Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

[KP] „I promise you the truth can't hurt us now.”

 „But the blood on my hands scares me to death...”


Jaime Moretti

nici | karty i notki | Henio | auto


14 lipca 2000 rok | student antropologii sądowej na NYU | jego mózg nie broni się przed nadmiarem informacji | jeden z najlepszych studentów na swoim wydziale | pochodzi z Miami | dzieciak z bogatego domu | świadek morderstwa swojego brata | You can't wake up, this is not a dream | mniej pije | bardzo rzadko chodzi na imprezy | ogranicza inne używki | stara się zachowywać bardziej racjonalnie | najczęściej walczy na ringu | chce postępować bardziej odpowiedzialnie i rozsądnie | pragnie nawiązywać zdrowe relacje | kilka bliższych znajomości nadzieją na lepsze jutro |  I'll be good, I'll be good and I'll love the world like I should

 

 


„...Maybe I'm waking up today...”

 


    Usiadł na ławeczce przy nagrobku, który głosił niezmiennie James Moretti, syn, brat, bratanek, przyjaciel 09.08.1998 – 29.08.2009, a na płycie wciąż od trzynastu lat leżał zabawkowy aligator. Trawa dookoła była równo przycięta, niedaleko rosła jedna z kilku palm, lecz nie dawała wystarczająco dużo cienia. Ale Jaime’emu to nie przeszkadzało. Kochał słońce, choć… był okres w jego życiu, kiedy wolał ciemne chmury.

– Cześć, Jimmy – zaczął z lekkim uśmiechem. Zerknął na oryginalny znicz, który przyniósł pewnego razu Jerome, a potem na swój, który przed chwilą zapalił. – Od czego by tu zacząć… Już ze mną lepiej. Myślę, że dobrze o tym wiesz. Mówią, że gdzieś koło mnie zawsze jesteś. To trochę creepy, nie uważasz? – kąciki jego ust powędrowały wyżej. – Nawet wtedy, kiedy jestem z Noah? Lepiej nie… – pokręcił głową z rozbawieniem. – Właśnie, Noah. Pamiętasz, nie? Był tutaj ze mną, a potem… potem mu opowiedziałem o tobie i o tym, co się stało – z jego twarzy zniknął uśmiech. Westchnął cicho. – Nie odrzucił mnie, wiesz? Właśnie zachował się tak, że nawet nie miałem na to nadziei, że tak postąpi. Przytulił mnie i… zapewnił, że chce ze mną być. Tak samo jak Jerome. Nadal się przyjaźnimy i mam nadzieję, że nie przeszkadza ci to, że nazywam go bratem. Aha, i przepraszam za tamto na Barbadosie. Ja po prostu… nie wiem, straciłem wiarę na tę jedną chwilę – kciukiem i palcem wskazującym pokazał niewielką odległość prezentując, o jak krótką chwilę mu chodziło. – Ale na serio, teraz wszystko ze mną dobrze. Nie zachowuję się już tak autodestrukcyjnie i nie myślę tak często o tym, że nic by się nie stało, gdyby mnie zabrakło. Właściwie… prawie w ogóle o tym nie myślę. Bo, wiesz, teraz moją głowę zaprzątają przyjaciele. Tak, mam ich, powoli umiem już w relacje międzyludzkie. Rodzina i Noah. Teraz w moje urodziny powiedział mi, że mnie kocha – uśmiechnął się szeroko, przypominając sobie ten moment i aż westchnął rozmarzony. – Ja mu też to powiedziałem, ponieważ też to czuję. Dziwnie – potrząsnął głową, ale wciąż się uśmiechał. – Minęło trochę czasu, a ja nadal mam trudności, aby w to uwierzyć. Nie w to, że Noah mnie kocha, absolutnie to nie to. Raczej to, że ktoś był… jest w stanie mnie kochać. Wie o mnie tyle, te wszystkie straszne rzeczy i… kocha mnie. Niewiarygodne – wbił spojrzenie w grobową płytę. – Może jednak nie jestem taki zły, skoro ludzie chcą utrzymywać ze mną kontakt, chcą się spotykać i ze mną rozmawiać… i bawić się ze mną… – zamilkł, czując nagły napływ wspomnień. Tych wszystkich miłych, radosnych rzeczy i chwil, jakie spędzał z bliskimi sobie osobami. – Najwyraźniej da się ze mną wytrzymać. I odkryłem też, że potrafię się śmiać i cieszyć się chwilą. Moje żarty są słabe, ale staram się w ogóle żartować. Okazało się też, że niezła ze mnie gaduła. I drama king – zaśmiał się cicho, ale krótko. – Nie spodziewałem się, że mogę się tak często śmiać, że potrafię to robić. Zaskakujące… I uśmiech nie sprawia, że mam wyrzuty sumienia, że nie powinienem tego robić. Nadal nie przepadam za ludźmi, nie lubię tłumów i jestem wciąż nieśmiały w kontaktach z obcymi, ale nie jest tak źle. Naprawdę jest ze mną o niebo lepiej. Są ludzie, na których mi zależy i którym zależy na mnie. Chyba nie musisz się już o mnie bać, Jimmy.



Cześć! W karcie przewija się Christina Perri, Halsey i Jaymes Young. Na zdjęciu Tom Holland. Jaime czyta się przez "h". Szukamy powiązań do najróżniejszych wątków, szalonych, ale i spokojniejszych :)


127 komentarzy

  1. Uwielbiała podróże.
    Do siedemnastego roku życia nawet nie wiedziała, że mogłaby je polubić. Nie podróżowała nigdy wcześniej, bo nie miała pieniędzy, a prawda była taka, że z Alaski ciężko było się wydostać. A konkretnie to z miejsca, w którym mieszkała. Nie można było z Sitki wyjechać samochodem, a jedyną opcją był samolot albo rejs. Jedno i drugie przerażało blondynkę, która nigdy wcześniej nie korzystała z tego rodzaju środku transportu. Chciała odmienić swoje życie, więc musiała się zdecydować na dość poważne kroki. Zapewne, gdyby sama decydowała się na opuszczenie miasteczka to nie zrobiłaby tego nigdy, ale miała obok siebie przyjaciółkę i z nią wszystko było po prostu łatwiejsze. I zwyczajnie w świecie przyjemniejsze. Potem odkryła, że podróżowanie i odkrywanie nowych miejsc jest niesamowite i chciała robić to częściej. Dość prędko jednak dotarło do niej, że nie mając wykształcenia i stabilnej pracy to jest dość trudne zajęcia, a potem wszystko się posypało i nie chciała już tego robić sama. Ograniczyła się do kilku małych wycieczek, gdy mieszkała w Kalifornii, a teraz czasami lubiła urządzać sobie wycieczki za Nowy Jork. Nigdy jednak nie wyjechała dalej niż czterdzieści minut, bo co to była za radość, aby podróżować samej? Nie umiała poznawać nowych ludzi i było jej ciężko się otworzyć. Wyjazd z Jaime zapowiadał się niesamowicie.
    — Obiecuję, że nas nie wyrzucą. Masz przy sobie ekspertkę od makijażu, będzie tak elegancko zrobiony, że będą nam zazdrościć i sami jeszcze o taki poproszą — odpowiedziała ze śmiechem. Była pewna, że będą się świetnie bawić. W dodatku to były już takie czasy, że makijaż u faceta nie był niczym zaskakującym. W swojej pracy często się spotykała z takimi, którzy się malowali i byli w tym lepsi niż ona. Mocno im zazdrościła umiejętności, bo choć sama posiadała niezłe to ich… Och, to był zupełnie inny poziom.
    — Jak to nie widziałeś Hokus Pokus? — spytała i naprawdę była zaskoczona. Sądziła, że to film, który widzieli wszyscy. — O, nie. Będę musiała to naprawić. Jedziesz do Salem i nigdy nie widziałeś tego filmu? Powinnam cię złożyć w ofierze siostrom Sanderson. Obawiam się, że jesteś dla nich za stary, bo wolą dzieci, ale za to, że nie oglądałeś to zrobią wyjątek.
    Wiedziała, że będzie musiała go zaciągnąć do siebie, aby obejrzeli drugą część, gdy już wyjdzie. Nie spodziewała się, że istniała osoba, która nie znałaby tego filmu. To przecież była klasyka Halloween! Co prawda bardziej dla dzieci, ale każdy mógł się świetnie bawić na tym filmie. Podziękowała za ciasteczka i wzięła jedno. Było niesamowite, co mógł wyczytać z jej twarzy.
    — Ja też się cieszę. Dawno nigdzie nie byłam i to pierwszy taki wyjazd, na który się naprawdę cieszę. Od jakiegoś czasu już chciałam zobaczyć Boston, ale Salem przede wszystkim.
    Brakowało jej osób, które chciałyby z nią podróżować. To kosztowało, trzeba było brać wolne z pracy i takie tam. Nie każdy miał na to czas czy nawet pieniądze. Miley bardzo byłą zadowolona z faktu, że Jaime mógł z nią pojechać i wpadli na taki pomysł.
    — To mam nadzieję, że plan będzie dla ciebie łaskawy. Nawet myślałam, aby zacząć jakieś studia, ale… sama nie wiem. Nie potrzebuję co prawda do swojej pracy studiów, kursy dokształcające prędzej, ale fajnie byłoby pójść — odpowiedziała i wzruszyła lekko ramionami. Trochę przerażał ją koszt studiów, ale jeśli się zdecyduje to pewnie dopiero za rok. — Chyba dobrze. Znaczy, w pracy dobrze i ogólnie też, ale… odezwała się do mnie biologiczna matka, dasz wiarę? Po dwudziestu dwóch latach okazuje się, że jednak żyje i to dosłownie obok.
    Westchnęła i wpakowała w siebie kolejne ciastko. Nie ukrywała przed nim tego skąd pochodzi i że nie ma rodziców. To może nie była rzecz, którą się mówi na dzień dobry, ale znali się już dość długo, aby Jaime takie rzeczy o niej wiedział.
    — I nie mam pojęcia co robić. Chyba nawet powiedziałam jej, aby się wypchała, gdy znów przyszła porozmawiać.

    [To jeszcze raz tutaj - cudowne zdjęcie i gif, a tekst... no cudny <3]
    Miley

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście, że na wszelkiego rodzaju uroczystości Jerome miał zapraszać Jaime’ego razem z Noah. Był dobrze wychowany i kulturalny, to po pierwsze, a po drugie, to nie tak, że nie lubił Woolfa lub nawet doszczętnie go nienawidził, nic z tych rzeczy. Jeśli dobrze się nad tym zastanowić, można było nawet powiedzieć, że wyspiarz darzył partnera swojego przyjaciela sympatią, a gdyby poznali się w innych okolicznościach, istniało naprawdę spore prawdopodobieństwo, że zostaliby dobrymi kumplami. Noah był rzeczowy i konkretny, a przy tym praktyczny i były to cechy, które Jerome sobie u niego cenił. Przepadał nawet za tym, jak Noah potrafił umiejętnie mu dokuczać, z tych jego cech, czy to charakteru, czy to aparycji, które Jerome uważał za swoje zalety, robiąc oczywiste przywary. Na dzień dzisiejszy nie myślał o Woolfie ze złością, a raczej podszytym sympatią rozbawieniem.
    Jerome spojrzał na przyjaciela i powoli skinął głową, kiedy ten opowiedział o ciemności. Śmierć Nahuela nie wywołała w nim żadnych lęków, jedynie przytłaczające i przygniatające poczucie winy, z którym długo nie potrafił się uporać i którego okruch miał pozostać z nim już na zawsze, spoczywając na dnie jego serca. Z tym jednakże wyspiarz pogodził się już jakiś czas temu i dziś nie miałby żadnych problemów, żeby wejść na pokład kutra i wypłynąć na otwarte wody, choć może już nie zabierałby ze sobą Jaime’ego…
    — Fuj! — Jerome wzdrygnął się, kiedy Jaime wspomniał o macaniu ścian. Nie wiedzieć, czemu, momentalnie wyobraził sobie, jak oślizgłe w dotyku mogłyby być te ściany – zimne i wilgotne, pokryte nieprzyjemną w dotyku pleśnią lub innym świństwem niewiadomego pochodzenia. Stąd mężczyzna odczuł tym większą wdzięczność względem organizatorów i w duchu podziękował im za umieszczenie noktowizorów w tej skrzyni. Dzięki nim nie tylko mogli korzystać z ciekawego sprzętu, ale też uniknąć niepotrzebnego drażnienia zmysłu dotyku.
    Później ruszyli dalej i wydostali się z pokoju, w którym zdaniem Marshalla, spędzili zbyt wiele czasu.
    — Uważaj, bo po wszystkim się do ciebie przeprowadzę. A będę musiał wziąć ze sobą Charlotte i Aurorę! — podkreślił z rozbawieniem, kiedy pogrążali korytarzem. I o ile obecność Lotty najpewniej nie przeszkadzałaby chłopakowi, o tyle wraz z pojawieniem się w jego mieszkaniu małego dziecka istniało pewne ryzyko, że od czasu do czasu będzie musiał się nim zająć, a tego chyba nie chciał, prawda?
    Trzydziestolatek wcale nie ukrywał, że chętnie puścił Morettiego przodem, kiedy zdecydowali, że koniecznie muszą zajrzeć do klapki w podłodze. Nim Jaime zszedł na dół, Jerome powiedział mu, żeby na siebie uważał, ponieważ w takiej sytuacji aż nazbyt łatwo było skręcić kostkę lub nawet złamać nogę, a kiedy dostał wyraźny sygnał, że na dole było czysto, sam powoli zszedł po drabinie, uważnie stawiając kolejne kroki i mocno chwytając się szczebli. Dołączywszy do przyjaciela, rozejrzał się i westchnął cicho. Lubił labirynty, ale niekoniecznie w takich okolicznościach – bardziej odpowiadały mu te zielone, cięte z żywopłotu, w których łatwo było odnaleźć drogę.
    — O rany, co! — pisnął wyspiarz, wystraszony nagłym okrzykiem przyjaciela, a kiedy się uspokoił, wierzchem dłoni otarł z czoła wcale nie takie wyimaginowany, a zupełnie realny, zimny pot. Zresztą miał wrażenie, że cały pocił się nienaturalnie mocno, mimo że we wnętrzach było raczej chłodno, przez co podejrzewał, że to buzująca w żyłach adrenalina tak bardzo dała mu popalić. Podczas gdy dochodził do siebie, Jaime już zainteresował się tajemniczym płynem, który następnie rozpylił i tym samym ujawnił strzałkę.
    — Stary, skąd o tym wiedziałeś? — spytał Jerome z nieukrywanym podziwem i z dumą klepnął Jaime’ego w plecy. — Idziemy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na odkrywaniu drogi i podążaniu za znakami spędzili kilka, jeśli nie kilkanaście kolejnych minut, aż natrafili na przejście do kolejnego pomieszczenia. Jak się okazało, w pokoju ze strzałkami poszło im zaskakująco łatwo, więc czego mogli spodziewać się tutaj? Pokój był większy niż poprzednie, ale raczej pustawy. Tylko na jego środku stała… Klatka. Tak, to bez wątpienia była klatka, w środku której kulił się jakiś kształt. Kształt ten, usłyszawszy ich kroki, poruszył się i niespodziewanie odezwał.
      — Halo? Jest tu ktoś? Niczego nie widzę, pomocy!
      Marshall zdążył przyzwyczaić się do tego, że on i Jaime zostali sami, przez co nie spodziewał się, że kogokolwiek zobaczy, ani tym bardziej usłyszy. Stąd kiedy głos wołający o pomoc przegonił ciszę, trzydziestolatek tak po prostu wrzasnął, głośno i cienko niczym spłoszona panna. Jednocześnie doskoczył do przyjaciela, szukając w nim oparcia.
      Tymczasem właściciel głosu, który niczego nie widział, przestraszył się reakcji wyspiarza i cóż, również zaczął wrzeszczeć, przez co po pomieszczeniu echem poniosła się prawdziwa kakofonia, który wybrzmiewała przez dobrą minutę, nim zarówno jednemu, jak i drugiemu zabrakło tchu.
      — Jesteście uczestnikami, prawda? — odezwał się kształt z klatki, kiedy nie miał już siły krzyczeć. — Powiedzcie proszę, że tez jesteście uczestnikami tego durnego wydarzenia!

      [Piękna jest ta karta 💛💛💛]

      JEROME MARSHALL

      Usuń
  3. Jaime był naprawdę uroczy. Czasami był z niego po prostu taki kociak, który potrzebował uwagi i pieszczot. Woolf nigdy nie pomyślałby, że właśnie ktoś taki będzie dla niego odpowiedni i skprytnie skradnie jego serce. Naprawdę tego nie podejrzewał i nawet do końca nie rozumiał. W końcu zwykle wybierał osoby, które miały cięty język i mroczną duszą, a Jaime był dla niego wesołym liskiem, który rozsiewa miłość, gdziekolwiek się pojawi.
    - Mnie też się dobrze z tobą śpi - odparł. Uśmiechnął się jeszcze i pocałował go w policzek. Nie zamierzał spierać się z Jaimem przed snem, co zapewne popsułoby odpoczynek im obu. Teraz zaś liczyło się przede wszystkim to, że leżeli przy sobie, przytuleni, i mogli pozwolić sobie na zupełny relaks. Woolf naprawdę nie miałby nic przeciwko, gdyby dochodziło do tego częściej, choć przecież widywali się całkiem regularnie. Może odbieranie Jaimego z pracy będzie dodatkowym pretekstem do takich wieczorów, jak ten?
    - Kocham cię, Jaime - szepnął.
    Kolejne tygodnie mijały w określonym rytmie. Noah tak planował sobie czas, żeby odbierać swojego partnera z pracy i dowozić go do domu lub do swojego mieszkania. Czasami niestety tylko odstawiał go pod drzwi, ponieważ musiał pędzić gdzieś dalej, ale starał się jednak znaleźć czas dla nich obu tak często,jak tylko potrafił.
    Tego dnia podjechał po chłopaka motocyklem. Zdjął kask i grzecznie czekał. Na pocałunek odpowiedział bez wahania, ale chwycił chłopaka za brodę i ponownie pocałował, nieco bardziej zachłannie.
    - Hmmm... chętnie załapię się na jakąś kawę. Masz jakieś miejsce na myśli? - zapytał i podał mu kask. - Tylko powiedz, dokąd mam jechać - dodał. W przeciwieństwie do Jaimego Noah nie myślał tyle o zagrożeniu. Zawsze martwił się o swojego chłopaka, ale sytuacja wydała się opanowana i nic nie wywoływało większego niepokoju niż zwykle.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  4. [Miałaś rację - tekst w karcie jest genialny. I smutny, i zabawny jednocześnie. A przede wszystkim jest przeuroczy <3 Aż chce się Jaimego przytulić mocno i podnieść do góry jak dziecko. Zdjęcie oczywiście śliczne, ale w to nie wątpliłam ;) ]

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  5. [Jaime jest cudowny <3]
    Noah nie miałby nic przeciwko temu, żeby ktoś ich zobaczył. Chętnie pochwaliłby się tym, jakiego cudownego chłopaka ma. Rozumiał jednak, że Jaime nie musi podzielać jego zdania. W końcu chodziło o znajomych Morettiego, którzy mogli go osądzać za to, z kim się spotyka. Noah zgadzał się z poglądem, że każdy powinien mieć prawo samodzielnie zdecydować o tym, czy i kiedy się ujawni. Nawet jeśli Woolf miał czasami ochotę wykrzyczeć to na całe gardło.
    - W takim razie jedziemy - odpowiedział Noah i zaczekał na Jaimego, a potem ruszyli we dwóch. Lubił te ich wspólne wypady, bo mimo codziennego spotykania się wcale nie mieli tak dużo czasu na rozmowy i wspólne spędzanie czasu. Częściej po prostu cieszyli się obednością drugiej osoby, ale każdy robił coś innego.
    Podobnie było kilka dni później, kiedy po odebraniu Jaimego, Noah usiadł na kanapie z laptopem i znowu coś klikał. Wtedy dosiadł się do niego chłopak z bardzo nietęgą miną. Woolf bez wahania zamknął klapę laptopa, żeby nic go nie rozpraszało w trakcie tej rozmowy.
    Noah zmarszczył brwi, kiedy usłyszał rewelację od Jaimego. Położył dłoń na jego ramieniu i przyciągnął go do siebie.
    - Jesteś bezpieczny, Jaime. Nigdzie nie chodzisz sam. Z resztą skąd ktoś mógłby wiedzieć o o tobie? - Pewnie Noah powinien go uspokoić, ale sam był przerażony. Zawsze bał się, że ściągnie na Jaimego swoje kłopoty, a tu okazało się, że atak może przyjść z zupełnie innej strony.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  6. Noah nie wiedział, jak mógłby uspokoić Jaimego, a jednocześnie sprawić, by ten zachowywał wzmożoną ostrożność. Pogłaskał go po głowie.
    - Możemy zrobić ci jakąś wesołą fryzurkę. Lubię twoje włosy, ale jeśli dzięki temu poczujesz się bezpieczniej, to mogę iść po farbę - odparł i pocałował go w czoło. - Ładnie będzie ci w rudym - dodał żartobliwym tonem. Widział nerwowość chłopaka i czuł się bezradny wobec tej sytuacji. Z pewnością był większym paranoikiem od Jaimego, bo już zastanawiał się, jak może mieć Jaimego na oku cały czas. - Za to soczewki jest bardzo łatwo załatwić, gdybyś chciał - dodał. - W każdym razie.... paranoja czy nie, lepiej, żebyś na siebie uważaj. Nie chodź nigdzie sam, ok? W sensie poza budynkiem, w którym pracujesz, i uczelnią. Przebywaj w miejscach, gdzie kręci się dużo ludzi i miej przy sobie coś ostrego. Jakiś scyzoryk czy nawet pióro - poradził. Nie chciał go straszyć, wiedział też, że Jaime potrafi się bić, ale wolałby, żeby był gotowy na wszystko.
    - Mogę jakoś.... pomóc przy szykowaniu jedzenia? - dodał. Wiedział, że już nie skupi się ponownie na pracy.

    Zmartwiony Noah

    OdpowiedzUsuń
  7. Noah przewrócił oczami.
    - Podejrzewam, że podobałbyś mi się w każdych włoskach - odparł i roztrzepał mu fryzurkę. - A takie miedzianozłote kosmyki mogłyby wyglądać interesująco - dodał żartobliwym tonem. Na pewno był daleki od namawiania Morettiego do jakichkolwiek zmian. Ich rozmowa miała charakter hipotyczny i właśnie taki powinien pozostać, ponieważ Noah nie chciał niczego narzucać Jaimemu.
    - Ważne, żebyś czuł się dobrze z samym sobą... - odparł Noah. - A scyzoryk mam - dodał i wstał. - Skoro ty będziesz gotował, to ja poszukam scyzoryka. Na pracę i tak straciłem ochotę. Najwyżej pogapię się na ciebie, aż zrobi ci się niezręcznie i będziesz musiał wlepić mi jakieś zadanie, żebym dał ci spokój - zakończył wesoło. Chciał nieco zmienić nastrój, który zapanował między nimi, i rozweselić swojego chłopaka.
    Faktycznie jednak wyszedł i ze skrzynki z najważniejszymi rzeczami wyjął stary, ale ostry scyzoryk z metalowo-bursztynową rączką. Położył narzędzie na blacie przy Jaimem.
    - Mam nadzieję, że nigdy nie będziesz musiał go używać, ale na wszelki wypadek wolałbym, żebyś go ze sobą miał - powiedział poważnym tonem i pocałował chłopaka w skroń. Nie mógł się o niego nie martwić.
    Potem Noah usiadł sobie tak, żeby faktycznie przyglądać się pracy Morettiego.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  8. Noah popatrzył na chłopaka rozbawiony.
    - To byłoby marnotractwo, nie sądzisz? Miałbym marznąć, a ty nawet byś nie popatrzył? - odpowiedział zaczepnie. Nie nakręcał się jednak. Wykonał swoje zadanie ze scyzorykiem, a potem grzecznie realizował każde wyznaczone mu przez Jaimego zadanie.
    - Może i krępujące, ale ja mam za to odpowiednie widoki - stwierdził gdzieś mimochodem i pocałował go w policzek.
    W sumie wspólne gotowanie było całkiem przyjemne. Głownie dlatego, że Noah nie musiał myśleć, nad tym, co robi, bo Jaime pilnował, przy każdym kroku. Trochę jak bezmyślna lalka wykonywał kolejne ruchy i zwyczajnie dawał się prowadzić za rączkę. W końcu usiedli do kolacji i Noah naprawdę zachwycał się tym, co przygotowali. Może po prostu za bardzo lubił krewetki? Potem posprzątali i Noah w sumie spodziewał się, że pójdą spać. Nie przewidział, że Jaime wmelduje mu się na kolana.
    Woolf odruchowo objął go i jedną dłoń ułożył na jego pośladku, żeby chłopak mu się nie zsunął. Zaskakiwało go to, że Jaime potrafił tak bez pośrednio i bez zapowiedzi przejść do pieszczot. Zaskakiwało i cieszyło, ponieważ oznaczało, że chłopak czuł się przy nim dobrze i bezpiecznie do tego stopnia, że może okazywał swoje potrzeby, dawał do zrozumienia, na co ma ochotę.
    - Hmm... i tak cię odbiorę, i odwiozę do domu - odparł. - Mogę też zrobić zakupy po drodze, jeśli czegoś potrzebujesz - dodał i pocałował go delikatnie. - Chyba że masz jakieś inne życzenia - wymamrotał.
    Westchnął cicho.
    - Hmm... nie jesteś zmęczony? - zapytał cicho.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  9. To była przesada. Jak organizatorzy wydarzenia mogli porwać się na coś takiego i zamknąć kogoś w klatce? Jerome na pewno nie chciałby znaleźć się na miejscu tego nieszczęśnika, o czym pomyślał całkiem trzeźwo, kiedy już przestał krzyczeć i po tym wzmożonym dla płuc wysiłku łapał oddech. Podczas gdy Jaime ucinał sobie niezobowiązującą pogawędkę z ich nowym znajomym, wyspiarz dochodził do siebie i przyłożył dłoń do piersi, czując, jakby jego serce miało zaraz wydostać się z klatki żeber i uciec stąd w te pędy, niezdolne do zniesienia kolejnej dawki stresu i cóż, brunet wcale mu się nie dziwił. Po tym, czego przed chwilą doświadczył, sam najchętniej dałby nogi za pas, lecz nie uważał, by cofnięcie się do pierwszego pomieszczenia cokolwiek dało i niechętnie pogodził się z myślą, że on i Jaime, a teraz także Jeremiah, będą musieli brnąć dalej na przód.
    Pochwyciwszy spojrzenie przyjaciela, Marshall wzruszył ramionami. Nie miał pojęcia, jak uwolnić młodego mężczyznę z potrzasku. Wszystkie klucze, które udało im się zdobyć po drodze, już wykorzystali w innych celach, zresztą przyjrzawszy się klatce, nie dostrzegł nigdzie zwykłego zamka z dziurką. Nim jednak choćby zdążył zastanowić się nad rozwiązaniem, w pomieszczeniu nastał gwałtowny ruch i kilka rzeczy wydarzyło się naraz. Ściana za klatką otworzyła się, a sama klatka gwałtownie pomknęła w kierunku powstałej wyrwy, przez co stojący zbyt blisko Jaime się wywrócił. Jerome, z braku lepszego rozwiązania, najpierw wrzasnął niemalże tak samo, jak przed paroma minutami, a później rzucił się ku przyjacielowi, chcąc pomóc mu wstać. Moretti był jednak szybszy, poderwał się na równe nogi i popędził za klatką, która w następnym ułamku sekundy zniknęła z ich pola widzenia, przez co obydwaj nieomal rozbili się o ścianę, która nagle wróciła na swoje miejsce.
    — To przestaje być zabawne — skwitował trzydziestolatek i zaczął krążyć po pomieszczeniu, zataczając to mniejsze, to większe koła. Uniósł ręce i zacisnął palce na włosach, jakby zaraz miał zacząć rwać je sobie z głowy. — Ci organizatorzy są nienormalni… — mruczał, starają się uspokoić, a wtedy Jaime zwrócił uwagę na światełka znajdujące się na suficie i Barbadosyjczyk zadarł głowę.
    — Nic nam po kierunku bez mapy — zauważył, kiedy już zlustrował wzrokiem sufit. Co prawda w dobie wysoce rozwiniętej elektroniki nie było to koniecznie, ale Abisai nauczył wszystkich swoich synów nawigować po układzie gwiazd, Jerome widział więc w układzie lampek wyraźne drogowskazy, ale na co mu one, skoro nie miał pojęcia, za którym podążyć?
    — Mapa — powtórzył i zaczął rozglądać się po pomieszczeniu, które wydawało się być całkowicie puste. Skoro jednak tu utknęli, a klatka z biednym Jeremiah’em zniknęła, jakoś musieli się stąd wydostać i ruszyć dalej, prawda? Brunet zaczął więc chodzić przy ścianach. Badał ich strukturę opuszkami palców, opukiwał je na różnej wysokości, aż wreszcie natrafił dłońmi na kilka wypukłości.
    — Tu jest coś napisane… — wymruczał, wyczuwając pod palcami znajome kształty liter. Niemniej dający mu jakikolwiek ogląd na otoczenie noktowizor nie podkreślał w żaden sposób odnalezionych przez wyspiarza znaków. Ten musiał polegać wyłącznie na zmyśle dotyku, przez co zmarszczył brwi i wysunął koniuszek języka, by w skupieniu odszukać początek zdania.
    — Znajdziecie… go… na… — odczytywał powoli, podążając na kolejnymi literami, które musiał namacać opuszkami po kilka razy, nim nabrał pewności co do ich kształtu. — Zachodzie — dokończył, ale bynajmniej nie był to koniec wskazówki, ponieważ pod pierwszym rzędem liter znajdował się drugi. — Panna… jest… kluczem? — rzucił, nie bardzo mając pojęcie, o co chodzi, ale wtedy raz jeszcze spojrzał w sufit i skrzywił się, zorientowawszy się, o co może chodzić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Jaime… Wiesz jak wygląda gwiazdozbiór Panny? — rzucił, ponieważ on nie miał bladego pojęcia, a podejrzewał, że liczba gwiazd zawarta w tej konstelacji mogła stanowić kod do drzwi lub czegokolwiek innego, co miało znajdować się na zachodzie. — I co? Teraz utkniemy tu, bo nie jesteśmy fanami astronomii? — jęknął i spojrzał na stojącego nieopodal przyjaciela.

      JEROME MARSHALL

      Usuń
  10. Noah generalnie nie był wielkim fanem gotowania. Oczywiście potrafił przyrządzić kilka podstawowych potraw i może ze dwie bardziej zaawansowane, ale była to kwestia życia samemu od wielu lat, a nie umiłowania sztuki kulinarnej. Przy Jaimem gotowanie zaś bywało przyjemnością i dlatego lubił, kiedy wspólnie stali w kuchni, a Moretti komenderował, co i jak powinno zostać przygotowane.
    Noah jednak bardziej był zdziowiony tym, jak zdecydowanie Jaime przeszedł do zupełnie innych poczynań. Nie, żeby Woolfowi to przeszkadzało, przeciwnie!
    - Po prostu... wiedz, że gdybyś czegokolwiek potrzebował, to jestem - odparł cicho Noah, bo jego myśli były skutecznie rozproszone przez zwinne rączki i ciepłe usta partnera.
    Woolf nie chciał być bierny, dlatego wsunął jedną dłoń pod koszulkę Jaimego i zaczął muskać palcami jego gorącą skórę. Drugą nadal go trzymał przy sobie, by chłopak nie spadł. Odpowiadał na pocałunki i musiał przyznać, że jest mu bardzo przyjemnie.
    - Myślę... że byłoby lepiej, gdybyśmy się przenieśli na kanapę lub na łóżko... bo krzesło nie jest najwygodniejsze do tego, co teraz robisz - wymamrotał i pocałował go nieco łapczywie. - Trzymaj się mocno - poradził. Chwycił go mocno za pośladki i z pewnym wysiłkiem podniósł się z Jaimem z krzesła. Następnie małymi krokami przetransportował ich na kanapę. Nie zdołał jednak po prostu usiąść. Właściwie rzucił partnera na miękki materac, a następnie zawisł nad Jaimem i pocałował go namiętnie. Na jednej ręce się odpierał, drugą zaczął unosić koszulkę chłopaka do góry.
    - Nie jestem zmęczony - dodał po chwili, gdy zdjął z partnera górną część ubrania i pochylił się, żeby pokąsać jego szyję. - Jestem za to bardzo zainteresowany twoją propozycją wspólnego spędzania czasu.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  11. Noah uśmiechnął się lekko, kiedy Jaime stwierdził, że lubi w ten sposób spędzać czas. Cóż...Noah też nie miał nic przeciwko. Lubił pocałunki, które może spowalniały dotarcie do kluczowego etapu ich pieszczot, ale sprawiały, że serce biło mu mocniej. Lubił nerwowe rozbieranie się, które sprawiało, że za każdym razem mógł zachwycać się partnerem.
    - Oczywiście, że się o ciebie martwię i troszczę. Nie mogę pozwolić, żeby ktoś mi cię podebrał.Drugiego takiego Jaimego nie ma na świecie - odparł żartobliwym tonem. Odchylił się nieco, żeby pomóc chłopakowi i zdjąć z siebie spodnie. Potem ponownie go pocałował. - A kochany jesteś ty. I seksowny... i cholerenie pociągający - mruknął cicho. Popatrzył na niego z pełnym zachwytem.
    Noah westchnął, gdy Jaime zaczął go pieścić. Partner mógł wyczuć, że jego działa podobają się Woolfowi i go pobudzają.
    - Uhm.... Poczekaj, chcę mieć równe szanse - mruknął. Odsunął się lekko i rozpiął spodnie Jaimego, po czym ściągnął je. Następnie ponownie umościł się na kanapie tak, żeby znaleźć się jak najbliżej ukochanego.
    - Masz jakieś życzenia, lisku? - zapytał i musnął wargami jego szyję, a dłonią przesunął wzdłuż ciała chłopaka, od ramienia po brzuch.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  12. Tak jak wcześniej Jerome lubił raz na jakiś czas wyskoczyć do escape roomu, tak był przekonany, że po tym wypadzie długo nie odwiedzi podobnego miejsca i takiej rozrywki starczy mu na długo, jeśli nie do końca życia. Trzymał się tylko dlatego, że działał na adrenalinie, ale kiedy ta zdążyła nieco opaść po niespodziewanym zniknięciu ich nowego kolegi, poczuł się najzwyczajniej w świecie wyczerpany. Miał dość zagadek i dość błądzenia po kolejnych pomieszczeniach, z których żadne nie wydawało się być tym ostatnim. Stąd, kiedy okazało się, że również Jaime nie ma pojęcia, jak może wyglądać gwiazdozbiór Panny, zrezygnowany Jerome po prostu usiadł na podłodze dokładnie w tym samym miejscu, w którym stał, jakby w ten sposób zamierzał rozpocząć protest.
    — Po tych czterech godzinach i tak muszą nas stąd wypuścić, prawda? — rzucił, nie będąc już takim przekonanym co do tego, że uda im się wyjść stąd szybciej niż w czasie przewidzianym przez organizatorów. Biernie obserwował poczynania przyjaciela, pozwalając sobie na chwilę pełną frustracji oraz bezsilności. Niby było Halloween i uczestniczy oczekiwali od organizatorów wydarzenia dreszczyku emocji, ale tutaj po prostu działo się coś niedobrego. Albo Jerome miał zupełnie inne poczucie humoru niż ludzie odpowiedzialni za przygotowanie tego miejsca.
    — Jebać Pannę — stwierdził buńczucznie, a potem z ciężkim westchnieniem podźwignął się na nogi. Podszedł bliżej, by przyjrzeć się ścianie, pod którą urzędował Jaime, ale stracił wenę na zastanawianie się nad tym, co oznaczają kolejne liczby. Pozwolił więc, by to Moretti zajął się rozwiązaniem tej zagadki i tylko potakiwał, kiedy ten wymieniał kolejne znaki zodiaku, aż doszedł do tej nieszczęsnej Panny i jakimś cudem powiązał z nią jeden z kwiatków.
    — Świetnie — burknął bez entuzjazmu, kiedy ściana przed nimi się otworzyła i ich oczom ukazało się kolejne pomieszczenie. — Wspaniale — marudził dalej, a potem wzdrygnął się i obejrzał za siebie, kiedy ta sama ściana zamknęła się niemalże tuż za ich plecami. Zakręcił się po pomieszczeniu, aż oparł się o jedną ze ścian i nieopatrznie trafił ramieniem… chyba na jakąś dźwignię? Ta ze zgrzytem opadła i nagle pomieszczenie rozjaśniło światło, bo też obraz w ich noktowizorach rozjarzył się niemalże na biało. Wyspiarz zaklął cicho pod nosem i lekko oślepiony, zdjął sprzęt, który jak dotąd całkiem nieźle im się przysłużył.
    — Jaime, włączyłem prąd — pochwalił się, a w tonie jego głosu dało się usłyszeć tę charakterystyczną nutkę rozbawienia, której od pewnego czasu brakowało. — Pokaż no… — mruknął i podszedł do wspomnianego obrazu, a potem zerknął na element wskazany przez przyjaciela. Wzdrygnął się, dostrzegłszy niepokojące kształty i odciągnął młodszego bruneta na środek pokoju.
    — Zamiast podziwiać sztukę, lepiej rozpracujmy to pomieszczenie — stwierdził i zaczął przetrząsać wszystko, co tylko się dało. Większość szafek, kufrów i szuflad była otwarta. Tylko na największej skrzyni znajdującej się w pokoju znajdowała się kłódka, której mechanizm zabezpieczony był przed otwarciem czterocyfrowym kodem – należało odpowiednio przekręcić kolejne zębatki, aby ustawić właściwy ciąg cyfr i tym samym otworzyć mechanizm.
    — Znowu cyferki. Może w naszej grupie był jakiś finansista i dlatego reszcie tak szybko poszło? — zażartował ponuro, a potem rozejrzał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu czegoś, co dałoby im czterocyfrowy kod. W pewnym momencie w rogu pomieszczenia natknął się na coś, co wyglądało jak małe, ogołocone z mięsa kostki, należące do jakiegoś małego zwierzęcia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Fuj! — zawołał, nie po raz pierwszy tego wieczora, a wiedziony ciekawością, wziął do ręki jedną z kostek. Ta była długości i grubości jego małego palca, a kiedy Jerome obrócił ją w dłoniach, zobaczył na jej powierzchni wyryte cztery liczby. — Chyba mam! — zawołał i pokonując obrzydzenie, pozbierał resztę kostek. Jak się okazało, na każdej z nich znajdowały się czterocyfrowe kody. — Teraz tylko trzeba wybrać ten właściwy — stwierdził, trzymając kupkę kostek w złączonych ze sobą dłoniach i po chwili zawahania rozsiadł się przed kufrem. — Będę ci dyktować i odkładać te niewłaściwe? — zwrócił się do przyjaciela.

      JEROME MARSHALL

      Usuń
  13. Tak się właśnie zastanawiam, czy na dłuższą metę byłoby to takie super, w końcu życie w takim miejscu "na codzień" bardzo różni się od tych urlopowych wypadów - w rzeczywistości może nie być tak kolorowo, ale za to jest dużo słonka a to argument wielkiej wagi ;)
    Mauro w Nowym Jorku czuje się jak rybka w wodzie, to światowy chłopak jest, chociaż chętnie wraca w swoje strony.
    Dziękuję za powitanie :*
    Jamiego to ja tu sobie zawsze od czasu do czasu podglądam, bo jako postać wzbudza wielką sympatię a do tego podziwiam, jak pięknie (i długo) prowadzisz historię tej postaci - imponujące! :)

    Mauro De Santis

    OdpowiedzUsuń
  14. Jaime przez większość czasu był niesamowicie uroczy, co sprawiało, że Noah nie wiedział, jak powinien go traktować. Kochał go, chciał z nim być i to nie ulegało wątpliwości. Czasami jednak zastanawiał się, czy różnica wieku, która między nimi była, nie będzie miała w przyszłości dużego znaczenia. Starał się o tym myśleć jak najmniej, bo wtedy czuł, że jest niesprawiedliwy względem swojego partnera. Jaime nie zachowywał się dziecinnie przez 95 procent czasu, a kiedy to robił, to była to forma zabawy i żartu. Krzywdzące dla niego byłoby podkreślanie tej różnicy wieku. Czasami tylko zaskakiwał Noah takimi działaniami jak te po zbliżeniach.
    Noc minęła im spokojnie i faktycznie Noah nie miał wielkiej ochoty rozpoczynać kolejnego dnia. Jaime zaczął się jednak kręcić po mieszkaniu, więc i Woolf podniósł się z pościeli.
    - Jasne, nie ma sprawy. Nie chcesz, żebym z tobą jechał z pracy na uczelnię? - zapytał całkiem poważnie. Ubierał się właśnie. - I tak, wiem, że Henio by się bez ciebie zapłakał. Wcale mu się nie dziwię - dodał rozbawionym tonem.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  15. Noah zamruczał cicho, gdy Jaime go pocałował. - Możesz mnie wykorzystywać, jak ci się żywnie podoba - odparł. - Poza tym każde spędzanie z tobą czasu jest miłe - powiedział spokojnie. - Dzięki temu częściej się widujemy, na co zdecydowanie nie będę narzekał. Pocałował go czule.Oczywiście, że ten układ był wymagający i często Noah musiał przestawiać swoje plany, żeby dostosować się do grafika Jaimego, ale nigdy mu na to nie narzekał. Chwilami pytał sam siebie, czy przerzucił na partnera całą troskę, którą wcześniej obarczał siostrę. Czuł, że to bardzo prawdopodobne, ale... czy to coś złego, że był gotowy wiele zrobić dla tych, na których mu zależało?- Także.. uwierz, że to nie jest wielka ofiara z mojej strony - powiedział i uśmiechnął się do niego. Sam miał tego dnia kilka spotkań, dlatego ubrał się wyjątkowo elegancko.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  16. Noah cieszył się, że podoba się Jaimemu. Zawsze starał się wyglądać względnie atrakcyjnie dla niego, nie zawsze jednak szykował się na specjalnie wyjścia. Uśmiechnął się szeroko, kiedy Jaime skomplementował jego wygląd, a także ochoczo odpowiadał na pocałunki. - Muszę się częściej stroić - odparł. Na uczelni Noah nie zwracał szczególnej uwagi na pozostałych studentów. Mimowolnie muskał ramię lub dłoń Jaimego, jakby chciał zaznaczyć, że chłopak jest jego i z nikim nie zamierza się dzielić. Najchętniej objąłby go i pocałował namiętnie przy wszystkich, ale to raczej nie byłoby zbyt dobrze przyjęte. Zgodnie ze swoją obietnica Noah nadal woził Jaimego, gdy tylko ten mu powiedział o takiej potrzebie, starał się nie zostawiać go samego. Nie narzekał. Z resztą w okresie grudniowym dużo pozostawał w ruchu, ponieważ po przedświątecznej aukcji trzeba było doprowadzić do końca. Nie spodziewał się jednak tego, że dostanie wiadomość o komisariacie. Przerwał wszystko, co akurat robił, i popędził na miejsce zdarzenia. Podjechał najbliżej, jak tylko mógł i zostawił motocykl, a potem wszedł do budynku, który reprezentował organ, który sam starał się unikać. Nie miał dobrych doświadczeń z policją, więc przekroczenie tego progu wywołało w nim ciarki, ale rozejrzał się w poszukiwaniu Jaimego. W dyżurce siedział funkcjonariusz, więc Woolf podpytał go, czy może dostać się do Morettiego. 
    Noah

    OdpowiedzUsuń
  17. Skupienie się na przekładaniu kostek i odczytywaniu kolejnych cyfr pomogło Marshallowi zapanować nad zrezygnowaniem, choć w normalnych okolicznościach na pewno nie uznałby trzymania w rękach gnatów niewiadomego pochodzenia za uspokajające. Niemniej otworzenie skrzyni poszło im całkiem sprawnie i już po chwili mogli ruszyć dalej, choć nie wzbudziło to entuzjazmu wyspiarza i o ile nie miałby nic przeciwko rozwikłaniu zagadki w zwykłym escape roomie, o tyle pokonywanie tego domu strachów zaczęło być najzwyczajniej w świecie nużące, nawet jeśli jego serce wciąż tłukło się niespokojnie w piersi, napędzane nieustannie towarzyszącym mu strachem.
    — Oby tylko manekiny… — mruknął Jerome, podchodząc do jednego z nich tak blisko, że nieomal czoło jego oraz ucharakteryzowanej figury się zetknęły. Światło w tym pomieszczeniu było przytłumiona, a to sprzyjało pomyleniu żywego człowieka z manekinem i Marshall po cichu liczył na to, że podczas gdy oni będą przetrząsać to pomieszczenie, żaden z ich milczących towarzyszy nagle niespodziewanie nie ożyje.
    Porzuciwszy uważne oględziny manekina, ruszył za przyjacielem, a następnie wraz z nim zaczął przetrząsać kolejne domki, zbierając wszystko, co uznał za przydatne, przez co w niedługim czasie miał ręce pełne świstków papieru, które przyciskał do piersi, by żadnego po drodze nie zgubić. Kiedy nie byli w stanie zebrać już niczego więcej, Jaime zarządził pójście w stronę mostu, a Jerome nie protestował. Przeszli przez konstrukcję ostrożnie, jakby spodziewali się, że ta w każdym momencie może zawalić się pod ich ciężarem i ku ich zaskoczeniu, po pokonaniu przeszkody, znaleźli się na zielonej łączce. Trawa pod ich butami oczywiście była sztuczna, ale sceneria zmieniła się znacząco i w żaden sposób nie przypominała typowych obrazków z horroru, przez co było to chyba tym bardziej przerażające.
    — I niby co… — chciał zapytać brunet, ale nie zdążył. Kiedy bowiem przystanęli na środku pomieszczenia urządzonego na sielski obrazek, uruchomiły się zainstalowane najprawdopodobniej w suficie dmuchawy, które dęły powietrzem tak mocno, że Jerome wypuścił nieomal wszystkie kartki, które tak kurczowo przyciskał do piersi. Czyżby mieli poradzić sobie bez zebranych wcześniej wskazówek, wyłącznie na podstawie tego, co zapamiętali?
    — Kurwa — skwitował wyspiarz, obserwując, jak świstki papieru fruwają w powietrzu niczym konfetti. Jakoś tak nie miał ochoty podskakiwać i łapać ich wszystkich, więc zamiast tego przysłonił oczy dłonią, by nieco osłonić je przed sztucznym wiatrem i rozejrzał się po pomieszczeniu, aż nieopodal dostrzegł pole do gry w szachy, z tą różnicą, że odpowiednio większe. Podszedł bliżej, a wtedy dostrzegł stojące na krawędzi pola manekiny, mniejsze niż te znajdujące się w poprzednim pomieszczeniu, ale będące niemalże dokładnymi kopiami osób z poprzedniego pokoju oraz obrazu. Dodatkowo spostrzegł, że na szachowych polach coś się znajdowało. Pochylił się i spostrzegł, że niektóre z czarnych oraz białych kafelek opatrzone były tekstem, który krótko opisywał ofiary psychopatycznego mordercy.
    — Jaime, chyba musimy dopasować manekiny do opisów — zasugerował, ponieważ opisy były szczątkowe i mylące, oni jednakże w poprzednim pomieszczeniu zgromadzili wiele ciekawych informacji. — Pola szachowe mają swoje numery, więc może jak je dobrze ułożymy, poznamy kolejny kod?
    Ponieważ w pomieszczeniu nie znajdowało się nic więcej, czym mogliby się zająć, przystąpili do rozpracowywania zadania, które zajęło im najwięcej czasu ze wszystkich i gdyby nie niezawodna pamięć Morettiego, bez wątpienia poszłoby im gorzej. W końcu jednakże, po pół godzinie, jeśli nawet nie więcej, wszystkie figury znalazły się na polach z opisami, które odpowiadały okolicznościom śmierci poszczególnych ofiar, ich aparycji i wiekowi. Pole, które na szachownicy zwykle zajmował król, zajął manekin psychopatycznego mordercy i nic dziwnego, że zarówno Jerome jak i Jaime się wzdrygnęli, kiedy go przenosili.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po umieszczeniu ostatniego manekina na miejscu, kilka z pól szachownicy zaczęło się kolejno podświetlać. Ich numery dały im pięciocyfrowy kod, który wpisali przy drzwiach znajdujących się na końcu pomieszczenia, a wtedy zamek elektryczny kliknął cicho, skrzydło uchyliło się i w ich nozdrza uderzyło świeże, zimne powietrze. Jerome spojrzał z nadzieją na przyjaciela, a następnie pchnął drzwi i…
      — Tak! — krzyknął, kiedy znalazł się na zewnątrz, a padająca z nieba mżawka zrosiła jego twarz. — Jaime, udało się! — krzyknął, obracając się ku przyjacielowi, który znalazł się na dworze tuż za nim.
      — Gratulujemy! — Gdzieś z boku doleciał do nich znajomy głos jednego z organizatorów. — Udało się wam wyjść jako pierwszym — pochwalił ich, ale Jerome ściskający właśnie Jaime’ego w przypływie euforii bynajmniej się nie ucieszył.
      — Jak to, pierwsi? — spytał z niepokojem i odsunął się od przyjaciela.
      — No, pierwsi. Zostawiliście pozostałych uczestników daleko za sobą — odparł organizator.
      — Ale przecież to oni pierwsi zniknęli.
      — Jak to, pierwsi?
      — No, normalnie. Nagle zostaliśmy sami jeszcze w pierwszym pomieszczeniu — wyjaśnił rzeczowo Jerome.
      — Niemożliwe… — mruknął organizator, a następnie sięgnął po przyczepioną do paska krótkofalówkę i nawiązał połączenie ze swoim kolegą. — Fred, słyszysz mnie? Fred, odbiór? — rzucił do radia, ale odpowiedział mu tylko złowrogi szum…

      JEROME MARSHALL

      Usuń
  18. Noah niecierpliwił się tym, że nigdzie nie widzi Morettiego, że nikt mu nie odpowiada na pytania i generalnie że znajduje się w miejscu, w którym wolałby się nie pokazywać. Właściwie sporo sił kosztowało go stanie w jednym miejscu bez awantur lub ucieczki. Tym lepiej, że Jaime pojawił się na horyzoncie i wpadł w jego ramiona. W pierwszym odruchu Noah nie zrobił nic poza mocnym przytuleniem chłopaka do siebie. Po prostu trzymał go w objęciach i przytulał policzek do jego głowy, jakby ktoś miał mu go za chwilę wyrwać. Potem dopiero spojrzał mu w oczy.
    - Jak się czujesz? - zapytał cicho. Nie robił mu wyrzutów. Żadne nie miały znaczenia w obliczu tego, co się stało. Ważne było tylko to, że Jaime jest bezpieczny, a Noah nigdzie go nie puści samego. - I co z Heniem? Czemu jechałeś do weterynarza? - Może pytanie Woolfa było nieadekwatne do całej sytuacji, ale dla Woolfa miało głębokie znaczenie. Jego mózg skupił się na tym, co dla Jaimego mogło być ważne, z Moretti z pewnością pomyślałby o swoim gryzoniu.
    Dopiero po chwili Noah ochłonął na tyle, by wyprowadzić Jaimego na ulicę i odetchnąć niezbyt świeżym nowojorskim powietrzem.
    - Stoję tuż obok... - Nadal otaczał go ramieniem i widać było, że raczej szybko nie puści.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  19. Noah spojrzał uważnie na Jaimego. Jasne było, że chłopak powinien skontaktować się ze swoją rodziną. Czy jednak nie mogło to poczekać do momentu, gdy znajdą się w domu?- Może zadzwoń do nich, gdy już będziemy na miejscu? Pewnie są zdenerwowani, jeśli twój wuj im o wszystkim powiedział - odparł ostrożnie. Nie wiedział za bardzo, jak powinien traktować rodzinę swojego chłopaka. Doszli do motocykla, a Jaime pocałował go.Noah słuchał każdego słowa partnera z uwagą. Przytulił go mocniej. - Masz prawo czuć się z tym wszystkim... źle. Ja jestem przerażony - odparł. - A ty masz za sobą kolejne okropne doświadczenie. Jedyne, z czego mogę się cieszyć, że już jesteś bezpieczny - dodał i pogłaskał go po policzku. - Jedźmy do domu... Shay może podrzucić Henia do mnie, żebyś poczuł się lepiej - dodał. Podał Jaimemu kask.
    Noah

    OdpowiedzUsuń
  20. Na ten moment nie trzeba było jej dwa razy namawiać, aby wskoczyła w samolot i poleciała w nieznane. Co prawda, jeszcze, nie odważyła się przekroczyć granicy Stanów Zjednoczonych, ale miała głęboką nadzieję na to, że z czasem nadarzy się okazja, aby polecieć gdzieś dalej. Bardzo chciała zacząć podróżować, ale jedyne tak naprawdę co ją powstrzymywało przed tym, to był brak pieniędzy. Może nie zarabiała najgorzej, bo już od dłuższego czasu nie miała problemu z tym, aby opłacić na czas wszystkie rachunki czy czynsz, to jednak koszt życia w Nowym Jorku był ogromny, a blondynce ani trochę nie spieszyło się do tego, żeby wyjechać do mniejszego miasteczka, gdzie z pewnością czynsz był tańszy, ale o pracę było również ciężko. Nie miała prawa jazdy, więc nawet, gdyby coś znalazła i musiała dojeżdżać to miałaby problem, bo zdawała sobie sprawę z tego, że na komunikacji miejskiej nie można zawsze polegać. Wiedziała jednak, że gdy tylko będzie miała więcej kasy na koncie to bez dwóch zdań poleci w jakieś odjechane miejsce. Może na początek wystarczy jej Meksyk, bo chciałaby w miejsce, gdzie jest ciepło. Wyobrażała sobie, jak leży rozłożona na plaży i tylko przechadza się po dodatkowe drinki, a później je kolację i znów wraca nad plażę albo nad basen. To byłoby idealne.
    Miley uśmiechnęła się na komentarz Jaimego. Oczywiście, że będą bosko wyglądać. Już ona się o to postara! W końcu nie po to ciągle się dokształcała i płaciła za liczne seminaria, aby nie korzystać ze swojej wiedzy, prawda?
    — Musimy cię naprawić. Obowiązkowo oglądamy dziś wieczorem Hocus Pocus, wzięłam ze sobą tablet. Damy radę — powiedziała. Wątpiła, że telewizor będzie miał aplikację Disney+, aby się zalogowała, ale tablet też przecież sprawdzi się do oglądania świetnie. Na pewno nie wyjadą z Bostonu bez obejrzenia filmu. Przecież nie mogła z nim jechać do Salem, kiedy nie oglądał najważniejszego – według blondynki – filmu z tematyką Salem i wiedźm. — Pewnie, gdybym się na jakieś zdecydowała to byłaby to kosmetologia. Ale wierzę na słowo, że sesja i grupowe zadania są najgorsze. Nienawidziłam w szkole pracować z kimś. Wolałam zawsze wszystko robić sama.
    Dobrze wiedziała, że zrzucanie takiej bomby było bardzo średnim pomysłem, ale naprawdę chciała komuś powiedzieć, co jej ciążyło, a przecież się przyjaźnili z Jaime. Blondynka nie miała innych bliskich przyjaciół w Nowym Jorku. W porządku, była jeszcze Abigail, ale podejrzewała, że gdyby powiedziała blondynce to zaraz wiedziałby o tym cały Nowy Jork. Uwielbiała ją, ale była straszną gadułą i czasami po prostu wolała zachować pewne rzeczy dla siebie.
    Wzruszyła lekko ramionami po jego pytaniu.
    — Nie wiem, niewiele właściwie pamiętam z tego spotkania, bo byłam wściekła. Wiesz, minęły dwadzieścia dwa lata. Miała cały ten czas, aby się odezwać, a zrobiła to, bo okazało się, że mieszkamy w jednym mieście. Gdybym wciąż była w San Jose, to nie wiedziałaby nawet, że ktoś taki istnieje i… nie wiem. Z jednej strony chciałabym wiedzieć czemu tyle czasu jej nie było, a z drugiej mam przeczucie, że tylko ściągnę na siebie kłopoty.
    Była trochę sytuacją przybita, ale nie miała zamiaru pozwolić na to, żeby te informacja popsuła jej czy jej towarzyszowi humor. Będą bawić się świetnie. Tego jednego była akurat pewna w stu procentach.

    [Jeszcze tutaj Ci odpiszę co do Rivena, aby nie spamować. :D Wiesz, ja bym wątek zawsze chętnie wzięła, ale w ostatnim czasie moje odpisywanie ssie i robię wszystko, aby to poprawić, a kolejny mógłby tylko mnie dobić. :D Ale w przyszłości, jak mi się sytuacja ustatkuje to bym nie pogardziła. No i gdyby był pomysł, a z tym średnio u mnie ostatnio. XD Całą wenę wykorzystuję do pisania prac na studia. XD]

    Miley

    OdpowiedzUsuń
  21. Noah naprawdę się martwił o stan Jaimego. Takie przeżycia mogły wywołać u niego szok i przywołać wszystko złe, czego doświadczył Jaime w dzieciństwie. Szczególnie, że i bez tego brał na siebie odpowiedzialność za coś, co w żadnym stopniu nie było jego winą.
    Bez problemów dojechali na miejsce, a potem Jaime uciekł pod prysznic. Wtedy dopiero Noah oparł się o ścianę, żeby zebrać rozbiegane myśli. Od początku ich związku Woolf obawiał się, że ściągnie na chłopaka kłopoty. Nie wziął jednak pod uwagę tego, że i bez jego pomocy Jaime może być zagrożony. Czuł się boleśnie bezsilny i niezmiernie go to denerwowało, ale starał się nie okazywać tego przy partnerze. Moretti nie potrzebował jeszcze emocji Woolfa na dokładkę.
    Noah względnie zdołał doprowadzić się do ładu, nim Jaime wyszedł z łazienki.
    - Hej...Emm... możemy coś ugotować - powiedział powoli Noah. - Możemy też... pograć w coś? Pewnie... chciałbyś czymś zająć myśli, co? - zapytał. Nie chciał mu nic narzucać, ale nie wiedział, jak ma się w tej sytuacji zachować.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  22. [Ależ u ciebie postaci! Ale wpadam z odpowiedzią do Jaimego, bo wpadło mi w oko, że... Nie widzę jego zdjęcia. Gif się pokazuje, zdjęcie nie. A może to tylko u mnie tak się dzieje? No nic, zawsze lepiej dać znać.
    Dziękuję pięknie za powitanie i, choć twoje postaci mają tu dużo dłuższy staż, życzę nawzajem. :)]

    Leyden

    OdpowiedzUsuń
  23. Noah nie naciskał na Jaimego – chciał przede wszystkim, żeby chłopak poczuł się pewniej i wiedział, że z nim będzie bezpieczny. A przynajmniej, żeby czuł się bezpiecznie. Z tego względu przygarniał go do siebie i muskał palcami pod byle powodem, jakby ciągle zapewniał, że jest obok i nigdzie się nie wybiera.
    - Pewnie… poczekam na ciebie przy kuchni – odparł. Nie odsunął się jednak i zaczekał, aż Jaime sam podejmie decyzję, by od niego odejść. Rozumiał, że partnera czeka raczej trudna rozmowa z rodzicami.

    Kiedy Jaime już wpadł w wir zaliczeń i egzaminów, wspólne spędzanie czasu zmieniło swoją formułę. Nadal się odwiedzali, ale często każdy zajmował się swoimi papierkami. Jaime się uczył, Noah pracował. Woolfowi to jednak w ogóle nie przeszkadzało. Od ataku lubił mieć swojego chłopaka na oku, nawet jeśli nie robili niczego razem.
    Tego dnia Noah spał mocno. Ostatnie dwa dni miał bardzo pracowite i wyraźnie jego organizm żądał zwolnienia tempa. Poczuł jednak dotyk Jaimego. Nie bardzo jednak miał ochotę się budzić, nawet jeśli te delikatne pieszczoty mogły być świetnym wstępem do czegoś więcej. Gdy jednak dotyk nagle zniknął, Noah otworzył oczy i nieco nieprzytomnie obrócił się, w wyniku czego wylądował swoim ciężarem na partnerze.
    - Hmmm… czemu nie śpisz? – wymamrotał.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  24. Noah westchnął z przyjemności, kiedy Jaime obdarzył go łagodnymi pieszczotami. Było mu przyjemnie i był gotowy spać dalej, ale wtedy partner odpowiedział na zadane mu pytanie.
    - Leżeć… - zgodził się zupełnie nieprzytomnie. Potem próbował skupić się na tyle, by zrozumieć wypowiedź chłopaka. Słabo mu to szło, ale może i dobrze, ponieważ będą bardziej rozbudzonym mógłby za bardzo skoncentrował się na zarzutach wobec jego mieszkania, a pominąć te mniej wyraźne pochwały. W stanie, w którym się jednak znajdował, Noah zupełnie uprościł swój proces myślenia.
    - Mógłbyś ze mną zamieszkać – odparł prosto. Oczy miał zamknięte i oddychał na tyle spokojnie, że można było uznać, że śpi, ale w gruncie rzeczy nasłuchiwał odpowiedzi Jaimego. Chciał poznać jego reakcję. Dowiedzieć się, czy chłopak w ogóle rozważyłby taką opcję. Noah zdawał sobie sprawę, że mają odmienne poglądy na temat tego, jak powinna wyglądać przestrzeń do życia, jednak może na jakimś poziomie byli w stanie się ze sobą zgodzić, żeby nie musieć tak kursować między jednym lokalem a drugim.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  25. - Na pewno nie – odparł. – Lubię mieć cię blisko – dodał i podniósł głowę, żeby spojrzeć na Jaimego z czułością. Potem jednak ponownie się położył na jego piersi, żeby Jaime nie zauważył, że Noah w gruncie rzeczy jest zawiedziony jego odpowiedzią. Może nie liczył na to, że chłopak entuzjastycznie zacznie się pakować, ale odpowiedź brzmiała jak zawoalowana odmowa.
    - Jasne, masz się z tym czuć komfortowo – odpowiedział spokojnie i ziewnął przeciągle, żeby ukryć swoje niezadowolenie. Zamknął oczy i udał, że zapadł w sen, a wkrótce udawanie stało się prawdą. Nie był to jednak prawdziwy odpoczynek, bo dręczyły go nieprzyjemne myśli.
    Noah postanowił nie wracać do tematu w przyszłości. Jeśli Jaime zmieni zdanie, to pewnie sam mu o tym powie. Nachalnością raczej do niczego go nie namówi, a z resztą gdyby Moretti sprowadziłby się do niego nieprzekonany, to petem przy pierwszym spięciu mógłby mu wyrzucić, że niepotrzebnie został namówiony. Lepiej takich argumentów nie dawać mu do rąk.
    Niemniej Jaime miał klucze do mieszkania i Jaime mógł wpadać, kiedy chciał.
    Tego dnia Noah zamierzał wyjść z pracy jak najszybciej, szczególnie że Jaime zapowiedział się z wizytą. Wszystko jednak sprzeciwiało się tym planom i nie dość, że Woolf nie wyszedł o czasie, to jeszcze ze zlecenia Gregory’ego musiał jechać z dokumentami do klienta. Naprawdę zastanawiał się, jakiego haka miał dziadek na szefa Noah, że ten ciągnął z nim interesy. Nie przyszło mu jednak przez myśl, że Gregory wybierze się w tym czasie do jego mieszkania.
    Tymczasem starszy mężczyzna w płaszczu zapukał do drzwi Woolfa. Jego mina wyrażała zdziwienie, gdy zobaczył Jaimego, choć była to tylko doskonale wystudiowana maska.
    - Jaime, tak? – odezwał się i uśmiechnął uprzejmie. – Noah pewnie jak zwykle się zgubił po drodze. Mogę wejść na chwilę? Chętnie zamienię z tobą słówko. – Chociaż mówił uprzejmie i tak, jakby Jaime mógł odmówić, to jednak Gregory już przepchnął się dalej i pewnie wszedł do kolejnego pomieszczenia.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  26. Po wizycie w domu strachów urządzonym na potężny escape house Jerome miał mieszane uczucia i nie mógł z czystym sumieniem powiedzieć, że bawił się dobrze. Przez jakiś czas po zakończeniu zabawy, kiedy czytał wiadomości, spodziewał się, że prędzej czy później natknie się na artykuł, w którym ktoś opisze tajemnicze zaginięcie uczestników halloweenowego eventu, ale nic takiego nie miało miejsca i widać wybujała wyobraźnia poniosła go aż za daleko. Wraz z upływem kolejnych tygodni, a także miesięcy, odsunął w niepamięć wydarzenia, które wywoływały w nim nieprzyjemne odczucia i skupił się na tym, co tu i teraz. A trzeba było przyznać, że odkąd Marshall związał się z Charlotte, jego życie na nowo nabrało rozpędu. Odpowiedzialne było za to wejście w związek jako samo w sobie, ale efekt ten dodatkowo potęgował fakt, iż rudowłosa miała córkę. Małą Aurorę, która nie była już wcale taka mała, a podczas krótkich wakacji na Barbadosie w świetle prawa została także córką wyspiarza. To właśnie podczas obserwacji jej rozwoju człowiek mógł przyłapać się na myśli o tym, jak nieubłaganie płynął czas. Wydawałoby się, że wczoraj Jerome trzymał na rekach noworodka, podczas gdy dziś musiał mieć oczy dookoła głowy i pilnować dziewczynki, która coraz pewniej stawiała samodzielne kroki.
    Na wizytę u Jaime’ego trzydziestolatek nie szykował się długo. Odpowiednio wcześniej odwiedził sklep i zaopatrzył się w nim zarówno w alkohol, jak i słone przekąski. Ubrany całkiem zwyczajnie, w czarne spodnie i biały t-shirt z prostym nadrukiem, narzucił na grzbiet zimową kurtkę i wsunął na stopy ciężkie buty. Chwycił zarówno pakunek z przekąskami, jak i nieduży transporter z Haroldem. Co prawda nie zapytał przyjaciela o zdanie, ale podejrzewał, że Jaime nie będzie miał nic przeciwko temu, aby Harold nieco rozerwał się na wybiegu i zaznał towarzystwa swojego zwierzęcego znajomego.
    Tak zaopatrzony, zamówił Ubera i kilkadziesiąt minut później (ach, te słynne, nowojorskie korki!) znalazł się pod drzwiami budynku, który zamieszkiwał Jaime. Skorzystał z domofonu, a wpuszczony do środka, udał się na odpowiednie piętro i już po kilku kolejnych minutach witał się z Morettim w progu jego mieszkania.
    — To i to dla ciebie — oznajmił, podając chłopakowi najpierw siatkę z zakupami, a później transporter z Haroldem. Świnka popiskiwała cicho, podekscytowana znalezieniem się w innym miejscu, które już całkiem nieźle znała i czuła się tutaj jak u siebie.
    Kiedy tylko znowu miał wolne ręce, ściągnął buty i kurtkę. Te pierwsze postawił przy drzwiach, zaś odzienie wierzchnie odwiesił na wieszak i pocierając o siebie lekko zmarznięte dłonie, wszedł w głąb przestronnego mieszkania.
    — Co tak dobrze pachnie? — zagadnął, kiedy przyjemne zapachy uderzyły go w nozdrza, bo w zasadzie nie zjadł dziś zbyt wiele. — Och — westchnął z zadowoleniem, kiedy rozsiadł się na kanapie i na salonowym stoliku dostrzegł miskę z sałatką. Czując się jak u siebie, od razu nałożył sobie solidną porcję i usiadłszy na meblu po turecku, przysunął talerz bliżej brody i zabrał się za jedzenie.
    — Zaczynam powoli mieć dość zimy — stwierdził pomiędzy jednym kęsem a drugim. — Jak ci poszły egzaminy? — spytał odruchowo, bo zima zawsze wiązała się z sesją zimową. Nie wątpił, że Jaime poradził sobie doskonale, ale, kto wie… W końcu w życiu nie było nic pewnego, prawda?

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  27. - Nie, oczywiście, że nie - odpowiedział lekkim tonem mężczyzna, gdy Jaime zapytał, czy coś się stało. Gregory zachowywał się tak, jakby miał przynajmniej 30 lat mniej i świat był prosta igraszką. Niemniej lekki uśmiech przemknął mu przez usta, gdy Jaime użył liczby mnogiej w zdaniu z sokiem, gdyż oznaczało ono, że młody Moretti uważa się niemal za gospodarza, a zatem jego relacja z wnukiem była bardzo bliska, co też dziadek chciał wykorzystać. Nie do końca podobało mu się, że Noah wybrał sobie za towarzysza życia akurat młodego chłopaczka, wolałby pannę Reyes, obeznana w temacie i zdecydowanie bardziej osadzoną w interesującej Gregory'ego grupie społecznej, nie przejmował się tym jednak za bardzo. Gość usiadł na stołku przy barku i popatrzył na Jaimego. 
    - Woda wystarczy - odparł. - Właściwie chciałem z tobą porozmawiać. Słyszałem, że wybieracie się z tym moim łobuzem do Francji.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  28. Gregory pod swoim uśmiechem, który dziwnie obejmował nawet oczy, ukrywał uważne spojrzenie. Odnotowywał w głowie każdą reakcję chłopaka. Każdy uśmiech, nawet nieco nieprzytomny. I tę niepewność Jaimego.
    - Noah był tak kilka razy, więc z pewnością może cię oprowadzić po mieście i galeriach – odpowiedział spokojnie Gregory. Pochylił się nieco do przodu. – Wie też, gdzie można dobrze zjeść, ale przypilnuj go, żebyście poszli na prawdziwe francuskie steki. Smakują zupełnie inaczej niż amerykańskie – dodał niby konspiracyjnym tonem, po czym odchylił się na krześle.
    - Niemniej przychodzę do ciebie z prośbą. W Paryżu mieszka jeden z potencjalnych klientów i uważam, że spotkanie z nim na miejscu mogłoby domknąć naszą umowę znacznie korzystniej niż kolejna wymiana wiadomości mailowych. Noah za to wygląda zupełnie na nieprzekonanego i narzeka, że psuję mu wakacje. A przecież to byłoby tylko jedno spotkanie! Może wizyta w biurze albo jednorazowa kolacja. Przyznaj, że to nie jakaś wielka harówka! – Spojrzał na niego z prośbą wymalowaną na twarzy, a jednocześnie uśmiechem, który sugerował, że to tylko niewinna prośba porównywalna do prośby o cukierka.
    - Z pewnością wiesz, jaki Noah potrafi być, kiedy sobie coś ubzdura… - Potrząsnął głową. – A ja przecież nie oczekuję, że zrobi to za darmo.

    Noah, a raczej Gregory

    OdpowiedzUsuń
  29. - Dziękuję za twoją gotowość do pomocy - odpowiedział Gregory i posłał chłopakowi przyjazny uśmiech. Potem zaś pokręcił głową i podniósł się z miejsca. - Nie, dziękuję, ale nie będę ci się dłużej narzucał. Na pewno masz coś lepszego do roboty od zajmowania się starszym panem - mrugnął do niego porozumiewawczo, ale swoją posturą wcale nie wskazywał na to, że ma się za staruszka. Jego ruchy były sprężyste i swobodne. Sięgnął do wewnętrzej kieszeni marynarki i wyciągnął z niej długą kopertę. Położył ją na stole. 
    -  Zostawiam dla Noaha. Sam zdecyduje, co z tym zrobi - powiedział i ruszył do wyjścia. - Do zobaczenia, Jaime. Będę czekał na waszą relację z Paryża - zakończył wesoło i wyszedł. 
    Kilkanaście minut później do mieszkania wrócił Noah. 
    - Hej! Trochę mi się przeciągnęła, ale już jestem. Wszystko w porządku? - Noah nadal był nieco przewrażliwiony po wydarzeniach z seryjnym mordercą. 

    Noah

    OdpowiedzUsuń

  30. Noah spojrzał zdumiony na chłopaka, kiedy wyrzucił z siebie potok słów. Potem potrząsnął głową.
    - Wszystko po kolei, ok? – poprosił. Pochylił się i pocałował go przeciągle. Nie podobało mu się, że w mieszkaniu był Gregory. Nie lubił, gdy dziadek wtrącał się w jego życia, a teraz jeszcze miał czelność wykorzystywać Jaimego do swoich interesów.
    - Zaraz wracam – dodał i zniknął, żeby faktycznie iść umyć ręce, a przy okazji nieco się uspokoić i zebrać myśli. Po pierwsze należało zajrzeć do koperty. Dwa dowiedzieć się, co Jaime myśli o wizycie Gregory’ego.
    Spojrzał na chłopaka kręcącego się po kuchni i sięgnął po kopertę. Otworzył ją i prychnął cicho. Pomachał do Morettiego rezerwacją na cztery osoby w jednej z popularnych, a co za tym idzie trudnodostępnych, restauracji w Paryżu.
    - To tyle jeśli chodzi o delikatną sugestię – stwierdził i odłożył kopertę na bok. – Co sądzisz… o jego wizycie tutaj? – zapytał i podszedł do Jaimego. Podał mu talerze.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  31. Tak, Jaime potrafił wypaść z szybkim mówieniem w chwilach obniżonej koncentracji u Woolfa. Szczególnie widoczne było to wtedy, gdy Noah jeszcze przetwarzał obecność swojego chłopaka i bliskość ich relacji, a Jaime już o czymś intensywnie opowiadał. Oczywiście Noah nie miał o to do niego pretensji, czasem potrzebował tylko przeprocesować zdarzenie.
    Woolf pokiwał głową.
    - Mam nadzieję, że nie będzie ci się narzucał – odparł Noah. – I jest dziwny… ale to można powiedzieć o niemal wszystkich członkach mojej rodziny – dodał niechętnie. Potem wziął widelec do ręki.
    - Nie wiem jeszcze… mam czas, żeby się zastanowić. Nie bardzo mi się to wszystko podoba, ale… z drugiej strony szkoda byłoby nie skorzystać z dobrej miejscówki – mrugnął do niego. – Ale dziękuję… że jesteś tak otwarty na to wszystko – zakończył pełnym wdzięczności głosem i spojrzał na niego z czułością.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  32. Noah przyznał w duchu, że nigdy wcześniej nie leciał w takich warunkach. Z jednej strony trochę się cieszył i już w samolocie robił notatki na bloga, cyknął kilka zdjęć i wrzucił kilka fot na insta (takich, na których nie było twarzy). Nagrał nawet kilka ujęć, żeby stworzyć jakiś filmik z relacją. Z drugiej strony po raz kolejny uderzyła go różnica finansowa między nimi dwoma. Woolf nigdy by sobie na taki wydatek jak lot w pierwszej klasie. Miał nadzieję, że różne spojrzenie na wydawanie pieniędzy nie popsuje im wyjazdu.
    W końcu wylądowali na miejscu i udali się do hotelu. Jaime wyglądał na zachwyconego, co Noah utrwalił na kilku zdjęciach z zaskoczenia. Potem znaleźli się w pokoju, a Noah ugryzł się w język i nie skomentował wszechobecnego przepychu. Uśmiechnął się za to, gdy Jaime wspomniał o łóżku.
    - Myślę, że przetestujemy je w odpowiednim momencie – odparł Noah i spojrzał na partnera znacząco. – Lepiej sprawdź łazienkę, bo tu chyba jest twój słaby punkt – dodał żartobliwie, przypominając sobie zastrzeżenia chłopaka do pokoju, który zajmowali podczas wspólnego wyjazdu.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  33. Noah również zajął się rozpakowywaniem. Wyjął swoje kosmetyki, przełożył kilka ciuchów do szafy. Już miał skierować się na leżankę i zaczekać na Jaimego, gdy ten nagle zaczął go całować. Woolf na pewno nie zamierzał opanowywać. Objął go i zachłannie pocałował. Szybko jednak okazało się, że Jaime ma bardziej zaawansowane plany, ponieważ pociągnął ich w stronę łazienki i zaczął rozbierać. Wkrótce obaj nadzy znaleźli się pod prysznicem. Owszem mycie się było w planach, ale Noah nie podejrzewał, że będzie miało taką formę.
    Z rozbawieniem przypomniał sobie ich dawną rozmowę, kiedy wypytywał chłopaka, czy bardziej go kręci to, że Noah do niego przyjechał, czy fakt, że znajdują się w hotelu. Moretti wtedy odpowiedział, że oba te czynniki mają znaczenie. Woolf mógł teraz przekonać się, że Jaime naprawdę lubi seks w takich miejscach, choć może sam nie do końca jest tego świadomy.
    - Myślę, że chwilę potrzebujemy na ogarnięcie się - odparł, przesuwając dłońmi po ciele Jaimego. Po boku i plecach. Pocałował go łapczywie. - Ale pewnie, pójdziemy na jedzonko - dodał i pochylił się, żeby przygryźć skórę na szyi partnera. Potem zniżył się, całując jego mostek i brzuch. W końcu klęknął przed nim. Zdecydowanie miał ochotę na zadowolenie Jaimego. Zaczął pieścić go.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  34. Woolfa czasami zaskakiwało, że Jaime potrafi być jednocześnie tak pomysłowy i odważny w trakcie zbliżeń, a jednocześnie tak niepewny. Miało to twój urok, ale czasami też martwiło. Noah chciał, żeby chłopak czuł się przy nim bezpiecznie.
    Kiedy Jaime wyszedł spod prysznica, Noah jeszcze spłukiwał z siebie pianę. Potem zaś sięgnął po ręcznik.
    - Nie musimy się spieszyć – przypomniał mu i zaczął się ubierać.
    Potem rozpakował się i ubrał. Znalazł nawet czas na wrzucenie czegoś na story. Właśnie przeglądał ostatnie komentarze, gdy Jaime ogłosił, że jest gotowy do wyjścia. Noah podniósł na niego spojrzenie.
    - Wyglądasz seksownie – przyznał. Wstał i spakował swoją listonoszkę z aparatem i dokumentami.
    - Możemy iść -dodał i pocałował go w policzek.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  35. Brunet wywrócił lekko oczami, kiedy Jaime skomentował fakt przyniesienia przez niego Harolda, ale w rzeczywistości tylko się zgrywał. Nie było przecież tajemnicą, że lubił zwierzęta i dbał o ich dobrostan. Gdyby było inaczej, czy zdecydowałby się na bycie wolontariuszem w schronisku, prawda? Na pewno nie. I choć jego czas wolny był teraz mocno ograniczony, wciąż starał się odwiedzać schronisko i pomagać przy opiece nad zamieszkałymi tam zwierzętami, choć nie robił tego tak regularnie, jak kiedyś. Jak Jaime zauważył, związek oraz pojawienie się w jego życiu Aurory zaangażowały go w stu, a nawet dwustu procentach. Podejrzewał, że miałby więcej czasu zarówno na spotkania z przyjaciółmi, jak i własne hobby, gdyby nie obecność Rory, ale wcale nie narzekał. Prawda była taka, że tego, co posiadł w przeciągu ostatniego roku, nie zamieniłby na nic innego.
    Obserwował powitanie dwóch świnek i uśmiechnął się na ten widok pod nosem. To były towarzyskie, a przede wszystkim stadne zwierzęta, więc obcowanie z drugim przedstawicielem tego samego gatunku, nawet jeśli sporadyczne, na pewno dobrze im robiło, a Jerome, jak już zostało wspomniane, nie był bez serca i wcale nie wstydził się tego, że paradował ze świnką morską przez miasto po to tylko, by zapewnić jej nieco tak cennej rozrywki.
    — Uwielbiam cię, wiesz? — skomentował i wyszczerzył zęby w przesadzonym uśmiechu, który skierował oczywiście do przyjaciela, kiedy ten poinformował go, co też przygotował na dzisiejszy wieczór i dlaczego w przestronnym mieszkaniu rozchodziły się tak kuszące zapachy. — Znowu się stąd wytoczę — zauważył, ale bynajmniej nie z żalem, a zadowoleniem. Zawsze kiedy odwiedzał Jaime’ego, wychodził od niego niezdrowo przejedzony, z uczuciem, jakby zaraz miało rozerwać mu brzuch, ale nigdy nie żałował zjedzenia ani jednego kęsa pyszności przygotowanych przez Morettiego.
    — Pewnie jak zwykle dostałeś same piątki? — spytał, zgrabnie pomijając temat zimy, jakby rozprawianie o niej miało opóźnić pojawienie się wiosny. — A dlaczego u ciebie było gorzej? — spytał i lekko zmarszczył brwi, poczuwszy ukłucie niepokoju. Gdyby tylko mógł przewidzieć, co ostatnio działo się u jego braciszka, na pewno z takim spokojem nie nałożyłby burgera na talerz, na którym jeszcze przed chwilą miał sałatkę.
    Nim odpowiedział, wgryzł się w chrupiącą bułkę i soczyste, smakowite wnętrze. Kiedy tylko jedzenie rozpłynęło się na jego podniebieniu, przymknął powieki i zamruczał z zadowoleniem co najmniej tak, jakby Jaime zaoferował mu o wiele więcej, niż tylko pyszny posiłek. Zaraz jednakże otworzył oczy i wciąż z pełnymi ustami, zachichotał, by nie peszyć przyjaciela.
    — Właściwie… — odezwał się, kiedy przełknął, szykując się do odpowiedzi na jego pytanie. Musiał zastanowić się, o czym Jaime już wie, a o czym jeszcze nie i uświadomił sobie, że było kilka istotnych spraw, o których musiał mu powiedzieć, a które nie nadawały się do przekazania przez telefon.
    — Po pierwsze, byliśmy z Charlotte i Aurorą na Barbadosie. Lotta miała okazję poznać moją rodzinę i popatrz, kolejna osoba przekonała się, że Marshallowie nie są straszni — zażartował, z rozbawieniem spoglądając na przyjaciela, ponieważ pamiętał, jak Moretti denerwował się przed poznaniem jego bliskich. — Generalnie Aurora zaczęła chodzić i… — urwał i odłożył talerz z nadgryzionym burgerem na stolik, po czym wyprostował się i popatrzył z powagą na chłopaka. — Jednego dnia Rory podeszła do mnie, miętoląc w rączkach jakąś kartkę. Okazało się, że to Charlotte… Dała jej dokumenty, które w świetle prawa czynią mnie jej ojcem… — powiedział ostrożnie i z lekkim zadziwieniem, ponieważ kiedy teraz mówił o tym na głos, wciąż wydawało mu się to nierealne. — Oczywiście podpisałem, co trzeba — zaśmiał się nerwowo i pokręcił głową. — A potem, w święta… oświadczyłem się Charlotte — wypalił na wydechu i zamilkł, by dać przyjacielowi chwilę na oswojenie się z rewelacjami, które właśnie mu sprzedał. Przy tym wypiął pierś, dumny niczym paw, a na jego twarzy na dobre rozgościł się szeroki, pełen zadowolenia uśmiech.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  36. Noah nie wiedział, że Jaime się przy nim bezpiecznie czuje. Przeciwnie, uważał, że Jaime nie do końca mu ufa i o wielu sprawach nie mówi, a szczególnie o tym, co czuje w drażliwych kwestiach. Woolf czasami odnosił wrażenie, że Jaime boi się wejść do jego życia tak naprawdę i że dobrze im wychodzi bycie obok siebie, ale granica między nimi nadal jest wyraźna mimo tego wszystkiego, co do siebie nawzajem czuli. Nie upierał się, że tak na pewno jest, ale z perspektywy Noah tak to wyglądało. Wiedział, że na jego odczucia duży wpływ miała ta dziwna rozmowa o wspólnym mieszkaniu i fakt, że Jaime zapobiegliwie zaznacza, że nie chce mu przeszkadzać. Miał nadzieję, że to się kiedyś zmieni, ale wydawało mu się, że na razie nie są na tym etapie.
    Woolf uśmiechnął się lekko, gdy Jaime odpowiedział mu na komplement komplementem. W końcu ubrali się i wyszli. Noah raczej zwalniał kroku, niż przyspieszał, aby delektować się chwilą. Lekko ściskał dłoń ukochanego i po prostu wyciszął się po podróży.
    - Jasne, możemy pójść. Tylko pamiętaj, że wieża miga światełkami tylko przez pięć minut po każdej pełnej godzinie – odparł. Potem roześmiał się.
    - Nie wiedziałem, że muszę cię uwodzić – powiedział wesoło i lekko pociągnął Jaimego w boczną uliczkę. – Ale wiem, gdzie możemy zjeść. Nie wiem, jak to miejsce się zmieniło, ale mam nadzieję, że będzie dobrze – dodał i niespiesznie kroczył dalej.
    Po kilku minutach dotarli do knajpki, która miała przed lokalem ogródek osłonięty szklaną ścianą, dzięki czemu nagrzane było również w środku. Spokojnie mogli usiąść na zewnątrz. Noah bez problemu dogadał się z kelnerem i zasiedli na miejscach.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  37. Wyspiarz zagwizdał cicho z wyraźnym podziwem, kiedy jego przyjaciel wspomniał o zrobieniu doktoratu.
    — Z twoimi umiejętnościami na pewno zrobiłbyś go z palcem w pupie — zażartował i lekko pokręcił głową. — Ale jeśli tylko dobrze czujesz się na uczelni i lubisz pracę naukowa, to czemu nie? — dodał z uśmiechem. Nie widział przeszkód, aby Jaime doktoratu nie zrobił, więc jeśli tylko miał taką ochotę, to zdaniem Jerome’a powinien pójść za ciosem. On sam nie skończył studiów i nie podejrzewał, że kiedykolwiek coś miałoby się w tym względzie zmienić, ale nie oznaczało to, że również inni mieli pozostać nieukami.
    Podejrzewał, że zrzucenie na Jaime’ego tych dwóch bomb wywoła u niego emocjonalną reakcję, dlatego przygotował się na to zawczasu. Najpierw odłożył talerz, a później w odpowiedni sposób dobierał słowa, by wreszcie uśmiechnąć się w oczekiwaniu na reakcję przyjaciela, co do której nie miał wątpliwości, że się na niej nie zawiedzie. I tak jak podejrzewał, Moretti zareagował z intensywnością nieporównywalnie większą do przekazanych mu wiadomości, jakby zwielokrotnił energię, która biła od samego Marshalla. Na zarzut o wcześniejszym braku informacji nie odpowiedział. Po prostu… jakoś nie było ku temu okazji, a nie chciał pisać o tym wszystkim w smsie. Wolał wszystko przekazać Jaime’emu osobiście, choćby po to, by teraz móc zostać tak mocno przez niego wyściskanym.
    — Dziękuję — odparł nieco zduszonym głosem i zaśmiał się krótko, okazało się bowiem, że przyjaciel ściskał go naprawdę mocno i wyspiarz nie podejrzewał nawet, że ten miał tyle siły. Kiedy jednak chłopak się od niego odsunął i trzydziestolatek spostrzegł, co właściwie się dzieje…
    — Przestań! — zagroził i wycelował w niego palcem, bo kiedy spostrzegł to wzruszenie u tak bliskiej mu osoby, momentalnie i jego bursztynowe oczy wyraźnie się zaszkliły. — Przestań, bo zaraz będziemy ryczeć oboje! — wykrztusił przez ściśnięte gardło i odetchnął głęboko, nagle zaatakowany przez zbyt wiele emocji naraz. Jaime był z nim od samego początku. Dobrze wiedział, przez co Jerome przeszedł i co się z tym wiązało. Zdawało się, że na długo niebo nad jego głową zasnuły ciemne chmury, ale teraz w jego życiu na nowo zaświeciło słońce i to z jaką intensywnością! Marshall zdawał sobie sprawę z tego, że dostał więcej, niż na to zasługiwał i był przytłoczony tym ogromem szczęścia, które teraz zwaliło się również na jego przyjaciela i widok tak bardzo poruszonego tym Jaime’ego sprawił, że wyspiarz odczuł swego rodzaju ulgę, a po jego wnętrzu rozlało się przyjemne ciepło.
    — Koniecznie opić, a nie opłakać — podsumował i sam potarł powieki, śmiejąc się przy tym nerwowo, jakby nieco zawstydzony własną reakcją. Niemniej kiedy Jaime tak bardzo wyraził swoją radość, coś pękło we wnętrzu wyspiarza, rozlało się i go ukoiło.
    — Na razie jeszcze niczego nie zaplanowaliśmy. W zasadzie nie było czasu — przyznał i tym razem to on machnął ręką. — Najchętniej od razu zaciągnąłbym Charlotte do urzędu i zrobił, co trzeba, nie mam głowy do planowania… — przyznał i posłał Morettiemu wymowne spojrzenie. — Ale pewnie będziemy chcieli zorganizować to tak, jak trzeba — podsumował i lekko wzruszył ramionami. — W życiu bym tak sobie tego wszystkiego nie wymyślił, tego, co mnie spotkało, kiedy przyleciałem do Nowego Jorku.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  38. Musiała przyznać, że ten wyjazd był jej naprawdę bardzo potrzebny. Nawet bardziej niż się tego spodziewała. Ostatnio nie miała okazji, aby ruszyć się z Nowego Jorku, więc tym bardziej teraz była zadowolona z faktu, że trafiła na odpowiednią osobę, z którą mogła wyrwać się z miasta. Obecnie nie każdy miał czas czy nawet chęci na to, aby wyjeżdżać poza miasto. Rozumiała, że niektórzy po prostu woleli spędzić wolny czas w swoim własnym granie czy też w mieszkaniu i nie ruszać się nigdzie. Sama czasami miała takie dni, kiedy nawet nie chciało się jej otwierać okna w sypialni, aby przewietrzyć pokój, a co dopiero, gdyby miała gdzieś wyjechać i spędzić czas poza czterema ścianami własnego mieszkania, w którym czuła się najlepiej.
    — To Maybelline — zaśmiała się porównując pasującą do niej kosmetologię do tego znanego już chyba na całym świecie mema z tej właśnie marki kosmetycznej. Miała dużo czasu, aby zastanowić się czy chciałaby iść na studia. Teraz nie wyrobiłaby czasowo, a gdyby zdecydowała się na nie pójść to musiałaby przenieść się z mieszkania do pokoju, co kompletnie jej nie urządzało i Miley nie miała najmniejszej ochoty dzielić mieszkania z kimś. Miała swoje własne rytuały, które zostałyby zaburzone, gdyby nagle w mieszkaniu były obce osoby. — Jeśli będę się decydowała na studia to zamierzam wszystko z tobą przedyskutować. Zdajesz się być najlepszą osobą do tego — stwierdziła z przekonaniem. W końcu Jaime był tak naprawdę jedyną osobą, którą Miley znała i która studiowała. Kogo innego miałaby się pytać o radę, jak właśnie nie jego?
    Teraz już nie była pewna czy powinna była mówić cokolwiek o swojej biologicznej matce, ale musiała się komuś wygadać, a Jaimego uważała za przyjaciela i chyba mogła mu powiedzieć o wszystkim? Tak przynajmniej czuła, bo gdy przychodziło co do czego to wcale nie miała żadnych oporów, aby się wstrzymać z mówieniem czegokolwiek. Na co dzień była dość skrytą osobą i nie lubiła paplać o sobie na prawo i lewo. Jaimego znała już jakiś czas i czuła się dość komfortowo w jego towarzystwie, aby o pewnych sprawach mu po prostu powiedzieć.
    — Chodzi o to, że ona jest… hm, z tych wyższych sfer, że tak powiem — odpowiedziała i wzruszyła ramionami — i po prostu wolałabym uniknąć jakichkolwiek dramatów związanych z bogaczką z Upper East Side, która nagle sobie odnalazła córkę — mruknęła i wzruszyła ramionami. Póki co nic takiego nie miało miejsca, ale skąd miała mieć pewność, że już tak zostanie? Nie była zwierzątkiem w zoo, aby ją podziwiać i pstrykać fotki. Chciała po prostu swoje nudne, spokojne życie.
    — Dziękuję — powiedziała. Była mu za te słowa naprawdę wdzięczna. Nie wiedziała kompletnie, jak ta sytuacja się z nią potoczy, ale… ale chyba póki co nie musiała się tym martwić, a mogła zająć się czymś zgoła innym. — Będę pamiętała, dzięki Jaime. I przepraszam, nie chciałam tak ci się zwalić z problemami na głowę. Jakoś tak… samo wyszło.

    Miley

    OdpowiedzUsuń
  39. Noah z pewnym rozbawieniem i rozczuleniem popatrzył na Jaimego, który wydawał się dobrze bawić ich wycieczką. Kiedy jednak chłopak wspomniał o tych gorszych czasach, Noah mocniej ścisnął jego dłoń, jakby chciał sobie lub jemu udowodnić, że nie pozwoli Morettiemu wrócić do tamtych czasów. Niemniej potem Jaime mu wygarnął z tym całym uwodzeniem.
    - Dobrze, dobrze… już się nie pomylę – wymamrotał, ale Jaime już dokądś popędził. Noah przystanął zdumiony, gdy Jaime wrócił do niego z kwiatkami. I pocałunkiem. Roześmiał się mimowolnie, ale pocałował go czule. Chłopak był pokręcony, ale w pozytywny sposób. Noah chętnie objął go i poszli razem dalej.
    W końcu dotarli do knajpki i usiedli wygodnie. Noah poprosił kelnera o menu w języki angielskim, ale sam posługiwał się biegle francuskim. Wiedział jednak, że Francuzi nie są szczególnie… otwartymi ludźmi.
    - Też lubię nasze wspólne wyjazdy – odparł Noah i uśmiechnął się do Jaimego. – Muszę jednak, że przy tobie bardziej się staram, żeby wyjazdy były zaplanowane. Sam… dla siebie jestem na to zbyt leniwy – dodał.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  40. Parsknął cicho, kiedy Jaime zaczął go wypytywać, a w konsekwencji sam wpadł w słowotok. Szczególnie, gdy Jaime ostatecznie przyznał mu rację, że nie nadaje się na biwak, co sam Woolf zauważył już dawno temu.
    - Spokojnie, wiem, że lubisz cywilizowane warunki – odparł. – Dużo przyrody, zieleni, ale w kontrolowany sposób – dodał w ramach uzupełnienia. W końcu to Jaimego ciągnęło na romantyczne spacery po plaży i tym podobne. Byle bez dzikich stworzeń i nieprzyjaznych towarzyszy snu. A przy okazji miło, gdy była duża wanna, miękki materac i dobre jedzenie pod ręką.
    - A gdybym nie planował… to pewnie właśnie rzucalibyśmy monetą, czy warto gdzieś wejść na jedzenie czy nie – wyjaśnił. – O ile jakieś miejsce już byśmy znaleźli – dodał. Przesunął kciukiem po jego dłoni. Jaime zresztą robił to samo.
    Zamówili jedzenie i czekali na posiłek przy lampkach wina. Nagle chłopak przywołał go po imieniu, więc Woolf spojrzał na niego pytająco.
    - Emm… nie znam się na tym za bardzo… w sensie na tych nowych stylach. Ja po prostu stawiam na prostotę. Łatwiejsze sprzątanie, mniej zbieraczy kurzu, no i lubię, gdy mogę pochować rzeczy z widoku – wyjaśnił. – A z drugiej strony… to po prostu ograniczałem wydatki przy wyborze mebli. Wiesz… po co komu komoda i ława, skoro można mieć skrzynię o podwójnej funkcji za połowę ceny? – odpowiedział. – A co?

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  41. Noah pomyślał, że to może jest dobry pomysł, by kiedyś pojechali dokądś tak zupełnie spontanicznie, jedynie z urlopami i pieniędzmi w rękach. To brzmiało na ciekawą przygodę.
    - Jasne. Możemy sobie ustalić górny budżet i sprawdzić, czy potrafilibyśmy przetrwać – dodał żartobliwie, choć o wyjeździe myślał całkiem na poważnie. Z resztą często zdarzało mu się, że właśnie w trakcie jednej wyprawy planował już kolejną, ponieważ zmiana miejsca pobudzała jego kreatywność i żyłkę do szukania rozrywek.
    Potem z ust Morettiego ponownie wylał się potok słów. Noah słuchał go uważnie i zmarszczył brwi. Jaime ponownie mówił o wspólnym mieszkaniu, ale nauczony doświadczeniem Woolf nie zamierzał wyciągać pochopnych wniosków. Jak zauważył Jerome podczas ich wspólnej rozmowy, Jaime może po prostu oswajać się z perspektywą wspólnego mieszkania, ale wcale nie mieć na myśli szybkiej zmiany lokum ani tym bardziej przeprowadzenia się do swojego chłopaka. Noah postanowił więc zachować daleko idącą ostrożność w tego typu tematach.
    - Ograniczona ilość półek brzmi dobrze – powiedział powoli. – Myślę, że… kilka książek na takiej półce by mi wystarczyło – dodał po chwili. Nie, nie przechowywał zdjęć, choć przecież wiele ich robił i dużo z nich publikował. Nie potrzebował jednak rozstawiać ich w mieszkaniu. Zrozumiałby jednak, gdyby Jaime jakichś potrzebował. Pewnie po prostu zostawiłby mu odkurzanie ramek.
    Potem zamilkł. Zwyczajnie nie wiedział, co miałby powiedzieć. Ot, przyjął do wiadomości informacje przekazane mu przez Jaimego. Nie chciał nic dodawać od siebie. Ani nawet kontynuować tematu, z którym obecnie nie czuł się najlepiej. Nie chciał jednak ograniczać chłopaka, więc po prostu… nic nie mówił. Szczególnie, że nie podobał mu się ton Jaimego…. Który jakby podkreślał, bez czego może żyć, ale do jakiego komfortu przywykł.
    Noah miał tylko nadzieję, że jedzenie szybko przyjdzie.
    Noah

    OdpowiedzUsuń
  42. Noah nie zdawał sobie sprawy z tego, co chodziło po głowie Jaimego. Nic dziwnego – w końcu nie rozumiał też, czego chłopak od niego oczekuje. I w związku z tym nie wiedział, co miałby powiedzieć. Zauważył, że Jaime przestał muskać go palcami, ale nie schował się ani nie uciekł, choć wyraźnie patrzył w inną stronę. Jak Woolf powinien to wszystko intepretować?
    Wtedy pojawiła się kelnerka z jedzeniem, a Noah sięgnął po sztućce.
    - Jedz, póki ciepłe – poradził mu Noah, a potem zatrzymał się w pół ruchu, bo Jaime rzucił pytanie… które zbiło Woolfa z tropu.
    - Skąd ten pomysł?- zapytał ze szczerym zdziwieniem. Przecież gdyby miał go dość, to nie zabrałby go na urlop do Europy! – Nic z tych rzeczy. Dlaczego tak pomyślałeś? – pytał dalej. Odłożył widelec na bok i wbił uważne spojrzenie w Jaimego, starając się cokolwiek odczytać z jego twarzy.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  43. Noah z niepokojem, a potem z rosnącym zdumieniem słuchał deklaracji Jaimego. Szczególnie, że była tak poważna i tak... zmieniająca wszystko. A już na pewno dla Woolfa, który czuł się odrzucony i pominięty przez pewien czas. Teraz zaś... z trudem w ogóle zbierał myśli, bo coś w środku buzowało w nim i wołało chaotycznie. Ostatnie słowa chłopaka spowodowały, że Noah ostrożnie odsunął się na krześle, po czym pochylił nad stołem i pocałował Jaimego łapczywie.
    - Ja... Jaime, bardzo chcę z tobą zamieszkać i chcę wiedzieć, gdzie jesteś, czy jesteś bezpieczny, jak się czujesz, czy jesteś szczęśliwy - powiedział nieco drżącym głosem, a potem wrócił na swoje miejsce. Nadal jednak nie odrywał spojrzenia od swojego chłopaka. - Po prostu... po naszej ostatniej rozmowie miałem wrażenie, że jest ci dobrze tak, jak jest, i nie chcesz niczego zmieniać - przyznał. Chciał mu w ten sposób zasugerować też, że nie myślał o tym wszystkim, o co pytał Jaime, ponieważ uznał to za nierealne i w związku z tym podobne rozważania za niepotrzebne. - Jerome zasugerował, że pewnie potrzebujesz więcej czasu... nie chciałem na ciebie naciskać... w końcu... jesteś młody i nie musisz się z niczym spieszyć...

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  44. Noah popatrzył na Jaimego z czułością, kiedy ten stwierdził, że słowa Woolfa są dla niego piękne. Z pewnością Noah nie patrzył na nie z tej perspektywy. Skoncentrował się jednak na dalszej wypowiedzi chłopaka.
    - Gdybanie nie ma sensu – zgodził się z Jaimem. – Wiem, że chcę być z tobą, a czy to możliwe, nie dowiemy się, jeśli nie spróbujemy, prawda? – odparł. – I tak, biorę Henia w pakiecie – dodał bez zastrzeżeń. Nie był miłośnikiem zwierząt w mieszkaniu, ale wiedział, że stworek jest ważny dla Jaimego, a w takim razie musiał zaakceptować obecność futrzaka.
    - Myślę, że na początek możesz… wprowadzić się do mnie. Potem…. Zastanowimy się, co dalej… na razie.. uznajmy to za test, co? – zaproponował.
    Chwilę później przewrócił oczami.
    - Nie, nie kumplujemy się – odparł. – To wy się przyjaźnicie. A kogo innego miałbym się radzić w twojej sprawie, skoro on zna cię najlepiej z dostępnych mi osób? – wyjaśnił spokojnie Noah. – Nie licz, że zaczniemy sobie z Marshallem padać w ramiona przy każdej okazji.
    Ujął jego dłonie i uśmiechnął się.
    - Trzydziestkę to już przekroczyłem – zauważył. – A miałem na myśli to, że nie chcę, byś czuł, że się ograniczam – dodał.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  45. Noah powoli skinął głową.
    - No tak… Nie będzie ci przeszkadzało, jeśli od czasu do czasu zostaniesz sam z Heniem? – zapytał całkiem poważnie. W końcu do tej pory nie różniło się to za bardzo od zwykłego rozstania w tygodniu. Jeśli zamieszkają razem, to wyjazdy Noah mogą być dla Jaimego bardziej odczuwalne.
    Woolf przewrócił oczami, gdy chłopak zaczął żartować ze słowa „test”, ale jednocześnie starszy mężczyzna uśmiechnął się lekko. Wiedział, że skoro Jaime w ten sposób żartuje, to naprawdę jest dobrej myśli. Może nawet jest bardziej chętny niż Noah był gotowy przyznać.
    - Spokojnie, to się nie wydarzy – zapewnił, gdy Moretti zasugerował, że byłby zazdrosny o przyjaciela. Potem jednak Jaime wygłosił kolejną poważną deklarację.
    - Masz rację, że nie mam pojęcia…. Dla mnie jesteś niesamowity z sam siebie i nie ma w tym zupełnie mojego udziału – odpowiedział z przekonaniem, jednocześnie patrzył na Jaimego z czułością.
    W przyjemnej atmosferze zjedli posiłek i wyszli na dalszy spacer. Nagle Jaime znowu odezwał się poważnym tonem. Noah rzucił mu uważne spojrzenie.
    - Oczywiście. I mam nadzieję, że to działa w obie strony… szczególnie biorąc pod uwagę naszą relację i sytuacje intymne… Chcę, żebyś mógł na mnie polegać, choć pewnie nie raz cię zawiodę, bo wiesz przecież, że nie jestem specjalnie domyślny w oczywistych kwestiach – przyznał.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  46. Noah pokiwał głową, gdy usłyszał wypowiedź na temat Henia. To, co Jaime mówił, było racjonalne i sensowne, więc Woolfowi pozostało się tylko zgodzić.
    W sprawie Jerome’a Noah był świadomy, że do spotkań będzie dochodzić i nie zamierzał im przeszkadzać. Z resztą Woolf często miał i wieczorne spotkania biznesowe, więc może dobrze, że Marshall będzie wpadał i zajmował Jaimemu czas i myśli, żeby ten nie zastanawiał się zbyt wiele nad pracą partnera. Nic skrajnego się w trakcie tych spotkań nie działo, ale Noah wiedział, że chłopak potrafi być prawdziwym zazdrośnikiem.
    Niemniej Noah nie spodziewał się, że w trakcie tego dnia zostanie poruszony temat jego rodziny. Głównie dlatego, że sam nie zatajał czegoś szczególnego przed Jaimem, a po prostu sam wolał o własnej rodzinie nie myśleć i raczej większość czasu udawał, że takowej nie ma. To było znacznie wygodniejsze rozwiązanie. Nie zmierzał też nawiązywać kontaktu z nimi, a tej jednej osobie, którą widywał regularnie, chętnie pomógłby zniknąć. Najlepiej gdzieś w Arktyce.
    Właśnie dlatego przez chwilę milczał, zastanawiając się, co w ogóle mógłby odpowiedzieć.
    - Wiesz… to nie tak, że ukrywam jakieś trupy w szafie – odezwał się w końcu. – Po prostu…. Naprawdę przestałem uważać ich za swoją rodzinę dawno temu. Próbowałem chociaż Jen wyjąć poza nawias, ale… wybrała matkę i to jej decyzja. Nie mówię ci o nich, bo nie ma… co. nie mam z nimi kontaktu od… piętnastu lat. Więcej mogę ci opowiedzieć o sąsiadach niż o tych, z którymi łączą mnie więzy krwi – wyjaśnił ostrożnie. Nie chciał urazić Jaimego odmową.
    - A co do kolacji… właściwie powinienem do jutra potwierdzić, ale nie zdecydowałem. Może rzut monetą byłby najlepszym rozwiązaniem w tej kwestii?

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  47. Noah nie bardzo wiedział, jak ma reagować i co powinien zrobić. Nie chciał urazić Jaimego lub okazać mu… braku zaufania.
    - Jeśli coś przyjdzie mi do głowy, to ci powiem – zapewnił cicho, bo chociaż chłopak mówił, że wszystko jest w porządku, to Noah odniósł wrażenie, że wcale nie do końca. Wtedy Jaime zatrzymał go i pocałował. Nie od razu Noah w tym się odnalazł, ale w końcu odpowiedział z czułością.
    - Kocham cię, Jaime, i nie chcę cię zawieźć – odparł i pocałował go raz jeszcze. Potem Jaime zaczął szukać monety.
    - Reszkę za wyjściem poproszę – odpowiedział. Okazało się, że jednak Noah nie ucieknie przed pracą.
    Szybko o tym zapomniał, ponieważ ruszyli dalej do celu i niedługo potem znaleźli się w pobliżu Wieży.
    Noah

    OdpowiedzUsuń
  48. — Też prawda — zgodził się, kiedy Jaime powiedział, że jeśli mieli płakać, to tylko z takich powodów, a potem po raz ostatni odetchnął głęboko, by uporać się z wewnętrznym rozedrganiem. Zarówno przyszłość Marshalla, jak i Morettiego malowała się w naprawdę jasnych barwach, co było naprawdę warte docenienia, zważywszy na to, od jakiego punktu obydwoje zaczynali.
    — W zasadzie… Jak już przyjdzie co do czego, zostaniesz moim drużbą? — spytał nagle Jerome, czym miał zaskoczyć zarówno Jaime’ego, jak i samego siebie. Kiedy umawiali się na to spotkanie, wyspiarz zamierzał poinformować przyjaciela o wszystkich rewelacjach, jakie miały ostatnio miejsce w jego życiu, ale tym, czego nie planował, było zadanie mu tego znamiennego pytania, a to z tego, względu, że on i Lotta nie poczynili jeszcze żadnych planów względem przyszłego ślubu. Skoro jednak teraz panowie poruszali ten temat…?
    — Nie wyobrażam sobie, że mógłby to być ktoś inny — dodał i uśmiechnął się ciepło do swojego najlepszego przyjaciela. Obyczaj być może nakazywałby, aby brunet powierzył tę rolę któremuś ze swoich młodszych braci, ale akurat w tym przypadku trzydziestolatek miał w nosie konwenanse. Kochał swoje rodzeństwo i to bezgranicznie, ale to właśnie Jaime towarzyszył mu od samiuśkiego początku nowojorskiej przygody, a przez to zajmował wyjątkowe miejsce w jego życiu. Jeśli ślub z Charlotte miał być swego rodzaju zwieńczeniem nowojorskiego życia Marshalla i jego kwintesencją, to w tym szczególnym dniu u jego boku mógł być tylko Moretti.
    — Całkiem zgrabnie sobie poradziliśmy, prawda? — zaśmiał się cicho, kiedy Jaime wymienił wszystko to, co teraz składało się na jego życie. — W marcu miną mi cztery lata od przeprowadzki. Uwierzysz? Że tyle już się ze sobą męczymy? — zażartował, a potem, wciąż z uśmiechem na twarzy, powoli pokręcił głową. Często nie chciało mu się wierzyć w ten niesamowity upływ czasu i to, ile tak naprawdę się wydarzyło, odkąd zawitał do Wielkiego Jabłka. Ta przeprowadzka i wszystko to, co nastąpiło po niej, były naprawdę przełomowymi elementami jego życia.
    — Co powiesz? — zdążył wtrącić i lekko zmarszczył ciemne, gęste brwi. To, że Jaime zamierzał wykorzystać jego dobry humor do przekazania mu jakiś wiadomości wywołało w Barbadosyjczyku uczucie niepokoju, które tylko wzmogło się, gdy chłopak wspomniał o masowym grobie. — Tak, pamiętam — przytaknął. Jaime wspominał mu o tym szczególe ze swojej pracy. Nie podobało mu się to, w jakim kierunku zmierza ta opowieść, niemniej słuchał przyjaciela i już nie wtrącał się, ani mu nie przerywał. Do czasu.
    — Co?! — wyrwało mu się, kiedy Jaime zaczął opowiadać o obławie. — Co ty pierdolisz?! — rzucił bardzo brzydko i z przejęciem, a to z tego względu, że najzwyczajniej w świecie się wystraszył. Może i nie miał zbyt bujnej wyobraźni i na co dzień raczej twardo stąpał po ziemi, ale wyobrażenie tego, że jego przyjaciel znajdował się w tak dużym niebezpieczeństwie najzwyczajniej nim wstrząsnęło. — Kurwa, Jaime. — Klął jak szewc, ponieważ nie był w stanie wyrzucić z siebie niczego bardziej sensownego i tylko mocniej potrząsał głową, jakby próbował nie dopuścić do siebie tego, co właśnie słyszał. Jego serce momentalnie zaczęło bić szybciej, a w klatce piersiowej pojawił się nieprzyjemny ucisk.
    Długo nie potrafił niczego powiedzieć. Siedział na kanapie, z nogami splecionymi po turecku i wpatrywał się martwo w jeden, zawieszony w bliżej nieokreślonej przestrzeni punkt, podczas gdy przez jego głowę przetaczały się różne myśli. W końcu sięgnął po swoją szklankę z drinkiem, opróżnił jej zawartość duszkiem, a następnie wstał. Dolał sobie alkoholu i nie myśląc nawet o tym, by czymkolwiek go rozcieńczyć, znowu wypił całość. Zdawało się, że dopiero kiedy poczuł lekkie palenie w przełyku, odzyskał trzeźwość myślenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Kurwa — powtórzył i wzdrygnął się cały, raczej na myśl o tym, co się stało, a nie dlatego, że ciepło od alkoholu rozlało się również po jego żołądku. — Nawet nie wiem, co sensownego mam na to powiedzieć, oprócz wyrzucania z siebie kolejnych przekleństw. Ja pierdolę — mruknął, spoglądając przy tym na Jaimego. Stał teraz przy stoliku, z pustą szklanką w dłoni i spoglądał na siedzącego przyjaciela z góry. — Ja… Nie… — zająknął się. — Jak dobrze, że nic ci się nie stało — sapnął w końcu, a potem z powrotem opadł ciężko na kanapę.
      — Ale czegoś tutaj nie rozumiem… — wyznał w końcu. — Policja obserwowała cię dlatego, że pracowałeś przy tej sprawie, tak? I dlatego, że pasowałeś do profilu ofiar? — rzucił. — Czy oni przypadkiem nie zrobili z ciebie przynęty i niczego ci nie powiedzieli? — Zadając te pytania, Jerome wyraźnie się zdenerwował, a jego ciało przeszedł zimny dreszcz. Znowu chciał zacząć przeklinać, ale powstrzymał się i zacisnął wargi. Tym razem stek przekleństw wybrzmiał wyłącznie w jego głowie.

      zmartwiony i przestraszony JEROME MARSHALL

      Usuń
  49. Noah uśmiechnął się do Jaimego, gdy ten zapewnił go, że wszystko jest w porządku. Naprawdę potrzebował tych słów po tej niezręcznej rozmowie.
    W sprawie kolacji Noah wykonał jak na razie jeden ruch. Napisał wiadomość, żeby potwierdzono spotkanie. Resztą mógł zająć się później. Chciał skupić się na obecności swojego chłopaka, a nie na pracy.
    Na miejscu Noah robił sporo zdjęć. Niektóre na bloga, inne dla siebie. Te drugie zawierały dużo Jaimego. W końcu stanęli obok siebie przytuleni.
    - Nie wiem, Jaime – odparł szczerze. Nie dodał, że nikomu nie planuje nic kupować. Jaime miał przyjaciół, którym powinien coś zawieźć… lepiej go w tym nie ograniczać.
    - Myślę, że warto kupić macaroniki dla Lotty – dodał po chwili namysłu.
    Noah

    OdpowiedzUsuń
  50. Była pewna, że będzie musiała nieco poważniej podejść do tego tematu. Nie była pewna, czy dałaby radę pogodzić studia z pracą. I przede wszystkim czy dałaby radę ze wszystkimi opłatami. Nie chciała zalegać z czynszem czy innymi rachunkami, a już same studia spowodują, że się zadłuży. To była poważna decyzja. Byłoby jej łatwiej, gdyby miała rodziców, którzy mogli odkładać na jej studia i wspomóc z mieszkaniem i różnymi rzeczami, a tak była zdana właściwie tylko na samą siebie. W przeciwieństwie do swoich rówieśników miała więcej rzeczy, które musiała przemyśleć nim podjęłaby decyzję, aby pójść na studia. Ale cieszyła się, że Jaime był gotów do wsparcia, choćby dobrym słowem, a to już dla niej naprawdę bardzo wiele znaczyło. Mógł sobie nawet nie zdawać sprawy z tego, jak bardzo takie wsparcie jej pomagało.
    Sama Miley lubiła plotki ze świata celebrytów. Śledziła czasami losy Kardashianek czy innych znanych osób, ot ze zwykłej ludzkiej ciekawości. Czasami sama chciałaby tak mieć, a kiedy się okazało, że ma okazję to tego wcale nie chciała. Może inaczej podeszłaby do tematu, gdyby sama Odette pierwsze spotkanie i kolejne inaczej poprowadziła. Obecnie Miley jedynie czuła niechęć do tego całego świata i nie chciała mieć z nim nic wspólnego.
    — Marzyłam o tym całe życie. Zawsze chciałam wiedzieć kim są moi rodzice i dlaczego mnie zostawili, ale nie miałam skąd wziąć tych informacji. Moja ciotka z wujkiem nie chcieli nic mówić, a z wypłaty niekoniecznie było mnie stać na jakiegoś detektywa czy kogoś kto się zajmuje takimi rzeczami.
    Ciekawość była normalną rzeczą. Potem jakoś o tym zapomniała i radziła sobie sama, aż tu nagle wszystko się wywróciło do góry nogami. Obecnie nie wiedziała, co chce z tym zrobić. Może tak, chciała mieć święty spokój, ale wiedziała, że to nie będzie możliwe. Przez resztę drogi nie chciała już o tym myśleć, bo czekał ich wspólny weekend, który spędzą na dobrej zabawie i nic więcej się już miało nie liczyć. Miley nie chciała psuć humoru sobie czy Jaime’mu opowieściami z jej życia. Bardzo cieszyła się na ten wyjazd i nie mogła się go już doczekać. Hotel może nie był najwyższych lotów, ale był przyzwoity, a to było najważniejsze. Mieli swoje pokoje, które były ładnie urządzone i zdawało się, że żadnych niechcianych lokatorów w postaci myszek czy robaczków w nim nie znajdą. Przebrała się po podróży w nieco lepsze ubrania. Czuła też, że robi się powoli głodna. Była pora obiadowa, więc dobrze byłoby znaleźć restaurację.
    Zgarnęła torebkę, którą przewiesiła przez ramię i otworzyła drzwi.
    — Jak najbardziej gotowa — odparła z szerokim uśmiechem — to co, najpierw coś zjemy, a później idziemy w miasto? Nie wiem, jak ty, ale ja zjadłabym… coś dobrego. Patrzyłam i w Bostonie popularne są dania z fasolki. Wiesz, coś jak ta angielska, ale nie wiem czy jestem do tego przekonana.

    Miley

    OdpowiedzUsuń
  51. - Zestaw słodyczy… to zawsze brzmi sensownie – odparł. – No i to możemy przewieźć przez granicę – dodał. – W każdym razie… to nasz pierwszy dzień. Na pewno zdążymy coś wymyślić – stwierdził spokojnie. Wiedział, że Jaime bywa niecierpliwy. W różnych kwestiach. Sam Noah też nie grzeszył tą cechą, ale nawzajem starali się motywować do zachowania spokoju. Przynajmniej czasami.
    Noah uśmiechnął się lekko, kiedy Jaime powiedział o wspólnym zdjęciu. Nie miał nic przeciwko temu. Bawiło go jednak to, jak bardzo chłopak podkreślał sprawę mieszkania. Najwyraźniej obaj mocno męczyli się z tym tematem ostatnio.
    Woolf nie miał okazji nic odpowiedzieć, ponieważ obok zaczęły się zaręczyny. Noah wyjął aparat i zrobił fotki, na których nie było twarzy zaręczonych, ale za to uchwycił atmosferę wydarzenia. Tak, będzie miał materiał na bloga. Nie był jednak pewien, czy przedstawi to jako coś romantycznego, czy żenującego.
    - Na pewno – odparł tylko Jaimemu i objął go od tyłu, żeby przytulić go do siebie.
    - Ślub? – zdziwił się. – Nie wiem… - przyznał. – Niewiele znam udanych małżeństw. Znam kilka fajnych par, ale bez ślubu. Trochę… jakby obrączka była początkiem końca – wyznał. Nie udzielił jednoznacznej odpowiedzi w sprawie potencjalnego ślubu, ale czuć było jego niechęć w tym zakresie.
    Noah

    OdpowiedzUsuń
  52. Noah zastanawiał się chwilę nad odpowiedzią Jaimego. Potem pocałował go w skroń.
    - Nie wiem… może ta klątwa dotyczy tylko mojej rodziny. Gregory zostawił babcię. Moi rodzice się rozstali. Jerome znalazł szczęście, gdy rozwiódł się z Jen. Wierzę, że gdzieś są szczęśliwe małżeństwa, ale… nie wiem, czy chciałbym ryzykować, że cię stracę – powiedział powoli. – Jeśli powiesz, że tego właśnie chcesz, to mogę wziąć ślub. Dla mnie ważne jest to, żeby ta sprawa nas nie rozdzieliła – dodał. Odsunął się ostrożnie, ale tylko po to, by obrócić Jaimego do siebie i popatrzeć mu w oczy. – Kocham cię, Jaime. Chcę spędzić z tobą życie. Może będziesz mnie drewnianą laską walił po głowie za głupie żarty? Albo dokarmiał bezpańskie koty na naszym balkonie? Nie wiem. Nie chcę niczego nam narzucać, żebyśmy nie zgubili tego, co mamy teraz – mówił cicho, ale z czułością. Wiedział, że mają z Jaimem różne poglądy na wiele spraw, ale miał nadzieję, że jakoś znajdą wspólną drogę.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  53. Zdecydowanie będą potrzebowali jeszcze wielu rozmów, żeby uzgodnić wszystkie fundamentalne kwestie między nimi. A przede wszystkim nauczyć się ze sobą rozmawiać, gdyż jak na razie nie szło im to najlepiej.
    Noah na przykład zupełnie nie zrozumiał reakcji na komentarz o ślubie. A konkretnie co złego było w tym, że dla Jaimego Woolf był gotowy na formalizację ich związku? To oznaczało, że nic nie jest dla niego ważniejsze od partnera! Czemu więc Lisek patrzył na niego z… żalem?
    - Mówię, że dla mnie ważniejsze jest, żebyś był szczęśliwy i cała reszta to kwestia wtórna – odpowiedział cicho. Nieco niepewnie. Faktycznie nie wiedział, czego Jaime chce. Pomyślał tylko, że skoro chłopak o to pyta, to jest to dla niego w jakiś sposób ważne. Szczególnie że zapewniał, iż zna szczęśliwe małżeństwa, jakby chciał przekonać partnera, że ślub to coś pozytywnego.
    Noah spojrzał zdziwiony na Jaimego, kiedy ten wyciągnął temat dzieci. Tego już zupełnie się nie spodziewał.
    - Myślałem, że… po prostu nie. Przecież nie lubisz zbliżać się do dzieci – powiedział ostrożnie. – Hmm…. Chyba powinniśmy o tym wszystkim porozmawiać w spokojniejszym miejscu – stwierdził powoli. – Może pójdziemy do jakiejś kawiarni? – zaproponował.
    Noah

    OdpowiedzUsuń
  54. Noah poczuł się nieco zmęczony. Naprawdę nie spodziewał się, że Jaime zaatakuje go tak poważnymi tematami podczas tego spaceru. Szczególnie, że ostatnio raczej nie rozmawiali o tak istotnych kwestiach od… rozmowy w łóżku o mieszkaniu. A tu Jaime wyciągał jak króliki z kapelusza coraz to mocniejsze zagadnienia. Niemniej Woolf nie zamierzał tego porzucać. Po prostu chciał znaleźć lepsze… okoliczności do kontynuacji tematu.
    Przytulił Jaimego mocno.
    - Pomyślę o tym ślubie – powiedział cicho. Chciał w ten zasugerować, że wrócą do tematu za jakiś czas, kiedy Noah będzie już właściwie wiedział, co na ten temat myśli, gdyż w obecnej sytuacji czuł się co najmniej zagubiony.- I nie, nie planuję dzieci – dodał dzieci. – Ja przecież ledwie wytrzymuję obecność zwierząt… dobrze, że Henio jest taki mały – rzucił półżartem.
    Powoli zaczął prowadzić Jaimego do windy. Czuł dużą potrzebę znalezienia się gdzieś indziej niż był.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  55. Noah pokręcił głową, kiedy Jaime zaczął przepraszać.
    - Nie masz za co, Jaime. Dobrze, że mówisz o tym, co cię nurtuje lub interesuje – odparł. – Właściwie… cieszę się, że poruszasz te poważne tematy, bo myślałem, że się trochę ode mnie odciąłeś po tej ostatniej rozmowie. Niemniej wziąłeś mnie z zaskoczenia i potrzebuję chwili, żeby sobie to uporządkować w głowie – wyjaśnił. – I nie, nie chcę uciekać – dodał i lekko ścisnął jego dłoń na znak, że jest tuż obok i nigdzie bez swojego chłopaka się nie wybiera.
    - Miałem na myśli to, że Henio nie jest owczarkiem niemieckim, który mógłby wejść między nas do łóżka i mnie z niego zrzucić – stwierdził, gdy Jaime wyciągnął, że na Henia trzeba uważać. – Mam nadzieję, że go nie zdepczę – dodał ostrożnie.
    - Jasne. Chodźmy – potwierdził, gdy Jaime wskazał kawiarnię. Udali się do niej i szczęśliwie znaleźli stolik przy ścianie, nieco na uboczu.
    - Co do wspólnego mieszkania…. Ten wolny pokój możemy przerobić tak, żebyś miał miejsce do nauki i tak dalej – zaproponował.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  56. Noah pokręcił głową. Wcale nie oczekiwał od Jaimego, że ten zacznie się tłumaczyć, dlaczego dane tematy podjął właśnie w tym momencie. Wiedział jednak, że chłopak zwykle czuje silną potrzebę wyłożenia takich kwestii od razu i było to na swój sposób urocze.
    - Dziękuję – odparł, gdy Jaime zapewnił, że nie przeszkadza mu, iż Noah nie ma gotowych odpowiedzi na postawione przez chłopaka pytania. Potem Woolf uśmiechnął się.
    - Mówisz, że mogę obudzić się w nocy, a on będzie siedział obok i się na mnie podstępnie gapił jak z horroru? – zażartował. Przywykł już do obecności Henia i nawet zdarzało mu się go karmić, choć zwykle wolał unikać podobnych rozrywek.
    Noah uśmiechnął się łagodnie, gdy Jaime przytulił się do ich dłoni.
    - Mogę ci pomóc z dokumentami – odparł. – W końcu nie będzie tego aż tak dużo. Uczelnia i praca głównie. I przekierować korespondencje. Zastanów się… czego być potrzebował w mieszkaniu. Pokój jest do urządzenia, ale pewnie potrzebujesz miejsca w sypialni i kuchni. Choć w kuchni to ja mam dużo wolnego miejsca. Za to w sypialni… czy chciałbyś dużą szafę, komodę czy co tam innego… możemy też pomyśleć o przerobieniu łóżka. Lub wykonaniu łóżka. Na takie z garderobą pod spodem.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  57. Noah spojrzał z rozbawieniem na Jaimego, który służył za adwokata Henia. Woolf zauważył rozbawienie partnera, więc tylko uśmiechnął się i skinął głową. Jasne było, że Jaime się nie gniewa.
    - Jasne, nie musimy się spieszyć. Przemyśl sobie wszystko na spokojnie i nie bój się mówić, czego potrzebujesz. Dobrze wiesz, że w moim mieszkaniu nie ma zbyt wiele rzeczy, więc wierzę, że może ci brakować różnych rzeczy. Z drugiej strony lubisz otwarte przestrzenie, więc na pewno nie zamierzam niepotrzebnie zagracać mieszkania. Poniekąd stąd pomysł z tą garderobą pod łóżkiem… - przyznał. Potem uśmiechnął się. – Nie, spadanie nie wchodzi w grę – zapewnił i pochylił się do niego, żeby wyszeptać mu do ucha. – Za to mógłbym tak ładnie cię ułożyć i wyeksponować twoje seksowne pośladki… - Odsunął się od niego i popatrzył rozbawiony.
    Pokręcił głową.
    - Myślę, że na początek wspólne mieszkanie u mnie to dobry pomysł… wiesz… mniejsze koszty i taka próba… jak nam to wspólne życie wyjdzie – stwierdził poważnie.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  58. Jeszcze jedna ze spraw, o których nigdy nie rozmawiali... A Noah nieraz zastanawiał się, jak podjąć ten temat. Lęk przed otwartą przestrzenią wynikał bowiem z tego, że Noah kilka razy w swoim życiu musiał uciekać. Wąskie korytarze, zakręty, przestrzeń niczym labirynt - to wszystko ułatwiało mu funkcjonowanie. W otwartym mieszkaniu Jaimego Noah czuł się... wystawiony do strzału. Może z czasem udałoby mu się pokonać tę mentalną barierę, ale na razie nie czuł się na to gotowy.
    Na razie tylko uśmiechnął się do Jaimego z wdzięcznością.
    - Nie omieszkam - odparł. Napił się kawy. - Napiszę też do administracji o miejsce parkingowe dla ciebie - dodał. - Widziałem ostatnio ofertę wynajmu takich w naszym parkingu podziemnym, a dobrze, żeby twój skarb nie stał pod gołym niebem.
    Zamyślił się.
    - I wiesz... Jerome może wpadać, kiedy zechcesz. Jeśli będziecie chcieli zostać sami, to ja się zwinę bez problemu.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  59. Roześmiał się, kiedy Jaime ponownie rzucił mu się w ramiona. I tym razem miał ku temu dobry powód, a Jerome nie zamierzał protestować i w odpowiedzi uścisnął przyjaciela równie mocno. Nie podejrzewał, by Moretti miał mu odmówić, ale zadał to pytanie tak niespodziewanie i bez żadnego przygotowania, że mimo wszystko zdążył się lekko zdenerwować.
    — Ja też… — odparł, lekko zawieszając przy tym głos. Potrafił wyobrazić sobie ten dzień. Widział postawioną na plaży, przy brzegu oceanu altankę, przy której czekałby, aż Charlotte przejdzie ku niemu pomiędzy rzędem krzeseł, na których zasiadaliby ich najbliżsi. Wiedział, że w białej sukni rudowłosa będzie wyglądała pięknie i na samą tę myśl jego serce zaczęło szybciej bić, a na twarzy pojawił się błogi uśmiech. Chciał tego wszystkiego całym sobą i szczerze nie mógł doczekać się tego dnia, choć podejrzewał, że zaplanowanie wesela spędzi mu sen z powiek.
    — Och, nie bądź już taki drobiazgowy — zażartował, kiedy Jaime wytknął mu, kiedy dokładnie się poznali. Miał tego świadomość i o ile pamięć go nie myliła, ich przygoda na Empire State Building miała miejsce we wrześniu. Po prostu nie mógł się nadziwić, że od tamtego dnia minęło już tak wiele czasu, a myśl, że oni wciąż mieli siebie nawzajem i zaprzyjaźnili się spowodowała, że w jego wnętrzu rozlało się przyjemne ciepło. Niestety, nie pozostał po nim żaden ślad, kiedy Marshalla zmroziła informacja o tym, co spotkało jego przyjaciela.
    Przysłuchiwał się temu, co Jaime miał mu do powiedzenia i pokiwał głową, kiedy ten zaczął odpowiadać na jego pytania. Nie mógł już niczego zdziałać w tym temacie, ale podczas gdy Jaime opowiadał, że wszystko jest już dobrze, zdążywszy poniekąd oswoić się z tym, co przeżył, Jerome musiał jakoś uporać się z tą zrzuconą na niego bombą i towarzyszącemu wybuchowi emocji, ponieważ dla niego to wszystko było nowe.
    — Nie gniewam się, że mi nie powiedziałeś — odparł. — Po prostu… Nie co dzień człowiek dowiaduje się o czymś takiem — zauważył i powoli pokręcił głową, a potem gwałtownie podniósł się z kanapy. — Przepraszam na chwilę — powiedział i szybkim krokiem skierował się do łazienki, gdzie starannie zamknął za sobą drzwi i przysiadł na sedesie. Nie był pewien, czego oczekiwał od niego Jaime, ale wydawało mu się, że chłopak nie chciał już roztrząsać tej sprawy, podczas gdy Jerome… Potrzebował czasu, by to przetrawić.
    W swoim życiu doświadczył już niejednej straty. W młodości musiał uporać się ze śmiercią brata, której po dziś dzień czuł się winny, choć nauczył się żyć z tą winą. Nie tak dawno stracił syna, którego nie zdążył nawet poznać i ta tęsknota za nieznanym była przytłaczająca. Rozwód z Jennifer, choć był jego świadomym wyborem, również wiązał się z pewną stratą i przejściem pewnego rodzaju żałoby. Wydawałoby się, że doświadczywszy tego wszystkiego, Barbadosyjczyk powinien potrafić poradzić sobie z wiją utraty Jaime’ego, ale nic bardziej mylnego. Nie był ani trochę gotowy na zniknięcie z jego życia kolejnej bliskiej mu osoby, wręcz przeciwnie, miał wrażenie, że każda kolejna strata tego typu przybliżała go do przekroczenia niewidzialnej granicy, po przejściu której nie było już powrotu.
    Owszem, finalnie wszystko skończyło się dobrze i Jaime był cały oraz zdrowy. Niemniej Jerome potrzebował czasu, by uciszyć demony przeszłości, które budziły się zawsze, kiedy tylko zwietrzyły ku temu okazję. Tak jak teraz.
    W toalecie spędził kilka minut, nie chcąc dłużej niepokoić przyjaciela swoim zachowaniem. Stał, wsparty o umywalkę i pochylony nad nią, aż odetchnął głęboko, umył ręce i opłukał twarz zimną wodą. Osuszywszy skórę ręcznikiem, wrócił do otwartej przestrzeni i nagle ucisnęła go myśl, że tutaj nie było gdzie się schować.
    Zamiast usiąść na kanapie, podszedł do okna i przy nim przystanął. Milczał, z ramionami skrzyżowanymi na piersi i obserwował ruch uliczny w dole.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Uważaj na siebie, dobrze? — odezwał się w końcu, z wyraźnym napięciem słyszalnym w głosie. Pozostał przy tym zwrócony plecami do przyjaciela. Nie chciał doszczętnie poddać się ponuremu nastrojowi, ale też nie mógł od razu zacząć tryskać dobrym humorem i zacząć beztrosko żartować.

      JEROME MARSHALL

      Usuń

  60. Noah pokiwał głową. Wiedział, że dla Jaimego samochód jest ważny i na pewno nie zamierzał go z tego powodu krytykować. Po prostu do tej pory nie potrzebował miejsca parkingowego i teraz zamierzał jakieś ogarnąć. Motocykl mieścił się w małej wnęce między filarami w garażu i administracja budynku była szczęśliwa, że ktoś chciał za to miejsce płacić, więc o swoją maszynę Noah nigdy nie musiał się o to martwić.
    - Nie ma za co – zapewnił. – Naprawdę nie ma problemu, żebyś widywał się z Jeromem, gdzie chcesz. Nieważne, gdzie zamieszkalibyśmy we dwóch, ważne, żebyś czuł się swobodnie, a w to wchodzi zapraszanie ważnych dla ciebie osób.
    Kiedy dotarli do hotelu, było już dość późno. Noah nie protestował, gdy Jaime oddał mu łazienkę.
    - To nie potrwa długo. A zdjęcia możesz przerzucić na komputer, żeby wygodniej się je oglądało. Przy okazji może wybierzesz jakieś do publikacji – zaproponował. Wziął swoje rzeczy i zniknął w łazience. Kilkanaście minut później wyszedł z niej w samych bokserkach i z ręcznikiem w ręku, wycierając mokre włosy.
    - I co tam? – zapytał i pochylił się nad chłopakiem.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  61. Noah nie prosiłby Jaimego o pomoc, gdyby nie wierzył, że chłopak może mu faktycznie pomóc ze zdjęciami. Sam często miał tak, że nic mu się już nie podobało i żałował, że nie zrobił tych zdjęć jakoś inaczej, dlatego wsparcie partnera wiele dla niego znaczyło.
    Noah pokiwał głową, kiedy Jaime pokazywał mu zdjęcia.
    - Zastanów się tylko nad formatem zdjęcia… czy chcesz takiego standardowe, cy nieco większe – doparł. Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale Jaime obrócił się i pocałował jego brzuch, co wywołało u Woolfa lekki dreszcz. Nic zrobił cokolwiek, jego partner odsunął nieco materiał bokserek, a Noah zaczerpnął powietrze w płuca ze świstem. Jaime nie musiał pytać, czy mu się to podoba, ponieważ jego męskość wystarczająco wiele sugerowała. Woolf tylko westchnął ciężko.
    - Jasne, idź – oparł nieco zmienionym głosem. Spojrzał chłopakowi w oczy i uśmiechnął się lekko. Nie musiał mówić nic więcej. Wystarczyło spojrzeć w te wesołe oczy Liska.
    Kiedy chłopak wyszedł, Noah zerknął na wybrane przez niego zdjęcia i dorzucił jeszcze ze dwa, jedno usunął. Obrócił się od laptopa dopiero, gdy usłyszał głos Jaimego. Zlustrował go od góry do dołu i z powrotem.
    - Chętnie zrobiłbym ci w tej chwili kolejne – odparł bez wahania, choć wiedział, że Jaime raczej się na to nie zgodzi. – Wyglądasz bardzo apetycznie – dodał i powoli wstał z krzesła. Podszedł do chłopaka powoli. Przesunął dłonią po jego klatce piersiowej przez szyję do podbródka. Pocałował go czule.
    Następnie chwycił mocno jego biodra i przyciągnął go do siebie.
    - Nie wydajesz się zmęczony…

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  62. Oczywiście, że Jaime nie zrobił niczego złego! Jerome jednakże nie potrafił udawać, że wiadomość o tym, iż na życie jego przyjaciela czyhał seryjny morderca, go nie poruszyła. Zawsze był jak otwarta księga, z której jego bliscy mogli czytać do woli; wyspiarz zazwyczaj nie krył się ze swoimi emocjami, a żeby to zrobić, musiał uciec. Tak jak chociażby teraz, wyjść na chwilę do toalety, by postarać się zapanować nad gonitwą nieprzyjemnych myśli. Najchętniej spędziłby w niej więcej czasu, ale uznał, że jego zachowanie i tak wystarczająco zaniepokoiło Jaime’ego, przez co wyszedł, a nie czując się do końca komfortowo, podszedł do okna, jakby i tym sposobem chciał kupić sobie nieco czasu na uporanie się nie tyle z ponurą wiadomością, co własnym strachem.
    — Wiem — odparł równie cicho, nie odrywając wzroku od poruszających się w dole samochodów. Dopiero kiedy Jaime wstał, co wyspiarz usłyszał, podniósł wzrok, by obserwować blade odbicie chłopaka w szybie, aż ten się do niego zbliżył i położył dłoń na jego ramieniu. Wtedy też Jerome przekręcił głowę i spojrzał wprost na przyjaciela.
    — Nie jestem na ciebie zły — odparł od razu, kiedy tylko Moretti o tym wspomniał, a później mimo wszystko zaśmiał się cicho, kiedy Jaime wspomniał o przefarbowaniu się na rudo – wyobrażenie go sobie w takiej fryzurze skutecznie rozbawiło Marshalla, ale bynajmniej nie poprawiło mu humoru na dobre i nim Jaime skończył mówić, brunet znowu sposępniał.
    — Po prostu… — zaczął, a później sapnął i wywrócił oczami, poirytowany tym, że nie potrafił ubrać własnych myśli w słowa. — Po prostu nie wyobrażam sobie, żebyś miał zniknąć z mojego życia — wydusił w końcu i powrócił spojrzeniem do przyjaciela. — Straciłem już wystarczająco wiele bliskich — powiedział, nie chcąc w tym momencie przytaczać konkretnych imion. — Nie dam rady więcej — wyznał cicho i dopiero wtedy odwrócił wzrok, znowu spoglądając na widok roztaczający się za oknem. Nie lubił przyznawać się do własnych słabości, ale jeśli Jaime miał go zrozumieć i zauważyć, że wcale nie o gniew się tutaj rozchodziło, musiał to zrobić.
    Po chwili zdecydował się na coś, czego nie robił aż tak często. Wyprostował się, a następnie przygarnął do siebie Jaime’ego i tak po prostu go przytulił, co miało dwojaki cel – uspokojenie chłopaka, a także utwierdzenie Marshalla w przekonaniu, że ten był tutaj, cały i zdrowy. I ten prosty kontakt fizyczny sprawił, że Jerome faktycznie zaczął się wyciszać, aż odsunął przyjaciela na wyciągnięcie ramion i nawet obdarzył go lekkim uśmiechem.
    — Już. Zaraz mi przejdzie — zapewnił. — Może po kolejnym drinku? — zasugerował i skinieniem głowy wskazał ku kanapie.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  63. Z natury Jerome był daleki od snucia najgorszych możliwych scenariuszy. Czasem jednakże nastawały takie momenty jak ten, kiedy umysł płatał mu figla i podsuwał wyłącznie ponure wizje. Nie sposób było przed tym uciec, zresztą, wyspiarz nie chciał uciekać. Wolał stawić czoła demonom, by nie dopuścić do tego, aby te nieustannie czyhały za jego plecami, czekając na odpowiedni moment do przypuszczenia ataku. Podobne starcie zazwyczaj nie trwało długo i już teraz, trzymając przyjaciela w uścisku, Marshall czuł, że czarne chmury, które nad nim zawisły, powoli, acz skutecznie rozwiewa lekki i przyjemnie ciepły wietrzyk.
    — Trzymam cię za słowo! — stwierdził i nawet zaśmiał się cicho, kiedy już odsunęli się od siebie. Wizja spędzenia ostatnich lat życia w domu spokojnej starości nie była taka zła, aczkolwiek Jerome nie wybiegał myślami aż tak daleko w przyszłość. Raczej nie zastanawiał się nad słynnym gdzie widzi siebie za dziesięć, a nawet trzydzieści lat, zdecydowanie bardziej woląc skupić się na tym, co tu i teraz.
    Roześmiał się, tym razem już szczerze i serdecznie, kiedy Jaime stwierdził, że przed wypiciem kolejnego drinka muszą jeszcze raz się przytulić. Wyspiarz nie miał nic przeciwko, a nawet odetchnął głęboko, z wyraźnym spokojem, kiedy Moretti do niego przylgnął. Dopiero po chwili wrócił z nim na kanapę i ochoczo chwycił w dłoń pełną szklankę. Czuł się już zdecydowanie lepiej – cóż, po prostu musiał przetrawić swoje i nie mógł niczego na to poradzić. Chyba każda inna osoba na jego miejscu, usłyszawszy taką wiadomość, poczułaby cię co najmniej wystraszona i zaniepokojona, prawda?
    — Tak? Kiedy dokładnie? — Jerome podchwycił temat wyjazdu, uprzednio przełknąwszy kęs burgera. Zdążył już napić się drinka, a także odstawić szklankę i chwycić talerz. Burger, choć zimny, wciąż smakował bardzo dobrze i żal byłoby go nie dojeść.
    — I na jak długo? — dopytywał po kolejnym kęsie, wyraźnie zainteresowany. Jak można było spostrzec, nie miał nic przeciwko zmianie tematu na lżejszy i przyjemniejszy. Gdybanie na temat tego, co mogłoby się wydarzyć, gdyby tamtego dnia policja nie znajdowała się na miejscu… nie miało najmniejszego sensu. Nie teraz, kiedy Jerome starał się odgonić strach, który w nim narósł i kiedy całkiem, całkiem mu to wychodziło.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  64. — Moi dziadkowie mieszkają we Francji — skomentował z nieskrywanym rozbawieniem, kiedy Jaimie wyraził opinię o tym kraju i żyjących w nich ludziach. — Nie tylko mieszkają, są Francuzami z dziada pradziada, tak jak moja mama, więc i ja jestem w połowie Francuzem — dodał wesoło i znacząco poruszył brwiami, bo chyba sam nie był taki straszny? Po prawdzie, na co dzień nijak nie pamiętał o tej części swojego kulturowego dziedzictwa. Jego mama, Monique, przeprowadziła się na Barbados dla taty, kiedy miała ledwo dziewiętnaście lat. To w Rockfield Jerome spędził całe swoje życie, Prowansję natomiast oraz osiadłych tam dziadków odwiedzał tylko raz na jakiś czas, głównie ze względu na koszta, jakie generowała podróż tam i z powrotem.
    — Często nie liczy się miejsce, a towarzystwo — skwitował i mrugnął porozumiewawczo do chłopaka. Ponieważ wcześniej w dość krótkim czasie wlał w siebie sporą porcję alkoholu, teraz pił wolniej, jednak podobnie jak Jaime, nałożył sobie kolejną porcję jedzenia i wciąż przeżuwał spokojnie, kiedy jego przyjaciel wyjątkowo nieskładnie poruszył temat małżeństwa. Dopiero kiedy Jaime skończył, uśmiechnął się lekko i odłożył na stolik pusty talerz.
    — To… niełatwe pytanie — skomentował i rozparł się wygodniej na kanapie, obróciwszy się przy tym tak, by móc swobodniej spoglądać na przyjaciela. W zasadzie Jerome nie miał ani konkretnej wizji małżeństwa, ani tym bardziej jego definicji. Tym bardziej teraz, kiedy był rozwodnikiem zdawał sobie sprawę z tego, że piękne frazesy często nijak nie miały się do rzeczywistości. A jednak, jak słusznie zauważył Jaime, Jerome do małżeństwa się nie zniechęcił i oświadczył się Charlotte, czyniąc to wręcz bez zastanowienia. Po prostu wiedział, że chce to zrobić. Że pragnie, by rudowłosa spędziła z nim resztę życia właśnie jako jego żona, choć przecież ludzie nie musieli stawać czy to przed ołtarzem, czy to urzędnikiem, żeby żyć ze sobą długo i szczęśliwie. Obrączka na palcu serdecznym nijak nie była gwarantem szczęścia.
    — Nie trzeba brać ślubu, żeby być szczęśliwą parą — zaczął, jeszcze nie bardzo wiedząc, jak powinien ubrać w słowa własne myśli. — Ja… — zaczął i zaraz urwał, a potem powoli pokręcił głową. — Czy to w przypadku Jennifer, czy teraz Charlotte… raczej chciałem to zrobić, oświadczyć się — podkreślił — niż planowałem. Nie roztrząsałem tego, nie rozkładałem na czynniki pierwsze, nie analizowałem po kolei wszystkich za i przeciw — zauważył, a potem bezradnie rozłożył ręce. W jego przypadku to były naprawdę spontaniczne decyzje, podyktowane uczuciem, a nie chłodną analizą.
    — Wydaje mi się, że równie dobrze mógłbym funkcjonować i być szczęśliwym, nie będąc niczym mężem ani nie mając żony, ale… — zastanowił się, ponieważ jednak coś skłoniło go do oświadczyn i wybrania małżeństwa ponad życie na przysłowiową kocią łapę. — Ale to wyjątkowe, móc być związanym z kimś w ten sposób. Móc tego kogoś w ten sposób… docenić? — rzucił, bardziej pytająco niż twierdząco, ponieważ brakowało mu słów. — Chyba właśnie tak to postrzegam — podsumował i uśmiechnął się krzywo, ponieważ tak jak pytanie Jaime’ego było nieskładne, tak jego odpowiedź wcale nie brzmiała konkretniej.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  65. Noah popatrzył na niego rozbawiony.
    - Czyżbyś wierzył w przeznaczenie? – zapytał całkiem poważnie. Skoro jednak Jaime sugerował, że do ich znajomości mogło dość w zupełnie inny sposób, ale jakoś jednak powinno, to wiara w los wydawała się racjonalnym wyjaśnieniem takich sądów. Noah nie miał co do tego zdania, więc na pewno nie zamierzał krytykować partnera, niezależnie od tego, jaką odpowiedź by usłyszał.
    - Wiesz… Jerome jest dość czuły na twoim punkcie, więc nie chcę go niepotrzebnie drażnić – odparł. – A już szczególnie po tej akcji z seryjnym mordercą – dodał.
    W końcu wylądowali pod kołdrą i to głównie za sprawą Jaimego, bo Noah pewnie jeszcze długo by się nie ruszył, gdyby Moretti nie zarządziłby zmiany pozycji. Woolf przytulił go mocno do siebie i pocałował lekko. Właściwie miał już zamykać oczy do snu, gdy Jaime rzucił nową wiadomością.
    Parsknął cicho na sucharka chłopaka, ale popatrzył na niego uważnie.
    - Nie wiem, czy powinieneś… Ważne, czy tego chcesz. Reszta ma małe znaczenie – zapewnił. – Jeśli chcesz iść na doktorat, to nic nie stoi na przeszkodzie. Lubisz, to co robisz, realizujesz się w tym, więc… czemu nie? – odparł. Chciał pokazać chłopakowi, że wspiera go w każdej decyzji, jaką podejmie. W duchu pomyślał z przekąsem, że kiedy Jaime zrobi doktorat, to będzie swoim wykształceniem robił za nich obu.
    Zamyślony Noah w ogóle nie zauważył, że Jaime ogląda ich dłonie.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  66. - Wiesz… raczej nie odważyłbym się cię pocałować. Przede wszystkim wspominałeś kiedyś o tym, że miałeś dziewczynę, więc raczej nie brałem pod uwagę tego, że możesz być bi. Nie sądziłem też, że mógłbyś być mną zainteresowany. W końcu wiesz co nieco o mojej przyszłości, a wtedy dość mocno podkreślałeś, że chcesz zamknąć tamten etap za sobą. Raczej myślałem, że moja osoba może przeszkadzać ci w zatrzaskiwaniu tych drzwi – wyjaśnił spokojnie. – Poza tym… cóż…. Lubię zapraszać cię do wspólnej zabawy, ale dzisiaj przeszedłeś samego siebie, więc powinniśmy poważnie odpocząć, jeśli chcemy jutro pozwiedzać i iść na tę kolację – ziewnął.
    Uśmiechnął się lekko, gdy Jaime ekscytował się ideą doktoratu.
    - Dobranoc, Lisku – odparł cicho i pocałował go czule. Wkrótce obaj spali.
    Rano Noah wcale nie spieszył się ze wstawaniem. Byli na urlopie i zasługiwali na odpoczynek. W końcu jednak obudził się i ostrożnie obrócił na drugi bok, żeby popatrzeć na Jaimego.
    - Hej – odparł i przytulił go. – Jak się czujesz? – zapytał z troską. Wiedział, że Jaimemu nie zawsze się podoba troska Woolfa, ale Noah nie byłby sobą, gdyby nie zapytał.
    Noah

    OdpowiedzUsuń
  67. Noah uśmiechnął się szerzej, gdy Jaime się do niego przytulił. Lubił, kiedy tak sobie po prostu leżeli. Szczególnie, gdy nie musieli się nigdzie spieszyć.
    - Gdybyś czegoś potrzebował, powiedz tylko – szepnął. Pewnie, że martwił się tym, iż Jaime odczuwa dyskomfort. Oczywiście rozumiał ciąg przyczynowo-skutkowy i fakt, że partner się na to wszystko zgadza, ale i tak nie lubił, gdy Jaime nie czuł się całkowicie swobodnie.
    - Hmm? Jasne, że chcę, żebyś ze mną poszedł. Spotkanie może nie będzie porywające, ale restauracja jest świetna, więc warto, żebyś skorzystał – odpowiedział spokojnie. – I masz być sobą. Nawet jeśli miałbyś powiedzieć jakąś głupotę. To nie był mój pomysł, żebym pracował w trakcie urlopu, więc nie będzie mi jakoś szczególnie przykro, jeśli interes Gregory’ego nie wypali – zapewnił. Poprawił kołdrę na ramieniu Jaimego, żeby był szczelniej otulony. W końcu pod materiałem obaj byli całkiem nadzy.
    Noah

    OdpowiedzUsuń
  68. Marshallowi nie pozostało nic innego, jak tylko roześmiać się serdecznie w odpowiedzi na tę uwagę odnośnie tego, dlaczego czasem denerwował Jaime’ego. Oczywiście, że nie zamierzał obrażać się za tę opinię o Francuzach i nawet nieszczególnie zależało mu na tym, by w późniejszym czasie wypominać przyjacielowi, że umknął mu ten drobny szczegół z życia wyspiarza. Sam był o wiele bardziej związany ze słonecznym Barbadosem i zapytany o narodowość, to właśnie z tym krajem by się utożsamił, zapominając przy tym o położonej w dalekiej Europie Francji. Może nie bez powodu Monique zdecydowała się przeprowadzić aż za ocean? Może czuła, że nie pasuje do stereotypu, jaki obrósł wokół Francuzów i najzwyczajniej w świecie lepiej jej było tam, gdzie ludzie prowadzili proste i stosunkowo beztroskie życie? Jerome odnotował w pamięci, by zapytać ją o to przy najbliższej okazji, ponieważ akurat na ten temat właściwie nigdy nie rozmawiali.
    Ledwo Barbadosyjczyk zdołał się uspokoić, a już zachichotał po raz kolejny. Tym razem jego rozbawienie wywołała wzmianka o analizowaniu.
    — Nie ma w tym nic złego — odparł brunet i lekko wzruszył ramionami. — Jedni podejmują ważne decyzje spontanicznie, w zasadzie z sekundy na sekundę. Drudzy potrzebują więcej czasu, żeby rozłożyć wszystko na czynniki pierwsze — zauważył z lekkim uśmiechem. Sam znajdował się gdzieś pośrodku tej skali, choć akurat w jego przypadku równie wiele zależało od danej sytuacji. — Widzisz, ja na przykład zbierałem się jakieś pół roku, nim po zniknięciu Jen przyleciałem do Nowego Jorku. A oświadczyłem jej się po kilku miesiącach od ponownego spotkania? — rzucił z rozbawieniem i lekko pokręcił głową. Mówił o byłej żonie bez wyraźnego bólu czy zmieszania, aczkolwiek zawsze, kiedy wspominał o Jennifer Woolf, czuł, jak jego serce drżało lekko i podejrzewał, że to już nigdy nie miało się zmienić. Jakby na to nie patrzeć, ta kobieta stanowiła istotny element jego życia. Związek z nią ukształtował go; był jedną z wielu składowych, które złożyły się na jego rozwój. Co za tym idzie, nie mógł i nawet nie chciał tak po prostu wykreślić jej i tego, czego z nią doświadczył ze swojego życia.
    W pewnym momencie uśmiech goszczący na twarzy wyspiarza przygasł i ten lekko przymrużył powieki, by następnie uważniej przyjrzeć się przyjacielowi.
    — To co tak analizowałeś i do jakich doszedłeś wniosków? — spytał, będąc najzwyczajniej w świecie ciekawym tego, co obecnie działo się zarówno w głowie, jak i życiu jego najlepszego przyjaciela.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  69. Studia to było coś, nad czym Miley musiała się poważnie zastanowić. Naprawdę żałowała, że nie miała choć trochę ułatwionego życia. Z jednej strony mogła pójść do Odette, która pewnie by jej nie żałowała pieniędzy, ale blondynka nie zamierzała tego robić. Nie umiałaby się zniżyć do tego poziomu, a gdyby to zrobiła to oznaczałoby to tyle, że chce wpuścić kobietę do swojego życia, a tego zdecydowanie nie chciała i nie zamierzała robić na chwilę obecną. To nie było też tak, że była uprzedzona do każdego kto pochodził z wyższych sfer, bo to byłaby głupota. Była uprzedzona do swojej biologicznej matki oraz jej córek. Cała reszta jej nie obchodziła. Nie miała na celu, aby w jakikolwiek sposób urazić Jaimego. Życie nie było fair, a nie mogła przecież się obrażać za to, że niektórzy mieli pod pewnymi względami łatwiej w życiu. Urodziła się zdrowa, nie chorowała na nic i ogólnie rzecz mówiąc było jej w życiu okej, a niektórzy nie mogli tego powiedzieć. Zadłużali się, aby wykonać podstawowe badania w szpitalu, męczyli całe życie z różnymi problemami. Wszyscy w końcu mieli problemy. Miley miała rodzinne i finansowe, jak właściwie większa część ludzi na tym świecie i nic nie mogła na to poradzić. Plus był taki, że nie posiadała żadnych długów. Ot, jedynie od czasu do czasu nie wpłaciła czynszu na czas, ale to była inna kwestia.
    Odkładając poważne sprawy na bok, Miley nie mogła się już doczekać atrakcji przygotowanych na ten wyjazd. Była pewna, że oboje będą zadowoleni z wycieczki. Cieszyła się, że miała z kim podróżować i odkrywać nowe miejsca. Nawet jeśli to był Boston, który leżał dwie godziny drogi pociągiem od Nowego Jorku. Była bardziej niż gotowa na odkrywanie nowego miejsca.
    — Za fasolką również teraz nie przepadam, poszukamy czegoś dobrego. W najgorszym wypadku wylądujemy w McDonaldzie albo Burger Kingu i też będzie spoko — powiedziała wzruszając ramionami. Sądziła jednak, że bez problemu znajdą restaurację, w której będzie coś dobreo i każde z nich będzie zadowolone.
    Wcale się też nie pomyliła i niedługo później siedzieli już przy stoliku, a kelnerka podała im menu polecając dania dnia. Miley była niezdecydowana, więc musiała najpierw przejrzeć co mieli do zaoferowania, a dopiero później podejmie decyzję.
    — Makaron brzmi świetnie — przyznała z uśmiechem — ale stek z frytkami i surówką również wygląda ciekawie. Och albo ryba. Sama już nie wiem — mruknęła przeglądając kolejne kartki. Podniosła po chwili jednak wzrok na swojego towarzysza. — Poszłabym jutro, szczerze mówiąc. Dziś możemy mieć luźniejszy dzień, a jutro wybrać się rano do muzeum. Pewnie będzie mniej osób z rana, a to też zawsze dla mnie jest plus. Wiesz, jak nikt się nie kręci pod nogami i takie tam.
    Teoretycznie mogli iść i dzisiaj, ale podejrzewała, że ludzi może o tej porze być naprawdę sporo, a chciała wszystko zobaczyć na spokojnie i bez nerwów, że komuś zasłania widok czy za długo się gapi na wstawę, za długo czyta. Lubiła też ciszę w takich miejscach, ale na to pewnie nie będzie mogła liczyć mimo wczesnej pory.
    — Chyba jednak wezmę ten stek. Przemawia do mnie najbardziej.

    Miley

    OdpowiedzUsuń
  70. Jerome drgnął, kiedy Jaime wspomniał o zamieszkaniu z Noah i zaraz poprawił się nieco na kanapie, jakby to drżenie było wywołane myślą o chęci zmiany pozycji, w której siedział, a nie tym, że nie tak dawno temu Noah rozmawiał z nim na ten temat. Poczuł się odrobinę zmieszany, nie wiedząc, co zrobić z tym, że wiedział o zmartwieniach Woolfa, jednakże szybko uznał, że ich spotkanie w barze oraz rozmowę, którą wtedy odbyli, zachowa dla siebie. Doradził byłemu szwagrowi najlepiej, jak tylko potrafił, skoro ten poprosił go o radę i rzucenie okiem na sprawę dotyczącą wspólnego mieszkania z jego perspektywy. Tyle mógł zrobić, nie chciał jednakże być pośrednikiem w sytuacji, która bezpośrednio dotyczyła dwójki zakochanych, tym bardziej, że był przekonany, iż ci prędzej czy później wrócą do tego tematu.
    Nawet jeśli początkowo mina Marshalla nieco zrzedła, w miarę tego, jak Jaime mówił, na jego twarzy gościł coraz szerszy uśmiech. Słowa przyjaciela utwierdziły go bowiem w przekonaniu, że dobrze pokierował rozmową z Noah i że Woolf naprawdę nie musiał szukać drugiego dnia w zachowaniu Jaime’ego. Jak jednak postanowił, nie zamierzał pisnąć słówka na ten temat.
    — Skoro jesteś na to gotowy, to powoli możecie działać w tym kierunku — podsumował, nie przestając się przy tym uśmiechać. — Może dobrym wyjście byłoby poszukanie mieszkania, które będzie stanowiło kompromis pomiędzy tym, co każdy z was lubi? — zasugerował, ale jednocześnie lekko wzruszył ramionami, ponieważ to nie on miał w tej sprawie decydować. Niemniej uważał, że związek składał się z szeregu kompromisów, ponieważ chyba nie było takiej dwójki ludzi, która byłaby absolutnie we wszystkim zgodna.
    — Musisz mi dać znać, jak już podejmiecie jakąś konkretną decyzję — dodał zaraz i nachyliwszy się, przyjacielsko szturchnął chłopaka w bok. — Żebym wiedział, gdzie przychodzić na dobre jedzenie i drinki — dorzucił i sugestywnie poruszył brwiami, śmiejąc się przy tym cicho.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  71. [Cześć! Ten uśmiech jest magnetyczny, mogłabym się na niego bezczelnie gapić godzinami. :D
    Och, Gail w zasadzie podchodzi do tematu na zasadzie: im bardziej was wkurza, że się od was różnię, tym bardziej jestem dumna i będę się tym przechwalać :D
    Gsyby Jaime chciał ją troszeńkę ogarnąć, to byłabym super-wdzięczna! Czy Twój pan pochodzi stąd? Jestem ślepa, ale nigdzie się nie dopatrzyłam; gdyby był z NY, to może Gail podkochiwałaby się w nim we wczesnych latach nastoletnich lub wręcz szczenięcych? :D Ewentualnie mogliby spotkać się na jakichś wakacjach wiele lat temu, przez pewien czas utrzymywać kontakt internetowy, a potem jakoś by się to wszystko rozjechało… a tu nagle pyk, spotkanie po latach i to jeszcze w niezbyt miłych okolicznościach (np. wyciągnięcie Gail za uszy z kłopotów)? :D]

    Gail Rivers

    OdpowiedzUsuń
  72. Miło spędzili dzień na zwiedzaniu i smakowaniu Paryża. Wieczorem zaś czekało ich ostatnie danie. Mimo że Noah nie miał ochoty na pracę, to doceniał miejsce, które mieli wspólnie odwiedzić.
    - Hmmm? A jeden ze starych bogaczy. Podaje się za arystokratę, ale prawdę mówiąc jego korzenie są trochę szemrane. Niemniej kolekcja jest legalna. Grogory chce zdobyć wyłączność w sprzedaży tych dzień.
    Noah

    OdpowiedzUsuń
  73. Noah nie przyznałby się do tego, ale też odczuwał lekki niepokój przed tym spotkaniem. Dawno nie prowadził interesów w języku francuskim, a nie wiedział, czy jego rozmówca będzie łaskawy przejść na angielski. Do tego dowodził fakt, że przy Jaimem Noah przyjmował zupełnie inną pozę niż przy klientach. W obecności chłopaka był zazwyczaj spokojny i cierpliwy, potrafił długo o czymś mówić, ale starał się nie dominować. Może dlatego, że często dominował w seksie i chciał zachować równowagę ich relacji. Tymczasem podczas spotkań biznesowych zwykle próbował przejąć kontrolę nad konwersacją. Nie wiedział, jak te dwie jego osobowości będą współgrały podczas tego spotkania.
    - Co takiego? - zapytał zaciekawiony Noah. Kątem oka zauważył nadchodzącego z żoną klienta. Noah wstał i zaczekał na gości. Przywitali się z nimi. - Państwo Lebrun, mój partner Jaime Moretti. To był jego pomysł, żebyśmy przylecieli do Paryża - zagaił rozmowę Noah, a następnie zajęli miejsca. Już po chwili pojawili się kelnerzy z kartami i zniknęli.

    OdpowiedzUsuń
  74. [Cześć! :)
    Dziękuję za wszelkie miłe słowa pod kartą. Zawsze jak ktoś ma więcej niż jedną postać to mam problem do której zawitać. xD
    Strasznie współczuję Jaime'mu straty brata, a to że był tego świadkiem... musiało wyryć mocny ślad w jego psychice. Mam nadzieję, że ma osoby, które go wspierają!
    Co prawda nasze postacie to swoje przeciwieństwa, ale jeśli Jaime chce być bardziej racjonalny i rozsądny, to Rose chętnie mu w tym pomoże :D

    Gdybyś chciała, to zapraszam na wątek.]

    Rosaline Howler

    OdpowiedzUsuń
  75. — Och, jak ja to zniosę! — westchnął i w teatralnym geście przyłożył dłoń do czoła, odchylając się przy tym do tyłu niczym omdlewająca niewiasta. W rzeczywistości do przesady dramatyzował, ponieważ w ostatnim czasie on i Noah całkiem dobrze się ze sobą dogadywali, jakby obydwoje zdołali puścić przeszłość w niepamięć, choć zdaniem Marshalla to on sam miał więcej za uszami. Nie chciał jednakże do tego wracać, już nie, bo i po co? Skoro nie miał nic przeciwko spotkaniom z Woolfem i nawet oczyma wyobraźni widział, jak we trójkę siedzą przy smacznym posiłku – przygotowanym oczywiście przez Jaime’ego – to tego należało się trzymać, prawda?
    Uśmiechnął się szeroko, kiedy Jaime oznajmił, że zawsze miał dokąd wrócić, spodobało mu się bowiem to podejście. Było jak najbardziej racjonalne i rozsądne, przez co wyspiarz nabrał przekonania, że gdyby coś jednak poszło nie po jego myśli, to Jaime nie straciłby głowy.
    Jakiś czas później Jaime oraz Noah wylecieli do Paryża, a w życiu Jerome’a, Charlotte oraz Aurory nastąpił niespodziewany zwrot akcji. Dziś wszystko powoli wracało do normalności, ale trzydziestolatek wciąż nosił na ciele wyraźne ślady po dniu, który na długo miał zapaść im w pamięć. Po zaproszeniu otrzymanym przez przyjaciela zastanawiał się nawet, czy nie zmienić lokalizacji ich spotkania i zaprosić Morettiego do siebie, ale finalnie uznał, że jakoś zniesie krzywe spojrzenia. Nie wyglądał przecież tak bardzo źle, jak tuż po pobiciu przez Colina, prawda? Opuchlizna, która na kilka dni nadała jego oku rozmiar piłeczki do tenisa i otuliła całą twarz, zdążyła zejść. Jedynie białko oka pozostawało lekko podbiegłe krwią, a to z powodu pękniętych naczynek, ale i to zaczerwienienie miało z czasem zniknąć. Tak samo jak różnobarwne siniaki zdobiące nie tylko większą część twarzy Marshalla, ale i całe jego ciało. Te przynajmniej – nie licząc krwiaków na rękach – mógł skryć pod materiałem ubrania. Również dwa pęknięte żebra sprawiały mu coraz mniej dyskomfortu i praktycznie nie bolały, chyba że Marshall wykonał nadto gwałtowny ruch angażujący klatkę piersiową. Słowem, wyspiarz dochodził do siebie i choć miał minąć jeszcze tydzień czy dwa, nim wróci do pracy, wyglądał naprawdę o wiele lepiej niż na kilka godzin, a nawet dni po tym, jak były partner Charlotte pobił go do nieprzytomności, a następnie porwał Rory.
    Zmierzając na miejsce spotkania, Jerome zastanawiał się, jak powiedzieć o tym wszystkim przyjacielowi. Ten na pewno miał od razu zauważyć, że coś się wydarzyło i o ile trzydziestolatek nie miał mieć problemu z opowiedzeniem o przebiegu wydarzeń, o tyle martwił go pewien incydent ze szpitala i jego obecne samopoczucie. Stąd cieszył się na spotkanie ze swoim przyszywanym bratem i fakt, że najzwyczajniej w świecie będzie mógł mu się wygadać, choć podejrzewał, że pewnie jak zwykle dostanie burę za to, że nie powiedział o niczym przez telefon.
    Zbliżając się do lokalu, wypatrzył siedzącego przy oknie Jaime’ego. Stolik, który wybrał chłopak usytuowany był w taki sposób, że długi blat został pociągnięty wzdłuż wysokiego od sufitu do podłogi okna, a wysokie stołki zostały ustawione na wprost, przez co goście w środku mieli widok wprost na ulicę. Aby dotrzeć do wejścia, Jerome musiał przejść pod nosem przyjaciela i przez to pomachał mu energicznie, a następnie wszedł do środka i od razu zajął drugi, wysoki stołek.
    — Cześć — przywitał się jak gdyby nigdy nic, choć doskonale wiedział, jak wyglądał i wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. Nie zrobił nic ponadto i po prostu czekał, podejrzewając, że Moretti będzie miał swoje do powiedzenia.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  76. [Och, mówiłam, że jestem ślepa! Starość nie radość. :D
    Chętnie połączyłabym te dwie opcje – Gail mogła się w nim podkochiwać na jakichś wakacjach, na których spotkali się za dzieciaka, mogli utrzymywać kontakt internetowy, a potem, w latach nastoletnich, już odkochana, ale przywiązana do Jaimego psychicznie, mogłaby chodzić z nim na imprezy i mogliby też ze sobą sypiać, to spoko opcja. :D
    Myślę, że potem mogli stracić ze sobą kontakt, bo Gail też miała taki okres, że odcięła się od wszystkiego, no i teraz, cóż, może jakaś bójka w barze, w którym G. pracuje? :D Dziewczyna mogłaby być w kiepskim nastroju, dać się sprowokować i już startować do jakiegoś dwukrotnie większego od niej faceta, który ją zaczepił? :D]

    Gail Rivers

    OdpowiedzUsuń
  77. Noah spojrzał zaintrygowany na chłopaka, ale nie miał okazji wypytywać go więcej. Trochę tego żałował, ale cóż mógł poradzić?
    Tymczasem uśmiechał się przyjaźnie i przysłuchiwał pierwszej wymianie zdań. Lubił to, że Jaime, wbrew własnym intencjom, tak łatwo przejmuje konwersację i przykuwa uwagę słuchaczy. Chłopak chyba nie był świadomy swoich dokonań na tym polu.
    Kobieta spojrzała na Jaimego zdumiona, kiedy ten wspomniał o aligatorach.
    - Naprawdę?! Zawsze myślałam o Miami jako o plażach – przyznała.
    - Może warto byłoby kiedyś odwiedzić nas turystycznie – podsunął Noah. – Mamy sporo miejsc godnych zobaczenia i na szczęście nie wszystkie zostały przedstawione w filmach. Coś zostawili dla tych, którzy jednak do nas przyjeżdżają – zażartował. – Niemniej… Nowy Jork to miasto ogromnych możliwości, a nie tylko rozmiarów. Pojawiają się ludzie z różnych kręgów, z różnymi pomysłami. Chociaż wielu się spala, to właśnie tam trafiają się największe okazje, najlepiej wykorzystane szanse.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  78. Jerome lekko wzruszył ramionami, kiedy Jaime skomentował jego przywitanie, a uśmiech goszczący na jego twarzy bynajmniej wcale nie zbladł. Przewidział, że zobaczywszy go, przyjaciel na pewno zechce to skomentować i nie zamierzał mu w tym przeszkadzać, wiedząc, że jeszcze zdąży mu o wszystkim opowiedzieć. Stąd czekał cierpliwie, aż Moretti nie tylko skończy mówić, ale i dokładnie go sobie poogląda, po czym, gotując się do udzielenia odpowiedzi, westchnął ciężko i dopiero wtedy uśmiech na jego twarzy zastąpił grymas.
    — Colin się stał — poinformował i nie zamierzał na tym poprzestać, ale zbliżył się kelner obsługujący ich stolik i zapytał, czy są gotowi na złożenie zamówienia. Marshall w zasadzie nie zdążył przejrzeć menu, ale nie przeszkodziło mu to w zamówieniu klasycznego burgera oraz piwa – miał dziś ochotę na prosty oraz smaczny posiłek, a nie kombinatorykę stosowaną.
    Kiedy kelner odszedł, Jerome kontynuował, dobrze wiedząc, że Jaime nie da mu spokoju, póki o wszystkim mu nie opowie, ale bynajmniej nie robił tego tylko dlatego – najzwyczajniej w świecie potrzebował wygadać się swojemu najlepszemu przyjacielowi.
    — Colin to były partner Charlotte, pamiętasz? — nakreślił, gdyby jednak niezawodna pamięć chłopaka miała nie odnotować tego szczegółu, uznając go za nieistotny i nie wart zapamiętania. — Był nawet na chwilę na moich trzydziestych urodzinach — dodał, gdyby Jaime chciał przyporządkować twarz do imienia, a potem pokręcił głową i po raz kolejny westchnął ciężko, nim zdecydował się kontynuować.
    — Niedługo po tym, jak ty i Noah wylecieliście do Paryża, byłem z Aurorą na spacerze. Colin zaszedł mnie od tyłu i zaatakował. Kompletnie się tego nie spodziewałem, więc zarobiłem kilka mocnych ciosów, a kiedy osunąłem się na chodnik, zaczął mnie kopać, aż straciłem przytomność. Potem wyjął Aurorę z wózka i z nią uciekł — poinformował tylko z pozornym spokojem, ponieważ ostatnie słowa wycedził przez zaciśnięte zęby, a dłonie mimowolnie zwinął w pięści. Emocje, które kotłowały się w nim od tamtego dnia, zdążyły już opaść, ale ich echo dobijało się w jego wnętrzu za każdym razem, kiedy o tym opowiadał.
    — Ocknąłem się w szpitalu, Charlotte oczywiście już przy mnie była. Okazało się, że Colin już od jakiegoś czasu do niej pisał, prosił o drugą szansę i przekonywał, że się zmieni, ale ona nic mi o tym nie powiedziała… — westchnął. Miał o to żal do partnerki, ale nie pielęgnował go w sobie, a już na pewno nie obwiniał rudowłosej o to, co zaszło. Największe pretensje miał do samego siebie – gdyby tylko był odrobinę bardziej czujny…
    — Niedługo po tym, jak się ocknąłem, Colin napisał do Lotty, że ma Aurorę i żeby się spotkali. Podał jej adres, a ona popędziła tam na łeb, na szyję. Mi dodarcie na miejsce, bo finalnie Lotta przesłała mi adres, zajęło trochę więcej czasu, bo wyobraź sobie, że wypisanie ze szpitala na własne życzenie jednak trochę trwa — zażartował ponuro. — Wychodząc, natknąłem się na policjantów, którzy zostali poinformowani o całej sytuacji przez świadków, zresztą to oni wezwali pogotowie… Więc na miejsce zabrałem się już z funkcjonariuszami. Colin był w jakiejś obskurnej dzielnicy, w mieszkaniu kumpla. Kiedy wszedłem do środka, Charlotte akurat stawała na głowie, żeby oddał jej Rory. Colin… wyglądał, jakby postradał zmysły. Usłyszałem kilka przykrych słów i to z ust Charlotte, ale cóż, musiała przed nim udawać… Oddał jej dziecko, a że policjanci czekali pod drzwiami, to chwilę później został aresztowany — podsumował, a potem przetarł dłonią twarz, jakby ogarnęło go silne zmęczenie. Chciał, aby to był koniec tej historii, ale musiał kontynuować.
    — Na korytarzu tamtego bloku Lotta zemdlała. Pogotowie już i tak było w drodze, żeby sprawdzić, co z Aurorą, więc ratownicy zajęli się nią naprawdę szybko, ale… Po podaniu któregoś z leków doznała wstrząsu anafilaktycznego — wymamrotał. Najchętniej w tym miejscu by przerwał, czując, jak pulsujący ból rozpycha się pod jego czaszką i postanowił to zrobić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Wszystko skończyło się dobrze. Jesteśmy już wszyscy w domu, a Colin siedzi w areszcie na czas prowadzenia postępowania przez policję. Byliśmy też z Aurorą u psychologa i jego zdaniem nie powinna tego zapamiętać, aczkolwiek gdybyśmy zaobserwowali coś niepokojącego, oczywiście mamy się zgłosić — podsumował.
      Snuł swoją nieprzyjemną opowieść tak długo, że do ich stolika zdążył podejść kelner z zamówieniem. Wyspiarz od razu sięgnął po zimne piwo i upił kilka łyków, które zwilżyły jego lekko ściśnięte gardło. Po uśmiechu, którym obdarzył przyjaciela na dzień dobry, nie było już ani śladu. Mimo wszystko przywołanie tych wydarzeń wpłynęło na humor mężczyzny i sprawiło, że ten wyglądał teraz na bardzo zmęczonego oraz przygnębionego. Choć należało zaznaczyć, że i tak był wyjątkowo spokojny. Spodziewał się, że te przeżycia utkwią w nim na długo i głęboko, tymczasem ich życie powoli, acz skutecznie wracało do normalności. Również lęk, który tamtego dnia obudził się w Marshallu, powoli stawał się coraz mniejszy.

      JEROME MARSHALL

      Usuń
  79. Jerome nie mógł się powstrzymać i parsknął krótko, kiedy Jaime skomentował jego opowieść soczystym przekleństwem. Sam dobrze wiedział, że w odpowiedzi na takie informacje ciężko było sklecić coś sensownego i zachował się dokładnie w ten sam sposób, kiedy przyjaciel opowiedział mu o swojej przygodzie z seryjnym mordercą. Tego jednakże, że Moretti go przytuli, raczej się nie spodziewał. Nie w tym momencie, nie w tym miejscu. Prawdopodobnie dlatego w pierwszym odruchu, kiedy poczuł zaciśnięte wokół siebie ramiona przyjaciela, zesztywniał, i dopiero w następnym momencie poddał się temu uściskowi.
    — Tego staram się trzymać — przyznał i kiedy chłopak się od niego odsunął, obdarzył go lekkim uśmiechem. — Początkowo wydawało mi się, że będzie mnie to dłużej męczyło, ale… — urwał i zmarszczył brwi, przez chwilę zastanawiając się nad tym, jak ubrać myśli w słowa. — Ale mam wrażenie, że nie ma takiej rzeczy, której razem z Charlotte nie stawilibyśmy czoła — podsumował, a uśmiech goszczący na jego twarzy stał się szerszy. Miał co do tej kobiety stuprocentową pewność. Może było to skutkiem tego, przez co obydwoje przeszli, nim się ze sobą związali? Każde z nich zostało zranione, każde na swój sposób było rozczarowane, więc teraz tym bardziej doceniali to, co mieli.
    — Charlotte? — powtórzył za Jaime’em jak echo. — Fizycznie dobrze. Psychicznie… Chyba trochę gorzej niż ja? Jest w niej bardzo dużo złości i żalu, ale to zrozumiałe… Tutaj chyba też potrzeba po prostu czasu — stwierdził spokojnie. To, co zrobił Colin, wstrząsnęło życiem całej trójki, ale nie mogli cofnąć czasu i odmienić biegu wydarzeń. Mogli tylko dołożyć wszelkich starań, aby to wydarzenie nie wpłynęło na ich rzeczywistość i odeszło w niepamięć, a żeby tak się stało, musiało upłynąć właśnie odpowiednio wiele czasu.
    — Ale to później będzie, jak już będę całkiem sprawny, dobrze? — W przeciwieństwie do przyjaciela, on odezwał się z lekkim rozbawieniem. Nie miał najmniejszej ochoty na poznawanie nowych technik, kiedy jeszcze praktycznie wszystko go bolało. Tak jak jego głowa, tak i również ciało potrzebowało czasu na dojście do siebie, choć temu drugiemu na pewno miało być łatwiej. Jerome miał dobre zdrowie i był w kwiecie wieku – wbrew temu, o czym czasem sobie żartował – więc obrażenia miały się na nim zagoić jak na przysłowiowym psie.
    Korzystając z chwili ciszy, Jerome chwycił swojego burgera w obydwie dłonie. Co prawda dostał do swojego dania widelec i solidny nóż, ale nie zamierzał używać sztućców. Burgery już miały to do siebie, że jadło się je w specyficzny sposób i nie można było się przy tym nie pobrudzić, na co Marshall się godził.
    Odezwał się ponownie dopiero po przełknięciu kilku kęsów.
    — No, a jak udała się wycieczka do Paryża? — spytał, spoglądając przy tym na Jaime’ego. — Mam nadzieję, że u was obyło się bez niefortunnych przygód? — zażartował, ale mimo wszystko w duchu odczuł lekki niepokój. W końcu kto wie, co wydarzyło się za oceanem, skoro tutaj zapanowało w tym czasie takie szaleństwo?

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  80. Kobieta słuchała Jaimego z uwagą i szczerym zainteresowaniem. Potem przeniosła spojrzenie na męża.
    - Może w takim razie następny urlop spędzimy w Stanach? Z pewnością jest tam wiele do zobaczenia i przeżycia, a mnie już znudziły się europejskie plaże - stwierdziła. Jej partner pokiwał głową i wbił spojrzenie w Noah.
    - Gdybyśmy przy okazji mogli obejrzeć gotową wystawę... - zasugerował. Noah bez wahania to podchwycił i zaczął przedstawiać konkretne pomysły na współpracę. Nieświadomie dla samego siebie w pewnej chwili przeskoczył na francuski, co nieco uspokoiło jego rozmówcę, który zaczął się niepokoić tym, że nie wszystko jest dla niego jasne.
    Tymczasem jego żona słuchała z uwagą przez chwilę... a potem wróciła do Jaimego.
    - Niech oni mówią o pieniądzach, a my porozmawiajmy o kulturze - zaproponowała i mrugnęła do chłopaka porozumiewawczo. - Nie mam ulubionego artysty, ale kocham teatr. Uwielbiam sztukę, która się staje, a nie tę, która jest. Mój mąż jednak patrzy na dzieła jak na inwestycję budowlaną.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  81. Noah nigdy nie zastanawiał się nad tym, czy jakiś język jest seksowny lub nie. Owszem, były języki, które zupełnie mu się nie podobały, a także takie, które ewentualnie akceptował, jednak to zupełnie inne kategorie. Język francuski miał dla niego charakter przede wszystkim użytkowy. Był popularny, wiele osób uczyło się go dla zajawki, mówiono w nim w Kanadzie, a także Noah studiował we Francji, więc inna opcja niż francuski nie wchodziła w grę. Teraz
    - Och, balet! Uwielbiam. Mój mąż nie znosi - westchnęła dramatycznie.- Ale do teatru staramy się chodzić najczęściej, jak możemy. I do filharmonii - odparła. - Z resztą muzyka na żywo w ogóle robi zupełnie inne wrażenie. Nie lubię takiego podejścia, że technika i głośniki mogą wszystko zastąpić. Ważny jest duch i przeżywanie. Dopiero wtedy zwykłe rzeczy stają się magiczne - stwierdziła.
    Noah zerknął na nich i złapał spojrzenie Jaimego. Potem jednak obrócił się do klienta. Nie chciał wyglądać nieprofesjonalnie i skupiać się na czymś innym. Lub kimś innym. Po kolejnych kilkunastu minutach rozmowy podjęli jakiejś wstępne decyzje. A właściwie szybko zakończyli temat pod wpływem nadchodzącego na rękach kelnerów posiłku.
    - Proszę nam wybaczyć tę chwilę na osobności... myślę, że już teraz będziemy mogli po prostu cieszyć się towarzystwem - stwierdził Noah do kobiety i uśmiechnął się do Jaimego.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  82. Spotkanie przebiegło spokojnie i można byłoby powiedzieć, że zgodnie z planem, gdyby Noah jakikolwiek plan ułożył. Poszedł jednak na żywioł, wierząc, że jego znajomość Francuzów wystarczy, żeby doprowadzić do kolejnego spotkania. Poza tym zjedli naprawdę dobry posiłek, porozmawiali i spędzili przyjemnie czas. NIemniej Noah był zadowolony, kiedy wreszcie opuścili restaurację i rozstali się. Nie miał nic przeciwko temu, że Jaime ujął jego dłoń i przytuli się do ramienia. Sam ścisnął lekko jego palce na znak, że cieszy się, iż go ma.
    - Dziękuję - odpowiedział na niespodziewane komplementy. W wyrazie swojej wdzięczności pocałował go w czoło. - Myślę, że Gregory będzie zadowolony. Mam nadzieję, że przejmie dalsze konsultacje, ale może się okazać, że jeszcze się z tym państwem spotkamy. Z tego, co zdołałem wyczuć, ta kobieta potrafi wymusić na mężu naprawdę wiele, a wyraźnie spodobała jej się wizja wycieczki do Stanów - stwierdził. - Nie musimy już o nim myśleć. Możemy iść na spacer. Napić się czegoś mocniejszego... albo po prostu wrócić do hotelu. Na co masz ochotę? - zapytał wyraźnie dając do zrozumienia, że od tego momentu będzie spełniał zachcianki partnera, skoro już nie musi myśleć o pracy.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  83. Noah uśmiechnął się do Jaimego. Dobrze było wiedzieć, że partner nie wymęczył się w trakcie tego spotkania i nie czuje, że to był dla niego stracony czas. W końcu przyjechali odpocząć i skorzystać z wolnego we dwóch, a tymczasem Noah musiał pójść do pracy. Woolf naprawdę zrozumiałby, jeśli Moretti nie byłby z tego powodu zadowolony. Na szczęście jednak dla nich obu spotkanie nie okazało się przykrym doświadczeniem.
    - Dam znać – zapewnił. Ujął dłoń Jaimego i z ciekawością słuchał jego propozycji.
    - Cóż… wyciągnąć się dam, ale bierz poprawkę na to, że zdecydowanie mój poziom jest niższy od twojego… w znaczący sposób – odparł. Przyciągnął go nieco bliżej siebie. – Hmmm… czyli chcesz, żeby taniec był grą wstępną? – zapytał wprost i z lekkim rozbawieniem, ale i zadowoleniem. Odpowiedział na słodki pocałunek. – Tak… Zdecydowanie twoja propozycja brzmi jak dobry plan.
    Noah

    OdpowiedzUsuń
  84. Noah roześmiał się.
    - Oczywiście, że tak. Twoje pośladki w tańcu są niezwykle seksowne – stwierdził bez wahania. Ruszył za Jaimem. Pozwolił mu prowadzić i po prostu przeżywać przygodę. Jednocześnie nie chciał na niego naciskać. Wiedział, że chłopak nie czuje się dobrze w tłumie, między obcymi ludźmi, którzy mogą go dotykać, obijać się o niego czy cokolwiek podobnego. W końcu jednak weszli do lokalu, który okazał się naprawdę dużą miejscówką. I elegancką, więc nie była to zwykła mordownia, do jakiej również mogli trafić.
    Noah czuł, że palce Jaimego pomocniej zaciskają się na jego dłoń, więc jeszcze zbliżył się do chłopaka, jakby chciał go nieco osłonić przed światem, aż Jaime poczuje się pewniej. Chłopak za to od razu pociągnął Woolfa na parkiet, choć ten myślał, że najpierw się czegoś napiją. Nie protestował jednak. Kiedy ręce Jaimego znalazły się na jego szyi, objął go mocniej w pasie i przyciągnął do siebie. Jedną dłoń zsunął na biodro Jaimego. Po chwili dopasował się do ruchu jego bioder, starając się wsłuchać w muzykę.
    Noah

    OdpowiedzUsuń
  85. Noah czasami zapominał, że Jaime jest łasy na pochlebstwa. A przecież podobał się Woolfowi pod tak wieloma względami, że nie dało się tego krótko opisać. Niemniej naprawdę zrozumiał, dlaczego tak ważne jest dalsze podrywanie i zdobywanie, choć byli już ze sobą tyle czasu.
    Wkrótce Noah się rozluźnił, co pozytywnie wpłynęło na jego umiejętności taneczne. Te jednak nie musiały być szczególnie rozbudowane, bo Jaime był w jego ramionach niemal cały czas. Woolf uśmiechnął się, gdy Jaime do skomplementował. Pocałował go przelotnie.
    - Możesz być pewien, że po takim wieczorze nie zdobędę się na spokojny seks – mruknął mu do ucha i przygryzł je lekko. Potem obrócił go, by Jaime na chwilę znalazł się tyłem do niego. Jedna dłoń Noah była na jego brzuchu. m

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  86. Cóż… Noah zdawał sobie sprawę z tego, że Jaime nie jest niewinny, a jedynie potrafi takiego zgrywać. Nie uważał jednak tego za wadę. Sam nie był aniołem i wątpił, żeby ktoś, kto boi się zrobić coś złego, zrozumiałby jego sposoby działa i osobę jako taką. Żaden z nich nie był zły do szpiku kości – obaj wiedzieli, że obszar szarości jest olbrzymi i ważne, by znaleźć tam swojego człowieka.
    Przed Jaimem nie mogło się ukryć również to, że Noah był podniecony. Trudno byłoby nie zareagować na działanie partnera, a pupcia Jaimego miała tu niebagatelne znacznie. Szybko okazało się, że Moretti też nie był obojętny. Po kolejnej piosence Noah nieco się od niego odsunął.
    - Chodź… na tego drinka. Potrzebuję ochłonąć – stwierdził. Mówił mu do ucha, bo było dość głośno. Może nawet bardzo. Nie chciał, żeby ich wieczór skończył się szybkimi macankami w klubowej toalecie. Jaime zasługiwał na znacznie więcej.
    Noah

    OdpowiedzUsuń
  87. Noah nie spodziewał się, że swoimi małymi złośliwościami sprawi, że Jaime po prostu polubi to wzajemne nakręcanie się i utrzymywanie w stanie podniecenia. Sprawianie, że nie byli w stanie myśleć o niczym więcej niż sobie nawzajem.
    W końcu Woolf dał się poprowadzić chłopakowi do baru. Było to na swój sposób urocze, że Jaime musiał tak otwarcie zaznaczać teren i trzymać Woolfa blisko. Z drugiej… Noah nie chciał, żeby Jaime czuł się przy nim niepewnie. Z tego względu uniósł jego dłoń i ucałował.
    - Jestem tutaj, Lisku – powiedział, patrząc mu oczy i starając się zapewnić o swojej wierności. – Ja też je lubię – zapewnił. – Może kiedyś będziemy dość bogaci, żeby więcej podróżować – dodał żartobliwie. Wiedział, jakie są wady życia na walizkach i nie zaproponowałby takiego trybu Jaimemu. Mogli wspólnie wyjeżdżać, zwiedzać, ale powinni mieć coś stałego w życiu. Poza tym Moretti lubił swoją pracę, a ta wymagała bardziej osiadłego stylu. – Nie ukrywam, że trochę nie chce mi się wracać do codzienności. Jedynie wizja wspólnego mieszkania przekonuje mnie do powrotu do Nowego Jorku.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  88. Cóż… Noah musiał mieć jakieś minimalne zalety, skoro Jaime chciał z nim być i nie porzucił go gdzieś w jakiejś ciemnej uliczce.
    - Tak… wolne w pracy to inna sprawa. Z tym, że ja jeszcze dałbym radę coś pokombinować. Gorzej z tobą – stwierdził zgodnie z prawdą. Sam mógł przecież uzasadniać swoje wycieczki wyjazdami służbowymi.
    Kwestia finansów pewnie miała do nich w przyszłości wrócić, na razie jednak żaden z nich wolał o niej nie myśleć… w końcu nie był to szczególnie przyjemny temat.
    Noah roześmiał się na komentarz Jaimego.
    - Nie ma to jak dobry plan – odparł. Wziął drinka. Nie zauważył uśmiechu kelnera. Właściwie w ogóle na niego nie patrzył, ponieważ za bardzo był skupiony na swoim partnerze.
    Elaine

    OdpowiedzUsuń
  89. Noah uśmiechnął się, kiedy Jaime powiedział, że przecież pojadą jeszcze do wielu miejsc. Miło było wiedzieć, że snują dalekosiężne plany i nie chodziło o konkrety, ale o to, że te plany istnieją, że powoli pozbywają się tej obawy, że wszystko, co razem tworzą pryśnie niczym bańka mydlana. Że czują się razem pewniej i stabilniej.
    Wolf napił się drinka i westchnął. Zdecydowanie potrzebował takiego oddechu.
    - Wiesz… nie bywamy z różnych względów, ale jeśli chcesz częściej wychodzić… to nie ma sprawy. Myślę, że nawet moglibyśmy namówić Lottę, żeby wyciągnęła Marshalla. Oczywiście bez smarkatki – stwierdził spokojnie. Potem zakrztusił się, gdy usłyszał komentarz Jaimego.
    - Jeśli za dużo wypiję, to nie będziesz miał ze mnie pożytku – zauważył.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  90. Noah przewrócił oczami, kiedy Jaime stwierdził, że on i Jerome mogliby nie przeżyć wspólnego wypadu na miasto. Moretti chyba nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, że dla niego mężczyźni zakopali topór wojenny i nie tylko tolerowali wzajemne istnienie, ale nawet starali się dogadać, a niekiedy sobie pomagać. Oczywiście były to wyjątkowe okazje, niemniej dochodziło do nich i nawet mieli na to świadków.
    - Nic na siłę, Jaime. To po prostu jakaś opcja, którą możemy mieć w zanadrzu – odpowiedział spokojnie, kiedy Moretti dodał, że niekoniecznie lubi chodzić po klubach. Noah oczywiście nie zamierzał go ciągać na siłę. Nie miał takiej potrzeby. Lubił ich wieczory przed telewizorem, kiedy jedli pyszną kolację (zwykle przygotowaną przez Jaimego) i przytulali się do siebie.
    - To brzmi tak, jakbym ci się jakoś szczególnie wzbraniał – stwierdził rozbawiony, kiedy chłopak ponownie podkreślił, że potrzebuje, by Noah był łatwiejszy.
    Potem poszli potańczyć. Jeszcze jakiś czas bawili się w klubie, a potem wrócili do hotelu. Noah nie był zdziwiony, kiedy jego chłopak zdecydował wciągnąć ich obu pod prysznic. Jaime wcale nie ukrywał, jakie ma plany na wieczór, a Noah z kolei nie zamierzał się wzbraniać.
    Noah

    OdpowiedzUsuń
  91. Miley ostatecznie zdecydowała się jednak na steka, choć nie była wielką fanką czerwonego mięsa i znacznie bardziej wolała te delikatniejsze, ale dziś mogła sobie na to pozwolić. Szczególnie, że nie jadała w restauracjach każdego dnia. Nie mogła sobie na to po prostu pozwolić, choć z pewnością właśnie to by robiła, gdyby tylko jej konto miało nieco więcej cyferek. Lubiła odkrywać nowe miejscówki z jedzeniem, to było dla niej szalenie fascynujące. Nowy Jork miał wiele takich miejsc. Była pewna, że znalazłaby knajpkę z jedzeniem z każdego zakątka świata. Nawet takie, o jakich się jej nigdy nie śniło. Gdy przyleciała tu pierwszy raz chciała sprawdzić, jak najwięcej miejscówek tylko się dało, ale ostatecznie okazało się, że przejazdy i jedzenie na mieście kosztują wiele, a odgrzewany trzy dni z rzędu makaron wcale nie jest taki zły. Dlatego teraz jadała na mieście podczas specjalnych okazji, a dziś bez wątpienia miała specjalną okazję. Zresztą, jeśli nie w knajpie, to gdzie miałaby jeść? Kupić w sklepie gotowe kanapki i zjeść je w pokoju? To się jej w ogóle nie uśmiechało.
    Boston miał w sobie to coś. Musiała przyznać, że to było naprawdę ładne i ciekawe miasto, może nieco podobne do Nowego Jorku. Akcent był tu zupełnie inny i czasami ciężko było jej zrozumieć to, co mówili mieszkańcy tego miasta, ale nie było wcale aż tak źle. Zawsze ją fascynowało to, że ludzie mówią nieco inaczej w tym samym kraju. Salem za to było jeszcze ciekawsze. Przynajmniej jej się podobało. Domki miały naprawdę swój klimat, a ona sama czuła się, jakby weszła właśnie na plan zdjęciowy do filmu Hocus Pocus. Zbliżało się Halloween, więc dekoracje były już niemal na każdym domu. Wcale nie wyróżniali się w czapkach czarownic, tutaj ten widok raczej nikogo nie dziwił nawet w okresie letnim czy bożonarodzeniowym. Salem w końcu było miejscem czarownic, takie stroje były nieodłącznym elementem turystów.
    — Wiesz, że według walijskich wierzeń czarny kot nie przynosi pecha, a szczęście i mogą nawet przepowiadać pogodę? — zapytała z lekkim uśmiechem. Sama nigdy nie miała czarnego kota, właściwie Cherry była jedynym kotem jakiego kiedykolwiek miała. — Och, nie będziemy się wyróżniać. Halloween jest zaraz, wszyscy tu chodzą w kapeluszach czarownic. To urok tego miejsca.
    Na widok domu prawie przeszły ją ciarki. Właściwie całe to miejsce dawało jej takie odczucie, ale nie zamierzała się wycofać czy uznać, że to za wiele. Nie wierzyła w istnienie nadnaturalnych istot, choć lubiła oglądać filmy i seriale z nimi związane. Miała swoją teorię, a raczej teorię, która krążyła po ludziach od wielu lat, że czarownice to były po prostu oczytane kobiety, które znały się nieco na medycynie i ziołach, a to ludzi wtedy przerażało. W końcu kto by pomyślał, że jakieś badyle z lasu może mieć lecznice moce?
    — Tak, to tylko dom — odpowiedziała poważnie, jednak zaraz się roześmiała. — Nie, to podobno jeden z nawiedzonych domów w Salem. Myślałam, że nie można tu wejść. Podobno w osiemnastym wieku wprowadziła się tu trzyosobowa rodzina. Ojciec z czasem zaczął tracić zmysły, zamknął córkę na strychu przykuwając łańcuchami — mówiła. Oczywiście, że trochę poczytała o tym miejscu, jak mogłaby przyjechać bez wcześniejszego researchu? — Córka zmarła z głodu na strychu, mąż natomiast wylał na głowę swojej żony rozgrzany wosk, a sam się powiesił — dodała. Czuła niemal biegnące ciarki wzdłuż kręgosłupa. Sama zaczynała się nakręcać. Jeszcze chwila i może zobaczy ducha.
    Miejsce było faktycznie nieco przerażające. Szczególnie, że na zewnątrz również było dość szaro. Czego innego się spodziewali w środku jesieni? Atmosfera z każdym kolejnym krokiem robiła się coraz mroczniejsza.
    — Wierzysz w takie historie? O duchach, czarownicach i całej reszcie? — spytała odwracając się w stronę Jaimego. — Czy jesteś raczej sceptycznie nastawiony?

    [I od razu podziękuję za powitanie Rhysa ;d ta niechęć do innych uczestników ruchu drogowego bierze się z życia. Czemu oni wszyscy muszą jeździć wtedy, kiedy ja xD]
    Miley

    OdpowiedzUsuń
  92. Marshall miał naprawdę ogromną nadzieję, że cień w postaci tego, co zrobił Colin, nie będzie zbyt długo wisiał nad jego rodziną i zamierzał zrobić wszystko, aby tak właśnie było. Sam mógłby rozdrapywać zadane im rany, roztrząsać zaistniałą sytuację i zastanawiać się nad tym, co by było, gdyby, ale nawet nie przeszło mu to przez myśl. Wolał skupić się na tym, co tu i teraz; na tym, że finalnie Aurora była z nimi, zdrowa i bezpieczna, że Charlotte wyszła ze szpitala jeszcze tego samego dnia, w którym do niego trafiła i że Colin miał za to wszystko zapłacić, oczekując w areszcie na to, aż postępowanie w jego sprawie zostanie zakończone.
    W zasadzie Jerome był z siebie dumny, a raczej z własnego podejścia do tego, co ich spotkało. W końcu życie już tyle razy dało mu w kość, że miał pełne prawo zwątpić w jakikolwiek szczęśliwe zakończenia, a jednak wciąż uparcie dostrzegał tylko tę pozytywną stronę i wbrew wszystkiemu, kurczowo jej się trzymał. Może i nie miał wpływu na to, co go spotykało, ale już zdecydowanie miał wpływ, co z tym zrobi i zdecydował, że będzie dążył do szczęścia.
    — Dziękuję! — odparł ze śmiechem, kiedy Jaime zadeklarował, że nim podejmą jakiekolwiek działania, wyspiarz będzie mógł najpierw wyzdrowieć. I tak jak trzydziestolatek wyraźnie sposępniał, kiedy opowiadał przyjacielowi o tym, co go spotkało, tak teraz widać było, że dobry humor wrócił mu na dobre. Jadł ze smakiem burgera, nie przejmując się tym, że część składników wysypywała się z bułki na talerz, a sos ściekał mu po palcach. Nie zamierzał jednak puszczać burgera aż do ostatniego kęsa, chcąc w ten sposób uniknąć całkowitego rozsypania się zaserwowanego mu dania.
    Kiedy Jaime zaczął opowiadać o wizycie w Paryżu, Jerome skończył jeść i słuchając Morettiego, sięgnął po garść serwetek, by oczyścić najpierw dłonie, a później usta.
    — To może i ja pożyczę sobie Noah na jakąś wycieczkę? — zażartował tuż po kilku pierwszych zdaniach wypowiedzianych przez młodszego od niego bruneta. — Ale przepraszam bardzo, mam nadzieję, że o wyjeździe na Barbados opowiadałeś w podobnych superlatywach? — wtrącił jeszcze ze zmarszczonymi niby to groźnie brwiami, nim pozwolił chłopakowi mówić dalej. Co prawda ich wizyta w Rockfield nie mogła obyć się bez pewnego przykrego zdarzenia, ale zdawało się, że już żaden z nich nie pamiętał o tym, czego doświadczyli wtedy na kutrze rybackim.
    Na tym jednym wtrąceniu Jerome jednak poprzestał. Jaime mówił o kolejnych aspektach wyjazdu z Noah tak szybko i z takim entuzjazmem, że Marshall nie miał serca mu przerywać, a nawet gdyby miał na to ochotę, nie dałby rady. Słuchał więc cierpliwie opowieści o pobycie w Paryżu i o tym, co się tam wydarzyło, a także parsknął krótko śmiechem, kiedy Jaime zaczął go uspokajać a propos tego, że Jerome miałby zostać wujkiem. W zasadzie, wyspiarz nie miałby nic przeciwko temu, bo i dlaczego miałby mieć? Chęć posiadania potomstwa leżała wyłącznie w gestii danej pary i Barbadosyjczyk nie mógł zrobić nic innego, jak tylko zaakceptować decyzję dotyczącą posiadania dzieci bądź też nie. Tyczyło się to zarówno Noah i Jaimego, jak i każdego innego duetu.
    — To co, chyba mogę wam pogratulować? — rzucił wesoło, kiedy Jaime skończył mówić i mrugnął do niego porozumiewawczo. Doczyścił już ręce i teraz dojadał dołączone do burgera frytki, które zanurzał w trzech różnych sosach i popijał piwem. — Cieszę się, że tak wam się wszystko poukładało — przyznał szczerze. — I cieszę się, że ja i Noah jako tako doszliśmy do porozumienia. Będę mógł bez obaw odwiedzać cię pod nowym adresem, chociaż… — urwał z przekąsem i spojrzał na Jaime’ego z ukosa. — Ciekawe, czy Noah będzie się wykradał z mieszkania, kiedy będę miał przyjść? — spytał żartobliwym tonem. Na szczęście to faktycznie mógł być temat do żartów; jeszcze kilka lat temu mógłby to być bowiem prawdziwy problem, zważywszy przecież na jego relację z Woolfem. Ale dziś? Panowie tolerowali się, a może nawet odrobinę lubili?

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  93. Noah nie zdawał sobie sprawy z tego, że Jaime planuje jakiś… faktyczny prezent. Cały czas podejrzewał, że to sposób Jaimego na namówienie go na jakąś przygodę, wyjście lub zabawę. Nic zatem dziwnego, że szczerze się zdziwił, gdy chłopak usadził go na łóżku i, zamiast oddać się dalszym pieszczotom, wycofał się i po coś sięgnął.
    Noah ostrożnie odpakował pudełko i wyjął z niego naszyjniki. W pierwszej chwili nawet nie wiedział, co ma powiedzieć. Obejrzał blaszki ostrożnie. W końcu jednak uśmiechnął się lekko.
    - Możesz wziąć nadzieję, ale trzeba będzie je uzupełnić. Chcę mieć na swojej twoje inicjały – zdecydował. Rozpiął łańcuszek z „hope” i zawiesił na szyi Jaimego. Przy okazji namiętnie go pocałował. – A może powinienem na twoim wygrawerować mój numer? Na wypadek gdybyś mi się zgubił, Lisku? – zapytał żartobliwie. – A tak serio… To naprawdę uroczy prezent. Dziękuję – powiedział poważniej. Ponownie go pocałował.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  94. Noah zrobił niby poważną minę, kiedy Jaime zapytało numer telefonu.
    - Żebyś mi się przypadkiem nie zgubił – odparł wesoło. Skradł mu buziaka, gdy ten zapisał mu wisiorek. Potem jednak pocałunek przemienił się w coś znacznie bardziej namiętnego…
    Po powrocie z Paryża czekało ich obu dużo pracy. Kiedy Jaime zajmował się pakowaniem i sortowaniem rzeczy, Noah sprzątał swoje mieszkanie i przygotowywał miejsce dla Jaimego. W wolnych chwilach pomagał chłopakowi. Zamówił też łóżko i dodatkową komodę dla Morettiego, żeby nie zabrakło mu miejsca. Potem zaczęło się wielkie przewożenie.
    Po ostatnią partię z samochodu Jaime poszedł sam. Noah w tym czasie przepchnął większość kartonów do pokoiku, który Jaime miał sobie zaadaptować do własnych potrzeb.
    - O rozpakowywaniu pomyślimy jutro – odparł Noah i zgasił światło w pokoiku, żeby nie kusiło ich tam zaglądać. – A teraz leć umyć łapki – popchnął go w stronę łazienki. Sam zaś przeszedł do saloniku z kuchnią. Na skrzyni, która służyła za ławę, stały rozstawione różne miseczki z jedzeniem koreańskim, świece i wino. Ot, powitalna kolacja.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  95. Noah miał świadomość tego, że Jaime może być zmęczony. Niemal cały dzień działali z przeprowadzką, a poza tym sytuacja ciągnęła się już od kilku dni. Nie pośpieszał go więc, tylko czekał spokojnie na przybycie chłopaka. Potem usiadł na kanapie obok Jaimego i razem wznieśli toast.
    - Za wspólne życie - dodał od siebie i uśmiechnął się lekko. Zauważył troskliwy wzrok skierowany na Henia. Na szczęście ustawili świnkę z boku, tak, że nie była trącana i zbytnio ruszana przez cały dzień, więc chyba zdążyła się nieco oswoić z nową sytuacją. Zabrali się do jedzenia. Noah oczywiście nie gotował, ale znalazł dobre miejsce do zamawiania. Kolejne. 
    - Właściwie mogę dostosować się do ciebie. W wakacje nie będę miał dużo pracy ze sztuką, więc chcę poświęcić więcej czasu na pisanie, szukanie ciekawych miejsc, wydarzeń i lokali. Urlop idealnie się w to wpisuje. A masz jakieś wymarzone miejsce? - zapytał.
    Kiedy Jaime usiadł do niego przodem, Noah też się obrócił, aby mieć lepszy widok na chłopaka. Woolf na szyi miał łańcuszek, a jego blaszka faktycznie została wzbogacona o inicjały Jaimego.
     
    Noah

    OdpowiedzUsuń
  96. — Naprawdę? — rzucił lekko zaskoczony tym, że Jaime i Noah uwzględnili jego oraz Lottę w swoich planach. — Myślę, że Charlotte będzie więcej niż zadowolona z takiej propozycji — odparł z uśmiechem, ponieważ pomimo początkowego zaskoczenia, nie miał nic przeciwko zrealizowaniu podobnego pomysłu. Miło było zorganizować coś większą grupą i zawsze na myśl o podobnych doświadczeniach Jerome niezwykle ciepło wspominał swoje trzydzieste urodziny – zebranie wszystkich bliskich dla niego osób pod jednym dachem było wyjątkowe.
    — To ważne, żeby zgadzać się w tych najistotniejszych kwestiach — zgodził się i lekko skinął głową. Naprawdę wiele kwestii w związku sprowadzało się do kompromisu, jednakże nie wszystkie różnice można było zażegnać za jego pomocą. Jeśli jedno z partnerów bardzo chciało mieć dziecko, a drugie z kolei planowało nigdy nie mieć potomstwa, to taka dwójka nigdy nie będzie ze sobą w pełni szczęśliwa – nigdy nie osiągnie całkowitego porozumienia.
    — Aż dziwne, że znaleźliśmy ze sobą wspólny język — zgodził się ze śmiechem. — Ale nie powiem, trochę zmusiły nas do tego okoliczności — zauważył i mrugnął porozumiewawczo do przyjaciela. Nie oszukujmy się, gdyby tamtego pamiętnego dnia Jaime przedstawił Marshallowi kogoś innego, on i Noah najpewniej nadal omijaliby się szerokim łukiem. Skoro jednakże to właśnie Woolf został chłopakiem jego najlepszego przyjaciela, wyspiarz nie miał innego wyjścia, jak tylko spróbować przekonać się do mężczyzny, do którego z pewnych względów był uprzedzony. Dziś cieszył się, że wszelkie niesnaski mogli zostawić w przeszłości.
    Pokiwał ze zrozumieniem głową, kiedy Jaime poinformował go o tym, co zamierzał zrobić ze swoim mieszkaniem. To było rozsądne i choć w pierwszym odruchu trzydziestolatek pomyślał, że na miejscu młodszego bruneta pewnie zrobiłby podobnie, zaraz przypomniał sobie, że sam był o wiele bardziej spontaniczny i z tego względu uśmiechnął się z pobłażaniem sam do siebie. Przecież kiedy przeprowadził się do Charlotte, umowa najmu na jego stare mieszkanie właśnie się kończyła. Co za tym idzie, gdyby tylko coś poszło nie po jego myśli, Jerome nie miałby dokąd wrócić. A to nie było rozsądne, prawda? Chociaż, chyba zawsze mógł przenocować u Morettiego, prawda?
    — No nie wiem, postawisz Henia przed faktem dokonanym. Pytałeś go o zdanie? — Marshall pokusił się o żart i choć początkowo starał się zachować powagę, ledwo po kilku uderzeniach serca parsknął serdecznym śmiechem. Kiedy zaś się uspokoił, musiał pohamować zapędy przyjaciela co do wspólnych przygód, ponieważ miał pewną potrzebę, którą od dawna chciał zrealizować, a do pomocy niezbędny był mu właśnie Jaime.
    — O nie, nie, nie — zaprotestował i uniósł przy tym dłoń z wyciągniętym palcem wskazującym, by pokiwać nim przecząco w rytm własnych słów. — Przed kolejnymi przygodami musimy coś ogarnąć — wyjaśnił. — Wybierzesz się ze mną na giełdę samochodowa albo do jakiegoś komisu? — poprosił, spoglądając przy tym wprost na Jaime’ego. — Potrzebuję samochodu, a kto jak kto, ale ty znasz się na autach. Udało mi się co nieco odłożyć, więc byłbym wdzięczny za pomóc w wybraniu czegoś w rozsądnej cenie…

    [Oczywiście, że Jaime czeka i może sam skusi się na dziarkę?]

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  97. Noah uśmiechnął się lekko, kiedy Jaime zaakceptował jego toast. I oczywiście, że myślał o nich poważnie! Woolfowi wydawało się, że już dawno dał do zrozumienia, że traktuje ich relację serio i dodatkowe uszczegółowienia nie są z jego strony w ogóle potrzebne. Oczywiście zdawał sobie sprawę z tego, że Jaime dla odmiany potrzebuje gestów i symboli. Akceptował go i starał się spełnić te oczekiwania, ponieważ cieszyła go radość partnera.
    Noah spojrzał na niego nieco zdziwiony.
    - Europa again? – zapytał. – Jeśli chcesz… to chyba damy radę, nie? Trochę późno, żeby załatwić tanie bilety, ale się ogarnie coś -stwierdził. Pochylił się i pocałował go w policzek. Potem popatrzył na Jaimego uważnie.
    - A czemu akurat Grecja? W sennie… nie mam nic przeciwko, tylko jestem ciekawy. W końcu jest wiele plaż na świecie. Co podoba ci się… .lub nurtuje akurat w Grecji?

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  98. Noah popatrzył na niego zdziwiony, a potem zmarszczył brwi. Wiedział, że wcześniej lub później do tego dojdzie, ale wcale na to nie czekał. Nie miał ochoty na rozmowę o pieniądzach. Westchnął cicho.
    - Czułbym się lepiej, gdybyśmy mieli w to równy wkład – odparł. – Dziękuję, że to proponujesz, ale… mam nadzieję, że zrozumiesz. Chętnie skorzystam z waszego lokum – dodał. Starał się mówić łagodnym tonem, ponieważ naprawdę nie chciał go urazić. Nic jednak nie mógł poradzić na to, że nie czuł się dobrze w roli utrzymanka.
    - Na pewno będziemy mieli jeszcze nie jedną okazję, żeby spędzić czas nad wodą – stwierdził. Sam nie był wielkim fanem plaż, ale nie czuł się też zmuszany do takich wypraw. Po prostu preferował różnorodność.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  99. Noah nie wnikał w to, czy rodzina Jaimego ma willę, apartament czy chatkę na skraju lasu. Po prostu wolał nie wiedzieć. Jeśli dane mu będzie się przekonać, to stan tego miejsca niczego specjalnie nie zmieni w sytuacji Woolfa.
    - Może pociąg – odpowiedział Noah i uśmiechnął się do niego. Chciał zakopać ten toporek wojenny, których dziwnie zaczął drżeć w powietrzu. Nie protestował, kiedy Jaime zaproponował, że posprząta. Sam z resztą zaniósł kilka rzeczy do kuchni.
    Podszedł bliżej właśnie wtedy, gdy Jaime krzyknął.
    - Hmm… a chcesz? – zapytał. – Jak dla mnie możemy nawet po prostu poleżeć – odparł. – Dostosuję się – zapewnił i pocałował go w kark. – Po prostu cieszę się z całego tego bałaganu, bo oznacza, że nie dasz rady tak szybko uciec.
    Noah

    OdpowiedzUsuń
  100. Noah jak zawsze poczuł, że Jaime porusza się w łóżku, ale o ile wcześniej stawiało go to na nogi, o tyle teraz czuł się już z nim na tyle bezpiecznie, że uśmiechał się tylko do siebie i przytulał mocniej poduszkę. Nie zrywał się, nie podnosił. Przynajmniej nie od razu. Wstał, gdy usłyszał, że Jaime opuścił łazienkę. Wtedy ziewnął przeciągle i zebrał się z pościeli. Przede wszystkim zebrał samą pościel i oprócz czystych bokserek wziął ze sobą całą stertę do prania. Najpierw nastawił pralkę, a dopiero potem wszedł pod prysznic, żeby doprowadzić się do porządku. Jakiś czas później poszedł do Jaimego ubrany w krótkie spodenki i wygodny T-shirt. Z uśmiechem zauważył, że partner miał na sobie znacznie ciekawszy strój na sobie.
    - Dzień dobry, lisie – mruknął i pocałował go w policzek, a dłonią pogładził pośladki chłopaka. – Jak się czujesz? – dodał, bo nie byłby sobą, gdyby nie zdał tego pytania. – Zgłaszam się na ochotnika w sprzątaniu po śniadaniu, ale może zaczniemy od razu od ustawiania kuchni… no żebyś wszystko miał tak, żeby było ci wygodnie – zaproponował.
    Noah

    OdpowiedzUsuń
  101. Noah roześmiał się na komentarz Jaimego o swojej pupie.
    - Mogłeś się bardziej ubrać, a tak sam prosisz się o to, by się macać – odparł bez wahania Noah, dając tym samym do zrozumienia, że to, jak Jaime wygląda, nie jest mu obojętne. – Niemiej mamy sporo pracy, więc z seksem powinniśmy poczekać… chociaż trochę – mrugnął do niego. Nie było sensu obiecywać sobie nawzajem, że z pewnością wytrzymają do wieczora…
    - Jest dobrze… no i wiem, że nigdzie się nie wybierasz – mrugnął do niego, a potem pokiwał głową na wypowiedzi dotyczące kuchni. – Więc widziałeś już, gdzie są wolne półki. Jeśli uznasz, że potrzebujesz więcej, to pokombinujemy… albo dokupimy jeszcze taki wózek. Zmieści się we wnęce w razie czego – dodał i zgodnie z poleceniem usiadł w oczekiwaniu na śniadanie.
    Zaczęli jeść, a Noah podążył za spojrzeniem Jaimego.
    - Myślę, że najłatwiej będzie ogarnąć kuchnię i twoje ciuchy… najtrudniej twój gabinet – stwierdził. W ten sposób nazywał wolne pomieszczenie, które w całości oddał do użytku partnerowi, żeby miał gdzie się uczyć.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  102. Boston na swój sposób przypominał jej Nowy Jork, ale był jakby… spokojniejszy? Miała wrażenie, że ludzie tutaj tak nie pędzą za życiem czy też za niczym w szczególności. Sama często łapała się na tym, że gdzieś się spieszy, ale celu tak naprawdę nie miała żadnego. Nie mogła spokojnie chodzić ulicami Nowego Jorku nie martwiąc się o to, że ktoś jej nie popchnie czy nie warknie, bo rusza się zbyt wolno. Może jeśli będzie potrzebowała zmiany otoczenia to wybierze Boston na miejsce, gdzie zamieszka? Póki co nie planowała żadnych wyjazdów poza Nowy Jork, a tam właśnie było obecnie jej miejsce i życie, ale Boston nie wydawał się być złą miejscówką, gdyby chciała odpocząć. To wciąż było ogromne miasto, które pędziło swoim tempem, ale jednocześnie było zupełnie inne od tego, do czego przyzwyczajona była blondynka. Salem było jeszcze inne, ale co się dziwić? Historia tego miasta ociekała mrocznymi i krwistymi opowieściami. Sprawiało to, że czuła ciarki na całym ciele. Halloween’owe ozdoby również sprawiały, że czuła przyjemny dreszczyk. Nie przepadała za baniem się, raczej horrory omijała i nieszczególnie je oglądała, ale lubiła to święto. I lubiła mroczne historie, o ile nie były one do tego stopnia przerażające, że musiała chować się pod kołdrą, aby schować się przed czyhającymi w ciemnościach potworami. To było niesamowicie dziecinne, ale chyba każdy miał jakieś dziecinne cechy, które towarzyszyły nawet w dorosłym życiu, a Miley wcale wielce dorosła nie była.
    — Kiedyś o tym czytałam i mi zapadło w pamięć. To miła odmiana, bo większość ludzi kojarzy czarne koty z pechem. Nie wiem, jak te zwierzęta mogłyby przynosić pecha — przyznała i wzruszyła lekko ramionami. Uwielbiała każde zwierzaki, ale koty były zdecydowanie jej ulubieńcami. Może dlatego, że na swój sposób się z nimi utożsamiała? Od zawsze wolała być sama, była tak naprawdę skazana na bycie samą i nie miała na to większego wyboru. Cherry również była sama, gdy ją znalazła, a teraz miała najlepszą przyjaciółkę na świecie, która może nie mówiła, a miauczała, ale to jej wcale nie przeszkadzało.
    Chciałaby zmyślić tę historię, ale nic takiego. Poczytała trochę zanim się tu wybrali. Chciała zobaczyć w końcu różne miejsca, a ten dom wręcz prosił się o to, aby tutaj przyjechać. Miała nadzieję, że nie przywloką ze sobą nic z powrotem do Nowego Jorku. Wcale nie wierzyła w takie historie, a może po prostu nie chciała wierzyć?
    Milczała przez chwilę zanim zdecydowała się odpowiedzieć. Prawdę mówiąc ciężko było znaleźć odpowiednie słowa po takiej historii.
    — Myślę, że mógł cię odwiedzać. Wiele słyszałam historii od starych osób, które opowiadały, że ich zmarli członkowie rodziny przychodzili już po śmierci. Często po to, aby pokazać, że jest już dobrze i nic im nie jest, aby mogli ruszyć do przodu ze swoim życiem — powiedziała. Sama nigdy takiej historii nie miała. Nie straciła nigdy nikogo, więc jak mogło ją coś nawiedzać? — Albo pokazywał ci się, aby… może to głupio zabrzmi, ale może czuwał nad tobą? Wiesz, aby nic ci się nie stało. To w pokręcony sposób byłoby urocze. Przepraszam, nie wiem do końca, co powiedzieć. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji, ale skoro go widywałeś to musiał być ku temu pomóc i chyba osobiście wybrałabym opcję, że nad tobą czuwał.
    Posłała mu lekki uśmiech, choć nie była pewna, czy to cokolwiek da.
    Zanim weszła do środka wzięła głęboki wdech. Nie wierzyła w takie historie, a jednak teraz bała się wejść do środka. Był to dziwny rodzaj strachu, bo jednocześnie bardzo chciała obejrzeć to, co było w środku. Lub co zostało, bo nie byłaby zaskoczona, gdyby okazało się, że środek jest pusty. Prędko jednak przekonała się, że bardzo wiele rzeczy zostało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Trochę tu strasznie — powiedziała szeptem. Nie mogła znaleźć wytłumaczenia, dlaczego nagle zaczęła mówić szeptem. Nie było to ważne teraz.
      Podskoczyła w momencie, gdy Jaime krzyknął i sama poszła w jego ślad. Patrzyła się w innm kierunku. Jej wzrok przyciągnął portret młodej dziewczyny, która zapewne była wspomnianą wcześniej przez nią zagłodzoną na strychu córką. Czuła, jak żołądek podchodzi jej do gardła.
      — Proszę, nie mów, że właśnie widziałeś ducha — jęknęła. Trzymała się blisko chłopaka, jeśli wpakują się w kłopoty to razem, prawda? — Może to… nie wiem, firanka? — zaproponowała, jednak prędko zorientowała się, że firanek tutaj brak. — Albo pan domu. Oby tylko nie wylał na nas wosku… chcemy iść na górę? — spytała. Nie była pewna, czy to dobry pomysł. Schody na pewno były stare, nikt tu raczej nie robił remontów, a tragedii nie potrzebowali. — Jaime… czy ty też czujesz, że poza nami ktoś tu jest?

      [Hej^^ Wybacz, że tyle to trwało, ale straciłam jakoś zapał do pisania w ostatnich tygodniach, a nie chciałam też byle czego podsyłać. Wena mi chyba już wróciła i powinnam pisać częściej.^^]
      Miley

      Usuń
  103. Czy Noah miałby powód, żeby kłamać? Odkąd pierwszy raz uległ namowom (tym bez słów) i dał się wciągnął w namiętne pocałunki na kanapie Jaimego, Noah nie ukrywał, że chłopak mu się podoba i podnieca go jego... właściwie wszystko. Przewrócił za to oczami w odpowiedzi na komentarz o tym, że Woolf jest dla chłopaka zawsze podniecający. Szczerze w to wątpił, choć kochał Jaimego i jego romantyczną stronę.- Po prostu.. no wiesz, nie wahaj się mówić, ok? - poprosił. Pokręcił głową.- Niczego mi nie zabrałeś - zapewnił. - Stał przecież pusty. Poza tym musisz mieć miejsce do nauki i pisania. Masz być tym mądrym i robić karierę, więc potrzebujesz miejsca do pracy i ciszy - zapewnił. Uśmiechnął się na myśl o zabawkach. - Hmmm... zabawki niech zostaną blisko łóżka... - stwierdził. - Chyba że masz pomysł na urozmaicenie... choć wątpię, by biurko było wygodne - mrugnął do niego. Ogarnianie kuchni poszło sprawnie, a Noah w dużej mierze po prostu wykonywał polecenia. - Hmmm... możemy zamówić, tylko powiedz, w jaką kuchnię chcesz celować - odparł. Zebrał puste kartony w jedno miejsce. Miał nadzieję, że nie będą im w najbliższym czasie potrzebne. 
    Noah

    OdpowiedzUsuń
  104. O kupnie samochodu Jerome myślał już od dłuższego czasu, ale co rusz coś przeszkadzało mu w przejściu do czynów i w faktycznym podjęciu kroków, aby ten samochód kupić. Raz był to brak czasu, innym razem brak funduszy, które akurat musiały zostać przeznaczone na coś innego. Tym razem jednak już nic, ale to absolutnie nic nie mogło stanąć mu na przeszkodzie i choć samochód – zdaniem Marshalla – nie był niezbędny do życia, bez wątpienia wiele ułatwiał. Szybkie przetransportowanie się z punktu A do punktu B było nieocenionym przywilejem, szczególnie, kiedy posiadało się małe dziecko. I choć w Nowym Jorku korki były na porządku dziennym, a wolne miejsca parkingowe jak najbliżej celu prawdziwym rarytasem, to i tak z jednego końca miasta na drugi najszybciej można było dostać się samochodem. A już na pewno łatwiej było zapakować do niego wózek i inne, niezbędne dziecięce akcesoria, niż pakować się z taką ilością tobołków choćby do metra.
    — Gotowy — odparł z lekkim uśmiechem, kiedy już zajął miejsce po stronie pasażera i zatrzasnął za sobą drzwi, a następnie zapiął pas. — W zasadzie, nie ma to znaczenia — odparł zaraz na pytanie przyjaciela. W przeciwieństwie do większości mężczyzn, Marshall nie był fanem motoryzacji. Na Barbadosie posiadał swój ulubiony motor i to na nim najchętniej jeździł, podczas gdy samochody nigdy specjalnie go nie interesowały. Nie oznaczało to jednakże, że nie przygotował się do rajdu po komisach samochodowych. Spędził kilka dobrych godzin przed ekranem laptopa, przeglądając zarówno dostępne w sieci oferty, jak i oglądając różnorakie filmiki wskazujące wady oraz zalety poszczególnych marek.
    — Ma się dobrze prowadzić, być pakowne i wygodne, a przy okazji jednak dobrze by było, gdyby mi się podobało — wyliczył z lekkim rozbawieniem, odginając kolejno palce u dłoni. — Wiesz, to auto ma przede wszystkim spełniać swoją funkcję, czyli przewieść całą naszą czwórkę, bo Biscuita również, z jednego punktu do drugiego. A to oznacza, że na raz musi wejść do niego sporo rzeczy — zauważył, spoglądając w stronę prowadzące Jaime’ego. Podejrzewał, że to, iż nie ma sprecyzowanych wymagań może utrudnić im poszukiwania, ale też był przekonany, że to w pierwszym komisie wskaże, na czym najbardziej mu zależy i na tej podstawie będą mogli szukać dalej.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  105. Noah prychnął, ale objął Jaimego i pocałował go. 
    - Umiem się nieźle sprzedać. To żadne dokonanie - zapewnił. - I nie umniejszaj swoich osiągnięć, Lisku. Inaczej zacznę każdy twój sukces oprawiać w ramkę i wieszać na ścianie, żebyś je wszystkie widział codziennie. Kilka razy dziennie - stwierdził z lekką groźbą, ale i rozbawieniem. Potem pocałował go namiętnie, bo wizja, którą Jaime roztoczył przed nim była... no cóż... kusząca. - Myślę, że na pewno wykorzystamy biurko... gdy tylko je złożymy... - wymruczał mu do ucha. - Wiesz, jak ładnie będą wyglądały pośladki, gdy je na nim wyeksponujesz... - szeptał dalej, a jedna z jego dłoni zsunęła się na pośladek Jaimego. Potem jednak odetchnął głęboko. - A na razie... jedzenie.
    Puścili się nawzajem, a Jaime usiadł na kanapie. Noah jeszcze wziął po szklance z wodą dla każdego z nich, nim usiadł obok. 
    - Możesz wziąć to samo co sobie - zapewnił Noah i spojrzał na pierścionki. Głównie dlatego, że miał na nie nie patrzeć.... - Szukasz pierścionka? - zapytał zdziwiony. 

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  106. Gdyby Jerome mógł, najpewniej dałby się ponieść chwili i kupiłby auto, które najbardziej by mu się podobało i pewnie byłoby przy tym fikuśne, zamiast skupić się na jego funkcjonalności. Całe szczęście, nie mógł pozwolić sobie na dokonywanie tak lekkomyślnych wyborów. Przede wszystkim, miał ograniczony budżet, to raz. Dwa, zakupiony przez niego samochód miał pomóc mu dowieźć całą jego rodzinę z punktu A do punktu B, a śliczny sportowy wóz raczej nie miał miejsca na dziecięcy fotelik. Dodając jedno do drugiego, wyspiarzowi naprawdę zależało na tym, by zaoszczędzone pieniądze wydać na auto, które będzie funkcjonalne i pełniło swoje podstawowe funkcje.
    — Podobają mi się miejskie SUV-y — stwierdził i powoli, twierdząco pokiwał głową. To był dobry strzał i przede wszystkim ograniczał pulę, z której mogli wybierać. Stąd Jerome był wdzięczy przyjacielowi za to, że ten od razu podsunął mu najbardziej sensowną opcję.
    Kiedy znaleźli się na miejscu, Marshall puścił Morettiego przodem. Sam rozejrzał się po placu i westchnął – samochodów było tutaj dużo, ale na szczęście nie widział zbyt wielu SUV-ów, co go pokrzepiło. Tak, Jerome cieszył się, że miał ograniczony wybór, ponieważ gdyby tak nie było, pewnie byłoby mu trudno podjąć decyzję.
    Widząc, że Jaime zatrzymał się przy jednym z samochodów, dogonił go w kilku krokach i stanął przy masce.
    — Foteliki? — podchwycił i spojrzał na przyjaciela z ukosa, zakołysawszy się przy tym na piętach. W tym momencie jeszcze żaden z nich nie wiedział, jak bardzo prorocze były to słowa.
    — Wołamy — zgodził się. — Od samego patrzenia w życiu nie podejmę decyzji. Rany, to gorsze niż kupowanie ciuchów — przyznał jękliwie i wywrócił oczami. A myślał, że gorszego rodzaju zakupów nie ma, naprawdę. Na szczęście nie musieli długo czekać i szukać kogoś, kto opowiedziałby im więcej o tym konkretnym modelu. Kręcący się po placu sprzedawcy sami wypatrywali okazji do zarobku i po chwili podszedł do nich jasnowłosy mężczyzna w średnim wieku. Przedstawił się, opowiedział kilka faktów o czarnym Volvo, a potem oddalił się na chwilę po kluczyki. Kiedy wrócił, Jerome i Jaime mogli zarówno zajrzeć pod maskę, jak i ocenić wnętrze auta. Zarówno jedno, jak i drugie, zważywszy na stan wiedzy Marshalla, prezentowało się dobrze. Również cena była zadowalająca i nie przekraczała tego, co wyspiarz zaoszczędził.
    — Macie tu jeszcze inne SUV-y? — zagadnął, a wtedy sprzedawca skinął głową i pokazał im jeszcze dwa inne samochody. Po kolejnych oględzinach, które zajęły im nieco ponad pół godziny, Jerome poprosił Jaime’ego na bok.
    — To co, pojedziemy jeszcze w inne miejsca? — zagadnął. — Nie chciałbym przegapić samochodu moich marzeń — zażartował i mrugnął do niego porozumiewawczo. W okolicy znajdowało się jeszcze kilka komisów, a Jerome nie chciał podejmować decyzji o zakupie zbyt pochopnie. Ponieważ co, jeśli gdzie indziej było taniej, a przy tym lepiej?

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  107. Może i było przesadzone, ale czasami Noah miał wrażenie, że Jaimemu tak bardzo brakuje świadomości swoich osiągnięć, że takie przesadzone gesty są potrzebne, aby chłopak nauczył się doceniać samego siebie.
    Noah uśmiechnął się, gdy Jaime pośrednio stwierdził, że zgadzają się co do alternatywnych sposobów wykorzystania biurka. Woolf pomyślał również, że początki ich wspólnego mieszkania mogą być trudne, ponieważ radosna atmosfera bycia razem sprawiała, że Noah miał ochotę obmacywać swojego chłopaka i obaj wydawali się nieco rozproszeni... perspektywami.
    Wyjaśnienie Jaimego dotyczące pierścionków było sensowne.
    - Ale... świecidełka w znaczeniu kamieni czy po prostu biżuterii? - zapytał, zerkając mu przez ramię. - Jakoś nie wyobrażam sobie nosić coś, czym zawadzałbym przy normalnym funkcjonowaniu - stwierdził. - W ogóle podoba mi się pomysł tatuażu zamiast obrączek czy czegoś takiego - stwierdził zupełnie niezobowiązująco. Cmoknął jego skroń. Westchnął, gdy jaime przygryzł jego palec. Siedział grzecznie do chwili, gdy Jaime złożył zamówienie i odłozył laptop. Gdy Jaime go przytulił, Noah przewrócił ich obu na kanapę, przygniatając partnera swoim ciężarem. Pocałował go namiętnie.
    - Czy to złe, że nie mogę przestać myśleć o tej wizji z biurkiem? - zapytał.

    OdpowiedzUsuń
  108. — W zasadzie… — mruknął i w zamyśleniu, które spłynęło na niego dość nagle, podrapał się po pokrytym ciemnym zarostem policzku. Nie rozmawiali z Charlotte o powiększeniu rodziny, a na pewno nie w ostatnim czasie i nie na poważnie. Kiedyś zdarzyło im się poruszyć ten temat, ale było to dawno temu i o ile Marshalla pamięć nie myliła, w żartach. Tymczasem jeśli chodzi o wszelkie próby, które podejmowali, jak to Jaime ładnie określił, byli na tyle w gorącej wodzie kąpani, że nie zawsze pamiętali o zabezpieczeniu. Do tej pory zdawało to egzamin, ale biologia działała w ten sposób, że nie miało to trwać wiecznie.
    Niemniej dziś Jerome nie zamierzał zaprzątać sobie tym głowy. Chciał skupić się na wyborze odpowiedniego samochodu, co było dla niego karkołomnym zadaniem i cieszył się, że w objeździe po wszystkich dostępnych komisach towarzyszył mu Jaime, który nie tylko dotrzymywał mu towarzystwa, ale też udzielał mu rad i zwracał uwagę na szczegóły, których wyspiarzowi zdarzało się nie dostrzegać. Tym sposobem spędzili na oględzinach samochodów kilka kolejnych godzin, aż obskoczyli wszystkie dostępne miejsca, w których Jerome mógł zaopatrzyć się w swój nowy wóz. Po tym maratonie trzydziestolatek był wyraźnie zmęczony, nie tyle fizycznie, co psychicznie – zależało mu po prostu na podjęciu dobrej decyzji i kupnie samochodu, który nie rozkraczy się na następnym skrzyżowaniu tuż po tym, jak wyjedzie nim z komisu.
    — Nie wiem — przyznał z rozbrajającym uśmiechem, kiedy Jaime zadał to jakże ważne pytanie odnośnie wymarzonego samochodu. — Mam kilka typów, ale żaden nie wywarł na mnie takiego wrażenia, żebym nie chciał już żadnego innego. I nie, Charlotte o niczym nie wie. To ma być taka mała niespodzianka — wyjaśnił, a potem ziewnął i lekko potarł palcami oczy, które zdawały się być zmęczone zaglądaniem pod te wszystkie maski.
    — Jestem za przerwą na jakieś jedzonko i przegadanie opcji, które mamy — zdecydował. — Dzisiaj chyba już nie zdążymy wrócić do żadnego komisu, ale mamy wizytówki od sprzedawców, więc jak już napełnimy brzuchy i coś wybierzemy, zawsze możemy zadzwonić i poprosić o zaklepanie samochodu — stwierdził. Nie obawiał się tego, że wybrane auto zostanie mu sprzątnięte sprzed nosa. Tyle z tym zwlekał, że jeśli pierwsza wybrana przez niego opcja miała nagle okazać się niedostępna, to zamierzał poratować się drugą.
    — Lubisz sushi? — spytał niespodziewanie, zdradzając tym samym, wokół czego na dobre zaczęły krążyć jego myśli. Nigdy go razem nie jedli, więc nie miał pewności czy przyjaciel przepada akurat za tym rarytasem. A że on dawno sushi nie jadł, a raz na jakiś czas nachodziła go na nie ochota, to nie omieszkał tego nie zaproponować.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  109. Cóż… Noah już raz wybierał pierścionek zaręczynowy, więc mniej więcej orientował się w temacie, choć było to bardzo dawno temu. Obecnie nie spieszyło mu się do oświadczyn i nie chodziło w tym o Jaimego. Po prostu nie bardzo wierzył w instytucję małżeństwa.
    - Bo ty w ogóle lubisz świecidełka, prawda? – zauważył Noah. – Przynajmniej… tak zauważyłem – dodał. Nie chciał, żeby Mortetti odczytał to jako zarzut, co było zwykłą obserwacją.
    Noah przytulał go i nieco dociskał do kanapy.
    - Masz rację – przyznał. - Najpierw jedzenie… i pewnie powinniśmy skończyć rozpakowywanie – zauważył. Nie odsunął się jednak. Wyglądał, jakby chciał mu coś powiedzieć, ale właściwie tylko cmoknął go lekko w usta i szepnął: - Kocham cię, lisku. – A następnie odsunął się nieznacznie. Nadal nad nim wisiał, ale przynajmniej nie leżał całkowicie. – Będziemy mieli teraz dużo… czasu dla siebie – dodał i mrugnął do niego.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  110. — Właśnie sęk w tym, że ono nie musi być wymarzone — zauważył spokojnie i uśmiechnął się pobłażliwie względem samego siebie, odrobinę tylko zaskoczony własną postawą. Przyszło mu bowiem na myśl, że gdyby podobną decyzję podejmował dziesięć lat temu, najpewniej miałby do tego zupełnie inne podejście.
    — Ma po prostu być. I jeździć — podkreślił z rozbawieniem, a potem podzielił się z przyjacielem własnymi myślami. — To zabawne, nie spodziewałem się, że to będzie tak mało ekscytujące — oznajmił i zaśmiał się krótko. — Podejrzewam, że gdybyś na podobny rajd po komisach wybrał się z dziesięć lat młodszym Jerome’em, obydwaj nie spalibyście po nocach, póki nie znaleźlibyście auta idealnego. Starzeję się, Jaime — podsumował z ciężkim westchnieniem, ale z jego twarzy bynajmniej nie zniknął szeroki uśmiech, a z bursztynowych tęczówek wyraźnie widoczne iskierki rozbawienia.
    Raz na jakiś czas uderzało go to, że miał już trzydzieści dwa lata i tak też było w tym momencie. Bynajmniej nie czuł się na tyle, ale dostrzegał zmiany, które w nim zaszły. Ponadto uświadamiał sobie, że te dziesięć lat temu też nie był nie wiadomo jakim gówniarzem, a młodym dorosłym, który i tak miał w głowie zupełnie inne rzeczy niż dzisiejszy Jerome. I może Marshallowi daleko było do kryzysu wieku średniego, ale… Ale odnosił wrażenie, że lata bezkarnej beztroski miał już dawno za sobą.
    Odegnał natrętne myśli, nim te na dobre wpędziły go w melancholijny nastrój i roześmiał się serdecznie, kiedy Moretti wyraził swoje zdanie co do sushi.
    — Ma się tego nosa — zażartował, wciąż chichocząc cicho. — I dzięki za podsunięcie pomysłu, już wiem, jaki prezent ci zafunduję przy najbliższej okazji — stwierdził i mrugnął porozumiewawczo do młodego mężczyzny. Co prawda podejrzewał, że taki kurs do tanich nie należał, ale zawsze mógł zorganizować zrzutkę pośród najbliższych Jaime’ego, prawda? A tak się składało, że lubił dawać takie prezenty, które były funkcjonalne. Stąd zafundowanie komuś jakiejś atrakcji często okazywało się sensowniejsze, niż zakup jakiegoś przedmiotu.
    — Ja też — zgodził się, kiedy już znaleźli się na miejscu i zasiedli przy stoliku. Długo wczytywał się w menu, zastanawiając się przy tym, na co konkretnie ma ochotę, aż wybrał zestaw złożony z różnych rodzajów sushi, tak żeby mógł pokosztować wszystkiego po trochu. Kelner, który do nich podszedł, oddalił się szybko po przyjęciu zamówienia i Jerome wysłuchał tego, co Jaime ma do powiedzenia na temat samochodów, ale po prawdzie, interesowało go już coś innego i nie omieszkał o to zapytać.
    — A jak tam mieszkanie z Noah? — zagadnął. — Przeprowadziłeś się już do niego, prawda? — dopytał, woląc się co do tego upewnić, gdyby mimo wszystko coś mu umknęło.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  111. Kiedy już znaleźli się w wybranej przez Jaime’ego knajpce, poruszane wcześniej tematy naturalnie zostały zepchnięte na bok. Jerome chciał choć przez chwilę odpocząć od rozmyślania o samochodach i choć większość decyzji zazwyczaj podejmował spontanicznie i bez zastanowienia, zauważył, że w przypadku kupna auta miał z tym niemały problem. Uznał więc, że chwila przerwy od głównego tematu ich spotkania dobrze mu zrobi. A przy okazji mogli połączyć przyjemne z pożytecznym i opowiedzieć sobie wzajemnie, co tam u nich słychać, prawda? Pod tym względem Morettiego należało czasem pociągnąć za język i Jerome nie omieszkał tego zrobić. Teraz słuchał, co przyjaciel miał mu do powiedzenia o wspólnym mieszkaniu z Noah i dwukrotnie parsknął śmiechem; najpierw kiedy chłopak oznajmił, że nie potrafili utrzymać rąk przy sobie, a później, kiedy zauważył, że on i Charlotte na pewno mieli podobnie. Cóż, miał stuprocentową rację i Marshall nie mógł temu zaprzeczać.
    Pozwolił mu się wygadać, ani razu nie przerywając i widać było po nim, że w miarę tego, jak Jaime mówił, Jerome sam był coraz bardziej zadowolony. Zależało mu na szczęściu młodszego, przybranego brata i kiedy to szczęście wręcz z niego promieniowało, wyspiarzowi nie pozostawało nic innego, jak tylko szczerze się tym cieszyć. Obydwoje przebyli długą drogę, co prawda każdy swoją, ale nieustannie towarzyszyli sobie na każdym kroku i teraz, kiedy im obydwu tak dobrze się układało… Trzydziestolatek poczuł, że coś aż ścisnęło i lekko zadrapało go w gardle, przez co czym prędzej sięgnął po swój napój i upił kilka drobnych łyków.
    — To dobrze. Cieszę się — odezwał się i obdarzył przyjaciela szczerym, ciepłym uśmiechem. — Także z tego, że znalazłeś dużo miejsca na swoje przybory do gotowania — dodał żartobliwie. — To dobrze wróży na przyszłość i oznacza, że nadal będziesz mógł mnie dobrze karmić — dodał i mrugnął do niego porozumiewawczo, ponieważ przeprowadzka Jaime’ego bynajmniej nie oznaczała, że Jerome miał przestać go odwiedzać. On i Noah… całkiem nieźle się ze sobą dogadywali, naprawdę, więc wyspiarz nie miał nic przeciwko, by spędzać więcej czasu również z Woolfem.
    — A co z doktoratem? — dopytał o kolejny szczegół, który go interesował. — I jak w pracy?
    Zarzucił przyjaciela małym gradem pytań, ale chciał być na bieżąco. W międzyczasie kelner zjawił się z ich zamówieniami, przed każdym z nich układając tacę ze smakowicie prezentującym się posiłkiem. Czekając na odpowiedzi na swoje pytania, Marshall sięgnął po pałeczki i poświęcił chwilę temu, by odpowiednio ułożyć je w dłoni. Potrafił się nimi posługiwać, ale nie jadał za ich pomocą na tyle często, by łapać je w rękę naturalnie i bez zastanowienia. Poza tym jego dłonie budowlańca mimo wszystko nie były szczególnie zgrabne.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  112. Noah pokiwał twierdząco głową.
    - No.. chyba tak, nie? W sensie... ty lepiej wiesz, co lubisz - odparł. - I nie widzę nic złego w biżuterii. To tylko taka obserwacja - dodał.
    Noah uśmiechnął się z lekkim... zawstydzeniem? Nie spodziewał się takiego wyznania miłości i z wrażenia nie potrafił znaleźć odpowiednich słów, żeby na nie odpowiedzieć.
    Pogłaskał go po policzku i delikatnie pocałował jego usta.
    - To... piękne, co powiedziałeś... - szepnął mu do ucha. - Dziękuję - dodał. Musnął wargami jego skroń. Odsunął się, a jego oczy lśniły. Potrząsnął głową.
    - Emm... wstajemy? - zapytał bardzo niepewnie jak na siebie. Jeszcze trawił słowa ukochanego.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  113. Miley w swoim życiu nie doświadczyła straty bliskiej osoby. Wiedziała co prawda, że jej biologiczny tata zmarł, ale ona sama wtedy może żyła co najwyżej przez godzinę albo jeszcze nie było jej na świecie. Nie mogła więc w żaden sposób przeżyć żałoby za człowieka, którego nie znała i za którym nie tęskniła. A przynajmniej teoretycznie za nim nie tęskniła, bo często wyobrażała sobie, jak mogło potoczyć się jej życie, gdyby mężczyzna tamten wypadek przeżył. Bardzo współczuła Jaime’mu utraty brata. To musiało być bolesne, ale wydawało się jej, że chyba był z tym pogodzony. Brzmiał przynajmniej na takiego, więc chciała wierzyć, że faktycznie tak było.
    — Czyli nad tobą czuwał i upewniał się, abyś nie robił większych głupot w życiu — odparła i lekko się uśmiechnęła. Może nie powinna tak z pewnością w głosie stwierdzać, że faktycznie to jego brat robił, po prostu tak to brzmiało. — To oboje mogą nad wami czuwać. Dobrze jest mieć kumpli nawet w takim…drugim życiu — dodała. Jakoś nigdy nie myślała o życiu pośmiertnym. Nawet nie wiedziała czy w takie coś wierzy, ale prawdę mówiąc to co przedstawił jej Jaime brzmiało dość ciepło. Jak na fakt, że dwoje ludzi straciło życie to myśl, że spędzali czas w swoim towarzystwie, była całkiem przyjemna. O ile taki temat w ogóle mógł być przyjemny.
    Nieprzyjemny dreszcz przebiegł wzdłuż kręgosłupa blondynki. Zdecydowanie nakręcali się teraz na niestworzone rzeczy. W końcu duchy nie istniały, prawda? Nie było czegoś takiego, jak duchy. A już na pewno nie istniały duchy, które mogły wylewać na ludzi rozgrzany wosk.
    — To pewnie tylko wiatr — mruknęła pod nosem. Na wszystko było jakieś logiczne wyjaśnienie. Tym właśnie było to, co widzieli. Albo czego nie widzieli. Wiatru przecież się zobaczyć nie da, racja?
    Trzymała się blisko chłopaka, a tak przynajmniej się jej wydawało. Było Halloween, ludzie chodzili przebrani i być może wokół domu krążyły dzieciaki, które postanowiły się zabawić ich kosztem. Blondynka zatrzymała się wpół kroku wpatrując się w drzwi, które były zamknięte, ale nie prowadziły do łazienki, w której stronę zmierzał Jaime. Ostrożnie stawiała kroki nie chcąc stanąć na deskę, która pod wpływem jej ciężaru mogłaby się załamać. Słyszała głos chłopaka, ale jakby z daleka. Miała wrażenie, że atmosfera tego domu sprawia, że wszystko dzieje się w zwolnionym tempie, a głosy dochodzą jakby zza grubej szyby lub jakby głosy były zniekształcone. Za dużo horrorów, Miley. Horrorów i wyobraźnia cię nakręca. Nic tu nie ma. Próbowała się uspokoić, myśleć racjonalnie.
    — Nie krzycz — szepnęła, ale nie miała pewności czy Jaime ją usłyszał. Pchnęła lekko drzwi, które w głośny i nieprzyjemny sposób zaskrzypiały. Kolejna fala dreszczy, a jej ciała pokryła gęsia skóra. — Jaime. — Blondynka przełknęła ślinę wpatrując się w sporą plamę na środku pokoju. — To krew? I… wosk?
    Nie powinna niczego czytać przed przyjściem tutaj. A już na pewno nie powinna nic opowiadać chłopakowi. Sama teraz nakręcała się tylko bardziej na to wszystko.
    — Jaime?

    [Ja jak zawsze po czasie, ale jesteśmy! I to w Halloween!]
    Boo!

    OdpowiedzUsuń
  114. Noah uśmiechnął się do chłopaka, kiedy ten stwierdził, że nie powinien się jeszcze podnosić. Całkiem mu się ta propozycja podobała, ponieważ naprawdę nadal był pod wrażeniem wyznania partnera i bliskością chciał zaspokoić własną potrzebę wyrażenia uczuć.
    - Musisz mnie bardziej pilnować z ćwiczeniami, żebym się nie roztył… wtedy leżenie na tobie stanie się dla ciebie udręką, a to byłoby okropne – zauważył żartobliwie. Pocałował go czule.
    W końcu pojawił się dostawca z jedzeniem. Woolf podniósł się i poszedł je odebrać, podczas gdy Jaime przygotowywał miejsce na ich prowizorycznym stoliku. Noah nadal nie czuł potrzeby kupienia prawdziwej ławy. Uważał, że skrzynia idealnie się sprawdzała w tej funkcji.
    Postawił torby obok na podłodze i poszedł po naczynia, żeby jednak mogli zjeść w bardziej cywilizowanych warunkach.
    - Smacznego – powiedział wesoło i cmoknął chłopaka w policzek. Wzięli się do jedzenia.
    - Emm… może przy okazji… pogadamy o zakupach? W sensie… co ty na to, żebyśmy założyli sobie jakąś apkę zakupową i wpisywali tam razem rzeczy? Podejrzewam, że ja mam więcej czasu na zakupy, to mógłbym realizować taką listę w drodze do domu czy coś – zaproponował. Pewnie, wspólne mieszkanie to przyjemność, ale też trzeba niektóre kwestie obgadać i ustalić, żeby łatwiej im się razem żyło.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  115. — W zasadzie, chętnie kiedyś wpadniemy. I vice versa — powiedział z uśmiechem. — Ostatnio widzieliśmy się wszyscy razem na moich urodzinach i wciąż było odrobinę niezręcznie… Ale trochę czasu już od tamtej pory minęło i wydaje mi się też, że już całkiem nieźle dogadujemy się z Noah — przyznał i zaraz po tym lekko wzruszył ramionami, jakby nie było to nic takiego, choć w rzeczywistości wszyscy dobrze wiedzieli, że to, iż on i Noah nieźle się dogadywali było naprawdę dużą sprawą.
    Nie mógł się powstrzymać i lekko wywrócił oczami, kiedy Jaime przypomniał mu, że nie pisał jeszcze doktoratu. Jerome zdawał sobie z tego sprawę, ale rzeczywiście, użył zbyt dużego skrótu myślowego i zabrzmiało to tak, jakby w jego mniemaniu Jaime doktoryzował się już od dawna. Uśmiechnął się sam do siebie, a w miarę tego, jak słuchał przyjaciela, w jego głowie zrodziło się kolejne pytanie.
    — Inni studenci z twojego roku też już gdzieś pracują?
    Był ciekaw, czy to Jaime tak bardzo wybiegał przed szereg (a było to możliwe, w końcu był wyjątkowo zdolny i robił to, co naprawdę lubił!), czy może taka już była cecha jego grupy i większości osób udało się gdzieś zaczepić.
    Moretti po raz kolejny pokusił się o wyjątkowo długą wypowiedź, której słuchanie, przyjemne samo w sobie, Jerome dodatkowo umilał sobie kolejnymi, pochłanianymi kawałkami sushi. To rzeczywiście było wyborne! Marshall tak dawno go nie jadł, że dziś tym bardziej mu smakowało i wyspiarz doświadczał tak zwanego nieba w gębie.
    — Rozumiem — odparł krótko, kiedy Jaime skończył opowiadać o pracy. Nie dało się ukryć, że miał specyficzną robotę i bywało w niej różnie. Najważniejszym było, że chłopak cały czas czerpał satysfakcję z tego, co robił. Zważywszy na to, jak znaczą część życia człowiek poświęcał pracy, naprawdę ważnym było, żeby dobrze się w niej czuć.
    Zarzucony tym gradem pytań, początkowo był w stanie tylko się roześmiać. Odłożył na bok pałeczki i sięgnął po napój, a upicie kilku łyków pozwoliło mu na zastanowienie się nad odpowiedziami.
    — W zasadzie, oprócz samochodu, nie zmieniło się nic. Wszystko jest absolutnie po staremu. Wiesz, po tych wszystkich rewolucjach… Rozstanie z Jen, związanie się z Charlotte i tak dalej… Nie mam nic przeciwko spokojowi i rutynie — powiedział z uśmiechem. — Tak, Lotta już się uspokoiła, obydwoje już jesteśmy spokojni. Najważniejsze, że nic złego nie stało się Rory i że to na nią nie wpłynęło. Ile ona już ma? — powtórzył za przyjacielem, by następnie dokonać dokładnych obliczeń. — Cholera, w listopadzie będą dwa lata. Wierzysz w to? Bo ja nie! — zaśmiał się, będąc porażonym tym, jak szybko płynął czas. Pamiętał, jak przecinał pępowinę, jakby to było wczoraj, a tu już niedługo jego córka miała skończyć dwa lata. Jak? Jakim cudem?
    Jedli i rozmawiali, aż na ich talerzach nie został żaden kawałek sushi, za to obydwaj niemal pękali z przejedzenia. Po posiłku naturalnie wrócili do tematu samochodów i Jerome zawziął się, aby jeszcze dziś ze wszystkich oglądanych modeli wybrać ten jeden, jedyny. Nie mógł odwlekać tego w nieskończoność i choć początkowo chciał dać sobie więcej czasu do namysłu, uznał, że to niczego nie zmieni. Tak czy siak musiał dokonać wyboru, tak? Stąd razem z Jaimem przeanalizowali raz jeszcze, co dziś widzieli, pooglądali zdjęcia (ponieważ Jerome pstryknął fotkę każdemu oglądanemu modelowi, by nic mu się nie pomieszało) i tak wspólnie zdecydowali, że najlepszą opcją będzie Ford EcoSport z dwa tysiące siedemnastego roku. Nie zwlekając, Jerome od razu zadzwonił do komisu, w którym znajdował się ten model i zaklepał samochód, który, oczywiście po uiszczeniu zapłaty, mógł odebrać już w poniedziałek.
    — Uf! — sapnął, kiedy decyzja stała się niemalże nieodwracalna – w pełni nieodwracalną miała stać się dopiero, kiedy wyda odłożone pieniądze. — To jak? Masz ochotę w poniedziałek podskoczyć ze mną do komisu i od razu załapać się na pierwszą przejażdżkę? — spytał, spoglądając na przyjaciela i zabawnie poruszył brwiami.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  116. Noah też zabrał się do jedzenia. Lubił to, że z Jaimem czasem mogli coś zamówić, innym razem ugotować i nie było to nic złego. Nie musieli niczego robić na siłę. Teraz mogli jeść swoją polową kolację i po prostu cieszyć się, że są razem. Do było cudownie… zwykłe. Niewymuszone.
    Noah ucieszył się też, że chłopak przystał na jego pomysł z listą zakupów. Pewnie będą mieli wiele takich organizacyjnych spraw do omówienia, zastanowienie się, co ze sprzątaniem, posiłkami i… generalnie wszystkim, dlatego Noah zamierzał cieszyć się każdym małym sukcesem w tym temacie.
    - Hawaje?- spojrzał na niego pytająco. – No nieźle… Ale chyba przyda ci się taki wyjazd… odpoczynek od tego wszystkiego, nie? – zapytał. Cóż… nie wiedział, jak ma to bardziej skomentować. Nie był wielkim fanem ślubów, raczej przeciwnie. I o samym ślubie już słyszał od Jaime’ego w kontekście pierścionka zaręczynowego i obrączek. Ani razu Jaime nie zasugerował, że go zaprasza, więc Noah nic się nie odzywał. W końcu to uroczystość rodzinna, nie?

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  117. Miley nigdy nikogo tak naprawdę nie straciła. Nie wiedziała, jakie to jest uczucie. Odkąd pamiętała była tak naprawdę sama. Mieszkała niby u wujostwa, wychowywała się z kuzynami, ale nigdy nie była częścią ich rodziny. Wiedziała, że jej biologiczny ojciec umarł w dniu, kiedy się urodziła, ale nie mogła w końcu tęsknić za kimś kogo nie znała, prawda? Jednak pomimo tego, że nie miała zbyt wiele doświadczenia w tym temacie, głęboko wierzyła, że brat Jaimego przy nim po prostu jest, a w dodatku zyskał kumpla. W bardzo pokręcony sposób było to pocieszające. Taka świadomość, że przechodząc na tę drugą stronę nie jest się osamotnionym, to było coś miłego. Tak przynajmniej sądziła.
    Atmosfera tego domu, historia, która się za nim kryła i nawet opowieść o bracie Jaimego sprawiły, że Miley czuła biegające wzdłuż jej kręgosłupa dreszcze. Zwykle podchodziła na trzeźwo do takich sytuacji, bo przecież nie wierzyła do końca w duchy. Ta historia prawdopodobnie była przekręcona wiele razy i nikt tu nikogo na zagłodził na śmierć ani nie wylał gorącego wosku na głowę. Ludzie zawsze dodawali parę groszy od siebie, gdy opowiadali podobne historie, aby dodać dreszczyku, ale teraz to zdawało się nie mieć większego znaczenia, a Miley powoli zaczynała w to wszystko wierzyć.
    To miejsce było dziwne. Jakby przepełnione energią, z którą się wcześniej nie spotkała. Miley co prawda nie trzymała żadnych kryształów pod poduszką, nie ładowała swojej energii w dziwne sposoby, ale mogła przysiąc, że czuła, jak zmienia się energia w tym domu.
    Podskoczyła w miejscu, gdy przyjaciel do niej dotarł. Zdecydowanie nie mogli się tutaj rozdzielać.
    — Może to będzie ten sam sznurek, którym ojciec związał córkę — mruknęła. Mimo jeżących się na karku włosków, blondynka nie mogła powstrzymać się przed tym żartem. Ten w pierwszej chwili wydawał się jej zabawny, ale teraz sama znów zaczynała się bać. — Chcesz wejść na górę? — Spytała. Ciężko było oderwać wzrok od plamy na podłodze, która mogła być w zasadzie wszystkim. I naprawdę miała nadzieję, że zostawiły to tutaj dzieciaki, które chciały przestraszyć zjeżdżających się turystów.
    — Jak wyjdziemy stąd żywi to stawiam nam piwo — mruknęła pod nosem. Cóż, piwa nie piła zbytnio, ale teraz to nie było ważne i gotowa byłaby zamoczyć usta w każdym rodzaju alkoholu, aby tylko ukoić nerwy i wmówić sobie samej, że to wszystko to była jej wyobraźnia.

    Miley

    OdpowiedzUsuń
  118. Noah popatrzył na niego uważnie. Tulał go do siebie i słuchał. Szczególnie, że chłopak opowiadał o ich wyjeździe jako ich wspólnej wyprawie, a to chyba oznaczało, że chciał go tam ze sobą widzieć. No dobra - nie "chyba" a "na pewno". Odpowiedział na jego czuły pocałunek i przesunął palcami po jego udzie.
    - Podeślij mi daty wyjazdu, dobrze? - poprosił. - Nie mam ogarniętego urlopu.. - dodał. Pocałował go czule. - I nie martw się... nie zamierzam się tam złościć czy robić dram. Jeśli ktoś się wybitnie nie postara, to ja nie zrobię nic złego, podejrzanego czy cokolwiek. Mogę być nawet bardzo grzeczny i nie dobierać się do ciebie przy innych, jeśli dzięki temu będziesz spokojniejszy o całe wydarzenie. Bo nie chciałbym, abyś ze względu na nasz związek stracił możliwość uczestniczeniu w ślubie kuzyna, na którym najwyraźniej ci zależy - wyjaśnił spokojnie.

    OdpowiedzUsuń
  119. Noah nie do końca miał wpływ na to, na jak długi urlop będzie mógł sobie pozwolić. W końcu wiele zależało od terminarza jego szefa. I tego, że ostatnio nieco zaniedbał pisanie, więc redaktorka w końcu urwie mu łeb. NIemniej nie chciał być nerwowy podczas tego wyjazdu i zamierzał zadbać o to, by niepotrzebne myśli nie zaprzątały jego głowy.
    Roześmiał się.
    - Właściwie miałem na myśli również pocałunki i nadmierne przytulanie. Rozumiem, że niektórych to może peszyć - wyjaśnił spokojnie. - I.... Jaime, zdaję sobie sprawę z tego, że nie wszyscy akceptują takie związki jak nasz - odparł. - W razie czego mogę.. wybrać się na długi spacer, żebyś miał wolną rękę i porozmawiał sobie z rodziną na spokojnie - zapewnił. - Ważne, żebyś ty się z tym wszystkim dobrze czuł - pocałował jego skroń. - Ale naprawdę wierzę, że będzie dobrze. Skoro nawet Jerome jakoś mnie toleruje, to przecież nie może być trudniej, nie?

    Noah

    OdpowiedzUsuń