Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

It's a little soon but I wanna come home to you

miejsce wątku: dom Morrisonów
kolejność: Elle, Artek i Tilly
czas: styczeń 2021

4 komentarze

  1. Czy było coś złego w tym, że się denerwowała? Tak naprawdę z Tilly nie znały się za dobrze. Owszem, był w ich życiu krótki czas, w którym nawet jakoś się dogadywały, ale tak naprawdę nie miały okazji do dobrego zapoznania się. Teraz miały razem mieszkać, a raczej to Tilly miała mieszkać z nią i jej rodziną. Stresowała się. Chciała być dobrą gospodynią. Chciała być dobrą szwagierką, dobrą żoną, mamą, przyjaciółką... Chciała być po prostu dobra we wszystkim i naprawdę się starała! Nie miała pretensji do Arthura, że w ostatnim czasie zaniedbał ją i dzieci – miał przecież poważnie chorą siostrę, kim by była, gdyby miała do niego pretensje? Starała się też jakoś wytłumaczyć dzieciom, że tatuś ma dużo obowiązków na głowie... Nie mogli przecież powiedzieć Thei, że jej ciocia może umrzeć i dlatego tatuś spędza z nią teraz tak dużo czasu. Denerwowała się też tym, jak sytuacja w domu wpłynie na dzieci. Nie wiedzieli, jak długo Mathilde u nich będzie, więc nie było opcji, aby Matta i Theę oddać na ten czas do dziadków czy wujka Connora. Nie. Elle psychicznie nie wytrzymałaby tylko z Arthurem i szwagierką, w dodatku tęskniąc za dziećmi. Nie, aby podejrzewała, że ten wspólny czas z góry jest skazany na porażkę, ale... Była realistką, a raczej była po prostu sobą. Nie oszukujmy się. Nie ważne, jak bardzo się starała, była czarnowidzem, chociaż i tak było dużo lepiej, niż kiedyś. Kiedyś postawiłaby od razu krzyżyk na Tilly, jej śmierć powiązałaby z rozwodem, bo znając jej i Arthura szczęście, żałoba doprowadziłaby do jakiegoś większego konfliktu, a żadne z nich nie chciałoby podać ręki na zgodę, bo ile można. Może nie widziałaby tego konkretnie w taki sposób, ale pewnie... Pewnie Morrison wymyśliłaby coś równie zawirowanego. A jednak wierzyła, że Tilly wyzdrowieje. Wierzyła, że pozbędzie się choroby, że Arthur będzie potrafił wybaczyć siostrze i, że będzie po prostu normalnie. Jak w rodzinie. I dlatego zgodziła się na propozycję Artiego, aby jego młodsza siostra zamieszkała po operacji z nimi, a teraz, kiedy lada chwila mieli się pojawić w domu, czuła narastającą panikę. A co, jeżeli ona sama nie potrafiła tak po prostu zostawić za sobą przeszłości? Łatwo było to mówić i znieść, kiedy widziała się z Tilly raz na jakiś czas, ale czy podczas wspólnego mieszkania, mogło być tak samo? Nie miała pojęcia i... Denerwowała się tym. Denerwowała się tak bardzo, że musiała łyknąć dwie ziołowe tabletki działające uspokajająco. Popiła je sporą ilością wody, odstawiła szklankę na blat w kuchni i przeszła do salonu, w którym Thea siedziała na dywanie i bawiła się dinozaurami. Matty drzemał w przenośnym kojcu, a Elle... Elle kręciła się, od salonu do pokoju gościnnego i jego łazienki, aby upewnić się, że wszystko jest gotowe.
    - Tatuś! – Thea wrzasnęła, kiedy usłyszała drzwi i pędem ruszyła na korytarz. Matthew zaczął płakać. Elle ruszyła do synka chcąc go uspokoić, i ziuziając chłopca w ramionach ruszyła za Theą, aby przypadkiem nie wybiegła pomiędzy nogami Arthura i Tilly z domu.
    - Królisiu, chodź tu. Daj tacie i cioci w spokoju wejść. I co mama mówiła o krzyczeniu, kiedy Matty śpi? – Westchnęła ciężko, wciąż uspokajając synka.

    elcia

    OdpowiedzUsuń
  2. Miewał momenty zwątpienia, ale tylko ze względu na to, że obecność Tilly mogła zakłócić codzienność Morrisonów. Potem jednak tłumaczył sobie, że ta codzienność już się zmieniła. Czas dzielił między pracę, a opiekę nad siostrą, poświęcając żonie i dzieciom jedynie niezbędne minimum, czyli czytał Thei i Mattowi na dobranoc, a z Elle wymieniali się w łóżku kilkoma zdaniami i kładli się spać. Nie było łatwo, nie spodziewał się, że okaże się to tak trudne, ale skoro się zobowiązał, zamierzał się wywiązać z obietnicy opieki nad siostrą. Nie tylko przed operacją, ale również w trakcie rekonwalescencji, a potem będzie po prostu trzymał rękę na pulsie.
    Przywiózł jej rzeczy znacznie wcześniej, teraz zarzucił sobie jedynie na ramię szpitalną torbę i obszedł samochód, żeby otworzyć drzwi Tilly. Ujął jej dłonie i powoli, delikatnie pociągnął siostrę w górę, pomagając jej wstać.
    - Może cię zaniosę? – zaproponował, ale ostatecznie pokręcił głową. Jego dobre chęci mogły narobić ogromnych szkód w kontakcie z dziećmi. – Albo nie, nie chcę ci zrobić krzywdy – wymamrotał i poprowadził ją po podjeździe w stronę wejścia. – Słuchaj, gdyby Thea i Matt coś ci zrobili, po prostu zwróć im uwagę, okej? Nie wahaj się. Thea niby rozumie, a Matt ją we wszystkim naśladuje, ale to są tylko dzieci, więc… Zasada ograniczonego zaufania – posłał brunetce delikatny uśmiech i otworzył przed nią drzwi.
    - Cześć, Księżniczko – zwrócił się do córeczki i w ostatniej chwili wyciągnął przed siebie rękę, zatrzymując ją, zanim wpadła na niego albo, gorzej, na Tilly. – Ostrożnie, kochanie. Pamiętasz, co mówiliśmy ci z mamusią? Przy cioci zachowujemy się ostrożnie – przypomniał, ale pozwolił, by na sekundę objęła rączkami jego nogę i pogłaskał ją po ciemnej czuprynie. Zaraz potem dziewczynka się odsunęła.
    - Mogę z tobą? Cę pomóc cioci – powiedziała, spoglądając na Arthura błagalnie.
    - Dobrze, chodź. Otworzysz drzwi i odsuniesz kołderkę, żeby ciocia mogła się położyć – odparł z lekkim wahaniem, a Thea pobiegła przodem do pokoju gościnnego.

    artie

    OdpowiedzUsuń
  3. Chociaż to ona miała zamieszkać u Elle i Arthura, nie na odwrót, naprawdę obawiała się tych nadchodzących tygodni i to z kilku powodów. Po pierwsze, wiedziała, że jej relacja z Morrisonami wciąż jeszcze była niezwykle krucha. Dopiero co jej brat nauczył się rozmawiać z nią jak z członkiem rodziny, a ona - jak nie skakać mu bez przerwy do gardła. Dopiero co Elle zdołała wybaczyć jej wszystko, co pomiędzy nimi zaszło. Ostatnim, na czym zależało Mathilde, było nadszarpnięcie tej cienkiej nici przyjaźni, jaką udało im się zbudować. Było to do niej całkowicie niepodobne, ale bliskie zderzenie ze śmiercią i to po raz kolejny zmieniło ją nie do poznania. Tilly zdawała sobie przy tym sprawe, że zbyt częsty kontakt z ludźmi sprzyjał kłótniom i choć kobieta starała się trzymać język za zębami, nie mogła obiecać nikomu, nawet samej sobie, że jej podejście do życia, tak diametralnie różne do tego, jakie wykazywali Elle i Arthur, nie spowoduje kolejnego rozpadu rodziny.
    Po drugie, obawiała się sposobu, w jaki jej obecność wpłynie na harmonię Morrisonów. Nie znała Elle zbyt dobrze, ale wiedziała jedno - żona jej brata była niezwykle opiekuńcza, a co za tym szło, z pewnością będzie chciała skakać wokół niej przez cały boży dzień, co doprowadzi ją do białej gorączki. Mathilde prawdziwie nienawidziła litości i była pewna, że w dawnym domu jej rodziców poczuje się bardziej jak intruz, który zajmuje cenny czas, niż jak gość.
    Gdyby tylko mogła, zrobiłaby wszystko, aby uniknąć takiego przebiegu wydarzeń. Zdawała sobie jednak sprawę, że zamieszkanie z Arthurem było najlepszą opcją. Owszem, mogła wrócić do mieszkania i płacić duże pieniądze za zatrudnienie opiekunów, ale to wykraczało poza jej możliwości finansowe. Pozostało jej więc zdać się na łaskę lub niełaskę własnej rodziny.
    Tilly zaśmiała się cicho, słysząc propozycję Arthura o zaniesieniu jej do domu. Miała zamiar odmówić, na szczęście zanim zdązyła cokolwiek powiedzieć, Morrison sam zorientował się, że to nie był najlepszy pomysł.
    Chodzenie przychodziło jej z trudnością. Mało - każdy, nawet najmniejszy ruch potrafił sprawić, że Tilly odnosiła wrażenie, iż jej wnętrzności płoną żywym ogniem. Silne leki przeciwbólowe pomagały w niewielkim stopniu, a ich skutki uboczne niejednokrotnie sprawiały, że jej wcześniejszy posiłek lądował w toalecie. Mimo to Mathilde nie zamierzała użalać się nad sobą, nie chcąc ściągać na siebie niechcianej uwagi. Zacisnęła zęby, gdy Arthur pomógł jej wstać i, podpierając się o jego ramię, jakimś cudem dotarła do progu.
    - Cześć, dziewczyny - przywitała się z Elle i Theą.
    Dziewczynka najwyraźniej była niezwykle podekscytowana przybyciem cioci, a sama Tilly w pierwszym odruchu chciała schylić się, by móc ją przytulić i gdy tylko odrobinę zgięła się w pasie, syknęła z bólu, a z jej ust wypłynęło siarczyste przekleństwo.
    - Kurwa - warknęła sama do siebie, zanim zdążyła się zorientować, że tuż przed nią stała rozentuzjazmowana dwulatka. Morrison spojrzała na nią przelękniona, bo, rzecz jasna, wcale nie chciała jej demoralizować, dlatego, chcąc wyjść z tej sytuacji obronną ręką, dodała: - ...urwałam... to znaczy ucięłabym sobie drzemkę. Więc byłabym ci bardzo wdzięczna za pomoc z kołderką - odparła, siląc się na uśmiech, zanim nie zwróciła się do brata.
    - To... mogłabym się położyć? Raczej nie dam rady stać tak długo. I później chyba musimy ustalić jakieś zasady - zaczęła.

    Tilly

    OdpowiedzUsuń
  4. - Cześć – uśmiechnęła się do Tilly i do Arthura, cały czas trzymając Matta na rękach, tuliła go do siebie, jednocześnie próbując go uspokoić. Wybudzony z drzemki był marudny i opłakany. – Jak się czujesz? Głupio pytam, w końcu świeżo wyszłaś... Dostałaś jakąś kartkę z zaleceniami odnośnie diety, Artie, dostała? Co do pokoju, jest cały twój, muszę jeszcze tylko zerknąć do łazienki i nie będę ci się tam kręcić – powiedziała z uśmiechem – jeżeli coś by ci nie pasowało to mamy jeszcze jedne wypełnienie pościeli, więc będzie można zmienić, jakbyś nie mogła sobie poduszki ułożyć, czy kołdra byłaby za ciepła czy coś – dodała, zdając sobie sprawę z tego, że zdecydowanie za dużo gada i może powinna dać w ogóle Tilly szanse na całkowite j swobodne wejście w głąb domu.
    Elle uniosła brwi, słysząc kurwę. Rozumiała, że mogło ją coś boleć, nie dziwne, ale, żeby od razu tak przeklinać i to przy dzieciach? Zerknęła wymownie na Arthura, a do szwagierki się tylko uśmiechnęła.
    - Chodź Thea, zrób przejście, a zaraz z tatą pomożesz cioci – poprawiła sobie tak Matta, że trzymała go jedną ręką, a chłopiec opierał się o jej biodro tuląc się do kobiety, a drugą rękę wyciągnęła w stronę dziewczynki, a mała brunetka po chwili złapała rękę mamy.
    - Co to jest kułwa? – Spytała zaciekawiona, przechylając głowę, aby spojrzeć na twarz mamy.
    - Och, to... Później dobrze? Teraz musisz przecież pomóc tatusiowi i cioci, króliczku – uśmiechnęła się lekko do córeczki, a tak naprawdę zaciskała już zęby. Tilly nie była u nich nawet dwóch minut, a Thea już klęła! Na dodatek uwaga Tilly o zasadach, wcale nie poprawiła nastroju Elle. Bo czy to nie ona i Arthur powinni poruszyć ten temat? Villanelle nie chciała nic narzucać swojej szwagierce, chciała, aby ta czuła się tu, jak w domu. No, może chciała zaznaczyć, że nie ma przeklinania przy dzieciach, ale słysząc z ust Tilly o ustalaniu zasad, miała nagle ochotę wypisać pełną ich listę. Kiedy rodzeństwo weszło już do domu, Elle puściła rączkę Thei.
    - Idziemy się trochę poprzytulać, Matthew miał... Gwałtowną pobudkę, jakby była potrzebna pomoc, to... To nie krzyczcie – mruknęła, korzystając z możliwości przejścia do salonu, gdzie rozsiadła się wygodnie na kanapie, a mały Matty zaraz ułożył się na jej klatce. Jedną rączkę zacisnął na piersi Elle, a drugą złapał jej bluzkę i popłakiwał, pomimo uspokajającego gładzenia jego plecków przez brunetkę.

    naburmuszona elcia

    OdpowiedzUsuń