Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

2138. I've been screaming, I've been crying, but you don't hear me

"Jak mogłeś odejść stąd w taką nieludzką noc?"
Listopad - Coma



Rok 2019 początkiem końca

Każda decyzja, nawet ta najbardziej błaha niesie za sobą konsekwencje, a te zdradziecko niszczą skrzętnie zaplanowaną przyszłość. Czasem widoczne są od razu, a kiedy indziej atakują znienacka, pozostawiając człowieka bezbronnym wobec przeciwności losu. Naiwna wiara w kontrolowanie tego, co nas otacza, może niejednokrotnie doprowadzić do tragedii. Nie na skalę światową, lecz tę bardziej kruchą - osobistą. Nie trzeba bowiem wiele, by misternie ułożony domek z kart nagle legł w gruzach. Delikatny podmuch wiatru odpowiadający źle dobranym słowom w relacjach międzyludzkich lub też brak stabilnego podłoża, którym od zarania dziejów było kłamstwo. W mgnieniu oka konstrukcja rozpada się, pozostawiając po sobie jedynie rozrzuconą w nieładzie talię kart. Skrywana od dawna tajemnica ujrzała światło dzienne, a wraz z nią opadły wszystkie bariery. Rozdygotane dłonie nie są w stanie poskładać ich w odpowiedniej kolejności - czy to koniec?.

Siedząc w sypialni na środku łóżka z podciągniętymi pod brodę kolanami czuła jedynie, jak kolejne  łzy niemal boleśnie spływają po policzkach. Wzrokiem podążała od otwartych na oścież drzwi po zamiecione w kąt kawałki szkła. Nie wierzyła, że ta najtrudniejsza w jej życiu rozmowa potoczyła się w ten sposób. Może w podświadomości wiedziała, że taki właśnie pisany był jej przebieg? Od pierwszych wypowiedzianych w kierunku brata zdań została przez niego spisana na straty. Zbędny był krzyk, zbędne rzucanie tym, co wokół, ponieważ rudowłosa widziała to w jego oczach. Poza ogromnym szokiem bez problemu dostrzegła odrazę. Nie powinna mu niczego mówić!

— Kurwa... — wypowiedziane na głos przekleństwo wcale nie ukoiło nerwów, a jedynie popchnęło kobietę w kierunku stojącej na szafce nocnej butelki wódki. Nie lubowała się w tym konkretnym trunku, jednak to był jedyny, jaki znalazła w mieszkaniu. Po każdym łyku kaszlała i krzywiła się niemiłosiernie, ale ani myślała, by przestać lub wyjść z pokoju. Potrzebowała zapomnieć, wymazać obrazy i słowa, które usłyszała tego wieczoru. Byłaś zwykłą dziwką. - huczało w głowie, nawet gdy usilnie zatykała dłońmi uszy. Bolało za każdym razem tak samo, ponieważ zostało wypowiedziane przez najważniejszą w jej życiu osobę - Christophera. Bratnią duszę, najlepszego przyjaciela, po prostu brata, który nie pozwolił nawet wyjaśnić, że to wcale nie było tak. Nie dostała szansy na obronę i chyba poddała się w przedbiegach, widząc jego pogardliwe spojrzenie. Bezbronna pod ostrzałem oskarżeń stała oniemiała, patrząc, jak udało jej się zrujnować najtrwalszą w swym życiu więź. Nie przejmowała się porozrzucanymi rzeczami czy potłuczonym na podłodze szkłem. Chciała zatrzymać najbliższą sercu osobę, lecz donośny trzask drzwi wyrwał ją ze świata złudzeń, ogłaszając jasno i wyraźnie - już za późno!

"Zdania, które nie powinny wypłynęły na powierzchnię"
Nie słucham - The Dumplings
Jeszcze dzień wcześniej Charlotte była pewna, że życie zdążyło ją zahartować i nic nie wywoła gorszego załamania od tego, gdy w samotności zmywała spojrzenia obcych mężczyzn, szorując boleśnie swe nagie ciało. Przez wiele miesięcy walczyła z samą sobą, by stawić się na czas w pracy i przy kolejnej rozmowie na Skypie z rodzicami się kompletnie nie rozkleić. Wymuszała na twarzy radosny uśmiech, egzystując z dnia dzień, aż w którymś momencie stała się silniejsza, bo przecież pokonywała kolejne przeszkody. Czerpała pełnymi garściami z rzeczywistości, w której musiała się odnaleźć. Po zmianie pracy stanęła pewniej na nogi, by teraz upaść w asyście potoków łez i urwanego krzyku. Proszę, wróć. Niech to będzie tylko zły sen. powtarzała w myślach, gdy odzyskiwała względny spokój ducha. Było to niczym cisza przed kolejną burzą rozpaczy. Wiedziała, że straciła najważniejszą osobę w swoim życiu na własne życzenie. Nikt nie kazał wyznać jej prawdy, to ona podjęła taką decyzję. Bezmyślną, złą i tragiczną w skutkach. Jeszcze nigdy nie czuła się taka samotna jak tego wieczoru. Piła, płakała i nie miała nikogo, kto byłby w stanie uciszyć ten ból. Kilka godzin później zasnęła, ściskając kurczowo pustą, szklaną butelkę po wódce. Mieszkanie wypełniła cisza zakłócana jedynie tykaniem zegara i miarowym oddechem kobiety. Nikt ponownie nie zapukał do drzwi, nikt nie wrócił i nie powiedział, że przeprasza i rozumie. Takie rzeczy działy się jedynie w filmach, które z góry były skazane na szczęśliwe zakończenie.

Poranek wdarł się nieproszony przez odsłonięte okna, zmuszając rudowłosą do opuszczenia wygodnego łóżka. Wszystko wokół wydawało się zbyt jasne i obce, jakby wcale nie znajdowała się w swoim mieszkaniu. Cisza, która jeszcze kilka godzin wcześniej podkreślała samotność - teraz była zbawieniem. Pulsująca głowa oraz pusta butelka po wódce były namacalnymi dowodami na kolejny popełniony błąd, którego konsekwencją okazał się potworny kac. Suchość w gardle czy zaspokojenie podstawowych potrzeb fizjologicznych spychały na drugi plan roztrząsanie tego, co wydarzyło się dzień wcześniej. Charlotte nie była w stanie zebrać myśli w jakąkolwiek sensowną całość, a napuchnięte oczy odmawiały produkcji łez. Mimo odpowiedniej dawki snu była wykończona i czuła się, jakby ktoś inny sterował jej ciałem. Ciepły prysznic, szybkie śniadanie w postaci jajecznicy - z nadzieją, iż nie będzie musiała jej zwracać, a na deser proszki na kaca. Na tym kończył się plan, a rozpoczynała pustka i stagnacja. Leżąc na kanapie w salonie, spoglądała w sufit, jakby na nim mogła dostrzec rozwiązanie wszystkich swoich problemów. Niestety poza kilkoma dziwnymi plamami nieokreślonego pochodzenia, nie zobaczyła nic więcej. Fizyczny ból zaczynał ustępować, jednak w jego miejsce pojawiał się ten, którego żadne tabletki nie były wstanie zagłuszyć. Kobieta umyślnie przygryzała dolna wargę, bo nie chciała znów słyszeć tych wszystkich obelg. Miała dość. Nim przeniosła się do sypialni, ciszę w mieszkaniu zakłóciła znajoma melodia, a serce zabiło szybciej w nadziei. Christopher promyk optymizmu przemknął nim zerknęła na ekran telefonu.
— Tak, szefie? — odebrała, przełykając niewidzialną gulę, która uformowała się w efekcie rozczarowania.
— Charlotte, wybacz, że dzwonię w trakcie Twojego urlopu, ale chciałem zapytać, czy jesteś może w Nowym Jorku... — W tle słychać było gwar baru, a Paul rzadko opuszczał gabinet w trakcie godzin otwarcia tej części swojego interesu. Zatrudniał w nim ludzi, którym ufał, by móc w pełni skupić na dopilnowaniu klubu oraz uporządkowaniu papierów. Rudowłosa ceniła sobie taki układ, ponieważ nie lubiła, gdy ktoś patrzył jej na ręce, oceniając, czy dobrze sobie radzi.
— Wróciłam wczoraj, a coś się stało? — Na czole kobiety pojawiła się pojedyncza zmarszczka, ponieważ nie spodziewała się telefonu z pracy do końca przyszłego tygodnia.
— To świetnie! Czy moglibyśmy się umówić na, jakby to ująć... Zawieszenie urlopu? Byłabyś w stanie przyjść dzisiaj na wieczorną zmianę? Dwie kelnerki się pochorowały, a Thomas sam nie da sobie  rady na barze — wyrzucał z siebie informacje z szybkością karabinu, ponieważ praca niemal paliła mu się rękach. Był weekend, byli klienci, tylko pracowników brakowało. Nagle spadł mu jeden ze szklanych kufli, przez co zaklął siarczyście, nie przejmując się kompletnie tym, że panna Lester nadal była po drugiej stronie telefonu.
— Przyjdę, ale najszybciej na dziewiętnastą — odpowiedziała po chwili namysłu i ukradkowym zerknięciu na zegar. Dochodziła piętnasta, więc miała całe cztery godziny, by doprowadzić się do porządku.
— Dziękuję, Charlotte. Naprawdę nas dzisiaj ratujesz — rzucił na dowiedzenia, a ona z powątpiewaniem spojrzała na zabandażowane po wypadku kończyny. Stłuczona ręka, noga oraz kilka porządnych zadraśnięć na twarzy były pamiątką po niedokończonej podróży do Los Angeles.
— Jak zawsze — mruknęła do głuchej słuchawki. Nie była w nastroju, by pokazywać się w pracy, ale nie chciała też zostawać w pustym mieszkaniu, które z każdej możliwej strony przypominało jej o kłótni z bratem. Wybór był prosty.

"Walka o z łóżka wstanie. Kolejny taniec w cyrku zdarzeń"
Zero osiem wojna - Coma

Życie w Nowym Jorku płynęło do przodu dzień za dniem, bez względu na to, jak wiele osobistych dramatów rozgrywało się w czterech ścianach niezliczonych mieszkań. Nie miał znaczenia status czy wymiar tragedii, ponieważ wszyscy byli traktowani jednakowo przez wiecznego władcę - czas. Czym prędzej człowiek zrozumie, że roztrząsanie przeszłości niczego nie zmieni, tym lepiej. Charlotte znalazła inne rozwiązanie tej sytuacji - rozplanowywała możliwie każdą minutę wciągu dnia, by nie zostawać z myślami sam na sam. Ciało dzięki regularnemu zażywaniu przepisanych leków szybko się regenerowało i bandaże w mgnieniu oka zniknęły z obowiązkowego elementu ubioru rudowłosej. Chciała znów bez większego problemu przywdziać maskę, która wskazywała na to, że nic się nie zmieniło. Uśmiechała się do klientów, a drinki serwowała szybciej niż zwykle. Paul nie miał obiekcji, by brała również nadgodziny, ponieważ dla niego oznaczały one czysty zysk.

Gdy jednak nie była potrzebna za barem czy przy serwowaniu zamówień klientom, przewieszała przez ramię sportową torbę i ruszała na zajęcia z krav magi, by dać upust emocjom na treningu. Przebrana w wygodny strój napawała się endorfinami wypełniającymi ją od stóp do głów. Nie liczyło się nic poza dobrze wymierzonym ciosem, nawet liczne siniaki nie zachęcały młodej Angielki do zmniejszenia ilości wizyt w klubie. W przypadku panny Lester nic nie działało lepiej niż porządny sparing z którymś z trenerów. Nie ważne, czy wychodziła z nich z tarczą, czy na tarczy, bo przyjemność czerpała z samego wysiłku. Lubiła ten stan, gdy skupić się mogła wyłącznie na tym, by przywołać miarowy oddech. To było pokrętny sposób poczucia wolności od błędów, powrotu do punktu wyjścia - nim otworzyła swe serce na tych, którzy postanowili ją opuścić.

W kalendarzu były również dni, gdy zawinięta w koc leżała przed telewizorem, próbując wyłączyć myślenie, oglądając denną komedię czy niskobudżetowy thriller. Do drzwi wtedy dzwonił najczęściej dostawca z jedzeniem: pizzą lub chińczykiem. Organizm miał chwilę wytchnienia, a kobieta udawała, że mieszkanie wcale nie wydaje jej się puste bez narwanego rudzielca. Rudzielca, który od świtu był na nogach, w przeciwieństwie do niej. Lubiła w wolny dzień zwyczajnie się wyspać do oporu, nigdzie się nie spiesząc. Na śniadanie zjeść pełnowartościowy obiad. Brat, zapalony kucharz-amator, umożliwiał jej to pod każdym względem, a teraz na powrót zbierała pieczątki jako stała klientka kilku knajp oferujących dostawę do domu. Jednorazowe opakowania były główną zawartością kosza pod zlewem, jednak nie czuła z tego powodu wyrzutów sumienia. Wiedziała, że za niedługo spędzi kilka godzin w klubie, uderzając zaciekle w worek treningowy lub swego przeciwnika.

Innym utartym schematem na wolne dni panny Lester czy same wieczory były szalone imprezy – okraszone alkoholem i tańcem w dawkach XXL. Tak bardzo chciała uciec od poczucia, że jest tym, kim nazwał ją Christopher zwykła dziwką, że nie wiedzieć kiedy, wróciła do starych nawyków. Może nie sypiała, z kim popadnie, ponieważ nadal z tyłu głowy miała inną znajomą gębę, która nie zasłużyła na zdradę. Może nie kończyła wieczoru w nieznajomych czterech ścianach, jednak na pewno czerpała z chwili zapomnienia pełnymi garściami. Z parkietu schodziła tylko wtedy, gdy chciało jej się pić lub potrzebowała wyjść do toalety. Bardzo często niemalże otwierała imprezę i zamykała ją słaniając się ze zmęczenia na nogach, ale z szerokim uśmiechem na twarzy. Wtedy nie bolało nic, nie myślała o tej cholernej kłótni, czuła się wolna od osądów. Była jedną pośród tłumów wijących się ciał. Czuła, że przynależy do czegoś większego.

"Nocą tańczą demony, całując się w agonii. Patrzą na mnie jak na zdobycz"
Anioły i Demony - Tymek
Nowy Jork tętnił życiem dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu, ale nawet tutaj najwięcej imprez odbywało się wraz z rozpoczęciem weekendu. Dlatego celowo uprzedziła szefa, że piątkowy wieczór chciałaby spędzić poza pracą, i chociaż początkowo mężczyzna nie chciał przystać na tę prośbę, rudowłosej udało się go przekonać. Charlotte po ostatnich miesiącach potrzebowała chwili  słodkiego szaleństwa w asyście głośnej muzyki i dobrych trunków. Nie wiedziała, do jakiego klubu dane będzie jej zawitać, więc postawiła na prostą stylizacje, by nie zostać odprawioną z kwitkiem sprzed drzwi. Cieniutki, czarny sweterek, frędzelkowa spódnica tego samego koloru oraz szpilki były najbardziej neutralnym wyborem. Nie chciała zbyt długo tułać się od budynku do budynku, tym bardziej, że musiała wszędzie dotrzeć pieszo. Może nie wyglądała jak ktoś, kto zamierza podbić parkiet tego wieczoru, a jednak gdy tylko dotarła na miejsce, nie potrzebowała specjalnego zaproszenia, by wkroczyć na sam jego środek. Zlewając się w jedną wielobarwną masę tańczących ciał, nie czuła się aż tak samotna. Była ona, muzyka i tłum nieznajomych, którzy tak jak ona pragnęli wolności i zabawy. Nie liczyło się nic poza tu i teraz. Żaden brat, żadna kłótnia, praca czy to, że znów w Wielkim Jabłku została kompletnie sama.

Po godzinie albo trzech nastąpiła zmiana DJ’a za konsolą, a z głośników rozległa się dobrze znana jej piosenka Jet – Are You Gonna Be My Girl. Niewiele myśląc, wypiła zawartość swego kieliszka na raz i zaczęła wdrapywać się na bar. Początkowo mężczyzna, który serwował jej drinki, odkąd pojawiła się w klubie, uniósł w dziwieniu brwi, lecz widząc, że nikt się do niego z tej strony nie ustawia, pozwolił na ten taniec. Kątem oka sam obserwował jej popis, jak i kilkoro klientów. Cóż nie był to lokal tego typu, by tancerki występowały na jakichkolwiek podestach. Lotta całkiem dała się ponieść melodii, kręcąc się wokół własnej osi, wyciągając ręce w kierunku DJ’ki. Frędzle latały we wszystkie strony, na szczęście spódnica była dwuwarstwowa i nie unosiła się w całości, więc dobór bielizny nie został ujawniony światu. Gdy piosenka dobiegała końca, rudowłosa źle postawiła nogę i jeden z obcasów znalazł się poza blatem. Była zbyt pijana, by chwycić się pobliskiej, pionowej belki o czasie. Nie zdawała sobie do końca sprawy, jak bardzo zaboli ją upadek na plecy z tej wysokości, a może łudziła się, że ktoś ją złapie? Kobieta po prostu nie myślała o tym, a leciała z uśmiechem na ustach zadowolona ze swego występu i błogości, jaką poczuła. Nagle silne ramiona oplotły jej wiotkie ciało, a przede wszystkim ustrzegły ją przed nie małą kontuzją. Mimo początkowych problemów z rozpoznaniem mężczyzny, dzięki krótkiej wymianie zdań zrozumiała, że nie był to nikt inny jak Podróżnik-Samotnik. Młoda Angielka nie spodziewała się, że spotkanie znajomego szatyna w klubie uczyni ten wieczór o wiele ciekawszym. Nie musiała się już przejmować kompletnie obcymi osobami, które nie rozumiały słowa odmowy, jeśli chodzi o wspólny taniec. Znalazła odpowiedniego partnera do szaleństwa na parkiecie, który zaskoczył ją też umiejętnym prowadzeniem. Bawiła się na całego, ani myśląc o troskach dnia codziennego. Zwieńczeniem tej nadzwyczaj udanej wyprawy okazała się butelka wina, zamglone we wspomnieniach rozmowy oraz mrożona pizza.

Kolejny dzień nie był dla niej już taki łaskawy, ponieważ w asyście ogromnego bólu głowy musiała ponownie mierzyć się z realiami otaczającego ją świata. Pierwszym ciosem była wyświetlona na ekranie wiadomość, którą musiała wysłać po powrocie do domu. Sama treść nie była kłopotliwa, lecz odbiorca  i fakt, że nie otrzymała na nią odpowiedzi.
— Świetnie, po prostu świetnie — warknęła zła na samą siebie za tak irracjonalne posunięcie. Gdyby nie ten nadprogramowy alkohol we krwi, pewnie nic tego nie miałoby miejsca i teraz nie patrzyłaby wściekło w telefon, który nie chciał zmienić wyświetlanego Misiek na kogokolwiek innego z listy kontaktów. Lotta dopiero miała się przekonać, że odpowiedź nigdy nie nadejdzie. Drugim ciosem okazał się czas, a raczej jego brak. Skupiona na czymś, czego już nie mogła zmienić, kompletnie zapomniała, że była umówiona z pracownicą biura nieruchomości. W pośpiechu zjadła śniadanie, popijając je proszkami przeciwbólowymi, i wybiegła z mieszkania. Nienawidziła się spóźniać, jednak z racji zmiany transportu z metra na czerwony rower była pewna, że tym razem tego nie uniknie. Trzeci cios przyszedł znienacka, gdy siedziała wieczorem na kanapie z laptopem na kolanach. Lester chciała w końcu zacząć pracę w zawodzie, więc regularnie wysyłała swój życiorys do różnych firm w nadziei na wakat. Większość z nich nie odpisywało, gdy nie byli zainteresowani kandydatem, lecz bywały wyjątki. Kobieta uśmiechnęła się do monitora widząc odpowiedź na jeden ze swoich maili. Wystarczyło jedno kliknięcie, by nieśmiała radość ulotniła się przez uchylone okno. To była najbardziej kulturalna i rozbudowana odmowa, jakie dane jej było otrzymać.  Natura uwielbiała równowagę, a dwa ostatnie dni były na to niezbitym dowodem. Chwila zapomnienia i dobrej zabawy wydawała się odległą rzeczywistością.

Rok 2020
"Wiosną ulice nie są wcale takie złe"
Wiosna - Organek

Mijały miesiące, a za oknami zawitała wiosna, nęcąc ciepłymi promieniami słońca do opuszczenia czterech ścian. Central Park nie przypominał już szaroburej plany, a zachwycał zielenią i malutkimi pączkami kwiatów. Rano coraz więcej ludzi decydowało się na krótki spacer czy szybki trening na świeżym powietrzu. Czas nie stanął w miejscu, nie zważał na pojedynczy, egzystencjalny upadek pośród miliona innych. Był bezstronny, lecz tym samym zmuszał do podjęcia próby odbicia się od dna. Charlotte udało się to z pomocą osoby, której wcześniej nie śmiała nazwać przyjacielem. Otrząsnęła się i pewniej patrzyła w przyszłość, ponieważ Jerome nie zawahał się wypowiedzieć na głos prawdy, której była świadoma. Bała się tylko z nią skonfrontować, jakby to oznaczało porażkę.

Nie było łatwo, ale po raz kolejny stanęła na nogi w tej miejskiej dżungli. Zaczęła znów cieszyć się małymi osiągnięciami dnia codziennego, na dalszy plan spychając rzeczy i relacje, na które nie miała większego wpływu. Po powrocie z pracy czy treningu nie przypominała już kupki nieszczęścia ukrytej pod sztucznym uśmiechem czy inną maską wypracowaną przez lata samotności. Lotta dojrzała i zrozumiała raz jeszcze, iż każda decyzja wiąże się z konsekwencjami, a te nie zawsze muszą być przyjemne. Dotarło do niej, że nie walczyła o to, by tkwić w przeszłości, i postanowiła się od niej uwolnić. Trafiając do punktu wyjścia, czuła, jakby ostatnie pół roku było czymś bardzo odległym, czymś, co nie do końca jej dotyczyło, a mimo to miało na nią wpływ. Idąc ulicami Nowego Jorku, dostrzega szeroką gamę barw, lecz wie, że tuż za rogiem znów może dopaść ją zdradziecki podmuch wiatru gotowy zburzyć jej misterną konstrukcję z kart. 


_________________________________________________________________________________
[Hej wszystkim, którzy dotarli do końca tej notki ;) Wyszło jako takie, ale chciałam oficjalnie ruszyć dalej z historią mojego rudzielca. W tytule tekst: You Made A Monster - Nick Kingsley & Hannah Hart. Najszczersze podziękowania dla El za całą pomoc i przede wszystkim cierpliwość💜 ]

8 komentarzy

  1. [Nie ma za to i ty dobrze o tym wiesz! :P
    A notka bardzo fajna. Dobrze mi się czytało - ale o tym też już wiesz XD
    W każdym razie trzymam kciuki za Lottę!]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Dziękuuuuuuje <3 I jaszcze raz bardzo się ciesze, że dobrze się czytało :)]

      Usuń
  2. Tak bardzo miałam ochotę mocno przytulić Lottę w trakcie czytania 💜 Pozostaję po tej notce jakaś taka rozwalona i z niemiłym uciskiem w dołku, a gdybym łatwiej się wzruszała, to pewnie już dawno ryczałabym w trakcie czytania jaj bóbr. Płaczę sobie w środku, po cichutku, jeśli można tak powiedzieć. I jest mi tak bardzo milutko i cieplutko na serduchu, że Jerome znalazł swoje miejsce-dwa zdania w tej notce 💜 I Coma 💜 I domek z kart 💜
    Muszę napisać jeszcze jedno. Mam wrażenie, że dzięki tej notce mam okazję poznać zupełnie inną Flurry. Gdzieś tam jej przebłyski już widziałam w wątkach, ale dziewczyno! To, co tutaj robisz z tą klawiaturą i co za jej pomocą tworzysz, to majstersztyk! Naprawdę, czapki z głów.
    I co tu jeszcze dodać... Cieszę się bardzo, że Lotta rusza na przód 💜 I niech się nie martwi, Jerome już jej podklei ten nowy domek z kart jakimś Super Glue albo Kropelką 💜

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! Naprawdę z całego serducha 💜
      Jerome to ważna osoba w życiu tego rudzielca, więc musiał się tutaj pojawić. Nie było po prostu innej opcji!
      A co do wzruszania - to ja za to bardzo łatwo się rozklejam i nie ukrywam po przeczytaniu komentarza łezka, a nawet dwie pojawiły się w oczach 💜 Tyle miłych słów.
      Oczywiście czekam razem z Lotta na ten Super Glue, bo z jej szczęściem na pewno się przyda haha!

      Usuń
  3. Miałam się do notki zabrać wczoraj, ale ciągle coś mnie odciągało. W końcu jednak siadłam i... czemu ta notka była taka krótka? Liczyłam, że będzie więcej tekstu, a tu nagle się kończy i dopisek autorski. :D Zdecydowanie musimy nadgonić wątek, bo widzę żedziewczyby wiele ze swojego życia omijają, a tak to przecież być nie może. ^^ Naprawdę świetnie napisana notka, dzięki niej też mogłam nieco się zagłębić w życie Charlotte i ciut lepiej ja poznać. Mam nadzieję, że niedługo znów jakaś ciekawa notka od Ciebie właśnie na główną. Chętnie bym poczytała... ;>
    Weny, weny, weny i masy chęci do pisania!:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje bardzo za te miłe słowa ❤
      A co do wątku to myślę, że po wyciecze dziewczyny będą miały okazję wszystko nadrobić lub chociaż odrobinę! :D
      Jeszcze raz dziękuję i cieszy mnie bardzo, że dobrze sie czytało :D

      Usuń
  4. Ojej. Nawet nie wiesz jak utożsamiam się z Twoją postacią. W sumie równy miesiąc temu jedna z moich ważniejszych relacji zakończyła się przez pomówienia, więc potrafię sobie wyobrazić co czuje.
    Przebrnęłam przez całą notkę gładko: stanowiła bardzo ciekawą podróż, poczułam się jak obserwator jej podnoszenia się z kolan, co napełnia człowieka niesamowitą radością. Mam nadzieję, że napiszesz coś jeszcze i że Lotta zdecyduje się używać kleju do swoich konstrukcji z kart ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przykro mi to słyszeć i mam nadzieję, że u Ciebie w życiu również nastała wiosna! A przynajmniej tego życzę z całego serca ❤ Wiem, że pomówienia lub brak szczerej rozmowy potrafi wszystko zrujnować :( Ale po każdej burzy wychodzi słońce, prawda? :D
      Bardzo mi miło, że historia Lotty była niczym podróż w kierunku - miejmy nadzieję szczęśliwego zakończenia. Teraz zdecydowanie postaram się ja przypilnować, by zaopatrzyła się w wyżej wspomniany Super Glue ;)

      Usuń