Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

2035. Contra spem spero

Szary poranek. Październik. Mokro, zimno i zwyczajnie nieprzyjemnie. Ludzi o tej porze nie ma zbyt wielu na ulicy. Większość szykuje się właśnie do pracy, niektórzy jeszcze śpią, a szczęśliwcy w ogóle nie muszą wstawać. Idzie się jak po torze przeszkód... ale nieco bardziej slalomem. Omija się wszelkie kałuże powstające w zapadłych chodnikach i przerwach między płytami. Próbuje się iść środkiem, żeby nie zamoknąć od wody ściekającej z budynków ani fontann wytryskujących spod kół samochodowych – głównie samotnych taksówek i szalonych autobusów.
A przede wszystkim idzie się na przód. Byle nie patrzeć w tył, byle się nie obracać.
Nie patrzeć, co zostawia się za sobą.

Elaine w ostatnim czasie była niczym mróweczka z turbodoładowaniem. Biegała, krzątała się, załatwiała miliony spraw. Jedne były przyjemne, inne mniej. Dokonała pewnego przełomu w swoich relacjach z rodziną – pogodziła się z matką, a co za tym idzie, przestała być persona non grata w domu. Oczywiście nie łączyło się to z wielkim wybuchem matczynej miłości czy euforii ze strony starszej córki. Jednak zapoczątkowało rozmowy, spotkania, wizyty. Lilka cieszyła się jak małe dziecko i zaczęła wpadać do siostry zupełnie bez zapowiedzi i wyciągać ją na miasto. A Elaine z tym nie walczyła, choć najbardziej pragnęła spokoju. Przychodziła do ojca, kiedy matki nie było w domu. Siadała u niego w gabinecie z laptopem i każde pracowało w ciszy, a jednak razem. To było przyjemne i przywodziło na myśl czasy, gdy ojciec siadywał z dziećmi, żeby robić prace domowe – każdy swoje.
Chwile spokoju były jednak rzadkim zjawiskiem. W końcu Elaine zdecydowała się zrealizować pomysł przyjaciela i otworzyć swój pub w stylu angielskim. Środki na ten cel miała od Matta, ale organizacja wszystkiego wymagała wiele sił i czasu, których znowu dziewczyna nie miała tak dużo. Nie przestała przy tym pracować w antykwariacie – wiedziała, że własny lokal pożre szybko wstępny kapitał, na zyski trzeba będzie poczekać kilka miesięcy, a rachunki same się nie popłacą.
A jednak cieszyła się. Naprawdę cieszyła się, że będzie miała coś własnego, że przestanie pracować na innych, że wreszcie będzie na swoim i ruszy jakąś jasno określoną drogą. Miała już stanowczo dość tego wirowania jak chorągiewka od jednej roboty do drugiej. Biegania po Nowym Jorku jak jesienny listek, który wszystko, co wspaniałe, już przeżył, a teraz czeka na zgnicie w jakimś obrzydliwym rynsztoku. Nawet jeśli faktycznie pisane jej było spędzić życie za barem, niech tak będzie, byle miała jakiś cel, do czegoś dążyła. Choćby najmniejszymi kroczkami.
I tak z dnia na dzień. Każdego ranka przekonywała samą siebie, że warto wstawać z łóżka. Minęła wiosna radosna, minęło lato – pora dojrzewającej miłości. I przyszła jesień. Niestety nie takiej jesieni oczekiwała Elaine. Pragnęła takiej... złotej, pełnej kolorów, owoców i radości. Tymczasem przyszła burza, owoce pospadały, a jej przyszło ratować to, co zostało.
W barze działo się dobrze. Zatrudniała jedną barmankę i ochroniarza. Sama stała codziennie za barem. I gości pojawiało się coraz więcej. Nie były to tłumy, ale nigdy lokal nie był zupełnie pusty. Może nie siedziała w nim do rana, ale wychodziło, że pod koniec miesiąca obejdzie się bez płaczu i rozpaczy. To całkiem nieźle. Oczywiście pracowników opłaci z odłożonych wcześniej pieniędzy. Z utargu starczy na rachunki i kupi asortyment. Na więcej nie miała. Szczęśliwie znalazła współlokatora do mieszkania wuja, więc te rachunki też zdoła uregulować. A z pensji w antykwariacie wyżywi się... o ile wystarczająco często będzie jadła obiady z rodziną. Poradzi sobie. Z pewnością sobie poradzi.
Wszystko na to wskazywało i nikt nie przewidział, że jednego dnia jej plany zupełnie się zmienią.

Koło południa dostała wiadomość od Matta, że nie może skontaktować się z Patrickiem i czy może brat odzywał się do niej w ostatnim czasie, dawał znać, że zaszyje się gdzieś poza zasięgiem. Niestety Elaine o żadnych nowych posunięciach brata nie słyszała, a ton przyjaciela sprawił, że zaczęła się poważnie obawiać o życie Pata. Nie potrafiła sobie znaleźć miejsca i nie wiedziała, czy powinna powiedzieć o problemach rodzinie. W końcu wszyscy wiedzieli, że jako jedyna ma jakiś kontakt z pierworodnym Eagle'ów.
Trzy godziny później Matt napisał, że natrafił na jego ślad, że El ma się nie martwić i czekać na dalsze informacje.
Przed wieczorem zadzwonił.
Znalazł Patricka. Mężczyzna jest nieprzytomny, ale żyje. Trzeba znaleźć mu szpital.
I tak Elaine skontaktowała się ze swoim dobrym znajomym z Japonii, którego poznała w trakcie swojego rocznego kontraktu w Kraju Kwitnących Wiśni. Obiecał stosowną pomoc. Jego rodzice mieli własny szpital, a sam przyjaciel skończył medycynę i leczył w tymże szpitalu. Tylko jemu była gotowa powierzyć brata – w końcu Patrick potrzebował nie tylko doskonałej pomocy medycznej, ale i pewnego miejsca, w którym mógłby się ukryć przed ludźmi, którym się naraził. Światek narkotykowy to arena licznych walk... szczególnie, gdy chodzi o duże pieniądze. A Patrick miał równie wielkie szczęście do kłopotów do Elaine. Wyraźnie geny ujawniły się u nich w dość niecodzienny sposób. Starsze rodzeństwo znacznie się różniło od dobrej i miłej Lilki... Która swoją drogą dostała nagle klucze do pubu, wszelkie pełnomocnictwa i nowy obowiązek – poprowadzić bar siostry pod jej nieobecność.
Nie była szczęśliwa, ale zgodziła się. Wiedziała, jak wiele to miejsce znaczy dla El... i rozumiała powody jej wyjazdu. Narzekała jedynie, że nie może jechać razem z nią. A Elaine tłumaczyła, że bez znajomości języka może narobić jedynie więcej kłopotów i zbędnego zamieszania. Zdecydowanie za bardzo rzucałyby się w oczy. Lily skrzywiła się, marudziła, ale w końcu obiecała zająć się i barem, i mieszkaniem, i rodzicami. A przede wszystkim pewnym leniwym kotem.
A Elaine spakowała się do swojego podróżnego plecaka, kupiła bilet do Tokio i z samego rana ruszyła na lotnisko.

Nie obejrzała się za siebie. Z nikim się nie pożegnała. Nie spojrzała w dół, gdy samolot uniósł się nad ziemię. Leciała zmierzyć się z kolejnymi kłopotami.


[Kochani!
Zdecydowałam się rozstać z Elaine. Nie wiem, czy na zawsze, czy na jakiś czas. Przepraszam wszystkich, z którym miałam wątki, że zostały tak brutalnie przerwane. Niestety z El utknęłyśmy i chyba potrzebujemy od siebie odpocząć. Nie żegnam się zupełnie, ponieważ... właściwie nigdzie się nie wybieram. :) Nie wyobrażam sobie odejść z NYC-a.]

5 komentarzy

  1. Czytają ostatnia notkę zrobiło mi się naprawdę smutno. Bardzo polubiłam Elaine i nasz wątek, który prowadziłyśmy. Ogromna szkoda, że zdecydowałaś się ją posłać tak daleko, aczkolwiek rozumiem dlaczego. Sama czasami mam taki problem z postaciami. :) Będę za to mocno trzymać kciuki, żeby niedługo do nas wróciła. Drake zdecydowanie chciałby usłyszeć o jej wyjeździe. ;)
    Samą notkę w sobie czytało mi się bardzo przyjemnie i szybko. Świetnie napisana, lekki styl... No nic tylko czytać z przyjemnością. :)
    Pozostaje chyba jeszcze tylko pożyczyć Elaine szczęścia za granicą.^^

    Drake/Carmen

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie dziękuję za miłe słowa. A co dalej będzie z El? Sama nie wiem. Mi również było miło spotkać się przy wątku. Może jeszcze zdarzy się taka okazja.

      Usuń
  2. Leciała zwierzyć się z kolejnymi kłopotami. Chyba zmierzyć, prawda?
    Doskonale rozumiem potrzebę rozstania z Elaine. Sama pierw zrezygnowałam ze Sienny, której historię uznałam za napisaną do końca, a potem z mojej Sloan, przy której czułam się już nieco wypalona. Uważam jednak, że nawet jeśli to chwilowe pożegnanie z Elaine, to pięknie uwieńczyłaś je notką. Życzę El powodzenia, a Tobie - jako autorce - mnóstwa weny i świeżych pomysłów. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja, podobnie jak Farbowany Lis, doskonale rozumiem, że czasem najzwyczajniej w świecie trzeba złapać oddech od długoletniej postaci, szczególnie, gdy ta zaczyna od dłuższego czasu stać w miejscu. W związku z tym jak szalona macham Elaine na pożegnanie i mam nadzieję, że wróci ona do nas szybciej, niż będziemy mogli się tego spodziewać :) Cieszę się też, że zdecydowałaś się napisać ten post, ponieważ zawsze wiedzieć, co ta u postaci się dzieje :) I że El zniknęła, ponieważ ma ku temu ważny powód. Brat niech zdrowieje czym prędzej!

    OdpowiedzUsuń
  4. Farbowany Lisku, dziękuję za uwagę o błędzie - już poprawiłam.
    A wszystkim jeszcze raz - dziękuję za ciepłe słowa. Ja wrócę na pewno, bo bez Was to tak smutno by mi było. A czy wróci El... to trochę nie ode mnie zależy. ;)
    Kłaniam się nisko i dziękuję!

    OdpowiedzUsuń