Wciąż próbuje przypomnieć sobie jej delikatny uśmiech, igrające w oczach iskry, gdy w jej myślach pojawiał się nowy szalony pomysł, poruszane wiatrem rude włosy odznaczające się na tle tłumu, pozwalając mu nie stracić jej nigdy z oczu. Usłyszeć jej głos, który rozlewał po jego sercu dziwne ciepło, pozwolić objąć swoją dłoń jej palcami. Poczuć jej bliskość, dzięki której wiedziałby, że ktoś nadal koło niego trwa, nawet jeśli miałoby to być ulotne i nieprawdziwe. Chciałby ją po prostu jeszcze raz zobaczyć.
Stara się odnaleźć matczyną obecność, słodki dźwięk skrzypiec, zaszczepianą w nim miłość do muzyki, osiadający na jej poduszce zapach, którego szukał za każdym razem, gdy chował się przed ojcem a jej nie było w domu.
Wśród zamglonych, odległych wspomnień szuka tamtego dziecięcego dnia, gdy wciąż jeszcze niepewnie kołysząc się na nogach poszedł do gabinetu ojca, a ten unosząc wzrok znad wypełnianych przez niego dokumentów posłał mu ciepły uśmiech, gdy wstał i podniósł go z podłogi, troskliwie przytulając do siebie jego dziecięce ciało, całując w czoło i odgarniając z niego za długie ciemne włoski. Chce na nowo stworzyć zdjęcie, na którym uwieczniono tamtą chwilę, a które kilka lat później brudząc krwią i łzami podarł na drobne kawałki, całym sercem nienawidząc ojca. Próbuje wmówić sobie, że ten kiedyś obdarzył go miłością, budząc w ten sposób w sobie jakiekolwiek poczucie winy, które byłoby lepsze od oblepiającej go mackami nienawiści i rosnącego w nim każdego dnia obrzydzenia, na samo wspomnienie upajającego go poczucia władzy i kontroli, gdy zastraszał Lily; triumfu i słodkiej zemsty, kiedy tak jak ojciec, z pasją w oczach nożem wycinał na jego skórze wzory mające zadać mu jak najwięcej bólu.
Chce utopić się w wyrzutach sumienia, pragnąc uciec od przerażającej go świadomości tego jakim potworem się stał. Próbuje oszukać się, że żałuje śmierci Lily nie tylko dlatego, że opuściła świat bez jego pozwolenia, że zostawiła go odbierając mu choć chwilowe poczucie władzy, okłamując się że gdyby dalej żyła wcale wciąż by jej nie prześladował. Że mordowanie ojca nie sprawiało mu chorobliwej przyjemności a było konieczną obroną, że nie popadł we wściekłość, gdy ten nie cierpiał tak długo jak tego chciał, że wcale tego nie żałuje i z chęcią zrobił by to samo po raz kolejny.
Przeraża sam siebie, dławiąc się obrzydzeniem i paniką na myśl o tym kim był przez całe swoje życie, dorastając i coraz jaśniej widząc plan zemsty, który wcielił w życie z zimną satysfakcją, nareszcie mogąc poczuć się sobą.
Zrobiłby wszystko, by przestać czuć się jak potwór.
13 stycznia 2018, Waszyngton
Mocny blask bijący od ekranu laptopa wdzierał mu się do myśli, smak chłodnej już kawy z mlekiem osiadał mu na podniebieniu razem z sączącym się przez uchylone okno orzeźwiającym zapachem deszczu rozjaśniając mu umysł i dając mu siłę do dalszych poszukiwań. Stojący na blacie biurka zegarek uparcie wyświetlał późną nocną godzinę, boleśnie uświadamiając mu, że wszystkie fizyczne potrzeby przestały mieć już dla niego znaczenie. Nocami nie spał, tylko nad ranem zapadając się na kilka krótkich godzin w przepełnioną czujnością ciemność, tylko po to, by udało mu się świadomie funkcjonować przez kolejny dzień. Jadł niewiele, podczas wspólnych posiłków, gdy zaraz obok niego siedział ojciec, z trudem przełykając jedzenie przypominające bezsmakową maź, nocą, gdy wszyscy już spali wyjmując z lodówki jogurty, bo tylko one zapewniały mu szybki powrót do jego pokoju, wszystkim tym powodując, że jego ciało stało się jeszcze chudsze, oczy podkrążone a skóra blada i niezdrowa. Musiał jednak za wszelką cenę odpowiednio przygotować się do dnia, podczas którego zacznie wcielać w życie swój plan. Musiał sprawdzić się czy wszystkie stworzone przez niego kroki łączą się w jedną, logiczną całość, czy wszystko ma szansę na powodzenie. Ostatni raz analizował psychikę swoich przyszłych ofiar, chcąc być pewnym, że wszystko zadziała zgodnie z jego założeniami. Musiał upewnić się, że karze ojca nie tylko dla siebie.
Jeszcze raz przeczytał wszystko co zdążył zapisać na temat dziwnych morderstw kobiet. Przejrzał starannie wycięte z gazet fragmenty donoszące o odnalezieniu kolejnego ciała, o kolejnej wielkiej tragedii, którą w dziwny sposób zawsze wyciszano a dochodzenia nie doprowadzano do końca. Wpatrywał się w obce twarze kobiet, analizując wszystkie okoliczności ich śmierci, z coraz bardziej zaciśniętym ze strachu gardłem.
Szelest przekładanego papieru, dźwięk wciskanych klawiszy klawiatury, gdy zapisywał kolejny łączący wszystko w całość fakt; szorstki, szary papier gazety; kolejne artykuły. Błyszczący, rażący ekran, czarne, migające mu przed oczami nagłówki, łączące się w jedną nieprzeniknioną masę liter. Równomiernie mrugający kursor powoli wyznaczający rytm serca. Usypiające krople deszczu uderzające o szyby, piekące od zmęczenia oczy. Pojawiające się przed nimi mroczki. Chwilowa ucieczka myśli, opadnięcie głowy. Ciche przekleństwo. Trzask przesuwanej myszki, wbijający się w serce kursor, zlewające się z nic nieznaczącą mgłę zdjęcia ofiar, światło lampy odcinające się od otaczającej go czerni panującej w pokoju. Krople deszczu. Szelest przesuwanych kartek. Skrzypnięcie krzesła. Patrzące na niego z ekranu wielkie, puste oczy. Wypełniający jego myśli ból głowy. Szum krwi łączący się z szumem lekkiego wiatru na zewnątrz. Ciche tykanie zegarka. Kursor. Przesuwające się litery. Twarze. Deszcz. Oddech. Migający… Cicha kojącą ciemność.
26 stycznia 2018, Waszyngton
Ciche, nieśmiałe pukanie do drzwi wyrwało go z zamyślenia, budząc w nim niepokój pomieszany z dziwnym wyczekiwaniem na to co za chwilę nastąpi. Ivar wiedział, że stała za nimi Lily, najprawdopodobniej potrzebująca jego pomocy lub po prostu chcąca z nim porozmawiać, zapytać dlaczego ostatnio jej unika, przez cały czas zamykając się w pokoju. Odetchnął głębiej, próbując uspokoić nagle szybko bijące serce. Podszedł do drzwi, kładąc długie palce na klamce, wstrzymując się kilka minut przed przekręceniem klucza i wyjściem na korytarz. Wiedział, że dzisiaj wszystko się zacznie, że rozmową z Lily zrealizuje pierwszy krok swojego planu, później musząc konsekwentnie stawiać następne i następne, wyciszając w sobie wszelkie wątpliwości i niepewność co do tego czy robi dobrze. Kolejne pukanie do drzwi, tym razem nieco głośniejsze, obudziło w nim dziwne podekscytowanie, chorobliwą chęć zobaczenia strachu i zaskoczenia w oczach czekającej na niego dziewczyny. Chciał się zemścić, zobaczyć ich wszystkich całkowicie obdartych z pewności siebie, zagubionych i zdanych na jego działanie. Musiał, pragnął, wreszcie zacząć.
Otworzył drzwi w momencie, gdy Lily już odwracała, by odejść. Widząc go, jak zawsze posłała mu uśmiech, dzisiaj towarzyszący obecnemu w oczach zmartwieniu. Ivar poczuł dziwne ukłucie w sercu, chcące wprowadzić zadrę na nałożonej przez niego masce obojętności i chłodu. Skutecznie je jednak wyciszył, powtarzając sobie, że nareszcie nadszedł czas.
- Ivar, proszę, zanim znowu uciekniesz, proszę porozmawiajmy. – Podeszła do niego bliżej, mówiąc cicho, jakby nie chciała, by pozostałe obecne w domu osoby ją usłyszały i zakłóciły tę chwilę mającą być tylko ich. – Wiem, że cała ta sytuacja jest dziwna, ja też nie chciałam tego ślubu, ale to przecież sprawa rodziców, chyba nic pomiędzy nami się nie zmieniło, prawda?
Ivar milczał przez moment, powoli przesuwając wzrokiem po jej twarzy, dotykając spojrzeniem każdego skrawka jej skóry, uważnie, niemal namacalnie ją badając, zatrzymując się na jej oczach. Chciał ją przestraszyć, zaniepokoić swoim zachowaniem, chłodem, którego nigdy nie doświadczyła, dziwnym spojrzeniem i uniesieniem warg w ironicznym uśmiechu.
- Ja nie uciekam. Nie przyszło ci do głowy, że po prostu nie chciałem cię widzieć? – zawiesza na chwilę głos, podchodząc do niej bliżej, chcąc tym samym zabrać jej resztki bezpiecznej strefy. – Oczywiście, że to nic nie zmieniło, nawet gdyby do tego ślubu nie doszło, zachowywałbym się tak samo.
- Nie kłam. Przecież widzę, że coś jest nie tak. Zawsze mi o wszystkim mówiłeś. Przyjaciele się tak nie zachowują. – Ivar słyszał czającą się w jej głosie złość, powoli powijającą się niepewność, która tylko spotęgowała rosnące w nim chorobliwe zadowolenie.
- Zawsze? Nic nie wiesz ani o mnie ani o moich problemach. Nigdy nic do ciebie nie docierało, więc nie mów teraz, że tak wszystko o mnie wiesz. – Przerwał gwałtownie, zdając sobie sprawę, że do jego głosu wdarło się za dużo niekontrolowanej złości i żalu, który mógł wszystko popsuć. Zacisnął mocno wargi. – Poza tym… To wszystko, ta przyjaźń, nie ma już znaczenia. To nigdy się nie liczyło.
Obserwował pojawiające się na jej twarzy emocje, złość mieszającą się z zaskoczeniem i niedowierzaniem. Dostrzegł jak nerwowo zaciska palce w pięści, jak oddycha głębiej, jakby próbując uspokoić się po jego słowach.
- Nie mów tak. Nigdy tak nie mówi. Nie wmówisz mi, że tyle lat udawałeś. Dlaczego więc spędzałeś ze mną tyle czasu? Nasze pierwsze wspólne zabawy, długie rozmowy, każdy moment, gdy mnie wspierałeś, kiedy płakałam a ty zawsze byłeś obok, gdy grałeś dla mnie na fortepianie, dziwnym trafem nie robiąc tego przy nikim innym. Kiedy ja byłam z tobą, gdy umarła twoja matka. Nasze wycieczki, śmiech, noce, gdy zamiast spać rozmawialiśmy o wszystkim o czym tylko mogliśmy, gdy… - przerwała gwałtownie, napotykając się wzrokiem na jego zimne oczy, na uniesiony ironicznie kącik ust, dobitnie przekreślający prawdziwość wszystkiego co powiedziała. – To wszystko się liczyło – powtórzyła z uporem, jakby chcąc tym przekonać nie tylko jego ale i samą siebie.
- Może po prostu się nudziłem? Dzieci robią wiele różnych rzeczy. To była chwilowe schowanie się przed samotnością, nie mogę przecież odpowiadać za swoje głupie, dziecięce decyzje, prawda? – Przerwał na chwilę, chcąc w ciszy upoić się czającym na twarzy Lily rozżaleniem i niezrozumieniem. – Nie traktowałaś tego tak samo? Przecież musiałaś wiedzieć, że to nie przetrwa, że…
- Nie! Nie mów tak. Nie wiem co się stało, ale nie jesteś taki. Ivar, proszę cię. Nie możesz tak – urwała, zauważając na co się spojrzał. Mimowolnie jego spojrzenie zsunęło się z jej ciała na rysujące się za nią pierwsze stopnie schodów, łapiąc się swojej przelotnej myśli, by po prostu ją popchnąć, zrzucić z nich, rozwiązując całą sprawę o wiele szybciej. Zrezygnowałby z planu i tak karmiącej jego umysł satysfakcji, uwalniając się od niej a później od ojca, którego by zabił, później uciekając, zaszywając się gdzieś samotnie, zagłębiając się w spokoju i ciszy, których tak potrzebował. Wystarczyło kilka ruchów, tak prostych w porównaniu do całego stworzonego przez niego planu. Zauważając, że Lily cofnęła się niespokojnie kilka kroków, natychmiast podniósł wzrok, na nowo skupiając się na jej spiętej teraz twarzy. Widział wypisany na niej strach przed tym co właśnie chciał zrobić, przed tym kim właśnie się stał. Ivar był przekonany, że w jej umyśle toczyła się walka pomiędzy jej wyidealizowanymi wspomnieniami a jego zachowaniem, skutecznie zaszczepiającymi w jej sercu ziarno niepewności. Wyminęła go szybko, rzucając w jego kierunku szybkie, ciche słowa.
- Porozmawiamy później.
Ivar odwrócił się, odprowadzając ją wzrokiem, przeklinając się w myślach za to, że tak to wszystko poprowadził. Nie tak to miało wyglądać, nie tak miało się skończyć. Chciał przestraszyć ją bardziej, zaskoczyć swoją dziwnością i zmianą zachowania, stać się dla niej obcą osobą, równie szybko okazującą się być jej prześladowcą. Wszystko poszło nie po jego myśli, dziwnie nieporadnie i śmiesznie w porównaniu z jego myślami. Musiał się skupić. Być lepszy.
Kolacja niemal jak zawsze przebiegała w ten sam sposób. Matka Lily wypełniała ciszę panującą w pomieszczeniu swoimi opowieściami, mieszającymi się z jej śmiechem, na który ojciec odpowiadał swoim uśmiechem i przesunięciem palcami po jej dłoni. Ivar skończył jeść i zatrzymując wzrok na Lily podniósł filiżankę ze swoją herbatą. Wiedział, że dziewczyna wyczuje jego spojrzenie, że podniesie głowę, obdarzając go swoim, rzuconym przez zmrużone złością oczy. Wciąż obserwując jej ruchy, zauważalnie tylko dla niej z niemal niewidocznym ironicznym uśmiechem, uniósł delikatnie filiżankę, jakby w niemym toaście przekazując jej obietnicę, że wszystkie następne dni będą wyglądały tak samo. Zanurzył usta w ciepłym płynie, przełykając jego miłą, zabarwioną ziołowym aromatem gorycz, tak odmienną od upajającej go i rozpływającej się po ciele satysfakcji. Zemsta była słodka.
28 stycznia 2018, Waszyngton
Dźwięki fortepianu niosły się po domu, docierając także do jego pokoju. Gwałtownie przerwał czytanie internetowych wiadomości, wsłuchując się nie, krzywiąc wargi, zauważając ich pustość. Grająca osoba kaleczyła każdą nutę, sprawiając, że melodia obrzydliwie osadzała się w jego myślach. Wyszedł z pokoju, niemal zbiegając po schodach, by jak najszybciej znaleźć się w salonie, gdzie stał jego instrument. Zatrzymał się w otwartych drzwiach, z ukłuciem złości zauważając, że białych klawiszy dotyka Lily. Był pewien, że wyczuła jego obecność, bo na jej ustach pojawił się przepełniony pewnością siebie i dziwną dla niej złośliwością uśmiech.
- Przestań. – Z jego gardła wydobył się ostry dźwięk, krótkie słowo przecinające pomieszczenie, rozkaz, który Lily musiała natychmiast wykonać. Słysząc, że wciąż gra, ruszył w jej kierunku, gwałtownie, z trzaskiem zakrywając klawisze, niemal przycinając palce dziewczyny.
- Powiedziałem przestań. – Miał wrażenie, że całe jego ciało emanuje złością, odbierającą mu zdrowe zmysły i chłód, którym miał analizować rzeczywistość, by dobierać odpowiednie kroki planu.
- Wiedziałam, że jak tylko zacznę grać, przyjdziesz. – Jej głos jeszcze bardziej go denerwuje, utwierdzając go w przekonaniu, że musi ją ukarać, zetrzeć z jej twarzy ten obrzydliwy uśmieszek, sprawić, by raz na zawsze zapamiętała, że powinna się go bać.
Nachylił się nad nią, objął palcami jej nadgarstek, przesuwając nimi coraz wyżej aż do ramion i szyi, ignorując jej nagłe napięcie wszystkich mięśni. Czuł gęstą, niemal osiadającą na jego ciele atmosferę przepełnioną niewypowiedzianymi wyrzutami i agresją. Przytrzymał mocno jej podbródek, wbijając palce w jej skórę, podniósł jej głowę, zmuszając ją, by spojrzała mu w oczy i zauważyła czającą się w nich złość. Musiał odebrać jej resztki poczucia bezpieczeństwa i prywatności. Zastraszyć ją kolejnym dziwnym zachowaniem, pokazać, że cała należy do niego, czy tego chce czy nie.
Pochylił się nad jej twarzą, smagając przez chwilę jej skórę swoim oddechem. Zignorował jej próbę wyrwania się, pełne strachu pytanie o to co robi. Dotknął jej ust, delikatnie przesuwając po nich swoimi wargami, wiedząc, że tym jednym pocałunkiem przerazi ją, znacznie przyśpieszając realizację swojego planu. Czuł jak próbuje się wyrwać, jak chce go odepchnąć, ostatecznie go policzkując. Odsuwa się od niej i ignorując pieczenie skóry i rosnące w nim obrzydzenie, z uniesionym kącikiem ust obserwuje jak dziewczyna gwałtownie się od niego odsuwa i przeciera usta.
- Co ty robisz do cholery?! – Wyciągnął w jej kierunku dłoń, jeszcze raz przesuwając palcami po jej szyi, sprawiając, że ta niemal od niego odskakuje. – Nie dotykaj mnie! – Jej głos zabrzmiał piskliwie, oczy zaszły powstrzymywanymi łzami nierozumienia i strachu. Ivar wyprostował się i nic nie mówiąc obserwował tylko jak Lily w obronnym geście obejmuje się rękoma, po raz kolejny powtarzając, by jej nie dotykał. Odwraca się i wybiega z pokoju.
- Uciekaj, uciekaj. – Rzucił za nią, będąc pewien, że to usłyszała. Dopiero, gdy został sam, gwałtownie wyciera usta, nie mogąc pozbyć się z nich tego okropnego smaku. Nienawidził siebie za to co właśnie zrobił, próbując wyzbyć się z myśli rosnącego obrzydzenia. Usiadł ciężko przed fortepianem, nagle drżącymi palcami próbując odnaleźć odpowiednie klawisze, jakby muzyka mogła przynieść mu ukojenie. Nie jest jednak w stanie zmusić się do zagrania jakiegokolwiek dźwięku, czując odpychające obrzydzenie nawet w stosunku do fortepianu. Zaciska nerwowo palce, wyczuwając od instrumentu ten sam odór, który dotykał go ze strony wszystkich znienawidzonych przez niego mieszkających tu ludzi. Musieli mu zabrać nawet to.
18 kwietnia 2018, Waszyngton
Dni zlewały się w jedną, mglistą całość, mieszając w jego coraz bardziej zmęczonym i zagubionym umyśle, tworząc nieprzeniknioną, bezkształtną masę. Powoli wcielał w życie swój plan, z upajającym uczuciem kontroli obserwując zmiany pojawiające się w ciele i psychice Lily. Jej bledszą skórę, mniejszą chęć do jedzenia, spojrzenie, w którym nie dostrzegał już dawnych iskier radości, coraz częstsze zamykanie się w pokoju lub znikanie na wiele godzin z domu, byleby znaleźć się dalej od czającego się w nim niebezpieczeństwa. Czasem wychodząc za nią, pokazywał się jej na ulicach miasta, chcąc, by żyła w wiecznym przerażeniu, by każdej sekundy swojego istnienia odczuwała jego obecność. Zimną, osaczającą z każdej strony, odbierającą spokojny oddech i bicie serca. Chciał, by widziała go nawet w koszmarach, odbierając jej sen, nawet wtedy jawiąc się jej jako zjawa. Stawał się jej cieniem, cichym i wciąż obecnym, sadystą, niezrozumiałym i obcym, mimo dziesięciu lat przyjaźni. Niszczył ją godzinę za godziną, spijając z jej ciała i ust drżenie spowodowane przerażeniem. Pragnąc całkowicie wniknąć w jej życie, pod jej nieobecność wchodził do jej pokoju, pozostawiając jej jasną wiadomość, że w nim był, odbierając jej te resztki poczucia bezpieczeństwa, które chciała znaleźć w swojej kryjówce, jaką do tego czasu było dla niej to pomieszczenie. Ivar zdawał sobie z tego sprawę, pamiętając siebie samego kulącego się na podłodze, z przerażeniem wsłuchującego się we wszystkie dochodzące z mieszkania odgłosy, błagając w duchu, by ojciec nie wszedł do środka i go nie odnalazł. Zamykał drzwi na klucz, tylko w swoim niewielkim pokoju czując się względnie bezpiecznie. Wciąż to pamiętał, gdy zapisywał na kartce pozostawianej na blacie biurka Lily krótkie podsycające strach zdania. Chciał jej odebrać nawet tę namiastkę własnej nienaruszalnej ostoi.
Zgodnie z jego cichą groźbą Lily milczała, wiedząc, że miał rację, mówiąc jej że i tak nikt jej nie uwierzy. Ojciec od wielu dni ani razu go nie dotknął, nie mogąc sobie na to pozwolić, wciąż i wciąż nie zostając tylko z nim w domu. Ivar rzucał mu wyzywające spojrzenia, jakby niemo pytał się czy ważniejsze będzie dla niego zdrowie jego nowej zabawki jaką stała się dla niego Lily, czy może jednak jak zawsze będzie wolał zadbać o swój wizerunek i nieskazitelną wizję rodziny sprzedawaną mediom. Zagłębiał się w głaszczącej go bezkarności, triumfie i władzy, jednocześnie starając się zepchnąć na skraj świadomości rosnące w nim kłujące poczucie winy i żywiące się nim od środka obrzydzenie do samego siebie. Ignorował myśli mówiące mu o tym, że staje się coraz bardziej i bardziej podobny do ojca, pragnąc cieszyć się z realizowania planu, będącego od podstaw jedyną rzeczą, której nikt nigdy mu nie narzucił. Jedynym jego trwałym marzeniem, pragnieniem, które musiał zrealizować, by nie zwariować. Mimo usilnych starań coraz bardziej nienawidził siebie, gubiąc się już w tym kogo darzy większą niechęcią, próbując odrzucić bijącą od niego zgniliznę przesiąkającą jego ciało.
Musiał doprowadzić to wszystko do końca. Musiał. Nie miał wyjścia.
Zatrzymał się przed drzwiami prowadzącymi do pokoju Lily. Wiedział, że jest w środku, że chowa się przed nim, próbując zająć czymkolwiek swój umysł, byleby tylko nie myśleć o strachu. Położył palce na klamce, wciskając ją powoli, nie otwierając jednak drzwi i nie wchodząc do środka. Chciał tylko zaznaczyć swoją obecność, utwierdzając dziewczynę w przekonaniu, że zawsze może znaleźć się tuż obok niej. Wiedział, że tyle wystarczy, by przerwała gwałtownie wykonywaną przez siebie czynność, z przerażeniem i szybko bijącym sercem wpatrując się w drzwi, błagając, by przez nie przeszedł. Nawet, gdy usłyszy jego oddalające się kroki, wciąż będzie niespokojna, nie mogąc się już uspokoić.
Odszedł powoli od drzwi, korzystając z tego, że nikt go nie widzi, garbiąc się i schylając głowę.
Ojciec też mu tak robił.
15 lutego 2019, Waszyngton
Mimo jego usilnych starań i ciągłych prób wydrapania sobie z umysłu tamtego dnia, wspomnienie tych kilku dni wciąż i wciąż go nawiedzało, prześladując go i niszcząc każdy skrawek jego psychiki. Był przerażony, sobą, tym co zrobił, myślami, w których nadal słyszał nęcącego go głosy tak upajające w chwili, gdy zaciskał swoje palce na szyi Lily. Próbował zetrzeć z siebie smród zgnilizny, wydrzeć ze świadomości każdą wbijającą mu się w serce sekundę, podczas której był tak bliski od odebrania życia dziewczynie. Miotał się wewnętrznie w swoich myślach, gubiąc się i na nowo próbując zrozumieć co ma robić. Błagał, cicho szepcząc słowa dziwnej, niezrozumiałej mantry, by wreszcie udało mu się zapomnieć, by móc przestać przez cały czas odtwarzać w głowie to samo zdarzenie.
Chciał ją zobaczyć, upewnić się, ze wszystko z nią w porządku, przyciągnąć ją do swojego ciała i przytulić, chłonąc bijące od niej ciepło, udowadniające mu, że jednak żyje. Przeprosiłby ją, powiedział, że… że się w tym wszystkim zgubił.
Siedząc teraz na podłodze swojego pokoju, Ivar zaśmiał się cicho, histerycznie, zdając sobie sprawę jak wszystko to żałośnie brzmiało. Wczoraj spotkał ją na korytarzu, gdy nocą wyszła ze swojej kryjówki, nie spodziewając się, że go zobaczy. Odczuwając bolesne ukłucie w sercu widział jak przerażona cofa się i ucieka, pozostawiając go samego z ciągłą wizją jej przeraźliwie bladej skóry i przerażonych, pustych oczu. Wiedział, że zwyciężył, że doprowadził plan do końca, teraz musząc tylko zająć się ojcem. Zniszczył ją, tak jak chciał, nagle nienawidząc siebie jeszcze bardziej niż przed rokiem.
Był zepsuty. Chory. Obrzydliwy.
Wstał, powoli i niepewnie kierując swoje kroki w stronę jej pokoju. Musiał ją zobaczyć, teraz. Natychmiast. Zapukał cicho w drewnianą powierzchnię drzwi, podświadomie wiedząc, że przecież i tak mu nie odpowie, w strachu zaciskając wargi. Nie wiedział ile tak stał, ostatecznie decydując się na wejście do środka.
Zobaczył ją od razu – bezwładną, z ciężko opuszczonymi wzdłuż ciała rękoma. Jej ciało wisiało samotnie u żyrandola na obwiązanej wokół nagle tak chudej szyi chuście. Przez te kilka chwil, w czasie których wpatrywał się w nią z przerażeniem, zdał sobie sprawę jak drobna była. Zabił ją.
Z trudem dopadł stojącego obok biurka kosza na śmieci, potykając się o etażerkę, dzięki której Lily dostała się do żyrandola. Zwymiotował, gwałtownie wyrzucając z żołądka żółć, czując bolesne zaciskające mu się wokół gardła macki. Była martwa. Martwa. Martwa. Martwa.
Zabił ją, doprowadził do tego, że się powiesiła.
Był mordercą, potworem…
Wrzask, hałasem sprowadzonej do pokoju matki Lily, wbił się pazurami do jego myśli jeszcze bardziej je ze sobą plącząc. Spazmatycznie łapał powietrze, próbując się uspokoić. Zataczając się, chciał uciec z tego przeklętego, przerażającego pokoju, przez gromadzące mu się w oczach łzy nie widząc co dokładnie robi. Wpadł na ojca, nagle czując ulgę, gdy zacisnął swoje palce na jego ubraniu. Po raz pierwszy marzył o tym, by ten go ukarał, by okrutnie zadawał mu kolejne i kolejne ciosy, na które zasłużył.
Chciał, by go zabił.
29 maja 2019, Nowy Jork
Odległe dźwięki oceanicznej głębiny, falującej, mieszającej się ze sobą wody przyćmione przez przeszywający płacz wielorybów, sączyły się przez słuchawki do jego uszu. Leżał na łóżku, nerwowo zaciskając palce na kocu, wsłuchiwał się w nie, próbując się uspokoić. Oddychał powoli, starając się, by podobny rytm wybrało jego serce i splątane ze sobą myśli wciąż i wciąż błądzące wokół niechcianych przez niego wspomnień. Usilnie uciszał czający się w nim strach powodowany każdym dosięgającym go przez uchylone okno sygnałem przejeżdżającego ulicą radiowozu, wmawiając sobie, że jest tutaj bezpieczny. Smakował brzmienie swojego nowego imienia, próbując się do niego przyzwyczaić. Chciał się choć na chwilę odciąć od przerażającej ciszy panującej w jego mieszkaniu potęgującej jego strach i zagubienie. Puste, szare ściany go przytłaczały, brak jakiejkolwiek oznaki, że ktoś jednak tu mieszkał, przygotowywał go na nagłą ucieczkę. Każdego dnia bał się, że go odnajdą, że ponownie będzie musiał zmienić miejsce swojego pobytu, uciekając i uciekając, za wszelką cenę kurczowo chwytając się swojej namiastki wolności. Pragnął nareszcie odpocząć. Uwolnić się od podszeptów prześladującej go przeszłości, od świadomości tego, że każdego dnia będzie musiał nakładać na twarz maskę i udawać, precyzyjnie, zimno analizując rzeczywistość na tyle dobrze, by w Nowym Jorku móc zostać na dłużej, przez nikogo nie odkryty.
Chciał zacząć od nowa. Odnaleźć nareszcie sens w swoim życiu, który pozwoliłby mu przetrwać choć kilka następnych godzin.
Wciąż wmawiał sobie, że kiedyś uda mu się zapomnieć, ignorując bolesną świadomość, że przecież już dawno skazał się i przekreślił.
Wstawiam, zanim całkowicie z tego zrezygnuję, bojąc się pokazać Wam wynik mojej pracy.
Nocą nawiedziła mnie olbrzymia wena i właśnie jej zawdzięczam stworzenie tego czegoś.
Odsłaniam trochę historię i psychikę Cole’a, a raczej Ivara, mając nadzieję, że nie przeraził Was za bardzo oraz że nadal będziecie chcieli pisać ze mną wątki, nie bojąc się o swoje postaci. ;)
Tytuł pochodzi z piosenki Hate Me Euriell, która zresztą zainspirowała mnie i wiernie towarzyszyła przy pisaniu. Jeśli ktoś chciałby posłuchać proszę klikać. Dla ciekawych pozostawiam też opisany w tekście śpiew wielorybów.
Nie jest idealnie, ale mam nadzieję, że się Wam spodoba. ^^
Czytając, cały czas czułam lekki niepokój, który z czasem coraz bardziej narastał. Warto było poczekać do końca dnia, aż będę mogła w skupieniu przeczytać post, bo naprawdę Ci on wyszedł :) Jeszcze teraz czuję taki dziwny ucisk w dołku i co tu dużo mówić, jestem pod wrażeniem! Zarówno tekstu, jak i Twoich umiejętności, po prowadzić taką postaci i na dodatek tak oddać to, co siedzi w jej głowie... Czapki z głów! Teraz tym bardziej jestem ciekawa, dokąd zaprowadzi nas wątek z Marshallem, mimo że na razie kręci się wokół naprawiania pralki i chyba nawet zaczynam trochę bać się o tego mojego pana ;)
OdpowiedzUsuńPisz więcej i częściej, bo ja chętnie będę czytać ♥
Dziękuję Ci za tak miłe słowa. <3 Bardzo cieszę się, że notka ci się spodobała oraz że wzbudziła w Tobie emocje, niepokój, bo przyznam, że bardzo mi na tym zależało. Stworzenie obrazu psychiki Cole'a i opisanie wszystkich jego procesów myślowych w sposób w miarę realistyczny był trudny, dlatego czytając takie opinie moja radość jest większa. ^^
UsuńHaha, nie martw się Jerome na razie jest bezpieczny. ;)
Mam jeszcze dwa pomysły na notki, tym razem przybliżające relację Cole'a z ojcem oraz opisującą jego ucieczkę z Waszyngtonu. Jeśli tylko na nowo nawiedzi mnie wena będę pisać, zwłaszcza, że po tak miłych komentarzach mam o wiele większą motywację. <3
Miałam być wcześniej, ale cóż ważne, że dzisiaj. Przyjrzałam się najpierw odpowiednio karcie chłopaka, żeby nie czuć się tutaj zagubioną. Ja bym nie umiała prowadzić tej postaci. Ukłon dla Ciebie i brawa. Z każdym zdaniem mój strach wzrastał; wydaje mi się, że on wcale nie jest taki zły, zrobił rzeczy, których się nie pochwala, ale może się pogubił. Próbuje go zrozumieć. Bardzo to trudne, więc powiem tyle: pisz więcej, bo masz talent, Ivara oceniać nie będę. Powodzenia w dalszych wątkach <3
OdpowiedzUsuńNie martw się porą, bardzo cieszę się, że chciałaś przeczytać moją notkę, wcześniej zapoznając się dokładnie z samą kartą Cole'a. ^^
UsuńDziękuję ci bardzo za komentarz, zwłaszcza tak miły. Przyznam się, że właśnie takie emocje chciałam obudzić w czytających - niepokój oraz niepewność co do tego, co tak naprawdę myśleć o Cole'u. Masz rację, że się pogubił, wybierając chyba najgorszą drogę, którą mógłby iść. Ale mimo tego wszystkiego mogę powiedzieć, że nie jest on tak do końca przesiąknięty złem, gdzieś w głębi czai się ta normalna strona, tylko jeszcze sam nie jest w stanie zdać sobie z tego sprawy.
Pisać postaram się więcej, mam w planach napisać jeszcze kilka notek. Jeszcze raz dziękuję Ci za opinię! <3
Cześć. =)
OdpowiedzUsuńCzytałam wczoraj, miałam też skomentować, ale siły wyższe mnie powstrzymały. Mam wrażenie, że cała notka od początku aż do samego końca trzyma w napięciu. Nie znam Cole i z początku byłam nieco zmieszana, ale wszystko się bardzo ładnie wyjaśniło. :) Cole, a może raczej Ivaro (tak się odmienia?:D) bardzo się w życiu pogubił, idzie też zrozumieć jego zachowanie. Jakkolwiek by to nie brzmiało, naprawdę czytało się bardzo lekko i przyjemnie. Będę czekać na kolejną notkę. ;)
Cześć, dziękuję ci za twój komentarz. ^^
UsuńNo tak, wyobrażam sobie, że początkowo, bez znajomości historii Cole’a notka mogła wydawać się dziwna, ale cieszę się, że później udało mi się trochę rozjaśnić wszystkie wątpliwości. :) Jego prawdziwe imię w podstawowej formie brzmi Ivar (w odmianie Ivara/Ivarowi itd.). Przynajmniej ja tak to odmieniam, mając nadzieję, że robię to poprawnie. :P
Cieszę się, ze mimo ciężkiego klimatu notki, czytało ci ją przyjemnie. A notki jeśli tylko starczy mi czasu i weny postaram się pisać. :)
Hej! Mnie również udało się w końcu na spokojnie siąść do Twojej notki :) Napisałaś coś naprawdę dobrego - moim skromnym zdaniem- ponieważ od początku nie miałam problemu wczuć się w otaczającą Ivara/Cola rzeczywistość i demony, z którymi sie zmagał. Pomógł temu oczywiście podkład muzyczny, momentami wymuszając ciarki na skórze. Chłopak nie miał lekko i sie w tym wszystkim pogubił, a niewinna ofiarą stała się najbliższa mu osoba, czego zapewne nie będzie mógł sobie wybaczyć do końca dni. Ciekawa jestem jego perypetii w Nowym Jorku, wiec mam nadzieję, że jeszcze ujrzymy nie jedną notkę napisaną przez Ciebie!
OdpowiedzUsuńHej! Bardzo cieszę się, że przeczytałaś notkę i że na dodatek ci się spodobała oraz że udało mi się oddać wszystkie towarzyszące Cole’owi emocje. Masz rację, że najprawdopodobniej nigdy nie wybaczy sobie tego co zrobił Lily, którą mimo tego wszystkiego na swój sposób kochał i potrzebował, zwyczajnie jako przyjaciółki. Co stanie się z jego życiem w Nowym Jorku przyznam, że sama jeszcze nie wiem, wszystko zależy od wątków. ;) A notki postaram się jeszcze pisać, zwłaszcza widząc tak wspaniały, pozytywny odbiór. ^^
UsuńWOW. Po przeczytaniu notki tylko tyle jestem z siebie wydusić. Wyszło Ci naprawdę dobrze. Masz naprawdę świetny styl, więc czytając miałam ochotę na jeszcze więcej. Mam nadzieję, że wkrótce pojawi się kolejna notka, ukazująca przeżycia i myśli Ivara, bo widać że chłopak był strasznie zagubiony. Ponadto cieszę się, jakkolwiek dziwnie, to nie brzmi, że Klarissa w niewielkim stopniu należała do jego starego życia, w którym obecna była również Lily :)
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz jak przyjemnie czyta mi się te wszystkie miłe słowa. Dziękuję! <3
UsuńNotki mam w planach pisać, mam nawet dwa pomysły, teraz tylko pozostaje mi czekać na kolejny przypływ weny. ;)