Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

2051. Jeden pocałunek mężczyzny może złamać całe życie kobiety

— Jessie zwariowała. — Niejednokrotnie słyszała te słowa. Przez te wszystkie lata, zdążyła się już do tego przyzwyczaić i takie stwierdzenia nie robiły na niej większego wrażenia.
— Nie wiem o co wam chodzi. Od dawna mówiłam, że po zakończeniu szkoły średniej wyjeżdżam — wzruszyła ramionami, wrzucając do niewielkiej walizki z motywem Króla Lwa kolejną koszulkę.
— Myśleliśmy, że do tego czasu wywietrzeją ci te głupoty z głowy, Jessie. — Connie spojrzała na swoją córkę, która nie miała najmniejszego zamiaru jej ulegać. — Jessie, proszę. Przemyśl to jeszcze. Chcesz wyjechać, zwiedzić świat. Dobrze, rozumiem cię doskonale. Ale zaledwie trzy dni temu skończyłaś szkołę! Co z dalszą edukacją? Co ze studiami? Co z pracą? Jessie, nie myślisz przyszłościowo!
— Mamo, przestań. To moje życie i moja sprawa. Studia mogę zrobić kiedykolwiek, nie? Zresztą, nie wiem, co chciałabym robić. A teraz mam wakacje, więc może pozwól mi się dobrze bawić? Bo to ostatni dzwonek przed wejściem w dorosłość. — Jessie podeszła do wielkiej szafy, z której wyciągnęła trzy pary ulubionych spodni, które niedbale wrzuciła do walizki.
— Kochanie, ale oczywiście, że możesz się świetnie bawić. Ale błagam cię! Przemyśl to wszystko jeszcze raz. Może wybierz sobie jakieś jedno miasto? Albo cokolwiek? Jedziesz na żywioł, nie masz odpowiedniego przygotowania! Nawet nie wiesz, jakie miasta zwiedzisz!
— Wiem. Zwiedzę stolicę europejskich państw — uśmiechnęła się uroczo, wrzucając do walizki kolejne rzeczy. — A jakieś plany, to po co? Na bieżąco będę planowała. Mam swoje oszczędności. A jak zabraknie mi pieniędzy, to na pewno się do was odezwę.
— Max! Może ty wybijesz jej ten pomysł z głowy? — Connie błagalnym wzrokiem spojrzała na swojego jedynego syna.
— Żartujesz? Próbuję to zrobić, odkąd tylko wpadła na ten pomysł. — Max wzruszył ramionami i oparł się o framugę. — Tak samo jak kwestia jest studiowania. Wiesz, jak trudno było ją przekonać, aby w ogóle szkołę średnią skończyła.
— Zachariaszu? Może ty coś powiesz? — Rudowłosy spojrzał na walizkę.
— Stanik masz na wierzchu — rzucił od niechcenia. — No co? — mruknął, widząc zdziwione spojrzenia pozostałych. — Kazała mi pani coś powiedzieć.
~.~
— I na co mi to było? — mruknęła do samej siebie, kiedy przed godziną ósmą rano, opuszczała pokój w akademiku. Półprzytomna szła w kierunku odpowiedniego wydziału, na którym dziś miała rozpocząć swoją przygodę ze studiowaniem.
Wstąpiła na dziedziniec, zastanawiając się, jak ci wszyscy ludzie mogą być pełni życia, wypoczęci i uśmiechnięci, podczas gdy jej myśli krążyły wokół wygodnego łóżka, które musiała opuścić.
— Witaj, oto początek najlepszego okresu w twoim życiu, skarbie. — Usłyszała, gdzieś nad uchem nieco kulawy angielski akcent.
— Skarbie? Najlepszy okres w moim życiu? — zapytała, również po angielsku, i odwróciła się w kierunku blondyna. — Nie powiedziałabym — dodała. — Ale ty baw się dobrze. Pa! — rzuciła, nawet nie pozwalając mu dojść do słowa. Wbiegła po schodach do budynku.
Odnalezienie szatni i sali, w której miała pierwsze zajęcia, nie stanowiło większego problemu. Nawet bez problemu znalazła wydziałową stołówkę, na której zjadła dość dobre drugie śniadanie, choć osobiście nieco bardziej by je doprawiła.
Schody zaczęły się dopiero później.
— Sto trzydzieści, sto trzydzieści jeden, sto trzydzieści dwa… — mruczała, wymieniając kolejno numerki sal i zmierzając w kierunku sto czterdziestej. — Sto trzydzieści osiem, sto trzydzieści dziewięć i sto czterdzieści… jeden? Co jest? — mruknęła. Spojrzała na wydrukowany plan, a potem na numerację sal. Następnie znów na plan i znów na numerację sal.
— Kolejna ofiara sali sto czterdziestej? — Niemal podskoczyła, kiedy usłyszała to pytanie.
— Ofiara sali? Co to znaczy? — zapytała, zerkając kątem oka na przybyłego blondyna.
— Masz zajęcia w sto czterdziestce, ale jej tutaj nie ma. Jest po drugiej części korytarza. Na piętrze — powiedział, a widząc dość nieznaczną minę dziewczyny, zaśmiał się pod nosem. — Chodź, zaprowadzę cię tam — zaproponował.
— No dobra — zgodziła się i powoli ruszyła ramię w ramię z chłopakiem.

— To tutaj — oznajmił, kiedy znaleźli się pod odpowiednią salą. Kilka osób, które kojarzyła z poprzednich zajęć, już tutaj stało i czekało na przybycie profesora.
— Dzięki. Zapewne gdyby nie ty, to w ogóle bym tutaj nie trafiła.
— Do usług. Jeśli podałabyś mi swój numer telefonu, to mógłbym ci pokazać resztę wydziału. I resztę kampusu.
— Sprytnie, to wykombinowałeś. Ale o numer musisz się bardziej postarać. A teraz muszę już iść — powiedziała, powoli wycofując się w kierunku sali.
— Poczekaj! — zawołał, chwytając jej nadgarstek. Spojrzała na niego, wyraźnie zaskoczona jego zachowaniem. — Gabriel.
— Jessie — uśmiechnęła się.
~.~
— Czy ciebie do reszty popierdoliło, Jessie?! — Głośny krzyk Connie sprawił, że dziewczyna odsunęła telefon od ucha.
— Nie, mamo. Nie popierdoliło mnie — mruknęła, przenosząc wzrok na swoje paznokcie. — Wychodzę za mąż. W przyszły weekend i chciałabym, abyście byli na ślubie. — W słuchawce usłyszała głośne westchnięcie i odliczanie od pięciu do jednego.
— Jessie, córeczko… Proszę cię, przemyśl to jeszcze — jęknęła, na co brunetka wywróciła oczami.
— Poczekajcie z tym ślubem. Zawsze chciałaś mieć ślub w kościele, pamiętasz? Piękna sukienka? Dużo kwiatków? Jessie, przemyśl to!
— I będzie taki ślub. Drugi. Jak się już dorobimy — powiedziała twardo, oczami wyobraźni widząc, jak matka przewraca oczami.
— Connie? Co się stało? — Nieco się zdziwiła, kiedy usłyszała głoś ojca w słuchawce.
— Twoja córeczka ma kolejny, genialny pomysł.
— Jaki? Studia rzuciła, więc o co może chodzić?
— Bierze ślub!
— Z kim?
— Właśnie, Jessie, z kim ten ślub?
— Z Gabrielem.
— No widzisz, Connie? Bierze ślub z mężczyzną. Gorzej, jakby związała się z kobietą. Wtedy nie doczekalibyśmy się wnuków. I dobrze, że najpierw ślub. My zaczęliśmy w odwrotnej kolejności, nie pamiętasz już?
— TATO!
~.~
— Jessie? Wszystko w porządku? — zapytał Zachariasz, który w czarnym garniturze siedział na kanapie w nowym mieszkaniu siostry. Rozejrzał się, ze zdziwieniem odkrywając, że panował tutaj obrzydliwy porządek, który w żaden sposób nie pasował do młodej Merrick.
— Tak! W porządku — powiedziała nieco zbyt smutno i entuzjastycznie. Zachariasz spojrzał na nią uważnie. Wstał z kanapy i podszedł do niej. Ułożył dłoń na jej ramieniu i uśmiechnął się do ich odbicia w lustrze.
—Przecież widzę, że coś jest nie tak. — Pochylił się na nią i pocałował w czubek głowy. — Odwidziało ci się?
— Co? Nie! Kocham Gabriela i chcę tego ślubu. Tylko nie rozumiem dlaczego Max i rodzice nie przyjechali — westchnęła cicho, chwytając dłoń brata.
— Max ma jakieś ważne interesy. Twoi rodzice nie mogli ot tak odjechać z miejsca pracy. A mama nie dostała wolnego. No już, nie martw się. Na drugi ślub przyjdą wszyscy. — Jessie zaśmiała się pod nosem.
— Nie przyjdą, bo ich nie zaproszę — stwierdziła, podnosząc się z krzesła. — Chodź, trzeba się w końcu ubrać. Nie pójdę przecież w szlafroku.

— No, Jessie, trzymam za was kciuki — powiedział Zachariasz, który jako pierwszy wepchał się do kolejki, aby złożyć życzenia nowożeńcom. Mocno uściskał siostrę, gniotąc jej jasnoróżową sukienkę. Następnie ścisnął rękę Gabrielowi, posyłając mu niezbyt przyjemne spojrzenie.
Składanie życzeń zdawało się trwać w nieskończoność. A wszystko za sprawą ogromnej rodziny Gabriela. Zjechała się nie tylko ta najbliższa, ale również ta dalsza. Dzięki temu poznała masę ciotek, cioteczek, wujków, kuzynek, kuzynów, przyszywanych babć i pełno innych osób. Co ciekawe – zdawało jej się, że sam Gabriel niektórych widział po raz pierwszy na oczy.
Co jakiś czas nerwowo zerkała na zegarek. Mieli sporo czasu w zapasie, wyjeżdżali dopiero późno w nocy, lecz przez te życzenia poślubny obiad i deser nieco przesunął się w czasie. Na jej nieszczęście, ponieważ już czuła, jak jej brzuch upomina się o jedzonko.
— Nareszcie koniec… — mruknęła pod nosem, kiedy przyjęli ostatnią osobę z kolejki. Odetchnęła cicho, wzrokiem szukając Zachariasza, z którym mieli się zabrać.
— Jesteś pewna? — Usłyszała za plecami i aż podskoczyła na dźwięk znajomego głosu.
— MAX! — Krzyknęła radośnie i rzuciła się bratu na szyję. — Zachariasz mówił, że cię nie będzie — powiedziała z nieukrywanym wyrzutem, mocniej wtulając się w brata.
— Nie wszystko co mówi Zachariasz jest prawdą — zauważył, ściskając siostrę. — Nie mógłbym przegapić twojego ślubu. Nawet jeśli to czyste szaleństwo.
~.~
Od kilku godzin siedziała na kanapie w mieszkaniu, które dzieliła z Gabrielem. Bucky, urocza suczka należąca do blondyna, siedziała koło niej i o jakiś czas trącała nosem. Jakby wyczuwała zmianę w samopoczuciu swojej opiekunki.
— Nie, Nicol. Jessie pojechała do Chicago i wróci dopiero za tydzień. Jesteśmy całkiem sami. — Jessie nieznacznie drgnęła, kiedy usłyszała te słowa. Bucky, która wyczuła obecność kogoś obcego, zaczęła głośno szczekać.
— O! Masz pieska! — Powiedziała Nicole, a Jessie mimowolnie się skrzywiła.
— I żonę — odezwała się, wstając z kanapy.
— Jessie… — mruknął Gabriel, wyraźnie zaskoczony, że ją tutaj widzi. — Co ty tutaj robisz? I to wcale nie jest tak, jak myślisz.
— Zapomniałeś? Jesteśmy małżeństwem, a to nasze mieszkanie — powiedziała, gładząc Bucky za uchem. Ta wciąż powarkiwała, wpatrując się w Nicole.
— Miałaś być w Chicago…
— A ty miałeś być mi wierny. Jeju… nie wierzę, że moja matka miała rację — westchnęła ciężko. Chwyciła rączkę od jednej z dwóch walizek. — Papiery rozwodowe przyślę ci pocztą — oznajmiła, wystawiając kolejną walizkę.
— I to tyle? Nie zrobisz mi awantury? Pokazu zazdrości? A co z pytaniami? — zapytał, chwytając Jessie za rękę. Ta zgrabnie wyciągnęła dłoń z jego uścisku.
— Nie zniżę się do twojego poziomu, Gabrielu. I nie chcę wiedzieć dlaczego. Miałeś zerwać z nią jakiś czas temu. Nie zrobiłeś tego. Więc życzę wam szczęścia i powodzenia. Może jej dochowasz wierności — Słaby uśmiech zagościł na jej twarzy. Zsunęła z palca serdecznego pierścionek zaręczynowy i obrączkę i odłożyła je na stolik.
— Jessie… — Dziewczyna już nie zareagowała. Jedynie chwyciła obie walizki i wyszła z mieszkania. Zatrzymała się jedynie na chwilę, aby przy drzwiach pożegnać się z Bucky, która ciągnęła ją za nogawkę, jakby nie chciała dopuścić do tego, aby dziewczyna wyszła.
~.~
— Ukrywaj, nie przeżywaj. Niech nie wie nikt — wymruczała do samej siebie i nieco mocniej skuliła się na chłodnych kafelkach, na balkonie przyjaciółki. Ułożyła czoło na kolanach, wciąż nie mogąc uwierzyć, że to już ostateczny koniec. — Idź sobie — mruknęła, kiedy poczuła, jak czarny kocur ociera się o jej nogi i domaga się uwagi. 

— Ukrywaj, nie przeżywaj. Niech nie wie nikt — wymruczała do samej siebie i spojrzała na Zatokę Nowojorską z balkonu. Nieśmiały uśmiech zagościł na jej twarzy, kiedy karteczkę z zapisaną sentencją strawił płomień z zapalniczki. Kątem oka spojrzała na Castiela, który wyglądał na niezwykle zadowolonego.
[Cytat z tytułu pochodzi z książki Portret Doriana Graya autorstwa Oscara Wilde`a. A cytaty z końcówki, to z tej piosenki: >klik<.
Notka powstała pod wpływem chwili i mam nadzieję, że się spodoba :). Właściwie nie wnosi nic nowego do życia Jessie, ale przynajmniej mogłam podzielić się z Wami namiastką jej historii z Gabrielem :) ]

4 komentarze

  1. Szybciutko przebrnęłam przez post. Bardzo przyjemnie napisany i może faktycznie nie wnosi nic nowego, ale po co, skoro pozwala nam poznać Jessie? :) Szkoda dziewczyny, że tak młodo namieszała sobie w życiu przez jakiegoś Gabriela! Jednakże podziwiam ją za to, że tak zareagowała. Ba, dziwię jej się, że nie uniosła się żadnymi emocjami. Ja bym takiego chłopa chyba zabiłam.
    Mam nadzieję, że teraz w życiu Jessie będzie lepiej. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Razem z Jensenem i Hanką zacieramy już łapki, a ty dobrze wiesz na co. ;D Notkę czytało mi się naprawdę miło i szybko, umiliłaś mi czas na przystanku, kiedy się okazało, że muszę czekać dodatkowe pięć minut na autobus. Wszystko przebiegło tak szybko, tu wyjeżdża, tu poznaje go na uczelni i po chwili bierze już ślub, a moment później wpada do mieszkania z jakąś obcą babką. Nic nowego, ale za to daje nam spojrzeć na przeszłość Jessie. Sama uważam, że takie notki są fajne i mam w planach trochę notek z przeszłości, więc fajnie, fajnie. :D
    Czekam na więcej, bo coś wspominałaś, że łapki ciągną do pisania... ;>

    OdpowiedzUsuń
  3. Z jednej strony cieszę się, że w końcu dowiedziałam się, co i jak, a z drugiej... Z drugiej jest mi niesamowicie przykro, że taki los spotkał akurat Jessie. Niech lepiej Gabriel nie pokazuje się w Nowym Jorku, bo nie będzie miał tutaj ciepłego powitania, wręcz przeciwnie!
    Co zabawniejsze, moja kolejna notka również będzie opisywać przeszłość Maille i również pojawi się w niej pewien mężczyzna... Ale więcej nie zdradzę, będziesz po prostu zmuszona przeczytać moje wypociny ;)
    Na dodatek niezmiernie się cieszę, że tak się rozkręciliśmy z tymi postami fabularnymi i będzie ich coraz więcej! Czekam niecierpliwie na wspólną notkę Jessie i Jensena, bo w wersjach roboczych podejrzałam, że już coś się szykuje... Nie każcie nam długo czekać!

    OdpowiedzUsuń
  4. [Uff... Wreszcie miałam czas przeczytać notkę. Bardzo fajna. Oczywiście smutna i tak dalej, ale podoba mi się jej konstrukcja. Dynamiczna, skupiona na dialogach. Przyjemnie się ją czytało. A dla osób takich jak ja, które nie mają wątku z Jesie, fajne wprowadzenie w jej życie. Naprawdę cieszę się, że coś takiego powstało. Aż mam ochotę zaprosić Cię do wątku.
    I obyś tak więcej pisała!]

    Elaine

    OdpowiedzUsuń