Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

[KP] be my summer in a winter day, love

V I L L A N E L L E   M O R R I S O N
MAMA, ŻONA I STUDENTKA TRZECIEGO ROKU ARCHITEKTURY NA NYU 21.03.1996


Dorastała w pełnej rodzinie. W okresie dorastania dostawała wszystko to, czego może pragnąć dziecko. Rodzice poświęcali jej wystarczającą ilość uwagi, jednocześnie dając jej kredyt zaufania. Szacunek, troska i miłość wypełniały dom państwa Madissonów. Dziadkowie i jedyna ciotka, która z czasem stała się najlepszą przyjaciółką dbali o nią. Była przecież tym wyczekanym maleństwem, którego brakowało w tej rodzinie. Oczkiem w głowie wszystkich. Nigdy niczego jej nie odmawiano, jednocześnie ucząc, że w życiu trzeba sobie zapracować na niektóre przyjemności.
Villanelle od najmłodszych lat była uparta i stanowcza, nauczona, że o swoje czasami trzeba zawalczyć. Wychowana przez porucznika sił lądowych, którego serce miękło za każdym razem, gdy dziewczynka uśmiechała się do niego uroczo, i przez księgową, która, wbrew pozorom nie była tak miękka. Nauczyli jednak brunetkę, odpowiednich wartości, wpajali, że czasami życia nie można brać nazbyt poważnie, a jednocześnie pozwalali jej na popełnianie własnych błędów, z których mogła samodzielnie wyciągnąć dla siebie lekcje.
Życie szybko zweryfikowało, że szczęśliwe zakończenia są tylko w bajkach i filmach, a rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej. Pakując swoje walizki, nie była w stanie uspokoić oddechu i sprawić, aby łzy w końcu przestały spływać po policzkach. Wsiadając do samolotu lecącego do San Diego miała nadzieję, że jeżeli nie Nowy Jork, to słoneczna Kalifornia przyniesie jej lepsze jutro. Pamiętała jednak słowa swojej mamy, że On ma prawo wiedzieć, a im bardziej starała się o zapomnienie, tym mocniej tęskniła.
Uczy się spoglądania w przyszłość, w odcieniach różu, co wcale nie jest dla młodej kobiety łatwe. Villanelle wbrew wszystkiemu, do tej pory była specjalistką w czarnowidztwie, obiecała jednak, że wraz z dniem zmiany nazwiska, przestanie się wszystkim zamartwiać. Kolejny raz któś u góry zdecydował inaczej i postawił na jej drodze do szczęścia kolejną przeszkodę...


Ostatnia aktualizacja: 23-04-2019
wyborowealoe@gmail.com

200 komentarzy

  1. — I weź tu zrozum kobiety — rzucił rozbawiony, kręcąc z rozbawieniem głową. Mówią, że lubią słodką herbatę, a za chwilę, że wypiją gorzką. Nie miał jednak zamiaru dalej kontynuować tego tematu, bo nie sądził, aby miała ona większy sens. Proponował, proponował, ale co on tam mógł wiedzieć. Ponoć kobiety w ciąży bywały wybredne, ale on już chyba zdążył o tym zapomnieć.
    To wcale nie było tak, że nie cieszył się z jej propozycji, bo prawdę mówiąc odjęłaby mu w ten sposób połowę zmartwień. On się kompletnie na tym nie znał, a dzięki temu mógł podsunąć już jakiś pomysł Lenny i obgadać wszystko na jego podstawie. To była myśl i wcale nie taka głupia.
    Przy urządzaniu pokoju, w którym aktualnie mieszkał u Charlie, także korzystał z pomocy projektantki wnętrz, ale gdzieś zgubił do niej numer kontaktowy, a jakoś nie mógł sobie przypomnieć nazwy jej biura, ani nawet jej nazwiska. No cóż, czasami tak bywa.
    — Tylko błagam… Nie zniosę różowej sypialni ani salonu — zastrzegł sobie, wymachując przy tym palcem wskazującym — Marlene już mnie taką straszyła, ale ja namówić się nie dam — roześmiał się pod nosem, bo oczywistym było, że kobieta nie mówiła wtedy tego na poważnie, chociaż prawdę mówiąc przez moment Johnnemu zrobiło się słabo.
    Uniósł nieznacznie brwi, słuchając jej dalszych słów. Zmarszczył na moment brwi. Może był przewrażliwiony, ale uważał, że kobiety w stanie błogosławionym nie powinny na siebie tyle brać.
    — Hola, hola. Przed momentem wspominałaś, że masz teraz więcej czasu i dlatego chętnie zlecę ci projekt mieszkania… Ale jak masz uczelnię i staż to ja bym nie chciał ci się z tym zwalać na głowę — odparł, przybierając nieco poważniejszą minę. Doskonale pamiętał jaką pracoholiczką była jego była dziewczyna, co z pewnością też miało jakiś w pływ na jej kondycję. Nie chciał, aby ktokolwiek przechodził to, co ona i on w tamtym czasie.
    — Wiesz… Może nie mam doświadczenia, ale jak mi pokażesz, co i jak to zgłaszam się na niańkę — rzucił, uśmiechając się przy tym nieznacznie. To w sumie nie był taki głupi pomysł. Nie miał nic przeciwko dzieciom. Może i trochę się ich bał, ale skoro miał czas i mógł pomóc, to dlaczego miałby tego nie zrobić?
    — A firma się rozwija. Właśnie kończymy drugą kolekcję, a pierwsza została prawie wyprzedana, więc też na prędce staramy się ogarnąć produkcję.
    Naprawdę nie mógł narzekać na to, co działo się na polu zawodowym. Może to, co teraz robił nie było jego marzeniem. Może nie spełniał się tak jak na lodowisku, ale przynajmniej były z tego pieniądze. A nie ukrywajmy, bez nich żyć się nie dało.
    Miał tylko nadzieję, że niedługo wróci na lodowisko. Właściwie już by mógł, ale nie wiedział czy miał na to aż tyle odwagi, aby wsunąć stopy w łyżwy, wiedząc, że nie zagra już przed tak liczną publicznością jak kiedyś.

    John Daniels

    OdpowiedzUsuń
  2. Westchnął, opuszczając głowę i kręcąc nią nieznacznie. Oparł się rękami po obu stronach jej ud, palcami się sięgając jej palców, które wystukiwały nerwowy rytm i splótł ze sobą ich dłonie. Nie wiedział, co ma powiedzieć. Każde słowo wydawało się nieodpowiednie, za słabe, by przebić się przez tę rozpacz i złość, którą widział w oczach ukochanej. Jedynym pozytywem tej chwili było to, że Thea najwyraźniej spała i nie domagała się uwagi, której Elle pewnie nie potrafiłaby jej poświęcić, a Arthur... Arthur akurat teraz nie chciał jej poświęcać, bo jego żona była najważniejsza.
    - Może to nie tak? – spytał cicho, choć nie wiedział, czy nie pogorszy tym sytuacji. – Wiedział o Con... – zaczął, ale urwał, przypominając sobie, że prosiła, by nie wymawiał ich imion. Mogło się to wydawać błahostką, ale brunet zamierzał traktować to nadzwyczaj poważnie, jak wszystko dzisiaj. – Wiedział o pierwszym dziecku. Że nie jest jego. To znaczy... Tak twierdzi Kate, a teraz nie mamy powodu, żeby jej nie wierzyć. A mimo to Henry został z Alison. Może o tobie też wiedział? I... I po prostu chciał być twoim ojcem? – podsunął, chociaż nie wiedział, czy zamiar pocieszenia nie przyniesie odwrotnego skutku.
    Dotychczas uparcie sądził, że teściowa zrobiła coś złego. Bo zrobiła, a on patrzył na to z perspektywy ojca, który niemal został pozbawiony możliwości bycia ojcem. Problem w tym, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, a powrót był wyłącznie decyzją Elle. Decyzją, która umożliwiła im stworzenie czegoś pięknego, bo mimo że nie zawsze było kolorowo, Morrison uważał ich związek za najlepszą rzecz, jaka go w życiu spotkała. Ale Henry, póki nie spieprzył swojego małżeństwa przez Tilly, też mógł tak sądzić.
    - Elle... On nie jest dla ciebie obcy. Spędziłaś z nim całe życie, wychował cię... To dzięki niemu jesteś tym, kim jesteś. I... Gdybyś nie wróciła, gdybyś mnie nie kochała, Xander byłby dla Thei tym, kim Henry jest dla ciebie. Kochasz swojego ojca, prawda? Nigdy nie dał ci odczuć, że jesteś czyimś dzieckiem, a nie jego, nawet jeśli o tym wiedział. Byłaś jego córeczką... To on groził mi, że jeśli cię skrzywdzę, dorwie mnie i zabije, a nie tamten. Dlaczego to, że jest twoim tatą, ale nie ojcem ma coś między wami zmienić? – spytał, w końcu unosząc głowę i wbijając spojrzenie w oczy brunetki. Uniósł rękę, którą nie ujmował jej dłoni i wplótł palce w jej włosy, przysuwając się nieznacznie, by musnąć jej wargi swoimi, a potem oprzeć czoło na jej czole i przymknąć powieki. – Gdybym miał być złym ojcem dla Thei, nie wróciłabyś. Nie powiedziałabyś mi o jej istnieniu, a nawet jeśli, uciekłabyś zaraz potem. Ale nie dałem ci ku temu powodów. Może Larry był tym złym? – podsunął, by w końcu westchnąć cicho. – Chyba nie pomagam, co? – wyszeptał i zacisnął usta, uznając, że najlepiej będzie jeśli się zamknie i pozwoli Elle samej to wszystko uporządkować. – Przepraszam. Powinienem się uciszyć – dodał na sam koniec, a potem zamilkł.

    Artie 💔

    OdpowiedzUsuń
  3. - Nie masz pojęcia, jak cholernie chciałbym ci odpowiedzieć – powiedział cicho i kolejny raz tego dnia pokręcił głową ze zrezygnowaniem. To wszystko było pogmatwane i nie potrafił sobie wyobrazić, co działoby się z osobą, która zostałaby z tym sama. – Ale nie wiem. Naprawdę nie wiem. Mogę jedynie myśleć, że mieli jakiś powód. A ty nie powinnaś zastanawiać się wcale, nie możesz się zadręczać. Wiem, że łatwiej to powiedzieć niż zrobić, ale spróbuj – westchnął i pochylił się nieznacznie, żeby ułatwić jej splecenie dłoni na jego karku. Ręce, które dotychczas opierał na blacie przesunął najpierw na uda Elle, a potem wyżej, aż objął ją w pasie i przytulił do siebie.
    - Mówiłem, że jesteś od nich lepsza. Mogłaś nie wracać, usunąć lub oddać Theę, ale tego nie zrobiłaś. I… Będę ci za to wdzięczny do końca życia, skarbie. Bo dzięki tej jednej decyzji mam wszystko – wyszeptał prosto do jej ucha i ucałował je delikatnie. – I za kilka miesięcy oboje będziemy mieli jeszcze więcej… To będzie siostrzyczka lub braciszek naszej córeczki – dodał, odsuwając się nieznacznie i jedną dłoń przesuwając na nagi brzuch ukochanej. – A ty jesteś siostrzyczką tego chłopaka. Może on nawet o tym nie wie? I może zasługuje na to, żeby cię poznać? Wygląda na całkiem sympatycznego gościa – powiedział, uśmiechając się delikatnie. Miał nadzieję, że największy kryzys minął, że teraz będzie już tylko lepiej, a Elle chociaż w niewielkim stopniu pogodzi się z tą sytuacją.
    Wzdrygnął się, gdy zapytała o pocałunek. Owszem, Kate nie była brzydka, na początku ich znajomości Arthur nawet ją lubił, ale był ukierunkowany na jedną konkretną osobę, która teraz siedziała przed nim. Właściwie to się nie zmieniało od momentu, kiedy zrozumiał, że jest zakochany w Villanelle Madisson i nie chciał, żeby to zniknęło.
    - Możesz mi o tym nie przypominać? – mruknął, krzywiąc się. – Ona… Chyba się we mnie zadurzyła. Mówiła coś o tym, że chce mojego szczęścia, że zawsze mi pomoże i że to ona powinna być spełnieniem moich marzeń. Nie chcę mieć z nią nic wspólnego. Nie pozwolę, żeby ciotka mojej własnej żony rozpieprzyła nasze małżeństwo, bo ma taki kaprys i nie potrafi zrozumieć, że nie jestem zainteresowany – westchnął i kolejny raz zadrżał. Podejrzewał tę kobietę o najgorsze, nie wykluczał nawet tego, że mogłaby mu czegoś dosypać do alkoholu, gdyby odwrócił wzrok. Źle zrobił w ogóle sięgając po szklankę, ale nadmiar informacji za bardzo rozsadzał mu czaszkę, żeby uporać się z tym w kompletnej trzeźwości. – Wczoraj chciałaś masaż… Chcesz go dalej? Na odstresowanie, hm? – zaproponował i ujął nadgarstek ukochanej, żeby ucałować opuszki jej palców, potem wnętrze dłoni, a na końcu wtulić z nią policzek i przymknąć powieki. – Powiedz mi, co mam zrobić, żeby jakoś cię od tego odciągnąć… Może Alison miała rację i nie powinienem się w to wtrącać i ci mówić, zwłaszcza teraz, kiedy nie możesz się denerwować… - wyszeptał bardziej do siebie, niż do Elle i otworzył oczy, patrząc na nią z widocznym zmartwieniem, a drugą dłoń ułożył na wilgotnym od łez policzku, głaszcząc skórę kciukiem. – Przepraszam…

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Pokiwał energicznie głową, tym samym pokazując, że w pełni zgadza się z jej zdaniem. Zawsze chciał założyć własną rodzinę, ale nie zastanawiał się nad sposobem wychowywania dzieci, póki nie dowiedział się o istnieniu Thei. Wcześniej ten temat wydawał się po prostu zbyt odległy, wręcz nierealny, zważywszy, że raczej stronił od ludzi, zamiast do nich lgnąć.
    Ale Elle wszystko zmieniła, a gdy pierwszy raz zobaczył swoją córeczkę, wiedział, że postara się zostać w jej oczach najlepszym ojcem, jakiego mogłaby sobie wymarzyć.
    - Pozwolimy jej na tatuaż, prawda? Zawsze wściekałem się na rodziców, że nie mi na nie nie pozwalają i zacząłem nadrabiać po ich śmierci, tak nie powinno być – powiedział cicho z nieco ponurym uśmiechem, który szybko zniknął. Arthur w zamyśleniu pogłaskał brzuch ukochanej i wbił w niego spojrzenie. Westchnął cicho, gdy dziecko kopnęło, najwyraźniej wyczuwając ruch.
    - Nie wiem. Nie umiem ci doradzić. Mogę tylko powiedzieć, żebyś przemyślała dokładnie to, jak ty się z tym poczułaś. Że całe życie gdzieś był twój brat i zamiast mieć go obok, nie wiedziałaś o jego istnieniu. Z perspektywy bycia bratem… Moja siostra nie jest święta, nieszczególnie za sobą przepadamy, ale jako dzieci byliśmy blisko i chciałbym do tego wrócić. Z oczywistych względów się to nie stanie, ale lepiej mi ze świadomością, że ktoś na tym świecie składa się z identycznego zestawu genów co ja – wzruszył lekko ramionami i podniósł spojrzenie. Przysunął się do twarzy Elle, by złożyć na jej ustach czuły, delikatny pocałunek i cicho westchnąć. – Ale nawet jeśli kiedyś się na to zdecydujesz… Teraz musisz zadbać o siebie, a nie o innych. Musisz być egoistką. I nie kłam, znam twoje czarnowidztwo. Przebrniemy przez to, zobaczysz. Wychodziliśmy z gorszych sytuacji… - zauważył nieco ponuro.
    Roześmiał się cicho, po czym przysunął się jeszcze trochę i chwycił Elle za pośladki, unosząc ją ponad blatem. Powoli ruszył do łazienki, zostawiając otwarte drzwi, by słyszeć, gdyby Thea się obudziła i po chwili zastanowienia usadził brunetkę na pralce, uśmiechając się przy tym łobuzersko.
    - Widzisz? Mówiłem. To jęczałaś, że nie chcesz remontu, a teraz mogłabyś się wylegiwać w gorącej wodzie. Poustawiałbym ci nawet pachnące świeczki – wymruczał i odsunął się, żeby odkręcić wodę pod prysznicem i zamknąć kabinę. – Wanna to nie jest, ale możemy usiąść na podłodze. Oprzesz się na mnie, żeby było ci wygodniej i zrobię ci masaż. Bardzo przyjemny i bardzo grzeczny – dodał, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu i zdjął przez głowę koszulkę, odpiął pasek od spodni i pozwolił im opaść na podłogę, a potem pociągnął Elle za dłonie, żeby wstała i zdjął jej legginsy wraz z bielizną. Na koniec pozbawił jej biustonosza, a siebie bokserek i wszedł pod strumień gorącej wody. Wziął do ręki żel pod prysznic należący do brunetki, usiadł, opierając się plecami o ścianę i poklepał zachęcająco miejsce między swoimi nogami, pokazując, by usiadła.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. - Dwadzieścia jeden – poprawił natychmiast i zerknął na jaskółkę wytatuowaną na dłoni. O ile samego wzoru nie żałował, tak miejsce już mniej mu odpowiadało i gdyby mógł, teraz wybrałby inaczej. – Wychowamy je najlepiej, jak tylko potrafimy. Może nam się poszczęści i będzie to społecznie akceptowalne – powiedział, posyłając jej jeden z tych swoich uśmieszków, który pojawiał się na jego ustach zawsze, gdy rzucił jakiś głupi tekst, który był zabawny dla niego, ale niekoniecznie dla innych ludzi.
    - Nikt nie każe ci teraz podejmować decyzji, kochanie. Przeciwnie, chodzi o to, żebyś to porządnie przemyślała i niczego nie żałowała. To może być coś, co obróci twoje życie do góry nogami, nie można z marszu powiedzieć tak albo nie – zauważył i pokręcił głową. – Ja więcej do tego nie wrócę. Sama zaczniesz temat kiedy będziesz gotowa – dodał.
    Znowu się uśmiechnął, tym razem do własnych myśli. Nie zamierzał mówić swojej żonie, że wanna była już gotowa, by z niej korzystać, ale nie w ich mieszkaniu. Może nie wszystko posuwało się do przodu tak szybko, jak Arthur by sobie tego życzył, dlatego zamierzał niedługo wtrącić swoje trzy słowa w pracę ekipy remontowej, niemniej jednak wymarzona łazienka, którą wspólnie zaprojektowali, była niemal skończona. To pozostawało jego słodką tajemnicą, swego rodzaju niespodzianką. Umowa była skonstruowana tak, że pracownicy mieli się ze wszystkim uwinąć do połowy lipca, żeby Morrison zdążył jeszcze przetransportować ich rzeczy, przynajmniej te, których zniknięcia Elle mogłaby nie zauważyć.
    Nie odezwał się, w odpowiedzi pokiwał jedynie głową, nie kontynuując tematu. Ryzyko chlapnięcia o słowo za dużo było zbyt duże, dlatego wolał skupić się na czymś innym. Teraz było to otwieranie buteleczki z żelem, żeby wycisnąć trochę specyfiku na dłoń. Potarł ręce, tworząc pachnącą pianę, a zanim rozpoczął delikatny masaż spojrzał na palce Elle i zmrużył oczy.
    - Jeśli ma być grzecznie, nie rozpraszaj mnie, żono. Wiesz, jak to na mnie działa – wymamrotał, chwytając jej nadgarstek. Uniósł go i ucałował wierzch, a potem oparł własne przedramię brunetki na jej brzuchu i przesunął dłonie wyżej, na jej szyję. Powolnymi ruchami rozprowadził żel, delikatnie ugniatając skórę na obojczykach, potem ramionach i plecach, by ostatecznie zgiąć swoje nogi w kolanach i pociągnąć Elle do tyłu. Oparł ją o swój tors, a ramiona na kolanach, którymi podtrzymywał ją po bokach. Zmiana pozycji pozwoliła mu ułożyć brodę na barku ukochanej i przesunąć ręce na zaokrąglony brzuch, na którym zamierzał teraz skupić się najbardziej. – Mówiłem ci już, że jesteś piękna? Wcześniej byłaś, ale ciąża ci pasuje. Ten brzuszek to coś cudownego – wymruczał z ustami tuż przy jej uchu, powoli rozprowadzając pianę po napiętej skórze. Chciał rzucić głupim tekstem o nowo odkrytych fetyszach, ale ugryzł się w język, uznając, że Elle nie potrzeba dzisiaj psucia przyjemnego nastroju, który w tej chwili między nimi zapanował. – Czujesz się lepiej? – wyszeptał, nie przestając wodzić dłońmi po jej ciele. Nie ograniczał się do brzucha, zahaczał też o piersi, talię i ramiona myśląc jedynie o tym, by sprawić jej przyjemność. Nie erotyczną. Po prostu przyjemność.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Korzystając z tego, że mógł oprzeć brodę na barku ukochanej, słuchał jej miarowego oddechu, delikatnie masował ciało, które poddawało się jego dotykowi i w duchu cholernie się cieszył, że potrafi działać na nią w ten sposób. Oczywiście, zapomnienie o kłopotach nigdy nie było łatwe, w szczególności o takich, które mogły mieć ogromny wpływ na dalsze życie, ale świadomość, że Elle myśli o ich wspólnej chwili, a nie o problemach była budująca.
    - Mogę cię nawet ubierać, karmić, wnosić i znosić po schodach i spełniać każdą twoją zachciankę – odparł, nie przestając dotykać jej ciała. Delikatnie przekręcił głowę, by swobodnie patrzeć na jej profil i uśmiechnął się z rozczuleniem. – A przy porodzie dam sobie miażdżyć rękę i nie będę mówił, że masz oddychać, bo to podobno niesamowicie wkurza kobiety – dodał, muskając wargami mokry od gorącej wody policzek Elle.
    Syknął cicho, gdy wbiła paznokcie w jego kolano i ujął jej dłoń w swoją. Podniósł ją tak, by przyłożyć do swojego karku i powoli zsunął rękę z powrotem, opuszkami drażniąc przy tym jej skórę.
    - To jest grzeczny masaż. Uważam, że żebyś się porządnie odstresowała, nie mogę pominąć żadnego fragmentu ciała – stwierdził nieco mrukliwie i jakby dla potwierdzenia swoich słów delikatnie uszczypnął sutki Ellr, uśmiechając się przy tym łobuzersko. – A może częściej? Dwa lub trzy razy? Szczerze mówiąc, bardzo mi się to podoba – wyszeptał i skubnął wargami skórę tuż pod uchem. – Dodałbym jeszcze muzykę i świeczki. Byłoby cholernie filmowo – zauważył na sam koniec i ostatni raz ścisnął delikatnie jej piersi.
    Oparł ręce na ramionach ukochanej, by odsunąć ją od siebie nieznacznie. Ukląkł za nią i na kolanach przeszedł tak, że znalazł się przed nią, uznając, że jest to łatwiejsze niż obracanie Elle. Ponownie usiadł na podłodze i złapał brunetkę pod pachami, żeby ją unieść i delikatnie wsunąć się pod jej ciało. Usadził ją na swoich udach i objął mocno, nie dając jej możliwości wyswobodzenia się z uścisku.
    - To ty zaczynasz. Prosiłem przecież, żebyś mnie nie rozpraszała, bo staram się odstresować moją żonę. Ale Elle Morrison jak zwykle woli mnie nie słuchać – westchnął ciężko i nieco teatralnie wywrócił oczami, jednak zrobił to z uśmiechem. – Jeśli chcesz, palce mogę zastąpić ustami. Myślę, że efekt będzie taki sam. A jeśli nie taki sam, na pewno lepszy – stwierdził i wyszczerzył zęby niczym mały chłopiec, który planuje zrobić psikusa koleżance. – Co ty na to? – spytał, wodząc opuszkami palców po udzie ukochanej, powoli przesuwając się w górę, aż dotarł do pośladków, które zaczął ugniatać, tak jak wcześniej robił to z ramionami. – Nie znam lepszego sposobu na odstresowanie – wyszeptał i chwycił zębami jej dolną wargę, by za chwilę ją zassać.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  7. Odchylił głowę i spojrzał na Elle z uśmiechem, a oczy mu rozbłysły. Cieszył się, że chciała to z nim przeżywać, dlatego nie wspomniał o tym, że przecież jeden poród ma już za sobą i wątpi, żeby musiała się tego uczyć. Arthur musiał nadrobić wiele, nie wspominając o tym, że chciał być dla ukochanej oparciem, gdy będzie tego potrzebowała. Owszem, miał świadomość, że na niektóre sytuacje nie da się przygotować, nawet jeśli teoretycznie się o nich wie i zna postępowanie krok po kroku. Oczami wyobraźni widział jak panikuje, gdy Elle mówi, że zaczyna rodzić, jak biega po mieszkaniu w poszukiwaniu szpitalnej torby, która zapewne będzie stała przy drzwiach, żeby nie tracić czasu na szukanie, jak Elle się denerwuje, bo jej mąż wszystko robi nie tak jak powinien, ale... Bardzo chciał to przeżyć.
    - Cieszę się, że pozwalasz mi brać w tym udział – powiedział z uśmiechem pełnym czułości i pogłaskał policzek brunetki. – Jeśli chcesz, zapiszemy się. I będziemy siedzieć w pierwszym rzędzie, a ja zrobię notatki i będę się pilnie uczył – dodał i roześmiał się cicho.
    - Nie mam nic zbereźnego na myśli, to w twojej główce nabiera to innego sensu. Ja jedynie proponuję przyjemny masaż na odstresowanie. A codziennie to chyba przesada, znudziłoby ci się. Nie chcę ci się znudzić – stwierdził, pochylając się, by złożyć na jej ustach pocałunek. Przesunął dłonie wyżej, na plecy ukochanej, ale tym razem ich nie masował, jedynie wodził po skórze opuszkami palców. Piana pozostała jedynie wspomnieniem przez gorącą wodę spływającą po ich ciałach, za to zostawiła po sobie przyjemny zapach, tak dobrze wpisujący się w panującą między Morrisonami atmosferę.
    - Jestem najlepszym mężem na świecie, miałaś co do tego wątpliwości? – wymruczał, kręcąc głową z udawaną dezaprobatą. – Owszem, o ile moje działania ci odpowiadają. Nie chcę, żebyś robiła coś wbrew sobie, zwłaszcza dzisiaj. Obiecałem, że przy tobie będę i ci pomogę i zamierzam się tego trzymać – powiedział, poważniejąc nieco. Odwzajemnił namiętny pocałunek, przytulając brunetkę na tyle mocno, na ile pozwalał jej zaokrąglony brzuszek. Odsunął się dopiero, gdy zabrakło im powietrza, oddychając szybko i patrząc na ukochaną nieco zamglonymi oczami. Był podniecony, nic nie mógł na to poradzić. Elle działała tak na niego od samego początku i z czasem to ani trochę nie słabło, wręcz przeciwnie, im dłużej ze sobą byli, tym bardziej jej pragnął. Chyba dlatego, że coraz lepiej znali nie tylko siebie nawzajem, ale też swoje ciała.
    - Chcę tylko, żebyś czuła się dobrze – wychrypiał w odpowiedzi i przymknął na chwilę powieki w reakcji na delikatną pieszczotę. – To zawsze jest dla mnie ważne, ale dzisiaj podwójnie. Jeśli uda mi się sprawić, że nie będziesz myśleć o problemach... Nie chcę nic innego – wyszeptał i wtulił twarz w jej szyję, muskając skórę wargami i cicho wzdychając. – Skoro było tak przyjemnie, możemy wrócić do masażu – dodał, odsuwając się nieznacznie z uśmiechem. Ponownie sięgnął dłońmi szyi Elle, zataczając kciukami koła i niejako zmuszając ją, by odchyliła głowę do tyłu. Do palców dołączyły nieco nabrzmiałe od wcześniejszych pocałunków wargi, którymi muskał napiętą skórę, co jakiś czas zostawiając mokry ślad po języku.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  8. - Dlaczego miałoby mi to przeszkadzać? – spytał, unosząc jedną brew. – Kochanie... To ty jesteś w ciąży, to ty będziesz decydować o wszystkim, co z nią związane, ja się dostosuję i postaram się nie przeszkadzać. A plan mogę trochę przemeblować, trudno. Plotki szybko się rozchodzą, studenci wiedzą, że moja żona jest w ciąży, dziekan też, bo sam mu o tym powiedziałem i jestem pewien, że pójdą mi na rękę – powiedział, odruchowo przesuwając jedną dłoń tak, by oprzeć ją na brzuchu ukochanej. Głaskał skórę, pod którą czuł ruchy maleństwa i uśmiechał się lekko. Za każdym razem, gdy działo się coś takiego, czuł zawiązującą się między dzieckiem a nim więź i żałował, że nie było mu dane tego przeżywać przy Thei. Takie myśli pojawiały się jednak coraz rzadziej. Skupiał się na tym co tu i teraz, a nie na przeszłości, bo stracił tamtą szansę na własne życzenie.
    - Wiem. Czytałem – odparł, prostując się i unosząc głowę z niejaką dumą z samego siebie. – Ale myślałem, że moja żona będzie pragnąć mnie sama z siebie, a nie przez nasze dziecko – dodał, jednak zrobił to z uśmiechem, żeby Elle miała świadomość, że żartuje. – Dobrze, że masz tego świadomość. Liczyłem, że działam na ciebie tak samo, ale... Chyba muszę się zadowolić ciążowym libido – roześmiał się cicho i odwzajemnił pocałunek, by zaraz po nim przytulić do siebie ukochaną i przymknąć powieki. Zapanowała między nimi cisza zakłócana jedynie szumem płynącej wody, ale nie była nieprzyjemna, wręcz przeciwnie. Arthurowi wydawała się kojąca i nie przerywał jej, póki w kabinie nie zrobiło się na tyle gorąco, że stało się to niemal nie do wytrzymania. Odchylił głowę, spoglądając na kran i oceniając, czy go dosięgnie, żeby zmniejszyć temperaturę, a potem wbił wzrok w Elle aż za dobrze wiedząc, że nie będzie z tego zadowolona. Czasami miał wrażenie, że gdy brała prysznic ze słuchawki płynął ogień piekielny, a nie woda.
    - Gorąco mi – wychrypiał w końcu. – Chyba powinniśmy wyjść, wyglądamy jak rodzynki – stwierdził, śmiejąc się cicho i patrząc najpierw na swoją pomarszczoną dłoń, a potem przesuwając rękę brunetki tak, że musnął wargami jej palce. – Umyję się i przeniesiemy się do łóżka, hm? – podsunął, ostrożnie unosząc Elle i sadzając ją na podłodze. Pocałował ją przelotnie i podniósł się, następnie biorąc buteleczkę ze swoim żelem i wyciskając go na dłoń. Odsunął się pod ścianę, żeby nie uszczęśliwić brunetki pianą spływającą z jego ciała i skupił się na myciu ciemnych loków, które i tak żyły swoim życiem, a prostowały się jedynie pod bezpośrednim strumieniem wody. – Pomóc ci wstać? – spytał, spłukując specyfik z głowy i przesuwając dłonie na resztę ciała. Siedzieli tutaj tyle czasu, że nie uważał, by dokładne mycie akurat teraz było mu potrzebne, ale... Miał wrażenie, że psychicznie poczuje się o wiele lepiej, gdy zmyje z siebie wydarzenia, które miały miejsce, zwłaszcza te związane z zachowaniem Kate. Dlatego nie pomijał żadnego fragmentu skóry, żałując, że nie może zdezynfekować w ten sposób swoich myśli, bo te wciąż nie dawały mu spokoju, ale nie dawał nic po sobie poznać, bo nie chciał, żeby Elle o tym wiedziała. To on miał być wsparciem dla niej, nie ona dla niego, pokręcił więc delikatnie głową, jakby chciał tym gestem rozwiać wspomnienia i przesunął się nieco, żeby znowu znaleźć się pod strumieniem wody i spłukać z siebie pachnący specyfik.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  9. - Przecież wiesz, że zrobię dla ciebie wszystko. W porównaniu ze wszystkim wycieczka na drugi koniec Nowego Jorku to właściwie nic – zauważył z rozbawieniem i pokiwał głową, zgadzając się z jej propozycją. – Kocham cię – powiedział cicho, czując, że musi jej to wyznać.
    Uśmiechnął się łobuzersko i pomógł Elle wstać. Zakręcił wodę i wyszedł za nią z kabiny, odruchowo sięgając po ręcznik, by go na siebie narzucić, a drugim owinąć ukochaną. Natrafił jednak palcami na zimną ścianę i westchnął cicho, widząc, że dziewczyna była szybsza. Pochylił głowę, ułatwiając jej dostęp do swoich włosów, które już zaczynały się kręcić mimo wciąż kapiącej z nich wody, potem przymknął powieki, kiedy jej dłonie wędrowały niżej i otworzył je dopiero poczuwszy, że żona przestała go dotykać. Patrzył, jak pobieżnie przeciera swoje ciało, tłumiąc w sobie chęć, by jej w tym pomóc. Stał, obserwując jej ruchy i mimowolnie oddychając nieco szybciej. Krople wody na jej skórze miały w sobie coś, co przyciągało go niemal jak magnes i resztkami samokontroli starał się powstrzymać przed tym, żeby ich nie zlizać. Za to bez wahania odwzajemnił pocałunek i pozwolił się pociągnąć w stronę wyjścia. Odruchowo oddał kolejny, tym razem dłuższy i ułożył dłonie na biodrach brunetki, nie przerywając nawet wtedy, gdy zaczęła stawiać kroki, nie odsuwając się od niego. Jedną ręką objął ukochaną w talii, a drugą przyłożył do ściany, sunąc palcami po gładkiej powierzchni, by zorientować się, jeśli trafią na jakąś przeszkodę. Powieki rozchylił dopiero, gdy ściana się skończyła, a pod opuszkami poczuł szafę. W normalnej sytuacji pewnie zatrzymałby się przy łóżku, żeby popchnąć Elle na materac i samemu ułożyć się na niej, ale zaokrąglony brzuch skutecznie go przed tym powstrzymywał.
    Jednak nie na tyle, żeby nie zrobić zupełnie nic. Oderwał się od warg dziewczyny na moment, przy okazji biorąc kilka wdechów i pochylił się, zaciskając palce na jej udach, a korzystając z tego, że wciąż splatała dłonie na jego karku, zamierzał podnieść ją tak, by oplotła nogami jego biodra.
    - Trzymaj się – wyszeptał, zanim poderwał ją z podłogi. Oparł jedno kolano na łóżku i wpił się w jej wargi, przytrzymując ją ramieniem przy sobie, a wolną ręką opierając się o materac i powoli się pochylając. Plecy Elle spoczęły miękko na pościeli, a Arthur podparł się dłońmi po obu stronach jej głowy. Choć jego pożądanie rosło z każdą sekundą, wszystko robił ostrożnie, uważając, żeby nie przygnieść brzucha lub samej Elle nie zrobić krzywdy, zupełnie, jakby dzisiejsza sytuacja miała sprawić, że rozsypie się na kawałki pod najlżejszym dotykiem.
    I tylko dlatego odsunął się od jej twarzy, oddychając szybko. Wbił zamglone spojrzenie w jej ciemne oczy.
    - Jesteś pewna, że tego chcesz? – spytał zachrypniętym z nadmiaru podniecenia głosem. – Nie chcę, żebyś robiła coś wbrew sobie tylko dlatego, że ja cię pragnę... Jeśli wolałabyś, żebyśmy poprzestali na masażu... Po prostu powiedz – wyszeptał, robiąc noski eskimoski, tak jak Elle jakiś czas temu i musnął ustami jej wargi, czekając na jakąkolwiek decyzję z jej strony.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  10. Odwzajemnił pocałunek, choć początkowo miał lekkie opory. Cały czas towarzyszyły mu wątpliwości, czy to na pewno dobry pomysł, czy Elle nie będzie żałować, że odreagowywała sytuację w taki, a nie inny sposób. To... To po prostu nie było do niej podobne i miał świadomość, że gdyby wczoraj po wariacjach Kate zaproponowałby zbliżenie, zapewne by go zbyła. Dała zresztą wyraźnie do zrozumienia, że nie ma ochoty na bliskość Arthura.
    Dlatego dziwił się, że teraz miała. Musiał się upewnić, że to nie coś, za co po kilku godzinach będzie pluć sobie w brodę.
    Gdy oplotła nogami jego biodra, ułożył dłoń na nieco jeszcze wilgotnym udzie i uśmiechnął się lekko. Nie spytał kolejny raz, czy nie ma wątpliwości, bo znał ją na tyle dobrze, że gdyby je miała, właśnie teraz podchodziłaby do szafy, żeby ubrać się w cokolwiek, w czym byłoby jej wygodnie i zajęłaby się czymś innym. Zamknął oczy, czując ciepłe wargi na swojej szyi i jęknął cicho, gdy napięte podbrzusze i męskość dobitnie dały o sobie znać. Chętnie wsunąłby się w ciepłe wnętrze ukochanej, problem w tym, że ostatnio mieli przerwę, a nie chciał zostawiać jej niezaspokojonej. Stłumił w sobie pragnienie zaspokojenia własnych pierwotnych potrzeb i przesunął się nieco niżej, by wpić się w jej usta. Pocałunek był namiętny, ale krótki i zostawił pewien niedosyt, ale o to właśnie chodziło. Arthur natomiast powędrował w dół, zostawiając za sobą mokre ślady języka, a niekiedy delikatne wgłębienia po ugryzieniach.
    Jako, że na łóżku nie przesunęli się wyżej, musiał uklęknąć na podłodze. Ścisnął biodra ukochanej i pociągnął ją w swoją stronę tak, że jej pośladki znalazły się na krawędzi materaca. Chwycił ją pod kolanami i popchnął do góry, by zgięła i rozłożyła nogi i przywarł wargami do wewnętrznej strony uda, powoli sunąc do jego zwieńczenia. Musnął jednak językiem pachwinę, a potem przeniósł się na drugie udo, tym razem pieszcząc je wolniej. Wiedział, że Elle będzie na niego zła, ale uwielbiał się z nią drażnić, zwłaszcza w taki sposób. Widok jej ciała wijącego się pod jego dotykiem działał na niego jak rażenie piorunem, a każdy jęk sprawiał taką przyjemność, że obyłby się bez swojego własnego spełnienia.
    Kolejny raz nie pozwolił na nie również swojej żonie, bo jedynie musnął językiem jej kobiecość, zbierając nadmiar wilgoci i zamruczał cicho, odsuwając się. Przysiadł na piętach i ujął stopę Elle, ciągnąc ją w dół tak, że oparł ją na swoim udzie i zabrał się za delikatny masaż.
    - Przypominam, że miałem wymasować każdy fragment twojego ciała – wychrypiał z łobuzerskim uśmiechem, nie przerywając rozpoczętej czynności, którą wykonywał nieznośnie powoli, czerpiąc z tego ogromną satysfakcję.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie udało mu się ukryć lekkiego zdziwienia, które wyraźnie odbiło się na twarzy. Cieszył się jedynie, że Elle była bardziej zajęta patrzeniem w sufit niż na niego, a ruchy dłoni pozostały niezmienne. Nie miał jedynie pojęcia, czy zaczynała lubić drażnienie się, czy była tak zestresowana, że masaż był zbawienny, czy może pozwalała mu na to czego chciał, samej nie czerpiąc z tego zbyt wielkiej przyjemności.
    - Zaskakujesz mnie dzisiaj – stwierdził, a w jego głosie przebrzmiała wyraźna nuta uznania. Arthur z natury nie zakładał, że ktoś zawsze będzie robił to, czego się po tej osobie spodziewał, ale zdążył poznać Elle na tyle dobrze, że mniej więcej potrafił przewidzieć, co powie lub zrobi jego żona. Teraz nie było to takie oczywiste, ale chwilowe, czy może powoli się zmieniała? – Nie wiem tylko czy to dobrze, czy źle – dodał, śmiejąc się cicho i nieco chrapliwie.
    Powoli przesuwał ręce wyżej, delikatnie ugniatając palcami ciepłą skórę. Co jakiś czas muskał wargami kolano lub udo, słuchając westchnień ukochanej i czerpiąc satysfakcję z tego, że to jego sprawka. Przerwał dopiero, gdy dość dokładnie wymasował obie nogi i popatrzył z zadowoleniem na unoszące się pod wpływem szybkiego oddechu piersi dziewczyny. Podniecenie znowu dało o sobie znać i coraz trudniej było mu się hamować, właściwie zaczynało to być niejaką torturą na własne życzenie, dlatego podniósł się, by uklęknąć tym razem na łóżku. Ujął zaciśniętą na pościeli dłoń ukochanej i splótł ze sobą ich palce, po czym delikatnie pociągnął Elle do góry, żeby usiadła naprzeciw niego. Przeczesał jej ciemne włosy, ostatecznie zakładając je za ucho i pochylił się, by wszcząć kolejny tego dnia pocałunek, jednak tym razem nie zakończył go przedwcześnie, wręcz przeciwnie. Nawet, gdy zaczynało brakować im tchu Arthur nie odsunął się od ukochanej, jedynie przeniósł się z pocałunkami na szyję, w międzyczasie zmieniając pozycję tak, żeby usiąść po turecku. Potem, korzystając z tego, że ich dłonie wciąż były ze sobą splecione, zarzucił ręce Elle na swój kark, a sam objął ją w pasie ramionami i przyciągnął do siebie, sadzając okrakiem na swoich biodrach. I tym razem nie przeciągał momentu, w którym w końcu miał zatopić się w jej kobiecości. Docisnął ją do siebie z głuchym jękiem wprost do jej ucha i przez chwilę zaciskał palce na jej talii, nie pozwalając się ruszyć. Trochę egoistycznie, ale rozkoszował się, bądź co bądź, cudownymi doznaniami. Oparł czoło na obojczyku dziewczyny, oddychając szybko z przymkniętymi powiekami, a gdy w końcu pierwsza fala podniecenia opadła na tyle, że mógł się wyprostować i wbić w jej twarz wręcz przesycone pożądaniem spojrzenie, uśmiechnął się lekko i trącił nosem jej nos.
    - Wiesz, że jesteś bardzo wygodna? – wyszeptał z rozbawieniem, które szybko zniknęło, zastąpione przez podniecenie. – Dlaczego musisz tak na mnie działać? – dodał, jednak nie dał jej czasu na odpowiedź, bo znowu odnalazł ustami nieco nabrzmiałe wargi, w które wpił się łapczywie.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  12. Jeśli już udawało mu się otworzyć oczy, to tylko po to, żeby spojrzeć na zarumienioną twarz Elle, na jej rozchylone wargi łapczywie biorące kolejne oddechy, na piersi unoszące się zdecydowanie zbyt szybko i ocierające się o jego klatkę piersiową, na rytmicznie poruszające się biodra, ale zaraz potem zaciskał powieki, tracąc zupełnie ostrość widzenia. Zaciskał palce na delikatnej skórze, zostawiając po sobie czerwone ślady, które niedługo prawdopodobnie miały zmienić się w siniaki i chłonął zmysłami to, co właśnie się między nimi działo. Dotychczas wydawało mu się, że każde kolejne wspólne zbliżenie było lepsze od poprzedniego, to jednak było… Inne. Równie przyjemne jak wcześniejsze, ale inne. Miał wrażenie, jakby Elle za chwilę miała wtopić się swoim ciałem w jego ciało, a on jej na to pozwalał, przytrzymując przy sobie, muskając wargami jej skórę i oplatając ciasno ramionami.
    Osiągnął spełnienie tuż po niej, ale nie zdołał zdusić jęku i delikatnego drżenia. Dreszcze przebiegały wzdłuż kręgosłupa, a z podbrzusza rozprzestrzeniało się charakterystyczne ciepło i mrowienie. Całował Elle równie zachłannie, jak ona całowała jego i przytłoczony bodźcami początkowo nie zauważył, że coś jest nie tak. Czując jej łzy na swoich policzkach chciał się odsunąć, ale przytrzymywała go przy sobie na tyle mocno, że przestał próbować. Czekał, aż sama będzie gotowa, żeby przerwać.
    - Słoneczko… - wyszeptał, gdy zdołał uspokoić oddech i nieznacznie odchylić głowę. Uniósł jedną rękę, układając ją na policzku ukochanej i otarł jej łzy, jakby sam ten gest miał w czymkolwiek pomóc. Coś podpowiadało mu, że nie jest winien takiego stanu rzeczy i tylko dlatego nie zaczął panikować. Właściwie byłoby cholernie dziwne, gdyby Elle, jego Elle, najbardziej zaawansowane w czarnowidztwie stworzenie chodzące po Ziemi, przeszłaby nad całą sprawą niewzruszona. Nie spodziewał się jednak, że stanie się to teraz, w dodatku po seksie.
    Po seksie, który mógł spowodować silne wahania emocji, zwłaszcza u ciężarnych. Nie mówił jej o czytaniu książek tylko po to, żeby mówić, naprawdę starał się choć w niewielkim stopniu zrozumieć, przez co przechodzi jego ukochana, dlatego każdą wolną chwilę wykorzystywał na zgłębianie informacji o ciąży. I teraz dobitnie się przekonał, jak ważne były słowa zawarte w tych książkach.
    - Chcesz, żebym zrobił coś poza przytulaniem cię, póki się nie uspokoisz? – spytał cicho, poprawiając ją nieznacznie na swoich biodrach. Zerknął też ponad jej ramieniem na rozkopaną kołdrę i pochylił się, by sięgnąć materiału. Owinął nim ciało żony, żeby nie zmarzła i ponownie ją przytulił, uspokajająco głaszcząc plecy przez kołdrę. – Powiedz mi, jak mam ci pomóc… Nie mogę patrzeć jak cierpisz – wyszeptał, palcami drugiej ręki przeczesując jej włosy.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  13. To, co mówiła Villanelle brzmiało całkiem ciekawie.
    — Szalona, a co rozumiesz przez szalony projekt? — zapytał, rozglądając się po pustym pomieszczeniu, w którym naprawdę można było zrobić wiele. Przynajmniej do póki miało się pieniądze w kieszeni. Nie zarabiał już tyle pieniędzy, co jak grał w New York Rangers. Odłożył sporą sumkę to fakt, ale spora część poszła na jego rehabilitację i rozwój biznesu, a resztę władował tutaj w kupno mieszkania, aby dodatkowo nie obciążać się kredytami. Musiał więc nieco przyhamować z szaleństwami w sklepach meblowych czy ze sprzętem AGD, bo prawdę mówiąc stać go może na razie było na umeblowanie sypialni.
    Pokiwał lekko głową, gdy dziewczyna zaczęła wymieniać swoje obowiązki, których z pewnością się napiętrzy po porodzie. Rozumiał też to, że nie chciała obarczać swojej matki opieką nad dziećmi. No cóż… Daniels naprawdę chętnie zaoferowałby swoją pomoc, ale skoro Villanelle przepuściła jego słowa mimo uszu, to stwierdził, że może nie do końca się do tego nadawał. No może nie miał żadnego doświadczenia z dzieciakami, ale miał sporo czasu i naprawdę chętnie przyszedłby się nauczyć i być cud, miód wujkiem. Oczywiście gdyby tylko tego chciała.
    — Dacie radę, na pewno dacie radę — przyznał z szerokim uśmiechem, po czym dopił swoją herbatę. Pusty kubek odstawił na bok, po czym wstał ze skrzynki, aby podejść do balkonu i uchylić drzwi. Dzisiaj może nie było zbyt przyjemnie za oknem, ale przynajmniej nie padało, a to już było coś. Wtedy odwrócił się i popatrzył na dziewczynę.
    — Na magazynie zawsze się tam coś znajdzie — przyznał rozbawiony — Jak będzie to ci odłożę — dodał, po czym ruszył w kierunku łazienki. Zniknął w jej wnętrzu, jednak nie zamykał drzwi, aby kobieta cały czas go słyszała. W końcu chciał zmienić upaćkane farbą ciuchy robocze na czyste czarne spodnie i szary sweter wkładany przez głowę.
    — A nie wolisz poczekać na nową kolekcją? Jest zdecydowanie lepsza od tej pierwszej, a teraz i tak by ci się nie przyda za bardzo — powiedział, chociaż po chwili go olśniło — Chociaż powiem ci, że leginsy to są z takiego materiału, że spokojnie naciągniesz je na brzuszek i w dziewiątym miesiącu i nic nie będzie cię uciskać — zapewnił z szerokim uśmiechem — A idzie całkiem nieźle. No na razie mamy tylko sklep online, jeszcze nie odważyłem się na otwarcie sklepu stacjonarnego — wzruszył lekko ramionami — Może wybierzesz się teraz ze mną do firmy?

    John Daniels

    OdpowiedzUsuń
  14. Przytulił ją do siebie, kołysząc się powoli w przód i w tył. Normalnie zacząłby jej nucić kołysankę zarezerwowaną dla ich córki, miał bowiem dziwne przeświadczenie, że to w jakiś sposób jej pomagało, ale… Nie wiedział, co robi się w sytuacji, gdy ktoś się dowiaduje, że całe życie był wychowywany przez obcego człowieka i w dodatku gdzieś na świecie znajduje się człowiek złożony z identycznej mieszanki genów. Dlatego nic nie mówił, siedział z zamkniętymi oczami, słuchając płaczu ukochanej i mając wrażenie, że za chwilę pęknie mu serce.
    - Nic. Nie możesz, nie cofniesz czasu – wyszeptał, kręcąc delikatnie głową. Otworzył oczy i odzyskał czujność dopiero, kiedy z jej ust wydobyły się kolejne słowa. Cholernie niepokojące słowa, pośrednio wymierzone w ich własną, małą rodzinę, którą dopiero tworzyli. Wyprostował się, pozwalając jej się odsunąć i obserwując każdy ruch, począwszy od zrzucenia z siebie kołdry, na trzaśnięciu drzwi balkonowych skończywszy. Przetarł twarz rękami, odgarnął włosy do tyłu i sam również wstał. Przez moment znalazł się na rozstaju. Nie wiedział, czy powinien wyjść i przy niej być, czy dać jej czas, żeby jakoś to przetrawiła. Żadna z opcji nie była dość dobra, trzeciej natomiast nie było.
    Westchnął i podszedł do szafy. Wyjął z niej bokserki, uznając, że dzisiaj nie będzie już nigdzie wychodził i skierował swe kroki w stronę balkonu, problem w tym, że nie zdążył nawet dotknąć klamki. Odskoczył, gdy drzwi otworzyły się z impetem i rozchylił usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Nie miał pojęcia co powinien powiedzieć, co Elle chciałaby teraz usłyszeć, więc… Cisza była bezpieczniejsza.
    - Co? – wydusił i zamrugał kilka razy oczami, jakby myślał, że całe zdarzenie tylko mu się przyśniło. Przepuścił przez umysł słowa ukochanej, które dla niego brzmiały bardzo wieloznacznie i odruchowo ruszył za nią. Zawahał się, widząc, że zakłada buty, ale trwało to jedynie krótką chwilkę, niewystarczającą, by wyszła. – Nie, Elle, nie. Wiem, że najchętniej byś odreagowała i gdzieś poszła, ale… - urwał i niemal doskoczył do brunetki, nieco zbyt mocno chwytając jej nadgarstek. – Bądź rozsądna, jest późno, ty jesteś w połowie ciąży, zestresowałaś się, a Nowy Jork nie jest specjalnie przyjaźnie nastawiony do kobiet chodzących samotnie w nocy – mówił szybko, mając nadzieję, że ją zatrzyma, jednak nie zamierzał na tym poprzestać. Oparł obie dłonie na jej barkach i przyparł ją do ściany, wbijając nieznoszące sprzeciwu spojrzenie w jej zaczerwienione od płaczu oczy. – Wiesz, że wolę, żeby każde z nas miało wolność i trochę czasu dla siebie, ale chyba śnisz, skoro myślisz, że gdziekolwiek cię teraz wypuszczę – dodał i zerknął w stronę pokoju Thei, z którego dobiegło ciche kwilenie. – Nasza córka i jej cholerne wyczucie… - wymamrotał bardziej do siebie niż do Elle i niezbyt delikatnie obrócił ją w stronę wnętrza mieszkania, by opleść ją od tyłu ramionami i popchnąć przed sobą w kierunku kanapy. Usadził ją na meblu i poszedł do biura/pokoju, gdzie wziął zaspaną dziewczynkę na ręce z zamiarem powrotu do salonu. – Villanelle Morrison z domu Madisson, ani mi się waż stąd wyjść, bo przysięgam, że zadzwonię po policję i zgłoszę, że matka porzuciła dziecko – warknął, widząc, że brunetka próbuje wstać. – Poważnie, siadaj na tej swojej kształtnej dupie. Nigdzie teraz nie pójdziesz, rano rób co chcesz – dodał, zaciskając usta i zatrzymując się w przejściu między salonem a korytarzem, żeby być przeszkodą.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  15. Zacisnął zęby, obiecując sobie w duchu, że nie skomentuje pretensji swojej żony wymierzonych w… Właściwie pośrednio w niego i przez to czuł, że powoli zaczyna kiełkować w nim złość. Mógł to rozumieć, mógł ją wspierać, ale nie w momencie, w którym przelewała swój gniew na niego, był zwyczajnie rozczarowany. Rozczarowany, bo się starał, a mimo wszystko obrywał za coś, czego nie zrobił. On jedynie powiedział o tym, co przez lata ukrywali jej rodzice.
    - I ja jestem temu winien – mruknął, zanim zdołał ugryźć się w język. Bardzo źle, że tego nie zrobił, bo to był zaledwie początek. – Rozumiem wszystko, Elle, naprawdę. Staram się, jestem przy tobie, chciałbym ci pomóc w tych problemach, ale, do jasnej cholery, nie ja je stworzyłem i nie pozwolę ci wyżywać się za coś, z czym nie mam i nie miałem nic wspólnego. Ja tylko przekazałem to, co powiedziałaby Kate w mało delikatny sposób, uznałem, że lepiej, żebyś usłyszała to od swojego męża. Ale skoro masz zamiar mnie za to winić… - urwał i pokręcił głową. Pogłaskał Theę po plecach, czując, że poruszyła się niespokojnie w jego ramionach, najwyraźniej przestraszona krzykiem swojej matki. – Wiele wytrzymuję, ktoś na moim miejscu już dawno dałby sobie spokój, ale nie będziesz mnie opieprzać za błędy twoich rodziców. Proponowałem zmianę mieszkania, wzgardziłaś, więc jedyną osobą, do której możesz mieć teraz pretensje, jesteś ty sama. Z całą resztą zapraszam pod inny adres, znasz go, bo tam się wychowałaś – burknął niezbyt przyjemnie, a kiedy Elle zamknęła za sobą drzwi balkonowe, zacisnął powieki i kolejny raz tego dnia pokręcił głową. Nagle dopadło go cholerne zmęczenie. Wiedział, że jutro pożałuje tego, co powiedział, ale teraz nie miał siły przepraszać za to, że właściwie ktoś go wplątał w sam środek burzy. Zawinił jedynie tym, że akurat był w pobliżu, a każda z zamieszanych osób chyba potrzebowała mediatora, którym nieopatrznie zgodził się być w chwili, gdy stanął przed drzwiami Kate, chcąc się dowiedzieć, czego ciotka Elle może od niego chcieć.
    - Rób co chcesz. I tak zawsze wiesz lepiej – mruknął pod nosem, doskonale wiedząc o tym, że żona go nie usłyszy. Thea znowu poruszyła się niespokojnie, zaczął więc nucić kołysankę, ziuziając ją w swoich ramionach. Spojrzał na wnękę, która służyła za sypialnię i po chwili zastanowienia ruszył w stronę łóżka, domyślając się, że jego żona prawdopodobnie dzisiaj się w nim nie położy. Zatrzymał się jednak w połowie drogi i zawrócił do kuchni, by przygotować córce mleko, a potem poszedł z butelką do sypialni. Ułożył dziewczynkę na środku łóżka, przykrywając i ją, i siebie kołdrą, sam położył się na boku, podpierając głowę na jednej ręce, a drugą karmiąc Theę, która patrzyła na niego swoimi ciemnymi oczami i zaciskała paluszki na jego palcach podtrzymujących butelkę. – Szkoda, że nie możesz na zawsze zostać taka malutka. Z kobietami, które nie umieją mówić jest łatwiej – wyszeptał, pochylając się nad nią, żeby ucałować przykryte roztrzepanymi włoskami czoło i z uśmiechem położył głowę na poduszce.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  16. Miał wobec tej dwójki dług wdzięczności, fakt, ale gdyby wiedział na co się pisze, w życiu nie zgodziłby się wpakować w odmęty piekła. Nie pamiętał kiedy ostatni raz był tak zmęczony i dałby sobie rękę uciąć, że nawet po całym dniu intensywnej pracy czy wysiłku na siłowni, nie byłby takim wrakiem jak teraz. Pluł sobie w brodę i przeklinał się w duchu za to, że mimo swojego braku sympatii do dzieci, zdecydował się zostać z Theą i wysłać tą dwójkę na romantyczny obiad. Co prawda pierwotnie planował, aby był to weekend w SPA, ale żadna normalna i odpowiedzialna matka nie zostawiłaby pod opieką Blaise dziecka na kilka dni i na szczęście Elle także należała do tego grona. Nie chciał dłużej kłócić się z Arthurem i aby pokazać mu, że naprawdę akceptuje jego rodzinę, zaproponował przyjacielowi, aby zabrał Ell do jednej z najlepszych restauracji w Nowym Jorku i zjadł z nią spokojnie cudowny obiad, a on w tym czasie zajmie się dzieckiem i dopilnuje, aby nikt im nie przeszkadzał.
    - W końcu jesteś! – przywitał ją z otwartymi ramionami, ciesząc się na jej widok niczym pies, kiedy jego właściciel wróci po kilku godzinach do domu – Arthur pojechał prosto do klubu, w którym się umówiliśmy? Jeśli tak, to muszę to odwołać – westchnął, przecierając dłonią umorusane farbkami czoło. Jego nieskazitelnie biała koszula także pokryta była mnóstwem barw a na spodniach widoczne były plamy po zupce, którą nieudolnie karmił ją kilka godzin temu.
    - Czy wam przyznają jakieś nagrody, co? W sensie kobietą za to, co ich codziennie spotyka, to naprawdę…straszne – zaśmiał się i wszedł razem z nią w głąb mieszkania, które wyglądało tak, jakby właśnie przeszło przez nie tornado. Naprawdę się starał i próbował to wszystko posprzątać, ale miał w tym kiepską wprawę i zamiast cokolwiek ogarnąć, każdy jego ruch osiągał przeciwny efekt, doprowadzając tym samym dwa wazony do kompletnej ruiny.
    - Spokojnie, ja już dzwoniłem po moją ekipę sprzątającą, będę tu za niecałą godzinę i twoje mieszaknie będzie jak nowe, obiecuję – uniósł do góry dłon w geście przyrzeczenia i nie czekając na jej reakcję, opadł na kanapę, na której leżała i oglądała bajkę Thea – Nie myśl sobie, że siedziała cały dzień przed telewizorem, dopiero 10 minut temu ubłagałem ją, żeby oglądnęła jakąś bajkę i nie chciała się chociaż przez jedną pieprzoną sekundę bawić…- westchnął ciężko, ocierając z czoła niewidzialny pot.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  17. Miał wrażenie, że coś się między nimi zmieniło. Owszem, kochał swoją żonę i rozumiał to, że mierzyła się z problemami, z którymi nie chciał się mierzyć nikt, ale nie zabiegał tak bardzo o jej uwagę. Wtedy też podjął decyzję o wtrącenie się w remont domu, który jego zdaniem szedł za wolno. Nie przyznawał się przed samym sobą, że robi to dla niej. Zależało mu na jej szczęściu, a jego kawalerka najwyraźniej trzymała ją z daleka od poczucia szczęścia.
    Spędzanie kilku godzin po zajęciach na własnoręcznym wykańczaniu niektórych pomieszczeń okazało się dla Arthura zbawienne. Oczyszczał w ten sposób umysł, wyżywał się fizycznie, wyładowując przy okazji zgromadzone w ciele napięcie i mógł z czystym sumieniem uciekać od obecności Villanelle. Nie chciał powtórki z rozrywki i był więcej niż pewien, że jeszcze jeden taki występ ze strony dziewczyny, a puściłyby mu nerwy. Poza tym, atmosferę między nimi można było kroić nożem, wracał więc coraz później, a wychodził coraz wcześniej. Zastanawiał się nawet, czy nie przenieść się tymczasowo na kanapę, ale ta okazała się zbyt niewygodna, by z niej korzystać. Miał też wyrzuty sumienia, tak po prostu po ludzku. Głównie z tego względu, że wiedział, iż Elle jest ciężko, a przy niej nie był. Z upartości i przekory, jakby chciał jej pokazać, że jego cierpliwość również ma swoje granice, zwłaszcza, gdy nie zrobił nic złego, przeciwnie.
    Uniósł brew, widząc Elle w kuchni, ale nie odwzajemnił uśmiechu. Nie zamierzał udawać, że nic się nie stało, bo stało się zbyt wiele, w jego mniemaniu. Wybaczył jej już wiele grzechów, następnych nie odpuści ot tak.
    - Niby skąd mam o tym wiedzieć? – mruknął i zacisnął dłonie na oparciu krzesła. – Mam, ale postaram się urwać – dodał, nie planując nawet powiedzieć jej o tym, że o tej porze miał być w ich starym-nowym domu i przerabiać stary pokój Tilly na nowy pokój Thei. – Spokojnie, dotrę sam. Umiem chodzić – uśmiechnął się nieco ironicznie i spojrzał na Theę siedzącą w krzesełku. Dziewczynka uderzała rączkami w niewielki blat i podskakiwała w miejscu. Pochylił się nad córeczką i pocałował czubek jej głowy, uśmiechając się szczerze, gdy Thea pisnęła wesoło. – Zresztą dziwi mnie, że chcesz, żebym tam z tobą szedł. Ostatnio nie zawracasz sobie głowy nawet rozmową, więc… - urwał i wzruszył ramionami, po czym podszedł do kuchennych szafek, żeby z jednej z nich wyjąć kubek termiczny. Przelał do niego stojącą na stole kawę i upił nieco parującego napoju, przymykając na chwilę powieki. – Osiemnasta, tak? Okej, będę, nie martw się. I… Dzięki za kawę – rzucił na odchodnym.

    Zupełnie stracił poczucie czasu. W biegu przebierał się z roboczych ubrań w te, w których wyszedł rano z mieszkania, a po schodach wejściowych zbiegał dziesięć minut przed wyznaczonym czasem. Taksówka zatrzymała się pod kliniką punkt osiemnasta, a Arthur wpadł do środka zdyszany, z niedopiętą koszulą i torbą sportową zsuwającą się z ramienia. Nie zastał Elle na korytarzu, wywnioskował więc, że musi być już w gabinecie i miał ochotę uderzyć się w głowę czymś ciężkim. Przekroczył próg, nie martwiąc się pukaniem i odstawił torbę pod ścianą.
    - Przepraszam za spóźnienie. Nie mogłem wyrwać się wcześniej – skłamał, podchodząc do siedzącej na krześle przed biurkiem Elle i zatrzymał się za jej plecami. – Coś mnie ominęło?

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  18. Było mu cholernie źle ze świadomością, że nie może do niej podejść. Chciał, ale… Ale tym razem nie zamierzał dać się złamać. Tak wiele razy wybaczał, odsuwał pewne sprawy w swoim umyśle, wmawiając sobie, że to przeszłość, że oboje się zmienili, że przecież się kochają… Problem w tym, że teraz nie miał już co do tego pewności; ani co do zmiany Elle, jej dojrzałości i zwyczajnej dorosłości, ani co do tego, że darzy Arthura takim uczuciem, jakim on darzył ją. Pozornie tamten wybuch mógł nie znaczyć nic, ot, kolejna kłótnia przez rozsadzające od środka emocje, ale tego dnia coś w nim pękło. Miał wrażenie, że Elle stała się zbyt pewna tego, że on zawsze przy niej będzie, nawet jeśli to na nim będzie się wyżywać za błędy innych. Ale on niestety miał uczucia, a jej zachowanie cholernie zabolało. Na tyle, że odsuwał się również od Thei tylko dlatego, że nie chciał spędzać zbyt wiele czasu z jej matką.
    Dlatego nie zrobił tego, co miał w zwyczaju. Nie przesunął sobie krzesła tuż obok kozetki i nie usiadł, ujmując dłoń brunetki w swoje. Nie patrzył z uśmiechem i zachwytem na ekran, bo choć już całym swoim sercem kochał to maleństwo, towarzyszyło mu wrażenie, że jego przyjście na świat skomplikuje wszystko jeszcze bardziej. A zakładał, że skoro przez kilka ostatnich tygodni mieli ciche dni, to mogło się utrzymać do samego porodu, niewykluczone, że dłużej. A może za bardzo się pospieszyli? Może wychodziło na to, że wcale się nie znają i ślub był błędem, który ich do siebie przywiązał?
    Pokręcił lekko głową i stanął obok Elle. Uśmiechnął się prawie niezauważalnie, kiedy lekarz oznajmił, iż będą mieli syna, nie odwzajemnił jednak spojrzenia żony. Uparcie wbijał wzrok w ekran i słuchał serduszka dziecka, powtarzając sobie w duchu, że musi zapamiętać ten dźwięk, bo nie wie, kiedy znowu będzie mu dane to usłyszeć. Słowa Russella przerwały ten moment, a Arthur zmrużył oczy.
    - U mnie też nie było z tym problemów. To znaczy… Nic mi nie wiadomo na ten temat. Ale nie pytałem, nie interesowało mnie to kiedyś, a teraz nie mam kogo spytać – wzruszył lekko ramionami. Nie przestał mrużyć oczu i patrzeć na lekarza, który wydawał się… Zaniepokojony. Do Arthura dotarło, że gdyby wszystko było w porządku, nie zadałby takiego pytania. Spiął się cały i wsunął do kieszeni spodni zaciśnięte w pięści dłonie. Wmawiał sobie, że jest przewrażliwiony, że to może nie miało drugiego dna, a świrowanie jest całkowicie niepotrzebne, bo pytanie ma na celu upewnienie się, że dziecko nie będzie obciążone genetycznie.
    Morrison jak na faceta miał ciut za dobrą intuicję i ten cichy głosik twierdził, że coś jest na rzeczy, że ginekolodzy nie zadają takich pytań, jeśli nie mają ku temu naprawdę solidnych podstaw.
    - Co się dzieje, doktorze? – spytał, zaciskając dłonie jeszcze mocniej i mimowolnie robiąc krok do przodu, żeby znaleźć się nieco bliżej Elle. Wciąż jednak nie mógł się zmusić, żeby jej dotknąć, choćby przelotnie. – Czy… Czy coś nie tak z jego serduszkiem? – wyrzucił z siebie w końcu i wstrzymał oddech w oczekiwaniu na odpowiedź.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  19. Patrzył z niedowierzaniem, jak lekarz zmienia głowicę, słuchał kolejnych słów informujących o wadzie serca i miał wrażenie, jakby cały ciężar świata spoczął na jego barkach. Przygarbił się nieco, obserwując uważnie każdy ruch Russella i w napięciu oczekując diagnozy, która mogła jeszcze bardziej schrzanić ich dotychczasowe życie. Jakby już nie mieli wystarczająco pod górkę.
    Kolejne słowa docierały do niego jak zza grubej kotary. Dotychczas wydawało mu się, że coś takiego w życiu nie będzie dotyczyło ani jego, ani nikogo bliskiego, a tymczasem wszystko wskazywało na to, że ich dziecko, ich maleńki syneczek, który nie był gotowy do życia na tym świecie, mógł potrzebować operacji na otwartym sercu. Arthur miał wrażenie, że za chwilę zemdleje, gabinet robił się coraz ciemniejszy, a dźwięk bicia serduszka Matta zagłuszał huk w głowie bruneta. Przymknął powieki i pomasował skronie, nie słuchając zaleceń, do których miała się stosować Elle. Przecież nawet, kiedy to robiła… Z ich dzieckiem i tak działo się coś złego. Wyszedł z gabinetu prawdopodobnie blady jak ściana, nie odzywając się nawet słowem. Przystanął obok żony i poprawił torbę na ramieniu, po czym kolejny raz wbił dłonie w kieszenie spodni. Normalnie pewnie by ją przytulił, starałby się pocieszyć, nie zważając na własne uczucia, na smutek i strach, które w nim kiełkowały, powiedziałby coś, co brzmiałoby rozsądnie, a potem wróciliby do domu i spędzili resztę wieczoru leżąc w łóżku, przytulając się do siebie i nasłuchując, czy Thea śpi.
    Ale stał bez ruchu, nawet na nią nie patrząc i zastanawiając się, dlaczego to spotkało właśnie ich. Otrząsnął się nieznacznie w reakcji na nieudolną próbę powiedzenia czegoś przez Elle i w końcu na nią spojrzał. A raczej nie na nią, a na jej torebkę.
    - Chodź, odwiozę cię do domu i muszę wrócić do pracy – mruknął, podchodząc do brunetki i bez pytania wyjmując kluczyki, po czym ruszył w stronę wyjścia. Przytrzymał jej drzwi, bo mimo wszystko nie zamierzał być niekulturalnym chamem i choć stosunki między nimi pozostawiały wiele do życzenia, wciąż miał w sobie szacunek do jej osoby. Mniej, niż było go przedtem, ale wystarczająco, żeby choć tyle zrobić.
    Wsiadł do samochodu i oparł głowę o zagłówek, przymykając powieki z ciężkim westchnieniem. Przekręcił kluczyk w stacyjce, a potem włączył radio, by jakoś zagłuszyć męczącą ciszę między nimi. Rozmowa nie wchodziła w grę, przynajmniej z jego strony. Nie chciał i nie miał zamiaru podejmować rozmowy, nie w takiej sytuacji, nie po wszystkim, co stało się w ostatnim czasie i nie przed odreagowaniem tej informacji w najskuteczniejszy znany mu sposób. Wysiłek fizyczny był zbawienny przez ostatni miesiąc i Arthur po cichu liczył na to, że tym razem również pomoże, choćby w niewielkim stopniu.
    - Zadzwonię do Henry’ego albo Blaise’a i poproszę, żeby któryś z nich z tobą został, póki nie wrócę – powiedział, nie odrywając spojrzenia od jezdni.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  20. Nie wziął samochodu, oddał Elle kluczyki, a sam ruszył szybkim krokiem w bliżej nieokreślonym kierunku. Szedł długo, a w domu, gdy w końcu się w nim znalazł, nie zrobił nic. Był sam, ekipa zajmująca się remontem już dawno skończyła i nie miał pojęcia, czy w tej chwili to dobrze, czy źle. Z jednej strony gwar rozmów byłby zbawienny, a z drugiej jego własne myśli zdawały się zbyt głośne, by słyszał cokolwiek z zewnątrz.
    Wszedł po schodach, minął kilka pomieszczeń na piętrze, aż przekroczył próg tego, które najbardziej go interesowało. Usiadł na podłodze swojego starego pokoju i powiódł spojrzeniem po szarych ścianach. Kolor został ten sam, jedynie trochę odświeżony, niedaleko okna miało stanąć łóżeczko, a po prawej szafa, fotel i kilkanaście innych rzeczy potrzebnych noworodkowi. Arthur widział ten pokój oczami wyobraźni i uśmiechał się za każdym razem, gdy coś w nim robił. Teraz uśmiech nie pojawił się na jego twarzy, a w oczach zaszkliły się łzy. Trwał tak, dopóki po napięciu nie została jedynie pustka. Pustka, na której zapełnienie nie miał żadnego pomysłu i… I chyba nie chciał go mieć.
    Przekręcił klucz z myślą, że to zbyt wiele. Remont domu stracił na znaczeniu, plan zakładał odwołanie pracowników i zostawienie tego tak, jak wyglądało. Nie cieszył się z perspektywy zamieszkania tam, nie cieszył się z perspektywy powrotu do mieszkania, nie cieszył się z tego, że miał zobaczyć swoją żonę i córeczkę… Miał tego serdecznie dość. Ich związek od początku był trudny, ale dla Morrisona stał się zbyt trudny. Musiał odpocząć. Odpocząć od osoby, którą kochał najbardziej na świecie.
    Zacisnął zęby, gdy Henry śmiał się do niego odezwać i splótł ręce na klatce piersiowej, powstrzymując chęć uderzenia go. Nie chciał z nim rozmawiać, darzył tego człowieka najczystszą formą nienawiści. Nie mógł przeboleć tego, że związał się z Tilly, mierziło go to jako brata, bo może nie byli ze sobą blisko, ale ona wciąż mogłaby być jego córką, zważywszy, że była jedynie dwa lata starsza od Elle. Jeśli miałoby to zależeć od Arthura, nie zobaczyłby się ze swoim teściem nigdy więcej, bo za każdym razem widział oczami wyobraźni, jak całują się w restauracji.
    - Nie wiem – odparł chłodno, wbijając spojrzenie w oczy Madissona. – Nie rozmawiamy ze sobą. I zanim zaczniesz mi prawić morały… Zniosłem wiele. Więcej, niż zniósłby ktokolwiek inny na moim miejscu, ale tym razem nie zamierzam się płaszczyć. Mam tego dość. Wszyscy chcieliby chronić ją, od ciebie usłyszałem wprost, że przede mną, a kto ochroni mnie przed nią? – wyrzucił z siebie i wziął głęboki, łamiący się wdech. – Skoro wiesz, że to przez ciebie, napraw swój błąd. Ale nie ze względu na Elle, ona ma żal do Alison, nie do ciebie. Napraw go, kurwa, ze względu na mnie. Na to, że obracasz moją siostrę. Młodszą. Która mogłaby być twoją córką – syknął i cofnął się o krok, czując, że zbliża się do granicy, która ostatnimi czasy była bardzo cienka. – Jeśli to wszystko, wyjdź. Następnym razem o Elle pytaj Elle. Do mnie się zgłaszaj, jeśli cię zainteresuje co u mnie słychać – dodał i ruszył w stronę łazienki. – Trafisz do wyjścia – rzucił, zanim zamknął za sobą drzwi i oparł się o umywalkę, zaciskając powieki.

    Artie ;___;

    OdpowiedzUsuń
  21. Stał pod prysznicem z odchyloną do tyłu głową i miał nadzieję, że woda utoruje sobie drogę do jego płuc, zabijając go dość boleśnie. Był zmęczony. Nie fizycznie, to mógł odespać. Zmęczył się życiem, tak po prostu. Żałował, że w ogóle wrócił do mieszkania i odbył tę dziwną rozmowę z Henry’m, bo nie dość, że nie pomogła, to jeszcze sprawiła, że wypowiedział na głos to, co do tej pory jedynie myślał. Nie łudził się, że Elle spała i nic nie usłyszała, nie wiedział jedynie, co jego żona zrobi z tym faktem. Doświadczenie kazało mu sądzić, że niewiele się zmieni. Nigdy się nie zmieniało.
    Wyszedł z łazienki tak dla odmiany z suchymi włosami, ubrany w dresy i luźną koszulkę. Jeszcze miesiąc temu spał w samych bokserkach, teraz perspektywa leżenia obok swojej żony prawie nago wydawała się cholernie abstrakcyjna. Odruchowo zerknął w stronę kuchni i zatrzymał się w pół kroku. Odwzajemnił spojrzenie, choć jego własne pozostało zupełnie bez wyrazu. Nie oderwał go, gdy Elle się zbliżyła, dopiero czując oplatające go ramiona wbił wzrok w ścianę i ułożył dłoń na jej karku, ale szybko ją opuścił, jakby zbyt późno zmitygował się w myślach.
    - Przez ostatni miesiąc nie przyszło ci do głowy, że coś jest nie tak? – spytał głosem wypranym z wszelkich emocji i zrobił pół kroku do tyłu, by zwiększyć dzielący ich dystans. – Nie, jasne, skoro chcesz, zjemy razem – powiedział i obszedł brunetkę. Usiadł na krześle, które zwykle zajmował i opadł plecami na oparcie, mrużąc delikatnie powieki. – Widzisz, Elle... Problem tkwi w tym, że ja wiem, że ty rozumiesz. I nie wątpię, że naprawdę, naprawdę wiele razy odtworzyłaś w głowie, tylko przez cały miesiąc nic nie zrobiłaś – zauważył, przechylając lekko głowę. – Okej, skoro rozmawiamy... Posłuchaj mnie uważnie, Villanelle, bo powiedziałem to już kiedyś, teraz powtórzę, ale więcej tego nie usłyszysz – mówił dalej, pochylając się, by oprzeć łokcie na blacie stołu. Splótł dłonie tuż nad talerzem i spojrzał na swoją żonę tak, jak nie patrzył na nią jeszcze nigdy. – Myślisz, że twoje słowa wszystko naprawią? Wjechałaś na mnie w momencie, kiedy pokazałem ci, że chcę ci pomóc. Rozumiem wszystko, wiele rzeczy ci wybaczyłem, wiele przemilczałem, ale... Ale ja mam swój kres wytrzymałości, jak każdy. I wrzeszcząc na mnie wtedy ty tę granicę przekroczyłaś. Nie chcę tak żyć. Zastanawiać się, co zrobisz przy następnym kryzysie. Dzisiaj też się zastanawiałem. I nie wiem, czy nie odezwałaś się tylko po to, żeby znowu zmieszać mnie z błotem za coś, na co nie mam wpływu – wyrzucił z siebie, ani myśląc o tym, by dopuszczać ją do głosu. – Nie chcę kolejnych przeprosin. Chcę, żebyś mi pokazała, że mnie kochasz. Bo ja to okazuję na każdym kroku, zwłaszcza wtedy, kiedy tego potrzebujesz, a ty tym gardzisz. Jakbyś myślała, że będę zawsze, bez względu na to, jak gównianie mnie potraktujesz. Nie będę. Bo nie jestem lalką, tylko twoim mężem – zakończył i ponownie odchylił się na oparcie. Wiedział, że boli ją tak samo fakt, że ich dziecko mogło urodzić się chore, ale nie zamierzał pojednywać się z nią tylko przez wzgląd na to. Bo to prędzej czy później by w nim pękło.

    Artie 💔

    OdpowiedzUsuń
  22. - Nie, nie zrzucisz winy na mnie – powiedział, kręcąc głową nieco zbyt gwałtownie. Zacisnął zęby, czując, że powoli wzrasta w nim złość, ale wziął kilka głębokich wdechów i jakoś udało mu się uspokoić, dlatego, gdy znowu się odezwał, jego głos był cichy i opanowany. – Pogodziłem się z tym, że wyjechałaś do Diego przeze mnie, ale nie dam sobie wmówić, że teraz ja jestem winien. Miałaś mnóstwo okazji, żeby zacząć rozmowę. Zamiast się chować i udawać, że śniadanie robią krasnoludki, mogłaś zostać i zrobić ten pierwszy krok, ale wolałaś milczeć. Mogłaś to zrobić w nocy, kiedy leżeliśmy obok siebie i dobrze wiedziałaś, że nie spałem, bo od tamtej pory cudem wyciągam te trzy godziny snu. Nie pracujesz, nie chodzisz na zajęcia, więc zamiast chodzić na kawki z Lily i Heather mogłaś przyjść w ciągu dnia na uczelnię. Tak, wiem o tym, bo były zdziwione, że w ogóle się odzywasz i Heather zapytała wprost co się stało – wyrzucił z siebie i ponownie wziął kilka wdechów, ale tym razem nie przyniosło to pożądanego efektu. – Rozumiem, że musiałaś przetrawić pewne rzeczy sama, ale wnioskuję, że tak bardzo nie chciałaś mojego towarzystwa. Stwierdziłem, że ja też nie będę cię dręczyć. Nauczyłem się, że nie można wpieprzać się tam, gdzie mnie nie chcą – dodał nieco spokojniej.
    Oderwał w końcu spojrzenie od jej twarzy i przeniósł je na herbatę, która nie zdążyła jeszcze wystygnąć. Wziął do ręki kubek i upił łyk, parząc się w język, ale to było lepsze, niż ból, który rozsadzał go od środka. Skupiał się na tym fizycznym, ale na dłuższą metę to nie zdawało egzaminu. Nic nie było w stanie tego zagłuszyć.
    - Właśnie w tym problem, Elle. Kiedy jest dobrze, między nami układa się cudownie i wtedy naprawdę czuję, że nareszcie jesteś moją partnerką, że to małżeństwo to najlepsze, co mnie w życiu spotkało, ale kiedy zaczyna się kryzys... Mam wrażenie, że na dobre i na złe działa jednostronnie. I jestem tym zmęczony. Bo gdyby to działało w odwrotną stronę, gdybym chociaż raz cię odrzucił wiem, że byś odeszła. Cholera, gdybym okazał w jakikolwiek sposób, że cię nie szanuję i mam gdzieś twoją bliskość pewnie wróciłbym do pustego mieszkania – mruknął i pokręcił głową, jakby chciał odgonić od siebie tę myśl. – To jest toksyczne, Elle. A ja nie potrzebuję trucizny w życiu, sam jej sobie wystarczająco dostarczam. Chciałbym móc cię przytulić i powiedzieć, że będzie dobrze, że Matty urodzi się zdrowy, a między nami będzie cudownie, ale... Chyba już w to nie wierzę. I nie chcę więcej cierpieć i patrzeć na swoją żonę ze świadomością, że nie mogę jej pocałować, bo ona mnie nie chce – ostatnie słowa niemal wyszeptał i splótł ręce na klatce piersiowej. Nie patrzył na nią z tym chłodem i obojętnością, teraz w jego oczach błyskał ból, który zobaczyłaby, gdyby opuściła ręce. – Nie skrzywdzę Thei, ona jeszcze nie potrafi mnie odrzucić i będę przy niej tak długo, jak mi na to pozwoli. Postaram się bardziej o nią dbać, spędzać z nią więcej czasu, ale... Myślę, że na jakiś czas powinniśmy zrobić sobie przerwę. Nie zostawię cię, jeśli nie będziesz tego chciała, nie teraz, kiedy coś się dzieje, ale jak zechcesz, żebym się wyniósł, powiedz mi o tym wprost, zamiast męczyć się ze mną pod jednym dachem – wychrypiał i przetarł zeszklone oczy, kręcąc przy tym głową. – Przeniosę się do salonu. I nie musisz rano się wymykać, żeby zrobić mi śniadanie z poczucia obowiązku. Ja będę ci je robić, powinnaś się teraz oszczędzać – dodał na koniec ze smutnym uśmiechem.

    Artie 💔

    OdpowiedzUsuń
  23. - A jak miałbym to odbierać? – spytał cicho, czując, że powoli opuszczają go siły. Marzył o położeniu się do łóżka lub na kanapie, o zamknięciu oczu, bo na sen nawet nie liczył i zapomnieniu o tym, że dzisiejszy dzień miał miejsce. – Jak, Elle? Jak odebrałabyś sytuację, w której ja przestałbym się do ciebie odzywać, jakbym robił wszystko, żeby nie spędzać z tobą czasu? Powiedz mi, bo nie wiem – westchnął i nieco nerwowo przeczesał palcami włosy, roztrzepując je jeszcze bardziej. Patrzył, jak jego żona zaczyna drżeć i sam również drżał, ale w środku. Nie potrafił jednak tego ukryć w dłoniach, które zaczęły się trząść, więc splótł je na udach i wziął kilka głębokich wdechów.
    Początkowo zesztywniał, gdy Elle usiadła na jego kolanach. Nie objął jej i nawet wstrzymał oddech, nie wiedząc, co ma zrobić. Ale jego ciało zareagowało instynktownie. Brakowało mu tej bliskości, ciepła ciała ukochanej i jej przyjemnego zapachu, dlatego z lekkim wahaniem oplótł ją ramionami i wtulił twarz w zgłębienie szyi, przymykając powieki.
    - Nie wiem, Elle, może tak by było lepiej… Może powinniśmy od siebie odpocząć, skoro bycie razem działa źle – wyszeptał, nie odsuwając się od niej. – Nie chcę być z tobą tylko dla dobra dzieci, chcę, żebyś była ze mną, bo mnie kochasz, a nie bo tak będzie lepiej dla Thei. Nie zasłużyłem sobie na… Na bycie bezpieczną opcją, łatwym wyborem, bo ktoś inny nie chciał nim być. Dlaczego nie możesz kochać mnie tak samo, jak ja kocham ciebie… - powiedział, ale nie liczył na odpowiedź, bo chyba nie istniała. Nie można kogoś zmusić do miłości, a Arthur wiedział o tym aż za dobrze. Dostał próbkę, gdy Elle wyjechała. Jej powrót przywrócił mu nadzieję na to, że będzie lepiej, że stanie się sensem jego życia i tak naprawdę była, problem tkwił w tym, że nie miał pewności, iż on jest sensem życia dla niej. A może Kate miała rację? Może Elle wyszła za niego, bo uznała, że dobro dzieci jest najważniejsze, a Xander jej nie chciał?
    Różne myśli krążyły mu po głowie, ale starał się ich do siebie nie dopuszczać. Teraz to wszystko zalało jego umysł, nie dając mu szansy na obronienie się przed tym. Bliskość żony wpływała na niego zarazem kojąco i źle. Źle dlatego, że się nie kontrolował, a kojąco, bo przez ostatni miesiąc zwyczajnie jej potrzebował, a nie mógł mieć.
    - Jestem zmęczony, wiesz? Nie chcę tego mieszkania, tego pieprzonego domu, wracać wieczorem i się zastanawiać, czy moja żona pozwoli mi przy niej być, czy może znowu zacznie sprawdzać, na ile może sobie pozwolić. Boję się tego, ta niepewność jest tragiczna, a kiedyś ci tłumaczyłem, jak to się może skończyć. Teraz znalazłem sposób na odreagowanie, ale co zrobię później, kiedy już to skończę? Co ty zrobisz, kiedy stanie się coś złego, a ja znowu będę chciał cię wspierać i dostanę za to… Właściwie policzek? – mówił dalej cicho, ale nie odsuwał się. W końcu zabrakło mu sił, by wydobywać z siebie kolejne słowa, więc zamilkł i odsunął się nieznacznie, ale tylko po to, żeby spojrzeć na twarz Elle i ułożyć jedną dłoń na jej policzku. – Co mówiłaś? Nie zrozumiałem. Jeśli masz coś ważnego do powiedzenia, powiedz to prosto z mostu i głośno, bo przydałoby się, żeby udało nam się skończyć tę rozmowę bez żadnych niedopowiedzeń i nieporozumień.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  24. Puk, puk!
    Ja tutaj przybywam raczej ze smutną wieścią. Partnerka Danielsa zdecydowała opuścić nasze grono NYC. A, że ja nie chciałabym Johnnemu robić znowu pod górkę i wymyślać kolejnej dramy to uznałam, że czas przerwać na razie jego historię na NYC. Uznałam, że czas, aby wyjechał z ukochaną i po prostu rozwinął swoją firmę, ustatkował życie. Czas pokaże czy i ja zechcę nim tutaj powrócić. Nie wiem jak to będzie.
    Przepraszam, że tak wyszło! No, ale czasami tak już po prostu jest :(

    John Daniels

    OdpowiedzUsuń
  25. - Więc dlaczego w końcu tego nie zrobisz? – wymamrotał, słuchając jej wyrzutów do samej siebie. – Co daje nam fakt, że wiesz, co jest nie tak, wiesz, jak to naprawić, a wciąż tego nie robisz? Elle, ja wiem, że to wszystko jest dla ciebie trudne, że to spadło tak nagle i zakwestionowało twoją przeszłość, tylko… Chyba zapominasz, że Tilly to moja siostra. I najwyraźniej nie chodziło o zemstę, skoro dalej jest z Henry’m. Spytałaś chociaż raz o to, jak ja się z tym czuje? Że moja młodsza siostra, która kiedyś była moim oczkiem w głowie, która jest od ciebie starsza tylko o dwa lata bzyka się z facetem, który mógłby być jej ojcem, a prawnie jest twoim? – wyrzucił z siebie, czując, że cały ciężar zgromadzony w jego ciele zaczyna powoli opadać. Wszystkie pretensje, które nagromadziły się w nim w ciągu ostatniego miesiąca w końcu znajdowały ujście i chociaż znał samego siebie na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że nie powie Elle o wszystkim, co mu się nie podoba, nawet tyle mu wystarczyło. Pokazanie jej, jak bardzo go to zabolało dawało więcej, niż rozdrapywanie starych ran.
    - Proponowałem wyprowadzkę – przypomniał i westchnął cicho. – Blaise ma parę miejsc, w których moglibyśmy pomieszkać, ale zostaliśmy tu, bo ty tego chciałaś, pamiętasz? Zresztą… Właściwie do niczego cię nie zmuszałem, jeśli chcesz, możesz wrócić do domu. Pomogę ci się spakować i przenieść, skoro nie chcesz tu być – powiedział, wzruszając ramionami, jakby było mu wszystko jedno. Tak naprawdę nie było. Perspektywa bycia w tych czterech ścianach bez Elle i Thei była okropna, nie do przyjęcia, ale… Wolał to, niż świadomość, że jego żona zachowuje się w ten sposób tylko dlatego, że ekipa potrzebowała jeszcze co najmniej miesiąca, żeby wszystko dokończyć. Miesiąca mijania się na niewielkim metrażu, męczenia się sobą i trudności, które Arthurowi w tej chwili wydawały się nie do pokonania.
    Ponownie westchnął i opuścił rękę, którą do tej pory opierał na policzku brunetki. Nie wiedział, jakich użyć słów, co z tym wszystkim zrobić i jak sprawić, żeby stało się to odrobinę mniej skomplikowane.
    - Skoro nie chcesz zatruwać mi życia… Nie rób tego. Dlaczego nie jesteś tą Elle, w której się zakochałem? Nie znam osoby, którą jesteś teraz… Tamta by mnie od siebie nie odsunęła, przeciwnie, zrobiłaby wiele, żeby być blisko, zwłaszcza w trudnym momencie. Nie unikałaby mnie, nie chowałaby się w łóżku tylko po to, żeby nie spojrzeć mi w oczy i ze mną nie rozmawiać. Tamta Elle poprosiła, żebym ją pocałował, kiedy tego potrzebowała i wykrzyczała mi, że mamy dziecko, bo czuła, że wszystko wskoczy na miejsce. Tamta Elle za mnie wyszła, nie ta, która przez ostatni miesiąc mnie unikała… Dlaczego się zmieniłaś? Dlaczego uważasz, że jedna informacja powinna tak diametralnie wpłynąć na twoje obecne i przyszłe życie? Przecież to przeszłość, na którą nie miałaś wpływu i nie masz dalej, bo nie da się jej zmienić. Masz wpływ na to, żeby przyszłość była lepsza, na takich zasadach, jakie ty sobie ustalisz, a teraz… Teraz to niszczysz, bo jak możemy tworzyć coś pięknego, jeżeli nie ma ku temu warunków? Okej, nie pozwolisz mi odejść, ale co dalej? Znowu zaczniesz mnie unikać? Nie będziemy rozmawiać? Kiedy Matt się urodzi i okaże się, że jednak potrzebna jest operacja znowu mnie od siebie odsuniesz i będziemy się mijać w kuchni, jakbyśmy byli sobie obcy? Ja tego nie chcę. Takie życie to nie życie, rozumiesz? Nie chcę kolejny raz się sparzyć… Boję się tego – wyrzucił z siebie i miał wrażenie, że to najdłuższa wypowiedź, jaką do niej skierował w ciągu całej znajomości. Nie zastanawiał się nad słowami, one same opuszczały jego usta, zdejmując z serca olbrzymi ciężar. – Kocham cię, ale nie chcę takiego małżeństwa… Przysięgaliśmy sobie coś zupełnie innego, pamiętasz? Bo ja tak. I że zawsze odnajdę do ciebie drogę, tylko ty sama sadzisz ten głupi las, przez który nie mogę przejść...

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  26. Odchylił głowę do tyłu i przymknął powieki, próbując głębiej odetchnąć. Nie było to takie proste, bo cały drżał, a płuca nie do końca chciały z nim współpracować, ale starał się uspokoić. Wiedział, że jeśli tego nie zrobi ta rozmowa znowu skończy się fiaskiem, a nie mogli tego odwlekać. To nie był serial, a oni nie byli Lily i Marshallem, u których działał system pauzy w kłótniach. To było ich życie, a oboje mieli wystarczająco wybuchowe charaktery, żeby dać się ciut za bardzo ponieść.
    - Tak, wiem. Ale mam dosyć poczucia winy tylko przez to, że jestem bratem osoby, która schrzaniła ich małżeństwo. Przykro mi, że twoja rodzina cierpi, naprawdę, ale nic nie mogę z tym zrobić, bo sam jeszcze się z tym nie uporałem – powiedział cicho, prostując się i patrząc w dal gdzieś ponad Elle. Odsunął się nieznacznie, gdy ułożyła dłoń na jego twarzy i ujął jej palce, by opuścić rękę. Choć brakowało mu jej dotyku, rozpraszał go, a teraz nie mógł zmięknąć tylko dlatego, że za tym tęsknił. Musiał jej pokazać, że tym razem nie będzie tak łatwo. Nie był workiem treningowym, na którym można się wyżywać w razie niedopowiedzeń.
    - Muszę to przemyśleć – mruknął w końcu, wbijając spojrzenie w jej oczy. Starał się, by jego własne pozostały niewzruszone, ale wszystko wskazywało na to, że odbijają się w nich wszystkie uczucia. A najsilniej odczuwał zrezygnowanie. Bo był tym wszystkim naprawdę zmęczony. – Nie chcę obietnic bez pokrycia, już je słyszałem. Elle, to... Nie masz pojęcia, jak trudno jest kogoś tak bardzo kochać i widzieć, że ta osoba ma cię za nic. Bo tak się właśnie czułem, jakbym był nikim, a nie człowiekiem, z którym jeszcze kilka miesięcy temu chciałaś spędzić resztę życia. Nie podejmę teraz decyzji, muszę... Muszę się z tym przespać – powiedział na głos, a w myślach dodał a ty dobitnie sobie uświadomić, jak to wygląda, kiedy ktoś nie będzie bezwarunkowo, zawsze i wszędzie.
    Oparł ręce na jej plecach, ale nie przytulił jej ze swoją zwyczajową czułością, którą potrafił obdarzyć tylko swoją żonę i córeczkę. Siedział na krześle niemal nie oddychając i czując, jak mięśnie znowu mu sztywnieją. Im dłużej Elle była blisko, tym bardziej robił się spięty.
    - Położę się – oznajmił, między wierszami sugerując jej, że również powinna iść spać. – Rano powiem ci, jaką podjąłem decyzję. I nie naciskaj, po prostu daj mi trochę czasu – westchnął i objął ją, by ostrożnie wstać i postawić ją na ziemi. – Prześpię się na kanapie, tobie musi być wygodnie. I jeśli chcesz, zjedz moją porcję, ja... Jakoś straciłem apetyt – mruknął z przepraszającym uśmiechem, po czym wyminął brunetkę i przeszedł do sypialnianej wnęki. Otworzył szafę i wyjął z niej koc, a z łóżka zgarnął swoją poduszkę. Ruszył do salonu, gdzie rzucił poduszkę a kanapę, a koc rozłożył i ścisnął w dłoniach, przez moment się zastanawiając. – Dobranoc, Elle. Kocham cię – powiedział cicho, a potem ułożył się na kanapie i zacisnął powieki ze świadomością, że tej nocy również nie zaśnie. Za dużo miał do przemyślenia.

    Artie 💔

    OdpowiedzUsuń
  27. Choć starał się z całej siły, nie zmrużył oka nawet na chwilę. Najpierw przez dobrą godzinę grzebał w telefonie, a potem leżał, wpatrując się w sufit i w przyspieszonym tempie odtwarzając kilka ostatnich miesięcy w swojej głowie. Nie zastanawiał się nad tym, czy Elle jest inna, w jego wyobraźni była ideałem, przynajmniej wtedy, gdy tęsknił za nią przez prawie rok. Ale czy nie wyidealizował jej za bardzo? Czy nie przesadzał? A może szukał w niej tego ideału i był zawiedziony, bo go nie widział?
    Ale potem przypomniał sobie, że przecież mieli też dobre momenty, a wtedy jego żona była najcudowniejszą osobą, jaką dane mu było poznać. Tych złych chwil było jednak więcej i stanowiło to swego rodzaju próbę nie tylko dla ich małżeństwa, ale też dojrzałości. Zarówno w jednym, jak i w drugim przypadku dali ciała, jak więc mieli tworzyć rodzinę i wychowywać dzieci, skoro sami nie potrafili udźwignąć pewnych spraw?
    Podnosząc się z kanapy z zamiarem zrobienia sobie naprawdę mocnej kawy nie był ani trochę mądrzejszy, niż wieczorem. Mętlik w głowie zaczynał go dobijać, a czaszka niemal pękała z bólu, dlatego w pierwszej kolejności po zalaniu kawy wrzątkiem łyknął tabletkę przeciwbólową, nie przejmując się tym, że powinien najpierw zjeść śniadanie.
    Oparł się o blat i pochylił głowę, przymykając powieki. Obiecał jej, że do rana podejmie decyzję, ale nie potrafił tego zrobić. Kochał ją, kochał dzieci, ale był nieszczęśliwy, tak po prostu. Myśl, że jego żona nie potrafi go w żaden sposób docenić i się nim przejąć była dojmująca. Od początku chodziło mu o to, by ją uszczęśliwić, bo zrobił zbyt wiele złego, ale w którymś momencie stało się to toksyczne.
    Wyprostował się, gdy do jego uszu dotarł głos Villanelle i obrócił się tak, by być przodem do niej. Nie musiał widzieć jak wygląda, żeby to wiedzieć. Na pewno był blady, oczy miał podkrążone i zapuchnięte, a włosy tak roztrzepane, że przestały przypominać artystyczny nieład. Arthur... Arthur był cholernie zmęczony. Na tyle, że nie miał siły dalej walczyć ze światem i z samym sobą.
    - Dzień dobry – wychrypiał głosem wypranym z wszelkich emocji. – Spałaś w ogóle? Nie wyglądasz dobrze – westchnął, wbijając spojrzenie w jej podkrążone oczy i zrobił kilka kroków w jej stronę. Powolnych, jakby niepewnych. W połowie drogi nieco przyspieszył i wyciągnął ręce gotów przejąć Theę i odesłać Elle do łóżka. – Daj mi ją i idź się przespać. Powinnaś odpocząć, a ja... Powinienem spędzić z nią trochę czasu, nawet jeśli miałbym tylko patrzeć jak śpi – wymamrotał i zerknął na nią pytająco, układając ręce tak, że w każdej chwili mogła oddać mu dziecko.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  28. Ostrożnie wziął Theę w swoje ramiona i uśmiechnął się ledwie zauważalnie, gdy dziewczynka wtuliła się w jego ciało gotowa dalej spać. Cholernie tęsknił za usypianiem jej, a ostatnimi czasy nie miał ku temu zbyt wielu okazji i ta myśl sprawiła, że uśmiech natychmiast zniknął. Stał tuż przed wejściem do pokoju córeczki, delikatnie kołysał się na boki i wbijał spojrzenie przed siebie, słuchając krzątania się Elle. Miał ochotę wrzeszczeć, wykrzyczeć jej wszystko, co mu leżało na sercu, wymusić na niej obietnicę, że zmieni to, co nie działało, a potem naprawdę zacznie działać i zobaczy w niej tę dziewczynę, którą tak bardzo pokochał jakiś czas temu.
    Nic jednak nie zrobił. Stał jeszcze chwilę i wpatrywał się w przestrzeń, by ruszyć do pokoju Thei i ostrożnie ułożyć ją w łóżeczku. Przykrył ją szczelnie i ucałował jej czoło, następnie prostując się i przysuwając sobie biurowy fotel. Usiadł na nim, opierając się o barierkę i ujął maleńką rączkę dziewczynki w swoje palce, głaszcząc jej wierzch kciukiem.
    - Co ja mam zrobić, księżniczko? – wymamrotał pod nosem. Wiedział, że nie uzyska żadnej odpowiedzi, ale miał nadzieję, że wypowiedzenie myśli na głos pozwoli jakoś to wszystko ułożyć. – Kocham was, ale nie mogę tak dłużej. Im bardziej się staram, tym bardziej przynosi to odwrotny skutek i... Jestem zmęczony. Chciałbym, żeby twoja mamusia też się starała... To ty nas znowu połączyłaś i nie masz pojęcia, jak bardzo żałuję, że jeszcze nie możesz mówić. Może powiedziałabyś coś z tą rozbrajającą dziecięcą szczerością i byłoby łatwiej, choć trochę... – westchnął i uśmiechnął się, gdy Thea skrzywiła się przez sen i zacisnęła rączkę na palcu serdecznym swojego ojca. Arthur spojrzał na obrączkę, która odbijała światło przy każdym ruchu i podniósł się z fotela. – Okej, rozumiem. Wiesz, na swój sposób jesteś mądrzejsza od nas wszystkich, córeczko – wyszeptał i ostrożnie wysunął palec z jej uścisku.
    Wszedł cicho do kuchni i splótł ręce na klatce piersiowej. Początkowo miał zamiar odnieść się do wczorajszej rozmowy, ale widok Elle pochylonej nieznacznie nad blatem i oddychającej dość ciężko mimowolnie go zaniepokoił. Wyprostował się i opuścił ręce, czujnie obserwując każdy jej ruch. Nie zarejestrował faktu, że zrobił kilka kroków do przodu, gotów w każdej chwili dać susa i złapać brunetkę, gdyby osunęła się na ziemię.
    - Wszystko w porządku? – spytał w końcu, wciąż się do niej zbliżając, aż znalazł się tuż za jej plecami. Dzieliło ich zaledwie kilkanaście centymetrów i z tej odległości wyraźnie czuł jej zapach, którym nie zdołał się nasycić wieczorem, gdy siedziała na jego kolanach, ale z uporem maniaka powtarzał sobie, że nie może namącić mu w głowie. Nie teraz, gdy w końcu to ona miała pokazać, że zależy jej równie mocno. – Elle, jesteś cholernie blada... Usiądź – powiedział cicho i z lekkim wahaniem złapał ją za ramiona, by obrócić przodem do siebie i cofnąć się kilka kroków, prowadząc ją za sobą. Nacisnął na jej barki, żeby usiadła, a sam kucnął przed nią i odruchowo oparł rękę na okrągłym brzuchu. Matt jednak najwyraźniej spał, bo tym razem Morrisona nie przywitały kopniaki. – Ja zrobię śniadanie – zadecydował w końcu, patrząc na nią wzrokiem typu animisięważpyskować. – Chcesz wody? Herbaty? Czegokolwiek? – spytał, podnosząc się i podchodząc do kuchennych szafek. Wyjął z nich naczynia, a z lodówki wszystko, co było potrzebne do zrobienia owsianki z owocami i zabrał się do roboty, nie zamierzając czekać na decyzję ze strony Elle. To, że mieli kryzys, nie znaczyło, iż przeszło mu przez myśl, by zaniedbać swoją ciężarną żonę.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  29. Nalał do kubka wody i podał go dziewczynie, patrząc na nią przy tym odrobinę za długo i odrobinę zbyt podejrzliwie. Bał się, że za chwilę osunie się z krzesła i zrobi sobie krzywdę, a jakkolwiek nie byłby na nią zły, wciąż była jego żoną i wciąż ją kochał, mimo problemów.
    Upewniwszy się, że w ciągu kilku najbliższych minut nic jej nie grozi obrócił się na pięcie i ponownie zabrał się za przygotowywanie śniadania. Chwilę później po kuchni rozniósł się zapach mleka i borówek, które gotowały się w drugim garnku, a w zamierzeniu miały się zmienić w mus. Skupiał się na kotowaniu, bo tak było łatwiej, niż kolejny raz przechodzić przez tę rozmowę. Wiedział, że muszą ją odbyć, to było nieuniknione, skoro postawił takie, a nie inne warunki, ale… Ale nie był na to gotów.
    - Jeśli nie zrobisz nic, decyzja będzie jedna i doskonale wiesz jaka – powiedział, mieszając w garnku z owsianką. – Prosiłem cię, żebyś zrobiła coś, żebym nie odszedł. Żebyś mi pokazała, że ci zależy i że mnie nie odepchniesz. Byłoby bardzo na miejscu, gdybyś ułatwiła mi to wszystko, obojętnie w którą stronę. Dawna Elle wiedziałaby, co zrobić. I nie odpuściłaby tak łatwo – dodał nieco ciszej i zdjął obydwa garnki z kuchenki. Przerzucił owsiankę do miseczek, zalał ją musem, a potem zabrał się za krojenie banana i truskawek. – To, że nie mam zamiaru nic robić, nie tym razem, nie znaczy, że będę ci cokolwiek utrudniał. Gdybym miał to robić, spakowałbym się bez słowa i musiałabyś się cholernie postarać, żeby mnie znaleźć. Chyba, że tego właśnie chcesz, dostosuję się – westchnął i ułożył owoce w artystycznym nieładzie, po czym postawił jedną z miseczek na stole przed Elle. Wyjął z szuflady łyżkę i wręczył ją dziewczynie. Sam oparł się lędźwiami o blat i uniósł swoją łyżkę do ust, zlizując z niej trochę ze swojej porcji owsianki.
    - Na razie jedyne, co powinnaś zrobić, to skupić się na zjedzeniu śniadania. Komu jak komu, ale akurat tobie chyba nie powinienem o tym przypominać, zwłaszcza teraz – zauważył, wskazując końcem łyżki na jej okrągły brzuch. Chciał uklęknąć przed nią i znowu go dotknąć, ale teraz nie miał ku temu pretekstu. Zacisnął dłoń na blacie obok siebie i westchnął cicho, powoli jedząc owsiankę, aż w końcu wziął miskę do ręki i ruszył do salonu. Siedzenie w samotności wydawało się łatwiejsze, niż atmosfera między nimi, a tę wciąż można było kroić nożem. Arthur opadł na kanapę, niedbale zarzucając koc na swoje nogi i oparł stopy na szklanym stoliku. Nie włączył telewizora, wpatrywał się w przestrzeń, zupełnie jakby się zamyślił, ale tak naprawdę nasłuchiwał. Nasłuchiwał, co zrobi Elle, czy w ogóle cokolwiek powie. Czuł się, jakby ją egzaminował i… W zasadzie nie mijało się to aż tak bardzo z prawdą. Miał jedynie nadzieję, że z tego egzaminu nie będzie musiał jej oblewać.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  30. Przymknął powieki i odetchnął z ulgą, gdy Elle również przeszła do salonu. Nie przyznałby się do tego, ale cały czas na to liczył, na to, że się nie poddała i choć nie jest tak łatwo jak zwykle, Elle zrobi to, co było właściwe. A przynajmniej Arthurowi się wydawało, że takie jest, bo przecież mieli być rodziną, prawda? Pokopaną, ale szczęśliwą.
    Zerknął na nią z ukosa i oparł się wygodniej o poduszki, unosząc łyżkę do ust. Nie odpowiedział od razu, najpierw połknął to, co miał w ustach i sięgnął po leżący na szklanym stoliku telefon. Sprawdził godzinę, ignorując wiadomość od jednego z budowlańców i odłożył smartfona obok siebie.
    - Zaczynam za dwie godziny – powiedział w końcu. – I wrócę późno. Prawdopodobnie do końca maja się to nie zmieni – dodał, ponownie wsuwając sobie do ust trochę owsianki. Wiedział, że ciągnięcie kłamstwa nie będzie możliwe tak długo, w końcu Elle wiedziała, iż Arthur poinformował dziekana o ich sytuacji rodzinnej, ponadto po wypadku miał się oszczędzać i ułożono mu plan w taki sposób, że sporo czasu mógł poświęcić na rehabilitację, ale wolał brnąć w tę bajeczkę, niż zdradzić Elle rzeczywisty powód swoich częstych nieobecności. Naprawdę miał nadzieję, że uda im się to wszystko naprawić, a dom gotowy do zamieszkania będzie zwieńczeniem ich starań. A żeby tak się stało, remont musiał pozostać niespodzianką. Mimo wątpliwości, obudził się z myślą, że chce to zrobić i do trzech razy sztuka. Bo to była trzecia szansa, którą dawał swojej żonie i liczył, że przysłowie w ich przypadku okaże się prawdziwe.
    Spojrzał na bladą twarz brunetki i musiał przyznać, że naprawdę wyglądała nieco lepiej. Wciąż jakby miała za chwilę stracić przytomność, ale jej spojrzenie wydawało się mniej umęczone. Albo Arthur tylko to sobie wmawiał, bo chciał, żeby czuła się dobrze i poszła z nim na ten pieprzony spacer. Z jednej strony wciąż był zły i sfrustrowany, ale z drugiej cholernie za nią tęsknił. Mimo że widywali się codziennie, na dobrą sprawę nie widywali się wcale. Jedynie mijali we wspólnych czterech ścianach.
    - Jeśli chcesz ze mną iść, nie będę protestował – przyznał w końcu, podążając za jej spojrzeniem i uśmiechając się na widok słońca. Wziął to za dobry omen. – To znaczy na uczelnię. Popołudniu naprawdę nie mogę, ale... Mogę postarać się wrócić wcześniej, niż wczoraj. Nie obiecuję, ale będę próbował – westchnął i przysunął się nieco tak, że zetknęli się ramionami. Czuł się tak, jakby znowu spotkali się po długim rozstaniu, ale nie byli pewni, dokąd to właściwie zaprowadzi. Jednak tym razem to nie Elle uciekła, Morrison znalazł się w trochę innym świecie, w którym nic nie było łatwiejsze.
    - Jesteś pewna, że to z głodu? Martwię się – mruknął, wbijając wzrok w jej brzuch. – Powiedziałabyś mi, gdyby coś było nie tak, prawda? – dodał, zatrzymując rękę w połowie drogi do ust.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  31. Uniósł jedną brew i pokręcił głową, uśmiechając się kącikiem ust. Zanim cokolwiek powiedział, włożył do ust kolejną porcję swojej owsianki i pochylił się nieznacznie w stronę Elle tak, że stykali się nie niewielkim fragmentem skóry, a całymi ramionami. Chciał ją przytulić, naprawdę. Pragnął tego całym sobą i czuł, jak każda komórka jego ciała wręcz się do niej rwie, ale cały czas powtarzał sobie, że nie może się złamać i okazać jakiejkolwiek słabości względem niej. Okazywał ją zbyt wiele razy.
    - Wiesz, że nie musisz mi kadzić, prawda? – spytał ze słabo maskowanym rozbawieniem, które szybko się ulotniło. Przyglądał się dziewczynie badawczo, starając się ocenić, czy czuje się dobrze, czy może blefuje. – Okej. Ale jak tylko coś zacznie się dziać, natychmiast odprowadzam cię do domu – powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu.
    Odruchowo odłożył swoją łyżkę i oparł dłoń na brzuchu Elle, delikatnie postukując w niego palcami. Odpowiedział mu delikatny ruch, a skoro on go wyczuwał, nie wyobrażał sobie nawet, jak to musiało wyglądać z perspektywy Elle.
    - Więc zrobimy ci w łóżku fort ze stałą dostawą jedzenia i seriali, żebyś nie musiała się podnosić. Ewentualnie porozmawiamy jak faceci – mruknął, pochylając się nad brzuchem i bez wahania całując go przez materiał ubrania żony. Za tym również tęsknił. Miał wrażenie, że znowu stracił trochę z tego czasu, który miał być ważny i piękny. Zdołał przywyknąć do rozmawiania z dzieckiem, do dotykania ciążowego brzuszka i patrzenia, jak z dnia na dzień rośnie, a potem z dnia na dzień musiał przestać to robić. Stracił całe czterdzieści tygodni z rozwijania się Thei, nie chciał tego powtarzać, a już był miesiąc do tyłu.
    - Pewnie, przyda nam się trochę ruchu – stwierdził, kiwając głową i wyprostował się. Podążył spojrzeniem za dłonią Villanelle i zacisnął usta w wąską linie. – Bez takich, młoda damo. Po pierwsze, nie lubię słodyczy, a po drugie... Zajmij się swoim talerzem, dobra? – fuknął i sięgnął łyżką do jej miseczki, po czym szybko włożył sobie porcję papki do ust, a po przełknięciu wytknął brunetce język. – Jesteśmy kwita, Morrison – oznajmił i wrócił do jedzenia.
    Niedługo później odstawił puste naczynie na szklany stolik.
    - Może być. Nie zamknę drzwi, gdyby coś się działo... – urwał i zagryzł dolną wargę, przez chwilę się zastanawiając, by tuż przed podniesieniem się z kanapy ucałować czoło swojej żony.
    Wyszedł z zaparowanej łazienki zapinając ostatnie guziki koszuli. Robił to powoli, zastanawiając się nad tym, jak przemycić robocze ciuchy. Ciche dni miały jeden pozytyw – nie musiał się tłumaczyć z wychodzenia z torbą sportową, bo nawet gdyby Elle zdecydowała się o coś zapytać, wyłgałby się treningiem na siłowni. Teraz jednak powiedział, że musi zostać dłużej w pracy i zabranie czegoś było zbyt podejrzane.
    - Łazienka jest twoja. Thea się obudziła? – spytał, zatrzymując się między salonem a kuchnią i przygładzając materiał czarnej koszuli.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  32. - Powinnaś się cieszyć, że nasz syn i ja już znaleźliśmy wspólny język. Po narodzinach będzie jeszcze lepiej – odparł, nie odsuwając dłoni od jej brzucha. Wiedział, że nadejdzie ten moment, w którym świadomość, że ich syn może być chory uderzy w niego z całą mocą, ale starał się odsuwać tę myśl w podświadomość. Mieli wystarczająco dużo problemów, zadręczanie się kolejnym nie było w żadnym stopniu pomocne, zwłaszcza teraz.
    Zapiął koszulę do końca i uśmiechnął się kącikiem ust w reakcji na komentarz Elle. Nie był przesadnie narcystyczny, ale miał lustro i wiedział, jak wygląda, a dzięki treningom prezentował się lepiej, niż jeszcze kilka miesięcy temu mógłby przypuszczać. Ponadto to, że nie zamierzał Villanelle utrudniać, nie znaczyło wcale, że nie mógł być ani trochę złośliwy, a sama jakiś czas temu stwierdziła, że w drugim trymestrze libido ciężarnej szaleje. Owszem, zrobił to specjalnie.
    - Chodź, księżniczko. Pokażemy mamie, że nie jesteś marudą i grzecznie jesz – mruknął do Thei, biorąc ją w swoje ramiona. Nie było tak kolorowo, jak to sobie wyobrażał, a po całej ceremonii karmienia musiał przebrać córeczkę, nie spiesząc się zbytnio, bo Elle również wydawała się nie spieszyć.
    Zagryzł dolną wargę, posyłając jej spojrzenie, które miało zasugerować, iż jest wredną babą i skupił się na ułożeniu Thei w wózku. Jego żona doskonale wiedziała, jak działa na niego ten cholerny sweter i wszelkiego rodzaju ubrania podkreślające jej figurę, nie raz i nie dwa jej o tym wspomniał, a teraz tego pożałował. To on miał być teraz górą, to on miał być tym zakazanym owocem, którego Elle nie może dostać mimo łączącej ich relacji, a wyglądało na to, że będzie na odwrót.
    Patrzył, jak dziewczyna prowadzi wózek i powoli przysunął się do niej. Bez słowa trącił ją biodrem w bok, żeby samemu złapać za rączkę jedną dłonią, a drugą spleść palce z palcami brunetki. Wyglądali tak, jak powinni; szczęśliwa rodzinka na spacerze, w dodatku wkrótce miała się powiększyć i zapewne nie umykało to uwadze starszych pań, które patrzyły z uśmieszkami to na małżeństwo, to na wózek, to na okrągły brzuch Elle. Szkoda jedynie, że sielski wygląd miał się daleko do szarej rzeczywistości, w której nawarstwiały się kolejne problemu.
    - Mam nadzieję, że tak to będzie wyglądało – powiedział nieco ponuro i westchnął cicho. – Naprawdę, bardzo bym tego chciał, Elle – dodał dobitniej i zmarszczył czoło, gdy Elle się zatrzymała. Obrócił się i wbił spojrzenie w pieska. Miał w sobie coś z małego szczeniaka, nie mógł więc być stary, a merdający ogon sprawił, że Morrison z miejsca poczuł do niego sympatię.
    - Hej, mały, zgubiłeś się? – zaszczebiotał i kucnął, wyciągając przed siebie dłoń. Psiak zrobił kilka kroków w jego stronę, obwąchał palce i polizał je, po czym przeniósł spojrzenie na Elle, nie przestając machać ogonkiem. Arthur, ośmielony nieco tym, że nie miał na skórze żadnych śladów zębów, pogłaskał go po grzbiecie. – Nie ma obroży. Elle, myślałaś może o przygarnięciu psa? – spytał, nie potrafiąc ukryć rozbawienia.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  33. Zmrużył oczy i podniósł głowę, patrząc na Elle twardo.
    - Temat kozy już dawno zamknęliśmy. Nie, po stokroć nie, nie zmienię zdania – powiedział, celując w dziewczynę palcem i zacisnął wargi, nie reagując na jej wesoły uśmiech. Żeby nie wywołać sprzeczki, powrócił myślami do psiaka, który najwyraźniej nie miał nic przeciwko głaskaniu i rozejrzał się w poszukiwaniu właściciela. Byli w parku, równie dobrze pies mógł na chwilę stracić zainteresowanie aportowaną piłeczką, ale na to się nie zanosiło. Nikt go nie wołał, nikt nie biegł zasapany w ich stronę ze smyczą w dłoni.
    - Nie zanosi się na to, w każdym razie nie tutaj – zauważył, powracając spojrzeniem do swojej żony i roześmiał się, słysząc jej pisk. – W przeciwieństwie do twojej kozy. Jego można przytulać i nie da ci racicą po twarzy – mruknął i pokiwał głową z cichym westchnieniem. – Wiem, masz rację. Ale on jest… No, fajny jest, po prostu. Thei też się podoba – powiedział, patrząc na machającą rączkami córeczkę, która po swojemu coś tam mamrotała. Wyciągała się, jakby chciała pogłaskać futrzaka, więc Arthur, upewniwszy się najpierw, że zwierzę go nie ugryzie, wziął psa na ręce i podszedł do wózka. Pozwolił Thei wpleść paluszki w miękką, puszystą sierść i uśmiechnął się z rozczuleniem, gdy dziewczynka najpierw pisnęła z zadowoleniem, a potem pochyliła się do przodu i wtuliła w bok psiaka.
    Ponownie kucnął i odstawił czworonoga, po czym rozejrzał się, jakby wciąż się spodziewał, że ktoś za chwilę do nich podejdzie. Dopiero potem dotarł do niego sens słów Elle i uśmiechnął się pod nosem.
    - Myślisz? Jeszcze nie rozerwałem guzików, chyba jest w porządku – skomentował, prostując się i przygładzając materiał na torsie. Specjalnie napiął przy tym rękę, kątem oka obserwując delikatne rumieńce pojawiające się na twarzy Elle, a w duchu zatriumfował. Był święcie przekonany o tym, że to on dzisiaj znajdzie się na przegranej pozycji, że będzie musiał cholernie się pilnować, żeby nie rzucić się na nią przy najbliższej okazji, a tymczasem to ona wyglądała, jakby musiała się stopować. I cholernie, naprawdę, cholernie mocno się z tego cieszył. Kolejny raz w ciągu ich znajomości stał się zakazanym owocem, po który, żeby sięgnąć, musiała się bardzo postarać.
    - Możemy… Moglibyśmy go przygarnąć i rozwiesić ogłoszenia – powiedział w końcu, wracając myślami do psa, który wciąż stał przy nich, merdając ogonem. – Wiem, że mieszkanie jest małe i masz go dość, ale może to kwestia jednego dnia? A lepiej u nas, niż w schronisku, bo ktoś prędzej czy później się nim niezdrowo zainteresuje… - westchnął i zagryzł dolną wargę, przez chwilę zastanawiając się nad tym, co mógłby zrobić, żeby przekonać Elle. W końcu podszedł do niej i ujął jej twarz w dłonie, wbijając spojrzenie prosto w jej ciemne oczy. – Jak bardzo będę musiał się postarać, żebyś się zgodziła? – wymruczał i trącił nosem jej nos, po czym skubnął ustami jej dolną wargę. Nie zainicjował jednak pocałunku, uznając, że po takiej przerwie jest zbyt wcześnie i odsunął się na tyle, by ponownie popatrzeć w ciemne tęczówki i uśmiechnąć się przy tym uroczo.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  34. Odsunął się, przez moment mierząc jej zaczerwienioną twarz uważnym spojrzeniem i czując, że traci resztki dobrego humoru, który cudem w sobie odnalazł. Oczywiście, mógłby powiedzieć Elle, że po pracy będzie przychodził po psa i zabierał go ze sobą do remontowanego domu, by pobiegał sobie po podwórku, że większość obowiązków dotyczących opieki nad psem spoczęłaby na jego barkach, ale ukrywał to już tak długo i szło mu to na tyle dobrze, że nie chciał zaprzepaścić tego przez chwilową słabość do obcego zwierzaka.
    Dlatego jedynie westchnął cicho i opuścił ręce,
    - Masz rację. Masz na głowie dziecko, nie dorzucę ci jeszcze psa – powiedział i pochylił się, by kolejny raz pogłaskać psa, który oparł się bokiem o jego nogi. – Chodź, kolego, zapytamy w tej kawiarence, czy ktoś cię zna. A jeśli nie, znajdzie się ktoś, kto cię przygarnie – mruknął i podniósł zwierzę, by wszystko poszło sprawniej. – Wystarczy po prostu powiedzieć ‘nie’, Elle. To nie jest trudne. Nie potrzebuję tłumaczeń, potrafię przyjąć odmowę – stwierdził i uśmiechnął się nieco kwaśno.
    Zostawił czworonoga pod opieką właścicielki niewielkiej kawiarenki, a sam wyszedł z budynku z rękami wciśniętymi w kieszenie spodni. Dobry humor do reszty go opuścił, a chęć wzbudzenia w Elle pożądania zeszła na dalszy plan.
    - Problem rozwiązany – oznajmił, zaciskając dłonie na rączce wózka i powoli ruszając wąską alejką w stronę wyjścia z parku. – Ale teraz koza tym bardziej nie podlega dyskusji. Skoro nie mogę zająć się psem, bo to za duży obowiązek, tym bardziej nie zajmiemy się parzystokopytnym, bo jest jeszcze bardziej czasochłonne – stwierdził tonem nieznoszącym sprzeciwu. Był zły, nie wiedział jedynie, czy bardziej na siebie, że się uparł, żeby dochować tajemnicy, czy na Elle, że kolejny raz coś szło po jej, a nie jego myśli. Spacer z przyjemnego nagle stał się męczący, a Arthur chciał jak najszybciej znaleźć się na uczelni, a potem w domu, gdzie remont i tak chylił się już ku końcowi.
    - Wiesz, chyba powinnaś wracać do domu – powiedział, zatrzymując się i poprawiając torbę z laptopem na ramieniu. Pożałował, że nie chciał jej wcześniej złościć i nie zabrał z mieszkania roboczych ubrań, żeby nie musieć wracać i mijać się z Elle. Chociaż tego nie musiał się obawiać, bo i tak najczęściej jej nie było, co zdołał wywnioskować z rozmowy z Heather. – Albo rób co chcesz, w każdym razie ja muszę trochę przyspieszyć. Zapomniałem, że drugi rok ma dzisiaj poprawę przed wykładem – skłamał zręcznie, nawet się przy tym nie zająknąwszy. To było straszne, jak łatwo przychodziło mu okłamywanie żony, a jeszcze gorszy był cel tego kłamstwa. Gdyby miał kochankę, jakoś byłby w stanie sam siebie usprawiedliwić, ale kochanki nie miał, a wszystko sprowadzało się do tego, że... Że nie chciał spędzać czasu z Elle w chwilach takich, jak właśnie ta. O ile wcześniej jego ciało rwało się, by ją przytulić, tak teraz chciał uciec. – Miłego dnia – rzucił na odchodnym i pochylił się, żeby ucałować Theę w czoło, a potem szybkim krokiem ruszyć do wyjścia z parku, nawet nie oglądając się za siebie.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  35. Nie spodziewał się, że przekraczając próg domu zobaczy tabun mężczyzn zbierających się do wyjścia. Nie rozumiał, co się właściwie stało, ale dość szybko go oświecili, chociaż właściwie tego oświecenia nie potrzebował. Sam zobaczył efekty tego, że wystarczyło dobrze skonstruować umowę i trochę więcej zapłacić, żeby dom był praktycznie gotowy do zamieszkania. Wystarczyło posprzątać i wstawić meble, które mogli wykorzystać na teraz, a potem stopniowo dokupować to, co było potrzebne do umeblowania pozostałych pomieszczeń.
    Nie myśląc długo, zabrał się za wierzchnie sprzątanie, żeby pozbyć się najgrubszej warstwy kurzu, a w mieszkaniu znalazł się grubo po północy, nie będąc nawet w połowie do osiągnięcia celu. Miał jednak dość ukrywania tego, co robił wieczorami, a skoro wyglądało na to, że dom był praktycznie skończony...
    Przekręcił klucz i cicho wszedł do mieszkania, nie zapalając światła. Chwilę później wylądował jak długi na podłodze z głośnym jękiem, nie bardzo wiedząc, o co właściwie się potknął. Wyjął z kieszeni telefon i zapalił latarkę, po czym podniósł się gwałtownie do siadu, patrząc z niedowierzaniem na zaspanego psiaka. Przetarł oczy, nie mając pewności, czy ze zmęczenia coś mu się nie przywidziało, ale futrzak szedł w jego stronę, merdając ogonem i dotykając jego dłoni mokrym noskiem.
    - Nie wierzę... Przyprowadziła cię – wyszeptał, głaszcząc psa i uśmiechając się szeroko. – Chyba czas się przyznać, hm? Jak myślisz, dobry pomysł? – spytał i podniósł się powoli. Ruszył do sypialnianej wnęki, zapalając po drodze światło w kuchni i przysiadł na łóżku po stronie, po której spała Elle. – Kochanie... Obudź się. Musisz coś zobaczyć – powiedział, pocierając jej ramię swoimi palcami. Jednak nie kontynuował, przypominając sobie o śpiącej w sąsiednim pokoju Thei.
    Owinął dziewczynkę kocykiem i ułożył ją w nosidełku najostrożniej, jak tylko potrafił. Postawiwszy je na podłodze, uśmiechnął się na widok pieska, który położył się obok i oparł głowę na nóżkach Thei.
    - Wiem, że jesteś na mnie zła, ale wyżyjesz się później. Na razie mi zaufaj i wstań. Ubierz jakiś sweter i daj kluczyki – mówił cicho, nie do końca wiedząc, jakiej spodziewać się reakcji, ale nie miał czasu się nad tym głowić. – Poważnie, nic nie mów, tylko zejdź na parking. Ja idę ulokować Theę – dodał, uznając, że sam zbierze się szybciej. Znalazł kluczyki w torebce Elle, a po schodach schodził w towarzystwie psa, który nie odstępował dziewczynki w nosidełku na krok. Wskoczył na siedzenie tuż obok niej, merdając do Arthura, a potem położył się na miękkiej kanapie samochodu, jednak nie spuszczał czujnego spojrzenia z krzątającego się mężczyzny.
    Oparł się plecami o drzwi samochodu i spojrzał na wejście do bloku, mając nadzieję, że Elle go posłucha i się pojawi.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  36. Odetchnął z ulgą, gdy jednak pojawiła się przy samochodzie. Dopuszczał scenariusz, w którym wynosi ją z mieszkania, nie zważając na protesty i krzyki, a nawet na rękoczyny. Widział jej wściekłość, o ile nie zawsze sprawdzało się powiedzenie, że oczy są zwierciadłem duszy, w przypadku Elle nie było trafniejszego spostrzeżenia. Jej ciemne tęczówki błyskały nadmiarem emocji i wiedział, że to on się do tego przyczynił.
    Czuł jednak dziwaczną potrzebę ukarania jej za te kilka tygodni milczenia, dlatego pozwolił wrednemu uśmieszkowi wpłynąć na wargi, zapewne rozjuszając tym dziewczynę jeszcze bardziej. Czerpał niemałą satysfakcję z tego, że on o czymś wiedział, a ona nie miała najmniejszego pojęcia. Nie wyobrażał sobie nawet, co musiało dziać się w jej głowie.
    Ale Elle sama go naprowadziła. I w duchu przyznał jej rację. Gdyby znikała na całe dnie, kłamiąc o pracy, również podejrzewałby ją o jedno, nawet bez żadnych dowodów.
    - Po to, żebyś za chwilę spaliła się ze wstydu – mruknął pod nosem na tyle niewyraźnie, że sam siebie nie zrozumiał i splótł ręce na klatce piersiowej, patrząc na swoją żonę z góry. Nie przestawał się uśmiechać i nie chodziło już nawet o to, żeby ją wyprowadzić z równowagi. Zakończenie remontu tchnęło w Artura nowe siły i tak jak do tej pory wątpił, że uda im się cokolwiek naprawić, tak teraz potrafił sobie wyobrazić, że za rok będą szli przez ten sam park, trzymając się za ręce i będąc po prostu szczęśliwi. Potrzebowali jedynie przestrzeni. Odpoczynku od siebie, gdy będą na skraju wytrzymałości, a nie mogli na to liczyć w niewielkiej kawalerce Arthura. W przypadku domu wyglądało to zupełnie inaczej.
    - Nie, nie byłem w pracy – przyznał zgodnie z prawdą i otworzył przed Elle drzwi pasażera. Wciąż nie czuł się pewnie za kierownicą, ale zabrnął tak daleko, że nie mógł tego spalić prośbą, by pojechała na przedmieścia. – Domyślam się, co chcesz ode mnie usłyszeć, ale tego nie powiem, bo nie mam romansu – powiedział i ujął jej twarz w dłonie, by przycisnąć swoje usta do jej ust. Pocałunek trwał ułamek sekundy, resztę czasu wykorzystał na naparcie na Elle swoim ciałem tak, że opadła na siedzenie, a Arthur zasłonił jej drogę ucieczki, spoglądając znacząco na jej nogi, wciąż oparte na jezdni, a nie na podłodze samochodu. – Jeśli nie pojedziesz ze mną po dobroci, nie zawaham się użyć siły. Czy ci się to podoba, czy nie, jedziemy na wycieczkę, Morrison. Więc, z łaski swej, nie komplikuj nam życia jeszcze bardziej i bądź grzeczną dziewczynką. I zanim zaczniesz pyskować, pamiętaj, że nigdy nie wpakowałem cię na żadną minę, a z tyłu śpi nasza córka i ma naprawdę donośny płacz, kiedy jest niezadowolona – wyrzucił z siebie i pochylił się gwałtownie, żeby złapać pod kolanami jej nogi i włożyć je do samochodu, sekundę później trzaskając drzwiami.
    Opadł na swoje siedzenie i bez wahania odpalił silnik, nieco zbyt gwałtownie wycofując z parkingu, a potem mknąc przez nieco mniej zapchane niż zwykle ulice Nowego Jorku w stronę przedmieść.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  37. Kluczył między autami, nie odzywając się nawet słowem. Słuchał jedynie jej wywodów, mocniej zaciskając dłonie na kierownicy i z trudem powstrzymując się przed wywracaniem oczami przy co ciekawszych fragmentach jej domysłów.
    - Zamilcz, proszę – rzucił w końcu, zmęczony tymi podejrzeniami. Nie po to tak długo przygotowywał tę niespodziankę, nie po to harował tu całymi popołudniami i wieczorami, żeby Elle miała to teraz zepsuć, odbierając mu resztki nadziei na to, że da się to wszystko naprawić. – Jeśli mnie posłuchasz i przestaniesz wszystko psuć, ten dzień, czy raczej ta noc, może być jedną z najlepszych w trakcie naszego związku. Tylko błagam, zaufaj mi i przestań uprawiać to pieprzone czarnowidztwo, bo zaczyna być męczące – mruknął i kilka razy głęboko odetchnął, próbując się uspokoić. Starał się pamiętać, że nie po to jechali do domu, że nie mieli się tam pokłócić, a na tylnej kanapie samochodu wciąż spała ich córeczka, której wrzaski rodziców raczej by nie zachwyciły.
    Zatrzymawszy się na podjeździe, uśmiechnął się, gdy Elle wypowiedziała jego imię, zabarwiając je nutką zdziwienia. Obszedł samochód, uprzednio cicho zamykając swoje drzwi i otworzył te od strony pasażera. Nie czekał jednak, aż jego żona wysiądzie. Zamiast tego wypuścił psiaka, upewniając się, że Thea wciąż śpi. Minimalnie otworzył okno, żeby słyszeć, gdyby się obudziła i zamknął auto przyciskiem. Idąc w stronę domu chwycił Elle za dłoń, splatając ze sobą ich palce. W tym momencie nie było ważne to, że czuł od niej złość i samemu mu było daleko do oazy spokoju. Gdyby dali porwać się emocjom, to nie miałoby sensu, a czy nie właśnie po to to ukrywał? Żeby tego sensu nabrało?
    Zatrzymał się przed drzwiami i wolną ręką wyjął z kieszeni klucz. Delikatnie popchnął drzwi wejściowe i zrobił krok do przodu, żeby zapalić światło. Oparł się o framugę, wbijając spojrzenie w twarz ukochanej, bo nie chciał przegapić żadnej reakcji.
    - Tu byłem wczoraj. Tu byłem dzisiaj i przez cały ostatni miesiąc. Pomagałem jak tylko mogłem, żeby zakończyć ten remont jak najszybciej – zaczął, uśmiechając się, gdy psiak wpadł na korytarz, obwąchując każdy kąt. – Zacząłem dzień po tym, jak powiedziałaś, że dusisz się w mieszkaniu. Chciałem zaczekać, aż urodzi się Matty, wszystko przygotować i przywieźć was tutaj prosto ze szpitala, ale... Twoje podejrzenia... Nie przetrwalibyśmy. A ja nie jestem w stanie dłużej tego ukrywać i kłamać – powiedział, wciąż nie ruszając się z miejsca. – Wystarczy posprzątać. Zacząłem to robić dzisiaj, ale przeceniłem swoje możliwości. W tym tygodniu skończę i właściwie... Możemy tu zamieszkać – stwierdził, wzruszając lekko ramionami. – Jak mogłaś pomyśleć, że mam romans, Elle? Kocham cię, wszystko co robię jest z myślą o tobie i twoim szczęściu.. Nigdy bym cię tak nie skrzywdził – ostatnie słowa wyszeptał i opuścił głowę, przymykając powieki. Nie tak wyobrażał sobie ten moment, ale nie raz przekonał się, że rzeczywistość nijak ma się do marzeń o niej.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  38. Chwilę trwało, zanim odważył się ponownie otworzyć oczy i spojrzeć na zarumienioną twarz żony. To nie był czas ani miejsce na taką rozmowę. Arthur był zmęczony, marzył o świętym spokoju i poczuciu, że jest na tym świecie ktoś, kto kocha go równie mocno, jak on potrafił kochać Elle, ale... Nie miał już pewności co do tego drugiego. Bo wciąż zachowywała się tak, jakby był winien całego zła tego świata i choć miał świadomość, że w jakiś sposób się do tego przyczynił, wmawiał sobie, że skoro miała jakieś podejrzenia, mogła to po prostu z nim skonfrontować.
    Psiak biegający po przestronnym korytarzu był jednym z niewielu dowodów na to, że Elle rzeczywiście czuła coś do swojego męża.
    - Nie będziemy o tym teraz rozmawiać, nie zepsujemy tej chwili – mruknął, obejmując ją swoimi ramionami i opierając policzek na czubku jej głowy. – Gdybym nie poszedł, wygadałbym się. A zaszedłem już tak daleko, że to nie wchodziło w grę – westchnął, powolnymi ruchami przeczesując ciemne włosy ukochanej, żeby się uspokoić. Czuł, że serce wali mu niczym młot, a na usta cisną się kolejne słowa, ale zacisnął wargi i nie wypowiedział swoich myśli na głos.
    Roześmiał się cicho i pokręcił głową z dezaprobatą.
    - Bo tak było. Ta sportowa torba nie była spakowana na siłownię, miałem tam ciuchy, w które się przebierałem, żeby się nie ubrudzić. Gdybym... Gdybym wracał od kochanki, postarałbym się bardziej to ukryć, nie uważasz? – westchnął cicho i odsunął się nieznacznie, by spojrzeć w ciemne oczy Elle. Wyplątał swoje palce z jej dłoni, ale ujął drobny nadgarstek, to samo robiąc z drugim i oparł jej ręce na swojej klatce piersiowej, nakrywając je swoimi rękami. – Zasługuję na kogoś lepszego pod warunkiem, że to ty będziesz kimś lepszym – powiedział cicho i zaklął w duchu. Miał nie rozwijać tego tematu, wrócić do niego kiedyś, ale nie teraz. Było jednak za późno i nie dało się cofnąć tego, co już opuściło jego usta. – Mówiłem ci już, każdy ma swój limit wytrzymałości, nawet ja. I nie chcę, żeby ten trud poszedł na marne. Mamy dom naszych marzeń, dwoje dzieci, psa i... I siebie nawzajem i może już czas, żebyśmy byli szczęśliwym małżeństwem, a nie dwojgiem ludzi połączonych na papierku, którzy skaczą sobie do gardeł przy każdej okazji – wyszeptał, ani na moment nie odrywając spojrzenia od jej oczu.
    Prychnął cicho i pokręcił głową, przyjmując stanowczy wyraz twarzy.
    - Żartujesz sobie? Naprawdę uważasz, że pozwoliłbym swojej ciężarnej żonie wdychać te tumany kurzu? To chyba mnie za dobrze nie znasz. Przyprowadziłem cię tu tylko po to, żebyś przestała mnie podejrzewać o najgorsze. Możesz sobie obejrzeć dom, zajrzeć do każdego pomieszczenia, ale następnym razem przekroczysz ten próg, kiedy będzie tu czysto – oznajmił, wskazując palcem na otwarte drzwi frontowe. – Rozumiemy się, czy naprawdę mam się posunąć do użycia siły względem ciebie? – mruknął, nie potrafiąc powstrzymać kpiącego uśmieszku, który mimowolnie wpłynął na jego wargi.
    Ten wyraz szybko zniknął, a Arthur zerknął przelotnie na psa, który w tej chwili był bardziej zainteresowany ślizganiem się po podłodze.
    - Dziękuję. To naprawdę wiele znaczy – wyszeptał, układając dłoń na policzku brunetki, a potem pochylił się i pierwszy raz od miesiąca złożył na jej wargach czuły pocałunek.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  39. - Wiem, jestem osłem i nie powinienem się tak zachowywać, tylko… Nie wiem, jak inaczej mógłbym do ciebie dotrzeć. Próbowałem wszystkiego, a mimo to wciąż coś jest nie tak. Chciałem, żebyś chociaż raz to ty zrobiła ten pierwszy krok, żebyś naprawiła to, co nie działa, ale… Znowu się złamałem – westchnął i ciut mocniej przycisnął jej dłonie do swojego ciała. Miał serdecznie dość sytuacji, w której się znaleźli, dość kłótni, które zdawały się nie mieć końca. Wyobrażając sobie ten związek, gdy Elle była w Diego… Widział to zupełnie inaczej. Oczywiście, nie mogło być kolorowo, ale nie aż tak tragicznie, jak było w rzeczywistości.
    - Też tego chcę – przyznał cicho. – Ale nie będę już walczył. Ten dom to wyczerpanie mojego limitu i jeśli to niczego nie naprawi… Moje pomysły się skończyły, Elle. Teraz wszystko zależy wyłącznie od ciebie – mruknął i oparł swoje czoło na jej czole, przez chwilę zaciskając powieki. Rozkoszował się spokojem i ciszą przerywaną jedynie dźwiękiem łap psiaka ślizgających się po płytkach i panelach.
    Odsunął się nieznacznie, żeby spojrzeć w oczy ukochanej i jedną dłoń oparł na jej brzuchu, głaszcząc go przez materiał swetra i piżamy. Nie odpowiedział mu żaden ruch, więc Matty jako jedyny chyba miał jakiekolwiek poczucie czasu, a raczej tego, że w nocy się śpi, a nie chodzi po pustostanach.
    - Pomogłaś robiąc większość projektu. Nie dyskutuj ze mną, nie zmienię zdania – zastrzegł, celując w nią palcem, jakby chciał podkreślić wagę swoich słów. – I mogę używać siły pod warunkiem, że nie zrobię ci przy tym krzywdy. Ciąża to nie choroba – zauważył i z łobuzerskim uśmiechem pochylił się, żeby chwycić ją pod kolanami i za plecami, ostatecznie przyciskając ją do swojego torsu. Nie była tak leciutka jak jeszcze kilka tygodni temu, ale wciąż nie miał większych problemów z noszeniem jej na rękach, głównie dlatego, że remont nie należał do najłatwiejszych i najlżejszych prac fizycznych i dzięki temu zdołał popracować nieco nad mięśniami. – Nazwijmy go Voldi – podsunął. – Albo Vader. Jakoś zawsze kręciła mnie ciemna strona mocy, a wołanie do psa per Darth Vader musi być naprawdę epickie – powiedział, szczerząc zęby i powoli przekroczył próg kuchni, dopiero tam odstawiając Elle ostrożnie na podłogę. – Nie miałem okazji przenieść cię przez próg – mruknął i objął ją ramieniem. Jej bliskość kolejny raz tego dnia okazała się kojąca i nie zamierzał od tego uciekać. Stał u boku swojej żony, powolnymi ruchami gładząc jej plecy i obejmując wzrokiem kuchnię, w której ich dzieci miały jadać śniadania, a oni sami na starość pić herbatę i spoglądać na ogród za oknem.
    - Mam nadzieję, że tak będzie – wyszeptał, przymykając powieki. – Wciąż nie zgadzam się na kozę. Trójka dzieci wystarczy. Poza tym, planuję tam zrobić piękny ogród i nie pozwolę jakiemuś parzystokopytnemu jeść mojej cudownej trawy – dodał, prostując się i spoglądając na Elle z przymrużonymi oczami.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  40. - Nie pozwalam ci na nic, co mogłoby zaszkodzić i tobie, i naszemu synowi, więc nie dotkniesz się do tego domu, póki nie będzie tu czysto – powiedział, ale uśmiechnął się lekko, widząc jej naburmuszoną minę. – Właśnie, powinniśmy się stąd ewakuować, bo ze sprzątaniem jestem daleko w tyle, a ty właśnie wdychasz opary farby – westchnął, poważniejąc nieco i zerkając na frontowe drzwi, które wciąż były otwarte w razie gdyby Thea się obudziła i zaczęła płakać.
    W następnej kolejności jego spojrzenie padło na psiaka, który, najwyraźniej zmęczony hasaniem po nowym miejscu, postanowił położyć się na samym środku korytarza. Arthur pokiwał z uznaniem głową i ponownie popatrzył na swoją żonę.
    - Kupię mu jutro obrożę i wygraweruję to na zawieszce – stwierdził wesoło, tym samym deklarując, że przyjmie na siebie obowiązki związane z psem. Zresztą, byłby durniem, gdyby się od tego migał. Elle jasno określiła, co myśli o przygarnięciu psa akurat teraz, gdy Thea była lada dzień od stawiania pierwszych kroków, a Matty kilka tygodni od pojawienia się na świecie. Wiedział, że Elle nie ma kolorowo, nawet mimo tego, że nie pracowała, a jej obecność na uczelni ograniczała się do zaliczeń z poszczególnych przedmiotów. Nie był bucem, bo choć był daleki od zrozumienia, jak to jest być w ciąży, potrafił to sobie wyobrazić, nawet na podstawie wszystkich dolegliwości, z którymi musiała się uporać.
    - Tak. Po ciężkim dniu pracy w firmie, którą kiedyś otworzę, będę wracał do domu, patrzył na moją żonę krzątającą się po kuchni i będę zdejmował jej fartuszek, kiedy dzieci będą na zajęciach po lekcjach – wymruczał, obejmując ją w pasie i zatrzymując dłonie na lędźwiach, tuż nad pośladkami. Z podwójną mocą uświadomił sobie, że przykrywa je jedynie materiał cienkich legginsów, a Arthur od dawna nie był tak blisko brunetki.
    Nie chcąc psuć tej chwili odchrząknął i odsunął się nieznacznie, by ponownie objąć Elle ramieniem i rozejrzeć się po kuchni, a raczej po pomieszczeniu, które powoli zaczynało kuchnię przypominać.
    - Jesteś pewna? – spytał, zagryzając dolną wargę w zamyśleniu. – Sadzenie kwiatów wiąże się ze schylaniem, kucaniem… I byłabyś na słońcu, a przecież nie możesz – zauważył, przypominając sobie fragment książki, który jasno określał, że słońce może być szkodliwe dla płodu. – Chyba, że… Kupimy bajerancką parasolkę i gruby koc, żebyś mogła sobie usiąść, hm? Ale patio zajmiemy się po porodzie, okej? Dostanę zawału, jeśli zobaczę cię na drabinie zawieszającą lampki… - westchnął i uśmiechnął się do brunetki. – Teraz też to czuję. Że może się udać – wyszeptał i odruchowo przesunął ręką po jej plecach, ponownie zatrzymując ją tuż nad pośladkami i zacisnął zęby. – Czuję też, że nie masz na sobie bielizny, a po ponad miesiącu bez seksu to naprawdę cholernie rozprasza. Odsunę się teraz i mówię ci o tym dlatego, że nie chcę, żebyś to jakoś opatrznie zrozumiała – powiedział i zrobił krok w bok, przymykając na chwilę powieki, żeby uspokoić rozszalałą wyobraźnię. – A wracając do tematu ogrodu… Może pomyślimy nad huśtawką dla małej?

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  41. - Racjonalna część mnie o tym wie, ale ta nieracjonalna panikuje za każdym razem, kiedy wyobrażam sobie, jakie niebezpieczeństwa mogą na was czyhać za rogiem – odparł, wzdychając przy tym cicho i ponownie ułożył dłoń na brzuchu Elle, głaszcząc go kciukiem i spoglądając na niego z pewnym smutkiem. W ciągu miesiąca całkiem sporo urósł, w dodatku ruchy Matta były wyraźnie wyczuwalne, nie odpowiadał na dotyk pojedynczymi kopniakami. I Arthur był ja siebie zły, że znowu go tyle ominęło, że przegapił miesiąc z życia własnych dzieci, bo chciał jak najszybciej zakończyć remont domu, w którym będą się wychowywać.
    Nic jednak nie powiedział, uznając, że temat był wałkowany stanowczo zbyt długo i zbyt dokładnie jak na zaistniałe okoliczności. Uśmiechnął się delikatnie i uniósł spojrzenie, upewniwszy się wcześniej, że nie wygląda jak zbity pies i pokiwał głową.
    - Czerwona. Szelki i smycz też – potwierdził i wypuścił powoli powietrze przez nos. – Wiesz, skarbie… Jest taki żart, chociaż może być mało śmieszny… Wśród nas panuje przeświadczenie, że kobiet nie należy pytać, czy są w ciąży, a zasugerowanie tego może się skończyć śmiercią. Dopiero jak urodzisz faceci mogą się dziwić, że jakim cudem, skoro nic po tobie nie widać – roześmiał się cicho, choć w tym śmiechu nie było tyle wesołości, ile znajdować się powinno. – I chciałbym teraz nie mówić poważnie – przyznał ze śmiechem.
    Podążył dłonią za ręką Elle gładzącą jego kark i splótł ze sobą ich palce, wbijając roziskrzone spojrzenie w jej ciemne oczy. Nie miała pojęcia, jak cholernie brakowało mu takiego przekomarzania i jaką przyjemność czerpał z tego, że w ogóle czuł na sobie jej dotyk.
    - Ustaliliśmy już, że w moim przypadku jedzenie może zaczekać. Mogę ci nawet przypomnieć kiedy… - urwał i pochylił się nad jej uchem, owiewając je swoim gorącym oddechem. – Na blacie w kuchni. Wtedy też bardziej interesowało mnie to, jak smakujesz ty, a nie szpinak – wymruczał i zagryzł dolną wargę, żeby się nie roześmiać.
    - Dobra, to nie zmienia faktu, że i tak wolałbym, żebyś się nie przemęczała. Russell też by wolał. I Matty zapewne też. Thea równie dobrze może teraz pełzać w moim towarzystwie. A ty usiądziesz sobie wygodnie pod parasolką - powiedział, dobitnie podkreślając to, co w tej wypowiedzi było najważniejsze. – I będziesz sadzić kwiatki. A w stroju kąpielowym moją ciężarną żonę mogę oglądać tylko ja. I Vader, ale Vader nie gustuje w ludziach – roześmiał się cicho i przelotnie musnął jej wargi.
    - Oczywiście, że wiem, ale mogłaś cokolwiek naciągnąć na tyłek. Ja naprawdę muszę w tej chwili cholernie nad sobą panować, a nie masz pojęcia, jakie to trudne – mruknął, wywracając oczami i odetchnął głęboko, kiedy zmierzyła jego ciało sugestywnym spojrzeniem. – Przestań. Robisz to specjalnie – jęknął i przymknął powieki, żeby skupić się na tym, co Elle mówiła. – Moglibyśmy jechać razem. Nie muszę już udawać, że siedzę dłużej w pracy. Kończę o pierwszej – podsunął, wzruszając lekko ramionami.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  42. - Nic ci nie chcę powiedzieć. Wskazuję jedynie, że to niepisana umowa facetów, żeby nie pytać kobiety, czy jest w ciąży – powiedział spokojnie i uśmiechnął się czarująco. Osobiście uwielbiał jej brzuszek, mógłby go dotykać i patrzeć na niego godzinami, bo wiedział, że to, co znajduje się w nim, jest również cząstką niego. Poza tym Elle miała w sobie ten charakterystyczny blask, który widać było jedynie u kobiet przy nadziei. – Jesteś piękna, Elle. A skoro ja tak mówię to znaczy, że tak jest. Wiesz, że nie mam oporów przed byciem wrednym – stwierdził, wzruszając lekko ramionami.
    - Nie tutaj, może pełzać w domu. Ciebie tu nie wpuszczę, więc dziecka tym bardziej nie. Ewentualnie położymy jej matę w ogrodzie i jakoś ją… Czymś otoczymy, żebyś nie musiała za nią biegać. A parasolka nie podlega dyskusji, bo sprowadzę tu Blaise’a i zmuszę go, żeby ją nad tobą trzymał – zagroził i westchnął ciężko, gdy dziewczyna postawiła ultimatum. – Okej, o ile nie będzie to dotyczyło kozy – mruknął w końcu, wywracając oczami.
    Zacisnął zęby, próbując się powstrzymać przed jakimkolwiek komentarzem dotyczącym działania Elle. Nie miał w sobie aż takich pokładów cierpliwości, a jasno dał jej do zrozumienia, że jej zachowanie wszystko utrudnia. Starał się pamiętać, że dom jest zakurzony, na korytarzu leży pies, a w samochodzie śpi Thea i gdyby nie to, prawdopodobnie przypierałby swoją żonę do ściany, pozbawiając ją ubrań.
    - Nie rób, jeśli chcesz stąd wyjść i położyć się spokojnie spać – wycedził, czując, jak wzdłuż jego kręgosłupa przebiega dreszcz. – Odsuwam się. I tym razem to twoja wina – dodał i uśmiechnął się łobuzersko, po czym wyplątał ramię z jej uścisku. Podszedł do psa, którego wziął na ręce z zamiarem zaniesienia do samochodu. – Zaprezentujesz się, jak już basen będzie gotowy. Na razie to ty masz być grzeczna i po powrocie położyć się spać – powiedział, gasząc światło i zamykając za nimi drzwi domu.
    Położył Vadera na tylnym siedzeniu, z ulgą dostrzegając, że Thea wciąż śpi, niewzruszona nocną wycieczką. Równie niewzruszona była, gdy zatrzymali się pod mieszkaniem, a Arthur wyjął nosidełko. W jej pokoju ostrożnie położył ją do łóżeczka, przykrywając szczelnie i zostawił uchylone drzwi, bo Vader zadomowił się na dywaniku znajdującym się na środku pomieszczenia i najwyraźniej zamierzał tam spać. Arthur pogłaskał psiaka i wyszedł.
    Było cholernie późno, a przyznanie się do wszystkiego zdjęło z jego pleców ogromny ciężar. Dobitnie odczuł zmęczenie ostatnimi tygodniami i nie marzył o niczym, jak o rzuceniu się na łóżko i śnie. Problem w tym, że fizycznie czuł, że jego ciało pokryte jest kurzem i pyłem i stanął przed dylematem prysznic czy łóżko.
    - Nie mam siły – oznajmił, przysiadając na skraju materaca i opadł ciężko na plecy. – Umyj mnie, bo ja się chyba nie ruszę – wyjęczał, przymykając powieki.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  43. - Czy ty właśnie mnie wygoniłaś pod prysznic? Sugerujesz, że śmierdzę? – fuknął, ale uśmiechnął się lekko i splótł swoje palce z jej palcami. Jeszcze przez chwilę leżał, nie znajdując w sobie siły, żeby wstać, a potem podniósł się leniwie i splótł nogi w kostkach tak, że uwięził Elle między swoimi udami. Zadarł głowę, żeby spojrzeć na jej twarz i przycisnął wargi do jej brzucha, całując go przez materiał piżamy. – Kusisz – wymruczał z ustami wciąż przyciśniętymi do ciążowego brzuszka. – Ale twierdzisz, że jesteś zmęczona i jest bardzo, bardzo późno, a jeśli pójdziesz ze mną, raczej szybko nie wyjdziemy – westchnął i zarzucił sobie ręce brunetki na kark, a sam oparł dłonie na jej udach, głaszcząc je powolnymi ruchami. – Chyba, że przestaniesz być złośliwa i grzecznie mi pomożesz. Bo naprawdę nie mam siły. Wiesz, ukrywanie tego było sporym ciężarem, jakbym się cały czas stresował. A teraz, kiedy w końcu ci o tym powiedziałem, to wszystko ze mnie spłynęło i czuję się jak po zaje… - urwał i spojrzał na brzuch. - …Zajemocno ciężkim treningu, po którym nie ma się siły iść do domu – powiedział i przymknął powieki, po prostu siedząc i chłonąc tę chwilę.
    W końcu jednak przeniósł ręce na biodra brunetki i rozplótł nogi, delikatnie odsuwając ją od siebie, żeby móc wstać. Wysunął się spomiędzy niej a łóżka i powoli podszedł do szafy, leniwie rozpinając guziki czarnej koszuli. Wyjął z szuflady bokserki i zerknął na Elle w zamyśleniu, zastanawiając się nad tym, czy ciągnięcie jej ze sobą do łazienki nie będzie z jego strony zbyt egoistyczne. W końcu była w ciąży, miała prawo czuć zmęczenie i nie chcieć tkwić pod prysznicem ze swoim mężem. Z drugiej jednak strony… Trochę zasłużył choćby na drobny masaż z jej strony, to było coś, co bardzo by mu teraz pomogło, skoro na długi, głęboki sen i tak nie miał za wielkich szans.
    Przestał rozpinać ubranie i wyciągnął przed siebie rękę, bez słów prosząc ukochaną, żeby ją ujęła.
    - Dzisiaj jestem egoistą i chcę, żebyś mi pomogła – powiedział cicho, a kiedy spletli swoje palce, powoli ruszył w kierunku łazienki, po drodze drugą ręką rozpinając koszulę do końca i wysuwając materiał ze spodni. Nie zamknął drzwi, żeby słyszeć, gdyby Thea się obudziła i zrzucił z siebie okrycie, ukazując tym samym, że remont działał nie tylko na wygląd domu, ale też na wygląd jego właściciela. Arthur nadrobił masę mięśniową, która spadła po wypadku, wręcz można powiedzieć, że przybyło mu więcej, bo Elle miała rację; niektóre ubrania zrobiły się stanowczo zbyt opięte i musiał pomyśleć o delikatnym wzbogaceniu swojej garderoby. – Wiesz, że w nowej łazience wanna jest gotowa do użytku od jakichś trzech tygodni? To była pierwsza rzecz, na której kazałem się skupić pracownikom – wymruczał z uśmiechem, odkręcając ciepłą wodę w kabinie.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  44. [Hej! Mama Muminka doradziła, abym szukała okazji do wątków u osób, które mają dostawionego konika. I chciałabym się zapytać czy może szukacie dobrej przyjaciółki? Jeżeli tak to proszę o kontakt pod kartą, oczywiście do niczego na siłę nie namawiam. Ale kto nie lubi dziewczyny, która grała Bellę? W sumie mogłyby je połączyć dzieci, bo Twoja Villanelle spodziewa się drugiego, o czym sobie czytam w wątku z mężem, a Natalie pragnie swojego pierwszego maleństwa i zajmuje się dziećmi, dla których jej narzeczony jest prawnym opiekunem. Jakieś spotkanie u lekarza albo w sklepie z zabawkami? Sorki, ale od razu chciałam napisać swój pomysł]

    Mariposa-McVay

    OdpowiedzUsuń
  45. - Spokojnie, twój mąż po powrocie z pracy i zakupów sobie to odbije za wszystkie czasy – mruknął w odpowiedzi, uśmiechając się przy tym łobuzersko. – Ostatnio nie sypiam za dobrze – wyjaśnił i również ziewnął. – To nie brzmi, jakbyś miała zamiar być grzeczna – westchnął jeszcze, zanim wstał z łóżka.
    Rozebrał się do końca i wszedł pod prysznic, opuszczając ręce wzdłuż ciała. Obserwował, jak Elle bierze jego żel i przymknął powieki, czując na skórze jej ciepłe dłonie. Nie powstrzymał cichego stęknięcia, gdy zaczęła ugniatać poszczególne mięśnie. Dotychczas nie zdawał sobie sprawy z tego, że jest obolały, ale powolne rozluźnianie spiętego ciała dobitnie mu to uświadomiło. Odchylił głowę, całkowicie się jej poddając.
    - Mówiłem, że jestem zestresowany – wymamrotał, milcząc odrobinę zbyt długo, kiedy Elle zadała mu pytanie. Nie zastanawiał się nad odpowiedzią, po prostu tak bardzo zatracił się w przyjemnych bodźcach, że trudno mu było wrócić do rzeczywistości. Cóż, mimo że jeszcze pół godziny temu miał ochotę rzucić się na swoją żonę, teraz nie miałby siły nawet jej porządnie przytulić. – Myślę, że postawimy Ulliela przed faktem dokonanym. Jemu i jego pierwszej dziewczynie na poważnie przyda się trening – roześmiał się cicho i zgodnie z poleceniem odwrócił się przodem do ściany. Pochylił głowę do przodu i oparł się rękami o płytki, wydając z siebie westchnienie przyjemności w reakcji na wargi muskające jego kark. Opuścił jedną dłoń, by oprzeć ją na przedramieniu ukochanej, a potem obrócił się z powrotem do niej.
    - Tęskniłem za tobą – wyznał, odgarniając mokre włosy z jej szyi. – Wiesz jakie to trudne mieć obok siebie osobę, którą kocha się ponad życie i nie móc jej dotknąć? – wyszeptał, patrząc na nią tak, jakby chciał nadrobić ten miesiąc, gdy nie mógł tego robić, po czym pochylił się i wpił się w jej wargi. Długo nie mieli okazji, by całować się w ten sposób, dlatego przeciągał pocałunek tak bardzo, jak umożliwiał mu to haust powietrza, który zdołał nabrać przed. Nie odsunął się jednak do końca; oparł swoje czoło na czole Elle, dłońmi obejmując jej szyję i głaszcząc kciukami policzki. – I nie wiesz, jak bardzo chciałbym nie być teraz zmęczony, bo czuję się jak impotent – mruknął i roześmiał się cicho. – Sukces, że jeszcze nie przysnąłem. Ten masaż był cholernie przyjemny. I potrzebny. Dziękuję – wyszeptał i musnął jej wargi, po czym wyprostował się i zmierzył spojrzeniem swoje ciało. – Już, jestem czysty? Proszę, powiedz, że tak, chcę spać… - jęknął, niczym mały chłopiec, przestępując z nogi na nogę.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  46. [Spodobał się mój pomysł? Jeżeli czegoś w nim brakuje to daj znać. Chciałabym wiedzieć czy moja Natalie może liczyć na znajomość z Twoją Panią. Dobrej nocki]
    Natalie Mariposa-McVay

    OdpowiedzUsuń
  47. Nie potrafił nawet określić kiedy zasnął, bo samo ułożenie się na łóżku pamiętał jak przez mgłę. Nie wiedział też, kiedy ostatnio spał tak spokojnie, bez żadnych snów i budzenia się co chwilę. Nie docierało do niego nic poza tym, że nareszcie mógł się zrelaksować i nie myśleć o tym, że znowu będzie musiał wymykać się z mieszkania i wracać do niego późno, ukrywając to, że pada z nóg.
    Nie obudził się od razu, a nawet jeśli, to wydawało mu się, że słowa Elle to jedynie sen. Wymamrotał coś niezrozumiałego i zakrył oczy przedramieniem, mając nadzieję na jeszcze kilka godzin spokoju, zanim będzie musiał wstać.
    - Darth Vader? On nie żyje przecież – wychrypiał z ledwością. Był tak śpiący, że nie pamiętał o psie. Dopiero gdy Elle nie przestała go budzić zrozumiał, że coś jest nie tak. Rozchylił jedną powiekę i zerknął na twarz żony, próbując wrócić do rzeczywistości. – A, mówisz o psie… Dobra, już wstaję, wstaję – wymamrotał, przecierając dłońmi twarz. Przelotnie musnął wargi Elle i zwlókł się z łóżka, chociaż miał z tym spory kłopot. Całe jego ciało było tak ciężkie, jakby w nocy ktoś pokrył je ołowiem i naprawdę zaczął rozważać urlop na żądanie. Dziekan wiedział, że Elle jest w ciąży, że mają małe dziecko i czasami bywało tak, że życie rodzinne wskakiwało wyżej w hierarchii, niż praca.
    Ubrał pierwsze lepsze dresy i bluzę z zamkniętymi oczami, a potem wyszedł na korytarz i zawołał psa. Pozostawała mu jedynie nadzieja, że Vader będzie posłuszny bez smyczy.
    Grubo się pomylił, bo psiak jednak był szczeniakiem i nie za bardzo wiedział, o co się rozchodzi w nawoływaniu po imieniu. Pół godziny później Arthur wrócił do mieszkania, trzymając psa na rękach i wyklinając wszystko, na czym świat stoi. Oczywiście póki Elle nie słyszała, bo to on się uparł na psa i wiedział, że będzie musiał się nim zająć.
    - Biorę dzisiaj wolne – oznajmił, po drodze rzucając na podłogę ubrania. Ze stolika nocnego podniósł smartfona i wystukał szybką wiadomość do sekretarki, że musi wziąć dzień wolny, po czym odłożył urządzenie i z impetem rzucił się na łóżko, zatapiając twarz w miękkiej poduszce. – Proszę, jeszcze pół godzinki, co? Ewentualnie godzinka i będę jak nowo narodzony – wymamrotał i przekręcił głowę w stronę Elle. Uśmiechnął się uroczo i przełożył się na bok, obejmując ukochaną za szyję i przyciągając ją tak, że musiała wtulić twarz w jego klatkę piersiową. Po chwili zastanowienia zarzucił jedną nogę na jej nogi, uniemożliwiając jej ucieczkę i zamknął oczy. – Śpij, kobieto, jak ci mąż każe – mruknął i mlasnął, naśladując niejako zachowanie Thei.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  48. Zamknął oczy i kolejny raz odpłynął, wsłuchując się w spokojny oddech Elle. Ciepło jej ciała również działało usypiająco, dlatego przytulił ją normalnie i oboje nakrył szczelnie kołdrą.
    Zamruczał z niezadowoleniem i rozchylił powieki, jednocześnie wypuszczając ukochaną ze swoich objęć. Nie wiedział, co go obudziło, ale Vader szybko rozwiał jego wątpliwości, depcząc łapkami po przykrytych kołdrą nogach. Arthur przesunął się nieco, gdy pies położył się między nimi i odruchowo oparł dłoń na jego brzuszku, głaszcząc go delikatnie.
    - Albo zainwestujemy w czujki, które będą otwierały drzwi do sypialni tylko osobom o określonym wzroście – wymamrotał wciąż nieco zaspany. – Troje w łóżku to tłok, o pięciorgu nie wspomnę – dodał i przetarł dłońmi twarz, po czym obrócił głowę w stronę brunetki. Po chwili zastanowienia przesunął się na łóżku, żeby znaleźć się na wysokości jej brzucha i oparł na nim brodę, wbijając spojrzenie w oczy Vadera, którego jedyną reakcją było delikatne machanie ogonem. – Widzisz to, kolego? – zaczął, pokazując palcem, o jaki obszar ciała Elle mu chodzi. A akurat tak się przypadkowo składało, że miał na myśli ten, na którym psiak leżał. – To jest moje. To, że jesteś mały i uroczy nie daje ci prawa do roszczenia sobie tego miejsca, rozumiesz mnie? – spytał i podniósł się, po czym wziął zwierzę na ręce i zszedł z łóżka. Ułożył go na przygotowanym przez Elle legowisku i wrócił do części sypialnianej, ale nie ułożył się na swojej połowie materaca. Odkrył Villanelle, rozsunął jej nogi i klęknął między nimi, a następnie pochylił się i odsłonił brzuch, a konkretniej podbrzusze.
    - Żaden psiak nie będzie obłapiał mojej żony, tylko ja mogę to robić. Zwłaszcza tutaj – wymruczał, muskając wargami napiętą skórę. Ułożył się tak, by oboje nie zmarzli, a dodatkowo skupiał się na tym, żeby nie przygnieść brzucha, na którym ostrożnie oparł głowę i uśmiechnął się w reakcji na delikatny ruch pod skórą. Wciąż uważał, że jest w tym magia i jeszcze jakiś czas temu nie sądził, że w ogóle będzie mu dane czuć się w ten sposób. – Matty, prześpij się jeszcze, mamusia i tatuś mają swój moment na przytulanki bez osób trzecich – westchnął i oparł jedną rękę na brzuchu, głaszcząc go delikatnie. Taka pozycja nie była jednak zbyt wygodna, zwłaszcza dla wyczerpanego trochę za ciężką pracą kręgosłupa, dlatego podparł się na rękach i podciągnął wyżej. Klęknął między nogami Elle i zawisł nad nią z łobuzerskim uśmiechem na ustach. – To chyba by było na tyle ze spania, hm? – mruknął i trącił nosem jej nos.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  49. - Prawda, ale są też minusy. Na przykład gdyby teraz w łóżku leżała Thea, Vader i załóżmy, że już Matty, o takim poranku moglibyśmy tylko pomarzyć – zauważył i dotknął jedną dłonią uda ukochanej. Przesunął palcami po jej skórze, zatrzymując je ostatecznie na zgięciu kolana i uniósł jej nogę tak, że oparła ją na jego biodrze, dzięki czemu Arthur zyskał swobodny dostęp do jej pośladka, którego nie omieszkał klepnąć i pieszczotliwie uszczypnąć z uroczym uśmieszkiem na ustach. – Nie twierdzę, że takie rodzinne chwile są złe, ale trzeba znać umiar, bo dzieci zamiast nocować u znajomych jak już będą starsze, zaanektują nasze łóżko – powiedział i zamruczał cicho, gdy dłonie Elle spoczęły na jego barkach. Przymknął powieki, rozkoszując się tym momentem, bo naprawdę cholernie za tym tęsknił. I może to egoistyczne, ale lubił, kiedy jego żona starała się mu w taki czy inny sposób dogodzić. W takich chwilach wiedział, że dotarły do niej jego słowa o kochaniu kogoś czynami, a nie samymi wyznaniami. Bycie w centrum jej uwagi było po prostu... Miłe.
    - Wszystko? – wychrypiał i wypuścił ze świstem powietrze, słuchając jej kolejnych słów. Mimo że był zaspany, jego wyobraźnia pracowała na dość wysokich obrotach, a Elle zwyczajnie go nakręciła. Arthur niestety był tylko facetem i uwielbiał każdy cal ciała swojej żony, a kiedy leżała pod nim, wyznając, czego sama by chciała, w dodatku cały czas z ustami tuż przy jego skórze, w dodatku po kilku tygodniach bez takiej bliskości... – Chciałem zaproponować, żebyśmy zjedli śniadanie i poszli do sklepu, żeby mieć te zakupy z głowy, ale twój pomysł bardziej do mnie przemawia – przyznał, spoglądając na nią z uśmiechem.
    Jęknął cicho, czując, jak odchyla jego bokserki, a potem kolejny raz, czując rozczarowanie, że cofnęła dłonie. Choć palce przeczesujące jego ciemne loki były przyjemne, po takim czasie postu chciał je czuć tylko w jednym miejscu.
    - Znowu to robisz – mruknął i wydał z siebie ciche westchnienie. – Nakręcasz mnie, a potem twierdzisz, że możemy robić coś innego. A krążenie mojej krwi głupieje, bo nie wie, czy ma jeszcze być w mózgu, czy może już spłynąć niżej – mruknął i pokręcił głową, po czym odsunął się od Elle i opadł na materac obok niej. – Ja sobie odpocznę, a ty... A ty rób te wszystkie rzeczy, o których przed chwilą mówiłaś – powiedział, zerkając na nią z uśmiechem i uniósł dłoń, żeby musnąć kciukiem jej dolną wargę. – Jestem cały twój. Tylko mnie nie bij bez podtekstu seksualnego, bo nie będę zbyt zadowolony – dodał i przysunął się tak, że bez problemu sięgnął zębami jej ucha i przygryzł płatek, na koniec muskając go językiem.
    Owszem, droczył się z nią, ale ona robiła to samo wczoraj i nie dalej, jak kilka sekund temu, doskonale wiedząc, jak na niego działa jej bliskość i takie zagrania. Zwłaszcza po tak długiej przerwie.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  50. - Wiesz, że lubię mieć wszystko dokładnie zaplanowane. Nawet, jeśli o tych planach nie masz najmniejszego pojęcia – powiedział, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu. W końcu nie raz i nie dwa było tak, że zaskakiwał Elle swoim działaniem, wszystko mając rozplanowane prawie co do minuty.
    Westchnął cicho i pokręcił głową, dając tym samym znać, że osobiście nie ma żadnych sugestii. Zazwyczaj to on wykazywał się wyobraźnią, wymyślając urozmaicenia. Chciał, by tym razem to ona się popisała, bo dotychczas powiedziała mu jedynie o śmietanie, choć tego bardziej się domyślił, i o lustrze i miał niejako nadzieję, że jego żona ma więcej fantazji, a on chciał je poznać i zrealizować.
    Przymknął powieki, mrucząc z zadowolenia, gdy jej wargi dotykały jego skóry. Czerpał z tego tak wiele, jak tylko mógł, nie zastanawiając się nad tym, że Elle przecież jest w ciąży, a brzuszek stanowi coraz większe obciążenie. Otworzył oczy, oddychając szybko i zerknął w dół na jej ciało.
    - Przepraszam, nie pomyślałem o tym – przyznał i objął ją, jednocześnie podnosząc się do siadu. Oparł ręce na jej pośladkach, by chwilę później odruchowo zacząć głaskać obejmujące jego biodra uda ukochanej i trącił nosem jej nos z delikatnym uśmiechem. – Teraz lepiej? Ma być ci przyjemnie, a nie niewygodnie, więc… Powiedz mi, co mam robić, a ja się dostosuję – stwierdził i nie czekając na odpowiedź wyciągnął się nieznacznie i wpił się w jej wargi, całując ją długo i naprawdę cholernie namiętnie, póki nie zabrakło im tchu, a nawet wtedy się od niej nie odsunął. Jedynie przesunął się z pocałunkami na szyję ukochanej i wsunął dłonie pod jej piżamę, powoli podwijając materiał. Chciał, żeby to Elle przejęła kontrolę, ale był tak spragniony jej bliskości, ciepła jej ciała, że nie potrafił się powstrzymać. Odsunął się jedynie na moment, sprawnym ruchem zdejmując piżamę, po czym rzucił ją na podłogę, a sam objął zamglonym spojrzeniem sylwetkę ukochanej. Wyglądała zdecydowanie inaczej i teraz, po przerwie mógł to stwierdzić, bo dawno jej się nie przyglądał. A teraz robił to z zachwytem, stwierdzając w duchu, że była… Kobieca. I nie chodziło jedynie o piersi, które urosły co najmniej o dwa rozmiary. Elle była młoda, w ich przypadku okazało się, że różnica pięciu lat była całkiem spora i dotychczas Arthur nie mógł zapomnieć o tym, że ożenił się ze swoją studentką, że była zaledwie na trzecim roku i w niektórych sytuacjach wciąż pozostawała dzieckiem. W tej chwili odsunął to na dalszy plan, bo patrzył nie na dziewczynę, a na kobietę swojego życia, która nosiła pod sercem ich dziecko. – Nie masz pojęcia, jak cholernie jesteś piękna – wyszeptał, wędrując spojrzeniem do jej oczu. Jedną ręką objął ją w pasie, a drugą oparł na zarumienionym policzku i ponownie ją pocałował, tym razem czule, ale wciąż z pasją.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  51. - Więc czas przywyknąć – wymruczał, uśmiechając się łobuzersko. Z satysfakcją obserwował, jak przez jego komplement na twarz ukochanej wstępują rumieńce i wodził palcami po jej policzku, zapamiętując ten widok, bo nie sądził, że potrafi ją jeszcze zawstydzić.
    Posłuchał sugestii i zdjął bokserki, rzucając je na podłogę, jak wcześniej piżamę Elle i przesunął się nieco na łóżku. Oparł nogi na podłodze, a dziewczynę objął w pasie, żeby się nie zsunęła, muskając palcami jej ciepłą skórę. Przestał jednak to robić, gdy dotarł do niego sens jej słów. Wpatrywał się w nią, w pierwszej chwili wmawiając samemu sobie, że się przesłyszał, ale ukochana szybko rozwiała wszelkie wątpliwości.
    - Ja… - zaczął, ale urwał, nie wiedząc, co powiedzieć. Szukał w głowie jakiejkolwiek reakcji, która byłaby lepsza niż to, co jej właśnie dał, ale w umyśle miał zupełną pustkę. – Zaskoczyłaś mnie – zdołał wydusić i roześmiał się nieco nerwowo, jednak w tym śmiechu nie było wesołości. Powrócił do wodzenia palcami po jej skórze, bo jakoś pomagało mu to ułożyć myśli, ale tym razem niewiele to dało i był na siebie coraz bardziej zły, wiedział bowiem, że Elle czeka na jakąś odpowiedź. – Moglibyśmy – powiedział w końcu i pokiwał powoli głową. – Ale… Nie uważasz, że… Byłoby lepiej, gdybyśmy to zrobili, kiedy oddamy Theę i Vadera Blaise’owi? – spytał. – Sama mówiłaś, że przydałby nam się wieczór we dwoje, więc… Po prostu… Świadomość, że za ścianą jest dziecko, które może zacząć płakać w każdej chwili i to by się nagrało jakoś… Jakoś nieszczególnie mi odpowiada – powiedział, automatycznie zerkając w stronę salonu, jakby się spodziewał, że łóżeczko Thei z jakiejś przyczyny się tam znalazło, a córka słyszy wszystko, o czym mówili, choć jeszcze nic nie rozumiała. – Tylko… Żebyś nie zrozumiała mnie źle. Lubię twoje fantazje, nie mam nic przeciwko nim, a pomysł sam w sobie mi się podoba, bo który facet nawet podświadomie nie chce nagrać porno ze swoją kobietą, ale wolałbym to zrobić, kiedy zostaniemy sami – dodał i przycisnął ją nieco mocniej do swojego ciała, wbijając spojrzenie prosto w ciemne oczy. – Chyba, że bardzo chcesz tego teraz. Bo jeśli zaczekasz… Mogę popołudniu zadzwonić do Ulliela i mu oznajmić, że będzie miał małego gościa. A raczej dwóch małych gości. Wisi mi trochę przysług, więc nie mam oporów – westchnął cicho i oparł czoło na jej barku, przymykając przy tym powieki. – Przepraszam. To twoja fantazja, nie powinienem nic ci narzucać. Zaskoczyłaś mnie trochę, to wszystko… Jeśli chcesz…. Możemy to zrobić, bo naprawdę nie mam nic przeciwko – wymruczał jeszcze. Musnął wargami jej skórę tuż nad piersią i wyprostował się, posyłając jej łobuzerski uśmieszek, choć bez takiego efektu jak zazwyczaj. Wciąż trawił tę informację i chociaż nie miał nic przeciwko eksperymentowaniu, wolał eksperymentować bez dziecka za ścianą.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  52. Uniósł brew, obserwując, jak jej twarz się zmienia i pokręcił gwałtownie głową, wiedząc, że coś jest nie tak.
    - Czekaj, czekaj, stop – powiedział stanowczo i splótł palce za jej plecami, nie mając zamiaru jej puścić. – Poważnie? Serio uważasz, że ja tego nie chcę? – spytał, chociaż wątpił, że uzyska jakąkolwiek odpowiedź. Chwilę później wybuchnął śmiechem i przytulił Elle, muskając wargami jej szyję i wciąż cicho chichocąc. – Masz mnie za tego faceta, który odmówiłby swojej żonie czegoś takiego? – rzucił z rozbawieniem i odchylił się nieznacznie, żeby swobodnie patrzeć na jej twarz, a głupkowaty uśmieszek nie schodził mu z ust. – Otóż, moja droga, chyba nie raz i nie dwa ci pokazałem, że nie jestem tradycjonalistą, a każde urozmaicenie jest jak miód na moje serce. Uwielbiam, kiedy proponujesz mi szalone rzeczy, a jeszcze bardziej wprowadzać je z tobą w życie. Ale przyznaj, że w LA mieliśmy swobodę. Nie obawialiśmy się, że dziecko się za chwilę obudzi, a pies będzie chciał na spacer – zauważył i zerknął na Vadera, który leżał na swoim prowizorycznym legowisku z zamkniętymi oczami. – Kiedy będziemy to robić, nie chcę, żeby coś nam przerwało, rozumiesz? Nie nadinterpretuj tego, co mówię, proszę. Wiesz przecież, że nie mówiłbym, że tego chcę, gdybym nie chciał, na tyle mnie znasz, prawda, kochanie? Ale pozwól mi najpierw zrobić z Blaise’a niańkę dla dziecka i dla psa. Wtedy możemy kochać się cały wieczór, noc i nagrać taką sekstaśmę, że Kim Kardashian wymięka – powiedział i odgarnął za ucho kosmyk jej włosów, na koniec przeczesując je palcami. – Poczekaj chwilkę – rzucił i opadł na plecy, sięgając ręką po leżący na szafce nocnej telefon. Podniósł się i odblokował ekran, by wybrać numer przyjaciela. Odebrał po kilku sygnałach, a Arthur szybko przedstawił mu sytuację. Wiedział, że usłyszy odmowę, dlatego mimochodem wspomniał o tym, że wie, gdzie pracuje jego dziewczyna i nie omieszka zdradzić jej najbardziej kompromitujących faktów z jego dzieciństwa.
    Rozłączył się z wrednym uśmiechem na twarzy i odłożył smartfona obok nogi Elle, ponownie ją obejmując.
    - Załatwione. Musisz wytrzymać do wieczora – powiedział i trącił nosem jej nos. – To znaczy… Z nagrywaniem. Bo nie jestem pewien, czy ja wytrzymam teraz – westchnął i ponownie uniósł brew. – Czy ty właśnie próbujesz przerwać seks, zanim go zaczęliśmy? Od wczoraj cały czas mnie podpuszczasz, całujesz mnie w ten sposób, siedzisz na mnie całkiem naga po kilku tygodniach przerwy i oznajmiasz mi, że możemy iść zjeść śniadanie? – mruknął, a uśmiech do reszty zniknął z jego twarzy. – Jasne, okej. Bujaj się, Arthur i sobie radź – burknął niezbyt zadowolony i podniósł się, wciąż obejmując Elle, a potem posadził ją na łóżku. Nie czuł się zbyt dobrze z obolałym podbrzuszem i stwardniałą męskością, ale cóż… Rodzice zdołali go nauczyć, że nie powinien się pchać tam, gdzie ktoś go nie chce. W tym wypadku dosłownie. – Co chcesz zjeść? Coś przygotuję – powiedział, schylając się po swoje bokserki, które szybko na siebie wciągnął, a potem po dresy, które wciąż leżały na podłodze. Przeczesał nieco nerwowo włosy i ruszył do kuchni, starając się zignorować rosnącą powoli frustrację. Nie chciał wychodzić na faceta, któremu zależy na seksie, więc się nie odzywał, choć… Był zły. Był zły, bo nie rozmawiali ze sobą tak długo, trwali tak bez najmniejszego choćby muśnięcia, w dodatku urabiał się po łokcie, żeby ogarnąć ten cholerny dom dla niej, a nie dostał za to właściwie nic. To znaczy psa, z którym musiał wyjść ledwie żywy po nieprzespanej nocy i całym dniu sprzątania.
    Ale nic nie powiedział, bo nie był tym typem. Bez słowa zajrzał więc do lodówki, uprzednio wstawiając wodę, żeby zrobić sobie kawę, a Elle herbatę.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  53. Nie chciał się znowu pokłócić, co nie zmieniało faktu, że był zły, a w dodatku jakoś tak… Zwyczajnie zrobiło mu się przykro. Poza tym, rosła w nim wściekłość na samego siebie, że znowu był nadgorliwy, że znowu myślał, iż Elle może chcieć tego, czego chciał on i znalazł w sobie coś z egoisty, mając na względzie swoje potrzeby.
    A potrzebę miał taką, że… Że pragnął bliskości, bo nie zaznał jej od bardzo dawna. Poza tym, przez miesiąc myślał, że więcej jej nie zazna, nie ze swoją żoną.
    I jak widać się nie mylił. Frustracja sprawiała, że wszystko odbierał bardzo negatywnie i w jego głowie wyglądało to tak, że Elle nie chciała się z nim kochać. Po co więc zaproponowała spełnienie swojej fantazji, po co rozebrała siebie i pozwoliła zrobić to samo jemu, skoro najwyraźniej nie miała na to wszystko ochoty, a on niepotrzebnie robił sobie nadzieję?
    - Nie, nie zaczął się najlepiej. Tak jak wczorajszy i każdy wcześniejszy – mruknął i zacisnął zęby, gdy Elle go objęła. Przez moment trwał w bezruchu, pozwalając jej na to, a potem wyjął z lodówki jajka i mleko. – Puścisz mnie? Chciałbym zrobić śniadanie, wedle życzenia mojej żony – dodał, czekając, aż się odsunie. Gdy tak się nie stało, odstawił mleko na blat i delikatnie rozplątał jej dłonie, po czym wyminął ją i zajrzał do szafek. – Uciekła. Chyba jakiś czas temu, skoro nie masz ochoty na seks. Nie zrozum mnie źle, rozumiem, że jesteś w ciąży, że libido skacze i spada, czytałem o tym i naprawdę mam jakieś tam pojęcie, że coś się może dziać – mówił, wyjmując naczynia i resztę produktów potrzebnych do zrobienia naleśników. Nie patrzył przy tym na brunetkę, nie chciał… Nie chciał widzieć jej nagiego ciała, nie teraz ani przez jeszcze jakiś czas. – Tylko nie mam pojęcia, po co od wczoraj cały czas w jakiś sposób mnie podpuszczasz. Nie chcę wychodzić na faceta, któremu zależy tylko na jednym, ale mam swoje potrzeby i mogę je kontrolować, póki nie będziesz się tak zachowywać. Więc następnym razem nie rób mi nadziei na coś, czego nie możesz tak naprawdę nawet zacząć, nie mówiąc już o dokończeniu, bo z dwojga złego wolę obejrzeć porno i sam się sobą zająć, niż mieć świadomość, że żona się nade mną pastwi. To jakaś zemsta z twojej strony? Za to, że tak późno wracałem? Wiesz, co robiłem, widziałaś, jak wygląda dom, więc byłoby miło, gdybyś przestała mnie podejrzewać o romans i mi to robić, bo naprawdę nie mam na to siły – wyrzucał z siebie szybko, nie pozwalając Elle dojść do głosu. W końcu jednak zamilkł i potarł dłonią czoło, przymykając przy tym powieki. Potem obrócił się na pięcie i popatrzył na dziewczynę, oddychając szybko. – Przepraszam, jednak zabrzmiałem jak typ, któremu zależy na jednym, nie miałem takiego zamiaru. Jestem sfrustrowany i, wierz lub nie, ale obolały. Dlatego proszę cię, żebyś więcej tego nie robiła. Mogę przeżyć ból wszystkich mięśni, co zresztą i tak ma miejsce, ale podziękuję za ten jeden konkretny ból. Więc… Jeśli nie masz nic przeciwko, śniadanie dokończę później, bo muszę iść pod prysznic i… I oblać się zimną wodą – powiedział, uśmiechając się kwaśno. Musnął wargami czoło Villanelle i ruszył do łazienki z zamiarem niejakiego ostudzenia się.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  54. - Też miałem taką nadzieję, ale teraz sam nie wiem, co mam myśleć – mruknął, powstrzymując się przed wywróceniem oczami. W niczym by to nie pomogło, a na pewno by zaszkodziło, zwłaszcza, że widział, iż Elle też jest zła. Wychodził jednak z założenia, że nie miała ku temu powodu, bo przecież to ona go odrzuciła, ona zaczęła wymigiwać się od zbliżenia samego w sobie, a teraz miała pretensje do niego, że chciał sobie poradzić sam, bez zmuszania jej do czegokolwiek?
    - Powiedziałem, że idę pod zimny prysznic, a nie sobie ulżyć – burknął, nie zatrzymując się. Teraz już nawet nie miał ochoty się z nią kochać, podniecenie zastąpiła złość, a zimna woda miała ukoić niezbyt przyjemny ból i ostudzić emocje.
    Jednak po kolejnych słowach żony Arthur się zatrzymał i powoli obrócił w jej stronę, mierząc ją nieprzeniknionym spojrzeniem. Miał ochotę strzelić jej kazanie na temat przymuszania się do czegokolwiek przez wyrzuty sumienia albo jego gadaninę, ale nie zdążył tego zrobić, bo Elle już była w łazience. Patrzył na jej wyprostowaną sylwetkę, na zadartą do góry głowę i przez umysł przemknęło mu wspomnienie z ich pierwszej wspólnej nocy. Odrzucił ją przez rozsądek, nie chciał narobić jej problemów, ale usłyszał jedynie, że ma przestać pierdolić. Teraz słyszał to znowu, tylko innymi słowami i nie chodziło o pocałunek, a o ich małżeńskie pożycie.
    Arthur uśmiechnął się kącikiem ust i ponownie przebiegł wzrokiem po ciele ukochanej, tym razem nie kryjąc zadowolenia, pod którym wciąż jednak tliła się złość. Miał gdzieś ten prysznic, bo nie tam mieli spędzić ten poranek.
    - Ty mnie doprowadzasz do szału od dawna, Morrison – odparował, nie ruszając się z miejsca. – Gdybym wiedział, że kłótnia o seks obudzi w tobie dziewczynę, w której się zakochałem, już dawno zacząłbym cię odprawiać z kwitkiem – stwierdził i jeszcze przez moment stał tak, przyglądając się jej, a potem szybko pokonał dzielącą ich odległość, ujął drobną twarz w dłonie i wpił się w jej usta tak mocno, że niemal można to było odebrać jako agresję. Naparł na Elle, żeby zrobiła kilka kroków do tyłu i w zamierzeniu chciał ją w ten sposób poprowadzić do sypialni, ale miał poczucie, że czas, który by im to zajęło, lepiej spożytkowałby, będąc już u celu. Dlatego odsunął się na chwilę od warg brunetki, pochylił się i chwycił ją za pośladki, a potem podniósł tak, że musiała opleść go nogami. – Spróbuj wyskoczyć teraz z ‘jeżeli chcesz, możemy iść zjeść’, to przysięgam, że obiję ci tyłek i to wcale nie będzie przyjemne – wychrypiał, oddychając szybko, po czym ponownie ją pocałował, idąc do sypialni. W normalnej sytuacji pewnie rzuciłby Elle na łóżko, ale troska o dziecko mu na to nie pozwalała, więc ukląkł jednym kolanem na materacu i ostrożnie ułożył żonę na plecach, pochylając się nad nią i wspierając na rękach. Ponownie przestał ją całować i wyprostował się, żeby zdjąć z siebie dresy wraz z bokserkami, bo wziął sobie do serca jej jak mnie zaraz nie weźmiesz i zamierzał wprowadzić to w życie. I wprowadził, bo tuż po pozbyciu się ubrań ponownie znalazł się na łóżku, rozłożył nogi Elle i pociągnął ją za biodra tak, że jej pośladki opierały się na jego udach i bez zbędnych ceregieli, pomagając sobie dłonią, wbił się gwałtownie we wnętrze ukochanej i nie dając jej chwili wytchnienia od razu zaczął poruszać rytmicznie biodrami, przy każdym pchnięciu dociskając ją do siebie, żeby poczuła go jak najintensywniej.

    chłopa trochę (bardzo) też ❤️

    OdpowiedzUsuń
  55. Nie zdołał stłumić głośnego jęku, który wyrwał się z jego ust, gdy osiągnął spełnienie. Całe jego ciało drżało na tyle, że z trudnością utrzymywał swój ciężar na rękach i musiał ułożyć się obok Elle, żeby nie przygnieść jej brzucha. Objął ją jednak ramieniem i przycisnął wargi do spoconego czoła, przymykając przy tym powieki. Zamruczał cicho, czując palce przesuwające się w dół jego torsu i uśmiechnął się, otwierając oczy i podążając spojrzeniem za drobną dłonią.
    - Z drobną pomocą raczej nie – wychrypiał i popatrzył w ciemne oczy ukochanej. Ułożył dłoń na jej zarumienionym policzku, głaszcząc go kciukiem i zagryzł dolną wargę, nie zwracając uwagi na to, że ta jest nieco opuchnięta od wcześniejszego ugryzienia. Dreszczyk ekscytacji przebiegł wzdłuż kręgosłupa Arthura w reakcji na palce wodzące po jego podbrzuszu i uniósł się nieco, żeby pocałować Elle, ale… Ale ich córka miała inne plany. Opadł na plecy z ciężkim westchnieniem i przeczesał lekko wilgotne włosy.
    - To nie fair – wymamrotał i odprowadził Villanelle wzrokiem do pokoju Thei. – Skoro mam czekać do wieczora, ubierz chociaż majtki, proszę – wyjęczał i podniósł się z łóżka. Podszedł do szafy i otworzył ją, po czym z szuflady wyjął bieliznę swojej żony i podążył do pokoju. Wsunął materiał do kieszeni z przodu bluzy i pochylił się nad Theą, która najwyraźniej się wyspała, ale też nie wyglądała na zbyt zadowoloną. – A ty, młoda damo – zaczął, muskając palcem wskazującym jej rączkę. – Myślałem, że mamy między sobą jakąś telepatyczną więź i wiesz, kiedy mamusia i tatuś potrzebują trochę czasu dla siebie… To Blaise’owi powinnaś dać dzisiaj w kość, nie nam – powiedział, ale uśmiechnął się delikatnie i ucałował skroń córeczki, na co ta wtuliła twarz w szyję swojej mamy. Arthur prychnął cicho i odnalazł ustami wargi swojej żony, na których złożył namiętny pocałunek. – Też cię kocham – wyszeptał, odnosząc się do jej wcześniejszych słów. – I idę zrobić to cholerne śniadanie – dodał nieco głośniej.

    Wszedł do mieszkania i strzepnął wodę z włosów, po czym zrzucił mokre buty i wzdrygnął się z zimna.
    - Chciałem zaproponować, żebyś się jednak ubrała, bo przypominam, że w domu mamy gotową do użytku wannę, ale… Nie chcę, żebyś się przeziębiła – zawołał, wchodząc głębiej do mieszkania i wstrzymał na moment oddech, gdy na zewnątrz rozległ się grzmot. Burza zaczęła się nagle, na szczęście już po tym, jak Blaise przejął Theę, ale deszcz był na tyle intensywny, że krótka droga z parkingu na klatkę schodową sprawiła, iż Arthur przemókł do suchej nitki. Wiedział, że jeśli nabałagani Elle zacznie się wściekać, więc przemknął do łazienki i zdjął ubrania, od razu wrzucając je do pralki i wyszedł z pomieszczenia, wycierając się ręcznikiem. Jego ciało pokryło się gęsią skórką, więc sięgnął z kanapy koc, którym się okrył i przeturlał się przez oparcie mebla tak, że położył się na plecach i oparł głowę na kolanach ukochanej, uśmiechając się uroczo.
    - Chata wolna, dzieci nie ma – oznajmił wesoło.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  56. - Łazienka jest gotowa od dłuższego czasu i jest czysta. W ostateczności założyłbym ci maskę, żeby przenieść przez te najgorsze fragmenty – powiedział, uśmiechając się łobuzersko, ale w duchu trochę się cieszył, że pogoda była taka, a nie inna. Martwił się o Elle, o bezpieczeństwo jej i Matta i tak czy inaczej zamierzał ogarnąć dom bez jej udziału. Tak daleko zabrnął w tym bez niej, więc nic nie stało na przeszkodzie, żeby samemu wszystko dokończyć. – Wiem, że nienawidzisz tego mieszkania, ale dzisiaj nie mam ochoty się z niego ruszać – dodał, poważniejąc nieco.
    Przymknął powieki i zamruczał cicho, gdy Elle wplotła palce w jego mokre włosy. Rozkoszował się delikatną pieszczotą, nie mając najmniejszego zamiaru jej przerywać. Było mu tak dobrze, że poczuł błogość, a razem z nią senność, więc otworzył oczy, żeby nie zasnąć, ręki ukochanej jednak od siebie nie odsunął.
    - Mi nie. Poradzą sobie. A Blaise’owi przyda się trochę ogłady. Pan prezes musi kiedyś zacząć zachowywać się jak dorosły – wymruczał i odrobinę przekręcił głowę, muskając wargami brzuch Elle przez materiał swojej bluzy. – I wieczór dla siebie nam się należy, chyba nawet Thea to wie, bo wyobraź sobie, że wyciągnęła do Blaise’a rączki. To było cholernie urocze, ale nie podejrzewałem, że ktokolwiek może go lubić, zwłaszcza dziecko – zachichotał cicho. Był hipokrytą, bo przecież od lat pozostawali najlepszymi przyjaciółmi, nawet jeśli czasami bywało trudno, ale to chyba były pozostałości sympatii z dzieciństwa, bo obydwaj zmienili się od wtedy diametralnie. Prawdopodobnie gdyby poznali się teraz, prędzej by się pozabijali.
    - Oczywiście. On o tym wie, nawet bez mojego gadania. Nie dzwoni z pierdołami, nie pokazałby słabości – wzruszył lekko ramionami i uśmiechnął się nieco szerzej, gdy dłoń Elle wsunęła się pod koc na jego klatkę piersiową. Poczuł wstępującą na ciało gęsią skórkę, ale teraz nie miała nic wspólnego z ulewą. – Co zrobimy z tak pięknie rozpoczętym wieczorem? – spytał, celowo nie wracając do tematu nagrywania. Chciał, by dziewczyna zaproponowała to znowu, żeby teraz z czystym sumieniem mógł odpowiedzieć, że się zgadza i spełniłby każde jej życzenie.
    Nie zdążył jednak, bo znowu rozległ się grzmot, a światło w mieszkaniu zamigotało i zgasło. Arthur odruchowo sięgnął do kieszeni spodni, których rzecz jasna na sobie nie miał, a w związku z tym nie miał też telefonu, a razem z nim żadnego źródła światła. Normalnie o tej porze pewnie dopiero zachodziłoby słońce, ale szaruga związana z pogodą sprawiła, że w mieszkaniu zrobiło się dość ciemno. I nie tylko w ich mieszkaniu, bo z zewnątrz nie docierało nic poza błyskawicami.
    - Mamy gdzieś świeczki? Wydawało mi się, że kiedyś jakieś kupowałem – westchnął i podniósł się z niechęcią z kolan ukochanej, a potem z kanapy i ruszył w stronę korytarza, gdzie w komodzie zazwyczaj miał chociaż jedną świeczkę, właśnie na takie okazje.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  57. - Moja żona jest w ciąży, mam do tego prawo – mruknął, patrząc z uśmiechem na jej brzuszek i pogładził go wierzchem dłoni. Po chwili jednak westchnął cicho, kręcąc głową. Oczywiście, mógł zacząć mówić o tym, że wszystkie te rzeczy wydarzyłyby się wszędzie, bo ich nieszczęście nie zależało od mieszkania, ale czy tak naprawdę chciał to wszystko racjonalizować? Istniała szansa, że gdy zostawią to miejsce za sobą i wprowadzą się do wymarzonego domu jego żona będzie szczęśliwsza, a magia pozytywnego przyciągania zrobi swoje.
    Tak jak ta negatywnego mogła narobić jeszcze teraz wiele szkód.
    - Nie możesz się cały czas zamartwiać i oglądać za siebie… Nie powinnaś się denerwować i… I przecież niedługo się przeprowadzimy, wystarczy posprzątać i na początek przewieźć łóżko, żeby dało się tam żyć. Meble w kuchni firma zacznie wstawiać lada dzień, łazienka, jak mówiłem, jest skończona, pokój Thei w zasadzie też… Ta przeprowadzka raczej nie będzie szczególnie tragiczna – westchnął i syknął cicho w reakcji na palce wbijające się w jego skórę odrobinę zbyt mocno.
    Posłuchał sugestii i ruszył w kierunku szafy. Wyjął pudełko i wrócił z nim do salonu, by rozstawić świeczki na stoliku, pod telewizorem i na podłodze, a to, co zostało w kartoniku, zamierzał ustawić w sypialni, gdyby prąd nie wracał. Potem poszedł do kuchni po zapalniczkę, a wróciwszy zaczął zapalać świeczki, co jakiś czas zerkając na Elle.
    - Nie lubisz, czy raczej się boisz? – spytał, przypominając sobie jej reakcję na grzmot. Owszem, on też się przestraszył, ale nie aż tak. – Spokojnie. Na otwartej przestrzeni mogłoby być gorzej, tutaj nic nam nie grozi. Thei i Vaderowi też nie – powiedział, posyłając ukochanej delikatny uśmiech. Skończył podpalać knoty i wrzucił zapalniczkę do pudełka, żeby mieć ją pod ręką, po czym wyprostował się i podszedł do okna. Bez zastanowienia ściągnął rolety, przez co świeczki stały się jedynym źródłem światła i obrócił się przodem do żony, nie przestając się uśmiechać. Stanąwszy przy kanapie sięgnął z niej koc, który zrzucił, gdy wstawał i ponownie owinął nim swoje plecy, jednak teraz nie zamierzał układać się wygodnie na poduszkach. Ujął dłonie ukochanej, ciągnąc ją w swoją stronę, a kiedy wstała, uniósł ręce, owijając kocem również ją i splatając palce na jej karku. – Jeśli chcesz, mogę jakoś cię zrelaksować. A przynajmniej spróbować. Albo możemy iść do łóżka i… - urwał i uniósł spojrzenie, kierując je na sypialnię. – Chciałabyś może spędzić noc w forcie? Takim z koców, poduszek, prześcieradeł i w towarzystwie niezdrowego żarcia? – spytał, a oczy rozbłysły mu na samą myśl o dziecięcej zabawie przy budowaniu takiej instalacji.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  58. - Z tego co wiem, od kilku ładnych lat mamy równouprawnienie. Skoro kobiety się wyemancypowały, faceci też mogą – wytknął jej język i uśmiechnął się szeroko, po czym sięgnął jej warg i złożył na nich delikatny pocałunek. – Ja też. Plan był taki, żeby wynosić rzeczy, których zniknięcia nie zauważysz i powoli wić gniazdko, ale wiesz, sama widzisz, że nic z tego nie wyszło. Może nawet lepiej, jeśli weźmiemy się za to razem, pójdzie szybciej – stwierdził i pozwolił myślom uciec z mieszkania do ich domu. Domu, w którym mieli spędzić wspólne życie, zestarzeć się, a za pięćdziesiąt lat siedzieć na huśtawce na ganku i z czystym sumieniem stwierdzić, że bywało ciężko, ale okazywali się silniejsi.
    Wywrócił oczami, kolejny raz słysząc o zamartwianiu się i westchnął głośno, jakby miał do czynienia z krnąbrnym dzieckiem, które było niereformowalne.
    - A co z walką z czarnowidztwem? I niemartwieniem się wszystkim? Poważnie, wybierałem żonę na całe życie, a jak zejdziesz na zawał przed czterdziestką… Nie znajdę drugiej takiej marudy – roześmiał się cicho i trącił nosem jej nos. – Okej, więc bez jedzenia, tylko pamiętaj, że proponowałem – mruknął, celując w nią palcem i posłusznie ruszył do sypialni.
    Wciąż było mu zimno, a wiedział, że koc będzie potrzebny do zbudowania fortu, dlatego w pierwszej kolejności ubrał dresy i bluzę, a dopiero potem zabrał się za układanie konstrukcji razem z Elle.
    - Powinien być naładowany, chociaż nie wiem, czy coś z tego wyjdzie. Sami, w ciemności, w forcie… Powinniśmy bawić się w strzelanki – stwierdził wesoło i spojrzał na szafę, zastanawiając się, jak przyczepić rąbek koca, który ściskał w dłoni. – Hej, hej, wypraszam sobie, mam magistra! Dobry architekt zrobi coś z niczego – prychnął i jęknął cicho, gdy konstrukcja z poduszek się przewróciła. – Wiesz co? Jak możesz? Zepsułaś nasze miejsce do spania – fuknął, ale nie wytrzymał długo i pozwolił uśmiechowi unieść kąciki jego ust. Uśmiech szybko zniknął, a Arthur zmierzył uważnym spojrzeniem pokój, tworząc w głowie to, jak taka budowla mogłaby wyglądać. Szkoda, że to nie była kreskówka, bo żaróweczka nad głową byłaby bardziej efektowna, niż upuszczenie koca. – Mam pomysł – oznajmił i podszedł do łóżka, po czym chwycił od spodu materac i zsunął go z łóżka na podłogę razem z kołdrą i poduszkami. Przesunął sam szkielet pod okno i postawił drewniane nogi na jednej krawędzi koca. – Sznurek, potrzebuję sznurka. Albo nitki. Albo nie – wymamrotał, ale bardziej do siebie, niż do Elle i niemal biegiem ruszył w stronę korytarza. Wrócił do sypialni z dwiema parami swoich butów, z których wyplątał sznurowadła, szczerząc się przy tym jak dziecko. Związał ze sobą rąbki dwóch koców, by następnie owinąć jeszcze sznurowadłami końcówki drugiego z nich i otworzył szafę. Przywiązał sznurówki do drążka, dzięki czemu nad materacem zrobił swego rodzaju pochyły dach. Na koniec wrzucił do środka poduszki, obkładając nimi pustą przestrzeń na podłodze i oparł ręce na biodrach, patrząc na swoje dzieło z zadowoleniem. – Co myślisz?

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  59. - Wyglądasz, jakbyś była zła, ale ‘cudowne usta’ przemawiają do mnie bardziej, niż twoja złość – powiedział i wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. Nie chciał jej się narażać, ale prawda była taka, że… Tęsknił za tym. O czym nie omieszkał swojej żony poinformować. – Brakowało mi tego. Takich przekomarzanek. Wiem, że czasami cię tym wkurzam, ale przyznaj, że też za tym tęskniłaś – wymruczał, obejmując dziewczynę w talii i całując ją w skroń, przymykając przy tym powieki.
    - Tylko nie marudź przy wiciu gniazdka, bo przysięgam, że wyproszę cię nawet z ogrodu i odbiorę tę potrzebę – stwierdził, celując w nią palcem, ale na sam koniec uśmiechnął się kącikiem ust i pokiwał głową, zgadzając się na jedzenie. – Ale jeśli ci się zachce, nie myśl, że znowu będę wzorowym mężem i coś ugotuję. Zamierzam położyć się w tym łóżku i zbytnio nie wysilać. Albo się popiszesz, albo coś zamawiamy – zadecydował tonem nieznoszącym sprzeciwu, a potem wywrócił oczami. Nie chciał się do tego przyznawać, ale nie miał pojęcia, po co porwał się na ten doktorat. Pragnął otworzyć własną firmę, rysować, a nie teoretyzować i uczyć i gdyby nie rodzina, którą musiał utrzymać, zapewne już dawno by zrezygnował. Niestety, prace remontowe w biurze stanęły w miejscu, bo skupił się na domu, a jego umysł cały czas pochłaniały jakieś inne sprawy, nie miał chwili na biznesplan i wiedział, że w najbliższym czasie tej chwili nie znajdzie. Przeprowadzka i dwójka dzieci mu to uniemożliwiały, a pewien był jedynie tego, że nie zostawi wszystkiego na głowie Elle.
    - Ewentualnie nie będę się w nim zamykał, a moja wspaniała żona pomoże mi przy pisaniu – mruknął trochę od niechcenia, skupiając się całym sobą na zbudowaniu solidnej konstrukcji, na ile mogła być solidna z materiałów takich jak poduszki i koce. – Nie bawię się w podteksty. Jak chcę strzelać, to będę strzelać – roześmiał się cicho.
    Odwzajemnił pocałunek i wyprostował się, patrząc, jak Elle wchodzi do fortu. Sam jednak nie wszedł od razu, najpierw obrócił się na pięcie i przeszedł do salonu, by przynieść z niego trzy świeczki, które ustawił w pewnej odległości od wejścia, żeby nic nie spalić, ale też żeby nie było całkowicie ciemno. Dopiero wtedy wszedł na czworaka do środka i opadł na poduszki obok brunetki, z uśmiechem przymykając powieki. Objął ją ramieniem, przytulając do siebie i musnął wargami czubek jej głowy.
    - Teraz czuję się kompletny – wyszeptał bez zastanowienia. Wiedział, że pewnie zabrzmiało to ckliwie, ale w takiej konfiguracji wszystko do siebie pasowało, mimo że nie zawsze było kolorowo. Zadrżał lekko, gdy Elle wsunęła palce pod jego bluzę i otworzył oczy, zerkając na nią z rozbawieniem. Odruchowo ułożył dłoń na spoczywającym na jego nogach udzie ukochanej, gładząc je delikatnie. – Cholernie. Ale widzę, że ty masz się świetnie, hm? – zamruczał i uśmiechnął się kącikiem ust. – Masz jakiś plan na spożytkowanie energii, czy tak się tylko przymilasz?

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  60. - Cieszy mnie, że moja uroda do ciebie przemawia, kochanie. Czy to znaczy, że wszystko będzie uchodzić mi płazem? – spytał nieco mrukliwie i uśmiechnął się uroczo, jak mały chłopiec. Cóż, miał świadomość tego jak wyglądał, ale nie zdarzało mu się tego wykorzystywać. No, może raz czy dwa, a najwyraźniej wtedy, gdy Elle pierwszy raz zjawiła się w jego mieszkaniu. Z pełną premedytacją się wtedy nie ubrał, bo widział jej spojrzenie i czuł to, co się między nimi działo. Później starał się być grzeczny. – Nie wierzę ci, zawsze znajdujesz sobie jakiś powód, żeby trochę ponarzekać – westchnął, pozwalając uśmiechowi zniknąć z jego twarzy.
    Powrócił dopiero, gdy leżeli na materacu, przytuleni do siebie, bo był zbyt zajęty budowaniem ich małego królestwa, żeby tracić czas na rozmowę. Wolał zrobić to teraz, kiedy był pewien, że nie musi się nigdzie ruszać i nie robić nic, poza obejmowaniem swojej żony i czułym gładzeniem jej uda.
    - A jeśli sobie wymarzę, żebyś jutro rano zrobiła mi nago jajecznicę? O, albo w ogóle żebyś przez kilka następnych godzin się przy mnie nie ubierała? Hmm… Albo… Jeśli wróci światło, chciałbym cię narysować – wypalił, a oczy rozbłysły mu na samą myśl o tym. Architektura kiedyś była jedynie wątkiem pobocznym, bo Arthur rysował wszystko i od zawsze. Później trochę się pogubił i wybrał coś praktyczniejszego, niż asp, ale cały czas tęsknił za rysowaniem kształtów, a nie wymierzonych linii i kątów. – Pozwoliłabyś mi? – spytał, wbijając spojrzenie w jej ciemne tęczówki i zagryzł dolną wargę.
    - A ja twojej uwagi skupionej na mnie – wyszeptał, choć miał przed tym pewne opory. – Chciałbym wiedzieć, że dzisiaj liczę się tylko ja, że nie myślisz o nikim poza Arthurem Morrisonem – dodał jeszcze ciszej i delikatnie pokręcił głową, słysząc o rozmowie na temat przyszłości. – Cieszę się, że nie jest tak, jak planowaliśmy. To znaczy… To były piękne wyobrażenia, ale mimo wszystko rzeczywistość podoba mi się bardziej, nawet jeśli nie jest idealna. W planach tylko mógłbym was mieć lub nie, a w rzeczywistości właśnie obok mnie leżysz i o tym rozmawiamy – westchnął i uśmiechnął się czule, ściskając nieco mocniej jej nogę pod kolanem i podciągając ją wyżej tak, że spoczęła tuż pod linią jego bioder. – Jestem. Teraz jestem – wyszeptał i odetchnął głęboko, gdy poczuł dłoń Elle pod materiałem spodni. – Nie masz pojęcia, jak bardzo teraz żałuję, że Matty rośnie tak szybko i nie mogę się na ciebie rzucić – wymruczał i musnął wargami czoło ukochanej, przymykając przy tym powieki. – Więc bądź grzeczną dziewczynką, Elle, i albo trzymaj łapki na kołderce, albo przestań się czaić, bo przypominam, że oprócz dzisiejszego poranka mieliśmy dość długą przerwę, a ty, podstępna kobieto, bardzo dobrze wiesz, jak na mnie działasz. I mogę tak z tobą grzecznie leżeć i rozmawiać o szczęściu pod warunkiem, że wyjmiesz mi rękę ze spodni i nie będziesz rozpraszać – powiedział cicho i przesunął swoją dłoń nieco wyżej, na biodro Elle, jednocześnie podwijając materiał swojej bluzy. – Piłeczka po twojej stronie.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  61. - I nie przekonam cię, żebyś przedłużyła je o kilka godzin? – wymruczał, przesuwając nosem po jej policzku. I chętnie robiłby to dalej, gdyby nie fakt, że pozycja, w której leżeli, uniemożliwiała mu zejście niżej, do szyi ukochanej. Jej zapach pomieszany z zapachem jego bluzy i aromatycznych świeczek mieszał mu w głowie i nie potrafił skupić się na niczym, poza tą konkretną chwilą. – Bo musieliśmy się ogarnąć. Przypominam, że teraz jesteśmy tu sami i nie musimy, możemy robić, co nam się podoba - powiedział, opadając na poduszki i uśmiechnął się zawadiacko. Oczy mu rozbłysły, gdy zgodziła się na rysunek i gdyby mógł, klasnąłby w dłonie. Ograniczył się jednak do ukazania zębów w szerokim wyszczerzu. – Ustaliliśmy już, że tylko ja mogę oglądać moją żonę w takiej sytuacji. Schowam ten rysunek do szuflady, żeby dzieci go nie znalazły, a kiedyś może go trochę ocenzuruję i oprawimy go w ramkę – rzucił, ale raczej nie była to poważna propozycja, bardziej coś do rozważenia kiedyś, w przyszłości.
    Odwzajemnił delikatny pocałunek i przytulił brunetkę trochę mocniej, przesuwając palcami po jej przykrytym materiałem bluzy ramieniu.
    - Nie masz pojęcia, jak mnie to cieszy, bo zamierzam być dzisiaj strasznym egocentrykiem – mruknął i pokiwał lekko głową. – Postaramy się. Bardzo cię kocham i chciałbym, żeby to działało. Tak jak sobie wyobrażaliśmy, że będzie działać. Niczego więcej nie pragnę – wyszeptał, powstrzymując się przed zepsuciem wszystkiego swoim zwyczajowym, denerwującym komentarzem, który rozbawi tylko jego. Atmosfera między nimi była przepełniona czułością, której tak cholernie mu brakowało przez ten czas i perspektywa zrezygnowania z tego była nie do przyjęcia.
    - Dwa miesiące… Chyba wytrzymam. Poza tym, nawet jeśli urodzą się tego samego dnia, nie zrobimy im tego, co zrobili moi rodzice. Nasze dzieci będą się cieszyć ze swoich urodzin, a nie za wszelką cenę je ukrywać – westchnął i na moment przesunął dłoń na brzuch ukochanej, gładząc go delikatnie. Jednak pod wpływem jej dotyku powrócił do wcześniejszego celu, którym był pośladek Elle i zacisnął na nim palce.
    - Skoro się uparłaś, to chyba tak – roześmiał się cicho, ale szybko przestał. – Zaintrygowałaś mnie – oznajmił i zagryzł dolną wargę, czując rękę brunetki na swojej męskości, która powoli twardniała. Nie chciał jej odsuwać, wolał czerpać przyjemność, którą ukochana mu dawała, dlatego w głowie kombinował, jak się ułożyć, żeby zobaczyć, o czym mówiła, a jednocześnie jej od siebie nie odrywać. Przestał ją obejmować i uniósł się na łokciu, podwijając materiał bluzy. Oczy zaszły mu znajomą mgiełką, gdy patrzył na seksowną bieliznę, a oddech nieznacznie przyspieszył. – Dalej chcesz nagrać, jak się kochamy? – wymruczał nieco zachrypniętym od podniecenia głosem. Przestał się przejmować jej dłonią na swojej męskości, bardziej interesowało go to, by obejrzeć bieliznę z bliska, choć wiedział, że to niedorzeczne, bo miał do czynienia jedynie ze strzępkiem materiału.
    Jednak to, że chciał widzieć swoją ukochaną w takim wydaniu było silną, niezaspokojoną potrzebą, z której istnienia do tej pory nie zdawał sobie sprawy. Podniósł się i przesunął niżej na materacu, by uklęknąć między nogami Elle i pochylić się nad nią, podwijając bluzę.
    - Myślałem, że już niczym mnie nie zaskoczysz. I że nie będziesz w stanie podobać mi się jeszcze bardziej – wyszeptał, muskając wargami odsłonięte fragmenty ciała, aż w końcu zdjął ubranie i rzucił je na wyłożoną poduszkami podłogę. – Chcę cię – dodał jeszcze ciszej, całując szyję dziewczyny i ponownie układając rękę na jej pośladku, w który wbił paznokcie.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  62. - Czyli jednak rozważymy te czujniki? Podoba mi się ten pomysł – pokiwał z uznaniem głową i wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. Przez moment zaczął nawet rozważać, czy nie zabrać się za ten rysunek od razu, ale miał lepsze rzeczy do roboty, niż operowanie ołówkiem.
    Wolał to robić palcami. Muskał nimi ciepłą skórę Elle, jakby chciał dotknąć jej całej i cholernie żałował, że nie może tego zrobić. I choć kochał jej brzuszek całym sercem, najzwyczajniej w świecie mu przeszkadzał. Przyciśnięcie jej ciała do swojego było tym, czego teraz potrzebował, a zamiast tego musiał podpierać się na rękach i uważać, żeby jej nie przygnieść.
    - Synu, jak już stamtąd wyjdziesz, masz być małym aniołkiem – wymruczał, gdy znalazł się na wysokości brzucha Elle i musnął wargami napiętą skórę. – Wiesz dlaczego. Porozmawiamy o tym kiedyś jak faceci – dodał, stukając palcami w podbrzusze, jak zwykł to robić, żeby dziecko jakoś zareagowało. Teraz jednak się na tym nie skupiał. Owszem, został tam, gdzie był, ale po to, żeby skupić się na Villanelle, a nie na ich dziecku. Dlatego całował jej biodra tuż nad linią majtek, a palcami drażnił jej kobiecość, choć jedynie przez materiał i na tyle delikatnie, że nie był nawet pewien, czy w ogóle to poczuje.
    - Szczerze? Ja też nie. Ale podoba mi się to, jak na mnie działa i to, jak w niej wyglądasz – wychrypiał z ustami wciąż przy jej skórze i uśmiechnął się łobuzersko.
    To, co zrobił po chwili, było bardzo spontaniczne i nieprzemyślane. Nie miał przy sobie telefonu, zostawił go w łazience razem ze spodniami, więc przelotnie pocałował swoją żonę i wycofał się w kierunku wejścia do fortu.
    - Zaraz wracam – rzucił wciąż z tym samym uśmieszkiem.
    Wrócił z włączonym nagrywaniem w telefonie, który zostawił przed wejściem. Chwilę zajęło mu ustawienie smartfona tak, żeby się nie przewrócił, a potem wszedł do środka i kolejny raz znalazł się nad Elle.
    - Chyba powinniśmy się położyć trochę inaczej, nie sądzisz? – wyszeptał, przysuwając się do jej szyi. Owiał ją swoim gorącym oddechem i wysunął język, naprzemiennie przygryzając skórę i zostawiając na niej wilgotne ślady. Wsunął jedną rękę pod plecy brunetki, a drugą podparł się na materacu i podniósł razem z nią, gwałtownie przekładając ją tak, że leżała w poprzek łóżka. – Teraz lepiej – wymruczał, ponownie całując odkryte niedawno fragmenty jej ciała i przesuwając się stopniowo w dół, aż znalazł się między jej udami i odsunął materiał majtek na bok, jednak ich nie zdjął. – Będziesz miała coś przeciwko, jeśli cię nie rozbiorę? – spytał cicho i spojrzał w górę na twarz ukochanej, jednocześnie powoli wsuwając palec w jej wnętrze i zagryzając dolną wargę, żeby tego bardzo zbereźnie nie skomentować.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  63. Może to głupie, ale czerpał ogromną przyjemność z przyjemności Elle. Słuchał jej westchnień, przyspieszonego oddechu i nadawał rytm ruchowi jej bioder, cały czas patrząc na jej pogrążoną w półmroku twarz. Nie pamiętał o telefonie, który sam przed momentem ustawiał, nie pamiętał o tym, że przecież jest zmęczony, a kilka godzin snu nie wystarczyło, żeby się zregenerował. Patrzył na swoją ukochaną, drażniąc palcami najwrażliwszy punkt jej ciała i cieszył się z tego, że w ogóle może jej dotykać, nie mówiąc już o tym, że mógł to robić w ten sposób.
    Podniósł się na kolanach i pomógł jej zsunąć materiał dresowych spodni ze swoich bioder. Sam pozbył się bokserek, które wylądowały na bliżej nieokreślonych poduszkach i rozsunął uda Elle, wodząc dłońmi po ich wewnętrznej stronie. Jego podniecenie można było dostrzec gołym okiem, tak bardzo jej pragnął, że stało się to wręcz bolesne, a pulsowanie rozeszło się od jego męskości w górę, do podbrzusza. Nie chciał jednak kończyć zabawy tak szybko, nie, kiedy mieli całe mieszkanie dla siebie, nie musieli się niczym martwić, a jedyne ograniczenie stanowił ciążowy brzuszek Elle.
    - A ty, kochanie, powinnaś nie wciskać rączek tam, gdzie teraz rządzę ja – wychrypiał i uśmiechnął się łobuzersko, przesuwając palcami po materiale jej bielizny. Westchnął z przyjemności, czując znajomą wilgoć i na moment przymknął powieki, a potem pochylił się i ponownie odsunął koronkę na bok, tym razem odnajdując wargami i językiem łechtaczkę. Odsunął się tuż przed orgazmem Elle i pocałował jej udo, zostawiając na skórze mokry ślad.
    – Odwróć się, skarbie – wyszeptał, prostując się i spoglądając na dziewczynę z góry. Czekał cierpliwie, aż wypełni jego polecenie i przysunął się tak, że dotykał jej kobiecości swoim członkiem. Odchylił materiał i powoli wsunął się w jej wnętrze, opuszkami palców przesuwając po linii jej kręgosłupa, aż dotarł do włosów. Owinął je wokół swojej ręki i pochylił się, przywierając torsem do pleców dziewczyny, a zębami złapał płatek jej ucha. – Jeśli coś będzie nie tak, powiedz mi o tym, a przestanę, dobrze? – wymruczał i pociągnął ją za włosy tak, że musiała odchylić głowę do tyłu. Jednocześnie powoli wprawił w ruch swoje biodra, stękając przy tym cicho prosto do jej ucha. – Jesteś... Cudowna... – wyszeptał między kolejnymi pchnięciami i złożył kilka wilgotnych pocałunków na szyi ukochanej. Potem się wyprostował, jedną dłonią wciąż trzymając jej włosy, a palce drugiej zaciskając na jej biodrze, żeby nie odsunęła się, gdy stopniowo przyspieszał i wsuwał się w nią mocniej.
    I naprawdę miał nadzieję, że nie powie, że coś jest nie w porządku, bo był tak nakręcony, tak przekurewsko jej pragnął, że nie był pewien, czy zdoła tak po prostu się odsunąć.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  64. - Wiem. Ale przyznaj, że im bardziej to odwlekam, tym przyjemniej jest na koniec – wychrypiał do jej ucha i jęknął cicho, gdy zacisnęła mięśnie na jego męskości. – Gdybym chciał cię ukarać, wcale nie pozwoliłbym ci dojść – dodał i pociągnął ją za włosy odrobinę mocniej, niż dotychczas sobie pozwalał. Owszem, zdarzały im się ostrzejsze zabawy, ale nigdy nie chciał zadać Elle bólu, nawet jeśli miał być przeplatany przyjemnością. Teraz jednak było inaczej, a on nie obchodził się z nią jak z porcelanową laleczką. Wbijał paznokcie w jej skórę na biodrze, a potem na ramieniu, ale tylko po to, żeby niejako pomóc jej wstać. Przycisnął jej plecy do swojego torsu i objął ją jednym ramieniem, nie przestając poruszać biodrami w tempie, o które nie podejrzewał samego siebie. Słuchał jej krzyków i jęków, samemu pojękując prosto do jej ucha, a kiedy poczuł, że jej ciałem wstrząsa orgazm, uwolnił ją ze swojego uścisku, pozwalając opaść z powrotem na poduszkę, a dłonie oparł na jej pośladkach, masując je niezbyt delikatnymi ruchami.
    - Mi też – wydyszał, starając się uspokoić swój oddech, ale nie przynosiło to większych efektów. – Uwierz mi, czuję. Bo nie wiem, czy masz tego świadomość, ale... – urwał i wykonał pojedyncze pchnięcie biodrami. Czuł podniecenie i przepływającą przez ciało rozkosz, ale daleko mu było do finału. Na tyle, że nie musiał się hamować i mógł jeszcze kilka razy w nią wejść bez obawy, że skończy się to orgazmem. – Ale ja naprawdę jeszcze nie mam dosyć. Właściwie bardzo dużo mi do tego brakuje, skarbie – wychrypiał i odsunął się, ale nie oderwał całkowicie rąk od jej ciepłego, spoconego ciała. Powoli powędrował dłońmi do zapięcia biustonosza, które rozbroił zaskakująco sprawnym ruchem, a potem wsunął palce pod gumkę koronkowych majtek, zdejmując je na tyle, na ile pozwalała mu obecna pozycja. Pochylił się nad plecami Elle i odgarnął jej długie włosy, po czym przyłożył wargi do karku. Muskał skórę, kierując się w dół, aż dotarł do lędźwi dziewczyny, ręką dając jej klapsa, którego dźwięk został zagłuszony przez kolejny grzmot. Burza jednak zdawała się istnieć jakby w innym świecie, bo tutaj byli tylko oni.
    - Odpocznij chwilę, hm? Nie chcę cię za bardzo forsować – wymruczał, uśmiechając się łobuzersko i opadł na materac, układając się na boku i opierając głowę na zgiętej dłoni. – Co miałaś na myśli mówiąc, że mam cię ukarać? – spytał cicho, przesuwając opuszkami palców po jej nagim ramieniu, a oczy mu rozbłysły na samą myśl o kolejnym eksperymencie, którego on na pewno nie będzie żałował. – Bo miałbym kilka pomysłów, ale nie wiem, na ile mogę sobie pozwolić. Mam to zrobić po twojemu, czy dajesz mi wolną rękę? – wyszeptał, wędrując palcami niżej, przez jej talię, biodro, pośladek, aż dotarł do wilgotnej, nabrzmiałej kobiecości. – Osobiście też uważam, że należy ci się kara – dodał jeszcze ciszej i podniósł dłoń. Przez moment patrzył na mokre palce, a potem wsunął je do ust i zlizał to, co na nich było, wbijając zamglone spojrzenie w równie zamglone oczy ukochanej.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  65. Wodził dłońmi po jej ciele, powoli uspokajając swój oddech i wsłuchując się w jej. Szum deszczu sprawiał, że wszystko wydawało się idealnie dopełnieniem panującej między nimi atmosfery, a twarz Elle w migocącym świetle świeczek była jedną z najpiękniejszych rzeczy, jakie Arthur widział w swoim życiu.
    Docenianie estetyki zeszło jednak na dalszy plan, bo miał w tej chwili bardziej zajmujące rzeczy do roboty. Wpatrywał się w swoją żonę, jakby widział ją pierwszy raz i słuchał jej słów, nie do końca wierząc w swoje szczęście. Bo nie spodziewał się po Villanelle takiego wyznania.
    - Myślałem, że nie jesteś w stanie mnie zaskoczyć, kochanie. Ale jednak jesteś – wymruczał, paznokciami przesuwając po jej skórze i zostawiając za sobą białe ślady, które szybko zniknęły. – Masz stuprocentową pewność, że tego chcesz? Że mogę zrobić z tobą wszystko, co przyjdzie mi do głowy? Nawet, jeśli będę chciał sprać ten tyłek naprawdę porządnie i pokazać ci, jak cholernie byłem zły, kiedy nie mogłem cię dotknąć? – wyszeptał tuż przed tym, jak złożyła na jego wargach pocałunek, który odwzajemnił, wplatając palce w jej włosy i przytrzymując ją przy sobie. – Cieszy mnie to. Z wzajemnością, ale dzisiaj ja rządzę – dodał i opadł na poduszki, obserwując uważnie każdy ruch żony. Splótł swoje palce z jej palcami i chciał przyciągnąć ją do siebie, gdy Elle oznajmiła, że ma się podnieść.
    Zrobił to, przez cały czas na nią patrząc i uważając, by nie strącić głową koca. Nagle uświadomił sobie, jak bardzo jest wysoki i w normalnej sytuacji pewnie coś by na ten temat powiedział, ale teraz jedynie delikatnie się uśmiechnął.
    - Ja w to wcale nie wątpię – wychrypiał, oddychając nieco płyciej. Rzadko znajdowali się w takiej pozycji, rzadko dane mu było poczuć jej wargi inaczej, niż podczas pocałunków i czuł rosnącą ekscytację. Odchylił głowę, gdy muskała jego podbrzusze i jęknął cicho w reakcji na obejmujące jego męskość usta. Bez większego zastanowienia wplótł palce w jej włosy, zaciskając na nich palce i przejął inicjatywę, jeśli chodziło o nadawanie tempa jej ruchom. Charakterystyczne ciepło powoli rozchodziło się po jego ciele i wiedział, że już długo nie wytrzyma, dlatego ścisnął włosy brunetki mocniej i odsunął ją od siebie jednym szybkim ruchem. Wpił się gwałtownie w jej wargi, napierając na nią tak, że nie miała innego wyjścia, jak położyć się na materacu. – Mam nadzieję, że ty też nie będziesz żałować, bo naprawdę mam kilka pomysłów... – wyszeptał, sięgając dłonią do nabrzmiałej piersi ukochanej i uszczypnął sutek, by po chwili zwilżyć go językiem i zassać. – Mogę? Jesteś pewna? I powiesz, jeśli coś będzie nie tak i będziesz miała dosyć? – spytał, zerkając w jej błyszczące oczy i zawisł nad jej ciałem niepewny, czy może kontynuować pieszczotę.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  66. Uśmiech, który pojawił się na jego twarzy był jednym z tych uśmiechów, które albo nie wróżyły niczego dobrego, albo coś tak niesamowitego, że nie można było tego wyrazić w żaden inny sposób. Przyspieszony oddech Elle, jej pewność w głosie, że tego chce i fakt, że dzisiaj wszystko było zupełnie inaczej sprawiły, że nie zamierzał się więcej upewniać. Zamierzał działać i pokazać ukochanej, jak przyjemnie może być, jeśli ktoś ufa drugiej osobie.
    Arthur nigdy nie osiągnął tego poziomu zaufania do teraz, może dlatego wolał dominować i całkowicie przejmować inicjatywę, choć Elle czasami ją oddawał i to było równie przyjemne. Wiedział, że jej może na to pozwolić, ale nie miał pojęcia, że doczeka się momentu, w którym Elle pozwoli na to samo jemu i zamierzał z tego korzystać, choć w granicach rozsądku.
    - Kocham cię – wyszeptał i kolejny raz tego dnia wpił się w napuchnięte od pocałunków wargi, napierając na nie mocno. Na koniec przygryzł dolną z nich, ciągnąc ją w swoją stronę. – I pamiętam o tym doskonale. Właściwie... Bardzo mnie to kręci, wiesz? Że nosisz w sobie cząstkę mnie. I jesteś moja – dodał równie cicho i przywarł ustami do jej szyi, powoli schodząc w dół jej ciała. Znowu zatrzymał się na piersiach i jedną z nich podrażnił językiem, drugą natomiast pieszcząc palcami i podszczypując sutek. Wiedział, że w tych partiach ukochana była teraz nadzwyczaj wrażliwa i że w każdej chwili mógł odsunąć się od niej z palcami lub językiem pokrytym mlekiem, ale... Ale to też go cholernie ciekawiło, chociaż dotychczas nie podejrzewał się o takie fetysze. Bo owszem, jego ciężarna żona stała się jego fetyszem.
    Odsunął się jednak, przypominając sobie, że przecież chciała poczuć, jak bardzo był na nią zły. Żeby zobrazować jej to w chociaż nikłym procencie musiałby całkowicie dać się ponieść wyobraźni, ale to było niemożliwe, nie teraz, gdy opierał się właśnie torsem o jej ciążowy brzuszek.
    - Musisz się odwrócić – wymruczał i podniósł się, klękając nad Elle. Niezbyt delikatnym ruchem pociągnął ją za rękę, żeby usiadła. Potem zaś zacisnął palce na jej biodrach i ustawił ją tak, by znalazła się przed nim na czworaka. Traktował ją trochę jak laleczkę, z którą może zrobić wszystko, co mu się żywnie podoba, a skoro powiedziała, że tego chce, musiała wykonywać polecenia. – Zamknij oczy, Elle – powiedział cicho, wodząc dłońmi po jej biodrach, talii i lędźwiach. Pochylił się, muskając te same miejsca wargami i językiem, ale cały czas kierował się w dół, by ostatecznie zatrzymać się na prawym pośladku, a potem język zastąpił zębami. Niezbyt delikatnie wgryzł się w skórę, a kiedy się odsunął z satysfakcją patrzył na czerwone ślady, które po sobie zostawił. Zaraz jednak pojawił się kolejny, tym razem od jego dłoni, bowiem wyprostował się i zamachnął, a po pokoju rozległ się siarczysty dźwięk mocnego klapsa. Pierwszy raz pozwolił sobie na zrobienie tego tak mocno, na tyle, że zapiekła go ręka, ale żeby zrównoważyć ból zacisnął palce na biodrach brunetki i wbił się gwałtownie w jej ciepłe wnętrze z cichym stęknięciem, jednocześnie uderzając drugi pośladek. Nie poruszył się jednak, czekał na jakąkolwiek reakcję ze strony ukochanej, bo nie miał pojęcia, czy powinien przestać, czy jednak może kontynuować. – Wszystko w porządku? – wydyszał.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  67. Przestraszyła go na tyle, że gotów był natychmiast się wycofać. Trwał w bezruchu, wsłuchując się w oddech Elle i szukając jakiejkolwiek oznaki, że ma przestać, bo przecież mogła mówić jedno, a czuć coś zupełnie innego. było bardzo jednoznaczne i bał się, że zrobił jej krzywdę, że może jednak przesadził, a ona była nieszczera w mówieniu, że tego pragnie.
    Potem jednak poruszyła biodrami, a Arthur odetchnął z ulgą, bo przecież gdyby coś było nie tak, odsunęłaby się, zamiast przyciskać swoje ciało do jego. Wbił palce w jej skórę i przytrzymał ją przy sobie, tym samym nie pozwalając więcej się ruszyć. To on chciał w pełni kontrolować to, co robiła i teraz był pewien, że może.
    - Co ja mówiłem o wcinaniu się? – wymruczał, znowu przesuwając dłoń na jej pośladek. Przez chwilę go lekko ugniatał, a potem ponownie się zamachnął, zostawiając po sobie kolejny ślad. – Jesteś nieposłuszna, kochanie. Nie dość, że zasłużyłaś na porządne spranie tyłka przez ten miesiąc, to jeszcze teraz sobie do tego dograbiasz – mówił cicho, powracając do delikatnego masażu pośladków ukochanej, tym razem obydwu. Pochylił się nad nią, przywierając spoconym torsem do równie spoconych pleców i przygryzł ramię Elle. – Będziesz grzeczną dziewczynką, czy chcesz mnie wkurzyć jeszcze bardziej, hm? – wyszeptał, wykonując kilka delikatnych ruchów biodrami. Zaraz potem sprezentował dziewczynie kolejnego klapsa, równie mocnego co poprzednie i nieznacznie przyspieszył. Czuł, jak podrażniona skóra robi się coraz cieplejsza, ale podrażnił ją jeszcze bardziej paznokciami jednej dłoni, palce drugiej natomiast wplótł w ciemne włosy żony i pociągnął za nie w bok. Przesunął nosem po zarumienionym policzku i z lekkim wahaniem podążył ręką, którą nie trzymał włosów, do szyi ukochanej. Najpierw rozchylił kciukiem jej wargi i wsunął go w wilgotne usta, a potem delikatnie oparł resztę palców na smukłej szyi. Chciał ją przydusić, ale ostatecznie tego nie zrobił, niepewny tego, jak mogłaby zareagować na coś takiego. Postanowił skupić się na klapsach, których przecież chciała, więc przygryzł jeszcze płatek jej ucha i wyprostował się, wciąż ciągnąc za włosy, tym razem do tyłu i uderzając w zaczerwieniony pośladek. Był tak cholernie podniecony, było mu tak dobrze, że ruchy bioder stawały się coraz szybsze, mocniejsze i bardziej chaotyczne, aż w końcu odpuścił i pozwolił sobie na spełnienie, jęcząc przy tym głośno z każdym poprzedzającym ruchem. Nie przestawał jednak, chcąc, żeby Elle również doszła, dlatego przestał zadawać jej jakikolwiek ból i skupił się na dawaniu przyjemności.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  68. Drżał na całym ciele, dysząc głośno i zaciskając powieki. Zaciskał palce na biodrach ukochanej, wykonując jeszcze kilka spazmatycznych pchnięć, ale puścił ją, gdy nagle od niego odskoczyła. Otworzył oczy i rozchylił usta zszokowany jej zachowaniem, ale nie był w stanie nic powiedzieć. Klęczał, powoli uspokajając ciężki oddech i wodząc rozbieganym, zamglonym spojrzeniem po ciele żony.
    Sens jej słów dotarł do niego po dłuższej chwili, dlatego nie przytulił jej od razu. Upewnił się najpierw, że może podeprzeć się na rękach, które drżały mu jak jeszcze nigdy i usiadł na materacu, a potem się na nim położył, obejmując ukochaną ramionami. Było mu gorąco, ale wiedział, że za chwilę ich ciała zaczną stygnąć, dlatego się nie odsuwał, czekając, aż ten moment nadejdzie. Wtedy sięgnął po rozkopaną kołdrę i przykrył najpierw Elle, a potem siebie.
    - To ja ci dziękuję – wychrypiał łamiącym się głosem. – Pierwszy raz coś takiego przeżyłem. Już rozumiem, czemu wtedy płakałaś, bo ja też mam ochotę się rozryczeć. Nie wiedziałem, że można odczuwać taką przyjemność. I że moja żona jest w stanie tak bardzo mnie zaskakiwać – roześmiał się cicho i nakrył jej dłoń swoją, odwzajemniając pocałunek. Odsunął się dopiero, gdy zabrakło mu tchu i opadł na poduszkę, wpatrując się w ciemne oczy Villanelle. – Też cię kocham. Jesteś moim życiem, skarbie. I to w sumie brzmi tandetnie, ale naprawdę tak jest – wyszeptał, zakładając kosmyki ciemnych włosów za uchem Elle i ułożył dłoń na jej policzku. Po prostu leżał, wpatrując się w nią najczulej, jak tylko potrafił i wodził opuszkami palców po jej twarzy, wargach, szyi i dekolcie.
    Przestał, uświadamiając sobie jedną rzecz, o której, jak mu się zdawało, oboje zapomnieli.
    - Wiesz, że to cały czas się nagrywa? – spytał i uśmiechnął się łobuzersko, a po chwili podniósł się i ruszył do wyjścia z fortu. Telefon wciąż stał na podłodze, więc Arthur wziął go do ręki i zatrzymał nagrywanie. Wyskoczyło mu powiadomienie o prawie maksymalnym zapełnieniu pamięci, ale jedynie roześmiał się pod nosem i wrócił do środka. Pachniało wonią seksu pomieszaną z zapachowymi świeczkami i Arthur mógłby przysiąc, że to był najlepszy zapach, jaki dane mu było czuć. Ułożył się na materacu, poprawiając sobie poduszkę pod głową i przyciągnął Elle do siebie tak, żeby ułożyła się na jego klatce piersiowej. Odblokował ekran i wszedł w galerię, wyświetlając pierwszą stopklatkę.
    - Chcesz obejrzeć? – wymruczał, całując czule czubek głowy ukochanej i podał jej swój telefon, żeby to ona zdecydowała. – I tak jestem pewien, że przebiliśmy Kim Kardashian. I to jakieś tysiące razy – stwierdził ze śmiechem. – Wiesz, powinniśmy częściej spełniać twoje fantazje. Uwielbiam je, są ciekawsze od moich – dodał i przymknął powieki, przytulając Elle nieco mocniej i rozkoszując się jej bliskością, za którą tak tęsknił. Mimo że mógł dotykać jej teraz bez ograniczeń, nie mógł się nasycić znajomym ciepłem i przyjemnością, jaka płynęła ze zwykłego leżenia w swoich objęciach.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  69. - To nic nie mów – wymruczał z ustami tuż przy jej wargach i jeszcze raz musnął je przelotnie. Leżąc tak z nią i uspokajając drżące ciało czuł prawdziwe szczęście, od którego robiło się na sercu zdecydowanie cieplej. Wciąż jednak miał dojmujące wrażenie, że wiele stracił przez ten miesiąc i to nie tylko z życia swoich dzieci. Stracił miesiąc takich wieczorów i nocy, w których mogliby tak po prostu być w siebie wtuleni i nic nie mówić, bo w ich przypadku cisza nie ciążyła. – Ale to jest tandetne. Chociaż powinienem się domyślić, że lubisz tandetę. LA powinno dostać jakąś nagrodę w tej dziedzinie – roześmiał się cicho i ucałował czubek jej głowy. – Ale dobrze, więcej tego nie zepsuję. Mogę nawet zacząć pisać miłosne wiersze, chcesz? – wymruczał, zerkając na dziewczynę z uśmiechem.
    Patrzył na telefon w jej dłoni z zagryzioną wargą i pokręcił głową. Był cholernie ciekawy, chyba najbardziej tego, czy ich wyobrażenie bardzo rozmijało się z rzeczywistością. Nie byli w końcu aktorami porno, poza tym szybko zapomnieli, że każdy ich ruch jest nagrywany.
    - Żartujesz? Jeśli nie chcesz, sam obejrzę – prychnął i odebrał jej smartfona. – Jeśli myślisz, że nagraliśmy to tylko po to, żeby zabierało mi pamięć w telefonie, to grubo się mylisz, moja droga. W świat tego nie puszczę, ale dlaczego mam nie oglądać? Może poprawię technikę, czy coś – wymamrotał bardziej do siebie, niż do brunetki i już miał odtworzyć film, gdy wspomniała o kolokwium. – Skoro wyleciało ci z głowy, jak chcesz je zaliczyć? – spytał, unosząc jedną brew. – Zawsze możesz powiedzieć, że źle się czułaś. Bo podejrzewam, że i tak będziesz jutro… Nieszczególnie mogła usiedzieć w miejscu – powiedział, uśmiechając się łobuzersko i dłonią, którą dotychczas ją obejmował, sięgnął w dół, by pomasować palcami rozgrzany od wcześniejszych uderzeń pośladek. – Dobrze, mogę wstać wcześniej. Pójdziemy razem na uczelnię, nie mogę nadwyrężać sympatii dziekana – westchnął nieco poważniejąc. Po chwili jednak uśmiech wrócił, a Arthur przypomniał sobie o sekstaśmie. Odblokował ekran i dotknął odpowiedniego miejsca. Filmik ładował się powoli, prawdopodobnie ze względu na długość. Nie zdołał się jednak odtworzyć, bo telefon zawibrował i się wyłączył. – Poważnie? To jest czysta złośliwość. Cholerny prąd durny – wycedził przez zaciśnięte zęby i rzucił urządzeniem w rozłożone dookoła materaca poduszki. – To co, bzykamy się dalej, czy oglądamy jakiś film? – spytał wesoło i wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  70. - Przynajmniej nie muszę być zazdrosny o innych, skoro jestem bardzo w twoim guście – odparł, również wytykając jej język i pochylił się nieznacznie, by dotknąć jego koniuszkiem języka dziewczyny. – To nie będą wiersze z łaski, tylko ze szczerego serca. Poza tym, mam duszę artysty, gdzieś muszę to spożytkować. No chyba, że wolisz, żebym nauczył się na czymś grać i pisać piosenki. W sumie... Jako dzieciak grałem na pianinie, a Tilly na skrzypcach, pewnie wystarczyłoby sobie przypomnieć – powiedział w zamyśleniu.
    Zmrużył oczy i popatrzył na Elle zawiedziony.
    - Poważnie nagraliśmy porno, którego nie mamy zamiaru obejrzeć? Elle, proszę cię, przecież to jak znaleźć na ulicy sto dolców i ich nie podnieść – jęknął, przeczesując palcami nieco jeszcze wilgotne od potu włosy i spojrzał na ‘sufit’ fortu, kręcąc przy tym głową. – Jesteś zwykłą sadystką. I przysięgam, że będę cię za to wkurzał teraz jeszcze bardziej, bo zasłużyłaś na najgorszą karę. Kto słyszał o czymś takim – mamrotał do siebie i fuknął cicho. – Czyli możemy robić fajne rzeczy i nie mieć po nich pamiątki, a potem skupiać się na tych nudnych jak przygotowanie do egzaminu własnej żony. Jesteś okrutna – stwierdził i podniósł się, by uklęknąć i na kolanach wyjść z fortu. Poszedł po laptopa, a w drodze powrotnej włączył go i otworzył odpowiedni folder. Nie miał wielu filmów, częściej oglądał je w internecie, ale teraz nie było to możliwe przez brak prądu. Przebiegł wzrokiem po tytułach i opadł na kolana, by wejść z powrotem do przytulnego ‘pomieszczenia’. Opadł na brzuch i postawił urządzenie na poduszce.
    - Nie chcę cię rozczarować, ale nie mam żadnych komedii romantycznych. Jedyne, co możemy obejrzeć, to romantyczny thriller albo horror – powiedział, przesuwając MacBooka w stronę żony. Sam obrócił się na plecy i sięgnął po kołdrę, ale szybko się rozmyślił. Do środka nie wpadało chłodne powietrze i jemu samemu było na tyle gorąco, że nie martwił się również o Elle.
    - Poza tym... Do jedzenia mamy niewiele rzeczy, których nie trzeba gotować. A ja nic nie zamówię, bo przecież bateria padła mi przez porno, którego nawet nie obejrzymy. Jeśli chcesz, ty coś zamów. I wybierz film – wymruczał i ponownie ułożył się na brzuchu, przyciągając do siebie poduszkę i układając pod nią ręce. Przymknął przy tym powieki, ale nie miał zamiaru spać. Był zmęczony, ale nie śpiący. Choć seks właściwie go wycieńczył, wciąż drżały mu mięśnie, a przez to nie mógłby zasnąć.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  71. To, co towarzyszyło mu przez ten czas, nie było strachem. Obudził się w nim jakiś pierwotny instynkt, który odciął go od świata zewnętrznego. Miał wrażenie, że gdyby próbował coś powiedzieć, nie znalazłby żadnych słów. Był sam. Zupełnie sam i pierwszy raz marzył o tym, by rozległy się głosy, których tak bardzo nienawidził. Wtedy miałby świadomość, że żyje, a teraz... Nie był tego pewien. Nie potrafił wskazać fragmentu ciała, który nie pulsowałby tępym bólem, nie potrafił wyrwać się z matni, w której się znalazł. Tak naprawdę odciął się od życia, bo szykował się na śmierć, a w taki sposób wydawało się to łatwiejsze. Nie chciał tęsknić, nie chciał rozpaczliwie błagać o to, by pozwolili mu zobaczyć żonę i córeczkę ten ostatni raz, bo samo wyobrażenie, że się z nimi żegna, było zbyt bolesne. Bez uczuć było lepiej.
    Nie miał pojęcia gdzie jest. Patrzył na świat zewnętrzny, ale bodźce do niego nie docierały. A właściwie docierały, ale jedynie te bólowe. Wydawał z siebie jedynie jęki, gdy kolejne osoby przerzucały sobie jego ramię przez kark i tak bardzo marzył o tym, żeby to wreszcie się skończyło. Gdyby mógł coś powiedzieć, zasugerowałby oprawcom kulkę w głowę, bo szybka śmierć była wybawieniem.
    Zdawało mu się, że twarz Blaise’a jest tylko majakiem. Patrzył na niego, ale nie widział. Sądził, że powoli przechodzi na tamten świat, w którego istnienie nie wierzył, nie rozumiał jedynie, dlaczego widzi przyjaciela, a nie ukochaną.
    A potem się pojawiła. Ona i Thea. Obie płakały, a Elle wyglądała źle. Nie podejrzewał, że jego ostatnia myśl przedstawi ją w ten sposób. Spodziewał się, że ujrzy uśmiechniętą dziewczynę trzymającą w ramionach ich roześmianą córeczkę.
    - Elle... Tak bardzo chciałem cię zobaczyć... Przepraszam, że się nie pożegnałem. Nie potrafię, wybacz mi, proszę – wyszeptał, czując, że po jego policzkach spływają łzy. – Za chwilę przestanie boleć, prawda? Po śmierci powinno być w porządku. Kiedy to się zacznie? – pytał cicho, przekonany, że ten moment w końcu nadszedł.
    A potem Elle delikatnie go objęła. Czuł ją wyraźnie, nie mogła być wyobrażeniem. Poza tym, gdyby nim była, wiedziałaby, że nie powinna dotykać połamanych żeber, którym zapewne brakowało milimetrów, żeby przebić płuco. Choć przytuliła go ostrożnie... Arthur zacisnął powieki i wrzasnął. Wrażenie było takie, jakby ktoś wbijał mu ostrze noża w bok. Nie naostrzonego, to był tępy, zębaty nóż, który siał w jego ciele spustoszenie. Wciągnął gwałtownie powietrze, a przynajmniej miał taki zamiar, bo nie dotarło ono tam, gdzie powinno dotrzeć. Płuco w jednej chwili się zapadło, a Arthur najzwyczajniej w świecie zaczął się dusić. Widok wykasływanej krwi musiał być makabryczny, zwłaszcza, gdy jeden z ochroniarzy Ulliela spanikował i puścił ramię bruneta, a ten bez sił opadł na kolana i podparł się rękami na asfalcie. To nie tak, że Villanelle zrobiła mu krzywdę. Żebra były wielokrotnie obijane i kopane, wystarczył jeden ruch, żeby połamana kość się przesunęła, ale nikt nie mógł o tym wiedzieć. Gdyby znalazł się w szpitalu, prawdopodobnie by do tego nie doszło, unieruchomiono by go, zrobiono prześwietlenie, możliwe, że zespolono by żebra...
    Ale był pod swoim mieszkaniem, rozpaczliwie walcząc o oddech. Ostatnim, co pamiętał, był widok zbliżającej się jezdni, gdy upadał i sygnał pogotowia, a potem ogarnęła go ciemność, w którą z ulgą się zapadł, uciekając od bólu.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  72. Ciemność, w którą się zapadał, była dobra. Odzyskanie przytomności wiązałoby się z bólem całego ciała, a Arthur miał tego dość. Był cholernie zmęczony, marzył o tym, by obudzić się we własnym łóżku i z ulgą stwierdzić, że to tylko sen.
    Ale to nie był sen, a on właśnie umierał. Drugi raz w ciągu kilku miesięcy miał NZK, a lekarze musieli walczyć o jego życie. Wrócił do niego tylko dlatego, że miał świadomość, iż gdzieś tam jest jego rodzina. Nie wiedział, czy najważniejsze dla niego dziewczyny będą tęsknić, wiedział natomiast, że on będzie i nie może ich stracić. Myśl o tym, że Thea miałaby go nie pamiętać była bardziej bolesna, niż przebite płuco, niż każdy cios, który otrzymał od swoich oprawców.
    I dlatego powrócił rytm zatokowy. Był uśpiony, ale czuł rurkę w gardle, każdą igłę wbitą w jego ręce, a przede wszystkim palce gmerające w jego wnętrznościach. Potem znowu zapadł w ciemność, z ulgą odnotowując, że nie czuje nic.
    Lekarz wyszedł z bloku operacyjnego ubrany w zwykły kitel. Wiedział, że Villanelle Morrison była w ciąży, odnotował to kątem oka, tak samo jak obecność niemowlęcia. Ubrania, które miał na sobie podczas operacji mogłyby ją zdenerwować, a był zmęczony i nie chciał przed swoim blokiem porodu. Poza tym, cały czas siedziała na korytarzu, donoszące krew pielęgniarki ją widziały, a to oznaczało jedynie tyle, że czekała na jakiekolwiek wieści, a on, jako chirurg, szedł na pierwszy ogień.
    - Pani Morrison, tak? – spytał, choć nie wiedział po co. Tylko jedna osoba była przed chwilą operowana, oczywistym było, kto zaczął go wypytywać. – Proszę się uspokoić. Stan pani męża jest ciężki, ale stabilny. Udało się zszyć płuco, ale trzeba było zespolić żebra metalową płytką. Nie powinno to mieć wpływu na jego zdrowie, jedynie nie może mieć rezonansu magnetycznego. Poza tym ma lekkie wstrząśnienie mózgu i jest porządnie poobijany, ale jesteśmy dobrej myśli. Za jakiś czas powinien wybudzić się z narkozy, ale kontakt może być ograniczony, bo dostaje dużą dawkę morfiny… - mówił spokojnie, zerkając raz za razem na jej brzuch, po którym się masowała. Nie podobało mu się to syknięcie. – Dobrze się pani czuje? Nie wygląda pani najlepiej… - powiedział i złapał ją za łokieć, podprowadzając powoli do krzeseł. Nacisnął delikatnie na drżące ramię, żeby usiadła, sam opadł obok niej i ujął szczupły nadgarstek. Zlokalizował opuszkami palców tętnicę i spojrzał na zegarek na swoim ręku, licząc w myślach kolejne uderzenia serca. Westchnął cicho i wyjął z kieszeni bloczek recept oraz długopis. – Ma pani częstoskurcz, pewnie od stresu. Wypiszę coś, co nie zaszkodzi dziecku, proszę dać receptę pielęgniarce, ona przyniesie leki. Proszę się nie denerwować, naprawdę, wszystko jest w porządku. Za kilka godzin pani mąż się obudzi, potem spędzi trochę czasu w szpitalu, przynajmniej póki objawy wstrząśnienia nie ustąpią i wrócicie do domu. Mogę to pani obiecać, Arthur jest silny. Pewnie wie, że ma dla kogo – powiedział, uśmiechając się delikatnie i bez pytania oparł dłoń na brzuchu dziewczyny. Nie cofnął jej jednak, zaalarmowany tym, jaki pozostawał w dotyku po delikatnym naciśnięciu palcami. – Ma pani skurcze? – spytał wprost, ale nie czekał na odpowiedź. Wyjął telefon i wybrał numer do dyżurującej położnej, prosząc o podłączenie dziewczynie ktg. – Zaprowadzę panią do gabinetu, dobrze? – powiedział, podnosząc się z krzesła i oferując jej swoje ramię, żeby się na nim wsparła.

    Artie i pan duktur

    OdpowiedzUsuń
  73. Nie miał pojęcia gdzie jest. Dźwięki docierały do niego jakby ze wzmożoną intensywnością. Każde piknięcie aparatury, krople spływające z kroplówki, czy szelest kartek przekładanych przez pielęgniarkę zdawały się wdzierać do środka jego mózgu, przyprawiając o okropny ból głowy. Było jednak jeszcze coś. Coś, co szumiało tuż obok niego w synchronizacji z wtłaczanym do płuc powietrzem. Mógł oddychać sam, ale rurka mu na to nie pozwalała, więc zaczął się dusić. Pielęgniarka podeszła do niego, spoglądając na odczyty z urządzeń.
    - Panie Morrison, proszę się uspokoić. Jest pan podłączony do respiratora, za chwilę lekarz go wyjmie, ale nie może pan teraz oddychać. Proszę mrugnąć raz, jeśli pan rozumie – powiedziała spokojnie. Arthur patrzył na nią, jakby była stworzeniem z innej planety, a potem mrugnął powiekami i posłusznie odpuścił, pozwalając aparaturze oddychać za niego. Kobieta uśmiechnęła się dobrotliwie i wyszła z sali, by po chwili wrócić w towarzystwie lekarza. Mężczyzna założył rękawiczki i odłączył większą z rurek od mniejszej, a potem kazał odkaszlnąć. Arthur wypluł kawałek plastiku i opadł na poduszkę z cichym jękiem.

    Młoda pielęgniarka przekroczyła próg innej sali położonej po drugiej stronie szpitala. Szła szybko, wykonując polecenie swojego przełożonego. Chyba przejął się stanem ciężarnej dziewczyny, która siedziała przed blokiem operacyjnym, bo gdy tylko jej mąż otworzył oczy, Elding kazał iść i jej o tym jak najszybciej powiedzieć. Villanelle również była podłączona do aparatury, ale mniej inwazyjnej i nie wyglądała jak ktoś, kogo dobra wiadomość miałaby uspokoić.
    Szepnęła coś położnej i wyszła na korytarz. Kobieta podeszła do brunetki, uśmiechając się lekko.
    - Mam dobre wieści – powiedziała. – Twój mąż odzyskał przytomność. Pytał o ciebie. Emma czeka za drzwiami, żeby do niego iść i powiedzieć to, co będziesz chciała mu przekazać. Tylko pamiętaj, że… Ty nie możesz się denerwować, ale jego stan przez stres może się pogorszyć. Przemyśl to dokładnie.

    Plotki jednak roznosiły się szybko, zwłaszcza, gdy w szpitalu działa cię tak niecodzienna rzecz, jak ratowanie życia ofierze porwania, której żona z nerwów zaczęła rodzić. Arthur słyszał szepty pielęgniarek i początkowo nie potrafił połączyć faktów przez zamroczenie lekami, ale ostatecznie się udało. Zagryzając wargi, żeby nie jęczeć z bólu, gdy się podnosił, odpiął mankiet ciśnieniomierza i zaczął wypinać wężyki od kroplówek.
    - Co pan robi?! – jęknęła jedna z pielęgniarek i dopadła do niego natychmiast, naciskając na jego ramionach, żeby się położył. Teraz jednak był w lepszej sytuacji, niż po wybudzeniu się ze śpiączki i nie stracił masy mięśniowej, dzięki której mógł oprzeć się naciskowi i z powrotem podnieść się do siadu. – Musi pan leżeć, miał pan poważną operację! – warknęła, ale Morrison jedynie pokręcił głową.
    - Moja żona rodzi – wydyszał i odrzucił kołdrę. – Nie pozwolę się leczyć, póki mnie do niej nie zaprowadzicie.
    - Chyba pan żartuje!
    - Nie, nie żartuję. Albo proszę przyprowadzić wózek, albo podać mi do wypełnienia wypis na własne żądanie – powiedział, patrząc twardo w jej oczy. W końcu przestąpiła z nogi na nogę i warknęła do samej siebie, a potem wyszła na korytarz. Przyprowadziła wózek, a Arthur posłał jej delikatny uśmiech.
    - Elle! – wyrzucił z siebie, gdy drzwi się otworzyły, a on zobaczył swoją żonę podłączoną do urządzeń. Chciał się podnieść i do niej podejść, ale w efekcie jedynie złapał się za opatrunek na żebrach i pobladł. – Kochanie… Co się stało? Powiedz mi. Cholera… Tak bardzo tęskniłem. Myślałem, że więcej cię nie zobaczę. Kocham cię, tak bardzo cię kocham – wyszeptał, gdy pielęgniarka podprowadziła wózek do łóżka, a on mógł ująć dłoń Elle i unieść ją do swoich ust. Nie rejestrował tego, że po jego policzkach spływały łzy, że niemal dusił się z nadmiaru emocji, a każde słowo wypowiadał coraz bardziej rozpaczliwie. Płakał jak dziecko, ale nie wiedział, czy ze strachu, że rodzi, czy z radości, że nareszcie ją zobaczył, nawet jeśli nie była w zbyt dobrym stanie.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  74. To wszystko było jak tandetny film, którego za żadne skarby Arthur nie chciał oglądać. Nie wierzył, że to dzieje się naprawdę, że ich życie przybrało taki obrót. Kulminacja wszystkich nieszczęść, o jakich nawet nie śmieliby pomyśleć, bo Arthur wprawdzie miał bujną wyobraźnię, ale nie sięgała aż tak daleko, do takich wydarzeń.
    - Co? Nie! – powiedział natychmiast, ale nie miał możliwości zaprotestowania w bardziej efektywny sposób. Ciało wciąż go bolało, a zszyte cięcie na żebrach pulsowało. Szarpiąc się naruszył szwy, które puściły, a opatrunek szybko przybrał kolor czerwony.
    - Ja muszę tam być! Obiecałem, że będę przy porodzie, moja żona… - wyjęczał, z wściekłości zaciskając pięść na kozetce, na której siłą położyli go sanitariusze.
    - Twoja żona jest pod narkozą, i tak jej nie pomożesz! – odparł lekarz, próbując wytrzeć odkrytą ranę z nadmiaru krwi, ale Arthur wciąż się szarpał. – Cholera! Morrison, dasz mi pracować, czy mam cię przywiązać pasami?! – wrzasnął w końcu, tracąc cierpliwość. Brunet spojrzał na niego z nienawiścią i odepchnął jego dłoń.
    - Pod warunkiem, że ktoś mnie do niej zawiezie – wycedził i położył się spokojnie dopiero, gdy mężczyzna obiecał, że spełni warunek.
    Nie wpuszczono go na blok, jedynie do pomieszczenia, z którego mógł widzieć nie Elle, a kręcący się wokół niej personel medyczny. Ale nie musiał patrzeć bezpośrednio na nią, wystarczyło, że wiedział, jak wygląda sytuacja.
    A wyglądała tak, że ich syn pojawił się na świecie. Arthur dostrzegł go przez ułamek sekundy, dokładnie wtedy, gdy lekarz wyjął noworodka i oddał w ręce położnych i neonatologów. Chłopiec był maleńki i nie przypominał w żadnych stopniu dziecka, bardziej zabarwioną na czerwono lalkę.
    Dopiero znalazłszy się przy inkubatorze dostrzegł, jak cienką skórę ma Matthew. Była niemal prześwitująca, a Arthur miał wrażenie, że każdy najlżejszy dotyk mógłby ją zranić. Opaska zakładana dzieciom była za duża na rączkę, więc oplatała kostkę. To i pampers były jedynymi normalnymi rzeczami w hermetycznie zamkniętym otoczeniu. Całą resztę stanowiły rurki. Mnóstwo rurek podłączonych do aparatury, pompujących w chłopca maleńkie porcje tlenu i jedzenie, które nijak miało się do tego, które mogła mu dać Villanelle. Maleńka klatka piersiowa poruszała się szybko, a Matt od czasu do czasu poruszał piąstkami i stópkami, ale nic poza tym. Nie płakał, nie otwierał oczu, nie mógł nawet mieć ubranych śpioszków, bo położne twierdziły, że temperatura w inkubatorze jest zbliżona do temperatury, jaką dziecko miało we wnętrzu matki i ubranka były zbędne.
    Wiedział, że przez lata będzie śnił o tym widoku, a zamiast się z niego cieszyć, obudzi się przerażony.
    Podejrzewał, że Ulliel wcisnął komuś w kieszeń, ale nie narzekał. Prywatna sala, w której był razem ze swoją śpiącą jeszcze przez narkozę żoną była wszystkim, czego potrzebował. No, może wszystkiego dopełniłaby obecność Thei i Matta, ale córeczka znalazła się pod opieką swojej babci, przed czym Arthur nawet nie protestował, a synek… Synek walczył o życie.
    Poprosił, by przysunięto jego łóżko jak najbliżej do łóżka Elle. Ujął zimną dłoń ukochanej, uważając, by nie wyrwać kroplówki i splótł ze sobą ich palce, patrząc na jej pogrążoną we śnie bladą twarz. Pozwolił nawet podać sobie leki, byle tylko móc przy niej być.
    - Obudź się, proszę… Tęsknię za tobą – wyszeptał, gładząc kciukiem jej kostki.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  75. Nie spodziewał się, że Elle wybudzi się jak na zawołanie, więc w pierwszej chwili wpatrywał się w nią zszokowany. Potem jednak sobie przypomniał, że w śpiączce i w narkozie dużo słyszał i czasami udawało mu się zachowywać świadomość. To było budujące, a jednocześnie żałował, że nie mówił do Elle, gdy spała. Gdyby opowiedział jej, że z Mattem wszystko jest w porządku na tyle, na ile mogło być, może obudziłaby się nieco spokojniejsza.
    - Spokojnie, kochanie – wyszeptał i puścił jej rękę, by podeprzeć się nią o łóżko i powoli, z ogromnym trudem podnieść. Zagryzł dolną wargę, żeby nie krzyknąć, ale nie udało mu się powstrzymać jęku. Przez chwilę siedział na krawędzi łóżka, oddychając płytko i czekając, aż żebra przestaną pulsować tępym bólem, po czym ponownie ujął dłoń ukochanej i spojrzał na jej twarz. – Nie zdejmuj – powiedział cicho i odciągnął jej palce od maseczki tlenowej. – Wszystko z nami dobrze – wychrypiał w końcu i zamrugał szybko powiekami, gdy w oczach zebrały się łzy. Nie wstydził się ich, pozwolił im spłynąć po policzkach. Miał prawo być zrozpaczony i nie mieć siły, żeby to ukrywać. – Matt jest w inkubatorze. Widziałem go… Wymusiłem na nich, żeby mnie tam zabrali. On… - urwał i wziął głęboki, drżący wdech. Nie mógł jej powiedzieć, jak ich syn wyglądał. Nie teraz. - …Jest malutki, ale silny. Naprawdę, porusza nawet rączkami – roześmiał się przez łzy. Powinien dodać, że malec jedynie zaciskał piąstki i był to odruch bezwarunkowy, ale powiedzenie tego było zbyt trudne. – Wszystko jest w porządku, kochanie… Jego serduszko jest zdrowe – ostatnie słowa wyszeptał i przyjrzał jej się uważnie. – A jak z tobą? Jak się czujesz? To znaczy… Wiem, że gównianie, ale… Wszystko z tobą dobrze? – spytał cicho o ścisnął nieco mocniej jej palce.
    Rozejrzał się, słysząc kaszel dziewczyny. Odnalazł spojrzeniem pilot, który regulował kąt nachylenia łóżek i miał przycisk alarmowy, który Arthur bez wahania wdusił. Pielęgniarka zjawiła się chwilę później z lekkim uśmiechem, który zniknął, gdy zobaczyła Morrisona w pozycji siedzącej.
    - To wstrząśnienie było silniejsze, niż przypuszczaliśmy – powiedziała i odchyliła jego kołdrę, bez słowa pokazując na łóżko. – Kładź się. Jeszcze raz się podniesiesz, to przywiążę cię pasami i uśpię – mruknęła. Brunet, nie mając siły na kolejne dyskusje z personelem, powoli ułożył się na plecach, ale nie puścił ręki leżącej obok dziewczyny. Pielęgniarka o imieniu Mindy, tak przynajmniej głosiła plakietka na jej piersi, podeszła z drugiej strony do Villanelle i podkręciła przepływ kroplówki. – Jak się czujesz? Potrzebujesz czegoś? Doktor Russell mówił, że możesz dostawać leki przeciwbólowe, bo na razie nie będziesz karmić… Podać ci coś, czy na razie jest znośnie? – spytała i wzięła do ręki kubek z letnią wodą, który stał na szafce przy łóżku. Zwilżyła patyczek kosmetyczny i zdjęła brunetce maskę, po czym przyłożyła mokry wacik do jej warg. – Przykro mi, na razie możesz pić tylko w ten sposób – westchnęła, ponownie zanurzając go w wodzie, by zostawić kilka kropelek wody na jej ustach.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  76. Nie słyszał swojego własnego krzyku, gdy lekarze otoczyli Elle. Wszystko widział jak w zwolnionym tempie, nawet to, jak sanitariusze szybko wyprowadzali z sali jego łóżko. Nagle nie odczuwał bólu i był w stanie zerwać z siebie kołdrę, a potem zejść na podłogę i biegiem ruszyć do pomieszczenia, w którym… W którym ci ludzie ratowali tym razem nie Arthura, a jego żonę. W ostatniej chwili ktoś go złapał i odciągnął od drzwi, a jedna z pielęgniarek zasunęła żaluzje. Morrison oparł się o osobę, która go trzymała, kątem oka dostrzegając, że to jeden z ochroniarzy, których Ulliel postawił na straży i zaniósł się głośnym płaczem.
    Nie miał siły na kolejny cios od losu. Serce pękło mu na kawałki i rozsypało się w jednej chwili, a rozpacz uniemożliwiała nabranie do płuc powietrza. Dusił się, podczas gdy jego ukochana umierała i nie mógł jej w żaden sposób pomóc. Uświadomiwszy to sobie, kolejny raz zaczął się szarpać, ale ochroniarz okazał się silniejszy i to nie tylko dlatego, że był bardziej barczysty. Arthur, nie zwracając uwagi na opatrunek, kolejny raz rozerwał szwy, a krew zaczęła wypływać z rany na tyle szybko, że pokryła cały brzuch, nogę, a na końcu zaczęła kapać na podłogę, tworząc wokół bruneta kałużę. Choć napędzała go adrenalina, zaczynał opadać z sił. Serce waliło jak młotem, przez co rozcięcie krwawiło szybciej i intensywniej. Ale nie poddawał się, szarpał się dopóty, dopóki nie stracił przytomności. Ostatnim, co pamiętał, było osunięcie się na ramię ochroniarza, a potem na zakrwawioną posadzkę.
    Kolejny raz był w tym samym miejscu, jeśli chodziło o odzyskanie świadomości. Aparatura pikała nieznośnie i jedyną różnicą było to, że nie czuł w gardle rurki wspomagającej oddychanie. Płuca napełniały się powietrzem z atmosfery, więc nie był w tak tragicznym stanie. Chociaż ból był gorszy, niż go zapamiętał. Otworzył oczy i jęknął, próbując oprzeć rękę na obolałym boku. Nie zdało się to jednak na nic, bo nie mógł podnieść dłoni. Podniósł głowę i zerknął na swoje nadgarstki, które były owinięte pasami. Tak samo jak kostki u nóg. Nad udami przeciągnięto kolejny pas, tak samo jak nad biodrami i nad klatką piersiową w miejscu, gdzie nie było żadnych siniaków i zranień. Arthur rozejrzał się nerwowo i wciągnął głośno powietrze, gdy na krześle po swojej prawej stronie dostrzegł Browna. Psychiatra nie mógł się tu znaleźć bez powodu.
    - Co z Elle? – spytał natychmiast i spróbował się podnieść, ale w obecnej sytuacji było to niemożliwe. – Dlaczego cię ściągnęli? Co z moją żoną, do jasnej cholery?! Zabierzcie mnie do niej, muszę ją zobaczyć, natychmiast! – wrzasnął, a mężczyzna w średnim wieku wstał i podszedł do łóżka. – Nigel, wypuść mnie… Proszę, muszę wiedzieć, co z Elle – wyjęczał, patrząc na lekarza błagalnie. Ten jedynie westchnął i wpiął do kroplówki strzykawkę, którą ściskał w ręku. Arthur natychmiast poczuł, że robi się otępiały. Zupełnie jak wtedy, gdy brał mocne leki po ucieczce Villanelle, żeby poradzić sobie ze stratą. Łzy przestały płynąć, a Arthur wbił spojrzenie w sufit, rozluźniając pięści. Był przytomny, ale tak, jakby nie był.
    - Żyje. I to powinno być teraz dla ciebie najważniejsze – powiedział i oparł ręce na barierkach. Morrison nie mógł się zdobyć na nic, poza delikatnym kiwnięciem głową.
    Już go tu nie było. Znalazł się w tym miejscu swojego umysłu, do którego nigdy więcej nie chciał wracać, dlatego nie przyjmował tych leków. Chciał funkcjonować i żyć, przejmować się, troszczyć o swoją rodzinę.
    A teraz nie miał ochoty nawet iść do swojej żony ani synka. Zupełnie, jakby ich życie go nie obchodziło.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  77. Słysząc, że Elle znajduje się w tej samej sali zerknął w kierunku drzwi. Chciał się uśmiechnąć, ale własne mięśnie twarzy zdawały się go nie słuchać. Opuścił więc głowę z powrotem na poduszkę i wbił niewidzące spojrzenie w sufit. Aparatura nie przyspieszyła, serce Arthura biło tym samym rytmem. Gdyby nie dostał leków, płakałby ze szczęścia i kolejny raz zrywałby się z łóżka, żeby zamknąć Elle w swoich ramionach, nie zważając na ból.
    Ale Brown wcisnął mu te cholerne prochy, które natychmiast przyniosły pożądany efekt. W głowie Morrisona panowała cisza, ale nie taka zwyczajna. Nie miał nawet myśli, dosłownie. Był obecny jedynie ciałem.
    - To nie jest dobry pomysł – rzucił Brown i wstał z krzesła, podchodząc do kobiet, które właśnie znalazły się w pomieszczeniu. Wiedział, że jest za późno na zasłonięcie widoku, że Villanelle zobaczyła to, czego nie powinna zobaczyć. Tak wyglądał wtedy, gdy jej nie było. – Podałem mu środki uspokajające. Bardzo chciał wiedzieć, co się z tobą dzieje, Elle – powiedział cicho i uśmiechnął się delikatnie. Arthur zawsze ją tak nazywał, nic więc dziwnego, że jego psychiatrze się to udzieliło. – Wróci do siebie, spokojnie. Teraz musi pozwolić swojemu organizmowi się zregenerować... – westchnął i urwał, jakby dopiero o czymś sobie przypomniał. Fakt, że Arthur miał schizofrenię, ale nigdy nikt nie był zmuszony, żeby go związać. Taki widok musiał być nieprzyjemny i niepotrzebny, zwłaszcza, że mężczyzna nie robił świadomie nic, poza mruganiem. Nigel podszedł do łóżka i powoli rozpiął zabezpieczenia na nadgarstkach, potem na kostkach, a na koniec te przeciągnięte nad ciałem bruneta. Arthur nawet na niego nie spojrzał, nie przełożył rąk czy nóg, został w takiej pozycji, w jakiej ułożył go psychiatra. – Przykro mi, że musiałaś to widzieć. To nie ma nic wspólnego z jego chorobą, po prostu... Dwa razy zerwał szwy, bo się o ciebie martwił. Trzeci raz mógłby się okazać... – urwał i zerknął na siedzącą na wózku dziewczynę. Zaraz potem podszedł do niej i odsunął pielęgniarkę, samemu chwytając za rączki wózka, by się z nim obrócić i ruszyć korytarzem. Wcześniej szepnął jeszcze, by kobieta miała na pacjenta oko. – Nie powinnaś się denerwować, Elle, on też nie. Oboje przeszliście bardzo dużo, musicie odpocząć – zaczął cicho, idąc w stronę sali poporodowej. – Pozwolę ci go zobaczyć najszybciej, jak to będzie możliwe, ale nie teraz. On... I tak nie będzie wiedział, że przy nim byłaś, więc to bezsensowne. Poza tym, jak już mówiłem, ty też musisz odpocząć. A siedzeniem przy nim sobie ani jemu nie pomożesz – mówił, pochylając się nieznacznie nad dziewczyną, by lepiej go słyszała.
    Szedł tak, póki nie zatrzymał się obok jedynego pustego pomieszczenia, po którym widać było, że jest użytkowane przez kobietę po porodzie. Powoli wprowadził ją do środka i pomógł jej przejść na łóżko, a potem usiadł na krześle i spojrzał na nią z dobrotliwym uśmiechem. Ujął jej dłoń w swoje obie, chcąc jakkolwiek jej pokazać, że nie jest w tym wszystkim sama, że on też się przejmuje. Bo naprawdę przejmował. Arthur był jego pacjentem od prawie dwóch lat, a Villanelle tyle razy przewijała się podczas sesji w jego opowieściach, że Brown czuł się, jakby osobiście ją poznał i był jej dobrym znajomym.
    - Chcesz o coś zapytać, Elle? Podejrzewam, że Arthur nie da ci zbyt wielu okazji, żeby ze mną porozmawiać... Teraz możesz to zrobić, mam czas – powiedział, poklepując delikatnie wierzch jej dłoni.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  78. Rozmowa z nią w takim stanie nie była najlepszym posunięciem i Brown szybko zdał sobie z tego sprawę. Z nietęgą miną obserwował, jak pielęgniarka podchodzi do dziewczyny z tabletką i odsunął się, by nie zabierać kobiecie miejsca.
    - Rozumiem. Szanuję twoją decyzję. A to jedna z najlepszych rzeczy, jakie mogłaś dla niego zrobić – powiedział cicho, gdy pielęgniarka wyszła na korytarz. – Bardzo mu zależy, żebyś wiedziała, z czym się mierzy, ale nie chce się do tego przyznać. Kiedy zabierze cię na sesję, to znaczy, że jest gotowy. I nie dostaniesz lepszego dowodu na jego zaufanie – uśmiechnął się delikatnie i pogłaskał dziewczynę po głowie. – Odpocznij. Musisz odzyskać siły – zakończył i wyszedł z sali, cicho zamykając za sobą przesuwne drzwi.

    Leki działały długo, bo jego organizm zdołał się od nich odzwyczaić. Niemniej jednak, gdy w końcu wrócił do rzeczywistości, ani myślał o tym, by z kimkolwiek się szarpać. Wypełniłby każde polecenie, byleby tylko nie być znowu w takim stanie. Brał podawane leki, nie przekonywał personelu, że musi się zobaczyć ze swoją żoną, nie wstawał z łóżka, jeśli nie było to absolutnie konieczne. Zrozumiał, że współpracując szybciej pozwolą mu iść do Elle i Mattiego, a na tym teraz zależało mu najbardziej.
    Wszedł do pomieszczenia, podpierając się na stojaku z kroplówką. Nie wiedział, która to już w ciągu kilku dni, przestał je liczyć. Ważniejsze było to, że miał podparcie i udało mu się przekonać pielęgniarki, że da radę iść sam i przecież będzie uważał, a im dłużej będzie leżał, tym dłużej będzie trwała rekonwalescencja. Szedł powoli, nie wykonywał gwałtownych ruchów, a na widok ukochanej udało mu się resztkami samokontroli powstrzymać wybuch entuzjazmu. Wiedział bowiem, że zaraz za nim salowa prowadzi przed sobą szpitalne łóżko i doniesie lekarzom, jeśli nie miałby współpracować. Zablokowała koła, patrząc na Morrisona badawczo, a potem wyszła z pomieszczenia. Arthur natomiast natychmiast odblokował hamulce i przesunął ‘mebel’, by znalazł się jak najbliżej ukochanej. Brunet usiadł na krawędzi i przesunął się na materacu, żeby ułatwić sobie zadanie, a potem ostrożnie przeniósł się na łóżko Elle, uważając, by nie powyrywać z ich rąk igieł. Ułożył się na boku i oplótł dziewczynę ramionami, przytulając ją do siebie i wsuwając nos w ciemne włosy. Tęsknił za jej zapachem, za ciepłem i dotykiem, a chwila, w której myślał, że więcej tego nie poczuje, była najgorszą chwilą w całym jego życiu.
    - Nie rób mi więcej takich numerów – wyszeptał, przeczesując palcami poplątane kosmyki. – Tak bardzo za tobą tęskniłem, myszko... Nie zamierzam cię dzisiaj puścić, dobrze? Jutro, jutro tak, ale dzisiaj... Chcę cię jak najbliżej – dodał równie cicho i odsunął się nieznacznie po to, by ułożyć dłoń na policzku ukochanej i przycisnąć swoje usta do jej warg, całując je najczulej, jak tylko potrafił.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  79. Nie był jeszcze w pełni sprawny, ale leżenie bez ruchu i przyjmowanie leków zadziałało na tyle, że Arthur nieco się zregenerował. Niewiele, ale na tyle, by opatrunek nie przepuszczał krwi, siniaki zbledły, a ból całego ciała powoli odpuszczał. Nie bał się więc objąć swojej żony, a jej bliskość w tej chwili była najbardziej kojącą rzeczą, o jakiej Morrison mógłby marzyć. Żadna rehabilitacja nie przyniosłaby takich efektów, jakie przyniosło zaledwie kilka sekund leżenia z Elle na jednym łóżku.
    - Niby kiedy mieli to zrobić... Brown stwierdził, że jest lepiej, a jak tylko pozwolił mi się przenieść... – urwał i wzruszył lekko ramionami, uznając, że nie musi dopowiadać tego, co było oczywiste. Był tutaj, przyszedł o własnych siłach, a to było najważniejsze po kilku dniach w najbardziej mrocznym miejscu, jakie zdołał poznać w ciągu swojego życia. Śpiączka była łatwiejsza. Mógł myśleć, wyobrażać sobie, śnić i słuchać. Prochy były tak otumaniające, że nie docierało do niego nic. Jak słusznie zauważył psychiatra, Arthur nie pamiętał wizyty ukochanej. Nie pamiętał, co działo się z nim przez kilka ostatnich dni. Zmieniał się jedynie kolor sufitu, gdy przychodziła noc lub wstawał dzień.
    - Ja też, kochanie... Bałem się, że nigdy więcej cię nie zobaczę... To było najgorsze uczucie na świecie – wyszeptał i wplótł palce we włosy brunetki. Przez moment patrzył w jej ciemne oczy, a potem po raz kolejny przysunął się i ją pocałował, tym razem wkładając w to całą swoją tęsknotę. I tak był w stanie pokazać zaledwie jej ułamek. - Tak bardzo cię kocham, Elle... Nie umiem tego opisać słowami – dodał i objął ją ramionami, przytulając do siebie. Robił to ostrożnie, ale na tyle mocno, by czuć przy sobie jej ciało jak najintensywniej. Zależało mu na tym cieple i charakterystycznym zapachu, który roztaczała wokół siebie tylko Elle, a teraz miał to nie tyle na wyciągnięcie ręki, co prawie dosłownie na sobie. Oddychał głęboko, rozkoszując się tą chwilą, gdy nic dookoła się nie liczyło. Nic, poza nimi samymi.
    - Jeszcze u niego nie byłem – przyznał cicho i zadrżał na samo wspomnienie tego, jak ich synek wyglądał tuż po narodzinach. – Pójdziemy razem? Ja... Trochę przeraża mnie to, jak wygląda... I to przeze mnie... Gdyby nie to głupie spotkanie z Ullielem nie zdenerwowałabyś się, nie stałoby się to wszystko... – kolejny raz urwał i wziął kilka głębokich wdechów, próbując uspokoić skołatane serce. – Nie powinnaś mnie wtedy widzieć... Tak bardzo cię przepraszam, Elle... Nie powinienem śpiewać kołysanki, mogłem po prostu powiedzieć, że wszystko jest w porządku, żeby cię nie martwić. Przepraszam, kochanie... Przepraszam, przepraszam – wyszeptał łamiącym się głosem i przytulił dziewczynę nieco mocniej, oddychając spazmatycznie. Wróciły do niego te wszystkie chwile, smród piwnicy, w której go trzymali, metaliczny posmak krwi, gdy otrzymywał kolejnego kopniaka w brzuch... Zanim się zorientował, wpadł w panikę, zaciskając powieki. To nie było prawdziwe, nie teraz, ale każdy siniak przypominał, że kilka dni temu było. – Zaraz się uspokoję, przepraszam... – wydusił i odsunął się od dziewczyny. Ostrożnie usiadł na krawędzi łóżka i podparł się rękami po bokach swoich ud, opuszczając głowę i próbując oddychać spokojnie, co wcale nie było proste.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  80. [Cześć, dzięki za powitanie!
    Widzę, że mamy podobne podejście do tego typu postaci – są koszmarne i jednocześnie wspaniałe. Plus mi najlepiej się jako takie pisze. W sumie tak podsumowując postaci, w które się wcielałam, to trudno znaleźć wśród nich kogoś normalnego. :P
    Chęć na wątek oczywiście jest, chociaż na razie brak pomysłu. Wolisz pójść w coś względnie lżejszego czy kombinujemy nad jakimś poplątanym powiązaniem?
    I cieszę się, że kody działają. ^^]

    Cole

    OdpowiedzUsuń

  81. Starał się oddychać głęboko i uspokoić drżące ciało. Nigdy nie płakał tyle ile w ciągu ostatnich dwóch tygodni i to powoli odbierało mu siły do czegokolwiek. Mógł po wyjściu ze szpitala się uśmiechać, mógł cieszyć się rodziną, ale to nie zmieniało pewnych faktów. A te wyglądały tak, że najpierw na kilka miesięcy stracił ukochaną, potem powtórnie, przy okazji niemal tracąc życie, potem znowu i teraz kolejny raz. Ile mógł wytrzymać człowiek, zanim rozpacz doprowadziłaby go do miejsca, z którego nie będzie odwrotu? Chociaż lepszym pytaniem jest, ile mógł wytrzymać człowiek chory na schizofrenię?
    Odchylił głowę do tyłu, czując ramiona ukochanej oplatające go w pasie. Oparł jedną dłoń na jej przedramionach, drugą wciąż się podpierając, żeby przypadkiem nie spaść z łóżka. Miał wrażenie, że nie znalazłby w sobie siły, żeby wstać.
    - Elle, dlaczego nas to spotyka? – wyjęczał i pociągnął nosem, jednocześnie próbując wziąć głęboki oddech. Zakrztusił się powietrzem i musiał zasłonić usta, żeby nie zacząć kaszleć. Ostatnio, gdy to zrobił, zaczął pluć krwią. – Dlaczego nie możemy mieć nudnego życia? Takiego z rutyną, wiesz, przeciętne małżeństwo z przeciętnymi problemami, przeciętną pracą i cotygodniowymi wypadami na plażę? Co takiego w nas jest, że przyciągamy same nieszczęścia? [popierdolone autorki iks de] – zdołał wydusić i ścisnął nieco mocniej jej nadgarstek. Nie kontrolował tego, wspomnienie chwil, w których był tak przerażony nakazało mu szukać jakiegoś oparcia.
    A teraz miał przy sobie Villanelle, która w najgorszych chwilach zawsze była przy nim. I tak cholernie żałował, że przy tamtej też musiała być. Nie chciał jej narażać na niebezpieczeństwo, gdyby tylko mógł, nakazałby porywaczom zadzwonić do Ulliela i upewnić się, że jest sam. Żeby Elle nie widziała go takim, żeby tak bardzo tego nie przeżywała.
    Powoli się uspokajał, gładząc ręce swojej żony, jakby to miało w czymś pomóc. W końcu obrócił się do niej na tyle, by bez problemu ją do siebie przytulić i oprzeć policzek na jej czole.
    - A co te matki mają do gadania? – wymamrotał, przypominając sobie jej wcześniejsze słowa. – Masz nie zbliżać się do swojego dziecka, bo ktoś krzywo na ciebie spojrzał? Żartujesz sobie? Powiedz, że żartujesz – westchnął i odsunął się na tyle, że mógł popatrzeć w jej oczy przy okazji nie wypuszczając ze swoich ramion. – Elle... Może tylko ci się wydaje? To neonatologia, każde dziecko tam urodziło się za wcześnie i musi się przygotować do życia. Dlaczego myślisz, że nie lubią, gdy tam jesteś? Kochanie, skoro są przy swoich dzieciach, znaczy, że nie są tymi, które ucieszyłyby się ze zlikwidowania problemu bez wyrzutów sumienia i dzieciobójstwa. One tam są, bo kochają swoje dzieci i... To prawdopodobnie jedyne osoby, które cię rozumieją. Nawet ja nie jestem w stanie tego zrobić, bo to nie ja rodziłem wcześniaka, ja jestem tylko ojcem. I żaden z tamtych też nie rozumie, co przechodzą ich żony. Może patrzą tak, bo ci współczują? – mówił cicho, przeczesując palcami jej włosy i nie odrywając spojrzenia od ciemnych oczu. – Chodźmy do niego, proszę... Chcę go zobaczyć, a sam... Przeraża mnie to, że miałbym tam iść bez ciebie – ostatnie słowa wyszeptał i ponownie przymknął powieki, opierając czoło na jej czole.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  82. Miał wyrzuty sumienia, że uciekł bez słowa z mieszkania Arthura zanim jeszcze przyjechało po niego pogotowie. Obwiniał się o to co się wydarzyło i wiedział, że nie jest na razie w stanie spojrzeć w oczy ani jemu, ani jego partnerce. To przez niego Morrison znalazł się w tak beznadziejnym położeniu i choć koniec końców udało się go odbić z rąk porywaczy, za pewne do końca życia odbije się to na jego i tak słabej już psychice. Postarał się o to, aby przyjacielowi nie zabrało najlepszej w tym kraju opieki medycznej i choć wiedział, że prędzej czy później będzie musiał stanąć z nim twarzą w twarz, był jedynie w telefonicznym kontakcie z jego lekarzami, aby na bieżąco być ze stanem jego zdrowia. Nie miał pojęcia, że Ell przy okazji uradziła i że jej życie w pewnej chwili także było zagrożone. Zamiast być przy nich i stanowić dla nich wsparcie, wybrał się na drugi koniec miasta z Maille, aby odpocząć po tym wszystkim co się stało, a przy okazji spędzić z ukochaną trochę czasu. Potrzebował jej obok i zamierzał przez cały wieczór zwierzyć jej się z wszystkiego, co wydarzyło się dzień wcześniej, ale nieoczekiwany splot wydarzeń sprawił, że sam znalazł się na operacyjnym stole i spędził 24 godziny na ortopedii w prywatnej klinice. Miał ostatnio wyjątkowego pecha i obawiał się, że przyszło mu w końcu zapłacić za szczęście i farta, który nie opuszczał go przez całe życie. Karta obróciła się na drugą stronę w najmniej oczekiwanym momencie i miał nadzieję, że wszystko co złe ma już naprawdę za sobą. Przekonał się, że nawet taki ‘bóg’ jak on może mieć w życiu mnóstwo trosk i problemów i liczył na to, że los nie zamierza więcej dawać mu żadnych lekcji. Odpoczął kilka dni i choć nie był jeszcze gotowy na wizytę u Morrisonów, zjawił się tam zaraz po tym, jak otrzymał wiadomość o przedwczesnym przyjściu na świat Matta. Przeklinając pod nosem przeklęte kule do których wciąż nie mógł się przyzwyczaić, pokuśtykał do sali wskazanej przez pielęgniarki i wszedł cichutko do środka, uśmiechając się delikatnie na widok Elle. Dziewczyna była blada i wykończona, a taki widok jedynie spotęgował jego ogromne wyrzuty sumienia.
    - Nic takiego, postanowiłem zostać robotem – wzruszył bezradnie ramionami i zajął miejsce na krześle obok łóżka – Lucyfer przestał mnie ochraniać i muszę znów zostać chujem, żeby wrócił i się mną zaopiekował – uśmiechnął się, lustrując przyjaciółkę wzrokiem. Nie wiedział od czego ma zacząć i co powiedzieć, tym bardziej, że przecież miała prawo go teraz nienawidzić – Ja…Ja przepraszam, że tak wszystko zjebałem – westchnął ciężko, wbijając wzrok w podłogę niczym mały chłopiec, którego ktoś właśnie skarcił za złe zachowanie. Nie był gotów na rozmowę z nią i choć obiecał sobie, że będzie starał się zachowywać jak gdyby nigdy nic, nie potrafił zapomnieć o tym, że to wszystko wydarzyło się przez niego.
    - Jestem tchórzem, zawsze nim byłem. Uciekłem niczym małe dziecko i naprawdę cię za to wszystko przepraszam… - dodał jeszcze, unosząc w końcu wzrok do góry i przypominając sobie przy okazji o trzymanych w dłoni kwiatach – Gratuluję narodzin syna, choć powinienem to robić w zupełnie innych okolicznościach – obdarzył ją skruszonym spojrzeniem i położył bukiet na szafce przy łóżku. Domyślał się, że najgorszym co mógłby zrobić to wypytywać ją o stan zdrowia całej trójki, więc zanim pojawił się w jej sali rozmawiał zarówno z jej, jak i Arthura lekarzami i wiedział wszystko na temat stanu Morrisonów oraz ich niedawno narodzonego maleństwa.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  83. [Zgodnie z ustaleniami odezwałam się na maila. :]

    Cole

    OdpowiedzUsuń
  84. Widok był przerażający, ale to, co działo się z Elle, było jeszcze gorsze. Jej drżące dłonie, blada twarz i policzki pokryte mokrymi łzami... Wiedział, że nie chce tu być, nie rozumiał jedynie dlaczego. Owszem, Matt wyglądał źle. Dotychczas Arthur oglądał takie rzeczy w serialach, ale one nie oddawały nawet w najmniejszym stopniu tego, jak to wyglądało naprawdę. Ale nie znaczyło to, że nie chciał być przy swoim synku. Bał się go dotknąć, jego skóra wciąż była nienaturalnie różowa i cienka, a sam chłopiec na tyle malutki, że mógłby się bez problemu zmieścić w sporych dłoniach swojego ojca. Tylko że Morrison wiedział, iż bycie z dzieckiem jest potrzebne. Czytał o kangurowaniu, o kontakcie fizycznym, żeby przekazać swoją florę bakteryjną, o tym, by do niego mówić i... I po prostu być, bo sama obecność rodziców poprawiała stan wcześniaka w bardzo dużym stopniu.
    Popatrzył na swoją żonę i objął ją ramieniem, by do siebie przytulić. Tym razem nie pozwolił łzom spłynąć po policzkach, wiedział, że musi być silny. Dla niej.
    - Wygląda inaczej – przyznał niemal szeptem, nie odrywając spojrzenia od synka. Nie widział go zaledwie kilka dni, ale Matt naprawdę wyglądał ciut inaczej. Wciąż przerażająco, ale inaczej. – To dobrze, bardzo dobrze... A... Mam pytanie – zaczął i odchrząknął, przeczesując palcami włosy Elle. – Czy... Czy istnieje szansa, żeby... Ż-żeby wziąć go na ręce? Nie wiem, to pani jest ekspertem, ja tylko trochę czytałem o skin-to-skin i bardzo bym chciał, ale nie chcę mu zrobić krzywdy – wyrzucił z siebie i odsunął się nieznacznie, zerkając na twarz ukochanej. Ułożył dłoń na jej policzku i starł kciukiem ślady łez. – Skarbie, pamiętasz, jak bałaś się kąpać Theę, bo tak bardzo płakała? – wyszeptał, zupełnie ignorując obecność pielęgniarki. Patrzył w oczy Villanelle i wydawało mu się, że zaczyna rozumieć, o co chodzi. Wyglądała, jakby zwyczajnie się bała. On też się bał, ale aż za dobrze wiedział, że ten strach jest zupełnie inny. To nie on nosił dziecko pod sercem. – A teraz kąpiel to wasza chwila. Może... Może ta przy kangurowania będzie naszą wspólną? Może razem będzie łatwiej? On w końcu podrośnie i będziemy go mogli zabrać do domu, potrzebuje nas. A my jego, Elle. Matt i Thea to nasze światełka, musimy je przy sobie mieć, żeby... – urwał i wziął głęboki wdech, po czym oparł czoło na czole dziewczyny i przymknął powieki. – To jest jedyna stała w tej popieprzonej sytuacji – dodał i wyprostował się, zerkając na pielęgniarkę, a potem na inkubator, w którym leżał Matthew. Arthur objął Elle jednym ramieniem, a wolną dłoń oparł na szklanej ściance, żałując, że coś takiego dzieli ich i ich synka.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  85. Jej strach łamał mu serce na milion małych kawałeczków. Dlaczego się bała? Dlaczego gdy proponował zbliżenie do ich maleńkiego synka ona uciekła? Przecież Theę trzymała blisko przez cały czas, jak mogła nie robić tego samego z Mattem, którego chcieli i wyczekiwali, mimo że wiadomość o ciąży była cholernie niespodziewana? Przecież nie musiała się z niczym ukrywać, nie była sama i choć mieli swoje wzloty i upadki, oboje chcieli być blisko Thei. Wszystko mogło stanowić kość niezgody, ale nie ich córeczka. Arthur myślał, że z synkiem sytuacja będzie wyglądać podobnie.
    - Elle, zaczekaj – zaczął, niemal automatycznie ruszając za dziewczyną, gdy wyrwała się z jego ramion. Nie miał siły jej powstrzymywać, wciąż był na tyle słaby, że szarpanie się z nią nie było dobrym pomysłem. Tym bardziej nie było nim biegnięcie za nią, liczył po prostu, że nie odejdzie daleko i bez większego problemu będzie mógł ją znaleźć.
    Pielęgniarka mu to uniemożliwiła. Zatrzymał się, by na nią nie wpaść i tylko spojrzał na drzwi, przestępując z nogi na nogę. Jednak kobieta szybko przyciągnęła jego uwagę z powrotem. Po raz kolejny poczuł się winny. Winny wszystkiego, co się z nimi działo. To przez niego zaszła w ciążę, to przez niego uciekła, to przez niego urodziła Matta za wcześnie i widocznie sobie z tym nie radziła. Nie powinien znaleźć się w jej życiu. Tamtej nocy on miał być odpowiedzialny i nie dać się uwieść. Była jego studentką, a on jej wykładowcą i tak powinno pozostać. Czysto formalna relacja bez niczego głębszego, nawet zwykłej znajomości.
    Ale życie potoczyło się inaczej, a Villanelle Morrison była teraz jego żoną i matką jego dzieci.
    - Sugeruje pani, że... Że powinienem ją przekonać? – spytał cicho, splatając ręce na klatce piersiowej. To było głupie pytanie, sam najlepiej wiedział jak ważne jest to by poprosić o pomoc w odpowiednim momencie, kiedy nie jest jeszcze za późno, by wrócić do w miarę normalnego życia. – Ale jak mam to zrobić? To znaczy... Proszę nie uznać mnie za nieempatycznego buca, ale ja jestem tylko tatą Matta, nie ja go urodziłem, a raczej nikt go ze mnie nie wyjął. Rozumiem ją, sam to przeżywam, bo to moje dziecko, ale... Czy nie byłoby lepiej, gdyby przekonała ją kobieta, która jest w tej samej sytuacji? – dodał i odruchowo zerknął za siebie na pozostałe inkubatory, przy których siedzieli rodzice maleństw. Zaraz potem westchnął i opuścił głowę, wiedząc, że to nie jest dobry pomysł. Nikt nie znał Elle w taki sposób, jak on ją znał, a była na tyle nieufna, że nie łudził się, iż porozmawia z obcą osobą. – Ma pani rację – powiedział w końcu. – Porozmawiam z nią. Matty potrzebuje obojga rodziców – wymamrotał i zagryzł dolną wargę, ponownie podnosząc spojrzenie na drzwi. – Pójdę do niej. Ale nawet, jeśli się nie uda... Chciałbym go potrzymać kiedy wrócę. To dla mnie ważne, nie chcę być dla niego obcym człowiekiem – wyrzucił z siebie na wydechu.
    Wyszedł na korytarz i ruszył w stronę ich wspólnej sali, mając nadzieję, że jego żona tam będzie. I srogo się pomylił, bo zastał jedynie dwa puste łóżka obok siebie. Nieco szybciej i bardziej nerwowo przeszedł do dyżurki pielęgniarek i nachylił się nad kontuarem.
    - Gdzie jest Villanelle? Widziałyście ją? – spytał, mimowolnie się rozglądając, jakby dziewczyna magicznie miała pojawić się obok niego.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  86. Doceniał troskę pielęgniarek, ale w tej chwili rozmowa z nimi nie miała sensu. Arthur nie był typem rodzica, który uważał, że jest najlepszy i najmądrzejszy na świecie. O wielu rzeczach czytał, słuchał, niektórych sam się nauczył i wywnioskował z opieki nad Theą, ale... Ale ci ludzie nie znali ich historii. Nie wiedzieli, przez ile to młode małżeństwo musiało przejść i ile prawdopodobnie jeszcze przejdzie. Byli coraz słabsi. On nie miał siły więcej walczyć, a Elle nie była jego dawną, ukochaną Elle, z którą spędzał popołudnia w kawiarni nad projektami, które nie istniały. Ta Elle była cieniem dawnej siebie i nie trzeba geniusza, żeby to widzieć.
    Dlatego jej widok tak bardzo bolał Arthura. To, jak kuliła się w sobie, jak stanęła w miejscu i nie podeszła, skórki przy paznokciach, które nigdy nie były w tak opłakanym stanie mimo wielu stresów... Rozpadał się razem z nią. Problem tkwił w tym, że jeśli oboje się rozsypią, jedno nie poskłada drugiego, nie będzie miał kto tego zrobić.
    Odetchnął głęboko i powoli podszedł do brunetki, jakby się bał, że ją spłoszy. Ujął jej dłonie w swoje i uniósł, by swobodnie spojrzeć na zakrwawione palce. Bez słowa pokazał je pielęgniarkom, a jedna z nich poszła do gabinetu zabiegowego, prawdopodobnie po plastry. Przycisnął jej ręce do swojej klatki piersiowej i nakrył dłońmi, by nie mogła więcej robić sobie krzywdy. Jego serce było szybko, wręcz galopowało i był pewny, że Elle to czuje, właściwie nawet tego chciał. Żeby uświadomiła sobie, jak cholernie się o nią martwi.
    - Za co mnie przepraszasz, kochanie? – spytał cicho, robiąc pół kroku do przodu. Znaleźli się na tyle blisko, że bez problemu mógł policzyć wszystkie piegi na jej twarzy. – Powiedz mi, proszę. Może jest jakiś powód, którego ja nie widzę... Kocham cię, Elle. Jesteś moim życiem, kochanie i mogłabyś mnie przepraszać tylko, jeśli przestałabyś mnie kochać. Przestałaś, Elle? Mówiłaś, że nie, że tęskniłaś... Więc o co chodzi? Powiedz mi, proszę... Boisz się go? Matta? Że zrobisz mu krzywdę? Ja też się tego boję, ale wiem, że nie tylko tego... – urwał i popchnął ją delikatnie przed sobą, by usiadła na plastikowym krzesełku. Sam usiadł obok niej i ponownie ujął chłodne dłonie, wciąż przyciskając je do swojego serca. – Elle... Powiedz mi. Pomóż mi to zrozumieć. Mieliśmy mówić sobie wszystko, pamiętasz? Teraz chcę, żebyś powiedziała mi wszystko, żebym mógł ci w tym wszystkim ulżyć, bo widzę, jak bardzo cierpisz... Proszę, Elle... Zaufaj mi, błagam. Razem będzie nam łatwiej, jak zawsze – ostatnie słowa wyszeptał i jedną ręką nakrył jej obie, a drugą sięgnął do policzka, głaszcząc skórę kciukiem. – Pozwól sobie pomóc... Proszę...

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  87. - Tak samo jak ty, a mimo wszystko to robisz – odparł nieco zachrypniętym, drżącym od nadmiaru emocji głosem. Ściskał jej dłonie w swoich, nie mogąc dopuścić do tego, by znowu zaczęła się krzywdzić. Myśl że każdy miał swój kres wytrzymałości uderzyła w Arthura nagle i mocno. Oni swój osiągnęli dawno temu, a życie wciąż nie przestawało się na nich wyżywać. Byli młodzi, z niewielkim stażem, jeśli chodzi o małżeństwo, a mimo wszystko wciąż obrywali coraz mocniej. I Morrison zaczął się bać, że tego nie przetrwają. Że nadejdzie taki dzień, kiedy wszystko się rozsypie z głośnym łomotem.
    Słuchał jej i nie wierzył, że właśnie o tym teraz myślała. To, że odbierała sytuację w taki sposób… Było nienormalne. W tej samej chwili przypomniał sobie, o czym on wcześniej myślał. Obwiniali samych siebie, a tymczasem…
    - Elle, o czym ty mówisz? – wyszeptał, wbijając w jej twarz przerażone spojrzenie. – Przecież to nie jest niczyja wina, to się po prostu stało… Dlaczego uważasz, że zrobiłaś mu krzywdę, że miałbym cię znienawidzić za to, że twój organizm nie wytrzymał takiego natężenie stresu? Dlaczego myślisz, że to zależało od ciebie? – wyrzucał z siebie kolejne pytania. Jedną dłonią ujął jej obie, które wciąż opierał na swojej klatce piersiowej, a drugą ułożył na jej policzku, brudząc go krwią, ale w tym momencie miał to głęboko w organizmie. – Przecież nie zrobiłaś mi krzywdy… To nie ty mnie porwałaś i katowałaś. I nie skrzywdziłaś Mattiego, przeciwnie. Gdybyś nie pozwoliła na cesarkę, nie miałby żadnych szans. Nie zostawię cię, nigdy cię nie zostawię, kocham cię najbardziej na świecie, rozumiesz? Rozumiesz to, Elle? To nie jest mówienie dla mówienia, chciałem umrzeć, gdy pomyślałem, że mógłbym cię więcej nie zobaczyć – mówił cicho, czując, jak po jego twarzy ponownie spływają łzy. Nie skupiał się na powstrzymaniu ich, ważniejsze było to, by Elle uwierzyła, że nie jest niczemu winna. Objął ją mocno i schował w swoich ramionach, drżąc lekko na całym ciele przez płacz. – Kocham cię, a nic z tego, co się wydarzyło, nie jest twoją winą. Żadne z nas nie jest winne, to się po prostu stało… Tak musiało być, kochanie. Byłaś dzielna i zniosłaś tyle, ile mogłaś. Więcej, niż jakakolwiek znana mi osoba, więcej niż ja, a wiesz, że nie miałem lekko. Jesteś moją bohaterką, Elle i nie zasłużyłaś sobie na to wszystko. I nigdy, przenigdy nie myśl, że zawiodłaś jako kobieta, bo tak nie jest. On żyje, rozumiesz? Żyje i nas potrzebuje. Potrzebuje twojego dotyku, głosu… Żebyś zaczęła go karmić, jak każda mama swoje dziecko – wyszeptał, starając się łapać głębokie oddechy. – Teraz go krzywdzisz, bo nie dajesz mu odczuć, że mama przy nim jest i chce, żeby jak najszybciej znalazł się w domu, zdrowy i silny. Nie krzywdź go, nie uciekaj od niego, proszę… On cię kocha, oboje cię kochamy i przy tobie będziemy.
    Miał świadomość, że może brzmieć bez ładu i składu, ale mówił prosto z serca i nie miał czasu się nad tym zastanawiać. Po prostu nie chciał, by Elle obwiniała się za coś, na co nie miała żadnego wpływu… Ani ona, ani on.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  88. Tulił ją do siebie, czule gładząc jej włosy, kark i plecy. Kręcił głową, słysząc każde oskarżenie Elle wymierzone w siebie i miał ochotę naprawdę porządnie nią potrząsnąć, żeby przestała, bo jego zdaniem zwyczajnie pieprzyła głupoty. Nie była patologiczną matką, nie paliła, nie piła, nie robiła z własnej woli nic, co miałoby zaszkodzić dziecku. To nie była jej wina.
    - Kiedy kazał ci leżeć, nie ruszałaś się z łóżka – przypomniał, wracając myślami do tamtego tygodnia. – Gdyby coś wskazywało na to, że Matt urodzi się za wcześnie Russell już dawno by zadziałał – mruknął cicho. – Ale to robisz, Elle. Oboje to robimy. Powinniśmy przy nim być, to nasz syn i nas potrzebuje. Bardziej, niż kiedykolwiek będzie potrzebował – wyszeptał i zacisnął powieki, pozwalając łzom wciąż spływać po policzkach. Przez chwilę nic nie mówił, myślami będąc gdzieś daleko.
    - Przestań, Elle, przestań! – jęknął w końcu i odsunął się nieznacznie, by ująć jej twarz w dłonie i spojrzeć w zaczerwienione, zapuchnięte od płaczu oczy. Nie musiał się widzieć, by wiedzieć, że jego wyglądają w ten sposób. Może nawet gorzej, bo zsinienia i rozcięcia wciąż się goiły. – Myślisz, że gdyby to była twoja wina, wszyscy chcieliby ci pomóc? Nie, mieliby cię gdzieś, a każda położna i inne matki patrzyłyby na ciebie tak, że czułabyś odrazę z kilometra. Ja bym tak na ciebie patrzył! Czy teraz widzisz obrzydzenie, niechęć, cokolwiek złego? – wyrzucił z siebie łamiącym się głosem i załkał żałośnie, po czym znowu ją objął, mimowolnie kołysząc się nieznacznie. Jego ruchy były chaotyczne i nerwowe, tak samo jak cały on w tym momencie. – Przecież nikt nie pozwoli ci go skrzywdzić, pomogą nam, słyszysz? Będziemy mogli przy nim być, żeby to czuł. Zaczniesz go karmić, oboje będziemy go przytulać... Oni tylko czekają, żeby dać nam okazję. Ta pielęgniarka... Mówiła mi, co się dzieje. Że zrezygnowałaś z psychologa i wszelkiej pomocy obcych ludzi. Ale ja nie jestem obcy, Elle, jestem twoim mężem, a tam leży nasz syn. Proszę, pozwól mi sobie pomóc. Pozwól mi przy tobie być i przejść przez to razem... – mówił zachrypnięty, gładząc jej plecy i ramiona.
    W końcu odsunął się i zawołał pielęgniarkę. Nie chciał wstawać i zostawiać Elle choćby na sekundę, dlatego był wdzięczny kobiecie, że podała mu plastry i tabletkę. Tej drugiej nie dał ukochanej od razu, położył ją na krześle za sobą i skupił się na otworzeniu opakowania z opatrunkami drżącymi dłońmi. Wyjął dwa jałowe paseczki i ujął jedną rękę żony. Owinął poraniony kciuk, potem to samo zrobił z drugim i przycisnął jej palce do swoich ust, całując je długo i czule.
    - Nie bój się. Jestem przy tobie, Elle. Jestem. I nigdzie się nie wybieram – wyszeptał i znowu ją do siebie przytulił, uprzednio składając delikatny pocałunek na jej słonych od płaczu wargach. – Kocham cię. Tak bardzo, bardzo cię kocham – dodał jeszcze ciszej i wtulił twarz w zgłębienie szyi brunetki, starając się oddychać głęboko jej zapachem. Ten był nieco zakłócony przez szpital, ale wciąż wyczuwał to, czym pachniała tylko i wyłącznie Villanelle.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  89. - To nie bądź – wyszeptał, muskając kciukami jej dolną wargę. Pragnął, by przestała płakać, żeby wszystko było w porządku, a ona nie musiała niczym tak bardzo się przejmować. To nie tak powinno wyglądać. Powinni cieszyć się rodzicielstwem i trzymać swojego syna w ramionach, przedstawiając go starszej siostrzyczce, która, ciekawa świata, zapewne doprowadziłaby go do płaczu, dotykając go skrajnie niedelikatnie.
    Ale to wszystko pozostawało jedynie w sferze marzeń. Sferze tak bardzo dla nich ostatnimi czasy niedostępnej.
    - Nie widzisz, bo tego nie ma. I nie będzie, Elle. Nie będzie – powtórzył, urywając co kilka słów, żeby wziąć spazmatyczny oddech. Miał dość tego smutku, tej rozpaczy, z której nie potrafił znaleźć wyjścia i pomóc zarówno sobie, jak i ukochanej.
    - Do niczego nie będę cię zmuszał. Najważniejsze, że chcesz tam ze mną iść i z nami być – wyszeptał, uspokajając się nieco i pozwolił sobie nawet na delikatny, prawie niezauważalny uśmiech. Ponownie przytulił Elle, zamykając w swoich ramionach i przez moment po prostu tak trwając i rozkoszując się tym, że wszystko szło ku lepszemu. A przynajmniej Arthur miał taką nadzieję.
    Podniósł się powoli, pomagając zrobić to samo Villanelle. Uprzednio zgarnął jeszcze z krzesła plastikowy kieliszek z tabletką, a potem powoli ujął dłoń żony i z nią u boku ruszył do pomieszczenia, w którym przebywały wcześniaki. Pokręcił delikatnie głową, gdy zauważył, że pielęgniarka, która wcześniej z nim rozmawiała otwiera usta, żeby coś powiedzieć. Nie chciał jeszcze bardziej stresować Elle, rozmowa z obcą osobą na ten moment nie była jej do niczego potrzebna, tak przynajmniej myślał, a biorąc pod uwagę, co się działo przed chwilą, raczej miał rację.
    Puścił dziewczynę dopiero przy jednym z krzesełek stojących niedaleko inkubatora Matthew, a sam usiadł na nieco wygodniejszym fotelu, prawdopodobnie przeznaczonym do kangurowania i karmienia przez matki. Skoro uzyskał pozwolenie chciał z niego skorzystać i potrzymać swojego synka chociaż przez chwilę. Nikt, oprócz lekarzy i pielęgniarek go nie dotykał. Morrison nie wiedział, na ile dziecko jest świadome czegokolwiek, ale jeśli było, chciał mu pokazać, że jest kochany.
    - Tak jak mówiłem, chciałbym go potrzymać. Proszę mi tylko powiedzieć, jak mam się do tego przygotować – powiedział cicho i spojrzał na pielęgniarkę, ale dłonią ujął zimne palce Elle i ścisnął je delikatnie. Żałował, że nie zrobią tego razem, że ta chwila będzie magiczna jedynie w połowie, bo bez udziału ukochanej, ale... Ale obiecał, że do niczego jej nie zmusi i miał zamiar dotrzymać słowa. Skoro miała tak duże problemy z byciem przy Mattcie, potęgowanie urazu, który już w niej był, ze strony Arthura byłby zwyczajną torturą, a nie dowodem na to, jak bardzo kocha swoją rodzinę. Rozumiał, że jego żona potrzebuje czasu, że prędzej czy później nadejdzie moment, w którym z całą pewnością stwierdzi, że jest gotowa. Teraz ten moment nastąpił u Arthura. I zamierzał wykorzystać go maksymalnie.

    Artie ❤

    OdpowiedzUsuń
  90. - Jeśli już, powinniśmy to robić nawzajem – wymamrotał i przycisnął na moment swoje wargi do jej skroni. Powinien dodać, że ktoś inny mógłby się nimi zająć, oboje potrzebowali pomocy i daleko im było do pełnej sprawności, ale ugryzł się w język.
    Patrzył na swoją żonę i z trudem powstrzymywał się od namawiania jej, że może jednak lepiej by było, gdyby wyszła. Tak bardzo chciał zrozumieć jej położenie, odczuć to, co ona odczuwała w stosunku do ich synka, ale nie potrafił. Choć się bał, kochał to dziecko i pragnął okazać mu miłość całym sobą, tak jak robił to w przypadku Thei. Może dlatego, że dzięki dzieciom marzenia o ewentualnej rodzinie odłożone ze względu na chorobę okazały się rzeczywistością.
    Pokiwał głową i posłusznie najpierw puścił dłoń Elle, a potem chwycił za krawędzie swojej koszulki i zdjął ją, układając na podłokietniku. Ostatnim razem w takich warunkach wyglądał zdecydowanie gorzej, bo oprócz siniaków i ran straszył jeszcze wystającymi żebrami. Obecnie nie był chudy, więc raziło to trochę mniej, ale nie to, żeby się czymkolwiek w tej kwestii martwił. Parawan i tak zasłaniał ich przed światem zewnętrznym, a Arthur był przejęty tym, że miał pierwszy raz trzymać swoje maleńkie dziecko.
    - Dobrze. Damy radę, prawda, synku? – rzucił, spoglądając na inkubator. Patrzył, jak pielęgniarka wyjmuje Matta i zakłada mu czapeczkę oraz nakrywa kocykiem plecki. Sam Morrison opadł na oparcie, układając się na fotelu wygodniej i rozłożył luźno ramiona, by odsłonić swoją klatkę piersiową. Pozwolił kobiecie ułożyć maleństwo i ostrożnie jedną ręką przytrzymał chłopca od dołu tak, jak mu pokazywała.
    Wrażenie było… Dziwne. Matty był ciepły i kościsty, opierał nóżki na ciele Arthura w taki sposób, że mógł policzyć każdą kosteczkę. Nie można tego było porównać do pierwszego wzięcia na ręce Thei, bo dziewczynka była niemowlęciem, a nie wcześniakiem. Matt był wymiarów lalki. Różnica była taka, że mężczyzna czuł przez skórę bicie maleńkiego serduszka, a chłopiec poruszał w miarę możliwości stópkami i piąstkami.
    - Hej, kolego – wyszeptał, pochylając się nad nim. Kolejny raz tego dnia po policzkach Morrisona spływały łzy, ale teraz to były łzy szczęścia. Ułożył też drugą rękę na pleckach dziecka, ale nie za mocno, żeby nie zrobić mu krzywdy. Tylko na tyle, żeby się nie zsunął i nie wypadł z kocyka. – Jestem twoim tatą i nie masz pojęcia, jak bardzo miło mi cię poznać – mówił dalej i podniósł się ostrożnia z oparcia, by nieco zmienić pozycję. Nie wiedział, na ile Matt będzie widział Elle, ale liczył na to, że jednak oswoi się z widokiem swojej mamy. – A to twoja mamusia. Bardzo cię kocha, ale nie jest gotowa, żeby cię potrzymać. Musisz dać jej trochę czasu, okej? Na pewno ci to wynagrodzi – szeptał i przytrzymał chłopca jedną ręką, a drugą sięgnął dłoni ukochanej, ujmując jej palce w swoje i spoglądając na nią najczulej, jak tylko potrafił. – Musisz rosnąć i być silny, żeby poznać też swoją siostrzyczkę. Ma na imię Thea – wymamrotał, głaszcząc kciukiem jednej dłoni rękę Elle, a drugim plecki syna przez materiał kocyka.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  91. Był na tyle zaabsorbowany obecnością synka w swoich ramionach, że choć zwracał uwagę na obecność Villanelle, nie robił tego z taką intensywnością, jak powinien. Gdyby to robił, może zauważyłby, jaką przykrość sprawił jej swoimi słowami i jak bardzo przeżywa to, że Matt znalazł się poza inkubatorem. Ale pierwszy raz ktoś był w tym momencie dla Arthura ważniejszy od jego żony, ktoś pochłonął całą jego uwagę swoją osobą. A Matthew tej uwagi potrzebował.
    Oparł swoją głowę o głowę Villanelle i przymknął na moment powieki, gładząc kciukiem materiał kocyka. Matt oddychał szybko i płytko, jego serce biło szaleńczym tempem i prawdopodobnie by się przestraszył, gdyby nie biło w ten sposób przez cały czas.
    - Książę bardzo szybko wrócił do zamku, bo chciał być ze swoją rodziną. Codziennie leżał w swoim bujaczku, a dzięki temu mógł być przy nim jego przyjaciel Vader. Wiesz, że my też mamy pieska, który ma tak na imię? Czeka na ciebie w domu – powiedział cicho, ściskając dłoń Elle. Jego żona wbijała palce w skórę naprawdę mocno, ale uznał, że tego potrzebuje, dlatego nawet nie pisnął. Obiecał jej przecież, że pozwoli miażdżyć sobie dłoń podczas porodu, co niestety nie było mu dane i chciał jej to w jakikolwiek sposób zrekompensować.
    Obrócił głowę tak, by musnąć wargami jej czoło i odetchnąć głęboko. Słyszał, jak rozpaczliwie robi kolejne wdechy, krztusząc się powietrzem, ale w tej sytuacji z ich dzieckiem na rękach mógł jedynie pogłaskać jej dłoń.
    - Ćśśś... Spokojnie, Elle, spokojnie, nie płacz, przecież wszystko jest w porządku... Widzisz? Matty'emu chyba jest dobrze, nic się nie dzieje... nie płacz, Elle, proszę – wyszeptał i wyciągnął się, żeby zerknąć na stolik stojący za parawanem. Wciąż spoczywał na nim kieliszek ze środkami uspokajającymi przeznaczonymi dla Elle. – Kochanie – zaczął i wskazał palcem za siebie. – Kochanie, jeśli będziesz tego potrzebowała, tam są leki uspokajające. Tamta pielęgniarka je dla ciebie zostawiła. Jeśli chcesz, nie krępuj się. Może będzie ci łatwiej... – podsunął i musnął ustami wargi dziewczyny. W tym samym momencie Matt poruszył się w jego ramionach, a jego maleńka piąstka zacisnęła się na krawędzi kocyka. Arthur wiedział, że to prawdopodobnie ruchy mimowolne, że dzieci od dnia narodzin wykształcają w sobie odruch chwytania, ale mimo tej świadomości to i tak była najbardziej urocza rzecz, jaką dane było Morrisonowi oglądać. – Patrz, skarbie – wyrzucił z siebie bez tchu i wskazał brodą na rączkę, która raz za razem zaciskała się i rozluźniała. – Może... – wymamrotał cicho, ale urwał, niepewny tego, jakiej reakcji się spodziewać. – Może chcesz go dotknąć? Pozwolić, żeby ścisnął cię za palec, hm? – wyszeptał i w pierwszym odruchu chciał spojrzeć Elle w oczy, ale ostatecznie tego nie zrobił. Sam nie wiedział, czego się boi, ale coś w zachowaniu Elle nie dawało mu spokoju. I nie chodziło nawet o to, że bała się przytulić własnego synka. Chodziło o to, że miała opory przed tym, by chociażby tu przyjść i z nim przebywać. Bał się, że jego propozycja zamiast pomóc jedynie pogorszy i tak już wystarczająco kiepską sytuację.

    Artie ❤

    OdpowiedzUsuń
  92. Niejako odetchnął z ulgą, gdy dziewczyna wzięła do ręki kieliszek, a potem wsunęła do ust jego zawartość i przełknęła tabletkę. Wiedział, że od razu nie będzie super spokojna, ale… Ale to znaczyło, że potrzebowała pomocy i w odpowiednim momencie potrafiła się do tego przyznać. Arthur na samym początku nie był taki mądry, uważał, że wszystko jest w porządku, że ma po prostu zbyt bujną wyobraźnię, a to, co wtedy go otaczało, kiedyś na pewno zniknie. I wiedział, że to jedna z rzeczy, za które będzie dozgonnie wdzięczny Ullielowi. I sobie w pewnym sensie, za to, że znalazł wewnątrz siebie siłę, by powiedzieć mu, co się dzieje z jego umysłem.
    Podniósł na Elle spojrzenie pełne nadziei, gdy powiedziała, że może spróbować. Ostrożnie oparł się plecami o fotel, uważając przy tym, żeby jej od siebie nie odepchnąć i z niemym zachwytem obserwował, jak Matt chwyta jej palec w swoją małą rączkę. To była jedna z tych magicznych chwil, gdy nie istniał świat zewnętrzny, tak naprawdę nie liczyło się nic poza młodym małżeństwem i dziećmi. Twierdził, że nie ma Elle za złe, że nie chce zbliżać się do ich synka, ale dopiero, gdy go dotknęła, zdał sobie sprawę z tego, jak cholernie było to ważne… Dla samego Arthura. Dla ich rodziny, dla tego, co między nimi było.
    Zaśmiał się cicho przez łzy i ostrożnie objął Elle jednym ramieniem, by przycisnąć wargi do jej głowy. Uważał przy tym, żeby nie zrobić krzywdy synkowi i nie rozdzielić go z jego mamą.
    - Jesteś wspaniała, kochanie. Kocham cię – wyszeptał i wsunął nos w jej włosy, przymykając powieki. – Jesteście dzielni, oboje – dodał i potarł dłonią jej ramię. Czuł, że chłopiec na jego klatce piersiowej nieruchomieje, ale nie tak zupełnie. Oddychał, a jego serduszko biło mocno i szybko, natomiast przestał się wiercić, a jego jedynym ruchem było zaciskanie i rozluźnianie rączki na palcu Elle, jakby chciał się tego nauczyć. Arthur wstrzymał na chwilę oddech i odsunął się nieznacznie od swojej żony, by spojrzeć na Matta, a potem na nią. – Uspokoił się – powiedział cicho, ale mimo wszystko w jego głosie słychać było wyraźną ekscytację. – Uspokoiłaś go. Wiercił się, a teraz przestał. On wie, że to ty Elle. Wie, że jesteś jego mamą – szeptał, nie zdając sobie sprawy z tego, że jego słowa mogą w jakiś sposób ranić ukochaną. Od samego początku nie miał nic złego na myśli, nie chciał jej nic wypominać, a bardziej… Bardziej usprawiedliwić. Łudził się też, że wypowiedzenie pewnych rzeczy na głos pomoże mu to wszystko zrozumieć. I wciąż miał na to nadzieję, choć ta zeszła na dalszy plan przez to, co działo się w tej chwili.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  93. Myślał, że znał swoją żonę dość dobrze, ale ona mimo wszystko wciąż potrafiła go zaskoczyć. Zamilkł posłusznie i zacisnął wargi, nie do końca wierząc w to, co się działo. Jej głos był tak pusty, tak wyprany z wszelkich emocji i daleki od tego przyjemnego głosu, który tak uwielbiał, że nie był pewien, czy obok wciąż siedzi Villanelle. Jego Villanelle.
    Szybko się okazało, że miał do czynienia z inną osobą. Tą samą, a jednak tak bardzo różniącą się od Elle, że poczuł przebiegające wzdłuż kręgosłupa dreszcze. Przestał ją obejmować i ostrożnie ujął rączkę Matta, by rozprostować mu palce. Chłopiec był za słaby, żeby nie poddać się silniejszemu dotykowi, ale natychmiast ponownie zaczął się wiercić w ramionach Arthura na tyle, na ile pozwalały mu nie do końca rozwinięte mięśnie. Morrison oparł również drugą dłoń na pleckach chłopca, głaszcząc je ostrożnie.
    - Spokojnie, synku. Spokojnie. Wszystko będzie dobrze – szeptał, pochylając się nad dzieckiem i owiewając swoim ciepłym oddechem jego twarzyczkę. Początkowo chciał zanucić mu kołysankę, którą śpiewał Thei przed snem, ale wspomnienie nagrywającej go kamery i świadomości, że tamtego dnia niewiele brakowało, by przywołał jej słowa ostatni raz, skutecznie go od tego odwiodło. Zamruczał więc coś innego, ale nie wyglądało na to, by Matt miał się uspokoić, a Arthur… Arthur najzwyczajniej w świecie się o niego martwił. Nigdy nie miał do czynienia z takimi maleństwami, bał się, że złapie go w nieodpowiedni sposób i zrobi mu krzywdę. Odchrząknął i zawołał pielęgniarkę na tyle głośno, żeby go usłyszała, ale na tyle cicho, by nie przeszkadzać pozostałym rodzicom i ich dzieciom. Kobieta zjawiła się obok w ciągu kilku sekund, pytając, co się stało. Morrison bez słowa wskazał głową najpierw na Elle, a potem na niespokojnego wcześniaka. Ta jedynie cicho westchnęła i przejęła Matta ostrożnie, zdjęła kocyk z jego pleców i ułożyła go w inkubatorze.
    Arthur bez słowa wziął z podłokietnika koszulkę i ją założył, po czym odsunął parawan i fotel.
    - Staram się cię zrozumieć, naprawdę. Ale byłoby łatwiej, gdybyś powiedziała, dlaczego się tak zachowujesz. Mam się nie odzywać? Okej, mogę tego nie robić. Tylko pamiętaj, że to na twoje własne życzenie – powiedział cicho nieco drżącym głosem. – Wrócę do ciebie później, Matty – dodał i przesunął palcami po szkle, a potem odwrócił się i wyszedł z pomieszczenia. Był zły. Nie wiedział na co, ale był, tak po prostu. Chyba dlatego, że to wszystko zaczynało się sypać i oboje byli winni. Mimo tego co przeszli, co powinno ich umocnić, tak się nie działo, przeciwnie. Z każdą taką sytuacją Arthur miał wrażenie, że oddala się od Elle. Bo czuł, że nie kocha go tak mocno, jak on kochał ją. A teraz nie miał pewności, czy w ogóle kocha swojego syna, jeśli nie, to by oznaczało, że nigdy nie stworzą tej rodziny. Zawsze coś będzie nie tak.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń


  94. Nie wiedział gdzie szedł, zaufał swojej intuicji i w ten sposób wylądował przed terenem szpitala z czyimś papierosem między palcami. Arthur nigdy nie był uzależniony, popalał okazyjnie, ale to okazyjnie powoli zaczynało zmieniać się w nałóg. Nie robił tego przy Elle ani przy Thei, bo wystarczyło, że sam siebie truł. Starał się nigdy nie wracać do domu śmierdzący dymem, fajki trzymał w szufladzie biurka na uczelni i nie wychodził co przerwę, żeby się sztachnąć.
    Teraz jednak potrzeba okazała się silniejsza, a Morrison opierał się plecami o filar przy parkingu w towarzystwie ochroniarza i raz za razem wypuszczał dym przez nos, trzymając papierosa między palcami. Z zamyślenia wyrwał go krzyk gdzieś nad głową. Niemal się zakrztusił i spojrzał w górę. Z okna wystawała twarz pielęgniarki, a wściekły wzrok wymierzony był akurat w niego.
    - Morrison! Chcesz, żeby żebra zaczęły ci dymić?! – wrzasnęła, a brunet zerknął na papierosa. – Zostaw to natychmiast i do środka, bo przysięgam, że zaciągnę cię tu siłą! – oznajmiła i zatrzasnęła skrzydło okna. Arthur wywrócił oczami i wyrzucił do połowy spaloną fajkę.
    Szedł do swojej sali jak na skazanie. Powłóczył nogami i nie miał siły na choćby odrobinę entuzjazmu. Wizyta u Matta przestała go cieszyć, a dziwna mieszanka uczuć z tym związanych zeszła na dalszy plan. Było mu źle, tak zwyczajnie i po prostu. Chciał to przeżycie dzielić ze swoją żoną, a wszystko wskazywało, że nie będzie mu to dane. Z każdą taką chwilą miał wrażenie, że się od siebie odsuwają. A przyczyna, Arthura zdaniem, była jedna. Villanelle nie potrafiła zaufać mu tak, jak on ufał jej. Ile razy chciał jej pomagać w trudnej chwili, tyle razy ona okazywała złość i że go nie potrzebuje. A Arthur chciał być potrzebny.
    Wszedł przez rozsuwane drzwi i cicho je za sobą zamknął. Nie spojrzał nawet na łóżko Elle, podszedł do swojego i odblokował koła, po czym odsunął je pod przeciwległą ścianę. Nie chciała go blisko, więc nie wyobrażał sobie, żeby w tej kwestii z nią walczyć. Odrzucił kołdrę i spokojnie ułożył się na materacu, odwracając się plecami do brunetki. Zacisnął przy tym powieki, mając nadzieję, że prędzej czy później uda mu się zasnąć w jej towarzystwie. Ostatecznie był gotów poprosić o zmianę sali i był pewien, że personel chętnie na to przystanie, bo niechętnie ułożyli mężczyznę na oddziale stricte poporodowym, bo chciał być blisko swojej żony i razem z nią dochodzić powoli do zdrowia. Teraz sytuacja przedstawiała się zgoła inaczej. Czuł, że Elle tego nie chce, a to automatycznie z kolei zniechęcało Arthura do niej. Choroba była uśpiona, więc daleko mu było do tego narzucającego się Morrisona, który miał ochotę chodzić za nią krok w krok.
    - Dobranoc – mruknął, nie fatygując się nawet, żeby spojrzeć na Villanelle i skulił się na łóżku na tyle, na ile pozwalały mu bliźniejące rany.

    Artie ❤

    OdpowiedzUsuń
  95. Zacisnął zęby, słysząc swoje imię. Liczył, że będzie miała w sobie choć na tyle przyzwoitości, żeby przez chwilę dać spokój, może wrócić do tego rano, albo… Albo nie wracać w ogóle, bo miał dość powtarzającej się w kółko historii. Zawsze było tak samo – odpychała go, kłócili się, płakała, on miękł i przez moment było dobrze, żeby za kilka dni znowu miało się schrzanić. Doszło do tego, że jedynie wyczekiwał, co się stanie następnym razem, co czyha na nich za rogiem i z jakim znowu problemem będą musieli sobie poradzić. A przynajmniej próbować, bo ewidentnie sobie nie radzili, a to nie działało.
    - I nie pomyślałaś, że nic ci nie wypominam, tylko staram się ciebie usprawiedliwić – mruknął, zanim zdołał się powstrzymać i podniósł się powoli, by usiąść w taki sam sposób jak Elle, z tym wyjątkiem, że on wbijał spojrzenie w nią, a nie w swoje nogi. – A jesteś gotowa, Elle? Byłaś? Wiem, że on nie ma pojęcia co do niego mówię, ale chciałem, żeby wiedział, dlaczego to nie ty go trzymasz jako pierwsza – powiedział i zacisnął dłonie na prześcieradle, oddychając głęboko, żeby choć trochę się uspokoić. Złość kolejny raz w nim rosła, ale teraz nie miał możliwości, żeby ją rozładować. – Wolałbym, żebyś nie próbowała wcale, to byłbym w stanie zrozumieć. Ale nie to, jak się zachowałaś po spróbowaniu. Ja tylko spytałem czy chcesz go dotknąć, nie powiedziałem, że masz dotykać, bo inaczej to koniec. Byłaś dzielna, bo wydawało mi się, że zwalczyłaś coś, co w tobie siedziało i chciałem cię wesprzeć. Kurwa, jak za każdym razem zresztą i skończyło się tak samo. Po tej całej aferze też chciałem cię wesprzeć i też odprawiłaś mnie z kwitkiem – wyrzucał z siebie coraz głośniej i musiał bardzo się hamować, żeby nie zacząć krzyczeć. W mieszkaniu już dawno by to robił, ale teraz byli w szpitalu. – Twierdzisz, że mnie potrzebujesz, a ja widzę, że jest wręcz przeciwnie. Kiedy zaczynają się problemy, zachowujesz się tak, jakbym ja był ich przyczyną. Mam tego serdecznie dość, Villanelle. Nie będę twoim workiem treningowym, na którym można wyżyć swoje emocje. Skoro mi nie ufasz, nie mam zamiaru więcej starać się to zmienić. Jeśli chcesz, mogę zadzwonić do Browna i cię umówić, może jemu zaufasz i go do siebie dopuścisz. Wiesz, szkoda mi tylko tego, że nie masz pojęcia, jak bardzo cię kocham i jak wiele mógłbym dla ciebie zrobić, bo sama najwidoczniej tego nie odwzajemniasz. Jak zawsze. I nie będę się więcej o to kłócił. Trochę liczyłem, że teraz będzie inaczej, że to porwanie coś ci uświadomi i wyjdziemy na prostą, a jest jedynie gorzej – dodał niemal na wydechu i przesunął się na łóżku do tyłu, by usiąść po turecku. – Ale ja nie chcę cię przytulać. Nie dam rady, jeśli teraz się pogodzimy, a potem znowu coś się wydarzy i znowu mnie odepchniesz, pokazując, jak bardzo jestem ci niepotrzebny i jak bardzo mnie nie kochasz, zwyczajnie nie wytrzymam, rozumiesz? I tak dużo wytrzymałem, nie będę tego więcej robił. Nie chcę, żebyś okazywała fałszywe uczucie, bo się boisz, że zostawię cię z dziećmi. Nie zostawię, ale wolę, żebyś szybko zerwała plaster, niż odklejała go po kawałeczku. Najlepiej będzie, jeśli złożysz pozew, może być z mojej winy, ale pod warunkiem, że dasz mi nieograniczony kontakt z dziećmi. Dostaniesz alimenty, dostaniesz dom, ja zostanę w mieszkaniu, wszystko co chcesz. Może wtedy będzie ci lepiej, beze mnie nad głową – ostatnie słowa niemal wyszeptał i ponownie ułożył się na poduszce, zaciskając powieki. Miał nadzieję, że gdy się obudzi, to wszystko okaże się jedynie złym snem.

    Artie ;___;

    OdpowiedzUsuń
  96. - Nie muszę się wcale do ciebie odzywać – wymamrotał, gdy wyszła z pomieszczenia i przekręcił się na plecy, wbijając spojrzenie w sufit. Po chwili pojawiła się zaalarmowana krzykami pielęgniarka, ale Arthur jedynie wzruszył ramionami, nie potrafiąc zmusić się do niczego więcej.
    Nie potrzebował bardziej dobitnego argumentu za rozwodem. To nie działało. Arthur nie rozumiał Villanelle, a Villanelle nie rozumiała Arthura. Oboje byli poturbowani przez życie, ale o ile wcześniej uważał, że razem będą w stanie z tego wyjść, tak teraz przestał myśleć w ten sposób. To było toksyczne, oni byli dla siebie toksyczni. I wiedział, że to on jest tego powodem. Gdyby zachowywał się inaczej przed jej ucieczką, gdyby nie znalazła papierów dotyczących leczenia psychiatrycznego, gdyby nie wyszła za niego w tym głupim szpitalu wszystko byłoby inaczej. Może zostałaby w Diego i ułożyłaby sobie życie zupełnie inaczej. Może byłaby po prostu szczęśliwa, a on po jakimś czasie również by się odnalazł.
    Nie zmrużył oka przez całą noc. Rano podniósł się ze szpitalnego łóżka, a na obchodzie oznajmił, że wypisuje się na własne żądanie. Szybko podpisał papiery, potem jeszcze zajrzał do Matta, wiedząc, że przez jakiś czas nie zobaczy swojego dziecka i opuścił teren szpitala, nie mając pojęcia co ze sobą zrobić. Ostatecznie powoli ruszył w kierunku mieszkania. Nie miał telefonu, żeby zadzwonić po Tilly i poprosić o klucze, więc skorzystał z pomocy portiera, który miał przy sobie ogromny pęk zapasowych do wszystkich mieszkań.
    Arthur wszedł do środka i rozejrzał się, nie bardzo wiedząc, od czego powinien zacząć. Mieszkał tu od lat, każde pomieszczenie było usiane jego rzeczami i nawet się nie łudził, że da radę to wszystko spakować. Miał zamiar postawić na to, co najpotrzebniejsze i jak najszybciej się zmyć, żeby nie wadzić Elle swoją osobą. Nie chciał jej wkurzać, nie chciał znowu się kłócić. Chciał po prostu wyjść i przekoczować jakiś czas u Blaise’a, podpisać papiery rozwodowe i pozwolić swojej ukochanej żonie żyć tak, jak będzie tego chciała. Bez niego.
    Zanim zaczął się pakować wszedł do pokoju córeczki i uśmiechnął się smutno na widok ułożonego w łóżeczku różowego królika. Wziął go do ręki, przez moment głaszcząc pluszowe uszy, by na koniec przytknąć do nich nos i zaciągnąć się znajomym zapachem. Odłożył maskotkę i cicho zamknął za sobą drzwi, po czym przeszedł do sypialnianej wnęki i wyjął spod łóżka walizkę. Rozłożył ją na podłodze i rozsunął szafę, wrzucając swoje ubrania bez ładu i składu. Nie wziął wszystkich, jedynie kilka par spodni, koszulek i jakąś bluzę. Tak samo było z kosmetykami, tylko te najpotrzebniejsze. Na koniec postawił walizkę przy ścianie na korytarzu i obrócił się, by objąć spojrzeniem puste mieszkanie. Rzeczy Elle wydawały się wpisane w wystrój, jakby były tu od zawsze i nie potrafił sobie wyobrazić, jak będzie wyglądało, gdy dziewczyna wprowadzi się do domu na przedmieściach i wszystko zabierze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elle,
      Tak jak kiedyś obiecałem, nie będę wchodzić ci w drogę. Zostawiam mieszkanie, wykończę dom na tyle, żebyś mogła się do niego wprowadzić i podpiszę wszystko, co dasz mi do podpisania. Ja sobie poradzę, na razie znajdę jakieś lokum.
      Nie będę ci mówił, co masz robić. Sama zdecyduj, czy chcesz z tego skorzystać. I żyj tak, żebyś była szczęśliwa i niczego nie żałowała, nie będę się do tego wtrącał. Kocham cię i jedyne, czego pragnę, to twoje szczęście. Jeśli to oznacza, że nie będzie mnie przy tobie, żeby dać ci to szczęście i na nie patrzeć, postaram się z tym pogodzić.
      Artie

      Zostawił kartkę w łóżeczku Thei, wiedząc, że prędzej czy później Elle ją zobaczy. Nie potrafił powściągnąć emocji, a łzy niekontrolowanie skapnęły na kawałek papieru. Miał ochotę usiąść pod ścianą, zwinąć się w kłębek i wyć jak dziecko. Znowu czuł się tak, jakby oberwał butem w żebra, ale… Ale to on zaproponował rozwód. Elle jedynie powiedziała, że się na niego zgadza. I to był ten moment, w którym Morrison zdecydował, że nie będzie dłużej walczył, skoro jedno z nich tego nie chce.
      Zatrzasnął za sobą drzwi i wsiadł do windy, którą zjechał na dół, a potem ruszył w kierunku apartamentu najlepszego przyjaciela, nie oglądając się za siebie.

      Artie...

      Usuń
  97. Nie potrafił sobie znaleźć miejsca. Snuł się z kąta w kąt, wyładowując się na siłowni, a wieczorami wrzeszcząc w poduszkę, gdy czuł, że nie ma już siły. Nie dostał nic – ani papierów rozwodowych, ani żadnego kontaktu ze strony Elle, a sam nie chciał się jej narzucać. Przecież obiecał, że nigdy więcej tego nie zrobi i zamierzał dotrzymać słowa.
    Zapomniał, że prawie umarł, że był w szpitalu i przeszedł ratującą życie operację. Każde ukłucie bólu było zbawienne, zwłaszcza te na wysokości żeber, bo uświadamiało mu, że wciąż tu jest i żyje.
    Bał się iść do Matta z obawy, że zastanie tam swoją żonę, ale pielęgniarka, która tamtego dnia pozwoliła Arthurowi wziąć syna na ręce rozwiała jego wątpliwości swoim telefonem.
    I w taki sposób Morrison zaczął spędzać całe popołudnia i wieczory przy inkubatorze. Kangurował syna zawsze, gdy mu na to pozwolono, mówił do niego i patrzył, jak z dnia na dzień chłopiec miał coraz więcej siły. Było mu jeszcze daleko do opuszczenia szpitala, ale różnica była zauważalna.
    Ostrożnie wstał z fotela, przytrzymując Matta przy sobie. Ułożył go w inkubatorze, przykrywając kocykiem, a sam sięgnął po spoczywający w tylnej kieszeni spodni nowy telefon. Udało mu się odzyskać stary numer i pewnie nie zawracałby sobie tym głowy, gdyby nie to, że... jednak liczył na jakiś kontakt ze strony Elle. Tęsknił za nią. Za nią i za Theą. Oddałby wszystko, żeby choć przez moment je do siebie przytulać i czuć znajomy zapach. Tymczasem czuł jedynie szpitalny smród, który musiał zmienić się w smród uczelni. Niemniej jednak Morrison podniósł się z konkretnego powodu. Odczytał wiadomości, czując, jak świat osuwa mu się spod stóp. Tylko tyle. Nic od ciebie nie chcę i coś się zorganizuje. Tylko tyle, nic więcej. A w tym wszystkim wyraźne danie do zrozumienia, że Matt i on... Zostali sami. Sami z Vaderem, który skomlał każdej nocy, bo zdołał się zżyć z Theą na tyle, by tęsknić. Morrison wiedział, że Blaise prędzej czy później tego nie wytrzyma i wykopie ich za drzwi, więc w każdej wolnej chwili szukał mieszkania na wynajem, które akceptowałoby zwierzę, a sąsiedzi nie byliby czepliwi, jeśli chodzi o płacz dziecka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Usiadł na murku przed uczelnią i wyjął z kieszeni paczkę papierosów. Sporadyczne palenie zmieniło się w kopcenie jak smok. Na każdej przerwie wypalał co najmniej dwie fajki i miał gdzieś, że przez to spóźnia się na zajęcia. Generalnie wszystko miał gdzieś, życie jeszcze nigdy tak bardzo mu nie zwisało, a nie skończył ze sobą tylko dlatego, że... Właśnie, dlaczego? Co go jeszcze trzymało na tym świecie? Nie łudził się, że za kilka lat Thea i Matt będą go odbierać jako dobrego ojca, bardziej jako niedzielnego tatusia, który skrzywdził mamusię. Nie miał nic, zupełnie nic, a rozwód byłby przypieczętowaniem sięgnięcia dna.
      Chociaż nie potrzebował papierka, żeby tak się stało. Papieros wypalał się między palcami bruneta, a on nie potrafił się zaciągnąć. Miał świadomość, że świat się nie zatrzymał, ale dla Arthura tak właśnie się stało. Nie widział nic poza idącą chodnikiem kampusu Elle. Nie widział nic poza jej szczerym uśmiechem i... I kimś, kto szedł obok niej. Serce chyba dosłownie pękło mu na pół, bo nie potrafił złapać oddechu, a klatka piersiowa jakby zapadła się w sobie. Nie minął nawet miesiąc... A jego żona, jego ukochana Elle z kimś była. I nie był to żaden znajomy ze studiów, no tak owego by rozpoznał. Ten był obcy.
      W jednej chwili wrócił wspomnieniami do zdjęć, które znalazł przy rozpakowywaniu rzeczy Elle. Do pocałunku, który uwieczniła fotografia, do świadomości, że była wtedy w ciąży, nosiła w sobie dziecko Arthura, a wpadła w ramiona kogoś zupełnie innego. Teraz... teraz dziecko jej nie ograniczało, a z tej odległości nie widział, czy miała na sobie obrączkę. Widział jedynie szczery uśmiech i kogoś, kto ten uśmiech wywołał.
      Jestem pod domem twoich rodziców. Jeśli jesteś, otwórz, chcę zobaczyć się z Theą, głosił sms, którego wysłał dziewczynie następnego dnia. Wiedział, że nie miała teraz zajęć, nie była też w firmie Ulliela. Liczył, że... Chyba na to, że po prostu będzie w domu, że otworzy mu sama, a nie w towarzystwie... Kogoś.

      Artie 💔

      Usuń
  98. Choć sam tu przyszedł, z trudem powstrzymywał się przed ucieczką. Znowu był listopad, a on miał poznać swoją maleńką córeczkę, zobaczyć ją pierwszy raz i prawdopodobnie ostatni jako mąż jej mamy. Gdyby tylko wiedział, jak to wszystko się potoczy... Chyba nie poszedłby na tę imprezę z Claire. Wolał żyć w błogiej nieświadomości, niż żyć z tym, że rzadko będzie widywał swoją małą księżniczkę i... I istniała bardzo duża szansa na to, że Thea będzie nazywać tatą kogoś innego. I to ten drugi będzie tym prawdziwym, który ją wychowa, podczas gdy Arthur stanie się ojcem próbującym wkupić się w łaski swojego dziecka. I na początku będzie to działało, ale potem będzie starsza i zrozumie pewne rzeczy. Może nawet szybciej, niż będzie im się wydawało.
    Uniósł na Elle umęczone spojrzenie. Wyglądała lepiej. Albo po prostu widział to, co chciał zobaczyć, sugerując się obecnością kogoś obok niej.
    - Cześć – odparł zachrypniętym głosem. Zawahał się zanim wszedł do domu. Nie wiedział, czego bardziej się bał. Tego, że nie będzie potrafił wyjść, czy może tego, że... Że on jest w środku i będzie kontrolował spotkanie Arthura z córką. A Arthur będzie musiał się z tym pogodzić. Bo obiecał, że nie będzie robił Elle pod górkę i chciał jej szczęścia. Wbrew temu, co jakiś czas temu mówiła ona, tego szczęścia nie musiał jej dać on. Ważne było same poczucie i uśmiech na jej twarzy. Uśmiech, za którym cholernie tęsknił.
    - Dzień dobry, księżniczko – wyszeptał, pochylając się w kierunku córeczki. W jego nozdrza uderzył zapach charakterystyczny dla Elle i na moment przymknął powieki, rozkoszując się nim. – Nie wiem, czy mama pozwoli mi cię zabrać na spacer, więc zostaniemy w domku, dobrze? – powiedział cicho i wyciągnął ręce, by wziąć Theę w swoje ramiona.
    Ale to, co stało się potem... roztrzaskało jego i tak już połamane i zdeptane serce. Thea spojrzała na twarz bruneta, wtuliła się w szyję swojej mamy, a po przedpokoju rozniósł się płacz małej. Arthur wyprostował się i odsunął jak rażony piorunem. Oparł się plecami o ścianę i wbił spojrzenie w oczy Elle, oddychając płytko i szybko. Nie mógł złapać wystarczającej ilości powietrza w płuca i wszystko wskazywało na to, że za chwilę przyjdzie mu się zmierzyć z atakiem paniki.
    Zamknął więc oczy, licząc w myślach do dziesięciu. Otworzył je dopiero, gdy zyskał pewność, że po jego policzkach nie spłyną łzy.
    - Co się stało? – wyszeptał łamiącym się głosem i nacisnął plecami na ścianę, jakby chciał się w nią wtopić. Thea wciąż okazywała niezadowolenie, a każdy jej grymas był dla Arthura jak wymierzony cios. – Dlaczego ona płacze, Elle? Pozwoliłaś... Pozwoliłaś, żeby go poznała? Żeby mnie zastąpiła tak szybko, jak ty to zrobiłaś? Dlaczego? Przecież mówiłaś, że... ż-że mogę się z nimi widywać, że mogę być dla nich tatą... Rozumiem, że masz mnie dość, rozumiem, że jesteś z kimś innym, chociaż nie powinienem rozumieć, skoro nosisz obrączkę, ale... Naprawdę chcę tylko twojego szczęścia i rozumiem. Ale dlaczego on odbiera mi Theę? Dlaczego pozwoliłaś mu zbliżyć się do mojej małej córeczki, Elle? Ja... Nie mogę, nie wytrzymam, jeśli obie mnie skreślicie – wyrzucał z siebie, łapiąc oddech coraz bardziej spazmatycznie. – Chcę być w jej życiu, błagam, nie odbieraj mi tego, Elle, jeszcze nie teraz... daj mi się z tym oswoić, błagam – wyjęczał, niemal upadając przy tym na kolana.

    Artie 💔

    OdpowiedzUsuń
  99. Jedyne porównanie, jakie w tej chwili przychodziło mu do głowy, to skopany pies. Tak właśnie się czuł. Odtrącony przez wszystkich, na których mu zależało, odrzucony nie tylko przez ukochaną żonę, ale też córeczkę, swoją małą księżniczkę, swoje oczko w głowie, za które bez żadnego wahania pozwoliłby się pokroić. Nigdy nie płakała, gdy chciał ją wziąć na ręce, nawet wtedy, gdy zobaczyła go pierwszy raz i wydawał się jej całkowicie obcy. Przyszedł nawet taki moment, w którym skrywała się w jego ramionach przed innymi, choćby przed Kate. Odbierał to jako bycie jej bezpiecznym miejscem i cieszył się, że tak bardzo mu ufała, bo wierzył w dziecięcą intuicję.
    Roześmiał się, słysząc pytanie odnośnie choroby, ale to był śmiech przepełniony rozpaczą i złością.
    - Nie, Elle, nie wmówisz mi, że coś sobie uroiłem – powiedział nieco ostrzej, niż początkowo zamierzał i kolejny raz wziął kilka głębokich wdechów. – Byłaś wczoraj na uczelni, widziałem cię, akurat byłem na zewnątrz. Szłaś z jakimś facetem, ciemne włosy, błękitna koszula, mniej więcej mojego wzrostu. Nie wyglądałaś na cierpiącą po rozstaniu z mężem, wręcz przeciwnie. Śmiałaś się i byłaś w niego tak wpatrzona… To robiłaś przez cały ten czas, prawda? Znalazłaś pocieszenie, kiedy ja przesiadywałem u naszego syna i miałem nadzieję, że w końcu ty też się pojawisz – wyrzucał z siebie, nawet nie dopuszczając myśli, że mogłyby to być urojenia. Nie brał tego pod uwagę z jednej prostej przyczyny, nie objawiały się w ten sposób. Głosy podszeptywałyby mu, co robi Elle. Teraz tak nie było. Widział rzeczywistość. Widział ją z kimś, widział jej zachowanie w towarzystwie tego kogoś i nie miał złudzeń, że istnieje jeszcze jakakolwiek szansa na zejście się. Ona podjęła decyzję, kolejny raz odchodząc w czyjeś ramiona. A kim był Arthur, żeby jej tego zabraniać? – Zniosę wszystko, ale nie to, że odbierzesz mi Theę. Jak będzie do niego mówić? Tato? Wujku? Po imieniu? – spytał cicho i przeniósł spojrzenie na wtuloną w swoją mamę Theę. – Elle, czy… Czy ty mnie w ogóle kochałaś? Najpierw to, co działo się w Diego, teraz… Teraz nie minął miesiąc, a ty kogoś masz… Boże, podejrzewałaś mnie o zdradę, kiedy remontowałem dom. Nasz dom, w którym mieliśmy wychować nasze dzieci i wspólnie się zestarzeć… Mówiłaś, że też tego chcesz i ja w to wierzyłem, ale teraz… Proszę, powiedz mi… Czy chociaż raz byłaś szczera? Kochałaś mnie, czy nasze małżeństwo, te wszystkie plany, te dobre chwile… To była fikcja? Dlaczego się na to zgodziłaś? Dlaczego za mnie wyszłaś, skoro nie jesteśmy nawet po rozwodzie, a ty kogoś masz? Ja to naprawdę rozumiem, to, że chcesz być szczęśliwa. Też tego pragnę, cały czas powtarzam i staram się robić wszystko, żebyś czuła szczęście. Tylko dlaczego tak szybko? I… Dlaczego pod moim nosem, skoro wiedziałaś, że mogę mieć zajęcia? Chcesz mnie dobić? Zranić za to, że nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego nie chcesz być przy Matthew? Czy za coś innego? Nie jestem święty, ale… Czym sobie zasłużyłem na to, co teraz robisz? Czym sobie zasłużyłem na to, że odbierasz mi nie tylko siebie, ale też naszą córeczkę? – pytał, nawet nie myśląc o tym, by dać jej dojść do słowa. Głos łamał mu się coraz bardziej przez płynące z oczu łzy, a każde pytanie było nieco głośniejsze od poprzedniego i tak naładowane rozpaczą, że ta była niemal fizycznie namacalna. Musiał się przy tym oprzeć o komodę, żeby nie upaść. Rozpadał się na małe kawałeczki i wiedział, że się z tego nie wykaraska. – Powinienem zginąć. W tamtym wypadku. A jeśli nie, to na pewno… Oni powinni mnie zabić. Tak byłoby lepiej – wyszeptał i wbił spojrzenie w oczy ukochanej. Spojrzenie, w którym nie było widać nic, poza ogromnym cierpieniem.

    Artie 💔

    OdpowiedzUsuń
  100. Dlaczego płakała, skoro miała go gdzieś? Bo prawda bolała? Czy może nie spodziewała się, że wszystko tak szybko wyjdzie na jaw? Jego umysł automatycznie snuł kolejne domysły, podejrzewając o coraz gorsze. A może miała romans przez cały ten czas? Może grała na dwa fronty w razie gdyby rozstała się z tamtym i została sama z dziećmi? A może chodziło o pieniądze? Arthur nie chciał intercyzy, nawet nie pomyślał o tym, by ją sporządzić, a wiele razy powtarzał, że nie muszą się o nic martwić, bo majątek był na tyle duży, że bez problemu mogli sobie na wiele rzeczy pozwalać. A może chodziło jeszcze o coś innego? Może to była zemsta za to, jak zachowywał się wcześniej i tylko czekała na odpowiedni moment, aby wprowadzić ją w życie?
    Omal się nie roześmiał, gdy usłyszał męski głos. Więc on tutaj był przez cały czas. A Elle była na tyle bezczelna, by pozwolić Morrisonowi zobaczyć Theę i tym samym przebywać pod jednym dachem z nowym facetem, który go zastąpił. Nie spodziewał się tego po swojej żonie. Nie przypuszczał, że może być tak perfidna i przez jakiś czas naprawdę myślał, że go kocha, że związek z nią był najlepszym, co mogło mu się przytrafić. Ale teraz widział, że zwyczajnie się mylił.
    Nie zablokował ciosu, nie mając na to siły. Liczył, że facet uderzy kilka razy w odpowiednie miejsce wystarczająco mocno, żeby Arthur już się nie obudził. Nie protestował przy kolejnych razach, nawet nie jęknął, bo te w porównaniu ze skopanymi żebrami były niczym. Widział natomiast, jak jego własna krew rozbryzguje na twarzy nowego faceta swojej ukochanej i w jakiś sposób cieszył się z tego, że to właśnie ten koleś pozbawi go życia.
    Ale on przestał. Arthur osunął się po ścianie i pozwolił sobie na ciche stęknięcie, gdy każda z ran zaczęła pulsować z różnoraką intensywnością. Na pewno miał rozcięty łuk brwiowy, otworzyła się blizna przy wardze, a kość jarzmowa zaczynała puchnąć i podejrzewał, że nie stanowi najprzyjemniejszego widoku. Dodatkowo krew kapała z nosa na podłogę, zostawiając ślady na panelach. Czuł, że robi mu się słabo, ale ciemność nie nadchodziła. Nie mógł zemdleć, tak jak wtedy, gdy bili go porywacze, chociaż bardzo tego chciał. Teraz nawet bardziej niż tamtego dnia. Nie miał siły zatamować krwawienia, opuścił głowę, dysząc ciężko i krztusząc się łzami, których w jego obecnym stanie nie było widać. I dobrze, i tak był wystarczająco żałosny.
    - Zostaw, poradzę sobie – wyszeptał, nie rozumiejąc słów Elle. Cały czas skupiał się na imieniu mężczyzny. Connor obijał się po wnętrzu jego czaszki, siejąc spustoszenie. – Connor… - powtórzył, jakby zdał sobie z czegoś sprawę i uniósł spojrzenie na Elle. Nie miał czasu przyglądać się brunetowi, ale imię w połączeniu z moim bratem sprawiało, że wszystko wskakiwało na swoje miejsce. – To twój brat? Ten Connor? – wyrzucił z siebie i ponownie opuścił głowę. Gdyby nie obita twarz, zapewne by się zaczerwienił ze wstydu. – Przepraszam, Elle… Przepraszam. Nie wiedziałem… Skąd mogłem wiedzieć? Nie myślałem… Właściwie nie wiem, co myślałem. Jest mi po prostu źle. Tęsknię za wami tak bardzo, a widok ciebie z kimś innym i Thea… Przepraszam. Jestem takim cholernym idiotą. Przepraszam – mamrotał, podnosząc się powoli. – Ja… Pójdę już. Nie będę więcej mieszać, on ma rację, niszczę cię. Przepraszam, że zepsułem twoje wychodzenie na prostą. Naprawdę żałuję. Gdybym wiedział, że to Connor, nigdy bym tego nie zrobił, dałbym ci żyć i się cieszyć. Po prostu… Przepraszam, słoneczko – wyszeptał prawie niesłyszalnie i wyprostował się, opierając plecami o ścianę. – Za chwilę pójdę. Tylko muszę… Mogę zebrać siły? Parę minut i mnie nie ma.

    Artie najgorszy mąż ever 💔

    OdpowiedzUsuń
  101. Chętnie wtopiłby się w tę ścianę i tak naprawdę można powiedzieć, że próbował to zrobić. Było mu wstyd. Pierwszy raz było mu tak bardzo wstyd, bo wcześniej miał usprawiedliwienie. Gdy zachowywał się tak kilkanaście miesięcy temu, przemawiała przez niego choroba, której nie potrafił kontrolować. Teraz… Teraz obawiał się, że prędzej czy później wróci, bo sytuacja była na tyle koszmarna, że nie mogła zostać bez echa, jeśli chodziło o jego psychikę, ale wszystko, co powiedział, było wysnute przez niego i niepodsycane przez postaci, które widział tylko on. Sam był sobie winien, zamiast spytać od razu wyciągnął wnioski. Płacz Thei na jego widok był jedynie zapalnikiem.
    Cisnęło mu się na usta wiele słów w stronę Connora, których mógłby pożałować, ale nie wypowiedział ich tylko ze względu na szacunek do Elle. Zagryzł wargi, nie patrząc na mężczyznę, bo gdyby to zrobił, nie potrafiłby się powstrzymać. Chciał się jak najszybciej stąd ulotnić i nigdy więcej się tak nie czuć.
    - Nie, Elle, naprawdę, poradzę sobie, wiesz o tym – wychrypiał słabo i skrzywił się, zdając sobie sprawę z tego, jak kiepsko brzmi jego głos. Sam by się nie wypuścił, gdyby był na miejscu dziewczyny. Dlatego nie protestował, tylko ujął jej dłoń, mimowolnie odczuwając ulgę, gdy poczuł pod palcami jej skórę, i pozwolił poprowadzić się do kuchni. Opadł ciężko na krzesło, obserwując uważnie poczynania brunetki. Kiedy stanęła między jego nogami rozszerzył je nieco, by mogła znaleźć się bliżej i skrzyżował ręce na piersi, ale nie dlatego, że chciał się od niej odciąć, jak mówiły wszelkie badania o body language. Gdyby tego nie zrobił, nie powstrzymałby się przed ułożeniem dłoni na biodrach Elle i przyciągnięciem jej do siebie, by wtulić się w jej brzuch.
    Zasyczał cicho w reakcji na wodę utlenioną na ranie i spojrzał w górę na twarz ukochanej. Chciał, żeby spojrzała mu w oczy, żeby zobaczyła, jak cholernie żałuje tego, jak zachował się przed chwilą, jak cholernie żałuje tej głupiej gadki o rozwodzie i jak bardzo tęskni za nią i za Theą. Nie wiedział jedynie, czy powiedzenie tego na głos cokolwiek da. Nie był pewien, czy da się to jeszcze uratować. Właściwie niczego nie był już pewien.
    - Tak. Codziennie jest lepiej. Pielęgniarki mówią, że chyba bardzo chce już wyjść – powiedział cicho, wodząc spojrzeniem po jej twarzy. Długo nic nie mówił, bo nie miał usprawiedliwienia. Łapał się na tym, że zaczyna być paranoikiem i widział to, co chciał zobaczyć. Na kampusie zobaczył uczucie, ale nie przyszło mu do głowy, by to była siostrzana sympatia. – A co ty byś pomyślała? Postaw się na chwilę na moim miejscu. Gdybyś nie znała Tilly, gdybyś nigdy jej nie widziała, a po… Po takiej kłótni zobaczyłabyś mnie z nią, jak się śmieję, jak wyglądam w porządku, jakbym się nie przejmował i świetnie sobie radził… Co byś pomyślała, Elle? – spytał szeptem. Nie chciał, by jej brat usłyszał cokolwiek z tej rozmowy. To była ich sprawa, nikt nie powinien się wtrącać, zwłaszcza w taki sposób. – Chyba zaczynam świrować. Nie potrafię sobie znaleźć miejsca, brakuje mi was i… Nie masz pojęcia, jak bardzo muszę się powstrzymywać, żeby cię nie przytulić. Chciałbym móc to zrobić, ale się boję. Że… Że to nas przerosło…

    Artie 💔

    OdpowiedzUsuń
  102. Spojrzał na nią najbardziej czułym spojrzeniem, na jakie potrafił się zdobyć i westchnął cicho. Chętnie pogłaskałby jej policzek i zabrał ją stąd, problem w tym, że nie mógł.
    - Dlaczego mnie o to pytasz? Elle, to twój synek – wyszeptał, jakby odpowiedź na jej pytanie była oczywista. A przynajmniej wydawało mu się, że jest oczywista… - Spytałem o to tylko dlatego, że nie minęło nawet kilka tygodni. Gdybym zobaczył was później… Spytałbym po prostu, czy jesteś szczęśliwa, bo tylko na tym mi zależy, rozumiesz? Ale to nie znaczy, że bym nie cierpiał. Ja… Musiałem… Musiałem się upewnić, że mnie kochałaś. Teraz wiem, że to pytanie było niepotrzebne – powiedział cicho i opuścił głowę, wbijając spojrzenie w podłogę. Miał dość swojego smutku, dość płaczu Elle, dość wszystkiego co złe, a co cały czas ich spotykało. Marzył o wyjeździe na bezludną wyspę, gdzie nikt i nic nie mogłoby ich skrzywdzić. Gdzie mogliby zapomnieć o każdym wydarzeniu, które ich niszczyło.
    - Wiem. Przepraszam. Przepraszam, że… Że tego nie doceniłem, że nie potrafiłem cię zrozumieć i… Nie, nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, po prostu to zjebałem. Zawsze powtarzałem, że mnie od siebie odpychasz, a kiedy pozwoliłaś sobie pomóc, ja… Zachowałem się jak największy dupek świata. I przepraszam. Teraz wiem, trochę poczytałem, rozmawiałem z Brownem, opowiadał mi o… Tłumaczył mi, co się z tobą dzieje i wciąż nie mogę powiedzieć, że rozumiem twoje uczucia, ale rozumiem to, w jaki sposób to przeżywasz – wyrzucił z siebie i podniósł spojrzenie na ukochaną. Patrzył, jak opiera się o stół, jak spazmatycznie łapie oddech i czuł, że serce kolejny raz rozsypuje mu się na miliony kawałków. Zagryzł dolną wargę, walcząc z samym sobą, żeby usiedzieć na miejscu, ale przegrał. Podniósł się z krzesła i podszedł do Elle, chwytając ją za ramiona, obrócił ją przodem do siebie i przytulił, chowając zakrwawioną twarz w jej włosach. Miał gdzieś, że może ją pobrudzić, miał gdzieś pytanie jej, czy pozwoli mu się do siebie zbliżyć, po prostu to zrobił, bo miał wrażenie, że oboje tego potrzebują. Każda komórka jego ciała pragnęła tej bliskości tak rozpaczliwie, że nie łudził się, iż zdołałby się odsunąć. – Nie jesteś beznadziejna, nigdy tak o sobie nie mów – wyszeptał prosto do jej ucha, przeczesując palcami ciemne włosy. – To sytuacja jest beznadziejna, ja jestem beznadziejny, bo tak bardzo schrzaniłem, ale nie ty. Ja też się boję, nie wiem, co się stanie następnym razem i jak bardzo nas to zniszczy, ale… To, że ciebie nie ma obok, że się przy tobie nie budzę, nie widzę, nie rozmawiam, niszczy mnie bardziej. Tak bardzo cholernie za tobą tęsknię, Elle… Wybacz mi, błagam – dodał łamiącym się głosem i bez zastanowienia wypuścił ją ze swoich ramion, po czym opadł na kolana i spojrzał w górę. – Błagam, nie odchodź. Tak bardzo cię przepraszam… - jęknął żałośnie. Bo taki właśnie teraz był, żałosny. Błagał swoją żonę na kolanach, z obitą przez jej brata twarzą po tym, jak oskarżył ją o udawanie, że go kochała, mieszkał kątem u kumpla i nie potrafił sobie poradzić z samym sobą. Dobił do dna i teraz mógł jedynie albo spaść niżej, albo się od niego odbić.

    Artie ♥?

    OdpowiedzUsuń
  103. - Ale ty sama zajmowałaś się Theą, kiedy mnie przy niej nie było. Teraz… Po prostu robię to samo, co ty robiłaś wtedy – powiedział cicho przez ściśnięte gardło. Łzy kolejny raz cisnęły mu się do oczu, ale nie mógł znowu płakać, musiał być silny. A przynajmniej wyglądać na silniejszego, niż był w rzeczywistości. – Oboje jesteśmy… Oboje mamy… Nie wiem nawet, jak to ująć. To, czego mi brakuje, dopełniasz ty i wydaje mi się, że z wzajemnością – wychrypiał, obejmując ją jeszcze mocniej. Przymknął powieki, gdy zaczęła łkać i ułożył dłoń na jej karku, tak jak wtedy, gdy uspokajał Theę. Nie prosił, by przestała płakać, nie uciszał jej, po prostu pozwolił jej uwolnić te wszystkie emocje, tak jak on robił to wieczorami, wrzeszcząc w poduszkę. I w jakimś sensie cieszył się, że chciała to zrobić przy nim, w jego ramię, nie w ramię Connora, który przecież stanął w jej obronie.
    Patrzył z dołu na jej bladą twarz, na zaczerwienione od płaczu oczy i tak bardzo chciał zabrać od niej ten smutek. Żałował, że nie potrafi tego zrobić, bo im dłużej płakała, tym mniej siły miał na odbicie się od dna. Podniósł się, ale tylko dlatego, że go o to poprosiła, a potem zrobił krok do przodu prosto w jej wyciągnięte ręce i znowu ją przytulił, oddychając szybko i płytko.
    - Nie radź sobie z tym sama, radź sobie ze mną, proszę – wyszeptał w jej włosy. – Nie mam ci czego wybaczać. I nie chcę, żebyś była najlepszą wersją, chcę, żebyś była prawdziwą, a jeśli to oznacza, że nie będziesz miała siły, że będziesz potrzebować mojej pomocy, to niech tak będzie – powiedział, odsuwając się od niej na tyle, żeby popatrzeć w ciemne oczy. – Potrzebuję cię. Mojej ukochanej Elle, nie jej najlepszej wersji, ciebie – dodał i pochylił się, by delikatnie musnąć jej usta. Nie udało mu się powstrzymać cichego jęku, gdy pęknięcie na dolnej wardze dobitnie dało o sobie znać i tylko dlatego nie pocałował jej w taki sposób, jaki miał w zwyczaju. – Kocham cię. I proszę, wróć do mnie, do… Nie do mieszkania, przeniesiemy się do domu. Spakujemy się, wszystko urządzimy razem, nie tak jak mi się będzie podobało, tylko nam. Zostawimy to mieszkanie, ja… Ja też go nienawidzę, skarbie. Wtedy uważałem to za wymówkę, żeby się na mnie wyżyć, ale masz rację. Tam działo się wszystko, co najgorsze. Może… Może właśnie od tego powinniśmy zacząć. Od wyprowadzki stamtąd, żeby zbudować wszystko od nowa, od podstaw – podsunął, głaszcząc kciukiem jej policzek i tym samym ścierając ślady łez. – Chcę się z tobą zestarzeć w tym domu. Tylko… Tylko może niech twój brat już mnie nie bije, bo jak tak dalej pójdzie, zostanę warzywem – wymamrotał i uśmiechnął się smutno. Teraz, gdy Elle była w jego ramionach, a poziom stresu zaczynał opadać wyraźnie czuł, że każdy siniak, każde rozcięcie pulsuje silnym bólem. – Przepraszam, ubrudziłem cię – mruknął i przeczesał palcami jej włosy, teraz sklejone jego krwią. Roztarł bordową ciecz kciukiem na swoich palcach, mimowolnie przyznając w duchu, że nie chciałby się teraz zobaczyć w lustrze, bo ilość krwi sugerowała, że nie było za dobrze. Przestał jednak i znieruchomiał na całym ciele, przywołując w pamięci słowa, a raczej krzyki Connora. – Co z twoim sercem? – spytał, patrząc na brunetkę z niepokojem. Owszem, wiedział, że miała atak serca, ale był chyba zbyt głupi, żeby sobie uświadomić, że każde takie wydarzenie pozostawia w człowieku ślad. – Jezu, przepraszam, zdenerwowałem cię… Jak się czujesz? Może pojedziemy do szpitala?

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  104. Słuchał jedynie kolejnych słów i kiwał przy tym głową, zgadzając się ze wszystkim, co powiedziała. Też za nią tęsknił, też uważał, że ten czas był okropny. Nie jak wtedy, gdy mieli ciche dni, wtedy się widywali, spali w jednym łóżku, a teraz… Tym razem to naprawdę było tak, jakby Elle znowu zniknęła. Tęsknił za jej zapachem, widokiem, głosem… Tęsknił za nią całą, a teraz, trzymając ją w swoich ramionach, czuł się, jakby odzyskał cały swój świat. I nie zamierzał go więcej wypuszczać.
    - Nie, nie wracajmy do tego. Nie chcę o tym rozmawiać. To porwanie… - urwał i wzdrygnął się, czując przebiegający wzdłuż pleców dreszcz. Na samo wspomnienie bolały go żebra i choć niektóre sytuacje były zamglone, a Arthur cholernie się z tego cieszył. Nie chciał tego pamiętać. – Po prostu… Zacznijmy od nowa, dobrze? Z czystym kontem, nowym domem… Nie chcę więcej dramatów, nienawidzę się z tobą kłócić – wyszeptał, gładząc wierzchem dłoni jej policzek i szyję, a potem z cichym westchnieniem usiadł na krześle.
    Uśmiechnął się lekko jednym kącikiem ust, bo drugi był pęknięty i bolał. Cieszył się, że chciała zobaczyć Matta sama z siebie, bez namawiania i proszenia.
    - To cudownie – przyznał zgodnie z tym, co aktualnie myślał. – To znaczy… Cieszę się, że chcesz spróbować. No i… Wiesz, zawsze możemy dojeżdżać do szpitala. Za chwilę skończą się egzaminy na uczelni, będę miał więcej czasu, żebyśmy mogli być przy nim oboje. Jeśli tego chcesz, oczywiście. Elle… Nie chcę na nic naciskać. Nie będę tego robił, po prostu… Proponuję ci pewne rozwiązania. Jeśli będziesz chciała zostać w mieszkaniu, zostaniemy w nim, jeśli nie, ale nie chcesz być w domu ze względu na odległość, możemy na razie poszukać czegoś bliżej, na jakiś czas, póki Matty nie będzie gotowy wyjść ze szpitala. Ty zdecyduj – powiedział, opierając ręce na biodrach ukochanej i przymykając powieki, gdy ponownie zajęła się jego twarzą. – Nie wiedziałem, że wciąż masz problem z sercem – przyznał i skrzywił się lekko, wyraźnie zawstydzony swoją niewiedzą. – Wiesz, co to znaczy? Że nareszcie mogę opieprzać cię za zadręczanie się wszystkim i nie mieć wyrzutów sumienia, bo to wskazanie medyczne – prychnął cicho i otworzył jedno oko, by zerknąć na twarz Elle z delikatnym uśmiechem. – Nie, nie dam się znowu położyć w szpitalu. Skoro tyle razy się goiłem, teraz też się zagoję. A twój brat… Mam nadzieję, że kiedyś sam będę miał okazję skopać mu dupę – powiedział na tyle głośno, żeby mieć pewność, że Connor to usłyszał. Cóż, teraz zasłużył, niezaprzeczalnie. Właściwie uważał, że powinien oberwać trochę mocniej, sam zmasakrowałby faceta, który skrzywdziłby jego siostrę (jakakolwiek by ta siostra nie była), ale… Gorsze były jego słowa. Oskarżenia, że robił to specjalnie, że chciał zniszczyć Elle, rozbić wszystko, nad czym pracowała. Tylko że Arthur też cierpiał, tak samo jak ona albo ciut mocniej. Villanelle miała patchworkową rodzinę, u której mogła ukryć się przed całym światem, wypłakać, wyżalić. Morrison nie miał tego luksusu. Siostry nie widział od incydentu w restauracji, rodzice nie żyli, a Blaise miał swoje problemy.
    Nie skomentował uwagi odnośnie Thei, po prostu posłusznie pozwolił się opatrzyć do końca, jedynie co jakiś czas sycząc, czy wydając z siebie ciche . Gdy Elle nakleiła ostatni plaster otworzył oczy i ścisnął udami jej nogi, żeby się nie odsunęła.
    - Co byś powiedziała, jeśli bym zaproponował przetransportowanie naszego łóżka do nowego domu? – spytał cicho, nie mając pojęcia, jakiej odpowiedzi się spodziewać.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  105. Zgodnie z zaleceniami psychologa, z którym rozmawiał zanim wszedł do pokoju przyjaciółki, nie zamierzał wypytywać Elle o stan zdrowia jej czy dziecka. Najpierw postanowił zwyczajnie się ukorzyć i przeprosić, a kiedy poczuje, że sytuacja jest już wyjaśniona, skupi się na wszystkim poza problemami z jakimi Morrisonowie mieli w ubiegłym tygodniu do czynienia. Nie zdziwiłby się, gdyby dziewczyna miała już dość wizyt użalających się nad nią czy Mattem gości i potrzebowała kogoś, kto odciągnie jej myśli od szpitalnych sal i korytarzy.
    - Co się stało? Nic takiego, ratowałem pieprzonego kotka – westchnął, rozmasowując usztywnione stabilizatorem kolano – Chciałem ściągnąć go z drzewa i spadłem z drabiny, nawet mi czasem zdarza się mieć pecha, wiesz? – parsknął śmiechem, uważnie się jej przyglądając. Wolał wiedzieć na czym stoi i być gotowym do ucieczki, jeśli sytuacja zrobi się zbyt napięta. Nie potrafił pocieszać ludzi, a już zwłaszcza tych, którzy poniekąd płakali przez niego.
    - Czyli przeprosiny przyjęte, tak ? – uśmiechnął się nieśmiało, poprawiając jej przy okazji poduszkę i podając chusteczkę, aby mogła otrzeć toczące się po policzkach łzy – Jeśli tak, to wpadłem zaprosić cię na moją imprezę urodzinową. Nie wiem co prawda jak długo mają cię tutaj trzymać, ale mam nadzieję, że 10 czerwca stawisz się zwarta i gotowa na mojej prywatnej wyspie. Jesteś ostatnio strasznie blada i przyda ci się trochę opalenizny – uśmiechnął się, wręczając jej specjalną wejściówkę dla gości. Na wyspę tego dnia wstęp mieli mieć tylko jego bliscy i znajomi, a każdy z nich potrzebował specjalnego zaproszenia, aby przejść przez pilnującą porządku ochronę. Zamierzał świetnie się bawić i nie ograniczać się w spożywaniu alkoholu, a przez to zależało mu na tym, aby na wyspę nie wdarli się żadni wścibscy dziennikarze czy nieproszeni goście. Choć tego jednego, wyjątkowego dnia chciał zachować pełną prywatność i móc w końcu być przez moment zwyczajnym facetem, który kończy właśnie 27 lat.
    - Przestań płakać bo ci się porobią zmarszczki i będziesz brzydka. Już i tak nie najlepiej wyglądasz w tej szpitalnej koszuli, nie dokładaj sobie kochana – poklepał ją krzepiąco po ramieniu i gestem ręki zaprosił do środka swoich ochroniarzy – Masz to wszystko zjeść i nie przyjmuję słowa sprzeciwu. Tym bardziej, że to najlepsze tosty w mieście, a ich autorce będzie przykro, jeśli nie połkniesz z apetytem całej tej porcji – rozłożył na jej szafce kilka paczuszek z prowiantem przygotowanym przez jego dziewczynę oraz świeżo wyciskanymi owocowymi sokami.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  106. Patrzył na nią, ale jakby przez nią. Myślami zdawał się błądzić gdzieś daleko, a dłońmi przesuwał od jej bioder w dół, aż trafiał na swoje uda i z powrotem. Jakaś jego część chłonęła jej ciepło pod palcami, choć bardziej skupiał się na słowach wypowiadanych przez dziewczynę. Gdyby usłyszał je kilka tygodni temu, zareagowałby... Źle. Dokładnie tak, jak wtedy, bo nie wyobrażał sobie sytuacji, w której miałby nie chcieć zbliżyć się do swojego dziecka. Ale teraz rozumiał więcej, wiedział więcej. Może nie do końca jego umysł potrafił przetworzyć to tak, jak robiła to Elle, ale starał się, nie oceniał, nie zmuszał, nie namawiał...
    - Zrobimy co zechcesz – powiedział cicho i posłał brunetce delikatny uśmiech. – Ja to naprawdę rozumiem. Też nie chcę tam wracać, to mieszkanie od samego początku jest jakieś przeklęte. Moi rodzice zginęli w drodze powrotnej po tym, jak podpisali umowę kupna, więc... Po prostu nie wierzyłem w takie rzeczy, ale teraz... – urwał i wzruszył ramionami. Westchnął cicho, po czym przesunął ręce tak, żeby objąć Elle w pasie i oprzeć niezraniony policzek na jej brzuchu, przymykając powieki. – Ja też tego nie chcę. Poza tym... To miało wyglądać inaczej. Miałaś przekroczyć próg tego domu z Mattem w ramionach po tym, jak odebrałem was ze szpitala i wszystko miało być dopięte na ostatni guzik. I... Dalej możemy to zrobić. Wejść tam z naszymi dziećmi po tym, jak wreszcie go wypiszą – wyszeptał, wsuwając dłonie pod jej bluzkę, żeby dotknąć palcami gładkiej skóry. Pragnął przylgnąć do niej każdym milimetrem swojego ciała, żeby nadrobić cały ten czas i w pełni się nią cieszyć, ale pewnie nawet to nie byłoby wystarczające. – Poszukam czegoś jeszcze dzisiaj. Po tym, jak wyjdziemy ze szpitala. Jeśli chcesz, Elle, mówiłem, że na nic nie będę cię namawiał. Nie schrzanię tego kolejny raz, chcę... Chcę być przy tobie, być twoim wsparciem... Cieszę się, że Connor ci pomógł, jestem mu za to wdzięczny, ale teraz moja kolej. Od początku to powinienem być ja – ostatnie słowa wymamrotał niemal niesłyszalnie i odsunął się, czując ciepłą ciecz na swojej głowie. Spojrzał w górę i sięgnął policzka Elle, ścierając jej łzy i kręcąc lekko głową.
    - Nawet jeśli, powinnaś ich słuchać. Nie stracę cię znowu, Elle. Masz być zdrowa, rozumiesz? Serce naszego synka jest zdrowe, więc weź z niego przykład – powiedział i uśmiechnął się delikatnie. – Powoli – przytaknął i ujął dłoń ukochanej, by pociągnąć ją lekko i usadzić na swoich kolanach. Objął ją mocno o kolejny raz tego dnia zamknął w swoich ramionach, wtulając obolałą twarz w zgłębienie jej szyi, ale zdawał się nie zwracać uwagi na nieprzyjemne pulsowanie. – Wszystko w swoim czasie. Dostosuję się. Tylko... Mogę cię o coś prosić? – spytał cicho i wyprostował się, by spojrzeć w ciemne oczy brunetki. – Mogę prosić, żebyś wyszła ze mną dzisiaj z tego domu? Zrozumiem, jeśli będziesz chciała zostać. Tylko... po prostu za tobą tęskniłem i chciałbym zasnąć obok ciebie. Ale jeżeli... Nie będę naciskać – powtórzył ponownie tego dnia i przeczesał palcami jej włosy, jak miał w zwyczaju to robić.

    Artie ❤

    OdpowiedzUsuń
  107. Pokiwał energicznie głową, przystając na pomysł dziewczyny. Nie był w mieszkaniu od momentu, w którym zostawił list, nie chciał tam wracać, bo było puste i zimne i… I zwyczajnie nie potrafił sobie wyobrazić pewnych rzeczy, przytłaczały go myśli, które przy okazji przerażały.
    - Masz rację. Sprzedam je. Nie chcę tam więcej wracać – wymamrotał i odsunął się nieznacznie, by wbić spojrzenie w jej ciemne oczy. – Nigdy sobie tego nie wybaczę. Tego, że wtedy mnie przy tobie nie było i teraz też nie. Jestem idiotą. Więcej tego nie zrobię. Przysięgałem w zdrowiu i chorobie, w szczęściu i nieszczęściu i złamałem obietnicę. Ale teraz… Kiedy do niego pójdziemy, nie zostawię cię nawet na moment, nie odsunę się, jeśli nie będziesz tego chciała i… I po prostu będę, kochanie – wyszeptał, uspokajająco głaszcząc dłonią jej plecy, przeczesując włosy i trzymając ją na tyle blisko, na ile mógł to robić. W trakcie jej pobytu w Diego nie tęsknił za nią tak bardzo, jak tęsknił teraz. Może dlatego, że wtedy nie dawała mu żadnych nadziei, unikała go, wręcz uciekała na jego widok, a teraz cały czas miał ją obok i to nagle się skończyło.
    - Gdzie masz ze mną iść? – powtórzył cicho i westchnął, pochylając głowę do przodu i opierając czoło na jej czole z przymkniętymi powiekami. – Na początek do naszego syna. Potem do Blaise’a, żebym mógł się spakować i zabrać Vadera. A potem znaleźć coś na jakiś czas, do momentu, aż Matt zostanie wypisany – powiedział, przez cały czas opierając głowę o jej i zaśmiał się nieco ponuro. Każdy grymas twarzy bolał, popękana skóra nieznośnie pulsowała, a czaszka jakby rozbijała mu się na pół, a przynajmniej takie miał wrażenie. Póki w jego krwi krążyła adrenalina nie czuł wszystkiego tak jak teraz. Nie doceniał wcześniej siły Connora i po namyśle, gdyby zaczął się bronić, pewnie czułby się mniej parszywie.
    - Ja sam nie chcę się zobaczyć, bo przejdę załamanie. Jeśli jeszcze raz ktoś poobija mi twarz, przestanę być taki ładniutki. No i… - urwał i wyprostował się, po czym odchrząknął, zagryzając dolną wargę. – I boli mnie głowa – przyznał szczerze, choć nie po to, żeby zmartwić Elle. – Możemy się zbierać do szpitala, ale chyba najpierw muszę cię prosić o coś przeciwbólowego. Nie wziąłem ze sobą nic, a mam wrażenie, że za chwilę rozpadnie mi się czaszka – powiedział cicho i odchylił głowę do tyłu. Kręciło mu się w głowie i dopadały go mdłości, ale o tym nie wspomniał. Za dobrze wiedział jak wygląda wstrząśnienie mózgu, a jego własny po ostatnim najwidoczniej nie doszedł jeszcze do siebie, skoro wystarczyło kilka celnych ciosów, by wywołać takie objawy. Nie chciał skończyć w szpitalu, tam i tak by mu nie pomogli, ewentualnie kazaliby leżeć, a kroplówka pompowałaby kolejne środki przeciwbólowe, które przecież po dostaniu się do swoich rzeczy mógł sobie zaaplikować sam. Tak samo było w przypadku leżenia. – Nie możemy zabrać ze sobą Thei – wychrypiał i podniósł głowę. – A… Nie jestem pewien, czy chcę ją zostawiać z twoim bratem – dodał, krzywiąc się lekko.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  108. Nie lubił takich sytuacji i miał nadzieję, że z czasem u Arthura i Elle wszystko będzie w porządku. Ostatnie co potrafił to pocieszać kogoś w chwili zmartwienia i nie wiedział jak zachować się sytuacji w której jego rozmówca przez cały czas płacze. Po cichu liczył na to, że komuś uda się namówić dziewczynę na wizytę w gabinecie psychologa, ale sam doskonale pamiętał jak bardzo tego unikał kiedy przechodził największy kryzys w swoim życiu. Do takiej rozmowy trzeba było być gotowym, a jego przyjaciółka przeżywała zbyt wiele dramatów i świeżych ran na raz.
    - Tak, czasem zdarza mi się mieć dobre serce. Kotek jest u mojej znajomej i ma teraz królewskie życie – uśmiechnął się, dumny ze swojego osiągnięcia. Dla ludzi potrafił być kompletnym dupkiem i chujem, ale zwierzęta naprawę kochał i gotów był zrobić dla nich naprawdę bardzo dużo – Cieszę się, że sytuacja już się wyjaśniła. Dalej mam wyrzuty sumienia, ale już jest lepiej niż na początku – dodał, mierzwiąc dłonią pozostające w nieładzie włosy. Ostatnio jego priorytety nieco się zmieniły i był gotów w końcu wyjść z mieszkania bez kilku godzin spędzonych w rękach swoich stylistów.
    - Nie zabrzmiałaś jak ktoś, kto cieszy się z zaproszenia na imprezę – uśmiechnął się delikatnie i odłożył zaproszenie na jej szafkę – Wiem, że teraz myślisz tylko o tym, żeby zaszyć się w czterech ścianach i płakać, ale taka impreza dobrze zrobi tobie i twojemu mężowi, naprawdę. Dzieci zawsze możecie zabrać ze sobą, niania zajmie się nimi na miejscu – zapewnił, gotów zatrudnić nawet kilkadziesiąt opiekunek do dzieci, byleby tylko Morrisonowie zjawili się na miejscu i choć przez chwilę się rozerwali. Jego pierwsza próba oderwania ich od obowiązków rodzicielskich nie skończyła się co prawda najlepiej, ale na wyspie w dniu jego urodzin bezpieczeństwa pilnować miało kilkuset wyszkolonych do tego gości i był pewien, że żadnemu z jego gości nie spadnie z głowy choćby jeden włos.
    - Dobrze wiesz, że tylko żartowałem. Poza tym muszę tobą potrząsnąć, to szybciej weźmiesz się w garść. Ileż można leżeć i rozmyślać o swoich problemach, na daj spokój – westchnął, choć chciał jej w tym momencie prawić żadnych morałów. Martwił się o nią i robił wszystko co mógł, aby choć na moment się uśmiechnęła. Krytykowanie jej może nie było teraz dobrą strategią, ale chciał obudzić w niej złość, bo to pierwsze uczucie, które budziło do życia kolejne, niekoniecznie tak dramatyczne i depresyjne jak teraz.
    - Nie musiałem, ale chciałem. Domyślam się, że sama nic nie zjadłaś, a pielęgniarki pewnie nie wpychają ci nic na siłę w obawie, że mi się poskarżysz. Muszę wziąć sprawy w swoje ręce i z pomocą mojej Maille postawić cię na nogi. Tak, ona to robiła i będzie jej bardzo przykro jeśli nawet nie spróbujesz jej sławnych tostów – podsunął jej pod nos talerzyk z jedzeniem i skinieniem ręki wskazał, aby ochroniarz podał dziewczynie świeżo zaparzoną i pachnącą na całą sale kawę.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  109. - Nasze – poprawił cicho i skrzywił się lekko. Jej podejście do pieniędzy wciąż mu nie odpowiadało. Oszczędność jeszcze mógł znieść, ale nie to, co robiła teraz. To był ich majątek, nie zamierzał go w żaden sposób rozdzielać i wypominać jej kiedykolwiek, że nic ze sobą nie wniosła, bo tak nie było. Wniosła wiele, bardzo wiele. Wniosła szczęście i dwoje dzieci, a Arthur uważał to za ważniejsze, niż cyferki na papierku. To były tylko pieniądze. – Elle, dlaczego nie potrafisz uznać, że wszystko, co miałem wcześniej, od kilku miesięcy jest nasze? Do cholery, weź czasami tę głupią kartę i przepuść trochę kasy na jakieś babskie sprawy, pin znasz, podawałem ci go dawno temu. To jest nasze konto – wymamrotał, krzywiąc się przy tym z jakimś dziwnym niesmakiem.
    - Czasami trzeba być egoistą – powiedział cicho, patrząc prosto w jej ciemne oczy. – Wzajemnie, kochanie. Po prostu ustalmy, że… Że będziemy robić tak, żeby było dobrze. Ja bardzo tego chcę, ty tego chcesz, z tego co widzę oboje nie możemy bez siebie za długo wytrzymać, więc… Więc nie dopuśćmy więcej do tego, co stało się teraz, okej? Moje serce też należy do ciebie, cały należę do ciebie – wyszeptał i zagryzł dolną wargę, zastanawiając się nad jej kolejnymi słowami. – Jeśli nic nie znajdziemy, wrócisz tutaj, ja sobie poradzę. Jeśli będzie trzeba, wynajmiemy pokój w hotelu, naprzeciwko szpitala jakiś jest… Zrobię wszystko, Elle, tylko powiedz mi, czego oczekujesz. Nie chcę sam decydować i zrobić coś, przez co będziesz nieszczęśliwa. Jeśli będziesz chciała zostać w domu, też to zrozumiem. Będę tęsknił, ale zrozumiem – westchnął i wypuścił ją ze swoich ramion, żeby mogła wstać. Podziękował cicho za tabletki i włożył je do ust, po czym odebrał od dziewczyny szklankę i upił trochę wody, przymykając powieki. Miał jedynie nadzieję, że wkrótce poczuje ulgę, bo pulsowanie stawało się nie do zniesienia i wiedział, że jeśli dalej tak pójdzie, będzie musiał zgłosić się na oddział ratunkowy, a to było ostatnim, czego chciał w obecnej sytuacji.
    Spojrzał na wchodzącego do pomieszczenia Connora i zacisnął zęby, widząc w jego ramionach swoją córeczkę. Chciał wstać i ją odebrać, a potem przytulić do siebie, problem w tym, że prawdopodobnie by ją wystraszył, dlatego siedział na miejscu, zaciskając dłonie na swoich kolanach i wbijając w mężczyznę spojrzenie pełne niechęci.
    - On tutaj jest, słyszy cię i jest istotą rozumną – warknął przez zaciśnięte szczęki i wziął kilka głębokich wdechów, żeby się uspokoić. – Nie rozumiem, dlaczego się w ogóle wtrącasz. To nie jest twoja sprawa, gówno wiesz o Elle i o mnie, nie masz pojęcia, jak wygląda nasz związek, a zachowujesz się, jakbyś pozjadał wszystkie rozumy. Moja córka nie zostanie pod opieką kogoś takiego, a jak podrośnie opowiem jej, jak to jej cudowny wujek obił ojcu twarz bez konkretnego powodu. Bo to, że jesteś bratem Elle, nie jest konkretnym powodem – wyrzucił z siebie. Czuł, jak złość i bezradność, która gromadziła się w nim od miesiąca, w końcu znajduje ujście. Nieważne, że to Connor padł jej ofiarą. W tym momencie byłby to każdy, kto nadepnął Arthurowi na odcisk. Podniósł się powoli z krzesła i zrobił kilka kroków do przodu, zatrzymując się przed Elle i ponad jej głową patrząc na bruneta. – Nie broniłem się, ale to nie znaczy, że tego nie potrafię, więc zejdź mi z oczu, zanim ci się odwdzięczę za te wszystkie piękne ozdóbki – syknął, wskazując na swoją twarz.

    Artie samiec alfa ♥

    OdpowiedzUsuń
  110. - Nie, nie będziemy. Mam dość rozmów o pieniądzach. Albo zaczniesz z nich korzystać, albo spiorę ci tyłek. Dużo mocniej, niż ostatnio i nie będzie w tym nic przyjemnego – mruknął, chociaż tak na dobrą sprawę nie był teraz w nastroju do seksualnych podtekstów. Uwielbiał ciało swojej żony, uważał, że jest najpiękniejszą kobietą, z jaką kiedykolwiek miał do czynienia, ale zbyt wiele się stało, by tak po prostu zapomnieć o pewnych rzeczach i bezkrytycznie wrócić do pożycia małżeńskiego. – I razem zdecydujemy, co zrobimy z naszym mieszkaniem. Koniec tematu – zastrzegł, celując w nią palcem wskazującym.
    Zrobiło mu się cieplej na sercu, gdy stwierdziła, że nie chce zostawiać go już nigdy więcej. Uśmiechnął się lekko, na tyle, na ile pozwalała mu pęknięta warga i delikatnie musnął jej usta swoimi, obejmując ją szczelnie swoimi ramionami.
    - Nie masz pojęcia, jak cholernie dobrze to słyszeć – wyszeptał, opierając swoje czoło na jej czole. – Więc hotel. Pójdziemy do Matta, wrócimy po Theę i instalujemy się w hotelu. A potem czegoś poszukamy. Może… Może Blaise będzie miał jakiś apartament, z którego nie korzysta, lubi zatrzymywać coś na czarną godzinę. Później z nim pogadam. Na razie… Na razie chodźmy do naszego syna, dobrze? – spytał cicho, odsuwając się od niej z uśmiechem pełnym czułości. Na tyle, na ile nie było to zniekształcone ranami i bólem, który wciąż pulsował w jego czaszce.
    Dobrze, że Elle stała między nimi, a Connor miał na rękach Theę, bo Arthur nie mógł zagwarantować, że by się na niego nie rzucił. Zaczynała w nim kiełkować prawdziwa wściekłość, która desperacko chciała znaleźć ujście, a jedynym wyjściem wydawało się uderzenie w coś pięściami. Jeśli miałaby być to twarz szwagra… Morrison nie płakałby z tego powodu.
    Oddychał szybko, czując, jak serce zaczyna walić mu w piersi i delikatnie ułożył dłoń na ramieniu Elle, by pozostać razem z nią, a nie rzucić się w wir przemocy. Tylko ona dawała ulgę, tylko ze względu na nią nie dopadł mężczyzny z zamiarem skrzywdzenia go najbardziej, jak tylko się da.
    - W przeciwieństwie do ciebie mam w sobie trochę kultury i nie obiłbym ci ryja przy mojej żonie – warknął, przesuwając palcami po jej ramieniu, żeby się uspokoić. – Wzajemnie. Chociaż pozwól, że ci przypomnę, że poznanie jej kilka tygodni temu, a mnie pięć minut temu nie upoważnia cię do prawienia komukolwiek morałów i grożenia mi. Jeśli ty skrzywdzisz moją żonę, przysięgam, że cię zabiję – dodał równie nieprzyjemnym tonem i odetchnął, gdy Elle wzięła Theę w swoje ramiona. – Możemy zadzwonić do Tilly, jeśli chcesz. Albo może zostać z twoimi rodzicami, tylko… Ten pajac ma się do niej nie zbliżać, bo za siebie nie ręczę – powiedział, wbijając intensywne spojrzenie w brunetkę, żeby tylko zignorować obecność Connora. Podniósł głowę dopiero, gdy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Jeszcze tego mu brakowało, poznawania tego prawdziwego teścia i pokazywania się w takim stanie teściowej. – Dzień dobry – mruknął głosem wypranym z wszelkich emocji i pokręcił lekko głową. Pochylił się nad Elle i musnął jej czoło wargami, uważając przy tym, by nie znaleźć się w polu widzenia córeczki. – Zaczekam na zewnątrz, dobrze? Mam dość niechęci do siebie jak na dzisiejsze popołudnie, moja twarz również – wyszeptał, uśmiechając się krzywo i wyprostował się, po czym ruszył w stronę wyjścia, wymieniając w korytarzu spojrzenie z rodzicami Elle. Nie odezwał się jednak, po prostu zamknął za sobą drzwi i oparł się o ścianę obok nich, przymykając powieki i oddychając głęboko.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  111. Posłusznie zacisnął usta, nie odzywając się więcej nawet słowem. Daleko mu było do pantofla, ale o ile Elle słyszała z jego ust przekleństwa i krzyki, więc pewnie nie byłaby aż tak zdziwiona, tak swojego dziecka nie chciał wystraszyć. Zamierzał zignorować wszelkie zaczepki ze strony Connora i dobrze się stało, że Elle przystała na propozycję zaczekania na zewnątrz.
    Oddychał głęboko tak długo, aż mdłości przestały być tak bardzo dokuczliwe i wyjął z kieszeni telefon, by wybrać numer siostry. Rozmowa była krótka i rzeczowa, jak każdy ich kontakt ostatnimi czasy. Nie warczeli na siebie, ale też nie ociekali szczególną sympatią, bo choć zażegnali największy konflikt, Arthur wciąż nie mógł przeżyć tego, że jego małą siostrzyczkę obraca facet, który mógłby być jej ojcem. Henry’ego traktował chłodno i z dystansem, odzywał się tylko wtedy, gdy nie miał absolutnie żadnego innego wyjścia. A przynajmniej tak planował, bo od tamtej rozmowy nie miał okazji się z nim widzieć i liczył, że tak pozostanie.
    Słysząc, że Henry zjawi się po swoją wnuczkę za dziesięć minut rozłączył się i schował telefon z powrotem, ponownie zamykając oczy i opierając głowę o ścianę za sobą. Drgnął lekko, gdy drzwi się otworzyły i spojrzał na Elle, uśmiechając się nieco ponuro.
    - Bywało lepiej, ale też gorzej. Przeżyję – powiedział cicho i wyciągnął rękę, by oprzeć dłoń na jej policzku i kciukiem przesunąć po dolnej wardze. – Dzwoniłem do Tilly. Henry za chwilę powinien przyjechać po Theę. Wyjaśniłem, że… Że stąd mamy bliżej do szpitala – dodał, a uśmiech zniknął z jego twarzy. – Przepraszam. Wiem, że wolałabyś zostawić ją tutaj. I… Na pewno nie masz nic przeciwko? Bo jeśli chcesz… Jakoś przeżyję chyba twojego brata – wymamrotał i skrzywił się lekko, gdy skroń przeszył pulsujący ból. Oparł na niej palce i pomasował, przymykając powieki. Tabletki, choć działały, nie przynosiły należytej ulgi, a przez upał wróciły też mdłości.
    Których tym razem nie zdołał powstrzymać. Zdążył jedynie zbiec po kilku schodkach i oprzeć się o barierkę, a potem zgiął się w pół i zwymiotował, chociaż właściwie nie miał czym. Świat kręcił mu się przed oczami, a im dłużej stał, tym bardziej parszywie się czuł. Zacisnął dłoń na barierce i powoli, ostrożnie usiadł na ostatnim stopniu. Pochylił głowę do przodu i jęknął cicho, gdy ta znowu zaczęła pulsować.
    - Twój brat nie próżnował – wybełkotał z twarzą ukrytą w dłoniach. – Posiedzę chwilę i zaraz mi przejdzie, nie martw się, okej? Nie możesz się denerwować, a ja naprawdę dam sobie radę. Tylko… Poczekam, aż żołądek przestanie świrować i wszystko będzie w porządku. Naprawdę, Elle – mówił cicho, by ostatnie słowa dobitnie podkreślić. Podniósł głowę i poklepał dłonią miejsce obok siebie, chcąc, żeby ukochana również usiadła. – Przepraszam, że musiałaś to oglądać – wymamrotał i uśmiechnął się krzywo.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  112. Spojrzał na nią, jakby początkowo zupełnie nie rozumiał, o co jej chodzi, a potem westchnął cicho i podał jej swój telefon bez słowa. Pamiętał, żeby zadzwonić do Tilly i oddać Theę w odpowiednie ręce, ale nie zastanawiał się nad tym, w jaki sposób dotrą do szpitala, dlatego teraz wolał powierzyć to Elle. Tak naprawdę nie czuł się na siłach, by choćby zamówić taksówkę. Nienawidził takiej bezradności, a los kolejny raz rzucił mu kłody pod nogi. Może nie tak, jak po wypadku, ale jednak wystarczająco, by ta bezradność cholernie go uwierała.
    - Dziękuję – powiedział cicho i odwrócił głowę w drugą stronę, gdy Thea na niego spojrzała. Nie potrzebowali jeszcze zapłakanego dziecka na widok ojca. – I przepraszam. Może z czasem... może w końcu będzie wyglądało to inaczej – dodał, odnajdując dłonią kolano Elle, które delikatnie ścisnął palcami.
    Skrzywił się i odetchnął głęboko, jakby same słowa dziewczyny robiły mu krzywdę, ale miał dobitną świadomość tego, że racja jest po jej stronie. Czuł się fatalnie i wiedział, że potrzebuje chociaż leków przeciwbólowych, żeby względnie funkcjonować. Nie wspominając o zawrotach głowy i mdłościach, które chyba nie miały zamiaru ustąpić.
    - Dobrze, dobrze... Pójdę. Chyba nie mam innego wyjści, przydałoby się coś przeciwbólowego... Głowa mi pęka – wymamrotał, przyciskając palce do swoich skroni i przymknął powieki. Szybko jednak zmienił pozycję, słysząc niezadowolony ton ukochanej i wyprostował się, patrząc na nią przepraszająco. – Wybacz, ja... Chyba po prostu sam też próbuję się do tego przyzwyczaić. Oswajam się z tym słowem w zestawieniu z twoją osobą - wyjaśnił, choć nie miał pojęcia, czy jego słowa w ogóle mają jakikolwiek sens. – Przepraszam. To nie było celowe – dodał i ujął jej dłoń w swoją, po czym przymknął powieki i oparł głowę o barierkę.
    - Żadne z nas nie powinno – mruknął i uśmiechnął się delikatnie, słuchając śmiechu córeczki. Najchętniej pocałowałby ją w czoło, ciesząc się jej dziecięcym szczęściem, ale potrafił myśleć jedynie o tym, jak cholernie jest poharatany, a jego córka nie powinna oglądać go w takim stanie.
    Odetchnął z niejaką ulgą słysząc zbliżający się samochód i z zadowoleniem odnotował, że jest to samochód Henry'ego. Patrzyła jak nieprawdziwy teść bierze dziewczynkę w swoje ramiona. Powoli podniósł się ze schodów, przytrzymując dłonią barierki, żeby się nie zatoczyć.
    - Masz coś przeciwko, jeśli... Jeśli zostanie dzisiaj u ciebie? Chcielibyśmy poszukać czegoś blisko szpitala, żebyśmy mogli na jakiś czas zatrzymać się bliżej Matta, a... A z Theą to nie będzie łatwe. To znaczy... – urwał i zmarszczył brwi, po czym zerknął na Villanelle. – Chociaż... Nie zapytałem. Ty decyduj, Elle. Ja... Ja sobie usiądę, okej? Boli mnie głowa – mruknął i ponownie oparł się o barierkę, po czym powoli usiadł na schodach i przymknął powieki, oddychając głęboko i mając nadzieję, że ponowne mdłości w miarę szybko dadzą mu spokój.

    Artie ❤

    OdpowiedzUsuń
  113. Pewne szczegóły jakby zatarły się w jego pamięci. Patrzył na przesuwające się za oknem budynki, ale ich nie widział. Słyszał słowa Elle, ale ich nie słuchał. Ocknął się w drzwiach prowadzących na oddział ratunkowy i przez moment wodził spojrzeniem po brudnych ścianach, jakby chciał sobie przypomnieć, co tutaj robi. Bo nie pamiętał. Twarz i głowa pulsowały, serce waliło w piersi, jakby przebiegł kilka kilometrów i czuł się koszmarnie, ale nie wiedział dlaczego. Może to adrenalina, a może nadmiar stresu ostatnimi czasy, ale ostatnią rzeczą, jaką zarejestrował, był sms do Elle, że chce odwiedzić Theę.
    Nie opowiedział na zadane pytanie. Zamiast tego przysunął się do dziewczyny i objął ją ramionami, przymykając powieki i ciesząc się z tego, że jest przy nim.
    - Tak bardzo za tobą tęskniłem – wyszeptał do jej ucha i pocałował odsłonięty fragment skóry tuż pod nim. Pod zamkniętymi oczami pojawiły się pojedyncze urywki sprzed kilku godzin. Widział pięści Connora, widział Elle stojącą przed nim z wodą utlenioną, widział, jak samochód Henry’ego zatrzymuje się przed jej domem. A potem znaleźli się tutaj, razem.
    Otworzył oczy i odsunął się na odległość wyciągniętych ramion, kręcąc głową. Starał się nie pokazać przy tym ukochanej, jak bardzo jest przerażony. Nie bólem, nie tym, co stało się wcześniej, a tym, co działo się teraz
    - Nie trzeba. Dotrę na krzesło – powiedział cicho i uśmiechnął się nieco ponuro. Przeszedł kilka kroków, żeby usiąść na plastikowym krześle, które uwierało go w plecy i spojrzał na pielęgniarkę, która zmierzała w ich kierunku. Wyglądała na zmartwioną, a Arthur uświadomił sobie, że to ta sama kobieta, która opieprzała go za palenie fajek pod szpitalem. Dlatego jęknął cicho i odwrócił głowę w drugą stronę, jakby chciał ukryć przed nią swoją twarz, chociaż było to głupie, bo i tak już wszystko widziała.
    - Co ci się znowu stało, Morrison? – spytała nieco nerwowo i zatrzymała się przed nim, po czym ostrożnie ułożyła palec wskazujący na jego brodzie i obróciła w swoją stronę. Brunet westchnął i zamknął oczy, nie chcąc widzieć jej reakcji. – Zastanawiam się, czy kiedyś przyjdziesz tutaj w odwiedziny do kogoś, a nie po to, żebym musiała cię łatać – powiedziała i odeszła, ale tylko po to, by za chwilę wrócić z wózkiem inwalidzkim. Wskazała na siedzisko, a mężczyzna ponownie wydał z siebie odgłos przypominający jęknięcie. – Zamierzasz ze mną dyskutować? – wycedziła. – Na wózek, już – dodała i spojrzała na Villanelle. – Pani jest…? – zaczęła, ale urwała.
    - To moja żona – wymamrotał słabo i złapał za oparcie krzesła obok, żeby się podeprzeć, gdy wstawał. Przesiadł się na wózek i skrzywił z zażenowania na tyle, na ile pozwalała na to pęknięta warga.
    - Żona… Może żona powie, co się stało, skoro ty nie jesteś chętny? – mruknęła i popatrzyła na Elle wyczekująco.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  114. Chciał jej powiedzieć, problem w tym, że sam nie wiedział. Nie miał pojęcia, co się z nim dzieje, dlaczego pamięta z ostatnich godzin jedynie przebłyski, dlaczego... Dlaczego zaczynał zamykać się w świecie, który przerażał nawet jego samego. Jego umysł płatał figle, zmęczony tym, co ich spotykało. Jednak Arthur nigdy nie spotkał się z taką reakcją własnej psychiki. Były głosy, była paranoja, ale nie zapominanie, co działo się niedawno. I bał się tego cholernie.
    Nie słuchał rozmowy kobiet, nie czuł potrzeby uczestniczenia w niej tak długo, jak Elle mogła przekazać wszystkie informacje, których mogła potrzebować pielęgniarka. Oparł łokieć na podłokietniku, a dłoń na czole i przymknął powieki. Był zmęczony i obolały, tak zwyczajnie i po ludzku. Marzył o położeniu się do łóżka i wtuleniu się w ukochaną, jakby ich problemy nigdy nie istniały, jakby nie było nic, co może im zaszkodzić i stanąć na drodze do wspólnego szczęścia.
    - Może – przyznała pielęgniarka, prowadząc przed sobą wózek. Zatrzymała się przed gabinetem zabiegowym, ale tylko po to, żeby otworzyć drzwi i wprowadzić Arthura do środka. – Jeśli pani nie chce na to patrzeć, proszę zaczekać na zewnątrz. Prawdopodobnie będziemy musieli założyć kilka szwów...
    Ale tylko tyle usłyszał. Nie siedział na tym przeklętym wózku, leżał na kozetce, ale nie miał pojęcia, jak się tam znalazł. Ocknął się w momencie, w którym pielęgniarka zaklejała plastrem łuk brwiowy, a zaraz potem zdjęła jednorazowe rękawiczki i posłała Morrisonowi ciepły uśmiech, ale w jej spojrzeniu było coś twardego. Jak u matki, która martwi się o dziecko i zabrania mu pewnych rzeczy dla jego dobra.
    - Zrób coś dla mnie i nie wracaj tu więcej. Chyba że w odwiedziny do syna. Poważnie, Arthur. I zabiorę cię jeszcze na tomografię, jak lekarz podpisze zlecenie. Twoja żona ma rację, mogłeś dostać wstrząśnienia – westchnęła, a Arthur opuścił nogi z kozetki i pokręcił lekko głową, natychmiast tego żałując, ale nie pisnął nawet słówkiem.
    - Nie, nie trzeba, wszystko jest w porządku – wymamrotał, a kiedy kobieta ujęła go za łokieć jedynie się wyrwał i fuknął pod nosem. – Najpierw Matt. Dałem się opatrzyć, wszystko jest w porządku, nie mam mdłości... Jak wyjdę od syna, może pani zrobić wszystkie badania, jakie przyjdą pani do głowy, ale teraz mam zamiar iść z moją żoną do Matta – oznajmił twardo i odsunął się kilka kroków. Potem jednak wbił w kobietę podejrzliwe spojrzenie i zacisnął wargi.
    Ona wie
    - Zaraz... o to ci chodzi. O badania – wycedził. – To oni cię przysłali... pracujesz dla nich, tak? Są tutaj? Obserwują mnie? Connor pobił mnie specjalnie, żebym tu trafił, bo poza szpitalem nie jest tak łatwo, co? – mówił cicho. Przynajmniej on. Bo głos stawał się coraz głośniejszy.
    Uciekaj. Powiem ci, co zrobić, żeby dali ci spokój i żebyś ty dał spokój wszystkim. Musisz umrzeć, Arthur. Powinieneś się zabić
    - Nie! – jęknął i wplótł palce we włosy, szarpiąc za pojedyncze kosmyki. – Nie mogę, przestań! Nie zrobię tego swojej rodzinie!
    Mają przez ciebie same problemy. Popatrz na Elle. Popatrz, co z nią zrobiłeś. Była pełna życia, a przy tobie je straciła. Byłoby jej lepiej bez ciebie. Dzieciom też. Co, jak się dowiedzą, że ich ojciec jest świrem i skrzywdził mamę? One nie chcą takiego ojca
    - To prawda? Masz przeze mnie same problemy? – wyszeptał, patrząc na Elle z prawdziwym bólem w oczach. Ten fizyczny był niczym w porównaniu do tego drugiego. – Przepraszam. On ma rację, będzie wam lepiej beze mnie – dodał, wyrywając z głowy garść ciemnych włosów. Obrócił się nerwowo, rozglądając się, by ostatecznie dopaść do zamkniętej szafki z lekami. – Podaj mi coś. Zabij mnie, słyszysz?! Zabij mnie – wrzasnął, choć nie wiedział, do kogo mówi. Do Elle, pielęgniarki, siebie, czy głosu, który głośno się śmiał, mając gdzieś jego krzyki.

    Artie ❤

    OdpowiedzUsuń
  115. Pielęgniarka spojrzała z niepokojem na Elle, a potem wyszła z gabinetu i pobiegła po swój telefon. Niedługo później Nigel był w drodze do szpitala, wydając instrukcje, jak powinni się zachowywać. Problem w tym, że w teorii wszystko było łatwiejsze, w praktyce uspokojenie schizofrenika nie należało do czynności, które można załatwić szybko i… I przede wszystkim we współpracy z samym zainteresowanym. Mieszanie w głowie to jedno z najgorszych uczuć, z jakimi Arthur miał kiedykolwiek do czynienia. Zwłaszcza, że od samego początku miał świadomość, iż nikt inny nie słyszy głosu, szukał pomocy i zdawał sobie sprawę z tego, że jej potrzebuje. I to było jeszcze gorsze. Niemożność poradzenia sobie z czymś, bezsilność, na którą nie ma żadnego działającego sposobu.
    A było tak dobrze. Tak długo niczego się nie bał, tak długo nie słyszał nic, co tak naprawdę nie istniało… Sytuacja, w której Elle i on się znaleźli, siała coraz większe spustoszenie i Morrison miał tego dość. Choć nie zgadzał się z głosem we wszystkim, z jednym aspektem nie mógł dyskutować – byłoby lepiej dla wszystkich, gdyby zniknął z powierzchni ziemi razem z tym, co zniszczył.
    Patrzył na Elle i tak bardzo chciał wierzyć w każde jej słowo, ale na każde jej stwierdzenie głos odpowiadał kontrargumentem i robił to głośniej. Jej uśmiech nie był przyjazny, był uśmiechem radości z tego, że w końcu chciał dać wszystkim spokój, że zrozumiał, jak cholernie jest niepotrzebny.
    - Cieszysz się, prawda? Że w końcu zrozumiałem, że jestem ciężarem – powiedział cicho, nie odrywając spojrzenia od jej ciemnych oczu. Reszta świata przestała istnieć, była tylko Elle, tylko jej twarz i delikatny dotyk na ramieniu. Dotyk, który w niewielkim stopniu zdawał się go ściągać do rzeczywistości.
    W co ty wierzysz, w bajki? Myślisz, że ona cię kocha? Uciekła od ciebie, idioto, właśnie dlatego, że cię nie kochała! Nie odejdzie, bo się boi, jesteś psycholem. Zaczeka, aż zrobisz coś głupiego, a potem wsadzi cię do psychiatryka i będzie miała spokój
    - Nie chcę, żeby się mnie bała – wyjęczał słabo i zagryzł dolną wargę niemal do krwi. – Nie chcę, żebyś się bała, przecież cię kocham, nie zrobiłbym ci krzywdy… Ja… Ja nie jestem wariatem… Nie chcę do szpitala… - szeptał, znowu wplatając palce w swoje ciemne loki i zaciskając na nich dłonie. – Nie odsyłaj mnie tam, proszę… Zrobię wszystko, zmienię się, na… Naprawię się, tylko mnie tam nie odsyłaj – poprosił i pochylił głowę, po czym ujął dłoń ukochanej i przyłożył jej wewnętrzną część do swojego policzka, wtulając się w nią. Głos wciąż był, ale cichszy.
    Nie jesteś dla niej dobry
    - Będę lepszy – wyszeptał. – Potrafię. Tylko daj mi szansę… I mnie nie zabijaj… Niech mnie nie zabijają, niech dadzą mi spokój… Chcę spokoju, chcę, żeby było dobrze – dodał, chwytając drugi nadgarstek dziewczyny i opierając rękę na swojej twarzy.
    Nigdy nie będzie dobrze, jesteś trucizną, Arthur
    - Nie… Nie chcę… Nie chcę być trucizną… Błagam, powiedz, że nią nie jestem…

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  116. [Cześć! C: Sama nie wiem, czy wybaczyłabym jej na miejscu Villanelle, więc wcale się nie dziwię. :D Niemniej jednak, ochotę na wątek mam, gorzej z pomysłem. W razie czego pomyślę nad czymś, no i daj znać, czy w ogóle masz chęć pisać z nami dramę. :D]

    MJ Morrison

    OdpowiedzUsuń
  117. Pokiwał energicznie głową, jednocześnie zaciskając powieki, jakby chciał nikogo nie widzieć i żeby nikt nie widział jego. Nie dość, że czuł się słaby, zwyciężony przez coś, co istniało tylko w jego głowie, to jeszcze jego żona, jego ukochana, która właśnie przez to uciekła, była świadkiem całej sytuacji. I to mieszało Arthurowi w umyśle jeszcze bardziej. Z jednej strony świadomość, że kiedyś skończyło się tak, a nie inaczej, a z drugiej to, że teraz przy nim była, że mówiła te wszystkie rzeczy i wyglądała przy tym na najszczerszą na świecie osobę. I tak bardzo chciał jej wierzyć, tak bardzo pragnął, żeby to okazało się tylko złym snem, z którego mógł się w każdej chwili wybudzić i objąć mocniej śpiącą przy nim Elle.
    Ale to było życie. Ponure, pełne zakrętów i zupełnie nie takie, jak Arthur sobie kiedyś wyobrażał, że będzie.
    - Obiecałem – przytaknął cicho drżącym głosem. – I to prawda, nigdy was nie skrzywdzę – dodał, chłonąc jej dotyk na swoich policzkach. Skrzywił się, gdy ten zniknął, ale odetchnął z ulgą, czując ramiona dziewczyny oplatające go w pasie. Przytulił ją do siebie, wtulając twarz w ciemne włosy i wdychając ich zapach, tak bardzo charakterystyczny i tak bardzo w tym momencie pomocny, bo kojarzył się z bezpieczeństwem. Z tym, że mimo wszystko nie był sam i najwyraźniej głos nie miał racji, a na tym świecie istniał ktoś, komu na nim zależało.
    - Naprawimy się – powtórzył szeptem. – Dziękuję. Dziękuję, że im na to nie pozwolisz. Oni… O-oni od dawna chcą mnie tam zamknąć. Chcą robić badania, bo wiedzą, kim jestem – dodał wprost do jej ucha, szybko i nieco niewyraźnie, bo nie chciał, żeby pielęgniarka zrozumiała choć słowo. – Zniszcz dowody, nie mogą nic znaleźć, na pewno pójdą do mieszkania i mnie stąd nie wypuszczą, żeby je przeszukać. Zniszcz różdżkę. Jest pod materacem, tam, gdzie rozdarcie – wymamrotał, przytulając Elle nieco mocniej, ale nie na tyle, by miało ją to rozboleć czy stłamsić. Po prostu w tej chwili potrzebował jej bliskości i korzystał z tego, że sama się na nią zgadzała.
    I w tym wszystkim nie zauważył Browna, który po cichu wszedł do gabinetu z wcześniej przygotowaną strzykawką i igłą zasłoniętą plastikową osłonką. Zdjął ją tuż przed wycelowaniem w ramię Arthura i wbił igłę w biceps, nie zawracając sobie głowy nawet odkażaniem. Morrison drgnął nerwowo i odsunął się od Elle, by spojrzeć na Nigela. Rozchylił usta i zerknął prosto w oczy mężczyzny. Rok temu… Rok temu wpadłby w panikę. Wywróciłby gabinet do góry nogami, doszukując się powodów, dla których dają mu zastrzyki, bo choć wiedział, że jest chory, nie wierzył w schizofrenię.
    Ale teraz wiedział i miał obok siebie kobietę, którą kochał tak bardzo, że jej utrata powodowała fizyczny ból i nie mógł jej przestraszyć ani od siebie odepchnąć.
    - Dziękuję – wychrypiał, a Nigel pokiwał głową.
    - Usiądź. Za dziesięć minut on zniknie i znowu będzie wszystko w porządku – powiedział z delikatnym uśmiechem i ujął ramiona bruneta, by poprowadzić go w kierunku kozetki, na której delikatnie do usadził. A potem odwrócił się do Elle. – Wszystko okej? – spytał wprost.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  118. Zamknął oczy, powoli wracając do rzeczywistego świata. Głos cichł z każdym kolejnym słowem i wiedział, że nie ma szans o cokolwiek zawalczyć. Arthur nie chciał go słyszeć, więc oddychał z wyraźną ulgą, gdy substancja zawarta w zastrzyku rozchodziła się po mięśniu, a potem po reszcie ciała. Znał procedurę, miał świadomość tego, że dopiero za piętnaście minut zapadnie całkowita cisza, więc odliczał w myślach kolejne sekundy, tym samym nie skupiając się na tym, co krzyczał głos, desperacko chcąc zostać z Morrisonem.
    - Przyjmował – odparł Brown, podchodząc bliżej dziewczyny. Mówił cicho, jakby nie chciał przeszkadzać brunetowi w wyciszeniu się. – Ustaliliśmy, że tabletki nie będą odpowiednie, zwłaszcza, że nie zawsze miał czas je brać, więc spróbowaliśmy z zastrzykami i działały. Zresztą, jak widzisz… - urwał i zerknął na głęboko oddychającego Arthura, który siedział z zamkniętymi oczami, coraz bardziej się rozluźniając. – Działają nadal. To… Wiesz, Elle, on jest silny. Od początku był zdeterminowany, żeby uśpić schizofrenię i miał świadomość, że po prostu jest chory. Mało który schizofrenik o tym wie, ale nie o tym chciałem mówić… Ostatnie wydarzenia go przytłoczyły, normalna osoba miałaby problem, a co dopiero ktoś obciążony tak bardzo, jak on. Osobiście uważam, że wytrzymał długo, spodziewałem się nawrotu po tym, jak Tilly… - kolejny raz urwał i pokręcił głową, jakby nie chciał wspominać o czymś, co dla niego było równie trudne. Bo w zasadzie tak się właśnie działo. Arthur był jego pacjentem od prawie dwóch lat i choć zachowywali profesjonalizm, ich relacje po sesjach przypominały raczej przyjacielskie, niż lekarz-pacjent. Nigel zwyczajnie go polubił i przeżywał wszystkie problemy razem z nim. – Ale nie masz się czym martwić. Trochę zwiększymy dawkę i będzie funkcjonował normalnie. Tylko dobrze by było, gdybyście rozmawiali. On dusi w sobie pewne rzeczy, potrafi się powstrzymywać, a to właśnie krzyk pomaga. Jeśli coś się będzie działo, pokłóćcie się, tylko nie milczcie przez miesiąc. Im częściej będziecie to robić, tym gorzej będzie z Arthurem – powiedział i delikatnie pogłaskał ramię dziewczyny, uśmiechając się pokrzepiająco. – I dajcie sobie czas. Wyjedźcie gdzieś, oderwijcie się. Mogę wam polecić dobrą opiekunkę i fajne miejsca w NY – dodał i zerknął na bruneta, który powoli otworzył oczy i kilka razy zamrugał. Jego spojrzenie przestało być błędne i choć jeszcze nie był do końca sobą, było mu do tego bliżej, niż jeszcze kilka minut temu. – Słyszysz? Wysyłam was na urlop. To zalecenie lekarskie – rzucił nieco głośniej.
    - Możemy iść do Matta? – spytał zachrypniętym głosem Morrison, ignorując uwagę o urlopie.
    - Za chwilę. Posiedź jeszcze trochę – Brown westchnął cicho, a potem ścisnął ramię Elle i wyszedł z gabinetu, zamykając za sobą drzwi.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  119. [Pomyślałam o tym, że może Villanelle była przyjaciółką, sąsiadką lub koleżanką z pracy jego zmarłej przed czterema laty narzeczonej? Jeśli by ci to odpowiadało, to mogłybyśmy założyć, że to zdarzenie ich do siebie zbliżyło i mimo upływu czasu nadal utrzymują ze sobą kontakt. Co ty na to?]

    Stanley Nesbitt

    OdpowiedzUsuń
  120. [Lecimy na spontan, niech reszta wyjdzie w praniu :D]

    Stanley Nesbitt

    OdpowiedzUsuń
  121. Nie przysłuchiwał się ich rozmowie, nie czuł takiej potrzeby. Nie miał przed Brownem żadnych tajemnic, to był warunek powodzenia w leczeniu, że będą ze sobą całkowicie szczerzy, a każdy problem był szczegółowo zrelacjonowany i przegadany, choć Nigel starał się unikać mówienia Arthurowi, co ten ma zrobić, bo to przecież było ich życie. Nie miał też sekretów przed Villanelle. Od kiedy jego choroba wyszła na jaw, nie musiał nic ukrywać, ale nie było odpowiedniego momentu, żeby zabrać ją ze sobą na sesję terapeutyczną. Cały czas coś się działo, nie mieli spokoju, a on po prostu nie chciał zrzucać na jej plecy więcej problemów, niż sam ich miał.
    Tak czy inaczej nie miał powodu, by w jakikolwiek sposób kontrolować przebieg ich konwersacji, skupił się więc na sobie. Na tym, żeby wrócić do rzeczywistego świata i uciszyć to, co działo się w jego głowie. Powoli wypływał na powierzchnię i cieszył się, że Elle została, że… Że widząc go w takim stanie, postanowiła nie uciekać. Tak naprawdę pierwszy raz zobaczyła, z czym ma do czynienia i nie miałby jej za złe, gdyby tego nie wytrzymała, liczył się z tym. Już raz uciekła i sam był temu winien.
    Odetchnął głęboko i ujął dłonie dziewczyny, po czym uniósł je i zaplótł na swoim karku, samą Elle podnosząc i sadzając na swoich kolanach. Wtulił się w nią, niczym mały chłopiec i zacisnął powieki, kręcąc lekko głową.
    - Tak, wszystko w porządku. Ja… Przepraszam, Elle. Nie chciałem, żebyś kiedykolwiek musiała być tego świadkiem – wyszeptał i wyprostował się, żeby spojrzeć w oczy ukochanej. – Też cię kocham. I też za tobą tęskniłem, nie chcę cię stracić, nigdy więcej. Ale jeśli stwierdzisz, że… Że to dla ciebie za dużo, zrozumiem, bo nie mogę obiecać, że taka sytuacja się nie powtórzy. Nie będę miał ci za złe, jeśli wtedy odejdziesz – dodał cicho i przesunął palcami po jej bladym policzku. Chwilę później wstał ostrożnie z kozetki i postawił Elle na podłodze, samemu walcząc z zawrotami głowy. Nie wspomniał jednak o tym słowem w obawie, że ktoś zaciągnie go na badania, zamiast pozwolić iść do syna. Dał sobie kilka sekund na odzyskanie równowagi i splótł palce z palcami dziewczyny, razem z nią wychodząc z pomieszczenia na korytarz. Drogę na oddział neonatologiczny znał na pamięć, mógłby ją pokonać z zamkniętymi oczami. Codziennie szedł tymi korytarzami, myśląc jedynie o tym, że jego dziecko nie może być teraz samo, że potrzebuje swoich rodziców, chociaż jednego z nich i tak poza wszystkim, zwyczajnie chciał przy nim być.
    - Jeśli będziesz chciała wyjść, po prostu powiedz, dobrze? – powiedział cicho, zatrzymując się przed drzwiami prowadzącymi do sali, gdzie wcześniaki leżały w inkubatorach, choć Matt powoli przestawał przypominać wcześniaka, a zaczynał niemowlę. Jego skóra przestała prześwitywać, a aparatura do wspomagania oddechu nie zasłaniała całej twarzyczki. Wciąż miał sondę wprowadzoną przez nos, ale był większy, więc rurka nie wyglądała na tak ogromną, jak jeszcze kilka tygodni temu. Poruszał nóżkami i rączkami, otwierał oczy i patrzył na to, co się wokół niego dzieje. Miał też na sobie śpioszki i czapeczkę, a dzięki temu wyglądał trochę jak robotyczna laleczka. Arthur to wszystko wiedział, nie miał natomiast pojęcia, jak Elle zareaguje, gdy zobaczy swojego synka. I… I tak naprawdę cholernie się bał, choć nie potrafił określić, czego dokładnie.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  122. - Wiem, wiem. Ja po prostu chcę, żebyś wiedziała, że zawsze masz wyjście – powiedział cicho, mierząc spojrzeniem jej twarz i uśmiechając się smutno, choć wciąż miał z tym problemy. Wkurzało go to, że najbardziej obrywał w gębę i przybywało na niej blizn. O ile tę po szkle na policzku mógł przeżyć, o tyle wybrakowana brew i przedłużony siłą kącik ust nie odpowiadały mu zbytnio. Nie miał o sobie nie wiadomo jak wygórowanego mniemania, ale patrząc w lustro stwierdzał, że nie odstrasza aż tak bardzo. Teraz odstraszał, bo choć jeszcze się nie widział, miał świadomość, że wygląda okropnie.
    Zacisnął zęby, żeby nic nie powiedzieć i pozwolił ściskać swoją dłoń.
    - Nie masz za co mnie przepraszać – odparł, ale nie mówił tego dlatego, że chciał jej poprawić samopoczucie. – To ja powinienem to robić, za to, że zostawiłem cię z tym samą, a teraz wiem, że cierpiałaś. Czasu nie cofniemy, ale teraz możemy postąpić inaczej – zauważył i musnął wargami jej skroń, a następnie zaciśnięte na jego ręce palce. – Nie pozwolę, jeśli nie będziesz tego potrzebowała. Zrobimy to na twoich warunkach, kochanie – wyszeptał, zanim przekroczyli próg pomieszczenia.
    Stał obok ukochanej, ale nie wtrącał się w jej działanie. Mentalnie przygotowywał się na każdą jej reakcję, jaką podpowiadała mu wyobraźnia, uważnie obserwując zachowanie Elle. Na kobietę, która do nich podeszła, jedynie przelotnie zerknął i pokręcił głową. Musieli to zrobić sami. Bez psychiatrów, pielęgniarek i innych ludzi, którzy chcieli pokazać, że mogą być pomocni. To było ich dziecko i ich związek, który musieli uratować. Bez pomocy ludzi nie mających pojęcia, jak długa i skomplikowana jest ich historia.
    - Tak. Lekarze twierdzą, że jest silny – powiedział cicho, ale nie wiedział, czy mówi bardziej do siebie, czy do brunetki. Wydawała się tak zaabsorbowana Mattem, że nie chciał jej z tego wybijać. – Na pewno to rozumie. Ważne, że… Że oboje jesteście silni – wyszeptał i zacisnął wargi, żeby nie powiedzieć za dużo. Zamiast tego po prostu wysunął dłoń z uścisku Villanelle, by podejść do niej od tyłu i objąć ją ramionami, opierając brodę na jej obojczyku. Musnął wargami skórę na szyi, a po chwili zastanowienia jedną rękę ułożył na brzuchu dziewczyny, a drugą oparł na inkubatorze tuż obok jej, palcami przesuwając po obudowie odgradzającej ich od dziecka. – Wszystko w porządku, kochanie? – spytał cicho wprost do jej ucha, tak, żeby tylko ona go usłyszała. Wsunął nos pomiędzy kosmyki włosów, zaciągając się znajomym zapachem i przycisnął usta do ciepłej skóry, robiąc to najczulej, jak tylko potrafił. Nie powiedział nic więcej, pamiętając, jak cholernie ją to wkurzyło ostatnim razem, Po prostu… Po prostu przy niej był, ciesząc się z tego, że w końcu znaleźli się tu razem.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  123. Źle się czuł podczas tej rozmowy i ciężko było mu to ukryć. Nie potrafił pocieszać ludzi, a już tym bardziej tych, którzy po części płakali także przez niego. Wolał, kiedy wyzywała go od dupków albo podrzucała mu bez zapowiedzi dziecko niż jak leżała blada jak trup w szpitalnej sali, a jej wzrok błądził nieobecny po suficie.
    - To przeze mnie tam trafił więc nie ma o czy mówić. Pomogłem mu, bo to ja miałem być na jego miejscu, zresztą, to mój przyjaciel i nawet jeśli nie uprowadziliby go z mojego powodu, wpłaciłbym każdy grosz, aby wykupić go z rąk tych psychopatów – westchnął, nie chcąc wracać myślami do tamtych okropnych chwil. W życiu nie spotkało go coś takiego i jedynie śmierć siostry była porównywalną do tego wydarzenia tragedią. Każdej nocy miał przed snem obraz zakrwawionego Arthura i pomimo tego, że sytuacja została już opanowana, a Morrison całkiem szybko dochodził do siebie, był pewien, że jeszcze długo nie będzie potrafił pozbyć się ze swojej podświadomości zakrwawionej twarzy architekta, który osunął się na asfalt niczym ściągnięty z krzyża Chrystus.
    - Masz rację, nie powinienem teraz wspominać o imprezie. Po prostu pomyślałem, że dzięki temu oderwiecie się od problemów i przestaniesz chociaż na moment myśleć o tym wszystkim co się stało…Nieważne, nie było tematu, naprawdę…- westchnął, czując wyrzuty sumienia przez swoją głupotę. Zamiast okazać jej wsparcie, wręczył jej zaproszenie na imprezę na której prawdopodobnie nie będzie miała jak się pojawić. Chciał dobrze, ale spieprzył sprawę jak zwykle i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Miała pod opieką dwoje dzieci, w tym jednego wcześniaka i musiała być teraz 24 godziny na dobę przy nim, a nie upijać się z mężem na jego prywatnej wyspie.
    - To tajna receptura i pewnie niewiele od niej wyciągniesz – uśmiechnął się, ciesząc się przy tym, że tosty naprawdę jej smakowały – U mnie wszystko w porządku. Jestem co prawda kaleką, ale już nauczyłem się w miarę dobrze chodzić o kulach i jakoś będę musiał to wszystko przeżyć – dodał, podając jej sok i odbierając od niej puste opakowanie po tostach. Nie wiedział na ile przyjaciółka odzyskała siłę i wolał na wszelki wypadek pomóc jej w podstawowych czynnościach, aby nie nadwyrężała już i tak wycieńczonego organizmu.
    - Nie będę ci już przeszkadzał. Zjadłaś, więc jestem o ciebie nieco spokojniejszy. O imprezie nie myśl, skup się na mężu i dzieciach, a ja to wszystko zrozumiem. Jeśli będziecie potrzebować mojej pomocy to po prostu do mnie zadzwoń, dobrze ? – uśmiechnął się delikatnie i z trudem podniósł się z krzesła, wspierając się na jednej z kul. Przeklinał w duchu swoje bohaterskie czyny i obiecał sobie po raz kolejny, że nigdy więcej nie będzie ratował nikogo z drzewa, nawet jeśli ktoś będzie znajdował się w sytuacji zagrożenia zdrowia albo życia.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  124. Milczał i nie ruszał się, jedynie rozwiewając delikatnie włosy Elle swoim oddechem. Nie chciał zrobić nic, co mogłoby ją w jakiś sposób zniechęcić czy wystraszyć, nie chciał też mówić rzeczy, których nie chciałaby usłyszeć, dlatego… Czekał. Oczekiwał na ruch z jej strony, na coś, co pokaże mu, że może się rozluźnić i przestać bać o to, co może stać się z jego ukochaną.
    Po chwili mógł jednak przestać zachowywać się w ten sposób, a na pewno nie robił tego celowo. Nie ruszał się, nawet nie oddychał przez moment, wsłuchując się w każde słowo i czując ciepło rozlewające się po sercu. Teraz wszystko było na swoim miejscu. No, może nie do końca, ale na tyle, na ile pozwalała na to sytuacja. Oboje byli przy dziecku, które ich potrzebowało, spełniali rodzicielski obowiązek i wyglądało na to, że nie robili tego na przymus. I to sprawiało, że łzy cisnęły mu się do oczu, ale powstrzymał kolejny napad płaczu, uznając, że musi być silny. Dla Elle.
    Wciągnął powietrze, zaskoczony jej ruchem, ale odruchowo objął ją ramionami i przytulił do siebie. Dłoń odnalazła drogę do ciemnych włosów, przeczesując je palcami, a druga przyciskała ciało dziewczyny do torsu, chcąc zatrzymać ją jak najbliżej i najdłużej przy sobie.
    - W trzydziestym szóstym tygodniu dziecko jest gotowe do życia poza łonem matki – wyszeptał, przywołując z pamięci formułkę, którą usłyszał od pielęgniarki, gdy spytał, kiedy będzie mógł zabrać Matta do domu. Tak naprawdę nie podała mu żadnej konkretnej informacji, jedynie ogólne formułki, które słyszał na tym oddziale każdy rodzic. – Wszystko zależy od tego, czy będzie potrafił samodzielnie oddychać i… Przepraszam, nie chcę cię przytłaczać, ale oni mówią, że od jedzenia. Czy będzie chciał pić mleko i… I czy ty będziesz gotowa, żeby… No wiesz. Nakarmić go – wymamrotał, nieco zakłopotany, ale nie dlatego, że krępował go sam akt karmienia dziecka piersią. Nie widział tego nigdy w wykonaniu Elle, ale miał wrażenie, że ta sytuacja byłaby jedną z najbardziej rozczulających, z jakimi miał do czynienia. Teraz chodziło jednak o to, że nie miał pojęcia, czy Elle będzie gotowa na usłyszenie takiej informacji w bardzo bezpośredni sposób. Nie chciał jej wystraszyć, nie po tym, jak zrobiła tak duże postępy w zbliżeniu się do Matthew. – Nie mówią nic konkretnego, ogólniki. Jeśli będziesz chciała, oboje możemy porozmawiać z lekarką. I… Położna prosiła, żebyś zgłosiła się do niej, kiedy poczujesz, że to ten moment – powiedział cicho i odsunął się nieznacznie z cichym westchnieniem, żeby spojrzeć w oczy dziewczyny. Ułożył dłoń na jej policzku, gładząc go kciukiem i oparł swoje czoło o jej, przymykając powieki. – Nie chcę cię zarzucać nadmiarem informacji. Zadawaj mi pytania, a… Ja postaram się odpowiedzieć na tyle, ile sam wiem. A wiem niewiele, nie chciałem bez ciebie – wyszeptał i musnął ustami jej wargi.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  125. Pokiwał jedynie głową, uznając, że słowa są teraz niepotrzebne. Zdawał sobie sprawę z tego, że Elle cierpi. On też cierpiał na swój sposób, ale zupełnie inaczej, niż jego żona. To nie z jego ciała wyjęto zbyt wcześnie dziecko, nie mając pewności, czy przeżyje. To nie on prawie stracił po zabiegu życie. No dobra, było blisko, ale to nijak się miało do cesarskiego cięcia. Teraz rozumiał, że Elle potrzebowała po prostu czasu. Czasu, żeby się z tym wszystkim pogodzić.
    - Ale… - zaczął, jednak urwał, niepewny, czy powinien o tym mówić. Położna powtarzała, że Villanelle powinna karmić dziecko, ale Arthur nie chciał się w to wtrącać, nie był kompetentny, a na pewno nie do niego należała decyzja. Wiedział to, co sam usłyszał lub przeczytał, ale łatwiej było teoretyzować, niż przełożyć to na praktykę. – Jest, to prawda. Ale niedługo wyjmą rurkę, żeby sprawdzić, czy potrafi sam jeść – wyszeptał i pokręcił głową, zaciskając wargi w wąską linię. – Nie chcę się w to wtrącać, Elle. Ty jesteś matką i ty decydujesz, ja… Przekazuję ci to, co usłyszałem – dodał cicho i pozwolił dziewczynie wysunąć się z jego objęć. Nie wiedział, czy będzie potrzebowała jego bliskości tak bardzo, jak on potrzebował jej, dlatego nie podszedł, póki sama nie zrobiła pierwszego ruchu. Ujął jej dłoń w swoją i objął ją wolnym ramieniem w talii, opierając policzek na czubku jej głowy i patrząc na Matta, który zdawał się zainteresowany kimś nowym. – Porozmawiamy, kiedy będziesz gotowa – powtórzył i musnął wargami ciepłą skroń. – Wiesz, oni… Oni naprawdę to rozumieją. Nikogo nie poganiają, nie są nachalni, jedynie sugerują, co mogłoby być dobre dla dziecka, ale ostatnie słowo należy do nas. Dopiero przed wyjściem będziemy musieli zająć się Mattem zupełnie sami. Żeby się tego nauczyć – wymamrotał i odsunął się, ale tylko na chwilę, by wolną ręką sięgnąć po krzesło. Wciąż był słaby i bolała go głowa, choć po środkach przeciwbólowych nie było to tak dokuczliwe. Niemniej jednak nogi się pod nim uginały i bardzo się starał to ukryć, ale… To nie był łatwy dzień, tydzień ani miesiąc. Poza tym od kiedy schizofrenia była uśpiona, każdy nawrót mocno Arthura wyczerpywał. Ale teraz były ważniejsze sprawy, niż jego zmęczenie, zwłaszcza, że nie chciał przerywać Elle i Mattowi ich wspólnej chwili. Krzesło miało zamaskować to, że opuściły go siły. Usiadł więc i opadł plecami na oparcie, a dłonią, którą wciąż splatał z palcami dziewczyny, pociągnął ją do siebie, sadzając na swoich kolanach. Objął ukochaną w pasie, żeby się nie zsunęła i wtulił twarz w zgłębienie jej szyi. – Będziemy tak długo, jak będziesz tego chciała – wyszeptał, przymykając powieki. – Możemy tu spędzić noc, jeżeli chcesz. Wystarczy jedno słowo – dodał i pogładził jej plecy. Sam chętnie położyłby się na miękkim łóżku, ale nie miał najmniejszego zamiaru jej o tym informować. W każdej innej sytuacji, ale nie wtedy, kiedy znalazła w sobie siłę, żeby być przy synku i chcieć przy nim zostać.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  126. Stan miał kompletnie inne odczucia związane z przesiadywaniem w domu. Od wypadku minęły cztery lata. Przez ten czas przywykł do mieszkania w pojedynkę. Choć na początku trudno było mu się odnaleźć w nowej sytuacji, teraz radził sobie świetnie. Był bardzo samodzielny, na tyle, że we własnym mieszkaniu poruszał się bez używania laski. Znał tutaj każdy kąt. Wszystkie przedmioty miały swoje stałe miejsce. To pozwalało mu w ich łatwym lokalizowaniu.
    Ze względu na to, Stan rzadko zmieniał wystrój swojego domostwa, ale tym razem udało mu się przynieść z bibliotecznej wyprzedaży kilka książek, które w innym wypadku trafiłyby zapewne na skład makulatury. Pojawienie się nowych tytułów oznaczało jednak reorganizację biblioteczki, czego od dawna nie robił. Od bałaganu z tym związanego oderwał go dźwięk kroków dobiegający z korytarza. Stan zamieszkiwał parter, a konkretnie jedno z pierwszych mieszkań po lewej stronie od wejścia na klatkę schodową, na której w lato panował przyjemny chłód. Przez chwilę nasłuchiwał, czy osoba wejdzie na górę, czy otworzy jedno z sąsiednich mieszkań, ale zamiast tego usłyszał ciche pukanie. Wstał z podłogi i odruchowo otrzepał czarny t-shirt, który miał na sobie. Ruszył w stronę drzwi szybkim krokiem, po czym otworzył je, zastanawiając się kto złożył mu te niespodziewane odwiedziny. Znajomy zapach perfum zdradził tożsamość gościa.
    — Villanelle — Bardziej stwierdził, niż spytał. — Wejdź, proszę... — stwierdził, rozchylając drzwi.
    Mieszkanie Stana wyglądało tak, jakby jego właściciel dopiero niedawno się do niego wprowadził. Białe ściany, nieprzyozdobione ani jednym zdjęciem, obrazem czy plakatem, sprawiały wrażenie pustych i niezagospodarowanych. Meble, które dało się dostrzec z przedpokoju na pierwszy rzut oka wydawały się proste, pozbawione charakteru, ale kiedy weszło się głębiej, w oczy rzucał się stary gramofon umiejscowiony na jednej z szafek. Tuż pod nim znajdowała się imponująca kolekcja płyt winylowych. Niektóre papierowe opakowania miały charakterystycznie poszarpane brzegi, a ich okładki z pewnością były lekko pożółkłe. Niejeden zespół, jakiego kawałki zawierały, musiał od lat nie istnieć. Ich muzyka zapisała się jednak na kartach historii oraz na milionach sprzedanych krążków, co czyniło ich w pewien sposób nieśmiertelnymi. Choć Stan nie widział, nadal otaczał się sztuką, to również nie uległo zmianom, po prostu teraz poświęcał więcej uwagi jej innym formom.
    W ciasnej kawalerce królowały również książki. Zazwyczaj leżały równo poukładane na półkach i regałach, ale tym razem przez porządki całe stosy znajdowały się na jednoosobowym łóżku, puszystym dywanie i jasnobrązowych panelach.
    — Przepraszam za bałagan, nie spodziewałem się dzisiaj żadnych odwiedzin — mruknął nieco zakłopotanym tonem. Zdjął misternie ułożoną stertę książek z jednego z krzeseł, by dziewczyna mogła na nim usiąść. Przeniósł je na parapet, tuż obok kaktusa, który prawdopodobnie był jedyną rośliną, jaką posiadał Stan. — Może zrobić ci herbaty? — zaproponował.

    Stanley Nesbitt

    OdpowiedzUsuń
  127. Może i przez wszystko, co się ostatnio działo, trochę stracił ze swojej bystrości, ale po kilku sekundach zrozumiał, co Elle próbuje zrobić i pokiwał lekko głową, zostawiając medyczne zagadnienia daleko w tyle. Zdołał oswoić się z Mattem, ale zafascynowanie ukochanej sprawiało, że patrzył na synka na nowo, jakby sam widział go tak naprawdę pierwszy raz i żałował, że jest w takim, a nie innym stanie i nie może należycie pokazać, jak cholernie ta sytuacja jest dobra.
    - Więcej ma z ciebie – wychrypiał i odruchowo odgarnął włosy dziewczyny do tyłu, zerkając na jej profil. Uśmiechnął się przy tym delikatnie. – Będzie syneczkiem mamusi – dodał, muskając wargami jej policzek.
    Westchnął cicho i oparł głowę na jej piersiach, przymykając przy tym powieki. W normalnej sytuacji wykorzystałby jakoś swoją pozycję, ale teraz odbierał jej ciało jako coś miękkiego i przyjemnego, w przeciwieństwie do prawie wszystkiego, co stało się dzisiaj. Czuł, że mógłby tak zasnąć, ale przecież były sprawy dużo ważniejsze, niż sen.
    - Wiem, wiem. Tęskniłem za nią i żałuję, że wystraszyłbym ją swoją twarzą – wymamrotał niezbyt zadowolony. – Może zainstalujemy się dzisiaj w hotelu? Położymy się i poszukamy czegoś w internecie, spokojnie i bez pośpiechu – podsunął i na moment się wyprostował, żeby spojrzeć na twarz Elle, ale dość szybko przymknął powieki z powrotem i oparł głowę na poprzednim miejscu. Pragnął czułości i bliskości, której nie dawali sobie od długiego czasu, w dodatku był obolały i chociaż wiedział, że Villanelle ma swego rodzaju przełom, potrzebował jej, jakiegokolwiek przejawu tego, że potrafi wciąż przy nim być, a biorąc pod uwagę, jak cholernie bolała go głowa, bez zastanowienia ujął nadgarstek dziewczyny i wplótł jej dłoń we własne włosy, bez słów pokazując jej, czego potrzebuje. Zwykłe przeczesywanie loków, a dla Arthura było teraz jak zbawienie.
    - Jestem zmęczony – mruknął cicho zgodnie z prawdą. – Ale wytrzymam – dodał, tylko troszkę naginając przy tym rzeczywistość, bo nie miał pojęcia, jak długo jeszcze będzie w stanie siedzieć. – Dałaś radę – wyszeptał, sunąc dłońmi po plecach brunetki powolnymi, uspokajającymi ruchami. – Jesteś coraz silniejsza. I jeśli tylko chcesz, porozmawiamy z nimi, ale nie chcę, żebyś do czegoś się zmuszała. Na wszystko przychodzi czas – dodał, prostując się i odwzajemnił delikatny pocałunek. Uśmiechnął się pod nim, mrucząc cicho z zadowolenia. Odsunąwszy się, ułożył dłoń na policzku Elle i pogłaskał gładką skórę kciukiem. – Więc tego nie rób. Możemy tu zostać tak długo, jak chcemy. Nikt nas nie wyrzuci. Tylko... – urwał i zagryzł dolną wargę. Mieli być ze sobą szczerzy, nie dusić w sobie niczego, a Elle prosiła, by powiedział, kiedy poczuje się źle. A z drugiej strony miał świadomość, że cudem się tutaj znaleźli i wszystko szło w dobrym kierunku, nie chciał tego schrzanić. – Poproszę pielęgniarki o coś przeciwbólowego i okład z lodu, dobrze? I zaraz do ciebie wrócę – powiedział, powoli podnosząc się wraz z dziewczyną z krzesła i stawiając ją na podłodze. Znowu zakręciło mu się w głowie, ale zacisnął zęby, nie dając nic po sobie poznać. – Posiedzisz chwilę sama?

    Artie ❤

    OdpowiedzUsuń
  128. — Jasne, chyba coś takiego się znajdzie — stwierdził, uśmiechając się nieznacznie. Podszedł do wąskiego kuchennego blatu o marmurkowym, śliskim i mocno połyskującym wykończeniu. Bezbłędnie sięgnął po elektryczny czajnik. Zdjął go z podstawki, napełnił wodą ze znajdującego się tuż obok kranu, a następnie odłożył go na swoje miejsce, by móc go włączyć. Pstryknięcie przycisku zapoczątkowało szum nagrzewającej się wody na herbatę. Choć Stan tego nie widział, czerwona dioda podświetlała ciecz od dołu, ostrzegając tym samym przed dotknięciem urządzenia. Czekając na wrzątek otworzył jedną z górnych szafek, wdychając zapach mieszanki wszystkich posiadanych herbat. Lubił różnorodność, często sięgał po nowe produkty, jeśli znajdował coś o zapachu przypadającym mu do gustu. Z łatwością odróżniał mocny aromat mięty, delikatne nuty melisy i rumianku, klasycznego earl greya, którego pijał najczęściej, ale gama owocowych zapachów mieszała się w jeden, trudny do określenia. Wyjął saszetkę z metalowej puszki i wrzucił ją do jednego z porcelanowych kubków.
    Odruchowo odwrócił głowę w stronę Villanelle, słysząc jak stuka palcami o blat stołu.
    — Nie ma sprawy. Miło, że ktoś jeszcze o mnie pamięta — odparł. — Jak widać nie przeszkodziłaś mi w niczym ważnym. Uratowałem kilka książek z biblioteki przed przerobieniem ich na makulaturę, ale nie przewidziałem, że będzie to wymagało przeorganizowania całej biblioteczki. Cóż, okazało się, że w ostatnim czasie rozrosła się szybciej, niż sądziłem i trochę zabrakło mi na nie miejsca. Jeśli masz ochotę pomóc mi w porządkowaniu tego bałaganu, to nie pogardzę dodatkową parą rąk do pracy — dodał. Normalnie starał się radzić sobie sam i nie kłopotać innych bez potrzeby, ale wyczuwał napięcie w głosie Villanelle, zupełnie jakby coś ją dręczyło. Nie wiedział, czy powinien dopytywać o to już teraz, ale postanowił wybadać teren. — Jest coś, o czym chciałabyś ze mną porozmawiać? — spytał, starając się brzmieć tak, by nie wywierać na niej niepotrzebnej presji.
    Stan należał do grona osób, które były dobrymi powiernikami tajemnic i nie należało się obawiać, że rozgada twoje sekrety lub rozpuści na twój temat plotki. Czasami wolał nawet słuchać, niż mówić. Obecnie sytuacja wyglądała lepiej, ale niedługo po wypadku zamknął się w sobie i odizolował od większości znajomych, nie chcąc słuchać ich kondolencji ani roztrząsać utraty narzeczonej oraz wzroku.
    Bulgotanie wody skończyło się wraz z charakterystycznym kliknięciem. Udało mu się zalać herbatę wrzątkiem, nie rozlewając go dookoła. Postawił biały kubek z wzorem tropikalnych liści przed Villanelle, a aneks kuchenny wypełnił aromat granatu i banana.
    — Zostawiłaś małą ze swoją mamą? — zagadnął, sięgając łyżeczkę z organizatora do sztućców schowanego w szufladzie.

    Stanley Nesbitt

    OdpowiedzUsuń
  129. W ostatnich miesiącach nie nadążała za życiem swoich przyjaciół. Na początku roku wyjechała do Los Angeles na praktyki, które miały jej pomóc w późniejszym znalezieniu pracy, z Los Angeles od razu wpadła na Coachellę ze znajomymi, a gdy ledwo wróciła do Nowego Jorku została porwana na trasę koncertową Matta, z czego nie mogła się wyrwać. I wcale też nie chciała, a to co tam się działo, wciąż ją nieco zaskoczyło. Była już jednak z powrotem w mieście, kończyła rok i przede wszystkim nadrabiała to, co działo się u jej przyjaciół. Carlie była zaniepokojona ciszą ze strony Villanelle. Teraz był już jednak czas na to, aby dowiedzieć się o wszystkim, co działo się u blondynki. Wyprzedził ją telefon od mamy Elle, którego w ogóle się nie spodziewała. Rozmawiała z Alison przez jakiś czas, jeszcze tego samego dnia zdecydowała o to, aby przyjechać do znanego sobie domu, w którym w przeszłości zdarzało się jej przebywać dość często. Carlie byłą na siebie zła za to, że w ostatnim czasie tak zaniedbała przyjaciół. Działo się tak wiele, naprawdę już nie pamiętała, kiedy ostatni raz widziała Elle i jej córeczkę. Czuła też, że ma ogromne zaległości i koniecznie musi je nadrobić.
    W tym momencie naprawdę przydało się jej auto, które w prezencie dostała od przyjaciela, choć wciąż miała ochotę nakopać w tyłek Ulliel’owi za tak drogi prezent. To jednak dzięki niemu znalazła się na miejscu w przeciągu trzydziestu minut i nie musiała tłuc się metrem, którego nienawidziła czy taksówką, w której musiałaby siedzieć z nieznajomym. Miała za to własną klimatyzację, radio, w którym mogła puszczać co chciała i własne towarzystwo. Zrobiła sobie tylko mały postój w sklepue z ubrankami dziecięcymi. Nie chciała przyjść z pustymi rękami. Wybrała dla maluszka urocze, jasnoniebieskie śpioszki, ale nie zapomniała też o starszej siostrze, dla której wzięła białą sukienkę w cytrynki, która idealnie pasowała na lato. Do głównego prezentu dorzuciła jeszcze parę drobiazgów, które mogły się przydać i po udanych zakupach wróciła na drogę. Trochę się denerwowała tą wizytą, ale starała się nie dać niczego po sobie poznać.
    Niedługo później zatrzymała się przed domem, w którym znajdowała się jej przyjaciółka i wysiadła z auta, zabierając dwie torebki ozdobne z przedniego siedzenia. Przerzuciła pasek od torebki przez ramię, zamknęła auto, a kluczyki wrzuciła do torebki, aby następnie podejść do drzwi. Użyła dzwonka i poczekała na otworzenie się drzwi. Zobaczyła znajomą twarz Alison, z którą się przywitała, a ta z kolei poinstruowała ją, gdzie ma się udać, aby odnaleźć blondynkę. Przed wejściem do pokoju, w którym według Alison znajdowała się Villanelle zapukała kilka razy i nacisnęła po chwili klamkę.
    — Dzień dobry — powiedziała na wejściu wślizgując się do pokoju. — Hej, Elle. Przyniosłam podarunki.

    Carlie

    OdpowiedzUsuń
  130. Wiedziała jedno – działo się wiele, a jej nie było. Choćby jednak chciała to nie potrafiła się rozdwoić, aby pomóc wszystkim, na których jej zależało. Jej życie również się ustabilizowało i mogła zacząć nadrabiać wszystkie ważne wydarzenia. Najbardziej bolało jej to, że nie mogła się pojawić w chwili, kiedy Elle naprawdę jej potrzebowała i czuła, że na gruncie przyjaźni ją zawiodła. Zawsze jednak miała z tyłu głowy, że dziewczyna ma przy sobie ludzi, którzy ją kochają i się o nią troszczą, więc jedna dodatkowa osoba mogła robić już tłum. Była jedną z najbliższych przyjaciółek jakie Carlie miała i nigdy nie chciała, aby poczuła się przez nią pominięta czy niechciana.
    — Uznajmy, że włączył mi się tryb FBI i sama wywęszyłam, gdzie jesteś — odparła z lekkim uśmiechem, podchodząc do dziewczyny i stawiając na łóżku dwie torebki z prezentami. Zauważyła tylko Theę śpiącą w łóżeczku. Domyśliła się, że maluszek musiał być w szpitalu. Nie chciała rzucać tylko pytaniami w stronę Villanelle i po prostu uznała, że musi zadowolić się na chwilę obecną jedynie domysłami. Prawdę powiedziawszy nie przyszło jej też do głowy, aby jechać do kawalerki, gdzie mieszkała. Prędzej pewnie właśnie skontaktowałaby się z jej mamą. — Uznałam, że Thea będzie wymiatać w tej sukience, a Matty… śpioszków nigdy za dużo, racja?
    Nie czuła się pewnie wśród dzieci. Dla niej samej ten temat był czystą abstrakcją i nie potrafiła wyobrazić sobie tego, że kiedykolwiek mogłaby być w ciąży. Może nie miała szalonego życia, ale wychodziła od czasu do czasu do klubów, przepijała pół swojej wypłaty i rano budziła się z kacem – jak w zasadzie większość osób w jej wieku. A studencie imprezy może powinny ją już znudzić, a i tak wraz pojawiała się na nich, gdy tylko miała okazję ze znajomymi z roku. Jakby nie to, nie poznałaby nigdy Elle.
    Usiadła obok przyjaciółki. Nie do końca wiedziała w co ma włożyć ręce, aby było dobrze. Rzadko kiedy znajdowała się w takich ciężkich sytuacjach i naprawdę chciała być oparciem dla dziewczyny. Sama nie przeżyła niczego podobnego. Nikt w jej rodzinie nie miał podobnych problemów, a teraz czuła się, jak rzucona na głęboką wodę. Jednak zostawić jej samej nie zamierzała i chciała, aby wiedziała, że zawsze może się u niej pojawić, jeśli będzie tego potrzebowała.
    — Dawno was nie widziałam — powiedziała zerkając na śpiącą dziewczynkę i lekko się uśmiechając. Miała wrażenie, że urosła o wiele bardziej od ostatniego spotkania, takie maluchy zawsze prędko rosły i nic dziwnego, że odnosiła takie wrażenie. — Elle… jak się trzymasz? I jak mały?
    Chciała, ale nie potrafiła zadawać pytań w inny sposób. Zwłaszcza w tej sprawie, a raczej chodzenie naokoło tematu niewiele się tak naprawdę zda. Carlie miała nadzieję, że jej nie zdenerwuje czy nie zasmuci tymi pytaniami.
    — Tak pomyślałam… nie widziałyśmy się dawno, a nawet bardzo dawno. Może, jak Thea wstanie to dałabyś się wyciągnąć na spacer? Do tego parku niedaleko, co ty na to? Otworzyli w nim kawiarnię, mogłybyśmy się napić herbaty, zjeść ciasteczka z kawałkami karmelu — zaproponowała. Dziewczyna nie mogła też przecież cały czas siedzieć w swoim starym pokoju, a na dworze zaczynało robić się naprawdę ładnie i aż żal byłoby nie skorzystać z takiej pogody. Zastanowiła się jednak jeszcze chwilę i uśmiechnęła nieco szerzej. — Albo, jeśli nie chcesz wychodzić, możemy włączyć coś z Deppem i się na niego pogapić? Albo jakikolwiek inny film z kimś, do kogo obie lubimy się sekretnie ślinić?
    Brzmiało to dziecinnie, jakby miały po naście lat, ale może właśnie tego Elle potrzebowała. Odpoczynku od wszystkich dorosłych spraw, które mogłyby przerosnąć nawet człowieka z ogromnym bagażem doświadczenia, a nie dało się ukryć tego, że jej przyjaciółka przeżyła o wiele więcej od standardowego człowieka. A chwila relaksu jeszcze nikomu nie zaszkodziła.

    Carlie

    OdpowiedzUsuń
  131. Tak naprawdę nie wiedziała. Przynajmniej z początku. Był to dla niej tylko przelotny romans, w pierwszej fazie spotkań i dotyków, spojrzeń i wyjść. Czuła się dobrze, czuła się podziwiana. Zawsze to pociągało ją w starszych mężczyznach – ich wzrok, kiedy stroiła się na elegancką kolację, ich wyraźna, zalegająca ciężko w powietrzu duma, że pokazują się z młodziutką dziewczyną u boku, chociaż mogliby być jej ojcem. Tacy faceci mieli coś, czego większość jej rówieśników nie posiądzie, dopóki nie posiwieją im włosy i starannie hodowana bródka – klasę. Od najmłodszych lat wiedziała, że chłopcy w jej wieku są nudni, a kiedy skończyła czternaście lat, na internetowych czatach rozmawiała z nieznajomymi z rocznika jej ojca czy matki. Nie posunęła się wówczas do niczego więcej, a przynajmniej tak chciała to zapamiętać. Dopiero, kiedy tak naprawdę zaczęła żyć na własny rachunek, dopiero wtedy zrozumiała to w pełni, z całą świadomością narażania się na dziwne spojrzenia ludzi wokół i unikanie spotkań przez dotychczasowych znajomych, którzy byli skrępowani towarzystwem znacznie starszej osoby w ich gronie. Jej to jednak nigdy nie przeszkadzało. Nie potrzebowała mieć licznej grupy przyjaciół, wystarczyła ta zwariowana Catherine, która kiedyś przez trzy miesiące nocowała u niej na kanapie, wypłakując się jej na ramieniu, bo chłopak, w którym była zakochana, jakimś trafem odkochał się po pierwszym seksie. Catherine miała to do siebie, że zakochiwała się często i łatwo; ona była zupełnie inna. Dbała o swój wizerunek, przynajmniej tak chciała myśleć. Nigdy żaden nie odrzucił jej po pierwszym razie, to ona najwyżej odrzucała ich, jeśli okazywali się totalnie nie w jej guście, szli do łóżka w skarpetkach czy chcieli puszczać disco polo.
    Henry był jednak jeszcze inny od tych wszystkich, których zdążyła już poznać. Starał się o nią jakoś bardziej, zabiegał, pisał częściej, czasem dzwonił. I zawsze pytał o wszystko, o co powinien pytać. Nic nie umiała poradzić, że jej głupie serce szybko zaprogramowało się na status w związku. Wiedziała, że ma żonę. Nie przeszkadzało jej to. A kiedy dowiedziała się, kim jest jego żona, kim jest on sam, wtedy było już na wszystko za późno.
    Otworzyła drzwi z twarzą bez wyrazu, dzierżąc w dłoniach kubek z mrożoną herbatą, która okazała się jak znalazł na te upały. Westchnęła, słysząc słowa, które wypowiedziała do niej Villanelle. I przestała się bać, bo już się stało najgorsze.
    – Może wejdziesz – zaproponowała odrobinę oschle, odsuwając się, by ją przepuścić. Zamknęła drzwi. Wolała uniknąć awantury na korytarzu, gdzie echem odbijało się każde najmniejsze nawet westchnienie. Leniwym krokiem poprowadziła dziewczynę do salonu, gdzie na stole walały się puste paczki po chipsach i butelki po alkoholu. Z krzywym, przepraszającym uśmieszkiem, MJ zgarnęła kilka i wrzuciła do stojącego obok kosza na śmieci. – Kawy? Herbaty? Może papierosa? Chociaż nie wiem, czy młode matki powinny palić. – Cynicznie udała, że się zastanawia, po czym z jej oczu zniknął błysk lekkiej bezczelności, ustępując czemuś na kształt zrozumienia. – Nie wiedziałam – wyznała, otwierając okno, odpalając papierosa i starając się wydmuchiwać dym na zewnątrz. – Przynajmniej na początku. Nigdy nie pytam ich o życie prywatne.

    MJ Morrison

    OdpowiedzUsuń
  132. Westchnął ciężko i opuścił głowę, wbijając spojrzenie w podłogę. Miał wyrzuty sumienia. Nie chciał odciągać Elle od ich synka, zwłaszcza, że dawno się nie widzieli. Narobił jej wystarczająco problemów swoją osobą i cały dzień ją stresował, a teraz jeszcze to. Nie chciał stawiać swojego dobra na pierwszym miejscu, nie dzisiaj i chociaż czuł się źle, chciał wrócić, żeby mogła spokojnie posiedzieć z Mattem. Pragnął też, żeby została przy chłopcu, żeby nie robiła nic wbrew sobie i szła z Morrisonem po głupie tabletki przeciwbólowe.
    Szkopuł w tym, że nie miał siły się z nią wykłócać, a kiedy splotła ze sobą ich palce, nawet nie zaprotestował.
    - Mam wyrzuty sumienia – wymamrotał w końcu, obejmując dziewczynę ramieniem i przytulając do swojego boku. – Nie chcę, żebyś przeze mnie rezygnowała z waszego wspólnego czasu. Naprawdę, przecież zaraz wrócę – westchnął i wbił spojrzenie w ciemne oczy Villanelle, by ostatecznie pokręcić głową, wiedząc, że nie wygra. Tak naprawdę ona wygrała walkowerem. – Dobrze, nie zostawiaj mnie. Brakowało mi tego twojego oślego uporu – oznajmił, dając dziewczynie pstryczka w nos z delikatnym uśmiechem. Ten jednak zniknął, gdy warga zapiekła, a Arthur stęknął cicho, nie zdoławszy powstrzymać tego odgłosu wyrywającego się z jego gardła. – Bywało lepiej – przyznał, nie skupiając się zbytnio na tym, co właściwie mówi. Zreflektował się po krótkiej chwili i pogłaskał ramię ukochanej, razem z nią wychodząc na szpitalny korytarz. – Nie martw się, kochanie, po prostu jestem zmęczony. To przez tego głupiego świra we mnie. Kiedy był cały czas, nie przeszkadzało mi to. Ale teraz, wybudzając się rzadko, wysysa ze mnie całą energię. Dlatego... Tak bardzo boję się nawrotów. Nie dlatego, że mógłbym was skrzywdzić, bo nie zrobiłbym tego nigdy, ale właśnie dlatego, że... – urwał i przymknął na moment powieki, walcząc z coraz silniejszym pulsowaniem czaszki. – Kiedy on odżywa, mi odechciewa się żyć. Boję się tylko tego, że ze mną wygra. Już wygrywa, bo najchętniej położyłbym się spać i nie wstawał przez tydzień – mruknął, krzywiąc się przy tym, jakby poczuł co najmniej niezbyt przyjemny zapach. – Nie powinienem ci tego mówić, ale nie chcę nic ukrywać. Po prostu... Przerwij mi, dobrze? Gdy uznasz, że to dla ciebie zbyt wiele i nie chcesz wiedzieć więcej – dodał i posłał dziewczynie smutny uśmiech, po czym zatrzymał się przed gabinetem zabiegowym i wypuścił brunetkę ze swoich objęć. Zapukał do drzwi, mając nadzieję, że trafi na tę matkującą pielęgniarkę.
    Niedługo później Morrisonowie wychodzili ze szpitala, a Arthur wsuwał do kieszeni kartkę z wypisem i zaleceniami. W tej samej spoczywały również tabletki przeciwbólowe, a o lód zamierzał poprosić w hotelu, kiedy już będzie leżał w miękkim łóżku.
    - Potrzebujesz czegoś z domu, czy idziemy tam totalnie spontanicznie i będziemy spać nago? – spytał, zatrzymując się na środku chodnika i, nie mogąc się powstrzymać, obejmując Elle ramionami i przytulając do siebie. Proponując spanie nago nie myślał o niczym, co wiązało się z seksem, bo i tak nie miałby na to siły. Zwyczajnie nie miał siły na chodzenie po sklepach, czy kolejne odwiedziny w domu Madissonów i rozmowę z pięścią Connora.

    Artie ❤

    OdpowiedzUsuń
  133. - Jasne, rozumiem – przyznał, kiwając lekko głową. Po dłuższej chwili zastanowienia dochodził do wniosku, że dziewczyna ma rację. Nie mieli przy sobie nic, nawet głupiej szczoteczki do zębów i mogło to powodować dyskomfort. Fakt, że sam Arthur był na tyle zmęczony, iż zasnąłby nawet w ubraniach, mając gdzieś cały świat, ale czuł też irracjonalną potrzebę uszczęśliwienia Elle. A jeśli koszulka do spania i świeża bielizna miały ją uszczęśliwić, był w stanie jeszcze trochę utrzymać się na nogach. Z trudem, bo z trudem, ale obiecał, że jej nie zostawi, tak jak ona obiecała, że nie zostawi jego.
    - W takim razie mam inny pomysł – powiedział w końcu, przymykając na moment powieki. – Darujmy sobie ten hotel. Na razie mieszkam u Blaise’a, mam tam swoje rzeczy. I nie przeszkadzamy sobie, on jest po przeciwnej stronie apartamentu. Stąd to jakieś pięć minut taksówką. Jeśli chcesz, oczywiście możemy nocować gdzieś tutaj, to tylko propozycja – dodał pospiesznie, a przynajmniej na tyle, na ile pozwalał jego stan. Opierał policzek na czubku głowy Elle, wciąż ją do siebie przytulając i choć nie opierał się o nią swoim ciężarem, jej ciało tak blisko pomagało mu w utrzymaniu równowagi. Z każdą minutą czuł się coraz gorzej, a w duchu obiecywał sobie, że Connor kiedyś od niego oberwie, musiał jedynie odzyskać siły. Jego wewnętrzny buntownik nie chciał przystać na pogodzenie się z takim losem, Morrison nie był chłopcem do bicia i cierpiał tak samo, jak jego żona. Oboje byli mocno skopani przez niesprawiedliwy los, różnica była taka, że Elle miała obok rodzinę, która ją wspierała. Arthurowi ten przywilej został odebrany, bo siostra żyła swoim życiem, mając w dupie to, co dzieje się ze starszym bratem, a Blaise… Od czasu porwania nie chcieli wchodzić sobie w drogę. Owszem, mieszkali tymczasowo pod jednym dachem, ale ich relacjom daleko było do przyjacielskich. Właściwie… Wcale się nie widywali.
    - Po prostu… Zdecyduj, co robimy, a ja się dostosuję. Wiem, że masz mętlik w głowie, ale ja wcale nie mam siły myśleć. Chcę coś miękkiego pod głową, żeby spokojnie zasnąć i ciebie obok, reszta jest mi obojętna. Mógłbym zasnąć nawet na ulicy, bylebyś była ze mną. Bo wiesz, dopiero teraz jestem tak naprawdę spokojny, kiedy cię nie było, nie potrafiłem normalnie funkcjonować. I może też niejako masz wpływ na to, że zostałaś właśnie moją podpórką, żebym nie wylądował twarzą na chodniku – powiedział, uśmiechając się lekko i wyprostował się, by spojrzeć na twarz ukochanej. Powieki miał półprzymknięte i zaczerwienione, jakby spędził ostatnie kilka godzin na paleniu zioła. Porozcinana skóra ‘dopełniała’ smutnego obrazka i Arthur miał tego serdecznie dość. Dość bycia obolałym, smutnym, zmęczonym i nieszczęśliwym przez większość czasu. Kiełkowała w nim złość na swój własny los, ale nie skarżył się i to nie dlatego, że tego nie chciał. Miał świadomość, że Elle jest w tak samo kiepskiej sytuacji, a gdyby oboje zaczęli się nad sobą użalać, nie znaleźliby wyjścia ze spirali nieszczęścia.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  134. - To nie życie – powtórzył cicho po dziewczynie, w duchu przyznając jej całkowitą rację. On nie żył, egzystował i się wściekał, a przez to wyżywał się na wszystkim, co wpadło mu w ręce. W ten sposób zagłuszał tęsknotę i chęć wydzwaniania do Elle, chociaż nie do końca rozumiał, po co to robił. Karał w ten sposób ich oboje, a właściwie czworo, bo nie sądził, żeby sytuacja między rodzicami nie miała żadnego wpływu na dzieci. A wystarczyło wcześniej odwiedzić córeczkę, wcześniej odbyć tę rozmowę i nie tracić czasu na gdybanie, które i tak nie wnosiło nic, nie wspominając o tym, że nie wnosiło nic dobrego.
    - Ja za tobą też, kochanie – wyszeptał, z ulgą opierając głowę na jej ramieniu i mrucząc cicho z przyjemności, gdy zaczęła przeczesywać palcami jego włosy. W porównaniu do bólu, który rozchodził się po jego twarzy i czaszce, to była miła odmiana. Miał nadzieję, że takie samo wrażenie spotka go po przyłożeniu głowy do poduszki.
    Z lekkim trudem wysiadł z taksówki i splótł palce z palcami Elle, powoli idąc w kierunku apartamentowca. Portier otworzył drzwi, a Arthur wygrzebał z kieszeni spodni klucze odblokowujące windzie dostęp do najwyższego piętra. Po wyjściu z niej znaleźli się w przestronnym holu, z którego prowadziły dwa następne korytarze, jeden do salonu, a drugi do części sypialnianych, które ponownie rozchodziły się w dwie strony. Jedna z nich kończyła się pokojem Blaise’a, a druga pokojami gościnnymi, z czego każdy z nich posiadał własną łazienkę i wszelkie udogodnienia, które mogłyby okazać się przydatne. Jedyne miejsce, w którym Arthur mógłby się spotkać z Blaise’m, to kuchnia, ale Morrison jadał w locie, ewentualnie kupował coś w szpitalnej kantynie i nie zawracał sobie głowy gotowaniem.
    Otworzył drzwi pokoju, w którym zdołał się rozgościć, choć nie przesadnie i przepuścił Elle w progu, po czym sam wszedł za nią i przekręcił kluczyk w zamku. Robił to odruchowo od momentu porwania. Z tego powodu nosił też przy sobie nóż motylkowy, ale nie miał zamiaru chwalić się tym dziewczynie. Mieli wystarczająco dużo problemów, a traumę mógł przepracować sam.
    - W szafie są moje ubrania. Jeśli chcesz, możesz poszukać jakichś bokserek, może znajdziesz na tyle małe, że z ciebie nie spadną, bo w zasadzie pakowałem to, co wpadło mi w ręce, a jakiś czas temu byłem dość szczupły – powiedział, wzruszając lekko ramionami i usiadł na łóżku, powoli zrzucając z nóg buty. – Po prawej jest łazienka, nie musisz się obawiać, że ktoś będzie się do niej dobijał, każdy pokój ma swoją. Jest wanna, więc powinno ci odpowiadać – mówił dalej, uśmiechając się delikatnie, na tyle, na ile mógł. – W szafce pod umywalką jest nieotwarta szczoteczka, bo wziąłem swoją. Nie mam żadnych kobiecych kosmetyków, więc pozostanie ci pachnieć tak jak ja – westchnął i złapał za krawędzie koszulki, po czym zdjął ją przez głowę i upuścił na podłogę. Nie miał siły na układanie swoich rzeczy, właściwie cieszył się, że ma jej na tyle dużo, że mógł się rozebrać i nie zasnąć w ubraniach.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  135. [ Cześć. Dziękuje za przywitanie. Zainwestowałem w niezbędny minimalizm, z którym czuję się najlepiej, więc jak najbardziej widziałaś całą kartę :) Powiązanie to zawsze jeden gwarantowany wątek, a czasem i więcej ;) Będę szczery — sam pomysłu nie mam, więc nie będę zawracał głowy, jednak jeśli kiedyś byś wpadła na coś, zapraszam, może da się jakoś zgrać :) ]

    Alexander Breslin

    OdpowiedzUsuń
  136. Każdy ich dzień był w gruncie rzeczy podobny do poprzedniego. No, może z wyjątkiem momentu, w którym przenieśli się tymczasowo do mieszkania, z którego od szpitala dzieliła ich jedna przecznica. Potem ich nowa rutyna weszła w nawyk na tyle, że Arthur nie bardzo pamiętał życie sprzed porwania. Jego twarz zaczynała przypominać tę dawną, jedynie przy wardze i na łuku brwiowym pozostały różowe ślady i podejrzewał, że raczej zostaną z nim do końca życia. Choć siniaki zniknęły, wciąż tkwiła w nim chęć odegrania się na Connorze, ale nie chciał więcej problemów, niż już ich mieli. Elle i on musieli się wygrzebać z bagna, w którym się znaleźli, a robili to powoli. W dwa tygodnie nie da się naprawić wszystkiego, co z impetem runęło na ziemię, bo to przecież nie była zwykła kłótnia, jakich małżeństwa miały wiele. Tutaj padło słowo rozwód i podniesienie się po jego brzmieniu wcale nie było proste.
    Wyszedł na parking przed kamienicą tak, jak sugerowała mu treść smsa od Browna. Rozejrzał się, nie bardzo rozumiejąc, o co chodzi i zmarszczył czoło na widok Elle. Podał jej jeden z kubków termicznych z kawą, bo to również kazał zrobić Nigel.
    - Ty też to dostałaś? – spytał, pokazując dziewczynie swój telefon z odblokowanym ekranem. Musnął przelotnie jej wargi swoimi i uśmiechnął się, ciesząc się tym, że może to robić, a z każdym dniem sprawia mu to coraz mniejszy ból, jeśli chodziło o pęknięty kącik ust.
    Nie uzyskał jednak odpowiedzi na swoje pytanie, bo tuż obok krawężnika zatrzymał się ciemny samochód. Nic nie potrafił poradzić na to, że jego serce przyspieszyło, a dłonie zaczęły drżeć. Cały czas żył w strachu o to, że tamta sytuacja się powtórzy i o ile siebie samego nie było mu szkoda, tak bał się o Elle. Nie zdołał nawet pomyśleć, odruchowo ścisnął palcami nadgarstek dziewczyny i pociągnął ją mocno za siebie, osłaniając swoim ciałem. Wstrzymał przy tym oddech, mimo wszystko przerażony tym, że za kilka sekund może się znaleźć w środku samochodu i doświadczyć tego samego, co kilka tygodni temu.
    Nawet, gdy drzwi się otworzyły i stanął przed nim Brown, miał problem z rozluźnieniem się. Dopiero po uniesieniu przez lekarza rąk w obronnym geście powoli wypuścił powietrze z płuc i obrócił się przodem do Elle, tym razem ostrożnie ujmując jej dłoń i muskając wargami nadgarstek.
    - Przepraszam. To był odruch, kochanie – powiedział cicho i objął brunetkę, przytulając ją do siebie. – Po co ta cała szopka? – mruknął, spoglądając ponad jej głową na mężczyznę, który uśmiechał się, podpierając ręką o otwarte drzwi samochodu.
    - Zalecenia lekarskie. Wszystko jest w bagażniku, idę na górę i zajmuję się Theą, póki nie przyjdzie opiekunka. I spokojnie, nie jedziecie daleko – wyrzucił z siebie szybko.
    - Że co? O czym ty… - zaczął, ale urwał, gdy Brown popchnął ich niezbyt delikatnie, wskazując na wnętrze samochodu.
    - Wracacie za cztery dni. Miłego pobytu – oznajmił i wbiegł po schodach, by zniknąć za drzwiami kamienicy, zostawiając Morrisonów samych sobie, jedynie w towarzystwie kierowcy.
    - Wiedziałaś o tym? – spytał, mierząc twarz Elle uważnym spojrzeniem i marszcząc przy tym czoło.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  137. Arthur nie był typem, który nie potrafił sobie poradzić z poszczególnymi sytuacjami, a każdą z nich traktował odpowiednio głupim tekstem, żeby rozładować napięcie. Teraz jednak stał osłupiały, nie do końca wiedząc, jak powinien się zachować. Gapił się na drzwi, to znowu na samochód i na żonę, jedynie skrawkiem swojego umysłu skupiając się na jej słowach.
    - Ale… Ale przecież… - zaczął, ale urwał, nie wiedząc co powiedzieć. W końcu wsiadł powoli do auta i usadowił się obok Elle, ale nie zamknął drzwi, zatrzasnęły się same, gdy kierowca ruszył. – Słucham? – wydusił i dopiero wtedy ocknął się z letargu. Odebrał od ukochanej list, wczytując się w kolejne słowa informujące ich o tym, że czeka na nich domek, z którego rozciąga się widok na jezioro, zapas wszelkiego rodzaju alkoholu, a miejsce jest na tyle intymnie osadzone, że nikt nie będzie im przeszkadzał. – Nie wiem, czy powinienem go zabić, czy mu dziękować – powiedział, składając kartkę na pół i wsuwając ją z powrotem do koperty. – Ale Thea i Matt… Znowu zostawiamy nasze dzieci i myślimy o sobie – mruknął, krzywiąc się lekko. Wsunął list do kieszonki z tyłu przedniego fotela i opadł na oparcie kanapy, kręcąc głową. – Chociaż… Jeśli nie skupimy się na sobie i nie wyjdziemy z tamtego bagna, na dzieciach tym bardziej nie będziemy potrafili się skupić – westchnął. Nie wiedział, czy mówi do Elle, czy może do samego siebie, żeby łatwiej było poukładać myśli. Próbował przekonać samego siebie, że wyjazd nie jest skrajnie egoistyczny, a po tym, co działo się ostatnio, był im potrzebny.
    - Proszę, powiedz, że nam się to należy i nie jesteśmy okropnymi rodzicami. I że po tym wszystkim nawet wyjeżdżając na miesiąc nie powinniśmy mieć wyrzutów sumienia, a co dopiero na cztery dni, bo musimy jakoś odreagować – jęknął cicho i przysunął się do brunetki. Po chwili zastanowienia objął ją ramieniem i przytulił do swojego boku, a ustami sięgnął jej ucha, owiewając je swoim ciepłym oddechem. Klimatyzacja w samochodzie była porządna, więc różnica stała się wyczuwalna. – Ty zdecyduj. Nie chcę, żebyś robiła coś wbrew sobie, a jeśli będziesz chciała zawrócić, przekupię kierowcę – wyszeptał, wodząc opuszkami palców po jej nagim ramieniu w górę, by odruchowo przeczesać jej ciemne włosy. Zdawał sobie sprawę z tego, że powtarzał swoje własne słowa sprzed jakiegoś czasu, kiedy to decyzję odnośnie poszukiwania mieszkania zostawił Elle, ale sytuacja przedstawiała się tak, że jej uczucia były dla niego najważniejsze. Po tym, jak schrzanił w szpitalu, gdy chciała się przed nim otworzyć, nie zamierzał popełnić więcej tego samego błędu i sam wolał nie mówić nic, niż powiedzieć za wiele i może nawet nieświadomie zmienić jej tok myślenia. – Tylko słowo – dodał równie cicho i odsunął się nieznacznie, żeby z odległości zaledwie kilku centymetrów spojrzeć na twarz dziewczyny i założyć jej włosy za ucho.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  138. Być może rudowłosa nie do końca przemyślała prezent dla Villanelle. Z pustymi rękami się jednak pokazać nie mogła, gdyby sytuacja była inna pewnie po prostu wzięłaby wino i coś słodkiego do przegryzienia, ale nie mogły sobie na to w tej chwili pozwolić, więc postawiła na ubranka, które wydawały się jej być najlepszym rozwiązaniem. Zwykle dawało się ubranka. Carlie pod względem dzieci była zupełnie nieświadoma. Owszem, jej znajomi, w tym Elle, mieli dzieci i widywała się z nimi od czasu do czasu, ale to jeszcze nie oznaczało, że dziewczyna ma jakiekolwiek pojęcie na temat tego, jak zachowywać się w ich towarzystwie czy co robić. Nikt jej tego nie nauczył, nikt nie uprzedził, że w niektórych przypadkach śpioszki mogą być złym rozwiązaniem. Źle nie chciała i zdawała sobie sprawę z tego, że Elle o tym również wie. To było też ważne.
    — Zostaję już w Nowym Jorku, mam jeszcze trochę niedokończonych spraw na uczelni no i mam pracę — odpowiedziała z cichym westchnięciem. Praca była w zasadzie po to, aby Carlie miała zajęcie na weekendy i na swoje własne wydatki, wciąż całkiem dobrze żyło się jej w mieszkaniu opłaconym przez rodziców. Chciała z tego korzystać, dopóki mogła – po studiach zamierzała się całkiem odciąć i stanąć na własne nogi, mieć lepszą pracę. W zawodzie. Tylko na to musiała jeszcze poczekać z dobre dwa lata, wszystko było jeszcze przed nią. Dziewczyna lekko się uśmiechnęła, gdy blondynka wspomniała o swojej córeczce. — Zawsze we wszystkim ślicznie wygląda — potwierdziła. Thea była śliczna i nie potrzebowała wiele, aby wyglądać uroczo. Miała w sobie to coś.
    Nic nie powiedziała, a jedynie objęła mocniej przyjaciółkę. Pobieżnie wiedziała co się dzieje, jednak była trzymana z dala od szczegółów. Nie wyobrażała sobie też tego, że Alison mogłaby jej powiedzieć przez telefon o wszystkim co się działo. Nie rozmawiała przez ostatnie tygodnie szczególnie z ludźmi, w dzień odsypiała, a nocą się bawiła i nie miała zbytnio jak z ludźmi rozmawiać. Dlatego tak bardzo nie nadążała ze wszystkim i była w tyle z nowinkami z dużego świata. Dla Elle jednak powinna się postarać być, choćby się paliło i waliło.
    — Wcale nie jesteś okropna, Elle — zaprzeczyła — Elle, masz dwadzieścia trzy lata. Powinnaś teraz umierać na kaca i jęczeć, że ludzie za głośno oddychają. To… to wszystko mogłoby przerosnąć każdego. Nie bądź dla siebie taka ostra, popatrz na małą. Jesteś dla niej świetną mamą. Nie wiem dokładnie co się dzieje z twoim synem, ale on nie jest sam. Ma ludzi, którzy go kochają i się nim opiekują, ale ty też tego potrzebujesz. Niewiele będziesz mogła mu pomóc, będąc w takim stanie. Zadbaj o sobie, żebyś mogła zadbać o niego i o Theę.
    Wiele wydarzyło się w życiu jej przyjaciółki, która wciąż była przecież bardzo młoda. Niektóre osoby w jej wieku nie umiały ugotować prostej zupy z kurczaka, wciąż mieszkali u rodziców i nie wiedzieli co robić ze swoim życiem. Elle zdążyła być dwa razy w ciąży i wyjść za mąż, a to… to było dużo. I patrząc na dzisiejsze czasy wydarzyło się o parę lat za wcześnie. Miała na swoich barkach wiele przeżyć, o wiele więcej niż jej rówieśnicy czy nawet starsze osoby.
    Ucieszyła się, że jej propozycja przypadła jej do gustu. Wychodzenie mogło faktycznie nie być najlepszą opcją i powinny zostać w domu. Małymi kroczkami mogły przecież dojść do tego, aby wyjść z domu na spacer, kawę i w końcu Elle na pewno potrafiłaby wrócić do szpitala. Nie było z nią dobrze, a jadąc tam w takim stanie nie byłaby też wielką pomocą dla synka. Widać było, że jej na nim zależy i go kocha, nie zostawiła go tam przecież specjalnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Co powiesz na Złap mnie, jeśli potrafisz? — zapytała z lekkim uśmieszkiem. Film był całkiem lekki, nie miał tragicznych wydarzeń i przede wszystkim Leoś grał pilota, a do pilotów i facetów w mundurach słabość miała chyba każda dziewczyna. I być może również niektórzy osobnicy płci męskiej. — Chyba, że masz coś ciekawszego do zaproponowania. Jestem otwarta na propozycje. Tylko może nie Titanic, ostatnio jak go oglądałam w święta przeryczałam cały film. Calusieńki. Nie pytaj, za dużo wina do kolacji. A, właśnie. Chyba będę miała też dla ciebie ciekawą propozycję.

      Carlie

      Usuń
  139. [Karta Villanelle jest dosyć tajemnicza, ale sprawia, że chciałabym się więcej o niej dowiedzieć, zdecydowanie! Jestem oczywiście za wymyśleniem dla nich jakiegoś powiązania i wątku. Masz coś konkretnego na myśli? Bo mi na razie niestety nic do głowy nie przychodzi.]
    Nick Westley

    OdpowiedzUsuń
  140. Zagryzł dolną wargę i powoli pokiwał głową. Nie musiał się nawet nad tym zastanawiać, oczywistym było, że ufał Brownowi. Od momentu, w którym dowiedział się o tym, iż Elle miała kogoś w Diego, a w dodatku widziała się z nim kilka razy w NY, psychiatra był jedyną osobą, której ufał tak mocno. Zawsze pokazywał, że ma na względzie dobro pacjenta, a pracowali wspólnie na tyle długo, że Arthur nie miał co do swoich przypuszczeń żadnych wątpliwości.
    - Można – powiedział bez najmniejszego zawahania. – Zawsze powtarza, że przeze mnie czuje się, jakby sam był jej ojcem, nie pozwoli jej zrobić krzywdy, a skoro opiekunka jest w jego mniemaniu dobra, znaczy, że musi być jedną z najlepszych – dodał i ponownie pokiwał głową. – Pewnie dlatego nie wysłał nas daleko- westchnął i uśmiechnął się czule. Jedną dłonią wciąż wodził po ramieniu dziewczyny, a drugą ułożył na jej policzku, kciukiem gładząc kącik jej ust. – Oczywiście. Nawet jak będziemy na miejscu i rozmyślisz się kilka minut po jego odjeździe zrobię wszystko, żebyśmy wrócili do domu, jeśli dzięki temu poczujesz się spokojnie – westchnął cicho i trącił nosem jej nos. Niemal zapomniał o obecności osoby trzeciej, skupiając się tylko i wyłącznie na swojej żonie. Na tym, że pierwszy raz od dawna byli tak blisko i zachowywali się względem siebie tak czule. Najpierw Arthur był na to zbyt obolały, a potem nie było żadnej okazji poza zasypianiem w swoich objęciach. Tęsknił za nią. Za namiętnymi pocałunkami, którymi potrafili się obdarzać tak po prostu, za dotykaniem jej w sposób, który mu się podobał bez zastanawiania się, czy może to zrobić, za tym, że czuł się przy niej jak zakochany szczeniak...
    - My też chcemy dla nas dobrze – wyszeptał, opierając swoje czoło na jej czole i przymykając powieki. – Chyba tego potrzebujemy, Elle. Chwili dla siebie, bez martwienia się wszystkim, bez myślenia o przyszłości, tylko życia chwilą – uzupełnił i wzdrygnął się, słysząc głos kierowcy. Odnotował w umyśle informację, ale na razie nie chciał odsuwać się od ukochanej i zastanawiać się, co powinni wypić jako pierwsze. – Ufam mu. Skoro uznał, że potrzebujemy czasu dla siebie i ten wyjazd ma być terapią, to znaczy, że powinniśmy się jej poddać. Thea będzie w dobrych rękach, Matty jest w nich cały czas... To tylko cztery dni i... I aż cztery dni dla nas. Na to, żeby w końcu wyjść na prostą – mówił, chociaż nie wiedział, czy chce przekonać do tego Elle, czy może samego siebie. – Tęsknię za tobą. Owszem, uwielbiam obok ciebie zasypiać, ale tęsknię też za pocałunkami... – urwał i musnął jej wargi, nieznacznie pogłębiając pocałunek, ale szybko się odsunął, mając na względzie, że ktoś tu z nimi jest. – za dotykaniem cię i za tym, jak ty dotykasz mnie – szeptał, wodząc opuszkami palców po ręce, którą opierała na jego torsie i przesunął ją nieco niżej, by szybko i niemal niezauważalnie wsunąć dłoń dziewczyny pod swoją koszulkę. – I za rozmawianiem o przyjemnych rzeczach, nie tylko o problemach, albo milczeniem. Och, i wspólnym gotowaniem. I kąpielami. Za tym, na co nie mieliśmy nastroju, a teraz nie mamy czasu – dodał jeszcze, przesuwając nosem po policzku Elle w kierunku jej ucha, a na koniec musnął wargami skórę tuż pod nim.

    Artie ❤

    OdpowiedzUsuń
  141. [O, jak fajnie, że ktoś mnie pamięta! :D Owszem, prowadziło się swego czasu Jamesa. Kroniki to jeszcze w ogóle działają, czy już umarły?
    Co do wątku, to Nick zawsze był skory do imprezowania, i nadal jest, chociaż teraz może trochę mniej, bo ma dużo do roboty. Podoba mi się wizja ich jako partners in crime, zdecydowanie. Tacy starzy znajomi, co to lubią wspominać o tym, jacy kiedyś byli szaleni i nieokiełznani, i od czasu do czasu postanawiają do tego wrócić :D]
    Nick Westley

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [PS zapomniałam zapytać, ale kogo prowadziłaś na Kronikach? Bo też kojarzę twój nick, ale nie mogę połączyć z żadną postacią.]

      Usuń
  142. Dobrze było na jakiś czas wyrwać się z Nowego Jorku, ale chciała w końcu tu wrócić. Do korków, atmosfery i nigdy nie śpiącego miasta, a przede wszystkim do przyjaciół, których zostawiła w Wielkim Jabłku i nie widziała się z nimi przez ostatnie tygodnie. Teraz był idealny czas na nadrabianie zaległości i zaczynała je od Elle, w której życiu pozmieniało się najwięcej. Chciała teraz być dla niej cały czas i wiedziała, że bardzo jej potrzebuje. Ciężko było słuchać o jej dziecku, którego nie zdążyła jeszcze nawet poznać i już miał problemy.
    — Ej, nie — powiedziała czując, że to też najwyższy czas, aby nieco przyjaciółką potrząsnąć — z której strony to twoja wina, Elle? Wiesz, że na dzieciach i na ciąży i tym wszystkim znam się tyle, co na balecie, ale to nie twoja wina. Nie wiem co sprawiało, że urodził się o kilka tygodni za wcześnie, nie miałaś na to żadnego wpływu. Doskonale wiem, że zrobiłabyś wszystko, aby ten maluch siedział tam przez równe dziewięć miesięcy. Ale ma opiekę i to bardzo dobrą opiekę, lekarze się nim świetnie zajmują i uwierz mi, zrobiłaś wszystko co mogłaś dla niego. Thea nie mogłaby mieć lepszej mamy, a ty jesteś cudowna w tej roli. Widziałem przez ostatni rok, jak się nią zajmujesz. Nie wiem czy kiedykolwiek widziałam, abyś uśmiechała się szerzej niż przy tej małej, czasem za głośno płaczącej dziewczynce.
    Carlie nie była znawcą dzieci i się tego wszystkiego bała, dorosłości. Jednak widziała wiele i Elle nie mogła o sobie myśleć w ten sposób. Teraz, w takim stanie, gdyby siedziała w szpitalu nie pomogłaby w żaden sposób maluchowi. W domu będzie za to mogła dojść do siebie, ogarnąć się na tyle, aby tam wrócić i go wspierać na tyle, ile mogła. W sprawie jej związku też nie mogła się zbytnio wypowiedzieć, jej doświadczenie kończyło się na dwóch facetach i jednym związku, który się rozpadł jakieś siedem miesięcy temu.
    — Pogodzicie się, kto jak to, ale wy nie dacie rady? — spytała i lekko się uśmiechnęła. Widziała wiele par, jej znajomi się schodzili i rozchodzili, ale nie wszyscy tak o siebie walczyli i nie przeszli przez to, co Villanelle z Arthurem. — Dość o problemach, tak? Wszystko się ułoży, a jak mi nie wierzysz, to ci postawię tarota. Nie żebym potrafiła to robić, ale tego nikt nie musi już wiedzieć.
    Skorzystała z okazji, że Elle się podniosła sama to zrobiła, aby zerknąć na dziewczynkę. Sama może broniłaby się przed posiadaniem dziecka rękami i nogami, ale mogła zachwycać się dziećmi innych osób. Theą zamierzała cieszyć się przez bardzo długi czas. Zwłaszcza, że była jednym z niewielu dzieci, które nie doprowadzały jej do złości i była po prostu urocza.
    — O wszystkim ci opowiem, obiecuję. Ale zanim to, właśnie sobie przypomniałam, że mój tata za jakieś… hm, półtora miesiąca będzie miał premierę jednego ze swoich filmów. Dość ważny, więc cała rodzina ma zaproszenie, nie pamiętam już w którym miejscu ma być premiera, ale któreś ulice Nowego Jorku na pewno będą zamknięte i… co byś powiedziała na wieczór w towarzystwie gwiazd? Nie mam kogo zabrać, a kogoś chciałam i… pomyślałam o tobie.
    Zawsze mogła przyprowadzić jakiegoś znajomego, ale to wywołałoby niepotrzebne plotki. Zarówno w prasie, jak i u rodziców. Natomiast Villanelle poznali, gdy wpadali odwiedzić Carlie w Nowym Jorku i przy którymś razie się zobaczyli, nie raz i nie dwa. Nie byłoby więc też dziwnie.
    — Wiem, ile się u ciebie wydarzyło i całkowicie zrozumiem, jak nie będziesz chciała.

    [Znowu zrobiłam z niej blondynkę w poprzednich odpisach, wybacz. XD]
    Carlie

    OdpowiedzUsuń
  143. — Żaden problem, rozumiem. Młodym rodzicom pewnie trudno jest znaleźć chwilę dla siebie — stwierdził. Wielu studentów rezygnowało z nauki, bo nie byli w stanie udźwignąć studiów, rodzicielstwa, a często również i pracy, tym bardziej, gdy nie mieli wsparcia bliskich, czy partnerów. Wiele mówiło się w dzisiejszych czasach o byciu wielozadaniowym oraz zorganizowanym, ale nawet najlepsza organizacja czasu nie mogła przedłużyć doby czy zapewnić zdolności do bilokacji. Ludzie byli tylko ludźmi — ulegali zmęczeniu, chorobom, depresji poporodowej i wypaleniu zawodowemu, dotykał ich stres, presja otoczenia oraz wyścig szczurów. Uświadomienie sobie tego było czasem niepojęte dla gburowatych pracodawców, płacących niemal głodowe stawki, czy niewyrozumiałych wykładowców. Nic więc dziwnego, że niekiedy młodzi rodzice byli postawieni przed wyborem, a raczej rezygnacją z jednego na rzecz drugiego.
    — Na pewno nie zamierzam ich układać kolorami — zażartował, mając nadzieję, że to trochę rozluźni Villanelle. Nauczył się z czasem żartować ze swojej ślepoty i nie traktował tego jako tematu tabu. Jeśli ktoś z ciekawości o nią wypytał, nie denerwował się i udzielał odpowiedzi, często jednak pomijając utratę narzeczonej, bo to nadal było dla niego przykre. Na początku bywał jednak drażliwy, ale z czasem zrozumiał, że taka już ludzka natura. Jednym wystarczy gapienie się na niego jak na eksponat, a inni będą mieli na tyle odwagi, by zadawać pytania.
    Westchnął cicho, słysząc informację o tym, że najwyraźniej w życiu prywatnym Villanelle nie dzieje się zbyt dobrze. To napawało go smutkiem, bo bardzo chciał jej pomóc, ale nie do końca wiedział jak mógłby okazać jej wsparcie. Była taka młoda, a życie już rzucało jej kłody pod nogi.
    — Czyli to dlatego wydajesz się taka przybita. Strasznie mi przykro, mam nadzieję, że jakoś się ułoży — stwierdził, ważąc słowa tak, by nie palnąć jakiejś głupoty. Przez chwilę poczuł się trochę tak, jak koledzy z pracy, którzy powitali go w pierwszy dzień pracy po wyjściu ze szpitala. "Możesz mi podać tę książkę z niebieską okładką? Och... Przepraszam, nie chciałam..."
    — Nie zanudzasz. Prędzej ja zanudzę Ciebie przerzucaniem tych wszystkich książek. Mam ograniczone miejsce, więc może pobawimy się w książkowego tetrisa, żeby udało się wykorzystać każdy wolny skrawek przestrzeni, co ty na to? — spytał, wycierając umyte chwilę wcześniej dłonie. Miał cichą nadzieję, że może żarty i zajęcie czymś rąk oraz umysłu jakoś pomoże Villanelle. U niego praca sprawdziła się jako pewien aspekt terapeutyczny, choć każdy był inny i nie u wszystkich dana metoda oznaczała odniesienie sukcesu.

    Stanley Nesbitt

    OdpowiedzUsuń
  144. Uśmiechnął się łobuzersko, nie przestając wodzić dłonią po ciele ukochanej. Przy okazji uświadomił sobie, że zdołał zapomnieć, jak to jest uśmiechać się w taki sposób i patrzeć na swoją żonę z przyjemną mgiełką na oczach. Ostatnio byli jak małżeństwo w separacji, jak ludzie, którzy nie kochają się w taki sposób jak na początku związku i to było przerażające. To nie tak, że chodziło o dzieci, o ich wspólne wychowanie i odhaczenie kolejnych punktów z ich wspólnej listy marzeń do spełnienia. Arthur zwyczajnie nie pamiętał swojego życia sprzed poznania Elle, a skoro nie pamiętał to znaczy, że nie było do czego wracać. Rodzina była całym jego światem. Była wszystkim, czego oczekiwał od życia, największą ambicją i najbardziej udanym dziełem, jakiego udało mu się dokonać. Nie chciał tego stracić. Chciał, by wrócili do momentu, zanim to wszystko zaczęło się pieprzyć. Zanim Elle znalazła papiery, zanim Arthur zobaczył zdjęcie, zanim oboje prawie stracili życie...
    - Mam przestać? – wyszeptał, ale nie zatrzymał wodzącej po jej ramieniu dłoni. – Jak sobie życzysz, królowo – dodał i pokiwał delikatnie głową. Odsunął się nieznacznie i ponownie ułożył dłoń na policzku brunetki, spoglądając jej w oczy z niesamowitą czułością, nawet jak na niego. – Tak właśnie zrobimy. Kocham cię, Elle, nie mogę cię stracić i zrobię wszystko, żeby wrócić do tego... Do tego, co gdzieś po drodze zgubiliśmy – dodał i uśmiechnął się delikatnie. – Jestem za. Hmmm... Brown zostawił nam nieźle zaopatrzony barek. Myślisz, że moglibyśmy się do niego dobrać? W granicach rozsądku, trochę wina do obiadu. Trochę jak randka. Może przy świecach? Albo nad jeziorem, piknik na plaży – szeptał wprost do ucha dziewczyny, myślami będąc już na miejscu. – O, widzisz, dwa w jednym. Pływanie w jeziorze, a potem romantyczna kolacja – podsunął i niemal klasnął przy tym w dłonie z ekscytacji, ale poprzestał na wyszczerzeniu zębów w szerokim uśmiechu. – Ewentualnie możemy improwizować i robić wszystko, co przyjdzie nam do głowy, bez konkretnego planu. Ale mam jeden warunek – zastrzegł nagle nieco głośniej. Kątem oka widział, jak kierowca wzdrygnął się lekko. Wymienianych między sobą szeptów nie było słychać, Arthur podejrzewał, że facet pewnie zdążył zapomnieć, że wiezie pasażerów. – Ugotujemy spaghetti ze szpinakiem. Dawno go nie jadłem, a myślę o tym głupim makaronie od kilku dni – roześmiał się cicho i odchylił głowę do tyłu. – A ty, kochanie? Jakieś warunki, specjalne życzenia? Na pewno jezioro, to zapamiętałem. I wspólne gotowanie. Coś jeszcze? – spytał i przekręcił się nieco, żeby ponownie sięgnąć ucha Villanelle, uprzednio delikatnie odgarniając jej włosy na drugie ramię. – Spełnię każde twoje życzenie. Wykorzystaj tę deklarację dobrze – wymruczał, parafrazując nieco jej własne słowa i odruchowo powrócił do wodzenia opuszkami palców po nagim ramieniu. Tęsknił za dotykaniem jej i chciał się tym napawać tak długo, jak Elle będzie to znosić. – Ma pan tu może taką osłonkę, żebyśmy mieli trochę więcej prywatności? – spytał nagle, ale ani na sekundę nie oderwał spojrzenia od twarzy dziewczyny. – Chciałbym pomigdalić się z moją żoną jak nastolatek, ale wolę nie robić przedstawienia – dodał i zachichotał cicho, pewien, że za chwilę ukochana zechce go utemperować, jak zawsze, gdy zaczynał zachowywać się w ten sposób, ale za tym również tęsknił.

    Artie ❤

    OdpowiedzUsuń
  145. [Dziękuję bardzo za powitanie i miłe słowa. Nie mam pojęcia jak mogłybyśmy powiązać nasze panie, bo dzieli je chyba wszystko, ale życzę miłej zabawy :)

    P.S. Piękne imię wybrałaś dla swojej bohaterki ♥]

    Savannah

    OdpowiedzUsuń
  146. Nie przyznał jej racji, bo uważał, że kompletnie nie jest to konieczne. Wystarczył uśmiech, którym ją obdarzył i delikatny pocałunek złożony na jej czole.
    - Ja też. Właśnie dlatego zrobimy wszystko, żeby choć w niewielkim stopniu powtórzyć tamten dzień – wymamrotał z wargami wciąż przy jej skórze. – Poza momentem, kiedy zgodziłaś się za mnie wyjść i założyłaś w LA obrączkę to był najpiękniejszy dzień mojego życia. Utwierdziłem się wtedy w przekonaniu, że kocham cię najbardziej na świecie – dodał i odsunął się nieznacznie. Roześmiał się cicho, przekładając między palcami ciemne kosmyki włosów dziewczyny. – Tilly zmuszała mnie do oglądania. Ale wiesz, brakuje ci czerwonych włosów. I ogonka – stwierdził, parskając śmiechem, ale ten szybko ucichł. – Ale weźmiemy ze sobą koc. Zamierzam dbać o ciebie bardziej, niż Eryk o Arielkę. Och, no i oni byli niepełnoletni, a my możemy pić alkohol. A to… Myślę, że trochę procentów też nam się przyda – westchnął cicho i zagryzł dolną wargę na samą myśl. Nie pił od dawna, od momentu, w którym dowiedział się, iż Elle miała kogoś w Diego, a minęło już kilka miesięcy. Obiecał jej przecież, że nie będzie tykał alkoholu solidaryzując się z jej ciążowym brzuszkiem i właściwie tak robił. No, raz wypił trochę whisky, gdy Kate sprzedała mu rewelacje o rodzinnych koligacjach Madissonów, ale to był łyk, który nie miał żadnego wpływu na stan trzeźwości. Tak czy inaczej Arthur wychodził z założenia, że trochę tego potrzebują, żeby całkowicie oderwać się od świata i skupić na sobie. A głównie na swoim małżeństwie, które wciąż było do uratowania, wystarczyło jedynie chcieć.
    Arthur uśmiechnął się uroczo, zanim kierowca podniósł przepierzenie i stęknął z udawanym bólem w reakcji na uderzenie, które sprezentowała mu Elle.
    - Nie będziemy się obściskiwać przy obcym człowieku! Widzisz? Jesteśmy tu sami! – obruszył się i wskazał na czarny materiał, jakby stwierdzał oczywistość. – Kochanie, skoro pracuje dla Browna, a Brown stwierdził, że to terapia małżeńska, nie powinno go nic zdziwić – zauważył, przysuwając się do twarzy dziewczyny i zamruczał cicho z przyjemności, gdy przeczesywała palcami jego włosy. – Ale dobrze, skoro nie chcesz, nie będę naciskał – dodał, trącając nosem jej nos i wyprostował się, ponownie przytulając ją do swego boku i wracając do wodzenia palcami po ramieniu. Drugą dłoń oparł na odkrytym udzie brunetki, również drażniąc je opuszkami palców, ale robił to w okolicach kolana, żeby sobie przypadkiem nie pomyślała, że ma zamiar łamać dane jej słowo. – Naprawdę? Zawsze uważałem, że jestem sztywny jak manekin – roześmiał się, kręcąc przy tym głową. – Okej, obiecałem, że zrobię wszystko, więc mogę udawać, że umiem tańczyć – wymruczał, mimowolnie przesuwając dłoń trochę wyżej po jej udzie i nieco do wewnątrz, ale robił to kompletnie nieświadomie, jakby Elle miała w sobie magnes, który sam go przyciągał. – Jesteś prześliczna, kiedy się tak rumienisz – wyszeptał, przesuwając nosem po jej policzku do ucha, którego płatek delikatnie przygryzł zębami, a potem musnął językiem. To samo zrobił z jej szyją, po chwili zastanowienia dmuchając chłodnym powietrzem w wilgotny ślad. – To znaczy, cała jesteś prześliczna, ale teraz szczególnie – dodał nieco zachrypniętym głosem i uśmiechnął się kącikiem ust.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  147. Tylko czekał na pocałunek i westchnął cicho, gdy ten nie nadszedł. Czuł, jak oddech Elle łaskocze przyjemnie jego wargi, ale sam jedynie odetchnął, nie chcąc dziewczyny do niczego zmuszać. To miał być ich słodki czas tylko dla siebie, podczas którego wszystko miało odpowiadać im obojgu, a aż za dobrze znał swoją ukochaną i wiedział, że nie potrafi tak po prostu zapomnieć i oddać się chwili tak łatwo, jak robił to Arthur.
    Musiał jednak włożyć sporo wysiłku w to, żeby skupić się na jej słowach. Również się roześmiał i przesunął kosmyk włosów między palcami.
    - Widzę cię w takich tęczowych, żebyś nie musiała wybierać pomiędzy kolorami – stwierdził, odkładając delikatnie włosy na jej ramię i przeczesując je. – Jeśli będę mógł ich dotykać, kolor mi obojętny. Ładnemu we wszystkim ładnie, więc… - urwał i wzruszył lekko ramionami. – Owszem. Powiem więcej, uważam, że należy nam się rozluźnienie. Chyba nikt inny nie zasługuje na nie bardziej, niż my teraz – zauważył i przypomniał sobie o napojach ukrytych w schowku, ale nic nie powiedział, przecież mógł wytrzymać jeszcze kilkanaście minut, zanim poczuje krążące we krwi procenty.
    Uśmiechnął się łobuzersko, słysząc muzykę i w tej samej chwili jakby uświadomił sobie, że jego dłoń znalazła się troszkę za wysoko, więc zsunął ją do poprzedniej pozycji, nie przestając jednak wodzić opuszkami palców po delikatnej skórze. Za tym też tęsknił. Za dotykiem, niekoniecznie z jakimś erotycznym podtekstem. Tak po prostu.
    - Tak? Picie chyba też. Mam ci przypomnieć, w jakich okolicznościach poczęliśmy nasze starsze dziecko? Chyba, że ten zapach wódki mi się przyśnił, ale nie sądzę, skoro sam byłem zawiany, a mimo to czułem – parsknął śmiechem i pokręcił z rozbawieniem głową. Roześmiał się jeszcze głośniej, gdy rzuciła mu to swoje spojrzenie. – Z tym też ci do twarzy. Jesteś cudowna, kiedy próbujesz się na mnie złościć – wychrypiał i ponownie skubnął wargami delikatną skórę na szyi. Muskał nosem jej ucho, oddychając głęboko i nieco szybciej, niż zazwyczaj. Chciał nakręcić Villanelle, a sam znęcał się nad sobą, bowiem czuł, że spodnie zaczynają go uwierać i musiał się powstrzymywać przed nerwowym wierceniem na siedzeniu. Dłoń zacisnął nieco za mocno na udzie brunetki, zapewne zostawiając po sobie czerwony ślad, ale musiał jakoś się powstrzymać przed dalszym działaniem. Liczył w myślach, żeby się uspokoić, a musnąwszy ostatni raz szyję dziewczyny, odsunął się od niej i opadł plecami na oparcie. Jedną ręką wciąż ją obejmował, ale drugą musiał wsunąć do kieszeni spodni, trochę po to, żeby się kontrolować, a trochę po to, żeby ukryć ślady podniecenia, które wyraźnie odbijały się na jego spodniach.
    - Już jestem grzeczny – powiedział, uśmiechając się szeroko. – Chcesz się czegoś napić? Podobno coś tu mamy. Bo, szczerze mówiąc, mi trochę zaschło w gardle – mruknął, zerkając na czarny schowek.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  148. - Nawet bym cię o to nie pytał. Wiesz, że uwielbiam to robić – wymruczał, przeczesując palcami ciemne włosy, żeby zademonstrować, o co mu chodzi. Ten nawyk tak silnie w niego wrósł, że wystarczyło, by Elle znalazła się blisko i pozwoliła się objąć lub przytulić, a jego ręka odruchowo sięgała jej głowy. – Właściwie zaczęło się od rysunków – przypomniał, zerkając w oczy Elle z uśmiechem pełnym czułości. – I wódki. Taniec był potem. A twoja prośba o pocałunek zwaliła mnie z nóg. Poważnie, byłaś tak zdeterminowana, że byłbym największym debilem świata, gdybym tego nie zrobił – powiedział, zagryzając dolną wargę na samo wspomnienie pocałunku. Wtedy walczył z samym sobą, próbując się przekonać, że to niewłaściwe, że Elle jest pijana i pewnie szybko tego pożałuje, że przecież jest jej prowadzącym i nie powinni wykraczać poza zwykłą relację wykładowca-student, ale już dawno naruszył swoje zasady, pozwalając jej zwracać się do siebie po imieniu. Właściwie cały czas robił coś, co można uznać za niestosowne. Wymienili się numerami telefonów, spotykali się na kawie poza zajęciami, udzielał jej konsultacji, które były nimi tylko z nazwy, bo tak naprawdę godzinami rozmawiali o wszystkim i niczym. Ale nie żałował ani sekundy, bo gdyby chociaż jedna sytuacja nie miała miejsca lub wyglądałaby inaczej, nie byliby właśnie w tym miejscu życia. Wspólnego życia.
    Westchnął cicho i sam oblizał wargi, pragnąc jednak przesunąć koniuszkiem języka po tych należących do dziewczyny. Ale obiecał, że będzie grzeczny i chciał uszczęśliwić Elle, a jeśli trzymanie rąk przy sobie miało być dla niej jednym z czynników, dzięki którym miała czuć się dobrze, zamierzał dotrzymać słowa.
    - Owszem. Ale tylko w twoim wykonaniu. Nie masz pojęcia, jak cholernie podnieca mnie twoje błaganie, żebym cię dotknął – wyszeptał i wziął głęboki wdech, żeby uspokoić skołatane serce. Teraz to on miał ochotę błagać.
    Uśmiechnął się łobuzersko i zamruczał z uznaniem dla jej wyznania, ale nie zdążył na nie odpowiedzieć. Niechętnie wypuścił Elle ze swoich ramion i również zajrzał do schowka, śmiejąc się cicho.
    - Na pewno nie należy do uroczych to, co potrafią zrobić z człowiekiem w większej ilości – zauważył i usiadł wygodnie, zostawiając Elle wolną rękę. – Zdaję się na ciebie – powiedział, mimowolnie wędrując spojrzeniem do buteleczki z wódką. Poprawił się na siedzeniu, przypominając sobie moment, w którym ostatni raz czuł smak tego konkretnego alkoholu i pokręcił lekko głową, jakby z niedowierzaniem. Bo właściwie nie dowierzał, jak wiele wydarzyło się od tamtej chwili.
    Zmrużył lekko oczy, uważnie obserwując każdy ruch Elle. Podniósł ręce, żeby mogła swobodnie usiąść, po czym odruchowo ułożył je na biodrach dziewczyny, a ostatecznie przesunął na pośladki, nie potrafiąc się powstrzymać przed delikatnym przyciśnięciem jej do swoich bioder. Rozchylił wargi, jakby się spodziewał, że alkohol wyląduje prosto z butelki w jego ustach i nie przewidział kolejnych działań Villanelle. Był na tyle zaskoczony, że wstrzymał oddech, ale w końcu odwzajemnił pocałunek, gdzieś w międzyczasie przełykając whisky, która przyjemnie zapiekła w gardło.
    - Ja ciebie też. I uwielbiam twoje pomysły – wychrypiał, gdy oderwał się od dziewczyny, żeby wziąć głębszy oddech. – Chociaż szkoda, że nie mogę tego z ciebie zlizać – dodał z zawadiackim uśmieszkiem i przesunął dłonie na jej talię, by ostatecznie opleść drobne ciało ramionami i pociągnąć na swój tors. Patrzył przy tym w ciemne oczy ukochanej i skubnął ustami jej dolną wargę, ale nie pocałował jej. Chciał, by wszystko wyszło z jej inicjatywy, tak, żeby nie miała do siebie pretensji i nie robiła czegoś wbrew sobie.

    Artie ❤

    OdpowiedzUsuń
  149. [Jak najbardziej Noah mógł być w Diego :) Szwęda się po świecie, więc czemu nie? :D Tylko w co go chcesz wciągnąć? :P]

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  150. [ Cześć!
    Tak sobie szperam i myślę... Kto komu nie odpisał? XD
    Może zaczniemy coś nowego? Miałabyś chęć? Szkoda mi naszego wątku i chciałabym, żeby jednak dziewczyny się bliżej ze sobą zapoznały :3 Oczywiście, jeśli ty też masz na to ochotę! ]

    Jen Woolf

    OdpowiedzUsuń
  151. [ Super <3
    Hm, tak się zastanawiam, jak by to ogarnąć. Bo Jen tylko przez chwilę, raz, widziała się z bratem i niewiele to spotkanie wyniosło. Ma go spotkać po wieczorku barmańskim, który jest organizowany w barze El (Jen jest tam gwiazdą wieczoru - barmanką). Ogólnie to wygląda tak, że Jen nie wie, co się dzieje z Noah, ale za to Noah bardzo dobrze wie, co się dzieje u Jen. Ich relacja jest popieprzona xD Bo on ją po prostu... Śledzi? I się umówiłyśmy właśnie z El, że przejdziemy z naszego wątku właśnie na wątek Noah-Jen. Więc tak to wygląda u mnie póki co.
    Natomiast co do dziewczyn, to może byśmy zrobiły tak, że na tamtym spotkaniu któraś z nich musiała nagle wyjść i nie miały kiedy pogadać? Mogły sobie zostawić tylko kontakt do siebie - a może nawet w biegu nie? - i teraz spotkać się po czasie?
    Nie wiem, co tam dokładniej kombinujesz w waszym wątku, ale jak by się dało, to też coś możemy wykminić, czemu nie :D
    Btw. jak chcesz, to się możemy przenieść na maila/hangouts :D ]

    Jen Woolf

    OdpowiedzUsuń
  152. [ Po raz kolejny żałuję, że nie udało nam się połączyć w żaden sposób naszych panien, ale wciąż mam nadzieję, że kiedyś uda nam się coraz razem napisać :) Podobno nadzieja umiera ostatnia!
    Ogromnie dziękuję za powitanie, a Will na pewno przyda się kilka pozytywnych komentarzy na jej temat po emisji programu :D]

    Willow Cleeves

    OdpowiedzUsuń
  153. [ Ooo, jeśli tak, to nasze panny na pewno będą miały okazję się poznać! Będę zatem czekała na jakieś wieści]

    Willow

    OdpowiedzUsuń
  154. - Ale gdyby nie rysunki, nie byłoby tańca – wymruczał, odwzajemniając uśmiech. – Dobrze, dobrze, to zasługa twoich bioder. Uwielbiam twoje biodra, tak swoją drogą – powiedział cicho, wodząc dłońmi po wymienionej przez siebie części ciała. Wsunął kciuki pod materiał krótkich spodenek, żeby przesunąć nimi po gładkiej skórze. – Tak, uwielbiam – powtórzył, kiwając głową, jakby utwierdzał sam siebie w przekonaniu. Całą ją uwielbiał i zamierzał maksymalnie korzystać z bliskości, którą właśnie w tym momencie mu dawała. Owszem, przytulali się, owszem, całowali, ale odbywało się to raczej na zasadzie okazania czułości i zapewnienia, że wciąż kocha się drugą osobę. Brakowało mu wybuchów namiętności i iskier przeskakujących między ich ciałami. Pragnął jej, a dotychczas nie mógł zrobić nic, by doprowadzić do tak intymnej sytuacji. – Mam wrażenie, że ja zacznę błagać ciebie szybciej, niż ty mnie – wyszeptał, wyciągając się w stronę jej twarzy, ale nie dane mu było sięgnąć ust. Postanowił więc, że kontrolę pozostawia jej.
    - To pięknie brzmi, wiesz? Całe życie – mruknął i zadrżał lekko. Opuszki palców gładzące jego twarz wywoływały przyjemne dreszcze, zwłaszcza, że jeszcze niedawno skóra przecież bolała. Delikatny dotyk był miły, tak po prostu. – Cztery dni na wszystkie moje pomysły to zbyt mało – dodał z łobuzerskim uśmiechem i ułożył jedną rękę na karku Elle, by nigdzie mu się nie odsunęła, a potem sięgnął jej warg, wpijając się z nie gwałtownie i chciwie.
    Jęknął głośno z niezadowoleniem, gdy dotarł do niego głos kierowcy i puścił ukochaną, a plecami opadł na oparcie siedzenia. Oddychał szybko, czując, że policzki go pieką, ale nie zwracał na to uwagi. Zanim wysiedli, jeszcze na moment wpił się w usta Elle, ale szybko się odsunął, zostawiając niedosyt i wysiadł z samochodu, po chwili pomagając wysiąść dziewczynie. Odebrał od kierowcy klucze i machnął mu zdawkowo na pożegnanie, a następnie obrócił się wokół własnej osi, rozglądając się uważnie z delikatnym uśmiechem.
    - I trochę magiczne – uzupełnił, obejmując brunetkę ramionami i całując ją w czubek głowy. – Popłyniemy. I zrobimy mnóstwo innych rzeczy, które nam przyjdą do głowy – wymruczał i roześmiał się cicho, po czym jeszcze raz pocałował jej głowę i wyswobodził się ostrożnie z uścisku, chociaż wcale nie chciał tego robić. Walizki jednak same by się nie zaniosły, a że teren był piaszczysty i trawiasty, łatwiej było po prostu je podnieść i ruszyć w stronę domu. Morrison zatrzymał się dopiero na drewnianym ganku i odstawił bagaże. Wyjął z kieszeni klucz i otworzył drzwi, a potem podszedł do Elle i złapał ją pod kolanami oraz za plecami, biorąc ją w swoje ramiona. – Nie jesteśmy nowożeńcami, ale w sumie… To taka trochę podróż poślubna numer dwa – stwierdził i przekroczył próg domu, a postawiwszy żonę na podłodze ujął jej twarz i wpił się w nieco nabrzmiałe od wcześniejszych pocałunków wargi. – Zaniosę rzeczy do sypialni, o ile jakaś tu jest, a ty sprawdź, czy mamy wszystko, żeby zrobić spaghetti, hm? – podsunął i trącił nosem jej nos. Ujął jej ramiona i obrócił tyłem do siebie, a przodem do wnętrza domu, a zanim cofnął się po walizki klepnął pośladek ukochanej i uśmiechnął szeroko.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  155. Tego dnia nie było zbyt dużego ruchu. To dobrze, bo Jen mogła zebrać myśli po powrocie z Tajlandii. Co powinna teraz zrobić? Co razem powinni zrobić? Na jakie wyjście się zdecydować?
    W głowie dziewczyny przewijały się tysiące myśli, które nie mogły znaleźć żadnego wyjścia, aby wypaść na zewnątrz i dać jej ukojenie.
    Westchnęła ciężko, chwytając za parujący czajnik i nalewając wodę do kubka z kawą. Przy okazji podjadała owoce, które kupiła na straganie niedaleko kamienicy. Szkoda, że nie znalazła już nigdzie malin.
    Zamieszała mieszankę łyżeczką, opierając się tyłem o małą szafkę. Upiła łyk przymykając na moment oczy i wyobrażając sobie, że jest znowu w azylu dla słoni, gdzie czas się jakby zatrzymał, a życie nie było tak nieznośne, jak czasem naprawdę potrafi być. Ciężar obowiązków dawał o sobie coraz bardziej znać, a zbliżający się dzień wylotu Jerome’a powodował w niej napięcie. Była pewna, że tak czy tak znajdą wyjście z sytuacji, w której się znajdowali, ale mimo wszystko strach kłębił się w głębinach duszy i ciała blondynki. I nic nie mogła na to poradzić.
    Mimowolnie odwróciła głowę, kiedy usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. Odstawiła kubek na bok, po czym wyszła do głównego pomieszczenia. Otworzyła szerzej oczy, widząc znajomą twarz. Nawet uśmiechnęła się pod nosem, podchodząc bliżej lady.
    - Villanelle… Dobrze pamiętam? - zagadnęła do stojącej tyłem kobiety. Zdążyła zauważyć jej profil jeszcze z odległości kantorka, więc była pewna, że to właśnie ona. - Miło cię znowu widzieć - przyznała, opierając łokcie na blacie, a brodę na dłoniach.
    Do tej pory żałowała, że nie zdążyły wymienić się namiarami. Wiele razy zastanawiała się, jak mogłaby namierzyć dziewczynę - jakkolwiek to brzmi - bo rozmawiało się Jen z nią na tyle dobrze, że szkoda byłoby pozbawiać się takiego kontaktu. Tym bardziej, że chociaż już dobre kilka miesięcy mieszkała w Nowym Jorku, to w dalszym ciągu nie miała zbyt wielu znajomych. A jeśli chciała zacząć nowe, pełniejsze życie, to chyba powinna poszerzać grono dobrych dusz, prawda?
    - Co u ciebie słychać, tak w ogóle? Szukasz czegoś specjalnego? - spytała, prostując się. Wtedy jej wzrok skierował się na sporej wielkości brzuch. - U… dzieci wszystko w porządku? I jak tam… Kate? - zmrużyła oczy, przypominając sobie ciotkę Morrison. Do tej pory czuła się dziwnie, a przecież nie chciała niczego złego zrobić! - Mam nadzieję, że już jej przeszło? - zaśmiała się cicho, krzyżując ręce na wysokości piersi.

    [Ok, zaczęłam tak, jeśli z tym brzuchem nie trafiłam, to po prostu pomiń, bo w sumie nie wiem, czy jeszcze jest w ciąży, ale jak patrzyłam w powiązania, to nie było zdjęcia nowego berbecia :D ]

    Jen Woolf

    OdpowiedzUsuń
  156. [Hmm, właśnie tak się zastanawiam, i przychodzi mi do głowy tylko jakieś spontaniczne spotkanie, które skończy się tym, że wpadną w jakieś kłopoty. Z zakładki z relacjami wnioskuję, że Elle jest w ciąży, tylko mam pytanie w którym miesiącu? Bo to mogłoby znacznie wpłynąć na nasz wątek, jeśli np. już chodzi ze sporawym brzuszkiem :D Chociaż, z drugiej strony mogłoby to nawet dodać całej sytuacji więcej komizmu. Widzę to tak: jest popołudnie, do drzwi Elle nagle puka Nick, czymś bardzo podekscytowany, i próbuje ją wyciągnąć na miasto. W końcu wychodzą, i jadą do jakiegoś randomowego pubu, w którym kiedyś byli, ale kiedy tam docierają, okazuje się, że trzy lata temu udawali tam parę zaraz po ślubie, żeby dostawać darmowe drinki, i jeden z kelnerów ich zapamiętał, bo kojarzy Nicka z jakiegoś przedstawienia. No i teraz problem, bo Elle z brzuchem, więc muszą dalej udawać i opowiadać historię swojej wielkiej miłości, jednocześnie umierając ze śmiechu. No i dalej może się jakoś rozwinąć :D Co ty na to?]
    Nick Westley

    OdpowiedzUsuń
  157. - Ale przyznaj, że przyjemne – powiedział z szerokim uśmiechem. – Jeśli o mnie chodzi, możemy robić sobie takie podróże co pół roku. I… Albo nie, nie powiem ci, niech to będzie niespodzianka – mruknął jeszcze zanim odstawił Elle na podłogę i wrócił po bagaże. Z walizkami w obu rękach wszedł do środka i kopnął drzwi, by te się zamknęły, po czym ruszył głębiej do wnętrza domu. – Skoro już mówimy o planach… Myślałem ostatnio o biurze. Rozmawialiśmy kiedyś o tym, pamiętasz? Chciałabyś zająć się czymś takim? – zawołał, otwierając pierwsze drzwi, jak się okazało, prowadzące do łazienki. Spróbował z drugimi i uśmiechnął się szeroko na widok dużego łóżka. Postawił walizki pod ścianą tuż obok wejścia i poszedł tam, gdzie wydawało mu się, że jest kuchnia.
    - I tak mnie kochasz – stwierdził, wracając myślami do jej wcześniejszych słów. – Nie wiem, ale dobry jest. Może ma jakieś telepatyczne zdolności – podsunął i puścił dziewczynie oczko, podchodząc do zlewu. Zebrał z blatu to, co trzeba było umyć i zajrzał do jednej z dolnych szafek, szukając garnka i patelni. Wstawił makaron, a potem wziął się za mycie szpinaku i kurczaka, udając, że pochłania to całą jego uwagę. Nie potrafił jednak powstrzymać delikatnego uśmiechu, który cały czas cisnął mu się na usta i to nie dlatego, że opłukiwanie potrzebnych składników napawało go taką radością. – Słucham? Nigdy w życiu. Ja zdradzę ci sekret, a ty stwierdzisz, że nie jestem ci do niczego potrzebny i pójdziesz w cholerę. O nie, nie, nie, moja droga, tak nie będziemy się bawić – roześmiał się głośno i wytarł dłonie w papierowy ręcznik. Chwilę kręcił się po kuchni w poszukiwaniu noża, a potem stanął tuż obok Elle, niby przypadkowo trącając biodrem jej nogę. – Nie rób tego – wymruczał, krojąc kurczaka. Zerknął przelotnie na twarz ukochanej i odetchnął głęboko, powstrzymując się przed tym, żeby samemu przygryźć jej usta. Zamiast tego odłożył na chwilę nóż i sięgnął twarzy brunetki, kciukiem uwalniając spomiędzy zębów jej dolną wargę, a potem jak gdyby nigdy nic powrócił do przygotowywania kurczaka. Właściwie nie był głodny, jego myśli zajmował inny głód, ale obiecał sobie wcześniej, że przecież to Elle będzie go błagać, a nie na odwrót, chociaż sam był blisko tego, żeby zacząć. Zwłaszcza, że spodnie nie przestały go uwierać, wręcz przeciwnie, napięcie cały czas kumulowało się w podbrzuszu, przyspieszając i spłycając oddech Arthura. Dlatego też starał się skoncentrować całą swoją uwagę na gotowaniu, ale krojenie kurczaka nagle stało się bardzo trudną do wykonania czynnością, która zajęła mu ciut więcej czasu niż zwykle.
    - Mam prośbę, kochanie – zaczął, nalewając na patelnię odrobinę oleju, a następnie wrzucając pokrojonego w kostkę kurczaka. – Jeśli mam spokojnie to ugotować, a potem jeszcze zjeść, poszukaj, proszę, alkoholu, najlepiej jakiegoś zimnego, hm? – spytał nieco zachrypniętym głosem i przemieszał mięso. Zaciskał palce na rączce patelni i drewnianej łyżce, a świadomość, że jedzenie może się spalić, powstrzymywała go przed wpiciem się w wargi Villanelle i powtórzeniem tego, co zrobił ostatnim razem, gdy gotował tę samą potrawę. Wtedy nie zdążył tak naprawdę zrobić za wiele i mógł zająć się dziewczyną. Teraz nieszczególnie. – Tak naprawdę chodzi tylko o to, żebyś sobie poszła i nie patrzyła, czym to doprawiam – dodał z rozbawieniem i zerknął przez ramię, posyłając Elle łobuzerski uśmieszek. – No, już, już. Dobry magik nie zdradza swoich sekretów. I musi mieć szklaneczkę z soczkiem, dzięki któremu wszystko staje się jeszcze bardziej magiczne – parsknął śmiechem w reakcji na swój własny dowcip i wrócił do mieszania, nucąc przy tym pod nosem i kręcąc biodrami, co nieudolnie miało imitować taniec.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  158. - Owszem, mogę. Czy kiedykolwiek nie podobała ci się jakaś niespodzianka, którą przygotowałem? Poważnie, jestem chyba najbardziej romantycznym facetem świata, komedie nie dorastają mi do pięt, książęta w bajkach też – odparł, specjalnie odrobinę zmieniając temat, żeby odciągnąć Elle od niespodzianki. Tak naprawdę wcześniej o tym nie pomyślał, pomysł skrystalizował się dopiero, gdy wspomniał o podróży poślubnej co pół roku i nie miał nawet ogólnego planu, jak to zorganizować, ale przecież nie musieli tego robić teraz natychmiast.
    - Nikt by nie chciał pracować u Blaise’a – powiedział z lekkim rozbawieniem. – Możesz skończyć studia mając już praktykę. Hmmm, zatrudniłbym cię jako swoją seksowną asystentkę – wymruczał, lubieżnie oblizując wargi i odetchnął głębiej, gdy Elle się poruszyła. Czuł, jak kiełkuje w nim złość wymieszana z pożądaniem, gdy ponownie uwięziła swoją wargę między zębami, ale tym razem nie zrobił nic. Nie chciał jej pokazywać, jak cholernie na niego działa. Zwłaszcza po tak długiej przerwie.
    - Wyganiam. I daję ci szansę na bycie wspaniałą żoną, jakiej nie ma nikt inny na tym świecie – wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu i wrócił do gotowania, choć cały czas nasłuchiwał krzątania dziewczyny. Szczerze mówiąc również nie spodziewał się tego, że alkohol może być gdzieś indziej niż w lodówce, w końcu nie musiał do niej zaglądać, bo Villanelle wyjęła wszystko, co było potrzebne. Liczył, że raczej otwieranie i przelewanie do kieliszków czy szklanek zajmie ją na tyle, iż spokojnie będzie mógł skupić się na doprawieniu dania po swojemu. – W zasadzie Brown napisał, że mamy się niczym nie martwić. Dziwne by było, gdyby nie okazał się ekskluzywny. I gdybyśmy nie znaleźli tutaj czegoś, co może być nam potrzebne przez te cztery dni. Chociaż… Jeśli znajdę w sypialni jakieś seks-zabawki, zacznę się o niego martwić – wymamrotał, marszcząc czoło w zamyśleniu. To było cholernie miłe, takie myślenie o nieważnych głupotach, które niewiele wnosiły, a stanowiły przyjemne oderwanie od rzeczywistości. Nigdy nie mieli przywileju wyluzowania się całkowicie, więc Arthur zamierzał czerpać z tego garściami.
    Roześmiał się i przestał nucić, ale wciąż poruszał biodrami.
    - Ha! Więc miałem rację, chodziło o alkohol! – zawołał, wyrzucając w górę pięść, jakby wygrał co najmniej ważne zawody. Po chwili opuścił jednak ręce i westchnął cicho, czując jej dłonie na swoim ciele. Dobrze, że zdążył odstawić patelnię i położyć drewnianą łyżkę na blacie, ale nie znaczyło to, że Elle go nie zaskoczyła. Rozchylił delikatnie wargi i posłusznie ułożył ręce na jej biodrach, nieświadomie zaciskając na nich palce nieco mocniej. – Tak? A tak też można? – wymruczał, wbijając spojrzenie w jej ciemne tęczówki i jednocześnie przyciągając ją do siebie na tyle mocno i gwałtownie, że uderzyła o jego ciało. Uśmiechnął się kącikiem ust i jedną rękę ułożył na jej talii, a drugą przesunął po udzie, aż zatrzymał pod kolanem i podniósł bez żadnego ostrzeżenia, przyciskając jej nogę do swojego biodra. A potem pochylił się powoli do przodu, jednocześnie zmuszając Elle, by odchyliła się, opierając ciężar ciała na jego ręce, a kiedy jego twarz znalazła się na wysokości smukłej szyi i dekoltu, delikatnie musnął wargami skórę, zostawiając po sobie wilgotny ślad. – Dobrze, pani nauczycielko? – wyszeptał i zerknął na nią spod rzęs, po czym wyprostował się, dziewczynę również podnosząc do pionu. Nie puścił jednak jej nogi i nie cofnął ręki z talii, czerpiąc przyjemność z tego, że są tak blisko siebie.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  159. - Ja jestem cudowniejszy – stwierdził i wytknął jej język niczym małe dziecko. Znowu dopadła go myśl, że byli tutaj zaledwie ile, pół godziny? A to wszystko wydawało się tak beztroskie. Każde ich zachowanie wręcz krzyczało, że potrzebują tego oderwania, że to jest coś, co może ich uratować przed wszystkim, co działo się w ciągu kilku ostatnich miesięcy, a działo się wiele. Zbyt wiele, żeby dwie szare osoby mogły udźwignąć to na swoich barkach.
    Dopiero jej kolejne słowa sprawiły, że zaczął się zastanawiać nad swoim własnym pomysłem. Ściągnął brwi i pokiwał powoli głową.
    - Właściwie... masz trochę racji. To znaczy, wizja ciebie jako seksownej asystentki strasznie mnie kręci, ale... ale to prawda, też czasami lubię za tobą zatęsknić. Wiesz, dalej gdzieś w głowie mam wizję tego, jak wracam do domu po całym dniu w pracy, czytamy dzieciom bajkę, bierzemy wspólną kąpiel i siedzimy na patio wtuleni w siebie. Gdybyśmy wracali razem z tej samej pracy, to chyba nie byłoby tak magiczne – przyznał, w zamyśleniu przygryzając dolną wargę. – Ale biuro i tak chciałbym otworzyć. I byłoby wspaniale, gdybyś czasem wpadała w przerwie na lunch i szybki numerek – kolejny raz tego dnia się roześmiał, a oczy rozbłysły mu na samą myśl.
    Ale to była przyszłość, a dla Arthura liczyła się chwila obecna. Nie wychwycił nerwowej nuty w śmiechu Elle, potem jej bliskość również nie dała mu powodów do podejrzeń, że coś jest nie tak. Czuł przeskakujące między nimi iskry, tę chemię, której nie było od dawna, a za którą tęsknił, bo mimo tylu problemów i wydarzeń wciąż pożądał swojej ukochanej. Jej przyspieszony oddech i westchnienia tylko bardziej go nakręcały, a zapach tak bardzo mącił mu w głowie, że inne informacje docierały do niego z lekkim opóźnieniem.
    Powoli przesunął dłonią po jej nodze w górę, przez zewnętrzną stronę uda, okryty materiałem szortów pośladek i biodro, aż dotarł do talii i na moment splótł ze sobą palce na jej plecach. Oddychał szybko i płytko i tak bardzo pragnął wpić się w wargi dziewczyny, że niemal fizycznie coś go do niej przyciągało, zwłaszcza, gdy jej ciepły oddech owiał jego twarz. Przez moment patrzył w jej ciemne oczy swoim zamglonym wzrokiem, nic nie rozumiejąc. Próbował wszystko uporządkować i może gdyby nie był tak odurzony pożądaniem, zrobiłby to znacznie szybciej. Przypomniał sobie jednak moment, kiedy przyszła do jego mieszkania pierwszy raz. Oblała się wtedy kawą, a Arthur zaproponował jej swoją koszulkę, której ostatecznie nie założyła, a białą bluzkę zdjęła, uprzednio go informując, że po urodzeniu Thei nie wygląda tak, jak podczas ich pierwszej wspólnej nocy. Teraz miała bliznę, której Morrison nie miał okazji zobaczyć. I jakaś część jego rozumiała, a inna buntowała się przeciwko... Właściwie przeciwko czemu? Temu, żeby się krępowała? Bo przecież nigdy nie dał jej ku temu powodu, przeciwnie. Jej ciało traktował jak największy skarb i wpatrywał się w nie z zachwytem, powtarzając, że jest najpiękniejszą kobietą, jaką widział. Nie była idealna, nikt nie był, ale dla Arthura pozostawała najcudowniejsza i tylko jej pragnął, nikogo więcej.
    Wypuścił powoli powietrze z płuc i uniósł jedną dłoń, zakładając kosmyk włosów za jej ucho, a ostatecznie układając palce na jej policzku i kciukiem głaszcząc dolną wargę.
    - Nic się nie wydarzy, póki nie uznasz, że jesteś na to gotowa – wyszeptał, nie odrywając spojrzenia od jej ciemnych oczu. – Też cię pragnę, ale nie zrobię nic, przez co poczułabyś się źle. Kocham cię, Elle. Kocham cię całą i jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką znam. Oprócz naszej córki, rzecz jasna – uśmiechnął się lekko i musnął czule usta brunetki. – Jesteś cudowna, pamiętaj o tym, dobrze? – spytał cicho i objął ją ramionami, przytulając do siebie i opierając brodę na czubku jej głowy.

    Artie ❤

    OdpowiedzUsuń
  160. Wheeler nie była pewna na ile jej słowa są prawdziwe i czy nie plecie od rzeczy, ale ostatnią rzeczą jaką Elle powinna robić to zamartwianie się o dziecko, które miało opiekę i nie potrzebowało tam teraz jej. Sama powinna zadbać o sobie, aby później pomóc jemu. Nie chciała być wredna, jednak, gdy tutaj przyszła to widziała, że z jej przyjaciółką nie jest dobrze. Na pewno nie zrobiłaby krzywdy małemu, jednak tak naprawdę również nie mogłaby mu pomóc. Była tu teraz po to, aby Villanelle poczuła się lepiej sama ze sobą, a później siłą lub nie, mogła zaprowadzić ją do szpitala, aby spędziła też nieco czasu ze swoim synkiem, który pewnie też musiał wyczuwać, że nie ma przy sobie mamy.
    — Jest tak, jak mówię, Elle. Musisz po prostu spojrzeć na to z innej perspektywy. Wiem, że nie mam dzieci, a moje życie uczuciowe woła o pomstę do nieba, ale wiem, że wszystko ci się ułoży. Nie musi to być koniecznie jutro, ale w swoim czasie będzie lepiej — odezwała się chwytając również jej dłoń, którą ścisnęła, co miało być znakiem, że z czasem będzie o wiele lepiej. Miała taką nadzieję. Westchnęła cicho, gdy usłyszała o jej związku. Wszyscy mieli kryzysy, większe i mniejsze, niektóre rzeczy były nie do przeskoczenia i przerastały dwójkę ludzi w związku, ale to jeszcze nie znaczyło, że u Elle i Arthura też tak będzie. — Zobaczysz, że jak minie trochę czasu to znowu będziecie się zachowywać, jakbyście dopiero co się pobrali i nie będzie można was od siebie odkleić — zapewniła z uśmiechem i dla lepszego efektu przewróciła oczami. Nie chciała już dłużej ciągnąć tego tematu, tylko skupić się na innych, aby oderwać Elle od tych wszystkich myśli. Po to tu przecież przyszła, a nie po to, aby ją jeszcze bardziej dobijać wyciągając informacje od przyjaciółki. Jeśli będzie chciała, sama zacznie temat. Była tu teraz tylko i wyłącznie dla niej. I może dla Thei, ale na to, aby podręczyć dziewczynkę musiała poczekać aż się obudzi.
    — To ja ci nie odpowiedziałam i tak, poproszę. Może być sok, jakiś napój albo woda z cytryną, cokolwiek masz. Na razie kawy mam chyba dość — stwierdziła. Przez ostatnie tygodnie żyła na kawie i piła ją od rana do wieczora, aby jakoś przetrwać. — I wiesz co, gdybyś znalazła coś do jedzenia, to wcale bym się nie obraziła. Cokolwiek, byle bez mięsa — dodała. Od niemal dekady nie tknęła mięsa, choć o tym Elle przecież tak czy siak wiedziała, a mimo to wolała chyba się upewnić, że w tym całym zamieszaniu takie drobiazgi jej nie uciekły.
    — I nie jesteś moją drugą opcją, tylko pierwszą — poprawiła dziewczyną wznosząc oczu ku górze, czasem naprawdę jej nie rozumiała. — Więc jeśli nie dasz rady, to po prostu pójdę wtedy sama. A ja nie poznałam z kolei nikogo nowego. W Los Angeles pracowałam, a ludzie z biura nie byli… nie byli najgorsi, ale też z kolei z nikim się tak bardzo nie zaprzyjaźniłam. A po powrocie… cóż, nie wiem jak stoisz z nowinkami muzycznymi, ale przez ostatnie… mniej więcej dwa tygodnie bujałam się po Stanach z Matthew Hesford.
    Sama czasem nie wierzyła, że prowadziła takie życie. Przez tatę bywała na czerwonych dywanach, jeśli była taka potrzeba i gdyby tylko bardziej się wysiliła mogłaby mieć cholernie znanych przyjaciół, których uwielbiali wszyscy na świecie. I tak takich miała, Matthew był przecież bardzo rozpoznawalny. I w zasadzie sama nie wiedziała co ma sądzić o wszystkim, co wydarzyło się podczas trasy koncertowej.
    — Ale to może poczekam z opowieściami aż wrócisz. Chyba, że potrzebujesz pomocy to poplotkujemy w drodze do kuchni z powortem.

    Carlie

    OdpowiedzUsuń
  161. [ Dziękuję za komentarz pod Laurą! :) Oczywiście byłabym chętna na wątek. Masz jakieś pomysły, szukasz czegoś konkretnego? ]

    Laura&Nina

    OdpowiedzUsuń
  162. Nie był do końca przekonany, że Elle jest gotowa, aby wrócić do pracy i zmierzyć się z czasem okrutnym działaniem korporacji. Dopiero co doszła do siebie po bardzo traumatycznych przeżyciach i nie chciał, aby to odbijało się na jej funkcjonowaniu w firmie. Z drugiej strony miał świadomość, że jeśli od razu rzuci ją na głęboką wodę i zarzuci mnóstwem zadań, łatwiej będzie jej zapomnieć o przeszłości i skupić się jedynie na błahych problemach dnia codziennego. Wiedział, że kocha swoje dzieci najbardziej na świecie, ale nawet tak oddana matka jak ona pewnie wylądowałaby bardzo szybko w zakładzie psychiatrycznym, gdyby musiała spędzać z nimi 24 godziny na dobę i nigdzie nie wychodzić z domu. Czuł, że dziewczyna potrzebuje kontaktu z innymi i choć odrobiny oderwania się od codziennej rzeczywistości, a praca była doskonałym sposobem na odcięcie pępowiny swoich ukochanych maluszków. Nie chciał, aby Elle całymi dniami przesiadywała w biurze projektowym więc przeniósł ją na jakiś czas do działu w którym zajmowała się także zawieraniem ważnych transakcji z jego klientami. Ufał jej i jako jednej z nielicznych osób w jego firmie mógł powierzyć jej tak odpowiedzialne i ważne stanowisko. Poza tym była ładna i zgrabna, a to także było istotne podczas negocjacji z męskim gronem, które stanowiło przewagę w świecie biznesu. Wiedział, że Morrison ze wszystkim sobie poradzi więc w czasie jej spotkania w restauracji, siedział spokojnie nad papierami, podpisując kolejne nudne dokumenty. Zaczynał żałować, że nie towarzyszył teraz Elle podczas negocjacji, ale wiedział, że jeśli nie zrobi tego sama, wciąż nie będzie czuła się na tyle pewna, aby czuć się swobodnie w towarzystwie wymagających rekinów biznesu. Czekał cierpliwie na telefon, że wszystko jest załatwione, a ona wraca już do firmy, ale zamiast tego na wyświetlaczu pojawił się numer pana Compsona.
    - Dzień dobry. Jak przebiegło spotkanie z moją najlepszą pracownicą ? Jestem pewien, że urzekła pana równie mocno, jak mnie podczas rekrutacji – rzucił wesoło do słuchawki, ale chwile po tam zamarł, przyjmując kilkuminutowy wywód do telefonu. Nie miał śmiałości mu przerywać, tym bardziej, że naprawdę zależało mu na dopięciu tej transakcji, więc przytakiwał jedynie cierpliwie, wysłuchując co mężczyzna ma do powiedzenia. Wszystko poszło nie tak jak planował i się tego spodziewał i był już teraz pewien, że powrót Elle do pracy był zdecydowanie zbyt szybki niż była na to gotowa. Przeprosił Campsona i zaprosił na spotkanie do siebie, a kiedy tylko skończył z nim rozmawiać, odzwonił wściekły do przyjaciółki, nie mając zamiaru dawać jej żadnej taryfy ulgowej. W firmie była po prostu jego pracownikiem i nie mógł pozwolić sobie na traktowanie jej inaczej niż innych.
    - Jak spotkanie? Gdzie jesteś? Przyjedź jak najszybciej do mojego biura, kierowca czeka na ciebie przed restauracją. Przygotuj się na to, że nie będzie to miła rozmowa. Właśnie straciłem przez ciebie jednego swoich najlepszych klientów – warknął i zanim zdążyła cokolwiek dodać, rozłączył się, zdecydowanie zbyt głośno i nerwowo odkładając słuchawkę, Naprawdę nie lubił, kiedy coś szło nie po jego myśli i nie pamiętał kiedy ostatni raz był tak wściekły jak teraz.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  163. [Hej! Jakoś takie ciepło i radość zdaje się bić od tej karty oraz Twojej pani, co jest naprawdę cudne :) Jeśli chodzi o jakiś punkt zaczepienia, to tak sobie myślę, że skoro jest na trzecim roku architektury, to pewnie robią jakieś szkice projektów na zaliczenia czy cokolwiek. Może któryś wykładowca postanowił podebrać Villanelle jej projekt i wykorzystać jako swój, a ona postanowiła mu tego nie podarować?
    Zawsze możemy też ich spiknąć w jakichś zwykłych okolicznościach typu wylana kawa w kawiarni, jakiś facet przyczepiający się do Vill i Alex, który postanawia pomóc, bo akurat jest obok? Tak tylko luźno myślę :D]
    Alexander Swanson

    OdpowiedzUsuń

  164. Prychnął cicho, ale nie skomentował tego w żaden sposób, uznając, że jest to komentarzem samo w sobie. Szybko jednak zapomniał, o czym przed chwilą myślał, bo Elle zabiła mu ćwieka. Nie zastanawiał się nad tym. Może przez problemy, a może z czystego lenistwa, ale otwarcie biura coraz bardziej odwlekał w czasie, a praca doktorska leżała nietknięta od kilku miesięcy, mniej więcej od momentu, gdy dowiedział się o Thei.
    - Szczerze? Nie mam pojęcia – powiedział powoli, szukając w głowie odpowiednich słów. – Muszę to przemyśleć. Nie pisałem od dawna… Rysuję cały czas, dla siebie. Może jednak warto byłoby rzucić uczelnię i skupić się na tym, co lubię tak naprawdę? – wymamrotał, ale nie kierował tego stricte do Elle, raczej głośno myślał, żeby uporządkować to w swojej głowie.
    Ale to nie był czas ani miejsce na poruszanie takich tematów. Miał obok siebie swoją ukochaną, po raz pierwszy od dawna nikt im nie przeszkadzał i mogli się po prostu sobą cieszyć. To, że… Że nie była gotowa, nie przeszkadzało mu, póki istniała możliwość przytulenia jej, pocałowania i przeczesywania jej włosów. Związek to przecież nie tylko seks, nie musieli się kochać, żeby coś naprawić. A Arthur rozumiał obawy Elle. Uważał, że nie ma do nich podstaw, ale rozumiał, bo już kiedyś byli w tym punkcie.
    - Poczekaj, przestań mówić – wyszeptał, układając jedną dłoń na boku jej szyi, a drugą wciąż przyciskając do jej zarumienionego policzka. – Kochanie, niech sprawa będzie jasna, dobrze? Nie zmuszaj się do niczego tylko dlatego, że... Nie rób czegoś tylko ze względu na mnie. To twoje ciało i ty o nim decydujesz. Tylko skąd pomysł, że coś mi się nie spodoba? Dlaczego myślisz, że nie będę czuł tego, co wcześniej albo że nie będziesz w stanie mi czegoś dać? Przecież wiesz, doskonale wiesz, że jesteś dla mnie najpiękniejsza, uwielbiam ciebie, twoje ciało. Wcześniej byłaś cudowna, ale po urodzeniu Thei stałaś się cudowniejsza, dlaczego teraz miałoby być inaczej? – pokręcił głową, jakby nie potrafił uwierzyć w to, że w ogóle odbywają tę rozmowę. Bo nie wierzył. Dotychczas myślał, że w tej kwestii wszystko jest między nimi jasne. Arthur był zapatrzony tylko w swoją żonę, a seks z nią był najlepszym, jaki przeżył i przeżywał za każdym razem. Może ze względu na uczucia, może ze względu na to, że stanowiła jego wszystko, ale tak właśnie było. – Zawsze jest mi z tobą dobrze, za każdym razem coraz lepiej. I chciałbym, żeby to działało z wzajemnością – wyszeptał i zamruczał cicho, gdy Elle wplotła palce w jego włosy. Pochylił się i pocałował ją krótko, acz intensywnie i oparł swoje czoło na jej czole. – Pragnę cię, ale nie zrobię nic, póki nie będziesz gotowa. Za bardzo cię kocham, żeby cię skrzywdzić w jakikolwiek sposób, skarbie – dodał i pociągnął nosem, po czym wyprostował się gwałtownie, czując zapach ciut przypalonego kurczaka. Natychmiast złapał za drewnianą łyżkę i przemieszał w patelni, cmokając z niezadowoleniem. – Jeśli mamy zjeść, nie możesz mnie rozpraszać, bo nie znam nawet adresu, żeby coś zamówić – stwierdził ze śmiechem i wyciągnął się w stronę dziewczyny, żeby musnąć jej policzek.

    Artie ❤

    OdpowiedzUsuń
  165. Wpatrywał się w jej twarz, próbując wyczytać z niej cokolwiek, ale Elle patrzyła na swoją dłoń i to utrudniało całe zadanie. Oddychał głęboko, starając się uspokoić skołatane serce, którego bicie na pewno czuła pod palcami. Zresztą nie był to jedyny przejaw podniecenia. Nie starał się nawet niczego ukryć, zwłaszcza w zaistniałych okolicznościach.
    Przygryzł dolną wargę i pokręcił głową z uśmiechem pełnym czułości. Normalnie nazwałby teraz dziewczynę głuptasem, ale nie miał pojęcia, czy nie odebrałaby tego na opak, dlatego poprzestał na wyrazie twarzy sugerującym, że najzwyczajniej w świecie opowiada głupoty.
    - Nasz ostatni raz był równie cudowny, jak każdy poprzedni – powiedział cicho i podążył spojrzeniem za dłonią ukochanej. Owszem, jej brzuch od jakiegoś czasu nie wyglądał tak, jak podczas ich pierwszej wspólnej nocy, ale prawda była taka, że Arthur nie zwracał na to uwagi. Przyjmował, że jest to część Elle i... I w zasadzie tyle, bo choć miewali wzloty i upadki, jego żona była spełnieniem jego marzeń w każdym wydaniu, bo była po prostu Elle. Jego Elle. – Nie lubiłaś też kilku rozstępów po urodzeniu Thei, a ja kocham je całym sercem – przypomniał, muskając kciukiem jej dolną wargę. – Kochanie, o czym ty mówisz? To był eksperyment, chcieliśmy spróbować czegoś nowego i owszem, było fajnie, ale jako sprawa raz na jakiś czas. Nie jestem sadystą, czerpię przyjemność z twojej bliskości, a nie z tego, że kilka razy dałem ci klapsa – powiedział, a uśmiech zniknął z jego twarzy. Wiedział, że to właściwie niedorzeczne, ale poczuł, jak ogarniają go cholerne wyrzuty sumienia przez to, że nie potrafił utrzymać języka za zębami i chlapnął coś, czego chlapnąć nie powinien. Pokręcił głową i ujął nadgarstek brunetki, po czym bezpardonowo przycisnął jej dłoń do materiału swoich spodni. Wciąż był podniecony, co wyraźnie było czuć i widać przez charakterystyczną wypukłość. – Czujesz? A nawet się nie całowaliśmy. Jestem przy tobie jak napalony nastolatek – roześmiał się cicho, ale nie dane mu było nic więcej powiedzieć przez cholernego kurczaka.
    Kiedy Elle wynosiła talerze, Arthur usmażył szpinak i odcedził makaron, by na sam koniec wszystko razem zmieszać. Zamruczał cicho i nakrył dłonie dziewczyny swoją, przymykając przy tym powieki.
    - A ja dziękuję, że o tym mówisz – wymamrotał, oddychając głęboko. – Chcę wiedzieć co czujesz, żeby to rozumieć – dodał i rozluźnił nieznacznie jej uścisk, ale tylko po to, by obrócić się wokół własnej osi i ponownie tego dnia ująć jej twarz w dłonie, pochylając się przy tym. – Jestem teraz szczęśliwy, wiesz? Nie potrzebuję niczego więcej, wszystko wskakuje na swoje miejsce – wyszeptał, całując czule wargi ukochanej.
    - Wina. Dawno nie piłem, whisky jest za mocna – powiedział, chwytając za rączkę patelni i podkładkę, a potem ruszył na taras. Postawił jedzenie na stole i wrócił do kuchni, by przegrzebać szuflady w poszukiwaniu korkociągu. Znalazł go po rozbebeszeniu trzeciej i z triumfalnym uśmiechem usiadł na ratanowej kanapie w kształcie muszli, po czym odebrał od Elle alkohol i otworzył wino, następnie rozlewając je do kieliszków. Podniósł swój i popatrzył na dziewczynę. – Czy to będzie straszny banał, jeśli powiem teraz ‘za nas'? – spytał, nachylając się nieznacznie tak, że ich twarze dzieliło kilka centymetrów.

    Artie ❤

    OdpowiedzUsuń
  166. [Super, że ci się podoba! <3 No cóż, bez brzuszka też sytuacja może być komiczna :D Dobra, to ustalamy coś jeszcze, czy zaczynamy wątek?]
    Nick Westley

    OdpowiedzUsuń
  167. — Prawdę mówiąc wolałbym posłuchać opowieści o czymś pozytywnym, co dzieje się w twoim życiu — odparł, zestawiając książki z mebli na podłogę, zgodnie z sugestią Villanelle. — Wtedy mógłbym się cieszyć razem z tobą i nie byłoby już tak ponuro — dodał. — Tylko mi nie mów, że w przeciągu ostatniego tygodnia czy nawet miesiąca nie wydarzyło się nic dobrego, o czym mogłabyś mi powiedzieć! Na pewno stała się choć jedna taka rzecz. To nie musiało być nic wielkiego.
    Po chwili niemal wszystkie nierówne stosy książek wylądowały na drewnianej posadzce. Gdy usiadło się blisko nich i spojrzało na nie z odpowiedniej perspektywy, mogły nieco przypominać jedną z tych panoram Nowego Jorku, na której wieżowce oraz wielopiętrowe bloki zdawały się walczyć o to, który wygra w architektonicznym wyścigu i będzie wyższy od konkurencji, nowocześniejszy, bardziej widoczny, lepszy. Stanley próbując ustawić ostatnią z książkowych wież, doprowadził do World Trade Center. Na początku konstrukcja tylko się lekko zachybotała, ale po chwili, gdy Stanley przestał ją podtrzymywać, książki straciły oparcie oraz równowagę, a następnie runęły z łoskotem, częściowo zawalając również sąsiadujący stos. Promienie słoneczne wpadające do mieszkania przez okna, których nie osłaniała żadna zasłonka, podkreśliły dramaturgię całego wydarzenia, gdy z książek uniósł się zalegający na nich kurz.
    — Cholera, teraz to dopiero nabałaganiłem — stwierdził z przekąsem.

    Stanley Nesbitt

    OdpowiedzUsuń
  168. Zaśmiała się na jej określenie, po czym pokiwała głową, bo przecież się z nią zgadzała. Jak można było inaczej skojarzyć pannę Woolf? Maliny stały się już chyba jej znakiem rozpoznawalnym i wcale nie było dziewczynie źle z tego powodu. Wręcz przeciwnie - może, kiedy już będzie sławna, zrobi z tego reklamę?
    Uniosła jedną brew, kiedy Elle powiedziała o sytuacji z ciotką. Czyżby kobieta dała jej mocno popalić? Jen nie była wścibską osobą, ale musiała przyznać, że Kate bardzo działała jej na nerwy, chociażby przez samo wspomnienie.
    - Tak, mamy - odpowiedziała krótko, uśmiechając się do niej uspokajająco. - Nawet posiadamy kilka rodzajów tego przebrania. Zaraz… - zmrużyła oczy, próbując sobie przypomnieć, w którym kącie pomieszczenia znajdowały się kostiumy z nawiązaniem do bajek Disneya.
    Na moment zniknęła za wieszakami, wracając z trzema różnymi parami odzieży.
    - Do koloru, do wyboru. BIerz, co chcesz - położyła je na ladę, mrugając porozumiewawczo do dziewczyny. Odwróciła się od niej tylko po to, by wyszperać pomiędzy kolejnymi stertami przebrania w mniejszych rozmiarach, które pasowałyby na dziewczynkę. Kucnęła, szukając czegoś jeszcze pod ladą. - Mam. Oto mini arielka, a to specjalna przepaska-korona, z bezpiecznymi dla dzieci muszelkami - zauważyła, podając jej gadżet.
    Skrzyżowała ręce na wysokości piersi, opierając się bokiem o krawędź lady.
    - U mnie… Cóż. Dużo się ostatnio działo - przyznała, robiąc wielkie oczy. - I jest w porządku… Prawie - przyznała, krzywiąc się nieznacznie. Miała przecież parę spraw, które ciężko było rozwiązać w jakikolwiek dogodny sposób, o ile w ogóle taki istniał. Zdecydowała się na bardzo poważny krok, diametralnie zmieniający życie blondynki. Ale czy tego żałowała? Zdecydowanie nie. I patrząc na zabawkowy pierścionek, z ukształtowaną maliną na wierzchu, spoczywający na serdecznym palcu jej lewej dłoni, mimowolnie uśmiechała się pod nosem, a w oczach zaczęły pojawiać się iskry. - Szczerze mówiąc, to nie sądziłam, że mój pobyt w Nowym Jorku będzie tak intensywny i… owocny - mówiąc ostatnie słowo, o mało co nie parsknęła śmiechem. Wciąż wpatrywała się w błyskotkę, więc nic dziwnego, że rozbawiła ją kombinacja słów. Dla Villanelle mogło jednak się to wydawać niezrozumiałe - bo przecież nie znała sytuacji - dlatego Woolf ograniczyła się z emocjami.
    Westchnęła, oparła jedną dłoń na blacie i przesunęła wzrokiem po przebraniach.
    - Nowy Jork bardzo mi się podoba. Chyba naprawdę osiądę tutaj na stałe. Może poszukam większego mieszkania… Sama jeszcze nie wiem - przyznała uśmiechając się delikatnie. - Póki co próbuję poskładać wszystko do kupy. Moim najgorszym problemem jest wyjazd mojego… Chłopaka - zatrzymała się, chwilę będąc w konsternacji. Przecież nie był już tylko chłopakiem, prawda? Ale o tym mieli jeszcze nikomu nie mówić. - Pochodzi z Barbadosu, ma tylko wizę podróżniczą, która wygasa po dwóch miesiącach… Szukamy sposobu, dzięki któremu mógłby tu zostać. Jednak to wcale nie jest takie proste - wydęła usta, zaczesując kilka kosmyków za ucho. - Ale się nie poddamy. To by dopiero nie miało sensu - uśmiechnęła się szerzej, przyjaznym spojrzeniem lawirując po twarzy Elle.

    Jen Woolf

    OdpowiedzUsuń
  169. - To mamy problem, bo ja dalej je kocham – mruknął i gdyby się nie bał, że może jej zrobić krzywdę lub sprawić, że blizna ją rozboli, teraz klękałby przed nią i odchylał materiał spodenek, żeby ucałować jej brzuch. Poprzestał jednak na delikatnym muśnięciu palcami na wysokości pępka i uśmiechnął się czule. Od dawna nie uśmiechał się tak dużo jak teraz i to była miła odmiana po tych wszystkich dramatach. – No widzisz, z wzajemnością, kotku. Uwielbiam, kiedy się śmiejesz i jesteś szczęśliwa, bo wtedy sam nie mogę się powstrzymać od śmiechu i czuję tutaj – urwał, wskazując na swoją klatkę piersiową. – takie przyjemne ciepełko – dokończył niemal szeptem, całując jej czoło.
    - Teraz potrzebuję ci powiedzieć, że chyba będę musiał też wysłać Browna na jakieś wakacje. Postarał się chłopak – stwierdził, obejmując ukochaną ramieniem i przez moment wpatrując się w rozciągający się przed nimi widok. Domek, czy raczej dom, nie był otoczony żadnym ogrodzeniem, a do jeziora w linii prostej musiało być jakieś dwadzieścia-trzydzieści metrów. Taras był skierowany w stronę wody, a oprócz chlupotania co jakiś czas, gdy ryby wypływały na powierzchnię i cykania świerszczy oraz szumu wiatry w okolicznym lesie nie było słychać absolutnie nic.
    Odwzajemnił pocałunek, układając dłoń na karku Elle i nieco przedłużając czułość, a gdy się od siebie odsunęli trącił nos jej nosem i uniósł do ust kieliszek. Upił zdecydowanie więcej, niż jego żona i przymknął powieki, rozkoszując się przyjemnym ciepłem, które natychmiast zaczęło się rozchodzić po jego ciele.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Nawet jeśli, komu to przeszkadza? Mi na pewno nie – roześmiał się i odstawił kieliszek obok swojego talerza. Zmarszczył czoło, słysząc przytyk brunetki i spojrzał na nią spod przymrużonych powiek, powstrzymując się przed tym, by również się zaśmiać. – Słucham? – zamruczał nisko i gardłowo głosem, o który sam siebie nie podejrzewał. – Przepraszam, czy w kuchni wyginał się przede mną ktoś inny? Mam ci przypomnieć, jak bardzo nie jestem drętwy? – dodał, starając się brzmieć wciąż tak samo. – Dobra, sama się o to prosiłaś. Więcej z tobą nie zatańczę, choćbyś mnie błagała na kolanach. Nikt nie będzie wyśmiewał moich tanecznych umiejętności – prychnął głośno i teatralnym gestem odrzucił do tyłu długie włosy, których przecież nie miał, po czym zabrał się za pochłanianie swojej porcji. Póki nie zaczął jeść, nie miał pojęcia, jak bardzo jest głodny, więc w mgnieniu oka zniknęła co najmniej połowa tego, co miał na talerzu. Jedzenie w tak zwanym locie było może szybkie, ale zdecydowanie zostawiało wiele do życzenia pod względem smaku, a w ostatnim czasie Arthur nie miał czasu na gotowanie. Oprócz frywolnych myśli i śmiechu to również była miła odmiana od szarej rzeczywistości. – Tak, tak, rób tak dalej, a nic ci nie powiem – wymamrotał, grożąc dziewczynie palcem, jak niegrzecznemu dziecku. – Nie podoba ci się mój taniec, chcesz wyciągnąć sekret, który cię przy mnie trzyma… O nie, wiem, co robisz, nie zgadzam się na to, młoda damo – dodał i przełknął to, co miał w ustach. Zanim się obejrzał zjadł wszystko i opadł na miękkie poduszki, przymykając powieki. – To było niekulturalne, wiem, ale mój żołądek od jakiegoś czasu żyje swoim życiem. Chyba za dużo ćwiczę – mruknął z kwaśnym uśmiechem i sięgnął dłonią pleców Elle, gładząc je delikatnie przez materiał bluzki opuszkami palców. – Piękne to były czasy, kiedy krzyczałaś na mnie, że mam jeść – westchnął i roześmiał się cicho, drugą rękę układając na swoim brzuchu. Co prawda po operacji lekarz nie był zbyt entuzjastycznie nastawiony do tego, by Morrison uprawiał sport, ale siłownia pomagała mu uporać się ze wszystkim, co się działo. Gdy wyżywał się fizycznie, nie miał siły na nic innego i przez ten czas dość konkretnie rozbudował masę mięśniową, choć nie chciał myśleć, jakim kosztem się to odbyło. – Hej, mówiłaś, że nie lubisz swojej blizny – zaczął ni z gruchy ni z pietruchy i podwinął materiał koszulki, ukazując swoje żebra. Blizna miała wyraźne ślady po szwach, wciąż była intensywnie różowa i ciągnęła się od mostka, pod żebrami rzekomymi, by zakończyć się dopiero gdzieś w okolicach pachy, kilka centymetrów pod nią. Nie zbliżali się do siebie, Arthur się nie rozbierał, więc Elle nie miała okazji, by zobaczyć go w takim wydaniu. – Założę się, że jest ładniejsza od mojej – dodał, przesuwając opuszkami palców po swojej skórze.

      Artie ♥

      Usuń
  170. Jasper Peter Małecki pokochał Nowy Jork dwadzieścia jeden lat temu. Nie czuł się najlepiej wśród osób, które mieszkały tutaj od urodzenia, ale nie wyobrażał sobie, że może być w innym miejscu. Może i mógłby wrócić do rodzinnej Szwecji, jednak tam mieszkał jedynie człowiek, którego przez siedem pierwszych lat traktował jak prawdziwego tatę. Mógłby wyjechać na zawsze do Polski; do województwa wielkopolskiego, gdzie mieszkali dziadkowie, dwie, przyrodnie siostry i trójka ich dzieci - ośmioletnia Karolina, sześcioletni Wiktor i pięcioletnia Eliza. Porzuciłby obecne życie, ale czuł do Wielkiego Jabłka ogromne przywiązanie; miał na miejscu ukochaną pracę, przyjmował klientki, które polowały na wolne terminy w jego grafiku, jak na promocje w supermarketach i przede wszystkim nie chciał porzucać rodziców oraz młodszej siostry, która trzy miesiące temu urodziła synka. Zapisując koleżankę na kolejną wizytę, z którą kiedyś dzielił ławkę w szkole, zerknął na rozradowaną Villanelle; to z nią zapoznał się wiele lat temu i zawsze cieszył się na wspólne spotkanie ze studentką architektury. Kiedyś zauroczył się w dziewczynie, ale nie zamierzał zawracać jej w głowie. Nie chciał nikomu komplikować życia, a Elle chyba miała zupełnie inne cele, plany i pragnienia, więc wolał pozostać z boku i nie psuć szczęścia brunetki. Ona miała już męża, została mamą, a on trzy dni temu stanął naprzeciwko obcej kobiety, składając przysięgę małżeńską i w dodatku ich decyzje mieli śledzić widzowie w każdy piątek o dwudziestej drugiej trzydzieści. Małecki należał do tych co uwielbiają szaleństwo i stąpanie po kruchym lodzie; może był naiwny, ale Willow od pierwszego spojrzenia przypadła mu do gustu i nie byłby w stanie uciec z Urzędu Stanu Cywilnego. Coś go zahipnotyzowało, a także miał przeczucie, że może połączyć ich coś wyjątkowo. Takim przekonaniem żył od czwartego lipca; miał przy sobie anioła, a prawie każda klientka życzyła mu szczęścia, gdyż stały się wiernymi fankami po tym, jak wyemitowano pierwszy odcinek.
    - Dziękuję, kochany - Catherine przeczesała znacznie krótsze i różowe włosy. - I szczęścia na nowej drodze życia. - krzyknęła przed wyjściem.
    Odprowadził ją wzrokiem i przywitał się z Elle. Poprowadził ją do swojego stanowiska i podał rudowłosej fryzjerce paletę z kolorami. Poprawił pas z akcesoriami, przeczesując lśniące włosy koleżanki; miała je zadbane i na szczęścia nie musiał ich ratować albo ścinać z łamiącym się sercem. Czyżby planowała niespodziankę dla Arthura? A może chciała tylko nieznaczącej zmiany? A może zupełnie inaczej, zapatrzyła się na ulubioną aktorkę lub piosenkarkę i zapragnęła podobnej fryzury? Jasper mógł jedynie zgadywać i nie chcąc tego przedłużać, uśmiechnął się do jej odbicia w lustrze.
    - Wiem, Elle - sięgnął po szczotkę - Dobrze, że chociaż w tej kwestii wybierasz tylko mnie, bo nie wiem czy Twój mąż spełniłby włosową zachciankę - zaśmiał się pod nosem i poprawił naszyjnik, na którym zawiesił obrączkę, ale trzymał ją schowaną za koszulką - To co sobie życzysz? Mam uczesać, przyciąć końcówki czy może szykować farbę z szalonym kolorem, pani Morrison?
    Oparł się o blat zerkając w oczy Villanelle; zamierzał spełnić jej marzenie, a na koniec uwiecznić zmiany, publikując je na oficjalnej stronie salonie, który swoją pierworodną siedzibę ma w Polsce, dokładnie w Poznaniu, a na lot trzeba było poświęcić dziesięć godzin i pięćdziesiąt minut. Myślami powrócił do żony i odliczał czas do momentu, kiedy pojawi się przy niej. Mógł wziąć wolne w pracy i poświęcić jej każdą chwilę, ale miał pewne zobowiązania wobec klientek; na szczęścia wyjdzie stąd wraz z Villanelle, nadrabiając z nią zaległości. Był zupełnie zielony, jeżeli chodziło o aktualne życie brunetki.

    Jasper Peter Małecki

    OdpowiedzUsuń
  171. - Dobrze. Dobrze – westchnął i zagryzł dolną wargę, żeby nic więcej nie powiedzieć. – A jeśli będziesz chciała… Po powrocie możesz iść ze mną na sesję – dodał z lekkim wahaniem, ale nie było spowodowane tym, że on tego nie chciał. Bał się, jak Elle wszystko odbierze, mimo że nie zostawiła go podczas nawrotu jakaś jego część obawiała się, że trafi na skraj jej wytrzymałości. – To tylko propozycja, nie będę cię do niczego zmuszał – dodał szybko i uśmiechnął się delikatnie.
    Roześmiał się i uniósł swój kieliszek, upijając z niego kolejny łyk alkoholu.
    - Skoro tak sobie właśnie życzysz, kim jestem, żeby odmawiać – wymruczał, odstawiając szkło na stół obok swojego talerza. – Wiesz, to całkiem dobry tekst na podryw. Prawie tak tandetny, jak mój toast – dodał wesoło i przymknął powieki.
    - Obiecałem, ale wyśmiewasz moje taneczne umiejętności. To jest niewybaczalne, zwłaszcza po tym, co ci zaprezentowałem. Poza tym, próbujesz wyciągnąć ze mnie brudne sekreciki dotyczące gotowania. I jeszcze twierdzisz, że to dla mojego dobra – prychnął cicho, kręcąc głową z udawanym niedowierzaniem. – Widzisz? Właśnie dlatego nie mogę zrobić dla ciebie wszystkiego. Bo zaraz wykorzystasz to przeciwko mnie. Nie będzie tańca pod gwiazdami na plaży, a taki miałem plan – dodał i otworzył jedno oko, by spojrzeć na dziewczynę i wytknąć jej język. – Akceptuję tylko taki, że będziesz krzyczeć moje imię. I tytuł. Mówiłaś, że to zrobisz i jakoś się do tej pory nie doczekałem – rzucił i korzystając z tego, że oparła się o jego ciało, wyciągnął się i ucałował ją w czubek głowy.
    Spojrzał na Elle dopiero, gdy poczuł jej palce na swoim ciele i westchnął cicho, by za chwilę delikatnie, nieco ponuro się uśmiechnąć.
    - Jeśli tak dalej pójdzie, stanę się drapieżnym królem dżungli – wymamrotał, odruchowo sięgając dłonią kącika ust, by pogładzić bliznę. To samo zrobił z wybrakowaną brwią, a potem z policzkiem. To były te, które kojarzył, bo widział je codziennie w lustrze, ale od wypadku samochodowego miał ich jeszcze kilka, mniejszych lub większych, na całym ciele. Obecnie ta pod żebrami była największa i, jego zdaniem, najbardziej szpetna. – Owszem, to hipokryzja, bo twoja blizna zmienia jedynie tyle, że mamy drugie dziecko, a ja kocham cię mocniej – wyszeptał i westchnął cicho, gdy musnęła wargami zaróżowione miejsce. Sięgnął dłonią, by założyć kosmyk włosów za jej ucho i pogładzić wierzchem dłoni ciepły policzek. – A ty jesteś piękna. Skoro ja potrafię uwierzyć w twoje zapewnienia, ty powinnaś uwierzyć w moje – dodał, układając ręce na talii dziewczyny i mrucząc cicho pod pocałunkiem. Odwzajemnił go, pogłębiając, a kiedy zabrakło im tchu, mimo wszystko się nie odsunął, jedynie zmienił lokalizację i obdarowywał muśnięciami szyję ukochanej. Pozycja była jednak dość niewygodna, dlatego oderwał się od delikatnej skóry tylko po to, by złapać nogę Elle pod kolanem i przełożyć ją nad swoimi udami tak, że brunetka usiadła na nim okrakiem, samemu się prostując i obejmując ją ramionami w pasie. – Oboje nie jesteśmy idealni dla innych, ale dla siebie nawzajem tak. Czy możemy to tak po prostu zostawić i cieszyć się tym, co mamy? – spytał cicho, sunąc nosem po policzku Elle, aż dotarł do ucha i przygryzł delikatnie jego płatek.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  172. [Mógł być jakiś zwykły napad w sklepie, a Noah bał się, że ktoś go pozna, więc wykorzystał jej obecność, żeby się stamtąd wymknąć? A ona pod wpływem tego zaczęłaby się źle czuć, więc on by panikował, ale jakoś doprowadził ją na pogotowie.
    A teraz mogliby spotkać się gdzieś zupełnie przypadkiem...]

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  173. Dla Jaspera byłoby łatwiej, gdyby Villanelle obejrzała pierwszy odcinek, a w ten sposób musiał zacząć od samego początku, przynajmniej wypadało tak zrobić. Na początku milczał, załączył aplikację, w której mógł dobrać idealny odcień blondu dla przyjaciółki, a na koniec wyjął obrączkę zza koszulki. Nie zamierzał ukrywać tej biżuterii, gdyż ona doskonale słyszała, co powiedziała poprzednia klientka, a wcześniej czy później trafiłaby na "Wedding At First Sight". Może niekoniecznie przypadłoby jej do gustu, lecz sądził, że nie przełączyłaby lub nie wyłączyłaby telewizora, gdyby zobaczyła znajomego Pana Młodego. Po chwili wybrał obecny kolor dziewczyny i wskazał wybrane odcienie. Pierwszy z nich nosił nazwę cukierkowego blondu, a kolejny i jednocześnie ostatni szampańskiego blondu. Zaproponowałby coś jeszcze innego, ale nie chciał widzieć niezadowolonej miny Elle. Chciał ponownie spotkać się z nią w salonie na kolejnej koloryzacji, ale nie zamierzał popełnić niewybaczalnego błędu.
    - Wybierz na spokojnie, a ja w tym czasie opowiem Ci historię nowej drogi życia - przyniósł dwie farby, które postawił na przesuwanym wózku i ostatni raz przyjrzał się zadbanym włosom. - Od czwartego lipca mam żonę - wskazał na obrączkę i podsunął jej telefon z jednym wspólnym zdjęciem; zrobiono je chwilę po wypowiedzeniu przysięgi małżeńskiej. - Wziąłem udział w tym nowym programie i ożeniłem się z kobietą, którą zobaczyłem pierwszy raz w Urzędzie Stanu Cywilnego. Ja wiem jak to brzmi, ale kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Willow jest zupełnie inna od moich poprzednich dziewczyn i na tę chwilę nie mam jej nic do zarzucenia.
    Tamtego dnia był bardzo zestresowany. Obawiał się wszystkiego; odrzucenia w sali pełnej gości i kamer, przekręcenia imienia przyszłej żony albo złego ruchu, który spowodowałby, że nie chce go znać. Już podczas spóźnienia trwającego dwadzieścia jeden minut, chciał podnieść się z krzesła i po prostu uciec. Wtedy myślał, że to nie jest dla niego, a odpowiednie miejsce znajdzie w mieszkaniu z oszronioną butelką piwa. Stało się inaczej, został i zobaczył prawdziwego anioła. Przyszła do niego piękna brunetka, o zielonych oczach i już nie mógł oderwać wzroku. Było za późno, aby się wycofać, a on zrozumiał, że eksperci wysłuchali go z ogromną dokładnością. Nie chciał sztucznej lali, dlatego zachwycał się naturalnością żony przez kilkanaście godzin. Podczas pierwszego tańca najchętniej nie wypuściłby jej z ramion i pragnął, aby za miesiąc był dalej szczęśliwym mężem, a nie rozwodnikiem ze złamanym sercem.
    - Może zwariowałem, ale ja nie miałem szczęścia do kobiet. Moja pierwsza partnerka poszła uprawiać seks nie z tym koszykarzem i to w moim samochodzie. Kolejnej podobało się jedynie do momentu, w którym nie doznałem kontuzji. Następna nawet nie zgodziła się zostać moją dziewczyną, bo według ukochanej babci, każdy fryzjer to gej... - wzruszył ramionami i westchnął głośno; zaczął przygotowywać farbę i jednocześnie włączył czajnik. - Napijesz się czegoś? - stanął przy filiżankach, szykując zieloną herbatę dla klientki, którą zajmowała się Camilla. - I opowiadaj co tam u Ciebie?
    Chciał, aby w ułożyło mu się z Willow tak samo, jak Villanelle z Arthurem. Może przyjaciółka nie miała długiego stażu małżeńskiego, lecz nie musiał obawiać się tego, że nie układa jej się w związku, bo radość biła od niej z kilometra. Według Jaspera - państwo Morrison pasowali do siebie jak dwie połówki jabłka. Poznał jej męża i był pewny na sto procent, że nigdy nie zrobi swojej wybrance żadnej krzywdy. Może się mylił, ale nie zamierzał wtykać nosa w niektóre poważniejsze kłótnie. W każdym małżeństwie było raz pod górkę, a raz z górki i trzeba było się z tym pogodzić. Dopóki nie zdradzano siebie nawzajem i rozwód nie wchodził w grę, to na każdego czekały piękne lata przy miłości swojego życia.

    Jasper

    OdpowiedzUsuń
  174. - Rozmyślam o wielu różnych rzeczach. A może kiedyś będziesz chciała się pobawić w odgrywanie ról? Muszę być przygotowany na wszystko – stwierdził i wyszczerzył zęby w szerokim, ale bardzo uroczym uśmiechu, który poszerzyłby się jeszcze bardziej, gdyby była taka możliwość, po usłyszeniu kolejnych słów Elle. – Znowu przyznajesz, że chodziło o alkohol, mój ty uroczy kłamczuszku – roześmiał się cicho, ale mimo wszystko zrobił to z rozczuleniem. Elle była wtedy pijana, to nie ulegało wątpliwości, ale stan Arthura też pozostawiał wiele do życzenia. Gdyby był trzeźwy, może wszystko potoczyłoby się inaczej. Nie wykluczał, że by ją pocałował, ale raczej nie skończyliby w czyjejś sypialni, bo starał się być odpowiedzialnym człowiekiem. Nie byłoby Thei, możliwe, że nie byłoby tego małżeństwa i nie siedzieliby właśnie tu i właśnie teraz. Nie chciał sobie nawet wyobrażać takiego życia. Niektórzy odnajdują sens w nauce, w wierze, a Arthur swój sens odnalazł w rodzinie, tak po prostu.
    - Było ich całkiem sporo – przypomniał, sunąc opuszkami palców po nagim ramieniu Elle. – Nie sądziłem, że przywoływanie tytułu naukowego może wywoływać takie ciarki na plecach – wymruczał, uśmiechając się łobuzersko. – Mówiłaś, ale nie zaszkodzi, jeśli powtórzysz – wyszeptał, odsuwając się na tyle, żeby swobodnie spojrzeć w jej ciemne oczy swoim zamglonym wzrokiem. Odchylił głowę do tyłu i najpierw ułożył dłonie na biodrach dziewczyny, by powędrować nimi na talię, a na sam koniec nieco w dół, na pośladki. Próbował sobie tłumaczyć, że nie powinien, że miał zostawić jej wolną rękę, ale jej bliskość działała na niego tak, że nie potrafił powstrzymać się przed pewnymi działaniami. Jego ciało reagowało instynktownie i wystarczyło kilka pocałunków, by jego męskość kolejny raz tego dnia stwardniała, co powoli zaczynało mu dokuczać.
    - Jest pani moją najlepszą studentką, pani Morrison. Poza tym, to pani zawróciła mi w głowie, ale proszę nie mieć do siebie pretensji – wyszeptał prosto do jej ucha, owiewając je swoim gorącym oddechem, który teraz był nieco przyspieszony i ciężki. – Karygodne byłoby, gdyby pani nie nosiła tej obrączki i utrzymywała ręce przy sobie. Musiałbym wtedy panią oblać – dodał, uśmiechając się kącikiem ust. Opadł plecami na poduszki, by ułatwić Elle dostęp do swojego torsu. Każdy jej ruch wywoływał przyjemne dreszcze przebiegające wzdłuż kręgosłupa Arthura, a im niżej były jej dłonie, tym mocniej musiał się kontrolować, by nie zacząć błagać o choćby delikatny dotyk. – Mówiłem ci, wszystko dzisiaj zależy od ciebie. Nie zrobię nic bez twojej zgody i chcę, żeby ci było dobrze – wychrypiał i odchrząknął, spoglądając na Elle spod rzęs. A konkretniej na jej dolną wargę, kolejny raz przygryzioną. Ten gest działał na niego jak rażenie prądem, oddychał głęboko, starając się uspokoić, ale nie wytrzymał i wyprostował się, po czym objął ukochaną w pasie i przycisnął do siebie jedną ręką, drugą podpierając się o siedzenie kanapy. Szybkim ruchem, acz ostrożnym i delikatnym, ułożył Elle na plecach, a sam zawisł nad nią, niby przypadkowo ocierając się o zwieńczenie jej nóg. – Jeśli mamy trzymać się planu, musisz przestać mnie prowokować – wymruczał tym samym gardłowym głosem, który jakimś cudem odnalazł u siebie kilkanaście minut wcześniej i uniósł jedną rękę, by oprzeć ją na policzku brunetki. Kciukiem uwolnił wargę spomiędzy jej zębów, a po krótkiej chwili zastanowienia jego koniuszek wsunął w jej usta, tylko odrobinkę, a mimo wszystko westchnął głęboko, czując wilgotny język na swoim palcu. – Też mam się wystroić dla mojej najlepszej studentki? – wyszeptał, a następnie zastąpił kciuk swoimi wargami i językiem, całując Elle gwałtownie i namiętnie.

    Magister Morrison ❤

    OdpowiedzUsuń
  175. - Nie będę okłamywał swoich dzieci. Coś na zasadzie ‘Thea, kochanie, jesteś wpadką, ale najlepszą wpadką świata’ – roześmiał się wesoło, ale zepchnął myśl o dzieciach na dalszy plan. Byli tutaj sami, mieli się skupić na sobie i o ile wiedział, że prędzej czy później porozmawiają o wspólnym życiu, dzisiaj nie chciał tego robić. Chciał, żeby przez chwilę najważniejsi byli Elle i Arthur, a nie rodzina Morrison jako całość. – Właściwie dlaczego nie? Pielęgniarką w sumie już byłaś, ale nie miałbym nic przeciwko, gdybyś została nią bez konieczności opatrywania mojej twarzy – stwierdził nieco mrukliwie. – Najlepiej w samej bieliźnie. Albo w ogóle bez niej – wyszeptał prosto do jej ucha i westchnął cicho, gdy jego myśli mimowolnie powędrowały w kierunku fantazji. Naprawdę chciał być grzeczny, ale tęsknił. Tak najzwyczajniej w świecie tęsknił za swoją żoną, a im dłużej byli małżeństwem, tym bardziej jej pragnął mimo tylu przeszkód.
    Nie miała pojęcia, jak jej słowa na niego działały, a biorąc pod uwagę, że wciąż je wypowiadała, Arthur powoli zaczynał wariować. Wiedział, że nie może, że jeśli Elle stwierdzi, że nie jest gotowa, będzie musiał odpuścić, a mimo to był coraz bardziej nakręcony.
    - Tak, powinnaś poprosić – wychrypiał i jęknął cicho, gdy zassała jego kciuk. Oparł swoje czoło na jej czole, przymykając powieki i próbując się uspokoić, żeby nie zrobić nic, czego mogłaby sobie nie życzyć.
    A potem wypowiedziała to jedno konkretne zdanie i Morrison zupełnie przepadł. Naprężył mięśnie pod wpływem delikatnego dotyku na torsie i zadrżał, czując przebiegające wzdłuż kręgosłupa dreszcze. Ukląkł nad nią, dając jej wystarczająco miejsca, by rozpięła jego spodnie, po czym wyprostował się i przysiadł na piętach. Miał gdzieś to, że są na zewnątrz, nikt nie powinien im przeszkadzać na takim odludziu. A nawet jeśli, był zbyt pochłonięty ukochaną, by zwracać uwagę na całą resztę.
    - Twoje życzenie to dla mnie rozkaz – wymruczał tym niskim głosem i uśmiechnął się łobuzersko. Sięgnął do swojego karku, by złapać krawędź koszulki i pociągnąć materiał w górę, a chwilę później rzucić go na podłogę tarasu. – Wiem, że nie będę żałował. W końcu mam do czynienia z najlepszą studentką, prawda, pani Morrison? – dodał wciąż mrukliwie i ponownie ułożył się na jej ciele, uważając, by nie przygnieść jej za bardzo swoim ciężarem i jedną ręką podparł się na poduszce obok jej głowy, a drugą ulokował na odkrytym udzie, gładząc je rytmicznymi ruchami. Pomimo tego zamroczenia pamiętał jednak o obawach brunetki, dlatego spojrzał prosto w jej ciemne oczy i trącił nosem jej nos. – Jeśli poczujesz, że jednak nie chcesz, coś cię zaboli, albo po prostu będziesz chciała, żebym się odsunął, powiedz mi, a przestanę – wyszeptał, przesuwając zewnętrzną stroną dłoni po jej policzku. – Nie rób nic wbrew sobie – dodał jeszcze i musnął czule jej nabrzmiałe wargi, po chwili odrobinę pogłębiając pocałunek. Zamierzał obchodzić się z nią tak, jak sama twierdziła, że się czuje: jakby była dziewicą i miała przed sobą swój pierwszy raz. Dlatego każdy jego ruch przestał być gwałtowny i nerwowy, pocałunki stały się delikatne, a dłoń, którą opierał na udzie dziewczyny, powoli przesunął wyżej, przez jej biodro i talię, wsuwając palce pod materiał jej bluzki. Nigdy nie był tak niepewny podczas zbliżenia z nią, nigdy tak bardzo się nie bał, że może zrobić jej krzywdę, dlatego każdy kolejny gest był przemyślany i ostrożny, jakby chciał pokazać Elle, że może się wycofać.

    baaardzo grzeczny pan Magister ♥

    OdpowiedzUsuń
  176. Przygotował zieloną i czarną herbatę w małych, białych filiżankach i najpierw podał napój Villanelle, a następnie pojawił się przy klientce, którą farbowała Camilla. Uśmiechnął się do nieznajomej dziewczyny i przez krótką chwilę przyglądał się temu, co robiła rudowłosa. Była najmłodsza z całego zespołu, ale mógł śmiało powiedzieć, że fryzjerstwo było jej powołaniem, dlatego od miesiąca przyjmowała własne grono kobiet i Jasper nie musiał kontrolować dwudziestodwuletniej córki chirurgów na każdym kroku. Poprawiając obrączkę wsunął ją pod koszulkę, siadając na obrotowym stołku obok przyjaciółki. Zamierzał przez kilka minut z nią porozmawiać, odpowiedzieć na nurtujące pytania i w spokoju rozrobić wybraną farbę. Położył na czarnym wózku saszetkę z szampańskim blondem, sięgając ciemnobeżową miseczkę.
    - Nie bądź na mnie zła, ale na tej uroczystości była tylko najbliższa rodzina - wymieszał farbę i odstawił ją na bok. - Zapraszam Cię do myjki, piękna - wskazał konkretne miejsce, zajmując miejsce za panią Morrison. - Możesz oglądać program w każdy piątek o dwudziestej drugiej trzydzieści. Z tego co wiem to jesteś do tyłu z dwoma odcinkami, więc nie jest najgorzej, a leci na TVN Style. - dostosował temperaturę wody i zaczął myć włosy przyjaciółki, stosując szampon z odżywką, a po kilku minutach zawinął je w jednorazowy ręcznik.
    Co on mógł opowiedzieć o swojej żonie? Od ślubu minęło trochę czasu, lecz on dalej patrząc na Willow, nie dowierzał, że to nie jest snem. Z pewnością w głosie wypowiadał słowa przysięgi małżeńskiej. Zignorował wówczas obecność kamer. Istniała tylko ta brunetka o zielonych oczach; czuł jakby byli we dwoje i znali się od dziecka. Nie odczuwał żadnego stresu, a całość dotarła do niego na sali weselnej z okrągłymi stołami, ozdobami weselnymi i gośćmi, którzy po każdym toaście śpiewali gorzka wódka, gorzka wódka, trzeba ją osłodzić, Młody Młodą pocałuje, nie będzie nam szkodzić... Ignorował wołanie dwóch, najbliższych kuzynów i dołączających do nich sióstr, więc mogli ujrzeć, że muska jedynie policzek małżonki. Czego oni się spodziewali? Jasper nie znał Cleeves, dlatego nie chcąc jej peszyć, ostudzał ich zapędy.
    - Elle, ja sam niewiele o niej wiem. Jak przyjdziesz za jakiś czas, to opowiem coś więcej o Willow... - wzruszył ramionami, wyjmując potrzebne akcesoria. - Ten czas leci mi przez palce, dosłownie. Thea będzie miała już roczek? Dopiero co ją urodziłaś, a to już panna. Jeszcze chwilka i Arthur wynajmie ochronę, bo nie opędzicie się od przyszłych zięciów... - zaśmiał się krótko i przeszedł do spełnienia marzenia o pięknym blondzie. - A jak najmłodszy z rodu Morrisonów?
    Nie wiedział czy wypada o to zapytać, bo według własnych obliczeń ustalił, że drugie dziecko przyszło na świat przed wyznaczonym terminem. Może Villanelle będzie musiała wyprowadzić go z błędu, ale był pewien tego na prawie sto procent. Jego najmłodszy z siostrzeńców urodził się wcześniej o niecałe dwa tygodnie, a najmłodsza siostra Jaspera umierała ze strachu, chociaż Feliksowi prawie nic nie było. Nadgryzł lekko wargę, koncentrując się na dokładnym nakładaniu farby. Po kilku minutach uśmiechnął się zachęcająco, oczekując kontynuacji rozmowy.

    Jasper

    OdpowiedzUsuń
  177. [Podziwiam osoby, które potrafią stworzyć rozbudowane karty, zawrzeć tam wszystko to, co istotne, jednocześnie w taki sposób, iż ma to sens. Niestety nie jestem jedną z nich. Co do wątku... Ty, a jakby tak wykorzystać niejako ten motyw crusha, ale tak nie do końca? :D Załóżmy, że Freddie jest gościem w radiu, prowadzący radośnie oznajmia, iż pierwsza osoba, która się do nich dodzwoni otrzyma zaszczyt zjedzenia kolacji w towarzystwie piłkarza. Dziwnym zbiegiem okoliczności na linię trafia Elle, nieświadoma, że nagrodą nie jest płyta ulubionego wykonawcy, ale ostatecznie nie rezygnuje z wygranej i spotyka się z Freddim, który w żartach, pomimo jej widocznej obrączki, zaczyna ją podrywać. :D Co Ty na to?]

    Frederick Connolly

    OdpowiedzUsuń
  178. Szczerze mówiąc, jego żona kolejny raz bardzo go zaskoczyła. Nie spodziewał się po niej takiej zachłanności, przecież jeszcze jakiś czas temu oznajmiała mu, że się boi, a teraz... to, co robiła, wyglądało na przeciwieństwo strachu, więc i jego ruchy stały się nieco śmielsze, choć wciąż obawiał się, że może ją skrzywdzić.
    - Cierpliwości, kochanie – wyszeptał z uśmiechem i jęknął cicho, gdy pociągnęła go za włosy. Odwzajemnił pocałunek, palcami wędrując wyżej, aż dotarł do krawędzi biustonosza. Odsunął się od Elle i podniósł się tak, by wciąż klęczeć na jednym kolanie, a drugą nogą stanąć na podłodze, po czym złapał za krawędź jej bluzki i powoli, patrząc przy tym dziewczynie prosto w oczy, jakby spodziewał się, że jednak się rozmyśli, zdjął z niej materiał, upuszczając go na swoją koszulkę. Przez moment przyglądał się jej sylwetce, zupełnie tak, jakby naprawdę leżała przed nim w bieliźnie pierwszy raz. W bieliźnie i w spodenkach, które szybko rozpiął i pozbył się kilkoma sprawnymi ruchami. Obserwował, jak klatka piersiowa Elle unosi się z każdym spazmatycznym oddechem, jak jej ciało wije się z pragnienia i westchnął cicho, nie potrafiąc się powstrzymać. – Jest pani wspaniała, pani Morrison – powiedział cicho, układając dłonie po wewnętrznej stronie jej ud, po czym rozszerzył jej nogi. Zahaczył kciukami o wilgotny materiał bielizny, przymykając na moment powieki, gdy uświadomił sobie, co to za wilgoć, i przesunął ręce wyżej, na talię Elle, a potem na plecy, sięgając zapięcia biustonosza. Powoli zdjął z niej właściwie strzępek materiału, również upuszczając go na podłogę. – Tak bardzo cię kocham, wiesz? – wyszeptał i pochylił się, podpierając się na łokciach po obu stronach ciała brunetki. Przywarł wargami do jej szyi, potem dekoltu, aż dotarł do piersi, które były zdecydowanie większe, niż Arthur to zapamiętał. Uśmiechnął się kącikiem ust i podrażnił językiem jeden stwardniały sutek, drugi zaś uszczypnął palcami, a potem zassał delikatną skórę.
    Podświadomie się tego spodziewał. Być może jakaś jego część na to czekała i nie mogła powstrzymać się przed tym, by do tego doprowadzić. Już kilka tygodni temu uświadomił sobie, że ciąża Elle sprawiała, iż chciał próbować nowych rzeczy, a ciężarna żona obudziła w nim pragnienia, których istnienia nawet nie podejrzewał. I może właśnie dlatego zamiast przejść do rzeczy wciąż obejmował wargami i drażnił językiem sutek. Tak czy inaczej, stało się, a Arthur był zaskoczony smakiem, który poczuł w ustach. Podniósł głowę i przełknął odrobinę mleka Elle, uśmiechając się przy tym łobuzersko.
    - Wiesz, jak cholernie chciałem tego spróbować? – wyszeptał, nie przestając się uśmiechać i uniósł się na jednej ręce, drugą sięgając swoich bokserek, których krawędź odchylił, uwalniając stwardniałą męskość. Nie zdjął reszty ubrań, nie zrobił tego też z majtkami Elle, jedynie odsunął materiał w bok i powoli, ostrożnie wsunął się we wnętrze ukochanej, wbijając spojrzenie w jej ciemne oczy. – Wszystko w porządku? – spytał drżącym głosem, nieruchomiejąc i oczekując na potwierdzenie bądź zaprzeczenie. Wiedział, że w tym drugim wypadku będzie musiał włożyć ogrom siły w powstrzymanie się przed dalszym działaniem, ale to Elle miało być dobrze, a wciąż się obawiał, że może ją skrzywdzić.

    pan magister & daddy of the year ❤

    OdpowiedzUsuń
  179. Czy ta spokojna kobieta, która stała się jego żoną, pozwoli mu się całkowicie poznać do przyszłego miesiąca? Zamiast siedzieć przy niej, zadawać pytania, opowiadać o sobie, to kolejny dzień z rzędu siedział w salonie, przyjmując grono zaufanych klientek. Nie mógł tak po prostu zamknąć jednej z czterech filii albo poprosić innych fryzjerów o pomoc. Dbał o biznes ojca, jakby należał do niego samego; nie mogli pozwolić sobie na niezadowolenie, niepochlebne opinie i pustki w tym miejscu. Nakładając kolejne warstwy farby, przypiął kosmyki włosów Villanelle do góry i wstał na chwilę, aby podłączyć telefon. Nie chciał, aby Willow martwiła się, kiedy nie odbierze od niej połączenia. Czasami łapał się o tym, że zawsze znajduje się w jego myślach i chciałby uzyskać stuprocentowe zaufanie. Nie był w stosunku do brunetki ani trochę porywczy; nie pragnął pocałunków lub seksu na zawołanie. W tej relacji był zwolennikiem niewielkich kroków, bo odstraszyć mógł ją w jednej sekundzie, dlatego stał się bardziej ostrożny.
    - Zrobię wszystko, co w mojej mocy, abyś przychodziła do mnie częściej. - wsunął dłonie w jednorazowe rękawiczki, wmasowując farbę dokładniej niż za pomocą pędzla. - Akurat to taka godzina, kiedy dzieci śpią, a Ty możesz pozwolić sobie na relaks, chociaż z tym nowym kolorem, to Arthur oszaleje i nie pozwoli Ci na oglądanie "Wedding At First Sight".
    Jasper nie mógł odpowiedzieć za Willow, lecz z chęcią zapoznałby studentkę architektury z własną żoną. W chwilach, kiedy odpoczywali od kamer, nie musieli rozmawiać tylko w czterech ścianach. Czasami lepiej poznawało się kogoś w towarzystwie, dlatego nie chciałby zrezygnować ze spotkania z Elle i jej mężem. Przeczuwał, że polubiliby się dość szybko; pamiętał pierwsze tygodnie znajomości z panią Morrison i gdyby miał wybrać jeszcze raz, to poznałby od nowa tą pozytywną osobę. Wracając do rzeczywistości i kończąc zadanie z nakładaniem szampańskiego blondu, wysłuchał uważnie informacji o tym małym, ale jednocześnie wielkim wojowniku. Feliks, który urodził się w połowie kwietnia, przyszedł na świat w trzydziestym siódmym tygodniu, ale i tak obawiali się tej przyśpieszonej akcji porodu. Co z tego, że prawie nic nie zagrażało zdrowiu tego malucha, jeżeli przypuszczano u niego żółtaczkę. Przeprowadzali dokładne badania, a siostrzeniec pojawił się w domu swoich dziadków po ponad tygodniu. Rachel obalała po porodzie, płakała co chwilę, bo starając się o dziecko przez dwa lata, nie mogła go teraz stracić. Nie mógł całkowicie zrozumieć rodziców, ale nie były to dla niego obce emocje. Podsunął na blat paczkę pachnących rumiankiem chusteczek i mrugnął do niej. Musieli odczekać prawie czterdzieści minut i zrobi wiele, aby Morrison nie rozpłakała się na dobre.
    - Sierpień to najlepszy miesiąc - wskazał na siebie i skupił się na wszystkich zdjęciach. - Jaki słodziak z niego - przyglądał się chłopcu. Matt naprawdę w porównaniu do Thei był drobniutki. - Nie płacz, mała. Twój synek już wygrał tą ciężką walkę i skończy tak szybko roczek jak siostrzyczka. Zacznie biegać z prędkością światła, przegada wszystkich, a później pójdzie do żłobka, gdzie pozna fajną koleżankę i wtedy mamuśka odejdziesz na drugi plan - roześmiał się ponownie, chcąc rozluźnić nieco atmosferę. - Będzie jak wujek Jasper, który całował się pierwszy raz jako trzylatek... - poprawił mniejsze lusterko i usiadł obok Villanelle. - Też chciałbym mieć takich brzdąców. Moje wszystkie siostry już mają swoje dzieci, a do mnie nie ma, kto powiedzieć tatusiu... - obrócił się na stołku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niby nie było w jego głosie żadnego smutku, jednak Małecki marzył o pierworodnym synku albo pierworodnej córeczce. Za niecały miesiąc skończy dwadzieścia osiem lat i był gotowy na powiększenie rodziny. Czy taką decyzję podejmie wspólnie z Willow? A może po rozwodzie, minie wiele lat i dopiero przed czterdziestką, zostanie ojcem? Nie chciałby tyle czekać, ale z drugiej strony w grę nie wchodziło odwiedzanie własnego dziecka raz na jakiś czas.
      - Przepraszam, że przeszkadzam, ale gratuluję Panu i trzymam za Was kciuki - klientka Camilli zatrzymała się przy nich. - Pasujecie do siebie. Pan jest bardzo przystojny, a Pani Willow to przepiękna kobieta. - uśmiechnęła się i odeszła do kasy.
      - Dziękuję! - odprowadził ją wzrokiem. - Czy teraz wszyscy tak będą reagować? Za chwilę zaczniemy rozdawać fotografy i brać udział w sesjach do gazet - pokręcił głową z rozbawieniem. - Villanelle, będziesz wyglądała zajebiście.

      najlepszy fryzjer w mieście

      Usuń
  180. [Dziękuję bardzo!
    Również z chęcią skuszę się na wątek - różnica wieku między dziećmi może i jest, ale na pewno udałoby im się spotkać czy to na placu zabaw, czy - nie daj Boże - u lekarza. Miałabyś jakiś konkretniejszy plan może? :)]

    Veronica Collinson

    OdpowiedzUsuń
  181. Nie chciał się do tego przyznawać, ale odetchnął z ulgą, czując jak Elle delikatnie porusza swoimi biodrami. Nie potrafił też określić, czy ta ulga spowodowana była tym, że nie zrobił jej krzywdy, czy może tym, że... Że nie musiał przerywać i trzymać się od niej z daleka w obawie, że zrobi jej coś jeszcze. Chciał czerpać z jej bliskości. Sam jej zapach działał na niego tak, że czuł się dobrze i bezpiecznie, a od czasu porwania z tym drugim miał spory problem. Elle była jego ostoją, mimo kłopotów pozostawała stałym elementem jego życia i teraz miał dobitną świadomość tego, jak cholerne głupstwo popełnił, sugerując jej rozwód. Nic nie byłoby lepsze. A życie nie byłoby życiem, tylko marną egzystencją.
    Jęknął cicho, czując paznokcie wbite w skórę, ale to był przyjemny ból, który całemu zbliżeniu dodawał nieco pikanterii. Arthur powoli poruszał biodrami, ostrożnie wsuwając się w ciepłe wnętrze, ale skupiał się głównie na tym, by nic jej nie zrobić, dlatego początkowo czerpanie przyjemności zeszło na dalszy plan. Problem w tym, że od ich ostatniego zbliżenia minęło naprawdę dużo czasu, a Arthur był tylko facetem, pod którym leżała naga kobieta, jego żona, co automatycznie stawiało ją jako najseksowniejszą w jego mniemaniu. Wiedział, że osiągnie spełnienie zbyt szybko, by Elle również je osiągnęła i nie musiał długo czekać na potwierdzenie swoich własnych myśli. Sapnął głośno i zacisnął powieki, drżąc nieco spazmatycznie na całym ciele. Przyjemne ciepło rozeszło się od jego podbrzusza, ale po chwili przestało być takie wspaniałe, a brunet poczuł, że jego policzki zaczynają się niezdrowo rumienić. Pierwszy raz zaliczył przy Elle taką... Wpadkę, bo nie ma bardziej adekwatnego określenia. Miał wrażenie, że za chwilę spali się ze wstydu, a jego ego zmniejszyło się do rozmiarów główki od szpilki.
    - Kurwa – jęknął, opierając czoło na obojczyku dziewczyny. – Przepraszam. Przepraszam, Elle, po prostu... Minęło tak dużo czasu, a ja od kilku godzin fundowałem sam sobie zimny prysznic i... Cholera, przepraszam, kochanie – wymamrotał i powoli się z niej wysunął. Chciał jej to jakoś wynagrodzić, ale miał wrażenie, że momentalnie zepsuł cały nastrój. Pokręcił głową, nie otwierając oczu, bo zwyczajnie wstydził się spojrzeć na twarz Elle i usiadł na kanapie, nerwowo przeczesując palcami swoje kręcone włosy. – Nie wiem, co się stało, ale... Daj mi po prostu chwilę, dobrze? Obiecuję, że postaram się bardziej – westchnął i w końcu rozchylił powieki, ale patrzył wszędzie, tylko nie na twarz ukochanej. Zagryzł dolną wargę, powstrzymując się przed wyklinaniem samego siebie i drżącą dłonią sięgnął po kieliszek z winem, które jednym haustem wypił do końca i powoli wypuścił powietrze z płuc, jakby próbując się uspokoić. Czuł się jak dzieciak w przedszkolu, który posikał się przed całą grupą i wiedział, że dzieci będą się z niego śmiały. Samo to dla Arthura było dziwne, bo... Nigdy, przy żadnej swojej partnerce nie czuł tak silnej potrzeby, żeby to ona czuła satysfakcję, był egoistą, jak większość facetów w sprawach łóżkowych. A teraz żałował, że nie przedłużył gry wstępnej i schrzanił coś, co po półtora miesiąca przerwy miało być magiczne. – Przepraszam – powtórzył, opuszczając głowę i przymykając powieki.

    pan magister, który ostro dał ciała ❤

    OdpowiedzUsuń
  182. [Hm... lepiej się chyba czuję w wątkach, w których postacie już się znają, przynajmniej powierzchownie, bo łatwiej jest oprzeć na czymś rozmowę. Ale mogę też wyjść ze swojej strefy komfortu :D]

    Veronica

    OdpowiedzUsuń
  183. [Hahaha, komfort ważna rzecz :D Myślę, że możemy zacząć spontanicznie, najwyżej dookreślimy coś w trakcie. Będę wdzięczna za zaczęcie :)]

    Veronica

    OdpowiedzUsuń
  184. O ile wcześniej jego ego jedynie się zmniejszyło, teraz całkowicie przestało istnieć. Nie wiedział, jak zachować się w takiej sytuacji, bo nigdy takowej z Elle nie mieli, ale... Zabolało. Nie liczył na głaskanie po główce, bo zdawał sobie sprawę z tego, że dziewczyna również miała długą przerwę i była spragniona spełnienia, ale przecież bywało już tak, że szybko zaczynali drugą rundę. Gdzieś w środku miał nadzieję, że tak będzie i tym razem, zwłaszcza, że był całkiem dobry w łóżku i wydawało mu się, że potrafi ją zadowolić.
    Właśnie, wydawało to słowo-klucz. kocham cię z całego serca, ALE, ważne, że masz wzwód kołatało mu się po głowie cały czas. Wyglądało na to, że jednak nie kochała z całego serca, bo miłość słabła w momencie, gdy z czysto fizycznych względów nie był w stanie sprostać jej oczekiwaniom. Nie sądził też, że różnica wieku między nimi może tak mocno uderzyć w takim momencie. Nie miał jeszcze trzydziestki, więc dlaczego to powiedziała? Jakby miała do czynienia z facetem co najmniej dwadzieścia lat starszym, dla którego problemy w łóżku to chleb powszedni.
    Był jak skopany pies. I bardzo, bardzo zapragnął wrócić do domu, a w ideę całego wyjazdu zwątpił. Odtwarzał w głowie raz za razem kocham cię z całego serca, ale i wiedział, że seks w związku gra ogromną rolę, ale nie miał pojęcia, że dla Elle aż taką. I gdyby tego nie powiedziała, po prostu ruszyłby za nią, złapał za nadgarstek i przyparł do ściany, tym razem wbijając się gwałtownie w jej wnętrze i z satysfakcją słuchając, jak cholernie jej dobrze.
    Ale nie ruszył się z miejsca. Wpatrywał się w opróżniony kieliszek i czuł, że wszystko schrzanił. Że jedną głupią rzeczą zaprzepaścił ich szansę na cokolwiek.
    Powoli podniósł się z kanapy, walcząc z mdłościami, gdy żołądek nerwowo się zacisnął. Zabrał talerze i kieliszek, by wejść do domu i ruszyć do kuchni, żeby posprzątać. Na koniec wytarł dłonie w spodnie i zacisnął wargi, gdy poczuł w kieszeni zmiętą paczkę papierosów. Nie miał ochoty się stroić, nie miał ochoty na randkę ani pływanie łódką. Elle wyraziła się jasno, więc nie pozostało mu nic poza wypaleniem fajek i wlaniem w siebie alkoholu. I tak był zmieszany z błotem, mógł dobić się jeszcze bardziej.
    - Nie zawracaj sobie głowy – powiedział, stając pod drzwiami łazienki. – Staruszek nie ma ochoty na wymuszone randki. I na słuchanie, jak jego żona go kocha, póki jest dobry w łóżku. Gdybym wiedział, że jedna wpadka, jedyna od początku naszego związku wyciśnie z ciebie ‘kocham cię z całego serca, ale' i ‘ważne, że masz wzwód', jakbym był starym dziadkiem, nie zbliżyłbym się do ciebie, Elle. Powinienem posłuchać, kiedy mówiłaś, że tego nie chcesz – wyrzucił z siebie i przeszedł do sypialni. Z walizki wyjął luźną koszulkę, by na koniec kopnąć swój bagaż i obserwować, jak ten z hukiem uderza w przeciwległą ścianę, po czym obrócił się na pięcie, zgarnął z kuchennego blatu whisky i wrócił na taras. Usiadł na podłodze, odpalając papierosa, dym popił mocnym alkoholem, krzywiąc się przy tym, a potem roześmiał się śmiechem, w którym nie było ani trochę wesołości. – Brawo, Morrison. Jesteś żałosny – wymamrotał i zaciągnął się głęboko, po chwili wypuszczając powoli dym.

    💔

    OdpowiedzUsuń
  185. - Elle, dalej jestem tym samym Jasperem - zniknął na chwilę za ścianą i wrócił z puszką energetyka o smaku mango. Odkąd wygrali konkurs na przełomie stycznia i lutego, w każdym salonie prowadzonym przez ojca, brakowało terminów, a klientki najchętniej pchałyby się drzwiami oraz oknami. - Tylko się nie śmiej - pogroził jej palcem. - Mój kuzyn, który został świadkiem, straszył mnie, że eksperci wybrali którąś z moich byłych dziewczyn, więc dosłownie omal nie dostałem zawału - uśmiechnął się szerzej. - Willow kazała na siebie czekać dwadzieścia jeden minut, a kiedy ją zobaczyłem, to prawie straciłem przytomność. Myślałem, że to tylko sen... - ponownie obrócił się na stołku i upił kolejny łyk napoju. - Ja nie chciałem sztucznej lali i do ostatniej chwili tego się obawiałem, jednak eksperci mnie wysłuchali, a moja żona jest taka spokojna, delikatna, no idealna... - mruknął z zadowoleniem, zagryzając wargę.
    Jasper potrzebował miłości tak samo jak świeżego powietrza, o które trzeba było walczyć w wiecznie zakorkowanym Nowym Jorku. Nie chciał ponownie trafić na partnerkę, która go zdradzi albo zostawi, gdy podwinie mu się noga. Tak było z Eleną i imienniczką jego siostry. W głowie odtwarzał sobie sceny, kiedy zbliżając się do własnego samochodu, ujrzał ukochaną w ramionach innego koszykarza. Wspominał słowa Rachel i zrozumiał, że dla niej liczyła się tylko jego sława i pieniądze. Do ostatniego dnia przed ślubem serce walczyło z rozumem. Chciał zerwać kontrakt i dać sobie z tym wszystkim święty spokój, ale uważał, że lepiej spróbować niż żałować, że czegoś się nie zrobiło. Odstawił prawie pustą puszkę po energetyku i zerknął kontrolnie na ogromny zegar wiszący na białej ścianie; zostało im trzydzieści sześć minut. Później zmyje farbę, skróci końcówki o konkretną długość, wysuszy i wymodeluje jasne włosy Villanelle. Przetarł zmęczone oczy i obawiał się, że wracając do domu, rzuci się na łóżku, nie mając sił na rozmowę z brunetką.
    - Nie panikuj, mała - wstał i dotknął jej ramion. - Nie będzie aż takiej tragedii i ma się podobać, bo najbliższy wolny termin mam... - przerwał, sięgając kalendarz. - dwudziestego drugiego sierpnia o ósmej trzydzieści. - odłożył go na miejsce i pożegnał się z Camillą, która skończyła pracę. - Dobrze, że razem z Tobą już wyjdę, bo pragnę wtulić się w poduszkę...

    Jasper

    OdpowiedzUsuń
  186. Przytaknął głową na ostatnie słowa Villanelle. Szukał ratunku w przeróżnych energetykach i niemal codziennie, przed pracą wchodził do pobliskiego marketu i brał najczęściej dwie sztuki o smaku mango. Miał dzień detoksu; w niedzielę starał się nie pracować i mógł spać nawet do południa, ale czy zostanie to zaakceptowane przez Willow? Może czternastego lipca wyciągnie go siłą z łóżka o samym świcie, a przez cały dzień będzie wspierał się kawą, której starał się unikać.
    - W zdrowiu i w chorobie, słońce - uśmiechnął się nikle i wyrzucił pustą puszkę. - Naskarżysz mojej żonie? - uniósł wyżej prawą brew i ułożył rękę na tatuażu.
    Cieszył się z tej relacji; może kiedyś jego serce zabiło szybciej na widok panny Madisson. Po cichu skończył to zauroczenie, ponieważ nie chciał stracić dziewczyny na zawsze. Miał trzy siostry, ale one traktowały go jak słodziutkiego, jedynego braciszka i wielokrotnie zachwycały się nim, jakby zobaczyły coś nieoczywistego na wystawie w muzeum. Ze studentką architektury rozmawiali na każdy temat i byli przede wszystkim sobą. Przy Elle wyrósł z niedojrzałego dzieciaka; pamiętała go z czasów kiedy nosił odstraszające soczewki, dłuższe włosy i bez zgody rodziców wykonał malunek na ciele. Teraz siedział przy niej prawdziwy mężczyzna. Ten, który kupi bukiecik kwiatów, pocieszy i zostanie do końca. Jasper nie należał do niewiernych chłopców. Nigdy nie zdradził żadnej dziewczyny, bo zasługiwały na szacunek i stuprocentową miłość. Wtedy wszystkie inne przestawały istnieć i obecnie będzie jeszcze lepszy pod tym względem. Wcześniej zachwycał się eleganckimi klientkami, ale ich twarze stały się niewyraźne od czwartego lipca, kiedy poślubił prawdziwego anioła. Według niego Willow powinna mieć jeszcze aureolę.
    - Zostań mi wierna, o Pani... - uklęknął i ze śmiechem się podniósł. - Moja żonka będzie zachwycona, jak zacznę przyjmować klientki w mieszkaniu. Wkurzy się i wyprowadzi, co ja wtedy bym zrobił? - pokręcił głową - Pracuję od ósmej do osiemnastej. Przed małżeństwem siedziałem tu nawet do dwudziestej pierwszej, ale może odpocznę, bo we wrześniu otwieramy piątą filię.
    Gdyby tata nie poznał mamy. Gdyby oboje nie dali ponieść się chwili. Gdyby Jasper nie został listopadową wpadką, to nie byłoby tych wszystkich salonów fryzjerskich w Nowym Jorku. Jego by nie było; nie istniałby tak po prostu i nie mógł o tym myśleć. Od razu na ciele pojawiały się ciarki, bo niby żył i funkcjonował, a tak naprawdę Juliet mogła nie wpaść na Rafała. Rodzice wielokrotnie opowiadali dzieciom, w jaki sposób się poznali. Tata wykonał mamie najpiękniejsze pasemka na świecie, zaprosił na kawę i wszystko potoczyło się ekspresowo. Podczas pierwszej rozmowy wyznał, że wychowuje samotnie dwie córeczki, a jego niedoszła żona uciekła z kraju. Następnego dnia wylądowali w łóżku, a Jasper stał się pamiątką tego romansu, który miał zakończyć się po urlopie dentystki. Był kopią tego człowieka i kochał o wiele bardziej niż przyszywanego ojca, który zajmował się nim do siódmego roku życia. Małecki odchylił głowę, a widząc odpowiednią godzinę, poprosił przyjaciółkę do myjki.
    - Słodki kurczaczek z Ciebie... - powstrzymał śmiech, oczekując jej reakcji.

    Jasper

    OdpowiedzUsuń
  187. - Jesteś wyjątkową klientką, którą przyjąłbym jako jedyną w mieszkanku. Dla Ciebie przerwałbym wszystko, co bym właśnie robił i spełniłbym kolejne włosowe marzenie. - wytarł powoli włosy dziewczyny, które uzyskały odpowiedni i nawet ładniejszy kolor w rzeczywistości, niż na zdjęciu. - O północy to ja zamierzam robić ciekawsze rzeczy... - poruszył brwiami - I nie z Tobą, ale z moją żoną, Villanelle. - szepnął ochrypłym głosem, oczekując na komentarz blondynki.
    Specjalnie nie zdradził nic więcej na temat koloryzacji. Najwolniej jak potrafił poszedł po małe lusterko, niósł je z ogromną ostrożnością, aby nie przynieść sobie pecha na następnych, siedem lat i uśmiechnął się szeroko, podając przedmiot w dłonie przyjaciółki. Jeżeli chodziło o niego to był dumny z tego, co uzyskał. Szampański blond nie mógł wyjść ani lepszy, ani gorszy. Tylko czy Pani Morrison na pewno siebie rozpozna? Był ciekawy efektu końcowego, gdy odłoży srebrne nożyczki, a włosy nie będą mokre.
    - Mała, nigdy masz we mnie nie wątpić, bo na fryzjerstwie znam się całkiem dobrze. - zaprosił ją na poprzedni fotel i zaczął wmasowywać w nie odpowiednią, ziołową odżywkę.
    Westchnął cicho, zastanawiając się nad tym, co robi Willow? Może nudziła się jak mops. Może dawno poszła spać, bo jakby nie patrzeć, dochodziła dziewiętnasta, a nie musiała być nocnym markiem jak on. Najchętniej przygarnąłby teraz pomocnych krasnoludków, którzy dokończyliby fryzurę studentki architektury i potajemnie uciekłyby do wręcz nieznajomej żony. Była dla niego zagadką, a on nie wymuszał dodatkowych informacji. Czekał cierpliwie na odpowiedni moment, w którym opowie coś więcej, zdecyduje się na pierwszy pocałunek, a z czasem zaczną poznawać swoje nagie ciała. Dalej nie mógł zrozumieć niektórych par, które w trakcie nocy poślubnej uprawiały seks. Według relacji ekspertów, jedno z trzech małżeńskiej w tej edycji Wedding At First Sight" poznało się najlepiej, a widzowie będą mogli zobaczyć ich wybudzających się w łóżku, z porozrzucanymi wokół ubraniami. Jasper wolał poznać jej pasje, fobie i odkryć swoją żonę krok po kroku, a nie zaliczać ją tuż po weselu. Co innego gdyby znali się wiele lat, ale w takiej sytuacji, nawet on nie myślał o takim posunięciu. Willow mogła być śmiało dziewicą, mogła być stanowczo ostrożna w tych sprawach albo sama powstrzymywała się przed wspólną nocą, podczas której będą wykrzykiwać pełne wersje swoich imion.
    - To ile mam przycinać? - poprawił pas z akcesoriami i wsunął do kieszeni spodni dresowych naładowany telefon. - Tylko podejmij decyzję przed północą, bo jestem głodny i chcę do żony.
    Małecki wziął do lewej dłoni nożyczki i zaczął rozczesywać włosy. Oddzielił je na kilka pasów, skracając je o dosłownie centymetr, gdyż nie chciał zostawić Elle z wiszącymi piórkami, które i tak by się nie odbudowały. Więcej ich nie ruszył, ponieważ nie siedział w głowie dwudziestotrzyletniej kobiety; może chciała zostać przy obecnej długości, a może planowała o wiele krótsze włosy. Jasper wyprostował się bardziej i poczuł przeszywający ból pleców. Praca bez chwili odpoczynku robiła swoje. Od dobrych pięciu miesięcy przypominał robota, który nie męczy się nawet na sekundkę.
    - Dzieciaki nie rozpoznają własnej mamuśki, a Arthur to chyba przywiąże Cię do łóżka. - zagwizdał pod nosem, przygotowując szczotkę i suszarkę.

    Jasper

    OdpowiedzUsuń
  188. Przypiął jeszcze część włosów do góry i zaczął skracać je o trzy centymetry. Gdyby Villanelle przyszła tylko na przycięcie, to najpewniej Arthur nie zauważyłby tej zmiany, a tak na pewno towarzyszyć mu będzie ogromne zaskoczenie. Po kilku minutach włączył suszarkę i przeczesując palcami jasne kosmyki, widział jak szybko zbliża się do końca pracy. Szczerze sam wątpił, że szampański blond przyjmie się tak dobrze na ten ciemny i przede wszystkim naturalny odcień. Jasper od razu zaakceptował przyjaciółkę w nowym wydaniu i przyznał, że ta metamorfoza wyszła im wspólnie na szóstkę z wielkim plusem. Wtarł we włosy ostatni olejek, przeczesał i ściągnął z niej ochronny fartuch.
    - Teraz możesz mnie przytulać i pocałować w policzek - zaśmiał się głośno i rozejrzał się za szczotką. - Sorry, ale solidarność plemników i wpuści Cię bez zawahania, chociaż czy nie będzie zbierał szczęki z podłogi? - wzruszył ramionami. - Poświęcisz tyle samo uwagi dzieciakom i mężowi. Zazdroszczę Ci tego... - mruknął z widocznym smutkiem.
    Dwa razy w życiu złamano mu serce, raz dano mu kosza, a on dalej nie zapłakał nad swoim marnym losem. Chłopaki nie płaczą... Naprawdę był zachwycony swoją żoną, ale czy kiedykolwiek dojdzie między nimi do czegoś więcej? Nie zamierzał wrócić do mieszkania, przycisnąć jej do ściany i poprowadzić do łóżka z szufladami, na którym znajdowała się szara pościel w czarne kostki. Był w stanie czekać nawet dłużej niż do przyszłego miesiąca, tylko czy oboje będą chcieli pozostać w małżeństwie? Na pierwszy rzut oka wydawało się to wszystko kolorowe, ale zdejmował różowe okulary z nosa i dopadały go demony. Chciał prawdziwej miłości, bo taką na pokaz to mogli odgrywać aktorzy podczas spektakli w teatrze. Jak ma ją zdobywać? Jak ma o nią walczyć? Czy wypada o to zapytać stojącą przy nim blondynkę? Pani Morrison posiadała większe doświadczenie; zdobyła serce swojego wykładowcy i nie połączyła ich jedna noc. Układało się im, doczekali się dwójki wspaniałych dzieci, więc nie można było nazwać ich relacji tragedią albo koszmarem. Przełknął zestresowany ślinę i uporządkowując pośpiesznie salon, zgasił światła nad lustrami. Dokładnie o dziewiętnastej czterdzieści siedem, przyjął zapłatę za wykonaną usługę i oddał kobiecie kartę płatniczą.
    - Bez zniżek, chociaż miałem potajemnie jakąś dać. Następnym razem pozwolisz sobie na promocję, dobrze? - wylogował się z systemu, wyłączył kasę i poszedł na zaplecze. W zlewie ustawił filiżankę po herbacie Villanelle, nie zamierzając jej myć. Zrobi to rano, a świat przez to na pewno się nie skończy. - Mogę Cię odwieźć do domu? Muszę o coś zapytać, dlatego nie możesz teraz wyjść! - krzyknął, przebierając się w beżowe spodnie i białą koszulę ze stójką.
    Nie był typowym romantykiem. Nie wierzył w szczęśliwe zakończenia filmów, nad którymi zachwycało się większość kobiet. Nie miał pamięci do rocznicy związku, pierwszego pocałunku, wspólnego spaceru albo kolacji w towarzystwie przyszłych teściów. Lubił wschody i zachody słońca, jednak nie wzruszał się podczas ich trwania. Został zraniony, więc najpierw musiał samodzielnie dopuścić do siebie to, co planuje robić podczas małżeństwa, trwającego od pięciu dni. W pośpiechu narzucił czarną, jeansową kurtkę i uśmiechnął się do Elle.
    - Mogę tak wrócić do mojej żony?
    Przedwczoraj oraz wczoraj wrócił do niej stanowczo później. Rozliczał liczne faktury i oddzwaniał do klientek, które nie nawiązały połączenia za pierwszym razem. Przekraczając próg mieszkania nie zwracał na nic uwagi, witał się z Willow, chwilę porozmawiał i zrzucał w łazience ubrania, które poplamione były farbami. Dzisiaj nie zamierzał popełnić tej samej gafy...

    Jasper

    OdpowiedzUsuń
  189. Tak na dobrą sprawę cała złość na Elle przeszła mu bardzo szybko. Był wściekły na siebie. Na to, że ją zawiódł, kiedy na niego liczyła i sam… Nie miał z tego praktycznie nic, bo zakończenie było zbyt tragiczne, żeby czerpać jakąkolwiek przyjemność ze zbliżenia. Pił więc coraz większymi łykami, żeby pozbyć się nieprzyjemnego moralniaka, a fajkę spalił w mgnieniu oka, na tyle szybko, że gdy Elle przed nim uklękła, był w połowie drugiej. Początkowo nawet nie spojrzał na dziewczynę, zwyczajnie czując wstyd, ale znalazła się na tyle blisko, że nie miał innego wyjścia. Obserwował, jak unosi butelkę do ust i się krzywi. Potem powędrował spojrzeniem po jej sylwetce i zagryzł dolną wargę.
    - Powiedziałem ci przecież, że nie mam ochoty się stroić – mruknął, nie mając świadomości tego, że dziewczyna go nie słyszała. Świadomość, że zignorowała jego słowa, dobiła go jeszcze bardziej i wymusił ponury uśmiech, odbierając od Elle butelkę. Upił kolejny łyk whisky, nawet się już przy tym nie krzywiąc. – A ty chcesz, żebym go zlizał? – odpowiedział pytaniem na pytanie. – Przepraszam, Elle, po prostu… Minęło dużo czasu, a ja myślałem, że to zrozumiesz. Naprawdę nie liczyłem na to, że zaczniesz mnie chwalić, tylko po prostu odpuścisz, zwłaszcza, że nigdy coś takiego się nie zdarzyło – wyrzucił z siebie i opuścił głowę, wzdychając ciężko. – Nie wiedziałem, że różnica wieku między nami aż tak ci przeszkadza. Wiem, że jestem starszy, ale… Ale nie jestem jeszcze dziadkiem, a mój wzwód póki co miał się świetnie – dodał i wbił spojrzenie w jej ciemne oczy. Nie wiedział, co jeszcze mógłby w tej kwestii powiedzieć. Nie chciał się znowu kłócić, ale jej słowa zapiekły go do żywego. Zwłaszcza, koniec zdania, to ale, które brzmiało mu w uszach i nie mógł ogarnąć tego, że mogłoby chodzić w większej części o seks, niż o związek. Owszem, tak się właśnie wszystko między nimi zaczęło, ale to było wiele wydarzeń temu.
    - Dobra, pójdę się przebrać. Tylko… Przepraszam, jeśli nie sprostam twoim wymaganiom. Staram się, ale, jak widzisz, nie zawsze wychodzi tak, jakbym sobie tego życzył – powiedział i podał brunetce butelkę, po czym podniósł się i ruszył do wnętrza domu. Nie wybierał szczególnie długo ubioru, po prostu zarzucił na siebie czarną koszulę, o której wiedział, że Elle się podoba i ciemne przylegające spodnie. Wrócił na taras w odrobinę lepszym humorze, choć wciąż był podły, ale nie tak tragicznie. Wsunął jedną rękę do kieszeni spodni, a drugą przeczesał czarne, nieco przydługie włosy. – Mogę spróbować zrobić odpowiedni nastrój, ale musielibyśmy poczekać do zachodu słońca – zaczął, patrząc na jezioro. Słońce chyliło się ku horyzontowi, ale na oko potrzeba było jeszcze co najmniej godziny, żeby zrobiło się całkowicie ciemno, a Arthur w skrytości ducha liczył, że znajdzie tutaj jakieś świeczki. I koc. – Chcesz, żebym zlizał z ciebie ten alkohol? – powtórzył pytanie i uśmiechnął się kącikiem ust. Nie był przekonany co do samego pomysłu, ale Elle nie musiała o tym wiedzieć, a on chciał… Po prostu wynagrodzić jej to, co zjebał. – Tylko musiałabyś się rozebrać, a dopiero zdążyłaś się ubrać – dodał, ale nie przestał się uśmiechać, jakby jego stwierdzenie było zupełnie niepotrzebne. – Pomóc ci? – spytał, z dumą odnotowując, że w jego głosie nie rozbrzmiała niepewność.

    Pan Magister próbujący ratować sytuację ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  190. [Chyba zacznę zaglądać tutaj częściej ze względu chociażby na urocze zdj :) Dziękuję za powitanie <3]

    You know

    OdpowiedzUsuń
  191. Jasper od ostatniego rozstania z dziewczyną, której miał zadać pytanie - czy wyjdziesz za mnie? obawiał się tego, że nigdy nie trafi na odpowiednią osobę, z którą mógłby dzielić wszystkie radości i smutki. Wiedział, że jest wielu starszych od niego samotnych mężczyzn, ale oni mieli czas na liczne imprezy lub wyjścia, a Małecki od rana do wieczora przesiadywał w salonie. Ktoś mógłby powiedzieć, że pewnego dnia zauroczy się w swojej klientce, jednak on tego tak kolorowo nie widział.
    - Nie chcę wracać w ciuchach, które pachną licznymi odżywkami i są brudne od farb. - przed wyjściem załączył alarm, zamykając drzwi. - Mam czarne oraz granatowe spodnie, a co jest złego w tych beżowych? Nie obrażę się, więc możesz śmiało mówić.
    Fryzjer zazwyczaj ubierał się tak, aby było mu komfortowo. Podczas wykonywania różnych zabiegów albo skomplikowanych koloryzacji, wybierał wygodne, najczęściej dresowe spodnie i luźną koszulkę. Wyjmując kluczyki od samochodu, poprowadził Villanelle do czarnego BMW X2; wypożyczył go ze względu na ślub, ale później przedłużył umowę i nie potrafił się z nim rozstać. Wystarczyłoby mu coś mniejszego, ponieważ ten model bardziej pasowałby do blondynki, jej męża i dwójki dzieci. Małecki nie miał kogo wozić; od czasu do czasu towarzyszyła mu mama albo babcia, lecz prawie codziennie jeździł sam. Otworzył drzwi od pasażera, zaczekał aż przyjaciółka zajmie miejsce i wsiadając za kierownicę, odetchnął. Przypomniał sobie ostatnie pytanie pani Morrison. Na pewno znała odpowiedź, ale zamierzał wypowiedzieć to na głos.
    - Tak, chcę pozostać w tym małżeństwie. Może nie znam Willow, jednak miesiąc to za mało. Co jeśli zaangażuję się w tę relację, a ona poprosi o rozwód? - wsunął na nos przeciwsłoneczne okulary i włączył się do ruchu. - Wydaje mi się, że jestem normalnym facetem, a zawsze mam pecha do kobiet. Albo mnie zdradzają, albo lecą na sławę, której już nie mam... - westchnął ponownie, oczekując na zmianę sygnalizacji.
    Małecki nienawidził w sobie tego, że zbyt szybko angażuje się w związki. Marzył o tym, aby zostać przy brunetce na dłużej niż na te cztery tygodnie. Nie potrafił w tak krótkim czasie otworzyć się i w sierpniu może pluć sobie w brodę; z jednej strony wolał nie wyznawać wszystkiego, ale z drugiej trwając z boku może zostać odrzucony. Bez żadnej szansy na przyszłość we dwójkę. Jak ma zdobyć tą cichutką kobietę? Ma na tyle poharatane serce, że trzeci raz nie chce się zawieść.
    - Słońce, a gdzie Wy teraz mieszkacie? Chciałem zawieźć Cię pod stary adres. - zaśmiał się cicho, zerkając na wyświetlacz telefonu. - Ale ten czas leci... - westchnął głośno. - Dzisiaj przeprowadzam się do żony, a chciałem jechać do siebie. Dobrze, że ja jeszcze głowy nie zapomniałem...
    O szóstej trzydzieści włożył do bagażnika walizkę z najpotrzebniejszymi rzeczami. Jeszcze rano był niesamowicie podekscytowany tym wydarzeniem, a teraz jego w miarę dobry humor uleciał w nieznajome rejony. Jak to będzie wyglądało? Czy przyzwyczai się do nowego miejsca? Czy zaśnie z łatwością, a może przez całą noc nie zmruży oka? Czy Willow na pewno będzie zadowolona z obecności męża? Co jeśli odłoży nieprawidłowo szklankę, widelec albo opakowanie z herbatą, a ona wścieknie się na niego i to przy kamerach? Mieszał w pojedynkę przez pięć lat, więc zdążył odzwyczaić się od drugiej osoby. Mógł kąpać się nawet dwie godziny. Słuchać muzyki zapominając o słuchawkach. Zagrać jedną rundkę Fify przed snem. W tym przypadku musiał być przygotowany na wiele zmian. Najgorzej będzie, jeżeli Willow uwielbia żyć w chaosie, a on nie zaakceptuje tego bałaganu. Pokręcił głową i zerknął na przyjaciółkę.
    - Elle, przygotuj się na to, że będę dzwonić jeszcze częściej. Czy kupując czerwone róże zyskam w jej oczach? Głupio tam iść bez niczego, prawda?

    Jasper

    OdpowiedzUsuń
  192. Włączając kierunkowskaz zaczął kierować się tam, gdzie wskazywała nawigacja. Bez powodu roześmiał się, gdyż przypomniał sobie dzień, w którym ten wkurzający głos poprowadził go prawie w krzaki. Chciał przed dwudziestą pierwszą pojawić się w mieszkaniu żony; na wyświetlaczu telefonu wyświetliła się dziewiętnasta pięćdziesiąt dziewięć, więc powinien być u niej za kilkanaście minut. Czy kiedykolwiek zatrzyma się na dłużej? Ojciec pozostawił tą jedną filią pod całkowitą opieką Jaspera, a on dosłownie odnosił wrażenie, że spędza tam i tak za mało czasu. Byłoby mu łatwiej, gdyby nie odeszła od nich doświadczona księgarnia, a tak jednocześnie był fryzjerem i tym, który porządkuje każdą fakturę. Wysłuchał uważnie przyjaciółki i nieco przyśpieszył. Czy on też miał jakieś fanaberie względem kobiet? Przede wszystkim uwielbiał je z delikatnym makijażem, a tak chyba był w stanie zaakceptować większość rzeczy.
    - Dzisiaj już zostanę w tych, bo głupio przebierać się w samochodzie - przeczesał włosy i skręcił w wąską ulicę. - Zdradzę Ci, że Arthur nie kręci mnie ani w ciemnych spodniach, ani w tej koszuli opinającej jego mięśnie. A można wybrać panią bez sukienki lub spódnicy? Jakby moja żona powitała mnie w samym staniku i krótkich spodenkach, a następnie popchnęła na łóżku, to miałbym wszystko. - mruknął, poruszając brwiami.
    Mogłaby rozerwać jego białą koszulę ze stójką, skrytykować te beżowe spodnie i robić z nim to o czym tylko marzy. Marzenie ściętej głowy... Jasper przyjrzał się numerom znajdującym się na domach i zaparkował przed tym odpowiednim. Byli na miejscu, ale chciał z nią jeszcze chwilę porozmawiać. Czy Villanelle wytrzyma kilka minut w samochodzie, zamiast u boku męża i dzieci? Najwyżej odprowadzi ją pod same drzwi i przy okazji będzie świadkiem reakcji architekta. Przedstawi mu żonę w nowym wydaniu, a później odjedzie w kierunku mieszkania Willow. W trakcie tej drogi zatrzyma się przy kwiaciarni i zakupi te czerwone róże. Najwyżej zostaną wyrzucone do kosza albo postawi je w wazonie, wzdychając głośno. Może nie trafi w jej gust, ale warto spróbować.
    - Jestem szczery aż do bólu, a odwagi zazwyczaj mi nie brakuje - wzruszył ramionami. - Na lodówce mojej żony powieszę harmonogram Twoich pobudek. Widzę jej zachwyt, moja przyjaciółko. - zaśmiał się, zdejmując na chwilę przeciwsłoneczne okulary. - Wiesz co jest najtrudniejsze w tej relacji? To, że mogę zabrać ją na randkę, zorganizować coś szalonego, ale muszę powstrzymywać się w pocałunkach i innych sprawach... - wydął wargi. - Muszą złapać ją w jakąś sieć, bo inaczej za miesiąc mi ucieknie, a wydaje się wspaniałą kobietą. Może jest skryta, ale przyciąga mnie do siebie.
    Upił łyk niegazowanej wody, odpiął obrączkę od naszyjnika i wsunął ją na serdeczny palec. Dalej nie mógł się do niej przyzwyczaić w tym miejscu; nosił biżuterię, ale nie na dłoni, więc uwielbiał to nieznajome uczucie. Patrząc na ten element od razu nie czuł się samotny, bo należał do tej brunetki o hipnotyzujących, zielonych oczach.
    - Ładne macie to gniazdko. Dawaj buziaka - wskazał na gładki policzek. - I leć do nich, bo chyba nas obserwują - wskazał na jedno z okien. - Pamiętaj o mnie i trzymaj kciuki.

    Jasper

    OdpowiedzUsuń
  193. Przed wyjściem z pracy podarował swojemu ojcu butelkę whisky; pięćdziesięciojednoletni mężczyzna przejął większość klientek syna, a on w końcu mógł uwolnić się od stresu, który otaczał go z każdej możliwej strony. Wiedział, że młoda mama bliźniaczek, koleżanka z pracy jego babci i prawie osiemnastoletnia dziewczyna nie będą zawiedzione tą nagłą zmianą. Może ta ostatnia najchętniej zmieniłaby termin, ponieważ Jasper zdążył zaobserwować, że obdarzyła go zauroczeniem i przychodziła do niego najczęściej ze wszystkich klientek. Zapisywała się na liczne zabiegi odbudowujące włosy, czesał ją na imprezy albo spełniał inne marzenia związane z długimi, czarnymi kosmykami. W ostatnim miesiącu siedziała na stanowisku Małeckiego trzy razy i wydawało mu się, że wcale żadna z wizyt nie była jej potrzebna. Nie mógł powiedzieć nic złego o nastolatce, ale była dla niego stanowczo za młoda. Dzieliło ich dziesięć lat i może gdyby nie małżeństwo z obcą kobietą, to odwzajemniłby flirt Caroline, chociaż istniało wielkie ryzyko. Oficjalnie impreza urodzinowa dziewczyny przypadała na połowę października, więc mógłby zostać oskarżony o najgorsze, dlatego od razu wolał pozostać neutralny w tej relacji. Z prędkością światła przebrał się w koszulę z białymi oraz czarnymi kostkami, nie wybrał ponownie beżowych spodni, lecz zastąpił je tymi granatowymi i na koniec zerknął na czyste tenisówki z firmy Converse. Bez pośpiechu pojawił się na spotkaniu, na którym przydzielano nagrody za wakacyjne fryzury. Jasper przed ślubem zgłosił salon ojca do udziału, a sam w upalną sobotę czesał własną siostrę. Zajął wówczas pierwsze miejsce, dlatego z radością odebrał złotą statuetkę przypominającą nożyczki. Zadowolony opuścił rozpoczynającą się imprezę i zerkając na zegarek, wybrał się na szybkie zakupy. Niecałą godzinę później podjechał pod dom, w którym mieszkała Villanelle z Arthurem i dziećmi; ostatnio zbyt wiele stracił z życia blondynki, dlatego teraz nie pozwoliłby jej na zupełną ciszę. Znali się niemal dziesięć lat, a studentce architektury zdarzało się uciec bez słowa. Dalej pamiętał swoją reakcję, kiedy wróciła niespodziewanie do Nowego Jorku, ale nie sama, lecz z malutką Theą. Oboje byli bardzo szaleni, ale tego nie spodziewał się w najśmielszych snach. Kto przypuściłby, że jego przyjaciółka tak zakręci w głowie swojemu wykładowcy, który powinien powstrzymać się od romansu z osobą, którą miał jedynie nauczać. Wyszło zupełnie inaczej, lecz takie przypadki są właśnie w życiu najlepsze. Może małżeństwo z Willow też nie było skreślone i wrzucone w straty? Wsunął okulary przeciwsłoneczne we włosy i biorąc dwie kolorowe torby z siedzenia pasażera, stanął przy drzwiach tego wspaniałego domu. Wiedział, że jeżeli Cleeves za miesiąc nie zażąda rozwodu, to wybuduje im podobnego gniazdko. Wcale nie obraziłby się, gdyby zostali sąsiadami z państwem Morrison, gdyż w okolicach znajdowało się wiele wolnych działek. Cieszył się na ponowne spotkanie z Elle, lecz nie mógł przyjść bez prezentów dla dzieciaków. Thei zakupił interaktywny chodzik, a dla malutkiego Matta zakupił pluszowego osiołka oraz zabawki kąpielowe. Może młoda matka stwierdzi, że Jasper staje się ciężką kulą u nogi , ale traktował ich jako część rodziny. Zapukał delikatnie, nie używając dzwonka, ponieważ maluchy mogły przebywać w krainie Morfeusza.
    - Hej piękna blondynko - uśmiechnął się delikatnie. - Nie widzieliśmy się dokładnie czterdzieści cztery godziny, więc postanowiłem Was odwiedzić.

    Przyjaciel

    OdpowiedzUsuń
  194. Odwiedzając swoje siostry wielokrotnie widział jak przykładały palec do ust, dając mu do zrozumienia, że od tej pory albo ma milczeć, albo szeptać. Jasper na krótką chwilę przykucnął przy psiaku, którego nie miał okazji poznać, pogłaskał go po lśniącej sierści i stanął naprzeciwko przyjaciółki. Najmłodszego członka rodziny Morrisonów kojarzył jedynie z podesłanego zdjęcia USG, a w końcu nadszedł ten dzień, w którym mógł poznać go oficjalnie. Prędko podwinął rękawy od koszuli i postawił prezent przeznaczony dla chłopca, a sam usiadł obok Thei. Czy dzieciaki musiały tak szybko rosnąć? Jeszcze niedawno trzymał w ramionach kilkunastotygodniową dziewczynkę, a ona prawie osiągnęła roczek.
    - Wujka nie było zbyt długo, aby zasłużył sobie na słodkie przywitanie - mruknął. - Mam nadzieję, że jeszcze nie chodzisz i przyda się Tobie ta zabawka - podsunął dziewczynce różową ogromną torbę, w której ukryty był interaktywny chodzik. - Wiem, że do Twoich urodzin jeszcze trochę, ale chciałem być pierwszy.
    Zupełnie zapomniał o otaczającym go świecie. O Villanelle pytającą o to, czy był w okolicy, czego chciałby się napić i czy ma ochotę na coś do jedzenia? Nie zamierzał robić jej dodatkowego problemu; wystarczyło, że przez jego niezapowiedzianą wizytę, obudziłby tego drobnego chłopca.
    - Niedaleko stąd wręczano nagrody za wakacyjną fryzurę, więc przy okazji wybrałem się do Was - wyjaśnił i z pomocą małej brunetki wyjął chodzik, a ona pisnęła radośnie. - Siadaj i nie przejmuj się mną zupełnie. Później możemy wyjść na spacer z dzieciakami i przy okazji napijemy się kawy.
    Skończywszy wcześniej pracę nie chciał wracać do mieszkania żony. Raczej z chęcią by tam pobiegł jak na skrzydłach, ale obecnie znajdowała się poza miejscem zamieszkania, więc zrezygnował z samotnego siedzenia w obcych czterech ścianach. Nie chcąc się narzucać, zamierzał dać jej kilka godzin wytchnienia od swojego towarzystwa. Gdyby znali się lepiej to podwiózłby ją w każde miejsce, towarzyszyłby przy zakupach albo pomógłby załatwić Willow bieżące sprawy. Na koniec zaprosiłby brunetkę na dobry obiad, ale była stanowczo bardziej ostrożna od niego, więc może nie skorzystałaby z podobnej propozycji. Wolał nie naciskać, dlatego w tym czasie wybrał się do najbliższej przyjaciółki. W końcu mógł opowiedzieć jej o dwudziestosześcioletniej Cleeves coś więcej, a także podzielić się uczuciami, które pojawiły się najprawdopodobniej od samego początku, czyli od pierwszego spotkania w Urzędzie Stanu Cywilnego.
    - Moja żona to naprawdę fascynująca osoba i teraz powiem Ci coś ważnego. Wtedy w samochodzie zapytałaś, skąd wiem, że chcę pozostać w małżeństwie z zupełnie obcą kobietą - przypomniał i chwycił Theę, aby dziewczynka nie przewróciła się przez nową zabawkę. Ostrożnie zaczął kierować ją do kanapy, na której znajdowała się Elle wraz z śpiącym synkiem. - Co poczułaś przy pierwszym spotkaniu Arthura? To było takie unoszenie się nad Ziemią, wyrywające się serce i utrata racjonalnego myślenia? Bez względu na wszystko chciałaś, aby Cię dostrzegł i żebyś z czasem stała się najważniejszą osobą dla niego, prawda? - zatrzymał się z jej córką, omijając stolik kawowy. - Może zdurniałem jak to powiedział mój przyjaciel, ale co mi szkodzi, spróbować? - wzruszył ramionami i popatrzył wprost w oczy blondynki. - Udało się nam trochę porozmawiać i jeszcze nie planowała na mnie żadnego zamachu. - usiadł na kanapie i posadził na kolanach zadowoloną Theę.

    Jasper

    OdpowiedzUsuń