Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

2111. Zasłużył sobie,
I ma za swoje

– Nie będziesz dłużej prowadziła programu, Cooper. Sara ma od ciebie lepsze wyniki.
Słowa wciąż dźwięczały w jej głowie, odbijały się echem i doprowadzały do szału. Nie mogła się ich pozbyć, choć próbowała na wiele sposobów. Głośna muzyka, oglądanie ulubionych musicali, a nawet wyjście na imprezę. Nic nie pomagało, a z czasem zaczęło być gorzej. Muzyka kojarzyła jej się z faktem, że już nie będzie prowadziła programu, a oglądanie musicali utwierdzało ją w przekonaniu, że nie spełni swoich marzeń. Głos Hugh`a Jackmana nie działał już kojąco, a The Greatest Show wywoływało w niej odruch wymiotny. Piosenka, która niegdyś stała się dla niej inspiracją, która motywowała ją do działania i utwierdzała w przekonaniu, że to co robi ma sens, teraz stanowiła źródło cierpienia spowodowanego porażką.
Musiała to przyznać – przegrała. Dała się podejść niczym dzieciak i przegrała. Sara odebrała jej wszystko. Pracę, którą naprawdę uwielbiała oraz jedyną osobę, która potrafiła ją zrozumieć i która nigdy by się od niej nie odwróciła. Brat zawsze stał za nią murem, zawsze ją bronił, nawet kiedy robiła niemoralne głupstwa. Nigdy nie zadawał pytań, nigdy nie osądzał ani nie oceniał. Wyciągał ją z problemów, krył przed rodzicami i sprawiał, że jej codzienne życie było bardziej znośne. To on pomógł jej się podnieść, kiedy dowiedziała się o zdradzie Olivera. Siedział tak długo, póki się nie uspokoiła. Przychodził codziennie, pilnował, aby jadła i piła. Czasami siłą wyciągał z pustego mieszkania, zawoził do sklepów, aby w końcu coś wybrała i jakoś urządziła te pomieszczenia. Nabijał się z niej, kiedy wszedł do pstrokatego mieszkania, w którym każde pomieszczenie było urządzone w innym stylu. Sypialnia była przytulna i wszędzie walały się puchate poduszki. Kuchnia była przerażająco... nowoczesna i czysta, bo Klara nigdy nie nauczyła się gotować, w łazience panował tak romantyczny klimat, że Simonowi robiło się niedobrze od samego patrzenia, natomiast w salonie... W salonie nic do siebie nie pasowało. Kolor kanapy kłócił się z kolorem foteli. Stół nie pasował ani do foteli ani do kanapy. Telewizor stał na pstrokatej szafce, którą wytrzasnęła chyba z pokoju dla jakiegoś dziecka z artystyczną duszą. Dywan był, a jakże!, puchaty i przyjemny w dotyku, a przy tym tak jaskrawopomarańczowy, że nie mógł na niego patrzeć. Nawet sztuczne kwiatki, bo wszystkie prawdziwe Klarissa i tak by zamordowała, nie pasowały do wystroju. Upodobała sobie słoneczniki, bo kiedyś była w galerii sztuki i tylko obraz słoneczników jej się spodobał. Było to sukcesem, ponieważ Klara nie lubiła obrazów, a do galerii chodziła tylko w ostateczności.
Simon był jedyną osobą, na której jej zależało, a teraz go straciła. Nie bolała ją utrata wymarzonej posady, którą zdobyła dzięki znajomościom. Chociaż lubiła swój program, to bardziej bolała ją utrata brata. Pracę mogła znaleźć sobie inną. Była młoda, zdolna, a jej nazwisko było już rozpoznawane w niektórych kręgach. Z drugiej strony, to ona wymyśliła ten program, to ona zaproponowała, aby zapraszać młodych, utalentowanych muzyków, którzy dopiero stawiają kroki w branży i pomagać im się wybić. Osobiście pisała scenariusze i przeglądała różne portale społecznościowe w poszukiwaniu artystów. Przesłuchiwała ich kawałki, zapraszała do programu, a potem z uśmiechem na ustach lądowali przed kamerami. Włożyła w to wiele pracy oraz serca, a teraz całą śmietankę spijała Sara!

 Szkoła średnia, Nowy Jork, Kilka lat wcześniej...

– Co się stało twojej córce?
Krótkie pytanie wyrwało Ashley z zamyślenia. Kobieta oderwała wzrok od nowej ustawy dotyczącej wycieczek szkolnych i przeniosła go na sekretarkę, która postawiła na biurku filiżankę z herbatą.
– Co masz na myśli? – Ashley poprawiła okulary, które zsunęły jej się na czubek nosa i wbiła wzrok w uważną kobietę.
– Nie widziałaś co dziś Klara założyła?
Nikogo nie powinno już dziwić, że Ashley nie miała pojęcia, w co takiego ubrała się jej jedyna córka. Klara niejednokrotnie szokowała swoim wyglądem oraz zachowaniem. I chociaż wiele razy próbowała do niej dotrzeć, to do tej dziewczyny nic nie docierało. Niektórzy prześmiewczo twierdzili, że prędzej ściana by zrozumiała niż panna Cooper. Ashley często łapała się na myśli, że żałuje, że zdecydowała się na kolejne dziecko. Simon nie sprawiał takich problemów. Owszem, miał sporo za uszami, ale w porównaniu z młodszą siostrą stanowił przykład idealnego dziecka. Odeszłoby jej naprawdę wiele problemów, gdyby Klary nie było.
– Jak bardzo tym razem przesadziła? – zapytała Ashley, podnosząc się z fotela. Sekretarka spojrzała na nią zaskoczona.
– Ale... – zacięła się, wyraźnie zmieszana. – Klara wygląda i zachowuje się, jakby wyszła z domu sióstr zakonnych – powiedziała w końcu, a Ashley z wrażenia musiała usiąść.

 Ten sam czas, inna część szkoły

Klara siedziała na ławce. Na kolanie położyła sobie zeszyt w formacie A4 w twardej oprawie, a do ust wsadziła końcówkę ołówka, którą lekko przygryzła. Na chwilę zamarła w tej pozycji, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. W końcu wyciągnęła ołówek z ust, wrzuciła go do skórzanej torby i ze złością zamknęła zeszyt, który po chwili również schowała. Przerzuciła torbę przez ramię i gwałtownie podniosła się z ławki. Wygładziła spódnicę, która sięgała jej do połowy łydki i stukając obcasami, ruszyła w kierunku Sali, w której miały odbyć się zajęcia z języka francuskiego.
– Klarisso Cooper.
Na dźwięk swojego nazwiska aż się zatrzymała. Powoli odwróciła się do osoby, która ją wołała.
– Słucham, pani dyrektor – odpowiedziała grzecznie, wpatrując się jak Ashley kręci z niedowierzania głową.
– Coś ty znów wymyśliła? – Kobieta od razu przeszła do rzeczy, dobrze wiedząc, że gdyby zaczęła bawić się w jakieś słowne gierki, to skazałaby samą siebie na porażkę. Również teraz złapała się na tym, że nieco źle dobrała słowa, ponieważ Klara wyglądała, jakby zupełnie nie rozumiała, o co jej chodziło. – O co chodzi z tym strojem? – sprecyzowała, wskazując na długą spódnicę córki i grzeczny sweterek, nieco szerszy u doły.
– Mój strój jest zgodny z regulaminem szkoły. Nie rozumiem o co chodzi, pani dyrektor – odpowiedziała, widząc jak matka zaciska dłonie w pięści.
– O to mi właśnie chodzi. Jesteś ubrana zgodnie z regulaminem, od rana nikt się na ciebie nie skarżył. Podobno nawet masz zrobione wszystkie zadania domowe. Jeśli myślisz, że uwierzę w twoją nagłą przemianę, to jesteś w ogromnym błędzie, Klarisso.
– Więc skoro wszystko jest dobrze, to pozwól, że się oddalę. – Skinęła lekko głową. – Matko – dodała, poprawiając pasek od torby, który zaczął zsuwać jej się z ramienia.
– Porozmawiamy w domu – rzuciła na odchodne Ashley, a Klara odprowadziła ją wzrokiem. Następnie odwróciła się i nim weszła do klasy, usłyszała jeszcze: – A na wakacje jedziesz do ojca!

Jednak Klara w te wakacje nie zjawiła się w domu ojca. Zadzwoniła jedynie do matki i powiedziała, że jest na miejscu, ale musi co dwa tygodnie przelewać jej trochę pieniędzy, bo mężczyzna nie chce jej sponsorować. Ashley trochę pomruczała pod nosem, powyzywała byłego męża, ale nie zadawała pytań. Obiecała córce, że przelewy będą i jeszcze raz poprosiła, aby nie narobiła zbyt wielu kłopotów. Klara jedynie uśmiechnęła się pod nosem, a powiew wolności sprawił, że na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech.
To były najlepsze wakacje w jej życiu. Podróżowała po całych Stanach, spała w tanich motelach albo na tylnym siedzeniu swojego samochodu. Kupowała bilety na koncerty chwilę przed wejściem na wyznaczony teren i świetnie się bawiła. Poznała masę ludzi, z którymi przeżywała liczne przygody. Całowała się w czasie sztormu, uprawiała seks pod gwiazdami i ukrywała się przed policją. Spróbowała amfy, hery i LSD. Kłamała, zmyślała, kręciła i ukrywała się przed policją. Nie musiała martwić się o pieniądze. Jej konto było zasilane kilka razy w miesiącu. Dwa razy przez matkę, raz przez ojca, który od kilku miesięcy przelewał alimenty na jej kont, a resztę zdobywała na animacjach dla dzieciaków. Czasami dzwoniła do matki i ze zdziwieniem odkrywała, że wcale za kobietą nie tęskni. Odpowiadała dość zdawkowo. Zadzwoniła również do ojca, któremu powiedziała, że zmieniła zdanie i jednak zostaje u matki. Mężczyzna nawet nie krył się, że ucieszył się z tego powodu.
Tydzień przed końcem wakacji po raz kolejny zjawiła się pod domem ojca. Przez okno obserwowała, jak zasiada do stołu wraz ze swoją nową rodziną. W końcu miał idealną córkę i idealną żonę. Sara była prymuską, grała na skrzypcach i była cholernie ambitna. Jej matka była świetną projektantką ogrodów, cenioną i zdobywającą coraz więcej klientów. Nawet kilka razy projektowała ogród do jakiś seriali, które Klara dawno wyparła z pamięci.
Przez dłuższą chwilę wpatrywała się w sielski obrazek. Sara i jej matka uśmiechały się szeroko, kiedy mężczyzna coś opowiadał. Jedli, popijali wino, śmiali się i rozmawiali. Klara nigdy nie była częścią takiego obrazka. Wzdychając ciężko, obiecała sobie, że już nigdy tutaj nie zawita.

 Kilka lat później...

Pamiętała o obietnicy, którą złożyła samej sobie, ale nie potrafiła jej dotrzymać. Sara, która nawet nie była biologiczną córką Johna, a i tak dostawała wszystko. Klara nic, prócz zasądzonych alimentów, od niego nie dostała i teraz postanowiła upomnieć się o swoje.
Bez pukania weszła do domu i rozejrzała się wkoło. Typowy dom na przedmieściach Hollywood. Nic specjalnego. Klara skrzywiła się lekko.
– John?! – Krzyknęła, wchodząc w głąb domu.
– Klara? – Mężczyzna wychylił się z salonu i spojrzał na córkę z mieszanką przerażenia i zaskoczenia w oczach. Dziewczyna uśmiechnęła się niewinnie.
– Witaj ojcze – powiedziała oficjalnie i podeszła do niego. – Musimy porozmawiać – dodała prędko, nie potrafiąc powstrzymać szerokiego uśmiechu. Przerażenie Johna było niezwykle zabawne, choć oboje wiedzieli, że jej wizyta nie przyniesie niczego dobrego.
– O co chodzi, Klaro? – zapytał w końcu, starając się ukryć drżenie rąk.
– Potrzebuję pracy – powiedziała bez ogródek, wpatrując się w twarz ojca. Przerażenie ustąpiło miejsca wielkiemu zaskoczeniu.
– To powysyłaj aplikacje i czekaj. Może ktoś zadzwoni – odparł, na co brunetka wywróciła oczami.
– Chcę pracować w MTV – wzruszyła ramionami. Wszyscy jej bliżsi znajomi dobrze znali jej plany na przyszłość. Co prawda nieco wątpili w jej sukces. Takich jak ona było sporo. Zdolne, ładne, ambitne i dążące po trupach do celu. Klara dobrze o tym wiedziała, ale chciała im wszystkim udowodnić, że potrafi, że będzie tak długo walczyć, aż osiągnie swój cel. Sprawy się jednak pokomplikowały. Oliver ją zdradził, a ona miała zamiar osiągnąć sukces znacznie wcześniej. Nawet jeśli musiała posunąć się do tego, co właśnie planowała.
– Mogę trzymać za ciebie kciuki.
Klara zachichotała. John sądził, że ma jakiś wybór, że swoimi odpowiedziami sprawi, że córka zniknie albo wyjdzie wkurzona. Nie zdawał sobie jednak sprawy, że Klarze od dawna było wszystko jedno. Oliver był jej strażnikiem moralności. Teraz, kiedy go nie było, już nic nie miało znaczenia.
– I ty mi to załatwisz – powiedziała i spojrzała mężczyźnie prosto w oczy. Kpiący uśmieszkiem rozświetlił jego twarz. Po chwili John wybuchnął śmiechem.
– W życiu. Niczego nie jestem ci winien i nie przyłożę ręki do tego, aby cię tam zatrudnili.
– Ale to nie jest prośba, ojcze. – Klara zaśmiała się, po czym odpięła pierwszy guzik od swojej koszuli. – Na zewnątrz czeka mój dobry znajomy – zaczęła spokojnie – paparazzi – wyjaśniła szybko, uznając ten szczegół za bardzo istotny. Odpięła kolejny guzik koszuli, robiąc jednocześnie krok w jego kierunku. – Jak sądzisz, jaki nagłówek będzie najlepszy? Córka zgwałcona przez własnego ojca? Znany scenograf, profesor na jednej z uczelni, zgwałcił własną córkę? – pytała, wciąż odpinając guziki koszuli i idąc w jego stronę. Mężczyzna wpatrywał się w nią, nie wierząc, że Klarissa naprawdę to robi. Był przerażony i dobrze wiedział, że musi być ostrożny. Jeden zły ruch, a Klara zniszczy wszystko. Widział w jej oczach tę bezwzględność i zero strachu. Wiedział, że była w stanie to zrobić. Posądzi go o gwałt albo molestowanie, ten dureń za oknem zrobi zdjęcie i plotka dostanie własne życie. Nawet jeśli później udowodni, że nic jej nie zrobił, to i tak dalej będzie miał łatkę tego złego. Przełknął nerwowo ślinę.
– Klaro, jestem pewien, że możemy się dogadać... – zaczął ostrożnie, patrząc na koronkową balkonetkę, w której ukrywała piersi. Przełknął jeszcze raz ślinę. Gdyby nie była jego córką, to nie pogardziłby takim ciałem. Nigdy nie ukrywał, że lubi młode, zgrabne kobiety, a Klara z całą pewnością do takich należała. Ale była też jego córką, dlatego nie pozwalał swojej fantazji się rozwijać. Przesunął wzrokiem, a kiedy napotkał niewielką bliznę, jakby po przecięciu żyletką albo czymś równie ostrym tuż nad biodrem, zupełnie odruchowo sięgnął do niej ręką. – Co ci się tu stało? – zapytał cicho, a kiedy chciał przesunąć po bliźnie palcem, Klara złapała go za rękę i mocno wbiła paznokcie w jego nadgarstek. Aż syknął z bólu.
– Nigdy więcej mnie nie dotykaj – warknęła i widział, że na chwilę wypadła ze swojej roli. Nim do niej powróci, miał szansę, aby jakoś się z nią dogadać albo chociaż spróbować.
– Klaro, posłuchaj, naprawdę nie musisz tego robić. Widziałem, że skończyłaś studia ze świetnymi wynikami. Możesz osiągnąć naprawdę wiele. Jeśli zapracujesz na własny sukces, to będziesz mogła być z siebie bardziej dumna. Już grałaś w dwóch serialach. To nie lada wyzwanie. Klaro, naprawdę, nie potrzebujesz ani mnie ani mojej pomocy.
Klarissa ostrożnie puściła jego nadgarstek. Wyglądała, jakby usilnie się nad czymś zastanawiała. Nawet zamknęła oczy. Miał ją. Wypadła ze swojej roli i dała się przekonać. Już miał odetchnąć z ulgą, kiedy Klara nagle otworzyła oczy. Szaleństwo, które w nich dostrzegł, nie zwiastowało niczego dobrego. Ba! Uświadomił sobie, że dopiero teraz nadejdzie prawdziwa tragedia.
Dziewczyna rozerwała swoje rajstopy.
– Albo załatwisz mi pracę albo posądzę cię o gwałt, molestowanie i pobicie – wysyczała, a mężczyzna dałby sobie rękę uciąć, że na chwilę jego serce stanęło. – Jesteś dla mnie nic nie wartym zerem, sukinsynem, który powinien zdychać w męczarniach, ale twoje znajomości mogą mi pomóc. Więc albo mi pomożesz zdobyć pracę albo urządzę ci takie piekło, że już nikt nigdy cię nie zatrudni. Zatruję twoje życie i stanę się twoim największym koszmarem.
John nie mógł dłużej tego słuchać. Uniósł rękę, zamachnął się i już miał ją uderzyć, kiedy znów natrafił na jej spojrzenie. Ona tylko na to czekała. Mimo że właściwie prawie w ogóle się nie widzieli, to znała go. To nie byłby pierwszy raz, kiedy stracił nad sobą panowanie. Simona nigdy nie uderzył, ale on nie sprawiał problemów wychowawczych. Ale Klara? Czasami miał wrażenie, że jest demonem zesłanym na ziemię. Wiecznie niezadowolona, wiecznie szukająca dziury w całym. Nie mógł pozwolić na zło, które czyniła. Musiał interweniować. Nigdy jej nie katował, nigdy nie bił jej dla przyjemności, ale czasami po prostu nie dawał rady. Ashley była na niego wściekła, bo sama kar cielesnych nie stosowała i nimi gardziła, ale on widział, że pomagały. Po klapsie stawała się spokojniejsza i przez kilka dni mieli spokój.

Klara siedziała przy stole i zeskubywała miętowy lakier z paznokci. Rodzice wezwali ją na rozmowę, a skoro nawet ojciec się zjawił, to wiedziała, że musiało stać się coś naprawdę złego. Ashley i John od dawna ze sobą nie rozmawiali, ba!, nie mogli na siebie nawet patrzeć, a teraz oboje siedzieli przed nią i wpatrywali się, jakby co najmniej kogoś zabiła. Problem polegał na tym, że ostatnio Klara nie zrobiła nic złego. Zakładała długie spódnice i swetry, które nie miały dekoltów i botki. Włosy zostawiała rozpuszczone, a czasami zrobiła sobie warkocza. W torbie miała potrzebne książki oraz zeszyty. Naprawdę nie rozumiała, czego od niej chcieli. Starała się być grzeczna, tak po prostu. Może, kiedy udowodni im, że wcale nie jest złem wcielonym, to poczują dumę. Albo chociaż zaczną ją tolerować.
– O co chodzi? – zapytała w końcu, czując że ta cisza powoli zaczyna ją irytować. Spojrzała na matkę oraz ojca, który właśnie wstał i zaczął krążyć po kuchni.
– Wychowaliśmy dziwkę – powiedział w końcu, a Klara spojrzała na niego zaskoczona.
– Słucham?! – Krzyknęła, podskakując na krześle i wbijając wzrok w matkę, mając nadzieję, że może chociaż ona jej wyjaśni o co chodzi. Kobieta jednak milczała.
– Dziwkę i pieprzoną złodziejkę. – John złapał skrzydełka nosa między kciuk a palec wskazujący i wziął kilka głębszych oddechów W końcu spojrzał na córkę, która wciąż siedziała i nie wierzyła w to co słyszy. – Dzwonili rodzice Harvey`a i nam o wszystkim powiedzieli. – Klarissa zmarszczyła lekko brwi, nie mając pojęcia, dokąd ta rozmowa zmierza. – Pieprzysz się z nim za drogie prezenty!
Słysząc to, brunetka wytrzeszczyła oczy. Owszem, sypiała z Harvey`em, ale z zupełnie innych powodów. Kochali się i byli parą od kilku tygodni. Zresztą, jej życie intymne, to było jej życie i oni nie mieli prawa się w nie wtrącać!
– Nie sypiam z nim za prezenty – warknęła, patrząc jak ojciec się do niej zbliża.
– Przestań kłamać! Zawsze sprawiałaś problemy wychowawcze, ale teraz to już przesada! Nie chcesz się uczyć, to nie, będziesz sprzątać kible. Chcesz się znęcać nad słabszymi, to proszę bardzo! Chcesz wyglądać jak ladacznica, to sobie wyglądaj! Ale miej choć tyle przyzwoitości, aby nie pieprzyć się za pieniądze!
– Przecież ci mówię, że tego nie robię! – Odkrzyknęła. W następnej chwili John zamachnął się, a głuchy odgłos uderzającej dłoni o policzek dziewczyny sprawił, że Ashley spojrzała na tę sytuację z przerażeniem. Klara straciła równowagę, a krzesło na którym siedziała zachwiało się niebezpiecznie. Upadła na podłogę. Przez chwilę panowała przerażająca cisza. Oddychała ciężko, czując na sobie wzrok ojca. Odegnała łzy upokorzenia, które zebrały jej się pod powiekami i powoli podniosła się z podłogi.
– Dotknij. Mnie. Jeszcze. Raz. – Syknęła przez zaciśnięte zęby. – A pożałujesz, że w ogóle się urodziłeś – dodała, wymijając mężczyznę. Zatrzymała się jednak i spojrzała na niego przez ramię. – Powiedz matce Harvey`a, aby zbierała na dobrego psychologa.

– No co tatusiu? – zapytała, patrząc na niego i nawet nie starała się ukryć kpiny. – Więc jak? Mam zacząć krzyczeć? – zadała kolejne pytanie. John długo zwlekał z odpowiedzią. O sekundę za długo. – Pomocy! – Klara wrzasnęła, jeszcze bardziej rozrywając swoje rajstopy. – Ratunku! – Kolejny wrzask wydobył się z jej ust, kiedy niby to z przerażeniem odsuwała się od mężczyzny.
– Dobra! – Krzyknął John. – Bądź jutro w siedzibie MTV. Załatwię co będziesz chciała – obiecał zrezygnowany, patrząc jak na twarzy córki gości zwycięski uśmiech.
– Pojutrze. Nie zdążę do jutra wrócić do Nowego Jorku – odparła i przesunęła językiem po wargach. Odwróciła się i stukając obcasami przy jednoczesnym zapinaniu guzików od koszuli, opuściła dom ojca. John opadł bezsilnie na kanapę, po raz kolejny zdając sobie sprawę, że wychował potwora.

Za kłamstwa, Harvey dostał dokładnie to, na co zasłużył. Klara pozbawiona skrupułów, zaślepiona wściekłością i upokorzeniem ze strony ojca, wymierzyła mu kartę adekwatną do popełnionego czynu. Chłopak wciąż pamiętał jej łobuzerski uśmiech i te ogniki w oczach, które nie zwiastowały niczego dobrego. Pamiętał, jak próbował ją odszukać. Poznali się, kiedy dziewczyna przechodziła przemianę, a wyzywające stroje wymieniła na ładne sukienki. Lubił jej nowe wydanie i uwielbiał patrzeć, kiedy nieporadnie starała się wybrać odpowiednią opcję, aby znów nie wyjść na tą najgorszą. Starał się jej pomagać, wspierał ją i wyglądało na to, że byli naprawdę szczęśliwi. Nie rozumiał, co się stało, jednak tamtego dnia, kiedy przyszedł do szkoły, Klara... Znów była sobą.
Siedziała na trzecim schodku. Jedną nogę miała na pierwszym, a drugą na drugim. W ustach miała lizaka. Na jego widok, błyskawicznie podniosła się i wymierzyła w niego palcem.
– Nie wierzę, że mogłeś mi to zrobić! – wrzasnęła, na co Harvey wybałuszył oczy, najwyraźniej nie wiedząc, o czym teraz dziewczyna gada. – Jak mogłeś mnie zdradzić?! – zadała kolejne pytanie.
– Nie zdradziłem cię. Co ty gadasz, Cooper? – zapytał, powoli do niej podchodząc. Dziewczyna w kilku krokach znalazła się tuż koło niego i pomachała mu telefonem przed nosem.
– To jest nic?! Zdradziłeś mnie ze swoim kuzynem, nagraliście to i jeszcze wrzuciliście do sieci! A ja zaczynałam ci ufać! Chciałam się zmienić. Dla ciebie! Mogłeś od razu powiedzieć, że wolisz chłopców!
Im więcej Klara mówiła, tym bardziej robiło mu się słabo. To co wygadywała było kompletną bzdurą, jednak doskonale wiedział, że musi spodziewać się najgorszego. Pewnie jeden z jego kumpli z drużyny postanowił zrobić mu kawał i nie przewidział, że Klara weźmie to na serio. Jej poczucie humoru było bardzo specyficzne.
– Klaro, uspokój się – poprosił łagodnie i ułożył dłonie na jej ramionach. – Nie zdradziłbym cię – powiedział, patrząc jej w oczy. – Naprawdę mi na tobie zależy i... – zaciął się, kiedy dziewczyna wcisnęła mu do ręki telefon i włączyła filmik.

Koniec lipca 2019, Nowy Jork

Harvey wyszedł z mieszkania i przekręcił klucz w drzwiach. Schował go do kieszeni spodni i szybko zbiegł po schodach. Za godzinę powinien pojawić się na komisariacie, aby naczelnik nie dostał kolejnego powodu, aby się doczepić. Mężczyzna miał dość czepialstwa szefa, który ewidentnie szukał haka, aby go wywalić. Od kilku miesięcy jego kariera detektywa stała w miejscu, ponieważ nie mógł rozwiązać żadnej sprawy. Ponadto spieprzył kilka akcji i to przez niego nie złapali jednego z nastoletnich dilerów narkotykowych. Jeśli zależało mu na utrzymaniu posady, musiał w końcu przyłożyć się przy wykonywaniu obowiązków.
Wsunął dłonie do kieszeni spodni i ruszył wzdłuż ulicy, przy której w rzędzie stały zaparkowane samochody. Szedł do swojego samochodu, w myślach wyklinając na czym świat stoi brak miejsc parkingowych dla mieszkańców tego bloku.
Rozejrzał się, aby upewnić się, że nic nie jedzie, po czym przebiegł na drugą stronę ulicy. Uniósł głowę i zamarł, bo dopiero teraz dostrzegł, że przy jego samochodzie ktoś stoi. Kobieta miała ciemnobrązowe, niemal czarne, włosy i dziwny kostium na ramiączkach z krótkimi spodenkami, który zawsze wydawał mu się niezwykle trudny do ściągnięcia. W pierwszej chwili uznał, że to na pewno jakaś klientka, która będzie chciała poprosić go o pomoc w rozwiązaniu jakieś sprawy. Biorąc pod uwagę jego marne efekty, wydało mu się to niezwykle niedorzeczne, niemal absurdalne.
Kiedy zorientował się, że zna tę kobietę, było już za późno. Ciemnowłosa go dojrzała, a szeroki uśmiech pojawił się na jej twarzy.
– No w końcu! – zawołała, patrząc na zegarek. – Już się bałam, że będę musiała iść do twojego mieszkania – dodała, a zaskoczony Harvey westchnął ciężko.
– Czego chcesz, Cooper? – zapytał, powoli do niej podchodząc. Nie widział jej odkąd w dość spektakularny sposób rozstali się w szkole średniej. Aż do ukończenia niemal nie miał życia, wredne docinki były na porządku dziennym, żadna dziewczyna nie chciała się z nim umówić, a diabelski uśmiech Klary nawiedzał go w koszmarach.
– Potrzebuję ochroniarza. Słyszałam, że słabo idzie ci w pracy, więc daję ci możliwość naprawienia błędów. Ponadto, jeśli wszystko pójdzie dobrze, to rozwiążesz kolejną sprawę – odpowiedziała swobodnie, wciąż opierając się tyłkiem o jego samochód. Parsknął śmiechem, nie mogąc uwierzyć, w to co właśnie usłyszał.
– Do końca zwariowałaś – stwierdził jedynie. Klara pokręciła przecząco głową.
– Nie zwariowałam, skarbie. Ktoś chce się mnie pozbyć, więc potrzebuję ochroniarza, a jeśli coś pójdzie nie tak i mnie zastrzelą, to będziesz miał kolejną sprawę do rozwiązania – odparła. Harvey, chociaż chciał, nie mógł powstrzymać nieznacznego uśmieszku, który wkradł się na jego usta. Wpatrywał się w dziewczynę przez długą chwilę.
– A co jeśli odmówię?
– To znajdę sobie kogoś innego. Nie jesteś niezastąpiony.
– Twoje techniki przekonywania są naprawdę zadziwiające, Cooper. Ale nie pomogę ci. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Już raz ci zaufałem, aż do studiów uważali mnie za geja! Skąd w ogóle wzięłaś ten filmik, co?
– Ze strony z pornosami, a niby skąd? – wywróciła oczami, a on mimowolnie się uśmiechnął. Klara potrafiła wywracać oczami na naprawdę wiele sposobów, a ten wskazywał, że miała go za idiotę, delikatnie mówiąc. – I ja pamiętam to zupełnie inaczej. Nagadałeś swojej matce, że sypiam z tobą za prezenty, aż mój ojciec raczył się pojawić. Ponadto próbowałeś zrobić ze mnie laleczkę, doradzałeś same głupie decyzje i w ogóle mnie ograniczałeś, więc za plotkę należała się plotka. Oko za oko, ząb za ząb, plotka za plotkę. Tyle tylko, że ja łatki dziwki szybko się pozbyłam, a to że brali cię za geja... – uniosła ręce w geście obronnym, jakby to wcale nie była jej wina. Harvey w jednej chwili zjawił się przy niej i ścisnął jej gardło w dłoni. Mocno przycisnął ją do samochodu. Zapomniał jedynie, z kim miał do czynienia. Każda z innych jego byłych dawno prosiłaby go, aby przestał, ale nie Klara. Klara wpatrywała się w niego wyzywająco, jakby chcąc, aby przekroczył tę granicę. Była nienormalna i od dawna o tym wiedział. Puścił jej gardło.
Kobieta poprawiła ramiączko od stroju, a z torebki wyciągnęła swoją wizytówkę.
– Jakbyś jednak chciał mi pomóc, to zadzwoń – uśmiechnęła się i szybko go wyminęła, idąc w swoją stronę. Harvey jeszcze przez około minutę wpatrywał się w odchodzącą postać, dochodząc do wniosku, że Klarissa Cooper albo jest walnięta bardziej niż sądził, albo bardzo dobrze się zgrywała. Stawiał na to pierwsze.

Początek sierpnia 2019, Nowy Jork

Klara potrafiła kłamać bez mrugnięcia powieką i tak też było tym razem. Owszem, Harvey był jej potrzebny, ale to zupełnie innych celów. Musiała odzyskać brata, wyrwać go ze szponów tej przeklętej suki, która miała się za ich przyrodnią siostrę. Była nikim i najwyraźniej o tym zapomniała. Wiedziała, że Harvey wcześniej, czy później się do niej odezwie. Chęć zemsty miał wypisaną na twarzy i była pewna, że chciałby zobaczyć, jak ktoś próbuje ją zamordować. Może nawet sam by mu w tym pomógł. Haczyk polegał na tym, że nikt się nie czaił na jej życie. Została jedynie zdegradowana i nie miała już własnego programu. Robiła za asystentkę i im dłużej pracowała na tej posadzie, tym bardziej miała ochotę zamordować Sarę na milion różnych sposobów. Wymyśliła nawet najdłuższy i najbardziej bolesny. Nic jednak nie dawała po sobie poznać. Uśmiechała się, kiwała głową i wykonywała polecenia, czekając na dogodny moment, a wiedziała, że ten w końcu nadejdzie.
Tego wieczoru była impreza firmowa, na której zjawiła się w towarzystwie Harvey`a. Musiała przyznać, że w garniturze było mu całkiem do twarzy. Z początku nie działo się nic specjalnego. Ot, kilka zdjęć, kilka pytań od dziennikarzy, trochę szampana i rozmów ze współpracownikami. Właściwie, to Klara nawet się nudziła, bo Harvey był strasznym nudziarzem. Sądziła, że z wiekiem może mu trochę minęło, jednak była w naprawdę wielkim błędzie.
Sara od samego początku wpadła mu w oko. Była dokładnie w jego typie. Urocza, w grzecznej sukience i pewna siebie. Pamiętał ją jeszcze z czasów szkoły średniej i już wtedy zwrócił na nią swoją uwagę, ale dziewczyna związek na odległość go wykańczał. Dlatego potem związał się z Klarą, która zaczęła przypominać przyrodnią siostrę. Wyszedł na tym niezbyt dobrze, ale teraz mógł nieco nadrobić. Przyszedł tutaj w charakterze ochroniarza Klary, ale chciał zobaczyć jej złość, kiedy większą uwagę poświeci jej największemu wrogowi.
Tak, jak sądził – od razu złapał wspólny język z Sarą, a kilka kieliszków szampana później, kompletnie zapomniał z kim i po co tutaj przyszedł. Był oczarowany młodą kobietą, a jeszcze bardziej tym, że udało jej się wykurzyć Klarę ze stanowiska i zrobić z niej jedynie swoją asystentkę. Po jeszcze kilku kieliszkach, Sara ciągnęła go w kierunku bardziej ustronnego miejsca. Miał jeszcze sporo pytań, lecz nim je zadał, poczuł jej usta na swoich, dlatego nie miał zamiaru marnować czasu.
– Widzisz braciszku, znów miałam rację. – Śmiech Klary sprawił, że natychmiast odskoczył od Sary. Ta pierwsza wyglądała na zadowoloną, a ta druga na przerażoną.
– Simon, to nie tak! – Krzyknęła, jednak mężczyzna pokazał jej jedynie środkowy palec.
– Jak zwykle, Cooper. Ty zawsze masz rację – warknął w kierunku siostry, wcisnął dłonie głęboko w kieszenie, po czym odszedł. Widząc szeroki uśmiech na twarzy Klary, Harvey zrozumiał. Nikt na nią nie polował, nie potrzebowała ochrony. Od samego początku miała to zaplanowane. Znała jego ulubiony typ kobiet, podeszła go i...
– Zniszczę cię, Cooper – wysyczała Sara, na co Klara uśmiechnęła się niewinnie i wzruszyła ramionami.
– Nie byłabym tego taka pewna, siostrzyczko – rzuciła, podchodząc do Harvey`a. – Spisałeś się, kotku. Jednak mogą być z ciebie ludzie. Dziękuję za pomoc – dodała i tanecznym krokiem odeszła od nich. Kilka dni później...
Sara od kilku dni nie pokazywała się w pracy, przez co było opóźnienie w nagraniach. Klarissa grzecznie wykonywała swoje obowiązki, nie wychodziła przed szereg i nawet była przerażająco miła dla pozostałych współpracowników.

Koniec sierpnia 2019, Nowy Jork

Siedziała właśnie w pokoju wraz z innymi asystentami i starała się znaleźć na Instagramie jeden z zespołów, kiedy drzwi gwałtownie się otworzyły. Kara podniosła głowę w górę i zmarszczyła lekko brwi, widząc swojego ojca.
– Wygrałaś – rzucił jedynie. Klara lekko zmarszczyła brwi, nie do końca rozumiejąc o co teraz chodzi. – Doprowadziłaś do zerwania Simona z Sarą. Ona go naprawdę kochała, wiesz? Ale co ty możesz wiedzieć...
– Oh, zamknij się. – Klara wstała z miejsca i wywróciła oczami. – Tak go kochała, że wystarczyło podsunąć jej pod nos Harvey`a, aby rzuciła się mu na szyję. Chyba tak nie zachowuje się osoba, która kogoś kocha, prawda? Nawet nie jest mi jej żal – dodała, powoli zbliżając się do drzwi. Ojciec złapał ją za rękę i mocno ścisnął nadgarstek.
– Posłuchaj, to wszystko twoja wina – wysyczał, na co Klara wzruszyła ramionami.
– Nie kazałam Harvey`owi rzucać się na Sarę. Po prostu przyszłam z nim na imprezę. Jaka w tym moja wina? – Klara uśmiechnęła się niewinnie i opuściła pokój. – A skoro z Sarą jest tak źle, to czas, aby wszystko wróciło do normy.
– Nie wierzę, że obecność Harvey`a na tej imprezie to przypadek. – John westchnął zrezygnowany i puścił nadgarstek córki. – Pamiętaj dzięki komu masz tę pracę.
– A ty pamiętaj, że wciąż mogę spełnić swoją groźbę – warknęła, po czym tanecznym krokiem i nucąc pod nosem Mamma Mia, oddaliła się w kierunku biura swojego szefa.

nadszedł czas
nie zwiedzie mnie już nigdy świateł błysk
nadszedł czas
zapomnianych marzeń wracam dziś
już dziś dawną ścieżką kroczyć chcę
będę już się trzymał jej
nadszedł czas

[Hejo! Przybliżyłam nieco losy Klary i mam nadzieję, że wciąż ktoś będzie chciał z nią powątkować :D Pomieszanie czasu i fragmentaryczność to w moich notkach coś normalnego, więc i tutaj nie mogło tego zabraknąć. Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam i notka przypadnie do gustu :D Przyznaję się bez bicia, że zamiast nadrabiać zaległości, to pisałam tę notkę, ale obiecuję poprawę i pomału odpisy będą się pojawiały. W tytule Więzienne Tango, na końcu Nadszedł czas, a na gifie Phoebe Tonkin dla ocieplenia wizerunku :D]

2 komentarze

  1. Fajnie dowiedzieć się czegoś więcej o Twojej bohaterce. w ogóle to uwielbiam Twój styl, zawsze czyta mi się wszystko od Ciebie tak lekko i nie czuję w sumie ile tekstu przeczytałam, bo zawsze i tak mam poczucie, że za mało :D niezłe ziółko z Klarissy!

    OdpowiedzUsuń
  2.  Po czasie, bo po czasie, ale mówiłam, że przeczytam!:D
    Nadal nie wiem jakim cudem Ethan się z nią dogaduje, już sama karta mówi o tym, że Klara święta nie jest, a tu proszę... Cieszę się, że mogłam mieć mały udział w notce i że pomysł z wideo się przydał. :D W sumie to chyba nawet starsza wersję Harveya mogłabym polubić, a ostatnio mam słabość do detektywów...:D W młodości wiadomo, każdy popełnia błędy. Jedni mniejsze, drudzy większe. ;)) Trochę mi jednak Klary szkoda, nie jej wina, że urodziła się w takiej, a nie innej rodzinie. A to jednak też relacje z rodzicami mają wpływ na to, jaką jest się osobą. Podróżowanie po Stanach i koncerty/festiwale są zdecydowanie tym, czego jej zazdroszczę, tak na wakacje mogłabym się z nią zamienić miejscami. :P
    Z Klara lepiej nie zadzierać. Wolałabym nie wiedzieć co zrobiłaby Ethanowi, gdyby jej podpadł...:D 
    Mi się wydaje, czy skróciłaś notkę? Szybko ja przeczytałam, a patrząc na to ile było stron to liczyłam, że zajmie mi to więcej czasu. :D
    Notka oczywiście mi się podobała, chętnie poczytałabym więcej!^^

    OdpowiedzUsuń