24 grudnia 2017
Nieduży dwupiętrowy dom otoczony
był ogrodzeniem ze stalowej siatki, miejscami rudej od rdzy. Tuż przy siatce
rósł żywopłot z tui, nie pozwalając wścibskim przechodniom zaglądać na teren
działki. Na ulicy, gdzie domy jednorodzinne ciągnęły się długim szeregiem,
będąc niemalże sklejonymi ze sobą klockami, nie trudno było o ciekawskie
spojrzenia.
Na podwórku przed domem stała
drewniana huśtawka, szeroko rozkraczona na pociągniętych bejcą balach zbitych w
solidne rusztowanie. Łańcuchy wkręcone w górną, poziomą belkę skrzypiały nie
tylko podczas mocnego huśtania, ale też na co silniejszych podmuchach wiatru,
które wprawiały wysłużoną ławkę w ruch. Siedzisko sklecone z cienkich, długich
desek było niewygodne. Źle wyprofilowane oparcie boleśnie wbijało się w plecy i
nie trzeba było długo siedzieć na twardych deskach, by poczuć ból pośladków.
Huśtawka była ustawiona tyłem do żywopłotu i trzeba było uważać, by nie huśtać
się zbyt mocno. Inaczej zahaczało się o krzywo przycięte gałązki. Mimo
ostrożności, po latach użytkowania huśtawki, w żywopłocie, w miejscu, gdzie
ławka podwieszona na łańcuchach uderzała o tuje, widniała sporych rozmiarów
dziura ukazująca siatkę. Dziura nie chciała zarosnąć i często podchodził do
niej pies sąsiadów, chcąc sprawdzić, co dzieje się na przylegającym do jego
terenu podwórku.
Było to ulubione miejsce
Maille w całym domu. Zdawało się, że tylko ona wiedziała, że wystarczyło zabrać
ze sobą gruby koc i huśtawka stawała się o wiele wygodniejsza. Nocą, o ile
pogoda dopisała, można było obserwować rozgwieżdżone niebo, bujając się przy
tym lekko i ostrożnie, by skrzypienie łańcuchów nie obudziło pozostałych
domowników.
— Wiedziałem, że cię tutaj
znajdę. — Cedric, starannie zamknąwszy za sobą drzwi, ruszył w kierunku kobiety
i ponaglił ją machnięciem ręki, by zrobiła mu miejsce. Blondynka chwyciła poły
kraciastego koca, którym była szczelnie owinięta i przesunęła się niezgrabnie.
— Trzymaj! — rzucił z
uśmiechem i usiadłszy obok, podał jej kubek z intensywnie parującą na mrozie
herbatą. Maille wyłuskała ręce spod ciepłego materiału i przejęła od brata
naczynie, ostrożnie, by przypadkiem nie uronić ani kropli gorącego naparu.
— Co cię tu przygnało? —
zagadnęła, nie kwapiąc się, by podzielić się z mężczyzną kawałkiem koca –
wyplątanie się ze szczelnego kokonu wymagało zbyt dużego nakładu sił, które
opuściły pannę Creswell mimo obfitej, świątecznej kolacji. — Miałam zaraz
wracać do środka — dodała i wzdrygnęła się lekko. Ubrała się ciepło, miała ze
sobą wełniany koc, lecz grudniowe wieczory nie należały do najcieplejszych i
nawet krótkie pozostawanie na zewnątrz w bezruchu wiązało się z szybką, zbyt
szybką utratą ciepła.
— Chciałem pogadać możliwie z
dala od rodziców… — mruknął Cedric z uśmieszkiem, który wydał się Maille
niepokojący. Jego spojrzenie powędrowało w kierunku drzwi, a następnie okna,
przez które sączyło się ciepłe światło. — Wydaje mi się, że nie byliby
zachwyceni tym, co mam ci do powiedzenia — dodał, przenosząc wzrok na siostrę.
Sam trzymał w prawej dłoni kubek z herbatą, lewą odrobinę nerwowo gładził się
po udzie.
— A ja będę zachwycona? —
spytała, pozwalając, by jej lewa brew powędrowała ku górze w wyrazie
sceptycyzmu. — No, mów… — zachęciła go i dmuchnęła w siwy obłok pary unoszącej
się nad herbatą. Przytknąwszy usta do brzegu kubka, wcale nie zdziwiła się,
kiedy napój okazał się nie tak gorący, jak początkowo mogłoby się wydawać. Na
kilkustopniowym mrozie nie mogłoby być inaczej.
— Niedługo skończę studia. I
chyba chciałbym spróbować szczęścia w Nowym Jorku. Jak ty. — Cedric nigdy nie miał
w zwyczaju owijać w bawełnę, przez co Maille zawsze bardzo ceniła sobie rozmowy
z nim. Teraz uśmiechnęła się pod nosem i powoli upiła jeszcze kilka łyków
herbaty.
— Nic nie powiesz? — Brunet
wpatrywał się w nią wyczekująco, więc z cichym westchnieniem odsunęła kubek od
ust i odwróciwszy głowę, spojrzała na niego z ciepłym uśmiechem.
— A co mam powiedzieć?
Spodziewałam się, że prędzej czy później przyjdzie ci to do głowy, aż w końcu
pewnego dnia o to zapytasz. Czego ode mnie oczekujesz? Nie zatrzasnę ci drzwi
przed nosem, kiedy pewnego dnia zapukasz do mojego mieszkania, ale pamiętaj, że
pracuję do późna! — przypomniała mu ze śmiechem, w którym Cedric po chwili jej
zawtórował. Chciał też coś dodać, ale Maille uciszyła go zdecydowanym ruchem
ręki. — Mam tylko jeden warunek. Musisz być tego pewien — oznajmiła z
naciskiem, z nagłą powagą. Twarde spojrzenie jej szarych oczu przygwoździło
brata, który zamarł i nie ośmielił się odwrócić wzroku. — To nie może być
kolejne twoje widzimisię czy kaprys. Dobrze wiesz, że rodzicom będzie smutno,
jeśli podejmiesz taką decyzję, ale nie mówię, że masz zostawać ze względu na
nich… Chodzi mi tylko o to, że… — urwała i westchnęła, po czym uśmiechnęła się
delikatnie i pieszczotliwie pogładziła dłonią policzek brata. — Cedric, to już
nie będzie zabawa, będziesz musiał sam o siebie zadbać… — Chciała kontynuować,
ale tym razem to brunet ją uciszył, bezczelnie i ze śmiechem zatykając jej usta
dłonią.
— Spokojnie, siostra. Został
mi ostatni semestr, później ewentualnie będziemy myśleć — powiedział i puścił
jej groteskowo przesadzone oczko, jak ktoś, kto teoretycznie nie potrafił tego
robić. Blondynka wywróciła oczami, lecz w duchu się z nim zgodziła.
— Zawsze będziemy mogli
ściągnąć rodziców do siebie… — zauważyła cicho, utkwiwszy wzrok w bliżej
nieokreślonym punkcie przestrzeni, gdyż tak naprawdę przed jej oczami
przesuwały się wizje dalekiej przyszłości.
— Dzieciaki! — Głos Torrence’a
przerwał ciszę, która chwilowo zawisła między rodzeństwem. — Wracać mi do
środka, ale już! Zmarzniecie, a mama już kończy robić grzane wino! Biegusiem! —
zawołał, klasnąwszy w ręce i cofnąwszy się do przedpokoju, zostawił za sobą
szeroko otwarte drzwi. Maille i Cedric wymienili między sobą porozumiewawcze
spojrzenie, po czym zebrali się z huśtawki i wrócili do domu.
29 grudnia 2017
— Maille? — Slaine wsunęła
głowę w szparę powstałą pomiędzy drzwiami a framugą, spoglądając na siedzącą na
łóżku córkę. — Mogę?
Zamiast odpowiedzieć,
blondynka z uśmiechem poklepała dłonią miejsce obok siebie. Uśmiech starszej
kobiety stał się szerszy, kiedy ta wsunęła się do środka i cicho zamknęła za
sobą drzwi, jakby nie chciała, by ktokolwiek zauważył, że wkradła się do pokoju
Maille, co prawda za jej zgodą, ale jednak.
— Co robisz? — Siadając na
łóżku, spojrzała na leżące przed dziewczyną rzeczy. Rozpoznała w nich stare
notatniki i szkolne zeszyty, wśród których poniewierały się luźne kartki.
— Wyciągnęłam pudło spod łóżka
i tak jakoś zaczęłam to przeglądać… — odparła, niedbale wzruszając ramionami i
zaczesawszy jasne włosy za ucho, zerknęła na siedzącą nieco bokiem do niej
rodzicielkę. — Nic ważnego. A ty? Przyszłaś na ploteczki? — zagadnęła wesoło,
lekko i zaczepnie szturchnąwszy ją w ramię.
— Tak jakby… — Slaine zagryzła
zębami dolną wargę i posłała jej niepewnie, zmieszane spojrzenie. — Chciałam
zapytać, jak się czujesz… — mruknęła, a Maille posłała jej niezrozumiałe
spojrzenie. — Wiesz, w końcu Andrew niedawno… — urwała, widząc, że blondynka
wyprostowała się jak struna i odwróciła głowę.
— Mamo… — rzuciła tylko
zduszonym głosem, który przy wypowiadaniu ostatniej głoski niepokojąco się
załamał. Slaine uśmiechnęła się krzywo i objęła córkę ramieniem, niepewnie,
jakby nie wiedziała czy wciąż może pozwolić sobie wobec niej na taki gest.
Jakby dzieląca je przez trzy lata odległość była czymś więcej, niż kilometrami
możliwymi do pokonania w kilka godzin samolotem.
— Widać, że cię to gryzie.
— Ale ja nie chcę o tym
rozmawiać! — warknęła ze złością, wzdrygnąwszy się tak, jakby chciała zrzucić z
siebie opiekuńcze ramię, lecz Slaine na to nie pozwoliła i mocniej, jakby
otrzeźwiająco, zacisnęła palce na ciele blondynki.
— Nie ma o czym rozmawiać.
Poznałam kogoś i rozstaliśmy się w zgodzie. A TO stało się już po naszym
rozstaniu.
— A jednak…
— Co „a jednak”? — krzyknęła,
gwałtownie się odwracając. W jej szarych oczach lśniły łzy, które mimo wszystko
nie były w stanie ugasić płomienia niepohamowanego gniewu, którego Maille nie
potrafiła zrozumieć. Co ważniejsze, w tym momencie nie gniewała się na matkę, a
na samą siebie.
— A jednak się obwiniasz —
dokończyła spokojnie Slaine, przez co Maille opuściła głowę, zawstydzona swoim
wybuchem.
— Tak, chyba tak… —
przytaknęła słabo, pełnym poirytowania ruchem ręki ocierając łzy z policzków.
— Nie powinnaś. Nie ty go tam
wysłałaś.
— Ale gdybyśmy się nie
rozstali, nie wróciłby do czynnej służby…
Slaine ze zrozumieniem skinęła
głową. Zatem to o to chodziło, teraz już wiedziała, lecz co z tego, skoro tak
naprawdę nie mogła nic zrobić? Nie pytała o nic więcej, niczego więcej nie
powiedziała. Długo siedziały w ciszy, nim podniosła się i skierowała do
wyjścia.
— To nie jest twoja wina —
powtórzyła z mocą, nim równie cicho, co poprzednio, zamknęła za sobą drzwi.
Racjonalna część jej umysłu
wiedziała, że to nie jej wina, lecz w nocy, tam gdzie nie sięgało blade i zimne
światło księżyca, rozlegały się szepty. Ciche głosy powtarzały nieustannie, że
mogła zrobić wiele, by temu zapobiec. Podsuwały jej możliwe scenariusze,
zimnymi palcami udręki dokładnie wskazując miejsce, w którym powinna powiedzieć
coś innego lub inaczej się zachować. Punkt po punkcie, jakby według tylko im
znanej listy, wytykały każdy moment, w którym mogła podjąć odpowiednie
działanie, ale tego nie zrobiła. Dlaczego? Jesteś
aż tak samolubna, Maille? Tak bardzo nieczuła? A może jedno i drugie? Naprawdę
ani przez chwilę nie pomyślałaś, nie brałaś tej opcji pod uwagę? Nie
zakładałaś, że to może tak się skończyć? No właśnie… Pamiętasz… Pamiętasz
chwilę, ten przebłysk i ukłucie niepokoju, kiedy przez ułamek sekundy
wiedziałaś, co może się wydarzyć. Zignorowałaś jednak to przeczucie, machnęłaś
lekceważąco ręką…
Nienawidziła tych głosów i
tego, że nie potrafiła ich uciszyć. Wiedziała jednak, że kiedyś zamilkną, tak
jak wiedziała, że to nie była jej wina. Przed tym tylko głosy musiały
powiedzieć swoje, nasycić się poczuciem winy i żalem. A może już nigdy miały
nie ucichnąć? Może miała tylko przyzwyczaić się do ich obecności, zacząć je
traktować jak coś normalnego i powszechnego, nieistotny szum w głowie? To chyba
oznaczałoby, że zobojętniała, a na to nie chciała pozwolić. Pozostawało jej
zatem wierzyć, że kiedy pokornie wysłucha wszystkiego, co mają jej do
powiedzenia, odejdą tak niespodziewanie, jak się pojawiły. Tymczasem nakryła
głowę poduszką, jakby w nadziei, że to stłumi niespokojne szepty. Nic takiego
jednak się nie stało. Wręcz przeciwnie, kiedy dźwięki z zewnątrz zostały
stłumione, głosy nabrały mocy, rozzuchwalone nagłą dozą swobody.
— Dobrze — szepnęła Maille,
szeroko otwartymi oczami wpatrując się w szczelinę między poduszką a
prześcieradłem, przez którą sączyło się żółte światło latarni. — Przemyślmy to
raz jeszcze… Ostatni.
__________________________________________________
Powyższy tekst nie jest ani górnolotny, ani długi, ale naszło mnie na napisanie czegoś. Czegokolwiek. Prawdopodobnie dlatego, że ostatnio dużo czasu spędziłam na onetowskim NYCu, kopiując stare opowiadania i zatęskniłam za czasami, kiedy autorzy publikowali dziesięć postów fabularnych dziennie. Serio! Cytaty pochodzą z piosenek 30 Seconds To Mars, które macie podlinkowane, gdyby ktoś miał ochotę posłuchać. Dzięki za przeczytanie, jeśli dobrnęliście aż tutaj!
Krótko czy nie, ja to Wam tak zazdroszczę, że publikujecie posty! Od jakiegoś czasu sama mam tyle pomysłów, że moja biedna głowa aż od nich pęka, ale wolny czas na blogi to wykorzystuje na posyłanie odpisów :< Chyba w końcu zrobię sobie dwa tygodnie wolnego od wątków i zbiorę się za notkę... Ach, jak ja uwielbiam posty! <3 Także zabrałam się do czytania od razu, jak zobaczyłam co kombinujesz! I nie wiem skąd ta Twoja trema, bo jak dla mnie czytało się lekko i przyjemnie, a już sam wątek o śmierci jej byłego już chłopaka był naprawdę wyjątkowy. Nic dziwnego, że bidulka ma jakiegoś rodzaju wyrzuty sumienia, bo pojawiają się one zawsze, kiedy wiemy, że coś mogło pójść inaczej, mam jednak nadzieję, że nie pozwoli jej to zwalić całej winy na siebie. W razie czego Josie wyrzuci jej takie myśli z głowy za pomocą siekiery!
OdpowiedzUsuńI pisz ile dasz radę, bo ja już czuję niedosyt!
Bardzo, ale to bardzo chciałabym przeczytać coś w Twoim wykonaniu, więc koniecznie powinnaś coś napisać! Myślę, że nie obrazimy się za chwilowy brak odpisów, jeśli w zamian będziemy mogli przeczytać jakieś opowiadanie :) A opowiadania są magiczne, bo przypominają dawne czasy, kiedy to raczej nie tylko w komentarzach, a w nich najwięcej się działo :)
UsuńCieszę się, że czytało się lekko i przyjemnie! Trema jest, bo kiedyś pisałam o wiele częściej, a teraz... Wiadomo, jak to z tym jest. Co do Maille, myślę, że prędzej czy później sobie z tym poradzi i przyznam szczerze, że w obliczu tej siekiery nie wiem, czy Maille chce skorzystać z jej pomocy... ^^ Ale będzie to miała na uwadze ^^
Dziękuję! Tak po cichu marzę, żeby skrobać coś częściej... Więc może się uda!
Jak miło zacząć dzień od notki <3 Pochłonęłam ją tak szybko, a raczej za szybko...chcę więcej ! Mam nadzieję, że Cedric faktycznie zawita do NY i Blaise będzie mógł go gorszyć all day i all night <3 Biedna Maille, mam nadzieję, że szybko upora się wyrzutami sumienia. Zdecydowanie nie zasługuje na ciągłe obarczanie się winą, jest w końcu taką kochaną i miłą osóbką, że w jej myślach powinny być same pozytywne wibracje :) Mam nadzieję, że wkrótce pojawi się więcej,bo pewnie nawet jakbyś napisała 10000 stron worda to i tak wchłonęłabym to jak gąbka :D Czekam więc niecierpliwie ! :)
OdpowiedzUsuńZdradzę Ci w sekrecie, że o ile dobrze pamiętam, to mój rekord to chyba 16 stron w Wordzie. Gdzie te czasy, gdzie tyle się pisało! Jak już pisałam w odpowiedzi na komentarz Divine Colt, chciałabym pisać częściej, zatem możesz trzymać kciuki, żeby się udało :)
UsuńBędę musiała poważnie zastanowić się nad sprowadzeniem Cedrica do Nowego Jorku, skoro Blaise aż się rwie, by go zbałamucić :D Z drugiej strony wydaje mi się, że ta dwójka stworzyłaby bardzo zgrany duet i aż przyszło mi na myśl, by samej stworzyć postać brata... Ale póki mam tu masę wątków, może się wstrzymam :D
A na koniec, dziękuję za wszystkie miłe słowa! ♥
Uznałam, że napiszę z telefonu, bo zanim się jednak wygrzebię z łóżka to jeszcze długie godziny mogą jeszcze minąć. ;D
OdpowiedzUsuńBardzo się ucieszyłam na widok notki, bo sama ostatnio się w nie mocno wciągnęłam. Naprawdę nie widziałam, że ich pisanie może przynieść tyle samo radości co wątki. :D:D
Dodatkowo 30STM. Moja radość jest ogromna.❤
Jeszcze świąteczny klimat się utrzymuje, no i fajnie. Moze jeszcze jakaś notka w tym klimacie się okaże. Kto wie?;) Czytając o tej huśtawce przypomniała mi się własna, która stała w niemal identycznym miejscu jak ta u Maille. Była jednak wygodna, raz mi się udało tam nawet spać!:D
Bardzo przyjemnie się czytało, a całość przeczytałam w kilka minut. Ta atmosfera w ich domu... jejku, pozazdrościć tylko. :D I brat... Sama bym się pchała do Nowego Jorku, gdybym miała tam kogoś bliskiego! Wcale się też nie dziwię rodzicom, bo to jednak dwójka dzieci za oceanem. Też by mi było szkoda, ale... Nie szkodzi ich sprowadzić, prawda?;) Wyrzuty sumienia, kiedy nie ma się na coś wpływu... Ojć, dobrze znane i odczuwalne niemal ciągle. Mam nadzieję, że jednak kiedyś się ich pozbędzie. ;)
A tymczasem ja czekam na więcej! Piszpiszpisz!❤
Oczywiście, że pisanie notek przynosi tyle samo radości, co wątkowanie! :D Co do tego nigdy nie miałam wątpliwości :D I cóż, gdybym ja jeszcze wylegiwała się w łóżku, to nie napisałabym posta, także widzisz, ktoś musiał się poświęcić, żebyś mogła czerpać przyjemność z czytania, haha :D
UsuńCieszę się bardzo, że Ci się podobało i jeśli tylko czas, chęci oraz wena pozwolą, to postaram się pisać częściej, bo przyznam szczerze, że trochę się za tym stęskniłam. Także na początek nieco krócej, żeby się rozruszać i kto wie, może za jakiś czas jeszcze coś przeczytacie :)
Pięknie! Bogate opisy, którymi nie idzie się nasycić. W prostych słowach i zdaniach potrafisz zamknąć sentyment, pokazać jak Maille bardzo jest przywiązana do pozornie nieważnej dziury w żywopłocie i huśtawki.
OdpowiedzUsuńPost może i nie ocieka akcją, ale dzięki niemu możemy stanąć bliżej Maille. Ależ Ci zazdroszczę tego, że tak pięknie piszesz!
Czekam na kolejne posty dotyczące życia Twojej blondi. :)
Uśmiecham się szeroko, czytając Twój komentarz i czuję ciepło w serduchu :) Dziękuję serdecznie za miłe słowa i hej! W karcie Coopera wspominasz o poście fabularnym, więc ja czekam niecierpliwie i nie masz mi czego zazdrościć, bo piszesz równie dobrze, a nawet lepiej! Zawsze z prawdziwa przyjemnością czytam Twoje posty, więc proszę, nie każ mi długo czkać :)
UsuńKiedyś częściej pisało się notki, bo odpisy były zdecydowanie krótsze, bardziej dynamiczne i z tego co pamiętam to zanim odpisałem na 30 komentarzy, które miałem w kolejce to potrafiło się uzbierać kolejne 15, więc praktycznie nigdy nie byłem na bieżąco :) Teraz wszyscy tak dużo wymagają od odpisów, że niektóre mają już formę osobnych notek :p Trochę mi brakuje starej formy, dlatego nie mogę dotrzymać Wam tu kroku z każdą postacią jaką wykreuję :p A szkoda, bo jest to nadal jakieś tam hobby, które jeszcze nie wygasło :/
OdpowiedzUsuńKopiując posty z onetowskiego NYCa (bo tamtejszą platformę zamykają, a żal byłoby je wszystkie stracić) zabrałam się za te początkowe i widziałam, że Ty, Enkeli i Kathie publikowaliście nowe notki w tempie ekspresowym ^^ Teraz faktycznie dużo się zmieniło... Jeśli nawet nie wszystko, patrząc na początki pisania na Onecie. Posty fabularne są rzadkością, bo poświęca się więcej uwagi właśnie odpisom w komentarzach, które kiedyś mogły składać się z jednego zdania. Teraz to w komentarzach zawiera się historia bohatera, a nie w postach fabularnych. Ale, ale, ja nie miałabym nic przeciwko częstemu czytaniu notek w Twoim wykonaniu, miło chociażby wspominam te o Hunterze! Także w razie czego, zapraszam ;)
UsuńTaak, bardzo dobrze pamiętam te notki pisane wspólnie z dziewczynami :D Kiedyś to było, że tak powiem :p Nie wiem, czy miałbym aż tyle wolnego czasu żeby regularnie i na czas pisać posty, chociaż nadal jestem zwolennikiem przedstawiania historii w postaci postów, wtedy bohater może "prawdziwie żyć", nie tylko stać w miejscu :) Cóż, pewnie nie raz jeszcze tu wrócę z sentymentu, może kiedyś na dłużej :)
UsuńJa mam aktualnie taki właśnie przypływ sentymentu, że zaczęłam pisać kolejną notkę ^^ A Ty zawsze jesteś tutaj mile widziany!
UsuńTe piękne czasy... A Enkeli to była mistrzyni :D Z ilością notek to chyba nikt jej nie pobił do dziś.
UsuńUwielbiam takie subtelne, lekkie posty, które wzmagają w czytelniku chęć przeczytania znacznie większej ilości tekstu. Nie chciałam, aby Maille obwiniała się za śmierć Andrew, jednak w pełni rozumiem, to co dzieje się w jej głowie i choć nie przyczyniła się w żaden sposób do jego decyzji, to jednak ciężko, aby myśleć w inny sposób niż w ten, który pokazałaś w notce. Maille i zarówno Ty jako jej autorka, pozwoliłyście, aby Andrew obrał taką drogę, jaką sobie zaplanowałam, a jedyne czego do tego potrzebowałam to solidnego kompana :D Pamiętaj, że Andrew jest wiecznie żywy! ❤
OdpowiedzUsuńW trakcie pisania doszłam do wniosku, że inaczej Maille by nie potrafiła. Że chyba nikt w jej sytuacji nie potrafiłby inaczej, a że częściowo smutne posty dziwnym trafem piszę się łatwiej, niż te wesołe... To uznałam, że czas nieco odkurzyć moje pisarskie umiejętności i opisać to, czego w wątku już nie opiszę. A o Andrew nigdy nie zapomnimy!
UsuńPewnie, że dotrwałam do końca! :D Notkę czytało się lekko i przyjemnie, choć jej temat na to niezbyt wskazuje.
OdpowiedzUsuńMam podobne zdanie jak J Hunter. Kiedyś szło wszystko strasznie dynamicznie i w sumie w wątkach nie poznawało się przemyśleń drugiego autora... Od tego właśnie były notki. One często odgrywały rolę dzisiejszych rozpoczęć.
Dlatego miałabym problem ze sklejeniem dłuższej formy, ponieważ póki co dublowałabym to, co piszę do innych.
Ale piszcie częściej, a może i mi w końcu się uda coś z siebie wykrzesać! :D
Zobaczymy, czy następnym razem dotrwasz do końca, bo zapowiada się, że kolejna notka będzie znacznie dłuższa, niż ta... ^^
UsuńFakt, kiedyś wyglądało to zupełnie inaczej. Ale tak jak my się zmieniliśmy, tak też zmienił się nasz sposób pisania i generalnie funkcjonowania blogów grupowych. Nie wyobrażam sobie, by teraz ludzie chętnie zapisywaliby się na bloga, gdzie wymagano by napisania opowiadania wstępnego ^^
Udało się! Przeczytałam od początku do końca i w końcu nikt mi nie przerywał :D Notka naprawdę bardzo, bardzo mi się podobała :) Czytało się szybko i nieco się zawiodłam, że to tak szybko się zakończyło :(
OdpowiedzUsuńBardzo współczuję Maille, bo to rozumiem, jakie to musi być dla niej trudne. Niby nie jest bezpośrednio odpowiedzialna za tą sytuację, ale jednak jakiś wpływ na to miała. Mam nadzieję, że szybko się z tego otrząśnie!
Mam nadzieję, że szybko będę mogła przeczytać kolejną notkę w Twoim wykonaniu. Niech moc i wena będą z Tobą! :)
Nic się nie martw, następnym razem koniec tak szybko nie nastąpi, bo już teraz wydaje mi się, że mój kolejny post będzie znacznie dłuższy od tego. Ale tak mnie wszyscy chwalicie, że to tylko zmotywowało mnie do dalszego pisania :) Także jeśli te pochwały nie były do końca szczere, to przykro mi, teraz będziecie musieli znosić moje wypocimy ^^ Mam nadzieję, że w miarę regularnie, bo stęskniłam się za takim pisaniem :)
UsuńWłaśnie sobie przypomniałam, że miałam Cię tu wychwalić :)
OdpowiedzUsuńTy tak doskonale piszesz, że aż mnie policzki pieką, bo jestem daleko w tyle :) Aż chciałoby się przeczytać więcej - mam nadzieję, że jeszcze nam tu czymś umilisz czas w najbliższej przyszłości :)
Dziękuję za miłe słowa i cieszę się, nie będę ukrywać, że takie pochwały to miód na moje serducho :) Na pewno czymś jeszcze umilę Wam czas, bo post już się pisze, nie mam tylko pojęcia, kiedy go skończę :D
Usuń