Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

2052. There's no yesterday, there's no tomorrow. There's only today.

Pojęcie czasu to abstrakcja. Zbyt wielka, by ludzki umysł mógł ją ogarnąć. Znamy przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Nie skupiajmy się teraz na czasach zaprzeszłych, dokonanych, niedokonanych, rozpoczętych, zakończonych.
Przeszłość.
Przeszłość wygląda jak zielono-czerwono-żółta huśtawka. Metalowa, z drewnianym siodełkiem. Brzmi jak śmiech przeplatany krzykiem dzieci. Pachnie jak las. Czysty, piękny las, pełen wysokich, starych drzew. Sosen. Przeszłość w dotyku jest chropowata i twarda, jak kora tych wysokich, starych sosen. Czasami się klei i pachnie jak żywica na małych paluszkach. Smakuje jak jajecznica z pomidorami, szynką i cebulą. Zapija się ją syropem truskawkowym rozcieńczanym w wodzie.
Przeszłość wygląda jak pokryta boazerią kuchnia, duży, drewniany stół i dwie ławki obite bordowym materiałem. Jak żółto-niebieski pokój, z meblami w takim samym kolorze i zielonym łóżkiem. W założeniu miał przypominać wiosnę – słońce, niebo i trawę. Brzmi jak lakier spryskujący burzę blond loków mamy i młynek do mielenia kawy. Pachnie jak ukochany piesek, miała na imię Tina i chyba była pięknym mieszańcem maltańczyka i czegoś jazgotliwego. W dotyku przypomina zimny płot, przez który można skakać z kolegami, kiedy mama nie widzi. Smakuje jak woda w jeziorze, wypita przypadkiem podczas prób pływania. Nie udało się. Cóż, spróbujemy za rok.
Przeszłość wygląda jak szkoła w małym miasteczku. Brzmi jak głos nielubianego nauczyciela o ósmej rano i koleżanki po lewej, tej denerwującej, z którą trzeba siedzieć, bo inne miejsca były zajęte. Pachnie niczym drożdżówka z ulubionego sklepu, taka z kruszonką i owocowym nadzieniem, tylko nie wiśniowym. Pod palcami jest niczym asfalt po upadku, ostry i nieprzyjemny. Kaleczy skórę, głęboko wbija bród, którego trudno się pozbyć. Smakuje jak pierwszy papieros, duszący i nieprzyjemny, a jednak kuszący. Mentolowy, cienki i śmierdzący, palony przez rękawiczkę, bo przecież jest styczeń, mróz i śnieg.
Przeszłość wygląda jak kręcone blond włosy, z pozoru twarde, w rzeczywistości przyjemne. Wygląda jak zarost w takim samym odcieniu, jak wysoka, dobrze zbudowana sylwetka. Brzmi jak głos przyprawiający o dreszcze, zwłaszcza, kiedy szepcze. Pachnie szamponem, gumą do żucia i skręcanymi samodzielnie papierosami. Jest miękka w dotyku, łatwa do zadrapania i ugryzienia w chwili całkowitego zapomnienia. Smakuje jak wypity przed chwilą alkohol i sól na skórze.
Przeszłość wygląda jak krew. Czerwona, ciepła i lepka, płynąca po udach w dół. Brzmi jak wrzask. Wrzask bólu i płacz. Pachnie jak spocone ze strachu ciało i szpital. Jak jednorazowe rękawiczki i podawane dożylnie leki. Jest zimną stalą chirurgiczną wyjmującą z ciała to, o czego istnieniu nie ma się pojęcia. Aż do teraz. Smakuje jak łzy zlizane z warg, kiedy w tle słychać, że to nie jego sprawa, bo się zabezpieczał. Że to nie jego, że to kłamstwo. Że ten układ nie zdał egzaminu i to wymówka, żeby został.
Teraźniejszość.
Teraźniejszość wygląda jak samolot. Samolot podstawiony na lotnisku w Stansted. Brzmi jak wyciszony rękaw prowadzący z hali na pokład. Pachnie zamówionymi dwoma butelkami wina, które podaje stewardessa. W dotyku jest podłokietnikiem, na którym kurczowo zaciskają się palce ze strachu. Smakuje wypitym alkoholem. Wszystkiemu towarzyszy strach. Nie przed tym, co będzie. Przed lotem. Ale wszystko jest do zrobienia. Wszystko, żeby znaleźć się jak najdalej od kręconych blond włosów.
Teraźniejszość wygląda jak uczelnia. Brzmi wykładami i cichymi rozmowami innych studentów. Pachnie spalinami i nowością. Nowością ładnego mieszkania za całkiem fajną cenę, nowością mebli i ubrań. Początkiem. Jest miękka, jak jasny koc na łóżku. Smakuje kawą z mlekiem i alkoholem, oraz mentolowymi papierosami. Cienkimi. Jak ten pierwszy.
Przyszłość.
Przyszłość nie wygląda. Przyszłość nie brzmi. Przyszłość nie pachnie. Przyszłość nie daje się dotknąć. Przyszłość nie ma smaku.

Przyszłości nie ma.


[Czasami mam tak, że o 2 w nocy chce mi się coś napisać. I wymyślić porąbaną przeszłość postaci...]

3 komentarze

  1. Oby chciało Ci się pisać o drugiej w nocy jak najczęściej, no chyba że czeka Cię poranne wstawanie, tedy jakoś przeboleję fakt, że te notki pisane o drugiej w nocy będą pojawiały się rzadziej. A tak poza tym to nie wiem, co mam napisać. Przestałam wiedzieć, kiedy doszłam do fragmentu, że przeszłość wygląda jak krew. Nie przyszłoby mi na myśl, że tak pozytywna osoba jak Olivia kryje właśnie taką przeszłość i chyba przez to jestem lekko zszokowana, ale też smutna.
    Mimo tego, czekam na więcej! Bardzo podoba mi się ta forma tekstu i jestem niezmiernie ciekawa, co jeszcze przyjdzie Ci do głowy, kiedyś tam, o drugiej w nocy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pisz więcej, bo taka forma przedstawienia przeszłości naprawdę działa na wyobraźnię. Przynajmniej moją. ;)
    Mam nadzieję, że jednak Olivia nie będzie miała ogromnego urazu do kręconych włosów. Pocieszenie chociaż takie, że Johny nie jest blondynem :D

    John Daniels

    OdpowiedzUsuń
  3. Podoba mi się. Naprawdę! Taki sposób opisania całkiem mnie kupił. I zupełnie mimowolnie zaczęłam wspominać własną przeszłość. Potem porównałam ją z tą z notki. I wiesz co? Też nie lubię drożdżówki z kruszonką i nadzieniem wiśniowym.
    Mam nadzieję, że jeszcze coś napiszesz. Bez względu na to, jaka jaka będzie godzina :)

    OdpowiedzUsuń