Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

[KP] „I have wasted so much time pretending I'm not lying about who I am.”

I’m a goner, somebody catch my breath, I want to be known by you.
Jaime Moretti


https://images89.fotosik.pl/459/ea59076e664142d1.png    https://images92.fotosik.pl/458/39842447863518b1.png    https://images90.fotosik.pl/458/781de69984236de2gen.png    https://images89.fotosik.pl/459/acf006f11e3bee4egen.png    https://images91.fotosik.pl/457/ab467beaea68ff8f.png
But the blood on my hands scares me to death...

14 lipca 2000 rok — student antropologii sądowej na NYU — jego mózg nie broni się przed nadmiarem informacji — jeden z najlepszych studentów na swoim wydziale — pochodzi z Miami — dzieciak z bogatego domu — świadek morderstwa swojego brata — You can't wake up, this is not a dream — mniej pije — bardzo rzadko chodzi na imprezy — ogranicza inne używki — stara się zachowywać bardziej racjonalnie — najczęściej walczy na ringu — chce postępować bardziej odpowiedzialnie i rozsądnie — pragnie nawiązywać zdrowe relacje — kilka bliższych znajomości nadzieją na lepsze jutro — I'll be good, I'll be good and I'll love the world like I should

...Maybe I'm waking up today...
© BLACK DREAMER


Cześć! W karcie przewija się Halsey, Jaymes Young i Twenty One Pilots, w tytule Decyfer Down. Na zdjęciu Tom Holland. Jaime czyta się przez "h". Szukamy powiązań do najróżniejszych wątków, szalonych, ale i spokojniejszych :)

200 komentarzy

  1. Jeszcze jakieś dwa lata temu sama nie wiedziała, czy chciałaby mieć dzieci. Miała takie myśli, jak pewnie wiele ludzi, że fajnie kiedyś byłoby je mieć, ale jeszcze nie była na to gotowa ani nie miała przy sobie odpowiedniej osoby. Doskonale wiedziała, że nie powinna zadręczać się takimi myślami, ale gdy myślała o tym, że miałaby mieć dziecko ze swoim byłym chłopakiem, z którym rozstanie nie przeszło kolorowo czuła ścisk w gardle. Teraz miała tak naprawdę wszystko, o czym mogłaby zamarzyć. Męża, dzieci i względny spokój. O ile spokojem można było nazwać nieprzespane noce przy dwójce maluchów, które momentami budziły się jednocześnie. Carlie jednak narzekać nie zamierzała. Przypadkiem sobie tych dzieci nie zrobiła, no może jedno było tylko nadprogramowo, ale choć z początku uważała to za mały pech i bała się potwornie, teraz czuła, że to jest prawdziwe błogosławieństwo, mimo że wcale nie należała do jakoś szczególnie religijnych osób.
    Carlie mogłaby się śmiało zgodzić z przyjacielem. Sama nie widziała żadnego podobieństwa w dzieciach do siebie czy Matta. Może jedyne co t włosy, Leilani miała na główce czarne włosy, których z dnia na dzień było coraz więcej, a Casper był małym rudzielcem jak ona. Póki co jego włosy wcale nie były płomiennorude, a raczej blond z przebłyskami rudości. Zupełnie takie same jak jej, gdy się urodziła i to były wszystkie podobieństwa, które widziała w dzieciach do siebie czy do Matta.
    — Jejku, ile dobroci — powiedziała z szerokim uśmiechem na ustach. Dawno już domowych wypieków nie jadła, co prawda na święta, ale święta były już jakiś czas temu i nawet nie pamiętała smaków ciast i przygotowanych pieczeni przez siebie czy przez mamę. I prawdę mówiąc, była zwyczajnie zmęczona i nie miała ochoty na to, aby jeszcze stać przy garach. — Dziękuję, serio. Świetne są te zabawki. I cieszę się, że nie chcesz uciekać. Myślę nawet, że mogłabym ci trochę bronić wyjścia — zaśmiała się, ale oczywiście wcale nie chciałaby zmuszać go do zostania tutaj, gdyby nie miał ochoty. Póki co dzieci nie były żadną przeszkodą i raczej nie będą, miała taką nadzieję i liczyła, że nie pomyślała tego w złą godzinę. Jak to dzieci, miały gorsze momenty i mogły głośno i nieprzerwanie płakać. Nie chciała się źle nastawiać, więc skoro były grzeczne trzymała się tego, że takie wciąż będą i później.
    — Zielona herbata, robi się.
    Sama też chyba zdecyduje się na zieloną herbatę. Wydawało się jej w tym momencie, że to najlepsza opcja. Kawę jedną dziś już piła i kolejnej jeszcze nie potrzebowała, a gorącą czekoladę mogli zostawić sobie na deser po deserze. A skoro Jaime przygotował im słodkości na cześć maratonu Disneya, Carlie herbaty zrobiła w kubeczkach z postaciami z bajek.
    — Wybierz, który kubek bardziej ci się podoba — powiedziała z uśmiechem — w obu jest to samo. I spokojnie, nie zrobisz im żadnej krzywdy. Skoro ja żadnego nie upuściłam, to ty tym bardziej tego nie zrobisz.
    Nie zamierzała wciskać mu dzieci na siłę. Skoro wolał trzymać się z daleka, to była to jego decyzja i Carlie to szanowała.
    — Casper jeszcze śpi. Mało przespał w nocy, rano też marudził i teraz padł, prawdopodobnie jeszcze z godzinka spokoju zanim się nie przebudzi — odpowiedziała — ale możemy pójść. Nie powinien się obudzić. Tak myślę.

    Carlie

    OdpowiedzUsuń
  2. Jerome doskonale pamiętał, kim był Shay. Może nie do końca to, jakie dokładnie pokrewieństwo dzieliło go z chrześniakiem i stąd miło było się dowiedzieć, że był to brat ojca Jaime’ego, ale już na pewno w pamięci utkwiło mu to, co szczególnie połączyło dwudziestolatka z krewnym – obydwoje odczuwali wyrzuty sumienia z powodu śmierci Jimmy’ego. Stąd wyspiarz tym bardziej cieszył się, że jego przyjaciel nie tylko utrzymywał kontakt z wujkiem, ale też, że byli sobie oni tak bardzo bliscy. Uważał bowiem, że tylko oni nawzajem mogli rozumieć, co czuje ten drugi w związku z morderstwem starszego brata Morettiego i że, być może, dzięki temu mogli również sobie pomóc. To, że Jaime i Shay mieli siebie, było dla Marshalla naprawdę ważne i przez to ucieszyła go niespodziewana wizyta mężczyzny. Mimo że odrobinę się zdenerwował, jakby niezmiernie zależało mu na tym, żeby dobrze wypaść, to przede wszystkim cieszył się, że może poznać mężczyznę, o którym całkiem sporo już słyszał.
    Skrzywił się wyraźnie, usłyszawszy, co sprowadziło do nich bruneta. Gdyby był wciąż wolny, sam niekoniecznie chciałby spotykać się z mężatką, tym bardziej, jeśli Shay faktycznie liczył na poważną i trwałą relację. Nie skomentował jednak tego w żaden sposób, w końcu znali się dopiero od kilku minut i ciężko było stwierdzić, czy Shay woli, by zbagatelizować temat i z niego pożartować, czy może okazać mu trochę współczucia. Tym jednak, co na pewno mogło pocieszyć chrzestnego Jaime’ego był pieczołowicie przygotowany drink i przez to brunet ochoczo ruszył do kuchni, gdzie sprawnie napełnił jeszcze jedną szklankę, mieszając whisky z colą i dorzucając kilka kostek lodu. Prawdopodobnie była to profanacja takiego alkoholu jak whisky, ale szczerze powiedziawszy, zbytnio mu to nie przeszkadzało.
    — Wygląda to trochę żałośnie, prawda? — skomentował Jerome tuż po tym, jak parsknął śmiechem, rozbawiony uwagą mężczyzny o świnkach morskich mających swój męski wieczór. Dwoje dorosłych już facetów i dwie świnki biegające po specjalnie przygotowanym dla nich wybiegów – to nie wyglądało dobrze. Jednocześnie jednak nie oznaczało to, że brunet był w jakikolwiek sposób uprzedzony bądź nietolerancyjny. Wyznawał zasadę, że nie zagląda się ludziom do łóżka i nie ocenia, co oraz z kim tam robią. Czasem jednak lubił powygłupiać się w ten sposób, co z drugiej strony nie było dobre. Podobne żarty mogły być przecież krzywdzące dla osób, które obawiały się otwarcie podzielić ze światem swoją orientacją. Nie był to jednakże temat do rozważania na dzisiejszy wieczór.
    Postawiwszy drinka oraz talerz na stoliku, Jerome podsunął Shay’owi karton z pizzą i sam rozsiadł się wygodnie, zajmując swoje poprzednie miejsce.
    — Potrzebują — zgodził się. — Ale jeśli chcesz martwić się o życie towarzyskie świnek morskich, to nie ze mną, a z moją żoną — oznajmił i wzruszył ramionami, bo też nic nie mógł poradzić na to, że Harold był dla niego wyłącznie sympatycznym gryzoniem. Miał szacunek do zwierząt, nigdy by żadnego nie skrzywdził i potrafił się do nich przywiązywać, czego najlepszym przykładem był Jenkins, ale stosunki jego Harolda raczej od początku pozostawały chłodne. Jakkolwiek by to nie brzmiało.
    — Tak — przytaknął w odpowiedzi na pytanie Shaya. — Konkretnie z Rockfield. To mała miejscowość, wioska właściwie, położona z dala od turystycznych kurortów. Można powiedzieć, że leży w tej mniej atrakcyjnej części wyspy — wyjaśnił z lekkim uśmiechem. — Wybrzeże jest skaliste, a plaże nieliczne i małe — sprostował. Fakt, że nie było gdzie rozłożyć się z leżakiem raczej nie przyciągał spragnionych kąpieli słonecznych wczasowiczów, lecz Marshallowi wcale to nie przeszkadzało. Cenił sobie ciszę i spokój w swoich rodzinnych stronach.

    [Pięknie tu masz teraz, aż mam ochotę zasypać Cię odpisami 🧡💙🧡]

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  3. [Cześć, dzień dobry! Muza i inspiracja do pisania z pewnością się mojej Nelce przydadzą. Problem tylko w tym, że Nelka od rozwodu to jest uczulona na wszelkich przedstawicieli płci męskiej i raczej się trzyma z daleka. Taka się nieufna zrobiła, że ma ochotę uciekać, jak jej obcy facet drzwi przytrzyma przy wchodzeniu do sklepu :D]

    Nel Sheridan

    OdpowiedzUsuń
  4. [Ej, ej, ja jeszcze nie powiedziałam, że sie nie da! Nel pomału staje na nogi po rozwodzie, więc taka relacja dobrze by jej zrobiła. Zastanawiam się tylko, jak ją do tego nakłonić xD]

    Nel Sheridan

    OdpowiedzUsuń
  5. [Prędzej pod wpływem alkoholu dojdzie do wniosku, że przecież seks to nie małżeństwo i póki nie zamierza się angażować, jest bezpieczna. A trochę zabawy jeszcze nikomu nie zaszkodziło :D]

    Nel

    OdpowiedzUsuń
  6. To powiedzenie miało w sobie wiele prawdy, przynajmniej w przypadku Marshalla. On bowiem faktycznie nie szukał miłości, kiedy ta spadła na niego zupełnie niespodziewanie i to z niesłychanym impetem w postaci Jennifer Virginii Woolf. Niemniej jednak również Jerome musiał wziąć sprawy w swoje ręce, ponieważ samo przypadkowe poznanie Jen mogło nie wystarczyć – w końcu po dwóch miesiącach kobieta opuściła Barbados i w tym momencie wszystko mogło się skończyć, w tym również ich znajomość. Dopiero determinacja wyspiarza sprawiła, że teraz, po ponad dwóch latach od tamtych wydarzeń, na jego palcu srebrzyła się obrączka.
    — Na pewno nietuzinkowo — stwierdził, mrugnąwszy porozumiewawczo do Shaya, a tuż po tym, jak Jaime głośno wyraził swoje niezadowolenie, roześmiał się serdecznie, jakoś tak dziwnie rozbawiony całą sytuacją. — Wiesz, Jaime, chyba po prostu nie chcemy, żebyś przerzucił wszystkie swoje uczucia na świnki morskie. Innym też się coś należy — dodał, tym razem to przyjacielowi puszczając oczko.
    — Przekażę Jen, żeby się z tobą skontaktowała i zaspokoiła twoją ciekawość już teraz — obiecał mimo wszystko, wciąż rozbawiony, ale była to obietnica, którą zamierzał spełnić. Wystarczyło przecież, że pod żonie numer telefonu do młodszego bruneta i ta będzie mogła odpowiedzieć na wszystkie jego pytania.
    Przysłuchiwał się rozmowie mężczyzn, sącząc powoli drinka, którego odłożył na stolik, kiedy temat ich rozmowy zszedł na Parkera. Prostując się, westchnął cicho i spojrzał na Jaime’ego, by następnie przenieść wzrok na jego wujka.
    — Mam ostatnio pewne kłopoty — zaczął, przyznając się do tego dość niechętnie. Co innego, gdyby te kłopoty były jego winą, tymczasem został w nie wpakowany zupełnie wbrew swojej woli. — Jest taki jeden człowiek, Parker… — zaczął dość nieskładnie, nie wiedząc, od czego powinien wyjaśnić to, co obecnie się działo, tak, by Shay wszystko dobrze zrozumiał. — Swego czasu miałem z nim na pieńku, ale od tamtych wydarzeń minął już ponad rok i wydawało się, że żaden z nas nie pamięta już o tym drugim. Do czasu jednak. Niedawno jakiś facet uderzył mnie w twarz, mówiąc przy tym ”Pozdrowienia od Parkera”. Mam też problemu z Urzędem Imigracyjnym. No i ktoś porysował mi auto, pisząc na nim ”Wypierdalaj, brudasie”. Podejrzewamy z Jaime’im, że to sprawka Patricka, ale Jaime podpowiedział, żebyśmy wynajęli prywatnego detektywa, żeby mieć co do tego pewność.
    Nakreśliwszy starszemu Morettiemu sytuację, chwycił ponownie szklankę i opadł plecami na oparcie kanapy. Jeśli Shay miał jeszcze jakieś pytania, Jaime na pewno mógł mu na nie odpowiedzieć, ponieważ chwilowo Marshall zamierzał skupić się na alkoholu.
    — Parker? Patrick Parker? — powtórzył tymczasem chrzestny, nachylając się ku wyspiarzowi i coś w jego wyrazie twarzy mówiło budowlańcowi, że ten nie bez powodu o to pytał.
    — Tak, dokładnie. Kojarzysz go? — dopytał i zmarszczywszy brwi, odsunął szklankę od ust, przyglądając mu się uważnie.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  7. Aurora zawsze taka była. Ciepła, wyrozumiała i zawsze starała się być kimś, komu można zaufać. Nie było w niej niczego, co samolubne czy niewłaściwie; była trochę naiwna, zdecydowanie niewinna i wierzyła w to, że każdy człowiek powinien dostać drugą szansę, choć to w ostatnim czasie nieco się zmieniło.
    Nie chciała więc, żeby Jaime poczuł się niekomfortowo, bo była pewna, że rozmowa o starszym bracie, który nie żył, wywoływała w nim ból; być może przez to zanurzał się we wspomnieniach, do których wcale nie miał zamiaru wracać. Wiedziała mimo wszystko o tym, że gdyby jednak chciał jej o wszystkim opowiedzieć, to wysłuchałaby go i przyjęła każdą prawdę, nawet tę najgorszą.
    Tak, było dobrze; było dobrze, bo Cassian się obudził; bo w końcu do niej wrócił, ale kiedy leżał w śpiączce, miała wrażenie, że cały świat nagle przestał mieć znaczenie. Nie żyła w czasie, bo tak ciężko było jej zauważyć dzień lub noc; bo tak ciężko opuszczało jej się szpital, jakby obawiała się tego, że Cassian może się obudzić, kiedy jej nie będzie, dlatego starała się być przy nim cały czas. Trochę zmizerniała, schudła i zrobiła się słabsza, ale powoli odzyskiwała swoje kolory; odzyskiwała życie, jakie naprawdę pragnęła mieć i uświadomiła sobie, że nie umiałaby żyć dalej bez ukochanego mężczyzny; bo nikt przecież nie przeżył długo bez tlenu, a on tym dla niej był: tlenem.
    — Też myślę, że to fantastycznie — przyznała szczerze, bo właściwie nie umiałaby określić tego żadnym innym słowem. Cassian otworzył oczy i wrócił do niej; spełnił swoją obietnicę. — Nie umiałabym… żyć bez niego. Wiem, że jest to dość śmiałe wyznanie, ale kiedy Cassian był w śpiączce, nie umiałam funkcjonować. Tak właściwie w tym jednym momencie cały mój świat wydawał się… pusty — kontynuowała. — Ale kiedy w końcu otworzył oczy: po tych wszystkich przypuszczeniach, że może nie chodzić, że nie będzie niczego pamiętać, że może zostanie w śpiączce przez rok lub więcej… — Potrząsnęła głową. — Otworzył oczy i dopiero wtedy poczułam, że mogę żyć dalej. Zupełnie jakbym trwała przez cały ten czas w jakimś dziwnym zawieszeniu.
    Wzruszyła bezradnie ramionami i objęła palcami kubek z herbatą.
    — Teraz? Całkiem nieźle, a przynajmniej taką mam nadzieję — odpowiedziała z lekkim, ale dość bladym uśmiechem. — Podjął rehabilitację, więc jestem pewna, że niedługo będzie mógł wrócić do formy i do pracy — wyznała i zawinęła kosmyk włosów za ucho. — Mój narzeczony jest… naprawdę niemożliwym człowiekiem i wierzę w to, że wróci do siebie szybciej niż mogę nawet pomyśleć.
    Zajęła się swoim deserem i odetchnęła cicho, ciesząc się z tego, że powiedziała to wszystko; jakby w ten sposób mogła poradzić sobie z tym wszystkim jeszcze lepiej niż dotychczas. I być może, tylko być może, przestaną dręczyć ją nocne koszmary.
    — Hm, ten deser jest naprawdę pyszny — wymamrotała z pełnymi policzkami. — Chcesz spróbować? — spytała, decydując się oddać część ciasta chłopakowi.
    Uśmiechnęła się do niego, pokazując mu całą swoją łagodność, bo pomimo tego, że tak trudno było jej utrzymać uśmiech w ostatnim czasie, to teraz naprawdę była szczęśliwa i chyba szczęśliwsza już być nie mogła.

    Aurora
    [Nowa karta: bardzo ładna! :D I wizerunek się zmienił... ciężko mi będzie teraz wyobrazić go sobie z inną twarzą. xD]

    OdpowiedzUsuń
  8. Przyglądała mu się uważnie. Wcale nie wyglądał tak, jakby nic się nie stało. Oczywiście rozumiała, że mógł zwyczajnie nie chcieć jej czegoś powiedzieć. Sama też przecież nie mówiła mu o wszystkim, co się działo w jej życiu. Ucinała czasami kawałek historii, nie powiedziała mu przecież, wprost, że tak na dobrą sprawę wepchnęła się do łóżka swojemu obecnemu mężowi, na imprezie. Na studenckiej imprezie w domu znajomego. Były po prostu rzeczy, o których nie mówiło się tak po prostu. Musiał być odpowiedni moment, odpowiedni temat… Czasami potrzebny był alkohol i niesamowicie luźna atmosfera.
    Westchnęła więc cicho, spoglądając na niego i posyłając mu delikatny uśmiech. Nie zamierzała się przecież narzucać, a skoro chłopak czekał na windę…
    — Nie ma nic głupiego w koszmarach — powiedziała, uważnie mu się przyglądając. Pokiwała głową na jego słowa. Jeżeli faktycznie nie miał nic przeciwko, aby do niego wpadła, to ona sama tym bardziej nie widziała w tym przecież problemu! Wyszła z windy za chłopakiem i posłała mu przy tym delikatny uśmiech, kiedy odwrócił się, aby spojrzeć, czy za nim idzie.
    — Przestań nie przyszłam cię objadać — powiedziała z uśmiechem — chociaż nie powiem, nadal pamiętam smak tamtych pierogów, były niesamowicie pyszne — zaśmiała się cicho. Nie była pewna czy wprowadzenie wesołego nastroju się uda i czy w ogóle jest sens próbować. Jaime naprawdę nie wyglądał najlepiej, ale teraz przynajmniej wiedziała dlaczego. Skoro miał koszmar, najpewniej mało spał lub spał bardzo źle. — Jeżeli to nie problem to z chęcią napiję się herbaty — poprosiła, siadając na jednym z krzeseł przy stole. Nie czuła się bardzo swobodnie. Była u Morettiego dopiero drugi raz, ale pozwoliła sobie na tę małą samowolkę.
    Ułożyła kurkę na oparciu krzesła obok i wyciągnęła z torebki telefon. Ułożyła urządzenie na stole tak, aby ze spokojem mogła kontrolować godzinę. Miała sporo czasu, ale nie zamierzała siedzieć tutaj cały czas, jeżeli dla Jaime’ego byłby to problem. Ostatnie czego chciała, to narzucać mu się, skoro widziała wyraźnie, że dzisiejszy dzień, nie był dla niego najlepszy.
    — Wiesz… Moja terapeutka przyjmuje w okolicy. Była jakaś kryzysowa sytuacja i wszystko się poprzesuwało, dlatego pomyślałam, że do ciebie wpadnę — wyjaśniła. Oczywiście, że specjalnie napomknęła o terapii. Chciała mu pokazać w ten sposób, że w jakimś stopniu się na niego otworzyła, informując go, że uczęszcza na terapię. To z kolei miała dać mu znać, że jeżeli tylko chce i ma ochotę, może jej opowiedzieć o czymś, co go męczy. Nie, żeby sama miała się za psychologiczną pomoc. Co to, to nie. Po prostu… Chciała, żeby wiedział, że może jej powiedzieć o wszystkim, gdyby tylko czuł taką potrzebę — ale jeżeli gdzieś wychodziłeś to ja naprawdę znajdę sobie jakieś zajęcie — dodała jeszcze — w końcu spotkaliśmy się prawie w windzie. Wybierałeś się w jakieś konkretne miejsce? — Spytała z uśmiechem, wpatrując się w jego plecy, gdy przygotowywał ciepły napój.

    [Bardzo, ale to bardzo lubimy tę nową kartę i twarzyczkę. Śliczna jest! I karta i twarzyczka! <3]
    Elle

    OdpowiedzUsuń
  9. [Może być bar ❤ To idealne miejsce, żeby zmienić swoje podejście do życia ^.^]
    Nel S.

    OdpowiedzUsuń
  10. Carlie uważała, że nie było dobrego momentu, aby mieć dzieci i nie dało się ich zaplanować. Co prawda w jej przypadku poszło to trochę łatwiej, ale i tak była zaskoczona, bo nastawiała się na wiele miesięcy niepowodzenia, ale chyba zwyczajnie za dużo się naczytała błędnych informacji, które później niepotrzebnie ją stresowały. I prawda była też taka, że nie wszyscy się do tego nadawali i nie każdy chciał siedzieć przez parę lat w pieluchach, potem znów wrócić do szkoły i jeszcze upewnić się, że ten mały człowiek wyrośnie na porządnego człowieka. To chyba było najtrudniejsze zadanie ze wszystkich. Wychować dziecko tak, aby było dobre. Nie sztuką było je zrobić i urodzić, ale wychować. Nie należało spocząć na laurach tylko dlatego, że mały człowiek pojawił się na świecie. To tak naprawdę był początek bardzo długiej i ciężkiej drogi, która odpłacała się w piękny sposób.
    — Wiesz dobrze, że ja nie mam nic przeciwko temu, aby coś było kaloryczne i robiące dziury w zębach — zaśmiała się. Raz na jakiś czas zjedzenie zbyt słodkich rzeczy nie było wcale taką tragedią. Problem pojawiał się wtedy, gdy robiło się to dzień w dzień albo nie jadło nic poza słodkim, a choć Carlie była największą fanką słodyczy o zupełnie sobie nie wyobrażała tego, że miałaby pozbyć się innych potraw na rzeczy słodyczy.
    Była mu bardzo wdzięczna za to, że przyniósł drobne upominki dla dzieci. Wcale nie musiał i Carlie nie oczekiwała, że to zrobi, ale jak już je pokazał to była osobiście zachwycona. I widać było też, że Leilani nie może od niego oderwać wzroku, ale zapewne było to spowodowane tym, że pluszowy zwierzak był czymś nowym. Kolory, kształty i te sprawy. Rudowłosa szczerze wątpiła, że dziewczynka wie co to właściwie jest. Na rozpoznawanie rzeczy było jeszcze stanowczo za wcześnie.
    — A wątpisz, że bym próbowała zabronić ci wyjścia? — zapytała z uśmiechem. Na szczęście nie musiała tego robić. — Z daleka też może być, wszystkim to chyba pasuje — stwierdziła. Dla wszystkich pewnie będzie tak najlepiej, choć wcale nie miałaby nic przeciwko temu, aby Jaime pobawił maluchy. Tylko na siłę wciskać mu ich nie zamierzała i skoro pasowało mu patrzenie się i przyglądanie z odległości, to tak właśnie będzie.
    Skoro Jaime wziął kubek z Nickiem jej został ten z motywem Gdzie jest Nemo. I też jej pasował, ostatnio męczyła te filmy i nawet bardziej chyba jej pasował motyw z rybkami.
    — Idealnie pasujący do naszego gustu filmowego — zaśmiała się ostrożnie upijając łyk gorącej herbaty. — O i tu jest już ogromny plus, bo kto nie wpadnie ciągle chce je nosić. Zwłaszcza mama i chyba dobrze, że nie ma jej tu dzień w dzień, bo musiałabym je trzymać nawet i w nocy do spania — stwierdziła. Pewnie były gorsze rzeczy niż przyzwyczajenie dziecka do spania na rękach, ale zupełnie sobie tego nie wyobrażała. I cieszyła się, że bliźniaki spokojnie spały w łóżeczkach.
    — Jeszcze pewnie trochę pośpi, ona jest zajęta to mamy trochę spokoju — stwierdziła zerkając jeszcze na córeczkę, ale ta aktualnie nie wymagała jej obecności, więc mogła znów skupić się na przyjacielu. — Więc, jak tam u ciebie? Jak minęły święta, nowy rok. Jakieś ciekawe wydarzenia?

    [O, pewnie. Czemu nie. :D Biedny Jaime... xDD
    W ogóle, mam wrażenie, że wizerunek Toma o wiele bardziej do niego pasuje! ♥]
    Carlie

    OdpowiedzUsuń
  11. Dla jasności, Nel naprawdę nie była dziewczyną, która szlaja się wieczorami samotnie po barach. Wieczory zazwyczaj spędzała na kanapie w domu, oglądając seriale na Netflxie lub czytając książki. Od kiedy była sama, jej życie było bardzo spokojne i monotonne.
    Od jedenastego stycznia czuła się jednak niespokojna. Aż rozsadzało ją od środka na samą myśl, że minęły dwa lata. Dwa lata od momentu, w którym podpisała papiery rozwodowe i przestała być panią Cosgrove. Znów była Nel Scheridan, a nawet kimś mniej. Nowa Nel nie miała ani narzeczonego, ani przyjaciół, ani żadnego planu zapasowego. Przecież, do jasnej cholery, nie planowała się rozwodzić. Nigdy nie robiła planów, które nie uwzględniałby obecności Daniela w jej życiu.
    Teraz było nieco lepiej. Pozbierała się, pomalutku zaczynała układać sobie życie, ale świadomość, że od dwóch lat nie poczuła się ani razu w taki sposób jak przy Danielu, nie była ani trochę przyjemna. Budziła w niej dziwny dyskomfort i poczucie, że życie przecieka jej między palcami.
    I to właśnie ten dyskomfort pchnął ją do działania. Zamieniła spodnie od piżamy i ciepłą bluzę z kapturem na obcisłe dżinsy i czarną bluzeczkę na cieniutkich ramiączkach, podkręciła delikatnie lokówką włosy i zrobiła makijaż. Gdy spojrzała w lustro, zobaczyła znów tą Nel sprzed ślubu. Zadbaną. Ładną. Pewną siebie. Zadowoloną z życia. Zadziwiające, ile potrafią zdziałać inne ubrania i odrobina eyelinera!
    Weszła do pierwszego mijanego baru. Zajęła miejsce przy barze i zamówiła pierwszego drinka. Słodkiego, ciężkiego, pachnącego kokosem, ananasem i wódką. Nie piła od bardzo dawna, powtarzając sobie jak mantrę, że alkohol nie rozwiąże żadnego z jej problemów. Zapomniała już jak bardzo lubiła takie drinki…! Wypiła jednego, potem drugiego, zamówiła trzeciego.
    A potem zaczęły pojawiać się te myśli. Siedziała sama przy barze, przeglądając na telefonie memy i upijała się. Właściwie, jakby popatrzeć na to z boku, było to dość żałosne. Ona była żałosna. W jednej sekundzie poczuła do siebie niechęć i odrazę wymieszane z wściekłością.
    Schowała telefon do torebki i sięgnęła po drinka z zamiarem jak najszybszego dopicia go i opuszczenia baru, zanim skompromituje się jeszcze bardziej.
    I wtedy usłyszała to pytanie. Spojrzała na chłopaka z wyraźnym zaskoczeniem w oczach. Wyglądał dość młodo, ale miał naprawdę uroczy, zakłopotany uśmiech. Nie mogła go nie odwzajemnić. Uśmiechnęła się lekko.
    - Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł, żebym wypiła kolejnego – powiedziała szczerze. – Już teraz mam przeczucie, że wypiłam za dużo jak na swoje możliwości, i że będę naprawdę tego rano żałować.
    „Matko, zabrzmiałam, jakbym była stara i nudna do granic możliwości” pomyślała. Zdecydowanie odzwyczaiła się od ludzi innych niż jej ojciec czy rodzice dzieci, które uczyła.
    - Ale jestem gotowa zaryzykować – powiedziała. – Nel.
    Podała mu dłoń.

    Nel Scheridan

    OdpowiedzUsuń
  12. - Za poznanie – uśmiechnęła się, unosząc lekko szklankę.
    Upiła przez słomkę kolejny łyk słodkiego drinka. Czuła, jak alkohol przyjemnie drapie ją w gardle, a potem pali w żołądku. Od wielu miesięcy nie piła nic mocniejszego niż wino. Głównie dlatego, że po prostu nie miała nikogo, z kim mogłaby spędzać szalone wieczory zakrapiane alkoholem. Drugim powodem, równie mocnym i zrozumiałym, był fakt, że miała po prostu naprawdę słabą głowę i nawet po najmniejszej ilości alkoholu chorowała na następny dzień. Jako nastolatka dzielnie to znosiła, ale jako dorosła i odpowiedzialna kobieta zazwyczaj stwierdzała, że gra jest niewarta świeczki.
    Odstawiła szklankę na blat baru i odgarnęła kosmyk jasnych włosów za ucho.
    Nel przyglądała się uważnie swojemu nowo poznanemu towarzyszowi, starając się odgadnąć, ile ma lat. Czy alkohol pił już legalnie? Miał uroczy uśmiech małego chłopca, do którego jednak nie pasowały jego oczy. To były oczy doświadczonego człowieka. Wypity alkohol nie pozwalał jej w racjonalnym oszacowaniu wieku Jaime’go.
    - Przyszłam sama – powiedziała szczerze, wzruszając lekko ramionami. – I w zasadzie nie umiem powiedzieć, jakim cudem się tutaj dzisiaj znalazłam i dlaczego uznałam, że przyjście samej do baru będzie świetnym pomysłem. Chyba po prostu potrzebowałam…
    Urwała. Alkohol rozwiązywał jej język. Mówiła zdecydowanie za dużo i za mało myślała nad tym, co wychodziło z jej ust. Nie powinna na lewo i prawo paplać o swoich problemach. Ludzie mieli dostatecznie dużo własnych. Jaime miał się więc tego wieczoru nie dowiedzieć, czego po prostu potrzebowała Nel.
    - Chyba po prostu nudziłam się w domu. Kocham Netflixa, ale ile można…? – zaśmiała się wesoło, odrzucając włosy na plecy.
    Tak, ta wersja brzmiała zdecydowanie dużo lepiej i mniej desperacko.
    - A ty? – zapytała i rozejrzała się odruchowo.
    Bar był właściwie pusty, co było dość dziwne. Była przecież sobota, a w sobotnie wieczory Nowy Jork tętnił życiem. Dopiero teraz w głowie Nel zaświtała myśl, że może po prostu trafiła do lokalu z kiepską reputacją. Brak klientów nie mógł przecież oznaczać nic dobrego, prawda?
    - Czekasz na kogoś? Czy tak jak ja nie mogłeś wytrzymać w domu? – spojrzała mu prosto w oczy.
    Jaime był naprawdę bardzo przystojny, a dla niej było miłą odmianą okazał się fakt, że umiała tak pomyśleć o mężczyźnie. Od rozwodu nie zdarzało się to często, o ile w ogóle zdarzyło się jej chociaż raz pomyśleć w taki sposób o kimś, kto nie był zupełnie nieosiągalnym aktorem, którego mogła podziwiać jedynie na ekranie telewizora.

    Nel

    OdpowiedzUsuń
  13. - Henio to świetne imię – powiedziała ze śmiechem.
    Sama od jakiegoś czasu rozważała sprawienie sobie jakiegoś pupila. Najbardziej ze wszystkich pragnęła psa i było to jej niespełnione marzenie z dzieciństwa, ale wiedziała, że przy jej aktualnym trybie życie, tylko skrzywdziłaby czworonoga, którego by przygarnęła. Owszem, kochałaby go ponad życie i rozpieszczała, ale zbyt dużo czasu w ciągu dnia spędzała poza domem. Rozważała więc adoptowanie królika. Królik nie potrzebował aż tyle uwagi z jej strony, co pies.
    Powiodła wzrokiem za jego spojrzeniem i dostrzegła szafę grającą. Myślała, że szafy grające to już przeżytek i zobaczyć można je jedynie w starych filmach, a jednak stała tutaj i kusiła.
    Ku swojemu własnemu zdziwieniu po prostu się głośno roześmiała. Pomału opuszczała ją złość na swoje głupie zachowanie i poczucie, że zrobiła z siebie kompletną idiotkę, przychodząc do tego baru. Chowała się od bardzo dawna i może właśnie nastał czas, kiedy należało wyjść do ludzi i przestać się ich bać? Nie czuła się już żałosna. To zadziwiające, jak szybko po alkoholu potrafi zmieniać się nastrój człowieka.
    Pokiwała głową, a jasne kosmyki opadły na jej twarz.
    - Lubię, nawet bardzo, ale jestem tragiczną tancerką – ostrzegła szczerze.
    Kochała i śpiewać, i tańczyć, ale słoń jej nadepnął na ucho i miała w sobie zero talentu muzycznego. Jej to zazwyczaj nie przeszkadzało. Za bardzo lubiła obie te czynności, aby z nich po prostu zrezygnować. Dobrze się bawiła, gdy tańczyła i śpiewała, a to jej wystarczało. Przedszkolanki z kolei były bardzo wyrozumiałe i wcale nie przeszkadzało im, że ich ukochana nauczycielka fałszuje, gdy uczy ich śpiewać nową piosenkę. Nadrabiała osobowością, a przynajmniej lubiła tak mówić i myśleć.
    - Jeśli w ten sposób chciałeś zapytać, czy z tobą zatańczę, to odpowiedź brzmi: tak, bardzo chętnie – powiedziała i spojrzała na niego uważnie.
    Sięgnęła po swojego drinka i napiła się ponownie. Czuła, że musi przystopować. Znajdowała się w tym niebezpiecznym momencie, że każdy kolejny łyk mógł być zdradliwy. O ile dzisiaj wcale nie będzie zachowywać się dziwnie i nie straci nad sobą kontroli, o tyle jutro nie będzie pamiętać kompletnie nic z tego wieczoru. Będzie miała w głowie jedną wielką dziurę i cudem będzie, jeśli będą jej świtać pojedyncze sceny. A naprawdę chciała pamiętać ten wieczór, kiedy wreszcie szczerze się śmiała i swobodnie rozmawiała z mężczyzną.
    No i zaczynała lubić Jaime’go.

    Nel

    OdpowiedzUsuń
  14. Villanelle siedziała przy stole i delikatnie się uśmiechała przez cały czas w oczekiwaniu na herbatę. Nie wiedziała, czego dokładnie dotyczył koszmar Jaime’ego, ale była pewna, że jakoś temu zaradzą. Nie miała pojęcia, jakie demony mogą nawiedzać chłopaka i nawet nie pomyślała, że mogłoby to być coś naprawdę traumatycznego.
    Spojrzała na chłopaka, kiedy usiadł obok. Sięgnęła po herbatę i chwyciła ją obiema dłońmi. Od terapeutki do Jaime’ego miała kawałek do przejścia, a mroźne, styczniowe powietrze zdążyło ją wyziębić. Ogrzanie rąk przez ciepły napój, było idealnym sposobem. Dlatego przysunęła kubek jeszcze odrobinę bliżej, a następnie nachyliła się nad nim i podmuchała kilka razy, aby nieco rozdmuchać parę, ale jednocześnie, chociaż pozornie ostudzić napój.
    Pokiwała delikatnie i powoli głową, słuchając uważnie tego, co miał do powiedzenia młodszy od niej przyjaciel. Uniosła delikatnie kąciki ust.
    Elle nie wiedziała, na co ma się tak właściwie przygotować. Nie miała pojęcia, o czym będzie opowiadał Jaime. Dlatego koncentrowała się w stu procentach, na każdym jego słowie. Chciała wiedzieć, co go trapi. Jednocześnie nie chciała przegapić żadnej reakcji.
    — Rozumiem… Takie wydarzenia faktycznie zbliżają ludzi, a… Takie miejsce na pewno jest dla was odpowiednie do zadumy — mówiła spokojnie i łagodnie. Tak naprawdę nie zamierzała nikogo osądzać. Kiedy była nastolatką sama włóczyła się po cmentarzach z koleżankami, aby poczuć dreszczyk emocji. Najwięcej ich czuła, kiedy zapadł zmrok. Co prawda dawno już tego nie robiła, ale… Ale nie osądzała nikogo. Nie była taka. Dlatego cierpliwie słuchała dalej, każdego słowa. Przez jej plecy przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Ciarki sprawiły, że drgnęła delikatnie na krześle, słuchając opowieści chłopaka.
    Jedno było pewne. Elle spodziewała się wiele, ale nie takiej historii. Podejrzewała, że Jaime być może naoglądał się za dużo horrorów, które sprawiły, że jego wyobraźnia przesadziła, w czasie snu podstawiając mu niezbyt przyjemne obrazy. To, co usłyszała… To zdecydowanie nie było to, na co była w tej chwili przygotowana. Zresztą, nie oszukujmy się. Na taką historię nie dało się w żaden sposób przygotować, a usłyszenie jej tak znienacka… Przez chwilę wpatrywała się w parujący jeszcze napój i nie miała pojęcia, co powinna powiedzieć Morettiemu. Była… Wstrząśnięta. Tak, to było całkiem odpowiednie słowo.
    Puściła kubek i bez zastanowienia wstała ze swojego krzesła. Chociaż Jaime siedział tuż obok, Elle podeszła do jego krzesła i bez słowa po prostu się nad nim nachyliła i mocno go przytuliła. Uważała, że czasami gesty znaczyły dużo więcej niż słowa, a Elle… Chyba pewne matczyne cechy przemawiały przez nią niekontrolowanie, a Jime… Oczywiście trudno byłoby jej traktować go jak syna, bo był zaledwie kilka lat młodszy od niej, ale coś sprawiło, że chciała mu pokazać, że może na nią liczyć, że ona go w żaden sposób nie ocenia, ani nie odtrąca. Byli przecież przyjaciółmi.
    — Tak bardzo mi przykro, że musiałeś przeżyć coś tak okropnego w tak młodym wieku — wyszeptała cicho, gładząc dłonią jego plecy — posłuchaj Jaime… To co się stało, co spotkało twojego brata, opiekunkę i… On chciał wyjść z tej szafy. Chciał cię chronić i… Wyszedłby z niej, albo włamywacze usłyszeliby was oboje i… Och, Jaime — wyszeptała cicho, tylko mocniej przytulając przyjaciela. Nie miała pojęcia, co tak naprawdę mogłaby mu więcej powiedzieć. To było… Przerażające. Świadomość, że dziewięciolatek przeżył tak traumatyczne wydarzenie.

    Elcia

    OdpowiedzUsuń
  15. Jen faktycznie nie powinna go wyśmiać, ale Jerome i tak roześmiał się wesoło. Na pewno nie zamierzał wtrącać się w ich świnkowe tematy, a to, że został sam z Haroldem i musiał się nim opiekować, niekoniecznie zależało od niego. A może na czas dalszej nieobecności Jennifer mógł podrzucić Harolda przyjacielowi? Że też wcześniej na to nie wpadł! Nie dość, że świnka miałaby towarzystwo w postaci Henia, to jeszcze mogłaby szaleć na specjalnym wybiegu. Oczywiście, pomysł ten pozostał głęboko ukrytą fantazją Marshalla; wyspiarz nie zamierzał dopuścić do tego, że po powrocie żona zarzuci mu zaniedbanie Harolda i ukręci mu z tego powodu łeb.
    Kiedy skończył streszczać mężczyźnie to, co w ostatnim czasie go spotkało, z zainteresowaniem i lekkim zdziwieniem spojrzał na Shaya. Jeśli chrzestny Jaime’ego faktycznie znał Parkera, może będzie w stanie w pewien sposób im pomóc? Im jednak dłużej Shay mówił, tym bardziej Jerome się krzywił, ponieważ najzwyczajniej w świecie nie podobało mu się to, co słyszał.
    — Na kogoś, kto oszukuje ludzi na wizie, też nie wygląda? — warknął, nie potrafiąc zapanować nad nerwami. Opowieść Shaya nie była dla niego żadnym usprawiedliwieniem dla Parkera. Owszem, mogła ona rzucić zupełnie nowe światło na całą sprawę, ale w tym momencie wyspiarz poczuł się wyłącznie zirytowany. — Bo widzisz, dziwnym trafem mi Parker nie pomógł w potrzebie — rzucił i wstał gwałtownie z kanapy, aby następnie zacząć krążyć po salonie. Ostatecznie zatrzymał się przy wybiegu dla świnek, obserwując, jak te gonią się pośród różnych, wykonanych specjalnie dla nich przeszkód i tuneli, w których mogły się chować.
    Podczas gdy mężczyźni rozmawiali, pozostawał odwrócony do nich tyłem, głowiąc się i trojąc nad tym, co usłyszał. Można było uznać, że on i Parker również byli kwita. Patrick oszukał go w sprawie wizy, zaraz po powrocie do Nowego Jorku Jerome dał mu znać, co o tym myśli, racząc go silnym ciosem w twarz i tu ich ścieżki mogły spokojnie się rozejść. Tymczasem ktoś dawał Marshallowi wyraźne sygnały, że nie życzy sobie jego obecności w mieście. Z drugiej strony, może Shay miał rację? Może to niekoniecznie był Parker? Ale jeśli nie on, to kto?
    — Nikomu więcej nie zalazłem za skórę — powiedział i wcisnąwszy dłonie w kieszenie spodni, odwrócił się do nich przodem. — Ktoś może to robić z czystej złośliwości? Nudy? — rzucił i pokręcił głową. Cóż, rzeczywiście nie mieli innego wyjścia, jak tylko zaczekać na pierwsze informacje od pani detektyw.
    — Przepraszam — bąknął, kajając się za to, jak wcześniej się uniósł. — Po prostu irytuje mnie to wszystko — westchnął i podszedł do kanapy, by opaść ciężko na swoje poprzednie miejsce. Chwycił drinka i upił kilka solidnych łyków, tym samym do końca opróżniając swoją szklankę.
    — Mam tylko nadzieję, że kreatywność tego kogoś kończy się na rysowaniu samochodów — rzucił kwaśno, najbardziej martwiąc się właściwie nie samochodem, a tym, co ta osoba mogła namieszać w Urzędzie Imigracyjnym. Może dla świętego spokoju Jerome powinien jeszcze raz porozmawiać z prawnikiem i upewnić się, że w papierach wszystko było w porządku i urzędnicy, choćby chcieli, to nie będą mieli do czego się przyczepić?

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  16. Wychowywanie dzieci było trudne. Carlie się już o tym przekonała, choć jej pociechy miały dopiero pół roku, to już dawały jej nieźle w kość. Mimo to, nie wymieniłaby ich na nic innego i była szczerze szczęśliwa, że tak właśnie potoczyło się jej życie. Choć z całą pewnością Carlie nie spodziewała się tego, że w wieku dwudziestu pięciu lat zostanie mają dwójki dzieci, trójki, jeśli liczyć Harry’ego z pierwszego małżeństwa Matta, ale chłopiec był w jej życiu obecny od samego początku i zwyczajnie nie potrafiłaby nazwać się jego mamą, kiedy wyraźnie nią nie była. Po prostu spędzała z chłopcem ogromną ilość czasu i mocno się do niego przywiązała, niejako więc też wychowywała, choć to w gruncie rzeczy spadało tak naprawdę na Matta mimo wszystko.
    Miała wiele do ogarnięcia, więcej niż się spodziewała, że będzie, ale jakoś dawała radę. Byłoby zupełnie inaczej, gdyby była w tym wszystkim sama, ale miała dookoła siebie ludzi, którzy ją wspierali.
    — Możesz śmiało na mnie testować swoje wypieki, chętnie je przetestuję — powiedziała z uśmiechem biorąc jeszcze jednego gryza. Nie potrafiłaby być jedną z tych, które liczą każdą kalorię i odmawiają sobie słodkości. Fakt faktem, starała się jeść zdrowiej i nie jadła więcej niż powinna, ale to nie oznaczało, że nie skui się na coś słodkiego czy bardzo niezdrowego, po prostu nie panikowała, kiedy na jej talerzu pojawiała się dodatkowa liczba kalorii. — Te ciastka przekonałyby mnie do tego, aby cię przymusić, abyś tu zamieszkał i mi codziennie piekł — mruknęła. Ciasta dosłownie rozpływały się w ustach i były boskie. Jaime naprawdę miał talent do pieczenia.
    Nad odpowiedzią odnośnie do trampolin musiała się chwilę zastanowić. Wydawało się jej, że wszystko już powinno być w porządku i raczej nie było żadnych przeciwwskazań, które zabraniałyby jej wyjścia na trampoliny.
    — Pamiętam! Szkoda, że wtedy nie wyszło, ale nic straconego. Możemy się umówić jakoś niedługo i tym razem się upewnię, żeby dzieciaki miały opiekę, a nie jak dziś — powiedziała z uśmiechem. Fajnie byłoby się wyrwać z domu i porobić coś dla samej siebie i z przyjacielem. Teraz niby rozmawiali, jedli słodkości, ale będąc poza domem to zupełnie co innego.
    Carlie wysłuchała go uważnie.
    — Przykro mi, że wam nie wyszło — powiedziała i szczerze było jej przykro. Jak się dowiedziała, że z kimś się spotyka widać po nim było, że jest szczęśliwy. Liczyła, że przyjaciel jeszcze znajdzie tę specjalną osobę w swoim życiu, która będzie dla niego odpowiednia i z którą będzie szczęśliwy. — Hej, jednak przekonałeś się do zwierzaka? Super! Muszę kiedyś wpaść i go zobaczyć, koniecznie — stwierdziła. Może akurat, gdy będą jechać na trampoliny, to wcześniej wpadłaby do jego mieszkania, aby zobaczyć świnkę? — Jaki cuuuudny, serio. Prześliczny i jaki uroczy! — zapiszczała wesoło, gdy zobaczyła zdjęcie świnki. Henio był naprawdę uroczy i Carlie nie mogła się doczekać aż go pozna.
    Rudowłosa cieszyła się, że studia ma już za sobą. Skończyła je oficjalnie w czerwcu, wszystko było już za nią i trochę tylko tęskniła za tym uczuciem, kiedy była na studiach.
    — Czy to dziwne, że chciałabym zobaczyć, jak wyglądają twoje praktyki? — spytała z cichym westchnięciem. — Za dużo chyba się nasłuchałam podczastów kryminalnych… Zdecydowanie.
    Chciała coś jeszcze dodać, ale akurat przeszkodził jej Casper. Westchnęła, trochę zirytowana, że musiał im przeszkodzić akurat w tym momencie, ale nie mogła go tak zostawić samego. Przeprosiła Jaimego i poszła do pokoju dziecięcego. Nawet nie zdążyła mu odpowiedzieć, gdzie jest Babe. Carlie była w pokoju dłuższy czas, próbując uspokoić małego. Przebrała go, ale miał wyjątkowo paskudny humor i potrzebował trochę czasu więcej, aby mu przeszło. Widząc, że maluch już nie zaśnie ubrała go jeszcze w dodatkowe ubranko, aby nie było mu za zimno i musiała wrócić do Jaimego. Musiała też nakarmić młodego.
    Nawet nie do końca zdając sobie sprawę z tego, że w salonie też może być potrzebna.

    [Niech się chłopak wykaże! :D]
    Carlie

    OdpowiedzUsuń
  17. Nel nie była koszmarną tancerką. Po prostu nie była dobra. Nie deptała po stopach i miała jako takie poczucie rytmu, więc wielkiego wstydu nie było. Przede wszystkim jednak czuła się na parkiecie bardzo swobodnie, więc nawet jeśli nie ruszała się z gracją baletnicy, to jej poczucie pewności i płynąca z tańca radość maskowały wszelkie niedoskonałości.
    Początkowo, nawet mimo wypitego alkoholu (i to w niemałej ilości!), poczuła się dość niezręcznie. Kiedy ostatni raz była tak blisko jakiegokolwiek mężczyzny? Czy w ogóle kiedykolwiek pozwalała jakiemuś mężczyźnie, poza jej mężem, rzecz jasna, być tak blisko? Jej mięśnie napięły się delikatnie, gdy Jaime przyciągnął ją do siebie bliżej. Potrzebowała chwili, aby dojść do wniosku, że przecież nie robi nic złego. To tylko taniec, a ona od ponad dwóch lat jest wolną kobietą i ma prawo dobrze się bawić z mężczyzną poznanym w barze. Jest przecież dorosła, odpowiedzialna i nikomu nie musi się tłumaczyć, a taniec… to tylko taniec. Nic nie znaczy.
    Dopiero po chwili rozluźniła się na tyle, aby poczuć się swobodnie. Zmiana w jej nastawieniu była wyraźnie wyczuwalna. Jej ruchy stały się nieco bardziej miękkie, a na usta wpłynął z powrotem zadowolony, rozbawiony uśmiech. No i dała się ponieść muzyce, nie martwiąc się już ani trochę tym, co się dzieje. Będzie, co ma być.
    Położyła dłoń na jego ramieniu, ale kiedy się nad nią nachylił, mimowolnie przesunęła ją bliżej jego karku i musnęła odsłoniętą skórę delikatnie opuszkami palców. Uśmiechnęła się. To była delikatna, bardzo niewinna pieszczota, ale spodobała się jej, więc ją powtórzyła.
    - Jeśli tak uważasz, to albo tańczysz tak samo kiepsko jak ja, albo całkiem nieźle kłamiesz, bo jestem skłonna ci uwierzyć – zaśmiała się szczerze.
    Jego dotyk był wręcz elektryzujący i Nel nie umiała sobie przypomnieć, kiedy czuła się w taki sposób po raz ostatni. Z całą pewnością było to bardzo dawno i przyjemnie było sobie przypomnieć to uczucie. Dopiero teraz umiała przyznać sama przed sobą, że w jakiś sposób jej tego brakowało. To był tylko niewinny flirt, ale przypominał jej, że nadal jest przecież młoda i całkiem ładna, że może z tego korzystać i się bawić, a nie siedzieć całymi tygodniami w swoim mieszkaniu i tylko czasem spotykać się z przyjaciółką, aby… posiedzieć w domu we dwie, a nie w samotności.

    Nel S.

    OdpowiedzUsuń
  18. Pokiwała delikatnie głową i przytaknęła temu, co mówił Jaime. Właściwie czas, kiedy Cassian leżał w śpiączce był naprawdę okropny; okrutnie zimny i bezlitosny. Nie umiałaby tego opisać, ale wtedy miała wrażenie, że jest tak samotna i tak zraniona, że każdy kolejny dzień był błaganiem o to, żeby Cassian w końcu otworzył oczy; żeby w końcu do niej wrócił. Nie wstydziła się tego, że w tamtym czasie przestała o siebie dbać, a poświęciła się ciągłej pracy — pamiętała tylko o tym, żeby wracać do domu, żeby nakarmić koty i szczeniaka. To był jedyny powód, dla którego w ogóle wracała do czterech ścian, tak bardzo pustych i cichych w tamtym czasie.
    Tak, w życiu Aurory naprawdę się układało; było w tym coś magicznego i nieprawdopodobnego, bo Aurora wcale nie spodziewała się, że uda jej się otoczyć się miłością w ten szczególny sposób; nie pomyślałaby nawet o tym, że przyjdzie jej powiedzieć tak, gdy Cassian uklęknie, choć myśl o tym, że chciałaby spędzić z nim życie błądziła gdzieś po umyśle. Nigdy jednak niczego od niego nie wymagała i zaskoczenie, jakie jej dotknęło, gdy wyciągnął pierścionek, było tak ogromne, że czasem wciąż nie umiała w to uwierzyć, ale ciężar pierścionka zaręczynowego sprawiał, że odnajdywała w tym wszystkim prawdę.
    — Tak. Też się cieszę — odparła z uśmiechem, wiedząc dobrze, że Cassian był bardzo niezależnym człowiekiem i że być może trudniej sięgał po pomoc innych, ale teraz naprawdę jej potrzebował; mieli przecież ruszyć z planowaniem ślubu, a to dostarczało przecież tak wiele przygotowań, o których Aurora nawet nie chciała teraz myśleć. Wiedziała, że jeśli zdecydują się podjąć jakiekolwiek kroki, to zrobią to razem, bo przecież ona była dla niego, a on dla niej i wspólnie mieli zaplanować ten niezwykły dzień; dzień, kiedy on stanie się jej mężem, a ona jego żoną.
    — Pieczenie jest naprawdę świetne — stwierdziła, podejmując temat. — Też trochę piekę, choć zdecydowanie bardziej wolę robić to dla innych niż samej siebie, choć ostatnio ciągle brakuje mi czasu. — Nie żaliła się, a jedynie stwierdziła fakt, bo faktycznie tonęła w swoich obowiązkach, szczególnie teraz, gdy czekał ją ostatni semestr, który miał być zwieńczeniem całej jej nauki.
    Aurora również dokończyła swój posiłek i dojadła ciasto, a potem oblizała dolną wargę, zawinęła kosmyk włosów za ucho i uśmiechnęła się miło do chłopaka.
    — Za pół roku — odpowiedziała, gdy zapytał, kiedy zostanie pełnoprawną lekarką. Tak, to naprawdę miało się stać za pół roku. Ostatnie egzaminy i kolejny semestr, który miał być już ostatnim. Naprawdę pragnęła dostać już dyplom, zacząć pracę i poświęcić się jej zupełnie, zaczynając specjalizację. Było w tym coś dorosłego; coś, co ją ekscytowało.
    — Jestem pewna, że sobie poradzisz — odparła miękko i popatrzyła po jego twarzy. — A co do praktyk: jeśli nie będziesz mógł niczego znaleźć, to daj mi znać. Popytam swoich znajomych. Być może ktoś będzie mógł znaleźć dla ciebie coś ciekawego, a ja będę cieszyć się z tego, że możesz robić coś, co lubisz. — Wzruszyła beztrosko ramionami. — Zazwyczaj większość osób zaczynających studia medyczne, ma w swojej rodzinie kogoś, kto jest związany z medycyną — dodała. — Jestem pewna, że wystarczy popytać.


    Aurora
    [Pomyślałam, że może wyrzucimy do wątku jakąś akcję? Wiesz, Jaime i Aurora mogliby wracać, a że jest już późno, to może zostaliby napadnięci? :D Dreszczyk emocji zawsze w cenie, a Aurora będzie mogła pochwalić się tym, że umie zająć się rozbitym i krwawiącym nosem.]

    OdpowiedzUsuń
  19. — Będziemy mogli powiedzieć o tym pani detektyw? — spytał dość niespodziewanie, spod zmarszczonych brwi spoglądając na Shaya. — I czy w razie czego będzie mogła z tobą porozmawiać? — dopytał, nie mając pojęcia, jak bardzo mężczyzna chciałby (i czy w ogóle mógł) zaangażować się w sprawę, ale to, co wiedział, mogło okazać się pomocne. Z powodu wielu niewiadomych nawet z pozoru nieistotny szczegół mógł okazać się kluczowy w dalszym postępowaniu i Jerome nie chciał, by przypadkiem cokolwiek im umknęło. Jeśli jednakże Shay nie miał ochoty się udzielać, wyspiarz nie zamierzał go do czegokolwiek zmuszać; decyzja należała wyłącznie do chrzestnego Jaime’ego. Brunet jednakże nie lubił gdybania i wolał działać, stąd od razu bezpardonowo zapytał o stosunek Shaya do rozmowy z Veronicą, chcąc wiedzieć, na czym stoi i jakie mieli dalsze możliwości.
    Reszta wieczoru minęła im już spokojnie, a temat Parkera samoistnie zszedł na dalszy plan. Marshall rozlał jeszcze kilka kolejek drinków, a w międzyczasie udało im się nawet rozegrać turniej w Fifę, którego niespodziewanym zwycięzcą okazał się najstarszy z całej trójki mężczyzna. Harold i Henio, zmęczeni wspólną zabawą, w końcu zasnęli zmęczeni w klatce, i kiedy Jerome zbierał się do domu, musiał wyciągnąć świnkę z domku, przy czym nieco się nagimnastykował. Ostatecznie jednakże wsiadł do zamówionej taksówki wraz z transporterem i znajdującym się w nim gryzoniem, by kilkanaście minut później znaleźć się w pustym mieszkaniu. Cisza i ciemność sprawiły, że nagle poznawanie ze sobą świnek morskich nie wydawało mu się już takie głupie, jeśli dzięki temu miał częściej odwiedzać przyjaciela.
    Kilka dni później dostał telefon od prowadzącej jego sprawę kobiety. Prosiła, żeby się spotkać i umówili się na szesnastego stycznia po tym, jak Jerome upewnił się, że Morettiemu również ten termin pasował. Początek roku nie okazał się jednak szczęśliwy dla wyspiarza, a życie lubiło weryfikować poczynione plany i prawie trzydziestolatek zmuszony był odwołać spotkanie. Przeniósł je na kolejny dzień, tłumacząc, że wypadło mu coś ważnego. Całe szczęście, Veronica i Jaime mogli znaleźć dla niego czas i tym sposobem Jerome, nieco spóźniony, wpadł o umówionej godzinie do biura pani detektyw, w którym już czekał na niego Jaime.
    — Przepraszam za spóźnienie — rzucił w ramach przywitania, uśmiechnął się krzywo i zaczął nieco nieporadnie ściągać kurtkę. Jaime i Veronica powinni zauważyć, że jej prawy rękaw wisiał luźno i tak samo było w przypadku rękawa bluzy, kiedy już wyspiarz pozbył się wierzchniego okrycia i odwiesił kurtkę na haczyk przy drzwiach. Na jego piersi natomiast rysowało się niezbyt duże, ale nienaturalne wybrzuszenie, które obejmowało cały prawy bark.
    — Okazało się, że ze złamanym obojczykiem nie można za szybko chodzić, bo skurczybyk boli od samych wstrząsów ciała — dodał niemrawo na swoje usprawiedliwienie i w ostatniej chwili powstrzymał się od wzruszenia ramionami, co na pewno wywołałoby falę bólu. Posłał jeszcze Jaime’emu przepraszające spojrzenie, bo to właśnie niespodziewana kontuzja i związany z nią pobyt na izbie przyjęć były powodem przełożenia spotkania, a przecież niczego mu nie wspomniał. Nie chciał jednak niepotrzebnie denerwować chłopaka, skoro ten i tak miał się o wszystkim dowiedzieć zaledwie z jednodniowym poślizgiem.
    — Panie Marshall! — Zdziwiona Veronica aż wstała zza biurka, by lepiej mu się przyjrzeć. — Czy… czy to…? — zaczęła się jąkać, palcem wskazując na jego prawe ramię unieruchomione znajdująca się pod ubraniem ortezą.
    — Nie, to nie Psrker — oznajmił, o ile dobrze odgadł, o do chciała zapytać. — Wypadek w pracy — sprostował, ciesząc się, że w jego przypadku wyłącznie na złamanym obojczyku się skończyło i nikt inny poważnie nie ucierpiał.

    [Dziękuję, Flurry mnie podkusiła do zmiany i uznałam, że poza okresem zimowym, raczej tych zdjęć nie wykorzystam… A przecież mamy już luty, więc musiałam się pośpieszyć ^^]

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  20. Słuchała uważnie każdego słowa, które padało z ust młodego chłopaka. W pewnym momencie, Jaime przestał być w oczach Villanelle młodszym chłopakiem. Był od niej młodszy o kilka lat i do tej pory postrzegała go trochę, jak takiego chłopaczka. Oczywiście nie miała przy tym na myśli niczego obraźliwego. Teraz jednak był… Mężczyzną z doświadczeniami. Może to głupie, że w jednej chwili jej postrzeganie tak bardzo się zmieniło, ale historia, którą od niego usłyszała sprawiła, że nie mogła dłużej myśleć o nim w ten sposób. Życie go doświadczyło i widziało to teraz bardzo wyraźnie.
    — Och, myślałam… Myślałam, że ona też — wyszeptała cicho, bo musiała coś źle zrozumieć, albo za bardzo zaskoczona usłyszanymi słowami z ust Morettiego, nie dotarło do niej wszystko. Tak naprawdę nie wiedziała, co ma mu powiedzieć. Historia, którą właśnie usłyszała… Nie oszukujmy się. Nie spodziewała się, że wpadając na niego w windzie i słysząc o koszmarze, dowie się czegoś takiego. Zakładała raczej, że będzie go uspokajać i powtarzać mu, że to po prostu wytwór jego wyobraźni. Teraz nie mogła użyć takiego sformułowania. W tym konkretnym przypadku nie było użyteczne, bo chociaż sen i tak wytwarzała jego wyobraźnia… To nie wystarczyło. Nie w takiej sytuacji. — Byłeś tylko dzieckiem, Jaime… Nie mogłeś za wiele zrobić, to… Nie ma w tym nic dziwnego, ani złego, że byłeś przestraszony, że się bałeś. Że nie myślałeś o tym, co mógłbyś zrobić. — Powiedziała cicho, biorąc głęboki oddech. Ruchy jej dłoni na jego plecach stały się wolniejsze i delikatniejsze. Nie miała pojęcia, co mogła mu powiedzieć. Była przerażona wizją, że małe dziecko musiało być świadkiem takich wydarzeń… Nie potrafiła wyobrazić sobie, co takiego musiał czuć mały Jaime i co teraz musiał czuć. — Jaime, ale ty… Ty nie mogłeś nic zrobić. Nie możesz się obwiniać — pogładziła go raz jeszcze po plecach, zastanawiając się, co więcej mogłaby mu powiedzieć. Wiedziała, że w takiej sytuacji zwykłe słowa nie były wystarczające. W zasadzie, jakiekolwiek słowa to było za mało. Dużo za mało. Elle nie miała umiejętności, którymi mogłaby pomóc przyjacielowi.
    — Och, Jaime — powiedziała cicho, melodyjnym głosem — nie mogłeś nic zrobić. Co, jeżeli byście się pokłócili? Jeżeli by was usłyszeli? Jaime… To… To straszne co was spotkało, ale to, co stało się twojemu bratu to nie jest twoja wina — zagryzła wargi, wpatrując się w niego swoimi ciemnymi oczami. Nie wiedziała, jak mogła w tej sytuacji pocieszyć chłopaka — a koszmary… Sny nigdy nie oddają rzeczywistości — westchnęła ciężko — sny nie są rzeczywistością. To nie James jest na ciebie zły, to nie on cię nienawidzi. To twoja głowa. To ona sprawia, że James tak się zachowuje w tych koszmarach. Jestem pewna, że gdyby tylko mógł ci przekazać jakąś wiadomość… Na pewno powiedziałby ci, że nie jesteś niczego winien.
    Spojrzała na niego i zacisnęła wargi w wąską linię.
    — Nie masz za co mnie przepraszać — odparła ze spokojem — zawsze, kiedy będziesz potrzebował rozmowy… Jestem dla ciebie — uśmiechnęła się słabo — więc mnie nie przepraszaj. Nie masz za co mnie przepraszać, rozumiesz?

    Elcia

    OdpowiedzUsuń
  21. Na kilka sekund zamarła bez ruchu, gdy ich usta się spotkały. Nie spodziewała się zupełnie takiego obrotu sytuacji, kiedy postanowiła dzisiejszego wieczoru wyjść do baru. W jej życiu do tej pory był tylko jeden mężczyzna, do którego należał każdy pierwszy i kolejny raz. Pierwszy pocałunek, pierwszy seks, pierwsza randka… Daniel zawłaszczył sobie całą jej młodość i mimo tego, że od dawna nie byli razem, wciąż był jedynym mężczyzną w jej życiu. Po rozwodzie nie była w stanie nikomu zaufać na tyle, aby swobodnie porozmawiać i zaprzyjaźnić się, a co dopiero pozwolić mu na coś więcej. Po prostu uciekała, wycofywała się, wiedząc, że kolejnego ciosu nie przeżyje, a przecież każda relacja prędzej czy później kończy się tym, że co najmniej jedna ze stron cierpi.
    I dlatego tak bardzo przeraził ją ten pocałunek. Odsunęła się z wahaniem i spojrzała na niego naprawdę ze szczerą dezorientacją w oczach. Wiedziała, cholera, oczywiście, że wiedziała, że nie powinna się w nic takiego pakować z mężczyzną poznanym w barze, ale ten pocałunek… Obudził to, co uśpiła w dniu, w którym przyłapała męża na zdradzie. Od tamtego dnia nawet nie pozwoliła sobie fantazjować na temat jakiekolwiek mężczyzny czy chociażby minimalnej bliskości.
    Tylko że to… miało nic nie znaczyć, prawda? To, co działo się między nimi w tej chwili, było zupełnie niezobowiązujące. Chodziło po prostu o cielesność, o to, że ich ciała tak bardzo do siebie lgnęły i tak dobrze czuły się, będąc blisko siebie. To tylko pocałunek, a nie małżeństwo.
    Uśmiechnęła się sama do siebie, a z jej oczu zniknęło wahanie. Przysunęła się i tym razem do ona go pocałowała, czując w jak szaleńczym tempie wali jej serce. Wplotła palce w jego włosy i cicho westchnęła prosto w jego usta. Jaime nieświadomie stał się właśnie pierwszym mężczyzną, który sprawił, że Daniel przestał być jedynym. Już sama ta świadomość sprawiała, że Nel zapierało dech w piersiach.
    Nie wiedziała, jak długo trwał ten pocałunek, ale kiedy w końcu odsunęła się odsunęła od mężczyzny, aż kręciło się jej w głowie.
    - Kolejny drink…? – zaproponowała z zupełnie niewinnym uśmiechem.
    Na boga, naprawdę nie wiedziała, jak flirtuje się z facetem poznanym w barze. Nigdy wcześniej nie stawała przed takim wyzwaniem…!

    Nelcia S.

    OdpowiedzUsuń
  22. Gdyby wszystko działo się tak jak zwykle, powiedziałaby głośno i wyraźnie: „nie”. Tylko że dzisiejszego wieczoru wszystko stanęła na głowie, począwszy od jej decyzji do wyjścia z domu, po drinki, a na tych cholernych pocałunkach kończąc. I już wcale nie mogła zrzucać wszystkiego na alkohol, bo choć ten przyjemnie szumiał jej w głowie, to wiedziała, że wszelkie decyzje podejmuje w pełni świadomie.
    - Okej – powiedziała cicho i skinęła głową.
    Usta wciąż ją mrowiły od ich pocałunków, a to, że Jaime wciąż był tak blisko niej, nie pozwalało się skupić. Zachowywała się nieco jak narkoman, który po naprawdę bardzo długim okresie bez dragów, znów sięgnął po używki. Od lat nie była tak blisko drugiego człowieka i od tej bliskości aż kręciło się jej w głowie. Do tej pory nie zdawała sobie nawet sprawy z tego, jak bardzo jej tego brakowało. I jak bardzo pragnęła więcej, kiedy już przełamała pierwszą barierę.
    Już chwilę później byli gotowi do wyjścia, a Nel regulowała rachunek za wszystkie wypite tego wieczoru drinki. Kurczę, już zapomniała, ile kosztuje alkohol wypijany w barze... Picie w domowym zaciszu może było nieco bardziej przygnębiające, ale z pewnością wychodziło taniej. Minusem było to, że sama nie umiała robić drinków, bo jej zdolności barmańskie ograniczały się do mieszania wódki z różnymi rodzajami soków i owocowych napoi, a następnie dodawania do nich lodu.
    Nel zapięła swoją czarną, puchową kurtkę pod samą szyję i opatuliła się kanarkowo-żółtym szalikiem. Była zmarzlakiem. Nawet jeśli Jaime zapewnił ją, że mieszka tylko parę kroków od paru, to nie miała zamiaru przez te parę kroków drżeć z zimna i modlić się o to, aby nie zamarznąć żywcem. Gdy tylko wyszli z baru, owinęło ją lodowate, szczypiące w policzki i nos powietrze. Już dawno nie była tak późno poza domem i zapomniała, jak nieprzyjemne bywają zimowe wieczory. Zwłaszcza dla tak ciepłolubnych istot jak ona. Poprawiła szalik, naciągając miękki, ciepły materiał również na nos tak, że teraz widać było właściwie tylko jej błyszczące z podekscytowania jasnoniebieskie oczy i czubek głowy.
    - No to… prowadź – powiedziała, przewieszając niedużą, skórzaną torebkę przez ramię.
    Wsunęła dłoń pod jego ramię i przylgnęła do jego boku. Zawsze to trochę cieplej, gdy trzymasz się blisko drugiego człowieka, prawda?

    Nelcia S.

    OdpowiedzUsuń
  23. Aurora opłaciła swój rachunek i podziękowała kelnerce za miłą obsługę. Kiedy przeprowadziła się do Nowego Jorku też zaczynała jako kelnerka, ale musiała zrezygnować z pracy przez natłok zajęć, a także swoje zdrowie. Jej ciało nie wytrzymywało codziennego biegu przez uczelnię i szpital, a potem dodatkowo między stolikami z uśmiechniętymi, a czasem wyjątkowo uszczypliwymi gośćmi, choć Aurora naprawdę lubiła mieć kontakt z klientami i miło wspominała tę pracę.
    Zgodziła się, kiedy Jaime zaproponował, że może ją odprowadzić; wiedziała, że doskonale poradziłaby sobie bez tego, ale Nowy Jork bywał zdradliwy — a mimo to: do tej pory nie spotkało jej nic niebezpiecznego, choć naprawdę często wracała do domu po nocach. Teraz już ograniczyła swoją pracę po godzinach, więc rzadko się to zdarzało, ale mimo wszystko nie miała zbyt wiele zaufania do ciemnych uliczek i zakamarków, mimo że nie przesadzałaby też ze strachem. Po prostu ludzie... czasem ukrywali w sobie to, co złe; to, co mogło zranić kogoś innego.
    Opowiadała właśnie o swoich praktykach i o tym, że udało jej się ostatnio wziąć udział w poważniejszej operacji, a widząc jego zainteresowanie, kontynuowała swój monolog i uśmiechała się, gestykulując żywo. Aurora była straszliwą gadułą i zdarzało jej się wyrzucać z siebie naprawdę wiele słów. Poruszała wątek za wątkiem, rzucała swoją uwagą lub komentarzem, ciągnęła dygresję, mając nadzieję, że Jaime wcale się w tym wszystkim nie pogubił.
    Zatrzymała się niemalże od razu, gdy dwójka mężczyzn podeszła do nich, pojawiając się jakby znikąd. Jeden z nich był wyższy od tego drugiego — miał dość nieprzyjemną twarz, bliznę tuż nad prawym okiem i cwany uśmieszek. Niższy był właścicielem grubej twarzy i świńskich oczek. I nad wyraz chętnie obnażał swój pokaźny brak uzębienia, szczerząc się nieprzyjemnie.
    — Zobacz, stary — zaczął wyższy — chyba nam się poszczęściło.
    Niższy zarechotał głośno, oblizał językiem spuchniętą wargę i zażądał warcząc, żeby oddali im pieniądze, biżuterię lub cokolwiek innego, co mogłoby mieć jakąś większą wartość.
    Serce Aurory przyśpieszyło mocno i boleśnie dało o sobie znać. Spuściła wzrok do swojego pierścionka zaręczynowego — nikt nie zmusiłby jej do tego, żeby go oddała, dlatego zacisnęła dłoń w małą piąstkę. Jakby to miało cokolwiek zmienić, ale nie zmieniło, bo zaraz potem usłyszała naglący krzyk i zadrżała.
    Uniosła wzrok, żeby posłać Morettiemu niepewne spojrzenie. Martwiła się i wcale nie o siebie, a o niego, gdy zrobił krok do przodu, wysuwając się i narażając. Chciała jakoś zareagować, pomóc, powstrzymać go, zrobić cokolwiek, a potem wszystko działo się tak szybko, że zdołała jedynie desperacko krzyknąć, gdy jeden z osiłków wymierzył pięść w twarz, a jego głowa bezwiednie odwróciła się w tył pod wpływem uderzenia.
    — Jaime… — wymamrotała, chcąc do niego podejść, gdy tylko zobaczyła krew, ale chłopak odsunął ją i wykluczył z tego wszystkiego. W jej niebieskich oczach stanęły łzy i wrzasnęła krótko, gdy do akcji wkroczył wyższy z napastników.
    Niemalże od razu sięgnęła po telefon komórkowy i drżącymi dłońmi wybrała numer alarmowy — nie zdążyła jednak wcisnąć zielonej słuchaweczki, bo poczuła szarpnięcie za nadgarstek, a urządzenie zderzyło się głucho z chodnikiem. Dźwięk rozbijającego się ekranu sprawił, że oprzytomniała — mężczyzna pociągnął ją do siebie i zaczął szarpać, drąc się do niej jak szaleniec. Nie rozumiała nic z tego, co do niej krzyczał. Jego twarz krwawiła po tym, jak Jaime uderzył go w twarz, i śmiało mogła ocenić, że jego nos był złamany.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — No, dalej. Co przede mną ukrywasz, maleńka? — zawarczał, a Aurora wykrzywiła się w grymasie, nie poddając się kolejnym ruchom, bo kiedy nieznajomy się odsunął, podniosła kolano i uderzyła go w krocze. Facet wrzasnął głośno, wycedził przez zęby: ty mała suko i złapał się za jaja, dysząc ciężko.
      Spojrzała w jego rozszalałe spojrzenie, a potem rzuciła się w stronę telefonu komórkowego, ale mężczyzna był szybszy i złapał za jej ramię, powalając brutalnie. Zamortyzowała upadek dłońmi, dotkliwie je sobie raniąc i desperacko odrzuciła obce ręce od siebie, gdy przestępca zaczął szukać czegoś drogocennego w jej kurtce i kieszeniach jeansów. W jej oczach pojawiły się ogromne łzy i prawie wylałaby je, obnażając swoją panikę, ale nagle ktoś go od niej oderwał, a widząc zakrwawioną twarz Jaime’go, podniosła się niemalże od razu, chwiejnie utrzymując się w pionie.

      Aurora

      Usuń
  24. Jerome zajął krzesło obok przyjaciela, starając się przy tym usadowić tak, by złamany obojczyk zbytnio nie dawał mu się we znaki, co okazało się stosunkowo trudne. Nawet pomimo zażycia leków przeciwbólowych, przepisanych mu wczoraj na izbie przyjęć przez ortopedę, czuł nieustający dyskomfort i pewnie nie miało się to zmienić jeszcze w przeciągu kilku kolejnych dni. Nie było to jego pierwsze złamanie – być może nie było również tym ostatnim – więc wiedział, że wraz z upływającym czasem będzie się czuł coraz lepiej, dziś jednak nie był w najlepszej formie.
    W związku z tym musiał wysilić się znacznie bardziej, niż zazwyczaj, by skupić się na słowach Veroniki. Starał się łowić wszystkie informacje, które im przekazywała i choć wydawało mu się, jakby przetwarzał wypowiadane przez kobietę słowa z lekkim opóźnieniem, odczuł wyraźną ulgę. Cieszył się, że to ktoś inny zajął się roztrząsaniem faktów i dochodzeniem do prawdy, przez co ten niewygodny ciężar nie musiał spoczywać na jego barkach. Zatrudnienie prywatnego detektywa okazało się strzałem w dziesiątkę, ponieważ wyspiarz na pewno nie potrafiłby być tak drobiazgowy jak Veronica i poszedłby po najmniejszej linii oporu.
    Gdy kobieta zaprosiła ich do obejrzenia nagrania z monitoringu, Marshall pochylił się i wytężył wzrok. Zdawało mu się, że wzięte rano proszki dopiero zaczynały mu pokazywać, na co je stać i przez to czuł się delikatnie otumaniony, nie na tyle jednak, by nie wiedzieć, co się wokół niego działo. Śledził więc nagranie, aż na ekranie pojawił się zakapturzony mężczyzna, który najpierw rozejrzał się nerwowo, by następnie przykucnąć przy charakterystycznym, żółtym audi. Było widać, jak wyjmuje coś z kieszeni i zaczyna majstrować przy tylnym zderzaku.
    — Musimy zdać się na Jaime’ego — westchnął, a następnie z lekkim uśmiechem zerknął na przyjaciela. — Nie mam pojęcia, czy to on. Jak tylko się obróciłem, zostałem od razu uderzony. Jeśli jednak Jaime mówi, że to facet z baru, to nie ma podstaw, by mu nie wierzyć — stwierdził i wyprostował się, starając się przyjąć wcześniejszą, wygodną pozycję, w której obojczyk mu nie dokuczał.
    Poczekał, aż pani detektyw i Moretti wymienią się numerem telefonu Shaya, po czym posłał kobiecie pytające spojrzenie.
    — Myślę, że na dzisiaj to tyle — przyznała z pewnym żalem, uśmiechając się przy tym przepraszająco, jakby obawiała się, że Jerome i Jaime będą na nią źli za to, że niczego więcej dla nich nie miała. Starszy brunet jednakże daleki był od takiego myślenia; jeśli tylko na nagraniu widniał dokładnie ten sam mężczyzna, który zaatakował go w barze, to jego zdaniem mocno posunęli się na przód, ba!, wykonali wręcz milowy krok. — Teraz przede wszystkim musimy ustalić tożsamość osoby z nagrania i myślę, że twój wujek może nam w tym pomóc — wyjaśniała i przeniosła wzrok na Jaime’ego, uśmiechając się przy tym ciepło. — Umówię się z nim na spotkanie i będę was na bieżąco informować. Jak zwykle proszę, żebyście wy także dawali mi znać, jeśli dowiecie się czegoś nowego — podkreśliła, dla odmiany spoglądając na nich jak na dwójkę małych chłopców, którym nieustannie należało przypominać, by myli ręce przed jedzeniem.
    — Będę dzwonić — podsumowała, a następnie wstała, by się z nimi pożegnać. Było trochę śmiechu przy tym, jak Jerome podał kobiecie lewą dłoń, podczas gdy prawa została unieruchomiona, aż po kolejnych kilku minutach przyszywani bracia wyszli na zewnątrz.
    — Jaime… — zagadnął przeciągle Jerome i zakołysał się na piętach, co oznaczało, że ewidentnie miał do młodszego bruneta jakiś interes. — Mogę liczyć na podwózkę? I małą pomoc w zakupach? — rzucił. Zapewne gdyby musiał, doskonale poradziłby sobie sam i tak miało być w kolejnych tygodniach spędzonych w ortezie, ale dziś niemalże trzydziestolatek najzwyczajniej w świecie nie miał na to siły. Bark był tkliwy, leki przeciwbólowe działały tak sobie i jedyne, o czym marzył Jerome, to znalezienie się z powrotem w ciepłym mieszkaniu, gdzie mógłby ulokować się na kanapie przed telewizorem, bądź najlepiej od razu w sypialni.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  25. Nie zdążyła nawet porządnie zmarznąć, a już byli w ciepłym, przytulnym mieszkaniu. Zdjęła szybko zimowe botki, starając się nie nanosić mu za dużo śniegu do domu. Wprawdzie przy takiej pogodzie było to niemal niewykonalne, ale dla Nel nie było nic gorszego niż roztapiający się na podłodze śnieg, który zmienia się w kałuże i czyha na suche skarpetki niewinnych ludzi. Odrażające.
    - Nie, dziękuję, nie jestem głodna – odparła z uśmiechem.
    Jaime wydawał się jej nieco podenerwowany jej obecnością w swoim mieszkaniu i… nie dziwiła mu się, bo ona czuła się w pewnym stopniu podobnie. Przychodzenie na drinka do mężczyzn poznanych w barze było zupełnie nie w jej stylu. Cóż, najwyraźniej to był wieczór jej pierwszych razów.
    - Ale z łazienki chętnie skorzystam – dodała i znikła za drzwiami wskazanego przez niego pomieszczenia.
    Umyła ręce, poprawiła nieco rozczochrane od zimowego wiatru włosy i pociągnęła usta przezroczystym błyszczykiem, który smakował toffi. Jak na kogoś, kto jeszcze chwilę temu czuł się naprawdę wstawiony, wyglądała całkiem trzeźwo. Uśmiechnęła się do swojego odbicia w lustrze i wyszła z łazienki, a potem skierowała się w stronę salonu. Gospodarz najwyraźniej jeszcze pracował nad drinkami, więc ona rzuciła torebkę na kanapę i przykucnęła przy wybiegu dla Henia.
    Gdy Jaime wszedł do salonu ze szklankami w rękach, Nel kucała przy wybiegu dla Henia, starając się przekonać go, że przybywa w pokoju i ma naprawdę przyjacielskie zamiary. Gryzoń wydawał się jednak nie być przekonany i wciąż spoglądał na nią z pewnego rodzaju dystansem. Odsunęła się od klatki i usiadła na sofie koło Jaime’go.
    - Chyba mnie nie polubił – powiedziała ze śmiechem, a potem wzięła szklankę.
    Upiła łyk. Faktycznie, drink był delikatny, słodki, a alkohol – niemal niewyczuwalny. Takie drinki Nel właśnie lubiła najbardziej. Wiedziała wprawdzie, że są bardzo zdradliwe, bo smakują jak oranżadka, a kopią jak czysta wódka, ale i tak miała do nich słabość i rzadko decydowała się na picie czegoś innego.
    - Całkiem niezłe – powiedziała, odstawiając szklankę na stolik.
    Rozejrzała się dookoła.
    - Ładnie tu masz - powiedziała z uznanieniem.

    Nelka S.

    OdpowiedzUsuń
  26. Rudowłosa z całą pewnością nie mogłaby tak po prostu odstawić słodyczy. Co prawda miała ustaloną dietę, bo chciała wrócić do swojej poprzedniej formy, ale jej dieta wcale nie opierała się na jedzeniu liści sałaty i zagryzania ich rzodkiewką. Miała ciekawe przepisy, które skutecznie realizowała i nie mogła narzekać na brak różnorodności. Słodycze w tę dietę również wchodziły. A zresztą, jak raz na jakiś czas zrobi sobie cheat day nic się jej nie stanie złego. W dodatku wypieki zrobione przez Jaime’go były zwyczajnie genialne i nie potrafiła im się oprzeć.
    — Mój mąż jest jeszcze większym żarłokiem niż ja, uwierz mi, byłby w siódmym niebie — zaśmiała się. To była akurat prawda i zarówno Carlie, jak i Matt lubili sobie pojeść. Nie byłoby żadnych przeciwwskazań, aby Jaime tu sobie zamieszkał. Mieli mieszkanie na tyle duże, aby każdy znalazł kąt dla siebie i miał trochę prywatności. Ale podejrzewała, że na dłuższy okres czasu to mogłoby nie wypalić i chyba lepiej będzie pozostać po prostu przy spotkaniach co jakiś czas. Tak, na pewno będzie wygodniej w te sposób.
    Carlie bardzo chciała wyjść z Jaime na trampoliny. PRzeded wszystkim brzmiało to jak naprawdę świetna zabawa i potrzebowała obudzić w sobie wewnętrzne dziecko. Co prawda teraz miała aż dwójkę dzieci, ale to było zupełnie co innego. Zamierzała dobrać odpowiedni czas, aby pasowało zarówno jej jak i chłopakowi. I tym razem upewni się, że niania albo brat czy Matt będą w mieszkaniu, aby zająć się dziećmi. Nie umiałaby jednak wyjść wiedząc, że nie ma odpowiedniej opieki do bliźniąt, a ich ze sobą akurat już by zabrać przecież nie mogła.
    — A teraz jesteś do niego przekonany? — spytała. Doskonale wiedziała, jak to jest, gdy miało się pierwszy raz zwierzaka. Carlie, gdy brała Babe nie była pewna czy powinna, bo w końcu świnka wiecznie malutka nie będzie i teraz już przypominała bardziej średniej wielkości psiaka, ale nadal kochała ją tak samo, a może nawet i bardziej. Po prostu kochała tę świnkę i nie wyobrażała sobie życia bez niej. Jaime miał też jak w banku to, że wpadnie, aby poznać nowego współlokatora przyjaciela.
    Nie miałaby też nic przeciwko temu, aby usłyszeć o zajęciach chłopaka. Może i była młodą mamą, ale lubiła sprawy kryminalne i często o nich słuchała, a te dosyć często uwzględniały dzieci. Co prawda była teraz bardziej na to uczulona i pękało jej serce, gdy coś się działo dzieciom, ale wszystkim pomóc nie mogła i nie zamierzała płakać nad wszystkimi. No, ale może przy innej okazji uda się jej co nieco usłyszeć i wyciągnąć z chłopaka trochę więcej informacji.
    Sama wciąż nie do końca wiedziała, jak sobie radziła czasem z dwójką dzieci całkiem sama. Ale jakimś cudem dawała radę, choć nie było to najłatwiejsze zadanie. Z tej dwójki to zdecydowanie Casper był spokojniejszy, ale wszystko zależało od dnia i godziny. Teraz chłopiec był wyspany, ale jeszcze potrzebował jedzenia, na szczęście mleko było przygotowane wcześniej i wystarczyło mu je podgrzać. Minęło może dziesięć minut zanim Carlie wróciła do salonu, ale widok, który zastała całkowicie ją zaskoczył.
    Uśmiechnęła się lekko.
    — Widzę, że chyba bliżej się poznajecie — powiedziała — marudziła pewnie, hm? — spytała. Nie było innej opcji, a dziewczynka lubiła na siebie zwracać uwagę.
    Zamierzała ją od niego przejąć tak szybko, jak to będzie możliwe. Podejrzewała, że Leilani powinna być już grzeczna i spokojnie leżeć w ramionach Jaime’go, który choć był spięty w oczach Carlie radził sobie naprawdę dobrze.
    — Wezmę ją od ciebie, muszę nakarmić tylko tego złośnika — powiedział wsadzając też butelkę do podgrzewacza, aby miał cieplejsze mleko — wszystko w porządku?

    [Dobrze mu poszło! :D:D]
    Carlie

    OdpowiedzUsuń
  27. Prawdopodobnie w przeciągu najbliższych kilku dni mieli dowiedzieć się, o co chodzi, a przynajmniej taka nadzieję żywił Jerome. Udało im się uzbierać zaskakująco dużo elementów tej pogmatwanej układanki, które może i na pierwszy rzut oka kompletnie do siebie nie pasowały, ale poskładanie ich w całość było zadaniem Veronici, która nie bez powodu wykonywała taki, a nie inny zawód. Wyspiarz postanowił zaufać kobiecie i wiedział, że ta będzie drążyć tak długo, póki nie pozna prawdy. Widział w jej oczach to charakterystyczne zacięcie, które sugerowało, że nie odpuszczała łatwo i nie zrażała się nawet, kiedy coś początkowo nie szło po jej myśli. Wydawało się, że jeśli nie mogła wejść drzwiami, to robiła to oknem i cóż… Bez wątpienia byłoby ciekawie, gdyby Shay zwrócił na nią uwagę i vice versa. Jaime i Jerome mieliby na koncie nie tylko pośrednie, udane rozwiązanie sprawy, ale też kwitnący związek. W końcu któż to wiedział, jak wszystko mogło się potoczyć?
    Uśmiechnął się szeroko, kiedy Moretti bez sprzeciwu przystał na jego propozycję i ochoczo, na ile to było możliwe w jego stanie, ruszył w kierunku zaparkowanego nieopodal mustanga. Ostrożnie wgramolił się na miejsce pasażera i mimo że zawsze to robił, tym razem nie zapiął pasów; materiał układałby się przecież wprost na jego ramieniu, co na pewno nie miało być miłe. Jerome liczył więc na to, że nie natrafią po drodze na żaden patrol policji, a nawet jeśli, to stróże prawa okażą się wyrozumiali ze względu na jego kontuzję.
    — Przygotowywaliśmy do rozbiórki stary budynek na Bronxie — zaczął, bębniąc palcami zdrowej ręki w udo. — Wiesz, przed przyjazdem buldozerów trzeba było uporać się między innymi z elektryką czy instalacją gazową… Nie mam pojęcia czy to my coś naruszyliśmy, czy może po prostu znaleźliśmy się w niewłaściwym miejscu, o niewłaściwej porze… Ale spadła na nas sufitowa belka — wyjaśnił, spojrzawszy krótko na przyjaciela. — Oberwałem jej kocem w ramię. Znajomego przygniotło, ale na szczęście jest tylko mocno potłuczony. Tym sposobem obydwoje trochę sobie odpoczniemy na chorobowym — podsumował i mrugnął porozumiewawczo do młodszego bruneta, nie chcąc roztrząsać tego, co by było, gdyby. Najważniejsze, że zarówno Jerome, jak i Mateusz wyszli z całego zajścia bez większego uszczerbku na zdrowiu i za kilka tygodni obydwoje wrócą do pracy.
    — Popatrz, a liczyłem właśnie na to, że wyszorujesz mi podłogi! — roześmiał się wesoło i pokręcił głową. — Dzięki — dodał jednak w odpowiedzi na jego propozycję. — Mam nadzieję, że sobie poradzę, ale w razie czego będę dzwonił. Musimy kupić dużo mrożonych, gotowych dań… — zdecydował z rozbawieniem i westchnął lekko, bo choć średnio uśmiechała mu się podobna dieta, to początkowo właśnie tak będzie musiał sobie poradzić. Na pewno nie zamierzał dopuścić o tego, żeby Jaime wpadał do niego codziennie i gotował mu obiadki. Chłopak miał przecież swoje życie, studia i nadchodzące praktyki, które na pewno były ciekawsze niż stanie przy garach.
    Z auta wygramolił się równie powoli, co do niego wsiadł, ale już do wejścia do marketu ruszył względnie sprawnie. Świeże, zimne powietrze dobrze na niego działało i Jerome nie czuł się tak przygaszony z powodu leków, jak w ciepłym i przytulnym gabinecie Veronici.
    — Tez jestem tego ciekaw — westchnął, tuż przed samymi drzwiami zgarniając koszyk na kółkach, który pchnął w stronę przyjaciela, ponieważ manewrowanie nim wyłącznie za pomocą jednej ręki raczej nie było dobrym pomysłem. — Możesz później odezwać się do Shaya i podpytać, na kiedy umówił się z Veronicą. Będziemy wtedy choć mniej więcej wiedzieć, kiedy możemy spodziewać się nowych wiadomości.
    Znając konkretny termin, przynajmniej nie będą siedzieć jak na szpilkach i oczekiwać na informacje.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  28. Zaśmiała się szczerze.
    - Właściwie to bardzo rzadko bywam w barach. To trochę… jakby… nie w moim stylu? – zaśmiała się i upiła łyk drinka. Rozsiadła się wygodnie na kanapie, opierając plecami o oparcie. Podwinęła nogi, siadając po turecku. – Zdecydowanie wolę domówki. Jakoś nigdy nie byłam wielbicielką ani barów, ani klubów… Nie mój klimat. Za głośno, za dużo ludzi, za duszno… Ogólnie znalazłabym mnóstwo argumentów udowadniających wyższość domówek.
    Nel nie była odludkiem. Kochała ludzi i ich towarzystwo, ale nie była raczej typem imprezowego zwierza, który każdy piątkowy i sobotni wieczór spędza w klubie. Na domówkach…? Proszę bardzo. A przynajmniej jeszcze jakiś czas temu tak było.
    Uśmiechnęła się delikatnie, gdy tylko zapytał o pracę. Uwielbiała o niej opowiadać, chociaż bardzo często spotykała się z niezrozumieniem. Rozumiała, że nie każdy musi lubić dzieci, zwłaszcza cudze, ale strasznie irytowało jej, gdy słyszała teksty typu: „no to chyba był plan B, nie?”. Nie rozumiała, dlaczego ludzie uważali, że nikt przy zdrowych zmysłach nie chciałby sam z siebie pracować z dziećmi.
    - Zawodowo śpiewam piosenki, lepię zwierzątka z plasteliny, oglądam najnowsze bajki i kreskówki i tłumaczę, dlaczego trzeba jeść warzywa. Z owocami jest mniej roboty, uwierz mi – powiedziała z poważną miną, a widząc jego zagubienie, roześmiała się głośno. – Jestem przedszkolanką, a dokładniej – wychowawczynią grupy przesłodkich pięciolatków.
    Widać było, że mówienie o pracy sprawia jej frajdę. Naprawdę lubiła zajmować się dzieciakami. Marzyła o tym od… od zawsze. Nie umiała sobie wyobrazić, aby była w stanie cieszyć się w takim samym stopniu jakąkolwiek inną pracą.
    O swojej drugiej profesji Nel nie opowiadała z reguły… nikomu. Naprawdę niewiele osób wiedziało, że poza opieką nad bandą rozbrykanych urwisów zajmuje się także pisaniem opowiadań erotycznych, które publikuje w internecie. M. Daisy była już całkiem popularną autorką i miała grono swoich wiernych fanów, którzy nie opuścili jej nawet w momencie, gdy jej teksty przestały być dostępne za darmo. Dostęp do jej opowiadań nie był drogi, pobierała za to naprawdę symboliczne opłaty, ale ostatecznie potrafiła zebrać się z tego całkiem przyjemna sumka, która co miesiąc zasilała jej konto.
    - A ty? Czym się zajmujesz? – zapytała, upijając kolejny łyk drinka.
    Zdecydowanie alkohol tego wieczoru wchodził jej za łatwo. Odstawiła szklankę na stół i z powrotem się oparła. Ograniczony zasięg do alkoholu oznacza mniejsze jego spożycie. Niby prosty trik, ale Nel zajęło trochę czasu, zanim go odkryła.

    Nelcia

    OdpowiedzUsuń
  29. Carlie nie podejrzewała tego, że Jaime i Leilani mogliby się ze sobą bliżej zaprzyjaźnić. Zupełnie nie oczekiwała tego, że chłopak mógłby się nią zająć i nie miałaby mu za złe tego, gdyby zostawił ją zapłakaną w nosidełku. Nie był tutaj przecież od tego, aby zajmować się dziećmi, a przyszedł do niej. Carlie nie mogła zrobić sobie z niego darmowej opiekunki. Oczywiście była mu ogromnie wdzięczna, bo gdyby nie to, że ją wziął miałaby tutaj pewnie niezły młyn. Płacząca Leilani równało się płaczący Casper, a to była mieszanka wybuchowa i mogłaby mieć z tym już mały problem, aby uspokoić dwójkę na raz.
    — Nieźle ci idzie — powiedziała z uśmiechem. Chwilę później zajęła już miejsce na kanapie blisko Jaime’go, ułożyła odpowiednio Caspra w swoich ramionach i podała mu butelkę, do której niemal od razu się dorwał i był już spokojnym maluchem, który w ramionach mamy miał wszystko czego mógł sześciomiesięczny dzieciak chcieć. — Naprawdę, zazwyczaj trzeba jej więcej czasu, aby się przyzwyczaić. To typowa córeczka tatusia, wszędzie niby dobrze, ale u Matta jej najlepiej — dodała. Mogli chyba uznać to za sukces, bo skoro dziewczynka nie płakała to nie było wcale tak najgorzej.
    Z tego co Carlie wiedziała, to jej przyjaciel nie był wielkim fanem dzieci, ale nie wiedziała, dlaczego. Oczywiście nie zawsze był jakiś powód. Czasem po prostu się ich nie tolerowało i wolało trzymać się od nich z daleka. Zresztą, Jaime był też przecież młody i w tym roku miał dopiero skończyć dwadzieścia jeden lat, a to było tak na dobrą sprawę wciąż mało i w tym wieku nikt nie powinien podejmować poważnych decyzji o zakładaniu rodziny ani być pewnym, czy się ją chce w ogóle zakładać.
    — Będzie ci lepiej, jak powiem, że ja też się boję? — spytała. Nie chodziło jej o to, że bała się faktu, że Jaime trzyma jej córkę na rękach. Przecież nie rzuci nią nagle przez cały salon ani nie odbije od podłogi, jak piłki. — Sama nie wiem co robię. Wiesz, niby mi wszyscy pokazywali co robić i zapewniali, że dobrze sobie radzę, ale… co, jeśli jednak trzymam go teraz źle i okaże się, że za parę lat będzie miał problem z kręgosłupem? Albo co, jeśli to mleko naprawdę jest szkodliwe i przez to robię im krzywdę, z którą będą się borykać do końca życia? — Wcale nie oczekiwała od niego odpowiedzi, a jedynie chciała mu pokazać, że sama też ma obawy i nie było nic złego w tym, że one są.
    Przyglądała się im z lekkim uśmiechem, bo to był naprawdę uroczy widok. Zapatrzona w Jaime’go Leilani, dla której był kimś nowym i Jaime, który przestraszony miał niemowlaka na rękach. Ale szło mu naprawdę dobrze i to było chyba najważniejsze.
    — Mogę się spytać czemu masz taką… hm, awersja to chyba za mocne słowo, ale niechęć do dzieci? — spytała ostrożnie. Nie, aby teraz prawiła mu poematy, że należało kochać wszystkie dzieci i każde było cudem zesłanym z niebios. No, nie. Wcale przecież tak nie było, a jej nie odwaliło. Całe szczęście nie stała się jedną z tych, które po urodzeniu widziały tylko dzieci i jak ktoś ich nie lubił to lądował na czarnej liście. — Przepraszam, jeśli to zbyt osobiste. Po prostu trochę mnie to ciekawi, nie musisz odpowiadać jeśli nie chcesz.

    [Chyba wiem kto będzie ulubionym wujkiem Lei... :D:D]
    Carlie

    OdpowiedzUsuń
  30. — Jak mogłeś w ogóle pomyśleć, że ucieknę — powiedziała łagodnie, uważnie go obserwując. Miała wrażenie, że Jaime był w tej chwili bardzo lękliwy. A przecież znała go, jako odważnego chłopaka, z którym próbowali rozwiązać tajemniczą zagadkę podczas wycieczki. Byli wtedy trochę, jak dzieciaki z bajki o Scooby doo. Teraz miała jednak szansę, a raczej możliwość zobaczenia go od zupełnie innej strony i odrobinę ją to przerażało. Nie Jaime. Przerażało ją to, jak łatwo można było ukryć pewne cechy, strach, z którym żyło się, na co dzień. Zastanawiała się, jak bardzo musiało to być męczące dla Jaime’ego. Ona sama… Zazwyczaj, kiedy miała jakiś problem, od razu było to widać. Owszem starała się ukryć to przed światem, ale nie potrafiła robić tego, tak dobrze, jak robił to Moretti. — I nie masz za co mi dziękować, naprawdę… Jaime, to co przeżyłeś, jako dziecko — przerwała, bo tak naprawdę nie była w stanie, nawet odnaleźć odpowiednich słów, które byłyby w stanie wyrazić wszystkie jej uczucia, które w tej chwili do niej docierały. Była przerażona, współczuła mu, ale jednocześnie czuła ulgę, że coś takiego nie spotkało jej… Było jej jednocześnie smutno, że spotkało jej przyjaciela i w ogóle, że spotkało kogokolwiek na świecie. Takie rzeczy nie powinny się dziać. — Och Jaime, to nie jest ani twoje wina, ani wina twojego chrzestnego to… — wzięła głęboki oddech. Usiadła na krześle obok chłopaka i złapała jego dłonie, aby spojrzał na nią. — To się po prostu stało. Jedyną winną osobą jest ta, która postanowiła włamać się do waszego domu i to zrobić twojemu bratu. Nikt inny nie jest winny, to… To tylko wina tego mordercy — wyszeptała, czując, że głos jej odrobinę drży. Pogłaskała powolnymi ruchami dłonie przyjaciela — widzisz… Widzisz to, że Shay nie jest winny. Ty też nie jesteś winny. To działa w ten sam sposób — powiedziała. Nie wierzyła jednak w to, aby Jaime od tak uznał, że Morrison mówi mu prawdę. Skoro przez tyle lat wmawiał sobie, że to on jest winien śmierci brata, wiedziała, że tak po prostu nie pozbędzie się tej myśli. Chociaż bardzo chciałaby, aby się tak właśnie stało. — Nie wiem, co mam zrobić, żeby ci jakoś pomóc — powiedziała zgodnie z prawdą — chciałabym, żebyś przestał się tym obwiniać, bo to naprawdę nie jest w żadnym stopniu twoja wina, Jaime — powtórzyła raz jeszcze. Puściła jego ręce i skinęła delikatnie głową.
    — Oczywiście, że jesteśmy przyjaciółmi. Zawsze możesz na mnie liczyć i nie wahaj się dzwonić nawet w środku nocy, gdybyś potrzebował z kimś po prostu porozmawiać. Co prawda nie jestem na tyle mobilna, aby zagwarantować ci nocną wycieczkę, ale na pewno z tobą porozmawiam — uśmiechnęła się przyjaźnie do chłopaka, licząc na to, że weźmie jej słowa na poważnie — i będę pamiętała — pokiwała głową na znak, że przyjmuje do wiadomości jego słowa — u mnie ostatnio jest… Nudno — wzruszyła lekko ramionami — z przyjacielem organizujemy zbiórkę na zwierzęta dla pewnego gospodarstwa… Jeżeli miałbyś ochotę, możesz wesprzeć naszą akcję, dodając filmik na media społecznościowe z odpowiednimi tagami. Musisz na filmiku zrobić coś, co pomaga naszemu środowisku — dodała z uśmiechem — a poza tym… — wzruszyła lekko ramionami — na ten moment naprawdę jest u mnie nudno, ale gdy tylko, cokolwiek się będzie działo, od razu będziesz o tym wiedział.

    Elcia

    OdpowiedzUsuń
  31. Słuchała go uważnie, kiwając co jakiś czas głową. Jej dłoń mimowolnie wylądowała na jego udzie i pomalutku przesuwała się wzdłuż niego w kierunku kolana i z powrotem. Przyszło jej to bardzo naturalnie i dopiero po pewnym czasie zorientowała się, że w ogóle to robi.
    Nel umiała całkiem nieźle słuchać i zawsze dawała odczuć swojemu rozmówcy, że naprawdę jest zainteresowana tym, co ten mówi. Wprawdzie lepiej wychodziło jej mówienie, bo rzadko kiedy była cicho, ale naprawdę bardzo się starała, aby dać dojść do głosu także innym.
    Uśmiechnęła się, słysząc, z jaką pasją opowiada o swoich studiach. Niekoniecznie to rozumiała, bo jednak wolała pracę z ludźmi nieco bardziej… żywymi, ale miło było słuchać kogoś, komu nauka sprawia taką frajdę. Dla niej studia to była droga przez mękę, bo były piekielnie nudne i niewiele wspólnego miały z praktyką. Przebrnęła przez nie tylko dlatego, że naprawdę bardzo chciała pracować z dziećmi. Na szczęście, historia pedagogiki nie była jej do tego potrzebna i mogła o wszystkim zapomnieć zaraz po zdaniu egzaminu.
    - Brzmi interesująco, ale coś czuję, że jedyne zwłoki, które nie wprawią mnie w stan przedzawałowy, to te z Dowodów zbrodni albo Zabójczych umysłów - powiedziała ze śmiechem, wymieniając tytuły swoich ulubionych seriali kryminalnych.
    Gdyby ktoś chciał wiedzieć, jak Nel zazwyczaj spędza sobotnie wieczory, to… no właśnie tak. Na kanapie, z pudełkiem lodów i ukochanymi serialami. Widziała wszystkie sto pięćdziesiąt sześć odcinków Dowodów zbrodni co najmniej dwa razy.
    Zakryła mu usta dłonią, gdy tylko je otworzył, ewidentnie chcąc coś powiedzieć. Spojrzała na niego rozbawiona.
    - Wiem, a raczej domyślam się, co chcesz w tej chwili powiedzieć – powiedziała wyraźnie rozbawiona. – Zdaję sobie sprawę z tego, że żaden z tych seriali nie ma zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością. Co z tego, skoro tak dobrze się je ogląda?
    Cofnęła dłoń od jego ust i zmrużyła rozbawiona oczy.
    - Aczkolwiek… no, podziwiam. Do tej pracy trzeba mieć nerwy ze stali, więc ja raczej bym się nie nadawała – dodała po chwili.
    Już sama myśl o tym, że mogłaby znaleźć się w pobliżu martwego człowieka napawała ją dreszczem. Wolała nie wiedzieć, jak zachowałby się, gdyby to wydarzyło się naprawdę, bo coś jej podpowiadało, że wpadłaby w panikę.

    Nelcia S.

    OdpowiedzUsuń
  32. Carlie chciała trochę bezczelnie Jaime’go wykorzystać, dopóki miał na rękach Leilani. Przede wszystkim trudno byłoby jej nakarmić tego urwisa, gdyby dziewczyna była obok. Jakoś dawała radę, ale zwykle wyglądało to tak, że karmiła jedno, drugie leżał w bujaku i marudziło, a potem była wymiana. Teraz panowała przyjemna cisza, za którą rudowłosa czasem tęskniła. Nie zamierzała długo oczywiście przyjaciela męczyć, bo nie po to tutaj przyszedł. Sama za to była zachwycona, jak świetnie wychodzi mu opieka nad dziećmi. Co prawda to nie było żadnym znakiem, że teraz będzie mu wciskać dzieciaki, co to, to nie.
    — Najwyraźniej naprawdę jej bardzo pasujesz — powiedziała z uśmiechem i pewnością w głosie. Gdyby dziewczynce było źle, już dawno wiedzieliby o tym, a raczej słyszeli. Bardzo głośno potrafiła dać znać, gdy jej coś nie pasowało, a póki co chyba bardziej zadowolonego z życia dziecka nie było.
    Wszyscy mieli obawy. A Carlie nie była stworzona do dzieci. Wcześniej nawet nie myślała, że chciałaby je mieć i może jako dziecko bawiła się w dom, miała lalki, którymi się zajmowała to wcale nie znaczyło, że chce w przyszłości sama zostać mamą i przez długi czas nie miała nawet w głowie tego, aby powiększać rodzinę. A teraz proszę, miała dwójkę i to na raz. Wszystko, jak widać zależało od odpowiedniej osoby, ale nawet to nie sprawiło, że spłynęła na nią cała wiedza o dzieciach. Do tej pory się uczyła, każdy dzień przynosił coś nowego i sprawiał, że coraz lepiej poznawała swoje dzieci. Często była przerażona, że robi im krzywdę, zadawała rodzicom i Matthew setkę pytań czy aby na pewno jest wszystko w porządku i wiedziała, że czasem mają ochotę jej przyłożyć za taką ilość pytań. To było najzwyczajniej w świecie męczące, gdy tyle z jej strony padało pytań.
    — Przepraszam, ale nie martw się, wszystko jest w jak najlepszym porządku — zapewniła zerkając jeszcze w ich stronę. Leżała odpowiednio, zapatrzona w Jaime’go wydawała się nie zwracać już uwagi na otaczający ją świat. — Trzeba bardzo się postarać, aby mnie urazić — zapewniła.
    Nie należała do tego typu dziewczyn, które potrafiły się obrażać za wszystko. Poza tym wychowując się w show biznesie Carlie miała dość mocną skórę, czego może nie było widać na pierwszy rzut oka, ale nie dawała się byle czemu ściąć z nóg. Poza tym nie uważała, aby Jaime mógł powiedzieć coś, co sprawi, że będzie miała do niego urazę. Po to się w końcu rozmawiało, aby poznać punkt widzenia drugiej osoby. Wysłuchała go uważnie, choć trochę była zaskoczona jego odpowiedzią, ale może nie powinna się dziwić? Sama często łapała się na tym czy wychowuje swoje dzieci odpowiednio. Nigdy nie było przecież stuprocentowej gwarancji, że wyjdzie tak, jak ona tego chce.
    — W porządku, naprawdę — zapewniła uśmiechając się do przyjaciela — ale masz z tym rację. Nie ma w sumie pewności, że wychowując dziecko wyrośnie ono na dobrego człowieka. Można tylko mieć nadzieję, że takie będzie — dodała i spojrzała na spokojną twarzyczkę chłopca, któremu odwidziało się już jedzenie. Odstawiła więc butelkę.
    Spojrzała po chwili jednak na chłopaka z uniesioną brwią.
    — Jimmy to twój brat? — spytała ostrożnie mając wrażenie, że wchodzi teraz na bardzo cienki grunt.

    [A dziękujemy. :D Jak tylko je zobaczyłam, to wiedziałam, że muszą znaleźć się w karcie. ;>
    No on już się bardzo stara!<3:D]
    Carlie

    OdpowiedzUsuń
  33. Doskonale zawał sobie sprawę z tego, że jego opowieść brzmiała dość makabrycznie i mógł opowiadać o wypadku na budowie z tak dużym spokojem wyłącznie dlatego, że zarówno on i Mateusz, jak również reszta przebywającej wtedy w budynku ekipy wyszli z tego bez szwanku. Złamany obojczyk był niczym w porównaniu z tym, co mogło się wydarzyć, gdyby trajektoria lotu belki zmieniła się o kilka centymetrów i Marshall był tego świadomy. Stąd nie gdybał i nie roztrząsał całego zajścia, poniekąd ciesząc się tym, że w jego przypadku skończyło się to wyłącznie na ortezie, w której miał spędzić kilka najbliższych tygodni.
    W odpowiedzi na słowa przyjaciela dotyczące tego, by na siebie uważał, posłał mu jedynie wymowne spojrzenie, lecz po chwili uśmiechnął się lekko, wdzięczny za jego troskę. Starał się uważać, naprawdę, tym bardziej, że na budowie wcale nie trudno było o popełnienie głupiego błędu, który mógł ukazać się tragiczny w skutkach, przez co wyspiarz podczas pracy był wyjątkowo uważny, starał się nie myśleć o niebieskich migdałach i skupiać na faktycznie wykonywanym zajęciu, a także przestrzegać wszystkich przepisów i zaleceń. Pewnych zrządzeń losu nie sposób jednak było przewidzieć, tak jak chociażby tego, że tamtego feralnego dnia spadnie na nich sufitowa belka.
    Może to wcale nie był taki zły pomysł? Skoro Jaime faktycznie gotował sam dla siebie, to nie byłoby dla niego problemem, aby przygotowywać większe porcje? Jerome nie chciał w ten sposób żerować na młodszym brunecie, dosłownie i w przenośni, więc nie od razu udzielił mu odpowiedzi na tę propozycję i póki co, postanowił jednak zaopatrzyć się w mrożonki. Ostatecznie jednak nie miał nic przeciwko temu, by co kilka dni przyjaciel zaopatrzał go w coś dobrego. Tym sposobem tygodnie poświęcone na powrót do zdrowia minęły Marshallowi zupełnie niepostrzeżenie. Stosunkowo szybko rozpoczął rehabilitację, co przy złamaniu obojczyka podobno było na porządku dziennym i już w połowie lutego na dobre pożegnał się z ortezą. Miał kontynuować wizyty u fizjoterapeuty jeszcze przez kolejne trzy tygodnie, przez co do pracy mógł powrócić w drugim tygodniu marca.
    Pani detektyw przez cały ten czas nie miała dla nich żadnych nowych informacji, ale może to i nawet lepiej? Jerome mógł skupić się na sobie i nie przeciążał kontuzjowanego ciała, natomiast kiedy Veronica wreszcie się do nich odezwała, co miało miejsce zaraz pierwszego marca, mógł na nowo poświęcić się sprawie Parkera. Tym bardziej, że miał ostatni tydzień wolnego w pracy i kto wie, może miało udać im się wyjaśnić wszystko w przeciągu najbliższych kilku dni?
    Veronica poprosiła, aby na spotkaniu z nią stawiła się cała trójka: Jerome, Jaime oraz Shay. Wyspiarzowi było odrobinę głupio, że wciągnął w to tak wiele osób, ale cóż mógł teraz na to poradzić? Nic, dlatego umówili się, że on i Shay wpadną do Jaime’ego, by stamtąd udać się bezpośrednio do biura detektywistycznego.
    — No cześć, jestem już na dole — poinformował, kiedy znalazł się już pod blokiem Moriettiego i zdecydował się do niego zadzwonić, by przypadkiem niepotrzebnie nie fatygować się na górę. — Shay już może u ciebie jest i zejdziecie na dół? Czy mam wpaść do środka? — zagadnął, odruchowo zadzierając głowę, by popatrzeć po oknach górującego nad nim wieżowca.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  34. [Emma zdecydowanie może stać się jego przeszkodą w próbie nawiązywania zdrowych relacji. Oczywiście, o ile masz ochotę postawić na jego drodze trudności. Nie widzę informacji o tym, kiedy przeprowadził się z Miami. Moglibyśmy zrobić z nich znajomych z przeszłości, którzy niespodziewanie się spotykają w teraźniejszości. Emma nie zorientowałaby się, że zna go ze swojego wcześniejszego życia, a Jaime pewnie by się zorientował (skoro jego mózg nie broni się przed nadmiarem informacji, to pewnie mało realne, aby tak po prostu zapomniał jakąś twarz? Nie wiem, na jakiej zasadzie to u niego działa). Wydaje mi się, że jest tutaj ogromny potencjał na jakiś zaskakujący i nieprzewidywalny wątek!]

    Emma Clancy

    OdpowiedzUsuń
  35. [Spider-man! :D A tak na poważnie, to właśnie w trakcie poszukiwania wizerunku, trafiłam na tego aktora a potem na serial, który tak mnie wciągnął, że aż mi zeszło dwa tygodnie z dodaniem karty postaci :) Teraz już nie wiem, ile w Tyronie Tyrona a ile Jordana, bo z czasem zaczęło mi być dziwnie na myśl, że to koszykarz a nie footballista :)
    Dziękuje za powitanie :) ]

    OdpowiedzUsuń
  36. Jeśli Carlie mogła być szczera, a przy przyjacielu nigdy nie czuła potrzeby, aby cokolwiek ukrywać i zdawała sobie sprawę z tego, że czasem bywała za bardzo wylewna, to na jej to do list również nie znajdowała się opieka nad dziećmi, a raczej zajście w ciąże i bycie mamą. To ją wciąż przerastało, nie zamierzała udawać, że pozjadała wszystkie rozumy i wie jak należy się takimi maluchami opiekować. Nie wiedziała i szczerze mówiąc było jej z tym dobrze. W końcu była tylko człowiekiem, który ma prawo popełniać błędy.
    — Dobra. Uwierz, że gdyby jej się nie podobało, nawet siłą bym cię tu nie zatrzymała i może nawet sama wygoniła, żebyś nie przeżywał jej marudzenia — zaśmiała się. Nie było zawsze kolorowo, ale póki co na całe szczęście nie musiała się martwić tym, że nagle zacznie się tu wspólny płacz i ogromne marudzenie. Czasem im się taka dziwna synchronizacja załączała, ale wyjątkowo dziś były spokojne i rudowłosa miała ogromną nadzieję, że zostanie tak już do końca wizyty Jaime’go.
    Tak naprawdę nie można było przewidzieć kim staną się ci mali ludzie. Teraz ich najważniejszym zadaniem było jedzenie i spanie, rośnięcie powoli, a potem? Carlie nie wiedziała, czy będą dobrymi ludźmi, choć takimi się będą przecież otaczać. Mogło wydarzyć się wszystko, coś mogłoby się stać co wpłynęłoby na to, jak się będą zachowywać i Jaime miał naprawdę bardzo wiele racji w tym, co mówił.
    — Wszyscy czasem borykamy się z różnymi problemami — powiedziała uśmiechając się ciepło do chłopaka. Czuła się teraz trochę jak taka starsza siostra. Nigdy go nie oceniała i nie zamierzała oceniać. Poznali się w dość nietypowych okolicznościach i nie raz zastanawiała się nad tym, co on tam robił i dlaczego, ale nie miała zamiaru przecież go wypytywać jeszcze tego samego dnia. Uważała, że na wszystko na pewno w porządku, czy nie potrzebuje pomocy. Wypytała na tyle, na ile powinna i cieszyła się, że nigdy później nie musieli się już na torach spotykać.
    Nigdy wcześniej nie rozmawiali na temat jego brata. Dopiero teraz się dowiedziała, że miał rodzeństwo, chyba, że wspominał, a ona zapomniała, ale raczej nie. I choć to był pierwszy raz, jak o nim mówił, to czuła wyraźną zmianę w głosie chłopaka, gdy opowiadał o Jamesie. Może to była taka rzecz, którą rodzeństwo miało?
    Zauważyła, że mówił też w czasie przeszłym. I chciała zapytać, ale jednocześnie czuła, że nie musi, odpowiedź nasuwała się w końcu sama.
    — Musieliście być bardzo blisko — zauważyła — bardzo wziął sobie słowa waszej mamy do serca, aby się tobą opiekować. Starsze rodzeństwo z reguły nie lubi, gdy te młodsze się plącze im przy nogach — dodała z nieznacznym uśmiechem. Nawet nie umiałaby sobie wyobrazić tego, że w jej życiu z jakiegokolwiek powodu miałoby zabraknąć Alistaira. Byli dopiero od jakiegoś czasu ze sobą bardzo blisko i nie wiedziała, co musiał czuć Jaime.
    — Przykro mi, że już go nie ma z tobą. Długo już minęło? — Spytała ostrożnie, nie chciała na niego naciskać i jeśli nie czuł się na siłach czy nie chciał się dzielić z nią tą informacją Carlie wcale nie zamierzała mieć mu tego za złe.

    Carlie

    OdpowiedzUsuń
  37. Kiedy Veronica poinformowała ich, że znaleziony przez nią człowiek był nie do końca ściśle powiązany z Parkerem, Jerome nie krył zdziwienia. Owszem, od samego początku zakładali, że te wszystkie wypadki oraz przypadki niekoniecznie muszą być dziełem Patricka, lecz mimo wszystko z tyłu głowy wyspiarza wciąż pozostawała myśl, że za tym wszystkim jednak stał człowiek, który po raz pierwszy zalazł mu za skórę dawno temu. Z drugiej strony, skoro tamtemu obcemu człowiekowi zależało na koligacjach z Parkerem, może mimo wszystko działał na jego polecenie, by mu się przypodobać? Tego jednak nie wiedzieli ani oni, ani nawet Veronica, więc ochoczo przystali na propozycję konfrontacji.
    Konfrontacji, którą Jerome mimo wszystko się denerwował. Nie wyobrażał sobie, by nagle, tak po prostu mieli odwiedzić nieznajomego człowieka i oskarżyć go o te wszystkie rzeczy, które najprawdopodobniej zrobił. Do głosu dochodziła chyba jego empatia, co było w tym momencie zupełnie niepotrzebne, ale oczyma wyobraźni już widział, jak pewnego popołudnia odwiedziłaby go czwórka nieznajomych ludzi, by wymusić na nim przyznanie się do winy. Nie chciałby znaleźć się w skórze tego człowieka nie tylko ze względu na poczucie winy, ale też złość, która w przeciągu ostatnich kilku tygodni urosła w Marshallu do niebotycznych rozmiarów i w końcu musiała gdzieś znaleźć ujście – prawdopodobnie w postaci pięści wymierzonej w gębę tego, kto odważył się tak namieszać w jego życiu.
    We czwórkę wsiedli do samochodu Veronici i dotarli na miejsce w przeciągu kilkunastu minut. Skorzystali z uprzejmości jakiegoś sąsiada, który właśnie wychodził z bloku, by wemknąć się na klatkę schodową i po wspięciu się na drugie piętro, przystanęli pod drzwiami o właściwym numerze. Pani detektyw od razu nacisnęła na dzwonek, maltretując przycisk dług i intensywnie, aż wreszcie skrzydło rozwarło się szeroko i ich oczom ukazał się stosunkowo niski mężczyzna, wyspiarzowi sięgał może do obojczyków. Jasne, przydługie włosy miał w nieładzie, a jego twarz o ostrych i nieprzyjemnych rysach pokrywał kilkudniowy zarost. Już na pierwszy rzut oka wyglądał na kogoś szemranego, lecz spojrzenie jego jasnych oczu, którym mierzył ich uważnie, wydawało się zaskakująco bystre. Gdy padło na Marshalla, zatrzymało się na nim na dłużej, ale sam mężczyzna nie dał niczego po sobie poznać.
    — Pan Larry Thompson? — zagadnęła tymczasem Veronica i zamachała przed nosem blondyna plakietką jasno głoszącą, że posiadała licencję detektywa. — Chcielibyśmy zadać panu kilka niezobowiązujących pytań.
    Tymczasem Jerome zajrzał nad ramieniem Larry’ego w głąb mieszkania i wtedy, w korytarzu, mignęła mu doskonale znana gęba Parkera, który chyba starał się niepostrzeżenie przemknąć z jednego pokoju do drugiego.
    — Ty wstrętny parszywcu… — wycedził przez zaciśnięte zęby i nie zważając na nic, przecisnął się obok Thompsona i wparował w głąb jego mieszkania. Poruszał się na oślep, zmierzając tam, gdzie mignął mu Patrick i ostatecznie dopadł go w niedużym pokoju urządzonym na skromną sypialnię.
    — Nie uwierzę, że nie masz z tym nic wspólnego! — warknął i złapał go za fraki, by następnie przyprowadzić Parkera do salonu w niewielkim, dwupokojowym mieszkaniu. Ten o dziwo nie opierał się i poddawał Marshallowi, który postępował z nim wyjątkowo niedelikatnie, aż wszyscy zgromadzili się w jednym pomieszczeniu, z nieco skonfundowaną Veronicą na czele.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Cześć, Shay — przywitał się Patrick z bezczelnym uśmieszkiem wymalowanym na twarzy, kiedy spostrzegł wujka Jaime’ego. — Cieszę się, że wszyscy tu jesteśmy. Będziemy mogli wreszcie sobie wszystko wyjaśnić. Larry? — zawrócił się do blondyna, jakby niewzruszony tym, że Jerome wciąż zaciskał palce na kołnierzyku jego koszulki, chcąc tym samym uniemożliwić mu ewentualną ucieczkę. — Pani detektyw na pewno ma dowody, więc może od razu sam opowiesz jej o wszystkim? — zachęcił i pozostawał przy tym wyjątkowo spokojny, czym tylko bardziej irytował wyspiarza, który mimo wszystko starał się trzymać nerwy na wodzy.

      [Będzie zatem Larry, ponieważ wczoraj oglądałam filmik z szopem o imieniu Larry xDDD]

      JEROME MARSHALL

      Usuń
  38. [Co powiesz na to, żeby szczegóły dogadać na mailu albo tym gmailowym komunikatorze, którego nazwy zawsze zapominam? byczek.zlosniczek@gmail.com]

    Emma Clancy

    OdpowiedzUsuń
  39. Aurora znała przemoc, choć nigdy wcześniej nie znalazła się w podobnej sytuacji. W sytuacji, w której przyszło jej się zmierzyć z kimś, kto po prostu chciał jej krzywdy — nie zawiniła przecież niczym, a pojawiła się w złym miejscu, prowokując ten atak, bo przecież gdyby nie ich napadnięto, to ktoś inny zostałby w ten sposób zaskoczony i być może nie miał by tyle szczęścia.
    I naprawdę cieszyła się z tego, że Jaime był zaraz obok; że jej nie zostawił, a próbował wyjść naprzeciw napastnikom, którzy nie próbowali grać delikatnych. Nie umiała jednak przejąć się teraz sobą i tym, jak wyglądała — chodziło o coś więcej. O to, że Jaime mógł zostać ranny.
    Pociągnęła nosem, gdy Jaime złapał napastnika za kurtkę i gwałtownie ją od niej odciągnął, a ona podniosła się niemalże od razu, dysząc ciężko. Czuła w swoich oczach łzy — i krople pobrudziły jej zaczerwienione, opuchnięte policzki, a w ustach majaczyła troska. Drżała, dobrze wiedząc, że powinna uciekać, ale nie potrafiła się ruszyć i dopiero słysząc głos Jaime’go, ożywiła się, mrugając. Podniosła wzrok do jego twarzy i pokiwała głową w momencie, gdy zapytał, czy da radę.
    Da radę i nie mogło być inaczej. Dlatego otwierała już usta, żeby cokolwiek odpowiedzieć, ale wtedy Jaime złapał ją i ruszył przed siebie, a ona dała się pociągnąć, nie myśląc o niczym konkretnym. Zdążyła jedynie wziąć swój telefon komórkowy i schować go głęboko w kieszeń.
    Zerkała co jakiś czas w jego stronę, obserwując jak krew zalewa jego brodę i policzek. Jaime zgubił gdzieś czapkę — miał gołą głowę, a wiatr mocno poruszał jego włosami, jakby chciał go zatrzymać. Przełknęła z trudem ślinę i odetchnęła, gdy jej stopy przeszły przez próg apteki.
    Pachniało tutaj czymś sterylnym, ale słodkim. Jasne światło raziło w oczy i Aurora przez moment mrużyła oczy w geście obronnym, a kiedy dotarło do niej ciepło, poczuła jak bardzo jej palce skostniały i pokryły się krwią. Zerknęła do swoich rąk, oglądając je przez moment — zdarte nadgarstki nie wyglądały najlepiej i czuła uporczywe pulsowanie między palcami, co mogłoby sugerować, że jakaś kość została lekko naruszona, ale odrzuciła od siebie tę ewentualność. Najważniejsze było to, że pierścionek zaręczynowy wciąż jej ciążył. Pogłaskała go opuszkami, biorąc głęboki oddech.
    Podniosła spojrzenie, gdy Jaime zgłosił policji napaść przez telefon, a zaraz potem odwróciła głowę do starszego sprzedawcy. Mężczyzna z lekkim niepokojem przyglądał się przybyłym klientom, marszcząc swój duży nos.
    — Nie… wszystko jest w porządku. Nie przejmuj się — odparła niemalże od razu i posłała chłopakowi swój łagodny uśmiech, który wyglądał dziwnie kojąco, mimo że jej policzki były brudne i czerwone.
    Zbliżyła się do sprzedawcy i wytłumaczyła dokładnie, co się stało, a staruszek przytaknął, zaraz potem sprzedając jej wszystko, co potrzebowałaby do pobieżnego opatrzenia ran. Podziękowała ciepło, gdy mężczyzna wręczył jej również małą miseczkę z wodą. Nie mógł zrobić nic więcej — ale to powinno wystarczyć.
    — Nie zrobię tego tutaj zbyt dobrze — zaczęła, wracając do Jaime’go — ale muszę obejrzeć twoją ranę. Nie wiem, czy nie będziesz potrzebował szycia — oznajmiła spokojnie. — Jeśli tak, pojedziemy do szpitala. Niczym się nie przejmuj… — Przełknęła ślinę i spojrzała mu w oczy. — I przepraszam, że nie mogłam pomóc... że nie mogłam bardziej zareagować. Gdybym była silniejsza, nie krwawiłbyś tak bardzo... — wymamrotała, najpierw zajmując się pobieżnie swoimi dłońmi. Odkaziła rany i porządnie opatrzyła, a zaraz potem poprosiła chłopaka o to, żeby pozwolił jej obejrzeć swoją twarz.

    Aurora
    [Przepraszam za poślizg, ale już jesteśmy. :3]

    OdpowiedzUsuń
  40. [Niestety życie mnie zaatakowało. Ale już jestem. I taki spoiler - policja nie przyjęła ich zeznań XD Masz ochotę pociągnąć tamten wątek? ]

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  41. [Chyba nie ustaliłyśmy, co dalej miałoby się wydarzyć. Możemy zrobić, że "uciekli" na komisariat, ale tam nikt ich nie chciał słuchać, więc musieli z niego w końcu wyjść i dojdzie do jakiejś bójki? ]

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  42. [Myślę, że to dobry pomysł. W takim razie postaram się jakoś napisać nam ten wstęp xD Ale pewnie bliżej niedzieli-poniedziałku.]

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  43. W miarę tego, jak Larry zaczął mówić, zaciśnięte na materiale koszulki palce Marshalla rozluźniły się, aż wyspiarz puścił Parkera i zwrócił się przodem do blondynka, który niewzruszenie opowiadał o tym, co też sobie umyślił, by przypodobać się Patrickowi. Słowo brudas nie wywarło na nim większego wrażenia, ale fakt, że ten mężczyzna postanowił wykorzystać go, by dostać się w szeregi ludzi Azjaty już tak. Jerome najpierw rozprostował palce, a później zacisnął dłonie w pięści i już gotów był ruszyć na Thompsona, kiedy poczuł na swoim ramieniu czyjąś dłoń i kiedy obejrzał się za siebie, zorientował się, że próbowała go zatrzymać w miejscu ostatnia osoba, którą by o to podejrzewał.
    — Nie warto — mruknął Parker, mocniej zaciskając palce na ramieniu bruneta, jakby tym samym chciał przywołać go do porządku i go otrzeźwić. Później zerknął krótko i kontrolnie na Veronicę, a następnie przysunął się bliżej i przystanął za Marshallem. Spoglądając nad jego ramienia na Larry’ego, odezwał się niemalże wprost do jego ucha. — Ja to załatwię i uznajmy, że po tym nasze drogi się rozejdą? — zaproponował mrukliwie, przyciszonym tonem, tak by tylko wyspiarz mógł go usłyszeć.
    Przez kilka uderzeń serca Jerome trawił te słowa, aż wreszcie oszczędnie potakująco skinął głową i rozluźnił pięści. Parker tymczasem po raz ostatni uścisnął jego ramię, jakby na znak zawartej, niepisanej umowy i odsunął się na stosowną odległość. Brunet nie spodziewał się podobnej propozycji, lecz dostrzegł w zachowaniu Parkera odrobinę dobrej woli, nawet jeśli wynikała ona z tego, iż miała przynieść mu osobistą korzyść. Jerome jednakże nie chciał brudzić sobie rąk. Wciąż był imigrantem, co prawda posiadał zieloną kartę, ale każde wykroczenie i zwrócenie się przeciwko prawu niosło ze sobą ryzyko, że będzie dotkliwiej oceniany niż przeciętny obywatel Stanów Zjednoczonych. Skoro Larry był w stanie posunąć się do takich rzeczy, by zaimponować Parkerowi, dlaczego nie miałby zgłosić na policję pobicia, czym realnie zaszkodziłby wyspiarzowi?
    — Larry — cmoknął tym czasem Parker. — Chyba nie muszę ci mówić, że osiągnąłeś skutek odwrotny do zamierzonego? — rzucił. Blondyn już otwierał usta, ale nim zdążył się odezwać, Patrick uciszył go zdecydowanym gestem dłoni i zwrócił się do Veronici. — Pani detektyw, nie wiem, jakie macie procedury, ale chyba już wszystko jest jasne? — zagadnął, a następnie przesunął wzrokiem również po Jaime’im i jego wujku.
    — Mogę zgłosić na policję nękanie mojego klienta i wystąpić o odszkodowanie — odparła kobieta, która dotychczas uważnie obserwowała to, co się działo.
    — To nie będzie konieczne — wtrącił Jerome i szybko zerknął na Azjatę. On i Parker zdążyli już się porozumieć. — Najważniejsze, że już wiemy, kto za tym stoi i mam nadzieję, że nic podobnego więcej się nie powtórzy — powiedział, tym razem na dłużej zawieszając wzrok na swoim dawnym znajomym, z którym zawarł mały pakt, choć nigdy nie mieli się polubić.
    — Masz to zagwarantowane — odparł Patrick, potem natomiast jego wzrok przeniósł się nieco dalej i mężczyzna z niezadowoleniem zmarszczył brwi. — Larry? Dokądś się wybierasz? — wycedził i wtedy również Jerome zorientował się, że podczas gdy oni rozmawiali, blondyn niepostrzeżenie próbował przedostać się ku drzwiom i zapewne ulotnić się, póki jeszcze było to możliwe. Po tonie głosu Parkera wnioskował, że Larry naprawdę gorzko pożałuje tego, iż próbował pozbyć się tego brudasa i całe szczęście, że wpadł jedynie na to, by zwalić na głowę Marshalla Urząd Imigracyjny. Kto wie, co jeszcze mógłby wymyślić? Jerome mimo wszystko miał nadzieję, że Patrick nie obracał się w aż tak szemranym towarzystwie i nie doszłoby do niczego gorszego. Zresztą, nigdy nie lubił gdybać i przez to zaczął działać – lekkim krokiem podszedł do trójki swoich znajomych, kompletnie ignorując Patricka oraz Larry’ego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Mamy co świętować. Zapraszam wszystkich na kolację. Na co macie ochotę? — zagadnął, spoglądając na każdego po kolei.
      — Panie Marshall, nie trzeba, a poza tym mam jeszcze dużo papierkowej roboty… — zaprotestowała słabo Veronica.
      — Żaden pan, Jerome. A robota nie zając, nie ucieknie! Shay, Jaime, idziemy — zdecydował, zaganiając ich w stronę wyjścia niczym stado gąsek.

      JEROME MARSHALL

      Usuń
  44. Aurora cieszyła się z tego, że uciekli przed zagrożeniem i że nie stało się nic poważnego, bo przecież mogło skończyć się to o wiele gorzej. Właściwie nie umiałaby sobie nawet wyobrazić tego, jak mogłaby się zachować w takiej sytuacji. Czy umiałaby zachować zimną krew? Czy może zupełnie by się rozkleiła? A może przyjęłaby to wszystko tak, jak przyjmuje się w pewien sposób swój los, wierząc w to, że właśnie tak musiało być?
    Wcześniejsze zajęcia samoobrony nie były jednak bezużyteczne, bo przecież zdążyła uderzyć obcego w czułe miejsce i uciec, a choć nie udało jej się odpowiednio zdystansować, to w jakiś sposób czuła… ulgę, bo tym razem zdołała coś zrobić, mimo że napastnik ponownie wyciągnął do niej swoje brudne łapy. A gdyby była choć trochę silniejsza… — nie, nie powinna myśleć o tym w ten sposób; nie powinna szukać winy w sobie, a raczej w oprawcach.
    Nie czuła się źle; jej umysł był bystry i dobrze przetwarzał wszystko to, co działo się wokół, a spojrzenie pozostawało jasne. To nie było jej pierwsze spotkanie z taką agresją; w szpitalnych murach roiło się od nabuzowanych pacjentów, którzy próbowali ugrać coś brutalnością — choć zawsze kończyło się to szybką reakcją ze strony pracowników. Nie odbiło się to jednak w jej duszy aż tak bardzo, jak incydent w damskiej łazience, w której doktor Higgins próbował się do niej dobrać; dotykał jej ud i wsadzał ręce po spódniczkę, wierząc w to, że właśnie tego chciała. I wtedy po raz pierwszy naprawdę się bała; bała się tego, że James Higgins sięgnie po to, co chciał, a ona wtedy tak desperacko próbowała się wyrwać, nie umiejąc zrobić właściwie niczego, co pozwoliłoby jej zachować godność i gdyby nie to, że w tamtym czasie pojawił się Cassian... — potrząsnęła delikatnie głową. Nawet nie chciała o tym myśleć; o tym, co by się stało, gdyby nie zdążył.
    — Niby nie, ale czuję, że powinnam — odparła miękko, kiedy Jaime zaprotestował. — I być może to nie pierwszy raz, kiedy tak wyglądasz, ale chyba wolałabym cię nie oglądać w takiej wersji zbyt często — dodała luźno i posłała mu spojrzenie, uśmiechając się delikatnie.
    Zajęła się jego twarzą i ze skupieniem zaczęła obmywać pobieżnie rany. Ciężko było zrobić to dobrze w niemalże spartańskich warunkach, bo apteka wcale nie była zbyt dobrym miejscem do tego, żeby lizać rany.
    — Myślę, że będzie trzeba założyć kilka szwów — stwierdziła rzeczowo i odsunęła się, kiedy zainicjowała prowizoryczny opatrunek. — Byłabym wtedy spokojniejsza — powiedziała szczerze, a potem odwróciła głowę, gdy w aptece pojawił się policjant; był trochę pulchny i wyjątkowo barczysty.
    Aurora nie zdążyła pomyśleć o tym, co powie Cassian, gdy zobaczy jej ręce; gdy dostrzeże brudną kurtkę i podarte jeansy. Nie ucierpiała jednak w tej potyczce wyjątkowo mocno, choć jeden z jej nadgarstków wciąż pulsował nieprzyjemnym bólem, który sprawiał, że sztywniały jej palce.
    Dotarło to niej to dopiero w momencie, gdy policjant zaczął ich przepytywać, zapisując wszystko dokładnie, informując jednocześnie o tym, że to nie pierwsze takie zgłoszenie. Opisała całe zdarzenie najlepiej jak zapamiętała, a zaraz potem schowała drżące dłonie w kieszenie — chyba dopiero teraz zaczynało docierać do niej to, co się stało. Zrobiło jej się nieprzyjemnie zimno, a żołądek skurczył się boleśnie, wywołując odruch wymiotny.
    — Powinniśmy pojechać do szpitala — zwróciła się do Jaimego chwilę później. — Oboje chyba potrzebujemy dodatkowej pomocy — wyjaśniła, pokazując mu swój lewy nadgarstek, który zdążył nieładnie spuchnąć. — Raczej nie jest złamany — stwierdziła ze spokojem. — Ale zanim wrócę do domu — zaczęła — chcę to sprawdzić.

    Aurora

    OdpowiedzUsuń
  45. [Nie mogę przestać się zachwycać Twoją karta xD]
    Wycieczka Woolfa i Morettiego przepełniona była napięciem i Noah wcale nie krył, że czuje się obserwowany. Może była to jego paranoja, a może faktycznie ktoś ich śledził. Trochę żałował, że wciągnął w całą sprawę chłopaka. W końcu jego samego złe przypadki prześladowały jak takie było jego przeznaczenie, ale to nie znaczy, że powinien wciągać w to innych. To głupie, że choć raz nie chciał zostać ze wszystkim sam. Był dość dojrzały i doświadczony, żeby wziąć na siebie całą odpowiedzialność.
    W końcu jednak dopadli do drzwi komisariatu, gdzie powinni poczuć się bezpieczniej. Powinni, choć podejrzliwe spojrzenia funkcjonariuszy nie budziły w Woolfie zbyt miłych wrażeń. Próbował sobie wmówić, że to dlatego, że zwykle częściej uciekał przed funkcjonariuszami, niż im pomagał, ale przecież tym razem miał naprawdę dobre intencje.
    Szybko okazało się, że złe przeczucia Woolfa miały pokrycie w rzeczywistości. Nie wiedział, czy źle trafili, czy może policjanci mieli zły dzień, ale zdecydowanie nie chcieli ich słuchać, przedstawione materiały bagatelizowali, a do nikogo wyższym stopniem nie chcieli ich dopuścić. Porażka na całej linii. To jednak spowodowało, że Noah umocnił się w swoim postanowieniu, że w jakiś sposób to wyda. Najpierw skieruje swoje kroki do wydawnictwa, a jeśli oni tego nie kupią, opublikuje na blogu i okrasi historię niepochlebnymi sadami o wymiarze sprawiedliwości. I tym samym włoży kij w mrowisko bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia.
    Niemniej nieco zdemotywowani wracali z Jaimem z wizyty na komisariacie.
    - Cóż… nie jestem zaskoczony, ale trochę rozczarowany – przyznał Noah. – Wracasz do domu… czy idziemy pocieszyć się piwem? – zapytał. Biorąc pod uwagę ich wspólną przeszłość, nigdy nie proponował chłopakowi niczego mocniejszego. Z resztą i przy piwie się wahał. Trudno było jednak proponować mu kawę, herbatę lub ciasto jak staruszka w niedzielę… A i te często dodają do tego likierek lub nieznanego pochodzenia naleweczkę.
    Podirytowany sytuacją na komisariacie Noah zapomniał o tym swoim złym przeczuciu, które gnębiło ich obu w drodze na policję.


    Noah

    OdpowiedzUsuń
  46. Jeśli się nad tym wszystkim głębiej zastanowić, Jerome mógł czuć się odrobinę rozczarowany faktem, że za ostatnie zawirowania w jego życiu wcale nie odpowiadał Parker. Wyspiarz bowiem zdążył już przyzwyczaić się do myśli, że to właśnie z Azjatą wiązało się wszystko, co złe i już nigdy nie miał zapomnieć uczucia, które owładnęło go w amerykańskiej ambasadzie na Barbadosie, gdy dowiedział się, że wiza pracownicza została mu przyznana na śmieszny czas miesiąca, a nie na rok, tak jak wstępnie umówili się z Patrickiem, który wtedy miał go zatrudnić. Gorzki smak porażki był niezwykle trudny do przełknięcia, tak samo jak zawód, który wtedy odczuł. Wydawało mu się wtedy, że wszystko zostało przekreślone – jego śmiałe plany na przyszłość, odważnie snute marzenia. Gdyby nie Jennifer, która akurat wtedy przebywała na jednej z karaibskich wysp, Jerome prawdopodobnie szybko nie wróciłby do działania. To oszustwo, będące jak splunięcie w twarz, było dla niego osobistym ciosem i tylko za namową blondynki zdecydowali się wtedy postarać o zorganizowanie wizy narzeczeńskiej zamiast pracowniczej, choć wtedy obydwoje nie wiedzieli, co na nich czekało.
    Dziś Marshall wciąż przebywał w Stanach Zjednoczonych, a przeszłość postanowiła mu o sobie przypomnieć i spłatać psikusa w postaci Thompsona, pośrednio powiązanego z Parkerem. Całe szczęście, działania mężczyzny zostały zdemaskowane i miały zostać definitywnie ukrócone; w postawie Azjaty było bowiem coś, co sprawiło, że Jerome nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości. Może tym sposobem Patrick chciał odkupić swe dawne winy? Właściwie po dziś dzień wyspiarz nie dowiedział się, co tak naprawdę niegdyś zaszło i dlaczego procedura wizowa potoczyła się tak, a nie inaczej. Kto wie, może pewnego dnia on i Patrick mieli jeszcze to sobie wyjaśnić? Tymczasem, zamiast dłużej to roztrząsać, brunet skupił się na opuszczeniu mieszkania Larry’ego i mało co nie spadł ze schodów, kiedy Jaime postanowił podzielić się z nim swoim śmiałym spostrzeżeniem.
    — Jaime, proszę cię — jęknął z niemiłosiernie skwaszoną miną. — Wszystko jestem w stanie zrozumieć, ale Parker? Zaraz się porzygam — oznajmił i odkaszlnął parokrotnie tak, jakby faktycznie walczył z mdłościami. — Spróbuj mi go kiedyś przedstawić jako swojego chłopaka! — zawołał za zbiegającym przodem po schodach przyjacielem, wygrażając mu pięścią.
    — Co? Jakiego chłopaka? — zagadnął Shay, kiedy Jerome się z nim zrównał.
    — Uwierz mi, nie chcesz wiedzieć. — Już prawie trzydziestolatek posłał mu wymowne spojrzenie, a potem wraz z pozostałymi ruszył w kierunku samochodu Veronici.
    — Nie chodzi o to, co ja chcę wam zaserwować, ale na co wy macie ochotę — odparł i zaczął wyczekiwać na zgodną decyzję, aż wreszcie to pani detektyw oznajmiła, na co miałaby ochotę. Po chwili namysłu Jerome podał jej adres lokalu, do którego mogliby się udać i po kolejnych kilkunastu minutach jazdy cała czwórka znalazła się w przytulnej pizzerii, w której pachniało tak, że od samego zapachu ciekła ślinka. Wybór pizzy Jerome pozostawił swoim znajomym. Sam udał się do kontuaru, za którym stała młoda kasjerka i zamówił dla wszystkich po piwie, z myślą o Veronice i Shay’u biorąc dwa bezalkoholowe. Po kilku minutach wrócił do stolika wraz z kuflami i uroczyście ustawił je na środku blatu. Kiedy zajął swoje miejsce, chwycił piwo i uniósł je do toastu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Za wspaniale rozwiązaną sprawę — oznajmił, spoglądając po wszystkich, aż jego spojrzenie na dłużej zatrzymało się na kobiecie. — Veronico, nie wiem, jak mam ci dziękować. Gdyby nie twoja pomoc, pewnie zrobiłbym coś głupiego i właśnie siedział z biletem w jedną stronę w samolocie na Barbados. I wam też dziękuję — dodał z uśmiechem, zerkając kolejno na Morettiego i jego wujka. — Za trzymanie mnie w ryzach. — Puścił oczko przyjacielowi. — I za to, że opowiedziałeś nam o znajomości z Parkerem — zwrócił się do Shay’a. Może i zrobiło się odrobinę patetycznie, ale gdyby nie oni, Jerome naprawdę mógłby skończyć różnie. Tymczasem wyglądało na to, że wszystko skończyło się szczęśliwie i nie pozostało im nic innego, jak tylko świętowanie.

      JEROME MARSHALL

      Usuń
  47. Dziewczynką na jakiś czas już chyba mogli przestać się przejmować. W zasadzie wyglądało na to, że oboje odpływają. Znowu. Całe szczęście. Może i teraz zabrzmi jak wyrodna matka, ale naprawdę się cieszyła, że dzieci zbierają się spać, bo zwyczajnie nie chciało się jej już nimi teraz zajmować. Chciała porozmawiać z przyjacielem, mówił jej o ważnych rzeczach, właśnie go lepiej poznawała i chciała po prostu się skupić na nim, ale póki dzieci tu były odbierały im możliwość swobodnej rozmowy. Tyle dobrego, że niedługo będą mogli je odłożyć. Carlie właściwie nawet sięgnęła po leżankę – pojęcia nie miała jak to się poprawnie nazywa – a raczej jakby materac dla niemowlaków, który był z każdej strony zabezpieczony i dzieci nie mogły z niego się przekręcić nawet jeżeli próbowały. Kanapa była dość spora, więc bez problemu się zmieścili na niej dorośli, jak i dzieciaki, a Casper już chwilę później leżał. Rudowłosa trzymała jednak swoją dłoń na jego brzuszku, aby czuł jej obecność. Przekonała się, że taki dotyk może zdziałać czasem cuda.
    — Zaraz ją od ciebie wezmę, ręce pewnie ci już odpadają — powiedziała z delikatnym uśmiechem, a skoro Leilani przysypiała to Jaime nie musiał się męczyć z nią na rękach. A wiedziała, że choć wyglądała na drobną i delikatną to swoje ważyła i z czasem trzymanie jej było męczące.
    Carlie siedziała i słuchała Jaimego. Słychać było w jego głosie, a tak się jej przynajmniej wydawało, że chłopak naprawdę bardzo za bratem tęskni i że łącząca ich więź była wyjątkowa. Każde rodzeństwo było inne. Jedni kochali się nad życie, a inni nie potrafili się nawet tolerować. W jego przypadku chodziło o te pierwsze i tego po prostu się nie dało ukryć. Zawiesiła się, kiedy Jaime powiedział co się właściwie stało. Może spodziewała się choroby, która pojawiła się nagle i zabrała jego starszego brata, może jakiś nieszczęśliwy wypadek, których było na drogach pełno, jednak, gdy dokończył sama nie wiedziała, jak powinna zareagować. Wpatrywała się, może ciut zbyt mocno, w przyjaciela i zastygła w miejscu. Trwało to przez dość krótki ułamek czasu, choć Carlie miała wrażenie, że zbyt długo milczała.
    — Och, Jaime tak mi przykro — powiedziała w końcu przesuwając się bliżej w jego stronę. Krótko tylko zerknęła na synka, ale zdawało się, że ten śpi mocnym snem, więc mogła spokojnie zabrać rękę i nie martwić się nagłym wybuchem płaczu. Jak powinno się poprawnie reagować, gdy bliska osoba mówiła o takich rzeczach? — Nie miałam pojęcia, że coś takiego się stało. Miałeś dziewięć lat, miałeś prawo nic nie robić.
    Nie chciała dopytywać o szczegóły. Myślała, że zrobiła to osoba dorosła, ktoś z kim dziecko nie miało najmniejszych szans i być może się nie myliła. Nie mogła jednak tego zakładać i nie chciała, w końcu w życiu działa się cała masa nieprzewidywalnych sytuacji.
    — Bardzo mi przykro Jaime.

    [przepraszam, że tyle zwlekałam. Powinnam już wrócić d bardziej regularnych odpisów moim rudzielcem. :D]

    Carlie

    OdpowiedzUsuń
  48. [Hejo! Tak, jednak tak wyszło :D Też bym z chęcią poprowadziła nimi jakiś wątek, można pomyśleć! Jamie jest młody, ale póki jej nie będzie grozić więzienie za ich relacje to nie widzę przeciwwskazań :D]

    Dylan O'Gorman

    OdpowiedzUsuń
  49. [Jakby coooo , to ja ciągle myślę, ale nie mogę wybrać która opcja mi najbardziej pasuje :D]

    OdpowiedzUsuń
  50. Nie musiał widzieć swojej miny, by domyślić się, jak wyglądał. Jak słusznie jednakże zauważył Jaime, teraz mogli już swobodnie żartować z całego zajścia, choć zapewne miało minąć jeszcze kilka dni, nim Jerome w to uwierzy. Odkąd zjawił się w Nowym Jorku, życie zbyt wiele razy okazało się dla niego zaskakująco przewrotne, by teraz za szybko stracił czujność i przez to wolał odczekać, nim pozwoli buchnąć radości związanej z rozwiązaniem sprawy Parkera. Nie oznaczało to, że nie cieszył się już teraz; inaczej nie uśmiechałby się tak szeroko i na pewno nie nakłoniłby wszystkich na szybki wypad na coś do jedzenia. Po prostu… przezorny zawsze ubezpieczony, prawda? I przez tą przezorność Jerome na razie nie zamierzał dzwonić do Charlotte z radosną nowiną, chcąc poczekać z tym tych kilka dni.
    — Dokładnie od tego — zgodził się z uśmiechem. — Tylko chyba nie spodziewałem się, że ledwo po dwóch latach spędzonych w Nowym Jorku dorobię się aż takich przyjaciół — oznajmił, posyłając młodemu Morettiemu znaczące, acz wesołe spojrzenie. Naprawdę cieszył się z tego, że chłopak znalazł się w jego życiu i nie mógł nie parsknąć śmiechem, kiedy Jaime zacytował internetowe mądrości. Okoliczności ich poznania się nie były ciekawe, ale dziś chyba żaden z nich nie żałował tamtych wydarzeń, prawda? W końcu znajdowali się w zupełnie innym miejscu i momencie życia, a także mieli siebie, co może brzmiało patetycznie, ale było jak najbardziej prawdziwe. Ich relacja była nie do podrobienia i wyspiarz zdawał sobie z tego sprawę aż za dobrze, dlatego za nic nie zamierzał zrezygnować z tej przyjaźni, choćby kuszono go największymi skarbami tego świata.
    — Ja również mam taką nadzieję — zwrócił się do pani detektyw. — Gdyby jednak było inaczej, możesz spodziewać się nas w swoim biurze — dodał i mrugnął porozumiewawczo do kobiety. Wolałby co prawda zbyt często się tam nie pokazywać, ale z drugiej strony polubił Veronicę i z chęcią od czasu do czasu dowiedziałby się, co u niej słychać. Nie wiedział, czy to w ogóle wypadało, ale może on i Jaime nie byliby jej jedynymi byłymi klientami, którzy od czasu do czasu wpadaliby na kawę i ploteczki?
    Popijając piwo, Jerome uśmiechał się pod nosem i chyb nic nie mogło zetrzeć tego uśmieszku z jego twarzy już do końca dnia. Po przyniesieniu pizzy przez kelnera, poczęstował się również jednym kawałkiem, nie mogąc się nadziwić, że jeszcze niespełna godzinę temu gotów był ponownie oskarżyć Parkera o mieszanie w jego życiu, tymczasem teraz wszystko wskazywało na to, że ich drogi miały się na dobre rozejść. A przynajmniej taką nadzieję żywił wyspiarz.
    Kiedy rozdzwonił się telefon młodszego bruneta, Marshall jedynie odprowadził go wzrokiem i sięgnąwszy po dugi kawałek pizzy, prowadził luźną rozmowę z Veronicą i Shay’em. Dopiero kiedy jego przyjaciel wrócił i na dodatek znowu zaczął sobie bezczelnie żartować, Jerome pokazał mu język, jakby był małym chłopcem, a nie trzydziestoletnim facetem, którego urodziny zbliżały się wielkimi krokami.
    — Super! — Jerome zawtórował chrzestnemu swojego przyjaciela, a Veronica nawet cicho zaklaskała i już po chwili wszyscy wznosili swoje kufle w kolejnym toaście. — To gdzie ta rozmowa? — zagadnął wyspiarz, kiedy już emocje odrobinę opadły. Bardzo zależało mu również na tym, żeby pomimo praktyk Jaime miał wolne weekendy, ponieważ powoli realizował pewien niecny plan i był bliski poinformowania o wszystkim każdego zainteresowanego.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  51. Jerome Marshall zaprosił Cię na wydarzenie Zmiana kodu na 3 z przodu! 🤴

    Jerome Marshall zaprasza Cię: Wezmę udział 🔔 Może 🔔 Nie wezmę udziału 🔔

    👥 Wydarzenie Jerome'a Marshalla
    📍 Nowy Jork
    ⏰ Sobota, 17 kwietnia 2021 o 18:00
    🔒 Prywatne ▪ Tylko zaproszone osoby

    Moi drodzy, zapraszam Was gorąco do wspólnego świętowania moich trzydziestych urodzin – trzeba wykorzystać moment, póki jeszcze nie zaczęło łamać mnie w krzyżu 😉 Koniecznie zabierzcie ze sobą osoby towarzyszące - mężów i innych towarzyszy życia, kozy i świnki morskie również są mile widziane 🦄 Dzieci niekoniecznie (Charlotte, dla Nektarynki zrobię wyjątek), a to ze względu na lejący się alkohol i inne planowane (bądź nie) ekscesy 💃🎸🍕🥂
    Impreza odbędzie się w naszym mieszkaniu, adres znajdziecie poniżej. Nie musicie przynosić ze sobą niczego, poza dobrym humorem i gotowością do zabawy do białego rana 🍹 Nie obowiązuje też żaden dress code, więc generalnie niczym się nie przejmujcie tylko przychodźcie! 🍺 Na wszelkie dodatkowe pytania chętnie odpowiem 🍸

    101 8th Ave
    Park Slope
    Brooklyn, NY


    Odautorsko: Takie cudo sobie wymyśliłam i mam nadzieję, że również Wam ten pomysł przypadnie do gustu. Zdecydowałam się na Discorda (który także dla mnie jest nowością) ze względu na liczbę osób – wydaje mi się, że tak pisanie będzie nam szło zdecydowanie sprawniej, choć nie mam pojęcia, co z tego wyjdzie ^^ W razie pytań zapraszam na hg (panienkazokienka92@gmail.com), a tymczasem mam nadzieję, że do zobaczenia na czacie! Naszym miejscem zbiórki jest kanał #odautorsko i oczywiście przekażcie link (https://discord.gg/kHZZEvmfAA) swoim blogowym osobom towarzyszącym 🧡

    OdpowiedzUsuń
  52. — Ale chciałabym coś dla ciebie zrobić — powiedziała zgodnie z prawdą. Martwiła się o Jaime’ego, tak najzwyczajniej na świecie. Nie znali się może jakoś super bardzo długo, ale jednak trochę już minęło odkąd spędzili ze sobą dużo czasu, gdy przygotowywali się do konkursu, a później go wygrali. Był dla niej ważny. Dlatego tak bardzo chciałaby mu jakoś pomóc. Zdawała sobie sprawę z tego, że to tak nie działa, że nie będzie mogła od tak sprawić, aby zapomniał o tych wszystkich przykrościach i tragedii, jaka się wydarzyła w jego życiu i w której brał udział. Wiedziała o tym. Pragnęła jednak poprawić mu jakoś humor. To mogła przecież zrobić, prawda? Chociaż tyle. — Jeżeli masz ochotę możemy się przejść. Może spacer dobrze ci zrobi? — Spytała z delikatnym uśmiechem na twarzy. Świeże powietrze zawsze dobrze działało. Te w Nowym Jorku może nie należało do specjalnie czystych i zdrowych, ale… Przewietrzenie głowy po takiej historii nie mogło być złe. Elle naprawdę uważała, że mogło pomóc. Chociaż odrobinę — i wskoczymy gdzieś po drodze… Może jakieś niezdrowe słodkości? Czy raczej jesteś w teamie moje ulubione słodkie to burger? — Zaśmiała się cicho, mając nadzieję, że nie poczuje się w ten sposób urażony. Chciała jakoś oderwać jego myśli od bolesnych wspomnień i miała cichą nadzieję, że jej się to uda w ten sposób.
    — Hej też jestem twoją przyjaciółką — zaśmiała się niby oburzona — gdyby jednak męskie oko nie pomogło, nie krępuj się — dodała już z delikatnym uśmiechem na twarzy.
    — Mają tam wszystko — stwierdziła — i tak Izabela pochodzi właśnie z tego gospodarstwa — pokiwała głową — a co do wsparcia to pewnie, wyślę ci smsem numer rachunku, na który możesz zrobić wpłatę, jeżeli masz ochotę.
    Słysząc słowa Jaime’ego uśmiechnęła się i pokiwała głową. Tak, też uważała, że nuda jest lepsza niż coś stresującego. Zwłaszcza, że przecież miała już kilka stresujących wydarzeń za sobą. Nuda była dużo lepsza.
    — To, co z tym spacerem? Masz na niego ochotę czy wolisz posiedzieć w mieszkaniu? — Spytała, zerkając na zegarek. Miała jeszcze sporo czasu, więc nie powinna się spóźnić na swoją wizytę. Naprawdę uważała, że spacer w tym przypadku był bardzo dobrą decyzją.

    [Kajam się bardzo mocno za tak ogromną zwłokę. Błagam o wybaczenie i obiecuję, że nie dopuszczę już do, aż takich zaległości! <3]
    elcia

    OdpowiedzUsuń
  53. Joycelyne tak naprawdę nie miała pojęcia, co sobie myślała, kiedy zgodziła się dopatrywać Miriam w Nowym Jorku. Chciała naprawdę naprawić relację ze swoim ojcem, z którym do pewnego czasu dogadywała się naprawdę świetnie. Jednak wieść o jego romansie sprzed dwudziestu lat rozbiła idealną rodzinę Starling. Trzydziestolatka nie potrafiła zrozumieć, jak jej matka mogła mu wybaczyć. Sama miała do niego ogromny uraz i wielki żal, że przez tyle lat ukrywał coś takiego i jeszcze tak długi czas byli idealną rodziną, której można było pozazdrościć. Trzyosobowa, bo na więcej dzieci z jakiegoś powodu się nie zdecydowali, rodzina była jedną z tych, na które czasem patrzyło się z zazdrością. Nie można powiedzieć, że zawsze było kolorowo, bo to nie prawda, ale blondynka nigdy nie pomyślałaby, że coś takiego może się wydarzyć, a ich dotychczasowe życie dosłownie podłamać.
    Siostra kobiety zdecydowała się studiować w Nowym Jorku, jakby koniecznie na złość blondynce. Nie pałały do siebie żadnymi pozytywnymi emocjami, choć starsza z kobiet starała się ją tolerować i spróbować jakoś zaprzyjaźnić, to Miriam wyraźnie dawała jej do zrozumienia, jak bardzo ma jej za złe to, że przez ostatnie osiemnaście lat miała Jonathana dla siebie, a ona była ukrywana niczym brudny sekret, którym przecież była. Joycelyne pracowała, miała dwójkę dzieci na głowie, dopiero co wróciła z krótkiej, ale ciekawej podróży poślubnej i nie miała zwyczajnie czasu na to, aby oprowadzać ją po mieście i pokazywać ciekawe miejsca. Dała w rękę kartę do metra, podrzuciła aplikacje, aby się nie zgubiła i wskazała, które autobusy jeżdżą obok Park Avenue, aby dojechała z powrotem do ich mieszkania. Na całe szczęście nie zatrzymywała się całkiem u niej, wtedy chyba wszyscy dostaliby szału, ale bywała raz na jakiś czas. Głównie na obiady, na co Joyce mogła już przymknąć oko. Wcisnęła na odchodne Miriam jeszcze jakieś $40, aby w razie czego miała, jak wrócić taksówką, choć wiedziała, że tych pieniędzy już nie zobaczy na oczy i że na taksówkę również nie zostaną one wydane.
    Brunetka jeszcze nie do końca zadomowiła się w wielkim mieście. Przyzwyczajona była do Filadelfii, która do małych również nie należała, ale w porównaniu z Nowym Jorkiem była niczym małe miasteczko. Krążyła korytarzami, aż wpadła na kogoś. Nie patrzyła przed siebie, bardziej pod nogi i w boki. Prawie warknęła na chłopaka, ale w ostatniej chwili się powstrzymała i uśmiechnęła leciutko w jego stronę.
    — Nic nie szkodzi, to ja przepraszam. Nie patrzyłam, gdzie idę — powiedziała wzruszając lekko ramionami — chyba będę żyła. W zasadzie… wiesz może, w jakiej części budynku się znajduję? Nie mam pojęcia zupełnie, gdzie i co, a przeniosłam się tutaj niedawno i jeszcze nie zdążyłam się w niczym zorientować.

    [Luzik, nie ma sprawy. :D Jest bardzo dobrze. Mam nadzieję, że to ode mnie też wyszło w miarę okej i jakoś dalej nam pójdzie. :D Jeszcze Miriam nie do końca poznałam, bo siedzi głównie w mojej głowie i to pierwszy raz jak w wątku się przewija fizycznie, a nie jako wspomnienie. :D]

    Joyce, a raczej póki co Miriam

    OdpowiedzUsuń
  54. Cieszył się, że tę sprawę udało się rozwiązać bez większych przeszkód i że kłopoty zostały zażegnane, nim na dobre się pojawiły. Miał nadzieję, że mógł wreszcie spokojnie zamknąć ten rozdział swojego życia, w którym występował Parker i już nigdy nie będzie zmuszony do niego zaglądać. Z zadowoleniem dopił piwo i dojadł pizzę, zmiatając wszystko z talerza już po wyjściu Shaya oraz Veronici, po czym z chęcią przystał na propozycję przyjaciela. Wyjątkowo nie chciało mu się tłuc do mieszkania komunikacją miejską, ponieważ pomimo tego, że wszystko dobrze się skończyło i tak czuł się zmęczony i przez to chętnie przystał na podwózkę.
    — Chyba wolę tego nie wiedzieć. Jak to mówią, czasem niewiedza bywa błogosławieństwem — mruknął, spoglądając przed siebie, na drogę i dopiero kiedy Jaime zadał kolejne pytanie, odwrócił głowę w jego stronę i uśmiechnął się półgębkiem. — Nic takiego — przyznał zgodnie z prawdą. — Ale zaskoczył mnie. Powiedział, że on to załatwi i po tym nasze drogi się rozejdą, więc miejmy nadzieję, że faktycznie tak będzie.
    Nie miał pojęcia, czy Patrick miał faktycznie zniknąć z jego życia, a po ostatnim razie chyba nawet wolał niczego nie zakładać. Życie było nieprzewidywalnie oraz zaskakujące; nawet jeśli żaden z nich tego nie chciał, Jerome i Patrick mogli wpaść na siebie jeszcze wielokrotnie.
    Wyspiarz pożegnał się z przyjacielem, kiedy znaleźli się pod budynkiem, w którym mieszkał. Mieli zobaczyć się już niedługo, po na zbliżających się wielkimi krokami, trzydziestych urodzinach Marshalla, których ten wypatrywał niecierpliwie.
    Kiedy nadszedł siedemnasty kwietnia, kilkanaście osób zebrało się w mieszkaniu państwa Marshall na Brooklynie, a impreza trwała do białego rana. Jednym z ostatnich gości opuszczających imprezę był nie kto inny, jak Jaime i Jerome jak przez mgłę pamiętał, że chłopak jeszcze w progu dojadał tort, na siłę wyciągany z mieszkania przez rudowłosą kobietę. Tylko cudem film mu się nie urwał i wytrwał do samego końca, padając bez życia dopiero, kiedy mieszkanie kompletnie opustoszało i odchorowywał tę imprezę przed dwa dni, ale jednego był pewien – miał zapamiętać ją na długo. Dawno tak dobrze się nie bawił i równie dawno nie czuł tak ogromnej wdzięczności za to, jak wielu wspaniałych przyjaciół posiadał. Jeśli o to chodziło, był prawdziwym szczęściarzem i wielu mogło mu pozazdrościć.
    Kolejne tygodnie płynęły nieubłaganie. Jerome wrócił do regularnej pracy na budowie, tak samo jak Jennifer, która otrzymała pracę w jednej z redakcji, do których rozesłała CV. Nawet Jaime rozpoczął praktyki, przez co wszyscy byli zajęci, ale to nie przeszkadzało trzydziestolatkowi w planowaniu obiecanego Morettiemu wyjazdowi na Barbados. Właściwie, nie było wiele do zaplanowania – spać mogli przecież w domu Marshallów na obrzeżach Rockfield i była tutaj mowa o budynku należącym do Jen i Jerome’a, a nie tym, gdzie gnieździła się cała reszta jego rodziny. Cały trud polegał na znalezieniu najtańszych biletów lotniczych i w końcu wyspiarzowi się to udało. Mieli wylecieć w trzecim tygodniu maja.
    O godzinie zero Jerome wsiadł do taksówki, uprzednio wpakowawszy do bagażnika niedużą walizkę. Wyruszył odpowiednio wcześniej, by po drodze mógł dosiąść się również Jaime, dzięki czemu mogli razem dotrzeć na lotnisko i w razie czego, również razem spóźnią się na samolot. Brunet jednakże miał nadzieję, że nic takiego nie będzie miało miejsca, w końcu mieli jeszcze kilka godzin, żeby się odprawić.
    — Gotowy na przygodę? — spytał wesoło, kiedy przyjaciel wsiadł do taksówki, wcześniej z pomocą kierowcy również wsadziwszy walizkę do bagażnika. — Mam nadzieję, że spakowałeś odpowiednio dużo kąpielówek? Bo będziemy leżeć plackiem na plaży, pływać w oceanie i zapychać brzuchy jedzeniem mojej mamy!

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  55. Faktycznie - Noah nie zamierzał się powstrzymywać i planował wszystko opublikować - łącznie z relacją z wizyty na komisariacie. Jedyną niewiadomą było tylko to, czy wydawnictwo kupi ten tekst, czy pójdzie on na blogu mężczyzny. Był gotowy się tak wystawić. Z resztą... jeśli nie on, to kto? Nie byłoby to pierwsze jego ryzykowne zachowanie i raczej nieostatnie.
    - Naprawdę rozumiem twoje zdenerwowanie... i wolałabym, żeby to oni zajęli się tym bałaganem za mnie... ale najwyraźniej czasem trzeba być typem spidermana... - Wzruszył ramionami. Noah nigdy nie uważał się za bohatera, nawet jeśli komuś faktycznie pomagał, a jeżeli już miałby sprawę rozpatrywać w tych kategoriach, to uznałby samego siebie za... jakiegoś Jokera czy coś w tym stylu.- Mówisz tak, jakby istniała zła pora na piwo - zażartował Noah. Chciał nieco rozluźnić atmosferę, choć miał poczucie, że dzieje się coś całkowicie przeciwnego. Miał poczucie, że są śledzeni i naprawdę chciał się mylić w tej kwestii.
    Przez chwilę szli w milczeniu. Najwyraźniej każdy z nich potrzebował na swój sposób uporać się z tą sytuacją i może dopiero przy tym piwie uda się im rozluźnić i wrócić do tematu. Noah też rozważał, jak rozpocząć rozmowę z redaktorką, która spodziewała się jakiegoś urokliwego, na wpół zabawnego przewodnika po Nowym Jorku, a zamierzał jej złożyć kronikę policyjną...
    Wtem ich drogę zagrodzili rośli, ale pewnie niezbyt inteligentni mężczyźni i pierwsze, o czym pomyślał Noah, że nie ma swojego scyzoryka, z którym zwykle niechętnie się rozstawał. Wiedział jednak, że na komisariat takich przedmiotów bez powodu wnosić nie wolno, więc zostawił go w domu. W ten sposób jedyną bronią Woolfa mogły być jego pięści i wątpliwe poczucie humoru.Jaime zachował się całkiem sensownie, kiedy padła pierwsza zaczepka i Noah zamierzał go wspierać w strategii "ja nic nie wiem". Zdecydowanym krokiem ruszył dalej tak, jakby chciał minąć mężczyzn bokiem, a jednocześnie celowo ustawić się tak, by Jaime był jednak nieco od nich odsunięty.
    - Nie pierdol - mruknął drugi z mężczyzn i chwycił Woolfa za ramię, żeby obrócił go w swoją stronę. Noah jakimś siłaczem nie był, więc nie zdołał się temu oprzeć. Zachwiał się i stanął twarzą w twarz z niedogolonym mięśniakiem.
    - Nie wiemy, o co wam chodzi - powtórzył jak cień za Morettim.
    - Wiemy, że chciałeś nakablować - odezwał się ten pierwszy.
    - I chcemy się upewnić, że więcej nie podskoczysz - mruknął drugi, który najwyraźniej zamierzał robić za tego bardziej skorego do bitki, chociaż ten pierwszy niebezpiecznie przesunął się w stronę towarzysza Woolfa. Noah naprawdę nie chciał chłopaka wciągnąć w tarapaty... Teraz jednak nie bardzo miał czas o tym myśleć, ponieważ drugi typ chwycił koszulę Noah. - Pogadajmy sobie.. - mruknął i pchnął go w kierunku pustej uliczki.

    [Oj, zasłużył na te powiązania! Więc to ja dziękuję <3 i jak zawsze przepraszam za opóźnienie... Ja nie wiem, dokąd ten czas tak pędzi...]
    Noah

    OdpowiedzUsuń
  56. Oczywiście, że było lepiej, choć Jerome na pewno nie spodziewał się tego, co wyniknie z tak niecodziennie rozpoczętej znajomości. Przez długi czas bał się i martwił o Morettiego, i uczucia te bynajmniej nie zniknęły, kiedy zaczynał poznawać go coraz lepiej i wbrew wszystkiemu tylko się nasilały, lecz kiedy Jaime odkrył przed nim całą prawdę, tam, na cmentarzu w Miami, wyspiarz poniekąd odetchnął. Poznawszy sedno tego, co spotkało jego przyjaciela, mógł lepiej go zrozumieć, a przez to również być może mu pomóc. Miał nadzieję, że mu pomógł, chociaż w niewielkim stopniu, inaczej przecież wcale nie musieliby siedzieć razem w samolocie, prawda? Zresztą, nieważne jak i dzięki komu, najważniejsze, że od pamiętnego dnia ich spotkania Jaime wyraźnie się zmienił, pewne rzeczy przepracował i choć może nie odzyskał w pełni spokoju ducha (o ile w ogóle miał go odzyskać, Jerome także, bo przecież i o tym rozmawiali), to na pewno czuł się lepiej. Może nawet był szczęśliwy? Chociaż w pewien sposób, szczęściem nieskomplikowanym i najprostszym z możliwych?
    Jakby na to nie patrzeć i jak nie analizować, trzydziestolatek naprawdę szczerze cieszył się z tego, że przez splot zdarzeń – przez to, że znalazł się we właściwym miejscu o odpowiednim czasie – zyskał takiego przyjaciela. Właściwie nawet młodszego brata, jakby los już dawno zaplanował, że postawi na jego drodze kogoś w miejsce Nahuela, by powstała po jego śmierci pustka nie była zbyt dotkliwa. Jaime nigdy nie miał wypełnić tej luki, tak jak Jerome nie miał wypełnić luki po James’ie, ale skutecznie przesłaniał ziejąca chłodem wyrwę w sercu. Kto by się tego spodziewał, prawda? Bo na pewno nie ta dwójka.
    Siedzieli już w samolocie, kiedy Jerome zaczął chichotać, rozbawiony tym, jak Moretti roztrząsał czy rodzina wyspiarza go polubi. Jeszcze tego nie wiedział, ale Marshallowie przyjmowali do siebie wszystkich bez wyjątku i bez zadawania zbędnych pytań, więc naprawdę nie miał się czym martwić. Kiedy jednak padło Cholera, co ty mówiłeś swojej rodzinie o nas?, starszy brunet nie wytrzymał i zarechotał głośno, aż musiał złapać się za brzuch. Nie musiał chyba dodawać, że w jego głowie zabrzmiało to tak, jakby co najmniej byli parą i planowali wyjść z szafy? Postarał się jednak w miarę możliwości szybko uspokoić, zdając sobie sprawę z tego, że Jaime faktycznie miał prawo się stresować i odetchnąwszy głęboko, spojrzał na niego poważnie.
    — Nie wiedzą, jak się poznaliśmy — uspokoił go, a potem uśmiechnął się lekko. — I tak, wiedzą, że przylatuję razem z tobą. Mama by mi nie darowała, gdybym jej nie uprzedził, przecież musi wszystko przygotować — poinformował i zaśmiał się krótko, a następnie zdecydował, że opowie przyjacielowi więcej, by ten tak się nie denerwował i by podczas lotu jego analityczny umysł zdążył sobie wszystko poukładać.
    — Zatrzymamy się w domu moim i Jen, ponieważ u moich rodziców po prostu byśmy się nie pomieścili. To mały domek, moi bracia zajmują jeden pokój, a rodzice drugi. Moglibyśmy jeszcze zatrzymać się u Ivany, ale ona musi już skakać wokół Yoela, więc nie chcę dokładać jej roboty. No i bardzo chcę ci pokazać nasz barbadoski dom — powiedział z wyraźną dumą. — Mamy tam taką ścianę, całą w ramkach ze zdjęciami i ciekaw jestem, czy znajdziesz wszystkie, na których jesteś — dodał i zaczepnie szturchnął go łokciem. — Z lotniska odbierze nas mój szwagier, Matias. Dziś po prostu będziemy leniuchować, ale już jutro moja mama zaprasza na kolację. Cieszę się, że ich poznasz — wtrącił niespodziewanie, uśmiechając się przy tym wyjątkowo szeroko. — Naprawdę. I oni wreszcie będą mogli poznać ciebie. Mam nadzieję, że będziesz się dobrze czuł, ale wiesz… To mnóstwo ludzi. Gdyby coś było nie tak, mów mi od razu — zastrzegł, celując w niego palcem. Sam zdążył odwyknąć od tylu osób zgromadzonych na tak małej powierzchni. W końcu na kolacji miało być… jedenaście osób razem z nimi. Marshall wcale by się nie zdziwił, gdyby Jaime uciekł stamtąd z krzykiem, szarpiąc włosy z głowy, a on zaraz za nim i tylko kurzyłby się za nimi barbadoski piasek.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  57. [Witam i dziękuję! Powitaliście nas naprawdę wspaniale, więc w powitania jesteś całkiem dobra, naszym skromnym zdaniem. ;)]

    Nathan Canda

    OdpowiedzUsuń
  58. Gdyby w życiu miały pojawiać się tylko takie zrządzenia losu, jak ich poznanie się, to Jerome brałby je wszystkie bez zastanowienia. Zdążył zauważyć, że jak dotychczas to, co było najlepsze w jego życiu, jednocześnie pozostawało również tym najbardziej niespodziewanym. W końcu niegdyś nawet nie myślał o tym, by chociażby odwiedzić Nowy Jork, bo i po co? A teraz proszę, żył tutaj, ba!, nie tylko żył, ale również się ożenił i miał wspaniałych przyjaciół. Nawet w swoich najśmielszych przypuszczeniach nie zakładał, że to wszystko tak się potoczy i że Wielkie Jabłko stanie się jego drugim domem, może nawet ważniejszym od tego pierwszego? Czuł przez to wszystko niesamowitą, wręcz niemożliwą do opisania wdzięczność, ale też nie przeszkadzało mu to w zaliczeniu kilku wpadek w ostatnim, zagmatwanym dla niego czasie.
    Na krótko przed powrotem Jennifer do miasta nie był w najlepszej kondycji psychicznej. Przedłużająca się nieobecność żony wyraźnie mu dokuczała, przez co momentami zachowywał się jak nie on. Jaime miał to szczęście, że prawdopodobnie nie odczuł tego na własnej skórze, ale już inni przyjaciele Marshalla ucierpieli. Co jednak było trudniejsze, również po powrocie blondynki nie do końca było w porządku. Wyspiarza ewidentnie coś gryzło, coś nie dawało mu spokoju, przez co czuł się bardzo rozdrażniony, ale nie potrafił tego nazwać ani określić. Spróbował porozmawiać o tym z Jen i cóż, kiedy wszystko z siebie wyrzucał, chyba dostrzegł sedno sprawy, które było dla niego odrobinę zawstydzające. Przez to wszystko tym bardziej cieszył się z wyjazdu w rodzinne strony – potrzebował chwili na złapanie oddechu, na rozprawienie się z niespokojnymi myślami. Powrót do korzeni miał pomóc mu wrócić do dawnego ja, a przynajmniej taką Jerome żywił nadzieję.
    Te wewnętrze rozterki nie miały spowodować, że trzydziestolatek okaże się ponurym towarzyszem tejże wyprawy. Zamierzał cieszyć się z niej i czerpać garściami, co było widać chociażby po tym chichocie, nad którym nie potrafił długo zapanować. Uśmiechnął się też z zadowoleniem, kiedy Jaime wykazał aprobatę co do miejsca ich pobytu.
    — Dokleiłem sobie ciebie w Photoshopie — zażartował i pokazał mu język, bo przecież niemożliwym było, by przez całą swoją znajomość nie dorobili się żadnych wspólnych zdjęć. Musieli jakoś utrwalić chociażby sam skok na bungee, prawda? Co prawda wtedy ledwo byli w stanie ustać na trzęsących się nogach, a samo zdjęcie było również odrobinę rozmazane, bo nie tylko nogi, ale również ręka Marshalla trzęsła się, kiedy robił to wspólne selfie.
    Po kilku kolejnych godzinach wylądowali i kiedy tylko opuścili zabudowania lotniska, Jerome uśmiechnął się w odpowiedzi na nagłe uderzenie znajomego, lepkiego gorąca. Nim zaczął wypatrywać Matiasa, odruchowo wystawił twarz ku ostremu słońcu i dopiero słowa przyjaciela sprowadziły go na ziemię. Rozchylił powieki, nasunął na noc okulary przeciwsłoneczne i zaczął rozglądać się po parkingu, wypatrując znajomego samochodu.
    — Tam jest! — zauważył z zadowoleniem, kiedy już w oczy rzucił mu się znany wóz i pociągnąwszy za sobą walizkę, ruszył w tamtym kierunku. Matias chyba wypatrzył ich w lusterkach, bo zwinnie wyskoczył z terenowego samochodu, wychodząc im naprzeciw.
    — No dzień dobry! — zawołał, szeroko rozkładając ramiona. Jerome odstawił walizkę na bok, krótko uściskał mężczyznę, poklepując go po plecach, a następnie odsunął się i zwrócił do Morettiego. — Poznajcie się. Matias, to jest Jaime, mój przyjaciel. Jaime, to z kolei mój szwagier, Matias — oznajmił i zarechotał krótko, rozbawiony własnym, oficjalnym tonem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Dobrze w końcu móc cię poznać! — Matias najpierw uścisnął dłoń młodszego bruneta, a potem przyciągnął go bliżej siebie i poklepał po ramieniu. — Wrzucajcie bagaże na pakę i jedziemy! — zakomenderował. — Monique chciała, żebym od razu przywiózł was do niej, ale nie martwcie się, niczego takiego nie zrobimy — kontynuował wesołym tonem, pomagając im w umieszczeniu walizek w odpowiednim miejscu. — Ivana też suszyła mi o to głowę, ale obydwie spokojnie wytrzymają do jutra, a wam należy się trochę odpoczynku po podróży.
      Marshall posłał mężczyźnie pełne wdzięczności spojrzenie, a potem zachęcił Jaime’ego, żeby ten usiadł z przodu, żeby móc obserwować widoki. Sam wpakował się na tylne siedzenie i westchnął z ulgą, będąc wyraźnie ukontentowany otaczający go słońcem i ciepłem. Czekało ich od czterdziestu minut do godziny jazdy – niestety jedyne lotnisko na Barbadosie było położone w pewnym oddaleniu od Rockfield, niemalże na drugi krańcu wyspy.

      JEROME MARSHALL

      Usuń
  59. To niesamowite, jak na ludzie potrafią postarać się dla innych i jak wiele wytrzymać, ale nie potrafią zrobić tego dla samych siebie. Noah doskonale to rozumiał. Tylko dla pewnych… kobiet był w stanie poświęcić się w wystarczającym stopniu, by uniknąć… chociaż głupot. Zwykle jednak stawiał na niezdrowe odruchy i autodestrukcję. Seks, alkohol i ucieczki przed silniejszymi od niego to przecież równie zdrowe rozrywki, jak poranny jogging.
    Woolf słyszał protesty Jaimego i naprawdę żałował, że wciągnął chłopaka w to wszystko. Szczególnie, że ten zachowywał się… całkiem odważnie i lojalnie, co naprawdę było godne podziwu. Niemniej miał duże szanse skończyć z limem pod okiem. I oby tylko z tym.
    Cóż… Noah zwykle sprawniej uciekał, niż się bił, ale prawda była taka, że i z tym nieraz musiał się zmierzyć. Niestety jego przeciwnik naparł całym swoim ciałem na Woolfa i przygniótł go do ściany, po czym w tej pozycji zaczął uderzać w brzuch. Noah nie czekał jednak biernie. Udało mu się chwycić ręce przeciwnika, w wyniku czego doprowadzili do małej szarpaniny i przepychania się przy ścianie. W końcu jednak Noah zdołał obrócić ich tak, by to ten drugi opierał się o zimny mur, a następnie kopnął go w kostkę i szybko odskoczył na bezpieczną odległość. Wtedy też usłyszał pytanie Jaimego i odruchowo spojrzał w jego kierunku. To był błąd, ponieważ przeciwnik przyszarżował i wbił Noah w ścianę naprzeciwko, co Woolf okrasił bolesnym jękiem.
    - Mniej więcej – odpowiedział, kiedy wrócił do szarpaniny z przeciwnikiem. Nie był to piękny boks, bardziej zapasy.
    W końcu Noah zdołał pchnąć gościa na ostry kant kosza na śmieci. Dzięki temu zdołał się uwolnić i sprawdzić, jak sobie radzi Moretti.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  60. Aurora wiedziała, że to wszystko było jednym wielkim nieszczęśliwym przypadkiem. Po prostu zrządzeniem losu, w którym niepoprawnie się znaleźli. Z drugiej strony ktoś inny mógł nie mieć tyle szczęścia i zostać brutalnie pobitym, zostając przy tym bez portfela. W tym przypadku cieszyła się z tego, że Jaime był obok i że umiał odpowiednio zareagować, choć zdecydowanie wolałaby nie dopuszczać do siebie podobnych sytuacji, szczególnie że ciężko patrzyło jej się po zakrwawionej twarzy chłopaka, który musiał zmierzyć się z napastnikami.
    Przytaknęła, gdy Jaime zasugerował, że wezwą taksówkę. Po dzisiejszym incydencie miała ochotę po prostu wrócić do domu, wziąć kąpiel i napić się herbaty — w ten sposób uspokoiłaby nerwy i doszła do siebie, bo choć nie zdradzała sobą roztrzęsienia, to jej dusza delikatnie drżała, a mięśnie były spięte, jakby gotowe do tego, żeby rzucić się biegiem przed siebie. Praca z surowym doktorem Lee nauczyła ją panować nad sobą w mniejszy sposób, bo nie mogła ciągle się mazać, dając upust chaotycznym emocjom. Chciała być w końcu dobrym lekarzem, a nie kimś, kto zasłaniał się łzami, kiedy robiło się ciężko.
    — Nie martw się — odparła, kiedy Jaime uznał, że powinni od razu pojechać samochodem. — To był tylko wieczorny spacer i jestem pewna, że był to jedynie przypadek; to, że akurat my zostaliśmy napadnięci. — Uśmiechnęła się do niego łagodnie. — Poza tym cieszę się, że skończyło się to wszystko w ten sposób i że policja wie, kogo szukać. Pomyśl o tym, że ktoś inny nie mógłby mieć tyle szczęścia…
    Nie przejmowała się teraz swoim nadgarstkiem, bo w tym momencie weszła w rolę przyszłej pani doktor; obserwowała kątem oka twarz Jaimego, jakby chciała się upewnić, że wszystko w porządku. Wiedziała, że dopiero po jakimś czasie ciało łamało się pod wpływem obrażeń, bo w momencie bójki działała adrenalina, tuszująca ból, dlatego przyglądała się chłopakowi, wiedząc, że tylko w ten sposób będzie mogła mu jakoś pomóc, gdyby zaistniała taka potrzeba.
    Nie chciała się zgodzić, żeby to on zapłacił za taksówkę, ale Jaime był szybszy i właściwie nie zdążyła nawet sięgnąć po portfel, więc posłała mu jedynie niezadowolone spojrzenie. Odwróciła się do niego, gdy sprawdzał godzinę i uśmiechnęła się lekko, dobrze wiedząc, że było już późno i że powinna napisać do Cassiana SMS-a, dlatego sięgnęła po telefon i wystukała ostrożnie wiadomość, pisząc, że jest w szpitalu i że zdarzył się mały wypadek, ale wszystko jest pod kontrolą i że będzie w domu za jakąś godzinę. Nie chciała go martwić, choć nie miała zamiaru też kłamać, wiedząc, że ona również chciałaby o wszystkim wiedzieć, gdyby to on znalazł się w takiej sytuacji.
    Rozejrzała się po holu, witając się z pielęgniarkami i podeszła do jednej z nich, tłumacząc, co się stało. Nie chciała wepchnąć się w kolejkę, wiedząc, że nie tylko oni czekali, aż lekarz ich przyjmie, więc nie zostało im nic innego niż zajęcie miejsc w plastikowych siedzeniach.
    Aurora kupiła w automacie po kubku gorącej czekolady i wróciła do chłopaka, wręczając mu słodki napój. Dziwnie czuła się, będąc w szpitalu w roli pacjenta, choć przecież chorowała i dobrze wiedziała, jak to wyglądało. Westchnęła niemo, zerkając po swoim nadgarstku, który wciąż pulsował bólem.
    — Jak się czujesz? — spytała, odwracając głowę do Jaimego i upiła łyk gorącej czekolady. Była naprawdę całkiem niezła.

    Aurora

    OdpowiedzUsuń
  61. O ile Jerome dobrze się orientował, on i Jennifer nie mieli w planach przeprowadzki na Barbados, i to na stałe. Chcieli mieć tam swoje miejsce (a właściwie był to pomysł Jen), by móc zaszyć się gdzieś podczas odwiedzin w Rockfield i by poniekąd połączyć ze sobą te dwa światy, dwa miejsca – gorącą, parną wyspę i tętniącą życiem metropolię. Jednakże od początku ich znajomości, a właściwie może nie tyle nawet od początku, co momentu, w którym wyspiarz zrozumiał, że zakochuje się w blondynce, która niespodziewanie i zupełnym przypadkiem pojawiła się w jego życiu, jasnym było dla niego, że to on przeprowadzi się do Nowego Jorku, zostawiając za sobą wszystko inne. I wszystkich. Nigdy nie wymagał niczego podobnego od Jennifer, nigdy nawet jej tego nie zaproponował, jakby głęboko w środku czuł, że była to jedyna właściwa droga i poniekąd, aby mu to wynagrodzić oraz docenić jego decyzję, wtedy jeszcze panna Woolf zdecydowała, że pieniądze, które pozostawił jej ojciec, przeznaczy na zakup domu na Barbadosie. By mieli swoje miejsce nie tylko w Wielkim Jabłku, ale również w kraju, z którego pochodził Marshall. Może właśnie z tego względu ten dom miał dla niego tak szczególne znaczenie i to dlatego tak bardzo go lubił? Wyremontowali go wspólnie i również wspólnie urządzili. To było ich miejsce, jak żadne inne na całym globie.
    — Jak dobrze, że mam takiego rozsądnego szwagra! — zaśmiał się, kiedy Matias poinformował go o planach kobiet. — Na pewno jeszcze zdążą mnie wyściskać, ale to nie będzie dziś — odezwał się z tylnej kanapy, a kiedy Jaime powiedział o surfowaniu, aż się wyprostował. Czym prędzej chwycił rękoma zagłówki przednich siedzeń i pochylił się, wciskając się między fotele.
    — No proszę! — cmoknął z zadowoleniem. — Wiem nawet, gdzie mogą być najlepsze fale, ale cholera, nie robiłem tego od… — zastanowił się. — Odkąd zaczęła się moja przygoda z Nowym Jorkiem. To będą już dwa lata?
    — Pewnie już straciłeś formę, staruszku! — zażartował Matias, który również był młodszy od bruneta i miał jeszcze trochę czasu, nim dobije do tych magicznych trzydziestu lat.
    — To jak z jazdą na rowerze, tego się nie zapomina — odparował Marshall i lekko potrząsnął siedzeniem kierowcy, by następnie ze śmiechem opaść na swoje miejsce.
    Matias sprawnie pokonywał kolejne zakręty, a asfaltowa droga w pewnym momencie płynnie przeszła w ubitą drogę gruntową, przez co za nimi unosiły się tumany żółtego pyłu. Na miejsce dojechali po kolejnych czterdziestu minutach. W momencie, w którym samochód zaczął wspinać się pod łagodny pagórek, Jerome wyraźnie się ożywił, aż wreszcie zza zielonej ściany wyłoniła się znajoma budowla. Szwagier Marshalla zajechał pod ogrodzenie, a następnie zgasił silnik i zaciągnął ręczny.
    — No to jesteśmy — poinformował, jakby wcale nie był to oczywiste, tym bardziej, że trzydziestolatek już dawno zdążył wyskoczyć na zewnątrz i zaczął ściągać ich bagaże z paki. Idąc jego śladem, Matias opuścił samochód i do tego samego zachęcił Morettiego, a już kilka minut później, po wyjęciu walizek, mężczyzna pożegnał się z nimi i odjechał. Jutro przecież i tak mieli zobaczyć się u rodziców Marshalla.
    — Zapraszam! — Pobrzękując pękiem kluczy, Jerome otworzył bramkę, pchnął drzwiczki i przepuścił przyjaciela przodem. Wydeptana w wysokiej trawie ścieżka prowadziła na drewniany ganek, starannie naprawiony przez wyspiarza w zeszłym roku. Brunet wyprzedził przyjaciela tylko po to, by otworzyć przed nim drzwi i wpuścić go do środka.
    Tuż po przekroczeniu progu otwierał się przed nimi niewielki przedsionek, nieco dalej przechodzący w węższy korytarz. Po lewej widoczne były schody prowadzące na wysokie poddasze, ale Jerome jedynie porzucił obok nich bagaże i poprowadził chłopaka dalej, kierując się ku korytarzowi. Wprowadził go od razu do przestronnego salonu, gdzie jedna ściana zajęta była przez wysokie okna, za nimi zaś malował się taras i ocean, do którego prowadziło nieco strome zejście. Mieli tutaj niewielką, prywatną plażę, otoczoną skałkami w taki sposób, że dało się na nią dostać wyłącznie od strony ich domu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — I jak pierwsze wrażenie? — spytał wesoło i szeroko rozłożył ramiona, okręcając się wokół własnej osi. — Będziesz spał w pokoju gościnnym tutaj na parterze. Chodź, pokażę ci — zaproponował, skinieniem głowy wskazując odpowiedni kierunek.

      JEROME MARSHALL

      Usuń
  62. Podejrzewała, że mogła zapewniać Jaimego wiele razy o tym, że nic się małej nie stanie, a on i tak będzie miał swoje obawy. W pewien sposób go rozumiała i sama w końcu często się zastanawiała czy aby na pewno dobrze opiekuje się swoimi dziećmi. Nie było książki, która byłaby wypełniona zasadami jak należy opiekować się takimi małymi bąbelkami, aby nie zrobić im krzywdy. Osobiście nie miała żadnych zastrzeżeń do przyjaciela i tym bardziej nie myślała o tym, że to co jej opowiedział mogłoby mieć jakikolwiek wpływ na nie. Nie znała się na tym wszystkim, nie czytała każdego jednego badania (o ile jakiekolwiek w ogóle czytała) odnośnie do tego co ma wpływ na dzieci i co nie ma. Co ją zaskakiwało to to, jak w miarę spokojnie o tym wszystkim jej przyjaciel opowiada. Nie był to w końcu łatwy temat. Nie opowiadał jej o skręconej na rowerze ręce przy upadku, ale o morderstwie brata. Sama myśl sprawiała, że rudowłosa czuła biegnące po plecach nieprzyjemne dreszcze. Nie potrafiła i szczerze mówiąc nie chciała nawet sobie wyobrażać co czułaby na jego miejscu.
    Nie wiedziała jak wiele osób o tym wiedziało, czy Jaime mówił komuś jeszcze i jeżeli podzielił się tym z kimś jeszcze to z pewnością słyszał to samo, co mówiła ona. Był dzieckiem, nie mógł przecież stawić czoła uzbrojonym ludziom. Mógłby sam przecież równie dobrze stracić życie. Mogła go jeszcze kilka razy zapewniać, że nic by i tak nie mógł zrobić, ale wydawało się jej to bez sensu. Sama nie sprawi, że chłopak zacznie myśleć inaczej i to byłoby bardzo nie na miejscu z jej strony.
    — Najgorsze, że nie można zmienić przeszłości, prawda? Z tym co wiemy teraz łatwiej byłoby naprawić pewne błędy, postąpić inaczej i może zmienić bieg wydarzeń — powiedziała cicho. Sama raczej nie miała rzeczy, których bardzo żałowała, że chciałaby je pozmieniać i sprawić, aby były inne. — Byliście tylko dziećmi. Nikt nie powinien od was oczekiwać tego, aby wiedzieć, jak się w takiej sytuacji zachować. Nie uczą w końcu tego w szkole — dodała. Była pewna, że pewnie i teraz nie do końca wiedziałaby, jak się zachować, gdyby znalazła się w takiej sytuacji. I to było straszne, a jeszcze straszniejsze było to, że ludzie byli gotowi posunąć się do najgorszego, aby tylko zdobyć trochę pieniędzy czy kosztownej biżuterii, sprzętów. I nie patrzą na to czyje życie jest przed nimi. Dziecko, nastolatek czy dorosły, liczyła się tylko kradzież i chwilowe bogactwo.
    Siedziała bardzo blisko Jaimego, ale jednocześnie trzymała dystans, bo nie chciała na niego za bardzo naciskać i mu swoją osobą naskakiwać. Nie wszyscy byli fanami przytulania jako formy pocieszenia i choć ona sama za nią przepadała to nie mogła mówić za innych.
    — Myślę, że jak na dziewięciolatka to w tej sytuacji i tak zachowałeś się odważnie i nie każdy potrafiłby to zrobić — odparła. Prawdę mówiąc nie wiedziała, jak mogłaby mu teraz pomóc i jak zareagować. Mogła być obok i go wspierać, wysłuchać. — Tak, na tamtych torach. I zgubiłam się wtedy z Babe, nie wiedziałam, gdzie jestem i potem ty się na nich pojawiłeś — przypomniała sobie. Dawno temu to było, naprawdę całe wieki, ale cieszyła się, że go poznała. Nawet jeżeli ich początki nie były typowe.
    — Mam nadzieję, że teraz jest już lepiej niż było wtedy? — zapytała ostrożnie. — Och, zabrać ją? — spytała zerkając też na śpiącą dziewczynkę, której w ramionach Jaimego było najwyraźniej naprawdę wygodnie.

    Carlie

    OdpowiedzUsuń
  63. Proszę, wydawało mu się, że jego dwa lata przerwy w surfowaniu to był szmat czasu, tymczasem Jaime naprawdę długo nie miał do czynienia z deską i cóż, nie było wcale czemu się dziwić. Stąd Jerome już nie odpowiedział na słowa przyjaciela, a jedynie uśmiechnął się pod nosem, będąc przekonanym, że jeden z nielicznych dni, jakie mieli spędzić na Barbadosie, na pewno spędzą na pobliskiej plaży, przypominając sobie, jak to jest ujarzmiać wysokie fale. Musieli jednakże dokładnie zaplanować wszystkie atrakcje! W końcu nie mieli wiele czasu. Dzisiejszy dzień był w pełni przeznaczony na odpoczynek i relaks, jutro większość dnia mieli spędzić u rodziców Marshalla, a musieli jeszcze przecież zaliczyć rejs kutrem rybackim! Tak, Jerome powinien dobrze się zastanowić, gdzie wcisnąć to surfowanie. Planował jednakże porwać przyjaciela w rejs jeszcze przed wschodem słońca, tak by mogli podziwiać go na otwartym ocenie (jak romantycznie, prawda?), więc może popołudnie tego samego dnia mogli przeznaczyć właśnie na surfing?
    Cóż, wszystko jeszcze było przed nimi, tymczasem Jerome z niemałym zadowoleniem obserwował, jak Moretti rozgląda się po domu i widać było po nim, jak bardzo wszystko mu się podoba, co napawało wyspiarza dumą.
    — Bardzo się cieszę, że ci się podoba — powiedział, zgodnie z prawdą i zaprowadził przyjaciela do pokoju, gdzie ten miał spać. Było to średnich rozmiarów, przestronne pomieszczenie, z oknami wychodzącymi na ocean, a duże łóżko spokojnie mogło pomieścić dwie, jeśli nawet nie trzy osoby, więc Jaime powinien mieć w nocy miło i wygodnie.
    Roześmiał się, kiedy rozgadany brunet przedstawił mu swoje preferencje smakowe i nim odpowiedział, podprowadził go pod wspomnianą ścianę ze zdjęciami. Było tutaj naprawdę wiele fotografii i żeby dokładnie obejrzeć wszystkie, potrzeba było zdecydowanie więcej, niż kilku minut.
    — Prawda, że jestem mistrzem Photoshop’a? — zażartował, kiedy dwudziestolatek odnajdywał siebie na kolejnych zdjęciach, a następnie skinął głową w odpowiedzi na jego pytanie. — Tak, wywołałem kilka, mam je w walizce. Możemy pójść coś zjeść, a po drodze od razu dokupić ramki — zaproponował. — Kilkanaście minut drogi piechotą stąd jest knajpka z lokalnym jedzeniem, nieco dalej targ. Brzmi jak plan? — zagadnął z rozbawieniem i zakołysał się na piętach. Najchętniej zrzuciłby ubrania i wbiegł wprost do wody, ale wcześniejsze napełnienie brzuchów brzmiało równie dobrze. Tym bardziej, jeśli przy okazji będą mogli zrobić drobne zakupy i pchnięty tą myślą, Jerome postanowił zajrzeć do lodówki. Zgodnie z jego przewidywaniami, ta świeciła pustkami, więc zaraz zamknął drzwiczki, robiąc w głowie krótką listę zakupów.
    — Idę się przebrać. Tobie radzę to samo — powiedział, wymownie zerkając na dżinsy przyjaciela. Sam pogrzebał w walizce i zniknął na kilka minut w łazience, wyłaniając się z niej w krótkich spodenkach w kwiecisty wzór i jasnej, zwiewnej koszulce. Tak miało mu być zdecydowanie wygodniej i przyjemniej niż w ubraniach dostosowanych do nowojorskiej pogody. Po kieszeniach poupychał portfel i telefon, właściwie będąc gotowym do wyjścia.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  64. Noah widział, jak Jamie pozbywa się swojego przeciwnika. Kiedy chłopak zarządził odwrót, Woolf nie zmierzał się z nim spierać - obaj rzucili się w szalony bieg. Nim opuścili kolejny skręt, Noah zauważył, że ogon biegnie za nimi. Jaime zaś wymyślił wybieg z taksówkami i Noah na pewno nie zamierzał odrzucać dobrych pomysłów - bez wahania wskoczył za chłopakiem do auta.
    Kiedy samochód ruszył, Woolf oparł głowę na zagłówku i odetchnął głęboko. Adrenalina znieczuliła go na chwilę, ale wiedział, że niedługo ból wybuchnie ze zdwojoną siłą.
    - Jerome? - wymknęło się Noah, zanim pomyślał. Jednak skok adrenaliny i lekkie poobijanie robimy swoje, przez co wyrwał się z głupią myślą, zanim stwierdził, że to bezsensowne. Jerome. Pewnie są takich w Nowym Jorku. A może i poza nim, bo przecież Jaime nie powiedział, że jego Jerome mieszka w Wielkim Jabłku. Jego Jerome, to nie Jerome Jen, prawda? Wielu facetów może mieć tak na imię, jak szwagier Noah, chociaż ten konkretny był jedynym, jakiego Woolf kiedykolwiek spotkał. Ale pewnie zwyczajnie takiego miał farta. Nie ma co się dziwić. Właśnie dlatego chwilę później Noah dodał: - Czemu ktokolwiek miałby... cię zabić? Poza tymi, z którymi spotkaliśmy się przed chwilą... - Spojrzał pytająco na chłopaka.
    - Tak... coś mocniejszego brzmi dobrze - przyznał. Potem pokręcił głową. Na pewno nie zamierzał jechać do lekarza, czy też jeszcze gorzej - do szpitala. Takie atrakcje po prostu nie były mu potrzebne. - Wódka, rum, whisky czy cokolwiek w tym stylu bardziej odpowiadają moim potrzebom niż facet w białych ciuchach - dodał i skrzywił się. Był obolały, ale nie czuł, żeby to było coś, co wymagałoby większej interwencji... spodziewał się sinego brzucha i bólu przez kilka dni.
    - A jak ty się czujesz?
    Noah

    OdpowiedzUsuń
  65. Miriam na ogół nie opowiadała na lewo i prawo o wszystkich swoich przeżyciach. Nikt też nie chciał słuchać o jej skomplikowanej sytuacji rodzinnej, a ona też się tym nieszczególnie chwaliła. Nie ukrywała za to niechęci do Joycelyne czy Williama, tak samo jak i do ich córek, które zapewne dla każdej nastolatki i wkraczającej w dorosłe życie osoby były małymi, irytującymi skrzatami, które tylko niepotrzebnie zajmowały miejsce i drażniły setką swoich pytań. A czemu to, a dlaczego tamto, a czemu ten motyl jest niebieski, a tamten był żółty. Mogła uciec wszędzie, ale wybrała Nowy Jork. Oczywiście, że miejsce zamieszkania Joycelyne i jej męża, którzy jeszcze (na pewno nie z dobroci serca, ale przekonani przez Jonathana) pomagali dziewczynie się tutaj ustatkować. Bardzo nie chciała przyjmować ich pomocy, ale łatwiej i znacznie wygodniej było wracać do ładnego mieszkania niż wynajmować jakiś obskurny pokój czy akademik.
    — Medyczny? — Westchnęła i wywróciła oczami. Nieźle zawędrowała. Ona i orientacja w terenie nie szły ze sobą w parze. W dodatku napisy na ścianach niekoniecznie były jasne. Zwłaszcza dla kogoś, kto po raz pierwszy znalazł się w nowym miejscu po raz pierwszy. — Nie wiem, jakim cudem tutaj zaszłam. Studiuję media, kulturę i komunikację, zabłądziłam całkiem nieźle — mruknęła pod nosem. Media, a medycyna choć dwa na M to zupełnie różne. Musiała najwyraźniej skręcić w jakimś miejscu źle, a może tamta dziewczyna ją źle pokierowała?
    — Z Filadelfii — odpowiedziała — a tak w ogóle, to jestem Miriam — przedstawiła się wyciągając rękę w jego stronę. Ludzie chyba wciąż to robili, prawda? Tak się jej wydawało, bo może jednak się myliła i z ich dwójki to ona się zbłaźni? — Wiesz, może jak powinnam dotrzeć do odpowiedniego miejsca? Przyznaję, że ten uniwersytet jest z lekka przerażający. Nowy Jork w zasadzie też — dodała.
    Filadelfia do małych nie należała, ale tę znała jednak całkiem dobrze. Mieszkała tam od zawsze, jako dzieciak po niej się szwędała i można powiedzieć, że poznała naprawdę każdy jeden zakamarek tego miasta, ale Nowy Jork był ogromną zagadką.
    — Fajnie poznać, jesteś pierwszą osobą, z którą rozmawiam dłużej niż trzydzieści sekund. Wszyscy są jacyś zabiegani, ale ty chyba też się spieszysz…? Przepraszam, gadam czasem bez sensu. Powiedz mi, gdzie iść i już ci nie będę przeszkadzała.

    Miriam

    OdpowiedzUsuń
  66. [Hmm, nie wiem w sumie... jedyne o czym pomyślałam, to żeby ich wplątać w pomoc jakiemuś dzieciakowi z patologicznej rodziny. Ojciec mógłby być pijakiem i jakimś tam złodziejem, czy coś w tym stylu, matka pozostawałaby bierna, więc mogliby się zaangażować w sprawę.
    Poza tym wujek Aurory zajmuje się szemranymi interesami, więc tutaj też dałoby się coś wymyślić, bo często pakuje się w kłopoty i już raz skończył z nożem w brzuchu.
    Nic innego chyba nie wyślę... :c]

    Aurora

    OdpowiedzUsuń
  67. [Hm, mogą spotkać tego dzieciaka teraz... Może by czekał aż go ktoś opatrzy? I może podejść do naszej parki, żeby zapytać się czy mają drobne, żeby mógł coś sobie kupić w automacie? A później by się poszło na żywioł. :D]

    Aurora

    OdpowiedzUsuń
  68. Barbados napawał go tak pozytywną energią, jak nie czyniło tego żadne inne miejsce. Jerome nigdy nie wstydził się tego, skąd pochodził, a kawałek jego serca zawsze miał pozostać w słonecznym Rockfield, więc kiedy tu wracał, w jego bursztynowych oczach od razu pojawiał się jakiś nieokreślony blask i najzwyczajniej w świecie widać było po nim, że jest w domu.
    Ten kilkudniowy wypad był dla niego tym bardziej ważny i ekscytujący, bowiem naprawdę cieszył się, że mógł zabrać tutaj swojego najlepszego przyjaciela, a wręcz młodszego przyszywanego brata i pokazać mu swoje rodzinne strony. A może można było nawet zażartować, że były to ich rodzinne strony? Na przestrzeni czasu Jaime stał się dla niego bardzo ważną osobą i zależało mu na tym, by młodszemu brunetowi się tutaj spodobało i by miło spędził czas. By odpoczął, ale też poznał liczną rodzinę Marshalla, która na pewno pokocha Morettiego równie mocno, jak zrobił to Jerome. I tak, to wcale nie przejęzyczenie – mówiąc o tym, co wyspiarz czuł do swojego przyjaciela, naprawdę można było wspomnieć właśnie o miłości, bo czy istniał tylko jeden jej rodzaj? Oczywiście, że nie. Miłość miała wiele odcieni i równie wiele przymiotów, przez co Jerome bez wątpienia, na swój własny sposób kochał Jaime’ego i ciekawym było, że ta myśl zalęgła się gdzieś w jego podświadomości właśnie tutaj, na Barbadosie.
    Zaczekał, aż Jaime opuści swój pokój i roześmiał się głośno oraz wesoło, kiedy przyjaciel przeczytał mu wiadomość od chrzestnego.
    — Jego też musimy tu kiedyś zaprosić — zdecydował, mówiąc zupełnie poważnie, bo niby dlaczego Shay nie miałby skosztować uroków Barbadosu? — I niestety, ale będziemy dużo pić bez niego. Tylko może nie za dużo, żebyśmy jutro nie byli skacowani na obiedzie u moich rodziców! — roześmiał się. — Nie chciałbym, żeby z powodu żołądkowych rewolucji ominęły mnie te wszystkie pyszności — dodał, wciąż z rozbawieniem i zatknął na nos okulary przeciwsłoneczne. — Idziemy! — przytaknął i skierował się w stronę wyjścia. W pewnym momencie coś go tknęło i porwał z haczyków na ścianie dwa słomkowe kapelusze, które nie wiadomo właściwie, czy wisiały tam dla ozdoby, czy po to, by z nich korzystać. Jerome jednakże się nad tym nie zastanawiał i zatknął kapelusze z szerokimi rondami na ich głowy, śmiejąc się przy tym wesoło. Miał naprawdę wyśmienity humor i nie dało się tego ukryć.
    — Ja też bardzo się cieszę — odparł, kątem oka zerkając na przyjaciela. Przez moment jakby się wahał, a później zupełnie niespodziewanie zarówno dla siebie, jak i Jaime’ego, objął go ramieniem i na chwilę przyciągnął do siebie. — Kocham cię, braciszku, wiesz? — rzucił niby to od niechcenia, łezki nagłego wzruszenia, które zabłyszczały w jego oczach, kryjąc pod rondem słomkowego kapelusza i puścił przyjaciela zaraz po tym wyznaniu. Może wyszło to nieco niezręcznie, a na pewno żaden z nich tego nie planował, ale Jerome po prostu czuł, że musi mu to powiedzieć i chyba by się udusił, gdyby tego nie zrobił.
    Emocje zdążyły opaść, gdy po krótkim spacerze dotarli do knajpki. Wyspiarz nie miał zastrzeżeń co do wyboru stolika i z przyjemnością rozsiadł się w pełnym słońcu, pozwalając, by chłodził go lekki wietrzyk przesycony wilgocią, która osiadała na ciele.
    Na stoliku już leżało menu, więc Jerome zaraz po nie sięgnął i zaczął przeczesywać wzrokiem kolejne pozycje.
    — To co, może sobie weźmiemy jakieś orzeźwiające drineczki? Mają chociażby mohito. A do jedzenia, to już co sobie życzysz — powiedział z uśmiechem. Oferta knajpki bogata była przede wszystkim w ryby, podawane z tutejszymi dodatkami. Nie miało zabraknąć im świeżych warzyw i owoców, a wszystko było podawane prosto, bez zbędnej kombinatoryki.

    JEROME MARSHALL, któremu zebrało się na czułości 🧡💙🧡

    OdpowiedzUsuń
  69. Dla Woolfa chwile grozy nie były czymś zupełnie niezwykłym i niespotykanym, może z tego względu też nie czuł się specjalnie roztrzęsiony. Bardziej zły, że wciągnął chłopaka w tę całą sytuację, a policja nic sobie nie robi z poważnej sprawy. A jeśli znowu go napadną? Cóż… każdy musi jakoś umrzeć, choć może lepiej później niż wcześniej.
    Noah pokiwał głową, kiedy usłyszał to dość… patetyczne w jego odczuciu zdanie „Jerome to mój najlepszy przyjaciel”. Nie dziwił się, że nic o tej przyjaźni nie wiedział – w końcu sam nie mógł powiedzieć, że łączy go z Jaimem przyjaźń. Nawet nie nazwałby tego koleżeństwem. Bardziej… zgodnym akceptowaniem tej dziwnej znajomości.
    - Emm… nie znam się za bardzo na przyjaxni, ale jeśli faktycznie jesteście sobie tacy bliscy, to może nie próbuj mu tak zaimponować? W sensie… nie rób głupot, nie narażaj się i tak dalej, ale to na pewno nie twoja wina, że nas zaatakowali. Jeśli już kogoś miałby winić… to zwal to na mnie. W końcu głupio zrobiłem, że nie poszedłem sam. Przynajmniej byś nie oberwał – przyznał. To w ustach Noaha miało być czymś na kształt przeprosin.
    - Poza tym… skoro nawet ja widzę, że się starasz, to on już na pewno – dodał. Nawet próbował się uśmiechnąć, aby go pocieszyć. Problem jednak polegał na tym, że nadal męczyło Woolfa to imię. „Jerome”. Przecież to nie mógł być mąż Jen, prawda? Prawda?!
    Noah wszedł do mieszkania chłopaka i odruchowo rozejrzał się wokół. Nie potrafił inaczej- zawsze sprawdzał możliwe drogi ucieczki, nawet jeśli nic nie powinno go niepokoić. Ale po takim dniu - wszystko go niepokoiło. Poszedł na Morettim i ochoczo przyjął od niego szklankę whisky.
    - Za przetrwanie – zgodził się. – I jutrzejsze siniaki: żeby szybko zginęły – dodał i stuknął się szklaneczką z Jaimem.

    Noah

    [Miałyśmy z Muminkiem taki głupi pomysł… o Woolfie i Morettim XD]

    OdpowiedzUsuń
  70. Jeśli Noah myślał, że może prowadzić spokojne życie, to się grubo mylił. Cała sprawa z narkotykami z nabrzeża przybrała niespodziewany obrót i stanowczo wszystko nie szło w kierunku, którego Woolf oczekiwał. Najpierw odmowa policji, potem ta bójka w uliczce. Noah udał się z materiałami do wydawnictwa i miesiąc później jego nowa książka ujrzała światło dzienne. Zaprzyjaxniona graficzka uczestniczyła w przygotowywaniu kampanii reklamowej, a redaktorka (tyran jakich mało) pilnowała, by Noah był grzeczny i nie rozbawiał.
    Ale Woolf jest lepem i kłopoty. W jego drugiej pracy zawitał ktoś, kogo Noah zdecydowanie nie chciał widzieć. A szczególnie w takim porozumieniu z szefem Woolfa! Niestety, onaj panowie przedstawili mu propozycje nie do odrzucenia, która zakładała natychmiastowy wyjazd do Japonii. I tak Noah przepadł jak kamień w wodę na dobre cztery miesiące. Kiedy wrócił… niekoniecznie chciał ujawniać swoją obecnośc w Nowym Jorku. I szef, i redaktorka chętnie by go dopadli, a Noah poszukiwał spokoju. Właśnie dlatego przez dobry miesiąc się ukrywał, aż ktoś z wydawnictwa spotkał go na ulicy. Wtedy Woolf zdecydował, że powoli wróci do życia. Spotkał się ze swoją przyjaciółką… a spotkanie to nie przebiegło po jego myśli. Siostry nadal nie było, a mieszkanie miał odzyskać dopiero za trzy tygodnie. Nie wiedząc do końca, co miałby ze sobą zrobić, zdecydował się odwiedzić Morettiego. W końcu wypadało zanieść chłopakowi książkę, która bez jego pomocy może by nie powstała. Z resztą Noah chciał sprawdzić, czy z Jaimem wszystko w porządku. Czy nikt go nie ścigał po tamtym napadzie w uliczce? Noah stanowczo nie chciał mieć go na sumieniu.
    I tak pewnego dnia zapukał do jego drzwi z nadzieją, że chłopak nie zdążył się przeprowadzić. Kiedy ten otworzył drzwi, Noah wyraźnie odetchnął z ulgą i wszedł do środka.
    - Wybacz, że tak bez uprzedzenia, ale… w sumie nie pomyślałem, żeby zadzwonić – przyznał. Zrzucił buty i wszedł na chłopakiem głąb mieszkania. Uśmiechnął się mimowolnie na widok wiszącego hamaka. Trzeba przyznać, że prosił się o leżenie z książką w ręku. – Mam nadzieję, że bardzo nie przeszkadzam - dodał. – Na swoje usprawiedliwienie przychodzę z darami.
    Zdjął skórzaną torbę z ramienia i wyjął z niej… butelkę whiskey, książkę i butelkę sake.
    - Nie było wcześniej okazji… i nie wiem, czy widziałeś, ale dostałem egzemplarze autorskie i pomyślałem, że może chcesz sobie przekartkować. W każdym razie to dla ciebie – wyjaśnił. Przód książki zdobiła grafika wykonana przez specjalistę. Natomiast zdjęcie, które Jaimie zrobił Woolfowi na nabrzeżu znajdowało się na tylnej okładce. Bez twarzy. Jedynie niewyraźny profil i informacja, że Daniel Woolf jest autorem książki i bloga o podróżach.
    - Tak jak obiecałem, wydałem wszystko, co udało się zebrać – wyjaśnił. – Łącznie z historią o zlaniu nas przez policję – dodał i uśmiechnął się z satysfakcją. Był umówiony z redaktorką, że w tym tygodniu wrzuci te fragmenty na bloga, żeby wywołać nieco szumu.
    - A alko dla ciebie. Za pomoc i to tę bójkę – zakończył i spojrzał na chłopaka uważnie. W końcu nie wiedział, jak Jamie na to zareaguje. Kiedyś Noah dostarczał mu nieco inne używki, ale jednak używki. Może wcale nie być zadowolony z dostawy alkoholu. Co z kolei doprowadziło do innego pytania.
    - Co gotujesz?

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  71. Może było to samolubne, ale Jerome mimo wszystko cieszył się, że nie było z nimi Shaya. Może i nie brzmiało to dobrze, ale pobudki wyspiarza były bardzo proste – chciał, by ten wyjazd należał w pełni tylko do niego i Jaime’ego, przez co miał zapaść w ich pamięci jako wyjątkowy. W towarzystwie Shaya na pewno również byłoby podobnie, ale czy padłyby wyznania podobne do tego, które Marshall sprzedał przyjacielowi jakiś czas po założeniu słomkowych kapeluszy? Niekoniecznie.
    Pozując do zdjęcia, przyjmował coraz to dziwniejsze pozy i śmiał się wesoło, aczkolwiek mina nieco mu zrzedła, kiedy Jaime powiedział o tym, co mogłaby sobie pomyśleć o nim rodzina wyspiarza.
    — Na pewno nikt nie wpadłby na nic podobnego — zapewnił go. — To normalni i wyrozumiali ludzie. Nie martw się! — dodał i zaczepnie szturchnął go w bok, lecz mimo swoich słów sam zaczął odczuwać lekki niepokój. Naprawdę nie chciał, by Jaime denerwował się tym spotkaniem i był podczas niego zestresowany. Jeśli tak miało być, wystarczyło jedno jego słowo, a starszy brunet mógł wszystko odwołać. Nie zamierzał też zostawić go samego z niewygodnymi pytaniami, a takie najpewniej miały paść chociażby ze względu na to, że rodzina Marshallów, nie licząc oczywiście samego Jerome’a, nie znała przeszłości Morettiego i nawet mając dobre intencje, mogli przywołać niechciane wspomnienia. Jaime musiał wiedzieć, że to, iż on i Jerome traktowali się jak bracia, do niczego go nie zobowiązywało i nie oznaczało, że za wszelką cenę będzie musiał wkupić się w łaski tej dużej rodziny. Kto wie, może zatem jeszcze wspólnie mieli naginać prawdę i plątać się w zeznaniach?
    Ten moment był bez wątpienia niezręczny, ale miał też w sobie wiele prostego piękna. Jerome czuł się zmieszany, tym bardziej, kiedy usłyszał odpowiedź przyjaciela, ale jednocześnie czy mogli lepiej podsumować swoją dotychczasową znajomość i fakt, że razem znaleźli się w miejscu tak ważnym dla trzydziestolatka? Stąd, mimo że obydwoje byli wyjątkowo speszeni, a może i nawet zagubieni, zdecydowanie warto było wypowiedzieć tych kilka słów i usłyszeć coś podobnego. Ten wypad na Barbados miał być przecież niezapomniany pod różnymi względami, prawda?
    Siedząc w pełnym słońcu, brunet czuł, jak to muska go po odsłoniętych ramionach i te nawet zaczęły piec lekko, lecz Marshall się tym nie przejmował. Jego skóra była już przyzwyczajona do tutejszych warunków i na pewno nie miał spalić się na raczka, za to na jego twarzy bez wątpienia przybędzie więcej piegów.
    — Na zawsze? A kto będzie ze mną pił piwo w Nowym Jorku? — spytał, a jego uwadze nie umknęło to, jak Jaime odprowadził kelnera wzrokiem. Parsknął cichym śmiechem i pokręcił głową. Najpierw Parker, teraz kelner? A gdzie w tej historii były jakieś piękne kobiety, którymi i on mógłby nacieszyć oczy?
    Nie musieli długo czekać na swoje zamówienie. Najpierw do ich stolika trafiły drinki, a dopiero później dwa talerze i choć wyspiarzowi zaczęło burczeć w brzuchu, oczywiście, że najpierw sięgnął po alkohol.
    — To co? — zagadnął, unosząc szklankę w geście toastu. — Za nasz pobyt tutaj? — zaproponował z uśmiechem. Nie mógł lepiej sobie tego wymarzyć. Czuł, że zabranie Jaime’ego do Rockfield okaże się strzałem w dziesiątkę, ale już pierwszych kilka godzin po przylocie było tak emocjonujące, że Jerome poniekąd bał się, co nastąpi później.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń

  72. -Heniem? – zapytał Noah i zmarszczył czoło. Nie spodziewał się, że może ktoś być u chłopaka. Potem jednak zauważył świnkę morską i uśmiechnął się lekko. – Ciekawy współlokator. Skąd go masz? – zapytał.
    Noah czuł się trochę niepewnie, kiedy Jaime przeglądał książkę. Niby pisał jako Daniel już od lat, to nigdy nie musiał martwić się opinią rodziny i znajomych na temat jego twórczości. Po prostu nikt nie wiedział, że pisuje. A ostatnio już dwukrotnie musiał zmierzyć się z osądem najbliższych i musiał przyznać, że to trudniejsze niż oddanie się redaktorce na pożarcie.
    - Raczej nic niezwykłego nie wyczytasz… przecież o wszystkim wiesz – zauważył Woolf. Oczywiście nadał tekstowi swoją narrację, ale materiał pozostawał ten sam.
    - Tak… Szef uparł się, że muszę ugadać pewnego klienta – przyznał. – Trochę mi to zajęło, ale pieniądze będą z tego fajne. Duża kolekcja do wystawienia na aukcji z całkiem przyzwoitą prowizją – wyjaśnił. W końcu Jaime wiedział, że Noah zajmuje się dziełami sztuki, odkąd dostarczył mu pewien obraz.
    - Lubisz sake? – zapytał zaciekawiony Woolf, bo doskonale pamiętał, że ostatnio pili whisky. A tymczasem chłopakowi oczy świeciły się właśnie na japoński trunek. – Mnie całkiem smakowało, choć zwątpiłem w swoją twardą głowę. Japończycy niby tacy mali, ale pić potrafią… dużo – dodał rozbawiony.
    Noah uśmiechnął się lekko, gdy Jaime zaproponował mu jedzenie. Ich pierwsze spotkanie po latach też wiązało się z zaproszeniem na jedzenie. Najwyraźniej Woolf zwyczajnie wiedział, kiedy pojawić się w mieszkaniu chłopaka, żeby załapać się na jedzenie. I z pewnością zamierzał korzystać z tej supermocy, ponieważ jemu samemu gotować się zwyczajnie nie chciało. Poza tym potrafił przyrządzić jedynie proste potrawy, a tymczasem po mieszaniu Morettiego roznosił się całkiem zachęcający zapach.
    - Pewnie – odparł. – Tylko głupi odmawia jedzonka – powiedział z przekonaniem. Tego stanowczo nauczyły go liczne podróże.
    - Opowiadaj, co tam się u ciebie działo – zagaił. – Dużo nauki?

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  73. - Ciekawy prezent – przyznał. – Ten… Jerome – jak dziwnie to brzmiało w ustach Noah – wybrał dla ciebie dość niecodzienny prezent. Dlaczego właśnie świnka? – zapytał. W końcu spodziewał się, że Jaime też zadał do pytanie, gdy wręczono mu ten podarek.
    Kiedy gospodarz podążył do kuchni, Noah poszedł za nim. Nie wszedł co prawda, ale oparł się o ścianę (filar?) tak, by mieć dobry widok na pracującego chłopaka.
    - Powinieneś się kiedyś wybrać. To ciekawy kraj. Na pewno nie chciałbym tam mieszkać na stałe, jak odwiedzić te miejsca jeszcze raz w ramach wakacji to coś zupełnie innego – zapewnił. – Z resztą… w ogóle jeżdżenie po świecie jest ciekawe – dodał. Pokiwał głową, kiedy Jaime wskazał głównych pijaków na świecie.
    - Też tak słyszałem, ale jakoś nie miałem okazji sprawdzić. Może jeszcze kiedyś się zdarzy – stwierdził rozbawiony. Poza tym miał dobry humor, ponieważ wokół roznosił się zapach dobrego jedzenia. Któż może nie ulec takiemu afrodyzjakowi?
    - Ej, bo będę ci zazdrościł – rzucił zaczepnie. – Nigdy nie łapałem w lot. Na studiach bez zapisania własnoręcznie nazwiska artysty nie mogłem zapamiętać ani imienia, ani nazwiska – westchnął dramatycznie. Mimo nie najlepszej pamięci do książek, Noah miał całkiem niezłą pamięć do twarzy.
    - Nie ma co zapeszać – zgodził się, ale jakoś dobrze mu się słuchało o tym, że chłopak prowadzi względnie nudne i raczej spokojne życie. To oznaczało, że nie tylko nie pchał się na nabrzeże, ale także nie zamierzał wracać do narkotyków i bijatyk. To brzmiało całkiem dobrze, nawet jeśli nie było szczególnie porywające.
    - Spokojnie możesz mówić o trupach – zapewnił rozbawiony, kiedy zauważył, ze Jamie jakoś patrzy na niego tak, jakby Noah miał zareagować oburzeniem, obrzydzeniem czy czymkolwiek innym, co podpadałoby pod kategorię gwałtownych zachowań pełnych nieakceptacji. A tymczasem Noah przede wszystkim myślał o tym, że nie chciałby podzielić losu tych trupów. Miał w planach jeszcze trochę pożyć.
    - Podziwiam, że chce ci się gotować – przyznał. – Jak dla mnie im mniej stania przy kuchni, tym lepiej – dodał. Nie było tak, że zupełnie nie gotował, ale jeśli już dopadł do kuchni, to robił takie porcje, żeby z tydzień mieć spokój przy odpowiednim mrożeniu.
    - Możemy się napić tego, na co ty masz ochotę – odpowiedział rozbawiony Noah. – Jeśli chcesz sake, to niech będzie sake. Nie jestem purystą jedzeniowym, który uważa, że koniecznie trzeba dopasowywać alkohol do posiłku – stwierdził z pełnym przekonaniem. Uważał, że poznawanie kultur ma sens, o ile nas ubogaca. A jeśli to ma być tylko wierne odtwarzanie cudzych wzorców, to mija się to z celem. Oczywiście pogląd ten dotyczył przede wszystkim uniwersalnych wartości, ale równie dobrze sprawdzał się w temacie jedzenia.
    - Wiesz… niemal od razu wyjechałem, więc problemów to się dopiero spodziewam. Udało mi się rozwścieczyć redaktorkę i chyba mi głowę urwie, jeśli szybko nie oddam jej kolejnego rozdziału – przyznał bez entuzjazmu. Lubił pisać, ale ślęczenie nad laptopem z batem nad głową nie było przyjemne. – Także… na razie nie wiem – westchnął. Nie tak łatwo było wrócić do gry.

    OdpowiedzUsuń
  74. I tak uważam, że to dość nietypowy prezent - zauważył. - Chociaż... Uczący odpowiedzialności - zgodził się. - Niestety zupełnie nie dla mnie. Przy moim podróżowaniu nie mogę sobie pozwolić na zwierzaka... Musiałbym go komuś ciągle podrzucać, więc szkoda męczyć takie biedne zwierzę. - Właściwie nie wiedział, czemu to powiedział. Może chciał wykazać zainteresowanie? A może po prostu pomyślał, że taki zwierzak wiąże się z jakimś domem, a Woolfowi nawet utrzymanie się w jednym miejscu nie wychodzi. A obecnie nawet nie mógł wrócić do swojego mieszkania. Powtarzał sobie, że jeszcze kilka dni, ale naprawdę chciał już poleżeć we własnym łóżku, a nie na wersalce w wynajmowanym pokoju.
    - A jakie jeszcze miejsca chciałbyś odwiedzić? - zapytał. - Jaki kontynent? Jaki kraj? A może po prostu konkretne miejsca? - dopytywał z ciekawością. Naprawdę go to interesowało. Poniekąd dlatego, że sam szukał weny na dalsze podróże. Niby ledwie wrócił, ale... jeśli chciał, by jego pisanie trwało, musiał wyjeżdżać. Po prostu. Praca z handlu dawała pieniądze, ale nie satysfakcję, a Noah lubił czuć, że żyje.Woolf zmarszczył brwi. Nie wiedział, czemu chłopak zmarkotniał. Wyglądał, jakby coś go dręczyło albo Noah go czymś obraził, a z pewnością nie miał takiego zamiaru. I teraz nie wiedział, czy powinien wypytywać. Noah nie czuł się dobry w poważnych rozmowach. Przed niewieloma osobami sam potrafił się otworzyć i nie wiedział, jak miałby tego wymagać od innych.- Twoja pamięć to skarb. Powinieneś oszczędzać mózg. Może jednak wypiję za ciebie? - podsunął żartobliwym tonem. Nie chciał, żeby Jaime się czymś zadręczał. A tymczasem sake znalazło się w szkle.
    Noah nie miał nic przeciwko alkoholowi, dlatego wziął szklaneczkę od Jaimego i ochoczo się napił.
    - Podziwiam - przyznał. - Ja od dobrych... piętnastu lat kultywuję kuchnię studencką. Proste jedzenie, półprodukt i zapychanie żołądka - odpowiedział z rozbawieniem. - Opanowałem jedynie jajecznicę i naleśniki - dodał. - Także uważaj, bo wiem, gdzie mieszkasz - powiedział rozbawiony. - Tylko daj znać, kiedy gotujesz, to pojawię się z garnuszkiem na żebry. - Widać było, że Noah żartuje. Nie był na tyle perfidny, by objadać chłopaka regularnie. Nie oznaczało to jednak, że nie zamierzał wpaść od czasu do czasu na coś smacznego. W końcu nie co dzień jest okazja do najedznia się.
    - Brzmi jak dobry toast - zgodził się i napił. Całkiem nieźle było żyć jako człowiek, a nie worek treningowy.- Cóż... ta kobieta jest prawdziwym tyranem - westchnął. - Ma to pewne zalety, bo pewnie bez jej wiecznych pretensji nigdy nie skończyłbym pierwszej książki, ale na myśl, że powinienem być już gdzieś w trzeciej... - pokręcił głową. - Tęsknie za czasami, kiedy pisałem sobie na bloga dla frajdy. Z drugiej strony teraz są z tego jakieś pieniądze... - Wzruszył ramionami. - Nie ma co narzekać. Przynajmniej nie przewalam pustaków na budowie - zakończył wesoło i ponownie łyknął sake.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  75. - Obawiam się, że lista takich osób mogłaby być niepokojąco krótka – zauważył rozbawiony. Jeszcze jakiś pies czy kot może zdołaliby skraść serca znajomych Woolfa, ale on zdecydowanie miał więcej wrogów niż przyjaciół. – Dla dobra ludzi i zwierząt nie zamierzam przygarniać żadnego stworzenia – zapewnił. Może to była jedna z niewielu rozsądnych decyzji w jego życiu. Umiał dokonywać dobrych wyborów, ale na pewno nie przemyślanych. Zdawał się raczej na własną intuicję i szczęście, które jak dotąd towarzyszyły mu nawet w najtrudniejszych momentach.
    Kiedy Noah usłyszał o Bali, drgnął. Ale jak najszybciej odpędził od siebie niepokój. To głupie. Przecież dużo ludzi wyjeżdża na Bali! To wcale nie musi oznaczać, że Jaime zna Jeroma Jen. Z resztą nie powiedział, że bym tam właśnie z nim, a że po prostu był. To mogą być dwie oddzielne historie. Zupełnie ze sobą niezwiązane. Jednak na wszelki wypadek Noah nie dopytywał.
    - W Meksyku byłem… dwukrotnie przynajmniej – pokiwał głową. – Ale przyznam, że wybierasz kierunki destynacji, które są mi mniej znane. Zwykle obieram sobie za cel miasta – przyznał. – Może to ja powinienem przyłączyć się do ciebie, a nie odwrotnie? – zapytał żartobliwie. – Serio! Mogę robić za przewodnika po Europie, ale Australia? Nie powiem, że nie kusi mnie ten kierunek, ale… do takiej wyprawy trzeba się odpowiednio przygotować. Do Paryża czy Londynu można wyskoczyć od tak! – Pstryknął palcami. – Ale nie wyobrażam sobie, żeby bez niczego ruszyć… w dzicz? Choć jeśli już mówimy o Oceanii, to może Nowa Zelandia, co? – zaproponował takim tonem, jakby już mieli pakować manatki.
    - Mój żołądek zniesie wszystko – zapewnił. – I dziękuję za zaproszenie. Możesz być pewien, że skorzystam – odparł wesoło.
    - Wiesz… chętnie bym ruszył dalej z pisaniem. Po prostu… zwykle nie zastanawiałem się nad jakąś spójnością na dwieście stron. Po prostu pisałem tyle, ile w danym momencie mi się chciało. – Wzruszył ramionami. – A wena? Wena to jednak suka. Nigdy nie wiadomo, kiedy się pojawi i kiedy zniknie. I zwykle nie uwzględnia faktu, że człowieka gonią jakieś terminy lub jest zajęty czymś innym – zapewnił.
    Zabrał się do jedzenia zupy i musiał przyznać, że był to wystarczający powód, by na chwilę o wszystkim zapomnieć. Była naprawdę dobra.

    OdpowiedzUsuń
  76. Noah właściwie nie zastanawiał się zbyt często, co łączy go z innymi ludźmi. Nie chodziło to, że jest typem samotnika. Po prostu lata w podróży nauczyły go, że znajomości należy cenić tak długo, jak długo trwają. Potem należy pogodzić się z ich końcem i dalej ruszać w drogę. Niestety zanim do tego doszedł, cierpiał nie raz. Teraz wydawało się, że wszystkie te rozterki targały nim wieki temu…
    A jednak roześmiał się, gdy Jaime zawiesił głos, kiedy miał powiedzieć, że może Woolf nie jest najlepszym przykładem tego, jak należy zjednywać sobie ludzi.
    - To nie tak, że wszyscy znają mnie ze złej strony – zapewnił. – Po prostu zwykle jestem w drodze, a to nie sprzyja zacieśnianiu więzi – wyjaśnił. – Nie mówię, że jestem bez skazy i zmazy, ale też nie jestem już tym gościem, który sprzedał ci prochy – dodał ciszej. Od tego jednego z pewnością Noah chciał uciec. Sprzedaż narkotyków była intratna, ale i destrukcyjna na wiele różnych sposobów.
    Noah obrócił się i popatrzył na zwierzaka.
    - Chyba muszę jeszcze dojrzeć do tej decyzji, wiesz? – stwierdził. – Może najpierw pokażesz mi, jak się obsługuje takim stworem? – dodał.
    - Nie wiem, co to są wakacje, ale wyjazd brzmi jak naprawdę atrakcyjna propozycja – stwierdził wesoło. – Tylko musisz się liczyć z tym, że cykam dużo zdjęć i robię notatki w najdziwniejszych momentach. A za dotykanie mojego laptopa biję nie tylko po łapach – dorzucił wesoło. Noah miał pewne zboczenia, które brały się z wielu lat samotnych podróży.
    Woolf zauważył, że Jaime zaczyna z błogą miną myśleć o Nowej Zelandii, a jednocześnie zwracał uwagę na całkiem sensowne aspekty podróżowania i podchodził do tego z odpowiednią zachowawczością. Noah musiał przyznać, że to dobre cechy u towarzysza podróży.
    - W takim razie… musimy powoli zacząć planować urlop – odparł. – Tylko nie za szybko, bo jednak wolałbym nie tracić pracy. Może mój szef nie jest spełnieniem marzeń, ale z samego pisania jest trudno się utrzymać. Zwykła robota to jednak pewny kawałek chleba. – Przewrócił oczami. Lubił zajmować się dziełami sztuki, ale niekończenie ich właścicielami.
    Noah jadł z apetytem. Uśmiechnął się jedynie, gdy Jaime stwierdził, że bycia artystą to nie spanie na chmurkach. To było miłe, ponieważ zwykle Noah słyszał od swoich rozmówców coś całkowicie przeciwnego. Po kilku minutach po zupie nie zostało ani śladu.
    - Polejesz? – zapytał Noah i podsunął swoją szklaneczkę. A potem zapytał:
    - To jak tam z twoimi trupami? Dobrze się bawisz?

    OdpowiedzUsuń
  77. Noah pokręcił głową, ponieważ Jaime brzmiał tak, jakby próbował przeprosić za swój komentarz. Woolf zaś nie miał do niego żadnej pretensji. Gdyby miał się gniewać za każdym razem, kiedy ktoś pomyśli sobie o nim coś złego, to życia i energii by mu na to nie wystarczyło. Noah starał się jedynie nie drażnić tych, których lubił, ewentualnie najbliższych tych właśnie osób. Nie do końca wychodziło mu to w przypadku Jerome'a, ale nie można powiedzieć, że Noah się nie starał. Nie tylko spełnił życzenie Jen i spróbował się... uspokoić, to jeszcze meldował jej, kiedy oddała się z miasta. Starał się być dla niej bratem i wsparciem. A Jerome'owi kupił nawet piwo! Efekt był taki, że udało się Woolfowi powstrzymać męża siostrzy przed rozbiciem mu butelek na głowie.- Luzik. Wiem, co robiłem w życiu - zapewnił. - Ale i tak wolę pisać jako Daniel niż Noah... Daniela ludzie lubią. Wydaje się wesoły i otwarty - zauważył Noah. Brzmiało to co prawda tak, jakby miał rozdwojenie jaźni, ale chodziło mu raczej o to, że maskę, którą wkłada, jest łatwiej zaakceptować niż prawdę.
    Noah nieco zdziwił się, kiedy chłopak stwierdził, że lubi z nim rozmawiać. Widać było, że Jaime próbuje obrócić komentarz w żart, ale Woolf zerkał na niego z ciekawością i rozbawieniem.
    - Chwalę, bo mam ku temu powody. Nie będę cię częstował moimi wyrobami. - Przewrócił oczami na znak, że to sprawa stracona. Uśmiechał się jednak, kiedy Jaime opowiadał o swoim pupilu. Było to na swój sposób urocze. Szczególnie, że Henio to nie zwierzę obronne, ale taka maskotka. Poza tym... jak taki delikatny Jaime mógłby go skrzywdzić? Może chłopak nie był chucherkiem i Naoh widział już go w akcji - naprawdę potrafił się bić, to jednak bez całej tej otoczki wyglądał zupełnie łagodnie. Sprawiał wrażenie wycofanego, ale takiego, co muchy by nie skrzywdził.
    - Zima brzmi idealnie - przyznał. - Powinienem do tego czasu pozamykać różne sprawy.I pewnie przyjdzie pora na zbieranie nowych materiałów. - Pokiwał głową w zamyśleniu.Potem Woolf się uśmiechnął.
    - Mówisz, że trupy nie biegają za tobą po sali jak nasi towarzysze z uliczki? - zagadnął. - Twoja praca brzmi na o wiele bezpieczniejszą od mojej - dodał żartobliwie, choć spodziewał się, że to może wcale nie być do końca prawda. Skoro pojawiają się zlecenia na zamówienie? Z drugiej strony Noah myślał kiedyś o tym w kontekście ojca. Jego śmierć... za bardzo zaskoczyła młodego Woolfa. - Pewnie często chodzi o wyciągnięcie kasy z ubezpieczenia, nie? - zasugerował. Bo po co ludzie mieliby męczyć swoich krewnych i znajomych również po śmierci.
    Właściwie Noah nie spodziewał się, że po zupie dostanie coś jeszcze. Kiedy więc Jaime postawił przed nim kolejny talerz, Woolf zamrugał z niedowierzaniem, a potem poczuł, jak jego żołądek ochoczo odpowiada na zapachy unoszące się w powietrzu.
    - Nie sądziłem, że wpadłem na taką ucztę - zauważył rozbawiony.
    Ostatnie pytanie chłopaka spowodowało, że Noah nieco się zawahał.
    - Jeśli chodzi o takie prawdziwe wyjazdy, to faktycznie jeździłem zawsze sam - przyznał. - Ale zdarzały mi się weekendowe wypady z....- urwał. Właściwie sam nie wiedział, czemu nie chciał powiedzieć swoim zwykłym lekceważącym tonem, że weekendowy wypady traktował często jako okazję do zwiedzania urozmaiconego bezpiecznym seksem. Może dlatego, że jednak Jaime był młodszy? Poza tym... to nie był jakiś konkurs na zaliczanie lasek, więc czemu miałby w ogóle o tym mówić? - Ze znajomymi - dokończył zdecydowanie. - W każdym razie i dla mnie byłaby to nowość. - Stanowczo nie brzmiał na kogoś, kto miałby zrezygnować z wyjazdu pod byle pretekstem.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  78. Noah popatrzył zdziwiony na chłopaka, a potem nerwowo przeczesał palcami włosy, żeby ukryć zażenowanie. Nie był przyzwyczajony do komplementów. Znacznie częściej dostawał opierdziel. Jeśli ktoś pisał coś miłego, to zwykle było to na blogu. I nie chodziło akurat o wygląd, bo Noah nie miał problemu z ocenieniem swojej aparycji. Co więcej potrafił ją wykorzystać, jeśli akurat tego chciał lub potrzebował. Jednak rzadko zdarzało się, żeby ktoś mu powiedział tak po prostu, że go lubi i nie miał w tym jakiegoś interesu. Z resztą w drugą stronę to też tak działało.
    - Emmm... miło to usłyszeć - odpowiedział po chwili. - I... wiesz... ty też jesteś w porządku - dodał dość niezręcznie. Potem jednak się poprawił. - W sensie... no wiesz, mógłbyś mieć do mnie pretensje i w ogóle. Fajnie, że możemy po prostu pogadać, napić się, czy... zrobić coś tak głupiego, jak dać się pobić w ciemnej alejce - dodał. Z każdym słowem się rozluźniał i na koniec już całkiem swobodnie się uśmiechnął. Jeśli pamięć była supermocą Jaimego, tak umiejętność dostosowywania się była zdolnością Noaha. - I cieszę się, że nie zatrzasnąłeś mi drzwi przed nosem za pierwszym razem, gdy mnie zobaczyłeś - dodał. - Choć pewnie ja bym tak zrobił na twoim miejscu...
    - Układ idealny! - stwierdził wesoło, gdy Jaime zapewnił, że tak długo, jak będzie chwalony, nie przestanie gotować. Napił się znowu alkoholu, a potem pokiwał głową.- Jasne. Po prostu daj znać, gdy będziesz wiedział, że masz wolne. Zaklepię jakieś bilety czy coś - zaproponował. - No i z jakimś...choć minimalnym wyprzedzeniem, żebym szefa uprzedził o wyjeździe i podomykał sprawy - dodał po chwili zastanowienia. Może nie powinien po raz kolejny znikać bez słowa, jeśli zamierza utrzymać posadę.
    Cóż... Noah nie znał się na żartach o trupach, ale przynajmniej wiedział, że go temat nie odstrasza. I wyglądało na to, że Jaimemu też to odpowiada, więc Woolf tylko pociągnął ponownie ze szklaneczki i słuchał wyjaśnień. - No wiesz...? Obserwowanie ludzi i próba ich zrozumienia to jedno z założeń pisania! - zaśmiał się. - ALe rozumiem, że z twojej perspektywy to niepotrzebne... a nawet kłopotliwe - przyznał. - Poza tym... obserwowanie ludzi przydaje się też w innych sytuacjach.Noah popatrzył trochę niepewnie na Jaimego i jedzenie.- Nie chciałem zabierać ci wyżywienia na następny dzień... - przyznał. A jednak danie wyglądało tak apetycznie, że nie potrafił się powstrzymać i nałożył sobie kawałek. - Dzięki. Jakoś się kiedy odwdzięczę - powiedział i westchnął z zadowoleniem, kiedy spróbował. - Losie... to mogłoby działaś jak afrodyzjak - wymamrotał .- Dziewczyna? - zapytał bez zrozumienia. - Mam kilka znajomych i czasem gdzieś wypadamy, ale nie na tyle, by ruszać w dłuższą podróż.. - wyjaśnił, choć nie wiedział, co by to miało oznaczać. Potem jednak padłą informacja o wyjeździe na Bali z chrzestnym i Noah odetchnął z ulgą. Czyli nie z tym Jeromem. A w takim razie jego Jerome to nie Jerome Jen, prawda? Czyli wszystko w porządku i Noah nikogo nie wkurzy. I może spędzać z Jaimem czas bez obaw o własną głowę. Czuł, że kamień spada mu z serca.
    - A ty nie masz kogoś.... na taką wycieczkę? Ten twój przyjaciel czy ktoś? - zapytał i napił się ponownie sake, ale zdecydowanie zagryzł je quesadillą.
    Noah

    OdpowiedzUsuń
  79. Najwidoczniej żaden z nich nie był szczególnie oswojony z komplementami. Ani nawiązywaniem jakichś sensownych relacji.
    Noah parsknął śmiechem, gdy Jaime zaczął dopytywać, czy naprawdę umawiają się na wyjazd.
    - Naprawdę. To podobno piękne i ciekawe miejsce. Poza tym... skoro planujemy to z takim wyprzedzeniem, to nie jest to spontaniczny wyjazd. Będziemy mieli czas się przygotować i oswoić z tym pomysłem - zapewnił. - Tylko... nie wiem, czy jesteś dobry w pakowaniu się. Bo ja to zwykle wszystko zabieram w jednej torbie - przyznał. - Oddzielnie biorę tylko laptop i notes. - Wzruszył ramionami. - A zaklepanie terminu to podstawa. Szczegóły wybadam i ci podeślę w wolnej chwili, dobrze? - zaproponował.
    Upił sake, a potem odstawił szklankę. Może nie powinien pić tak szybko.
    - Nie wiem, czemu miałbyś się obawiać oceny - odparł. - Przecież... no...- Przebiegł wzrokiem po postawie chłopaka. - Jesteś normalny. Potrafisz żartować i nieźle przywalić. Raczej nie masz się czego obawiać - zauważył. Był przyzwyczajony do tego, że zawsze i wszędzie jest nowy, ale przecież... to Nowy Jork. Noad nie znał innego miejsca, w którym mógłby się poczuć bardziej jak w domu. A opinia innych... nie miała znaczenia w tym cudownym, anonimowym molochu. - W każdym razie... świat się na truposzkach nie kończy. Rozumiem, że to twoja pasja, ale chyba dasz się czasem wyciągnąć do ludzi, co? - spojrzał na niego z ciekawością. Nie mówią o kolejnych ryzykownych akcjach na nabrzeżu - dodał szybko.
    Noah pokiwał w zamyśleniu głowa, kiedy usłyszał, że chłopak nie ma z kim wyjechać. Sam nie uważam wyjazdów w pojedynkę za samotne wyprawy, ale miał na to wieloletnią perspektywę. Pamiętał, że swojego pierwszego wyjazdu faktycznie się obawiał.
    - Mnie na wyjazdy nie trzeba bardzo namawiać, więc jeśli coś sobie wymarzysz, to powiedz - zaoferował. Chciał dodać coś jeszcze, ale Jaime się ubrudził i wstał z miejsca. Noah podążył za nim wzrokiem. Otwarta przestrzeń, która królowała w mieszkanku chłopaka, miała swoje zalety. Noah zauważył, jak Jaime zdejmuje koszulkę i szuka czegoś czystego. Przez chwilę Woolf widział odkrytą klatkę chłopaka i musiał przyznać, że może niepotrzebnie myślał o nim jako o dzieciaku. Bez koszulki wyglądał całkiem atrakcyjnie. I chociaż Noah skarcił się za tę myśl, wstał z krzesła i podążył w stronę łazienki.- Nie potrzebujesz pomocy? - zapytał, stając przy drzwiach. - To z sosem... Może trzeba płynu do naczyń, żeby doprać? - zasugerował i zajrzał do środka.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  80. Noah pokiwał z aprobatą głową, kiedy Jaime zapewnił go, że nie weźmie ze sobą dziesięciu toreb. To akurat była dla Woolfa ważna sprawa, ponieważ wiedział, że podczas takich wyjazdów wiele może się wydarzyć i czasami sprawne pakowanie się jest kluczowe. I wcale nie miał na myśli pościgów. Po prostu mogli napotkać superofertę jakieś dalszej wycieczki lub czegoś podobnego. A Noah miał doświadczenie w tym, że jego koleżanki zwykły zabierać za dużo rzeczy nawet na weekend.
    - Myślę, że twoją misją specjalną będzie jedzenie - odparł rozbawiony. - I nie, wcale nie mówię o tym, że masz gotować. A przynajmniej nie do końca. Po pierwsze... fajnie, gdybyś się dowiedział, co ciekawego tam jedzą, co jest warte spróbowania. A po drugie, trzeba będzie pomyśleć tam na miejscu, w jaki prowiant się wyposażać - wyjaśnił. Jego samego to zawsze męczyło, a wiedział, że ludzie lubią czytać o jedzonko, więc może mógł część tego obowiązku zrzucić na towarzysza podróży?
    Woolf nie wiedział, czemu Moretti stał się markotny na jego komentarz, że jest normalny. Noah naprawdę nie widział, żeby było coś z nim nie tak.
    - Kręgle brzmią bezpiecznie - stwierdził Noah po chwili i uśmiechnął się lekko. - Ewentualnie bilard. Żadnego hazardu - dodał. Już i w takich miejscach się pojawiał, ale nie przez wzgląd na własne zainteresowania, a na pojawiających się tam ludzi.
    Noah przewrócił oczami. - Może ty znasz się na gotowaniu, ale specem od sprzątania jestem ja - powiedział żartobliwie. Prawda była taka, że zwykle nosił ze sobą niewiele rzeczy i dlatego musiał się nauczyć o nie dbać, by nie musieć ciągle kupować nowych, na co przez większość czasu nie było go zwyczajnie stać. - Najlepiej od razu zaprać z płynem do mycia naczyń lub chociaż mydłem, żeby potem dało się to doprać - wyjaśnił. Chciał wejść do łazienki  i pokazać, co ma na myśli, ale wtedy Jaime zdecydował się opuścić pomieszczenie. W wyniki tego nieplanowanego zmniejszenia dystansu między nimi, Noah potknął się i zachwiał, a przez to właściwie wpadł na Jaimego i przyszpilił go do framugi. A konkretnie oparł się ręką tuż nad głową chłopaka. - Wybacz... Chyba zbyt szybko pijemy, skoro już stracę równowagę. - Noah próbował odwrócić uwagę od tej bliskości głupim żartem. Zrobiło mu się cieplej, ale wolał pomyśleć, że to przez wypity alkohol i brak kontroli równowagi. Właśnie dlatego odsunął się od Jaimego i przeszedł wgłąb łazienki, żeby sprawnie przeprać mu koszulkę.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  81. Noah zwykle wychodził z założenia, że kiedy wchodzisz między wrony, to kracz tak jak i one, więc jadał to, co lokalni mieszkańcy. A przynajmniej tak się starał, bo jak wiadomo  w knajpkach jedzenie często jest ustandaryzowane, ale kiedy korzystał z czyjejś gościnności, to starał się jeszcze wszystko to, co mu podsuwano. Efekty... bywały różne.- Czyli najważniejsze zadanie spada na ciebie, bo bez wszystkiego innego można sobie poradzić... ale jedzenie to jednak priorytet - zauważył Woolf. Faktycznie i dla Noah te pół roku brzmiało jak wieczność. Wiedział, że ten czas zleci, nim się zorientują, ale jednak chętnie już spakowałby torbę. Niestety głupi rozsądek podpowiadał, że to nie byłby dobry pomysł. Należało najpierw uporządkować sprawy z pracodawcami. Najlepiej oboma. A może jeszcze załatwić coś tak, żeby oni częściowo sami wysłali go na ten urlop?
    - Mogą być kręgle. Ja tylko podpowiadam - odparł. - Nie narzucam. Jak dla mnie... może być nawet ping pong - zapewnił. - W każdym razie... okazja, żeby wyjść z domu i się spotkać.
    Noah nie wiedział, co działo się z Jaimem, bo sam próbował zrozumieć, dlaczego tak bardzo zawahał się, co powinien zrobić, gdy znaleźli się z chłopakiem blisko siebie. To jasne, że nic, prawda?To w końcu Jaime! Między nimi jest pewnie ponad 10 lat różnicy. Mogli się kumplować, ale... no kurde, to niemal dzieciak, nie? Może dorosły i pijący alkohol, ale jednak dzieciak....
    Kiedy został sam w łazience, potrząsnął głową. Klatki dzieciaka to Jaime na pewno nie miał...
    Nim jego myśli zdążyły podążyć w niepożądanym kierunku, Moretti wrócił i spróbował odebrać mu zajęcie.
    - Nie marudź. Objadłem Cię, więc chociaż mogę się przydać - odparł i spojrzał na niego rozbawiony. Wziął od niego płyn i sprawnie zaprał plamę, a następnie opłukał całą i roztrząsnął. - Mam w tym wprawę. Wielokrotnie zdarzyło mi się suszyć białe koszule garniturowe na plecaku... Uwierz, umiem wywołać efekt celowego pogniecenia - dodał żartobliwie. Po chwili faktycznie mogli wracać do stołu. Noah napił się nieco sake i usiadł na swoim miejscu.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  82. Woolf wcale nie chciał wywierać żadnej presji. Nawet nie pomyślał, że Jaime może to tak odebrać. Chciał raczej podkreślić, że nie lekceważy jego osoby i wcale nie zamierza traktować go jako głupszego czy gorszego, a ich wyjazd ma być naprawdę wspólną wyprawą. Pod tę kategorię podpadała też wspólna odpowiedzialność i skoro Noah zamierzał zająć się planowaniem wylotu, rezerwacją miejsc i tak dalej, to Jaime mógł zająć się jedzonkiem.
    Co niezwykłego było w wypraniu komuś koszuli? Noah robił już dziwniejsze rzeczy w swoim życiu. Z resztą jak na gryzipiórka miał doświadczenie wielu pracach fizycznych. Lata w podróży przyniosły ze sobą wiele niespodziewanych doświadczeń, jak oporządzanie koni, prace remontowe… i inne.
    - Obyś nie musiał – odparł. – Ja niestety nie miałem wyboru. Następnego dnia czekało mnie spotkanie z klientem, a pociąg miał awarię i do najbliższego miasteczka musieliśmy się dostać z buta. Dotarłem brudny i przepocony. Wyprałem koszulę, ale suszyła się w dalszej drodze… - Uśmiechnął się do wspomnień. Miewał głupie pomysły, ale przynajmniej nikt nie mógł odmówić mu kreatywności.
    Noah wziął swoją szklankę i poszedł za chłopakiem do części salonowej, ale nie usiadł. Podszedł do okna, żeby zobaczyć, jaki jest z niego widok, potem obrócił się w kierunku Jaimego, gdy usłyszał jego pytanie.
    - Komedia? – zasugerował Noah.- W końcu akcję przerobiliśmy w praktyce, a do horrorów wolałbym nie docierać – dodał i uśmiechnął się lekko. Upił łyk sake. Niewiele już zostało, dlatego odstawił szklankę na ławę i usiadł na kanapie. A konkretnie na drugim krańcu kanapy, co Jaime wyglądał tak, jakby nie chciał, żeby Noah się do niego zbliżał. Woolf nie wiedział, z czego to wynika. Może to przez to, że na niego wpadł w łazience? Wystraszył go? Ale przecież nie próbował go skrzywdzić… właściwie nigdy. Nawet wtedy, gdy sprzedawał mu prochy.
    - Jaime? Wszystko w porządku? – zapytał ostrożnie i przyglądał się gospodarzowi uważnie. Pochylił się nieco w jego stronę. – Źle się czujesz? Jakoś… oczy ci się błyszczą. Mam nadzieję, że to nie gorączka… - wymamrotał.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  83. - Może i ja powinienem był – przyznał. – Po prostu… wtedy nie pomyślałem – przyznał. Kupienie kolejnej koszuli było faktycznie łatwiejszym rozwiązaniem, ale Noah na nie nie wpadł. A przynajmniej nie wtedy. Może dlatego, że była to jedna z jego pierwszych poważniejszych prac i nie dysponował jeszcze żelaznym zapasem kasy na koncie.
    Prawda była taka, że Noah nie myślał o samym sobie jako o pisarzu. Gdyby ktoś go zapytał, to pewnie odpowiedziałby, że coś tam popisuje, ale na pewno nie określiłby tego zawodowym pisaniem, chociaż zajmował się tym od lat. Po prostu w jego wyobrażeniu pisarz to ktoś… kto pisze naprawdę dobre dzieła. A reszta to szalona karawana grafomanów i samego siebie zaliczał właśnie do tego nieszczególnie zaszczytnego grona.
    Woolf uśmiechnął się, kiedy Jaime stwierdził, że nie przepada za horrorami. Noah mógł spokojnie się pod tym podpisać. Też nie był miłośnikiem tego gatunku.
    Mimo zapewnień Jaimego, że dobrze się czuje, Noah nie wyglądał jednak na przekonanego. Może dlatego, że chłopak wydawał się nieswój i jakby nie do końca chciał patrzeć na Noah.
    - Na pewno? Może jednak powinieneś zmierzyć temperaturę? – dopytywał. Wciągnął rękę, żeby dotknąć czoła Jaimego. – Weź… nie chcę mieć cię na sumieniu.. – wymamrotał. Naprawdę się niepokoił. Zaczynał podejrzewać, że sprowadza na chłopaka pecha, czego przecież nie chciał robić! Polubił go i chciał tylko spędzić nieco czasu razem… Ignorując jego wygląd. Ignorowanie to ważne zajęcie.
    - Nie gadaj głupot – mruknął niezadowolony Noah, gdy Jaime po raz kolejny tego dnia zaczął marudzić, że nie jest normalny. – Jesteś fajnym facetem – dodał. Nie chciał użyć słowa „normalny”, żeby nie wdawać się w bezsensowne rozmowy.- Ale chwilowo martwię się, żebyś się nie struł czy coś w tym stylu… - Sam czuł się raczej dobrze. Może trochę wstawiony, ale na pewno nie chory, więc raczej to nie wina sake czy jedzenia. A może Jaime wcześniej spożył coś nieświeżego?

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  84. - To rozsądne. Jedzenie obecnie i tak ma wątpliwą wartość, więc nawet nie chcę wiedzieć, co się z nim dzieje w trakcie procesu rozkładu - odpowiedział, ale jakoś bez zaangażowania, bo jego myśli krążyły po innych obszarach mózgu. Noah słuchał zapewnień chłopaka, że ten się właściwie odżywia i nigdy nie je nieświeżych pokarmów. To było na swój sposób pocieszające. A jednak nie wyjaśniało odmienionego stanu Jaimego. A ten zajmował go przede wszystkim. Woolf nawet drgnął, gdy pod palcami poczuł skórę chłopaka. Stanowczo nie spodziewał się, że ponownie poczuje niepokojące ciepło... u siebie. Nie powinien reagować na Jaimego. To przecież kumpel od kłopotów. Na pewno nie ktoś, na czyj widok, powinno się Woolfowi robić niewygodnie...
    - Nie... nie wydaje mi się - przyznał jednak spokojnie, kiedy dotknął czoła Morettiego. Potrafił nad sobą panować, prawda? Noah stwierdził, że czoło faktycznie było ciepłe, ale nie rozpalone. Może oczy mu błyszczały po alkoholu? Ale skąd w takim razie to nietypowe zachowanie Jaimego? Skoro to nie gorączka...? Zamyślony Noah bez zastanowienia przesunął palce z czoła chłopaka, na skroń, a potem zsuwał na policzek, gdy zorientował się, co robi, i szybko wycofał rękę. Nigdy nie rozmawiali z Jaimem o swoich preferencjach seksualnych, więc w sumie Noah nie wiedział, jak chłopak może przyjąć jego zachowanie. Wkurzy się? Jeśli jest hetero, to bardzo prawdopodobne. Z resztą i bez tego może być niezadowolony. Sam Noah nie był z facetem od lat i pewnie... nie byłby zachwycony, gdyby byle kto zaczął się do niego lepić. Gdyby taki Moretti z tą swoją klatką... to co innego...
    Noah odchrząknął.
    - Em... miałem zapytać wcześniej... trenujesz coś? No wiesz... ta bójka i to jak wyglądasz... Uprawiasz jakieś sztuki walki czy coś w tym stylu? - zapytał i spojrzał mu w oczy, przez co zorientował się, że Jaime jest stanowczo za blisko, ponieważ oprócz świecących oczu trudno było nie podziwiać jego warg...

    OdpowiedzUsuń
  85. - To chyba też powód, dla którego lubię, że lubisz gotować – odparł rozbawiony.
    Woolf pokiwał głową, gdy Jaime stwierdził, że często chodzi na siłownię. Było to na swój sposób imponujące. Noah… częściej ćwiczył w terenie, zdarzało mu się biegać. Nie był to jednak regularny sport.
    - Powinienem kiedyś do ciebie dołączyć – stwierdził. Nim jednak dodał coś jeszcze, zaczęły dziać się rzeczy dziwne.
    Noah miał wrażenie, że chłopak jest coraz bliżej, a kiedy Woolf właśnie zamierzał obrócić się tak, żeby nie było widać, jak bardzo bliskość Jaimego pływa na jego osobę, kiedy chłopak znalazł się jeszcze bliżej, a Noah poczuł na swych wargach jego usta.
    Noaha przeszył silny dreszcz, który spowodował, że wszystkie zdecydowanie odpychane myśli o chłopaku zalały mężczyznę. Przytłoczony tym doznaniem i wszechogarniającym pragnieniem ponownie podniósł rękę, ale po to, by położyć ją na karku chłopaka i zdecydowanie przyciągnąć go do siebie w zachłannym pocałunku. Nie myślał w tej chwili o tym, jak zareaguje Jaime. Po prostu wreszcie mógł sprawdzić, czy te usta odpowiedzą na jego działania, a błyszczące oczy Morettiego przymknął się w zadowoleniu. Tyle że Noah nie pytał, a sięgnął po to, gdy tylko dostał pozwolenie.
    Oderwał się od niego dopiero po dłuższej chwili. Popatrzył chłopakowi w oczy, jakby chciał znaleźć z w nich jakieś przyzwolenie, a następnie przesunął wargami po jego policzku.
    - Chcę więcej – szepnął mu do ucha i przygryzł płatek. Nie kłamał – chciał go całować, chciał odkryć tę jego klatkę i obejrzeć ją sobie z bliska, chciał zobaczyć, jak Jaime reaguje na jego dotyk… Ale nie zrobiłby nic, na co by mu nie pozwolono i właśnie dlatego teraz z niecierpliwością czekał na odpowiedź, podczas gdy jego ciało wołało o działanie.
    Przez myśl mu jedynie przemknęło, że lata minęły, odkąd był z facetem… i jak bardzo jest to inne od całowania kobiety.
    Noah

    OdpowiedzUsuń
  86. W odpowiedzi na słowa przyjaciela jedynie pokiwał głową. Uznał, że nie będzie już kontynuował tematu swojej rodziny, ani tym bardziej wizyty u niej, ponieważ podejrzewał, że Jaime i tak będzie się denerwował i stresował, niezależnie od tego, co mu powie. Nie było zatem po co martwić się na zapas ani rozgrzebywać tego tematu w nieskończoność, ponieważ wszystko i tak miało okazać się już jutro. Dziś z kolei mieli niemalże cały dzień dla siebie i powinni z tego skorzystać, tym bardziej, że Jerome naprawdę stęsknił się za Barbadosem. Co prawda opuścili Nowy Jork w ostatnim tygodniu maja i było tam cieplej, niż przez ostatnie miesiące, ale do letnich upałów wciąż jeszcze wiele brakowało i stąd wyspiarz z prawdziwą przyjemnością prażył się w barbadoskim słońcu, wygrzewając stare, trzydziestoletnie kości.
    Przyglądał się przyjacielowi, który przymknął powieki i wystawił twarz ku słońcu, przez co Jerome uśmiechnął się pod nosem. Cieszył się, że mógł go tutaj zabrać i uważał że te małe, ledwo kilkudniowe wakacje były im potrzebne. Należało im się po przygodach z Parkerem i nie tylko, prawda?
    — Sugerujesz, że zamienimy się miejscami, żeby zachować równowagę w przyrodzie? — zażartował, ponieważ nie było żadnych powodów ku temu, by Jaime nie przeprowadził się na Barbados i ostateczna decyzja miała należeć wyłącznie do niego, ale Marshall wcale nie ukrywał, że byłoby mu najzwyczajniej w świecie smutno bez swojego najlepszego przyjaciela pod ręką. Przecież zdalne piwo nie było tym samym, co wspólne wyjścia do baru albo na coś do jedzenia, albo na to i na to, jak to najczęściej w ich przypadku bywało.
    — I pomyśleć, że świadomie z tego wszystkiego zrezygnowałem — cmoknął z udawanym żalem i pokręcił głową, po czym zaśmiał się wesoło i tym chętniej wzniósł toast. Orzeźwiające, zimne mohito przyjemnie zwilżyło jego gardło i jednym haustem Jerome pozbył się niemalże połowy zawartości szklanki, ale w niczym mu to nie przeszkadzało. Chwilę później zabrał się za jedzenie, chichocząc wesoło z powodu komentarzy dwudziestolatka, a raczej odgłosów, które wydawał, rozpływając się nad posiłkiem. Sam zamruczał z zadowoleniem, kiedy wziął do ust pierwszy kęs, przez co ludzie przy okolicznych stolikach rzucali im podejrzliwe spojrzenia.
    — Na pewno znajdziemy dla niej coś odpowiedniego. Komuś jeszcze chcesz przywieźć prezenty? — zagadnął ot tak, by podtrzymać rozmowę, choć milczenie w towarzystwie Morettiego było równie przyjemne.
    Półtorej godziny i cztery mohito później byli gotowi do ruszenia na targ. Nie było do niego daleko, aczkolwiek musieli oddalić się od wybrzeża i zagłębić w ląd, bardziej ku centrum Rockfield. Podążali drogą biegnącą aż od portu; był to swego rodzaju trakt komunikacyjny, łączący targ i wspomniany port, ponieważ większość mieszkańców Rockfield żyła właśnie z rybołówstwa.
    Nawet poza sezonem targ tętnił życiem, a choć stragany sprawiały wrażenie rozstawionych bardzo chaotycznie, to po zagłębieniu się między nie człowiek mógł zauważyć pewien nieokreślony porządek; nieuchwytną prawidłowość w ich ułożeniu.
    — Wiem, gdzie znajdziemy ramki, więc może najpierw zajmiemy się tym kapeluszem? — zaproponował, kiedy powoli przechadzali się naturalnie utworzonymi pośród straganów alejkami.

    JEROME MARSHALL, który stara się nie widzieć tego, co wyżej i bardzo zadowolony Minek 🧡

    OdpowiedzUsuń
  87. Z pewnością wycieczka na siłownię mogła być dla Woolfa inspirująca. Pod wieloma względami. Jak dbać o siebie, co można powiedzieć o ćwiczeniach na siłowni, jakie zachowania są traktowane za właściwe, jakie relacje występują w tym środowisku, jacy mężczyźni podobają się Morettiemu... Na pewno wiele mógłby się tam nauczyć, a przy okazji zadbać o własną kondycję.
    Te chwile, kiedy Noah czekał na odpowiedź, nie były łatwe. Woolf lubił brać i łatwo zapominał, że tyle samo trzeba dawać, tym jednak razem nie chciał o tym zapomnieć, mimo że alkohol mile rozluźniał jego myśli. A jednak fakt, że zbyt dawno nie był z chłopakiem, a teraz całował nie jakiegoś tam faceta, ale Jaimego, sprawiał, że chciał się zachować w porządku. Nie chciał go obrazić ani skrzywdzić. I chciał, żeby było przyjemnie im obu.Noah spojrzał w oczy Jaimemu i uśmiechnął się, kiedy chłopak się zgodził. W uśmiechu Woolfa kryło się zadowolenie, pożądanie i niecierpliwość, ale usta chłopaka szybko spełniły pierwszą zachciankę. Zachłanne pocałunki zmieniły się w dość gwałtowny taniec warg i języków. Noah chciał więcej i więcej...
    Mimo że Jaime starał się ich zbliżyć do siebie, pozycja Woolfa nieco im to wszystko psuła, dlatego Noah w końcu oderwał się od niego na chwilę, ale tylko po to, by wsunąć nogę pod udo chłopaka, chwycić go za biodra i sprawną dźwignią wciągnąć go sobie na kolana. Wtedy ponownie spojrzał mu w oczy, a jego własne pociemniały. Jaime wyglądał seksownie i podniecająco. Noah z trudem powstrzymał potrzebę zdarcia z niego koszulki, a zamiast tego ponownie go pocałował. Zachłannie, gwałtownie.... jakby za chwilę ktoś miał im przerwać. Dłonie nadal trzymał na jego biodrach, przyciskając go do siebie. Wiedział, że w tym układzie ciał Jaime czuje jego podniecenie, ale teraz już się nie bał tego okazać. A właściwie chciał, by chłopak zdawał sobie z tego sprawę. A po chwili jedna dłoń przewędrowała na plecy Jaimego.To już nie był czas, by Noah myślał o ich relacji. Właściwie nie był w stanie myśleć o niczym innym niż chłopak, którego pocałował. Który ciągłe był dla niego zagadką, ale teraz do pytań o Jaimego doszły nowe - o jego gorące ciało.
    Noah

    OdpowiedzUsuń
  88. Noah był tym bardziej zadowolony, że Jaime nie pozostawał mu dłużny. Z niektórymi kobietami było tak, że jedynie czekały na pieszczoty, a tymczasem Moretti nie tylko odpowiadał na pieszczoty, ale wykazywał się dużym zaangażowaniem i potrafił pobudzić Woolfa jeszcze bardziej.
    Niechętnie przyjął to, że Jaime się od niego odsunął. Patrzył na niego odurzony pożądaniem i gdyby nie zadowolenie na twarzy chłopaka, pewnie drapieżnie by go do siebie przyciągnął. Zamiast tego dał się rozebrać i westchnął cicho, gdy chłopak zaczął całować jego szyję i ramię. Kiedy jeszcze Jaime poruszył się, ocierając od niego, Noah zachłysnął się powietrzem.
    - Ja też chcę – mruknął i poderwał jego koszulkę do góry, że gdyby Jaime szybko nie zareagował, nitki na szwach mogłyby nie wytrzymać. Kiedy tylko Noah ujrzał odsłoniętą skórę chłopaka, pochylił się i przygryzł go w miejscu załamania szyi, żeby potem scałować to miejsce. Dłonie Woolfa błądziły po nagich plecach partnera, a potem zsunęły się na jego pośladki, żeby przycisnąć go do siebie, ocierając się przez ubranie o niego. O tak, pragnął go. Tak bardzo. I trochę bał się, że Jaime nie wyrazi na to zgody. Mógł nie chcieć. To normalne. Ale dla Noah byłoby to trudne do przełknięcia. Właśnie dlatego pocałował go zachłannie. Jedną dłoń przełożył znowu na kark Jaimego, jakby nie chciał wypuścić go z tego pocałunku, drugą przesunął najpierw na jego brzuch, a potem poniżej, żeby wsunąć dłoń pod materiał spodenek i pobudzić go jeszcze bardziej. Na pewno nie chciał z niego rezygnować. I zamierzał sprawić, żeby Jaime nawet nie pomyślał o wycofaniu się.
    Jutro? Jakie jutro? W tej chwili liczyły się tylko kuszące wargi chłopaka, jego gorące ciało, słodki zapach i krew pobudzająca wszystkie komórki ciała.
    Jednak przyniesienie tego sake było dobrym pomysłem…

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  89. Noah z pewnym niepokojem przyjął to, że Jaime się odsunął i podniósł. Spojrzał na niego, nie potrafiąc ukryć, że niemal boli go to, że stracił ten ciężar z kolan. Potem jednak poczuł dłoń chłopaka na swojej i zrozumiał, że to zaproszenie. Uśmiechnął się z zadowoleniem i zdecydowanie podniósł z kanapy, żeby podążyć w stronę łóżka. Niecierpliwie rozbierali się wzajemnie, żeby pokonać ostatnie przeszkody w byciu naprawdę blisko. Tego pragnęli obaj, a Noah wiedział, że nie daruje sobie, nim obaj nie padną zmęczeni, ale usatysfakcjonowani.
    W końcu jednak opadł na łóżko obok Jaimego i z satysfakcją przyglądał się, jak chłopak próbuje uspokoić oddech. Z tym słodkim uśmiechem, potargany i rozluźniony wyglądał jeszcze seksowniej niż wcześniej, ale nawet Noah nie byłby w stanie podjąć kolejnej próby. Pomyślał jednak, że takie sny mógłby mieć…
    Noah był tak zadowolony, że nawet nie czuł czerwonych szram na plecach, na które z resztą nawet zasłużył, bo choć przez większość czasu starał się nie skrzywdzić Jaimego, to w pewnym momencie zupełnie się zapomniał i nie był pewien, czy chłopak tego nie pożałuje o poranku.
    Kiedy Jaime obrócił głowę i spojrzał na Woolfa, ten niechętnie uniósł się na łokciu i pocałował go w czoło.
    - Mogę zostać na noc? – zapytał. Wiedział, że to pytanie niesie za sobą więcej konsekwencji niż tylko wyspanie się na wygodnym materacu chłopaka. Co więcej, seks pomógł Woolfowi wytrzeźwieć na tyle, ale rozumiał, iż pewne rozmowy trzeba będzie odbyć i nie chciał tego zostawiać nie wiadomo na kiedy. Wiedział też, że to nie jest ten moment. Teraz chciał zasnąć u boku tego chłopaka.

    OdpowiedzUsuń
  90. Noah poczuł dziwną ulgę, kiedy Jaime stwierdził, że jego pozostanie na noc nie jest kwestią dyskusyjną. Woolf nawet się rozluźnił (o ile było to w ogóle jeszcze możliwe) i z uśmiechem przyjął to, że chłopak splótł ich palce. Sam wolałaby go po prostu przytulić, żeby wyraźniej czuć jego obecność przy sobie, ale… cóż, sytuacja nie była oczywista, więc lepiej było jej nie komplikować. Żaden z nich nie miał w tej chwili ochoty i siły na rozmowy, co udowodnił Jaime, tak szybko zasypiając. Noah też się okrył, ale jeszcze przez chwilę go obserwował, zastanawiając się, czy to wszystko ma w ogóle sens. Bo… czuł, że mógłby częściej przeżywać takie chwile z Morettim.
    W końcu i Noah zasnął. Zadowolony, zmęczony i przekonany, że takiego seksu nie da się żałować.
    Rankiem poczuł, że ktoś obok niego się rusza. Lata życia z perspektywą, że nigdy nie wiadomo, kiedy zostanie się zaatakowanym, sprawiły, iż Noah spał czujnie, zawsze gotowy do obrony lub ucieczki. Tylko na chwilę uniósł powieki, żeby zobaczyć, jak Jaime obraca się w jego stronę, a potem zdecydowanie udawał, że śpi. Nie chciał zaczynać dnia od niezręcznej rozmowy.
    Kiedy Jaime wyszedł z łóżka i przemaszerował do innej części mieszkania, Noah mógł spokojniej pomyśleć o wszystkim, co się wydarzyło. Po pierwsze, przespał się z chłopakiem i był to bardzo dobry seks. Po drugie, od pewnego czasu po prostu dobrze mu się z nim rozmawiało, bo mógł się przy nim czuć swobodnie. Jaime i tak wiedział o niektórych grzechach z przeszłości, więc nie powinien być zaskoczony, że może być ich więcej. Po trzecie, Jaime potrafił się całkiem nieźle bronić. Chociaż Noah zdecydowanie nie zamierzał go niepotrzebnie narażać, to wiedział, że pewne rzeczy są poza jego władzą. Jaime jednak udowodnił, że potrafi sobie poradzić, co szczególnie czyniło z niego dobrego partnera. I wreszcie… Noah naprawdę go lubił. Nie mógł powiedzieć, że jest w nim zakochany – na to było zdecydowanie za wcześnie, jednak byłby gotów sprawdzić, czy coś między nimi zaiskrzy. Poza cholernie dobrym seksem.
    Ta ostatnia myśl spowodowała, że Noah zdecydował się wstać. Mimo wspaniałej nocy, myśli o tym, co robili, sprawiały, że budził się nie tylko jego mózg, a nie chciał stawiać ich obu w jeszcze bardziej krępującej sytuacji. Właśnie dlatego podniósł się, zasłonił swoimi bokserkami i spodniami, które znalazł na podłodze, i wychylił zza filaru.
    - Hej… Idę się umyć, ok? – zagadnął, ale nie czekał na odpowiedź, tylko przemknął się ku bezpiecznym murom łazienki. Dopiero dwadzieścia minut później był gotowy wyjść. Pachnący płynem Jaimego i z mokrymi włosami. Wtedy też wyszedł do chłopaka.
    - Em… cześć. Co robisz? – zagadnął i spojrzał z ciekawością na porozkładane składniki.

    OdpowiedzUsuń
  91. - Lubię – potwierdził i złapał spojrzenie Jaimego. Najwyraźniej chłopak był tak samo zmieszany tą sytuacją, jak i Noah. – Dziękuję – dodał, kiedy dostał swój kubek z kawą. Spojrzenie na napis wywołało w nim dziwny skurcz. Spróbował się jednak z tego otrząsnąć. Nie miał jednak nawet czym zająć rąk, bo Jaime wszystko robił sam. Odnalazł za to własną koszulkę, ale odłożył ją na bok. Podczas prysznica odkrył zadrapania na plecach i nie czuł się gotowy na to, by coś na nie założyć. A przynajmniej jeszcze nie, bo wiedział, że prędzej czy później będzie musiał. Nie pamiętał, kiedy dostał od chłopaka te szramy, ale prawda była taka, że był skoncentrowany na czymś innym.
    Noah zmieszał się, kiedy zobaczył, że Jaime nie jest w stanie spokojnie usiąść przy stole. Chłopak też starał się na niego nie patrzeć… Czy to oznaczało, że żałuje? Ale wczoraj wydawał się zadowolony. Przecież Noah sobie tego nie wyobraził, prawda? Teraz jednak wbijał spojrzenie w talerz, siedział sztywno.
    Noah czuł, że zaschło mu w gardle i właściwie nie usłyszał pytania chłopaka. Napił się kawy, żeby nabrać odwagi.
    - Emm… przepraszam. Nie chciałem cię skrzywdzić… Chyba się zagalopowałem – przyznał i spojrzał ze skruchą na Jaimego. – Choć po części to twoja wina… Gdybyś mnie tak nie nakręcił, może bym się opanował – dodał. To tyle jeśli chodzi o przeprosiny. Literackiej nagrody Noah za nie raczej nie dostanie. Ale Woolfowie nie byli mistrzami w przepraszaniu. W każdym razie w słowach Noah kryła się prosta prawda – nie chodziło o to, że seks był fajny, a to, że Jaime skutecznie sprawił, że mężczyzna zapomniał o ograniczeniach. Skupił się wyłącznie na tej przyjemności, którą mogli sobie dać, nie myśląc o konsekwencjach.
    - Mogę coś dla ciebie zrobić? – zapytał w końcu. Nadal nie jadł. Po prostu przytulał się do kubka z kawą i przyglądał się chłopakowi.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  92. Noah czuł się dziwnie w tej sytuacji. Nie było do końca tak, że dręczyły go jakieś specjalne wyrzuty sumienia. Po prostu nie chciał, żeby Jaime cierpiał. A już na pewno nie za jego sprawą. A jednocześnie ich zbliżenie było cholernie przyjemne i trudno było o tym nie myśleć z satysfakcją. Ale chłopak zapewniał, że nic złego się nie stało i nie ma pretensji. A jednak przyznał, że go boli.
    Obaj byli zażenowani. Rozmowa była dziwna. A kiedy Noah zauważył, że Jaime jest cały czerwony, miał ochotę się uśmiechnąć. To było zabawne. W końcu… po tym, co zrobili poprzedniej nocy, trudno było posądzać chłopaka o pruderię.
    - Emm… ja też – przyznał trochę po to, by Jaimemu nie było tak głupio. – Ale to nie oznacza, że chcę… żeby ktoś potem cierpiał – dodał cicho.
    Potem westchnął i sięgnął po gofra. To nie tak, że mu nie smakowały. Po prostu łatwiej byłoby mu jeść, gdyby mieli rozmowę za sobą. Przygryzł kawałek, gdy Jaime odbił piłeczkę, przez to Noah ledwie się nie zakrztusił. Za to popatrzył zdziwiony na chłopaka.
    - Cholera, a nie było widać? – zapytał, nim pomyślał. Potem jednak potrzasnął głową. – Było… lepiej, niż się spodziewałem. Naprawdę straciłem kontrolę i… nie, nie żałuję. A jeśli czegoś, to tego, że nie mam zdjęcia twojej miny w tamtym momencie – powiedział, siląc się na luźny ton. Noah przy okazji zdradził się z tym, że myślał o Jaimem już wcześniej, a zajścia z poprzedniego wieczora nie były dla niego zupełnym przypadkiem. Bo nie do końca były. Nie tak, że planował się z nim przespać, ale od pewnego czasu podejrzewał, że Jaime może brać mężczyzn pod uwagę. Początkowo mylnie stwierdził, że może jest z tym swoim Jeromem, ale kiedy okazało się, że nie… trudniej było nie brać pod uwagę możliwości przespania się z nim. A jednak nie myślał o tym poważnie i zdecydowanie odpychał od siebie podobne pomysły do momentu, w którym Jaime go pocałował.
    Przygryzł zawzięcie gofra. Po chwili jednak znowu się odezwał:
    - Czy… chciałbyś to kiedyś powtórzyć? – zapytał wprost.
    Noah

    OdpowiedzUsuń


  93. Noah już nie naciskał dłużej na sprawę bólu. Rozumiał, co chłopak próbował mu przekazać i akceptował to. Szczególnie, że Jaime naprawdę nie brzmiał na osobę, która miałaby żal, a Woolf doskonale pamiętał jęki chłopaka i wiedział,że było w nich dużo więcej niż tylko cierpienie.
    - Dlaczego? – Noah zapytał lekko rozbawiony, kiedy chłopak stwierdził, że spaliłby się ze wstydu. – Wyglądałeś seksownie i nieziemsko. Serio. To ładny widok – zapewnił gorąco i bez zawahania. Łatwo się mówi o czym, co jest prostą prawdą. Poza tym Noah uśmiechał się, wyraźnie uspokojony. A jednak coś jeszcze było do omówienia.
    Nie do końca wiedział, jakiej reakcji spodziewać się po Jaimem, kiedy zaproponował mu, żeby powtórzyli tę przygodę. Niemniej liczył na zgodę, bo sam tego chciał. Może dlatego uśmiechnął się szeroko, kiedy chłopak nie tylko się nie wykręcił, ale wręcz entuzjastyczne wyraził swoją aprobatę dla tego pomysłu. Kiedy Noah poczuł jego dłoń na swojej, splótł ich palce w taki sposób, w jaki zrobił do Jaime przed snem.
    - Cieszę się… - powiedział cicho. – Może tym razem to ty wpadniesz do mnie? – dodał. Jak dotąd to właśnie Noah zawsze lądował u niego. W ten czy inny sposób. – Nie mam tak urządzonej kuchni i w ogóle… Ale też mam telewizor do nieoglądania – zakończył żartobliwie. W końcu nic z filmu nie widzieli, Noah wcale nie był pewien, czy go włączyli.
    Noah też nie chciał rozmawiać o ich relacji. Jak na razie uzgodnili, że chcą mieć ze sobą dalej kontakt i chcą powtórzyć akcję z seksem. Tyle mu w zupełności wystarczało na ten moment. Bez sensu byłoby się zastanawiać nad czymś więcej po jednej nocy.
    Wolną ręką Noah podniósł gofra i odgryzł kawałek. Nie do końca chciał puszczać dłoń Jaimego.

    OdpowiedzUsuń
  94. Zadziwiającym było, jak bardzo Jaime zmienił się od momentu ich poznania się. Ile tak właściwie czasu już minęło? Rok? Dwa lata? Marshallowi jednakże wydawało się, że upłynęły całe wieki, a już na pewno Moretti znalazł się całe lata świetlne od miejsca, w którym się wtedy znajdował, o czym same za siebie mówiły jego przemyślenia. Chłopak coraz śmielej zaglądał w przyszłość, snuł nieśmiałe plany, rozważał możliwe opcje, ba!, w ogóle je dostrzegał, ponieważ na Empire State Building wydawało się, że zmierza jedynie ku jednemu. Może właśnie w tamtym momencie Jaime sięgnął dna, po to jednakże, by się od niego odbić i wreszcie zacząć podążać ku powierzchni?
    Jerome dostrzegał te zachodzące w przyjacielu zmiany, które coraz śmielej postępowały i był spokojny. Co prawda nigdy nie miał przestać się o niego troszczyć, ale nie martwił się już tak bardzo, jak niegdyś i nie odczuwał permanentnego strachu o Jaime'ego, niecierpliwie wypatrując od niego kolejnej wiadomości. Nabrał pewności, że już nic głupiego i tragicznego w skutkach nie miało przyjść mu do głowy.
    Targowiska wszelakiego rodzaju zawsze były dla wyspiarza męczące, choć bez wątpienia miały swój urok. Po prostu natłok osób i głosów, zapachów oraz kolorów mocno wyczerpywał jego zmysły i stąd z przyjemnością wrócił do domowego zacisza, gdzie razem z młodszym brunetem rozłożyli się na leżakach. Słońce chyliło się już ku zachodowi, ale wciąż było gorąco i parno, a nic nie nadawało się lepiej na taką pogodę, jak zimne piwo. Jerome sączył je powoli, stopy natomiast zagrzebał w piasku, który tuż pod powierzchnią był zdecydowanie chłodniejszy. Nie wykąpał się jeszcze w oceanie! Ale że nawet w nocy woda pozostawała przyjemnie ciepła, jeszcze mógł to zmienić.
    Pytanie przyjaciela wyrwało go z zamyślenia i zaskoczyło. Trzydziestolatek posłał Morettiemu długie spojrzenie, a potem pociągnął łyk piwa, zwilżając gardło.
    — Jak poznałem Jen? — powtórzył za nim, dając sobie chwilę do namysłu, choć doskonale pamiętał tamten dzień. Musiał tylko odpowiednio ubrać w słowa własne wspomnienia. — Fale porwały jej bransoletkę, do której miała sentyment. Zanurkowałem po nią i oddałem ją właścicielce, a później... Później chciałem spędzać z nią każdą wolną chwilę — powiedział i uśmiechnął się nie tyle do Jaime'ego, co do siebie i wspomnień. — To był przypadek. Mogłem wtedy nie przechodzić plażą i pójść do domu deptakiem. Mogłem tamtego dnia w ogóle nie surfować ze znajomymi i nie znaleźć się w okolicy, jednakże coś sprawiło, że na siebie wpadliśmy i od tamtej pory spędziliśmy razem niemalże każdy dzień, aż Jen nie opuściła Barbadosu, by ruszyć w dalsze poszukiwania brata. Niczego mi nie obiecywała i zniknęła właściwie z dnia na dzień, zostawiając mi tylko krótki liścik. A mi kolejne pół roku zajęło zdecydowanie się, aby spróbować ją odszukać — przyznał i przyłożył usta do gwintu butelki.
    Naprawdę niewiele brakowało, by się rozminęli. By ich losy nigdy się ze sobą nie splotły, a życia nie połączyły i być może oboje tęsknili by za czymś nieokreślonym, czego nie potrafiliby nazwać, nie wiedząc nawet, co ich ominęło. Przez to Jerome lubił myśleć, że to nie był przypadek i że maczała w tym palce jakaś nieokreślona, mistyczna siła.
    — A czemu tak nagle się tym zainteresowałeś? — zagadnął po dłuższej chwili milczenia, podczas której myślami błądził daleko w przeszłości, uśmiechając przy tym lekko. Wydawało mu się, że był wtedy gówniarzem, choć teraz był ledwo dwa lata starszy. Te wszystkie wydarzenia sprawiły jednakże, że dojrzał i zweryfikował wiele swoich poglądów.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  95. Noah nie zamierzał robić żadnych zdjęć, na które Jaime nie wyraziłby zgody. I to nie dlatego, że zamierzał grać porządnego faceta, ale dlatego, że sam wymagał tego od innych. Skrupulatnie dbał o to, by nie występować na zbyt wielu fotografiach. Jak na człowieka, który rzadko rozstaje się z aparatem miał wyjątkowo mało zdjęć z samym sobą. A te które miał… przechowywał w bezpiecznym miejscu.
    Cóż… Jaime w delikatny sposób zasugerował, że Noah powinien już iść i na pewno miał rację. Woolf nie miał o to do niego pretensji. W końcu na pewno chciał pobyć sam i pewnie miał jakieś swoje sprawy i obowiązki. Z resztą Noah powinien pójść i popracować na pewno. A jednak jakoś nie spieszyło mu się do wyjścia i gdyby nie uwaga chłopaka, pewnie sam jeszcze by się nie zebrał.
    W końcu jednak rozpletli palce i Noah zabrał swój talerz i zaniósł do kuchni. Potem położył mu rękę na ramieniu i pochylił się, żeby lekko go pocałować.
    - Już jesteś zaproszony. Dam tylko znać, kiedy się na nowo wprowadzę do siebie, bo teraz wynajmowałem pokój. Powinienem wprowadzić się przed końcem tygodnia – wyjaśnił. Potem w końcu założył koszulkę i poszedł założyć buty. Koszulka nieco go uwierała, ale pewnie do kolejnego dnia plecy już stracą te czerwone ślady… a przynajmniej przestaną być czerwone.
    Noah

    OdpowiedzUsuń
  96. Najwyraźniej pożegnania nie były ich mocną stroną. Jeden pocałunek, potem drugi… Noah miał coraz większe problemy z tym, żeby wyjść. Niemniej starał się trzymać w pionie i nie przyszpilić chłopaka do ściany, by znowu oddać się pocałunkom.
    Noah nie myślał o tym, że ma mokre włosy. Myślał o tym, że postara się, aby do kolejnego spotkania doszło jak najszybciej. Że ugości chłopaka u siebie. I stanowczo go tak łatwo nie wypuści.
    - Dzięki… ale nie trzeba. Wpadnę tylko się przebrać i biorę się do pracy – odpowiedział. Po raz ostatni pochylił się w jego stronę, żeby pocałować Jaimego, a potem zdecydowanie wyszedł na korytarz. Poczekał, aż drzwi zamkną się za nim, nim ruszył do mieszkania, w którym przebywał od powrotu do Nowego Jorku.
    Planował spotkać się z Morettim kilka dni później. Po dwóch dniach wrócił wreszcie do swojego mieszkania. Rozpakował się i ogarnął. I wszystko szło w dobrym kierunku…. Do momentu, w którym został zaatakowany w alejce, a potem wylądował w szpitalu. Wypisał się co prawda już następnego dnia, ale jego stan nie był najlepszy i łóżko było jedynym sensownym rozwiązaniem. Na pewno w takiej chwili nie zamierzał nikogo do siebie zapraszać, choć wiedział, że nie wszystkich to powstrzyma.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  97. Nie było tak, że Noah zapomniał o Jaimem. Po prostu nie chciał, żeby chłopak oglądał go w takim stanie. Poza tym za wiele musiałby tłumaczyć. Zamierzał odchorować swoje, a potem po prostu wyjaśnić i wyplątać się z tego całego milczenia. Nie przewidział jednak tego, że chłopak może sam z siebie go odwiedzić.
    Poza tym bezczynność sprawiła, że miał czas pomyśleć o tym, co zaszło między nim a Jaimem. Przede wszystkim seks. Tu bezwzględnie nie mógł na nic narzekać. I chętnie by to powtórzył… gdy będzie już sprawny fizycznie. Ale… co z tymi pocałunkami chłopaka? Co z tą jego potrzebą trzymania się za ręce? Co z tym… że i Woolfowi się to podobało? W końcu doszedł do wniosku, że nie rozwiąże tej sprawy, jeśli nie spędzi z Jaimem więcej czasu. A do tego musiał się wyleczyć. Wtedy napisze do niego… umówi się na spotkanie.
    Wylegiwał się w najlepsze w łóżku, kiedy usłyszał dzwonek do drzwi. Zdziwił się, bo nikogo nie zapraszał. Niechętnie podniósł się z materaca. Robił to ostrożnie, bo jego wnętrzności nie były jeszcze w najlepszym stanie. Na szczęście obeszło się bez złamania, ale obite narządy wywołały stan zapalny, przez co był na dość silnych prochach. Lekarz zdecydowanie chciał go zostawić w szpitalu, ale nie mógł wygrać z uporem pacjenta.
    Poszedł do drzwi i otworzył je. Był ubrany w szorty i luźną koszulkę. Nieuczesany i raczej niezbyt zachęcająco wyglądający.
    - Jaime? – zdziwił się, gdy zobaczył chłopaka. Odsunął się do tyłu, by wpuścić go do środka. – Coś się stało? – zapytał, bo w końcu nie spodziewał się jego niezapowiedzianej wizyty. Poczuł się głupio z tym, że przez te dni nie dał znaku życia. Chyba powinien był po tym, co się między nimi wydarzyło.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  98. Noah nie wiedział, że wygląda tak źle. Czuł się paskudnie, ale właśnie dlatego nie za bardzo przejmował się swoją aparycją. Znacznie bardziej zajmowało go to, by nie czuć bólu. Proszki pomagały, ale tylko wtedy, gdy nie wykonywał gwałtownych ruchów. Lekarz zapewniał, że przynajmniej przez tydzień powinien odpoczywać i unikać forsowania się.
    - Mieli przewagę liczebną - odparł i spróbował się uśmiechnąć. Wyszło to przeciętnie. Za to Jaime wyglądał na naprawdę przejętego. Było to miłe.- Jak wiesz, nie jestem szczególnie lubiany, więc... no mniejsza - przewrócił oczami, bo nie zamierzał ryzykować wzruszania ramionami. Co mógł powiedzieć? Że to przez książkę? Pewnie tak. Że nic z tym nie zrobi? Ano nie zrobi. Na policję nie liczył, a sam nie zamierzał się głupio narażać.
    A wtedy Jaime narzucił swój rygor i Naoh szczerze się uśmiechnął.
    - Kuchnia na lewo, łazienka na końcu po prawej. Na wprost wolny pokój, nie wiesz, czy ktoś nie szuka pokoju do wynajęcia? Na prawo mój - pokrótce wyjaśnił rozkład mieszkania.Kuchnia właściwie składa się z aneksu kuchennego i saloniku rozdzielonych barkiem. Mieszkanie miało raczej surowy wygląd. W salonie zamiast łatwy stała skrzynia, oprócz tego komoda, narożnik i telewizor. Nic więcej. W pokoju Noah królowało łóżko z palet, na których leżał porządny materac. Oprócz tego duża szafa, w której mieściły się wszystkie jego rzeczy.
    - Rządź się według woli - stwierdził. - Ja się faktycznie położę... - westchnął i powolnym krokiem wrócił do siebie. Bardzo dbał, żeby nie urazić się w żaden sposób i znaleźć się w łóżku bez dodatkowych atrakcji. Obok posłania na podłodze leżały porozrzucane leki. Noah zaś zapadł się w miękkie poduszki i oddychał, starać się sprawić, by jego mięśnie rozluźniły się po małej wycieczce do drzwi.
    Kiedy został sam, uśmiechnął się z zadowoleniem. To było naprawdę miłe, że Jaime nie tylko się zjawił, ale też tak bardzo przejął jego stanem.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  99. - Nie chciałem zawracać ci głowy – przyznał, a potem powstrzymał parsknięcie śmiechem. Nie, stanowczo nie wolno mu się śmiać. To za bardzo boli. Ale bioderka chłopaka na pewno były te warte.
    Faktycznie Noah miał dużo szczęścia, że pojawiła się pomoc. Nie był pewien, czy mężczyźni chcieli tylko go trwale okaleczyć, czy zwyczajnie zabić. I z pewnością nie zamierzał tego sprawdzać. I tak wyszedł z tego lepiej, niż mógł przypuszczać. Ból był taki, że liczył się z możliwością połamania żeber. Na szczęście napastnicy byli silni, ale niemyślący. Za to dość mocno otłukli mu organy wewnętrze, które teraz buntowały się przy każdej propozycji współpracy ze strony mózgu.
    - Gdybyś coś słyszał… polecam się pamięci – odparł Noah. Właściwie mówił to wszystkim znajomym. Pokój stał wolny i chociaż Woolf naprawdę lubił to mieszkanie i nie zamieniłby go na mniejsze, to wolałby, żeby ktoś dokładał się do rachunków. Co pewien czas udawało mu się kogoś podłapać, ale zwykle na krótko. Czyżby był tak beznadziejnym współlokatorem?
    Noah leżał w łóżku i zastanawiał się nad sytuacją między nim a Jaimem. Fakt, że chłopak się pojawił, oznaczał, że go lubił. I na pewno podobał mu się seks. Tylko… czy to cokolwiek oznacza?
    Kiedy chłopak wszedł do sypialni, Noah uśmiechnął się łagodnie.
    - Dwa dni temu? – odparł. – Że miałem dużo szczęścia, bo wszystkie kości pozostały na swoich miejscach. Narządy w gruncie rzeczy też. Zostały jedynie… nieco przeformowane. Generalnie wyszedł mi ostry stan zapalny i mam leżeć, brać leki i się nie forsować – odpowiedział. Ominął tylko tę część, w której lekarz powiedział, że to wszystko powinno odbywać się w szpitalu pod okiem specjalisty. O tym Jaime nie musiał wiedzieć. A Naoh i tak nie zamierzał się pilnować wszystkich zaleceń doktorka, o czym obaj z lekarzem doskonale wiedzieli.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  100. [Dzięki za miłe powitanie! Fakt, mój bohater nie miał najłatwiejszego życia, ale mimo to z nadzieją patrzy w przyszłość i jest otwarty na nowe znajomości. Leżako-łóżka nad basenem na Hydrze są wolne, w razie gdyby Jaime lub Margo chcieli polecieć na wakacje z Alexem :D ]

    Alex

    OdpowiedzUsuń
  101. Kiedy Jaime zdziwił się niebywale, ile zajęło mu ruszenie za Jennifer, Jerome spojrzał na niego spod byka, a potem westchnął cicho. Następnie dopił swoje piwo i pustą butelkę wkręcił w piasek przy leżaku, tak by ta się nie wywróciła. Później zamierzał zabrać ją ze sobą i wyrzucić do kosza.
    — Niczego sobie wtedy nie obiecaliśmy, Jaime, i też do niczego między nami nie doszło — wyjaśnił spokojnie, by lepiej nakreślić mu sytuację. — Przyleciała na Barbados, ponieważ szukała brata i kiedy tylko dostała cynk o kolejnym miejscu, w którym mógł przebywać Noah, ruszyła dalej. Zostawiła mi tylko adres swojej ciotki Maybel, która mieszkała w Nowym Jorku, wymieniliśmy kilka listów, lecz kontakt się urwał i byłem przekonany, że właśnie w ten sposób to się skończy. Ale mijały kolejne tygodnie, a Jen, zamiast zniknąć z moich myśli, tkwiła w nich coraz silniej. Zastanawiałem się, gdzie jest i co robi, ale nie ruszyłem za nią szybciej, bo… Nie wiedziałem, czy ona tego chce. Niczego nie wiedziałem — wyjaśnił i krótko zerknął na przyjaciela, po czym ponownie skupił wzrok na zachodzącym słońcu.
    No tak, zdążył już poniekąd zapomnieć o tej rozmowie o wieczorze kawalerskim i teraz zaśmiał się krótko. Proszę, kiedy po raz pierwszy poruszyli ten temat, Jaime wydawał się przerażony, a teraz sam o tym przypominał i niemalże się dopominał.
    — Tak, w Nowym Jorku znalazłem ją szybciej, niż ktokolwiek się spodziewał — odparł i zaśmiał się krótko na samo wspomnienie. — Wiesz, miałem tylko ten adres i zaraz po przylocie planowałem się pod niego udać, ale ubrałem się bardzo nieadekwatnie do nowojorskiej pogody. To był początek marca, a ja wyskoczyłem z samolotu w krótkich spodenkach! — parsknął, kręcąc głową. — Szukałem więc po drodze jakiegoś sklepu, aż teoretycznie na jakiś trafiłem, bo okazało się, że wszedłem do wypożyczalni kostiumów. Ale, była tam Jen — powiedział z uśmiechem. — Pracowała wtedy u Emily, na pewno widziałeś ją na urodzinach. Prawie uciekła na mój widok — nakreślił, sugerując, że nie było mu łatwo i że bynajmniej nie od razu padli sobie w ramiona. — Jakiś czas później Jen dała mi szansę i zdecydowała, że spróbujemy, ponieważ to nie był czas, w którym chciała pakować się w związek. Wiesz, że to ona pierwsza mi się oświadczyła? — rzucił rozbawiony, nagle przypominając sobie o tym fakcie. — Nie dosłownie. Ale powiedziała, że jeśli będę potrzebował wizy, to wyjdzie za mnie za mąż. Oplułem się wtedy sokiem — wspomniał, już całkowici dając się porwać wspomnieniom. — Później polecieliśmy na krótką wycieczkę do Tajlandii, odwiedziliśmy rezerwat dla słoni i tam bardzo się pokłóciliśmy o ten jej pomysł ze ślubem… Zresztą jeszcze tego samego wieczora niemal się rozstaliśmy, a już kolejnego dnia oświadczyłem się pierścionkiem z automatu, tego takiego na kulki — powiedział i odetchnął głęboko, ponieważ mówił tyle, że aż zabrakło mu tchu.
    — Resztę już chyba znasz? — zwrócił się z uśmiechem do Jaime’ego. — To były fajne czasy — westchnął jeszcze, ni to do przyjaciela, ni to sam do siebie. — I zawsze będę je miło wspominał, mimo że wydarzenia zdawały się pędzić na łeb, na szyję. Dużo się wtedy o sobie dowiedziałem i równie wiele nauczyłem. Czasem mam wrażenie, że od tej wyprawy do Tajlandii minęło już z dziesięć lat, a nie… Trzy. Tak, jakoś teraz niedługo to będą trzy lata.
    Dawno tyle nie mówił. To dlatego podźwignął się z leżaka, który zaskrzypiał pod jego ciężarem i na kilka minut zniknął w domu. Wrócił z dwoma kolejnymi butelkami piwa. Jedną z nich wręczył młodszemu brunetowi i ponownie rozłożył się na leżaku, wzrok znowu zwracając na horyzont. Słońce utonęło już w ocenie, pozostawiając za sobą intensywny szkarłat, który podpalał chmury i barwił grzbiety przetaczających się fal. Gdzieś nad nimi przeleciała mewa, krzycząc głośno i przez to Jerome o czymś sobie przypomniał.
    — Nie kąpaliśmy się jeszcze… — zagadnął, spoglądając z ukosa na towarzyszącego mu chłopaka.

    wyjątkowo rozgadany JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  102. Noah też został właścicielem tego lokum, ale rachunki wcale niskie nie były, a kupno tego mieszkania mocno nadszarpnęło oszczędności mężczyzny. Właśnie dlatego zaraz po powrocie z Japonii wolał wynajmować pokoik, niż pozbywać się lokatorów, z którymi miał naprawdę dobrą umowę. Niemniej miło było wrócić do domu. Nawet jeśli dla Noah mieszkanie z kimś nie było problem. Podczas swoich licznych podróży rzadko miał okazję do mieszkania samemu. Zwykle był zadowolony, jeśli miał do dyspozycji swoją sypialnię, którą z nikim nie musiał dzielić, dlatego własne M3 było spełnieniem marzeń .Niczego więcej nie potrzebował. Szczególnie, że nie był wielkim fanem prac domowych, więc z pewnością nie myślał o domu z ogródkiem, na którym jeszcze musiałby tyrać.
    - Bo nie jestem grzeczny? - odparł, zanim pomyślał. Potem jednak pokręcił głową. - Po pierwsze pobyt w szpitalu jest drogi. Po drugie jeśli znaleźli mnie na ulicy, to co za problem znaleźć mnie w szpitalu, do którego każdy ma dostęp? Czuję się bezpieczniej w domu. A nie jestem aż tak chory, bym potrzebował kroplówek czy stałej pomocy lekarskiej - wyjaśnił spokojnie.
    Noah drgnął, gdy Jaime dotknął jego ręki. Uśmiechnął się łagodnie. Potem jednak chłopak ją ucałował i Noah nieco się zmieszał. Nie wiedział, jak to interpretować.- Zostałem księżniczką w potrzebie? - zapytał żartobliwie. - Mam leki... za tydzień mam zrobić badania krwi i stawić się na kontrolę. Może będę już zdrowy? - zasugerował, choć sam w to raczej nei wierzył. Liczył jednak, że zdąży zrzucić stan zapalny i zostanie tylko doleczyć się i przywrócić sprawność.
    - Z przyjemnością zjem - zapewnił. Potem jednak nieco niepewnie dodał. - Głupio mi o to prosić... ale skoro jesteś... - Zaciął się. - Poszedłbym potem pod prysznic... ale pomógłbyś mi potem nałożyć maści? - zapytał. To była naprawdę męcząca czynność. Wymagała poruszania rękoma i wyginania się.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  103. Cóż... Noah nie spodziewał się tak gwałtownej reakcji chłopaka na informację, że może jego ubezpieczenie nie pokrywa wszystkich kosztów leczenia.
    - Moje ubezpieczenie... jest ograniczone do podstawy - przyznał. - Nigdy nie było mi potrzebne, bo za mało czasu spędzałem w Stanach. Bardziej opłacało mi się opłacać w Europie... - westchnął. Potem zauważył, że Jaime rozgląda się nerwowo.
    - Spokojnie... nie sądzę, żeby tu weszli. Tego nie dałoby się tak łatwo zatuszować. Jednak kamery robią swoje. A ja nie jestem głupi i nie zostawiam otwartych drzwi - przyznał. - Poza tym... zostali dość skutecznie pogonieni. Raczej przez jakiś czas nie będą mieli ochoty się wychylać. Kobieta, która uratowała mi tyłek, zaczęła do nich strzelać. Oni byli uzbrojeni we własne pięści, co oznacza, że nie należeli do jakiegoś poważnego gangu - dodał spokojnie. Gdyby miał panikować za każdym razem, gdy ktoś postanowił się go pozbyć, już dawno padłby na zawał.
    - Nie... nic złego nie zrobiłeś - odparł. Chwycił go za dłoń i uścisnął lekko. - I będę wdzięczny. Będę się czuł pewniej niż w uberze - przyznał i spróbował się uśmiechnąć. Nie chciał obrazić Jaimego, który najwyraźniej się o niego martwił. Puścił jego dłoń i poprawił nieco kołdrę.
    - Czuję się głupio... Miałeś wpaść... i mieliśmy spędzić miło czas. A tak ja leżę jak jakaś sierota - wymamrotał. Spojrzał na chłopaka. - I dziękuję za pomoc - dodał. Westchnął ciężko. - To ja może się zbiorę do tej łazienki, ok?
    Cóż... wstawanie wyglądało mało ciekawie. Ostrożnie wykonywał każdy ruch, uważając, żeby się nie zgarbić, nie szarpnąć, nie urazić. Dobre 10 minut zajęło mu zebranie rzeczy i dotarcie do łazienki. Potem wziął prysznic. W samych bokserkach usiadł na stołku obok umywalki. Nie miał więcej siły i było mu słabo. Ale czuł się cholernie żałośnie na myśl, że musiał poprosić o pomoc. W końcu jednak zawołał na tyle głośno, na ile był w stanie:- Jaime?
    Chociaż nie chciał pokazywać się w tym stanie, czuł, że po prostu dłużej nie pociągnie. Miał nadzieję, że chłopak nie padnie, kiedy zobaczy jego siną klatkę.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  104. Woolf odetchnął z ulgą, kiedy okazało się, że chłopak nie zamierza ciągnąć tematu ubezpieczenia, pieniędzy czy nawet napastników. A przynajmniej tych potencjalnych, którzy mieliby dopaść Noaha w domu.- Kobieta - potwierdził. - W ogóle to zabawna historia. Kiedyś jej przypadkiem pomoglem... a teraz ona mnie. Zauważyła, co się dzieje, wykonała gest ostrzegawczy, a kiedy nie chcieli mnie zostawić w spokoju, strzeliła. No i wezwała karetkę - wytłumaczył. - Ja jej wtedy nie poznałem, ale odwiedziła mnie w szpitalu następnego dnia i okazało się, że spotkaliśmy się już wcześniej. To zabawne, jak mały jest ten świat... kiedy człowiek próbuje odciąć się od przeszłości - westchnął. Nie żałował, że ponownie spotkał Margo. Żałował, że nie wszystkie spotkania dotyczyły przychylnych mu osób.
    Noah naprawdę nie chciał straszyć Jaimego. Wiedział, że nie wygląda najlepiej, ale szept chłopaka wydawał mu się głośniejszy od krzyku. Najwyraźniej z daleka wyglądał równie źle, co w odbiciu lustrzanym. Westchnął cicho, gdy ten go pocałował w kark. Wskazał mu maści i cierpliwie znosił zabieg. Nie chciał nic mówić, ponieważ mógłby zdradzić, że nawet ten dotyk powoduje ból. Wiedział, że Jaime się stara. Że robi wszystko jak najdelikatniej. I w innej sytuacji Noah uznałby to za całkiem seksowne. Z resztą to też był sposób na przetrwanie tej tortury - wyobrażać sobie, że Jaime nie rozmasowuje maści przeciwbólowych i odkażających, a jakiś pachnący lubrykant, którym później znajdzie się w zupełnie innych miejscach... Przyjemny chłód przynosił krótkotrwałą ulgę. Na właściwe efekty należało poczekać kilka dni. Z resztą Noah planował po obiedzie połknąć stosowne tabletki przeciwzapalne, które były skuteczniejsze od maści.- Dziękuję - wyszeptał, gdy chłopak skończył i sięgnął po czystą koszulkę, którą na siebie włożył. Spojrzał w górę na chłopaka. - To co? Teraz pizza? - próbował nadać swojemu głosowi lekkiego tonu. Ale w końcu ostrożnie wstał i ostrożnie pocałował Jaimego w usta. - Naprawdę dziękuję - powtórzył. Potem ostrożnie ruszył do drzwi. - Położę się na kanapie, ok? - zaproponował. Salon był dalej od łazienki, dlatego Noah więcej czasu spędzał we własnej sypialni, ale chciał pokazać Jaimemu, że przecież wcale nie jest tak źle.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  105. Może Noah nie powinien narzekać na spotkania z ludźmi z przeszłości. W końcu nie tylko Margo bardzo mu pomagała. Obecny obok Jaime też wykazywał się niemałą cierpliwością, a przecież wcale nie musiał być miły. No.. chyba że chciał. Przeciw temu Woolf nie mógł protestować.
    - Ja też – przyznał Noah, kiedy Jaime zauważył, że cieszy się, iż ktoś pomógł Woolfowi. – Głupio byłoby umrzeć za to, że się wreszcie zrobiło coś jak należy – dodał z pewnym przekąsem. Jak widać, bycie dobrym nie popłaca.
    Noah stanowczo nie nadawał się na jakieś seksualne rozrywki, ale przyjemniej było myśleć o potencjalnych doznaniach niż o sinej skórze i wątpliwej jakoś wnętrznościach.
    - Uwierz… To bardzo dużo – wymamrotał nieco zażenowany Noah. Nie potrafił odpowiednio dziękować, a chłopak w dodatku nie chciał po ludzku przyjąć podziękowania. A co do gestów… Noah chyba nie miał siły zastanawiać się, co to wszystko oznacza. Podejrzewał co prawda, że gdyby nie wyglądał jak rozkładająca się śliwka, pewnie już sprawdzaliby zasadność palet jako zastępstwo łóżka w kontaktach pierwszego stopnia, ale takie rzeczy były dla nich niedostępne, a jednak obu ciągnęło do jakiejś bliskości. Obu. Noah mógł stanąć w prawdzie i przyznać, że po prostu chciał chłopaka pocałować.
    Noah ułożył się na narożniku w taki sposób, żeby zachować pozycję półsiedzącą. Miał poduszki ułożone pod plecami, postarał się rozluźnić. A tymczasem pomieszczenie całkiem zachęcająco pachniało pizzą.
    - Nooo… wygląda apetycznie – przyznał Noah. – Poproszę – dodał, gdy Jaime zaproponował, że mu poda. Obserwował go uważnie.
    - Nadajesz się na pielęgniarza – zauważył rozbawiony. – Aż szkoda, że marnujesz się dla truposzy – zażartował. Wiedział, że praca była dla Jaimego pasją i w pewien sposób to podziwiał, więc nie zamierzał go krytykować. Może tylko trochę podokuczać.
    Sam z reszta spróbował pizzy.
    - Pycha – odparł. Jadł małymi kęsami. Powoli, ale sukcesywnie. Jednak już w połowie wiedział, że więcej nie przełknie.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  106. Noah westchnął. Nie lubił braku samodzielności. I bycia zależnym od kogokolwiek. Nie kojarzyło mu się to najlepiej. Niestety Jaime miał rację, że czasami człowiek nie ma wyboru. Może byłoby Woolfowi łatwiej, gdyby mógł to robić beznamiętnie. Po prostu wykorzystywać chłopaka. Ale nie mógł. Czułby się z tym paskudnie. Dlatego czuł się niepewnie i zupełnie nienaturalnie dla siebie się wahał.
    - Chętnie bym cię zatrudnił – odpowiedział Noah i uśmiechnął się do niego. Wiedział, że Jaime nie lubi ludzi i raczej nie próbowałby go zmusić do przebywania w większym gronie. Jaki miałoby to sens?
    Noah w końcu zupełnie się poddał. Odstawił ostrożnie talerz.
    - Przepraszam… Po prostu… czuję, jak każdy kęs jest oddzielnie trawiony – wymamrotał. Powoli zsunął się tak, żeby leżeć na płasko.
    - Nie da się jakoś wyciąć tego wszystkiego i żyć z dziurą w brzuchu? – jęknął. Nie lubił bezczynności. Jako człowiek, który większość życia spędził w drodze, uziemiony czuł się jak ptak w klatce.
    - Eh.. wykorzystam cię, mój pielęgniarzu. – Spróbował się uśmiechnąć. – Podasz mi takie cholernie duże tabletki? Dwie konkretnie… - Spojrzał na niego przepraszająco, że się nim wysługuje.
    - Jaime? Czemu pzyszedłeś? - zapytał niespodziewanie, kiedy chłopak wrócił do pokoju.

    OdpowiedzUsuń
  107. - Masz tę fuchę – powiedział nieco weselszym tonem Noah. Cóż… głupio było nie skorzystać z okazji do jedzenia ciepłych i pożywnych posiłków i wyręczania się młodym, sprawnym i atrakcyjnym chłopakiem, nie?
    - Widzisz, jakoś nie zmierzam uciekać – zapewnił. – Ciekawe, czy moja redaktorka uzna moje chorowanie za wystarczającą wymówkę, żeby nie pisać? – zastanowił się. Po tej kobiecie raczej nie spodziewał się miłosierdzia.
    Kiedy Noah został na chwilę sam, zaczął się zastanawiać na tym, co myśleć o Jaimem. Problem polegał na tym, że nie potrafił nazwać ich relacji. A przede wszystkim swojego stosunku do Morettiego. Ciągle myślał o nim jako o dzieciaku czy chłopaku, ale nie z pobłażliwością, a pewnego rodzaju czułością. I to go przerażało. Bo seks seksem, ale czy powinien uważać go za uroczego? I gdyby to jeszcze było takie niewinne, ale naprawdę ciągnęło go, żeby ponownie ucałować te usta.
    Sytuacja była o tyle frustrująca, że Noah nie miał nic przeciwko facetom, a raczej problem stanowiły konsekwencje takiej relacji jako takiej. Bo… jakoś nie wierzył, że taki Jaime uzna okazjonalne zbliżenia za rozwiązanie problemów z popędem i potrzebą bliskości. Już samo to, jak zachowywał się w obecnej sytuacji, sugerowało, że nie potrafi się nie zaangażować emocjonalnie. A Woolf? Czy byłby w stanie mu odpowiedzieć tym samym? Bo to, że go lubił i uważał, że w łóżku całkiem nieźle im wyszło, to nie znak, że jest po uszy zakochany. Z resztą zawiódł się na romantycznych podszeptach już kilka razy i nie był skłonny tak łatwo się im poddawać. Z drugiej strony… wystarczyło przywołać obraz Jaimego w łóżku, żeby zrobiło się człowiekowi ciepło. A jeśli dodało się do tego ten zmartwiony wyraz twarzy i lśniące oczka…? Można było zapomnieć o świecie.
    Noah westchnął ciężko. Nie wiedział, co z tym wszystkim zrobić. Nie traktował miłości jako coś, co spada na człowieka nagle, a raczej wymaga decyzji i zaangażowania. Tylko czy chciał tego wszystkiego? Przecież życie w pojedynkę jest w gruncie rzeczy całkiem wygodne. A jak dotąd nie narzekał na brak chętnych do niezobowiązujących zabaw.
    - Dam radę… - zapewnił Jaimego, gdy wrócił. Nie zamierzał się podnosić. To by oznaczało zbyt wiele, zbędnych i bolesnych ruchów. Wziął od niego tabletki. Skinął głową na znak, że faktycznie nie pytał o tabletki. I szybko przekonał się, że chłopak wcale nie próbuje odpowiedzieć na właściwe pytanie, a jedynie powtarza swoją wcześniejsza wypowiedź.
    - Ostatnio skończyło się całkiem przyjemnie – przyznał. – Tylko, jak widzisz, marny ze mnie pożytek teraz – próbował żartować.
    - Jaime… dziękuję za propozycję, ale masz swoje życie… Pracę, studia. Chyba zajmowanie się kaleką to nie jest szczyt twoich marzeń – wymamrotał. Cóż… pewnie miło byłoby usłyszeć, że owszem, ale na to Noah nie liczył.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  108. Noah nie był naiwny. Wiedział, że wydawnictwu zależy na tym, by wydawać jego książki, póki udało mu się zabłysnąć i może przynajmniej utrzymać swoje grono odbiorców, a najlepiej by było, gdyby je rozszerzał. Zdawał sobie z tego doskonale sprawę i sam dbał i to, żeby na blogu pojawiały się regularne posty. Z resztą już kontaktował się z redaktorką w sprawie jego stanu i kobieta delikatnie zasugerowała mu, że powinien opublikować jakiś post o tym, jaki jest biedny, nieszczęśliwy, bo cierpi w imię sprawiedliwości. Może i miała rację, że takie tekstu dobrze się sprzedają, ale Noah nie lubił dzielić się swoją słabością. Z resztą nie uważał tego za zbyt bezpieczne. To jak proszenie się o atak.
    - Dzięki – odparł Noah, gdy Jaime stwierdził, że czytał jego książkę. Nawet się uśmiechnął. Nie mógł powiedzieć, że żałuje wydania tej publikacji. Po prostu wolałby, żeby nie wpływało to na ułożenie jego organów wewnętrznych. – Na pewno moja kolejna książka będzie dotyczyła samych bezpiecznych spraw. Może powinienem walnąć jakiś reportaż o krainie misiów czy coś w tym stylu? – zażartował.
    Noah nie był ślepy. Widział, że Jaime poszukuje bliskości. I wcale nie był temu przeciwny. Po prostu nie wiedział, o jaką bliskość chodzi, a chłopak starannie unikał odpowiedzi na te poważniejsze pytania. Odwracał kota ogonem i nie mówił, czego tak naprawdę oczekuje.
    - Odpoczywanie i wracanie do formy nie do końca idą w parze, wiesz? – odparł. – Po tym wszystkim to już żadne mięśnie mi nie zostaną. Będziesz musiał mnie naprawdę na te siłownię zaprowadzić – westchnął. Nie był typem człowieka, który lubi pakować na siłowni. Wolał inne aktywności…również sportowe. Wiedział jednak, że w jego przypadku utrzymanie kondycji i sprawności fizycznej ma ogromne znaczenie w życiu, a właściwie przeżyciu.
    Uśmiechnął się.
    - Będzie mi miło, jeśli zechcesz gotować u mnie – odpowiedział spokojnie. – Nie jestem przyzwyczajony siedzieć sam w domu. Zwykle nawet na pisanie wychodzę do pobliskiej kawiarni. Chyba wreszcie muszę nauczyć się przebywania we własnym towarzystwie – odparł rozbawiony. Faktycznie zwykle podróżował sam, ale podróżowanie to jednak przemieszczanie się w tłumie. A tu był zamknięty w murowanej klatce. W porządku – lubił swoją klatkę, ale nie aż tak, żeby nie opuszczać jej przez kilka dni, a wszystko wskazywało na to, że innej możliwości nie ma. – Tylko pamiętaj, że to nie jest twój obowiązek – dodał szybko.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  109. Noah zwyczajnie się przyzwyczaił do wizyt Jaimego. Czasem rozmawiali, czasem coś oglądali. Niekiedy to chłopak dzielił się doświadczeniami z pracy, innym razem Noah wyżywał się za swój zastój weny. Chciał jak najlepiej spożytkować czas spędzony w domu i faktycznie pisać, ale nie szło mu najlepiej. Czasami wygadanie się chłopakowi pomagało i zapadała cisza, bo Jaime gotował, a Noah zawzięcie pisał. W każdym razie nim się obejrzeli nadszedł czas wizyty kontrolnej. Noah trochę żałował, że Jaime nie będzie miał już powodu, żeby wpadać regularnie i w dodatku gotować. Niewątpliwą zaletą odwiedzin Morettiego były stałe dostawy dobrego jedzonka, nawet jeśli początkowo były to przede wszystkim zupy. Poza tym... sam Jaime okazał się dobrym towarzyszem. Może tylko byłoby łatwiej, gdyby Noah nie przyłapywał się na tym, że chętnie pocałowałby go, dotknął czy wprost przyszpilił do łóżka. Żadna jednak z tych rzeczy nie wchodziła w grę, więc po prostu spychał niepotrzebne myśli na bok.
    Był jednak wdzięczny Jaimemu za każdą pomoc, łącznie z tym, że chłopak zawiózł go do szpitala. Dzięki temu Noah nie musiał jechać uberem. Wizyta... była długa. Lekarz uparł się zrobić mu badane krwi i USG. Dopiero kiedy stwierdził, że Woolf na pewni jest w lepszej kondycji i słuchał zaleceń, więc wraca do zdrowia, pozwolił mu wrócił do względnie normalnego trybu życia. Miał się nie przemęczać i uważać na siebie, ale nie musiał siedzieć jak zwierzątko zamknięte w klatce.Noah uśmiechnął się lekko, gdy zobaczył Jaimego na korytarzu.- Będę żył - zapewnił. - I mogę cię zabrać na jakieś jedzonko w ramach podziękowania - dodał. - Ja co prawda na razie mam unikać alkoholu, ostrych i surowych rzeczy, ale poza tym mogę już normalnie jeść - zapowiedział. - I tylko leki mam wybrać do końca - dodał i mrugnął do chłopaka. - To twoja zasługa, że nie dostałem ochrzanu od doktorka.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  110. Noah z rozbawieniem słuchał Jaimego. Może dobrze, że chłopak nie potrafił przyjmować komplementów? Przynajmniej nie było żadnych niezręcznych momentów. Raczej żarty i przepychanki. To całkiem wygodne i miłe.- Jasne, jasne. Twoja pierwsza robota pielęgniarza zaliczona - odparł wesoło Noah. - I może dobrze, że nie będziemy pili... biorąc pod uwagę poprzednie doświadczenia, to na to chyba jeszcze nie miałbym dość sił - dodał zaczepnie i spojrzał uważnie na chłopaka. Był ciekawy, czy Jaimemu nic się w tej kwestii nie zmieniło. W końcu przez dwa tygodnie częściej wcierał w niego maści niż cokolwiek innego, jeśli chodzi o sferę fizyczną. Dla Woolfa nie były to łatwe chwile. Bezczynność naprawdę nie leżała w jego naturze.
    Pojechali do knajpy i Noah odetchnął, kiedy znalazł się między ludźmi, wśród stolików. Co prawda było jeszcze wcześnie, więc w lokalu nie kłębiło się od ludzi, ale Woolfowi było to na rękę. Sięgnął po menu i zaczął przeglądać pozycje na liście, ale od czasu do czasu zerkał na towarzysza, który był niezwykle skupiony na czytaniu i wyglądał przy tym tak, jakby rozwiązywał właśnie wszystkie problemy trzeciego świata jakimś magicznym zaklęciem.- Ja chyba postawię na calzone - zdecydował Noah i odłożył swoją kartę na bok. - Muszę się przyzwyczaić, że nie będę miał już tych dostaw dobrego jedzenia - westchnął dramatycznie, jakby działa mu się krzywda. Może trochę chciał sprowokować chłopaka, żeby nie do końca rezygnował ze swoich wizyt w mieszkaniu Noaha?

    OdpowiedzUsuń
  111. Noah odetchnął w duchu, gdy Jaime potwierdził, że nie wycofał się z ich rozmów o kontynuowaniu przygód intymnych. Przecież nie mógł mieć co do tego pewności, ponieważ rozumiał, że przez te trzy tygodnie wiele mogło się zmienić – chłopak mógł kogoś poznać albo poznać Noah za dobrze i się zwyczajnie zniechęcić. W końcu Jaime widział go w naprawdę paskudnym stanie. To mogło zniechęcić chłopaka. Chociaż skoro na co dzień przebywał z trupami, to Noah nie miał dużej konkurencji…
    Potem Jaime odwrócił wzrok, a Noah parsknął cicho śmiechem. Kiedy się opanował, nachylił się nad stołem i powiedział szeptem, żeby nikt poza chłopakiem go nie usłyszał:
    - Zamierzam sprawić, że poduszka na krześle zawita u ciebie na dłużej. Może powinienem kupić ci jakiś wodny fotel? – Mina Woolfa mówiła sama za siebie: dobrze się bawił. Może nie powinien tak dokuczać chłopakowi, ale to był jego sposób wyrażania sympatii i zainteresowania.
    Potem Noah wygodnie rozsiadł się na krześle, pojawił się kelner, a Jaime złożył zamówienie. Dopiero kiedy ponownie zostali sami, Woolf ponownie się ożywił.
    - Zapraszam. Wiesz, gdzie mieszkam – odparł rozbawiony. – Mam nawet dodatkową parę kluczy, gdybyś chciał. Są przeznaczone dla potencjalnego współlokatora, ale jak na razie nie mam chętnych na to miejsce – przyznał. Trochę go to dręczyło, ale co mógł poradzić? W gruncie rzeczy wygodnie było mieć całkowitą swobodę w swoim mieszkaniu.
    A potem Moretti wyskoczył z… randką. Noah popatrzył na niego zaskoczony.
    - Jaime… - jęknął, a potem zamilkł, bo właściwie nie wiedział, co powiedzieć. Randka? Co to właściwie oznacza? Jaime go lubi? Lubi bardziej? Zauroczył się czy tylko testuje, bo seks był całkiem fajny? To słowo „randka” mieściło w sobie wiele pytań, a żadnej odpowiedzi. A jednocześnie poruszało w duszy Noaha jakąś dawno nie słyszaną nutę i sprawiło, że mężczyzna poczuł się oszołomiony głupim pytaniem. Potem jednak zobaczył minę chłopaka i drgnął. Tylko.. sam nie bardzo chciał składać jakieś deklaracje. Na pewno nie tak szybko. Jak z tego wybrnąć?
    - Randka? Naprawdę myślisz, że to dobry pomysł? Bo wiesz… seks na pierwszej randce słabo by o nas świadczył, a z drugiej strony nie jestem pewien, czy chcę zwlekać do drugiej po tych dwóch tygodniach, kiedy ty mnie macałeś… a przepraszam… wmasowywałeś mi krem, a ja nie mogłem odpowiedzieć. – No tak. Noah uciekł się do żartu, żeby uniknąć niezręczności. Choć w sumie nie udzielił odpowiedzi, to zaznaczył, że oczekuje przynajmniej dwóch randek…

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  112. Noah z rozbawieniem obserwował, jak na twarzy Jaimego pojawia się piękny rumieniec. Oprócz tego, że chłopak zdecydował się odpowiedzieć na tę jawną prowokację, dla Noah ważne było też to, że chłopakowi zalśniły oczy i wyraźnie wykazał zainteresowanie perspektywą ich zabaw seksualnych. A Noah miał kilka wizji, które chętnie sprawdziły w rzeczywistości. Właściwie im dłużej o tym myślał, tym trudniej było mu to sobie wyperswadować z głowy. Może dlatego, że faktycznie dawno nie był z facetem i wiedział, że to daje inne możliwości? A może chodziło o Jaimego, który mimo niemal dziewiczego (choć stanowczo prawiczkiem nie był) uśmiechu, wydawał się chętny na dalsze eksperymenty.
    - Najwyżej… trochę się rozchorujesz i zostaniesz w łóżku… I będę mógł się odwdzięczyć i tobą zająć – zakończył niby niewinnie, ale jasne było, że „zajmowanie się” w wydaniu Noah nie oznacza gotowanie zupki.
    Woolfowi nie było przykro, że Jaime odmówił przyjęcia klucza. Sam Noah nie robił z tego wielkiej historii, a raczej praktyczne rozwiązanie, ale rozumiał, że chłopak może mieć na to inne poglądy.
    - Wiesz… ślub z pewnością nie jest konwencją dla mnie – odparł niby żartobliwie, ale w gruncie rzeczy mówił całkiem poważnie. – Widziałem więcej udanych par bez obrączek niż udanych małżeństw – dodał.- Nie sądzę, żeby papierek w urzędzie miał jakiekolwiek znaczenie.
    Noah nigdy by się do tego nie przyznał, ale jego niechęć do ślubów miała źródło w dwóch zdarzeniach, a wszystkie pozostałe stanowiły ściany na tym twardym fundamencie. Właściwie jedyne małżeństwo, które miało zadatki na sensowny związek, było Jen. Choć i tu pojawiały się różne problemy.
    Wkrótce okazało się, że Jaime nie zakończył swojej fali wyznań na propozycji randki. Proponował mu… spotykanie się? To ciekawa perspektywa, chociaż też przerażająca. Może dlatego Noah wyciągnął dłoń i chwycił rękę chłopaka.
    - Też cię lubię. I to nie tylko twój zgrany tyłek – stwierdził spokojnie. – Możemy spróbować randkowania. Zobaczymy… co z tego wyjdzie, dobrze? – zaproponował, a właściwie przyjął propozycję Jaimego. Na razie nie był gotowy na żadne deklaracje.
    Przez chwilę Noah obserwował chłopaka, a potem pochylił się nad stołem i skradł krótkiego buziaka.
    – To będzie dziwne, czasem żenujące i cholernie podniecające – szepnął mu do ucha, następnie wrócił grzecznie na swoje miejsce. Kelner akurat przyniósł zamówienie, więc Noah cofnął dłoń i sięgnął po sztućce.

    OdpowiedzUsuń
  113. Komentarze przyjaciela sprawiły, że Jerome roześmiał się głośno i wesoło. Naprawdę miał wrażenie, że to, o czym opowiadał, miało miejsce bardzo dawno temu i w tym konkretnym momencie czuł się tak, jakby on i Jennifer byli małżeństwem już od dobrych dziesięciu lat, a nie półtorej roku. Czy chciałby cofnąć się w czasie i wrócić do tamtych chwil? Być może. Tęsknił za tamtą beztroską i za tym, że on i Jennifer nigdzie nie musieli się spieszyć, bowiem po tym, jak Marshall zjawił się w Nowym Jorku, zdawało się, że życie zaczęło pędzić na łeb, na szyję. Nie oznaczało to jednak, że teraz był nieszczęśliwy. Wręcz przeciwnie, uważał, że jego życie potoczyło się w najlepszy możliwy sposób, nawet pomimo tego wszystkiego, co ich spotkało i nie żałował żadnej podjętej decyzji.
    — To też moje ulubione małżeństwo! — odparł ze śmiechem, a kiedy już się uspokoił, pociągnął łyk piwa, zwilżając gardło po swojej długiej opowieści. Również cieszył się, że opowiedział o tym przyjacielowi. Jaime był dla niego ważną osobą i wypadało, aby wiedział o takich rzeczach, tym bardziej, że Moretti naprawdę potrafił słuchać i… Cieszył się szczęściem Marshalla. To było coś, czego wiele osób nie potrafiło, ba!, wielu cudze szczęście niezwykle mierziło. I jak takim osobom opowiadać podobne historie, kiedy ani one, ani opowiadający nie mieliby z tego żadnej przyjemności? Tymczasem to zainteresowanie i szczera ciekawość młodszego bruneta sprawiły, że wyspiarz tak chętnie się rozgadał.
    Nie podejrzewał, że Jaime tak chętnie i od razu przystanie na jego propozycję, więc nim sam wstał, by zrzucić z siebie większość ubrań, dwudziestolatek w te pędy rzucił się do wody.
    — Ej, to niesprawiedliwe! — zawołał za nim Jerome i poderwał się z leżaka, ostatecznie nawet nie przejmując się tym, że powinien ściągnąć koszulkę czy krótkie spodenki. Chciał rzucić się w pościg za przyjacielem, po cichu licząc na to, że jeszcze go prześcignie, ale nieopatrznie zaplątał się w nogi leżaka, potknął się i malowniczo wyrżnął na piasek, padając na niego bezwładnie niczym kłoda. Kiedy uniósł się na wyprostowanych ramionach, cała jego twarz była oklejona złocistymi i białymi ziarenkami; Jerome czuł drobinki nawet pod zębami i przez to splunął, ledwo widząc przy tym na oczy.
    — Kurwa — pozwolił sobie zakląć z rozbawieniem i podczas gdy Jaime już dawno był w wodzie, on dopiero gramolił się z piasku. Był nim cały umorusany, więc jedynie zrzucił z siebie ciuchy, a potem truchtem podbiegł do wody i kiedy tylko głębokość mu na to pozwoliła, od razu cały zanurkował pod falą. Wynurzywszy się na powierzchnię, przepłukał jeszcze starannie twarz i przetarł oczy, szczypiące od słonej wody.
    — Nie ma to jak najeść się piachu i napić słonej wody — zażartował i wzburzając dłońmi wodę, chlapnął nią w stronę przyjaciela. — Cieplutka, prawda? — zaśmiał się, a potem raz jeszcze zanurzył, tak by pozbyć się piasku, z którym zupełnie niechcący się wytarzał. Kiedy ponownie znalazł się ponad wodą, popłynął kawałek dalej, do miejsca, gdzie stopami nie sięgał dna i wygodnie położył się na plecach, jedynie od czasu do czasu lekko poruszając rękami i nogami, by utrzymać się na powierzchni.
    W tym momencie wcale nie dziwił się Jaime’emu, że ten rozważał zamieszkanie tutaj na stałe.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  114. Noah spojrzał nad swoim talerzem na Jaimego. Z pewnym rozbawieniem, ale i fascynacją. Chłopak wydawał się być myślami daleko stąd. I wyglądało na to, że miał przed oczyma całkiem interesujące obrazy. Takie, od których i Woolfowi robiło się gorąco. To w sumie mogłaby być niezła zabawa: czy wiesz, co sobie wyobrażam?- Mam wrażenie, że wierzysz w medycynę alternatywną - odpowiedział żartobliwie. Potem jednak spojrzał mu w oczy. - Brałbym z tobą prysznic i dbał, żeby każdy skrawek twojego ciała był czysty... - powiedział cicho i... no cóż. Łatwo było mu to sobie przedstawić. Wiedział jednak, że powinien trzymać rozbiegane myśli na wodzy, jeśli nie chce, żeby ich piątek... nadszedł szybciej. Ale czy nie chciał?- Hmm... - pogładził jego dłoń. - Nie myślmy o tym za dużo. Uda się... czy nie... Po prostu spróbujmy. Bo inaczej to wszystko nadinterpretujemy i tym bardziej się nie uda - zauważył Noah. Chociaż lubił planować pewne rzeczy, to wiedział, że niektóre sprawy powinny toczyć się własnym rytmem. Poza tym nie chciał na razie zastanawiać się nad tym, jak bardzo może się zmienić jego życie przez ten związek. Pewnie wtedy by uciekł, a uczciwie podchodząc do sprawy - byłoby mu szkoda.  
    Może dlatego go pocałował? Żeby nie myśleć? Na pewno pojawienie się kelnera go uratowało.
    - Niestety jedzeniowo z szaleństwem musimy poczekać - westchnął dramatycznie, jakby jego życie było prawdziwym nieszczęściem. - Kocham ostre jedzonko, ale z tym mam się jeszcze wstrzymać - przyznał. - Ale... dzięki za troskę - dodał. - Jestem pewien, że zrobisz coś dobrego. - Uśmiechnął się lekko.
    Noah zabrał się powoli do jedzenia. Nie był nawet szczególnie głodny, ale rozmowa była na tyle intensywna, że chciał dać sobie czas na uspokojenie... nerwów.
    - To co takiego ważnego masz w piątek? - zapytał.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  115. - Testy brzmią zachęcająco – odparł Noah i spojrzał na niego rozbawiony. Oj tak, obaj byli gotowi na różne testy. Zdecydowanie.
    - Kąpiele? Mówisz o leżeniu razem w wannie, powolnym rozprowadzaniu mydła i ciągłym muskaniu wody? – Na ustach mężczyzny zagościł niemal niewinni uśmiech. – A masz taką wannę? – zapytał. Właściwie jakoś nie skupiał się nad tym ostatnio. Może za dużo wtedy wypił? Albo był zbyt zajęty tym, co zaszło między nimi, że nie zarejestrował istnienia odpowiednio dużej wanny, która pomieściłaby ich obu.
    Noah nie wątpił w troskę chłopaka. Bardziej zastanawiał się, na ile będzie to trwałe. Jakby nie było, dzieliła ich spora różnica wieku. Jaime mógł się nim po prostu znudzić. A Noah mógł jedynie się starać, żeby do tego nie doszło.
    - Brzmi… trudno – przyznał Noah. Powoli jadł swoje danie. – Jakie są w ogóle szanse rozpoznania udziału zwierząt, jeśli ciało zostało znalezione w wodzie? – zapytał szczerze zainteresowany. Jakoś nigdy nie zastanawiał się nad czynnikiem zwierzęcym jako tym, co wpływa na rozpoznanie przyczyny zgonu. Jakoś czynnik ludzki był dominujący… w perspektywie Woolfa.
    - Cóż… nie nazwałbym tego zwolnieniem lekarskim – przyznał. – W każdym razie będę musiał się przespacerować do pracy i uzgodnić dalszy plan działań. Może dostanę więcej papierkowej roboty na razie? – zamyślił się. Właściwie nie wierzył w taki obrót spraw. Wiedział dobrze, dlaczego został zatrudniony – nie chodziło tylko o jego znajomość dzieł sztuki i umiejętność wyceniania dóbr kultury. Noah wygrywał elastycznością, zdolnością negocjacji i nieraz najdziwniejszymi znajomościami. Właśnie dlatego był człowiekiem w terenie, podczas gdy inni dbali za niego o formalności, terminy i pozwolenia. I prawda była taka, że Woolfowi wcale to nie przeszkadzało. O tyle, o ile szef nie oczekiwał czegoś nielegalnego. Noah zdecydowanie nie chciał do tego wracać, ale wiedział też, że łatwo się od tego nie uwolni – odpowiednie osoby dbały o to starannie.
    - W każdym razie spróbuję jeszcze w tym tygodniu wysłać jakiś szkic do wydawnictwa, żeby mnie nie zasypano obowiązkami – dodał.

    OdpowiedzUsuń
  116. Noah spostrzegł gest Jaimego z językiem i celowo nie wracał już do tematu. To mogłoby być za trudne dla nich obu. Zamiast tego skupił się na jedzeniu i słuchaniu opowieści chłopaka.
    - Czyli gdzie powinienem się ulokować, jeśli ktoś będzie chciał mnie zabić, a ja będę chciał, żeby szybko znaleziono sprawcę? – zapytał żartobliwie. Oczywiście nie nabijał się z pracy chłopaka. Bardziej podziwiał ogrom wiedzy, która Jaime musiał przyswoić. Może z perspektywy Morettiego przewalające się w głowie Woolfa obrazy były nie do ogarnięcia, ale Noah czuł się bezpiecznie w starych muzeach. Tymczasem to, o czym opowiadał chłopak, było fascynujące i brzmiało naprawdę trudno.
    - Myślę, że zmarłemu to już nie robi większej różnicy, a rodzina zwykle lubi wiedzieć, co się stało z ich bliskim, nie? – zauważył. – Plus… odkrycie sprawcy może zapobiec kolejnym śmierciom, a już to jest samo w sobie cenne – westchnął. Oj tak, sam niektórych by posadził za kratkami, gdyby to nie oznaczało dołączenia do nich w krótkim czasie.
    - Cóż… raczej nie spodziewałbym się po moim szefie tyle altruizmu – odpowiedział. – Ale jest człowiekiem praktycznym, więc może uwzględni mój stan – dodał. – Chociaż możliwe, że umrę przy tym z nudów – wzruszył ramionami i dokończył swoje danie.
    - Na razie nie… ale mam jeszcze kilka dni do deadline’u – odparł. – Poza tym, że mam tym razem wydać coś spokojniejszego, bardziej podróżniczego. To akurat da się zrobić – przyznał. – Powiedziała, że nad sensacjami będę pracował, gdy przycichnie ta awantura. Trudno się z nią nie zgodzić. Najwyraźniej nie życzy mi śmierci, a jedynie długiego pobytu w piekle z nią. – Przewrócił oczami.
    - Masz ochotę na deser czy się zbieramy? – zapytał, gdy zauważył, że Jaime skończył jeść.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  117. Noah na pewno nie chciał popsuć nastroju Jaimego. Nie wiedział tez, że jego słowa wywołają taką reakcję. I właściwie nie rozumiał, co zaszło. Widział jednak, że chłopak zmarkotniał i dlatego na wszelki wypadek Woolf nie ciągnął tematu. Po prostu wysłuchał odpowiedzi i pozwolił mu przejść dalej ze wszystkim. Dosłownie. Nawet jeśli nie wiedział, dokąd jadą. Jaime mógł go wywieźć dokądkolwiek. Noah miał do niego tyle zaufania, żeby wiedzieć, że chłopak nie wyrzuci go do morza. Kiedy jednak zatrzymali się w okolicy Central Parku, Noah zmarszczył brwi. Nie lubił przychodzić tu bez powodu. Miejsce to wiązało się dla niego z silnymi emocjonalnie przeżyciami. Jeśli jednak spacer miał pomóc chłopakowi, Woolf zamierzał zacisnąć zęby i po prostu iść przed siebie.
    - Nic specjalnego. Zebrałem trochę materiałów w Japonii… pomyślałem, że dobrze będzie to od razu spożytkować. Szczególnie, że udało mi się nagrać trochę wywiadów, więc faktycznie byłby to bardziej reportaż niż przewodnik – wyjaśnił spokojnie. – Ale co z tego wyjdzie… to się okaże po tym, jak redaktorka przejrzy konspekt – dodał.
    - Jaime? Czemu Central Park? – zapytał, kiedy szli jedną ze ścieżek. Chciał zrozumieć motywację chłopaka. – Czy… uraziłem cię jakoś? – Spojrzał na niego badawczo.
    Noah

    OdpowiedzUsuń
  118. Między nimi było sporo tajemnic i niedopowiedzeń, ale trudno się temu dziwić – w końcu nie znali się jakoś szczególnie dobrze. Cały etap wzajemnego poznawania się dopiero był przed nimi. I to w każdym sensie. A jednocześnie żaden z nich nie był szczególnie skory do mówienia o uczuciach i wspomnieniach. Może i z tego powodu Noah przystał na pytania o książkę.
    - Mam trochę nagrań z Japończykami. Z masterem sushi i specem od ramenu. Nagrałem też pogawędki między dwoma kobietami, które opowiadały o swojej pracy i spędzaniu czasu wolnego. Z turystami mam mniej materiałów, raczej krótkie pytania i odpowiedź. I różne takie tam… dopiero jestem w trakcie przeglądania tego wszystkiego i układania w jakąś sensowną całość. Nie miałem czasu zajmować się tym na miejscu – przyznał. – A co wyjdzie? To się okaże.. Najwyżej jeszcze przez neta poszukam rozmówców, jeśli okaże się, że to, co mam, to za mało na sensowną publikację – wyjaśnił.
    - Nie, nie… czuję się dobrze – zapewnił i lekko się uśmiechnął. – Po prostu się zdziwiłem – dodał szybko. – Możemy sobie usiąść na ławce… żeby odpocząć w razie czego – zapewnił. Chciał powoli odbudowywać swoje siły, ale na dobrą sprawę nie wiedział, jakie są jego możliwości na tę chwilę.
    - Nie daj się przeszłości, Jaime – powiedział cicho Noah. – Popatrz na nas… przyszłość jest o wiele ciekawszym zagadnieniem, nawet jeśli przeszłość robi nam psikusy. – Mężczyzna popatrzył Jaimemu w oczy. Nie widział, co dręczy chłopaka, ale znał to uczucie, kiedy przeszłość kopie nas po zadzie i rozbija myśli. – Czy pomyślałbyś wtedy, że możemy sobie spacerować po Nowym Jorku we dwóch? Obaj czyści? – zapytał, myśląc o narkotykach. – A ja widzę całkiem ciekawe propozycje od przyszłości… - Znacząco popatrzył na usta chłopaka.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  119. Noah doskonale rozumiał ciekawość światem. Sam też ją w sobie miał. Co prawda zrodziła się ona z czasem. Jego pierwsze podróże wcale nie miały na celu podziwiania świata. Ludzie się jednak zmieniają, a Noah nie był pod tym względem wyjątkiem. Z resztą jeszcze trzy lata temu nie uwierzyłby, że zapragnie osiąść w jednym mieście, a teraz miał własne mieszkanie!
    Prychnął.
    - Nie przeszkadzałeś mi w pisaniu. Zwykle najbardziej przeszkadzam sam sobie – zapewnił. Potem jednak się zdziwił. – Cóż… nie robię typowego rękopisu. Od tego mam moje dzienniki – przyznał. – Zobaczymy – dodał. – Nie chcę mówić, że na pewno ci prześlę, bo sam nie wiem, jak to będzie wyglądało. Za pierwszym razem miałem teksty, a redaktorka stała mi nad głową i kazała je zmieniać… rozdział po rozdziale. Za drugim… wiesz, jak było. Walnąłem niemal całość na raz. Nie wiem, jak to wyjdzie przy Japonii. Możliwe, że będę pisał po kawałku. Na razie muszę wysłać szkic – wyjaśnił. – Więc dam znać… gdy sam będę coś wiedział.
    - Masz rację… powinienem powoli zwiększać ruch. Rozleniwiłem się przez to leżenie w łóżku – westchnął. – A na takie rzeczy nie powinienem sobie pozwalać. Nigdy nie wiadomo, kiedy przyda się dobra kondycja. – Przewrócił oczami. Nigdy nie wiadomo, kiedy będzie musiał uciekać. Lub się bić.
    - Nie masz za co dziękować – zapewnił. Splótł ich palce ze sobą. – I przepraszać – dodał. – Jesteśmy tylko ludźmi, prawda? – mrugnął do niego, a potem powoli ruszyli dalej ścieżką. Noah nie wiedział do końca, jak powinni się z Jaimem zachowywać jako para. Bo nią mieli być, prawda? Ale dla Woolfa nadal brzmiało to dziwnie. Z drugiej strony… ustalili to zaledwie godzinę wcześniej. To dość mało czasu na przyzwyczajenie się do nowej sytuacji. I obaj stwierdzili, że nie wiedzą, co z tego wyjdzie, że dadzą sobie po prostu szansę.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  120. Noah z pewnością powinien wziąć się do pracy, ale to wcale nie było łatwe. Wokół miał dość rozpraszaczy. A szczególnie jeden, który teraz starał się go zapędzić do pracy.
    - Jasne, jasne... na pewno dostaniesz relację na temat postępów w pracach - zapewnił. Przez te ostatnie dwa tygodnie Noah w pewien sposób przyzwyczaił się do tego, że może komuś mówić o swojej pracy. Szczególnie że to, o czym pisał w tej chwili, nijak chłopakowi nie zagrażało. W przeciwieństwie do wcześniejszej publikacji.
    - Tak... szczegóły nie są potrzebne - zapewnił. Oj tak... sam znał sporo sytuacji, w których kondycja miała niemałe zalety.Noah nie mógł powiedzieć, że chodzenie z chłopakiem za rękę było czymś, co stanowiło dla niego codzienność. Jednak miał w swojej naturze to, że nie bardzo przejmował się opinią innych. Zważał na nią, owszem, ale wtedy, gdy widział w tym interes. Niewiele jednak obchodziło to, co ludzie sobie pomyślą o nim w innych sytuacjach.
    - Nie bój się... że coś sobie pomyślę - westchnął. - Jeśli coś mnie zaniepokoi lub zdziwi... to ci powiem - zapewnił.
    Spojrzał we wskazanym przez chłopaka kierunku.
    - Możemy zjeść - zgodził się i ruszył do budki. - Na jakie masz ochotę? - zapytał. Może wreszcie Jaime da mu zapłacić?

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  121. Noah nie wiedział, że tak wiele dzieje się w głowie Jaimego. Jego własne myśli nie były aż tak skomplikowane. Myślał o cieple jego dłoni, o planach na piątek. Zastanawiał się, jak ma działać ta ich relacja. Cóż, nie miał wątpliwości co do pociągu seksualnego. Bardziej...  zastanawiały go pozostałe elementy randkowania. Nie uważał się za speca w tym zakresie.
    Noah zamówił dla siebie cytrynowe lody. Co mógł poradzić na to, że najbardziej smakowały mu niesłodkie lody? Był pod tym względem dziwny, ale każdy ma jakieś swoje spaczenia, czyż nie? Woolf zapłacił i mogli iść dalej alejką. A jednak Noah nie sięgnął po dłoń chłopaka. Nie dlatego, że chodzenie za rękę mu w czymś przeszkadzało. Po prostu jedli i jakoś wydawało mu się to wygodniejsze.
    - Skoro ty będziesz gotował... to może ja załatwię coś słodkiego? - zaproponował, gdy jego myśli zatoczyły koło i wróciły do piątku. - Co lubisz? - zapytał. Nie dodał "na deser", bo to zdecydowanie zamierzał odkryć samodzielnie. Powoli i ze starannością. Właściwie nad tym deserem też się zastanawiał. Ich pierwszy seks był świetny, ale jednak doprawiony niemałą ilością alkoholu. Tym razem Woolf zamierzał być trzeźwy i dowiedzieć się jak najwięcej o Jaimem. I zastanawiał się, jak to osiągnąć. Oczywiście mógł zwalić wszystko na improwizację i spontaniczność, ale niewielkie przygotowania jeszcze nikomu nie zaszkodziły.
    Noah

    OdpowiedzUsuń
  122. Noah skinął głową na znak, że przyjmuje wypowiedź chłopaka do wiadomości. Ciasta, najlepiej owocowe i nie placki. Dało się załatwić. W końcu Noah i tak nie zamierzał sam piec tego ciasta, a po prostu wybrać się do jakiejś sensownej cukierni i coś odpowiedniego wybrać.
    - Jak sobie życzysz – odparł, kiedy Jaimie stwierdził, że sam załatwi wino. Woolf zaś nie należał do tych, którzy będą się na siłę wzbraniać i przekonywać, że chcą się okazać użyteczni – jeśli ktoś oferował mu jedzenie i napitek, nie odmawiał (chyba, że oferujący mógłby podać danie przyprawione arszenikiem).
    Jeszcze pewien czas spacerowali po parku i rozmawiali. Noah dbał jednak o to, by nie dotarli do miejsca, które z Jen oboje uznawali na miejsce spotkań. Kiedyś spędzali tam wspólnie czas z ojcem. Noah wiedział, że chciałby móc się tym kiedyś podzielić z Jaimem, ale było na to stanowczo za wcześnie. Najpierw musieli się poznać. Naprawdę dobrze poznać.
    W końcu jednak Noah był już zmęczony i zdecydowali się wracać do domów.
    Kolejne dni minęły Woolfowi jak z bicza strzelił. Nim się obejrzał, stanął pod drzwiami Jaimego w piątkowy wieczór i… poważnie się denerwował. Miał ze sobą paczkę z ciastem i nie wiedział, co dalej. Jak się faceci zachowują na takich randkach?
    Noah

    OdpowiedzUsuń
  123. Stojąc pod drzwiami, pozwalał sobie na głupie myśli na temat tego, co może się wydarzyć, gdy przekroczy ten próg. Niby umawiali się, że skupią się na poznawaniu i rozmawianiu... ale oczywiste było, że obaj chcą czegoś więcej.
    Noah uśmiechnął się, kiedy zobaczył chłopaka, a potem parsknął cicho śmiechem. Jaime paplał. A jak Noah zdążył się zorientować, Jaime papla, kiedy się denerwuje lub ekscytuje. Co było w tym zabawnego? Bo to oznaczało, że obaj są głupi i denerwują się randką, której przecież obaj chcieli i na którą obaj się zgodzili. Co więcej Jaime chyba naprawdę przejmował się tym, czy Woolfowi posmakuje jedzenie. Chociaż Noah naprawdę doceniał posiłki przygotowane przez Morettiego, to stanowczo nie one były w jego centrum zainteresowań.- Jaime, stój. Spokojnie - zaśmiał się. Chwycił go w pasie i przyciągnął do siebie, żeby pocałować krótko, ale z pełnym zaangażowaniem. - Na pewno będzie pyszne, bo ty to gotowałeś  - powiedział powoli i cicho. - To tylko ja, ok? Nie musisz się tak spinać - zapewnił. - I lepiej schowaj ciasto do lodówki - doradził. Potem odsunął się i faktycznie poszedł umyć ręce.W paczce z ciastem był sernik z owocami leśnymi i kawałek ciasta czekoladowego z wiśniami. Noah w sumie nie wiedział, co bardziej chłopakowi posmakuje, więc wybrał dwa według wcześniej uzyskanych wskazówek.
    Po chwili wyszedł i skierował się do części kuchennej. Popatrzył na krzątającego się Jaimego.
    - Pachnie tak, że zaczynam robić się głodny - westchnął.

    OdpowiedzUsuń
  124. [Nic nie poradzę na to, że Black robi takie ładne karty <3
    Z przyjemnością przyszłabym z Samem do Jaimego, ale obie wiemy, że to się nie uda i to na pewnie nie jest wina tych dwóch panów XD Ale dziękuję bardzo za powitanie <3]
    Sam

    OdpowiedzUsuń
  125. Upadając na piasek, wyspiarz na szczęście się nie uszkodził. Może sprzyjał temu wypity alkohol? W końcu fakt, że pijani ludzie wychodzili bez szwanku z pewnych zdarzeń, w których osoba trzeźwa nie miałaby tyle szczęścia, był powszechnie znany. Jerome na pewno aż tak pijany nie był, ale też nie pozostawał zupełnie trzeźwy i alkohol przyjemnie go rozluźnił, na tyle, że najpewniej miał zasnąć tuż po przyłożeniu głowy do poduszki. Nim jednak miało to nastąpić, zamierzał nacieszyć się kąpielą w oceanie. Różnica temperatur pomiędzy wodą, a powietrzem stawała się bardziej znacząca w miarę tego, jak słońce chowało się za horyzontem i finalnie woda stała się cieplejsza, niż otoczenie. Stąd Marshallowi nie uśmiechało się oddalanie od przyjemnie kołyszących go fal, lecz posłuchał przyjaciela i ruszył za nim na brzeg. Kolejnego dnia czekał ich wielki dzień, musieli więc jeszcze zdążyć wypocząć.
    Po szybkiej kolacji doprowadzili się do porządku i poszli spać. Jerome w sypialni, Jaime z kolei w pokoju gościnnym. Starszy brunet nie kwapił się tym, by nastawić budzik, bo też nie mieli niczego konkretnego do roboty z samego rana, a u jego rodziców mieli zjawić się dopiero przed osiemnastą. Stąd, mimo że Jerome obudził się już po siódmej, pozwolił sobie na trochę błogiego lenistwa i wywlekł się z łóżka dopiero o dziesiątej. Jego przyjaciel wstał o podobnej porze, więc razem przygotowali i zjedli śniadanie, lokując się z nim na werandzie z widokiem na ocean.
    Cały dzień upłynął im wyjątkowo spokojnie. Na zmianę wylegiwali się na plaży i kąpali, później obejrzeli film, aż wreszcie nastała odpowiednia pora, by zacząć szykować się do wyjścia. Marshall dokładnie wyszorował się pod prysznicem, zmywając z siebie sól i piasek. Jego skóra zdążyła już lekko zaczerwienić się od słońca, widać odzwyczaił się od tak długiego przebywania na zewnątrz, a na Barbadosie promienie słoneczne operowały mocno i bez litości.
    — Ruszamy! — zarządził ze śmiechem i zaklaskał w dłonie, kiedy on i Jaime byli już gotowi. Czyści i wypachnieni, ruszyli do celu, poruszając się wzdłuż plaży, żeby jednakże było to możliwe, najpierw musieli zejść ze wzniesienia, na którym położony był dom Jennifer i Jerome’a. Przeszli kilkaset metrów drogą, później skręcili do zejścia na plaży, by następnie zaliczyć trzydziestominutowy spacer brzegiem oceanu. Mijali mniej lub bardziej oblegane miejsca, aż dotarli do praktycznie wyludnionego fragmentu i dopiero za jakiś czas po ich lewej stronie, pośród zielonych drzew, zamajaczyły pierwsze zabudowania, w tym dom rodzinny Marshallów.
    — To tam — wyjaśnił Jerome, wskazując na majaczący jakieś dwieście metrów przed nimi płaski dach, który wyłaniał się spomiędzy koron drzew. — A tam — machnął ręką przed siebie, na szeroką plażę — moi bracia chyba grają w piłkę — dodał z uśmiechem, widząc poruszające się szybko, małe jeszcze punkciki. Im bliżej byli, tym punkciki stawały się coraz większe, aż nabrały wyraźnie ludzkich kształtów. W końcu do ich uszu doleciał radosny pisk trzynastolatka.
    — Jerry! — Thian wystrzelił w jego stronę jak z procy. Zazwyczaj owinąłby ramiona gdzieś na wysokości bioder mężczyzny, lecz teraz wyspiarz ze zdziwieniem przyjął, że najmłodszy brat mocno ścisnął go w pasie.
    — Jak ty wyrosłeś! — zawołał, przykładając dłoń na wysokości piersi, tam, gdzie sięgała blond czupryna chłopca. — Przybyło ci chyba z trzydzieści centymetrów, odkąd ostatnio cię widziałem!
    — Nawet mi nie mów… — Monique, matka Jerome, podniosła się z niskich schodków z westchnieniem i ruszyła w ich stronę. — Nie nadążam kupować mu nowych ubrań — powiedziała, pobieżnie zerkając na synów, a potem przeniosła spojrzenie na Jaime’ego i uśmiechnęła się ciepło. — A ty musisz być Jaime — stwierdziła, by w następnej chwili objąć młodszego bruneta na powitanie. — Jerome dużo nam o tobie opowiadał, więc tym bardziej cieszę się, że mogę cię poznać — dodała, odsuwając się na niewielką odległość i pogładziła jeszcze ramiona Jaime’ego, nim wreszcie całkiem się od niego odsunęła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Jaime, to jest Thian. — Jerome tymczasem wskazał na chłopca, który wyjątkowo nie chciał się od niego odkleić. — Tam Gian i Diego. — Skinieniem głowy pokazał stojących nieopodal i grzecznie czekających na swoją kolej bliźniaków. Obok nich stał jeszcze Matias, zziajany od ganiania za piłką, ale jego Jaime zdążył już poznać. — Reszta pewnie czeka w środku? — zagadnął, zwracając się do jasnowłosej rodzicielki.
      — Tak, wszyscy już są — odparła, ale nie poganiała ich, aby weszli do środka. Na zewnątrz było już wystarczająco wiele osób.

      JEROME MARSHALL & wesoła rodzinka

      Usuń
  126. Noah parsknął cicho.
    - Rozumiem, że będziesz mnie prowokował do uciszania? - zapytał rozbawiony. Nie miał nic przeciwko temu, o ile znajdowali się w bezpiecznych warunkach mieszkania Jaimego lub Noah. Kiedy nikt im nie zagrażał.
    - Przecież nie jestem ekspertem… - wymamrotał. Nie wiedział, czemu chłopakowi tak bardzo zależy na tym, by właśnie Noah smakowało. No poza tym argumentem, że właśnie byli na randce. Ale to przecież nie miało wiele wspólnego z umiejętnościami kulinarnymi Jaimego… Noah miał ochotę pokręcić głową. Niewiele z tego rozumiał, ale nie zamierzał walczyć. Ważne było to, że chłopak wyraźnie chce go zadowolić i Woolf podział to pragnienie w stosunku do Morettiego.
    W końcu usiedli przy stole i zabrali się do jedzenia. Zupka była naprawdę dobra, ale Noah głównie cieszył się, ponieważ lubił kremy. Miał wrażenie, że to taka trochę pożywniejsza woda.
    - Pycha – zapewnił.
    Czuł dotyk, niby przypadkowy Jaimego, a po pocałunku na wejściu Noah musiał trzymać nerwy na wodzy, żeby doszli w ogóle do drugiego dania. Przypadkowe zetknięcia powodowały, że chętnie podzieliłby posiłek… innymi atrakcjami. Tylko miał poczucie, że w ten sposób sugerowałby chłopakowi, że chodzi tylko o seks. Z drugiej strony doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że i Jaimego ciągnie do łóżka.
    - Emm… odpoczywałem, spacerowałem. Próbuję odzyskać formę małymi krokami. Może w przyszłym tygodniu postawię na jeżdżenie na rowerze? – zastanowił się. Roweru co prawda nie miał, ale wiedział, od kogo pożyczyć.
    - A jak twoje zaliczenie? – zapytał.
    Noah

    OdpowiedzUsuń
  127. Noah parsknął cicho śmiechem, kiedy Jaime stwierdził, że każdy powód jest dobry, żeby się całować. Trudno było się z chłopakiem nie zgodzić. A przynajmniej Noah nie zamierzał się kłócić w tej kwestii.
    Noah widział, że Jaimemu naprawdę zależy na jego aprobacie. I… było to miłe, ale i niebezpieczne, ponieważ oznaczało, że Woolf mógłby go łatwo skrzywdzić przez powiedzenie czegoś głupiego bez namysłu. A tego z pewnością nie chciał. Z drugiej strony życie nauczyło Noah pilnować się i obserwować wszystko wokół. Robił to nawet wtedy, gdy niekoniecznie chciał. Oceniał, ale nie po to, by krytykować, ale w formie samoobrony, gdyż ciągle szukał zagrożenia.
    - Rozumiem, że może dla ciebie skali ocen zabraknąć? – zaśmiał się. Jaime wyglądał tak, jakby rozwiązywanie tego kolokwium było jakimś diabelskim sprawdzianem od chłopaka dla prowadzącego.
    - To trudne pytanie, wiesz? Jeśli o początek podróżowania… to wyruszyłem stąd. Ale urodziłem się w Los Angeles – odparł. – Mój tata tutaj mieszkał, więc najpierw przyjechałem do niego i pewien czas z nim żyłem… a potem ruszyłem w podróż to tu, to tam – odparł. Nie chciał wnikać w szczegóły. W śmierć ojca, ducha dziadka i cień siostry. To byłoby zbyt dziwne i zbyt trudne.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  128. - Jestem pewien, że dobrze ci poszło - uśmiechnął się do niego. Potem jednak zrobiło się poważniej. To niestety ta słaba strona poznawania się. Nie da się od tak postawić kropki i powiedzieć, że w tym miejscu zaczyna się nasze życie.
    Noah zamyślił się. Nie chciał kłamać, ale nie był gotowy, aby mówić o wszystkim. Sam upił nieco wina, nim zdecydował się na odpowiedź.
    - Wiesz... wtedy myślałem, że czegoś szukam. Jakiegoś sensu... przygody. Sam nie wiem. Ale z perspektywy czasu myślę, że po prostu uciekałem po śmierci taty - powiedział powoli, ale bez wchodzenia w szczegóły. - Potem... okazało się, że łatwiej iść do przodu niż zawrócić. I tak zatoczyłem koło - zakończył i podniósł spojrzenie na Jaimego. W tej chwili bardziej odczuwał różnicę wieku między nimi. Kiedy miał tyle lat, co Moretti obecnie, jeszcze nie rozumiał czego chce i jak... Z drugiej strony Jaime znacznie dojrzalej podchodził do życia niż Noah, więc może nie potrzebuje dekady, by się sprecyzować i samoustanowić.Noah chwycił za łyżkę i dojadł zupę, a potem obrócił się, żeby mieć lepsze spojrzenie na chłopaka.
    -Jak wiesz... trochę się po drodze pogubiłem. Dużo czasu zajęło mi dojście do ładu z samym sobą, ale pewnie nigdy...nie uda mi się wybudować wystarczająco wysokiego muru, by przeszłość czasem mnie nie dopadała. I... to może dobrze, bo nie wszystko było w niej złe - powiedział, ostrożnie dobierając słowa. Następnie położył dłoń na jego policzku. - Chciałbym powiedzieć, że żałuję tego, w jaki sposób się poznaliśmy... ale tak nie jest. Kupić prochy mogłeś od kogokolwiek, a przynajmniej nie muszę kłamać, że jestem niewiniątkiem - westchnął. Cofnął dłoń.Popatrzył Jaimemu w oczy.- Mam nadzieję, że nie będziesz się mnie bał.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  129. Noah pokręcił głową.
    - Nie masz za co przepraszać – zapewnił. – To nie twoja wina… - Uśmiechnął się lekko. – Poza tym… to było wiele lat temu. Zdążyłem się z tym pogodzić – dodał. Oczywiście miał świadomość tego, że nigdy nie da się tak do końca pogodzić ze śmiercią bliskiej osoby, ale Noah wiedział już, że nie jest na etapie rozpaczy czy wyrzutów. Czuł co najwyżej smutek i żal do ojca, że podjął taką, a nie inną decyzję.
    Poza tym serce Noah zabiło mocniej, gdy Jaime pocałował jego nadgarstek. Wiedział, że to głupia reakcja, ale nic na nią nie mógł poradzić. Dopiero po chwili odetchnął. Szczególnie, gdy chłopak zapewnił, że się nie boi. Noah miał nadzieję, że tak też pozostanie.
    A wtedy Jaime go pocałował i Noah musiał się uśmiechnąć.
    - To jest nas dwóch – odpowiedział cicho i tym razem on go pocałował. Długo i namiętnie. W końcu dość się już powstrzymywał przed tym. Poza tym… łatwiej było skupić się na bliskości, której obaj pragnęli, niż na tym wszystkim, co ich mogło potencjalnie dzielić.
    Potem jednak odsunął się od niego ostrożnie.
    - Emm… zabiorę puste miski, dobrze? – wymamrotał i podniósł się z miejsca. To było lepsze rozwiązanie, niż zaciągnięcie Jaimego do łóżka. Stanowczo.
    Zabrał naczynia, żeby przenieść je do zlewu.

    OdpowiedzUsuń
  130. Potencjalnych tematów tabu było pewnie więcej, ale na razie natknęli się na jeden. Pewnie wiele czasu zajmie im przedyskutowywanie pewnych spraw. Nie mieli powodu do pośpiechu. Mogli powoli się poznawać. Pod każdym względem. Przeszłości, planów na przyszłość... potrzeb i obaw. Wszystkiego, na co będą gotowi.Pomagał Jaimemu sprzątać. Nie lubił bezczynności, a tej miał ostatnio dość.
    - Miami... ciepłe miejsce - przyznał i uśmiechnął się.  - Może powinniśmy się kiedyś wybrać tam na weekend? - zaproponował. W końcu Miami nie było tak daleko, można było spokojnie wsiąść w samolot w piatek wieczorem i mieć dla siebie dwa dni na relaks w miejscu, z którym chłopaka wyraźni wiązał sentyment. Chwilę później Jaime znalazł się w jego ramionach, a Noah westchnął cicho. - Stworzyć więcej dobrych wspomnień? - wyszeptał mu do ucha i objął go, mocniej przyciągając do siebie. Czuł się stanowczo lepiej. Siniaki zniknęły, ciało powoli się leczyło. Już nie jęczał przy każdym dotyku czy ruchu. Przebiegł palcami po plecach chłopaka, a potem podniósł podbródek Jaimego i pocałował go czule. Naprawdę się powstrzymywał przed tym, żeby zrobić to zachłannie i władczo. Wiedział jednak, jakby to się skończyło. Co zatem robił teraz? Próbował się oszukać, że tyle wystarczy, by zachowywać się całkiem spokojnie przy stole. Tyle tylko, że nim pomyślał, jego dłonie znalazły się pod koszulką Jaimego i zaczęły rysować dziwne wzory podczas poznawania jego gładkiej skóry.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  131. Noah nie wiedział, z jakimi wspomnieniami Jaimie łączy Miami. Za mało o sobie wiedzieli w takich kwestiach. Żeby jednak mówić o czymś tak ważnym, potrzeba zaufania. Dużo zaufania i wiele cierpliwości. Nie zmieniało to jednak faktu, że Woolf miał dobre intencje i chciał zrobić dla chłopaka coś miłego, dobrego.
    Cóż… Noah nie sądził, że przegra tak łatwo z własnym pożądaniem, ale z drugiej trony, czy można go było winić? Przez długie trzy tygodnie miał tylko mgliste wspomnienie tego, co robili poprzednim razem, a poza tym nie był w stanie oddać się żadnym fizycznym przyjemnościom. Tymczasem Jaime od samego wejścia nie pomagał mu zachować kontroli. Dotyk, pocałunki…
    Piekarnik? Jaki piekarnik? Kiedy Jaime pocałował go, a ich języki spotkały się ze sobą, Noah poczuł lekki dreszcz na całym ciele. Chwycił go mocniej, żeby przyciągnąć do siebie i zachłannie odpowiedzieć na pocałunek. Dopiero po chwili zdołał przerwać tę chwilę. Jedynie po to, by pewnym ruchem podciągnąć koszulkę chłopaka do góry i zdjąć mu ją przez głowę.
    - Wyłącz piekarnik – mruknął, a jego oczy pociemniamy od pożądania. Gdy tylko chłopak przekręcił kurek od piekarnika, Noah chwycił go i oparł o szafki, żeby pocałować namiętnie, a potem pochylić się i zacząć całować jego szyję, ssać ją i kąsać.
    Noah

    OdpowiedzUsuń
  132. Cóż… zaletą związku z drugim mężczyznom ją to, że nie trzeba udawać, że nie ma się ochoty na seks czy chociażby bardziej ekscytujące macanki. A fakt, że Jaime był równie chętny, co Noah… po prostu wiele ułatwiał.
    Kiedy Jaime wspiął się na szafki, Noah uśmiechnął się mimowolnie. Stanowczo dobrze było mieć go blisko siebie. Tym drapieżniej Woolf zaczął scałowywać ramiona chłopaka. Szybko się okazało, że Jaime nie zamierza pozostać bierny i kiedy Noah poczuł jego dłoń na swoim przyrodzeniu, westchnął przeciągle. Gdyby nie pocałunek, pewnie coś by powiedział, ale tak mógł tylko odpowiedzieć jedynie zaangażowaniem warg i języka.
    W końcu jednak Noah odsunął się na tyle, by wrócił do jego klatki piersiowej i nie mógł się powstrzymać przed pieszczeniem go i szukaniem przyjemności dla nich obu. I tak zdołał się opanować na tyle, że nie wziął go od razu w kuchni, a zadbał najpierw o to, by chłopak doszedł, mając go u swych stóp. Potem porwał go do łóżka i nie wypuścił, aż obaj zaspokojeni wpadli w lekki letarg.

    OdpowiedzUsuń
  133. Noah leżał na plecach i obserwował Jaimego. Chłopak wyglądał na zadowolonego, a to w końcu Woolfowi chodziło. Obok zaspokajania własnych potrzeb. Tym razem był trzeźwy, więc i świadomy tego, że nie należy tylko brać. I dzięki temu widział więcej i poznał reakcje chłopaka lepiej. Po wszystkim raz sam był na tyle zmęczony, że po prostu skupiał się na oddychaniu. Chociaż chciał wierzyć w to, że jest już zdrowy, to jednak jego kondycja pozostawiała wiele do życzenia, skoro seks go tak wykończył. Inna sprawa, że z Jaimem wcale się nie oszczędzali.
    - Cieszę się - odparł, gdy Jaime go poinformował, że oczekuje, iż Noah będzie nocował. Nie miał nic przeciwko temu, a co więcej było mu to na rękę.
    Noah ostrożnie pogłaskał go po plecach.- Tym razem mnie nie podrapałeś... więc chyba aż tak się nie spisałem - zażartował. Póki co nie zamierzał się ruszać, ale mógł przynajmniej coś powiedzieć. Nie był śpiący. Właściwie... nie wiedział, która była godzina, ale wydawało mu się, że wcale nie jest tak późno. A może przeżycia sprawiły, że zupełnie pogubił godziny?Po chwili milczenia Noah westchnął.
    - Czy nie powinniśmy pochować jedzenia do lodówki? - zapytał.

    OdpowiedzUsuń
  134. Noah uśmiechnął się lekko, gdy Jaime stwierdził, że zwyczajnie starał się go nie podrapać. Może trochę wymusił na chłopaku ten komplement, ale tak naprawdę chciał wiedzieć, czy było mu dobrze, żeby na przyszłość zaplanować coś, co przyniesie mu więcej satysfakcji. Noah drgnął, gdy Jaime wspomniał o innej pozycji.
    - Może następnym razem to na twoich plecach pozostaną ślady… zębów? – uśmiechnął się drapieżnie. W jego głowie pojawiła się wizja pozycji, którą chętnie przetestowałby z chłopakiem. Stanowczo zamierzał o tym pomyśleć w przyszłości. Na razie tylko pocałował go czule.
    Zachichotał, kiedy Jaime zaprotestował przeciwko wstawaniu. W tej właśnie chwili wyglądał na swoje dwadzieścia lat i Noah musiał przyznać, że całkiem mu się to podoba. Przytulony, rozanielony. Woolf delikatnie głaskał jego plecy.
    - Myślę, że tak… przecież nic nas nie wiąże… możemy wyskoczyć sobie na weekend gdzieś pod miasto – zgodził. – Przyznał, że wolałbym jakiś domek – dodał i pocałował jego czubek głowy. – Wolałbym nie mieć nikogo za ścianą… - wyszeptał. – A hotelowe bywają niepokojąco cienkie.
    W końcu Jaime się podniósł. Po namyśle Noah stwierdził, że woli obserwować, jak nagi chłopak krąży po mieszkaniu, niż iść za nim. Widział, że Moretti początkowo nieco sztywniał, co oznaczało, że odczuwał pewien dyskomfort. Noah pomyślał, że będzie musiał mu się rano za to odpowiednio odwdzięczyć. Tymczasem Jaime przyniósł jedzenie i picie.
    - Nie musimy – zgodził się Noah, kiedy Jaime usiadł obok niego. Woolf podniósł się do pozycji leżącej i przyciągnął chłopaka w swoją stronę tak, żeby łydka mężczyzny znajdowała się między udami Jaimego, splatając ich nogi w wygodnej pozycji siedzącej. Takiej, w której Jaime mógłby się oprzeć o druga nogę Noah, gdyby chciał.
    Noah

    OdpowiedzUsuń
  135. Noah nie chciałby go skrzywdzić, ale okazywało się, że obaj lubią nieco mocniejsze rozgrywki w łóżku i nie pozostawali sobie dłużni. Z resztą mieli przed sobą wiele do odkrycia. Między innymi w seksie. Nie chciałby jednak, żeby Jaime po ich spotkaniach cierpiał przez kolejne dni.
    - Czyli mamy dość czasu, żeby się rozejrzeć za czymś odpowiednim – stwierdził Naoh i uśmiechnął się lekko. Bawiło go trochę to, że Jaime miał tak wielką potrzebę planowania. Przez większość czasu Woolf podążał za swoim instynktem i impulsami, dlatego takie długoterminowe planowanie było dla niego nowością.
    - I może jakaś woda? Jeziorko czy coś? Żeby popływać na przykład – zasugerował. Skoro już snuli marzenia o idealnym wypadzie weekendowym, to czemu nie miałby dorzucić czegoś od siebie?
    Oczywiście, że było coś seksownego w tym, że Jaime siedział między jego nogami. I tym razem nie chodziło o pożądanie, ale o bliskość. Krótki pocałunek tylko to potwierdzał.
    - Na zdrowie – odparł, nim dotarło do niego słowo „kochanie”. Brzmiało dziwnie. Ok, próbowali się ze sobą umawiać, ale to już brzmiało poważnie, bo przypominało pewien ważny czasownik. – Mogę dać ci namiary na dobre ciasta – odparł. Wolał się na razie nie skupiać na „kochaniu”. – Właściwie to ja wolę słone rzeczy niż ciasta – przyznał. – I nie lubię tortów – skrzywił się.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  136. Przy Jaimem trudno było się ograniczać. Noah myślał co prawda o tym, że chciałby, aby chłopak mniej cierpiał, ale kiedy dochodziło co do czego, to całkowicie oddawał się doznaniom, słuchał westchnień i jęków Jaimego i ekscytował się tym zadowoleniem, które było odmalowane na jego twarzy. Potem zaś patrzył, jak Jaime próbuje nie zrobił sobie większej krzywdy i myślał... czy mógłby mu jakoś pomóc.
    Noah parsknął śmiechem.
    - Mam wrażenie, że w ogóle nosisz w sobie dusze romantyka - stwierdził spokojnie. - Ale łódka jest w porządku. I wpływanie w jeziorze. A może pływanie w jeziorze nocą nago? - mrugnął do niego. To nie była propozycja, bardziej niewinne przekomarzanie się. Noah uznał, że nie muszą być cały czas tacy poważni.
    - Muszę mieć ochotę na coś słodkiego... normalnie to tort z boczku i kiełbasy brzmi o wiele atrakcyjniej - odparł żartobliwym tonem. - Ale taką... ciepłą szarlotkę z lodami... to mógłbym zjeść - potwierdził. - I zapamiętam sobie, że jesteś słodyczożercą - zaśmiał się. - Urodziny? W sierpniu - odparł bez namysłu. Jakoś nie miał odruchu podawania daty. - A ty? - zapytał. - Kiedy masz urodziny? Świętujesz je jakoś szczególnie? - zapytał. Noah w sumie nie obchodził swoich urodzin, ponieważ zwykle był sam pośród obcych ludzi. Jakoś nieszczególnie przejmował się zatem tym dniem. Upływające lata odnotowywał dopiero, gdy gdzieś musiał podać datę swoich urodzin i orientował się, który jest rok.

    OdpowiedzUsuń
  137. Woolf parsknął cicho śmiechem, kiedy okazało się, że Moretti tak szybko podłapał pomysł z kąpielami w jeziorze.
    - Myślę, że w dzień będzie trudniej o prywatność - zauważył. - Choć nie wykluczam takiej możliwości - mrugnął do niego.
    Potem rozmowa zeszła na nieco inne tory.
    - To ważne urodziny - odparł.- Więc chyba warto je obchodzić na nawet w małym gronie - zauważył. Nie bardzo wiedział, jak skomentować sprawę byłej dziewczyny. Jak na razie nie mieli okazji mówić o swoich byłych. Z resztą... Noah podejrzewał, że może być to nieco drażliwy temat. Jeśli o niego chodziło, to na poważnie mógł mówić o jednej osobie, ale miał sporo osób, z którymi umawiał się z określonym celu. I jedną osobę, z którą nie łączyły go romantyczne przeżycia, a bardzo silna przyjaźń. - Czternastego lipca... to już niedługo - przyznał. Spojrzał z rozbawieniem na wino w ręku chłopaka. - Czy powinienem zabrać ci butelkę, dzieciaku? - zapytał złośliwie i pochylił się, żeby go pocałować. Stanowczo nie traktował go jako dziecka. Z resztą wino czy sake były niegroźne w porównaniu do tego, co brał Jaime, gdy się poznali. - Zapominam czasem, że jestem taki stary - dodał żartobliwie. A poniekąd chciał wybadać, czy Jaimemu to nie przeszkadza. W końcu dzieliło ich kilka lat różnicy.

    OdpowiedzUsuń
  138. Uśmiechnął się lekko. Planowanie wspólnych wypadów mogło być ciekawą rozrywką. Szczególnie jeśli zamierzają planować je aż tak dokładnie.
    Noah nie chciał naciskać na Jaimego i na siłę wypytywać, dlaczego nie chce swoich dwudziestych pierwszych urodzin obchodzić w sposób szczególny. Z drugiej strony Woolf nie zamierzał go do tego namawiać. W końcu chłopak mógł sam zdecydować, co mu odpowiada. Jeśli chciał spędzić ten dzień z przyjacielem, to chyba dobrze. A Noah? Na pewno znajdzie swój sposób, żeby uczcić urodziny Morettiego.
    Zapewnienia chłopaka, że Naoh nie jest rozpadającym się staruszkiem, były zabawne. Szczególnie, że właśnie podkreślały różnicę wieku. Jednak Noah chętnie posłuchał, że wygląda seksownie. Na koniec zaś chwycił chłopaka i pociągnął na siebie, żeby położyli się wtuleni jeden w drugie, spleceni ze sobą. I odwzajemnił jego pocałunek.
    - W takim razie muszę się wziąć za treningi, żebyś nie zmienił zdania – odparł żartobliwie po dłuższej chwili.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  139. Noah po prostu chciał mieć go blisko siebie. W tej chwili nie myślał o kolejnej rundzie namiętności, na którą faktycznie nie miał siły. Po prostu chciał poleżeć z chłopakiem przy sobie, pocieszyć się jego ciepłem i bliskością.- Przecież nie forsowaliśmy się.. aż tak - zauważył rozbawiony. - Co innego, gdybyśmy... - zawiesił głos i powstrzymał się przed wypowiedzeniem kolejnej wizji, która przyszła mu do głowy. Nie było sensu się wzajemnie nakręcać. A przynajmniej nie teraz. Właśnie dlatego pokręcił głową. - W porządku - zapewnił. - Po prostu myślę, że rano powinieneś zarezerwować sobie dużo czasu na wspólny prysznic - dodał i uśmiechnął się łobuzersko.Potem rozmowa przeszła na temat zarostu.
    - Czy to sugestia, że mam się zmienić w brodacza? - zapytał między pocałunkami. Jedną ręką oplótł jego klatę i ułożył dłoń na łopatce, drugą błądził po okolicach odcinka lędźwiowego. W końcu Jaime się przytulił.
    - Nie ważne.... - westchnął. - Lepiej pomyśl... kiedy ty do mnie wpadniesz... W końcu masz coraz więcej egzaminów... Nie chcę odciągać cię od nauki. - Musnął wargami jego skroń.- Ale mam nadzieję, że drugą randkę.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  140. Cóż… W końcu nie bez powodu Noah był pisarzem, prawda? Jego wyobraźnia potrafiła mu podpowiadać całkiem sugestywne obrazy. O większości jednak wolał nie mówić. Dla dobra ich obu.
    - W takim razie jesteśmy na jutro umówieni – powiedział rozbawiony. O tak… wspólny prysznic brzmiał nie tylko zachęcająco, ale przede wszystkim podniecająco. Dobrze, że nie wszystkie ich tematy były tak… pobudzające, bo Noah mógłby mieć problem z samokontrolą.
    - Mogę zrobić się na bobaska, jeśli tak bardzo cię intryguje – odparł rozbawiony. Nie podchodził do swojego zarostu tak poważnie. Zwykle podczas podróży zarastał bardziej, a kiedy zatrzymywał się gdzieś na dłużej – golił. Było to po prostu praktyczne rozwiązanie.
    Poczuł lekkie dreszcze na skórze, gdy Jaime pocałował jego klatkę.
    - Chociaż twoje codzienne wizyty brzmią atrakcyjnie… to podziękuję – oparł. – Nie obchodzę urodzin…Za stary już jestem- próbował zakończyć żartobliwie w nawiązaniu do ich wcześniejszej rozmowy. Pogłaskał go po policzku. Nie chciał im psuć wieczoru. Własne urodziny zwykle spędzał tak, że starał się odwiedzić grób ojca. O ile akurat mógł być w Nowym Jorku.
    - Kiedy tylko możesz – odparł. – Na razie nie mam żadnych wyjazdów. Wystarczy, że napiszesz pół godziny wcześniej, żebym przypadkiem po zakupy akurat nie wyszedł – wyjaśnił. Cóż… wcześniej było duże prawdopodobieństwo, że weekend spędza na poszukiwaniu okazji do szybkiego numerka. Teraz miał nadzieję na wizyty Jaimego i raczej nie krótkie zbliżenie.
    Parsknął cicho, gdy Jaime wspomniał o fantazji.
    - Hmm… ona zakłada, że będziesz bardzo cierpliwy i spokojny… - odparł tajemniczo.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  141. - Nie rozmawiajmy już o tym... - poprosił Noah, kiedy Jaime kontynuował temat urodzin.- Po prostu... skupmy się na tym, co ważne - dodał i westchnął, gdy Jaime pocałował jego nadgarstek. Nie chciał urazić chłopaka czy wpędzać go w poczucie winy. Z resztą mogli pomówić o przyjemniejszych rzeczach.
    - Trzymam za słowo - odparł, gdy chłopak powiedział, że będzie dawał znać, gdy będą mogli się spotkać. Potem Noah parsknął cicho śmiechem.
    - Sushi? - spojrzał na niego z ciekawością. - A myślałem, że romantyczna bita śmietana byłaby odpowiedniejsza - stwierdził rozbawiony. - Mógłbym nią pokryć wszystkie istotne miejsca.. - wymamrotał zmysłowo. Potem jednak pocałował go czule. - Nic więcej nie powiem.... przekonasz się, gdy przyjdziesz - zdecydował.
    - A zmieniając temat... wiem, że przetrwałeś moją książkę, ale... poza tym lubisz coś czytać? - zapytał z ciekawością.

    OdpowiedzUsuń
  142. Popatrzył na niego z rozbawieniem i czułością, ale nie skomentował więcej sprawy bitej śmietany i sushi.Niektóre kwestie powinny pozostać niedopowiedzeniami, aby słowo nie popsuło wrażenia, które ma przyjść po nim.
    Temat książek wydawał się bezpieczny,a przy tym mieli okazję do lepszego poznania. Dla Noah nie było dużym zaskoczeniem to, że Jaime lubi czytać książki kryminalne. To do chłopaka pasowało. I podobno rozwijało myślenie dedukcyjne.
    - Nie zaczęły cię nudzić, kiedy zacząłeś studiować? - zapytał. - Nie rozwiązujesz zagadek za szybko? - Naprawdę go to interesowało. Noah niezbyt znał się na tym gatunku, dlatego wydawał mu się on schematyczny, ale nie chciał oceniać przedwcześnie i dlatego wolał zwyczajnie zapytać. Jeszcze większe zdziwienie Noah wywołało to, że przy jakiejś książce Jaime był naprawdę poruszony. Tak, że teraz nawet nie chciał o tym mówić. Woolf mimowolnie przebiegł palcami po jego plecach, jakby chciał go uspokoić. - U mnie to się zmienia... co kilka lat - przyznał. - Kiedyś lubiłem czytać powieści historyczne. Tylko nie romanse, ale takie... fabularne próby odtworzenia historii. Potem... zacząłem czytać fantasy i nie powiem... kilka tytułów do dziś mile wspominam. A teraz - wzruszył ramionami. - Faktycznie książki podróżnicze, ale to dlatego, że próbuję się dowiedzieć, na czym pisanie tego typu rzeczy polega - wyjaśnił i uśmiechnął się lekko. - Jednocześnie trochę tak jest... że kiedy piszesz, mniej czasu masz na czytanie. I musisz stawiać wyraźną granicę między swoją twórczością a cudzą. Nie zawsze jest to łatwe... ale konieczne, żeby uniknąć plagiatu.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  143. Noah nie przypuszczał, że Jaimie może okazać się takim kociakiem. Czasem pokazywał pazurki, czasem ocierał się i mruczał. To było urocze. Koteczek, który karmi, a nie którego się karmi. Słuchał, jak chłopak opowiadał o książkach. Było to przyjemne. Nie to, żeby Noah miał się zainteresować tego typu literaturą. Uważał, że jego życie jest wystarczająco sensacyjne i bez tego. Skoro jednak to ekscytowało Jaimego, to z przyjemnością mógł posłuchać. I pocieszyć się jego szczęściem.
    - Czytałem.. ale to dość dawno. I chyba nie oglądałem... nic poza pierwszym. Może w takim razie jakiś seans kiedyś? - zaproponował. Nie był wrogiem Harry'ego Pottera. Po prostu ominął do ten fenomen, bo wtedy jego myśli były gdzieś indziej. - To ma dużo części, nie? - dodał po chwili zastanowienia. Nie pamiętał, ile, ale chyba jednak dużo.
    - Nie... w ogóle nie planowałem pisać reportażu.. po prostu wyszło jak wyszło - westchnął. - Przyznam ci, że nie widzę się jako pisarza. Nie planowałem nim być... po prostu zacząłem pisać na bloga i jakoś tak poszło.
    Ucałował jego czoło. Zauważył, że Jaime robi się jakiś taki mało przytomny. - Hej... kocie... chodźmy spać...- wyszeptał mu do ucha. - Nigdzie się nie spieszymy... Jutro porozmawiamy, dobrze?
    Ostrożnie zdjął go z siebie, ale po to, by przytulić i okryć ich obu. Pocałował czule. - Dobranoc... - westchnął.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  144. - W takim razie musimy się umówić po twojej sesji - odpowiedział. - U mnie lub u ciebie... poleżymy, obejrzymy... coś zjemy... i takie tam - zakończył wymijająco. Nawet jeśli umawiali się na oglądanie filmów, to Noah nie wierzył, że do niczego między nimi nie dojdzie. Za bardzo ich do siebie ciągnęło. Nawet to, jak leżeli ze sobą w tej chwili, wskazywało na to, jak bardzo potrzebują bliskości. Noah był raczej przyzwyczajony, że cała bliskość znika zaraz po seksie, a tu Jaimie wydawał się jeszcze bardziej go niego przylegać.
    - Lubię pisać - potwierdził. - Ale nie wiem, kiedy zrobiło się to takie poważne... - westchnął. - Mam tylko nadzieję, że tego nie znienawidzę - dodał cicho.
    Noah szybko zasnął. Trochę dlatego, że był zmęczony, ale także dlatego, że zwyczajnie był przyzwyczajony zasypiać w każdych warunkach.
    Obudził się jednak przed Jaimem i wymknął na chwilę do łazienki. Kiedy wrócił, przysiadł na łóżku i przez chwilę patrzył, jak chłopak spokojnie śpi. Potem jednak pochylił się, by musnąć wargami jego ramię, a potem zanurkować pod kołdrę i sprawić chłopakowi przyjemną pobudkę.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  145. Noah nie wątpił w to, że jeśli Jaime się tylko postara, to sesja skończy się dla niego w pierwszych terminach. Nie chciał jednak naciskać na chłopaka. W końcu dopiero zaczynali się spotykać... może powinni powoli podchodzić do wszystkiego? A jakoś wcale wolno im to wszystko nie szło. Jednocześnie wiedział, że nie tylko jemu zależy na tym, by spędzać czas razem, a to było... miłe? Odświeżające?- Dziękuję, Jaime - odpowiedział na uwagę o nienawiści do pisania.Potem nastał nowy dzień, a każdy nowy poranek to nowa szansa na czerpanie z życia pełnymi garściami. Tym zaś razem Noah chciał podziękować Jaimemu za poprzedni wieczór i pokazać, że zależy mu nie tylko na własnej przyjemności. I sądząc po reakcjach Jaimego, udało mu się. Kiedy chłopak zadrżał pod wpływem spełnienia, Noah jeszcze chwilę zajmował się nim, żeby go uspokoić, a potem położył się na swoim miejscu na poduszce.
    - Dzień dobry... Mam nadzieję, że nie obudziłem cię za wcześnie - powiedział cicho i popatrzył Jaimemu w oczy z wyraźnym zadowoleniem. - Uroczo wyglądasz o poranku, wiesz? - zauważył. Potem Woolf sięgnął po poduszkę. - Jakie masz plany na dzisiaj? - zapytał.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  146. Noah odpowiedział na pocałunek i uśmiechnął się lekko.- Obiecuję, że to nie ostatnia taka pobudka - powiedział cicho i uśmiechnął się z zadowoleniem. W końcu o to mu chodziło, by Jaime był zadowolony. Dopiero się poznawali, również w tej sferze, więc Noah nie miał pewności, czy niespodziewane budzenie się powiedzie, jednak teraz był pewien, że Jaime nie ma nic przeciwko takim atrakcjom.
    Woolf parsknął cicho, gdy został nazwany przystojnym. Czuł, że do chłopaka przylegnie ksywa "kociak", bo Jaime był naprawdę uroczy.- Myślę, że prysznic... z pewnością będzie potrzebny mojemu towarzyszowi. Zamierzał wymasować mu plecy. Potem liczę, że zjemy na śniadanie wczorajszą tartę, ponieważ mam na nią ogromną ochotę. A potem... Krótki spacer.
    - Kina? A co chciałbyś obejrzeć? - zapytał.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  147. - Wybacz… ale jestem naprawdę ciekawy tej tarty… poza tym lubię wszelkie tarty i quiche – przyznał. – Ale jeśli nie masz na nią ochoty, to ja mogę sobie podgrzać, a ty zjesz coś innego – dodał. Przecież nie musieli jeść dokładnie tego samego.
    Spojrzał rozbawiony na chłopaka.
    - Możemy pójść.. i po prostu zobaczyć, czy coś nas zainteresuje z repertuaru – zaproponował. Noah nie był jakimś wielkim fanem kina, bo dłuższe siedzenie w jednym miejscu w spokoju i biernie było dla niego niemałym wyzwaniem, ale też nie było tak, że unikał oglądania filmów. Po prostu zwykle robił to warunkach domowych, gdzie mógł się przy okazji kręcić. Jeśli jednak Jaime miał ochotę na taką wycieczkę, Noah nie zamierzał protestować. Chyba o to chodzi w poznawaniu się, nie? Poznawanie upodobań drugiej osoby.
    Noah obserwował Jaimego, ale ten pociągnął go do łazienki. Woolf stanowczo nie protestował. Rozbierać się nie musieli, więc sprawnie znaleźli się pod prysznicem. Pierwszy strumień oblał ich zimnem, ale potem było już przyjemniej. A może to nie kwestia wody, a pocałunku?
    Uśmiechnął się i sięgnął po żel pod prysznic.
    - Odwróć się – polecił i po chwili zaczął masować mu plecy, czasem składał jakiegoś buziaka na jego skórze, ale głównie starał się rozluźnić jego mięśnie. Poznawał przy tym każde załamanie jego pleców i każdy ładnie odrysowany mięsień. Kiedy Jaimie wydawał się bardziej odprężony, dłonie Noaha zeszły również na pośladki chłopaka. Potem obrócił go do siebie i zachłannie pocałował.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  148. Noah jęknął cicho, gdy Jaime zaczął go pieścić. Wcześniej Woolf naoglądał się podniecających obrazów z Jaimem w roli głównej, potem mógł go obmacać... a teraz zwyczajnie starał się nie drżeć z pożądania. Całował go zachłannie i przesunął się tak, że oparł się jedną ręką nad ramieniem Jaimego o ścianę, bo tylko w ten sposób mógł utrzymać równowagę, a drugą dalej wodził po ciele chłopaka. W końcu ostrożnie zaczął odwzajemniać pieszczoty, choć nie był w stanie w pełni kontrolować swoich odruchów pod wpływem działań partnera.
    W ten sposób ich prysznic zajął znacznie więcej czasu niż standardowe mycie, a po wszystkim Noah czuł się nieco zmęczony, ale zadowolony i najchętniej wróciłby z Jaimem do łóżka na małą drzemkę.
    Jeśli jednak nie planowali spędzić życia w pościeli, należało doprowadzić się do porządku. Właśnie dlatego Noah częściowo się ubrał i powędrował do kuchni, by nastawić wodę na herbatę. Chciał dać chłopakowi czas na doprowadzenie się do ładu, ponieważ po rozrywkach poprzedniego wieczora Jaime mógł być obolały i zmęczony. A do tego poranek...
    - A co je Henio? - zapytał Noah i podszedł do klatki.

    OdpowiedzUsuń
  149. Właściwie myśli Noah podążyły ku zwierzakowi dlatego, że przyszło mu do głowy, że Jaime nigdy nie będzie chciał zostać u niego na noc, ponieważ opiekuje się zwierzątkiem i z pewnością nie można zostawiać takiej świnki na zbyt długo samej. Woolfowi przyszło do głowy, że to dość niezręczne i oczywiście pretensji nie miałby, gdyby Jaime z tego powodu uciekał, jednak jednocześnie szkoda by mu było. W końcu wspólne poranki też mogą być przyjemne...
    - Nie... lepiej nie. Jeszcze mogłoby mu zaszkodzić. Poza tym... nie zna mnie, po co go stresować? Niech się najpierw oswoi z tym, że czasem pachniesz jakoś inaczej - zaproponował Noah. Nie to, że nie chciał czy bał się zwierzęcia. Po prostu wiedział, że sam potrafiłby kaktusa ususzyć. - Poczekam, aż się ze mną oswoi.
    Potem przeszedł do kuchni.
    - Powiedz, z czym mogę ci pomóc? Wyjąć talerze, sztućce...? - zapytał. - Jeśli... ci to nie przeszkadza, chciałbym być trochę bardziej użyteczny. Szczególnie... kiedy po nocy możesz nie czuć się najlepiej - dodał. Chciał zasygnalizować, że wie o tym, że Jaime może być dyskomfort i potrzebować odpoczynku, więc Noah chciałby mu czasem pomóc... w takim stopniu, w jakim potrafi.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  150. Powierzenie Miriam opieki nad Melody było ostatnim, co Joycelyne chciała zrobić. Zwyczajnie nie ufała młodej Collins i nie miała o niej dobrego zdania. Ale stała nad przepaścią i nie miała wyjścia. Nie mogła dorwać nigdzie Megan, która była zaufaną opiekunką i znała jej dziecko. Co chwilę pojawiało się też jakieś ale, które utwierdzało blondynkę w przekonaniu, że nie ma czasu na to, aby czekać na zjawienie się kogokolwiek innego i po prostu musi spróbować się przełamać i zaufać przybranej siostrze. W końcu, co złego mogło się stać, prawda? Miała z nią tylko siedzieć w domu, była najedzona, a w razie czego w lodówce było wszystko, czego dwulatka mogłaby potrzebować. Starała się sobie wmówić, że nie będzie żadnej tragedii. Nie chciała być negatywnie nastawiona do dziewczyny, której może i nie dawała szansy, zachowywała się, jak dziecko, które jest obrażone na cały świat za zabranie lizaka. Nie miała w końcu pięciu lat. Była dorosłą kobietą, żoną i matką dwójki dzieci, a w zasadzie to trójki, więc może należało w końcu spuścić z tonu i dać jej szansę? Może dość nieciekawe zachowanie Miriam wynikało z faktu, że Joyce nie dawała jej szansy? Oczywiście, miała ogromny żal do ojca za to, że przez osiemnaście lat trzymał taki sekret i że przede wszystkim wbił mamie nóż prosto w plecy kilkukrotnie, gdy wdał się w romans, a ona mu to wszystko wybaczyła, ale może zmiana nastawienia mogłaby pomóc zbudować relację z Miriam, która byłaby nieco lepsza niż dotychczas? Z tą myślą Joycelyne opuszczała mieszkanie muskając czubek głowy Melody jeszcze na pożegnanie, nawet nie podejrzewając, jak ten dzień może się nieszczęśliwie potoczyć.
    Za to Miriam wcale nie uśmiechało się opiekowanie dwuletnią dziewczynką, jej siostrzenicą jakby nie patrzeć. Ale co miała zrobić? Była sobota, Joycelyne wyszła do pracy, jakiś nagły wypadek z panną młodą i ślubem, więc być musiała i nie mogła zabrać dzieciaka ze sobą. Williama również nie było, ten właściwie od dłuższego czasu był w szpitalu i tym sposobem została z dzieciakiem sama. Co oczywiście, że dziewczynie popsuło plany. Długo nie siedziały w mieszkaniu, pogoda dopisywała i szkoda było ją marnować i też z drugiej strony nie miała ochoty jej pilnować na zewnątrz, gdzie łatwiej było dzieciaka zgubić. W pierwszej kolejności wstąpiła z Melody do sklepu, aby kupić coś do picia. Na miejscu minęła się z nowo poznanym na kampusie chłopakiem, nie zamieniła z nim w zasadzie słowa, ale pomachała na przywitanie i przeszła dalej. W głębi sklepu trafiła za to na znajomych, których znała ze wspólnych zajęć i to z nimi wyszła ze sklepu. Nie była to, jak widać zresztą, najbardziej przemyślana decyzja. Sklep nie był duży, a w środku nie było szczególnie wiele osób. Co jak na Nowy Jork było raczej rzadkością. Jednak na dwulatki, która nagle w obcym miejscu została całkiem sama, sklep stał się ogromnym miejscem, w którym nie umiała się poruszać.
    Przez chwilę stała w tym samym miejscu, w którym ją zostawiła Miriam, ale po chwili przeszła dalej z dziecięcą nadzieją, że zastanie ją za rogiem, ale zamiast niej przy półkach stał jedynie nieznany dziewczynce chłopak i tak w zasadzie to poza nimi i kasjerką, której stąd widać nie było, więcej nikogo już nie było.

    [Przepraszam, że to tyle trwało. I za to wyżej też, przeszłam już do zgubienia się małej, a raczej bezczelnego zostawienia jej tam xD nie wiedziałam czy wrzucać tu już od razu Joyce, która wpada po małą, bo ją zawiadomiono czy coś innego wrzucić. W razie czego krzycz na mnie głośno i będę poprawiać. xDD]
    Joy

    OdpowiedzUsuń
  151. — Oczywiście, że same dobre rzeczy — odparła Monique, kiedy już uściskała najstarszego syna i skinieniem dłoni przywołała bliżej bliźniaków. Ponaglani przez Matiasa, zbliżyli się jakby nieco niechętnie; byli w trudnym wieku i nie można było im się dziwić, ale kiedy już przywitali się z Jaime’em i spostrzegli, że ten był od nich niewiele starszy, momentalnie spojrzeli na niego przychylniej. Prawdopodobnie odrobinę dziwili się, co niemalże ich równolatek robi z takim dziadkiem, jak Jerome, lecz jednocześnie wietrzyli okazję do zawarcia nowej, ciekawej znajomości.
    — Dziękuję, Jamie — powiedziała pani Marshall, uśmiechając się ciepło do chłopaka. — No, chodźcie wreszcie do środka! — ponagliła ich i szeroko rozłożyła ramiona, jakby ni to chciała ich wszystkich objąć, a ni to zaganiała stado baranów do zagrody. Jakie nie byłyby jej intencje, Jerome ochoczo ruszył ku wnętrzu, z Thianem uczepionym jego boku niczym dorodnym glonojadem i upewnił się, że Jaime podąża tuż za nimi.
    Do domu weszli przez wysokie przesuwne drzwi, za którymi otwierał się salon. Na co dzień był on całkiem przestronny, ale przez duży stół ustawiony na środku i liczbę zasiadających wokół niego osób, pomieszczenie wizualnie traciło na swych rozmiarach i wydawało się wyjątkowo ciasne.
    Abisai siedział u szczytu stołu, pykając wysłużoną fajkę. Jerome zdążył jedynie skinąć mu głową, ponieważ tuż przed nim wyrosła Ivana z Yoelem na rękach, który już wyciągał w jego stronę rączki.
    — No dzień dobry! — Cmoknął młodszą siostrę w policzek i od razu wziął na ręce dwuletniego siostrzeńca, który mimo tego, że nie widywał często wujka, w ogóle nie wyglądał na przestraszonego. Wręcz przeciwnie, lgnął do niego niesamowicie i od razu uczepił się koralików zdobiących szyję Marshalla.
    — Musicie kupić większy dom. — Yamila zakołysała się w swoim bujanym fotelu, zwracając się do swojego syna, a ojca Jerome’a. — Niedługo te rodzinne spędy staną się za bardzo uciążliwe. Nie pomieścimy się!
    — Nie martw się, mamo. Jakoś damy radę. — Abisai zgasił fajkę i wstał, a następnie podszedł do Jaime’ego i uścisnął jego dłoń, krótko spoglądając mu przy tym w oczy. Nie był ani wylewnym, ani szczególnie rozmownym człowiekiem, więc poznawszy przyjaciela syna, szybko wrócił na swoje miejsce, dobrze wiedząc, że Moretti będzie rozchwytywany przez innych i poniekąd chciał mu oszczędzić dodatkowego zainteresowani.
    — Jaime! — Ivana nie musiała pytać, z kim miała do czynienia. — Chodź, usiądziesz sobie między nami! — Zadowolona, poklepała wolne krzesło pomiędzy sobą i wyspiarzem, podczas gdy sam Jerome przecisnął się ku babci i przykucnął przy jej fotelu, sadzając Yoela na swoich kolanach.
    — Co ten Jaime taki smutny? — spytała Yamila, mimo że na twarzy dwudziestolatka gościł szeroki uśmiech i nachyliła się ku najstarszemu wnukowi, mierząc go przenikliwym spojrzeniem.
    — Babciu, nie zjedz go już na wstępie — poprosił z rozbawieniem, ponieważ dobrze wiedział, o jakim smutku Yamila mówiła. Jej wzrok prześwietlał człowieka na wskroś i niczego nie można było przed nią ukryć. — Widzisz przecież, jaki jest zdenerwowany.
    — No dobrze, dobrze — cmoknęła i wyciągnęła drżąca dłonią, by pogładzić policzek Marshalla. Następnie zerknęła na Jaime’ego i skinęła mu z miłym uśmiechem, zgodnie z prośbą wnuka, przynajmniej na jakiś czas sznurując usta.

    JEROME MARSHALL & jeszcze więcej wesołej rodzinki

    OdpowiedzUsuń
  152. Może z czasem wypracują pewne systemy zachowania i funkcjonowania pod różnym względem - jedzenia śniadania, randek czy zostawania u drugiego na noc. Wszystko to było dopiero przed nimi i zależało od tego, czy poradzą sobie z relacją, która była nie tylko nowa, ale też stawiała ich w zupełnie innym świetle. A w tym wszystkim musi znaleźć się jeszcze miejsce dla Henia.
    - Może sesję zapoznawczą zróbmy sobie po śniadaniu? - zaproponował Noah. nie garnął się jakoś szczególnie do zwierzaka. Nie był przeciwnikiem zwierząt, ale nigdy nie miał swojego i nie bardzo potrafił wczuć się w sytuację.Potem jednak Jaime przysunął się i pocałował Woolfa, na co mężczyzna ochoczo odpowiedział.
    - Za chwilkę - mruknął i pocałował go nieco zaborczo, po to, by po chwili zająć się rozkładaniem rzeczy do śniadania.Kiedy usłyszał ostatni komentarz Jaimego, uśmiechnął się chytrze, ale nie odpowiedział. Jasne było, że ma w głowie kilka pomysłów na to, czym mógłby się rano zajmować.
    Kiedy Noah skończył rozstawiać rzeczy, popatrzył ja chłopaka i podszedł do niego. Oczywiście, że myślał o większej liczbie takich poranków jak ten. W końcu czemu nie powtórzyć czegoś miłego?
    Pocałował go lekko.
    - Chyba nasza tarta ma dość.. - wymamrotał mu do ucha i pocałował jeszcze raz, po czym szybko się odsunął.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  153. Przygotowanie wszystkiego do śniadania nie zajęło im wiele czasu, więc wkrótce obaj usiedli przy stole.
    Noah parsknął cicho śmiechem, kiedy Jaime sam sobie sprawił komplement. Trzeba było jednak przyznać, że miał rację, a Noah nie pomylił się, kiedy naciskał, żeby zjedli tartę na śniadanie. Była idealna na początek dnia. I przy okazji uzupełnić spożytkowaną energię.
    - Jest pyszne, o czym byłem przekonany już wczoraj, dlatego zamierzam się teraz opychać - odpowiedział wesoło Noah, po spróbowaniu pierwszego kęsa, o czym zabrał się na poważnie do jedzenia. Nie zauważył nawet, że Jaime szuka filmów. Dopiero kiedy usłyszał jego komentarz, podniósł głowę znad talerza.- Nic na siłę... Siedzieć w kinie po to, by tępo patrzeć w ekran...? To możemy obejrzeć coś w domu - odparł. - No chyba, że bardziej chodzi ci o kino niż o film - dodał żartobliwie.
    - A tak całkiem poważnie... chętnie wpadnę do domu, żeby się przebrać - przyznał. - Mógłbym wziąć aparat i poszlibyśmy sobie na jakiś spacer - zaproponował.Noah na razie nie myślał o wszystkim komplikacjach, które mogły się z czasem pojawić. O przedstawianiu Jaimego Jen (jak miałby to zrobić?) czy opowiadaniu o tym, jak żył przez te wszystkie lata. Wiedział, że to wszystko nie będzie łatwe i dlatego nie chciał ich nowej relacji od tego zaczynać. Może nie było to najlepsze... bo zaczynał się przyłapywać na tym, że myśli o Jaimem w dość zaborczy sposób, ale przecież mógł to zrzucić na karby dobrego seksu i ekscytacji nowymi doświadczeniami, prawda?

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  154. Noah parsknął cicho.
    - Żadnych podejrzanych uliczek, nieprzyjaznych miejsc i lokalizacji, w których ktoś może chcieć nam przywalić - wyliczył. - Cóż... to by oznaczało wypad za miasto, ale może wystarczy, że będziemy się trzymać głównych ulic - odparł rozbawiony. - A co powiesz... na muzeum? - zapytał nagle. Może nie było to standardowe miejsce randek dwóch facetów, ale skoro mieli się poznawać, to Noah pomyślał, że mógłby odkryć przed chłopakiem jakiś fragment swojego życia. Niedosłownie, ponieważ to faktycznie mogło być niebezpieczne, ale jednak sztuka była znaczącym elementem dla Woolfa.- Chyba że takie rzeczy cię nudzą, to jasne, że pójdziemy gdzieś indziej - dodał szybko. Nie chciał go do niczego zmuszać.
    Parsknął cicho, gdy Jaime zaczął liczyć randki.- To za skomplikowana matematyka dla mnie - odparł wesoło i pomachał mu widelcem. Powoli kończył swoją porcję. - Czy zamierzasz nam urządzać miesięcznicę czy coś takiego? - dodał nieco złośliwie. Nie chciał go urazić, raczej uważał, że to urocze, iż chłopak tak bardzo przejmuje się ideą randkowania. Po prostu uważał równocześnie, że to zabawne w ich przypadku. W końcu... nie poznali się poprzedniego dnia. Dla Noah ważniejsze od randek było to, że uzgodnili, że spróbują być ze sobą... w jakiś sposób. To było trudne i wymagające... a dopiero zaczęli. Jak miało się rozwinąć w przyszłości, tego żaden z nich nie wiedział.
    - Są miejsca, które szczególnie lubisz w Nowym Jorku? - zapytał.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  155. Noah nie był obrażalskim typem. Bywał złośliwy, ale nie obrażalski. Uważał, że obrażanie się nie przynosi żadnych sensownych skutków. No... może poza jednym dużym wyjątkiem, do którego wracać nie zamierzał. Niemniej częściej bywało tak, że w wyniku jego zgryźliwości inni się obrażali. Miał nadzieję, że Jaimego to nie spotka... a przynajmniej nie na tym etapie ich relacji, kiedy dopiero sprawdzali co i jak. Mieli wystarczająco dużo problemów do przejścia, żeby ich sobie nie dokładać.
    Noah zdziwił się, kiedy chłopak tak entuzjastycznie zareagował na propozycję randki w muzeum. Naprawdę się tego nie spodziewał i uznał, że to za bardzo miłe.Właśnie dlatego uśmiechnął się szeroko i popatrzył na chłopaka z czymś... na kształt czułości?- Podoba mi się ten pomysł z muzeum z "Nocy z muzeum" - odparł. - Nie pamiętam, kiedy tam ostatnio byłem, więc chętnie się przejdę - przyznał.
    - Sporo tych miejsc - zauważył. - Lubisz Nowy Jork? - zapytał. - W sensie... czemu tu właśnie mieszkasz? Rodzina? Znajomi? Studia? Co cię tu ściągnęło? - sprecyzował swoje pytanie.- Ja... cóż... zwykle po prostu idę dokądkolwiek, gdzie mnie dawno nie było. Albo wcale. W ten sposób próbuję odkrywać nowe miejsca, żeby mieć o czym pisać - wyjaśnił. - O Nowym Jorku są tysiące publikacji, więc żeby napisać coś nowego... to czasem trzeba się po prostu trochę potknąć o coś, czego do tej pory nikt nie zobaczył albo raczej nie opisał. Zresztą to dotyczy każdego większego miasta. A nie łatwo jest spojrzeć na to, na co patrzą miliony, w inny sposób. Czasami serio nie wiem, co napisać i wolę nie pisać... albo celowo szukam wad, żeby nie mówić po raz kolejny, że coś jest wspaniałe... - Zamilkł, ponieważ przyłapał się na gadulstwie, czego zwykle starał się unikać.
    - Także... najpierw do mnie, a potem do muzeum - powtórzył plan działania. Ponieważ skończył jeść, sięgnął po herbatę i w spokoju zaczął ją popijać.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  156. Noah nie powiedziałby o sobie, że nie jest wybredny, ale stanowczo nie był skłonny do wybrzydzania bez powodu. Potrafił walczyć o swoje, gdy sprawa była ważna, ale kiedy coś mieściło się w jego obszarze zainteresowań, nie widział powodu do sprzeciwu. Tak było też w przypadku muzeum. Muzeum Historii Naturalnej może nie było tym typem instytucji, które byłoby zbieżne z jego zawodem, ale było wystarczająco interesujące, by z przyjemnością je odwiedził. A jeśli wizyta w takim miejscu miała być przyjemna również dla Jaimego, to już wszystko było w jak najlepszym porządku.
    Nie wiedział jednak, że swoim pytaniem aż zasmuci chłopaka. Pytanie o Nowy Jork miało być bezpieczne i niewinne, a tymczasem Jaime zmarkotniał i wyglądał, jakby się bał spojrzeć na Noah.
    - Przykro mi – powiedział cicho, gdy Jamie wyjawił, co było powodem przeprowadzki rodziny do Nowego Jorku. Ostrożnie wyciągnął dłoń i położył ją na dłoni chłopaka. Wyglądało na to, że Jaime nie chce o tym mówić, a Noah nie zamierzał naciskać. Zamiast tego uniósł jego rękę i ucałował wierzch dłoni.
    - Jak ci wygodnie. Możemy spotkać się na miejscu… Nie powinno mi długo zająć doprowadzenie się do porządku – zapewnił. Rozumiał, że Jaime może chcieć pobyć przez chwilę sam.
    - Ale nie waż się wejść beze mnie. Jestem ciekawy czy ten szkielet nadal stoi w głównym holu – przyznał niby żartobliwie. Chciał delikatnie pchnąć nastrój chłopaka na lepszą ścieżkę.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  157. Widząc, że Jaimie nie chce podejmować tematu brata, Noah pozwolił mu swobodnie zmienić temat. Mógł mieć jedynie nadzieję, że chłopak odważy się kiedyś powiedzieć, co się stało. Zdecydowanie obaj na to nie byli gotowi. Ich relacja… nie była stabilna. Dopiero sprawdzali, co między nimi jest. Że coś jest – wiedzieli obaj. Czy jednak chodzi tylko o potrzebę bliskości, fizycznej i psychicznej, czy może o coś więcej? Czy będą w stanie realizować potrzeby tej drugiej strony i jednocześnie samemu mieć satysfakcję z ich związku? Tego nie dało się tak po prostu stwierdzić. Do odpowiedzi potrzebowali czasu, poznania się nawzajem. Może byłoby to łatwiejsze, gdyby fizyczne przyciąganie nie było tak silne, ponieważ łatwo było się ukryć za pocałunkiem lub uściskiem. Z drugiej strony obaj tego potrzebowali. Jeśli chodzi o potrzeby łóżkowe mieli duże szanse na wzajemne zaspokojenie. Co jednak z innymi potrzebami?
    - Czyli zamiast sensu Pottera na początek, starujemy od Nocy w muzeum? – zapytał Noah. – Możemy po muzeum wpaść… do mnie i pooglądać. To nie to samo co kino, ale… czemu nie? – zapytał.
    Po śniadaniu Noah przez dłuższą chwilę obserwował Jaimego, jak ten sprząta. Potem wstał i chwycił go za ramię, żeby obrócić do siebie i pocałować zachłannie. Kiedy wreszcie go puścił, uśmiechnął się lekko.
    - Pójdę już… zobaczymy się po południu – powiedział cicho. Faktycznie potrzebowali nieco przestrzeni. Dużo - jeśli chodzi o Noah, który nie lubił, kiedy to, na czym mu zależało, znajdowało się poza kontrolą. Wiedział, że musi opanować swoje zapędy, jeśli nie chce wystraszyć chłopaka. – Dziękuję za świetną randkę – szepnął mu do ucha, a potem odsunął się i uśmiechnął wesoło. Miał nadzieję, że po jego wyjściu Jaime będzie pamiętał pocałunek, a nie smutne wspomnienia o bracie.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  158. Może Noah był trochę głupi, ale skoro obiecał chłopakowi seans filmowy u siebie... a nie miał telewizora, to od razu od Jaimego skierował się w stronę sklepu z elektroniką. Wybrał coś odpowiedniego, a potem razem z dostawcą pojechał do domu. Czas do obiadu spędził na montowaniu ekranu, dlatego obiad po prostu zamówił z pobliskiej knajpki. Potem wyskoczył jeszcze do sklepu na szybko po małe zakupy, prysznic i już gnał na spotkanie.
    Kiedy zobaczył Jaimego, uśmiechnął się lekko i zaczekał, aż ten do niego podejdzie, ponieważ Noah stał wyżej na schodach do wejścia. Gdy tylko Jaime go objął, żeby pocałować, Woolf przygarnął go ramieniem do siebie, żeby odpowiedzieć na pocałunek. Nie widzieli się zaledwie kilka godzin, ale dobrze było znowu mieć go obok siebie. Może dlatego tylko wzmocnił uścisk, kiedy Jaime chwycił go za rękę.
    - No... - westchnął Noah. - Miło, że wyginęły. Wolałbym, żeby coś takiego mnie nie goniło na spacerze po parku - przyznał. Oj, za dużo Jurassic World.- Skoczę po bilety - powiedział i zniknął na chwilę, żeby wrócić z dwoma kartkami. - To co... zaczynamy od prehistorii - mrugnął do niego. Przeszli obok biletera do sali obok. Kiedy mijali rodzinkę epoki przedpiśmiennej, Noah parsknął cicho śmiechem. - Wyobraź sobie związek dwóch facetów w tamtych czasach - mruknął mu do ucha.
    Noah

    OdpowiedzUsuń
  159. Noah nie zgadzał się z Jaimem, ale… cóż bez sensu byłoby spierać się o coś takiego. Sam uważał, że nawet jeśli preferencje są kwestią wrodzoną, bo nie religia stoi za danym podejściem, a kultura jako taka. Ludzie, którzy na mocy pewnego rodzaju umowy organizują się w grupy i wyznaczają zasady funkcjonowania. Problem polega na tym, że jeśli coś było zasadne dla przetrwania gatunku, nie musi mieć sensu po kilku tysiącach lat. Może, jak jedzenie czy picie, ale nie zawsze, jak w przypadku związków.
    Właśnie dlatego Noah tylko się uśmiechnął i ruszył za nim dalej.
    - Cóż.. na pewno trudno byłoby się przyzwyczaić do ich warunków higienicznych – przyznał. – Jak rozumiem pod namiot lepiej cię nie zabierać? – zaśmiał się, kiedy Jaime tak zdecydowanie stwierdził, że jest współczesnym człowiekiem.
    - Idziemy oglądać mumie – odparł i skierowali się ku egipskim pamiątkom. Temu, co przetrwało mimo licznych rabunków hien cmentarnych.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  160. Noah też cieszył się tą wizytą w muzeum. Nic zobowiązującego, a jednak przyjemnego.
    - Zapamiętam sobie, że ciebie można zabierać tylko do pięciogwiazdkowych hoteli, księżniczko – powiedział żartobliwym tonem i odpowiedział na szturchnięcie łokciem. Faktycznie raczej myślał o przeciętnych warunkach lokalowych podczas ich wyjazdów, ponieważ sam cenił sobie dostęp do bieżącej wody, ale przecież mógł trochę go podrażnić, prawda? A apartament… to mogą zostawić sobie, jeśli dotrwają do jakiejś rocznicy kiedyś.
    Wystawa o Egipcie nie zmieniła się jakoś znacząco od ostatniej wizyty Noah w tym muzeum, ale za to miał czasu pooglądać te przedmioty, na które wcześniej nie starczało mu koncentracji. Kiedy Jaime zatrzymał się przy strojach, Woolf podniósł spojrzenie na towarzysza. Parsknął cicho śmiechem, gdy usłyszał jego komentarz. Nachylił się, żeby nikt poza Jaimem go nie usłyszał, i powiedział cicho:
    - Rozumiem, że tym razem ty chcesz dominować i napawać się władzą.
    Oczy Noah błyszczały z rozbawienia, ale ruszył dalej.
    - Hmm… myślę, że ta bogata biżuteria dobrze by na tobie wyglądała. Taki wisior na przykład. – Wskazał naprawdę potężną ozdobę. Potem jednak zobaczył kolczyki i zmrużył oczy.
    - Nie… w kolczykach cię nie widzę – przyznał. – W ogóle… bardziej pasujesz do spinek przy mankietach niż czegoś w stylu metala – ocenił, przyglądając się uważnie Jaimemu. – A może coś lubisz takiego?

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  161. Noah parsknął śmiechem. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Jaime jest stuprocentowym mężczyzną, ale chciał mu niewinnie podokuczać. Choć przez myśl mu przemknęło, że Jaime może być jego Małym Księciem. Tylko czy będzie szczęśliwy z tego miana? Mógłby pomyśleć, że Noah ma coś konkretnego na myśli, chociaż tak nie było…
    - Chętnie sprawdzę – odparł Woolf rozbawiony. Wcale nie nastawiał się na to, że musi zawsze dominować w łóżku. Lubił to, a szczególnie, gdy druga strona nie pozostawała bierna, ale był dość… otwarty na propozycje.
    Noah uśmiechnął się łagodnie, kiedy Jaime stwierdził, że zgadza się co do spinek od mankietów. Nie rozmawiali dotąd o pochodzeniu i pieniądzach, ale którego studenta stać na taki apartament, w jakim mieszkał Jaime? Nie był to może szczyt luksusu, ale na pewnie nie mała klitka współdzielona z pięciorgiem innych ludzi, do czego Noah przywykł za swoich studenckich czasów. Stanowczo garnitur bardziej pasował do Morettiego.
    - To dobrze. Przynajmniej wiem, co będę mógł ci kupować. W końcu porządnych koszul nigdy dość – zażartował Noah, po czym pociągnął go w kierunku starożytnej Grecji.
    - O… to byłby czas dla nas… starszy facet wprowadza młodszego w wielki świat… - powiedział wesoło. Starożytna Grecja miała dużo wad, ale chwilowo Noah nie chciał o tym myśleć. – Jak dla mnie spełniasz wymogi kalokagathia – mruknął cicho.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  162. Noah na pewno nie zamierzał narzekać, jeśli Jaime zdecyduje się wymyślić coś ciekawego w łóżku. Co prawda jak na razie nie mógł narzekać na nudę, ale w sumie dopiero się poznawali, pod wieloma względami – również seksualnymi. I jedno Noah już wiedział: Jaime wygląda seksownie i słodko, kiedy jest podniecony.
    Tymczasem jednak musieli skoncentrować się na zupełnie innych sprawach. A może chcieli? Bo choć łatwo było zapomnieć o całym świecie i oddać się pieszczotom, to chyba obaj dążyli do czegoś więcej w tej relacji.
    - Pod warunkiem że nasze randki będą miały taki oficjalny charakter – odparł.
    - Wiesz… nie planuję pisać romansów – powiedział rozbawiony. Może gdyby zaczął tworzyć kryminały z wątkami romantycznymi, to miałby więcej czytelniczek… i czytelników, jeśli sceny byłyby odpowiednio przedstawione, jednak Woolf był pewien, że nie sprawdziłby się w tym gatunku. Nie miał… takiego spojrzenia na swoje pisanie. Jego historie tworzyło samo życiem, a nie on. Mógł je jedynie pokolorować, jeśli rzeczywistość okazywała się zbyt szara.
    Jaime się przytulił, więc Noah niewiele myśląc, też go objął. Drugą ręką pogłaskał go po ramieniu.
    - Jesteś śliczny – przesunął palcami po jego policzku. – Nie podważaj moich opinii – mruknął niby zły, ale w rzeczywistości nie chciał, żeby Jaime się czymś zadręczał. – I jesteś dobry.. – szepnął mu do ucha. – Bo tylko ktoś dobry mógł sprawić, że i ja staram się być lepszy – dodał i pocałował go lekko. – I nikt nawet nie chce uwierzyć, że się staram… ale gdyby nie ty, nie wiem, czy zdołałbym iść na policję z tymi papierami – przyznał.- Więc teraz ty uwierz mi… jesteś dobry. Nie wiem, co wydarzyło się w przeszłości, ale na pewno wiem, że teraz jesteś dobrym człowiekiem – mówił cicho. Jak na tak intymną chwilę muzeum może nie było najlepszy miejscem, ale przecież nigdy nie wiadomo, kiedy trzeba powiedzieć coś od serca.
    Noah

    OdpowiedzUsuń
  163. - Nie wiedziałem, że dorobię się mojego osobistego motywatora w pisaniu - odparł rozbawiony. Tyle lat pisał... może nie sam dla siebie, ale samotnie. Wiedział, że jest czytany, ponieważ publikował swoje teksty na blogu, ale nie miał fizycznie obok nikogo obok siebie, żeby go wspierał. A tu Jaime nie tylko kazał mu pisać, ale też pilnował, żeby Noah nie wydziwiał za bardzo z tym swoim grafomaństwem. Prawda była taka, że po opublikowaniu reportażu nie do końca wiedział, jak wrócić na dawny tor. A może już nie było powrotu?
    Noah przez chwilę przytulał go do siebie, a potem pewnie chwycił jego dłoń.
    - Mówiłem szczerze, Jaime - szepnął mu do ucha, a potem uśmiechnął się lekko. - Chodźmy - zgodził się. Powoli ruszyli dalej.
    - Nie... nigdy nie miałem okazji strzelać z łuku - przyznał. - Strzelałem tylko z wiatrówki. Przyznam jednak... nie czuję się dobrze z bronią w ręku - stwierdził Było to dość dziwne, bo przecież wiecznie pakował się w takie tarapaty, że dla własnego dobra powinien chodzić z jakąś małą bronią, pistolecikiem czy czymś takim. A zupełnie mu to nie odpowiadało. Nie czuł się dobrze z bronią w ręku. Wolał zwinnie uciekać niż strzelać.
    Powoli minęli Grecję i przeszli do Rzymu.
    - Hmm... te stroje wyglądają nawet lepiej - stwierdził. - Czuję w sobie ducha Rzymianina. Szczególnie to podróżowanie po całym znanym wtedy świecie.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  164. Parsknął śmiechem.
    - Wyobraziłem sobie, że usadzisz mnie w ławce i każesz pisać. Uwierz... moje redaktorka byłaby z tego powodu szczęśliwa - stwierdził wesoło. Nie chciał, by pozostawali w przygnębiającej atmosferze. - Ale... przyznam, że lubię przy tobie pisać - dodał i uśmiechnął się do siebie. Może Jaime nie wiedział, ale dla Noah miało to ogromne znaczenie. Pisanie było dużą częścią jego życia i chciał się czuć swobodnie z tym i osobą, na której mu zależało.
    - Wiesz, że w przypadku wojny to broń palna jest bardziej dozwolona? - zagaił. - Łuki i kusze powodują rany szarpane, śmierć raczej z wykrwawienia niż samego strzału, więc uważane jest to za niehumanitarne.
    Potem Noah roześmiał się.
    - Jesteś moją Kleopatrą? - zapytał. - Ale wiesz, że niektórzy uważają, że to ona opętała biednego Marka i ten dał sobą manipulować? - zagaił. Oczywiście nie podejrzewał Jaimego o takie niecne plany. Bardziej... jeśli coś miało opętać Noah to niezidentyfikowane uczucie do chłopaka.
    - Tak, byłem w Rzymie. Nie darowałbym sobie, gdybym tam nie pojechał, będąc w Europie - przyznał. - Ale Rzym się zmienił na przestrzeni ostatnich kilku lat. Pamiętam, że za pierwszym razem, kiedy tam byłem.... czułem się bardzo swobodnie. Niby dużo turystów, ale łatwo było się wtopić, zniknąć w jakiejś uliczce i zgubić, żeby odkryć coś ciekawego. A ostatnio kiedy byłem... trudno było nie czuć na plecach spojrzeń żandarmów - westchnął. Nie to, żeby planował akurat coś nielegalnego. Po prostu od razu czuł, że coś jest nie tak.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  165. Starała się cieszyć z każdego sukcesu. Każdej wysprzątanej łazienki, każdego umytego skrawka podłogi i każdego odkurzonego dywanu. Nie lubiła poddawać się bez walki i choć tę cechę z pewnością odziedziczyła po znienawidzonym ojcu, to nie ukrywała, że gdyby nie jej samozaparcie, już dawno wróciłaby do rodziców z podkulonym ogonem. Owszem, bywały dni, kiedy to wydawało jej się jedyną słuszną opcją, ale nie była sama - miała u swego boku przyrodnią siostrę, która za każdym razem wybijała jej podobne pomysły z głowy, za co Eve pozostawała jej niezwykle wdzięczna. Za to oraz za wiele innych rzeczy, takich jak dach nad głową czy praca.
    Tego popołudnia uparła się, że zrobi zakupy na resztę tygodnia. Margo ufała jej już ze sprzątaniem, a zatem nadeszła pora na kolejną życiową lekcję. Eve nie wiedziała za bardzo, jak powinna zabrać się za ten obowiązek, ale jej duma nie pozwoliła jej na zadanie dodatkowych pytań. Skoro poradziła sobie z brudną podłogą, z tym również miała sobie poradzić, prawda? Niby co tak trudnego było w chodzeniu po alejkach i wybieraniu produktów? Z dumą ruszyła więc do Walmarta, po raz pierwszy odwiedzając tak ogromny supermarket. Owszem, widziała, że był pokaźnych rozmiarów już z zewnątrz, jednak po wejściu do środka doznała dosłownego szoku. Zaopatrzona w wózek sklepowy, zatrzymała się w pół kroku, stając przed zapierającym dech w piersiach widokiem. Dosłownie zapierającym dech w piersiach, ponieważ Eve na moment zapomniała, jak się oddycha. Przed jej oczyma znalazł się niekończący się rząd alejek oraz tłum ludzi przepychających się między sobą w poszukiwaniu najlepszej paczki bekonu. Każda alejka kryła w sobie inne cuda, stawiając klientów przed niemożliwym do dokonania wyborem. Była tu co najmniej setka różnych rodzajów dżemów, trzy różne opakowania papryk - jedno z trzema trójkolorowymi paprykami, inne tylko z czerwonymi, a jeszcze inne w sześciopaku oraz nowe, miękkie pościele, których nikt na chwilę obecną nie potrzebował, a każdy i tak chciał mieć, wydając pieniądze, których nie miał.
    - Dam radę - powiedziała do siebie Eve, zanim ruszyła w głąb supermarketu.
    Ale, jak mogła się spodziewać, już przy pierwszym wyzwaniu zaczęła irytować pozostałych klientów swoją nieumiejętnością podjęcia decyzji. Mianowicie, zatrzymała się przy kurczakach i mimo upływu cennych minut, w jej wózku sklepowym nie znalazła się ani jedna paczka drobiu. Było ich zbyt wiele! Jedne nieco droższe, ale w prostym, nudnym opakowaniu. Inne - tańsze, ale za to ich opakowanie wyglądało bardziej... luksusowo. Jeszcze inne, organiczne, które za to przewyższały ceną te pozostałe razem wzięte. A nawet jeśli zdecydowała się już na firmę, pozostał jej wybór porcji. Nie miała pojęcia, ile gramów powinna kupić tak, by wystarczyło na resztę tygodnia. A poza tym... czy taki kurczak psuł się po otwarciu? Do jasnej cholery, wydawało jej się, że to żadna filozofia, podczas gdy w rzeczywistości przyszło jej wziąć pod uwagę niezliczoną liczbę zmiennych. W dodatku już czuła na sobie oddech zdenerwowanej starszej pani, która próbowała właśnie dopchać sie do drobiu. Eve czuła, że musi podjąć decyzję, ale im dłużej myślała, tym wybór robił się trudniejszy. Ostatecznie czuła, że wybuchnie i by zneutralizować podobne uczucie, odwróciła się do obcego, stojącego obok chłopaka, spoglądając na niego z przerażeniem w oczach.
    - Którego kurczaka pan poleca? - spytała, wyglądając odrobinę jak ktoś, kto właśnie miał przed soba najważniejszą decyzję życia.
    I wtedy zdała sobie sprawę, że ów pan wcale nie był panem, a dawnym znajomym z dawnego życia.

    Eve

    OdpowiedzUsuń
  166. - Bo to zła kobieta jest - zapewnił. - Uśmiecha się, wydaje się miła, a chwilę później wbija ci szpilę. I to tylko wtedy, gdy jest w dobrym nastroju - zapewnił. Chociaż doceniał pracę tej kobiety i niemałą odwagę, którą się wykazała, wypuszczając jego poprzedni tekst, to była tyranem, jakich mało. Poza tym Noah bawiło to, że Jaime czuje tak dużą potrzebę, by go chronić. Był młodszy i zdecydowanie mniej doświadczony w unikaniu kłopotów od Noah, a zachowywał się, jakby chciał go ukryć przed całym światem. To było urocze. - W samotności... zależy kiedy. Zwykle wtedy łatwiej jest nic nie robić - przyznał. - Przy innych trzeba trzymać się w ryzach i pracować. Chociaż udawać produktywność. - Wzruszył ramionami.
    - Też jestem ciekawy - odparł, kiedy Jaime wspomniał o Nowej Zelandii. Potem poszli dalej. Spędzili w muzeum trzy godziny i kiedy wyszli, Noah przeciągnął się z cichym jękiem.
    - Zapomniałem, że zwykłe chodzenie też może być tak męczące - stwierdził. W końcu jeszcze nie tak dawno przejście do łazienki było dla niego wyczynem.
    - To co? Idziemy gdzieś na kolację czy lecimy do mnie i zamówimy sobie coś do filmów? - zapytał i spojrzał z uśmiechem na partnera. - Gdybyśmy teraz zamówili, to może spotkamy się z dostawcą pod drzwiami - dodał.
    [Wybacz, ale coś się zawiesiłam i musiałam to ruszyć]

    OdpowiedzUsuń
  167. Noah uśmiechnął się lekko i pocałował go czule, kiedy Jaime zaczął się zamartwiać, czy wszystko z nim w porządku. Troska chłopaka miała swój urok, ale Woolf nie chciał, żeby Jaime się zadręczał.
    - Teraz już tak – odparł rozbawiony. – Sushi brzmi dobrze – przyznał. Wiem nawet skąd zamówić – dodał i sięgnął po telefon. Popatrzył rozbawiony na Jaimego.
    - Wiesz, że ja nie mam samochodu? Mam prawko, ale auto… jakoś nigdy nie było mi potrzebne. Ostatnio zacząłem rozważać zakup motocykla. W NY jest za dużo korków na samochód – wyjaśnił. – I spokojnie możemy się przejść. Jeszcze nie jest ze mną aż tak źle – zapewnił.
    Powoli ruszyli ku mieszkaniu Noah. Na szczęście nie było to aż tak daleko. Kilka przecznic.
    - Swoją drogą chciałem ostrzec, że w tygodniu mogę być mało dostępny. W poniedziałek jadę na trzy dni do Filadelfii. Muszę dopiąć transakcję z klientem. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, wrócę w czwartek. – Dziwnie było mówić komuś o swoich planach. Jednak Noah nie chciał, by Jaime pomyślał, że Woolf go unikał. Po prostu w pracy mógł być mocno zajęty i niedostępny.

    OdpowiedzUsuń
  168. Uśmiechnął się łagodnie, kiedy Jaime w lot pojął, dlaczego Noah do tej pory nie dorobił się samochodu. Miał całkowitą rację co do motywacji i powodów, dla których Woolf nie inwestował w auto. Zwyczajnie nie miało to większego sensu w jego przypadku, dopóki jeździł po całym świecie i nigdzie nie zagrzewał miejsca zbyt długo. Teraz jednak obiecał sobie osiąść w Nowym Jorku i naprawdę starał się, by stało się to prawdą. Może nie był gotowy na samochód, ale motocykl wydawał się całkiem rozsądnym rozwiązaniem.
    - W ostateczności po prostu wynajmowałem samochód – przyznał. – Czasami musiałem pojechać do klienta, a nie każdy obraz mieści się w taksówce – dodał i mrugnął do Jaimego. W końcu właśnie poprzez taką dostawę spotkali się ponownie po latach. Roześmiał się, kiedy chłopak zapytał, czy zabierze go na wycieczkę, kiedy już kupi motocykl.
    - Jasne – odparł rozbawiony. – Nie wiedziałem, że kręcą cię motocykliści. Muszę szybciej wybrać jakiś fajny model – zażartował. Potem jednak pokiwał głową. – Tak, na weekend powinniśmy jechać twoim, jeśli nie chcemy bujać się podejrzanego standardu autobusami… - przyznał. Nie przeszkadzało mu to, że musi w tej kwestii polegać na Jaimem.
    - Bądź grzeczny, gdy mnie nie będzie – odparł wesoło.
    Potem znaleźli się w tłumie i Jaime jakoś bardziej się przytulił. Noah zmarszczył brwi, ponieważ nie znał powodu takiego zachowania chłopaka. W końcu jednak uwolnił rękę z uścisku Jaimego, ale tylko po to, by objąć go ramieniem i bardziej do siebie przysunąć.
    Na szczęście do mieszkania Noah naprawdę nie było daleko i już niedługo weszli na klatkę, a potem do mieszkania Woolfa.
    - Powiedziałbym, żebyś się rozgościł, ale chyba wiesz lepiej ode mnie gdzie co jest – przyznał Noah. W końcu Jaime niemało czasu spędził w tym miejscu, kiedy Woolf był w słabej kondycji. Właściwie jedyne, co się zmieniło, to właśnie obecność dużego telewizora.
    - Filmy są nagrane na pendrive, więc możemy od razu odpalić – powiedział. – Chcesz się czegoś napić? Kawa? Herbata? Alkohol? – zapytał. Przynajmniej w minimalnym stopniu starał się być dobrym gospodarzem.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  169. Rozpoznała go niemal od razu. Owszem, nie bez drobnego momentu zawahania, ostatecznie, biorąc pod uwagę to, z jakiej rodziny pochodził Jamie, jego obecność w supermarkecie wydała jej się odrobinę nie na miejscu. Trochę tak, jak raczej nie spodziewa się zobaczyć psa startującego w wyścigach konnych i przy podobnej ewentualności trzeba mrugnąć kilka razy, by upewnić się, że nie jest się w samym środku dziwnego snu. Jednak gdy początkowy szok zelżał, uśmiechnęła się pogodnie, lecz nie bez skrępowania. Zależało jej na opinii innych, zwłaszcza osób z wyższych sfer, w końcu w taki sposób ją wychowano, a chociaż Jamie najwyraźniej również zrezygnował z wystawnego życia, nie zmieniało to faktu, iż czuła się niezwykle głupio, najpierw biorąc go za pracownika sklepu, a następnie radząc się go w kwestii wyboru kurczaka. Nie zdążyła jednak przeprosić za swoją niesubordynację ani tym bardziej przedstawić mu się, zaciekawiona, czy on również ją rozpoznał, zanim tamten zaczął jej tłumaczyć, który drób warto było włożyć do sklepowego koszyka.
    Jego porada brzmiała dość sensownie. Jak to mówią, mogła upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, kupując ptaka w całości. Z drugiej strony, ów kurczak wydawał jej odrobinę zbyt wielki, a poza tym w grę wchodziła umiejętność pokrojenia go w odpowiedni sposób, tak, by wykorzystać jego najllepsze części. Nie była więc w stu procentach przekonana, jednak gdy chłopak podniósł paczkę, nie zamierzała protestować. Uśmiech nieco jej zelżał, gdy tamten, zamian wrzucić ją do koszyka rudowłosej, położył ją na szczycie własnych zakupów, ale nic straconego. Eve odchrząknęła delikatnie, uroczo, przykładając piąstkę do ust, jakby chciała tym samym zwrócić na siebie uwagę.
    - Ja... chyba chciałabym zrobić jakąś pieczeń. Czy coś takiego... - zastanowiła się przez chwilę, by zaraz sięgnąć do jednej z półek i podnieść opakowanie z czterema piersiami kurczaka. - Myślisz, że coś takiego się nada? A poza tym, nie wiem, czy mnie pamiętasz, ale wydaje mi się, że nasze rodziny się znają. Jestem Evange... Eve, Eve Forbes, a ty Jamie, jeśli dobrze pamiętam? - przedstawiła się, podając mu swoją dłoń, na której niedawno pojawiły się odciski od ciągłego trzymania miotły.
    Była nieco zaskoczona, że omal nie przedstawiła mu się pełną wersją swojego imienia. Rzecz jasna używała go, gdy jeszcze mieszkała z rodzicami, ostatecznie imię "Eve" było zbyt zwyczajne jak na rodzinę Forbesów, a najwyraźniej obecność młodego Morettiego na krótki moment przeniosła ją do tamtych czasów.

    Eve

    OdpowiedzUsuń
  170. Zostawiając córkę pod opieką Miriam, Joyce miała nadzieję, że dziewczyna okaże się być minimalnie odpowiedzialna. Prosiła tylko o parę godzin, za które naiwnie chciała jej zapłacić i nie wykorzystywać siostry. Sądziła jednak, że młoda kobieta, która przyjechała tu na studia, mieszkała w jej apartamencie, jadła z nią posiłki i widywała się codziennie będzie mogła odwdzięczyć się minimalnie za to wszystko, co zarówno blondynka, jak i jej mąż dla niej robili. Przekonywanie ich, aby zgodzili się na jej pobyt u nich trwało naprawdę długo i już od samego początku kobieta miała złe przeczucia. Jak się okazywało były one bardzo słuszne. Będąc w pracy nie spodziewała się, że jej instagram będzie nagle zawalony wiadomościami. Zazwyczaj był, bo używała go głównie do pracy i publikowała na nim zdjęcia związane ze swoją pracą, ale zdarzały się też osobiste zdjęcia, choć bez dzieci, których prywatność sobie bardzo ceniła. Miała dosłownie dwie minuty, aby napić się kawy i odpocząć zanim znów rzuci się w wir pracy. Z ciekawości zobaczyła, czy ma jakieś wiadomości i jej przerażenie, kiedy dostrzegła wiadomość od chłopaka, którego właściwie nie znała, było ogromne. Był z jej córką. Jej niespełna trzyletnią córką, która właśnie siedziała z obcym sobie chłopakiem, a miała być z Miriam. Myślała z początku, że to był jakiś kiepski, nieprzyjemny żart, który Miriam sobie robiła, ale gdy poprosiła go o więcej szczegółów i dostała zdjęcie swojej córeczki ubranej w dokładnie to, co zakładała jej przed wyjściem miała wrażenie, jakby ktoś ją uderzył prosto w twarz. Praca, klienci to wszystko stało się już nieważne. Chyba nawet nie była w stanie sensownie wytłumaczyć, dlaczego musi właśnie w tym momencie wyjść, a może ktoś zobaczył wiadomości w jej telefonie. To już nie było ważne. Wkleiła podany przez Jaimego adres do Google Maps, które poprowadziło ją prosto pod sklep, przy którym znajdowała się jej córka. Joycelyne próbowała jeszcze dodzwonić się do Miriam, ale ta albo specjalnie unikała jej telefonów albo miała wyłączony telefon. Jaki by nie był powód, blondynka nie zamierzała jej tego tak po prostu popuścić.
    Droga nie była długa. Jak na Nowy Jork dwadzieścia minut to wcale nie było dużo. Będąc jednak w tej sytuacji każda minuta się liczyła. Najlepiej, gdyby znalazła się na miejscu w przeciągu chwil, ale to nie było w końcu możliwe.
    Tymczasem Melody była dość grzeczna. Zajęta swoim soczkiem kompletnie nie czuła się opuszczona czy źle. Raczej nie mogła kojarzyć Jaimego, ale to nie przeszkadzało jej w tym, aby siedzieć obok niego na ławce, popijać sok i machać krótkimi nóżkami, które zwisały z ławki.
    — Chcę do mamy — powiedziała całkiem wyraźnie. Nie mówiła jeszcze całkiem dob rze, ale już krótkie zdania składać potrafiła. Czasem jeszcze wtrącała swoje słówka, które rozumieli tylko bliscy, ale dziś jakby rozumiała, że gdyby ich użyła to nie zostałaby zrozumiana. Włożyła słomkę między usta i dopiła sok, a pusty kartonik podała Jaimemu, jak gdyby nigdy nic mu go wręczając. — Gdzie Mimi?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z pewnością za kilka dni blondynka będzie czytała pismo z informacją o przekroczeniu prędkości i punktach karnych. Starała się tego nie robić. Jak nikt inny wiedziała do czego prowadzi szybka jazda, jednak, gdy chodziło o jej dzieci wszystko się zmieniało. Znalazła pierwsze miejsce do zaparkowania, które było oddalone od sklepu o jakieś dwieście metrów. Wypadła z auta niczym burza trzymając w dłoni telefon, który poprowadził ją prosto pod sklep. Będąc już blisko i widząc małą dziewczynkę i chłopaka na ławce poczuła ulgę. Z daleka rozpoznałaby te różowe buciki z Arielką, na które jej dziecko się upierało każdego dnia.
      Ulga, którą poczuła była wręcz nie do opisania.
      — Mel, słońce — westchnęła, gdy wzięła dziewczynkę na ręce. Była cała i zdrowa. Może jedynie buzia lepiła się jej od soku, ale to nic. Kobieta odetchnęła głęboko i skupiła swoją uwagę też na młodym chłopaku, który tak dzielnie z nią siedział. — Nie wiem, jak ci dziękować… ani co powiedzieć. Ja… po prostu dziękuję.

      [Powinnam dostać kopa w cztery litery za tę zwłokę. XD
      A dziękuję! Sama nie mogę od tych zdjęć wzroku oderwać <3]
      Joyce

      Usuń
  171. Roześmiał się.
    - Gdybym potrzebował więcej motywacji, żeby ogarnąć ten motocykl, to już mam jej dość - odparł rozbawiony. Łatwo było wyobrazić sobie, że Jaime przytula mu się do pleców w trakcie jazdy, ruszają gdzieś w nieznane, zatrzymują się, żeby odetchnąć i nie tylko..
    A tymczasem Jaime konsekwentnie kontynuował podrzucanie całkiem kuszących obrazów. Można by pomyśleć, że poprzedni wieczór i dzisiejszy poranek nie miały miejsca. Inna sprawa, że podobno na pierwszym etapie związku trudniej się kontrolować...
    - Myślę, że miałbym kilka pomysłów - odparł rozbawiony. O ile wcześniej myślał o tym, by zachować się dojrzale i nie zaciągać Jaimego znowu do łóżka, obecnie zupełnie porzucił ten durny pomysł.
    Obaj chyba nieco odetchnęli, gdy znaleźli się w mieszkaniu.
    - Pewnie, może być zielona - zapewnił. - Sencha czy jaśminowa? - dodał. W różnych miejscach próbował różnych naparów, w tym herbat i kaw, więc w domu miał spory wybór różnych smaków. Nastawił wodę i przygotował kubki. A wtedy rozległ się dzwonek i Noah poszedł odebrać ich zamówienie. Wszystko rozłożył na skrzyni, która zastępowała ławę. Odpalił też pierwszy film. Dzięki temu mogli jeść przy filmie.
    - Nie ufać staruszkom... dobra rada - mruknął, gdy na ekranie pojawili się emerytowani stróżowie nocni muzeum.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  172. Noah nie myślał za specjalnie o swoim wyjeździe. Może dlatego, że nie chciał zachowywać się tak, jak będzie to robił w trakcie wycieczki biznesowej. Dla Jaimego chciał być... bardziej otwarty, miły i pogodny, ale taka postawa nie sprawdza się w interesach, dlatego Woolf zdecydowanie chciał oddzielać te dwie sfery. A nawet więcej, poniewaz rodzinę na wszelki wypadek tez trzymał w oddzielnym worku.
    - Herbata - odparł rozbawiony. - I jest dobra - zapewnił.
    Noah z przyjemnością oglądał film i zajadał się sushi.
    - O! Ciekawy pomysł. Mówisz, że będę się jeszcze częściej wpraszał do siebie na jedzenie ? - zapytał rozbawiony. - Czy to twój sposób na uwodzenie? - dodał niby zaczepnie, ale oczy świeciły mu wesołością i pewnego rodzaju czułością.
    - Mam. Nawet gra w tym filmie - odparł Noah. - Nie jest przystojny, atrakcyjny czy cokolwiek jest modne, ale to dobry aktor. Przynajmniej był. - Celowo nie zdradzał nazwiska, żeby Jaime sam załapał o kogo chodzi. W tym obrazie grało kilka starców, a film miał już swoje lata, więc może nie było to takie oczywiste dla młodszego chłopaka. Niemniej Noah trochę go sprawdzał. Dla rozrywki.
    Ze względu na to, że obaj się najedli, Noah zmienił pozycję w taki sposób, żeby lekko objąć Jaimego. Całkiem niewinnie. Nie zamierzał się do niego dobierać. Przynajmniej do końca filmu.
    - Niby te filmy przygodowe mają podobny schemat, ale mam wrażenie, że te starsze... były bardziej ciepłe. Mniej skupienia na rasach, poprawności politycznej, a bardziej na samym cieple drugiego człowieka. W końcu ten mały kowboj i Rzymianin... obaj są biali, a pięknie pokazują, że między ludźmi są różnice i ważniejsze jest by być ponad nimi.

    OdpowiedzUsuń
  173. — Wesoło? — podchwyciła Ivana z rozbawieniem, a później pokręciła przecząco głową. — Nie chcesz wiedzieć, jak wyglądając nasze kłótnie — mruknęła złowrogo, spoglądając po zgromadzonych w salonie osobach. — Ale na co dzień nie ma tu już aż takiego tłoku — zauważyła, po czym ochoczo przytaknęła, kiedy Jaime zaproponował nalanie jej soku i niezrażona, mówiła dalej. — W końcu ja wyprowadziłam się już parę lat temu, Jerome też wyjechał… Czasem, kiedy sama odwiedzam rodziców i nie ma tych wszystkich osób, mam wrażenie, że zrobiło się tutaj pusto. Ale, coś za coś — podsumowała z wesołym uśmiechem. — Jeszcze parę lat i w ogóle się tutaj nie pomieścimy. Bliźniacy zaczną przyprowadzać dziewczyny — oznajmiła, a Gian, który to usłyszał, pokazał jej język. — Może i ty kiedyś nam kogoś przedstawisz? — dodała i zaczepnie lekko trąciła ramieniem swojego nowego znajomego. Przez ułamek sekundy miała ochotę przeprosić chłopaka za to, że tak dużo mówiła, ale ostatecznie machnęła na to ręką. Jej głos i tak ginął pośród innych rozmów i z pewnością inni również jeszcze będą chcieli porozmawiać z Morettim, w końcu na Ivanie ani świat, ani tym bardziej ta rodzina się nie kończyła, prawda?
    Minęło dobrych kilkanaście minut, nim wszyscy zajęli swoje miejsca przy stole. Jerome oddał Yoela siostrze i usadowił się obok Jaime’ego, przez to ten znajdował się teraz pomiędzy Marshallem, a Ivaną. Była to w gruncie rzeczy najbezpieczniejsza pozycja, jaką mógł zająć i Jerome dołożył wszelkich starań, by właśnie ta zostali usadzeni. Jedyna siostra wyspiarza może i mogła zamęczyć ich swoją gadaniną, ale pozostawała przy ty niegroźna. Nie to co Yamila, która była mistrzynią w zadawaniu niewygodnych pytań, jednakże babcię trzydziestolatka oraz jego przyjaciela dzieliło co najmniej kilka miejsc.
    Dopiero kiedy wszyscy usiedli, Monique zaczęła zapełniać wolne miejsce na stole kolejnymi potrawami. Wcześniej krążenie z półmiskami pełnymi gorących potraw nie miałoby najmniejszego sensu; jeszcze ktoś by się oparzył, a upuszczone niechcący jedzenie zmarnowało. Tym sposobem pomiędzy talerzami i szklankami pojawił się ryż i ziemniaki, pięknie pachnąca potrawka z kurczaka, pieczona ryba, a także stosy warzyw oraz owoców i kilka dzbanków ananasowej lemoniady. Na Barbadosie jadło się prosto, bo i dostępne tutaj składniki nie były wyszukane. Może jedynie owoce i warzywa były bardziej egzotyczne niż te, które można było spotkać na co dzień w Nowym Jorku, ale poza tym Jaime na pewno nie miał natknąć się na szczególne rewelacje.
    Na czas nakładania kolejnych dań na talerze i brania pierwszych kęsów jedzenia do ust, rozmowy ucichły. Dopiero po pewnym czasie rozbrzmiały na nowo, najpierw ciche, później coraz głośniejsze. Każdy rozmawiał z każdym o sprawach codziennych, o tym co trzeba było zrobić jutro i jeszcze dzisiejszego wieczora, jakby o obecności Morettiego zapomniano. Było to chyba jednak przyjemniejsze, niż gdyby wszystkie oczy zwrócone były na niego, prawda? I dopiero Monique w pewnym momencie zwróciła się do chłopaka.
    — Wszystko ci smakuje, Jaime? — dopytała, gotowa poderwać się z miejsca i przygotować dla niego coś specjalnego, jeśli pośród potraw nie potrafił znaleźć niczego dla siebie. — I jak ci się u nas podoba? — podpytała z uśmiechem, po czym dolała mu lemoniady.

    JEROME MARSHALL & wesoła rodzinka w komplecie

    OdpowiedzUsuń
  174. Cóż, prawda była taka, że na temat przygotowywania pieczeni wiedziała dokładnie tyle, co Jaime, a prawdopodobnie nawet mniej. Ale niby co mogło być trudnego w zwykłym włożeniu kurczaka do piekarnika i czekaniu, aż tamten się upiecze, prawda? Przynajmniej tak jej się wydawało, dopóki nie przyszła do supermarketu i nie zaczęła głowić się nad wyborem odpowiedniego produktu. A pytanie zadane jej przez chłopaka skutecznie pozbawiły ją resztek pewności. Kiedy tamten oznajmił, iż sam nie wiedział, jak należy przygotować pieczeń, a przy tym ewidentnie lepiej orientował się w robieniu zakupów niż ona, stwierdziła, że jej inicjatywa została z góry skazana na porażkę.
    - Przepisie? - Westchnęła, poprawiając przy tym swoją grzywkę. Zawsze tak robiła, gdy zaczynała się denerwować. - W zasadzie to... nie patrzyłam na żaden przepis. Myślałam sobie, że kupię kurczaka, a resztę wymyślę później. - Zaśmiała się cicho. - Teraz widzę, jak bardzo ucierpiała moja logika. Przepisy... - zamyśliła się, wzrokiem omiatając alejkę z drobiem. - Może ty jakieś znasz i nie miałbyś nic przeciwko podzieleniu się tą tajemną wiedzą? - zażartowała, spoglądając na niego nieśmiało.
    Nie chciała wracać do mieszkania z pustymi rękami. Obiecała siostrze, że zrobi zakupy i zamierzała tej obietnicy dotrzymać, nawet jeśli miała chodzić pomiędzy alejkami przez następne trzy godziny. Chociaż Margo była wobec niej niezwykle wyrozumiała, Eve tak czy inaczej bała się, że ją zawiedzie i mimo że tamta wielokrotnie przypominała jej, iż jedno niepowodzenie nie sprawi, że wyrzuci ją na bruk, Forbes średnio potrafiła jej zaufać w tej kwestii. Nie po tym, jak została potraktowana przez rodzinę. Nie po tym, jak jeden błąd sprawił, że straciła wszystko, co do tej pory znała i na czym polegała. Czuła, że bez przerwy musiała trzymać się na baczności. Ostatecznie nigdy nie wiedziała, gdy ktoś najbliższy bezceremonialnie wbije jej nóż w plecy.
    - Wybacz, tak, Jaime - poprawiła się, śmiejąc się cicho. - Ja... też jestem zaskoczona, że cię tu widzę - dodała tylko, niepewna, czy powinna w jakikolwiek sposób skomentować jego zdziwienie.
    Nie znała go, nie miała więc pojęcia, co robił w sklepie - czy, tak jak ona, został 'wyrzucony' z rodzinnego grona, czy wręcz przeciwnie - postanowił zacząć życie z dala od sztywnych, snobistycznych krewnych. A że Eve zależało na opinii innych i wręcz obsesyjnie szukała akceptacji, nie chciała zwierzać mu się ze swoich porażek i rodzinnych trudności, na wszelki wypadek, gdyby tamten zechciał wykorzystać podobną informację przeciwko niej. Zamiast składać mu nieistotne zeznania, postanowiła odwrócić jego uwagę od swojej osoby i skupić ją na nim.
    - Tak po prostu, na obiad. I tak, sama. To znaczy, pewnie skończy się na tym, że moja... siostra mi pomoże, ale chciałabym ją pozytywnie zaskoczyć. Przynajmniej raz - wyjaśniła, nie mając pewności, czy Jaime miał świadomość, że Eve posiadała wyłącznie przyrodnią siostrę.
    Uznała jednak, że najwyżej tamten podrapie się po głowie, zastanawiając, czy przypadkiem czegoś nie przegapił, a następnie odpuści. Poza tym średnio zależało jej na tym, by osoby pokroju jej rodziny nie dowiedziały się o tym, że jej ojciec miał na boku inne dzieci. Skoro ona była już dla niego niczym, ochrona jego brudnych interesów przestała ją interesować.
    - I jeśli byłbyś tak miły i miał odrobinę czasu... mógłbyś mnie... oprowadzić po sklepie? - zapytała nieśmiało. - Tak naprawdę to nigdy nie byłam w tak dużym supermarkecie i... nie mam pojęcia, gdzie co znaleźć.

    Eve

    OdpowiedzUsuń
  175. Jadąc po Melody, Joyce potrafiła myśleć tylko o tym, jak bardzo zestresowana jej córka musi być. Znalazła się nagle z osobą, której tak naprawdę nie znała. Blondynka kojarzyła Jaimego, który odwiedził jej mieszkanie wcześniej, raz czy dwa, już nie była pewna, ale jakoś się pojawił razem z Miriam i przelotem widział Melody, jednak to wcale od razu nie znaczyło, że jej córka go pamiętała i szczerze było bardzo mało prawdopodobne, że wiedziała kim pilnujący jej chłopak jest. Jakby tylko wiedziała, że Melody jest spokojna i pije sobie soczek nie robiąc właściwie żadnego problemu, jechałaby o wiele spokojniejsza. Zupełnie nie wiedziała, co ma o tym wszystkim myśleć i jak się zachować, gdy znajdzie się już z Miriam. Nie wierzyła, że można być aż tak nieodpowiedzialną osobą i zostawić niespełna trzylatkę samą w supermarkecie. W mieście, które liczyło się kilkanaście milionów mieszkańców, w którym codziennie działo się coś złego. Może i chwilami Joyce aż za bardzo dmuchała i chuchała na swoje dziewczynki, ale wolała być chwilę nadopiekuńcza niż później żałować, że czegoś nie zrobiła, aby zapobiec nieszczęściu. Oczywiście nie była taka, że ciągle wisiała im nad głową i na nic nie pozwalała, bo tak nikt nie mógł w końcu żyć i wszyscy potrzebowali chociaż chwili spokoju, nawet kilkuletnie dzieci. Zdecydowanie teraz też nie powinna się denerwować, a skupiać raczej na tym, aby mieć takich stresujących momentów, jak najmniej i Miriam jej tego wcale nie ułatwiała.
    Joyce zdecydowanie bardziej wolała kogoś, kto jej córkę już widział chociaż raz w życiu niż mieć całkowicie obcą osobę zajmującą się jej dzieckiem. Pewnie, gdyby ekspedientka znalazła błąkającą się samą po sklepie dziewczynkę zadzwoniłaby na policję i wtedy sprawa byłaby znacznie poważniejsza, a tak można powiedzieć, że wszystko rozeszło się można powiedzieć, że po kościach.
    — Dziękuję, że się nią zaopiekowałeś — powiedziała z lekkim uśmiechem, który teraz musiała wymuszać. Mimo, że trzymała w rękach całą i zdrową dziewczynkę to nie czuła się na siłach, aby teraz szeroko się uśmiechać. To nie była to sytuacja, którą prędko zapomni i pewnie jeszcze długo będzie ją wizja porzuconej dziewczynki prześladować. — Miała z nią być. Chwilę, parę godzin tylko posiedzieć, nie więcej, dopóki nie wrócę z pracy — odpowiedziała. Nawet, gdyby Jaime nie powiedział jej, że widział tu Miriam, to blondynka doskonale wiedziałaby skąd Melody się tutaj wzięła.
    — Mogę się jakoś odwdzięczyć? Domyślam się, że musiałeś mieć lepsze rzeczy do robienia niż opiekowanie się dwulatką — powiedziała spoglądając na chłopaka, który chyba wyglądał, jakby poczuł ulgę, że dziecko nie jest już z nim, a trafiło do odpowiedniej osoby. — I żadna pani, jeszcze tak stara nie jestem. Mam nadzieję.

    Joycelyne

    OdpowiedzUsuń
  176. Yamila miała rację – jeśli tak dalej pójdzie, Monique i Abisai rzeczywiście powinni zmienić dom na większy, ponieważ jeśli się na to nie zdecydują, na każdą rodzinną imprezę czeka ich wynajmowanie sali albo chociaż dużego namiotu, który będą mogli postawić na plaży. I może to był jakiś pomysł? Ponieważ jeśli każde z piątki rodzeństwa prędzej czy później przyprowadzi do rodzinnego domu swoją drugą połówkę i zdarzy się tak, że wszyscy zrobią to w tym samym czasie, niechybnie zabraknie miejsc wokół stołu.
    — Jak to, dlaczego? — rzuciła Ivana, zaskoczona zdziwieniem Jaime’ego. — Zakładam, że nie odwiedzasz nas po raz ostatni, a przynajmniej taką mam nadzieję — powiedziała i mrugnęła do niego porozumiewawczo, tym samym w nieco nieoczywisty sposób dając chłopakowi do zrozumienia, że zdążyła go polubić. — Ani też że nie planujesz być do końca życia sam, choć oczywiście ludzie mają różne plany na przyszłość — dodała, sugerując, że nic jej do wyborów bruneta i tego, jaką ten zdecyduje się obrać drogę. Jej wcześniejsze słowa jednakże sprowadzały się wyłącznie do tego, że z chęcią zobaczyłaby dwudziestojednolatka na Barbadosie co najmniej raz jeszcze.
    — Bardzo się cieszę. I oczywiście, że możesz prosić o przepis! Przypomnij mi się z tym później — poprosiła i na moment odwróciła wzrok, zagadywana przez kogoś innego, lecz nie oznaczało to, że nie usłyszała pytania zadanego przez Morettiego. — Wyspiarski to chyba dobrze powiedziane — przyznała ze śmiechem. — I tak, jestem Francuzką. W zasadzie nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam okazję mówić w ojczystym języku… Żadne z moich dzieci nie wykazało talentu lingwistycznego — mruknęła niby to z wyrzutem, spoglądając po zebranych przy stole osobach.
    W odpowiedzi na ten zarzut Jerome jedynie wzruszył ramionami. Potrafił porozumieć się po francusku, ale nie zapałał szczególnym uczuciem do tego języka i dobrze mu było na co dzień z angielskim. Reszta jego rodzeństwa była najwidoczniej tego samego zdania, ponieważ żadne z nich taktownie nie skomentowało tego, co powiedziała Monique.
    Kilkadziesiąt minut później wszyscy byli przyjemnie najedzeni i towarzystwo zaczęło rozchodzić się po domu. Ivana wyszła na zewnątrz z wózkiem, by uspać Yoela, a Matias porwał bliźniaków oraz najmłodszego brata Jerome’a, by znowu trochę pograć z nimi w piłkę. Monique zaczęła krzątać się po kuchni i sprzątać naczynia, Abisai z kolei wyszedł na werandę, by zapalić. Yamila również miała ochotę wydostać się z dusznego pomieszczenia i skinęła na pozostających przy stole Jerome’a i Jaime’ego.
    — Pomóżcie mi, panowie — poprosiła. Trzydziestolatek wiedział już, co robić i podszedłszy do babci, pomógł jej wstać z fotela, na którym siedziała. — Jaime, asekuruj butlę — poprosił z rozbawieniem. Tak się składało, że nieodłącznym elementem wizerunku nestorki rodu Marshall była nieduża butla z tlenem, zamontowana na specjalnym wózeczku z dwoma kółkami. Podłączona do niej rurka prowadziła do nosa starszej pani, zaopatrując ją w powietrze wzbogacone w tlen, tak by ułatwić pracę jej płucom i sercu.
    — Idziemy na werandę — zarządziła zaraz Yamila, narzucając im swoje, niezbyt szybkie tempo. I kiedy tak krok po kroku pokonywali kolejne metry, staruszka nie omieszkała badawczym spojrzeniem zlustrować przyjaciela jej wnuka. — Musiało was połączyć coś szczególnego — zawyrokowała. — Zranione dusze zawsze odnajdą siebie nawzajem — dodała jeszcze i zacmokała, mocniej wspierając się na ramieniu Marshalla, który wychylił się ponad babcią i posłał przyjacielowi przepraszające spojrzenie. Niestety, Yamila zawsze zdawała się wiedzieć więcej, niż inni, jakby jej wzrok sięgał samej duszy.

    [Bardzo się cieszę, że się podoba 💙]

    JEROME MARSHALL & YAMILA

    OdpowiedzUsuń
  177. Noah popatrzył na niego rozbawiony.
    - Wiesz... Masz o wiele więcej możliwości na uwodzenie mnie, ale nie powiem, że dobre jedzonko nie działa - odparł rozbawiony. - Nie... nie pakowałbym ci się do domu bez zapowiedzi. Jakoś potrafię zrozumieć, że człowiek nie zawsze musi mieć ochotę na towarzystwo. Jeśli jednak być na takie miał chęć... to nie wahaj się odzywać - zapewnił.
    - A które widziałeś? Może powinniśmy stworzyć sobie jakąś listę filmów na dysku do obejrzenia? Ja umieszczę filmy z rolą Wiliamsa i Indiana Jonesa. Ustaliliśmy już, że i Potter tam się znajdzie. Co jeszcze wpiszemy? - zapytał. -Kevin Bacon? Chyba nie znam filmów z nim...- przyznał. - Musisz mi coś kiedyś pokazać - dodał i uśmiechnął się lekko. Przez chwilę oglądali film. Pod koniec pierwszej części, Noah westchnął i wyplątał się z przyjętej pozycji.
    - Idę do łazienki, zaraz wracam - powiedział i wyszedł. Kiedy wrócił, zajrzał do torby z dostawy.- Mam deser. W ogóle... chcesz jakieś wino czy coś? - zapytał. Postawił na skrzyni kulki sezamowe. Wyjął wino i polał im do kieliszków.
    - To co? Odpalamy drugą część? - zapytał. Nigdzie mu się nie spieszyło. Ta leniwa atmosfera w pełni mu odpowiadała.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  178. - Nie wiem, czy idealny... ostatnia zima była całkiem sroga - odpowiedział rozbawiony.Słuchał, jak Jaime z pasją opowiada o filmach i musiał przyznac, że było w tym coś uroczego. Może dlatego pokiwał głową w zamyśleniu.
    - Jasne. Będziemy mieli co oglądać  - zgodził się.
     Noah nie zamierzał jakoś specjalnie namawiać Jaimego na alkohol. Po prostu traktował wino jako dobry sposób na zakończenie kolacji i podkreślenie leniwej atmosfery. Przy okazji zaś nie sądził, żeby tym trunkiem mogli się upić.
    - Podeślę ci stronkę - odparł i popatrzył z ukosa na Jaimego znad swojego kieliszka. Potem odstawił go na skrzynię powoli.- Wybacz, Jaime - westchnął, jakby z bólem, ale w jego oczach zalśniły ogniki. Chwycił go za kark i mocnym ruchem przyciągnął do siebie, żeby gwałtownie go pocałować. Naprawdę starał się nad sobą panować i nawet wyszedł, żeby ochłonąć, ale czuł się przy tym chłopaku dobrze, podobało mu się, jak ten ekscytuje się prostymi prawami, jak ożywiał się w jednej chwili. Może Noah myślał o nim czasem jako o "dzieciaku", ale nie z lekceważeniem, a czułością. O samym sobie wolał nie myśleć jako pedofilu, ale przecież Jaime był dorosły i cholernie seksowny, a to, że Noah na nowo odkrył sobie pociąg do mężczyzn, a konkretnie do tego jednego, nie pomagało.
    Kiedy po chwili go puścił, westchnął ciężko i przytulił do siebie.

    OdpowiedzUsuń
  179. Eve może nie brakowało inteligencji, ale mądrości życiowej już tak. Gdyby wszystko uprzednio przemyślała czy też poszukała przepisu, z pewnością nie wskoczyłaby na głęboką wodę, a raczej zdecydowała się na ugotowanie czegoś znacznie mniej skomplikowanego. Teraz jednak znalazła się w samym środku dużego supermarketu, bez pomysłu na siebie i obiad. Cóż, a trzeba było skupić się na zwykłej jajecznicy! Jaime był więc jak anioł zesłany jej z niebios. Może i miał ją za idiotkę, co wprawiało Eve w niebywałe zakłopotanie, ale przynajmniej obiecał jej pomóc. Rudowłosa była więc w stanie poradzić sobie ze wstydem, zacisnąć zęby i skupić na swoim celu. Na rozpamiętywanie swojego zachowania przyjdzie czas później.
    Uśmiechnęła się miło, kiwając przy tym głową z zainteresowaniem, gdy tamten opowiadał jej o sobie. Dla niej podobna wzmianka nie wydała się ani dziwna, ani też nie na miejscu. Ostatecznie Eve, mimo dość sporej obsesji na punkcie opinii innych i robienia dobrego wrażenia, była osobą dość towarzyską. Lubiła rozmawiać, lubiła też mówić o sobie. Może od czasu tamtego incydentu nieco mniej, ale wciąż nie miała nic przeciwko godzinnej rozmowie na temat mody czy jej projektów, których realizacja wciąż czekała na kupno wymarzonej maszyny.
    - Ratujesz mi życie takim przepisem! - Westchnęła z wyraźną ulgą, już gotowa, by ruszyć na podbój sklepowych półek. - Ja nigdy nie oglądałam tego typu rzeczy, choć pewnie powinnam zacząć. Może też się zainspiruję, chociaż ostatnio nawet nie mam czasu na oglądanie telewizji - wspomniała, nie wyjaśniając, że akurat w jej przypadku, w odróżnieniu do rówieśników z bogatych środowisk, jej czas był wypełniony pracą, a nie kolejnymi imprezami.
    Nie czuła jednak potrzeby, by się spowiadać. Co więcej, choć powtarzała, że była z siebie niezwykle dumna, w głębi duszy wciąż wstydziła się swojego upadku z chwały, co tylko potęgowała obecność osoby Morettiego. A jej niezręczność wzrosła jeszcze bardziej wraz z pytaniem o siostrę. Owszem, spodziewała się go, ale poniekąd miała nadzieję, że Jaime nie pamiętał, kto wchodził w skład rodziny Forbesów. Mimo to wcale nie zamierzała unikać tematu. Margo była jedyną osobą, która się jej nie wyparła, choć miała do tego najświętsze prawo. Nie była jej nic winna, a jednak wzięła ją pod swój dach, zaoferowała jej pracę i pomagała odnaleźć się w tym zbyt skomplikowanym świecie Eve nie miała prawa się jej wyprzeć. Nie chciała tego robić. Zaistniał tylko jeden, niezwykle krótki moment zawahania, w którym Forbes przypomniała sobie, jak bardzo jej ojciec dbał o reputację rodziny i jak bardzo wściekłby się, wiedząc, że rozpowiadała na prawo i lewo o jego nieślubnym dziecku. Ale Eve już nie należała do tej rodziny - Marc sam o tym zadecydował, dlatego spojrzała na Jaimiego odważnie, mówiąc:
    - Tak, siostra. Przyrodnia. Mamy... tego samego ojca.
    Może niepotrzebnie zdradziła mu aż tyle szczegółów, lecz czuła się niezwykle dumna, po raz kolejny przeciwstawiając się reżimowi najstarszego Forbesa.
    Eve musiała przyznać, że Jaime był naprawdę dobrym przewodnikiem. Dzięki jego prowadzeniu, ogrom sklepowych alejek wydał jej się nieco mniej przytłaczający, zresztą tak samo jak perspektywa przygotowania obiadu. Dziewczyna uważnie notowała każdy aspekt przepisu w swoim telefonie, przystając przy tym co chwilę, co nieco irytowało pozostałych sklepowiczów, ale w końcu nie mogła nauczyć się wszystkiego na raz, prawda? Kiedy każdy z potrzebnych produktów znalazł się w jej wózku, odpowiedziała na pytanie chłopaka.
    - Myślę, że to wystarczy. Dziękuję. - Uśmiechnęła się szeroko, by zaraz nerwowo przestąpić z nogi na nogę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydawało jej się, że nie powinna pozwolić, by tamten ot tak odszedł w swoją stronę bez wcześniejszego podziękowania. Ostatecznie poświęcił jej cenne minuty swojego czasu, a czas to pieniądz, jak zwykł mówić Marc Forbes. Eve rzecz jasna nie zamierzała płacić mu za okazane wsparcie, ostatecznie nie miała centa przy duszy, ale wydawało jej się, że mogła podziękować mu w nieco inny sposób. Co więcej, była niezmiernie ciekawa tego, co takiego Moretti robił w najzwyklejszym pod słońcem supermarkecie, a tej rozmowy nie chciała poruszać w samym środku pełnej ludzi alejki.
      - Hej, Jaimie... - zagadnęła. - A może chciałbyś wpaść... na tartę? - zaproponowała, spoglądając na niego spod grzywki.


      Eve

      Usuń
  180. - Rozumiem, że zostałem zarezerwowany na wyłączność, jeśli chodzi o to, kto może oglądać moją klatkę piersiową? Nie wiem, czy mój lekarz się z tobą zgodzi - odpowiedział rozbawiony. Nie miał nic przeciwko wizjom roztaczanym przez chłopaka, bo gdzieś tam oznaczały, że i Noah będzie mógł sobie bezwstydnie podglądać Jaimego. Jednocześnie jednak Moretti sprawiał, że plany wspólnego weekendu poza miastem stawały się dla Woolfa kwestią priorytetową. Zamierzał w najbliższych dniach przesłać chłopakowi kilka propozycji odpowiednich lokalizacji, żeby Jaime mógł wybrać to, co najbardziej mu będzie odpowiadało.
    Noah nie pomyślał o tym, że partner może inaczej odczytać jego intencje przepraszania. Po prostu wiedział, że miło spędzają czas i dość leniwie. Było to bardzo przyjemne i mężczyzna nie chciał tego psuć.
    - Choroba... Jaime... wychodzę na napaleńca - mruknął, ale odetchnął z ulgą na myśl, że chłopakowi nie przeszkadza to, że przerwał ich miły wieczór zachłannym pocałunkiem, bo zabrakło mu opanowania. Objął Jaimego mocno i przerzucił tak, żeby położyć chłopaka na kanapie i zawisnąć nad nim. - Inne rzeczy brzmią równie kusząco - dodał i pocałował go po raz kolejny, a potem spojrzał mu w oczy. - Dokończymy film... później, dobrze? - uśmiechnął się i ściągnął z siebie koszulkę, skoro Jaimiemu się to podobało. Następnie pochylił się nad nim i zaczął kąsać skórę na jego szyi.
    - Może to wcale nie moja wina, że jestem napalony? - zastanowił się cicho. - W końcu to ty się rumienisz - dodał złośliwie i spojrzał mu w oczy.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  181. Jak na dłoni można było zaobserwować, że Ivana miała zgoła inne podejście do życia niż Jaime i bynajmniej nie oznaczało to niczego złego. Po prostu ze względu na inne wychowanie oraz posiadanie tak licznego rodzeństwa, dla młodej kobiety oczywistym było, że przez ich rodzinny dom często przewijały się osoby pozornie z nim nie związane, a na pewno takie, których część domowników nie znała. W końcu każde z ich piątki posiadało własnych znajomych, których grono pokrywało się ze sobą tylko w znikomym stopniu, nie mówiąc już o licznych przyjaciołach ich rodziców. W domu państwa Marshall co rusz przebywał ktoś obcy, nie oznaczało to jednak, że taka osoba była traktowana zgodnie z tym określeniem, które w ich rodzinie właściwie nie funkcjonowało. Tutaj każdy był mile widziany i każdy mógł znaleźć swoje miejsce.
    — Ty też jesteś dla nas obcą osobą — odparła z przekornym uśmiechem, celowo podążając tokiem rozumowania chłopaka. — Ale czy to coś dla nas zmienia? — rzuciła w eter i gestem dłoni powiodła po domownikach, zarysowując w powietrzu półokrąg. — Nie wydaje mi się — dodała i mrugnęła do niego porozumiewawczo, dłużej jednak nie nękała Morettiego tym tematem. Zmuszona była nie tylko zająć się synem, ale jej uwagi domagali się również pozostali Marshallowie.
    Monique wyraźnie się ucieszyła, że chociaż jedna osoba wykazała entuzjazm dotyczący języka francuskiego, przez co tym chętniej miała podzielić się z brunetem swoim przepisem. Teraz jednak musiała skupić się na doprowadzeniu salonu i kuchni do względnego porządku; planowała podać jeszcze deser, ale musiała mieć gdzie to zrobić. Zastawiony pustymi, brudnymi naczyniami stół nie był do tego odpowiednim miejscem.
    Powracając natomiast do osób zgromadzonych na werandzie, raz Jerome miał ochotę nosić swoją babcię na rękach, innych razem znowuż schować się przed nią i jej badawczym wzrokiem w ciemnym kącie. Niemniej jednak, zgodnie z jego wcześniejszą prośbą, Yamila i tak pozostawała wyjątkowo oszczędna w słowach i zdecydowała się zwracać nie tyle nawet do Jaime’ego, to ich dwójki. Wzięła sobie do serca sugestię wnuka, by przypadkiem nie spłoszyć jego przyjaciela i wyjątkowo gryzła się w język.
    — Na rejs kutrem? — powtórzyła za nim i zacmokała, przez co bruzdy wokół jej ust stały się przy tym geście głębsze i ciemniejsze. Zaraz też przeniosła pełne zainteresowania spojrzenie na Jerome’a, na co ten jedynie wzruszył ramionami. — A skąd taki pomysł? — dopytała, wyraźnie zaciekawiona.
    — Tak jakoś, od słowa do słowa się zgadaliśmy — wyjaśnił wyspiarz i przycupnął na ławeczce po lewej stronie babki. — Poza tym ja też nie mam teraz okazji, żeby sobie popływać. W Nowym Jorku o to ciężko, chyba że zacznę pilotować promy kursujące na Liberty Island. Co o tym myślisz, Jaime? — zażartował, ze śmiechem zerkając na przyjaciela, choć właściwie nie był to taki głupi pomysł. W końcu łajba to łajba, prawda? I gdyby nie wyszło mu w budowlance, zawsze mógł spróbować z tymi nieszczęsnymi promami. Umiejętności już miał, musiałby tylko pewnie zdobyć odpowiednie uprawnienia, bo kto na Barbadosie przejmowałby się tym, czy rybacy posiadali patent czy też nie?
    — Uwaga! — Wraz z niespodziewanym, ostrzegawczym krzykiem Matiasa o balustradę werandy trzasnęła piłka. Odbiła się od desek, nikomu nie czyniąc przy tym krzywdy, ale w ogóle nieprzygotowany na ten atak Jerome aż lekko podskoczył, a Abisai nieomal wypuścił z ust fajkę. Yamila tylko pogroziła powykrzywianym artretyzmem palcem grającym w piłkę i zakołysała się lekko, dłonie wsparłszy na uchwycie wózka z butlą.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  182. Uśmiechnął się mimowolnie, kiedy Jaime oznajmił, że zwalnia lekarzy ze swojego małego ultimatum.
    - W takim razie musimy znaleźć naprawdę bezludną okolicę na nasz wypad - stwierdził. W końcu ktoś mógłby dojrzeć ich na plaży, czyż nie?Może nie było to do końca rozsądne, że się nawzajem nakręcali, ale Noah nie do końca był w stanie to ocenić. Słuchał paplania Jaimego i zajmował się pieszczeniem jego szyi. Potem czuł dłonie chłopaka na swoim torsie i wiedział, że obaj chcą bliskości. Kiedy chłopak objął go nogami i mocniej do siebie przyciągnął, Woolf westchnął ciężko.
    - To nie moja wina, że jesteś seksowny i cholernie dobrze się ciebie całuje - odparł i oddał się namiętemu pocałunkowi, podczas którego chciał jak najwięcej przyjemności zaczerpnąć z tej pieszczoty, jednocześnie ocierając się o niego.
    - Ale jeśli wolisz wrócić do filmu, to zrozumiem - dodał i uśmiechnął się złośliwie, gdyż ich ciała splatały się ze sobą w jednoznacznej pozycji. - Oczywiście... możemy też coś zjeść albo iść na spacer... - mówił cicho, muskając przy tym jego wargi. - Pomówić o podatkach czy coś... - stwierdził i ponownie pocałował go krótko. - Oczywiście, że nie odmówiłbym, gdybyś zaproponował, że mogę cię rozebrać i podziwiać twoje ciało na moim łóżku, ale zrozumiem, gdy dysputy o wyższości republikanów lub demokratów będą dla ciebie bardziej... ożywcze... - Tak, stanowczo chciał go drażnić. A może samego siebie uspokoić?

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  183. — Zgaduję, że jachty nie cuchną rybami — zauważył Jerome, a Yamila zarechotała wesoło. Kuter rybacki niewiele miał wspólnego z jachtem, o czym Jaime już niedługo miał się przekonać.
    — I nie istnieje ryzyko, że zaraz się rozlecą. — Babcia Marshalla wtrąciła swoje trzy grosze, wciąż nader rozbawiona ich rozmową, choć Jerome zgromił ją spojrzeniem. On sam niekoniecznie miał ochotę słuchać o rozlatujących się kutrach rybackich tuż przed wypłynięciem na rejs, a co dopiero Jaime. Nestorce rodu jednakże w żaden sposób nie można było zarzucić kłamstwa; żaden z mieszkańców Rockfield parający się rybołówstwem nie mógł pozwolić sobie na nową, wymuskaną łódź. Każda łajba była przekazywana z pokolenia na pokolenie, służąc w poszczególnych rodzinach przez kilkadziesiąt lat, jeśli nawet nie dłużej. Stąd wraz z upływającym czasem coraz częściej trzeba było dokonywać na nich najpierw drobnych, a później poważniejszych napraw. Tam ułamała się śruba, tu wyrobiło się łożysko lub wyrobiły się tłoki w silniku. Póki jednak kuter unosił się na wodzie i pruł fale, nie wymieniało się go na nowy model. Zresztą, nowy oznaczało w tym przypadku zakupienie po prostu młodszej, mniej wysłużonej łodzi, bo na taką wprost ze stoczni nikogo tutaj nie było stać.
    — Bylem tylko tych turystów nie usypiał — zaśmiał się i przeciągnął, rozleniwiony i odrobinę senny po późnym i obfitym obiedzie. Dopiero ten niefortunny wypadek z piłką nieco go otrzeźwił i Jerome uśmiechnął się, widząc, jak Jaime odkopuje piłkę jego braciom i Matiasowi.
    — Co tak siedzicie jak kołki! — Po kolejnych kilkunastu minutach zdyszany Diego, jeden z bliźniaków, podbiegł do werandy i uwiesił się na barierce, pozostając po jej zewnętrznej stronie. — Chodźcie zagrać z nami! Akurat będzie nas po trzech!
    Po prawdzie, Jerome nie miał nic przeciwko i spojrzał zachęcająco na przyjaciela. Nie minęło wcale wiele czasu od jego wyprowadzki z Barbadosu, ale wyspiarz zdążył zauważyć, że w Nowym Jorku nie pozwalał sobie na tak dużą beztroskę, za to powracając do Rockfield, zapominał o całym bożym świecie. I pomimo trzydziestu lat na karku, chętnie poganiałby za piłką wraz z rodziną, w której poczet już dawno wciągnął Morettiego.
    — To jak? Gramy? — zapytał, podczas gdy zarówno Diego, jak i Gian, Thian oraz Matias korzystali z chwili wytchnienia i popokładali się na piasku, nie zważając na to, że ten przylepiał się do ich spoconych ciał. W końcu na wyciągnięcie ręki mieli ocean, w którym można było zarówno się obmyć, jak i ochłodzić.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  184. Roześmiał się, kiedy usłyszał zastrzeżenie Jaimego. Uważał, że to dość zabawne, że chłopak potrafi odstawiać takie sceny zazdrości nawet bez żadnego sensownego powodu. A może powinien zacząć się obawiać? W końcu nie raz na imprezach biznesowych Noah zachowuje się tak, jakby zamierzał poderwać przynajmniej połowę znajdujących się na sali uczestników, chociaż był to jedynie jego sposób do osiągnięcia określonego celu. A może zwyczajnie lepiej będzie, jeśli jeszcze przez dłuższy czas Noah nie będzie zabierał Morettiego na takie okazje? Z resztą ich relacja rozwijała się powoli i nie musieli się spieszyć do łączenia swoich światów. Szczególnie, że ten należący do Woolfa nie bywał szczególnie zachęcający.
    - Przynajmniej starałem się stwarzać pozory opanowanego - odpowiedział wesoło na zarzut Jaimego. Był rozbawiony tym, że chłopak jest bardziej niecierpliwy od niego. W końcu zaczął go rozbierać, zanim Noah zdążył cokolwiek zrobić w tym kierunku.
    - Wedle rozkazu – odparł i pociągnął koszulkę Jaimego do góry, żeby z jego pomocą ją zdjąć. Dało to Noah możliwość obdarzania chłopaka dodatkowymi pieszczotami.
    W gruncie rzeczy niewiele było potrzeba, żeby zaczęli się nawzajem zakręcać. Mimo że Noah początkowo starał się hamować ich zapędy, w końcu odpuścił i pozwolił oddać się temu szaleństwu. Nic zatem dziwnego, że jakiś czas później nadal leżał na chłopaku, ale nieco zmęczony i zrelaksowany równocześnie.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  185. [[Cześć!
    Kurczę, najmocniej przepraszam, że odpisuję dopiero po prawie dwóch miesiącach, ale tuż po publikacji dostałam nową pracę i życie mnie totalnie wessało.
    Dziękuję pięknie za powitanie i pochwały, jest mi bardzo miło! <3 No i mam nadzieję, że uda mi się zapuścić tutaj korzenie. :D]

    Ness Rhys-Thorne

    OdpowiedzUsuń
  186. Noah nie myślał o tym, że mógłby się go wstydzić, a że nie chce ściągać na chłopaka swoich problemów i spraw. Już naraził go na niebezpieczeństwo, więc teraz zamierzał być ostrożniejszy i dbać, by Jaimemu nic się nie stało. Wiedział, że nie wszystko jest w stanie przewidzieć, ale przynajmniej mógł ograniczyć... potencjalne zagrożenie. Właściwie w ogóle nie zastanawiał się nad tym, z jakiej rodziny pochodzi Moretti. Niby powinien połączyć takie informacje jak własne mieszkanie, zakup drogiego obrazu i samochód z wysokim statusem społecznym, ale Noah... po prostu nie myślał w ten sposób o Jaimem. Celowo zapominał o kontekście, pozwalając, by ich relacja obejmowała tylko ich dwóch. Nie wnikał w jego rodzinę i nie mówił o swojej. Utrzymywał ich związek w izolacji.Na dobrą sprawę Noah nie do końca wiedział, kiedy znaleźli się w jego sypialni. Kwestia tego, jak tam dotarli, też wcale nie była oczywista. Grunt, że obecnie przytulali się do siebie, a Jaime był rozkosznie zmęczony, co Woolf obserwował z zadowoleniem.
    - Nie masz za co dziękować... Cała przyjemność po mojej stronie - odpowiedział Noah i uśmiechnął się lekko. Uniósł głowę i musnął wargami jego brodę. - I nie mam na myśli jedynie seksu - dodał żartobliwym tonem. - Cieszę się, że nie masz mnie za starego nudziarza i wizyta w muzeum cię nie zabiła - przyznał. Sztuka pochłaniała znaczną część jego życia i miała duże znaczenie, więc wizyta w każdym muzeum była dla niego istotna. Naprawdę było mu miło, że Jaime chce mu towarzyszyć w takich wycieczkach.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  187. [Dziękuję za powitanie! Pamiętam jak wpadałam na NYC dawno, dawno temu i Jaime wtedy prowadził mniej odpowiedzialny tryb życia. Fajnie widzieć, że postać nadal funkcjonuje na blogu pomimo upływu czasu i ewoluuje :D
    W razie chęci na wątek wpadnij do nas to coś na pewno ustalimy.]

    Leo Rossi

    OdpowiedzUsuń
  188. Cóż, być może w teorii wcale nie ratował jej życia, ale osobę Eve cechował szczególny dramatyzm, a momentami wyolbrzymione, wręcz teatralne zachowanie. Zatem mówiąc, że uratował jej życie, miała na myśli tyle, co uratował ją od skompromitowania się w oczach siostry oraz nieudanej pieczeni. A to w świecie panny Forbes, który ostatnimi czasy składał się na naukę budżetowania i mycie toalet było już naprawdę wiele. Nie umarłaby z głodu, jedząc same zupki chińskie, co wcale nie znaczyło, że smaczna tarta nie poprawiłaby jakości jej życia oraz kontaktów z siostrą, na której bez przerwy chciała zrobić dobre wrażenie, jakby wynagradzając jej lata, kiedy jej egzystencję traktowała jak powietrze (i to dosłownie, ponieważ Margo przez wiele lat nawet nie wiedziała o jej istnieniu).
    Uśmiechała się miło, gdy opowiadał jej tych mroźnych, listopadowych porankach oraz o swoim zamiłowaniu do gotowania. Nie do końca rozumiała, jak to jest lubić gotować, ostatecznie dla niej stanie nad garami stanowiło czynność niezwykle karkołomną i nudną, jednak przypuszczała, że dla wielu godzinne ślęczenie nad projektami również nie jawiło się jako szczególnie interesujące. Każdy miał swoje bolączki i swoje pasje. Tak było lepiej. Ludzie uczyli się od siebie nawzajem i uzupełniali się. Kucharze gotowali dla tych, którzy nie umieli dobierać odpowiednich smaków, a projektanci tworzyli dla tych, którzy nie obsługiwali maszyn do szycia. Nie oznaczało to jednak, że zarówno jedni, jak i drudzy, nie mogli nauczyć się elementów z przeciwnej dziedziny. Dlatego też Eve zarzekała się, że nauczy się gotować, nawet jeśli miała opanować tylko najłatwiejsze z przepisów.
    Zauważała jego zakłopotanie, ale mimo to nie żałowała, że powiedziała mu prawdę. Bo niby co, miała udać, że nie ma siostry? Miała ją. Miała najlepszą siostrę, jaką mogła sobie tylko wymarzyć. A fakt, że były tylko przyrodnim rodzeństwem, nie miał dla niej większego znaczenia. To nie ona ani Margo powinny się wstydzić, lecz ich ojciec. Słysząc wypowiedź Jaimiego, wzruszyła więc tylko ramionami, a na jej twarzy wykwitł dumny uśmiech, jakby tym samym chciała mu pokazać, że obecność Margo w jej życiu była najzwyczajniejszą rzeczą na świecie.
    - Musiałam. To moja siostra. Nie będę się jej wypierać - wyznała bez dozy wstydu w głosie.
    I niech się Marc martwi, jak jego przygodny seks wpłynie na jego reputację. To nie była jej sprawa.
    - Zapewne masz rację. - Pokiwała głową, gdy wspomniał, że za drugim razem nie będzie tak źle. - Ja nie mogę powiedzieć, że wiem, o czym mówisz, bo uwielbiam chodzić po sklepach. Ale tylko tych z ubraniami. - Zaśmiała się cicho.
    To faktycznie mogło być dość pomocne porównanie. W końcu bez najmniejszych problemów odnajdywała się wśród najmodniejszych butików w Nowym Jorku. Mało - odnajdywała się bez problemu w Nowym Jorku, więc dlaczego supermarket miał być dla niej aż tak dużym wyzwaniem? Musiała dać sobie radę, nie było innej opcji.
    Ucieszyła się, gdy tamten zgodził się na jej propozycję, klaszcząc przy tym dłonie na znak entuzjazmu.
    - Świetnie! To może spotkamy się za jakieś... dwie godziny? - zaproponowała. - Podam ci adres. Tym sposobem zdążysz schować mrożonki.
    To rozwiązywało jego zakłopotanie, które widocznie malowało się na jego twarzy, gdy wyszli ze sklepu. Przy tym wszystkim Eve miała nadzieję, że zanadto go nie spłoszyła. Naprawdę niewiele osób, którymi obecnie się otaczała, rozumiało, jak to jest, gdy ktoś z dziedziczki fortuny staje się zwykłym, szarym obywatelem w przeciągu jednej nocy. Nie miała pojęcia, jaka była historia Jaimiego i dlaczego chłopak Morettich robił zakupy w Walmarcie i opowiadał jej o oglądaniu Master Chefa, ale coś widocznie było na rzeczy. Nie zamierzała jednak zadawać ciekawskich pytań, a przynajmniej nie teraz. A może wspólne gotowanie miało rozluźnić mu język.

    Eve

    OdpowiedzUsuń
  189. Jerome nie planował udziału w meczu, ale kiedy obserwował grę chłopaków, aż mrowiło go całe ciało. Nabrał ogromnej ochoty na to, by tak po prostu beztrosko się poruszać i poganiać za piłką jak za dawnych lat, kiedy jedynym jego problemem było to, czy odrobił już zadanie domowe, czy też nie. Stąd, kiedy już Jaime przystał na udział w zabawie, Jerome wyjątkowo ochoczo zrzucił nie tylko buty, ale i koszulkę, pozostając w krótkich spodenkach. Chciał przy okazji złapać odrobinę barbadoskiego słońca, a poza tym po wszystkim planował kolejną kąpiel w oceanie i wcale nie przejmował się przy tym, że nie miał tutaj ubrań na zmianę.
    Panowie sprawnie rozlosowali drużyny, każdego z bliźniaków rozmieszczając w jednej z nich, co szybko okazało się błędem. Tak jak bowiem na początku gry jeszcze jakoś ich rozróżniali, tak ledwo kilka minut później, w miarę jak ich oddechy coraz bardziej przyspieszały, bliźniacy jakby stali się jedną osobą. Tak jak pierwsze złe podania każdego denerwowały, tak później byli już w stanie tylko się z tego śmiać i kiedy w ferworze walki Jerome znowu podał nie temu bliźniakowi, co trzeba, z jękiem i zrezygnowaniem zwalił się na piasek. Reszta, po strzeleniu gola przez triumfującego Diego, poszła jego śladem i już po chwili wszyscy, zziajani i zasapani, leżeli na ciepłym piasku, który przyklejał się do ich spoconych ciał.
    Tym sposobem zakończyli mecz bez sędziowskiego gwizdka. I kiedy tylko nieco odsapnęli, to najmłodszy Thian pierwszy poderwał się na nogi i pognał ku muskającym brzeg falom, by zaraz zanurkować w oceanie, który tego wieczora był wyjątkowo spokojny. Reszta nie potrzebowała zachęty, by podążyć jego śladem. W przeciągu kilku kolejnych minut (niektórzy bardziej ociągali się z podniesieniem z piasku) wszyscy znaleźli się w wodzie i dołączyła do nich nawet Ivana, która pozostawiła śpiącego Yoela pod opieką dziadków oraz prababci, którzy obserwowali bawiąca się młodzież z tarasu.
    Nie wiedzieć nawet, kiedy, zastał ich zachód słońca, choć nikomu nie spieszyło się do domu. Stąd część osób rozsiadła się na tarasie, część natomiast przed nim i spędzili tak jeszcze trochę czasu, rozmawiając o wszystkim i o niczym, póki nad Rockfield nie zapanowała rozgwieżdżona noc. Wtedy też Ivana oraz Matias powoli udali się w swoją stronę, a niedługo po nich z Marshallami pożegnali się również Jaime oraz Jerome. W końcu już jutro czekał ich wielki dzień! A właściwie, to ich przygoda miała rozpocząć się ledwo za kilka godzin, bo też planowali wypłynąć jeszcze przed wschodem słońca, tak by ten mógł ich powitać już na otwartych wodach.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  190. Weekend spędzony z Jaimem był dla Noah miły na wiele sposobów. Cieszył się też, że chłopak został z nim na noc. Miło było wiedzieć, że Moretti nie próbuje od niego uciekać przy najbliższej okazji. Cała ta relacja była dla Woolfa czymś nowym i w sumie starał się za bardzo nie myśleć, dokąd to zmierza. Grunt, że obaj byli zadowoleni.
    Wkrótce Jaimego pochłonęła sesja,a Noaha praca. Z resztą Woolf starał się zapewnić sobie kilka obiecanych dni wolnego, dlatego wszelkie sprawy starał się z wyprzedzeniem pozałatwiać. Oczywiście widywali się, dzwonili do siebie i pisali, ale wspólny czas był bardzo ograniczony. Udało im się zarezerwować miejsce na wakacyjny wypad, a także zaplanować termin wyjazdu. Noah też cieszył się z każdego zdanego przez Jaimego egzaminu, gdyż każdy kolejny oznaczał zbliżającą się wolność chłopaka.
    Wreszcie nadszedł dzień wyjazdu. Noah nie miał problemu ze spakowaniem się, ponieważ był w tym wprawiony. Wrzucił swoje rzeczy do plecaka, a tylko w podręcznej listonoszce miał laptop i swój notes, z którym nigdy się nie rozstawał. Kiedy Jaime napisał, że jest w pobliżu, mężczyzna zszedł do niego i potem sprawnie spakował się do jego samochodu.
    - Muszę przyznać, że to całkiem wygodne, kiedy chodzi się z chłopakiem z własnym autem - stwierdził żartobliwie i pocałował go lekko. Ostatnio starał się nieco wyraźniej wspominać, że ich randkowanie dla niego oznacza, że Jaime jest jego chłopakiem. Jego. Może było to zaborcze zachowanie, ale Noah nie miał szczęścia do związków i teraz jakoś wbrew własnym odruchom nie potrafił nie sygnalizować, ale coś uważa za "własne".
    - Jasne, że gotowy - dodał. Wyruszyli i wszystko wskazywało na to, że czeka ich przyjemny weekend.
    - Myślę, że możemy zatrzymać się w jakimś sklepie bliżej celu. Przy okazji może dowiemy się, gdzie co jest, gdyby zaszła jakaś nagła potrzeba. Możemy też wpaść gdzieś na obiad - zaproponował Noah. Rozsiadł się wygodnie w fotelu. Właściwie nie przywykł do takiego komfortu podróżowania. Jednak metro, pociągi i autobusy były mu bliższe, a od czasu do czasu korzystał z samolotów. Teraz rozejrzał się z ciekawością po wnętrzu. Czasami wypożyczał auto, ale to nie to samo, co własne.
    - Ostatnio zastanawiam się, czy nie zainwestować we własny pojazd - stwierdził.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  191. - Cieszę się, że wreszcie możemy się wyrwać z miasta na chwilę. Zaczynałem być co najmniej nerwowy – przyznał. Ogólnie wiadome było, że Noah nie potrafi długo siedzieć w jednym miejscu i wyjazdy są mu potrzebne jako kuracja na skołatane serce.
    - Ale to będzie twój czwarty rok… Będziesz miał w ogóle czas na coś poza uczelnią i pracą? – zapytał. Nie to, że czuł się zaniedbany. Po prostu nie chciał, żeby Jaime wziął na siebie za dużo.. i zamierzał zadbać, żeby zawsze miał trochę wolnego. Choćby to miało oznaczać przywiązanie go do łóżka. Choć to akurat mogłoby być przyjemne dla nich obu.
    - Wiesz… niby nie potrzebuję samochodu, radzę sobie bez niego… ale z drugiej strony… może nie głupio byłoby wozić samemu swój własny tyłek – przyznał. Potem pokręcił głową. – Nie mam jeszcze nic szczególnego zaplanowanego. Właściwie jestem na etapie oceniania mojego budżetu po kupnie mieszkania. Na pewno nie stać mnie na nic nowego, ale może złapię coś sensownego chociaż… rozglądam się dopiero – zapewnił. – I raczej coś małego, żeby dało się to porzucić w razie czego, a nie jeździć po okolicy w poszukiwaniu miejsca parkingowego – dodał. Noah nie wiedział jeszcze, że kilka dni po powrocie znajdzie właśnie swoją perełkę, ale będzie miała o dwa koła mniej, niż planował.
    Noah też się uśmiechał. Chyba obaj nie mogli się doczekać ich wspólnego wypoczynku. Woolfowi wcale nie przeszkadzało, że Jaime jedzie ostrożnie. Kiedy w końcu wyjechali z miasta, Noah sięgnął po aparat i zrobił zdjęcie chłopakowi skupionemu na drodze przed nim.
    Kiedy byli bliżej celu, zrobili zakupy. Miały być nie takie duże… ale rozrosły się aż nazbyt. Do tego Noah namówił, Jaimego, żeby na obiad zatrzymali się w lokalnej naleśnikarni. Intuicja nie zawiodła Woolfa i knajpka okazała się strzałem w dziesiątkę, o czym Noah zamierzał napisać po powrocie.

    Noah

    OdpowiedzUsuń