maj 2018, Nowy Jork
Nie chciało się jej wierzyć w to, że Arielle i Matt ją wystawili. Ten festiwal miał im wynagrodzić Coachellę na którą nie zdążyli kupić biletów. I nad czym ubolewała Hannah, bo ominęły ją koncerty jej ulubionych wykonawców, a kiedy oglądała na YouTube filmiki z poszczególnych koncertów miała ochotę dźgnąć się w serce. W tym roku musieli trochę zmienić plany, nie mieli jechać w trójkę jak zwykle, tylko na doczepkę miała z nimi być jeszcze młodsza siostra bliźniaków i jej najlepsza przyjaciółka. Wszystko zepsuło się później, kiedy w środku nocy Hannah dostała telefon od Arielle, a przyjaciółka przez dwadzieścia minut ją przepraszała i tłumaczyła dlaczego nie mogą w tym roku się zjawić. Oczywiście rozumiała, że pewne sprawy są ważniejsze i sama nie była pewna czy da radę się wyrwać, w końcu pracowała w szpitalu. Nie miała wolnych weekendów,, ale choć wolne miała załatwione na weekend festiwalu to wszystko mogło się przecież potoczyć zupełnie inaczej.
Była zdenerwowana.
I miała do tego prawo. Czekała okrągły rok na to, aby spotkać bliźnięta, a teraz została sama z biletami na festiwal, których nie miała komu wcisnąć. Sama nie chciała jechać, bo co to za zabawa samemu? A na pewno nie zamierzała też wcisnąć się do kogoś, po prostu taka nie była i już.
Minęło trochę czasu - zdążyła obejrzeć trzy odcinki Family Guy i Ricka i Morty’ego zanim przypomniała sobie o swojej zwariowanej przyjaciółce-sąsiadce, która niedawno przecież wróciła. I o ile się nie myliła to jeszcze była w swoim mieszkaniu. Chyba nawet nie sama, ale męskie głosy dochodzące z mieszkania Jessie nie były czymś zaskakującym dla Hannah. Ilość braci i ich znajomych, których ze sobą do niej ciągali była spora, ale przynajmniej w mieszkaniu Merrick nie można było się nigdy nudzić.
Jassemine Merrick siedziała na krzesełku i wpatrywała się w trzech mężczyzn, którzy okupowali jej kanapę. Zmarszczyła lekko brwi.
Pośrodku siedział Zachariasz. Do jego obecności zdążyła się już przyzwyczaić. Niby mieszkał ze swoim kumplem, jednak bywał u niej zadziwiająco często. Momentami miała go dosłownie dość i żałowała, że w ogóle przytargał tyłek z Chicago. Kiedy tam mieszkał, jej życie było istną sielanką. Zero problemów, zero niespodziewanych wizyt, zero durnych pytań. Ale skłamałaby mówiąc, iż za nim nie tęskniła.
Po jego prawej stronie siedział Tyler. Do niego też zdążyła się już przyzwyczaić. Pojawiał się zazwyczaj wraz z Zachariaszem. Kiedy rudy przychodził sam, to często zaczynała się martwić, czy z jego przyjacielem (i oficjalnie współlokatorem) na pewno jest wszystko w porządku. Cholerne papużki nierozłączki!
Natomiast po lewej stronie Zachariasza siedział ktoś, kogo obecności się tutaj nie spodziewała i z całą pewnością przyzwyczajona do niej nie była. Pochyliła się nieco do przodu i podparła podbródek na wierzchu dłoni. Nawet kilka razy zamrugała, aby upewnić się, że na pewno nie ma zwidów.
— Tylera i Zachariasza rozumiem w swoim mieszkaniu — powiedziała spokojnie, przekręcając głowę lekko w bok. — Ale ty? Co ty tu właściwie robisz? — zapytała.
— Myślałem, że się ucieszysz na mój widok — odpowiedział brunet z szerokim uśmiechem — wpadłem przypadkiem na Zachariasza, więc przyszedłem z nimi.
Od czasu, jak Drake przeniósł się, na razie jeszcze nieoficjalnie, ale to była kwestia czasu, do Nowego Jorku był częstym gościem w mieszkaniu Jessie. Sam czasem nie wiedział jakim cudem nosiło go do mieszkania dziewczyny, którą kilka lat temu mijał na szkolnych korytarzach w Chicago. Naprawdę myślał, że więcej jej nie zobaczy. Zwłaszcza po tym jak jej starszy brat w bardzo nieprzyjemny sposób mu pokazał co myśli o facetach, którzy sypiają z jego siostrą, a on tylko zasnął w pierwszym lepszym miejscu w mieszkaniu po imprezie. To, że trafił mu się pokój brunetki to już nie była jego wina.
— Wybacz, że nie podskoczę ze szczęścia, że mój brat znów sprasza mi ludzi do domu — powiedziała, patrząc uważnie na Drake`a. — A może mam cię przytulić i podziękować, że raczyłeś mnie odwiedzić? — zapytała, choć tak naprawdę nie oczekiwała odpowiedzi. — A ciebie i tak nie lubię. — Wskazała palcem na Tylera, po czym odwróciła się na pięcie i poszła do kuchni, gdzie wzięła się za przygotowywanie herbatki.
— Nie macie wrażenia, że od powrotu zrobiła się jakaś taka drażliwa? — zapytał Zachariasz i spojrzał najpierw na jednego, a potem na drugiego kumpla. — Myślicie, że coś jej się stało?
Pytania Zachariasza pozostały bez odpowiedzi, ponieważ domowy spokój zakłócił głośny trzask drzwi.
— Co znowu?! — mruknęła Jessie, wychylając głowę z kuchni. — O! Świetnie. Chcesz się na coś przydać? — zapytała, robiąc krok w stronę przyjaciółki. — Błagam, zabierz ich stąd. Chociaż na chwilę — jęknęła, patrząc błagalnie na Hannah.
Przychodząc tutaj nie spodziewała się całej tej zgrai. Pewnie powinna być już przyzwyczajona do tego, że cała trójka przebywa w mieszkaniu jej przyjaciółki częściej, niż u siebie.
— W zasadzie to chciałam zabrać ciebie — powiedziała wyciągając zza pleców bilety na festiwal. Nawet do głowy jej nie przyszło, że siedząca na kanapie trójka też się załapie razem z nimi. — Arielle i Matt nie przyjeżdżają, ich siostra i koleżanka też nie. Więc zostałam sama z czterema biletami na Electric Daisy Carnival Las Vegas, których nie wykorzystam. Więc… masz ochotę na wybieranie fajnych outfitów, dużo zabawy i głośną muzykę?
Zachariasz, który najwyraźniej stwierdził, że słowa były skierowane do niego, poderwał się z kanapy i porwał jeden z biletów, który zaczął uważnie oglądać, jakby chcąc się upewnić, że na pewno jest prawdziwy. Jessie uniosła brew lekko w górę i parsknęła śmiechem. Również wzięła jeden bilet.
— To kiedy jedziemy? — zapytał, a odpowiedział mu cichy śmiech siostry.
— Jestem na tak. Jedźmy i bawmy się świetnie. Ale reszta biletów nie jest dla nich… Prawda?
Hannah spojrzała na Drake i Tylera, którzy w tej chwili wyglądali jak zbite psy. Czy mogła im odmówić? Byłoby jej głupio, gdyby zostawiła ich bez biletów. Przyszła tutaj, zaproponowała Jessie wyjazd…
— Oczywiście, że są dla nas! Gdyby tak nie było to by tutaj nie przyszła, prawda Han? — mruknął Drake podchodząc do brunetki. Spoglądał na nią i w dość zabawny sposób podnosił brwi, na co dziewczyna parsknęła śmiechem.
— Jeśli w ten sposób podrywasz dziewczyny to się nie dziwię, że jesteś sam — odparła całkiem szczerze — i niech będzie, niech bilety będą dla nich. Co złego się może wydarzyć, prawda?
17.05.2018, Las Vegas, Nevada
Walnęła walizkę na łóżko. Wynajęty, dwupokojowy apartament w Caesare Palace był całkiem spory i wszyscy mieli dla siebie dość sporo miejsca. Dziewczyny zajęły jeden pokój, natomiast męską część załogi wyrzuciły do drugiego. Otworzyła walizkę i pierwsze co z niej wyciągnęła to oczywiście szklana butelka z przezroczystą zawartością. Festiwal zaczynał się dopiero jutro, a dziś mogli sobie trochę poświętować.
— Nie chcę was martwić, ale któryś z was, tak chłopcy do was mówię, będzie musiał pójść po lód — powiedziała nieco głośniej drepcząc do kuchni, aby schłodzić alkohol na później. Hannah z uśmiechem rozejrzała się po pomieszczeniu, nie tak że kuchnia była jej ulubionym miejscem, ale ta wyglądała naprawdę ładnie. A poza tym cieszyła się, że mimo wszystko udało się jej tu dotrzeć. Pomimo, że początkowo wyglądało na to, że w tym roku jednak zabawa ją ominie.
Zachariasz, który właśnie szukał czegoś w walizce, uniósł głowę i spojrzał uważnie na Hannah. Sprawiał wrażenie, jakby ją usłyszał, ale za wszelką cenę chciał zignorować jej prośbę.
— Po co chcesz, aby szli po lód, skoro przed chwilą schowałaś butelkę do lodówki? Lód pewnie jest w zamrażarce. — Jessie, która od wyjazdu z Nowego Jorku zrobiła się znacznie weselsza, stanęła tuż przy ramieniu Drake`a. Dokładnie przy tym, na którym spała przez prawie całą drogę, bo zarwała poprzedzającą wyjazd noc na rozmyślaniach.
— Bo chcę. Nie kłóć się ze mną, tylko idź. Dam ci nawet drobne, żebyś sobie loda kupił po drodze — rzuciła licząc na to, że ta cudowna propozycja przekona chłopaka, aby poszedł do sklepu — a lód się przyda. Mam zamiar robić drinki, a chyba fajnie jak masz w szklance kostki lodu, a nie tylko schłodzony alkohol, prawda? I coca-colę też mógłbyś kupić. I chipsy.
Zachariasz niechętnie oderwał się od swojej walizki, w której najwyraźniej nie znalazł tego, czego tak zawzięcie poszukiwał. Podszedł do zamrażarki, którą otworzył. Chwilę w niej pogrzebał, aż w końcu wyciągnął dziwny pojemnik wykonany z plastiku. Mocno uderzył nim o dłoń i otworzył jedno wieczko. Przechylił ów pojemnik, a na dłoni pojawiła się kostka lodu, która bardziej przypominała trójkąt niż kostkę.
— Po co mam iść skoro mamy w domu? — zapytał, rzucając tą kostką w Hannah. — A loda, to…
— Nie kończ! — Krzyknęła Jessie, nie chcąc słyszeć jakiegoś genialnego i seksistowskiego komentarza z ust brata. Rudy wzruszył ramionami i wstawił pudełko do zamrażarki.
— Idę do sklepu. Chce ktoś coś? — zapytał, chowając portfel do kieszeni.
— Mógłbyś kupić jeszcze coś z procentami. Obawiam się, że ta jedna butelka na naszą piątkę to będzie o wiele za mało — dodała Hannah. Tak myślała, że jedna to będzie mało. Zwłaszcza, że był tu z nimi Tyler. — Spokojnie, oddam ci.
— W naturze? — mruknął rudzielec, kierując się w stronę drzwi wyjściowych. Na korytarzu zgarnął jeszcze Tylera, który był mu niezbędny do podróży do sklepu.
— Na mnie nie patrz. Ty ich chciałaś. Ja ich chciałam zostawić. — Jessie wzruszyła ramionami. Uniosła głowę i spojrzała na Drake`a. — Tak. Ciebie też chciałam zostawić. Ale masz wygodne ramię — powiedziała i zupełnie odruchowo przesunęła palcem po jego ramieniu. — A teraz chodź, pomożesz mi rozłożyć te leżaki na balkonie? Wyglądają na skomplikowaną sprawę. Hannah? Zrobisz nam coś do jedzenia?
— Mogę — odparła z uśmiechem. Odłożyła co w rękach miała i skierowała się na balkon, aby pomóc przyjaciółce. — Wiem, że lód jest dostępny na korytarzach i na dole są sklepy, ale chociaż przez chwilę będzie w tym apartamencie cicho — wyjaśniła dość cicho, kiedy znalazły się na balkonie. Drake był w końcu facetem, wolała, aby ich nie słyszał i nie zdradził Rudemu, że Hannah zrobiła go w balona.
— Mówiłam, aby go nie brać. Teraz jeszcze jest grzeczny, ale jak się rozkręci, to… Ty chyba jeszcze nie widziałaś, jak imprezuje Zachariasz Merrick. Jak naprawdę imprezuje — parsknęła cichym śmiechem i nabrała powietrza w płuca. Wypuściła je ze świstem. — Cieszę się, że mnie zaprosiłaś. Myślałam, że mój powrót będzie łatwy, ale… Im dłużej byłam w mieszkaniu, tym bardziej żałowałam, że nie zostałam z Alexandrem w Walii. I na poważnie rozważałam opcję powrotu tam.
— Coś się stało? — spytała zabierając się za rozkładanie leżaka, który faktycznie wyglądał na skomplikowany do rozłożenia. — Musimy nadrobić te trzy miesiące. Wiesz jak za tobą tęskniłam? Może życie jest bez ciebie nudne, Merrick. Musisz w nim być obecna.
— Z tego co słyszałam, to ty i Zachariasz świetnie się bawiliście — wzruszyła ramionami. — Tylko nie mów jej, że u ciebie nocuję! — zaśmiała się, udając głos brata. Wzięła drugi leżak, przy którym pochodziła, coś postukała i w końcu udało jej się go rozłożyć. Usiadła na nim i westchnęła ciężko. — Jensen ma syna.
— Nie myśl sobie niczego. Trafiłam na niego w klubie nocnym i się przyplątał — wyjaśniła. To akurat była prawda, ale nie mogła go olać. A potem zabrała go do siebie i pozwoliła zająć kawałek podłogi, bo z jakiegoś durnego powodu nie chciał spać na kanapie. Słuchała jej dalej, ale takiej rewelacji się nie spodziewała. Akurat prawie udało się jej rozłożyć leżak, kiedy nagle puściła go druga ręką i złożył się z powortem. Razem z jej palcem, którego nie zdążyła zabrać. — Kurwa mać! — zaklęła wyciągając szybko palec i automatycznie wkładając go do buzi, a potem spojrzała na brunetkę jakby urwała się z księżyca. — Ty ja dobrze słyszę? Dziecko? D Z I E C K O? Z kim?!
— Podobno to nie pierwszy raz, kiedy u ciebie nocował — wzruszyła ramionami. — Hannah, skarbie. Znam was nie od dziś. Naprawdę sądzisz, że Rudy się nie wygadał, że zamiast w moim mieszkaniu, to koczował u ciebie? — zaśmiała się. — I nie dziecko, tylko syna. Takiego na oko siedmioletniego. I pewnie z jakąś kobietą. Nie słyszałam, aby mężczyźni dzieci rodzili.
— Dobrze, dobrze. Sypiał, ale tylko na podłodze. Twój brat to dziwiak. Ale chociaż robił mi kawę o czwartej rano jak wychodziłam do szpitala — powiedziała dumnie z szerokim uśmiechem. Jednak jej zszedł chwilę temu. — I nie mówił ci przez ten cały czas, że ma dziecko? Znaczy… kurde, nieźle. Wydawaliście się być strasznie blisko ze sobą, a teraz nagle dziecko… on wiedział o Gabrielu, ale nie powiedział ci, że ma dziecko? Wybacz, że to powiem, ale z porządnego faceta stał się kolejną, zwykłą świną, która tylko chodzi i uważa, że ma zawsze rację, a kobiety nie muszą o niczym wiedzieć.
— Kawę? I ona nadawała się do picia? Mi raz, jak zrobił kawę, to potem przez godzinę nie wychodziłam z łazienki, bo taka niedobra była — zaśmiała się, a potem wzdrygnęła na samą myśl o tamtej kawie. A raczej czymś co przygotował jej Zachariasz. — Też tak myślałam, Han. Teraz widzę, że on o mnie wiedział dosłownie wszystko. O dziwnej sytuacji rodzinnej, o moich dziwnych relacjach z braćmi, o Gabrielu. Dobra, może sama z siebie nie powiedziałam mu o Gabrielu, ale sama dobrze wiesz dlaczego. A rzeczy o nim dowiadywałam się bardziej z przypadku. Gdybym się nie pokłóciła z jego dziwną ciotką, to nie wiedziałabym, że jest adoptowany. O dziecku dowiedziałam się też z przypadku. Bo poszłam do Simple, zaraz po powrocie z lotniska, a tam siedzieli, rozmawiali… Kurde, Han. Nawet Maxowi o tym dzieciaku nie powiedział! A przecież przyjaźnili się. Nie wiem co się dokładnie stało, bo chciałam uciec, ale mnie zobaczył. Ale nie pogadaliśmy, bo jego syn domagał się uwagi. A potem pojawił się Zachariasz. I Tyler. A potem znów wpadł Gabriel. A potem znów Zachariasz. I Tyler. I jeszcze Drake. A Jensen nawet nie zadzwonił. Częściej spotykam osoby z Chicago niż Jensena, który swego czasu przesiadywał u mnie codziennie.
— Wow… Nawet nie wiem jak to skomentować. Znaczy… Kurde, to inna zupełnie sytuacja, ale gdyby Ryan mi wywinął taki numer… Wiem, że on ma syna, ale jakby miał jeszcze jedno, które ukrywał w sekrecie… Pewnie zrobiłabym to co robię najlepiej - urządziła babską kłótnię i poważnie się zastanowiła nad związkiem, albo cokolwiek między nami jest, bo sama nie wiem. Jensen po takim czymś na ciebie nie zasługuje. Nie chcę, żebyś więcej cierpiała. Wiem, że w głównej mierze cierpiałaś przeze mnie, w końcu użyczałam ci balkonu… — urwała na moment przygryzając nerwowo wargę. To nie był łatwy temat i chyba nigdy nie będzie. W końcu, jak przyjaciółka mogła zrobić to przyjaciółce? — Dlatego nie pozwolę, żebyś cierpiała tak znowu. I jeśli spróbuję się do ciebie zbliżyć, albo cokolwiek zrobić, to będę w niego rzucać stetoskopem i zacznę gryźć. Ostatnio byłam u dentysty i mam mocne zęby.
— Ja nie wiem. Może on nie wiedział o tym dziecku. Swego czasu spędzaliśmy ze sobą naprawdę sporo czasu i nawet nie miałby kiedy się nim opiekować — westchnęła ciężko. — Ja nawet nie miałam siły na kłótnię. Zresztą, był zajęty. A potem się nie odzywał, więc… I proszę cię. Nie mów nic więcej o Gabrielu, jasne? Nie tu i nie teraz. Właściwie, to nigdy o nim nie wspominaj. A jak to zrobisz, to zrzucę cię z tego balkonu. Rudy może i cię teraz lubi, ale nie zapominaj, jaki tobie wywinął numer — mruknęła pod nosem i wygodniej rozsiadła się na leżaku. — I lepiej nie rzucaj. Zachariasz do tej pory ma bliznę na czole. A co jest między tobą, a Ryanem?
— Zamykam się — zamknęła usta i zamknęła je kluczykiem, który następnie wyrzuciła. Ten temat powinien być faktycznie zamknięty. Raz na zawsze. Westchnęła cicho na pytanie przyjaciółki, którego chyba nie chciała usłyszeć. — Szczerze to nie wiem. Nie jest źle. Dogadujemy się, nie przeszkadza nam też wiek i jest… normalnie, ale oboje mamy prace jakie mamy. I się rzadko widujemy, a to… przez to, że tak mało go widzę nie wiem na czym stoję. Brakuje nam teraz wina i paczki Marlboro, wiesz? I paczki chusteczek. Wtedy miałybyśmy prawdziwą babską rozmowę. I pewnie byłoby też łatwiej jakby wszystko o mnie wiedział. Ale nie umiem się zebrać, żeby mu powiedzieć. Bo co jak uzna, że nie chce po tym ze mną być i to jednak za dużo?
— I lodów. Wsadź sobie te swoje Marlboro tam gdzie słońce nie dochodzi. Paskudztwa. Ale lody. Jeju, lody by się przydały. I wino również — zaśmiała się i kiwnęła lekko głową. — Wiesz, jeśli po tym stwierdziłby, że nie chciałby z tobą być, to on ma coś z głową. I nie martw się. Wtedy ja naślę na niego kogo trzeba. I uważam, że powinnaś mu powiedzieć. Ma się dowiedzieć od kogoś innego? Z jakiegoś głupiego przypadku? Lepiej, abyś powiedziała mu prawdę. Lepsza prawda niż jej zatajenie. Wierz mi, Han.
— Wiem, wiem. I one nie są paskudne! Ty jesteś dziwna. W sumie ci zazdroszczę, ja się nie umiem ich pozbyć z życia, ale nie ważne. Z przypadku się nie może dowiedzieć. Wie o tym tylko kilka osób. I większość z nich mieszka w Nashville. Nie ma takiej opcji, ale… masz rację. A im dłużej nie mówię tym gorzej, nie? Nie tylko dla mnie, ale dla ogółu…
Miała zamiar dopowiedzieć coś jeszcze, ale zanim to westchnęła sobie oglądając palec. Trochę bolał, był czerowny i chciała włożyć go do lodu, ale tamta dwójka jeszcze nie wróciła. Wątpiła, że szybko znajdą drogę z powrotem. nie wiedziała co z nimi jest nie tak. I właśnie teraz zabrała się za odpowiadanie przyjaciółce, kiedy zza drzwi wyskoczył Drake z głośnym wrzaskiem i durną maską wyjętą jak z horroru na twarzy.
Jessie podskoczyła na leżaku, przez co prawie z niego spadła. Spojrzała na Drake`a i zmarszczyła lekko brwi. Początkowo była wściekła, ale teraz jedynie parsknęła śmiechem.
— Nie ma swoich ziomków, to umiera z nudy — stwierdziła, śmiejąc się. — I gdzie dorwałeś taką maskę, co?
— Wyglądałyście uroczo tu na balkonie. Szkoda było nie skorzystać — odpowiedział kąśliwie — ze sklepu ze wszystkim i z niczym. Mijaliśmy go w którymś momencie po drodze. Nie wiem jakim cudem żadna z was nie zauważyła, że to kupuję. Byłyście PRZEDE MNĄ w kolejce.
Hannah uśmiechnęła się słodko i zerwała mu z twarzy tę głupią maskę. Najchętniej rzuciłaby ją z balkonu, ale w tym hotelu wypadało się zachowywać.
— Jak widać, nie jesteś na tyle ważny, aby o tobie pamiętać. Zabieraj ten szajs stąd i go więcej nie wyciągaj. Albo ci zabiorę bilety! O!
— Mówiłam ci, aby ich nie brać. Ale się uparłaś, to teraz masz babo placek! — parsknęła śmiechem i spojrzała na Drake`a. — I gdzie są twoje księżniczki, co? Ta rudowłosa, jak się zapodzieje, to potem trudno ją znaleźć.
— Mogłam się słuchać, ale no… Właśnie, gdzie tamci? Wysłać dzieci po prostą rzecz to się zgubią i przyniosą nie to co trzeba.
— Mówił wam ktoś, że straszne z was wiedźmy?
— Cały czas — odparła bez wzruszenia Hannah — powiedz nam coś, czego nie wiemy.
Zamyśliła się na chwilę, a potem drzwi od ich apartamentu się otworzyły i znalazły się ich dwie zguby. niezwykle roześmiane i wesolutkie, jakby po drodze nawdychali się gazu rozwesalającego.
— Przynieśliśmy darmy! Wysokoprocentowe!
Jessie spojrzała na nich i zmarszczyła lekko brwi. Nie wyglądali na tak trzeźwych, jak kilka minut temu, kiedy stąd wychodzili. Machnęła na nich ręką.
— To dobrze. Czekaliśmy tylko na was — powiedziała, podkulając nogi, aby Zachariasz mógł usiąść na leżaku. — Co mi kupiłeś?
— Tobie? A tak, mam dla ciebie coś — powiedział, po czym podał jej paczkę z kwaśnymi żelkami. — Twoje skrzywienie będzie teraz wywołane jedzeniem, a nie niewiadomo czym.
— Jestem pewien, że kupił te żelki po to, aby mogła mieć wymówkę i się krzywdzić o byle co — stwierdził Tyler rozsiadając się wygodnie na fotelu. Zajrzeli w drodze na dół do baru, a to, że nie byli tam sami i dosiadły się do nich bardzo ładne turystki nie było ich winą. Gorzej tylko, że później pojawili się partnerzy tych turystek i to oni się musieli ewakuować, aby uniknąć wybuchu agresji w barze. — Można zamówić jakiś obiad? Padam po tej podróży.
— Zgadzam się — przytaknęła Hannah — zobaczmy co mają w menu i ja zamówię. Wybierajcie, tylko na sto procent macie być pewni. Żebym nie musiała później zmieniać w zamówieniu — zagroziła i pokręciła im palcem jak mama do dzieci, a sama zaraz potem zainteresowała się lodem, aby w końcu schłodzić palec, który co prawda nie bolał już tak bardzo, ale chociaż przyniosło jej to dodatkową ulgę.
Zachariasz zawsze kładł się w dziwnych miejscach i czasami w naprawdę dziwnych pozycjach. Zresztą, z Jessie było nie lepiej. Jednak teraz, kiedy wcisnął tyłek między podłokietnik, a siostrę, przebił wszystko inne. Jessie prawie spadła z leżaka, a rudzielec wyszczerzył się szeroko.
— No na pewno! — stwierdziła, wbijając bratu palec między żebra, aby się przesunął. Chociaż trochę.
— Ja… Ja chcę stripsy i frytki. Więcej mi do szczęścia nie potrzeba — oznajmił.
— Ja chcę to samo, co on. Tylko jeszcze sos czosnkowy się przyda. Nie mam zamiaru się dziś z nikim całować, więc mogę jeść. I ketchup. Dużo ketchupu! I lody! Tak. Na deser lody.
Wzięli sobie zabawę przed festiwalem nieco za bardzo do serca. Na pewno lepiej by im wyszło gdyby po prostu wyszli z hotelu i poszukali jakiegoś klubu, ale w klubie nie mogliby grać w 7 minut w niebie na którą tak bardzo naciskał Zachariasz. Nikt nie wiedział dlaczego akurat ta gra tak przypadła mu do gustu. Przecież spędzanie czasu w szafie z siostrą, byłą dziewczyną albo kumpel, nie mogło być czymś fajnym. Chyba że zależało mu na czymś zupełnie inny. Chyba wszyscy ich znajomi czasami tracili pewność, czy Tyler i Zachariasz to na pewno tylko przyjaciele.
Nim jednak do tego doszło, to Jessie udało się wykłócić o grę w butelkę.
— Dobra! Ale ja kręcę pierwszy! — powiedział Zachariasz i usiadł na środku pokoju. Reszta usiadła koło niego, tworząc coś na wzór nieco krzywego koła. Rudzielec poczekał, aż wszyscy będą gotowi i dopiero wtedy zakręcił pustą butelką. Wypadło na Drake`a.
— Pytanie czy wyzwanie?
— Pytasz się jakbyś mnie nie znał — mruknął Drake, przewracając oczami — wyzwanie.
— Dzieci teraz będą się przepychać w kto wymyśli głupsze wyzwanie — mruknęła Hannah sięgając po butelkę z której napiła się prosto z gwinta. Nie będzie przecież zawracać sobie głowy takimi drobnostkami jak wlanie alkoholu do kubeczka, prawda? Zresztą, chyba wszystkie kubeczki zostały pogniecione. A mówiła, żeby kupić całą paczkę, to nie! Teraz zostali z niczym.
— Pytania to tylko formalność — stwierdził, wzruszając ramionami. — No dobra, Drake. Wyjdź na korytarz i cmoknij pierwszą osobę, którą zobaczysz.
— Jakbyś nie mógł wymyślić czegoś lepszego — westchnął, podnosząc się z podłogi. Nogi troszeczkę już mu się plątały, ale spokojnie dał radę wyjść z pokoju. Chwilę po nim z pokoju wybiegł Tyler, który majstrował coś przy swoim telefonie. Z korytarza dobiegły ich jakieś krzyki, a za chwilę wrócił Drake i Tyler, który od nowa odtwarzał wideo na którym brunet dostaje po twarzy od jakiejś kobiety.
Jessie parsknęła głośnym śmiechem, kiedy zobaczyłaa nagranie. Upiła trochę z butelki i popiła sokiem. Następnie wpakowała sobie żelkę do ust, patrząc jak Drake kręci butelką.
— Pytanie! — zawołała prędko, nim wcisnęli ją w jakieś głupie wyzwanie.
— Dobra, to będzie proste, ale tylko na rozgrzewkę. Jaka jest najbardziej pokręcona rzecz, którą zrobiłaś w łóżku.
— Spałam w kumplem brata w jednym łóżku i nie wiedziałam, że ten kumpel jest w łóżku, bo wlazł mi, kiedy spałam — wyszczerzyła się i zakręciła butelką. Wypadło na Tylera, więc uniosła brew w górę.
— Pytanie.
— Słaba jesteś, Merrick. Liczyłem na jakieś pikantne opowiadania, a tu takie coś — westchnął i przewrócił oczami sięgając po swój kieliszek.
— Nie będę ci mówić o swoich erotycznych przygodach w obecności brata. Chcesz, żeby osiwiał? — zaśmiała się, patrząc na Zachariasza. — Jaki był twój najgłupszy tekst, na który wyrwałeś dziewczynę?
Przed udzieleniem odpowiedzi musiał się poważnie zastanowić. Nie chciał wybierać czegoś naprawdę marnego. Myślał przez dłuższą chwilę, aż w końcu krzyknął “o!” i spojrzał na dziewczynę.
— Nie pamiętam, kiedy to było, ale stałem przy barze i podeszła jakaś dziewczyna, żeby kupić drinka. Grzecznie podszedłem i powiedziałem jej, że w tych błękitnych oczach można utonąć. Łyknęła to i jakoś samo poszło.
— Z pewnością nie tylko twoje teksty połykała tamtej nocy — powiedziała Hannah nachylając się, aby dźgnąć mężczyznę prosto w klatkę piersiową — zdajesz sobie sprawę, że to twoja buzia, a nie ten tekst ją przyciągnęły? Albo darmowe drinki.
— Han, skarbie. Nie psuj mu wspomnień! — Jessie parsknęła śmiechem. — A ty kręć, a nie czekasz.
— No już, już — mruknął przewracając oczami. Dość porządnie zakręcił butelką, która kręciła się całkiem długo. W końcu jednak zaczęła zwalniać i ostatecznie wskazała na Hannah. — Pytanie czy wyzwanie?
—Wyzwanie, za dużo było pogaduszek. Przejdźmy w końcu do jakiejś akcji.
— Okej. Twoja wola. Chcę, żebyś wybrała najbardziej atrakcyjną osobę w tym pokoju i ją pocałowała. Przez minutę. Ale porządnie pocałowała.
— Jeśli liczysz na siebie to się przeliczyłeś — wymruczała spoglądając mu prosto w oczy.
— Zachariasz! Zamknij oczy. Dorośli się teraz bawią! — Jessie parsknęła śmiechem i spojrzała na przyjaciółkę, czekając, aż ta kogoś wybierze.
Uważnie obserwowała każdego po kolei. na chwilę dłużej zatrzymała wzrok na Rudym, zupełnie jakby to jego planowała wybrać, ale jej wybór zaskoczył wszystkich - i chyba ją samą także. Zamiast poderwać się do jakiegoś chłopaka, ta jedynie przekręciła się w bok w stronę przyjaciółki. Ujęła twarz brunetki w dłonie i przybliżyła swoją twarz do jej. Nie dała jednak dojść jej do żadnego słowa, bo kiedy próbowała to zamknęła jej usta pocałunkiem. I tak jak Tyler mówił - to nie był byle jaki pocałunek. Porządny, długi i namiętny. Ale to była w końcu tylko zabawa, nic na poważnie.
Miała nadzieję, że wybór przyjaciółki nie padnie na Zachariasza. Niby wiedziała, że kiedyś byli parą, ale to było dawno. I nie warto było wracać. Prędzej sądziła, że Hannah wybierze Drake`a. Mężczyzna był przystojny, wysportowany i tylko czasami gadał od rzeczy. Ale w ich towarzystwie trudno było nie gadać od rzeczy. Nawet z najbardziej normalnego potrafili zrobić największego wariata. Tylera nawet nie brała pod uwagę, bo… Po prostu nie. Jednak, kiedy brunetka odwróciła się w jej stronę, spojrzała na nią zaskoczona. Początkowo sądziła, że tylko sobie żartuje. Kiedy poczuła dotyk jej ust na swoich, szybko się przekonała, że to jednak nie był żart. Przez chwilę siedziała niczym sparaliżowana i nie była w stanie wykonać żadnego, sensownego ruchu. Dopiero po chwili ogarnęła się na tyle, aby zareagować. Jedną dłonią przytrzymała twarz przyjaciółki, kiedy oddawała pocałunek.
— Jessie… — Usłyszała głos Zachariasza, ale niekoniecznie wiedziała, co mówił dalej, bo była zbyt zajęta inną czynnością.
Nic nie powiedziała, kiedy w końcu się od siebie oderwały. Jedynie wpatrywała się w przyjaciółkę, czekając na dalszy rozwój wydarzeń.
To zdecydowanie było najdziwniejsze doświadczenie, które przeżyła. Miała do wyboru przyjaciółkę, albo bandę wariatów, którzy chodziliby potem podekscytowani cały dzień. Wybór był, aż za prosty. Poza tym wiedziała, że przy Jessie nic dodatkowo się nie skomplikuje i w przeciwieństwie do nich - zapomną o tym następnego dnia.
Brunetka chciała jednak się trochę jeszcze z chłopakami podroczyć, więc uśmiechnęła się uroczo i koniuszkiem języka oblizała usta.
— Mmm, truskawka — wymruczała przenosząc wzrok na przyjaciółkę i dodała — musisz mi pożyczyć ten błyszczyk. Smakuje genialnie i jak dobrze się trzyma! Albo raczej powiedz, gdzie kupiłaś. Przyda mi się jak wrócimy do domu — puściła jej oczko i jak gdyby nigdy nic zabrała się za kręcenie butelką.
— Zachariasz mi kupił na Islandii — powiedziała, uśmiechając się niewinnie do brata, który wyglądał jakby dostał piłką w brzuch.
Gra w butelkę trwała jeszcze przez jakiś czas. Jednak w końcu Zachariasz, który od pocałunku Jessie i Hannah dziwnie zamilkł, wyskoczył, że przecież obiecali zagrać jeszcze w inną grę. Podpici i weseli ochoczo zgodzili się na zmianę gry, bo butelka zaczynała im się nudzić, a pomysły na pytania i wyzwania nie chciały same się pojawiać. 7 minut w niebie wydawało się w tej chwili o wiele ciekawszą grą.
Jako, że ostatnio stanęło na Drake`u, to teraz on miał zakręcić. I na swoje szczęście wypadło na Hannah. Chyba tylko cudem zmieścili się w tej szafie. Dzieliła ich zwisająca koszulka - najprawdopodobniej Jessie - i wcale nie doszło do Bóg wie czego! jedynie sobie rozmawiali. Drake bardzo lubił wchodzić w szczegóły, a szczegóły pocałunku Hannah i Jessie interesowały go w tej chwili najbardziej. Potrafił podejść człowieka, a ten wszystko mu śpiewał.
— Jak myślicie, co tam robią? — rzucił Tyler sięgając po paczkę z chipsami — strasznie się wiercą. Chyba masz tam swoje rzeczy, co nie Jess?
— Niestety tak. Mam nadzieję, że mi nie pogniotą ubrań. Co prawda widzieli moją bieliznę. Ale wiecie, jak trudno jest wyprasować koszulę w kotki? Myślicie, że się obrażą, jak przetrzymamy ich dłużej niż siedem minut?
Tyler miał zamiar coś odpowiedzieć. Tylko nie zdążył, bo przerwała mu Hannah, która gwałtownie otworzyła drzwi od szafy wrzeszcząć coś po swojemu.
— Jesteś obrzydliwy! Po prostu ohydny! — wrzasnęła rzucając walającą się poduszką w Drake`a — świnia!
— Nic nie zrobiłem! To naturalne!
— Świnia! — powtórzyła tylko głośniej i z widocznym fochem usiadła na kanapie, zakrywając nos. — A ty sobie ubrania odśwież. Masz pojebanych znajomych.
— Przecież to ty ich zaprosiłaś. — Jessie wzruszyła ramionami i spojrzała na Hannah. — Co ci zrobił? I wiesz, że teraz musisz zakręcić butelką i iść z kimś jeszcze raz? Schowaj focha do kieszeni i nie psuj zabawy. Hannah!
— Nie wejdę tam dopóki ta szafa nie zostanie wywietrzona. I się nie focham, to on odwala. Nie mogłeś zaczekać tych dwóch minut i wyjść do łazienki jak każdy cywilizowany człowiek? Chryste, a pomyśleć, że jesteś dorosły — wymamrotała i podniosła się, aby dołączyć do pozostałych w kółeczku.
— Mamy jeszcze jedną szafę i… Jezu, już wiem o co jej chodziło — jęknął Tyler, tylko zamiast się zezłościć zaczął się śmiać i przybił piątkę z Drakiem.
Jessie również parsknęła śmiechem. Jednak, kiedy uświadomiła sobie o co naprawdę chodziło Hannah, poderwała się z miejsca i pobiegła w kierunku szafy. Otworzyła ją na oścież i wyciągnęła z niej ulubioną koszulę w kotki.
— Moje kochanie jest całe i zdrowie — stwierdziła, uważnie patrząc na koszulę. — A ty, Drake, powinieneś się wstydzić — skarciła go, odwieszając koszulę na zewnątrz szafy. — Ale, jak Tyler zauważył. Mamy jeszcze jedną szafę, więc tam pójdziemy, jak coś. I kręć, mój skarbie.
Zabrała się za kręcenie butelką, w duchu modląc o to, aby trafił się jej ktokolwiek inny poza Drakiem. W tej chwili była na niego po prostu zła - nie za sam fakt, że to zrobił, ale dlatego, że to zrobił w szafie. W małym pomieszczeniu. Na jej szczęście dostała się jej Jessie. Na co męska część ich załogi zagwizdała, może nie licząc Rudego, bo on wyglądał dość blado, kiedy chociażby dziewczyny się do siebie zbliżały. Wlazły razem do szafy, którą któryś oficjalnie nazwał Strefą Wolną Od Gazów i siedziały tam przez siedem minut gadając o wszystkim i o niczym. W zasadzie większość czasu przemilczały, co było dość dziwne, ale powodem tego zapewne było zmęczenie, które powoli wszystkich brało. A przed nimi jeszcze były trzy naprawdę intensywne dni. I gdyby tylko którekolwiek z nich wiedziało jak ten wyjazd się skończy - to pewnie nikt by się nie pchał, aby tu jechać.
— No proszę, proszę. W końcu wyszłyście — rzucił Drake, mierząc obie wzrokiem — czyżbyście smakowały ponownie swoich szminek?
— Żeby tylko szminek, Drake. Ale nie martw się, dokończymy sobie później. Jak będziecie już grzecznie spać i nie będziecie sapać nam pod drzwiami — rzuciła Clearidge, siadając na swoim poprzednim miejscu — żałuj, błyszczyk Jessie jest naprawdę smaczny. A ty - za chwilę mam urodziny. Zwijaj tyłek do Islandii i przywieźć mi taki sam — skierowała się w stronę Zachariasza i spojrzała prosto w oczy, co miało świadczyć o tym, że nie żartuje, ale żartowała. Nie potrzebowała błyszczyka, aż z Islandii. Choć byłoby fajnie. Był naprawdę trwały!
— Zobaczę co da się zrobić — powiedział Zachariasz, uśmiechając się niepewnie. Nikt nie musiał wiedzieć, że w najbliższym czasie nie ma zamiaru lecieć na Islandię. Nic stamtąd nie potrzebował, bo właściwie już przetransportował swoje życie do USA.
Jessie, bez zbędnego gadania, wzięła butelkę i nią zakręciła. Już się bała, że trafi jej się Zachariasz, a na jego towarzystwo akurat teraz nie miała ochoty. Zadawałby jej zbyt wiele pytań, na które nie chciała odpowiadać.
Jednak skrzywiła się, kiedy czubek butelki wskazał Tylera. Westchnęła ciężko, mając nadzieję, że tym razem ich… bliskie spotkanie zakończy się jakoś pozytywnie.
Bez słowa wstała i weszła do szafy, czekając aż Tyler, w towarzystwie odgłosów aprobaty, do niej dołączy.
Tyler trochę niepewnie poszedł za dziewczyną. Nadal miał w głowie, to jak wylała na niego piwo i szczerze mówiąc nie chciał tego powtórzyć. Grzecznie jednak wpakował się do szafy, która okazała się być jeszcze mniejsza. Po zamknięciu drzwi czuł jakby brakowało mu powietrza, a w środku było bardzo, bardzo duszno.
— Dobra… A co przez siedem minut mamy tak w zasadzie robić? Możemy siąść jakoś inaczej? Strasznie niewygodnie i… chyba rączka od walizki twojego brata wbija mi się w tyłek.
— Wiesz, że tę rączkę można schować, nie? Wystarczy mocno pchnąć w dół. Poczekaj — mruknęła, robiąc niewielki krok w jego stronę. — I ruszaj się. Nie chcę, abyś mnie posądził o obmacywanie — zaśmiała się, wyciągając ręce w jego stronę. Przez chwilę wyglądała, jakby chciała go przytulić. Jednak zamiast tego, sięgnęła dłońmi w okolice jego tyłka. Chwilę poszukała, aż natrafiła na rączkę od walizki, którą z całej siły nacisnęła. Coś strzeliło, coś przeskoczyło, a Jessie wylądowała z policzkiem przy klatce piersiowej Tylera.
— No! Ale przynajmniej ci się w tyłek nie wbija.
— Wydaje mi się, że Zachariasz nie chciał jej chować, bo coś blokowało tę cholerną rączkę i nie chciał niczego złamać — stwierdził z uśmiechem, ale teraz było już po ptokach i tak, a Rudy może nawet się nie zorientuje, że cokolwiek poszło nie tak i złamali właśnie mu walizkę. Usiadł sobie już wygodniej, bo nic mu się nigdzie nie wbijało i spojrzał na dziewczynę. — Dzięki. Czemu nie powstrzymałaś Hannah przed zaproszeniem mnie?
W końcu się nie lubili, a wspólny wyjazd mógł się skończyć źle. Naprawdę źle. Może do tej pory się dobrze bawili, ale chwilowo byli pod wpływem alkoholu i nie zapowiadało się na to, aby mieli zacząć się o coś bulwersować czy rzucać.
— Teraz to mi jest niewygodnie — powiedziała, śmiejąc się i chwilę się wiercąc, aby było jej wygodniej i nic nie przeszkadzało. — Przecież mówiłam, że was nie chcę. Ale Zachariasz uznał, że Hannah zaprosiła jego. A przecież on nie pojechałby bez ciebie. A bądźmy szczerzy, widziałeś kiedyś smutnego Rudego? To jest dopiero przerażający widok. Swoją drogą, to dlaczego ty powiedziałeś, że nie chcesz jechać?
— Bo chciałem jechać. Poza tym dostałem zaproszenie, co prawda raczej z łaski, ale zawsze - to skorzystałem z okazji i jestem. Miałem co prawda zrezygnować, bo nie chciałem niszczyć wyjazdu tym, że przypadkiem się zeżremy, ale uznałem, że po prostu będę cię ignorował. W ciągu podróży jakoś się udało, a teraz jesteśmy po procentach, więc chyba się oboje tolerujemy.
— Zeżremy? Chyba raczej pożremy — zaśmiała się. — I to nie jest tak, że ja cię nie lubię. Po prostu… Strasznie mnie denerwujesz. Ostatnio trochę mniej, więc chyba nie jest tak źle.
— Bo się przyjaźnię z twoim bratem czy wciąż cię trzyma za tamto spotkanie w barze, jak nagadałem trochę bzdur?
— Cieszę się, że mój brat ma kumpla. Kiedy mieszkał w Chicago nie miał zbyt ciekawych kumpli. W sensie, kiedy doszedł do nas do szkoły, to zrobił karierę. Młody, przystojny sportowiec. Typowy stereotyp. Ale potem? Potem szkoła się skończyła, ja wyjechałam, kumple się też porozjeżdżali, więc znalazł sobie inne towarzystwo na studiach. I nie było to zbyt ciekawe towarzystwo. Jesteś najnormalniejszym z jego kumpli. A tamto w barze… W sumie, to mogłabym to puścić w niepamięć. Ale sam wiesz, dlaczego nie mogę. Ta sprawa wciąż jest… świeża.
— Zachariasz i nieciekawe towarzystwo? Musisz mi o tym opowiedzieć. On sam milczy jak zaklęty, a jego największym dziwactwem jest ten przeklęty kurczak Mr. Nugget, który biega po moim mieszkaniu. Naprawdę nie wiem, dlaczego kupił żywy obiad. Ty widziałaś w ogóle tego kurczaka? Kiedyś był żółty, ale teraz chyba jest biały. Sam już nie pamiętam. Śpi z twoim bratem, tak w ogóle. Normalni ludzie mają psy, albo koty czy chomiki - a ten ma kurczaka!
Jessie zaczęła się śmiać, kiedy usłyszała o kurczaku brata. I śmiała się do tego stopnia, że musiała się przytrzymać Tylera, aby nie wypaść z tej szafy.
— Niestety widziałam. I to nie u ciebie w mieszkaniu, lecz u siebie. Możesz nie wierzyć, ale Zachariasz stwierdził, że jak będę miała kurczaka, to Castiel będzie za nim biegał. Dzięki czemu ja będę miała zajęcie i nie będę spotykała się z tą zgrają mężczyzn, która siedziała u mnie w mieszkaniu. Cóż, jego genialny pomysł nie podziałał. Castiel miał gdzieś kurczaka. A z mojego mieszkania najpierw poleciał Rudy, a potem ten jego kurczak. I nie miałam pojęcia, że z nim śpi. Naprawdę! Ja się dziwię, że ty go wpuściłeś pod swój dach. Nie zostawia ci rudych kłaków na kanapie? I wierz mi na słowo, teraz Zachariasz jest normalny i bardzo się cieszę, że odzyskałam swojego prawdziwego brata. Choć czasami mam ochotę mu głowę ukręcić.
— Nie wiem czy na pewno z nim, ale w jego pokoju. Inaczej Shadow mogłaby go zeżreć, a serio wolałbym uniknąć rzezi w mieszkaniu — stwierdził ze śmiechem, bo jej śmiech sprawił, że on sam zaczął się śmiać i to było nie do wytrzymania. Tyler już dawno się tak dobrze nie bawił jak tego wieczoru. A to dopiero był początek! — Jakoś wyszło, że wpuściłem. I zostali już tam we dwoje. Zachariasz i Mr. Nugget. A swoje kłaki sam sprząta, tak samo jak po tym kurczaku. Zabawnie jest jak przychodzę do domu np. z kanapką z McDonalda i jest z kurczakiem, albo mam nuggety. Śmiesznie drażliwy się wtedy robi.
Jessie przysunęła się do niego. Ale tylko po to, aby się go przytrzymać, bo już nie wyrabiała ze śmiechu.
— Wyobrażasz sobie, jakby się wkurzył, gdyby Shadow zeżarła Nuggetsa! — parsknęła jeszcze weselszym śmiechem. — I mogę to sobie wyobrazić. Raz przyszłam do was, jedząc stripsy z KFC. Myślałam, że mnie zabije wzrokiem. Naprawdę on ma jakiegoś fioła na punkcie tego kurczaka. Ja rozumiem, że to jego zwierzątko, ale… Kurde! On ma chodzący obiad za przyjaciela!
— Byłby nieźle wkurzony. Raz słyszałem jak jej tłumaczy, że pan Nugget to jest przyjaciel, a nie obiad. A ja najchętniej bym taki obiad zjadł… serio. A moja siostra dostałaby szału. Ostatnio się przerzuciła na weganizm i jej trochę odjebało — powiedział kręcąc głową na boki.
— Może niech się skontaktuje z Zachariaszem? Razem będą sobie hodowali kurczaki. A jak dobrze pójdzie, to u niej, więc nie będzie ci obiad po mieszkaniu biegał — zaśmiała się. — To co? Przytulas na zgodę?
— Podpowiem im. Obawiam się, że prędzej dostanę od Agnes po głowie, ale będzie warto — powiedział z szerokim uśmiechem. — Jednak da się ciebie lubić. Nie jesteś wcale taka zła, na jaką wyglądasz.
Może nie powinien tego mówić, ale niech będą ze sobą szczerzy od początku, nie? W szafie było mało miejsca, ale jakoś udało im się przytulić. Tyler chyba poczuł nagły przypływ miłości, bo w akcie zgody musnął dodatkowo policzek brunetki.
— No widzisz? Ty też nie jesteś taki zły. I całkiem sympatyczny jesteś — stwierdziła, tuląc się do jego ramienia. Nieco zdziwił ją ten nagły pocałunek w policzek, ale niekoniecznie się tym przejęła. Jednak nim zdążyła się odsunąć, to drzwi od szafy gwałtownie się otworzyły.
— Tyler? — mruknął Zachariasz, który zrobił się jeszcze bledszy niż był dotychczas. — Co… Co ty robisz z moją siostrą?!
[Powyższa notka powstała przez przypadek, w wyniku nagłego przypływu geniuszu dwóch autorek. Świetnie bawiłyśmy się podczas pisania tej notki i mamy nadzieję, że wy również się chociaż uśmiechniecie przy czytaniu. A tymczasem przepraszamy, że znowu jest tak długo i że (znowu!) Nie zmieściłyśmy się w jednej części. Kolejna pojawi się za jakiś czas, bo prace nad nią są w toku. Hannah stawia butelkę tequili dla każdego, kto dotrwał do końca (nie tego; tego przyszłego). A Jessie dorzuci jakieś przekąski :)]
Brak komentarzy
Prześlij komentarz