgodziny i przesiadywała w szpitalnych murach, chłonąc wiedzę, szczególnie że pozwolono jej pracować z doktorem Lee, który był jednym z najlepszych chirurgów w Nowym Jorku, a pod jego okiem nauczyła się naprawdę wiele i była mu za to niemożliwie wdzięczna. Ubrała się w kurtkę, owinęła szyję szalikiem i wciągnęła czapkę ze wzrokiem pingwinów, a chwilę później sięgnęła po swoją lnianą torbę, w której znajdowało się wszystko to, co mogłoby uratować jej skórę, bo Aurora lubiła mieć wszystko pod ręką: chusteczki, paczka gum owocowych, lusterko, grzebień, opakowanie tabletek przeciwbólowych, kilka plastrów i wiele, wiele innych szpargałów skrytych przed oczami innych. Pożegnała się miło z pielęgniarkami i uśmiechnęła się z szacunkiem do doktora Lee, który jedynie machnął ręką i kazał jej spieprzać do domu, czemu krótko przytaknęła. Opuściła szpital, a czując przy policzkach zimny podmuch, z niezadowoleniem zmarszczyła mały nos i ruszyła przed siebie, chowając pół twarzy w szalik. Podniosła wzrok dopiero, kiedy wokół rozszedł się dźwięk policyjnych syren, a jej jasne spojrzenie odprowadziło wzrokiem mknący radiowóz. Nie poświęciła temu jednak dłuższej chwili, idąc dzielnie przed siebie, mijając spieszących się przechodniów i odbierając telefon od mamy. — Mamo, muszę kończyć… — wymamrotała, przystając momentalnie, kiedy niebieskie tęczówki wbiły się w sylwetkę wolno poruszającego się mężczyzny. Nie wyglądał zbyt dobrze; zataczał się delikatnie, co mogło sugerować, że albo jest pijany albo źle się czuje. — W porządku. Zadzwoń później. Kocham cię, żabko, i pozdrów Cassiana — odparła kobieta, a zaraz potem połączenie się zakończyło, a Aurora schowała telefon w kieszeń jeansów i zbliżyła się do nieznajomego, zachowując jednak dystans. Zdążyła się już nauczyć, że najpierw powinna zadbać o swoje własne bezpieczeństwo, szczególnie w sytuacjach, kiedy nie dało się określić tego, czy istniało jakiekolwiek zagrożenie. Aurora była drobna i krucha, a choroba wyjątkowo mocno utrudniała jej funkcjonowanie, powodując uporczywy ból w kościach, dlatego w starciu z dużo silniejszym przeciwnikiem, cóż, nie miałaby najmniejszych szans, mimo że bezlitośnie potrafiła zadać cios w krocze. — Przepraszam…? — zaczęła trochę niepewnie, ale kiedy mężczyzna odwrócił do niej głowę, niemalże od razu porzuciła swój zachowawczy dystans i zbliżyła się szybko, widząc blady wyraz jego twarzy i sączącą się krew. — Nie wygląda pan najlepiej… — stwierdziła łagodnie, próbując wizualnie stwierdzić, co mogło się stać. Ktoś go pobił? A może to on sprowokował bójkę? To nie było jednak ważne; liczyło się tylko to, żeby ktoś sprawdził, czy nieznajomy nie był w gorszym stanie niż sugerowała to jego twarz. I to ona przejęła rolę tego kogoś. — Mogę pomóc — dodała zaraz potem, robiąc krok w jego stronę. — Jestem studentką ostatniego roku medycyny… — poinformowała, jakby to miało dać jej kredyt zaufania od mężczyzny.
[Phi, tak zignorować porządnych obywateli... Ja nie rozumiem... xD Jasne, możemy go pociągnąć, jak najbardziej, ale nie wiem, co tam dalej miało być? Czy nic nie ustalałyśmy póki co? Oprócz tego, że ktoś miał ich śledzić i chyba zagadać xd]
[Okej, powiedzmy, że panowie już mieli się rozejść w swoje strony, ale jakichś dwóch typków do nich podejdzie i nie będą zbyt przyjemni, dlatego wywiąże się bójka xd Jaime będzie mógł się wykazać swoimi umiejętnościami xd tylko właściwie po tym incydencie Noah i Jaime mogliby się wrócić z powrotem na komisariat... Więc albo wymyślimy, dlaczego jednak by nie poszli (żeby się za szybko wszystko nie rozwiązało), albo zamiast bójki byłyby jedynie groźby.]
Emma tyle o ile miała możliwość poznawania i obcowania z ludźmi, bo głównie przez pracę w cukierni. Poświęcała temu naprawdę połowę swojego życia praktycznie, a od wypadku wydawała się bardziej skryta, niż dotychczas i nie mogła pochwalić się wieloma przyjaźniami. Przychodziła do lokalu prawie wpół do szóstej i zaczynała piec, aby przy otwarciu na półkach czekały świeże desery i ciasta. Lubiła to i na tym się skupiała, pomijając fakt, że ucieka jej życie przez palce. Nierzadko zostawała po zamknięciu jeszcze dobre dwie godziny, aby blachy i formy wymyć, wyparzyć i zostawić czyste na następny dzień, a gdy wracała do domu, była po prostu tak zmęczona, że przemilczając krzyczane zarzuty i pretensje ojczyma, kładła się zmordowana do łóżka. Nie była dzikusem społęcznym, a przynajmniej nie tak do końca, jak mogłoby się wydawać. Brakowało jej tylko pewnej otwartości, swobody i śmiałości w nawiązywaniu kontaktów, a choć należała do uprzejmych i uczynnych osób, to po prostu wciąż nosiła w sobie taki smutek, co to nie zachęcał do nawiązywania z nią przyjacielskich relacji. Na słowa i pewną niepewną grzeczność mężczyzny, usmiechnęła się lekko. Powiodła za nim spojrzeniem i widząc praktycznie puste oszklone ladami półki, pokiwała głową. - Tak, poszło dobrze – przyznała. - Nie chodzi o odświeżenie cukierni – sprostowała. - Potrzebuję pomocy przy drobnych zmianach w kuchni w mieszkaniu – wyjaśniła. - Chciałby pan najpierw obejrzeć, przed objęciem decyzji? - dopytała. Wiedziała, że nie może wymagać, aby człowiek w ciemno się zdecydował jej pomóc.
[Jak miło zobaczyć znowu Noah, zwłaszcza że ta odświeżona osłona jakoś tak ujęła mnie za serducho <3 (Chociaż może wynika to z faktu, że odnalazłam siebie w powiązaniach, a my nie dość, że uwielbiamy być dla was wyzwaniem, to jeszcze cieszymy się, gdy możemy oglądać tę bardziej wrażliwą odsłonę Noah pozwalającego sobie na słabość.) Po cichu liczymy na to, że tym razem uda mu się dłużej zagrzać miejsce w NY i chęć przygody oraz umiłowanie dla adrenaliny nie porwą go nam gdzieś daleko. Jeśli już to zgodzimy się tylko na to, żeby Reyes gdzieś go porwała :D]
Aurora nie mogłaby przejść obojętnie obok kogoś, kto potrzebował pomocy; i jasne, było to trochę naiwne, bo mężczyzna mógł po prostu wykorzystać moment, żeby coś jej zrobić: okraść, porwać lub podjąć się czegokolwiek innego, co wymyśliłby bezlitosny umysł oprawcy. A mimo to zaryzykowała i zbliżyła się, wierząc w to, że obcy nie udawał poszkodowanego. I tak w jakiś dziwny sposób stała się dużo bardziej zachowawcza niż była kilka miesięcy temu. Starała się nie doprowadzać do sytuacji, w których niewiele mogłaby zdziałać, bo ciężko byłoby się jej obronić przed kimś, kto mógłby być od niej silniejszy. Ale i tak nie umiałaby wyrzucić z siebie całej tej empatii nagromadzonej w małym, kruchym ciele, bo Aurora taka właśnie była: niewinnie i skromnie empatyczna. Przyjrzała się obcej twarzy i uśmiechnęła się łagodnie, jakby w ten sposób chcąc zakomunikować mężczyźnie, że jest bezpieczny. Poza tym wcale nie umiałaby go skrzywdzić, bo nigdy w nie było w niej żadnej agresji; nie było niczego złego ani niepoprawnego. — Niedobrze? — powtórzyła, marszcząc się delikatnie i zbliżyła się niemalże od razu, gdy mężczyzna się zachwiał, ale nie zdążyła zainterweniować, bo schwycił za stojący obok hydrant i przysiadł, jakby to miało mu pomóc, choć Aurora wątpiła w to, że w ogóle mogło. — To nie kłopot — odparła miękko. — Proszę… — zaczęła, ale wtedy obcy odwrócił się od niej i zwymiotował, co wywołało w niej jedynie niepokój. — Myślę, że powinnam zadzwonić po karetkę… — Zamilkła, gdy mężczyzna posłał jej znaczące spojrzenie, a ona zrozumiała, że nie chciał, żeby to robiła. W normalnej sytuacji nie zawahałaby się przed tym, żeby wybrać numer i powiadomić służby... Przygryzła mocno wnętrze swojego policzka, a zaraz potem zbliżyła się do obcego i wzięła go pod ramię, pomagając mu wstać. — Musi mi pan powiedzieć, gdzie pan mieszka — oznajmiła, patrząc wnikliwie po jego twarzy. — Zajmę się panem… obejrzę rany i ustalę, czy nie powinnam zadzwonić po karetkę — dodała, tłumacząc mu wolno, co zamierzała teraz zrobić. — A żeby nie stracił pan przytomności i wciąż kontaktował, to może mi pan opowiedzieć, jak to się stało, że wygląda pan tak… nieciekawie. Był to celowy zabieg — Aurora chciała mieć pewność, że mężczyzna jest przytomny i że może mówić, relacjonując zdarzenie, bo w ten sposób mogłaby stwierdzić, czy pamiętał, kto go zaatakował.
Emma gdyby tylko wiedziała, co znaczy profesjonalizm w branzy budowlanej i remontowej, na pewno tego by oczekiwała, ale ona chciała tylko pomocy i wysokiej wyrozumiałości, a także dyskrecji, dlatego niespecjalnie doszukiwała się fachowca wielkiej rangi, a ogłoszenie zamieściła w lokalnym serwisie ogłoszeniowym. Potrzebowała po prostu ludzkiego podejścia, no i nie proponowała wielkiej sumy jako wynagrodzenia, więc nie żądała też nie wiadomo jakich zdolności i wiedzy. Poza tym te prace, które były potrzebne w mieszkaniu, należały do łatwiejszych, lecz z powodu swojej pracy nie mogła zająć się tym sama. - Za chwilę wszystko zamknę i możemy iść - zadecydowała i spojrzała zaskoczona na wyciągniętą dłoń. Nie była pewna, ile to czasu minęło, jak poznała kogoś nowego, choć tu w cukierni mijała sporo świeżych twarzy, bo jej profil na instagramie interesował ludzi. - Emma - uścisnęła dłoń krótko i niepewnie, a gdy u progu stanął Henry, uśmiechnęła się ciepło. Uwielbiała tego staruszka, to był jej sąsiad i w sumie zastępował jej wujka, od kiedy tylko państwo White ją przyprowadzili do swojego domu, adoptując jako własną córkę. On znał całe jej życie, wiedział o wypadku, na pewno też domyslał się, jak teraz jej ciężko z ojczymem, którego nie miała sumienia wywalać z swojego mieszkania. - Dzień dobry, dziś jest czynne krócej, dlatego upiekłam trochę mniej i wszystko już wykupione prawie - wyjasniła łagodnie. Sama obecność kogoś znajomego i bliskiego sprawiała, że promieniała. - To jest pan Noah, on mi pomoże w remoncie w mieszkaniu - od razu przedstawiła młodego mężczyznę, poniekąd chwaląc się że robi małe postępy w stawianiu swojego życia na nogi. Staruszek spoglądając nieprzerwanie na kobiete, postapił kilka kroków do przodu. Pokiwał wyrozumiale głową, obrzucając puste lady krótkim spojrzeniem i zawiesił jasne, wyblakłe wiekiem tęczówki na młodzieńcu. - Ah tak...? A zna sie pan na tym? - spytał, bacznie lustrując gościa i aż wyprostował się, czując niemal chyba odpowiedzialnym za dobro swojej młodej przyjaciółki.
Panna Lester wychowała się w deszczowym Southampton, więc cieszyła się z każdych promieni słońca, nawet jeśli tych w Nowym Jorku zdecydowanie nie brakowało - przynajmniej w skali roku. Ostatnio też była tak zabiegana, że nie miała czasu na dłuższy spacer z Biuscuitem, by zgromadzić trochę witaminy D, a o spokojnych zakupach nie było nawet mowy. Gdy zima zaskoczyła nie tylko kierowców, ale i cały Nowy Jork blondynka była zmuszona pracować zdalnie, jednak nie wszystkie projekty była w stanie skonsultować z klientami w takiej formie. Byli Ci starszej daty, którzy stawiali na spotkania twarzą w twarz, a co za tym szło, gdy tylko pogoda się nieco poprawiła Charlotte znikała w pracy na długie godziny, a po powrocie do domu padała twarzą w poduszkę. Nie chciała przesadzać ze względu swój stan, o którym też musiała poinformować przełożonych, jednak dopóki czuła się dobrze zamierzała pracować. Kochała to co robiła i naprawdę nie mogła sobie wyobrazić momentu, w którym zmuszona zostanie do przejścia na tak długie L4. Nadszedł w końcu też ten czas, gdy wszelkie naglące ją terminy zostały zrealizowane i mogła z czystym sumieniem ruszyć na zakupy, które nie kończyły się po dziesięciu minutach i zagarnięciu z półek tego co najpotrzebniejsze. Na jej szczęście w galeriach nie było zbyt wiele ludzi, gdyż większość korzystała ze słonecznej pogody. Sama miała podobny plan na popołudnie, jednak póki co wchodziła do kolejnych sklepów i wychodziła z nich dzierżąc w ręce dodatkową siatkę. Z racji pięknej pogody ubrała jedynie czarne spodnie dżinsowe, które jako jedyne zapinały się na jej zaokrąglonym brzuchu; biały t-shirt w czarny, florystyczny wzór; skórzaną kurtkę i ukochane przez lata czerwone martensy. Do tego blond włosy z znaczącymi już rudymi odrostami spięła w kucyk sprawiały, że wyglądała na kilka lat młodsza. No może cały efekt psuł zaokrąglony brzuch, którego już nie ukrywała pod rozciągniętymi swetrami, ale poza tym jednym mankamentu spokojnie wtopiła by się w jakąś grupę studentów, czy nawet wyrośniętych licealistów. Pogrążona w swoim wewnętrznym świecie dopiero po chwili zauważyła, iż na horyzoncie pojawiała się dziwnie znajoma sylwetka. Zaintrygowana postanowiła podejść kilka kroków, by przekonać się, że wzrok jej faktycznie nie mylił. Mężczyzna, którego nie tylko znała prywatnie, ale i zawodowo właśnie wychodził z jednego ze sklepów spożywczych, których poza odzieżowymi nie brakowało w tej ogromnej galerii. Przez to co działo się w jej życiu miała dziwne wrażenie, że wieki go nie widziała toteż potruchtała do niego z lekkim entuzjazmem. — Noah! — zawołała i lekko uniosła jedna rekę z siatkami, by w ten sposób jakoś do niego pomachać. — No cześć! — rzuciła, gdy juz znalazła się raptem kilka kroków od niego i posłała mu ten swój przyjazny uśmiech, który zdradzał jedynie to, że cieszyła się z napotkania znajomej duszy. Nie byli jakoś specjalnie blisko, więc chyba nawet nie zdawała sobie sprawy, że mężczyzna przepadł jak kamień w wodę na kilka miesicy - cóż miała własne zmartwienia na głowie. — Dasz się tradycyjnie porwać na jakiś deser? — zapytała po chwili, ponieważ to zaczynał być chyba ich zwyczaj, ze zawsze gdy na siebie wpadali to szli na kawę i coś słodkiego. Tego drugiego nie zamierzała sobie odmawiać.
Jaime nie nastawiał się w żaden sposób, jeśli chodziło o ich wizytę na posterunku. Może i nie znał tam nikogo, ewentualnie może kojarzył jakichś policjantów, którzy kiedyś go przesłuchiwali w sprawie jednej z bójek, ale tak generalnie miał nadzieję, że ktoś jednak się tym zainteresuje. Narkotyki to poważny problem, nikt nie powinien do tego podchodzić obojętnie, choć oczywiście Moretti zdawał sobie sprawę, że i takie przypadki się niestety zdarzają. Wchodząc na komisariat, poczucie bycia obserwowanym przez kogoś zniknęło. Pojawiło się lekkie zdenerwowanie, ponieważ naprawdę zależało mu, aby ktoś się przyjrzał tej sprawie bliżej. Noah odwalił przecież kawał dobrej roboty i zasługiwał na wysłuchanie. I podziękowanie. Niestety, nie otrzymali ani jednego, ani tym bardziej drugiego. Zostali odesłani z kwitkiem, jak to się mówiło i „zaproszono” ich z powrotem do wyjścia. Jaime był w niemałym szoku. Co to niby miało być? Dlaczego nikt nawet na to nie spojrzał? Czy ci ludzie byli poważni? A może mieli teraz na głowie jakąś inną, ważniejszą sprawę? Cóż, to nie zmieniało faktu, że chociaż któryś z funkcjonariuszy powinien przyjrzeć się zgłoszeniu dwóch obywateli. - Przecież ja w to nie wierzę! – zaczął Jaime, kiedy wyszli z powrotem na ulice miasta. – Też jestem rozczarowany. I trochę zły – zmarszczył lekko brwi. Chyba jednak obaj wiedzieli, co to znaczy – Noah miał wolną rękę co do zebranych przez siebie materiałów. I Jaime zamierzał mu kibicować. Chłopak spojrzał na swojego kolegę i pokiwał powoli głową. - Wiesz co? Chodźmy na to piwo. Jest dość wcześnie, ale wkurzyłem się trochę – uznał i westchnął cicho. Panowie ruszyli przed siebie, szukając odpowiedniego miejsca, w którym mogli by usiąść i napić się. Jaime po jakimś czasie znów poczuł na sobie nieprzyjemne dreszcze. Nim jednak zdążył się rozejrzeć, podeszło do nich jakichś dwóch, nieprzyjemnych typów. Oho, czyżby to byli ci, co mogli ich obserwować? - Wizyta u niebieskich nie powiodła się? – zapytał jeden z nich, a Moretti kątem oka upewnił się, gdzie ich cała czwórka się znajduje. No, niedaleko uliczki, w której na pewno nikogo nie było. Cholera. - Nie wiemy, o czym mówicie, a teraz moglibyście się trochę przesunąć, bo przejść nie można.
[Tak, wiem, jest cudowna :D Twoja również xd W ogóle widziałam, że Jaime jest w powiązaniach u Noah <3 I ma świetne zdjęcie :D Dziękujemy <3]
Wycieczka do Nowego Orleanu powoli odchodziła w niepamięć. Miłe chwile, ciepłe wieczory i morska bryza pozostawały cudownymi wspomnieniami, ale Zoey musiała żyć dalej i chociaż po powrocie z Nowego Orleanu czuła niedosyt i uznała, że znacznie chętniej podróżowałaby w taki sposób i w takim towarzystwie, to akurat Noah zniknął z horyzontu. Wróciła do swojej codzienności. Na jaw, przynajmniej w ograniczonym kręgu osób, wyszedł jej nałóg i zaczęła toczyć z nim nierówną walkę. Tego wieczoru zdecydowanie ją przegrała. Doliczyła się sześciu dni w trzeźwości, co było nie lada wyczynem, ale wystarczyło, że w ulubionym serialu ulubiona bohaterka podniosła do ust szklankę z ulubionym drinkiem… Zoey wyłączyła telewizor i niewiele myśląc wyszła z mieszkania. I chociaż dni w Nowym Jorku zaczynały być słoneczne, to noce pozostawały chłodne. Carter ubrała się zdecydowanie zbyt lekko. Mimo to, dzielnie przejechała metrem sześć przecznic, aby w końcu zająć miejsce przy ulubionym stoliku w ulubionym barze. Zamówiła piwo i nawet nie była pewna, kiedy wokół niej pojawiało się coraz więcej szkła i co jakiś czas zmieniał się towarzysz rozmowy. Dość mocno podchmielona wyszła na zimną, marcową, nowojorską noc i chwiejnym krokiem ruszyła przed siebie. Przystanęła tylko na moment, aby złapać ostrość w momencie spoglądania na wyświetlacz komórki. Pociąg jechał dopiero za dwadzieścia minut, więc uznała, że skoro ma tyle czasu, to przejdzie się na kolejną stację. Próbując włożyć telefon do torebki, poczuła szarpnięcie i po chwili zobaczyła przed sobą złodziejaszka, który nawet nie śpieszył się, próbując uciec. — Stój! Stój, bandyto! — Krzyknęła i ruszyła… ni to biegiem, ni slalomem. — Oddaj moją torebkę! — krzyczała nadal, ale nie była w stanie przyspieszyć, chociaż bardzo chciała, żeby jej nogi poruszały się nieco żwawiej.
Intuicja była zabawną rzeczą. Jej podszepty z reguły pozostawały zbyt ciche, by człowiek zdawał sobie z nich sprawę, ale kiedy już ktoś usłyszał jej głos, nie potrafił otrząsnąć się z wrażenia, że będzie żałował, jeśli nie sprawdzi swojego przeczucia. Reyes miała całkiem dobry dzień, muzeum było zamykane wcześniej ze względu na renowację części budynku i mogła korzystać z zaskakująco słonecznego, choć wietrznego dnia. Już miała udać się do ulubionej cukierni, by wynagrodzić się gałką lodów o smaku mango, kiedy jej wzrok padł na niewielki znak wystawiony przed kawiarnią w pobliżu El Museo informujący o spotkaniu autorskim z podróżnikiem. Zaciekawiona zajrzała do środka, stwierdzając, że kolejna kawa jej nie zaszkodzi i przeciskała się przez zaskakująco gęsty tłum, kiedy… Nie, to niemożliwe. Zerknęła jeszcze raz na nazwisko autora, a później na… Noah, który właśnie podpisywał kolejną książkę. Reyes nie zastanawiała się nad emocjami kotłującymi się w jej wnętrzu, zapomniała o słodkościach i kawie, sięgnęła po pierwszą lepszą książkę i przecisnęła się przez zbiorowisko fanów, ignorując oburzone okrzyki i wściekłe spojrzenia rzucane jej przez stojące w kolejce osoby, a później z zaczerwienionymi ze złości policzkami zatrzymała się tuż przed stolikiem, czekając, aż Noah uniesie na nią swój wzrok. — Dla mnie też podpiszesz egzemplarz? Możesz użyć jednego ze swoich pseudonimów: Kłamca, Oszust, Uciekinier. Wsyztskie będą doskonale pasować — wycedziła Reyes przez zaciśnięte zęby, z nieco większą siłą niż powinna uderzając książką o blat stołu przed mężczyzną. Zdawała sobie sprawę z tego, że Noah mógł uznać jej złość za irracjonalną, wręcz niesprawiedliwą. W końcu ich relacja przypominała trochę morską falę uderzającą o piaszczysty brzeg – przychodzili i odchodzili, na kilka uderzeń serca zbliżali się do siebie, by za chwilę rozmyć się niczym nietrwała piana. W przypadkowości ich spotkań była pewna poetyckość nadana im przez los, lecz wydawało jej się… wydawało jej się, że po tym, co wydarzyło się w domu kolekcjonera, jak odsłonili się przed sobą, pokazując te najbardziej wrażliwe fragmenty swoich dusz, jak układali subtelne plany, które być może były elementem ich słownej potyczki, charakterystycznego dla nich droczenia się, ale myślała, że tym razem oboje byli zdeterminowani, by je spełnić. Chciała poznać Noah – nie tego eterycznego ducha, który pojawiał się i znikał, nieuchwytny, przemykający między jej palcami, zanim zdążyła go złapać – ale tego Noah, który żartował, spierał się z nią, przytulał, oferując własne ciepło. Tymczasem poza obrazem, który tak doskonale znała, a który niespodziewanie pojawił się w jej muzeum pewnego dnia, nie dostała żadnej wiadomości. Była na tyle zirytowana i zaciekawiona, że spróbowała się do niego dostać dzięki informacjom od kolekcjonera, lecz kiedy wypytywała jego pracodawcę, dowiedziała się jedynie, że Noah musiał pilnie wyjechać i zniknął. Znowu. A teraz po prostu siedział sobie w kawiarni, podpisując książki fałszywym imieniem i Reyes… czuła się zraniona. Oszukana. Nie miała pojęcia, czy w ogóle miała prawo do podobnych odczuć, skoro ich relacja była tak specyficzna i trudna do zinterpretowania, ale właśnie tak się czuła i nie miała zamiaru udawać, że wszystko było w porządku. — Zniknąłeś. Tak po prostu — powiedziała na tyle cicho, że nikt inny nie powinien ich usłyszeć. Ogień w jej oczach nie złagodniał, ale wydawał się być dziwnie przygaszony. Niczego sobie nie obiecywali, a przynajmniej nie za pomocą słów; jednak ich gesty przemawiały wystarczająco, a przynajmniej tak sądziła, dopóki nie wyjechał bez pożegnania. Znowu.
Tak łatwo byłoby mu ulec. Noah zdawał się doskonale wiedzieć, co musiał zrobić, by złagodzić jej wściekłość; zadrżała, kiedy jego wargi musnęły jej skórę, czuła ciepło jego dłoni zaciskających się łagodnie na jej palcach, ten pojednawczy, spokojny ton głosu wpływał na nią zaskakująco kojąco, otulał ją niczym miękki koc i widać było, jak na ułamek sekundy nieugięte spojrzenie jej błękitnych tęczówek złagodniało, a ona sama odpowiedziała na jego dotyk, przysuwając się bliżej… Przynajmniej dopóki jej temperament nie rozpalił się na nowo, a ona sama wyrwała ręce z jego uścisku, cofając się o krok. — Musiałeś wyjechać? — syknęła Reyes, nawet nie próbując ukryć powątpiewającej nuty we własnym głosie, za którą kryło się oskarżenie. — I nie mogłeś ze mną porozmawiać przed zniknięciem, dać mi jakikolwiek znak, że wszystko jest w porządku? Przysłałeś tylko ten pieprzony obraz i nie miałam pojęcia, czy to… — urwała, mocno zaciskając wargi. Ten gest niebezpiecznie kojarzył jej się z pożegnaniem, tym razem już na stałe. Jakby planował zerwać z nią wszystkie kontakty, używając do tego malowidła, które stało się niejako ich łącznikiem w trakcie ostatniego spotkania. Miał wystarczająco dużo czasu, by załatwić sprawy związane z obrazem i wysyłką, ale nie miał już czasu na to, by wpaść do muzeum osobiście i… Reyes przymknęła na chwilę powieki, próbując nie dopuścić do tego, by jej myśli za bardzo się rozszalały. W końcu nie był jej nic winien, a ich relacja zdawała się opierać właśnie na takich zniknięciach bez żadnego uprzedzenia. Nie powinna być zdziwiona, powinna była się już do tego przyzwyczaić, a jednak jej złość sugerowała, że tym razem coś się zmieniło. Patrzyła na niego dziwnie, kiedy podawał jej swój paszport. Niepewnie spojrzała na dokument, który potwierdzał jego tożsamość; dopiero teraz uświadomiła sobie, że w napięciu wstrzymywała powietrze, obawiając się, że wszystko było kłamstwem. W końcu nie mogła mieć nawet pewności, czy w trakcie ich przygód nie podał jej fałszywego imienia. Przynajmniej jedna rzecz się zgadzała. Zaraz jednak skupiła się na najnowszych pieczątkach. Zmarszczyła brwi, próbując się domyślić, co robił w tych odległych krajach, dlaczego musiał w takim pośpiechu wyjechać i czy naprawdę miało to związek z jego pracą… A jeśli tak to z którą pracą. Czy to możliwe, że skrywał więcej tajemnic? Reyes spojrzała na niego ostro, gdy Noah nagle przyjął zaskakującą strategię, przedstawiając ją zgromadzonemu tłumowi. — Zdajesz sobie sprawę z tego, że w tej chwili naruszasz prawo? — spytała cicho, mrużąc wściekle oczy. — Co ty znowu kombinujesz? — Nie powinien był zdradzać takich szczegółów na jej temat bez jej zgody, nawet jeśli tak naprawdę nie były to ważne rzeczy. Próbowała zrozumieć, co chciał tym osiągnąć. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że w ten sprytny sposób starał się od siebie odwrócić uwagę. Tylko dlaczego? To on powinien być gwiazdą całego widowiska, to było jego spotkanie autorskie i każdy rozgłos powinien go cieszyć. Dlaczego więc starał się przekierować zainteresowanie tłumu na nią? Prychnęła pod nosem. — To ciekawe, Noah, że uważasz mnie za przyjaciółkę, a wcale mnie tak nie traktujesz — wymamrotała, robiąc znaczącą minę. Przyjaciele raczej nie opuszczali się bez słowa wyjaśnienia.
Reyes wciąż mierzyła go podejrzliwym wzrokiem, jakby próbowała ocenić, czy był szczery w swoich zapewnieniach, czy może mówił tylko to, co chciała usłyszeć, żeby jak najszybciej zażegnać konflikt. Nie podejrzewała, by był tak wyrachowany; wszyscy mogli się z nią spierać, że tak naprawdę nic o nim nie wiedziała, jednak znała go i w jej towarzystwie zawsze sprawiał wrażenie szczerego, nawet jeśli skrywał wiele tajemnic. Noah wydawał się być dziwnie zakłopotany, może nawet zdenerwowany, gdy coraz więcej osób zwracało na nich uwagę; nigdy wcześniej go takim nie widziała i zastanawiała się, czy wynikało to z jego tremy przed publicznymi wystąpieniami, czy może kryło się za tym coś więcej. Nigdy nie określiłaby go jako nieśmiałego, wstydliwego czy lękliwego, ale teraz wydawał się być spięty mimo pozornego spokoju. Kolejna zagadka kryjąca się za Woolfem. Wiedziała jednak, że nie mogła go teraz o to spytać, już wystarczająco namieszała i podejrzewała, że później zrobi jej się głupio, kiedy uświadomi sobie, że zniszczyła dla niego dość ważny moment, ale na razie czuła się zbyt urażona i zraniona, by wziąć to pod uwagę. Jak zawsze zareagowała spontanicznie, zdając się na swoje uczucia i instynkt, jednak im bardziej ona się złościła, tym bardziej opanowany był Noah, który nie ustawał w wysiłkach, by ją uspokoić. — Nigdy cię to nie powstrzymało. Nic też nie powstrzymało cię przed tym, żeby rzucić wszystko w cholerę i wyjechać — mamrotała kąśliwie pod nosem, walcząc ze sobą. Reyes zadrżała, a kąciki jej ust wbrew jej woli wygięły się lekko do góry. Nic nie potrafiła poradzić na to, że uwielbiała jego szelmowski błysk w oku i skłonność do podejmowania ryzyka, co zapewniło im mnóstwo szalonych wspomnień… niekoniecznie legalnych, ale na pewno takich, które żadne z nich nie zapomni do końca życia. — Wiesz, że się nie wywiniesz, prawda? Będziesz musiał odpowiedzieć na wszystkie moje pytania — podkreśliła, próbując wyglądać groźnie, jednak prawda była taka, że Noah już wygrał. — Nie potrzebuję trzymać zakładników, żeby czuć się pewnie — stwierdziła Reyes, wywracając oczami. Kiedy objął ją ramieniem, wsunęła paszport z powrotem do jego kieszeni, uśmiechając się lekko, gdy zobaczyła jego zaskoczenie. — Jeśli teraz odejdziesz bez wyjaśnień, okażesz się prawdziwym cabrón, Noah — poinformowała go, mrugając od niego. Była odrobinę zirytowana, że mężczyzna zostawił ją pod opieką redaktorki, jakby była małą dziewczynką, która sprawiała kłopoty i trzeba było ją na każdym kroku pilnować, ale ugryzła się w język, zanim pozwoliła sobie na jakąś kąśliwą uwagę. Kobieta okazała się być niezwykle ciekawska; najpierw wypytywała Reyes o okoliczności ich spotkania w Meksyku, później usiłowała się dowiedzieć, czy utrzymywali kontakt i jak doszło do ich ponownego spotkania w Nowym Jorku, co było powodem kłótni… Latynoska odpowiadała zdawkowo, posługiwała się półsłówkami, ponieważ… Nie chciała dzielić się ich historią. Po prostu wiedziała, że wiele osób nie byłoby w stanie jej zrozumieć, a było to dla niej samej coś ważnego, magicznego. Redaktorka w końcu dała jej spokój, jedynie podsunęła jej talerzyk z croissantami z różnym nadzieniem, a sama Reyes skupiła się na obserwowaniu Noah przy pracy. Nie przypominała sobie, by kiedykolwiek wspominał o tym, że pisze, a w dodatku nie tworzył tylko dla siebie. Wydawał książki! I to dość poczytne, o czym świadczyła kolejka ludzi czekających na swój podpis i krótką rozmowę z nim.
Reyes taktownie milczała, gdy redaktorka wymieniała się uwagami z Woolfem. Musiała przyznać, że doceniała siłę charakteru kobiety, która ostatecznie wygrała tę walkę, stawiając na swoim, a jednocześnie podsunęła Meksykance kilka nowych pytań do kolekcji. Reyes musiała naprawdę mocno ze sobą walczyć, żeby nie zarzucić Noah lawiną własnych wątpliwości już w tym momencie, bo pragnęła odpowiedzi, a jednocześnie nie była pewna, ilu z nich się doczeka. On lubił mieć swoje tajemnice, a ona przez lata nie naciskała, wiedząc, że to donikąd ich nie zaprowadzi, lecz z każdym ich spotkaniem była coraz bardziej ciekawa tego mężczyzny. — Miło wiedzieć, że nie tylko ja jestem wkurzona z powodu twojej ucieczki — odezwała się Reyes, kiedy tylko redaktorka opuściła kawiarnię, kładąc nacisk na ostatnie słowo i odchyliła się wygodnie na krześle, splatając dłonie na klatce piersiowej. Przesunęła oceniającym spojrzeniem po twarzy mężczyzny, jakby próbowała określić, jak wiele zmieniło się w nim na przełomie ostatnich miesięcy. To był odruch, którego nie umiała się wyzbyć; często zdarzało się tak, że ich drogi krzyżowały się ponownie dopiero po upływie kilku lat, więc kiedy spotykała Noah, za każdym zachodziła w nim jakaś zmiana. Czasami było to coś niemal nieuchwytnego, jak sposób, w jaki się poruszał, z nieco większą pewnością siebie i charyzmą, a czasami było to coś większego, nowa ostrość w rysach twarzy, mrok czający się w tęczówkach, pierwsze zmarszczki w kącikach oczu… Była pewna, że teraz znowu coś się w nim zmieniło, tylko na razie nie umiała tego dostrzec, nazwać. Zastanawiała się, czy będzie miała czas, by to rozgryźć, czy może Noah znowu gdzieś wyparuje. Czemu zrobił to teraz? Najwyraźniej jego wydawnictwo również nie miało pojęcia o jego planach, które zniszczyły starannie wypracowaną strategię marketingową. Dlaczego rzucił wszystko w jednej chwili, by wyjechać? — Dlaczego nie chcesz pojawiać się w mediach? Jestem pewna, że wtedy sprzedawałbyś swoje książki w o wiele większym nakładzie. Już dzisiaj miałam wrażenie, że większość czytelniczek pojawiła się tutaj, żeby spróbować zdobyć twój numer telefonu, nie podpis, a po występie w telewizji to grono tylko by się powiększyło — stwierdziła Reyes, specjalnie nie odpowiadając na jego propozycję. Niech się trochę pomęczy. Ona martwiła się o niego przez kilka miesięcy, on mógł się postresować przez parę minut w oczekiwaniu na jej decyzję. Powinien jednak wiedzieć, że gdyby nie zamierzała go wysłuchać, już dawno wymaszerowałaby wściekła z kawiarni, zamiast siedzieć na krześle i spokojnie czekać, aż zakończy swoje spotkanie autorskie. Trudno było powiedzieć, czy sobie kpiła, czy mówiła całkiem poważnie. Nie dało się ukryć, że kilka kobiet próbowało na siebie zwrócić jego uwagę w dość oczywisty sposób, ale Noah albo pozostawał tego nieświadomy, albo specjalnie udawał, że tego nie widział. Wcielenie grzecznego profesjonalizmu. — Naprawdę sądzisz, że ta rozmowa będzie przebiegała spokojnie? Dałam ci już małą próbkę. Nieważne, czy jestem w kawiarni, czy w restauracji, mój temperament będzie taki sam — wyjaśniła Reyes, mrugając do niego, a kąciki jej warg uniosły się w lekkim, zadziornym, jakby prowokującym uśmiechu. Położyła na stole książkę i popchnęła ją przez blat w kierunku mężczyzny. — Nie podpisałeś jej dla mnie — przypomniała mu, w jej oczach rozbłysły rozbawione iskierki. — Oczekuję, że kiedy spotkamy się następnym razem, będziesz miał dla mnie gotową dedykację. Przysięgam, że jeśli napiszesz coś w stylu dla mojej drogiej przyjaciółki, trzepnę cię tą książką w głowę. Za zniknięcie domagam się takiej dedykacji, od której zmiękną mi kolana — poinformowała go beztrosko Reyes, podnosząc się ze swojego krzesła i przewieszając przez ramię torebkę, a później spojrzała na niego wyczekująco. — Idziemy?
Emma uwielbiała swojego wieloletniego przyjaciela. Przy nim czuła się spokojna, nie spinała się, nie obawiała o to, że ją ocenia, bo nawet jeśli to robił, to dostatecznie skrycie, aby dziewczyna tego nie przyuważyła. Jego troska, a wręcz rycerskość wobec niej były naprawdę miłe i kochane, a żę na co dzień brakowało jej ciepła w najbliższym otoczeniu, czerpała z tego, ile mogła. Spoglądała to na staruszka, to na młodego mężczyzne i w tym momencie uderzyło w nią, że niebawem może zabraknąć i tego sąsiada, który tu do niej zagląda. Zwiesiła głowę, zaciskając na moment usta, bo ta mysl sprawiła jej ogromną przykrość. - Pan Noah na pewno sobie poradzi, ale chciałabym aby spojrzał na to przed podjęciem się pracy – pokiwała głowa, zgodnie przyznając rację słowom młodego rozmówcy. - Co cię sprowadza Arturze? Dzisiaj nie piekłam nic z borówkami, a niewiele zostało, bo krócej dziś czynne – podjeła, przez moment martwiąc się, że może jej sąsiad naprawdę potrzebuje babeczki, przecież gdy przychodził to właśnie po coś tego konkretnego smaku. On jednak tylko machnął reką i podszedł bliżej lady, aby uścisnąć jej dłoń. - Tak tylko wpadłem, słoneczko – rzucił z słodkim uśmiechem i obróciwszy się do drzwi, rzucił jeszcze jedno badawcze spojrzenie na obcego. - Przyjde jutro, sprawdzę, czy wszystko jest dobrze – zapowiedział, jakby chciał dać znać, że trzyma rękę na pulsie. Jakby chciał zaznaczyć, że gdyby coś się Emmie stało, to on wszystko widział i już wie, komu zaleźć za skórę! Gdy drzwi zamkneły się za staruszkiem, Emma spojrzała nieco zmieszana, ale i rozweselona tą scena na mężczyznę. - Prosze mi dać chwilę, wszystko zamknę i się przejdziemy, dobrze? - zaproponowała.
Margo od kilku lat nosiła przy sobie broń palną. Odkąd tylko wyrobiła sobie licencję, zawsze zabierała ją ze sobą, kiedy szła do The Fire Bones. Jej na szczęście nie sprawdzali przy wejściu, w końcu była właścicielką klubu. Często przebywała tam w nocy, kiedy trwały imprezy. Właśnie wtedy wolała mieć przy sobie pistolet, ponieważ wracała do domu późno w nocy, kiedy było już ciemno. Niby jeździła samochodem, jednak zawsze wolała mieć jakieś zabezpieczanie. Jeszcze ani razu na szczęście (!) nie musiała z niej korzystać. Margo uznała również, że posiadanie przy sobie broni podczas ewentualnych spotkań z biologicznym ojcem i bratem było bardzo dobrym pomysłem, zwłaszcza podczas ostatniego takiego spotkania z braciszkiem, bardzo by się jej przydała. Kto wie, może wtedy Harry by zapamiętał, że nie może się tak zachowywać w stosunku nie tylko do Margo, ale do żadnej kobiety, chociaż Vaughan miała nadzieję, że jednak w stosunku do innych kobiet jest… opanowany, po prostu. Dzisiejszy wieczór również spędziła w lokalu. Posiedziała w gabinecie, ale uznając, że dzisiaj i tak już nic nie zrobi (dlatego też wolała przyjeżdżać tu rano lub po południu, kiedy miała więcej siły i mogła się faktycznie skupić na pracy), zeszła na dół do gości. Chwilę posiedziała przy barze, zagadała barmana, czy wszystko w porządku, a potem w końcu życzyła mu dobrej nocy i wyszła z klubu. Pożegnała się z ochroniarzami, kierując się do samochodu. Trzymała jednocześnie dłoń w torebce, gdzie kryły się kluczyki od auta oraz pistolet. Czuła się spokojnie przez dłuższą chwilę, ale jednak w pewnym momencie poczuła delikatne ciarki, przechodzące jej po plecach. Szybko się rozejrzała, ale nikt za nią nie szedł, jakby chciał ją zaraz dopaść. Wiadomo, przebywała w Nowym Jorku, tu wciąż było pełno ludzi, ale mimo to zawsze znajdowały się ciemne zaułki, w których rano znajdowano martwe ciała. Wkrótce Margo zauważyła jak jakichś dwóch typów podąża za innym. Miała złe przeczucia. Mogła to komuś zgłosić, jednak nie miała przecież żadnych dowodów na to, że faktycznie może wydarzyć się coś złego. Cholera by to, pomyślała może nieco zła na samą siebie, że prawdopodobnie idzie się pakować w kłopoty. Ale, hej, przecież miała broń, prawda? Kierując się cicho do ciemnej uliczki, zważając na to, że miała na nogach szpilki, odetchnęła i w końcu wyciągnęła broń, układając ją sobie w dłoni. Wyjrzała zza rogu i otworzyła oczy w przerażeniu, widząc jak czterech typów okłada jednego człowieka. O, kurwa, pomyślała i szybko ruszyła w ich stronę, unosząc pistolet i przytrzymując dłoń drugą ręką, dla większej stabilności. – Zostawcie go! – zawołała, podchodząc bliżej. Może nie wyglądała strasznie w lekkim makijażu, płaszczu i przede wszystkim w szpilkach, ale miała broń i naprawdę nie wahała się jej użyć. Czterech napastników zaprzestało bicia, odwracając się w jej stronę. Wszyscy od razu uśmiechnęli się w obrzydliwy sposób, widząc Margo. – Poczekaj, kicia, zaraz do ciebie przyjdziemy – odezwał się jeden z nich. – Mówię poważnie – zignorowała jego słowa. – Odwalcie się albo zacznę strzelać. – Serio? Jakoś ci nie wierzę – powiedział drugi i zaczął kierować się w jej kierunku dość swobodnym i pewnym siebie krokiem. Margo wycelowała mu w stopę, a potem strzeliła. Odgłos odbił się echem, zupełnie jak krzyk tego faceta, który zaraz też upadł na ziemię. Margo próbowała zachować zimną krew. Wiedziała, że nie mogła dać po sobie poznać, że jest w ogromnym stresie. – Ty suko… - zaczął kolejny, ale Margo szybko wycelowała w niego.
– Jest ciemno, świeci tylko jakieś marne uliczne światło. Jemu celowałam w stopę. Tobie w przyrodzenie. Naprawdę chcesz dalej testować moją celność? – Kurwa, zabierzcie mnie stąd! – zawył ranny. – Radzę go posłuchać – dodała Vaughan. Napastnicy popatrzyli po sobie, a później uwinęli się dość sprawnie; dwóch wsparło rannego kolegę, a czwarty poszedł za nimi. Po krótkiej chwili zniknęli im z oczu. Margo w końcu opuściła broń. Ułamek sekundy później podbiegła do leżącego mężczyzny i uklęknęła przy nim. – Żyjesz? Powiedz, że tak… - zaczęła i delikatnie odgarnęła mu włosy z czoła. Pomimo krwi, jaka znajdowała się na jego twarzy, rozpoznała go. – To ty… Nie czekając już dłużej i nie zastanawiając się, że świat jednak jest mały, wyciągnęła telefon i wybrała numer alarmowy. Szybko wezwała karetkę i policję. Wiedziała, że będzie musiała się wytłumaczyć, ale to była samoobrona. – Spokojnie, pomoc jest już w drodze – uspokajała dawnego „znajomego”, przy okazji też i siebie.
Margo wciąż przy nim była. Nie chciała go zostawiać na wypadek, gdyby się okazało, że tamci wrócili z większą ekipą i bronią palną, żeby przewyższyć siłę kobiety, która śmiała strzelić do jednego z atakujących. Jednocześnie też chciała pobiec w kierunku ulicy i wypatrywać karetki, aby móc pokierować ratowników we właściwe miejsce. Dlatego spoglądała to na leżącego mężczyznę, to w stronę ulicy. Wolała mimo wszystko zostać przy nim. Miała też nadzieję, że jej dawny znajomy (chociaż trudno było go tak nazwać, skoro widzieli się raz w życiu, ale Margo zdecydowanie go zapamiętała, ponieważ okoliczności, w jakich się spotkali, były raczej niecodzienne) nie będzie potrzebował resuscytacji. Margo się bała, że po prostu nie podoła, choć przecież doskonale znała teorię. – Cieszę się – odpowiedziała mu, jednocześnie przyglądając się jego twarzy. Nie wyglądał najlepiej, widziała jego ból i ogromne cierpienie. Dobrze, że pojawiła się w miarę szybko w tym miejscu, możliwe, że uratowała mu życie. Nie miała pojęcia, dlaczego w ogóle go zaatakowali. Może chodziło o zwykły rabunek, może się pomylili, a może Noah komuś podpadł. Nie miała zamiaru jednak o to teraz pytać, ponieważ mężczyzna musiał oszczędzać siły. Najlepiej było, aby milczał. – Dajmy im jeszcze chwilę – mówiła dalej, jakby chcąc dać mu poczucie, że nie jest sam. – Nie spodziewałam się ciebie jeszcze zobaczyć, chociaż… mówi się, że świat jest mały, a życie nieprzewidywalne – uśmiechnęła się lekko do niego, choć mężczyzna miał zamknięte oczy. – Leż spokojnie i spróbuj się nie ruszać. Nie wiadomo, jakie obrażenia te sukinsyny ci zadały. Niedługo później nadjechała karetka. Margo podniosła się, od razu odczuwając ból w nogach od klęczenia. Zignorowała to i zaczęła machać. Zawołała do ratowników, którzy od razu do nich przybiegli. Vaughan wyjaśniła im, że mężczyzna został pobity przez czterech napastników. Zaraz po medykach przyjechała policja. W tym samym czasie ratownicy przenosili Noah na nosze. Nim zdążyli odejść, zapytała, do którego szpitala go zabierają. Niby to już nie była jej sprawa, ot, pomogła mu, wezwała pomoc, przegoniła skutecznie tamtych, ale… kiedyś to on uratował ją i teraz bardzo chciała wiedzieć, co będzie z nim. Niestety, nie mogła udać się od razu za ambulansem, ponieważ była winna wyjaśnienia policji. Koniec końców musiała pojechać na komisariat i tam złożyć oficjalne zeznania, pokazać licencję na broń, opowiedzieć, jak to wyglądało z jej perspektywy. Dwie godziny później, czyli późno w nocy, Margo w końcu wyszła z posterunku i westchnęła. Teraz to już chyba nie miało sensu jechać do tego szpitala; nie miała pojęcia, czy Noah przeszedł lub czy jest w trakcie jakiejś operacji. Poza tym, trochę późno na odwiedziny kogoś, kto nie był rodziną. Ostatecznie Margo wróciła do domu. Kolejnego dnia po ogarnięciu się i zjedzeniu śniadania, Margo wyszła z mieszkania. Przez chwilę wahała się, czy powinna kupić jakieś jedzenie Noah. Nie znali się przecież, a ona chciała tylko się dowiedzieć, jak on się czuje i co z nim będzie. Mimo wszystko, kupiła jakieś owoce, czekoladę i dwie butelki wody. Dopiero potem ruszyła do szpitala, do recepcji, aby dowiedzieć się, gdzie przewieziono człowieka mocno pobitego w nocy. Na szczęście nie musiała być nikim bliskim dla Noah, aby go odwiedzić. Najwyżej powiedziałaby, że jest jego dziewczyną czy coś. – Cześć – zaczęła, wchodząc do sali, w której leżał. – Jak się czujesz? – podeszła bliżej jego łóżka, kładąc torebkę i materiałową siatkę na krześle obok. Pewnie jej nie pamiętał ani z wtedy, ani tym bardziej z tej nocy. Ale to nie miało żadnego znaczenia.
— Nie mówiłeś mi, że piszesz. A już tym bardziej, że wydajesz książki — zauważyła Reyes, która bardzo się starała, żeby w jej głosie nie wybrzmiało zbyt głośno oskarżenie. W końcu ich relacja była na tyle specyficzna, że nie mieli czasu rozmawiać na tak przyziemne tematy jak wykonywany zawód czy miejsce zamieszkania; o wiele częściej zaciekle droczyli się ze sobą, obnażali swoje dusze, zdradzając te najgłębsze myśli, o których nie powiedzieliby nikomu innemu albo pozwalali sobie na głębsze rozważania o życiu pomiędzy niekończącymi się żartami. Szara codzienność nie miała wstępu do limitowanego czasu, który wspólnie spędzali, trochę na przekór zdrowemu rozsądkowi, a z błogosławieństwem losu i przypadku. Spojrzenie jej lazurowych tęczówek było niezwykle przenikliwe, kiedy nie odrywała spojrzenia od jego twarzy, jakby z jego rysów próbowała wyczytać prawdę, jakby podświadomie wyczuwała, że było coś, co chciał przed nią zataić, mimo że wcześniej nigdy nie wątpiła w jego szczerość. — Z drugą pracą? Czy może z jakąś trzecią? — spytała ostrożnie Reyes, obawiając się, że jeśli zacznie go zbyt mocno naciskać, nie dostanie żadnych odpowiedzi mimo jego wcześniejszych zapewnień, że postara się wszystko jej wyjaśnić. Wiedziała już, że skupywał dzieła sztuki dla klientów, teraz odkryła, że wydawał książki opisujące jego niezliczone podróże, których ona sama stała się małą częścią, czasami doświadczając tych historii na żywo, innym razem poznając je z jego ust, kiedy z termosu sączyli parującą herbatę na szczycie góry, czekając na zbliżający się wschód słońca. — Powinnam poklepać cię po plecach i pogratulować, że nie możesz narzekać na brak seksu? — zapytała Reyes kpiąco, wywracając oczami, bo chociaż z reguły Noah był całkiem znośnym osobnikiem płci męskiej, czasami zachowywał się jak typowy facet, który nie mógł przepuścić okazji, żeby pochwalić się swoimi podbojami. Zresztą nie mogła się dziwić: był zabawny, czarujący, a do tego cholernie przystojny i swoją bliskością potrafił sprawić, że nawet jej momentami miękły kolana, a serce zdradziecko przyspieszało rytmu. Wiedział, jak wykorzystywać swoją charyzmę, a jego pewność siebie była niesamowicie pociągająca, więc zapewne nie mógł narzekać na zainteresowanie ze strony płci przeciwnej. Reyes rzuciła mu mordercze spojrzenie, w jej oczach zabłysły niepokojące iskry, które sugerowały, że Noah powinien bardziej zastanowić się nad swoim doborem słów. — Niepotrzebne wybuchy? — powtórzyła powoli grobowym tonem. — Po prostu się o ciebie martwiłam, idioto. Wydawało mi się… — urwała, uświadamiając sobie, że mogłoby to nie zabrzmieć zbyt dobrze. Nie planowała w końcu na nim wymuszać żadnych kolejnych spotkań, jeżeli nie chciał jej widzieć, umiałaby to jakoś przełknąć, gdyby tylko miała jakiekolwiek informacje. A dostała ciszę. Już otworzyła usta, by spróbować się jakoś wytłumaczyć i jednocześnie uświadomić mu, że to nie ona była w tym scenariuszu czarnym charakterem, kiedy uświadomiła sobie, że Noah świetnie bawił się jej kosztem. Wymierzyła mu kuksańca pod żebra, wydymając z oburzenia pełne wargi. — Dobrze się bawisz? — prychnęła, splatając dłonie na klatce piersiowej. Zaraz jednak skutecznie udało mu się odwrócić jej uwagę. — Jestem w tej książce? — zapytała, a jej oczy rozszerzyły się pod wpływem zaskoczenia. Zastanawiała się, czy dobrze zinterpretowała jego słowa, ale teraz nie mogła odebrać mu już egzemplarza, skoro schował go w swojej torbie. — Nie myśl sobie, że chodzi o ciebie. Po prostu mam zamiar sprzedać mój tomik za ogromne pieniądze, kiedy już staniesz się bardziej sławny — rzuciła Reyes, nonszalancko wzruszając ramionami, chociaż nie miała pojęcia, czy udało jej się zmylić Noah. Prawda była taka, że zależało jej na tej personalizowanej dedykacji, bo… była sentymentalna. Chciała mieć pamiątkę, jakiś namacalny dowód, że nie był wymysłem jej wyobraźni, gdy znowu postanowi zniknąć.
— Pod warunkiem, że ty stawiasz — wymruczała zaczepnie Reyes, kiedy zaproponował znajomą restaurację. Z trudem powstrzymała się przed ponownym wywróceniem oczami. — Tak, zakochałam się w tobie od pierwszego wejrzenia, nie mogłam przestać o tobie myśleć, jednak nigdy nie miałam okazji wyznać ci swoich uczuć, więc postanowiłam cię śledzić z nadzieją, że kiedyś zwrócisz na mnie uwagę. Nie masz przypadkiem za wysokiego mniemania o sobie? — zapytała ironicznie, pozwalając mu się poprowadzić w odpowiednim kierunku. — Pracuję w muzeum niedaleko, pamiętasz? To chyba nie jest dziwne, że wstąpiłam na kawę do pobliskiej kawiarni. A może to ty specjalnie wybrałeś takie miejsce na spotkanie autorskie, licząc na to, że mnie spotkasz? — odpowiedziała równie prowokacyjnie, mrugając do niego.
— Wiem? — powtórzyła za nim Reyes, unosząc brwi, a chociaż powoli miękła, jej mina pozostawała zacięta. Nie miała zamiaru pozwolić na to, by mężczyzna wykpił się z wszelkich wyjaśnień za pomocą swoich słodkich słówek, niewinnej miny i bliskością, którą najwyraźniej starał się zmącić jej w głowie. — Zaczynam wątpić, że wiem o tobie cokolwiek. A handel to tak szerokie pojęcie, że równie dobrze może oznaczać wszystko. Wydawało mi się, że skupiasz się na dziełach sztuki, ale najwyraźniej się myliłam — stwierdziła z lekkim przekąsem, a w jej ramionach widoczne było napięcie. Ponieważ chciała mu ufać. Chciała wierzyć w to, że wszystko, co się między nimi wydarzyło, nie było tylko jej wymysłem, że naprawdę w ich relacji kryło się coś więcej, coś ponad przypadkowe spotkania, które prowadziły do szalonych wydarzeń. — Wygląda na to, że nigdy nie masz czasu na myślenie, Noah. Zamierzałeś mi w ogóle powiedzieć, że wróciłeś? Czy gdybym nie wpadła na ciebie w kawiarni, przez kolejne miesiące zastanawiałabym się, co się z tobą dzieje, podczas gdy ty doskonale byś się bawił w Nowym Jorku? — zapytała, jej ton głosu pozostawał nieco ostrzejszy, niż zamierzała, jednak nie mogła przestać myśleć o tym, że… No cóż, że jej bardziej zależało, a mężczyzna chociaż określał ich mianem przyjaciół, wcale nie odbierał jej samej w podobny sposób. Wiedziała, że starał się złagodzić jej złość zapewnieniami, że był w stanie poradzić sobie w każdej sytuacji, lecz Reyes nie umiała tak po prostu wyciszyć własnej troski. Możliwe, że po wypadku stała się w pewnym stopniu nadopiekuńcza; nie była w stanie przewidzieć wszystkich niebezpieczeństw, nie mogła się na nie przygotować, o czym najlepiej świadczyła niespodziewana kraksa, która pozbawiła życia jej siostrę oraz przyjaciół, a przez to jeszcze bardziej się martwiła. Wcześniej była o wiele bardziej spontaniczna, rzadko zastanawiała się nad konsekwencjami swoich decyzji. Pracowała nad tym, by zdusić swój lęk i przepracować własną traumę, jednak to była długa i żmudna droga. Doceniała jednak to, że Noah nie wyśmiewał jej podejścia, nie podszedł lekceważąco do jej złości wynikającej z jego nagłego zniknięcia. Odetchnęła, a jej rysy twarzy złagodniały. — Nie mam zamiaru cię zatrzymywać. Nie jestem zła, że nagle wyparowałeś. Jesteś wolnym duchem i uwielbiam to w tobie. Po prostu… następnym razem mógłbyś mnie uprzedzić, że przez jakiś czas cię nie będzie? Nie musisz mi mówić, gdzie się wybierasz, co będziesz robił ani kiedy wracasz. Tylko… że wyjeżdżasz albo że wróciłeś i jesteś cały i zdrowy. Mógłbyś to dla mnie zrobić? — zapytała niepewnie Reyes. Nie miała pojęcia, kim dla siebie byli. Nie miała pojęcia, czy w ogóle mogła go o coś takiego prosić i jak Noah na to zareaguje. Nie chciała, by czuł się przez nią w jakikolwiek sposób ograniczony czy przytłoczony. Przegryzła wargę. — Zapomnij — wymruczała, kopiąc jakiś kamyczek, który akurat jej się napatoczył pod stopy. Niezręczność rzadko kiedy wkradała się pomiędzy innych, jednak teraz czuła się głupio ze swoją prośbą. — Myślę, że za wykorzystanie mojej osoby bez mojej zgody w książce należy mi się więcej niż tylko jeden obiad w knajpce — rzuciła swobodnie Reyes, chociaż jej ciekawość sprawiała, że miała ochotę wydobyć książkę z torby i natychmiast zabrać się za czytanie, żeby sprawdzić, co o niej napisał i jakie dokładnie historie postanowił przedstawić. Zastanawiała się, czy jego redaktorka wiedziała, kim była sama Rey już z jego książki i dlatego tak podpytywała ją o ich znajomość. Reyes poczuła, jak jej serce na chwilę gubi rytm, kiedy Noah jeszcze bardziej się do niej zbliżył, a temat stał się wyjątkowo gorący. Nie zamierzała się jednak cofnąć; w jej oczach rozbłysły zawadiackie ogniki, gdy wykonała kolejny krok do przodu, całkowicie niwelując między nimi jakąkolwiek przestrzeń.
— Może zaczęłam ten temat, bo nie podoba mi się to, jak na ciebie patrzyły i nie znoszę myśli, że którakolwiek z nich miałaby cię dotknąć? — zasugerowała cicho Reyes, sunąc palcem wzdłuż jego klatki piersiowej przez brzuch i zatrzymała się dopiero na wysokości paska od spodni. Oparła dłonie na jego biodrach, wspinając się na palce, by zbliżyć wargi do jego ucha. — Ale oboje doskonale wiemy, że z żadną z nich nie będzie ci tak dobrze w łóżku, jak byłoby ci ze mną, więc nie mam o co być zazdrosna — wymruczała, figlarnie przegryzając płatek jego ucha. Cofnęła się delikatnie tylko po to, by ująć jego twarz w swoje dłonie i długo błądziła wzrokiem po jego twarzy. — Jesteś pewny, że chcesz poznać odpowiedź na to pytanie? — szepnęła z łobuzerskim uśmiechem, kciukami głaszcząc jego policzki, po czym zaczęła się powoli do niego przysuwać. Czuła na wargach jego ciepły oddech, kiedy ich usta otarły się o siebie na jedną krótką chwilę, tak delikatnie jak muśnięcie skrzydeł motyla; za mało, by mogła naprawdę poczuć jego smak, ale wystarczająco, by wzdłuż jej kręgosłupa przebiegło milion iskierek. W ostatniej chwili zmieniła kierunek i cmoknęła go w czubek nosa, po czym odsunęła się od niego z głośnym śmiechem, uciekając poza zasięg jego rąk, zanim Noah wpadł na pomysł jakiejś kreatywnej zemsty za to, co się przed chwilą wydarzyło. Na szczęście w restauracji oddzielał ich od siebie stolik, dzięki czemu mogli zbudować między sobą odległość. Wpatrywała się w kartę, choć tak naprawdę nie umiała się skupić na tych cholernych literkach, kiedy jej wargi cały czas delikatnie mrowiły. — Chyba powinnam zapytać specjalistę, co zamówić — zauważyła, wskazując na niego ruchem podbródka. W końcu ona sama nigdy nie była w Japonii, a Noah już tak. Łatwiej było skupić się na jego podróżach i na tym, że była na niego zła niż na ich droczeniu się, które zaszło odrobinę za daleko.
Angielce nie umknęło odrobinę dziwne zachowanie mężczyzny, jakby przyłapała go na gorącym uczynku. Nie podejrzewała, że chodziło o trzymane w ręku zakupy, bo inaczej pewnie czym prędzej uciekałby do wyjścia. Z resztą po co miałby kraść? Z tego co się orientowałam jego ostatnia książka odniosła niemały rozgłos - w czym oczywiście miała swój skromny udział - więc i wypłata nie mogła być taka zła, prawda? Chociaż ona nie miała bladego pojęcia ile tak naprawdę zarabiają tacy autorzy, a jedynie przypuszczała, że głodem nie przymierają. — Czyli mam idealne wyczucie czasu —dodała od razu z uśmiechem, gdy wspomniał o kawiarni. Sama potrzebowała odrobiny przerwy, bo choć pogoda naładowała ją niesamowitymi pokładami energii te wyczerpywały się teraz znacznie szybciej niż przed ciążą. — Jak widać przyszło mi chodzić w dwupaku, ale jeszcze tylko kilka miesięcy, a później... W sumie aż boję się myśleć co później —przyznała szczerze, ale widać było, że pogodziła się z myślą zostania mamą. Nie pasowało to do niej ani trochę, więc czekało ja niesamowicie ciężkie wyzwanie. W międzyczasie ruszyła w jakikolwiek kierunku, by znaleźć wspomnianą wcześniej kawiarnie. Nie znała układu tego konkretnego centrum, więc można rzec, że szła na oślep. —A co u Ciebie słychać? Chyba od końca naszej współpracy się nie widzieliśmy —zauważyła z nutą delikatnego smutku. Lubiła utrzymywać kontakt z ludźmi z którymi się dogadywała, ale no nie na wszystkich i wszystko starczało jej ostatnio czasu. Musiała sobie prioretytezować wyjścia. Nie ma kłamać, ale z Noah byli po prostu parą znajomych, którzy o sobie nawzajem nie wiedzieli zbyt wiele i to się raczej nie miało zmienić w przyszłości. Ot ktoś z kim można pobawić się w klubie, pójść na deser do kawiarni, by porozmawiać o wszystkim i o niczym.
Im bardziej drążyła, im więcej faktów powoli układało się w jej głowie, łącząc się w mglistą układankę, tym bardziej nie podobało jej się to, czego się dowiadywała. Miała za mało informacji, by złożyły się one w zgrabną całość i podejrzewała, że właśnie na tym zależało samemu mężczyźnie; wydawał się być rozluźniony w jej towarzystwie, a jednak nie mogła pozbyć się wrażenia, że bardzo uważał na słowa i nie pozwalał, by wymknęło mu się więcej niż powinno. Dawał jej dokładnie tyle okruchów, by zaspokoić jej ciekawość, ale za mało, by mogła cokolwiek z tym zrobić. Chronił ją? Czy może chronił samego siebie? Ale jeśli potrzebował podobnej protekcji, oznaczało to, że wpakował się w coś wyjątkowo paskudnego, coś, o czym nie chciał, by ktokolwiek się dowiedział. Jego nerwowa reakcja na jej podniesiony głos, który nadmiernie zwracał uwagę w trakcie spotkania autorskiego, niechęć do występów przed kamerami, zniknięcia, których przyczyn pozostawały niejasne i przy których tak kręcił, odwracając kota ogonem, że nie wiedziała praktycznie nic, jego odmowa, gdy poprosiła zaledwie o informację, że wyjeżdżał… Reyes nie była pewna, czy udało jej się ukryć troskę, która odmalowała się na jej twarzy, chociaż może… to nie o niego powinna się martwić? Może to on był czarnym charakterem? Trudno było jej w to uwierzyć, skoro poznała go z tej opiekuńczej, czułej i zadziornej strony, ale… Nie. Jej ponure rozmyślania zostały przerwane przez jego słuszną uwagę. — Przepraszam, Noah. Masz rację. Nigdy nie zrobiłeś niczego, co mogłoby podważyć moje zaufanie do ciebie — przyznała, a w jej oczach odbijała się szczera skrucha, kiedy złapała go za dłoń i delikatnie ścisnęła jego palce, próbując mu przekazać, jak bardzo żałowała, że wysnuła podobne podejrzenia. — A kto zadba o to, co jest dobre dla ciebie? — spytała cicho, unosząc brwi. — Nie zapominaj w tym wszystkim o sobie. Nie masz monopolu na troskę. Może robisz to, co uważasz za dobre dla innych, ale w takim razie powinieneś pozwolić na to, by inni robili to, co uważają za dobre dla ciebie — zauważyła Reyes. Chociaż pewnie nie powinna się tym przejmować; jak zauważył sam Noah, nie mógł narzekać na zainteresowanie płci przeciwnej, więc zapewne rzadko kiedy bywał sam i spędzał noce bez grzejącego go, drugiego ciała. Co nie zmieniało faktu, że wciąż mógł czuć się samotnie, nie mając osoby, której mógłby się zwierzyć ze wszystkiego, co go nękało, spędzając mu sen z powiek i sprawiając, że zwlekał z wizytą u Reyes. Bardzo starała się nie pokazać po sobie rozczarowania jego odmową. Nie wiedziała, dlaczego nie mógł jej tego obiecać, lecz rozumiała, że dotarła do ściany i Noah nie wpuści jej dalej, a ona nie miała zamiaru bardziej na niego naciskać. Mężczyzna musiał sam zdecydować, czy będzie potrafił zrezygnować ze swoich mechanizmów obronnych, czy będzie umiał zaufać jej na tyle, by kroczek po kroczku wprowadzić ją dalej, czy może właśnie osiągnęli swój limit. Sama wiedziała najlepiej, że nikt nie mógł zatrzymać uciekiniera, jeśli on sam nie chciał się zatrzymać. Posłała mu wątły uśmiech, słysząc jego szept i odetchnęła nieco głębiej. Podjęła próbę i nie było w tym nic złego, nawet jeśli łagodne odtrącenie bolało. Na szczęście znaleźli inny sposób na spożytkowanie tej niespokojnej energii, a ich lekko prowokacyjne zagrywki pozwoliły im zapomnieć i zanurzyć się w o wiele przyjemniejszych doznaniach. — Skoro ty stawiasz, powinnam wybrać najdroższą rzecz, jaką znajdę w karcie — zażartowała. W końcu zdecydowała się na gyudon i pierożki gyoza. — Myślę, że dzisiaj zaserwowałam ci już przedsmak prawdziwej rozkoszy — odparła zuchwale Reyes, kiedy ponownie zostali sami i mogli się skupić na rozmowie.
Widziała, co robił, wyraźnie próbując odciągnąć temat od siebie, jednak chwilowo postanowiła to przemilczeć. W końcu mieli jeszcze czas, raczej żadnemu z nich nigdzie się nie spieszyło, więc mogli spokojnie porozmawiać, chociaż na końcu języka miała ciętą uwagę, że nie musiałby jej pytać o to, co się u niej działo, gdyby postarał się utrzymać z nią kontakt. — Jeśli spodziewasz się jakiś szalonych historii o ucieczkach przed policją albo kąpaniu się nago w oceanie to muszę cię rozczarować. Praca, malowanie, czasami jakiś wypad na łono przyrody, żeby trochę odpocząć. Ostatnio mam wrażenie, że trochę utknęłam w miejscu — przyznała, wzdychając ciężko.
Margo wyciągnęła z materiałowej siatki zakupy; butelki z wodą postawiła na stoliku, aby Noah nie musiał się nadwyrężać, sięgając po nie na przykład z podłogi. Czekoladę wrzuciła do szuflady, żeby nikt mu jej nie podpierniczył w czasie snu. Nie miała pojęcia, czy faktycznie ktoś byłby w stanie to zrobić, ale lepiej dmuchać na zimne, ot co. Owoce, póki co, pozostawiła na blacie stolika. Spojrzała na Noah, uśmiechając się lekko pod nosem na jego słowa o tym, jak się czuje. Dość oryginalna odpowiedź, ale jak bardzo trafiała w sedno. – Cóż, na szczęście żyjesz i masz się jako tako dobrze. Mówisz, oddychasz i nawet żartujesz. To raczej dobre oznaki na szybki powrót do zdrowia – zauważyła, choć nie znała się kompletnie na medycynie. – Tak, ja – odwróciła wzrok, powoli składając siatkę i wkładając ją z powrotem do torebki. – Wiesz, mam licencję na broń już od dawna, ale to był pierwszy raz, kiedy faktycznie do kogoś strzeliłam – wyznała mu. Było to dla niej ogromne przeżycie. No bo właściwie po to wyrobiła sobie licencję, tak jakby, kupiła broń, aby mieć się czym broń w razie, gdyby to ją napadnięto albo gdyby znów miała bliskie spotkanie z bratem. Inne kobiety mogły trzymać gazy pieprzowe, paralizatory lub zwykłe dezodoranty, ale… Margo wolała co innego. Poza tym, bardzo lubiła chodzić na strzelnicę. Niektórzy lubili wyładowywać swój gniew na siłowni, uderzając w worek treningowy czy po prostu poddając się wysiłkowi fizycznemu, ale ona wolała wpakowywać całe magazynki w cele przed sobą. No i też właściwie mało kto wiedział, że Margo w ogóle posiadała broń. Margo zajęła miejsce na krześle, przewieszając torebkę na oparciu. Uśmiechnęła się lekko na pytanie, czy się znają. Tak jak sądziła – Noah jej nie pamiętał. Nie dziwiła mu się. To było jakieś osiem lat temu, na Alasce. – Tak, poznaliśmy się wcześniej – przytknęła mu. – Dawno temu na Alasce. Byłam tam wtedy na wakacjach, szłam wieczorem już do hotelu, kiedy jakiś chłopak podbiegł i mi capnął torebkę. Zaczęłam krzyczeć i go gonić. Jestem całkiem szybka na obcasach – zaznaczyła, żartując, może i Noah się uśmiechnie. – Ty akurat szedłeś tą samą ulicą i zacząłeś za nim biec. Dorwałeś tego dupka, ale uciekł, na szczęście zostawiając ci moją torebkę – niby nic ważnego w niej nie trzymała, ot, portfel, klucze, telefon, ale miała tam też dokument tożsamości i prawo jazdy. Wolałaby uniknąć zastrzegania też kart i wyrabiania nowych dokumentów. A zdjęcie mamy… Miała ich na szczęście dużo w Nowym Jorku. – W ramach podziękowań zabrałam cię na drinka. Popiliśmy, pośmialiśmy się, potańczyliśmy i tyle. Potem cię już nie widziałam. Do tej nocy – streściła mu krótko tę historię. Może i już nie pamiętała, o czym dokładnie rozmawiali, ale znała jego imię. – Nie mogłam ci się inaczej odwdzięczyć, ale… ta noc chyba wyrównuje rachunki, także spokojnie, nie masz u mnie żadnego długu – zaśmiała się cicho. – Na szczęście przybyłam w samą porę. Mam na imię Margo, tak swoją drogą. Chwilę później podniosła się i powiedziała, że zaraz wróci. I faktycznie, kilka minut później wróciła z miską. Później umyła owoce w zlewie, które mogła przełożyć do naczynia i położyć je na stoliku. – Nie pytaj mnie, dlaczego ci to kupiłam – machnęła ręką. Sama przecież nie znała odpowiedzi. Równie dobrze zaraz mogła tu wpaść rodzina Noah, jego żona, dziewczyna, chłopak, ktokolwiek, także przynosząc ze sobą coś do przegryzienia. – No nic, nie chcę ci przeszkadzać – uznała, patrząc na niego z nikłym uśmiechem na ustach. – Tyko jeszcze zapytam… bo w nocy musiałam zeznawać policji… U ciebie też już byli? Cóż, ciekawiło ją to, czy to był napad na tle rabunkowym, czy może jednak jakieś osobiste porachunki. Bądź, co bądź, ale nie znała Noah i nie wiedziała, jakim był człowiekiem, mimo, że nie wyglądał na tego złego.
Kiedyś pora dnia nie miała dla Jaime’ego znaczenia, jeśli chodziło o napicie się piwa. Ale już od dłuższego czasu starał się ograniczać alkohol i inne używki, głównie ze względu na ludzi, do których się zbliżył. Nie chciał ich zawieść. Głównie chodziło Jerome’a, ale też i o jego przyjaciółki – o Elle i Carlie. Niestety, jego dziewczyny (eks dziewczyny) nie było już w jego otoczeniu, a dla niej również się starał. Dla siebie? Hm… może trochę, ale… raczej niekoniecznie. Bo to nie tak, że koszmary ustały, że wyrzuty sumienia nie dawały o siebie znać. To wszystko wciąż w nim siedziało, dokładnie tak samo jak scena z tamtej nocy, kiedy Jimmy został zabity. Dzisiaj chyba jednak wraz z Noah zasłużyli na takie wcześniejsze piwo. Ale nie każdy tak uważał, zwłaszcza nie ci, którzy ich zagadali. Jaime’emu nie podobała się ta sytuacja, przecież bez najmniejszego problemu dało się wyczuć, po co podeszło do nich tych dwóch facetów – chcieli im spuścić porządny łomot, może nawet coś więcej. Na bank chodziło o sprawy wybrzeża. Ewentualne wątpliwości zostały rozwiane, kiedy jeden z typów powiedział, że Noah chciał nakablować. Świetnie. Nie dość, że policja miała ich w dupie, to teraz jeszcze zostaną napadnięci przez tych, którzy robili te swoje interesy nad rzeką. Jaime jednak nie zamierzał się temu poddawać, Noah na pewno też nie. Owszem, tamci byli napakowani i wyżsi, ale Moretti dużo razy walczył z podobnymi typami przed klubami i barami, kiedy to interweniował, bo jakiś typ nie uznawał odmowy kobiety albo po prostu kiedy Jaime coś źle intepretował. Lub w momentach, kiedy sam zaczepiał tylko po to, aby dostać w twarz. Jaime już chciał się odezwać, kiedy Noah został popchnięty w uliczkę. Jasna cholera. – Hej, zostawcie go! – odezwał się, ale ułamek sekundy później i on został pchnięty na ścianę jednego z budynków w uliczce. Nie tak chciał spędzić ten dzień. – Ty też oberwiesz – powiedział ten, który go pchnął. Jaime zmrużył oczy. – Dużo gadacie – tak, prowokował ich, ale to i tak nie miało znaczenia, ponieważ prędzej czy później któryś z nich zacznie okładać Noah albo jego pięściami. Mogli to przedłużać, ale Jaime chciał mieć to jak najszybciej za sobą, jakkolwiek to nie brzmiało. I faktycznie, zaraz jeden z nich zamachnął się, ale Moretti zaraz uniósł rękę, blokując jego atak. Naprawdę nie chciał znowu łazić z plastrem na brwi czy z rozciętą wargą i mieć problem z jedzeniem i piciem przez kolejnych kilka dni. – Błąd, frajerze – mruknął Jaime, a potem sam wyprowadził atak. Bójka się rozpoczęła, a student miał nadzieję, że ani on, ani Noah nie oberwą za mocno. I że dwaj napastnicy szybko uciekną, stwierdzając, że nie mają szans. W końcu przeciwnik Jaime’ego złapał go ramieniem wokół szyi tyłem do siebie. Chłopak nie zastanawiał się długo, tylko mocno kopnął go w stopę, a potem zamachnął się i przywalił mu łokciem między żebra. – Noah, wszystko gra? – zapytał szybko, ale nie tracił z oczu przeciwnika.
— Jestem pewna, że poradziłbyś sobie z zaspokojeniem również moich innych zachcianek — dodała, znacząco poruszając brwiami, ponieważ chciała po raz kolejny usłyszeć jego śmiech. Noah po powrocie w rodzinne strony powinien być bardziej… wypoczęty, rozluźniony, spokojny. A miała wrażenie, że do czasu, w którym ich spojrzenia się spotkały, pozostawał dziwnie spięty i nieswoi. Dopiero teraz znowu widziała w nim przebłyski tego faceta, z którym robiła szalone rzeczy, tylko po to, by zaraz wpaść w jeszcze bardziej szalone tarapaty, a później przegadać z nim całą noc. Ich czas był zawsze krótki, dlatego robili wszystko, co w ich mocy, by wykorzystać go do ostatniej sekundy. Reyes nigdy nie czuła się bardziej żywa jak wtedy, kiedy miała przy sobie Noah i wiedziała, że za niedługo on znowu zniknie, dlatego nie było czasu na strach, wątpliwości, rozsądek. Po prostu działali. — Już ci nie ufam, Noah Woolfie, jeśli chodzi o snucie planów. Ostatnio obiecałeś mi sesję zdjęciową i do tej pory nie dotrzymałeś obietnicy — zarzuciła mu, oskarżycielsko celując w niego pałeczką, chociaż tym razem w jej głosie nie było już ani złości, ani goryczy. Musiała w pewnym momencie odpuścić i zaakceptować to, że właśnie tak wyglądała ich znajomość i nie mogła tego zmienić. — Ale kiedy już uda ci się uwolnić od twojej redaktorki, która chyba ma zamiar zapełnić twój grafik do ostatniej minuty, możemy wybrać się nad ocean — zgodziła się z lekko złośliwym błyskiem w oku, gdy wspomniała o jego redaktorce, która przypominała jej bardziej psa stróżującego. Reyes wątpiła, by kobieta miała zamiar wypuścić go ze swoich szponów przez najbliższe tygodnie. Co prawda była fanką wspinaczki i gór, jednak równie mocno uwielbiała słoną bryzę na twarzy i miękkość fal obijających się o brzeg. — Czy wszystko musi się sprowadzać do towarzyszy? Nie mogę szaleć sama? — zapytała, wywracając oczami. Zaraz jednak skrzywiła się delikatnie, a jej oczy zamgliły się pod wpływem bólu i smutku. — Czasami… wciąż trudno jest mi się pogodzić z tym, że jako jedyna przeżyłam. Zastanawiam się, czy mam prawo dobrze się bawić, skoro Cat nie może już zaznać tej radości — przyznała cicho, gmerając w swoim jedzeniu i unikając spojrzenia mężczyźnie w oczy. Podejrzewała, że Noah nie spodziewał się takiej odpowiedzi, kiedy spytał, co stało je na przeszkodzie… A chociaż on sam miał opory przed zwierzaniem się jej z niektórych swoich przemyśleń czy tego, co działo się w jej życiu, słowa spłynęły z jej języka swobodnie, nawet się nad nimi nie zastanawiała, ponieważ były to lęki i wyrzuty sumienia, które nawiedzały ją aż nazbyt często. Reyes starannie ukryła własną reakcję na jego słowa. Sama nie była pewna, co dokładnie czuła, to była mieszanina wielu emocji. Noah powiedział, że nie powinna żałować swojej szczerości. Ona przedstawiła mu swoje racje, on zrobił to samo… Teraz pozostawało im tylko wypracowanie rozwiązania. — Mówisz prawie tak, jakbym właśnie wyciągnęła pierścionek zaręczynowy, oświadczyła ci się i oczekiwała, że utkniesz ze mną w bagnie — stwierdziła z rozbawieniem Reyes, która nie chciała, żeby cały ich nastrój został popsuty przez powagę. — Nie rób takiej nieszczęśliwej miny, Noah. Nie mam w planach usidlenia cię w najbliższym czasie. Po prostu… przekazałeś mi, gdzie są twoje granice, postawiłeś przede mną jasny znak teren wzbroniony, zawróć i szanuję to. Może nie jestem z tego powodu najszczęśliwsza, bo… nie wiem… bo po wypadku zaczęłam obawiać się tego, że w końcu stracę każdą osobę, na której mi zależy i zaczęłam obawiać się niepewności, chociaż kiedyś wzbudzała we mnie ekscytację. To jest jednak mój problem, nie twój i nie zamierzam cię nim obarczać.
Margo uniosła brew, patrząc na Noah. Faktycznie, może najpierw powinna się przedstawić, a potem mówić, że ma licencję na broń. Ale kto by się przejmował… Ważne, że w ogóle powiedziała mu, jak ma na imię. Nawet, jeśli jej nie pamiętał i nie kojarzył, czy to przez leki, czy przez czas, to jednak warto było wiedzieć, kto wtedy miał odwagę tam podejść i zrobić… porządek. Choć może to nie do końca było dobre słowo. Najważniejsze, że Margo przyszła w odpowiednim czasie, uzbrojona, gotowa strzelać, a Noah przeżył. I, jak zauważyła wcześniej, był przytomny, mówił, nie stracił pamięci i oddychał bez konieczności przypinania mu specjalistycznych aparatur. – Nie miałam wiele czasu na zastanawianie się – odpowiedziała i westchnęła cicho. Może gdyby teraz mogła cofnąć czas i przeżyć tamtą noc jeszcze raz, strzeliłaby gdzieś w pobliże nóg tego sukinsyna. Ale możliwe, że tylko by go rozwścieczyła, może doskoczyłby do niej szybciej niż ona zdążyłaby pozbierać myśli, aby jednak wycelować mu w stopę. Chyba nie ma sensu gdybać. Uśmiechnęła się do niego nieco szerzej i pokręciła głową. Fakt, może odzyskanie skradzionej torebki nijak miało się do uratowania życia lub przynajmniej zdrowia, ale Margo i tak była zadowolona i absolutnie nie zamierzała teraz wymagać od Noah czegoś w zamian. Chociaż kto wie, skoro spotkali się już drugi raz, to może za trzecim to Noah będzie się mógł wykazać? Oby tylko w nieco innych okolicznościach, najlepiej takich, gdzie nikt nie łamie prawa i nie zagraża życiu któremuś z nich. Ani im obojgu na raz. Oczywiście, że Margo nie pytała. O co miała pytać? O zgodę? Margo Vaughan nie pytała nikogo o zgodę. Ona po prostu robiła to, na co miała ochotę, nie przejmując się niczym. Kiedyś tak nie było, kiedyś była zupełnie inną dziewczyną. Ale potem miała okazję spotkać swojego biologicznego ojca, który wyzywając ją, między wierszami pokazał jej bardzo dużo. Margo wyciągnęła z tego lekcję, a Marc Forbes mógł teraz sobie pluć w brodę. – Możliwe – uznała, opierając się o krzesło. Założyła nogę na nogę i wzięła sobie dwa winogrona. – Nie tak bardzo jak myślałam, że będą. Zamknęli się, kiedy okazało się, że kobieta może nosić przy sobie broń. I to w dodatku nieco większego kalibru niż przeciętna kobieta może, według nich – przewróciła oczami. – Spędziłam tam jakieś dwie godziny, powiedzieli, że mogę wezwać adwokata, ale nie był mi potrzebny. Opowiedziałam wszystko to, czego byłam świadkiem. I nie miałam wyjścia z tym postrzeleniem. W końcu czułam, że moje życie jest zagrożone, prawda? – uśmiechnęła się kącikiem ust, a potem wsunęła do nich jedno z winogron. To była prawda. Obawiała się, że i ona mogła zginąć, wcześniej zostając wykorzystana. A przed policją niczego nie ukrywała i nie miała zamiaru. Nigdy dotąd nie miała z nimi do czynienia, nie miała kartoteki ani nawet nie dostała mandatu za złe parkowanie czy przekroczenie prędkości. – Mam kogoś powiadomić? – zapytała nagle, nim zdążyła się powstrzymać. Nie wiedziała, w jakim stanie znajduje się jego telefon i czy podał jakiś kontakt do kogoś z rodziny lub przyjaciół.
Gdy Arthur wyszedł, a po chwili Emma była gotowa, potok słów który wylał się z ust nowo poznanego mężczyzny sprawił, że staneła w miejscu. Spojrzała na niego zaskoczona tym, żę w ogóle o sobie opowiada. Że w ogóle chce coś mówić o sobie, ludzie zwykle tego unikaja, chyba że są narcyzami i po prostu wewnetrzna potrzeba pcha ich do wylewania na innych swojej doskonałości. Ale ten człowiek nie przechwalał się, nie wybijał się kosztem innych, nie opowiadął o tym, jak mu się w życiu udało, jaki jest fantastyczny. W sumie wydawał się szczery i chyba równie zaskoczony jak ona tym spotkaniem i w ogóle sytuacją nawiązania takiej krótkiej współpracy. Emma o sobie nie opowiadała, ani kiedys, ani tym bardziej teraz. Była skryta, nieufna i nieśmiała, a że obecnie znajdowała się w ciężkim położeniu, to po prostu nie miała ochoty, ani zamiaru niczego rozpowiadać. Kłamać tez nie potrafiła, nie miało to zresztą żadnego sensu. - Czyli.... jesteś takim włóczykijem? - podpytała. - Nigdy nie byłam poza stanem Nowy Jork – wyznała, nieco zawstydzona, jakby to było coś złego i otworzyła drzwi, wychodząc poza próg. Poczekała, aż mężczyzna też opuści cukiernię i zamknęła lokal. Rozejrzała się po ulicy, a dostrzegając widoczną choć oddalającą się sylwetkę sąsiada, uśmiechnęła pod nosem. - Ten starszy pan to mój przyjaciel, stąd ta troska - wyjasniła. - On jest samotny, nie ma się kim opiekować... A chyba trochę tego potrzebuje – dodała, chociaż... możliwe, że ona również tego potrzebowała. I może dlatego tak łatwo jej przychodziła ta znajomość. - Gdzie podróżowałeś? - podpytała, chcąc aby krótki spacer do mieszkania nie trwał w milczeniu. Już czuła, że żołądek jej się ściska, bo Thomas może być w złym nastroju... No i mieszkanie naprawdę należy odświeżyć... I... I trochę się wstydziła.
Reyes nie widziała nic złego w zmysłowym, figlarnym droczeniu się; oboje nie mieli stałych partnerów, byli dorosłymi ludźmi i czuli się na tyle dobrze w swoim towarzystwie, że mogli sobie pozwolić na podobne zachowanie, które dodawało ich spotkaniom nutkę ekscytacji. Cieszyło ją to, że nie ustępował jej ani na krok w tym słownym tańcu; tęskniła za kimś, kto podzielałby jej poczucie humoru, a jednocześnie zaskakiwał ją na każdym kroku. — Czyli znowu odbierze mi cię praca — stwierdziła z głębokim westchnieniem Reyes, lecz nie dodała nic więcej. To było ich pierwsze spotkanie od wielu miesięcy i podejrzewała, że to oznaczało, iż nie zobaczy Noah przez kolejnych kilka tygodni, jeśli nie dłużej. — W takim razie powinniśmy dobrze wykorzystać dzisiaj nasz czas, skoro nie wiem, kiedy znowu będziemy mieli okazję się spotkać. Reyes nie spodziewała się, że poczuje się lepiej, jednak słowa Noah i jego łagodny dotyk wpłynęły na nią kojąco. Nie byli standardowym przykładem przyjaciół, a mimo to ich gesty były pełne zażyłości i czułości, czuła w swoim wnętrzu narastające ciepło, kiedy gładził wierzch jej dłoni, a później złożył na niej delikatny pocałunek. — Nie spodziewałam się, że będziesz taki wybredny. Jeszcze jakieś wymagania odnośnie sygnetu? Powinien strzelać laserami i rozbrajać każdy zamek cyfrowy? — zapytała Reyes, która walczyła z uśmiechem cisnącym jej się na usta. W końcu temat wyimaginowanych zaręczyn powinien być omawiany z zachowaniem pełnej powagi. — Klękanie jest przereklamowane. Myślę, że powinnam wymyślić coś wyjątkowego i pasującego do nas. Co powiesz na wspólny skok na bungee, w trakcie którego poproszę cię o rękę, grożąc, że jeśli się nie zgodzisz, przetnę linę? Albo wywiozę cię na bezludną wyspę i pozwolę ci wrócić do cywilizacji dopiero w momencie, w którym zgodzisz się za mnie wyjść. Miałabym stuprocentową pewność sukcesu. Czy coś takiego by cię satysfakcjonowało? Czy może masz jeszcze jakieś własne uwagi? — dorzuciła Reyes, która nie próbowała dłużej maskować własnego rozbawienia. Nie wyobrażała sobie, by miała uklęknąć, ale w zasadzie była na tyle pewna siebie i charyzmatyczna, że nie sądziła, by miała problem z tym, by oświadczyć się partnerowi. Zanim jednak doszłaby do etapu wybierania pierścionka, powinien znaleźć się odpowiedni kandydat, a żadnego takiego nie widziała na horyzoncie. Kiedyś musiała wysłuchiwać coraz bardziej naglących pytań ze strony rodziny, kiedy wreszcie porzuci swój stan panieński i przedstawi im godnego kandydata na męża, ale Rey była skupiona na zupełnie innych aspektach życia. Teraz, o ironio, nikt jej już nie pospieszał, chociaż nie robiła się młodsza, a wypadek powinien był jej uświadomić, że nie miała tyle czasu i zdrowia, ile jej się wcześniej wydawało. Wiedziała jednak, że nie mogła pakować się w żaden związek, dopóki nie upora się z własnymi demonami. Nie chciała nikogo obarczać swoim smutkiem i problemami… Co zresztą teraz wytykał jej Noah, próbując jej uświadomić, że nie musiała zmagać się z kłopotami sama, że nie było nic złego w dzieleniu się nimi. — A wydawało mi się, że jesteś od tego, żeby kąpać się ze mną nago w oceanie — odparła Reyes, zmuszając się do bladego uśmiechu, który nie dosięgnął jej oczu. Często zdarzało jej się to, że żartami próbowała maskować negatywne odczucia, ale Noah potrafił już przejrzeć tę sztuczkę. Westchnęła, korzystając z tego, że jej dłoń wciąż znajdowała się blisko jego ust i kciukiem obrysowała jego miękkie wargi. — Ciebie też gnębi mnóstwo rzeczy. Nie chcę stać się dodatkowym ciężarem.
— Gdybym cię nie znała, pomyślałabym, że denerwujesz się tym zaproszeniem — drażniła się z nim Reyes, kiedy zaczął się z zakłopotaniem tłumaczyć ze stanu własnego mieszkania. Przecież nie zamierzała tam wpadać, żeby urządzić mu jakąś inspekcję; właściwie była mile zaskoczona tym, że Noah był gotowy i miał chęć wprowadzić ją w swoją prywatną przestrzeń, zwłaszcza po ich rozmowie o wyznaczaniu granic i trzymaniu się ich. — Chętnie cię odwiedzę… wystarczy nam jedna butelka wina czy powinnam od razu przytaszczyć ze sobą całą skrzynkę? — zapytała ze śmiechem, ponieważ nie wyobrażała sobie, by miała przyjść do jego lokum z pustymi rękami, zwłaszcza że nie było jeszcze częściowo urządzone. Mogła ze sobą przynieść jeszcze jakąś roślinkę, ale zakładała, że pod opieką mężczyzny (a raczej jego brakiem) nawet kaktus usechłby w rekordowym tempie. Reyes zmarszczyła brwi, rzucając mu na wpół rozbawione, na wpół oskarżycielskie spojrzenie. — To całe gadanie o pospolitości i wartości brzmi tak, jakbyś planował sprzedać pierścionek przy pierwszej lepszej okazji. Myślę, że najbezpieczniej będzie kupić ci kajdanki wysadzane brylancikami… Nie dość, że będą ładnie wyglądać, to jeszcze przydadzą się podczas łóżkowych zabaw — stwierdziła Reyes, która naprawdę z ogromnym trudem powstrzymywała się przed parsknięciem śmiechem. Takie absurdalne pomysły do głowy przychodziły jej jedynie w towarzystwie Noah, a w dodatku potrafiła wypowiedzieć je niemal z pokerową twarzą, jakby naprawdę rozważała podobne rozwiązania. Dobrze, że pomiędzy boksami znajdowała się odpowiednia przestrzeń, dzięki czemu raczej nikt nie mógł ich podsłuchać, w przeciwnym razie nawet policzki zuchwałej Reyes pokryłyby się gorącym rumieńcem. — To słodkie, że dla mnie zrobisz przemeblowanie w swoim mózgu — prychnęła, wywracając oczami, chociaż uśmiech nie schodził jej z twarzy. Nie pamiętała, kiedy po raz ostatni tak doskonale się bawiła, a przecież jedynie siedzieli w japońskiej knajpce i rozmawiali. Nie miała pojęcia, czy wynikało to z faktu, że nie widzieli się od dawna i ta tęsknota sprawiła, że byli jeszcze bardziej nabuzowani pozytywną energią, czy może właśnie taka była charakterystyka ich lekko zwariowanej relacji. Reyes zachichotała, gdy poczuła na kciuku jego zęby. — Byłeś aż tak głodny? — zapytała, unosząc brwi. Z każdą chwilą jednak atmosfera stawała się coraz bardziej gęsta i napięta, a jej spojrzenie pociemniało, gdy pochyliła się nad stolikiem, by znaleźć się jak najbliżej Noah i kokieteryjnie obniżyła głos. — Wiesz, że jesteś o krok od wpakowania się w bardzo poważne tarapaty, cariño? Jeśli dalej będziesz mnie dotykał w ten sposób, nie obiecuję, że zapanuję nad moimi zachciankami. — Po czym odchyliła się na krześle jak gdyby nigdy nic i zabrała się ponownie za swoje jedzenie.
Reyes uniosła brwi, zaskoczona jego wyznaniem. Zdenerwowanie mężczyzny oznaczało, że szczerze mu na tym zależało, ale nie miała pojęcia, co wywołało taką reakcję; pragnął, by dobrze się czuła w jego mieszkaniu czy raczej chodziło o to, że obawiał się jej oceny i niedowierzania w związku z tym, że zdecydował się na własny apartament? — Chyba nie zakładała, że przez cały okrągły rok śpisz pod namiotem? — zapytała na wpół zdziwiona, na wpół rozbawiona Reyes, ponieważ Noah absolutnie był człowiekiem, który byłby w stanie podróżować przez całe trzysta sześćdziesiąt pięć dni, nie mając stałego dachu nad głową… a jednak potrafiła zrozumieć, że potrzebował miejsca, do którego czuł, że mógł wracać. Nawet jeśli mieszkanie przez większość czasu stało puste, nawet jeśli rzadko kiedy zaglądał do środka, świadomość, że gdzieś na świecie miał swój własny kąt, mogła podnosić go na duchu podczas gorszych momentów, gdy nie był pewny, czy przynależał gdziekolwiek. — Nie masz czym się przejmować. W końcu to tylko ja. Chyba, że chcesz mi powiedzieć, że będę pierwszym gościem w twoich skromnych progach i szykujesz z tego powodu jakąś niespodziankę. — Po prostu nie umieli zrezygnować z ciągłego podpuszczania się i dzięki temu Reyes czuła się tak… normalnie. Noah wiedział, co ją spotkało, a jednak nie traktował jej jak zepsutej, kruchej laleczki, która miała rozpaść się przy najlżejszym dotyku. — A skąd masz pewność, że to właśnie ja się upiję? Bo mnie się wydaje, że to ty pierwszy się wstawisz i zrobisz mi gorący pokaz striptizu, który zapamiętam do końca życia — odparła zadziornie Reyes, mrugając do niego. Nikt nie powiedział, że to ona była już na starcie postawiona w gorszej pozycji, a Noah mógł mieć jeszcze bardziej szalone pomysły, kiedy będzie podpity. Od dłuższego czasu unikała alkoholu, ponieważ w trakcie wypadku była pod wpływem; jej poczucie sumienia było niezwykle złożone, nie wynikało z jednej rzeczy, a z kilku, które nawarstwiły się na siebie, tworząc tragiczny bieg wydarzeń. Zastanawiała się, czy gdyby była trzeźwa, byłaby bardziej uważna i szybciej wykrzyknęłaby ostrzeżenie, które być może uratowałoby im wszystkim życie, lecz nigdy się o tym nie przekona. Ostatnio jednak nie odmawiała już sobie z takim uporem procentów, kiedy była w towarzystwie znajomych, a przy Noah czuła się na tyle pewnie, była na tyle odprężona i mimo wszystko ufała mu na tyle, by pozwolić, aby chociaż część jej hamulców puściła. — Postaram się, żeby jedyne kajdanki, jakie kiedykolwiek znajdą się na twoich przegubach, zostały tam zapięte przeze mnie i to tylko w bardzo przyjemnym celu — odparła ze śmiechem Reyes, która w tej chwili nie chciała myśleć o tych wszystkich tajemnicach, które skrywał przed nią Noah, o jego niezbyt czystej, pełnej skaz przeszłości, o rzeczach, które mogłyby jej odebrać przyjaciela na zawsze, a przynajmniej na długie lata, gdyby tylko wyszły na jaw, a on zostałby zamknięty przez władze za wszystko, czego się dopuścił. Nie wpuszczał jej do tego świata i trochę naiwnie chciała wierzyć, że próbował ją w ten sposób chronić, mimo że prawdopodobnie dbał jedynie o własną skórę. Noah dawał jej jednak w ten sposób wskazówki i po jego spojrzeniu mogła jedynie się domyślać, że nie robił tego w sposób przypadkowy. Zawsze się pilnował, nawet kiedy pozornie się przy niej otwierał, dlatego podejrzewała, że nie zdradziłby żadnej informacji pod wpływem chwili, z jakiegoś powodu chciał jej to dać.
Korzystając z tego, że Noah wciąż był rozproszony, bezwstydnie podkradła mu trochę ramenu z talerza. — Czyli próbujesz mi powiedzieć, że jestem dla ciebie zbyt pobłażliwa i zbyt szybko zgodziłam się tutaj z tobą przyjść? W takim razie następnym razem urządzę ci prawdziwe piekło — brzmiała pozornie niewinnie, gdy pochłaniała swoją porcję makaronu, ale… to nie było do końca kłamstwo. Nie powinien zakładać, że spokojnie będzie znosiła każde jego zniknięcie, że za każdym razem mu wybaczy. Ona sama nie mogła wiedzieć, jak to wszystko się potoczy i czy zawsze będzie potrafiła go przyjąć z otwartymi ramionami, czy w pewnym momencie nie poczuje się tym wszystkim zmęczona.
Panna Lester szybko zrozumiała, że mężczyzna wie gdzie idzie, więc nawet nie siliła się na rozglądanie wokół w poszukiwaniu rzeczonej kawiarni. Słysząc odrobinę pokraczna wypowiedzieć towarzysza niemal wybuchła śmiechem. W końcu pisarz chyba powinien potrafić dobierać słowa, czy może się myliła? Było to nawet jakoś dziwnie urocze i nawet go rozumiała, bo pewnie sama na jego miejscu zareagowałaby podobnie. Dopóki sama nie dowiedziała się, ze jest w ciąży nie miała przejawów czegoś takiego jak instynkt macierzyński - no nie licząc tego jak rozpieszczała Biscuita. Ale to była inna para kaloszy! — Nie jest lekko, nie jest. Tym bardziej, że robi się coraz cieplej —dla podkreślenia powachlowała sie dłonią. W galerii była klimatyzacja, ale nie miała takowej w mieszkaniu, czy parku do którego uczęszczała z psiakiem. — Jeszcze jakieś cztery miesiące, no trochę ponad —ale nie siliła sie nawet, by przypomnieć sobie którego dokładnie jest dzisiaj ani który to tydzień. Wszyscy miała nie tylko u lekarza, ale i w aplikacji na telefonie. Wiedziała, jednak, że Noah zapytał o to ze zwykłej uprzejmości. Skąd to wiedziała? Bo na jego miejscu zrobiła by pewnie dokładnie to samo! —No zauważyłam, że tak sobie o zniknąłeś. Ładnie to tak? Jak Ci redaktorka porządnie nie da popalić to wiesz —zażartowała unosząc dłoń, jakby się przymierzała do ciosu, ale zaraz roześmiała się w głos. Tak pamiętała kobietę i domyślała się, ze pisarz nie miał z nia łatwego życia. Może uciekła głównie od niej? Kto wie, —Problemów? Daj spokój, ta kampanie dała nam taki rozgłos, że nawet dostałam premię —puściał mu perskie oko, bo tak faktycznie było. Po tym jak ich początkowy plan z reklama kontrowersyjnej książki Woolfa wypalił ich agencja była na językach wielu. Nie zawsze mówiono pochlebnie o tym pomyśle, ale mówiono, a przez to pojawili się też nowi klienci, którzy wiedzieli, że firma zrobi wszystko, by wypromować to co trzeba! Gdy usiedli w kawiarni położyła wszystkie swoje torby tak, by w nie nie kopać pod stolikiem, ale była wdzięczna za chwilę odpoczynku. —Żaden szczur! Wiesz co —pokręciła głową, ale mogła sie tego spodziewać i wcale nie wyglądała na obrażoną wręcz przeciwnie była zadowolona. Z tego, że wpadła na Noha. Z tego, że miała możliwość nieco zmienić towarzystwo i nie musieć brać udziału w trudnych rozmowach, których ostatnio miała po dziurki w nosie. —Biscuit ma sie dobrze, a zresztą czemu miałby sie mieć źle jest tak rozpieszczony. —zasmiała się i upiła kilka łyków swojej bezkofeinowej kawy. To był naprawdę dobry wynalazek, gdy chciała posmakować kawy. —Poza widocznymi zmianami wiele się u mnie nie działo. Cały czas była tylko praca, dom, praca! Nie pamiętam kiedy w ogóle wyskoczyłam do jakiegoś klubu, a teraz no jestem uziemiona —powiedziała z nieukrywanym smutkiem. Brakowało jej ruchu, zabawy, a może nawet i alkoholu we krwi. —Lepiej Ty zdradź coś, gdzie to uciekłeś, hm? Jakies piekne widoki, ciepłe kraje? —spojrzała na niego z rozmarzeniem, ponieważ to tez było off limits.
Sama Reyes uwielbiała gotować. Przestała to robić po wypadku, ponieważ nie widziała sensu w gotowaniu dla siebie samej, jednak był taki czas, kiedy kochała eksperymentować w kuchni, nieustannie wypróbowywała nowe przepisy, a wszyscy jej znajomi uwielbiali meksykańskie potrawy w jej wykonaniu. — Jeśli chcesz, mogę ci przesłać listę składników i ugotujemy coś jutro wspólnie — zaproponowała po chwili wahania. Prawdopodobnie zamówienie czegoś na wynos byłoby prostsze i zaoszczędziłoby im mnóstwo czasu, ale nikt nie mówił, że nie mogli jednocześnie gotować i nadrabiać stracony czas. A skoro Noah faktycznie był tak tragiczny w kuchni to mogła być jego jedyna szansa na domowy posiłek w najbliższym czasie, zwłaszcza jeśli będzie zajęty przez pracę. — Chyba że będziesz zbyt pijany, by utrzymać się na nogach i przydać mi się na coś w kuchni — rzuciła złośliwie, nie mogąc zrezygnować z przytyku. — Właśnie dlatego, że próbujesz mnie zniechęcić, zamierzam oczekiwać bardzo wiele — odparła przekornie Reyes. W końcu nie denerwowałby się tak bardzo, gdyby mu nie zależało, a skoro mu zależało to nie zamierzała uwierzyć w ani jedno zdanie, które padło z jego ust. — Noah Woolfie, czy ty właśnie rzucasz mi wyzwanie? — zapytała powoli Reyes, akcentując każde słowo, jakby chciała mu dać szansę jeszcze wycofać się z tych słów. — Nie jestem żadnym chucherkiem! — zawołała z oburzeniem, posyłając mu zirytowane spojrzenie. Zaraz jednak na jej wargi wypłynął iście szatański uśmieszek. — Skąd pomysł, że ubiorę bieliznę? Może od razu powinnam przyjść bez… — zastanawiała się głośno. Powiedziała to tylko po to, żeby zobaczyć jego reakcję; po cichu liczyła na to, że zakrztusi się swoim jedzeniem, lecz był na tyle godnym przeciwnikiem, że nie spodziewała się tak łatwego zwycięstwa. — Może lubię, może nie… Możesz tylko żałować, że nie będziesz miał okazji przekonać się na własnej skórze, co mnie kręci. Zostaje ci tylko własna wyobraźnia — rzuciła figlarnie Reyes, zakładając zbłąkany kosmyk włosów za ucho i zmysłowo przegryzając wargę. Zaraz jednak przybrała najbardziej niewinną minę, na jaką było ją stać, zgodnie z jego sugestią. — Czyli chcesz mi powiedzieć, że wyglądam na grzeczną, uległą dziewczynkę? W takim razie chyba nie postarałam się wystarczająco, kiedy odpowiadałam na twoje pytanie o pocałunek — stwierdziła, a w jej oczach rozbłysły iście diabelskie iskierki. Skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie była ciekawa, co sam Noah preferował w łóżku; czy przeszkadzało mu, kiedy to kobieta przejmowała inicjatywę i wolał mieć kontrolę nad sytuacją, czy może podobałaby mu się perspektywa partnerki, która doskonale wiedziała, czego chciała i potrafiła zarówno brać, jak i dawać. W końcu fantazji było mnóstwo, a ona sama nie miała problemów z odgrywaniem obu ról. — Mam wrażenie, że bardziej interesują cię moje łóżkowe skłonności niż to, co robiłam przez ostatnie miesiące — zarzuciła mu ze śmiechem Reyes, widząc jego wyraźne zaciekawienie, gdy pochylił się nad stołem w jej kierunku. Nie skończyli jeszcze tej rozmowy; w końcu ona też zastanawiała się, jak spędził ostatnie miesiące, gdzie był i co robił. — Masz świadomość tego, że w ten sposób możesz z powrotem wpakować się w kłopoty? — spytała Reyes, unosząc brwi, a chociaż starała się brzmieć swobodnie, jakby dalej się ze sobą drażnili, jej twarz wyrażała tak wiele emocji, że trudno byłoby ją w tej chwili uznać za rozluźnioną czy skłonną do żartów. — Może z twojej perspektywy to są małe grzeszki, ale nie z mojej, Noah. Może ty już przywykłeś do tego, że znikasz z czyjegoś życia bez pożegnania i nie masz przy tym wyrzutów sumienia, ponieważ właśnie taki jesteś i to od lat, ale ja wcale nie cieszę się z tego powodu. To, że mi na tobie zależy, nie świadczy o tym, że zapominam o wszystkim; może jestem skłonna ci wybaczyć, ponieważ wiem, że moja złość niczego nie zmieni i moje poczucie zranienia w żaden sposób nie wpłynie na twoje przyszłe decyzje, jednak to nie oznacza, że tak po prostu odpuszczam i nic mnie to nie kosztuje, bo to nie jest łatwe.
Reyes zaczynała się zastanawiać, jak żywił się przez te wszystkie lata. Podejrzewała, że była to mieszanka podstawowych dań, hotelowych bufetów, żarcia na wynos i dobroci mieszkańców, którzy lubili dzielić się swoją kulturą i jedzeniem, a Noah był na tyle czarujący, że zapewne nie miał trudności z przekonaniem do siebie miejscowej ludności. — Mógłbyś chociaż udawać, że ten plan ci się podoba i wykazać się większym entuzjazmem — wytknęła mu z rozbawieniem Reyes, śmiejąc się pod nosem na widok jego miny, która nie wyrażała najmniejszych chęci do zagłębienia się w tajniki kulinarnej sztuki; wyglądał raczej na zrezygnowanego i podejrzliwego, jakby warzywa miały ugryźć go w rękę, kiedy tylko zabierze się za ich krojenie. Miała tylko nadzieję, że choć trochę uda jej się umilić mu ten czas. Wiedziała jednak, że gdyby Noah naprawdę nie miałby na to ochoty, nie zgodziłby się na wspólne przygotowywanie posiłku. — Nie uważasz, że jesteś strasznie samolubny w tych wyzwaniach? — zapytała Reyes, unosząc jedną brew. Miała świadomość, że coraz bardziej igrała z ogniem, lecz kiedy już zaczęli, nie umiała tak po prostu się wycofać i przestać. Zawsze podejmowała rzucone jej wyzwanie, co prawdopodobnie mogło się dla niej zakończyć niezbyt dobrze, jednak nie zamierzała ustępować mężczyźnie pola, zwłaszcza że on sam również wyglądał tak, jakby nie planował się ugiąć. Ich relacja zawsze miała w sobie element ognistej gry i najwyraźniej oboje nie potrafili zrezygnować z tej ekscytującej części. — Powiedzmy, że przyjdę w samej sukience i bez bielizny… A co ty dasz mi w zamian, Noah? To powinna być uczciwa wymiana, nie może być tak, że tylko jedno z nas bierze i znajduje się w lepszej pozycji. Więc co mi zaproponujesz? — zapytała, bawiąc się szklanką z wodą niemal tak, jakby był to kieliszek wina. Niezwykle powoli uniosła szkło do ust i upiła łyk, po czym sugestywnie oblizała swoje wargi. Gdzie była granica? W ich przypadku nigdy nie było wiadomo. Noah postawił swoją barierę odnośnie pewnych prywatnych spraw, ale jeśli chodziło o ich droczenie się… Jeszcze nie znaleźli limitu. A może po prostu nie chcieli go zauważyć i przyjąć do wiadomości, ponieważ kontynuowanie tej zabawy w kotka i myszkę było dla nich zbyt kuszące. — Może to ty niewystarczająco mnie zachęcasz, żebym miała ochotę pobudzić twoją wyobraźnię? — odparła ze słodką miną Reyes, która nie miała zamiaru tak łatwo wywiesić białej flagi, chociaż krew delikatnie się w niej zagotowała, kiedy stwierdził, że jej poprzedni popis był niewinny. Miała ochotę pobudzić jego wyobraźnię do tego stopnia, że spodnie zaczęłyby go boleśnie uwierać w kroku i zupełnie nie przejmowałaby się przy tym obecnością innych klientów w knajpce, ale wtedy Noah wygrałby w ich małej rozgrywce. Doskonale wiedziała, że specjalnie ją podpuszczał, lecz… to działało, bo część Rey cholernie tego pragnęła. Uwielbiała kusić, droczyć się, znajdować się w centrum czyjegoś zainteresowania, poczucie bycia chcianą i zauważoną. — Myślę, że gdybyś szczerze angażował się w naszą rozmowę, bardziej podkreśliłbyś to za pomocą czynów — odparła zuchwale, ignorując jego fałszywe oburzenie.
Reyes nie chciała się kłócić, a już na pewno nie chciała poczuć się tak dotknięta przez jego słowa. — Przestań. Nie chcę już tego słuchać — szepnęła, przymykając na chwilę powieki i biorąc głęboki oddech, żeby nad sobą zapanować. — Ciągle mówisz o tym, że wyobraziłam sobie coś na twój temat, jakbym cię nie znała, jakby cała nasza relacja była zbudowana na jakiś moich urojeniach, jakby… — urwała, zaciskając mocno palce na krawędzi stołu. — Kiedy mówisz, że mam jakieś wyobrażenie twojej osoby, tak naprawdę bagatelizujesz moje uczucia, Noah. Jakbym nie miała prawa do tej złości, bo wzięła się z moich wymysłów, a przecież ja nie… Znam cię. To, że próbujesz to podważyć, wmawiając mi, że jest inaczej, jest kurewsko niesprawiedliwym zagraniem z twojej strony — powiedziała z goryczą w głosie, podnosząc się z krzesła. Ruszyła w stronę kelnera, by poprosić o rachunek, bo nie sądziła, by była w stanie dłużej tutaj wysiedzieć.
— Mam chociaż nadzieję, że kojarzy ci się to z wizytą u seksownej lekarki — parsknęła Reyes, która nie mogła powstrzymać się przed wywróceniem oczami na to porównanie. Chyba tylko on byłby w stanie wymyślić coś podobnego, a skoro mogła liczyć na jego kreatywność w zakresie metafor… No cóż, podejrzewała, że w innych aspektach życia potrafił wykazać się podobną pomysłowością, która mogła wynikać choćby z jego doświadczenia… Noah nigdy nie ukrywał, jakie miał podejście, a jej to nie przeszkadzało, ponieważ to nie była jej sprawa i nikt nikogo nie krzywdził. Wiedziała jednak, że chociaż pozwalali sobie na tak prowokujące komentarze i uwodzicielski dotyk, nie powinni pozwolić sobie na nic więcej. Wielokrotnie jej koleżanki namawiały ją, że powinna się rozerwać, skupić się na dobrej zabawie i fizycznej przyjemności, lecz Reyes miała świadomość, że przez dość długi okres czasu była wrakiem i nie mogła sobie pozwolić na zbliżenie się do kogokolwiek bez rozmyślania nad konsekwencjami. Wszystko mogło się jedynie skomplikować, gdyby przekroczyli tę granicę w całości, jakby nigdy nie istniała, a ona potrzebowała Noah w swoim życiu, nawet jeśli nie zawsze była zadowolona z tego, jaką odgrywał w nim rolę, nawet jeśli zdarzały się dni, gdy chciałaby od niego dostać więcej, choć wiedziała, że to niemożliwe. Tylko jak miała mu się oprzeć, kiedy patrzył na nią w ten sposób, sunąc opuszkami palców po jej wrażliwej skórze, która paliła w miejscach, w których jej dotknął, sprawiając, że jej ramiona obsypały się gęsią skórką? Wystarczył jeden mały kroczek, by hamulce jeden po drugim zaczynały puszczać. Ludzie z natury byli chciwi, pragnęli więcej, więcej, więcej, a oni nie byli w tym zakresie wyjątkiem. Zakazany owoc w końcu smakował najlepiej, a oni nie potrafili zaprzeczyć temu, że między nimi iskrzyło. Do tego stopnia, że gdyby tylko byli nieznajomymi, zapewne już dawno temu zdzieraliby z siebie ubrania, całując się namiętnie, tymczasem oboje wciąż siedzieli na swoich miejscach, mierząc się spojrzeniami z przeciwnych stron stołu. Ponieważ to, co mieli, było bardziej wyjątkowe i znaczące niż chwila przyjemności. Reyes nie chciała ryzykować wszystkiego, żeby się zabawić, a później żałować, gdy opadnie na nich trudna rzeczywistość. W tej chwili jednak żadne z nich nie wybiegało tak daleko z przyszłość, po prostu pozwalali sobie na ten flirt, który wychodził z nich zupełnie naturalnie. — Jesteś okrutny, skoro każesz mi wybierać… Nie mogę dostać zarówno doznań estetycznych, jak i zmysłowych? — zapytała Reyes, chociaż jej słowa były delikatnie zniekształcone przez zachrypnięty głos. Wychyliła szklankę, dopijając wodę duszkiem, ponieważ dla odmiany zrobiło jej się strasznie gorąco w restauracji. Zrobiła smutną minkę nieszczęśliwego szczeniaczka, licząc na to, że uda jej się nieco zmiękczyć serce Noah w tych intrygujących negocjacjach. Chciała dostać obie te rzeczy. Zakrztusiła się wodą, czując jego nogę tuż przy swojej kostce. Zakasłała, próbując nie pokazywać po sobie, jak duże wrażenie na niej wywierał, bo nie chciała dostarczać mu dodatkowej amunicji, ale… Okazało się, że trafiła na godnego przeciwnika. Była przyzwyczajona do tego, że mężczyźni łatwo ulegali jej urokowi, jednak istniała szansa, że tym razem to ona stanie się zwierzyną łowną dla Noah… Reyes chciała się złościć. Tak po prostu. Najwyraźniej jednak mężczyzna nie miał zamiaru jej tak łatwo odpuścić i z tego powodu jednocześnie go przeklinała i uwielbiała. Ponieważ jakaś jej część bała się, że tylko jej zależało i Noah pozwoli jej tak po prostu odejść.
— Przynajmniej wiesz, że mnie zawiodłeś — burknęła pod nosem Reyes, specjalnie uciekając spojrzeniem, ale on na jej złość odpowiadał nieskończoną łagodnością, gdy gładził ją po policzku. Nie miała pojęcia, kiedy dokładnie uniosła dłonie, kiedy chwyciła go za koszulkę, zaciskając palce na materiale, jakby nie chciała go wypuścić, pozwolić na to, by odsunął się nawet na milimetr. — Znam dokładnie tyle, ile pozwoliłeś mi poznać — odparła Reyes, która jak zawsze musiała mieć ostatnie zdanie. W końcu to on wyznaczył jej tę granicę. Tylko… czy to nie działało w obie strony? W końcu on też wiele nie wiedział o jej codziennym życiu. Ich znajomość była na tyle dziwna, że wiedzieli o sobie naprawdę trudne rzeczy; poznali te najbrzydsze prawdy, jednak wciąż było mnóstwo rzeczy, których o sobie nie wiedzieli. Musieli zmagać się z tak dużymi informacjami, że umykały im szczegóły: ulubione potrawy, filmy, twórcy… — Nikt inny nie sprawia, że mam taki mętlik w głowie jak ty, Noah — przyznała po chwili ciszy Reyes. Chciał pozwolić jej poznać drugą stronę, a jednocześnie odmawiał jej niektórych informacji. Nie akceptował jej gniewu, ale wiedział, że ją zawiódł. Czasami wydawał się odległy, by chwilę później zapewniać ją, że mu zależało i dotykać jej tak, jakby nie było dla niego niczego cenniejszego. — Im więcej będziesz mi dawał, tym więcej będę chciała. Im więcej mi pokażesz, tym więcej będę chciała poznać. Wiem, że tego nie chcesz, ale nie wiem, na ile będę umiała nad tym zapanować, bo jestem ciebie ciekawa. Jesteś pewny, że sobie z tym poradzisz? — zapytała cicho, zmuszając się do tego, by unieść głowę i zajrzeć mu w oczy. Nas. Czy naprawdę istniało dla nich jakieś my? On zawsze będzie miał swoje tajemnice, a ona zawsze będzie chciała je poznać. — Nie rezygnuję, Noah. Po prostu… — westchnęła. Zrobiła jeszcze jeden krok w jego kierunku i objęła go, wtulając się w niego. Uświadomiła sobie, że głównie wściekała się albo się z nim droczyła i nie powiedziała mu jeszcze, że… — Cieszę się, że cię widzę. Cieszę się, że wróciłeś w jednym kawałku. Cieszę się, że jesteś tutaj ze mną.
Reyes czuła, jak jej policzki robią się gorące, a ona sama zaczynała płonąć. Sądziła, że będzie miała większe opory, ale widok, jaki roztoczył Noah przed jej oczami kilkoma swoimi słowami sprawił, że nietrudno było jej sobie wyobrazić ich oboje w jego łóżku, nagich, splecionych w czułym uścisku, łapczywie wpijających się w swoje usta, jakby świat się kończył i to były ostatnie należące do nich chwile. Widziała go z potarganymi od jej palców włosami, ze ściemniałymi z żądzy tęczówkami, z opuchniętymi od gwałtownych pocałunków wargami, którymi szeptałby jej do ucha ostre komendy, pod wpływem których otwierałaby dla niego szerzej uda. Zdecydowanie zabrnęli za daleko, znaleźli się na skraju przepaści i mieli przed sobą tylko dwie drogi: mogli albo zrobić krok w tył, wybierając bezpieczeństwo, które jednak mogło wiązać się z poczuciem żalu i nawracającym pytaniem co by było gdyby…, mogli też wspólnie runąć z urwiska w dół, nie mając pojęcia, co ich czekało na samym końcu. Bolesne uderzenie, a może zaskakująca niespodzianka? Wciąż się wahała. Jej rozsądek mówił jedno, jej impulsywna, spragniona przygód część natury mówiła drugie. To było czyste szaleństwo, bo chociaż wcześniej zdarzało jej się fantazjować o Noah, był w końcu przystojnym, tajemniczym facetem, o tyle ani razu nie znaleźli się tak blisko spełnienia tych fantazji. To ją przerażało. Ekscytowało. Wzbudzało milion sprzecznych odczuć. Sami nie mieli pojęcia, co robili przez cały czas, a do tego dochodziły teraz emocje związane z tym, że nie widzieli się od czterech miesięcy. Możliwe, że to tęsknota sprawiła, iż ich flirt nabrał większych rumieńców, a za kilka dni wszystko miało wrócić do normy, kiedy przyzwyczają się do myśli, że byli znowu w jednym mieście. Nie powinni postępować pochopnie… lecz pożądanie miało to do siebie, że utrudniało logiczne myślenie. Reyes rozluźniła się, kiedy objęły ją ciepłe, silne ramiona. Trochę się obawiała, że Noah spróbuje ją odsunąć, ale odwzajemnił uścisk, a chociaż otaczał ich restauracyjny gwar, przez chwilę czuła się tak, jakby byli na miejscu zupełnie sami. — Wiesz, jakie jest dla mnie najniebezpieczniejsze miejsce w tej chwili? Twoje łóżko — odparła zadziornie Rey, szepcząc mu swoją odpowiedź do ucha. Cofnęła się, by móc spojrzeć mu w twarz i mrugnęła. — Zobaczymy, na ile mi pozwolisz i czy dotrzymasz swojej obietnicy — rzuciła, kolejne wyzwanie, chociaż tym razem… tym razem czuła, że mogła nieco ochłonąć i poczuć się pewniej. Oboje wiedzieli, dlaczego jego pościel była dla niej niebezpieczna, a skoro Noah tak bardzo zależało na jej dobru, powinni jakoś to przetrwać… O ile nie zaczną na nowo się rozpalać za pomocą komentarzy, spojrzeń i dotyku. Oboje poddawali się raczej impulsom, więc podobne powstrzymywanie się nie leżało w ich naturze. To chyba najdobitniej świadczyło o tym, jak wiele ta relacja dla nich znaczyła i jak bardzo nie chcieli się stracić. — Chodźmy — zaproponowała, łapiąc go za rękę i ciągnąc lekko w kierunku wyjścia. — Jest jakiś kolejny przystanek na trasie Poznaj nudne życie Noah Woolfa po tej japońskiej knajpce?
Reyes zastanawiała się, co skłoniło go do wynajęcia pokoju, skoro miał własne lokum, ale nie zadała pytania. Podejrzewała, że mogło mieć to związek z jego poprzednimi słowami, kiedy wyznał jej, że zamierzał nawiązać z nią kontakt dopiero w momencie, w którym byłby pewien, że nie ściągnął za sobą kłopotów do Nowego Jorku. Zapewne wolał się schronić w wynajmowanym pomieszczeniu niż ryzykować… Jej głowa jak zawsze pracowała na zwiększonych obrotach, szukając znaczeń kryjących się pomiędzy zdaniami, jednak po chwili uświadomiła sobie, że powinna odpuścić. Przestać nadmiernie wszystko analizować, chwytać się każdego wytłumaczenia. Noah miał rację; chciała mu zaufać, ale nie robiła tego w pełni. Były momenty, gdy wątpiła w jego szczerość, bała się w pełni zanurzyć w tej relacji, sądząc, że prędzej czy później znowu się zawiedzie, a nie była pewna, ile była w stanie znieść. Teoretycznie wydawało się, że po wypadku, który wstrząsnął jej życiem, potrzebowała stabilności… A Noah był dokładnym zaprzeczeniem tego stanu. Był nieokiełznanym żywiołem, wolnym duchem, którego nic nie mogło zatrzymać w miejscu. Pytanie tylko: czy naprawdę chciała tej stateczności? Czy nie znudziłaby się w końcu? Ona również była niespokojnym duchem. Może chwilowo uziemionym, wystraszonym i poturbowanym, lecz czy naprawdę mogła zapomnieć o własnej naturze, która ciągle ją gdzieś pchała? Im bardziej skupiała się na rozważaniach, tym mniej pewnie się czuła. Być może powinna pójść za przykładem Noah. Uwielbiała, gdy jej dotykał. Wiedziała, że nie była w stanie ukryć reakcji własnego ciała na jego bliskość, więc przestała. Westchnęła z zadowoleniem, kiedy pogłaskał ją po policzku, a później odgarnął włosy. Później jednak czułość przeistoczyła się w zupełnie inne uczucie, gdy głęboko wciągnęła powietrze do płuc pod wpływem jego zadziornej prowokacji. Rzuciła mu długie spojrzenie spod przymrużonych powiek, ponieważ intencjonalnie wywołał w jej głowie szaloną gonitwę myśli, a jej serce na chwilę zgubiło rytm, by zacząć bić w przyspieszonym rytmie. — Jesteś bardzo niegrzecznym chłopcem… A mnie to stanowczo za mocno kręci — przyznała, potrząsając głową, jakby próbowała odzyskać jasność myśli, co było praktycznie niemożliwe w jego obecności, jeśli dalej zamierzał zasypywać ją podobnymi propozycjami. Reyes przyjęła jego ramię, delikatnie zaciskając palce na jego bicepsie. — O której pracy? Handlu czy redaktorce z piekła rodem? — zapytała z lekkim rozbawieniem. — Czy pisanie to dla ciebie bardziej hobby niż praca? — dopytała, korzystając z okazji. Wciąż była ciekawa, kiedy dokładnie zdecydował się rozpocząć swoją karierę pisarza i dlaczego wiedziała o fotografii, ale nigdy nie dowiedziała się o jego książkach. Próbowała sobie przypomnieć, czy kiedyś mignęło jej jego nazwisko na wystawie, a ona po prostu je zignorowała, widząc inne imię. Powinna była sprawdzić, wtedy znalazłaby siebie w pierwszym tomie. — Na pewno było o wiele nudniej, kiedy cię nie było. Nikt nie proponował mi odpowiednich doznań zmysłowych i estetycznych — rzuciła, mrugając do niego. — Ty też wciąż nie powiedziałeś mi, gdzie byłeś. — Zaraz jednak rzuciła mu oburzone spojrzenie. — To nie jest twój obraz! Wciąż nie uznaję tamtego wyniku. Podpuściłeś mnie — zarzuciła mu, ale w jej oczach iskrzyło rozbawienie. — To całkiem słodkie, że postanowiłeś go odesłać do mnie. Uznałabym nawet za romantyczne, gdybyś dołączył bilecik. Nic mu nie jest, ponieważ w przeciwieństwie do ciebie doceniam dzieła sztuki i nie zrobiłabym nic, co mogłoby go zniszczyć, nawet gdybyś mnie niemiłosiernie wkurwił… Ale dla ciebie nie będzie podobnej taryfy ulgowej. A jeśli rzucisz teraz tekst o tym, że twoja twarz sama w sobie jest dziełem sztuki, przysięgam, że wrócę do domu — zagroziła żartobliwie.
— Może dlatego, że nie masz w sobie za grosz niewinności? — podsunęła ze słodkim uśmiechem, który kontrastował ze złośliwymi ognikami w oczach. — Tylko ty potrafisz zgrywać niewiniątko po tym, jak omal nie doprowadziłeś mnie do orgazmu samym świntuszeniem — rzuciła zuchwale, zanim zdążyła się ugryźć w język. Jeżeli wcześniej zastanawiała się, czy przypadkiem nie zabrnęli daleko, to teraz nie miała już żadnych wątpliwości względem tego, że zapuścili się na wyjątkowo niebezpieczne rejony. Może skupiali się głównie na słownych potyczkach, ale sposób, w jaki na siebie reagowali i ich przesycone pragnieniem spojrzenia sugerowały, że gdyby mieli okazję, przeistoczyliby słowa w czyny. Na szczęście chwilowo mogli ochłonąć, skupiając się na innych tematach do rozmowy; udawać, że między nimi wcale nie działo się coś więcej niż dotychczas, że nie spalał ich ogień, który rozniecał się jeszcze bardziej przy każdym, nawet najlżejszym muśnięciu. — Zapomniałeś czy może raczej była to specjalnie przygotowana strategia? — podchwyciła Reyes, rzucając mu przeciągłe spojrzenie, chociaż jego wyraz twarzy wystarczył jej za odpowiedź. Pokręciła lekko głową. — Masz naprawdę dziwne priorytety, Noah. Zanim powiedziałeś mi albo swojemu szefowi, dałeś znać redaktorce, że wróciłeś i dałeś się wrobić w spotkanie autorskie, którego nawet nie chciałeś — zauważyła. Tym razem w jej głosie nie pobrzmiewała gorycz, gdy podkreślała, że jej również nie poinformował o przylocie; po prostu naprawdę próbowała zrozumieć, dlaczego zdecydował się na właśnie taką kolejność. — W każdym razie, jeśli twój szef postanowi cię zamordować, możesz być pewny, że cię pomszczę — zażartowała, trącając go lekko ramieniem. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że żart mógł nie być do końca trafiony. Noah nie zagłębiał się w temat handlu, ale Reyes domyślała się, że jego szef również był zamieszany w nielegalną działalność. Nie miała pojęcia, czy był dobrym człowiekiem i czy byłby zdolny do morderstwa. Do tej pory podobne rozważania były dla niej czymś absurdalnym, fikcją, jednak obecność Noah wiele zmieniała. Pobudzał jej wyobraźnię do pracy nie tylko w sferze erotycznej, ale także w zakresie lęków — A twoja siostra wie, że wróciłeś? — spytała po kilku próbach ułożenia sobie wszystkiego w głowie. Jeśli była jakaś osoba na świecie, której Noah był gotowy posłuchać, to była to właśnie jego siostra. Reyes nigdy jej nie poznała, lecz w jej ocenie byli ze sobą niezwykle blisko. Wystarczyło tylko na niego spojrzeć, jak bardzo się rozpromienił, gdy wspomniał o Jennifer i ich dzielonej pasji do pisania. — Dość wcześnie to znaczy kiedy zacząłeś podróżować czy jeszcze jako dzieciak? — dopytywała. Noah powiedział, że chciał dać jej się poznać też od tej innej, codziennej strony, a skoro pisanie było dla niego ważne, pragnęła dowiedzieć się jak najwięcej. — To Jen zainspirowała cię, żeby podesłać tekst do wydawnictwa? — Skoro nie myślał o karierze pisarskiej, musiał być jakiś czynnik zapalny, który zachęcił go do spróbowania. — Kto niby na ciebie czekał? Bo na pewno nie ja — prychnęła Reyes, próbując wyswobodzić się i zrobić krok w tył, lecz trzymał ją na tyle pewnie, że ta sztuczka jej się nie udała. Oboje wiedzieli, że jej zaprzeczenie nie miało wiele wspólnego z prawdą, jednak nie mogła dodatkowo karmić jego ego. — A już nie robimy czegoś głupiego? — zapytała z powątpiewaniem, sunąc palcami wzdłuż jego pokrytej delikatnym zarostem żuchwy. Musiał rozumieć, co miała na myśli, a czego nie powiedziała głośno.
— Ty go zdobyłeś, ponieważ wszyscy są cholernymi materialistami, z tobą na czele — zarzuciła mu Reyes, mrużąc groźnie oczy. Nie mogła wygrać z czekiem o takiej wysokości i Noah doskonale o tym wiedział. Można było kupić wszystko, nawet sentyment, za odpowiednią kwotę. — Pewnie, lepiej, żeby kurzył się w prywatnej kolekcji jakiegoś nadętego bogacza, gdzie zobaczy go zaledwie garstka osób niż w muzeum, gdzie mógłby zachwycić setki odwiedzających — Dlaczego pytasz? Masz zamiar zrobić mi kolejny wykład o tym, jaka to sztuka jest nudna i nie może się równać z fotografią? — podpuszczała go Reyes z uśmiechem czającym się w kącikach ust. — Skoro jesteś takim dziełem sztuki, pozwól mi się na siebie napatrzeć — poprosiła, puszczając jego ramię i zaczęła iść tyłem po chodniku tuż przed Noah, żeby mogła go obserwować. — Może powinnam cię włączyć w listę dzieł naszej nowy wystawy i… — Reyes powinna była przewidzieć, że potknie się na prostej drodze, skoro nie patrzyła przed siebie. Wylądowałaby na twardym podłożu, gdyby Noah jej nie podtrzymał.
Reyes pokręciła lekko głową. Nie spodziewała się, że Noah może okazać się takim spryciarzem. Specjalnie unikał swoich zobowiązań, odwlekając w czasie moment, w którym będzie musiał się pojawić w pracy, lecz ostatecznie dopadła go karma… A przynajmniej część karmy, skoro jego drugi szef wciąż żył w nieświadomości. Roześmiała się na widok jego miny i wyciągnęła dłoń, by pogłaskać go po głowie, jakby był małym chłopcem potrzebującym pocieszenia. — Mój biedny Noah, tak się na ciebie uwzięli — powiedziała dobrodusznie, chociaż jej twarz wykrzywiła się w wyrazie złośliwej satysfakcji. W końcu zasłużył sobie na ten los. Może nie ciskała już w niego przekleństwami i gromami, jednak wciąż cieszyła się z tego, że dostał częściową nauczkę. Była jeszcze bardziej zdziwiona, gdy okazało się, że siostra Noah też nie miała pojęcia o jego powrocie! Zaczynała sobie coraz boleśniej uświadamiać, że gdyby nie przypadkowe spotkanie, istniała szansa, iż nie dowiedziałaby się jeszcze przez długie tygodnie, może nawet miesiące, chyba że informacja dotarłaby do niej wcześniej pocztą pantoflową. Noah wydawał się być taki otwarty, a w rzeczywistości skrywał mnóstwo sekretów. — Dlaczego miałaby być wkurzona? — spytała Reyes ze zmarszczonymi brwiami, ponieważ elementy układanki wyraźnie do siebie nie pasowały. Mężczyzna jednak niczego jej nie ułatwiał i jak zawsze unikał odpowiedzi. — Później to znaczy kiedy? — dopytywała, gdyż miał rację: potrafiła być niecierpliwa, nie potrafiła powściągnąć własnej ciekawości. — Może po prostu jestem pusta i lubię spędzać z tobą twarz, żeby pogapić się na twoją twarz? Wtedy nie przeszkadzałoby mi to, że jesteś materialistą bez serca — zauważyła, wzruszając ramionami i starając się zachować jak najbardziej beznamiętną minę. — Ja potrafiłabym docenić jego piękno, ale sprzątnąłeś mi go sprzed nosa wysokim czekiem — odparła od razu. Właściwie na wszystko miała odpowiedź, ale Noah chyba już się do tego przyzwyczaił… Do jej momentami pozbawionych gracji ruchów chyba również, skoro był w stanie złapać ją przed spotkaniem z chodnikiem. — To nie ja robię sobie krzywdę, to twoje towarzystwo dosłownie zwala z nóg — rzuciła zaczepnie Reyes i roześmiała się sama na ten słaby żart wpasowujący się gdzieś pomiędzy ojcowskie suchary a żenujące teksty na podryw podchmielonych adoratorów w barze, którzy po raz kolejny recytowali hej piękna, nie bolało, jak spadałaś z nieba? Przy Noah miała jednak podejrzanie dobry humor, skoro pozwalała sobie na równie głupie uwagi. — Nie dosypałeś mi przypadkiem czegoś do posiłku, kiedy nie patrzyłam? — spojrzała na niego podejrzliwie. Co prawda zdarzały się im dzisiaj te gorsze chwile, gdy Reyes walczyła ze swoją złością, a on irytował się na jej gniewne tyrady, lecz przez większość czasu czuła… radość. Nie miała pojęcia, czy po prostu miała dobry dzień, czy może to powrót mężczyzny działał na nią w tak pozytywny sposób. Nie próbowała się nad tym zastanawiać, ponieważ jakaś część jej obawiała się, do jakich mogłaby dojść wniosków. W końcu istniała szansa, że za niedługo Noah ponownie gdzieś wyparuje, ponieważ nie umiał usiedzieć na miejscu, a ona nie mogła wściekać się na niego za każdym razem, gdy znikał, by później przyjmować go w otwartymi ramionami. Reyes czuła, że powinna się odsunąć. Nie miała żadnej wymówki, by dalej znajdować się w jego objęciach, opierając dłonie na jego klatce piersiowej, a jednak… nie chciała cofnąć się poza zasięg jego ramion. Noah też nie wykonał żadnego ruchu, aby wznowić ich spacer. Powoli sunęła palcami w górę jego piersi, głaszcząc lekko jego barki, po czym splotła ręce na jego karku, uśmiechając się do niego i zaczęła delikatnie się kołysać. Nie przeszkadzało jej to, że gdzieś w oddali słyszała klaksony zniecierpliwionych kierowców, że stali na środku chodnika i byli wymijani przez rzucających im zaciekawione spojrzenia przechodniów, że nie było żadnej muzyki, która nadałaby rytm jej krokom.
— Zatańczysz ze mną? — zapytała cicho, nie spuszczając wzroku z jego twarzy. Właśnie za tym tęskniła, za beztroską spontanicznością, która zdawała się stanowić punkt wspólny każdego ich spotkania.
— A zasłużyłeś sobie na moją litość? — zapytała Reyes ociekającym słodyczą tonem, po czym rozłożyła ręce w wyrazie bezradności, jakby próbowała mu pokazać, że sam to na siebie ściągnął. — Dlaczego miałabym się wykręcić od spotkania? To twoja domena — wypomniała mu, dając mu lekkiego pstryczka w czubek nosa. — Ale ja też mam coś, co sprawi, że nie będziesz chciał przegapić mojej wizyty. W końcu musisz się przekonać, czy odważę się wypełnić twoje wyzwanie — wymruczała mu do ucha. Noah zdecydowanie miał na co czekać… Zamierzała o to zadbać, chociaż był to raczej element gry. Wiedziała, że nie zaprosiłby jej do siebie, gdyby później planował się wykręcić. — Nie prowokowałam cię do komplementu… Ale skoro nalegasz, żeby mnie tak nimi obsypywać, nie będę cię powstrzymywać — rzuciła Reyes, wachlując się dłonią z fałszywą skromnością, gdy obdarzał ją pochlebstwami. Zaraz jednak się skrzywiła. — A szło ci tak dobrze! Moja aparycja zasługuje jedynie na określenie ponadprzeciętna? Zaczynam wierzyć, że jednak chwalisz się swoimi seksualnymi podbojami są na wyrost, żadna nie dałaby się oczarować ponadprzeciętnością — stwierdziła, z naganą kręcąc głową, jakby nie mogła uwierzyć w to, że musiała uczyć mężczyznę podstaw, chociaż w jej oczach cały czas błyszczały figlarne ogniki sugerujące, że doskonale się bawiła. — Ja mam cię za bezwzględnego drania, a ty uważasz, że jestem zbyt niewinna. Jesteśmy w takim razie kwita — zauważyła, mrugając do niego. Noah miał jednak rację, gdyby widziała w nim tylko materialistę bez serca, okrutnego dupka żerującego na słabości innych, nigdy nie spędziłaby z nim dnia, nie dałaby mu się zaprosić do japońskiej knajpki, nie martwiłaby się o niego, co pokazałaby za pomocą awantury urządzonej przy tłumie jego fanów. Reyes była otwarta, uwielbiała poznawać nowych ludzi i spędzać czas w towarzystwie znajomych, lecz tak blisko dopuszczała tylko nieliczne osoby, które musiały zasłużyć na jej zaufanie… chociaż nawet w tym zakresie Noah był pewnego rodzaju wyjątkiem. Był ryzykiem. Zawodził ją, sprawiał, że nie miała pojęcia, co powinna o nim myśleć, ukrywał przed nią wiele kwestii, denerwował ją swoim milczeniem i dystansem, który momentami między nimi budował, nie była pewna, na ile mogła mu wierzyć… A mimo to nie umiała ani z niego zrezygnować, ani się wycofać, zrobić kroku w tył. Oboje parli do przodu, tak naprawdę w nieznane. Balansowali na granicy czegoś, czego żadne z nich nigdy nie umiało określić czy nazwać. Byli zaskakującym połączeniem, które w jakiś sposób działało… Może nieidealnie, może zdarzały się zgrzyty, przerwy, nieporozumienia, ale mimo to wiedzieli, że mogą pojawić się na swoim progu po wielu miesiącach rozłąki i będzie tak, jakby nic się między nimi nie zmieniło. Wciąż będą żartować, pozwalać sobie na nieprzyzwoite komentarze, wpadać na głupie pomysły, które później spontanicznie zrealizują. — Naprawdę, Noah? Oboje wiemy, że z naszej dwójki to raczej ty jesteś tym z dwoma lewymi nogami — prychnęła, gdy spytał ją, czy potrafiła tańczyć. Wychowywała się na ulicach Meksyku, oczywiście, ze umiała tańczyć! Muzyka płynęła w jej krwi. Przynajmniej do momentu, w którym Noah nie zdecydował, że latynoskie rytmy nie są dla niego i postanowił zaskoczyć ją o wiele bardziej klasycznym tańcem. Zupełnie się tego nie spodziewała… a już na pewno nie tego, że okaże się zaskakująco dobrym partnerem, który poprowadzi ją w równie płynny sposób, podtrzymując ją, kiedy potykała się, przyzwyczajając się do kroków. Obrót sprawił, że na chwilę zabrakło jej tchu, ale on bezbłędnie znowu ją do siebie przyciągnął. Reyes wręcz promieniała, cały świat się rozmył, widziała tylko jego twarz. Czuła, że jej własne policzki delikatnie się zarumieniły, ale jeszcze przez kilka minut tańczyli na chodniku. Kiedy zatrzymali się, łapała oddech, zaciskając dłonie na jego bicepsach. — Gdzie się tego nauczyłeś? — spytała, unosząc brwi.
Margo zjadła drugie winogrono, a potem wzruszyła ramionami. Nie miała pojęcia, czy będzie miała problemy. Możliwe, że tak, w końcu użyła broni i faktycznie oddała strzał, raniąc napastnika. Pozostawała też kwestia znalezienia jej ofiary. Jakoś nie sądziła, że facet sam się zgłosi na policję i złoży zeznania w tej sprawie. Prędzej sam będzie chciał ją znaleźć i się zemścić, o czym kobieta wolała na razie nie myśleć. Zresztą, póki co, i tak uważała, że najniebezpieczniejszy człowiek, jakiego poznała, to jej brat. No i póki co, policja miała zeznania ewentualnych świadków, którzy słyszeli strzał, jej własną opowieść o zdarzeniu, pobitego mężczyznę, którego czekało jeszcze spotkanie z policjantami oraz proch, jaki został na ubraniu Margo po oddaniu strzału. I ślady krwi. Co ma być, to będzie, Vaughan była gotowa wynająć jednego z lepszych adwokatów w mieście nawet, jeśli przez to spłata jej kredytu potrwa dłużej niż planowała. – Och, to na pewno – uznała bardzo poważnie, kiedy Noah powiedział, że wykazała się większymi jajami niż policjanci. – Chociaż chyba wolę słowo jajniki – dodała zaraz, a potem sama się cicho zaśmiała. Zaraz jednak spoważniała, kiedy Noah kontynuował swoją wypowiedź. – Napisałeś o ludziach, którzy zajmują się handlem narkotyków? – powtórzyła za nim, unosząc brwi wyżej. A to akurat było bardzo ciekawe. – Gdzie napisałeś? Gdzieś w internecie czy może w jakimś czasopiśmie? A może książka? – Margo wyglądała na bardzo zainteresowaną tym tematem. Pochyliła się do przodu, w kierunku Noah, opierając łokcie na kolanach. – Co za chu… dupki – poprawiła się. – Jak mogli olać coś takiego? Domyślam się, że miałeś sporo, skoro gdzieś o tym napisałeś, a oni stwierdzili, że cię dopadną i może nawet zabiją – zmarszczyła lekko brwi. Wcześniej mogła myśleć, że napaść na Noah wiązała się z rabunkiem albo jakimś zatargiem, bo kiedyś panowie się nie dogadali (delikatnie mówiąc). Teraz jednak całe to zdarzenie nabierało nowego znaczenia. Margo znów uniosła brew wyżej. – Planujesz się wypisać? Tak szybko? Oszalałeś? – wyrwało jej się, nim zdążyła się ugryźć w język. Nie znali się przecież, żeby mogła rzucać takimi tekstami. Bo chyba nie wypadało, czy coś… - Na pewno musisz tu przeleżeć dwa lub trzy dni na obserwacji. Nawet, jeśli w domu czeka na ciebie opieka.
— Umowa to umowa. Lepiej nie oszukuj i też sprostaj swojej części. W przeciwnym razie nie napatrzysz się długo — stwierdziła z rozbawieniem Reyes, mrugając do niego porozumiewawczo. Przegryzła wargę, a w jej oczach rozbłysły szelmowskie ogniki. Och, jak on z nią igrał, sprawiając, że jej serce biło szybciej, a przyjemne ciepło rozlewało się w dole brzucha, utrudniając skupianie się na czymkolwiek poza Noah. — Szybki? Będę zawiedziona, jeśli wypad skończy się zbyt szybko, ale skoro nie masz w sobie wystarczająco siły i wytrzymałości, by utrzymać się na szczycie… dachu przez całą noc, będę musiała poszukać innych rozrywek — westchnęła głęboko z udawanym rozczarowaniem, jakby mężczyzna właśnie zaprzepaścił wszystkie jej intensywne plany związane z zabawami… na dachu. — Touche — parsknęła śmiechem, kiedy wypomniał jej, że mimo wszystko była łasa na komplementy. Cóż mogła na to poradzić, lubiła być adorowana, kto tego nie lubił? Podpuszczanie jednak kogoś do miłych słów i gestów nie niosło ze sobą takiej wartości jak szczere wyznania płynące z głębi serca, z samego pragnienia sprawienia komuś przyjemności. Nie podejrzewała, by Noah skomplementował jej dla samej zasady, jego opinia była szczera, lecz oni… cały czas się ze sobą bawili. Pozwalali, by cały stres i zdenerwowanie znalazły swoje ujście w sposobie, w jaki się ze sobą droczyli, to była dla nich odskocznia, która pozwalała im zapomnieć o negatywnych momentach. Reyes roześmiała się, słysząc jego wytłumaczenie. — A więc teraz przypadła mi rola ofiary? Muszę przyznać, że prawie udało ci się mnie złapać w swoje sidła. — Zmarszczyła brwi, po czym otworzyła usta i znowu je zamknęła, wyraźnie walcząc, by nie zadać kolejnego pytania, jakby bała się, że jej ciekawość odstraszy Noah. Mógł w końcu poczuć się zmęczony natłokiem tych wszystkich pytań, które do niego kierowała. Do jakiej szkoły chodził, gdzie miał szansę nauczyć się tańczyć? — Kiedy miałeś okazję poćwiczyć? — Nie zdołała zdusić kolejnego pytania. Drobne zagadki, które składały się na jego osobę, lecz jej myśli rozproszyły się, gdy poczuła jego wargi ocierające się o jej skroń. Zadrżała delikatnie, zerkając na niego zalotnie. — Skoro nie radzisz sobie z tangiem, mogę ci udzielić kilku prywatnych lekcji. Podobno jestem całkiem niezłą nauczycielką. Uśmiechnęła się do niego, kiedy splótł ich palce razem i pozwoliła mu się poprowadzić dalej, chociaż na końcu języka miała kolejne pytanie, czy aby na pewno nie planuje zamordować jej gdzieś w krzakach… co tylko potwierdziłoby jego zarzut, że miała o nim złe mniemanie, nawet jeśli to były tylko żarty sprawiające jej zaskakująco dużą satysfakcję. — Gdybym nie znała cię lepiej, pomyślałabym, że wykorzystujesz każdą okazję, żeby znaleźć się bliżej mnie — zażartowała, gdy zamiast ławki, gdzie mogliby zachować pewien odstęp od siebie, wybrał własną kurtkę, która nie pozostawiała między nimi żadnej przestrzeni. Usiadła obok niego, ich ramiona i uda stykały się ze sobą. Po chwili wahania oparła policzek na jego barku, wzdychając cicho i chłonęła otaczającą ich zieleń.
Jasna cholera by to, myślał Jaime, broniąc się przed kolejnymi atakami wyraźnie już bardzo wykurzonego przeciwnika. Nie było szans, że Noah i Jaime wyjdą z tego starcia bez żadnego zadrapania, ale trudno, najważniejsze, aby przeżyli i uciekli, najlepiej na własnych nogach. Moretti zauważył jak Noah popycha napastnika, a ten się przewraca. To chyba była dobra okazja na odwrót, dlatego sam Jaime zrobił szybki ruch w kierunku swojego przeciwnika, omijając wyprowadzane przez niego ataki, aby pchnąć go na jego kolegę. Nie czekając dłużej i nie patrząc dalej na nieco oszołomionych typów, Jaime doskoczył do Noah, a potem klepnął go w ramię. – Spadamy, szybko! – powiedział i zaraz zaczął biec w stronę ulicy, na której jeszcze kilka minut temu grzecznie sobie spacerowali z zamiarem napicia się piwa. Jaime cieszył się, że swoje auto zostawił kilka przecznic dalej. Nie zamierzał teraz do niego wracać, ale jeśli jutro po nie wróci, to nikt nie będzie na niego czyhał z zamiarem wbicia mu kosy między żebra, czy jak to się mówiło. Korzystając ze szczęścia kilku taksówek jadących koło siebie, Jaime zatrzymał jedną z nich i szybko wsiadł na tyle siedzenie. Istniała szansa, że nawet jeśli tamci dwaj za nimi ruszyli, to nie będą w stanie rozróżnić, do którego konkretnie auta wsiadł Noah z Jaime’em. Kiedy tylko Woolf zamknął drzwi od taksówki, Moretti odruchowo podał swój adres kierowcy, samemu też zniżając się nieco na kanapie. Serio, przez chwilę czuł się, jakby grał w jakimś filmie i właśnie uskuteczniał ze swoim filmowym partnerem ucieczkę przed tymi złymi. W końcu Jaime odetchnął i spojrzał na swoje dłonie. No do jasnej cholery, pomyślał i znów westchnął. – Jerome mnie zabije – mruknął pod nosem. Ale, hej, przecież to było w dobrej wierze! Samoobrona i te sprawy, tak? Jakiś czas później taksówkarz pakował pod wieżowcem, w którym mieszkał Jaime. Chłopak zapłacił kierowcy, a potem wraz z Noah wysiedli z samochodu. – Co powiesz na coś mocniejszego niż piwo u mnie? Chyba że potrzebujesz, aby obejrzał cię lekarz – Jaime przyjrzał się swojemu koledze. On sam czuł się nieźle, chociaż już adrenalina z niego zeszła.
— Mam wrażenie, jakbym miała do czynienia z notariuszem. Albo jeszcze gorzej – komornikiem. Albo wyjątkowo skąpym biznesmenem — marudziła Reyes, ponieważ Noah specjalnie ją torturował. Jak miała wybrać? Podejrzewała, że gdyby postawiła go przed podobnymi możliwościami, również nie byłby w stanie podjąć decyzji, ponieważ wybór jednej opcji oznaczał utratę drugiej… A obie były tak niesamowicie kuszące, że nie umiała z żadnej zrezygnować. Jako artystka wybór doznań estetycznych powinien bardziej do niej przemawiać, w końcu codziennie otaczała się pięknem zawartym w obrazach, ale zapowiedź doznań zmysłowych, chociaż było to zaledwie muśnięcie opuszków na odsłoniętym przedramieniu… Rey poczuła, jak jej ciało zupełnie bezwiednie reaguje na to wspomnienie, wysyłając przyjemny dreszcz wzdłuż jej kręgosłupa. — Nie widzieliśmy się od tak dawna, Noah… Nie przywiozłeś mi żadnego prezentu zza granicy. Nie uważasz, że mógłbyś odrobinę ustąpić starej znajomej? Bardzo zależy mi na obu tych doznaniach — wymruczała, muskając wargami kąt jego żuchwy. Każdy miał swoją cenę, każdego można było przekonać… Trzeba było tylko odnaleźć odpowiednią formę nacisku. — W obecnej chwili interesuje mnie tylko jeden drapacz chmur w okolicy — stwierdziła zuchwale Reyes, mrugając do niego, po czym roześmiała się. — Oczywiście, że uwielbiam dachy. To twoja zasługa. Nigdy nie zapomniałam, jak przysięgałeś, że możemy przebywać na dachu budynku i nie będziemy mieli żadnych problemów, więc jak głupia owieczka podążyłam za tobą z butelką najgorszego alkoholu, jakiego kiedykolwiek piłam, a później dorwał nas stróż, omal cię nie postrzelił w nogę i był gotowy wzywać policję, gdybym nie wepchnęła mu w ramach łapówki tego okropnego bimbru. Do tej pory nie mam pojęcia, skąd wytrzasnąłeś tę paskudną butelkę. Podejrzewam, że liczyłeś na to, że po prostu mnie nią otrujesz — wytknęła mu Rey, szturchając go lekko w ramię. Nieświadomie oblizała wargi, zastanawiając się, jakby to było dla odmiany zatańczyć z nim tango. Bliskość walca nie mogła równać się z pozycjami tanga, które było przesycone nieskończonym pragnieniem. Pamiętała, jak pewnie się czuła w jego ramionach, kiedy prowadził ją po chodniku, ale tango w zaciszu jego mieszkania… To było coś zupełnie innego. — Nie jestem pewna, czy będzie cię stać na lekcje u mnie. Jestem dość wybredna, jeśli chodzi o wybór uczniów — poinformowała go z szelmowskimi iskierkami w oczach. Reyes poderwała głowę z jego ramienia, a na jej twarzy malowała się wyraźna nadzieja, kiedy wspomniał o jej prośbie o dawaniu znaku życia, jednak już po chwili została zastąpiona przez prawdziwy zawód, którego nie udało jej się ukryć. Nie rozumiała, dlaczego Noah tak bardzo się upierał, w jej odczuciu to nie było nic wielkiego, tymczasem on wyraźnie nie miał zamiaru pójść w tej sprawie na ustępstwo. Na końcu języka miała uwagę, że była to dość staroświecka i czasochłonna metoda na spotkanie w świecie, w którym niemal wszyscy znajdowali się na odległość klawiszy na klawiaturze, jednak zatrzymała te słowa dla siebie. — Dziękuję, że mi o tym opowiedziałeś. Doceniam to, Noah. Bardziej niż myślisz — szepnęła. Wiedziała, jak bardzo przeżył śmierć swojego ojca, była w końcu wtedy przy nim… Nie dziwiła się, że żywił sentyment do tego miejsca. Była mu wdzięczna za to, że starał się dotrzymać swojej obietnicy i krok po kroku wtajemniczał ją w różne szczegóły ze swojego życia. Dla niektórych to byłoby niewiele, ale ona wiedziała, ile ta informacja dla niego znaczyła i że niekoniecznie łatwo było mu się odsłonić na tyle, by zdradzić jej powód, dla którego przyprowadził ją właśnie tutaj.
Reyes roześmiała się cicho. — Właśnie dlatego czekałeś z tym tak długo? Bałeś się, że w restauracji mogłabym ci rozbić szklankę na głowie albo wbić nóż w brzuch? — droczyła się z nim, kiedy jednak Noah nie odwrócił wzroku, wciąż wpatrując się w jej oczy z takim pragnieniem, westchnęła ciężko. — Myślisz, że ja tego nie chcę? Przez pół dnia zastanawiam się, jakby to było, gdybym… — urwała, przenosząc wzrok na jego wargi, które znajdowały się tak blisko jej własnych, a jednak wydawało się, jakby dzieliła ich niewidzialna ściana. — Tylko… Nie mam pojęcia, co się między nami dzieje, Noah. My nigdy nie… Nie próbowaliśmy czegoś takiego — wymamrotała, uciekając wzrokiem. Flirtowali ze sobą, oczywiście że tak. Byli dla siebie nawzajem wyzwaniem, a rywalizacja łączyła się z ekscytacją, dla której ujście znajdowali w seksualnym napięciu. Tylko nigdy nie pozwolili, by to zabrnęło tak daleko. Nigdy równie otwarcie nie mówili o podobnych pragnieniach. To była bardziej zabawa. Teraz… coś się zmieniło. — Nie wiem… Przez ciebie mam cholerny mętlik w głowie. Jeszcze dwie godziny temu planowałam cię zamordować za to, że zniknąłeś, a teraz chcę czuć twoje dłonie na nagiej skórze. Powiedzieć pieprzyć to i zaciągnąć cię do łóżka, bo wiem, że byłoby nam cholernie razem dobrze, tylko co później? Co jeśli to chwilowa zachcianka, bo nie widzieliśmy się od dawna? Co jeśli wszystko w ten sposób zniszczymy? Albo co jeśli… jutro rano się obudzę, a ciebie już nie będzie? — spytała przez zaciśnięte z emocji gardło. Wiedziała, że to była częściowo jej wina. Podsycała te pragnienia, igrając z nim, zamiast wytyczyć mocną granicę, tylko… dzisiaj nie chciała tego robić, bo za nim tęskniła. Bo coś w niej się kotłowało za każdym razem, gdy jej dotykał. Ostrożnie uniosła dłoń i dotknęła jego policzka. — Nie chcę cię zranić, Noah. Nie chcę cię stracić. Nie masz pojęcia, jak bardzo jesteś dla mnie ważny. — Z tego momentu mogli jeszcze się wycofać, przepracować go. Ale im dalej, tym trudniej będzie im wrócić do tego, co mieli. A może nadmiernie wszystko analizowała? Może myślała w kategoriach przywiązania, a powinna widzieć w tym raczej nieszkodliwą zabawę? Noah w końcu nigdy nie ukrywał, że nie pragnął dużych zobowiązań.
Hej, to, że się nie udało raz, nie znaczy, że można rzucić bycie dobrym człowiekiem. Margo kiedyś również spotkała się z czymś na tyle… złym, co sprawiło, że się zmieniła, ale mimo wszystko chciała postępować dobrze (chyba że chodziło o jej ojca i brata, to wtedy nie, ponieważ wiedziała, że dla nich nie będzie nigdy w stanie zrobić czegoś dobrego, ewentualnie mogłaby skrócić ich cierpienia na łożach śmierci). Chociaż nie dziwiła się Noah, że miał dość tej sytuacji. Przeprowadził jakieś śledztwo, znalazł dowody, a kiedy policja go olała, postanowił sam coś z tym zrobić – napisać o tym, żeby zrobiło się głośno, żeby ostrzec innych, zwrócić uwagę na problem nie tylko mieszkańców Nowego Jorku, ale również ponownie wymiaru sprawiedliwości. Margo uznała to za coś niesamowitego, ponieważ nie każdy zdobyłby się na coś takiego. Przecież opublikowanie takiej historii wiązało się z odwagą, istniało ryzyko, że ktoś znajdzie autora i postanowi sobie z nim porozmawiać, jak zresztą widać to po Noah, leżącym w szpitalnym łóżku po brutalnej napaści. – No proszę… uratowałam pisarza? – uśmiechnęła się lekko, chociaż może sytuacja wcale tego nie wymagała. – Myślę, że po tym, co się stało w nocy, na pewno zareagują. Może też chociażby przeze mnie? W końcu strzeliłam do człowieka… - zawiesiła głos. Dziwnie było to wypowiadać na głos. Ale nie czuła się z tym źle, ponieważ zrobiła to w dobrej intencji, uratowała innemu człowiekowi życie, a i tamten również przeżył. – Kto wie, czy ktoś z policji nie macza w tym palców – wzruszyła ramionami. – A może przesadzam, bo oglądam za dużo filmów. Margo powiodła wzrokiem za spojrzeniem Noah w kierunku drzwi. Nie była zaskoczona jego argumentacją. Tym bardziej na jego kolejne słowa o własnym łóżku i domowym jedzeniu. Skinęła głową. Cóż, to była jego decyzja. Ona mogła mu sugerować, że to za wcześnie, ale dlaczego miałby jej posłuchać? Nie znali się. No i… rozumiała jego pobudki wypisania się ze szpitala wcześniej. – No dobra, jak chcesz – stwierdziła w końcu. – Gdybyś potrzebował, to mogę ci jakoś pomóc. Nie wiem, mogę ci zaproponować podwózkę. Wiem, nie znamy się – uniosła dłonie w geście obrony – ale wiesz, dla ciebie postrzeliłam człowieka. Pierwszy raz w życiu, więc… Chociaż może to niekoniecznie taki dobry argument… Zresztą, Noah już jej raczej nie potrzebował. Gdy będzie chciał, to skontaktuje się z kimś ze swoich bliskich, aby przywiózł mu świeże ubrania i po prostu odwiózł do domu. – Nim jednak powiesz, że nie trzeba i sobie poradzisz, to chociaż zdradź tytuł tej książki. Jestem ciekawa w obronie czego, czyli jakiej historii – sprostowała, aby nie było niedomówień – stanęłam.
Jaime nie mógł stwierdzić, że czuje się już w stu procentach bezpiecznie. Może dopiero kiedy wysiądzie pod swoim mieszkaniem lub właśnie w nim, a może na drugi dzień, kiedy to okaże się, że noc minęła mu normalnie, bez niebezpiecznych ludzi, wbijających mu się do domu z zamiarem zrobienia mu krzywdy. Hm… zdecydowanie oglądał za dużo filmów, ale przecież (można powiedzieć) zadarli z handlarzami narkotyków. A to raczej nie były przelewki ani w filmach i serialach, ani w życiu. Chłopak zerknął na Noah. – Jerome to mój najlepszy przyjaciel – wyjaśnił mu. No tak, skąd Noah mógł wiedzieć, kim był Jerome, o którym Jaime chwilę wcześniej wspomniał. – Poznaliśmy się jakiś czas temu w bardzo nietypowych okolicznościach i jakoś tak wyszło, że się zaprzyjaźniliśmy. Znajomość z Marshallem była jedną z nielicznych rzeczy, jakie mu się udały w życiu. A rozwinięcie jej do poziomu, gdzie obaj panowie uznawali się nawet za braci… cóż, to naprawdę było coś wielkiego i Jaime za wszelką cenę starał się tego nie spieprzyć. – Och, chodzi o to, że… hm… po prostu często wdawałem się w bójki. Pewnej nocy byłem kompletnie pijany, pobity i zadzwoniłem do Jerome’a, aby po mnie przyjechał i… nie wiem, po prostu… zawiodłem go wtedy. I jeśli zobaczy mnie znowu z ranami po bójce, może się na mnie wkurzyć, delikatnie mówiąc. A mi za bardzo zależy na jego przyjaźni i opinii… Poza tym, co ich naprawdę do siebie zbliżyło… Jaime jednak nie mówił nic więcej. Możliwe, że Noah nie bardzo był zainteresowany, a nawet jeśli, to Moretti nie miał po prostu ochoty. Na szczęście jakiś czas później obaj kierowali się już do mieszkania chłopaka. Noah już tu kiedyś był, a od jego ostatniej wizyty właściwie nic się nie zmieniło. Wnętrze wciąż było w stylu industrialnym i dzieliło się tylko na trzy pomieszczenia – salon z jadalnią i sypialnią (a właściwie dużym łóżkiem stojących w oddali), kuchnia i łazienka. Nad wejściem znajdowała się niezastąpiona antresola z hamakiem. – Czuję się w miarę nieźle, chociaż podejrzewam, że za jakiś czas będzie gorzej. No i jutro rano… Jaime podszedł do szafki, w której trzymał alkohol. Wyciągnął z niej butelkę whisky i dwie niskie czarne szklanki. Nalał do nich alkoholu, a potem jedno szkło podał Noah. – To co? Za przetrwanie? – uśmiechnął się słabo.
[bardzo przepraszam za zwłokę, gdzieś Was zgubiłam :(]
Ta wylewność z strony mężczyzny choć nie przekonała Emmy do otwarcia się równie mocno, wywołała ciepły uśmiech na jej twarzy. Była skryta i skromna, niełatwo jej przychodziło poznawanie nowych ludzi i jeszcze mniej wprawy miała w prędkim zaskarbianiu sobie ich sympatii, ale już mogła stwierdzić, że tego faceta nie da się nie lubić. Chyba, o ile nie udawał, a w rzeczywistości był psycholem... - Zapewne ci co nie zwiedzali świata, zazdroszczą ci tego, że zwiedziłeś jego spory kawał - podsumowała. Sama nigdy nie była poza granicami Nowego Jorku, nie leciała samolotem, i choć jakaś jej część chciała spróbować takich przygód jak podróże i dalekie loty, inna czuła się bezpiecznie tu na miejscu. Mijali kolejne zamkniete lokale, a ulicę zalewał już wieczorny chłód i szarość uprzedzająca noc. Bronx nie był taki zły, jak go malowali, ale faktycznie niektóre ulicy były bardziej niebezpieczne. Jej nigdy nic złego sie nie stało na tych ulicach i nie miała nawyku oglądać się za siebie, choć wyglądała abstrakcyjnie jako drobna, młoda osoba na tle niebezpiecznej dzielnicy mniejszośi. Była jednak córką rodziny, która od wielu lat osładzała sąsiadom życie i teraz z cukiernią ja kojarzyli wszyscy zamieszkujący wokół, mogła więc się czuć swojsko. - Robił pan kiedyś takie drobne remonty? - podpytała, bo w sumie chyba to istotna kwestia, czy ma jakieś doświadczenie. Skręcili w mniejszą uliczkę, na końcu której było jej mieszkanie w obdrapanych szeregowcach.
Sytuacja z rzeką, policją, Noah… wszystko działo się szybko. Po tej całej ucieczce przed napastnikami panowie zamówili sobie pizzę, napili się, żeby trochę się odprężyć, a potem Noah wrócił do domu. I kontakt się urwał. Nie, żeby Jaime jakoś specjalnie szukał czy dzwonił do Noah, przecież nie byli ze sobą blisko, a sam Moretti miał swoje obowiązki na studiach, szukał praktyk, które niedługo później w końcu rozpoczął. Raz na jakiś czas myślał o Noah i o tym, co porabiał. Nawet mu się przypomniała ta sytuacja spod muzeum. Wciąż o tym nie pogadali, ale po tak długim czasie chyba nie było sensu. Poza tym, żaden z nich nie kontaktował się z drugim, więc Jaime nawet nie wiedział, czy ta znajomość faktycznie pociągnie dalej. A szkoda, ponieważ dobrze się czuł w towarzystwie Woolfa, udało im się nawet rozmawiać, no i można powiedzieć, że w jakiś sposób uczestniczył w prywatnym śledztwie mężczyzny. Bardzo to naciągane, no ale… Hej, obaj zostali zaatakowani wtedy, kiedy zostali odesłani z kwitkiem z policji, prawda? Ten dzień był na szczęście spokojny; Jaime przygotowywał się do kolejnych kolokwiów, trochę pobawił się z Heniem, a kiedy uznał, że pora zacząć gotować kolację, podniósł się z kanapy i poszedł do kuchni. Miał ostatnio ochotę na meksykańską kuchnię (co znów przypomniało mu o Noah, w końcu to właśnie w Meksyku się poznali), więc zabrał się za przygotowywanie dwóch dań. A co, różnorodność jakaś. No i też samego jedzenia chciał ugotować więcej, aby mieć jeszcze na jutro i nie siedzieć w kuchni. Lubił gotować, ale jak każdemu innemu człowiekowi nie zawsze się chciało cokolwiek, więc… A postawił na quesadilla z batatami i chorizo oraz na zupę meksykańską z kurczakiem i kukurydzą. Nie spodziewał się gości, dlatego słysząc dzwonek do drzwi, uniósł brew wyżej. Wyłączył gaz, a potem podszedł do drzwi. Oprócz czarnych bawełnianych spodni i tego samego koloru koszulki, nie miał na sobie nic, nawet fartuszka kuchennego, ponieważ jakoś nigdy nie było mu po drodze, aby takowy założyć. Spojrzał przez wizjer i uniósł brew wyżej, zaraz jednak otwierając drzwi. – Noah! Cześć! Miło cię widzieć – uśmiechnął się do niego, robiąc mu miejsce w przejściu. – Wchodź, zapraszam. Zastanawiał się, co sprowadzało mężczyznę do niego tak bez zapowiedzi i o tej porze. Nie narzekał, zwłaszcza, że trochę już się znali z Noah. Miał jednak nadzieję, że nic złego się nie stało. W końcu od czasu tematu rzeki i napadu minęło dużo czasu. Z tego, co kojarzył, to i tak ludzie się tam zbierali. Może w mniejszych ilościach, ale jednak. Jaime nie miał pojęcia, czy Noah ostatecznie opublikował to wszystko, co udało mu się znaleźć, pokazał wszystkie dowody, czy jednak zrezygnował z tego pomysłu.
Na szczęście Jaime’ego nikt nie ścigał i nie próbował pobić czy nawet gorzej. Jeśli chodzi o nadbrzeże, to miał spokój. Nie chodził tam i za bardzo się nie interesował. Cholera wie, kto był jeszcze z tym powiązany, a Moretti lubił swoje kości, łuki brwiowe w całości, nieprzecięte wargi… Kto by się spodziewał, że w końcu kiedyś zacznie unikać bójek… W każdym razie, jego życie był całkiem spokojne pod tym względem – bijatyk i kontaktów z tym, co mogło się dziać nad rzeką. I w ogóle jakoś jego życie szło w miarę prostą drogą. Jasne, nie było kolorowo, wciąż nie dogadywał się z rodzicami, Jimmy wciąż nawiedzał go w nocy (może koszmary były mniej przerażające, ale jednak bywały), umiejętności społeczne też wymagałby ogromnej poprawy i przede wszystkim ogromnego nakładu pracy, żeby jakoś móc funkcjonować między ludźmi, ale naprawdę nie było źle. Poza tym, praktyki w prosektorium jakoś go uspokajały. Tak jak zajęcia na siłowni. A, w bójki wdawał się tylko na ringu, kiedy to brał udział w sparingach z innymi zawodnikami. Noah naprawdę nie musiał się o niego martwić. I cieszył się, że Noah jednak do niego wpadł. Jaime ostatnio zrobił się wygadany, a miał nawet co nieco do opowiedzenia, głównie chodziło o studia i to, co z nimi związane, ale jednak! Postanowił jednakże zaczekać i ustalić, co sprowadzało Noah do niego. – No co ty, nie przeszkadzasz. Siedzę sam z Heniem – spojrzał w kierunku całkiem sporego wybiegu dla świnki morskiej. – Trochę się uczyłem – nie musiał tego robić, ale bywały tematy, których nie rozumiał od razu i musiał je przeanalizować, aby ogarnąć je, a nie tylko zapamiętać. – Teraz gotuję kolację. Jaime podszedł do mężczyzny bliżej, przyglądając się tym darom. O, cholera jasna, toż to sake! Czyżby… Och, na pewno pochodziło prosto z Japonii, przecież rozmawiał z samym Noah Woolfem. Może to właśnie tam Noah zniknął? To znaczy, owszem, równie dobrze mógł być cały czas w Nowym Jorku, ale jednak to sake… Jaime od razu złapał za książkę i szybko przeczytał to, co z przodu i z tyłu książki było napisane. Uśmiechnął się do siebie, widząc to zdjęcie, które Moretti sam wykonał. No proszę, co za wyróżnienie! – Super! Nie mogę się doczekać aż przeczytam całość. Dzięki bardzo – wciąż się szeroko uśmiechał, faktycznie kartkując książkę. – Zacznę jak najszybciej i na pewno dam ci znać, jak mi się podobała – uznał, odkładając ostatecznie dzieło Noah na stolik w części salonowej. Potem spojrzał jeszcze raz na alkohol i pokiwał głową. Nie miał z tym problemu, ponieważ potrafił się powstrzymać przed nadmiernym piciem. Na szczęście. Poza tym, nie zamierzał tego wszystkiego wypić sam. – Byłeś w Japonii? – zapytał nagle, biorąc do ręki butelkę sake. – Musimy tego koniecznie spróbować. – A co do tej bójki, to przestań, to było już tak dawno temu. Wszystkie rany i siniaki dawno mi poznikały. A gotuję coś meksykańskiego. Masz ochotę? – zapytał, kładąc butelkę na stolik. Potem skierował się do kuchni, aby dokończyć gotowanie. Miał nadzieję, że Noah nie miał nic przeciwko tej kuchni, chociaż… skoro tyle podróżował… to może był ciekawy smaków. A chyba kuchnia meksykańska nie była na tyle… dziwna, aby jednak była w miarę… bezpieczna?
Jaime uśmiechnął się, kiedy Noah wspomniał o Heniu. No cóż, zwierzak już trochę z nim tu siedział i nawet się dogadywali. Świnka morska nie stresowała już chłopaka właściwie w ogóle. W końcu. Po tylu miesiącach zaufał sam sobie, jeśli chodziło o opiekę nad zwierzęciem. Sam Henio też wydawał się być wyluzowany i nie bał się człowieka, z którym mieszkał. – Dostałem na urodziny od Jerome’a, wiesz, tego przyjaciela, o którym ci kiedyś mówiłem. Henio jest prezentem urodzinowym. Fajny, nie? – wciąż się uśmiechał. – Świetny z niego towarzysz. Wiesz, nie komentuje za dużo, jak oglądamy razem film – zażartował. – Wiem, że wiem, co znalazłeś i jakie dowody odkryłeś, ale co innego patrzeć na to w jakimś lokalu w mieście, a co dopiero poczytać o tym w książce, kiedy wszystko jest ładnie ułożone w całość – stwierdził całkiem poważnie, niczym jakiś znawca tego typu książek. Kiedy Jaime znalazł się w kuchni, ponownie włączył gaz, zabierając się za dalsze gotowanie. Jako że nie miał drzwi między kuchnią a pozostałą częścią mieszkania (do łazienki oczywiście były drzwi), to słyszał wyraźnie Noah. – No to świetnie, przynajmniej masz poczucie dobrze wykonanej pracy. Czas czasem, ale też zobaczyłeś znów trochę świata. I lubię sake, piłem, podobno z Japonii. Wiesz, etykietki na butelkach, ale w Japonii jeszcze mnie nie było, niestety – westchnął, uruchamiając piekarnik. No, jeszcze trochę do quesadilli, ale zupa miała być gotowa już za kilka minut. Jaime zatem wyciągnął z szafek ciemnoszare głębokie talerze i czarne sztućce (och, no, nie mógł się oprzeć, kiedy zobaczył je w sklepie, kieliszki też miał czarne, ale jednak nie wszystkie jego naczynia były w tym kolorze). – Podobno Polacy i Rosjanie też są całkiem nieźli w piciu – zauważył, zaglądając do salonu. Czasami trochę zazdrościł Noah tych podróży. Jaime jakoś sam nie miał ochoty podróżować. Samemu jedynie wybierał się do Miami na grób brata. Nic szczególnego, zazwyczaj tego samego dnia wracał z powrotem do Nowego Jorku. Ale wyjechać tak chociażby poza miasto, może nawet do innego stanu… Tylko chciałby jeszcze mieć z kim wyjechać. – Całkiem sporo, ale to dla mnie nic wielkiego. Nie, żebym się chwalił, czy coś, ale… Mój mózg łapie bardzo dużo za pierwszym razem. Ale zacząłem praktyki u prywatnego patologa – poinformował go z uśmiechem. – Wcześniej odbywałem je w szpitalnym prosektorium, ale tym razem postawiłem na coś… innego. Niby wiesz, tu trupy, tam trupy, ale tutaj jest tak… ciekawiej. Jaime nie miał pojęcia, jak Noah zareaguje na jego słowa o martwych ciałach, dlatego uważnie obserwował jego twarz i ciało. Może jednak wciąż będzie miał ochotę na jedzenie? – A tak poza tym, to niewiele więcej. Wciąż gotuję jak widzisz, wciąż tu mieszkam, wciąż badam… - chciał powiedzieć „rozkładające się ciała”, ale ostatecznie się powstrzymał. – Nie ma źle i mam nadzieję, że nie wypowiedziałem tego w złą godzinę. No ale mów, jak się sprzedaje książka? Miałeś jakieś problemy, że ją wydałeś? Wiesz, o co mi chodzi. Możliwe, że nie miał problemów, skoro wyjechał do Japonii i tak naprawdę jeszcze nie zdążył zaobserwować reakcji innych ludzi, ale… Jaime wrócił do kuchni i spróbował zupy. Tak, była już gotowa, dlatego po kilku chwilach Moretti kładł talerze na stół. – To co, sake czy może jednak wino?
Historia Henia wcale nie była taka skomplikowana, na szczęście. – Widzisz, uważam się za osobą przeciwną do odpowiedzialnej – zaczął ostrożnie, dobierając powoli słowa. – Ale on ma świnkę morską w domu, polubiłem tego zwierzaka, więc Jerome uznał, że mogę mieć swojego własnego – westchnął i spojrzał na Noah. – Henio stresował mnie niesamowicie. Bałem się go dotykać, że zrobię mu krzywdę, bałem się, że kiedyś zapomnę go nakarmić albo dolać mu wody do pojemniczka… Wiesz, cała masa czarnych wizji, moja wyobraźnia szalała od tragicznych scenariuszy – ponownie westchnął. – W każdym razie Henio to bardzo oryginalny prezent, a Jerome po prostu wiedział, czego mi trzeba – uśmiechnął się lekko. – A co do Japonii, na pewno kiedyś się wybiorę. Mam nadzieję. To jeden z tych krajów, które naprawdę chciałbym zobaczyć przed śmiercią. Przynajmniej od momentu, kiedy uznał, że wczesna śmierć może niekoniecznie musi być taką wczesną. Jaime zaśmiał się pod nosem. – Mam… pamięć fotograficzną – wyznał Noah i znów na niego spojrzał. Nic już więcej nie powiedział. Wyraźnie spochmurniał, a kiedy zorientował się, że to się stało, odwrócił szybko wzrok. Czasami to cholerstwo się przydawało, jak w szkole, kiedy miał dobre oceny i nikt się nie czepiał, że dość często nie było go na porannych zajęciach. Obecnie na studiach bardzo mu się to przydawało, ale w momencie, w którym mógł odtwarzać bezustannie, tak samo, w tej samej kolejności, każdy ruch tamtej sierpniowej nocy… nienawidził tego. Było to dla niego przekleństwem. Uśmiechnął się jednak do siebie, kiedy Noah uznał, że może bez problemu słuchać o pracy Jaime’ego. Było to dość budujące dla ich relacji, w końcu wiadomo, że praca to bardzo ważny aspekt życia człowieka. No i też Jaime lubił to robić – badać rozkład ciał. Kiedy Moretti postawił napełnione pachnącą i gorącą zupą talerze na stół, uniósł spojrzenie na Noah. – Lubię gotować. Zaczęło się… pod koniec 2019 roku, kiedy oglądałem bardzo dużo tych programów kulinarnych typu „Masterchef” i jakoś tak doszedłem do wniosku, że ileż można zamawiać albo żywić się najprostszymi potrawami dzień w dzień. No i… zacząłem. Jeszcze mi się nie znudziło. Poza tym, odpręża mnie to w jakiś sposób. Siadaj – zaprosił go do stołu, uśmiechając się do siebie zadowolony, ponieważ zdążył posprzątać przed niezapowiedzianym gościem. – W takim razie sake – uznał i poszedł po butelkę, aby chwilę później rozlewać alkohol do szklanek. W końcu usiadł przy stole i sięgnął po napój. – To co, za kolejne spotkanie, na którym tym razem obaj jesteśmy jeszcze trzeźwi i niepobici? – uśmiechnął się, próbując też się nie roześmiać. – Wiesz, a co do książki, to może wcale nie będzie tak źle. Wiesz, minęło już trochę czasu… Aczkolwiek Jaime liczył się z tym, że tacy ludzie nie zapominają. Miał jednak nadzieję, że Noah nie stanie się nic złego.
Oczywiście przedstawili się sobie i przeszli z oficjalnego tonu, a jednak co chwila nie mogła porzucić nawyku i ostrożności, by obcego mężczyznę tytułować Panem. Wciąż trzymała rezerwę, choć też zdawała sobie sprawę z tego, że Noah stara się niejako rozluźnić atmosferę i z tego powodu coś więcej zdradza jej o sobie. Było to miłe, ale też zupełnie niepotrzebne, bo dla Emmy fakt że szli do niej do mieszkania był na prawdę mocno stresujący. Bała się tego, co pomyśli jej towarzysz, bała się też reakcji Thomasa i bała się konsekwencji swojej decyzji. Trochę to było wszystko dla niej trudne, a już na pewno całkiem popaprane. - Niektóre rzeczy chyba po prostu przychodzą z wiekiem - stwierdziła z lekkim wzruszeniem ramion i gdy zbliżali się do ostatniej kamienicy na ulicy, zwolniła, rzucając płochliwe, trochę badawcze spojrzenie na idącego obok mężczyznę. - Nie mieszkam sama - zaznaczyła, uświadamiając sobie, że brzmi to co najmniej tak, jakby ostrzegała przed zazdrosnym partnerem i jakby własnie sprowadzała do chaty kogoś, o kogo trzeba być zazdrosnym. Westchneła tylko i zacisnęła palce na materiale swetra, zwieszając głowę i idąc w milczeniu, spoglądając na swoje stopy, kroczące miarowo po chodniku. - Może to zabrzmieć dziwnie, ale proszę nie oceniać... Mieszkam z ojczymem, a on... jest chory - próbowała wyjaśniać, ale idąc trochę naokoło, nie zdradzając zbyt wiele. Nie chciała mówic, bo nie było o czym, tylko się wstydziła... Istniało prawdopodobieństwo, że dzisiaj Thomasa nie będzie, że wróci w środku nocy napruty i ledwo dojdzie do łóżka. I o to sie w gruncie rzeczy Emma modliła, bo nie chciała awantury na cały pion mieszkalny. Niestety gdyby do niej doszło, możliwe że Noah sam by zrezygnował i uciekł, nie pozwalając się obrażać, a to na pewno by się zdarzyło. Emma wysuneła z kieszeni mały pęk kilku kluczy i otworzyła drzwi na klatkę schodową, ruszając przygaszona ku schodom na piętro.
[Ja ostatnio jakaś nieprzytomna jestem, przybita, trochę piszę, a trochę zalegam ;/ wybacz, obiecuj poprawę :) A co do dalszego ciągu w wątku, Tobie pozostawiam wybór, czy ten ojczym ma być, czy nie... chociaż teraz może go nie być, a awanturkę zostawimy na kolejny raz jak Noah przyjdzie już się zabierać do pracy :) ]
To prawda, taki prezent na pewno jest nietypowy i zdecydowanie uczy odpowiedzialności. Jaime był zaskoczony, kiedy Jerome podarował mu Henia, przecież mężczyzna dobrze wiedział, że takich prezentów się nie robi. A on tymczasem postawił na swoim, a obecnie świnka morska jest naprawdę dobrym towarzyszem. – Masz dobre podejście. Zwierzaki domowe nie są dla ludzi, którzy ciągle podróżują. Biedny zwierzak by tylko tęsknił – stwierdził Moretti. – No i też osoba, której byś podrzucał tego zwierzaka, musiałaby cię bardzo lubić, albo zwierzaka, żeby tak wciąż przejmować nad nim opiekę – zaśmiał się. Jaime spojrzał na Noah z uśmiechem. Nic nie wiedział o podróżach, kompletnie nic. Ale podobało mu się, że Woolf o to pytał, ponieważ owszem, istniało kilka miejsc na świecie, które Jaime chciałby zobaczyć. – Na Bali już byłem, ale chciałbym jeszcze raz tam pojechać – zaczął, sięgając po łyżkę. – W Meksyku… Marzą mi się Karaiby, głównie Kuba i Aruba, Australia, ale tereny bardziej dzikie. Wiem, wiem, egzotyka głównie, ale chyba dlatego, że wychowywałem się w Miami i ciepło do mnie przemawia – wziął pierwszego łyka zupy i pokiwał głową. Miał nadzieję, że Noah również będzie smakować. – Nie wykluczam też Skandynawii. Najlepiej o tej porze roku, gdzie słońce wschodzi dopiero później. Tak dla małego własnego szoku – uśmiechnął się znów. – Myślałem jeszcze o Ameryce Południowej. No, trochę tego jest, ale kto wie, może mi się uda kiedyś. Samemu bym raczej nie chciał podróżować, bo trochę nudno by mi było. Ale tak mieć jakiegoś towarzysza?... To mówisz, że gdzie dalej się wybierasz? – zaśmiał się, ponieważ to nie tak, że chciał się teraz wprosić Noah w podróż. Jaime nie skomentował słów Woolfa o tym, że jego pamięć to skarb. Jasne, też tak sądził. Ale często też miał w głowie myśl, że to nie do końca takie… dobre. – No, no! Sam za siebie mogę wypić, halo! – znowu się zaśmiał. – W sumie… jeśli chcesz, to zapraszam częściej. Tylko lubię eksperymentować ze smakami i produktami, więc nie obiecuję, że zawsze będzie super smacznie – uprzedził go. – Nie przeszkadza mi to, abyś wpadał częściej, chętnie posłucham opinii innych, serio. W końcu wznieśli toast, a Jaime aż westchnął. O, tak, to był mocny alkohol, ale jednocześnie dało się go normalnie pić, bez zakaszlnięcia czy coś. – No tak, pisanie dla frajdy to coś wspaniałego na pewno. Ale jeśli można mieć z tego pieniądze... Ale nie dziwię ci się, że nie chce ci się ślęczeć nad pisaniem, kiedy po prostu nie masz na to ochoty. Może po prostu potrzebujesz odrobiny weny? Nie wiem, muzyka albo film… Albo kolejny wypad gdzieś w nieznane – uśmiechnął się do niego i zaraz wrócił do jedzenia.
Jaime zaśmiał się na jego słowa. – Bez przesady, na pewno nie jest tak źle. Chociaż… - przyjrzał się Noah uważnie. Cóż… w końcu poznali się w dość niespotykanych okolicznościach. No dobra, może dla niektórych to spotkanie nie było jakieś zaskakujące, ale… Noah był dilerem, więc może nie było czemu się dziwić, że miał tak mało zaprzyjaźnionych sobie osób. W sumie… czy oni sami mogli się nazwać kimś więcej niż znajomymi? Owszem, widzieli się już kilka razy, coś wspólnie przeżyli, jak spacer na nadbrzeże, o którym później Noah napisał, jak bójka, z której razem wyszli w miarę obronną ręką, ostatecznie chowając się w mieszkaniu Moretti’ego, ale… no dobra, może byli dla siebie kumplami. – W razie, gdybyś jednak miał ochotę pobawić się z jakimś zwierzakiem, Henio jest chętny na mizianie po grzbiecie. Lubi też jeść z ręki. Ale ostrzegam, jego wąsy dość łaskoczą. W sumie… Noah wspomniał o miastach i może coś w tym było. Jaime mówił raczej tak bardzo ogólnie, pomijając oczywiście Kubę i Arubę. Może powinien poszukać miejsc, konkretnych miast, do których chciałby się wybrać. Miałoby to więcej sensu. – Wiesz, wakacje już niedługo, wybierzmy cel, weźmy urlop i jedziemy – zaśmiał się pod nosem. Chociaż Jaime był raczej zamknięty w sobie, to jednak nie miałby problemu, aby faktycznie wyjechać gdzieś z Noah. Czy to do dzikiej części Australii, czy to chłodniejszej Skandynawii… Może wynikało to też z tego, że Woolf miał spore doświadczenie w podróżach samych w sobie i może Jaime’emu byłoby raźniej. Znaczy, jeszcze raźniej niż z kimkolwiek innym. – No pewnie, nim zdecydowałbym się w ogóle wyjechać, najpierw musiałbym wiedzieć, gdzie. A kiedy to też już bym wiedział, na pewno poszukałbym informacji, czego potrzebuję. Na przykład jakich szczepień – uznał całkiem poważnie. – Oprócz tego cała reszta potrzebnych rzeczy – machnął ręką. – Nowa Zelandia brzmi świetnie – pokiwał głową z uśmiechem. – Coś zupełnie nowego, bardzo daleko od domu… - westchnął, rozmarzony. Czasami myślał, że naprawdę potrzebował się wyrwać z Nowego Jorku czy nawet Miami. I naprawdę zapragnął polecieć do Nowej Zelandii. Jaime uśmiechnął się, kontynuując jedzenie. Ucieszył się, że Noah zasmakowała jego kuchnia. Co prawda te przepisy, które zrealizował dzisiaj, pochodziły ze sprawdzonych stronek, ale przynajmniej było wiadomo, że tego nie spieprzył. – Bycie artystą musi być przerąbane – stwierdził całkiem poważnie, kiedy słyszał o nieposłusznej wenie. Jaime nigdy nie miał powodów, aby uznać samego siebie za artystę; ani na niczym nie grał, ani nie rysował, ani nie pisał. Potrafił tańczyć, to prawda, ale… to chyba by było na tyle, jeśli chodziło o jego „artystyczną” duszę.
Jaime pokręcił głową. – Cholera, źle to zabrzmiało. Nie mówię, że wszyscy cię znają ze złej strony. Ja na przykład nie. Co prawda rozpoczęliśmy naszą znajomość w dość… w warunkach niezbyt sprzyjających początku przyjaźni i kto by się spodziewał, że po x latach będziemy jeść razem jedzenie, które ja ugotowałem… Że nie dam się zabić samemu sobie, dodał w myślach i westchnął. Życie to jednak było przewrotne, jak to kiedyś usłyszał. – Wiem – odpowiedział od razu, patrząc mu w oczy. – Wiem, że nie jesteś tamtym gościem. Może wtedy widzieliśmy się tylko raz i trwało to może kilka godzin, ale… pamiętam też, jak już się spotkaliśmy ponownie w Nowym Jorku, że powiedziałeś, że już w tym nie siedzisz. Poza tym… lubię z tobą rozmawiać – uśmiechnął się lekko, ale szybko doszedł do wniosku, że mogło się zrobić nieco ckliwie, dlatego szybko dodał: - I lubię też jak chwalisz moje jedzenie. Jaime zerknął na Henia, a potem na Noah. – Nie jest tak trudno, jak się może wydawać, serio. Ja to prawie zawału dostałem, nie raz, ale… w końcu się przyzwyczaiłem. On do mnie też – uśmiechnął się lekko. – Wiesz, bałem się, że zrobię mu krzywdę przez przypadek. Tego bym nie zniósł. Moretti dokończył jedzenie w samą porę, bo zaraz pokiwał głową z entuzjazmem. – Ja ci pokażę wakacje. Pewnie nie różnią się bardzo od twoich wypraw, chociaż… Musiałbym zobaczyć cię w akcji. I dobrze, rób zdjęcia, notatki, możesz mi też opowiadać o swoich spostrzeżeniach, chętnie tego wysłucham. Jaime chyba faktycznie coraz lepiej podchodził do relacji międzyludzkich. Zawsze jednak wiedział, że podobało mu się, jak ludzie opowiadali o swoich pasjach. Widać było wtedy, jak bardzo są szczęśliwi. Jak na przykład Noah nawet w momencie, w którym powiedział, że będzie bił nie tylko po łapach za dotykanie swojego laptopa. Jaime zaśmiał się na te słowa. Nie zamierzał zatem wyciągać łap do komputera Noah. – No, no, pamiętaj, kto się razem z tobą ostatnio bił przeciwko tamtym typom – uniósł dumnie głowę, a potem znów się roześmiał. Teraz było śmiesznie, ale wtedy… Moretti zamyślił się na chwilę. – Najcieplej na Nowej Zelandii jest w miesiącach zimowych, więc… tyle czasu ci wystarczy? – uśmiechnął się. – Poza tym, ja wolałbym też nie znikać na dłużej. Podoba mi się praca, więc chciałbym zostać tam zatrudniony. Żeby po zakończeniu praktyk mnie nie pożegnali. Ale wiesz, tobie urlop się należy, jak każdemu innemu pracownikowi – sięgnął po butelkę i nalał alkoholu do pustych już szklanek. – Trupy jak trupy, martwe – uniósł brew wyżej, próbując się nie roześmiać. Zaraz jednak wstał i wziął puste talerze, kierując się do kuchni. – Bardzo mi się tam podoba – powiedział normalnym tonem; stół nie stał tak daleko od kuchni. – Zdziwiłbyś się, ilu ludzi przychodzi ekshumować ciało z różnych powodów. Głównie nie zgadzają się z opinią policyjnych patologów, więc przychodzą do nas. Jakiś czas później Jaime kładł na stół gorące quesadille. Przyniósł też talerze i ponownie zajął miejsce. – A co do tej Nowej Zelandii… wiem, że sobie tak żarcikujemy, ale… podróżowałeś kiedyś z kimś?
— Mógłbyś się na coś zdecydować? Najpierw narzekasz, że moje działania były zbyt niewinne, by wystarczająco pobudzić twoją wyobraźnię, a teraz twierdzisz, że nie uwierzysz w moją cnotliwość. Czegokolwiek nie zrobię, coś ci nie odpowiada — zarzuciła mu Reyes, wydymając wargi w wyrazie niezadowolenia i szturchając go palcem wskazującym między żebrami dla podkreślenia swojej udawanej irytacji. — Nigdy nie uważałam, że moje życie jest nudne, ale ty dodatkowo zapewniasz mi dziwne sytuacje. Za każdym razem, kiedy cię widzę, wiem, że zaraz wydarzy się coś, na co na pewno nie jestem przygotowana — stwierdziła ze śmiechem. To był urok ich relacji. Pojawiali się w swojej codzienności znikąd, wprowadzali zamieszanie, a później znowu rozstawali się i tak w kółko. Po tylu latach powinna przywyknąć, a jednak za każdym razem było to coś nowego, wprowadzającego świeży powiew w jej życiu. Chyba trochę uzależniła się od niespodzianki, jaką był Noah Woolf. Nigdy nie wiedziała, co ją czekało, kiedy była z nim i czasami miało to swoje negatywne skutki, ale równie często przynosiło ze sobą pozytywne rozwiązania. Reyes westchnęła sfrustrowana, ponieważ żadna z jej sztuczek nie zadziałała i mężczyzna pozostawał nieugięty w swoim postanowieniu, chociaż wytoczyła bardzo przekonujące argumenty. Byłaby zaskoczona, gdyby dowiedziała się, że Noah po prostu nie wierzył, iż podejmie się podobnego wyzwania; poznał ją z tej najbardziej spontanicznej strony, biorąc po uwagę wszystkie ich zaskakujące przeżycia od momentu, w którym się poznali, więc powinien był wiedzieć, że mimo początkowych oporów była w stanie się przełamać. Jego niewiara budziła w niej tylko jeszcze większą przekorę i chęć udowodnienia mu, że była na tyle odważna, by to zrobić. Nie umiała cofnąć się w obliczu wyzwania, chociaż możliwe, że lepiej byłoby dla nich, gdyby nie miała w sobie aż takiej skłonności do niesforności. — Skoro się nie ugniesz… W takim razie zamawiam doznania zmysłowe na jutrzejszy dzień. Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz i będzie warto — dodała, wychodząc z założenia, że sama mogła zadbać o doznania estetyczne, ściągając z niego koszulkę w wybranym momencie… Była za to ciekawa, co takiego Noah miał na myśli przy okazji wrażeń zmysłowych i była na tyle podekscytowana tą perspektywą oraz niewiedzą, że miała ochotę zaciągnąć go do jego mieszkania już teraz pod jakimkolwiek pretekstem, nauczyła się już jednak, że jej cierpliwość była wynagradzana z nawiązką, więc pozostawało jej czekanie i wyobraźnia, która podsuwała jej coraz bardziej kuszące obrazki. — Gdybyś był przypadkowym facetem, który dzisiaj dosiadł się do mnie przy stoliku w kawiarni, prawdopodobnie nad niczym bym się nie zastanawiała i oboje już dawno zdarlibyśmy z siebie ubrania. Ale nie jesteś nieznajomym, którego poznałam dzisiaj, jesteś Noah i właśnie dlatego wszystko jest trudniejsze — powiedziała, odwracając wzrok. Nie spodziewała się po nim takiej szczerości odnośnie wspólnego seksu, ale w końcu właśnie w tę stronę wszystko dzisiaj zmierzało, więc ona również postawiła na bezpośredniość, chociaż nie umiała powiedzieć, czy robiła dobrze. Czy cokolwiek z tego, co dzisiaj się między nimi działo, było dobre. — Po prostu nie chcę, żebyśmy się rano obudzili i stwierdzili, że popełniliśmy błąd, a później przestali się do siebie odzywać. Możliwe, że… postrzegasz to inaczej, ponieważ masz w tym więcej doświadczenia, więc czujesz się pewniej, ale ja od dawna z nikim nie byłam i trochę świruję — powiedziała wreszcie, wzruszając ramionami. Nie oceniała go, wiedziała w końcu, jaki styl życia prowadził i to była jego sprawa. Zresztą sama nie miała nad głową aureolki, zdarzał jej się przygodny seks, w tym również z przyjacielem, jednak po wypadku wiele się zmieniła i nie umiała ocenić, na ile była gotowa.
Czy bardziej zależało jej na prostej, przyjemnej zabawie, czy może tęskniła za czyjąś bliskością? To drugie rozwiązanie mogło wpakować ich w komplikacje, których nie chciała. Westchnęła i wyciągnęła się koło niego na trawie, układając wygodnie głowę na jego klatce piersiowej, obejmując go jedną ręką w pasie i wsuwając nogę między jego uda. Jej dłoń wsunęła się pod materiał ubrania, gładząc delikatnie jego brzuch. W powietrzu unosił się zapach wiosny, promienie słońca prześwitywały przez gałęzie drzewa nad nimi, grzejąc jej skórę, było tak… zwyczajnie. Przyjemnie. Rozluźniła się, dopiero po chwili podrywając głowę i zerknęła na niego lekko wystraszona. — Ale nie jesteś tu umówiony z siostrą? — zapytała. Raczej nie chciałaby, żeby Jen zobaczyła ich w takim momencie i wyciągnęła swoje wnioski.
Gdy padło kolejne pytanie pokiwała potakująco głową i w sumie uznała, że tak skonstruowane faktycznie nie narzucało z góry, że tą osobą musiał być akurat ojciec dziecka. — Na szczęście osoba z którą zaliczyłam tą jakże cudowna wpadkę —zasmiała się robia palcami w powietrzu cudzysłów, przy słowie cudowną. — Okazała się bardzo odpowiedzialna w tej kwestii, więc cóż nie mogę narzekać. Dziecko będzie miało oboje rodziców —uśmiechnęła się szeroko, ale na więcej szczegółów odnośnie jej osobistego życia Noah nie mógł liczyć. Cóż nie była z nim tak blisko jak na przykład z Jerome, z którym to niczym z bratem rozmawiała długie godziny na temat tego, czy pakowanie się w związek z Rogersem to dobry pomysł. — Ja coś czuje, że ona Ci tak łatwo nie odpuści, ale pewnie jesteś tego świadom —puściła mu perskie oko znad swego pokaźnego kubka z gorąca kawą. — Mądra decyzja, ale jakbyś potrzebował pomocy to wal śmiało. Sama może na razie nie pomoge, ale znam pare osób to tu ,to tam —usmiechnęła się do niego, ale wzrok miała dość poważny, gdy odstawiała kubek na malutki talerzyk. — Teraz juz jedynie dokańczam rozpoczęte projekty, ale uziemienie zbliża sie wielkimi krokami. Nawet nie chce o tym myśleć. Co ja będę robić całymi dniami?— znów jęknęła, bo polubiła naprawde swoją pracę, a poza tym odkąd wyjechała po raz pierwszy do Nowego Jorku nie potrafiła byc osoba, która nie jest czymś zajęta. — Żebyś wiedział. Najgorzej, ze przed sama ciąża tez nie poszalałam, bo byłam zbyt zajęta pracą i no wyszło jak wyszło —wzruszyła ramionami i skinęła na przechodzącego obok nich kelnera by zamówić sobie jakieś ciasto dnia. Było to najprostsze brownie, ale za to jakie pyszne, aż zamruczała z zadowolenia mrużąc oczy. —Do Japonii?! No to widzę Cię poniosło. Polecasz Kraj Kwitnącej Wiśni? —zagadnęła znów ochoczo wbijając widelczyk w mięciutki smakołyk.
Jaime nie dziwił się Noah, że ten wolał pisać pod innym imieniem. Zyskiwał dzięki temu anonimowość, a niektórym ludziom na tym zależało. Tak jak Jaime’emu, chociaż nie pisał ani nic z tych rzeczy, ba, nie posiadał konta na żadnym portalu społecznościowym i jakoś nie było mu szkoda. W końcu miał telefon komórkowy, więc… nie narzekał. – Daniela nie znam – zaczął spokojnie – ale Noah to ja akurat lubię – uśmiechnął się do niego lekko. – On też wydaje mi się otwarty mimo wszystko i wesoły. Może to zasługa towarzystwa – wskazał na siebie, próbując się nie roześmiać – a może taki jest, tylko to ukrywa. Może przed innymi, może przed samym sobą. Poza tym, z Noah mogę sobie porozmawiać o pierdołach i rzeczach ważniejszych, jak na przykład handel narkotykami na nadbrzeżu. W dodatku ma ładny uśmiech i jest całkiem przystojny – powiedział poważnie, a potem napił się sake. Taka była prawda, Jaime nie żartował w tym momencie. Naprawdę uważał, że Noah jest świetnym towarzystwem, może ze względu na to, co robił – podróże, książki, mroczniejsza przeszłość – ale Moretti wciąż uważał, że Noah jest bardzo interesującą osobą mimo to. I też nie przesadzał, mówiąc o jego wyglądzie – był bardzo przystojny i miał wysportowane ciało. Jaime nie był pewny, czy Noah kogoś miał, czy jednak wolał przelotne znajomości ze względu na swoje hobby, ale był pewien, że ma wielbicielki i wielbicieli. Przecież on sam zwrócił na niego uwagę przy pierwszym spotkaniu w Meksyku. – Nieważne, póki będziesz jeść i chwalić, to ja będę gotować i oczekiwać komplementów – dodał wesoło. – No i super, czyli jesteśmy umówieni na grudzień lub styczeń. Hm… to będziemy musieli się dogadać tak, aby to było po sesji albo przed – uznał i znów się napił. Zaśmiał się, słysząc słowa Noah o trupach. – Na szczęście nie biegają. I niestety, lub stety, ale jak przyjeżdżają do nas, to już nie mają pośmiertnych odruchów i nie łapią nas za tyłki – zaśmiał się. A to się zdarzało raz po raz na jego poprzednich praktykach w szpitalu, kiedy ciała, które trafiały tam do prosektorium, były świeże. – O ubezpieczenie, niemoc w poradzeniu sobie ze stratą. Często są to bogaci ludzie i domyślam się, że chcą udowodnić, że to była żona zabiła albo kochanek, albo pokojówka – wzruszył ramionami. – Nie próbuj zrozumieć ludzi. Jaime uśmiechnął się do Noah, widząc jego zaskoczenie na twarzy, kiedy przyniósł drugie danie. – Właściwie to miała być moja kolacja na dzisiaj, obiad na jutro i też kolacja, ale skoro wpadłeś, to jak mógłbym cię nie nakarmić? Jaime wziął sobie jeden kawałek i zaczął jeść, ignorując to, że danie jeszcze jest gorące. Nie było dla niego tak źle, poza tym, mógł popić sake. A, właśnie! Moretti odłożył jedzonko z powrotem na talerz i poszedł do kuchni, by po chwili wrócić ze szklanką z lodem. Kompletnie o tym zapomniał, ale zaraz powiedział Noah, że może się częstować, jeśli chce. – Rozumiem – pokiwał głową i znów usiadł. – W takim razie będę pierwszy, jeśli mnie ktoś nie wyprzedzi? Na przykład dziewczyna? – to był dobry sposób na wybadanie, czy Noah faktycznie kogoś miał, czy jednak teoria z częstym podróżowaniem jako singiel była poprawna. – Ja w zeszłym roku w lutym byłem na Bali z chrzestnym. Bawiłem się niesamowicie i doszedłem do wniosku, że chcę tam polecieć jeszcze raz.
Jaime uśmiechnął się lekko. Mógł nawet uwierzyć Noah, który twierdził, że Moretti jest w porządku. W sumie… mężczyzna wciąż tu z nim siedział. Ba, widzieli się już kilka razy i wciąż utrzymywali kontakt. Woolf przyszedł dzisiaj sam, bez zaproszenia, z podarkami. To chyba nieźle świadczyło o samym Moretti’m jako o dobrym kompanie. Trochę go to podbudowało, ale nic więcej nie powiedział na ten temat, ponieważ sam o sobie nie miał najlepszego zdania, a komplementy na temat jego osoby były dla niego dziwne, jakby nie na miejscu. Inaczej miała się sytuacja, w której ktoś chwalił jego kuchnię. Jaime miał wrażenie, że to zupełnie inna bajka, a przecież to on sam gotował. To było dość skomplikowane, kiedy tak o tym myślał. – Jasne, z tym uprzedzeniem cię o terminie wyjazdu nie będzie problemu. Jak tylko się dowiem o terminach egzaminów i kolokwiów, to od razu dam ci znać. Zawsze chodzę na pierwsze terminy, więc mam nadzieję, że ten rozkład będzie nam pasował – pokiwał głową i nagle się roześmiał. – Naprawdę umawiamy się na wyjazd na Nową Zelandię? To znaczy, wiesz, nie mamy absolutnie żadnych konkretów, ale jednak planujemy wstępnie grudzień lub styczeń. Moretti napił się sake, obserwując Noah. – No, na szczęście ja nie jestem pisarzem i nie muszę rozumieć ludzi – stwierdził całkiem poważnie. – Wiesz, ja nie jestem dobry w relacjach międzyludzkich, dlatego praca z trupami jest dla mnie idealna. Nikt mnie nie ocenia, nie muszę się zastanawiać, jakie ma intencje druga osoba… Jest tak… spokojniej, choć… to martwi ludzie – westchnął i pociągnął sporego łyka alkoholu. Zauważając, że i Noah ma go coraz mniej w swojej szklance, zaraz zrobił im obu dolewkę. – No co ty, jedz, smacznego – uśmiechnął się do niego. – Przygotuję sobie coś innego. Potem z przyjemnością obserwował, jak Noah zabiera dla siebie jeden z kawałków jedzonka. Cóż, największy komplement dla kucharza to wtedy, kiedy inni jedzą jego dania z apetytem. Dlatego uśmiechnął się pod nosem, słysząc słowa mężczyzny o jedzeniowym afrodyzjaku. Och, tak, tak… - Nie, nie mam z kim. Wiesz, mój chrzestny jest starszy i chce ułożyć sobie życie. A mój przyjaciel też ma swoje życie, obowiązki i tak dalej i taki wyjazd to nie jest… no, ciężko jest coś takiego zaplanować mimo wszystko. Dziewczyny nie mam, chłopaka też, więc… A wycieczka samemu jakoś mnie nie bawi. Nudno by mi było. Chociaż uważał sam siebie za samotnika, to jakoś kilkudniowy wyjazd gdzieś dalej mógłby być dla niego kłopotliwy. Wziął dla siebie kolejny kawałek quesadilli i mocno się w niego wgryzł, przez co dodatki spadły mu na koszulkę. – Cholera jasna, no – westchnął ciężko Jaime, odkładając jedzenie z powrotem na talerz. – Jak dziecko, naprawdę – przewrócił oczami, a potem, po ogarnięciu jako tako koszulki, podniósł się i podszedł do szafy. Tam zdjął z siebie ubrudzone ubranie, ostrożnie odkładając je na kanapę, przez co musiał na moment odwrócić się profilem do Noah. Dopiero później wyciągnął świeżą koszulkę, odwrócił się przodem do mężczyzny, mrucząc coś jeszcze pod nosem o swoim jakże eleganckim zachowaniu, i założył ją na siebie, żeby nie świecić nagim torsem. Potem ponownie zgarnął brudną koszulkę i zniknął w łazience, aby opłukać plamę i odłożyć rzecz, aby trochę przeschła, nim wrzuci ją do pralki.
Niby tak, umawiali się sporo wcześniej niż planowali wyjazd. Wszystko się mogło zmienić tak naprawdę, ale miło było mieć coś takiego na liście rzeczy do zrobienia. I może faktycznie jakoś bardzo obaj się nie znali, ale też nie było tak, że byli dla siebie kompletnie obcy. Poza tym, Noah miał już doświadczenie w podróżach, więc… warto było się go słuchać. – O mój bagaż się nie martw, nie lubię mieć dużo walizek i toreb. Z pewnością wystarczy mi jeden bagaż i plecak, serio – zapewnił go z lekkim uśmiechem. Wiedział, że w najbliższym czasie będzie wyszukiwać sporo informacji na temat Nowej Zelandii i rzeczy, które trzeba zrobić, nim się wyruszy, jak na przykład szczepienie, jakie zwierzęta tam żyją, jaki jest klimat i tak dalej. Wtedy może zdecydują się na jakieś konkretniejsze miejsce, w którym się zatrzymają. A może w ogóle będą zmieniać lokalizację co trzeci dzień… to też by było ciekawe, pomyślał Jaime i właściwie… chciałby już tam lecieć. – Jasne, możesz się wszystkim zająć, jeśli chcesz, to ty tu jesteś profesjonalistą – uniósł dłonie w geście obrony. – Gdybyś jednak znalazł coś, czym ja mógłbym się zająć, to chętnie, żeby nie było, że zostawiam wszystko na twojej głowie. Jaime pokiwał powoli głową i spuścił wzrok. Nie był do końca normalny, ale Noah o tym nie wiedział, ponieważ nie miał pojęcia, co takiego wydarzyło się w życiu chłopaka, co zmieniło go na zawsze i co tak naprawdę sprowadziło ich obu do tamtego wieczoru w Meksyku. A sam Moretti nie lubił o tym mówić, ponieważ gdyby zaczął… gdyby Noah się dowiedział, to z pewnością nie powiedziałby o nim jako o normalnym. I owszem, obawiał się bardzo tego, co inni mogą o nim pomyśleć. Może to przez wyrzuty sumienia, może przez traumę, ale… Cóż, to studia były tym, o czym lubił mówić innym. Nie było w tym temacie nic skomplikowanego. – Pewnie, że dam – prychnął i uśmiechnął się słabo. – Myślę, że nabrzeże możemy wymienić na kręgle – uznał i upił łyka sake. Niedługo później znajdował się już w łazience. Nie miał ochoty teraz przejmować się koszulką, ponieważ miał gościa… który najwyraźniej nie chciał siedzieć sam. Jaime zerknął na niego. – A ja wiem… Chciałem to po prostu jako tako sprać wodą, poczekać aż materiał wyschnie, żeby nie zgnił i dopiero potem po prostu wrzucić do pralki… Potrafię gotować, ale z takimi rzeczami sobie nie radzę, okej? – niby prychnął, ale zaraz się uśmiechnął. – A co do wyjazdu, to uważaj, bo naprawdę się do ciebie zgłoszę… Wiesz, Boston wcale nie jest tak daleko. Nigdy wcześniej nie myślał tak naprawdę o podróżowaniu, a tymczasem z Noah przychodziło to tak… swobodnie, zwyczajnie. Jakby faktycznie te wyjazdy mogły się zdarzyć jak… pójście do pracy czy na zajęcia… Cóż, ten mężczyzna naprawdę go fascynował. Nawet kiedy tak po prostu stał w przejściu łazienki. I nagle poczuł się zmieszany. Pamiętał, że wtedy, w Meksyku, zwrócił uwagę na Noah, ale bardziej potrzebował się naćpać, zapomnieć, poprawić sobie humor i… - Wracamy?... – zapytał, kiedy odłożył koszulkę na brzeg wanny, jednocześnie podchodząc bliżej Woolfa.
Jaime uśmiechnął się do Noah. Och, tak, chętnie zajmie się strefą kulinarną ich wyjazdu. Kolejna rzecz, której nie mógł się doczekać – próbowanie nowych smaków w zupełnie innej części świata. Jaime zawsze miał lekki dylemat, kiedy miał okazję do zjedzenia czegoś nowego lub bezpiecznego. Bo dobrze by było próbować nowych rzeczy, ale co, jeśli okaże się, że ta nowa rzecz nie smakuje najlepiej? Mimo to, jakoś go zawsze ciągnęło do poznawania czegoś nowego… – Tak, jest! – odpowiedział od razu. – Wyczytam najpotrzebniejsze informacje i będziemy wiedzieli, co koniecznie musimy spróbować i czego się napić. I co do prowiantu… to zależy, dokąd będziemy się wybierać, ale możesz mi to zostawić, poszukam informacji na ten temat – uśmiechnął się do niego. Naprawdę musiał czekać jeszcze pół roku? Przecież to bardzo dużo! I chociaż czas płynął błyskawicznie, to jednak pół roku, to pół roku. Bardzo dużo dni i wiele wydarzeń w życiu… No ale trudno, jakoś będzie musiał to przeżyć. – Super! Ale wolę kręgle od bilardu, więc następnym razem wiemy, na co się umówić. Poszukam jakiejś kręgielni gdzieś blisko naszych mieszkań. A w bilard możemy pograć, kiedy jednak spotkamy się w jakimś barze – uznał, uśmiechając się lekko. Jaime spojrzał na Noah w łazience. No i dobra, on może nie wiedział, jak spierać plamy z sosów, serów czy wina, ale, hej, radził sobie! To znaczy, nie przeszkadzał mu komentarz Noah, absolutnie, właściwie był mu wdzięczny za to i zamierzał się go posłuchać, kiedy jednak został przyparty do framugi drzwi. Poczuł ból, ale szybko o nim zapomniał, kiedy spojrzał w oczy Noah. O, jasna cholera… Momentalnie poczuł, jak jego serce przyspiesza rytm bicia, a jego nogi – z jakiegoś powodu – robią się wiotkie. Dlaczego? Przecież… o, cholera. Czy Noah zawsze miał takie piękne oczy? Pokiwał tylko głową, nie mając pomysłu i siły, aby coś mu odpowiedzieć. No tak, tak, alkohol… Jaime wyszedł z łazienki i podszedł do stołu. Uspokój się. Noah to tylko twój kumpel, pomyślał gorączkowo. Skąd nagle… dlaczego tym razem… przecież wtedy w Meksyku… Kurwa. Sięgnął po swoją szklankę i napił się, zaraz też zdając sobie sprawę, że przecież pił alkohol, który rozwiązywał ludziom języki i zacierał granice. Cholera! Pokręcił głową, odetchnął i poszedł do kuchni po płyn do mycia naczyń. Wrócił niepewnie do łazienki i przyjrzał się plecom Noah. No… nie trzeba tu wiele mówić… - Daj spokój, jesteś moim gościem – Moretti znów próbował być wyluzowany i miał nadzieję, że jakoś mu szło. – Ja to ogarnę, a ty idź jeść.
O, świetnie, najważniejsze zadanie spoczywało na barkach Jaime’ego, zero presji przecież… Ale może Noah nie ma aż tak wyszukanego smaku i w razie czego, gdyby okazało się, że spróbują czegoś, co im nie podpasuje do końca, to… nie będzie tragedii. Ewentualnie poszukają knajpy z pizzą czy burgerami. I nie, nie, ping pong nie brzmiał tak super jak kręgle. Jaime może nie bywał często w kręgielniach, właściwie odkąd zaczął ograniczać imprezy i picie ze swoimi znajomymi właśnie od tego typu rozrywek, to nie miał okazji, aby pograć w kręgle. A przecież bardzo to lubił, nawet na trzeźwo, jak podejrzewał. Jaime uśmiechnął się do Noah, to było miłe, ale naprawdę nie musiał tego robić. Co innego zaserwować komuś jedzenie, a co innego przepierać koszulkę. Wiadomo, byli kumplami (prawda?), ale Moretti’emu było trochę głupio. I jeszcze bardziej głupio mu było po tym incydencie. Przecież do niczego nie doszło, ale jednak… w tej nagłej bliskości, zupełnie niespodziewanej… coś w niej było. Tak jak w Noah. – Dziękuję – odezwał się w końcu, kiedy mężczyzna odwiesił koszulkę na bok. – Tego jeszcze nie robiłem, nie suszyłem niczego na plecaku, ale może dlatego, że nie podróżuję tak jak ty – uśmiechnął się lekko, próbując jednocześnie zająć myśli czymś innym niż… Noah. Tak, owszem, to będzie trudne, w końcu to właśnie z nim spędzał czas. Cholera jasna… Jaime również napił się sake, dostrzegając, że powoli dociera do dna. Dlatego rozlał resztki alkoholu, nie mając absolutnie żadnego pojęcia, czy powinni dalej pić. Zerknął na Noah ukradkiem. Dlaczego tak nagle zaczął o nim myśleć w inny sposób? Może to kwestia alkoholu, tego, że byli sami, że dawno się nie widzieli, że Noah tak mu imponował tymi podróżami… Moretti chciał posprzątać ze stołu, ale ostatecznie uznał, że nie ma co; jeśli Woolf będzie chciał coś przekąsić za jakiś czas, to chłopak po prostu podgrzeje jedzonko. Może nagłe sprzątnięcie mogło zostać źle odebrane przez jego gościa. – Może obejrzymy jakiś film? – zaproponował, biorąc do ręki szklankę, a potem skierował się do części salonowej. Daleko nie było. Usiadł wygodnie na kanapie, starając się już nie patrzeć na Noah, ponieważ… kiedy to robił, w jego głowie zaczęły pojawiać się najróżniejsze myśli. I nie mógł tego zatrzymać, chociaż bardzo chciał. Wmawiał sobie jednak, że jak jutro rano się obudzi, to wszystko wróci do normy, wyśmieje samego siebie za te dzisiejsze wyobrażenia, a potem wróci do swojego życia, do szarej rzeczywistości. – Nie wiem, komedia, akcja, horror?
Nie, nie, Jaime nie brał tego do siebie. Jasne, trochę się może mógł stresować wyborem jedzenia, w końcu nie robił tego tylko dla siebie, ale jeszcze dla kogoś i zależało mu, aby jego wybory były trafione. Właściwie… musiałby się kiedyś zapytać Noah, czy ten ma jakieś uczulenia i zastrzeżenia co do wybranych produktów czy przypraw. Chłopak uśmiechnął się na opowieść mężczyzny. – Serio? To bardzo ciekawe. Dobrze wybrnąłeś z sytuacji. Inni pewnie poszliby kupić po prostu nową. Nie wiem, czy bym wpadł na pomysł, aby suszyć ubranie na plecaku… Może, ale nie jestem pewny – zaśmiał się cicho. To prawda, raczej nikt nie mógł odmówić Noah kreatywności. Po pierwsze, ta akcja z koszulą, a po drugie – był pisarzem. Owszem, książka, którą mu dzisiaj przyniósł, była pewnie bardziej dokumentem, ale jednak trzeba było umieć to ładnie ująć w całość, logiczną i przyjemną do czytania, o czymkolwiek by nie opowiadała. Czytelnik musiał lekko przebrnąć przez tekst. Chociaż na świecie żyją też ludzie, którzy lubują się w bardziej trudnych tekstach. No, nieważne. Jaime słyszał i widział kątem oka, jak Noah przemierza mieszkanie do okna. Zaraz pokiwał głową na jego propozycję. – Świetnie, ja za horrorami też nie bardzo jestem – uruchomił na telewizorze jeden z serwisów, na którym znajdowało się mnóstwo filmów i seriali. Jaime wybrał odpowiednią kategorię, kiedy Noah zadał pytanie. Jaime poczuł jak po jego ciele przebiegał dreszcz. – Nie, nie, wszystko w porządku, serio. To chyba ten alkohol… - spojrzał na niego i na chwilę wstrzymał oddech. – Tak, zdecydowanie to alkohol – odetchnął. Noah nie był mu obcy. Kumplowali się. Zależało mu na tej znajomości, dlatego nie chciał tego spieprzyć. Musiał zatem uważać na to, co mówił i co robił. A chęć przysunięcia się do niego i… chociażby dotknięcia jego ramienia czy dłoni, była tak silna, że chyba przewyższała jego niechęć do fizycznej bliskości, na którą składały się takie właśnie gesty. – Przepraszam, jeśli zachowuję się dziwnie… ale, hej, nigdy nie mówiłem, że jestem do końca normalny – uśmiechnął się lekko, jakby chciał obrócić wszystko w żart. Co się, do cholery, dzieje?
Jaime spojrzał na Noah, a potem na wyciągniętą ku niemu dłoń. Och, mógł ją teraz dotknąć swoją dłonią, mógł pobawić się jego palcami, mógł też musnąć ustami jego nadgarstek… Z tym, że tak naprawdę nie mógł. To tylko alkohol i wybujała wyobraźnia o przystojnym podróżniku. Noah był kumplem i nigdy nie dał mu żadnego znaku, że mógłby chcieć czegoś jeszcze. Matko kochana… Jaime jednocześnie chciał, aby był już jutrzejszy poranek, kiedy na serio będzie mógł wyśmiać samego siebie, ale i też pragnął, aby Noah został tutaj z nim jak najdłużej. To było bardzo powalone i skomplikowane. Mimo swojej pamięci, Jaime jakoś nie mógł sobie przypomnieć, czy tak samo czuł się przy swojej eks dziewczynie, kiedy to wszystko się dopiero zaczynało… Chwila, stop. Dlaczego w ogóle próbował to porównywać? Lepiej dać sobie spokój. – Nic mi nie jest, serio – uśmiechnął się lekko. – Nie będziesz mnie miał na sumieniu. Na pewno się nie strułem – przysunął się bliżej Noah, a potem przyłożył czoło do jego dłoni. Owszem, mogło być nieco bardziej gorące niż normalnie, ale to wina tylko i wyłącznie tego faceta. – Bardzo uważam na to, co jem – kontynuował, próbując uspokoić ponownie szybko bijące serce. Musiał zająć myśli czymś innym. Jedzenie wydawało się być super opcją. – Nie zjem czegoś, co jest po terminie, odczuwam do tego taką… awersję. Lubię czuć się dobrze, więc… po co ryzykować? No właśnie, po co ryzykować?, pomyślał. Ach, cholera by to. – I jak? Mogę mieć gorączkę? – zapytał po chwili dość cicho. Dotyk Noah na swoim czole nie stanowił dla niego problemu jak sądził, że mógłby. Tymczasem… było to miłym zaskoczeniem. Tylko pojawił się pewien problem, ponieważ zapragnął więcej. Nie powinien, owszem, ale nadal był przekonany, że wraz z kolejnym wschodem słońca, wszystko wróci do normy. A w ten wieczór… pozwoli wyobraźni nieco… popłynąć. Gdyby Woolf się dowiedział… Jaime nie miał pojęcia, jak Noah zareagowałby na jego myśli, ale i tak wolał tego nie sprawdzać. Po prostu przemilczy kilka rzeczy i jakoś to będzie.
Okej, rozważania o jedzeniu nie dały rady, kompletnie się nie sprawdziły, kiedy Jaime czuł dotyk Noah na swoim czole i kiedy patrzył w jego oczy. Naprawdę, nie mógł oderwać od nich wzroku, co naprawdę było dla niego wyczynem – patrzenie ludziom w oczy. Jasne, na chwilę lub dwie, takie krótkie, ale tym razem trwało to o wiele dłużej. Może to sprawka Noah i tego, że generalnie się kumplowali? Kumplowali? – Z pewnością dziwne rzeczy… Widzisz, znalazłeś kolejny powód, dla którego lubię gotować – uśmiechnął się lekko. Woolf powiedział, że Jaime chyba jednak nie ma gorączki, ale Moretti wyszedł z innego założenia, kiedy palce Noah przesunęły się kolejno na jego skroń i policzek. Na moment wstrzymał oddech, czując jak jego serce bije mocniej. Czy mężczyzna mógł to usłyszeć? Pewnie tak, cholera jasna. Okej, spokojnie, spokojnie… Och, szkoda, że Noah cofnął rękę. Ale może to i lepiej w ich przypadku. Bo pewnie mężczyzna tak po prostu wykonał taki ruch, martwiąc się, czy Jaime nie jest chory, a tymczasem student już reaguje na to wszystko w sposób, w jaki nie powinien. Zdecydowanie nie miał zamiaru się wkurzyć na Noah, że ten pozwalał sobie na takie gesty. Prędzej mogłoby mu być przykro, że Noah przestał to robić. Woolf przecież nie był byle kim, och nie. Pytanie Noah zbiło go z tropu, ale uznał to za okazję do zmiany kierunku swoich myśli. – Chodzę na siłownię dość często. Pozwala mi to wyrzucić z siebie gniew, często boksuję w worek treningowy. A na siłowni, na którą chodzę, trenują też zawodnicy MMA – odwrócił się przodem do Noah, zginając nogę w kolanie i kładąc ją na siedzeniu, aby było mu wygodniej. Przy okazji przesunął się bliżej Noah. Chciał tego bardzo; być jak najbliżej, a póki mężczyzna nie protestował… - Czasami mnie zapraszają na ring i pokazują pewne ciosy. Oni chyba wiedzą, że… jakby to ująć… że jest coś, z czym sobie średnio radzę – o tym akurat wolał nie myśleć. Na szczęście nie trwało to długo, ponieważ jego głowę znów zajął Noah, jego dłonie, oczy, usta, włosy i cały on. I jakoś tak mimowolnie przybliżył się jeszcze bardziej, lekko, prawie bez najmniejszego dotknięcia, ale jednak musnął swoimi ustami usta Noah. Przeszło mu przez myśl, że właśnie popełnił błąd, ale… mógł to zawsze zrzucić na alkohol.
Na pewno byłoby ciekawie, gdyby któregoś dnia Noah wybrał się wraz z Jaime’em na siłownię. Możliwe, że by mu się tam spodobało, ponieważ znajdowało się tam mnóstwo najróżniejszych sprzętów. I można było popatrzeć jak trenują zawodnicy i jak obchodzą się z nimi trenerzy. Było to dość interesujące. Ale nie tak, jak siedzący przed nim Noah. Jaime poczuł ogromną ulgę, kiedy mężczyzna go nie odtrącił i wielką radość w momencie, w którym poczuł na swoim karku jego dłoń. Ich pocałunek z niewinnego muśnięcia dzięki Noah przerodził się w namiętną pieszczotę, której Jaime od razu się oddał. Odwzajemniał pocałunki i oczywiście zamknął oczy, zdając sobie sprawę, że jest jeszcze przyjemniej niż śmiałby to sobie wyobrażać. Noah świetnie całował. W końcu jednak oderwali się od siebie, a Moretti próbował złapać oddech. Spojrzał mu w oczy i był gotowy to powtórzyć. Miliony razy chciał się oddawać jego pocałunkom i dotykowi. Przymknął oczy, znów czując jego usta, tym razem na swoim policzku, a kiedy usłyszał, że Noah chce więcej, Jaime poczuł, jak ogarnia go podniecenie. W momencie, w którym Woolf lekko ugryzł płatek jego ucha, Jaime uniósł dłonie i położył je na torsie mężczyzny. Odchylił nieco głowę, aby znów móc spojrzeć mu w oczy. – Dobrze – odpowiedział w końcu szeptem. – Bo ja też tego chcę – i znów go pocałował, tym razem o wiele śmielej, bardziej gwałtownie. Poprawił nieco swoją pozycję na kanapie, aby było im wygodniej, jednocześnie zaciskając palce na jego koszulce. Nic innego nie miało teraz znaczenia, absolutnie nic. Jaime myślał jedynie o bliskości Noah i o tym jak bardzo pragnął, aby go dotykał i całował, żeby posuwał się dalej i dalej. Kumple? Czegoś nie można? Wybujała wyobraźnia? Nie, nie. Liczyła się tylko ta chwila, w której Noah był tylko dla niego.
Nagła zmiana pozycji nie przeszkadzała absolutnie Jaime’emu, który przyjął to z zadowoleniem. Tak zdecydowanie miał łatwiejszy dostęp do ust Noah i generalnie do niego całego. Przesunął jedną dłoń na kark mężczyzny, a potem wsunął palce w jego włosy. Oczywiście, że czuł jego podniecenie pewnie tak samo dobrze jak i Noah czuł jego. Dlatego westchnął cicho do jego ust. Okej, nie spodziewał się, że ten wieczór tak się potoczy, ale to była zdecydowanie bardzo, bardzo przyjemna niespodzianka. Po chwili Jaime oderwał się od jego ust tylko po to, aby sięgnąć dłońmi do krawędzi koszulki Noah, złapać za nie i powoli podciągnąć ją do góry, ostatecznie, odrzucając ją na bok kanapy. Nim wrócił do całowania, przyjrzał się jego torsowi i uśmiechnął się z zadowoleniem. Nie trudno też było dostrzec, że jego policzki były czerwone od podniecenia. Przesunął dłońmi po jego klatce piersiowej, badając (niestety na szybko) jego mięśnie, a potem pocałował go w usta, jedną dłoń kładąc na boku Noah. Niedługo później przeniósł się ustami na jego szyję i nagie ramię. Jaime również od dawna nie był z facetem, a już na pewno dawno temu był na dole. Jego pożądanie wzrastało z każdą chwilą, przez co poruszył się niespokojnie na kolanach Noah, ocierając się biodrami o jego biodra. Woolf może jeszcze nie zdawał sobie z tego sprawy, ale Jaime był gotowy oddać się mu całkowicie, jednocześnie nie pozostając dłużnym w pieszczotach. Zapewne nazajutrz Jaime będzie miał wiele pytań odnośnie ich relacji, ich jeszcze nie tak zaplanowanego wyjazdu na Nową Zelandię i wiele, wiele innych. Tymczasem nie był w stanie o tym rozważać, ponieważ zajęty był składaniem kolejnych pocałunków na odsłoniętej skórze Noah, na gładzeniu jego ciała, erekcjami ich obu… Chciał go tylko dla siebie.
Oczywiście, że Jaime nie zamierzał zwlekać i tylko oczekiwać pieszczot, leżeć jak kłoda, jedynie biorąc i nic od siebie nie dając. Nie, nie, on bardzo pragnął sprawić Noah jak najwięcej przyjemności, chciał, żeby krew w jego żyłach wrzała, żeby nie był w stanie skupić się na niczym innym, jak na odczuwaniu przyjemności, którą miał mu serwować bez ograniczeń (chyba że Woolf miałby jakieś zahamowania). Zagryzł lekko dolną wargę, czując na sobie zęby i usta Noah. Odruchowo wsunął place w jego włosy i przeczesał je, a przez myśl przemknęło mu, jakie są miękkie w dotyku. Ponownie westchnął, kiedy mężczyzna położył dłonie na jego pośladkach, przyciskając go do siebie jeszcze bardziej. Obaj pragnęli być jak najbliżej siebie, a sam Jaime chciał jak najszybciej pozbyć się zbędnych ubrań i z siebie, i z Noah. Moretti z trudem nadążał za odwzajemnianiem tych wszystkich pocałunków, jakimi obdarzał go Noah, przez co wszystko to było dość chaotyczne, jednak w niczym im to nie przeszkadzało. Spomiędzy ust Jaime’ego wydobył się cichy jęk, kiedy poczuł dłoń Noah na swoim kroczu. Właśnie zdał sobie sprawę, że jego podniecenie wzrosło już do tego poziomu, że to aż bolało. Jak miałby się w tym momencie wycofać? Mowy nie ma. Pocałował go w usta, a potem brodę, by odszukać odpowiedniej chwili, aby się unieść z kolan Woolfa. Kiedy to nastąpiło, Jaime faktycznie się podniósł, z trudem jednak utrzymując się na drżących nogach. Złapał Noah za rękę i przyciągnął do siebie. Znów go pocałował, ale trwało to tylko krótką chwilę, ponieważ zaraz zaczął go prowadzić w stronę łóżka. Po kilku krokach, kiedy znaleźli się obok miejsca docelowego, Jaime sięgnął do zapięcia spodni Noah i zaraz sprawnie pociągnął je w dół. Niedługo później obaj wylądowali w łóżku, oddając się sobie i przyjemności. Jaime nie miał pojęcia, ile trwał ich namiętny seks, kiedy w końcu padł w pościeli kompletnie zmęczony, próbując uregulować oddech. Spojrzał w sufit, a po jego twarzy błądził rozanielony uśmiech, pełen satysfakcji. Jego ciało wciąż lekko drżało po ostatnim orgazmie i nie miał zamiaru za wiele się ruszać. Myślał tylko o tym, jak przyjemnie mu było, jak Noah i on byli do siebie dopasowani i że cholernie chciał to jeszcze powtórzyć. Odwrócił głowę w stronę Noah, nie mogąc jednak wydusić z siebie słowa. Hm… ciekawe jak bardzo Jaime podrapał mu plecy…
Jaime nie był tak pijany, żeby zapomnieć o tej nocy, och, nie. Będzie o niej pamiętał, ponieważ było mu nieziemsko i sądząc po reakcjach Noah, jemu również było wspaniale. Uśmiechnął się lekko, kiedy tylko mężczyzna go pocałował w czoło. To było bardzo słodkie z jego strony i chłopakowi się to spodobało. I oczywiście, że nie miał zamiaru wypuszczać teraz Noah ze swojego łóżka, a co dopiero z mieszkania. Istniało wiele powodów, dla których nie chciał tego robić. – Musisz zostać na noc – odpowiedział od razu. Jaime nie bardzo wiedział, na co mógł sobie w tym momencie pozwolić. Owszem, uprawiali namiętny seks i teraz Noah miał spać razem z nim, ale jednak… miał takie poczucie jakiejś niewidzialnej bariery. Po chwili okrył się kołdrą do pasa, a potem odwrócił się na bok przodem do Noah. Och, dzisiejsza noc i tak była wyjątkowa, więc Jaime po prostu przysunął się bliżej mężczyzny, lekko i wygodnie splótł ich palce razem, a potem jeszcze pocałował ramię Noah. Nagle poczuł się bardzo zmęczony, więc w końcu zamknął oczy, prawie przytulając policzek do jego ramienia. Nie trwało długo, nim Moretti zapadł w sen. Obudził się, otwierając oczy. Okna wciąż miał zasłonięte, ale bez problemu mógł dostrzec, że nastał dzień. Zaraz też poczuł ból w okolicach pośladków i przypomniał sobie, co się działo w nocy. Uśmiechnął się do siebie, zadowolony, a potem przewrócił się na plecy, aby móc spojrzeć na śpiącego Noah. Okej, to nie był sen, to wszystko działo się naprawdę, a nagi Woolf naprawdę leżał z nim w jednym łóżku pod tą samą kołdrą. Czy Jaime mógł go tu zatrzymać na zawsze? Żeby nie wyjść na creepa, jakoś podniósł się z łóżka. Przeszedł powoli i po cichu do szafy, wyciągając z niej świeże bokserki. Okej, było jeszcze wcześnie, ale Jaime pomyślał, że przygotuje jakieś śniadanie. Nie chciał też myśleć o tym, że najprawdopodobniej czekała ich rozmowa, więc uznał, że gotowanie to świetny pomysł na odepchnięcie od siebie tych myśli. Przeszedł do kuchni, przygotował ekspres, ale nie włączał go jeszcze, ponieważ sprzęt dość hałasował. Poza tym, nie chciał, aby Noah miał później zimną kawę. A może mężczyzna wolał herbatę? Cholera. Ale miał nadzieję, że lubił gofry, za które zaraz się zabrał. Miał czekoladę do chleba, trochę owoców i jakiś dżem. Powinno być dobrze…
Jaime starał się nie hałasować podczas przygotowywania śniadania. I naprawdę nie chciał denerwować się reakcją Noah na wspólnie spędzoną noc. Może mężczyzna będzie chciał to uznać za jednorazowe albo… cokolwiek. No bo w sumie to dlaczego nie? Przecież dotąd tylko się kumplowali, wychodzili na spacery, podczas których rozmawiali, pili alkohol, lali się z innymi typami w ciemnych uliczkach i nie sądził, aby Woolf myślał o Jaime’em w innych kategoriach, takich jak romans. Przynajmniej Moretti o tym nie myślał. Tak samo w przypadku pociągu seksualnego, który tak naprawdę wczoraj pojawił się w momencie, w którym znaleźli się bardzo blisko siebie. Chodzi o to, że równie dobrze ta noc mogła nic nie znaczyć dla żadnego z nich i mogła być tylko przygodą właśnie na jeden raz. Jaime jednak nie mógł przestać myśleć o tym, że bardzo chciał poznać bliżej Noah i przekonać się, czy może jednak mogło być z tej relacji coś więcej. Owszem, dzieliła ich różnica wieku, ale jak dotąd nie mieli z tym problemu, więc… czy powinni o tym myśleć jak o przeszkodzie? Jaime usłyszał, że Noah wstaje z łóżka i krząta się w mieszkaniu. Spojrzał na niego jednak w momencie, w którym mężczyzna zajrzał do niego i powiedział, że idzie do łazienki. – Cześć. Jasne, ja już wstawię kawę – zaproponował, kończąc przygotowywać ciasto na gofry. Przy okazji starał się nie patrzeć wprost na tors Noah. Kiedy jednak mężczyzna odwrócił się tyłem i skierował do łazienki, Jaime uniósł brew wyżej, widząc czerwone ślady na jego plecach. Okej… Interesujące… Wcale nie będzie dziwnie, myślał chłopak, kiedy nakładał ostrożnie ciasta do gofrownicy. Jakoś to przecież będzie… Korzystając z tego, że Noah był w łazience, Jaime starał się trochę uspokoić. Sam nie wiedział, co powinien na ten temat myśleć. Miał milion najróżniejszych myśli w głowie i wiedział, że tylko Noah pomoże mu je uporządkować. Nim Woolf wrócił do kuchni, na dużym talerzu znajdowało się już całkiem sporo gofrów. – Gofry. Mam nadzieję, że lubisz? Pomyślałem, że to ciekawszy pomysł niż naleśniki – spojrzał na niego, wytrzymując to spojrzenie mimo tego, że czuł się lekko skrępowany. – Ach, i mam dla ciebie kawę – ruchem głowy wskazał na prujący napój w dużym kubku z ciekawym napisem… Po przeniesieniu wszystkich potrzebnych rzeczy, składników i jedzenia na stół, Jaime położył też swoją kawę na blacie i zawahał się w chwili, w której miał usiąść. To było bardziej krępujące niż spojrzenie na Noah. Cóż, nie narzekał, ponieważ było mu bardzo dobrze w nocy. Ale teraz musiał zgarnąć dla siebie poduszkę z kanapy i ułożyć ją na krześle. Naprawdę dawno nie był na dole… Teraz było mu jeszcze bardziej głupio, dlatego nawet nie uniósł spojrzenia na Noah, tylko zajął się gofrem i nakładaniem na niego składników. – Jak się… spało? – zapytał jednak, przerywając ciszę.
Jaime uśmiechnął się lekko, kiedy Noah powiedział, że lubi gofry. Dobrze, bo przynajmniej nie musiał przygotowywać czegoś innego. Chociaż… to by oddalało znów ich rozmowę, która musiała nadejść. Moretti miał mieszane uczucia. Bo chciał sprawdzić, czy mogło ich łączyć coś więcej niż przyjaźń i jednorazowy (lub nie) seks. Zajęty swoim jedzeniem uniósł jednak szybko spojrzenie, kiedy Noah zaczął go przepraszać. Chwila, moment, że jak? – Nie przepraszaj mnie – odpowiedział szybko. Ale przynajmniej słowa mężczyzny sprawiły, że Jaime mógł spojrzeć mu w oczy. – Nie, nie, wszystko ze mną w porządku, naprawdę. To znaczy, boli mnie trochę, ale to nic takiego. Przejdzie mi, a w nocy było… wow… Nie jestem pisarzem, okej? – zaznaczył od razu, trochę chciał zażartować, aby rozluźnić nieco atmosferę. – Nie umiem w dobieranie słów. Po prostu byłeś… zajebisty i może się zagalopowałeś, ale nie powinieneś się czuć winny, że coś mi dolega. To oznaka tego, że było bardzo, bardzo przyjemnie – stwierdził i zaraz poczuł, że jego policzki robią się czerwone. Nigdy dotąd nie musiał przeprowadzać tego typu rozmów, więc… czuł się zawstydzony. Ale jednocześnie chciał, aby było jasne, że Noah nie musi za nic przepraszać, że nie zrobił krzywdy Jaime’emu, ponieważ było mu bardzo dobrze, a to, że teraz przez jakiś czas będzie go trochę bolało, to nic takiego. Jaime nie żałował i Noah również nie powinien. – Ale… ja nie chciałem, żebyś się opanowywał – dodał jeszcze i sięgnął po kawę. Dmuchnął w powierzchnię powietrzem, żeby niby ją ostudzić, ale chodziło o to, że mógł odwrócić zawstydzony wzrok od tego faceta, który wzbudzał w nim tyle emocji… i pożądania. – Właściwie to… eee… - Jaime nie był pewny, czy to dobry moment o tym mówić, ale doszedł do wniosku, że może jednak warto, aby Noah się nie obwiniał. – Lubię ostrzejszy seks… - teraz miał wrażenie, że cała twarz go piecze. To nie było takie proste na trzeźwo! I w sytuacji, w której do tej pory miało się zbyt mało okazji do pogadania z kochankiem/kochanką nazajutrz. Jaime w końcu przegryzł gofra i chociaż czuł, że jest dobry i słodki, to jednak nie mógł się w pełni oddać przyjemności jedzenia. Zerknął na Noah. – Nie, nie trzeba. Naprawdę nic mi nie jest. Po prostu… może zjedz? Chyba że ci nie smakują, to też… w porządku… No dobra… z jego byłą dziewczyną było inaczej, więc Jaime czuł się mocno zagubiony w obecnej sytuacji. – A tobie jak się podobało? – zapytał cicho i nawet odważył się spojrzeć na Noah. Krótko, bo krótko, ale jednak.
Jaime nie wiedział już, co powinien powiedzieć, aby Noah nie czuł się źle z tym, że chłopak odczuwał lekki ból po ich wspólnej nocy. No cóż, zdarzało się i raczej trudno by było o inny poranek od tego, ponieważ nawet gdyby ich seks nie był ostrzejszy, to i tak nie obyłoby się bez bólu ze względu na seks, jaki uprawiali. Jaime niczego nie żałował, a na samo wspomnienie przechodziły go przyjemne dreszcze. – Bez przesady, Noah – uśmiechnął się do niego lekko, czując jednocześnie się nieco podbudowany, że i on lubił nieco… mocniejsze uniesienia czy jakkolwiek by tego nie nazwać. – To znowu też nie tak, że mnie jakoś super bardzo boli, po prostu jest to swego rodzaju dyskomfort, który mi niedługo minie. Może zamiast prysznica wezmę kąpiel? – spojrzał na niego, wciąż z uniesionymi kącikami ust. Miał ochotę go teraz pocałować. Ale powstrzymał się w odpowiednej chwili, w chwili, w której Noah zakrztusił się gofrem. O, matko kochana, co było z tymi cholernymi goframi nie tak?! A, okej, nie chodziło o gofry. A sam Jaime ponownie się zarumienił. Cholera by to… - Oczywiście, że było widać – pokiwał głową. – Ale chciałem to też usłyszeć i się po prostu upewnić… I… lepiej niż się spodziewałeś? Hm… ciekawe… - Jaime ugryzł kawałek gofra, na chwilę odzyskując pewność siebie. Nie, żeby normalnie był pewny siebie. Zaraz się zaśmiał. – Serio? Chciałbyś mieć zdjęcie mojej miny podczas… Chyba umarłbym ze wstydu – uznał, wciąż się cicho śmiejąc. Jaime doszedł do wniosku, że nie jest tak niezręcznie jak się tego spodziewał. Może na początku, ale teraz, kiedy trochę sobie pożartowali, on się roześmiał… Jakoś powinni przebrnąć przez to śniadanie, choć przecież pozostawała kwestia tego, co zrobią z tą nocą; zaakceptują i nie powtórzą, powtórzą bez niczego, powtórzą z zaangażowaniem w samą relację… To wszystko było strasznie skomplikowane. Chłopak uniósł spojrzenie na Noah, czując jak serce mu podskoczyło z podekscytowania. – Pewnie, że chciałbym to powtórzyć. I to nie jeden raz – odpowiedział całkiem szczerze, patrząc mu w oczy. Niepewnie położył dłoń na jego dłoni. Spoko, nie gadali o związku ani o randkowaniu, chodziło pewnie tylko o sam stosunek, ale to i lepiej. To znaczy… to też było skomplikowane. Ale na tę rozmowę potrzebowali zdecydowanie więcej czasu i przede wszystkim gotowości otworzenia się. A Jaime raczej nie był gotowy. Ale Moretti zauważył z niemałym zaskoczeniem, że dotyk Noah nawet teraz, kiedy był trzeźwy, nie sprawiał problemu, chłopak nie odczuwał niechęci i przede wszystkim czuł, że tak powinno być, że tak jest dobrze, że wszystko jest w porządku.
Jaime pokręcił głową, rozbawiony. Ale miło było słyszeć, że jednak podczas takich uniesień wyglądał seksownie i nieziemsko. Nikt mu takich rzeczy wcześniej nie mówił, ale w ustach Noah brzmiało to naprawdę, naprawdę dobrze. Moretti mógłby się do tego bez problemu przyzwyczaić. Dlatego uśmiechnął się, ale nic już więcej nie powiedział. Miał jedynie nadzieję, że Noah jednak nie zrobi mu zdjęcia podczas, kiedy będą znów sprawiać sobie rozkosz. Jeśli Woolf faktycznie chciał mieć zdjęcie Jaime’ego, to może lepiej niech to będzie coś bardziej… codziennego. Możliwe nawet, że chłopak od razu się zgodzi, ponieważ nie przepadał zbytnio za tym, aby ktoś robił mu zdjęcia. Moretti nie ukrywał, że spodobało mu się, jak Noah uśmiechnął się, kiedy tylko student wyraził ogromną chęć na powtórzenie tej nocy (cóż… to, co robili, mogli też powtórzyć za dnia, jeśli tylko nadarzyłaby się ku temu okazja… Jaime nie był wybredny, jak widać…). Zaraz też spojrzał na ich splecione dłonie. Zdecydowanie dodało mu to otuchy i bardzo optymistycznej perspektywy na najbliższe dni. Co prawda nie umówili się jeszcze, ale… miło było mieć świadomość, że ktoś go oczekiwał. Przecież mogło nie chodzić jedynie o seks, w końcu nim do tego doszło, sporo rozmawiali i spędzali czas. Może i tym razem tak się potoczy ich kolejne spotkanie. – Tak, chętnie do ciebie wpadnę. Jeszcze u ciebie nie byłem. A co do kuchni… poradzę sobie – zaśmiał się cicho. – Ewentualnie możemy coś zamówić. A co do telewizora… Rzeczywiście, pewnie nie będzie im w ogóle potrzebny. Jaime tylko jeszcze poprosił Noah o adres, jednocześnie głaszcząc kciukiem wierzch jego dłoni. Spodobało mu się to, te splecione palce. Było dziwnie, ale w taki przyjemny sposób. W końcu jednak Jaime dokończył śniadanie, jakoś sobie radząc jedną ręką. Ale niestety, pora była puścić dłoń Noah i trochę posprzątać w mieszkaniu. W końcu na stole jeszcze znajdowały się talerze z poprzedniego wieczoru. I Jaime coraz bardziej marzył o tej ciepłej kąpieli, aby się nieco odprężyć. No i zdawał też sobie sprawę, że Noah będzie musiał w końcu wrócić do siebie czy wyjść do pracy… - Naprawdę cieszę się, że wpadłeś wczoraj – powiedział, puszczając jego dłoń i wzdychając ciężko w tym samym momencie. Zabrał się za zbieranie brudnych naczyń i przenoszenie ich do zmywarki. – I, wiesz… będę czekał na zaproszenie – uśmiechnął się do niego.
Jaime wcale nie chciał pozbyć się Noah z mieszkania. Chciał się do niego przytulić i całować, może udałoby im się nawet jakiś film obejrzeć… Ale może faktycznie lepiej było teraz się rozejść i przemyśleć kilka spraw. Chociaż z drugiej strony… pogadali o najważniejszym i ustalili, że na pewno będą się jeszcze widywać. I tak właściwie Jaime miał nadzieję, że nastąpi to szybciej niż później. Teraz chciał spędzać z Noah jak najwięcej czasu. I najwyraźniej nie tylko on się tak czuł. Oczywiście odwzajemnił pocałunek, przebiegając palcami po jego torsie. Jeszcze nie wyszedł, a Jaime już za nim tęsknił. Matko kochana, co najmniej jak nastolatek, a przecież już nim nie był. – W porządku, będę czekał na wiadomość o dacie i godzinie – uśmiechnął się, a potem poszedł za nim do drzwi. Sam Moretti miał na sobie tylko bokserki. – Dziękuję za książkę i alkohole… - uśmiechnął się tajemniczo, a potem przyciągnął go do siebie i tym razem sam go pocałował, ale zdecydowanie mocniej niż przed chwilą zrobił to Noah. No, niech ma kolejny powód do wspomnień i rozmyślań. – Do zobaczenia – pogłaskał go po karku, zahaczając o włosy, które wciąż były jeszcze mokre. Może nie powinien wypuszczać Noah z mokrymi włosami? Przecież może się przeziębić. Albo gorzej. Zdecydowanie powinien go zatrzymać. Przynajmniej póki te włosy nie wyschną, prawda? Jaime pokręcił głową na swoje myśli. Ogarnij się, pomyślał i cmoknął go jeszcze raz. – Do zobaczenia – powtórzył z uśmiechem. – Och, a może chcesz parę gofrów wziąć do siebie? Oj, dobra tam, może i nie był najlepszy w pożegnaniach…
Jaime zamknął drzwi, uśmiechając się do siebie. I nie mógł przestać. Może zachowywał się jak nastolatek, ale nic nie mógł poradzić na to, że to uczucie było od niego silniejsze – radość. Podszedł do szafki, na którą wczoraj odłożył książkę. Chwycił ją do ręki i jeszcze raz jej się przyjrzał. Uniósł brew wyżej, widząc nazwisko. Woolf? Daniel Woolf… Czekaj, moment, chwila, co? Noah… Woolf? Czy Jen… jej brat ma na imię Noah. A ona przecież nazywała się Woolf… Nie… Nowy Jork jest ogromny, to niemożliwe… prawda? Kolejne dni upływały Jaime’emu nawet szybko. Po zajęciach chodził do prywatnego prosektorium, gdzie odbywał praktyki. Nie było żadnych dziwnych przypadków, ale Moretti został poinformowany, że dostanie dobrą opinię. Chłopak był bardzo szczęśliwy, ponieważ to na pewno pomoże mu w wyjeździe na trupią farmę w Tennessee. To był jeden z tych celów, do których dążył uparcie i który zbliżał się wielkimi krokami. Jednocześnie oczekiwał na wiadomość od Noah. Niestety, przez kilka dni jego telefon milczał, jeśli chodziło o Woolfa. Jaime zaczął się zastanawiać, czy coś się nie stało. W końcu wydał książkę, w której ujawnił wiele brudów. Sam Noah przyznał, że póki co miał spokój, ponieważ dopiero co wrócił do miasta, więc… To „póki co” już mogło minąć. Z drugiej strony, nie chciał też wyjść na kogoś bardzo niecierpliwego. Ale, cóż, był niecierpliwy jak widać. Pewnego dnia przygotował ciasto na pizzę, sos i kilka składników. Zapakował wszystko do pojemników, a pojemniki schował do plecaka. Pamiętał adres Noah, więc po prostu wpisał go w GPS na telefonie i pojechał tam autem. No co, chciał sprawdzić, czy wszystko było u niego w porządku. Może wcale by teraz do niego nie jechał, gdyby Noah nie napisał takiej książki. Kilkanaście ulic dalej Jaime dzwonił już do drzwi mieszkania Noah. Mógł zadzwonić wcześniej, owszem. Ale ostatnio Woolf też nie zadzwonił i było… no, niespodziewanie. Hm… Noah też mógł gdzieś wyjść zbierać inspiracje… Dobra, to chyba jednak był głupi pomysł z tym przyjazdem.
Jaime już chciał odejść od drzwi i wrócić do samochodu, kiedy usłyszał, że ktoś się zbliża. Chwilę później drzwi się otworzyły i ukazały Noah. Jaime uśmiechnął się, ale uśmiech szybko zniknął z jego twarzy, kiedy zobaczył, w jakim stanie jest mężczyzna. Widział zadrapania na jego twarzy i wyglądało to przerażająco. Możliwe, że sam Moretti nigdy aż tak źle nie wyglądał po bójkach, w jakie się swego czasu wplątywał. – Jasna cholera, Noah! Co się stało? – zmarszczył lekko brwi i wszedł do środka. Kompletnie zignorował podobne pytanie kierowane do niego. Cóż, on wyglądał lepiej, więc to raczej Woolf powinien opowiadać. – Kto ci to zrobił? Czy to przez książkę? – chłopak uniósł dłoń wyżej, kierując ją do policzka mężczyzny. Delikatnie go dotknął, aby nie sprawić mu bólu. Jasne, że rozmyślał na temat tego, czy wszystko u niego w porządku przez tę książkę, ale nie spodziewał się, że zastanie Noah w takim strasznym stanie. Nagle ucieszył się, że zdecydował się tu przyjechać. Możliwe, że Noah się do niego nie odzywał właśnie przez to. A może Jaime źle myślał i to wcale nie było pobicie, tylko wypadek? Co nie zmieniało za wiele, ponieważ Noah wciąż był w kiepskim stanie i wciąż cierpiał. – Połóż się – bardziej polecił niż zaproponował. – A ja zrobię ci herbaty i obiad. Mam wszystko przygotowane. Powinno ci smakować – zapewnił go zaraz. Zdjął buty, a potem wszedł dalej do mieszkania, rozglądając się przy okazji. Nigdy wcześniej tu nie był, ale… podobało mu się tutaj. Było zupełnie inaczej niż u niego, ale… mało kto miał takie mieszkanko jak Jaime. – Tylko pokaż mi najpierw, gdzie masz sypialnię i kuchnię – dodał i spojrzał na niego. Chciał go przytulić i pocałować, ale… czuł się mimo wszystko niepewnie, a poza tym, nie chciał zrobić mu krzywdy. Możliwe, że nawet delikatny ruch mógł sprawić mu ból. Chociaż… może akurat był na jakichś mocnych środkach przeciwbólowych… No i zresztą, przecież przed chwilą go dotknął.
Czyli jednak pobicie, pomyślał Jaime i westchnął, kiedy Noah powiedział, że tamci mieli przewagę liczebną. Co miał poradzić na to, że Moretti bardzo się przejmował? Wcześniej by się przejął, w końcu się lubili, a po wspólnej, namiętnej nocy przejmował się jeszcze bardziej. Nie chciał, aby Noah stała się krzywda. Obecnie mężczyzna nie wyglądał najlepiej i najwyraźniej miał dużo szczęścia, że w ogóle mógł chodzić o własnych siłach i przede wszystkim, że żył. Jaime’ego przeszedł zimny dreszcz na te myśli. Wolał dalej się nad tym nie rozwodzić. – Cholera, Noah – znów westchnął cicho, patrząc na niego opiekuńczo. – Mogłeś dać znać, przyjechałbym wcześniej. Z jedzeniem między innymi. Wiesz, z moim własnym towarzystwem… - spróbował zażartować, a dla lepszego efektu pokręcił bioderkami, jakby chciał się też zareklamować. Jaime rozejrzał się znów po mieszkaniu, kiedy Noah mu tłumaczył, gdzie znajduje się dane pomieszczenie. Zmarszczył lekko brwi na wzmiankę o poszukiwaniu współlokatora. Hm… Jakoś nie bardzo chciał, aby Woolf miał współlokatora, nieważne jakiej płci. Wcale nie był zazdrosny. Ewentualnie troszkę, ale było mu głupio, że się tak czuł, ponieważ tak naprawdę nic ich nie łączyło i Noah mógł mieszkać, z kim chciał. Niestety. – Nie, nie wiem – odpowiedział w końcu. Nie kłamał, naprawdę nie wiedział. Ludzie z roku zajmowali pokoje w akademiku lub w mieszkaniach w mieście. Jaime odprowadził wzrokiem Noah, chociaż miał ochotę do niego podejść i mu pomóc. Na szczęście mężczyzna sam sobie poradził, a chłopak ruszył do kuchni. Umył ręce, wyjął pojemniki i zabrał się za przygotowywanie pizzy. Wystarczyło tylko zebrać wszystko w całość i wrzucić do piekarnika. Przy okazji Moretti poznał, gdzie co Noah trzymał w kuchennych szafkach. Przy okazji przygotował herbatę dla Noah i dla siebie. Wciąż też myślał o tym pobiciu. Wiedział, jakie Woolf miał nastawienie do policji, więc Jaime w ogóle nie powinien o tym wspominać. Ale cholernie się o niego martwił. Kiedy pizza wylądowała w piekarniku, a kubki zostały zalane wodą, chłopak wziął je i przeszedł do sypialni Noah. Uśmiechnął się do niego lekko mimo wszystko i położył herbaty na stoliku. Usiadł na brzegu wystającej palety i przyjrzał się mężczyźnie. – Kiedy to się stało? – zapytał, a potem spojrzał na rozrzucone leki. Aha, chyba ktoś nie przepadał za nimi. – I co powiedział lekarz?
Może i Jaime’emu średnio podobał się pomysł ze współlokatorem dla Noah, to jednak rozumiał jego decyzję – mniejsze rachunki, czynsz. Moretti miał o tyle dobrze, że jego mieszkanie należało do niego i przejmował się jedynie rachunkami. Dzięki naukowemu stypendium oraz pensji (niewielkiej, bo niewielkiej, ale jednak) opłacał studia i dokonywał opłat. Poza tym, rodzice wciąż przesyłali mu kasę, póki faktycznie miał nie rozpocząć pełnoetatowej pracy. Cieszyło go to, ponieważ on sam nie wyobrażał sobie mieszkać z kimś, zwłaszcza z kimś obcym. Przez całe życie miał swój pokój, chociaż jako dziecko często przychodził do pokoju brata i to z nim spał. Teraz jednak wizja mieszkania z kimś była dla niego… przytłaczająca i przede wszystkim trudna. Dlatego pokiwał głową i zapewnił Noah, że kiedy tylko o czymś usłyszy, na pewno da obu stronom znać. Kiedy Jaime usłyszał, że całe zajście z napadem miało miejsce dwa dni temu, uniósł brwi wysoko. – Słucham? I ty już w domu? Dlaczego? Ostry stan zapalny, a ty nie leżysz w szpitalu jak grzeczny pacjent? Cóż… sam Jaime na jego miejscu też wolałby siedzieć w domu. Przecież tu miał spokój, był sam, miał swoje łóżko przede wszystkim, mógł zamawiać sobie do jedzenia, co chciał, miał własną łazienkę! Nie musiał dzielić z nikim przestrzeni. Ale jednak… dobrze było mieć pod ręką lekarza, który wiedział, jak się obchodzić z pacjentem w jego stanie. Moretti westchnął cicho. – Noah… - nieśmiało ujął jego dłoń i pogłaskał ją. Zaraz ją uniósł i złożył na niej delikatny pocałunek. Czy to było okej? Jaime nie przesadzał? Obawiał się, że tak. Był dotąd tylko w jednym związku, więc generalnie nic o tym nie wiedział. To znaczy… eee… nie, żeby obecnie był, czy coś… No i właśnie, stąd jego wątpliwości, czy to, co robił, było w porządku. - A jakaś wizyta kontrolna? Badania? Jaime miał ochotę zadzwonić do mamy i podpytać nieco. Ich relacje wciąż nie były takie, jakich oboje by sobie życzyli, ale… tu chodziło o zdrowie Noah. Chłopak się o niego martwił. – Dobrze, że pizza, która się piecze, jest całkiem lekka. Wiesz, jak na pizzę… Moretti lubił przyrządzać zdrowe dania, nawet jeśli niektóre z definicji takie nie powinny być.
Jaime zaśmiał się pod nosem, słysząc Noah, kiedy powiedział, że nie jest grzeczny. To prawda. Mężczyzna nie tylko wielokrotnie podkreślał, że jest magnesem na kłopoty, że mało ludzi go lubi, ale w dodatku Jaime kiedyś kupił od niego pewne substancje, więc owszem, Moretti mógł się zgodzić bez wahania, że Noah do grzecznych nie należy. No i jeszcze ta ich noc, podczas której obaj zdecydowanie grzeczni nie byli. – Nie masz ubezpieczenia? – spojrzał na niego zaskoczony. – Ale wiesz, do mieszkania też ci mogą przyjść… - powiedział cicho i mimowolnie spojrzał w stronę drzwi od jego sypialni. Nagle przeszedł go zimny dreszcz. Jasna cholera, a co, jeśli Noah miał skończyć gorzej i ktoś faktycznie tu po niego przyjdzie, aby dokończyć robotę? Dobra, spokojnie, za dużo filmów oglądasz, pomyślał Jaime, ale wcale go to nie uspokoiło. Skoro wtedy napadło ich dwóch typów… a teraz zaatakowano Noah… To nie wyglądało dobrze. – Cóż, szkoda, bo mam zajęcia z medycyny – odpowiedział, mocno zawiedziony, bardzo teatralnie, jakby też chciał odegnać od siebie ponure myśli. – Ach, to, przepraszam – puścił jego dłoń. No oczywiście, że przesadził, jasna cholera! – Jeśli chcesz, mogę cię zawieźć na te badania i kontrolę – zaproponował. Jaime przesunął wzrokiem do pasa Noah. Chciał zobaczyć, jak wygląda jego ciało pod ubraniami, ale nim jednak zdążył zapytać, mężczyzna sam się odezwał. – Pewnie, że ci pomogę. Bardzo chętnie – pokiwał głową i uśmiechnął się do niego lekko. – Jak chcesz, to mogę ci nawet skoczyć zakupy zrobić – dodał jeszcze, a potem sięgnął po swój kubek, żeby czymś zająć ręce i nie robić już nic głupiego.
Jaime pokiwał powoli głową ze zrozumieniem. No tak, nie każdy mógł sobie pozwolić na większe ubezpieczanie lub też nie każdy chciał, ponieważ nie uważał, że go potrzebował. Jaime na szczęście miał dość bogaty zakres ubezpieczenia, ale teraz bardzo chciałby oddać je Noah. Co prawda mężczyzna i tak wolał odchorowywać w domu… - No tak, to ma sens, skoro więcej cię nie było niż byłeś – westchnął cicho. Potem ponownie pokiwał głową. Noah miał rację, kamery skutecznie powinny odstraszyć napastników. Co nie zmieniało faktu, że Jaime i tak się o niego martwił. Nie chciał, aby stała mu się gorsza krzywda ani żadna inna. Zależało mu na nim i na jego bezpieczeństwie. Nie miał pojęcia, jak mógłby mu je zapewnić, więc po prostu postanowił uwierzyć w kamery i słowa Noah. Miały one sens, więc dlaczego nie? – Czekaj, moment, jakaś kobieta do nich strzelała? – zamrugał szybko oczami. – To była policjantka? Jakaś detektyw? Musisz mi opowiedzieć, co tam się stało. No co, brzmiało to dość interesująco. Poza tym, Jaime chciałby wiedzieć, co tak naprawdę zaszło, kiedy Noah… Może tamci nie należeli do poważnego gangu, ale całkiem poważnie uszkodzili Noah. Całe szczęście, że żył i mógł się poruszać o własnych siłach. Z trudnościami, ale w końcu wydobrzeje. Jaime uśmiechnął się lekko, kiedy Noah złapał na chwilę jego dłoń. Okej, może jednak nie popełnił aż tak strasznej gafy… - Daj spokój, to nie twoja wina. A ja i tak wpadłem jak widać. I postaram się jakoś tobie umilić ten czas. I nie ma sprawy, chętnie ci pomogę. Moretti z trudem obserwował Noah, kiedy ten wybierał się do łazienki. Chciał mu pomóc, ale podejrzewał, że Noah chciał to zrobić sam, a kiedy faktycznie Jaime by mu pomógł, to mężczyzna mógł się na niego zezłościć. Duma i te sprawy. W czasie, kiedy Noah brał prysznic, Jaime wyłączył piekarnik, ponieważ pizza zdążyła się już upiec. Mimo to, chłopak pozostawił ją na miejscu, żeby nie wystygła, a słysząc swoje imię, skierował się do łazienki. Zatrzymał się w progu, oglądając jego skórę. Siną, trochę niebieską, trochę fioletową… Wyglądało to strasznie. Jaime wdawał się w wiele bójek, ale po żadnej nie wyglądał tak. Nawet wtedy, kiedy wylądował w szpitalu. – Matko kochana – szepnął i podszedł bliżej Noah. Miał ochotę go przytulić, ale wiedział, że to sprawiłoby mu jeszcze większy ból. Dlatego pochylił się i pocałował go w kark. Przeciągnął to dłużej niż powinien. Ale w końcu sięgnął po maść. Serce biło mu jak szalone, ponieważ zdenerwował się widokiem Noah i tym, że naprawdę nie chciał sprawić mu bólu. W końcu jednak zaczął nakładać maść na sine miejsca na jego ciele. – Tak mi przykro… Jakbym ich dorwał w swoje łapy… Starał się być jak najbardziej delikatny. Sunął palcami po jego skórze, nie dociskając ich jednak. Wmasowywał maść, mając nadzieję, że jej chłód uśmierza nieco ból.
Jaime słuchał uważnie historii Noah. Miał ochotę znaleźć tę kobietę i jej podziękować za ratunek Noah. W końcu nie każdy by się odważył podejść. Okej, okej, była uzbrojona, a jednak Jaime wciąż pamiętał, jak mężczyzna wspomniał o liczebnej przewadze napastników. Owszem, każdy mógł wezwać policję (zakładając, że nie zadziałałaby znieczulica), ale nim patrol przyjechałby na miejsce, z Woolfem mogło być znacznie, znaczenie gorzej. Jaime nawet nie chciał o tym myśleć. Bardzo cieszył się, że jednak przechodziła tamtędy nieznajoma i wkroczyła do akcji, chociaż pewnie nie wiedziała, czy tamci również nie mieli przy sobie broni. Był dla niej pełen podziwu, że odważyła się strzelić. Skutecznie odstraszyła atakujących, którzy zostawali Noah, a to było najważniejsze. – Na szczęście była obok i przede wszystkim była gotowa ci pomóc tak jak ty jej – uśmiechnął się do niego. – Bardzo mnie to cieszy. Jaime bardzo się starał w łazience, aby nie sprawić Noah więcej bólu. A co do lubrykantu… na to zapewne jeszcze przyjdzie czas. Teraz Woolf musiał dojść do siebie. Im mniej będzie się forsował, tym lepiej. I żeby się słuchał zaleceń lekarza. Albo przynajmniej studenta antropologii sądowej, który z samą medycyną miał wiele wspólnego. Przecież obaj, i Noah, i Jaime, chcieli, aby ten pierwszy jak najszybciej odzyskał pełnię sił. – Nie ma sprawy, chociaż tak mogę pomóc – westchnął cicho. – Tak, tak, chodźmy coś zjeść – pokiwał głową. Potem odwzajemnił pocałunek, nie mogąc też powstrzymać cichego mruknięcia. Te delikatne pieszczoty i gesty… nasuwały wiele pytań co do ich relacji. Jaime’emu to nie przeszkadzało, absolutnie. Podobało mu się to, cholernie. Zdecydowanie mógłby się do tego przyzwyczaić. Jaime poszedł za Noah gotowy, aby w razie czego mu pomóc. Mężczyzna jednak radził sobie całkiem nieźle, więc w końcu Moretti zniknął w części kuchennej, przygotował talerze, pokroił pizzę i zaniósł wszystko na stolik przy narożniku. – Ta-da! Pizza a’la Moretti gotowa! – uśmiechnął się do Noah, jakby tym tekstem i samym uśmiechem chciał poprawił mu humor chociaż odrobinę. Zaraz jednak wstał i poszedł do sypialni, wracając z kubkami wcześniej przygotowanej herbatki. – Nałożyć ci? Żebyś nie musiał się za wiele ruszać. Wolałbym, abyś bez potrzeby nie nadwyrężał… siebie – spojrzał na niego całkiem poważnie. Potem bez dalszych pytań faktycznie nałożył kawałek pizzy na jeden z talerzy i podał go Woolfowi. – Powiedz mi potem, jak ci smakuje. Troszkę się bał usiąść obok niego bliżej, żeby ciężar jego ciała nie spowodował, że kształt narożnika na plecach czy nogach Noah się wygnie i sprawi mu ból. No naprawdę, gdyby tylko dorwał tych sukinsynów w swoje łapy…!
Jaime chciał jakkolwiek pomóc Noah, żeby chociaż trochę go odciążyć. Mógł faktycznie zrobić mu zakupy, ugotować jedzonko, wpadać co jakiś czas, żeby pogadać i zagadać, żeby Noah miał trochę rozrywki i się nie nudził. Moretti wiedział też, że równie przyda się mężczyźnie sen, który pomoże w szybszej regeneracji. Przyjemnie również było móc pomóc nałożyć maść na sine miejsca. Wyglądały one straszne, ale dzięki Jaime’emu istniała szansa, że Noah szybciej wróci do formy. Przecież był młodym, silnym mężczyzną, więc możliwe, że poprawa nastąpi szybciej niż obaj mogliby się tego spodziewać. Oby. – Ale wiesz, że nie musisz się wstydzić prosić mnie o pomoc? Wiem, że to kosztuje nas samych, proszenie o pomoc, uwierz mi – westchnął cicho. – Ale czasami warto się przemóc. Tu też musisz mi uwierzyć. Wiem z doświadczenia – uśmiechnął się do niego lekko. Widział na twarzy Noah, że średnio się czuł z tym, że musiał poprosić Jaime’ego o nałożenie maści. Jaime z wielką chęcią podał mężczyźnie talerz z kawałkiem pizzy, a potem wziął dla siebie. Zaczął jeść i musiał przyznać, że wyszła naprawdę nieźle. Zaraz spojrzał na Noah i zaśmiał się. – Ja? Pielęgniarzem? Już to widzę – wciąż się uśmiechał. – Wiesz, że nie przepadam za pracą i w ogóle kontaktami z żywymi ludźmi. Chyba, że byłbym twoim osobistym pielęgniarzem, to wtedy mógłbym się zastanowić – powiedział całkiem poważnie. Potem uśmiechnął się dumnie, słysząc, że Noah smakowało jedzenie. Zawsze się cieszył, jak ludziom, którym serwował swoje dania, smakowało. Zwłaszcza tym, na którym mu zależało. Czyli generalnie wszystkim. No co, nie miał za wielu znajomych. A tych, których miał, uważał dla siebie za ważnych. Sięgnął po kubek i popił, obserwując Woolfa. Zaczął się zastanawiać, czemu powoli przestaje jeść. Czy to przez to, że źle się czuł, że narządy wewnętrzne były narażone na przełykanie? Bolało go? Nie miał apetytu przez swój stan i przez leki? Jaime to rozumiał, ale z drugiej strony Noah też musiał jeść, aby mieć siły i wyzdrowieć. – Będziesz miał na później – odezwał się w końcu i posłał mu delikatny uśmiech.
Jaime nie miał Noah absolutnie za złe tego, że nie dojadł. W jego obecnym stanie jakoś go to nie dziwiło. Może i powinien jeść, żeby mieć siły, ale też nie mógł się zmuszać za bardzo, skoro przez to źle się czuł. Moretti zamyślił się na moment. Chyba miał jakiś pomysł… - Nie przepraszaj, no co ty – machnął ręką. – Zostanie ci na później, a jak nie, no to trudno, nie przejmuj się tym. Popatrzył jak Noah zmienia pozycję. Przypomniał sobie najgorszą bójkę, w jakiej brał udział i.. wtedy też czuł się paskudnie. Zatem jak musiał się czuć Woolf? On oberwał jeszcze gorzej. – Oczywiście możesz mnie zatrudnić. Gdzieś cię wcisnę w grafik – uśmiechnął się, a potem pokręcił głową. – Niestety, nie da się żyć z dziurą w brzuchu. Ale spokojnie, będziesz brał leki, będziesz odpoczywał i się wysypiał, a szybko wrócisz do zdrowia. Mówi ci to osobisty pielęgniarz. Jaime zjadł trochę więcej niż Noah, ale to zrozumiałe. On mógł normalnie jeść. Zaraz też poszedł po tabletki dla Noah. Mężczyzna mógł go wykorzystywać, ile chciał, ale Moretti na razie głośno tego nie powie. Po drodze trochę o nich poczytał, a potem zatrzymał się przy Noah i uniósł brew wyżej, jednocześnie oddając mężczyźnie to, o co prosił. – Jak to czemu? Prosiłeś o tabletki, to ci je przyniosłem. Pomóc ci się podnieść, żebyś się nie zachłysnął? – był gotów do wszelkiej pomocy. – Chyba że mówisz o tym, dlaczego w ogóle się znalazłem w twoim mieszkaniu… cóż… zastanawiałem się, dlaczego się nie odzywasz. Nie dzwoniłem, wiem, przepraszam, ale… nie wiem, po prostu chciałem ci zrobić niespodziankę. Ty do mnie wpadłeś niezapowiedzianie i zobacz, jak się to skończyło… - uśmiechnął się do niego lekko i usiadł ostrożnie obok niego. – Wiesz… tak sobie pomyślałem… że skoro odczuwasz… dyskomfort, jedząc pizzę, to może przygotuję ci jakieś zupy? Nie dość, że będą one lekkostrawne, serio, będą świetne – puścił mu oczko – to jeszcze nie będziesz odczuwał bólu podczas jedzenia. Co ty na to?
Jaime uśmiechnął się pod nosem. Jakoś się nie spodziewał, że pani redaktor ot tak pozwoli Noah wypoczywać. Z tego, jak opisywał ją mężczyzna, była dość trudna, nieustępliwa i pewnie miała problem z kompromisami. Z drugiej strony, może właśnie uzna jego zwolnienie lekarskie i da mu kilka dni, żeby później, kiedy Noah już dojdzie do siebie, przycisnąć go, aby od razu napisał kilka rozdziałów. Jaime się na tym nie znał, pisarz z niego żaden. – A, właśnie, przeczytałem twoją książkę. Jest świetna i… wiesz, wcale się nie dziwię, że ktoś się wkurzył – uśmiechnął się słabo. Był dumny z Noah, że udało mu się opublikować coś tak mocnego, a jednocześnie współczuł mu, że prawdopodobnie to właśnie ta książka doprowadziła go do obecnego stanu. Cena sławy? Czy coś? Jaime podał mu tabletki, wciąż zajmując miejsce blisko niego. Był gotów, aby mu pomóc podnieść nieco głowę przy popijaniu leków. No i też chciał być blisko niego. Uśmiechnął się lekko do siebie. To zadziwiające, że na trzeźwo stronił od jakiejkolwiek bliskości innych ludzi, a teraz? Teraz miał ochotę gładzić dłoń Noah, przeczesywać jego włosy, sunąć palcami po jego torsie… Całować zachłannie, drapać po plecach, ściskać palcami pośladki… Odchrząknął nagle i odwrócił wzrok. Złapał za kubek herbaty, uznając, że to świetny pomysł na odwrócenie swojej własnej uwagi od swoich własnych myśli. Czysty geniusz. – Im więcej będziesz odpoczywać, tym szybciej wrócisz do formy – odpowiedział rzeczowo i zaraz zdał sobie sprawę, co właśnie mógł sugerować. Ups? Ale nie oszukujmy się, na pewno obaj tego chcieli, inaczej… inaczej Noah by go nie pocałował w łazience. A poza tym, sam się zadeklarował, że chciałby to powtórzyć, więc… Jaime uniósł brew, słysząc odpowiedź Noah na swoją propozycję gotowania. – No co ty gadasz. Przecież bardzo chętnie będę to robić. Inaczej bym ci tego nie zaproponował, prawda? No i jest to świetny pretekst, aby cię znów odwiedzić i zobaczyć, jak się goją rany. Tylko musisz sam zdecydować, czy wolisz, abym gotował u siebie i ci przywoził, czy jednak lepiej by było, abym gotował na miejscu – uśmiechnął się do niego ciepło. Wygodniej by było pewnie gotować u Noah, ale możliwe, że mężczyzna chciał mieć też nieco świętego spokoju i nie było się czemu dziwić – był nie do końca sprawny, cierpiał i pewnie marzył o ciszy, a przynajmniej przez większość czasu. Zresztą, każdy kiedyś potrzebuje chwili dla siebie. Poza tym, Noah dużo podróżował sam, więc pewnie cenił sobie swoje własne towarzystwo. A Jaime… był dość trudnym kompanem. Tak sądził.
Jaime uniósł brew wyżej i pokiwał głową powoli, udając, że bardzo poważnie rozważa opcję, którą zaproponował Noah. Zaraz jednak roześmiał się. – Myślę, że reportaż o krainie misiów mocno zmieni twoją grupę odbiorców. Potem możesz machnąć rozważania na temat Nibylandii i Krainy Czarów. Mówię ci, za i przeciw istnieniu tych krain. Przemyśl to – zaśmiał się cicho na koniec, kończąc herbatę. – Bardziej chodziło mi o twoje organy wewnętrzne. Odpoczynek sprawi, że one wrócą do formy. Ale jeśli chcesz, to chętnie cię zabiorę kiedyś na siłownię. Jaime i tak najczęściej walił tam pięściami w worki treningowe i ewentualnie robił pompki. Niczego więcej nie oczekiwał. Najważniejsze było, aby móc wyzbyć się gniewu i żalu dzięki kolejnym mocnym uderzeniom w worek. Raz po raz zapraszano go do sparingów i to też było dla niego dobre; nie były to bójki, do których przywykł. Uczył się też jakichś ruchów, które już mu się przydały, jak na przykład w momencie, w którym razem z Noah zostali zaatakowani. Zatem postanowili – Jaime przyjeżdżał do Noah co drugi-trzeci dzień (żeby mu się tak nie zwalać na głowę i zamęczać) i gotował mu lekkie zupy. W miarę upływu czasu, kiedy Noah dochodził do siebie i mógł jeść inne rzeczy, Jaime dostosowywał menu. Bardzo się cieszył, że chociaż tak mógł pomóc mężczyźnie, przy okazji testując na nim nowe przepisy. Polubił gotowanie i był zadowolony, że mógł komuś coś przyrządzić. Pewnego razu, kiedy wpadł do Noah ugotować mu obiadek, przywiózł też ze sobą konsolę. To była sobota, więc mogli sobie razem w coś pograć. Jaime niestety nie miał zbyt bogatej kolekcji, ale zawsze coś! Podczas tych krótkich odwiedzin, panowie dużo się pośmiali, pogadali, a Jaime uznał, że spędzanie czasu z tym facetem było czymś naprawdę super. I tak dwa tygodnie później Jaime zaproponował, że podwiezie Noah do lekarza na wizytę kontrolną. Moretti się cieszył, bo widać było od razu, że Woolf czuł się o wiele lepiej niż wtedy, kiedy wpadł do niego z niezapowiedzianą wizytą. Jaime czekał na Noah na korytarzu, siedząc grzecznie, acz niecierpliwie. Chciał znać już werdykt lekarza. – I co? – podniósł się z plastikowego krzesełka, kiedy tylko Woolf wyszedł z gabinetu.
Dla Jaime’ego te dwa tygodnie były naprawdę interesujące. Przyjemnie było opowiadać Noah o swoim dniu i gotować dla niego. Oczywiście zdążył mu się pochwalić, że zebrał dobrą opinię od patologa, u którego robi praktyki, więc istniała spora szansa, że miejsce na wyjazd na trupią farmę jest jego. Cóż, miał ogromną nadzieję, że kiedy w końcu wykładowcy ogłoszą wyniki, jego nazwisko będzie wśród szczęśliwców. Chłopak uśmiechnął się do Noah, słysząc, że najprawdopodobniej wszystko jest w porządku. Na szczęście. – Możesz mnie zabrać na jedzonko, jak najbardziej – jego uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej. – Jasne, damy radę. Ja nie będę pił, bo prowadzę, więc będę cię wspierać – zaśmiał się, kiedy ruszyli do wyjścia z budynku. – W takim razie zażyjesz leki do końca. Cieszę się, że już jest z tobą lepiej – przyznał, a potem spojrzał na niego. Och, ale mu się miło zrobiło na kolejne słowa Noah. – Może trochę moja, masz rację – stwierdził poważnie. – W końcu kto ci gotował tak, że zbierałeś siły… O lekach sam pamiętałeś. Aha, no i dotrzymywałem ci towarzystwa cały ten czas… Masz rację, poszło mi całkiem nieźle – zaśmiał się cicho. W samochodzie ustalili, do jakiej knajpy się skierują. Jaime ruszył do miejsca docelowego, stukając raz po raz palcami o kierownicę w rytm muzyki. A co, cieszył się, bo z Noah było już naprawdę dobrze, wyglądał też lepiej, na bardziej zdrowego. Za kilka dni może będą mogli wrócić do tego, co chcieli powtórzyć. Poza tym, te ostatnich kilkanaście dni udowodniło Jaime’emu, że pomimo wspólnie spędzonej nocy, wciąż się dogadywali, może nawet i lepiej. Nie raz słyszał, że seks z przyjacielem może zniszczyć relację, ale w ich przypadku… Może dlatego, że idąc ze sobą do łóżka, nie byli przyjaciółmi? To było dość skomplikowane jak tak się o tym myślało… - No dobrze, to co ja bym sobie zjadł… - zaczął się zastanawiać Jaime, kiedy tylko znaleźli się już w lokalu, zajmując wolny stolik i przeglądając kolejne pozycje w menu. – Może makaron… - oparł głowę o rękę, skupiając się na proponowanych daniach. Wyglądał teraz całkiem uroczo.
Jaime spojrzał uważnie na Noah, a potem uśmiechnął się kącikiem ust. – Och, tak, ale na pewno wkrótce odzyskasz siły na to, co wcześniej zrobiliśmy po alkoholu… Może tym razem po mniejszej ilości lub w ogóle… - zaczął się zastanawiać i zaraz odwrócił wzrok, trochę tym zawstydzony. Zdecydowanie był po prostu trzeźwy na tę rozmowę! Ten typ tak miał chyba. I oczywiście, że nic się nie zmieniło. Jaime wciąż chciał spędzać z nim czas nie tylko na rozmowach, jedzeniu i graniu, ale także na tych czynnościach cielesnych; od czułego dotyku dłoni czy policzków, przez pocałunki, na ostrym seksie kończąc. A potem znów mogło być czule, jeśli tylko mieliby na to ochotę. Kiedy Noah zdecydował się na danie dla siebie, Jaime również pospieszył ze swoim wyborem. Postawił na makaron w sosie śmietanowym i dodatkami. Do tego sok pomarańczowy i już z niecierpliwością oczekiwał na zamówienie. – To miłe, co mówisz – Jaime uśmiechnął się do Noah. – Wiesz, to nie tak, że nie będziesz już miał dostaw… Przecież możesz do mnie wpadać na jedzenie, czy to obiad, kolacja, śniadanie… Ale również ja mogę wpadać do ciebie. Przyjemnie mi się u ciebie gotowało. Czy ten tekst nie był… słaby? Jaime miał nadzieję, że jednak jakoś przejdzie. A jak nie, to chociaż rozbawi Noah. Cóż, Moretti lubił jego uśmiech. Był taki… czarujący i… było w nim coś dobrego. Jaime nie umiał dokładnie określić, co to było, ale najważniejsze, że Noah było z nim do twarzy. – Właściwie, jeśli chcesz… w przyszły piątek mam duże kolokwium, więc może wpadniesz wieczorem? Na kolację i też na… randkę…? – zapytał dość niepewnie. Nie miał pojęcia, jak Noah może zareagować na jego propozycję romantycznego spotkania. Bo może i spędzili ze sobą ostatnio dużo czasu, ale… wcześniej była mowa tylko o powtórzeniu wspólnej nocy i nic poza tym. Jaime miał wrażenie, że dużo ryzykuje tym pytaniem. Ale to chyba tak działało.
Jaime spojrzał na Noah, kiedy ten pochylił się nad nim i zupełnie bez skrepowania powiedział o tej nieszczęsnej poduszce. Chłopak poczuł, jak zaczyna go piec twarz. Okej… Hm, a więc tak chcesz sobie pogrywać, pomyślał i uśmiechnął się lekko, chociaż czuł, jak jego serce przyspieszyło rytm bicia. – Nie wiem, podobno wodne łóżka są beznadziejne, więc możliwe, że też i fotele. Może poduszka wystarczy… Poza tym, poczekamy, zobaczymy – wcale nie rzucał mu wyzwania. Może lepiej było tego nie robić. Bo nie, żeby robił… Ale jeśli Noah wywiąże się z tej obietnicy, to możliwe, że kolejny dzień Jaime przeleży w łóżku. Moretti słysząc o tym, że Noah ma dodatkową parę kluczy i mógłby mu je podarować, poczuł się… dziwnie. To brzmiało dość poważnie. Albo Woolf naprawdę chciał wracać do mieszkania, w którym będzie czekało na niego ciepłe jedzonko. Wygodne. – Myślę, że na razie będę wpadać wtedy, kiedy ty będziesz w mieszkaniu. Bo wiesz, zaraz mi wyskoczysz z podlewaniem kwiatków i tak dalej – machnął ręką, udając poważnego. Jaime obserwował reakcję Noah na propozycję randki. No dobra, takiego wywodu się nie spodziewał. Uniósł brew wyżej, a potem zaśmiał się. – Wyluzuj, Noah, to nie ślub. Patrzył na niego z rozczuleniem. Tak, tak, właśnie Woolf zaproponował dwie randki. Czyli jednak był trochę zainteresowany. A może ewentualnie tym, co mogło się wydarzyć na samym końcu tych spotkań. Ale i tak Noah wyglądał bardzo uroczo, kiedy tak próbował żartować w niezręcznej sytuacji. – Wiesz… chciałbym cię bliżej poznać – zaczął spokojnie, patrząc na niego. – W sensie takim… no wiesz… I od tego podobno są randki. Jestem tobą zainteresowany w inny sposób niż tylko kolegowanie się. Randka nie jest zobowiązująca przecież. Poza tym, spaliśmy ze sobą, nie będąc na randce, więc myślę, że seks na pierwszej nie byłby znowu taki zły – uznał i uśmiechnął się na koniec. – Ale jeśli chcesz, możemy zrobić z tego zwykłe spotkanie towarzyskie. Jaime chciał spróbować pchnąć dalej tę relację, sprawdzić, czy coś mogło z tego być, czy między nimi rozwinie się coś więcej niż kumpelstwo i seks raz po raz (a pewnie zdarzałby się on częściej, przecież nie tylko Moretti odczuwał między nimi mocną chemię). Dlatego stwierdził, że randka może nie brzmi aż tak źle. No i kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. A chyba trzeba było trochę ryzykować w takich sytuacjach.
Jaime spojrzał mu w oczy i znów się uśmiechnął. Właściwie perspektywa tego, że to Noah się nim zajmuje, nieważne, w jakim sensie, wydawała się być bardzo ciekawa i obiecująca. Jak sądził Moretti, na pewno do tego dojdzie; obaj mieli na siebie wyraźną ochotę już odkąd w ogóle byli ze sobą po raz pierwszy. A kiedy musieli czekać, ponieważ Noah musiał się wyleczyć, ich pragnienie tylko wzrastało. Przyszły piątek, na który się umówili, wydawał się być tym dniem, w którym znów wylądują w łóżku. Ostatecznie. – I byłbyś przy mnie cały czas? Pomagałbyś mi brać prysznic? Leżałbyś ze mną również nago? Wiesz, od tego na pewno by mi się polepszało… - zawiesił głos, wyobrażając sobie to wszystko. Aha, zdecydowanie chciał go już, teraz. Jaime miał podobne zdanie na temat ślubów – wiele małżeństw kończyło się rozwodami, a pary bez obrączek świetnie sobie radziły. Zresztą, Moretti i kompletnie nie nadawał się do małżeństwa i rodziny. Nie wyobrażał sobie samego siebie jako męża czy ojca. Przecież jak to… to trudne, skomplikowane i bardzo odpowiedzialne. A on taki nie był, zdecydowanie. – Nie nadaję się do małżeństwa i rodziny – powiedział wprost Jaime i uśmiechnął się mimo wszystko lekko. Dobrze było wiedzieć, co Noah sądził na ten temat. Było to przecież istotne. Kto wie, może i nadejdzie czas, kiedy będą musieli bardziej otwarcie o tym porozmawiać, ale póki co, nie było takiej potrzeby. Obaj doskonale zdawali sobie z tego sprawę. Jaime spojrzał na ich dłonie i jakoś tak mu się zrobiło ciepło na sercu. Ścisnął nieco mocniej jego dłoń i uniósł spojrzenie na Noah. – Właśnie o to mi chodziło, żebyśmy sprawdzili, co może z tego wyjść. Jeśli nic, to trudno, zdarza się. Ale może się okaże, że jednak… Nagle wyobrażenie związku jego i Noah wydawało się być przerażające. Bo co, jeśli faktycznie się uda…? Wtem poczuł jak Noah go lekko całuje. Westchnął cicho, oddając pocałunek. To było takie przyjemne, móc czuć jego usta na swoich. Nie tylko ustach. – Chyba uwielbiam, jak jest dziwnie, żenująco i podniecająco – odszepnął, obserwując jak Noah znów siada na swoim miejscu. Podziękował kelnerowi i zabrał się za swoje jedzenie. Uśmiechał się do siebie zadowolony, już nie mogąc się doczekać piątku. – Powiedz mi, na co masz ochotę? Mówię o jedzeniu – sprecyzował zaraz. – Ostatnio miałeś lekką dietę, więc może teraz możesz trochę zaszaleć? Nie za dużo, ale…
Jaime zaśmiał się cicho. – W tym przypadku mogę uwierzyć. Nie zastanawiałbym się długo, czy twoja naga obecność pomoże mi w leczeniu, po prostu od razu zacząłbym testy, w końcu jestem naukowcem – uśmiechnął się i napił się soku. Przyjemnie było tak sobie z nim rozmawiać na takie tematy. Mogli sobie sugerować pewne rzeczy, skłaniać do tworzenia kolejnych wyobrażeń, nakręcać się jeszcze bardziej… Ale może faktycznie powinni przystopować; Noah powinien jeszcze odpoczywać, a obaj zdecydowanie powinni trzymać ręce przy sobie. Lepiej jeszcze odczekać tych kilka dni, niż narażać Noah na kolejny ból. Już się wystarczająco wycierpiał. – Okej, czyli prysznic wchodzi w grę. A kąpiele? Rzadko kiedy to robię, więc może z tobą by się udało… - zawiesił głos, mierząc go powoli wzrokiem na tyle, ile pozwalała mu wysokość stolika. Później Jaime pokiwał głową na kolejne słowa Noah. Tak, nie musieli o tym za dużo myśleć i tak będzie lepiej. Po prostu niech sprawdzają, niech spędzają czas razem, niech się poznają. Reszta wyjdzie w praniu. No i tu znów Jaime pomyślał o randkach, które właśnie po to wszystko były. Oczywiście, że się o niego troszczył. Przecież przez ostatnie dwa tygodnie można było to zauważyć z kilometra. Nie chodziło tylko o kolejny seks, ale o całego Noah. – Przygotuję coś lekkiego, to na pewno. Może już nawet mam jakiś pomysł… - zamyślił się, jedząc powoli swój makaron. Wymyślanie menu było dobrym pretekstem, aby nie myśleć o tym, co jeszcze na pewno będą robić podczas randki. Zaraz jednak spojrzał na Noah. – Z archeozoologii. Badanie szczątków zwierzęcych. Przydaje się to, kiedy ciało zostaje znalezione gdzieś w lesie czy nad wodą… i ogóle tam, gdzie mogły być zwierzęta, rozumiesz – wrócił do jedzenia jak gdyby nigdy nic. Ale dobrze, że zmienili nieco temat. Przynajmniej można było się trochę uspokoić, ciało mogło wrócić do swojej normalnej temperatury… - Do kiedy masz zwolnienie lekarskie?
Jaime pokiwał głową na opis Noah dotyczący kąpieli. – Jest raczej nieco większa niż przeciętna wanna… z uwagi na nasz wzrost, myślę, że jeśli się odpowiednio ułożymy i trochę ściśniemy… powinno być dobrze… - przesunął koniuszkiem języka po górnej wardze, a potem kontynuował jedzenie. Było całkiem dobre, serio, może powinien coś takiego przyrządzić… kolacja, wino, wanna… Stop. Spokojnie, mieli jeszcze kilka dni do piątku. Hm… czasem ta jego pamięć naprawdę była przydatna. Tak jak teraz, kiedy nie będzie musiał spędzać za dużo czasu nad nauką do kolokwium, ponieważ byłoby to trudne skupić się na tym, podczas gdy w jego głowie gościł Noah. – Ogromne. Nie jest to trudne, kiedy jest się wykształconym w tym kierunku. Ale niektóre rzeczy łatwo można rozpoznać, nad niektórymi trzeba przeprowadzić badania, zaciągnąć wiedzy u innych ludzi z danym wykształceniem. Co do wody, wszystko zależy od tego, jaka to woda; słona czy słodka. Potem trzeba się dowiedzieć, jakie zwierzęta w tej wodzie żyją, co to za region, żeby zwierzaki tam żyły… Czy są to drapieżniki czy nie do końca. Zęby, szczęki… może szczypce? To jest bardzo ciekawe. Oczywiście nie dla denata… - znów sięgnął po sok, żeby przestać gadać. Interesowało go bardzo to, co studiował i to, co robił na praktykach, przecież pomagali innym ludziom zaznać spokoju, ale faktycznie, dla osoby zmarłej było to… różne. Jaime dokończył jedzenie, uznając, że było całkiem smaczne. Spojrzał na Noah i skinął głową. – Papierkowa robota brzmi nudno, ale w twoim przypadku lepiej, abyś na razie zajął się właśnie taką. Im na pewno też zależy, abyś jak najszybciej wrócił do zdrowia i do swoich obowiązków. A co do wydawnictwa… Twoja redaktorka się do ciebie odzywała jeszcze? Wiesz, z groźbami czy coś? – zaśmiał się pod nosem. Nie pytał go jeszcze o temat następnej książki. Chciał jeszcze poczekać, choć… ciekawiło go to bardzo. Kraina misiów czy może jednak Nibylandia i Kraina Czarów?
Jaime uniósł brew wyżej. Ponure żarciki, co? Chłopak średnio za takimi przepadał, choć przecież miał do czynienia ze śmiercią. Aż za bardzo, a na samo wspomnienie aż się wzdrygnął. Poczuł nieprzyjemną falę zimna i poruszył się niespokojnie. – Trudno odpowiedzieć na to pytanie. Najlepiej w mieście wśród ludzi, wtedy nikt cię nie powinien ruszyć – odpowiedział rzeczowo i złapał za szklankę. – Jednakże gdyby jednak dorwali cię samego, ciało zawsze można przenieść. W tym mieście trzeba uważać na wodę. Temperatura też ma duże znaczenie, więc… - dokończył sok. – Tak naprawdę istnieje sporo czynników, które mają wpływ na rozkład ciała, ale to chyba przecież wiesz – westchnął i rozejrzał się za kelnerem. – Tak, bliscy chcą wiedzieć takie rzeczy. Lepsza najgorsza prawda niż niewiedza. I pragnienie skazania sprawcy na karę. Jaime co prawda lubił opowiadać o swoich studiach i praktykach, ale nagłe przywołanie obrazów z tragicznej sierpniowej nocy skutecznie pozbawiły go dobrego humoru. Nie chciał tak. Chciał znów się uśmiechać do Noah i cieszyć się jego towarzystwem. Dlatego zawołał kelnera i poprosił o rachunek. Spojrzał na Noah, nie wiedząc, jak powinien odpowiedzieć. – Wiesz… i tak przez dwa tygodnie ładnie się pozbierałeś, więc możliwe, że siedzenie w papierach nie będzie trwało długo – oznajmił w końcu, ale nie silił się nawet na delikatny uśmiech. – A redaktorka ma rację, coś spokojniejszego o podróżach po takich sensacjach jak to powiedziałeś… a raczej ona… - zawiesił głos i zaraz znów westchnął ciężko. – Przepraszam, ja naprawdę się cieszę, że robisz to, co kochasz… I nie wiedział, co jeszcze mógł powiedzieć. Było mu trochę głupio, ale trudno mu było wrócić sobie ten dobry humor sprzed chwili. – Chodź, mam pomysł – dodał jeszcze, kiedy zapłacił za jedzenie. Nie miał ochoty na deser tutaj, a przynajmniej nie jakiś duży. Jaime nie jadł aż tyle. Na raz. Bez słowa skierował się do swojego samochodu, a potem ruszył w stronę Central Parku. Zaparkował niedaleko, a potem zaproponował Noah spacer. Nie było to nic wymagającego, zresztą nie planował obchodzić nawet połowy parku. Ale kawałek na świeżym powietrzu wśród zieleniny na pewno im nie zaszkodzi. Zwłaszcza po obiedzie. – Więc… coś podróżniczego? O czym piszesz? – zapytał w końcu, chcąc posłuchać Woolfa.
Jaime zdecydowanie nie chciał, aby Noah czuł się winny temu, że chłopakowi nagle popsuł się humor. Nie mógł wiedzieć, że taki żart może wywołać w nim taką reakcję. Zresztą, możliwe, że jeśli rzuciłby takim tekstem na następny dzień lub godzinę później, to Jaime w ogóle by niczego negatywnego nie odczuł. Nie miał pojęcia, jakby zareagował o innym czasie i w innym miejscu na podobne słowa. Woolf nie wiedział. Nie znał przeszłości Jaime’ego, nie wiedział, co go ukształtowało, co go nawiedzało, o czym miał koszmary, kogo i w jakim stanie widział nie raz na środku swojego mieszkania. I póki co nie zdobędzie tej wiedzy, ponieważ Moretti nie zamierzał mu o tym mówić. Zdawał sobie sprawę, że kiedyś będzie musiał, o ile ich relacja się rozwinie w dobrym kierunku, jeśli między nimi będzie się układało (ale nie za bardzo, żeby być wobec Noah fair). Mężczyzna będzie musiał poznać prawdę, aby zdecydować, czy faktycznie ma ochotę iść dalej w tę znajomość i być przy Jaime’em. Chłopak nie chciał na razie o tym myśleć, ponieważ jeżeliby tylko zaczął, nerwy by go zżarły. Jaime nie wiedział, że Noah nie ma ochoty na Central Park. Ale przecież mógł w każdej chwili mu o tym powiedzieć i bez problemu mogli zmienić otoczenie. Zieleninę mogli wymienić na budynki, a budki z jedzeniem mogli znaleźć na ulicach w formie foodtrucków. – Reportaż o Japonii brzmi super. Zwłaszcza te wywiady. Z kim je przeprowadzałeś? Z Japończykami? Z trustami? Z ludźmi z innych krajów, którzy się tam przeprowadzili? – zagadnął zaraz. Musieli zacząć rozmawiać o czymś innym, a książka Noah była idealnym na to materiałem. Przecież obaj byli tym zainteresowani, prawda? Jaime chciał o tym posłuchać. Chociaż z drugiej strony przyjemnie by było mieć niespodziankę już po publikacji lub może nawet otrzymałby pierwszą wersję czy coś? Chłopak spojrzał na Noah i uniósł nieco brew wyżej. – Chciałem cię zabrać po prostu na spacer. Pomyślałem, że po obiedzie to właśnie nam się przyda. Trochę świeżego powietrza, trochę ruchu… A co, źle się czujesz? Możemy wrócić do domu – dodał zaraz, patrząc na niego uważnie. – Nie, nie uraziłeś, no co ty. To tylko… wspomnienia. Czasami wracają w najmniej oczekiwanych momentach i… jak się domyślasz nie są to miłe wspomnienia – machnął delikatnie dłońmi, nie wiedząc, co z nimi zrobić, ale ostatecznie skrzyżował ręce na piersiach. Pozycja zamknięta czy coś, może nawet trochę ochronna dla samego Moretti’ego. – Jeśli chcesz, możemy stąd iść – dodał po chwili. – Nie zależy mi aż tak na Central Parku, żeby to w nim spacerować.
Emma była cicha i skryta z natury i nie chodziło o to, że żarty Noah były kiepskie, wręcz przeciwnie, dzieki niemu dzisiaj kilka razy częściej się usmiechnęła. Po prostu... jej życie nie należałod o łatwych, ani prostych, poza tym prowadząc do mieszkania mężzyznę, czuła rosnący wstyd i panikę. Mieszkała z obcym facetem, z Thomasem który nigdy nie był jak ojciec i oczywiście gdy kilka lat temu ten ożenił się z jej mamą, Emma była dorosła i ojc anie potrzebowała, ale między tą dwójką zawsze stała jakaś niechęć i bariera. Uprzejmie sie do siebie obnosili, traktowali nawzajem bardzo grzecznie, ale to tyle. Nie pojawiła się nawet nić sympatii i choć to bolało mamę White, to kobiecina nie mogła nic z tym zrobić. Najbardziej zdumiewające było jednak to, że teraz starszy mężczyzna nie miał oporów przed krzywdzeniem Emmy, słownie, czy fizycznie, a wczesniej nie zdradzał skłonności do takiego podłego zachowania. Gdy wspinali sie na pietro, brunetka dwukrotnie zerkneła przez ramię na idącego za nią Noah. Czuła się coraz bardziej spięta i gdy stanęli przed drzwiami do jej mieszkanka, nim trafiła kluczem w zamek, reka jej mocno zadrżała. Wpierw uchyliła drzwi, potem wolno weszła pierwsza. - Thomas....? - rzuciła w eter pytanie, chcąc w pierwszej kolejności wybadać panujący nastrój. Odpowiedziała jej głucha cisza. Mozliwe, że drugi lokator wyszedł i wróci późnym wieczorem i możliwe, że teraz spał, więc Emma drugi raz nie zawołała. Spojrzała na Noah i wskazała kierunek, gdzie była kuchnia, a więc to, co powinno go interesować najbardziej. - Proszę tędy, tu chciałabym zrobić ten remont, odmalować ściany, zmienić posadzkę na duże kafelki i wymienić szafki - wyjasniła, stając obok. Oparła się ramieniem o drzwi i spojrzała po kuchni, którą uwielbiała, ale która potzrebowała zmian. Szafkic o prawda sie nie rozwalały, a podłoga była w porządku, ale widać było tu zab czasu.
Jaime słuchał z zainteresowaniem. Naprawdę chciał kiedyś polecieć do Japonii i spędzić tam minimum dwa tygodnie, przekonać się na własnej skórze jak to jest z tym krajem, czy naprawdę odnosi się tam wrażenie, że jest się w zupełnie, kompletnie innym świecie, choć to ta sama planeta? Bo jasne, coś tam wiedział, coś tam poczytał, coś mógł posłuchać, ale jednak co swoje własne doświadczenia, to swoje własne. Chciałby wypić prawdziwą matchę… no dobra, można ją zamówić przez internet, ale wypić ją w Japonii… No i przede wszystkim zjeść te wszystkie słodycze. Tak, je też mógł zamówić, ale to nie to samo. – Teraz, kiedy już nie będę musiał aż tak o ciebie dbać, czyli nie będę tak często cię nawiedzać, możesz spokojnie do tego usiąść, przejrzeć i spróbować zrobić z tego coś super – uśmiechnął się do niego. – A otrzymam jakieś pierwsze wersje? Jak to się nazywa? Chciałbym móc to przeczytać nim zaczniesz poprawiać, dopisywać i tak dalej… Ale wiesz, jak chcesz, w końcu to będzie twoje dzieło – wciąż miał uniesione kąciki ust. Zmiana tematu wyszła mu na dobre. – Jasne, jakby co, to spoczniemy. A potem odwiozę cię do mieszkania, okej? Ale po prostu pomyślałem, że taki spacer po dwóch tygodniach siedzenia w domu dobrze ci zrobi. Jaime zatrzymał się w miejscu i również spojrzał Noah w oczy. Miał rację. Przyszłość była o wiele ciekawsza, ale mimo to Jaime nie mógł ot tak przestać zajmować się przeszłością. Noah nie wiedział, co się wydarzyło, ale pewnie i tak mówiłby to samo. Przecież sam Jerome… Obaj mieli rację, pomyślał Moretti. – Nie, nie pomyślałbym o tym – przyznał cicho. Raczej nie sądził, że dożyje tych kolejnych kilka lat, że nie zrobi sobie w końcu poważnej krzywdy. Ale oto tu stali, obaj. I tak jak mówił Noah – czyści. A móc patrzeć w oczy tego mężczyzny… wow. Było to bardzo… dobre. – Tak… przyszłość wydaje się bardzo ciekawa – dodał jeszcze i uśmiechnął się delikatnie. Niepewnie dotknął dłonią jego dłoni. Mhm, to wciąż było właściwe. – Przepraszam za ten mój nagły popsuty humor. Ale już mi lepiej, dziękuję, Noah.
Reyes stężała w jego ramionach, słysząc jego słowa. Czuła, jak jej serce zamiera, a ona sama przez chwilę nie mogła złapać tchu. Niezwykle powoli uniosła się do pozycji siedzącej, ponieważ jego dotyk nagle zaczął ją parzyć, ale nie w ten sam przyjemny sposób jak jeszcze przed momentem; teraz zdawał się sprawiać jej fizyczny ból. Przesunęła spojrzeniem jasnych tęczówek po jego twarzy z zaskakującą, nową intensywnością, jakiej nigdy wcześniej u niej nie widział, dopatrywała się w jego twarzy jakichkolwiek wskazówek, próbowała zobaczyć prawdę skrytą pod pozornym rozluźnieniem. Wydawało się, że nic się nie zmieniło, Noah wciąż śmiał się cicho, głaskał ją po odsłoniętym ramieniu i całował w czoło tak samo jak zawsze, jego ton głosu też się nie zmienił, był lekki i swobodny, a mimo to Reyes wiedziała, że to… to nie była prawda. — Noah, czy ja… — zrobiłam coś nie tak? Nie dokończyła jednak tego pytania, ponieważ już znała na nie odpowiedź: zjebała. Koncertowo zjebała. Dalsze słowa utknęły jej w zaciśniętym przez obcą emocję gardle; nie miała pojęcia, co się z nią działo. Przecież właśnie takie słowa chciała usłyszeć, prawda? Teraz nie musiała się już o nic martwić, nic się między nimi nie zmieni, dalej będą przyjaciółmi spotykającymi się spontanicznie w dziwnych okolicznościach i będą wymieniać się myślami, którymi nie dzielili się z nikim innym. Jej wątpliwości zostały rozwiane, powinna być spokojna i usatysfakcjonowana… A czuła się tak, jakby ktoś właśnie walnął ją patelnią w tył głowy, podczas gdy na jej sercu zaciskał się niewidzialny ciężar, narastający z każdą kolejną sekundą. Wcale nie była zadowolona, właściwie miała wrażenie, jakby w tej chwili popełniła największy błąd swojego życia, jakby właśnie przez swoje wahanie przekreśliła coś, co mogłoby… Reyes odetchnęła, próbując się uspokoić, ale jej wzrok dziwnie się zamglił, więc szybko odwróciła głowę, by Noah nie mógł niczego dostrzec. Z reguły szybko podejmowała decyzje. Wolała żałować po fakcie, niż zastanawiać się co by było gdyby, chyba po raz pierwszy pozwoliła sobie na zwłokę, na ostrożność i właśnie miała zapłacić tego cenę. Nie mogła winić Noah. Postawiła go w trudnej pozycji, wrzuciła go gdzieś na spektrum być może, a przecież na to nie zasługiwał. Chciał jasnej deklaracji, ale jej nie dostał, więc podjął decyzję za nią, zwalniając ją z tego obowiązku, więc powinna być mu wdzięczna, zwłaszcza że jej emocje właśnie w tym momencie zdawały się potwierdzać jej tezę: to nie byłby zwykły seks i coś by między nimi skomplikował, skoro już teraz reagowała w taki sposób. To było dla nich najlepsze, bezpieczniejsze wyjście… Tylko dlaczego sama nie potrafiła w to uwierzyć? Dlaczego miała wrażenie, jakby właśnie straciła coś niezwykle cennego? Reyes odetchnęła, próbując się pozbierać. Wiedziała, że gdyby teraz się odsłoniła, ich całe spotkanie zamieniłoby się w prawdziwą katastrofę. On nie był niczemu winny. To ona… Zamrugała szybko, bo oczy dziwnie ją piekły. Carajo. — Nie przepraszaj — odezwała się wreszcie cicho, obracając się w jego kierunku, kiedy poczuła się na siłach, żeby kontynuować tę rozmowę. — Nie masz za co. Byłam tutaj i brałam w tym taki sam udział jak ty. Jeśli ktoś powinien przepraszać to ja — przyznała, z trudem przełykając ślinę. On w końcu jasno określił swoje stanowisko. Od początku był z nią szczery, nie bał się mówić o swoich pragnieniach. To ona się wstrzymywała. Wycofywał się nie dlatego, że naprawdę tak myślał, ale dlatego, że ona spieprzyła, wyczerpując jego cierpliwość. — Perdón, Noah. Ja… mam nadzieję, że wiesz… To nie były tylko żarty. Nie chcę, żebyś myślał, że bawiłam się tobą i od początku nie miałam zamiaru... że ja tylko grałam… Nie grałam — wydusiła wreszcie Reyes, nie mając pojęcia, jak to inaczej ubrać w słowa. Wiedziała tylko, że musiał wiedzieć… musiał wiedzieć, że nigdy nie chciała go ranić i nawet jeśli zaczęło się tylko od droczenia, była szczera w swoich pragnieniach. Nawet jeśli ostatecznie spieprzyła.
Jaime uśmiechnął się lekko do Noah. Miło było słyszeć, że nie przeszkadzał mu w pisaniu, ale może jednak będzie lepiej, jeśli chłopak na razie da mu przestrzeń do pisania. Czy robił to u siebie w mieszkaniu czy w kawiarni… Po prostu niech robi to, co lubi w warunkach, w jakich chciał. – Jasne, to była tylko luźna propozycja. Wiesz, jeśli wyjdzie tak, że będę mógł przeczytać całość dopiero po wydaniu książki, to też będzie dobrze. Chodzi o to, żeby w ogóle ją przeczytać – stwierdził, wciąż się uśmiechając. – A co do kondycji… Mógłbym ci podać jeden z przykładów, gdzie się przydaje dobra kondycja, ale się powstrzymam od mówienia tego na głos – powiedział całkiem poważnie, a potem zaśmiał się pod nosem. Jaime spojrzał na ich splecione dłonie. Naprawdę podobało mu się, kiedy tak robili. Czy to już było coś ważnego? Istotnego? Nie byli ze sobą tak, jak… normalna para czy coś, bo przecież dopiero co zaczynali? A może już byli parą? Matko kochana, jakie to wszystko skomplikowane! Od razu było widać, że Jaime nie ogarnia relacji międzyludzkich, a takich związków tym bardziej, choć przecież w jednym już był. Ruszył wraz z Noah przed siebie. Szedł blisko niego, może trochę speszony. Nikt się na nich nie patrzył, każdy miał swój cel, był zamyślony, szedł przed siebie, zajęty sobą, ale mimo to Jaime czuł się trochę zmieszany. Nie zmieniało to jednak faktu, że zaczął kręcić małe kółeczka koniuszkiem palca na dłoni Noah. Uniósł na niego spojrzenie i uśmiechnął się do niego. – Po prostu czułem, że muszę ci to wyjaśnić. Moretti zaczął się zastanawiać, jak naprawdę widział go Woolf. Nie chciał jednak o to pytać. Może wkrótce o tym porozmawiają, ale dzisiaj to nie był ten moment. – Masz ochotę na lody? – zagadnął nagle, widząc otwartą budkę z łakociami, w tym właśnie z lodami.
Jaime uśmiechnął się szeroko. Poczuł się ważny, kiedy Noah powiedział, że zda mu relacje z postępów w pisaniu. Kto wie, może mówił to komuś jeszcze, oprócz swojej redaktorki, ale i tak to nie zmieniało tego, że chłopak uśmiechał się na samą myśl. Może to nic, ale… miał wrażenie, że jest stawiany nieco wyżej spośród innych ludzi, ewentualnych znajomych Noah. Może brzmiało to samolubnie, ale chyba tak nie było. Jaime po prostu nie był przyzwyczajony do czegoś podobnego, więc… dla niego było to coś wyjątkowego. – Jasne, koniecznie mów – pokiwał zaraz głową. Komunikacja była bardzo ważna i Jaime to wiedział. Problem polegał na tym, że nie zawsze potrafił o czymś mówić. Jasne, na jakieś błahe tematy – okej, luz. Ale kiedy chodziło o coś poważniejszego, to już nie było tak łatwo. Starał się, wciąż się uczył być bardziej otwartym, tak jak teraz, kiedy pewnie trzymał dłoń Noah, nie czując się z tym dotykiem źle. Bliskość Noah była dla niego czymś, co jest najzwyczajniej w świecie normalne. Wciąż go to zadziwiało, nawet po tych dwóch tygodniach. Okej, może i nie widywali się codziennie i nie dotykali tak często, ale jednak… Podeszli do budki ze słodyczami, a Jaime przejrzał wszystkie smaki lodów, jakie mieli tu dostępne. Moretti był prostym człowiekiem, dlatego jego wybór nie padł na jakiś super niezwykły smak. – Czekoladowe poproszę – spojrzał na sprzedawczynię, a potem na Noah. To chyba oczywiste, że chciałby zjeść te lody z niego. Ale nic nie powiedział na głos i nie chodziło tylko o to, że obok stała pani i nakładała im słodycz do wafelka. Sam Jaime też miał poważną minę, próbując się nie uśmiechać. Za bardzo. Puszczenie dłoni Noah nawet na chwilę, kiedy to mężczyzna płacił za lody, było… no trochę smutne. Matko kochana, a co dopiero będzie, jak będą musieli się dzisiaj rozstać i wrócić do swoich mieszkań? Ogarnij się, pomyślał Jaime i westchnął.
Noah może i nie uważał siebie za speca od randkowania, ale Jaime też nim nie był. I właściwie trudno powiedzieć, czy to dobrze, czy może jednak nie. Mogli to wszystko razem odkrywać, może niezbyt dobrze im pójdzie, ale może jednak okaże się, że będzie wprost przeciwnie i wszystko pójdzie jak najlepiej? Tego mieli się przekonać, zaczynając już w najbliższy piątek. I oby na nim nie skończyli. Kiedy zaczęli kontynuować spacer, Jaime zerknął na Noah. – Och, wszystko. Nie jestem wybredny, jeśli chodzi o słodkie. Może być ciasto typu szarlotka lub jakieś inne czekoladowe… ale chyba najbardziej przemawiają do mnie owoce. A zwykłe placki lubię najmniej – odpowiedział, unosząc brew wyżej. Nigdy dotąd się nie zastanawiał nad takimi rzeczami. Cóż, dobrze było o sobie wiedzieć takie rzeczy. – I nie przejmuj się winem do kolacji, ja coś ogarnę. Nie mieli się zaraz upijać, ale lampka czy dwie do jedzenia nie powinna im zaszkodzić, czy jakoś bardzo wpłynąć na ich zachowanie. Bo Jaime, tak jak i Noah, chciał odkrywać na trzeźwo, być pewnym tego, co robił i mówił (oczywiście, że będzie miał z tym problem, taki niestety już był, ale generalnie chciał być trzeźwy). Chciał wiedzieć o Noah jak najwięcej! Bo jakby się tak zastanowić, to znał jakieś podstawowe fakty o nim, ale… nic poza tym. No i właśnie od tego są randki, pomyślał Moretti, kończąc powoli swoją porcję lodów. Och, tak, był zadowolony teraz; najedzony, świeciło słoneczko, było ciepło, a obok niego szedł Noah. W dodatku za kilka dni mężczyzna poczuje się jeszcze lepiej. Kto wie, może jeśli wszystko będzie między nimi dobrze, to nim wybiorą się do Nowej Zelandii, to skoczą gdzieś jeszcze? Na krócej i przede wszystkim bliżej?
Jaime bardzo dobrze wspominał dzień, kiedy razem z Noah poszli na spacer. Naprawdę podobało mu się jego towarzystwo i cały Noah. Na szczęście przygotował się odpowiednio do egzaminu, nie tylko zapamiętując informacje, ale także je rozumiejąc. Bo co z tego, że będzie pamiętał wszystko, jak leci cała teoria, jak nic z tego nie będzie wiedział-wiedział? Gdzieś między myśleniem o Noah uczył się odpowiednich zagadnień, aby w piątek napisać kolokwium najlepiej jak potrafił. Wyniki miały przyjść po weekendzie. Tymczasem Jaime po zajęciach skoczył do sklepu zrobić świeże zakupy. Po powrocie do domu przygotował kolację. Tym razem ugotował zupę krem pomidorową (miał nadzieję, że Noah lubi), a na drugie danie upiekł tartę warzywną z kurczakiem. Deserem się nie przejmował, tak samo jak nie interesowało go to, że się przejedzą. Najprawdopodobniej mieli spalić te kalorie jeszcze tego samego wieczoru. I nocy. Ewentualnie dojedzą w międzyczasie, aby mieć siłę. Kiedy Jaime przygotował stół, a jedzenie czekało na podgrzanie i podanie, skoczył do łazienki się ogarnąć. Ubrał na siebie zwykłe ciemne dżinsy i czarną koszulę w czerwone kropeczki. Włosy po wyschnięciu tak średnio chciały się układać, a sam Moretti nie miał siły z nimi walczyć. Dobra jest, niech będzie chaotyczny/artystyczny nieład czy jak to tam się mówiło. Słysząc dzwonek do drzwi, Jaime szybko do nich podszedł, o mało nie przewracając się na równej podłodze. Serio. – Cześć! – zaczął z uśmiechem, widząc swojego gościa. – Zapraszam, wchodź – otworzył szerzej dla niego drzwi, a kiedy tylko Noah wszedł do środka, Jaime zamknął za nim. – Mam nadzieję, że lubisz to, co przygotowałem. Bo wiesz, starałem się, ale na siłę nic nie będziesz w siebie wciskać, okej? Dobra, może mógł nie mówić, że się starał, bo to mogło zabrzmieć trochę tak, jakby nie dawał mu faktycznego wyboru. A nie o to chodziło. Dobrze, że zrobił dwa dania; istniała szansa, że chociaż jedno z nich przypadnie Noah do gustu. – Możesz iść umyć ręce, a ja podgrzeję zupę – stwierdził, biorąc od niego pakunek z ciastem. Ciekawe, co tam dobrego…
Jaime przecież aż tak dużo nie gadał w tym momencie. Owszem, dużo mówił, kiedy się denerwował lub ekscytował, to prawda, ale akurat teraz nie powiedział aż tak dużo… prawda? W każdym razie, Noah jeszcze nie widział go w akcji, kiedy naprawdę dużo mówił. Ale może lepiej by było tego nie testować za szybko, jeszcze Noah stwierdzi, że głowa go boli od tego gadania i ucieknie. Chłopaka przeszedł przyjemny dreszcz, kiedy poczuł, jak Noah go obejmuje i przyciąga do siebie. Odwzajemnił zaraz pocałunek, kładąc dłonie na jego ramionach. To było bardzo przyjemne. Och, ile oni jeszcze razy będą to dzisiaj powtarzać? Na pewno bardzo wiele i Jaime już się nie mógł doczekać. – Hm… jeśli tak mnie będziesz uciszać, to będę mówić jeszcze więcej – zaśmiał się cicho. – I nie, bo to aż ty. Zależy mi, aby tobie akurat smakowało najbardziej – przeczesał jego włosy palcami, uśmiechając się lekko. – Uważam cię za smakosza, a to nie znaczy, że jadasz wszystko jak popadnie – znów się cicho zaśmiał. – Jasne, już chowam. Jaime przeszedł do kuchni i odłożył ciasto do lodówki. Zupa już się podgrzewała, a on sam jeszcze raz zerknął na stół. Wszystko było już gotowe z wyjątkiem wina. Zaraz też spojrzał na Noah, który pojawił się po chwili. – Dobrze, musisz być głodny – uznał całkiem poważnie, ale po jego twarzy błądził lekki uśmiech. Niedługo później Jaime rozlewał czerwonego wina do kieliszków, a potem w końcu mogli zasiąść do zjedzenia pierwszego dania. Moretti nie kombinował za bardzo z przepisami, wolał postawić na coś bardziej zwykłego, mniej wymyślnego. Jeszcze by mu nie wyszło i co. – Jak ci minęły te kilka dni? Odpoczywałeś? – siedzieli blisko siebie, więc nic dziwnego nie było w tym, że raz po raz ich nogi lekko się dotykały. Przecież zależało im obu na bliskości, prawda? A przy stole mogli to osiągnąć chociaż w taki sposób.
A ilu ona miała takich prawdziwych przyjaciół? Kiedyś było ich więcej. Teraz nie była pewna nawet swojej rodziny. W przypadku Noah wielu rzeczy nie była pewna, jak choćby tego, kiedy wyjedzie i kiedy wróci, ale przynajmniej wiedziała, że zawsze do niej wróci. Ta świadomość znaczyła dla niej wiele i nie chciała, by on kiedykolwiek wyparował z jej życia. — Nie jesteś głupi, nie mów tak. Wydajesz książki i musisz być w tym dobry, skoro twoja redaktorka domaga się kolejnych rozdziałów na już. Pokonałeś mnie u kolekcjonera i zdobyłeś obraz, na którym mi zależało. Jeżeli twierdzisz, że jesteś głupi, to oznacza, że jestem jeszcze głupsza, skoro z tobą przegrałam, a tego nie mogę przyjąć do wiadomości, ponieważ wszyscy wiedzą, że jestem piękna, inteligentna, zabawna, wręcz genialna — upierała się Reyes. Wiedziała, że dostała słowotoku, że mówiła zupełnie od rzeczy, ale właśnie w taki sposób między innymi radziła sobie z gwałtownymi emocjami, które teraz ją wypełniały. Uciekała, od tych najważniejszych kwestii, które teraz powinni poruszyć, ponieważ była zagubiona i cholernie się bała. Pewnie nie powinna. W końcu nie zaszli na tyle daleko, żeby cokolwiek między nimi zostało zniszczone, nawet się nie pocałowali, jedynie trochę poprzytulali, trzymali za ręce, poflirtowali… A mimo to Reyes miała nieodparte wrażenie, że mimo wszystko zabrnęli w takie miejsce, że coś się zmieni, przynajmniej na najbliższych kilka tygodni. Chciała mieć pewność, że nadal będą zachowywać się przy sobie równie swobodnie, jednak to nie była prawda; będą ostrożniejsi, zaczną bardziej uważać na swoje gesty i czyny, przynajmniej dopóki wspomnienia gorących uczuć, wypełniającego ich pożądania nie przygasną na tyle, że zaczną wątpić, iż kiedykolwiek poczuli do siebie ten pociąg, ale do tego będą potrzebowali miesięcy, może nawet lat. — Od kiedy to postanowiliśmy, że będziemy zachowywać się rozważnie? — zażartowała Reyes, ale ten wątły uśmiech nie mógł oszukać nawet jej samej, a już tym bardziej nie Noah. Wbiła spojrzenie błękitnych tęczówek w ich dłonie, po czym wbrew rozsądkowi splotła ich palce razem. Nie mogła przestać myśleć o tym, jak ten zwykły gest zawsze przynosił jej tak wiele pociechy, jednak teraz wcale nie poczuła się spokojniejsza czy bardziej pewna. Jeśli już to chciało jej się jeszcze bardziej płakać, chociaż zupełnie nie rozumiała własnej huśtawki nastrojów. Nie działo się nic strasznego, nic dużego, prawda? Na pewno na świecie wiele par przyjaciół przeprowadzało podobne rozmowy, bo zdarzały się między nimi momenty wzmożonego iskrzenia. Musieli tylko przeczekać. Wszystko się ułoży. Prawda? — Nie ma w tym nic złego — szepnęła, ściskając jego dłoń nieco mocniej. — Nie musisz czuć się z tego powodu dumny, ale nie powinieneś też tego uważać za słabość — zapewniła go. On też był dla niej ważny. Cieszyła się, że to właśnie przed nią był gotowy się otworzyć, zdradzić jej swoje tajemnice, nawet te najbardziej przygnębiające czy mroczne. Za każdym razem jej serce wypełniało się ciepłem, gdy uświadamiała sobie, jak bardzo jej ufał. Chyba trochę uzależniła się od tego uczucia, dlatego naciskała na niego bardziej, gdy nie chciał jej czegoś powiedzieć, choć to było słabe wytłumaczenie. — Dlaczego musisz być takim pesymistą i od razu zakładać, że między nami działoby się coś złego? — spytała, wyginając wargi w niezadowolonym grymasie. — A nawet jeśli… moglibyśmy o tym porozmawiać. Rozwiązać to między sobą. Tak jak zawsze. — Przecież zdarzały im się spięcia. Oboje mieli dość silne opinie i byli uparci, więc dyskusje toczyły się między nimi niemal nieustannie, ale to nigdy nie było czymś, co stałoby na ich drodze do odczuwania wzajemnej sympatii. Mimo że Noah był skryty, a Reyes ostatnio miała problemy z zaufaniem, zawsze potrafili się na siebie otworzyć i szczerze porozmawiać.
Spięła się, słysząc jego prośbę. Złośliwy głosik w jej głowie śmiał się z niej, powtarzając, że właśnie tego chciała, więc czemu teraz się wahała? Dlaczego nie potrafiła się do niego uśmiechnąć, zapewnić go, że to było dla nich najlepsze wyjście, potwierdzić, że powinni być dla siebie tylko przyjaciółmi, skoro jeszcze przed sekundą wszystko zmierzało ku temu, by ich relacja przybrała nieco inny charakter. Łamało jej się serce, kiedy patrzył na nią tak, jakby nie był pewny jej odpowiedzi, jakby bał się, że go odrzuci, a przecież to była jej wina. — Noah… — szepnęła, lecz dalsza część wypowiedzi utknęła jej w gardle. — Nigdy nie… nigdy nie zrezygnowałabym z bycia twoją przyjaciółką. Jeśli właśnie tego chcesz… — Urwała. Nie chciał. Oczywiście, że nie chciał. Ona zmusiła go do podjęcia podobnej decyzji. — Gorzej będzie, jeśli będziemy reagować w taki sam sposób za każdym razem, kiedy się za sobą stęsknimy — próbowała zażartować, chociaż wiedziała, że wypadło to słabo. Dzisiaj… dzisiaj mogli sobie wmówić, że to była tylko chwilowa zachcianka, utrata kontroli na kilka krótkich momentów. Tylko co jeśli wkrótce się okaże, że to nie było tylko dzisiaj Co jeśli jutro, pojutrze, za tydzień będzie tak samo? Reyes zakładała, że wtedy albo oboje będą udawać, albo… czekała ich kolejna rozmowa. Kolejna próba. — Mam nadzieję, że nie będziemy tego żałować — wymamrotała cicho, właściwie niedosłyszalnie, znowu wpatrując się w ich złączone palce. Chyba powinna go puścić. Nie chciała.
Jaime zaśmiał się. – Każdy powód do tego, abyś mnie całował jest dobry. Czy to słowotok, czy też dobre jedzenie – spojrzał wymownie na nakryty stół. Okej, mogło to wyglądać dość dwuznacznie, ale Jaime zorientował się dopiero później. Ups? Moretti położył dłoń na dłoni Noah. Okej, nie był ekspertem, ale Jaime bardzo chciał, aby jemu smakowało. Wszyscy inni (nieważne, kto) mogli twierdzić, że dania chłopaka nie są smaczne, ale jeśli Noah przyzna, że mu smakują, to nic więcej nie będzie go interesowało. Później zabrał się za jedzenie. Zerknął na mężczyznę i uśmiechnął się. – Cieszę się, że tak do tego podchodzisz – zaśmiał się cicho. Okej, pierwsze dnia trafione w dziesiątkę. I oczywiście, że Jaime chciał również już zacząć rozbierać Noah, ale może faktycznie lepiej by było, gdyby poczekali choć trochę. Dlatego Moretti sięgnął po wino i napił się. – O, to super. Cieszę się, że jednak podchodzisz do tego z rozsądkiem i nie próbujesz od razu biegać maratonów. A rower brzmi świetnie. Swoją drogą, sam dawno nie jeździłem… Nie, żeby mu zależało. Po prostu poddawał się innym aktywnościom fizycznym i też było dobrze. Najważniejsze, że jemu pasowało walenie pięściami w worek, kiedy wyrzuty sumienia znów dawały o sobie znać. – Raczej dobrze. Wyniki mamy poznać po weekendzie. Na szczęście były pytania otwarte, więc można było się wykazać i ładnie opisać to, co masz na myśli – uśmiechnął się i dokończył zupę. – Właściwie, Noah, skąd jesteś? Poznaliśmy się w Meksyku, potem wpadliśmy na siebie w Nowym Jorku. Wiem już, że zostajesz tu… na stałe, przynajmniej póki co. Wiele podróżujesz, ale… gdzie zdecydowałeś się podróżować? Gdyby się tak zastanowić, to naprawdę nie wiedzieli o sobie wiele. Owszem, ostatnie dwa tygodnie spędzili częściej razem niż z innymi (przynajmniej Jaime), ale ich rozmowy były raczej błahe, jak na przykład o grze, w którą grali lub o filmie, który oglądali. Jasne, to też było ważne, bo poznawali nawzajem swój gust, ale… Było wiele spraw i faktów, o które Jaime chciał zapytać. I miał nadzieję, że nie wejdzie na grząski teren. Zbyt szybko.
Jaime lubił swoje studia, do niedawna tylko one trzymały go najbardziej po tej stronie. Skupiał się na nich, choć na samym początku omijał większość porannych zajęć, kiedy to odsypiał imprezy i leczył kaca. Dzisiaj wyglądało to nieco inaczej, naprawdę chciał rozumieć poszczególne tematy i wykonywać swoją pracę najlepiej jak potrafił. Tak też działał na praktykach. Liczył po cichu na to, że jego pracodawca zaproponuje mu jakąś umowę po zakończeniu stażu, ale… okaże się później. – Bez przesady – machnął ręką i zaśmiał się. – Po prostu podałem dużo faktów i je potwierdziłem, więc… Powinno być dobrze. Miał stypendium naukowe, które z chęcią przyjmował, ponieważ starczało mu na wiele rzeczy, jak na przykład na opłacenie samej uczelni. Można powiedzieć, że płaciła sama za siebie, a to już był ogromny plus. Jaime zauważył, że Noah nie jest zbyt chętny na opowiadanie o początkach podróżowania, które najwyraźniej miały związek z rodziną. I to właśnie o niej najprawdopodobniej nie chciał rozmawiać. Okej. Czyli ten grząski teren pojawił się szybciej niż się spodziewał. Chociaż gdyby Noah zapytał Moretti’ego o rodzinę, to jego reakcja byłaby podobna, ponieważ Jaime nie przepadał za mówieniem o swojej rodzinie. Wydarzyła się tragedia, która na zawsze zmieniła relacje między członkami rodziny Moretti. – Nigdy nie byłem w Los Angeles – zaczął ostrożnie, patrząc niepewnie na Noah. Chciał zapytać o więcej rzeczy, ale naprawdę nie chciał wprawiać mężczyzny w smutek czy zdenerwowanie. Hm, czyżby Noah skrywał więcej tajemnic niż mogło się wydawać Jaime’emu? Ależ się dobrali – jeden i drugi ukrywał tak wiele? Zapowiadała się ciekawa relacja. A miał zacząć nawiązywać znajomości bardziej… zdrowe. Chociaż od początku przecież wiedział, czym zajmował się kiedyś Noah, w końcu to od niego kupił wtedy narkotyki. Ale to było już dawno, a mężczyzna powiedział, że już z tym skończył. Odwrócił wzrok, wpatrując się w swój kieliszek wina. Nagle to wszystko wydawało mu się zbyt skomplikowane. – I co cię pchnęło do podróżowania? – zapytał w końcu, mając jednocześnie wrażenie, że właśnie wchodzi na pole minowe.
Jaime przyglądał się Noah, nie mając pojęcia, czego mógł się spodziewać; jakiej reakcji, jakich słów… Naprawdę nie miał zamiaru go zasmucić czy denerwować, a poza tym, to była ich pierwsza randka, nie musieli rozmawiać o takich poważnych rzeczach. Powinni postawić na coś mniej… zobowiązującego? Jaime do końca się na tym nie znał. Nie wiedział też, jakie tematy były dla Noah wrażliwe, a o których mógł swobodnie się wypowiadać. Po kolejnych słowach Woolfa już był pewny, że rodzina nie jest wesołym tematem. – Jasna cholera, przepraszam, nie wiedziałem… I przykro mi z powodu twojego taty… - położył dłoń na jego dłoni i pogłaskał ją delikatnie. Wiedział, jak to jest stracić kogoś tak bliskiego. I wcale się nie dziwił, że Noah uciekł. W momencie, w którym Noah odwrócił się do niego przodem, Jaime zrobił to samo. Przytulił policzek do jego dłoni, a potem cmoknął go ustami w nadgarstek. Nie wiedział, co mógł mu odpowiedzieć na te wszystkie słowa. Chciałby poznać jego przeszłość, tę, od której tak uciekał, ale z drugiej strony wiedział, że musiałby odwdzięczyć się tym samym. I obaj nie byli na to gotowi. Dlatego Jaime powoli pokiwał głową. – I vice versa – odpowiedział cicho. Jaime nie kłamał, ponieważ nie potrafił. Przychodziło mu to z trudem. O wiele łatwiej było mu milczeć lub owijać w bawełnę, wykręcać się, jak się dało. – Ale wiesz, wolałbym, abyś nie kłamał – uśmiechnął się słabo, bo w sumie i ten żarcik był słaby. – Nie boję się. Jeszcze. Brzmiało to wszystko tak bardzo tajemniczo i Jaime nie miał pojęcia, czego mógł się spodziewać. Ale to dokładnie tak samo jak Noah, który przecież też nic nie wiedział o Jaime’em. To, co kupił od niego wtedy, w Meksyku, było tylko czubkiem góry lodowej. Jaime ujął twarz Noah w dłonie, a potem przybliżył się do niego i pocałował go prosto w usta. – Ja mam nadzieję, że nie uciekniesz ode mnie.
Jaime pokiwał powoli głową. On sam nie był pewny, czy się pogodził ze śmiercią Jimmy’ego. Może nie miewał tak często wyrzutów sumienia, ale… to, co się stało… nie powinno mieć w ogóle miejsca. Jimmy powinien żyć i układać sobie życie. Gdyby jednak tak faktycznie było, to Jaime i Noah nie siedzieliby razem w jednym pomieszczeniu. W ogóle by się nie spotkali. Moretti wolał o tym nie myśleć, bo gdyby zaczął, nie skończyłoby to się dobrze. Dlatego postanowił już nic nie mówić na temat śmierci ojca Noah. Po prostu mu współczuł i cieszył się, że Woolf ruszył do przodu. Chłopak był trochę zaskoczony tym nagłym pocałunkiem, ale nie zamierzał narzekać. Po prostu odwzajemniał każdy pocałunek, chcąc więcej, ale niestety Noah przerwał. Rozumiał to, przecież nie chcieli skończyć zbyt wcześnie w łóżku… Bo to, że tam skończą, nie pozostawiało żadnych wątpliwości. Jaime pokiwał głową, ale po dopiciu wina ze swojego kieliszka i nalaniu drugiej lampki do obu szkieł, wstał i poszedł do kuchni. Załadował naczynia do zmywarki, a potem włączył piekarnik, aby drugie danie już się podgrzewało. – A tak nawiązując do wcześniejszej rozmowy… - zaczął spokojnie, choć w głowie wciąż miał ten pocałunek – ja pochodzę z Miami. I czasami tęsknię za tym miastem. A może za czasami… dzieciństwa, które spędziłem w tym mieście – uśmiechnął się lekko. Wtedy wszystko było proste i był beztroski. Jaime przyjrzał się Noah. Chciał wykonać prosty gest; dotknąć dłońmi jego ciała w okolicach klatki piersiowej, talii i pasa, najlepiej z podciągniętą koszulką, żeby sprawdzić, jak jego siniaki, ale… to mogło ich doprowadzić do kolejnych czynności, które mieli zostawić na później. Wystarczyło po prostu się powstrzymać i zaczekać, bo tak czy inaczej Jaime na pewno będzie miał okazję bardzo dokładnie przyjrzeć się całemu ciału Noah. – Potem przeprowadziliśmy się z rodzicami do Nowego Jorku, później rozpocząłem studia i… ta-da – uśmiechnął się do niego, a potem już nie mógł się dłużej powstrzymywać i po prostu się do niego przytulił. Ostrożnie, żeby w razie czego nie sprawić Noah bólu. Och, tak, teraz było najsuper.
Jaime zamknął na moment oczy, kiedy tak stał, przytulając się do Noah. Otworzył je jednak, kiedy mężczyzna zaproponował wyjazd do Miami. Przez ułamek sekundy Moretti miał wrażenie, że dostaje ataku paniki, ale na szczęście to nie było prawdą. Miami było kolejnym tematem tabu. Może i spędził tam dzieciństwo wraz z Jimmy’m, ale to też w tym mieście został zamordowany i pochowany. A sam Jaime odwiedzał to miasto przynajmniej trzy razy w roku, kiedy leciał na grób brata. Było to bardzo trudne dla chłopaka, ale kiedy Noah mówił coś o tworzeniu więcej dobrych wspomnień… to już nie brzmiało źle. Kochał Miami, tam się wychował, tam wraz z Jimmy’m pływali, kopali w piasku, odwiedzali aligatory… I może wyjazd z Noah to jednak był dobry pomysł? Mogliby faktycznie stworzyć nowe wspomnienia… Tylko czy najpierw nie musiałby mu powiedzieć o śmierci starszego brata? Uniósł na niego spojrzenie w momencie, w którym Noah ujął jego podbródek, a potem go pocałował. Jaime odwzajemnił pieszczotę, czując przyjemne dreszcze pod dotykiem Woolfa. Potem zaśmiał się cicho, kiedy tylko Noah wsunął dłonie pod jego koszulkę. I to tyle. Przynajmniej zjedli w całości zupę! Nie da im ona jakoś specjalnie dużo sił, ale… chyba mieli jej wystarczająco dużo. Bez dwóch zdań. – Noaaaah… - Jaime wciąż się uśmiechał. Położył dłonie na jego biodrach, wcale nie pozwalając mu uciec. – Ale jedzenie… grzeje się… Powinienem wyłączyć piekarnik…? – zapytał z ustami przy jego ustach i, nie czekając na odpowiedź, pocałował go, od razu wsuwając język do jego ust. Mhm, wyglądało na to, że tarta im się przyda nieco później, kiedy zgłodnieją.
Jaime uwielbiał, kiedy Noah zaczynał go tak całować; z pożądaniem. Obejmował go władczo, przejmował kontrolę nad sytuacją. Co prawda Jaime też nie raz lubił przejmować inicjatywę, zdominować, ale Noah mógł oddawać się kompletnie. Tak jak teraz, poddając się kolejnym pocałunkom i unosząc ręce do góry, aby łatwiej było zdjąć z niego koszulę. Noah nie musiał dwa razy powtarzać, Moretti od razu wyłączył piekarnik i wrócił do mężczyzny z całą swoją uwagą. Zaraz wspiął się na blat szafki, żeby im nieco ułatwić w przyjemności. Objął go nogami w pasie i przyciągnął do siebie, od razu odczuwając na sobie jego pożądanie. Cholernie się za tym stęsknił i absolutnie nie miał zamiaru przerywać. Ba, sięgnął do kilku górnych guzików koszuli Noah, by sprawnie je odpiąć, a potem pozbył się górnej części ubrań mężczyzny. Odchylił głowę na bok, ułatwiając Woolfowi zadanie. Jaime zamknął oczy, wsuwając palce w jego włosy. Zaraz jednak przesunął ją w dół i zabrał się za rozpinanie jego spodni. No bo po co mają być tak długo ubrani, skoro nie musieli, prawda? I właśnie, Jaime odsunął się trochę i spojrzał na odkryte ciało Noah. Faktycznie, dochodziło już do siebie i Woolf wyglądał prawie tak, jak powinien – bez siniaków i krwiaków. W końcu odpiął mu spodnie i obniżył je gdzieś na wysokość połowy ud. Dotknął dłonią jego krocza jeszcze przez bieliznę, jednocześnie znów całując go prosto w usta. Wiedział, że go pragnął, ale nie spodziewał się, że aż tak bardzo.
Jaime pragnął Noah tak samo, jak Noah jego. Nie pozostawał więc dłużny w pieszczotach, ale też chętnie poddawał się dotykowi i poczynaniom mężczyzny. A kiedy tylko miał okazję skupić się całkowicie na Woolfie, tak też robił, zmuszając wręcz go tylko do brania. Chciał mu dawać jak najwięcej przyjemności, doprowadzać go na szczyt rozkoszy… chciał być sprawcą jego westchnień i chciał być w jego najśmielszych fantazjach. Kiedy po kolejnym orgazmie leżeli obok siebie w łóżku, Jaime czuł się spełniony. Jego oddech w końcu się uspokoił, jednak wciąż był mu gorąco. W końcu jednak przewrócił się na bok. Po tym wszystkim, co właśnie robili, naszła go ochota na czułości. Nie chciał spać, choć faktycznie zużyli sporo energii. W każdym razie, przytulił się do niego, obejmując go ręką w pasie, a policzek opierając na jego piersi. – Jesteś niesamowity – powiedział lekko zachrypniętym głosem. Absolutnie nie żałował, że nie doczekali chociaż do deseru. Takiego słodkiego, tego, co znajdował się w lodówce. Po chwili Jaime przeniósł dłoń na jego brzuch i zaczął kręcić małe kółeczka na jego skórze koniuszkiem palca wskazującego. Nagle uśmiechnął się, uświadamiając sobie, jaki jest szczęśliwy. I nawet nie chodziło o to, ilu właśnie doświadczyli orgazmów. Po prostu… miał wrażenie, że są ze sobą naprawdę blisko, nie tylko fizycznie. A pomimo tego, że uczucie to było dość stresujące, to jednak było też dobre i dawało mu radość. – Dzisiaj też zostaniesz na noc – to nie było pytanie, chłopak po prostu poinformował Noah, jak wygląda sytuacja i tyle. Cmoknął go w nagą skórę i znów się uśmiechnął. Mógłby teraz tak leżeć i leżeć. Może na cały weekend, może na zawsze… Byle z Noah.
Jaime uniósł głowę i spojrzał na niego. – Spisałeś się bardzo dobrze – uśmiechnął się. – Po prostu powstrzymywałem się całym sobą, żeby nie podrapać cię za bardzo. Przez to, co ostatnio ci się stało – dodał jeszcze, a potem pocałował go. – Ale następnym razem możemy spróbować innych pozycji – szepnął i kolejny raz złożył na jego ustach pocałunek. – Takich, w jakich nie będę miał jak cię podrapać – cmoknął go w brodę i uśmiechnął się. Pogłaskał go po policzku i przesunął nieco dłoń, wsuwając palce w jego włosy. Zaraz jednak mocno się do niego przytulił, kiedy tylko Noah wspomniał coś o chowaniu jedzenia. – Nie, nie wychodźmy stąd jeszcze – zaprotestował, wyglądając przy tym bardzo uroczo. Chociaż jedzenie na pewno było już zimne, czyli idealne do schowania do lodówki. – No dobrze, za chwilę. Jaime słuchał, jak serce Noah bije spokojnym rytmem. I zamknął oczy, wzdychając. – Co do tej wycieczki do Miami… może najpierw moglibyśmy wyjechać gdzieś tu za miasto? Nad jezioro do jakiegoś domku czy pensjonatu. Tak tylko proponuję. W końcu Jaime podniósł się z łóżka, odczuwając efekty ich zabaw. Nie przejął się tym jednak i skierował się do kuchni, aby schować zupę i tartę do lodówki. Oczywiście, że chodził nago. No i jak już był w tej kuchni, to wyciągnął pakunek, który przyniósł ze sobą Noah. Uśmiechnął się, widząc ciasta. Ukroił po kawałku z jednego i drugiego, nałożył na talerze i wziął dwie łyżeczki. Słodkie oczywiście też odłożył do lodówki, żeby Noah nie musiał się tym martwić. Wrócił do łóżka i położył talerze na stoliku nocnym. – Mam nadzieję, że masz ochotę chociaż na kęsa. Później poszedł jeszcze po wino i kieliszki. – Teraz nie musimy już opuszczać łóżka, prawda? Oprócz łazienki, oczywiście – zaśmiał się cicho, siadając na brzegu przy Noah.
Jaime spojrzał na Noah i uniósł nieco brew wyżej. Och. – Tak, proszę – odpowiedział tylko na słowa Noah o tym, że następnym razem to na plecach chłopaka powinny zostać ślady zębów. Brzmiało to bardzo podniecająco i kto wie, czy ten następny raz nie odbędzie się już za kilka chwil. Na pewno obaj nie mieliby nic przeciwko temu. On sam miał w głowie wiele fantazji, które chciałby zrealizować z Noah, ale może jednak małymi kroczkami powinni iść do przodu, poznawać, na co mogą sobie pozwolić, a co wymagało czasu, aby się do czegoś przekonać lub co po prostu odpadało w przedbiegach. Był to przyjemny plan, o ile tak to można było to nazwać. Jaime odwzajemnił ten czuły pocałunek, tym samym uspokajając rozbiegane myśli. Jaime oparł brodę o mostek Noah. – Dobrze, w takim razie musimy wybrać któryś weekend, poszukać odpowiedniego miejsca, spakować się i po prostu pojechać – uśmiechnął się. – Moja sesja powinna skończyć się na koniec czerwca, więc mamy dużo czasu na wybranie terminu. Przecież nie musieli jechać zaraz po sesji, mogli się wybrać w lipcu czy może w sierpniu. Wrzesień odpadał na ten moment, chociaż Jaime wciąż czekał na decyzję uczelni o ewentualnym wyjeździe na trupią farmę. – Też chyba wolałbym domek. Z tarasem, na którym można zjeść śniadanie i wypić kawę lub herbatę. W końcu Jaime wrócił z ciastami, a nim się obejrzał, już siedział zapleciony nogami Noah. Uśmiechnął się do niego. Było to bardzo przyjemne. Pogłaskał go po udzie, a potem przysunął się ostrożnie i pocałował go lekko. Nie mógł się też powstrzymać od kolejnego uśmiechu. Udało mu się też sięgnąć po talerz z ciastami i zaczął powoli jeść. – Cieszy mnie wybór, którego dokonałeś – starał się brzmieć poważnie. – Pyszne. Świetnie pieczesz, kochanie – zażartował, przecież zdawał sobie sprawę, że Noah po prostu odwiedził cukiernię. – Swoją drogą, jakie jest twoje ulubione ciasto?
Może i po ich ostrzejszych zabawach Jaime odczuwał ból i dyskomfort, ale było to warte rozkoszy, jaką obaj odczuwali wcześniej. Chłopak miał nadzieję, że Noah wkrótce przestanie tak bardzo się tym przejmować. Jasne, że to było miłe, kiedy to robił, ale jeśli tak dalej by było, Jaime obawiał się, że Woolf zacznie się ograniczać podczas seksu. A tego raczej nie chciał żaden z nich. Lepiej było, aby Moretti miał plan. Działania impulsywne nie raz doprowadziły go do prawie śmierci, więc może lepiej, aby teraz postępował bardziej przemyślanie. Jasne, można to było rozważać i rozkładać na różne czynniki i sytuacje, ale… Jaime miał przeszłość, jaką miał i nic nie mogło tego zmienić. – Tak, chciałem właśnie domek nad jeziorem. Musimy znaleźć odpowiednie miejsce. Może z łódką. Pobawimy się w romantyczną parę, która wypłynie na środek jeziora i zrobi sobie piknik – zaśmiał się, choć ta wizja nie wydawała się zła. I nawet musiał przyznać, że zadziałał tu taki prawdziwy romantyzm. Co mogło być zaskoczeniem, ponieważ Jaime nie uważał samego siebie za romantyka. Okej, kolacja, ale ludzie codziennie jadają kolację z winem i ewentualnymi świeczkami. Cholera, dzisiaj akurat zapomniał o świeczkach. Jaime spojrzał na niego i zaśmiał się cicho. – Serio? Ja też wolę słone przekąski, ale dobrych ciast sobie nie odmówię. Tak jak tych – uznał i zaraz wsunął łyżeczkę do ust. – Serio? Okej, muszę zapamiętać, że nie przepadasz za tortami. Ja lubię. Bezowe, na bitej śmietanie, z owocami… A szarlotka? Z jakiegoś powodu (pewnie przez to, że Noah wspomniał o tortach, które Jaime’emu kojarzyły się właśnie z urodzinami) wyobraził sobie świeczki w dużej kostce szarlotki specjalnie dla Noah. I właściwie, podtrzymując temat tortu, mógł zadać kolejne pytanie, jednocześnie robiąc to, co chciał, czyli poznawał Woolfa. – Kiedy masz urodziny?
Jaime roześmiał się, słuchając jego słów. Może i Noah nie proponował, ale chłopak uznał pływanie nago nocą w jeziorze właśnie za pomysł, który musieli zrealizować. Jeśli znajdą domek położony z dala od innych domków czy miejsc, gdzie mogliby znajdować się ludzie, to dlaczego nie? – Jeśli tylko będziemy mieli na to ochotę, to dlaczego nie? Moglibyśmy to zrobić nawet w dzień, ale jeśli jakiś turysta lub miejscowy będzie się obok przechadzać… chyba nie chcemy straszyć niewinnych, co? – znów się zaśmiał, ale pod nosem. – I nie wiem, czy mam duszę romantyka. Może… nie odkryłem tego jeszcze w sobie, chyba… - zamyślił się na moment, szukając jakichś wydarzeń w ciągu ostatniego półtora roku, które mogłyby to udowodnić. Coś można by podciągnąć, ale równie dobrze Jaime w tamtych chwilach chciał być po prostu miły, żeby było miło i tyle. Czyżby o to też chodziło w romantyzmie? Jaime uniósł brew wyżej. – Powiem ci, że tort z boczku brzmi jak plan. Podoba mi się. Może spróbuję coś takiego przygotować kiedyś… Wiesz, z jakimiś dodatkami, żeby nie tak wszystko z mięsem… - dokończył jedno z kawałków ciasta. – Ja mam urodziny w lipcu, czternastego dokładnie. I nie, nie świętuję już od… wielu lat. Moi rodzice próbowali mnie przekonać, ale ja… nie chciałem – zamilkł na moment. Spojrzał na Noah i uśmiechnął się lekko i krótko. – Chociaż w zeszłym roku można powiedzieć, że świętowałem. Dostałem Henia od Jerome’a. Był u mnie wtedy on i moja była dziewczyna. Można to nazwać świętowaniem? W trzy osoby? – zaśmiał się znów. – Ale myślę, czy w tym roku nie wyprawię jakiejś małej imprezy… Znów w kilka osób, nie wiem, zastanowię się. W końcu dwadzieścia jeden lat. Niby nic, ale wiesz… - wzruszył ramionami i sięgnął po kieliszek wina. Napił się, wyobrażając sobie jednak, że ten ich wyjazd nad jezioro mógłby odbyć się właśnie jakoś na urodziny Jaime’ego. Bo dlaczego nie?
Jaime uśmiechnął się, a potem przesunął bliżej Noah, aby go pocałować w usta. – Zobaczymy, jak się nam będzie pływało w kąpielówkach w ciągu dnia – zadecydował. Może ich poniesie, a może będą grzeczni w ciągu dnia w jeziorze. Chłopak westchnął cicho. – Może i tak, ale na razie nie chcę o tym myśleć. O świętowaniu tych urodzin. To znaczy, pewnie umówię się z Jerome’em do kina albo do escape roomu, bo mieliśmy iść tam jeszcze raz, będę chciał ciebie zaprosić na jakieś jedzenie, może też kino? Albo gdzieś indziej, a potem do siebie na noc… - nie musiał przecież robić tego wszystkiego akurat czternastego lipca, ale mógłby rozłożyć te spotkania na dwa różne dni. Póki co, miał wrażenie, że mimo wszystko jeszcze sporo czasu do tego dnia pozostało. Jaime spojrzał na swój kieliszek i nie zdążył nawet odpowiedzieć, ponieważ został pocałowany przez Noah. – Możesz je ode mnie wziąć… Tyle wytrzymam – zaśmiał się. Sam odłożył kieliszek i talerz, ale tylko po to, aby pogłaskać Noah po ramieniu i karku. – Nie jesteś stary. Pod żadnym względem, Noah. Zachowujesz się młodo, o ile tak można powiedzieć. Nie masz zmarszczek, twoje ciało jest… - ostentacyjnie zmierzł go wzrokiem. – Wow. W jak najlepszym stanie, bardzo seksowne. I jędrne – uśmiechnął się, powstrzymując śmiech, chociaż mówił całą prawdę. – I w łóżku też nie zachowujesz się staro. Jakkolwiek to brzmi, ale dobra… Tylko nie mów, jak bardzo źle to brzmiało, dobra? – zaraz go pocałował, żeby obaj mogli skupić się na czymś innym.
Jaime nie miał zamiaru podkreślać tej różnicy wieku. Okej, nie mówili tu o pięciu latach, ale o ponad dziesięciu, ale chłopak o tym nie myślał. Po prostu podobał mu się Noah, cholernie. Chciał spędzać z nim czas, rozmawiać, śmiać się, uprawiać zajebisty seks w różnych pozycjach nie tylko w łóżku. Chciał się do niego przytulać, całować, wychodzić na miasto coś zjeść, grać na konsoli. Co go obchodziło to, że Noah urodził się wcześniej? Póki obaj byli szczęśliwi z tego, co tworzyli, to po co się zastanawiać nad rzeczami, które nie miały znaczenia? Przynajmniej dla nich. Jaime nie spodziewał się tego nagłego przyciągnięcia i o mało sobie krzywdy nawzajem nie zrobili. Chłopak odwzajemnił pocałunek, a potem przytulił się do niego mocno. – Na razie chyba wciąż nie możesz się forsować, pamiętasz? Chociaż po tym, co dzisiaj robiliśmy… to chyba trochę za późno na takie kazania – zaśmiał się cicho. – Wszystko w porządku? – zapytał już poważnie, miziając palcami jego policzek. – Hm… jak ja bym zapuścił zarost, to pewnie wyglądałbym śmiesznie. Zbyt śmiesznie – zrobił zamyśloną minę, wciąż opuszkami palców głaszcząc jego policzek. – Za to ty, przystojniaku… - uśmiechnął się, a potem pocałował go czule i przeciągle w usta. – Najlepiej. Później Jaime już zamilkł i oparł wygodnie policzek o jego ramię. Zamknął też oczy, rozkoszując się tym, co właśnie się działo; leżał spokojnie wraz z Noah, przytulał się do niego, a sam Woolf po prostu był. Jeśli to tylko sen… to miał nadzieję się z niego nie obudzić. – No to… którego sierpnia masz te urodziny? – zapytał cicho, jakby głośniejszy dźwięk miał coś zburzyć.
Jaime spojrzał na niego i uniósł brew wyżej. Hm, czyżby jakaś kolejna wizja, która mogła się spełnić już niebawem? Chłopak bardzo chciałby to usłyszeć, ale uznał, że może faktycznie lepiej nie wspominać o tym na głos. No i miło będzie mieć niespodziankę następnym razem. – Jestem bardzo chętny na wspólny prysznic – przyznał z lekkim uśmiechem. Taki mokry i namydlony Noah… Ach, kolejna przyjemna wizja, na którą Jaime uśmiechnął się do siebie pod nosem. Już niedługo będzie mu dane cieszyć się właśnie takim widokiem. Chłopak przyjrzał się twarzy Noah, zastanawiając się krótko. – Nie, nie brodacza. Taki zarost jest idealny. Wyglądasz z nim bardzo seksownie. Chociaż ciekawi mnie, jak wyglądałbyś bez niego… Jaime pocałował go w pierś, a potem znów ułożył wygodnie policzek. – Rozumiem, że mam wpadać do ciebie każdego jednego dnia sierpnia z prezentem, licząc, że w końcu się uda trafić w dzień twoich urodzin? – zapytał z lekkim uśmiechem. Nie wiedział, dlaczego mężczyzna nie chce mu zdradzić konkretnej daty. Może też nie lubił obchodzić swoich urodzin dokładnie tak jak Jaime. I Moretti by to uszanował, z wiadomych przyczyn. – Nie wiem, a kiedy mogę? Wiesz, weekendy mam wolne. A o moją naukę nie musisz się martwić. Chociaż… to prawda, zbliżają mi się duże egzaminy i raczej będę musiał nad tym przysiedzieć, bo temat dość trudny, ale… drugą randkę na pewno gdzieś wcisnę. Bo wiesz, musisz mi opowiedzieć o swojej fantazji, którą miałeś chwilę wcześniej. Jestem jej bardzo ciekaw – przebiegł palcami po boku jego ciała w geście czułości.
Hm… Noah bez zarostu naprawdę wydawał się być intrygujący. Może byłby jeszcze bardziej seksowny? O ile się dało, oczywiście. Jeśli tylko Noah faktycznie się ogoli, to Jaime bardzo chętnie sprawdzi ten wygląd. Podejrzewał, że bez zarostu, z zarostem, z brodą wciąż działałby na niego tak samo. No cóż, leciał na niego, cholernie. Jaime westchnął cicho. – Podobno nigdy nie jest się za starym na obchodzenie urodzin czy coś – powiedział tylko jeszcze. A kiedy tylko Noah pogłaskał go po policzku, Jaime zaraz zrobił to, co zawsze, gdy Woolf tak robił, czyli pocałował go w nadgarstek. Cóż, zawsze korzystał z okazji do okazania mu uczuć, jeśli się nadarzała. Nie zamierzał go dalej dręczyć, ale chciałby zobaczyć go akurat w same urodziny. Jeśli jednak wypadałyby w terminie, kiedy Jaime wyjeżdżał do Miami, to byłoby to trudniejsze; możliwe, że udałoby mu się wpaść na późny wieczór lub tuż przed północą. Nie chciał też na szybko załatwiać tego, co w Miami, więc kompromis mógłby być trudny. – W takim razie będę dawał ci znać, kiedy będę miał czas, aby do ciebie zawitać. Zaraz też uniósł głowę, przypatrując się Noah. – Czy ty chcesz mnie związać? Ewentualnie zjeść ze mnie… nie wiem, sushi? – zapytał całkiem poważnie. Hm, obie opcje były kuszące… A czy przypadkiem nie mieli zmienić tematu? Czy coś? Nie? – Czy to tylko ja?
Jaime nie zamierzał kontynuować tematu urodzin Noah. Jego poprzednie słowa miały zakończyć temat, zatem teraz już nic nie powiedział. Rozumiał go i nie potrzebował wiedzieć, dlaczego mężczyzna nie chciał o tym rozmawiać. Może kiedyś powiedzą sobie nawzajem, jakie są powody, dla których nie przepadają za swoimi urodzinami, jednak ten moment miał jeszcze długo nie nastać; Jaime był o tym przekonany. – Po prostu mówiłeś, że nie jesteś za bardzo za słodkim, więc uznałem, że może sushi… Ja bym z ciebie zjadł sushi – stwierdził, a po jego twarzy błądził uśmiech. – Ale skoro chciałbyś mnie pokryć akurat bitą śmietaną i ją zlizać… Cóż, robi się coraz bardziej ciekawie. Mhm, to prawda, wszystko to było taką interesującą opowieścią na dobranoc. Noah jednak miał rację i powinni przestać już o tym mówić, ponieważ się nakręcą. I nie było w tym nic złego, ale Jaime naprawdę nie chciał przesadzać ze zdrowiem Noah. Już i tak dzisiaj troszkę mogli przesadzić i Moretti miał nadzieję, że rano wszystko będzie z nim w porządku. – W takim razie muszę wpaść do ciebie dość szybko – stwierdził, całując go w mostek. – Pewnie, że lubię. Najbardziej kryminały. Szok, co? – zaśmiał się cicho. – Serio, to moja ulubiona tematyka. Za fantasty i tak dalej nie przepadam, choć uwielbiam filmy o superbohaterach. Ach, i kiedyś wpadła mi w ręce książka azjatyckiego autora. Był to romans, ale był tak świetny… Naprawdę, bardzo ciekawy – ostatnie słowa powiedział dość poważnym tonem. – Po innej zaś… - zawiesił głos. Chciał mu powiedzieć, że po tej jednej płakał, tak okropnie płakał i nie potrafił się uspokoić, bo czuł się wtedy jak bohaterka książki, ale… gdyby mu to zdradził, Noah mógł zacząć pytać. A Jaime nie był gotowy, aby udzielić mu odpowiedzi, na jakie zasługiwał. To było bardzo skomplikowane. – Jedna bardzo… oddziałała na mnie… - znów zamilkł i cicho westchnął. – A po pewnej serii stwierdziłem, że chcę zostać antropologiem sądowym. A ty, panie pisarzu podróżniku? Jaka tematyka interesuje ciebie? – uniósł nieco głowę, aby móc na niego spojrzeć.
Jaime przyglądał się twarzy Noah, aż w końcu znów zaczął go lekko głaskać po policzku. Raz po raz całował go w usta akurat w momentach, w których mężczyzna milczał, żeby mu nie przerywać. Cholernie podobało mu się to okazywanie mu uczuć i tej delikatności. Zwłaszcza, że jeszcze jakiś czas temu najchętniej by go gryzł i drapał z ogromu przyjemności, jaką sobie nawzajem dawali. – Nie nudzą, choć przyznam, że ostatnio mniej czytałem. I raczej im szybciej rozwiążesz zagadkę, tym lepiej dla sprawy i rodziny, której sprawa dotyczy. Żeby szybciej mogli zacząć godzić się ze stratą. A jeśli mówimy o morderstwie, to im szybciej złapiemy sprawcę, tym lepiej. I wiesz, w książkach kryminalnych podoba mi się, jak wszystko jest poprowadzone. Cała sprawa, wątki poboczne, które mają znaczenie, postaci, na które możesz nie zwrócić uwagi, a które później okazują się sprawcami. Albo kiedy przez x set stron zastanawiasz się, czy to podejrzany numer jeden, czy może jednak dwa – cmoknął go w szyję. – Więc nie, nie znudziły mi się – uśmiechnął się lekko. – A czytałeś „Harry’ego Pottera”? Ja nie, ale lubię wracać sobie do tych filmów – przyznał, słysząc, że Noah lubi fantasty. – No tak, podróżnicze, a reportaże? Wiesz, twoja ostatnia książka była takim reportażem. A właściwie… musisz mi powiedzieć, gdzie na pewno dostanę twoją pierwszą książkę – przytulił się do niego mocniej, jakby chciał go przekonać, jak bardzo chce przeczytać jego dzieło. – Myślę, że pisarze mają coraz gorzej. Tak jak wszyscy inni twórcy. Bo chyba ciężko wymyślić coś, czego jeszcze nie było, prawda? – spojrzał na niego uważnie. Jaime westchnął cicho, kiedy Noah przebiegł palcami po jego plecach. Mrr, przyjemnie, pomyślał i zamknął na chwilę oczy. Chyba jednak powoli zaczynało mu się chcieć spać. A nie chciał! Nie teraz, kiedy leżeli przytuleni i rozmawiali, poznając się.
Jaime pokiwał głową. – Tak, jestem chętny na maraton z Harry’m Potterem, ale masz rację, cała seria ma sporo tych filmów. Chyba z osiem, więc będziemy potrzebowali całego weekendu na to – stwierdził całkiem poważnie. Kolejny cały weekend z Noah? No ba! Niech tylko mężczyzna mu powie, w który dokładnie, a Jaime się odpowiednio przygotuje. – A do tego jedzenie oczywiście. A, i weekend z nocowaniem – przesunął palcem po jego torsie w dół na tyle, na ile pozwalała mu ich pozycja. Moretti pokiwał powoli głową. – Ja ciebie widzę jako pisarza. Bardzo mi się podobał ten reportaż i jestem ciekaw tej pierwszej książki. Ale chyba lubisz to robić, prawda? Uśmiechnął się, kiedy Noah pocałował go w czoło. To było takie kochane… Podobało mu się, bardzo. Zaraz też ułożyli się wygodniej do spania, a Jaime westchnął. – Masz rację, nie spieszymy się. Jutro też jest dzień. Jaime czuł się już zmęczony dzisiejszym dniem; od rana stresujące kolokwium, potem zakupy, wariacje w kuchni, mieszkanie też trochę ogarnął, potem przyszedł Noah i zużyli razem sporo energii. Pora było już spać. – Dobranoc. Bardzo się cieszył, że Noah z nim został. A samo spanie z kimś było dla niego czymś bardzo przyjemnym. Na pewno chodziło o to, kto obok niego spał. Przy Noah czuł się dobrze i bezpiecznie. Chłopak zasnął dość szybko, a ta noc była kolejną bez koszmarów.
Weekendowa randka z maratonem filmów po sesji? To brzmiało jak idealne świętowanie zakończonego semestru! Jaime już nie mógł się doczekać aż faktycznie będzie już po egzaminach. Niestety, jeszcze nie znał wszystkich terminów kolejnych zaliczeń i egzaminów, ale planował (jak zawsze) zapisać się na te pierwsze, aby jak najszybciej mieć je z głowy. Miał bardzo dobrą pamięć, ale lubił się pouczyć, aby zrozumieć wszystko, a nie tylko zapamiętać. Jaime zgodził się na propozycję Noah cichym mruknięciem. – Może będę ci mógł jakoś pomóc w tym, abyś tego pisania nie znienawidził. Jakieś wycieczki we dwóch, randki w ciekawych miejscach… Oczywiście wszystko to mogli robić tak po prostu, a nie po to, aby oderwać myśli Noah od pisania. Kiedy Jaime nie mógł się przytulać do Noah, to po prostu wtulał się w poduszkę. I ewentualnie w kołdrę, jeśli było chłodno. Spał sobie w najlepsze, gdy poczuł na sobie dotyk. Przez chwilę nie wiedział, co się dzieje, ale kiedy się obudził na tyle, aby kontaktować ze światem, uśmiechnął się pod nosem. Otworzył oczy i spojrzał na Noah. Zaraz też zagryzł dolną wargę. Na co komu budzik, jeśli miało się takiego Noah w łóżku? – Dzień dobry – zamruczał, układając się nieco wygodniej. Ewentualny ból po ich nocnych zabawach nie miał teraz znaczenia, ponieważ w ogóle go nie czuł pod wpływem dotyku Noah. Oblizał usta, aby zaraz znów przegryźć lekko dolną wargę. Wkrótce przez ciało Jaime’ego przeszła fala rozkoszy. Jego serce biło przyspieszonym rytmem, a on sam miał wrażenie, że naprawdę się obudził.
Jaime w końcu uspokoił oddech. Wow. No takiej pobudki się nie spodziewał, ale nie zamierzał narzekać, absolutnie. Był bardzo zadowolony, co było widać po jego twarzy i rozluźnionym ciele. Spojrzał na Noah, odwracając się na bok, przodem do niego. Przysunął się bliżej i pocałował go na dzień dobry. – Nie mam pojęcia, która jest godzina, ale takie pobudki to nie będą mi przeszkadzały nawet o trzeciej w nocy – stwierdził, wciąż mając uniesione kąciki ust. – Dziękuję, panie przystojny – zaśmiał się. Dziwnie to brzmiało, ale to nie jego wina, że Noah był cholernie przystojnym facetem. – Ale nie, nie wiedziałem. Pierwszy raz słyszę takie słowa. Ale nie mam nic przeciwko, to bardzo miłe. I onieśmielające. Jak tak sobie o tym myślał… seks na trzeźwo, a potem bliskość i czułości były onieśmielające. Tak jak komplement Noah. Jaime nie był kompletnie do tego przyzwyczajony. I nie wiedział, co mógł odpowiedzieć lub zrobić, aby jego działanie miało sens. I żeby się przy okazji nie wygłupił. – Jakie plany… Najpierw prysznic z takim jednym podróżnikiem… i pisarzem, oczywiście… zna się też na sztuce. Potem myślę… śniadanie z tym samym gościem. A później… sam nie wiem… jak będzie ładna pogoda, to może jakiś spacer? Nic konkretnego nie mam w planach. A ty? Jak będzie wyglądać twój dzień? Z jednej strony, chciał z nim spędzać jak najwięcej czasu, ale z drugiej, zdawał sobie sprawę, że nie można też przesadzać. Co, jeśli się sobą znudzą? Co, jeśli Noah stwierdzi, że Jaime jednak nie jest w jego typie? Na razie wszystko było w porządku, nie mogli się od siebie odkleić na dłużej niż kilka minut… Przysunął się bliżej i objął go, dłoń kładąc jednak nisko na jego plecach. – Może poszedłbym do kina… - zastanawiał się dalej, myśląc też już o obiecanym prysznicu.
Oczywiście, że nie miał nic przeciwko takim pobudkom. Było to lepsze od budzika. Może kiedyś obudzi w ten sam sposób Noah? – Tarta na śniadanie? Wiesz, nie mam nic przeciwko, ale ona jest taka bardziej obiadowo-kolacjowa – stwierdził, ale uśmiechnął się. – Możemy sobie zrobić tosty albo jajecznicę, ale jeśli masz ochotę na tę tartę, to ja nie mam nic przeciwko temu – cmoknął go w nos i uśmiechnął się. – Widzę, że mamy podobne plany na ten dzień… podoba mi się – zaśmiał się cicho, głaszcząc go dłonią po plecach. – Nie wiem, co chciałbym obejrzeć w kinie, ale… dawno nie byłem. Coś na pewno by się znalazło. Chciałbyś pójść ze mną? Na taką może… drugą randkę? Kilka chwil później Jaime w końcu podniósł się z łóżka. Mimo niedawnego orgazmu, czuł, że trochę doskwierają mu dolegliwości po nocnych zabawach. Nie było tak źle, jak mógłby się spodziewać, toteż nie przejmował się tym za bardzo. Złapał Noah za rękę i poprowadził go za sobą do łazienki. Aby dostać się pod prysznic, trzeba było wejść na taki niski „podest”, a potem za szybę, oddzielającą właśnie prysznic od reszty łazienki. Jaime puścił wodę z deszczownicy, a potem wciągnął Noah pod wodę. Pocałował go namiętniej niż robili to rano. – Ten masaż pleców brzmi nieźle – powiedział cicho na jego ucho, które zaraz ucałował.
Jaime nie miał nic przeciwko temu, aby zjeść tartę. I chętnie się dowie, czy Noah smakowała. Moretti nie chodził do kina, bo samemu jakoś mu się nie chciało, no i właśnie nie miał z kim. Ale uważał, że oglądanie filmu na wielkim ekranie było czymś przyjemnym, zwłaszcza, jeśli chodziło o tytuły, które go zainteresowały, jak choćby te o superbohaterach, których uwielbiał i o czym wspomniał Noah. Jaime jednak nie wiedział, czy aktualnie wyszło coś właśnie o tej tematyce, raczej nie sądził, ale kto wie, może było coś, o czym nie wiedział. Jednakże randka w kinie i potem jakieś jedzonko na mieście? To brzmiało świetnie. Pod prysznicem Jaime od razu się odwrócił, kiedy tylko Noah o to poprosił. Zaraz poczuł jego dłonie na sobie i westchnął z przyjemnością. Zaśmiał się cicho na pierwszego buziaka, jakiego poczuł. O, matko kochana, tak bardzo nie chciał wypuszczać tego faceta ze swojego mieszkania… Mógł go tu zamknąć? Przywiązać do łóżka? Ale na takim dłuższym sznurku, żeby mógł się mimo wszystko w miarę swobodnie poruszać? Nie? Że niby porwanie i przetrzymywanie? Meh… Oblizał górną wargę, czując dłonie Noah na swoich pośladkach. Nim jednak zdążył jakkolwiek inaczej zareagować, mężczyzna odwrócił go do siebie przodem i pocałował. Jaime od razu odwzajemnił pocałunek, obejmując go w pasie. Zaraz jego dłonie również zaczęły wędrówkę po ciele Noah, przechodząc od pleców do karku, z karku na ramiona, a stamtąd na klatkę piersiową, brzuch, ostatecznie zatrzymując się na jego męskości, którą zaczął powoli pieścić. Nadal go całował, próbując gdzieś tam jednak łapać oddech. Wciąż nie mógł go przywiązać w mieszkaniu…? Nie?...
Jaime nim na dobre wyszedł spod prysznica, jeszcze chwilę pod nim posiedział, ciesząc się chłodną wodą, spływającą po jego ciele. Dopiero po dłuższej chwili, kiedy też się ogolił i umył zęby, a także jako tako rozczesał mokre włosy, wyszedł z łazienki i uśmiechnął się do Noah. Już był w połowie ubrany i Jaime pomyślał, że Noah mógłby tu mieć kilka swoich ubrań. Bieliznę, spodnie, koszule i koszulki, może dodatkową parę butów… Nie wypowiedział swoich myśli na głos, ponieważ sam doszedł do wniosku (po dłuższym zastanowieniu się tym), że mogło to zabrzmieć zbyt poważnie jak na ich obecny stan relacji czy jakkolwiek by to nazwać. Bo właściwie… wczoraj rozpoczęli pierwszą randkę… Czy ona nadal trwała? W każdym razie, Woolf mógł to odczytać w sposób… jakby no… cóż, zbyt poważny i mógłby się wystraszyć, a tego Jaime nie chciał. Jemu samemu chodziło jedynie o to, aby Noah nocując tutaj, miał na następny dzień dostęp do ciuchów w swoim rozmiarze. Cóż, Woolf był wyższy od Moretti’ego, więc nawet jakby chłopak chciał mu coś pożyczyć, to nie wyszłoby to najlepiej. W końcu i Jaime ubrał na siebie bokserki i bawełniane jasne spodnie, a potem poszedł do kuchni podgrzać tartę. – Tam ma swoją karmę, jeśli chcesz mu coś dorzucić – odpowiedział, wyglądając zza ściany. – Generalnie Henio jest weganem. Jak wszystkie świnki morskie. Najbardziej lubią rośliny i nie przepadają za nabiałem – podszedł do Noah i pozwolił sobie pogłaskać go po plecach. – Warzywa, zielone, owocki… Siano. Henio lubi przegryzać świeżą trawę. Ale nigdy nie dawaj mu fasoli ani grochu, okej? – spojrzał na niego, a potem na Henia, który też się właśnie budził. – Jest jeszcze trochę tych produktów, których jeść nie może. A co, chcesz go nakarmić? – uśmiechnął się. Niedługo później czajnik zaczął gwizdać, dając znać, że woda się już ugotowała, więc Jaime poszedł szybko do kuchni zalać im herbaty. Podobał mu się ten poranek.
Noah nie powinien się martwić tym, że Jaime nie zostanie u niego na noc z powodu świnki morskiej. Chłopak mógł po prostu dać Heniowi więcej wody, montując drugi pojemnik, zostawić mu więcej jedzenia, a ostatecznie przecież mógł go podrzucić do przyjaciela czy do chrzestnego, którzy na pewno się odpowiednio zajmą zwierzaczkiem. Tym bardziej, że przecież Jerome również na co dzień miał do czynienia ze świnką morską, więc Henio miałby towarzystwo w postaci Harolda. Tylko szkoda by było potem rozdzielać zwierzaki… Zwłaszcza, że świnki morskie lubią towarzystwo. – Wiesz, możesz mu dosypać tylko jedzonka albo dać mu to, co ci pokażę? – uśmiechnął się lekko, ale nie naciskał. – W takim razie, aby Henio się z tobą oswoił, musisz się z nim trochę pobawić. Ja się bałem jak cholera na początku, ale teraz… Jest moim przyjacielem – uśmiechnął się do Henia, który właśnie pił sobie wodę. Jaime zalał im kubki, a potem spojrzał na tartę w piekarniku. Mieli jeszcze chwilę. Zaraz spojrzał na Noah i uśmiechnął się. Podszedł do niego i pocałował go, przytulając się też do niego. Oj no, to wina Woolfa, że chłopak nie umiał się od niego odkleić na dłużej niż pięć minut. – Możesz wyjąć talerze i sztućce i zanieść je na stół – powiedział w końcu, odsuwając się jednak, aby Noah mógł zrobić to, co chciał. – Dziękuję. I na pewno zawsze znajdzie się coś, czym mógłbyś się zająć rano. To, o czym mówił Noah i to, co powiedział Jaime, sprowadzało się do tego, że obaj spodziewali się więcej wspólnych poranków, jakby ustalili swego rodzaju… może nie tyle, co zasady, ale może rutynę? Jaime też nie do końca wiedział, jak to nazwać, nigdy wcześniej nie miał z czymś podobnym do czynienia, ale… podobało mu się. Naprawdę mógł się do tego przyzwyczaić. Jaime oparł się o szafkę i obserwował Noah, uśmiechając się wesoło. Może mógł wyglądać nieco strasznie, ale…
Na remontach Emma znała sie tak jak na ogrodnictwie, czy mechanice samochodów - tak słabo, że praktycznie wcale. Już pomijając fakt, że w własnym mieszkaniu chodziła na paluszkach, co mogło wydawać się nie niepokojące, ale frasobliwe, obawiała się o zderzenie Thomasa z nieznajomym mu gościem, bądź reakcję Noah na kuchnię. Ta to prawda nie była w opłakanym stanie, ale jednak odświeżenie było na prawdę konieczne i jeśli nie ze względu na zdartą farbę z starych szafek, to przez wzgląd na święty spokój Emmy. Ta nieobecność Thomasa była błogosławieństwem. On nie pochwalał zdania właścicielki mieszkania, co do konieczności remontu, nie lubił gości, nie lubił właściwie nikogo i niczego od roku i bardzo dosadnie to wyrażał. Emma się tego wstydziła, swojego domu i sytuacji w nim, a jednak nie zdobyła się jeszcze na to, by cokolwiek z tym zrobić. Teraz odetchnęła z ulgą, a na kolejne słowa gościa, powoli pokiwała głową z zrozumieniem. Ona oczywiście już wiedziała, co chce mieć w kuchni. - Myślałam, że trzeba wymieniać całe szafki... Może da się tylko fronty? Nie znam się, ale mam już upatrzone wszystko - wyjaśniła, od razu zdając sobie sprawę, że będzie musiała kompletnie polegać na opinii i wiedzy nowo poznanego mężczyzny. - Będziemy kuc, wszystko usunę - dodała, dając znak, że się dostosuje i postara mu pracę ułatwić, a nie przysparzać trudności. Weszła do kuchni i otworzyła jedną z szafek, w której trzymała garnki. - Dałoby się zamontować tylko nowe zawiasy i drzwiczki? - zagadnęła, już kalkulując, co by jej się bardziej opłaciło... Niestety, pula przeznaczona na te pracę, mogłaby być wydana na coś innego, również potrzebnego. Dla Emmy każdy grosz był cenny.
Jaime przytaknął na propozycję Noah, aby pobawić się z Heniem dopiero po śniadaniu. Na pewno dla samej świnki morskiej też będzie to wygodniejsze, przecież sama dopiero co się obudziła. Chłopak zamruczał cicho, kiedy Woolf pocałował go mocniej. Nie zdążył jednak zrobić nic więcej, ponieważ mężczyzna zaraz się od niego odsunął, aby przygotować stół do wspólnego posiłku. Te drobne pocałunki raz po raz bardzo przypadły Jaime’emu do gustu i zamierzał z tego korzystać na pewno częściej, jeśli tylko nadarzy się ku temu okazja. Tak jak teraz, kiedy Noah stwierdził, że tartę należy już podać, dlatego Jaime skinął głową i wyłączył piekarnik. Założył specjalne kuchenne rękawice, a potem wyciągnął okrągłe naczynie i położył je na grubszej, prostokątnej drewnianej desce do krojenia. Później przeniósł ją na stół, a potem w końcu zaczął kroić od razu większe kawałki. Cóż, obaj byli dorośli, byli facetami, a w dodatku byli po sporym wysiłku. Porządna dawka jedzenia na pewno im dobrze zrobi. W końcu wraz z kubkami herbaty mogli zasiąść do stołu. Jaime najpierw nałożył Noah kawałek tarty, a później sobie. Odczekał moment, żeby jedzenie nie było aż tak gorące, a potem w końcu zabrał się za pierwszego kęsa. – Może to zabrzmi słabo, ale wyszło mi super – zaśmiał się cicho. Zaraz też sięgnął po telefon i zaczął przeglądać repertuar kin. – Hm… na razie nie widzę nic ciekawego… O, jakaś komedia… Moretti starał się nie myśleć za bardzo o tym, jak dobrze się czuł w tej chwili. Gdyby zaczął, to na pewno uśmiech nie zszedłby mu z twarzy tak szybko. No i może lepiej tym samym nie myśleć też o tym, że skoro jest tak miło, to zaraz coś może się spieprzyć. Cokolwiek.
Chłopak uśmiechnął się wesoło na słowa Noah, kiedy uznał, że mu smakowało i zamierzał teraz jeść, ile tylko mógł. To chyba największa pochwała dla kucharza, prawda? Może Jaime kucharzem-kucharzem nie był, ale starał się, kombinował no i to właściwie on przecież przygotował na ich randkę kolację, więc można powiedzieć, że jednak tym kucharzem był. Zaśmiał się cicho. – Nie, chodziło mi raczej o film na wielkim ekranie. Ale tak, nic na siłę, bo to nie ma sensu. Poczekajmy na coś, co spodoba nam się obu – zakończył i odłożył telefon, by napić się herbaty. – Z tym przebraniem się to dobry pomysł. I ze spacerem, chętnie się z tobą przejdę… tylko może nie nad rzekę, co? – znów się zaśmiał, chociaż może jednak to jeszcze nie bawiło Noah. W końcu nie minęło dużo czasu od napaści… - Przepraszam, to nie było śmieszne, ale naprawdę lepiej unikajmy tamtych rejonów. Ale tak, to możemy pójść dokąd chcesz – uśmiechnął się lekko i wrócił do jedzenia. – Czy to będzie nasza trzecia randka, proszę pana? – wciąż się uśmiechał, ale właściwie pytanie było poważne. Bo może to wciąż miała być druga… Randkowanie to jednak skomplikowana sprawa, pomyślał Jaime, wbijając widelec w kawałek tarty. Jaime zdawał sobie sprawę, że jeśli ta relacja będzie się rozwijać w dobrym kierunku, to w końcu nastąpi ten dzień, w którym Moretti będzie musiał opowiedzieć o śmierci brata i wszystkim tym, co działo się później, przez ich spotkanie w Meksyku aż do dnia, w którym znajdowali się teraz.
Jaime odetchnął z ulgą na reakcję Noah dotyczącą wypraw w podejrzane miejsca. Cóż, mężczyzna się z tego śmiał, a to najważniejsze. Jaime nie popełnił wielkiej gafy, a Noah wciąż czuł się dobrze. Moretti aż się napił herbaty z tego wszystkiego. A co do wypadu za miasto, to już planowali taki, którego Jaime nie mógł się doczekać. Miał nadzieję jak najszybciej pozdawać egzaminy, zakończyć sesję, a potem wyruszyć wraz z Noah w jakieś piękne miejsce z dala od zgiełku miasta, tłumów ludzi, smogu… i znaleźć się w drewnianym domku gdzieś nad jeziorem… No dobra, to tylko niech już wykładowcy zaczną proponować swoje terminy! – Muzeum? – Jaime aż się ożywił (bardziej niż zazwyczaj). – Tak! To świetny pomysł! – podchwycił zaraz. W muzeach bywał na wycieczkach szkolnych. Jakoś nie było mu po drodze i nie miał z kim, a samemu to nawet o takich wyprawach nie myślał. Ale wybrać się do takiego miejsca z kimś, kto się na tym znał… No, przecież to też ma związek ze sztuką, prawda? – Nie nudzą, serio. Chodźmy do któregoś muzeum, proszę – zaśmiał się. – Nie, nie zamierzam nam urządzać miesięcznicy, spokojnie. No tak, było to dla niego ważne. Budowanie relacji było dla niego trudne, bardzo, ale można powiedzieć, że nabierał wprawy od półtora roku. To bardzo niewiele, zważając, że ponownie zaczął to robić w wieku lat dziewiętnastu. Dlatego tak bardzo się starał i może i liczył im randki. Może uznawał kolejne za pewnego rodzaju sukces? Swój własny? Że daje radę? Że czuje się dobrze w takiej relacji, że sam jest wart kolejnej randki? – Znajdzie się kilka takich… Most Brooklyński, Statua Wolności, ba, Lotniskowiec Intrepid… Dawno mnie tam nie było. I możemy się wybrać do tego muzeum, w którym kręcili „Noc w Muzeum” – uśmiechnął się szeroko. – A ty dokąd chciałbyś pójść?
Jaime uśmiechnął się wesoło, kiedy Noah przyznał, że muzeum z filmu jest tym, do którego mogą się dziś wybrać. Nie mógł się już doczekać tej wyprawy. Było ono dość spore, więc może powinni się tam udać w miarę wcześnie, żeby na spokojnie wszystko zobaczyć. Ewentualnie ukryją się gdzieś i sprawdzą, czy ta tablica działa i faktycznie w nocy wszystko ożywa… Wiadomo, że nie, taki żarcik. Kolejne pytania ostudziły mocno entuzjazm Jaime’ego. Poruszył się niespokojnie na krześle, a potem zamarł w jednej pozycji. Ostatecznie odłożył widelec, opierając go o talerz. Nie uniósł jednak spojrzenia na Noah. Zaczęło się, pomyślał jedynie i westchnął cicho. – Lubię Nowy Jork… Da się go lubić – uznał, dochodząc właśnie do takiego wniosku na szybko. Nigdy się nad tym nie zastanawiał raczej, po prostu tu mieszkał i studiował, to właśnie to miasto wybrali rodzice. Zamilkł jednak, słuchając opowieści Noah. Starał się skupić całą swoją uwagę na jego historii, naprawdę, żeby tylko nie myśleć o wydarzeniach z Miami. Było to nieco trudne i raczej niewykolone, ale wiedział, o czym mówił mężczyzna. – Rozumiem… jak już mówiłem, uważam, że praca pisarza jest trudna. Napisać coś, o czym jeszcze nikt nie napisał albo napisać o czymś w sposób oryginalny… - znów zamilkł, nie wiedząc, co jeszcze sensownego mógł mu powiedzieć. – A ja przeprowadziłem się do Nowego Jorku jak miałem dziewięć lat – zaczął, ponieważ musiał powiedzieć coś Noah. – To było… Przeprowadziliśmy się po śmierci mojego brata – wyjaśnił cicho, patrząc w stół, a dłonie chowając pod nim, mocno splatając ze sobą palce. – A co do tej naszej wyprawy – jego głos brzmiał trochę… automatycznie? – Mam jechać z tobą do ciebie czy spotkamy się na miejscu? – spojrzał na Noah, ale trwało to może jedną sekundę.
Jaime poczuł delikatny spokój, kiedy okazało się, że Noah nie zamierzał ciągnąć tematu śmierci Jimmy’ego. To dobrze, ponieważ Moretti naprawdę nie był na to gotowy, a Noah jak najbardziej zasługiwał, aby wiedzieć, co się wydarzyło w Miami i czego świadkiem był Jaime. Może i chłopak już coraz bardziej przekonywał się, że to faktycznie nie była jego wina, ale mimo to… wciąż gdzieś to w nim siedziało. Nadal się bał, że jeśli ktoś pozna prawdę, to ucieknie, uznając Jaime’ego właśnie za winnego. A on naprawdę nie chciał, aby Noah go za takiego wziął. Bał się, ale kiedyś mu opowie. Zakładając, że ich relacja będzie się rozwijała w tak dobrym kierunku, jak teraz. Moretti uniósł spojrzenie na mężczyznę, kiedy ten pocałował go w dłoń. Zacisnął usta i skinął powoli głową. Minęło wiele lat, ale to wciąż tak bardzo bolało… Na chwilę przeniósł spojrzenie na ramkę ze zdjęciem, znajdującą się na komodzie, ale zaraz wrócił do Noah. Szybko podłapał jego kolejne słowa, próbując się na nich skupić. – Okej, może być przed wejściem. Nie wiem, jakoś po obiedzie? Bo tam to chyba nic nie zjemy takiego, a lepiej o pustym żołądku tam nie chodzić – stwierdził, wyobrażając sobie jakieś stoisko z jedzonkiem w muzeum. – Jasne, spotkamy się przed wejściem i razem wkroczymy sprawdzić, czy szkielet nadal stoi. Kurczę, aż bym obejrzał sobie te filmy – uśmiechnął się, wspominając sobie niektóre z postaci, jakie pojawiały się na ekranie. Jakiś czas później Jaime posprzątał po śniadanku, a potem przeciągnął się. Spojrzał na Noah i uśmiechnął się do niego lekko. Chyba zaczynał rozumieć tę fazę, o której czytał w necie, że na początku chce się wiecznie przebywać z tą drugą osobą. Ale wiedział, że muszą sobie dać nieco przestrzeni.
Noah mógł być pewny, że Jaime będzie wspominać wiele razy dzisiejszego dnia nie tylko ten pocałunek, jakim go obdarzył przed wyjściem. Moretti uśmiechnął się do niego i przytulił mocno, nim mężczyzna w końcu opuścił jego mieszkanie. A seans z „Nocą w muzeum” brzmiał naprawdę super. Jaime zerknął na Henia. Okej, mieli się z Noah spotkać w muzeum, potem mieli wpaść do niego… a zakładając, że istniała bardzo duża szansa na to, że Jaime nie wróci do siebie na noc… Henio musiał dostać więcej jedzenia i wody. Ewentualnie faktycznie przenocuje u chrzestnego Jaime’emu. Zresztą, nawet jeśli Jaime wróciłby do swojego mieszkania, to Heniowi nie zaszkodzi nocka poza nim. I tak też zrobił; Jaime wziął Henia do przenośnej klatki, zapakował jedzenie, a potem ruszył do Shay’a, który oczywiście był zainteresowany tym, gdzież to jego bratanek mógł spędzić noc, ale chłopak na razie nic mu nie zdradził. Po południu stanął przed wejściem do muzeum i rozejrzał się w poszukiwaniu Noah. Trochę ludzi się tu kręciło. Była sobota, w dodatku godziny po obiedzie, więc nie było tu żadnych wycieczek szkolnych. W końcu dostrzegł mężczyznę i uśmiechnął się. Kiedy tylko znaleźli się już blisko siebie, aby móc swobodnie rozmawiać, Jaime położył dłoń na karku Noah i teraz to on pocałował namiętnie jego. Mhm, bardzo przyjemnie. – Miło cię znów widzieć – uśmiechnął się do niego. – Chodźmy – złapał go za rękę i poprowadził do środka budynku. I owszem, szkielet dinozaura wciąż tu stał, majestatyczny i drapieżny jak zawsze… Z wyjątkiem niektórych scen z filmu. – Wow… To nadal wygląda niesamowicie – przyznał.
Jaime uśmiechnął się do siebie, czując, że Noah odwzajemnia pocałunek i jak obejmuje go. To było bardzo miłe i takie… uspokajające w tym momencie akurat. Później weszli do środka i od razu zaczęli oglądać szkielet. – W sumie racja… daleko byśmy raczej nie pouciekali… - zaśmiał się, chociaż przecież śmieszne to to nie było. Jaime zaczekał grzecznie na Noah, zerkając to w jego stronę, to znów na szkielet i na rzeźbę jednego z prezydentów. A kiedy tylko Woolf znalazł się znów obok z biletami, Jaime znów złapał go za rękę. Nie było tłumów, nie było szans na zgubienie się, ale… po co ryzykować, prawda? No właśnie. Chłopak spojrzał na rodzinkę i również się roześmiał. – Myślę, że na pewno takie powstawały. Związki dwóch kobiet też. Kto im mógł zabronić? Walczyli o przetrwanie, a co komu było do tego, kto z kim sypia… Pewnie później, kiedy wchodziły religie takie… no wiesz, ludzie zaczęli myśleć i tak dalej… A może nie będę się w to aż tak zagłębiał, co? – zaśmiał się i przeszli dalej, oglądając najróżniejsze narzędzia i bronie z tamtych czasów, domy i ubrania, jakie tworzyli tamtejsi ludzie. – Kompletnie bym się w tym nie odnalazł – przyznał. – Teraz, kiedy nawet wybierzemy się na ten wypad do domku w lesie nad jeziorem, to jednak będziemy mieli prąd, bieżącą wodę i tak dalej… Zdecydowanie jestem bardzo współczesnym człowiekiem – machnął ręką, ale uśmiechnął się. – Chodźmy do starożytnego Egiptu – zaproponował po chwili.
Idąc przed siebie, Jaime oglądał kolejne eksponaty, o niektórych przeczytał informacje. Naprawdę dawno nie był w muzeum i teraz cieszył się każdą chwilą. Podobało mu się tu, prawie jak jakiś wehikuł czasu… No, wiadomo, wiele można było tu dołożyć, żeby faktycznie było tak, jak dawniej, ale trzeba było przyznać ludziom, którzy utworzyli tło czy figurki malutkich żołnierzy, że wykonali taką robotę z tymi szczegółami. – Byłoby mi trudno, fakt, ale może jednak bym przetrwał? – zaśmiał się cicho pod nosem. – Wiesz, może gdybyś był ze mną, obok w tym namiocie… To niestraszne by mi były ewentualne komary – delikatnie szturchnął go ramieniem w ramię i uśmiechnął się. W końcu dotarli do wystawy starożytnego Egiptu. I tu było chyba najbardziej interesująco dla Jaime’ego. Oglądał każdy eksponat i o każdym czytał. Zatrzymał się na dłużej przy jednej z figur odzianych w tradycyjne szaty z tamtej epoki. – Hm… Gdybym cię ubrał w coś takiego… Tu zasłonięte, tam odsłonięte… Bez bielizny, oczywiście – zaznaczył, spoglądając na Noah. – O, a ja bym założył coś bardziej… faraonowego – stanął przy szatach bardziej ozdobnych, bogatych. Wciąż się uśmiechał, rozbawiony.
Jaime uśmiechnął się pod nosem. – Jak już, to książę, drogi panie – odpowiedział jedynie, wyciągając nieco brodę ku górze, ukazując tym swoją dumę. – Sam zresztą wiesz – spojrzał mimowolnie na jego krocze, a potem zaraz odwrócił wzrok na kolejne eksponaty. Cóż, chłopakowi podobały się te szaty. Niby nic takiego, ale jednak miały w sobie coś takiego… sam nawet nie do końca potrafił określić, co. Może tak mu się podobały, ponieważ nie były to stroje, w których chodzili na co dzień ludzie w dzisiejszych czasach. Nie w Nowym Jorku. – Myślę, że poradziłbym sobie świetnie, mając władzę w łóżku – uznał całkiem poważnie, ale znów uśmiechnął się lekko, ale nie patrzył na Noah. Nigdzie indziej nie dałby rady, był tego więcej jak pewien, ale w warunkach erotycznych… Można powiedzieć, że miał jakieś tam doświadczenie… Po nietrzeźwemu, ale jednak. Jaime podszedł bliżej do wisiora, o którym mówił Noah i uniósł brew. Nie, nie w jego stylu, ale ostatecznie… - Też się nie widzę w kolczykach – poparł go, przyglądając się kolejnym ozdobom. – Nie, zdecydowanie spinki do mankietów, garnitury i koszule, aniżeli styl na metala, choć lubię nieco mocniejsze brzmienie. Cóż, tak został wychowany; bogaty dom, potem apartament, wycieczki do najróżniejszych krajów, właśnie pięciogwiazdkowe hotele, luksusy, prywatne szkoły. Nic zatem dziwnego nie było w tym, że Jaime mógłby mieć problem w odnalezieniu się w o wiele gorszych warunkach, choć… swojego czasu imprezował w najróżniejszych miejscach, również w tak zwanych spelunach.
Jaime nie wiedział, czy miano Mały Książę byłoby dla niego odpowiednie. Kojarzyło mu się z książką o tym tytule i nie wiedziałby, czy to nie sprawiałoby, że miałby się utożsamiać z tytułowym bohaterem. Jednakże gdyby Noah go tak nazwał, z pewnością nie pomyślałby nic złego. Moretti spojrzał na Noah i uśmiechnął się do niego tajemniczo. Cieszyły go słowa mężczyzny, że chętnie sprawdzi, jak Jaime poradzi sobie w roli władcy w łóżku. Cóż, Jaime lubił urozmaicenia, więc mogło być ciekawie, naprawdę. Chłopak lubił garnitury, często miewał je na sobie głównie na spotkaniach rodzinnych czy jak szedł gdzieś z rodzicami i trzeba było się ubrać w stroje wieczorowe. W szafie studenta było wiele różnych garniturów i smokingów, koszul, spinek do mankietów właśnie, krawatów i much (bardziej podobały mu się na sobie muchy, a najbardziej lubił tę w malutkie renifery, idealna na święta). Na co dzień jednak Jaime stawiał na dżinsy, koszulki z nadrukami, a po domu lubił chodzić w wygodnych bawełnianych spodniach. – To prawda, będę miał się w co ubierać na nasze randki – uśmiechnął się i dał się poprowadzić na kolejną ekspozycję. Starożytna Grecja również mu się podoba. Ta architektura i moda… Jaime spojrzał na Noah, kiedy ten mówił. Po chwili przytulił się do niego, za plecami mężczyzny łapiąc jedną dłonią za swój nadgarstek jakby chciał wzmocnić uścisk. – Brzmi to jak materiał na dobry erotyk – mruknął, żeby tylko Woolf go usłyszał. – A przynajmniej romans. – uniósł na niego spojrzenie, a potem odwrócił wzrok i westchnął cicho. – Nie jestem piękny… to znaczy… ktoś taki jak ty ma na pewno bardzo dobry gust, więc może coś w tym jest, ale dobry to ja na pewno nie jestem – powiedział cicho. – Staram się taki być, naprawdę – zapewnił go i może też siebie. – Tak jak w tej jednej piosence… Ale naprawdę próbuję być dobry. Nie chciał go teraz puścić. Noah nie mógł mu teraz uciec. Po prostu nie.
To prawda, Jaime mógł się ubierać w koszule, jeśli ich randka miałby odbyć się w jakiejś super eleganckiej restauracji. Ale koszulę, mniej oficjalną, mógł ubrać nawet do kina czy do pizzerii. Na pewno coś wymyśli w zależności od miejsca randki i od tego, co mieliby w tym miejscu robić. Bo chociaż luźna koszula mogłaby być spoko w wesołym miasteczku, to chyba jednak postawiłby na koszulkę. – Nie mówię, że ty masz pisać romanse czy erotyki, chodziło mi o to, że to tak zabrzmiało jak ciekawy temat do napisania. Na pewno powstało coś takiego w niejednej odsłonie… A ty masz pisać to, w czym się czujesz najlepiej. Wtedy wiele osób będzie chciało czytać, ponieważ wyjdzie to najlepiej, jak by mogło – uśmiechnął się do niego, a potem pocałował go w brodę. Westchnął cicho. No okej, nie zamierzał podważać opinii Noah, w żadnym wypadku. No i faktycznie, skoro ktoś tak przystojny jak Noah uważał, że Moretti jest śliczny… Potem Noah kontynuował swój wywód. I z każdym kolejnym słowem Jaime czuł się coraz bardziej… zawstydzony? Zakłopotany? Szczęśliwy? Chyba wszystko na raz. Słyszał, że jest dobry i że nie zrobił nic złego, ale później, kiedy skończył szesnaście lat… Słowa Noah jednak podniosły go trochę na duchu. Było to cholernie miłe, słyszeć to wszystko. Mimo to… poczuł się źle, ponieważ Noah nie wiedział wszystkiego. Jednakże skoro Jaime się starał być dobry i tym samym Noah również… To w ostatecznym rozrachunku było w porządku? Cholera, czemu wszystko musi być takie skomplikowane? – Dla mnie ty też jesteś dobry – przyznał, patrząc na niego, wciąż obejmując go. – Co prawda poznaliśmy się, jak się poznaliśmy, ale tamtego wieczoru obaj byliśmy… w nie najlepszych miejscach życia czy coś – powiedział cicho. Puścił swój nadgarstek i przesunął dłońmi po plecach Noah. – Przepraszam. Znowu coś się ze mną stało – odsunął się od niego, próbując się wziąć w garść. Noah chciał być miły, powiedzieć coś dobrego Jaime’emu, komplement, a on znowu odebrał to na swój sposób. Nie dało się ukryć, że relacje międzyludzkie wciąż były dla niego ogromną zagadką, większą niż dla innych ludzi w jego wieku. – Ale chodźmy oglądać dalej, dobrze? Bo wiesz, te szaty też są bardzo ładne. A strzelałeś kiedyś z łuku?
Jaime uśmiechnął się do Noah, a potem lekko skinął głową. – Do usług, będę cię motywował. Może cię natchnie to miejsce, do którego chcemy jechać latem? Nieważne, że jeszcze nie wiemy, dokąd. Ale skoro ma być jezioro i dom nad nim… To chyba ciekawe miejsce na spędzenie z kimś czasu. Może nawet samotnie, żeby… popisać? – zaśmiał się cicho. – Albo pomyśleć, odpocząć, nabrać sił… Im dłużej tak wymieniał, tym bardziej miał ochotę na ten wyjazd. Pisać może nie pisał, ale odpoczynek z pewnością mu się przyda. Z dala od wielkiego miasta, tłumów ludzi i hałasu dookoła. Jaime dał się poprowadzić, czując się spokojniej; dla Noah był dobry i piękny. I to powinno mu wystarczyć. Póki co. – Ja z takiego zabawkowego. I kiedyś na wycieczce. Ciężka sprawa – przyznał, kierując się z Noah do następnej wystawy. – Ale tak z jakiejś broni-broni to też nie. Nawet z wiatrówki. Splótł ich palce razem i uśmiechnął się, spoglądając na mężczyznę. – Okej, bądź Rzymianinem, a ja Egipcjaninem. Coś ci to mówi? – zasugerował, wciąż się uśmiechając. – A tak szczerze mówiąc, to coś w tym może być. W końcu jesteś podróżnikiem, tak jak mówisz. Właściwie… w Rzymie i ogólnie we Włoszech byłeś? – zagadnął nagle. Domyślał się, że Noah był w wielu miejscach na świecie. Sam wspomniał, że woli miasta, kiedy Jaime proponował bardziej „dzikie” miejsca na Ziemi.
Jaime spojrzał na Noah i zaraz też pogłaskał wolną dłonią jego przedramię. – Spokojnie, nie będę cię do niczego zmuszać. Będziesz pisać wtedy, kiedy będziesz miał ochotę i wenę – uśmiechnął się do niego, a potem pocałował go w policzek, blisko ust. – A w razie potrzeby będę cię bronić przed redaktorką, choć myślę, że to może być bardzo trudne zadanie do wykonania. Opisujesz ją tak, że strach się bać – zaśmiał się cicho. – Miło jednak słyszeć, że lubisz przy mnie pisać. Wydawałoby mi się, że pisarze wolą to robić w samotności, ale… nie każdy lubi pracować sam lub robić jakieś inne rzeczy właśnie samemu. Ja na przykład, gdy badam jakieś ciało, to lubię ciszę. W ogóle lubię pracować w ciszy. Ale lubię też, jak obok, w pracy, jest też ktoś. Mam poczucie, że w razie czego, mogę zasięgnąć porady kogoś innego. Chłopak wysłuchał go i westchnął. – Ma to sens… chociaż sama wojna nie. Wiesz, o co chodzi – powiedział cicho. Później Jaime zaśmiał się, słuchając Noah. – Bardziej Kleopatrem bez żadnych manipulacji. I śmierci – dodał i zamilkł. Jaime w przeszłości robił wiele rzeczy, które mogły doprowadzić go do śmierci. Można powiedzieć, że miał skłonności samobójcze, ale nigdy nie potrafił zdobyć się na odwagę, żeby dokończyć dzieła. Na szczęście. Teraz mógł spędzać czas z Noah i świetnie się z nim bawić. Nie mówiąc już o innych wartościowych znajomościach, jakie zawarł w ciągu ostatnich niecałych dwóch lat. – Pewnie w innych miastach też tak jest. Większe bezpieczeństwo i tak dalej. No i niestety, wszystko się zmienia. Czasami na lepsze, czasami… nie do końca. A ciekawe, jak jest w Nowej Zelandii i jak będzie za pół roku, kiedy tam polecimy. Celowo użył właśnie takich słów. Jeśli do tego czasu Noah i Jaime uznają, że ta relacja nie ma przyszłości, to trudno, Moretti sam na Nową Zelandię nie poleci. Ale nie było sensu o tym rozmyślać, tylko starać się, aby znajomość szła w tak dobrym kierunku, jak teraz.
Emma bała się tego, co może wydarzyć w mieszkaniu przy Thomasie. Teraz go nie było i dzieki temu swobodnie wprowadziła Noah do środka, ale gdyby był obecny, gdyby nie wyszedł, na pewno rozpętałaby się awantura. Mało tego, obawiała się iż w konsekwencji, Noah mógłby zostać obrażony a cała ich współpraca wycofana. Ona potrzebowała tego małego remontu, byłby on też w pewien sposób niejako odświeżeniem wspomnień i zamazaniem trosk i żali po mamie, która sama całe mieszkanie urządziła wiele lat temu. Teraz to wszystko należało do Ems, chyba czas najwyższy nieco się wszystkim zająć. Usmiechneła się, nieco speszona lawiną pytań. Szybka ocena na pierwszy rzut oka jednak uspokoiła ja i dała pewność, że wybrała odpowiednią osobę do tej pracy. Chwilowe przekierowanie jej uwagi na remont, odpędził obawy o powrót Thomasa i jego reakcje- na to na pewno znajdzie się jeszcze czas. - Lodówka zostaje, wymieniamy kuchenkę i mam już upatrzony zlew z nową zabudową. Płytki też mam wybrane, ale jeszcze nic nie zamówiłam, jesli się znasz... może mi pomożesz zamówić? - poprosiła niesmiało, bo nie była pewna, czy aby na pewno to co ona sobie upatrzyła, nada się do kuchni. Swoją drogą, nie była nawet pewna, czy sa jakieś różnice w kafelkach, czy jedne się nadają do kuchni, inne do łazienki, inne mozna stosować w salonie tylko gdzie jest sucho... Nigdy się tym nie interesowała. Odsunęła się, podchodząc do małego okna i wyjrzała na ulicę. Zaczynało się robić trochę szarawo i niebawem Thomas powróci, także na dzisiaj trzeba by było kończyć tę gościnność. - Może spiszemy umowę? - zaproponowała, chciała aby wszystko było jasne i klarowne dla obu stron.
Jaime roześmiał się, słuchając o tym, jaka to redaktorka Noah jest zła. Nie miał styczności z żadnymi redaktorami, jedynie mógł o nich czytać w książkach czy oglądać w filmach i serialach. I tam zazwyczaj te postaci również były wymagające, były głośne i bardzo poganiały. Ich pewnie też goniły terminy, więc nic dziwnego. Ale z drugiej strony autor musiał pisać coś na szybko, a to chyba nie było za dobre. Moretti się na tym nie znał, niestety. Ale miał obok Noah, więc w razie czego miał kogo o to zapytać. Oczywiście, że Jaime chciał go chronić. Noah stał mu się bardzo bliski, więc to chyba normalne, że się o niego troszczył. I co z tego, że był młodszy? W niczym mu to nie przeszkadzało. Kiedy wyszli na zewnątrz, Jaime spojrzał z troską na mężczyznę. – Ale wszystko w porządku? Nie przemęczyłeś się za bardzo? – pogłaskał go po plecach. – To może chodźmy już do ciebie i po drodze coś zamówmy. Na co masz ochotę? Ja może bym zjadł sushi – zaczął się zastanawiać. – W ostateczności jakiś makaron. Tak, tak, wiem, ale lubię dania makaronowe – wzruszył ramionami i powoli ruszyli w kierunku mieszkania Noah. – A może wolisz podjechać taksówką? Chyba że sam przyjechałeś tu autem. Chociaż Jaime lubił gotować, to miło będzie po prostu włączyć aplikację i coś zamówić z dowozem do domu lub po prostu wykonać telefon.
Jaime odwzajemnił pocałunek. Uśmiechnął się lekko na ten gest. To było takie kochane. I wcale się nie zadręczał tym, w jakim stanie był Noah. Przejmował się jego stanem i chciał dla niego jak najlepiej. Pogłaskał go po plecach, a potem dał mu w spokoju złożyć zamówienie. – Jakoś mnie nie dziwi, że nie masz samochodu. Skoro wiecznie byłeś w podróży… A tak to pewnie metro i ewentualnie taksówki, mylę się? – uśmiechnął się do niego znowu. – Uuu, motocykl? Brzmi świetnie. Będziesz jeszcze bardziej seksowny niż teraz, o ile się da, oczywiście – powiedział dość poważnie, próbując w ogóle się nie uśmiechać, ale było to trudne. – Ale zabierzesz mnie na przejażdżkę? Nie musi być ku zachodzącemu słońcu, ale tak ogólnie… - zaśmiał się i ruszył wraz z Noah do jego mieszkania. – Przynajmniej wiemy, że na weekend do domku nad jeziorem jedziemy moim autem. Jaime złapał go za rękę i szedł blisko niego. Chciał tak właściwie przez cały czas, kiedy tylko byli razem. Uniósł na niego spojrzenie i pokiwał głową. – Jasne, rozumiem. Myślę, że jakoś wytrzymam te dni rozłąki – westchnął teatralnie ciężko. – W takim razie życzę ci powodzenia w pracy i żebyś szybko wrócił do mnie. Do miasta też, oczywiście. A ja… będę robił to, co zawsze, czyli studiował, pracował i opiekował się Heniem – uśmiechnął się. Kiedy znaleźli się w małym tłumie ludzi, przechodząc przez ulicę, Jaime przesunął palce wyżej po ręce Noah i wręcz przytulił się do jego ramienia. Nie przepadał za tłumami na trzeźwo, nawet w takich okolicznościach. O dziwo, kiedy znajdował się w takich sytuacjach sam, to jakoś dawał radę; zgrabnie wymijał ludzi, przyspieszał kroku, odpowiednio pochylał ramiona, aby na nikogo nie wpaść.
Reyes uniosła brwi, ale ugryzła się w język i postanowiła nie ciągnąć tematu. Mogłaby się z nim dalej spierać, tylko jaki byłby w tym sens? Nie była pewna, czemu Noah tak uparcie utrzymywał, że ich bliższa relacja nie miałaby przyszłości, skoro do niedawna zdawał się mieć zupełnie inne podejście, więc mogła jedynie podejrzewać, że w ten sposób łatwiej było mu ukoić zdenerwowanie związane z całym zajściem. Wmówić sobie, że i tak w końcu by coś spieprzyli, stąd nie warto było próbować… Nie do końca podobało jej się takie myślenie, lecz każde z nich musiało znaleźć sposób na to, by poradzić sobie z całym tym szaleństwem, które dzisiaj się w nich rozbudziło. — Musisz przestać stawiać siebie w roli antybohatera — powiedziała wreszcie cicho Reyes, a w jej oczach błyszczała łagodność. — Nie jesteś złoczyńcą. Nie wierzę, że zacząłbyś mną manipulować, skoro jak sam zauważyłeś, nie chcesz zatracić między nami tej szczerości. A nawet gdybyś zaczął… myślisz, że nie umiem przejrzeć twoich gierek? Zbyt często w nich uczestniczyłam, żeby ich nie zauważyć. A to, że wygrałeś raz, zdobywając obraz dla siebie, nie znaczy, że pokonałbyś mnie następnym razem — dodała już bardziej żartobliwie, zaczepnie, z wyraźnym wyzwaniem malującym się na jej twarzy. — Chyba za słabo mnie znasz, skoro uważasz, że chciałabym faceta pantoflarza — prychnęła Rey, wywracając oczami. Jak sam zauważył, była uparta i nieprzewidywalna. Nie potrzebowała mężczyzny, który zgadzałby się z nią we wszystkim, ustępował jej i przymilał się; potrzebowała kogoś, kto byłby dla niej partnerem, kto potrafiłby przynieść jej tak wyczekiwany spokój po trudnych przeżyciach, ale jednocześnie stanowił dla niej nieustanne wyzwanie, kto pobudzałby ją do działania, kto potrafiłby jej się sprzeciwić, nie przejmując się ognistym, latynoskim temperamentem, który potrafił dać o sobie znać, czasami w okrutny, niekontrolowany sposób. Wiedziała, że szybko znudziłaby się przy kimś, kto potulnie przyjmowałby wszystkie jej słowa i kto nie miałby w sobie iskry szaleństwa, a pozwalałby na to, by życie przeciekało mu między palcami. Reyes spojrzała na niego z zaskoczeniem, kiedy pocałował jej dłoń. Te gesty przychodziły mu niezwykle naturalnie, podejrzewała, że on sam nie do końca zdawał sobie z nich sprawę. Nadal kręciło jej się w głowie od jego bliskości, więc to było… niebezpieczne, lecz nic nie powiedziała, bo wiedziała, że w ten sposób wprowadziłaby jedynie między nich niezręczność, której absolutnie nie chciała odczuwać w towarzystwie Noah. Czuła drobną panikę, gdy zasugerował, że powinni się rozejść; nawet jeśli wydawało się, że mężczyzna chciał ją jeszcze zobaczyć, była tak zdezorientowana w tej chwili, że nie miała pojęcia, jak powinna odpowiedzieć i jak się zachować. Na pewno nadal chciała mieć kontakt z Noah, uwielbiała z nim żartować, rozmawiać, spierać się, robić wszystkie te niecodzienne rzeczy, ale… — Myślę, że powinniśmy przełożyć to spotkanie z jutra na inny termin — wydusiła z siebie wreszcie, uciekając wzrokiem na bok. Nie czuła się gotowa, by zobaczyć się z nim jutro, zwłaszcza że wciąż pamiętała ich zakład, który teraz nie miał prawa się ziścić. Wiedziała, że nie potrafiłaby o nim zapomnieć przez cały jutrzejszy dzień, więc wolała nie ryzykować.
Reyes [Mam nadzieję, że nie ma dramatu, rozpisywanie się po przerwie boli]
Nie dziwił się, że Noah raz po raz wynajmował samochód. Zawsze to wygodny sposób na przemieszczenie się, zwłaszcza w pracy. A przy okazji, kiedy to Noah nie posiadał auta, zawsze jakieś problemy go omijały. Jaime na szczęście miał sprawny samochód i mało co i kiedy musiał przy nim robić. A raczej co mechanik musiał przy nim robić. – No cóż, jeszcze wiele rzeczy o mnie nie wiesz. Ostatnio przeszło mi też przez myśl, żeby zrobić prawo jazdy na motocykle, ale to była tylko taka luźna sugestia do samego siebie – zaśmiał się cicho. – Ale widok ciebie na motorze… To bardzo kusząca wizja. Jaime nie przepadał za transportem publicznym. To znaczy, korzystał z metra czy autobusów, ale jeśli mógł wybrać swoje auto, to właśnie je wybierał. Uwielbiał ten samochód i nie musiał dzielić przestrzeni w nim z nikim obcym. – Będę grzeczny. A jeśli nie, to jestem pewien, że po powrocie odpowiednio mnie ukarzesz… - zawiesił głos i zerknął na niego na moment. Jaime odetchnął, kiedy Noah objął go ramieniem w sytuacji, w której przechodzili przez ulicę w małym tłumie ludzi. Ponownie na niego spojrzał, ale nic nie powiedział. Był mu jednak bardzo za to wdzięczny. Sam do końca nie wiedział, dlaczego miał taki problem z obcymi ludźmi. Może to przez doświadczoną traumę? Kilka minut później Jaime zdejmował już buty w mieszkaniu Noah. To prawda, Moretti wiedział już, co gdzie jest, ale wciąż wolał nie zachowywać się jak u siebie, bo też u siebie nie był. Faktycznie, nowością był telewizor, ale Jaime nie zamierzał narzekać, przyjemnie będzie oglądać na większym ekranie. Najpierw jednak skierował się do łazienki, gdzie wyszorował ręce, a potem wrócił do salonu, aby przygotować już seans. – Może być herbata. Zielona, jeśli masz – uśmiechnął się do Noah. Dobrze było go oglądać sprawnie poruszającego się po własnym mieszkaniu. Jakiś czas później rozległ się dzwonek do drzwi. Pewnie przyjechało jedzonko.
Jaime już się nie mógł doczekać aż się zobaczą, kiedy tylko Noah wróci. Oczywiście, że mężczyzna jeszcze nie wyjechał i mieli jeszcze dużo czasu nim to się stanie. Moretti mógłby coś upichcić na to ich spotkanie. Wiadomo, to nie było jakoś super długo, właściwie nim się obejrzą i znów będą mogli pójść na spacer czy gdzieś indziej na randkę. Ale mimo wszystko Jaime uznał, że to dobry powód, aby ugotować coś, co zasmakuje Noah. – Może być sencha. Cokolwiek to jest. Nie znam, chętnie spróbuję – uśmiechnął się do niego. Niedługo później mieli już kubki z ciepłym napojem i sushi, a film się rozpoczął. Jaime sięgnął po pałeczki i zaczął jeść. – Trzeba to zapamiętać, o tych staruszkach – zaśmiał się cicho. – Wiesz – zaczął po chwili, sięgając po kolejny kawałek – myślę o zapisaniu się na kurs do jakiegoś sushi mastera. Nie wiem, jakoś bardzo lubię, a dobrze by było wiedzieć, jak to się naprawdę powinno przyrządzać. Żeby smakowało i wyglądało. Czas raczej znajdzie, więc nie powinno być problemu. Film powoli się rozkręcał, aż nadszedł czas, kiedy na ekranie pojawił się Rami Malek jako faraon. – Uwielbiam go w tej roli. Jest taki… uroczy – zaśmiał się pod nosem. Odłożył pałeczki i złapał za kubek. Póki co, miał dość, ale pewnym było, że za jakiś czas doje to, co zostało. A co, lubił jeść, a sushi dawno już nie zamawiał. – Właściwie… masz ulubionego aktora?
Jaime oczywiście domyślał się, że to, co proponował mu Noah, było herbatą, tylko nie znał tego smaku ani tego, z czym może się on wiązać. Nie odpowiedział jednak na to, po prostu czekając aż sam się przekona. Chłopak zaśmiał się pod nosem. – Możesz się wpraszać ile chcesz. Chyba że akurat będę poza domem, to trochę gorzej. Ale spokojnie, jak tylko przygotuję sushi, to na pewno dam ci znać, że coś takiego się stało. Pewnie nawet nie będę musiał ci pisać, że cię zapraszam, hm? – uśmiechnął się do niego i lekko trącił ramieniem jego ramię. – Tak, to będzie mój sposób na uwodzenie ciebie… Będę się bardzo starał z tym sushi – dodał jeszcze całkiem poważnie. Moretti uniósł brew wyżej i spojrzał na Noah. Doskonale wiedział, o kim mówi Woolf. – Mówisz o Robinie Williamsie? Nie oglądałem za dużo filmów z nim, ale słyszałem, że jest… był świetny. Jaime dał się objąć, a potem nawet sam lekko się oparł o Noah, ujmując jego dłoń i przyciągając bliżej siebie, jakby samemu się obejmując ramieniem mężczyzny. Och, tak, tak, teraz było super. – No, czasy się zmieniły i teraz sam widzisz. Nagle wybór jakiegoś aktora do jakiejś roli wywołuje sensację, bo „coś tam” – westchnął i cmoknął go w dłoń. – A moim ulubionym aktorem jest Kevin Bacon. Uwielbiam tego człowieka, jest świetny. I tak powoli będą poznawać o sobie kolejne fakty. Było to bardzo… przyjemne; kolejne rzeczy wychodziły zupełnie naturalnie.
Spięcie Emmy wynikało z strachu, którym była obleczona od wypadku, kiedy straciła matke, narzeczonego i również jego bliskich. Jj życie wtedy diametralnie się zmieniło i wiele razy myslała o tym, jak byłoby łatwiej, gdyby i ona wtedy zginęła. Mieszkała z ojczymem, z którym nigdy nie była specjalnie blisko, teraz jednak po prostu się go bała, bo ten stary awanturnik obrał ją sobie za cel do kpin, przemocy i poniżania. Potrafiła zrozumieć, że wini ją za śmierć swojej żony, ale nie umiała pojąć, skąd w nim tyle nienawiści... I czemu po prostu nie odejdzie. Gdyby potrafiła zaufać, zapewne doceniłaby dyskrecję i jakiekolwiek kontakty i budowanie relacji, nie byłyby tak trudne. Jednak przy tej dozie wycofania, niełatwo było poznawać nowe osoby i kończyło się na tym, że mówiła niewiele i zwyczajnie zniechęcała do siebie ludzi. Noah i tak był na prawdę wyrozumiały i kulturalny i była mile zaskoczona, że ktoś taki odpowiedział na jej ogłoszenie. Na informację, że zawiasy w szafkach nie sa tak zniszczone, jak sądziła, uśmiechnęła sie, lekko kiwając głową. Obawiała się, że malutkie odświeżenie kuchni, skończy się wielkim i wymagającym remontem, który pochłonie sporo finansów, na co nie była gotowa. - Chcę wymienić szafkę z zlewem i kuchenkę - wskazała na stare, bo ponad dwudziestoletnie wyposażenie w średnim stanie i siegneła do blatu obok, aby chwycić swój telefon. - Mam kilka upatrzonych, ale nie wiem, co z podłogą... Trzeba ją wymienić? - spojrzała z ciekawością na opinię mężczyzny. Kafelki ktore były obecnie, nie były popekane, ani wytarte, sądziła, że nie należy o tym teraz myśleć. Podniosła telefon do oczu, przejrzała galerię i pokazała Noah wybrane zdjęcia z screenami szafek i kuchenek z sklepów internetowych. - Co doradzisz? - podpytała, chętnie poznając jego opinię.
Jaime uśmiechnął się do Noah, a potem pocałował go lekko w usta. Przy okazji pogłaskał go po karku. – Mówisz, że mam więcej możliwości? Wiesz, mnie wystarczy, jak będziesz chodzić przy mnie bez koszulki, serio. Idealny sposób na uwodzenie – pocałował go raz jeszcze, a potem znów usiadł wygodnie w jego ramionach. – Na pewno się do ciebie odezwę, kiedy najdzie mnie chęć na towarzystwo. A już na pewno, kiedy ugotuję coś nowego. A z tym sushi… nie wiem, jak długo zajmie mi nauka, abym ja czuł, że robię to dobrze. Moretti sięgnął po napój i napił się. Po chwili pokiwał głową z uznaniem. – Dobre, smakuje mi – stwierdził i zaraz odłożył kubek. – Jak już mówiłem, niewiele tytułów z nim widziałem. Na pewno „Noc w muzeum” i „Jumanji”, wiadomo. No i to w sumie wszystko… To to jeszcze mniej niż mogłoby mi się wydawać – uniósł brew wyżej. – Ale taka lista brzmi super. Mielibyśmy co robić, kiedy akurat nie chciałoby nam się wychodzić na miasto – uśmiechnął się i spojrzał na niego. Zaraz jednak położył sobie dłoń na mostku, jakby miał zawał serca. – Jak to nie? W takim razie koniecznie dopiszę minimum trzy tytuły z nim. „Footloose”, „Dzika rzeka” i „Rzeka tajemnic” znajdą się na tej liście – było jeszcze kilka tytułów, które Jaime lubił z Kevinem Baconem, ale może lepiej było od razu nie bombardować nimi Noah. Nie wiadomo, czy filmy, które wymienił chłopak, przypadną mu do gustu. – I „Więzy życia” – wyrwało mu się jednak. Jaime pokiwał głową, kiedy Noah musiał iść do łazienki. Później zgodził się na wino i na drugą część filmu. Uśmiechał się lekko pod nosem, bardziej do siebie niż do Noah. Cóż, był szczęśliwy. Tak naprawdę szczęśliwy. Powstrzymywał się całym sobą, żeby od razu znowu nie przytulić się do mężczyzny, żeby nie wyjść na jakąś przylepę. Może taki właśnie był, nie wiedział tego, ponieważ nie miał się kiedy o tym przekonać. Niedługo później rozpoczął się film, a Jaime sięgnął po kulkę sezamową. – Musisz mi powiedzieć, co to za knajpa. Bardzo dobre jedzenie mają.
Jaime uśmiechnął się. – Wiesz, u siebie w mieszkaniu mogę podkręcić ogrzewanie. Mam podłogowe, więc powinno być ci ciepło… Zasłonię okna, żeby nikt inny na ciebie nie patrzył, wiadomo, pełen… komfort – zaśmiał się cicho, ale zdążył już sobie powyobrażać co nieco. Noah w spodenkach bez koszulki to bardzo przyjemny widok. Ach, mógłby tak spędzać czas. Właściwie, jeśli faktycznie uda im się wyruszyć nad jezioro, to i tam pewnie nie raz go takiego zobaczy, w samych kąpielówkach na przykład. Jaime dokończył herbatkę, a potem sięgnął po wino. Wziął łyka i odłożył z powrotem kieliszek. Spojrzał na Noah, unosząc brew wyżej. „Wybacz”? Ale co? Czy Jaime wymienił jakiś film, którego Noah nie chciał oglądać? Albo… cokolwiek? Jego wątpliwości i obawy zostały szybko rozwiane, kiedy poczuł na swoich ustach usta Noah. Ale ta dłoń na karku i to mocne przyciągnięcie do siebie… Mhm, Noah mógł to robić zdecydowanie częściej. Chłopak odwzajemniał pocałunki, a kiedy tylko przerwali pieszczotę i Jaime znów znalazł się w ramionach Woolfa, westchnął i oczywiście się do niego przytulił. – Nie mam ci czego wybaczać. Możesz tak robić więcej razy – uśmiechnął się, wygładzając koszulkę na jego ramionach. Film przestał go interesować chwilę temu. Wolał się skupić na mężczyźnie przy sobie. – Możesz też robić inne rzeczy… - dodał, ignorując swój możliwy rumieniec i wsuwając palce w jego włosy.
— Nikt nie musi się mną opiekować — stwierdziła butnie. Sama potrafiła o siebie zadbać, na co wskazywały najgorsze miesiące jej życia, kiedy była zdana właściwie tylko na siebie. Jej rodzina była daleko, najbliżsi przyjaciele zginęli, dalsi nie potrafili spojrzeć jej w oczy i poradzić sobie z jej żałobą. Powtarzała sobie, że była skałą, której nic nie mogło złamać. Tylko ile z tego było pozą? — A ty nie masz kwalifikacji do oceniania kręcących się wokół mnie facetów — wytknęła mu, wywracając oczami. — Jakiej głupoty? Przecież niczego nie zrobiliśmy — zauważyła Reyes z goryczą. Dość intensywnie ze sobą flirtowali, nie uciekając od dość jednoznacznego, wzajemnego kuszenia, jednak w gruncie rzeczy nie zaszli na tyle daleko, by to, co się między nimi działo, miało prawo zniszczyć ich przyjaźń. A przynajmniej ona sama byłaby wtedy nieźle wkurzona, bo skoro już znaleźli się na krawędzi i mieliby wszystko zaprzepaścić, lepiej było pójść na całość i przynajmniej dowiedzieć się, jakby im ze sobą było niż zatrzymać się w pół kroku i też wszystko zaprzepaścić. Noah wydawał się być jednak zdeterminowany, by utrzymać ich znajomość, a ona była optymistką i wierzyła, że w końcu sobie ze wszystkim poradzą, lecz potrzebowała… oddechu. Wiedziała, że nie potrafiłaby zachowywać się normalnie, gdyby miała nazajutrz pojawić się w jego mieszkaniu, mając świeżo w pamięci ich mały zakład, który teraz nie miał prawa doczekać się realizacji, więc uznała, że najlepiej będzie, jeśli oboje nabiorą nieco dystansu, zanim znowu się spotkają. W przeciwnym razie jedno z nich mogłoby popełnić ten sam błąd co dzisiaj, nie ochłonąwszy po ich podchodach i zaskakującym przebiegu całego dnia. — Nie powinieneś mierzyć innych ludzi swoją miarą, Noah — odezwała się wreszcie Rey z krzywym uśmieszkiem, przechylając lekko głowę na bok. — Może ty masz w zwyczaju znikać niespodziewanie, ale ja nie zamierzam uciekać. To nie jest nasze ostatnie spotkanie, o to nie musisz się martwić. Muszę… — urwała. Musiała wylizać rany. Pozbierać się, ruszyć do przodu, zapomnieć o zawiedzionych nadziejach, które na chwilę w niej rozbłysły. Nie miało znaczenia, czy Noah był dla niej odpowiednim facetem, czy nie; w pewnym sensie odczuwała jego stratę, a raczej stratę ich małego co by było gdyby. Nie zamierzała się nad sobą roztkliwiać ani rozpaczliwie się go trzymać, skoro decyzja została podjęta, lecz potrzebowała czasu, żeby ją sobie przyswoić. — Muszę przemyśleć kilka rzeczy. — Być może Noah potrafił przejść do porządku dziennego i udawać, że nic się nie stało, to w końcu miała być tylko zabawa, ale dla niej to nie było równie łatwe, chociaż nie umiałaby wytłumaczyć, dlaczego to tak na nią wpłynęło. W końcu sama miała na koncie jednorazowe, niezobowiązujące przygody, których nie żałowała i których właściwie nie wspominała, lecz to był Noah i właśnie dlatego miała taki mętlik w głowie. — Uporam się z tym, tylko potrzebuję czasu. Jeśli myślisz, że tak łatwo się mnie pozbędziesz to jesteś w błędzie — zażartowała, próbując się uśmiechnąć. Cofnęła się o kilka kroków, po czym pomachała mu i odwróciła się na pięcie, żeby odejść w swoją stronę. Westchnęła ciężko. Nie miała pojęcia, co tu się odwaliło, ale czuła, że musiała się napić.
Reyes jeszcze raz zerknęła na zaproszenie ozdobione złoceniami i kaligrafią, jakby nie mogła uwierzyć, że naprawdę tutaj była. To było dość niespodziewane, a ona była szczęśliwa, że mogła się tutaj znaleźć. Spędziła mnóstwo czasu, spacerując po galerii i podziwiając wszystkie eksponaty, aż natknęła się na mężczyznę, któremu zawdzięczała to zaproszenie. — Dziękuję za zaproszenie. Naprawdę bardzo mi miło, ma pan tutaj kilka niesamowitych… — Reyes zaniemówiła, dostrzegając za plecami starszego mężczyzny znajomą twarz, której unikała od dłuższego czasu. — …obrazów — dokończyła ciszej, nie odrywając spojrzenia od zbliżającego się w ich stronę Noah. Śledziła każdy jego krok, pod wpływem nawyku próbując wyłapać zmiany, jakie w nim zaszły na przestrzeni ostatnich tygodni, w trakcie których się nie widzieli. Odchrząknęła, mając nadzieję, że głos jej nie zdradzi. — Cześć — wydusiła z siebie wreszcie, dziwnie nieśmiało jak na nią. Nie miała pojęcia, jak się teraz czuła.
Jaime uśmiechnął się kącikiem ust. Cóż, oczywiście, że Noah został zarezerwowany do oglądania (nago i półnago) tylko dla Jaime’ego. A co do lekarza… skoro jest specjalistą, to jakoś sobie przecież będzie musiał poradzić, prawda? A tak na poważnie, to wiadomo, że wszystko to były żarty i Jaime nie chciał być takim chłopakiem – przesadnie zazdrosnym. – No dobrze, w takim razie lekarze będą wyjątkami – westchnął teatralnie ciężko. A potem pokręcił głową i znów go lekko pocałował. Chłopak nie zdążył odpowiedzieć na słowa Noah o tym, że wychodzi na napaleńca (i tak obaj na takich wychodzili), kiedy nagle leżał na plecach, a Woolf nad nim. Oho, robiło się coraz ciekawiej. – Tak, inne rzeczy są dość… kuszące, mówię ci – odwzajemnił pocałunek, a później pokiwał głową. – Jak najbardziej możemy dokończyć film później… Albo w ogóle, i tak przecież już go widzieliśmy – przeciągnął językiem po swojej górnej wardze, oglądając jak Noah zdejmuje z siebie górną część ubrań. Pięknie. – Najlepiej – mruknął, sięgając dłońmi do jego torsu i od razu go głaszcząc. Odchylił nieco głowę, ułatwiając Noah dostęp do swojej szyi. Spojrzał na niego dopiero po chwili. – Twierdzisz, że moje rumieńce cię nakręcają? – zapytał niewinnie, ale objęcie nogami Noah w pasie i przyciągnięcie go do siebie najbliżej jak się dało, wcale niewinne już nie było. – Ale to, to już twoja wina – pocałował go mocno w usta.
Właściwie jeśli będą na plaży albo gdzieś, gdzie Noah będzie musiał mieć nagi tors (na przykład na basenie) i inni będą mogli na niego patrzeć, to okej. Okej, ponieważ oni mogli jedynie patrzeć, a Jaime mógł go dotykać nie tylko rękami, ale też chociażby ustami czy językiem, jak zamierzał to wkrótce uczynić. – Dziękuję… - odpowiedział tylko na jego komplementy. Nie był do tego przyzwyczajony, nie tak, nie w ten sposób, ale nie zamierzał dłużej się nad tym rozwodzić. Zdecydowanie bardziej wolał się skupić na pieszczotach i pocałunkach, na tym, aby Noah był jak najbliżej. Jaime sięgnął dłońmi do jego spodni, ale jego szybkie ruchy zaczęły zwalniać wraz z kolejnymi słowami Noah. Co? O czym on mówił w ogóle? Film, spacer? Jakieś rozmowy zupełnie nienadające się na ten moment? – Nie nakręcasz mnie tak – uznał i zaśmiał się cicho. – Myślę, że lepiej będzie, jak zaczniesz mnie już rozbierać, a potem przeniesiemy się do twojego łóżka – dodał jeszcze, a potem uniósł głowę, przesuwając usta do jego ucha – albo nie – podciągnął nieco jedną ręką swoją koszulkę w górę, odsłaniając trochę brzucha, a później w końcu udało mu się rozpiąć jego spodnie i ściągnąć je z seksownego tyłeczka Noah. Cieszył się, że zawiózł Henia do Shay’a, przynajmniej świnka morska nie spędzi w samotności długich godzin podczas nieobecności Jaime’ego.
Reyes nie miała pojęcia, co mężczyzna tutaj robił. Znała jego podejście do sztuki i wiedziała, że nie wybrałby się na podobną wystawę z własnej woli, więc strzelała, że znalazł się tutaj w interesach, ale i tak była zdziwiona. Ze wszystkich możliwych miejsc w Nowym Jorku nie spodziewała się, że spotkają się właśnie tutaj. — Bo to takie zaskakujące, że jestem w galerii sztuki — prychnęła Reyes, wywracając oczami, ale czający się w kącikach jej ust uśmiech sugerował, że tylko się z nim droczyła. Raczej nie powinien być zszokowany jej obecnością tutaj; wiedział w końcu, czym zajmowała się zawodowo, a do tego nigdy nie ukrywała swojej ogromnej miłości do sztuki. Mimo że w muzeum spędzała bardzo dużo czasu, nie przeszkadzało jej to w wybieraniu się na kolejne wystawy, ponieważ oddała swoje serce malarstwu. Zdarzali się rzemieślnicy, którzy nie widzieli świata poza własnymi pracami, lecz ona do nich nie należała; rozkoszowała się każdą chwilą, którą spędzała w otoczeniu sztuki, zachwycając się kunsztem popularnych i mniej znanych artystów. — Poza tym po tylu latach chyba powinieneś był się już przyzwyczaić do tego, że zawsze spotykamy się w najmniej spodziewanych momentach. Reyes uniosła zdziwiona brwi, słysząc podobny komentarz padający z ust właściciela galerii. W taki sposób nie wypowiadali się biznesowi partnerzy, a raczej bliscy przyjaciele lub… rodzina. Przenosiła wzrok pomiędzy Noah a Gregory’m, próbując dostrzec ewentualne podobieństwo i połapać się w ich relacji, ponieważ instynktownie czuła, że czaiło się w niej coś więcej, mimo początkowo oficjalnego przywitania Woolfa. Rey zerknęła na Noah, najchętniej zrzuciłaby na niego konieczność wytłumaczenia, jaka łączyła ich znajomość, ale mężczyzna nie wyglądał, jakby specjalnie kwapił się do pociągnięcia rozmowy, więc jedynie westchnęła w duchu i obdarzyła starszego pana ciepłym uśmiechem. — Tak, znamy się z Noah już dość długo, chociaż jeśli połączyć wszystkie nasze spotkania w jedno, zapewne nie mielibyśmy zbyt długiego stażu. Z reguły wpadamy na siebie dość spontanicznie i w różnych zakątkach świata, więc nigdy nie wiem, gdzie i kiedy mogę się spodziewać jego wizyty — przyznała Reyes, decydując się na nieco pokrętne tłumaczenie. Ich relacja zawsze była wyjątkowa i trudna do zrozumienia dla innych, zresztą rzadko zagłębiali się w szczegóły, ponieważ to było dla nich coś ważnego i szczególnego, jednak po ich ostatnim spotkaniu ich przyjaźń uległa dodatkowym komplikacjom i z jakiegoś powodu słowo przyjaciel nie chciało jej przejść przez gardło w tym momencie. Noah wydawał się być zupełnie zrelaksowany i swobodny, a ona mu tego zazdrościła. Najwyraźniej nie do końca udało jej się zdystansować do wydarzeń sprzed kilku tygodni, ale była dorosła i umiała przełknąć podobne rozczarowania. — Czy mogę zapytać, skąd pan zna Noah? — zapytała po chwili wahania Reyes. Nie chciała wyjść na wścibską, lecz była ciekawa, z kim tak naprawdę ma do czynienia. Jej znajomy zawsze był tajemniczą postacią i nadal nie wiedziała o nim wielu rzeczy, dlatego miała zamiar skorzystać z okazji, która samoistnie jej się napatoczyła. Lubiła poznawać nowe szczegóły z jego życia, a nie była pewna, kiedy i czy w ogóle Noah znowu się przed nią otworzy tak jak wtedy w parku, gdy powiedział jej nieco o swoim ojcu.
Gdyby Noah chciał zabrać na takie spotkania biznesowe Jaime’ego, to mężczyzna mógł być pewny, że Moretti zaprezentuje nie tylko samego Noah, ale też siebie jak najlepiej. Nazywał się Moretti, to nazwisko mówiło wiele, a kultura osobista chłopaka była na jak najwyższym poziomie. Wiedział, jak się zachowywać w towarzystwie, nauczono go, jak to robić, jak roztaczać dookoła siebie przyciągającą aurę, jak się uśmiechać, utrzymywać kontakt wzrokowy, wiedział, do czego służą dane sztućce czy kieliszki. Potrafił dobrać odpowiedni garnitur czy też smoking na okazję. Powstrzymywał emocje, zachowywał zimną krew. Potrafił mówić, słuchać, tańczyć. Był najlepszym partnerem do takich spotkań, o jakim mógł marzyć Noah. Kiedy późno wieczorem, a może nawet i już w nocy, w końcu obaj padli ze zmęczenia, Jaime leżał rozleniwiony i równie leniwie głaskał plecy Noah. Wcale nie chciał, aby mężczyzna kładł się gdzieś obok. Dobrze mu tak było, czuć go na sobie tak blisko, słuchać jego oddechu czy czuć pod jego skórą bijące serce. Uniósł jednak głowę i pocałował go w policzek. Nie zamierzał się stąd ruszać, mowy nie ma. Gdy za kilka godzin wstanie słońce, Jaime wciąż chciał tu być. Później będą musieli się rozstać, oczywiście, zwłaszcza, że Noah musiał wyjechać, ale póki co – nie musiał o tym myśleć. – Nie ruszam się stąd… - zamruczał w końcu, kładąc głowę z powrotem na poduszce. Bardzo lubił spędzać czas z Noah – czy to na rozmowach u któregoś w mieszkaniu, na spacerze, w knajpie, oglądając film, uprawiając z nim namiętny i ostry seks, czy leżąc z nim, wtulony w niego, wiedząc, że następnego dnia będzie mógł to z nim powtórzyć. – To był bardzo przyjemny i udany dzień. Dziękuję – uśmiechnął się lekko, a potem zamknął oczy. W jego życiu bardzo mało było takich miłych dni, więc teraz czuł ogromną wdzięczność. Noah mógł to rozumieć lub też nie, ale Jaime… czuł się po prostu szczęśliwy.
Jaime zapewnił Noah, że chętnie będzie się z nim wybierał do różnych muzeów i na wystawy. Skoro to cieszyło Noah, to i Jaime zamierzał w tym uczestniczyć. Oglądanie szczęśliwego Noah było czymś naprawdę super. Pół niedzieli spędzili razem, aż w końcu Jaime wrócił do siebie, po drodze zabierając od chrzestnego Henia. Następnego dnia doczekał się wyników z kolokwium i od razu napisał Noah, że zdał na piątkę. Czas do sesji leciał bardzo szybko, a kiedy tylko wykładowcy zaczęli podawać terminy egzaminów, Jaime zapisywał się na te pierwsze, aby jak najszybciej mieć to wszystko z głowy. Wciąż spotykał się z Noah, kiedy tylko obaj mieli trochę czasu. Między jednym a drugim zaliczeniem, panowie znaleźli idealny domek nad jeziorem, w którym zarezerwowali sobie kilka nocek, robiąc sobie dłuższy weekend. Jaime akurat w tym czasie miał już być po sesji, a także wziął sobie dni wolne na praktykach, które już i tak dobiegały końca. Niedługo miał też się dowiedzieć, czy dostanie umowę, czy jednak nie. W dniu, w którym mieli wyruszyć, Jaime wstał odpowiednio wcześniej. Poprzedniego wieczora zawiózł Henia do Shay’a, który podpytywał bratanka o szczegóły, ale młodszy Moretti nie chciał za wiele zdradzać. Jaime spakował niewielką torbę do bagażnika samochodu, a potem ruszył po Noah. Specjalnie na podróż przygotował playlistę, z której już leciała muzyka. – Gotowy? – zapytał, kiedy tylko Noah zajął miejsce obok. Świeciło słońce, niebo było bezchmurne, temperatura też osiągała wysokie stopnie… Zapowiadało się naprawdę świetnie. - Po drodze wjedziemy do sklepu, hm? Kupimy jakieś jedzenie – zaproponował, kierując się w stronę wyjazdu z miasta.
Jaime zaśmiał się pod nosem, słysząc komentarz Noah o chodzeniu z chłopakiem, który posiadał własny samochód. Moretti nie wyobrażał sobie nie mieć auta, aczkolwiek poruszanie się metrem nie było dla niego obce. Często nim jeździł z imprez czy nie raz na zajęcia na uczelni, ponieważ tak było zdecydowanie szybciej. Nie odmawiał jednak prowadzenia swojego ukochanego mustanga; lubił kierować. Nie spieszył się za bardzo, przestrzegał przepisów drogowych, zdecydowanie nie należał do tych stereotypowych młodych kierowców płci męskiej, którzy prowadzili nieodpowiedzialnie i przede wszystkim za szybko. – Dobry pomysł – stwierdził Jaime i kiedy tylko stanęli na światłach, ustawił w GPSie opcję, aby pokazywało im również wszystkie sklepy spożywcze. – Cieszę się, że w końcu nadszedł ten moment, a ja zaczynam jesienią czwarty rok studiów… Co prawda to jeszcze nie koniec jego edukacji. To dopiero licencjat, a później na pewno magisterka. Bardzo prawdopodobne, że Jaime wybierze się też na doktorat. Lubił dziedzinę, w której się rozwijał, więc nic mu nie stało na przeszkodzie. Jaime zerknął na Noah i uśmiechnął się, widząc jak mężczyzna czuje się komfortowo w samochodzie. – Serio? Jakiś czas temu mówiłeś, że nie potrzebowałeś… Ale faktycznie, skoro zamierzasz zostać na dłużej w Nowym Jorku, to to nie jest zły pomysł. Myślałeś już coś bardziej konkretnie na ten temat? Jakieś pół godziny później w końcu udało im się wyjechać z miasta. Do celu mieli jeszcze spory kawałek drogi, ale przecież nigdzie im się nie spieszyło. Co też nie zmieniało faktu, że Jaime skorzystał z faktu, że nie znajdują się już na terenie zabudowanym i pozwolił sobie przyspieszyć. Jaime uśmiechnął się nagle szeroko, zdając sobie sprawę z tego, co się właśnie działo – jechał do domku nad jeziorem za swoim chłopakiem. Swoim chłopakiem. On. Był z kimś w związku. Okej, Noah jeszcze tu był, ponieważ nie wiedział, co się stało w Miami, ale jednak obaj kierowali się do cholernego domku nad jeziorem.
Jaime uśmiechnął się pod nosem. Doskonale już wiedział, że Noah to wolny ptak i potrzebował wyjazdów chociażby weekendowych poza swoje cztery ściany i ogromne miasto, które przecież nigdy nie zasypiało. To jeszcze bardziej cieszyło Moretti’ego, ponieważ i Noah był z tego powodu szczęśliwszy. Może i spędzali czas tylko we dwóch, robiąc nudniejsze i ciekawsze rzeczy, ale na takim wspólnym wyjeździe jeszcze nie byli. Zapowiadało się miło, sympatycznie, wesoło i… romantycznie. Tak… romantycznie. To nie miał być inny romantyzm. I było to może trochę stresujące dla samego Jaime’ego, choć przecież spędzali już z Noah czas w romantyczny sposób. – Do usług, mój drogi – spojrzał na Noah z uśmiechem. – Nie martw się, gdzieś cię wcisnę między zajęcia, może pracę i pisanie pracy dyplomowej – zaśmiał się i sięgnął dłonią do jego dłoni. I, och, było to takie przyjemne. – Rozumiem. Gdybyś jednak potrzebował pomocy w wyborze lub w poszukiwaniach, to daj znać. Właściwie… nie wiedział, jakie Noah lubił auta. Jaime od zawsze chyba był zainteresowany klasycznymi fordami mustangami i padło akurat na ten model. Jeden z lepszych wyborów w jego życiu… Jaime od razu zauważył, że Noah zrobił mu zdjęcie. – Hej, hej, bez takich mi tu – chłopak wciąż nie czuł się komfortowo, kiedy ktoś mu robił zdjęcia, ale… musiał przyznać, że kiedy jednak to Noah trzymał w rękach aparat… było inaczej, przyjemniej. Nie czuł się źle. – Wyszło chociaż znośnie? – zapytał, śmiejąc się cicho pod nosem. Och, chyba musiał się przygotować na takie sesje, w końcu kierował się do domku nad jeziorem ze swoim facetem, który był fotografem. Jakiś czas później po zrobieniu zakupów wylądowali w naleśnikarni i po kilku kęsach Jaime już wiedział, że jeszcze tu wpadną podczas tego wypadu. Później odebrali klucze od domku i mogli ruszyć dalej. W końcu udało im się zajechać do miejsca, w którym mieli się zatrzymać. Jaime zaparkował przed domkiem, a potem wysiadł z auta. Zdjął z nosa przeciwsłoneczne okulary i uśmiechnął się. – Lepiej niż na zdjęciach – uznał i podszedł do bagażnika, aby wyjąć z nich bagaże.
Jaime zaśmiał się i pokiwał głową. Chętnie się przejedzie z Noah jego nowym pojazdem, kiedy tylko mężczyzna sobie taki sprawi. – Oczywiście, że się odważę – zapewnił go. – Zobaczymy, jak jeździsz. I nie przesadzaj z tą tapetą na lapku… - dodał jeszcze, zastanawiając się jednocześnie, czy faktycznie wyszedł aż tak ładnie, ale postanowił nie pytać. Przynajmniej nie teraz. W końcu udało im się pozbierać z bagażami i przekroczyć próg drewnianego domku. Jaime’emu już na starcie bardzo się podobało. Oczywiście odwzajemnił tego drobnego buziaka od Noah. Jakoś nie mógł uwierzyć, że to wszystko działo się naprawdę, że to nie był tylko sen, że naprawdę znajdował się w domku nad jeziorem ze swoim chłopakiem. Chwilo, trwaj! Chłopak uśmiechał się szeroko, ale bardziej do siebie, widząc szczęście na twarzy Noah. Był jeszcze przystojniejszy, o ile się dało, rzecz jasna. Obserwował go, a później odstawił pakunki na drewnianej podłodze i rozejrzał się. Faktycznie, domek nie był duży, ale po co im więcej? Mieli tutaj kuchnię z malutkim salonem, z kominkiem i dywanem przed nim (Jaime zerknął na Noah, kiedy akurat ten patrzył gdzieś indziej; na pewno pomyślał o tym samym), łazienka posiadała i wannę, i prysznic, a sypialnia znajdowała się na niewielkiej antresoli. Słysząc wołanie Noah, Jaime podszedł do niego i zaraz też się uśmiechnął. – Jest super – powiedział, a potem pocałował go w policzek. Wyszedł na taras i rozejrzał się, dostrzegając zaraz zejście na malutką plażę przy jeziorze, mieli tutaj też niewielki pomost. Jaime zaraz zdjął okulary przewieszone przez koszulkę, a potem ściągnął ją z siebie. Zaraz za koszulką pozbył się butów i spodenek, pozostawające tylko w kąpielówkach. A co, przygotował się. – Idę sprawdzić wodę i jej głębokość przy pomoście – poinformował Noah, podchodząc do niego jednocześnie. Zaraz też położył dłoń na jego karku i pocałował go namiętnie. Trwało to dłuższą chwilę, a potem w końcu pobiegł do tej mini plaży i w końcu do wody. Z pomostu wolał nie skakać. Nareszcie się zanurzył, a kiedy wypłynął, zamachał do Noah. – Wskakuj!
Jaime unosił się na wodzie i obserwował, jak Noah zdejmuje z siebie kolejno ubrania. Westchnął jednak zawiedziony, że mężczyzna nie ściągnął również spodenek. No dobrze, w takim razie będzie trzeba jeszcze trochę poczekać nim zobaczy go w samej bieliźnie lub bez. – Oj, tam, nie przesadzaj, nie jest taka zimna – zaśmiał się, wciąż na niego patrząc. Potem odczekał moment, nim Noah wynurzył się tuż przy nim. – Wiesz… to mój taki pierwszy wyjazd – przyznał i odwrócił wzrok. Niby nic takiego, ale Jaime odczuł, że musi mu o tym powiedzieć. Z jakiegoś powodu. Może dlatego, że taki wypad był dla niego ważny? Może uznawał, że wspólny weekend poza miastem jest znaczący dla ich związku? A skoro tak, to i też sam związek jest bardzo ważny. Przybliżył się nagle do niego i pocałował go znowu. Później zaś rozejrzał się dookoła i zaczął pływać, a kiedy znalazł się przy brzegu pomostu, ocenił głębokość, próbując stanąć na dnie. Nie wyczuwszy go, zanurzył się i zanurkował. Wyglądało na to, że gdyby któryś z nich zechciałby skakać z pomostu, to nie powinno się stać nic złego. Wynurzył się i od razu zgarnął włosy do tyłu. Już mu się podobało i był naprawdę szczęśliwy. Nie musiał wracać do Nowego Jorku. A przynajmniej nie tak szybko… - Myślisz, że będziemy musieli rozpalić w kominku? – zapytał, niby normalnym tonem, przecież nie miał nic konkretnego na myśli, prawda?
Jaime uśmiechnął się lekko. – Taki, to znaczy taki we dwóch. Ja i osoba, która mi się podoba. Weekend za miastem spędzony razem. Wiesz… taki jakby no… romantyczny – próbował to wyjaśnić, ale chyba słabo mu szło. Miał jednak nadzieję, że Noah zrozumie, o co mu chodzi. Później Jaime spojrzał na Noah i uśmiechnął się. – A to, że może nam być za gorąco – stwierdził. Sprawdzał oczywiście prognozę pogody na te kilka dni i generalnie zapowiadało się ciepło. Niby coś tam miało popadać i temperatura mogła spaść, ale czy tak faktycznie będzie, to się dopiero okaże. Później, kiedy Noah ułożył się na pomoście, Jaime również na niego wskoczył, ale tylko po to, aby skraść mężczyźnie kolejny pocałunek. – Wiesz, że wyglądasz teraz bardzo seksownie? – zapytał, przeczesując palcami jego mokre włosy. Później przesunął palcami po jego szyi i mostku, zatrzymując się jednak nisko na brzuchu. Uśmiechnął się lekko do siebie. Aha, będzie nie tylko romantycznie podczas tego wypadu. Chwilę później Jaime wskoczył do wody i zaczął się kierować bardziej na środek jeziora. Słyszał szum wody, wiatru pomiędzy drzewami, czuł na sobie promienie słoneczne… I odetchnął. Zaraz też odwrócił się w stronę pomostu, sprawdzając, czy Noah wciąż tam jest. Wiedział, że czekało ich jeszcze rozpakowanie się, ale to nie powinno im przecież zająć długo. Chociaż nim wskoczyli do wody, mogli najpierw odłożyć niektóre produkty ze sklepu do lodówki. Jak na przykład alkohol. A, zresztą, jeszcze zdążą to zrobić.
Jaime uśmiechnął się, głaszcząc tors Noah. – Myślę, że ten chłopak da się uwieść, bez większych problemów – uznał i pokiwał głową. – Chyba, że myślimy o kimś innym, to wtedy nie wiem… - zaśmiał się cicho. Niedługo później Jaime znów znajdował się w jeziorze, ciesząc się chwilą. A nim się obejrzał, Noah pociągnął go w dół. Jaime szybko wypłynął na powierzchnię. – Zwariowałeś? Mogłem cię odruchowo kopnąć, a tego wolałbym nie robić – westchnął i pokręcił głową. – Nie rób tak więcej, okej? – odgarnął włosy do tyłu. – Nikt mnie nie porwie, spokojnie. I o moje pływanie też się nie musisz martwić – dodał jeszcze. – Jestem bardzo dobrym pływakiem. Ale tak, tak, nie zamierzam szarżować czy coś. Nie będę przesadzał, żeby mnie skurcz nie złapał czy coś – pogłaskał Noah po policzku. Na Barbadosie prawie pozwolił oceanowi porwać się w dół, na coraz niebezpieczniejsze głębokości. Prawie. Ale nie zamierzał o tym wspominać Noah. A przynajmniej nie teraz. – Wiesz co? Chyba powinniśmy wrócić i schować te lody do zamrażalnika. I inne zakupy do lodówki – stwierdził, ale jakoś nie ruszył się w stronę pomostu. Po prostu się uśmiechał i patrzył Noah w oczy. Ten wspólny wyjazd był też świetną okazją do poznania się nawzajem bliżej. Może niekoniecznie znajdując się w jeziorze, ale pijąc kawę na tarasie czy wylegując się na pomoście. Jaime miał nadzieję, że przywiezie stąd same dobre wspomnienia.
Jaime pokręcił głową z dezaprobatą. Wolał, aby Noah już więcej nie próbował takich dziwnych akcji, jak wciąganie go bez uprzedzenia pod wodę. Moretti naprawdę świetnie sobie radził w wodzie, podobno zaczął pływać nim zaczął chodzić (ach, te teksty rodzinki), ale sytuacja na Barbadosie… Tak… - Nie mam o to pretensji, że się o mnie troszczysz. To… miłe – odpowiedział trochę niepewnie. Podobało mu się, że ktoś się tak nim przejmował. Znaczy „ktoś”… Oczywiście chodziło o to, że to Noah. Bo owszem, Jerome też się przejmował, ale ich relacja była kompletnie różna od tej między Noah a Jaime’em. Chłopak odwzajemniał te drobne pocałunki, choć miał też ochotę mocno go objąć i pocałować mocniej. Postanowił jednak tego nie robić. Wolał popłynąć wraz z Noah z powrotem do domku. Na pływanie przyjdzie jeszcze czas. Dlatego też ruszył zaraz za mężczyzną i wkrótce już stał na pomoście. Jaime odczekał moment, nim wszedł do środka chatki i zabrał się za rozpakowywanie. – Możemy rozpalić w kominku – stwierdził, jedząc sobie maliny – a jak będzie nam za gorąco, to będziemy spać na zewnątrz. Wolałby jednak w środku, ale klimat płonącego ognia w kominku był o wiele bardziej kuszący. Przy okazji obserwował Noah w samych spodenkach. Był to bardzo przyjemny widok i nic dziwnego, że Moretti nie mógł oderwać od niego wzorku. I mógł też sobie na to pozwolić. Przecież Woolfowi na pewno to nie przeszkadzało. Zwłaszcza, że i Jaime był wciąż w samych kąpielówkach.
Nago przed kominkiem to oczywistość, ale i w ten sposób mogło być im gorąco. Może wystarczy jak pootwierają okna i drzwi tarasowe. Jaime nic nie odpowiedział, wciąż patrząc na Noah. Może wydawało się to trochę creepy, ale… cóż tak naprawdę mógł powiedzieć? Może tyle, że Noah nie musiał się przebierać w nic suchego, przecież mógł się w ogóle rozebrać i… tyle. Moretti uśmiechnął się pod nosem na swoje myśli, a potem wyciągnął szklankę z szafki kuchennej i nalał sobie do niej wody z lodówki. Grzecznie poczekał na swojego chłopaka (wciąż brzmiało to dziwnie), a potem faktycznie zerknął na laptopa Noah i pokręcił głową. Nie chciał mu mówić, że może nie powinien tego robić. Z jednej strony zdjęcie to wykonał właśnie Noah, a z drugiej to Jaime był na tym zdjęciu. Dziwnie. Wziął jeszcze kilka łyków wody, stojąc niedaleko. Przed chwilą myślał o tym, że ten wyjazd to świetna okazja do poznawania się. Ale gdyby tak naprawdę chciał wiedzieć więcej o Noah, to na pewno musiałby odwdzięczyć się tym samym. I okej, umawiali się już jakiś czas, ale to wciąż wydawało się za wcześnie. Mówienie o swojej rodzinie było trudniejsze niż Jaime mógł się spodziewać. Jego myśli przerwał Noah z propozycją pójścia po drewno. Moretti pokiwał głową. – Dobry pomysł. Gdybyś potrzebował pomocy, to daj znać. Ja napiszę do kogo trzeba, że już dojechaliśmy – uśmiechnął się do niego lekko, a potem pocałował go. Wiadomość do Shay’a była krótka, ale treściwa. A jakiś czas później Jaime zabrał się za przygotowywanie kolacji. Składniki na drinki też już się chłodziły. Ach, no i do gotowania Moretti ubrał na siebie jeszcze koszulkę. – Pójdziemy później popatrzeć na gwiazdy?
To prawda, na szczęście zdjęcie Jaime’ego, które Noah ustawił sobie jako tapetę na laptopie, było bardzo ładne, tajemnicze i tak naprawdę mniej było samego chłopaka na nim. Oczywiście, że było ładne, Noah robił same ładne zdjęcia, ale może po prostu to Moretti nie przywykł do tego typu… działań? Nawet nie wiedział, jak miałby to nazwać. – Wziąłem ze sobą dmuchany materac. Bardziej na wodę, ale jeśli pomost okaże się zbyt twardy, to możemy się położyć właśnie na materacu – zaproponował. Spojrzał na Noah i pokiwał głową, wyrażając tym samym swój entuzjazm, aby mężczyzna porobił więcej zdjęć z ich wyjazdu. Skoro już tu był, to dlaczego nie? Będzie miał przecież o czym pisać. Zaraz potem Jaime uśmiechnął się i podszedł do niego. Objął Noah w pasie i pocałował go w brodę. – Cieszę się, że postanowiłeś… trzymać nas w ukryciu przed czytelnikami. Tak będzie dla nas lepiej, jak mówisz – znów go pocałował, ale tym razem w usta. – Tak, jasne, a ty potem na to „och, no wiecie, w Meksyku, ale ogólnie chłopak pochodzi z Miami” – zaśmiał się lekko, a potem oparł policzek o jego ramię, przedłużając moment samego objęcia. Jaime też nikomu nic nie powiedział. To znaczy, wspominał coś o tym, że się z kimś spotyka, ale na razie nie jest pewny tej relacji i nie chciał zdradzać więcej. Nawet Jerome’owi, który przecież był dla niego jak brat. Ale niestety, nawet Marshall musiał jeszcze poczekać, aż Jaime zdecyduje się na poinformowanie go, na czym tak naprawdę razem z Noah stoją. Kiedy słońce zaczęło zachodzić, Jaime nałożył na talerze makaron z pomarańczowym sosem. Kolację mieli zjeść na tarasie. Zaraz też na stoliku Moretti położył drinki tequila sunrise. Potrafił jeszcze inne, ale akurat te wydawały mu się odpowiednie (i nie potrzebował wielu składników) na ten wyjazd. – Jutro pójdziemy zobaczyć gdzie można wypożyczyć łódki, co ty na to? – zagadnął, biorąc kolejny kęs jedzonka.
Jaime też nie wiedział, że tak się lubi przytulać. Nie miał okazji wcześniej się o tym przekonać, a teraz miał Noah, od którego nie potrafił się odkleić. Dobrze mu było w jego ramionach; ciepło, bezpiecznie, wygodnie. Lubił też, kiedy to właśnie mężczyzna go obejmował i przytulał do siebie. Wtedy Jaime nie potrzebował już niczego więcej. I było to dla niego niezwykłe uczucie i może nawet trochę jeszcze z nim walczył, ale zdawał sobie jednocześnie sprawę, że się temu poddaje. Chciał więcej takich gestów. Zaczynał się przyzwyczajać, a dotyk Noah nie stanowił dla niego problemu. Bo przecież od innych ludzi, obcych, wciąż uciekał, omijał i robił wszystko, aby uniknąć jakiegokolwiek fizycznego kontaktu. Podczas gotowania, Jaime wodził wzrokiem za Noah i musiał przyznać, że doceniał bardzo to, że Woolf dbał o ich bezpieczeństwo, zamykając drzwi. Bo na tym też Jaime miał małą… obsesję. – Och, tak, albo kajaki – Jaime uśmiechnął się i pokiwał głową. – Rowery też brzmią super – dodał jeszcze i napił się drinka. – Jasne, że pływałem. Motorówkami, jachtami, a ostatnio nawet kutrem rybackim – zaśmiał się lekko. – Ale jeśli będzie tu też motorówka do wypożyczenia, to oczywiście bierzemy i będziemy zwiedzać wodną okolicę. Jaime dokończył kolację, a potem zaczął sprzątać. Na niebie zaczynały być już widoczne gwiazdy, dlatego w drodze z powrotem na taras, zgarnął koc i poduszki z salonowej kanapy. Starał się nie szczerzyć cały czas jak głupi do sera, ale było to od niego silniejsze. Naprawdę czuł się szczęśliwy. Moretti rozłożył koc i poduszki na pomoście i spojrzał w górę. Pomyślał nagle o Jimmy’m, a jego uśmiech stał się bardziej rozmarzony. – No dobrze, drinki masz? – zapytał nagle po chwili ciszy, spoglądając na Noah.
Jaime’emu też nie spieszyło się do opowiadania o tych wszystkich rodzinnych sprawach i o tym, co go dręczyło, co się z nim działo przez kilka lat. Wiedział, że w końcu będzie musiał; relacja Noah i Jaime’ego wciąż się rozwijała, szła w dobrym kierunku, więc raczej śmiało można było myśleć o tym, że moment, w którym Moretti opowie Noah o śmierci brata, a także wszystkim tym, co było później, w końcu nadejdzie. Prędzej czy później. Chłopak sam jeszcze nie wiedział, która opcja jest lepsza – kiedy Noah poza go bliżej i nie odejdzie (lub odejdzie i rozstanie będzie boleśniejsze), czy może jednak lepiej, aby poznał prawdę wcześniej, kiedy obaj nie byli aż tak zaangażowani i żadnemu nie będzie aż tak smutno z powodu rozstania. Póki co, nie było sensu dłużej o tym myśleć. Jaime spojrzał na Noah, unosząc brew wyżej, nie bardzo wiedząc, jak powinien zareagować na komentarz o byciu z „tych bogatych chłopców”. Chyba jednak nie miał nic złego na myśli, zważając na jego kolejne słowa. – Rejs po Atlantyku? To chyba nie do końca moja bajka – stwierdził z lekkim uśmiechem. Jaime usiadł na kocu, a potem wziął szklankę od Noah. Wziął dwa łyki i odłożył alkohol na tacę. Potem położył się na plecach i westchnął. – To prawda. Co innego oglądać je z Nowego Jorku, zakładając, że akurat nie ma smogu, a co innego w lesie – uśmiechnął się lekko. – Czy jego podróżnik znasz się na konstelacjach gwiazd? – zapytał, podkładając sobie poduszkę pod głowę.
Jaime odwrócił głowę w stronę Noah. – Może myślą, że to dla bogatych, a może szkoda im czasu na rejs. Wiesz, zważając na to, jak świat dzisiaj pędzi i jak ludzie się spieszą, to ciągnący się dniami i tygodniami rejs… może być dla nich udręką? Nie dla każdego taka forma podróżowania jest przyjemna. Ale owszem, musisz o tym coś napisać, jak już znajdziesz informacje. A może napiszesz z własnego doświadczenia? O, albo odświeżysz potem artykuł, jak już się dowiesz, jak to jest – uśmiechnął się. – Ja byłem na kilku rejsach, ale trwały one zdecydowanie krócej. Czułem się wtedy trochę taki… uwięziony. Ale to inne czasy. Może teraz spojrzałbym na to nieco inaczej. Później spojrzał na Noah, kiedy ten położył się na boku. – A znam się na konstelacjach. Kiedyś o tym czytałem, więc… zostało mi w głowie. O, tam jest Gwiazda Polarna – wskazał palcem, a potem co nieco opowiedział o gwiazdach polarnych i ich położeniu w konstelacjach. Na koniec pogłaskał Noah po policzku. – Owszem, ale przebywałem wtedy w mieście, więc nie musiałem korzystać z pomocy gwiazd. Albo mchu na drzewach – zaśmiał się cicho. Uniósł nieco głowę i pocałował go w usta. – Mam jednak nadzieję, że nie będziemy musieli korzystać z pomocy natury na tym naszym wyjeździe… - uśmiechnął się szeroko. – Chociaż nie ukrywam, że byłoby to na pewno ciekawe doświadczenie. Jaime nie znał tych okolic kompletnie, więc jeśli faktycznie uda im się wypożyczyć rowery i gdzieś pojechać, to istniała szansa, że się zgubią. Moretti jednak nie był pewny, jak działa jego pamięć w przypadku zapamiętywania drogi. Wtedy, kiedy rzeczywiście się gubił w miastach… cóż, był w takim stanie, że wszelkie próby przypomnienia sobie odpowiedniej drogi były bezsensowne.
Jaime uśmiechnął się. To było takie ciekawe w Noah, że najpierw chciał czegoś doświadczyć na własnej skórze nim o czymś napisał. Wypadał bardzo prawdziwie w oczach czytelników i redakcji. – W takim razie życzę ci, aby ci się udało jak najszybciej wybrać się w taki rejs. I żebyś się świetnie przy tym bawił, opisując kolejne przeżycia – uśmiechnął się do niego. – Myślisz, że możesz mieć chorobę morską czy już wiesz, że ją masz? – zapytał z zainteresowaniem. Czy Jaime chciałby popłynąć z Noah w rejs? Tak. Mimo tego, że wcześniej powiedział, co powiedział, to chętnie wybrałby się wraz ze swoim chłopakiem w taką podróż. W końcu najważniejsze było, aby to właśnie z Noah płynąć. – Tak, uwięziony – westchnął i pogłaskał Noah po karku, zahaczając też palcami o jego włosy. – W pewnym okresie swojego życia chciałem być… poza - spojrzał na niego krótko, a potem w niebo. – Poza tym wszystkim dookoła. Daleko, jak najdalej się dało, przestać… być i… czuć. Chciałem się… uwolnić - zamilkł na moment. – Poznałeś mnie wtedy. Odurzanie się miało być taką pomocą w osiągnięciu celu. Jeśli Noah miałby poznać przyczyny tego stanu, w jakim był Jaime, chłopak musiałby się cofnąć jeszcze o kilka lat wstecz. A raczej obaj nie byli na to gotowi. Moretti spojrzał na mężczyznę, jak ten zmienia pozycję po jego opowiadaniach, a nawet lekko się uśmiechnął, kiedy Noah zrobił mu zdjęcie. – Nie jest mi zimno – zapewnił go i również się podniósł do pozycji siedzącej. – To co? Rozbieramy się do naga i wskakujemy? – spojrzał na niego z tajemniczym uśmiechem.
Jaime nie chciał myśleć o tym, że jeśli Noah się zdecyduje na rejs po Atlantyku, to będą musieli się rozstać na długie tygodnie. Chciał cieszyć się chwilą, a poza tym – przecież Woolf nie miał jeszcze żadnych konkretnych planów. – Ledwo – szepnął cicho. Ledwo, jakimś sposobem przetrwał. I o tym też będzie musiał mu opowiedzieć. Nie będzie łatwo i nie załatwią tego w godzinę. Jaime doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Cieszył się jednak, że Noah nie zadaje więcej pytań, nie sugeruje, aby Jaime mówił dalej. I również miał nadzieję, że nie popadnie nigdy więcej w tę ciemność, z której tak na dobrą sprawę nie wyszedł. Było gorzej, o wiele, wiele gorzej, ale na dzień dzisiejszy było lepiej. Również pocałował go lekko. I uśmiechnął się szerzej, obserwując jak Noah się rozbiera, a potem wskakuje do wody. Nie zastanawiając się dłużej, Moretti również się podniósł i zaczął zrzucać z siebie ubrania, aby chwilę później dołączyć do swojego chłopaka. Podpłynął do niego i pocałował go od razu. Faktycznie, woda była ciepła. Nagrzana po całym dniu słońca była bardzo przyjemna. – Cieszę się, że tu przyjechaliśmy – powiedział cicho między kolejnymi pocałunkami. Później zaś odpłynął i zanurzył się, ale nie nurkował zbyt długo; było po prostu zbyt ciemno. Odwrócił się w kierunku Noah i uśmiechnął się, aby zaraz zacząć się wesoło śmiać. Tak po prostu, ze szczęścia. Było to dla niego na tyle dziwne, że zakrył sobie usta dłonią, ale to i tak nic nie dało. – Przepraszam, nie wiem, co się ze mną dzieje. To pewnie te drinki – uznał, wskazując palcem na pomost, gdzie znajdował się alkohol. – Coś ty tam dodał, hm? – i znów się roześmiał.
Jaime uśmiechnął się na jego słowa, a potem podpłynął do Noah z powrotem. Może i coś w tym było – sesja, praktyki, stres. A teraz czysty relaks z mężczyzną, którego Jaime bardzo, bardzo lubił. – Tobie też się należy odpoczynek. Od pracy i od ucieczek przed ludźmi, którzy chcą ci obić twoją piękną twarz – powiedział poważnie, kładąc palce na jego policzku. – Tu na szczęście jesteśmy sami, z dala od wszystkich i wszystkiego. A ja… nadal uważam, że mój szaleńczy śmiech to przez te drinki – dodał, żeby nie zrobiło się aż za bardzo poważnie. Później jednak znów pocałował Noah; z początku delikatnie, czule, ale nie trwało to długo. Pieszczota szybko przerodziła się w bardziej namiętną i zachłanną. Jeśli Noah nie chciał wyjść na napaleńca, to, cóż, Jaime może też nie, ale… to było silniejsze od niego. Zwłaszcza kiedy czuł pod palcami jego gorącą skórę, mięśnie, każdy kształt… A kiedy sięgnął dłonią poniżej podbrzusza… wiedział, że nie tylko on tego chciał. I chociaż przyjemnie było dawać mu przyjemność w jeziorze, wygodniej powinno im być na pomoście lub w domu, na przykład przed kominkiem – rozpalonym lub nie. Nic nie mówiąc, Jaime złapał dłoń Noah i podpłynął z nim do pomostu. Chwilę później wraz z kocem i poduszkami przekroczyli próg domku. Moretti przyciągnął do siebie mężczyznę i znów go mocno pocałował.
Jaime wolał zająć się Noah niż pić drinki. To znaczy mógłby popijać, kiedy będzie spragniony po innych czynnościach, wykonywanych razem z mężczyzną, wiadomo. Na szczęście Noah chciał tego samego, co Moretti. Chłopak wcale nie chciał, aby Woolf się od niego odsuwał. Chciał czuć jego dłonie (i nie tylko) na sobie, oddać mu się, drapać i gryźć go. A Noah się odsunął. Jaime oblizał usta i pokiwał tylko głową. Dobrze, dobrze, odetchnijmy, na chwilę się oddalmy, przygotujmy klimat… Oczywiście, że Jaime nie zamierzał się ubierać. Korzystając z tego, że Noah rozpalał w kominku, on sprawdził miękkość dywanu. Dorzucił jednak koc i poduszki, które chwilę temu leżały na pomoście. Przeczesał też mokre włosy i uśmiechnął się, widząc, że płomień w kominku staje się coraz bardziej widoczny. Moretti przeszedł bliżej Noah, gdy ten się wyprostował, a potem pocałował go w ramię i szyję, obejmując go w pasie, stojąc za jego plecami. – Chodź ze mną, przystojny panie podróżniku – zamruczał mu na ucho, a potem poprowadził go bardziej na dywan między poduszki. Jaime zapamięta ten wyjazd i nie chodziło tylko o ten klimat, jaki sobie zbudowali do namiętnego seksu. Po prostu czuł się szczęśliwy i miał poczucie, że ktoś chce dla niego jak najlepiej, sprawić mu przyjemność w czuły czy bardziej ostry sposób. Zupełnie tak jak i on chciał tego dla Noah.
Jaime bardzo lubił te chwile, przedłużające się, kiedy wraz z Noah sprawiali sobie przyjemność, kiedy kusili się i doprowadzali na skraj. Dlatego poddawał się wszystkiemu temu, co chciał z nim robić Noah, samemu nie zostając przy tym dłużny. Przy okazji drapał go, trochę gryzł – dokładnie tak, jak zawsze. Po prostu nie dało się inaczej, gdy byli w takiej sytuacji. Po wszystkim Jaime leżał już spokojnie na plecach i uśmiechał się rozleniwiony. Czuł na sobie dotyk Noah, przez co było mu jeszcze lepiej. – Dziękuję – westchnął, wciąż się uśmiechając. – Ale skoro ja jestem cudowny, to ty jesteś fantastyczny – uznał i pocałował go w nadgarstek. – Możesz częściej robić to, co robiłeś. Może powinni się przenieść do łóżka, może powinni wziąć prysznic… ale czy musieli to wszystko robić tak od razu? Przecież prysznic mogą wziąć jak wstaną. Niekoniecznie rano. Może po śniadaniu albo przed? Późnym śniadaniu, oczywiście. – Nie, nie musimy. Jesteśmy na wakacjach i możemy spać, do której chcemy i gdzie chcemy. Tu, na zewnątrz, w łóżku… Możemy też przeleżeć cały dzień i nikt nam nic nie powie – dodał z cichym śmiechem. Niedługo później i tak obaj zasnęli. Jaime jednak nie na długo, ponieważ śnił mu się jeden z koszmarów, który już od dawna go nie nawiedzał. Widział ogromne kałuże krwi, jakby przynajmniej pięć osób straciło tu życie, a nie jedenastoletnie dziecko. Obraz był rozmazany, a dookoła panowała ciemność, ale Jaime doskonale wiedział, że jego nagie stopy i dłonie są umoczone krwią. Chciał krzyczeć, ale nie mógł wydobyć z siebie żadnego dźwięku. W oddali, wciąż niewyraźnie, widział czyjąś sylwetkę. Znów próbował krzyknąć, ale to również nic nie dało. W momencie, w którym się poślizgnął i upadł na krew, obudził się. Jaime otworzył szeroko oczy, czuł, jak szybko i mocno bije jego serce, a mięśnie są napięte. Podniósł się szybko, próbując złapać oddech. Jego myśli były rozbiegane, a w głowie wciąż wiedział obraz z koszmaru. – Kurwa – szepnął, a potem zacisnął mocno powieki. W końcu widok przed nim zaczął wracać do normalności, a sam Jaime wstał i zachwiał się. Na szczęście zdołał utrzymać równowagę. Wciąż na nieco drżących nogach przeszedł do kuchni, gdzie nalał sobie wody do szklanki i od razu wypił pół zawartości.
Jaime zaczął się zastanawiać, dlaczego po takim czasie koszmary do niego wróciły. Może właśnie dlatego, że dawno ich nie było? Że za długo miał spokój? A może czuł gdzieś w sobie, że to, że jest szczęśliwy jest złe i niesprawiedliwe względem Jimmy’ego? Był po prostu zbyt szczęśliwy, a wyrzuty sumienia postanowiły znów dać o sobie znać? Oczywiście, że Jaime tego nie przepracował, ale było z nim już lepiej. Najwyraźniej nie tak, jakby sobie tego życzył. Uważał, że to jego wina – te koszmary. Skoro wciąż czuł się po części odpowiedzialny za śmierć brata, a bycie szczęśliwym było nie na miejscu (przecież na to nie zasługiwał), to sam sprowadził na siebie senne obrazy krwi, jakby te miały mu przypomnieć, że przestał zadręczać samego siebie. Drgnął, słysząc głos Noah. Zaraz spojrzał na niego i westchnął cicho. – Nie – pokręcił głową. – Po prostu miałem… zły sen – dokończył wodę i odłożył szklankę. Znów spojrzał na Noah, nie bardzo wiedząc, co powinien teraz zrobić. Ostatecznie podszedł do niego bliżej i po prostu się przytulił. Może właśnie sprawił, że znów nawiedzi go koszmar? – Miałem brata, starszego. Zmarł i przyśnił mi się. Tak… jakby – westchnął znowu. – Obudziłem cię? Przepraszam. Ale już możemy wrócić do spania… Jaime nie wiedział, czy jeszcze zaśnie. Co prawda było jeszcze ciemno, a zegarek wskazywał dość wczesną godzinę poranną. Moretti też był zmęczony, ale jednocześnie czuł się obudzony. To było bardzo dziwne.
Jaime westchnął cicho, kiedy Noah przygarnął go do siebie i mocno przytulił. Chłopak zamknął na chwilę oczy, wsłuchując się w bicie serca Woolfa. To z pewnością go uspokoiło. Dał się poprowadzić, a potem usiadł blisko niego. Nie trwało długo, kiedy znów się przytulił do Noah. – Koszmar był… okropny i… - pokręcił głową. – Mój brat miał na imię Jimmy. Miałem dziewięć lat, a on jedenaście, kiedy zginął – zamilkł. Na pewno nie opowie mu o tym, jak zmarł James, ale o nim samym mógł co nieco opowiedzieć. – Jimmy był otwartym dzieciakiem, ciekawym wszystkiego. Inne dzieci lgnęły do niego. Grał też w piłkę nożną i szło mu całkiem nieźle – uśmiechnął się lekko, patrząc gdzieś przed siebie. – I nie byłem dla niego kulą u nogi. I wcale mi się tak nie wydawało, Jimmy brał mnie ze sobą na różne spotkania z innymi chłopakami, wspólnie jeździliśmy na wycieczki rowerami. A teraz skup się – wyprostował się i spojrzał na Noah. Było widać, że humor nieco mu się polepszył. – Raz zabrał mnie na jedne z bagien w Miami. Zobaczył małego aligatora i chciał go zabrać ze sobą do domu – uśmiechnął się wesoło. – Oczywiście wybiłem mu ten pomysł z głowy. Chociaż było to dość niebezpieczne, to całkiem miło wspominam tamten dzień – znów zamilkł, ale tym razem wciąż się uśmiechał. – Ciekawe, czy by cię polubił… - zawiesił głos, budując napięcie (które nie było im pewnie potrzebne, ale odpychanie od siebie pewnych obrazów było teraz najważniejsze). – Na pewno by cię polubił. Zakładając, że gdyby James żył, to Jaime spotkałby na swojej drodze Noah. Bo tak naprawdę to jego śmierć doprowadziła do tego, że znajdowali się właśnie tutaj, właśnie w tym czasie. I dobrze było powiedzieć Noah o tym, że miał starszego brata. Kolejny bardzo ważny fakt z życia Moretti’ego. – A co spaceru to nie mam na razie ochoty. Ale jak już wstanie dzień, to wybierzemy się na poszukiwania jakichś wypożyczalni rowerów czy łódek, tak jak planowaliśmy – dodał jeszcze, starając się usilnie nie myśleć o tragicznej sierpniowej nocy sprzed lat.
Jaime bardzo doceniał to, że Noah przy nim był i go przytulał do siebie. To mu pomogło. Chociaż było mu trochę głupio, że jego tak silne emocje wzięły górę i Noah musiał na to patrzeć. Na szczęście wciąż tu byli i wyglądało na to, że i Woolf nigdzie się nie wybierał. Było to bardzo miłe, a Jaime miał ochotę jakoś mu się odwdzięczyć. Za to, że był i że nie pytał więcej – o śmierć Jimmy’ego. Kiedyś mu opowie, na pewno, ale to nie była ta noc, to nie był ten wyjazd, to nie był ten czas. Uśmiechnął się lekko, słuchając gdybań Noah dotyczących Jamesa. – Ja go sobie wyobrażam jako idealnego syna, brata, czasami nawet męża i ojca. Widzę go jak wraca do domu, bo ma przerwę na studiach, zadowolony, szczęśliwy. I myślę sobie, że wciąż grałby w piłkę nożną i wyciągałby mnie na kolejne mecze i inne spotkania. Ale fakt, jakby rodzice nie patrzyli, to pewnie pakowałby się w kłopoty. Pewnie wraz z tobą i tak, to pewnie ja musiałbym was wyciągać z aresztu – zaśmiał się cicho. – I to prawda, to ja byłbym tym poważniejszym i odpowiedzialniejszym. Mniej charyzmatycznym i nieśmiałym introwertykiem – dodał jeszcze, a potem pokiwał głową. – Oczywiście, że się bałem. Myślałem, że w każdej chwili przyjdzie większy aligator, któremu nie będzie się podobało, że spędzamy z mniejszym czas. Później westchnął cicho. Noah na pewno widział ramkę ze zdjęciem dwóch dzieciaków u niego w mieszkaniu. Jedno z ostatnich wspólnych zdjęć z bratem. – Ten drugi chłopiec na zdjęciu – zaczął nagle, unosząc spojrzenie na Noah – to właśnie Jimmy. I właściwie możemy się położyć – zaproponował. – Zimno mi się zrobiło… Byli nadzy, w kominku już dawno zgasł ogień, a noc nie należała do najcieplejszych. Jaime wstał i złapał Noah za rękę.
[Szwagier, chodź na wątek! Mamy Cię tylko jednego, więc postaramy się już nie lać Cię po mo... tej pięknej buźce ;)]
OdpowiedzUsuńJEROME MARSHALL
[witaj mój naprawiaczu :*]
OdpowiedzUsuńEmma żyła skromnie i bynajmniej nie chodziło o biedę, bo pieniędzy miała dość, a cukiernia ładnie prosperowała. Co miesiąc jednak odkładała pewną sumkę na konto oszczędnościowe, wkładała sporo w lokal po mamie, którym ciotka nie chciała się zajmować i choć na nic nie brakowąło jej pieniążków, dobrze jedli z ojczymem, nie mieli dziurawych ubrań, na ogrzewanie mieszkania starczyło zawsze, to po prostu miesiąc w miesiąc odkładała (właściwie zapominała) o małym remoncie, który był konieczny dla mieszkania. Jej trzypokojowe lokum z osobną kuchnia i wąską łazienką widziało malowanie dobre dziesięć lat temu, meble były chyba po dziadkach i standard był co najmniej średni, ale to co spędzało jej sen z powiek to kuchnia! Do łazienki nie miała jeszcze sił się zabrać, ale kuchnia... błagała o odświeżenie ścian, wymianę mebli i nową posadzkę. Tym jednak Emma sama nie umiała i nie miała kiedy się zająć, a ojczym... Z nim wolała mieć jak najmniej, o ile to możliwe.
Sytuacja dziewczyny nie należała do łatwych, ani przyjemnych, ale nie skarżyła się wcale, bo przecież żadne narzekanie świata nie zmieni. Thomas całe dnie przesiadywał na kanapie, popijał puszki piwa (inspiracja Ferdek Kiepski xD), na które wydawał całą swoją rentę. Mozliwe że nie miał praw przebywać w tym mieszkaniu, bo jego partnerka już nie żyła od roku, ale właśnie przez wzgląd na mamę, Emma nie umiała go wywalić, choć dochodziło miedzy nimi do ostrych kłótni, a nawet do rękoczynów z jego strony. Ale mieszkanie było jej, a on nie miał się gdzie podziać, na dodatek od kilku lat był poniekąd częścią jej małej rodziny -której już praktycznie nie miała i chyba świadomość, że w pewien sposób tylko mają siebie, sprawiała, że kobieta trwała w tej relacji. Poświęcała się i była tego świadoma, ale jednak nie zebrała się na to, by to zmienić.
Umieszczenie ogłoszenia w gazecie było ostatnim gwoździem do trumny w jej kłótniach o poprawienie stanu mieszkania. Prosiła, tłumaczyła, chciała to przedyskutować z Thomasem, ale on nie zamierzał kiwnąć palcem, choć znał się na budowlance. Nie chciał jej wesprzeć pieniężnie, ani mentalnie, właściwie nie miał zamiaru w ogóle angażować się w jakiekolwiek jej działania. Był pasożytem - ale przynajmniej znanym. Emma jednak należała do upartych osóbek i wreszcie po prostu wysłała ogłoszenie, proponując niewielką sumę za pomóc w małych pracach. Sama niewiele wiedziała o tym, jak sie zabrać za remont, ale była w stanie przeznaczyć pewną kwotę na fachowca, albo przynajmniej kogos, kto jej pomoże, bo zakup i skręcenie nowych szafek nie był ogromnym wyzwaniem, gorzej z wstawieniem nowej posadzki... Nie chciała się martwić na zapas i po prostu poszła za ciosem.
Tego dnia cukiernię miała otwartą tylko do trzynastej i specjalnie przygotowała nieco mniej produktów, ale ku jej zaskoczeniu już godzinę wcześniej na półkach nie zostało wiele. Cieszyło ją powodzenie interesu, ale mimo wszystko głupio jej było, gdy kolejny klient wchodząc, dostrzegał tylko puste lady.
- Dzień dobry - powitała młodego mężczyznę i uniosła brwi, nieco głupiejąc. Pani White nie żyje chciała powiedzieć, zamiast tego jednak spojrzała za nim w kierunku drzwi na ulicę. Może to żart? Moze tam na zewnątrz ktoś stał i obserwował jej reakcję?
Emma niespecjalnie była podejrzliwa, ale teraz nie mogła zaskoczyć w swojej małej główce z faktem, że to facet, z którym ona sama się umówiła! Nikt nigdy jej nie nazywał tak jak jej mamy!
- To... chyba ja -stwierdziła po kilku sekundach. - Pan w sprawie ogłoszenia o pracę dorywczą? - dopytała dla pewności.
Emka
[Cześć!
OdpowiedzUsuńZ tego, co kojarzę, to chyba Noah już tutaj kiedyś był...? A może to ja mam jakieś omamy i sobie wmawiam. xD
Co do karty: bije od niej trochę melancholią i ambicjami, zupełnie jakby Noah chciał wycisnąć z życia jeszcze więcej. Takie odniosłam wrażenie.
Kod karty pasuje do jego podróżniczego życia i niemiłosiernie "urocze" są odnośniki do powiązań i innych stron. :D
Od siebie życzę dużo weny, a w razie chęci zapraszam do mojej Waves. Może uda nam się coś napisać~]
Waverly Svane
[Jak dla mnie idealny pretekst. :D Waves bardzo lubi swoją pracę, więc pewnie by miała co mówić... mogłaby nawet zaprosić Noah do obejrzenia przygotowań, oczywiście za zgodą rodziny i tak dalej, ale to już takie formalności, że mniejsza z tym. xD
OdpowiedzUsuńWięc my jesteśmy jak najbardziej za!]
Waves
[Zgadzam się z komentarzami powyżej. Noah wydaje się kimś naprawdę ambitnym; kimś, kto pragnie wycisnąć z siebie jak najwięcej, ale kto by nie chciał? Szczególnie w czasach, gdzie ludzie pragną sukcesu i dobrego życia...
OdpowiedzUsuńOd siebie mogę jedynie powiedzieć, że bardzo trafny dobór zdjęcia. Przyciąga wzrok!
A jeśli byście potrzebowali pomocy przyszłej lekarki, to my się piszemy. :D
Dużo weny i wciągających wątków!]
Aurora Ratchford
[Yaaay! Cóż za miły widok! Zoey zdążyła się stęsknić! Działajmy! ♥]
OdpowiedzUsuńZo
[Jak najbardziej możemy w to iść. :D Aurora pewnie by go zszywała, gdyby faktycznie tego potrzebował, a i pewnie dałaby mu kazanie, bo to jest moja Aurora: za dużo się martwi.
OdpowiedzUsuńWięc jeśli miałabyś jakiś mniej lub bardziej konkretny pomysł, to chętnie się dowiemy.]
Aurora Ratchford
[O, to świetny pomysł. Myślę, że Aurora na pewno by zareagowała i nie chciała go puścić dalej, chcąc go choć pobieżnie zbadać i sprawdzić czy wszystko w porządku. :D A potem zobaczymy jak się to rozwinie.
OdpowiedzUsuńTeraz tylko pytanie, czy wolisz zacząć, czy ja mam to zrobić? :D Z tym zawsze jest problem…]
Aurora
Aurora wolno ściągnęła z siebie kitel, odwiesiła go, a zaraz potem związała włosy w wysoką kitkę czarnym rzemykiem i wciągnęła przez głowę swój gruby sweter. Jak zwykle przedłużyła swoją zmianę o godzinę, kończąc uzupełniać potrzebną doktorowi Lee dokumentację, której ani trochę nie lubił się poświęcać, dlatego to ona przeglądała papiery i skrupulatnie je porządkowała, oddając później tuzin teczek w ręce pielęgniarek.
OdpowiedzUsuńNie potrafiłaby jednak narzekać, wiedząc, że wszystko, co się działo (każdy mniejszy lub większy obowiązek), było zaledwie początkiem tego, co kryło się za dyplomem lekarza, którego tak bardzo pragnęła, więc chętnie brała nadgodziny i przesiadywała w szpitalnych murach, chłonąc wiedzę, szczególnie że pozwolono jej pracować z doktorem Lee, który był jednym z najlepszych chirurgów w Nowym Jorku, a pod jego okiem nauczyła się naprawdę wiele i była mu za to niemożliwie wdzięczna.
Ubrała się w kurtkę, owinęła szyję szalikiem i wciągnęła czapkę ze wzrokiem pingwinów, a chwilę później sięgnęła po swoją lnianą torbę, w której znajdowało się wszystko to, co mogłoby uratować jej skórę, bo Aurora lubiła mieć wszystko pod ręką: chusteczki, paczka gum owocowych, lusterko, grzebień, opakowanie tabletek przeciwbólowych, kilka plastrów i wiele, wiele innych szpargałów skrytych przed oczami innych.
Pożegnała się miło z pielęgniarkami i uśmiechnęła się z szacunkiem do doktora Lee, który jedynie machnął ręką i kazał jej spieprzać do domu, czemu krótko przytaknęła. Opuściła szpital, a czując przy policzkach zimny podmuch, z niezadowoleniem zmarszczyła mały nos i ruszyła przed siebie, chowając pół twarzy w szalik.
Podniosła wzrok dopiero, kiedy wokół rozszedł się dźwięk policyjnych syren, a jej jasne spojrzenie odprowadziło wzrokiem mknący radiowóz. Nie poświęciła temu jednak dłuższej chwili, idąc dzielnie przed siebie, mijając spieszących się przechodniów i odbierając telefon od mamy.
— Mamo, muszę kończyć… — wymamrotała, przystając momentalnie, kiedy niebieskie tęczówki wbiły się w sylwetkę wolno poruszającego się mężczyzny. Nie wyglądał zbyt dobrze; zataczał się delikatnie, co mogło sugerować, że albo jest pijany albo źle się czuje.
— W porządku. Zadzwoń później. Kocham cię, żabko, i pozdrów Cassiana — odparła kobieta, a zaraz potem połączenie się zakończyło, a Aurora schowała telefon w kieszeń jeansów i zbliżyła się do nieznajomego, zachowując jednak dystans.
Zdążyła się już nauczyć, że najpierw powinna zadbać o swoje własne bezpieczeństwo, szczególnie w sytuacjach, kiedy nie dało się określić tego, czy istniało jakiekolwiek zagrożenie. Aurora była drobna i krucha, a choroba wyjątkowo mocno utrudniała jej funkcjonowanie, powodując uporczywy ból w kościach, dlatego w starciu z dużo silniejszym przeciwnikiem, cóż, nie miałaby najmniejszych szans, mimo że bezlitośnie potrafiła zadać cios w krocze.
— Przepraszam…? — zaczęła trochę niepewnie, ale kiedy mężczyzna odwrócił do niej głowę, niemalże od razu porzuciła swój zachowawczy dystans i zbliżyła się szybko, widząc blady wyraz jego twarzy i sączącą się krew. — Nie wygląda pan najlepiej… — stwierdziła łagodnie, próbując wizualnie stwierdzić, co mogło się stać. Ktoś go pobił? A może to on sprowokował bójkę? To nie było jednak ważne; liczyło się tylko to, żeby ktoś sprawdził, czy nieznajomy nie był w gorszym stanie niż sugerowała to jego twarz. I to ona przejęła rolę tego kogoś.
— Mogę pomóc — dodała zaraz potem, robiąc krok w jego stronę. — Jestem studentką ostatniego roku medycyny… — poinformowała, jakby to miało dać jej kredyt zaufania od mężczyzny.
Aurora
[No elo,
OdpowiedzUsuńgdzie to się zniknęło, jak nam panów miało śledzić kilka typów? Co to ma znaczyć? xD]
Jaime
[Phi, tak zignorować porządnych obywateli... Ja nie rozumiem... xD
OdpowiedzUsuńJasne, możemy go pociągnąć, jak najbardziej, ale nie wiem, co tam dalej miało być? Czy nic nie ustalałyśmy póki co? Oprócz tego, że ktoś miał ich śledzić i chyba zagadać xd]
Jaime
[Okej, powiedzmy, że panowie już mieli się rozejść w swoje strony, ale jakichś dwóch typków do nich podejdzie i nie będą zbyt przyjemni, dlatego wywiąże się bójka xd Jaime będzie mógł się wykazać swoimi umiejętnościami xd tylko właściwie po tym incydencie Noah i Jaime mogliby się wrócić z powrotem na komisariat... Więc albo wymyślimy, dlaczego jednak by nie poszli (żeby się za szybko wszystko nie rozwiązało), albo zamiast bójki byłyby jedynie groźby.]
OdpowiedzUsuńJaime
Emma tyle o ile miała możliwość poznawania i obcowania z ludźmi, bo głównie przez pracę w cukierni. Poświęcała temu naprawdę połowę swojego życia praktycznie, a od wypadku wydawała się bardziej skryta, niż dotychczas i nie mogła pochwalić się wieloma przyjaźniami. Przychodziła do lokalu prawie wpół do szóstej i zaczynała piec, aby przy otwarciu na półkach czekały świeże desery i ciasta. Lubiła to i na tym się skupiała, pomijając fakt, że ucieka jej życie przez palce. Nierzadko zostawała po zamknięciu jeszcze dobre dwie godziny, aby blachy i formy wymyć, wyparzyć i zostawić czyste na następny dzień, a gdy wracała do domu, była po prostu tak zmęczona, że przemilczając krzyczane zarzuty i pretensje ojczyma, kładła się zmordowana do łóżka.
OdpowiedzUsuńNie była dzikusem społęcznym, a przynajmniej nie tak do końca, jak mogłoby się wydawać. Brakowało jej tylko pewnej otwartości, swobody i śmiałości w nawiązywaniu kontaktów, a choć należała do uprzejmych i uczynnych osób, to po prostu wciąż nosiła w sobie taki smutek, co to nie zachęcał do nawiązywania z nią przyjacielskich relacji.
Na słowa i pewną niepewną grzeczność mężczyzny, usmiechnęła się lekko. Powiodła za nim spojrzeniem i widząc praktycznie puste oszklone ladami półki, pokiwała głową.
- Tak, poszło dobrze – przyznała. - Nie chodzi o odświeżenie cukierni – sprostowała. - Potrzebuję pomocy przy drobnych zmianach w kuchni w mieszkaniu – wyjaśniła. - Chciałby pan najpierw obejrzeć, przed objęciem decyzji? - dopytała. Wiedziała, że nie może wymagać, aby człowiek w ciemno się zdecydował jej pomóc.
Emcia
[No to niech sie oni chociaż przypadkiem w jakimś sklepie spotkają, co? :D cokolwiek, jak mu i Tobie nie odpuszczę :D]
OdpowiedzUsuńCharlotte
[Naprawdę nie wiem o czym mówisz :D Lotta jest właśnie na czysto, więc zapraszam haha :D Tylko czy sie zgadzasz na takie wpadniecie na siebie?]
OdpowiedzUsuń[Jak miło zobaczyć znowu Noah, zwłaszcza że ta odświeżona osłona jakoś tak ujęła mnie za serducho <3 (Chociaż może wynika to z faktu, że odnalazłam siebie w powiązaniach, a my nie dość, że uwielbiamy być dla was wyzwaniem, to jeszcze cieszymy się, gdy możemy oglądać tę bardziej wrażliwą odsłonę Noah pozwalającego sobie na słabość.) Po cichu liczymy na to, że tym razem uda mu się dłużej zagrzać miejsce w NY i chęć przygody oraz umiłowanie dla adrenaliny nie porwą go nam gdzieś daleko. Jeśli już to zgodzimy się tylko na to, żeby Reyes gdzieś go porwała :D]
OdpowiedzUsuńReyes
Aurora nie mogłaby przejść obojętnie obok kogoś, kto potrzebował pomocy; i jasne, było to trochę naiwne, bo mężczyzna mógł po prostu wykorzystać moment, żeby coś jej zrobić: okraść, porwać lub podjąć się czegokolwiek innego, co wymyśliłby bezlitosny umysł oprawcy. A mimo to zaryzykowała i zbliżyła się, wierząc w to, że obcy nie udawał poszkodowanego.
OdpowiedzUsuńI tak w jakiś dziwny sposób stała się dużo bardziej zachowawcza niż była kilka miesięcy temu. Starała się nie doprowadzać do sytuacji, w których niewiele mogłaby zdziałać, bo ciężko byłoby się jej obronić przed kimś, kto mógłby być od niej silniejszy. Ale i tak nie umiałaby wyrzucić z siebie całej tej empatii nagromadzonej w małym, kruchym ciele, bo Aurora taka właśnie była: niewinnie i skromnie empatyczna.
Przyjrzała się obcej twarzy i uśmiechnęła się łagodnie, jakby w ten sposób chcąc zakomunikować mężczyźnie, że jest bezpieczny. Poza tym wcale nie umiałaby go skrzywdzić, bo nigdy w nie było w niej żadnej agresji; nie było niczego złego ani niepoprawnego.
— Niedobrze? — powtórzyła, marszcząc się delikatnie i zbliżyła się niemalże od razu, gdy mężczyzna się zachwiał, ale nie zdążyła zainterweniować, bo schwycił za stojący obok hydrant i przysiadł, jakby to miało mu pomóc, choć Aurora wątpiła w to, że w ogóle mogło.
— To nie kłopot — odparła miękko. — Proszę… — zaczęła, ale wtedy obcy odwrócił się od niej i zwymiotował, co wywołało w niej jedynie niepokój. — Myślę, że powinnam zadzwonić po karetkę… — Zamilkła, gdy mężczyzna posłał jej znaczące spojrzenie, a ona zrozumiała, że nie chciał, żeby to robiła.
W normalnej sytuacji nie zawahałaby się przed tym, żeby wybrać numer i powiadomić służby... Przygryzła mocno wnętrze swojego policzka, a zaraz potem zbliżyła się do obcego i wzięła go pod ramię, pomagając mu wstać.
— Musi mi pan powiedzieć, gdzie pan mieszka — oznajmiła, patrząc wnikliwie po jego twarzy. — Zajmę się panem… obejrzę rany i ustalę, czy nie powinnam zadzwonić po karetkę — dodała, tłumacząc mu wolno, co zamierzała teraz zrobić. — A żeby nie stracił pan przytomności i wciąż kontaktował, to może mi pan opowiedzieć, jak to się stało, że wygląda pan tak… nieciekawie.
Był to celowy zabieg — Aurora chciała mieć pewność, że mężczyzna jest przytomny i że może mówić, relacjonując zdarzenie, bo w ten sposób mogłaby stwierdzić, czy pamiętał, kto go zaatakował.
Aurora
Emma gdyby tylko wiedziała, co znaczy profesjonalizm w branzy budowlanej i remontowej, na pewno tego by oczekiwała, ale ona chciała tylko pomocy i wysokiej wyrozumiałości, a także dyskrecji, dlatego niespecjalnie doszukiwała się fachowca wielkiej rangi, a ogłoszenie zamieściła w lokalnym serwisie ogłoszeniowym. Potrzebowała po prostu ludzkiego podejścia, no i nie proponowała wielkiej sumy jako wynagrodzenia, więc nie żądała też nie wiadomo jakich zdolności i wiedzy. Poza tym te prace, które były potrzebne w mieszkaniu, należały do łatwiejszych, lecz z powodu swojej pracy nie mogła zająć się tym sama.
OdpowiedzUsuń- Za chwilę wszystko zamknę i możemy iść - zadecydowała i spojrzała zaskoczona na wyciągniętą dłoń. Nie była pewna, ile to czasu minęło, jak poznała kogoś nowego, choć tu w cukierni mijała sporo świeżych twarzy, bo jej profil na instagramie interesował ludzi. - Emma - uścisnęła dłoń krótko i niepewnie, a gdy u progu stanął Henry, uśmiechnęła się ciepło.
Uwielbiała tego staruszka, to był jej sąsiad i w sumie zastępował jej wujka, od kiedy tylko państwo White ją przyprowadzili do swojego domu, adoptując jako własną córkę. On znał całe jej życie, wiedział o wypadku, na pewno też domyslał się, jak teraz jej ciężko z ojczymem, którego nie miała sumienia wywalać z swojego mieszkania.
- Dzień dobry, dziś jest czynne krócej, dlatego upiekłam trochę mniej i wszystko już wykupione prawie - wyjasniła łagodnie. Sama obecność kogoś znajomego i bliskiego sprawiała, że promieniała. - To jest pan Noah, on mi pomoże w remoncie w mieszkaniu - od razu przedstawiła młodego mężczyznę, poniekąd chwaląc się że robi małe postępy w stawianiu swojego życia na nogi.
Staruszek spoglądając nieprzerwanie na kobiete, postapił kilka kroków do przodu. Pokiwał wyrozumiale głową, obrzucając puste lady krótkim spojrzeniem i zawiesił jasne, wyblakłe wiekiem tęczówki na młodzieńcu.
- Ah tak...? A zna sie pan na tym? - spytał, bacznie lustrując gościa i aż wyprostował się, czując niemal chyba odpowiedzialnym za dobro swojej młodej przyjaciółki.
rozczulona Emka
Panna Lester wychowała się w deszczowym Southampton, więc cieszyła się z każdych promieni słońca, nawet jeśli tych w Nowym Jorku zdecydowanie nie brakowało - przynajmniej w skali roku. Ostatnio też była tak zabiegana, że nie miała czasu na dłuższy spacer z Biuscuitem, by zgromadzić trochę witaminy D, a o spokojnych zakupach nie było nawet mowy. Gdy zima zaskoczyła nie tylko kierowców, ale i cały Nowy Jork blondynka była zmuszona pracować zdalnie, jednak nie wszystkie projekty była w stanie skonsultować z klientami w takiej formie. Byli Ci starszej daty, którzy stawiali na spotkania twarzą w twarz, a co za tym szło, gdy tylko pogoda się nieco poprawiła Charlotte znikała w pracy na długie godziny, a po powrocie do domu padała twarzą w poduszkę. Nie chciała przesadzać ze względu swój stan, o którym też musiała poinformować przełożonych, jednak dopóki czuła się dobrze zamierzała pracować. Kochała to co robiła i naprawdę nie mogła sobie wyobrazić momentu, w którym zmuszona zostanie do przejścia na tak długie L4.
OdpowiedzUsuńNadszedł w końcu też ten czas, gdy wszelkie naglące ją terminy zostały zrealizowane i mogła z czystym sumieniem ruszyć na zakupy, które nie kończyły się po dziesięciu minutach i zagarnięciu z półek tego co najpotrzebniejsze. Na jej szczęście w galeriach nie było zbyt wiele ludzi, gdyż większość korzystała ze słonecznej pogody. Sama miała podobny plan na popołudnie, jednak póki co wchodziła do kolejnych sklepów i wychodziła z nich dzierżąc w ręce dodatkową siatkę. Z racji pięknej pogody ubrała jedynie czarne spodnie dżinsowe, które jako jedyne zapinały się na jej zaokrąglonym brzuchu; biały t-shirt w czarny, florystyczny wzór; skórzaną kurtkę i ukochane przez lata czerwone martensy. Do tego blond włosy z znaczącymi już rudymi odrostami spięła w kucyk sprawiały, że wyglądała na kilka lat młodsza. No może cały efekt psuł zaokrąglony brzuch, którego już nie ukrywała pod rozciągniętymi swetrami, ale poza tym jednym mankamentu spokojnie wtopiła by się w jakąś grupę studentów, czy nawet wyrośniętych licealistów.
Pogrążona w swoim wewnętrznym świecie dopiero po chwili zauważyła, iż na horyzoncie pojawiała się dziwnie znajoma sylwetka. Zaintrygowana postanowiła podejść kilka kroków, by przekonać się, że wzrok jej faktycznie nie mylił. Mężczyzna, którego nie tylko znała prywatnie, ale i zawodowo właśnie wychodził z jednego ze sklepów spożywczych, których poza odzieżowymi nie brakowało w tej ogromnej galerii. Przez to co działo się w jej życiu miała dziwne wrażenie, że wieki go nie widziała toteż potruchtała do niego z lekkim entuzjazmem.
— Noah! — zawołała i lekko uniosła jedna rekę z siatkami, by w ten sposób jakoś do niego pomachać.
— No cześć! — rzuciła, gdy juz znalazła się raptem kilka kroków od niego i posłała mu ten swój przyjazny uśmiech, który zdradzał jedynie to, że cieszyła się z napotkania znajomej duszy. Nie byli jakoś specjalnie blisko, więc chyba nawet nie zdawała sobie sprawy, że mężczyzna przepadł jak kamień w wodę na kilka miesicy - cóż miała własne zmartwienia na głowie.
— Dasz się tradycyjnie porwać na jakiś deser? — zapytała po chwili, ponieważ to zaczynał być chyba ich zwyczaj, ze zawsze gdy na siebie wpadali to szli na kawę i coś słodkiego. Tego drugiego nie zamierzała sobie odmawiać.
Charlotte
Jaime nie nastawiał się w żaden sposób, jeśli chodziło o ich wizytę na posterunku. Może i nie znał tam nikogo, ewentualnie może kojarzył jakichś policjantów, którzy kiedyś go przesłuchiwali w sprawie jednej z bójek, ale tak generalnie miał nadzieję, że ktoś jednak się tym zainteresuje. Narkotyki to poważny problem, nikt nie powinien do tego podchodzić obojętnie, choć oczywiście Moretti zdawał sobie sprawę, że i takie przypadki się niestety zdarzają.
OdpowiedzUsuńWchodząc na komisariat, poczucie bycia obserwowanym przez kogoś zniknęło. Pojawiło się lekkie zdenerwowanie, ponieważ naprawdę zależało mu, aby ktoś się przyjrzał tej sprawie bliżej. Noah odwalił przecież kawał dobrej roboty i zasługiwał na wysłuchanie. I podziękowanie. Niestety, nie otrzymali ani jednego, ani tym bardziej drugiego. Zostali odesłani z kwitkiem, jak to się mówiło i „zaproszono” ich z powrotem do wyjścia. Jaime był w niemałym szoku. Co to niby miało być? Dlaczego nikt nawet na to nie spojrzał? Czy ci ludzie byli poważni? A może mieli teraz na głowie jakąś inną, ważniejszą sprawę? Cóż, to nie zmieniało faktu, że chociaż któryś z funkcjonariuszy powinien przyjrzeć się zgłoszeniu dwóch obywateli.
- Przecież ja w to nie wierzę! – zaczął Jaime, kiedy wyszli z powrotem na ulice miasta. – Też jestem rozczarowany. I trochę zły – zmarszczył lekko brwi.
Chyba jednak obaj wiedzieli, co to znaczy – Noah miał wolną rękę co do zebranych przez siebie materiałów. I Jaime zamierzał mu kibicować.
Chłopak spojrzał na swojego kolegę i pokiwał powoli głową.
- Wiesz co? Chodźmy na to piwo. Jest dość wcześnie, ale wkurzyłem się trochę – uznał i westchnął cicho.
Panowie ruszyli przed siebie, szukając odpowiedniego miejsca, w którym mogli by usiąść i napić się. Jaime po jakimś czasie znów poczuł na sobie nieprzyjemne dreszcze. Nim jednak zdążył się rozejrzeć, podeszło do nich jakichś dwóch, nieprzyjemnych typów. Oho, czyżby to byli ci, co mogli ich obserwować?
- Wizyta u niebieskich nie powiodła się? – zapytał jeden z nich, a Moretti kątem oka upewnił się, gdzie ich cała czwórka się znajduje. No, niedaleko uliczki, w której na pewno nikogo nie było. Cholera.
- Nie wiemy, o czym mówicie, a teraz moglibyście się trochę przesunąć, bo przejść nie można.
[Tak, wiem, jest cudowna :D Twoja również xd
W ogóle widziałam, że Jaime jest w powiązaniach u Noah <3 I ma świetne zdjęcie :D Dziękujemy <3]
Jaime
Wycieczka do Nowego Orleanu powoli odchodziła w niepamięć. Miłe chwile, ciepłe wieczory i morska bryza pozostawały cudownymi wspomnieniami, ale Zoey musiała żyć dalej i chociaż po powrocie z Nowego Orleanu czuła niedosyt i uznała, że znacznie chętniej podróżowałaby w taki sposób i w takim towarzystwie, to akurat Noah zniknął z horyzontu. Wróciła do swojej codzienności. Na jaw, przynajmniej w ograniczonym kręgu osób, wyszedł jej nałóg i zaczęła toczyć z nim nierówną walkę.
OdpowiedzUsuńTego wieczoru zdecydowanie ją przegrała. Doliczyła się sześciu dni w trzeźwości, co było nie lada wyczynem, ale wystarczyło, że w ulubionym serialu ulubiona bohaterka podniosła do ust szklankę z ulubionym drinkiem… Zoey wyłączyła telewizor i niewiele myśląc wyszła z mieszkania. I chociaż dni w Nowym Jorku zaczynały być słoneczne, to noce pozostawały chłodne. Carter ubrała się zdecydowanie zbyt lekko. Mimo to, dzielnie przejechała metrem sześć przecznic, aby w końcu zająć miejsce przy ulubionym stoliku w ulubionym barze. Zamówiła piwo i nawet nie była pewna, kiedy wokół niej pojawiało się coraz więcej szkła i co jakiś czas zmieniał się towarzysz rozmowy.
Dość mocno podchmielona wyszła na zimną, marcową, nowojorską noc i chwiejnym krokiem ruszyła przed siebie. Przystanęła tylko na moment, aby złapać ostrość w momencie spoglądania na wyświetlacz komórki. Pociąg jechał dopiero za dwadzieścia minut, więc uznała, że skoro ma tyle czasu, to przejdzie się na kolejną stację. Próbując włożyć telefon do torebki, poczuła szarpnięcie i po chwili zobaczyła przed sobą złodziejaszka, który nawet nie śpieszył się, próbując uciec.
— Stój! Stój, bandyto! — Krzyknęła i ruszyła… ni to biegiem, ni slalomem. — Oddaj moją torebkę! — krzyczała nadal, ale nie była w stanie przyspieszyć, chociaż bardzo chciała, żeby jej nogi poruszały się nieco żwawiej.
chwiejna Zo
Intuicja była zabawną rzeczą. Jej podszepty z reguły pozostawały zbyt ciche, by człowiek zdawał sobie z nich sprawę, ale kiedy już ktoś usłyszał jej głos, nie potrafił otrząsnąć się z wrażenia, że będzie żałował, jeśli nie sprawdzi swojego przeczucia. Reyes miała całkiem dobry dzień, muzeum było zamykane wcześniej ze względu na renowację części budynku i mogła korzystać z zaskakująco słonecznego, choć wietrznego dnia. Już miała udać się do ulubionej cukierni, by wynagrodzić się gałką lodów o smaku mango, kiedy jej wzrok padł na niewielki znak wystawiony przed kawiarnią w pobliżu El Museo informujący o spotkaniu autorskim z podróżnikiem. Zaciekawiona zajrzała do środka, stwierdzając, że kolejna kawa jej nie zaszkodzi i przeciskała się przez zaskakująco gęsty tłum, kiedy… Nie, to niemożliwe. Zerknęła jeszcze raz na nazwisko autora, a później na… Noah, który właśnie podpisywał kolejną książkę. Reyes nie zastanawiała się nad emocjami kotłującymi się w jej wnętrzu, zapomniała o słodkościach i kawie, sięgnęła po pierwszą lepszą książkę i przecisnęła się przez zbiorowisko fanów, ignorując oburzone okrzyki i wściekłe spojrzenia rzucane jej przez stojące w kolejce osoby, a później z zaczerwienionymi ze złości policzkami zatrzymała się tuż przed stolikiem, czekając, aż Noah uniesie na nią swój wzrok.
OdpowiedzUsuń— Dla mnie też podpiszesz egzemplarz? Możesz użyć jednego ze swoich pseudonimów: Kłamca, Oszust, Uciekinier. Wsyztskie będą doskonale pasować — wycedziła Reyes przez zaciśnięte zęby, z nieco większą siłą niż powinna uderzając książką o blat stołu przed mężczyzną.
Zdawała sobie sprawę z tego, że Noah mógł uznać jej złość za irracjonalną, wręcz niesprawiedliwą. W końcu ich relacja przypominała trochę morską falę uderzającą o piaszczysty brzeg – przychodzili i odchodzili, na kilka uderzeń serca zbliżali się do siebie, by za chwilę rozmyć się niczym nietrwała piana. W przypadkowości ich spotkań była pewna poetyckość nadana im przez los, lecz wydawało jej się… wydawało jej się, że po tym, co wydarzyło się w domu kolekcjonera, jak odsłonili się przed sobą, pokazując te najbardziej wrażliwe fragmenty swoich dusz, jak układali subtelne plany, które być może były elementem ich słownej potyczki, charakterystycznego dla nich droczenia się, ale myślała, że tym razem oboje byli zdeterminowani, by je spełnić. Chciała poznać Noah – nie tego eterycznego ducha, który pojawiał się i znikał, nieuchwytny, przemykający między jej palcami, zanim zdążyła go złapać – ale tego Noah, który żartował, spierał się z nią, przytulał, oferując własne ciepło. Tymczasem poza obrazem, który tak doskonale znała, a który niespodziewanie pojawił się w jej muzeum pewnego dnia, nie dostała żadnej wiadomości. Była na tyle zirytowana i zaciekawiona, że spróbowała się do niego dostać dzięki informacjom od kolekcjonera, lecz kiedy wypytywała jego pracodawcę, dowiedziała się jedynie, że Noah musiał pilnie wyjechać i zniknął. Znowu. A teraz po prostu siedział sobie w kawiarni, podpisując książki fałszywym imieniem i Reyes… czuła się zraniona. Oszukana. Nie miała pojęcia, czy w ogóle miała prawo do podobnych odczuć, skoro ich relacja była tak specyficzna i trudna do zinterpretowania, ale właśnie tak się czuła i nie miała zamiaru udawać, że wszystko było w porządku.
— Zniknąłeś. Tak po prostu — powiedziała na tyle cicho, że nikt inny nie powinien ich usłyszeć. Ogień w jej oczach nie złagodniał, ale wydawał się być dziwnie przygaszony. Niczego sobie nie obiecywali, a przynajmniej nie za pomocą słów; jednak ich gesty przemawiały wystarczająco, a przynajmniej tak sądziła, dopóki nie wyjechał bez pożegnania. Znowu.
Reyes
Tak łatwo byłoby mu ulec. Noah zdawał się doskonale wiedzieć, co musiał zrobić, by złagodzić jej wściekłość; zadrżała, kiedy jego wargi musnęły jej skórę, czuła ciepło jego dłoni zaciskających się łagodnie na jej palcach, ten pojednawczy, spokojny ton głosu wpływał na nią zaskakująco kojąco, otulał ją niczym miękki koc i widać było, jak na ułamek sekundy nieugięte spojrzenie jej błękitnych tęczówek złagodniało, a ona sama odpowiedziała na jego dotyk, przysuwając się bliżej… Przynajmniej dopóki jej temperament nie rozpalił się na nowo, a ona sama wyrwała ręce z jego uścisku, cofając się o krok.
OdpowiedzUsuń— Musiałeś wyjechać? — syknęła Reyes, nawet nie próbując ukryć powątpiewającej nuty we własnym głosie, za którą kryło się oskarżenie. — I nie mogłeś ze mną porozmawiać przed zniknięciem, dać mi jakikolwiek znak, że wszystko jest w porządku? Przysłałeś tylko ten pieprzony obraz i nie miałam pojęcia, czy to… — urwała, mocno zaciskając wargi. Ten gest niebezpiecznie kojarzył jej się z pożegnaniem, tym razem już na stałe. Jakby planował zerwać z nią wszystkie kontakty, używając do tego malowidła, które stało się niejako ich łącznikiem w trakcie ostatniego spotkania. Miał wystarczająco dużo czasu, by załatwić sprawy związane z obrazem i wysyłką, ale nie miał już czasu na to, by wpaść do muzeum osobiście i… Reyes przymknęła na chwilę powieki, próbując nie dopuścić do tego, by jej myśli za bardzo się rozszalały. W końcu nie był jej nic winien, a ich relacja zdawała się opierać właśnie na takich zniknięciach bez żadnego uprzedzenia. Nie powinna być zdziwiona, powinna była się już do tego przyzwyczaić, a jednak jej złość sugerowała, że tym razem coś się zmieniło.
Patrzyła na niego dziwnie, kiedy podawał jej swój paszport. Niepewnie spojrzała na dokument, który potwierdzał jego tożsamość; dopiero teraz uświadomiła sobie, że w napięciu wstrzymywała powietrze, obawiając się, że wszystko było kłamstwem. W końcu nie mogła mieć nawet pewności, czy w trakcie ich przygód nie podał jej fałszywego imienia. Przynajmniej jedna rzecz się zgadzała. Zaraz jednak skupiła się na najnowszych pieczątkach. Zmarszczyła brwi, próbując się domyślić, co robił w tych odległych krajach, dlaczego musiał w takim pośpiechu wyjechać i czy naprawdę miało to związek z jego pracą… A jeśli tak to z którą pracą. Czy to możliwe, że skrywał więcej tajemnic?
Reyes spojrzała na niego ostro, gdy Noah nagle przyjął zaskakującą strategię, przedstawiając ją zgromadzonemu tłumowi.
— Zdajesz sobie sprawę z tego, że w tej chwili naruszasz prawo? — spytała cicho, mrużąc wściekle oczy. — Co ty znowu kombinujesz? — Nie powinien był zdradzać takich szczegółów na jej temat bez jej zgody, nawet jeśli tak naprawdę nie były to ważne rzeczy. Próbowała zrozumieć, co chciał tym osiągnąć. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że w ten sprytny sposób starał się od siebie odwrócić uwagę. Tylko dlaczego? To on powinien być gwiazdą całego widowiska, to było jego spotkanie autorskie i każdy rozgłos powinien go cieszyć. Dlaczego więc starał się przekierować zainteresowanie tłumu na nią?
Prychnęła pod nosem.
— To ciekawe, Noah, że uważasz mnie za przyjaciółkę, a wcale mnie tak nie traktujesz — wymamrotała, robiąc znaczącą minę. Przyjaciele raczej nie opuszczali się bez słowa wyjaśnienia.
Reyes
Reyes wciąż mierzyła go podejrzliwym wzrokiem, jakby próbowała ocenić, czy był szczery w swoich zapewnieniach, czy może mówił tylko to, co chciała usłyszeć, żeby jak najszybciej zażegnać konflikt. Nie podejrzewała, by był tak wyrachowany; wszyscy mogli się z nią spierać, że tak naprawdę nic o nim nie wiedziała, jednak znała go i w jej towarzystwie zawsze sprawiał wrażenie szczerego, nawet jeśli skrywał wiele tajemnic. Noah wydawał się być dziwnie zakłopotany, może nawet zdenerwowany, gdy coraz więcej osób zwracało na nich uwagę; nigdy wcześniej go takim nie widziała i zastanawiała się, czy wynikało to z jego tremy przed publicznymi wystąpieniami, czy może kryło się za tym coś więcej. Nigdy nie określiłaby go jako nieśmiałego, wstydliwego czy lękliwego, ale teraz wydawał się być spięty mimo pozornego spokoju. Kolejna zagadka kryjąca się za Woolfem. Wiedziała jednak, że nie mogła go teraz o to spytać, już wystarczająco namieszała i podejrzewała, że później zrobi jej się głupio, kiedy uświadomi sobie, że zniszczyła dla niego dość ważny moment, ale na razie czuła się zbyt urażona i zraniona, by wziąć to pod uwagę. Jak zawsze zareagowała spontanicznie, zdając się na swoje uczucia i instynkt, jednak im bardziej ona się złościła, tym bardziej opanowany był Noah, który nie ustawał w wysiłkach, by ją uspokoić.
OdpowiedzUsuń— Nigdy cię to nie powstrzymało. Nic też nie powstrzymało cię przed tym, żeby rzucić wszystko w cholerę i wyjechać — mamrotała kąśliwie pod nosem, walcząc ze sobą. Reyes zadrżała, a kąciki jej ust wbrew jej woli wygięły się lekko do góry. Nic nie potrafiła poradzić na to, że uwielbiała jego szelmowski błysk w oku i skłonność do podejmowania ryzyka, co zapewniło im mnóstwo szalonych wspomnień… niekoniecznie legalnych, ale na pewno takich, które żadne z nich nie zapomni do końca życia.
— Wiesz, że się nie wywiniesz, prawda? Będziesz musiał odpowiedzieć na wszystkie moje pytania — podkreśliła, próbując wyglądać groźnie, jednak prawda była taka, że Noah już wygrał. — Nie potrzebuję trzymać zakładników, żeby czuć się pewnie — stwierdziła Reyes, wywracając oczami. Kiedy objął ją ramieniem, wsunęła paszport z powrotem do jego kieszeni, uśmiechając się lekko, gdy zobaczyła jego zaskoczenie. — Jeśli teraz odejdziesz bez wyjaśnień, okażesz się prawdziwym cabrón, Noah — poinformowała go, mrugając od niego. Była odrobinę zirytowana, że mężczyzna zostawił ją pod opieką redaktorki, jakby była małą dziewczynką, która sprawiała kłopoty i trzeba było ją na każdym kroku pilnować, ale ugryzła się w język, zanim pozwoliła sobie na jakąś kąśliwą uwagę. Kobieta okazała się być niezwykle ciekawska; najpierw wypytywała Reyes o okoliczności ich spotkania w Meksyku, później usiłowała się dowiedzieć, czy utrzymywali kontakt i jak doszło do ich ponownego spotkania w Nowym Jorku, co było powodem kłótni… Latynoska odpowiadała zdawkowo, posługiwała się półsłówkami, ponieważ… Nie chciała dzielić się ich historią. Po prostu wiedziała, że wiele osób nie byłoby w stanie jej zrozumieć, a było to dla niej samej coś ważnego, magicznego. Redaktorka w końcu dała jej spokój, jedynie podsunęła jej talerzyk z croissantami z różnym nadzieniem, a sama Reyes skupiła się na obserwowaniu Noah przy pracy. Nie przypominała sobie, by kiedykolwiek wspominał o tym, że pisze, a w dodatku nie tworzył tylko dla siebie. Wydawał książki! I to dość poczytne, o czym świadczyła kolejka ludzi czekających na swój podpis i krótką rozmowę z nim.
Reyes
Reyes taktownie milczała, gdy redaktorka wymieniała się uwagami z Woolfem. Musiała przyznać, że doceniała siłę charakteru kobiety, która ostatecznie wygrała tę walkę, stawiając na swoim, a jednocześnie podsunęła Meksykance kilka nowych pytań do kolekcji. Reyes musiała naprawdę mocno ze sobą walczyć, żeby nie zarzucić Noah lawiną własnych wątpliwości już w tym momencie, bo pragnęła odpowiedzi, a jednocześnie nie była pewna, ilu z nich się doczeka. On lubił mieć swoje tajemnice, a ona przez lata nie naciskała, wiedząc, że to donikąd ich nie zaprowadzi, lecz z każdym ich spotkaniem była coraz bardziej ciekawa tego mężczyzny.
OdpowiedzUsuń— Miło wiedzieć, że nie tylko ja jestem wkurzona z powodu twojej ucieczki — odezwała się Reyes, kiedy tylko redaktorka opuściła kawiarnię, kładąc nacisk na ostatnie słowo i odchyliła się wygodnie na krześle, splatając dłonie na klatce piersiowej. Przesunęła oceniającym spojrzeniem po twarzy mężczyzny, jakby próbowała określić, jak wiele zmieniło się w nim na przełomie ostatnich miesięcy. To był odruch, którego nie umiała się wyzbyć; często zdarzało się tak, że ich drogi krzyżowały się ponownie dopiero po upływie kilku lat, więc kiedy spotykała Noah, za każdym zachodziła w nim jakaś zmiana. Czasami było to coś niemal nieuchwytnego, jak sposób, w jaki się poruszał, z nieco większą pewnością siebie i charyzmą, a czasami było to coś większego, nowa ostrość w rysach twarzy, mrok czający się w tęczówkach, pierwsze zmarszczki w kącikach oczu… Była pewna, że teraz znowu coś się w nim zmieniło, tylko na razie nie umiała tego dostrzec, nazwać. Zastanawiała się, czy będzie miała czas, by to rozgryźć, czy może Noah znowu gdzieś wyparuje. Czemu zrobił to teraz? Najwyraźniej jego wydawnictwo również nie miało pojęcia o jego planach, które zniszczyły starannie wypracowaną strategię marketingową. Dlaczego rzucił wszystko w jednej chwili, by wyjechać?
— Dlaczego nie chcesz pojawiać się w mediach? Jestem pewna, że wtedy sprzedawałbyś swoje książki w o wiele większym nakładzie. Już dzisiaj miałam wrażenie, że większość czytelniczek pojawiła się tutaj, żeby spróbować zdobyć twój numer telefonu, nie podpis, a po występie w telewizji to grono tylko by się powiększyło — stwierdziła Reyes, specjalnie nie odpowiadając na jego propozycję. Niech się trochę pomęczy. Ona martwiła się o niego przez kilka miesięcy, on mógł się postresować przez parę minut w oczekiwaniu na jej decyzję. Powinien jednak wiedzieć, że gdyby nie zamierzała go wysłuchać, już dawno wymaszerowałaby wściekła z kawiarni, zamiast siedzieć na krześle i spokojnie czekać, aż zakończy swoje spotkanie autorskie.
Trudno było powiedzieć, czy sobie kpiła, czy mówiła całkiem poważnie. Nie dało się ukryć, że kilka kobiet próbowało na siebie zwrócić jego uwagę w dość oczywisty sposób, ale Noah albo pozostawał tego nieświadomy, albo specjalnie udawał, że tego nie widział. Wcielenie grzecznego profesjonalizmu.
— Naprawdę sądzisz, że ta rozmowa będzie przebiegała spokojnie? Dałam ci już małą próbkę. Nieważne, czy jestem w kawiarni, czy w restauracji, mój temperament będzie taki sam — wyjaśniła Reyes, mrugając do niego, a kąciki jej warg uniosły się w lekkim, zadziornym, jakby prowokującym uśmiechu. Położyła na stole książkę i popchnęła ją przez blat w kierunku mężczyzny. — Nie podpisałeś jej dla mnie — przypomniała mu, w jej oczach rozbłysły rozbawione iskierki. — Oczekuję, że kiedy spotkamy się następnym razem, będziesz miał dla mnie gotową dedykację. Przysięgam, że jeśli napiszesz coś w stylu dla mojej drogiej przyjaciółki, trzepnę cię tą książką w głowę. Za zniknięcie domagam się takiej dedykacji, od której zmiękną mi kolana — poinformowała go beztrosko Reyes, podnosząc się ze swojego krzesła i przewieszając przez ramię torebkę, a później spojrzała na niego wyczekująco. — Idziemy?
Reyes
Emma uwielbiała swojego wieloletniego przyjaciela. Przy nim czuła się spokojna, nie spinała się, nie obawiała o to, że ją ocenia, bo nawet jeśli to robił, to dostatecznie skrycie, aby dziewczyna tego nie przyuważyła. Jego troska, a wręcz rycerskość wobec niej były naprawdę miłe i kochane, a żę na co dzień brakowało jej ciepła w najbliższym otoczeniu, czerpała z tego, ile mogła.
OdpowiedzUsuńSpoglądała to na staruszka, to na młodego mężczyzne i w tym momencie uderzyło w nią, że niebawem może zabraknąć i tego sąsiada, który tu do niej zagląda. Zwiesiła głowę, zaciskając na moment usta, bo ta mysl sprawiła jej ogromną przykrość.
- Pan Noah na pewno sobie poradzi, ale chciałabym aby spojrzał na to przed podjęciem się pracy – pokiwała głowa, zgodnie przyznając rację słowom młodego rozmówcy. - Co cię sprowadza Arturze? Dzisiaj nie piekłam nic z borówkami, a niewiele zostało, bo krócej dziś czynne – podjeła, przez moment martwiąc się, że może jej sąsiad naprawdę potrzebuje babeczki, przecież gdy przychodził to właśnie po coś tego konkretnego smaku. On jednak tylko machnął reką i podszedł bliżej lady, aby uścisnąć jej dłoń.
- Tak tylko wpadłem, słoneczko – rzucił z słodkim uśmiechem i obróciwszy się do drzwi, rzucił jeszcze jedno badawcze spojrzenie na obcego. - Przyjde jutro, sprawdzę, czy wszystko jest dobrze – zapowiedział, jakby chciał dać znać, że trzyma rękę na pulsie. Jakby chciał zaznaczyć, że gdyby coś się Emmie stało, to on wszystko widział i już wie, komu zaleźć za skórę!
Gdy drzwi zamkneły się za staruszkiem, Emma spojrzała nieco zmieszana, ale i rozweselona tą scena na mężczyznę.
- Prosze mi dać chwilę, wszystko zamknę i się przejdziemy, dobrze? - zaproponowała.
Emma White
Margo od kilku lat nosiła przy sobie broń palną. Odkąd tylko wyrobiła sobie licencję, zawsze zabierała ją ze sobą, kiedy szła do The Fire Bones. Jej na szczęście nie sprawdzali przy wejściu, w końcu była właścicielką klubu. Często przebywała tam w nocy, kiedy trwały imprezy. Właśnie wtedy wolała mieć przy sobie pistolet, ponieważ wracała do domu późno w nocy, kiedy było już ciemno. Niby jeździła samochodem, jednak zawsze wolała mieć jakieś zabezpieczanie. Jeszcze ani razu na szczęście (!) nie musiała z niej korzystać. Margo uznała również, że posiadanie przy sobie broni podczas ewentualnych spotkań z biologicznym ojcem i bratem było bardzo dobrym pomysłem, zwłaszcza podczas ostatniego takiego spotkania z braciszkiem, bardzo by się jej przydała. Kto wie, może wtedy Harry by zapamiętał, że nie może się tak zachowywać w stosunku nie tylko do Margo, ale do żadnej kobiety, chociaż Vaughan miała nadzieję, że jednak w stosunku do innych kobiet jest… opanowany, po prostu.
OdpowiedzUsuńDzisiejszy wieczór również spędziła w lokalu. Posiedziała w gabinecie, ale uznając, że dzisiaj i tak już nic nie zrobi (dlatego też wolała przyjeżdżać tu rano lub po południu, kiedy miała więcej siły i mogła się faktycznie skupić na pracy), zeszła na dół do gości. Chwilę posiedziała przy barze, zagadała barmana, czy wszystko w porządku, a potem w końcu życzyła mu dobrej nocy i wyszła z klubu. Pożegnała się z ochroniarzami, kierując się do samochodu. Trzymała jednocześnie dłoń w torebce, gdzie kryły się kluczyki od auta oraz pistolet. Czuła się spokojnie przez dłuższą chwilę, ale jednak w pewnym momencie poczuła delikatne ciarki, przechodzące jej po plecach. Szybko się rozejrzała, ale nikt za nią nie szedł, jakby chciał ją zaraz dopaść. Wiadomo, przebywała w Nowym Jorku, tu wciąż było pełno ludzi, ale mimo to zawsze znajdowały się ciemne zaułki, w których rano znajdowano martwe ciała.
Wkrótce Margo zauważyła jak jakichś dwóch typów podąża za innym. Miała złe przeczucia. Mogła to komuś zgłosić, jednak nie miała przecież żadnych dowodów na to, że faktycznie może wydarzyć się coś złego. Cholera by to, pomyślała może nieco zła na samą siebie, że prawdopodobnie idzie się pakować w kłopoty. Ale, hej, przecież miała broń, prawda?
Kierując się cicho do ciemnej uliczki, zważając na to, że miała na nogach szpilki, odetchnęła i w końcu wyciągnęła broń, układając ją sobie w dłoni. Wyjrzała zza rogu i otworzyła oczy w przerażeniu, widząc jak czterech typów okłada jednego człowieka. O, kurwa, pomyślała i szybko ruszyła w ich stronę, unosząc pistolet i przytrzymując dłoń drugą ręką, dla większej stabilności.
– Zostawcie go! – zawołała, podchodząc bliżej. Może nie wyglądała strasznie w lekkim makijażu, płaszczu i przede wszystkim w szpilkach, ale miała broń i naprawdę nie wahała się jej użyć.
Czterech napastników zaprzestało bicia, odwracając się w jej stronę. Wszyscy od razu uśmiechnęli się w obrzydliwy sposób, widząc Margo.
– Poczekaj, kicia, zaraz do ciebie przyjdziemy – odezwał się jeden z nich.
– Mówię poważnie – zignorowała jego słowa. – Odwalcie się albo zacznę strzelać.
– Serio? Jakoś ci nie wierzę – powiedział drugi i zaczął kierować się w jej kierunku dość swobodnym i pewnym siebie krokiem.
Margo wycelowała mu w stopę, a potem strzeliła. Odgłos odbił się echem, zupełnie jak krzyk tego faceta, który zaraz też upadł na ziemię.
Margo próbowała zachować zimną krew. Wiedziała, że nie mogła dać po sobie poznać, że jest w ogromnym stresie.
– Ty suko… - zaczął kolejny, ale Margo szybko wycelowała w niego.
– Jest ciemno, świeci tylko jakieś marne uliczne światło. Jemu celowałam w stopę. Tobie w przyrodzenie. Naprawdę chcesz dalej testować moją celność?
Usuń– Kurwa, zabierzcie mnie stąd! – zawył ranny.
– Radzę go posłuchać – dodała Vaughan.
Napastnicy popatrzyli po sobie, a później uwinęli się dość sprawnie; dwóch wsparło rannego kolegę, a czwarty poszedł za nimi. Po krótkiej chwili zniknęli im z oczu.
Margo w końcu opuściła broń. Ułamek sekundy później podbiegła do leżącego mężczyzny i uklęknęła przy nim.
– Żyjesz? Powiedz, że tak… - zaczęła i delikatnie odgarnęła mu włosy z czoła. Pomimo krwi, jaka znajdowała się na jego twarzy, rozpoznała go. – To ty…
Nie czekając już dłużej i nie zastanawiając się, że świat jednak jest mały, wyciągnęła telefon i wybrała numer alarmowy. Szybko wezwała karetkę i policję. Wiedziała, że będzie musiała się wytłumaczyć, ale to była samoobrona.
– Spokojnie, pomoc jest już w drodze – uspokajała dawnego „znajomego”, przy okazji też i siebie.
Margo
Margo wciąż przy nim była. Nie chciała go zostawiać na wypadek, gdyby się okazało, że tamci wrócili z większą ekipą i bronią palną, żeby przewyższyć siłę kobiety, która śmiała strzelić do jednego z atakujących. Jednocześnie też chciała pobiec w kierunku ulicy i wypatrywać karetki, aby móc pokierować ratowników we właściwe miejsce. Dlatego spoglądała to na leżącego mężczyznę, to w stronę ulicy. Wolała mimo wszystko zostać przy nim. Miała też nadzieję, że jej dawny znajomy (chociaż trudno było go tak nazwać, skoro widzieli się raz w życiu, ale Margo zdecydowanie go zapamiętała, ponieważ okoliczności, w jakich się spotkali, były raczej niecodzienne) nie będzie potrzebował resuscytacji. Margo się bała, że po prostu nie podoła, choć przecież doskonale znała teorię.
OdpowiedzUsuń– Cieszę się – odpowiedziała mu, jednocześnie przyglądając się jego twarzy. Nie wyglądał najlepiej, widziała jego ból i ogromne cierpienie. Dobrze, że pojawiła się w miarę szybko w tym miejscu, możliwe, że uratowała mu życie.
Nie miała pojęcia, dlaczego w ogóle go zaatakowali. Może chodziło o zwykły rabunek, może się pomylili, a może Noah komuś podpadł. Nie miała zamiaru jednak o to teraz pytać, ponieważ mężczyzna musiał oszczędzać siły. Najlepiej było, aby milczał.
– Dajmy im jeszcze chwilę – mówiła dalej, jakby chcąc dać mu poczucie, że nie jest sam. – Nie spodziewałam się ciebie jeszcze zobaczyć, chociaż… mówi się, że świat jest mały, a życie nieprzewidywalne – uśmiechnęła się lekko do niego, choć mężczyzna miał zamknięte oczy. – Leż spokojnie i spróbuj się nie ruszać. Nie wiadomo, jakie obrażenia te sukinsyny ci zadały.
Niedługo później nadjechała karetka. Margo podniosła się, od razu odczuwając ból w nogach od klęczenia. Zignorowała to i zaczęła machać. Zawołała do ratowników, którzy od razu do nich przybiegli. Vaughan wyjaśniła im, że mężczyzna został pobity przez czterech napastników.
Zaraz po medykach przyjechała policja. W tym samym czasie ratownicy przenosili Noah na nosze. Nim zdążyli odejść, zapytała, do którego szpitala go zabierają. Niby to już nie była jej sprawa, ot, pomogła mu, wezwała pomoc, przegoniła skutecznie tamtych, ale… kiedyś to on uratował ją i teraz bardzo chciała wiedzieć, co będzie z nim.
Niestety, nie mogła udać się od razu za ambulansem, ponieważ była winna wyjaśnienia policji. Koniec końców musiała pojechać na komisariat i tam złożyć oficjalne zeznania, pokazać licencję na broń, opowiedzieć, jak to wyglądało z jej perspektywy.
Dwie godziny później, czyli późno w nocy, Margo w końcu wyszła z posterunku i westchnęła. Teraz to już chyba nie miało sensu jechać do tego szpitala; nie miała pojęcia, czy Noah przeszedł lub czy jest w trakcie jakiejś operacji. Poza tym, trochę późno na odwiedziny kogoś, kto nie był rodziną. Ostatecznie Margo wróciła do domu.
Kolejnego dnia po ogarnięciu się i zjedzeniu śniadania, Margo wyszła z mieszkania. Przez chwilę wahała się, czy powinna kupić jakieś jedzenie Noah. Nie znali się przecież, a ona chciała tylko się dowiedzieć, jak on się czuje i co z nim będzie.
Mimo wszystko, kupiła jakieś owoce, czekoladę i dwie butelki wody. Dopiero potem ruszyła do szpitala, do recepcji, aby dowiedzieć się, gdzie przewieziono człowieka mocno pobitego w nocy. Na szczęście nie musiała być nikim bliskim dla Noah, aby go odwiedzić. Najwyżej powiedziałaby, że jest jego dziewczyną czy coś.
– Cześć – zaczęła, wchodząc do sali, w której leżał. – Jak się czujesz? – podeszła bliżej jego łóżka, kładąc torebkę i materiałową siatkę na krześle obok. Pewnie jej nie pamiętał ani z wtedy, ani tym bardziej z tej nocy. Ale to nie miało żadnego znaczenia.
Margo
— Nie mówiłeś mi, że piszesz. A już tym bardziej, że wydajesz książki — zauważyła Reyes, która bardzo się starała, żeby w jej głosie nie wybrzmiało zbyt głośno oskarżenie. W końcu ich relacja była na tyle specyficzna, że nie mieli czasu rozmawiać na tak przyziemne tematy jak wykonywany zawód czy miejsce zamieszkania; o wiele częściej zaciekle droczyli się ze sobą, obnażali swoje dusze, zdradzając te najgłębsze myśli, o których nie powiedzieliby nikomu innemu albo pozwalali sobie na głębsze rozważania o życiu pomiędzy niekończącymi się żartami. Szara codzienność nie miała wstępu do limitowanego czasu, który wspólnie spędzali, trochę na przekór zdrowemu rozsądkowi, a z błogosławieństwem losu i przypadku. Spojrzenie jej lazurowych tęczówek było niezwykle przenikliwe, kiedy nie odrywała spojrzenia od jego twarzy, jakby z jego rysów próbowała wyczytać prawdę, jakby podświadomie wyczuwała, że było coś, co chciał przed nią zataić, mimo że wcześniej nigdy nie wątpiła w jego szczerość. — Z drugą pracą? Czy może z jakąś trzecią? — spytała ostrożnie Reyes, obawiając się, że jeśli zacznie go zbyt mocno naciskać, nie dostanie żadnych odpowiedzi mimo jego wcześniejszych zapewnień, że postara się wszystko jej wyjaśnić. Wiedziała już, że skupywał dzieła sztuki dla klientów, teraz odkryła, że wydawał książki opisujące jego niezliczone podróże, których ona sama stała się małą częścią, czasami doświadczając tych historii na żywo, innym razem poznając je z jego ust, kiedy z termosu sączyli parującą herbatę na szczycie góry, czekając na zbliżający się wschód słońca.
OdpowiedzUsuń— Powinnam poklepać cię po plecach i pogratulować, że nie możesz narzekać na brak seksu? — zapytała Reyes kpiąco, wywracając oczami, bo chociaż z reguły Noah był całkiem znośnym osobnikiem płci męskiej, czasami zachowywał się jak typowy facet, który nie mógł przepuścić okazji, żeby pochwalić się swoimi podbojami. Zresztą nie mogła się dziwić: był zabawny, czarujący, a do tego cholernie przystojny i swoją bliskością potrafił sprawić, że nawet jej momentami miękły kolana, a serce zdradziecko przyspieszało rytmu. Wiedział, jak wykorzystywać swoją charyzmę, a jego pewność siebie była niesamowicie pociągająca, więc zapewne nie mógł narzekać na zainteresowanie ze strony płci przeciwnej.
Reyes rzuciła mu mordercze spojrzenie, w jej oczach zabłysły niepokojące iskry, które sugerowały, że Noah powinien bardziej zastanowić się nad swoim doborem słów.
— Niepotrzebne wybuchy? — powtórzyła powoli grobowym tonem. — Po prostu się o ciebie martwiłam, idioto. Wydawało mi się… — urwała, uświadamiając sobie, że mogłoby to nie zabrzmieć zbyt dobrze. Nie planowała w końcu na nim wymuszać żadnych kolejnych spotkań, jeżeli nie chciał jej widzieć, umiałaby to jakoś przełknąć, gdyby tylko miała jakiekolwiek informacje. A dostała ciszę. Już otworzyła usta, by spróbować się jakoś wytłumaczyć i jednocześnie uświadomić mu, że to nie ona była w tym scenariuszu czarnym charakterem, kiedy uświadomiła sobie, że Noah świetnie bawił się jej kosztem. Wymierzyła mu kuksańca pod żebra, wydymając z oburzenia pełne wargi. — Dobrze się bawisz? — prychnęła, splatając dłonie na klatce piersiowej. Zaraz jednak skutecznie udało mu się odwrócić jej uwagę.
— Jestem w tej książce? — zapytała, a jej oczy rozszerzyły się pod wpływem zaskoczenia. Zastanawiała się, czy dobrze zinterpretowała jego słowa, ale teraz nie mogła odebrać mu już egzemplarza, skoro schował go w swojej torbie. — Nie myśl sobie, że chodzi o ciebie. Po prostu mam zamiar sprzedać mój tomik za ogromne pieniądze, kiedy już staniesz się bardziej sławny — rzuciła Reyes, nonszalancko wzruszając ramionami, chociaż nie miała pojęcia, czy udało jej się zmylić Noah. Prawda była taka, że zależało jej na tej personalizowanej dedykacji, bo… była sentymentalna. Chciała mieć pamiątkę, jakiś namacalny dowód, że nie był wymysłem jej wyobraźni, gdy znowu postanowi zniknąć.
— Pod warunkiem, że ty stawiasz — wymruczała zaczepnie Reyes, kiedy zaproponował znajomą restaurację. Z trudem powstrzymała się przed ponownym wywróceniem oczami. — Tak, zakochałam się w tobie od pierwszego wejrzenia, nie mogłam przestać o tobie myśleć, jednak nigdy nie miałam okazji wyznać ci swoich uczuć, więc postanowiłam cię śledzić z nadzieją, że kiedyś zwrócisz na mnie uwagę. Nie masz przypadkiem za wysokiego mniemania o sobie? — zapytała ironicznie, pozwalając mu się poprowadzić w odpowiednim kierunku. — Pracuję w muzeum niedaleko, pamiętasz? To chyba nie jest dziwne, że wstąpiłam na kawę do pobliskiej kawiarni. A może to ty specjalnie wybrałeś takie miejsce na spotkanie autorskie, licząc na to, że mnie spotkasz? — odpowiedziała równie prowokacyjnie, mrugając do niego.
UsuńReyes
OdpowiedzUsuń— Wiem? — powtórzyła za nim Reyes, unosząc brwi, a chociaż powoli miękła, jej mina pozostawała zacięta. Nie miała zamiaru pozwolić na to, by mężczyzna wykpił się z wszelkich wyjaśnień za pomocą swoich słodkich słówek, niewinnej miny i bliskością, którą najwyraźniej starał się zmącić jej w głowie. — Zaczynam wątpić, że wiem o tobie cokolwiek. A handel to tak szerokie pojęcie, że równie dobrze może oznaczać wszystko. Wydawało mi się, że skupiasz się na dziełach sztuki, ale najwyraźniej się myliłam — stwierdziła z lekkim przekąsem, a w jej ramionach widoczne było napięcie. Ponieważ chciała mu ufać. Chciała wierzyć w to, że wszystko, co się między nimi wydarzyło, nie było tylko jej wymysłem, że naprawdę w ich relacji kryło się coś więcej, coś ponad przypadkowe spotkania, które prowadziły do szalonych wydarzeń. — Wygląda na to, że nigdy nie masz czasu na myślenie, Noah. Zamierzałeś mi w ogóle powiedzieć, że wróciłeś? Czy gdybym nie wpadła na ciebie w kawiarni, przez kolejne miesiące zastanawiałabym się, co się z tobą dzieje, podczas gdy ty doskonale byś się bawił w Nowym Jorku? — zapytała, jej ton głosu pozostawał nieco ostrzejszy, niż zamierzała, jednak nie mogła przestać myśleć o tym, że… No cóż, że jej bardziej zależało, a mężczyzna chociaż określał ich mianem przyjaciół, wcale nie odbierał jej samej w podobny sposób. Wiedziała, że starał się złagodzić jej złość zapewnieniami, że był w stanie poradzić sobie w każdej sytuacji, lecz Reyes nie umiała tak po prostu wyciszyć własnej troski. Możliwe, że po wypadku stała się w pewnym stopniu nadopiekuńcza; nie była w stanie przewidzieć wszystkich niebezpieczeństw, nie mogła się na nie przygotować, o czym najlepiej świadczyła niespodziewana kraksa, która pozbawiła życia jej siostrę oraz przyjaciół, a przez to jeszcze bardziej się martwiła. Wcześniej była o wiele bardziej spontaniczna, rzadko zastanawiała się nad konsekwencjami swoich decyzji. Pracowała nad tym, by zdusić swój lęk i przepracować własną traumę, jednak to była długa i żmudna droga. Doceniała jednak to, że Noah nie wyśmiewał jej podejścia, nie podszedł lekceważąco do jej złości wynikającej z jego nagłego zniknięcia. Odetchnęła, a jej rysy twarzy złagodniały. — Nie mam zamiaru cię zatrzymywać. Nie jestem zła, że nagle wyparowałeś. Jesteś wolnym duchem i uwielbiam to w tobie. Po prostu… następnym razem mógłbyś mnie uprzedzić, że przez jakiś czas cię nie będzie? Nie musisz mi mówić, gdzie się wybierasz, co będziesz robił ani kiedy wracasz. Tylko… że wyjeżdżasz albo że wróciłeś i jesteś cały i zdrowy. Mógłbyś to dla mnie zrobić? — zapytała niepewnie Reyes. Nie miała pojęcia, kim dla siebie byli. Nie miała pojęcia, czy w ogóle mogła go o coś takiego prosić i jak Noah na to zareaguje. Nie chciała, by czuł się przez nią w jakikolwiek sposób ograniczony czy przytłoczony. Przegryzła wargę. — Zapomnij — wymruczała, kopiąc jakiś kamyczek, który akurat jej się napatoczył pod stopy. Niezręczność rzadko kiedy wkradała się pomiędzy innych, jednak teraz czuła się głupio ze swoją prośbą.
— Myślę, że za wykorzystanie mojej osoby bez mojej zgody w książce należy mi się więcej niż tylko jeden obiad w knajpce — rzuciła swobodnie Reyes, chociaż jej ciekawość sprawiała, że miała ochotę wydobyć książkę z torby i natychmiast zabrać się za czytanie, żeby sprawdzić, co o niej napisał i jakie dokładnie historie postanowił przedstawić. Zastanawiała się, czy jego redaktorka wiedziała, kim była sama Rey już z jego książki i dlatego tak podpytywała ją o ich znajomość.
Reyes poczuła, jak jej serce na chwilę gubi rytm, kiedy Noah jeszcze bardziej się do niej zbliżył, a temat stał się wyjątkowo gorący. Nie zamierzała się jednak cofnąć; w jej oczach rozbłysły zawadiackie ogniki, gdy wykonała kolejny krok do przodu, całkowicie niwelując między nimi jakąkolwiek przestrzeń.
— Może zaczęłam ten temat, bo nie podoba mi się to, jak na ciebie patrzyły i nie znoszę myśli, że którakolwiek z nich miałaby cię dotknąć? — zasugerowała cicho Reyes, sunąc palcem wzdłuż jego klatki piersiowej przez brzuch i zatrzymała się dopiero na wysokości paska od spodni. Oparła dłonie na jego biodrach, wspinając się na palce, by zbliżyć wargi do jego ucha. — Ale oboje doskonale wiemy, że z żadną z nich nie będzie ci tak dobrze w łóżku, jak byłoby ci ze mną, więc nie mam o co być zazdrosna — wymruczała, figlarnie przegryzając płatek jego ucha. Cofnęła się delikatnie tylko po to, by ująć jego twarz w swoje dłonie i długo błądziła wzrokiem po jego twarzy. — Jesteś pewny, że chcesz poznać odpowiedź na to pytanie? — szepnęła z łobuzerskim uśmiechem, kciukami głaszcząc jego policzki, po czym zaczęła się powoli do niego przysuwać. Czuła na wargach jego ciepły oddech, kiedy ich usta otarły się o siebie na jedną krótką chwilę, tak delikatnie jak muśnięcie skrzydeł motyla; za mało, by mogła naprawdę poczuć jego smak, ale wystarczająco, by wzdłuż jej kręgosłupa przebiegło milion iskierek. W ostatniej chwili zmieniła kierunek i cmoknęła go w czubek nosa, po czym odsunęła się od niego z głośnym śmiechem, uciekając poza zasięg jego rąk, zanim Noah wpadł na pomysł jakiejś kreatywnej zemsty za to, co się przed chwilą wydarzyło.
UsuńNa szczęście w restauracji oddzielał ich od siebie stolik, dzięki czemu mogli zbudować między sobą odległość. Wpatrywała się w kartę, choć tak naprawdę nie umiała się skupić na tych cholernych literkach, kiedy jej wargi cały czas delikatnie mrowiły.
— Chyba powinnam zapytać specjalistę, co zamówić — zauważyła, wskazując na niego ruchem podbródka. W końcu ona sama nigdy nie była w Japonii, a Noah już tak. Łatwiej było skupić się na jego podróżach i na tym, że była na niego zła niż na ich droczeniu się, które zaszło odrobinę za daleko.
Rey
Angielce nie umknęło odrobinę dziwne zachowanie mężczyzny, jakby przyłapała go na gorącym uczynku. Nie podejrzewała, że chodziło o trzymane w ręku zakupy, bo inaczej pewnie czym prędzej uciekałby do wyjścia. Z resztą po co miałby kraść? Z tego co się orientowałam jego ostatnia książka odniosła niemały rozgłos - w czym oczywiście miała swój skromny udział - więc i wypłata nie mogła być taka zła, prawda? Chociaż ona nie miała bladego pojęcia ile tak naprawdę zarabiają tacy autorzy, a jedynie przypuszczała, że głodem nie przymierają.
OdpowiedzUsuń— Czyli mam idealne wyczucie czasu —dodała od razu z uśmiechem, gdy wspomniał o kawiarni. Sama potrzebowała odrobiny przerwy, bo choć pogoda naładowała ją niesamowitymi pokładami energii te wyczerpywały się teraz znacznie szybciej niż przed ciążą.
— Jak widać przyszło mi chodzić w dwupaku, ale jeszcze tylko kilka miesięcy, a później... W sumie aż boję się myśleć co później —przyznała szczerze, ale widać było, że pogodziła się z myślą zostania mamą. Nie pasowało to do niej ani trochę, więc czekało ja niesamowicie ciężkie wyzwanie. W międzyczasie ruszyła w jakikolwiek kierunku, by znaleźć wspomnianą wcześniej kawiarnie. Nie znała układu tego konkretnego centrum, więc można rzec, że szła na oślep.
—A co u Ciebie słychać? Chyba od końca naszej współpracy się nie widzieliśmy —zauważyła z nutą delikatnego smutku. Lubiła utrzymywać kontakt z ludźmi z którymi się dogadywała, ale no nie na wszystkich i wszystko starczało jej ostatnio czasu. Musiała sobie prioretytezować wyjścia. Nie ma kłamać, ale z Noah byli po prostu parą znajomych, którzy o sobie nawzajem nie wiedzieli zbyt wiele i to się raczej nie miało zmienić w przyszłości. Ot ktoś z kim można pobawić się w klubie, pójść na deser do kawiarni, by porozmawiać o wszystkim i o niczym.
Charlotte
Im bardziej drążyła, im więcej faktów powoli układało się w jej głowie, łącząc się w mglistą układankę, tym bardziej nie podobało jej się to, czego się dowiadywała. Miała za mało informacji, by złożyły się one w zgrabną całość i podejrzewała, że właśnie na tym zależało samemu mężczyźnie; wydawał się być rozluźniony w jej towarzystwie, a jednak nie mogła pozbyć się wrażenia, że bardzo uważał na słowa i nie pozwalał, by wymknęło mu się więcej niż powinno. Dawał jej dokładnie tyle okruchów, by zaspokoić jej ciekawość, ale za mało, by mogła cokolwiek z tym zrobić. Chronił ją? Czy może chronił samego siebie? Ale jeśli potrzebował podobnej protekcji, oznaczało to, że wpakował się w coś wyjątkowo paskudnego, coś, o czym nie chciał, by ktokolwiek się dowiedział. Jego nerwowa reakcja na jej podniesiony głos, który nadmiernie zwracał uwagę w trakcie spotkania autorskiego, niechęć do występów przed kamerami, zniknięcia, których przyczyn pozostawały niejasne i przy których tak kręcił, odwracając kota ogonem, że nie wiedziała praktycznie nic, jego odmowa, gdy poprosiła zaledwie o informację, że wyjeżdżał… Reyes nie była pewna, czy udało jej się ukryć troskę, która odmalowała się na jej twarzy, chociaż może… to nie o niego powinna się martwić? Może to on był czarnym charakterem? Trudno było jej w to uwierzyć, skoro poznała go z tej opiekuńczej, czułej i zadziornej strony, ale…
OdpowiedzUsuńNie. Jej ponure rozmyślania zostały przerwane przez jego słuszną uwagę.
— Przepraszam, Noah. Masz rację. Nigdy nie zrobiłeś niczego, co mogłoby podważyć moje zaufanie do ciebie — przyznała, a w jej oczach odbijała się szczera skrucha, kiedy złapała go za dłoń i delikatnie ścisnęła jego palce, próbując mu przekazać, jak bardzo żałowała, że wysnuła podobne podejrzenia. — A kto zadba o to, co jest dobre dla ciebie? — spytała cicho, unosząc brwi. — Nie zapominaj w tym wszystkim o sobie. Nie masz monopolu na troskę. Może robisz to, co uważasz za dobre dla innych, ale w takim razie powinieneś pozwolić na to, by inni robili to, co uważają za dobre dla ciebie — zauważyła Reyes. Chociaż pewnie nie powinna się tym przejmować; jak zauważył sam Noah, nie mógł narzekać na zainteresowanie płci przeciwnej, więc zapewne rzadko kiedy bywał sam i spędzał noce bez grzejącego go, drugiego ciała. Co nie zmieniało faktu, że wciąż mógł czuć się samotnie, nie mając osoby, której mógłby się zwierzyć ze wszystkiego, co go nękało, spędzając mu sen z powiek i sprawiając, że zwlekał z wizytą u Reyes.
Bardzo starała się nie pokazać po sobie rozczarowania jego odmową. Nie wiedziała, dlaczego nie mógł jej tego obiecać, lecz rozumiała, że dotarła do ściany i Noah nie wpuści jej dalej, a ona nie miała zamiaru bardziej na niego naciskać. Mężczyzna musiał sam zdecydować, czy będzie potrafił zrezygnować ze swoich mechanizmów obronnych, czy będzie umiał zaufać jej na tyle, by kroczek po kroczku wprowadzić ją dalej, czy może właśnie osiągnęli swój limit. Sama wiedziała najlepiej, że nikt nie mógł zatrzymać uciekiniera, jeśli on sam nie chciał się zatrzymać. Posłała mu wątły uśmiech, słysząc jego szept i odetchnęła nieco głębiej. Podjęła próbę i nie było w tym nic złego, nawet jeśli łagodne odtrącenie bolało. Na szczęście znaleźli inny sposób na spożytkowanie tej niespokojnej energii, a ich lekko prowokacyjne zagrywki pozwoliły im zapomnieć i zanurzyć się w o wiele przyjemniejszych doznaniach.
— Skoro ty stawiasz, powinnam wybrać najdroższą rzecz, jaką znajdę w karcie — zażartowała. W końcu zdecydowała się na gyudon i pierożki gyoza. — Myślę, że dzisiaj zaserwowałam ci już przedsmak prawdziwej rozkoszy — odparła zuchwale Reyes, kiedy ponownie zostali sami i mogli się skupić na rozmowie.
Widziała, co robił, wyraźnie próbując odciągnąć temat od siebie, jednak chwilowo postanowiła to przemilczeć. W końcu mieli jeszcze czas, raczej żadnemu z nich nigdzie się nie spieszyło, więc mogli spokojnie porozmawiać, chociaż na końcu języka miała ciętą uwagę, że nie musiałby jej pytać o to, co się u niej działo, gdyby postarał się utrzymać z nią kontakt.
Usuń— Jeśli spodziewasz się jakiś szalonych historii o ucieczkach przed policją albo kąpaniu się nago w oceanie to muszę cię rozczarować. Praca, malowanie, czasami jakiś wypad na łono przyrody, żeby trochę odpocząć. Ostatnio mam wrażenie, że trochę utknęłam w miejscu — przyznała, wzdychając ciężko.
Reyes
Margo wyciągnęła z materiałowej siatki zakupy; butelki z wodą postawiła na stoliku, aby Noah nie musiał się nadwyrężać, sięgając po nie na przykład z podłogi. Czekoladę wrzuciła do szuflady, żeby nikt mu jej nie podpierniczył w czasie snu. Nie miała pojęcia, czy faktycznie ktoś byłby w stanie to zrobić, ale lepiej dmuchać na zimne, ot co. Owoce, póki co, pozostawiła na blacie stolika. Spojrzała na Noah, uśmiechając się lekko pod nosem na jego słowa o tym, jak się czuje. Dość oryginalna odpowiedź, ale jak bardzo trafiała w sedno.
OdpowiedzUsuń– Cóż, na szczęście żyjesz i masz się jako tako dobrze. Mówisz, oddychasz i nawet żartujesz. To raczej dobre oznaki na szybki powrót do zdrowia – zauważyła, choć nie znała się kompletnie na medycynie. – Tak, ja – odwróciła wzrok, powoli składając siatkę i wkładając ją z powrotem do torebki. – Wiesz, mam licencję na broń już od dawna, ale to był pierwszy raz, kiedy faktycznie do kogoś strzeliłam – wyznała mu.
Było to dla niej ogromne przeżycie. No bo właściwie po to wyrobiła sobie licencję, tak jakby, kupiła broń, aby mieć się czym broń w razie, gdyby to ją napadnięto albo gdyby znów miała bliskie spotkanie z bratem. Inne kobiety mogły trzymać gazy pieprzowe, paralizatory lub zwykłe dezodoranty, ale… Margo wolała co innego. Poza tym, bardzo lubiła chodzić na strzelnicę. Niektórzy lubili wyładowywać swój gniew na siłowni, uderzając w worek treningowy czy po prostu poddając się wysiłkowi fizycznemu, ale ona wolała wpakowywać całe magazynki w cele przed sobą. No i też właściwie mało kto wiedział, że Margo w ogóle posiadała broń.
Margo zajęła miejsce na krześle, przewieszając torebkę na oparciu. Uśmiechnęła się lekko na pytanie, czy się znają. Tak jak sądziła – Noah jej nie pamiętał. Nie dziwiła mu się. To było jakieś osiem lat temu, na Alasce.
– Tak, poznaliśmy się wcześniej – przytknęła mu. – Dawno temu na Alasce. Byłam tam wtedy na wakacjach, szłam wieczorem już do hotelu, kiedy jakiś chłopak podbiegł i mi capnął torebkę. Zaczęłam krzyczeć i go gonić. Jestem całkiem szybka na obcasach – zaznaczyła, żartując, może i Noah się uśmiechnie. – Ty akurat szedłeś tą samą ulicą i zacząłeś za nim biec. Dorwałeś tego dupka, ale uciekł, na szczęście zostawiając ci moją torebkę – niby nic ważnego w niej nie trzymała, ot, portfel, klucze, telefon, ale miała tam też dokument tożsamości i prawo jazdy. Wolałaby uniknąć zastrzegania też kart i wyrabiania nowych dokumentów. A zdjęcie mamy… Miała ich na szczęście dużo w Nowym Jorku. – W ramach podziękowań zabrałam cię na drinka. Popiliśmy, pośmialiśmy się, potańczyliśmy i tyle. Potem cię już nie widziałam. Do tej nocy – streściła mu krótko tę historię. Może i już nie pamiętała, o czym dokładnie rozmawiali, ale znała jego imię. – Nie mogłam ci się inaczej odwdzięczyć, ale… ta noc chyba wyrównuje rachunki, także spokojnie, nie masz u mnie żadnego długu – zaśmiała się cicho. – Na szczęście przybyłam w samą porę. Mam na imię Margo, tak swoją drogą.
Chwilę później podniosła się i powiedziała, że zaraz wróci. I faktycznie, kilka minut później wróciła z miską. Później umyła owoce w zlewie, które mogła przełożyć do naczynia i położyć je na stoliku.
– Nie pytaj mnie, dlaczego ci to kupiłam – machnęła ręką. Sama przecież nie znała odpowiedzi. Równie dobrze zaraz mogła tu wpaść rodzina Noah, jego żona, dziewczyna, chłopak, ktokolwiek, także przynosząc ze sobą coś do przegryzienia. – No nic, nie chcę ci przeszkadzać – uznała, patrząc na niego z nikłym uśmiechem na ustach. – Tyko jeszcze zapytam… bo w nocy musiałam zeznawać policji… U ciebie też już byli?
Cóż, ciekawiło ją to, czy to był napad na tle rabunkowym, czy może jednak jakieś osobiste porachunki. Bądź, co bądź, ale nie znała Noah i nie wiedziała, jakim był człowiekiem, mimo, że nie wyglądał na tego złego.
[O, grafiki wróciły! xd]
Margo
Kiedyś pora dnia nie miała dla Jaime’ego znaczenia, jeśli chodziło o napicie się piwa. Ale już od dłuższego czasu starał się ograniczać alkohol i inne używki, głównie ze względu na ludzi, do których się zbliżył. Nie chciał ich zawieść. Głównie chodziło Jerome’a, ale też i o jego przyjaciółki – o Elle i Carlie. Niestety, jego dziewczyny (eks dziewczyny) nie było już w jego otoczeniu, a dla niej również się starał. Dla siebie? Hm… może trochę, ale… raczej niekoniecznie. Bo to nie tak, że koszmary ustały, że wyrzuty sumienia nie dawały o siebie znać. To wszystko wciąż w nim siedziało, dokładnie tak samo jak scena z tamtej nocy, kiedy Jimmy został zabity.
OdpowiedzUsuńDzisiaj chyba jednak wraz z Noah zasłużyli na takie wcześniejsze piwo. Ale nie każdy tak uważał, zwłaszcza nie ci, którzy ich zagadali. Jaime’emu nie podobała się ta sytuacja, przecież bez najmniejszego problemu dało się wyczuć, po co podeszło do nich tych dwóch facetów – chcieli im spuścić porządny łomot, może nawet coś więcej. Na bank chodziło o sprawy wybrzeża. Ewentualne wątpliwości zostały rozwiane, kiedy jeden z typów powiedział, że Noah chciał nakablować. Świetnie. Nie dość, że policja miała ich w dupie, to teraz jeszcze zostaną napadnięci przez tych, którzy robili te swoje interesy nad rzeką. Jaime jednak nie zamierzał się temu poddawać, Noah na pewno też nie. Owszem, tamci byli napakowani i wyżsi, ale Moretti dużo razy walczył z podobnymi typami przed klubami i barami, kiedy to interweniował, bo jakiś typ nie uznawał odmowy kobiety albo po prostu kiedy Jaime coś źle intepretował. Lub w momentach, kiedy sam zaczepiał tylko po to, aby dostać w twarz.
Jaime już chciał się odezwać, kiedy Noah został popchnięty w uliczkę. Jasna cholera.
– Hej, zostawcie go! – odezwał się, ale ułamek sekundy później i on został pchnięty na ścianę jednego z budynków w uliczce. Nie tak chciał spędzić ten dzień.
– Ty też oberwiesz – powiedział ten, który go pchnął.
Jaime zmrużył oczy.
– Dużo gadacie – tak, prowokował ich, ale to i tak nie miało znaczenia, ponieważ prędzej czy później któryś z nich zacznie okładać Noah albo jego pięściami. Mogli to przedłużać, ale Jaime chciał mieć to jak najszybciej za sobą, jakkolwiek to nie brzmiało.
I faktycznie, zaraz jeden z nich zamachnął się, ale Moretti zaraz uniósł rękę, blokując jego atak. Naprawdę nie chciał znowu łazić z plastrem na brwi czy z rozciętą wargą i mieć problem z jedzeniem i piciem przez kolejnych kilka dni.
– Błąd, frajerze – mruknął Jaime, a potem sam wyprowadził atak. Bójka się rozpoczęła, a student miał nadzieję, że ani on, ani Noah nie oberwą za mocno. I że dwaj napastnicy szybko uciekną, stwierdzając, że nie mają szans.
W końcu przeciwnik Jaime’ego złapał go ramieniem wokół szyi tyłem do siebie. Chłopak nie zastanawiał się długo, tylko mocno kopnął go w stopę, a potem zamachnął się i przywalił mu łokciem między żebra.
– Noah, wszystko gra? – zapytał szybko, ale nie tracił z oczu przeciwnika.
Jaime
— Jestem pewna, że poradziłbyś sobie z zaspokojeniem również moich innych zachcianek — dodała, znacząco poruszając brwiami, ponieważ chciała po raz kolejny usłyszeć jego śmiech. Noah po powrocie w rodzinne strony powinien być bardziej… wypoczęty, rozluźniony, spokojny. A miała wrażenie, że do czasu, w którym ich spojrzenia się spotkały, pozostawał dziwnie spięty i nieswoi. Dopiero teraz znowu widziała w nim przebłyski tego faceta, z którym robiła szalone rzeczy, tylko po to, by zaraz wpaść w jeszcze bardziej szalone tarapaty, a później przegadać z nim całą noc. Ich czas był zawsze krótki, dlatego robili wszystko, co w ich mocy, by wykorzystać go do ostatniej sekundy. Reyes nigdy nie czuła się bardziej żywa jak wtedy, kiedy miała przy sobie Noah i wiedziała, że za niedługo on znowu zniknie, dlatego nie było czasu na strach, wątpliwości, rozsądek. Po prostu działali.
OdpowiedzUsuń— Już ci nie ufam, Noah Woolfie, jeśli chodzi o snucie planów. Ostatnio obiecałeś mi sesję zdjęciową i do tej pory nie dotrzymałeś obietnicy — zarzuciła mu, oskarżycielsko celując w niego pałeczką, chociaż tym razem w jej głosie nie było już ani złości, ani goryczy. Musiała w pewnym momencie odpuścić i zaakceptować to, że właśnie tak wyglądała ich znajomość i nie mogła tego zmienić. — Ale kiedy już uda ci się uwolnić od twojej redaktorki, która chyba ma zamiar zapełnić twój grafik do ostatniej minuty, możemy wybrać się nad ocean — zgodziła się z lekko złośliwym błyskiem w oku, gdy wspomniała o jego redaktorce, która przypominała jej bardziej psa stróżującego. Reyes wątpiła, by kobieta miała zamiar wypuścić go ze swoich szponów przez najbliższe tygodnie. Co prawda była fanką wspinaczki i gór, jednak równie mocno uwielbiała słoną bryzę na twarzy i miękkość fal obijających się o brzeg.
— Czy wszystko musi się sprowadzać do towarzyszy? Nie mogę szaleć sama? — zapytała, wywracając oczami. Zaraz jednak skrzywiła się delikatnie, a jej oczy zamgliły się pod wpływem bólu i smutku. — Czasami… wciąż trudno jest mi się pogodzić z tym, że jako jedyna przeżyłam. Zastanawiam się, czy mam prawo dobrze się bawić, skoro Cat nie może już zaznać tej radości — przyznała cicho, gmerając w swoim jedzeniu i unikając spojrzenia mężczyźnie w oczy. Podejrzewała, że Noah nie spodziewał się takiej odpowiedzi, kiedy spytał, co stało je na przeszkodzie… A chociaż on sam miał opory przed zwierzaniem się jej z niektórych swoich przemyśleń czy tego, co działo się w jej życiu, słowa spłynęły z jej języka swobodnie, nawet się nad nimi nie zastanawiała, ponieważ były to lęki i wyrzuty sumienia, które nawiedzały ją aż nazbyt często.
Reyes starannie ukryła własną reakcję na jego słowa. Sama nie była pewna, co dokładnie czuła, to była mieszanina wielu emocji. Noah powiedział, że nie powinna żałować swojej szczerości. Ona przedstawiła mu swoje racje, on zrobił to samo… Teraz pozostawało im tylko wypracowanie rozwiązania.
— Mówisz prawie tak, jakbym właśnie wyciągnęła pierścionek zaręczynowy, oświadczyła ci się i oczekiwała, że utkniesz ze mną w bagnie — stwierdziła z rozbawieniem Reyes, która nie chciała, żeby cały ich nastrój został popsuty przez powagę. — Nie rób takiej nieszczęśliwej miny, Noah. Nie mam w planach usidlenia cię w najbliższym czasie. Po prostu… przekazałeś mi, gdzie są twoje granice, postawiłeś przede mną jasny znak teren wzbroniony, zawróć i szanuję to. Może nie jestem z tego powodu najszczęśliwsza, bo… nie wiem… bo po wypadku zaczęłam obawiać się tego, że w końcu stracę każdą osobę, na której mi zależy i zaczęłam obawiać się niepewności, chociaż kiedyś wzbudzała we mnie ekscytację. To jest jednak mój problem, nie twój i nie zamierzam cię nim obarczać.
Rey
Margo uniosła brew, patrząc na Noah. Faktycznie, może najpierw powinna się przedstawić, a potem mówić, że ma licencję na broń. Ale kto by się przejmował… Ważne, że w ogóle powiedziała mu, jak ma na imię. Nawet, jeśli jej nie pamiętał i nie kojarzył, czy to przez leki, czy przez czas, to jednak warto było wiedzieć, kto wtedy miał odwagę tam podejść i zrobić… porządek. Choć może to nie do końca było dobre słowo. Najważniejsze, że Margo przyszła w odpowiednim czasie, uzbrojona, gotowa strzelać, a Noah przeżył. I, jak zauważyła wcześniej, był przytomny, mówił, nie stracił pamięci i oddychał bez konieczności przypinania mu specjalistycznych aparatur.
OdpowiedzUsuń– Nie miałam wiele czasu na zastanawianie się – odpowiedziała i westchnęła cicho. Może gdyby teraz mogła cofnąć czas i przeżyć tamtą noc jeszcze raz, strzeliłaby gdzieś w pobliże nóg tego sukinsyna. Ale możliwe, że tylko by go rozwścieczyła, może doskoczyłby do niej szybciej niż ona zdążyłaby pozbierać myśli, aby jednak wycelować mu w stopę. Chyba nie ma sensu gdybać.
Uśmiechnęła się do niego nieco szerzej i pokręciła głową. Fakt, może odzyskanie skradzionej torebki nijak miało się do uratowania życia lub przynajmniej zdrowia, ale Margo i tak była zadowolona i absolutnie nie zamierzała teraz wymagać od Noah czegoś w zamian. Chociaż kto wie, skoro spotkali się już drugi raz, to może za trzecim to Noah będzie się mógł wykazać? Oby tylko w nieco innych okolicznościach, najlepiej takich, gdzie nikt nie łamie prawa i nie zagraża życiu któremuś z nich. Ani im obojgu na raz.
Oczywiście, że Margo nie pytała. O co miała pytać? O zgodę? Margo Vaughan nie pytała nikogo o zgodę. Ona po prostu robiła to, na co miała ochotę, nie przejmując się niczym. Kiedyś tak nie było, kiedyś była zupełnie inną dziewczyną. Ale potem miała okazję spotkać swojego biologicznego ojca, który wyzywając ją, między wierszami pokazał jej bardzo dużo. Margo wyciągnęła z tego lekcję, a Marc Forbes mógł teraz sobie pluć w brodę.
– Możliwe – uznała, opierając się o krzesło. Założyła nogę na nogę i wzięła sobie dwa winogrona. – Nie tak bardzo jak myślałam, że będą. Zamknęli się, kiedy okazało się, że kobieta może nosić przy sobie broń. I to w dodatku nieco większego kalibru niż przeciętna kobieta może, według nich – przewróciła oczami. – Spędziłam tam jakieś dwie godziny, powiedzieli, że mogę wezwać adwokata, ale nie był mi potrzebny. Opowiedziałam wszystko to, czego byłam świadkiem. I nie miałam wyjścia z tym postrzeleniem. W końcu czułam, że moje życie jest zagrożone, prawda? – uśmiechnęła się kącikiem ust, a potem wsunęła do nich jedno z winogron.
To była prawda. Obawiała się, że i ona mogła zginąć, wcześniej zostając wykorzystana. A przed policją niczego nie ukrywała i nie miała zamiaru. Nigdy dotąd nie miała z nimi do czynienia, nie miała kartoteki ani nawet nie dostała mandatu za złe parkowanie czy przekroczenie prędkości.
– Mam kogoś powiadomić? – zapytała nagle, nim zdążyła się powstrzymać. Nie wiedziała, w jakim stanie znajduje się jego telefon i czy podał jakiś kontakt do kogoś z rodziny lub przyjaciół.
Margo
Gdy Arthur wyszedł, a po chwili Emma była gotowa, potok słów który wylał się z ust nowo poznanego mężczyzny sprawił, że staneła w miejscu. Spojrzała na niego zaskoczona tym, żę w ogóle o sobie opowiada. Że w ogóle chce coś mówić o sobie, ludzie zwykle tego unikaja, chyba że są narcyzami i po prostu wewnetrzna potrzeba pcha ich do wylewania na innych swojej doskonałości. Ale ten człowiek nie przechwalał się, nie wybijał się kosztem innych, nie opowiadął o tym, jak mu się w życiu udało, jaki jest fantastyczny. W sumie wydawał się szczery i chyba równie zaskoczony jak ona tym spotkaniem i w ogóle sytuacją nawiązania takiej krótkiej współpracy.
OdpowiedzUsuńEmma o sobie nie opowiadała, ani kiedys, ani tym bardziej teraz. Była skryta, nieufna i nieśmiała, a że obecnie znajdowała się w ciężkim położeniu, to po prostu nie miała ochoty, ani zamiaru niczego rozpowiadać. Kłamać tez nie potrafiła, nie miało to zresztą żadnego sensu.
- Czyli.... jesteś takim włóczykijem? - podpytała. - Nigdy nie byłam poza stanem Nowy Jork – wyznała, nieco zawstydzona, jakby to było coś złego i otworzyła drzwi, wychodząc poza próg. Poczekała, aż mężczyzna też opuści cukiernię i zamknęła lokal.
Rozejrzała się po ulicy, a dostrzegając widoczną choć oddalającą się sylwetkę sąsiada, uśmiechnęła pod nosem.
- Ten starszy pan to mój przyjaciel, stąd ta troska - wyjasniła. - On jest samotny, nie ma się kim opiekować... A chyba trochę tego potrzebuje – dodała, chociaż... możliwe, że ona również tego potrzebowała. I może dlatego tak łatwo jej przychodziła ta znajomość. - Gdzie podróżowałeś? - podpytała, chcąc aby krótki spacer do mieszkania nie trwał w milczeniu.
Już czuła, że żołądek jej się ściska, bo Thomas może być w złym nastroju... No i mieszkanie naprawdę należy odświeżyć... I... I trochę się wstydziła.
Emka White
Reyes nie widziała nic złego w zmysłowym, figlarnym droczeniu się; oboje nie mieli stałych partnerów, byli dorosłymi ludźmi i czuli się na tyle dobrze w swoim towarzystwie, że mogli sobie pozwolić na podobne zachowanie, które dodawało ich spotkaniom nutkę ekscytacji. Cieszyło ją to, że nie ustępował jej ani na krok w tym słownym tańcu; tęskniła za kimś, kto podzielałby jej poczucie humoru, a jednocześnie zaskakiwał ją na każdym kroku.
OdpowiedzUsuń— Czyli znowu odbierze mi cię praca — stwierdziła z głębokim westchnieniem Reyes, lecz nie dodała nic więcej. To było ich pierwsze spotkanie od wielu miesięcy i podejrzewała, że to oznaczało, iż nie zobaczy Noah przez kolejnych kilka tygodni, jeśli nie dłużej. — W takim razie powinniśmy dobrze wykorzystać dzisiaj nasz czas, skoro nie wiem, kiedy znowu będziemy mieli okazję się spotkać.
Reyes nie spodziewała się, że poczuje się lepiej, jednak słowa Noah i jego łagodny dotyk wpłynęły na nią kojąco. Nie byli standardowym przykładem przyjaciół, a mimo to ich gesty były pełne zażyłości i czułości, czuła w swoim wnętrzu narastające ciepło, kiedy gładził wierzch jej dłoni, a później złożył na niej delikatny pocałunek.
— Nie spodziewałam się, że będziesz taki wybredny. Jeszcze jakieś wymagania odnośnie sygnetu? Powinien strzelać laserami i rozbrajać każdy zamek cyfrowy? — zapytała Reyes, która walczyła z uśmiechem cisnącym jej się na usta. W końcu temat wyimaginowanych zaręczyn powinien być omawiany z zachowaniem pełnej powagi. — Klękanie jest przereklamowane. Myślę, że powinnam wymyślić coś wyjątkowego i pasującego do nas. Co powiesz na wspólny skok na bungee, w trakcie którego poproszę cię o rękę, grożąc, że jeśli się nie zgodzisz, przetnę linę? Albo wywiozę cię na bezludną wyspę i pozwolę ci wrócić do cywilizacji dopiero w momencie, w którym zgodzisz się za mnie wyjść. Miałabym stuprocentową pewność sukcesu. Czy coś takiego by cię satysfakcjonowało? Czy może masz jeszcze jakieś własne uwagi? — dorzuciła Reyes, która nie próbowała dłużej maskować własnego rozbawienia. Nie wyobrażała sobie, by miała uklęknąć, ale w zasadzie była na tyle pewna siebie i charyzmatyczna, że nie sądziła, by miała problem z tym, by oświadczyć się partnerowi. Zanim jednak doszłaby do etapu wybierania pierścionka, powinien znaleźć się odpowiedni kandydat, a żadnego takiego nie widziała na horyzoncie. Kiedyś musiała wysłuchiwać coraz bardziej naglących pytań ze strony rodziny, kiedy wreszcie porzuci swój stan panieński i przedstawi im godnego kandydata na męża, ale Rey była skupiona na zupełnie innych aspektach życia. Teraz, o ironio, nikt jej już nie pospieszał, chociaż nie robiła się młodsza, a wypadek powinien był jej uświadomić, że nie miała tyle czasu i zdrowia, ile jej się wcześniej wydawało. Wiedziała jednak, że nie mogła pakować się w żaden związek, dopóki nie upora się z własnymi demonami. Nie chciała nikogo obarczać swoim smutkiem i problemami… Co zresztą teraz wytykał jej Noah, próbując jej uświadomić, że nie musiała zmagać się z kłopotami sama, że nie było nic złego w dzieleniu się nimi.
— A wydawało mi się, że jesteś od tego, żeby kąpać się ze mną nago w oceanie — odparła Reyes, zmuszając się do bladego uśmiechu, który nie dosięgnął jej oczu. Często zdarzało jej się to, że żartami próbowała maskować negatywne odczucia, ale Noah potrafił już przejrzeć tę sztuczkę. Westchnęła, korzystając z tego, że jej dłoń wciąż znajdowała się blisko jego ust i kciukiem obrysowała jego miękkie wargi. — Ciebie też gnębi mnóstwo rzeczy. Nie chcę stać się dodatkowym ciężarem.
Reyes
— Gdybym cię nie znała, pomyślałabym, że denerwujesz się tym zaproszeniem — drażniła się z nim Reyes, kiedy zaczął się z zakłopotaniem tłumaczyć ze stanu własnego mieszkania. Przecież nie zamierzała tam wpadać, żeby urządzić mu jakąś inspekcję; właściwie była mile zaskoczona tym, że Noah był gotowy i miał chęć wprowadzić ją w swoją prywatną przestrzeń, zwłaszcza po ich rozmowie o wyznaczaniu granic i trzymaniu się ich. — Chętnie cię odwiedzę… wystarczy nam jedna butelka wina czy powinnam od razu przytaszczyć ze sobą całą skrzynkę? — zapytała ze śmiechem, ponieważ nie wyobrażała sobie, by miała przyjść do jego lokum z pustymi rękami, zwłaszcza że nie było jeszcze częściowo urządzone. Mogła ze sobą przynieść jeszcze jakąś roślinkę, ale zakładała, że pod opieką mężczyzny (a raczej jego brakiem) nawet kaktus usechłby w rekordowym tempie.
OdpowiedzUsuńReyes zmarszczyła brwi, rzucając mu na wpół rozbawione, na wpół oskarżycielskie spojrzenie.
— To całe gadanie o pospolitości i wartości brzmi tak, jakbyś planował sprzedać pierścionek przy pierwszej lepszej okazji. Myślę, że najbezpieczniej będzie kupić ci kajdanki wysadzane brylancikami… Nie dość, że będą ładnie wyglądać, to jeszcze przydadzą się podczas łóżkowych zabaw — stwierdziła Reyes, która naprawdę z ogromnym trudem powstrzymywała się przed parsknięciem śmiechem. Takie absurdalne pomysły do głowy przychodziły jej jedynie w towarzystwie Noah, a w dodatku potrafiła wypowiedzieć je niemal z pokerową twarzą, jakby naprawdę rozważała podobne rozwiązania. Dobrze, że pomiędzy boksami znajdowała się odpowiednia przestrzeń, dzięki czemu raczej nikt nie mógł ich podsłuchać, w przeciwnym razie nawet policzki zuchwałej Reyes pokryłyby się gorącym rumieńcem.
— To słodkie, że dla mnie zrobisz przemeblowanie w swoim mózgu — prychnęła, wywracając oczami, chociaż uśmiech nie schodził jej z twarzy. Nie pamiętała, kiedy po raz ostatni tak doskonale się bawiła, a przecież jedynie siedzieli w japońskiej knajpce i rozmawiali. Nie miała pojęcia, czy wynikało to z faktu, że nie widzieli się od dawna i ta tęsknota sprawiła, że byli jeszcze bardziej nabuzowani pozytywną energią, czy może właśnie taka była charakterystyka ich lekko zwariowanej relacji.
Reyes zachichotała, gdy poczuła na kciuku jego zęby.
— Byłeś aż tak głodny? — zapytała, unosząc brwi. Z każdą chwilą jednak atmosfera stawała się coraz bardziej gęsta i napięta, a jej spojrzenie pociemniało, gdy pochyliła się nad stolikiem, by znaleźć się jak najbliżej Noah i kokieteryjnie obniżyła głos. — Wiesz, że jesteś o krok od wpakowania się w bardzo poważne tarapaty, cariño? Jeśli dalej będziesz mnie dotykał w ten sposób, nie obiecuję, że zapanuję nad moimi zachciankami. — Po czym odchyliła się na krześle jak gdyby nigdy nic i zabrała się ponownie za swoje jedzenie.
Reyes
Reyes uniosła brwi, zaskoczona jego wyznaniem. Zdenerwowanie mężczyzny oznaczało, że szczerze mu na tym zależało, ale nie miała pojęcia, co wywołało taką reakcję; pragnął, by dobrze się czuła w jego mieszkaniu czy raczej chodziło o to, że obawiał się jej oceny i niedowierzania w związku z tym, że zdecydował się na własny apartament?
OdpowiedzUsuń— Chyba nie zakładała, że przez cały okrągły rok śpisz pod namiotem? — zapytała na wpół zdziwiona, na wpół rozbawiona Reyes, ponieważ Noah absolutnie był człowiekiem, który byłby w stanie podróżować przez całe trzysta sześćdziesiąt pięć dni, nie mając stałego dachu nad głową… a jednak potrafiła zrozumieć, że potrzebował miejsca, do którego czuł, że mógł wracać. Nawet jeśli mieszkanie przez większość czasu stało puste, nawet jeśli rzadko kiedy zaglądał do środka, świadomość, że gdzieś na świecie miał swój własny kąt, mogła podnosić go na duchu podczas gorszych momentów, gdy nie był pewny, czy przynależał gdziekolwiek. — Nie masz czym się przejmować. W końcu to tylko ja. Chyba, że chcesz mi powiedzieć, że będę pierwszym gościem w twoich skromnych progach i szykujesz z tego powodu jakąś niespodziankę. — Po prostu nie umieli zrezygnować z ciągłego podpuszczania się i dzięki temu Reyes czuła się tak… normalnie. Noah wiedział, co ją spotkało, a jednak nie traktował jej jak zepsutej, kruchej laleczki, która miała rozpaść się przy najlżejszym dotyku.
— A skąd masz pewność, że to właśnie ja się upiję? Bo mnie się wydaje, że to ty pierwszy się wstawisz i zrobisz mi gorący pokaz striptizu, który zapamiętam do końca życia — odparła zadziornie Reyes, mrugając do niego. Nikt nie powiedział, że to ona była już na starcie postawiona w gorszej pozycji, a Noah mógł mieć jeszcze bardziej szalone pomysły, kiedy będzie podpity.
Od dłuższego czasu unikała alkoholu, ponieważ w trakcie wypadku była pod wpływem; jej poczucie sumienia było niezwykle złożone, nie wynikało z jednej rzeczy, a z kilku, które nawarstwiły się na siebie, tworząc tragiczny bieg wydarzeń. Zastanawiała się, czy gdyby była trzeźwa, byłaby bardziej uważna i szybciej wykrzyknęłaby ostrzeżenie, które być może uratowałoby im wszystkim życie, lecz nigdy się o tym nie przekona. Ostatnio jednak nie odmawiała już sobie z takim uporem procentów, kiedy była w towarzystwie znajomych, a przy Noah czuła się na tyle pewnie, była na tyle odprężona i mimo wszystko ufała mu na tyle, by pozwolić, aby chociaż część jej hamulców puściła.
— Postaram się, żeby jedyne kajdanki, jakie kiedykolwiek znajdą się na twoich przegubach, zostały tam zapięte przeze mnie i to tylko w bardzo przyjemnym celu — odparła ze śmiechem Reyes, która w tej chwili nie chciała myśleć o tych wszystkich tajemnicach, które skrywał przed nią Noah, o jego niezbyt czystej, pełnej skaz przeszłości, o rzeczach, które mogłyby jej odebrać przyjaciela na zawsze, a przynajmniej na długie lata, gdyby tylko wyszły na jaw, a on zostałby zamknięty przez władze za wszystko, czego się dopuścił. Nie wpuszczał jej do tego świata i trochę naiwnie chciała wierzyć, że próbował ją w ten sposób chronić, mimo że prawdopodobnie dbał jedynie o własną skórę. Noah dawał jej jednak w ten sposób wskazówki i po jego spojrzeniu mogła jedynie się domyślać, że nie robił tego w sposób przypadkowy. Zawsze się pilnował, nawet kiedy pozornie się przy niej otwierał, dlatego podejrzewała, że nie zdradziłby żadnej informacji pod wpływem chwili, z jakiegoś powodu chciał jej to dać.
Korzystając z tego, że Noah wciąż był rozproszony, bezwstydnie podkradła mu trochę ramenu z talerza.
Usuń— Czyli próbujesz mi powiedzieć, że jestem dla ciebie zbyt pobłażliwa i zbyt szybko zgodziłam się tutaj z tobą przyjść? W takim razie następnym razem urządzę ci prawdziwe piekło — brzmiała pozornie niewinnie, gdy pochłaniała swoją porcję makaronu, ale… to nie było do końca kłamstwo. Nie powinien zakładać, że spokojnie będzie znosiła każde jego zniknięcie, że za każdym razem mu wybaczy. Ona sama nie mogła wiedzieć, jak to wszystko się potoczy i czy zawsze będzie potrafiła go przyjąć z otwartymi ramionami, czy w pewnym momencie nie poczuje się tym wszystkim zmęczona.
Reyes
Panna Lester szybko zrozumiała, że mężczyzna wie gdzie idzie, więc nawet nie siliła się na rozglądanie wokół w poszukiwaniu rzeczonej kawiarni. Słysząc odrobinę pokraczna wypowiedzieć towarzysza niemal wybuchła śmiechem. W końcu pisarz chyba powinien potrafić dobierać słowa, czy może się myliła? Było to nawet jakoś dziwnie urocze i nawet go rozumiała, bo pewnie sama na jego miejscu zareagowałaby podobnie. Dopóki sama nie dowiedziała się, ze jest w ciąży nie miała przejawów czegoś takiego jak instynkt macierzyński - no nie licząc tego jak rozpieszczała Biscuita. Ale to była inna para kaloszy!
OdpowiedzUsuń— Nie jest lekko, nie jest. Tym bardziej, że robi się coraz cieplej —dla podkreślenia powachlowała sie dłonią. W galerii była klimatyzacja, ale nie miała takowej w mieszkaniu, czy parku do którego uczęszczała z psiakiem.
— Jeszcze jakieś cztery miesiące, no trochę ponad —ale nie siliła sie nawet, by przypomnieć sobie którego dokładnie jest dzisiaj ani który to tydzień. Wszyscy miała nie tylko u lekarza, ale i w aplikacji na telefonie. Wiedziała, jednak, że Noah zapytał o to ze zwykłej uprzejmości. Skąd to wiedziała? Bo na jego miejscu zrobiła by pewnie dokładnie to samo!
—No zauważyłam, że tak sobie o zniknąłeś. Ładnie to tak? Jak Ci redaktorka porządnie nie da popalić to wiesz —zażartowała unosząc dłoń, jakby się przymierzała do ciosu, ale zaraz roześmiała się w głos. Tak pamiętała kobietę i domyślała się, ze pisarz nie miał z nia łatwego życia. Może uciekła głównie od niej? Kto wie,
—Problemów? Daj spokój, ta kampanie dała nam taki rozgłos, że nawet dostałam premię —puściał mu perskie oko, bo tak faktycznie było. Po tym jak ich początkowy plan z reklama kontrowersyjnej książki Woolfa wypalił ich agencja była na językach wielu. Nie zawsze mówiono pochlebnie o tym pomyśle, ale mówiono, a przez to pojawili się też nowi klienci, którzy wiedzieli, że firma zrobi wszystko, by wypromować to co trzeba!
Gdy usiedli w kawiarni położyła wszystkie swoje torby tak, by w nie nie kopać pod stolikiem, ale była wdzięczna za chwilę odpoczynku.
—Żaden szczur! Wiesz co —pokręciła głową, ale mogła sie tego spodziewać i wcale nie wyglądała na obrażoną wręcz przeciwnie była zadowolona. Z tego, że wpadła na Noha. Z tego, że miała możliwość nieco zmienić towarzystwo i nie musieć brać udziału w trudnych rozmowach, których ostatnio miała po dziurki w nosie.
—Biscuit ma sie dobrze, a zresztą czemu miałby sie mieć źle jest tak rozpieszczony. —zasmiała się i upiła kilka łyków swojej bezkofeinowej kawy. To był naprawdę dobry wynalazek, gdy chciała posmakować kawy.
—Poza widocznymi zmianami wiele się u mnie nie działo. Cały czas była tylko praca, dom, praca! Nie pamiętam kiedy w ogóle wyskoczyłam do jakiegoś klubu, a teraz no jestem uziemiona —powiedziała z nieukrywanym smutkiem. Brakowało jej ruchu, zabawy, a może nawet i alkoholu we krwi.
—Lepiej Ty zdradź coś, gdzie to uciekłeś, hm? Jakies piekne widoki, ciepłe kraje? —spojrzała na niego z rozmarzeniem, ponieważ to tez było off limits.
Charlotte
Sama Reyes uwielbiała gotować. Przestała to robić po wypadku, ponieważ nie widziała sensu w gotowaniu dla siebie samej, jednak był taki czas, kiedy kochała eksperymentować w kuchni, nieustannie wypróbowywała nowe przepisy, a wszyscy jej znajomi uwielbiali meksykańskie potrawy w jej wykonaniu.
OdpowiedzUsuń— Jeśli chcesz, mogę ci przesłać listę składników i ugotujemy coś jutro wspólnie — zaproponowała po chwili wahania. Prawdopodobnie zamówienie czegoś na wynos byłoby prostsze i zaoszczędziłoby im mnóstwo czasu, ale nikt nie mówił, że nie mogli jednocześnie gotować i nadrabiać stracony czas. A skoro Noah faktycznie był tak tragiczny w kuchni to mogła być jego jedyna szansa na domowy posiłek w najbliższym czasie, zwłaszcza jeśli będzie zajęty przez pracę. — Chyba że będziesz zbyt pijany, by utrzymać się na nogach i przydać mi się na coś w kuchni — rzuciła złośliwie, nie mogąc zrezygnować z przytyku. — Właśnie dlatego, że próbujesz mnie zniechęcić, zamierzam oczekiwać bardzo wiele — odparła przekornie Reyes. W końcu nie denerwowałby się tak bardzo, gdyby mu nie zależało, a skoro mu zależało to nie zamierzała uwierzyć w ani jedno zdanie, które padło z jego ust.
— Noah Woolfie, czy ty właśnie rzucasz mi wyzwanie? — zapytała powoli Reyes, akcentując każde słowo, jakby chciała mu dać szansę jeszcze wycofać się z tych słów. — Nie jestem żadnym chucherkiem! — zawołała z oburzeniem, posyłając mu zirytowane spojrzenie. Zaraz jednak na jej wargi wypłynął iście szatański uśmieszek. — Skąd pomysł, że ubiorę bieliznę? Może od razu powinnam przyjść bez… — zastanawiała się głośno. Powiedziała to tylko po to, żeby zobaczyć jego reakcję; po cichu liczyła na to, że zakrztusi się swoim jedzeniem, lecz był na tyle godnym przeciwnikiem, że nie spodziewała się tak łatwego zwycięstwa.
— Może lubię, może nie… Możesz tylko żałować, że nie będziesz miał okazji przekonać się na własnej skórze, co mnie kręci. Zostaje ci tylko własna wyobraźnia — rzuciła figlarnie Reyes, zakładając zbłąkany kosmyk włosów za ucho i zmysłowo przegryzając wargę. Zaraz jednak przybrała najbardziej niewinną minę, na jaką było ją stać, zgodnie z jego sugestią. — Czyli chcesz mi powiedzieć, że wyglądam na grzeczną, uległą dziewczynkę? W takim razie chyba nie postarałam się wystarczająco, kiedy odpowiadałam na twoje pytanie o pocałunek — stwierdziła, a w jej oczach rozbłysły iście diabelskie iskierki. Skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie była ciekawa, co sam Noah preferował w łóżku; czy przeszkadzało mu, kiedy to kobieta przejmowała inicjatywę i wolał mieć kontrolę nad sytuacją, czy może podobałaby mu się perspektywa partnerki, która doskonale wiedziała, czego chciała i potrafiła zarówno brać, jak i dawać. W końcu fantazji było mnóstwo, a ona sama nie miała problemów z odgrywaniem obu ról. — Mam wrażenie, że bardziej interesują cię moje łóżkowe skłonności niż to, co robiłam przez ostatnie miesiące — zarzuciła mu ze śmiechem Reyes, widząc jego wyraźne zaciekawienie, gdy pochylił się nad stołem w jej kierunku. Nie skończyli jeszcze tej rozmowy; w końcu ona też zastanawiała się, jak spędził ostatnie miesiące, gdzie był i co robił.
— Masz świadomość tego, że w ten sposób możesz z powrotem wpakować się w kłopoty? — spytała Reyes, unosząc brwi, a chociaż starała się brzmieć swobodnie, jakby dalej się ze sobą drażnili, jej twarz wyrażała tak wiele emocji, że trudno byłoby ją w tej chwili uznać za rozluźnioną czy skłonną do żartów. — Może z twojej perspektywy to są małe grzeszki, ale nie z mojej, Noah. Może ty już przywykłeś do tego, że znikasz z czyjegoś życia bez pożegnania i nie masz przy tym wyrzutów sumienia, ponieważ właśnie taki jesteś i to od lat, ale ja wcale nie cieszę się z tego powodu. To, że mi na tobie zależy, nie świadczy o tym, że zapominam o wszystkim; może jestem skłonna ci wybaczyć, ponieważ wiem, że moja złość niczego nie zmieni i moje poczucie zranienia w żaden sposób nie wpłynie na twoje przyszłe decyzje, jednak to nie oznacza, że tak po prostu odpuszczam i nic mnie to nie kosztuje, bo to nie jest łatwe.
Reyes
Reyes zaczynała się zastanawiać, jak żywił się przez te wszystkie lata. Podejrzewała, że była to mieszanka podstawowych dań, hotelowych bufetów, żarcia na wynos i dobroci mieszkańców, którzy lubili dzielić się swoją kulturą i jedzeniem, a Noah był na tyle czarujący, że zapewne nie miał trudności z przekonaniem do siebie miejscowej ludności.
OdpowiedzUsuń— Mógłbyś chociaż udawać, że ten plan ci się podoba i wykazać się większym entuzjazmem — wytknęła mu z rozbawieniem Reyes, śmiejąc się pod nosem na widok jego miny, która nie wyrażała najmniejszych chęci do zagłębienia się w tajniki kulinarnej sztuki; wyglądał raczej na zrezygnowanego i podejrzliwego, jakby warzywa miały ugryźć go w rękę, kiedy tylko zabierze się za ich krojenie. Miała tylko nadzieję, że choć trochę uda jej się umilić mu ten czas. Wiedziała jednak, że gdyby Noah naprawdę nie miałby na to ochoty, nie zgodziłby się na wspólne przygotowywanie posiłku.
— Nie uważasz, że jesteś strasznie samolubny w tych wyzwaniach? — zapytała Reyes, unosząc jedną brew. Miała świadomość, że coraz bardziej igrała z ogniem, lecz kiedy już zaczęli, nie umiała tak po prostu się wycofać i przestać. Zawsze podejmowała rzucone jej wyzwanie, co prawdopodobnie mogło się dla niej zakończyć niezbyt dobrze, jednak nie zamierzała ustępować mężczyźnie pola, zwłaszcza że on sam również wyglądał tak, jakby nie planował się ugiąć. Ich relacja zawsze miała w sobie element ognistej gry i najwyraźniej oboje nie potrafili zrezygnować z tej ekscytującej części. — Powiedzmy, że przyjdę w samej sukience i bez bielizny… A co ty dasz mi w zamian, Noah? To powinna być uczciwa wymiana, nie może być tak, że tylko jedno z nas bierze i znajduje się w lepszej pozycji. Więc co mi zaproponujesz? — zapytała, bawiąc się szklanką z wodą niemal tak, jakby był to kieliszek wina. Niezwykle powoli uniosła szkło do ust i upiła łyk, po czym sugestywnie oblizała swoje wargi. Gdzie była granica? W ich przypadku nigdy nie było wiadomo. Noah postawił swoją barierę odnośnie pewnych prywatnych spraw, ale jeśli chodziło o ich droczenie się… Jeszcze nie znaleźli limitu. A może po prostu nie chcieli go zauważyć i przyjąć do wiadomości, ponieważ kontynuowanie tej zabawy w kotka i myszkę było dla nich zbyt kuszące.
— Może to ty niewystarczająco mnie zachęcasz, żebym miała ochotę pobudzić twoją wyobraźnię? — odparła ze słodką miną Reyes, która nie miała zamiaru tak łatwo wywiesić białej flagi, chociaż krew delikatnie się w niej zagotowała, kiedy stwierdził, że jej poprzedni popis był niewinny. Miała ochotę pobudzić jego wyobraźnię do tego stopnia, że spodnie zaczęłyby go boleśnie uwierać w kroku i zupełnie nie przejmowałaby się przy tym obecnością innych klientów w knajpce, ale wtedy Noah wygrałby w ich małej rozgrywce. Doskonale wiedziała, że specjalnie ją podpuszczał, lecz… to działało, bo część Rey cholernie tego pragnęła. Uwielbiała kusić, droczyć się, znajdować się w centrum czyjegoś zainteresowania, poczucie bycia chcianą i zauważoną. — Myślę, że gdybyś szczerze angażował się w naszą rozmowę, bardziej podkreśliłbyś to za pomocą czynów — odparła zuchwale, ignorując jego fałszywe oburzenie.
Reyes nie chciała się kłócić, a już na pewno nie chciała poczuć się tak dotknięta przez jego słowa.
Usuń— Przestań. Nie chcę już tego słuchać — szepnęła, przymykając na chwilę powieki i biorąc głęboki oddech, żeby nad sobą zapanować. — Ciągle mówisz o tym, że wyobraziłam sobie coś na twój temat, jakbym cię nie znała, jakby cała nasza relacja była zbudowana na jakiś moich urojeniach, jakby… — urwała, zaciskając mocno palce na krawędzi stołu. — Kiedy mówisz, że mam jakieś wyobrażenie twojej osoby, tak naprawdę bagatelizujesz moje uczucia, Noah. Jakbym nie miała prawa do tej złości, bo wzięła się z moich wymysłów, a przecież ja nie… Znam cię. To, że próbujesz to podważyć, wmawiając mi, że jest inaczej, jest kurewsko niesprawiedliwym zagraniem z twojej strony — powiedziała z goryczą w głosie, podnosząc się z krzesła. Ruszyła w stronę kelnera, by poprosić o rachunek, bo nie sądziła, by była w stanie dłużej tutaj wysiedzieć.
Reyes
— Mam chociaż nadzieję, że kojarzy ci się to z wizytą u seksownej lekarki — parsknęła Reyes, która nie mogła powstrzymać się przed wywróceniem oczami na to porównanie. Chyba tylko on byłby w stanie wymyślić coś podobnego, a skoro mogła liczyć na jego kreatywność w zakresie metafor… No cóż, podejrzewała, że w innych aspektach życia potrafił wykazać się podobną pomysłowością, która mogła wynikać choćby z jego doświadczenia… Noah nigdy nie ukrywał, jakie miał podejście, a jej to nie przeszkadzało, ponieważ to nie była jej sprawa i nikt nikogo nie krzywdził. Wiedziała jednak, że chociaż pozwalali sobie na tak prowokujące komentarze i uwodzicielski dotyk, nie powinni pozwolić sobie na nic więcej. Wielokrotnie jej koleżanki namawiały ją, że powinna się rozerwać, skupić się na dobrej zabawie i fizycznej przyjemności, lecz Reyes miała świadomość, że przez dość długi okres czasu była wrakiem i nie mogła sobie pozwolić na zbliżenie się do kogokolwiek bez rozmyślania nad konsekwencjami. Wszystko mogło się jedynie skomplikować, gdyby przekroczyli tę granicę w całości, jakby nigdy nie istniała, a ona potrzebowała Noah w swoim życiu, nawet jeśli nie zawsze była zadowolona z tego, jaką odgrywał w nim rolę, nawet jeśli zdarzały się dni, gdy chciałaby od niego dostać więcej, choć wiedziała, że to niemożliwe.
OdpowiedzUsuńTylko jak miała mu się oprzeć, kiedy patrzył na nią w ten sposób, sunąc opuszkami palców po jej wrażliwej skórze, która paliła w miejscach, w których jej dotknął, sprawiając, że jej ramiona obsypały się gęsią skórką? Wystarczył jeden mały kroczek, by hamulce jeden po drugim zaczynały puszczać. Ludzie z natury byli chciwi, pragnęli więcej, więcej, więcej, a oni nie byli w tym zakresie wyjątkiem. Zakazany owoc w końcu smakował najlepiej, a oni nie potrafili zaprzeczyć temu, że między nimi iskrzyło. Do tego stopnia, że gdyby tylko byli nieznajomymi, zapewne już dawno temu zdzieraliby z siebie ubrania, całując się namiętnie, tymczasem oboje wciąż siedzieli na swoich miejscach, mierząc się spojrzeniami z przeciwnych stron stołu. Ponieważ to, co mieli, było bardziej wyjątkowe i znaczące niż chwila przyjemności. Reyes nie chciała ryzykować wszystkiego, żeby się zabawić, a później żałować, gdy opadnie na nich trudna rzeczywistość. W tej chwili jednak żadne z nich nie wybiegało tak daleko z przyszłość, po prostu pozwalali sobie na ten flirt, który wychodził z nich zupełnie naturalnie.
— Jesteś okrutny, skoro każesz mi wybierać… Nie mogę dostać zarówno doznań estetycznych, jak i zmysłowych? — zapytała Reyes, chociaż jej słowa były delikatnie zniekształcone przez zachrypnięty głos. Wychyliła szklankę, dopijając wodę duszkiem, ponieważ dla odmiany zrobiło jej się strasznie gorąco w restauracji.
Zrobiła smutną minkę nieszczęśliwego szczeniaczka, licząc na to, że uda jej się nieco zmiękczyć serce Noah w tych intrygujących negocjacjach. Chciała dostać obie te rzeczy.
Zakrztusiła się wodą, czując jego nogę tuż przy swojej kostce. Zakasłała, próbując nie pokazywać po sobie, jak duże wrażenie na niej wywierał, bo nie chciała dostarczać mu dodatkowej amunicji, ale… Okazało się, że trafiła na godnego przeciwnika. Była przyzwyczajona do tego, że mężczyźni łatwo ulegali jej urokowi, jednak istniała szansa, że tym razem to ona stanie się zwierzyną łowną dla Noah…
Reyes chciała się złościć. Tak po prostu. Najwyraźniej jednak mężczyzna nie miał zamiaru jej tak łatwo odpuścić i z tego powodu jednocześnie go przeklinała i uwielbiała. Ponieważ jakaś jej część bała się, że tylko jej zależało i Noah pozwoli jej tak po prostu odejść.
— Przynajmniej wiesz, że mnie zawiodłeś — burknęła pod nosem Reyes, specjalnie uciekając spojrzeniem, ale on na jej złość odpowiadał nieskończoną łagodnością, gdy gładził ją po policzku. Nie miała pojęcia, kiedy dokładnie uniosła dłonie, kiedy chwyciła go za koszulkę, zaciskając palce na materiale, jakby nie chciała go wypuścić, pozwolić na to, by odsunął się nawet na milimetr. — Znam dokładnie tyle, ile pozwoliłeś mi poznać — odparła Reyes, która jak zawsze musiała mieć ostatnie zdanie. W końcu to on wyznaczył jej tę granicę. Tylko… czy to nie działało w obie strony? W końcu on też wiele nie wiedział o jej codziennym życiu. Ich znajomość była na tyle dziwna, że wiedzieli o sobie naprawdę trudne rzeczy; poznali te najbrzydsze prawdy, jednak wciąż było mnóstwo rzeczy, których o sobie nie wiedzieli. Musieli zmagać się z tak dużymi informacjami, że umykały im szczegóły: ulubione potrawy, filmy, twórcy…
Usuń— Nikt inny nie sprawia, że mam taki mętlik w głowie jak ty, Noah — przyznała po chwili ciszy Reyes. Chciał pozwolić jej poznać drugą stronę, a jednocześnie odmawiał jej niektórych informacji. Nie akceptował jej gniewu, ale wiedział, że ją zawiódł. Czasami wydawał się odległy, by chwilę później zapewniać ją, że mu zależało i dotykać jej tak, jakby nie było dla niego niczego cenniejszego. — Im więcej będziesz mi dawał, tym więcej będę chciała. Im więcej mi pokażesz, tym więcej będę chciała poznać. Wiem, że tego nie chcesz, ale nie wiem, na ile będę umiała nad tym zapanować, bo jestem ciebie ciekawa. Jesteś pewny, że sobie z tym poradzisz? — zapytała cicho, zmuszając się do tego, by unieść głowę i zajrzeć mu w oczy. Nas. Czy naprawdę istniało dla nich jakieś my? On zawsze będzie miał swoje tajemnice, a ona zawsze będzie chciała je poznać. — Nie rezygnuję, Noah. Po prostu… — westchnęła. Zrobiła jeszcze jeden krok w jego kierunku i objęła go, wtulając się w niego. Uświadomiła sobie, że głównie wściekała się albo się z nim droczyła i nie powiedziała mu jeszcze, że… — Cieszę się, że cię widzę. Cieszę się, że wróciłeś w jednym kawałku. Cieszę się, że jesteś tutaj ze mną.
Reyes
Reyes czuła, jak jej policzki robią się gorące, a ona sama zaczynała płonąć. Sądziła, że będzie miała większe opory, ale widok, jaki roztoczył Noah przed jej oczami kilkoma swoimi słowami sprawił, że nietrudno było jej sobie wyobrazić ich oboje w jego łóżku, nagich, splecionych w czułym uścisku, łapczywie wpijających się w swoje usta, jakby świat się kończył i to były ostatnie należące do nich chwile. Widziała go z potarganymi od jej palców włosami, ze ściemniałymi z żądzy tęczówkami, z opuchniętymi od gwałtownych pocałunków wargami, którymi szeptałby jej do ucha ostre komendy, pod wpływem których otwierałaby dla niego szerzej uda. Zdecydowanie zabrnęli za daleko, znaleźli się na skraju przepaści i mieli przed sobą tylko dwie drogi: mogli albo zrobić krok w tył, wybierając bezpieczeństwo, które jednak mogło wiązać się z poczuciem żalu i nawracającym pytaniem co by było gdyby…, mogli też wspólnie runąć z urwiska w dół, nie mając pojęcia, co ich czekało na samym końcu. Bolesne uderzenie, a może zaskakująca niespodzianka? Wciąż się wahała. Jej rozsądek mówił jedno, jej impulsywna, spragniona przygód część natury mówiła drugie. To było czyste szaleństwo, bo chociaż wcześniej zdarzało jej się fantazjować o Noah, był w końcu przystojnym, tajemniczym facetem, o tyle ani razu nie znaleźli się tak blisko spełnienia tych fantazji. To ją przerażało. Ekscytowało. Wzbudzało milion sprzecznych odczuć. Sami nie mieli pojęcia, co robili przez cały czas, a do tego dochodziły teraz emocje związane z tym, że nie widzieli się od czterech miesięcy. Możliwe, że to tęsknota sprawiła, iż ich flirt nabrał większych rumieńców, a za kilka dni wszystko miało wrócić do normy, kiedy przyzwyczają się do myśli, że byli znowu w jednym mieście. Nie powinni postępować pochopnie… lecz pożądanie miało to do siebie, że utrudniało logiczne myślenie.
OdpowiedzUsuńReyes rozluźniła się, kiedy objęły ją ciepłe, silne ramiona. Trochę się obawiała, że Noah spróbuje ją odsunąć, ale odwzajemnił uścisk, a chociaż otaczał ich restauracyjny gwar, przez chwilę czuła się tak, jakby byli na miejscu zupełnie sami.
— Wiesz, jakie jest dla mnie najniebezpieczniejsze miejsce w tej chwili? Twoje łóżko — odparła zadziornie Rey, szepcząc mu swoją odpowiedź do ucha. Cofnęła się, by móc spojrzeć mu w twarz i mrugnęła. — Zobaczymy, na ile mi pozwolisz i czy dotrzymasz swojej obietnicy — rzuciła, kolejne wyzwanie, chociaż tym razem… tym razem czuła, że mogła nieco ochłonąć i poczuć się pewniej. Oboje wiedzieli, dlaczego jego pościel była dla niej niebezpieczna, a skoro Noah tak bardzo zależało na jej dobru, powinni jakoś to przetrwać… O ile nie zaczną na nowo się rozpalać za pomocą komentarzy, spojrzeń i dotyku. Oboje poddawali się raczej impulsom, więc podobne powstrzymywanie się nie leżało w ich naturze. To chyba najdobitniej świadczyło o tym, jak wiele ta relacja dla nich znaczyła i jak bardzo nie chcieli się stracić.
— Chodźmy — zaproponowała, łapiąc go za rękę i ciągnąc lekko w kierunku wyjścia. — Jest jakiś kolejny przystanek na trasie Poznaj nudne życie Noah Woolfa po tej japońskiej knajpce?
Reyes
Reyes zastanawiała się, co skłoniło go do wynajęcia pokoju, skoro miał własne lokum, ale nie zadała pytania. Podejrzewała, że mogło mieć to związek z jego poprzednimi słowami, kiedy wyznał jej, że zamierzał nawiązać z nią kontakt dopiero w momencie, w którym byłby pewien, że nie ściągnął za sobą kłopotów do Nowego Jorku. Zapewne wolał się schronić w wynajmowanym pomieszczeniu niż ryzykować… Jej głowa jak zawsze pracowała na zwiększonych obrotach, szukając znaczeń kryjących się pomiędzy zdaniami, jednak po chwili uświadomiła sobie, że powinna odpuścić. Przestać nadmiernie wszystko analizować, chwytać się każdego wytłumaczenia. Noah miał rację; chciała mu zaufać, ale nie robiła tego w pełni. Były momenty, gdy wątpiła w jego szczerość, bała się w pełni zanurzyć w tej relacji, sądząc, że prędzej czy później znowu się zawiedzie, a nie była pewna, ile była w stanie znieść. Teoretycznie wydawało się, że po wypadku, który wstrząsnął jej życiem, potrzebowała stabilności… A Noah był dokładnym zaprzeczeniem tego stanu. Był nieokiełznanym żywiołem, wolnym duchem, którego nic nie mogło zatrzymać w miejscu. Pytanie tylko: czy naprawdę chciała tej stateczności? Czy nie znudziłaby się w końcu? Ona również była niespokojnym duchem. Może chwilowo uziemionym, wystraszonym i poturbowanym, lecz czy naprawdę mogła zapomnieć o własnej naturze, która ciągle ją gdzieś pchała? Im bardziej skupiała się na rozważaniach, tym mniej pewnie się czuła. Być może powinna pójść za przykładem Noah.
OdpowiedzUsuńUwielbiała, gdy jej dotykał. Wiedziała, że nie była w stanie ukryć reakcji własnego ciała na jego bliskość, więc przestała. Westchnęła z zadowoleniem, kiedy pogłaskał ją po policzku, a później odgarnął włosy. Później jednak czułość przeistoczyła się w zupełnie inne uczucie, gdy głęboko wciągnęła powietrze do płuc pod wpływem jego zadziornej prowokacji. Rzuciła mu długie spojrzenie spod przymrużonych powiek, ponieważ intencjonalnie wywołał w jej głowie szaloną gonitwę myśli, a jej serce na chwilę zgubiło rytm, by zacząć bić w przyspieszonym rytmie.
— Jesteś bardzo niegrzecznym chłopcem… A mnie to stanowczo za mocno kręci — przyznała, potrząsając głową, jakby próbowała odzyskać jasność myśli, co było praktycznie niemożliwe w jego obecności, jeśli dalej zamierzał zasypywać ją podobnymi propozycjami.
Reyes przyjęła jego ramię, delikatnie zaciskając palce na jego bicepsie.
— O której pracy? Handlu czy redaktorce z piekła rodem? — zapytała z lekkim rozbawieniem. — Czy pisanie to dla ciebie bardziej hobby niż praca? — dopytała, korzystając z okazji. Wciąż była ciekawa, kiedy dokładnie zdecydował się rozpocząć swoją karierę pisarza i dlaczego wiedziała o fotografii, ale nigdy nie dowiedziała się o jego książkach. Próbowała sobie przypomnieć, czy kiedyś mignęło jej jego nazwisko na wystawie, a ona po prostu je zignorowała, widząc inne imię. Powinna była sprawdzić, wtedy znalazłaby siebie w pierwszym tomie.
— Na pewno było o wiele nudniej, kiedy cię nie było. Nikt nie proponował mi odpowiednich doznań zmysłowych i estetycznych — rzuciła, mrugając do niego. — Ty też wciąż nie powiedziałeś mi, gdzie byłeś. — Zaraz jednak rzuciła mu oburzone spojrzenie. — To nie jest twój obraz! Wciąż nie uznaję tamtego wyniku. Podpuściłeś mnie — zarzuciła mu, ale w jej oczach iskrzyło rozbawienie. — To całkiem słodkie, że postanowiłeś go odesłać do mnie. Uznałabym nawet za romantyczne, gdybyś dołączył bilecik. Nic mu nie jest, ponieważ w przeciwieństwie do ciebie doceniam dzieła sztuki i nie zrobiłabym nic, co mogłoby go zniszczyć, nawet gdybyś mnie niemiłosiernie wkurwił… Ale dla ciebie nie będzie podobnej taryfy ulgowej. A jeśli rzucisz teraz tekst o tym, że twoja twarz sama w sobie jest dziełem sztuki, przysięgam, że wrócę do domu — zagroziła żartobliwie.
Reyes
— Może dlatego, że nie masz w sobie za grosz niewinności? — podsunęła ze słodkim uśmiechem, który kontrastował ze złośliwymi ognikami w oczach. — Tylko ty potrafisz zgrywać niewiniątko po tym, jak omal nie doprowadziłeś mnie do orgazmu samym świntuszeniem — rzuciła zuchwale, zanim zdążyła się ugryźć w język. Jeżeli wcześniej zastanawiała się, czy przypadkiem nie zabrnęli daleko, to teraz nie miała już żadnych wątpliwości względem tego, że zapuścili się na wyjątkowo niebezpieczne rejony. Może skupiali się głównie na słownych potyczkach, ale sposób, w jaki na siebie reagowali i ich przesycone pragnieniem spojrzenia sugerowały, że gdyby mieli okazję, przeistoczyliby słowa w czyny.
OdpowiedzUsuńNa szczęście chwilowo mogli ochłonąć, skupiając się na innych tematach do rozmowy; udawać, że między nimi wcale nie działo się coś więcej niż dotychczas, że nie spalał ich ogień, który rozniecał się jeszcze bardziej przy każdym, nawet najlżejszym muśnięciu.
— Zapomniałeś czy może raczej była to specjalnie przygotowana strategia? — podchwyciła Reyes, rzucając mu przeciągłe spojrzenie, chociaż jego wyraz twarzy wystarczył jej za odpowiedź. Pokręciła lekko głową. — Masz naprawdę dziwne priorytety, Noah. Zanim powiedziałeś mi albo swojemu szefowi, dałeś znać redaktorce, że wróciłeś i dałeś się wrobić w spotkanie autorskie, którego nawet nie chciałeś — zauważyła. Tym razem w jej głosie nie pobrzmiewała gorycz, gdy podkreślała, że jej również nie poinformował o przylocie; po prostu naprawdę próbowała zrozumieć, dlaczego zdecydował się na właśnie taką kolejność. — W każdym razie, jeśli twój szef postanowi cię zamordować, możesz być pewny, że cię pomszczę — zażartowała, trącając go lekko ramieniem. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że żart mógł nie być do końca trafiony. Noah nie zagłębiał się w temat handlu, ale Reyes domyślała się, że jego szef również był zamieszany w nielegalną działalność. Nie miała pojęcia, czy był dobrym człowiekiem i czy byłby zdolny do morderstwa. Do tej pory podobne rozważania były dla niej czymś absurdalnym, fikcją, jednak obecność Noah wiele zmieniała. Pobudzał jej wyobraźnię do pracy nie tylko w sferze erotycznej, ale także w zakresie lęków — A twoja siostra wie, że wróciłeś? — spytała po kilku próbach ułożenia sobie wszystkiego w głowie. Jeśli była jakaś osoba na świecie, której Noah był gotowy posłuchać, to była to właśnie jego siostra. Reyes nigdy jej nie poznała, lecz w jej ocenie byli ze sobą niezwykle blisko. Wystarczyło tylko na niego spojrzeć, jak bardzo się rozpromienił, gdy wspomniał o Jennifer i ich dzielonej pasji do pisania.
— Dość wcześnie to znaczy kiedy zacząłeś podróżować czy jeszcze jako dzieciak? — dopytywała. Noah powiedział, że chciał dać jej się poznać też od tej innej, codziennej strony, a skoro pisanie było dla niego ważne, pragnęła dowiedzieć się jak najwięcej. — To Jen zainspirowała cię, żeby podesłać tekst do wydawnictwa? — Skoro nie myślał o karierze pisarskiej, musiał być jakiś czynnik zapalny, który zachęcił go do spróbowania.
— Kto niby na ciebie czekał? Bo na pewno nie ja — prychnęła Reyes, próbując wyswobodzić się i zrobić krok w tył, lecz trzymał ją na tyle pewnie, że ta sztuczka jej się nie udała. Oboje wiedzieli, że jej zaprzeczenie nie miało wiele wspólnego z prawdą, jednak nie mogła dodatkowo karmić jego ego. — A już nie robimy czegoś głupiego? — zapytała z powątpiewaniem, sunąc palcami wzdłuż jego pokrytej delikatnym zarostem żuchwy. Musiał rozumieć, co miała na myśli, a czego nie powiedziała głośno.
— Ty go zdobyłeś, ponieważ wszyscy są cholernymi materialistami, z tobą na czele — zarzuciła mu Reyes, mrużąc groźnie oczy. Nie mogła wygrać z czekiem o takiej wysokości i Noah doskonale o tym wiedział. Można było kupić wszystko, nawet sentyment, za odpowiednią kwotę. — Pewnie, lepiej, żeby kurzył się w prywatnej kolekcji jakiegoś nadętego bogacza, gdzie zobaczy go zaledwie garstka osób niż w muzeum, gdzie mógłby zachwycić setki odwiedzających — Dlaczego pytasz? Masz zamiar zrobić mi kolejny wykład o tym, jaka to sztuka jest nudna i nie może się równać z fotografią? — podpuszczała go Reyes z uśmiechem czającym się w kącikach ust. — Skoro jesteś takim dziełem sztuki, pozwól mi się na siebie napatrzeć — poprosiła, puszczając jego ramię i zaczęła iść tyłem po chodniku tuż przed Noah, żeby mogła go obserwować. — Może powinnam cię włączyć w listę dzieł naszej nowy wystawy i… — Reyes powinna była przewidzieć, że potknie się na prostej drodze, skoro nie patrzyła przed siebie. Wylądowałaby na twardym podłożu, gdyby Noah jej nie podtrzymał.
UsuńReyes
Reyes pokręciła lekko głową. Nie spodziewała się, że Noah może okazać się takim spryciarzem. Specjalnie unikał swoich zobowiązań, odwlekając w czasie moment, w którym będzie musiał się pojawić w pracy, lecz ostatecznie dopadła go karma… A przynajmniej część karmy, skoro jego drugi szef wciąż żył w nieświadomości. Roześmiała się na widok jego miny i wyciągnęła dłoń, by pogłaskać go po głowie, jakby był małym chłopcem potrzebującym pocieszenia.
OdpowiedzUsuń— Mój biedny Noah, tak się na ciebie uwzięli — powiedziała dobrodusznie, chociaż jej twarz wykrzywiła się w wyrazie złośliwej satysfakcji. W końcu zasłużył sobie na ten los. Może nie ciskała już w niego przekleństwami i gromami, jednak wciąż cieszyła się z tego, że dostał częściową nauczkę.
Była jeszcze bardziej zdziwiona, gdy okazało się, że siostra Noah też nie miała pojęcia o jego powrocie! Zaczynała sobie coraz boleśniej uświadamiać, że gdyby nie przypadkowe spotkanie, istniała szansa, iż nie dowiedziałaby się jeszcze przez długie tygodnie, może nawet miesiące, chyba że informacja dotarłaby do niej wcześniej pocztą pantoflową. Noah wydawał się być taki otwarty, a w rzeczywistości skrywał mnóstwo sekretów.
— Dlaczego miałaby być wkurzona? — spytała Reyes ze zmarszczonymi brwiami, ponieważ elementy układanki wyraźnie do siebie nie pasowały. Mężczyzna jednak niczego jej nie ułatwiał i jak zawsze unikał odpowiedzi. — Później to znaczy kiedy? — dopytywała, gdyż miał rację: potrafiła być niecierpliwa, nie potrafiła powściągnąć własnej ciekawości.
— Może po prostu jestem pusta i lubię spędzać z tobą twarz, żeby pogapić się na twoją twarz? Wtedy nie przeszkadzałoby mi to, że jesteś materialistą bez serca — zauważyła, wzruszając ramionami i starając się zachować jak najbardziej beznamiętną minę. — Ja potrafiłabym docenić jego piękno, ale sprzątnąłeś mi go sprzed nosa wysokim czekiem — odparła od razu. Właściwie na wszystko miała odpowiedź, ale Noah chyba już się do tego przyzwyczaił… Do jej momentami pozbawionych gracji ruchów chyba również, skoro był w stanie złapać ją przed spotkaniem z chodnikiem.
— To nie ja robię sobie krzywdę, to twoje towarzystwo dosłownie zwala z nóg — rzuciła zaczepnie Reyes i roześmiała się sama na ten słaby żart wpasowujący się gdzieś pomiędzy ojcowskie suchary a żenujące teksty na podryw podchmielonych adoratorów w barze, którzy po raz kolejny recytowali hej piękna, nie bolało, jak spadałaś z nieba? Przy Noah miała jednak podejrzanie dobry humor, skoro pozwalała sobie na równie głupie uwagi. — Nie dosypałeś mi przypadkiem czegoś do posiłku, kiedy nie patrzyłam? — spojrzała na niego podejrzliwie. Co prawda zdarzały się im dzisiaj te gorsze chwile, gdy Reyes walczyła ze swoją złością, a on irytował się na jej gniewne tyrady, lecz przez większość czasu czuła… radość. Nie miała pojęcia, czy po prostu miała dobry dzień, czy może to powrót mężczyzny działał na nią w tak pozytywny sposób. Nie próbowała się nad tym zastanawiać, ponieważ jakaś część jej obawiała się, do jakich mogłaby dojść wniosków. W końcu istniała szansa, że za niedługo Noah ponownie gdzieś wyparuje, ponieważ nie umiał usiedzieć na miejscu, a ona nie mogła wściekać się na niego za każdym razem, gdy znikał, by później przyjmować go w otwartymi ramionami.
Reyes czuła, że powinna się odsunąć. Nie miała żadnej wymówki, by dalej znajdować się w jego objęciach, opierając dłonie na jego klatce piersiowej, a jednak… nie chciała cofnąć się poza zasięg jego ramion. Noah też nie wykonał żadnego ruchu, aby wznowić ich spacer. Powoli sunęła palcami w górę jego piersi, głaszcząc lekko jego barki, po czym splotła ręce na jego karku, uśmiechając się do niego i zaczęła delikatnie się kołysać. Nie przeszkadzało jej to, że gdzieś w oddali słyszała klaksony zniecierpliwionych kierowców, że stali na środku chodnika i byli wymijani przez rzucających im zaciekawione spojrzenia przechodniów, że nie było żadnej muzyki, która nadałaby rytm jej krokom.
— Zatańczysz ze mną? — zapytała cicho, nie spuszczając wzroku z jego twarzy. Właśnie za tym tęskniła, za beztroską spontanicznością, która zdawała się stanowić punkt wspólny każdego ich spotkania.
UsuńReyes
— A zasłużyłeś sobie na moją litość? — zapytała Reyes ociekającym słodyczą tonem, po czym rozłożyła ręce w wyrazie bezradności, jakby próbowała mu pokazać, że sam to na siebie ściągnął.
OdpowiedzUsuń— Dlaczego miałabym się wykręcić od spotkania? To twoja domena — wypomniała mu, dając mu lekkiego pstryczka w czubek nosa. — Ale ja też mam coś, co sprawi, że nie będziesz chciał przegapić mojej wizyty. W końcu musisz się przekonać, czy odważę się wypełnić twoje wyzwanie — wymruczała mu do ucha. Noah zdecydowanie miał na co czekać… Zamierzała o to zadbać, chociaż był to raczej element gry. Wiedziała, że nie zaprosiłby jej do siebie, gdyby później planował się wykręcić.
— Nie prowokowałam cię do komplementu… Ale skoro nalegasz, żeby mnie tak nimi obsypywać, nie będę cię powstrzymywać — rzuciła Reyes, wachlując się dłonią z fałszywą skromnością, gdy obdarzał ją pochlebstwami. Zaraz jednak się skrzywiła. — A szło ci tak dobrze! Moja aparycja zasługuje jedynie na określenie ponadprzeciętna? Zaczynam wierzyć, że jednak chwalisz się swoimi seksualnymi podbojami są na wyrost, żadna nie dałaby się oczarować ponadprzeciętnością — stwierdziła, z naganą kręcąc głową, jakby nie mogła uwierzyć w to, że musiała uczyć mężczyznę podstaw, chociaż w jej oczach cały czas błyszczały figlarne ogniki sugerujące, że doskonale się bawiła.
— Ja mam cię za bezwzględnego drania, a ty uważasz, że jestem zbyt niewinna. Jesteśmy w takim razie kwita — zauważyła, mrugając do niego. Noah miał jednak rację, gdyby widziała w nim tylko materialistę bez serca, okrutnego dupka żerującego na słabości innych, nigdy nie spędziłaby z nim dnia, nie dałaby mu się zaprosić do japońskiej knajpki, nie martwiłaby się o niego, co pokazałaby za pomocą awantury urządzonej przy tłumie jego fanów. Reyes była otwarta, uwielbiała poznawać nowych ludzi i spędzać czas w towarzystwie znajomych, lecz tak blisko dopuszczała tylko nieliczne osoby, które musiały zasłużyć na jej zaufanie… chociaż nawet w tym zakresie Noah był pewnego rodzaju wyjątkiem. Był ryzykiem. Zawodził ją, sprawiał, że nie miała pojęcia, co powinna o nim myśleć, ukrywał przed nią wiele kwestii, denerwował ją swoim milczeniem i dystansem, który momentami między nimi budował, nie była pewna, na ile mogła mu wierzyć… A mimo to nie umiała ani z niego zrezygnować, ani się wycofać, zrobić kroku w tył. Oboje parli do przodu, tak naprawdę w nieznane. Balansowali na granicy czegoś, czego żadne z nich nigdy nie umiało określić czy nazwać. Byli zaskakującym połączeniem, które w jakiś sposób działało… Może nieidealnie, może zdarzały się zgrzyty, przerwy, nieporozumienia, ale mimo to wiedzieli, że mogą pojawić się na swoim progu po wielu miesiącach rozłąki i będzie tak, jakby nic się między nimi nie zmieniło. Wciąż będą żartować, pozwalać sobie na nieprzyzwoite komentarze, wpadać na głupie pomysły, które później spontanicznie zrealizują.
— Naprawdę, Noah? Oboje wiemy, że z naszej dwójki to raczej ty jesteś tym z dwoma lewymi nogami — prychnęła, gdy spytał ją, czy potrafiła tańczyć. Wychowywała się na ulicach Meksyku, oczywiście, ze umiała tańczyć! Muzyka płynęła w jej krwi. Przynajmniej do momentu, w którym Noah nie zdecydował, że latynoskie rytmy nie są dla niego i postanowił zaskoczyć ją o wiele bardziej klasycznym tańcem. Zupełnie się tego nie spodziewała… a już na pewno nie tego, że okaże się zaskakująco dobrym partnerem, który poprowadzi ją w równie płynny sposób, podtrzymując ją, kiedy potykała się, przyzwyczajając się do kroków. Obrót sprawił, że na chwilę zabrakło jej tchu, ale on bezbłędnie znowu ją do siebie przyciągnął. Reyes wręcz promieniała, cały świat się rozmył, widziała tylko jego twarz. Czuła, że jej własne policzki delikatnie się zarumieniły, ale jeszcze przez kilka minut tańczyli na chodniku. Kiedy zatrzymali się, łapała oddech, zaciskając dłonie na jego bicepsach.
— Gdzie się tego nauczyłeś? — spytała, unosząc brwi.
Reyes
Margo zjadła drugie winogrono, a potem wzruszyła ramionami. Nie miała pojęcia, czy będzie miała problemy. Możliwe, że tak, w końcu użyła broni i faktycznie oddała strzał, raniąc napastnika. Pozostawała też kwestia znalezienia jej ofiary. Jakoś nie sądziła, że facet sam się zgłosi na policję i złoży zeznania w tej sprawie. Prędzej sam będzie chciał ją znaleźć i się zemścić, o czym kobieta wolała na razie nie myśleć. Zresztą, póki co, i tak uważała, że najniebezpieczniejszy człowiek, jakiego poznała, to jej brat. No i póki co, policja miała zeznania ewentualnych świadków, którzy słyszeli strzał, jej własną opowieść o zdarzeniu, pobitego mężczyznę, którego czekało jeszcze spotkanie z policjantami oraz proch, jaki został na ubraniu Margo po oddaniu strzału. I ślady krwi. Co ma być, to będzie, Vaughan była gotowa wynająć jednego z lepszych adwokatów w mieście nawet, jeśli przez to spłata jej kredytu potrwa dłużej niż planowała.
OdpowiedzUsuń– Och, to na pewno – uznała bardzo poważnie, kiedy Noah powiedział, że wykazała się większymi jajami niż policjanci. – Chociaż chyba wolę słowo jajniki – dodała zaraz, a potem sama się cicho zaśmiała. Zaraz jednak spoważniała, kiedy Noah kontynuował swoją wypowiedź. – Napisałeś o ludziach, którzy zajmują się handlem narkotyków? – powtórzyła za nim, unosząc brwi wyżej. A to akurat było bardzo ciekawe. – Gdzie napisałeś? Gdzieś w internecie czy może w jakimś czasopiśmie? A może książka? – Margo wyglądała na bardzo zainteresowaną tym tematem. Pochyliła się do przodu, w kierunku Noah, opierając łokcie na kolanach. – Co za chu… dupki – poprawiła się. – Jak mogli olać coś takiego? Domyślam się, że miałeś sporo, skoro gdzieś o tym napisałeś, a oni stwierdzili, że cię dopadną i może nawet zabiją – zmarszczyła lekko brwi. Wcześniej mogła myśleć, że napaść na Noah wiązała się z rabunkiem albo jakimś zatargiem, bo kiedyś panowie się nie dogadali (delikatnie mówiąc). Teraz jednak całe to zdarzenie nabierało nowego znaczenia.
Margo znów uniosła brew wyżej.
– Planujesz się wypisać? Tak szybko? Oszalałeś? – wyrwało jej się, nim zdążyła się ugryźć w język. Nie znali się przecież, żeby mogła rzucać takimi tekstami. Bo chyba nie wypadało, czy coś… - Na pewno musisz tu przeleżeć dwa lub trzy dni na obserwacji. Nawet, jeśli w domu czeka na ciebie opieka.
Margo
— Umowa to umowa. Lepiej nie oszukuj i też sprostaj swojej części. W przeciwnym razie nie napatrzysz się długo — stwierdziła z rozbawieniem Reyes, mrugając do niego porozumiewawczo. Przegryzła wargę, a w jej oczach rozbłysły szelmowskie ogniki. Och, jak on z nią igrał, sprawiając, że jej serce biło szybciej, a przyjemne ciepło rozlewało się w dole brzucha, utrudniając skupianie się na czymkolwiek poza Noah. — Szybki? Będę zawiedziona, jeśli wypad skończy się zbyt szybko, ale skoro nie masz w sobie wystarczająco siły i wytrzymałości, by utrzymać się na szczycie… dachu przez całą noc, będę musiała poszukać innych rozrywek — westchnęła głęboko z udawanym rozczarowaniem, jakby mężczyzna właśnie zaprzepaścił wszystkie jej intensywne plany związane z zabawami… na dachu.
OdpowiedzUsuń— Touche — parsknęła śmiechem, kiedy wypomniał jej, że mimo wszystko była łasa na komplementy. Cóż mogła na to poradzić, lubiła być adorowana, kto tego nie lubił? Podpuszczanie jednak kogoś do miłych słów i gestów nie niosło ze sobą takiej wartości jak szczere wyznania płynące z głębi serca, z samego pragnienia sprawienia komuś przyjemności. Nie podejrzewała, by Noah skomplementował jej dla samej zasady, jego opinia była szczera, lecz oni… cały czas się ze sobą bawili. Pozwalali, by cały stres i zdenerwowanie znalazły swoje ujście w sposobie, w jaki się ze sobą droczyli, to była dla nich odskocznia, która pozwalała im zapomnieć o negatywnych momentach.
Reyes roześmiała się, słysząc jego wytłumaczenie.
— A więc teraz przypadła mi rola ofiary? Muszę przyznać, że prawie udało ci się mnie złapać w swoje sidła. — Zmarszczyła brwi, po czym otworzyła usta i znowu je zamknęła, wyraźnie walcząc, by nie zadać kolejnego pytania, jakby bała się, że jej ciekawość odstraszy Noah. Mógł w końcu poczuć się zmęczony natłokiem tych wszystkich pytań, które do niego kierowała. Do jakiej szkoły chodził, gdzie miał szansę nauczyć się tańczyć? — Kiedy miałeś okazję poćwiczyć? — Nie zdołała zdusić kolejnego pytania. Drobne zagadki, które składały się na jego osobę, lecz jej myśli rozproszyły się, gdy poczuła jego wargi ocierające się o jej skroń. Zadrżała delikatnie, zerkając na niego zalotnie. — Skoro nie radzisz sobie z tangiem, mogę ci udzielić kilku prywatnych lekcji. Podobno jestem całkiem niezłą nauczycielką.
Uśmiechnęła się do niego, kiedy splótł ich palce razem i pozwoliła mu się poprowadzić dalej, chociaż na końcu języka miała kolejne pytanie, czy aby na pewno nie planuje zamordować jej gdzieś w krzakach… co tylko potwierdziłoby jego zarzut, że miała o nim złe mniemanie, nawet jeśli to były tylko żarty sprawiające jej zaskakująco dużą satysfakcję.
— Gdybym nie znała cię lepiej, pomyślałabym, że wykorzystujesz każdą okazję, żeby znaleźć się bliżej mnie — zażartowała, gdy zamiast ławki, gdzie mogliby zachować pewien odstęp od siebie, wybrał własną kurtkę, która nie pozostawiała między nimi żadnej przestrzeni. Usiadła obok niego, ich ramiona i uda stykały się ze sobą. Po chwili wahania oparła policzek na jego barku, wzdychając cicho i chłonęła otaczającą ich zieleń.
Reyes
Jasna cholera by to, myślał Jaime, broniąc się przed kolejnymi atakami wyraźnie już bardzo wykurzonego przeciwnika. Nie było szans, że Noah i Jaime wyjdą z tego starcia bez żadnego zadrapania, ale trudno, najważniejsze, aby przeżyli i uciekli, najlepiej na własnych nogach. Moretti zauważył jak Noah popycha napastnika, a ten się przewraca. To chyba była dobra okazja na odwrót, dlatego sam Jaime zrobił szybki ruch w kierunku swojego przeciwnika, omijając wyprowadzane przez niego ataki, aby pchnąć go na jego kolegę. Nie czekając dłużej i nie patrząc dalej na nieco oszołomionych typów, Jaime doskoczył do Noah, a potem klepnął go w ramię.
OdpowiedzUsuń– Spadamy, szybko! – powiedział i zaraz zaczął biec w stronę ulicy, na której jeszcze kilka minut temu grzecznie sobie spacerowali z zamiarem napicia się piwa. Jaime cieszył się, że swoje auto zostawił kilka przecznic dalej. Nie zamierzał teraz do niego wracać, ale jeśli jutro po nie wróci, to nikt nie będzie na niego czyhał z zamiarem wbicia mu kosy między żebra, czy jak to się mówiło.
Korzystając ze szczęścia kilku taksówek jadących koło siebie, Jaime zatrzymał jedną z nich i szybko wsiadł na tyle siedzenie. Istniała szansa, że nawet jeśli tamci dwaj za nimi ruszyli, to nie będą w stanie rozróżnić, do którego konkretnie auta wsiadł Noah z Jaime’em.
Kiedy tylko Woolf zamknął drzwi od taksówki, Moretti odruchowo podał swój adres kierowcy, samemu też zniżając się nieco na kanapie. Serio, przez chwilę czuł się, jakby grał w jakimś filmie i właśnie uskuteczniał ze swoim filmowym partnerem ucieczkę przed tymi złymi.
W końcu Jaime odetchnął i spojrzał na swoje dłonie. No do jasnej cholery, pomyślał i znów westchnął.
– Jerome mnie zabije – mruknął pod nosem. Ale, hej, przecież to było w dobrej wierze! Samoobrona i te sprawy, tak?
Jakiś czas później taksówkarz pakował pod wieżowcem, w którym mieszkał Jaime. Chłopak zapłacił kierowcy, a potem wraz z Noah wysiedli z samochodu.
– Co powiesz na coś mocniejszego niż piwo u mnie? Chyba że potrzebujesz, aby obejrzał cię lekarz – Jaime przyjrzał się swojemu koledze. On sam czuł się nieźle, chociaż już adrenalina z niego zeszła.
Jaime
— Mam wrażenie, jakbym miała do czynienia z notariuszem. Albo jeszcze gorzej – komornikiem. Albo wyjątkowo skąpym biznesmenem — marudziła Reyes, ponieważ Noah specjalnie ją torturował. Jak miała wybrać? Podejrzewała, że gdyby postawiła go przed podobnymi możliwościami, również nie byłby w stanie podjąć decyzji, ponieważ wybór jednej opcji oznaczał utratę drugiej… A obie były tak niesamowicie kuszące, że nie umiała z żadnej zrezygnować. Jako artystka wybór doznań estetycznych powinien bardziej do niej przemawiać, w końcu codziennie otaczała się pięknem zawartym w obrazach, ale zapowiedź doznań zmysłowych, chociaż było to zaledwie muśnięcie opuszków na odsłoniętym przedramieniu… Rey poczuła, jak jej ciało zupełnie bezwiednie reaguje na to wspomnienie, wysyłając przyjemny dreszcz wzdłuż jej kręgosłupa. — Nie widzieliśmy się od tak dawna, Noah… Nie przywiozłeś mi żadnego prezentu zza granicy. Nie uważasz, że mógłbyś odrobinę ustąpić starej znajomej? Bardzo zależy mi na obu tych doznaniach — wymruczała, muskając wargami kąt jego żuchwy. Każdy miał swoją cenę, każdego można było przekonać… Trzeba było tylko odnaleźć odpowiednią formę nacisku.
OdpowiedzUsuń— W obecnej chwili interesuje mnie tylko jeden drapacz chmur w okolicy — stwierdziła zuchwale Reyes, mrugając do niego, po czym roześmiała się. — Oczywiście, że uwielbiam dachy. To twoja zasługa. Nigdy nie zapomniałam, jak przysięgałeś, że możemy przebywać na dachu budynku i nie będziemy mieli żadnych problemów, więc jak głupia owieczka podążyłam za tobą z butelką najgorszego alkoholu, jakiego kiedykolwiek piłam, a później dorwał nas stróż, omal cię nie postrzelił w nogę i był gotowy wzywać policję, gdybym nie wepchnęła mu w ramach łapówki tego okropnego bimbru. Do tej pory nie mam pojęcia, skąd wytrzasnąłeś tę paskudną butelkę. Podejrzewam, że liczyłeś na to, że po prostu mnie nią otrujesz — wytknęła mu Rey, szturchając go lekko w ramię.
Nieświadomie oblizała wargi, zastanawiając się, jakby to było dla odmiany zatańczyć z nim tango. Bliskość walca nie mogła równać się z pozycjami tanga, które było przesycone nieskończonym pragnieniem. Pamiętała, jak pewnie się czuła w jego ramionach, kiedy prowadził ją po chodniku, ale tango w zaciszu jego mieszkania… To było coś zupełnie innego.
— Nie jestem pewna, czy będzie cię stać na lekcje u mnie. Jestem dość wybredna, jeśli chodzi o wybór uczniów — poinformowała go z szelmowskimi iskierkami w oczach.
Reyes poderwała głowę z jego ramienia, a na jej twarzy malowała się wyraźna nadzieja, kiedy wspomniał o jej prośbie o dawaniu znaku życia, jednak już po chwili została zastąpiona przez prawdziwy zawód, którego nie udało jej się ukryć. Nie rozumiała, dlaczego Noah tak bardzo się upierał, w jej odczuciu to nie było nic wielkiego, tymczasem on wyraźnie nie miał zamiaru pójść w tej sprawie na ustępstwo.
Na końcu języka miała uwagę, że była to dość staroświecka i czasochłonna metoda na spotkanie w świecie, w którym niemal wszyscy znajdowali się na odległość klawiszy na klawiaturze, jednak zatrzymała te słowa dla siebie.
— Dziękuję, że mi o tym opowiedziałeś. Doceniam to, Noah. Bardziej niż myślisz — szepnęła. Wiedziała, jak bardzo przeżył śmierć swojego ojca, była w końcu wtedy przy nim… Nie dziwiła się, że żywił sentyment do tego miejsca. Była mu wdzięczna za to, że starał się dotrzymać swojej obietnicy i krok po kroku wtajemniczał ją w różne szczegóły ze swojego życia. Dla niektórych to byłoby niewiele, ale ona wiedziała, ile ta informacja dla niego znaczyła i że niekoniecznie łatwo było mu się odsłonić na tyle, by zdradzić jej powód, dla którego przyprowadził ją właśnie tutaj.
Reyes roześmiała się cicho.
Usuń— Właśnie dlatego czekałeś z tym tak długo? Bałeś się, że w restauracji mogłabym ci rozbić szklankę na głowie albo wbić nóż w brzuch? — droczyła się z nim, kiedy jednak Noah nie odwrócił wzroku, wciąż wpatrując się w jej oczy z takim pragnieniem, westchnęła ciężko. — Myślisz, że ja tego nie chcę? Przez pół dnia zastanawiam się, jakby to było, gdybym… — urwała, przenosząc wzrok na jego wargi, które znajdowały się tak blisko jej własnych, a jednak wydawało się, jakby dzieliła ich niewidzialna ściana. — Tylko… Nie mam pojęcia, co się między nami dzieje, Noah. My nigdy nie… Nie próbowaliśmy czegoś takiego — wymamrotała, uciekając wzrokiem. Flirtowali ze sobą, oczywiście że tak. Byli dla siebie nawzajem wyzwaniem, a rywalizacja łączyła się z ekscytacją, dla której ujście znajdowali w seksualnym napięciu. Tylko nigdy nie pozwolili, by to zabrnęło tak daleko. Nigdy równie otwarcie nie mówili o podobnych pragnieniach. To była bardziej zabawa. Teraz… coś się zmieniło. — Nie wiem… Przez ciebie mam cholerny mętlik w głowie. Jeszcze dwie godziny temu planowałam cię zamordować za to, że zniknąłeś, a teraz chcę czuć twoje dłonie na nagiej skórze. Powiedzieć pieprzyć to i zaciągnąć cię do łóżka, bo wiem, że byłoby nam cholernie razem dobrze, tylko co później? Co jeśli to chwilowa zachcianka, bo nie widzieliśmy się od dawna? Co jeśli wszystko w ten sposób zniszczymy? Albo co jeśli… jutro rano się obudzę, a ciebie już nie będzie? — spytała przez zaciśnięte z emocji gardło. Wiedziała, że to była częściowo jej wina. Podsycała te pragnienia, igrając z nim, zamiast wytyczyć mocną granicę, tylko… dzisiaj nie chciała tego robić, bo za nim tęskniła. Bo coś w niej się kotłowało za każdym razem, gdy jej dotykał. Ostrożnie uniosła dłoń i dotknęła jego policzka. — Nie chcę cię zranić, Noah. Nie chcę cię stracić. Nie masz pojęcia, jak bardzo jesteś dla mnie ważny. — Z tego momentu mogli jeszcze się wycofać, przepracować go. Ale im dalej, tym trudniej będzie im wrócić do tego, co mieli. A może nadmiernie wszystko analizowała? Może myślała w kategoriach przywiązania, a powinna widzieć w tym raczej nieszkodliwą zabawę? Noah w końcu nigdy nie ukrywał, że nie pragnął dużych zobowiązań.
Rey
Hej, to, że się nie udało raz, nie znaczy, że można rzucić bycie dobrym człowiekiem. Margo kiedyś również spotkała się z czymś na tyle… złym, co sprawiło, że się zmieniła, ale mimo wszystko chciała postępować dobrze (chyba że chodziło o jej ojca i brata, to wtedy nie, ponieważ wiedziała, że dla nich nie będzie nigdy w stanie zrobić czegoś dobrego, ewentualnie mogłaby skrócić ich cierpienia na łożach śmierci). Chociaż nie dziwiła się Noah, że miał dość tej sytuacji. Przeprowadził jakieś śledztwo, znalazł dowody, a kiedy policja go olała, postanowił sam coś z tym zrobić – napisać o tym, żeby zrobiło się głośno, żeby ostrzec innych, zwrócić uwagę na problem nie tylko mieszkańców Nowego Jorku, ale również ponownie wymiaru sprawiedliwości. Margo uznała to za coś niesamowitego, ponieważ nie każdy zdobyłby się na coś takiego. Przecież opublikowanie takiej historii wiązało się z odwagą, istniało ryzyko, że ktoś znajdzie autora i postanowi sobie z nim porozmawiać, jak zresztą widać to po Noah, leżącym w szpitalnym łóżku po brutalnej napaści.
OdpowiedzUsuń– No proszę… uratowałam pisarza? – uśmiechnęła się lekko, chociaż może sytuacja wcale tego nie wymagała. – Myślę, że po tym, co się stało w nocy, na pewno zareagują. Może też chociażby przeze mnie? W końcu strzeliłam do człowieka… - zawiesiła głos. Dziwnie było to wypowiadać na głos. Ale nie czuła się z tym źle, ponieważ zrobiła to w dobrej intencji, uratowała innemu człowiekowi życie, a i tamten również przeżył. – Kto wie, czy ktoś z policji nie macza w tym palców – wzruszyła ramionami. – A może przesadzam, bo oglądam za dużo filmów.
Margo powiodła wzrokiem za spojrzeniem Noah w kierunku drzwi. Nie była zaskoczona jego argumentacją. Tym bardziej na jego kolejne słowa o własnym łóżku i domowym jedzeniu. Skinęła głową. Cóż, to była jego decyzja. Ona mogła mu sugerować, że to za wcześnie, ale dlaczego miałby jej posłuchać? Nie znali się. No i… rozumiała jego pobudki wypisania się ze szpitala wcześniej.
– No dobra, jak chcesz – stwierdziła w końcu. – Gdybyś potrzebował, to mogę ci jakoś pomóc. Nie wiem, mogę ci zaproponować podwózkę. Wiem, nie znamy się – uniosła dłonie w geście obrony – ale wiesz, dla ciebie postrzeliłam człowieka. Pierwszy raz w życiu, więc… Chociaż może to niekoniecznie taki dobry argument…
Zresztą, Noah już jej raczej nie potrzebował. Gdy będzie chciał, to skontaktuje się z kimś ze swoich bliskich, aby przywiózł mu świeże ubrania i po prostu odwiózł do domu.
– Nim jednak powiesz, że nie trzeba i sobie poradzisz, to chociaż zdradź tytuł tej książki. Jestem ciekawa w obronie czego, czyli jakiej historii – sprostowała, aby nie było niedomówień – stanęłam.
Margo
Jaime nie mógł stwierdzić, że czuje się już w stu procentach bezpiecznie. Może dopiero kiedy wysiądzie pod swoim mieszkaniem lub właśnie w nim, a może na drugi dzień, kiedy to okaże się, że noc minęła mu normalnie, bez niebezpiecznych ludzi, wbijających mu się do domu z zamiarem zrobienia mu krzywdy. Hm… zdecydowanie oglądał za dużo filmów, ale przecież (można powiedzieć) zadarli z handlarzami narkotyków. A to raczej nie były przelewki ani w filmach i serialach, ani w życiu.
OdpowiedzUsuńChłopak zerknął na Noah.
– Jerome to mój najlepszy przyjaciel – wyjaśnił mu. No tak, skąd Noah mógł wiedzieć, kim był Jerome, o którym Jaime chwilę wcześniej wspomniał. – Poznaliśmy się jakiś czas temu w bardzo nietypowych okolicznościach i jakoś tak wyszło, że się zaprzyjaźniliśmy.
Znajomość z Marshallem była jedną z nielicznych rzeczy, jakie mu się udały w życiu. A rozwinięcie jej do poziomu, gdzie obaj panowie uznawali się nawet za braci… cóż, to naprawdę było coś wielkiego i Jaime za wszelką cenę starał się tego nie spieprzyć.
– Och, chodzi o to, że… hm… po prostu często wdawałem się w bójki. Pewnej nocy byłem kompletnie pijany, pobity i zadzwoniłem do Jerome’a, aby po mnie przyjechał i… nie wiem, po prostu… zawiodłem go wtedy. I jeśli zobaczy mnie znowu z ranami po bójce, może się na mnie wkurzyć, delikatnie mówiąc. A mi za bardzo zależy na jego przyjaźni i opinii…
Poza tym, co ich naprawdę do siebie zbliżyło… Jaime jednak nie mówił nic więcej. Możliwe, że Noah nie bardzo był zainteresowany, a nawet jeśli, to Moretti nie miał po prostu ochoty. Na szczęście jakiś czas później obaj kierowali się już do mieszkania chłopaka. Noah już tu kiedyś był, a od jego ostatniej wizyty właściwie nic się nie zmieniło. Wnętrze wciąż było w stylu industrialnym i dzieliło się tylko na trzy pomieszczenia – salon z jadalnią i sypialnią (a właściwie dużym łóżkiem stojących w oddali), kuchnia i łazienka. Nad wejściem znajdowała się niezastąpiona antresola z hamakiem.
– Czuję się w miarę nieźle, chociaż podejrzewam, że za jakiś czas będzie gorzej. No i jutro rano…
Jaime podszedł do szafki, w której trzymał alkohol. Wyciągnął z niej butelkę whisky i dwie niskie czarne szklanki. Nalał do nich alkoholu, a potem jedno szkło podał Noah.
– To co? Za przetrwanie? – uśmiechnął się słabo.
Jaime
[bardzo przepraszam za zwłokę, gdzieś Was zgubiłam :(]
OdpowiedzUsuńTa wylewność z strony mężczyzny choć nie przekonała Emmy do otwarcia się równie mocno, wywołała ciepły uśmiech na jej twarzy. Była skryta i skromna, niełatwo jej przychodziło poznawanie nowych ludzi i jeszcze mniej wprawy miała w prędkim zaskarbianiu sobie ich sympatii, ale już mogła stwierdzić, że tego faceta nie da się nie lubić. Chyba, o ile nie udawał, a w rzeczywistości był psycholem...
- Zapewne ci co nie zwiedzali świata, zazdroszczą ci tego, że zwiedziłeś jego spory kawał - podsumowała. Sama nigdy nie była poza granicami Nowego Jorku, nie leciała samolotem, i choć jakaś jej część chciała spróbować takich przygód jak podróże i dalekie loty, inna czuła się bezpiecznie tu na miejscu.
Mijali kolejne zamkniete lokale, a ulicę zalewał już wieczorny chłód i szarość uprzedzająca noc. Bronx nie był taki zły, jak go malowali, ale faktycznie niektóre ulicy były bardziej niebezpieczne. Jej nigdy nic złego sie nie stało na tych ulicach i nie miała nawyku oglądać się za siebie, choć wyglądała abstrakcyjnie jako drobna, młoda osoba na tle niebezpiecznej dzielnicy mniejszośi. Była jednak córką rodziny, która od wielu lat osładzała sąsiadom życie i teraz z cukiernią ja kojarzyli wszyscy zamieszkujący wokół, mogła więc się czuć swojsko.
- Robił pan kiedyś takie drobne remonty? - podpytała, bo w sumie chyba to istotna kwestia, czy ma jakieś doświadczenie.
Skręcili w mniejszą uliczkę, na końcu której było jej mieszkanie w obdrapanych szeregowcach.
Emma
Sytuacja z rzeką, policją, Noah… wszystko działo się szybko. Po tej całej ucieczce przed napastnikami panowie zamówili sobie pizzę, napili się, żeby trochę się odprężyć, a potem Noah wrócił do domu. I kontakt się urwał. Nie, żeby Jaime jakoś specjalnie szukał czy dzwonił do Noah, przecież nie byli ze sobą blisko, a sam Moretti miał swoje obowiązki na studiach, szukał praktyk, które niedługo później w końcu rozpoczął. Raz na jakiś czas myślał o Noah i o tym, co porabiał. Nawet mu się przypomniała ta sytuacja spod muzeum. Wciąż o tym nie pogadali, ale po tak długim czasie chyba nie było sensu. Poza tym, żaden z nich nie kontaktował się z drugim, więc Jaime nawet nie wiedział, czy ta znajomość faktycznie pociągnie dalej. A szkoda, ponieważ dobrze się czuł w towarzystwie Woolfa, udało im się nawet rozmawiać, no i można powiedzieć, że w jakiś sposób uczestniczył w prywatnym śledztwie mężczyzny. Bardzo to naciągane, no ale… Hej, obaj zostali zaatakowani wtedy, kiedy zostali odesłani z kwitkiem z policji, prawda?
OdpowiedzUsuńTen dzień był na szczęście spokojny; Jaime przygotowywał się do kolejnych kolokwiów, trochę pobawił się z Heniem, a kiedy uznał, że pora zacząć gotować kolację, podniósł się z kanapy i poszedł do kuchni. Miał ostatnio ochotę na meksykańską kuchnię (co znów przypomniało mu o Noah, w końcu to właśnie w Meksyku się poznali), więc zabrał się za przygotowywanie dwóch dań. A co, różnorodność jakaś. No i też samego jedzenia chciał ugotować więcej, aby mieć jeszcze na jutro i nie siedzieć w kuchni. Lubił gotować, ale jak każdemu innemu człowiekowi nie zawsze się chciało cokolwiek, więc… A postawił na quesadilla z batatami i chorizo oraz na zupę meksykańską z kurczakiem i kukurydzą.
Nie spodziewał się gości, dlatego słysząc dzwonek do drzwi, uniósł brew wyżej. Wyłączył gaz, a potem podszedł do drzwi. Oprócz czarnych bawełnianych spodni i tego samego koloru koszulki, nie miał na sobie nic, nawet fartuszka kuchennego, ponieważ jakoś nigdy nie było mu po drodze, aby takowy założyć. Spojrzał przez wizjer i uniósł brew wyżej, zaraz jednak otwierając drzwi.
– Noah! Cześć! Miło cię widzieć – uśmiechnął się do niego, robiąc mu miejsce w przejściu. – Wchodź, zapraszam.
Zastanawiał się, co sprowadzało mężczyznę do niego tak bez zapowiedzi i o tej porze. Nie narzekał, zwłaszcza, że trochę już się znali z Noah. Miał jednak nadzieję, że nic złego się nie stało. W końcu od czasu tematu rzeki i napadu minęło dużo czasu. Z tego, co kojarzył, to i tak ludzie się tam zbierali. Może w mniejszych ilościach, ale jednak. Jaime nie miał pojęcia, czy Noah ostatecznie opublikował to wszystko, co udało mu się znaleźć, pokazał wszystkie dowody, czy jednak zrezygnował z tego pomysłu.
Jaime
Na szczęście Jaime’ego nikt nie ścigał i nie próbował pobić czy nawet gorzej. Jeśli chodzi o nadbrzeże, to miał spokój. Nie chodził tam i za bardzo się nie interesował. Cholera wie, kto był jeszcze z tym powiązany, a Moretti lubił swoje kości, łuki brwiowe w całości, nieprzecięte wargi… Kto by się spodziewał, że w końcu kiedyś zacznie unikać bójek…
OdpowiedzUsuńW każdym razie, jego życie był całkiem spokojne pod tym względem – bijatyk i kontaktów z tym, co mogło się dziać nad rzeką. I w ogóle jakoś jego życie szło w miarę prostą drogą. Jasne, nie było kolorowo, wciąż nie dogadywał się z rodzicami, Jimmy wciąż nawiedzał go w nocy (może koszmary były mniej przerażające, ale jednak bywały), umiejętności społeczne też wymagałby ogromnej poprawy i przede wszystkim ogromnego nakładu pracy, żeby jakoś móc funkcjonować między ludźmi, ale naprawdę nie było źle. Poza tym, praktyki w prosektorium jakoś go uspokajały. Tak jak zajęcia na siłowni. A, w bójki wdawał się tylko na ringu, kiedy to brał udział w sparingach z innymi zawodnikami. Noah naprawdę nie musiał się o niego martwić.
I cieszył się, że Noah jednak do niego wpadł. Jaime ostatnio zrobił się wygadany, a miał nawet co nieco do opowiedzenia, głównie chodziło o studia i to, co z nimi związane, ale jednak! Postanowił jednakże zaczekać i ustalić, co sprowadzało Noah do niego.
– No co ty, nie przeszkadzasz. Siedzę sam z Heniem – spojrzał w kierunku całkiem sporego wybiegu dla świnki morskiej. – Trochę się uczyłem – nie musiał tego robić, ale bywały tematy, których nie rozumiał od razu i musiał je przeanalizować, aby ogarnąć je, a nie tylko zapamiętać. – Teraz gotuję kolację.
Jaime podszedł do mężczyzny bliżej, przyglądając się tym darom. O, cholera jasna, toż to sake! Czyżby… Och, na pewno pochodziło prosto z Japonii, przecież rozmawiał z samym Noah Woolfem. Może to właśnie tam Noah zniknął? To znaczy, owszem, równie dobrze mógł być cały czas w Nowym Jorku, ale jednak to sake…
Jaime od razu złapał za książkę i szybko przeczytał to, co z przodu i z tyłu książki było napisane. Uśmiechnął się do siebie, widząc to zdjęcie, które Moretti sam wykonał. No proszę, co za wyróżnienie!
– Super! Nie mogę się doczekać aż przeczytam całość. Dzięki bardzo – wciąż się szeroko uśmiechał, faktycznie kartkując książkę. – Zacznę jak najszybciej i na pewno dam ci znać, jak mi się podobała – uznał, odkładając ostatecznie dzieło Noah na stolik w części salonowej.
Potem spojrzał jeszcze raz na alkohol i pokiwał głową. Nie miał z tym problemu, ponieważ potrafił się powstrzymać przed nadmiernym piciem. Na szczęście. Poza tym, nie zamierzał tego wszystkiego wypić sam.
– Byłeś w Japonii? – zapytał nagle, biorąc do ręki butelkę sake. – Musimy tego koniecznie spróbować. – A co do tej bójki, to przestań, to było już tak dawno temu. Wszystkie rany i siniaki dawno mi poznikały. A gotuję coś meksykańskiego. Masz ochotę? – zapytał, kładąc butelkę na stolik. Potem skierował się do kuchni, aby dokończyć gotowanie. Miał nadzieję, że Noah nie miał nic przeciwko tej kuchni, chociaż… skoro tyle podróżował… to może był ciekawy smaków. A chyba kuchnia meksykańska nie była na tyle… dziwna, aby jednak była w miarę… bezpieczna?
Jaime
Jaime uśmiechnął się, kiedy Noah wspomniał o Heniu. No cóż, zwierzak już trochę z nim tu siedział i nawet się dogadywali. Świnka morska nie stresowała już chłopaka właściwie w ogóle. W końcu. Po tylu miesiącach zaufał sam sobie, jeśli chodziło o opiekę nad zwierzęciem. Sam Henio też wydawał się być wyluzowany i nie bał się człowieka, z którym mieszkał.
OdpowiedzUsuń– Dostałem na urodziny od Jerome’a, wiesz, tego przyjaciela, o którym ci kiedyś mówiłem. Henio jest prezentem urodzinowym. Fajny, nie? – wciąż się uśmiechał. – Świetny z niego towarzysz. Wiesz, nie komentuje za dużo, jak oglądamy razem film – zażartował. – Wiem, że wiem, co znalazłeś i jakie dowody odkryłeś, ale co innego patrzeć na to w jakimś lokalu w mieście, a co dopiero poczytać o tym w książce, kiedy wszystko jest ładnie ułożone w całość – stwierdził całkiem poważnie, niczym jakiś znawca tego typu książek.
Kiedy Jaime znalazł się w kuchni, ponownie włączył gaz, zabierając się za dalsze gotowanie. Jako że nie miał drzwi między kuchnią a pozostałą częścią mieszkania (do łazienki oczywiście były drzwi), to słyszał wyraźnie Noah.
– No to świetnie, przynajmniej masz poczucie dobrze wykonanej pracy. Czas czasem, ale też zobaczyłeś znów trochę świata. I lubię sake, piłem, podobno z Japonii. Wiesz, etykietki na butelkach, ale w Japonii jeszcze mnie nie było, niestety – westchnął, uruchamiając piekarnik. No, jeszcze trochę do quesadilli, ale zupa miała być gotowa już za kilka minut. Jaime zatem wyciągnął z szafek ciemnoszare głębokie talerze i czarne sztućce (och, no, nie mógł się oprzeć, kiedy zobaczył je w sklepie, kieliszki też miał czarne, ale jednak nie wszystkie jego naczynia były w tym kolorze). – Podobno Polacy i Rosjanie też są całkiem nieźli w piciu – zauważył, zaglądając do salonu.
Czasami trochę zazdrościł Noah tych podróży. Jaime jakoś sam nie miał ochoty podróżować. Samemu jedynie wybierał się do Miami na grób brata. Nic szczególnego, zazwyczaj tego samego dnia wracał z powrotem do Nowego Jorku. Ale wyjechać tak chociażby poza miasto, może nawet do innego stanu… Tylko chciałby jeszcze mieć z kim wyjechać.
– Całkiem sporo, ale to dla mnie nic wielkiego. Nie, żebym się chwalił, czy coś, ale… Mój mózg łapie bardzo dużo za pierwszym razem. Ale zacząłem praktyki u prywatnego patologa – poinformował go z uśmiechem. – Wcześniej odbywałem je w szpitalnym prosektorium, ale tym razem postawiłem na coś… innego. Niby wiesz, tu trupy, tam trupy, ale tutaj jest tak… ciekawiej.
Jaime nie miał pojęcia, jak Noah zareaguje na jego słowa o martwych ciałach, dlatego uważnie obserwował jego twarz i ciało. Może jednak wciąż będzie miał ochotę na jedzenie?
– A tak poza tym, to niewiele więcej. Wciąż gotuję jak widzisz, wciąż tu mieszkam, wciąż badam… - chciał powiedzieć „rozkładające się ciała”, ale ostatecznie się powstrzymał. – Nie ma źle i mam nadzieję, że nie wypowiedziałem tego w złą godzinę. No ale mów, jak się sprzedaje książka? Miałeś jakieś problemy, że ją wydałeś? Wiesz, o co mi chodzi.
Możliwe, że nie miał problemów, skoro wyjechał do Japonii i tak naprawdę jeszcze nie zdążył zaobserwować reakcji innych ludzi, ale…
Jaime wrócił do kuchni i spróbował zupy. Tak, była już gotowa, dlatego po kilku chwilach Moretti kładł talerze na stół.
– To co, sake czy może jednak wino?
Jaime
Historia Henia wcale nie była taka skomplikowana, na szczęście.
OdpowiedzUsuń– Widzisz, uważam się za osobą przeciwną do odpowiedzialnej – zaczął ostrożnie, dobierając powoli słowa. – Ale on ma świnkę morską w domu, polubiłem tego zwierzaka, więc Jerome uznał, że mogę mieć swojego własnego – westchnął i spojrzał na Noah. – Henio stresował mnie niesamowicie. Bałem się go dotykać, że zrobię mu krzywdę, bałem się, że kiedyś zapomnę go nakarmić albo dolać mu wody do pojemniczka… Wiesz, cała masa czarnych wizji, moja wyobraźnia szalała od tragicznych scenariuszy – ponownie westchnął. – W każdym razie Henio to bardzo oryginalny prezent, a Jerome po prostu wiedział, czego mi trzeba – uśmiechnął się lekko. – A co do Japonii, na pewno kiedyś się wybiorę. Mam nadzieję. To jeden z tych krajów, które naprawdę chciałbym zobaczyć przed śmiercią.
Przynajmniej od momentu, kiedy uznał, że wczesna śmierć może niekoniecznie musi być taką wczesną.
Jaime zaśmiał się pod nosem.
– Mam… pamięć fotograficzną – wyznał Noah i znów na niego spojrzał. Nic już więcej nie powiedział. Wyraźnie spochmurniał, a kiedy zorientował się, że to się stało, odwrócił szybko wzrok.
Czasami to cholerstwo się przydawało, jak w szkole, kiedy miał dobre oceny i nikt się nie czepiał, że dość często nie było go na porannych zajęciach. Obecnie na studiach bardzo mu się to przydawało, ale w momencie, w którym mógł odtwarzać bezustannie, tak samo, w tej samej kolejności, każdy ruch tamtej sierpniowej nocy… nienawidził tego. Było to dla niego przekleństwem.
Uśmiechnął się jednak do siebie, kiedy Noah uznał, że może bez problemu słuchać o pracy Jaime’ego. Było to dość budujące dla ich relacji, w końcu wiadomo, że praca to bardzo ważny aspekt życia człowieka. No i też Jaime lubił to robić – badać rozkład ciał.
Kiedy Moretti postawił napełnione pachnącą i gorącą zupą talerze na stół, uniósł spojrzenie na Noah.
– Lubię gotować. Zaczęło się… pod koniec 2019 roku, kiedy oglądałem bardzo dużo tych programów kulinarnych typu „Masterchef” i jakoś tak doszedłem do wniosku, że ileż można zamawiać albo żywić się najprostszymi potrawami dzień w dzień. No i… zacząłem. Jeszcze mi się nie znudziło. Poza tym, odpręża mnie to w jakiś sposób. Siadaj – zaprosił go do stołu, uśmiechając się do siebie zadowolony, ponieważ zdążył posprzątać przed niezapowiedzianym gościem. – W takim razie sake – uznał i poszedł po butelkę, aby chwilę później rozlewać alkohol do szklanek.
W końcu usiadł przy stole i sięgnął po napój.
– To co, za kolejne spotkanie, na którym tym razem obaj jesteśmy jeszcze trzeźwi i niepobici? – uśmiechnął się, próbując też się nie roześmiać. – Wiesz, a co do książki, to może wcale nie będzie tak źle. Wiesz, minęło już trochę czasu…
Aczkolwiek Jaime liczył się z tym, że tacy ludzie nie zapominają. Miał jednak nadzieję, że Noah nie stanie się nic złego.
Jaime
Oczywiście przedstawili się sobie i przeszli z oficjalnego tonu, a jednak co chwila nie mogła porzucić nawyku i ostrożności, by obcego mężczyznę tytułować Panem. Wciąż trzymała rezerwę, choć też zdawała sobie sprawę z tego, że Noah stara się niejako rozluźnić atmosferę i z tego powodu coś więcej zdradza jej o sobie. Było to miłe, ale też zupełnie niepotrzebne, bo dla Emmy fakt że szli do niej do mieszkania był na prawdę mocno stresujący. Bała się tego, co pomyśli jej towarzysz, bała się też reakcji Thomasa i bała się konsekwencji swojej decyzji. Trochę to było wszystko dla niej trudne, a już na pewno całkiem popaprane.
OdpowiedzUsuń- Niektóre rzeczy chyba po prostu przychodzą z wiekiem - stwierdziła z lekkim wzruszeniem ramion i gdy zbliżali się do ostatniej kamienicy na ulicy, zwolniła, rzucając płochliwe, trochę badawcze spojrzenie na idącego obok mężczyznę. - Nie mieszkam sama - zaznaczyła, uświadamiając sobie, że brzmi to co najmniej tak, jakby ostrzegała przed zazdrosnym partnerem i jakby własnie sprowadzała do chaty kogoś, o kogo trzeba być zazdrosnym. Westchneła tylko i zacisnęła palce na materiale swetra, zwieszając głowę i idąc w milczeniu, spoglądając na swoje stopy, kroczące miarowo po chodniku.
- Może to zabrzmieć dziwnie, ale proszę nie oceniać... Mieszkam z ojczymem, a on... jest chory - próbowała wyjaśniać, ale idąc trochę naokoło, nie zdradzając zbyt wiele. Nie chciała mówic, bo nie było o czym, tylko się wstydziła...
Istniało prawdopodobieństwo, że dzisiaj Thomasa nie będzie, że wróci w środku nocy napruty i ledwo dojdzie do łóżka. I o to sie w gruncie rzeczy Emma modliła, bo nie chciała awantury na cały pion mieszkalny. Niestety gdyby do niej doszło, możliwe że Noah sam by zrezygnował i uciekł, nie pozwalając się obrażać, a to na pewno by się zdarzyło.
Emma wysuneła z kieszeni mały pęk kilku kluczy i otworzyła drzwi na klatkę schodową, ruszając przygaszona ku schodom na piętro.
[Ja ostatnio jakaś nieprzytomna jestem, przybita, trochę piszę, a trochę zalegam ;/ wybacz, obiecuj poprawę :)
A co do dalszego ciągu w wątku, Tobie pozostawiam wybór, czy ten ojczym ma być, czy nie... chociaż teraz może go nie być, a awanturkę zostawimy na kolejny raz jak Noah przyjdzie już się zabierać do pracy :) ]
Emma White
To prawda, taki prezent na pewno jest nietypowy i zdecydowanie uczy odpowiedzialności. Jaime był zaskoczony, kiedy Jerome podarował mu Henia, przecież mężczyzna dobrze wiedział, że takich prezentów się nie robi. A on tymczasem postawił na swoim, a obecnie świnka morska jest naprawdę dobrym towarzyszem.
OdpowiedzUsuń– Masz dobre podejście. Zwierzaki domowe nie są dla ludzi, którzy ciągle podróżują. Biedny zwierzak by tylko tęsknił – stwierdził Moretti. – No i też osoba, której byś podrzucał tego zwierzaka, musiałaby cię bardzo lubić, albo zwierzaka, żeby tak wciąż przejmować nad nim opiekę – zaśmiał się.
Jaime spojrzał na Noah z uśmiechem. Nic nie wiedział o podróżach, kompletnie nic. Ale podobało mu się, że Woolf o to pytał, ponieważ owszem, istniało kilka miejsc na świecie, które Jaime chciałby zobaczyć.
– Na Bali już byłem, ale chciałbym jeszcze raz tam pojechać – zaczął, sięgając po łyżkę. – W Meksyku… Marzą mi się Karaiby, głównie Kuba i Aruba, Australia, ale tereny bardziej dzikie. Wiem, wiem, egzotyka głównie, ale chyba dlatego, że wychowywałem się w Miami i ciepło do mnie przemawia – wziął pierwszego łyka zupy i pokiwał głową. Miał nadzieję, że Noah również będzie smakować. – Nie wykluczam też Skandynawii. Najlepiej o tej porze roku, gdzie słońce wschodzi dopiero później. Tak dla małego własnego szoku – uśmiechnął się znów. – Myślałem jeszcze o Ameryce Południowej. No, trochę tego jest, ale kto wie, może mi się uda kiedyś. Samemu bym raczej nie chciał podróżować, bo trochę nudno by mi było. Ale tak mieć jakiegoś towarzysza?... To mówisz, że gdzie dalej się wybierasz? – zaśmiał się, ponieważ to nie tak, że chciał się teraz wprosić Noah w podróż.
Jaime nie skomentował słów Woolfa o tym, że jego pamięć to skarb. Jasne, też tak sądził. Ale często też miał w głowie myśl, że to nie do końca takie… dobre.
– No, no! Sam za siebie mogę wypić, halo! – znowu się zaśmiał. – W sumie… jeśli chcesz, to zapraszam częściej. Tylko lubię eksperymentować ze smakami i produktami, więc nie obiecuję, że zawsze będzie super smacznie – uprzedził go. – Nie przeszkadza mi to, abyś wpadał częściej, chętnie posłucham opinii innych, serio.
W końcu wznieśli toast, a Jaime aż westchnął. O, tak, to był mocny alkohol, ale jednocześnie dało się go normalnie pić, bez zakaszlnięcia czy coś.
– No tak, pisanie dla frajdy to coś wspaniałego na pewno. Ale jeśli można mieć z tego pieniądze... Ale nie dziwię ci się, że nie chce ci się ślęczeć nad pisaniem, kiedy po prostu nie masz na to ochoty. Może po prostu potrzebujesz odrobiny weny? Nie wiem, muzyka albo film… Albo kolejny wypad gdzieś w nieznane – uśmiechnął się do niego i zaraz wrócił do jedzenia.
Jaime
Jaime zaśmiał się na jego słowa.
OdpowiedzUsuń– Bez przesady, na pewno nie jest tak źle. Chociaż… - przyjrzał się Noah uważnie.
Cóż… w końcu poznali się w dość niespotykanych okolicznościach. No dobra, może dla niektórych to spotkanie nie było jakieś zaskakujące, ale… Noah był dilerem, więc może nie było czemu się dziwić, że miał tak mało zaprzyjaźnionych sobie osób. W sumie… czy oni sami mogli się nazwać kimś więcej niż znajomymi? Owszem, widzieli się już kilka razy, coś wspólnie przeżyli, jak spacer na nadbrzeże, o którym później Noah napisał, jak bójka, z której razem wyszli w miarę obronną ręką, ostatecznie chowając się w mieszkaniu Moretti’ego, ale… no dobra, może byli dla siebie kumplami.
– W razie, gdybyś jednak miał ochotę pobawić się z jakimś zwierzakiem, Henio jest chętny na mizianie po grzbiecie. Lubi też jeść z ręki. Ale ostrzegam, jego wąsy dość łaskoczą.
W sumie… Noah wspomniał o miastach i może coś w tym było. Jaime mówił raczej tak bardzo ogólnie, pomijając oczywiście Kubę i Arubę. Może powinien poszukać miejsc, konkretnych miast, do których chciałby się wybrać. Miałoby to więcej sensu.
– Wiesz, wakacje już niedługo, wybierzmy cel, weźmy urlop i jedziemy – zaśmiał się pod nosem.
Chociaż Jaime był raczej zamknięty w sobie, to jednak nie miałby problemu, aby faktycznie wyjechać gdzieś z Noah. Czy to do dzikiej części Australii, czy to chłodniejszej Skandynawii… Może wynikało to też z tego, że Woolf miał spore doświadczenie w podróżach samych w sobie i może Jaime’emu byłoby raźniej. Znaczy, jeszcze raźniej niż z kimkolwiek innym.
– No pewnie, nim zdecydowałbym się w ogóle wyjechać, najpierw musiałbym wiedzieć, gdzie. A kiedy to też już bym wiedział, na pewno poszukałbym informacji, czego potrzebuję. Na przykład jakich szczepień – uznał całkiem poważnie. – Oprócz tego cała reszta potrzebnych rzeczy – machnął ręką. – Nowa Zelandia brzmi świetnie – pokiwał głową z uśmiechem. – Coś zupełnie nowego, bardzo daleko od domu… - westchnął, rozmarzony. Czasami myślał, że naprawdę potrzebował się wyrwać z Nowego Jorku czy nawet Miami.
I naprawdę zapragnął polecieć do Nowej Zelandii.
Jaime uśmiechnął się, kontynuując jedzenie. Ucieszył się, że Noah zasmakowała jego kuchnia. Co prawda te przepisy, które zrealizował dzisiaj, pochodziły ze sprawdzonych stronek, ale przynajmniej było wiadomo, że tego nie spieprzył.
– Bycie artystą musi być przerąbane – stwierdził całkiem poważnie, kiedy słyszał o nieposłusznej wenie. Jaime nigdy nie miał powodów, aby uznać samego siebie za artystę; ani na niczym nie grał, ani nie rysował, ani nie pisał. Potrafił tańczyć, to prawda, ale… to chyba by było na tyle, jeśli chodziło o jego „artystyczną” duszę.
Jaime
Jaime pokręcił głową.
OdpowiedzUsuń– Cholera, źle to zabrzmiało. Nie mówię, że wszyscy cię znają ze złej strony. Ja na przykład nie. Co prawda rozpoczęliśmy naszą znajomość w dość… w warunkach niezbyt sprzyjających początku przyjaźni i kto by się spodziewał, że po x latach będziemy jeść razem jedzenie, które ja ugotowałem…
Że nie dam się zabić samemu sobie, dodał w myślach i westchnął. Życie to jednak było przewrotne, jak to kiedyś usłyszał.
– Wiem – odpowiedział od razu, patrząc mu w oczy. – Wiem, że nie jesteś tamtym gościem. Może wtedy widzieliśmy się tylko raz i trwało to może kilka godzin, ale… pamiętam też, jak już się spotkaliśmy ponownie w Nowym Jorku, że powiedziałeś, że już w tym nie siedzisz. Poza tym… lubię z tobą rozmawiać – uśmiechnął się lekko, ale szybko doszedł do wniosku, że mogło się zrobić nieco ckliwie, dlatego szybko dodał: - I lubię też jak chwalisz moje jedzenie.
Jaime zerknął na Henia, a potem na Noah.
– Nie jest tak trudno, jak się może wydawać, serio. Ja to prawie zawału dostałem, nie raz, ale… w końcu się przyzwyczaiłem. On do mnie też – uśmiechnął się lekko. – Wiesz, bałem się, że zrobię mu krzywdę przez przypadek. Tego bym nie zniósł.
Moretti dokończył jedzenie w samą porę, bo zaraz pokiwał głową z entuzjazmem.
– Ja ci pokażę wakacje. Pewnie nie różnią się bardzo od twoich wypraw, chociaż… Musiałbym zobaczyć cię w akcji. I dobrze, rób zdjęcia, notatki, możesz mi też opowiadać o swoich spostrzeżeniach, chętnie tego wysłucham.
Jaime chyba faktycznie coraz lepiej podchodził do relacji międzyludzkich. Zawsze jednak wiedział, że podobało mu się, jak ludzie opowiadali o swoich pasjach. Widać było wtedy, jak bardzo są szczęśliwi. Jak na przykład Noah nawet w momencie, w którym powiedział, że będzie bił nie tylko po łapach za dotykanie swojego laptopa. Jaime zaśmiał się na te słowa. Nie zamierzał zatem wyciągać łap do komputera Noah.
– No, no, pamiętaj, kto się razem z tobą ostatnio bił przeciwko tamtym typom – uniósł dumnie głowę, a potem znów się roześmiał. Teraz było śmiesznie, ale wtedy…
Moretti zamyślił się na chwilę.
– Najcieplej na Nowej Zelandii jest w miesiącach zimowych, więc… tyle czasu ci wystarczy? – uśmiechnął się. – Poza tym, ja wolałbym też nie znikać na dłużej. Podoba mi się praca, więc chciałbym zostać tam zatrudniony. Żeby po zakończeniu praktyk mnie nie pożegnali. Ale wiesz, tobie urlop się należy, jak każdemu innemu pracownikowi – sięgnął po butelkę i nalał alkoholu do pustych już szklanek. – Trupy jak trupy, martwe – uniósł brew wyżej, próbując się nie roześmiać. Zaraz jednak wstał i wziął puste talerze, kierując się do kuchni. – Bardzo mi się tam podoba – powiedział normalnym tonem; stół nie stał tak daleko od kuchni. – Zdziwiłbyś się, ilu ludzi przychodzi ekshumować ciało z różnych powodów. Głównie nie zgadzają się z opinią policyjnych patologów, więc przychodzą do nas.
Jakiś czas później Jaime kładł na stół gorące quesadille. Przyniósł też talerze i ponownie zajął miejsce.
– A co do tej Nowej Zelandii… wiem, że sobie tak żarcikujemy, ale… podróżowałeś kiedyś z kimś?
Jaime
— Mógłbyś się na coś zdecydować? Najpierw narzekasz, że moje działania były zbyt niewinne, by wystarczająco pobudzić twoją wyobraźnię, a teraz twierdzisz, że nie uwierzysz w moją cnotliwość. Czegokolwiek nie zrobię, coś ci nie odpowiada — zarzuciła mu Reyes, wydymając wargi w wyrazie niezadowolenia i szturchając go palcem wskazującym między żebrami dla podkreślenia swojej udawanej irytacji. — Nigdy nie uważałam, że moje życie jest nudne, ale ty dodatkowo zapewniasz mi dziwne sytuacje. Za każdym razem, kiedy cię widzę, wiem, że zaraz wydarzy się coś, na co na pewno nie jestem przygotowana — stwierdziła ze śmiechem. To był urok ich relacji. Pojawiali się w swojej codzienności znikąd, wprowadzali zamieszanie, a później znowu rozstawali się i tak w kółko. Po tylu latach powinna przywyknąć, a jednak za każdym razem było to coś nowego, wprowadzającego świeży powiew w jej życiu. Chyba trochę uzależniła się od niespodzianki, jaką był Noah Woolf. Nigdy nie wiedziała, co ją czekało, kiedy była z nim i czasami miało to swoje negatywne skutki, ale równie często przynosiło ze sobą pozytywne rozwiązania.
OdpowiedzUsuńReyes westchnęła sfrustrowana, ponieważ żadna z jej sztuczek nie zadziałała i mężczyzna pozostawał nieugięty w swoim postanowieniu, chociaż wytoczyła bardzo przekonujące argumenty. Byłaby zaskoczona, gdyby dowiedziała się, że Noah po prostu nie wierzył, iż podejmie się podobnego wyzwania; poznał ją z tej najbardziej spontanicznej strony, biorąc po uwagę wszystkie ich zaskakujące przeżycia od momentu, w którym się poznali, więc powinien był wiedzieć, że mimo początkowych oporów była w stanie się przełamać. Jego niewiara budziła w niej tylko jeszcze większą przekorę i chęć udowodnienia mu, że była na tyle odważna, by to zrobić. Nie umiała cofnąć się w obliczu wyzwania, chociaż możliwe, że lepiej byłoby dla nich, gdyby nie miała w sobie aż takiej skłonności do niesforności.
— Skoro się nie ugniesz… W takim razie zamawiam doznania zmysłowe na jutrzejszy dzień. Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz i będzie warto — dodała, wychodząc z założenia, że sama mogła zadbać o doznania estetyczne, ściągając z niego koszulkę w wybranym momencie… Była za to ciekawa, co takiego Noah miał na myśli przy okazji wrażeń zmysłowych i była na tyle podekscytowana tą perspektywą oraz niewiedzą, że miała ochotę zaciągnąć go do jego mieszkania już teraz pod jakimkolwiek pretekstem, nauczyła się już jednak, że jej cierpliwość była wynagradzana z nawiązką, więc pozostawało jej czekanie i wyobraźnia, która podsuwała jej coraz bardziej kuszące obrazki.
— Gdybyś był przypadkowym facetem, który dzisiaj dosiadł się do mnie przy stoliku w kawiarni, prawdopodobnie nad niczym bym się nie zastanawiała i oboje już dawno zdarlibyśmy z siebie ubrania. Ale nie jesteś nieznajomym, którego poznałam dzisiaj, jesteś Noah i właśnie dlatego wszystko jest trudniejsze — powiedziała, odwracając wzrok. Nie spodziewała się po nim takiej szczerości odnośnie wspólnego seksu, ale w końcu właśnie w tę stronę wszystko dzisiaj zmierzało, więc ona również postawiła na bezpośredniość, chociaż nie umiała powiedzieć, czy robiła dobrze. Czy cokolwiek z tego, co dzisiaj się między nimi działo, było dobre. — Po prostu nie chcę, żebyśmy się rano obudzili i stwierdzili, że popełniliśmy błąd, a później przestali się do siebie odzywać. Możliwe, że… postrzegasz to inaczej, ponieważ masz w tym więcej doświadczenia, więc czujesz się pewniej, ale ja od dawna z nikim nie byłam i trochę świruję — powiedziała wreszcie, wzruszając ramionami. Nie oceniała go, wiedziała w końcu, jaki styl życia prowadził i to była jego sprawa. Zresztą sama nie miała nad głową aureolki, zdarzał jej się przygodny seks, w tym również z przyjacielem, jednak po wypadku wiele się zmieniła i nie umiała ocenić, na ile była gotowa.
Czy bardziej zależało jej na prostej, przyjemnej zabawie, czy może tęskniła za czyjąś bliskością? To drugie rozwiązanie mogło wpakować ich w komplikacje, których nie chciała. Westchnęła i wyciągnęła się koło niego na trawie, układając wygodnie głowę na jego klatce piersiowej, obejmując go jedną ręką w pasie i wsuwając nogę między jego uda. Jej dłoń wsunęła się pod materiał ubrania, gładząc delikatnie jego brzuch. W powietrzu unosił się zapach wiosny, promienie słońca prześwitywały przez gałęzie drzewa nad nimi, grzejąc jej skórę, było tak… zwyczajnie. Przyjemnie. Rozluźniła się, dopiero po chwili podrywając głowę i zerknęła na niego lekko wystraszona.
Usuń— Ale nie jesteś tu umówiony z siostrą? — zapytała. Raczej nie chciałaby, żeby Jen zobaczyła ich w takim momencie i wyciągnęła swoje wnioski.
Reyes
Gdy padło kolejne pytanie pokiwała potakująco głową i w sumie uznała, że tak skonstruowane faktycznie nie narzucało z góry, że tą osobą musiał być akurat ojciec dziecka.
OdpowiedzUsuń— Na szczęście osoba z którą zaliczyłam tą jakże cudowna wpadkę —zasmiała się robia palcami w powietrzu cudzysłów, przy słowie cudowną.
— Okazała się bardzo odpowiedzialna w tej kwestii, więc cóż nie mogę narzekać. Dziecko będzie miało oboje rodziców —uśmiechnęła się szeroko, ale na więcej szczegółów odnośnie jej osobistego życia Noah nie mógł liczyć. Cóż nie była z nim tak blisko jak na przykład z Jerome, z którym to niczym z bratem rozmawiała długie godziny na temat tego, czy pakowanie się w związek z Rogersem to dobry pomysł.
— Ja coś czuje, że ona Ci tak łatwo nie odpuści, ale pewnie jesteś tego świadom —puściła mu perskie oko znad swego pokaźnego kubka z gorąca kawą.
— Mądra decyzja, ale jakbyś potrzebował pomocy to wal śmiało. Sama może na razie nie pomoge, ale znam pare osób to tu ,to tam —usmiechnęła się do niego, ale wzrok miała dość poważny, gdy odstawiała kubek na malutki talerzyk.
— Teraz juz jedynie dokańczam rozpoczęte projekty, ale uziemienie zbliża sie wielkimi krokami. Nawet nie chce o tym myśleć. Co ja będę robić całymi dniami?— znów jęknęła, bo polubiła naprawde swoją pracę, a poza tym odkąd wyjechała po raz pierwszy do Nowego Jorku nie potrafiła byc osoba, która nie jest czymś zajęta.
— Żebyś wiedział. Najgorzej, ze przed sama ciąża tez nie poszalałam, bo byłam zbyt zajęta pracą i no wyszło jak wyszło —wzruszyła ramionami i skinęła na przechodzącego obok nich kelnera by zamówić sobie jakieś ciasto dnia. Było to najprostsze brownie, ale za to jakie pyszne, aż zamruczała z zadowolenia mrużąc oczy.
—Do Japonii?! No to widzę Cię poniosło. Polecasz Kraj Kwitnącej Wiśni? —zagadnęła znów ochoczo wbijając widelczyk w mięciutki smakołyk.
Charlotte
Jaime nie dziwił się Noah, że ten wolał pisać pod innym imieniem. Zyskiwał dzięki temu anonimowość, a niektórym ludziom na tym zależało. Tak jak Jaime’emu, chociaż nie pisał ani nic z tych rzeczy, ba, nie posiadał konta na żadnym portalu społecznościowym i jakoś nie było mu szkoda. W końcu miał telefon komórkowy, więc… nie narzekał.
OdpowiedzUsuń– Daniela nie znam – zaczął spokojnie – ale Noah to ja akurat lubię – uśmiechnął się do niego lekko. – On też wydaje mi się otwarty mimo wszystko i wesoły. Może to zasługa towarzystwa – wskazał na siebie, próbując się nie roześmiać – a może taki jest, tylko to ukrywa. Może przed innymi, może przed samym sobą. Poza tym, z Noah mogę sobie porozmawiać o pierdołach i rzeczach ważniejszych, jak na przykład handel narkotykami na nadbrzeżu. W dodatku ma ładny uśmiech i jest całkiem przystojny – powiedział poważnie, a potem napił się sake.
Taka była prawda, Jaime nie żartował w tym momencie. Naprawdę uważał, że Noah jest świetnym towarzystwem, może ze względu na to, co robił – podróże, książki, mroczniejsza przeszłość – ale Moretti wciąż uważał, że Noah jest bardzo interesującą osobą mimo to. I też nie przesadzał, mówiąc o jego wyglądzie – był bardzo przystojny i miał wysportowane ciało. Jaime nie był pewny, czy Noah kogoś miał, czy jednak wolał przelotne znajomości ze względu na swoje hobby, ale był pewien, że ma wielbicielki i wielbicieli. Przecież on sam zwrócił na niego uwagę przy pierwszym spotkaniu w Meksyku.
– Nieważne, póki będziesz jeść i chwalić, to ja będę gotować i oczekiwać komplementów – dodał wesoło. – No i super, czyli jesteśmy umówieni na grudzień lub styczeń. Hm… to będziemy musieli się dogadać tak, aby to było po sesji albo przed – uznał i znów się napił.
Zaśmiał się, słysząc słowa Noah o trupach.
– Na szczęście nie biegają. I niestety, lub stety, ale jak przyjeżdżają do nas, to już nie mają pośmiertnych odruchów i nie łapią nas za tyłki – zaśmiał się. A to się zdarzało raz po raz na jego poprzednich praktykach w szpitalu, kiedy ciała, które trafiały tam do prosektorium, były świeże. – O ubezpieczenie, niemoc w poradzeniu sobie ze stratą. Często są to bogaci ludzie i domyślam się, że chcą udowodnić, że to była żona zabiła albo kochanek, albo pokojówka – wzruszył ramionami. – Nie próbuj zrozumieć ludzi.
Jaime uśmiechnął się do Noah, widząc jego zaskoczenie na twarzy, kiedy przyniósł drugie danie.
– Właściwie to miała być moja kolacja na dzisiaj, obiad na jutro i też kolacja, ale skoro wpadłeś, to jak mógłbym cię nie nakarmić?
Jaime wziął sobie jeden kawałek i zaczął jeść, ignorując to, że danie jeszcze jest gorące. Nie było dla niego tak źle, poza tym, mógł popić sake. A, właśnie! Moretti odłożył jedzonko z powrotem na talerz i poszedł do kuchni, by po chwili wrócić ze szklanką z lodem. Kompletnie o tym zapomniał, ale zaraz powiedział Noah, że może się częstować, jeśli chce.
– Rozumiem – pokiwał głową i znów usiadł. – W takim razie będę pierwszy, jeśli mnie ktoś nie wyprzedzi? Na przykład dziewczyna? – to był dobry sposób na wybadanie, czy Noah faktycznie kogoś miał, czy jednak teoria z częstym podróżowaniem jako singiel była poprawna. – Ja w zeszłym roku w lutym byłem na Bali z chrzestnym. Bawiłem się niesamowicie i doszedłem do wniosku, że chcę tam polecieć jeszcze raz.
Jaime
Jaime uśmiechnął się lekko. Mógł nawet uwierzyć Noah, który twierdził, że Moretti jest w porządku. W sumie… mężczyzna wciąż tu z nim siedział. Ba, widzieli się już kilka razy i wciąż utrzymywali kontakt. Woolf przyszedł dzisiaj sam, bez zaproszenia, z podarkami. To chyba nieźle świadczyło o samym Moretti’m jako o dobrym kompanie. Trochę go to podbudowało, ale nic więcej nie powiedział na ten temat, ponieważ sam o sobie nie miał najlepszego zdania, a komplementy na temat jego osoby były dla niego dziwne, jakby nie na miejscu. Inaczej miała się sytuacja, w której ktoś chwalił jego kuchnię. Jaime miał wrażenie, że to zupełnie inna bajka, a przecież to on sam gotował. To było dość skomplikowane, kiedy tak o tym myślał.
OdpowiedzUsuń– Jasne, z tym uprzedzeniem cię o terminie wyjazdu nie będzie problemu. Jak tylko się dowiem o terminach egzaminów i kolokwiów, to od razu dam ci znać. Zawsze chodzę na pierwsze terminy, więc mam nadzieję, że ten rozkład będzie nam pasował – pokiwał głową i nagle się roześmiał. – Naprawdę umawiamy się na wyjazd na Nową Zelandię? To znaczy, wiesz, nie mamy absolutnie żadnych konkretów, ale jednak planujemy wstępnie grudzień lub styczeń.
Moretti napił się sake, obserwując Noah.
– No, na szczęście ja nie jestem pisarzem i nie muszę rozumieć ludzi – stwierdził całkiem poważnie. – Wiesz, ja nie jestem dobry w relacjach międzyludzkich, dlatego praca z trupami jest dla mnie idealna. Nikt mnie nie ocenia, nie muszę się zastanawiać, jakie ma intencje druga osoba… Jest tak… spokojniej, choć… to martwi ludzie – westchnął i pociągnął sporego łyka alkoholu. Zauważając, że i Noah ma go coraz mniej w swojej szklance, zaraz zrobił im obu dolewkę. – No co ty, jedz, smacznego – uśmiechnął się do niego. – Przygotuję sobie coś innego.
Potem z przyjemnością obserwował, jak Noah zabiera dla siebie jeden z kawałków jedzonka. Cóż, największy komplement dla kucharza to wtedy, kiedy inni jedzą jego dania z apetytem. Dlatego uśmiechnął się pod nosem, słysząc słowa mężczyzny o jedzeniowym afrodyzjaku. Och, tak, tak…
- Nie, nie mam z kim. Wiesz, mój chrzestny jest starszy i chce ułożyć sobie życie. A mój przyjaciel też ma swoje życie, obowiązki i tak dalej i taki wyjazd to nie jest… no, ciężko jest coś takiego zaplanować mimo wszystko. Dziewczyny nie mam, chłopaka też, więc… A wycieczka samemu jakoś mnie nie bawi. Nudno by mi było.
Chociaż uważał sam siebie za samotnika, to jakoś kilkudniowy wyjazd gdzieś dalej mógłby być dla niego kłopotliwy.
Wziął dla siebie kolejny kawałek quesadilli i mocno się w niego wgryzł, przez co dodatki spadły mu na koszulkę.
– Cholera jasna, no – westchnął ciężko Jaime, odkładając jedzenie z powrotem na talerz. – Jak dziecko, naprawdę – przewrócił oczami, a potem, po ogarnięciu jako tako koszulki, podniósł się i podszedł do szafy.
Tam zdjął z siebie ubrudzone ubranie, ostrożnie odkładając je na kanapę, przez co musiał na moment odwrócić się profilem do Noah. Dopiero później wyciągnął świeżą koszulkę, odwrócił się przodem do mężczyzny, mrucząc coś jeszcze pod nosem o swoim jakże eleganckim zachowaniu, i założył ją na siebie, żeby nie świecić nagim torsem. Potem ponownie zgarnął brudną koszulkę i zniknął w łazience, aby opłukać plamę i odłożyć rzecz, aby trochę przeschła, nim wrzuci ją do pralki.
Jaime
Niby tak, umawiali się sporo wcześniej niż planowali wyjazd. Wszystko się mogło zmienić tak naprawdę, ale miło było mieć coś takiego na liście rzeczy do zrobienia. I może faktycznie jakoś bardzo obaj się nie znali, ale też nie było tak, że byli dla siebie kompletnie obcy. Poza tym, Noah miał już doświadczenie w podróżach, więc… warto było się go słuchać.
OdpowiedzUsuń– O mój bagaż się nie martw, nie lubię mieć dużo walizek i toreb. Z pewnością wystarczy mi jeden bagaż i plecak, serio – zapewnił go z lekkim uśmiechem.
Wiedział, że w najbliższym czasie będzie wyszukiwać sporo informacji na temat Nowej Zelandii i rzeczy, które trzeba zrobić, nim się wyruszy, jak na przykład szczepienie, jakie zwierzęta tam żyją, jaki jest klimat i tak dalej. Wtedy może zdecydują się na jakieś konkretniejsze miejsce, w którym się zatrzymają. A może w ogóle będą zmieniać lokalizację co trzeci dzień… to też by było ciekawe, pomyślał Jaime i właściwie… chciałby już tam lecieć.
– Jasne, możesz się wszystkim zająć, jeśli chcesz, to ty tu jesteś profesjonalistą – uniósł dłonie w geście obrony. – Gdybyś jednak znalazł coś, czym ja mógłbym się zająć, to chętnie, żeby nie było, że zostawiam wszystko na twojej głowie.
Jaime pokiwał powoli głową i spuścił wzrok. Nie był do końca normalny, ale Noah o tym nie wiedział, ponieważ nie miał pojęcia, co takiego wydarzyło się w życiu chłopaka, co zmieniło go na zawsze i co tak naprawdę sprowadziło ich obu do tamtego wieczoru w Meksyku. A sam Moretti nie lubił o tym mówić, ponieważ gdyby zaczął… gdyby Noah się dowiedział, to z pewnością nie powiedziałby o nim jako o normalnym. I owszem, obawiał się bardzo tego, co inni mogą o nim pomyśleć. Może to przez wyrzuty sumienia, może przez traumę, ale… Cóż, to studia były tym, o czym lubił mówić innym. Nie było w tym temacie nic skomplikowanego.
– Pewnie, że dam – prychnął i uśmiechnął się słabo. – Myślę, że nabrzeże możemy wymienić na kręgle – uznał i upił łyka sake.
Niedługo później znajdował się już w łazience. Nie miał ochoty teraz przejmować się koszulką, ponieważ miał gościa… który najwyraźniej nie chciał siedzieć sam. Jaime zerknął na niego.
– A ja wiem… Chciałem to po prostu jako tako sprać wodą, poczekać aż materiał wyschnie, żeby nie zgnił i dopiero potem po prostu wrzucić do pralki… Potrafię gotować, ale z takimi rzeczami sobie nie radzę, okej? – niby prychnął, ale zaraz się uśmiechnął. – A co do wyjazdu, to uważaj, bo naprawdę się do ciebie zgłoszę… Wiesz, Boston wcale nie jest tak daleko.
Nigdy wcześniej nie myślał tak naprawdę o podróżowaniu, a tymczasem z Noah przychodziło to tak… swobodnie, zwyczajnie. Jakby faktycznie te wyjazdy mogły się zdarzyć jak… pójście do pracy czy na zajęcia… Cóż, ten mężczyzna naprawdę go fascynował. Nawet kiedy tak po prostu stał w przejściu łazienki.
I nagle poczuł się zmieszany. Pamiętał, że wtedy, w Meksyku, zwrócił uwagę na Noah, ale bardziej potrzebował się naćpać, zapomnieć, poprawić sobie humor i…
- Wracamy?... – zapytał, kiedy odłożył koszulkę na brzeg wanny, jednocześnie podchodząc bliżej Woolfa.
Jaime
Jaime uśmiechnął się do Noah. Och, tak, chętnie zajmie się strefą kulinarną ich wyjazdu. Kolejna rzecz, której nie mógł się doczekać – próbowanie nowych smaków w zupełnie innej części świata. Jaime zawsze miał lekki dylemat, kiedy miał okazję do zjedzenia czegoś nowego lub bezpiecznego. Bo dobrze by było próbować nowych rzeczy, ale co, jeśli okaże się, że ta nowa rzecz nie smakuje najlepiej? Mimo to, jakoś go zawsze ciągnęło do poznawania czegoś nowego…
OdpowiedzUsuń– Tak, jest! – odpowiedział od razu. – Wyczytam najpotrzebniejsze informacje i będziemy wiedzieli, co koniecznie musimy spróbować i czego się napić. I co do prowiantu… to zależy, dokąd będziemy się wybierać, ale możesz mi to zostawić, poszukam informacji na ten temat – uśmiechnął się do niego.
Naprawdę musiał czekać jeszcze pół roku? Przecież to bardzo dużo! I chociaż czas płynął błyskawicznie, to jednak pół roku, to pół roku. Bardzo dużo dni i wiele wydarzeń w życiu… No ale trudno, jakoś będzie musiał to przeżyć.
– Super! Ale wolę kręgle od bilardu, więc następnym razem wiemy, na co się umówić. Poszukam jakiejś kręgielni gdzieś blisko naszych mieszkań. A w bilard możemy pograć, kiedy jednak spotkamy się w jakimś barze – uznał, uśmiechając się lekko.
Jaime spojrzał na Noah w łazience. No i dobra, on może nie wiedział, jak spierać plamy z sosów, serów czy wina, ale, hej, radził sobie! To znaczy, nie przeszkadzał mu komentarz Noah, absolutnie, właściwie był mu wdzięczny za to i zamierzał się go posłuchać, kiedy jednak został przyparty do framugi drzwi. Poczuł ból, ale szybko o nim zapomniał, kiedy spojrzał w oczy Noah. O, jasna cholera…
Momentalnie poczuł, jak jego serce przyspiesza rytm bicia, a jego nogi – z jakiegoś powodu – robią się wiotkie. Dlaczego? Przecież… o, cholera. Czy Noah zawsze miał takie piękne oczy?
Pokiwał tylko głową, nie mając pomysłu i siły, aby coś mu odpowiedzieć. No tak, tak, alkohol…
Jaime wyszedł z łazienki i podszedł do stołu. Uspokój się. Noah to tylko twój kumpel, pomyślał gorączkowo. Skąd nagle… dlaczego tym razem… przecież wtedy w Meksyku… Kurwa. Sięgnął po swoją szklankę i napił się, zaraz też zdając sobie sprawę, że przecież pił alkohol, który rozwiązywał ludziom języki i zacierał granice. Cholera!
Pokręcił głową, odetchnął i poszedł do kuchni po płyn do mycia naczyń. Wrócił niepewnie do łazienki i przyjrzał się plecom Noah. No… nie trzeba tu wiele mówić…
- Daj spokój, jesteś moim gościem – Moretti znów próbował być wyluzowany i miał nadzieję, że jakoś mu szło. – Ja to ogarnę, a ty idź jeść.
Jaime
O, świetnie, najważniejsze zadanie spoczywało na barkach Jaime’ego, zero presji przecież… Ale może Noah nie ma aż tak wyszukanego smaku i w razie czego, gdyby okazało się, że spróbują czegoś, co im nie podpasuje do końca, to… nie będzie tragedii. Ewentualnie poszukają knajpy z pizzą czy burgerami.
OdpowiedzUsuńI nie, nie, ping pong nie brzmiał tak super jak kręgle. Jaime może nie bywał często w kręgielniach, właściwie odkąd zaczął ograniczać imprezy i picie ze swoimi znajomymi właśnie od tego typu rozrywek, to nie miał okazji, aby pograć w kręgle. A przecież bardzo to lubił, nawet na trzeźwo, jak podejrzewał.
Jaime uśmiechnął się do Noah, to było miłe, ale naprawdę nie musiał tego robić. Co innego zaserwować komuś jedzenie, a co innego przepierać koszulkę. Wiadomo, byli kumplami (prawda?), ale Moretti’emu było trochę głupio. I jeszcze bardziej głupio mu było po tym incydencie. Przecież do niczego nie doszło, ale jednak… w tej nagłej bliskości, zupełnie niespodziewanej… coś w niej było. Tak jak w Noah.
– Dziękuję – odezwał się w końcu, kiedy mężczyzna odwiesił koszulkę na bok. – Tego jeszcze nie robiłem, nie suszyłem niczego na plecaku, ale może dlatego, że nie podróżuję tak jak ty – uśmiechnął się lekko, próbując jednocześnie zająć myśli czymś innym niż… Noah. Tak, owszem, to będzie trudne, w końcu to właśnie z nim spędzał czas. Cholera jasna…
Jaime również napił się sake, dostrzegając, że powoli dociera do dna. Dlatego rozlał resztki alkoholu, nie mając absolutnie żadnego pojęcia, czy powinni dalej pić. Zerknął na Noah ukradkiem. Dlaczego tak nagle zaczął o nim myśleć w inny sposób? Może to kwestia alkoholu, tego, że byli sami, że dawno się nie widzieli, że Noah tak mu imponował tymi podróżami…
Moretti chciał posprzątać ze stołu, ale ostatecznie uznał, że nie ma co; jeśli Woolf będzie chciał coś przekąsić za jakiś czas, to chłopak po prostu podgrzeje jedzonko. Może nagłe sprzątnięcie mogło zostać źle odebrane przez jego gościa.
– Może obejrzymy jakiś film? – zaproponował, biorąc do ręki szklankę, a potem skierował się do części salonowej. Daleko nie było. Usiadł wygodnie na kanapie, starając się już nie patrzeć na Noah, ponieważ… kiedy to robił, w jego głowie zaczęły pojawiać się najróżniejsze myśli. I nie mógł tego zatrzymać, chociaż bardzo chciał. Wmawiał sobie jednak, że jak jutro rano się obudzi, to wszystko wróci do normy, wyśmieje samego siebie za te dzisiejsze wyobrażenia, a potem wróci do swojego życia, do szarej rzeczywistości. – Nie wiem, komedia, akcja, horror?
Jaime
Nie, nie, Jaime nie brał tego do siebie. Jasne, trochę się może mógł stresować wyborem jedzenia, w końcu nie robił tego tylko dla siebie, ale jeszcze dla kogoś i zależało mu, aby jego wybory były trafione. Właściwie… musiałby się kiedyś zapytać Noah, czy ten ma jakieś uczulenia i zastrzeżenia co do wybranych produktów czy przypraw.
OdpowiedzUsuńChłopak uśmiechnął się na opowieść mężczyzny.
– Serio? To bardzo ciekawe. Dobrze wybrnąłeś z sytuacji. Inni pewnie poszliby kupić po prostu nową. Nie wiem, czy bym wpadł na pomysł, aby suszyć ubranie na plecaku… Może, ale nie jestem pewny – zaśmiał się cicho.
To prawda, raczej nikt nie mógł odmówić Noah kreatywności. Po pierwsze, ta akcja z koszulą, a po drugie – był pisarzem. Owszem, książka, którą mu dzisiaj przyniósł, była pewnie bardziej dokumentem, ale jednak trzeba było umieć to ładnie ująć w całość, logiczną i przyjemną do czytania, o czymkolwiek by nie opowiadała. Czytelnik musiał lekko przebrnąć przez tekst. Chociaż na świecie żyją też ludzie, którzy lubują się w bardziej trudnych tekstach. No, nieważne.
Jaime słyszał i widział kątem oka, jak Noah przemierza mieszkanie do okna. Zaraz pokiwał głową na jego propozycję.
– Świetnie, ja za horrorami też nie bardzo jestem – uruchomił na telewizorze jeden z serwisów, na którym znajdowało się mnóstwo filmów i seriali. Jaime wybrał odpowiednią kategorię, kiedy Noah zadał pytanie. Jaime poczuł jak po jego ciele przebiegał dreszcz. – Nie, nie, wszystko w porządku, serio. To chyba ten alkohol… - spojrzał na niego i na chwilę wstrzymał oddech. – Tak, zdecydowanie to alkohol – odetchnął.
Noah nie był mu obcy. Kumplowali się. Zależało mu na tej znajomości, dlatego nie chciał tego spieprzyć. Musiał zatem uważać na to, co mówił i co robił. A chęć przysunięcia się do niego i… chociażby dotknięcia jego ramienia czy dłoni, była tak silna, że chyba przewyższała jego niechęć do fizycznej bliskości, na którą składały się takie właśnie gesty.
– Przepraszam, jeśli zachowuję się dziwnie… ale, hej, nigdy nie mówiłem, że jestem do końca normalny – uśmiechnął się lekko, jakby chciał obrócić wszystko w żart.
Co się, do cholery, dzieje?
Jaime
Jaime spojrzał na Noah, a potem na wyciągniętą ku niemu dłoń. Och, mógł ją teraz dotknąć swoją dłonią, mógł pobawić się jego palcami, mógł też musnąć ustami jego nadgarstek… Z tym, że tak naprawdę nie mógł. To tylko alkohol i wybujała wyobraźnia o przystojnym podróżniku. Noah był kumplem i nigdy nie dał mu żadnego znaku, że mógłby chcieć czegoś jeszcze. Matko kochana… Jaime jednocześnie chciał, aby był już jutrzejszy poranek, kiedy na serio będzie mógł wyśmiać samego siebie, ale i też pragnął, aby Noah został tutaj z nim jak najdłużej. To było bardzo powalone i skomplikowane. Mimo swojej pamięci, Jaime jakoś nie mógł sobie przypomnieć, czy tak samo czuł się przy swojej eks dziewczynie, kiedy to wszystko się dopiero zaczynało… Chwila, stop. Dlaczego w ogóle próbował to porównywać? Lepiej dać sobie spokój.
OdpowiedzUsuń– Nic mi nie jest, serio – uśmiechnął się lekko. – Nie będziesz mnie miał na sumieniu. Na pewno się nie strułem – przysunął się bliżej Noah, a potem przyłożył czoło do jego dłoni. Owszem, mogło być nieco bardziej gorące niż normalnie, ale to wina tylko i wyłącznie tego faceta. – Bardzo uważam na to, co jem – kontynuował, próbując uspokoić ponownie szybko bijące serce. Musiał zająć myśli czymś innym. Jedzenie wydawało się być super opcją. – Nie zjem czegoś, co jest po terminie, odczuwam do tego taką… awersję. Lubię czuć się dobrze, więc… po co ryzykować?
No właśnie, po co ryzykować?, pomyślał. Ach, cholera by to.
– I jak? Mogę mieć gorączkę? – zapytał po chwili dość cicho.
Dotyk Noah na swoim czole nie stanowił dla niego problemu jak sądził, że mógłby. Tymczasem… było to miłym zaskoczeniem. Tylko pojawił się pewien problem, ponieważ zapragnął więcej. Nie powinien, owszem, ale nadal był przekonany, że wraz z kolejnym wschodem słońca, wszystko wróci do normy. A w ten wieczór… pozwoli wyobraźni nieco… popłynąć. Gdyby Woolf się dowiedział… Jaime nie miał pojęcia, jak Noah zareagowałby na jego myśli, ale i tak wolał tego nie sprawdzać. Po prostu przemilczy kilka rzeczy i jakoś to będzie.
Jaime
Okej, rozważania o jedzeniu nie dały rady, kompletnie się nie sprawdziły, kiedy Jaime czuł dotyk Noah na swoim czole i kiedy patrzył w jego oczy. Naprawdę, nie mógł oderwać od nich wzroku, co naprawdę było dla niego wyczynem – patrzenie ludziom w oczy. Jasne, na chwilę lub dwie, takie krótkie, ale tym razem trwało to o wiele dłużej. Może to sprawka Noah i tego, że generalnie się kumplowali? Kumplowali?
OdpowiedzUsuń– Z pewnością dziwne rzeczy… Widzisz, znalazłeś kolejny powód, dla którego lubię gotować – uśmiechnął się lekko.
Woolf powiedział, że Jaime chyba jednak nie ma gorączki, ale Moretti wyszedł z innego założenia, kiedy palce Noah przesunęły się kolejno na jego skroń i policzek. Na moment wstrzymał oddech, czując jak jego serce bije mocniej. Czy mężczyzna mógł to usłyszeć? Pewnie tak, cholera jasna. Okej, spokojnie, spokojnie…
Och, szkoda, że Noah cofnął rękę. Ale może to i lepiej w ich przypadku. Bo pewnie mężczyzna tak po prostu wykonał taki ruch, martwiąc się, czy Jaime nie jest chory, a tymczasem student już reaguje na to wszystko w sposób, w jaki nie powinien. Zdecydowanie nie miał zamiaru się wkurzyć na Noah, że ten pozwalał sobie na takie gesty. Prędzej mogłoby mu być przykro, że Noah przestał to robić. Woolf przecież nie był byle kim, och nie.
Pytanie Noah zbiło go z tropu, ale uznał to za okazję do zmiany kierunku swoich myśli.
– Chodzę na siłownię dość często. Pozwala mi to wyrzucić z siebie gniew, często boksuję w worek treningowy. A na siłowni, na którą chodzę, trenują też zawodnicy MMA – odwrócił się przodem do Noah, zginając nogę w kolanie i kładąc ją na siedzeniu, aby było mu wygodniej. Przy okazji przesunął się bliżej Noah. Chciał tego bardzo; być jak najbliżej, a póki mężczyzna nie protestował… - Czasami mnie zapraszają na ring i pokazują pewne ciosy. Oni chyba wiedzą, że… jakby to ująć… że jest coś, z czym sobie średnio radzę – o tym akurat wolał nie myśleć. Na szczęście nie trwało to długo, ponieważ jego głowę znów zajął Noah, jego dłonie, oczy, usta, włosy i cały on.
I jakoś tak mimowolnie przybliżył się jeszcze bardziej, lekko, prawie bez najmniejszego dotknięcia, ale jednak musnął swoimi ustami usta Noah. Przeszło mu przez myśl, że właśnie popełnił błąd, ale… mógł to zawsze zrzucić na alkohol.
Jaime
Na pewno byłoby ciekawie, gdyby któregoś dnia Noah wybrał się wraz z Jaime’em na siłownię. Możliwe, że by mu się tam spodobało, ponieważ znajdowało się tam mnóstwo najróżniejszych sprzętów. I można było popatrzeć jak trenują zawodnicy i jak obchodzą się z nimi trenerzy. Było to dość interesujące. Ale nie tak, jak siedzący przed nim Noah.
OdpowiedzUsuńJaime poczuł ogromną ulgę, kiedy mężczyzna go nie odtrącił i wielką radość w momencie, w którym poczuł na swoim karku jego dłoń. Ich pocałunek z niewinnego muśnięcia dzięki Noah przerodził się w namiętną pieszczotę, której Jaime od razu się oddał. Odwzajemniał pocałunki i oczywiście zamknął oczy, zdając sobie sprawę, że jest jeszcze przyjemniej niż śmiałby to sobie wyobrażać. Noah świetnie całował.
W końcu jednak oderwali się od siebie, a Moretti próbował złapać oddech. Spojrzał mu w oczy i był gotowy to powtórzyć. Miliony razy chciał się oddawać jego pocałunkom i dotykowi.
Przymknął oczy, znów czując jego usta, tym razem na swoim policzku, a kiedy usłyszał, że Noah chce więcej, Jaime poczuł, jak ogarnia go podniecenie. W momencie, w którym Woolf lekko ugryzł płatek jego ucha, Jaime uniósł dłonie i położył je na torsie mężczyzny. Odchylił nieco głowę, aby znów móc spojrzeć mu w oczy.
– Dobrze – odpowiedział w końcu szeptem. – Bo ja też tego chcę – i znów go pocałował, tym razem o wiele śmielej, bardziej gwałtownie.
Poprawił nieco swoją pozycję na kanapie, aby było im wygodniej, jednocześnie zaciskając palce na jego koszulce. Nic innego nie miało teraz znaczenia, absolutnie nic. Jaime myślał jedynie o bliskości Noah i o tym jak bardzo pragnął, aby go dotykał i całował, żeby posuwał się dalej i dalej. Kumple? Czegoś nie można? Wybujała wyobraźnia? Nie, nie. Liczyła się tylko ta chwila, w której Noah był tylko dla niego.
Jaime
Nagła zmiana pozycji nie przeszkadzała absolutnie Jaime’emu, który przyjął to z zadowoleniem. Tak zdecydowanie miał łatwiejszy dostęp do ust Noah i generalnie do niego całego. Przesunął jedną dłoń na kark mężczyzny, a potem wsunął palce w jego włosy. Oczywiście, że czuł jego podniecenie pewnie tak samo dobrze jak i Noah czuł jego. Dlatego westchnął cicho do jego ust. Okej, nie spodziewał się, że ten wieczór tak się potoczy, ale to była zdecydowanie bardzo, bardzo przyjemna niespodzianka.
OdpowiedzUsuńPo chwili Jaime oderwał się od jego ust tylko po to, aby sięgnąć dłońmi do krawędzi koszulki Noah, złapać za nie i powoli podciągnąć ją do góry, ostatecznie, odrzucając ją na bok kanapy. Nim wrócił do całowania, przyjrzał się jego torsowi i uśmiechnął się z zadowoleniem. Nie trudno też było dostrzec, że jego policzki były czerwone od podniecenia.
Przesunął dłońmi po jego klatce piersiowej, badając (niestety na szybko) jego mięśnie, a potem pocałował go w usta, jedną dłoń kładąc na boku Noah. Niedługo później przeniósł się ustami na jego szyję i nagie ramię.
Jaime również od dawna nie był z facetem, a już na pewno dawno temu był na dole. Jego pożądanie wzrastało z każdą chwilą, przez co poruszył się niespokojnie na kolanach Noah, ocierając się biodrami o jego biodra. Woolf może jeszcze nie zdawał sobie z tego sprawy, ale Jaime był gotowy oddać się mu całkowicie, jednocześnie nie pozostając dłużnym w pieszczotach.
Zapewne nazajutrz Jaime będzie miał wiele pytań odnośnie ich relacji, ich jeszcze nie tak zaplanowanego wyjazdu na Nową Zelandię i wiele, wiele innych. Tymczasem nie był w stanie o tym rozważać, ponieważ zajęty był składaniem kolejnych pocałunków na odsłoniętej skórze Noah, na gładzeniu jego ciała, erekcjami ich obu… Chciał go tylko dla siebie.
Jaime
Oczywiście, że Jaime nie zamierzał zwlekać i tylko oczekiwać pieszczot, leżeć jak kłoda, jedynie biorąc i nic od siebie nie dając. Nie, nie, on bardzo pragnął sprawić Noah jak najwięcej przyjemności, chciał, żeby krew w jego żyłach wrzała, żeby nie był w stanie skupić się na niczym innym, jak na odczuwaniu przyjemności, którą miał mu serwować bez ograniczeń (chyba że Woolf miałby jakieś zahamowania).
OdpowiedzUsuńZagryzł lekko dolną wargę, czując na sobie zęby i usta Noah. Odruchowo wsunął place w jego włosy i przeczesał je, a przez myśl przemknęło mu, jakie są miękkie w dotyku. Ponownie westchnął, kiedy mężczyzna położył dłonie na jego pośladkach, przyciskając go do siebie jeszcze bardziej. Obaj pragnęli być jak najbliżej siebie, a sam Jaime chciał jak najszybciej pozbyć się zbędnych ubrań i z siebie, i z Noah.
Moretti z trudem nadążał za odwzajemnianiem tych wszystkich pocałunków, jakimi obdarzał go Noah, przez co wszystko to było dość chaotyczne, jednak w niczym im to nie przeszkadzało. Spomiędzy ust Jaime’ego wydobył się cichy jęk, kiedy poczuł dłoń Noah na swoim kroczu. Właśnie zdał sobie sprawę, że jego podniecenie wzrosło już do tego poziomu, że to aż bolało. Jak miałby się w tym momencie wycofać? Mowy nie ma.
Pocałował go w usta, a potem brodę, by odszukać odpowiedniej chwili, aby się unieść z kolan Woolfa. Kiedy to nastąpiło, Jaime faktycznie się podniósł, z trudem jednak utrzymując się na drżących nogach. Złapał Noah za rękę i przyciągnął do siebie. Znów go pocałował, ale trwało to tylko krótką chwilę, ponieważ zaraz zaczął go prowadzić w stronę łóżka. Po kilku krokach, kiedy znaleźli się obok miejsca docelowego, Jaime sięgnął do zapięcia spodni Noah i zaraz sprawnie pociągnął je w dół. Niedługo później obaj wylądowali w łóżku, oddając się sobie i przyjemności.
Jaime nie miał pojęcia, ile trwał ich namiętny seks, kiedy w końcu padł w pościeli kompletnie zmęczony, próbując uregulować oddech. Spojrzał w sufit, a po jego twarzy błądził rozanielony uśmiech, pełen satysfakcji. Jego ciało wciąż lekko drżało po ostatnim orgazmie i nie miał zamiaru za wiele się ruszać. Myślał tylko o tym, jak przyjemnie mu było, jak Noah i on byli do siebie dopasowani i że cholernie chciał to jeszcze powtórzyć.
Odwrócił głowę w stronę Noah, nie mogąc jednak wydusić z siebie słowa. Hm… ciekawe jak bardzo Jaime podrapał mu plecy…
Jaime
Jaime nie był tak pijany, żeby zapomnieć o tej nocy, och, nie. Będzie o niej pamiętał, ponieważ było mu nieziemsko i sądząc po reakcjach Noah, jemu również było wspaniale. Uśmiechnął się lekko, kiedy tylko mężczyzna go pocałował w czoło. To było bardzo słodkie z jego strony i chłopakowi się to spodobało. I oczywiście, że nie miał zamiaru wypuszczać teraz Noah ze swojego łóżka, a co dopiero z mieszkania. Istniało wiele powodów, dla których nie chciał tego robić.
OdpowiedzUsuń– Musisz zostać na noc – odpowiedział od razu.
Jaime nie bardzo wiedział, na co mógł sobie w tym momencie pozwolić. Owszem, uprawiali namiętny seks i teraz Noah miał spać razem z nim, ale jednak… miał takie poczucie jakiejś niewidzialnej bariery.
Po chwili okrył się kołdrą do pasa, a potem odwrócił się na bok przodem do Noah. Och, dzisiejsza noc i tak była wyjątkowa, więc Jaime po prostu przysunął się bliżej mężczyzny, lekko i wygodnie splótł ich palce razem, a potem jeszcze pocałował ramię Noah. Nagle poczuł się bardzo zmęczony, więc w końcu zamknął oczy, prawie przytulając policzek do jego ramienia. Nie trwało długo, nim Moretti zapadł w sen.
Obudził się, otwierając oczy. Okna wciąż miał zasłonięte, ale bez problemu mógł dostrzec, że nastał dzień. Zaraz też poczuł ból w okolicach pośladków i przypomniał sobie, co się działo w nocy. Uśmiechnął się do siebie, zadowolony, a potem przewrócił się na plecy, aby móc spojrzeć na śpiącego Noah. Okej, to nie był sen, to wszystko działo się naprawdę, a nagi Woolf naprawdę leżał z nim w jednym łóżku pod tą samą kołdrą. Czy Jaime mógł go tu zatrzymać na zawsze?
Żeby nie wyjść na creepa, jakoś podniósł się z łóżka. Przeszedł powoli i po cichu do szafy, wyciągając z niej świeże bokserki. Okej, było jeszcze wcześnie, ale Jaime pomyślał, że przygotuje jakieś śniadanie. Nie chciał też myśleć o tym, że najprawdopodobniej czekała ich rozmowa, więc uznał, że gotowanie to świetny pomysł na odepchnięcie od siebie tych myśli.
Przeszedł do kuchni, przygotował ekspres, ale nie włączał go jeszcze, ponieważ sprzęt dość hałasował. Poza tym, nie chciał, aby Noah miał później zimną kawę. A może mężczyzna wolał herbatę? Cholera.
Ale miał nadzieję, że lubił gofry, za które zaraz się zabrał. Miał czekoladę do chleba, trochę owoców i jakiś dżem. Powinno być dobrze…
Jaime
Jaime starał się nie hałasować podczas przygotowywania śniadania. I naprawdę nie chciał denerwować się reakcją Noah na wspólnie spędzoną noc. Może mężczyzna będzie chciał to uznać za jednorazowe albo… cokolwiek. No bo w sumie to dlaczego nie? Przecież dotąd tylko się kumplowali, wychodzili na spacery, podczas których rozmawiali, pili alkohol, lali się z innymi typami w ciemnych uliczkach i nie sądził, aby Woolf myślał o Jaime’em w innych kategoriach, takich jak romans. Przynajmniej Moretti o tym nie myślał. Tak samo w przypadku pociągu seksualnego, który tak naprawdę wczoraj pojawił się w momencie, w którym znaleźli się bardzo blisko siebie. Chodzi o to, że równie dobrze ta noc mogła nic nie znaczyć dla żadnego z nich i mogła być tylko przygodą właśnie na jeden raz. Jaime jednak nie mógł przestać myśleć o tym, że bardzo chciał poznać bliżej Noah i przekonać się, czy może jednak mogło być z tej relacji coś więcej. Owszem, dzieliła ich różnica wieku, ale jak dotąd nie mieli z tym problemu, więc… czy powinni o tym myśleć jak o przeszkodzie?
OdpowiedzUsuńJaime usłyszał, że Noah wstaje z łóżka i krząta się w mieszkaniu. Spojrzał na niego jednak w momencie, w którym mężczyzna zajrzał do niego i powiedział, że idzie do łazienki.
– Cześć. Jasne, ja już wstawię kawę – zaproponował, kończąc przygotowywać ciasto na gofry. Przy okazji starał się nie patrzeć wprost na tors Noah. Kiedy jednak mężczyzna odwrócił się tyłem i skierował do łazienki, Jaime uniósł brew wyżej, widząc czerwone ślady na jego plecach. Okej… Interesujące…
Wcale nie będzie dziwnie, myślał chłopak, kiedy nakładał ostrożnie ciasta do gofrownicy. Jakoś to przecież będzie…
Korzystając z tego, że Noah był w łazience, Jaime starał się trochę uspokoić. Sam nie wiedział, co powinien na ten temat myśleć. Miał milion najróżniejszych myśli w głowie i wiedział, że tylko Noah pomoże mu je uporządkować.
Nim Woolf wrócił do kuchni, na dużym talerzu znajdowało się już całkiem sporo gofrów.
– Gofry. Mam nadzieję, że lubisz? Pomyślałem, że to ciekawszy pomysł niż naleśniki – spojrzał na niego, wytrzymując to spojrzenie mimo tego, że czuł się lekko skrępowany. – Ach, i mam dla ciebie kawę – ruchem głowy wskazał na prujący napój w dużym kubku z ciekawym napisem…
Po przeniesieniu wszystkich potrzebnych rzeczy, składników i jedzenia na stół, Jaime położył też swoją kawę na blacie i zawahał się w chwili, w której miał usiąść. To było bardziej krępujące niż spojrzenie na Noah. Cóż, nie narzekał, ponieważ było mu bardzo dobrze w nocy. Ale teraz musiał zgarnąć dla siebie poduszkę z kanapy i ułożyć ją na krześle. Naprawdę dawno nie był na dole…
Teraz było mu jeszcze bardziej głupio, dlatego nawet nie uniósł spojrzenia na Noah, tylko zajął się gofrem i nakładaniem na niego składników.
– Jak się… spało? – zapytał jednak, przerywając ciszę.
Jaime
Jaime uśmiechnął się lekko, kiedy Noah powiedział, że lubi gofry. Dobrze, bo przynajmniej nie musiał przygotowywać czegoś innego. Chociaż… to by oddalało znów ich rozmowę, która musiała nadejść. Moretti miał mieszane uczucia. Bo chciał sprawdzić, czy mogło ich łączyć coś więcej niż przyjaźń i jednorazowy (lub nie) seks.
OdpowiedzUsuńZajęty swoim jedzeniem uniósł jednak szybko spojrzenie, kiedy Noah zaczął go przepraszać. Chwila, moment, że jak?
– Nie przepraszaj mnie – odpowiedział szybko. Ale przynajmniej słowa mężczyzny sprawiły, że Jaime mógł spojrzeć mu w oczy. – Nie, nie, wszystko ze mną w porządku, naprawdę. To znaczy, boli mnie trochę, ale to nic takiego. Przejdzie mi, a w nocy było… wow… Nie jestem pisarzem, okej? – zaznaczył od razu, trochę chciał zażartować, aby rozluźnić nieco atmosferę. – Nie umiem w dobieranie słów. Po prostu byłeś… zajebisty i może się zagalopowałeś, ale nie powinieneś się czuć winny, że coś mi dolega. To oznaka tego, że było bardzo, bardzo przyjemnie – stwierdził i zaraz poczuł, że jego policzki robią się czerwone. Nigdy dotąd nie musiał przeprowadzać tego typu rozmów, więc… czuł się zawstydzony. Ale jednocześnie chciał, aby było jasne, że Noah nie musi za nic przepraszać, że nie zrobił krzywdy Jaime’emu, ponieważ było mu bardzo dobrze, a to, że teraz przez jakiś czas będzie go trochę bolało, to nic takiego. Jaime nie żałował i Noah również nie powinien. – Ale… ja nie chciałem, żebyś się opanowywał – dodał jeszcze i sięgnął po kawę. Dmuchnął w powierzchnię powietrzem, żeby niby ją ostudzić, ale chodziło o to, że mógł odwrócić zawstydzony wzrok od tego faceta, który wzbudzał w nim tyle emocji… i pożądania. – Właściwie to… eee… - Jaime nie był pewny, czy to dobry moment o tym mówić, ale doszedł do wniosku, że może jednak warto, aby Noah się nie obwiniał. – Lubię ostrzejszy seks… - teraz miał wrażenie, że cała twarz go piecze. To nie było takie proste na trzeźwo! I w sytuacji, w której do tej pory miało się zbyt mało okazji do pogadania z kochankiem/kochanką nazajutrz.
Jaime w końcu przegryzł gofra i chociaż czuł, że jest dobry i słodki, to jednak nie mógł się w pełni oddać przyjemności jedzenia. Zerknął na Noah.
– Nie, nie trzeba. Naprawdę nic mi nie jest. Po prostu… może zjedz? Chyba że ci nie smakują, to też… w porządku…
No dobra… z jego byłą dziewczyną było inaczej, więc Jaime czuł się mocno zagubiony w obecnej sytuacji.
– A tobie jak się podobało? – zapytał cicho i nawet odważył się spojrzeć na Noah. Krótko, bo krótko, ale jednak.
Jaime
Jaime nie wiedział już, co powinien powiedzieć, aby Noah nie czuł się źle z tym, że chłopak odczuwał lekki ból po ich wspólnej nocy. No cóż, zdarzało się i raczej trudno by było o inny poranek od tego, ponieważ nawet gdyby ich seks nie był ostrzejszy, to i tak nie obyłoby się bez bólu ze względu na seks, jaki uprawiali. Jaime niczego nie żałował, a na samo wspomnienie przechodziły go przyjemne dreszcze.
OdpowiedzUsuń– Bez przesady, Noah – uśmiechnął się do niego lekko, czując jednocześnie się nieco podbudowany, że i on lubił nieco… mocniejsze uniesienia czy jakkolwiek by tego nie nazwać. – To znowu też nie tak, że mnie jakoś super bardzo boli, po prostu jest to swego rodzaju dyskomfort, który mi niedługo minie. Może zamiast prysznica wezmę kąpiel? – spojrzał na niego, wciąż z uniesionymi kącikami ust. Miał ochotę go teraz pocałować. Ale powstrzymał się w odpowiednej chwili, w chwili, w której Noah zakrztusił się gofrem. O, matko kochana, co było z tymi cholernymi goframi nie tak?!
A, okej, nie chodziło o gofry. A sam Jaime ponownie się zarumienił. Cholera by to…
- Oczywiście, że było widać – pokiwał głową. – Ale chciałem to też usłyszeć i się po prostu upewnić… I… lepiej niż się spodziewałeś? Hm… ciekawe… - Jaime ugryzł kawałek gofra, na chwilę odzyskując pewność siebie. Nie, żeby normalnie był pewny siebie. Zaraz się zaśmiał. – Serio? Chciałbyś mieć zdjęcie mojej miny podczas… Chyba umarłbym ze wstydu – uznał, wciąż się cicho śmiejąc.
Jaime doszedł do wniosku, że nie jest tak niezręcznie jak się tego spodziewał. Może na początku, ale teraz, kiedy trochę sobie pożartowali, on się roześmiał… Jakoś powinni przebrnąć przez to śniadanie, choć przecież pozostawała kwestia tego, co zrobią z tą nocą; zaakceptują i nie powtórzą, powtórzą bez niczego, powtórzą z zaangażowaniem w samą relację… To wszystko było strasznie skomplikowane.
Chłopak uniósł spojrzenie na Noah, czując jak serce mu podskoczyło z podekscytowania.
– Pewnie, że chciałbym to powtórzyć. I to nie jeden raz – odpowiedział całkiem szczerze, patrząc mu w oczy. Niepewnie położył dłoń na jego dłoni. Spoko, nie gadali o związku ani o randkowaniu, chodziło pewnie tylko o sam stosunek, ale to i lepiej. To znaczy… to też było skomplikowane. Ale na tę rozmowę potrzebowali zdecydowanie więcej czasu i przede wszystkim gotowości otworzenia się. A Jaime raczej nie był gotowy.
Ale Moretti zauważył z niemałym zaskoczeniem, że dotyk Noah nawet teraz, kiedy był trzeźwy, nie sprawiał problemu, chłopak nie odczuwał niechęci i przede wszystkim czuł, że tak powinno być, że tak jest dobrze, że wszystko jest w porządku.
Jaime
Jaime pokręcił głową, rozbawiony. Ale miło było słyszeć, że jednak podczas takich uniesień wyglądał seksownie i nieziemsko. Nikt mu takich rzeczy wcześniej nie mówił, ale w ustach Noah brzmiało to naprawdę, naprawdę dobrze. Moretti mógłby się do tego bez problemu przyzwyczaić. Dlatego uśmiechnął się, ale nic już więcej nie powiedział. Miał jedynie nadzieję, że Noah jednak nie zrobi mu zdjęcia podczas, kiedy będą znów sprawiać sobie rozkosz. Jeśli Woolf faktycznie chciał mieć zdjęcie Jaime’ego, to może lepiej niech to będzie coś bardziej… codziennego. Możliwe nawet, że chłopak od razu się zgodzi, ponieważ nie przepadał zbytnio za tym, aby ktoś robił mu zdjęcia.
OdpowiedzUsuńMoretti nie ukrywał, że spodobało mu się, jak Noah uśmiechnął się, kiedy tylko student wyraził ogromną chęć na powtórzenie tej nocy (cóż… to, co robili, mogli też powtórzyć za dnia, jeśli tylko nadarzyłaby się ku temu okazja… Jaime nie był wybredny, jak widać…).
Zaraz też spojrzał na ich splecione dłonie. Zdecydowanie dodało mu to otuchy i bardzo optymistycznej perspektywy na najbliższe dni. Co prawda nie umówili się jeszcze, ale… miło było mieć świadomość, że ktoś go oczekiwał. Przecież mogło nie chodzić jedynie o seks, w końcu nim do tego doszło, sporo rozmawiali i spędzali czas. Może i tym razem tak się potoczy ich kolejne spotkanie.
– Tak, chętnie do ciebie wpadnę. Jeszcze u ciebie nie byłem. A co do kuchni… poradzę sobie – zaśmiał się cicho. – Ewentualnie możemy coś zamówić.
A co do telewizora… Rzeczywiście, pewnie nie będzie im w ogóle potrzebny. Jaime tylko jeszcze poprosił Noah o adres, jednocześnie głaszcząc kciukiem wierzch jego dłoni. Spodobało mu się to, te splecione palce. Było dziwnie, ale w taki przyjemny sposób.
W końcu jednak Jaime dokończył śniadanie, jakoś sobie radząc jedną ręką. Ale niestety, pora była puścić dłoń Noah i trochę posprzątać w mieszkaniu. W końcu na stole jeszcze znajdowały się talerze z poprzedniego wieczoru. I Jaime coraz bardziej marzył o tej ciepłej kąpieli, aby się nieco odprężyć. No i zdawał też sobie sprawę, że Noah będzie musiał w końcu wrócić do siebie czy wyjść do pracy…
- Naprawdę cieszę się, że wpadłeś wczoraj – powiedział, puszczając jego dłoń i wzdychając ciężko w tym samym momencie. Zabrał się za zbieranie brudnych naczyń i przenoszenie ich do zmywarki. – I, wiesz… będę czekał na zaproszenie – uśmiechnął się do niego.
Jaime
Jaime wcale nie chciał pozbyć się Noah z mieszkania. Chciał się do niego przytulić i całować, może udałoby im się nawet jakiś film obejrzeć… Ale może faktycznie lepiej było teraz się rozejść i przemyśleć kilka spraw. Chociaż z drugiej strony… pogadali o najważniejszym i ustalili, że na pewno będą się jeszcze widywać. I tak właściwie Jaime miał nadzieję, że nastąpi to szybciej niż później. Teraz chciał spędzać z Noah jak najwięcej czasu. I najwyraźniej nie tylko on się tak czuł.
OdpowiedzUsuńOczywiście odwzajemnił pocałunek, przebiegając palcami po jego torsie. Jeszcze nie wyszedł, a Jaime już za nim tęsknił. Matko kochana, co najmniej jak nastolatek, a przecież już nim nie był.
– W porządku, będę czekał na wiadomość o dacie i godzinie – uśmiechnął się, a potem poszedł za nim do drzwi. Sam Moretti miał na sobie tylko bokserki. – Dziękuję za książkę i alkohole… - uśmiechnął się tajemniczo, a potem przyciągnął go do siebie i tym razem sam go pocałował, ale zdecydowanie mocniej niż przed chwilą zrobił to Noah. No, niech ma kolejny powód do wspomnień i rozmyślań. – Do zobaczenia – pogłaskał go po karku, zahaczając o włosy, które wciąż były jeszcze mokre. Może nie powinien wypuszczać Noah z mokrymi włosami? Przecież może się przeziębić. Albo gorzej. Zdecydowanie powinien go zatrzymać. Przynajmniej póki te włosy nie wyschną, prawda?
Jaime pokręcił głową na swoje myśli. Ogarnij się, pomyślał i cmoknął go jeszcze raz.
– Do zobaczenia – powtórzył z uśmiechem. – Och, a może chcesz parę gofrów wziąć do siebie?
Oj, dobra tam, może i nie był najlepszy w pożegnaniach…
Jaime
Jaime zamknął drzwi, uśmiechając się do siebie. I nie mógł przestać. Może zachowywał się jak nastolatek, ale nic nie mógł poradzić na to, że to uczucie było od niego silniejsze – radość.
OdpowiedzUsuńPodszedł do szafki, na którą wczoraj odłożył książkę. Chwycił ją do ręki i jeszcze raz jej się przyjrzał. Uniósł brew wyżej, widząc nazwisko. Woolf? Daniel Woolf… Czekaj, moment, chwila, co? Noah… Woolf? Czy Jen… jej brat ma na imię Noah. A ona przecież nazywała się Woolf… Nie… Nowy Jork jest ogromny, to niemożliwe… prawda?
Kolejne dni upływały Jaime’emu nawet szybko. Po zajęciach chodził do prywatnego prosektorium, gdzie odbywał praktyki. Nie było żadnych dziwnych przypadków, ale Moretti został poinformowany, że dostanie dobrą opinię. Chłopak był bardzo szczęśliwy, ponieważ to na pewno pomoże mu w wyjeździe na trupią farmę w Tennessee. To był jeden z tych celów, do których dążył uparcie i który zbliżał się wielkimi krokami.
Jednocześnie oczekiwał na wiadomość od Noah. Niestety, przez kilka dni jego telefon milczał, jeśli chodziło o Woolfa. Jaime zaczął się zastanawiać, czy coś się nie stało. W końcu wydał książkę, w której ujawnił wiele brudów. Sam Noah przyznał, że póki co miał spokój, ponieważ dopiero co wrócił do miasta, więc… To „póki co” już mogło minąć. Z drugiej strony, nie chciał też wyjść na kogoś bardzo niecierpliwego. Ale, cóż, był niecierpliwy jak widać.
Pewnego dnia przygotował ciasto na pizzę, sos i kilka składników. Zapakował wszystko do pojemników, a pojemniki schował do plecaka. Pamiętał adres Noah, więc po prostu wpisał go w GPS na telefonie i pojechał tam autem. No co, chciał sprawdzić, czy wszystko było u niego w porządku. Może wcale by teraz do niego nie jechał, gdyby Noah nie napisał takiej książki.
Kilkanaście ulic dalej Jaime dzwonił już do drzwi mieszkania Noah. Mógł zadzwonić wcześniej, owszem. Ale ostatnio Woolf też nie zadzwonił i było… no, niespodziewanie. Hm… Noah też mógł gdzieś wyjść zbierać inspiracje… Dobra, to chyba jednak był głupi pomysł z tym przyjazdem.
Jaime
Jaime już chciał odejść od drzwi i wrócić do samochodu, kiedy usłyszał, że ktoś się zbliża. Chwilę później drzwi się otworzyły i ukazały Noah. Jaime uśmiechnął się, ale uśmiech szybko zniknął z jego twarzy, kiedy zobaczył, w jakim stanie jest mężczyzna. Widział zadrapania na jego twarzy i wyglądało to przerażająco. Możliwe, że sam Moretti nigdy aż tak źle nie wyglądał po bójkach, w jakie się swego czasu wplątywał.
OdpowiedzUsuń– Jasna cholera, Noah! Co się stało? – zmarszczył lekko brwi i wszedł do środka. Kompletnie zignorował podobne pytanie kierowane do niego. Cóż, on wyglądał lepiej, więc to raczej Woolf powinien opowiadać. – Kto ci to zrobił? Czy to przez książkę? – chłopak uniósł dłoń wyżej, kierując ją do policzka mężczyzny. Delikatnie go dotknął, aby nie sprawić mu bólu.
Jasne, że rozmyślał na temat tego, czy wszystko u niego w porządku przez tę książkę, ale nie spodziewał się, że zastanie Noah w takim strasznym stanie. Nagle ucieszył się, że zdecydował się tu przyjechać. Możliwe, że Noah się do niego nie odzywał właśnie przez to.
A może Jaime źle myślał i to wcale nie było pobicie, tylko wypadek? Co nie zmieniało za wiele, ponieważ Noah wciąż był w kiepskim stanie i wciąż cierpiał.
– Połóż się – bardziej polecił niż zaproponował. – A ja zrobię ci herbaty i obiad. Mam wszystko przygotowane. Powinno ci smakować – zapewnił go zaraz. Zdjął buty, a potem wszedł dalej do mieszkania, rozglądając się przy okazji. Nigdy wcześniej tu nie był, ale… podobało mu się tutaj. Było zupełnie inaczej niż u niego, ale… mało kto miał takie mieszkanko jak Jaime. – Tylko pokaż mi najpierw, gdzie masz sypialnię i kuchnię – dodał i spojrzał na niego.
Chciał go przytulić i pocałować, ale… czuł się mimo wszystko niepewnie, a poza tym, nie chciał zrobić mu krzywdy. Możliwe, że nawet delikatny ruch mógł sprawić mu ból. Chociaż… może akurat był na jakichś mocnych środkach przeciwbólowych… No i zresztą, przecież przed chwilą go dotknął.
Jaime
Czyli jednak pobicie, pomyślał Jaime i westchnął, kiedy Noah powiedział, że tamci mieli przewagę liczebną. Co miał poradzić na to, że Moretti bardzo się przejmował? Wcześniej by się przejął, w końcu się lubili, a po wspólnej, namiętnej nocy przejmował się jeszcze bardziej. Nie chciał, aby Noah stała się krzywda. Obecnie mężczyzna nie wyglądał najlepiej i najwyraźniej miał dużo szczęścia, że w ogóle mógł chodzić o własnych siłach i przede wszystkim, że żył. Jaime’ego przeszedł zimny dreszcz na te myśli. Wolał dalej się nad tym nie rozwodzić.
OdpowiedzUsuń– Cholera, Noah – znów westchnął cicho, patrząc na niego opiekuńczo. – Mogłeś dać znać, przyjechałbym wcześniej. Z jedzeniem między innymi. Wiesz, z moim własnym towarzystwem… - spróbował zażartować, a dla lepszego efektu pokręcił bioderkami, jakby chciał się też zareklamować.
Jaime rozejrzał się znów po mieszkaniu, kiedy Noah mu tłumaczył, gdzie znajduje się dane pomieszczenie. Zmarszczył lekko brwi na wzmiankę o poszukiwaniu współlokatora. Hm… Jakoś nie bardzo chciał, aby Woolf miał współlokatora, nieważne jakiej płci. Wcale nie był zazdrosny. Ewentualnie troszkę, ale było mu głupio, że się tak czuł, ponieważ tak naprawdę nic ich nie łączyło i Noah mógł mieszkać, z kim chciał. Niestety.
– Nie, nie wiem – odpowiedział w końcu. Nie kłamał, naprawdę nie wiedział. Ludzie z roku zajmowali pokoje w akademiku lub w mieszkaniach w mieście.
Jaime odprowadził wzrokiem Noah, chociaż miał ochotę do niego podejść i mu pomóc. Na szczęście mężczyzna sam sobie poradził, a chłopak ruszył do kuchni. Umył ręce, wyjął pojemniki i zabrał się za przygotowywanie pizzy. Wystarczyło tylko zebrać wszystko w całość i wrzucić do piekarnika. Przy okazji Moretti poznał, gdzie co Noah trzymał w kuchennych szafkach. Przy okazji przygotował herbatę dla Noah i dla siebie. Wciąż też myślał o tym pobiciu. Wiedział, jakie Woolf miał nastawienie do policji, więc Jaime w ogóle nie powinien o tym wspominać. Ale cholernie się o niego martwił.
Kiedy pizza wylądowała w piekarniku, a kubki zostały zalane wodą, chłopak wziął je i przeszedł do sypialni Noah. Uśmiechnął się do niego lekko mimo wszystko i położył herbaty na stoliku. Usiadł na brzegu wystającej palety i przyjrzał się mężczyźnie.
– Kiedy to się stało? – zapytał, a potem spojrzał na rozrzucone leki. Aha, chyba ktoś nie przepadał za nimi. – I co powiedział lekarz?
Jaime
Może i Jaime’emu średnio podobał się pomysł ze współlokatorem dla Noah, to jednak rozumiał jego decyzję – mniejsze rachunki, czynsz. Moretti miał o tyle dobrze, że jego mieszkanie należało do niego i przejmował się jedynie rachunkami. Dzięki naukowemu stypendium oraz pensji (niewielkiej, bo niewielkiej, ale jednak) opłacał studia i dokonywał opłat. Poza tym, rodzice wciąż przesyłali mu kasę, póki faktycznie miał nie rozpocząć pełnoetatowej pracy. Cieszyło go to, ponieważ on sam nie wyobrażał sobie mieszkać z kimś, zwłaszcza z kimś obcym. Przez całe życie miał swój pokój, chociaż jako dziecko często przychodził do pokoju brata i to z nim spał. Teraz jednak wizja mieszkania z kimś była dla niego… przytłaczająca i przede wszystkim trudna. Dlatego pokiwał głową i zapewnił Noah, że kiedy tylko o czymś usłyszy, na pewno da obu stronom znać.
OdpowiedzUsuńKiedy Jaime usłyszał, że całe zajście z napadem miało miejsce dwa dni temu, uniósł brwi wysoko.
– Słucham? I ty już w domu? Dlaczego? Ostry stan zapalny, a ty nie leżysz w szpitalu jak grzeczny pacjent?
Cóż… sam Jaime na jego miejscu też wolałby siedzieć w domu. Przecież tu miał spokój, był sam, miał swoje łóżko przede wszystkim, mógł zamawiać sobie do jedzenia, co chciał, miał własną łazienkę! Nie musiał dzielić z nikim przestrzeni. Ale jednak… dobrze było mieć pod ręką lekarza, który wiedział, jak się obchodzić z pacjentem w jego stanie.
Moretti westchnął cicho.
– Noah… - nieśmiało ujął jego dłoń i pogłaskał ją. Zaraz ją uniósł i złożył na niej delikatny pocałunek. Czy to było okej? Jaime nie przesadzał? Obawiał się, że tak. Był dotąd tylko w jednym związku, więc generalnie nic o tym nie wiedział. To znaczy… eee… nie, żeby obecnie był, czy coś… No i właśnie, stąd jego wątpliwości, czy to, co robił, było w porządku. - A jakaś wizyta kontrolna? Badania?
Jaime miał ochotę zadzwonić do mamy i podpytać nieco. Ich relacje wciąż nie były takie, jakich oboje by sobie życzyli, ale… tu chodziło o zdrowie Noah. Chłopak się o niego martwił.
– Dobrze, że pizza, która się piecze, jest całkiem lekka. Wiesz, jak na pizzę…
Moretti lubił przyrządzać zdrowe dania, nawet jeśli niektóre z definicji takie nie powinny być.
Jaime
Jaime zaśmiał się pod nosem, słysząc Noah, kiedy powiedział, że nie jest grzeczny. To prawda. Mężczyzna nie tylko wielokrotnie podkreślał, że jest magnesem na kłopoty, że mało ludzi go lubi, ale w dodatku Jaime kiedyś kupił od niego pewne substancje, więc owszem, Moretti mógł się zgodzić bez wahania, że Noah do grzecznych nie należy. No i jeszcze ta ich noc, podczas której obaj zdecydowanie grzeczni nie byli.
OdpowiedzUsuń– Nie masz ubezpieczenia? – spojrzał na niego zaskoczony. – Ale wiesz, do mieszkania też ci mogą przyjść… - powiedział cicho i mimowolnie spojrzał w stronę drzwi od jego sypialni. Nagle przeszedł go zimny dreszcz. Jasna cholera, a co, jeśli Noah miał skończyć gorzej i ktoś faktycznie tu po niego przyjdzie, aby dokończyć robotę?
Dobra, spokojnie, za dużo filmów oglądasz, pomyślał Jaime, ale wcale go to nie uspokoiło. Skoro wtedy napadło ich dwóch typów… a teraz zaatakowano Noah… To nie wyglądało dobrze.
– Cóż, szkoda, bo mam zajęcia z medycyny – odpowiedział, mocno zawiedziony, bardzo teatralnie, jakby też chciał odegnać od siebie ponure myśli. – Ach, to, przepraszam – puścił jego dłoń. No oczywiście, że przesadził, jasna cholera! – Jeśli chcesz, mogę cię zawieźć na te badania i kontrolę – zaproponował.
Jaime przesunął wzrokiem do pasa Noah. Chciał zobaczyć, jak wygląda jego ciało pod ubraniami, ale nim jednak zdążył zapytać, mężczyzna sam się odezwał.
– Pewnie, że ci pomogę. Bardzo chętnie – pokiwał głową i uśmiechnął się do niego lekko. – Jak chcesz, to mogę ci nawet skoczyć zakupy zrobić – dodał jeszcze, a potem sięgnął po swój kubek, żeby czymś zająć ręce i nie robić już nic głupiego.
Jaime
Jaime pokiwał powoli głową ze zrozumieniem. No tak, nie każdy mógł sobie pozwolić na większe ubezpieczanie lub też nie każdy chciał, ponieważ nie uważał, że go potrzebował. Jaime na szczęście miał dość bogaty zakres ubezpieczenia, ale teraz bardzo chciałby oddać je Noah. Co prawda mężczyzna i tak wolał odchorowywać w domu…
OdpowiedzUsuń- No tak, to ma sens, skoro więcej cię nie było niż byłeś – westchnął cicho.
Potem ponownie pokiwał głową. Noah miał rację, kamery skutecznie powinny odstraszyć napastników. Co nie zmieniało faktu, że Jaime i tak się o niego martwił. Nie chciał, aby stała mu się gorsza krzywda ani żadna inna. Zależało mu na nim i na jego bezpieczeństwie. Nie miał pojęcia, jak mógłby mu je zapewnić, więc po prostu postanowił uwierzyć w kamery i słowa Noah. Miały one sens, więc dlaczego nie?
– Czekaj, moment, jakaś kobieta do nich strzelała? – zamrugał szybko oczami. – To była policjantka? Jakaś detektyw? Musisz mi opowiedzieć, co tam się stało.
No co, brzmiało to dość interesująco. Poza tym, Jaime chciałby wiedzieć, co tak naprawdę zaszło, kiedy Noah… Może tamci nie należeli do poważnego gangu, ale całkiem poważnie uszkodzili Noah. Całe szczęście, że żył i mógł się poruszać o własnych siłach. Z trudnościami, ale w końcu wydobrzeje.
Jaime uśmiechnął się lekko, kiedy Noah złapał na chwilę jego dłoń. Okej, może jednak nie popełnił aż tak strasznej gafy…
- Daj spokój, to nie twoja wina. A ja i tak wpadłem jak widać. I postaram się jakoś tobie umilić ten czas. I nie ma sprawy, chętnie ci pomogę.
Moretti z trudem obserwował Noah, kiedy ten wybierał się do łazienki. Chciał mu pomóc, ale podejrzewał, że Noah chciał to zrobić sam, a kiedy faktycznie Jaime by mu pomógł, to mężczyzna mógł się na niego zezłościć. Duma i te sprawy.
W czasie, kiedy Noah brał prysznic, Jaime wyłączył piekarnik, ponieważ pizza zdążyła się już upiec. Mimo to, chłopak pozostawił ją na miejscu, żeby nie wystygła, a słysząc swoje imię, skierował się do łazienki. Zatrzymał się w progu, oglądając jego skórę. Siną, trochę niebieską, trochę fioletową… Wyglądało to strasznie. Jaime wdawał się w wiele bójek, ale po żadnej nie wyglądał tak. Nawet wtedy, kiedy wylądował w szpitalu.
– Matko kochana – szepnął i podszedł bliżej Noah. Miał ochotę go przytulić, ale wiedział, że to sprawiłoby mu jeszcze większy ból. Dlatego pochylił się i pocałował go w kark. Przeciągnął to dłużej niż powinien. Ale w końcu sięgnął po maść. Serce biło mu jak szalone, ponieważ zdenerwował się widokiem Noah i tym, że naprawdę nie chciał sprawić mu bólu. W końcu jednak zaczął nakładać maść na sine miejsca na jego ciele. – Tak mi przykro… Jakbym ich dorwał w swoje łapy…
Starał się być jak najbardziej delikatny. Sunął palcami po jego skórze, nie dociskając ich jednak. Wmasowywał maść, mając nadzieję, że jej chłód uśmierza nieco ból.
Jaime
Jaime słuchał uważnie historii Noah. Miał ochotę znaleźć tę kobietę i jej podziękować za ratunek Noah. W końcu nie każdy by się odważył podejść. Okej, okej, była uzbrojona, a jednak Jaime wciąż pamiętał, jak mężczyzna wspomniał o liczebnej przewadze napastników. Owszem, każdy mógł wezwać policję (zakładając, że nie zadziałałaby znieczulica), ale nim patrol przyjechałby na miejsce, z Woolfem mogło być znacznie, znaczenie gorzej. Jaime nawet nie chciał o tym myśleć. Bardzo cieszył się, że jednak przechodziła tamtędy nieznajoma i wkroczyła do akcji, chociaż pewnie nie wiedziała, czy tamci również nie mieli przy sobie broni. Był dla niej pełen podziwu, że odważyła się strzelić. Skutecznie odstraszyła atakujących, którzy zostawali Noah, a to było najważniejsze.
OdpowiedzUsuń– Na szczęście była obok i przede wszystkim była gotowa ci pomóc tak jak ty jej – uśmiechnął się do niego. – Bardzo mnie to cieszy.
Jaime bardzo się starał w łazience, aby nie sprawić Noah więcej bólu. A co do lubrykantu… na to zapewne jeszcze przyjdzie czas. Teraz Woolf musiał dojść do siebie. Im mniej będzie się forsował, tym lepiej. I żeby się słuchał zaleceń lekarza. Albo przynajmniej studenta antropologii sądowej, który z samą medycyną miał wiele wspólnego. Przecież obaj, i Noah, i Jaime, chcieli, aby ten pierwszy jak najszybciej odzyskał pełnię sił.
– Nie ma sprawy, chociaż tak mogę pomóc – westchnął cicho. – Tak, tak, chodźmy coś zjeść – pokiwał głową. Potem odwzajemnił pocałunek, nie mogąc też powstrzymać cichego mruknięcia.
Te delikatne pieszczoty i gesty… nasuwały wiele pytań co do ich relacji. Jaime’emu to nie przeszkadzało, absolutnie. Podobało mu się to, cholernie. Zdecydowanie mógłby się do tego przyzwyczaić.
Jaime poszedł za Noah gotowy, aby w razie czego mu pomóc. Mężczyzna jednak radził sobie całkiem nieźle, więc w końcu Moretti zniknął w części kuchennej, przygotował talerze, pokroił pizzę i zaniósł wszystko na stolik przy narożniku.
– Ta-da! Pizza a’la Moretti gotowa! – uśmiechnął się do Noah, jakby tym tekstem i samym uśmiechem chciał poprawił mu humor chociaż odrobinę. Zaraz jednak wstał i poszedł do sypialni, wracając z kubkami wcześniej przygotowanej herbatki. – Nałożyć ci? Żebyś nie musiał się za wiele ruszać. Wolałbym, abyś bez potrzeby nie nadwyrężał… siebie – spojrzał na niego całkiem poważnie.
Potem bez dalszych pytań faktycznie nałożył kawałek pizzy na jeden z talerzy i podał go Woolfowi.
– Powiedz mi potem, jak ci smakuje.
Troszkę się bał usiąść obok niego bliżej, żeby ciężar jego ciała nie spowodował, że kształt narożnika na plecach czy nogach Noah się wygnie i sprawi mu ból. No naprawdę, gdyby tylko dorwał tych sukinsynów w swoje łapy…!
Jaime
Jaime chciał jakkolwiek pomóc Noah, żeby chociaż trochę go odciążyć. Mógł faktycznie zrobić mu zakupy, ugotować jedzonko, wpadać co jakiś czas, żeby pogadać i zagadać, żeby Noah miał trochę rozrywki i się nie nudził. Moretti wiedział też, że równie przyda się mężczyźnie sen, który pomoże w szybszej regeneracji. Przyjemnie również było móc pomóc nałożyć maść na sine miejsca. Wyglądały one straszne, ale dzięki Jaime’emu istniała szansa, że Noah szybciej wróci do formy. Przecież był młodym, silnym mężczyzną, więc możliwe, że poprawa nastąpi szybciej niż obaj mogliby się tego spodziewać. Oby.
OdpowiedzUsuń– Ale wiesz, że nie musisz się wstydzić prosić mnie o pomoc? Wiem, że to kosztuje nas samych, proszenie o pomoc, uwierz mi – westchnął cicho. – Ale czasami warto się przemóc. Tu też musisz mi uwierzyć. Wiem z doświadczenia – uśmiechnął się do niego lekko. Widział na twarzy Noah, że średnio się czuł z tym, że musiał poprosić Jaime’ego o nałożenie maści.
Jaime z wielką chęcią podał mężczyźnie talerz z kawałkiem pizzy, a potem wziął dla siebie. Zaczął jeść i musiał przyznać, że wyszła naprawdę nieźle. Zaraz spojrzał na Noah i zaśmiał się.
– Ja? Pielęgniarzem? Już to widzę – wciąż się uśmiechał. – Wiesz, że nie przepadam za pracą i w ogóle kontaktami z żywymi ludźmi. Chyba, że byłbym twoim osobistym pielęgniarzem, to wtedy mógłbym się zastanowić – powiedział całkiem poważnie.
Potem uśmiechnął się dumnie, słysząc, że Noah smakowało jedzenie. Zawsze się cieszył, jak ludziom, którym serwował swoje dania, smakowało. Zwłaszcza tym, na którym mu zależało. Czyli generalnie wszystkim. No co, nie miał za wielu znajomych. A tych, których miał, uważał dla siebie za ważnych.
Sięgnął po kubek i popił, obserwując Woolfa. Zaczął się zastanawiać, czemu powoli przestaje jeść. Czy to przez to, że źle się czuł, że narządy wewnętrzne były narażone na przełykanie? Bolało go? Nie miał apetytu przez swój stan i przez leki?
Jaime to rozumiał, ale z drugiej strony Noah też musiał jeść, aby mieć siły i wyzdrowieć.
– Będziesz miał na później – odezwał się w końcu i posłał mu delikatny uśmiech.
Jaime
Jaime nie miał Noah absolutnie za złe tego, że nie dojadł. W jego obecnym stanie jakoś go to nie dziwiło. Może i powinien jeść, żeby mieć siły, ale też nie mógł się zmuszać za bardzo, skoro przez to źle się czuł. Moretti zamyślił się na moment. Chyba miał jakiś pomysł…
OdpowiedzUsuń- Nie przepraszaj, no co ty – machnął ręką. – Zostanie ci na później, a jak nie, no to trudno, nie przejmuj się tym.
Popatrzył jak Noah zmienia pozycję. Przypomniał sobie najgorszą bójkę, w jakiej brał udział i.. wtedy też czuł się paskudnie. Zatem jak musiał się czuć Woolf? On oberwał jeszcze gorzej.
– Oczywiście możesz mnie zatrudnić. Gdzieś cię wcisnę w grafik – uśmiechnął się, a potem pokręcił głową. – Niestety, nie da się żyć z dziurą w brzuchu. Ale spokojnie, będziesz brał leki, będziesz odpoczywał i się wysypiał, a szybko wrócisz do zdrowia. Mówi ci to osobisty pielęgniarz.
Jaime zjadł trochę więcej niż Noah, ale to zrozumiałe. On mógł normalnie jeść. Zaraz też poszedł po tabletki dla Noah. Mężczyzna mógł go wykorzystywać, ile chciał, ale Moretti na razie głośno tego nie powie. Po drodze trochę o nich poczytał, a potem zatrzymał się przy Noah i uniósł brew wyżej, jednocześnie oddając mężczyźnie to, o co prosił.
– Jak to czemu? Prosiłeś o tabletki, to ci je przyniosłem. Pomóc ci się podnieść, żebyś się nie zachłysnął? – był gotów do wszelkiej pomocy. – Chyba że mówisz o tym, dlaczego w ogóle się znalazłem w twoim mieszkaniu… cóż… zastanawiałem się, dlaczego się nie odzywasz. Nie dzwoniłem, wiem, przepraszam, ale… nie wiem, po prostu chciałem ci zrobić niespodziankę. Ty do mnie wpadłeś niezapowiedzianie i zobacz, jak się to skończyło… - uśmiechnął się do niego lekko i usiadł ostrożnie obok niego. – Wiesz… tak sobie pomyślałem… że skoro odczuwasz… dyskomfort, jedząc pizzę, to może przygotuję ci jakieś zupy? Nie dość, że będą one lekkostrawne, serio, będą świetne – puścił mu oczko – to jeszcze nie będziesz odczuwał bólu podczas jedzenia. Co ty na to?
Jaime
Jaime uśmiechnął się pod nosem. Jakoś się nie spodziewał, że pani redaktor ot tak pozwoli Noah wypoczywać. Z tego, jak opisywał ją mężczyzna, była dość trudna, nieustępliwa i pewnie miała problem z kompromisami. Z drugiej strony, może właśnie uzna jego zwolnienie lekarskie i da mu kilka dni, żeby później, kiedy Noah już dojdzie do siebie, przycisnąć go, aby od razu napisał kilka rozdziałów. Jaime się na tym nie znał, pisarz z niego żaden.
OdpowiedzUsuń– A, właśnie, przeczytałem twoją książkę. Jest świetna i… wiesz, wcale się nie dziwię, że ktoś się wkurzył – uśmiechnął się słabo. Był dumny z Noah, że udało mu się opublikować coś tak mocnego, a jednocześnie współczuł mu, że prawdopodobnie to właśnie ta książka doprowadziła go do obecnego stanu. Cena sławy? Czy coś?
Jaime podał mu tabletki, wciąż zajmując miejsce blisko niego. Był gotów, aby mu pomóc podnieść nieco głowę przy popijaniu leków. No i też chciał być blisko niego. Uśmiechnął się lekko do siebie. To zadziwiające, że na trzeźwo stronił od jakiejkolwiek bliskości innych ludzi, a teraz? Teraz miał ochotę gładzić dłoń Noah, przeczesywać jego włosy, sunąć palcami po jego torsie… Całować zachłannie, drapać po plecach, ściskać palcami pośladki…
Odchrząknął nagle i odwrócił wzrok. Złapał za kubek herbaty, uznając, że to świetny pomysł na odwrócenie swojej własnej uwagi od swoich własnych myśli. Czysty geniusz.
– Im więcej będziesz odpoczywać, tym szybciej wrócisz do formy – odpowiedział rzeczowo i zaraz zdał sobie sprawę, co właśnie mógł sugerować. Ups? Ale nie oszukujmy się, na pewno obaj tego chcieli, inaczej… inaczej Noah by go nie pocałował w łazience. A poza tym, sam się zadeklarował, że chciałby to powtórzyć, więc…
Jaime uniósł brew, słysząc odpowiedź Noah na swoją propozycję gotowania.
– No co ty gadasz. Przecież bardzo chętnie będę to robić. Inaczej bym ci tego nie zaproponował, prawda? No i jest to świetny pretekst, aby cię znów odwiedzić i zobaczyć, jak się goją rany. Tylko musisz sam zdecydować, czy wolisz, abym gotował u siebie i ci przywoził, czy jednak lepiej by było, abym gotował na miejscu – uśmiechnął się do niego ciepło.
Wygodniej by było pewnie gotować u Noah, ale możliwe, że mężczyzna chciał mieć też nieco świętego spokoju i nie było się czemu dziwić – był nie do końca sprawny, cierpiał i pewnie marzył o ciszy, a przynajmniej przez większość czasu. Zresztą, każdy kiedyś potrzebuje chwili dla siebie. Poza tym, Noah dużo podróżował sam, więc pewnie cenił sobie swoje własne towarzystwo. A Jaime… był dość trudnym kompanem. Tak sądził.
Jaime
Jaime uniósł brew wyżej i pokiwał głową powoli, udając, że bardzo poważnie rozważa opcję, którą zaproponował Noah. Zaraz jednak roześmiał się.
OdpowiedzUsuń– Myślę, że reportaż o krainie misiów mocno zmieni twoją grupę odbiorców. Potem możesz machnąć rozważania na temat Nibylandii i Krainy Czarów. Mówię ci, za i przeciw istnieniu tych krain. Przemyśl to – zaśmiał się cicho na koniec, kończąc herbatę. – Bardziej chodziło mi o twoje organy wewnętrzne. Odpoczynek sprawi, że one wrócą do formy. Ale jeśli chcesz, to chętnie cię zabiorę kiedyś na siłownię.
Jaime i tak najczęściej walił tam pięściami w worki treningowe i ewentualnie robił pompki. Niczego więcej nie oczekiwał. Najważniejsze było, aby móc wyzbyć się gniewu i żalu dzięki kolejnym mocnym uderzeniom w worek. Raz po raz zapraszano go do sparingów i to też było dla niego dobre; nie były to bójki, do których przywykł. Uczył się też jakichś ruchów, które już mu się przydały, jak na przykład w momencie, w którym razem z Noah zostali zaatakowani.
Zatem postanowili – Jaime przyjeżdżał do Noah co drugi-trzeci dzień (żeby mu się tak nie zwalać na głowę i zamęczać) i gotował mu lekkie zupy. W miarę upływu czasu, kiedy Noah dochodził do siebie i mógł jeść inne rzeczy, Jaime dostosowywał menu. Bardzo się cieszył, że chociaż tak mógł pomóc mężczyźnie, przy okazji testując na nim nowe przepisy. Polubił gotowanie i był zadowolony, że mógł komuś coś przyrządzić. Pewnego razu, kiedy wpadł do Noah ugotować mu obiadek, przywiózł też ze sobą konsolę. To była sobota, więc mogli sobie razem w coś pograć. Jaime niestety nie miał zbyt bogatej kolekcji, ale zawsze coś! Podczas tych krótkich odwiedzin, panowie dużo się pośmiali, pogadali, a Jaime uznał, że spędzanie czasu z tym facetem było czymś naprawdę super.
I tak dwa tygodnie później Jaime zaproponował, że podwiezie Noah do lekarza na wizytę kontrolną. Moretti się cieszył, bo widać było od razu, że Woolf czuł się o wiele lepiej niż wtedy, kiedy wpadł do niego z niezapowiedzianą wizytą.
Jaime czekał na Noah na korytarzu, siedząc grzecznie, acz niecierpliwie. Chciał znać już werdykt lekarza.
– I co? – podniósł się z plastikowego krzesełka, kiedy tylko Woolf wyszedł z gabinetu.
Jaime
Dla Jaime’ego te dwa tygodnie były naprawdę interesujące. Przyjemnie było opowiadać Noah o swoim dniu i gotować dla niego. Oczywiście zdążył mu się pochwalić, że zebrał dobrą opinię od patologa, u którego robi praktyki, więc istniała spora szansa, że miejsce na wyjazd na trupią farmę jest jego. Cóż, miał ogromną nadzieję, że kiedy w końcu wykładowcy ogłoszą wyniki, jego nazwisko będzie wśród szczęśliwców.
OdpowiedzUsuńChłopak uśmiechnął się do Noah, słysząc, że najprawdopodobniej wszystko jest w porządku. Na szczęście.
– Możesz mnie zabrać na jedzonko, jak najbardziej – jego uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej. – Jasne, damy radę. Ja nie będę pił, bo prowadzę, więc będę cię wspierać – zaśmiał się, kiedy ruszyli do wyjścia z budynku. – W takim razie zażyjesz leki do końca. Cieszę się, że już jest z tobą lepiej – przyznał, a potem spojrzał na niego. Och, ale mu się miło zrobiło na kolejne słowa Noah. – Może trochę moja, masz rację – stwierdził poważnie. – W końcu kto ci gotował tak, że zbierałeś siły… O lekach sam pamiętałeś. Aha, no i dotrzymywałem ci towarzystwa cały ten czas… Masz rację, poszło mi całkiem nieźle – zaśmiał się cicho.
W samochodzie ustalili, do jakiej knajpy się skierują. Jaime ruszył do miejsca docelowego, stukając raz po raz palcami o kierownicę w rytm muzyki. A co, cieszył się, bo z Noah było już naprawdę dobrze, wyglądał też lepiej, na bardziej zdrowego. Za kilka dni może będą mogli wrócić do tego, co chcieli powtórzyć. Poza tym, te ostatnich kilkanaście dni udowodniło Jaime’emu, że pomimo wspólnie spędzonej nocy, wciąż się dogadywali, może nawet i lepiej. Nie raz słyszał, że seks z przyjacielem może zniszczyć relację, ale w ich przypadku… Może dlatego, że idąc ze sobą do łóżka, nie byli przyjaciółmi? To było dość skomplikowane jak tak się o tym myślało…
- No dobrze, to co ja bym sobie zjadł… - zaczął się zastanawiać Jaime, kiedy tylko znaleźli się już w lokalu, zajmując wolny stolik i przeglądając kolejne pozycje w menu. – Może makaron… - oparł głowę o rękę, skupiając się na proponowanych daniach. Wyglądał teraz całkiem uroczo.
Jaime
Jaime spojrzał uważnie na Noah, a potem uśmiechnął się kącikiem ust.
OdpowiedzUsuń– Och, tak, ale na pewno wkrótce odzyskasz siły na to, co wcześniej zrobiliśmy po alkoholu… Może tym razem po mniejszej ilości lub w ogóle… - zaczął się zastanawiać i zaraz odwrócił wzrok, trochę tym zawstydzony. Zdecydowanie był po prostu trzeźwy na tę rozmowę! Ten typ tak miał chyba.
I oczywiście, że nic się nie zmieniło. Jaime wciąż chciał spędzać z nim czas nie tylko na rozmowach, jedzeniu i graniu, ale także na tych czynnościach cielesnych; od czułego dotyku dłoni czy policzków, przez pocałunki, na ostrym seksie kończąc. A potem znów mogło być czule, jeśli tylko mieliby na to ochotę.
Kiedy Noah zdecydował się na danie dla siebie, Jaime również pospieszył ze swoim wyborem. Postawił na makaron w sosie śmietanowym i dodatkami. Do tego sok pomarańczowy i już z niecierpliwością oczekiwał na zamówienie.
– To miłe, co mówisz – Jaime uśmiechnął się do Noah. – Wiesz, to nie tak, że nie będziesz już miał dostaw… Przecież możesz do mnie wpadać na jedzenie, czy to obiad, kolacja, śniadanie… Ale również ja mogę wpadać do ciebie. Przyjemnie mi się u ciebie gotowało.
Czy ten tekst nie był… słaby? Jaime miał nadzieję, że jednak jakoś przejdzie. A jak nie, to chociaż rozbawi Noah. Cóż, Moretti lubił jego uśmiech. Był taki… czarujący i… było w nim coś dobrego. Jaime nie umiał dokładnie określić, co to było, ale najważniejsze, że Noah było z nim do twarzy.
– Właściwie, jeśli chcesz… w przyszły piątek mam duże kolokwium, więc może wpadniesz wieczorem? Na kolację i też na… randkę…? – zapytał dość niepewnie. Nie miał pojęcia, jak Noah może zareagować na jego propozycję romantycznego spotkania. Bo może i spędzili ze sobą ostatnio dużo czasu, ale… wcześniej była mowa tylko o powtórzeniu wspólnej nocy i nic poza tym. Jaime miał wrażenie, że dużo ryzykuje tym pytaniem. Ale to chyba tak działało.
Jaime
Jaime spojrzał na Noah, kiedy ten pochylił się nad nim i zupełnie bez skrepowania powiedział o tej nieszczęsnej poduszce. Chłopak poczuł, jak zaczyna go piec twarz. Okej… Hm, a więc tak chcesz sobie pogrywać, pomyślał i uśmiechnął się lekko, chociaż czuł, jak jego serce przyspieszyło rytm bicia.
OdpowiedzUsuń– Nie wiem, podobno wodne łóżka są beznadziejne, więc możliwe, że też i fotele. Może poduszka wystarczy… Poza tym, poczekamy, zobaczymy – wcale nie rzucał mu wyzwania. Może lepiej było tego nie robić. Bo nie, żeby robił… Ale jeśli Noah wywiąże się z tej obietnicy, to możliwe, że kolejny dzień Jaime przeleży w łóżku.
Moretti słysząc o tym, że Noah ma dodatkową parę kluczy i mógłby mu je podarować, poczuł się… dziwnie. To brzmiało dość poważnie. Albo Woolf naprawdę chciał wracać do mieszkania, w którym będzie czekało na niego ciepłe jedzonko. Wygodne.
– Myślę, że na razie będę wpadać wtedy, kiedy ty będziesz w mieszkaniu. Bo wiesz, zaraz mi wyskoczysz z podlewaniem kwiatków i tak dalej – machnął ręką, udając poważnego.
Jaime obserwował reakcję Noah na propozycję randki. No dobra, takiego wywodu się nie spodziewał. Uniósł brew wyżej, a potem zaśmiał się.
– Wyluzuj, Noah, to nie ślub.
Patrzył na niego z rozczuleniem. Tak, tak, właśnie Woolf zaproponował dwie randki. Czyli jednak był trochę zainteresowany. A może ewentualnie tym, co mogło się wydarzyć na samym końcu tych spotkań. Ale i tak Noah wyglądał bardzo uroczo, kiedy tak próbował żartować w niezręcznej sytuacji.
– Wiesz… chciałbym cię bliżej poznać – zaczął spokojnie, patrząc na niego. – W sensie takim… no wiesz… I od tego podobno są randki. Jestem tobą zainteresowany w inny sposób niż tylko kolegowanie się. Randka nie jest zobowiązująca przecież. Poza tym, spaliśmy ze sobą, nie będąc na randce, więc myślę, że seks na pierwszej nie byłby znowu taki zły – uznał i uśmiechnął się na koniec. – Ale jeśli chcesz, możemy zrobić z tego zwykłe spotkanie towarzyskie.
Jaime chciał spróbować pchnąć dalej tę relację, sprawdzić, czy coś mogło z tego być, czy między nimi rozwinie się coś więcej niż kumpelstwo i seks raz po raz (a pewnie zdarzałby się on częściej, przecież nie tylko Moretti odczuwał między nimi mocną chemię). Dlatego stwierdził, że randka może nie brzmi aż tak źle. No i kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. A chyba trzeba było trochę ryzykować w takich sytuacjach.
Jaime
Jaime spojrzał mu w oczy i znów się uśmiechnął. Właściwie perspektywa tego, że to Noah się nim zajmuje, nieważne, w jakim sensie, wydawała się być bardzo ciekawa i obiecująca. Jak sądził Moretti, na pewno do tego dojdzie; obaj mieli na siebie wyraźną ochotę już odkąd w ogóle byli ze sobą po raz pierwszy. A kiedy musieli czekać, ponieważ Noah musiał się wyleczyć, ich pragnienie tylko wzrastało. Przyszły piątek, na który się umówili, wydawał się być tym dniem, w którym znów wylądują w łóżku. Ostatecznie.
OdpowiedzUsuń– I byłbyś przy mnie cały czas? Pomagałbyś mi brać prysznic? Leżałbyś ze mną również nago? Wiesz, od tego na pewno by mi się polepszało… - zawiesił głos, wyobrażając sobie to wszystko. Aha, zdecydowanie chciał go już, teraz.
Jaime miał podobne zdanie na temat ślubów – wiele małżeństw kończyło się rozwodami, a pary bez obrączek świetnie sobie radziły. Zresztą, Moretti i kompletnie nie nadawał się do małżeństwa i rodziny. Nie wyobrażał sobie samego siebie jako męża czy ojca. Przecież jak to… to trudne, skomplikowane i bardzo odpowiedzialne. A on taki nie był, zdecydowanie.
– Nie nadaję się do małżeństwa i rodziny – powiedział wprost Jaime i uśmiechnął się mimo wszystko lekko. Dobrze było wiedzieć, co Noah sądził na ten temat. Było to przecież istotne. Kto wie, może i nadejdzie czas, kiedy będą musieli bardziej otwarcie o tym porozmawiać, ale póki co, nie było takiej potrzeby. Obaj doskonale zdawali sobie z tego sprawę.
Jaime spojrzał na ich dłonie i jakoś tak mu się zrobiło ciepło na sercu. Ścisnął nieco mocniej jego dłoń i uniósł spojrzenie na Noah.
– Właśnie o to mi chodziło, żebyśmy sprawdzili, co może z tego wyjść. Jeśli nic, to trudno, zdarza się. Ale może się okaże, że jednak…
Nagle wyobrażenie związku jego i Noah wydawało się być przerażające. Bo co, jeśli faktycznie się uda…?
Wtem poczuł jak Noah go lekko całuje. Westchnął cicho, oddając pocałunek. To było takie przyjemne, móc czuć jego usta na swoich. Nie tylko ustach.
– Chyba uwielbiam, jak jest dziwnie, żenująco i podniecająco – odszepnął, obserwując jak Noah znów siada na swoim miejscu.
Podziękował kelnerowi i zabrał się za swoje jedzenie. Uśmiechał się do siebie zadowolony, już nie mogąc się doczekać piątku.
– Powiedz mi, na co masz ochotę? Mówię o jedzeniu – sprecyzował zaraz. – Ostatnio miałeś lekką dietę, więc może teraz możesz trochę zaszaleć? Nie za dużo, ale…
Jaime
Jaime zaśmiał się cicho.
OdpowiedzUsuń– W tym przypadku mogę uwierzyć. Nie zastanawiałbym się długo, czy twoja naga obecność pomoże mi w leczeniu, po prostu od razu zacząłbym testy, w końcu jestem naukowcem – uśmiechnął się i napił się soku.
Przyjemnie było tak sobie z nim rozmawiać na takie tematy. Mogli sobie sugerować pewne rzeczy, skłaniać do tworzenia kolejnych wyobrażeń, nakręcać się jeszcze bardziej… Ale może faktycznie powinni przystopować; Noah powinien jeszcze odpoczywać, a obaj zdecydowanie powinni trzymać ręce przy sobie. Lepiej jeszcze odczekać tych kilka dni, niż narażać Noah na kolejny ból. Już się wystarczająco wycierpiał.
– Okej, czyli prysznic wchodzi w grę. A kąpiele? Rzadko kiedy to robię, więc może z tobą by się udało… - zawiesił głos, mierząc go powoli wzrokiem na tyle, ile pozwalała mu wysokość stolika.
Później Jaime pokiwał głową na kolejne słowa Noah. Tak, nie musieli o tym za dużo myśleć i tak będzie lepiej. Po prostu niech sprawdzają, niech spędzają czas razem, niech się poznają. Reszta wyjdzie w praniu. No i tu znów Jaime pomyślał o randkach, które właśnie po to wszystko były.
Oczywiście, że się o niego troszczył. Przecież przez ostatnie dwa tygodnie można było to zauważyć z kilometra. Nie chodziło tylko o kolejny seks, ale o całego Noah.
– Przygotuję coś lekkiego, to na pewno. Może już nawet mam jakiś pomysł… - zamyślił się, jedząc powoli swój makaron. Wymyślanie menu było dobrym pretekstem, aby nie myśleć o tym, co jeszcze na pewno będą robić podczas randki.
Zaraz jednak spojrzał na Noah.
– Z archeozoologii. Badanie szczątków zwierzęcych. Przydaje się to, kiedy ciało zostaje znalezione gdzieś w lesie czy nad wodą… i ogóle tam, gdzie mogły być zwierzęta, rozumiesz – wrócił do jedzenia jak gdyby nigdy nic. Ale dobrze, że zmienili nieco temat. Przynajmniej można było się trochę uspokoić, ciało mogło wrócić do swojej normalnej temperatury… - Do kiedy masz zwolnienie lekarskie?
Jaime
Jaime pokiwał głową na opis Noah dotyczący kąpieli.
OdpowiedzUsuń– Jest raczej nieco większa niż przeciętna wanna… z uwagi na nasz wzrost, myślę, że jeśli się odpowiednio ułożymy i trochę ściśniemy… powinno być dobrze… - przesunął koniuszkiem języka po górnej wardze, a potem kontynuował jedzenie. Było całkiem dobre, serio, może powinien coś takiego przyrządzić… kolacja, wino, wanna… Stop.
Spokojnie, mieli jeszcze kilka dni do piątku. Hm… czasem ta jego pamięć naprawdę była przydatna. Tak jak teraz, kiedy nie będzie musiał spędzać za dużo czasu nad nauką do kolokwium, ponieważ byłoby to trudne skupić się na tym, podczas gdy w jego głowie gościł Noah.
– Ogromne. Nie jest to trudne, kiedy jest się wykształconym w tym kierunku. Ale niektóre rzeczy łatwo można rozpoznać, nad niektórymi trzeba przeprowadzić badania, zaciągnąć wiedzy u innych ludzi z danym wykształceniem. Co do wody, wszystko zależy od tego, jaka to woda; słona czy słodka. Potem trzeba się dowiedzieć, jakie zwierzęta w tej wodzie żyją, co to za region, żeby zwierzaki tam żyły… Czy są to drapieżniki czy nie do końca. Zęby, szczęki… może szczypce? To jest bardzo ciekawe. Oczywiście nie dla denata… - znów sięgnął po sok, żeby przestać gadać. Interesowało go bardzo to, co studiował i to, co robił na praktykach, przecież pomagali innym ludziom zaznać spokoju, ale faktycznie, dla osoby zmarłej było to… różne.
Jaime dokończył jedzenie, uznając, że było całkiem smaczne. Spojrzał na Noah i skinął głową.
– Papierkowa robota brzmi nudno, ale w twoim przypadku lepiej, abyś na razie zajął się właśnie taką. Im na pewno też zależy, abyś jak najszybciej wrócił do zdrowia i do swoich obowiązków. A co do wydawnictwa… Twoja redaktorka się do ciebie odzywała jeszcze? Wiesz, z groźbami czy coś? – zaśmiał się pod nosem. Nie pytał go jeszcze o temat następnej książki. Chciał jeszcze poczekać, choć… ciekawiło go to bardzo. Kraina misiów czy może jednak Nibylandia i Kraina Czarów?
Jaime
Jaime uniósł brew wyżej. Ponure żarciki, co? Chłopak średnio za takimi przepadał, choć przecież miał do czynienia ze śmiercią. Aż za bardzo, a na samo wspomnienie aż się wzdrygnął. Poczuł nieprzyjemną falę zimna i poruszył się niespokojnie.
OdpowiedzUsuń– Trudno odpowiedzieć na to pytanie. Najlepiej w mieście wśród ludzi, wtedy nikt cię nie powinien ruszyć – odpowiedział rzeczowo i złapał za szklankę. – Jednakże gdyby jednak dorwali cię samego, ciało zawsze można przenieść. W tym mieście trzeba uważać na wodę. Temperatura też ma duże znaczenie, więc… - dokończył sok. – Tak naprawdę istnieje sporo czynników, które mają wpływ na rozkład ciała, ale to chyba przecież wiesz – westchnął i rozejrzał się za kelnerem. – Tak, bliscy chcą wiedzieć takie rzeczy. Lepsza najgorsza prawda niż niewiedza. I pragnienie skazania sprawcy na karę.
Jaime co prawda lubił opowiadać o swoich studiach i praktykach, ale nagłe przywołanie obrazów z tragicznej sierpniowej nocy skutecznie pozbawiły go dobrego humoru. Nie chciał tak. Chciał znów się uśmiechać do Noah i cieszyć się jego towarzystwem. Dlatego zawołał kelnera i poprosił o rachunek.
Spojrzał na Noah, nie wiedząc, jak powinien odpowiedzieć.
– Wiesz… i tak przez dwa tygodnie ładnie się pozbierałeś, więc możliwe, że siedzenie w papierach nie będzie trwało długo – oznajmił w końcu, ale nie silił się nawet na delikatny uśmiech. – A redaktorka ma rację, coś spokojniejszego o podróżach po takich sensacjach jak to powiedziałeś… a raczej ona… - zawiesił głos i zaraz znów westchnął ciężko. – Przepraszam, ja naprawdę się cieszę, że robisz to, co kochasz…
I nie wiedział, co jeszcze mógł powiedzieć. Było mu trochę głupio, ale trudno mu było wrócić sobie ten dobry humor sprzed chwili.
– Chodź, mam pomysł – dodał jeszcze, kiedy zapłacił za jedzenie. Nie miał ochoty na deser tutaj, a przynajmniej nie jakiś duży. Jaime nie jadł aż tyle. Na raz.
Bez słowa skierował się do swojego samochodu, a potem ruszył w stronę Central Parku. Zaparkował niedaleko, a potem zaproponował Noah spacer. Nie było to nic wymagającego, zresztą nie planował obchodzić nawet połowy parku. Ale kawałek na świeżym powietrzu wśród zieleniny na pewno im nie zaszkodzi. Zwłaszcza po obiedzie.
– Więc… coś podróżniczego? O czym piszesz? – zapytał w końcu, chcąc posłuchać Woolfa.
Jaime
Jaime zdecydowanie nie chciał, aby Noah czuł się winny temu, że chłopakowi nagle popsuł się humor. Nie mógł wiedzieć, że taki żart może wywołać w nim taką reakcję. Zresztą, możliwe, że jeśli rzuciłby takim tekstem na następny dzień lub godzinę później, to Jaime w ogóle by niczego negatywnego nie odczuł. Nie miał pojęcia, jakby zareagował o innym czasie i w innym miejscu na podobne słowa. Woolf nie wiedział. Nie znał przeszłości Jaime’ego, nie wiedział, co go ukształtowało, co go nawiedzało, o czym miał koszmary, kogo i w jakim stanie widział nie raz na środku swojego mieszkania. I póki co nie zdobędzie tej wiedzy, ponieważ Moretti nie zamierzał mu o tym mówić. Zdawał sobie sprawę, że kiedyś będzie musiał, o ile ich relacja się rozwinie w dobrym kierunku, jeśli między nimi będzie się układało (ale nie za bardzo, żeby być wobec Noah fair). Mężczyzna będzie musiał poznać prawdę, aby zdecydować, czy faktycznie ma ochotę iść dalej w tę znajomość i być przy Jaime’em. Chłopak nie chciał na razie o tym myśleć, ponieważ jeżeliby tylko zaczął, nerwy by go zżarły.
OdpowiedzUsuńJaime nie wiedział, że Noah nie ma ochoty na Central Park. Ale przecież mógł w każdej chwili mu o tym powiedzieć i bez problemu mogli zmienić otoczenie. Zieleninę mogli wymienić na budynki, a budki z jedzeniem mogli znaleźć na ulicach w formie foodtrucków.
– Reportaż o Japonii brzmi super. Zwłaszcza te wywiady. Z kim je przeprowadzałeś? Z Japończykami? Z trustami? Z ludźmi z innych krajów, którzy się tam przeprowadzili? – zagadnął zaraz. Musieli zacząć rozmawiać o czymś innym, a książka Noah była idealnym na to materiałem. Przecież obaj byli tym zainteresowani, prawda? Jaime chciał o tym posłuchać. Chociaż z drugiej strony przyjemnie by było mieć niespodziankę już po publikacji lub może nawet otrzymałby pierwszą wersję czy coś?
Chłopak spojrzał na Noah i uniósł nieco brew wyżej.
– Chciałem cię zabrać po prostu na spacer. Pomyślałem, że po obiedzie to właśnie nam się przyda. Trochę świeżego powietrza, trochę ruchu… A co, źle się czujesz? Możemy wrócić do domu – dodał zaraz, patrząc na niego uważnie. – Nie, nie uraziłeś, no co ty. To tylko… wspomnienia. Czasami wracają w najmniej oczekiwanych momentach i… jak się domyślasz nie są to miłe wspomnienia – machnął delikatnie dłońmi, nie wiedząc, co z nimi zrobić, ale ostatecznie skrzyżował ręce na piersiach. Pozycja zamknięta czy coś, może nawet trochę ochronna dla samego Moretti’ego. – Jeśli chcesz, możemy stąd iść – dodał po chwili. – Nie zależy mi aż tak na Central Parku, żeby to w nim spacerować.
Jaime
Emma była cicha i skryta z natury i nie chodziło o to, że żarty Noah były kiepskie, wręcz przeciwnie, dzieki niemu dzisiaj kilka razy częściej się usmiechnęła. Po prostu... jej życie nie należałod o łatwych, ani prostych, poza tym prowadząc do mieszkania mężzyznę, czuła rosnący wstyd i panikę.
OdpowiedzUsuńMieszkała z obcym facetem, z Thomasem który nigdy nie był jak ojciec i oczywiście gdy kilka lat temu ten ożenił się z jej mamą, Emma była dorosła i ojc anie potrzebowała, ale między tą dwójką zawsze stała jakaś niechęć i bariera. Uprzejmie sie do siebie obnosili, traktowali nawzajem bardzo grzecznie, ale to tyle. Nie pojawiła się nawet nić sympatii i choć to bolało mamę White, to kobiecina nie mogła nic z tym zrobić. Najbardziej zdumiewające było jednak to, że teraz starszy mężczyzna nie miał oporów przed krzywdzeniem Emmy, słownie, czy fizycznie, a wczesniej nie zdradzał skłonności do takiego podłego zachowania.
Gdy wspinali sie na pietro, brunetka dwukrotnie zerkneła przez ramię na idącego za nią Noah. Czuła się coraz bardziej spięta i gdy stanęli przed drzwiami do jej mieszkanka, nim trafiła kluczem w zamek, reka jej mocno zadrżała. Wpierw uchyliła drzwi, potem wolno weszła pierwsza.
- Thomas....? - rzuciła w eter pytanie, chcąc w pierwszej kolejności wybadać panujący nastrój. Odpowiedziała jej głucha cisza.
Mozliwe, że drugi lokator wyszedł i wróci późnym wieczorem i możliwe, że teraz spał, więc Emma drugi raz nie zawołała. Spojrzała na Noah i wskazała kierunek, gdzie była kuchnia, a więc to, co powinno go interesować najbardziej.
- Proszę tędy, tu chciałabym zrobić ten remont, odmalować ściany, zmienić posadzkę na duże kafelki i wymienić szafki - wyjasniła, stając obok. Oparła się ramieniem o drzwi i spojrzała po kuchni, którą uwielbiała, ale która potzrebowała zmian. Szafkic o prawda sie nie rozwalały, a podłoga była w porządku, ale widać było tu zab czasu.
Emka
Jaime słuchał z zainteresowaniem. Naprawdę chciał kiedyś polecieć do Japonii i spędzić tam minimum dwa tygodnie, przekonać się na własnej skórze jak to jest z tym krajem, czy naprawdę odnosi się tam wrażenie, że jest się w zupełnie, kompletnie innym świecie, choć to ta sama planeta? Bo jasne, coś tam wiedział, coś tam poczytał, coś mógł posłuchać, ale jednak co swoje własne doświadczenia, to swoje własne. Chciałby wypić prawdziwą matchę… no dobra, można ją zamówić przez internet, ale wypić ją w Japonii… No i przede wszystkim zjeść te wszystkie słodycze. Tak, je też mógł zamówić, ale to nie to samo.
OdpowiedzUsuń– Teraz, kiedy już nie będę musiał aż tak o ciebie dbać, czyli nie będę tak często cię nawiedzać, możesz spokojnie do tego usiąść, przejrzeć i spróbować zrobić z tego coś super – uśmiechnął się do niego. – A otrzymam jakieś pierwsze wersje? Jak to się nazywa? Chciałbym móc to przeczytać nim zaczniesz poprawiać, dopisywać i tak dalej… Ale wiesz, jak chcesz, w końcu to będzie twoje dzieło – wciąż miał uniesione kąciki ust. Zmiana tematu wyszła mu na dobre. – Jasne, jakby co, to spoczniemy. A potem odwiozę cię do mieszkania, okej? Ale po prostu pomyślałem, że taki spacer po dwóch tygodniach siedzenia w domu dobrze ci zrobi.
Jaime zatrzymał się w miejscu i również spojrzał Noah w oczy. Miał rację. Przyszłość była o wiele ciekawsza, ale mimo to Jaime nie mógł ot tak przestać zajmować się przeszłością. Noah nie wiedział, co się wydarzyło, ale pewnie i tak mówiłby to samo. Przecież sam Jerome… Obaj mieli rację, pomyślał Moretti.
– Nie, nie pomyślałbym o tym – przyznał cicho. Raczej nie sądził, że dożyje tych kolejnych kilka lat, że nie zrobi sobie w końcu poważnej krzywdy. Ale oto tu stali, obaj. I tak jak mówił Noah – czyści. A móc patrzeć w oczy tego mężczyzny… wow. Było to bardzo… dobre. – Tak… przyszłość wydaje się bardzo ciekawa – dodał jeszcze i uśmiechnął się delikatnie. Niepewnie dotknął dłonią jego dłoni. Mhm, to wciąż było właściwe. – Przepraszam za ten mój nagły popsuty humor. Ale już mi lepiej, dziękuję, Noah.
Jaime
Reyes stężała w jego ramionach, słysząc jego słowa. Czuła, jak jej serce zamiera, a ona sama przez chwilę nie mogła złapać tchu. Niezwykle powoli uniosła się do pozycji siedzącej, ponieważ jego dotyk nagle zaczął ją parzyć, ale nie w ten sam przyjemny sposób jak jeszcze przed momentem; teraz zdawał się sprawiać jej fizyczny ból. Przesunęła spojrzeniem jasnych tęczówek po jego twarzy z zaskakującą, nową intensywnością, jakiej nigdy wcześniej u niej nie widział, dopatrywała się w jego twarzy jakichkolwiek wskazówek, próbowała zobaczyć prawdę skrytą pod pozornym rozluźnieniem. Wydawało się, że nic się nie zmieniło, Noah wciąż śmiał się cicho, głaskał ją po odsłoniętym ramieniu i całował w czoło tak samo jak zawsze, jego ton głosu też się nie zmienił, był lekki i swobodny, a mimo to Reyes wiedziała, że to… to nie była prawda.
OdpowiedzUsuń— Noah, czy ja… — zrobiłam coś nie tak? Nie dokończyła jednak tego pytania, ponieważ już znała na nie odpowiedź: zjebała. Koncertowo zjebała. Dalsze słowa utknęły jej w zaciśniętym przez obcą emocję gardle; nie miała pojęcia, co się z nią działo. Przecież właśnie takie słowa chciała usłyszeć, prawda? Teraz nie musiała się już o nic martwić, nic się między nimi nie zmieni, dalej będą przyjaciółmi spotykającymi się spontanicznie w dziwnych okolicznościach i będą wymieniać się myślami, którymi nie dzielili się z nikim innym. Jej wątpliwości zostały rozwiane, powinna być spokojna i usatysfakcjonowana… A czuła się tak, jakby ktoś właśnie walnął ją patelnią w tył głowy, podczas gdy na jej sercu zaciskał się niewidzialny ciężar, narastający z każdą kolejną sekundą. Wcale nie była zadowolona, właściwie miała wrażenie, jakby w tej chwili popełniła największy błąd swojego życia, jakby właśnie przez swoje wahanie przekreśliła coś, co mogłoby… Reyes odetchnęła, próbując się uspokoić, ale jej wzrok dziwnie się zamglił, więc szybko odwróciła głowę, by Noah nie mógł niczego dostrzec. Z reguły szybko podejmowała decyzje. Wolała żałować po fakcie, niż zastanawiać się co by było gdyby, chyba po raz pierwszy pozwoliła sobie na zwłokę, na ostrożność i właśnie miała zapłacić tego cenę. Nie mogła winić Noah. Postawiła go w trudnej pozycji, wrzuciła go gdzieś na spektrum być może, a przecież na to nie zasługiwał. Chciał jasnej deklaracji, ale jej nie dostał, więc podjął decyzję za nią, zwalniając ją z tego obowiązku, więc powinna być mu wdzięczna, zwłaszcza że jej emocje właśnie w tym momencie zdawały się potwierdzać jej tezę: to nie byłby zwykły seks i coś by między nimi skomplikował, skoro już teraz reagowała w taki sposób. To było dla nich najlepsze, bezpieczniejsze wyjście… Tylko dlaczego sama nie potrafiła w to uwierzyć? Dlaczego miała wrażenie, jakby właśnie straciła coś niezwykle cennego?
Reyes odetchnęła, próbując się pozbierać. Wiedziała, że gdyby teraz się odsłoniła, ich całe spotkanie zamieniłoby się w prawdziwą katastrofę. On nie był niczemu winny. To ona… Zamrugała szybko, bo oczy dziwnie ją piekły. Carajo.
— Nie przepraszaj — odezwała się wreszcie cicho, obracając się w jego kierunku, kiedy poczuła się na siłach, żeby kontynuować tę rozmowę. — Nie masz za co. Byłam tutaj i brałam w tym taki sam udział jak ty. Jeśli ktoś powinien przepraszać to ja — przyznała, z trudem przełykając ślinę. On w końcu jasno określił swoje stanowisko. Od początku był z nią szczery, nie bał się mówić o swoich pragnieniach. To ona się wstrzymywała. Wycofywał się nie dlatego, że naprawdę tak myślał, ale dlatego, że ona spieprzyła, wyczerpując jego cierpliwość. — Perdón, Noah. Ja… mam nadzieję, że wiesz… To nie były tylko żarty. Nie chcę, żebyś myślał, że bawiłam się tobą i od początku nie miałam zamiaru... że ja tylko grałam… Nie grałam — wydusiła wreszcie Reyes, nie mając pojęcia, jak to inaczej ubrać w słowa. Wiedziała tylko, że musiał wiedzieć… musiał wiedzieć, że nigdy nie chciała go ranić i nawet jeśli zaczęło się tylko od droczenia, była szczera w swoich pragnieniach. Nawet jeśli ostatecznie spieprzyła.
Reyes
Jaime uśmiechnął się lekko do Noah. Miło było słyszeć, że nie przeszkadzał mu w pisaniu, ale może jednak będzie lepiej, jeśli chłopak na razie da mu przestrzeń do pisania. Czy robił to u siebie w mieszkaniu czy w kawiarni… Po prostu niech robi to, co lubi w warunkach, w jakich chciał.
OdpowiedzUsuń– Jasne, to była tylko luźna propozycja. Wiesz, jeśli wyjdzie tak, że będę mógł przeczytać całość dopiero po wydaniu książki, to też będzie dobrze. Chodzi o to, żeby w ogóle ją przeczytać – stwierdził, wciąż się uśmiechając. – A co do kondycji… Mógłbym ci podać jeden z przykładów, gdzie się przydaje dobra kondycja, ale się powstrzymam od mówienia tego na głos – powiedział całkiem poważnie, a potem zaśmiał się pod nosem.
Jaime spojrzał na ich splecione dłonie. Naprawdę podobało mu się, kiedy tak robili. Czy to już było coś ważnego? Istotnego? Nie byli ze sobą tak, jak… normalna para czy coś, bo przecież dopiero co zaczynali? A może już byli parą? Matko kochana, jakie to wszystko skomplikowane! Od razu było widać, że Jaime nie ogarnia relacji międzyludzkich, a takich związków tym bardziej, choć przecież w jednym już był.
Ruszył wraz z Noah przed siebie. Szedł blisko niego, może trochę speszony. Nikt się na nich nie patrzył, każdy miał swój cel, był zamyślony, szedł przed siebie, zajęty sobą, ale mimo to Jaime czuł się trochę zmieszany. Nie zmieniało to jednak faktu, że zaczął kręcić małe kółeczka koniuszkiem palca na dłoni Noah. Uniósł na niego spojrzenie i uśmiechnął się do niego.
– Po prostu czułem, że muszę ci to wyjaśnić.
Moretti zaczął się zastanawiać, jak naprawdę widział go Woolf. Nie chciał jednak o to pytać. Może wkrótce o tym porozmawiają, ale dzisiaj to nie był ten moment.
– Masz ochotę na lody? – zagadnął nagle, widząc otwartą budkę z łakociami, w tym właśnie z lodami.
Jaime
Jaime uśmiechnął się szeroko. Poczuł się ważny, kiedy Noah powiedział, że zda mu relacje z postępów w pisaniu. Kto wie, może mówił to komuś jeszcze, oprócz swojej redaktorki, ale i tak to nie zmieniało tego, że chłopak uśmiechał się na samą myśl. Może to nic, ale… miał wrażenie, że jest stawiany nieco wyżej spośród innych ludzi, ewentualnych znajomych Noah. Może brzmiało to samolubnie, ale chyba tak nie było. Jaime po prostu nie był przyzwyczajony do czegoś podobnego, więc… dla niego było to coś wyjątkowego.
OdpowiedzUsuń– Jasne, koniecznie mów – pokiwał zaraz głową.
Komunikacja była bardzo ważna i Jaime to wiedział. Problem polegał na tym, że nie zawsze potrafił o czymś mówić. Jasne, na jakieś błahe tematy – okej, luz. Ale kiedy chodziło o coś poważniejszego, to już nie było tak łatwo. Starał się, wciąż się uczył być bardziej otwartym, tak jak teraz, kiedy pewnie trzymał dłoń Noah, nie czując się z tym dotykiem źle. Bliskość Noah była dla niego czymś, co jest najzwyczajniej w świecie normalne. Wciąż go to zadziwiało, nawet po tych dwóch tygodniach. Okej, może i nie widywali się codziennie i nie dotykali tak często, ale jednak…
Podeszli do budki ze słodyczami, a Jaime przejrzał wszystkie smaki lodów, jakie mieli tu dostępne. Moretti był prostym człowiekiem, dlatego jego wybór nie padł na jakiś super niezwykły smak.
– Czekoladowe poproszę – spojrzał na sprzedawczynię, a potem na Noah. To chyba oczywiste, że chciałby zjeść te lody z niego. Ale nic nie powiedział na głos i nie chodziło tylko o to, że obok stała pani i nakładała im słodycz do wafelka. Sam Jaime też miał poważną minę, próbując się nie uśmiechać. Za bardzo.
Puszczenie dłoni Noah nawet na chwilę, kiedy to mężczyzna płacił za lody, było… no trochę smutne. Matko kochana, a co dopiero będzie, jak będą musieli się dzisiaj rozstać i wrócić do swoich mieszkań? Ogarnij się, pomyślał Jaime i westchnął.
Jaime
Noah może i nie uważał siebie za speca od randkowania, ale Jaime też nim nie był. I właściwie trudno powiedzieć, czy to dobrze, czy może jednak nie. Mogli to wszystko razem odkrywać, może niezbyt dobrze im pójdzie, ale może jednak okaże się, że będzie wprost przeciwnie i wszystko pójdzie jak najlepiej? Tego mieli się przekonać, zaczynając już w najbliższy piątek. I oby na nim nie skończyli.
OdpowiedzUsuńKiedy zaczęli kontynuować spacer, Jaime zerknął na Noah.
– Och, wszystko. Nie jestem wybredny, jeśli chodzi o słodkie. Może być ciasto typu szarlotka lub jakieś inne czekoladowe… ale chyba najbardziej przemawiają do mnie owoce. A zwykłe placki lubię najmniej – odpowiedział, unosząc brew wyżej. Nigdy dotąd się nie zastanawiał nad takimi rzeczami. Cóż, dobrze było o sobie wiedzieć takie rzeczy. – I nie przejmuj się winem do kolacji, ja coś ogarnę.
Nie mieli się zaraz upijać, ale lampka czy dwie do jedzenia nie powinna im zaszkodzić, czy jakoś bardzo wpłynąć na ich zachowanie. Bo Jaime, tak jak i Noah, chciał odkrywać na trzeźwo, być pewnym tego, co robił i mówił (oczywiście, że będzie miał z tym problem, taki niestety już był, ale generalnie chciał być trzeźwy). Chciał wiedzieć o Noah jak najwięcej! Bo jakby się tak zastanowić, to znał jakieś podstawowe fakty o nim, ale… nic poza tym. No i właśnie od tego są randki, pomyślał Moretti, kończąc powoli swoją porcję lodów. Och, tak, był zadowolony teraz; najedzony, świeciło słoneczko, było ciepło, a obok niego szedł Noah. W dodatku za kilka dni mężczyzna poczuje się jeszcze lepiej. Kto wie, może jeśli wszystko będzie między nimi dobrze, to nim wybiorą się do Nowej Zelandii, to skoczą gdzieś jeszcze? Na krócej i przede wszystkim bliżej?
Jaime
Jaime bardzo dobrze wspominał dzień, kiedy razem z Noah poszli na spacer. Naprawdę podobało mu się jego towarzystwo i cały Noah. Na szczęście przygotował się odpowiednio do egzaminu, nie tylko zapamiętując informacje, ale także je rozumiejąc. Bo co z tego, że będzie pamiętał wszystko, jak leci cała teoria, jak nic z tego nie będzie wiedział-wiedział? Gdzieś między myśleniem o Noah uczył się odpowiednich zagadnień, aby w piątek napisać kolokwium najlepiej jak potrafił. Wyniki miały przyjść po weekendzie. Tymczasem Jaime po zajęciach skoczył do sklepu zrobić świeże zakupy.
OdpowiedzUsuńPo powrocie do domu przygotował kolację. Tym razem ugotował zupę krem pomidorową (miał nadzieję, że Noah lubi), a na drugie danie upiekł tartę warzywną z kurczakiem. Deserem się nie przejmował, tak samo jak nie interesowało go to, że się przejedzą. Najprawdopodobniej mieli spalić te kalorie jeszcze tego samego wieczoru. I nocy. Ewentualnie dojedzą w międzyczasie, aby mieć siłę.
Kiedy Jaime przygotował stół, a jedzenie czekało na podgrzanie i podanie, skoczył do łazienki się ogarnąć. Ubrał na siebie zwykłe ciemne dżinsy i czarną koszulę w czerwone kropeczki. Włosy po wyschnięciu tak średnio chciały się układać, a sam Moretti nie miał siły z nimi walczyć. Dobra jest, niech będzie chaotyczny/artystyczny nieład czy jak to tam się mówiło.
Słysząc dzwonek do drzwi, Jaime szybko do nich podszedł, o mało nie przewracając się na równej podłodze. Serio.
– Cześć! – zaczął z uśmiechem, widząc swojego gościa. – Zapraszam, wchodź – otworzył szerzej dla niego drzwi, a kiedy tylko Noah wszedł do środka, Jaime zamknął za nim. – Mam nadzieję, że lubisz to, co przygotowałem. Bo wiesz, starałem się, ale na siłę nic nie będziesz w siebie wciskać, okej?
Dobra, może mógł nie mówić, że się starał, bo to mogło zabrzmieć trochę tak, jakby nie dawał mu faktycznego wyboru. A nie o to chodziło. Dobrze, że zrobił dwa dania; istniała szansa, że chociaż jedno z nich przypadnie Noah do gustu.
– Możesz iść umyć ręce, a ja podgrzeję zupę – stwierdził, biorąc od niego pakunek z ciastem. Ciekawe, co tam dobrego…
Jaime
Jaime przecież aż tak dużo nie gadał w tym momencie. Owszem, dużo mówił, kiedy się denerwował lub ekscytował, to prawda, ale akurat teraz nie powiedział aż tak dużo… prawda? W każdym razie, Noah jeszcze nie widział go w akcji, kiedy naprawdę dużo mówił. Ale może lepiej by było tego nie testować za szybko, jeszcze Noah stwierdzi, że głowa go boli od tego gadania i ucieknie.
OdpowiedzUsuńChłopaka przeszedł przyjemny dreszcz, kiedy poczuł, jak Noah go obejmuje i przyciąga do siebie. Odwzajemnił zaraz pocałunek, kładąc dłonie na jego ramionach. To było bardzo przyjemne. Och, ile oni jeszcze razy będą to dzisiaj powtarzać? Na pewno bardzo wiele i Jaime już się nie mógł doczekać.
– Hm… jeśli tak mnie będziesz uciszać, to będę mówić jeszcze więcej – zaśmiał się cicho. – I nie, bo to aż ty. Zależy mi, aby tobie akurat smakowało najbardziej – przeczesał jego włosy palcami, uśmiechając się lekko. – Uważam cię za smakosza, a to nie znaczy, że jadasz wszystko jak popadnie – znów się cicho zaśmiał. – Jasne, już chowam.
Jaime przeszedł do kuchni i odłożył ciasto do lodówki. Zupa już się podgrzewała, a on sam jeszcze raz zerknął na stół. Wszystko było już gotowe z wyjątkiem wina. Zaraz też spojrzał na Noah, który pojawił się po chwili.
– Dobrze, musisz być głodny – uznał całkiem poważnie, ale po jego twarzy błądził lekki uśmiech.
Niedługo później Jaime rozlewał czerwonego wina do kieliszków, a potem w końcu mogli zasiąść do zjedzenia pierwszego dania. Moretti nie kombinował za bardzo z przepisami, wolał postawić na coś bardziej zwykłego, mniej wymyślnego. Jeszcze by mu nie wyszło i co.
– Jak ci minęły te kilka dni? Odpoczywałeś? – siedzieli blisko siebie, więc nic dziwnego nie było w tym, że raz po raz ich nogi lekko się dotykały. Przecież zależało im obu na bliskości, prawda? A przy stole mogli to osiągnąć chociaż w taki sposób.
Jaime
A ilu ona miała takich prawdziwych przyjaciół? Kiedyś było ich więcej. Teraz nie była pewna nawet swojej rodziny. W przypadku Noah wielu rzeczy nie była pewna, jak choćby tego, kiedy wyjedzie i kiedy wróci, ale przynajmniej wiedziała, że zawsze do niej wróci. Ta świadomość znaczyła dla niej wiele i nie chciała, by on kiedykolwiek wyparował z jej życia.
OdpowiedzUsuń— Nie jesteś głupi, nie mów tak. Wydajesz książki i musisz być w tym dobry, skoro twoja redaktorka domaga się kolejnych rozdziałów na już. Pokonałeś mnie u kolekcjonera i zdobyłeś obraz, na którym mi zależało. Jeżeli twierdzisz, że jesteś głupi, to oznacza, że jestem jeszcze głupsza, skoro z tobą przegrałam, a tego nie mogę przyjąć do wiadomości, ponieważ wszyscy wiedzą, że jestem piękna, inteligentna, zabawna, wręcz genialna — upierała się Reyes. Wiedziała, że dostała słowotoku, że mówiła zupełnie od rzeczy, ale właśnie w taki sposób między innymi radziła sobie z gwałtownymi emocjami, które teraz ją wypełniały. Uciekała, od tych najważniejszych kwestii, które teraz powinni poruszyć, ponieważ była zagubiona i cholernie się bała. Pewnie nie powinna. W końcu nie zaszli na tyle daleko, żeby cokolwiek między nimi zostało zniszczone, nawet się nie pocałowali, jedynie trochę poprzytulali, trzymali za ręce, poflirtowali… A mimo to Reyes miała nieodparte wrażenie, że mimo wszystko zabrnęli w takie miejsce, że coś się zmieni, przynajmniej na najbliższych kilka tygodni. Chciała mieć pewność, że nadal będą zachowywać się przy sobie równie swobodnie, jednak to nie była prawda; będą ostrożniejsi, zaczną bardziej uważać na swoje gesty i czyny, przynajmniej dopóki wspomnienia gorących uczuć, wypełniającego ich pożądania nie przygasną na tyle, że zaczną wątpić, iż kiedykolwiek poczuli do siebie ten pociąg, ale do tego będą potrzebowali miesięcy, może nawet lat.
— Od kiedy to postanowiliśmy, że będziemy zachowywać się rozważnie? — zażartowała Reyes, ale ten wątły uśmiech nie mógł oszukać nawet jej samej, a już tym bardziej nie Noah. Wbiła spojrzenie błękitnych tęczówek w ich dłonie, po czym wbrew rozsądkowi splotła ich palce razem. Nie mogła przestać myśleć o tym, jak ten zwykły gest zawsze przynosił jej tak wiele pociechy, jednak teraz wcale nie poczuła się spokojniejsza czy bardziej pewna. Jeśli już to chciało jej się jeszcze bardziej płakać, chociaż zupełnie nie rozumiała własnej huśtawki nastrojów. Nie działo się nic strasznego, nic dużego, prawda? Na pewno na świecie wiele par przyjaciół przeprowadzało podobne rozmowy, bo zdarzały się między nimi momenty wzmożonego iskrzenia. Musieli tylko przeczekać. Wszystko się ułoży. Prawda?
— Nie ma w tym nic złego — szepnęła, ściskając jego dłoń nieco mocniej. — Nie musisz czuć się z tego powodu dumny, ale nie powinieneś też tego uważać za słabość — zapewniła go. On też był dla niej ważny. Cieszyła się, że to właśnie przed nią był gotowy się otworzyć, zdradzić jej swoje tajemnice, nawet te najbardziej przygnębiające czy mroczne. Za każdym razem jej serce wypełniało się ciepłem, gdy uświadamiała sobie, jak bardzo jej ufał. Chyba trochę uzależniła się od tego uczucia, dlatego naciskała na niego bardziej, gdy nie chciał jej czegoś powiedzieć, choć to było słabe wytłumaczenie.
— Dlaczego musisz być takim pesymistą i od razu zakładać, że między nami działoby się coś złego? — spytała, wyginając wargi w niezadowolonym grymasie. — A nawet jeśli… moglibyśmy o tym porozmawiać. Rozwiązać to między sobą. Tak jak zawsze. — Przecież zdarzały im się spięcia. Oboje mieli dość silne opinie i byli uparci, więc dyskusje toczyły się między nimi niemal nieustannie, ale to nigdy nie było czymś, co stałoby na ich drodze do odczuwania wzajemnej sympatii. Mimo że Noah był skryty, a Reyes ostatnio miała problemy z zaufaniem, zawsze potrafili się na siebie otworzyć i szczerze porozmawiać.
Spięła się, słysząc jego prośbę. Złośliwy głosik w jej głowie śmiał się z niej, powtarzając, że właśnie tego chciała, więc czemu teraz się wahała? Dlaczego nie potrafiła się do niego uśmiechnąć, zapewnić go, że to było dla nich najlepsze wyjście, potwierdzić, że powinni być dla siebie tylko przyjaciółmi, skoro jeszcze przed sekundą wszystko zmierzało ku temu, by ich relacja przybrała nieco inny charakter.
UsuńŁamało jej się serce, kiedy patrzył na nią tak, jakby nie był pewny jej odpowiedzi, jakby bał się, że go odrzuci, a przecież to była jej wina.
— Noah… — szepnęła, lecz dalsza część wypowiedzi utknęła jej w gardle. — Nigdy nie… nigdy nie zrezygnowałabym z bycia twoją przyjaciółką. Jeśli właśnie tego chcesz… — Urwała. Nie chciał. Oczywiście, że nie chciał. Ona zmusiła go do podjęcia podobnej decyzji. — Gorzej będzie, jeśli będziemy reagować w taki sam sposób za każdym razem, kiedy się za sobą stęsknimy — próbowała zażartować, chociaż wiedziała, że wypadło to słabo. Dzisiaj… dzisiaj mogli sobie wmówić, że to była tylko chwilowa zachcianka, utrata kontroli na kilka krótkich momentów. Tylko co jeśli wkrótce się okaże, że to nie było tylko dzisiaj Co jeśli jutro, pojutrze, za tydzień będzie tak samo? Reyes zakładała, że wtedy albo oboje będą udawać, albo… czekała ich kolejna rozmowa. Kolejna próba.
— Mam nadzieję, że nie będziemy tego żałować — wymamrotała cicho, właściwie niedosłyszalnie, znowu wpatrując się w ich złączone palce. Chyba powinna go puścić.
Nie chciała.
Reyes
Jaime zaśmiał się.
OdpowiedzUsuń– Każdy powód do tego, abyś mnie całował jest dobry. Czy to słowotok, czy też dobre jedzenie – spojrzał wymownie na nakryty stół. Okej, mogło to wyglądać dość dwuznacznie, ale Jaime zorientował się dopiero później. Ups?
Moretti położył dłoń na dłoni Noah. Okej, nie był ekspertem, ale Jaime bardzo chciał, aby jemu smakowało. Wszyscy inni (nieważne, kto) mogli twierdzić, że dania chłopaka nie są smaczne, ale jeśli Noah przyzna, że mu smakują, to nic więcej nie będzie go interesowało.
Później zabrał się za jedzenie. Zerknął na mężczyznę i uśmiechnął się.
– Cieszę się, że tak do tego podchodzisz – zaśmiał się cicho. Okej, pierwsze dnia trafione w dziesiątkę.
I oczywiście, że Jaime chciał również już zacząć rozbierać Noah, ale może faktycznie lepiej by było, gdyby poczekali choć trochę. Dlatego Moretti sięgnął po wino i napił się.
– O, to super. Cieszę się, że jednak podchodzisz do tego z rozsądkiem i nie próbujesz od razu biegać maratonów. A rower brzmi świetnie. Swoją drogą, sam dawno nie jeździłem…
Nie, żeby mu zależało. Po prostu poddawał się innym aktywnościom fizycznym i też było dobrze. Najważniejsze, że jemu pasowało walenie pięściami w worek, kiedy wyrzuty sumienia znów dawały o sobie znać.
– Raczej dobrze. Wyniki mamy poznać po weekendzie. Na szczęście były pytania otwarte, więc można było się wykazać i ładnie opisać to, co masz na myśli – uśmiechnął się i dokończył zupę. – Właściwie, Noah, skąd jesteś? Poznaliśmy się w Meksyku, potem wpadliśmy na siebie w Nowym Jorku. Wiem już, że zostajesz tu… na stałe, przynajmniej póki co. Wiele podróżujesz, ale… gdzie zdecydowałeś się podróżować?
Gdyby się tak zastanowić, to naprawdę nie wiedzieli o sobie wiele. Owszem, ostatnie dwa tygodnie spędzili częściej razem niż z innymi (przynajmniej Jaime), ale ich rozmowy były raczej błahe, jak na przykład o grze, w którą grali lub o filmie, który oglądali. Jasne, to też było ważne, bo poznawali nawzajem swój gust, ale… Było wiele spraw i faktów, o które Jaime chciał zapytać. I miał nadzieję, że nie wejdzie na grząski teren. Zbyt szybko.
Jaime
Jaime lubił swoje studia, do niedawna tylko one trzymały go najbardziej po tej stronie. Skupiał się na nich, choć na samym początku omijał większość porannych zajęć, kiedy to odsypiał imprezy i leczył kaca. Dzisiaj wyglądało to nieco inaczej, naprawdę chciał rozumieć poszczególne tematy i wykonywać swoją pracę najlepiej jak potrafił. Tak też działał na praktykach. Liczył po cichu na to, że jego pracodawca zaproponuje mu jakąś umowę po zakończeniu stażu, ale… okaże się później.
OdpowiedzUsuń– Bez przesady – machnął ręką i zaśmiał się. – Po prostu podałem dużo faktów i je potwierdziłem, więc… Powinno być dobrze.
Miał stypendium naukowe, które z chęcią przyjmował, ponieważ starczało mu na wiele rzeczy, jak na przykład na opłacenie samej uczelni. Można powiedzieć, że płaciła sama za siebie, a to już był ogromny plus.
Jaime zauważył, że Noah nie jest zbyt chętny na opowiadanie o początkach podróżowania, które najwyraźniej miały związek z rodziną. I to właśnie o niej najprawdopodobniej nie chciał rozmawiać. Okej. Czyli ten grząski teren pojawił się szybciej niż się spodziewał. Chociaż gdyby Noah zapytał Moretti’ego o rodzinę, to jego reakcja byłaby podobna, ponieważ Jaime nie przepadał za mówieniem o swojej rodzinie. Wydarzyła się tragedia, która na zawsze zmieniła relacje między członkami rodziny Moretti.
– Nigdy nie byłem w Los Angeles – zaczął ostrożnie, patrząc niepewnie na Noah. Chciał zapytać o więcej rzeczy, ale naprawdę nie chciał wprawiać mężczyzny w smutek czy zdenerwowanie. Hm, czyżby Noah skrywał więcej tajemnic niż mogło się wydawać Jaime’emu?
Ależ się dobrali – jeden i drugi ukrywał tak wiele? Zapowiadała się ciekawa relacja. A miał zacząć nawiązywać znajomości bardziej… zdrowe. Chociaż od początku przecież wiedział, czym zajmował się kiedyś Noah, w końcu to od niego kupił wtedy narkotyki. Ale to było już dawno, a mężczyzna powiedział, że już z tym skończył.
Odwrócił wzrok, wpatrując się w swój kieliszek wina. Nagle to wszystko wydawało mu się zbyt skomplikowane.
– I co cię pchnęło do podróżowania? – zapytał w końcu, mając jednocześnie wrażenie, że właśnie wchodzi na pole minowe.
Jaime
Jaime przyglądał się Noah, nie mając pojęcia, czego mógł się spodziewać; jakiej reakcji, jakich słów… Naprawdę nie miał zamiaru go zasmucić czy denerwować, a poza tym, to była ich pierwsza randka, nie musieli rozmawiać o takich poważnych rzeczach. Powinni postawić na coś mniej… zobowiązującego? Jaime do końca się na tym nie znał. Nie wiedział też, jakie tematy były dla Noah wrażliwe, a o których mógł swobodnie się wypowiadać. Po kolejnych słowach Woolfa już był pewny, że rodzina nie jest wesołym tematem.
OdpowiedzUsuń– Jasna cholera, przepraszam, nie wiedziałem… I przykro mi z powodu twojego taty… - położył dłoń na jego dłoni i pogłaskał ją delikatnie. Wiedział, jak to jest stracić kogoś tak bliskiego. I wcale się nie dziwił, że Noah uciekł.
W momencie, w którym Noah odwrócił się do niego przodem, Jaime zrobił to samo. Przytulił policzek do jego dłoni, a potem cmoknął go ustami w nadgarstek. Nie wiedział, co mógł mu odpowiedzieć na te wszystkie słowa. Chciałby poznać jego przeszłość, tę, od której tak uciekał, ale z drugiej strony wiedział, że musiałby odwdzięczyć się tym samym. I obaj nie byli na to gotowi. Dlatego Jaime powoli pokiwał głową.
– I vice versa – odpowiedział cicho. Jaime nie kłamał, ponieważ nie potrafił. Przychodziło mu to z trudem. O wiele łatwiej było mu milczeć lub owijać w bawełnę, wykręcać się, jak się dało. – Ale wiesz, wolałbym, abyś nie kłamał – uśmiechnął się słabo, bo w sumie i ten żarcik był słaby. – Nie boję się.
Jeszcze. Brzmiało to wszystko tak bardzo tajemniczo i Jaime nie miał pojęcia, czego mógł się spodziewać. Ale to dokładnie tak samo jak Noah, który przecież też nic nie wiedział o Jaime’em. To, co kupił od niego wtedy, w Meksyku, było tylko czubkiem góry lodowej.
Jaime ujął twarz Noah w dłonie, a potem przybliżył się do niego i pocałował go prosto w usta.
– Ja mam nadzieję, że nie uciekniesz ode mnie.
Jaime
Jaime pokiwał powoli głową. On sam nie był pewny, czy się pogodził ze śmiercią Jimmy’ego. Może nie miewał tak często wyrzutów sumienia, ale… to, co się stało… nie powinno mieć w ogóle miejsca. Jimmy powinien żyć i układać sobie życie. Gdyby jednak tak faktycznie było, to Jaime i Noah nie siedzieliby razem w jednym pomieszczeniu. W ogóle by się nie spotkali.
OdpowiedzUsuńMoretti wolał o tym nie myśleć, bo gdyby zaczął, nie skończyłoby to się dobrze. Dlatego postanowił już nic nie mówić na temat śmierci ojca Noah. Po prostu mu współczuł i cieszył się, że Woolf ruszył do przodu.
Chłopak był trochę zaskoczony tym nagłym pocałunkiem, ale nie zamierzał narzekać. Po prostu odwzajemniał każdy pocałunek, chcąc więcej, ale niestety Noah przerwał. Rozumiał to, przecież nie chcieli skończyć zbyt wcześnie w łóżku… Bo to, że tam skończą, nie pozostawiało żadnych wątpliwości.
Jaime pokiwał głową, ale po dopiciu wina ze swojego kieliszka i nalaniu drugiej lampki do obu szkieł, wstał i poszedł do kuchni. Załadował naczynia do zmywarki, a potem włączył piekarnik, aby drugie danie już się podgrzewało.
– A tak nawiązując do wcześniejszej rozmowy… - zaczął spokojnie, choć w głowie wciąż miał ten pocałunek – ja pochodzę z Miami. I czasami tęsknię za tym miastem. A może za czasami… dzieciństwa, które spędziłem w tym mieście – uśmiechnął się lekko. Wtedy wszystko było proste i był beztroski.
Jaime przyjrzał się Noah. Chciał wykonać prosty gest; dotknąć dłońmi jego ciała w okolicach klatki piersiowej, talii i pasa, najlepiej z podciągniętą koszulką, żeby sprawdzić, jak jego siniaki, ale… to mogło ich doprowadzić do kolejnych czynności, które mieli zostawić na później. Wystarczyło po prostu się powstrzymać i zaczekać, bo tak czy inaczej Jaime na pewno będzie miał okazję bardzo dokładnie przyjrzeć się całemu ciału Noah.
– Potem przeprowadziliśmy się z rodzicami do Nowego Jorku, później rozpocząłem studia i… ta-da – uśmiechnął się do niego, a potem już nie mógł się dłużej powstrzymywać i po prostu się do niego przytulił. Ostrożnie, żeby w razie czego nie sprawić Noah bólu.
Och, tak, teraz było najsuper.
Jaime
Jaime zamknął na moment oczy, kiedy tak stał, przytulając się do Noah. Otworzył je jednak, kiedy mężczyzna zaproponował wyjazd do Miami. Przez ułamek sekundy Moretti miał wrażenie, że dostaje ataku paniki, ale na szczęście to nie było prawdą.
OdpowiedzUsuńMiami było kolejnym tematem tabu. Może i spędził tam dzieciństwo wraz z Jimmy’m, ale to też w tym mieście został zamordowany i pochowany. A sam Jaime odwiedzał to miasto przynajmniej trzy razy w roku, kiedy leciał na grób brata. Było to bardzo trudne dla chłopaka, ale kiedy Noah mówił coś o tworzeniu więcej dobrych wspomnień… to już nie brzmiało źle. Kochał Miami, tam się wychował, tam wraz z Jimmy’m pływali, kopali w piasku, odwiedzali aligatory… I może wyjazd z Noah to jednak był dobry pomysł? Mogliby faktycznie stworzyć nowe wspomnienia… Tylko czy najpierw nie musiałby mu powiedzieć o śmierci starszego brata?
Uniósł na niego spojrzenie w momencie, w którym Noah ujął jego podbródek, a potem go pocałował. Jaime odwzajemnił pieszczotę, czując przyjemne dreszcze pod dotykiem Woolfa. Potem zaśmiał się cicho, kiedy tylko Noah wsunął dłonie pod jego koszulkę. I to tyle. Przynajmniej zjedli w całości zupę! Nie da im ona jakoś specjalnie dużo sił, ale… chyba mieli jej wystarczająco dużo. Bez dwóch zdań.
– Noaaaah… - Jaime wciąż się uśmiechał. Położył dłonie na jego biodrach, wcale nie pozwalając mu uciec. – Ale jedzenie… grzeje się… Powinienem wyłączyć piekarnik…? – zapytał z ustami przy jego ustach i, nie czekając na odpowiedź, pocałował go, od razu wsuwając język do jego ust.
Mhm, wyglądało na to, że tarta im się przyda nieco później, kiedy zgłodnieją.
Jaime
Jaime uwielbiał, kiedy Noah zaczynał go tak całować; z pożądaniem. Obejmował go władczo, przejmował kontrolę nad sytuacją. Co prawda Jaime też nie raz lubił przejmować inicjatywę, zdominować, ale Noah mógł oddawać się kompletnie. Tak jak teraz, poddając się kolejnym pocałunkom i unosząc ręce do góry, aby łatwiej było zdjąć z niego koszulę.
OdpowiedzUsuńNoah nie musiał dwa razy powtarzać, Moretti od razu wyłączył piekarnik i wrócił do mężczyzny z całą swoją uwagą. Zaraz wspiął się na blat szafki, żeby im nieco ułatwić w przyjemności. Objął go nogami w pasie i przyciągnął do siebie, od razu odczuwając na sobie jego pożądanie. Cholernie się za tym stęsknił i absolutnie nie miał zamiaru przerywać. Ba, sięgnął do kilku górnych guzików koszuli Noah, by sprawnie je odpiąć, a potem pozbył się górnej części ubrań mężczyzny. Odchylił głowę na bok, ułatwiając Woolfowi zadanie. Jaime zamknął oczy, wsuwając palce w jego włosy. Zaraz jednak przesunął ją w dół i zabrał się za rozpinanie jego spodni. No bo po co mają być tak długo ubrani, skoro nie musieli, prawda?
I właśnie, Jaime odsunął się trochę i spojrzał na odkryte ciało Noah. Faktycznie, dochodziło już do siebie i Woolf wyglądał prawie tak, jak powinien – bez siniaków i krwiaków.
W końcu odpiął mu spodnie i obniżył je gdzieś na wysokość połowy ud. Dotknął dłonią jego krocza jeszcze przez bieliznę, jednocześnie znów całując go prosto w usta. Wiedział, że go pragnął, ale nie spodziewał się, że aż tak bardzo.
Jaime
Jaime pragnął Noah tak samo, jak Noah jego. Nie pozostawał więc dłużny w pieszczotach, ale też chętnie poddawał się dotykowi i poczynaniom mężczyzny. A kiedy tylko miał okazję skupić się całkowicie na Woolfie, tak też robił, zmuszając wręcz go tylko do brania. Chciał mu dawać jak najwięcej przyjemności, doprowadzać go na szczyt rozkoszy… chciał być sprawcą jego westchnień i chciał być w jego najśmielszych fantazjach.
OdpowiedzUsuńKiedy po kolejnym orgazmie leżeli obok siebie w łóżku, Jaime czuł się spełniony. Jego oddech w końcu się uspokoił, jednak wciąż był mu gorąco. W końcu jednak przewrócił się na bok. Po tym wszystkim, co właśnie robili, naszła go ochota na czułości. Nie chciał spać, choć faktycznie zużyli sporo energii. W każdym razie, przytulił się do niego, obejmując go ręką w pasie, a policzek opierając na jego piersi.
– Jesteś niesamowity – powiedział lekko zachrypniętym głosem. Absolutnie nie żałował, że nie doczekali chociaż do deseru. Takiego słodkiego, tego, co znajdował się w lodówce.
Po chwili Jaime przeniósł dłoń na jego brzuch i zaczął kręcić małe kółeczka na jego skórze koniuszkiem palca wskazującego. Nagle uśmiechnął się, uświadamiając sobie, jaki jest szczęśliwy. I nawet nie chodziło o to, ilu właśnie doświadczyli orgazmów. Po prostu… miał wrażenie, że są ze sobą naprawdę blisko, nie tylko fizycznie. A pomimo tego, że uczucie to było dość stresujące, to jednak było też dobre i dawało mu radość.
– Dzisiaj też zostaniesz na noc – to nie było pytanie, chłopak po prostu poinformował Noah, jak wygląda sytuacja i tyle. Cmoknął go w nagą skórę i znów się uśmiechnął. Mógłby teraz tak leżeć i leżeć. Może na cały weekend, może na zawsze… Byle z Noah.
Jaime
Jaime uniósł głowę i spojrzał na niego.
OdpowiedzUsuń– Spisałeś się bardzo dobrze – uśmiechnął się. – Po prostu powstrzymywałem się całym sobą, żeby nie podrapać cię za bardzo. Przez to, co ostatnio ci się stało – dodał jeszcze, a potem pocałował go. – Ale następnym razem możemy spróbować innych pozycji – szepnął i kolejny raz złożył na jego ustach pocałunek. – Takich, w jakich nie będę miał jak cię podrapać – cmoknął go w brodę i uśmiechnął się. Pogłaskał go po policzku i przesunął nieco dłoń, wsuwając palce w jego włosy.
Zaraz jednak mocno się do niego przytulił, kiedy tylko Noah wspomniał coś o chowaniu jedzenia.
– Nie, nie wychodźmy stąd jeszcze – zaprotestował, wyglądając przy tym bardzo uroczo. Chociaż jedzenie na pewno było już zimne, czyli idealne do schowania do lodówki. – No dobrze, za chwilę.
Jaime słuchał, jak serce Noah bije spokojnym rytmem. I zamknął oczy, wzdychając.
– Co do tej wycieczki do Miami… może najpierw moglibyśmy wyjechać gdzieś tu za miasto? Nad jezioro do jakiegoś domku czy pensjonatu. Tak tylko proponuję.
W końcu Jaime podniósł się z łóżka, odczuwając efekty ich zabaw. Nie przejął się tym jednak i skierował się do kuchni, aby schować zupę i tartę do lodówki. Oczywiście, że chodził nago. No i jak już był w tej kuchni, to wyciągnął pakunek, który przyniósł ze sobą Noah. Uśmiechnął się, widząc ciasta. Ukroił po kawałku z jednego i drugiego, nałożył na talerze i wziął dwie łyżeczki. Słodkie oczywiście też odłożył do lodówki, żeby Noah nie musiał się tym martwić. Wrócił do łóżka i położył talerze na stoliku nocnym.
– Mam nadzieję, że masz ochotę chociaż na kęsa.
Później poszedł jeszcze po wino i kieliszki.
– Teraz nie musimy już opuszczać łóżka, prawda? Oprócz łazienki, oczywiście – zaśmiał się cicho, siadając na brzegu przy Noah.
Jaime
Jaime spojrzał na Noah i uniósł nieco brew wyżej. Och.
OdpowiedzUsuń– Tak, proszę – odpowiedział tylko na słowa Noah o tym, że następnym razem to na plecach chłopaka powinny zostać ślady zębów. Brzmiało to bardzo podniecająco i kto wie, czy ten następny raz nie odbędzie się już za kilka chwil. Na pewno obaj nie mieliby nic przeciwko temu.
On sam miał w głowie wiele fantazji, które chciałby zrealizować z Noah, ale może jednak małymi kroczkami powinni iść do przodu, poznawać, na co mogą sobie pozwolić, a co wymagało czasu, aby się do czegoś przekonać lub co po prostu odpadało w przedbiegach. Był to przyjemny plan, o ile tak to można było to nazwać. Jaime odwzajemnił ten czuły pocałunek, tym samym uspokajając rozbiegane myśli.
Jaime oparł brodę o mostek Noah.
– Dobrze, w takim razie musimy wybrać któryś weekend, poszukać odpowiedniego miejsca, spakować się i po prostu pojechać – uśmiechnął się. – Moja sesja powinna skończyć się na koniec czerwca, więc mamy dużo czasu na wybranie terminu.
Przecież nie musieli jechać zaraz po sesji, mogli się wybrać w lipcu czy może w sierpniu. Wrzesień odpadał na ten moment, chociaż Jaime wciąż czekał na decyzję uczelni o ewentualnym wyjeździe na trupią farmę.
– Też chyba wolałbym domek. Z tarasem, na którym można zjeść śniadanie i wypić kawę lub herbatę.
W końcu Jaime wrócił z ciastami, a nim się obejrzał, już siedział zapleciony nogami Noah. Uśmiechnął się do niego. Było to bardzo przyjemne. Pogłaskał go po udzie, a potem przysunął się ostrożnie i pocałował go lekko. Nie mógł się też powstrzymać od kolejnego uśmiechu.
Udało mu się też sięgnąć po talerz z ciastami i zaczął powoli jeść.
– Cieszy mnie wybór, którego dokonałeś – starał się brzmieć poważnie. – Pyszne. Świetnie pieczesz, kochanie – zażartował, przecież zdawał sobie sprawę, że Noah po prostu odwiedził cukiernię. – Swoją drogą, jakie jest twoje ulubione ciasto?
Jaime
Może i po ich ostrzejszych zabawach Jaime odczuwał ból i dyskomfort, ale było to warte rozkoszy, jaką obaj odczuwali wcześniej. Chłopak miał nadzieję, że Noah wkrótce przestanie tak bardzo się tym przejmować. Jasne, że to było miłe, kiedy to robił, ale jeśli tak dalej by było, Jaime obawiał się, że Woolf zacznie się ograniczać podczas seksu. A tego raczej nie chciał żaden z nich.
OdpowiedzUsuńLepiej było, aby Moretti miał plan. Działania impulsywne nie raz doprowadziły go do prawie śmierci, więc może lepiej, aby teraz postępował bardziej przemyślanie. Jasne, można to było rozważać i rozkładać na różne czynniki i sytuacje, ale… Jaime miał przeszłość, jaką miał i nic nie mogło tego zmienić.
– Tak, chciałem właśnie domek nad jeziorem. Musimy znaleźć odpowiednie miejsce. Może z łódką. Pobawimy się w romantyczną parę, która wypłynie na środek jeziora i zrobi sobie piknik – zaśmiał się, choć ta wizja nie wydawała się zła. I nawet musiał przyznać, że zadziałał tu taki prawdziwy romantyzm. Co mogło być zaskoczeniem, ponieważ Jaime nie uważał samego siebie za romantyka. Okej, kolacja, ale ludzie codziennie jadają kolację z winem i ewentualnymi świeczkami. Cholera, dzisiaj akurat zapomniał o świeczkach.
Jaime spojrzał na niego i zaśmiał się cicho.
– Serio? Ja też wolę słone przekąski, ale dobrych ciast sobie nie odmówię. Tak jak tych – uznał i zaraz wsunął łyżeczkę do ust. – Serio? Okej, muszę zapamiętać, że nie przepadasz za tortami. Ja lubię. Bezowe, na bitej śmietanie, z owocami… A szarlotka?
Z jakiegoś powodu (pewnie przez to, że Noah wspomniał o tortach, które Jaime’emu kojarzyły się właśnie z urodzinami) wyobraził sobie świeczki w dużej kostce szarlotki specjalnie dla Noah. I właściwie, podtrzymując temat tortu, mógł zadać kolejne pytanie, jednocześnie robiąc to, co chciał, czyli poznawał Woolfa.
– Kiedy masz urodziny?
Jaime
Jaime roześmiał się, słuchając jego słów. Może i Noah nie proponował, ale chłopak uznał pływanie nago nocą w jeziorze właśnie za pomysł, który musieli zrealizować. Jeśli znajdą domek położony z dala od innych domków czy miejsc, gdzie mogliby znajdować się ludzie, to dlaczego nie?
OdpowiedzUsuń– Jeśli tylko będziemy mieli na to ochotę, to dlaczego nie? Moglibyśmy to zrobić nawet w dzień, ale jeśli jakiś turysta lub miejscowy będzie się obok przechadzać… chyba nie chcemy straszyć niewinnych, co? – znów się zaśmiał, ale pod nosem. – I nie wiem, czy mam duszę romantyka. Może… nie odkryłem tego jeszcze w sobie, chyba… - zamyślił się na moment, szukając jakichś wydarzeń w ciągu ostatniego półtora roku, które mogłyby to udowodnić. Coś można by podciągnąć, ale równie dobrze Jaime w tamtych chwilach chciał być po prostu miły, żeby było miło i tyle. Czyżby o to też chodziło w romantyzmie?
Jaime uniósł brew wyżej.
– Powiem ci, że tort z boczku brzmi jak plan. Podoba mi się. Może spróbuję coś takiego przygotować kiedyś… Wiesz, z jakimiś dodatkami, żeby nie tak wszystko z mięsem… - dokończył jedno z kawałków ciasta. – Ja mam urodziny w lipcu, czternastego dokładnie. I nie, nie świętuję już od… wielu lat. Moi rodzice próbowali mnie przekonać, ale ja… nie chciałem – zamilkł na moment. Spojrzał na Noah i uśmiechnął się lekko i krótko. – Chociaż w zeszłym roku można powiedzieć, że świętowałem. Dostałem Henia od Jerome’a. Był u mnie wtedy on i moja była dziewczyna. Można to nazwać świętowaniem? W trzy osoby? – zaśmiał się znów. – Ale myślę, czy w tym roku nie wyprawię jakiejś małej imprezy… Znów w kilka osób, nie wiem, zastanowię się. W końcu dwadzieścia jeden lat. Niby nic, ale wiesz… - wzruszył ramionami i sięgnął po kieliszek wina. Napił się, wyobrażając sobie jednak, że ten ich wyjazd nad jezioro mógłby odbyć się właśnie jakoś na urodziny Jaime’ego. Bo dlaczego nie?
Jaime
Jaime uśmiechnął się, a potem przesunął bliżej Noah, aby go pocałować w usta.
OdpowiedzUsuń– Zobaczymy, jak się nam będzie pływało w kąpielówkach w ciągu dnia – zadecydował. Może ich poniesie, a może będą grzeczni w ciągu dnia w jeziorze.
Chłopak westchnął cicho.
– Może i tak, ale na razie nie chcę o tym myśleć. O świętowaniu tych urodzin. To znaczy, pewnie umówię się z Jerome’em do kina albo do escape roomu, bo mieliśmy iść tam jeszcze raz, będę chciał ciebie zaprosić na jakieś jedzenie, może też kino? Albo gdzieś indziej, a potem do siebie na noc… - nie musiał przecież robić tego wszystkiego akurat czternastego lipca, ale mógłby rozłożyć te spotkania na dwa różne dni. Póki co, miał wrażenie, że mimo wszystko jeszcze sporo czasu do tego dnia pozostało.
Jaime spojrzał na swój kieliszek i nie zdążył nawet odpowiedzieć, ponieważ został pocałowany przez Noah.
– Możesz je ode mnie wziąć… Tyle wytrzymam – zaśmiał się. Sam odłożył kieliszek i talerz, ale tylko po to, aby pogłaskać Noah po ramieniu i karku. – Nie jesteś stary. Pod żadnym względem, Noah. Zachowujesz się młodo, o ile tak można powiedzieć. Nie masz zmarszczek, twoje ciało jest… - ostentacyjnie zmierzł go wzrokiem. – Wow. W jak najlepszym stanie, bardzo seksowne. I jędrne – uśmiechnął się, powstrzymując śmiech, chociaż mówił całą prawdę. – I w łóżku też nie zachowujesz się staro. Jakkolwiek to brzmi, ale dobra… Tylko nie mów, jak bardzo źle to brzmiało, dobra? – zaraz go pocałował, żeby obaj mogli skupić się na czymś innym.
Jaime
Jaime nie miał zamiaru podkreślać tej różnicy wieku. Okej, nie mówili tu o pięciu latach, ale o ponad dziesięciu, ale chłopak o tym nie myślał. Po prostu podobał mu się Noah, cholernie. Chciał spędzać z nim czas, rozmawiać, śmiać się, uprawiać zajebisty seks w różnych pozycjach nie tylko w łóżku. Chciał się do niego przytulać, całować, wychodzić na miasto coś zjeść, grać na konsoli. Co go obchodziło to, że Noah urodził się wcześniej? Póki obaj byli szczęśliwi z tego, co tworzyli, to po co się zastanawiać nad rzeczami, które nie miały znaczenia? Przynajmniej dla nich.
OdpowiedzUsuńJaime nie spodziewał się tego nagłego przyciągnięcia i o mało sobie krzywdy nawzajem nie zrobili. Chłopak odwzajemnił pocałunek, a potem przytulił się do niego mocno.
– Na razie chyba wciąż nie możesz się forsować, pamiętasz? Chociaż po tym, co dzisiaj robiliśmy… to chyba trochę za późno na takie kazania – zaśmiał się cicho. – Wszystko w porządku? – zapytał już poważnie, miziając palcami jego policzek. – Hm… jak ja bym zapuścił zarost, to pewnie wyglądałbym śmiesznie. Zbyt śmiesznie – zrobił zamyśloną minę, wciąż opuszkami palców głaszcząc jego policzek. – Za to ty, przystojniaku… - uśmiechnął się, a potem pocałował go czule i przeciągle w usta. – Najlepiej.
Później Jaime już zamilkł i oparł wygodnie policzek o jego ramię. Zamknął też oczy, rozkoszując się tym, co właśnie się działo; leżał spokojnie wraz z Noah, przytulał się do niego, a sam Woolf po prostu był. Jeśli to tylko sen… to miał nadzieję się z niego nie obudzić.
– No to… którego sierpnia masz te urodziny? – zapytał cicho, jakby głośniejszy dźwięk miał coś zburzyć.
Jaime
Jaime spojrzał na niego i uniósł brew wyżej. Hm, czyżby jakaś kolejna wizja, która mogła się spełnić już niebawem? Chłopak bardzo chciałby to usłyszeć, ale uznał, że może faktycznie lepiej nie wspominać o tym na głos. No i miło będzie mieć niespodziankę następnym razem.
OdpowiedzUsuń– Jestem bardzo chętny na wspólny prysznic – przyznał z lekkim uśmiechem. Taki mokry i namydlony Noah… Ach, kolejna przyjemna wizja, na którą Jaime uśmiechnął się do siebie pod nosem. Już niedługo będzie mu dane cieszyć się właśnie takim widokiem.
Chłopak przyjrzał się twarzy Noah, zastanawiając się krótko.
– Nie, nie brodacza. Taki zarost jest idealny. Wyglądasz z nim bardzo seksownie. Chociaż ciekawi mnie, jak wyglądałbyś bez niego…
Jaime pocałował go w pierś, a potem znów ułożył wygodnie policzek.
– Rozumiem, że mam wpadać do ciebie każdego jednego dnia sierpnia z prezentem, licząc, że w końcu się uda trafić w dzień twoich urodzin? – zapytał z lekkim uśmiechem.
Nie wiedział, dlaczego mężczyzna nie chce mu zdradzić konkretnej daty. Może też nie lubił obchodzić swoich urodzin dokładnie tak jak Jaime. I Moretti by to uszanował, z wiadomych przyczyn.
– Nie wiem, a kiedy mogę? Wiesz, weekendy mam wolne. A o moją naukę nie musisz się martwić. Chociaż… to prawda, zbliżają mi się duże egzaminy i raczej będę musiał nad tym przysiedzieć, bo temat dość trudny, ale… drugą randkę na pewno gdzieś wcisnę. Bo wiesz, musisz mi opowiedzieć o swojej fantazji, którą miałeś chwilę wcześniej. Jestem jej bardzo ciekaw – przebiegł palcami po boku jego ciała w geście czułości.
Jaime
Hm… Noah bez zarostu naprawdę wydawał się być intrygujący. Może byłby jeszcze bardziej seksowny? O ile się dało, oczywiście. Jeśli tylko Noah faktycznie się ogoli, to Jaime bardzo chętnie sprawdzi ten wygląd. Podejrzewał, że bez zarostu, z zarostem, z brodą wciąż działałby na niego tak samo. No cóż, leciał na niego, cholernie.
OdpowiedzUsuńJaime westchnął cicho.
– Podobno nigdy nie jest się za starym na obchodzenie urodzin czy coś – powiedział tylko jeszcze. A kiedy tylko Noah pogłaskał go po policzku, Jaime zaraz zrobił to, co zawsze, gdy Woolf tak robił, czyli pocałował go w nadgarstek. Cóż, zawsze korzystał z okazji do okazania mu uczuć, jeśli się nadarzała.
Nie zamierzał go dalej dręczyć, ale chciałby zobaczyć go akurat w same urodziny. Jeśli jednak wypadałyby w terminie, kiedy Jaime wyjeżdżał do Miami, to byłoby to trudniejsze; możliwe, że udałoby mu się wpaść na późny wieczór lub tuż przed północą. Nie chciał też na szybko załatwiać tego, co w Miami, więc kompromis mógłby być trudny.
– W takim razie będę dawał ci znać, kiedy będę miał czas, aby do ciebie zawitać.
Zaraz też uniósł głowę, przypatrując się Noah.
– Czy ty chcesz mnie związać? Ewentualnie zjeść ze mnie… nie wiem, sushi? – zapytał całkiem poważnie. Hm, obie opcje były kuszące… A czy przypadkiem nie mieli zmienić tematu? Czy coś? Nie? – Czy to tylko ja?
Jaime
Jaime nie zamierzał kontynuować tematu urodzin Noah. Jego poprzednie słowa miały zakończyć temat, zatem teraz już nic nie powiedział. Rozumiał go i nie potrzebował wiedzieć, dlaczego mężczyzna nie chciał o tym rozmawiać. Może kiedyś powiedzą sobie nawzajem, jakie są powody, dla których nie przepadają za swoimi urodzinami, jednak ten moment miał jeszcze długo nie nastać; Jaime był o tym przekonany.
OdpowiedzUsuń– Po prostu mówiłeś, że nie jesteś za bardzo za słodkim, więc uznałem, że może sushi… Ja bym z ciebie zjadł sushi – stwierdził, a po jego twarzy błądził uśmiech. – Ale skoro chciałbyś mnie pokryć akurat bitą śmietaną i ją zlizać… Cóż, robi się coraz bardziej ciekawie.
Mhm, to prawda, wszystko to było taką interesującą opowieścią na dobranoc. Noah jednak miał rację i powinni przestać już o tym mówić, ponieważ się nakręcą. I nie było w tym nic złego, ale Jaime naprawdę nie chciał przesadzać ze zdrowiem Noah. Już i tak dzisiaj troszkę mogli przesadzić i Moretti miał nadzieję, że rano wszystko będzie z nim w porządku.
– W takim razie muszę wpaść do ciebie dość szybko – stwierdził, całując go w mostek. – Pewnie, że lubię. Najbardziej kryminały. Szok, co? – zaśmiał się cicho. – Serio, to moja ulubiona tematyka. Za fantasty i tak dalej nie przepadam, choć uwielbiam filmy o superbohaterach. Ach, i kiedyś wpadła mi w ręce książka azjatyckiego autora. Był to romans, ale był tak świetny… Naprawdę, bardzo ciekawy – ostatnie słowa powiedział dość poważnym tonem. – Po innej zaś… - zawiesił głos. Chciał mu powiedzieć, że po tej jednej płakał, tak okropnie płakał i nie potrafił się uspokoić, bo czuł się wtedy jak bohaterka książki, ale… gdyby mu to zdradził, Noah mógł zacząć pytać. A Jaime nie był gotowy, aby udzielić mu odpowiedzi, na jakie zasługiwał. To było bardzo skomplikowane. – Jedna bardzo… oddziałała na mnie… - znów zamilkł i cicho westchnął. – A po pewnej serii stwierdziłem, że chcę zostać antropologiem sądowym. A ty, panie pisarzu podróżniku? Jaka tematyka interesuje ciebie? – uniósł nieco głowę, aby móc na niego spojrzeć.
Jaime
Jaime przyglądał się twarzy Noah, aż w końcu znów zaczął go lekko głaskać po policzku. Raz po raz całował go w usta akurat w momentach, w których mężczyzna milczał, żeby mu nie przerywać. Cholernie podobało mu się to okazywanie mu uczuć i tej delikatności. Zwłaszcza, że jeszcze jakiś czas temu najchętniej by go gryzł i drapał z ogromu przyjemności, jaką sobie nawzajem dawali.
OdpowiedzUsuń– Nie nudzą, choć przyznam, że ostatnio mniej czytałem. I raczej im szybciej rozwiążesz zagadkę, tym lepiej dla sprawy i rodziny, której sprawa dotyczy. Żeby szybciej mogli zacząć godzić się ze stratą. A jeśli mówimy o morderstwie, to im szybciej złapiemy sprawcę, tym lepiej. I wiesz, w książkach kryminalnych podoba mi się, jak wszystko jest poprowadzone. Cała sprawa, wątki poboczne, które mają znaczenie, postaci, na które możesz nie zwrócić uwagi, a które później okazują się sprawcami. Albo kiedy przez x set stron zastanawiasz się, czy to podejrzany numer jeden, czy może jednak dwa – cmoknął go w szyję. – Więc nie, nie znudziły mi się – uśmiechnął się lekko. – A czytałeś „Harry’ego Pottera”? Ja nie, ale lubię wracać sobie do tych filmów – przyznał, słysząc, że Noah lubi fantasty. – No tak, podróżnicze, a reportaże? Wiesz, twoja ostatnia książka była takim reportażem. A właściwie… musisz mi powiedzieć, gdzie na pewno dostanę twoją pierwszą książkę – przytulił się do niego mocniej, jakby chciał go przekonać, jak bardzo chce przeczytać jego dzieło. – Myślę, że pisarze mają coraz gorzej. Tak jak wszyscy inni twórcy. Bo chyba ciężko wymyślić coś, czego jeszcze nie było, prawda? – spojrzał na niego uważnie.
Jaime westchnął cicho, kiedy Noah przebiegł palcami po jego plecach. Mrr, przyjemnie, pomyślał i zamknął na chwilę oczy. Chyba jednak powoli zaczynało mu się chcieć spać. A nie chciał! Nie teraz, kiedy leżeli przytuleni i rozmawiali, poznając się.
Jaime
Jaime pokiwał głową.
OdpowiedzUsuń– Tak, jestem chętny na maraton z Harry’m Potterem, ale masz rację, cała seria ma sporo tych filmów. Chyba z osiem, więc będziemy potrzebowali całego weekendu na to – stwierdził całkiem poważnie. Kolejny cały weekend z Noah? No ba! Niech tylko mężczyzna mu powie, w który dokładnie, a Jaime się odpowiednio przygotuje. – A do tego jedzenie oczywiście. A, i weekend z nocowaniem – przesunął palcem po jego torsie w dół na tyle, na ile pozwalała mu ich pozycja.
Moretti pokiwał powoli głową.
– Ja ciebie widzę jako pisarza. Bardzo mi się podobał ten reportaż i jestem ciekaw tej pierwszej książki. Ale chyba lubisz to robić, prawda?
Uśmiechnął się, kiedy Noah pocałował go w czoło. To było takie kochane… Podobało mu się, bardzo. Zaraz też ułożyli się wygodniej do spania, a Jaime westchnął.
– Masz rację, nie spieszymy się. Jutro też jest dzień.
Jaime czuł się już zmęczony dzisiejszym dniem; od rana stresujące kolokwium, potem zakupy, wariacje w kuchni, mieszkanie też trochę ogarnął, potem przyszedł Noah i zużyli razem sporo energii. Pora było już spać.
– Dobranoc.
Bardzo się cieszył, że Noah z nim został. A samo spanie z kimś było dla niego czymś bardzo przyjemnym. Na pewno chodziło o to, kto obok niego spał. Przy Noah czuł się dobrze i bezpiecznie.
Chłopak zasnął dość szybko, a ta noc była kolejną bez koszmarów.
Jaime
Weekendowa randka z maratonem filmów po sesji? To brzmiało jak idealne świętowanie zakończonego semestru! Jaime już nie mógł się doczekać aż faktycznie będzie już po egzaminach. Niestety, jeszcze nie znał wszystkich terminów kolejnych zaliczeń i egzaminów, ale planował (jak zawsze) zapisać się na te pierwsze, aby jak najszybciej mieć je z głowy. Miał bardzo dobrą pamięć, ale lubił się pouczyć, aby zrozumieć wszystko, a nie tylko zapamiętać.
OdpowiedzUsuńJaime zgodził się na propozycję Noah cichym mruknięciem.
– Może będę ci mógł jakoś pomóc w tym, abyś tego pisania nie znienawidził. Jakieś wycieczki we dwóch, randki w ciekawych miejscach…
Oczywiście wszystko to mogli robić tak po prostu, a nie po to, aby oderwać myśli Noah od pisania.
Kiedy Jaime nie mógł się przytulać do Noah, to po prostu wtulał się w poduszkę. I ewentualnie w kołdrę, jeśli było chłodno. Spał sobie w najlepsze, gdy poczuł na sobie dotyk. Przez chwilę nie wiedział, co się dzieje, ale kiedy się obudził na tyle, aby kontaktować ze światem, uśmiechnął się pod nosem. Otworzył oczy i spojrzał na Noah. Zaraz też zagryzł dolną wargę. Na co komu budzik, jeśli miało się takiego Noah w łóżku?
– Dzień dobry – zamruczał, układając się nieco wygodniej. Ewentualny ból po ich nocnych zabawach nie miał teraz znaczenia, ponieważ w ogóle go nie czuł pod wpływem dotyku Noah. Oblizał usta, aby zaraz znów przegryźć lekko dolną wargę.
Wkrótce przez ciało Jaime’ego przeszła fala rozkoszy. Jego serce biło przyspieszonym rytmem, a on sam miał wrażenie, że naprawdę się obudził.
Jaime
Jaime w końcu uspokoił oddech. Wow. No takiej pobudki się nie spodziewał, ale nie zamierzał narzekać, absolutnie. Był bardzo zadowolony, co było widać po jego twarzy i rozluźnionym ciele. Spojrzał na Noah, odwracając się na bok, przodem do niego. Przysunął się bliżej i pocałował go na dzień dobry.
OdpowiedzUsuń– Nie mam pojęcia, która jest godzina, ale takie pobudki to nie będą mi przeszkadzały nawet o trzeciej w nocy – stwierdził, wciąż mając uniesione kąciki ust. – Dziękuję, panie przystojny – zaśmiał się. Dziwnie to brzmiało, ale to nie jego wina, że Noah był cholernie przystojnym facetem. – Ale nie, nie wiedziałem. Pierwszy raz słyszę takie słowa. Ale nie mam nic przeciwko, to bardzo miłe.
I onieśmielające. Jak tak sobie o tym myślał… seks na trzeźwo, a potem bliskość i czułości były onieśmielające. Tak jak komplement Noah. Jaime nie był kompletnie do tego przyzwyczajony. I nie wiedział, co mógł odpowiedzieć lub zrobić, aby jego działanie miało sens. I żeby się przy okazji nie wygłupił.
– Jakie plany… Najpierw prysznic z takim jednym podróżnikiem… i pisarzem, oczywiście… zna się też na sztuce. Potem myślę… śniadanie z tym samym gościem. A później… sam nie wiem… jak będzie ładna pogoda, to może jakiś spacer? Nic konkretnego nie mam w planach. A ty? Jak będzie wyglądać twój dzień?
Z jednej strony, chciał z nim spędzać jak najwięcej czasu, ale z drugiej, zdawał sobie sprawę, że nie można też przesadzać. Co, jeśli się sobą znudzą? Co, jeśli Noah stwierdzi, że Jaime jednak nie jest w jego typie? Na razie wszystko było w porządku, nie mogli się od siebie odkleić na dłużej niż kilka minut…
Przysunął się bliżej i objął go, dłoń kładąc jednak nisko na jego plecach.
– Może poszedłbym do kina… - zastanawiał się dalej, myśląc też już o obiecanym prysznicu.
Jaime
Oczywiście, że nie miał nic przeciwko takim pobudkom. Było to lepsze od budzika. Może kiedyś obudzi w ten sam sposób Noah?
OdpowiedzUsuń– Tarta na śniadanie? Wiesz, nie mam nic przeciwko, ale ona jest taka bardziej obiadowo-kolacjowa – stwierdził, ale uśmiechnął się. – Możemy sobie zrobić tosty albo jajecznicę, ale jeśli masz ochotę na tę tartę, to ja nie mam nic przeciwko temu – cmoknął go w nos i uśmiechnął się. – Widzę, że mamy podobne plany na ten dzień… podoba mi się – zaśmiał się cicho, głaszcząc go dłonią po plecach. – Nie wiem, co chciałbym obejrzeć w kinie, ale… dawno nie byłem. Coś na pewno by się znalazło. Chciałbyś pójść ze mną? Na taką może… drugą randkę?
Kilka chwil później Jaime w końcu podniósł się z łóżka. Mimo niedawnego orgazmu, czuł, że trochę doskwierają mu dolegliwości po nocnych zabawach. Nie było tak źle, jak mógłby się spodziewać, toteż nie przejmował się tym za bardzo. Złapał Noah za rękę i poprowadził go za sobą do łazienki.
Aby dostać się pod prysznic, trzeba było wejść na taki niski „podest”, a potem za szybę, oddzielającą właśnie prysznic od reszty łazienki. Jaime puścił wodę z deszczownicy, a potem wciągnął Noah pod wodę. Pocałował go namiętniej niż robili to rano.
– Ten masaż pleców brzmi nieźle – powiedział cicho na jego ucho, które zaraz ucałował.
Jaime
Jaime nie miał nic przeciwko temu, aby zjeść tartę. I chętnie się dowie, czy Noah smakowała.
OdpowiedzUsuńMoretti nie chodził do kina, bo samemu jakoś mu się nie chciało, no i właśnie nie miał z kim. Ale uważał, że oglądanie filmu na wielkim ekranie było czymś przyjemnym, zwłaszcza, jeśli chodziło o tytuły, które go zainteresowały, jak choćby te o superbohaterach, których uwielbiał i o czym wspomniał Noah. Jaime jednak nie wiedział, czy aktualnie wyszło coś właśnie o tej tematyce, raczej nie sądził, ale kto wie, może było coś, o czym nie wiedział. Jednakże randka w kinie i potem jakieś jedzonko na mieście? To brzmiało świetnie.
Pod prysznicem Jaime od razu się odwrócił, kiedy tylko Noah o to poprosił. Zaraz poczuł jego dłonie na sobie i westchnął z przyjemnością. Zaśmiał się cicho na pierwszego buziaka, jakiego poczuł. O, matko kochana, tak bardzo nie chciał wypuszczać tego faceta ze swojego mieszkania… Mógł go tu zamknąć? Przywiązać do łóżka? Ale na takim dłuższym sznurku, żeby mógł się mimo wszystko w miarę swobodnie poruszać? Nie? Że niby porwanie i przetrzymywanie? Meh…
Oblizał górną wargę, czując dłonie Noah na swoich pośladkach. Nim jednak zdążył jakkolwiek inaczej zareagować, mężczyzna odwrócił go do siebie przodem i pocałował. Jaime od razu odwzajemnił pocałunek, obejmując go w pasie. Zaraz jego dłonie również zaczęły wędrówkę po ciele Noah, przechodząc od pleców do karku, z karku na ramiona, a stamtąd na klatkę piersiową, brzuch, ostatecznie zatrzymując się na jego męskości, którą zaczął powoli pieścić. Nadal go całował, próbując gdzieś tam jednak łapać oddech.
Wciąż nie mógł go przywiązać w mieszkaniu…? Nie?...
Jaime
Jaime nim na dobre wyszedł spod prysznica, jeszcze chwilę pod nim posiedział, ciesząc się chłodną wodą, spływającą po jego ciele. Dopiero po dłuższej chwili, kiedy też się ogolił i umył zęby, a także jako tako rozczesał mokre włosy, wyszedł z łazienki i uśmiechnął się do Noah. Już był w połowie ubrany i Jaime pomyślał, że Noah mógłby tu mieć kilka swoich ubrań. Bieliznę, spodnie, koszule i koszulki, może dodatkową parę butów… Nie wypowiedział swoich myśli na głos, ponieważ sam doszedł do wniosku (po dłuższym zastanowieniu się tym), że mogło to zabrzmieć zbyt poważnie jak na ich obecny stan relacji czy jakkolwiek by to nazwać. Bo właściwie… wczoraj rozpoczęli pierwszą randkę… Czy ona nadal trwała? W każdym razie, Woolf mógł to odczytać w sposób… jakby no… cóż, zbyt poważny i mógłby się wystraszyć, a tego Jaime nie chciał. Jemu samemu chodziło jedynie o to, aby Noah nocując tutaj, miał na następny dzień dostęp do ciuchów w swoim rozmiarze. Cóż, Woolf był wyższy od Moretti’ego, więc nawet jakby chłopak chciał mu coś pożyczyć, to nie wyszłoby to najlepiej.
OdpowiedzUsuńW końcu i Jaime ubrał na siebie bokserki i bawełniane jasne spodnie, a potem poszedł do kuchni podgrzać tartę.
– Tam ma swoją karmę, jeśli chcesz mu coś dorzucić – odpowiedział, wyglądając zza ściany. – Generalnie Henio jest weganem. Jak wszystkie świnki morskie. Najbardziej lubią rośliny i nie przepadają za nabiałem – podszedł do Noah i pozwolił sobie pogłaskać go po plecach. – Warzywa, zielone, owocki… Siano. Henio lubi przegryzać świeżą trawę. Ale nigdy nie dawaj mu fasoli ani grochu, okej? – spojrzał na niego, a potem na Henia, który też się właśnie budził. – Jest jeszcze trochę tych produktów, których jeść nie może. A co, chcesz go nakarmić? – uśmiechnął się.
Niedługo później czajnik zaczął gwizdać, dając znać, że woda się już ugotowała, więc Jaime poszedł szybko do kuchni zalać im herbaty. Podobał mu się ten poranek.
Jaime
Noah nie powinien się martwić tym, że Jaime nie zostanie u niego na noc z powodu świnki morskiej. Chłopak mógł po prostu dać Heniowi więcej wody, montując drugi pojemnik, zostawić mu więcej jedzenia, a ostatecznie przecież mógł go podrzucić do przyjaciela czy do chrzestnego, którzy na pewno się odpowiednio zajmą zwierzaczkiem. Tym bardziej, że przecież Jerome również na co dzień miał do czynienia ze świnką morską, więc Henio miałby towarzystwo w postaci Harolda. Tylko szkoda by było potem rozdzielać zwierzaki… Zwłaszcza, że świnki morskie lubią towarzystwo.
OdpowiedzUsuń– Wiesz, możesz mu dosypać tylko jedzonka albo dać mu to, co ci pokażę? – uśmiechnął się lekko, ale nie naciskał. – W takim razie, aby Henio się z tobą oswoił, musisz się z nim trochę pobawić. Ja się bałem jak cholera na początku, ale teraz… Jest moim przyjacielem – uśmiechnął się do Henia, który właśnie pił sobie wodę.
Jaime zalał im kubki, a potem spojrzał na tartę w piekarniku. Mieli jeszcze chwilę.
Zaraz spojrzał na Noah i uśmiechnął się. Podszedł do niego i pocałował go, przytulając się też do niego. Oj no, to wina Woolfa, że chłopak nie umiał się od niego odkleić na dłużej niż pięć minut.
– Możesz wyjąć talerze i sztućce i zanieść je na stół – powiedział w końcu, odsuwając się jednak, aby Noah mógł zrobić to, co chciał. – Dziękuję. I na pewno zawsze znajdzie się coś, czym mógłbyś się zająć rano.
To, o czym mówił Noah i to, co powiedział Jaime, sprowadzało się do tego, że obaj spodziewali się więcej wspólnych poranków, jakby ustalili swego rodzaju… może nie tyle, co zasady, ale może rutynę? Jaime też nie do końca wiedział, jak to nazwać, nigdy wcześniej nie miał z czymś podobnym do czynienia, ale… podobało mu się. Naprawdę mógł się do tego przyzwyczaić.
Jaime oparł się o szafkę i obserwował Noah, uśmiechając się wesoło. Może mógł wyglądać nieco strasznie, ale…
Jaime
Na remontach Emma znała sie tak jak na ogrodnictwie, czy mechanice samochodów - tak słabo, że praktycznie wcale. Już pomijając fakt, że w własnym mieszkaniu chodziła na paluszkach, co mogło wydawać się nie niepokojące, ale frasobliwe, obawiała się o zderzenie Thomasa z nieznajomym mu gościem, bądź reakcję Noah na kuchnię. Ta to prawda nie była w opłakanym stanie, ale jednak odświeżenie było na prawdę konieczne i jeśli nie ze względu na zdartą farbę z starych szafek, to przez wzgląd na święty spokój Emmy.
OdpowiedzUsuńTa nieobecność Thomasa była błogosławieństwem. On nie pochwalał zdania właścicielki mieszkania, co do konieczności remontu, nie lubił gości, nie lubił właściwie nikogo i niczego od roku i bardzo dosadnie to wyrażał. Emma się tego wstydziła, swojego domu i sytuacji w nim, a jednak nie zdobyła się jeszcze na to, by cokolwiek z tym zrobić. Teraz odetchnęła z ulgą, a na kolejne słowa gościa, powoli pokiwała głową z zrozumieniem. Ona oczywiście już wiedziała, co chce mieć w kuchni.
- Myślałam, że trzeba wymieniać całe szafki... Może da się tylko fronty? Nie znam się, ale mam już upatrzone wszystko - wyjaśniła, od razu zdając sobie sprawę, że będzie musiała kompletnie polegać na opinii i wiedzy nowo poznanego mężczyzny. - Będziemy kuc, wszystko usunę - dodała, dając znak, że się dostosuje i postara mu pracę ułatwić, a nie przysparzać trudności.
Weszła do kuchni i otworzyła jedną z szafek, w której trzymała garnki.
- Dałoby się zamontować tylko nowe zawiasy i drzwiczki? - zagadnęła, już kalkulując, co by jej się bardziej opłaciło... Niestety, pula przeznaczona na te pracę, mogłaby być wydana na coś innego, również potrzebnego. Dla Emmy każdy grosz był cenny.
Emma
Jaime przytaknął na propozycję Noah, aby pobawić się z Heniem dopiero po śniadaniu. Na pewno dla samej świnki morskiej też będzie to wygodniejsze, przecież sama dopiero co się obudziła.
OdpowiedzUsuńChłopak zamruczał cicho, kiedy Woolf pocałował go mocniej. Nie zdążył jednak zrobić nic więcej, ponieważ mężczyzna zaraz się od niego odsunął, aby przygotować stół do wspólnego posiłku.
Te drobne pocałunki raz po raz bardzo przypadły Jaime’emu do gustu i zamierzał z tego korzystać na pewno częściej, jeśli tylko nadarzy się ku temu okazja. Tak jak teraz, kiedy Noah stwierdził, że tartę należy już podać, dlatego Jaime skinął głową i wyłączył piekarnik. Założył specjalne kuchenne rękawice, a potem wyciągnął okrągłe naczynie i położył je na grubszej, prostokątnej drewnianej desce do krojenia. Później przeniósł ją na stół, a potem w końcu zaczął kroić od razu większe kawałki. Cóż, obaj byli dorośli, byli facetami, a w dodatku byli po sporym wysiłku. Porządna dawka jedzenia na pewno im dobrze zrobi.
W końcu wraz z kubkami herbaty mogli zasiąść do stołu. Jaime najpierw nałożył Noah kawałek tarty, a później sobie. Odczekał moment, żeby jedzenie nie było aż tak gorące, a potem w końcu zabrał się za pierwszego kęsa.
– Może to zabrzmi słabo, ale wyszło mi super – zaśmiał się cicho. Zaraz też sięgnął po telefon i zaczął przeglądać repertuar kin. – Hm… na razie nie widzę nic ciekawego… O, jakaś komedia…
Moretti starał się nie myśleć za bardzo o tym, jak dobrze się czuł w tej chwili. Gdyby zaczął, to na pewno uśmiech nie zszedłby mu z twarzy tak szybko. No i może lepiej tym samym nie myśleć też o tym, że skoro jest tak miło, to zaraz coś może się spieprzyć. Cokolwiek.
Jaime
Chłopak uśmiechnął się wesoło na słowa Noah, kiedy uznał, że mu smakowało i zamierzał teraz jeść, ile tylko mógł. To chyba największa pochwała dla kucharza, prawda? Może Jaime kucharzem-kucharzem nie był, ale starał się, kombinował no i to właściwie on przecież przygotował na ich randkę kolację, więc można powiedzieć, że jednak tym kucharzem był.
OdpowiedzUsuńZaśmiał się cicho.
– Nie, chodziło mi raczej o film na wielkim ekranie. Ale tak, nic na siłę, bo to nie ma sensu. Poczekajmy na coś, co spodoba nam się obu – zakończył i odłożył telefon, by napić się herbaty. – Z tym przebraniem się to dobry pomysł. I ze spacerem, chętnie się z tobą przejdę… tylko może nie nad rzekę, co? – znów się zaśmiał, chociaż może jednak to jeszcze nie bawiło Noah. W końcu nie minęło dużo czasu od napaści… - Przepraszam, to nie było śmieszne, ale naprawdę lepiej unikajmy tamtych rejonów. Ale tak, to możemy pójść dokąd chcesz – uśmiechnął się lekko i wrócił do jedzenia. – Czy to będzie nasza trzecia randka, proszę pana? – wciąż się uśmiechał, ale właściwie pytanie było poważne. Bo może to wciąż miała być druga… Randkowanie to jednak skomplikowana sprawa, pomyślał Jaime, wbijając widelec w kawałek tarty.
Jaime zdawał sobie sprawę, że jeśli ta relacja będzie się rozwijać w dobrym kierunku, to w końcu nastąpi ten dzień, w którym Moretti będzie musiał opowiedzieć o śmierci brata i wszystkim tym, co działo się później, przez ich spotkanie w Meksyku aż do dnia, w którym znajdowali się teraz.
Jaime
Jaime odetchnął z ulgą na reakcję Noah dotyczącą wypraw w podejrzane miejsca. Cóż, mężczyzna się z tego śmiał, a to najważniejsze. Jaime nie popełnił wielkiej gafy, a Noah wciąż czuł się dobrze. Moretti aż się napił herbaty z tego wszystkiego.
OdpowiedzUsuńA co do wypadu za miasto, to już planowali taki, którego Jaime nie mógł się doczekać. Miał nadzieję jak najszybciej pozdawać egzaminy, zakończyć sesję, a potem wyruszyć wraz z Noah w jakieś piękne miejsce z dala od zgiełku miasta, tłumów ludzi, smogu… i znaleźć się w drewnianym domku gdzieś nad jeziorem… No dobra, to tylko niech już wykładowcy zaczną proponować swoje terminy!
– Muzeum? – Jaime aż się ożywił (bardziej niż zazwyczaj). – Tak! To świetny pomysł! – podchwycił zaraz.
W muzeach bywał na wycieczkach szkolnych. Jakoś nie było mu po drodze i nie miał z kim, a samemu to nawet o takich wyprawach nie myślał. Ale wybrać się do takiego miejsca z kimś, kto się na tym znał… No, przecież to też ma związek ze sztuką, prawda?
– Nie nudzą, serio. Chodźmy do któregoś muzeum, proszę – zaśmiał się. – Nie, nie zamierzam nam urządzać miesięcznicy, spokojnie.
No tak, było to dla niego ważne. Budowanie relacji było dla niego trudne, bardzo, ale można powiedzieć, że nabierał wprawy od półtora roku. To bardzo niewiele, zważając, że ponownie zaczął to robić w wieku lat dziewiętnastu. Dlatego tak bardzo się starał i może i liczył im randki. Może uznawał kolejne za pewnego rodzaju sukces? Swój własny? Że daje radę? Że czuje się dobrze w takiej relacji, że sam jest wart kolejnej randki?
– Znajdzie się kilka takich… Most Brooklyński, Statua Wolności, ba, Lotniskowiec Intrepid… Dawno mnie tam nie było. I możemy się wybrać do tego muzeum, w którym kręcili „Noc w Muzeum” – uśmiechnął się szeroko. – A ty dokąd chciałbyś pójść?
Jaime
Jaime uśmiechnął się wesoło, kiedy Noah przyznał, że muzeum z filmu jest tym, do którego mogą się dziś wybrać. Nie mógł się już doczekać tej wyprawy. Było ono dość spore, więc może powinni się tam udać w miarę wcześnie, żeby na spokojnie wszystko zobaczyć. Ewentualnie ukryją się gdzieś i sprawdzą, czy ta tablica działa i faktycznie w nocy wszystko ożywa… Wiadomo, że nie, taki żarcik.
OdpowiedzUsuńKolejne pytania ostudziły mocno entuzjazm Jaime’ego. Poruszył się niespokojnie na krześle, a potem zamarł w jednej pozycji. Ostatecznie odłożył widelec, opierając go o talerz. Nie uniósł jednak spojrzenia na Noah. Zaczęło się, pomyślał jedynie i westchnął cicho.
– Lubię Nowy Jork… Da się go lubić – uznał, dochodząc właśnie do takiego wniosku na szybko. Nigdy się nad tym nie zastanawiał raczej, po prostu tu mieszkał i studiował, to właśnie to miasto wybrali rodzice.
Zamilkł jednak, słuchając opowieści Noah. Starał się skupić całą swoją uwagę na jego historii, naprawdę, żeby tylko nie myśleć o wydarzeniach z Miami. Było to nieco trudne i raczej niewykolone, ale wiedział, o czym mówił mężczyzna.
– Rozumiem… jak już mówiłem, uważam, że praca pisarza jest trudna. Napisać coś, o czym jeszcze nikt nie napisał albo napisać o czymś w sposób oryginalny… - znów zamilkł, nie wiedząc, co jeszcze sensownego mógł mu powiedzieć. – A ja przeprowadziłem się do Nowego Jorku jak miałem dziewięć lat – zaczął, ponieważ musiał powiedzieć coś Noah. – To było… Przeprowadziliśmy się po śmierci mojego brata – wyjaśnił cicho, patrząc w stół, a dłonie chowając pod nim, mocno splatając ze sobą palce. – A co do tej naszej wyprawy – jego głos brzmiał trochę… automatycznie? – Mam jechać z tobą do ciebie czy spotkamy się na miejscu? – spojrzał na Noah, ale trwało to może jedną sekundę.
Jaime
Jaime poczuł delikatny spokój, kiedy okazało się, że Noah nie zamierzał ciągnąć tematu śmierci Jimmy’ego. To dobrze, ponieważ Moretti naprawdę nie był na to gotowy, a Noah jak najbardziej zasługiwał, aby wiedzieć, co się wydarzyło w Miami i czego świadkiem był Jaime. Może i chłopak już coraz bardziej przekonywał się, że to faktycznie nie była jego wina, ale mimo to… wciąż gdzieś to w nim siedziało. Nadal się bał, że jeśli ktoś pozna prawdę, to ucieknie, uznając Jaime’ego właśnie za winnego. A on naprawdę nie chciał, aby Noah go za takiego wziął. Bał się, ale kiedyś mu opowie. Zakładając, że ich relacja będzie się rozwijała w tak dobrym kierunku, jak teraz.
OdpowiedzUsuńMoretti uniósł spojrzenie na mężczyznę, kiedy ten pocałował go w dłoń. Zacisnął usta i skinął powoli głową. Minęło wiele lat, ale to wciąż tak bardzo bolało… Na chwilę przeniósł spojrzenie na ramkę ze zdjęciem, znajdującą się na komodzie, ale zaraz wrócił do Noah.
Szybko podłapał jego kolejne słowa, próbując się na nich skupić.
– Okej, może być przed wejściem. Nie wiem, jakoś po obiedzie? Bo tam to chyba nic nie zjemy takiego, a lepiej o pustym żołądku tam nie chodzić – stwierdził, wyobrażając sobie jakieś stoisko z jedzonkiem w muzeum. – Jasne, spotkamy się przed wejściem i razem wkroczymy sprawdzić, czy szkielet nadal stoi. Kurczę, aż bym obejrzał sobie te filmy – uśmiechnął się, wspominając sobie niektóre z postaci, jakie pojawiały się na ekranie.
Jakiś czas później Jaime posprzątał po śniadanku, a potem przeciągnął się. Spojrzał na Noah i uśmiechnął się do niego lekko. Chyba zaczynał rozumieć tę fazę, o której czytał w necie, że na początku chce się wiecznie przebywać z tą drugą osobą. Ale wiedział, że muszą sobie dać nieco przestrzeni.
Jaime
Noah mógł być pewny, że Jaime będzie wspominać wiele razy dzisiejszego dnia nie tylko ten pocałunek, jakim go obdarzył przed wyjściem. Moretti uśmiechnął się do niego i przytulił mocno, nim mężczyzna w końcu opuścił jego mieszkanie. A seans z „Nocą w muzeum” brzmiał naprawdę super. Jaime zerknął na Henia. Okej, mieli się z Noah spotkać w muzeum, potem mieli wpaść do niego… a zakładając, że istniała bardzo duża szansa na to, że Jaime nie wróci do siebie na noc… Henio musiał dostać więcej jedzenia i wody. Ewentualnie faktycznie przenocuje u chrzestnego Jaime’emu. Zresztą, nawet jeśli Jaime wróciłby do swojego mieszkania, to Heniowi nie zaszkodzi nocka poza nim.
OdpowiedzUsuńI tak też zrobił; Jaime wziął Henia do przenośnej klatki, zapakował jedzenie, a potem ruszył do Shay’a, który oczywiście był zainteresowany tym, gdzież to jego bratanek mógł spędzić noc, ale chłopak na razie nic mu nie zdradził.
Po południu stanął przed wejściem do muzeum i rozejrzał się w poszukiwaniu Noah. Trochę ludzi się tu kręciło. Była sobota, w dodatku godziny po obiedzie, więc nie było tu żadnych wycieczek szkolnych.
W końcu dostrzegł mężczyznę i uśmiechnął się. Kiedy tylko znaleźli się już blisko siebie, aby móc swobodnie rozmawiać, Jaime położył dłoń na karku Noah i teraz to on pocałował namiętnie jego. Mhm, bardzo przyjemnie.
– Miło cię znów widzieć – uśmiechnął się do niego. – Chodźmy – złapał go za rękę i poprowadził do środka budynku. I owszem, szkielet dinozaura wciąż tu stał, majestatyczny i drapieżny jak zawsze… Z wyjątkiem niektórych scen z filmu. – Wow… To nadal wygląda niesamowicie – przyznał.
Jaime
Jaime uśmiechnął się do siebie, czując, że Noah odwzajemnia pocałunek i jak obejmuje go. To było bardzo miłe i takie… uspokajające w tym momencie akurat. Później weszli do środka i od razu zaczęli oglądać szkielet.
OdpowiedzUsuń– W sumie racja… daleko byśmy raczej nie pouciekali… - zaśmiał się, chociaż przecież śmieszne to to nie było.
Jaime zaczekał grzecznie na Noah, zerkając to w jego stronę, to znów na szkielet i na rzeźbę jednego z prezydentów. A kiedy tylko Woolf znalazł się znów obok z biletami, Jaime znów złapał go za rękę. Nie było tłumów, nie było szans na zgubienie się, ale… po co ryzykować, prawda? No właśnie.
Chłopak spojrzał na rodzinkę i również się roześmiał.
– Myślę, że na pewno takie powstawały. Związki dwóch kobiet też. Kto im mógł zabronić? Walczyli o przetrwanie, a co komu było do tego, kto z kim sypia… Pewnie później, kiedy wchodziły religie takie… no wiesz, ludzie zaczęli myśleć i tak dalej… A może nie będę się w to aż tak zagłębiał, co? – zaśmiał się i przeszli dalej, oglądając najróżniejsze narzędzia i bronie z tamtych czasów, domy i ubrania, jakie tworzyli tamtejsi ludzie. – Kompletnie bym się w tym nie odnalazł – przyznał. – Teraz, kiedy nawet wybierzemy się na ten wypad do domku w lesie nad jeziorem, to jednak będziemy mieli prąd, bieżącą wodę i tak dalej… Zdecydowanie jestem bardzo współczesnym człowiekiem – machnął ręką, ale uśmiechnął się. – Chodźmy do starożytnego Egiptu – zaproponował po chwili.
Jaime
Idąc przed siebie, Jaime oglądał kolejne eksponaty, o niektórych przeczytał informacje. Naprawdę dawno nie był w muzeum i teraz cieszył się każdą chwilą. Podobało mu się tu, prawie jak jakiś wehikuł czasu… No, wiadomo, wiele można było tu dołożyć, żeby faktycznie było tak, jak dawniej, ale trzeba było przyznać ludziom, którzy utworzyli tło czy figurki malutkich żołnierzy, że wykonali taką robotę z tymi szczegółami.
OdpowiedzUsuń– Byłoby mi trudno, fakt, ale może jednak bym przetrwał? – zaśmiał się cicho pod nosem. – Wiesz, może gdybyś był ze mną, obok w tym namiocie… To niestraszne by mi były ewentualne komary – delikatnie szturchnął go ramieniem w ramię i uśmiechnął się.
W końcu dotarli do wystawy starożytnego Egiptu. I tu było chyba najbardziej interesująco dla Jaime’ego. Oglądał każdy eksponat i o każdym czytał. Zatrzymał się na dłużej przy jednej z figur odzianych w tradycyjne szaty z tamtej epoki.
– Hm… Gdybym cię ubrał w coś takiego… Tu zasłonięte, tam odsłonięte… Bez bielizny, oczywiście – zaznaczył, spoglądając na Noah. – O, a ja bym założył coś bardziej… faraonowego – stanął przy szatach bardziej ozdobnych, bogatych. Wciąż się uśmiechał, rozbawiony.
Jaime
Jaime uśmiechnął się pod nosem.
OdpowiedzUsuń– Jak już, to książę, drogi panie – odpowiedział jedynie, wyciągając nieco brodę ku górze, ukazując tym swoją dumę. – Sam zresztą wiesz – spojrzał mimowolnie na jego krocze, a potem zaraz odwrócił wzrok na kolejne eksponaty.
Cóż, chłopakowi podobały się te szaty. Niby nic takiego, ale jednak miały w sobie coś takiego… sam nawet nie do końca potrafił określić, co. Może tak mu się podobały, ponieważ nie były to stroje, w których chodzili na co dzień ludzie w dzisiejszych czasach. Nie w Nowym Jorku.
– Myślę, że poradziłbym sobie świetnie, mając władzę w łóżku – uznał całkiem poważnie, ale znów uśmiechnął się lekko, ale nie patrzył na Noah.
Nigdzie indziej nie dałby rady, był tego więcej jak pewien, ale w warunkach erotycznych… Można powiedzieć, że miał jakieś tam doświadczenie… Po nietrzeźwemu, ale jednak.
Jaime podszedł bliżej do wisiora, o którym mówił Noah i uniósł brew. Nie, nie w jego stylu, ale ostatecznie…
- Też się nie widzę w kolczykach – poparł go, przyglądając się kolejnym ozdobom. – Nie, zdecydowanie spinki do mankietów, garnitury i koszule, aniżeli styl na metala, choć lubię nieco mocniejsze brzmienie.
Cóż, tak został wychowany; bogaty dom, potem apartament, wycieczki do najróżniejszych krajów, właśnie pięciogwiazdkowe hotele, luksusy, prywatne szkoły. Nic zatem dziwnego nie było w tym, że Jaime mógłby mieć problem w odnalezieniu się w o wiele gorszych warunkach, choć… swojego czasu imprezował w najróżniejszych miejscach, również w tak zwanych spelunach.
Jaime
Jaime nie wiedział, czy miano Mały Książę byłoby dla niego odpowiednie. Kojarzyło mu się z książką o tym tytule i nie wiedziałby, czy to nie sprawiałoby, że miałby się utożsamiać z tytułowym bohaterem. Jednakże gdyby Noah go tak nazwał, z pewnością nie pomyślałby nic złego.
OdpowiedzUsuńMoretti spojrzał na Noah i uśmiechnął się do niego tajemniczo. Cieszyły go słowa mężczyzny, że chętnie sprawdzi, jak Jaime poradzi sobie w roli władcy w łóżku. Cóż, Jaime lubił urozmaicenia, więc mogło być ciekawie, naprawdę.
Chłopak lubił garnitury, często miewał je na sobie głównie na spotkaniach rodzinnych czy jak szedł gdzieś z rodzicami i trzeba było się ubrać w stroje wieczorowe. W szafie studenta było wiele różnych garniturów i smokingów, koszul, spinek do mankietów właśnie, krawatów i much (bardziej podobały mu się na sobie muchy, a najbardziej lubił tę w malutkie renifery, idealna na święta). Na co dzień jednak Jaime stawiał na dżinsy, koszulki z nadrukami, a po domu lubił chodzić w wygodnych bawełnianych spodniach.
– To prawda, będę miał się w co ubierać na nasze randki – uśmiechnął się i dał się poprowadzić na kolejną ekspozycję.
Starożytna Grecja również mu się podoba. Ta architektura i moda…
Jaime spojrzał na Noah, kiedy ten mówił. Po chwili przytulił się do niego, za plecami mężczyzny łapiąc jedną dłonią za swój nadgarstek jakby chciał wzmocnić uścisk.
– Brzmi to jak materiał na dobry erotyk – mruknął, żeby tylko Woolf go usłyszał. – A przynajmniej romans. – uniósł na niego spojrzenie, a potem odwrócił wzrok i westchnął cicho. – Nie jestem piękny… to znaczy… ktoś taki jak ty ma na pewno bardzo dobry gust, więc może coś w tym jest, ale dobry to ja na pewno nie jestem – powiedział cicho. – Staram się taki być, naprawdę – zapewnił go i może też siebie. – Tak jak w tej jednej piosence… Ale naprawdę próbuję być dobry.
Nie chciał go teraz puścić. Noah nie mógł mu teraz uciec. Po prostu nie.
Jaime
To prawda, Jaime mógł się ubierać w koszule, jeśli ich randka miałby odbyć się w jakiejś super eleganckiej restauracji. Ale koszulę, mniej oficjalną, mógł ubrać nawet do kina czy do pizzerii. Na pewno coś wymyśli w zależności od miejsca randki i od tego, co mieliby w tym miejscu robić. Bo chociaż luźna koszula mogłaby być spoko w wesołym miasteczku, to chyba jednak postawiłby na koszulkę.
OdpowiedzUsuń– Nie mówię, że ty masz pisać romanse czy erotyki, chodziło mi o to, że to tak zabrzmiało jak ciekawy temat do napisania. Na pewno powstało coś takiego w niejednej odsłonie… A ty masz pisać to, w czym się czujesz najlepiej. Wtedy wiele osób będzie chciało czytać, ponieważ wyjdzie to najlepiej, jak by mogło – uśmiechnął się do niego, a potem pocałował go w brodę.
Westchnął cicho. No okej, nie zamierzał podważać opinii Noah, w żadnym wypadku. No i faktycznie, skoro ktoś tak przystojny jak Noah uważał, że Moretti jest śliczny…
Potem Noah kontynuował swój wywód. I z każdym kolejnym słowem Jaime czuł się coraz bardziej… zawstydzony? Zakłopotany? Szczęśliwy? Chyba wszystko na raz. Słyszał, że jest dobry i że nie zrobił nic złego, ale później, kiedy skończył szesnaście lat…
Słowa Noah jednak podniosły go trochę na duchu. Było to cholernie miłe, słyszeć to wszystko. Mimo to… poczuł się źle, ponieważ Noah nie wiedział wszystkiego. Jednakże skoro Jaime się starał być dobry i tym samym Noah również… To w ostatecznym rozrachunku było w porządku? Cholera, czemu wszystko musi być takie skomplikowane?
– Dla mnie ty też jesteś dobry – przyznał, patrząc na niego, wciąż obejmując go. – Co prawda poznaliśmy się, jak się poznaliśmy, ale tamtego wieczoru obaj byliśmy… w nie najlepszych miejscach życia czy coś – powiedział cicho.
Puścił swój nadgarstek i przesunął dłońmi po plecach Noah.
– Przepraszam. Znowu coś się ze mną stało – odsunął się od niego, próbując się wziąć w garść. Noah chciał być miły, powiedzieć coś dobrego Jaime’emu, komplement, a on znowu odebrał to na swój sposób. Nie dało się ukryć, że relacje międzyludzkie wciąż były dla niego ogromną zagadką, większą niż dla innych ludzi w jego wieku. – Ale chodźmy oglądać dalej, dobrze? Bo wiesz, te szaty też są bardzo ładne. A strzelałeś kiedyś z łuku?
Jaime
Jaime uśmiechnął się do Noah, a potem lekko skinął głową.
OdpowiedzUsuń– Do usług, będę cię motywował. Może cię natchnie to miejsce, do którego chcemy jechać latem? Nieważne, że jeszcze nie wiemy, dokąd. Ale skoro ma być jezioro i dom nad nim… To chyba ciekawe miejsce na spędzenie z kimś czasu. Może nawet samotnie, żeby… popisać? – zaśmiał się cicho. – Albo pomyśleć, odpocząć, nabrać sił…
Im dłużej tak wymieniał, tym bardziej miał ochotę na ten wyjazd. Pisać może nie pisał, ale odpoczynek z pewnością mu się przyda. Z dala od wielkiego miasta, tłumów ludzi i hałasu dookoła.
Jaime dał się poprowadzić, czując się spokojniej; dla Noah był dobry i piękny. I to powinno mu wystarczyć. Póki co.
– Ja z takiego zabawkowego. I kiedyś na wycieczce. Ciężka sprawa – przyznał, kierując się z Noah do następnej wystawy. – Ale tak z jakiejś broni-broni to też nie. Nawet z wiatrówki.
Splótł ich palce razem i uśmiechnął się, spoglądając na mężczyznę.
– Okej, bądź Rzymianinem, a ja Egipcjaninem. Coś ci to mówi? – zasugerował, wciąż się uśmiechając. – A tak szczerze mówiąc, to coś w tym może być. W końcu jesteś podróżnikiem, tak jak mówisz. Właściwie… w Rzymie i ogólnie we Włoszech byłeś? – zagadnął nagle. Domyślał się, że Noah był w wielu miejscach na świecie. Sam wspomniał, że woli miasta, kiedy Jaime proponował bardziej „dzikie” miejsca na Ziemi.
Jaime
Jaime spojrzał na Noah i zaraz też pogłaskał wolną dłonią jego przedramię.
OdpowiedzUsuń– Spokojnie, nie będę cię do niczego zmuszać. Będziesz pisać wtedy, kiedy będziesz miał ochotę i wenę – uśmiechnął się do niego, a potem pocałował go w policzek, blisko ust. – A w razie potrzeby będę cię bronić przed redaktorką, choć myślę, że to może być bardzo trudne zadanie do wykonania. Opisujesz ją tak, że strach się bać – zaśmiał się cicho. – Miło jednak słyszeć, że lubisz przy mnie pisać. Wydawałoby mi się, że pisarze wolą to robić w samotności, ale… nie każdy lubi pracować sam lub robić jakieś inne rzeczy właśnie samemu. Ja na przykład, gdy badam jakieś ciało, to lubię ciszę. W ogóle lubię pracować w ciszy. Ale lubię też, jak obok, w pracy, jest też ktoś. Mam poczucie, że w razie czego, mogę zasięgnąć porady kogoś innego.
Chłopak wysłuchał go i westchnął.
– Ma to sens… chociaż sama wojna nie. Wiesz, o co chodzi – powiedział cicho.
Później Jaime zaśmiał się, słuchając Noah.
– Bardziej Kleopatrem bez żadnych manipulacji. I śmierci – dodał i zamilkł.
Jaime w przeszłości robił wiele rzeczy, które mogły doprowadzić go do śmierci. Można powiedzieć, że miał skłonności samobójcze, ale nigdy nie potrafił zdobyć się na odwagę, żeby dokończyć dzieła. Na szczęście. Teraz mógł spędzać czas z Noah i świetnie się z nim bawić. Nie mówiąc już o innych wartościowych znajomościach, jakie zawarł w ciągu ostatnich niecałych dwóch lat.
– Pewnie w innych miastach też tak jest. Większe bezpieczeństwo i tak dalej. No i niestety, wszystko się zmienia. Czasami na lepsze, czasami… nie do końca. A ciekawe, jak jest w Nowej Zelandii i jak będzie za pół roku, kiedy tam polecimy.
Celowo użył właśnie takich słów. Jeśli do tego czasu Noah i Jaime uznają, że ta relacja nie ma przyszłości, to trudno, Moretti sam na Nową Zelandię nie poleci. Ale nie było sensu o tym rozmyślać, tylko starać się, aby znajomość szła w tak dobrym kierunku, jak teraz.
Jaime
Emma bała się tego, co może wydarzyć w mieszkaniu przy Thomasie. Teraz go nie było i dzieki temu swobodnie wprowadziła Noah do środka, ale gdyby był obecny, gdyby nie wyszedł, na pewno rozpętałaby się awantura. Mało tego, obawiała się iż w konsekwencji, Noah mógłby zostać obrażony a cała ich współpraca wycofana. Ona potrzebowała tego małego remontu, byłby on też w pewien sposób niejako odświeżeniem wspomnień i zamazaniem trosk i żali po mamie, która sama całe mieszkanie urządziła wiele lat temu. Teraz to wszystko należało do Ems, chyba czas najwyższy nieco się wszystkim zająć.
OdpowiedzUsuńUsmiechneła się, nieco speszona lawiną pytań. Szybka ocena na pierwszy rzut oka jednak uspokoiła ja i dała pewność, że wybrała odpowiednią osobę do tej pracy. Chwilowe przekierowanie jej uwagi na remont, odpędził obawy o powrót Thomasa i jego reakcje- na to na pewno znajdzie się jeszcze czas.
- Lodówka zostaje, wymieniamy kuchenkę i mam już upatrzony zlew z nową zabudową. Płytki też mam wybrane, ale jeszcze nic nie zamówiłam, jesli się znasz... może mi pomożesz zamówić? - poprosiła niesmiało, bo nie była pewna, czy aby na pewno to co ona sobie upatrzyła, nada się do kuchni. Swoją drogą, nie była nawet pewna, czy sa jakieś różnice w kafelkach, czy jedne się nadają do kuchni, inne do łazienki, inne mozna stosować w salonie tylko gdzie jest sucho... Nigdy się tym nie interesowała.
Odsunęła się, podchodząc do małego okna i wyjrzała na ulicę. Zaczynało się robić trochę szarawo i niebawem Thomas powróci, także na dzisiaj trzeba by było kończyć tę gościnność.
- Może spiszemy umowę? - zaproponowała, chciała aby wszystko było jasne i klarowne dla obu stron.
Emma
Jaime roześmiał się, słuchając o tym, jaka to redaktorka Noah jest zła. Nie miał styczności z żadnymi redaktorami, jedynie mógł o nich czytać w książkach czy oglądać w filmach i serialach. I tam zazwyczaj te postaci również były wymagające, były głośne i bardzo poganiały. Ich pewnie też goniły terminy, więc nic dziwnego. Ale z drugiej strony autor musiał pisać coś na szybko, a to chyba nie było za dobre. Moretti się na tym nie znał, niestety. Ale miał obok Noah, więc w razie czego miał kogo o to zapytać.
OdpowiedzUsuńOczywiście, że Jaime chciał go chronić. Noah stał mu się bardzo bliski, więc to chyba normalne, że się o niego troszczył. I co z tego, że był młodszy? W niczym mu to nie przeszkadzało.
Kiedy wyszli na zewnątrz, Jaime spojrzał z troską na mężczyznę.
– Ale wszystko w porządku? Nie przemęczyłeś się za bardzo? – pogłaskał go po plecach. – To może chodźmy już do ciebie i po drodze coś zamówmy. Na co masz ochotę? Ja może bym zjadł sushi – zaczął się zastanawiać. – W ostateczności jakiś makaron. Tak, tak, wiem, ale lubię dania makaronowe – wzruszył ramionami i powoli ruszyli w kierunku mieszkania Noah. – A może wolisz podjechać taksówką? Chyba że sam przyjechałeś tu autem.
Chociaż Jaime lubił gotować, to miło będzie po prostu włączyć aplikację i coś zamówić z dowozem do domu lub po prostu wykonać telefon.
Jaime
Jaime odwzajemnił pocałunek. Uśmiechnął się lekko na ten gest. To było takie kochane. I wcale się nie zadręczał tym, w jakim stanie był Noah. Przejmował się jego stanem i chciał dla niego jak najlepiej.
OdpowiedzUsuńPogłaskał go po plecach, a potem dał mu w spokoju złożyć zamówienie.
– Jakoś mnie nie dziwi, że nie masz samochodu. Skoro wiecznie byłeś w podróży… A tak to pewnie metro i ewentualnie taksówki, mylę się? – uśmiechnął się do niego znowu. – Uuu, motocykl? Brzmi świetnie. Będziesz jeszcze bardziej seksowny niż teraz, o ile się da, oczywiście – powiedział dość poważnie, próbując w ogóle się nie uśmiechać, ale było to trudne. – Ale zabierzesz mnie na przejażdżkę? Nie musi być ku zachodzącemu słońcu, ale tak ogólnie… - zaśmiał się i ruszył wraz z Noah do jego mieszkania. – Przynajmniej wiemy, że na weekend do domku nad jeziorem jedziemy moim autem.
Jaime złapał go za rękę i szedł blisko niego. Chciał tak właściwie przez cały czas, kiedy tylko byli razem. Uniósł na niego spojrzenie i pokiwał głową.
– Jasne, rozumiem. Myślę, że jakoś wytrzymam te dni rozłąki – westchnął teatralnie ciężko. – W takim razie życzę ci powodzenia w pracy i żebyś szybko wrócił do mnie. Do miasta też, oczywiście. A ja… będę robił to, co zawsze, czyli studiował, pracował i opiekował się Heniem – uśmiechnął się.
Kiedy znaleźli się w małym tłumie ludzi, przechodząc przez ulicę, Jaime przesunął palce wyżej po ręce Noah i wręcz przytulił się do jego ramienia. Nie przepadał za tłumami na trzeźwo, nawet w takich okolicznościach. O dziwo, kiedy znajdował się w takich sytuacjach sam, to jakoś dawał radę; zgrabnie wymijał ludzi, przyspieszał kroku, odpowiednio pochylał ramiona, aby na nikogo nie wpaść.
Jaime
Reyes uniosła brwi, ale ugryzła się w język i postanowiła nie ciągnąć tematu. Mogłaby się z nim dalej spierać, tylko jaki byłby w tym sens? Nie była pewna, czemu Noah tak uparcie utrzymywał, że ich bliższa relacja nie miałaby przyszłości, skoro do niedawna zdawał się mieć zupełnie inne podejście, więc mogła jedynie podejrzewać, że w ten sposób łatwiej było mu ukoić zdenerwowanie związane z całym zajściem. Wmówić sobie, że i tak w końcu by coś spieprzyli, stąd nie warto było próbować… Nie do końca podobało jej się takie myślenie, lecz każde z nich musiało znaleźć sposób na to, by poradzić sobie z całym tym szaleństwem, które dzisiaj się w nich rozbudziło.
OdpowiedzUsuń— Musisz przestać stawiać siebie w roli antybohatera — powiedziała wreszcie cicho Reyes, a w jej oczach błyszczała łagodność. — Nie jesteś złoczyńcą. Nie wierzę, że zacząłbyś mną manipulować, skoro jak sam zauważyłeś, nie chcesz zatracić między nami tej szczerości. A nawet gdybyś zaczął… myślisz, że nie umiem przejrzeć twoich gierek? Zbyt często w nich uczestniczyłam, żeby ich nie zauważyć. A to, że wygrałeś raz, zdobywając obraz dla siebie, nie znaczy, że pokonałbyś mnie następnym razem — dodała już bardziej żartobliwie, zaczepnie, z wyraźnym wyzwaniem malującym się na jej twarzy. — Chyba za słabo mnie znasz, skoro uważasz, że chciałabym faceta pantoflarza — prychnęła Rey, wywracając oczami. Jak sam zauważył, była uparta i nieprzewidywalna. Nie potrzebowała mężczyzny, który zgadzałby się z nią we wszystkim, ustępował jej i przymilał się; potrzebowała kogoś, kto byłby dla niej partnerem, kto potrafiłby przynieść jej tak wyczekiwany spokój po trudnych przeżyciach, ale jednocześnie stanowił dla niej nieustanne wyzwanie, kto pobudzałby ją do działania, kto potrafiłby jej się sprzeciwić, nie przejmując się ognistym, latynoskim temperamentem, który potrafił dać o sobie znać, czasami w okrutny, niekontrolowany sposób. Wiedziała, że szybko znudziłaby się przy kimś, kto potulnie przyjmowałby wszystkie jej słowa i kto nie miałby w sobie iskry szaleństwa, a pozwalałby na to, by życie przeciekało mu między palcami.
Reyes spojrzała na niego z zaskoczeniem, kiedy pocałował jej dłoń. Te gesty przychodziły mu niezwykle naturalnie, podejrzewała, że on sam nie do końca zdawał sobie z nich sprawę. Nadal kręciło jej się w głowie od jego bliskości, więc to było… niebezpieczne, lecz nic nie powiedziała, bo wiedziała, że w ten sposób wprowadziłaby jedynie między nich niezręczność, której absolutnie nie chciała odczuwać w towarzystwie Noah. Czuła drobną panikę, gdy zasugerował, że powinni się rozejść; nawet jeśli wydawało się, że mężczyzna chciał ją jeszcze zobaczyć, była tak zdezorientowana w tej chwili, że nie miała pojęcia, jak powinna odpowiedzieć i jak się zachować. Na pewno nadal chciała mieć kontakt z Noah, uwielbiała z nim żartować, rozmawiać, spierać się, robić wszystkie te niecodzienne rzeczy, ale…
— Myślę, że powinniśmy przełożyć to spotkanie z jutra na inny termin — wydusiła z siebie wreszcie, uciekając wzrokiem na bok. Nie czuła się gotowa, by zobaczyć się z nim jutro, zwłaszcza że wciąż pamiętała ich zakład, który teraz nie miał prawa się ziścić. Wiedziała, że nie potrafiłaby o nim zapomnieć przez cały jutrzejszy dzień, więc wolała nie ryzykować.
Reyes
[Mam nadzieję, że nie ma dramatu, rozpisywanie się po przerwie boli]
Nie dziwił się, że Noah raz po raz wynajmował samochód. Zawsze to wygodny sposób na przemieszczenie się, zwłaszcza w pracy. A przy okazji, kiedy to Noah nie posiadał auta, zawsze jakieś problemy go omijały. Jaime na szczęście miał sprawny samochód i mało co i kiedy musiał przy nim robić. A raczej co mechanik musiał przy nim robić.
OdpowiedzUsuń– No cóż, jeszcze wiele rzeczy o mnie nie wiesz. Ostatnio przeszło mi też przez myśl, żeby zrobić prawo jazdy na motocykle, ale to była tylko taka luźna sugestia do samego siebie – zaśmiał się cicho. – Ale widok ciebie na motorze… To bardzo kusząca wizja.
Jaime nie przepadał za transportem publicznym. To znaczy, korzystał z metra czy autobusów, ale jeśli mógł wybrać swoje auto, to właśnie je wybierał. Uwielbiał ten samochód i nie musiał dzielić przestrzeni w nim z nikim obcym.
– Będę grzeczny. A jeśli nie, to jestem pewien, że po powrocie odpowiednio mnie ukarzesz… - zawiesił głos i zerknął na niego na moment.
Jaime odetchnął, kiedy Noah objął go ramieniem w sytuacji, w której przechodzili przez ulicę w małym tłumie ludzi. Ponownie na niego spojrzał, ale nic nie powiedział. Był mu jednak bardzo za to wdzięczny. Sam do końca nie wiedział, dlaczego miał taki problem z obcymi ludźmi. Może to przez doświadczoną traumę?
Kilka minut później Jaime zdejmował już buty w mieszkaniu Noah. To prawda, Moretti wiedział już, co gdzie jest, ale wciąż wolał nie zachowywać się jak u siebie, bo też u siebie nie był.
Faktycznie, nowością był telewizor, ale Jaime nie zamierzał narzekać, przyjemnie będzie oglądać na większym ekranie. Najpierw jednak skierował się do łazienki, gdzie wyszorował ręce, a potem wrócił do salonu, aby przygotować już seans.
– Może być herbata. Zielona, jeśli masz – uśmiechnął się do Noah.
Dobrze było go oglądać sprawnie poruszającego się po własnym mieszkaniu.
Jakiś czas później rozległ się dzwonek do drzwi. Pewnie przyjechało jedzonko.
Jaime
Jaime już się nie mógł doczekać aż się zobaczą, kiedy tylko Noah wróci. Oczywiście, że mężczyzna jeszcze nie wyjechał i mieli jeszcze dużo czasu nim to się stanie. Moretti mógłby coś upichcić na to ich spotkanie. Wiadomo, to nie było jakoś super długo, właściwie nim się obejrzą i znów będą mogli pójść na spacer czy gdzieś indziej na randkę. Ale mimo wszystko Jaime uznał, że to dobry powód, aby ugotować coś, co zasmakuje Noah.
OdpowiedzUsuń– Może być sencha. Cokolwiek to jest. Nie znam, chętnie spróbuję – uśmiechnął się do niego.
Niedługo później mieli już kubki z ciepłym napojem i sushi, a film się rozpoczął. Jaime sięgnął po pałeczki i zaczął jeść.
– Trzeba to zapamiętać, o tych staruszkach – zaśmiał się cicho. – Wiesz – zaczął po chwili, sięgając po kolejny kawałek – myślę o zapisaniu się na kurs do jakiegoś sushi mastera. Nie wiem, jakoś bardzo lubię, a dobrze by było wiedzieć, jak to się naprawdę powinno przyrządzać. Żeby smakowało i wyglądało.
Czas raczej znajdzie, więc nie powinno być problemu.
Film powoli się rozkręcał, aż nadszedł czas, kiedy na ekranie pojawił się Rami Malek jako faraon.
– Uwielbiam go w tej roli. Jest taki… uroczy – zaśmiał się pod nosem. Odłożył pałeczki i złapał za kubek. Póki co, miał dość, ale pewnym było, że za jakiś czas doje to, co zostało. A co, lubił jeść, a sushi dawno już nie zamawiał. – Właściwie… masz ulubionego aktora?
Jaime
Jaime oczywiście domyślał się, że to, co proponował mu Noah, było herbatą, tylko nie znał tego smaku ani tego, z czym może się on wiązać. Nie odpowiedział jednak na to, po prostu czekając aż sam się przekona.
OdpowiedzUsuńChłopak zaśmiał się pod nosem.
– Możesz się wpraszać ile chcesz. Chyba że akurat będę poza domem, to trochę gorzej. Ale spokojnie, jak tylko przygotuję sushi, to na pewno dam ci znać, że coś takiego się stało. Pewnie nawet nie będę musiał ci pisać, że cię zapraszam, hm? – uśmiechnął się do niego i lekko trącił ramieniem jego ramię. – Tak, to będzie mój sposób na uwodzenie ciebie… Będę się bardzo starał z tym sushi – dodał jeszcze całkiem poważnie.
Moretti uniósł brew wyżej i spojrzał na Noah. Doskonale wiedział, o kim mówi Woolf.
– Mówisz o Robinie Williamsie? Nie oglądałem za dużo filmów z nim, ale słyszałem, że jest… był świetny.
Jaime dał się objąć, a potem nawet sam lekko się oparł o Noah, ujmując jego dłoń i przyciągając bliżej siebie, jakby samemu się obejmując ramieniem mężczyzny. Och, tak, tak, teraz było super.
– No, czasy się zmieniły i teraz sam widzisz. Nagle wybór jakiegoś aktora do jakiejś roli wywołuje sensację, bo „coś tam” – westchnął i cmoknął go w dłoń. – A moim ulubionym aktorem jest Kevin Bacon. Uwielbiam tego człowieka, jest świetny.
I tak powoli będą poznawać o sobie kolejne fakty. Było to bardzo… przyjemne; kolejne rzeczy wychodziły zupełnie naturalnie.
Jaime
Spięcie Emmy wynikało z strachu, którym była obleczona od wypadku, kiedy straciła matke, narzeczonego i również jego bliskich. Jj życie wtedy diametralnie się zmieniło i wiele razy myslała o tym, jak byłoby łatwiej, gdyby i ona wtedy zginęła. Mieszkała z ojczymem, z którym nigdy nie była specjalnie blisko, teraz jednak po prostu się go bała, bo ten stary awanturnik obrał ją sobie za cel do kpin, przemocy i poniżania. Potrafiła zrozumieć, że wini ją za śmierć swojej żony, ale nie umiała pojąć, skąd w nim tyle nienawiści... I czemu po prostu nie odejdzie.
OdpowiedzUsuńGdyby potrafiła zaufać, zapewne doceniłaby dyskrecję i jakiekolwiek kontakty i budowanie relacji, nie byłyby tak trudne. Jednak przy tej dozie wycofania, niełatwo było poznawać nowe osoby i kończyło się na tym, że mówiła niewiele i zwyczajnie zniechęcała do siebie ludzi. Noah i tak był na prawdę wyrozumiały i kulturalny i była mile zaskoczona, że ktoś taki odpowiedział na jej ogłoszenie.
Na informację, że zawiasy w szafkach nie sa tak zniszczone, jak sądziła, uśmiechnęła sie, lekko kiwając głową. Obawiała się, że malutkie odświeżenie kuchni, skończy się wielkim i wymagającym remontem, który pochłonie sporo finansów, na co nie była gotowa.
- Chcę wymienić szafkę z zlewem i kuchenkę - wskazała na stare, bo ponad dwudziestoletnie wyposażenie w średnim stanie i siegneła do blatu obok, aby chwycić swój telefon. - Mam kilka upatrzonych, ale nie wiem, co z podłogą... Trzeba ją wymienić? - spojrzała z ciekawością na opinię mężczyzny. Kafelki ktore były obecnie, nie były popekane, ani wytarte, sądziła, że nie należy o tym teraz myśleć.
Podniosła telefon do oczu, przejrzała galerię i pokazała Noah wybrane zdjęcia z screenami szafek i kuchenek z sklepów internetowych.
- Co doradzisz? - podpytała, chętnie poznając jego opinię.
Emka
Jaime uśmiechnął się do Noah, a potem pocałował go lekko w usta. Przy okazji pogłaskał go po karku.
OdpowiedzUsuń– Mówisz, że mam więcej możliwości? Wiesz, mnie wystarczy, jak będziesz chodzić przy mnie bez koszulki, serio. Idealny sposób na uwodzenie – pocałował go raz jeszcze, a potem znów usiadł wygodnie w jego ramionach. – Na pewno się do ciebie odezwę, kiedy najdzie mnie chęć na towarzystwo. A już na pewno, kiedy ugotuję coś nowego. A z tym sushi… nie wiem, jak długo zajmie mi nauka, abym ja czuł, że robię to dobrze.
Moretti sięgnął po napój i napił się. Po chwili pokiwał głową z uznaniem.
– Dobre, smakuje mi – stwierdził i zaraz odłożył kubek. – Jak już mówiłem, niewiele tytułów z nim widziałem. Na pewno „Noc w muzeum” i „Jumanji”, wiadomo. No i to w sumie wszystko… To to jeszcze mniej niż mogłoby mi się wydawać – uniósł brew wyżej. – Ale taka lista brzmi super. Mielibyśmy co robić, kiedy akurat nie chciałoby nam się wychodzić na miasto – uśmiechnął się i spojrzał na niego. Zaraz jednak położył sobie dłoń na mostku, jakby miał zawał serca. – Jak to nie? W takim razie koniecznie dopiszę minimum trzy tytuły z nim. „Footloose”, „Dzika rzeka” i „Rzeka tajemnic” znajdą się na tej liście – było jeszcze kilka tytułów, które Jaime lubił z Kevinem Baconem, ale może lepiej było od razu nie bombardować nimi Noah. Nie wiadomo, czy filmy, które wymienił chłopak, przypadną mu do gustu. – I „Więzy życia” – wyrwało mu się jednak.
Jaime pokiwał głową, kiedy Noah musiał iść do łazienki. Później zgodził się na wino i na drugą część filmu. Uśmiechał się lekko pod nosem, bardziej do siebie niż do Noah. Cóż, był szczęśliwy. Tak naprawdę szczęśliwy. Powstrzymywał się całym sobą, żeby od razu znowu nie przytulić się do mężczyzny, żeby nie wyjść na jakąś przylepę. Może taki właśnie był, nie wiedział tego, ponieważ nie miał się kiedy o tym przekonać.
Niedługo później rozpoczął się film, a Jaime sięgnął po kulkę sezamową.
– Musisz mi powiedzieć, co to za knajpa. Bardzo dobre jedzenie mają.
Jaime
Jaime uśmiechnął się.
OdpowiedzUsuń– Wiesz, u siebie w mieszkaniu mogę podkręcić ogrzewanie. Mam podłogowe, więc powinno być ci ciepło… Zasłonię okna, żeby nikt inny na ciebie nie patrzył, wiadomo, pełen… komfort – zaśmiał się cicho, ale zdążył już sobie powyobrażać co nieco. Noah w spodenkach bez koszulki to bardzo przyjemny widok. Ach, mógłby tak spędzać czas. Właściwie, jeśli faktycznie uda im się wyruszyć nad jezioro, to i tam pewnie nie raz go takiego zobaczy, w samych kąpielówkach na przykład.
Jaime dokończył herbatkę, a potem sięgnął po wino. Wziął łyka i odłożył z powrotem kieliszek. Spojrzał na Noah, unosząc brew wyżej. „Wybacz”? Ale co? Czy Jaime wymienił jakiś film, którego Noah nie chciał oglądać? Albo… cokolwiek?
Jego wątpliwości i obawy zostały szybko rozwiane, kiedy poczuł na swoich ustach usta Noah. Ale ta dłoń na karku i to mocne przyciągnięcie do siebie… Mhm, Noah mógł to robić zdecydowanie częściej.
Chłopak odwzajemniał pocałunki, a kiedy tylko przerwali pieszczotę i Jaime znów znalazł się w ramionach Woolfa, westchnął i oczywiście się do niego przytulił.
– Nie mam ci czego wybaczać. Możesz tak robić więcej razy – uśmiechnął się, wygładzając koszulkę na jego ramionach. Film przestał go interesować chwilę temu. Wolał się skupić na mężczyźnie przy sobie. – Możesz też robić inne rzeczy… - dodał, ignorując swój możliwy rumieniec i wsuwając palce w jego włosy.
Jaime
— Nikt nie musi się mną opiekować — stwierdziła butnie. Sama potrafiła o siebie zadbać, na co wskazywały najgorsze miesiące jej życia, kiedy była zdana właściwie tylko na siebie. Jej rodzina była daleko, najbliżsi przyjaciele zginęli, dalsi nie potrafili spojrzeć jej w oczy i poradzić sobie z jej żałobą. Powtarzała sobie, że była skałą, której nic nie mogło złamać. Tylko ile z tego było pozą? — A ty nie masz kwalifikacji do oceniania kręcących się wokół mnie facetów — wytknęła mu, wywracając oczami.
OdpowiedzUsuń— Jakiej głupoty? Przecież niczego nie zrobiliśmy — zauważyła Reyes z goryczą. Dość intensywnie ze sobą flirtowali, nie uciekając od dość jednoznacznego, wzajemnego kuszenia, jednak w gruncie rzeczy nie zaszli na tyle daleko, by to, co się między nimi działo, miało prawo zniszczyć ich przyjaźń. A przynajmniej ona sama byłaby wtedy nieźle wkurzona, bo skoro już znaleźli się na krawędzi i mieliby wszystko zaprzepaścić, lepiej było pójść na całość i przynajmniej dowiedzieć się, jakby im ze sobą było niż zatrzymać się w pół kroku i też wszystko zaprzepaścić. Noah wydawał się być jednak zdeterminowany, by utrzymać ich znajomość, a ona była optymistką i wierzyła, że w końcu sobie ze wszystkim poradzą, lecz potrzebowała… oddechu. Wiedziała, że nie potrafiłaby zachowywać się normalnie, gdyby miała nazajutrz pojawić się w jego mieszkaniu, mając świeżo w pamięci ich mały zakład, który teraz nie miał prawa doczekać się realizacji, więc uznała, że najlepiej będzie, jeśli oboje nabiorą nieco dystansu, zanim znowu się spotkają. W przeciwnym razie jedno z nich mogłoby popełnić ten sam błąd co dzisiaj, nie ochłonąwszy po ich podchodach i zaskakującym przebiegu całego dnia.
— Nie powinieneś mierzyć innych ludzi swoją miarą, Noah — odezwała się wreszcie Rey z krzywym uśmieszkiem, przechylając lekko głowę na bok. — Może ty masz w zwyczaju znikać niespodziewanie, ale ja nie zamierzam uciekać. To nie jest nasze ostatnie spotkanie, o to nie musisz się martwić. Muszę… — urwała. Musiała wylizać rany. Pozbierać się, ruszyć do przodu, zapomnieć o zawiedzionych nadziejach, które na chwilę w niej rozbłysły. Nie miało znaczenia, czy Noah był dla niej odpowiednim facetem, czy nie; w pewnym sensie odczuwała jego stratę, a raczej stratę ich małego co by było gdyby. Nie zamierzała się nad sobą roztkliwiać ani rozpaczliwie się go trzymać, skoro decyzja została podjęta, lecz potrzebowała czasu, żeby ją sobie przyswoić. — Muszę przemyśleć kilka rzeczy. — Być może Noah potrafił przejść do porządku dziennego i udawać, że nic się nie stało, to w końcu miała być tylko zabawa, ale dla niej to nie było równie łatwe, chociaż nie umiałaby wytłumaczyć, dlaczego to tak na nią wpłynęło. W końcu sama miała na koncie jednorazowe, niezobowiązujące przygody, których nie żałowała i których właściwie nie wspominała, lecz to był Noah i właśnie dlatego miała taki mętlik w głowie. — Uporam się z tym, tylko potrzebuję czasu. Jeśli myślisz, że tak łatwo się mnie pozbędziesz to jesteś w błędzie — zażartowała, próbując się uśmiechnąć. Cofnęła się o kilka kroków, po czym pomachała mu i odwróciła się na pięcie, żeby odejść w swoją stronę. Westchnęła ciężko. Nie miała pojęcia, co tu się odwaliło, ale czuła, że musiała się napić.
Reyes jeszcze raz zerknęła na zaproszenie ozdobione złoceniami i kaligrafią, jakby nie mogła uwierzyć, że naprawdę tutaj była. To było dość niespodziewane, a ona była szczęśliwa, że mogła się tutaj znaleźć. Spędziła mnóstwo czasu, spacerując po galerii i podziwiając wszystkie eksponaty, aż natknęła się na mężczyznę, któremu zawdzięczała to zaproszenie.
Usuń— Dziękuję za zaproszenie. Naprawdę bardzo mi miło, ma pan tutaj kilka niesamowitych… — Reyes zaniemówiła, dostrzegając za plecami starszego mężczyzny znajomą twarz, której unikała od dłuższego czasu. — …obrazów — dokończyła ciszej, nie odrywając spojrzenia od zbliżającego się w ich stronę Noah. Śledziła każdy jego krok, pod wpływem nawyku próbując wyłapać zmiany, jakie w nim zaszły na przestrzeni ostatnich tygodni, w trakcie których się nie widzieli. Odchrząknęła, mając nadzieję, że głos jej nie zdradzi.
— Cześć — wydusiła z siebie wreszcie, dziwnie nieśmiało jak na nią. Nie miała pojęcia, jak się teraz czuła.
Reyes
Jaime uśmiechnął się kącikiem ust. Cóż, oczywiście, że Noah został zarezerwowany do oglądania (nago i półnago) tylko dla Jaime’ego. A co do lekarza… skoro jest specjalistą, to jakoś sobie przecież będzie musiał poradzić, prawda? A tak na poważnie, to wiadomo, że wszystko to były żarty i Jaime nie chciał być takim chłopakiem – przesadnie zazdrosnym.
OdpowiedzUsuń– No dobrze, w takim razie lekarze będą wyjątkami – westchnął teatralnie ciężko. A potem pokręcił głową i znów go lekko pocałował.
Chłopak nie zdążył odpowiedzieć na słowa Noah o tym, że wychodzi na napaleńca (i tak obaj na takich wychodzili), kiedy nagle leżał na plecach, a Woolf nad nim. Oho, robiło się coraz ciekawiej.
– Tak, inne rzeczy są dość… kuszące, mówię ci – odwzajemnił pocałunek, a później pokiwał głową. – Jak najbardziej możemy dokończyć film później… Albo w ogóle, i tak przecież już go widzieliśmy – przeciągnął językiem po swojej górnej wardze, oglądając jak Noah zdejmuje z siebie górną część ubrań. Pięknie. – Najlepiej – mruknął, sięgając dłońmi do jego torsu i od razu go głaszcząc.
Odchylił nieco głowę, ułatwiając Noah dostęp do swojej szyi. Spojrzał na niego dopiero po chwili.
– Twierdzisz, że moje rumieńce cię nakręcają? – zapytał niewinnie, ale objęcie nogami Noah w pasie i przyciągnięcie go do siebie najbliżej jak się dało, wcale niewinne już nie było. – Ale to, to już twoja wina – pocałował go mocno w usta.
Jaime
Właściwie jeśli będą na plaży albo gdzieś, gdzie Noah będzie musiał mieć nagi tors (na przykład na basenie) i inni będą mogli na niego patrzeć, to okej. Okej, ponieważ oni mogli jedynie patrzeć, a Jaime mógł go dotykać nie tylko rękami, ale też chociażby ustami czy językiem, jak zamierzał to wkrótce uczynić.
OdpowiedzUsuń– Dziękuję… - odpowiedział tylko na jego komplementy. Nie był do tego przyzwyczajony, nie tak, nie w ten sposób, ale nie zamierzał dłużej się nad tym rozwodzić. Zdecydowanie bardziej wolał się skupić na pieszczotach i pocałunkach, na tym, aby Noah był jak najbliżej.
Jaime sięgnął dłońmi do jego spodni, ale jego szybkie ruchy zaczęły zwalniać wraz z kolejnymi słowami Noah. Co? O czym on mówił w ogóle? Film, spacer? Jakieś rozmowy zupełnie nienadające się na ten moment?
– Nie nakręcasz mnie tak – uznał i zaśmiał się cicho. – Myślę, że lepiej będzie, jak zaczniesz mnie już rozbierać, a potem przeniesiemy się do twojego łóżka – dodał jeszcze, a potem uniósł głowę, przesuwając usta do jego ucha – albo nie – podciągnął nieco jedną ręką swoją koszulkę w górę, odsłaniając trochę brzucha, a później w końcu udało mu się rozpiąć jego spodnie i ściągnąć je z seksownego tyłeczka Noah.
Cieszył się, że zawiózł Henia do Shay’a, przynajmniej świnka morska nie spędzi w samotności długich godzin podczas nieobecności Jaime’ego.
Jaime
Reyes nie miała pojęcia, co mężczyzna tutaj robił. Znała jego podejście do sztuki i wiedziała, że nie wybrałby się na podobną wystawę z własnej woli, więc strzelała, że znalazł się tutaj w interesach, ale i tak była zdziwiona. Ze wszystkich możliwych miejsc w Nowym Jorku nie spodziewała się, że spotkają się właśnie tutaj.
OdpowiedzUsuń— Bo to takie zaskakujące, że jestem w galerii sztuki — prychnęła Reyes, wywracając oczami, ale czający się w kącikach jej ust uśmiech sugerował, że tylko się z nim droczyła. Raczej nie powinien być zszokowany jej obecnością tutaj; wiedział w końcu, czym zajmowała się zawodowo, a do tego nigdy nie ukrywała swojej ogromnej miłości do sztuki. Mimo że w muzeum spędzała bardzo dużo czasu, nie przeszkadzało jej to w wybieraniu się na kolejne wystawy, ponieważ oddała swoje serce malarstwu. Zdarzali się rzemieślnicy, którzy nie widzieli świata poza własnymi pracami, lecz ona do nich nie należała; rozkoszowała się każdą chwilą, którą spędzała w otoczeniu sztuki, zachwycając się kunsztem popularnych i mniej znanych artystów. — Poza tym po tylu latach chyba powinieneś był się już przyzwyczaić do tego, że zawsze spotykamy się w najmniej spodziewanych momentach.
Reyes uniosła zdziwiona brwi, słysząc podobny komentarz padający z ust właściciela galerii. W taki sposób nie wypowiadali się biznesowi partnerzy, a raczej bliscy przyjaciele lub… rodzina. Przenosiła wzrok pomiędzy Noah a Gregory’m, próbując dostrzec ewentualne podobieństwo i połapać się w ich relacji, ponieważ instynktownie czuła, że czaiło się w niej coś więcej, mimo początkowo oficjalnego przywitania Woolfa.
Rey zerknęła na Noah, najchętniej zrzuciłaby na niego konieczność wytłumaczenia, jaka łączyła ich znajomość, ale mężczyzna nie wyglądał, jakby specjalnie kwapił się do pociągnięcia rozmowy, więc jedynie westchnęła w duchu i obdarzyła starszego pana ciepłym uśmiechem.
— Tak, znamy się z Noah już dość długo, chociaż jeśli połączyć wszystkie nasze spotkania w jedno, zapewne nie mielibyśmy zbyt długiego stażu. Z reguły wpadamy na siebie dość spontanicznie i w różnych zakątkach świata, więc nigdy nie wiem, gdzie i kiedy mogę się spodziewać jego wizyty — przyznała Reyes, decydując się na nieco pokrętne tłumaczenie. Ich relacja zawsze była wyjątkowa i trudna do zrozumienia dla innych, zresztą rzadko zagłębiali się w szczegóły, ponieważ to było dla nich coś ważnego i szczególnego, jednak po ich ostatnim spotkaniu ich przyjaźń uległa dodatkowym komplikacjom i z jakiegoś powodu słowo przyjaciel nie chciało jej przejść przez gardło w tym momencie. Noah wydawał się być zupełnie zrelaksowany i swobodny, a ona mu tego zazdrościła. Najwyraźniej nie do końca udało jej się zdystansować do wydarzeń sprzed kilku tygodni, ale była dorosła i umiała przełknąć podobne rozczarowania.
— Czy mogę zapytać, skąd pan zna Noah? — zapytała po chwili wahania Reyes. Nie chciała wyjść na wścibską, lecz była ciekawa, z kim tak naprawdę ma do czynienia. Jej znajomy zawsze był tajemniczą postacią i nadal nie wiedziała o nim wielu rzeczy, dlatego miała zamiar skorzystać z okazji, która samoistnie jej się napatoczyła. Lubiła poznawać nowe szczegóły z jego życia, a nie była pewna, kiedy i czy w ogóle Noah znowu się przed nią otworzy tak jak wtedy w parku, gdy powiedział jej nieco o swoim ojcu.
Reyes
Gdyby Noah chciał zabrać na takie spotkania biznesowe Jaime’ego, to mężczyzna mógł być pewny, że Moretti zaprezentuje nie tylko samego Noah, ale też siebie jak najlepiej. Nazywał się Moretti, to nazwisko mówiło wiele, a kultura osobista chłopaka była na jak najwyższym poziomie. Wiedział, jak się zachowywać w towarzystwie, nauczono go, jak to robić, jak roztaczać dookoła siebie przyciągającą aurę, jak się uśmiechać, utrzymywać kontakt wzrokowy, wiedział, do czego służą dane sztućce czy kieliszki. Potrafił dobrać odpowiedni garnitur czy też smoking na okazję. Powstrzymywał emocje, zachowywał zimną krew. Potrafił mówić, słuchać, tańczyć. Był najlepszym partnerem do takich spotkań, o jakim mógł marzyć Noah.
OdpowiedzUsuńKiedy późno wieczorem, a może nawet i już w nocy, w końcu obaj padli ze zmęczenia, Jaime leżał rozleniwiony i równie leniwie głaskał plecy Noah. Wcale nie chciał, aby mężczyzna kładł się gdzieś obok. Dobrze mu tak było, czuć go na sobie tak blisko, słuchać jego oddechu czy czuć pod jego skórą bijące serce.
Uniósł jednak głowę i pocałował go w policzek. Nie zamierzał się stąd ruszać, mowy nie ma. Gdy za kilka godzin wstanie słońce, Jaime wciąż chciał tu być. Później będą musieli się rozstać, oczywiście, zwłaszcza, że Noah musiał wyjechać, ale póki co – nie musiał o tym myśleć.
– Nie ruszam się stąd… - zamruczał w końcu, kładąc głowę z powrotem na poduszce.
Bardzo lubił spędzać czas z Noah – czy to na rozmowach u któregoś w mieszkaniu, na spacerze, w knajpie, oglądając film, uprawiając z nim namiętny i ostry seks, czy leżąc z nim, wtulony w niego, wiedząc, że następnego dnia będzie mógł to z nim powtórzyć.
– To był bardzo przyjemny i udany dzień. Dziękuję – uśmiechnął się lekko, a potem zamknął oczy.
W jego życiu bardzo mało było takich miłych dni, więc teraz czuł ogromną wdzięczność. Noah mógł to rozumieć lub też nie, ale Jaime… czuł się po prostu szczęśliwy.
Jaime
Jaime zapewnił Noah, że chętnie będzie się z nim wybierał do różnych muzeów i na wystawy. Skoro to cieszyło Noah, to i Jaime zamierzał w tym uczestniczyć. Oglądanie szczęśliwego Noah było czymś naprawdę super.
OdpowiedzUsuńPół niedzieli spędzili razem, aż w końcu Jaime wrócił do siebie, po drodze zabierając od chrzestnego Henia. Następnego dnia doczekał się wyników z kolokwium i od razu napisał Noah, że zdał na piątkę.
Czas do sesji leciał bardzo szybko, a kiedy tylko wykładowcy zaczęli podawać terminy egzaminów, Jaime zapisywał się na te pierwsze, aby jak najszybciej mieć to wszystko z głowy. Wciąż spotykał się z Noah, kiedy tylko obaj mieli trochę czasu. Między jednym a drugim zaliczeniem, panowie znaleźli idealny domek nad jeziorem, w którym zarezerwowali sobie kilka nocek, robiąc sobie dłuższy weekend. Jaime akurat w tym czasie miał już być po sesji, a także wziął sobie dni wolne na praktykach, które już i tak dobiegały końca. Niedługo miał też się dowiedzieć, czy dostanie umowę, czy jednak nie.
W dniu, w którym mieli wyruszyć, Jaime wstał odpowiednio wcześniej. Poprzedniego wieczora zawiózł Henia do Shay’a, który podpytywał bratanka o szczegóły, ale młodszy Moretti nie chciał za wiele zdradzać.
Jaime spakował niewielką torbę do bagażnika samochodu, a potem ruszył po Noah. Specjalnie na podróż przygotował playlistę, z której już leciała muzyka.
– Gotowy? – zapytał, kiedy tylko Noah zajął miejsce obok.
Świeciło słońce, niebo było bezchmurne, temperatura też osiągała wysokie stopnie… Zapowiadało się naprawdę świetnie.
- Po drodze wjedziemy do sklepu, hm? Kupimy jakieś jedzenie – zaproponował, kierując się w stronę wyjazdu z miasta.
Jaime
Jaime zaśmiał się pod nosem, słysząc komentarz Noah o chodzeniu z chłopakiem, który posiadał własny samochód. Moretti nie wyobrażał sobie nie mieć auta, aczkolwiek poruszanie się metrem nie było dla niego obce. Często nim jeździł z imprez czy nie raz na zajęcia na uczelni, ponieważ tak było zdecydowanie szybciej. Nie odmawiał jednak prowadzenia swojego ukochanego mustanga; lubił kierować. Nie spieszył się za bardzo, przestrzegał przepisów drogowych, zdecydowanie nie należał do tych stereotypowych młodych kierowców płci męskiej, którzy prowadzili nieodpowiedzialnie i przede wszystkim za szybko.
OdpowiedzUsuń– Dobry pomysł – stwierdził Jaime i kiedy tylko stanęli na światłach, ustawił w GPSie opcję, aby pokazywało im również wszystkie sklepy spożywcze. – Cieszę się, że w końcu nadszedł ten moment, a ja zaczynam jesienią czwarty rok studiów…
Co prawda to jeszcze nie koniec jego edukacji. To dopiero licencjat, a później na pewno magisterka. Bardzo prawdopodobne, że Jaime wybierze się też na doktorat. Lubił dziedzinę, w której się rozwijał, więc nic mu nie stało na przeszkodzie.
Jaime zerknął na Noah i uśmiechnął się, widząc jak mężczyzna czuje się komfortowo w samochodzie.
– Serio? Jakiś czas temu mówiłeś, że nie potrzebowałeś… Ale faktycznie, skoro zamierzasz zostać na dłużej w Nowym Jorku, to to nie jest zły pomysł. Myślałeś już coś bardziej konkretnie na ten temat?
Jakieś pół godziny później w końcu udało im się wyjechać z miasta. Do celu mieli jeszcze spory kawałek drogi, ale przecież nigdzie im się nie spieszyło. Co też nie zmieniało faktu, że Jaime skorzystał z faktu, że nie znajdują się już na terenie zabudowanym i pozwolił sobie przyspieszyć.
Jaime uśmiechnął się nagle szeroko, zdając sobie sprawę z tego, co się właśnie działo – jechał do domku nad jeziorem za swoim chłopakiem. Swoim chłopakiem. On. Był z kimś w związku. Okej, Noah jeszcze tu był, ponieważ nie wiedział, co się stało w Miami, ale jednak obaj kierowali się do cholernego domku nad jeziorem.
Jaime
Jaime uśmiechnął się pod nosem. Doskonale już wiedział, że Noah to wolny ptak i potrzebował wyjazdów chociażby weekendowych poza swoje cztery ściany i ogromne miasto, które przecież nigdy nie zasypiało. To jeszcze bardziej cieszyło Moretti’ego, ponieważ i Noah był z tego powodu szczęśliwszy. Może i spędzali czas tylko we dwóch, robiąc nudniejsze i ciekawsze rzeczy, ale na takim wspólnym wyjeździe jeszcze nie byli. Zapowiadało się miło, sympatycznie, wesoło i… romantycznie. Tak… romantycznie. To nie miał być inny romantyzm. I było to może trochę stresujące dla samego Jaime’ego, choć przecież spędzali już z Noah czas w romantyczny sposób.
OdpowiedzUsuń– Do usług, mój drogi – spojrzał na Noah z uśmiechem. – Nie martw się, gdzieś cię wcisnę między zajęcia, może pracę i pisanie pracy dyplomowej – zaśmiał się i sięgnął dłonią do jego dłoni. I, och, było to takie przyjemne. – Rozumiem. Gdybyś jednak potrzebował pomocy w wyborze lub w poszukiwaniach, to daj znać.
Właściwie… nie wiedział, jakie Noah lubił auta. Jaime od zawsze chyba był zainteresowany klasycznymi fordami mustangami i padło akurat na ten model. Jeden z lepszych wyborów w jego życiu…
Jaime od razu zauważył, że Noah zrobił mu zdjęcie.
– Hej, hej, bez takich mi tu – chłopak wciąż nie czuł się komfortowo, kiedy ktoś mu robił zdjęcia, ale… musiał przyznać, że kiedy jednak to Noah trzymał w rękach aparat… było inaczej, przyjemniej. Nie czuł się źle. – Wyszło chociaż znośnie? – zapytał, śmiejąc się cicho pod nosem. Och, chyba musiał się przygotować na takie sesje, w końcu kierował się do domku nad jeziorem ze swoim facetem, który był fotografem.
Jakiś czas później po zrobieniu zakupów wylądowali w naleśnikarni i po kilku kęsach Jaime już wiedział, że jeszcze tu wpadną podczas tego wypadu.
Później odebrali klucze od domku i mogli ruszyć dalej.
W końcu udało im się zajechać do miejsca, w którym mieli się zatrzymać. Jaime zaparkował przed domkiem, a potem wysiadł z auta. Zdjął z nosa przeciwsłoneczne okulary i uśmiechnął się.
– Lepiej niż na zdjęciach – uznał i podszedł do bagażnika, aby wyjąć z nich bagaże.
Jaime
Jaime zaśmiał się i pokiwał głową. Chętnie się przejedzie z Noah jego nowym pojazdem, kiedy tylko mężczyzna sobie taki sprawi.
OdpowiedzUsuń– Oczywiście, że się odważę – zapewnił go. – Zobaczymy, jak jeździsz. I nie przesadzaj z tą tapetą na lapku… - dodał jeszcze, zastanawiając się jednocześnie, czy faktycznie wyszedł aż tak ładnie, ale postanowił nie pytać. Przynajmniej nie teraz.
W końcu udało im się pozbierać z bagażami i przekroczyć próg drewnianego domku. Jaime’emu już na starcie bardzo się podobało. Oczywiście odwzajemnił tego drobnego buziaka od Noah. Jakoś nie mógł uwierzyć, że to wszystko działo się naprawdę, że to nie był tylko sen, że naprawdę znajdował się w domku nad jeziorem ze swoim chłopakiem. Chwilo, trwaj!
Chłopak uśmiechał się szeroko, ale bardziej do siebie, widząc szczęście na twarzy Noah. Był jeszcze przystojniejszy, o ile się dało, rzecz jasna. Obserwował go, a później odstawił pakunki na drewnianej podłodze i rozejrzał się. Faktycznie, domek nie był duży, ale po co im więcej? Mieli tutaj kuchnię z malutkim salonem, z kominkiem i dywanem przed nim (Jaime zerknął na Noah, kiedy akurat ten patrzył gdzieś indziej; na pewno pomyślał o tym samym), łazienka posiadała i wannę, i prysznic, a sypialnia znajdowała się na niewielkiej antresoli.
Słysząc wołanie Noah, Jaime podszedł do niego i zaraz też się uśmiechnął.
– Jest super – powiedział, a potem pocałował go w policzek.
Wyszedł na taras i rozejrzał się, dostrzegając zaraz zejście na malutką plażę przy jeziorze, mieli tutaj też niewielki pomost. Jaime zaraz zdjął okulary przewieszone przez koszulkę, a potem ściągnął ją z siebie. Zaraz za koszulką pozbył się butów i spodenek, pozostawające tylko w kąpielówkach. A co, przygotował się.
– Idę sprawdzić wodę i jej głębokość przy pomoście – poinformował Noah, podchodząc do niego jednocześnie. Zaraz też położył dłoń na jego karku i pocałował go namiętnie. Trwało to dłuższą chwilę, a potem w końcu pobiegł do tej mini plaży i w końcu do wody. Z pomostu wolał nie skakać. Nareszcie się zanurzył, a kiedy wypłynął, zamachał do Noah. – Wskakuj!
Jaime
Jaime unosił się na wodzie i obserwował, jak Noah zdejmuje z siebie kolejno ubrania. Westchnął jednak zawiedziony, że mężczyzna nie ściągnął również spodenek. No dobrze, w takim razie będzie trzeba jeszcze trochę poczekać nim zobaczy go w samej bieliźnie lub bez.
OdpowiedzUsuń– Oj, tam, nie przesadzaj, nie jest taka zimna – zaśmiał się, wciąż na niego patrząc. Potem odczekał moment, nim Noah wynurzył się tuż przy nim. – Wiesz… to mój taki pierwszy wyjazd – przyznał i odwrócił wzrok. Niby nic takiego, ale Jaime odczuł, że musi mu o tym powiedzieć. Z jakiegoś powodu. Może dlatego, że taki wypad był dla niego ważny? Może uznawał, że wspólny weekend poza miastem jest znaczący dla ich związku? A skoro tak, to i też sam związek jest bardzo ważny.
Przybliżył się nagle do niego i pocałował go znowu. Później zaś rozejrzał się dookoła i zaczął pływać, a kiedy znalazł się przy brzegu pomostu, ocenił głębokość, próbując stanąć na dnie. Nie wyczuwszy go, zanurzył się i zanurkował. Wyglądało na to, że gdyby któryś z nich zechciałby skakać z pomostu, to nie powinno się stać nic złego.
Wynurzył się i od razu zgarnął włosy do tyłu. Już mu się podobało i był naprawdę szczęśliwy. Nie musiał wracać do Nowego Jorku. A przynajmniej nie tak szybko…
- Myślisz, że będziemy musieli rozpalić w kominku? – zapytał, niby normalnym tonem, przecież nie miał nic konkretnego na myśli, prawda?
Jaime
Jaime uśmiechnął się lekko.
OdpowiedzUsuń– Taki, to znaczy taki we dwóch. Ja i osoba, która mi się podoba. Weekend za miastem spędzony razem. Wiesz… taki jakby no… romantyczny – próbował to wyjaśnić, ale chyba słabo mu szło. Miał jednak nadzieję, że Noah zrozumie, o co mu chodzi.
Później Jaime spojrzał na Noah i uśmiechnął się.
– A to, że może nam być za gorąco – stwierdził.
Sprawdzał oczywiście prognozę pogody na te kilka dni i generalnie zapowiadało się ciepło. Niby coś tam miało popadać i temperatura mogła spaść, ale czy tak faktycznie będzie, to się dopiero okaże.
Później, kiedy Noah ułożył się na pomoście, Jaime również na niego wskoczył, ale tylko po to, aby skraść mężczyźnie kolejny pocałunek.
– Wiesz, że wyglądasz teraz bardzo seksownie? – zapytał, przeczesując palcami jego mokre włosy. Później przesunął palcami po jego szyi i mostku, zatrzymując się jednak nisko na brzuchu. Uśmiechnął się lekko do siebie. Aha, będzie nie tylko romantycznie podczas tego wypadu.
Chwilę później Jaime wskoczył do wody i zaczął się kierować bardziej na środek jeziora. Słyszał szum wody, wiatru pomiędzy drzewami, czuł na sobie promienie słoneczne… I odetchnął. Zaraz też odwrócił się w stronę pomostu, sprawdzając, czy Noah wciąż tam jest. Wiedział, że czekało ich jeszcze rozpakowanie się, ale to nie powinno im przecież zająć długo. Chociaż nim wskoczyli do wody, mogli najpierw odłożyć niektóre produkty ze sklepu do lodówki. Jak na przykład alkohol. A, zresztą, jeszcze zdążą to zrobić.
Jaime
Jaime uśmiechnął się, głaszcząc tors Noah.
OdpowiedzUsuń– Myślę, że ten chłopak da się uwieść, bez większych problemów – uznał i pokiwał głową. – Chyba, że myślimy o kimś innym, to wtedy nie wiem… - zaśmiał się cicho.
Niedługo później Jaime znów znajdował się w jeziorze, ciesząc się chwilą. A nim się obejrzał, Noah pociągnął go w dół. Jaime szybko wypłynął na powierzchnię.
– Zwariowałeś? Mogłem cię odruchowo kopnąć, a tego wolałbym nie robić – westchnął i pokręcił głową. – Nie rób tak więcej, okej? – odgarnął włosy do tyłu. – Nikt mnie nie porwie, spokojnie. I o moje pływanie też się nie musisz martwić – dodał jeszcze. – Jestem bardzo dobrym pływakiem. Ale tak, tak, nie zamierzam szarżować czy coś. Nie będę przesadzał, żeby mnie skurcz nie złapał czy coś – pogłaskał Noah po policzku.
Na Barbadosie prawie pozwolił oceanowi porwać się w dół, na coraz niebezpieczniejsze głębokości. Prawie. Ale nie zamierzał o tym wspominać Noah. A przynajmniej nie teraz.
– Wiesz co? Chyba powinniśmy wrócić i schować te lody do zamrażalnika. I inne zakupy do lodówki – stwierdził, ale jakoś nie ruszył się w stronę pomostu. Po prostu się uśmiechał i patrzył Noah w oczy.
Ten wspólny wyjazd był też świetną okazją do poznania się nawzajem bliżej. Może niekoniecznie znajdując się w jeziorze, ale pijąc kawę na tarasie czy wylegując się na pomoście. Jaime miał nadzieję, że przywiezie stąd same dobre wspomnienia.
Jaime
Jaime pokręcił głową z dezaprobatą. Wolał, aby Noah już więcej nie próbował takich dziwnych akcji, jak wciąganie go bez uprzedzenia pod wodę. Moretti naprawdę świetnie sobie radził w wodzie, podobno zaczął pływać nim zaczął chodzić (ach, te teksty rodzinki), ale sytuacja na Barbadosie… Tak…
OdpowiedzUsuń- Nie mam o to pretensji, że się o mnie troszczysz. To… miłe – odpowiedział trochę niepewnie. Podobało mu się, że ktoś się tak nim przejmował. Znaczy „ktoś”… Oczywiście chodziło o to, że to Noah. Bo owszem, Jerome też się przejmował, ale ich relacja była kompletnie różna od tej między Noah a Jaime’em.
Chłopak odwzajemniał te drobne pocałunki, choć miał też ochotę mocno go objąć i pocałować mocniej. Postanowił jednak tego nie robić. Wolał popłynąć wraz z Noah z powrotem do domku. Na pływanie przyjdzie jeszcze czas. Dlatego też ruszył zaraz za mężczyzną i wkrótce już stał na pomoście. Jaime odczekał moment, nim wszedł do środka chatki i zabrał się za rozpakowywanie.
– Możemy rozpalić w kominku – stwierdził, jedząc sobie maliny – a jak będzie nam za gorąco, to będziemy spać na zewnątrz.
Wolałby jednak w środku, ale klimat płonącego ognia w kominku był o wiele bardziej kuszący. Przy okazji obserwował Noah w samych spodenkach. Był to bardzo przyjemny widok i nic dziwnego, że Moretti nie mógł oderwać od niego wzorku. I mógł też sobie na to pozwolić. Przecież Woolfowi na pewno to nie przeszkadzało. Zwłaszcza, że i Jaime był wciąż w samych kąpielówkach.
Jaime
Nago przed kominkiem to oczywistość, ale i w ten sposób mogło być im gorąco. Może wystarczy jak pootwierają okna i drzwi tarasowe.
OdpowiedzUsuńJaime nic nie odpowiedział, wciąż patrząc na Noah. Może wydawało się to trochę creepy, ale… cóż tak naprawdę mógł powiedzieć? Może tyle, że Noah nie musiał się przebierać w nic suchego, przecież mógł się w ogóle rozebrać i… tyle.
Moretti uśmiechnął się pod nosem na swoje myśli, a potem wyciągnął szklankę z szafki kuchennej i nalał sobie do niej wody z lodówki. Grzecznie poczekał na swojego chłopaka (wciąż brzmiało to dziwnie), a potem faktycznie zerknął na laptopa Noah i pokręcił głową. Nie chciał mu mówić, że może nie powinien tego robić. Z jednej strony zdjęcie to wykonał właśnie Noah, a z drugiej to Jaime był na tym zdjęciu. Dziwnie. Wziął jeszcze kilka łyków wody, stojąc niedaleko.
Przed chwilą myślał o tym, że ten wyjazd to świetna okazja do poznawania się. Ale gdyby tak naprawdę chciał wiedzieć więcej o Noah, to na pewno musiałby odwdzięczyć się tym samym. I okej, umawiali się już jakiś czas, ale to wciąż wydawało się za wcześnie. Mówienie o swojej rodzinie było trudniejsze niż Jaime mógł się spodziewać.
Jego myśli przerwał Noah z propozycją pójścia po drewno. Moretti pokiwał głową.
– Dobry pomysł. Gdybyś potrzebował pomocy, to daj znać. Ja napiszę do kogo trzeba, że już dojechaliśmy – uśmiechnął się do niego lekko, a potem pocałował go.
Wiadomość do Shay’a była krótka, ale treściwa. A jakiś czas później Jaime zabrał się za przygotowywanie kolacji. Składniki na drinki też już się chłodziły. Ach, no i do gotowania Moretti ubrał na siebie jeszcze koszulkę.
– Pójdziemy później popatrzeć na gwiazdy?
Jaime
To prawda, na szczęście zdjęcie Jaime’ego, które Noah ustawił sobie jako tapetę na laptopie, było bardzo ładne, tajemnicze i tak naprawdę mniej było samego chłopaka na nim. Oczywiście, że było ładne, Noah robił same ładne zdjęcia, ale może po prostu to Moretti nie przywykł do tego typu… działań? Nawet nie wiedział, jak miałby to nazwać.
OdpowiedzUsuń– Wziąłem ze sobą dmuchany materac. Bardziej na wodę, ale jeśli pomost okaże się zbyt twardy, to możemy się położyć właśnie na materacu – zaproponował.
Spojrzał na Noah i pokiwał głową, wyrażając tym samym swój entuzjazm, aby mężczyzna porobił więcej zdjęć z ich wyjazdu. Skoro już tu był, to dlaczego nie? Będzie miał przecież o czym pisać. Zaraz potem Jaime uśmiechnął się i podszedł do niego. Objął Noah w pasie i pocałował go w brodę.
– Cieszę się, że postanowiłeś… trzymać nas w ukryciu przed czytelnikami. Tak będzie dla nas lepiej, jak mówisz – znów go pocałował, ale tym razem w usta. – Tak, jasne, a ty potem na to „och, no wiecie, w Meksyku, ale ogólnie chłopak pochodzi z Miami” – zaśmiał się lekko, a potem oparł policzek o jego ramię, przedłużając moment samego objęcia.
Jaime też nikomu nic nie powiedział. To znaczy, wspominał coś o tym, że się z kimś spotyka, ale na razie nie jest pewny tej relacji i nie chciał zdradzać więcej. Nawet Jerome’owi, który przecież był dla niego jak brat. Ale niestety, nawet Marshall musiał jeszcze poczekać, aż Jaime zdecyduje się na poinformowanie go, na czym tak naprawdę razem z Noah stoją.
Kiedy słońce zaczęło zachodzić, Jaime nałożył na talerze makaron z pomarańczowym sosem. Kolację mieli zjeść na tarasie. Zaraz też na stoliku Moretti położył drinki tequila sunrise. Potrafił jeszcze inne, ale akurat te wydawały mu się odpowiednie (i nie potrzebował wielu składników) na ten wyjazd.
– Jutro pójdziemy zobaczyć gdzie można wypożyczyć łódki, co ty na to? – zagadnął, biorąc kolejny kęs jedzonka.
Jaime
Jaime też nie wiedział, że tak się lubi przytulać. Nie miał okazji wcześniej się o tym przekonać, a teraz miał Noah, od którego nie potrafił się odkleić. Dobrze mu było w jego ramionach; ciepło, bezpiecznie, wygodnie. Lubił też, kiedy to właśnie mężczyzna go obejmował i przytulał do siebie. Wtedy Jaime nie potrzebował już niczego więcej. I było to dla niego niezwykłe uczucie i może nawet trochę jeszcze z nim walczył, ale zdawał sobie jednocześnie sprawę, że się temu poddaje. Chciał więcej takich gestów. Zaczynał się przyzwyczajać, a dotyk Noah nie stanowił dla niego problemu. Bo przecież od innych ludzi, obcych, wciąż uciekał, omijał i robił wszystko, aby uniknąć jakiegokolwiek fizycznego kontaktu.
OdpowiedzUsuńPodczas gotowania, Jaime wodził wzrokiem za Noah i musiał przyznać, że doceniał bardzo to, że Woolf dbał o ich bezpieczeństwo, zamykając drzwi. Bo na tym też Jaime miał małą… obsesję.
– Och, tak, albo kajaki – Jaime uśmiechnął się i pokiwał głową. – Rowery też brzmią super – dodał jeszcze i napił się drinka. – Jasne, że pływałem. Motorówkami, jachtami, a ostatnio nawet kutrem rybackim – zaśmiał się lekko. – Ale jeśli będzie tu też motorówka do wypożyczenia, to oczywiście bierzemy i będziemy zwiedzać wodną okolicę.
Jaime dokończył kolację, a potem zaczął sprzątać. Na niebie zaczynały być już widoczne gwiazdy, dlatego w drodze z powrotem na taras, zgarnął koc i poduszki z salonowej kanapy. Starał się nie szczerzyć cały czas jak głupi do sera, ale było to od niego silniejsze. Naprawdę czuł się szczęśliwy.
Moretti rozłożył koc i poduszki na pomoście i spojrzał w górę. Pomyślał nagle o Jimmy’m, a jego uśmiech stał się bardziej rozmarzony.
– No dobrze, drinki masz? – zapytał nagle po chwili ciszy, spoglądając na Noah.
Jaime
Jaime’emu też nie spieszyło się do opowiadania o tych wszystkich rodzinnych sprawach i o tym, co go dręczyło, co się z nim działo przez kilka lat. Wiedział, że w końcu będzie musiał; relacja Noah i Jaime’ego wciąż się rozwijała, szła w dobrym kierunku, więc raczej śmiało można było myśleć o tym, że moment, w którym Moretti opowie Noah o śmierci brata, a także wszystkim tym, co było później, w końcu nadejdzie. Prędzej czy później. Chłopak sam jeszcze nie wiedział, która opcja jest lepsza – kiedy Noah poza go bliżej i nie odejdzie (lub odejdzie i rozstanie będzie boleśniejsze), czy może jednak lepiej, aby poznał prawdę wcześniej, kiedy obaj nie byli aż tak zaangażowani i żadnemu nie będzie aż tak smutno z powodu rozstania.
OdpowiedzUsuńPóki co, nie było sensu dłużej o tym myśleć.
Jaime spojrzał na Noah, unosząc brew wyżej, nie bardzo wiedząc, jak powinien zareagować na komentarz o byciu z „tych bogatych chłopców”. Chyba jednak nie miał nic złego na myśli, zważając na jego kolejne słowa.
– Rejs po Atlantyku? To chyba nie do końca moja bajka – stwierdził z lekkim uśmiechem.
Jaime usiadł na kocu, a potem wziął szklankę od Noah. Wziął dwa łyki i odłożył alkohol na tacę. Potem położył się na plecach i westchnął.
– To prawda. Co innego oglądać je z Nowego Jorku, zakładając, że akurat nie ma smogu, a co innego w lesie – uśmiechnął się lekko. – Czy jego podróżnik znasz się na konstelacjach gwiazd? – zapytał, podkładając sobie poduszkę pod głowę.
Jaime
Jaime odwrócił głowę w stronę Noah.
OdpowiedzUsuń– Może myślą, że to dla bogatych, a może szkoda im czasu na rejs. Wiesz, zważając na to, jak świat dzisiaj pędzi i jak ludzie się spieszą, to ciągnący się dniami i tygodniami rejs… może być dla nich udręką? Nie dla każdego taka forma podróżowania jest przyjemna. Ale owszem, musisz o tym coś napisać, jak już znajdziesz informacje. A może napiszesz z własnego doświadczenia? O, albo odświeżysz potem artykuł, jak już się dowiesz, jak to jest – uśmiechnął się. – Ja byłem na kilku rejsach, ale trwały one zdecydowanie krócej. Czułem się wtedy trochę taki… uwięziony. Ale to inne czasy. Może teraz spojrzałbym na to nieco inaczej.
Później spojrzał na Noah, kiedy ten położył się na boku.
– A znam się na konstelacjach. Kiedyś o tym czytałem, więc… zostało mi w głowie. O, tam jest Gwiazda Polarna – wskazał palcem, a potem co nieco opowiedział o gwiazdach polarnych i ich położeniu w konstelacjach. Na koniec pogłaskał Noah po policzku. – Owszem, ale przebywałem wtedy w mieście, więc nie musiałem korzystać z pomocy gwiazd. Albo mchu na drzewach – zaśmiał się cicho. Uniósł nieco głowę i pocałował go w usta. – Mam jednak nadzieję, że nie będziemy musieli korzystać z pomocy natury na tym naszym wyjeździe… - uśmiechnął się szeroko. – Chociaż nie ukrywam, że byłoby to na pewno ciekawe doświadczenie.
Jaime nie znał tych okolic kompletnie, więc jeśli faktycznie uda im się wypożyczyć rowery i gdzieś pojechać, to istniała szansa, że się zgubią. Moretti jednak nie był pewny, jak działa jego pamięć w przypadku zapamiętywania drogi. Wtedy, kiedy rzeczywiście się gubił w miastach… cóż, był w takim stanie, że wszelkie próby przypomnienia sobie odpowiedniej drogi były bezsensowne.
Jaime
Jaime uśmiechnął się. To było takie ciekawe w Noah, że najpierw chciał czegoś doświadczyć na własnej skórze nim o czymś napisał. Wypadał bardzo prawdziwie w oczach czytelników i redakcji.
OdpowiedzUsuń– W takim razie życzę ci, aby ci się udało jak najszybciej wybrać się w taki rejs. I żebyś się świetnie przy tym bawił, opisując kolejne przeżycia – uśmiechnął się do niego. – Myślisz, że możesz mieć chorobę morską czy już wiesz, że ją masz? – zapytał z zainteresowaniem.
Czy Jaime chciałby popłynąć z Noah w rejs? Tak. Mimo tego, że wcześniej powiedział, co powiedział, to chętnie wybrałby się wraz ze swoim chłopakiem w taką podróż. W końcu najważniejsze było, aby to właśnie z Noah płynąć.
– Tak, uwięziony – westchnął i pogłaskał Noah po karku, zahaczając też palcami o jego włosy. – W pewnym okresie swojego życia chciałem być… poza - spojrzał na niego krótko, a potem w niebo. – Poza tym wszystkim dookoła. Daleko, jak najdalej się dało, przestać… być i… czuć. Chciałem się… uwolnić - zamilkł na moment. – Poznałeś mnie wtedy. Odurzanie się miało być taką pomocą w osiągnięciu celu.
Jeśli Noah miałby poznać przyczyny tego stanu, w jakim był Jaime, chłopak musiałby się cofnąć jeszcze o kilka lat wstecz. A raczej obaj nie byli na to gotowi.
Moretti spojrzał na mężczyznę, jak ten zmienia pozycję po jego opowiadaniach, a nawet lekko się uśmiechnął, kiedy Noah zrobił mu zdjęcie.
– Nie jest mi zimno – zapewnił go i również się podniósł do pozycji siedzącej. – To co? Rozbieramy się do naga i wskakujemy? – spojrzał na niego z tajemniczym uśmiechem.
Jaime
Jaime nie chciał myśleć o tym, że jeśli Noah się zdecyduje na rejs po Atlantyku, to będą musieli się rozstać na długie tygodnie. Chciał cieszyć się chwilą, a poza tym – przecież Woolf nie miał jeszcze żadnych konkretnych planów.
OdpowiedzUsuń– Ledwo – szepnął cicho.
Ledwo, jakimś sposobem przetrwał. I o tym też będzie musiał mu opowiedzieć. Nie będzie łatwo i nie załatwią tego w godzinę. Jaime doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Cieszył się jednak, że Noah nie zadaje więcej pytań, nie sugeruje, aby Jaime mówił dalej. I również miał nadzieję, że nie popadnie nigdy więcej w tę ciemność, z której tak na dobrą sprawę nie wyszedł. Było gorzej, o wiele, wiele gorzej, ale na dzień dzisiejszy było lepiej.
Również pocałował go lekko. I uśmiechnął się szerzej, obserwując jak Noah się rozbiera, a potem wskakuje do wody. Nie zastanawiając się dłużej, Moretti również się podniósł i zaczął zrzucać z siebie ubrania, aby chwilę później dołączyć do swojego chłopaka. Podpłynął do niego i pocałował go od razu. Faktycznie, woda była ciepła. Nagrzana po całym dniu słońca była bardzo przyjemna.
– Cieszę się, że tu przyjechaliśmy – powiedział cicho między kolejnymi pocałunkami.
Później zaś odpłynął i zanurzył się, ale nie nurkował zbyt długo; było po prostu zbyt ciemno. Odwrócił się w kierunku Noah i uśmiechnął się, aby zaraz zacząć się wesoło śmiać. Tak po prostu, ze szczęścia. Było to dla niego na tyle dziwne, że zakrył sobie usta dłonią, ale to i tak nic nie dało.
– Przepraszam, nie wiem, co się ze mną dzieje. To pewnie te drinki – uznał, wskazując palcem na pomost, gdzie znajdował się alkohol. – Coś ty tam dodał, hm? – i znów się roześmiał.
Jaime
Jaime uśmiechnął się na jego słowa, a potem podpłynął do Noah z powrotem. Może i coś w tym było – sesja, praktyki, stres. A teraz czysty relaks z mężczyzną, którego Jaime bardzo, bardzo lubił.
OdpowiedzUsuń– Tobie też się należy odpoczynek. Od pracy i od ucieczek przed ludźmi, którzy chcą ci obić twoją piękną twarz – powiedział poważnie, kładąc palce na jego policzku. – Tu na szczęście jesteśmy sami, z dala od wszystkich i wszystkiego. A ja… nadal uważam, że mój szaleńczy śmiech to przez te drinki – dodał, żeby nie zrobiło się aż za bardzo poważnie.
Później jednak znów pocałował Noah; z początku delikatnie, czule, ale nie trwało to długo. Pieszczota szybko przerodziła się w bardziej namiętną i zachłanną. Jeśli Noah nie chciał wyjść na napaleńca, to, cóż, Jaime może też nie, ale… to było silniejsze od niego. Zwłaszcza kiedy czuł pod palcami jego gorącą skórę, mięśnie, każdy kształt… A kiedy sięgnął dłonią poniżej podbrzusza… wiedział, że nie tylko on tego chciał. I chociaż przyjemnie było dawać mu przyjemność w jeziorze, wygodniej powinno im być na pomoście lub w domu, na przykład przed kominkiem – rozpalonym lub nie.
Nic nie mówiąc, Jaime złapał dłoń Noah i podpłynął z nim do pomostu. Chwilę później wraz z kocem i poduszkami przekroczyli próg domku. Moretti przyciągnął do siebie mężczyznę i znów go mocno pocałował.
Jaime
Jaime wolał zająć się Noah niż pić drinki. To znaczy mógłby popijać, kiedy będzie spragniony po innych czynnościach, wykonywanych razem z mężczyzną, wiadomo. Na szczęście Noah chciał tego samego, co Moretti. Chłopak wcale nie chciał, aby Woolf się od niego odsuwał. Chciał czuć jego dłonie (i nie tylko) na sobie, oddać mu się, drapać i gryźć go. A Noah się odsunął. Jaime oblizał usta i pokiwał tylko głową. Dobrze, dobrze, odetchnijmy, na chwilę się oddalmy, przygotujmy klimat… Oczywiście, że Jaime nie zamierzał się ubierać. Korzystając z tego, że Noah rozpalał w kominku, on sprawdził miękkość dywanu. Dorzucił jednak koc i poduszki, które chwilę temu leżały na pomoście. Przeczesał też mokre włosy i uśmiechnął się, widząc, że płomień w kominku staje się coraz bardziej widoczny. Moretti przeszedł bliżej Noah, gdy ten się wyprostował, a potem pocałował go w ramię i szyję, obejmując go w pasie, stojąc za jego plecami.
OdpowiedzUsuń– Chodź ze mną, przystojny panie podróżniku – zamruczał mu na ucho, a potem poprowadził go bardziej na dywan między poduszki.
Jaime zapamięta ten wyjazd i nie chodziło tylko o ten klimat, jaki sobie zbudowali do namiętnego seksu. Po prostu czuł się szczęśliwy i miał poczucie, że ktoś chce dla niego jak najlepiej, sprawić mu przyjemność w czuły czy bardziej ostry sposób. Zupełnie tak jak i on chciał tego dla Noah.
Jaime
Jaime bardzo lubił te chwile, przedłużające się, kiedy wraz z Noah sprawiali sobie przyjemność, kiedy kusili się i doprowadzali na skraj. Dlatego poddawał się wszystkiemu temu, co chciał z nim robić Noah, samemu nie zostając przy tym dłużny. Przy okazji drapał go, trochę gryzł – dokładnie tak, jak zawsze. Po prostu nie dało się inaczej, gdy byli w takiej sytuacji.
OdpowiedzUsuńPo wszystkim Jaime leżał już spokojnie na plecach i uśmiechał się rozleniwiony. Czuł na sobie dotyk Noah, przez co było mu jeszcze lepiej.
– Dziękuję – westchnął, wciąż się uśmiechając. – Ale skoro ja jestem cudowny, to ty jesteś fantastyczny – uznał i pocałował go w nadgarstek. – Możesz częściej robić to, co robiłeś.
Może powinni się przenieść do łóżka, może powinni wziąć prysznic… ale czy musieli to wszystko robić tak od razu? Przecież prysznic mogą wziąć jak wstaną. Niekoniecznie rano. Może po śniadaniu albo przed? Późnym śniadaniu, oczywiście.
– Nie, nie musimy. Jesteśmy na wakacjach i możemy spać, do której chcemy i gdzie chcemy. Tu, na zewnątrz, w łóżku… Możemy też przeleżeć cały dzień i nikt nam nic nie powie – dodał z cichym śmiechem.
Niedługo później i tak obaj zasnęli. Jaime jednak nie na długo, ponieważ śnił mu się jeden z koszmarów, który już od dawna go nie nawiedzał. Widział ogromne kałuże krwi, jakby przynajmniej pięć osób straciło tu życie, a nie jedenastoletnie dziecko. Obraz był rozmazany, a dookoła panowała ciemność, ale Jaime doskonale wiedział, że jego nagie stopy i dłonie są umoczone krwią. Chciał krzyczeć, ale nie mógł wydobyć z siebie żadnego dźwięku. W oddali, wciąż niewyraźnie, widział czyjąś sylwetkę. Znów próbował krzyknąć, ale to również nic nie dało. W momencie, w którym się poślizgnął i upadł na krew, obudził się.
Jaime otworzył szeroko oczy, czuł, jak szybko i mocno bije jego serce, a mięśnie są napięte. Podniósł się szybko, próbując złapać oddech. Jego myśli były rozbiegane, a w głowie wciąż wiedział obraz z koszmaru.
– Kurwa – szepnął, a potem zacisnął mocno powieki. W końcu widok przed nim zaczął wracać do normalności, a sam Jaime wstał i zachwiał się. Na szczęście zdołał utrzymać równowagę.
Wciąż na nieco drżących nogach przeszedł do kuchni, gdzie nalał sobie wody do szklanki i od razu wypił pół zawartości.
Jaime
Jaime zaczął się zastanawiać, dlaczego po takim czasie koszmary do niego wróciły. Może właśnie dlatego, że dawno ich nie było? Że za długo miał spokój? A może czuł gdzieś w sobie, że to, że jest szczęśliwy jest złe i niesprawiedliwe względem Jimmy’ego? Był po prostu zbyt szczęśliwy, a wyrzuty sumienia postanowiły znów dać o sobie znać? Oczywiście, że Jaime tego nie przepracował, ale było z nim już lepiej. Najwyraźniej nie tak, jakby sobie tego życzył. Uważał, że to jego wina – te koszmary. Skoro wciąż czuł się po części odpowiedzialny za śmierć brata, a bycie szczęśliwym było nie na miejscu (przecież na to nie zasługiwał), to sam sprowadził na siebie senne obrazy krwi, jakby te miały mu przypomnieć, że przestał zadręczać samego siebie.
OdpowiedzUsuńDrgnął, słysząc głos Noah. Zaraz spojrzał na niego i westchnął cicho.
– Nie – pokręcił głową. – Po prostu miałem… zły sen – dokończył wodę i odłożył szklankę. Znów spojrzał na Noah, nie bardzo wiedząc, co powinien teraz zrobić. Ostatecznie podszedł do niego bliżej i po prostu się przytulił. Może właśnie sprawił, że znów nawiedzi go koszmar? – Miałem brata, starszego. Zmarł i przyśnił mi się. Tak… jakby – westchnął znowu. – Obudziłem cię? Przepraszam. Ale już możemy wrócić do spania…
Jaime nie wiedział, czy jeszcze zaśnie. Co prawda było jeszcze ciemno, a zegarek wskazywał dość wczesną godzinę poranną. Moretti też był zmęczony, ale jednocześnie czuł się obudzony. To było bardzo dziwne.
Jaime
Jaime westchnął cicho, kiedy Noah przygarnął go do siebie i mocno przytulił. Chłopak zamknął na chwilę oczy, wsłuchując się w bicie serca Woolfa. To z pewnością go uspokoiło.
OdpowiedzUsuńDał się poprowadzić, a potem usiadł blisko niego. Nie trwało długo, kiedy znów się przytulił do Noah.
– Koszmar był… okropny i… - pokręcił głową. – Mój brat miał na imię Jimmy. Miałem dziewięć lat, a on jedenaście, kiedy zginął – zamilkł. Na pewno nie opowie mu o tym, jak zmarł James, ale o nim samym mógł co nieco opowiedzieć. – Jimmy był otwartym dzieciakiem, ciekawym wszystkiego. Inne dzieci lgnęły do niego. Grał też w piłkę nożną i szło mu całkiem nieźle – uśmiechnął się lekko, patrząc gdzieś przed siebie. – I nie byłem dla niego kulą u nogi. I wcale mi się tak nie wydawało, Jimmy brał mnie ze sobą na różne spotkania z innymi chłopakami, wspólnie jeździliśmy na wycieczki rowerami. A teraz skup się – wyprostował się i spojrzał na Noah. Było widać, że humor nieco mu się polepszył. – Raz zabrał mnie na jedne z bagien w Miami. Zobaczył małego aligatora i chciał go zabrać ze sobą do domu – uśmiechnął się wesoło. – Oczywiście wybiłem mu ten pomysł z głowy. Chociaż było to dość niebezpieczne, to całkiem miło wspominam tamten dzień – znów zamilkł, ale tym razem wciąż się uśmiechał. – Ciekawe, czy by cię polubił… - zawiesił głos, budując napięcie (które nie było im pewnie potrzebne, ale odpychanie od siebie pewnych obrazów było teraz najważniejsze). – Na pewno by cię polubił.
Zakładając, że gdyby James żył, to Jaime spotkałby na swojej drodze Noah. Bo tak naprawdę to jego śmierć doprowadziła do tego, że znajdowali się właśnie tutaj, właśnie w tym czasie.
I dobrze było powiedzieć Noah o tym, że miał starszego brata. Kolejny bardzo ważny fakt z życia Moretti’ego.
– A co spaceru to nie mam na razie ochoty. Ale jak już wstanie dzień, to wybierzemy się na poszukiwania jakichś wypożyczalni rowerów czy łódek, tak jak planowaliśmy – dodał jeszcze, starając się usilnie nie myśleć o tragicznej sierpniowej nocy sprzed lat.
Jaime
Jaime bardzo doceniał to, że Noah przy nim był i go przytulał do siebie. To mu pomogło. Chociaż było mu trochę głupio, że jego tak silne emocje wzięły górę i Noah musiał na to patrzeć. Na szczęście wciąż tu byli i wyglądało na to, że i Woolf nigdzie się nie wybierał. Było to bardzo miłe, a Jaime miał ochotę jakoś mu się odwdzięczyć. Za to, że był i że nie pytał więcej – o śmierć Jimmy’ego. Kiedyś mu opowie, na pewno, ale to nie była ta noc, to nie był ten wyjazd, to nie był ten czas.
OdpowiedzUsuńUśmiechnął się lekko, słuchając gdybań Noah dotyczących Jamesa.
– Ja go sobie wyobrażam jako idealnego syna, brata, czasami nawet męża i ojca. Widzę go jak wraca do domu, bo ma przerwę na studiach, zadowolony, szczęśliwy. I myślę sobie, że wciąż grałby w piłkę nożną i wyciągałby mnie na kolejne mecze i inne spotkania. Ale fakt, jakby rodzice nie patrzyli, to pewnie pakowałby się w kłopoty. Pewnie wraz z tobą i tak, to pewnie ja musiałbym was wyciągać z aresztu – zaśmiał się cicho. – I to prawda, to ja byłbym tym poważniejszym i odpowiedzialniejszym. Mniej charyzmatycznym i nieśmiałym introwertykiem – dodał jeszcze, a potem pokiwał głową. – Oczywiście, że się bałem. Myślałem, że w każdej chwili przyjdzie większy aligator, któremu nie będzie się podobało, że spędzamy z mniejszym czas.
Później westchnął cicho. Noah na pewno widział ramkę ze zdjęciem dwóch dzieciaków u niego w mieszkaniu. Jedno z ostatnich wspólnych zdjęć z bratem.
– Ten drugi chłopiec na zdjęciu – zaczął nagle, unosząc spojrzenie na Noah – to właśnie Jimmy. I właściwie możemy się położyć – zaproponował. – Zimno mi się zrobiło…
Byli nadzy, w kominku już dawno zgasł ogień, a noc nie należała do najcieplejszych. Jaime wstał i złapał Noah za rękę.
Jaime
Próba 1.
OdpowiedzUsuńPróba 2.
Usuń