Pojęcie czasu to
abstrakcja. Zbyt wielka, by ludzki umysł mógł ją ogarnąć. Znamy
przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Nie skupiajmy się
teraz na czasach zaprzeszłych, dokonanych, niedokonanych,
rozpoczętych, zakończonych.
Przeszłość.
Przeszłość wygląda
jak zielono-czerwono-żółta huśtawka. Metalowa, z drewnianym
siodełkiem. Brzmi jak śmiech przeplatany krzykiem dzieci. Pachnie
jak las. Czysty, piękny las, pełen wysokich, starych drzew. Sosen.
Przeszłość w dotyku jest chropowata i twarda, jak kora tych
wysokich, starych sosen. Czasami się klei i pachnie jak żywica na
małych paluszkach. Smakuje jak jajecznica z pomidorami, szynką i
cebulą. Zapija się ją syropem truskawkowym rozcieńczanym w
wodzie.
Przeszłość wygląda
jak pokryta boazerią kuchnia, duży, drewniany stół i dwie ławki
obite bordowym materiałem. Jak żółto-niebieski pokój, z meblami
w takim samym kolorze i zielonym łóżkiem. W założeniu miał
przypominać wiosnę – słońce, niebo i trawę. Brzmi jak lakier
spryskujący burzę blond loków mamy i młynek do mielenia kawy.
Pachnie jak ukochany piesek, miała na imię Tina i chyba była
pięknym mieszańcem maltańczyka i czegoś jazgotliwego. W dotyku
przypomina zimny płot, przez który można skakać z kolegami, kiedy
mama nie widzi. Smakuje jak woda w jeziorze, wypita przypadkiem
podczas prób pływania. Nie udało się. Cóż, spróbujemy za rok.
Przeszłość wygląda
jak szkoła w małym miasteczku. Brzmi jak głos nielubianego
nauczyciela o ósmej rano i koleżanki po lewej, tej denerwującej, z
którą trzeba siedzieć, bo inne miejsca były zajęte. Pachnie
niczym drożdżówka z ulubionego sklepu, taka z kruszonką i
owocowym nadzieniem, tylko nie wiśniowym. Pod palcami jest niczym
asfalt po upadku, ostry i nieprzyjemny. Kaleczy skórę, głęboko
wbija bród, którego trudno się pozbyć. Smakuje jak pierwszy
papieros, duszący i nieprzyjemny, a jednak kuszący. Mentolowy,
cienki i śmierdzący, palony przez rękawiczkę, bo przecież jest
styczeń, mróz i śnieg.
Przeszłość wygląda
jak kręcone blond włosy, z pozoru twarde, w rzeczywistości
przyjemne. Wygląda jak zarost w takim samym odcieniu, jak wysoka,
dobrze zbudowana sylwetka. Brzmi jak głos przyprawiający o
dreszcze, zwłaszcza, kiedy szepcze. Pachnie szamponem, gumą do
żucia i skręcanymi samodzielnie papierosami. Jest miękka w dotyku,
łatwa do zadrapania i ugryzienia w chwili całkowitego zapomnienia.
Smakuje jak wypity przed chwilą alkohol i sól na skórze.
Przeszłość wygląda
jak krew. Czerwona, ciepła i lepka, płynąca po udach w dół.
Brzmi jak wrzask. Wrzask bólu i płacz. Pachnie jak spocone ze
strachu ciało i szpital. Jak jednorazowe rękawiczki i podawane
dożylnie leki. Jest zimną stalą chirurgiczną wyjmującą z ciała
to, o czego istnieniu nie ma się pojęcia. Aż do teraz. Smakuje jak
łzy zlizane z warg, kiedy w tle słychać, że to nie jego sprawa,
bo się zabezpieczał. Że to nie jego, że to kłamstwo. Że ten
układ nie zdał egzaminu i to wymówka, żeby został.
Teraźniejszość.
Teraźniejszość
wygląda jak samolot. Samolot podstawiony na lotnisku w Stansted.
Brzmi jak wyciszony rękaw prowadzący z hali na pokład. Pachnie
zamówionymi dwoma butelkami wina, które podaje stewardessa. W
dotyku jest podłokietnikiem, na którym kurczowo zaciskają się
palce ze strachu. Smakuje wypitym alkoholem. Wszystkiemu towarzyszy
strach. Nie przed tym, co będzie. Przed lotem. Ale wszystko jest do
zrobienia. Wszystko, żeby znaleźć się jak najdalej od kręconych
blond włosów.
Teraźniejszość
wygląda jak uczelnia. Brzmi wykładami i cichymi rozmowami innych
studentów. Pachnie spalinami i nowością. Nowością ładnego
mieszkania za całkiem fajną cenę, nowością mebli i ubrań.
Początkiem. Jest miękka, jak jasny koc na łóżku. Smakuje kawą z
mlekiem i alkoholem, oraz mentolowymi papierosami. Cienkimi. Jak ten
pierwszy.
Przyszłość.
Przyszłość nie
wygląda. Przyszłość nie brzmi. Przyszłość nie pachnie.
Przyszłość nie daje się dotknąć. Przyszłość nie ma smaku.
Przyszłości nie ma.
[Czasami mam tak, że o 2 w nocy chce mi się coś napisać. I wymyślić porąbaną przeszłość postaci...]
Oby chciało Ci się pisać o drugiej w nocy jak najczęściej, no chyba że czeka Cię poranne wstawanie, tedy jakoś przeboleję fakt, że te notki pisane o drugiej w nocy będą pojawiały się rzadziej. A tak poza tym to nie wiem, co mam napisać. Przestałam wiedzieć, kiedy doszłam do fragmentu, że przeszłość wygląda jak krew. Nie przyszłoby mi na myśl, że tak pozytywna osoba jak Olivia kryje właśnie taką przeszłość i chyba przez to jestem lekko zszokowana, ale też smutna.
OdpowiedzUsuńMimo tego, czekam na więcej! Bardzo podoba mi się ta forma tekstu i jestem niezmiernie ciekawa, co jeszcze przyjdzie Ci do głowy, kiedyś tam, o drugiej w nocy :)
Pisz więcej, bo taka forma przedstawienia przeszłości naprawdę działa na wyobraźnię. Przynajmniej moją. ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że jednak Olivia nie będzie miała ogromnego urazu do kręconych włosów. Pocieszenie chociaż takie, że Johny nie jest blondynem :D
John Daniels
Podoba mi się. Naprawdę! Taki sposób opisania całkiem mnie kupił. I zupełnie mimowolnie zaczęłam wspominać własną przeszłość. Potem porównałam ją z tą z notki. I wiesz co? Też nie lubię drożdżówki z kruszonką i nadzieniem wiśniowym.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że jeszcze coś napiszesz. Bez względu na to, jaka jaka będzie godzina :)