Kolejny odcinek z tych
brzydkich, chyba przegiąłem trochę z fabułą.
[1]
Kilkudniowy urlop Huntera dobiegł
końca, co dobitnie obwieścił telefon o czwartej nad ranem. Odwiedził dwa
miejsca zbrodni zanim słońce na dobre pojawiło się na niebie, aż w końcu zaszył
się w małej knajpce z kanapkami na szybkie śniadanie. Dawali paskudną kawę ale
wcale go to nie dziwiło, ciężko było dostać dobrą kawę w Nowym Jorku, nie
stojąc po nią w kolejce dłużej niż kwadrans. Zanim zdążył wziąć drugi łyk
rozdzwonił się telefon. Kolejne wezwanie. Tym razem do starego hotelu w paskudniej
dzielnicy.
-
Nie dadzą człowiekowi zjeść, kurwa – burknął pod nosem, wrzucając jednocześnie
ledwo nadgryzioną kanapkę do śmietnika.
Na miejsce dotarł wyjątkowo szybko,
chyba przyzwyczaił się już do nowojorskiej komunikacji zwłaszcza że jadąc na
miejsce zbrodni złamał z dziesięć przepisów. Na szczęście nie pracował w
drogówce i mógł się łatwo wymówić pokazując odznakę. Czasem musiał skłamać, ale
miał to opracowane do perfekcji i przeważnie udawało mu się uniknąć kontroli.
Hotel wyglądał jak stary burdel,
idealne miejsce do kręcenia horrorów. Hunter widział już sporo takich miejsc.
Szkoda tylko że sprawy, które musiał rozwiązywać nie były jedynie kiepskim
scenariuszem filmu. Już sam hol budynku powodował ciarki na plecach, wysokie
kwiaty w dużych doniczkach, pusta recepcja i długi, czerwony dywan na którego
końcu „stała” winda. Stłoczeni przy niej policjanci dreptali w miejscu,
szepcząc niemrawo między sobą.
- Co tu się dzieje? – Hunter zbiegł
po pięciu schodkach, które dzieliły go od reszty ekipy i rozejrzał się po
zebranych. Z tłumu wyłonił się jego partner, Johnny.
- Wezwałem cię, bo mamy tu mały
kłopot…
- Gdzie zwłoki?
- No bo właśnie to jest ten problem…
- W odpowiedzi Hunter uniósł jedną z brwi, oczekując jakiegoś wyjaśnienia. – Bo
jeszcze nie ma zwłok.
- Jak to nie ma? – Zapytał Joseph po
dłuższej chwili ciszy. – To po cholerę mnie tu wzywacie? Zdążyłbym zjeść
śniadanie i wypić kawę w spokoju i … - monolog przerwał mu brzęczyk oznaczający
przybycie windy. Wszyscy spojrzeli na drzwi, które powoli się rozsunęły. Johnny
i kilku innych policjantów zbladło, a Joseph zaczął przedzierać się bliżej.
- Co to jest, kurwa… - mruknął,
obserwując wnętrze windy upstrzone krwią prawie po sam sufit, by w końcu
zawiesić wzrok na nieruchomej papce leżącej na podłodze. A najgorsze było to,
że papka również go obserwowała. Hunter przełknął ślinę, a obok ktoś
zwymiotował.
[2]
-
Co to było, do kurwy nędzy? – Powtarzał Johnny, który nadal był blady jak
ściana. A całkiem niedawno można powiedzieć że „przywykł” do miejsc zbrodni. Po
tej mielonce z twarzą z pewnością znów będzie miał problemy. Joseph był
wściekły, pomimo tego że nie dotyczyło to jego, a Johnny nie był jego
przyjacielem. Ale był przydatny. Często wykonywał rzeczy, na które Hunter nie miał
czasu lub ochoty, chociaż nie można było tego nazwać brudną robotą. To Joseph
odwalał sam.
Był
pełen podziwu dla właściciela hotelu, kiedy zadał mu już wszystkie pytania,
które chodziły mu po głowie. Od jakiegoś tygodnia zablokowane były drzwi na
ostatnie piętro, więc schodami nie można się było tam dostać. Wyglądały tak,
jakby były zaspawane. CHOLERA. ZASPAWANE. KURWA. Czy ktoś w ogóle ma pojęcie,
co się tu dzieje? Jak ktoś ze spawarką mógł zostać niezauważony przez nikogo?
Została
więc tylko winda. Która była sprawdzana przez techników. Gdyby zapytał, czy
może z niej skorzystać to obrzuciliby go tylko pogardliwym spojrzeniem, nie
przerywając pracy.
Z
drugiej strony, jeśli góra była odcięta i to coś zabito na ostatnim piętrze, a
dopiero później wsadzono to do windy… No tak, cała winda była koszmarnie
upierdolona, więc ktoś, kto to zrobił musiał zmielić ciało w jej wnętrzu. Czyli
równie dobrze mógł zrobić to na którymkolwiek piętrze, przebrać się, zejść na
dół i przyglądać się wszystkiemu pijąc kawę.
Kurwa.
Hunter
przetarł dłonią twarz, rozpisując sobie wszystko w notatniku. A jeśli morderca
nadal był na najwyższym piętrze? Joseph z pewnością miał zamiar wybrać się tam
osobiście i sprawdzić każdy pierdolony pokój. Niestety przybyli komandosi,
których przysłał jego szef i musiał chować się za ich plecami jak dzieciak.
Zajęli się każdym piętrem, mieli szukać … maszynki do mielenia mięsa? Gdy im o
tym mówił, to większość z nich miała miny niedowiarków, a kilku z nich
wzdrygnęło się tylko.
Sam
Hunter zaczekał jednak na ekipę z piłką do metalu, która miała rozpieprzyć
drzwi na najwyższe piętro i wpaść tam z hukiem, demolując wszystko po drodze.
Dlatego też ekipa ta była najliczniejsza. Nie dało się po cichu rozwalić drzwi,
które były przyspawane do futryny. Jakby nie mogli montować drewnianych. Bach i
po sprawie.
Pojawili
się w końcu. Około piętnastu ludzi w kombinezonach, kamizelkach i innych pierdołach,
z ciężką piłą do metalu. Zanim się zorganizowali przeglądając mapy budynku
Joseph zdążył wypić kawę i powygniatać papierowy kubek w bliżej nieokreśloną
masę. Było to jednak o wiele ciekawsze od podsłuchiwania komando. Większość z
nich była jedynie tępymi mięśniakami, ich dowódca miał trochę oleju w
głowie chociaż może nie do końca, trzymając w ekipie totalnych debili trzeba
być największym głupkiem powierzając im swoje życie. Zresztą, Johnny też nie
był najmądrzejszy. Hunter westchnął pod nosem i ruszył w stronę zgrupowania
komandosów.
-
Kiedy ruszamy? Gość pewnie zdążył ukraść poszewki z całego hotelu, zrobił sobie
z nich linę i spuścił się po niej na ulicę – mruknął ze znużeniem, czego za
chwilę pożałował widząc wściekłe spojrzenia zamaskowanych mięśniaków.
-
Dobra chłopaki, bo pan detektyw się niecierpliwi. Jazda na górę, a ty najlepiej
trzymaj się z tyłu jeśli już koniecznie musisz z nami iść – grupka ruszyła w
stronę schodów, a Hunter podreptał posłusznie za nimi, kręcąc głową z
politowaniem. Był prawie pewien, że sprawcy już tam nie ma. Niestety, tak to
właśnie wygląda. Wyciągnął z kabury pistolet i ruszył za pościgiem.
[3]
Właściwie
to nie mógł powiedzieć, że nie lubił detektywa Huntera. Nie mógł też
powiedzieć, że go lubił. Stanowił dla niego w pewnym sensie wyzwanie. Pomimo
licznych artykułów i zachwytów nad detektywem on uważał go za półgłówka. No i
może faktycznie trochę go nie lubił. Ale to tylko i wyłącznie dlatego, że ten nie
doceniał jego pracy. Hmm, złe określenie. SZTUKI. Joseph nie znał się na jego
sztuce i nie potrafił oddać mu uznania za te cuda, które robił.
Jak
komuś mogły się nie podobać całe ściany spryskane … krwią płynącą pod wysokim
ciśnieniem? Za każdym razem wychodził inny wzór, wszystko zależało od tego, pod
jakim kątem ustawiało się ofiarę i w którym miejscu wbito jej sztylet.
Właściwie to nie zawsze korzystał z tych samych narzędzi. Miał ich mnóstwo, a
niektóre były tak fascynujące, że nie mógł opanować radości przy ich używaniu.
Być może wyglądał wtedy jak wariat, ale nie był świrem. Był artystą.
Od
dłuższego czasu miał pewien plan. Nudziły go już kobiety, przeważnie miały mało
„farby” i szybko się poddawały, przez co dzieło nie wychodziło tak jak powinno.
Dzieci też odpadały, brzydził się nimi.
Zmienił
typ ofiar nie tylko ze względu na ilość i ciśnienie krwi. Mężczyźni
interesowali go również pod innym względem, z mocno zaciśniętą obrożą na szyi i
nożem na jajach robili się naprawdę ulegli. A to chyba kręciło go najbardziej.
Niestety problemem było to, że facetów ciężej było łapać. Na szczęście stary
patent z tabletkami nadal działał.
Nigdy
nie wybierał gejów, brzydził się nimi. Wolał zwykłych facetów, bardziej go
pociągali.
Dlaczego
obrał sobie na cel Josepha Huntera? Hmm… Bo go chciał.
Chciał
widzieć, jak błaga o życie, jak posłusznie wykonuje jego zachcianki, a
ostatecznie jak krew z jego tętnicy spryskuje płótno, które przygotował już
dawno temu.
Musiał
najpierw jednak przyciągnąć go w jakiś sposób, dlatego też wymeldował się z
hotelu i zabrał wszystkie potrzebne rzeczy do małego pokoju w kamienicy obok. A
później wrócił tam z kilkoma przyrządami, miał plan do wykonania!
[4]
Na
klatce prowadzącej na pierwsze piętro odłączyła się od nich dwójka komandosów,
mieli pewnie zabezpieczać drzwi. Te niezespawane.
W
powietrzu czuło się napięcie wzrastające z każdym stopniem, wszyscy nagle
zrobili się dziwnie nerwowi.
Kiedy
stanęli przed drzwiami na najwyższe piętro została ich już tylko szóstka,
łącznie z detektywem który trzymał się na uboczu. Podczas gdy komandosi
rozcinali drzwi on myślał o zebranych informacjach. Niewiele tego było, a nic
nie trzymało się kupy. Czuł się prawie tak, jakby zbierał gołymi rękoma papkę z
windy, a ona przeciekałaby mu między palcami. Ohyda.
Nagle
coś wpadło mu do głowy. Kto powiadomił policję o zabójstwie, skoro ciało
pojawiło się w chwili, kiedy wszyscy byli już w budynku? W windzie nie było
kamer, więc nikt nie mógł zobaczyć tego na monitoringu. Świadkowie? Przecież
nikt nic nie widział. I nagle go olśniło. Nie tylko w przenośni, ale i
dosłownie.
Komandosi
zdążyli wejść do głównego holu i minąć kilka pokoi, a detektyw jedynie
przekroczył próg. I wszystko stało się w jednym czasie. Gdzieś pomiędzy nogami
komandosów wybuchł granat ogłuszający, mięśniaki zwalili się szybko na ziemię,
a na końcu z ociąganiem zrobił to Joseph trzymając się jedną ręką za pękającą
mu głowę, a drugą przyciskając do brzucha, z którego trysnęła krew. No pięknie,
ktoś zniszczył jego ulubioną, białą koszulę. A te dwa cholerne naboje
zniszczyły mu flaki.
Upadł
na twarz krzywiąc się przy tym z bólu zanim z mroku korytarza wyłoniła się
samotna postać z niewielkim pistoletem i niebieskimi nausznikami dla
robotników.
[5]
Johnny
czuł, że zaraz zemdleje. Wszyscy na dole usłyszeli głośny huk i podwójny
wystrzał z pistoletu, nie wiadomo było co się tam do cholery stało, kamery
wysiadły w chwili wybuchu, a ta najbardziej oddalona była zepsuta.
Nikt
nie dawał znaków życia do chwili, kiedy zebrano garstkę komandosów z
poprzednich pięter, którzy mieliby sprawdzić co właściwie się stało.
A
gdy dostali się na górę to stwierdzili tylko drobne obrażenia u swoich kolegów.
I obecność dużej plamy krwi na dywanie. A w końcu brak jednej z osób. Wszyscy
zaczęli patrzeć po sobie ze strachem, jednak niczego to nie zmieniało. Josepha
Huntera tu nie było i nikt nie wiedział co się z nim stało.
Być
może gdyby działała którakolwiek z kamer to ktoś mógłby zauważyć jak
zamaskowany mężczyzna wkłada rannego w plastikowy worek na zwłoki i odciąga do
jednego z pokoi. Dalej mogliby się tylko domyślać, w pokojach nie było
monitoringu. Z pewnością jednak nie wpadliby na to, że pod łóżkiem i dywanem
znajdują się małe drzwiczki do pomieszczenia, w którym zmieściłby się człowiek.
Tam
właśnie umieszczono plastikowy worek, przy czym najpierw zaklejono dokładnie
usta mężczyzny, tą samą srebrną taśmą izolacyjną związano mu ręce za plecami i
nogi w kostkach. Zamknięto drzwiczki, położono dywan i przesunięto łóżko.
W
chwili, kiedy do tego pokoju dostali się komandosi wszystko wyglądało
normalnie. Pokój był pusty, więc ruszyli dalej.
[ Zacznę zapewne trochę nietypowo, ale przy pierwszych dwóch bodajże sekcjach śmiałam się na głos, zapewne ze względu na, że narracja, a może też Hunter jest taki bezpośredni. Nazywa wszystko po imieniu.
OdpowiedzUsuńUwielbiam kryminały i czytając ten post czułam się trochę jak podczas czytania kilku książek Simona Becketta, jak Chemia Śmierci i reszta serii. Co dziwne główny bohater nazywa się właśnie Hunter, David Hunter.
Po przeczytaniu tego już planuję sobie wyizolować trochę czasu na nadrobienie z resztą lektur przez Ciebie pisanych. Także podsumowując czyta się świetnie. Nie wdam się tutaj w dogłębne analizy i tym podobne, ale świetne jest to, że pokazujesz wydarzenie z perspektywy zarówno Huntera jak i mordercy (podobnie jak Beckett). Cóż... chyba tutaj zakończę. Nie mogę się doczekać dalszych losów Josepha. Jeszcze raz świetne, czyta się jednym tchem. ]
[Boję się twoich pomysłów! Oczywiście czytało się bardzo przyjemnie, ponieważ narracja Huntera zawsze jest interesująca, ale i tak boję się twoich pomysłów! To było creeeeeeepy :P
OdpowiedzUsuńNie jestem miłośniczką kryminałów, ale twoje czytam chętnie :)]
[Piszesz świetnie! Po pierwsze wciągnęło mnie to,a to nie lada wyczyn i zaciekawiło. Czułam się jakbym czytała coś rodem z serialu Kości, czy CSI, a jestem tych seriali fanką. Na pewno takiego zakończenia się nie spodziewałam i już bym chciała ciąg dalszy :D]
OdpowiedzUsuń