Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

[KP] „Can't escape the fallout.”

Jaime Moretti
https://images90.fotosik.pl/529/82fef62d4d6e8313gen.png    https://images92.fotosik.pl/530/b9ad10e6dac1f618gen.png    https://images92.fotosik.pl/530/6247c43ea213c5d3gen.png    https://images89.fotosik.pl/529/3e0ebd5bdc6cd777gen.png    https://images89.fotosik.pl/529/ed376a265469a11agen.png

But the blood on my hands scares me to death...

14 lipca 2000 rok — student antropologii sądowej na NYU — jego mózg nie broni się przed nadmiarem informacji — jeden z najlepszych studentów na swoim wydziale — pochodzi z Miami — dzieciak z bogatego domu — świadek morderstwa swojego brata — You can't wake up, this is not a dream — mniej pije — bardzo rzadko chodzi na imprezy — ogranicza inne używki — stara się zachowywać bardziej racjonalnie — najczęściej walczy na ringu — chce postępować bardziej odpowiedzialnie i rozsądnie — pragnie nawiązywać zdrowe relacje — kilka bliższych znajomości nadzieją na lepsze jutro — I'll be good, I'll be good and I'll love the world like I should

...Maybe I'm waking up today...
I'm kinda like a perfect picture with a broken frame
© BLACK DREAMER

Cześć! W karcie przewija się Sarah Jeffery, Halsey i Jaymes Young, w tytule Unsecret x Neoni. Na zdjęciu Tom Holland. Jaime czyta się przez "h". Szukamy powiązań do najróżniejszych wątków, szalonych, ale i spokojniejszych :)

201 komentarzy

  1. [Pierwsza! Jak wiesz, kartę masz śliczną, a hot zdjęcie zasługuje na jakąś specjalną nagrodę :D]

    Noah spojrzał rozbawiony na chłopaka, gdy ten stwierdził, że jakoś wciśnie Woolfa w swój grafik. Noah miał świadomość, że to wcale nie taka prosta sprawa, ale bawiło go, że Jaime czuł potrzebę zapewnienia go o swoich intencjach.
    Potem Noah uśmiechnął się lekko w podziękowaniu.
    - Dam znać, jeśli będę miał wątpliwości, i możesz być pewien, że będziesz pierwsza osobą, do której pojadę swoim nowym pojazdem. Musisz mi obiecać, że odważysz się być moim pasażerem – stwierdził wesoło. W końcu Moretti nigdy nie miał okazji jechać z Woolfem i mógł mieć całkiem uzasadnione wątpliwości, czy jazda z nim jest bezpieczna.
    - Będę miał ładną tapetę na lapku – odparł Noah z zadowoleniem. Faktycznie zdjęcie wyszło dobrze. Jaime nie był szczególnie wyraźny, bo słońce powodowało, że wydawał się nieco rozmyty, okulary dodawały mu tajemniczości, a odcienie pomarańczowego nadawały fotografii niezwykłości. Poza tym… Noah nie myślał specjalnie o tym, że Jaime może czuć się niekomfortowo ze zdjęciami. Raczej skupił się na tym, że chce utrwalić zadowolenie widoczne na jego twarzy.
    Miło minęła im podróż, ale kiedy wysiedli przed domkiem, Noah wyciągnął się i odetchnął.
    - Nareszcie – stwierdził. – Faktycznie ładnie – przyznał i podążył za Jaimem, żeby zabrać plecak, torbę i cześć zakupów.
    - Otwieraj. Jestem ciekawy widoku z drugiej strony – stwierdził, a gdzieś w przelocie skradł mu buziaka. Widać było, że wyjazd z domu działał jak lek na humorki Woolfa. Jak był na jakiś prochach, a naprawdę był czysty jak łza. Nawet nie pił poprzedniego wieczora!
    Wreszcie weszli do przytulnej chatki. Nie była szczególnie duża, ale mieli wszystko, czego mogliby potrzebować. I kominek. I miękki dywan przed nim. Przez myśl Noah przeszła pewna niebezpieczna myśl, ale odsunął ją od siebie.
    - Zobacz jezioro! – zawołał do Jaimego, gdy otworzył wyjście na taras z drugiej strony.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  2. Noah uśmiechnął się z satysfakcją, kiedy Jaime stwierdził, że nie powinien przesadzać z tapetą… podczas gdy Woolf wcale nie żartował. Stanowczo Moretti nie powinien go lekceważyć. Właściwie miał kilka pomysłów, jeśli chodzi o to, jakie zdjęcia chłopaka chciałby zdobyć do swojej kolekcji.
    Obaj wyraźnie ekscytowali się z powodu wyjazdu i możliwości spędzenia weekendu tylko we dwóch. I chociaż zwiedzanie domku nie zajęło im zbyt wiele czasu, można stwierdzić, że pierwsza ocena wypadła bardziej niż pozytywnie. Wtedy Jaime zaczął się rozbierać i Noah nie potrafił odwrócić wzroku. Chociaż spotykali się już trochę, to stanowczo nie znudził mu się widok chłopaka w samych bokserkach. Właściwie dla Woolfa mógłby być bez nich. Niemniej roześmiał się, kiedy zobaczył, że nie jest to zwykła bielizna, a kąpielówki. Stanowczo wakacyjne klimaty pasowały do Morettiego, a seksowna klatka powinna być pokazywana częściej.
    Noah miał właśnie obrócić się, żeby nieco porozkładać ich rzeczy, kiedy Jaime pocałował go namiętnie. Z tym Woolf zdecydowanie nie zamierzał walczyć.
    I tak, ledwie powstrzymał się przed wyjęciem aparatu fotograficznego, kiedy rozebrany chłopak był obok niego w pięknej scenerii. Nim jednak Noah zdążył cokolwiek zrobić, chłopak pognał na brzeg jeziora. Mężczyzna uśmiechnął się szeroko i oparł na barierce. Musiał przyznać, że widok z tarasu nabrał dodatkowych walorów.
    Woolf roześmiał się, kiedy usłyszał zaproszenie. W przeciwieństwie do Jaimego nie był tak dobrze przygotowany, dlatego zdjął t-shirt i buty, ale na brzeg poszedł w krótkich spodenkach, w których przyjechał. Zanurzył stopy w wodzie.
    - Zimna, ty cholero – stwierdził i cofnął się na brzeg, ale tylko po to, by nabrać rozpędu i wskoczyć do wody w miejscu, gdzie widział, że Jaime jest znacznie zanurzony.
    Noah

    OdpowiedzUsuń
  3. Noah wypłynął i odetchnął. Lubił pływać i zupełnie nie potrzebował do tego basenów. Rzeka, jezioro i morze były jak najbardziej odpowiednie.
    - Taki…? – zapytał Noah i zmarszczył brwi. – Co masz na myśli? – dopytywał. Nie wiedział, co Jaime chciał mu powiedzieć i dlaczego wyglądał na zaniepokojonego. Czemu Noah miałby... obrażać się czy cokolwiek?
    A tymczasem Jaime pocałował go znowu i Noah pomyślał, że tak właśnie wyobrażał sobie ich wspólny wyjazd. Dogadywali się, zwykle dużo rozmawiali, a w międzyczasie całowali i robili inne rzeczy, które obu sprawiały przyjemność.
    Kiedy Jaime odpłynął, Noah położył się na wodzie i zamknął oczy. Lubił tak dryfować, jakby nic na świecie go nie dotyczyło. Gdy dotknął stopą pomostu, stanął na nogach i spojrzał na chłopaka.
    - Może nie musieli… ale jeśli będziemy chcieli, to co stoi na przeszkodzie? – odparł Noah. Noc zapowiadała się raczej ciepło, ale atmosfera kominka mogła im obu się spodobać.
    - To świetne, że mamy kawałek plaży tylko dla siebie – przyznał. Chwycił pomost i wyskoczył tak, żeby podciągnąć się na niego i położyć na deskach. Miał zamiar się nieco osuszyć w słońcu.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  4. Noah uśmiechnął się lekko. Nie wiedział, że dla Jaimego ten wyjazd jest tak ważny. Woolf potrafił spakować plecak w kilka chwil i wyjechać… właściwie z kimkolwiek. Zdarzały mu się także wyjazdy z przyjaciółkami… Nie pomyślał, że Moretti traktuje to tak bardzo poważnie, ale było w tym coś miłego – poczucie, że komuś zależy. Z pewnym niepokojem Noah stwierdził, że mu się to podoba.
    - Rozumiem… i doceniam – odpowiedział zgodnie z prawdą.
    Noah obserwował z pomostu Jaimego. Kiedy ten znalazł się obok niego, Woolf uśmiechnął się łagodnie. Pocałunek stanowczo dopełnił szczęście mężczyzny.
    - Liczę na to, bo mam do poderwania jednego ponętnego chłopaka – odparł rozbawiony. Czując dotyk palców Jaimego na sobie, Noah przygryzł wargę. Stanowczo podobało mu się to, że jego partner wiedział, czego chce i przy tym potrafił się bawić. I wiedział, jak go pobudzić. A jednak Woolf nie zamierzał dać się sprowokować tak łatwo.
    Potem Jaime znowu wskoczył do wody.
    - Nie odpływaj za daleko! – zawołał za nim Noah. Podniósł się i chociaż był już nieco obsuszony, rozpędził się i ponownie wskoczył do wody. Tyle że tym razem wynurzył się znacznie dalej, w drodze do Jaimego. Nabrał powietrza i ponownie zniknął pod wodą. Tym razem nie wypłynął od razu. Pod powierzchnią chwycił chłopaka i pociągnął go niespodziewanie w dół. Potem wypłynęli obaj.
    - Ktoś mógłby cię porwać.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  5. Roześmiał się, kiedy Jaime zasugerował, że może chodzić o innego chłopaka. Już pomijając fakt, że byli sami, to Moretti był pierwszym chłopakiem od dawna, jakim Noah się zainteresował, dlatego nie sądził, żeby szybko inny wpadł mu w oko. A przynajmniej nie w kwestii umawiania się. Seks to zupełnie inna sprawa, jednak Noah zdecydowanie nie zamierzał zdradzać Jaimego. Nie chciałby się znaleźć po drugiej stronie, więc komuś innemu też by tego nie zrobił. Poza tym... Podobał mu się Jaime i od dobrych kilku tygodni naprawdę nie myślał o nikim innym. Nie w tym kontekście.
    Noah chciał trochę nastraszyć Jaimego, ale na pewno nie skrzywdzić. Bardziej był ciekawy jego reakcji, odruchów. Testował ich relację, żeby wiedzieć, czego się po nim spodziewać. Nie zrobiłby jednak nic, co naprawdę mogłoby zagrażać Morettiemu.
    - Grzeczny chłopiec - stwierdził żartobliwie Noah i pocałował go lekko. - I nie możesz mieć pretensji, że się o ciebie troszczę - dodał i pocałował go po raz kolejny. Musiał przyznać, że bawiło go uważne spojrzenie Jaimego.
    - Chodźmy... - zgodził się. - Chyba, że chcesz jeszcze popływać. To ja rozpakuję torby i wrzucę przy okazji alkohol do lodówki - zaproponował. Pocałował go jeszcze raz i odsunął się. - Przy okazji załatwię ci jakiś ręcznik - stwierdził wesoło i odpłynął w stronę brzegu.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  6. Cóż… Noah nie wiedział nic o wyczynach Jaimego na Barbadosie, a miał niekiedy głupie pomysły. Gdyby ciągle był rozsądny i opanowany, może nie wpadałby w liczne tarapaty. Czasem jednak odbijało mu i chciał zaszaleć, powydurniać się czy coś podobnego. Ostatnio jednak starał się nad sobą panować na tyle, by nie sprowadzać na siebie śmiertelnego zagrożenia. Z resztą… zwyczajnie dojrzał i zaczął inaczej patrzeć na pewne rzeczy.
    W końcu zajęli się rozkładaniem rzeczy, a Jaime podjadaniem przy okazji.
    - Możemy – zgodził się Noah, choć pomyślał raczej o tym, że mogą spać na nago przed kominkiem na tym podejrzanie miękkim dywaniku. Niemniej ważne było to, żeby byli zadowoleni.
    I faktycznie Woolfowi nie przeszkadzało to, że chodzi w spodenkach. Głownie dlatego, że na Jaimego miał jeszcze lepszy widok. Schlebiało mu też, że chłopak go tak obserwuje.
    Kiedy rozpakował wszystko i pochował napoje do lodówki, wziął swoją torbę i wyjął laptopa, żeby włączyć muzykę.
    - Pójdę się przebrać w coś suchego – stwierdził w końcu i zniknął z torbą w sypialni. Wrócił kilka minut później w czystych rzeczach – spodenkach i koszulce. Usiadł przy komputerze i zgrał zdjęcie, które zrobił po drodze, aby ustawić je na tapecie. Jeśli Jaime wątpił, czy Noah naprawdę to zrobi, teraz mógł zwyczajnie sprawdzić.
    – Przyniosę drewno, widziałem je koło domku. Nie będziemy musieli potem zbyt długo zajmował się układaniem ogniska – zaproponował.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  7. Cóż… Noah nie udostępniał zdjęcia Jaimego innym ludziom, a jedynie pozwolił sobie na małą przyjemność na ekranie. Przecież zdjęcie nie przedstawiało chłopaka w żadnej ośmieszającej czy upokarzającej sytuacji. Raczej nadawała jego twarzy więcej tajemniczości, ponieważ promienie słoneczne sprawiały, iż Jaime wyszedł nieco mniej wyrazisty, a za to bardziej… jak istota magiczna, nie ludzka.
    Wyjazd oczywiście był okazją do wzajemnego poznawania się, ale jednocześnie stanowił pewne potwierdzenie ich relacji. Przede wszystkim sprawdzał, jak sobie radzą w zwykłych sytuacjach, jak porządkowanie zakupów i dzielenie się obowiązkami. Należało przyznać, że jak na razie wychodziło im to całkiem naturalnie i Noah był z tego naprawdę zadowolony. Kiedy Jaime szykował kolację, Woolf przygotował wszystko do rozpalenia ognia w kominku. Wstrzymał się jednak z tym ostatnim, ponieważ jeśli planowali jakiś spacer, nie powinni zostawiać ogniska w domu.
    - Myślę, że możemy.. weźmiemy jakiś kocyk i poleżymy na mostku? Stamtąd powinno być je dobrze widać – zaproponował Noah, kiedy Jaime wyraził swoją chęć oglądania gwiazd.
    - Może przy okazji zrobię kilka zdjęć? – zastanowił się. – Nie mam jeszcze konkretnego pomysły na wpis na bloga, ale z pewnością coś z tego wyjazdu powstanie. I zapewniam, nie umieszczę w sieci nic na twój temat. Tak jest bezpieczniej i przy okazji mogę dalej być choć częściowo anonimowy. Z tobą na zdjęciach moja anonimowość umarłaby śmiercią tragiczną, bo na pewno ktoś chciałby się dowiedzieć, gdzie znalazłem takiego seksownego chłopaka. – Niby Noah mówił z poważną miną, ale po jego oczach widać było, że raczej bawi się samą możliwością ukrywania chłopaka przed światem jak jakiegoś drogocennego skarbu.
    Z resztą… może faktycznie go ukrywał? Nic nie powiedział Jen o tym, że umawia się z Jaimem. Inna sprawa, że w ostatnim czasie miał niewielki kontakt z siostrą i nawet nie wiedziałby, jak rozpocząć taką rozmowę.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  8. Noah nawet nie pomyślał, że zdjęcie na tapecie laptopa mogłoby być dla Jaimego czymś niekomfortowym. Gdyby chłopak powiedział o tym wprost, to Woolf z pewnością wziąłby to pod uwagę. Tymczasem brał to za żarty.
    - Brzmi jak dobry plan – stwierdził Noah i pokiwał głową. – Możemy na początek spróbować z kocem, a potem w razie czego wziąć się za materac.
    Mężczyzna zauważył, że Jaime jest przytulakiem. Zupełnie mu to nie przeszkadzało, ale uśmiechnął się rozbawiony, kiedy Moretti ponownie znalazł się w jego ramionach. Noah przeczesał palcami jego włosy.
    - Nie chcę, żeby ktoś zawracał nam głowę – przyznał. Ułożył dłoń na jego karku i podrażnił paznokciami. Chwila czułości, nim zajmą się resztą świata.
    Potem wrócili do swoich zadań. Kiedy Jaime gotował, Noah przygotował ich łóżko i sprawdził, czy niczego im nie brakuje. Zamknął też drzwi od strony wejścia, bo jasne było, że raczej będą korzystali z przejścia wprost do jeziora. Ustawił rzeczy do kolacji, a Jaime serwował potrawę. Wreszcie usiedli na tarasie. Popijali drinki i cieszyli się zachodzącym słońcem.
    - Możemy. Łódkę albo jakiś kajak – zgodził się. – A może jakieś rowery? Zobaczymy, co uda nam się znaleźć w okolicy – dodał i uśmiechnął się do niego. – Pływałeś kiedyś motorówką? – zapytał.
    Noah

    OdpowiedzUsuń
  9. Noah nie zdawał sobie sprawy z tego, że dla Jaimego dotyk ma tak duże znaczenie. Właściwie wiele nie wiedział o chłopaku, ponieważ zwykle unikali drażliwych czy intymnych tematów. Woolf powtarzał sobie, że mają na to wszystko czas, że zadane pytanie wymaga odpowiedzi, gdyż w innym przypadku zalega nieprzyjemną ciszą, że otwartość wymaga tego samego z obu stron… I nie czuł się na to wszystko gotowy. Było mu wygodnie z uśmiechniętym Jaimem, ich drobnymi przyjemnościami i czasem spędzonym na błahych rozrywkach. Było mu dobrze z tą całą beztroską, z której korzystali.
    - Zapominam czasem, że jesteś z tych bogatych chłopców – przewrócił oczami. – Ale to dobrze, możemy wykorzystywać twoje umiejętności – dodał z uśmiechem. – Moje doświadczenie na wodzie jest bardziej ograniczone. Najwyraźniej rejs po Atlantyku powinien znaleźć się na mojej liście rzeczy do zrobienia przed śmiercią – dodał żartobliwie.
    Kiedy Jaime zabrał się za przygotowywanie im legowiska, Noah dorobił drinki i przygotował przegryzki. Wyjął też swój aparat i obiektywy, żeby móc porobić kilka zdjęć. Z tym wszystkim wyszedł na pomost. Postawił tacę w ich zasięgu i położył się obok chłopaka.
    - Mam, mam – zapewnił i podał Jaimemu szklankę. Potem spojrzał w niebo.
    - Niby wszędzie to samo, ale nie takie samo, prawda? – westchnął.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  10. Cóż… Noah nie był uprzedzony do osób bogatych, chociaż często takie osoby zwyczajnie nie znały życia, z jakim borykali się ci biedniejsi. Nie oznacza to, że nie mieli swoich problemów. Po prostu Noah zauważył, że w pewnych sprawach osoby majętne reagowały w podobny sposób. Nie chciał na pewno obrazić Jaimego. Właściwie przypomniał sobie o tym „typie” w społeczeństwie.
    - Mówisz? – zapytał. – Wcześniej jakoś nigdy o tym nie myślałem, ale teraz… w sumie mało się pisze o pływaniu, ponieważ zwykle ludzie myślą o tym w perspektywie… to dla bogatych. A może można pokazać to od strony bardziej przeciętnej grupy odbiorców – zastanowił się. – W wolnej chwili poszukam informacji na ten temat. To byłoby niezły temat na mały cykl podróżniczy – stwierdził. Potem jednak otrząsnął się ze swoich myśli.
    - W Nowym Jorku… naprawdę trudno je dostrzec – westchnął, patrząc w gwiazdy. – Oj nie… - pokręcił głową rozbawiony. – Znam się na GPS-ie i mapie. Gwiazdy to stanowczo za dużo dla mnie – zapewnił. Obrócił się na bok i popatrzył na Jaimego.
    - A ty? Jesteś mądry, więc możesz wiedzieć takie rzeczy – zauważył żartobliwie.
    - Zgubiłeś się kiedyś tak, że musiałeś sobie radzić bez pomocy telefonu? – zapytał z ciekawości. Jemu zdarzyło się to nie raz i zawsze jakoś odnajdywał drogę, ale było mu łatwiej, ponieważ rzadko jego cel był na tyle jasny, by prowadziła do niego tylko jedna droga.
    Noah

    OdpowiedzUsuń
  11. Noah uśmiechnął się łagodnie, kiedy Jaime podjął temat rejsu. To było miłe, że chłopak podejmował rozmowę nawet wtedy, gdy niekoniecznie interesował się zagadnieniem.
    - Z pewnością wolałbym przetestować to na własnej skórze. Nie lubię pisać o czymś, czego sam nie doświadczyłem - przyznał. - Musiałbym, jak mówisz, znaleźć sporo czasu i postarać się o odpowiednio długi urlop, a nie sądzę, żebym na razie taki dostał. Chyba, że na statku byliby ze mną naprawdę bogaci kolekcjonerzy dzieł sztuki. - Przewrócił oczami. - Niemniej jeśli podejmę się takiego wyzwania, na pewno się do niego odpowiednio przygotuję. Najbardziej chyba obawiam się choroby morskiej - stwierdził. Potem popatrzył na niego z ciekawością. - Uwięziony? Możesz nieco... rozwinąć myśl? - poprosił. Nie chciał zmuszać Jaimego do zwierzeń, ale naprawdę chciał dowiedzieć się więcej, nie tylko o rejsach, ale przede wszystkim o chłopaku.
    Potem zasłuchał się w jego opowieść o gwiazdach. Prawda była taka, że Jaime mógł mówić o czymkolwiek. Noah po prostu lubił to jego zaangażowanie i sposób opowiadania.
     - Mam nadzieję, że się nie zgubimy... to byłoby nieco... upokarzające - stwierdził wesoło. Usiadł i zrobił kilka zdjęć lśniącej tafli wody, otoczeniu i jedno  Jaimemu.
    - Nie zimno ci? - upewnił się i upił nieco swojego drinka. - Gdyby było ciut cieplej, można byłoby wykąpać się nocą w jeziorze... Chociaż woda pewnie jest cieplejsza niż powietrze - zamyślił się. 
    Noah

    OdpowiedzUsuń
  12. Noah uśmiechnął się lekko.
    - Dziękuję. Na pewno dowiesz się, jeśli zaplanuję już podróż - odpowiedział. Nie myślał o tym, by zabierać ze sobą Jaimego. Oczywiście chętnie by to zrobił, ale raczej nie miał prawa porywać chłopaka na kilka tygodni, bez żadnej korzyści dla niego. Szczególnie, że z takimi wypadami wiązał złe wspomnienia.
    - Słyszałem, że na otwartym morzu każdemu może się zdarzyć, a ja nigdy nie wypływałem tak daleko... najwięcej promy. Podejrzewam, że mogę ją mieć, ale nie dowiem się... jeśli nie wypłynę - wyjaśnił.
    Z uwagą słuchał opowieści Jaimego. W pewnej chwili zaczął delikatnie głaskać jego dłoń.
    - Przykro mi... - szepnął, a potem spróbował się uśmiechnąć. - Ale cieszę się, że teraz jesteś tutaj ze mną. Że przetrwałeś - dodał cicho i pocałował go lekko. - Mam nadzieję, że nigdy nie wrócisz do tamtych stanów - dodał.
    Zmiana tematu stanowczo była im potrzebna. Noah nie chciał, żeby Jaimego dopadły złe wspomnienia. Może dlatego tak łatwo zgodził się na propozycję chłopaka? A może chciał go obejrzeć w świetle księżyca nad wodą? W każdym razie Noah zrzucił koszulkę.
    - Jasne - odparł. Chwilę później bok koca leżały pozostałe jego ubrania, a Woolf z rozpędu wskoczył do jeziora. Wcześniej przecież sprawdzili, że jest to bezpieczne. Miał nadzieję, że Jaime szybko do niego dołączy, dlatego wypłynął na powierzchnię o obrócił się w stronę pomostu, żeby mieć dobry widok na chłopaka.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  13. Z pewnością kiedyś będą musieli porozmawiać o przeszłości, o złych i gorszych doświadczeniach. Na szczęście nie był to jeszcze ten moment. Noah nie czuł się gotowy opowiadać o tym wszystkim, więc nie wymagał zwierzeń od Jaimego. Co innego gdyby chłopak sam się na to zdecydował. Tymczasem obaj woleli zająć się teraźniejszością.
    Cóż… Noah naprawdę zdobył się na szczyt swojej wytrzymałości, kiedy podczas pocałunków, jedynie podtrzymywał Jaimego, ale nie zrobił nic więcej. Pocałunki były pobudzające, ale dość niewinne jak na nich. Potem chłopak odpłynął, a Noah nieco ochłonął. Naprawdę nie chciał wychodzić przy nim na napaleńca, ale niewiele mógł poradzić na to, że Jaime naprawdę mu się podobał. Co więcej, wiedział, że jest świetnym kochankiem.
    Potem Jaime zaczął się śmiać, a Noah parsknął cicho.
    - Nie przepraszaj. Drinki wcale nie były mocne – odparł wesoło. – Może schodzi z ciebie napięcie po sesji? – zasugerował. – Najwyraźniej potrzebujesz odreagować. Cieszę się, że tu przyjechaliśmy. Należy ci się porządny odpoczynek – stwierdził z przekonaniem. W jego głosie słychać było pewną czułość i troskę. Sam Noah nie tyle pływał, co odbijał się od podłoża, pozwalając by fale lekko go unosiły. Rozluźniał mięśnie.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  14. Noah uśmiechnął się łagodnie.
    - Odpoczynek w najlepszym towarzystwie. Jak mógłbym odmówić? – zapytał i objął go, układając dłonie na nagich pośladkach Jaimego. – A co do drinków… zawsze możemy sięgnąć po kolejne – dodał wesoło. Nie musieli rano się zrywać, mogli pić, ile ze chcą… choć możliwe, że będą zajęci czymś innym.
    Pocałunki z pozoru spokojne przerodziły się w namiętne, a Woolfowi coraz trudniej było ukrywać swoje zadowolenie z obecnego stanu rzeczy. Sunął dłońmi po pośladkach i biodrach chłopaka, a kiedy Jaime go dotknął, westchnął cicho. Jasne było, że go pragnie, że chce, by mogli bez oporów rozpalać się dotykiem.
    Wtedy Jaime zarządził zmianę lokalizacji i Noah nie protestował. Nie potrzebowali słów i wyjaśnień, ich ciała mówiły same za siebie. Mężczyzna odłożył rzeczy na bok, gdy przekroczyli próg, po czym pocałował chłopaka mocno. Taniec warg i języków rozpoczął się na nowo, a Noah zaczął sunąć dłońmi po pięknym ciele partnera.
    Powstrzymał się jednak.
    - Rozpalę w kominku… - westchnął. – A ty… - musnął wargami płatek jego ucha. – Nie waż się ubierać – szepnął.
    Odsunął się, nim chłopak zdołał zaprotestować. Wiedział, że to może bezwzględne, ale stanowczo nie chciał, żeby się spieszyli. Chciał przedłużyć radość i zadowolenie Jaimego do maksimum, a to wymagało trochę pracy i samokontroli.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  15. Chwila osobno była Woolfowi naprawdę potrzebna. Opanował się na tyle, by móc się odpowiednio zająć Jaimem. Miał małe postanowienie, którego podstawą było sprawienie chłopakowi jak największej przyjemności. Wiedział, że czasem potrafi być egoistyczny, tym razem zamierzał sprawić, by partner nie miał prawa do narzekania, co więcej, by chciał zdecydowanie więcej. Kiedy więc Jaime poprowadził go na legowisko, Noah uśmiechnął się z zadowoleniem i pocałował go namiętnie. Tylko na chwilę, ponieważ jego dłonie podążyły po gładkiej skórze chłopaka, a wkrótce po nich podążyły wargi. Zamierzał go kusić i drażnić…
    Późno w nocy nadal leżeli przy kominku, w którym ogień zaczął powoli dogasać. Noah gładził palcami ramię Jaimego i uśmiechnął się z satysfakcją. Wcale nie miał ochoty przenosić się do łóżka, choć pewnie powinni… spanie nad podłodze niekoniecznie było najlepszym rozwiązaniem. Z resztą prysznic zdecydowanie był im potrzebny. To jednak oznaczało, że musieliby wstać.
    - Jaime… - westchnął. – Jesteś cudowny – szepnął. Czuł lekkie pieczenie na plecach i wiedział, co jest tego przyczyną. I zupełnie mu to nie przeszkadzało.
    - Nie musimy jutro rano wstawać, prawda?

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  16. Uśmiechnął się rozbawiony, kiedy dostał pozwolenie od Jaimego, żeby się nim częściej zajmować. Oj, stanowczo miał to w planach. I o wiele więcej… Możliwe, że jeszcze w trakcie ich wyjazdu.
    - Podoba mi się twoje podejście - stwierdził rozbawiony.
    Noah nie wiedział nawet, kiedy zasnął. Było mu dobrze, był zrelaksowany i zaspokojony – idealna podstawa do tego, żeby zasnąć snem sprawiedliwego. Kiedy jednak poczuł, że chłopak obok niego zaczyna się wiercić, zaczął się powoli wybudzać. Nie był to pełen stan gotowości, ponieważ nie czuł, żeby działo się coś niebezpiecznego, ale zaczął podświadomie wsłuchiwać się w otoczenie. Nic nie mógł poradzić na to, że lata życia w ciągłym zagrożeniu wyrobiły w nim zwyczaj czuwania. Gdy zatem Jaime wstał, Noah otworzył oczy i powiódł wzrokiem po pustym miejscu obok siebie. Westchnął cicho i ostrożnie usiadł. Potem wstał i podążył za chłopakiem do kuchni.
    - Co się stało? Źle się czujesz? – zapytał nieco sennie, ale popatrzył zmartwiony na Jaimego. Raczej zrywanie się w nocy z przekleństwem na ustach nie było zdrowym objawem. – Opowiesz? – zapytał. Nie mógł go do tego zmusić, ale naprawdę chciał mu jakoś pomóc.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  17. Noah nie wiedział, co takie dręczy chłopaka, ale nie trzeba było być geniuszem, żeby wiedzieć, że to nic przyjemnego. Kiedy Jaime się przytulił, jasne stało się, że to nie chodzi o zwykłą sytuację. Noah objął go i mocno przygarnął do siebie. Uważnie słuchał wypowiedzi Morettiego. Szybko okazało się, że "zły sen" to raczej mało adekwatne stwierdzenie. Zły może być wtedy, gdy człowiekowi śni się poniedziałek w biurze, a nie zmarły brat.
    - Chcesz... opowiedzieć mi o nim? - zapytał cicho. Poprowadził chłopaka na kanapę i usadził obok siebie. - O śnie... albo o bracie? Jaki był? - zaproponował. Stanowczo sam już się rozbudził i do snu było mu daleko, a podejrzewał, że Jaime będzie zadręczał się senną marą. Jednocześnie nie każdy lubi mówić o swoich koszmarach.
    - Możemy też... po prostu poleżeć i posłuchać muzyki. W każdym razie chciałbym ci pomóc - dodał. - Możemy też iść na spacer... najwyżej zjemy potem śniadanie i pójdziemy spać dalej - zaproponował. Nie wiedział, w jaki sposób Jaime zwykle walczy ze swoimi problemami, ale na pewno nie zamierzał zostawić go z tym samego.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  18. Noah tulił chłopaka do siebie. W tej chwili wydawał mu się młodszy, niż był w rzeczywistości, a mężczyzna czuł silną potrzebę zaopiekowania się nim. Obejmował go i próbował uspokoić.
    Słuchał opowieści o bracie Jaimego i miał wrażenie, że chłopak nigdy się nie pogodził ze śmiercią Jimmy'ego. Czy to dlatego, że byli dla siebie tak bliscy? Czy był jakiś inny powód? Noah nie wiedział. Zdawał sobie jednak sprawę, że dwudziestolatek nie powinien po latach tak traumatycznie przeżywać odejścia brata, które miało miejsce ponad dekadę wcześniej.
    - Mam wrażenie, że ja bym go polubił. I pewnie robilibyśmy wiele głupich rzeczy i ściągali na ciebie kolejne kłopoty. Bo ty stanowczo byłobyś tym poważniejszym i bardziej odpowiedzialnym - stwierdził Noah, starając się przedstawić im obu wizję niezrealizowanej dorosłości Jamesa. - Chociaż polowanie na aligatora brzmi bardzo ryzykownie - dodał wesoło. - Nie bałeś się? - zapytał.
    Kiedy Jaime odmówił spaceru, Noah skinął głową.- Jak sobie życzysz. Możemy posiedzieć... możemy też włączyć jakiś film na laptopie, jeśli chcesz - zaproponował. Nie chciał, żeby chłopak wracał do nieprzyjemnych myśli.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  19. [Dziękuje Ci baaaardzo za rozpoczęcie <3]

    Angielka straciła rachubę czasu jeśli chodzi i znajomość z najbardziej pozytywnym wyspiarzem na całej planecie. Poznali się przypadkiem, ponieważ dosłownie wpadli na siebie w klubie i Marshall zebrał niezasłużone bęcki od rudowłosej. Resztę wieczoru spędzili rozmawiając i całkiem nieźle się bawiąc, lecz żadne z nich nie sądziło, iż to tak niewinne spotkanie przerodzi się w najprawdziwsza przyjaźń. Jerome był dla niej jak brat na którego mogła liczyć w najgorszych momentach, ale i tych które warto było hucznie świętować. Bo kto, jak nie Jerome przyszedł po jej uczelnie w dniu obrony i oblała ją szampanem z głośnymi gratulacjami? Był szalony, ale to był ten poziom, którego zdecydowanie potrzeba było o wiele więcej z tej szarej codzienności.
    Charlotte na pewno na długo miała zapamiętać trzydzieste urodziny przyjaciela, bo chociaż nie piła alkoholu - przez wzgląd na swój stan - to bawiła się przednio. Powiedzenie, że zajebiści ludzie znają więcej zajebistych ludzi zdecydowanie sprawdziło się w przypadku tego kto pojawił sie na imprezie u Marshallów. Wiadomo, że raczej z nikim nie zawiązała tam takich znajomości jak z gospodarzem, jednak już kilka twarzy więcej nie było dla niej obcych w tłumie Nowojorczyków. 
    Odkąd kobieta przeszła na zwolnienie lekarskie miała sporo wolnego czasu, który zapełniał jak tylko się dało, ponieważ nie należała do osób, które całe dnie zalegają na kanapie. Może nie mogła wybrać się na poczciwy trening krav magi, czy szaleńczą noc na parkiecie to szukała substytutów, które wypełniłyby jej  dzień. Zapisała się do szkoły rodzenia, na jakiś kurs graficzny oraz zajęcia języka hiszpańskiego. Między jednym, drugim, a trzeci zostawało jej i tak sporo czasu wolnego na spotkania ze znajomymi, poszukiwaniem rzeczy dla dziecka oraz napadaniem na biednego Marshalla, by wyrwać go gdzieś na zakupy. Ten facet to miał dar do targowania się w miejscach, które z reguły nie wyznawały takiego zabiegu za stosowny. Tym razem też postanowiła skorzystać z jego jakże niezastąpionego daru, jednak nie pomyślała by wcześniej dać mu znać. Była przekonana, że zastanie go w mieszkaniu, więc pełna pozytywnej energii wspięła się na odpowiednie piętro. Dopiero widząc podejrzenie znajoma twarz, uśmiechając się do niej twarz, której właściciel stał przed drzwiami Jeroma dotarło do niej że przyszła pocałować przysłowiową klamkę.
    — Cześć Jamie —odwzajemniła uśmiech, gdy znalazła się blisko niego, a reklamówka z deserem, która miała przekonać wyspiarza na kolejne wyjście zaszeleściła, gdy przypadkiem zahaczyła o barierkę przy schodach. A jej zielona sukienka z krótkim rękawem, w zielono-niebieskie liście, która zdecydowanie odznaczała się na ciążowym brzuchu,delikatnie zafalowała.
    —Tak, tak pamiętam, chociaż jestem wdzięczna, za przypomnienie imienia, bo z tym zawsze mam problem — zaśmiała się lekko nie kryjąc minimalnego zakłopotania, że faktycznie gdyby jej się nie przedstawił to zaczęłaby mówić do niego bezosobowo.
    —Skoro tu stoisz to rozumiem, że nikogo nie ma w domu, hm? —skinęła w kierunku drzwi nie kryjąc swego lekkiego zawodu zaistniała sytuacją.
    —I pomyśleć, że przyniosłam takie pyszne babaczeki — uniosła reklamówke, w której znajdowało sie pudełko ze skrupulatnie zapakowanymi łakociami.
    —No cóż jego strata, ale... ale może Ty masz ochotę? Mam kompletnie zero planów i liczyłam trochę wykorzystać towarzystwo Jeroma, by zmienić ten stan rzeczy —przyznała z chochlikowym uśmiechem, jakby to było przecież całkiem niewinne z jej strony. Lester nie miała kompletnie żadnego problemu z nawiązywaniem nowych znajomości, a jeśli juz kogoś kojarzyła, a co więcej ten ktoś byl dobrym znajomym - ba może nawet przyjacielem - wyspiarza to nie mógł być to ktoś nieodpowiedni do poznania i spędzenia popołudnia oraz podzielenia sie babeczkami!

    Charlotte

    OdpowiedzUsuń
  20. Chociaż Noah nie był przyzwyczajony do takiego pocieszania i właściwie miał tylko jedną osobę, którą obdarzał tego rodzaju czułością, to nie czuł się całkowicie niezręcznie. Może trochę, ponieważ wiedział, że jest to w pewien sposób przełomowy moment ich relacji – powoli zaczynali wchodzić na niebezpiecznie intymne obszary. Jednocześnie zdawał sobie sprawę z tego, że to dopiero początek ich drogi i raczej wiele się między nimi w najbliższym czasie nie zmieni. Może nawet Noah nieco się tego przestraszył i nie tylko nie pytał przez szacunek do chłopaka, ale i z obawy przed samym sobą?
    - Ciekawe, czy byłby zły, że podrywam jego młodszego braciszka? A może wreszcie skusiłbym cię do złego i ukrywalibyśmy się przed wszystkimi, a ty pakowałbyś mnie pod łóżko i do szafy, gdy Jimmy by się zbliżał? – Noah próbował wejść w ton chłopaka i zabawnymi historyjkami wypłoszyć jego smutek. Woolf zmarszczył brwi, gdy Jaime wspomniał o zdjęciu, ale wkrótce sobie przypomniał, więc pokiwał głową.
    Przeszli razem do łóżka i otulili się ciepłą kołdrą. Noah przyciągnął chłopaka do siebie, chciał, by ten się położył blisko niego.
    - Dobranoc, Jaime… Nie bój się mnie obudzić, gdybyś tego potrzebował – dodał cicho. Wiedział, że sam szybko nie zaśnie, ponieważ za bardzo rozbudziła go ta sytuacja. Z resztą przywykł, że w pełni przespana noc to niezwykły luksus.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  21. [Hej! Dziękuję Ci za miłe słowa i powitanie pod kartą :)
    Owszem Scott nie ma łatwego życia, ale jakoś tak takim typem łatwiej mi się pisze niż kimś radosnym i bez bałaganu w życiu ;)
    Co do wątku to bardzo chętnie, twój pan jest na prawdę interesującą postacią, do tego wizerunek aktora, którego ubóstwiam :D Faktycznie panowie mogli by się na jakiejś płaszczyźnie rozumieć. Scott do psychiatry chodzi tylko po to żeby dostać kolejną receptę na leki, taka jego odskocznia ;)
    Ale od razu informuję, że męsko męskie idą mi z różnymi efektem :D
    Jakiś pomysł krąży Ci po głowie? ]

    Scott

    OdpowiedzUsuń
  22. Noah nie oczekiwał pochwał ani podziękować, a przede wszystkim osiągnięcia określonego efektu. Jeśli tylko mu się to udało, był usatysfakcjonowany. Nie miał nic przeciwko temu, że chłopak wtulał się w niego i wyraźnie potrzebował wsparcia. Było to dla Woolfa dość dziwne uczucie. Rzadko zdarzało mu się o kogoś martwić, a jeszcze rzadziej kogoś tulić i uspokajać. Czuł się przez to… ważniejszy? Potrzebny. A jednocześnie Jaime wydawał mu się nagle… młodszy. A może po prostu odkrył mu się taki, jaki był w rzeczywistości, podczas gdy Noah zwykle nie zastanawiał się nad tym, że dzieli ich pewna różnica wieku.
    - Nie masz za co dziękować, Jaime… Po prostu spróbuj odpocząć – odpowiedział Woolf na jego słowa i pocałunek.
    Potem dopiero zaczął się zastanawiać nad tym, że ich relacja zaczyna przybierać nieznanych dotąd mu kształtów. Naprawdę martwił się o chłopaka i chciał mu zapewnić bezpieczeństwo. Wiedział, że nie zdoła ochronić do przed wszystkim złem świata, a głównie przed jego własnymi koszmarami, ale czuł.. że i tak spróbuje. Rozmyślał również nad tym, co tak dręczy biednego Jaimego, że budzi się po nocach z krzykiem na ustach.
    Długo zatem leżeli w ciszy, aż zmęczenie ich zmogło. Noah słyszał, jak chłopak wymyka się z łóżka, ale po chwili refleksji zdecydował, że da mu przestrzeń i zwyczajnie pozwoli pobyć w samotności. Gdyby chciał rozmowy, mógł mu przecież o tym powiedzieć.
    Niemniej same wyjście na tyle rozbudziło Woolfa, że wkrótce wstał. Zauważył, że chłopak uprawia jakaś dziwną gimnastykę na dworze, więc poszedł i zrobił sobie kawę, a potem usiadł w oknie i oglądał Jaimego. Nie chciał mu przeszkadzać. Zdawał sobie sprawę z tego, że ruch czasami najlepiej się sprawdza w pozbywaniu się negatywnych emocji.
    [Dziękujemy!]

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  23. [Cześć <3
    Dziękuję bardzo za powitanie i tak, Josefine Pettersen jest naprawdę śliczna (polecam obejrzeć SKAM) :D.
    Ale! Skoro Jaimie i Lu są w tym samym wieku, to może... by ich jakoś połączyć? Jeśli chcecie małe życiowej tornado, uroczy uśmiech i wkurzającego młodszego brata Lu, który ciągle gada, że zostanie policjantem, to my się piszemy. <3
    A jeśli Ty miałabyś jakieś pomysły lub cokolwiek innego, to śmiało pisz. <3
    Dziękuję jeszcze raz!]

    Lucrecia Crescent

    OdpowiedzUsuń
  24. [Spokojnie, jak się nie ma pomysłu, to najlepsze wątki wychodzą. :D
    Pomyślałam, że może brat Lu, Cameron, próbowałby okraść Jamiego, a raczej: okradł go i zabrał mu portfel, a Lu widząc, że brat ma jakiś obcy portfel, opieprza go i postanawia oddać zgubę właścicielowi... To pierwsze co mi do głowy wpadło, więc może być dość "blado", ale obiecujemy tornado, uśmiechy i wszystko po drodze. <3]

    Lu

    OdpowiedzUsuń
  25. Stres był ostatnim, czego blondynka teraz potrzebowała. Już i tak dość stresowała się w pracy i nie sądziła, że będzie musiała jeszcze stresować się o córkę. Była pewna, że Melody jest bezpieczna w apartamencie i nic złego się nie dzieje. Całe szczęście nic złego się nie stało i Jaime pojawił się w porę, a raczej zobaczył w porę, że Mel sama kręci się po sklepie. Wolała sobie nawet nie wyobrażać tego, co mogłoby się wydarzyć, gdyby znalazł ją ktoś obcy czy właśnie ekspedientka. Już wtedy z całą pewnością zaangażowana byłaby policja, stresu byłoby jeszcze więcej i bez dwóch zdań mieliby na głowę opiekę społeczną. Co może i nie byłoby straszne, bo w końcu nie zrobili nic złego, ale każdy rodzic chyba czuł przebiegające po plecach dreszcze, gdy słyszał o opiece społecznej. Joycelyne oraz William nie mieli nic do ukrycia. Byli dobrymi rodzicami, a to co się stało nie było ich winą. Po tym blondynka wiedziała jednak, że nigdy więcej nie zaufa jej z niczym i nie zostawi córek pod opieką przyrodniej siostry, która mogła już się pakować. Wiele znosiła, ale żadne siła nie zmusi jej do tego, aby trzymała jeszcze Miriam w swoim mieszkaniu po tym, co zrobiła.
    — I nie robiła żadnych scen? — spytała dla pewności. Była zaskoczona, że nic więcej się nie działo, a z drugiej strony wiedziała, że jej córka nie należy do dzieci, które są wstydliwe i właściwie to nie było nic dziwnego w tym, że nie rozpętała tu trzeciej wojny światowej. Może to i lepiej, że Jaime nie doświadczył tego, co potrafiła Mel robić, gdy była zdenerwowana. Wystarczyło, że Joyce za nią panikowała. Patrząc na to, że Melody dość spokojnie podchodziła do wszystkiego to kobieta mogła odetchnąć w pełni z ulgą. Nie musiała już rozkładać na czynniki pierwsze całej tej sytuacji. Znała niestety siebie i wiedziała, że jeszcze przez długi czas będzie o tym myśleć, ale póki co mogła sobie to darować. Przynajmniej na teraz.
    Blondynka odwróciła głowę w stronę foodtrucków i lekko się uśmiechnęła. Może odrobina słodkości nie zaszkodzi i faktycznie dobrze jej zrobi. A chłopakowi naprawdę należało się coś za to, że siedział z Melody.
    — Jak tylko napisałeś co się stało od razu się zwolniłam — powiedziała. Nie musiała nawet dwa razy na miejscu tłumaczyć co się stało, aby ją puścili. Joyce była oddana swojej pracy i dopinała wszystko na ostatni guzik, ale gdy chodziło o jej rodzinę to potrafiła rzucić wszystkim i zająć się tym, co ważne. — W takim razie zapraszam na jakieś słodkości. Zapraszam w takim razie na białą czekoladę z wiśniami lub malinami. Aż stąd czuję ten zapach. Co Melka, też zjadłabyś coś słodkiego, hm? Tobie też się dziś należy — powiedziała i musnęła policzek córeczki.

    [Ogromnie przepraszam za taką zwłokę w odpisie! Jakie tutaj boskie zmiany i uhu, co za fota *_*]

    Joyce

    OdpowiedzUsuń
  26. Blondynka mogła mu dziękować jeszcze przez naprawdę długi czas. Nigdy wcześniej tak bardzo nie bała się o Melody i nie chciała, aby ten moment kiedykolwiek się powtórzył. Jaime naprawdę się postarał, nawet jeżeli nie zrobił niczego takiego i właściwie tylko ją poinformował i zaczekał, aż się zjawi. Blondynka doceniała bardzo co dla niej zrobił i przede wszystkim, że rozpoznał dziewczynkę. To też było dość zaskakujące, że choć widział ją ledwie parę razy to rozpoznał w niej córkę blondynki.
    — Cieszę się w takim razie, że nie było problemu — powiedziała już z wyraźną ulgą w głosie. Melody najwyraźniej się tym nie za bardzo przejęła, bo jej oczka były skupione już tylko na food truckach ze słodkościami i Joycelyne doskonale wiedziała, że żadna siła teraz dziewczynki jej od nich nie odciągnie. Właściwie to Joy nie zamierzała jej odciągać od słodyczy, bo dziś jak nigdy wcześniej sobie zasłużyła na coś słodkiego. Blondynka starała się ograniczać jej słodycze, aby te smaki poznała jak najpóźniej i przekonała się najpierw do warzyw i zdrowszych rzeczy i stopniowo chciała wprowadzać takie rzeczy do jej diety, ale to była wyjątkowa sytuacja, która wymagała tego, aby blondynka odeszła od swoich zasad, których się trzymała.
    Joyce nie była pewna co wybrać, bo choć uwielbiała słodycze to żołądek miała ściśnięty do granic możliwości. Przyjrzała się uważnie co było i w końcu zdecydowała się również na to, aby spróbowanie pitnej białej czekolady, ale sama wybrała truskawki i dla Melody wybrała babeczkę z jagodami, a wiedząc, że po takich słodkościach każdy będzie wyglądać za wodą wzięła jeszcze trzy butelki. Po złożeniu zamówienia wyciągnęła telefon z kieszeni spodni i zapłaciła za ich zamówienie, nawet nie chcąc słyszeć o tym, że to Jaime miałby płacić. Obiecała mu w końcu i chłopakowi się należała nagroda. Może i nie było to nic takiego, ale chociaż w minimalny sposób Sorensen mogła mu się odwdzięczyć.
    — Mógłbyś wziąć tez moją czekoladę? — Poprosiła. Z Melody na rękach miała to nieco utrudnione, a nie chciała jej wylać na siebie i na dziewczynkę. — I tam widzę wolny stolik, możemy usiąść — powiedziała wskazując na wolne miejsce niedaleko nich. Właściwie to już chwilę później rozkładali się przy stoliku. Joyce wyjęła babeczkę z papierka i podała ją dziewczynce. Nawet nie przejmowała się tym, że pewnie ubranie i cała jej buźka zaraz będą fioletowe od jagód. Melody siedziała zadowolona na krzesełku rwąc babeczkę na mniejsze części i pakując ją sobie do buzi.
    — Mam nadzieję, że smakuje?

    [Hahaha, ale pasuje! :D No, ale żeby babcia takie roznegliżowane zdjęcie robiła! XDD]
    Joyce

    OdpowiedzUsuń
  27. Noah uśmiechnął się łagodnie, kiedy Jaime wrócił do domku.
    - Cześć – doparł i dodał. – Jasne. Nigdzie się nie wybieram bez ciebie – zapewnił i ukrył się za kubkiem kawy, chociaż niewiele napoju zostało w naczyniu. Czuł pewną niezręczność tej chwili, ale wiedział, że i tak zostanie ona przerwana wyjściem chłopaka. Zastanawiał się jednak, co mógłby zrobić, aby po powrocie sytuacja się nie powtórzyła. Ostatecznie zdecydował, że po prostu będzie udawał, iż nocne zajścia nie miały w ogóle miejsca. Może Jaime czuł się zawstydzony swoim koszmarem? Lepiej zatem mu tego nie wypominać.
    Kiedy zaś chłopak wrócił do kuchni i pocałował Woolfa namiętnie, Noah naprawdę był gotów zapomnieć o całym świecie. Jaime jednak zdecydowanie za szybko umknął w stronę lodówki.
    - Wolałbym odpowiedzieć, że ciebie, ale skoro mówisz o jedzeniu, to zwykłe kanapki wystarczą – odparł żartobliwie. Wiedział, że jego tekst jest godny taniego podrywacza, ale między innymi o to Woolfowi chodziło. Chciał rozluźnić atmosferę.
    - A potem możemy się wybrać na wycieczkę po okolicy. Jestem ciekawy wypożyczalni – dodał.
    Nagle jego telefon się rozdzwonił. Początkowo Noah próbował ignorować marudzące urządzenie, ale w końcu wstał i odebrał.
    - Jestem na urlopie – rzucił bez żadnego powitania, a w jego głosie pobrzmiewało zniecierpliwienie. Ruszył w stronę wyjścia, żeby Jaimie nie musiał wysłuchiwać tej rozmowy. – Nie, nie mogę. Za to ty możesz skorzystać z pomocy kogokolwiek innego. Nie jestem ci do tego potrzebny. – Chwila ciszy. – Nie, to tobie się tak wydaje. Pamiętasz, że to nie dla ciebie pracuję? I nie, grożenie, że będziesz rozmawiać z moim zdecydowanie ci nie pomoże. Po prostu załatw to sam.
    Noah rozłączył się, ale jeszcze chwilę wpatrywał w telefon. Potem nastukał krótką wiadomość i westchnął. Odetchnął głęboko, żeby opanować nerwy. Potem wrócił do środka.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  28. W jej rodzinie wybryki ojca często pozostawały tematem tabu. Każdy o nich wiedział, jednak nikt nie odważył się wspomnieć. Nawet matka dziewczyny, choć przecież zdawała sobie sprawę z licznych romansów swojego męża, nie zrobiła przy tym nic, by go skonfrontować. Liczyło się to, że Marc dbał o nią i całą rodzinę, kupował drogie prezenty i fundował atrakcje. Dawał jej też wolność, bo oprócz okazyjnych, rodzinnych wakacji, spędzali czas osobno, co też doprowadziło do tego, że nawet ona z czasem przestała zaprzątać sobie głowę konceptem wierności. Ale mimo wszechobecności intryg i zdrad, jakie panowały w domu Forbesów, nikt nie mówił o nich na głos. Eve, jako mała dziewczynka, naturalnie miała wiele pytań, które zazwyczaj zostały zduszone w zarodku przez jej starszego brata, bo przecież o takich rzeczach nie rozmawia się publicznie. Forbes nigdy więc nie kwestionowała faktu, że pod nieobecność matki z sypialni ojca wychodziły czasem obce kobiety albo że tamten wychodził na kolacje w eleganckim garniturze, pachnący wodą kolońską na kilometr, gdy matka uczestniczyła w służbowych eventach. Nie znała większości jego kobiet. Niektóre tylko się na nią gapiły, mijając ją w korytarzu, inne rzucały w jej kierunku niezręczne 'cześć', a jeszcze inne - udawały, że jej nie widzą. I tylko czasami, bardzo rzadko zastanawiała się, kim były i co ciągnęło je w stronę Marca. Były postaciami bez głosu, bez duszy. A teraz, uwolniona od wpływów rodziny, zaczynała je słyszeć i rozumiała, że niejednokrotnie za ich sylwetkami kryły się miliony niespełnionych obietnic, gróźb, ale też nadziei. A podobne poczucie było dziwnie wyzwalające.
    Eve nie miała najmniejszych problemów w kontaktach międzyludzkich i potrafiła dopasować się do prawie każdego towarzystwa - a już szczególnie towarzystwa z wyższych sfer, a Jaime, choć potrafił robić zakupy w Walmarcie i gotować, kiedyś do owego z pewnością należał, nawet jeśli nie lubił się z nim identyfikować. Perspektywa spotkania oraz wspólnego pieczenia jawiła jej się jako niezwykle ekscytująca. Przed jego przyjściem nieco uprzątnęła mieszkanie, w którym panował istny rozgardiasz, jak zazwyczaj zresztą gdy Margo nie było w domu. Z racji, że ich lokum nie należało do największych, Eve pod nieobecność siostry urządzała sobie z salonu pracownię, więc po podłodze walały się do połowy zamalowane kartki i materiały. Kiedy usłyszała dzwonek do drzwi, akurat chowała jedną z teczek do szafy, która tylko cudem jeszcze się domykała.
    - Cześć! - odparła znacznie bardziej entuzjastycznie niż Jaime, a następnie uprzejmym gestem zaprosiła go do środka, od razu podążając do kuchni. - Odłożyłeś wszystkie mrożonki? Ja na razie wszystko zostawiłam, w sumie nie wiedziałam za bardzo, co zrobić, wydawało mi się, że nie muszę wkładać niczego do lodówki, jeśli będę tego zaraz używać... - mówiła i mówiła, zanim ostatecznie nie wyjęła na blat wszystkich produktów, jakie kupiła w supermarkecie.
    Wśród z nich znalazły się też lody na patyku. A w zasadzie to, co z nich pozostało. Eve położyła klejące się opakowanie na blacie, które w dodatku było nieszczelne, ponieważ połowa jego zawartości wylała się do reklamowki.
    - Ojć. - Jęknęła cicho. - I co teraz?

    Eve

    OdpowiedzUsuń
  29. — Skąd to masz? — Głos Lucrecii jest zmęczony i chrypliwy; po wczorajszej nocy w klubie chce jej się spać, głowa pęka, a mięśnie bolą. Owija się szczelniej jasnym, zapinanym swetrem i rzuca w kierunku młodszego brata ostre spojrzenie.
    Cameron wzrusza ramionami, jakby nie wiedział, o co chodziło, a przecież zdawał sobie sprawę z tego, że Lu znalazła w jego rzeczach skradziony portfel. Nie podobało mu się, że siostra szpera po szafach, ale odkąd zaczął przygodę z narkotykami, Lucrecia bywała przewrażliwiona. I chyba trochę ją rozumiał.
    — Miałem oddać… — zaczyna mówić, ale Lu prycha jedynie i sięga po swoją torebkę. — Zamierzasz oddać temu typowi portfel? I co mu niby powiesz?
    — A co miałabym powiedzieć? Jedynie to, że mój młodszy brat jest idiotą — odparła szybko, nie rozumiejąc, czego innego Cameron się spodziewał.
    — Lepiej będzie, jak skłamiesz. Wiesz, przynajmniej zaoszczędzisz sobie wstydu — wymruczał, patrząc w stronę siostry wzrokiem zbuntowanego dzieciaka.
    — Czyli uważasz, że to ja powinnam się wstydzić tego, że kradniesz? Nie rozśmieszaj mnie, Cam. — Westchnęła ciężko. — Zajmij się Isaacem. W lodówce jest obiad, wystarczy że wszystko podgrzejesz.
    — Tak, tak. — Machnął lekceważąco ręką.
    Życie bywało naprawdę przewrotne, złe i okrutne; przybierało formę monstrum, chcącego zatopić żółte, ostre zęby w świeże mięso. Wszystko jednak miało swój ład, pewien porządek, który pozwalał żyć, mimo że szary poranek ciągnął kolejny szary poranek, tworząc powtarzające się piekło.
    I Lucrecia naprawdę nie rozumiała, dlaczego Cam wciąż obracał się w szemranym towarzystwie. Błagała go, żeby przestał handlować; żeby poprawił oceny i chodził do szkoły. Nic więcej nie musiał robić, a mimo to wciąż próbował czegoś nowego; wciąż tkwił w gównie, topiąc się w tych wszystkich złych decyzjach. Czasem wolałaby nawet nie wiedzieć, co takiego robił wśród kolegów i kogo udawał, żeby im zaimponować.
    Ściskała w rękach obcy portfel, pędząc przez szary tłum; Nowy Jork zawsze był tętniącym życiem miejscem, w którym można było zgubić duszę i w którym samotność nabierała innego kształtu.
    Jaime Moretti.
    Zerknęła po zdjęciu młodego chłopaka w dowodzie osobistym, cicho stwierdzając, że to był ten jeden z nielicznych przypadków, gdzie ktoś nie przypominał seryjnego mordercy. Jaime Moretti wyglądał… sympatycznie. Po prostu. Zawsze daleko jej było do oceny innych, ale chłopak miał w sobie coś niesamowicie ciepłego i miękkiego.
    Tak naprawdę nie wiedziała, co mu powiedzieć; jak zacząć rozmowę i wyznać, że jej brat, skończony idiota, zwinął mu portfel i gdyby tego nie zauważyła, to pewnie już dawno by go przehandlował.
    — Cześć… — zaczęła, kiedy zaczęła pukać, a drzwi uchyliły się i w progu stanął wyższy od niej chłopak. — Przepraszam, że cię niepokoję… — Jej głos zaczął nieznacznie drżeć. Zawinęła kosmyk włosów za ucho, przygryzła nerwowo wargę i wyciągnęła do niego portfel. — Mój brat… znalazłam go w rzeczach mojego brata — wyznała szczerze, uznając, że nie powinna kłamać, bo czy kiedykolwiek kłamstwo było dobre?

    Lucrecia

    OdpowiedzUsuń
  30. Joyce nie pozwoliłaby mu teraz zapłacić. Naprawdę należało mu się za to, a i tak czuła, że to nie jest wystarczająco. Bo nie było w końcu, ale na ten moment nie mogła tak naprawdę zrobić więcej. Być może w przyszłości w jakiś sposób uda się jej wynagrodzić to, co Jaime dla niej zrobił, ale póki co musiała wystarczyć gorąca czekolada. Po spróbowaniu pitnej, białej czekolady uznała, że to cudowny wymysł, choć przesłodki i po tym jednym łyku czuła się już pełna, a przed nią był pełen kubeczek, który musiała opróżnić.
    Kobieta zaśmiała się, gdy znowu powstrzymał się przed przekleństwem. To było urocze, że starał się tego nie robić przy dziecku.
    — Dziękuję, że uważasz na słowa — powiedziała chowając uśmiech za kubeczkiem, z którego wzięła kolejny łyk. Tym razem był nieco większy niż poprzedni. — Ta mała papuga powtarza wszystko co usłyszy i to ostatnie słowa, których potrzebuje — dodała. Cóż, nie byłaby zła, gdyby mu się wymsknęło, bo sama nie była święta, więc nie byłaby na niego zła ani nie robiłaby mu problemów z tego powodu. W końcu ludzka rzecz.
    — To całkiem miła tradycja, często tak robicie? — spytała. Dobrze czuła się w towarzystwie Jaimego. Mimo, że była pomiędzy nimi dość spora różnica wieku. No, może nie była jakoś bardzo drastyczna, ale dwudziestka, a trzydziestka miały swoje prawa i nie byłaby zdziwiona, gdyby w pewnych rzeczach się nie zgadzali właśnie poprzez swój wiek, ale też raczej nie zamierzali poruszać tu poważnych tematów. — U mnie bajki disneya lecą na okrągło. Szczególnie ta panna upodobała sobie pewnego bałwana i dwie siostry — powiedziała zerkając na Melody, która była zajęta jagodową babeczką i nie zwracała zbytnio uwagi na ich dwójkę. Co było zaskakujące, bo zwykle starała się być w centrum uwagi, ale może dzisiejszy dzień dostarczył jej zainteresowania dość i teraz chciała po prostu jeść w spokoju babeczkę.
    — Jestem organizatorką ślubów i od jakiegoś czasu prowadzę też program ślubny, gdzie pomagam parom wybrać wszystko od a do z — odpowiedziała z lekką nutą dumy w głosie. Była naprawdę dumna z tego, co udało się jej osiągnąć i lubiła się tym chwalić, choć nie robiła tego w nachalny sposób. — I nie, nie muszę. Może powinnam, ale wiedzą, dlaczego wyszłam i nie mam z kim zostawić Melody. A z nią nie za bardzo mogę się pojawić w pracy.
    Jakby tylko wiedziała, że Melody będzie siedzieć w spokoju i się nie ruszać to jechałaby bez wahania, ale znała swoje dziecko i trzylatki nie utrzyma się w jednym miejscu przez parę godzin. Choćby chciała.
    — A może zdradzisz co ciekawego studiujesz?

    Joyce

    OdpowiedzUsuń
  31. Rudowłosa ucieszyła sie, że Jaimie na pierwszy rzut oka okazał sie osobą z podobnym poczuciem humoru. W końcu kto normalny oburzały by się na znajomego, za to że nie zastał go w mieszkaniu bez uprzedniego zapowiedzenia swojej wizyty? No nikt! Ale pożartować zawsze można było.
    —Ach daj spokój! Jego starta jak nie potrafi w domu siedzieć tak jak znajomi od niego oczekując —pokreciła głową z niby mała nagana dla wyspiarza, jednak zaraz się roześmiała i ruszyła powoli schodami w dół.
    — Mrożona herbata brzmi jak dobry plan — zauważyła, ponieważ, gdy tylko opuścili klatkę schodową uderzyła i znacząca fala gorąca. Lato w tym roku naprawdę dawało nowojorczykom w kość. Na szczęście spacer do parku minął im przyjemnie i szybko, a na horyzoncie pojawiła się urocza budka, w której można było poza napojami również pokusić się na lody włoskie.
    — Zielona mrożona herbata z hibiskusem —powiedziała śmiesznie mrużąc oczy, by upewnic sie, ze dobrze przeczytała jedna z pozycji w menu zawieszony na ścianie budki. Może powinna przejście się do okulisty? Mysl ta jednak szybko uleciała, gdy odebrali swoje zamówienie i usiedli na jednej z ławek w parku. Rudowłosa położyła ostrożnie kubek z napojem, a obok niego reklamówkę - tak, ze ta druga znajdowała sie między nią, a mężczyzną - a następnie otworzyła opakowanie, w którym znajdowały się babeczki.
    — Bon appetit! —zarządziła i sama sięgnęła po jedną babeczke i na starcie ubrudziła sobie nos nadmiarem słodkiej, kolorowej masy.
    — Nie mieliśmy za bardzo przyjemności pogadać na urodzinach Jeroma, więc wybacz moja ciekawość, ale skąd się znacie? —zagadnęła, gdy juz nos był nieskazitelnie czysty, a połowa babeczki zniknęła w jej ustach szybciej niż by chciała to przyznać. Ostatnio miała coraz częściej ochotę na różne rzeczy do których, az tak bardzo nie ciągnęło jej przed ciążą.

    Charlotte

    OdpowiedzUsuń
  32. [Niedługo będziemy <3]

    Carlie

    OdpowiedzUsuń
  33. Cóż… Noah na pewno nie planował testować na Jaimem listy najpopularniejszych tandetnych podrywów. Zdecydowanie wolał inne sposoby podlizywania się chłopakowi. Z resztą…. Nie był wielkim romantykiem. Nie był też specem od związków. Uważał jednak, że bez sensu byłoby wpadać w jakąś paranoję i robić rzeczy, które są tylko na pokaz. Wolał porwać chłopaka na spacer czy wycieczkę, co też mieli w planach.
    Niestety rozmowa przerwała jego dobrą zabawę. Kiedy wrócił, złapał spojrzenie chłopaka i uśmiechnął się łagodnie.
    - Muszą sobie beze mnie poradzić, ponieważ nie planuję wracać do Nowego Jorku przed końcem planowanego urlopu – odparł. Widać było, że stara się wrócić do swojej rozluźnionej wersji sprzed kilku chwil, ale w jego spojrzeniu nadal było coś ostrego, co wyraźnie dawało znać o wewnętrznym wzburzeniu Woolfa.
    Wreszcie jednak usiedli na tarasie z kanapkami i pozwolili sobie na odprężenie. Po kawie Noah nie był szczególnie głodny, ale nie był tak głupi by odmawiać jedzenia. Potem mieli już wstawać, gdy Jaime zatrzymał mężczyznę na miejscu. Ten popatrzył na niego zdziwiony.
    - Coś się stało? – zapytał, ale chłopak już zniknął we wnętrzu budynku. Kiedy zaś wrócił, Noah popatrzył na niego ze szczerym zdumieniem.
    - Teraz mi głupio… - wymamrotał i wstał, żeby lekko go pocałować. – Dziękuję… naprawdę… - wyszeptał. Nie pamiętał, kiedy ostatnio dostał prezent urodzinowy. Z resztą od lat nie obchodził tego dnia jakoś szczególnie i w ogóle wolał nie myśleć o warunkach swojego urodzenia… Niemniej to, co zrobił Jaime, było niezwykle miłe. Tym bardziej, że wstrzelił się z datą idealnie. – Mogę otworzyć? – Zerknął na chłopaka, a potem niepewnie wziął paczkę do rąk. Kiedy poradził sobie z papierem, aż westchnął z zachwytu.
    - Jaime… serio nie musiałeś… - powiedział. Ostrożnie odłożył aparat na stół, a potem objął chłopaka i przyciągnął do siebie, żeby pocałować go namiętnie w ramach podziękowania i szczerego uczucia. Nie bardzo wiedział, jak powinien reagować, ale w tej chwili wiedział tylko, że coś ciepłego zalało mu serducho i wiązało się z Jaimem.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  34. Mogłaby się rozwodzić nad tym, jak bardzo tęskniła za Nowym Jorkiem i klimatem, który te miasto miało, ale nie było większego sensu. Każda osoba, która zdążyła lepiej poznać panią Hesford wiedziała, że uwielbiała ona miasto, które nigdy nie śpi i wyjazd z tego miejsca był dla niej potwornie bolesny, ale również i potrzebny. Poczuła ogromne szczęście, kiedy zarezerwowała bilet powrotny do miasta dla siebie i dla dzieciaków. Jechała w zasadzie do pustego apartamentu, w którym znajdowały się podstawowe i najbardziej potrzebne rzeczy do przeżycia, a całą resztą miała zajęć się później. Rudowłosa nie mogła sobie odpuścić zaprojektowania dla nich mieszkania, wybrania wszystkich dodatków i ustawiania ich tak, aby ze sobą pasowały. Jednak to nie urządzanie i bawienie się w żywe Simsy sprawił, że dziewczyna cieszyła się z powrotu. Hawaje były cudowne, kochała je i miała całą masę cudownych wspomnień, ale to Nowy Jork był jej domem i to tu chciała mieszkać, wychować dzieciaki i po prostu żyć. Było jej trochę smutno, że póki co wraca sama, ale nie załamywała się. Lot może i był długi, ale w końcu to będzie chwila, jak znów będą wszyscy w czwórkę. Póki co w Nowym Jorku była Carlie, Leilani i Casper. Zwierzyniec oczywiście też, co dokładało jej tylko dodatkowych zajęć, ale jakoś nauczyła się już nad tym wszystkim panować i dawała radę.
    Chciała podrzucić dzieci mamie, ale jak na złość miała ważne spotkanie odnośnie do fundacji, którą prowadziła i nie była w stanie się nimi zająć. Jej ojca za to nie było w Nowym Jorku, a brat był na wyjeździe służbowym. Nie chciała wciągać w opiekę nad bliźniętami biednego Sama, który jako jedyny był na miejscu. Naprawdę bardzo lubiła chłopaka swojego brata i nie chciała go odstraszyć podrzucaniem dzieciaków, więc chciała czy nie, ale zapakowała się z bliźniętami i z wózkiem do swojego samochodu. Pojęcia nie miała czy Jaime jest u siebie. Najwyżej po prostu pocałuje klamkę na miejscu, ale liczyła, że trafi na chłopaka. Specjalnie nie mówiła mu o swoich planach, choć ten wiedział, że jest już w Nowym Jorku. Chciała zrobić mu niespodziankę. Jechała do niego z dobrymi słodyczami. Już nie pamiętała, kiedy ostatni raz się widzieli. Niedługo później była już na miejscu. Pamiętała aż za dobrze, że Jaime nie przepada za dziećmi i nie chciała go stresować ich obecnością, ale nie miała co z nimi zrobić. Myślała nawet o opiekunce, ale jeszcze nie wybrała odpowiedniej, a nie zostawi dzieci przecież z byle kim. Zapakowała słodkości pod wózek, gdzie było dość miejsca, a dzieci do wózka. Trochę się stresowała, że naprawdę nie trafi na chłopaka i jechała bez sensu. Powinna była mu dać znać wcześniej, że przyjedzie i się zapowiedzieć, ale tak bardzo chciała go zaskoczyć, że nie pomyślała o tym, że może mieć swoje sprawy. Nie było jej tu przez kilka miesięcy. Wiele mogło się pozmieniać, a raczej na pewno wiele się pozmieniało. Zamiast jednak panikować, że nie trafi na Jaimego po prostu weszła do budynku. Chwilę jej zajęło zanim znalazła się przed drzwiami prowadzącymi do mieszkania Morettiego. Użyła dzwonka i zaciskając dłonie na wózku niecierpliwie czekała na to, aż Jaime otworzy drzwi. Z początku była cisza, jednak, gdy usłyszała hałas dochodzący z mieszkania uśmiechnęła się z ulgą. Przybrała nieco śmieszną pozę. Puściła wózek, który odstawiła nieco na bok, aby Jaime otwierając drzwi miał widok na nią i położyła jedną dłoń na biodrze, a drugą uniosła do góry, ugięła lekko kolano i przechyliła się na prawą stronę.
    Jak tylko drzwi się otworzyły krzyknęła:
    — Niespodzianka!

    Carlie

    OdpowiedzUsuń
  35. Hej! Dziękuję za powitanie. <3 Tak, masz rację, to nie wina reklamacji, a raczej wynik przykrych doświadczeń, z którymi miała styczność jeszcze w szkole. Dzieciaki potrafią być okrutne, a takie sprawy często zostają z człowiekiem na lata... Ale Celaena radzi sobie teraz już całkiem nieźle, po latach udało jej się nabrać dystansu do siebie i przeszłości. ;) Jaime wydaje się z kolei bardzo pozytywną osobą, chociaż po zajrzeniu w kartę widzę, że i jego życie nie do końca oszczędziło. Bycie świadkiem morderstwa czy gwałtownej śmierci bliskiej osoby to coś, co Starling potrafiłaby zrozumieć, chociaż to zupełnie dwie różne sytuacje. Ogólnie, tę dwójkę dzieli raczej spora przepaść, ale gdyby naszła Cię chęć na jakiś wątek, to daj mi znać, na pewno uda nam się coś wymyślić.

    Ha! Mogę za to przeprosić, ale skłamałabym, gdybym powiedziała, że faktycznie mi z tego powodu przykro. xD


    Celaena

    OdpowiedzUsuń
  36. Noah naprawdę był szczęśliwy z powodu prezentu. I oczywiście bardzo podobał mu się aparat. Nie miał żadnego, który nadawałby się do zdjęć pod wodą, więc naprawdę pomysł świetny. Ale tak naprawdę więcej niepewności i jednocześnie radości sprawiło mu to, że Jaime nie tylko pamiętał, o jego urodzinach, ale nawet wstrzelił się z data. Przecież nie mówił mu, kiedy dokładnie wypadał ten dzień…
    Przebrali się, a Noah spakował plecak. W końcu zamknęli za sobą drzwi i objęci ruszyli ścieżką.
    - Pewnie, że zabrałem – odparł. – Mam kilka pomysłów na zdjęcia… I skoro mam aparat, to możesz być pewien, że na kilku na pewno się znajdziesz – dodał i ucałował go w czoło. – Ale spokojnie… do sieci poleca tylko te bez nas – zapewnił. Nie chciał żeby Jaime niepokoił się z powodu zdjęć. – Ale… dziękuję – westchnął. – To najlepsze urodziny od dawna – dodał cicho.
    Zastanawiał się, czy powiedzieć Jaimemu, że trafił z datą. Wahał się, ponieważ nie był przyzwyczajony do dzielenia się z kimkolwiek takimi informacjami, ale uznał, że chłopak na to zasługuje – żeby dowiedzieć się, jak bardzo trafił z prezentem, życzeniami i w ogóle wszystkim. I dlaczego dla Woolfa ma to tak duże znaczenie.
    Przeszli ścieżką przez las i dotarli do wypożyczalni rowerów, o której mówił właściciel domku. Wybrali dwa cykle i ruszyli na wycieczkę. Co jakiś czas zatrzymywali się, bo Noah musiał nacykać zdjęć lub coś sobie zapisać w notesie. Jaime miał okazję zmierzyć się z Woolfem na wyjeździe – z piórem w kieszeni i aparatem pod ręką.
    W końcu Noah zarządził lenistwo na piaszczystej plaży.
    - Możemy przetestować aparat i przy okazji się wykąpać – zaproponował.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  37. [Omg ale rozkoszna karta! Nie można się nie uśmiechnąć :)
    Poznałam kawałek ich historii i rzeczywiście, również żałuje że Margo nie ma już na blogu :)
    Dziękuję za powitanie <3 ]

    Harry Forbes

    OdpowiedzUsuń
  38. Pojawienie się bez zapowiedzi niekoniecznie musiało mieć dobre zakończenie. Zwłaszcza, że mogła trafić na moment, gdzie nie będzie Jaimego w mieszkaniu, ale to na szczęście nie miało miejsca i teraz stała na korytarzu w budynku mocno ściskając przyjaciela. Naprawdę się za nim stęskniła i to cholernie. Nie miała na Hawajach nikogo bliskiego, nie licząc oczywiście męża i dzieciaków, ale to było zupełnie co innego. Zwłaszcza, że Carlie nie miała tam zbyt wielu znajomych, bo wszyscy zostali tutaj. A rudowłosej również nie uśmiechało się do końca zapoznawanie z każdym kto wszedł w jej życie. Była dość prywatną osobą, miała swoje powody, aby nią być i nie opowiadać życiowej historii każdemu po kolei. I choć nie chciała każdej nowo poznanej osoby wrzucać do tego samego worka, to często zastanawiała się czy faktycznie im chodzi o poznanie jej, a nie tylko zakręcenie się obok, bo ma znanego męża i rodziców. W zasadzie rodzina z jej dwóch stron była dość znana, więc wiele osób mogło niekoniecznie mieć czyste sumienie, gdy chodziło o poznawanie rudowłosej. Była jednak taka garstka osób, którym Carlie ufała bezgranicznie i Jaime się do nich zaliczał. Ten rok jej bardzo uświadomił na kogo może liczyć i kto w jej życiu zostanie na dłużej, a nie będzie tylko w nim chwilowo.
    Bardzo dobrze pamiętała o tym, że Jaime niekoniecznie przepadał za dzieciakami, ale naprawdę nie miała co z nimi zrobić. Wiedziała, że byłoby łatwiej bez nich. Prawda była taka, że dzieci zaczynały ją ograniczać. Nie miała im tego za złe, bo przecież świadomie się na nie zdecydowała. Chyba sobie po prostu nie zdawała sprawy z tego, jak to naprawdę wygląda i dopiero czas jej uświadomił. Jeszcze, gdy były małe i przesypiały dość sporo czasu w ciągu dnia było łatwo, ale im robiły się większe tym trudniej było jej nadążyć za nimi.
    Od szerokiego uśmiechania się zaczęły boleć ją policzki, ale nie zamierzała przestać. To był naprawdę bardzo dobry dzień i bardzo chciała tu być. Nawet jeżeli miałaby spędzić tylko parę chwil w towarzystwie przyjaciela.
    — Nie przeszkadzamy? Przepraszam, że nie mówiłam, ale chciałam ci zrobić niespodziankę — powiedziała wchodząc do środka. Nie chciała mu się narzucać z dzieciakami, ale samych (jeszcze) ich zostawić nie mogła. Poza tym, liczyła, że nie będą za bardzo przeszkadzać. Były najedzone, przebrane i przez jakiś czas powinny być grzeczne. Niczym te aniołki i bardzo na to liczyła, że tak właśnie będzie. — Ukocham cię za kawę. Mocną.
    Dzieciaki, póki co były spokojne i same z zaciekawieniem się rozglądały.
    — Nie przejmuj, nie przyszłam wyjadać ci lodówki. Może tylko okraść z kawy, ale to tylko tyle — zapewniła z niewinnym uśmiechem — a w zasadzie… to przynoszę dary, które będą mogły zostać w kuchni — dodała.

    [Ja również!<3]
    Carlie

    OdpowiedzUsuń
  39. Sytuacja była faktycznie sielankowa i Noah czuł dziwne mrowienie pod skórą z tego powodu. Ekscytacja buzowała w nim w sposób niecodzienny – zadowoleniem, a nie gotowością do walki. Może dlatego tak trudno było mu się powstrzymać przed trzymaniem się blisko Jaimego. Chciał go obejmować, całować, dotykać… Wiedział, że duży wpływ mają na jego stan hormony, ale czy mógł je winić, skoro Jaime… no cóż był sobą?
    Noah uśmiechnął się z rozbawieniem i zażenowaniem jednocześnie, kiedy chłopak załapał, że trafił w dzień urodzin Woolfa.
    - Naprawdę – potwierdził i objął go, a następnie pocałował namiętnie. – Kilka z tych punktów zamierzam zaliczyć w trakcie wyjazdu – zapewnił.
    W trakcie swoich zwyczajowych czynności Noah zastanawiał się, czy Jaime nie straci do niego cierpliwości. Chłopak jednak grzecznie czekał i nie pospieszał Woolfa, co było naprawdę godne podziwu.
    - Na obiad sobie gdzieś pojedziemy, a teraz po prostu… odpoczniemy. Plus… mam jakieś batony jakby co – zapewnił. Noah swoim zwyczajem zawsze miał jakieś przegryzki. Życie nauczyło go, że jest przede wszystkim nieprzewidywalne, dlatego mężczyzna zwykle nosił ze sobą coś do picie i jedzenia.
    Noah odłożył rzeczy na bok, żeby były bezpieczne i wyjął aparat. Zdążył zrobić próbne zdjęcie, zanim Jaime pobiegł do wody i potem uchwycić go, kiedy zrobił pierwszy krok do jeziora. Dopiero wtedy Noah rozebrał się i dołączył do Jaimego.
    - Całkiem ciepła woda – zauważył. Popatrzył z czułością na chłopaka, a potem zaczął się bawić ustawieniami aparatu. Wykonał kilka zdjęć otoczenia, ujęć z granicy wody i powietrza.
    - A teraz…. Nurkujemy – zdecydował i zaczerpnął dość powietrza, by zanurzyć się z aparatem i wyczekiwać Jaimego pod wodą.
    Po kilkunastu minutach zabawy Noah wyszedł z wody i odłożył aparat, a potem sam wskoczył do jeziora, żeby trochę popływać. Na koniec położył się na wodzie na plecach i po prostu dał falom się unosić…
    - Jaime… czy my na pewno musimy wracać do Nowego Jorku? – zapytał, ale w jego głosie słychać było zadowolenie, a nie marudzenie.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  40. Kiedy Noah myślał o wyjeździe, to stanowczo nie planował, by Jaime spędził go w kuchni. Nie miał nic przeciwko jego gotowaniu i wiedział, że chłopak to lubi, ale przecież mieli obaj odpocząć. Z resztą obaj nie mogli powiedzieć, że nie stać ich na to, by kilka dni zjeść obiady poza domem. Przede wszystkim miało być im obu wygodnie.
    - Nie wiem, do którego z nas w pracy przyczepili by się bardziej – stwierdził rozbawiony. – Ale kiedyś trzeba będzie powtórzyć taką wycieczkę – dodał i zerknął na chłopaka.
    Drgnął, gdy poczuł dłoń chłopaka, ale potem ścisnął ją i sam się rozluźnił. Przez dłuższą chwilę dryfowali. Kiedy jednak Noah poczuł, że za bardzo ich znosi w krzaki, wybadał grunt pod nogami i stanął, po czym ściągnął Jaimego do siebie.
    - Musisz sporo ćwiczyć, żeby utrzymać taką sylwetkę? – zapytał i spojrzał znacząco na jego klatkę piersiową. Przygryzł wargę i przesunął dłonią po jego skórze. Chociaż nie uprawiali seksu przy zgaszonych świeczkach, to jednak bezkarne przyglądanie mu się w świetle dnia było czymś innym niż kiedy byli sami w mieszkaniu. Noah pomyślał, że musi później sprawdzić, czy Jaime nie cierpi po poprzednim wieczorze. Nie chciał go skrzywdzić… a trudno było ukryć (szczególnie gdy stoi się w samych kąpielówkach), że chłopak na niego działa.
    - W każdym razie… chyba powinniśmy poleżeć na słońcu i się osuszyć – dodał i nie puszczając chłopaka, zaczął z nim iść do brzegu. Póki woda pomagała mu go nieść, nie dał mu stanąć o własnych siłach. Chciał się nacieszyć ta niewinną bliskością.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  41. Noah parsknął cicho śmiechem. Stanowczo jego szef nie był tak wyrozumiały jak Jaimego. Z resztą nawet nie o wyrozumiałość chodzi – Noah po prostu miał zwyczaj znikać i ci, którzy go znali, wiedzieli, że muszą być konkretni w swoich wymaganiach, jeśli chcą go złapać.
    - Pewnie masz rację – przyznał. – Chociaż lubię swoją pracę… to ma ona też swoje wady – dodał. Uśmiechnął się, kiedy Jaime podchwycił pomysł z kolejnym wyjazdem i sam wyszedł z inicjatywą. Nie chodziło nawet o to, czy i kiedy dokądś pojadą, ale z zgodność co do tego, że chcą.
    - Pomyślimy na pewno – stwierdził.
    Noah na pewno nie chciał psuć jego nastroju. Po prostu podobało mu się to, co widział.
    - Może powinieneś mnie wciągnąć w swój tryb życia – odparł. – Zdrowsze jedzenie, regularne ćwiczenia… - Spróbował mu pokazać, że podziwia jego decyzje.
    Noah uśmiechnął się mimowolnie, kiedy Jaime zaczął go całować. To było przyjemne i chłopak musiał sobie doskonale zdawać z tego sprawę. Niemal jęknął, kiedy musieli się od siebie odsunąć. A jednak Jaime chwycił jego dłoń i poprowadził na brzeg. Potem znowu zaczęli się całować i Noah położył jedną rękę na biodrze chłopaka, druga podtrzymywał jego plecy, żeby nie odsunął się od niego za bardzo. Jasne było, że obaj są znowu pobudzeni. Może dlatego Noah zsunął dłoń z biodra na pośladek chłopaka i ścisnął lekko.
    Może seks na łonie natury nie był najlepszym pomysłem, ale Noah miał ochotę zaspokoić potrzeby Jaimego i swoje… przynajmniej w pewnym stopniu. W końcu (nie całkiem) niewinne macanki też mogą być bardzo przyjemne.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  42. Z pewnością znajdą okazję do spotkania i porozmawiania. Noah powoli przyzwyczajał się do tego, że mógł zwyczajnie napisać do Jaimego i zapytać, czy ten ma czas na spotkanie, choćby krótkie. W końcu nie zawsze musieli spędzać namiętną noc w łóżku, choć nie dało się zaprzeczyć, że często do tego właśnie zmierzali. Powód był prosty – trudno było im obu nasycić się tą bliskością, a w przeciwieństwie do pań nie ograniczał ich problem kalendarzyka.
    - Problem jest taki, że musisz na mnie nakrzyczeć, żebym się zmobilizował – odparł rozbawiony. – Nie będę ukrywał, że jestem z natury dość leniwy. Jedynie bieganie jako tako mi wychodzi, ale to dlatego, że to zawsze okazja do zobaczenia czegoś nowego – przyznał. – A co do gotowania, to wiesz, że moje najlepsze potrawy biorą się z ubereatsa – zakończył żartobliwie.
    Cóż… po wyjściu z wody ich myśli były zupełnie czym innym zajęte. Kiedy Noah usłyszał wyznanie chłopaka i zobaczył jego rumianie policzki, zdziwił się i ucieszył jednocześnie. Potem jednak Jaime okazał swoje zniecierpliwienie i Noah jęknął cicho.
    - A co ja mogę powiedzieć? – westchnął cicho, bo Jaime doskonale musiał zdawać sobie sprawę z podniecenia Woolfa. Nachylił się bardziej i szepnął mu do ucha:
    - Chętnie przygwoździłbym cię do drzewa i przeleciał tu na miejscu… ale za łatwo nas tu zobaczyć… - Jęknął przeciągle, bo działania chłopaka nie były mu obojętne. – Cholera, Jaime… - syknął i odsunął się zdecydowanie, ale tylko po by chwycić go za rękę, sięgnąć po swoją bluzę i pociągnąć chłopaka z stronę wyższych traw między drzwiami. Jasne było, że to nie będzie długie i pełne namiętności zbliżenie, ale Noah o tym nie myślał. Po prostu chciał, by obaj dostali to, czego tak pragnęli.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  43. Noah był leniwy. Wiedział, jak wykręcać się od pracy albo ją sobie ułatwiać. Rzadko robił coś więcej niż niezbędne minimum. Właściwie lenistwo nie dotyczyło tylko tego, na czym mu naprawdę zależało.
    - Dla ciebie chętnie zamawiam – odparł wesoło. I to też była prawda. Lubił obserwować, jak Jaime je, bo zwykle wydawał się wtedy skupiony. Jedzenie nie było tylko mechaniczną czynnością.
    Woolf był zadowolony z tego, że Jaime nie pozwolił rozsądkowi rządzić i mogli dać upust swoim pragnieniem. Na pewien sposób byli całkiem grzeczni – obaj mieli znacznie bardziej szalone wizje. Niemniej skupili się na tym, co najważniejsze – na sobie nawzajem.
    Noah przytulał się do niego i choć wiedział, że za chwilę będą musieli wstać, to był znacznie spokojniejszy niż kilka chwil wcześniej. Zdecydowanie napięcie między nimi spadło do rozsądnego poziomu, ustępując miejsca czułości. Może dlatego Woolf po prostu musnął wargami jego skroń i uśmiechnął się łagodnie.
    - Mogę to i więcej powiedzieć o tobie… - odparł. Prawda była taka, że niezwykle go poruszało to, że Jaime odnajdywał się w ich relacji tak, jakby to było całkiem naturalne… Był świetnym kochankiem, który nie bał się, pozwalał na szaleństwo, a jednocześnie potrafił żądać. To naprawdę odpowiadało Woolfowi.
    Sięgnął po swoje mokre bokserki i włożył je na siebie.
    - Chodź… trzeba się nieco obmyć i ubrać… a potem ruszać dalej – stwierdził i wstał. Zaczekał na Jaimego. Nie chciał go poganiać i chciał być obok, gdyby ten tego potrzebował. – Masz może suche na zmianę? – zapytał. – Choć możemy poleżeć sobie potem na słonku jeszcze… albo iść powolnym spacerkiem – dodał. Stanowczo nie chciał dodawać mu niepotrzebnego dyskomfortu. Zwykle jednak martwił się tym po fakcie, bo Jaime w trakcie zachowywał się tak, że trudno było pamiętać o tym, by zachować większą ostrożność.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  44. Cóż… Noah może by się nie wstydził, ale całkiem dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że poza plażami dla nudystów takie wylegiwanie się mogłoby mieć konsekwencje w postaci mandatu, a Noah naprawdę nie chciał ściągać na żadnego z nich kłopotów, nawet tak błahych. Nie chciał też, żeby w ich papierach pojawiały się jakieś podejrzane informacje.
    Noah spojrzał zaniepokojony na Jaimego, kiedy ten podkreślił, że raczej nie nadaje się na jazdę na rowerze. Rozumiał, że jazda to zbyt wiele, ale miał nadzieję, że nie skrzywdził go za bardzo…
    - Odpoczynek to bardzo dobry pomysł – zapewnił Noah. Kiedy Jaime układał się na piasku, Noah podłożył mu bluzę pod głowę, żeby było mu wygodniej, a potem przyniósł wodę i batony.
    - Było – zgodził się Woolf, kiedy chłopak zauważył, że zachowywali się nieco nieostrożnie. Uśmiechnął się jednak, kiedy Jaime zakomunikował, że nie żałuje tego, co zrobili. Noah położył się obok niego. – Czasem… boję się, że cię skrzywdzę – przyznał. – A jednocześnie… jesteś cholernie seksowny i aż trudno się opanować – dodał i zerknął na niego. Obrócił się na bok, żeby na niego popatrzeć. – Wyprawa rowerowa może poczekać. Możemy jutro wybrać się na kajaki. Poleżysz sobie, a ja powiosłuję. Powinieneś… odpocząć. – Pogłaskał go po ramieniu. Troszczył się o niego, choć zwykle myślenie włączało mu się dopiero po fakcie. Jednocześnie nie miał wyrzutów sumienia, bo wiedział, że obaj czerpią z tych zbliżeń to, czego potrzebują.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  45. Noah był wdzięczny Jaimemu za to, że czuł potrzebę zapewnienia go, że wszystko jest w porządku i Woolf nie powinien się tak martwić. To naprawdę było ważne.
    - Lubię robić z tobą te wszystkie rzeczy – odparł z przekonaniem. – Choć w życiu bym nie pomyślał, że… znajdziemy się w takiej sytuacji. Nie to, żebyś wcześniej mi się nie podobał, po prostu… dużo się działo, prawda? – Uśmiechnął się do niego lekko i pocałował go czule.
    - I nie dziękuj… nie masz za co – dodał. – Mogę czasem wygadywać głupoty, bo to wszystko… jest dla mnie nowe – wyznał. – Nie seks… bycie z kimś – wyjaśnił, bo uznał, że jego słowa nabrały nieco dziwnego znaczenia. – Do tej pory… nie byłem z nikim w takiej relacji. Szczeniackie testy się nie liczą. A potem… w podróży nie było na to czasu i miejsca. – Położył się na plecach. Jego słowa były pewnym niedopowiedzeniem, ponieważ spotkał na swojej drodze kobietę, w której się zakochał. Po prostu… nie mieli okazji dojść do tego momentu, do którego zmierzali z Jaimem. Bycia parą. Choć Noah miał wtedy całkiem ambitne plany. – Właściwie… mam tylko jedną osobę, przy której mogłem otwarcie mówić… o wszystkim. W pewnym momencie myślałem nawet, że coś między nami będzie… Ale kiedy ja o niej myślałem, ona patrzyła na innych… A potem ja już wyszedłem z zadurzenia… kiedy ona na mnie spojrzała – wyznał cicho. – Jest moją przyjaciółką, nawet jeśli tego tak nie widzi… Ale nie żałuję, że nam nie wyszło. – Ścisnął jego dłoń i spojrzał na Jaimego z czułością. Noah daleki był od powiedzenia, że się zakochał i pewne było, że jeszcze długo te słowa nie padną z jego ust. Niemniej patrzył na chłopaka ze szczerym uczuciem i oddaniem. Prawda była taka, że do tej pory tylko Reyes widziała go otwartego, kiedy emocje brały nad nim górę. Ufał jej, choć ona ciągle uważała, że się przed nią kryje. Tak było z resztą. Nie chciał jej mówić o tym, co złe. Ale był przed nią otwarty jeśli chodzi o uczucia, troskę i pragnienie bliskości emocjonalnej. I choć kochał siostrę, dla której zrobiłby niemal wszystko, to przed Jen zawsze grał, zawsze przybierał maskę drania. Przy Rey potrafił płakać, choć zdarzyło się to tylko raz. A teraz… chciał być otwarty dla Jaimego, chociaż bardzo się tego bał. Trudno wyjść z roli pewnego siebie człowieka, który sięga po wszystko, co zechce.
    Potrząsnął głową i padł na piasek.
    - Nie słuchaj mnie… jest jak naćpany po dobrym seksie – rzucił żartobliwie.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  46. Joyce może już od niemal trzech lat była mamą, ale tak naprawdę wciąż uczyła się tego wszystkiego i sama popełniała masę błędów. Nie była idealna i nie zamierzała tego ukrywać. Nigdy nie udawała, że wie wszystko i że pozjadała wszystkie rozumy na świecie. Dziś szczególnie poczuła się, jakby nic nie wiedziała o byciu rodzicem. Po wiadomości, którą otrzymała od Jaimego całkiem w siebie zwątpiła, choć to nie ona zawiniła, ale prawda była taka, że nie potrafiłaby nie mieć wyrzutów sumienia. Może i nic złego się nie stało, ale mogło i ta historia mogła mieć zupełnie inne zakończenie, gdyby nie Jaime i gdyby tak było, Joyce nie potrafiłaby sobie wybaczyć tego, że zostawiła Melody pod opieką Miriam, która zupełnie się do tego nie nadawała. Jakby tylko blondynka wiedziała, co zamierza zrobić jej siostra nie zostawiłaby z nią Melody nawet na pięć minut. I cóż, nauczkę na przyszłość już miała i na pewno tego błędu więcej już nie powtórzy.
    — Och, mam nadzieję, że szybko wróci i będziecie mogli dalej kontynuować swoją tradycję, bo brzmi naprawdę świetnie — odpowiedziała, nie do końca wiedząc, jak powinna zareagować. Życie miało do siebie to, że niestety, ale ludzie często wyjeżdżali. Mieli inne plany, pragnienia i marzenia, a znajomości z czasem się rozchodziły lub po prostu rozmowy stawały się rzadsze. Blondynka coś o tym wiedziała.
    — Robią się irytujące, jak lecą po raz dwudziesty w ciągu dnia — powiedziała wywracając oczami. Może nie była fanką zostawiania dzieci przed telewizorami, ale nie dało się ukryć, że gdy naprawdę musiała coś zrobić to nagle Disney+ stawał się jej najlepszym przyjacielem, a jednocześnie najgorszym wrogiem.
    Blondynka była ze swojej pracy naprawdę zadowolona i śmiało można uznać, że była jedną z tych osób, które swoją pracę kochają. Nie zawsze tak było, bo w końcu jeszcze pięć lat temu, kiedy wracała do pracy wspomnienia po pogrzebie narzeczonego wciąż były żywe, a przesiadywanie z osobami, które szykowały się do tego dnia było ciężkie. W momencie, kiedy oni rezerwowali salę, muzykę i całą resztę ona wieczorami siedziała na telefonie i anulowała wszystko, co było związane ze zbliżającym się ślubem. I w pewien sposób było to niesamowite, że była w stanie otworzyć się na nowo na poznanie kogoś nowego i na założenie rodziny.
    — Jeżeli ktoś lubi takie rzeczy, to jest to świetna praca. Nie mogę narzekać, bo sama sobie to wybrałam, ale gorzej jest, gdy para nie może się na nic zdecydować lub naciskają na rzeczy, które ich dzień popsują i nie dociera do nich, że to będzie błąd — odpowiedziała z lekkim uśmiechem. Nie było raczej pracy, w której nie było minusów i w jej to zdecydowanie był największy.
    Blondynka była oczywiście trochę zaskoczona, bo właściwie nigdy wcześniej nie spotkała nikogo kto studiowałby antropologię sądową. Słyszała o tym tylko z filmów i podcastów, ale nigdy nie miała okazji spotkać nikogo kto faktycznie by się tym zajmował.
    — Kurczę, nieźle — odparła — to musi być naprawdę ciekawe. Mogę się dopytać, co właściwie robisz? O ile masz ochotę o tym mówić, swoją wiedzę czerpałam zwykle z internetu, a to nie jest najlepsze źródło wiedzy. Mimo wszystko.

    Joyce

    OdpowiedzUsuń
  47. [ Jude ma fajną mamę i babcię, to pff, co mu po jakimś ojcu, który nawet mleka nie przyniesie bez zgubienia się po drodze. :D Z tym brakiem starań to trochę poza, a trochę kokieteria, twórczych mocy trochę drzemie! Ale już nie w kierunku astronomii.

    Ale tutaj widzę, że za szerokim i pięknym uśmiechem kryje się trochę dram i smuteczków. Dobrze, że to lepsze jutro w perspektywie majaczy.

    Ślicznie dziękuje za powitanie i życzenia! Oby się spełniło -- i ofc zapraszam do wpadania po wątki, jeśli masz czas i ochotę.]

    Jude Levi

    OdpowiedzUsuń
  48. Owe 'standardy' z pewnością były ciężkim orzechem do zgryzienia. Kiedy rodzice płacili za jej mieszkanie na studiach, miała do dyspozycji kilka obszernych pokoi, dwie łazienki i dużą kuchnię, z której prawie nigdy nie korzystała samodzielnie, oprócz zrobienia dla siebie płatków z mlekiem na śniadanie. Przyzwyczajenie się do obskurnych moteli, a następnie do spania na kanapie kosztowało ją więc wiele samozaparcia, ale Eve powoli, małymi kroczkami, uczyła się, że darowanemu koniowi nie należy zaglądać w zęby. Na szczęście kilka tygodni temu Margo pozwoliła jej wymienić sofę na leżankę, za co Forbes (oraz jej obolałe plecy) była jej niezwykle wdzięczna. Niemniej jednak mieszkanie przyrodniej siostry było rozmiarów łazienki w jej domu rodzinnym, a zatem dziewczyna czuła się tutaj niezwykle klaustrofobicznie, a w związku z tym - nie stroniła od narzekania, lecz mimo jej irytującego biadolenia, cieszyła się. Wiedziała przecież, że gdyby nie gościnność siostry, która była dla niej praktycznie obcą osobą, już dawno wylądowałaby na ulicy.
    Gdyby Eve wiedziała, że Jaime zdawał się zainteresować jej twórczością, z pewnością spędziłaby kolejną godzinę, opowiadając mu o swoich projektach, czy tego chciał, czy nie. Lepiej było nie wywoływać wilka z lasu, ostatecznie panna Forbes miała dość poważnego bzika na punkcie mody i czasem nie wiedziała, kiedy powinna się zamknąć.
    Problem leżał w tym, że Eve całkowicie zapomniała o rzeczonych lodach. Owszem, była na tyle rozgarnięta, by wiedzieć, że mrożonki należało włożyć do zamrażarki od razu, ale... no cóż, kwestia lodów po prostu wypadła jej z głowy! Nie protestowała jednak, gdy Jaime wyjaśniał jej te oczywistości, na wszelki wypadek, gdyby jej komentarz zrobił z niej jeszcze większą idiotkę niż była w rzeczywistości. Poza tym był tutaj, by ona mogła się czegoś od niego nauczyć, prawda? Dlatego też kiwała głową z uśmiechem na twarzy jak na dobrą uczennicę przystało. Brakowało jej jeszcze notatnika i długopisu, które idealnie dopełniałyby ten wizerunek.
    - Tak, nie możemy niczego marnować - powtórzyła wraz za nim, a następnie również umyła ręce.
    Zaraz jednak sięgnęła do jednej z szafek, z której wyjęła dwa fartuszki. Jeden ubierając sama, a drugi podając Jaimiemu.
    - Myślałam, że może się przydać. No wiesz, żeby nie zabrudzić koszulki. - Wzruszyła ramionami. - A co do uczuleń... ja nie toleruję laktozy, a Margo... to znaczy moja siostra... przyrodnia siostra... ona chyba nie ma żadnych. Tak mi się wydaje, to znaczy... nie znamy się tak dobrze, więc nie wiem na sto procent - odparła, nieco zawstydzona.
    Nie miała pojęcia, czemu czuła się zobowiązana, by doprecyzować tę kwestię. Może bała się, że Jaimie uzna, iż tylko korzystała z dobroci Margo, tak naprawdę nie dając nic w zamian, skoro nawet nie wiedziała, czy kobieta miała jakieś alergie? Albo wciąż nieswojo czuła się z faktem, że o Margo wiedział teraz ktoś 'z wyższych sfer'? Nawet jeśli tak otwarcie mówiła o niej, kiedy byli jeszcze w sklepie i naprawdę się jej nie wstydziła, poniekąd wciąż nie do końca radziła sobie ze wszystkimi zmianami, jakie nastąpiły w jej życiu. A było ich naprawdę wiele.
    Kiedy zaczęli gotować, Eve początkowo podążała za poleceniami Jaimiego w całkowitym milczeniu. Ale każdy, kto dobrze znał pannę Forbes, doskonale wiedziałby, iż dziewczyna nie radziła sobie najlepiej z ciszą. Zwłaszcza, że czuła to nęcące pytanie, które aż prosiło się, by wypłynąć na powierzchnię.
    - Dlaczego robiłeś zakupy w Walmarcie? - zapytała wreszcie, ostatecznie dając za wygraną i poddając się swojej ciekawskiej naturze.

    Eve

    OdpowiedzUsuń
  49. Noah na pewno nie był typem, który udawałby zadowolenie z seksu. Nie wiedział… po co miałby to robić. W końcu byli ze sobą blisko po to, by obu im było przyjemnie. Co więcej Noah dopiero odkrywał to, co sprawiało partnerowi przyjemność i jak na razie był zachwycony jego reakcjami.
    Noah spojrzał zdziwiony na Jaimego. Potem jednak pokiwał głową.
    - Obaj…byliśmy na innych etapach – odparł. Niemniej jakoś przyjemnie mu się zrobiło na myśl, że już wtedy podobał się chłopakowi. Szczególnie, że czasami zastanawiał się, czy Jaimie nie znudzi się nim… w końcu była miedzy nimi pewna różnica wieku i chłopak może chcieć czegoś innego od życia. Usłyszenie czegoś takiego z jego ust… było naprawdę budujące.
    Noah nie wymagał od chłopaka jakichś wielkich reakcji i wyznań. Po prostu… czuł się gotowy, aby powiedzieć pewne rzeczy. I wolał to zrobić, zanim stchórzy. A na pewno nie chciał zranić chłopaka.
    Uśmiechnął się łagodnie, kiedy Jaime się przytulił do niego. Noah pogłaskał go po ramieniu.
    - Jaime… jeśli czasem ci czegoś nie powiem, to nie dlatego że ci nie ufam – powiedział cicho. Wolał to wyjaśnić, ponieważ wiedział, że najczęściej właśnie nieufność i nieszczerość zarzucały mu bliskie osoby. – Czasami wolę coś przemilczeć ze względów… bezpieczeństwa. Wiesz, że robiłem głupie rzeczy. Nie chcę, żeby przeszłość mnie goniła – wyznał. – Więc… jeśli coś kiedykolwiek wzbudzi w tobie… wątpliwości, to po prostu zapytaj – poprosił.
    Noah wiedział, że te rozmowy nie są łatwe, ale rozumiał, że są potrzebne. Naprawdę lubił spędzać czas z tym chłopakiem i dobrze się przy nim czuł. Miło było… mieć kogoś, do kogo mógł się odezwać, gdy potrzebował towarzystwa. Kogoś, komu wysłał głupoty w ciągu dnia. Kogo mógł rozśmieszać. Całować. A czasem o którego się martwił. Odpowiedzialność za kogoś… w sposób bezinteresowny. A do tego dochodził istotny aspekt seksualny.
    Noah nie powiedział nic więcej. Mógł z nim leżeć i milczeć, ponieważ cisza między nimi nie była krępująca. Jasne było, że obaj odpoczywają po wysiłku i doznaniach.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  50. Carlie nie uważała siebie za ważnego gościa. Była po prostu jego przyjaciółką i kawy napiłaby się nawet z papierowego kubeczka. Nie potrzebowała do niej porcelanowych filiżanek. Chyba nawet u siebie nie miała takich, a kawę wolała pić w dużych ilościach, więc kubeczek sprawdzał się jak najlepiej w tej sytuacji. Rudowłosa nie zamierzała w żaden sposób też narzekać. Cieszyła się, że mogła znów zobaczyć przyjaciela po tak dłużej przerwie. Ekran telefonu był niczym w porównaniu z rozmową twarzą w twarz. Bardzo jej tego brakowało. Trochę się porządziła w salonie, a właściwie to postawiła wózek tak, aby nie przeszkadzał w chodzeniu i aby miała widok na dzieciaki z kanapy, a także, aby stał dość blisko niej. Wciąż się uczyła tego wszystkiego. Co z tego, że minęło półtora roku? Ona nadal chwilami nie wiedziała co robi, ale chyba każdy rodzic tak miał. Przynajmniej mama ją zapewniała, że nie wie się wszystkiego. I coś musiało w tym być skoro na każdym kroku uczyła się czegoś nowego.
    — Cieszę się, nie chciałam przyjść nie w porę, ale no wiesz, niespodzianka to niespodzianka. Zepsułabym ją, gdybym ci powiedziała, że chcę przyjechać — powiedziała. Wiedziała, że nie musi mu się tłumaczyć, ale jakby chciała, aby wiedział co nią kierowało w tej konkretnej sytuacji. — I liczyłam, że będę mogła pojawić się sama bez maluchów, ale siła wyższa sprawiła, że są do mnie przyklejone na amen — dodała z uśmiechem. Teraz było przy nich jeszcze więcej roboty niż wcześniej, gdy były małe, ale oboje byli grzeczni i Carlie nie mogła narzekać na zachowanie maluchów.
    — Kawa, kawa, kawa — mruknęła obejmując ostrożnie kubeczek, który był gorący, ale dała radę go utrzymać, gdy jedną dłonią objęła ucho kubeczka. Od razu też upiła łyk gorącego napoju. Tego jej brakowało. Zdecydowanie. Odstawiła jednak go po chwili, aby posłodzić, ale zrezygnowała z mleka. Czarna kawa była tym, czego teraz jej było potrzeba. Może nie najbardziej, ale potrzebowała. — Możesz śmiało włączyć, będę okropna, ale jak nie chcę mi się nimi zajmować to im włączam bajki. Są grzeczne, jak aniołki. — Zdradziła z uśmiechem.
    Podniosła się ze swojego miejsca, aby spod wózka wyciągnąć średniej wielkości pudełko. Było ono zapakowane w ozdobny papier w ananasy, uznała, że to będzie śmieszne, ale teraz miała wrażenie, że to było zabawne tylko w jej głowie.
    — To taki mały prezent ode mnie dla ciebie — powiedziała wręczając mu pudełko i uśmiechając się do przyjaciela — znalazłam na Maui najlepsze wino z ananasów. Nie mieliśmy okazji się razem napić, więc nie wiem, czy będzie ci smakować i czy w ogóle pijesz wina, ale te jest przepyszne. Oraz parę innych drobiazgów.
    Jaime w środku poza winem miał zestaw sześciu dżemów, które nie były żadną masówką, a robione przez hawajczyków, z którymi Carlie na co dzień przez długie miesiące dzieliła codzienność. Była tam również kawa i herbata, takie, których poza wyspą nie dostanie oraz własnoręcznie robiona biżuteria, Carlie nie była pewna, czy Jaime będzie ją nosił, ale była to ładna pamiątka zarówno dla kobiet i mężczyzn. Nie mogło oczywiście też zabraknąć typowej dla tamtego regiony koszuli. Carlie chciała jeszcze mu wziąć lei, znany na całym świecie kwiecisty wieniec, ale nie przeżyłby podróży, a nie widziała sensu w tym, aby kupować sztuczny.
    — Mam nadzieję, że ze smakami trafiłam w miarę i będziesz zadowolony.

    Carlie

    OdpowiedzUsuń
  51. [Wybacz zwłokę  z odpisem :( ale miło chociaż w wątku wrócić do momentów lata, gdy za oknem leje!]
    Panna Lester nie miała naprawde nic lepszego do roboty dzisiejszego dnia, a jak to mówią Jamiemu dobrze z oczu patrzy to co miała do stracenia? No może kilka babeczek, ale przecież nie byłoby to do końca zdrowe, gdyby sama je wszystkie pochłonęła! Nie umknęło jej to, że mężczyzna tak nagle odwrócił od niej wzrok, ale nie zamierzała tego komentować. Sięgnęła po swoją mrożoną herbatę i czekała na w sumie jakakolwiek odpowiedź, a czy miała być prawdziwa to już nie jej oceniać, tak? Nie musiała wiedzieć wszystkiego, ba pewnie wielu rzeczy o swoim Sunbeam nie wiedziała - tak jak i on o niej. Może kiedyś, a może nigdy dojdą do takiej granicy, że już nic nie będzie sekretem? Teraz jej to nie przeszkadzało, bo wiedziała, że na wyspiarza może liczyć chyba w każdej sytuacji i takich ludzi w swoim życiu trzyma się jak najbliżej, a nie doszukuje dziury w całym. Nauczyła się tego dopiero niedawno, ale ważne, że się udało.
    — Hmmm czyli jednak Jerome to taki wybawiciel —mruknęła bardziej do siebie niż do rozmówcy, ponieważ ona też poznała go w okolicznościach, gdy ten chciał jej pomóc. Nie do końca wyszło mu to na dobre, chociaż finalnie sie zaprzyjaźnili, więc może nie żałował tych kilku zebranych bęcków.
    —Rozumiem, czyli takie braterskie dusze z was —podsumowała w usmiechem i sięgneła po jeszcze jedna babeczkę tym razem oblana czekoladą. Gdy Jamie zadał jej pytanie usta miała pełne, ale widać było jak sie uśmiecha. Och nie trzeba było długo czekać, by obrazy tamtej nocy wrócił tak żywe, jakby to wszystko miało miejsce wczoraj! A ile to już minęło... dwa, trzy lata? Chyba kompletnie straciła rachubę, ale nigdy nie miała zapomnieć tego momentu w którym poznała Marshalla.
    —A żebyś wiedział —powiedziała, gdy juz przełknęła babczke,a  oczy jej lśniły z rozbawienia. Odwróciła się do niego jakby bardziej przodem, ale na tyle, by było jej nadal wygodnie. Wyglądała trochę jak dziecko, które zaraz ma zdradzić koledze swój największy sekret z którego jest niebywale dumne.
    — Poznaliśmy sie w klubie, gdzie sprałam go na kwaśne jabłko —nie wiedzieć czemu biła z niej wielka dumna jak to mówiła. Nie zdziwiłaby sie, gdy Hamie teraz odsunął się od niej na bezpieczna odległość. Cóż brzmiała niczym rasowa wariatka!
    — Biedaczek chciał ukarać faceta, który postanowiła pomacac mój tyłek, a znalazł się na linii ognia i niesłusznie go oskarżyłam o ten haniebny czyn. —zasmiała sie cicho, bo nadal ją ten element bawił niemiłosiernie. Wtedy było jej cholernie głupio, bo jak się okazało, że Marshall zebrał niesłuszne bęcki myślała, że zapadnie sie pod ziemię.
    —Gdy w końcu mógł się wytłumaczyć... No wyszło, że to nie był on, to w ramach rekompensaty postawiłam mu piwo. I jakoś to sie tak u nas potoczyło naturalnie. —upiła resztkę swojej mrożonej herbaty nieco nawet zaskoczona, że nie mam jej więcej w kubku.
    —Z reszta no trudno go nie lubić, sam musisz przyznać —zasmiała sie, bo Jerome wręcz przyciągał do siebie ludzi. Miał cos takiego w sobie, że zbierał wokół siebie równie pozytywne dusze co on sam, może nieco pokiereszowane przeszłością jak w przypadku Lester, ale jednak!

    Charlotte

    OdpowiedzUsuń
  52. Blondynka nigdy nie miała problemów z tym, aby zawierać znajomości. Może gdy była znacznie młodsza to sprawiało jej to pewne problemy, ale aktualnie tak nie było. Wciąż była jednak nieco wstydliwa i po prostu wolała trzymać się na uboczu, ale zniknęły problemy z rozmawianiem z osobami, których nie znała lub które znała przelotnie. Jaime pojawił się w jej życiu wcześniej, ale nie na długo, więc nie mieli żadnej okazji do tego, aby porozmawiać i jakoś lepiej się poznać. Ona sama też nie sądziła, że Jaime chciałby ją bliżej poznać. Już mniejsza, że była między nimi różnica wieku, ale nie przychodził do niej, a jej samej nie przeszło przez myśl, aby z nim wymienić więcej zdań niż tylko się przedstawić. Może to nie była najlepsza okazja do tego, aby się poznać, ale już przynajmniej jakaś była. Co prawda blondynka dałaby wiele, aby spotkała go przy innej okazji, a nie odbierała od niego córkę, która została pozostawiona sobie sama. Oszczędziłaby w ten sposób traumy sobie, jemu i Melody, choć dziewczynka była akurat najmniej narażona na stres. Wciąż zajadała się swoją jagodową babeczką i nie zwracała na nich większej uwagi. O dziwo, bo zazwyczaj pierwsza rwała się do bycia w centrum uwagi, ale Joyce nic nie mówiła, aby nie zapeszyć. Myśleć też powinna przestać, aż za dobrze wiedziała, że czasem może ściągnąć w ten sposób na siebie nieszczęście, a Melody z grzecznej dziewczynki zmieni się w małego potworka, który chce uwagi i nie daje w spokoju porozmawiać.
    Po kilku razach wszystko się zaczynało nudzić. Może w niektórych przypadkach po kilkunastu, a nie po kilku razach, ale w przypadku blondynki słyszała niemal codziennie piosenki z Krainy Lodu znała je na pamięć i miała serdecznie doszyć, a jednocześnie czasami to był jedyny sposób, aby mieć chwilę spokoju i tak, jak naprawdę nie chciała dawać jej dostępu do technologii, tak czasami to był jedyny sensowny wybór, gdy potrzebowała tego spokoju, a drzemka już niekoniecznie wchodziła w grę.
    — Ludzie to dziwne stworzenia — stwierdziła blondynka wzruszając lekko ramionami. Niektóre osoby były naprawdę ciężkie do wytrzymania i nie mogła się dziwić, że Jaime wybrał nieco inny zawód, który trzymał go od ludzi z daleka. W pewien sposób. Blondynka nie mogła narzekać, bo… cóż, bo mówiąc szczerze sama sobie to wybrała i po prostu lubiła pomagać w szukaniu sukien ślubnych, garniturów, dodatków, Sali i tego wszystkiego. Dobrze się w tej pracy czuła. Nawet jeśli czasami ludzie nie byli najmilsi. — To musiało być przerażające. Niby krzywdy ci nie zrobi, a jednak serce w każdej chwili może stanąć — dodała. Czuła niemal przebiegający po plecach dreszcz, gdy sobie to wyobraziła. To musiało być przerażające doświadczenie.
    Joycelyne wiedziała, że dzieci słuchają i rozumieją dużo. Dlatego pewnych rzeczy jej oglądać nie pozwalała i stale nadzorowała co ogląda, gdy zostawiała jej telefon czy tablet. Też chyba mimo wszystko lepiej było ten temat zostawić na inny czas. O ile kolejny raz miałby się znów pojawić, bo kto wie, czy ich drogi się jeszcze ze sobą skrzyżują?
    — To brzmi naprawdę intrygująco — odpowiedziała mieszkając łyżeczką w swojej czekoladzie, której właściwie to nie ubywało, a wciąż było tak samo dużo, co wcześniej. Nie miała pojęcia, jak uda się jej to skończyć, ale może… może jakoś się uda. — Koniecznie będziesz musiał zdradzić czy ci się podobało — dodała uśmiechając się do chłopaka.

    Joycelyne

    OdpowiedzUsuń
  53. Kobiecie nie schodził uśmiech z ust, nawet jak miała je zamknięte, by ostrożnie przerzuć kęs babeczki wydawał się rozbawiona. Jak tak teraz zaczęła przypominać sobie to pierwsze spotkanie, to właśnie wtedy dotarło też do niej, że znalazł się w jej życiu ktoś z kimś nie chciała zakończyć relacji tylko po jednej spędzonej wspólnie nocy. Kto by pomyślał, że kilka lat później wyspiarz zostanie jej najlepszym przyjacielem, a one-night-stand przerodzi się w nietuzinkowy związek, którego owocem była jej córka. 
    — Ej! Na swoja obornę powiem tyle, że w klubie było dość ciemno, a ja nie stałam po swoje pierwsze piwo — zaśmiała się, bo faktycznie, gdyby nie reagowała pod wpływem instynktu samozachowawczego pewnie Marshall wyszedłby z tej konfrontacji bez szwanku.
    — Tak. Takiego przyjaciela to naprawdę ze święcą szukać. —powiedziała, a w jej oczach dało się odczytać jak bardzo zżyta jest z szatynem. Ktoś mądry kiedyś powiedział, że przyjaciele to jest rodzina, która sami sobie wybieramy. Po tych kilku latach w Nowym Jorku nie mogła się z tym nie zgodzić. To wyspiarz pojawił sie w jej mieszkaniu, gdy była kupka nieszczęścia i zamiast głaskać po głowie powiedział jej prawdę prosto w oczy, zerwał przysłowiowy plaster bez cackania się z bólem i pomógł stanąć na nogi. Od tamtej pory wiedziała, że nie jest już tylko znajomym. Później to ona starał się być dla niego wsparciem, wysłuchać nalać szklankę rumu, gdy tego potrzebował i zapewnić, że może wszystko nie będzie dobrze, ale idzie do przodu!
    — Och coś ty! Całkiem oboje zapomnieliśmy o pierwotnym winowajcy. Dobrze się rozmawiało, piwo było zimne —puściła Jamiemu perskie oko. Nie miała potrzeby gonienia po klubie, by znaleźć jakiegoś zalanego w trupa jegomościa i przemeblować mu facjatę.
    —Rozumiem, cóż najwyraźniej ma do tego talent —klasnęła dłońmi o swe uda starajac sie ukryć jakiś błysk smutnego uśmiechu.
    — Mnie też wyciągnął z naprawdę głębokiego dołka. Mam nadzieje, że kiedyś będę w stanie zrobić dla niego równie dużo —dodała bardziej do siebie niż do rozmówcy. Atmosfera zrobiła się jakaś taka dziwnie nostalgiczne. A może to jej hormony zaczynały znów wariować? Szybko szatyn zmienił tor ich dyskusji, więc to uczucie minęło.
    —Siódmy i spodziewam się córki — duma w jej głosie zdradzała fakt, że naprawdę nie mogla się już doczekać rozwiązania, a przed nią jeszcze całe lato.
    — Trochę już ciężko. Mógłby to ktoś za mnie ponosić - zażartowała zmieniając nieco pozycje na ławce.Cóż nie zamierzała być jak te idealne mamy z instagrama i kłamać na temat tego jaka to ciąża jest wspaniała. Wiadomo były momenty, że nie zamieniła by ich na nic innego, ale czasem miała serdecznie dość i chciała, by móc odetchnąć.

    Charlotte

    OdpowiedzUsuń
  54. [To może ja zacznę od tego: TOM, OCH TOM <3

    Rzeczywiście nasunęło Ci się wiele pytań odnośnie Blake'a, haha :') Ale to mnie cieszy, znaczy się, chyba zrobiłam coś dobrze. I proszę, proszę tutaj nie kokietować - z tego co widzę, umiesz w powitania bardzo dobrze! Serdecznie dziękuję za takie miłe przyjęcie na blogu :3]

    BLAKE DRESCHER

    OdpowiedzUsuń
  55. Noah uśmiechnął się łagodnie, kiedy Jaime nie podjął walki. To było miłe. Wiedział, że te słowa nie były wyrazem rezygnacji chłopaka, a jego zrozumienia sytuacji, za co był mu niezmiernie wdzięczny. Poza tym Jaime łagodnie głaskał jego skórę, a ponieważ obaj byli raczej spełnieni i zdecydowanie zadowoleni, ruch ten miał wyraz pewnej czułości i normalności w tym pokręconym świecie, w którym obaj żyli.
    Początkowo Woolf kontemplował ciszę, ale w końcu zaczął przysypiać. Jego oddech się wyrównał, powieki opadły, łagodny uśmiech zamarł. Nagle został rozbudzony pocałunkiem. W pierwszym odruchu chciał się bronić przed nieznanym zagrożeniem, a potem śmiać się z tego, że został Śpiącą Królewną. Na szczęście Jaime chyba tego nie zauważył.
    - Jeśli lepiej się czujesz… nie powinieneś się nadwyrężać – odpowiedział Noah i uniósł się na łokciu, po czym pocałował go lekko.
    Roześmiał się, gdy usłyszał komentarz chłopak.
    - Żałuj, że nie widzisz siebie… masz nawet lekkie rumieńce od tego słońca – dotknął jego policzka ostrożnie. – Choć twój obraz w trawie będzie jeszcze długo mi się śnił – szepnął mu do ucha, a potem ostrożnie usiadł.
    - Dasz rady ostrożnie iść? – upewniał się po raz kolejny. Naprawdę nie chciał, żeby Jaime czuł nadmierny dyskomfort. Wiedział, że bywał dla niego ostry w trakcie zbliżenia, ale wiedział też, że chłopak to lubi. Po prostu potem musiał oszczędzać jego siły.
    W końcu wstali, Noah pozbierał rzeczy, doprowadzili się do ładu i powoli ruszyli w stronę ścieżki.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  56. Lucrecia próbowała uratować brata od życia przestępcy. Pragnęła w końcu, żeby skończył szkołę i poszedł na studia, ale Cameron buntował się i coraz bardziej oddalał, dając się pochłonąć nielegalnym interesom. Im bardziej Lu się wtrącała, tym mocniej Cameron próbował udowodnić swoją niezależność. Koniec końców doszło do tego, że jako rodzeństwo zupełnie przestali się dogadywać – Cameron był agresywny i próbował rządzić, a najmłodszy brat, Isaac, oglądał to wszystko i trząsł się w nocy ze strachu.
    Po śmierci rodziców Lucrecia próbowała stworzyć dom, mimo że wcale nie miała ochoty tego robić. Była tylko nastolatką i kiedy zmuszono ją do tego, żeby dorosła, odczuła jak gówniane było życie.
    Teraz musiała naprawić błąd młodszego brata i wstydziła się tego, że Cameron zaczynał swoją karierę jako złodziej. Nie umiała nawet tego wyjaśnić, bo przecież nigdy niczego im nie brakowało – Lucrecia starała się dbać o dom i o to, żeby lodówka zawsze była pełna. Chciała zapewnić młodszym braciom jakiś byt, ale Cameron zupełnie się przeciw temu buntował.
    — Naprawdę cię przepraszam — zaczęła, wyrażając swoją szczerość. — Mój brat jest trudny w obyciu… niedawno skończył osiemnaście lat i ma wrażenie, że może wszystko — wyjaśniła, poniekąd zdradzając chłopakowi to, co działo się z Cameronem. — Dlatego próbuję naprawiać jego błędy. Nie powinien był cię okradać.
    Popatrzyła po jego twarzy z czerwonymi policzkami, sugerującymi jej wstyd i zagubienie. Po raz pierwszy przyszło jej odnosić skradziony portfel, ale nie mogłaby inaczej postąpić.
    — Jeśli cokolwiek zniknęło — dodała — oddam wszystko.
    Miała zamiar zwrócić chłopakowi każdą gotówkę, niezależnie od kwoty. Bała się jedynie tego, że Jaime zgłosi to na policję, co byłoby dla niej naprawdę problematyczne. Opiekowała się w końcu Cameronem i ośmioletnim Isaackiem, i ciągle wisiała nad nią opieka społeczna. Robiła więc wszystko, żeby zadbać o dom i o to, żeby nikt nie zaczął kwestionować jej starań jako opiekuna prawnego.
    Uśmiechnęła się miło, kiedy chłopak zaproponował, żeby weszła. Być może w innej sytuacji stanowczo by odmówiła, ale była jedynie siostrą złodzieja, który ukradł Morettiemu portfel, dlatego przytaknęła i przeszła przez próg.
    — Naprawdę przepraszam — odezwała się ponownie, odwracając się do niego przez ramię. — Nie chcę, żebyś myślał o mnie źle… zdaję sobie sprawę z tego, że mój brat postąpił źle, ale to jeszcze dzieciak. Nie rozumie pewnych konsekwencji i żyje w przekonaniu, że może wszystko.
    Westchnęła ciężko, trochę ze zmęczeniem i rozgoryczeniem. Była zmęczona zachowaniem Camerona i tym, że wcale jej nie słuchał, ale też próbowała go zrozumieć; był w końcu zaledwie chłopcem, gdy zginęli ich rodzice, a on wciąż próbował odnaleźć w tym wszystkim samego siebie.

    Lucrecia i autorka która wraca do żywych

    OdpowiedzUsuń
  57. [Cześć, hej!
    Dziękuję za wszelkie miłe słowa pod kartą, to miód na moje serce. ♥ Jaime wydaje się być tak beztroską postacią, nie wiem skąd, ale takie jest moje pierwsze wrażenie. I jeszcze ten chomik z czapką świętego Mikołaja, no kocham ♥ Jeśli tylko wyrazisz chęć, to Mary z przyjemnością wypróbuje swoje mitomańskie skłonności na Jaimim, wciskając mu łzawą historyjkę. Później wszystko może wyjść na jaw i drama gotowa. xD]

    Marjorie Ilvesh

    OdpowiedzUsuń
  58. [ Uwielbiam Hollanda więc od razu postać Jaime'go otrzymała +1. Ale! Przede wszystkim bardzo Ci dziękuję za przywitanie na blogu!
    Jak napisała koleżanka powyżej, odnoszę takie samo wrażenie - Jaime wydaje się być postacią beztroską o dobrym sercu. Jednakże, nie wiem, czy to nie jest wynik mojego przyzwyczajenia się do odgrywanych ról przez tego aktora.
    Być może któregoś dnia nasze postaci się gdzieś przetną na drodze! A tym razem jeszcze raz bardzo dziękuję!]

    D. Chester Menendez

    OdpowiedzUsuń
  59. Dla wielu ludzi jej zachowanie mogło jawić się jako niezwykle irytujące - w końcu uczenie dorosłej kobiety tak podstawowych umiejętności jak robienie zakupów i odkładanie ich do szafki zakrawało o absurd. Niby kto miał wystarczająco dużo cierpliwości, by mówić jej, że mleko należało odłożyć do lodówki, bo inaczej szybko się zepsuje? Chyba tylko święty. I nie było w tym nic nadzwyczajnego. Społeczeństwo rządziło się swoimi zasadami. Pewnych reguł uczyło się już w dzieciństwie, a jeśli ktoś nie zdążył ich poznać, zostawał daleko w tyle i stawał się obiektem żartów. Trzeba było płynąć zgodnie z prądem, żeby nie utonąć. Tyle tylko, że Eve nie należała do zwykłego świata. Jako mała dziewczynka nie biegała po placach zabaw, nie bawiła się w błocie ani nie jadła niestworzonych ilości cukierków w tajemnicy przed rodzicami. Nie. Ona chodziła na bankiety, uczyła się, których widelczyków używać do czego, a oprócz tego uczęszczała na nieskończone ilości dodatkowych lekcji, które miały zrobić z niej to idealne dziecko, jakim rodzina Forbesów mogłaby się chwalić. A teraz, wrzucona w ten inny świat, zdawało jej się, że tonie. Ale... Jaime też kiedyś tonął. Być może. Tak jej się przynajmniej wydawało. Chyba właśnie dlatego z podobną ufnością pozwoliła mu przyjść do jej mieszkania (a w zasadzie mieszkania Margo) i pomóc jej z obiadem. Był chyba jedyną osobą, jaką znała z poprzedniego życia, a która obecnie dzieliła także jej świat. Nic więc dziwnego, że czuła swego rodzaju spokój, zadając mu najbanalniejsze z pytań. I z pewnością nie zamierzała go nigdzie wyrzucać. Co jak co, ale nie była już tą samą wredną gnidą co rok temu.
    Zaśmiała się, może odrobinę zbyt głośno, gdy uznał, że fartuszki były stylowe. Szybko jednak zreflektowała się, widząc, że mówił na serio i zamilkła, czerwieniąc się ze wstydu. Naprawdę zapominała, że większość ludzi nie dzieliła jej zamiłowania do mody. Musiała więc pospieszyć z wyjaśnieniem, żeby przypadkiem Jaime nie uznał jej za jakąś wariatkę i nie zwiał z kuchni przy pierwszej możliwej okazji.
    - Nie, fartuszki nie są stylowe - odparła, wciąż odrobinę rozbawiona. - Raczej ukrywają to, co stylowe. Ale... są praktyczne! - dodała zaraz, unosząc palec wskazujący do góry, jakby informowała go o czymś niebywale istotnym. - Dzięki nim to, co stylowe się nie zabrudzi.
    Gotowanie było... żmudne i skomplikowane. Eve miała do Jaimiego tysiące pytań, na część których nie istniała nawet prawidłowa odpowiedź, ale zadawała je tak czy inaczej. Starała się pomagać, chociaż chwilami miała wrażenie, że robiła więcej szkody niż pożytku. A z pewnością robiła więcej bałaganu. Jednak najlepiej jak tylko mogła, podążała za instrukcjami mężczyzny, aż koniec końców udało im się włożyć gotową tartę do piekarnika. Eve wyprostowała się, ocierając wierzchem swetra spocone czoło.
    - Dzięki, że mnie powstrzymałeś przed robieniem pieczeni. - Zaśmiała się. - To nie skończyłoby się dobrze. Dla mnie i tej kuchni. No i dzięki za przepis na tartę! Może zostaniesz, żeby jej spróbować? - zaproponowała.
    Zdziwiła się, gdy nie zrozumiał sensu jej pytania, ale zamierzała od razu je doprecyzować.
    - Miałam na myśli... dlaczego robisz zakupie w takim sklepie. Gdzie wszystko jest tanie... chociaż twoją rodzinę stać na zakupy na targu, gdzie wszystkie produkty są organiczne... wiesz, o co mi chodzi?

    Eve

    OdpowiedzUsuń
  60. [ Dlatego dobrze napisałam, że mi się wydaje :P
    Zawsze można wziąć pod uwagę, że Menendez jako wtyka mógł sprzedawać to i owo, a że sam zaczął brać na pewnym etapie swojego życia, to już inna kwestia. Jak to się mówi; "Wszystkiego trzeba w życiu spróbować". Tylko, że jest jedna bardzo istotna sprawa; kiedy ten młody człowiek wszedł w używki, żeby mniej więcej mieć pojęcie jak zacząć wątek. Chyba, że wolisz to zrobić?
    Bo to, na jakim etapie relacji są/byli można wykminić podczas pisania. Co ty na to?
    W sensie tak żeby się wzajemnie zaskoczyć.]

    Menendez

    OdpowiedzUsuń
  61. [W takim razie udawanie całkiem nieźle mu idzie. Upsss, to pewnie dlatego, że nigdy nie miałam ani świnki morskiej, ani chomika, wybacz. :D
    Jeśli nie wyrobisz czasowo, to ja jak najbardziej rozumiem i nie będę się pchać na siłę. Zawsze możesz się do mnie odezwać jak się coś zwolni. Jak tam wolisz.
    A jakie Jaime ma relacje z Joycelyne? Bo w sumie od tego też dużo zależy. :D]

    Marjorie

    OdpowiedzUsuń
  62. Lucrecia przytaknęła, bo tak naprawdę nie wiedziała, co zrobić. Było jej wstyd za Camerona, który coraz częściej pogrywał sobie w ten sposób, a ona nie umiała opanować tego młodzieńczego buntu. Nie była przecież jego matką i coraz częściej osiemnastolatek używał właśnie tego argumentu.
    — Mam nadzieję, że to tylko jakiś rodzaj buntu, z którego wyrośnie — powiedziała, bo pielęgnowała w sobie tę myśl, jakby chciała już przewinąć czas i być poza tym burzliwym okresem. — Cieszę się jednak, że mogłam oddać zgubę i że pozwoliłeś mi wytłumaczyć całą sytuację.
    Nic nie mogło usprawiedliwić zachowania Camerona, bo Lucrecia tak naprawdę nie wiedziała, dlaczego chłopak okradł nieznajomego. Chciał komuś zaimponować? A może był to jeden z tych głupich zakładów? Ciężko było jej uwierzyć w to, że Cameron po prostu zdecydowałby się postąpić tak głupio bez żadnych wpływów.
    Czasem zastanawiała się, czy Cameron byłby taki sam, gdyby rodzice wciąż żyli. Czy może skupiłby się na nauce, nie rzuciłby klubu robotyki i obecnie starałby się o stypendium? Doskonale wiedziała, że był uzdolniony – że lubił budować, wymyślać i eksperymentować. Dlatego tak ciężko było jej obserwować jak młodszy brat odcina się od tego, co dało mu życie. Pragnęła dla niego jak najlepiej i dokręcała śrubkę, broniąc go przed szemranym towarzystwem, ale im bardziej naciskała, tym mocniej Cameron uciekał.
    — To nie pierwsza taka sytuacja — wyznała, decydując się być szczera; nie miała też za bardzo ochoty udawać, że wszystko jest w porządku i że to tylko niewinny żart młodszego brata. Chyba zaczęła być już tym wszystkim zmęczona; zmęczona tym, że nie umie poradzić sobie z wybuchami Camerona; że utknęła w miejscu i że w domu ciągle coś się psuje; że Isaac choruje, a jej ledwo starcza, żeby opłacić rachunki i uzupełnić lodówkę.
    — Lucrecia. — Uśmiechnęła się do niego łagodnie, po czym uścisnęła jego dłoń; jego ręka była duża i ciepła, zupełnie inna od jej. — Tak, jak lukrecja… co najlepsze, ani trochę jej nie lubię — zażartowała ze swojego imienia i lekko zmarszczyła nos. Zaraz potem zabrała rękę i zawinęła kosmyk jasnych włosów za ucho.
    Popatrzyła po twarzy chłopaka i potrząsnęła głową w momencie, kiedy wyznał, że zaczął podziwiać jej brata, co wywołało w niej cichy śmiech. W całej sytuacji najlepsze było to, że wciąż potrafiła się śmiać, a raczej: że to Jaime umiał ją rozśmieszyć.
    — Mój brat ma do tego talent. — Wzruszyła ramionami, po czym westchnęła ciężko. — Nie wiem, dlaczego pomyślał, że dobrym pomysłem będzie okradanie innych… ten dzieciak sprawia, że w wieku dwudziestu jeden lat będę mieć siwe włosy ze stresu — pożaliła się żartobliwie, choć naprawdę cieszyła się, że portfel wrócił do swojego właściciela.
    — Napiję się kawy — poprosiła dość nieśmiało.
    Nie miała bliższych kontaktów z rówieśnikami ani w ogóle z chłopcami. W pracy w klubie unikała wszelkiego męskiego towarzystwa, nie mając zamiaru poddać się przekupnym kwotom. Nie była prostytutką – tańczyła, robiła show i zarabiała, po czym wracała do domu. Mniejsze zlecenia jako początkująca modelka były dla niej równie złe, jak praca w klubie – niezależnie od branży zawsze chodziło o seks, a ona nie miała zamiaru sypiać z szefem, producentami czy fotografami. Nie spotykała się z nikim, odkąd skończyła liceum, a jej pierwszy chłopak uciekł, kiedy przyszło jej się zmierzyć ze śmiercią rodziców i obowiązkami starszej siostry.

    Lucrecia

    OdpowiedzUsuń
  63. [ Szczerze mówiąc, ja sama również nie jestem w stanie nic zaproponować. Może zmieni się to z czasem, ale będę potrzebować go trochę więcej. W każdym razie - jeśli kiedykolwiek najdzie Cię ochota na wątek, to serdecznie zapraszam i jeszcze raz Ogromnie dziękuję za powitanie :) ]

    Menendez

    OdpowiedzUsuń
  64. Nie dziwiła się temu, że był po raz pierwszy w takiej sytuacji. Wydawało się to dość abstrakcyjne, a Lucrecia niezbyt chętnie przyznawała się do tego, co tak naprawdę zmusiło ją, żeby tutaj przyjść. I nie chodziło o to, że Jaime jest dziwny – raczej ciężko było jej przełknąć to, że Cameron skradł kogoś portfel. Koniec końców pojawiało się pytanie: czy okradł kogoś jeszcze?
    — Lukrecję trzeba po prostu lubić — odparła dość zaczepnie i również się uśmiechnęła.
    Nigdy nie rozumiała tego, dlaczego rodzice wybrali akurat to imię. Nie było w żaden sposób wyjątkowe i kojarzyło się z cukierkami, które niekoniecznie trafiały we wszystkie gusta. Później jednak coś zaczęło się zmieniać, a ona uznała, że bycie lukrecją bardzo do niej pasuje – też nie trafiała w gusta innych ludzi.
    Rozejrzała się po mieszkaniu, uznając, że było tutaj całkiem przytulnie. Zupełnie inaczej niż w kamienicy – będzie musiała w końcu zrobić coś z nieszczelnymi oknami, przeciekającym kranem i ciągle wysiadającą lodówką. Zawsze jednak coś było ważniejsze. Nowe podręczniki dla Isaaca, buty lub antybiotyki – Lucrecia próbowała zarządzać wszystkim tak, żeby pokryć wszystkie najpilniejsze potrzeby. Wyrosła już z markowych ubrań, drogich kosmetyków czy biżuterii z kamieniami.
    Podziękowała, kiedy Jaime wręczył jej kubek kawy i posłała mu uśmiech, upijając łyk. Zamruczała pod nosem, zadowolona ze smaku kofeiny i podniosła spojrzenie, kiedy Jaime znowu się odezwał. Przytaknęła, po czym nieco niepewnie zajęła miejsce. Nie czuła się dziwnie przez to, że przebywała w mieszkaniu zupełnie obcego człowieka – raczej cieszyła się, że chłopak okazał się kimś, kto dał jej wytłumaczyć całą tę sytuację; bała się, że będzie musiała błagać o to, żeby o incydencie nie dowiedziała się policja.
    — Widziałam wiele bójek — przyznała powoli, obejmując kubek swoimi małymi, jasnymi dłońmi. — Wiele złamanych nosów czy szczęk. Wszystko dzieje się tak szybko, buzuje adrenalina i pojawia się krew — szepcze pod nosem i spina lekko ramiona. — To wszystko sprawia, że doskonale wiem, że nie chcę, żeby mój brat się w to wszystko bawił.
    Odwróciła głowę w stronę chłopaka i spojrzała mu w oczy. Kontakt wzrokowy nie był dla niej problemem, choć zawsze czuła, że w ten sposób obnaża jakąś część siebie; część, o której nikt nie powinien nigdy wiedzieć.
    — Mam nadzieję, że ktoś mu pomoże… to dobry chłopak, ale trochę zagubiony — przyznała szeptem. — Chciałabym dla niego jak najlepiej. — Westchnęła ciężko i potrząsnęła głową. — Mniejsza z tym. Nie rozmawiajmy o moim bracie, bo wciąż jest mi wstyd, że poznajemy się przez to, że musiałam ci oddać skradziony portfel.
    Zaśmiała się cicho, choć niepewnie, po czym upiła łyk kawy. Oblizała językiem dolną wargę i rozejrzała się wokół, zawijając kosmyk włosów za ucho.
    — Mieszkasz sam? — spytała, obrzucając go spojrzeniem. — Wybacz. Po prostu wyglądasz jeszcze na studenta i… — zaczęła, nie wiedząc za bardzo, co powiedzieć, dlatego uśmiechnęła się miło i przytknęła usta do kubka, żeby ponownie upić kofeiny.
    Nie chciała, żeby pomyślał sobie, że zaczyna go przepytywać. Raczej daleko jej było do tego typu rozmów – w ogóle do tego, żeby móc z kimś normalnie porozmawiać. Rówieśnicy zaczęli studia lub pracę, a ona tkwiła w ciasnym mieszkaniu, utrzymując dwójkę młodszych braci. Nie żałowała tego, ale czasem czuła się niemożliwie samotna; jakby jednocześnie żyła, będąc tak naprawdę martwą. I topiła się w rzeczywistości, nad którą tak naprawdę nie miała kontroli. Była jedynie marionetką w teatrzykach innych – wystarczyło pociągnąć za sznureczek, żeby laleczka się poruszyła.

    Lucrecia

    OdpowiedzUsuń
  65. Hej! Bardzo dziękuję za miłe powitanie, mam nadzieję, że życzenia co do weny i wątków się spełnią!
    A co do odbioru postaci: bardzo mnie cieszą twoje słowa, bo właśnie na takim przedstawieniu jej mi zależało. :)

    Vera

    OdpowiedzUsuń
  66. Ostatnie dwa miesiące spędził w znajdującym się na drugim końcu kraju Seattle. Odkąd zatrudnił się w Fibre, ta rodzinna firma budowlana zdążyła rozrosnąć się na tyle, by brać udział w dużych przetargach i tym sposobem to właśnie Fibre stało się podmiotem odpowiedzialnym za budowę inwestycji, jaką było kolejne centrum handlowe, którym miało zostać uraczone Seattle. Z racji tego, że firmie, w której pracował Jerome, pomimo nieustającego rozwoju wciąż było daleko do korporacyjnych firm budowlanych, jej pracownicy zostali podzieleni na zespoły, które miały rotacyjnie znajdować się na placu budowy w Seattle, a dodatkowo do wielu prac Fibre zatrudniło zaufanych podwykonawców. Prosta matematyka wskazywała na to, że prędzej czy później każdy z pracowników miał zostać wysłany na kilkutygodniową delegację, lecz kiedy wyspiarz został zaproszony na rozmowę z szefem i wyznaczony do sprawowania opieki nad chłopakami ze swojego zespołu, nie krył zaskoczenia. Liczył się z tym, że i on prędzej czy później wyruszy do Seattle, ale że zostanie głównodowodzącym ich grupy? Tego się nie spodziewał. Nie, kiedy w pewien sposób wciąż pozostawał żółtodziobem i miał mieć pod sobą pracowników starszych od niego, nie tylko stażem pracy. Z drugiej strony, niedługo miały minąć dwa lata, odkąd znalazł zatrudnienie w Fibre i cóż, może najzwyczajniej w świecie zdążył się wykazać, a teraz został doceniony?
    Tego wyjazdu nie rozważał jednakże w kategoriach awansu, gdyż jego myśli zaprzątały zgoła inne sprawy i tak jak Seattle leżało kilkaset kilometrów od Nowego Jorku, tak również Marshall mógł się zdystansować i z tej niemałej perspektywy spojrzeć na swoje życie.
    To były dla niego trudne dwa miesiące. Pełne sprzecznych emocji i równie sprzecznych wniosków, do których dochodził na podstawie zagmatwanych uczuć. Szarpał się nieustannie sam ze sobą, ukojenie znajdując w ciężkiej, fizycznej pracy, bo też kiedy męczyło się jego ciało, odpoczynku mógł zaznać jego jeszcze bardziej umęczony umysł. Jednocześnie Jerome cieszył się, że odseparował się od bliskich i skupił wyłącznie na sobie; dzięki temu mógł nie tyle nawet spokojnie pomyśleć, co rozeznać się we własnych emocjach. Zaczął odnosić wrażenie, że w jego wnętrzu zapanował chaos i dopiero kiedy został sam, potrafił rozłożyć go na czynniki pierwsze; zbadać jego każdy element i przyjrzeć mu się dokładnie, by wreszcie zrozumieć, czego potrzebował.
    To on wyszedł z inicjatywą i zaproponował Jennifer separację. Nie było to dla niego łatwe, ale też wydawało mu się to jedynym najrozsądniejszym wyjściem z sytuacji, w której się znaleźli, a sama ta sytuacja… Cóż, była trudna do zdefiniowania i do zamknięcia w jakichkolwiek ramach. Marshall nie był przekonany, czy potrafiłby to wytłumaczyć komukolwiek poza samą Jennifer; w końcu to ich dwójka tworzyła ten związek. To małżeństwo, które wraz ze śmiercią nienarodzonego dziecka utraciło bezpowrotnie coś jeszcze. Coś nieuchwytnego; coś, czego początkowo żadne z nich nie zauważyło, lecz z czasem zaczęło ich to niepostrzeżenie dzielić. Oddalali się od siebie, tak jakby w pewnym momencie dotarli do punktu, w którym jedno z nich utknęło, drugie zaś zatrzymało się na chwilę i z niemałym wysiłkiem ruszyło dalej. Tym kimś był Jerome. I choć starał się, prosił, a nawet krzyczał i miał pretensje, zdawało się, że choć Jennifer ruszyła z miejsca, już nie była w stanie go dogonić.
    On sam nie mógł dłużej czekać. Jakże miałby to robić, kiedy właściwie zdążył zapomnieć, na co czeka?
    Dokonał niełatwego wyboru, lecz wiedział, że na ten moment był to jedyny słuszny wybór. Przed nimi wciąż była rozprawa w sądzie, ale Jerome już teraz czuł, jak wielki kamień spadł z jego serca i tak jak był przygnębiony, tak też nie mógł zaprzeczyć, że najzwyczajniej w świecie odczuł ulgę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niedługo po swoim powrocie umówił się z Jaime’em. W czasie jego nieobecności nie rozmawiali wiele i wyspiarz odnosił wrażenie, że ostatnie ich dłuższe spotkanie miało miejsce jeszcze tego dnia, kiedy Moretti zaprosił jego i Jennifer do siebie, by przestawić im swojego nowego partnera, którym okazał się nie kto inny, jak Noah. Później on i Jaime może i się widzieli, ale tak naprawdę nie mieli okazji szczerze porozmawiać ani o Noah, ani ty bardziej o tym, co wydarzyło się jeszcze na Barbadosie. Stąd, zaopatrzony nie w jedną, a dwie butelki rumu Jerome zmierzał w stronę mieszkania chłopaka z duszą na ramieniu. Aż za dobrze bowiem zdawał sobie sprawę z tego, jak wiele mieli do nadrobienia i przy tym był świadom tego, jak znacząca zmiana zaszła również w jego życiu. Nie wydawało mu się jednakże, by o separacji miał powiedzieć od razu. Na dobrą sprawę nie wiedział jeszcze, co o tym wszystkim myśleć, a co dopiero mówić?
      Wreszcie dotarł na miejsce. Skorzystał z domofonu, a później windą wjechał na odpowiednie piętro i uśmiechnął się, kiedy tylko zobaczył czekającego na niego w progu Jaime’ego.
      — Kupę lat, co? — zażartował w ramach przywitania, bo choć nie było go ledwo osiem tygodni, to Marshall odnosił wrażenie, że minęły właśnie całe lata. W końcu tyle zdążyło się zmienić… — Mam nadzieję, że Noah nie wyskoczy z szafy? — dodał jeszcze żartobliwie, pakując się do środka mieszkania i kiedy tylko znalazł nadającą się do tego płaską powierzchnię, odstawił na bok butelki z rumem. Dopiero mając wolne ręce, uściskał przyjaciela na przywitanie, a że długo się nie widzieli, to uścisk ten był mocniejszy i dłuższy, niż zazwyczaj.

      [Tęskniliśmy 💙]

      JEROME MARSHALL

      Usuń
  67. [O jejku! Uczyniłaś mój dzień lepszym tą reakcją!
    Dziękuję ślicznie za powitaniem tak ciepłe słowa, cieszę się, że Leo wywołuje jakiekolwiek skojarzenia i emocje, zwłaszcza ze nigdy takiej postaci nie stworzyłam i nie wiedziałam co to wyjdzie :D
    Tak Leoś to taki typ, którego by się ukochało i chętnie pogadało pod kocem i z czymś ciepłym do picia :D Za to ja chętnie posłucham czegoś więcej o tym skojarzeniu z przyjacielem brata jak i tych innych wyobrażeniach, a co! :D
    Teraz zgrabnie przejdę do zachwycania się twoją postacią, bo tez jest świetna, a mój ukochany Tom na zdjęciu sprawia, że trochę tu posiedzę i powzdycham sobie :D
    Dziękuję raz jeszcze za powitania i życzenia ^^ ]

    Leo

    OdpowiedzUsuń
  68. Leonard w czasie przerwy między zajęciami, a dodatkowym kursem z fotografii postanowił wyrwać się na kawę do jednej z kawiarni niedaleko uczelni. Zajęcia i różne dodatkowe projekty, ostatnim czasem, pochłaniały mu zatrważająco dużo czasu. Nie narzekał na to, i tak nie miał zbyt wiele do roboty w wolnych chwilach. Natomiast zmęczenie dawało mu się we znaki, jak zwykle zresztą w wyniku małej ilości snu. Zarwane noce widać było na jego jasnej twarzy, zaznaczonej sinymi cieniami. Z reguły sypiał po trzy, cztery godziny, a resztę nocy spędzał z długopisem w ręku, zapełniając kolejne strony wymyślnymi historyjkami. I w dniach takich jak ten, gdzie miał sporo rzeczy na głowie, ratował się kolejnym kubkiem gorącej kawy z dodatkiem dużej ilości syropu karmelowego.
    Stojąc w kolejce, nawet nie musiał spoglądać na tablicę z menu, by wiedzieć czego chce. Zawsze zamawiał to samo i niektórzy z obsługi już go rozpoznawali. Cóż, ciężko było pozostać niezauważonym, gdy niemal co przerwę zjawiało się w pobliskich kawiarniach.
    W między czasie przeglądał zrobione zdjęcia, w aparacie który zawsze miał pod ręką. Choć dużo pozycji trafiało do kosza, tak w ciągu dnia potrafił napstrykać setki zdjęć z różnych sytuacji. Pewnie nie każdy ucieszyłby się z faktu, że jakiś nieznajomy typ robi mu zdjęcia, ale Leo nigdy poważnie się tym nie martwił. W momencie, w którym usłyszał swoje imię, wyrwał się z zamyślenia i rozejrzał. Gdy napotkał spojrzeniem chłopaka, w pierwszej chwili jego brwi zmarszczyły się w wyrazie poważnego zastanowienia. Ten głos... Przez moment nie wiedział, czy się znają, czy też może to nie jego chłopak wołał, ale w końcu połączył ze sobą skojarzenia.
    — Jaime?! — Jego twarz przeciął szeroki uśmiech, a w głosie dało się wyczuć radosną nutę. Zawsze taki był, szeroko się szczerzył i był nieco głośny. I bardzo chętnie zawierał nowe znajomości. Tego o to chłopaka znał, aż za dobrze, nawet jeśli nie widzieli się tak wiele lat. Już nie pamiętał ile czasu dokładnie minęło. Pamiętał doskonale ten czas, gdy beztrosko bawili się wraz z bratem Jaimie'ego, bliskiego przyjaciela Leo. Na samo wspomnienie zrobiło mu się cieplej na sercu.
    Leo puścił przodem kobietę i zrównał się ze znajomym.
    — Prawie cię nie poznałem. — Stwierdził przeczesując dłonią swoją czarną czuprynę, wprawiając ją w jeszcze większy nieład. Obaj sporo się zmienili. — Kopę lat! Co u ciebie? — Zapytał wsuwając aparat do torby.

    Leo

    OdpowiedzUsuń
  69. [Dziękuję za przywitanie! <3 W razie chęci wiecie gdzie nas znaleźć!]

    LUNNJAH BAKKOUSH

    OdpowiedzUsuń
  70. Entuzjazm Jaime’ego uderzył Marshalla; ten jakby nie potrafił za nim nadążyć i miał nieodparte wrażenie, że odkąd podjął decyzję o separacji, coś się w nim zmieniło. Chciałoby się nawet powiedzieć, że coś bezpowrotnie w nim umarło, ale wyspiarz miał cichą nadzieję, że nic podobnego nie miało miejsca. Lubił siebie i to, jakim człowiekiem był, więc nie chciał godzić się na zmiany, które zachodziły wbrew jego woli, a jednak… Nie wiedział, co się dzieje. Czasem odnosił wrażenie, jakby znajdował się za grubą szybą i wszelkie bodźce docierały do niego mocno przytłumione. Tak jak teraz, kiedy przyjaciel ekscytował się jego przybyciem, wyspiarz nie odczuwał tego w podobnie intensywny sposób, jakby… jakby właśnie stał za grubą szybą, przez którą wszystko doskonale widział, ale nie potrafił wszystkiego do siebie przyjąć.
    Może miał to być swoisty mechanizm obronny, chroniący go przed niewiadomymi konsekwencjami podjętej decyzji? A może brunet po prostu potrzebował czasu, który podobno był lekiem na wszystko, by w pełni wrócić do siebie? Nie znał odpowiedzi na żadne z tych pytań i miał nadzieję, że stan, w którym obecnie się znajdował, samoistnie minie. Z drugiej strony, jak długo miał się zmuszać do wykrzesywania z siebie udawanego entuzjazmu? Już teraz, kiedy Jaime obskakiwał go z każdej strony, było mu ciężko za nim nadążyć. Miał może tak prosto z mostu powiedzieć mu o separacji? Może to było jakieś wyjście? Może po prostu musiał to odchorować, zamiast zamiatać sprawę pod dywan i udawać, że wszystko jest w porządku? Że nic takiego się nie wydarzyło? Jerome wiedział, że podjął słuszną decyzję i czuł spokój, lecz im więcej czasu mijało od tamtego dnia, tym bardziej czuł się struty.
    Przekroczył próg, śmiejąc się po cichu z żartów przyjaciela i kiedy tylko uwolnił go z niedźwiedziego uścisku, zdjął wierzchnie odzienie. Nie potrzebował specjalnego zaproszenia, by przejść w głąb mieszkania, które właściwie było jednym, przestronnym pomieszczeniem i tylko kuchnia znajdowała się za niewielkim przepierzeniem.
    — Tak, chętnie coś zjem — odezwał się w końcu, podchodząc do wybiegu Henia.
    No, Jerome, ładny dałeś popis, skarcił w duchu samego siebie i przykucnąwszy przy konstrukcji wykonanej własnoręcznie przez młodego Morettiego, na moment przymknął powieki i potarł skronie. Mieszkanie Jaime’ego zawsze było dla niego bezpiecznym miejscem i teraz niosło to ze sobą pewne konsekwencje, ponieważ znalazłszy się w podobnym, bezpiecznym dla niego miejscu, Jerome czuł się coraz gorzej. Powoli puszczały w nim wszystkie wewnętrzne hamulce, które sobie narzucił i choć bardzo nie chciał do tego dopuścić, nie miał już sił na to, by jakoś się trzymać.
    Nie chciał skupiać całej uwagi na sobie. Nie, kiedy on i Jaime tak dawno się nie widzieli i u młodszego bruneta na pewno wiele się wydarzyło. Chciał być na bieżąco z tym, co u niego, naprawdę bardzo mu na tym zależało, lecz wydawało mu się, że nie będzie potrafił dzielić z nim tego tak, jak należało. Nie chciał, by Jaime odniósł wrażenie, że Jerome nie interesuje się jego sprawami i ma je w głębokim poważaniu.
    W końcu z kucek przeszedł do siadu po turecku, przyglądając się śwince morskiej, która z zadowoleniem biegała po udostępnionej jej przestrzeni.
    — Jaime… — zaczął niepewnie, podążając wzrokiem za szybko przebierającym łapkami Heniem. — Muszę ci coś powiedzieć — dodał i westchnął ciężko, nie odrywając spojrzenia od świnki morskiej. Mógł zabrać ze sobą Harolda, ponieważ ten pozostał pod jego opieką, ale nawet na to nie miał ani siły, ani tym bardziej ochoty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Ja i Jennifer zdecydowaliśmy się na separację — wyrzucił w końcu z siebie, niepewnie podnosząc spojrzenie na przyjaciela. — Właściwie, to ja wyszedłem z inicjatywą i czułem, że to dobra decyzja, nadal tak uważam, ale… — urwał i odetchnął równie ciężko, jak wcześniej westchnął. — Nie potrafię dojść po tym do siebie. Jakby jakaś cząstka mnie umarła. Czuję się… czuję się, jakbym był za grubą szybą i tak niewiele zza niej do mnie dociera… — powiedział cicho, ponownie spoglądając na Henia. Musiał to powiedzieć, by przyjaciel źle nie zinterpretował jego zachowania. By nie pomyślał, że problem jest w jego osobie.
      — Wiem, że u ciebie dużo się działo i masz mi dużo do opowiedzenia. I chcę się tego wszystkiego dowiedzieć, bardzo, lecz nie wiem, jak zareaguję. To znaczy… — zająknął się, wiedząc, że zaczyna mówić odrobinę nieskładnie. — Nie wiem, ile emocji będę potrafił z siebie wykrzesać i nie chcę, żebyś pomyślał, że nie obchodzi mnie to, co się u ciebie dzieje — wyjaśnił i podparł głowę na dłoniach, łokcie z kolei wsparł na kolanach.
      Zmęczyło go to wyznanie, lecz z drugiej strony nie zrobiło mu się po nim lżej. Nieustannie za to miał wrażenie, że coś w nim wzbiera i domaga się uwagi, nie potrafił jednakże określić, co to było. I co się stanie, kiedy już dopuści to do głosu.

      JEROME MARSHALL

      Usuń
  71. Leo doskonale pamiętał Jimmy’ego i to chyba nigdy nie miało się zmienić. Był jego najlepszym przyjacielem, a nawet kimś na wzór drugiego brata. Spędzali ze sobą mnóstwo czasu, na wspólnych zabawach i wygłupach. Zawsze któryś z nich wpadał na nowy pomysł, a drugi chętnie podłapywał go, nawet jeśli to coś wydawało się nierealne, albo bardzo głupie. Razem pakowali się w kłopoty i wspólnie się z nich wyciągali, obojętnie czy chodziło o szlaban od rodziców, czy przebitą dętkę w rowerze. Do domu tego drugiego wpadali jak do siebie i nikogo nie dziwił widok dodatkowego dzieciaka w salonie. Choć czasem ich wygłupy doprowadzały niektórych do granic wytrzymałości. Leo spędzał z nim więcej czasu niż ze swoim rodzonym bratem.
    Jego nagłe odejście pozostawiło głęboką szramę na sercu bruneta i tak na prawdę zawsze czuł pustkę i brak obecności chłopaka. Nigdy też nie nawiązał już podobnej znajomości. I choć na temat tamtego zdarzenia krążyło wiele różnych plotek, w większości nieprawdziwych, tak Leo nigdy nie miałby pretensji o to do Jaime’go. Śmierć Jimmy’ego po prostu nigdy nie powinna się wydarzyć, a każdy odczuł ją na swój odrębny sposób. Leo po tamtym okropnym dniu, zaszył się w domu i musiał wszystko sam odchorować i przemyśleć.
    Leo dostrzegł cień niepewności u Jaime’go. Faktycznie to spotkanie przywodziło wiele przeróżnych wspomnień. Tych dobrych i tych złych. Mimo wszystko Hafler cieszył się na to przypadkowe spotkanie. Mogli usiąść i powspominać dawne czasy, czego na co dzień Leo nie robił, bo nie miał odpowiedniego towarzysza do takich rozmów. Miał tu gromadkę zaufanych znajomych, od zawsze tak było że przyciągał do siebie ludzi i z łatwością nawiązywał nowe znajomości, lecz pewnych tematów po prostu nie poruszał.
    Odrobinę zdziwił się słysząc na jaki kierunek zdecydował się chłopak, pamiętał, że jego ojciec prowadził firmę i chciał przekazać schedę synom. Ale z drugiej strony warto było podążać za tym co się chciało. Zresztą Leo doskonale to rozumiał. Jego ojciec wciąż wyśmiewał studia syna.
    — To ciekawie, te wszystkie sprawy i dochodzenia. — Stwierdził, przesuwając się nieco, gdy kolejka posunęła się do przodu.
    — W porządku, głównie latam między zajęciami, kursami, a robotą. — Przyznał wzruszając ramionami. W każdą z tych rzeczy angażował się na sto procent. Brał dużo zajęć na swoje barki i niekiedy ledwo starczało mu doby na ogarnięcie wszystkich spraw. — A to? — Machnął ręką. Choć problem ze snem spotęgował się w przeciągu ostatnich kilku miesięcy, wciąż nie chciał nikomu zaprzątać tym głowy i po prostu starał się funkcjonować z tym problemem. Nie potrafił też mówić o powodzie nawiedzających go koszmarów. — Czasem siedzę po nocach, to wszystko. — Odparł. Poniekąd to była prawda, gdy już koszmar wyrwał go ze snu, więcej nie zmrużył oka.
    — Tak nawet robię licencjat, kilka kursów. Zobaczymy co z tego wyjdzie. — Leo jednak wiedział, że jakkolwiek by mu to szło, w końcu mu wyjdzie. Miał wiele do udowodnienia swojemu ojcu.
    Zerknął na wyświetlacz telefonu, miał jeszcze trochę czasu.
    — Spieszysz się, czy masz chwilę wolnego? — Na prawdę chciał pogadać z nim jeszcze chwilę dłużej i nie podejrzewał, że całe to spotkanie może nie być zbyt wygodne dla Jaime’go.
    W końcu kolejka przesunęła się na tyle, że mógł złożyć swoje zamówienie. Standardowo zdecydował się na czarną kawę z dodatkiem syropu karmelowego.

    Leo

    OdpowiedzUsuń
  72. Pojawienie się kobiety było dość niespodziewane, ale naprawdę chciała zrobić mu niespodziankę. Co prawda wiedziała, że lepiej byłoby, aby nie była z dziećmi, ale nie miała co z nimi zrobić. Nie chodziło tylko o fakt, że Jaime nie był fanem dzieci. Totalnie go rozumiała i nigdy nie zmuszała do tego, aby spędzał z nimi czas. Może teraz trochę, ale to była dość wyjątkowa sytuacja, w której rudowłosa zaradzić w żaden sposób nie mogła. Szczególnie, że opiekunka nie byłą dostępna, a Carlie naprawdę nie chciała zostawiać dzieci z kimś, kogo nie znała. I tak zajęło zarówno jej jak i Mattowi dużo czasu, aby zaufać opiekunce dzieci, aby ją z nimi faktycznie zostawić samą i nie dręczyć się myślami, czy aby na pewno dzieci są z odpowiednią osobą. Była jednak pewna tego, że dzieci będą dziś grzeczne. Były najedzone, przebrane i wyjątkowo żadne z nich nie marudziło na rosnące ząbki, a w razie chwili głodu Jaime raczej użyczyłby jej ciepłej wody do przygotowania mleka.
    — Powiedziałabym, że raczej są przyklejone na resztę życia, ale mniejsza z tym — powiedziała z uśmiechem. Nawet nie myślała o tym co będzie za te kilkanaście lat. To wydawało się jej tak odległe i było odległe. Ledwo mogła pomyśleć co będzie za tydzień, a co mówić o prawie dwóch dekadach? Choć doskonale wiedziała, że ten czas pewnie zleci jej o wiele szybciej niż by tego sobie życzyła. Carlie nie zwracała już tak bardzo uwagi na dzieci, które były zajęta sobą i nie przeszkadzały w niczym. Przyglądała się za to chłopakowi, aby dokładnie zobaczyć jego reakcję na prezenty. — Teraz nie mogę. Ale to dlatego, że jestem autem, a nie chcę go zostawiać i później się cofać. Ale możemy się umówić następnym razem i wtedy będę bez dzieci i bez auta. — Zaproponowała. Chyba nawet nie mieli okazji do tego, aby się razem napić. Oczywiście rudowłosa nie liczyła tych gorących czekolad wypitych wspólnie, bo to już mogli liczyć w litrach albo nawet i hektolitrach.
    Nie było jej przez naprawdę długi czas w Nowym Jorku i dla każdej bliskiej osoby miała jakieś mniejsze czy większe upominki. A Jaime był dla niej bardzo bliską osobą, dlatego chciała go czymś obdarować, a według niej to były całkiem przydatne prezenty, które mógł wykorzystać osobiście lub gdyby mu jednak coś nie pasowało, mógł je podać dalej. Nie miałaby mu tego wcale za złe.
    — Myślę, że w tej koszuli oczy każdego w Nowym Jorku będą padać właśnie na ciebie. Nie wiedziałam, czy będzie ci pasować i czy w ogóle byś taką chciał nosić… ale teraz, jak tak patrzę to nie mogłam lepiej trafić!
    Posłała mu serdeczny uśmiech. Znów upiła trochę kawy, która była teraz niczym ratujący życie napój. Zdecydowanie jej w tym momencie je ratowała.
    — Było świetnie, ale… na chwilę. Za bardzo tęskniłam za Nowym Jorkiem. Może na starość się z Mattem przeniesiemy na Maui, ale póki co zdecydowanie bardziej podoba mi się w Nowym Jorku. A co u ciebie? Opowiadaj, dużo się pozmieniało, czy wszystko jest tak, jak dawniej?

    Carlie

    OdpowiedzUsuń
  73. Szczerze mówiąc, jeszcze nie zdarzyło jej się od nikogo uciec tylko dlatego, że źle się prezentował i z pewnością powinien zostać zaaresztowany przez policję stylu. Cóż, Eve była Eve i często w podobnych sytuacjach spoglądała na daną osobę ze zmarszczonym nosem, a w jej głowie krążyły różne eufemistyczne epitety, bo przecież panience Forbes nie wypada przeklinać, ale jeszcze nigdy nie doszło do tego, by uciekła gdzie pieprz rośnie w zderzeniu z człowiekiem, który nosił skarpetki do sandałów, Jaimie mógł więc czuć się względnie bezpieczny. A poza tym, moda dla mężczyzn miała to do siebie, że znacznie trudniej było popełnić jakąś gafę. Może jeansy i koszulka nie prezentowały się szczególnie elegancko, ale ta kombinacja, jak Moretti sam stwierdził, zdecydowanie nie raziła w oczy. Większość mężczyzn ubierała się właśnie w ten sposób - nie był to styl ani odważny, ani szczególnie wymyślny, lecz wystarczał. Kobiety za to... cóż, zazwyczaj decydowały się na mieszankę kolorów i tutaj było już znacznie trudniej o poważne błędy.
    Wiedziała, że wystawiała jego cierpliwość na poważną próbę, ale mimo to nie miała najmniejszego zamiaru zaprzestać swoich pytań. Skoro już zdecydował się jej pomóc, chyba nic nie stało na przeszkodzie, by zaspokoił jej wiecznie wygłodniałą ciekawość, prawda? Zauważała, że koniec końców tracił nadzieję na to, że w głowie kobiety znajdowało się cokolwiek poza krojami sukienek, lecz bez względu na jego nastawienie, starała się wycisnąć z niego każdą kropelkę wiedzy. A wiedzę tę chłonęła jak gąbka i po skończonej lekcji gotowania miała wrażenie, że była zmienionym człowiekiem. No, przynajmniej wiedziała, jak rozbijać jajko, czego używać do jego roztrzepywania i co oznaczały poszczególne pokrętła na piekarniku, a to już coś. Była mu przy tym niezwykle wdzięczna. Wdzięczność była nowym konceptem, który dopiero co uczyła się okazywać, a zatem szło jej nieco nieudolnie, jednak zaproszenie na wspólny obiad zdawało jej się być odpowiednie i jak najbardziej na miejscu. Nie przejmowała się Margo aż tak, w końcu przecież nie robiła nic zakazanego, prawda? Tylko jadła obiad ze starym kolegą. Siostra chyba nie mogła jej tego zakazać. Ostatecznie posprzątała swój bałagan i nie poniszczyła żadnej z jej rzeczy.
    - Siedzisz długo tylko przez moją nieudolność. - Zaśmiała się. - I naprawdę, nie sprawiasz kłopotu! Pewnie musisz być głodny! - zachęcała go, jednak, widząc niepewność na jego twarzy, uznała, że nie powinna dłużej wymuszać na nim przedłużenia wizyty.
    W końcu nie znali się aż tak dobrze i nie zdziwiłaby się, gdyby ta sytuacja wprawiała go w zakłopotanie. Eve była dość odważną ekstrawertyczką, ale zdawała sobie sprawę, że nie każdy podzielał jej uwielbienie wobec towarzystwa drugiego człowieka. Nie dało się jednak ukryć, że chciała coś dla niego zrobić, dlatego po krótkiej chwili namysłu odparła:
    - Mam nadzieję, że cię do siebie nie zraziłam, ale jeśli nie, to mogłabym w ramach rewanżu zaprosić cię na jakiś obiad? Niestety nie mogę zaoferować trzygwiazdkowej restauracji, ale... co byś powiedział na pizzę? - zapytała, patrząc na niego z nadzieją w oczach.
    Z jakiegoś powodu oczekiwała, iż Jaimie powie jej, że albo również został wydziedziczony, albo sam wyparł się swojej rodziny. Jej przypuszczenia były dość okrutne, ale czasem zwyczajnie czuła się samotnie ze świadomością, że nie miała już żadnego wsparcia ze strony rodziny. Dlatego, kiedy wyznał jej prawdę, odrobinę posmutniała. Ale tylko odrobinę. Ostatecznie nie miała żadnego powodu do smutku, może tylko do odrobiny zazdrości, nad którą przecież nie panowała.
    - I... nie mają do ciebie pretensji o to, że się tak odciąłeś? - zapytała jeszcze. po czym, orientując się, że jej słowa zakrawały o wścibstwo, dodała: - Nie odpowiadaj, jeśli to zbyt prywatny temat. Po prostu... jestem ciekawa.


    Eve

    OdpowiedzUsuń
  74. Miał pewność, że podjął słuszną decyzję. Niemniej jednak, jak w przypadku każdej decyzji, również podjęcie tej o separacji wymagało od niego ogromnych zasobów energii. Jerome długo bił się z myślami i szarpał z samym sobą. Długo analizował swoje własne uczucia, by dojść z nimi do ładu i składu. Wnioski, do których doszedł po tym długotrwałym procesie, były dla niego niezwykle bolesne i nic dziwnego, że kiedy wyspiarz dojrzał do tego, by w ogóle zacząć myśleć o separacji jako jednej z możliwości, czuł się wyczerpany. Gonitwa myśli, uczuć i emocji wyssały z niego wszystkie siły. Był wykończony psychicznie, a to z kolei przekładało się na zmęczenie psychiczne i w pierwszych dniach po tym, jak zdecydował o tym, co zrobi, po powrocie z pracy potrafił położyć się spać i wstać dopiero kolejnego dnia rano, przesypiając mocno kilkanaście godzin. Czuł jednakże, że postąpił właściwie, ponieważ podjąwszy decyzję, odczuł ulgę. Wiedział, że zmierza w dobrym kierunku, jakkolwiek wkroczenie na zupełnie nową ścieżkę nie miało być łatwe. W końcu po powrocie ze Seattle do Nowego Jorku czekała go jeszcze rozmowa z Jen.
    Ta przebiegła lepiej, niż Jerome się spodziewał. Jego żona rozumiała i co więcej, sama na ten moment uważała, że to jedyne słuszne rozwiązanie, jakie im pozostało. Trudno było przyznać, że czasem sama miłość nie wystarczała, ale w ich przypadku właśnie tak było. Coś… poszło po drodze nie tak. Jakby w pewnym momencie się rozminęli i już ponownie nie potrafili spotkać; jakby Jerome za bardzo wybiegł na przód, a Jennifer, choć bardzo się starała, nie potrafiła go dogonić. On z kolei nie mógł już dłużej czekać. Najzwyczajniej w świecie nie miał na to siły. Zaczęły budzić się w nim negatywne emocje, o których istnienie nie podejrzewał samego siebie i wolał zawczasu zadziałać, niż dopuścić do sytuacji, w której te doszłyby do głosu.
    Kiedy Jaime zbliżył się i ułożył dłoń na jego ramieniu, wyspiarz uniósł głowę i posłał przyjacielowi blady uśmiech. Jego spojrzenie jednakże mówiło więcej. Jerome spoglądał na młodszego bruneta z wyraźną wdzięcznością za to, że ten rozumiał i wcale nie wymagał od niego udawanej radości, przez co trzydziestolatek naprawdę poczuł się lepiej. Świadomość, że Jaime nie miał poczuć się urażony jego zachowaniem była pokrzepiająca.
    — Czasem zastanawiam się, co jeszcze może pójść nie tak… — westchnął i pokręcił głową, kiedy Jaime wspomniał o sztormie. — Ale tak, przetrwamy. Nie mam innego zamiary, tylko… — urwał i odetchnął głęboko. — Czuję się tym cholernie zmęczony — powiedział na wydechu i potarł twarz dłońmi dokładnie w taki sposób, w jaki uczyniłby to wyczerpany człowiek po ciężkim dniu w pracy, z tą różnicą, że Marshalla wymęczyło samo życie.
    — Czuję się wywinięty na lewą stronę. Albo jak balonik, z którego ktoś nagle spuścił powietrze — wyznał w myśl tego, że Moretti powiedział o zwierzaniu się. — Podjęcie tej decyzji kosztowało mnie tyle energii… Wymagało zużycia pokładów wszystkich sił… I zmierzenia się z tyloma emocjami, że mam wrażenie, jakby już nic we mnie nie zostało. Jakbym wyrzygał własne wnętrze — przyznał dosadnie, ale kiedy mówił, zdawało się, że jego głos nabiera mocy, a sam Jerome jakby odżywał. Uświadomił sobie bowiem coś istotnego.
    Był najzwyczajniej w świecie tym wszystkim zmęczony. Wręcz wyczerpany, do cna wyzuty z wszelakiej życiowej energii. Lecz jednocześnie wciąż uważał, że podjął najlepszą decyzję i jeśli jego opłakany stan wynikał wyłącznie ze zmęczenia, to… Jerome gotów był sobie na nie pozwolić.
    — Jestem zmęczony — powtórzył ponownie na głos, przyznając to nie tylko przed przyjacielem, ale również samym sobą. — Niesamowicie zmęczony — dodał i podniósł na niego spojrzenie, by następnie uśmiechnąć się blado. — Gniew czułem już dawno temu, Jaime. Byłem rozgniewany, wręcz wściekły. Ale też rozżalony i rozczarowany, zrezygnowany. Miotałem się jak jakieś dzikie zwierzę w klatce, tak bardzo mnie nosiło i tak różne emocje mną targały, aż w końcu zostało mi tylko to — mruknął i rozłożył lekko ręce. — Podjęcie decyzji — uściślił.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym momencie cieszył się, że jednak postanowił wyrzucić z siebie to, co leżało mu na sercu. Dzięki tym paru pytaniom ze strony Jaime’eg odkrył, co tak naprawdę się z nim działo i przez to momentalnie poczuł się lepiej – zrozumienie zawsze niosło ze sobą ukojenie. Jerome niczego nie stracił. Żadna jego cząstka nie zniknęła bezpowrotnie. Po prostu cały ten proces wyczerpał go tak bardzo, że chwilowo był tylko pustym ciałem, w którym dopiero miały odżyć wszystkie emocje, lecz nim miało to nastąpić, wyspiarz musiał odpocząć i przez to twierdząco skinął głową na propozycję przyjaciela.
      — Czy jest coś lepszego na zmęczenie, niż jedzenie i rum? — rzucił, ale bynajmniej nie podniósł się z podłogi i tak jak siedział po turecku, tak też pozostał. Kiedy bowiem dotarło do niego własne wyczerpanie, również w jego ciało wstąpiła niemoc; napięte mięsnie rozluźniły się i już nie były w stanie ponownie się spiąć, by Jerome mógł się podźwignąć. Tym bardziej, że był w bezpiecznym miejscu – tutaj nawet spanie na podłodze było komfortowe.
      — Zostanę sobie tutaj, z Heniem — oznajmił, zerkając na przyjaciela. — Podasz nam ten rum i coś dobrego? — poprosił z niewinnym uśmiechem, wyglądając na sennego. I w istocie, jego powieki były ciężkie, a oczy go szczypały zupełnie tak, jak po całym męczącym dniu. Czyżby miał zjeść, napić się i pójść spać? A czemu by nie? W tym mieszkaniu, przy Jaime’em, naprawdę czuł się dobrze. Wiedział, że nie musi udawać i że może odpuścić. Że Jaime zrozumie, jeśli zwinie się w kulkę na panelach i tak po prostu zaśnie, niczym strudzony wędrowiec tuż po dotarciu do bezpiecznego schronienia.
      — Jesteś naprawdę dobrym przyjacielem, Jaime — powiedział nagle, popchany do tego swoimi nieco chaotycznymi przemyśleniami.

      JEROME MARSHALL

      Usuń
  75. Ściągnął z siebie kurtkę po czym przewiesił ją na oparciu krzesła, na którym zaraz potem rozsiadł się wygodnie. Leo nie miał zamiaru narzekać i marudzić na to co się u niego działo. Choć kiedyś rozmawiał z braćmi codziennie i dzielili się ze sobą najrozmaitszymi historiami, chciał ten czas wykorzystać na miłe wspomnienia i przyjemne tematy. W końcu nie wiedział, kiedy i czy w ogóle spotkają się kolejny raz. Dlatego szybko wykręcił się z dokładniejszych wyjaśnień odnośnie snu, a o koszmarach nie chciał wspominać. To był temat na zupełnie inny raz, o ile w ogóle. Do tej pory tylko Justin był świadom, że jego młodszy brat praktycznie nie sypia. Ale przed nim nie dał rady tego faktu ukryć, w końcu wspólnie mieszkali, a ściany jakkolwiek grube by nie były, jego nocne wrzaski dało się usłyszeć.
    — To dobrze, ważne że tobie się tam podoba. — Odpowiedział, drewnianym patyczkiem mieszając w kubku, by rozpuścić cały syrop karmelowy. Smaku samej czarnej kawy by nie zniósł.
    — Szkoła niby ma dobry program, ale na kursach za zwyczaj jest znacznie więcej praktyki. — Odpowiedział podciągając rękawy niezbyt grubego swetra. Na jego nadgarstkach zatańczyło kilka rzemyków i bransoletek, z którymi rzadko się rozstawał. — A to przydaj się w pracy, bez której podejrzewam, że by mnie tu nie było. Pamiętasz jaki był mój ojciec, cóż za wiele w tej materii się nie zmieniło i nie jest przeszczęśliwy z niektórych moich wyborów. — Wytłumaczył i na koniec lekko się uśmiechnął nie pokazując jak bardzo zdanie rodziciela go obchodziło. Prawda jednak była taka, że głowa rodziny Haflerów była na nie cokolwiek by Leo nie zrobił. Czasem się zastanawiał dlaczego tak było. Może i nie był nadzwyczajnie uzdolniony i nie był taki jak brat, ale wciąż nie rozumiał dlaczego ojciec tak bardzo był nim rozczarowany. I tak dobrze, że nie znał wszystkich rozterek młodszego syna. Być może, gdyby wszystko szczerze sobie wygarnęli, to byłoby inaczej, ale Leo był na to zbyt wielkim tchórzem. Zdecydowanie prościej było mu udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
    — Na razie robię kilka drobnych prac dla niektórych gazet, czasem dla prywatnych zleceniodawców, a na uczelni staram się brać udział w różnych wystawach, ale zobaczymy co z tego będzie. — Dodał po czym zatopił usta w słodko gorzkiej kawie.
    Spojrzał na swojego towarzysza z uśmiechem. Na prawdę upłynęło sporo czasu, żałował jedynie, że nie mogli spotkać się we trójkę, jak za dawnych lat. Ciekawe co by było gdyby. Gdyby kontakt im się nie urwał i rzeczywiście siedzieli by tutaj we troje. Leo jednak wiedział, że nie warto gdybać i niepotrzebnie roztrząsać się nad pewnymi sprawami, więc szybko odgonił te myśli od siebie.

    Leo

    OdpowiedzUsuń
  76. W tym momencie Jerome nie chciał zastanawiać się nad tym, co dalej i zamierzał zobaczyć, co postanowi przynieść mu samo życie. Ostatnimi czasy już i tak zbyt wiele analizował, rozważał różne scenariusze i starał się wejrzeć w czekającą na niego przyszłość, wszystko to czyniąc bez większego efektu, ponieważ to, co było najważniejsze, działo się tu i teraz. Podjął więc decyzję dotyczącą teraźniejszości i nie był gotów na myślenie o przeszłości. Wiedział, że wciąż kocha swoją żonę i śmiał nawet przypuszczać, że już nigdy nikogo nie pokocha w podobny sposób – że ta epicka, prawdziwa i bezwarunkowa miłość już przytrafiła mu się z Jen i nie sposób było to powtórzyć – ale momentami miłość nie wystarczała. Nie można było pozaklejać nią wszystkich dziur i zasłonić tego, co niewygodne. Obok uczucia, konieczna była również nieustanna praca nad związkiem, a ta wiązała się dla Marshalla z horrendalnym wysiłkiem, który doszczętnie go wyczerpał i którego nie był już w stanie się podejmować.
    Jaime miał rację – wszystko mogło pójść nie tak i człowiek nie był w stanie przewidzieć, co jeszcze może go spotkać. Jerome jednakże wierzył, że człowiek, który stawiał czoła przeciwnościom losu i nie wypatrywał na horyzoncie kolejnych nieszczęść, tym samym ich do siebie nie przyciągał. Dlaczego zatem teraz myślał w taki sposób? Czy to z powodu tego niewyobrażalnego zmęczenia? A może z niedowierzania, bo też nic nie wskazywało na to, że dwa lata po ślubie zdecyduje się na separację?
    Był wdzięczny przyjacielowi za to, że ten był przy nim i go wysłuchał, ani razu mu nie przerywając, bo też wyspiarz najzwyczajniej w świecie potrzebował się wygadać. Potrzebował zrzucić z siebie ten ciężar i wypowiedzieć własne myśli na głoś, tak by te nabrały wyraźnego kształtu i dzięki temu mógł je wreszcie uporządkować. Jednocześnie jednakże, oprócz spokoju, zaczął też odczuwać strach. Bał się tego, że nie będzie potrafił ruszyć na przód i że już nie poukłada swojego życia. Bał się, że już nigdy nie poczuje niczego podobnego, nie stworzy udanego związku i nie będzie potrafił dać drugiej osobie od siebie tyle, ile dał Jennifer. Jakby jakaś jego ważna i istotna cząstka, którą nie sposób było podrobić, miała należeć już tylko do niej. Jerome natomiast nie wiedział, co przyniesie ta separacja. Czy wrócą do siebie czy zdecydują się na rozwód; był jedynie przekonany, że to nie do niego należało wykonanie kolejnego kroku, niezależnie od tego, czy on i Jennifer mieli cofnąć się do tego, co było, czy też przekroczyć kolejną granicę i się rozwieść.
    — O niczym innym teraz nie marzę — odparł i uśmiechnął się blado, a w jego bursztynowych tęczówkach pojawił się lekki błysk, jakby wyspiarz powoli wracał do siebie. — I dlaczego odmawiasz Heniowi podobnych przyjemności? Niech chłopak też ma coś z życia — zaprotestował słabo, ponieważ oczywiście żartował. Wiedział, że podobne smakołyki, za którymi on przepadał, śwince morskiej mogły zaszkodzić i na pewno nie podsuwałby pod nos Henia niczego, co wywołałoby u niego rewolucję żołądkową.
    Kiedy Jaime się ruszył, Jerome obserwował jego ruchy, lecz z trudem wodził spojrzeniem za działającym szybko chłopakiem. Był naprawdę zmęczony, a na dodatek ten strach, który nieśmiało w nim kiełkował… Czy było zbyt wcześnie, by i nim podzielić się z przyjacielem? Chyba tak. Zbyt mało czasu upłynęło od decyzji o separacji, by Jerome myślał o tym, co dalej i czy cokolwiek jeszcze na niego czekało. Jak sam powiedział, musiał teraz przede wszystkim odpocząć. Uspokoić się i wyciszyć. Stąd przestał skupiać się na tym strachu i ponurych rozmyślaniach, a zamiast tego uśmiechem podziękował za talerz z pizzą i rum.
    — Ja też się staram — odparł z uśmiechem. — I naprawdę się cieszę, że jakimś cudem wpadliśmy na siebie w tym wielkim mieście i że na stałe zagościłeś w moim życiu — dodał, ostatni raz spojrzał na przyjaciela, a potem skupił się na jedzeniu. Łapczywie zajadał pizzę, którą co jakiś czas popijał rumem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mówił szczerze, a po swoim wyznaniu naprawdę poczuł się lepiej. Stąd, kiedy zmiótł obydwa kawałki pizzy z talerza, a jego szklanka z rumem była prawie pusta, podźwignął się i podszedł do stolika. Z wymownym uśmiechem spoglądając na młodszego bruneta, nałożył sobie jeszcze jedzenia, a potem dolał im obydwu rumu i z pełnym talerzem oraz szklanką w dłoni wrócił na swoje miejsce przy Heniu. Jakoś wyjątkowo dobrze siedziało mu się dzisiaj po turecku na podłodze, jakby kontakt z twardym podłożem nie tylko nie pozwalał mu zasnąć, ale też dawał złudne poczucie stabilności.
      — Opowiedz mi teraz, co u ciebie i co się wydarzyło przez ostatnie miesiące. Byłeś już na trupiej farmie, prawda? — zagadnął, odłożył szklaneczkę z rumem na bok i skupił się na jedzeniu. Miał wrażenie, że im więcej jadł, tym bardziej robił się głodny, jakby tylko rozdrażnił żołądek, a Jaime naprawdę dobrze gotował.

      JEROME MARSHALL

      Usuń
  77. A któż to nas wita, dobry wieczór!
    Miałoby mnie to urazić, żartujesz? xD Przecież to przemiły komplement dla mnie jako autorki, że Ocey udało się kogoś zauroczyć, nawet jeśli tylko na jedną imprezę (którą, swoją drogą, wspominam bardzo ciepło <3), haha.
    Aż mi się jakoś tak lżej na serduchu zrobiło, że ktoś w blogosferze jeszcze cieszy się na mój widok, także dzięki ci wielkie za powitanie.
    Co do wątku - racja, nie miałyśmy okazji porządnie popisać, a ja chętnie dowiedziałabym się, co słychać u naszego imprezowego crusha, no nie ukrywam. To jak, próbujemy coś tworzyć?


    OCEY

    OdpowiedzUsuń
  78. Słuchał chłopaka szczerze zafascynowany. Choć trupia farma brzmi jak coś całkiem strasznego i obrzydliwego, tak Leo domyślał, że dla kogoś kto siedzi w tym temacie, wyjazd w takie miejsce musi być ciekawym doświadczeniem. Trochę tak jak jego dodatkowe kursy.
    Zastanawiał się, czy kierunek obrany przez Jaime’ego jest spowodowany tylko jego zainteresowaniami, czy też tym co spotkało jego brata. Choć chciał to nie potrafił postawić się w jego sytuacji, spojrzeć na świat z jego perspektywy. Mimo wszystko, rozumiał, że śmierć brata, bliskiej osoby to wydarzenie mocno traumatyczne, a do kompletu dochodziły okoliczności w jakich do tego doszło. Dla Leo tamten okres, również był burzliwy i przysłonięty ciemnymi chmurami. Miał wielu znajomych, ale to Jimmy był jego najbliższym przyjacielem, drugim bratem. Jego strata była bolesna i długo odczuwał skutki braku obecności chłopaka w swoim życiu. W tedy kontakt Leo i Jaime’ego się urwał. Choć mijali się na szkolnych korytarzach i w mieście, to nie było to samo. Poza tym w tedy wypowiedzenie krótkiego cześć było czymś trudnym. Leo widział w nim Jimmy’ego, a Jaime... cóż nie był sobą i wcale go to nie dziwiło.
    — Szacunek, ja pewnie bym zemdlał jakby mnie ktoś zaciągnął choćby do kostnicy. — Leo nie miał mocnej głowy, ani nerwów ze stali. Nie przepadał za horrorami, nie lubił widoku krwi, a lekarze napawali go strachem. Daleko było mu do Justina, którego nie ruszał żaden widok, ale tą odporność wypracował, za pewne w wojsku. Lata praktyki i służby robiły swoje. Sam Justin mówił, że zobojętniał. Leo na co dzień tego nie odczuwał, choć wiedział, że wyjazdy na misje i do krajów ogarniętych konfliktami zbrojnymi, pozostawiły ślad na psychice brata. Leo na jego tle czuł się czasem kompletnie słaby.
    — Bo to jest świetne, nawet jeśli nas młodych fotografów nie traktują poważnie. — Wzruszył ramionami. Już od jakiegoś czasu przestał się zażynać by udowodnić ojcu, że jest wart jego uwagi i dumy. — Studiuję na NYU, a na kursy uczęszczam do NYIP. Bliżej świąt uczelnia organizuje zimową wystawę różnych kierunków, staram się na nią załapać. — Odpowiedział z uśmiechem. — Jeśli to się nie uda to robię projekt z jednym gościem, być może będzie trochę moich zdjęć. Czasem niektóre wrzucam do sieci. — Dodał. Wszędzie było go pełno, starał się wszędzie pojawić, dużo udzielać. W jego zawodzie było wielu świetnych specjalistów, dlatego tak trudno było się wybić. Ale starał się jak mógł.
    Upił łyk kawy delektując się przyjemnym ciepłem i słodkim smakiem.
    — A tak poza tym jak się trzymasz? Masz kogoś? — Zapytał. Upłynęło sporo czasu odkąd ostatni raz ze sobą rozmawiali. Był po prostu ciekawy ile rzeczy zmieniło się u chłopaka.

    Leoś

    OdpowiedzUsuń
  79. W pełni rozumiem, mam zawsze podobny problem. Powiedzmy, że moje poczucie humoru ma poziom podłogi... I nigdy nie wiem, czy powinnam dzielić się z nim innymi. xD
    Ja wciąż uważam, że takie zebranie trzeba będzie kiedyś powtórzyć, bo mam wrażenie, że momentami my przed monitorami bawiliśmy się nawet lepiej od naszych postaci. Przynajmniej ja natańczyłam się w fotelu, o. xD
    Hm, osobiście jestem (podobno!) specjalistką od tragikomicznych wątków, ale na chwilę obecną nic błyskotliwego nie przychodzi mi do głowy, hm... Może tak, gdzie Jaime lubi spędzać wolny czas? Jest może szansa, że czasem przesiaduje gdzieś na jakimś dachu w samotności? Bo Ocey się zdarza, mogliby pewnego razu przeszkodzić sobie w izolowaniu się od ludzi. Jeśli to nie podpasuje, będę myśleć dalej, więc w razie czego krzycz.


    OCEY

    OdpowiedzUsuń
  80. — Jeśli tylko nie spotkam Noah przypadkiem i nie będę zaskoczony, jakoś zniosę jego obecność — mruknął i uśmiechnął się lekko, lecz jednocześnie poczuł na piersi niewygodny ciężar. Jerome bowiem poniekąd wstydził się tego, co wydarzyło się podczas kolacji i było mu wstyd również za samą Jennifer, która nie potrafiła wtedy powściągnąć emocji. Zamierzał przemilczeć ten temat, przynajmniej jeszcze przez jakiś czas, ale kiedy wrócił wspomnieniami do tamtego dnia, poczuł palącą potrzebę, by zadośćuczynić przyjacielowi.
    — Przepraszam cię za tamten wieczór, kiedy zaprosiłeś mnie i Jennifer na kolację — zaczął, wiedząc, że Jaime będzie dobrze wiedział, o którym spotkaniu mówi Jerome. — Jest mi wstyd i przykro, że tak to się potoczyło, ale już nie cofnę czasu. Chciałbym tylko, żebyś wiedział, że nie zamierzam kwestionować twoich wyborów. Nie przepadam za Noah z bardzo osobistych pobudek i właściwie nigdy nie miałem szansy spojrzeć na niego obiektywnie… Nie będę ci więc mówił, że masz się z nim nie spotykać, choć może i miałbym ochotę tak właśnie ci powiedzieć — oznajmił, spoglądając na Jaime’ego z nikłym rozbawieniem. — Nie chcę, żeby twój związek był dla nas tematem tabu, ponieważ twój partner to Noah. Chcę za to wiedzieć, czy u was, a przez to bezpośrednio również u ciebie wszystko w porządku i czy jesteś szczęśliwy. — Ostatnie zdania wypowiedział na wydechu, jednym tchem i przez to odetchnął głęboko, kiedy skończył mówić.
    Niespełna trzy lata temu, kiedy ledwo co przyleciał do Nowego Jorku, prawdopodobnie nie potrafiłby powiedzieć czegoś podobnego. Nie potrafiłby odsunąć na bok własnych emocji i przekonań, lecz przez trzy lata naprawdę wiele potrafiło się zmienić. Jerome dorósł i dojrzał, a tamtego chłopaka, który po raz pierwszy postawił stopę w Nowym Jorku, wspominał z pewną nostalgią. Pełen był beztroski, a głowę miał pełną marzeń i choć akurat ta cząstka wciąż była obecna w Marshallu, to mimo wszystko nie była już tą dominującą.
    — Byłbyś — odparł z lekkim uśmiechem. Chciał wierzyć, że gdyby nie on, to wtedy na drodze Morettiego pojawiłby się ktoś inny, kto odwiódłby go od niecnych planów i nie pozwoliłby mu wyjść na gzyms u szczytu Empire State Building, tak żeby Jaime mógł znaleźć się w tym punkcie swojego życia, w którym przebywał teraz.
    Trzydziestolatkowi w żaden sposób nie przeszkadzało to, że ktoś opowiadał mu podczas jedzenia o wizycie na trupiej farmie. Może dlatego, że był to nie kto inny, jak Jaime? Uśmiechnął się, widząc podekscytowanie chłopaka i bijący od niego entuzjazm. Cały czas słuchał uważnie, jednocześnie pochłaniając kawałek pizzy i tylko co jakiś czas potakiwał skinieniem głowy, by Jaime miał pewność, że to na nim Jerome skupia swoją uwagę.
    — Pewnie bardzo dużo czynników ma wpływ na to, jak rozkłada się ciało, prawda? — zagadnął, chcąc pociągnąć ten temat. Widząc, jak bardzo zainteresowany jest tym Jaime, sam czuł ciekawość; lubił też słuchać ludzi, którzy opowiadali o swoich pasjach i cieszył się, że przyjaciel znalazł w życiu tę jedną rzecz, którą chciał robić. — Inaczej w cieple, inaczej w chłodzie. A jeszcze inaczej pewnie pod wodą. Na tej trupie farmie… oni imitują te wszystkie warunki? — dopytał, unosząc prawą brew, podczas gdy lewa była zmarszczona. Trupia farma brzmiała właśnie tak, jakby produkowano na niej zwłoki na wszystkie możliwe sposoby.
    I pomimo niekoniecznie apetycznego tematu, Jerome zmiótł kolejne dwa kawałki pizzy ze swojego talerza, nie pozostawiając na nim choćby okruszka. Na ten moment jednakże miał dość; odłożył talerz na stolik i pozostawił przy sobie jedynie szklankę z drinkiem. Nogi wyciągnął przed siebie, a rękoma wsparł się za plecami, jakby tym sposobem miało mu się lepiej trawić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Rany boskie, kompletnie zapomniałem o tym nieszczęsnym kocie...! — tchnął i ze skruchą spojrzał na przyjaciela. — Najbardziej w tym wszystkim było mi żal tego zwierzaka. Oczywiście z całym szacunkiem do ciebie i Noah — dodał pośpiesznie i mrugnął do niego porozumiewawczo. — Do dziś nóż w kieszeni mi się otwiera, jak sobie pomyślę, że Kate przyniosła go w tym worku… Myślisz, że Shay faktycznie zatrzyma Rudolfa na stałe? — spytał i uśmiechnął się lekko, ponieważ wcale nie miał nic przeciwko temu.
      — To naprawdę już pora na licencjat? — zdziwił się szczerze. — Rany, kiedy się poznaliśmy, dopiero co zaczynałeś studia, prawda? Jak te dzieci szybko dorastają… — westchnął nie bez ironii i pokręcił głową, wymownie spoglądając na przyjaciela. Tak, ten przytyk skierowany w jego stronę był jak najbardziej celowy, lecz jednocześnie Jerome faktycznie nie mógł nadziwić się temu, jak szybko upływał czas. — Do kiedy musisz określić się z tematem? — spytał po chwili, dopytując oczywiście o licencjat.

      JEROME MARSHALL

      Usuń
  81. [Hejka! ;)
    Jaime jest równie interesujący! Ciekawi mnie morderstwo jego brata, jednocześnie jest to coś co mogłoby połączyć nasze postacie. Myślałam że może Lu zajmowałaby się tą sprawą?
    Jeśli masz ochotę na taki wątek to zapraszam. ;D]

    Luanne Rosier

    OdpowiedzUsuń
  82. Racja, okres przedświąteczny zdecydowanie fajnie wpasowuje nam się w ten wątek. <3 Dobra, czyli mamy to. :D Spróbuję nam zacząć na dniach, chyba, że ty masz ochotę?

    OCEY

    OdpowiedzUsuń
  83. Eve wcale nie uważała, że Jaimie był tandetnym nauczycielem. Wręcz przeciwnie - nawet jeśli nie był przyzwyczajony do podobnej roli, sprawdził się dość dobrze, zaspokajając jej ciekawość i tłumacząc podstawowe zasady. Nie oznaczało to, że panienka Forbes za sprawą tych dwóch godzin posiadła umiejętność gotowania i kolejny przepis nie miał się skończyć pożarem kuchni, ale przynajmniej znalazła się o krok dalej od bycia totalnym beztalenciem, a to było już niebywałe osiągnięcie. Eve była z siebie niesamowicie dumna, bo tarta zarówno wyglądała, jak i pachniała iście cudownie. Cóż, przynajmniej dopóki nie dopadła ją świadomość, że w przeważającej części to Jaimie był odpowiedzialny za końcowy efekt. Forbes czuła się więc odrobinę nieadekwatna. Moretti był od niej młodszy, wychował się w równie bogatej rodzinie, a przy tym doskonale radził sobie w prawdziwym świecie. Jeszcze do niedawna nie była osobą wstydliwą, bo pieniądze skutecznie rozwiązywały jej bolączki. Miała stary samochód? Wystarczyło kupić nowy. Albo nie posiadała sukienki z nowej kolekcji Gucci? Mogła zamówić ją za kartę kredytową tatusia. Towarzystwo, w jakim się obracała, nie zwracało uwagi na jej charakter czy umiejętności. A teraz? Teraz wszystko było na odwrót. Żeby być kimś, nie potrzebowała miliona dolarów na koncie. Za to musiała być zaradna, odważna i utalentowana, a choć miała talent, te dwie pierwsze cechy z pewnością nie były częścią jej charakteru. Dlatego też słowa Jaimiego znaczyły dla niej tak wiele i wywołały na jej twarzy szeroki uśmiech.
    - Dzięki - szepnęła krótko. - Będę próbowała, bo chyba nie mam innej opcji. Inaczej umrę z głodu. - Zaśmiała się cicho.
    Żałowała, że nie próbowała go dłużej namawiać, bo gdyby czytała mu w myślach i zdawała sobie sprawę z tego, że faktycznie zdążył zgłodnieć, bez wahania domagałaby się jego obecności na obiedzie. Zasłużył na chwilę odpoczynku i sowity posiłek po calusieńkich dwóch godzinach odpowiadania na głupawe pytania Eve. Teraz jednak musiał przecierpieć i zgodzić się na kolację w jej towarzystwie w innym terminie. Przynajmniej nie uważał, że go do siebie zraziła, a to już była połowa sukcesu. Poza tym odnosiła wrażenie, że zrobił się... bardziej rozmowny? Nie miała pojęcia, czy tylko jej się wydawało, ale kiedy otworzyła mu drzwi do mieszkania, wyglądał odrobinę tak, jakby spodziewał się, że zaraz zaatakuje go siekierą. Ta zmiana, nawet jeśli pozorna i mająca miejsce tylko w jej głowie, bardzo jej się podobała.
    - Świetnie! To jesteśmy umówieni! Musisz mi koniecznie powiedzieć, gdzie warto zjeść.
    Sama nigdy nie jadała w pizzeriach, więc średnio orientowała się w miejscach, które warto było odwiedzić, jeśli nie miało się milionów na koncie i złotych kart kredytowych. Już cieszyła się więc perspektywą wspólnego wyjścia. Potrzebowała nowych znajomych, którzy wprowadzali ją w ten nieznany świat, ale ci, którzy rozumieli obie strony, byli wręcz na wagę złota.
    Słysząc powagę w jego głosie, nie chciała dłużej drążyć tematu. Widać kwestia rodziny była dla niego dość wrażliwa, dlatego postanowiła, że nie będzie ciągnęła go za język. Rozumiała to, ona sama niezbyt chętnie opowiadała o Forbesach. Uśmiechnęła się więc tylko, dość niezręcznie, kiwając przy tym głową. Jednak kiedy tylko zaproponował, że zostanie na dłużej i pozwoli sobie na skosztowanie tarty, od razu się rozpromieniła.
    - Świetnie! - zawołała, klaskając w dłonie. - No... ale to najpierw pokazałbyś mi, jak powinnam ją pokroić? - poprosiła. - O, na pewno chcesz o tym słuchać? Obawiam się, że cię zanudzę, ale skoro chcesz... to niedawno zaczęłam pracować nad nową kolekcją. Zimową kolekcją. To nie coś, co dałoby się nosić codziennie, więc może ci się wydać trochę dziwne, traktuję to bardziej jako rodzaj sztuki. Inspirowałam się tutaj sztuką Van Gogha, na przykład tutaj... ten płaszcz, widzisz te barwy? Przypominają ci 'Gwieździstą noc'? - zagadywała go.

    Eve

    OdpowiedzUsuń
  84. Sam był nieco zaskoczony, że wcześniej na siebie nie wpadli. Spotkali się przypadkiem w kawiarni, a snując się po tych samych korytarzach nigdy im się to nie przytrafiło. A może, gdzieś w tłumie kiedyś przeszli koło siebie, ale nie zwrócili na siebie uwagi? Chociaż uczelnia była całkiem spora, a różne wydziały znajdowały się w różnych budynkach. Teraz świat wydawał mu się jeszcze mniejszy niż wcześniej.
    Odwiedziny kostnicy i prosektorium wcale go nie dziwiło, w końcu kierunek na który uczęszczał chłopak, zobowiązywał do oswojenia się z takimi rzeczami. I znajomością od podszewki z czym to się wiąże, jak wygląda taka praca. To podobnie jak z jego fachem, niektórzy twierdzili, że to tylko stanie za obiektywem, strzelanie tysiąca fotografii, posiadanie dobrego oka. W rzeczywistości spędzał przed obiektywem tyle samo czasu co przed komputerem, a opracowanie tej masy zdjęć pochłaniało sporo wolnego czasu. Jeśli komuś zależało by wszystko wyglądało doskonale. A Leo podchodził do swoich prac bardzo krytycznie i za zwyczaj większość zdjęć mu nie odpowiadała. W każdym z nich doszukiwał się małego szczegółu, który można by poprawić, drobiazgu którego laik nie był w stanie wyłapać. Dla niego jednak wszystko miało znaczenie, by całość komponowała się idealnie.
    — Na moim Instagramie, głównie, ale... czekaj zapiszę ci. — Stwierdził wyciągając kawałek kartki i długopis. Nabazgrał nazwy dwóch stron, a których widniały jego prace o różnej tematyce. Jedną z nich była niezbyt znana internetowa galeria. Prowadziła ją całkiem otwarta i sympatyczna dziewczyna, która zbierała prace młodych artystów i wystawiała je w sieci, by każdy miał do nich dostęp. Lubił o tym opowiadać i się tym dzielić z innymi.
    — To świetnie, cieszę się, że wszystko ci się układa i wychodzi na prostą. — W końcu każde burzowe chmury musza się rozejść i przepuścić odrobinę Słońca. Był odrobinę zaskoczony, słysząc że ma kogoś i tym kimś jest Noah, a nie żadna dziewczyna. Nie był uprzedzony, co to to nie, ale się tego nie spodziewał. No i to też go nieco zaciekawiło, ale na razie nie chciał o nic wypytywać i sprawić by chłopak poczuł się niezręcznie w jego towarzystwie. Jednak dobrze, że kogoś miał i ten uśmiech podpowiadał mu, że jest mu dobrze.
    — Głównie to zdjęcia i trochę piszę — dodał nieśmiało bo to było coś czym oficjalnie nie lubił się chwalić i raczej nikt nie widział tego co zapisuje po nocach. — Poznałem sporo świetnych ludzi, ale nie, nie mam nikogo. Pod tym względem nic się nie zmieniło. — Odpowiedział wzruszając ramionami. Głupio było się przyznać, ale cały ten czas był sam, prócz kilku niezbyt udanych i przelotnych znajomości, nie był z nikim. Nawet jeśli miałby czas, bo dla chcącego nic trudnego, to nie bardzo wiedział z kim chciałby być, więc ten temat odsuwał na dalszy plan by nie wprowadzać zbyt wiele zamętu w swojej głowie i sercu.
    — Nie mieliście nigdy żadnych... no trudności? Ty i Noah. — Palnął skupiając się na jakimś punkcie na ścianie koło Jamie’go. Sam nie wiedział o co mu chodziło, ale czasem tak miał, że najpierw coś gadał, a później się nad tym zastanawiał.

    Leo

    OdpowiedzUsuń
  85. Instagrama traktował jako swoje portfolio w wersji cyfrowej. Tak było najprościej, a nawet zdarzyło mu się poznać kilku innych artystów, dzięki mocy Internetu.
    — Bez konta też tam zajrzysz. — Zapewnił machając ręką. — Serio? Aż chętnie bym poznał tego twojego Noah. — Stwierdził z uśmiechem. Co za zbieg okoliczności, że zajmowali się dwiema, tymi samymi rzeczami. — Chociaż ja raczej piszę dość... nieoficjalnie. — Przyznał. Większość jego dzieł była spisana na papierze, a ukrywał je wepchnięte głęboko w szafki biurka, które pomału pękały w szwach. Cała reszta, która trafiała do sieci, była tworzona pod pseudonimem. Może niezbyt wyszukanym, ale zawsze. Jakoś nigdy nie miał odwagi przyznać się do swojej pisaniny i tworzyć ją oficjalnie jako Leonard Hafler. Zresztą nie sądził, że jest to coś godnego uwagi i pochylanie się nad tym. Większość jego tekstów powstawała w nocy, gdy miał specyficzny nastrój i gdy nie mógł spać. Niektóre opowieści były niedokończone, urywały się w połowie akcji, a inne były tak bardzo pokreślone, że sam nie mógł siebie rozczytać. Tylko bratu co nieco pokazywał.
    Słuchał go uważnie starając się wyłapać istotne szczegóły. Co jakiś czas kiwał głową, ale wciąż jego twarz wykrzywiał szeroki uśmiech. Jak zawsze zresztą, lecz udzielał mu się też uśmiech kolegi. Może i minęło sporo czasu odkąd ostatni raz się widzieli, tak czuł się całkiem swobodnie w jego towarzystwie. Nawet bardzo, jakby wcale tej przerwy nie mieli i jakby cały czas tkwili w rodzinnym mieście. Na prawdę miło było spotkać kogoś z dawnych lat.
    — Wow, to ja chyba zacznę cieszyć się z mojego nieskomplikowanego życia. — Podsumował jego wypowiedź. Wiedział, że relacje, a zwłaszcza związki bywają zagmatwane, ale w tym rzeczywiście było ciężko się połapać. Leo był kompletnie niedoświadczony w sferze uczuciowej, ale jakoś mu to nie specjalnie przeszkadzało. Wierzył, że kiedyś spotka tą odpowiednią osobę. Nic na siłę.
    — Ten wujek Shay? — Chwilę się zastanowił i przypomniał sobie postać chrzestnego. Znów się uśmiechnął pod nosem pamiętając go z przyjęć urodzinowych chłopaków. Z tego co kojarzył był częstym gościem w ich domu. — Pamiętam go, był z niego fajny gość. — Stwierdził kiwając głową. — Taa nim staruszkom cokolwiek powiem to chyba miną setki lat. — Choć nie był jedynakiem, rodzice wywierali w tej kwestii sporo presji, dlatego też cieszył się, że dzieli ich aż tyle set kilometrów. — Na szczęście przede mną w kolejce jest Justin. — Który problemów w relacjach damsko męskich nie posiadał. Ku uciesze ojca, w tym temacie radził sobie całkiem sprawinie i tylko matce przeszkadzał brak stałej partnerki. Leo zawsze milczał w tej kwestii i w najbliższym czasie nie miało się to zmienić. Czasem wszyscy wokół, bardziej od niego, starali się go zeswatać z kimś. Co było totalnie niezręczne.
    — To dobrze, że możecie się tym, sobą normalnie cieszyć. — I choć faktycznie to go cieszyło, tak był też po prostu ciekaw. — I podziwiam za odwagę. — Skoro przeskoczył z dziewczyn na chłopaka, to musiała być spora zmiana, dla niego i dla otoczenia. I swoją drogą ciekawe jak do tego doszedł, że stwierdził, iż woli facetów.

    Leo

    OdpowiedzUsuń
  86. — To brzmi niesamowicie. Wydaje się z was całkiem niezła parka. — Stwierdził wsłuchując się w słowa chłopaka. Podróżowanie i generalnie historie dwojga ludzi zawsze wydawały mu się ciekawe i przepełnione czymś wyjątkowym. Może dlatego, że sam podobnych rzeczy jeszcze nie przeszedł i tak na prawdę mało widział, mało wiedział. Nie przeżył nigdy skomplikowanych relacji, dylematów uczuciowych. Nie zaznał różnorakich kultur, nie znał ludzi z różnych zakątków świata. I niby zawsze chciał to zrobić, ale nie ciągnęło go w świat, skoro miał tego wszystkiego doświadczać sam. I za to zawsze podziwiał swojego brata, za tą otwartość na świat, niczego się nie bał i wszędzie odnajdywał się z taką lekkością.
    — Cóż, tego się chyba nie doczekamy. — Zaśmiał się i pokręcił głową. Chyba na oficjalne publikowanie swoich wypocić był zbyt wielkim tchórzem, więc pisanie książek podróżniczych, zdawało się sporym sukcesem. — Chyba za bardzo odpowiada mi bycie anonimowym autorem na Wattpadzie. — Dodał z nutą rozbawienia. Na tej witrynie było tyle wszelakich opowiadań, gorszych i lepszych, że ciężko było wypłynąć na powierzchnię, ale Leo to kompletnie nie przeszkadzało. Zwłaszcza, że spora część jego opowieści urywała się w połowie, nie doczekawszy zakończenia, a inne były tak pobazgrane, że sam nie potrafił siebie rozczytać.
    — Justin cały czas siedzi w jednostce, a teraz wybył na misje. — Wzruszył ramionami. — Z każdym kolejnym rokiem więcej siedzi gdzieś tam w świecie niż w domu. — Przyznał. Przez to Leo miał znacznie wiele powodów do zmartwień, bo może i te misje były pokojowe i miały polegać tylko na zabezpieczaniu czegoś lub kogoś, tak nie był głupi i wiedział, że do końca tak to nie wygląda, a brat po prostu nie chce martwić bliskich. Spędzał mu to sen z powiek, ale nie mógł zmienić jego podejścia. — Z jego trybem życia nie bardzo, choć za każdym razem jak wraca to pojawia się z kimś nowym. Nie wiem kiedy on na to znajduje czas. — Choć ciągle nie było go w kraju i z pewnością nie przyprowadzał do domu koleżanek z jednostki, tak znał mnóstwo dziewczyn i generalnie ludzi. A niby to Leo był uznawany za dusze towarzystwa, tak Justin był w tym mistrzem.
    No tak, zapomniał, że przecież świat nie jest tylko czarno biały, a posiada barwy pośrednie. Choć bycie bi w jego głowie wymagało jeszcze większej świadomości samego siebie. Czegoś, czego jemu brakowało.
    — Ja? — Zapytał po czym wzruszył ramionami. — Nie wiem, szczerze? Nie zwracałem na to uwagi. Niby spotykałem się z dziewczynami, ale to zdecydowanie nie było to. Serio, nie wiem co jest dla mnie, a co nie. — Przyznał z nutą skrępowania. Jaime zdawał się znać siebie samego na wylot, był pewny tego czego chce i co mu się podoba. Leo nie potrafił, a może nie chciał przyznać się przed samym sobą do tego co mu leży, a co nie. — Justin zawsze twierdzi, że do twarzy mi z innymi facetami. — Sam roześmiał się na to stwierdzenie. Bał się analizować to co czuł przy facetach, bo powinien to czuć do dziewczyn. Przynajmniej w takiej świadomości został wychowany przez ojca, który na siłę starał się zrobić z niego prawdziwego mężczyznę, cokolwiek miałoby to znaczyć.

    Leo

    OdpowiedzUsuń
  87. Na dobrą sprawę Jerome nigdy nie miał okazji poznać Noah od tak zwanej podszewki. W jego głowie nieustannie figurował obraz mężczyzny, który wykreowała Jennifer i przez to wyspiarz nie potrafił być obiektywny, ale może teraz, kiedy on i Jen byli w separacji, wiele miało się zmienić? Choć z drugiej strony trzydziestolatek nie miał pojęcia, jak wieść o separacji wpłynie na jego relację z Woolfem. I czy ten w ogóle wiedział, że Jerome oraz jego młodsza siostra zdecydowali się na taki krok? Czy Jennifer kogokolwiek o tym poinformowała? To było… zastanawiające. I nagle Marshall zaczął obawiać się reakcji Noah, ponieważ to jedynie bardziej skomplikowałoby ich już i tak zagmatwane relacje, a brunet nie chciał, aby Jaime pośrednio czy też bezpośrednio przez to cierpiał. Dlatego gotów był nie tylko starać się być obiektywnym, ale i nawet wycofać się, jeśli miałaby zaistnieć taka konieczność. To, że on i Noah mieliby nie potrafić się ze sobą porozumieć nie mogło oznaczać, że miał na tym cierpieć związek jego najlepszego przyjaciela. Nie, koniec i kropka.
    I choć Jerome był gotów na odsunięcie się w cień, jednocześnie nie wyobrażał sobie, że miałby stracić Jaime’ego. Łączyła go z nim szczególna więź; byli dla siebie jak bracia i kiedy życie Jaime’ego wtedy, na kutrze, było zagrożone, Jerome uświadomił sobie, że nic nie wypełniłoby pustki po nim, a on sam by sobie nie poradził. I dlatego chciał unikać wszelakich ostateczności, mając nadzieję, że ich trójka – on sam, Jaime i Noah — zdoła wszystko przepracować, a także sobie wypracować tak, aby mogli spędzać czas w swoim towarzystwie.
    Uśmiechnął się radośnie, kiedy Jaime oznajmił mu, że był szczęśliwy, lecz uśmiech ten nieco przygasł, kiedy Moretti wspomniał o swoich wątpliwościach. Nagle jednakże wyspiarz o czymś sobie przypomniał.
    — Pamiętasz, jak zapytałeś mnie, skąd wiem, że Jennifer to ta właściwa osoba? — rzucił i skrzywił się lekko, ponieważ czas pokazał, że czasem miłość nie wystarczała, aby było dobrze. — O ile mnie pamięć nie myli, odpowiedziałem ci wtedy, że to nie kwestia wiedzy. Że musisz to czuć, nie wiedzieć. I jeśli Noah sprawia, że czujesz się szczęśliwy i jest ci dobrze, to… Nie analizuj zbytnio tego wszystkiego — zasugerował mu z lekko zachęcającym uśmiechem. — Nie musisz na nic zasługiwać, Jaime. Każdy człowiek ma prawo być kochanym i kochać, bezwarunkowo i bezinteresownie, bo na miłość nie powinno się sobie zasłużyć. Kochać trzeba ze względu na wszystko i pomimo wszystko. Możesz mieć obawy i wątpliwości, to zupełnie naturalne, ale nie mów proszę, że nie zasługujesz na to wszystko, bo będę musiał zainterweniować i być może nawet przejść do rękoczynów — pozwolił sobie zażartować i mrugnął do niego porozumiewawczo. — I rękoczynów tych o dziwo nie doświadczy Noah, a ty sam — uściślił i gdyby miał coś pod ręką, niechybnie rzuciłby czymś w przyjaciela (oczywiście lekko i niegroźnie), jakby chciał go ostrzec, ale w zasięgu wzroku nie znalazł żadnego właściwego do tego przedmiotu.
    — Jeśli tylko będziesz miał ochotę, to pewnie, możesz wypełnić taki formularz. Ale to musi być twoja decyzja, niepodyktowana tym, jaki zawód wybierzesz — podkreślił i spojrzał badawczo na przyjaciela. — Ludzie mają różny stosunek do ciał i do śmierci jako takiej… Niektórzy mogą nawet nie wyobrażać sobie czegoś takiego, innych nawet to nie obejdzie. Pytanie, co TY o tym sądzisz? — rzucił, celowo podkreślając, czym Jaime powinien kierować się przy podejmowaniu takiej, a nie innej decyzji. Sam Jerome nie miał z tym większego problemu, dlatego potrafił mówić o tym spokojnie. Kogoś innego wieść o tym, że po śmierci Jaime chce oddać swe ciało nauce, mogłaby bardzo wzburzyć. Marshall jednakże… Mimo, że zdawał się być dość uduchowiony, do większości spraw miał bardzo przyziemny stosunek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Ja zastanawiałem się nad podpisaniem oświadczenia, że w razie mojej śmierci będzie można wykorzystać moje organy — poinformował, skoro ich rozmowa zeszła akurat na takie, a nie inne tematy. — Ale nie porozmawiałem jeszcze o tym z bliskimi. Ponieważ jakkolwiek uważam, że ta decyzja należy wyłącznie do mnie, to… Chciałbym być fair w stosunku do rodziny. Uprzedzić ich o tym i poinformować, jeśli mieliby inne zdanie, tak żeby mieli czas się z tym oswoić — wyjaśnił, a następnie upił łyk swojego drinka. W żaden sposób nie przeszkadzało mu to, o czym rozmawiali; wręcz przeciwnie, cieszył się, że mógł zająć czymś myśli.
      — Dobrze, że Shay nie ma żadnej alergii… Jak niektórzy na świnki morskie… — mruknął nie bez satysfakcji, pozwalając sobie na dość śmiały żart, przed którym nie mógł się powstrzymać i wiedział, że Jaime będzie doskonale wiedział, o kogo mu chodzi.
      Zaśmiał się, kiedy Jaime wytknął mu wiek, ale była to jak najbardziej celna uwaga.
      — Do końca grudnia… — powtórzył, jakby się nad czymś zastanawiając, a potem podniósł wzrok na młodszego bruneta. — A jakie masz plany na święta i Sylwestra? — zagadnął, nim zaczął opowiadać o swojej pracy.
      — A całkiem dobrze. Myślę, że się sprawdziłem… Choć nie mnie to oceniać, bo też moją głowę zaprzątały często trochę inne sprawy, niż praca… — mruknął, ponieważ to w czasie swojej nieobecności w Nowym Jorku podjął decyzję o separacji. — Ale było… dobrze. Dużo się działo i często wieczorami padałem ze zmęczenia. Ale dotrzymaliśmy terminów i co więcej, udało nam się nawet nieco nadgonić robotę, żeby właśnie tych terminów nie przekroczyć. Mamy z tego powodu dostać większą, świąteczną premię — wyjaśnił.

      JEROME MARSHALL

      Usuń
  88. Leo starał się kompletnie nie zawstydzić tą rozmową. Nie wynikało to z faktu, że miał problem rozmawiać na różne, niekiedy trudne tematy. Chodziło o to, że dotyczyło to bezpośrednio jego, a on cholernie bardzo bał się odrzucenia i oceny innych ludzi. Choć miał cudownych znajomych i brata, na którego zawsze mógł liczyć, tak rodzinny dom to było miejsce pełne wyzwań dla niego. Tam musiał się odpowiednio zachowywać, spełniać pewne normy, być kimś kim nie jest.
    — Pewnie masz racje. — Odpowiedział lekko się uśmiechając. Pewnie niepotrzebnie panikował, Jaime miał racje. Miał jeszcze sporo czasu by dowiedzieć się czego tak na prawdę chce i czego szuka.
    Leo spędził przyjemnie czas w towarzystwie Jaime’ego. Ponad godzina upłynęła mu błyskawicznie, ale cieszył się że spotkał kogoś znajomego i mogli poświęcić sobie dłuższą chwilę. Powspominać i nieco nadrobić stracony czas. Cieszył się, że w życiu chłopaka wszystko dobrze się układa, bo po tym wszystkim co przeżył zasługiwał na spory kawałek szczęścia.
    Święta zbliżały się wielkimi krokami, a Leo był do tyłu z wszelkimi zakupami i prezentami, a jak zawsze w głowie miał wielki plan na zakup czegoś specjalnego, ale także drobiazgów, które wprowadzą miły klimat do mieszkania. W tym roku, głównie chciał się skupić na prezencie dla brata, który po kilkunastu miesiącach służby poza krajem, zasłużył na coś wyjątkowego. Kompletnie nie wiedział na co postawić, bo Justin niby miał wszystko czego mu trzeba, ale chciał go miło zaskoczyć. Liczył, że brat dojedzie na czas do domu, choć od dwóch dni nie miał z nim kontaktu. Z tego powodu nie spodziewał się go zobaczyć szybciej jak w Wigilię bądź na Nowy Rok.
    Długo nie myślał nad zaproszeniem kogoś na wspólne zakupy. Napisał krótką wiadomość do Jaimie’ego, był pierwszą osobą która przyszła mu do głowy. Umówili się w jednej z nowojorskich galerii. Wszędzie dało się odczuć świąteczny klimat, budynki i ulice były pięknie zdobione światełkami i innymi ozdobami. Jedynie pogoda nie napawała zimową, świąteczną atmosferą. Z roku na rok miał wrażenie, że coraz gorzej z tą pogodą.
    Na miejscu zjawił się odrobinę przed czasem. Czekał w wyznaczonym miejscu, co jakiś czas rozglądając się po mijających go osobach. Widocznie, nie był jedyną osoba, która szuka prezentów na ostatnią chwilę. W sklepach panował niezły tłok. Każdy w pośpiechu to wchodził to wychodził ze sklepu by udać się do kolejnego. I niemal każdy dzierżył w dłoniach kilka toreb z różnymi zakupami.

    Leo
    [ Wybacz ten nieudolny przeskok dalej :'D ]

    OdpowiedzUsuń
  89. — Hej! Nie tylko chwilę. — Odpowiedział uśmiechając się na powitanie. Widząc tych wszystkich zabieganych ludzi, którzy stali często przy sklepowych witrynach i zastanawiali się co wybrać, cieszył się, że nie będzie musiał sam zmagać się z decyzją. Bo zawsze co dwie głowy to nie jedna.
    Przez chwilę zastanawiał się co chciałby kupić bratu, wcześniej nie miał konkretnego pomysłu, a raczej kilka luźnych opcji. Za każdym razem chciał wszystko dokładnie zaplanować, ale ostatecznie działał pod wpływem chwili i kupował coś spontanicznie.
    — Dobra, chodźmy najpierw zobaczyć jakieś ubrania. — Stwierdził, tego nigdy za wiele. — Myślałem nad czytnikiem do ebooków i nad okularami. Niby teraz nie ma sezonu na szkła przeciwsłoneczne, ale on uwielbia mieć ich dużo. Zastanawiałem się też nad bonem do jego ulubionej tatuatorki. Justin zawsze wraca z głową pełną pomysłów, ale sam nie wiem co będzie najlepsze. — Zaczął wymieniać zastanawiając się co rzeczywiście sprawie mu najwięcej frajdy. — Więc zdecydowanie stawiam na żywioł, zobaczymy co fajnego znajdziemy. — Potarł dłonie szykując się na prawdziwe łowy. — Krok pierwszy znaleźć coś ciekawego. Krok drugi, sensowne zapakowanie. Krok trzeci, przemycenie pod choinkę. — Dodał szeroko się uśmiechając i ruszając w stronę jednego ze sklepów z odzieżą. Jaime mógł okazać się, w tym zadaniu, sojusznikiem idealnym bo chyba lepiej orientował się co kupić na prezent facetowi. A przynajmniej Leo tak podejrzewał. Być może jednak się mylił. Zawsze podziwiał matkę i koleżanki, które miały całą listę rzeczy, które należy kupić i przygotować. Jakby zawsze wiedziały co należy zrobić, miały plan działania. Może to było coś na kształt szóstego zmysłu? Jeśli tak to jego rodzicielka ma szósty, siódmy i piętnasty zmysł.
    — W sumie to nawet nie wiem, czy Justin wróci na święta. Niby planował, ale u nich to różnie bywa. Nie raz już miał wracać, a nagle przedłużali im wyjazd. — Stwierdził rozglądając się po sklepie i szukając działu z męską odzieżą.
    — O tam są jakieś koszule. — Stwierdził wskazując stojak z różnokolorowymi koszulami. Niektóre były bardziej klasyczne i proste inne bardziej zwariowane, w różne wzory. Wszędzie jednak dominował motyw i barwy świąteczne. Gdzie nie gdzie wisiały zielonkawe, czy czerwone swetry w mikołaje, pierniczki i inne bałwanki. Za każdym razem to wydawało mu się równie urocze, ale jednak ludzie w święta nadal ubierają się normalnie. A tu nagle wszystko miało świąteczny wzór, począwszy od swetrów, przez koszule, skarpetki i na krawatach kończąc.

    Leo

    OdpowiedzUsuń
  90. - Też mi się tak wydaje. To najpierw ogarniemy coś dla was, a później wejdziemy do jakiegoś sklepu z rtv. Może będą mieli coś takiego. - Z dziewczyną od tatuaży mógł zdzwonić się później.
    Leo również grzebał między wieszakami szukając czegoś ciekawego. Nie znał zbyt dobrze, a raczej wcale Noah, ale korzystając ze wskazówek kolegi starał mu się na coś przydać i pomóc w poszukiwaniach czegoś odpowiedniego. Choć koszule w śnieżynki i renifery były zabawne, raczej nie chodziło o to, chociaż z drugiej strony zabawnie było by w tym kogoś zobaczyć. Co ciekawsze, w jego odczuciu, egzemplarze wyciągał i prezentował chłopakowi. Jego styl nie wyróżniał się niczym szczególnym, ubierał się raczej zwyczajnie. Nosił zwykłe jeansy, które niekiedy wyróżniały się mniejszą lub większą dziurą na kolanie. Jego koszulki były zwykle jednolite lub z obrazkami z jego ulubionych filmów, czy gier. W oczy mógł się rzucać jedynie pęk bransoletek i rzemyków na nadgarstkach. Nie uważał tego za jakiś niesamowity dodatek do stylizacji, ale większość dostał w prezencie, a niektóre miał z wakacji, jako pamiątki. Raczej nie uważał się za znawcę od mody.
    - Zawsze możesz wziąć dwie. - Stwierdził przyglądając się faworytom Jaime'ego. Chciał coś jeszcze dodać, gdy inny głos im przerwał. W pierwszej chwili nie skojarzył go, lecz gdy tylko jego wzrok spoczął na starszym, ciemnowłosym mężczyźnie, wiedział kim jest. Leo jak robot uścisnął jego dłoń i wyszczerzył się, może nieco za mocno. Wujek. Shay. Zapamiętał go nieco inaczej, ale może to przez to, że był w tedy małym gówniarzem i wszystko wydawało się inne niż teraz. Oczy dzieci zapamiętują wszystko na swój sposób. Leo przytaknął na wyjaśnienia Jaime'ego.
    - A ty wyglądasz tak samo... Dobrze. - Odparł odrobinę nieskładnie i dziwnie powoli dobierając słowa, ale nic sensownego nie przychodziło mu teraz do głowy. Co było dziwnym doświadczeniem, bo z reguły nie miał problemu w rozmowach z obcym, a tym bardziej, kimś znajomym. Podrapał się po karku i na moment odwrócił wzrok jakby chcąc ukryć własne zażenowanie swoją osobą. Co jest?! Pomyślał znów patrząc na wujka. Wcześniej nie zwrócił uwagi na jego wygląd, na to że jest przystojny i dobrze zbudowany co wyraźnie było widać nawet pod ubraniami. A co dopiero bez... Skarcił się za te myśli, których kompletnie nie pojmował. Nigdy przy nikim nie zdarzyło mu się zapomnieć języka.
    - Mam ostatnio niezłe szczęście do przypadkowych spotkań. - Stwierdził z uśmiechem, tym razem jednak panując nad kącikami ust, tak by nie poszybowały nadto do góry. Czuł się dziwnie skrępowany i choć było to nietypowe to mu to nie przeszkadzało. Przełknął gulę w gardle.
    - U mnie wszystko w porządku, jak się okazało jesteśmy nawet na tej samej uczelni, z tą różnicą że ja jestem na fotografii. - Dodał by nie zrobić z siebie jeszcze większego głupka. Liczył, że brzmi już zupełnie neutralnie. Od razu w głowie zaczął sobie tłumaczyć, że to wszystko przez zaskoczenie i fakt, że wiele lat upłynęło od ich ostatniego spotkania. To musiało być to!

    Leoś

    OdpowiedzUsuń
  91. [Cześć Spider-Manku, wciągaj swoje rajtki i chowaj tę klatę, bo tu się co poniektórym za ciepło robi :D
    Nie spodziewałam się, że za tym cudnym uśmiechem kryje się taka tragedia, ale podejrzałam sobie pierwszą kartę i widzę, że pan Moretti i tak już zrobił kilka sporych kroków do przodu. Zuch!
    Dziękuję za powitanie i na wątek zapraszam, gdyby dopisały ci kiedyś chęci i czas :D]

    Trish

    OdpowiedzUsuń
  92. Dwudziesty czwarty grudnia był dla Marshalla pracowitym dniem; to, co sobie zaplanował, miało mu zająć całe przedpołudnie, natomiast wieczór miał już zajęty. Stąd wstał stosunkowo wcześnie i czym prędzej doprowadził się do porządku, gdyż realizacja jego planu zależna była od działania komunikacji miejskiej; gdyby od któregokolwiek ze swoich przyjaciół pożyczył samochód, ci na pewno zaczęliby coś podejrzewać i Jerome straciłby element zaskoczenia. Tym sposobem, niosąc kilka kolorowych toreb wypchanych po brzegi, już od wczesnych godzin przemierzał ospałe, nowojorskie ulice, rozpoczynając długą wędrówkę pomiędzy domami przyjaciół, by zostawić pod ich drzwiami prezenty.

    Po wizycie u Villanelle dotarł pod mieszkanie Jaime’ego. Skorzystał z uprzejmości jakiegoś sąsiada, który wpuścił go na klatkę schodową tak, aby Jerome nie musiał dzwonić na domofon przyjaciela i wjechał windą na odpowiednie piętro. Zakradł się pod drzwi i zostawił na wycieraczce paczkę, w środku której znajdowała się butelka dobrego rumu, aby akurat tego trunku nigdy im nie zabrakło. Oprócz tego Jaime mógł znaleźć w środku książkę kucharską zatytułowaną „Kuchnie świata”, wydaną przez jednego z topowych szefów kuchni. Z świątecznej torby wystawał jednakże jeszcze kawałek białego materiału. Był to porządnie wykonany fartuch, który miał służyć Morettiemu czy to w pracy, czy na studiach. Na trupiej farmie takie odzienie na pewno nie zdałoby egzaminu, ale w prosektorium, podczas sekcji zwłok czy choćby podczas oczekiwania na wyniki badań tkanek fartuch może mógł się sprawdzić? Tym bardziej, że był to fartuch personalizowany – nad kieszonką na lewej piersi, czarną nicią wyhaftowane były imię i nazwisko Jaime’ego, tak aby wszyscy od razu wiedzieli, z kim mają do czynienia i że ten zajarany trupami chłopak – jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało – to właśnie on.

    Upewniwszy się, że pozostał niezauważony, Jerome wycofał się z powrotem do windy i ruszył w dalszą trasę z ostatnim prezentem.

    SECRET SANTA 🎅

    OdpowiedzUsuń
  93. Z początku czuł pewne dziwne skrępowanie. Dziwne, bo zazwyczaj nie odczuwał czegoś takiego w towarzystwie innych osób, obcych czy też nie. Za zwyczaj był wygadany i całkiem otwarty, wiedział co powiedzieć, śmiał się głośno i wyraźnie, a niekiedy gadał od rzeczy i nie przejmował się wygadywanymi głupotami. Do głowy przyszło mu po prostu to, że poczuł się nieswojo w towarzystwie starszego krewnego Jaime'go. Nie sądził, że może jego głowie chodzi o coś zupełnie innego, nie wierzył w moc oczarowania i miłości od pierwszego wejrzenia. Zresztą w tym przypadku nie podlegał takim rzeczom.Prawda?
    - Tak, tak fotografię, kombinuję też, co nie co z grafiką, trochę to w tym niezbędne. Ale raczej nie uważam się za artystę, po prostu staram się robić to najlepiej jak mogę. - Odpowiedział posyłając mężczyźnie szerszy uśmiech.
    Leo nigdy nie myślał o sobie jak o artyście. Może i dla niego fotografia była czymś, czym można oddawać emocje, a przedstawiane obrazy mogły oddawać pewne słowa i być swojego rodzaju metaforą, to daleko mu było do malarzy, czy poetów. Ci mieli zdecydowanie inne spojrzenie na świat. Inaczej widzieli barwy, w inny sposób odczuwali otaczający ich świat, posiadali inną wrażliwość. No i mieli talent. Leo nie lubił i nie chciał się przechwalać, dlatego nie sądził, że posiada to coś, co mogłoby go określi mianem artysty.
    - A ty, czym się zajmujesz? - Zapytał, bo kompletnie nie potrafił sobie tego przypomnieć, a w końcu mogło to być coś ciekawego.
    Gdy przechodzili do kolejnego sklepu, nie zwrócił zbytniej uwagi na mijane osoby i na jedną z nich po prostu wpadł. W pierwszej chwili chciał zwyczajnie przeprosić i ruszyć dalej, ale gdy podniósł wzrok, był zbyt osłupiały by cokolwiek z siebie wydusić.
    - Leo? No przecież, że to ty! - Usłyszał uradowany, tak dobrze znajomy głos. Zmierzył mężczyznę wzrokiem od stóp po czubek głowy. Był wyższy, lepiej zbudowany, obcięty na krótko. Leo był kompletnie zaskoczony spotkaniem brata, na prawdę miał ostatnio szczęście do wpadania na osoby, których długo nie widział.
    Gdy otoczyły go silne ramiona, odwzajemnił uścisk. Choć był zaskoczony i może nieco zły, że brat o niczym mu nie powiedział, tak cholernie cieszył się widząc go całego i zdrowego. I to na święta, dał radę! Jednak ten czas miał okazać się dla niego znacznie łaskawszy. Skoro Justin wrócił, postać Leo zejdzie na dalszy plan i to go cieszyło.
    - Draniu, nic nie powiedziałeś! Co ty tutaj robisz?! - Zapytał, ale po chwili zorientował się, że nie byli tu sami. - Justin, pamiętasz Jaime'go i jego wujka Shay'a? - Leo odsunął się nieco od chłopaka i skinął na pozostałą dwójkę. Justin przez chwilę analizował kogo ma przed oczami, ale po chwili posłał im uśmiech i wyciągnął dłoń w ich kierunku.
    - No pewnie, że tak. W końcu z Morettim niemal się nie rozstawałeś. - Odpowiedział uścisnowszy po kolei ich dłonie. - Nie raz kryłem wasze tyłki, gdy znowu wpadliście na jakiś durny pomysł. - Dodał z nutą rozbawienia w głosie. Jako starszy brat, nie miał zbyt wielkiego wyjścia. Zwłaszcza, że był ulubieńcem ojca.
    Leo spoglądał na brata z jeszcze szerszym uśmiechem. Na prawdę cieszył się na jego widok, nie widzieli się sporo czasu. To jednak nieco krzyżowało jego plany, bo nie miał zamiaru kupować bratu prezentu, gdy ten kręcił się w pobliżu.
    - Kiedy wróciłeś? - Zapytał Leo, posyłając Jaime'mu i Shay'owi przepraszające spojrzenie.
    - Wczoraj, zatrzymałem się u znajomej. Planowałem zrobić wam niespodziankę, ale jak widać Nowy Jork nie jest tak wielki jak się wydaje. - Wytłumaczył.
    Aha, koleżanka. Leo już dobrze wiedział co to w skrócie oznacza i nawet nie musiał mu nic więcej tłumaczyć. Niemal zawsze było to samo, wracał do kraju, ale dopiero po paru dniach o tym mówił i jak się okazywało, miał już nawiązane kilka nowych znajomości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Okej, pogadamy później. Ja wciąż muszę znaleźć prezenty. - Stwierdził dźgając brata palcem w ramie. Skoro miał dać mu coś czego się nie spodziewa, musiał się go jakoś pozbyć. Stracony czas nadrobią później. O ile Justin zamierzał pojawić się w ich wspólnym mieszkaniu. Które opłacali na pół, a w którym był rzadkim gościem.

      Leoś i Justin

      Usuń
  94. Eve nie była pewna, czy gotowanie stanie się jej pasją. Jak na razie dopiero co przyrządziła swoje pierwsze danie i to nie samodzielnie, lecz z ogromną pomocą Jaimiego. Chciała jednak idealnie dopasować się do tego nowego życia i wiedziała, że gotowanie było jego częścią. Zapewne nie dorówna kucharkom zatrudnionym przez jej rodzinę, których pracy swoją drogą nigdy nie doceniała, ale miała nadzieję, że przynajmniej po części uda jej się przygotować zdrowe posiłki. Nie zamierzała w końcu skończyć z anemią czy niedoborem witamin.
    Uśmiechnęła się radośnie, kiedy zgodził się na jej propozycję. Jednak Eve, w odróżnieniu od Jaimiego, wcale nie chciała opowiadać o sobie. Wręcz przeciwnie, nadal podchodziła do swojej sytuacji ze wstydem i nie lubiła o niej wspominać. Od zawsze szalenie zależało jej na opinii innych i nie chciała, by ktokolwiek ją oceniał. Bała się tych wyrazów rozczarowania i nieznacznych uśmiechów, które pojawiały się, kiedy opowiadała swoją historię i wiedziała, że nigdy nie będzie wystarczająca ani dla ludzi pokroju jej rodziców, ani dla ludzi pokroju swojej przyrodniej siostry. Dlatego też wolała dowiedzieć się czegoś więcej na temat Jaimiego. Nie zamierzała ciągnąć go za język i wypytywać o jego rodzinę, nawet jeśli ją kusiło, nie była aż tak nietaktowna. Ciekawiło ją za to, co robił w życiu, czym się zajmował i jak sobie radzić. A przede wszystkim - jak był w stanie przetrwać w tym zwyczajnym, lecz przerażającym świecie.
    Podziękowała mu za pomoc z tartą i od razu zabrała się za jej pałaszowanie. Była... naprawdę smaczna i nie potrafiła powstrzymać uśmiechu, kiedy okazało się, że to, co wyszło spod jej ręki (i ręki Jaimiego), było więcej niż zjadliwe. Wspaniale. Chyba mogła to polubić.
    Zdziwiła się, kiedy zgodził się na jej długi wykład. Chyba sam nie wiedział, na co się pisał, bo kiedy już zaczynała mówić, nie potrafiła przestać. Jej oczy błyszczały z wyraźnego podekscytowania, kiedy przybliżała mu swoje projekty, jednak kiedy zapytał, jak to wszystko działało, wyraźnie posmutniała. Milczała przez dłuższą chwilę, bo ten temat zawsze wzbudzał w niej dość negatywne emocje. Mimo to nie zamierzała uciekać od odpowiedzi. Musiała pogodzić się ze swoją sytuacją, a unikanie jej nie miało jej w niczym pomóc.
    - Cóż - Westchnęła ciężko. - Na razie nie działa. Zbieram na nową maszynę. Moja stara wylądowała za oknem, kiedy ojciec dowiedział się o tym, że rzuciłam studia. A taka porządna, która umożliwiłaby mi realizację projektów, dość trochę kosztuje... tak samo jak materiały, więc... moje projekty na razie żyją w mojej głowie i chyba na razie tak pozostanie.

    Eve

    OdpowiedzUsuń
  95. Relacja Noah i Jen była na tyle skomplikowana, że Jerome naprawdę nie był w stanie przewidzieć, jak zareaguje Woolf. Sądził, że mógł spodziewać się po nim wszystkiego i było to gorsze, niż gdyby Noah urządził mu karczemną awanturę, ale… Wyspiarz nie zamierzał niepotrzebnie zaprzątać sobie tym głowy, póki nie dojdzie do faktycznego starcia z mężczyzną, a to nie zapowiadało się szybko. Marshall sądził, że po ich ostatnim spotkaniu jeszcze w czwórkę Jaime nie prędko będzie chciał zorganizować jakieś spotkanie, a i on sam nie zamierzał na takowe naciskać. Sądził, że teraz wszyscy potrzebowali przede wszystkim czasu. Jaime i Noah na to, aby poukładać i dopracować swoją relację, a on, cóż… Musiał jakoś odnaleźć się w tej nowej rzeczywistości, w której był w separacji z żoną.
    To było miłe, wiedzieć, że Jaime nie pozwoliłby mu zniknąć. I już jakiś czas temu trzydziestolatek doszedł do wniosku, że w Nowym Jorku trzymało go znacznie więcej, niż miłość do Jen. To miasto naprawdę stało się jego drugim domem; miał tu wspaniałych przyjaciół, z których nie mógłby zrezygnować. Łączyły ich więzy inne niż te, które Jerome dzielił ze swoimi barbadoskimi przyjaciółmi. Te nowojorskie były inne; zdawało się, że silniejsze i bardziej wyjątkowe ze względu na okoliczności, w jakich powstały i się zacieśniały. Marshall sądził, że ludzie, których zostawił za sobą na Barbadosie (wyłączając z tego jego rodzinę) nie potrafiliby tego zrozumieć, bo też znali innego człowieka. W Nowym Jorku Jerome dorósł, zmienił się i dojrzał, a także w pełni się ukształtował i jego obecni przyjaciele, w tym Jaime, byli tego naocznymi świadkami.
    Mężczyzna nie chciał się mądrzyć, ale też zależało mu na tym, by Jaime mimo wszystko zmienił sposób myślenia. Naprawdę zasługiwał na wszystko, co oferował mu los, w tym szczególnie na związek z Noah, jeśli ten sprawiał, że chłopak był tak po prostu szczęśliwy. Fakt, że mówił stosunkowo poważnym tonem, a Jaime nagle i zupełnie niespodziewanie wyskoczył ze swoim wyznaniem sprawił, że wyspiarz najpierw wybałuszył na niego oczy, a potem parsknął głośnym i serdecznym śmiechem.
    — A idź, ty! — burknął, kiedy już się uspokoił i naprawdę z chęcią by się na niego zamachnął, lecz wciąż nie miał niczego pod ręką, a rzucanie Heniem na pewno nie było najlepszym pomysłem. — Też cię kocham, cholero — odparł z przekąsem, a potem uniósł dopiero co uzupełnioną szklankę w geście toastu. Czy to był pierwszy raz, kiedy otwarcie wyznał miłość mężczyźnie? Być może, ale ani trochę mu to nie przeszkadzało. Jaime był dla niego tak wyjątkową i ważną osobą, że mógł mu to powtarzać codziennie i bez skrupułów.
    Popijając rum, słuchał uważnie tego, co Jaime miał do powiedzenia o oddaniu organów po śmierci i im dłużej Moretti mówił, tym bardziej Barbadosyjczyk się krzywił. Nie uśmiechała mu się wizja tego, że ktoś będzie życzył mu śmierci tylko dlatego, że jego organy będą odpowiednie dla danej osoby; sądził, że podobnego dopasowania dokonywało się dopiero po nagłej i niespodziewanej śmierci dawcy, nie wcześniej, tak że potencjalny biorca nie miał pojęcia, od kogo może dostać wątrobę, płuca czy też serce. Dodatkowo to wypchanie ciała kartonami… Czy nie było innych, przyjemniejszych materiałów, które nie nasiąknęłyby od razu płynami ustrojowymi?
    — Zaraz się porzygam — stwierdził zgodnie z prawda, bo choć nie miało to wpłynąć na jego decyzję, było mu autentycznie niedobrze. — Ale najprawdopodobniej zostanę skremowany. Na Barbadosie to częsta praktyka — dodał, bo na niewielkiej wyspie nie było miejsca na duże cmentarze.
    Całe szczęście, humor szybko poprawił mu jego własny żarcik o śwince morskiej i Jerome zapomniał o kartonach, które mogły wystawać z ciała po jego śmierci. Wyspiarz śmiał się wesoło, do czasu jednakże, bowiem chwile później Jaime oznajmił, że i Noah miał problemy z sierścią zwierząt.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Matko, czy na tobie ciąży jakaś klątwa?! — zawołał ze śmiechem. Najpierw jego ex dziewczyna, teraz Noah… Tego było za dużo! — A co z Noah? Nie możecie spędzić Sylwestra razem? — zagadnął swobodnie. — Ja zostaję w Nowym Jorku. I tak nie planowałem się nigdzie ruszać, ale… Charlotte… Kojarzysz ją, prawda? Poznałeś ją na moich urodzinach. Rude, kręcone włosy, szczupła sylwetka, już na imprezie była w ciąży — wyjaśnił rzeczowo i pośpiesznie, mając nadzieję, że Jaime będzie wiedział, o kogo mu chodzi. — Cóż, Charlotte niedługo będzie rodzić — powiedział, wracając do sedna sprawy. — A tak się składa, że rozstała się ze swoim facetem w dziewiątym miesiącu ciąży i co więcej, ten niespodziewanie wyjechał z miasta… Nie chcę, żeby została z tym wszystkim sama, więc zostaję — wyjaśnił. Mówiąc to, jeszcze nie wiedział, że zarówno święta, jak i Sylwestra spędzi właśnie z Charlotte i że ta przestanie być wyłącznie jego przyjaciółką…
      — Och, dziękuję! — zaśmiał się, kiedy Jaime go pochwalił i stuknął swoją szklanką o jego. — Nie chce mi się wierzyć, że pracuję tam już dwa lata, a początkowo miałem takie problemy ze znalezieniem roboty.

      JEROME MARSHALL

      Usuń
  96. — Jeszcze doleweczkę — przytaknął z chęcią, siedząc wygodnie rozparty na podłodze w mieszkaniu przyjaciela. Ta doleweczka, a potem jeszcze jedna i kolejna, a także wyjątkowo wygodna podłoga sprawiły, że pomimo tego, iż on i Jaime tylko się przekomarzali, to Jerome został na noc. Nie wypił znowuż tak dużo, by nie być w stanie dotrzeć do domu o własnych siłach, ale mimo wszystko solidna dawka alkoholu, plus zmęczenie, nie tyleż nawet fizyczne, co psychiczne zrobiły swoje i kilka godzin później wyspiarz nie zamierzał nigdzie się stąd ruszać. Kłócił się nawet z przyjacielem, że on zostanie na teJ podłodze, tuż obok Henia, żeby było mu raźniej w nocy, ale finalnie przetransportował się na narożnik i tuż po tym, jak ułożył się wygodnie i zamknął oczy, zaczął głośno chrapać.
    Czasem zdawało mu się, że jeszcze do tej pory się nie obudził.
    Niedługo bowiem po spotkaniu z przyjacielem, jego życie zupełnie niespodziewanie zaczęło pędzić na łeb, na szyję. Charlotte urodziła dwudziestego listopada i Jerome nie tylko przyjechał wtedy do szpitala, ale również był obecny przy samym porodzie i nawet przeciął pępowinę, w ten szczególny sposób witając Aurorę Lester na świecie. Później każdą wolną chwilę od pracy Jerome poświęcał przyjaciółce i pomagał jej w opiece nad noworodkiem. Samochodem, notabene pożyczonym od Jaime’ego, przetransportował świeżo upieczoną mamę oraz Rory do ich mieszkania, by później stać się w nim niemalże stałym gościem. Starał się wpadać codziennie po pracy, a raz nawet wziął do siebie Biscuita, by Charlotte nie musiała godzić opieki nad kilkudniową ledwo córką z opieką nad równie wymagającym pupilem. Słowem, Marshall bardzo się zaangażował i przez to nawet nie zauważył, kiedy w to zaangażowanie zaczęły wkradać się również inne uczucia.
    W końcu nadeszły święta, a tuż za nimi Sylwester. I cóż… gdyby Jerome miał opowiedzieć Morettiemu o wszystkim, co się w tym czasie wydarzyło, nie starczyłoby im ani wieczora, ani kolejnych butelek rumu. Trzydziestolatek sam był tym wszystkim zaskoczony. Sam nie dowierzał temu, co się działo i jak szybko się to działo, lecz przy tym nie miał wątpliwości co do tego, że postępuje słusznie. Nie wahał się, nie gdybał i odsunął na bok konwenanse, nie przejmując się tym, co ludzie będą mieli do powiedzenia na temat jego poczynań. Po prostu… puścił wszelkie hamulce i zamierzał z zainteresowaniem obserwować, co się wydarzy.
    W międzyczasie okazało się, że Shay wypatrzył świetną okazję i załatwił bardzo tanie bilety na tor wyścigowy. Wejściówki obejmowały jazdę szkoleniową pod okiem instruktora, a później dwie samodzielne jady po torze. Oczywiście wszystko to w samochodzie takiej klasy, że Jerome nigdy uczciwie by na niego nie zarobił. Nie pozostało im zatem nic innego, jak tylko ustalić termin, prawda? Finalnie okazało się, że Shay nie może iść z nimi, ale nie przeszkadzało to Jerome’owi i Jaime’emu w wybraniu terminu dogodnego dla nich obu.
    Umówili się już na spokojnie, po Nowym Roku, w drugim tygodniu stycznia (pomyśleć, że zdążył już nadejść drugi tydzień stycznia! A przecież niedawno był Sylwester!). Mieli spotkać się o wyznaczonej godzinie już na miejscu i tak Jerome dotarł pod tor Uberem. Kiedy wysiadł, od razu zaczął rozglądać się za przyjacielem, lecz jego uwagę od razu rozproszył donośny warkot silników, dobrze słyszalny nawet tutaj, na parkingu przed torem, od którego dzieliła ich jeszcze spora przestrzeń i wysokie trybuny. Przeszedł go niespokojny dreszcz świadczący o dużej ekscytacji. Kierowca Ubera zdążył już odjechać, a Jerome dopiero się ocknął i ruszył w kierunku czekającego nieopodal Jaime’ego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Czy ty to słyszysz?! — zawołał, kiedy znajdował się zupełnie blisko i obydwoma rękoma wskazał na tor, a raczej to, co przed ich wzrokiem kryły zabudowania. — Niesamowite! — zachwycił się i roześmiał wesoło, by zaraz potem pokonać ostatni, dzielący ich metr i krótko uścisnąć przyjaciela na powitanie. Czuł buzującą w żyłach adrenalinę, której stężenie rosło w jego organizmie z minuty na minutę. Po jego skórze raz po raz przebiegały dreszcze, a z twarzy nie schodził szeroki uśmiech.

      JEROME MARSHALL

      Usuń
  97. [Cześć! Jak miło, że ktoś coś kojarzy moją pannę! Może to znaczy, że nie była taka nudna, jak mi się wydawało, o! :D
    TAK BYŁO! Nick miałam inny, owszem, ale w trakcie życia gdzieś się zapodział, niestety. Imię mojej panny też było inne, ale to wydawało mi się bardziej pasować, więc tak wyszło. Ale na samo wspomnienie historii naszej dwójki z indonezyjskimi wakacjami aż mi się buźka sama śmieje :D
    Gdybyś miała ochotę to serdecznie zapraszam do pokombinowania po raz kolejny czegoś wspólnie. A gdyby jednak ochoty nie było, to tak czy siak bardzo dziękuję za cieplutkie przywitanie :D]

    Olympia T.

    OdpowiedzUsuń
  98. Czyż nie każdy ich wypad kończył się podobnie? Najpierw zapewniali sobie moc atrakcji oraz wrażeń, a później udawali się na miasto, by zaspokoić spotęgowany wyrzutem adrenaliny głód. Śmiało można było powiedzieć, że stało się to ich wcale nie taką znowu małą tradycją, którą Jerome bardzo polubił i zamierzał dołożyć wszelkich starań, by ją pielęgnować. W końcu on też miał wiele do opowiedzenia przyjacielowi, aczkolwiek nie wiedział jeszcze, jak miałby ugryźć ten temat. W zasadzie zastanawiał się, czy to w ogóle była odpowiednia pora na poruszanie tego, co wydarzyło się u niego w święta i Sylwestra, czy przypadkiem nie było za wcześnie, żeby z kimkolwiek się tym dzielić? Spędzało to jednakże sen z powiek Marshalla i ten podejrzewał, że przez to prędzej czy później wygada się Jaime’emu; nie bez powodu czuł się przy nim bezpiecznie, bo wiedział, że może zawierzyć mu wszystko.
    Tymczasem jednakże postanowił skupić się na czekającej ich atrakcji. Odgłos pracujących silników skutecznie pobudzał jego wyobraźnię i sprawiał, że po ciele wyspiarza rozchodziły się dreszcze ekscytacji.
    — Zajebioza to mało powiedziane — przyznał, kiedy już się przywitali, a jego usta pozostawały nieustannie rozciągnięte w szerokim uśmiechu. Jaime zdawał się lepiej wiedzieć, dokąd powinni się udać, więc Jerome po prostu podążył za nim, jednocześnie badając wzrokiem otoczenie i chłonąc te wszystkie nowe bodźce. Ogromna przestrzeń, wysokie trybuny i jeszcze większe telebimy sprawiły, że brunet poczuł się jak malutki i nic nieznaczący pyłek. Spacer od głównego toru do tego dalszego zajął im dobrych kilka, jeśli nawet nie kilkanaście minut i póki nie zbliżyli się do czekających na nich samochodów, te wyglądały z daleka niczym kolorowe resoraki.
    — Zaraz się posikam z ekscytacji — szepnął, nachyliwszy się ku Jaimie’emu, tak by nikt inny nie usłyszał tego odważnego wyznania. Trzydziestolatek wręcz przebierał nogami ze zniecierpliwienia, odkąd zobaczył, jakimi samochodami przyjdzie im jeździć. Aby jednak czerpać przyjemność z jazdy i nie posikać się, ale ze strachu z powodu prędkości, jakie można było tutaj rozwinąć, Jerome skupił się na tym, co mieli im do powiedzenia instruktorzy.
    Jerome ucieszył się, że przypadł mu w udziale Lexus, bo choć obydwa samochody były zachwycające i ich widok oraz możliwości dosłownie zapierały dech w piersiach, to właśnie Lexus podobał mu się bardziej. Każdy z panów został zgarnięty przez swojego instruktora i pierwszym, co zrobił Jerome, były dokładne oględziny samochodu. On i Joe – bo też tak miał na imię jego opiekun – zajrzeli nawet pod maskę, gdzie wszystko jeszcze lśniło i błyszczało. Dopiero kiedy brunet pozachwycał się pojazdem, założył kask i zajął miejsce za kierownicą.
    — I wzajemnie! — zawołał za przyjacielem, po czym ten zatrzasnął za sobą drzwi i odjechał. Marshall przez chwilę obserwował, jak ten się oddala, a potem sam zamknął drzwi i zgodnie z poleceniem Joe’ego, zapiął pasy.
    — Kurwa, Joe, cały się trzęsę — przyznał bez ogródek, co wywołało w instruktorze szczere rozbawienie. Mężczyzna krótko wytłumaczył mu, jak powinien obchodzić się z samochodem i zwrócił uwagę, że przy rozwijanych na torze prędkościach najdrobniejszy ruch kierownicy mógł być katastrofalny w skutkach, stąd lepiej by Jerome mimo wszystko powstrzymał drżenie rąk. I tak, omówiwszy najważniejsze elementy, również Jerome mógł ruszać.
    Ledwo musnął gaz stopą, a silnik zamruczał głęboko i rozchodzące się od niego wibracje wstrząsnęły ciałem wyspiarza. Początkowo ruszył ostrożnie, podobnie jak Jaime, lecz Joe szybko zachęcił go, by wcisnął gaz do dechy i sprawdził możliwości samochodu, który rozpędzał się do znacznych prędkości w przeciągu kilku sekund. I rzeczywiście, Jerome poczuł, jak wgniata go w fotel, a wskazówka prędkościomierza wyskoczyła w górę skali. Brunet nawet nie wiedział, ile miał na liczniku; chyba wolał tam nie patrzeć i skupiał się na drogę, która ciągnęła się przed nim długą prostą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Ok, noga z gazu — polecił Joe i Jerome posłusznie wykonał polecenie. — Hamulec, delikatnie — poinstruował siedzący obok mężczyzna i tak wytracili prędkość akurat w momencie, by dotrzeć do końca drogi zwieńczonej placem, na którym spokojnie można było zawrócić. Tam też czekał na nich Jaime wraz z Reef’em.
      Jerome musiał wysiąść. A kiedy wysiadł, przeszedł kilka kroków na miękkich nogach, nim się zatrzymał i wsparł dłońmi o uda, by złapać oddech.
      — O kurwa — podsumował wreszcie ze śmiechem i odszukał wzrokiem Jaime’ego, który prawdopodobnie znajdował się w podobnym stanie, co on, instruktorzy z kolei wymienili pomiędzy sobą porozumiewawcze spojrzenia.
      — To co, jeszcze raz? — zapytał Joe, na co Jerome ochoczo skinął głową i tak czekało ich pokonanie jeszcze kilku prostych, nim będą mogli udać się na tor, gdzie czekała ich również nauka wchodzenia w zakręty.

      szybki jak strzała JEROME MARSHALL

      Usuń
  99. Jedyne doświadczenie, z jakim Jerome mógł porównać jazdę Lexusem, była jazda na motorze, który zostawił na Barbadosie – na nim również dało się rozwinąć całkiem przyzwoite prędkości, lecz motor nie dorównywał mocą samochodowi, tych dwóch pojazdów nie można też było porównywać pod wieloma innymi względami również ze względu na specyfikę jazdy. Stąd myśl o motorze jedynie błysnęła w umyśle wyspiarza i szybko zgasła, kiedy po krótkim odpoczynku przyszło im pokonywać kolejne długości prostego toru. Tym razem trzydziestolatek już nie wysiadał z samochodu; po wytraceniu prędkości zawracał i szybko pokonywał kolejną prostą, nabierając coraz więcej wprawy. Kilka podobnych przejażdżek i mniej więcej wiedział już, jak powinno prowadzić się ten samochód i jak ten reagował czy to na poruszenie kierownicą, czy ujęcie bądź dodanie gazu. Joe również wydawał się całkiem zadowolony z jego postępów, ponieważ po tej krótkiej rozgrzewce mogli stosunkowo szybko przejść na tor pełen ostrych zakrętów.
    Jerome nie miał podobnego doświadczenia, co Jaime, co od razu zaznaczył swojemu instruktorowi i pomimo zabezpieczeń na całym torze, nie chciał wylecieć z toru i uszkodzić czy to siebie czy Joe’ego, czy ten niebotycznie drogi samochód. To dlatego cierpliwie wysłuchał wszelkich instrukcji, a już po ruszeniu, w pierwszy zakręt wszedł powoli i szeroko. Inaczej skręcało się w prawo, inaczej w lewo, lecz wyspiarz powoli nabierał prędkości i równie powoli w każdy kolejny zakręt wchodził odrobinę szybciej. Miał jednak jakiś wewnętrzny opór przed tym, żeby kozaczyć. Nigdy w życiu nie wziął żadnego zakrętu tak zwanym bokiem i również tutaj nie chciał tego próbować, zresztą Joe powiedział mu, że podobnych sztuczek należało uczyć się raczej na specjalnym placu niż na torze, gdzie mimo wszystko łatwo było o wypadek. Może zatem to była jakaś myśl? I Jerome oraz Jaime mieli znaleźć nowe hobby?
    Po kilku okrążeniach Jerome jechał już całkiem pewnie. Zdawało się, że zaufał swojemu samochodowi, ponieważ ten był stworzony nie tylko do rozwijania niebotycznych prędkości na drodze. Jerome czuł również dobrą przyczepność kół do podłoża i inne aspekty wpływające na to, że samochód został odpowiednio przygotowany do szybkiej jazdy. I tak, nie wiedzieć kiedy, obydwaj panowie przejechali pięć okrążeń, które obejmowały wejściówki na tor wyścigowy.
    — To co? — zaczął Joe, kiedy wszyscy ustawili się grzecznie na linii startu. — Chyba pora na pamiątkowe zdjęcia? — zasugerował i Marshallowi nie trzeba było dwa razy powtarzać, żeby ustawił się przy samochodach.
    — Zapraszam, Jaime! — zawołał ze śmiechem do przyjaciela, kiedy sam, wręczywszy swój telefon instruktorom, ustawił się przy Lexusie. Ta mini sesja zdjęciowa obejmowała zarówno zdjęcia wspólne, jak i robione im osobno, a Joe i Reef zdawali się wyjątkowo dobrze bawić przy pstrykaniu kolejnych fotek i sami proponowali różne pozy, czy to obok samochodów, czy w środku. Słowem, po dzisiejszym dniu pamięć w telefonie wyspiarza miała zostać po brzegu wypchana zdjęciami z tego wypadu.
    — Prowadzicie może jakieś kursy dla amatorów? — spytał Jerome, kiedy już Joe oddał mu telefon i zerknął ze znaczącym uśmieszkiem na przyjaciela.
    — Tak, można tak powiedzieć — odparł Joe, a Reef przytaknął mu skinieniem głowy i kontynuował udzielenie odpowiedzi na to pytanie:
    — Mamy do wykupienia różne pakiety, na przykład po pięć czy dziesięć jazd, po dwie godziny każda. Wtedy jest godzina nauki z instruktorem i godzina śmigania po torze — wyjaśnił.
    — Często na naszą stronę wrzucamy jakieś promocje, więc możecie to śledzić — wtrącił jeszcze Joe.
    — To chyba propozycja do rozważenia? — zagadnął Jerome z wysoko uniesionymi brwiami i znacząco spojrzał na Morettiego.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  100. Lucrecia bardzo dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że Cameron nie był spokojnym dzieciakiem. Wręcz przeciwnie. Wciąż pakował się w kłopoty i każdym upomnieniem reagował agresją lub pokazaniem środkowego palca. Poza tym – niestety – Lu nie była świadoma tego, że jej młodszy brat wkręcił się w uzależnienie od narkotyków, ale czy gdyby wiedziała, to coś by to zmieniło? Cam i tak jej nie słuchał.
    Przyjrzała się klatce, w której musiało być jakieś zwierzątko. Chciała tam zajrzeć i nawet próbowała dostrzec, kto w niej mieszka, ale koniec końców odwróciła się do Jaime’go i uśmiechnęła się mimowolnie. Nie chciała jego współczucia ani niczego innego; i tak było jej ciężko radzić sobie z tym wszystkim, a zainteresowanie innych sprawiało, że nieco opuszczała gardę.
    Zacisnęła usta, gdy Jaime powiedział, że Cam na pewno wkrótce się opamięta. Lucrecia bała się, że będzie za późno; że młodszy brat wpieprzy się w jakieś bagno, z którego nie będzie umiała go wyciągnąć. Ona też miała swoje granice; też marzyła, budowała własną przyszłość myślami i snami; też czekała aż po zimie przyjdzie wiosna; czekała aż nauczy się kochać, a mimo że życie wiele razy chciało ją zniszczyć, wciąż tutaj była – była i próbowała zadbać o rodzinę, mimo że rodzice zginęli; mimo że przyszło jej tańczyć w klubie nocnym. Wciąż była sobą – wciąż była tą młodą dziewczyną z ambicjami, tylko że teraz poświęcającą się nie dla samej siebie, a dla rodzeństwa.
    — Tak, to jest jakiś plus. — Zaśmiała się cicho, słysząc go i przytaknęła, po czym posłała mu jeden ze swoich niepewnych uśmiechów.
    Zazwyczaj Lucrecia budowała swój image silnej i niezależnej; takiej bez problemów, skrupułów i uczuć, ale w takich sytuacjach czuła się bezsilna, trochę zmęczona i bezradna. Miała wrażenie, że coś ciągnie ją w dół, nie pozwalając jej się wynurzyć.
    Słuchała go i przytakiwała. Nie zraziło jej to, że miał chłopaka ani to, że był studentem, choć poczuła nikłe ukłucie czegoś nieprzyjemnego. Ona też wciąż marzyła o tym, aby studiować; aby zdobyć wyższe wykształcenie i zrobić ze swoim życiem coś więcej.
    — Masz rację. To coś naprawdę ciekawego — odezwała się i uśmiechnęła. — Antropologia sądowa… — powtórzyła i dodała jeszcze krótko: wow. Spięła się lekko i oparła dłonie o stół. — Ja chyba… gdybym mogła… studiowałabym prawo. Chciałabym móc pomagać ludziom, których system orżnął z pieniędzy i nadziei.

    Lucrecia
    [Dziękuję za komentarz pod kp Cama. :D I w sumie byłam pewna, że Ci dawno odpisałam... omg. To już chyba starość. xD Ale już jesteśmy!]

    OdpowiedzUsuń
  101. Jerome był cały rozdygotany. Adrenalina buzowała w jego żyłach w takim stężeniu, że jego ciało kompletnie nie wiedziało, co się dzieje i zachowywało się poniekąd tak, jakby brunet doświadczył ciężkiego urazu. Był przekonany, że kiedy tylko te wszystkie emocje z niego zejdą, dosłownie padnie z wycieńczenia, tymczasem jednakże korzystał z tego, że jeszcze jakoś się trzymał i z ochotą pozował do pamiątkowych zdjęć.
    — Wcale się nie obrażę za taki prezent — odparł z rozbawieniem i jednocześnie uświadomił sobie, że oto całkiem niedługo miał minąć rok od jego trzydziestych urodzin. Urodzin, które bez wątpienia były najlepszymi urodzinami w jego życiu, a tak wiele się od nich zmieniło; właściwie jego życie wykonało zwrot o sto osiemdziesiąt stopni, rzucając go w punkt, w którym nie przypuszczał, że się znajdzie. Był w separacji z żoną, o czym Jaime już wiedział. Nie wiedział jednakże, jak wiele zmieniło się przez święta oraz Sylwestra. Nie wiedział o tym, że wyspiarz planował rozwód i że będzie musiał zawalczyć o swój legalny pobyt w Stanach Zjednoczonych. Zamierzał mu o tym wszystkim powiedzieć, ale jeszcze nie teraz. Nie w momencie, w którym nawet nieprzepadający za zdjęciami Jaime z uśmiechem pozował przy samochodach, którymi jeszcze niedawno pokonywali kolejne zakręty.
    Marshall śmiał się cicho do siebie, kiedy obserwował, z jaką werwą Moretti zmierzał do wyjścia. Nawet ślepiec zauważyłby, że tego młodego mężczyznę rozpierała energia i ten już zastanawiał się, jak ją spożytkować. Gdy znaleźli się na zewnątrz i Jaime podskoczył, trzydziestolatek już nie mógł się powstrzymać i parsknął serdecznym śmiechem.
    — A może zostaniemy fanami nielegalnych, ulicznych wyścigów? — zasugerował i kiedy wypowiedział te słowa, coś przyszło mu do głowy. Wyraźnie rozbawiony, sięgnął po telefon i odszukał Spotify. Wszedł w aplikację i odszukał właściwą piosenkę, następnie upewnił się, że głośność w urządzeniu była ustawiona na maksymalny poziom i nacisnął przycisk play. Z głośnika popłynęła melodia doskonale znana nawet osobom, które nie oglądały Szybkich i wściekłych, a sam Jerome zaczął jak gdyby nigdy nic tańczyć w rytm muzyki. Szurał stopami o asfalt, wymachiwał rękoma i kręcił bioderkami, a przy refrenie nawet podśpiewywał i tańczył tak przez cały czas trwania utworu, nie zważając na to czy Jaime zamierzał do niego dołączyć, czy też nie. Dopiero kiedy piosenka się skończyła, roześmiał się wesoło.
    — Wytańczyłem to, mogę poprowadzić — oznajmił i zgarnął kluczyki z dłoni przyjaciela. — Dokąd jedziemy? Jakieś specjalne życzenia? Czy obieramy na cel naszą ulubioną burgerownię? — spytał, a następnie zajął miejsce należne kierowcy i westchnął cicho. Wiedział, że będą towarzyszyły mu dokładnie te same odczucia, o których myślał młodszy brunet i przy rozwinięciu maksymalnej dozwolonej prędkości będzie się czuł, jakby jechał te pięć kilometrów na godzinę, ale cóż mógł na to poradzić…? Częściej odwiedzać tor! Choć obawiał się, że mógłby przez to zbankrutować i chyba faktycznie on i Jaime powinni zacząć wypatrywać na stronie proporcji.
    — Jak święta i sylwester? — zagadnął, kiedy ruszyli w drogę ku centrum miasta. — Widziałem zdjęcia. Czyli prezent się podobał? — podpytał ze śmiechem, nawiązując do niespodzianki, którą zostawił pod drzwiami przyjaciela.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  102. Powrót do miasta był jedną z najlepszych rzeczy, jakie przytrafiły się Carlie. Uwielbiała Maui, całe Hawaje były piękne i wiedziała, że wiele ludzi zazdrościłoby jej możliwości spędzania tam czasu przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, ale to nie było jej miejsce. To nie był dom rudowłosej. Przyzwyczaiła się do miastowego hałasu, klaksonów, kłócących się na ulicy ludzi i tłumów. Najbardziej brakowało jej jednak przyjaciół, z którymi mogłaby spędzać czas, a face time nie był wystarczający. Na całe szczęście już od pięciu miesięcy na nowo cieszyła się miastem, które skradało jej serce kilka dobrych lat temu. Nadrobiła zaległości ze znajomymi, w pracy i wszystko wróciło na stare tory. Powoli zaczynała szykować się też do ślubu, tego, który miał się odbyć już w gronie przyjaciół i rodziny, bo choć minęło już tyle czasu to niektórzy wciąż byli nieco źli, że nie zostali zaproszeni. Carlie nie żałowała swojej decyzji, a raczej jej i Matthew, bo oboje się na to zdecydowali i chcieli ten czas spędzić w jak najmniejszym gronie. Była też w połowie ciąży i nie czuła się wtedy najlepiej, a potem zwyczajnie życie nie dało im szansy na to, aby w tamtym roku zorganizować ślub. Teraz to nie było też najważniejsze i tak mieli niezłe urwanie głowy ze wszystkim dookoła, więc nie musieli sobie dokładać jeszcze kolejnych rzeczy.
    Szykowała się już na to wyjście jakiś czas. Wszystko było załatwione. Dzieciaki miały opiekę, Matt też nie miał nic przeciwko jej wyjściu. Zresztą, oboje byli zdania, że potrzebują czasu tylko dla siebie w towarzystwie ich własnych znajomych i nie muszą siedzieć cały czas ze sobą czy z dzieciakami, bo w końcu każdy by oszalał, a Carlie od dłuższego czasu nigdzie nie wychodziła. Zwyczajnie cieszyła się, że będzie mogła odpocząć i trochę się rozerwać. Szczególnie, że jeśli się nie myliła to było to chyba pierwsze wyjście jej oraz Jaimego. Mogła się mylić, ale raczej zwykle spotykali się w nieco innych okolicznościach, a wieczorne wyjścia jakoś ich omijały. Teraz miało się to zmienić. I bardzo dobrze, potrzebowali w końcu trochę różnorodności, prawda?
    Umówili się już na miejscu, jak się okazało bar, w którym mieli się bawić znajdował się w połowie drogi z ich mieszkań, więc uznali, że nie było sensu jechać do siebie i potem tam. Niepotrzebnie by wydawali tylko pieniądze. Zbliżała się siódma wieczorem, gdy Carlie przekroczyła prób baru, o którym mówili. Już na wejściu ściągnęła szalik z szyi i rozejrzała się po stolikach szukając znajomej twarzy. Dopiero po kilku sekundach dostrzegła wesoło uśmiechającego się i machającego do niej chłopaka, któremu odmachała i ruszyła w jego stronę.
    — Nie spóźniłam się, prawda?
    Małą torebkę położyła na stoliku i ściągnęła płaszcz, który zawiesiła na oparciu krzesełka, na którym sama zaraz usiadła.
    — Nie masz pojęcia, jak dobrze jest się wyrwać z mieszkania — powiedziała oddychając głęboko. Uwielbiała swojego nowe życie, ale czasami dobrze było od niego odpocząć. Tak po prostu. — Opowiadaj, co nowego u ciebie? Jak nowy rok, święta? Chcę wiedzieć o wszystkim. Och i co zamawiamy? A raczej co ja zamawiam, stawiam nam pierwszą kolejną.

    Carlie

    OdpowiedzUsuń
  103. Prezent w postaci kolejnej wejściówki na tor wyścigowy byłby nawet jeszcze lepszy, gdyby był przewidziany na dwie osoby. Wtedy Jerome i Jaime mogliby powtórzyć dzisiejsze doświadczenie, a we dwójkę podobno jest raźniej, prawda?
    Właściwie odkąd Jerome zamieszkał w Nowym Jorku, jeździł przepisowo. Czym innym było poruszanie się po ogromnej metropolii, a czym innym po barbadoskich drogach, często gruntowych. Inny był też środek transportu, który wybierał Marshall. W mieście, które nigdy nie zasypia, miał do dyspozycji komunikację miejską i Ubera, a później również samochód Jennifer, podczas gdy w rodzinnym Rockfield korzystał z ulubionego motoru. Ostatnio nawet coraz częściej zastanawiał się nad tym, aby sprowadzić tę maszynę do Stanów Zjednoczonych. Po rozprawie w sądzie dotyczącej separacji Jen co prawda zostawiła pod jego opieką Harolda, ale zabrała samochód, który był wyłącznie jej własnością i ruszyła w świat. Tym samym wyspiarz został bez wygodnego środka transportu, który po tym, jak Charlotte urodziła, bardzo by mu się przydał i biorąc pod uwagę to, że teraz również on miał pod swoją opieką małe dziecko, wygodniej byłoby zainteresować się kupnem samochodu niż sprowadzaniem motoru z Barbadosu.
    Wywód ten miał na celu doprowadzić do konkluzji, iż w Wielkim Jabłku trzydziestolatek nie miał jak szaleć, jeśli chodziło o prędkość. Wydawało mu się również, że mimo wszystko wolał szybką jazdę właśnie motorem, niż samochodem. To były dwa różne odczucia, ale kiedy Jerome ochłonie, miał dojść do wniosku, że jednak preferował to pierwsze. Tymczasem jednakże tańczył w rytm muzyki tak, jakby nikt nie patrzył i roześmiał się wesoło, kiedy przyjaciel do niego dołączył. Może to miało stać się ich nową tradycją? Wytańczenie różnych rzeczy? Barbadosyjczyk znał ten sposób dzięki serialowi Chirurdzy, który z kolei znał dzięki swojej mamie, która była jego wielką fanką i Villanelle, która również kochała ten serial całym sercem, na pewno byłaby dumna, że jej przyjaciel pamiętał o takich szczegółach.
    — No nie mów, że od czasu do czasu byś tak sobie nie pojeździł — rzucił z rozbawieniem, przejmując od niego kluczyki. — Ja to chyba naprawdę częściej będę tutaj gościł — stwierdził i obejrzał się za siebie, na zabudowania toru wyścigowego. Na kolejne słowa przyjaciela odpowiedział dopiero, kiedy obydwoje zasiedli we wnętrzu samochodu.
    — Tak, pierwszy i domyślam się, że jeśli zrobię mu jakąkolwiek krzywdę, to będzie to też ostatni raz — odparł wesoło i spojrzał wymownie na młodszego bruneta, dając mu do zrozumienia, że wiedział, jak duża odpowiedzialność właśnie spoczęła na jego barkach. W odpowiedzi na jego reakcję odnośnie do burgerowni, tylko uśmiechnął się pod nosem i obrał kierunek na doskonale znany im obojgu lokal. Ponieważ tor położony był na obrzeżach miasta, podróż miała im zająć około pół godziny, o ile oczywiście nie wpakują się w typowe, nowojorskie korki.
    — Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, że jeśli nie będziesz chodził w tym fartuchu, to wtedy nasza przyjaźń również się skończy? — powiedział, siląc się na powagę, lecz jego głos drżał lekko od powstrzymywanej wesołości. Kiedy Jaime opowiadał o swoich świętach, słuchał go uważnie. Wiedział, że ten okres w roku nie był dla chłopaka najprzyjemniejszy i cieszył się, że to Shay skupiał na sobie całą uwagę. Postanowił też nie ciągnąć Morettiego za język, przynajmniej jeśli chodziło o święta spędzone w rodzinnym gronie, ponieważ kiedy padła wzmianka o Noah, nie mógł o niego nie dopytać.
    — Jak to, pomilczeć z nim? — spytał i zmarszczył ciemne brwi. Na chwilę oderwał też wzrok od drogi, po to, by posłać przyjacielowi uważne spojrzenie. Cóż, Jaime musiał zdawać sobie sprawę z tego, że Jerome nie zamierzał ignorować żadnych niepokojących sygnałów, a wzmianka o tym milczeniu akurat wydała mu się niepokojąca. — Mam nadzieję, że wszystko u was w porządku? Że u Noah w porządku? — dopytał nieco nieśmiało i powściągliwie; jakkolwiek skomplikowana nie byłaby jego relacja z Noah, nie życzył mu źle i nie chciał, by mężczyzna miał problemy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — No proszę. I gdzie konkretnie byliście w tych górach? I czy ty wiesz, że ja nigdy nie byłem w takich górach z prawdziwego zdarzenia? Rany, muszę to nadrobić — zauważył z rozbawieniem i już zaczął sobie wyobrażać, jak pokracznie wyglądałby na nartach czy snowboardzie. — U mnie… Lepiej, zdecydowanie lepiej — odparł, a na jego twarzy pojawił się tajemniczy uśmieszek. — Opowiem ci więcej w burgerowni — obiecał.
      Droga zgodnie z przewidywaniami, zajęła im niecałe pół godziny i Jerome w żaden sposób nie uszkodził samochodu przyjaciela. Wręcz przeciwnie, zaparkował go zgrabnie nieopodal ich ulubionego lokalu i kiedy tylko znaleźli się w środku, a Jerome poczuł te wszystkie znajome, kuszące zapachy, od razu poczuł się głodny i zaburczało mu w brzuchu.

      JEROME MARSHALL

      Usuń
  104. — Nie musisz mnie dwa razy zapraszać. Dobrze wiesz, że prędzej czy później na pewno cię odwiedzę — odparł i zerknął na przyjaciela z lekkim uśmiechem. W końcu obydwoje regularnie odwiedzali siebie nawzajem, choć swego czasu chyba to Jerome częściej odwiedzał Jaime’ego. Nic jednakże nie stało na przeszkodzie, by spotkali się u Marshalla i to u niego młodszy brunet mógłby przygotować dania z nowej książki, ponieważ jedzenia wyspiarz akurat nigdy nie odmawiał. Tym bardziej, kiedy było mu ono podsuwane pod nos!
    Prowadząc, Jerome uważnie wysłuchał tego, co Moretti miał do powiedzenia o Noah i wyraźnie odetchnął z ulgą, kiedy dowiedział się, że ta cisza nie była z rodzaju tych niepokojących. Z powodu tonu, jakim chłopak wspomniał o tym milczeniu, trzydziestolatek opatrznie odebrał jego słowa, ale skoro wszystko zostało wyjaśnione i nie musiał już się martwić, to zamierzał odpowiednio zareagować na te wszystkie rewelacje, które usłyszał. Jego komentarz szczególnie miał dotyczyć tej wzmianki o maskotce.
    — Bleeeh! — jęknął i wywalił język, udając przy tym również odruch wymiotny. Nie trwało to jednak długo, ponieważ już w następnej chwili mężczyzna roześmiał się serdecznie i miał nadzieję, że Jaime nie obrazi się za ten żart. W końcu musiał już zrozumieć, że Jerome akceptował jego związek z Noah i mocno im kibicował. A że jego relacja z Woolfem była skomplikowana, to niestety, ale nie mógł oprzeć się podobnym komentarzom.
    — Obym tylko nie dostał tego samego pokoju, co wy — mruknął i posłał przyjacielowi wymowne spojrzenie, które wyraźnie sugerowało, że Jerome już dobrze wiedział, co musiało się dziać na tamtejszym łóżku i zapewne nie tylko łóżku. Również tym razem zaśmiał się wesoło, a później odetchnął głęboko. — A tak na poważnie, cieszę się, że się wam układa. Kurczę, ile wy już jesteście ze sobą? — dopytał, kiedy uświadomił sobie, że nie potrafi się tego doliczyć. — Niedługo będzie rok czy mi się zdaje?
    Ich dalszą rozmowę brunet kontynuował już w lokalu, będąc poniekąd zaskoczonym tym, że Jaime z taką łatwością go rozszyfrował. Naprawdę tak bardzo było po nim widać, że kogoś poznał? Choć to nie do końca tak wyglądało, to chcąc, nie chcąc, Jaime trafił w samo sedno sprawy, jakby wiedział lepiej niż sam Jerome, o co się rozchodzi. To dlatego wyspiarz pozostawił jego słowa bez komentarza i tylko uśmiechnął się pod nosem, ni to do siebie, ni to do przyjaciela.
    Kiedy rozsiedli się w lokalu, Jaime nie odpuścił. Właściwie pozwolił tylko na to, by złożyli swoje zamówienia i kiedy tylko kelner oddalił się od ich stolika, zaczął ciągnąć Jerome’a za język, co niezmiernie go rozbawiło i było na swój sposób urocze.
    — To nie do końca tak, że kogoś poznałem — sprostował na dobry początek, ponieważ kiedy zaczął przymierzać się do opowiedzenia o tym, co ostatnio się u niego wydarzyło, uświadomił sobie, że nie do końca wiedział, jak powinien ugryźć ten temat i od czego zacząć. Chyba nie pozostało mu nic innego, jak tylko potwierdzić przypuszczenia przyjaciela, które były jak najbardziej słuszne. — Znasz ją — poinformował, a na jego usta mimowolnie wypłynął uśmiech, którego Jerome nawet nie starał się powstrzymywać. — Charlotte — podsunął mu imię. — Pamiętasz? Poznałeś ją na moich urodzinach — zasugerował i miało to prawo wywołać lawinę pytań. Jaime miał w końcu pamięć doskonałą, głupio więc było sugerować, że nie pamiętał rudowłosej kobiety. Kobiety, która jeszcze wtedy była w ciąży i cóż, przyszła na trzydzieste urodziny Marshalla ze swoim ówczesnym partnerem. Podczas ich ostatniego spotkania Jaime zdążył się dowiedzieć, że Colin wyjechał, a Lotta została sama, będąc w dziewiątym miesiącu ciąży, lecz teraz, w obliczu tego, o czym Jerome mu opowiadał, rzucało to zupełnie nowe światło na całą sprawę. I wcale nie przeszkadzało to wyspiarzowi w tym, aby siedzieć i szczerzyć się jak przysłowiowy głupi do sera, niczym zadurzony nastolatek. Tylko palce, którymi bębnił w blat zdradzały, że odrobinę denerwował się w oczekiwaniu na reakcję Morettiego.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  105. Nie mogła się doczekać tego wyjścia i czekała ze zniecierpliwieniem na to, aż będzie mogła się wystroić i pobawić w towarzystwie Jaimego. Szczególnie, że nie mieli okazji do tego, aby faktycznie się wybawić. Zwykle było im nie po drodze. Tu on miał studia, Carlie pracę, a to jeszcze coś innego im wypadło i jakoś tak nie mogli się zebrać do tego, aby razem wyjść. Rudowłosa też dosyć nagle wyjechała, więc nie mogli tego w żaden sposób przeskoczyć. Obiecała sobie jednak, że zrobi wszystko co w jej mocy, aby móc wyjść z przyjacielem i wybawić się za wszystkie czasy. Szczególnie teraz, kiedy miała mu coś do powiedzenia, choć z tym chciała jeszcze chwilę poczekać. Ale powinien się raczej z tego ucieszyć! W każdym razie. Carlie nieco spóźniona do klubu dotarła. Na samą myśl o tym wieczorze zacierała ręce i absolutnie nie mogła się już doczekać, jak ten wieczór się potoczy. Była przekonana, że będą świetnie się bawić. Ba, wybitnie bawić. Co prawda jeszcze nie wiedziała, czy Jaime był party animal czy jednak nieco spokojniejszy. Jej samej zdecydowanie bliżej było do tej spokojniejszej osoby imprezującej. Zawsze taka była, choć przez pewien okres czasu można było ją zobaczyć tylko w klubach, ale ten moment nie trwał jakoś szczególnie długo.
    Carlie miała na sobie sukienkę z długim rękawem, głównie w beżowym kolorze, ale miała sporej wielkości plamki w rudawym kolorze oraz czarnym, całość dopełniła długimi kozakami w brązowym kolorze. Stawiała na wygodę, ale też na to, aby było jej ciepło i żeby dobrze przy tym wyglądała. Zamierzała dziś się naprawdę świetnie bawić i w zasadzie to już zaczynała. Dopiero co przyszła, a była już zachwycona. Chyba śmiało można było stwierdzić, że brakowało jej wychodzenia do ludzi. W ostatnim czasie i tak się poprawiła, bo dość sporo osób odwiedziła i ze sporą ilością osób wychodziła, ale jednak przez święta rodzina zatrzymała ją w domu. Trafiła jednak na odpowiedni moment, aby zobaczyć się w międzyczasie z najbliższymi, aby wymienić się drobnymi upominkami na święta.
    Zdawała sobie sprawę, że najpewniej jest nieco a bardzo podekscytowana, ale nie zamierzała tego w żaden sposób ukrywać. Niech wie, że się cieszy, a co!
    — Przepraszam, po prostu to pierwszy wypad od dłuższego czasu i naprawdę się cieszę, że to z tobą mi się udało wyrwać z mieszkania — powiedziała pozwalając, aby emocje nieco opadły. Poprawiła włosy, które założyła za ucho, aby nie wpadały jej za bardzo na twarz. — Co powiesz na Long Island Iced Tea? To mój ulubiony drink, dużo alkoholu, którego prawie nie czuć.
    Była ciekawa czy przystanie na jej propozcyję, czy może jednak zdecyduje się na coś innego. Wybór należał do niego.
    — O! W końcu będę mogła go zobaczyć, no nareszcie się doczekałam — zaśmiała się i wyciągnęła dłoń po telefon. Uśmiechała się szeroko, aby zobaczyć z kim spotykał się jej przyjaciel. I jak tylko zobaczyła znajomą, ZNAJOMĄ twarz nieco pobladła. Nie… coś się jej musiało pomylić. Przybliżyła twarz. To niemożliwe. A może? — O cholera — mruknęła mrugając kilka razy, jakby zaraz twarz miała się zmienić, ale nic takiego się nie działo. — To jest Twój Noah? Twój? — Upewniła się. To nie było nic takiego, była zwyczajnie zaskoczona.

    Carlie

    OdpowiedzUsuń
  106. Uwaga o innych łóżkach była jak najbardziej trafna. Jerome zacisnął usta i lekko wydął policzki, kiwając przy tym twierdząco głową, jakoby jednocześnie przed jego oczami przesuwały się obrazy dotyczące tego, co też na wspomnianych łóżkach mogło się dziać i wyspiarz szczegółowo je analizował. Dopiero po tym zawtórował przyjacielowi śmiechem, a w duchu przyznał, że rzeczywiście lepiej było nie tylko nie wiedzieć, ale i nie zastanawiać się nad tym, co działo się w hotelowych pokojach.
    — Chciałbym ci tylko przypomnieć, że ja wytrzymuję dłużej — wytknął mu i posłał brunetowi niby to wymowne spojrzenie, które mimo wszystko było pełne rozbawienia, co wyraźnie mówiło o tym, że Jerome żartował. Poza tym pamiętał, że Jaime i Noah poznali się dużo wcześniej w Meksyku i była to jedna z niewielu informacji, jakie wyniósł z pamiętnego, wspólnego spotkania jeszcze we czwórkę. Mimowolnie przez myśl przewinęło mu się pytanie, czy Jen poinformowała Noah o separacji? Choć nie chciał tego roztrząsać, wracał do tego co jakiś czas chociażby w takich momentach jak ten, kiedy jego myśli przypadkowo zbaczały na te tory. Na pewno nie zamierzał jednakże prosić Jaime’ego o to, aby ten pytał o to swojego chłopaka; ich relacje – całej czwórki – były zbyt skomplikowane, by prowadzić podobną grę. Stąd Marshall szybko odsunął od siebie te myśli i skupił się na tym, co tu i teraz, a że siedzieli teraz w knajpce i Jaime bombardował go kolejnymi pytaniami, to miał się nad czym zastanawiać.
    Ucieszył się, kiedy Moretti przytaknął, iż znał Charlotte. To wiele ułatwiało i trzydziestolatek wiedział, że nie będzie musiał tłumaczyć przyjacielowi każdego szczegółu. Kiedy jednakże usłyszał, że Jaime i Lotta spotkali się pod drzwiami jego mieszkania, nie krył zdziwienia. Świat był mimo wszystko mały, prawda? To jednakże było mało istotne w obliczu tego, jak Jaime zareaguje na wieść o ich związku, czego wyspiarz z lekkim zdenerwowaniem wyczekiwał i poniekąd odetchnął z ulgą, kiedy siedzący naprzeciwko chłopak zbombardował go gradem pytań, wyraźnie domagając się większej ilości informacji. Wyglądał przy tym na szczerze zainteresowanego i podekscytowanego, a w tonie jego głosu bynajmniej nie kryło się oburzenie, a to właśnie tego Marshall obawiał się najbardziej. Był doskonale świadom tego, że od podjęcia decyzji o separacji nie minęło wiele czasu, choć z drugiej strony… To były już trzy miesiące. Czy przez ten czas miał się biczować i cierpieć katusze, ponieważ tak wypadało? Niekoniecznie.
    — Raczej to pierwsze — przyznał z lekkim rozbawieniem, kiedy Jaime wymienił możliwe opcje, które doprowadziły jego i Charlotte do bycia razem. — Choć może poniekąd w połączeniu z tym drugim? — dodał, jednocześnie przypominając sobie, jak to wszystko się potoczyło. — Tak, to ja wpadłem jej do łóżka — dopowiedział, znowu kiwając głową, ponieważ akurat tego jednego nie dało mu się odmówić. W istocie temat był o wiele bardziej skomplikowany i złożony; obejmował wiele płaszczyzn i ciężko było wskazać, co konkretnie doprowadziło ich do rozwinięcia tej relacji, ponieważ mogło to być wszystko. Z perspektywy czasu jednakże Jerome wiedział, że nie potrafiłby się związać z nikim innym, a raczej z nikim, kto by go wcześniej nie znał.
    — Właściwie wszystko wydarzyło się w święta. Później spędziliśmy razem Sylwestra — poinformował, wiedząc, że Jaime nie odpuści mu tych szczegółów i na wzmiankę o Sylwestrze rozpłynął się w błogim, pełnym zadowolenia uśmiechu, ponieważ naprawdę miał co wspominać. — I jakoś tak się złożyło, ze więcej czasu spędzam teraz w mieszkaniu Charlotte, niż swoim — podsumował i zrobił to w dobrym momencie, ponieważ kelner akurat podszedł do stolika z ich zamówieniami. Jerome w milczeniu poczekał, aż rozłoży talerze i napoje, a kiedy odszedł, spojrzał na przyjaciela z powagą, które jeszcze przed chwilą mu brakowało.
    — Kocham ją — powiedział, mówiąc o Charlotte. — I muszę rozwieść się z Jennifer — dodał i opuścił wzrok na swojego burgera, tym samym pozwoliwszy, by ta wiadomość zawisła między nimi.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  107. Ponieważ Jerome nie wiedział, co jeszcze mógłby powiedzieć, skupił się na swoim posiłku. Najpierw skubnął kilka frytek, uprzednio obficie maczając je w dołączonym do zestawu sosie, a później wziął w dłonie burgera i porządnie się w niego wgryzł. Już wcześniej odczuwał głód, ale teraz, kiedy po jego podniebieniu rozlały się te wszystkie, tak dobrze współgrające ze sobą smaki, jego żołądek skręcił się w niecierpliwym spazmie, informując, że zdecydowanie zbyt długo pozostawał pusty. Z tego powodu wyspiarz na pewien czas zajął się jedzeniem i dopiero po kilku przeżutych kęsach podniósł wzrok na przyjaciela, a wtedy spostrzegł, że coś było ewidentnie nie tak.
    Jaime wyglądał na nieobecnego i pochłoniętego własnymi myślami do tego stopnia, że kompletnie nie zważał na to, co działo się wokół. Starszy brunet odłożył swojego burgera, nie odrywając przy tym wzroku od siedzącego naprzeciwko chłopaka i czując rosnący niepokój, sięgnął po serwetkę, by wytrzeć ubrudzone sosem oraz tłuszczem palce. Wtedy też Moretti drgnął wyraźnie i powrócił do rzeczywistości, a jego wzrok z nieobecnego i nieruchomego, stał się niezwykle rozbiegany.
    — Jaime, co się stało? — spytał, ponieważ nie mógł zignorować tego, czego stał się świadkiem. — Powiedziałem coś nie tak? — dopytał, gdyż zdążył zarejestrować, że to po jego słowach o tym, iż kochał Charlotte jego przyjaciel stał się cichy i nieobecny. Może zdaniem Jaime’ego było to niewłaściwe? A może rozchodziło się o coś zupełnie innego, czego Marshall nie rozumiał i o czym nie miał pojęcia?
    Rzucił przyjacielowi uważne spojrzenie spod mocno zmarszczonych brwi. Obserwował, jak ten plącze się w zeznaniach i jak sięga po swojego burgera, a zachowywał się przy tym niezwykle nieswojo, co potęgowało rosnący w wyspiarzu niepokój. Coś ewidentnie było na rzeczy. Tylko co?
    — Jaime — powtórzył z naciskiem. — Co się dzieje? Ponieważ widzę wyraźnie, że coś się dzieje — oznajmił, tak by Jaime nie miał złudzeń co do tego, że Jerome nie wychwycił jego reakcji i przez to być może uda mu się wymigać od odpowiedzi. Oczywiście trzydziestolatek nie zamierzał drążyć tematu, gdyby okazało się, że Jaime nie chciał go teraz poruszać, ale… Zmartwił się. Zmartwił się i zaniepokoił, a uczucia te były tym silniejsze, kiedy nie wiedział ani nie przypuszczał, o co się rozchodzi.
    — Tak, Charlotte wie o rozwodzie. Rozmawialiśmy o tym niedługo po Sylwestrze — przyznał w odpowiedzi na pytanie przyjaciela. — Ale nie kontaktowałem się jeszcze z Jennifer. Nawet nie wiem, gdzie ona teraz przebywa — dodał i z piersi wyrwało mu się ciężkie westchnienie, które uleciało przez jego rozchylone usta. — Generalnie najpierw chcę polecieć na Barbados i porozmawiać z rodziną, w miarę możliwości wszystko im wytłumaczyć. Zarezerwowałem sobie lot na koniec lutego. A kiedy wrócę… wszystko się zacznie — zauważył i uśmiechnął się ponuro. Rozwód zagrażał jego pobytowi w Stanach Zjednoczonych, przez co czekała na niego walka na różnorakich polach.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  108. [Wybacz, ze tyle to trwało i przepraszam, jeśli to rozpoczęcie nie będzie idealne, ale ja bardzo nie umiem w rozpoczęcia :(]

    Kolejny poranek w Nowym Jorku dla wielu wręcz identycznych do poprzednich, jednak nie dla panny Lester, jej córki, czy Jeroma. Od kilku dni ich rutyna została nieco zaburzona faktem, że w budynku, w którym mieszkała młoda Angielka, zaczęto prowadzić jakieś prace remontowe i przez to dostawy wody były ograniczone czasowo. Szybko podjęli decyzję, że nie potrafili tak funkcjonować jednocześnie chodząc do pracy, a po niej wracać do niemowlęcia, którym pod ich nieobecność zajmowała się niania. Cała trójka potrzebowała bieżącej wody bez żadnych niespodzianek. Marshall niewiele myśląc zaproponował tymczasową przeprowadzkę do jego mieszkania i choć z niego Charlotte musiała nieźle nagimnastykować się z dostaniem do pracy, to nie zamierzała narzekać. Z jej barków spadł stres o to, czy dane jej będzie wziąć prysznic w domu przed wyjściem, czy w klubie krav magi po drodze do pracy – tak, pierwsze dwa dni udało jej się tak funkcjonować!
    Po tymczasowej przeprowadzce było o tyle lżej, że mogli sobie nieco dłużej pospać, a i niania nie widziała problemu z dojeżdżaniem do nowego miejsca pracy. Rudowłosa przewróciła się na drugi bok, gdy jej telefon przeraźliwie dawał znać, że trzeba rozpocząć kolejny dzień. Jęknęła i była kompletnie nie do życia. Aurora dała im w nocy w kość do tego stopnia, że kobieta chcąc pozwolić choć trochę wyspać się brunetowi przeniosła się do salonu.
    — Kawy — wychrypiała czując jak łóżko po drugiej stornie charakterystycznie unosi się do góry. Następnie poczuła usta na swoim czole, uśmiechnęła się i dopiero słysząc gwizdanie czajnika zrzuciła z siebie kołdrę. Ruszyła do kuchni, a mijając wózek, który aktualnie robił za łóżeczko dla córki, nie mogła uwierzyć, że teraz spała jak aniołek. Nim zdążyła zamienić z Jeromem chociażby dwa słowa rozległo się pukanie do drzwi. — Idź, ja zrobię kawę — powiedziała ściągając wrzącą wodę z palnika i zalewając wcześniej przygotowane kubki. Ziewnęła przeciągle, gdy nagle usłyszała jakieś podniesione męskie głosy, jakąś szamotaninę i natychmiast wybiegła do przedpokoju. Znajdowało się w nim oprócz ukochanego dwóch rosłych mężczyzn, którzy wydawali się poirytowani wykonywanymi obowiązkami i chcieli mieć je jak najszybciej z głowy.
    — Co tu się dzieje? — obudziła się jak za dotknięciem magicznej różdżki, a jej głos był pewien, nawet nie myślała o tym, że nadal stała tam w koszuli nocnej.
    — Zabieramy pana Marshalla do aresztu — zakomunikował jeden, jakby powtarzał tę formułkę zbyt wiele razy.
    — Do aresztu?! Ale z jakiej racji? Co tu... — nie było jej dane dokończyć.
    — Proszę nie dyskutować i skontaktować się bezpośrednio z Urzędem Imigracyjnym, a pan idzie z nami — nie zwracali uwagi na to, że brunet był w samych bokserkach, co za chorzy ludzie. Rudowłosa była w tak wielkim szoku, ze chyba na autopilocie wskoczyła do sypialni, by rzucić mu spodnie dresowe i jakaś koszulkę. — No już nie mamy całego dnia!
    — Jerome ja to jakoś załatwię! — krzyknęła jeszcze nim drzwi się za nimi zamknęły. Tylko jak ona miała cokolwiek zdziałać?! Ostatnio przecież wyspiarz mówił jej, że jego pobyt w Nowym Jorku nie jest zagrożony, więc co się od tamtej pory zmieniło? Wirowało jej przed oczami, a serce pędziło jak szalone, gdy zadzwonił telefon nie zwrócił uwagi na to czyj on był, a od razu odebrała.
    — Halo? — ton głosu nadal miała jakby bojowy.

    Charlotte

    OdpowiedzUsuń
  109. Grono Carlie w ostatnim czasie nieco się zmniejszyło. Rudowłosa bardzo ceniła sobie bliskie osoby, z którymi przyszło jej się otaczać i stawiała na to, aby były one bardziej na jakość tych znajomych, a nie na ich ilość. Właściwie to już bardzo dawno temu przekonała się o tym, że liczy się jakość, a nie ilość. Jaime był tym jednym przyjacielem, który od bardzo długiego był po prostu stały. Poznali się w dość nietypowych warunkach, a ich cała znajomość momentami była dość nietypowa. Dziewczyna jednak bardzo cieszyła się, że ma go w swoim życiu, bo bez niego byłoby jej zwyczajnie nudno. Dziewczyna naprawdę się cieszyła na to wyjście i pewnie jeszcze parę razy w ciągu tego wieczoru mu o tym wspomni, ale póki co powinni chyba skupić się na tym, aby zacząć dobrze zabawę. Miała zamiar dziś naprawdę dobrze się bawić. Nie chciała się jakoś bardzo ograniczać, a jednocześnie nie zamierzała doprowadzić się do tego stanu, że nie będzie w stanie nad sobą zapanować i ktoś musiałby ciągle jej pilnować czy trzymać włosy.
    Trzymając telefon w ręku spodziewała się zobaczyć nieznajomego Noah. Tymczasem Noah, który patrzył na nią z telefonu był znany. Bardzo dobrze jej znany. Nagle wszystkie wspomnienia z wczesnych nastoletnich lat wróciły. Przyjaźniła się z Jennifer i to do niej przychodziła, jednak jej zauroczenie starszym bratem trwało dość długo. Chwilę jej zajęło zanim spojrzała na Jaimego.
    — Przepraszam, ja… nie spodziewałam się go zobaczyć — odparła szczerze, ale jeszcze nie oddała mu telefonu. Przyjrzała się czy na pewno dobrze widzi, ale to był Noah. Jak byk to był Noah. — Nie, nie spotykaliśmy się. Chciałam tego, ale nigdy nie odważyłam się powiedzieć słowa na ten temat. Noah to brat mojej przyjaciółki z dzieciństwa i nastoletnich czasów, właściwie wciąż się przyjaźnimy, ale rzadziej się kontaktujemy. Dorosłość ssie — odpowiedziała. W końcu oddała przyjacielowi też telefon, aby mógł odzyskać swoją własność.
    Zdecydowanie będzie potrzebowała tera tego drinka. A może nawet i dwóch?
    — Jako gówniara się w nim podkochiwałam. No wiesz, starszy brat przyjaciółki, był tym ideałem, za którym można było szaleć. Nie widziałam go od… cóż, od naprawdę wielu lat. Nawet nie wiedziałam, że jest w Nowym Jorku.
    Tak właściwie to od lat nie mieli kontaktu, wiec skąd miałaby wiedzieć? Zdecydowanie to był news tego roku, bo co jak co, ale nie sądziła, że Jaime będzie z Noah! Że właściwie Noah lubił facetów. I z całą pewnością Carlie te dziesięć lat temu porządnie by się załamała, gdyby wiedziała, że obiekt jej zainteresowania woli umawiać się z panami. Wtedy z pewnością wszystkie jej marzenia dotyczące ich przyszłości ległyby momentalnie w gruzach. To było nawet całkiem zabawne. Była już dorosła i miała męża oraz dzieci i nie sadziła, że wspomnienia sprzed lat wrócą podczas jednego wieczoru, a ona na nowo zacznie myśleć o bracie przyjaciółki. Może już nie w taki sposób, w jaki robiła to wcześniej, ale mimo to trochę o nim myślała.
    — Opowiedz coś! Jak się poznaliście?

    Carlie

    OdpowiedzUsuń
  110. Nie chciała przestraszyć przyjaciela. Naprawę nie miała nic złego przecież na myśli, ale to nie jej wina, że nie spodziewała się zobaczyć znajomej twarzy w telefonie Jaimego! Myślała, że ten Noah to będzie jakiś nieznajomy Noah z Nowego Jorku, a tymczasem to był bardzo znajomy Noah z Los Angeles, który w dodatku znał również i ją. Wiedziała, że świat jest mały, ale czasem miała wrażenie, że robi się on zbyt mały na tych wszystkich ludzi, których rudowłosa znała. To było aż dziwne, że ona znała ich obu i oni obaj znali ją, ale nikt nigdy się nie zorientował i ten fakt im jakoś przeleciał koło nosa. To było śmieszne i nieco dziwne zarazem.
    W obecnej chwili Carlie cieszyła się, że jej zauroczenie zostało zauroczeniem, a ona sama nigdy nie znalazła w sobie dość odwagi, aby powiedzieć, że starszy brat jej przyjaciółki naprawdę się jej podoba. Kochała swoje obecne życie i nawet nie umiała sobie wyobrazić, jak mogłoby wyglądać ono, gdyby jej życie potoczyło się nieco inaczej. Na całe szczęście nie musiała się tym przejmować. A zarówno ona, jak i Jaime byli w szczęśliwych związkach, a przeszłość nie powinna mieć żadnego wpływu na to, co było obecnie. W końcu Carlie miała wtedy jakieś piętnaście, może siedemnaście lat. To naprawdę było całe wieki temu i nie należało się tym martwić.
    — Właśnie wiedziałam tyle, że strasznie niesie go w świat i jakoś nie byłam pewna, gdzie teraz jest. Nie, żebyśmy jakoś bardzo specjalnie mieli ze sobą kontakt — powiedziała i lekko wzruszyła ramionami. Chyba ich drogi po prostu się rozeszły i nie było w tym nic złego. Ot, podążali inną drogą w życiu. W końcu nawet z Jen Carlie nie miała już takiego kontaktu, jak wcześniej, gdy się przyjaźniły, a przecież dziewczyna była kuzynką jej męża, więc jakby nie patrzeć powinny widywać się częściej. Dorosłe życie było naprawdę głupie.
    Carlie uważnie wysłuchała, co Jaime miał do powiedzenia i lekko się uśmiechnęła. To naprawdę brzmiało uroczo i przyjemnie. Jedno spotkanie, które najpewniej miało się nigdy więcej nie powtórzyć sprawiło, że spotkali się po paru latach i teraz byli razem. Uroczo.
    — Brzmi jak dobry materiał na film — przyznała. Przesunęła drinka w swoją stronę i wsunęła słomkę między usta. Drink był słodki, ale nie za słodki. Właściwie to był idealny i nie było czuć soku, a to była niebezpieczna gra. Dzisiaj nie zamierzała sobie żałować, a jednocześnie nie chciała, aby ktoś musiał ją ściągać ze stołu czy wyciągać spod niego. — Ale to naprawdę fajne, cieszę się, że na siebie trafiliście — powiedziała i uśmiechnęła się.
    — Widać, że jesteś z nim szczęśliwy.
    Zmarszczyła nieco brwi na jego ostatnie słowa.
    — Ale czemu dziwnie? Jaime, to było wieki temu. Uwierz mi, to nic takiego. Głupie nastoletnie zauroczenie, jeśli ci to jakoś pomaga to chwilę później miałam chłopaka i poza nim nie widziałam świata, a Noah odszedł w zapomnienie. I tak już zostało. I potem był Matthew i myślę, że możesz czuć się bezpieczny — powiedziała i uniosła do góry dłoń, na której miała obrączkę oraz pierścionek zaręczynowy. Właściwie nie dziwiła mu się, że czuł się dziwnie. Ona za każdym razem też się tak czuła, gdy była w pobliżu była żona Matta, choć to był na pewno inny poziom, ale i tak nie lubiła, gdy była w pobliżu, a na to nic nie mogła poradzić, skoro mieli razem dziecko.

    Carlie

    OdpowiedzUsuń
  111. Rudowłosa nadal będąc w szoku po tym co się przed chwila rozegrało w przedpokoju jak na spowiedzi opowiedziała Morettiemu co się stało. Był w końcu jego przyjacielem i na tyle, na ile znała go sama Angielka wiedziała, ze można na mężczyźnie polegać. Tylko co oni we dwójkę mieli zdziałać w sytuacji, gdy we wszystko był wplątany urząd imigracyjny. Co jeśli deportują Jeroma? Co jeśli będzie miał postawione zarzuty? Co jeśli już nigdy nie będzie mógł tu wrócić?! Nagle zrobiło się jej niedobrze, do tego stopnia, że musiała zwrócić resztki zawartości żołądka. Nie zjadła jeszcze nawet śniadania!
    Do mieszkania przed Jaime’im dotarła Margaret, której panna Lester nie wprowadzała w szczegóły. Nie była w stanie. Jedynie po prosiła, by zaopiekowała się jak zawsze Aurorą, bo jej najprawdopodobniej nie będzie cały dzień. Po tej słabości w łazience zaczęła działać jak na wysokich obrotach. Ubrała się w wygodne dżinsy, przez głowę naciągnęła ciepły, zielony sweter i właśnie wybierała numer do szefa, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Dobrze wiedziała kto to był, dlatego przyspieszyła kroku.
    — Wybacz, nie mogę dzisiaj pojawić się w pracy. Tak, tak projekty zaraz prześle Williamowi, dzięki — uśmiechnęła się blado, choć rozmówca nie mógł tego widzieć i wkładając telefon do kieszeni przywitała się z przyjacielem swego chłopaka.
    Przeszli oboje do salonu z którego na jej życzenie zniknęła Margaret z Aurorą, bo obie przeniosły się do sypialni.
    — Rano ktoś zapukał do drzwi, a w kolejnej chwili okazuje się, że aresztują Jerome — głos jej się łamał — Powiedzieli tylko tyle, że mamy kontaktować się z Urzędem Imigracyjnym — dodała, bo w sumie nic więcej się nie dowiedziała. Zacisnęła dłonie w pięści — Cholera, Jerome mówił, że ma wszystko pod kontrolą i że nic mu nie grozi...— zaczęła krążyć po pomieszczeniu jak zwierze uwięzione w klatce. Próbowała sobie przypomnieć coś istotnego z ostatnich kilku dni, co mogłoby faktycznie wpłynąć negatywnie na pobyt Barbadosyjczyka w Nowym Jorku — Wypełniał sterty dokumentów, może coś poszło nie tam gdzie trzeba? Albo… — odetchnęła głębiej myśląc na głos.

    Charlotte

    OdpowiedzUsuń
  112. Gdzieś z tyłu głowy Marshalla pojawiła się niepokojąca myśl, że Jaime mógłby uznać jego postępowanie na niewłaściwe. Był to jednakże wyłącznie przebłysk; iskra, która zgasła w mgnieniu oka i ustąpiła miejsca niepokojowi innego rodzaju. Jerome bowiem znał swojego przyjaciela – na tyle, na ile ten pozwolił mu się poznać – i wiedział, że Jaime nie tylko nigdy nie życzył mu źle, ale też wspierał go i stał po jego stronie w każdej sytuacji. Stąd nie wydawało mu się, by Moretti był skłonny, aby go osądzać i bez wątpienia bliżej było mu do tego, aby cieszyć się szczęściem wyspiarza. Wiedząc to i zakładając, że jego słowa przypadkowo poruszyły wrażliwą strunę we wnętrzu chłopaka, brunet przyglądał mu się tym uważniej i z tym większą troską, która urosła do jeszcze większych, wręcz niebotycznych rozmiarów po kolejnych słowach przyszłego patologa.
    — Jaime, nie masz mnie za co przepraszać — odezwał się możliwie łagodnie pomimo tego, że towarzyszący mu niepokój był również źródłem pewnej irytacji. Irytacja ta wynikała z tego, że Jerome nie wiedział, co się dzieje, ale też nie był osobą, która za wszelką cenę ciągnęła swoich bliskich za język. — Akurat ty jesteś ostatnią osobą, która mogłaby pochopnie mnie ocenić. A nawet, gdybyś miał z tym jakiś problem, pewnie od razu byś mi powiedział — stwierdził, ponieważ dobrze wiedział, że jego przyjaciel nie potrafił kłamać, nie lubił tego i nigdy tego nie robił.
    — Po prostu… Widzę, że coś się dzieje, niezwiązanego z tym, co powiedziałem — mruknął ciszej. — Wiesz, że gdybyś chciał pogadać, to po to właśnie mnie masz? — zasugerował już głośniej i nawet uśmiechnął się lekko, starając się przy tym spojrzeć w oczy przyjaciela. Nie zamierzał wymuszać na nim zwierzeń, ani też na siłę wyciągać z niego tego, co go trapiło. Zawsze był daleki od takiego postępowania i po prostu chciał dać dwudziestoparolatkowi jasny sygnał, że jeśli ten potrzebował rozmowy, to mógł do niego dzwonić o każdej porze dnia i nocy.
    A ponieważ nie miał niczego więcej do dodania, chwilowo skupił się na dojedzeniu swojego burgera. Pochłonął go stosunkowo szybko, tak bardzo był głodny i finalnie musiał rozprawić się jeszcze tylko z frytkami, które zdążyły nieco ostygnąć i przez to nie smakowały już tak dobrze. Pomimo tego Jerome wytrwale maczał je w sosie i wkładał do ust, po czym przeżuwał powoli.
    — Wiem — odezwał się i uśmiechnął, kiedy Jaime zapewnił go o swojej lojalności i obecności. — I vice versa, wiesz? — rzucił i pokazał chłopakowi język, nie mogąc się przed tym powstrzymać. Wiedział, że Jaime raczej nie był szczególnie wylewny i akceptował to, miał jednak nadzieję, że Moretti nie ze wszystkimi problemami i wątpliwościami będzie chciał uporać się sam. Przecież po coś dorobił się tego przyszywanego, starszego brata w osobie Marshalla, prawda?
    Kolejne pytanie młodszego bruneta sprawiło, że Barbadosyjczyk wyprostował się, odchylając się od swojego talerza i westchnął ciężko. Następnie ponownie wytarł dłonie w czystą serwetkę i potem przetarł twarz dłońmi, jakby sama myśl o trudnym procesie wizowania powodowała u niego zmęczenie.
    — Orientowałem się — przytaknął przyjacielowi na dobry początek. — I tak, będę musiał postarać się o wizę pracowniczą, ale nieco innego rodzaju niż ta, o którą starałem się trzy lata temu i kiedy Parker mnie oszukał — poinformował. — Byłem już w Urzędzie Imigracyjnym, moja opiekunka uruchomiła niezbędne procedury, mój pracodawca też jest w to zaangażowany. Mam stos papierów do wypełnienia. Znowu — dodał i zaśmiał się ponuro, ponieważ papierologia nie była tym, za czym przepadał. — Ale z tego co mówi Phoebe, ta moja opiekunka, będzie ciężko, ale ostatecznie dobrze i powinienem otrzymać wizę bez większych problemów.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  113. Świat był naprawdę mały i Carlie nie spodziewała się, że jej zauroczenie z czasów, gdy była nastolatką, czyli już dobre ponad dziesięć lat temu, będzie ciągnęło się za nią aż do Nowego Jorku. Na całe szczęście to naprawdę było w przeszłości. Jednak ani trochę nie dziwiła się Jaime, bo sama na myśl o tym, że jej mąż również był w kimś zakochany sprawiała, że zazdrość rosła. Niby nic nie mogła na to poradzić, ale była o nieco ciut zazdrosna. Zwłaszcza, że mógł mieć każdą i o wiele bardziej pasowałaby do niego długonoga blondynka wyjęta prosto z okładki Vogue, a padło na nią. I nie zamierzała narzekać, bo bardzo jej to odpowiadało.
    — Był… wyidealizowanym starszym bratem przyjaciółki. Wiesz, jest ode mnie starszy o siedem lat i zawsze mi się wydawało, że jest idealny pod każdym względem. Nie wiem, czy lubił spędzać ze mną czas, bo mnie lubił czy robił to, bo przyjaźniłam się z Jennifer. Ciekawa jestem, czy wiedział, że robiłam do niego maślane oczy. — Carlie szczerze mówiąc nawet nie wiedziała, jak powinna opisać Noah. Była nim zauroczona jako dzieciak, a później ich drogi się rozeszły. Jej przeszło, zakochała się w Yvesie, to był ciężki przypadek i trudna miłość, która zakończyła się z hukiem, a potem spotkała Matthew. No i właśnie…
    — W ogóle! — Wykrzyknęła dość nagle, bo dość ważny szczegół jej umknął. — Chyba tego nie wiesz, a może być ciekawe, ale… Noah i Matthew są kuzynami. I przez Jen poznałam Matta — zdradziła. Nie był to co prawda żaden sekret, ale chyba nigdy wcześniej o tym nie rozmawiali, więc to był równie dobry moment na to, aby o tym porozmawiać. Jak już się uczepili tego tematu, to czemu nie wywlec na wierzch wszystkiego? Zwłaszcza, że nie były to żadne drastyczne szczegóły ani nic w tym stylu, a raczej ciekawostki i ktoś, kto bardzo chciałby bawić się w łączenie faktów wiedziałby o tym już dawno.
    — Co?! — Nawet nie zwróciła uwagi na to, że podniosła głos, ale było tu dość głośno, więc chyba nikt nie zwrócił na to uwagi. — Jaki napad i jak to bronić? Czemu nic nie mówiłeś! Nawet słowem nie wspomniałeś, Jaime.
    Nie była zła, tylko zmartwiona. Co prawda siedział przed nią cały i zdrowy, ale nie wspomniał, że coś takiego miało miejsce. Niby nie musiał się jej ze wszystkiego zwierzać, ale naprawdę się teraz przejęła.
    — Może to znak, że to ta odpowiednia osoba? Nie jestem ekspertką, poza Matthew byłam tylko w jednym związku i wtedy też byłam szczęśliwa, ale… — Urwała. No właśnie, było jakieś ale. Westchnęła cicho i lekko wzruszyła ramionami. — Ale to nie było to. Niby byłam szczęśliwa, ale chyba gdzieś w głębi wiedziałam, że ten związek nie jest mi pisany na dłuższą metę. Tylko nie bierz mnie za taką, co od początku tak myśli. Na początku było, jak w niebie. Takie myśli się pojawiły dopiero, gdy zaczęło się psuć — wytłumaczyła. Niby nie musiała, ale chyba też chciała to z siebie wyrzucić, a przy kim innym miałaby to zrobić, jak nie przy swoim przyjacielu?
    Zaraz jednak się szeroko uśmiechnęła, gdy skomentował jej pierścionki. Była z nich bardzo dumna i je uwielbiała. Lubiła się też nimi chwalić.
    — Myślę, że pamięta mnie jako gówniarę, która za nim latała. Chociaż mam nadzieję, że tak nie jest i ma mnie tylko za przyjaciółkę Jen. Wydaje mi się, że nigdy się nie dowiedział o tym, że się do niego śliniłam — powiedziała rozbawiona. To było dość ciekawe i może jak będzie okazja to powinna odnowić znajomość z Noah? — Za szczęśliwe związki i przede wszystkim za zdrowe związki.

    Carlie

    OdpowiedzUsuń
  114. Panna Lester chciałaby umieć zachować taki spokój jakim wykazywał się mężczyzna, chociaż wiedziała, że były to tylko pozory. Bliska im osoba wpadła w nie małe tarapaty, a oni zostali tutaj z niczym. Rudowłosa nie była ani wpływowa, ani jakoś specjalnie bogata, by móc ot tak sobie wkroczyć do urzędu i po prostu wykupić swego ukochanego, jak to się widywało na filmach. Zostawało jej nerwowe krążenie po salonie i zerkanie na Morettiego w nadziei, że on wpadnie na jakieś rozwiązanie tej cholernie źle wyglądającej sytuacji.
    — Dokładnie! W urzędach zawsze mają bajzel — dla podkreślenia tych słów śmiesznie wyrzuciła ręce w powietrze. Powiedzenie, że była zdenerwowana było zwykłym niedomówieniem. Czuła, jakby świat rozpadał się jej pod nogami. Nie tak dawno cieszyła się, że mogą z wyspiarzem oficjalnie rozpocząć nowy rozdział,a teraz ktoś zamierzał im wepchnąć epilog? Niedoczekanie.
    — Jasne — pokiwała energicznie głową i natychmiast wyciągnęła telefon z kieszeni. Zaczęła wyszukiwać informacji dotyczących zatrzymań imigrantów i ku jej przerażeniu wyników były tysiące, a także okalały je niekoniecznie przyjemne dla oka zdjęcia. Cierpienie dobrze się sprzedawało. Opadła na kanapę obok Jaimiego, bo jeszcze chwila i nogi zaczęłyby odmawiać jej posłuszeństwa. Przeskakiwała między stronami, aż w pewnym momencie przekroczyła dwucyfrowa liczbę otwartych zakładek na smartfonie.
    Oderwała wzrok od ekranu, gdy mężczyzna zwrócił się do niej bezpośrednio. Przygryzła wnętrze policzka na jego pytanie znów skupiając się na ostatniej otwartej stronie.
    — Nic konkretnego — cała jakby się skuliła w sobie — Wszystkie opisywane przypadki są tak skrajne, że nijak nie pasują do Jeroma — jęknęła marszcząc brwi. W końcu wyłączyła przeglądarkę, ale nim to uczyniła poszukała numeru Urzędu Imigracyjnego.
    — Chyba masz rację i najlepiej tam zadzwonić — wyglądała tak, jakby tymi słowami sama dodawała sobie odwagi. Bała się co może usłyszeć albo czego niedane będzie jej już usłyszeć. Oczywiście włączyła się automatyczna infolinia kliknij jedne, dwa i dziewięć. Po pięciu minutach odłożyła komórkę na nogi dając ją na głośnomówiący, a pomieszczenie wypełniła irytująca dla uszu melodia.
    — W ogóle dziękuje Ci, że przyjechałeś i...— gardło ją nagle jakoś tak ścisnęło, gdy na niego spojrzała. Nie tak dawno razem świętowali kolejne urodziny Marshalla, a teraz wisiało nad nimi widmo, że będą ich od niego dzielić tysiące kilometrów.
    Po piętnastu, a może dwudziestu minutach w słuchawce odezwał się znudzony damski głos. Rudowłosa mało nie wypuściła telefonu z rak chcąc go przyłożyć do ucha. Po krótkiej nie do końca uprzejmej – ze strony pracownicy urzędu – wymianie zdań nadal wiedzieli tyle co wcześniej, czyli nic!
    — Powiedziała, że takich informacji nie udzielają telefonicznie i cytuję ‘proszę stawić się osobiście’ — poderwała się z kanapy gotowa wyruszyć już teraz.

    Charlotte

    OdpowiedzUsuń
  115. Nie ma na to odpowiedniego czasu. Jerome nie mógłby nie zgodzić się ze słowami przyjaciela, tym bardziej, że sam nigdy nie był człowiekiem, który wzbraniał się przed uczuciami. Przeważnie można było czytać z niego jak z otwartej księgi, a emocje raz na jakiś czas przejmowały kontrolę nad racjonalną częścią umysłu. Może to dlatego pocałował Charlotte tamtego świątecznego wieczora, mimo iż uważał, że nie powinien tego robić? Coś jednakże pchało go ku rudowłosej i wyspiarz uległ tej sile, która pochodziła z jego wnętrza. Przez to dziś był w szczęśliwym związku i bynajmniej nie żałował tamtego posunięcia.
    Pokiwał głową, kiedy Jaime powiedział, że trapiło go coś, z czym musiał poradzić sobie sam.
    — Rozumiem — powiedział tylko i w istocie rozumiał. Sam niejednokrotnie borykał się z sytuacjami, które musiał przetrawić w samotności, by dojść do konkretnych wniosków. Aż za dobrze wiedział, jak dotkliwe były pytania przyjaciół, na które nie tyle nie chciał udzielić odpowiedzi, co sam jej nie znał. Znalazł się w podobnej sytuacji na kilka miesięcy przed podjęciem decyzji o separacji z żoną. Pytany przez swoich bliskich o to, co u nich słychać, nie potrafił odpowiedzieć. Nie wiedział, co mógłby odpowiedzieć. Między innymi właśnie ta niewiedza doprowadziła go do miejsca, w którym znajdował się teraz – czekał, aż możliwe będzie wyznaczenie terminu rozprawy rozwodowej.
    Parsknął cichym śmiechem na kolejną uwagę młodszego bruneta.
    — A co? — rzucił, kiedy Jaime wspomniał, że miał go nie tylko od gadania. — Aż tak źle gadam? — zażartował, nieco podpuszczając swojego towarzysza, nie wymagał jednak od niego odpowiedzi. Pozwolił, by obydwoje skupili się na jedzeniu, przez co na pewien czas zapadła pomiędzy nimi cisza, która nie była ani trochę krepująca. Dopiero później Jaime poruszył temat rozwodu i tego, jak po nim miał wyglądać pobyt Marshalla w Stanach Zjednoczonych.
    — Phoebe prowadzi moją sprawę od początku — poinformował, potwierdzając tylko to, że kobieta naprawdę wiedziała, co robi. — Niestety wiza pracownicza jest w tym momencie jedyną opcją. Jestem w Stanach zbyt krótko, by w ogóle starać się o możliwość stałego pobytu. Z tego, co wiem, można to robić dopiero po dziesięciu latach? — prychnął i pokręcił głową, bo przecież był to szmat czasu! Zaskakującym było dla niego to, jak niewiele miał opcji i przez myśl przeszło mu, aby przypadkiem nie doszło do sytuacji, w której być może za kilka lat Jerome ponownie zdecyduje się wziąć ślub, na co urząd Imigracyjny nie zareaguje zbyt przychylnie. Już raz przecież otrzymał wizę małżeńską, prawda?
    — Nie wydaje mi się, że Charlotte miałaby cię opieprzyć — przyznał i roześmiał się wesoło, bo wyobraził sobie rudowłosą urządzającą awanturę Jaime’emu za to, że ten ciągał Barbadosyjczyka po barach. — Prędzej będzie żałowała i ubolewała, że nie będzie mogła pójść z nami — cmoknął i bezradnie rozłożył ręce, a potem ponownie zaśmiał się krótko.
    Kiedy podeszła do nich kelnerka, aby zabrać puste talerze i zapytała, czy potrzebują czegoś jeszcze, obydwoje zaprzeczyli. Podawane w lokalu porcje były solidne i brzuch Marshalla był przyjemnie pełen.
    — To co, kiedy się teraz widzimy? — zagadnął niezobowiązująco, kiedy wiele zaczęło wskazywać na to, że powoli będą zbierać się do wyjścia. — Ach! — westchnął, kiedy o czymś mu się przypomniało. — Spodziewaj się, że ty i Noah niedługo otrzymacie ode mnie zaproszenie na moje urodziny — powiedział i uśmiechnął się lekko. — Może tym razem będzie spokojniej, niż wtedy, u ciebie… — mruknął, posyłając przyjacielowi wymowne spojrzenie.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  116. [Ja tylko tak przed urlopowo - cho na wątek, jak nie masz mnie dość xD]

    V.

    OdpowiedzUsuń
  117. Noah sam nie wiedział, gdzie i kiedy im ten maj minął. Był bardzo miły i z pewnością godny powtórzenia. Nawet jeśli sama myśl o tym, że byli już ze sobą rok, była dla Noah zadziwiająca. Jeszcze dwa lata temu nie sądził, że gdzieś osiądzie. A tymczasem nie tylko miał swoje mieszkanie, to jeszcze chłopaka, u którego również pomieszkiwał. Było to niezwykłe, ale i zaskakująco przyjemne. Oczywiście nadal wyjeżdżał i nie siedział cały rok w Nowym Jorku, ale miał DOM i to było coś!
    Ale jeszcze przyjemniejsze było budzenie się obok Jaimego. Chłopak był o poranku pełen energii, podczas gdy Noah.... nie zawsze. Zwykle wolał po prostu obserwować swojego liska. Ten czasem go czymś zaskakiwał. Jak na przykład teraz, kiedy chwycił go za ręce i usiadł mu na udach. A następnie pocałował, na co Woolf ochoczo odpowiedział i chętnie by przeciągnął, ale chłopak już zniknął. Noah westchnął niezadowolony, chociaż perspektywa śniadania brzmiała dobrze. Nie wstał jeszcze, a tylko śledził wzrokiem Jaimego.
    Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Noah tym razem dynamicznie podniósł się z łóżka. Był w samych bokserkach, więc rozejrzał się za spodniami, które gdzieś rzucił wieczorem. Najpierw jednak dostrzegł koszulkę, więc przeciągnął ją przez głowę i sięgnął po narzutę, żeby poprawić łóżko. Wtedy usłyszał zdziwiony głos Jaimego mówiącego "mama". Noah na chwilę zesztywniał, a potem rozejrzał się. Zobaczył swoje spodnie na kanapie. Naprawdę tak chaotycznie rozbierali się poprzedniego wieczora? Przecież całkiem grzecznie poszli do łóżka... prawda?
    Kanapa była już w polu widzenia z drzwi. Jaime naprawdę wybrał sobie zbyt otwarty apartament. Noah w jednej chwili pokochał swoje zamykane pokoiki, w których można było się ukryć. Przecież nie wskoczy znowu do szafy!
    No nic... nie było wyjścia... Trzeba było dotrzeć do tych spodni.
    Wyprostował się, przybrał spokojny wyraz twarzy i przeszedł przez pomieszczenie. Zauważył kobietę i przystanął.
    - Dzień dobry! Pozwolicie, że za chwilę wrócę - stwierdził. Chwycił swoje spodnie i czmychnął do łazienki. Czemu tak się denerwował? Przecież nie stresował się nigdy spotkaniami z ludźmi.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  118. Noah zamknął się w łazience i dopiero wtedy odetchnął. Wciągnął na siebie spodnie, a potem podszedł do umywalki i zaczął w możliwie szybki sposób doprowadzać się do porządku. Raczej nie zdoła w pięć minut zaprezentować się wyjściowo, ale może przynajmniej nie przyniesie Jaimemu wstydu. I tak czuł się trochę słabo z tym, że go tam zostawił samego z matką… i wyjaśnianiem, co jakiś facet robi w jego łóżku. Z drugiej strony… może lepiej, żeby wyjaśnili sobie to we dwoje, bez Woolfa… i bez zwiększania niepotrzebnego skrepowania.
    Przebywał w łazience dłużej, niż powinien, ale w końcu zebrał się w sobie i wyszedł. Starał się wyglądać naturalnie. W końcu nie raz zgrywał porządnego człowieka, prawda? Szczególnie w galerii i podczas podpisywania kontraktów.
    - Emm… jeszcze raz: dzień dobry – odezwał się Noah, gdy wyszedł z łazienki. – Przepraszam za wcześniej… chyba wypada się właściwie przedstawić. – Podszedł do kobiety, a przelotnie spojrzał na Jaimego. Chłopak nie wyglądał na bardzo zdenerwowanego, więc może nie było tak źle? A przynajmniej nie szykowała im się żadna awantura. To dobry znak. Noah wyciągnął dłoń do matki swojego chłopaka. – Noah Woolf. Miło mi panią poznać… - dodał i zdobył się na uśmiech. Przecież prędzej czy później i tak mieli się poznać, nie? Może sposób niezbyt fortunny, ale mogło być gorzej. Mogli być zupełnie nadzy. I w niedwuznacznej pozycji. Wtedy kobieta mogłaby być naprawdę niezadowolona, biorąc pod uwagę pozycje, jakie panowie potrafili przyjmować…

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  119. Noah czuł na sobie spojrzenie kobiety, ale to nie było coś, pod czym miałby się ugiąć. Gdyby miał tak słaby charakter, to dożyłby swoich lat... i nie nadawałby się na handlarza. Uśmiechnął się tylko do Jaimego. I skorzystał z jego rady, by usiąść.- Dzięki - odparł. Kawa to dobry pomysł. Pobudzenie mózgu do pracy. Chociaż właściwie... niespodziewana wizyta Annette Moretti wystarczająco podniosła Woolfowi ciśnienie. Niemniej Noah starał się wyglądał swobodnie. - Wystarczy Noah - odparł, kiedy kobieta zwróciła się do niego po nazwisku. Nie lubił tego. Był Noahem. Lub Danielem. Ale nazwisko Woolf ciągnęło za sobą wiele komplikacji i kłopotów. - Pracuję w domu aukcyjnym. Pośredniczę przy umowach kupna i sprzedaży dzieł sztuki. Inwentaryzuję kolekcje, przygotowuje aukcje. Czasami też pomagam w organizacji wystaw - wyjaśnił spokojnie. Nigdy nie mówił obcym o swojej pisaninie. Nie bez powodu na książkach podpisywał się jako Daniel. Był też Danielem w redakcji, co przecież pewnego razu wywołało w Jeromie chęć mordu na Woolfie. A może to wcale nie chodziło o imię? - To ciekawa praca, bo zawsze można spotkać coś nowego, coś niezwykłego, unikatowego. A także spotyka się wielu ludzi. Między innymi tak wpadłem swego czasu na Jaimego - wyjaśnił bez zająknięcia. Jeśli Jaime jeszcze nie wiedział, jaką oficjalną wersję zawiązania ich znajomości należy podać, to właśnie dostał gotowe rozwiązanie. Stanowczo Noah nie wyobrażał sobie, żeby mieli się przyznać do ich pierwszego spotkania. Kwestie narkotyków powinny pozostać między nimi i miał nadzieję, że Jaime podziela jego zdanie na ten temat. Awanturę na wybrzeżu, kiedy narażał Morettiego, też warto by przemilczeć. Szczególnie, że wiedział, że to dopiero początek przesłuchania. Najwyraźniej matka chciała sprawdzić, czy powinna bronić syna przed złem świata. Lub złem Woolfa. Nie dziwił się jej - w końcu już jednego syna stracili. 

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  120. Dla Noah mówienie po imieniu nie było niczym dziwnym. Często starał się skracać dystans między klientami poprzez wprowadzanie mniej formalnych form. Oczywiście w zależności od charakteru klienta, jednak w wielu przypadkach zainteresowane strony z ulgą przyjmowały to, że nie muszą się gimnastykować z jakimiś bardziej skomplikowanymi zwrotami. A w przypadku Annette... no właśnie nie chciał dystansu. Poza tym... mimo swojego wieku był chłopakiem jej syna i to powinno być najważniejsze, nie metryka. Noah drgnął, gdy Jaime postanowił dorzucić swoje trzy grosze i zrobić sprostowanie. Woolf pomyślał, że musi popracować nad zdolnością chłopaka do kłamania. Naprawdę nie musiał opowiadać o ich pierwszym spotkaniu. Dobrze, że chociaż nie zdradził, co było powodem ich zetknięcia się ze sobą w Meksyku. Co prawda Noah miał nadzieję, że nie padnie teraz pytanie o to, co tam robił i jak się tam znalazł. Noah wolałby na razie zostawić dla siebie tę całą część o podróżowaniu i pisaniu bloga. Tyle dobrego, że Jaime przeszedł do opowiadania o obrazie. To było znacznie bezpieczniejsze. 
    - Nie. Urodziłem się w Los Angeles - oparł. - Tata zamieszkał tutaj po rozwodzie, a ja przeniosłem się za nim... Potem jednak trochę jeździłem po świecie. Ostatecznie jednak pomyślałem, że warto wrócić do Nowego Jorku, szczególnie, że mój szef zaproponował mi pracę w tutejszym domu aukcyjnym. Wcześniej raczej byłem człowiekiem w terenie od kontaktu z klientami - wyjaśnił najlepiej jak potrafił, bez wchodzenia w szczegóły. Nie chciał wejść na jakąś minę. 
    Noah

    OdpowiedzUsuń
  121. Noah zerknął z ciekawością na Jaimego, kiedy ten wspomniał o ich wyjeździe zimowym. Może powinien wypytać go, jak przedstawił tamten wypad rodzinie? Do tej pory Noah w ogóle niespecjalnie myślał o rodzicach swojego chłopaka. Nie to, że się nie interesował, ale zwyczajnie nie lubił mówić o swoich rodzicielach i mimowolnie roztaczał to też na innych. Wiedział, że Jaime ma dobre kontakty z wujem i jakoś na tym kończył swoje pytania. Szczególnie, że Jaime długo skrywał swoje uczucia względem rodziny, a przede wszystkim zmarłego tragicznie brata. Może jednak Noah powinien wykazać się większa uwagą w temacie rodziców?
    Cóż... Noah nie bardzo chciał, żeby Jaime się nim chwalił. Czuł się z tym niezręcznie, choć był wdzięczny, że chłopak próbuje uratować jego wizerunek w oczach matki, która spotkała półnagiego mężczyznę w mieszkaniu swojego syna. 
    - Właściwie głównie podróżowałem... dlatego chwytałem się różnych prac, żeby mieć z czego żyć. Nic poważnego... głównie prace fizyczne... remonty, praca w stajni, kurier... Trochę z tego jeżdżenia na posyłki wynikła moja obecna praca, chociaż wcześniej po prostu studiowałem historię sztuki - wyjaśnił. Studiował, ale nie skończył. Na wszelki wypadek nie wspominał o narkotykach i pisaniu. Nie chciał, żeby wydało się, że pisze... szczególnie, że książka, która napisał pod wpływem tego, co widzieli z Jaimem na wybrzeżu mogłaby się kobiecie naprawdę nie spodobać. Nie chciał dawać żadnych podejrzeń, że narażał jej syna na niebezpieczeństwo. 
    - Po latach podróżowania... kupienie mieszkania wydawało mi się szaleństwem, ale teraz cieszę się, że zostałem w Nowym Jorku - przyznał, ale nie patrzył już na kobietę. Spojrzał z czułością na Jaimego, a w jego myślach odżyły obrazy poprzedniego wieczora. Oj, zdecydowanie nie żałował. 

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  122. - Czy ciekawy... to chyba zależy od tego, kto co lubi - przyznał Noah. - Mnie zaintrygowało, ale... nie ukrywam, że z taką pamięcią jak u Jaimego byłoby mi łatwiej. A tak musiałem sobie ściany nazwiskami obklejać, żeby się ich wyuczyć na pamięć z pisownią - powiedział lekkim tonem. - W Nancy, Francja - dodał.  - To był akurat mój długi okres pobytu w Europie, więc studia tam były... jakoś na miejscu. Bliżej do ich muzeów i faktycznego oglądania tych wszystkich dzieł, budowli i całego dorobku - wyjaśnił jeszcze. 
    Woolf nie miał pretensji o to, że kobieta go wypytuje. Nie spodziewał się niczego innego, bo w końcu... zrozumiałe jest, że kobieta chce wiedzieć, z kim wiązał się jej syn. Szczególnie, że właśnie okazało się, że są ze sobą już od dłuższego czasu. Był w stanie wyobrazić sobie jej wątpliwości i niepokój. Mógł jedynie mieć nadzieję, że nigdy nie zrobi niczego, żeby kobieta miała powód go nienawidzić. Nie musiała go lubić - w końcu to nie z nią się wiązał - ale lepiej, żeby go chociaż tolerowała. Noah uśmiechnął się mimowolnie, kiedy Jaime stwierdził, że również się cieszy, że Noah został w Nowym Jorku. Nawet jeśli Jaime był przy tym bardzo nieśmiały. Raczej to nie Woolfa się wstydził, prawda? Nagle jednak padła sugestia, że powinni ich odwiedzić przed rozdaniami dyplomów. Noah zobaczył, jak Jaime się spina i patrzy na matkę tak, jakby miała go wyratować od tego pomysłu. 
    - Emm... dziękuję za zaproszenie - odezwał się ostrożnie Noah. - Ale do rozdania zostało faktycznie... niewiele czasu.  Obawiam się, że może być trudno zorganizować takie spotkanie. - Nie chciał urazić Annette, ale przynajmniej uchylić sobie furtkę do ewentualnego odrzucenia oferty zapoznania z resztą rodziny. Może nie powinien do tego tak podchodzić, ale... takie zapoznania brzmiały bardzo poważnie, a jakoś łatwiej było Woolfowi myśleć w perspektywie tylko on i Jaime. 
    Noah

    OdpowiedzUsuń
  123. Noah nie wiedział, że Jaime ukrywa przed rodzicami swoją niezwykłą pamięć. Nawet nie pomyślał o tym w kontekście traumatycznych wydarzeń, których chłopak był uczestnikiem w dzieciństwie. Po prostu pomyślał, że rodzice monitorują postępy w nauce swojego dziecka, a sam Jaime wspominał, że dzięki swoim zdolnościom nigdy nie miał problemów w szkole i uchodził raczej za dobrego ucznia. Woolf zwyczajnie nie pomyślał, że Jaime robi z tego tajemnicę i że jego pamięć może być potrzegana jako coś złego, dlatego też zdziwił się, kiedy Jaime zaczął wyjaśniać, że po prostu dobrze radzi sobie z nauką. Zdziwił się, ale nie skomentował. Dlaczego miałby wtrącać się w relacje między chłopakiem a jego matką. Z resztą Woolf miał swoje problemy - pani Moretti nage straciła przebłyski sympatii, które miała dla partnera swojego syna. A Noah nadal szukał wiarygodnej wymówki - niestety Jaime zdecydowanie mu nie pomógł.
    - Po prostu nie chciałbym, żeby Państwo tak zdecydowanie nastawiali się na to spotkanie. Oczywiście... postaram się być, ale... nie do końca rządzę własnym czasem - odpowiedział wymijająco Noah, starając się uchylić sobie furtkę do potencjalnej nieobecności. Nie chciał zrazić do siebie kobiety, ale... no właśnie... Dlaczego tak bardzo nie chciał tego spotkania? Prawda była taka, że Noah nie miał zbyt wiele doświadczenia z rodzinami. Jego własna była niestabilna, pełna problemów i na swój sposób patologiczna, a z innymi niespecjalnie miał do czynienia. Nie czuł się gotowy na zapoznanie z rodziną Jaimego. Mógł oczywiście grać, jak gra na wieczorach w galeriach i na spotkaniach z klientami, ale Jaime szybko zauważyłby różnicę między wystudiowanymi pozami a naturalnym zachowaniem Woolfa i pewnie nie byłby z tego powodu zadowolony. Mimo że młody Moretti zachowywał dystans z rodzicami, to widać było, że bardzo mu na nich zależy. Noah wcale nie chciał tego psuć. Spojrzał na Jaimego z nadzieją, że ten go poratuje jednak, ale chłopak wydawał się nieco wycofany. Może dlatego Noah wyciągnął rękę pod stołem i dotknął lekko jego dłoni. 
    - Przepraszam, jeśli Panią uraziłem, to naprawdę nie było moją intencją - powiedział formalnie Noah, patrząc na kobietę. Wątpił, by mu uwierzyła, ale teraz było już za późno na zmianę strategii, lepiej było trzymać się swojej wersji wydarzeń, żeby nie stracić wiarygodności. Sympatię i tak już stracił. 

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  124. Dla Noah spotkanie matki Jaimego nie musiało oznaczać wieczorku zapoznawczego, ale wszystko wskazywało na to, że nie da się już tego uniknąć. Nie był też zły na Jaimego. Może trochę rozdrażniony, ale starał nie dawać tego po sobie poznać. Pomogło chociaż trochę to, że Jaime ścisnął jego dłoń, a nie odtrącił. Gdyby to zrobił, Woolfowi znacznie trudniej byłoby się opanować. Czy to dziwne, że czuł się niekomfortowo z faktem, iż w trakcie spotkania z matką, Jaime nie stanął w jego drużynie, a wybrał swoją, trzecią stronę? Noah stwierdził, że później się nad tym zastanowi.
    Pożegnał się z kobietą i obiecał, że postara się przedstawić konkretne terminy, gdy zapozna się z planami pracy na najbliższe tygodnie. Nie podobało mu się, że ktoś zwyczajnie wymaga jego obecności gdziekolwiek. Starał się jednak z tego powodu za bardzo nie spinać. Wstał, kiedy Annette wstała, ale nie odprowadził jej do drzwi. Zabrał puste kubki do zmywarki. Zaczekał, aż zostaną z Jaimem sami. Nie bardzo zresztą wiedział, co miałby mu powiedzieć. Wtedy Jaime zaczął przepraszać. Noah popatrzył na niego uważnie, a potem pokręcił głową. 
    - Nie jestem na ciebie zły... Po prostu nie rozumiem, czemu  nie pomogłeś mi wykręcić się od tego spotkania - powiedział Woolf. Nie chciał robić mu wyrzutów, bo to raczej do niczego sensownego nie prowadziło. Chciał jednak zrozumieć, żeby być lepiej przygotowanym na przyszłość.
     
    Noah

    OdpowiedzUsuń
  125. W pewien sposób Noah poczuł wdzięczność do chłopaka, że ten mu tak po prostu odpowiedział na pytanie. A właściwie nie tak po prostu. Jaime złożył wyznanie, które było rozbudowane i głębokie, a jednocześnie mocno uderzyło w Noah. Woolf nie pomyślał, że chłopak zwyczajnie nie chce zawieść swoich rodziców ze względu na to, co wydarzyło się w dzieciństwie. Nawet jeśli sam był podirytowany i zupełnie mu cala sytuacja nie pasowała, nie potrafił zignoroać tego, pod jak dużym naciskiem emocjonalym działał Moretti.
    Kiedy Jaime stanął blisko, Noah wstał i podszedł do niego. Ujął jego dłoń i pociągnął chłopaka do siebie. Przytulił go lekko.
    - Jaime, lisku mój słodki... spokojnie - wyszeptał mu do ucha. - Nie chciałem wybuchnąć... Przepraszam. Cała ta sytuacja mnie zaskoczyła... Po prostu daj mi czas na oswojenie się z tym wszystkim, dobrze? - poprosił. Milczał przez chwilę i próbował uporządkować własne uczucia. Oraz wypowiedź chłopaka.
    - Lisku... nie wierzę, że oni mogą myśleć, że spowodowałeś śmierć brata. Powiedziałbym, że Twoja mama ochoczo wydrapałaby mi oczy, gdyby miała choć cień podejrzenia, że mógłbym cię skrzywdzić. Kocha cię, martwi się... i dlatego tak bardzo przeraża mnie wizja spotkania z dalszą częścią twojej rodziny. Nie jestem dobrą osobą, a oni będą zadawać pytnia i czekać, aż się potknę. Dla twojego dobra oczywiście, ale... to dla mnie trudne. Szczególnie, że z ciebie jest beznajdziejny kłamca, więc i ja kłamać nie mogę - mówil. Miał nadzieję, że zdoła przedstawić swoje myśli na tyle klarownie, by Jaime rozumiał nie tylko słowa, ale i ukryte w nich intencje.
    - Zgadzam się jednak, że trzeba zorganizować jakieś spotkanie. Może... zamiast u Twoich rodziców, warto byłby się spotkać na bardziej neutralnym gruncie? W jakiejś restauracji na przykład? - zasugerował. Nadal tulił chłopaka do siebie i wcale nie zamierzał go puszczać.

    zdumiony Noah

    OdpowiedzUsuń
  126. [ Cześć!
    Dzięki za powitanie, cieszę się, że Carmen odebrana jest za ciekawą, bo tak, to dobre określenie na ten promyczek energii. Co do dogadywania się – przecież nie zawsze trzeba się dogadywać, ba, ileż to dopiero akcji wynika z konfliktu i niesnasek.
    Jeszcze raz dziękuję, też licząc, że znajdą się na tę chwilę dwie osóbki; a co dalej, czas pokaże, limit nie ściana, da się przesunąć <3 ]

    Carmen

    OdpowiedzUsuń
  127. Woolf naprawdę się stała. Nie wszystko rozumiał, nie zawsze wiedział, jak się zachować, a do tego Jaime był niezmiernie czuły i wrażliwy na ataki. Niezrobienie czegoś impulsywnego i głupiego było dla mężczyzny ogromnym wyzwaniem, ale wkładał dużo wysiłku, żeby im się udało. Kochał Jaimego, co ku swemu zdumieniu zrozumiał nie tak dawno. Miłość tak była nielogiczna i Noah nie wiedział, jak ją traktować, ale wiedział, że chce się chłopakiem opiekować, że lubi się przy nim budzić, spędzać z nim czas, obserwować sponad dziennika. Oczywiście, Moretti miał swoje dziwactwa i Noah wcale ich nie ignorował. Po prostu w tabeli plusów i minusów, zalety Jaimego wygrywały, a krew mocniej pulsowała w żyłach Woolfa, gdy byli razem. Słowa Jaimego dziwnym kursem trafiały jakoś do serca Woolfa. W końcu uśmiechnął się i pocałował chłopaka czule. 
    - Dziękuję - westchnął. Doceniał to, że Jaime chciał stanąć po jego stronie, mimo że na początku nie zrobił nic, by uniknąć niezręcznej sytuacji. - Podeślę ci daty i miejsca, kiedy.. moglibyśmy wyjść, jeśli o mnie chodzi. Może... coś dogramy jeszcze przed rozdaniem dyplomów - zaproponował. Jasne, nie miał ochoty na to spotkanie, ale przecież właśnie starali się wypracować jakiś kompromis i Noah był w stanie zrozumieć, że wersja z restauracją przed dyplomami to najlepsze rozwiązanie, na jakie wpadli. 
    Potem zaś Jaime zmienił temat i Noah zmarszczył brwi. Nie bardzo wiedział, do czego dąży chłopak. Niespodzianka? Po co? Jaka dziewczyna? Imprezy? Chodzi o prochy? Noah drgnął. Przeraziła go myśl, że Jaime mógłyby wrócić do tego destruktywnego trybu życia, a Noah mieć na niego negatywny wpływ. Nie ważne, czy spotykał się z dziewczyną czy chłopakiem, istotne jest, by Moretti był bezpieczny. Właśnie dlatego Woolf patrzył przez chwilę na chłopaka i czuł, że serce bije mu stanowczo za głośno. Potem jednak odetchnął głęboko i skinął powoli.
    - Dziękuję, że mi to mówisz. - Pogłaskał go po policzku. - Ufam ci, lisku - dodał cicho i ponownie go pocałował. Chyba chciał się w ten sposób uspokoić i wyciszyć. - A gdybyś potrzebował jakiejkolwiek pomocy, to jestem do twojej dyspozycji - dodał cicho i musnął nosem po policzku Jaimego. 

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  128. Temat rodziców mieli na razie zamknięty… lub też zawieszony. Noah z kalendarzem planował ustalić możliwe daty spotkania i wybrać przy okazji kilka miejsc godnych uwagi, co też kilka dni później zrobił. Tymczasem jednak koncentrował się na Jaimem.
    Wysłuchał jego odpowiedzi i nieco się uspokoił. Chciał wierzyć, że chłopak nie zrobi niczego głupiego. Jaime był naprawdę dobrą osobą, nawet jeśli sam w tonie wierzył. Poza tym… skoro planował jakąś niespodziankę na Woolfa, to nie powinno być nic złego, prawda? W końcu Noah tez próbował żyć porządniej.
    Z pewnością pocałunki były sposobem na uspokojenie Woolfa. Przytulił go mocno.
    - Śniadanie…? A mogę ciebie na śniadanie? – zapytał żartobliwie. Starał się ignorować fakt, że pewnie powinni kiedyś wyjść z mieszkania.
    Od tego poranka minął jakiś czas. W końcu nadszedł dzień umówionego spotkania. Noah po pracy wrócił do domu, żeby doprowadzić się do porządku i wyszykować. Włożył na siebie świeżą koszulę i marynarkę. Oszczędził sobie krawata, w którym nie czułby się komfortowo. Porzucił też motocykl. Uznał, że pojedzie uberem. Za to zabrał upominek dla matki Jaimego. Niby spotykali się w restauracji, ale chyba lepiej było nie pojawiać się z pustymi rękoma, prawda? Chociaż może…? Cóż, Noah nigdy wcześniej nie był na spotkaniu z rodziną swojego chłopaka.
    Potem pojechał na miejsce. Chciał pojawić się jako pierwszy, co też mu się udało. Zajął miejsce przy stoliku, który wcześnie zarezerwował. Niemało się denerwował.
    Noah

    OdpowiedzUsuń
  129. Noah uśmiechnął się lekko, kiedy zauważył wchodzącego Jaimego. Pocałował go, gdy tylko znalazł się w zasięgu. Trochę z tęsknoty, a trochę, żeby uspokoić nerwy.
    - Cześć, lisku - mruknął, a potem westchnął cicho. Wiedział, że musi zachować spokój i był na to przygotowany, ale cała ta sytuacja była dla niego co najmniej dziwna i nie czuł się komfortowo. Nie byłby jednak sobą, gdyby zamierzał się tu posypać.
    - Spokojnie... nawet jeśli coś pójdzie nie tak, to twoja rodzina, a ja nie mam pięciu lat, żeby uciekać stąd z krzykiem. Najwyżej nigdy więcej nie zaproponują spotkania - odpowiedział Noah i lekko się uśmiechnął. Nie mieli jednak czasu na zbyt długą rozmowę, ponieważ pojawili się rodzice Jaimego. Noah wstał zaraz za chłopakiem i sięgnął po paczkę, którą wcześniej położył na wolnym krześle. Podszedł najpierw do kobiety.
    - Miło mi panią znowu widzieć i przy okazji chciałem przeprosić za dość niefortunne... pierwsze spotkanie - powiedział i podał jej paczuszkę. - Upominek dla pani - dodał. Miał nadzieję, że kobieta nie będzie się głupio targować, bo nie miał ochoty wyjaśniać zbyt wiele. Uznał zaś, że zawieszka będzie lepszym prezentem w restauracji niż kwiaty.
    Potem Noah odwrócił się do ojca Jaimego.
    - Noah Woolf - przedstawił się i uścisnął jego dłoń. Udało mu się nie roześmiać, kiedy usłyszał imię mężczyzny. Henry? Serio? Jak ten mały gryzoń Jaimego? Chłopak wisi mi dobry uczynek za zachowanie powagi w tej sytuacji. Mógł go chociaż ostrzec!

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  130. [Dzięki za przywitanie Mei ;) Ale teraz jestem ciekawa, z jaką kreskówką Ci się kojarzy to imię :P]

    OdpowiedzUsuń
  131. Noah dopiero uczył się tego, że dla Jaimego rodzina jest bardzo ważna, a jednocześnie onieśmielająca. Musiał więc nauczyć się też ich, żeby wiedzieć, jak się zachowywać, żeby nikogo nie obrazić i utrzymać pokojowe nastroje między nimi. Właściwie wcześniej nawet nie zastanawiał się nad tym, jak to będzie, gdy pozna rodzinę swojego chłopaka. Ciągle pozostawał w zdumieniu, że są z Jaimem tak długo i wcale nie zastanawiał się nad konsekwencjami tego stanu rzeczy. A tymczasem pewnie powinien wpaść na to, że ukrywanie się w szafie przed bliskimi swojego wybranka może mieć negatywny wpływ na kontakty z tą że rodzinką. 
    Jaime wcale nie musiał się tłumaczyć z tego, że chce, by jego chłopak był dobrych relacjach z rodzicami i wujem. To było całkiem zrozumiałe. Niełatwe do zrobienia, ale względnie oczywiste. 
    Noah odpowiedział skinieniem głowy na głowy na propozycję, żeby usiedli przy stole. Zastanawiał się, jak podejść do Morettiego seniora. O matce wiedział już, że jest gadatliwa i lubi zadawać z pozoru niewinne pytanka. 
    - Tak.... trochę jeździłem po świecie. Była to z jednej strony dobra zabawa i przygoda, z drugiej lekcja życia - odpowiedział spokojnie Noah. Poczuł się dziwnie... młodszy? Chociaż daleko mu było do nastolatka, to mniej więcej tak pewnie wygląda początek konwersacji z rodzicami swojej nastoletniej dziewczyny. Co z tego, że Jaime nie był dziewczyną, a obaj byli starsi niż to?
    Noah zerknął na Jaimego, gdy ten dotknął jego dłoni, i uśmiechnął się do niego łagodnie. Nagle przy stole pojawiła się kolejna osoba. Osławiony wujek Shay. Noah wstał, żeby się przywitać.  
    - Noah Woolf. Jaime sporo o panu opowiadał - rzekł i wyciągnął rękę do przybysza. 

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  132. [Dziękuję za powitanie! Nie ukrywam, że miałam obawy, czy Sol odnajdzie się na blogu. Postanowiłam jednak spróbować, widząc jaka jest tutaj różnorodność postaci i miła atmosfera.
    Bardzo chętnie skuszę się na wątek! Miło przeczytać, że Jaime wychodzi na prostą po trudnych przeżyciach. Chcesz żeby to była jakaś nowa znajomość, czy na przykład rozważasz możliwość, żeby znali się z przeszłości, może nawet sprzed tranzycji Sol?]

    Sol

    OdpowiedzUsuń
  133. Nie wszyscy rodzice pamiętają o tym, że ich dzieci są już dorosłe. Często próbują je otaczać nawet wtedy, gdy ta opieka jest raczej obciążeniem niż pomocą. Jasne, każdy czasem potrzebuje zwrócić się do bliskich o radę lub wsparcie, ale nadmierne niańczenie nikomu nie wychodzi na dobre.
    Noah nieco zdziwił się, kiedy Shay narzucił, żeby przeszli na „ty”. W końcu matka Jaime’ego była niemal oburzona, że Noah zaproponował to w stosunku do samego siebie. Niemniej uśmiechnął się lekko i skinął głową. Zdawał sobie sprawę z tego, że wuj z bratankiem pozostają w bliskich relacjach, a sam Shay wiedział o nich od pewnego czasu – w końcu młody Moretti musiał z kimś zostawiać swojego gryzonia, gdy Noah dokądś porywał swojego chłopaka. Niemniej Woolf nie wiedział, jakie podejście do tego wszystkiego ma mężczyzna.
    Wybór dań i napojów kupił im nieco czasu na ochłonięcie po pierwszym wrażeniu i zebranie myśli. Najwyraźniej jednak Shay nie powinien był myśleć, bo wyskoczył jak filip z konopi i Noah podniósł na niego wzrok w szczerym zdziwieniu. Szybko jednak się opanował i zobaczył, że nie tylko wujaszek mu się przygląda, ale i rodzice chłopaka.
    - Nie, nie miałem przyjemności. Nawet na mandat się nie załapałem jak dotąd, ale może dlatego, że jeżdżę od niedawna – odpowiedział, starając się obrócić sytuację w żart. Spojrzał na Jaime’ego i przechylił nieco głowę.
    - Czyli to ty możesz mnie sprowadzić na złe ścieżki, tak? – Mrugnął do niego. Nie chciał, żeby Jaime za bardzo się stresował. Sam radził sobie w różnych sytuacjach i chociaż nie czuł się komfortowo, to nie zamierzał tak łatwo stracić panowania nad sobą.
    Noah

    OdpowiedzUsuń
  134. [Zakładam, że skoro Jaime pochodził z bogatego domu, to zdarzało mu się wyjeżdżać na jakieś wakacje? Tak sobie pomyślałam, że to mógłby być punkt zaczepienia.
    Gdyby na przykład podczas takich wakacji Jaime się zgubił, Sol mogłaby mu pomóc odnaleźć drogę do hotelu, mówiąc, że również go zamieszkuje. Przez takie dwa-trzy tygodnie mogliby nawiązać jakąś relację, może nawet to byłoby jakieś wakacyjne zauroczenie/pierwsza miłość dla naszych postaci (lub jednej z nich)?
    To by wyjaśniało dlaczego zapadli sobie w pamięć ;)
    Miejsce wakacji i rok pozostawiam jako kwestię do dogrania. Sol przeszła operacje mniej więcej mając 18-19 lat, więc jeśli chcemy nawiązać czasów sprzed tranzycji, to musieliby się spotkać wcześniej.]

    Sol

    OdpowiedzUsuń
  135. Noah nawet nie wiedział, jak zachowałaby się jego rodzina, gdyby dowiedziała się o jego związku z Jaimem. Oczywiście Jen wiedziała, ale jeśli ich matka nie spadła dotąd Woolfowi na głowę, to najwyraźniej siostra zachowała tę informację dla siebie. Wiedział też dziadek, ale nie warto było się zastanawiać, co o tym myśli Gregory. Raczej nikomu nie przyniosłoby to nic pożytecznego. Noah myślał o nim tylko wtedy, kiedy zastanawiał się, co nowego dziadek knuje i w jaki sposób sam mógłby się z tego wykręcić. W związku z tym… to rodzina Jaimego była dla Woolfa największym znakiem zapytania. Nie wyglądali jednak na zawiedzonych faktem, że ich syn spotyka się z facetem. Raczej z podejrzeniem traktowali jego wiek, na to zaś niewiele mógł poradzić.
    Noah lekko ścisnął dłoń w odpowiedzi na lekką nerwowość swojego partnera. Pogłaskał kciukiem jego dłoń. Chciał go nieco uspokoić. Potem zaś Jaime się do niego uśmiechnął.
    - Będę! – zapewnił i mrugnął do niego. Oczywiście powstrzymał się od komentarza, który przemknął mu przez myśli, a który dotyczył tego, że Jaime potrafił być naprawdę podstępny i niepoprawny… ale ostatnio przekładało się to głównie na sferę seksualną, z której Noah był zdecydowanie zadowolony. Tak, bardzo zadowolony. Niemniej nie był to jednak temat na spotkanie z rodzicami.
    Na szczęście potem rozmowa zeszła na lżejsze tematy. Na szczęście nie pojawiały się żadne trudne pytania, gdyż te zwykłe wcale łatwe nie były. W końcu Noah niechętnie mówił o swoich podróżach i wolał przedstawiać te wersje wydarzeń, które opisywał na blogu i książkach – tak było zwyczajnie bezpieczniej.
    - Właściwie nie mieliśmy czasu o tym pomyśleć - przyznał Noah. – Jaime się uczył, ja miałem sporo pracy. Pewnie jakiś urlop by się przydał, ale… - zerknął na swojego partnera – jesteśmy jeszcze przed rozmową na ten temat. – Uśmiechnął się do Jaimego. Potem przeniósł spojrzenie na rodziców chłopaka. – A mają może państwo do polecenia jakieś ciekawe miejsce? – zapytał. W sumie przydałby mu się nowy materiał na wpisy. Czekał go jeszcze kilkudniowy wyjazd z pracy, o którym nie miał okazji powiedzieć młodemu Morettiemu, bo sam dowiedział się o nim dopiero tego poranka.
    - Przyjmę wszystko, poza Barbadosem – dodał żartobliwym tonem i przelotnie zerknął na Jaimego, który wiedział, z czego wynikała niechęć Woolfa do tego miejsca.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  136. [Drinki z palemką brzmią idealnie! Nawet tak sobie pomyślałam, że mogliby się wybrać na jakiś otwarty basen publiczny, albo bardziej ekskluzywnie do jakiegoś fancy hotelu? Elle zdecydowanie ma dużo do opowiadania Morettiemu, więc no :D nawet wezmę na siebie rozpoczęcie, ale... No właśnie, jak widać niestety moja organizacja w nowej roli życiowej nie jest tak idealna jakbym sobie tego życzyła. Jeżeli nie przeszkadza ci brak regularności to my z Elką w to wchodzimy od razu! Ale jeżeli jednak to problem to zrozumiem <3 Daj znać czy mam odpisywać i zaczynać, czy jednak wolałabyś z wątków przez te moje braki regularności zrezygnować czy skupić się na którymś konkretnym]

    elka

    OdpowiedzUsuń
  137. Nie było tak, że Woolf nie wie, że ich obserwują. Czuł na sobie uważne spojrzenia rodziny Jaimego, ale zwyczajnie miał swoje priorytety, a na tej liście wysoko uplasował się Jaime. Poza tym chłopak wyglądał tak radośnie, a i uroczo, kiedy udawał złość na wuja, że Noah musiał się powstrzymać się przed podniesieniem ich splecionych dłoni i ucałowaniem łapki swojego liska. Potrafił jednak zapanować nad samym sobą, a tylko jego oczy zdradzały, że naprawdę kocha tego chłopaka. Może powinien mu kiedyś o tym w końcu powiedzieć? Miał co do tego pewien plan, ale obawiał się, że ktoś może mu go pokrzyżować - w końcu nieopatrznie złożył to wyznanie Jerome'owi.
    Noah przewrócił oczami, kiedy Jaime wypomniał mu pracę.
    - Pracowałem więcej, żeby mieć więcej wolnego, kiedy ty masz wolne - odparł bez wahania. Przy okazji uśmiechnął się lekko. Jaime przecież zdawał sobie sprawę z tego, że Noah ma tak naprawdę dwie prace, które nie zawsze są ze sobą w zgodzie, a szczególnie, gdy redaktorka i Gregory wiszą mu na gardle. Niemniej Noah naprawdę nie zamierzał narzekać. Nie mógłby żyć na takim poziomie jak Jaime, gdy pozwolił sobie porzucić pisanie lub pracę handlarza. Wiedział, że Jaime wcale nie oczekuje od niego wysokich zarobków, ale Woolf zwyczajnie nie czułby się dobrze w relacji, w której musiałby robić za ubogiego krewnego, szczególnie, że rodzina Morettich najwyraźniej na brak pieniędzy narzekać nie mogła.
    Stwierdzenie, że Noah nie przepada za Barbadosem, było drobnym niedopowiedzeniem, ale mężczyzna nie zamierzał się nad tym rozwodzić. Odparł natomiast:
    - Z resztą obaj tam już byliśmy, więc znacznie ciekawiej byłoby się wybrać gdzieś, gdzie zobaczymy coś nowego. - Potem słuchał dalszych wypowiedzi i pokręcił głową z rozbawieniem.
    - Jak mówiłem, ja jestem otwarty na propozycje. Po prostu lubię zwiedzać i nie boję się ani zimna, ani ciepła, ale Jaime lubi się wylegiwać, więc chyba faktycznie celowalibyśmy w jakieś plaże. Szczególnie że miasta zwiedzam zwykle podczas wyjazdów służbowych, więc nie muszę tego robić na urlopie. - Próbował się zachować życzliwą minę, ale niewymuszoną. Chciał powiedzieć, że czasem jeździ dokądś, żeby rodzice Jaimego mieli okazję zadać swoje pytania, gdyby chcieli, a nie doszli kiedyś do mylnego wniosku, że Noah porzuca Jaimego i jeździ sobie przeżywać własne przygody różnej natury. Wolał sprawiać wrażenie człowieka, który nie ma nic do ukrycia, choć przecież było zupełnie odwrotnie.

    Noah na cenzurowanym

    OdpowiedzUsuń
  138. Ciężko było stwierdzić, co dokładnie sprawiło, że ostatni raz Jerome widział się z Jaime’em na swoich urodzinach. Oczywiście regularnie wymieniał ze swoim najlepszym przyjacielem wiadomości i raz na jakiś czas również do niego dzwonił, lecz dziwnym trafem nie udało im się spotkać i wyspiarz miał pewne podejrzenia co do tego, dlaczego tak było.
    W końcu jego życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Nie tylko związał się z Charlotte, przez co to z nią spędzał większość swojego wolnego czasu, ale również został opiekunem córki rudowłosej kobiety, co niosło ze sobą zupełnie nowe dla niego obowiązki. Oprócz tego on i Lotta zdecydowali się na odkupienie mieszkania od kolegi z pracy Marshalla, a że mieszkanie to wymagało generalnego remontu, to w tygodniu, prosto po pracy trzydziestolatek jechał do lokum, które w niedalekiej przyszłości miał zająć wraz z panną Lester oraz Aurorą i wykonywał tam wszystkie niezbędne prace, często poświęcając na to również weekendy. Nic więc dziwnego, że czas uciekał mu przez palce. Dodatkowo cały czas starał się o wizę pracowniczą i był w nieustannym kontakcie z Urzędem Imigracyjnym. Co rusz wypełniał nowe dokumenty, aż do tamtego felernego dnia, w którym przedstawiciele służb zajmujących się imigrantami zgarnęli go z mieszkania niemalże w samych bokserkach i tym sposobem Jerome spędził kilkadziesiąt godzin w więźniu, w domyśle oczekując tam na deportację, póki całe to nieporozumienie nie zostało wyjaśnione.
    Jak trudne było to dla niego doświadczenie, wiedział tylko sam Marshall. Było mu niewygodnie ze świadomością, że był w tym kraju traktowany jak przestępca i że najlepiej by było, gdyby pilnował się na każdym kroku. Na szczęście jego opiekunka, Phoebe, stanęła na wysokości zadania i z nieocenioną pomocą jego przyjaciół nie tylko wyciągnęła go z więzienia, ale też zrobiła w Urzędzie Imigracyjnym taką awanturę, że jeszcze pchnęła jego sprawę na przód i Jerome był coraz bliżej otrzymania wizy, która miała zapewnić mu możliwość pobytu w USA na kilka kolejnych lat.
    Niesmak pozostający po tym niefortunnym wydarzeniu jakoś trzeba było zatrzeć, prawda? I czy był na to lepszy sposób, niż świętowanie urodzin Jaime’ego? Co prawda te były przed dwoma tygodniami, ale z powodu swojego krótkiego pobytu w więzieniu Jerome nie mógł sprezentować przyjacielowi upominku dla niego wtedy, kiedy to planował. Stąd organizacją tego jakże drobnego przedsięwzięcia zajął się dopiero po fakcie. Ustalił z Morettim dogodny termin, zadbawszy o to, by młodszy brunet mógł poświęcić mu cały dzień. Była to słoneczna sobota, wypadająca w ostatni weekend lipca. Jerome stawił się pod budynkiem, w którym mieszkał Jaime i wypatrzywszy na parkingu jego samochód, zaczekał na Jaime’ego bezpośrednio pod wozem. Niestety Marshall wciąż nie dorobił się własnego pojazdu i zamierzał niedługo to zmienić. Musiał zapamiętać, żeby poprosić Jaime’ego, żeby ten wybrał się z nim do komisu lub na giełdę samochodową, ponieważ na nowe auto prosto z salonu Jerome na pewno nie mógł sobie pozwolić. Jakiś środek lokomocji jednak był mu potrzebny i nie chodziło tu o trasę do pracy, którą pokonywał codziennie metrem, a o inne, nagłe przypadki. W końcu auto mogło przydać się w najmniej spodziewanym momencie, kiedy miało się pod opieką małe dziecko, prawda?
    Dochodziła godzina dziesiąta, kiedy Jaime zszedł na dół. Słońce prażyło niemiłosiernie już o tej porze, więc Jerome zapobiegawczo ubrał czarną czapkę z daszkiem i wsunął na nos okulary przeciwsłoneczne. Do krótkich, materiałowych spodenek dobrał lnianą koszulę z krótkim rękawkiem, przez co jego ciało przynajmniej mogło oddychać, nie tak jak w tych wszystkich poliestrowych szmatkach, które nie zapewniały żadnego przewiewu. Na stopach z kolei miał wysłużone trampki, ponieważ on i Jaime musieli dziś postawić na ubrania wygodne i poniekąd praktyczne. Klapki raczej mogłyby im spaść podczas skoku ze spadochronem, prawda? Ale o tym, co mieli dzisiaj robić, Jaime jeszcze nie wiedział i Jerome zamierzał jak najdłużej utrzymać to w tajemnicy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Gotowy na przygodę? — zapytał ze śmiechem, kiedy tylko Jaime podszedł bliżej i uścisnął go krótko na przywitanie. — I nie chce cię martwić, ale chyba będę musiał dziś poprowadzić to cudo — poinformował i jednocześnie poklepał samochód Jaime’ego po dachu. Jeśli chciał, żeby niespodzianka się udała, raczej nie mógł podyktować przyjacielowi adresu, który ten radośnie wklepałby w nawigację i tym samym odkrył, dokąd się wybierali.

      JEROME MARSHALL

      Usuń
  139. Noah powstrzymał grymas, gdy Jaime wspomniał o przeprowadzce na Barbados. Noah pod względem narzekania podpisałby się pewnie pod petycją pani Moretti. Oj, nie, zdecydowanie sam nie chciałby tam mieszkać, a czuł, że byłoby mu bardzo źle, gdyby chłopak sam się tam przeniósł i zostawił Woolfa w Nowym Jorku. Już bezpieczniejszy był temat Nowej Zelandii. Może dlatego Noah tylko przewrócił oczami i odparł:
    - Jeszcze dziś sprawdzę, czy są jakieś sensowne loty w tamtą stronę, dobrze? - zaproponował. Wyglądało na to, że Jaime mu tych wakacji po prostu nie odpuści i nie ma sensu próbować się od nich wykręcić. - I jaka jest tam obecnie sytuacja. Jeśli się da, to załatwię ten wyjazd. Napisz mi tylko w wiadomości, jakie terminy wchodzą w grę - zakończył temat. Nie zamierzał narzekać, a już szczególnie przy rodzicach partnera. Wolał więc zamknąć sprawę jak najszybciej.
    Jaime miał rację, że Noah nie miał nic przeciwko oglądaniu go niemal nagiego, a najlepiej zupełnie nagiego. Problem polegał jednak na tym, że nie mógł o tym mówić przy rodzicach chłopaka. Najlepiej, żeby nigdy nie zagłębiali się w temat seksu uprawianego przez syna, a już na pewno nie na pierwszym oficjalnym spotkaniu, kiedy to oswajali się z myślą, że syn spotyka się ze starszym od siebie facetem.
    Potem zaś Noah miał okazję poobserwować rodzinkę i nieco się wyciszyć. Wtedy zaś usłyszał pytanie skierowanie do niego.
    - Podobno Islandia jest niesamowita.Muszą mieć państwo wspaniałe wspomnienia - stwierdził i uśmiechnął się szeroko. - Czy naprawdę wydaje się tak pusta na rasie ku gorącym źródłom?
    Następnie Woolf przeniósł spojrzenie na męża kobiety.
    - Obecnie głównie Stany, ale zdarzają mi się wycieczki gdzieś dalej. Ostatni dłuższy wyjazd miałem do Japonii, ale częściej to Kanada, niekiedy Meksyk - odpowiedział. - Wcześniej sporo czasu spędziłem w Europie, ale tam nie opłaca się mnie wysyłać na tydzień. Jeśli szef będzie planował jakieś interesy tam, to pewnie będzie to dłuższa delegacja. Na szczęście na razie w tym temacie cisza, bo chcę się nacieszyć życiem w Nowym Jorku - dodał i zerknął mimowolnie na Jaimego. Oj tak, on był jego największą radością w życiu w Wielkim Jabłku.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  140. Rozmowy potoczyły się swoim rytmem. Noah starał się zachowywać poprawnie, angażować w rozmowę, a nie jedynie odpowiadać na pytania. Widział, że rodzina Jaimego zaczyna się przekonywać do Woolfa, ale ten nie chciał przesadzić z wazeliną, co mogłoby budzić podejrzenia. Poza tym... Jaime wyglądał tak uroczo, że skutecznie go rozpraszał. W końcu jednak wymiana doświadczeń podróżniczych się zakończyła i wspólnie postanowili opuścić restaurację. Noah pożegnał się ze wszystkimi, uścisnął dłoń Henry'ego, a także skinął głową Shayowi na znak, że będzie się chłopakiem opiekował. Taki miał plan i nie potrzebował pouczeń.
    Gdy zostali sami, Noah objął go w pasie i pocałował czule. Parsknął cicho śmiechem, gdy usłyszał pytanie chłopaka. W jego oczach zabłyszczało coś niebezpiecznego i mężczyzna pochylił się, żeby przygryźć płatek ucha chłopaka. 
    - Teraz chętnie pojechałbym do siebie, a ciebie zabrał ze sobą, przywiązał do łóżka i doprowadził do szaleństwa... - wyszeptał mu do ucha. Uprzejmy i życzliwy uśmiech Woolfa zmienił się w pełen pożądania. Czy wcześniej udawał miłego? Po części tak. Miał jednak swój cel, a był nim Jaime, który nie musi martwić się o rodziców. Teraz mógł pomyśleć o własnych potrzebach. - A rano zaniósłbym cię pod prysznic i wymasował każdy skrawek twojego ciała - dodał kusząco. Tak, chciał go nieco podrażnić. Może dlatego, że ostatnio sporo myślał o prezencie dla Jaimego i to pobudzało kreatywność? 

    OdpowiedzUsuń
  141. Cóż... Przez większość czasu Noah nie chciał uchodzić za napaleńca, ale nie zawsze mu się udawało. A Jaime na kolację się odstawił do tego stopnia, że Noah bardzo chciał go rozebrać. Kiedy więc Moretti zgodził się na przedstawiony plan i do tego pokazał, że jest już gotowy do jego realizacji, Noah tylko uśmiechnął się szeroko. W jego oczach można było dostrzec pożądanie i tylko dlatego, że Jaime miał zwyczaj na niego krzyczeć, gdy prowadził samochód, Noah powstrzymał się od dobieranie się do spodni swojego chłopaka już w drodze.
    Szybko okazało się, że Jaime jest tak samo napalony. Ledwie przekroczyli próg, a już zaczęli się rozbierać. Jaime aż nazbyt przejmował inicjatywę, a Noah mu na to pozwalał. Do czasu. Gdy znaleźli się w sypialni Woolfa, Noah przejął prowadzenie. Zaczął go namiętnie całować i rozbierać. Zamierzał sprawić, że Jaime długo tej nocy nie zapomni...
    I spełnił swoje obietnice do ostatka, łącznie z tym, że rano zaniósł Jaimego do łazienki i troskliwie się nim opiekował, aż chłopak odjechał do siebie.
    Potem widzieli się kilka razy, w tym w trakcie rozdania dyplomów. Noah porobił kilka fotek chłopakowi i jego rodzinie. Uznał, że będą mieli dobrą pamiątkę. Noah wykręcił się jednak ze wspólnego świętowania. Uznał, że to czas dla rodziny. Sam zaś musiał wyjechać w sprawach służbowych. Polecił jednak Jaimemu zarezerwować sobie określony dzień na realizację prezentu urodzinowego.
    Przyjechał po niego w porze obiadowej na motocyklu.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  142. Obrona Jaime’ego, a przede wszystkim następujące po niej rozdanie dyplomów było wydarzeniem, którego Jerome nie odpuściłby sobie za żadne skarby i dotarłby na nie choćby po trupach więziennych strażników. Całe szczęście ta impreza miała miejsce jakiś czas przed tym, kiedy Jerome trafił do aresztu, przez co mężczyzna pojawił się w gmachu uniwersytetu o odpowiedniej godzinie i odszukał miejsce, które opisał mu Jaime. Pośród licznych osób zajmujących krzesła ustawione w kilkunastu, jeśli nawet nie kilkudziesięciu rzędach szybko wypatrzył znajome twarze i zajął miejsce obok Shaya, który z kolei przedstawił Marshalla rodzicom młodszego Morettiego. Noah również był obecny na uroczystości, lecz wyspiarz zdążył zamienić z nim ledwo kilka słów. Jakby nie patrzeć, widział się z Wooflem nie tak dawno temu i większość czasu podczas formalnej części uroczystości spędził na luźnej pogawędce z chrzestnym swojego przyjaciela. Z zaciekawieniem słuchał opowieści bruneta, a kiedy ten zaprosił go do restauracji, do której miał wykonać komplet mebli, Jerome nie zamierzał odmówić.
    Barbadosyjczyk nie potrafił ukryć wzruszenia, kiedy Jaime został wyczytany, aby odebrać swój dyplom i kiedy wkraczał na specjalnie przygotowany na tę okazję podest, to wyspiarz najgłośniej bił brawo. Wiedział, że studia były dla Jaime’ego ważnym elementem jego życia, a wybrany przez niego zawód był jego pasją. Dla niektórych ten świstek, który Jaime trzymał w dłoniach mógł znaczyć niewiele, ale Marshall wiedział, że z wielu względów dla jego przyjaciela było to szczególne doświadczenie i cieszył się, że mógł go oglądać w tej ważnej dla niego chwili.
    Radość płynącą ze zdanej na piątkę obrony oraz rozdania dyplomów, a także niecierpliwe oczkowanie na urodziny Jaime’ego faktycznie zostały przyćmione przez pobyt Marshalla w więzieniu, ale brunet nie chciał tego roztrząsać. Skończyło się na tym, że wszyscy najedli się strachu i należało być wdzięcznym za to, że spotkało ich tylko to, bo przecież gdyby nie Phoebe, mogło być o wiele gorzej, prawda? Skoro jednak Jerome został wyplątany z kłopotów i nie musiał martwić się o swój pobyt w Stanach Zjednoczonych, zamierzał to wykorzystać.
    — Tak, twój samochodzik — odparł i wywrócił oczami, kiedy spostrzegł, że Jaime zaczyna stroić miny. — Och, już tak się nie zgrywaj, dobrze? — rzucił z rozbawieniem, bo dobrze wiedział, że chłopak tylko sobie żartuje. — Już raz siedziałem za kołkiem i prowadziłem wzorowo, więc tym razem nie będzie inaczej. A poza tym, musimy umówić się na jakiś dzień i odwiedzić giełdę samochodów, może jakiś komis… Musze kupić coś swojego — poinformował i przejął kluczyki od dwudziestoparolatka.
    — Nic ci nie powiem, bo znając mnie, niechcący coś chlapnę — powiedział, kiedy Moretti próbował wziąć go na spytki i pokazał mu język, a potem otworzył samochód i zajął miejsce kierowcy. Wyjął telefon i dyskretnie wpisał w nawigację odpowiedni adres. Wcześniej dokładnie przestudiował trasę, więc sądził, że nie będzie musiał zerkać na nawigację zbyt często i będzie mu ona potrzebna dopiero, kiedy znajdą się bliżej celu. Stąd schował telefon do zagłębienia w drzwiach po stronie kierowcy, tak by Jaime przypadkiem się do niego nie dobrał i odpalił silnik.
    — Pojedziemy niecałą godzinę — poinformował, podając czas uwzględniający typowe nowojorskie korki. — Grunt, że wygodnie się ubrałeś — dodał i zerknął na strój przyjaciela. Uśmiechnął się pod nosem na widok koszulki ze Spidermanem i ruszył z miejsca, aż opuścili podziemny parking i wyjechali na drogę.
    — Bardzo cię wymęczyli na tej obronie? — zagadnął, bo nie mieli okazji o tym porozmawiać. — Zadawali dużo pytań? Jak to w ogóle teraz wygląda? — spytał, bo przecież Jerome nigdy nie studiował i o tym, jak wyglądała obrona, wiedział tylko od swoich znajomych. — Dalej robi się prezentację na temat pracy, którą się pisało?

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  143. Ostatni czas w życiu Villanelle nie należał do najłatwiejszego. Znalezienie wystarczająco dużo wolnego czasu dla samej siebie graniczyło z cudem, a wyrwanie się jeszcze z domu bez dzieci z możliwością odetchnięcia… Było niemożliwe. Dlatego, kiedy w końcu mogła wygospodarować sobie wolną chwilę na jakieś wyjście, nie zastanawiała się długo nad decyzją. Nie musiała również długo zastanawiać się nad towarzyszem, z którym chciała spędzić ten czas. Z Jaime’em nie widzieli się już od dawna, bo ciągle każde z nich miało coś na głowie.
    Elle jak najbardziej to rozumiała, bo jej samej było niezwykle trudno znaleźć czas na cokolwiek poza ogarnianiem pracy, domu, dzieci… Życie toczyło się swoim tempem, a brunetka nie zawsze za nim nadążała. Czasami musiała zwyczajnie wybierać między różnymi życiowymi kwestiami, tak banalnymi jak choćby to, czy poświęci wolny czas na zjedzenie czegoś na szybko czy usiądzie z książką i przeczyta zaledwie kilka stron, może rozdział. Nie wspominając o pracy i zobowiązaniach z nią związanych.
    Wybrała numer do Morettiego i zaproponowała spotkanie w Fours seasons na ich otwartym basenie dostępnym, po wcześniejszym wykupieniu wejścia – dość drogim – lub dla gości, ale Elle zamierzała wykorzystać wolny czas i dobrze się zabawić, nie przejmując się kosztami.
    Przygotowanie się do wyjścia również nie zajęło dziewczynie dużo czasu. Wrzuciła do torby bikini, kosmetyczkę, portfel i kilka drobiazgów, które mogłyby okazać się przydatne i przy okazji wypełniały torbę, sprawiając, że ta faktycznie była jak legendarna kobieca torebka, w której znajdzie się wszystko.
    Upewniła się przed wyjściem z domu, czy Alison ma wszystko czego potrzebuje, a następnie zostawiła dzieci pod opieką babci – swojej mamy – a sama chwyciła kluczyki od samochodu i ruszyła w umówione miejsce.
    — Jak dobrze — uśmiechnęła się sama do siebie, kiedy zatrzymała samochód w wyznaczonym miejscu, a po chwili podszedł mężczyzna, który odebrał od Elle samochód i przeparkował go w odpowiednie miejsce dla gości hotelu. Przekroczyła wejście i znajdując się w dużym hotelowym holu, rozejrzała się dookoła. Wypatrując wśród ludzi znajomą sylwetkę przyjaciela, uśmiechnęła się jeszcze szerzej i ruszyła w jego stronę.
    — Jaime, jak dobrze cię widzieć! — Objęła go delikatnie po przyjacielsku i cmoknęła w policzek — super, że w końcu udało nam się zgadać — powiedziała, kierując się w stronę recepcji, gdzie musieli wykupić swoje wejściówki i otworzyć rachunek — mam wrażenie, jakbyśmy się latami nie widzieli — dodała jeszcze, spoglądając na Jaime’ego, uważnie mu się przyglądając, jakby chciała ocenić jak bardzo zmieniła się jego twarz od ich ostatniego spotkania, chociaż prawda była taka, że wielce z wyglądu się nie zmienił. W końcu to tylko wrażenie minionych lat, a tak naprawdę widzieli się… Dość dawno, jednak nie aż tak.

    Elcia

    OdpowiedzUsuń
  144. Noah był ubrany w jeansowe spodnie, czarną koszulę i marynarkę. Uśmiechnął się szeroko na widok Jaimego, a potem ochoczo odpowiedział na namiętne powitanie.
    - Cześć... chyba nie powinienem był się czesać - stwierdził rozbawiony, ale nadal go do siebie tulił. - Mówisz, że lubisz mieć mnie w łóżku? - zapytał wesoło. - A myślałem, że liskowi wystarczy ciepełko norki - żartował.
    Przewrócił oczami, gdy chłopak zaczął niecierpliwie pytać.
    - Nasz plan jest prosty, ale składa się z czterech.... etapów. Najpierw wpadniemy na deser, potem jedziemy na koncert... następnie przyjdzie pora na kolację i wreszcie... etap z pościelą w tle. Może być? - zapytał. Nie, nie było w tym tajemnicy. A przynajmniej nie w ogólnym zarysie planu. Ważniejsza była sama realizacja.
    - Wsiadaj - podał mu kask i włożył swój.
    Pierwszy etap, do której zmierzali, nie był jakoś bardzo daleko. Kawiarnia, którą znalazł Noah, miała podobno genialne desery, ale główną atrakcją pozostawały koty. Mniejsze i większe, które chętnie bawiły się na przygotowanych obiektach, inne lubiły po prostu głaskanie i drapanie za uszami. Woolf może nie był miłośnikiem zwierząt, ale wiedział, że Jaime kocha wszystko, co puszyste, więc taka atrakcja na początek powinna mu się spodobać.
    Zaparkowali się niedaleko wejścia i Noah poprowadził chłopaka do środka.

    OdpowiedzUsuń
  145. Noah był złośliwy i Jaime dobrze o tym wiedział. Niemniej chyba nie był zadowolony z żartów swojego chłopaka. Woolf też się stęsknił, ale po prostu nie był tak skory do okazywania tego. Niemniej uśmiechnął się głupio na insynuacje chłopaka. 
    - Wiesz... nie byłby to mój pierwszy raz, wiesz? - Szczerzył się nadal, ale nie chciał złościć Jaimego. W końcu ten dzień był przygotowany właśnie dla niego, prawda? Noah musiał powstrzymać swoje dziecinne teksty, co wcale nie było takie łatwe, ponieważ im lepszy miał nastrój, tym głupsze rzeczy przychodziły mu do głowy. Noah uśmiechnął się szeroko, gdy zsiedli z motocykla i zobaczył minę Jaimego. Lekko ścisnął jego dłoń. Widział to podekscytowanie w jego oczach i wiedział, że chociaż pierwsza niespodzianka ma szanse na sukces. 
    - Dramatyzujesz, lisku - odparł wesoło. - Nie jestem miłośnikiem sierści, ale naprawdę nie uciekam z krzykiem na widok futrzaków, o co mnie ciągle posądzasz - odparł. Weszli do kawiarni. Jaime poszedł szukać wolnego stolika, a Noah podszedł do kelnerki i zapewnił, że znają zasady lokalu. Tak, przeczytał je wcześniej. Jasne, że nie wolno targać kotów na siłę, a tylko wtedy, gdy same tego zechcą. Potem Woolf usiadł na przeciwko swojego partnera. Jaime musiał być naprawdę stęskniony, bo znowu chwycił go za ręce. Noah uniósł jego dłoń swoim zwyczajem i musnął wargami. Potem zaczęli wybierać desery. Noah zdecydował się na szarlotkę z lodami. Nagle Morettiemu na kolana wskoczył kot. Noah prychnął, gdy po chwili usłyszał komentarz Jaimego. Podrapał kota za uchem. 
    - Lepiej ci będzie u tego marudy obok, wiesz, kotku? - zwrócił się do zwierzątka. 

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  146. — Po tym, co ostatnio się działo, musimy również porządnie zjeść i przyzwoicie się upić. — Oderwawszy wzrok od drogi, Jerome posłał przyjacielowi wymowne spojrzenie. — To pierwsze możemy zrealizować jeszcze dziś, po głównej atrakcji… To drugie, w zależności od naszych chęci i możliwości — mruknął i ze spojrzeniem skupionym na rozpościerającej się przed nimi trasie, uśmiechnął się pod nosem. Była w końcu sobota, a Charlotte była przygotowana na to, że Marshalla nie będzie cały dzień. Podejrzewał, że rudowłosa kobieta nie będzie miała nic przeciwko temu, aby nie było go również całą noc, ale w tej kwestii Jerome już musiał zapytać ją o zdanie. Nie zamierzał zostawiać jej samej, gdyby Aurora była wyjątkowo marudna przez cały dzień i wszystko wskazywałoby na to, że zanosiło się na nieprzespaną noc, a gdyby dodatkowo wrócił w stanie wskazującym i sam byłby nieporadny jak dziecko… Cóż, wtedy Lotta miałaby pełne prawo do tego, aby być niezadowoloną.
    — Jeromek? — parsknął i posłał młodszemu brunetowi pełne niedowierzania, ale i rozbawienia spojrzenie, będąc kompletnie zaskoczony tym zdrobnieniem. — Ty mi tutaj nie jeromkuj, tylko lepiej opowiedz, co szykujesz dla Noah. Przecież mu nie wypaplam — powiedział i wyszczerzył zęby w zgoła niewinnym uśmiechu, w końcu on i chłopak Morettiego raczej nie mieli wielu okazji, aby sobie poplotkować i przebywali w swoim towarzystwie tylko, kiedy musieli. — Inaczej zacznę zgadywać, a tego nie chcesz słuchać — zagroził i znacząco poruszył brwiami, choć podejrzewał, że tym zgadywaniem prędzej wykończyłby i zniesmaczył samego siebie, niż Jaime’ego, ale nie mógł odmówić sobie tej przyjemności, jaką czerpał z droczenia się ze swoim najlepszym przyjacielem.
    Zaśmiał się tylko krótko na wzmiankę o eleganckiej restauracji. Było to ostatnie miejsce, do którego zabrałby chłopaka, więc Jaime trafił w dziesiątkę. Zresztą, obydwoje chyba już przywykli do tego, że zapewniali sobie nawzajem innego rodzaju atrakcje, które gwarantowały utrzymanie adrenaliny na odpowiednio wysokim poziomie. Z drugiej strony w innych zakątkach świata na pewno były lokale, które oferowały zjedzenie posiłku w ekstremalnych warunkach. Jerome nie miał co do tego stuprocentowej pewności, ale kojarzył wzmianki o miejscach ze stolikami chociażby podwieszanymi nad jakąś przepaścią. Później koniecznie będzie musiał to wygooglować! Tymczasem skupił się na tym, co Jaime miał do powiedzenia na temat obrony.
    — Nigdy nie lubiłem być przepytywany w ten sposób — wtrącił, kiedy dwudziestoparolatek przedstawił mu zarys tego, jak wyglądała jego obrona. Pamiętał, że kiedy w szkole był wyrywany do odpowiedzi przez nauczycieli, zawsze bardzo się denerwował, więc może to i dobrze, że nie poszedł na żadne studia? W życiu trzeba było oszczędzać sobie stresu.
    — Ale to dobrze, że było miło. I opracowanie oraz nauczenie się odpowiedzi na te pytania pewnie nie było dla ciebie żadnym wyzwaniem — stwierdził i mrugnął do niego porozumiewawczo. Nie spodziewał się jednak, że ze strony Jaime’ego padnie pytanie o jego pobyt w więzieniu i przez to mina Marshalla wyraźnie zrzedła. Mężczyzna mocniej zacisnął palce na kierownicy i nim ponownie się odezwał, zdążyli zostawić za sobą drapacze chmur i zbliżyć się do obrzeży miasta, gdzie królowały osiedla domków jednorodzinnych.
    — Chyba zdążyłem się do tego przyzwyczaić — stwierdził po namyśle i zerknął na przyjaciela, po czym wrócił do obserwacji drogi. — Oczywiście to przykre, kiedy na dzień dobry jest się traktowanym jak przestępca, ale… To najmniej ważne. Mam kilka dobrych powodów, żeby tu zostać. Przyjaciół — zaczął wymieniać i wtedy wyraźnie spojrzał na Jaime’ego. — Charlotte i Aurorę. To tutaj ułożyłem sobie życie i stworzyłem swój dom. Bliżej mi do determinacji, niż zniechęcenia — podsumował krótko i uśmiechnął się lekko, a następnie wzruszył ramionami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie planował wrócić na Barbados tylko dlatego, że miał pod górkę. Jeśli nie ta przeszkoda w postaci Urzędu Imigracyjnego, to inna – Jerome nauczył się, że życie polegało na nieustannym i umiejętnym przeskakiwaniu kłód rzucanych pod nogi. Taki już był jego urok, bo czy inaczej… nie byłoby zbyt nudno?

      JEROME MARSHALL

      Usuń
  147. Nie miał nic przeciwko temu, żeby zobaczyć, jak potoczy się ten dzień i roześmiał się serdecznie, kiedy Jaime gorączkowo oznajmił, aby Jerome niczego nie zgadywał. Młodszy brunet mógł być spokojny – trzydziestolatek nie zamierzał przeciągać struny i z tego powodu oderwał prawą rękę od kierownicy. Przyłożył ją do ust i wykonał charakterystyczny gest, jakby zamykał wargi na zamek błyskawiczny. Potem przekręcił wyimaginowany kluczyk i wyrzucił go za siebie, by na koniec porozumiewawczo mrugnąć do przyjaciela. Miał asa w rękawie i domyślał się, że Moretti prędzej czy później zdradzi mu, o co chodzi, stąd uśmiechnął się z wyraźną satysfakcją, kiedy chłopak się poddał i nabrał tchu, aby zdradzić mu swoją małą tajemnicę.
    — Balet?! — wyrwało mu się, ponieważ tego w ogóle się nie spodziewał. Aż lekko przyhamował i otaksował przyjaciela wzrokiem, jakby zastanawiał się, jakie jeszcze umiejętności kryły się w tym ciele. — No, akurat tego o tobie nie wiedziałem — przyznał, tłumacząc w ten sposób swoją spontaniczną reakcję. — Jestem bardzo ciekawy, co na to wszystko powie Noah — wymruczał i pokiwał głową. Niespodziewanie przypomniało mu się, jak Charlotte zrobiła mu podobną niespodziankę podczas Sylwestra, który spędzali w klubie, acz na pewno nie tańczyła wtedy baletu. — Na pewno mu się spodoba — stwierdził i uśmiechnął się, odrobinę głupkowato, ale to tylko dlatego, że głowę zaprzątały mu wspomnienia.
    Ucieszył się, kiedy Jaime powiedział, że starał się utrzymać kontakt z rówieśnikami i otworzył się na znajomych z roku. Jerome może i nie studiował, ale wystąpił w filmie kręconym przez studentów i był na studenckiej imprezie, gdzie całkiem mu się podobało, przez co poczuł się dobrze z myślą, że Jaime’ego miało nie ominąć studencie życie.
    Wyspiarz nie był zły, a nawet jeśli odczuł negatywne emocje, to w żaden sposób nie były one związane bezpośrednio z Morettim. Brunet zdawał sobie sprawę z tego, że chłopak zadał to pytanie z troski, a nie dlatego, że chciał mu dopiec, jak więc miałby się na niego zdenerwować? Po prostu… pobyt w areszcie nie był czymś, do czego chętnie wracał.
    — Widzisz, czasem nawet ja powiem coś mądrego — zażartował, kiedy Jaime nazwał jego słowa pięknymi. Kiedy chłopak mówił dalej, Marshall kiwał głową, ponieważ zgadzał się z każdym jego słowem, aż padło to kluczowe zdanie o Noah i Barbadosyjczykowi nie pozostało nic innego, jak tylko się roześmiać.
    — Myślę, że dla ciebie byłby skłonny przeboleć zamieszkanie na Barbadosie i moje bliskie sąsiedztwo — stwierdził, mając w pamięci to, co usłyszał od Noah krótko po ich małej bójce i zerknął na Jaime’ego, ciekaw, czy ten będzie miał w tym temacie coś jeszcze do powiedzenia.
    Tymczasem pokonywali kolejne mile i w niedługim czasie wyjechali na drogę przecinającą otwarty teren. Wkoło dało się dostrzec tylko nieliczne zabudowania i wszystkie budynki były wyjątkowo niskie. Przejechali jeszcze kawałek, aż dostrzegli elementy infrastruktury charakterystyczne dla małego lotniska. Mogli wypatrzeć wierzę, chorągiewki ukazujące kierunek wiatru, a także kilka pasów startowych i – przede wszystkim – samoloty. Nie te pasażerskie – raczej niewielkie samoloty przeznaczone dla kilku osób, które nie wznosiły się na aż tak wysoki pułap. Wystarczający jednak, by móc wykonać wraz z instruktorem skok ze spadochronem.
    — Chyba już wiesz, co się święci? — zagadnął Jerome, kierując się na ogólnodostępny parking. Widok tego wszystkiego sprawił, że serce aż fiknęło koziołka w jego piersi, a adrenalina zaczęła buzować w żyłach. Cholera, jak wielki będzie to wstyd, jeśli ze strachu narobi w gacie…?

    nieco obsrany przed zbliżającym się skokiem JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  148. Noah spojrzał na Jaimego, gdy ten niepewnie zapytał o seksualne doświadczenia Woolfa. Mężczyzna nie miał pretensji o te pytania, ale był nieco zdziwiony, że padły one akurat teraz. W końcu…nie byli świętoszkowaci, a to, co robili w łóżku na pewno przekraczało granice standardowego wstydu. Z drugiej strony… Noah zauważył, że Jaime czasami boi się o coś poprosić lub zapytać, choć Woolfowi wydawało się, że nigdy go w tym zakresie nie ograniczał. Oczywiście, nie odpowiadał na wszystkie pytania dotyczące podróżowania, ale to zupełnie inna historia. W sprawach intymnych starał się być możliwie jak najbardziej otwarty.
    - Tak – potwierdził. – Cholernie się bałem na początku – przyznał. – Potem już było inaczej… ale serio wtedy zgłupiałem i szczeniacko zrobiłbym chyba wszystko, co by zasugerował. Naprawdę. Miał czasami porąbane pomysły. – Przewrócił oczami. Nie czuł się zawstydzony, ale chciał pokazać Jaimemu, że nie musi się obawiać pytań.
    Potem Noah parsknął śmiechem, gdy Jaime wytknął mu komentarze o wygodnickim życiu.
    - Mam wrażenie, że dżungla jest bardziej przyjazna niż nasze miasta – stwierdził wesoło. Wcale nie zamierzał się na niego gniewać za ten komentarz.
    Kot nie dał się wypłoszyć i zasnął Woolfowi na kolanach. Ten tylko westchnął ciężko. Najwidoczniej był skazany na tego futrzaka.
    - Emm… trochę większy – stwierdził Noah. – Ale mamy miejsca siedzące, więc nikt nie powinien się na nas pchać czy coś takiego – dodał. Jerome uprzedził go, że Moretti nie lubi tłumu i w związku z tym musi mieć swoją przestrzeń, żeby czuć się swobodnie. Nie było to łatwe, a sam Marshall trochę przeraził się cen, ale znaleźli jakiś kompromis. Mieli nadzieję, że Jaimemu się to spodoba.
    - A ty już dostałeś prezent od Marshalla? – zapytał.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  149. Noah lekko splótł ich palce na chwilę. To było miłe, że Jaime czuje potrzebę pocieszania go, choć w sumie nie było ku temu powodu.
    - Ja jestem ciekawy twoich pomysłów - odpowiedział Noah i uśmiechnął się uspokajająco do niego. Też mówił cicho. - To, co było kiedyś, nie ma znaczenia dla naszej relacji - dodał. Naprawdę tak uważał. Obaj popełnili sporo błędów, robili różne rzeczy z różnymi ludźmi.
    Za to zachowanie Jaimego w dalszej rozmowie, poważnie zaskoczyło Woolfa.
    - Jaime... a co jeśli ja chcę podróżować z tobą? Nowa Zelandia na nas czeka, zapomniałeś? - zapytał delikatnie. Nie bardzo wiedział, jak powinien się zachować. Był człowiekiem, który bardzo rzadko się na kogokolwiek obraża, dlatego nie bardzo rozumiał, co to znaczy się obrazić... - I wypad w góry... i jakiś urlop na plaży... - dodał cicho.
    Po Morettim po prostu widać było, że coś jest nie tak. Noah pluł sobie w brodę, bo przecież to miał być dzień świętowania,a nie kłócenia się.
    - Emm.... a powinno być wyżej? Bo wybrałem po prostu miejsca pod sceną - zauważył Noah trochę niepewnie. Teraz to czuł się mocno zagubiony.

    OdpowiedzUsuń
  150. - Będe czekał niecierpliwie - odpał Noah. Noah ujął jego dłoń i delikatnie pogładził.- Od kilku lat podróżuję. Zwykle sam. Czy to źle, że chcę teraz jeździć z kimś, na kim mi naprawdę należy? - zapytał cicho i spojrzał mu w oczy. Uśmiechnął się łagodnie. Szczególnie na komentarz o seksie w trawie. - Jeśli naprawdę chcesz, możemy ruszyć do dżungli i przeżyć tropikalną przygodę, a potem spędzić tydzień w kurorcie z plażą, morzem i basenami. Po prostu... chcę jechać z tobą. Odpoczywać, a nie pracować. To jest różnica między moimi samotnymi wyjazdami do miast, a wycieczkami z tobą - dodał cicho. Cóż... najwyraźniej przed nimi jeszcze wiele nauki siebie nawzajem, bo Noah naprawdę nie wiedział, czym uraził chłopaka. - Emmm... no większość miejsc była na płycie, część na widowni, ale to już daleko od wokalistów.. - Noah zdecydowanie nie był znawcą koncertów.
    Noah

    OdpowiedzUsuń
  151. Z pewnością planem na zakończenie wieczoru, czy też nocy, było łóżko. Noah zamierzał zabrać Jaimego do siebie, o ile ten nie pokrzyżuje mu planów. Na razie zaś Noah skupiał się na słowach chłopaka. 
    - Jaime, nie chciałem cię urazić. Wiesz, że czasem się wydurniam... a im bardziej się cieszę, tym bardziej gadam głupoty - przyznał. - Nie jesteś kulą u nogi. Jesteś moim partnerem, z którym chcę zbierać nowe doświadczenia. To, że czasem gnam do przodu, wynika z faktu, że zwykle tak musiałem. Też się dopiero uczę innego funkcjonowania. - Uniósł jego dłoń i ucałował. - Jeśli... czujesz, że sprawiam ci przykrość... to powiedz, proszę... Bo ja po prostu często nie wiem, że mówię coś, co cię boli - dodał cicho.
    - Wiesz... jesteśmy razem już ponad rok. Podobno na tym etapie ludzie zaczynają się kłócić... i to wcale nie oznacza, że to coś złego. Po prostu zaczynamy się naprawę poznawać, a nie tylko hormonalnie - dodał. - Choć Jerome nadal podejrzewa, że jesteśmy na tym pierwszym, hormonalnym etapie - dodał niby w żarcie. Chciał jakoś rozluźnić atmosferę, bo miał wrażenie, że w innym przypadku... Jaime po prostu wkrótce zakończy ten wieczór i tyle. 
    - Nie jest to heavy metal, więc może damy radę bez zatyczek. A jeśli... będziesz chciał wyjść, to wyjdziemy i tyle. Nic na siłę, Jaime. To ma być dla ciebie miłe - dodał. Kot, który do tej pory spał Woolfowi na kolanach, chyba miał dość jego kręcenia się, bo zeskoczył na ziemię i odszedł z uniesionym ogonkiem. 
    - Widzisz? Jego też udało mi się urazić - westchnął Noah. 
    Noah

    OdpowiedzUsuń
  152. Noah pokiwał głową. Zgadzał się z Jaimem, choć nie podejrzewał, że akurat dziś będa przeprowadzali te poważne rozmowy. I widział, że Jaime się stara. Nawet pogłaskał go po dłoni, ale.. coż... Noah czuł, że w tej chwili Moretti nie czuje się komfortowo. A przynajmniej nie z Noah. Dlatego w końcu cofnął dłonie i wziął widelczyk do rąk. Choć komentarz o Jeromie był zabawny. 
    - Cóż... ich hormony działają z pewnością. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby Rory szybko czekała się rodzeństwa - odparł Noah. Potem padły komentarze o koncercie i Noah tylko pokiwał głową. Teraz pomysł ze wspólnym wyjściem wydawał mu się jednak błędem. Na szczęście Jaime zajął się kotami. Szczególnie jednym, który wskoczył chłopakowi na kolana.  
    - Nie róbmy żadnych konkursów, kto wymyśli lepszy prezent, co? - zasugerował z błagalną miną Noah. - Cieszę się, że kawiarenka ci się podoba. Naprawdę. I tylko to się liczy - dodał. 
    - W moje możemy po prostu iść na piwo. Niczego więcej nie potrzebuję - zapewnił. 

    OdpowiedzUsuń
  153. Noah zachichotał, kiedy Jaime tak się wzdrygnął na myśl o seksie przyjaciela. 
    - Już nie będę cię dręczyć. Obiecuję - powiedział Noah i faktycznie zamknął temat, choć nadal bawiło go, że Jaime i Jerome tak bardzo boją się tego tematu. Noah podchodził do tego... bardziej jak lekarz. Dorośli są? Są. Nie ma przeciwwskazań medycznych? Badają się? Robili testy? To życzymy długiego i szczęśliwego pożycia. 
    - Jaime... proszę.. nie wykosztowuj się tylko, dobrze? - westchnął Noah. Naprawdę dopiero oswajał się z tym, że w ogóle dostawał jakieś prezenty. Przez lata nic takiego nie miało miejsca i dopiero Jaime uczył go, że może coś dostać i może się z tego cieszyć. - Naprawdę piwo z tobą to wspaniały prezent - dodał. Noah spokojnie jadł topiące się już lody z szarlotki.
    Nagle Jaime zamiast cieszyć się kotem, zaczął coś kombinować. Woolf spojrzał na niego zdziwiony, a wtedy został pocałowany. To było... mile. Naprawdę miłe. Noah uśmiechnął się mimowolnie. Popatrzył z czułością na Jaimego. Ten zaś zajął się kotem. 
    - Cóż... wiem, że wolisz psy, ale łatwiej było znaleźć kocią kawiarnię niż psią. Poza tym... koty cię chyba lubią - zauważył. - Albo wszystko, co puchowe, cię lubi - dodał żartobliwie. - Aż strach zabrać cię do zoo... - mrugnął do niego. Zaczął wbijać się w szarlotkę. 
    - A w ogóle to mam już dla ciebie pewne propozycje tego zimowego wyjazdu. Podeślę ci w wolnej chwili, żebyś sprawdzić, czy coś ci się podoba... no i czy pasuje ci w planie zajęć.
    Noah

    OdpowiedzUsuń
  154. Noah nie chciał dręczyć Jaimego. To hobby zostawiał sobie dla Jerome'a. Inna sprawa, że Woolf był zbyt zainteresowany tym, co chłopak powie mu o prezencie urodzinowym. A tymczasem usłyszał warunek.  - Jasne - potwierdził. - Nie ma będę marudzić, bo naprawdę nie musisz nic kombinować na urodziny. Nie jestem przyzwyczajony ich obchodzić - odparł. Uśmiechał się jednak, bo Jaime się uśmiechał. Chłopakowi poprawił się humor, a to było w tej chwili najważniejsze. Prowadzili rozmowę na różne tematy - kot, zoo czy wyjazd, a Jaime już nie wyglądał na przygnębionego lub załamanego. - Możemy się wybrać któregoś dnia do zoo - zgodził się. - Ale masz nie wchodzić do żadnej zagrody, ok? - poprosił. - Wolałbym, żeby jakieś małpy cię nie porwały czy coś takiego - dodał. W końcu dojedli desery i przyszło im się zbierać. Noah zapłacił rachunek, a Jaime musiał pozbyć się kota. Jakoś. W końcu jednak ruszyli na koncert. Podjechali pod MetLife Stadium. Woolf zaparkował motocykl w ustronnym miejscu, ale dalej musieli ruszyć piechotą. - Jeśli nie będzie ci się podobało, to po prostu daj znać, nikt nas nie zmusza, żebyśmy zostali do końca - zapewnił po raz drugi. Wokół schodzili się ludzie. Koncerty zespołu Coldplay były popularne. Przed wejściami wisiały potężne plakaty trasy koncertowej. - Idziemy do strefy VIP - dodał. Wyciągnął z kurtki dwa bilety, żeby móc je okazać przy wejściu. Noah

    OdpowiedzUsuń
  155. Czy to z okazji urodzin, czy po prostu Moretti wstał lewą nogą, ale był wyraźnie drażliwy. Nierozważnie rzucone słowo czy żart sprawiały, że stawał w pełnej gotowości do zrobienia Woolfowi awantury. - Uważam, że jesteś trochę szalony, trochę spontaniczny, bardzo odważny, choć nie zawsze rozważny. Na przykład umawiasz się ze mną. To przecież idealny przykład niefrasobliwości - zażartował, ale uśmiechnął się do Jaimego. - A serio, to uważam, że kochasz zwierzęta, a one kochają ciebie, więc wolę przygotować się na każdą ewentualność - dodał. - Nie chcę, żeby ktoś mi cię zabrał - szepnął. Potem jednak sprawy potoczyły się nieco innym rytmem.Noah naprawde denerwował się tym, że Jaimemu może nie spodobać się pomysł z koncertem. Wiedział, że chłopak nie lubi tłumów, a nie dało się uniknąć takowego na koncercie Coldplaya. Nagle jednak chłopak zatrzymał się i zaczął Woolfa całować. Nie żeby Mężczyzna nie zamierzał na to narzekać, ale nieco się zdziwił. Objął Jaimego i przytulił do siebie. Na niewiele się to jednak zdało, bo chwilę później Jaime pociągnął ich w stronę areny. Noah mógł co najwyżej odetchnąć z ulgą, bo wyglądało na to, że Jaime lubi ten zespół wystarczająco, żeby cieszyć się prezentem. Przebili się do swojego sektora i zajęli miejsca. Noah wybrał takie, żeby byli blisko przejścia,a nie w tłumie. Znajdowali się bardzo blisko sceny. Wiadomo było, że do koncertu jeszcze chwilę poczekają, bo uczestnicy dopiero się gromadzili. - Potem w planach jest kolacja, więc możesz skakać i nie bać się, że zgłodniejesz. Nie ja gotuję, więc możesz czuć się bezpiecznie, bo cię nie otruję - dodał. 
    Szczęśliwy Noah 

    OdpowiedzUsuń
  156. — Widziałem te ruchy — odparł z lekkim rozbawieniem. — I zdaję sobie sprawę, że żeby to wszystko wyglądało tak lekko i płynnie, to trzeba się przy tym nieźle namęczyć — dodał i pokiwał głową, będąc przy tym zapatrzonym w drogę przed nimi. Sam baletem się nie interesował, ale co nieco na jego temat wiedział i cóż, bliżej było mu do zwykłego tańca w klubie niż podobnych wygibasów. Był zbyt grubo ciosany, a przez to niezgrabny, by poruszać się choćby w ułamku tak płynnie jak tancerze baletu, ale Jaime? Był smukły i zwinny, a na dodatek gibki, przez co Jerome bez większego problemu wyobraził go sobie wykonującego te wszystkie skomplikowane figury wymagające nie tylko precyzji, ale i gracji oraz poczucia równowagi.
    — To jak często widujesz się z tą znajomą? Ile razy w tygodniu udziela ci lekcji? — podpytał, podejrzewając, że przygotowanie oraz nauczenie się całego układu choreograficznego to nie takie hop siup.
    — Och, dziękuję! — roześmiał się, kiedy Jaime powiedział mu, że całkiem często mówił mądre rzeczy, a później chichotał dalej, kiedy młodszy brunet opowiadał mu o Noah. Sam nie chciał, żeby Woolf zamieszkał na Barbadosie – nawet jeśli rozmawiali o tym tylko czysto hipotetycznie – bo wystarczyło mu, że musiał użerać się z nim w Nowym Jorku.
    Na dalsze niezobowiązujące pogaduszki nie mieli czasu, ponieważ dotarli na miejsce i Moretti dodał przysłowiowe dwa do dwóch, przez co zaczął się ekscytować, a Marshall śmiać. Cieszyła go reakcja przyjaciela, która tylko utwierdziła go w przekonaniu, że dokonał słusznego wyboru.
    — Wszystkiego najlepszego, Jaime — powiedział, szczerząc się od ucha do ucha, kiedy już wysiedli z samochodu i zostawili wóz za sobą, na parkingu. — Nie widzę w tym niczego złego, ale czy znajdziemy coś, co przebije skok ze spadochronem? — zażartował, kiedy chłopak klepnął go w ramię i wspomniał o uzależnieniu od adrenaliny. — Chyba tylko lot w kosmos! — zaśmiał się i ochoczo ruszył za przyjacielem. A może to była jakaś myśl? Podobne loty były przecież organizowane – może nie dla szarych obywateli, choć Elon Musk prognozował, że miało się to zmienić – ale w głowie wyspiarza zaświtała myśl o stanie nieważkości. Kojarzył, że samoloty najpierw wzbijały się na odpowiedni pułap, a potem bezwładnie spadały, przez co pasażerowie mieli szansę przez kilkanaście sekund poczuć, jak to jest, kiedy nie działa grawitacja.
    — Nie bez powodu mówiłem o piciu! — zaśmiał się, a kiedy okazał bilety, przepuszczono ich dalej. Nie mieli żadnego przewodnika, ale cała przestrzeń była wyraźnie oznakowana i kolejne strzałki doprowadziły ich do hangaru, gdzie urzędowała grupa instruktorów oraz kilku innych osób. Część z nich już słuchała instruktażu, a na wszystkich na znajdujących się dalej wieszakach czekały odpowiednie stroje.
    — Dzień dobry — przywitał się Jerome, kiedy podeszła do nich dwójka mężczyzn. — Jerome Marshall, a to Jaime Moretti — przedstawił ich instruktorom, a zrobił to nie bez powodu, ponieważ zorganizował dla przyjaciela jeszcze jedną, drobną atrakcję. Kiedy bowiem mężczyźni upewnili się, że mieli do czynienia z właściwymi osobami, jeden z nich wyciągnął zza pleców niewielki tort, w który wbita była świeczka w kształcie samolotu – takich ze spadochroniarzem Jerome nie potrafił znaleźć.
    — Sto lat! — zaintonował instruktor, co zaraz, mimo początkowego zaskoczenia, podchwyciła cała grupa i przez to Jaime znalazł się w centrum uwagi. Marshall wiedział, że jego przyjaciel za tym nie przepadał, ale ten jeden raz może mógł przymknąć na to oko, prawda?

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  157. Noah naprawdę był daleki od tego, by wypominać chłopakowi jego nierozważne zachowania. Po pierwsze dlatego, że nie było to w naturze Woolfa. Po drugie zaś dlatego, że sam nie był aniołem. Czasami rzucał głupimi uwagi, ale głównie dlatego, że żartował i prowokował. Tak jak teraz.
    - Ja chętnie cię porwę. Zawsze – odparł Noah i uśmiechnął się do niego.
    Potem oddali się atmosferze koncertowej. Woolf sam dał się ponieść tej radości, bo Jaime wyglądał na niebywale zadowolonego. Nucił, skakał, cieszył się. Wokół nich świat mienił się kolorami. Chris Martin szalał po scenie, jakby miał dodatkowe baterie w tyłku na takie okazje. I… trzeba oddać sprawiedliwość zespołowi, że koncert był genialny. Ta energia, żywiołowość, napięcie… nawet wolniejsze kawałki porywały.
    - Sat on a roof,
    Named every star
    Shared every bruise and
    Showed every scar
    Hope has its proof,
    Your hand in mine, singing
    "Life has a beautiful, crazy design"
    And time seemed to say
    "Forget the world and its weight"
    Here I just wanna stay


    Podczas tej piosenki Noah nie potrafił nie patrzeć na Jaimego. Lekko ściskał jego dłoń. Może jednak uda mu się uratować te urodziny?
    Koncert był niesamowity, jednak wszystko, co dobre, szybko się kończy. Po drugim bisie zespół opuścił scenę i zaczęło się powolne wypływanie z sektorów.
    - A teraz na kolację do mnie. Mam nadzieję, że zgłodniałeś – powiedział wesoło Noah i wysłał wiadomość z potwierdzeniem, że będą na czas.

    Noah z jego Spidermanem XD

    OdpowiedzUsuń
  158. Noah nie miał nic przeciwko temu, żeby wyszli sobie spokojnie na końcu. Najważniejszą osobę i tak miał przy sobie. Poza tym… buziaki, którymi obdarzał go Jaime były zdecydowanie cudowną rozrywką.
    - Ok. Poczekam na ciebie na dole – odparł Noah. Jak powiedzieli, tak zrobili. Woolf był szczerze zaintrygowany tym, co Jaime kryje w tym pudełeczku, ale nie dopytywał. Uznał, że cierpliwość to cnota i jakoś wytrzyma. Poza tym sam trochę zgłodniał i nie mógł się doczekać, kiedy dojadą do celu.
    - Najpierw jedzenie – odparł. Ruszyli ku mieszkaniu Woolfa. Noah zaparkował w miejscu, które było względnie bezpieczne. Nie miał dla siebie garażu, więc po prostu okrył swój motocykl pokrowcem. Sprawdził na telefonie, że jedzenie już na nich czeka. Pod klatką zastali znajomą Noah, która wręczyła im dużą torbę termiczną.
    - Lećcie jeść, bo wystygnie – pogoniła ich i mrugnęła do Noah, a potem wsiadła do auta i odjechała.
    - Mówiłem, że nie gotuję – rzucił wesoło Noah i złapał Jaimego za rękę. Weszli na klatkę, a potem wsiedli do windy. Woolf nie wybrał jednak numeru swojego piętra, a ostatnie. Miał wrażenie, że Jaime tego nie zauważył, bo przytulał się do Woolfa i całował go, jakby znaleźli się już w mieszkaniu. W końcu jednak drzwi się otworzyły, a Woolf wyciągnął chłopaka z windy.
    - No dobra… a teraz po drabince na górę – polecił mu i wskazał otwór w dachu.
    Na górze w ogrodzie sąsiadów, od których na jeden wieczór Noah wynajął dach, czekało na nich przygotowane wcześniej miejsce piknikowe – poduszki, zastawa w koszu, picie. A jedzenie Noah właśnie wnosił. Z jednej strony duża, biała kurtyna zasłaniała brzydkie mury.

    Woolf

    OdpowiedzUsuń
  159. Noah postawił torbę z jedzeniem i wyciągnął zastawę. Potem dopiero otworzył torbę i wyjął paczki z różnymi sosami i daniami kuchni indyjskiej. Sosy, placki, mięsko, dodatki, przegryzki. I oczywiście słodycze.
    - Cóż… nie wiedziałem, czy lubisz, więc wybrałem… - stwierdził. W końcu usiadł wygodnie na poduszkach. Sięgnął jeszcze do kosza i wyjął tablet, który podłączył do rzutnika i na białym materiale pojawiły się marvelowskie napisy.
    - Co by coś tam w tle nam grało – wyjaśnił.
    Przyglądał się Jaimemu. Faktycznie potrzebował wiedzieć, że wszystko jest w porządku i chłopakowi pasuje. Jerome mówił, że powinien podejść do organizacji tych urodzin w sposób emocjonalny, bo takie prezenty Moretti lubi najbardziej. Zatem Noah się starał. Nie zaserwował Jaimemu festiwalu pod namiotem, co sugerował Marshall, ale pewien element na świeżym powietrzu się znalazł. No dobra… może w NY powietrze nie jest najświeższe, ale chyba powinien dostać jakieś punkty za dobre chęci, nie?
    Sam sięgnął p chlebek i próbował nieco jednego z sosów. Był głodny. O deserze już zdążył zapomnieć, a koncert jednak trochę trwał.
    Tymczasem na ekranie pojawił się Spiderman z tarczą Kapitana Ameryki.

    Noah próbuje być romantyczny

    OdpowiedzUsuń
  160. Noah zdziwił się, gdy Jaime nagle go pocałował, kiedy wyjmowali jedzenie. Niemniej Woolf uśmiechnął się szeroko, gdy chłopak zaczął entuzjastycznie go wychwalać na przemian z pocałunkami.
    - Po prostu chciałem, żebyś miał fajne urodziny – odpowiedział, ale nie zamierzał udawać skromnego i zaprzeczać komplementom. Wolał się nimi cieszyć.
    W końcu wzięli się na poważnie do jedzenia.
    - No cóż… domyśliłem się – przyznał. – Ale pierwsza część Spajdiego jest najlżejsza… więc uznałem, że bardziej pasuje do okazji – dodał. Wziął wino od chłopaka. Obaj usiedli wygodnie. Zajadali się i oglądali, jak Ned rozbija Gwiazdę Śmierci, a Peter dostaje ochrzan od Starka. Po godzinie filmu zdążyli skończyć obiad, a Jaime wtulił się w Noah. Woolf objął go i przytulił policzek do jego głowy. Kiedy Jaime pocałował go w szyję, Noah odsunął się na tyle, by pocałować chłopaka w skroń.
    - Nie ma za co, lisku – szepnął. Uśmiechnął się delikatnie. Pogłaskał go po ramieniu. W sercu zagrało mu to „kochanie”. Miał co prawda nadzieję, że nie zaczną sobie tak słodzić na co dzień, bo to bardzo nie było w stylu Woolfa, ale raz na jakiś czas…
    Przesunął palcami po szyi chłopaka, a potem uniósł jego podbródek i pocałował go czule. Następnie w czoło i wrócił do pozycji wyjściowej.
    - Kocham cię, Jaime – szepnął, ale nie patrzył na chłopaka. Wpatrywał się w film. Uznał, że.. Moretti sam zdecyduje, czy chce uznać, że to słyszał, czy nie. W końcu… oglądali film, nie? A na ekranie Peter właśnie wspinał się na Pomnik Waszyngtona.
    Noah

    OdpowiedzUsuń
  161. Woolf nie zdawał sobie sprawy z tego, co dzieje się w głowie Jaimego. Zastanawiał się tylko, czy chłopak w ogóle przyjmie to, co powiedział. Nawet bez patrzenia na niego wyczuwał, że Moretti jest spięty. Wbijane palce w ciało Noaha tylko to potwierdzały. Potem jednak Jaime zaczął sunąć dłońmi po ciele Woolfa, co trudno było zignorować. Spojrzał na partnera akurat wtedy, gdy Jaime dotarł palcami do policzków Woolfa.
    Noah popatrzył niepewnie na Jaimego, bo nie wiedział, jakiej odpowiedzi oczekiwać. Kiedy jednak usłyszał ciche wyznanie, uśmiechnął się łagodnie, a jego oczy zabłyszczały szczęściem. I wtedy Jaime go pocałował. Noah mocniej przyciągnął do siebie chłopaka. Jedną rękę położył mu na karku, drugą przytrzymywał bok. Całował go z uczuciem, spokojnie, w każdy ruch wkładając jak najwięcej.
    W końcu jednak łagodnym ruchem go od siebie odsunął.
    - Cieszę się, Jaime… - szepnął i musnął ponownie jego wargi z czułością. Potem przesunął nosem po jego policzku. – Czy… chcesz dokończyć film?– zapytał szeptem, po czym ponownie musnął jego wargi. Prawda była taka, że serce Noaha biło radosnym rytmem i nie był pewien, czy jest w stanie skupić się dalej na filmie. Gdyby jednak Jaime tak zdecydował, to po prostu objąłby go mocno i nie puszczał do końca.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  162. Noah uśmiechnął się szeroko, kiedy Jaime stwierdził, że nie muszą kontynuować oglądania filmu. Zawsze mogą ciąg dalszy obejrzeć rano w łóżku.
    - To dobrze, bo ja też wolę ciebie – odpowiedział Noah. Widać było, że w obu wstąpiła nowa energia.
    - I taki był plan… Chodźmy do mnie – zgodził się. Wiedział, że Jaime ma coś dla nich i chyba miało to charakter erotyczny, ale Woolf zupełnie nie domyślał się, co to może być. Miał swój mały podarek w tym zakresie, ale niekoniecznie zamierzał go dawać. Możliwe, że propozycja Morettiego będzie znacznie ciekawsza. Jego było wręcz banalne, więc mógł się nie zdradzać.
    Kiedy Jaime zaczął zbierać rzeczy, Noah się do niego dołączył. Układał jedzenie do kosza, potem zabrali tablet i schowali rzutnik. Kiedy wszystko spakowali i zostały tylko stałe elementy, Noah przerzucił sobie torbę przez ramię i wziął kosz. Pocałował Jaimego w policzek.
    - Zejdź pierwszy po drabince, a ja podam ci kosz, ok? – zaproponował. Po chwili przetransportowali rzeczy do mieszkania Woolfa. Postawili je w kuchni i Noah powrzucał jedzenie do lodówki. Dopiero gdy wszystko to było na załatwione, chwycił Jaimego w pasie i pocałował czule.
    - Jakieś życzenia? – zapytał.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  163. Jerome uznał, że rozmowę o balecie dokończą po skoku ze spadochronem, kiedy ich żołądki pozwolą im udać się na jakieś dobre jedzonko. W końcu tradycji musiało być za dość, prawda? A że po podobnych atrakcjach panowie zawsze serwowali sobie coś dobrego do jedzenia, to Marshall uznał, że tak będzie również i tym razem, choć nie miał pewności co do tego, jak jego układ pokarmowy będzie zachowywał się po podobnym doświadczeniu. Może wybiorą coś lekkostrawnego…?
    Niemniej jednak brunet był pewien podziwu dla swojego przyjaciela. Ćwiczenie układu trzy razy w tygodniu było bez wątpienia mocno angażujące i Jerome podejrzewał, że sam, w swojej nowej codziennej rutynie nie byłby w stanie wygospodarować tyle czasu na regularne treningi. Jaime jednak był zawzięty i kiedy już coś sobie postanowił, nie tylko uparcie dążył do celu, ale także solidnie pracował, aby ten cel osiągnąć. Lubił u Morettiego ten pragmatyzm, dzięki któremu chłopak wiedział, że nic samo się nie zrobi ani nie wydarzy i jeśli chciał przygotować dla Noah niespodziankę, to faktycznie ją przygotowywał, a nie liczył na to, że jakoś to będzie.
    Wyspiarz nie krył zadowolenia wywołanego tym, że jego przyjaciel był tak bardzo zachwycony sprezentowanym mu upominkiem. Wyprostował się i nawet wyżej zadarł podbródek, a jego oczy błyszczały żywo, kiedy ramię w ramię kroczyli w stronę hangaru. Roześmiał się też radośnie, kiedy Jaime tym chętniej okazywał swoją radość i zwrócił się do niego per baby, ewidentnie się zapominając.
    — Dobrze, baby — odparł nie bez rozbawienia i parsknął tym głośniejszym śmiechem, kiedy spostrzegł minę Jaime’ego. Na jej podstawie bezbłędnie można było wywnioskować, w jakim kierunku popłynęły myśli chłopaka i cóż, rzeczywiście lepiej było, żeby nikt nie pomyślał, iż Moretti był pijany.
    Uważnie obserwował przyjaciela, kiedy tort wysunął się na pierwszy plan, a do śpiewu organizatorów przyłączyły się pozostałe osoby obecne w hangarze. Sam Jerome wyśpiewywał kolejne wersy urodzinowej piosenki najgłośniej, jak tylko potrafił, aż po wyśpiewaniu ostatnich słów, kiedy Jaime zdmuchnął świeczkę w kształcie samolotu, wszyscy zaczęli bić brawo.
    — Dla ciebie wszystko — oznajmił Jerome i mrugnął porozumiewawczo do chłopaka, kiedy ten mu podziękował, a potem w poufałym geście lekko zacisnął palce na jego ramieniu. Może i jego słowa miały żartobliwy wydźwięk, ale kryła się w nich wyłącznie prawda.
    Kiedy emocje opadły i w hangarze na powrót zrobiło się cicho, zgodnie z przewidywaniami Jaime’ego dwójka instruktorów zajęła się zarówno Morettim, jak i Marshallem. Wytłumaczyli im każdy etap skoku, od momentu wzbicia się samolotu w powietrze do zetknięcia się ich stóp z ziemią. Następnie kazali im ubrać się w kombinezony i wręczyli do rąk chroniące przed pędem powietrza gogle. Później zademonstrowali, jak każdy z nich będzie przypięty do instruktora i zaczęli ćwiczyć pozycję, którą musieli przyjąć w trakcie skoku. W tym celu musieli położyć się na brzuchu na ławeczce i trzymać nogi oraz ręce uniesione, a także odpowiednio zgięte. Instruktorzy przekazali im jeszcze kilka wskazówek, a całe szkolenie zakończyło się po trzydziestu minutach, ponieważ cała odpowiedzialność spoczywała na instruktorach. Zadaniem Jaime’ego i Jerome’a było tylko utrzymanie odpowiedniej pozycji podczas skoku i lądowania, poza tym musieli pamiętać wyłącznie o dobrej zabawie.Jeszcze przed wejściem na pokład samolotu każdy instruktor spiął się ze swoim podopiecznym. Łącznie ich grupa liczyła dwadzieścia osób, przez co w kadłubie było ciasno, ale każdy miał swoje miejsce przydzielone zgodnie z kolejnością, w jakiej miały odbywać się skoki. Jaime był przed Jeromem. Należało jeszcze zaznaczyć, że każdy z instruktorów miał kamerkę, której w przypadku Jaime’ego i Jerome’a używali już od akcji z tortem. Dzięki temu cały skok miał zostać odpowiednio udokumentowany.— Za dziesięć minut osiągniemy odpowiedni pułap — poinformował pilot, a to oznaczało, że niedługo wszyscy po kolei zaczną wyskakiwać przez właz w samolocie, który jeszcze pozostawał zamknięty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Byle tylko nie zemdleć w trakcie — zażartował Jerome i spojrzał na przyjaciela. Był niewiarygodnie zestresowany; bolało go całe ciało, oddech miał przyspieszony, a serce tłukło się w jego piersi. Najbardziej bał się momentu wyskoczenia z samolotu, bo później już jakoś to miało być, prawda? I tak jak powiedział, głupio byłoby stracić przytomność i przegapić cały skok…

      JEROME MARSHALL

      Usuń
  164. Noah po prostu nie wyobrażał sobie, że mógłby nie dbać o chłopaka. Przede wszystkim za bardzo mu na nim zależało. Kochał go, co uświadomił sobie już pewien czas temu, i zwyczajnie nie chciał, by Jaimemu stała się jakakolwiek krzywda, nawet gdy chodziło o zwykłe złe samopoczucie. Tym bardziej przejmował się dyskomfortem, który Jaime mógł odczuwać po ich zbliżeniach. Bywali gwałtowni, niecierpliwi i zdecydowanie zbyt zajęci przeżyciami, by zawsze wszystko kontrolować, a Woolf nie chciał, by Jaime z tego powodu cierpiał. I wreszcie Moretti po seksie zachowywał się jak niewinny kociaczek potrzebujący tulenia i opieki, więc Noah po prostu poddawał się impulsowi i zajmował swoim liskiem. W końcu jednak wtuleni w siebie zasnęli. Potrzebowali odpoczynku. Noah niemal od razu wpadł w objęcia Morfeusza. W pewnej chwili poczuł, że łóżko obok się ugina. Uznał, że Jaime idzie do toalety czy coś podobnego, więc nie wstawał. KIedy jednak nie usłyszał odgłosów z łazienki, a Jaime się nie pojawiał, Noah wysunął się z pościeli i wstał. Z na wpół zamkniętymi oczami zaczął go szukać po mieszkaniu. Kiedy wszedł do kuchni, przystanął w drzwiach.- Jaime? Co się stało? - wymamrotał sennie. W końcu dostrzegł jego zaczerwienione oczy i łzy na policzkach. - Lisku, co się stało? - zapytał ponownie, ale z większą energią i podszedł do niego, żeby go przytulić. 
    nieprzytomny Noah

    OdpowiedzUsuń
  165. Będąc we wznoszącym się coraz wyżej samolocie, Jerome niesamowicie się denerwował i nawet jeśli starał się to ukryć, zdradzało go ciało. Czuł tłukące się w piersi serce i strużkę zimnego potu, która spłynęła mu po plecach. Choć na skok ze spadochronem zdecydował się dobrowolnie i świadomie, teraz najzwyczajniej w świecie się bał i szczerze powiedziawszy, w pewnym momencie zaczęło mu się wydawać, że to właśnie strach wyszedł na prowadzenie przed radosną ekscytacją. Miał z własnej woli skoczyć z samolotu tnącego powietrze na wysokości kilku kilometrów, by stać się pędzącą ku ziemi kukłą, z której nic nie zostanie, jeśli spadochron nie otworzy się na czas? Tak, najwyraźniej na to się zdecydował, kupując przyjacielowi taki, a nie inny urodzinowy prezent, którego realizacja zakładała również udział wyspiarza.
    Nie wiedział, co odpowiedzieć Jaime’emu, niemniej jednak nie chciał, żeby ten go nawiedzał. I nawet gdyby nasunęła mu się jakaś odpowiedź, nie zdążyłby otworzyć ust, ponieważ w następnej kolejności to Jerome oraz jego instruktor stanęli przy otwartym włazie, a później rzucili się w pustkę. Ten moment był najgorszy. Brunet poczuł, jak przewalają się jego wnętrzności, kiedy doświadczył swobodnego spadania i nawet krzyknął krótko, nim oswoił się z tym nowym uczuciem i bardziej rozluźnił. Stawiające opór powietrze szarpało za jego kombinezon i policzki, kiedy mknęli w dół, ściągani ku ziemi przez grawitację, lecz im dłużej to trwało, tym przyjemniejsze się stawało. W końcu Jerome zaśmiewał się wesoło i machał do kamerki podsuwanej mu przed twarz przez instruktora, aż wreszcie mężczyzna przypięty do jego pleców pociągnął za rączkę otwierającą spadochron. Solidnie nimi szarpnęło, kiedy spadochron się rozwinął i wytracili prędkość, a samemu Marshallowi aż zakręciło się w głowie. Niemniej widoki, które mógł podziwiać z tej perspektywy, były niesamowite. Wcześniej ziemia pędziła ku niemu nieubłaganie i obraz lekko się zamazywał. Teraz leniwie płynęli w powietrzu, kołysząc się lekko i kołując, dzięki czemu mieli widok na panoramę miasta.
    Wyspiarzowi wydawało się, że skok trwał całą wieczność, lecz w rzeczywistości dotknęli ziemi bardzo szybko. Wylądowali miękko, aczkolwiek za to odpowiedzialny był wyłącznie instruktor – Jerome miał jedynie wysoko unieść nogi, tak by nie przekoziołkowali po trawie porastającej lądowisko.
    — O matko — sapnął trzydziestolatek krótko po tym, jak do jego uszu doleciał okrzyk przyjaciela i ściągnął chroniące oczy gogle. Spojrzał w kierunku rozradowanego Morettiego i pomachał mu, lecz sam bynajmniej się nie podniósł – czuł, że nogi nie udźwigną jego ciężaru. Siedział więc tyłkiem na zielonej trawce i grzecznie czekał, aż instruktor rozprawi się z łączącymi ich zabezpieczeniami, a kiedy to nastąpiło, po prostu położył się na plecach i zaczął mocno, głęboko oddychać. Na usta cisnęły mu się same przekleństwa, bo tylko za ich pomocą mógłby odpowiednio dokładnie opisać swój stan, więc zdecydował się milczeć i tylko wpatrywał się w błękitne niebo, które przed chwilą przecinał z zawrotną prędkością.
    Jego ciało, zmęczone krążącą w żyłach adrenaliną, protestowało, ale umysł… W nim panowała kojąca pustka i Jerome czuł się niesamowicie. Policzki piekły go od zimnego powietrza siekącego go w twarz jeszcze w górze, a nos pozostawał lekko zaczerwieniony i wciąż jakby szumiało mu w uszach, lecz stopniowo docierało do niego coraz więcej bodźców ze świata zewnętrznego i wreszcie Jerome podźwignął się ciężko na rękach do pozycji siedzącej, po czym odszukał wzrokiem Jaime’ego.
    — I co? — krzyknął do niego. — Obejdzie się bez nawiedzania? — rzucił, szczerząc zęby w wesołym uśmiechu.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  166. Mężczyznę naprawdę zaniepokoiło to, że Jaime się rozpłakał. Nie wiedział, co o tym sądzić, a lisek tłumaczył sytuację dość nieskładnie i płakał dalej.
    - Kocham cię, Jaime. Jeśli potrzebujesz płakać, to płacz. Po prostu nie uciekaj przede mną – poprosił i tulił go tak długo, jak Jaime tego potrzebował. W końcu jednak wrócili do łóżka. Ta noc była niezapomniana na wiele sposobów.
    Noah nawet nie zauważył, kiedy nadeszły jego urodziny. Nie spodziewał się zbyt wielu życzeń, bo od dawna ich nie dostawał. Coś tam jednak wysłała przyszywana babcia, za co ładnie jej podziękował. Pracował nad papierami w biurze, gdy przyszła do niego paczka. Popatrzył zdziwiony na przesyłkę, ale domyślał się, od kogo mogła przyjść. Kiedy zobaczył słodycze, uśmiechnął się szeroko i spróbował jedno z ciastek. Resztę postawił sobie na biurku do podjadania w ciągu dnia. Wysłał jednak najpierw zdjęcie tej kompozycji do Jaimego z podziękowaniami. „Na pewno nie umrę z głodu, Lisku. Bardzo dziękuję <3”.
    Noah nie wiedział, co Jaime planuje na resztę dnia. Wiedział tylko, że mają się zobaczyć.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  167. W Nowym Jorku nie miała zbyt wielu znajomych. Mogła ich właściwie wyliczyć na palcach. Trzeba było przyznać, że Miley była dość samotnym człowiekiem. Nie potrafiła sobie ot tak zyskać nowych znajomych, ciężko było się jej otworzyć na nowe znajomości. Dlatego, gdy w jej życiu pojawił się Jaime nie podejrzewała, że to byłaby przyjaźń na dłuższy okres. Poznali się w Kalifornii jakiś czas temu, gdy jeszcze mieszkała w San Jose i nie podejrzewała, że ich znajomość mogłaby utrzymać się aż do tej pory. Oczywiście bardzo z tego powodu się cieszyła. Jaime był naprawdę fajnym chłopakiem, z którym znalazła wspólny język. Może chodziło o to, że byli w jednym wieku, a może wiek nie miał zupełnie znaczenia w ich relacji. To nie było zresztą ważne, bo mogłaby rozkładać wszystko na czynniki pierwsze, a pewnie i tak nie doszłaby do sedna. Pomysł z wyjazdem pojawił się jakoś niedawno. Uznała, że wycieczka poza Nowy Jork zrobi im dobrze. Lubiła podróżować. Sama zwiedziła kawałek Stanów, co prawda niewielki, ale jednak i nie chciała przestawać na tym, co już widziała. Nie zawsze miała na to pieniądze, ale teraz tak się złożyło, że mogła sobie pozwolić na wyjazd. Zarezerwowała dla nich hotel w Bostonie, aby wyszło taniej wzięła jeden pokój, ale z dwoma łóżkami. Tak na te kilka dni płacili niecałe dwieście dolców za pokój razem ze śniadaniem. Osobno wyszłoby dwa razy drożej. Jako, że Boston nie był jedynym przystankiem w ich planie, kupiła jeszcze dla nich coś, co przyda im się na wizytę w innym mieście.
    Na dziewiątą umówili się na stacji kolejowej, aby wsiąść w pociąg prosto do Bostonu. Była na drogę przygotowana. Zrobiła w domu cztery kanapki, nawet do termosu zabrała kawę oraz herbatę. Jeśli Jaime nie będzie chciał, to będzie więcej dla niej. Napisała mu krótką wiadomość, że czeka już na ich peronie i przesłała zdjęcie, gdzie dokładnie ją znajdzie. Siedziała na ławce czekając na to, aż chłopak się pojawi. Była naprawdę podekscytowana. Nie była jeszcze nigdy w Bostonie i nie wiedziała, co chciałaby jeszcze w nim zobaczyć. Ale o tym mogli zadecydować już na miejscu albo w drodze pomyślą, gdzie chcą iść. Z pewnością znajdą ciekawe muzea czy inne takie. Nawet odkrywanie wspólnie knajp będzie fajnym zajęciem.
    Podniosła głowę, aby rozejrzeć się czy Jaime już nadchodzi i po chwili dostrzegła go w tłumie zbliżających się w jej stronę osób. Pomachała mu wesoło i wstała z miejsca, ale nie ruszyła się, bo nie chciała stracić ławki. Widziała, że jakaś kobieta się już na nią czaiła, a Miley nie zamierzała ustąpić.
    — Hej! — zawołała wesoło i szeroko uśmiechnęła się w stronę chłopaka. — Mam coś dla ciebie i jak tego nie włożysz to się śmiertelnie obrażę.
    To o czym mówiła to było nic innego, jak po prostu kapelusz wiedźmy. Czarny, bardzo elegancki i idealnie pasujący do ich wycieczki do Salem. Daruje mu przejazd w kapeluszu w pociągu, ale w Salem już koniecznie chciała, aby go miał.
    — Za dziesięć minut powinien być już pociąg. Nie mogę się doczekać!

    Miley

    OdpowiedzUsuń
  168. W pozycji leżącej Jerome może niezbyt dokładnie widział, co też wyprawia Jaime, ale na pewno zdołał to poczuć i usłyszeć. Wraz z tym, jak Moretti skakał wokoło, ziemia pod ciałem Marshalla wibrowała i dudniła lekko, a śmiech chłopaka znalazł drogę prosto do uszu wyspiarza. Zresztą, jak się szybko okazało, Jerome wcale nie musiał się podnosić, by lepiej przyjrzeć się poczynaniom przyjaciela, ponieważ ten zaczął podskakiwać wokół niego i tym samym znalazł się w polu widzenia mężczyzny, który z tego powodu nieomal dostał zawrotów głowy. Śmiał się jednak wesoło, widząc, jak bardzo Jaime jest zadowolony i jak rozpiera go pozytywna energia. Mając w pamięci początki ich znajomości, naprawdę przyjemnie było obserwować chłopaka w takim stanie. Serce wyspiarza rosło, kiedy widział, jak Jaime się cieszy, jak szeroko się uśmiecha i cały wręcz promienieje – jak cieszy się życiem i czerpie z niego garściami, choć kiedyś wydawało mu się, że przecież na to nie zasługuje.
    Tok myślenia, którym podążył sprawił, że Jerome się wzruszył. Coś ścisnęło go za gardło, a bursztynowe oczy zaszkliły się lekko wcale nie przez wiatr, który na otwartej przestrzeni lotniska dął mocniej, niż w mieście.
    — Kiedyś na pewno — odparł z rozbawieniem i potarł powieki w geście, który rzekomo nie miał mieć nic wspólnego z przegnaniem łez. Poleżał jeszcze chwilę, żeby przypadkiem z niczym się nie zdradzić, a później skorzystał z pomocy przyjaciela. Złapał go za rękę i podźwignął się do pozycji siedzącej, a kiedy Moretti podziękował mu za prezent urodzinowy, wyspiarz najpierw uśmiechnął się szeroko, a później po prostu mocno uścisnął chłopaka.
    — Jeszcze raz, wszystkiego najlepszego — powiedział, odsunąwszy się na długość wyciągniętych rąk. — Bardzo się cieszę, że ci się podobało — dodał i popatrzył po młodszym brunecie, przez to jego twarz przybrała znajomy, zaczepny wyraz. — Do twarzy ci w tym kombinezonie — oznajmił i spojrzał na przyjaciela odrobinę z ukosa, a potem poklepał go po ramionach i odsunął się, śmiejąc się przy tym cicho.
    Już w hangarze Jerome ściągnął z siebie kombinezon i oddał go wraz z goglami instruktorom, a potem zjadł kawałek tortu. Jego żołądek odrobinę protestował – po tym, jak podczas skoku ze spadochronem wyobracało go na wszystkie możliwe strony, duża porcja cukru nie była niczym przyjemnym – ale tort okazał się tak dobry, że brunet zostawił na swoim talerzu tylko okruszki.
    — Tak jak mieliśmy sobie wykupić karnet na tor wyścigowy? — rzucił z rozbawieniem. — Życia nam nie starczy na te wszystkie sporty ekstremalne! — zaśmiał się.
    Ponieważ nie miał już więcej niespodzianek, podszedł do samochodu od strony miejsca dla pasażera, tak aby to Jaime mógł prowadzić swoje ukochane autko. Na pytanie chłopaka, podrapał się po policzku pokrytym ciemnym zarostem i na moment się zamyślił. Zarówno na picie alkoholu, jak i na jedzenie było jeszcze za wcześnie, więc może najrozsądniejszym wyjściem faktycznie byłoby udanie się do Jaime’ego i poczekanie, aż zgłodnieją?
    — W zasadzie, to nic lepszego nie przychodzi mi do głowy — przyznał, kiedy obaj zasiedli we wnętrzu samochodu. — Ten skok ze spadochronem chyba wyprał mnie z kreatywności — zażartował. — Możemy pojechać do ciebie, obejrzeć coś, a jak zgłodniejemy, to rzeczywiście coś zamówimy — powiedział, tym samym zgadzając się z wcześniejszą propozycją przyjaciela i lekko wzruszył ramionami. Właściwie nie miałby nic przeciwko wyłożeniu się na kanapie w mieszkaniu Jaime’ego i chwili słodkiego lenistwa.

    JEROME MARSHALL 💛

    OdpowiedzUsuń
  169. O przeszłości warto było pamiętać, chociażby ze względu na to, że to ona kształtowała to, jakim człowiekiem było się tu i teraz. Z perspektywy czasu Jerome był wdzięczny za kilka ostatnich lat swojego życia, choć obfitowały one w wydarzenia, które odcisnęły na nim piętno. Niemniej to właśnie te wydarzenia sprawiły, że dziś wyspiarz był mądrzejszy i dojrzalszy, nauczył się walczyć o swoje i doceniać każdy kolejny dzień. W konsekwencji był również szczęśliwy, więc czy gdyby miał możliwość cofnięcia się w czasie, zmieniłby cokolwiek…? Nie. Uważał, że nie – że nic nie działo się bez przyczyny i nie bez powodu spotkało go to wszystko, dziś natomiast znajdował się w takim punkcie swojego życia, z którego był więcej niż zadowolony.
    — Nie mogę się doczekać, aż dostaniemy filmik ze skoków — powiedział i na samą myśl zatarł ręce. — Do tygodnia mają go wysłać na mojego maila — poinformował, ponieważ zgodnie z ustaleniami, zmontowany przez specjalistę filmik miał trafić na maila podanego w formularzu zgłoszeniowym. — Wtedy Charlotte i Noah będą mogli na własne oczy przekonać się, że to twarzy nam w tych kombinezonach — zażartował, ponieważ przez cały swój wywód zmierzał właśnie do tego. Jerome i Jaime mogli siebie nawzajem pooglądać, ale co z ich partnerami?! Całe szczęście, nic straconego i choć nie miało się to odbyć na żywo, to panna Lester i Woolf nie mieli niczego przegapić.
    W odpowiedzi na wzmiankę o zakupieniu karnetu Marshall tylko uśmiechnął się lekko. Nie miał pewności, czy w najbliższym czasie będzie mógł pozwolić sobie na takie zbędne wydatki. Remont mieszkania pochłonął jego oszczędności, a on i Charlotte wybierali się jeszcze na Barbados, co również generowało pewne koszta. Nie wspomniał jednak o tych kwestiach finansowych na głos, a kiedy znaleźli się we wnętrzu samochodu, zapiął pas i na jakiś czas zapatrzył się w widoki za oknem.
    — Ja chyba nie poczułem się wolny — odparł Jerome. — Raczej… bezbronny — stwierdził z wyraźnym rozbawieniem. — Ale też nie do końca tylko tak. To trudne do opisania uczucie, psychicznie i fizycznie — zauważył i wzdrygnął się lekko na samo wspomnienie uczucia, które towarzyszyło mu, kiedy wraz z instruktorem rzucił się z luku samolotu i nagle nie miał nad niczym kontroli. To było jednocześnie… wspaniałe i przerażające.
    Dobrze było znaleźć się w mieszkaniu przyjaciela – Jerome lubił tu przebywać i wcale nie ukrywał, że czuł się tu jak u siebie. W części kuchennej przesypał czipsy do dużej miski, nalał do szklanek coli – ponieważ na drinki wciąż było za wcześnie – i przetransportował się z tym wszystkim na kanapę.
    Usłyszawszy pytanie przyjaciela, podniósł głowę i spojrzał na niego z niemałym zaskoczeniem.
    — Nie — odparł powoli, nieco przeciągając samogłoskę. — Został ze mną — wyjaśnił, będąc przy tym odrobinę zbitym z tropu, ponieważ od dawna nie rozmawiał z nikim ani o Jennifer, ani o tym, co było z nią bezpośrednio związane. — Z tego, co wiem, Jen podróżuje po świecie. Nie chciała zabierać Harolda, bo nie miałaby warunków do opieki nad nim — dodał i sięgnął do miski z chipsami, by następnie kilka z nich od razu wsadzić do ust.
    Od czasu rozwodu nie miał kontaktu z byłą żoną. Pożegnali się przed budynkiem sądu i czy wtedy widzieli się po raz ostatni? Marshallowi wydawało się, że tak i na tę myśl wyraźnie się zasępił. Jakby nie patrzeć, Jen była miłością jego życia, a teraz nie mieli ze sobą absolutnie żadnego kontaktu. Zasmuciło go, jak szybko i w zasadzie lekko stali się dla siebie dwójką obcych ludzi.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  170. Noah wyszedł z pracy o czasie, co było już samo w sobie dobrą oznaką. Podjechał do domu, żeby się doprowadzić do ładu, bo niezależnie od tego, co Jaime wymyślił, na pewno nie chciał mieć u siebie spoconego i jednocześnie zakurzonego chłopaka. Następnie Woolf zaczepił o sklep z alkoholami i pojechał do Jaimego. Po ciasteczkowym prezencie był trochę ciekawy tego, co jego chłopak przygotował. Skoro nie wychodzili na miasto, to Noah podejrzał, że Moretti sam coś upichcił, a wielokrotnie zostało udowodnione, że Jaime w kuchni świetnie się sprawdza.
    W końcu dotarł na miejsce, a drzwi otworzył mu bardzo rozentuzjowany Jaime. Chociaż Noah czuł się nieco zagubiony, to chętnie odpowiedział na pocałunek. Potem zaś Jaime zaczał robić jeszcze więcej zamieszania.
    - Hej... spokojnie. Jestem. Dotarłem - stwierdził wesoło. - Białe - odparł i podał chłopakowi paczkę. - A tu coś mocniejszego, gdybyś chciał - dodał. Potem poszedł umyć ręce, bo liczył, że Moretti nieco się wyciszy. Kiedy wrócił, ujął chłopaka za rękę i lekko pociągnął do siebie.
    - Wszystko ok? - zapytał z troską.

    OdpowiedzUsuń
  171. Powtórzenie skoku ze spadochronem na pewno było czymś, na co Jerome mógłby się zdecydować. Ciekawe, ile skoków trzeba było odbyć z instruktorem, żeby móc zacząć skakać samemu? Na pewno istniały specjalne kursy, które do tego przygotowywały i z pewnością nie należało one do tanich. Z drugiej strony wyspiarz nie był przekonany, czy ufał sobie samemu na tyle, by wyskoczyć z samolotu bez zabezpieczenia w postaci przypiętego do pleców instruktora, który zawsze mógł pociągnąć za linki odbezpieczające spadochron wtedy, gdyby trzydziestolatek z różnych powodów tego nie zrobił. Jeśli dobrze się nad tym zastanowić, to Marshall wolał sporty ekstremalne usytuowane bliżej ziemi, które nie wiązały się z doświadczaniem uczucia swobodnego spadania jak podczas skoku na bungee czy skoku ze spadochronem. Bliżej było mu choćby do szaleństw na torze wyścigowym.
    — A wiesz, że w Nowym Jorku jest podobno miejsce, w którym można surfować? — rzucił, kiedy rozmyślanie o różnych rodzajach aktywności fizycznej naprowadziło go na ten trop. — Coś mi ostatnio mignęło na ten temat na Instagramie. Nie wiem jeszcze, co i jak, musiałbym dopiero więcej poszukać na ten temat. Ale chyba wymyśliłem dla nas kolejną atrakcję — zaśmiał się, kiedy zmierzali już do mieszkania Morettiego.
    Jeszcze na Barbadosie Jerome potrafił wiele czasu spędzać na desce, ale nie przyszło mu do głowy, by podobna aktywność była dostępna w Nowym Jorku. Nie wpadł na to, by poszukać informacji na ten temat i kiedy na Instastory jednej z obserwowanych przez niego osób dostrzegł informację o surfingu, był szczerze zaskoczony. Zdecydowanie musiał zgłębić ten temat!
    Kiedy już mężczyzna rozsiadł się na kanapie w mieszkaniu przyjaciela, nabrał przekonania, że nie musi nigdzie się stąd ruszać. Niemniej chyba nie do końca zapanował nad mimiką swojej twarzy, skoro rozmowa o Haroldzie wzbudziła w Jaime’em tak duży niepokój – Jerome nie do końca zdawał sobie sprawę ze swojej reakcji. Towarzyszące mu emocje były chwilowe – były jak mocny błysk, który na moment oślepiał człowieka i ten musiał najpierw szybko zamrugać, a potem przez kilka minut borykać się z uciążliwymi mroczkami, nim odzyskał ostrość widzenia, ale prędzej czy później wszystko wracało do normy.
    — Spokojnie, nic się nie stało — odparł i wysilił się na uśmiech, który z wymuszonego szybko przeszedł w całkiem naturalną i spokojną krzywiznę. — Po prostu… Dawno z nikim nie rozmawiałem o czymkolwiek, co miałoby bliższy lub dalszy związek z Jen — wyjaśnił. — I może stąd ten grymas — dodał i przesunął dłonią w pobliżu twarzy, jakby chciał zakreślić jej obraz. Trzydziestolatek odwykł od tematu swojej byłej żony. Z Charlotte nie rozmawiali o niej właściwie od czasu rozwodu, który miał miejsce pod koniec kwietnia tego roku, zatem minęło od niego dobrych kilka miesięcy.
    — Po prostu… Pomyślałem, że to dziwne, że kiedyś byliśmy tak blisko, a teraz nie mamy ze sobą żadnego kontaktu. Nie wiem, gdzie ona jest ani co robi — zdecydował się jeszcze odezwać, niepewnie unosząc wzrok na przyjaciela. — To… naprawdę nie do pomyślenia — podsumował, nie do końca potrafiąc opisać słowami to, co czuł, ale miał cichą nadzieję, że Jaime zrozumie, o co mu chodzi. Bynajmniej nie popadł w całkowicie zły nastrój i nie miał do końca dnia pozostać zasępiony, raczej poczuł się na chwilę przygnębiony. Wtem jednakże coś go tknęło.
    — Noah… chyba też nie ma od niej żadnych wieści, prawda? — zagadnął ostrożnie, choć przy najbliższej okazji postanowił osobiście zapytać o to Woolfa.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  172. Blondynce poznawanie nowych ludzi przychodziło z trudem, bo zwyczajnie była nieśmiała i nie wiedziała, jak zaczynać rozmowy. Jakby ktoś się jej zapytał jak to się stało, że ona i Jaime się poznali, to nie miałaby na to odpowiedzi, bo nie pamiętała. Jak to się stało, że nagle zaczęli się przyjaźnić? Wiedziała tylko, że miało to miejsce jakiś czas temu, kiedy blondynka należała do tej bardziej samotnej części mieszkańców Stanów Zjednoczonych. Tak się złożyło, że się polubili, a ich znajomość wytrwała aż do teraz. Miło było mieć znajomego w swoim wieku, bo… co tu dużo mówić, po prostu to było miłe. Mieli dość sporo wspólnych tematów, a to, co studiował Jaime bardzo intrygowało blondynkę i nie było co ukrywać, ale takie studia kojarzyły się jej głównie, jeśli nie tylko, z podcastami kryminalnymi i tą całą kryminalną otoczką. Za często ich też zdecydowanie słuchała. Czasami nawet zastanawiała się nad nagrywaniem, jednak nie miała na to, aż tyle czasu. Spędzała w pracy długie godziny, często po godzinach również uciekała do prywatnych klientek, aby je pomalować na imprezę czy zrobić paznokcie, a gdzie w tym wszystkim jeszcze miałaby znaleźć czas na to, żeby mówić do mikrofonu, robić research na temat spraw i składać to wszystko w jedno? Ostatnio ledwo co ogarnęła, jak należy poprawnie składać filmiki w programie, a co tu mówić o całej reszcie. Może to byłby dobry plan na przyszłość. Z drugiej strony w internecie byłą już masa rzeczy. Nawet myślała o tym, aby robić makijaże i opowiadać o przestępcach, ale już była dziewczyna, która to robiła, a Miley nie chciała zostać oskarżona o plagiat, o co było naprawdę łatwo. Nawet jeśli nie miało się w planach skopiowania cudzej pracy. Trudno było też wymyślić coś nowego, bo tak na dobrą sprawę to wszystko było już powiedziane, wszystko było już zrobione.
    Nie za bardzo wiedziała, jak Jaime mógłby zareagować na kapelusz. Spodziewała się, że może nie byłby za tym, aby go nosić, ale jego reakcja przebiła dosłownie wszystko i Miley tylko utwierdziła się w przekonaniu, że oboje są na tej samej stronie.
    — Wiesz, że to nie jest taki głupi pomysł? Czemu nie, to będzie nawet zabawne — stwierdziła. Musiała być szczera, ale lubiła chłopaków w makijażu. Z jakiegoś nieznanego sobie powodu, bo wcale nie chodziło o to, że sama zajmuje się makijażem, po prostu się jej podobali, gdy mieli zrobione oczy. Mocne smokey eye było tym, co sprawiało, że serce biło jej nieco mocniej.
    Z zadowoleniem w końcu usiadła na swoim miejscu.
    — Pytanie jakie muzea chcemy odwiedzić. Jest ich w końcu cała masa. Ja chciałabym pójść do Museum of Fine Arts i do Warren Anatomical Museum, choć pewnie dla ciebie to nie będzie nic wyjątkowego — powiedziała. Była ciekawa tego wszystkiego i prawdę mówiąc nie mogła się wręcz doczekać. Niby mogli się rozdzielić, a każde poszłoby w swoją stronę, ale wtedy znikał sens wspólnego wypadu do Bostonu. Co to za wyjazd, jak robiliby wszystko osobno? — Do Salem wybrałabym się w przedostatnim dniu wyjazdu. Najpierw zobaczymy trochę Bostonu, potem Salem i zostanie nam ostatni dzień jeszcze na Boston. To chyba całkiem niezły pomysł, jak sądzisz?
    — Aha! I najważniejsze! Skoro jedziemy do Salem, to obowiązkowo musimy obejrzeć jeszcze Hocus Pocus i nie chcę słyszeć odmowy!


    Oh, look! Another glorious morning. Makes me sick!

    OdpowiedzUsuń
  173. Noah obserwował Jaimego z uśmiechem, kiedy ten wędrował po części kuchennej. Naprawdę nie potrzebował od niego żadnego prezentu. Wystarczyłoby mu, gdyby spędzili razem wieczór. Niemniej nie mógł nie zauważyć małego przemeblowania i paczki na kanapie. Postanowił jednak tego nie komentować i cierpliwie czekać na rozwój wydarzeń.
    - Nie stresuj się – westchnął Noah. – Dla mnie jesteś po prostu wspaniały – zapewnił i uśmiechnął się łagodnie. – I oczywiście – dodał. Jaime poprowadził go na fotel, a Woolf posłusznie usiadł. Prawda była taka, że zakaz Jaimego sprawił, iż Noah jeszcze bardziej zainteresował się paczką. Postanowił jednak trzymać łapki przy sobie. Skupił się na Morettim, który coś szykował. Po chwili rozbrzmiała muzyka. I zaczął się taniec.
    Noah patrzył w zdziwieniu, ale i zachwycie. Cóż… kto nie patrzyłby z zachwytem, kiedy ciało tak ponętnie rozciąga się na parkiecie? Niemniej nie chodziło tylko o seksualne popędy, ale również o to, że Jaime wyglądał jak oderwany od tego szarego świata. Skupiony, ale spokojny. Dokładny. Łagodny i lekki. Noah z uwagą śledził każdy jego ruch i żałował, że nie zaczął tego nagrywać. A jednocześnie… miałby stracić pokaz dla głupiego nagrania? To właśnie nie pozwoliło mu się ruszyć. Trwał nieruchomo w kontraście do płynącego w muzyce Jaimego, aż chłopak zakończył występ. Wtedy Woolf zaklaskał dynamicznie, przerywając tym samym magiczny moment. W jednej chwili Noah znalazł się z przy Jaimem i przytulił go.
    - Cholera, nie sądziłem, że jesteś zdolny do takich rzeczy. Jesteś niesamowity, wiesz? – stwierdził i spojrzał mu w oczy, a w jego własnych jaśniały podziw i duma.


    Noah

    OdpowiedzUsuń
  174. — To na pewno odbywa się na zewnątrz — odparł, przypominając sobie, co zobaczył w mediach społecznościowych i zerknął na Jaime’ego, uśmiechnąwszy się lekko, kiedy ten oznajmił, że poczeka do lata. — Poczytam, co i jak. I chyba nie poczekam do lata — odparł, zaśmiawszy się cicho. Za bardzo korciło go wypróbowanie tej atrakcji już teraz, nawet mimo tego, że sam nie przepadał za niskimi temperaturami. Nie było jednakże jeszcze tak źle, a on naprawdę kochał surfować i jeśli tylko w Nowym Jorku faktycznie dało się to robić, to zamierzał przekonać się o tym na własnej skórze, nawet jeśli załapałby się tylko na końcówkę sezonu.
    Wyspiarz zamilkł na dłuższą chwilę. Nawet wtedy, kiedy Moretti się odezwał, nie odpowiedział mu od razu. Sięgnął za to po miskę z czipsami i ułożył ją sobie na udach, po czym przegryzł kilka solonych czipsów, ponieważ takie najbardziej lubił i między innymi w ten smak zaopatrzyli się w sklepie.
    — W zasadzie sam mógłbym do niej napisać. Chyba nie zmieniła numeru — zastanowił się na głos. Coś jednak go przed tym powstrzymywało – miał wrażenie, że cokolwiek, co kiedyś między nimi było, na dobre się pokruszyło i że w żaden sposób nie potrafiliby odbudować dawnej relacji, nawet na stopie przyjacielskiej. Trzydziestolatek wciąż odczuwał smutek na myśl o tym, że jego małżeństwo zakończyło się w takich, a nie innych okolicznościach, lecz dziś, z perspektywy czasu uważał, że na tamten moment podjął najlepszą możliwą decyzję i cóż, do dziś nie widział lepszego rozwiązania.
    Zamyślony, jeszcze przez chwilę chrupał czipsy i dopiero kiedy Jaime wspomniał o porozmawianiu z Noah, uniósł na niego wzrok, jakby dopiero co odzyskał kontakt z rzeczywistością.
    — Nie, nie trzeba — odpowiedział z lekkim uśmiechem. — Sam go o to zapytam przy najbliższej okazji. Jeśli będę miał odwagę — rzucił żartobliwym tonem. Obydwaj dobrze wiedzieli, że Noah był ostatnią osobą, z którą Jerome mógł bezpiecznie poruszyć temat Jennifer, ale może nie zaszkodziło spróbować, prawda? Może… może Marshall miał poczuć się raźniej, wiedząc, że i Woolf nie miał kontaktu ze swoją siostrą…?
    — To co oglądamy? — spytał wreszcie, by zmienić temat na luźniejszy i przyjemniejszy. — Jakiś film? Serial? — rzucił, nie mając pewności, na co chcą zdecydować się tego dnia. — Tylko żeby nasze wybieranie czegoś do oglądania nie trwało dłużej, niż samo oglądanie — zażartował, dobrze wiedząc, jak to się często kończyło, kiedy padało hasło obejrzyjmy coś.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń

  175. Noah nie znał się na tańcu i tego typu występach, ale wystarczyło mu to, że przesiedział cały pokaz niczym zahipnotyzowany. Dla niego Jaime był po prostu mistrzem i nie potrzebował żadnego marudnego profesjonalisty, by go poprawiał. Było idealnie.
    - To bardzo dobry pomysł – odparł Noah, kiedy Jaime wyraził wątpliwość, czy oby ten pokaz pasował do okazji. Oczywiście, że pasował! Gdyby Woolf nie był już zakochany, pewnie właśnie by się złapał w sidła Morettiego. A już szczególnie po cudownym pocałunku wieńczącym występ. Słodkie teksty Jaimego też były zabawne. Noah wiedział, że to nie miłość, a sam Jaime zaprezentował to dzieło.
    W końcu chłopak zarządził jedzenie, a Woolf po prostu się roześmiał.
    - Cokolwiek powiesz – odparł wesoło Noah. Pomógł ustawić stół i krzesła na właściwym miejscu, a potem próbował jakoś pomóc przy pozostałych pracach, ale szybko zrezygnował i po prostu odsunął się na bok, ponieważ miał wrażenie, że bardziej przeszkadza Jaimemu niż mu pomaga. Skrobnął za to z talerza małą kanapeczkę i wepchnął sobie do ust. W złym momencie, bo właśnie Jaime zmienił plan i pobiegł po paczkę, a w konsekwencji Noah przyjął kolejny urodzinowy prezent z miną chomika – wepchnął sobie całą kanapeczkę do buzi.
    Tak szybko, jak mógł, przełknął i wziął podarek do rąk. Uśmiechnął się też na życzenia. Odpowiedział na pocałunek.
    - Kocham cię, lisku, ale wiesz, że nie musiałeś? – odparł. – Naprawdę…. – wymamrotał. Był nieco zażenowany. Nie umiał przyjmować prezentów i nie bardzo wiedział, jak się zachować. Niemniej niepewnie otworzył pudełko i wyjął kurtkę. Przez chwilę patrzył na nią w niemym zdumieniu, a potem z pewnym niedowierzaniem na Jaimego. Szybko ją na siebie włożył. Cholera, pasowała jak ulał.
    - Jest niesamowita! – stwierdził entuzjastycznie. Spojrzał ponownie na swojego chłopaka, po czym chwycił go w pasie i przyciągnął do siebie. Pocałował go zachłannie, co było najlepszym sposobem podziękowania za prezent, jaki przyszedł Woolfowi do głowy. – Jest świetna, dziękuję – szepnął po chwili. Potem jeszcze macał kurtkę, jakby nie dowierzał, że naprawdę ją dostał.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  176. Jerome po raz kolejny przekonał się, że czas płynął zdecydowanie zbyt szybko. Jeszcze niedawno w nietuzinkowy sposób świętował ze swoim najlepszym przyjacielem jego urodziny, by dziś ledwo pamiętać o przyjemnych, letnich miesiącach i skoku ze spadochronem. Musiał mierzyć się z jesienną słotą, za którą szczerze nie przepadał i zwykle w szare, deszczowe dni stawał się marudny. Niemniej kiedy poprawiała się pogoda, poprawiał się również humor Marshalla, a sam mężczyzna cieszył się słonecznymi dniami i odkrywał, że jesień to nie tylko deszcz, chłód i coraz krótsze dni, ale także płomienne wschody i zachody słońca, szurające pod stopami liście czy zbliżające się wielkimi krokami Halloween, które w Stanach Zjednoczonych było hucznie obchodzone.
    Nie przypominał sobie, aby w zeszłym roku szczególnie celebrował to święto. Dopiero co wrócił z delegacji w Seattle i poinformował Jennifer o zdecydowaniu się na separację, więc nie miał nastroju do wygłupów. Zamierzał jednakże odbić to sobie w tym roku i nie tylko umówił się z Jaime’em na wzięcie udziału w pewnym organizowanym w domu strachów wydarzeniu, ale też wybierał halloweenowe przebrania wraz z Charlotte, tak by Aurora mogła przeżyć swoje pierwsze Halloween w odpowiednim stroju. I może nie miała niczego z tego zapamiętać, ale później wszyscy mieli dobrze się bawić, oglądając zdjęcia, prawda?
    Niemniej pierwszą z atrakcji miała być wyprawa do domu strachów i szczerze powiedziawszy, Jerome nie do końca wiedział, na czym miała polegać ta zabawa. Może właśnie o tę aurę tajemniczości się rozchodziło? Event był opisany w dość enigmatyczny sposób – organizatorzy gwarantowali uczestnikom wieczór pełen grozy i licznych dreszczyków emocji, ale nie wspominali nic o tym, w jaki sposób zamierzali o to zadbać. O tym wszyscy zainteresowani mieli przekonać się już na miejscu.
    Tym razem ze względów logistycznych wyspiarz dotarł na miejsce wydarzenia sam. Tuż po pracy udał się do domu, gdzie szybko się odświeżył i zwolnił Margaret – opiekunkę Aurory – z pełnionych przez nią obowiązków, przejmując opiekę nad dziewczynką, a następnie zaczekał, aż również Charlotte wróci z pracy i wtedy niemalże od razu wymknął się z mieszkania, by za pomocą komunikacji miejskiej dotrzeć bliżej centrum miasta. Udało mu się nie spóźnić – dojazd miał wyliczony na styk – i kiedy zbliżył się do właściwego budynku, dostrzegł czekającego na niego przed wejściem przyjaciela.
    — Jestem! — zameldował się i wierzchem dłoni otarł z czoła wyimaginowany pot, przez co sugerował, że dołożył wszelkich starań, aby znaleźć się na miejscu o czasie. — Wchodzimy do środka? — zapytał i rozejrzał się. Nie dostrzegł przed wejściem nikogo innego, a z tego, co się orientował, wydarzenie miało rozpocząć się o konkretnej godzinie dla wszystkich zainteresowanych, bez wyjątku. — Chyba nie zaczną bez nas? — dodał, bo przecież z odpowiednim wyprzedzeniem zapłacili za możliwość wzięcia udziału w tym tajemniczym przedsięwzięciu.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  177. [A propos zdjęcia, to chyba dopasowałam je do mojego gorszego nastroju, który miałam w tamtym okresie… Ponieważ dziś w karcie Jeromka jest już bardziej optymistycznie ^^]

    Wyspiarz wyraźnie odetchnął, kiedy okazało się, że się nie spóźnił. Może nigdy nie był przesadnie punktualny, ale nie oznaczało to, nie miał nic przeciwko spóźnieniom – zawsze wolał być na miejscu o czasie, niż te kilka minut po wyznaczonej porze spotkania, przez co ucieszył się, kiedy dopisało mu szczęście i okazało się, że komunikacja miejska nie była opóźniona.
    Aura dopisywała takiemu wydarzeniu jak to, w którym Jerome miał wziąć udział wraz ze swoim przyjacielem. Pod koniec października już o godzinie siedemnastej robiło się ciemno, więc budynek, w którym zorganizowana była zabawa, nie musiał być szczególnie zabezpieczony przed światłem słonecznym. Na dodatek po zachodzie słońca robiło się zwyczajnie zimno i kiedy wyspiarz podszedł do Morettiego, z każdym wydechem z jego ust uciekały obłoczki pary. Zdawało się, że kiedy weszli do wnętrza budynku, było w nim niewiele cieplej, niż na dworze. Mimo wszystko Jerome wraz z Jaime’em i pozostałymi uczestnikami wydarzenia pozbyli się odzienia wierzchniego, zostawiwszy je w szatni. Po tym zaopiekowali się nimi organizatorzy, którzy przedstawili im zamysł zabawy i krótko opisali panujące zasady – ot, wpuszczona do domu strachów grupka musiała po prostu z niego wyjść, a to, jak mieli to zrobić, pozostawało zagadką i leżało wyłącznie w ich gestii.
    — Tak, w razie czego zawsze będziemy mogli przyczepić się do kogoś, kto będzie ogarniał lepiej od nas — zażartował Jerome, kiedy Jaime optymistycznie zauważył, że nie byli sami. Zawsze było to jakieś wyjście, prawda? I tak organizatorzy wpuścili całą grupkę do pierwszego pomieszczenia, by następnie zamknąć za nimi drzwi. W pokoju panował półmrok i Marshall potrzebował chwili, nim jego wzrok się do tego przyzwyczaił. Kiedy już zaczął dostrzegać więcej szczegółów, z zainteresowaniem rozejrzał się po wnętrzu, które pełne było przypadkowych przedmiotów. Zatarłszy ręce, brunet podszedł do sterty skrzyń i zaczął je obmacywać oraz opukiwać w poszukiwaniu sam nie wiedział czego, aż usłyszał za sobą głos przyjaciela i wyprostował się, by na niego spojrzeć.
    — Tutaj są kłódki — oznajmił, wskazując na jedną ze skrzyń. — Więc może będzie pasował? — zdążył zadać pytanie, nim zamrugał ze zdziwieniem, kiedy podobnie jak Jaime zorientował się, że zostali zupełnie sami.
    — Przecież… — odezwał się i urwał, chcąc powiedzieć, że przecież było tutaj kilkanaście osób, więc jakim cudem mogli nie zauważyć ich zniknięcia? Czyżby wszyscy ruszyli dalej, bez oglądania się za siebie? I gdzie w takim razie znajdowało się przejście do kolejnego pokoju? Jerome wzdrygnął się, poczuwszy lekki niepokój. W następnej chwili nieliczne lampy, które dawały przytłumione światło, zamigotały krótko.
    — Nie podoba mi się to — oznajmił i jako że do tej pory kucał przy skrzyniach, wstał i rozejrzał się wkoło. — Nie możemy liczyć już na nikogo, kto poradzi sobie lepiej od nas — zażartował i spojrzał na przyjaciela z szerokim uśmiechem, gdyż jeszcze nie zdążył stracić dobrego humoru, a towarzyszący mu dreszczyk niepokoju uważał za ekscytujący. — Sprawdźmy, czy ten klucz faktycznie pasuje do którejś z kłódek, a potem pójdziemy dalej — zaproponował. — Może dogonimy resztę — dodał, bo też nie miał żadnych podstaw do niepokoju. Niemniej, kiedy skończył mówić, gdzieś w głębi budynku rozległ się przeraźliwy krzyk i niespodziewający się tego Jerome najpierw podskoczył w miejscu, a potem zaśmiał się krótko.
    — Ale realistyczne efekty dźwiękowe!

    JEROME MARSHALL 🎃

    OdpowiedzUsuń
  178. Noah poważnie zastanawiał się, jak wiele pracy Jaime włożył w przygotowanie tych urodzin. Wiedział od Jerome'a, że Jaime łatwo nie odpuści i chce, by ta okazja była wyjątkowa, ale Woolf na pewno nie spodziewał się tego wszystkiego. I też nie do końca wiedział, jak powinien się zachować wobec tego, bo czuł wdzięczność i zawstydzenie. Naprawdę nie był przyzwyczajony do tego, by ktoś się nim tak zajmował.
    Parsknął śmiechem rozbawiony, kiedy Jaime zaznaczył, że ma się nie wywracać. To chyba nie był przytyk do tych zdartych kolan po zeskoku z drzewa głowa do dołu, prawda?
    - Starał się nie przewracać za często – zapewnił. Potem pocałował go i odpowiadał na jego pocałunku. – Hmmm… nie wiem, jaka jest skala seksowności, ale wiem, że mogę być seksowny tylko dzięki niesamowitemu partnerowi – odparł. – Dziękuję, Jaime… za wszystko – szepnął mu do ucha i musnął wargami płatek jego ucha. – Jak ja ci się za to wszystko odwdzięczę? – zapytał z westchnieniem.
    Potem jeszcze wjechał tort!
    - Zwariowałeś? Wygrałeś we wszystkich kategoriach kulinarnych – odpowiedział. Potem uśmiechnął się chytrze:
    - A zostało ci jeszcze tego kremu?
    Noah

    OdpowiedzUsuń
  179. Noah długo nie mógł wyjśc z szoku, że Jaime przygotował mu takie urodziny. Ten dzień był dla niego niezwykły i wiedział, że jeszcze długo będzie go wspominał. Niestety po słodkich chwilach zawsze przychodzi szara rzeczywistość. I coż... Noah powinien się cieszyć, że jest to szara rzeczywistość, a nie dramat zakraplany krwią.... bo zawsze może się to zmienić.
    Niemniej kolejne tygodnie dzieliły się dla Woolfa na czas pisania, pracy i spotkań z Jaimem. Niekiedy wychodzili gdzieś, żeby Woolf miał o czym napisać, innym razem zostawali u któegoś z nich, ale w tym wszystkim był jakiś spokojny rytm, zadziwiająco przyjemny.
    Nic dziwnego, że Woolf przystanął zdumiony w drzwiach, gdy nagle Jaime się w niego wtulił. Sam fakt, że przyjechał o tej porze był zaskakujący, ale to, że potrzebował przytulania i wyraźnie coś go gryzło, wywołało u Woolfa niepokój. Po dłuższej chwili zwykłego tulenia się, Noah wciągnął chłopaka do środka i porządnie zamknął za nim drzwi.
    - Co się stało, lisku? - zapytał z taką troską i łagodnością, na jakie tylko było go stać. Pogłaskał chłopaka po policzku, a potem poprowadził na kanapę. Sam usiadł, a Jaimego wciągnął na kolana, żeby ten mógł się dalej do niego przytulać, bo najwyraźniej bardzo tego potrzebował.
    Noah

    OdpowiedzUsuń
  180. Noah pierwszy raz widział tak wystraszonego Jaimego, więc nic zatem dziwnego, że zwyczajnie się o niego martwił. Uważnie słuchał rewelacji chłopaka z pracy. Statystycznie małe szanse, żeby Woolfowi się coś stało, ale racjonalne myślenie raczej nie miało w tej sytuacji znaczenia. Jaime zobaczył coś strasznego i zaczął się martwić o swojego partnera. To miłe. Kochane. I stanowczo niepotrzebne, bo przecież oczywiste jest, że to Moretti powinien na siebie uważać, a nie Noah. 
    - Jaime, skarbie.... to ty na siebie uważaj, dobrze? Skoro kręcisz się wokół tej sprawy. Może... lepiej będzie, żebyś nie wracał do domu sam, dobrze? - zasugerował. Nie chciał mu od razu narzucać swojej osoby, ale jeśli Jaime nie wskaże kogoś, z kim mógłby wracać, Woolf na pewno będzie się upierał, żeby jego kandydatura została uznana za odpowiednią. Noah pogłaskał go po plecach i mocniej do siebie przytulił. 
    - Oczywiście, że możesz. Podrzucę cię jutro do pracy, ale dzisiaj nie ma opcji, żebyś dokądkolwiek szedł - stwierdził Noah. - Mogę cię tylko poczęstować podgrzewaną pizzą, bo dzisiaj zamawiałem - dodał. Nie chciał, żeby Jaime pomyślał, iż bagatelizuje sprawę, ale chciał odwrócić uwagę chłopaka od trudnego tematu.
    Noah

    OdpowiedzUsuń
  181. Marshall zbytnio nie roztrząsał nagłego zniknięcia pozostałych osób, ale nie oznaczało to, że był z tego powodu zadowolony. Liczył na to, że w grupie szybciej uporają się z zagadkami przygotowanymi przez organizatorów wydarzenia i nie miał też nic przeciwko zawiązaniu nowych znajomości, choćby wyłącznie na czas trwania tego wydarzenia. Tymczasem nawet nie zdążył dobrze przyjrzeć się pozostałym uczestnikom, kiedy ci dosłownie rozpłynęli się w powietrzu. Zaniepokoiło go to, ale nie na tyle, by Jerome zrezygnował z dążenia do obranego celu, jakim było wydostanie się z domu strachów. O ile było mu wiadomo, nie mieli na to limitu czasowego, a przynajmniej nie usłyszał tego od organizatorów, kiedy ci tłumaczyli im zasady gry. A może coś mu umknęło?
    — Mamy jakiś określony czas na wydostanie się stąd? — Swoje wątpliwości postanowił rozwiać, zadawszy to pytanie przyjacielowi, który miał pamięć doskonałą i jeśli tylko była o tym mowa, a Jaime słuchał dość uważnie, to powinien udzielić mu tej informacji. W oczekiwaniu na odpowiedź, wyspiarz pozostawił Morettiego przy skrzyniach i sam zaczął krążyć po pomieszczeniu, z sercem wciąż mocno tłukącym się w piersi po usłyszeniu tego jakże realistycznego krzyku. Starał skupić się na zadaniu tak, aby przetrząsnąć każdy kąt, ale mimowolnie nasłuchiwał innych podejrzanych dźwięków dochodzących z sąsiednich pomieszczeń, do których jeszcze nie znaleźli przejścia, przez co był odrobinę rozproszony.
    Po chwili jego uwagę przyciągnął Jaime. Trzydziestolatek wyprostował się i naprężył niczym struna, usłyszawszy słowa chłopaka. Spojrzał na niego uważnie szeroko rozwartymi oczami, bo też w tych okolicznościach nie spodziewał się usłyszeć niczego przyjemnego i stąd, kiedy z ust młodszego bruneta padło pierwsze zdanie, Jerome nie mógł się powstrzymać i parsknął krótkim śmiechem.
    — Przepraszam — zreflektował się szybko. — Po prostu w tych okolicznościach… — urwał i znacząco potoczył wzrokiem po pomieszczeniu skąpanym w półmroku. — Spodziewałem się czegoś strasznego — dokończył i raz jeszcze zachichotał głupio, bo zważywszy na jego stosunki z Noah, to mogło być straszne, prawda? — To naprawdę świetnie — odparł, kiedy już Jaime opowiedział mu wszystko i również na twarzy Marshalla zagościł szeroki uśmiech. — Cieszę się. I gratuluję — powiedział, po czym nie omieszkał podejść do przyjaciela i krótko go uścisnąć – obserwujący ich na ekranach organizatorzy na pewno będą mieli niezły ubaw. Dwójka facetów tuląca się na środku jednego z pokoi w domu strachów? Niesamowite.
    Niemniej Jerome cieszył się tym, że jego przyjaciel był szczęśliwy i przez to nie zamierzał hamować się ze względu na niecodzienne okoliczności, jakie towarzyszyły wyznaniu tych informacji. Niestety, w następnej chwili jego radość przyćmił przeszywający dźwięk piły łańcuchowej. Zaskoczony i przestraszony brunet po raz kolejny podskoczył w miejscu i rozejrzał się wokół jakby w poszukiwaniu źródła tych dźwięków, ale co dziwne, nie dostrzegł żadnych głośników. Czy te były naprawdę tak dobrze ukryte pośród różnorakich dekoracji?
    — Ta-ak — odparł, ale wcale nie zabrzmiał tak, jakby był tego pewien i głośno przełknął ślinę. — Może lepiej rozprawmy się szybko z tym pokojem i poszukajmy przejścia? — zasugerował, podczas gdy Jaime otworzył jedną ze skrzyń. Jakoś tak nie uśmiechało mu się pozostawać w tym pomieszczeniu ani chwili dłużej i choć starał się tłumaczyć sobie, że nic takiego się nie dzieje, to jego ciało zdradzało coraz więcej oznak stresu i… strachu? Serce bijące mocno w jego piersi już od jakiegoś czasu nie zwalniało rytmu, a na czoło wyspiarza wystąpiły kropelki zimnego potu. Dłonie lekko mu drżały, kiedy jedną z nich wyciągnął po wydobytą ze skrzyni kartkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Nie lubię zagadek — skomentował i skrzywił się lekko. Cóż, zawsze miał problem z interpretowaniem tego, co autor miał na myśli, ponieważ myślał w nieszablonowy sposób. — Po co nam wiedzieć, po ile żab zjadły krokodyle? — prychnął, ale zaczął rozglądać się w poszukiwaniu skrytek, o których mówił Jaime. — Pięć i sześć? Pięćdziesiąt sześć? — myślał na głos, kiedy nagle w pokoju zgasło światło, a gdzieś, jakby za ścianą, rozległ się kolejny krzyk.
      — Kurwa! — krzyknął i Jerome, który z wrażenia aż przykucnął i osłonił głowę rękoma, jakby mogło mu to w czymkolwiek pomóc. — Kurwa, kurwa — powtórzył już nieco spokojniej, jakby za pomocą tych przekleństw starał się uspokoić. — Jaime? Nadal tu jesteś, prawda? — zapytał z przestrachem, ponieważ niczego nie wiedział, a nie chciał, by jego przyjaciel zniknął jak pozostali uczestniczy. To byłoby straszne! — Jaime?

      JEROME MARSHALL

      Usuń
  182. Noah uśmiechnął się łagodnie, ale naprawdę ucieszyło go, że Jaime poprosił o odbieranie go z pracy. Wiedział, że sam będzie dzięki temu spokojniejszy. - Tak, Jaime. Mogę po ciebie przyjeżdżać - odparł i pocałował go lekko. Kiedy chłopak wyszedł, Noah ogarnął się i podgrzał mu pizzę. Chociaż bardzo chciałby go ugościć czymś ciekawszym, to niczego innego zwyczajnie nie miał. Kiedy Jaime wrócił i ponownie się przytulił, Noah popatrzył na niego zmartwiony. Wiedział, że chłopak musiał czuć się naprawdę źle, skoro aż tak potrzebował wsparcia. Oczywiście zwykle przytulali się i bez różnych nieszczęść, ale tym razem widać było, że Jaime sobie z tym wszystkim nie radzi i próbuje się ukryć w ramionach mężczyzny. Noah na pewno nie zamierzał mu w  tym przeszkadzać, ale po chwili postawił pizzę na stole, żeby Moretti przynajmniej nie chodził głodny.
    Noah usiadł na przeciwko.- Mój dzień był po prostu przeciętny. Zaczynam szukać jakiegoś miejsca na weekendowy wyjazd, więc.. jeśli miałbyś chęć i czas jechać ze mną, to czuj się już spakowany. 
    Noah

    OdpowiedzUsuń
  183. Noah cieszył się, że Jaime nie ma oporów i zachowuje się w mieszkaniu całkiem swobodnie. Właściwie nawet nie przeszkadzałoby mu, gdyby Jaime z nim zamieszkał. Niestety zdawał sobie sprawę z tego, że Moretti potrzebuje przestrzeni, której w tym mieszkaniu z pewnością by mu brakowało, a z kolei Noah nie wyobrażał sobie mieszkać w tak otwartym apartamencie jak ten Jaimego. Z resztą… Woolf z pewnością nie czuł się gotowy zaproponować czegoś takiego jak wspólne mieszkanie swojemu chłopakowi. Z jednej strony obawiał się.. zwykłej odmowy, z drugiej nie chciał, żeby jakieś jego problemy prowadziły do Jaimego. Już sam związek z Woolfem był dla chłopaka ryzykowny. Po co miałby ściągać mu więcej kłopotów na głowę? Niemniej nocowanie u siebie nawzajem stało się ich rutyną.
    - Właściwie jeszcze nie – przyznał Noah. – Może… raczej jakieś miasto. Najlepiej mniejsze, klimatyczne, żeby podkreślić urok mniej znanych lokalizacji – próbował wyjaśnić swoją wizję. – Ale gdy tylko coś znajdę, na pewno ci podeślę – dodał szybko.
    Obserwował, jak Jaime je, a kiedy ten skończył kolację i przyszedł się przytulić, Noah objął go mocno i przyciągnął do siebie.
    - Też się cieszę. Lubię, kiedy tu jesteś – odparł i pocałował go lekko. – O której musisz jutro wstać? Zawiozę cię. Ja mam dzień wolnego strzelca, więc nikt mnie z godzinami nie będzie pilnował.
    Dniami wolnego strzelca Woolf nazywał pracę z poziomu komputera i wyszukiwanie informacji o ewentualnych klientach. Zwykle nie stawiał się wtedy w galerii, a zaszywał się w jakiejś kawiarni lub czytelni z laptopem.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  184. Wspólne mieszkanie byłoby z pewnością kolejnym dużym krokiem w ich relacji. Jasne, niektóre pary decydują się na niego znacznie wcześniej niż oni. W końcu spotykali się ze sobą już dobre półtora roku! Niemniej Woolf na pewno nie zamierzał niczego niepotrzebnie przyspieszać. Ważne, że obaj wiele z tego związku czerpali i byli dla siebie nawzajem ważni.
    - Będę dawał znać... no i tak, żeby i tobie pasowało. Rozumiem, że masz teraz w pracy dużo do zrobienia - odpowiedział i uśmiechnął się lekko.
    - Bez przesady. Nie zamierzam się jakoś wylegiwać, a motocyklem ominiemy część korków i dojedziemy na spokojnie - dodał.
    Kiedy Jaime się mył, Noah posprzątał. Potem wymienili się w łazience. Woolf zastał swojego chłopaka już w łóżku. Położył się obok niego i pogłaskał go po brzuchu.
    - Dobrze, że przyjechałeś, Jaime... cieszę się, że tu jesteś - powiedział i pocałował go czule, a potem przyciągnął do siebie i po prostu przytulił. - Mam nadzieję, że będziesz dobrze spał.... wypoczynek najlepiej koi nerwy - dodał.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  185. — Cztery godziny? — jęknął Jerome, powtarzając za przyjacielem. To było naprawdę wiele czasu. Wiele długich minut, które wyspiarz niekoniecznie chciał spędzać w okolicznościach takich, ja te. Oczywiście sam się na to pisał i był więcej niż chętny na wyprawę do domu strachów urządzonego jak escape room, bądź odwrotnie, escape roomu urządzonego, jak dom strachów… W każdym razie, panująca tutaj atmosfera i zniknięcie pozostałych uczestników zabawy napawały go rosnącym niepokojem.
    — Poradzimy sobie prędzej niż w cztery godziny — zdecydował z przekonaniem. — Pobijemy rekord — dodał nawet, postanowiwszy, że wyjdzie stąd tak szybko, jak tylko będzie to możliwe. Co za tym idzie, tym chętniej i uważniej rozglądał się po pokoju oraz przetrząsał każdy zakamarek w poszukiwaniu kolejnych wskazówek, ale nie znalazł niczego ponad to, na co udało im się dotychczas trafić. Musieli więc skupić się na kluczach i na rozwikłaniu zagadek, które z kolei odnalazł Jaime.
    Marshall może nie zareagował zbyt wylewnie na wyznanie przyjaciela i nie miał dla niego zbyt wielu ciepłych słów – najprawdopodobniej przez wzgląd na te nieprzyjemne okoliczności – ale naprawdę cieszył się, że chłopakowi układało się z Noah, nawet jeśli, cóż… Był to Noah. Niemniej wyspiarz nie zamierzał kwestionować wyborów życiowych żadnego z mężczyzn tworzących ten związek, nawet jeśli spotkanie, podczas którego Jaime przedstawił mu swojego chłopaka nie przebiegło zbyt pomyślnie. Było to jednakże tak dawno temu, że wiele zdążyło się od tamtej pory zmienić – tak wiele, że Jerome ośmielił się nawet żywić pewne nadzieje co do rozwoju jego relacji z Noah. I to w kierunku pozytywnym! Może nigdy nie mieli się ze sobą zaprzyjaźnić, ale wystarczy, jeśli nie będą skakać sobie do gardeł za każdym razem, kiedy będą się widzieć, prawda?
    Pamiętał aż za dobrze, jak on i Jaime się poznali. I z tego względu tym bardziej doceniał to i był wdzięczny za to, jak bardzo Moretti ruszył do przodu. I że był… Był wreszcie szczęśliwy?
    — Krokodyle to gady, a żaby to płazy. — Głowił się nad zagadką, szukając w niej drugiego dna, kiedy zgasło światło i jego umysł przestał pracować, nie licząc tych kilku trybików nakręcających spiralę strachu. Odetchnął głośno, kiedy gdzieś z ciemności doleciał do niego głos przyjaciela, lecz pomimo jego ostrzeżenia i tak wzdrygnął się mimowolnie, kiedy poczuł dłoń młodszego bruneta na swoim ramieniu. Tego było za dużo, zdecydowanie za dużo!
    — Kurwa — powtórzył Jerome ostro, tym razem w momencie, kiedy światło znowu się zapaliło. — Nigdy nie bałem się ciemności, ale w końcu chyba zacznę — dodał, mrużąc powieki, ponieważ ta nagła jasność podrażniła jego źrenice, które zdążyły powoli zacząć przyzwyczajać się do mroku.
    Obserwował przyjaciela rozprawiającego się ze skrzynkami i zręcznie złapał rzucony mu klucz, a następnie westchnął ciężko, kiedy Moretti oznajmił, że coś mu się nie spodoba.
    — Przynajmniej będziemy coś widzieć — skomentował, bo choć zgodnie z przewidywaniami Jaime’ego, nie podobała mu się wizja dalszego poruszania się tylko w ciemności, zdecydował się aż tak bardzo nie nakręcać, a zamiast tego poszukać pozytywów. — Poza tym noktowizory to fajny gadżet, prawda? — zażartował niemrawo, a potem sięgnął po parę specjalistycznych gogli, by je przymierzyć. Kiedy tylko naciągnął je na głowę, światło jak na komendę znowu zgasło i Jerome, tym razem nie wystraszywszy się tak bardzo, zaklął cicho pod nosem. Nie zdążył włączyć tego ustrojstwa, przez co nadal nic nie widział, ale w końcu namacał na obudowie jakiś przycisk i kiedy go wcisnął, ciemny pokój rozjarzył się na zielono. Nieco zdezorientowany tym nowym sposobem postrzegania rzeczywistości, trzydziestolatek rozejrzał się po pokoju i wtedy dostrzegł coś, co wcześniej umykało jego wzrokowi. W miejscu, gdzie wcześniej zdawała się być tylko niezbyt dokładnie zbita z desek ściana, teraz rysował się obrys koślawych drzwi, jakby zza nich sączyło się światło, które mogli zobaczyć tylko za pomocą noktowizorów.

    OdpowiedzUsuń