Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

2008. Kiedy boli uśmiech.

Jacob Morris nie mógł zasnąć. Jakieś światło wpadało do jego celi i nie pozwalało oczom odpocząć. Przewracał się z boku na bok, nie potrafiąc znaleźć sobie wygodnej pozycji. Przez dziesięć lat miał okazję, by przywyknąć do twardych, niewygodnych łóżek, a jednak tej nocy wszystko przeszkadzało mu o wiele bardziej. Jego myśli krążyły wokół Belle. 
Oh, była taka piękna ! Do dziś pamiętał jej idealne ciało, jej zapach. I ciemne, długie włosy spływające na ramiona. Usta szepczące jego imię. Piękna za życia, piękniejsza po śmierci. Jej oczy, błagające o litość do ostatniej chwili, prześladowały go w snach. 
Morris przekręcił się na plecy i utkwił wzrok w suficie. Jego umysłem zawładnęły wspomnienia. Dzieci. Ciepłe, przyjemne obrazy. Klik. Maleńka Lily w ramionach matki. Klik, James pierwszy dzień w szkole. Wrócił z obdartymi łokciami i wybitym zębem. Klik. Delikatne rączki Eileen zaciskające się na jego ramionach. Uradowane piski najmłodszej córeczki przenikały mu uszy.
Żadne z nich nigdy nie powiedziało tego głośno - ani on, ani Anabelle - ale po Jamesie nie planowali więcej dzieci. Elly była wpadką. Mieli już córkę, synka i Jacoba przerażała wizja opieki nad niemowlakiem. Dodatkowo był to okres chronicznego braku pieniędzy ; niejednokrotnie po alkoholu myślał, że nie dadzą rady utrzymać dzieciaków. Żeby oddać małą do sierocińca tuż po urodzeniu. Belle jednak nie chciała nawet o tym słyszeć, więc jak najszybciej porzucił owe rozważania. 
Dzień przed końcem roku urodziła się Elly. I nagle wszystko zaczęło się układać, jakby ktoś podsunął im odpowiednie fragmenty puzzli.
Kiedy miała cztery latka zbudował tamten pokój. Za ścianą mieszkała Eileen i często w nocy przybiegała do niego z płaczem, skarżąc się na jakieś dziwne odgłosy. On jednak nie słyszał nic. Tą kobietę złapał na pustej drodze. Jego drugą ofiarą był drobny chłopaczek, ledwo skończył liceum. 
Na przestrzeni lat przewijało się ich kilkadziesiąt, nie kilkanaście. Jacob wiedział, że trop nie zaprowadzi do niego. Znany, szanowany chirurg, przykładny ojciec rodziny. Jedyną osobą, która mogła, choćby przypadkiem, odkryć jego tajemnicę była Anabelle. Dlatego musiała zginąć.
Jacob od dawna pragnął zobaczyć ją martwą. 

- Kocham cię - szeptał, unosząc jej serce na wysokość swoich oczu. - Już zawsze będziemy razem - zapewnił jej trupioblade ciało, wplatając palce w zakrwawione włosy.

Był zaskoczony, gdy tydzień później policja zapukała do drzwi. Nie spodziewał się, że ta wścibska Rachel Carter do tego stopnia interesowała się życiem swoich sąsiadów. Nie znosił sąsiadki, ale do tej pory uważał ją za niegroźną. 
Jacob wielokrotnie obracał w myślach wspomnienie tamtej chwili, zastanawiając się, co poszło nie tak. Może coś go zdradziło ? Był zbyt nerwowy ? Albo Lily zaczęła coś podejrzewać ? Kiedy umarła jej matka, dziewczyna była już nastolatką. Czy to ona doniosła na niego Rachel Carter ? Mężczyzna zacisnął powieki. 
Od kiedy tu trafił Lily nie odezwała się do niego ani słowem. Nigdy nie przyszła. James również. Została mu Eileen, ostatnia deska ratunku. Nie mogła postąpić tak samo. Jego mała córeczka. Ciekawe, czy trudno byłoby przekonać ją do wizyty.
W głębi duszy Jacob Morris był człowiekiem nieszczęśliwym. Siedział w więzieniu z etykietką psychopaty. Stracił żonę, i nieważne, czyja to była wina. Odwróciły się od niego dzieciaki. W pewnym sensie zakazano mu być radosnym. Tylko, że jego nałóg był trochę jak narkotyki. Bardziej krzywdzący. Bardziej okrutny. Zżerała go tęsknota za wolnością i, jeszcze gorsza, za dziećmi. 
Wyobrażał sobie co robią, jak się czują. Czym zajęły się w życiu. Jak bardzo się zmieniły... zewnętrznie i wewnętrznie. Garstkę informacji o Lily i Jamesie przyniósł mu kolega, wracający co chwilę do więzienia, o Eileen nie wiedział nic. Jakby zapadła się pod ziemię. Morris zastanawiał się, ile kosztuje wynajęcie więźnia, który wychodzi właśnie na wolność. Chciał przeprowadzić małe śledztwo. Znów zapanować nad swoim światem.

Droga Elly. 


Nie widzieliśmy się już bardzo długo i strasznie za Tobą tęsknię. Miałem nadzieję, że uda mi się zachęcić Cię, byś przyszła, jednak moje wysiłki spełzły na niczym. Czekam na Ciebie w piątek o 17.00. Lepiej, żebyś nie zlekceważyła mnie tym razem.
___________________
[dziś krótko. :)]

2 komentarze

  1. [Bardzo ciekawy post, szkoda tylko, że tak krótki ;) Tak czy siak, na pewno dowiedziałam się więcej o przeszłości Eileen, a także o jej ojcu, który ciekawił mnie już od momentu, w którym miałam okazję poczytać o nim w karcie postaci. Jego liścik do córki nie zwiastuje niczego dobrego... I to dlatego niecierpliwie czekam na ciąg dalszy, bo jestem niesamowicie ciekawa, co się wydarzy!
    Przepraszam, że tak późno komentuję, ale niedobra uczelnia nie daje żyć -.-]

    OdpowiedzUsuń
  2. [dziękuję, jest mi bardzo miło. :) piszę raczej krótkie posty, niestety, ale postaram się napisać coś dłuższego... lub częściej. :)]

    OdpowiedzUsuń