Godzina za godziną niepojęcie chodzi:
Był przodek, byłeś ty sam, potomek się rodzi.
Krótka rozprawa: jutro - coś dziś jest, nie będziesz,
A żeś był, nieboszczyka imienia nabędziesz;
Dźwięk, cień, dym, wiatr, błysk, głos, punkt - żywot ludzki słynie.
Słońce więcej nie wschodzi to, które raz minie,
Kołem niehamowanym lotny czas uchodzi,
Z którego spadł niejeden, co na starość godzi. (…)
Daniel Naborowski
~°~
Nieśmiałe promienie słońca przebijały się przez listowie. Elaine szła zieloną alejką. Obiecała wyjść na przeciw przyjaciółce i w gruncie rzeczy cieszyła się na to spotkanie, ale pierwszy raz od dawna miała okazję skorzystać z cieplejszego dnia. Ze słońca. Łagodnego wietrzyku. Mimowolnie zwalniała kroku. Ziemia pachniała wilgocią i świeżością. W naturze można było wyczuć jakąś niecierpliwość. Oczekiwanie. A panna Eagle miała ochotę się zatrzymać i obserwować. Podziwiać.
Z zamyślenia wyrwały ją uporczywe wibracje telefonu w kieszeni.
— Słucham? Tak, to ja. Wydaje mi się, że… — W jednej chwili magia wiosennej chwili prysła, a Elaine wpadła w szarość codzienności w wielkim mieście. Bo kran przecieka. Bo piwo się skończyło. Bo ktoś ma imieniny ciotki.
Dziewczyna przyspieszyła kroku, jakby chciała uciec od problemów i kłopotów. Wiedziała, że słodka chwila rozmarzenia już nie wróci i nie ma sensu oglądać się niepotrzebnie za siebie. Z resztą retrospekcja nigdy nie była tym, co porywałoby wyobraźnię El. Nienawidziła swojej przeszłości. Widziała w niej zbyt wiele zbyt nieprzyjemnych scen. W przyszłość zaś nie wierzyła. Była rozkochana w teraźniejszości. W tu i teraz. Carpe diem.
Pod koniec już niemal biegła. Szczególnie, gdy zobaczyła znajomą sylwetkę w końcu uliczki. Pomachała energicznie ręką i niemal w podskokach dotarła do ukochanej blondyneczki. Zawiesiła się jej na szyi.
— Maille! Dobrze cię widzieć! Już myślałam, że o mnie zapomniałaś! — Bez chwili wahania Elaine pociągnęła przyjaciółkę do pobliskiej cukierni i zamówiła im obu po ogromnej porcji ciasta. Przez cały ten czas El trajkotała zupełnie jak nie ona. O wszystkim. O niczym. Jakby jakiś diabeł wstąpił w zazwyczaj spokojną i stanowczą dziewczynę.
— Mówiłaś, że zastanawiasz się nad zwierzakiem — przypomniała sobie nagle. — Mogłabyś się zająć Koseki? Mała ostatnio zaczęła się do ciebie przekonywać, więc jest szansa, że nie będzie tak bardzo rozrabiać… - spojrzała z błagalną minką na towarzyszkę.
— Mogłabym, ale… — Maille urwała i posłała przyjaciółce podejrzliwe spojrzenie. — Coś się stało? Wyjeżdżasz? — spytała, nie widząc innego powodu, dla którego miałaby się zająć rudo-białą kotką. — Dostałaś jakiś nowy kontrakt w Japonii? — kontynuowała ostrzał pytaniami z lekkim uśmiechem na twarzy, zgadując po nastroju Elaine, że ta prośba musiała być spowodowana jakąś dobrą zmianą, która miała nastąpić w życiu blondynki. El nie miała się, o co martwić, Koseki na pewno będzie u Irlandki dobrze, o ile kotka nie będzie miała nic przeciwko obecności ciekawskiego Leviego.
Elaine spojrzała na przyjaciółkę z rozbawieniem. Oczywiście, że spodziewała się takich pytań, a fakt, że Maille od razu uderzyła w kierunku Japonii, świadczył o tym, jak dobrze się znały.
— Nie tym razem. To coś bardziej jak… szalona podróż autostopowicza. Znajomy szukał towarzystwa na małą przygodę. Miał jechać z kolegą, ale tamtemu coś wypadło. Ruszam na podbój Europy! — Elaine wyglądała na dumną i radosną. Wszyscy doskonale wiedzieli, że Eagle nie jest spokojną duszą, a i tak długo siedziała na tyłku w jednym miejscu.
— Podbój Europy? — cmoknęła Maille, wysoko unosząc brwi. — Trzeba było powiedzieć, zabrałabym cię do Dublina — rzuciła wesoło i mrugnęła do El porozumiewawczo, dobrze wiedząc, że Europa miała znacznie więcej do zaoferowania niż tylko stolica jej ukochanej Irlandii. — A jak długo cię nie będzie? — zagadnęła, unosząc wzrok znad swojego sporego kawałka ciasta, którego pomału ubywało. Było to dość istotne pytanie, zważywszy na to, że to Maille miała przez ten czas zaopiekować się Koseki.
- Emmm…. Przyznam, że nie jestem pewna — wyznała Elaine i spojrzała przepraszająco na przyjaciółkę. - Wiem, skąd ruszamy, ale dokąd nas nogi poniosą? Niestety nie mam pojęcia. Ale obiecuję się regularnie meldować! — położyła rękę na sercu w geście świętej przysięgi. — Ja wiem, że to wszystko brzmi jak zwykłe szaleństwo, ale… życie mamy tylko jedno, prawda? A co mnie tak naprawdę tutaj trzyma? Za barem można stać w każdym mieście na świecie. A przeżyć coś niesamowitego? Może to jedyna taka okazja. Grzechem byłoby nie spróbować. Jeśli okaże się, że jestem cieniasem, to wsiądę w najbliższy samolot i wrócę do domu.
Odrzucając głowę, Maille roześmiała się serdecznie na jej słowa. El miała rację, w razie czego nikt nie bronił jej powrotu do Nowego Jorku.
— W takim razie jesteśmy umówione — rzuciła Irlandka i wzniosła niby to toast filiżanką z kawą, by przypieczętować ich mały układ. — Tylko nie zapomnij wysyłać mi pocztówek z każdego ciekawszego miejsca, w którym będziesz! — zastrzegła i z rozbawieniem pogroziła jasnowłosej kobiecie palcem. Elaine pokiwała energicznie głową w odpowiedzi. Czy mogła zawieść przyjaciółkę?
— Także… Kiedy wyruszacie? — spytała, nie przypominając sobie, by Eagle już jej o tym powiedziała, chociaż z drugiej strony blondynka mówiła tak dużo, że Maille mogła gdzieś umknąć ta informacja.
— Już w przyszłym tygodniu. Muszę jeszcze pozabezpieczać kilka spraw i przypilnować, aby wszystkie dokumenty trafiły do dobrych rąk. A potem zakupy i…. Fiuuuu — zrobiła minę dziecka udającego samolocik. — W siną dal — mrugnęła na koniec do Maille. — Tylko muszę kupić plecak. Duży. Taki, w który mogłabym spakować nawet ciebie — zakończyła zrozpaczona.
— Mam nadzieję, że ten twój kolega okaże się dżentelmenem i będzie nosił ten plecak za ciebie. — Zrobiwszy znaczącą minę, puściła blondynce oczko i uśmiechnęła się pod nosem. — A może trzeba ci z czymś pomóc? Jakieś ostatnie zakupy? Coś gdzieś załatwić? I co ty na to, żebyś nie przywoziła Koseki na ostatnią chwilę tylko wcześniej? Zobaczymy, jak będzie się u mnie czuła, i może odwiedzisz ją jeszcze parę razy przed wyjazdem — zaproponowała, starając się zawczasu pomyśleć o wszystkim. Zawsze starała się być dobrze zorganizowana i rozważała wszelkie możliwe opcje, tak jak teraz, kiedy zaczęła się martwić, co będzie, kiedy kotce jednak się u niej nie spodoba.
— Jesteś kochana — odpowiedziała Elaine i pocałowała ją w policzek. — Ale od ciebie chcę jednego. Idziesz ze mną na imprezę. Koniec. Kropka.
Eagle uśmiechała się szeroko. Oczywiście zgodziła się na plan przeprowadzania Koseki i na zakupy. Przede wszystkim jednak chciała należycie pożegnać się z przyjaciółką. Z przytupem. Odlotem czy jak tam się teraz mówi. W końcu kto wie, dokąd prowadzą ich ścieżki?
~°~
Góra ubrań rosła z każdą chwilą, a El nadal wywalała rzeczy z kolejnych szafek. Co jak co, ale Eagle nie mogła narzekać na brak ciuchów, a już w szczególności sukienek. Lubiła w nich chodzić i dlatego miała ich pełno. Co jednak nie oznaczało, że wiedziała, w czym powinna wyjść z domu.
— Serio, Maille… nie wiem, w co się ubrać — jęknęła bezradnie. — Chcę się dobrze bawić, a nie być obiektem macanek… — spojrzała błagalnie na przyjaciółkę. — Może jednak zostańmy w domu, co?
— A ta sukienka, którą razem kupowałyśmy? Pamiętasz?! — zawołała i pstryknęła palcami w nagłym olśnieniu, przypominając sobie o zakupach, na które wyruszyły razem zaledwie kilka miesięcy temu. — Ta w japońskim stylu? Jest śliczna i nadaje się nie tylko na wystawne bankiety — dodała z uśmiechem i zaczęła przekopywać się przez stertę ubrań leżących na łóżku, bowiem wydawało jej się, że to właśnie tam, a nie w szafie znajdowała się kreacja, o której mówiła. A przy okazji bezczelnie rozglądała się za czymś dla siebie. Elaine miała ze cztery razy więcej ciuchów niż sama Maille i blondynka była przekonana, że prędzej czy później znajdzie coś, co będzie na nią pasowało. W końcu nie opłacało im się wracać jeszcze do jej mieszkania, tak by Creswell mogła się przebrać, skoro mogły wyruszyć na miasto od razu stąd, prawda?
— No dobra… Może być. Głównie dlatego, że po prostu bardzo ją lubię — przyznała. Potem włączyła się w poszukiwania odpowiedniego ciuchu dla Maille. Nie było to łatwe, ponieważ przyjaciółka miała ładną figurę, a El raczej przypominała wieszak. Jednak jedna z sukienek szczególnie przykuła uwagę panny Eagle. Lekka, zwiewna, w chabrowym odcieniu.
— Przymierz, proszę… dla mojej przyjemności — spojrzała na przyjaciółkę wzrokiem zbitego psiaka. — Do tego szpileczki… i będę robić za twojego bodyguarda.
— Takiej propozycji nie mogę odrzucić. — Uśmiechając się zadziornie, przejęła z rąk Elaine sukienkę oraz buty, a następnie na kilka chwil zniknęła w łazience. W sypialni zjawiła się przytrzymując rękoma górę sukienki i bez słowa odwróciła się do przyjaciółki plecami, tym samym prosząc o zapięcie suwaka na plecach. Dopiero po tym podeszła bliżej lustra i uważnie przyjrzała się swojemu odbiciu.
— Nie mam żadnego ubrania w tym kolorze — przyznała Maille, wyjaśniając, dlaczego początkowo miała nietęgą minę. Musiała przyzwyczaić się do samej siebie w takim wydaniu i im dłużej się sobie przyglądała, tym jej uśmiech stawał się szerszy, aż w końcu spojrzała na El i potakująco skinęła głową.
— Jestem na tak.
— Świetnie! - uradowała się Elaine, a w jej oczach zajaśniały szalone iskierki.
~°~
Druga nad ranem. Klub. Tłum, o którym stanowczo nie da się powiedzieć, że jest trzeźwy czy racjonalny. Ludzie tańczący, pijący, krzyczący. Szaleństwo. Co wieczorny karnawał Nowego Jorku. To miasto nie potrzebuje specjalnego czasu metamorfozy. Tutaj maski nosi się na co dzień. Tu za uprzejmym uśmiechem ukrywa się każdy, kto szuka świętego spokoju. Kto pragnie akceptacji. Niekiedy w tym wielobarwnym tłumie można spotkać prawdziwego człowieka, a wtedy warto trzymać się go i pilnować. Tak Elaine trzymała się Maille. A już w szczególności po kolejnym drinku, po którym czuła się już nieco bardziej wstawiona, niż by rozsądek nakazywał.
— Kocham cię, wiesz? — uśmiechnęła się do przyjaciółki szeroko. — Jesteś najwspanialszym stworkiem w tym lesie — dodała radośnie i powiesiła jej się na szyi.
— W lesie…? — podchwyciła Maille i unosząc prawą brew, podczas gdy lewa pozostała lekko zmarszczona, spojrzała na uczepioną jej szyi blondynkę z pewną dozą sceptycyzmu. Dla pewności rozejrzała się wokół, lecz nic nie wskazywało na to, że kobiety niespodziewanie zmieniły otoczenie.
— Ja też cię kocham! — odparła mimo wszystko, radośnie tarmosząc włosy Eagle, i trzeba zaznaczyć, że nie uczyniła jej fryzurze żadnej szkody, bo jasne kosmyki i tak już znajdowały się w nieładzie po energicznym tańcu.
Twarz Elaine rozpromieniła się jeszcze bardziej, o ile to w ogóle możliwe. Dziewczyna pocałowała przyjaciółkę w policzek.
— W takim razie stawiasz kolejkę! — krzyknęła radośnie. Ruszyła dziarskim krokiem do baru. W połowie drogi ktoś chwycił ją za ramię, aby zatrzymać. El, choć nieco już podpita, zareagowała instynktownie i wykręciła mu ramię. Kiedy usłyszała krzyk, odskoczyła, puszczając go.
— Przepraszam… nie chciałam… — wymamrotała, gdy zobaczyła chudego, ale wysokiego chłopaka, który trzymał się za bark i krzywił. Elaine zerknęła na Maille w poszukiwaniu ratunku. Irlandka w odpowiedzi wzruszyła ramionami, obrzucając nieznajomego pozbawionym współczucia spojrzeniem. Miała na koncie kilka nieprzyjemnych przygód w barach, które nie zakończyły się dla niej szczęśliwie, i była bardzo cięta na tego typu zaczepki. Stąd chętnie wygarnęłaby temu chuderlakowi, co myśli o nagabywaniu zupełnie obcych kobiet, i już otwierała usta, by powiedzieć to, co ślina i alkohol przyniosłyby jej na język, kiedy poszkodowany machnął na nie ręką i wycofał się, szybko niknąc w tłumie.
— I po kłopocie! — podsumowała, obdarzając Elaine promiennym uśmiechem. — Będę pamiętała, żeby nie zachodzić cię od tyłu — dodała, wymownie celując w El palcem, po czym pociągnęła ją za sobą i w ten sposób pokonały resztę drogi do lśniącego kontuaru, aby wcisnąć się pomiędzy okupujących go ludzi. Gdy tylko barman zwrócił na Maille uwagę, dziewczyna zamówiła dwa szoty i czknęła krótko, ledwo zdążywszy zakryć usta dłonią.
— Będziesz wyciągać mnie spod stołu! — zawołała ze śmiechem do przyjaciółki, po czym potknęła się i chwyciła koszulki najbliżej stojącego mężczyzny. — A nie mówiłam? — rzuciła, chichocząc głupio, nim przeniosła wzrok na swoją „deskę ratunku”. — Najmocniej przepraszam — oznajmiła z powagą, z oddaniem wygładzając pomięty na piersi materiał koszulki zaskoczonego bruneta.
— Taki jest plan! — odpowiedziała Elaine radośnie i spojrzała na biedną ofiarę Maille. Mężczyzna nie wyglądał na szczególnie niezadowolonego. — O nie… pan może się do niej ustawić w kolejce. Maille jest dziś moja i się z nikim nie podzielę! Musi ktoś mnie do domu odstawić. — Mrugnęła porozumiewawczo do przyjaciółki.
W rzeczywistości okazało się, że to odprowadzanie to jednak nie taka prosta sprawa. Te nierówne chodniki, dziury w asfalcie… i znaki. Znaki drogowe to prawdziwi zabójcy. Wyrastają spod ziemi nie wiadomo kiedy. A wszystko to po to, by spokojny człowiek nie mógł trafić prostą drogą do domu.
Bo droga do domu bywa różna. Nie zawsze łatwa do przebycia. Nie zawsze bez przeszkód. Czasem łatwiej odejść, niż wrócić. Zapomnieć, niż wspominać.
~°~
Rozejrzała się po swoim pokoju i po mieszkaniu. Na stole w kuchni zostawiła kopertę z listem dla Lenny’ego. Nie wiedziała, czy chłopak będzie chciał wrócić do swojego pokoju, ale pozostawiła mu taką możliwość. Pieniądze na opłacenie mieszkania przekazała siostrze. Ruda koteczka znalazła bezpieczne schronienie u Maille, a bar został pod opieką menadżera i Lilki. Wyglądało na to, że wszystko jest załatwione i pewne. Że może wyjechać i świat będzie biegł swoim rytmem bez niej. Ponownie przebiegła wzrokiem po starych kontach.
Czy jeszcze tutaj wróci? Chciała w to wierzyć.
~°~
Cichy szum nocnego miasta. Światła latarni i neonów. Niepokojący powiew wiatru, który porusza puszkami, butelkami, papierkami przy śmietnikach i na chodnikach. Stukot szpilek po betonie. Równy krok, lekki, choć marszowy. Wątła postać przemykająca się po co ciemniejszych uliczkach miasta. Klucząca, ale niezagubiona.
Podchodzi do szarych, stalowych drzwi. Puka w nie nerwowo. Wrota otwierają się z jękiem, a kobieta przesuwa się pomiędzy płynnym ruchem. Z przeciągłym skrzypnięciem drzwi domykają się za nią.
Te same drzwi otworzą się ponownie nad ranem. I ta sama osoba prześliźnie się przez nie i umknie w pośpiechu ku najbliższemu przystankowi, gdzie wskoczy do nadjeżdżającego autobusu bez chwili zastanowienia. Bez czytania, dokąd zmierza zaspany kierowca. Bez oglądana się za siebie.
W przeszłości kryją się potwory.
~°~
Elaine przeciągnęła się w białej pościeli. Obok niej leżały tylko poduszki i koce. Kiedy kładli się wieczorem spać, pokój był wyziębiony i dziewczyna zażądała dodatkowych okryć. W odpowiedzi dostała marudzenie na temat jej kościstej natury i braku tłuszczu, który mógłby chronić ją przed zimnem. Oraz koce i poduszki. Zasnęli wtuleni w siebie, a właściwie w pozycji „jesteś moim grzejnikiem, bez ciebie zamarznę”, w której El próbowała się ukryć przed złym światem w ramionach ciemnowłosego partnera. Jednak on wyszedł przed ósmą do pracy, a dziewczyna na razie nie zamierzała ruszać się ze swojego kokona ciepła. Na samą myśl o dotknięciu palcami zimnej podłogi, drżała na całym ciele. Zastanawiała się, co wcześniej zmusi ją do wyjścia – głód czy uparte brzęczenie telefonu. Wiedziała, że ma wiele do zrobienia. Wiedziała też, że to nie będzie przyjemny dzień, dlatego starała się odwlec wszystko w czasie.
A jednak tchórzostwa nie można było jej zarzucić.
~°~
Ciąg dalszy nastąpi…
[Kochani! Bardzo przepraszam wszystkich, którym nie odpisywałam. Życie mi się trochę dało w kość i zwyczajnie nie wyrobiłam. W związku z tym usunęłam moje postaci z bloga. Nie potrafię jednak odejść stąd na zawsze, więc jako marnotrawne dziecko wracam. Najpierw z El, potem Polly. Przepraszam wszystkich jeszcze raz i mam nadzieję, że się na mnie nie złościcie… I ktoś jeszcze będzie chciał z nami pisać :(
Za notkę gorąco dziękuję naszej najukochańszej Maille!]
[nie przepraszaj, szybko wrzucaj karty, żebyśmy mogły nadrobić :) cudnie, że wracasz <3 ]
OdpowiedzUsuń[Nie znam dobrze Twojej postaci, ale widzę że być może będę miała szansę ja poznać. Bardzo ładne napisane opowiadanie :)]
OdpowiedzUsuńEl pamiętam jeszcze z czasów, kiedy byłam tutaj ze swoją pierwszą postacią, czyli było to jakieś... No, na pewno bardzo dawno temu, bo nawet nie pamiętam, ile lat minęło xD. Naprawdę fajnie było przeczytać, że El jakoś sobie w życiu radzi i świetnie się bawi. Sporym zaskoczeniem była dla mnie scena z imprezy - po takiej uroczej i spokojniej Maille nie spodziewałabym się tego!
OdpowiedzUsuńCo prawda nie do końca zrozumiałam końcówkę - może to wina mojego zmęczenia i brak skupienia, ale liczę na to, że ciąg dalszy (który mam nadzieję, że nastąpi dość szybko) wszystko wyjaśni! :)
Aaaa, mega się cieszę, że wracasz ! Blaise chętnie spędzi kilka dni pod skrzydłami El i już nie mogę się doczekać, aż wrócimy do ich wąteczku z 'Brooklinem' :) Piękna ta jej przyjaźń z Maille, a taka podróż po Europie...to dopiero szaleństwo i wspomnienia na całe życie :) Czekam cierpliwie na ciąg dalszy, bo zakończenie mocno intryguje :)
OdpowiedzUsuńEl pięknie napisane i zdecydowanie to opowiadanie umililo mi podróż do domu po pracy ;) to teraz czekamy, a pan grzejnik będzie się mógł pojawic.
OdpowiedzUsuńMimo że dużą część tej notki pisałyśmy razem, to z przyjemnością przeczytałam wszystko raz jeszcze i hej! Fajnie było na samym końcu natknąć się na fragmenty, o których nie miałam zielonego pojęcia :) Nieskromnie muszę przyznać, że bardzo ładnie nam to wyszło i świetnie się czytało :) Naszła mnie tylko taka refleksja, że chętnie przeczytałabym coś, co wyszłoby tylko i wyłącznie spod Twojej ręki. Bo te fragmenty pisane przez Ciebie są takie magiczne i tajemnicze... Chcę więcej takich fragmentów! I ciesze się, że Elaine w końcu do nas wraca ♥
OdpowiedzUsuńDziękuję Wszystkim za dobre słowa. Człowiekowi aż cieplutko się robi na sercu. A każdemu odpiszę już z osobna pod kartami, aby też pożebrać o wątki :D
OdpowiedzUsuńJeszcze raz dzię-ku-ję! :D