Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

2072. There are so many people, so why I still feel like I'm alone.


         Wielu głowiło się nad znaczeniem snów i ich interpretacją, chociaż najczęściej obrazy były wynikiem marzeń, lęków, nadziei, słabości i wspomnień. Te ostatnie niekoniecznie zaliczały się do przyjemnych, a wtedy ich klasyfikacja była prosta - koszmary. Najgorsze były te, w których człowiek nie był świadom, że śni, i całym sobą przeżywał wydarzenia jedno po drugim. Serce rozrywało się na strzępki, a organizm po przebudzeniu był wyczerpany. Gdyby śniący mógł na tym panować, na pewno wybrałby przedwczesną pobudkę, aniżeli przeżywać coś przykrego raz po raz.
         Krople deszczu przemoczyły jej ubrania do reszty, a głód dawał o sobie znać kolejnymi falami bólu w okolicach brzucha. Kurczowo trzymała się ręki brata, jedynej nadziei i rodziny, jaka jej pozostała na tym świecie. Oboje przemierzali ulice Nowego Jorku w poszukiwaniu schronienia, lecz to wcale nie było łatwe zadanie.
- Silas, jestem głodna - odważyła się szepnąć, chociaż wiedziała, że i on od dwóch dni nie jadł zbyt wiele. To, co ludzie wyrzucali do śmieci, nie zawsze nadawało się do spożycia, a żadne z nich nie chciało się pochorować.
- Wiem, Mars, zaraz coś znajdę. - Ucałował ją w czubek głowy, zostawiając w zaułku, by ukraść   coś do jedzenia.  
        Nagle krajobraz wokół uległ zmianie, a Marsha nie miała już jedenastu lat, a osiemnaście. Razem z bratem i Victorem siedziała w salonie ich wielkiego mieszkania, wykłócając się na temat tego, co zamówić na kolację. Każde z nich miało inny pomysł na to, co powinno trafić do ich żołądków przed imprezą. 
- Pizza - mruknęła już po raz dziesiąty i wstała z kanapy. Odwróciła się do dwójki najważniejszych w jej życiu mężczyzn i posłała im powalający uśmiech.
-  Mars - niemal równo jęknęli tamci, to prawda, że jej wybór był do przewidzenia, bo ostatnio na nic innego nie miała ochoty.
- Ja chcę pizzę, a wy jedzcie, co dusza zapragnie - wzruszyła ramionami, ruszając do pokoju, by  ubrać się odpowiednio na wyjście do klubu. 
        Kobieta znajdowała się między tłumem ludzi, wijąc się w rytm muzyki, a alkohol wyczuwalnie wpływał na jej postrzeganie świata. Tym razem miała już dwadzieścia lat, a w klubie była kompletnie sama, jeśli nie licząc zgrai nieznajomych. Zbuntowała się bratu, wychodząc na tę imprezę, ponieważ ostatnio sprawy gangu nie były zbyt kolorowe. Kolejne wydarzenia następowały po sobie w przyśpieszonym tempie. Atak, krew, bólu i powrót do domu.
- Mars, co Ci się stało? Do cholery, kto się odważył... - Silasa nie dało się powstrzymać zapewnieniami, prośbami czy groźbami. Pragnienie zemsty całkowicie przysłoniło mu zdrowy rozsadek. Wybiegła za nim, ale ktoś ją powstrzymał. Nie widziała twarzy, a następne, co ujrzała, to tłum ubrany na czarno, zebrany wokół wykopanego dołu.
- Nie! - krzyknęła.
       Poderwała się na łóżku, zlana potem, nie do końca pewna, czy nie krzyczała przez sen. Przetarła dłonią czoło, starając się uspokoić rozszalałe tętno. Nie było to najłatwiejsze zadanie, toteż postanowiła poradzić sobie w najskuteczniejszy sposób: kilka łyków whiskey, a do tego zimny prysznic. Ostatnio nie przespała spokojnie ani jednej nocy, o czym świadczyły coraz większe cienie pod oczami. Nie wiedziała, dlaczego te sny znów zaczęły ją nawiedzać. Od kilku lat nie śniła w ogóle, a teraz Morfeusz postanowił się  pobawić jej kosztem. Dłonie drżały, gdy nakładała na ciało płyn do kąpieli. Musiała czymś zająć myśli, by nie wspominać śmierci brata, ponieważ to nadal sprawiało ból. Radziła sobie z życiem, gdy nie wracała do tego, co się wydarzyło. Tak było łatwiej.  
      Godzinę później siedziała w salonie tatuażu, popijąc drugą kawę, by nie usnąć na stojąco, a na jej ustach jak zwykle gościł lekko drwiący uśmiech. Zamieniła kilka słów ze współpracownikami, a klientów wsłuchała podczas sesji, gdy byli na tyle wylewni w trakcie zdobienia ich ciał. Przetrwała do końca zmiany, nie szukając oparcia w procentach, które są zdolne uciszyć wspomnienia. Nie chciała wracać do pustego mieszkania, dlatego też po zamknięciu udała się do miejsca, gdzie łatwiej było zebrać myśli. Dostęp na dachy wielu budynków w Nowym Jorku był dla każdego, kto wiedział, gdzie szukać drabiny lub schodów. Ona miała w tym niemałe doświadczenie. Chciała być bliżej gwiazd, mimo iż zdawała sobie sprawę, że tutaj poza księżycem nie ujrzy nic więcej.  Położyła się wygodnie na ciepłej bluzie, która teraz pełniła funkcję koca. Wyciągnęła dłoń do góry i zacisnęła ją w pieść, jak gdyby coś złapała.


10 lat wcześniej
           Biegła ile sił w nogach, śmiejąc się tak głośno, że niemal brakowało jej tchu. Za sobą słyszała tylko jakieś nic nieznaczące wyzwiska, a z przodu śmiech brata. Gdy policjanci w końcu zrezygnowali z pościgu, we dwoje znaleźli 'tajemne' wejście na dach. Przychodzili tu odkąd w squacie brakowało momentami miejsca do spania. Teraz, chociaż mieli mieszkanie, to i tak przy dobrej pogodzie spędzali noce na dachu.
- Mars, coś Ty im powiedziała? - zapytał Silas, gdy złapał oddech, ponieważ cały ten pościg rozpoczął się niespodziewanie, gdy spacerowali po Central Parku. Nie wiedzieć kiedy blondynka rozwścieczyła funkcjonariuszy do tego stopnia,  że przez piętnaście minut nie chcieli dać im spokoju.
- Nic - wyszczerzyła zęby niczym pięciolatka zadowolona z psikusa, którego wywinęła.
- Młoda, ja przez Ciebie padnę na zawał - powiedział mężczyzna, dramatycznie łapiąc się za serce, i położył się na ziemi.
- Księżniczko, nie dramatyzuj - zaśmiała się, zajmując miejsce obok niego. Uwielbiała te momenty, gdy ani gang, ani nic innego nie miało dla nich znaczenia, a tylko to, że mieli siebie i chwilę spokoju. Nie mówiła tego głośno, ponieważ myślała, że brat by ją wyśmiał za bycie zbyt miękką. Myliła się, lecz nie dane jej było się o tym przekonać.
            Gdy zapadł zmrok, Marsha chciała już wracać do domu, lecz mężczyzna ją powstrzymał.
- Jeszcze chwila. Popatrz na gwiazdy - powiedział nieco melancholijnym głosem, co było do niego niepodobne. Dziewczyna, zbita z tropu, wytężyła wzrok, lecz sklepienie nadal pozostawało czarne.
- Co Ty, do cho.lery, bredzisz? Nic nie widać. - Przewróciła oczami, ponawiając próbę wstania, lecz tym razem powstrzymała ją ręka brata.
- Wyciągnij dłoń do góry... o tak - zademonstrował, nawet nie zerkając, czy wykonała jego prośbę. Zrobiła to nieco niechętnie.
- A teraz zaciśnij dłoń, jakbyś coś złapała. Trzymaj mocno! - Nagle pojawił się nad nią z tym swoim głupkowatym uśmiechem. Już miała go siłą od siebie odsunąć i rzucić kilka kąśliwych uwag, ale on przemówił pierwszy.
- Masz w dłoni cząstkę naszej mamy. Wiem, że Ci jej brakuje, ale pamiętaj, ona zawsze będzie o tam. - Palcem wskazał niebo. 
- Gdy będziesz czuła się samotna lub mnie przy Tobie nie będzie, pamiętaj, że cząstki tych, którzy odeszli świecą na nieboskłonie. Sposobem, by nadal byli blisko Ciebie, jest wyciągnięcie ręki i złapanie ich na moment. - Rozwichrzył jej włosy, psując tę chwilę, a Mars natychmiast go z siebie zrzuciła. Mruknęła coś pod nosem, idąc przodem w kierunku schodów. Szła tak, by Silas nie zauważył, że nadal nie rozluźniła pięści. 
- Czemu znów jestem sama? - mruknęła, patrząc na pięść i jak gdyby oczekując odpowiedzi, która miała nigdy nie nadejść. Powoli odwracała dłoń pod różnymi kątami, zastanawiając się, jakim cudem nadal w to wierzyła.
- Jesteś beznadziejnym bratem. Mieliśmy lecieć do Vegas, podbić  świat i razem się paskudnie zestarzeć, a teraz co...- Wypuściła powietrze ze świtem, w tym samym momencie rozluźniając uścisk. Wiedziała, że musi iść dalej, nawet jeśli sny przypominały jej o przeszłości. Uśmiechnęła się szeroko sama do siebie, wyglądając niczym obłąkana, a następnie w pośpiechu opuściła dach. Kilka przecznic dalej była impreza, której po tym trudnym okresie nie mogła przegapić. Znów kołysać się w rytm głośnej muzyki, być częścią czegoś większego, to jest to, czego potrzebowała teraz, zaraz!


[Oto mały wstęp do historii Marshy. Nie jest idealnie, nie do końca jak zaplanowałam, ale ktoś mi kiedyś powiedział, że czasem nad postaciami nie można zapanować ;) A ja w pełni się zgadzam i notka z dedykacją dla Tej własnie osóbki!]


1 komentarz

  1. [Tym razem oficjalnie dziękuję za dedykację! Notkę bardzo przyjemnie się czytało, chociaż moje serce boli na wspomnienie Silasa... I oczywiście pisz, pisz pisz. Marsha jest bardzo ciekawą postacią i bardzo chciałabym dowiedzieć się o niej więcej. No i dodatkowe punkty za oprawę graficzną. Świetna. :D]

    OdpowiedzUsuń