Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

[2009] Winda.


Kolejny odcinek z tych brzydkich, chyba przegiąłem trochę z fabułą.


[1]


            Kilkudniowy urlop Huntera dobiegł końca, co dobitnie obwieścił telefon o czwartej nad ranem. Odwiedził dwa miejsca zbrodni zanim słońce na dobre pojawiło się na niebie, aż w końcu zaszył się w małej knajpce z kanapkami na szybkie śniadanie. Dawali paskudną kawę ale wcale go to nie dziwiło, ciężko było dostać dobrą kawę w Nowym Jorku, nie stojąc po nią w kolejce dłużej niż kwadrans. Zanim zdążył wziąć drugi łyk rozdzwonił się telefon. Kolejne wezwanie. Tym razem do starego hotelu w paskudniej dzielnicy.
            - Nie dadzą człowiekowi zjeść, kurwa – burknął pod nosem, wrzucając jednocześnie ledwo nadgryzioną kanapkę do śmietnika.
            Na miejsce dotarł wyjątkowo szybko, chyba przyzwyczaił się już do nowojorskiej komunikacji zwłaszcza że jadąc na miejsce zbrodni złamał z dziesięć przepisów. Na szczęście nie pracował w drogówce i mógł się łatwo wymówić pokazując odznakę. Czasem musiał skłamać, ale miał to opracowane do perfekcji i przeważnie udawało mu się uniknąć kontroli.
            Hotel wyglądał jak stary burdel, idealne miejsce do kręcenia horrorów. Hunter widział już sporo takich miejsc. Szkoda tylko że sprawy, które musiał rozwiązywać nie były jedynie kiepskim scenariuszem filmu. Już sam hol budynku powodował ciarki na plecach, wysokie kwiaty w dużych doniczkach, pusta recepcja i długi, czerwony dywan na którego końcu „stała” winda. Stłoczeni przy niej policjanci dreptali w miejscu, szepcząc niemrawo między sobą.
            - Co tu się dzieje? – Hunter zbiegł po pięciu schodkach, które dzieliły go od reszty ekipy i rozejrzał się po zebranych. Z tłumu wyłonił się jego partner, Johnny.
            - Wezwałem cię, bo mamy tu mały kłopot…
            - Gdzie zwłoki?
        - No bo właśnie to jest ten problem… - W odpowiedzi Hunter uniósł jedną z brwi, oczekując jakiegoś wyjaśnienia. – Bo jeszcze nie ma zwłok.
         - Jak to nie ma? – Zapytał Joseph po dłuższej chwili ciszy. – To po cholerę mnie tu wzywacie? Zdążyłbym zjeść śniadanie i wypić kawę w spokoju i … - monolog przerwał mu brzęczyk oznaczający przybycie windy. Wszyscy spojrzeli na drzwi, które powoli się rozsunęły. Johnny i kilku innych policjantów zbladło, a Joseph zaczął przedzierać się bliżej.
            - Co to jest, kurwa… - mruknął, obserwując wnętrze windy upstrzone krwią prawie po sam sufit, by w końcu zawiesić wzrok na nieruchomej papce leżącej na podłodze. A najgorsze było to, że papka również go obserwowała. Hunter przełknął ślinę, a obok ktoś zwymiotował.


[2]


 - Co to było, do kurwy nędzy? – Powtarzał Johnny, który nadal był blady jak ściana. A całkiem niedawno można powiedzieć że „przywykł” do miejsc zbrodni. Po tej mielonce z twarzą z pewnością znów będzie miał problemy. Joseph był wściekły, pomimo tego że nie dotyczyło to jego, a Johnny nie był jego przyjacielem. Ale był przydatny. Często wykonywał rzeczy, na które Hunter nie miał czasu lub ochoty, chociaż nie można było tego nazwać brudną robotą. To Joseph odwalał sam.
Był pełen podziwu dla właściciela hotelu, kiedy zadał mu już wszystkie pytania, które chodziły mu po głowie. Od jakiegoś tygodnia zablokowane były drzwi na ostatnie piętro, więc schodami nie można się było tam dostać. Wyglądały tak, jakby były zaspawane. CHOLERA. ZASPAWANE. KURWA. Czy ktoś w ogóle ma pojęcie, co się tu dzieje? Jak ktoś ze spawarką mógł zostać niezauważony przez nikogo?
Została więc tylko winda. Która była sprawdzana przez techników. Gdyby zapytał, czy może z niej skorzystać to obrzuciliby go tylko pogardliwym spojrzeniem, nie przerywając pracy.
Z drugiej strony, jeśli góra była odcięta i to coś zabito na ostatnim piętrze, a dopiero później wsadzono to do windy… No tak, cała winda była koszmarnie upierdolona, więc ktoś, kto to zrobił musiał zmielić ciało w jej wnętrzu. Czyli równie dobrze mógł zrobić to na którymkolwiek piętrze, przebrać się, zejść na dół i przyglądać się wszystkiemu pijąc kawę.
Kurwa.
Hunter przetarł dłonią twarz, rozpisując sobie wszystko w notatniku. A jeśli morderca nadal był na najwyższym piętrze? Joseph z pewnością miał zamiar wybrać się tam osobiście i sprawdzić każdy pierdolony pokój. Niestety przybyli komandosi, których przysłał jego szef i musiał chować się za ich plecami jak dzieciak. Zajęli się każdym piętrem, mieli szukać … maszynki do mielenia mięsa? Gdy im o tym mówił, to większość z nich miała miny niedowiarków, a kilku z nich wzdrygnęło się tylko.
Sam Hunter zaczekał jednak na ekipę z piłką do metalu, która miała rozpieprzyć drzwi na najwyższe piętro i wpaść tam z hukiem, demolując wszystko po drodze. Dlatego też ekipa ta była najliczniejsza. Nie dało się po cichu rozwalić drzwi, które były przyspawane do futryny. Jakby nie mogli montować drewnianych. Bach i po sprawie.  
Pojawili się w końcu. Około piętnastu ludzi w kombinezonach, kamizelkach i innych pierdołach, z ciężką piłą do metalu. Zanim się zorganizowali przeglądając mapy budynku Joseph zdążył wypić kawę i powygniatać papierowy kubek w bliżej nieokreśloną masę. Było to jednak o wiele ciekawsze od podsłuchiwania komando. Większość z nich była jedynie tępymi mięśniakami, ich dowódca miał trochę oleju w głowie chociaż może nie do końca, trzymając w ekipie totalnych debili trzeba być największym głupkiem powierzając im swoje życie. Zresztą, Johnny też nie był najmądrzejszy. Hunter westchnął pod nosem i ruszył w stronę zgrupowania komandosów.
- Kiedy ruszamy? Gość pewnie zdążył ukraść poszewki z całego hotelu, zrobił sobie z nich linę i spuścił się po niej na ulicę – mruknął ze znużeniem, czego za chwilę pożałował widząc wściekłe spojrzenia zamaskowanych mięśniaków.
- Dobra chłopaki, bo pan detektyw się niecierpliwi. Jazda na górę, a ty najlepiej trzymaj się z tyłu jeśli już koniecznie musisz z nami iść – grupka ruszyła w stronę schodów, a Hunter podreptał posłusznie za nimi, kręcąc głową z politowaniem. Był prawie pewien, że sprawcy już tam nie ma. Niestety, tak to właśnie wygląda. Wyciągnął z kabury pistolet i ruszył za pościgiem.


[3]


Właściwie to nie mógł powiedzieć, że nie lubił detektywa Huntera. Nie mógł też powiedzieć, że go lubił. Stanowił dla niego w pewnym sensie wyzwanie. Pomimo licznych artykułów i zachwytów nad detektywem on uważał go za półgłówka. No i może faktycznie trochę go nie lubił. Ale to tylko i wyłącznie dlatego, że ten nie doceniał jego pracy. Hmm, złe określenie. SZTUKI. Joseph nie znał się na jego sztuce i nie potrafił oddać mu uznania za te cuda, które robił.
Jak komuś mogły się nie podobać całe ściany spryskane … krwią płynącą pod wysokim ciśnieniem? Za każdym razem wychodził inny wzór, wszystko zależało od tego, pod jakim kątem ustawiało się ofiarę i w którym miejscu wbito jej sztylet. Właściwie to nie zawsze korzystał z tych samych narzędzi. Miał ich mnóstwo, a niektóre były tak fascynujące, że nie mógł opanować radości przy ich używaniu. Być może wyglądał wtedy jak wariat, ale nie był świrem. Był artystą.
Od dłuższego czasu miał pewien plan. Nudziły go już kobiety, przeważnie miały mało „farby” i szybko się poddawały, przez co dzieło nie wychodziło tak jak powinno. Dzieci też odpadały, brzydził się nimi.
Zmienił typ ofiar nie tylko ze względu na ilość i ciśnienie krwi. Mężczyźni interesowali go również pod innym względem, z mocno zaciśniętą obrożą na szyi i nożem na jajach robili się naprawdę ulegli. A to chyba kręciło go najbardziej. Niestety problemem było to, że facetów ciężej było łapać. Na szczęście stary patent z tabletkami nadal działał.
Nigdy nie wybierał gejów, brzydził się nimi. Wolał zwykłych facetów, bardziej go pociągali.
Dlaczego obrał sobie na cel Josepha Huntera? Hmm… Bo go chciał.
Chciał widzieć, jak błaga o życie, jak posłusznie wykonuje jego zachcianki, a ostatecznie jak krew z jego tętnicy spryskuje płótno, które przygotował już dawno temu.
Musiał najpierw jednak przyciągnąć go w jakiś sposób, dlatego też wymeldował się z hotelu i zabrał wszystkie potrzebne rzeczy do małego pokoju w kamienicy obok. A później wrócił tam z kilkoma przyrządami, miał plan do wykonania!


[4]


Na klatce prowadzącej na pierwsze piętro odłączyła się od nich dwójka komandosów, mieli pewnie zabezpieczać drzwi. Te niezespawane.
W powietrzu czuło się napięcie wzrastające z każdym stopniem, wszyscy nagle zrobili się dziwnie nerwowi.
Kiedy stanęli przed drzwiami na najwyższe piętro została ich już tylko szóstka, łącznie z detektywem który trzymał się na uboczu. Podczas gdy komandosi rozcinali drzwi on myślał o zebranych informacjach. Niewiele tego było, a nic nie trzymało się kupy. Czuł się prawie tak, jakby zbierał gołymi rękoma papkę z windy, a ona przeciekałaby mu między palcami. Ohyda.
Nagle coś wpadło mu do głowy. Kto powiadomił policję o zabójstwie, skoro ciało pojawiło się w chwili, kiedy wszyscy byli już w budynku? W windzie nie było kamer, więc nikt nie mógł zobaczyć tego na monitoringu. Świadkowie? Przecież nikt nic nie widział. I nagle go olśniło. Nie tylko w przenośni, ale i dosłownie.
Komandosi zdążyli wejść do głównego holu i minąć kilka pokoi, a detektyw jedynie przekroczył próg. I wszystko stało się w jednym czasie. Gdzieś pomiędzy nogami komandosów wybuchł granat ogłuszający, mięśniaki zwalili się szybko na ziemię, a na końcu z ociąganiem zrobił to Joseph trzymając się jedną ręką za pękającą mu głowę, a drugą przyciskając do brzucha, z którego trysnęła krew. No pięknie, ktoś zniszczył jego ulubioną, białą koszulę. A te dwa cholerne naboje zniszczyły mu flaki.
Upadł na twarz krzywiąc się przy tym z bólu zanim z mroku korytarza wyłoniła się samotna postać z niewielkim pistoletem i niebieskimi nausznikami dla robotników.


[5]


Johnny czuł, że zaraz zemdleje. Wszyscy na dole usłyszeli głośny huk i podwójny wystrzał z pistoletu, nie wiadomo było co się tam do cholery stało, kamery wysiadły w chwili wybuchu, a ta najbardziej oddalona była zepsuta.
Nikt nie dawał znaków życia do chwili, kiedy zebrano garstkę komandosów z poprzednich pięter, którzy mieliby sprawdzić co właściwie się stało.
A gdy dostali się na górę to stwierdzili tylko drobne obrażenia u swoich kolegów. I obecność dużej plamy krwi na dywanie. A w końcu brak jednej z osób. Wszyscy zaczęli patrzeć po sobie ze strachem, jednak niczego to nie zmieniało. Josepha Huntera tu nie było i nikt nie wiedział co się z nim stało.


Być może gdyby działała którakolwiek z kamer to ktoś mógłby zauważyć jak zamaskowany mężczyzna wkłada rannego w plastikowy worek na zwłoki i odciąga do jednego z pokoi. Dalej mogliby się tylko domyślać, w pokojach nie było monitoringu. Z pewnością jednak nie wpadliby na to, że pod łóżkiem i dywanem znajdują się małe drzwiczki do pomieszczenia, w którym zmieściłby się człowiek.
Tam właśnie umieszczono plastikowy worek, przy czym najpierw zaklejono dokładnie usta mężczyzny, tą samą srebrną taśmą izolacyjną związano mu ręce za plecami i nogi w kostkach. Zamknięto drzwiczki, położono dywan i przesunięto łóżko.

W chwili, kiedy do tego pokoju dostali się komandosi wszystko wyglądało normalnie. Pokój był pusty, więc ruszyli dalej.  

3 komentarze

  1. [ Zacznę zapewne trochę nietypowo, ale przy pierwszych dwóch bodajże sekcjach śmiałam się na głos, zapewne ze względu na, że narracja, a może też Hunter jest taki bezpośredni. Nazywa wszystko po imieniu.
    Uwielbiam kryminały i czytając ten post czułam się trochę jak podczas czytania kilku książek Simona Becketta, jak Chemia Śmierci i reszta serii. Co dziwne główny bohater nazywa się właśnie Hunter, David Hunter.
    Po przeczytaniu tego już planuję sobie wyizolować trochę czasu na nadrobienie z resztą lektur przez Ciebie pisanych. Także podsumowując czyta się świetnie. Nie wdam się tutaj w dogłębne analizy i tym podobne, ale świetne jest to, że pokazujesz wydarzenie z perspektywy zarówno Huntera jak i mordercy (podobnie jak Beckett). Cóż... chyba tutaj zakończę. Nie mogę się doczekać dalszych losów Josepha. Jeszcze raz świetne, czyta się jednym tchem. ]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Boję się twoich pomysłów! Oczywiście czytało się bardzo przyjemnie, ponieważ narracja Huntera zawsze jest interesująca, ale i tak boję się twoich pomysłów! To było creeeeeeepy :P
    Nie jestem miłośniczką kryminałów, ale twoje czytam chętnie :)]

    OdpowiedzUsuń
  3. [Piszesz świetnie! Po pierwsze wciągnęło mnie to,a to nie lada wyczyn i zaciekawiło. Czułam się jakbym czytała coś rodem z serialu Kości, czy CSI, a jestem tych seriali fanką. Na pewno takiego zakończenia się nie spodziewałam i już bym chciała ciąg dalszy :D]

    OdpowiedzUsuń