Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

2005. Dentysta sadysta.

Robiło się coraz jaśniej. Mlecznobiała mgła zaczynała się powoli rozmywać ukazując szare, kamienne nagrobki w otoczeniu ciemnych drzew. Nie miała pojęcia co robi na cmentarzu. Nieopodal dostrzegła liczne zgromadzenie. Odbywał się czyjś pogrzeb. Podeszła bliżej, ale nie rozpoznawała żadnej twarzy. Czuła się nieswojo. W końcu dostrzegła kogoś znajomego. Stał po drugiej stronie niewielkiej trumny, która nie była jeszcze zakopana. Z rozmyśleń wyrwała ją mowa pogrzebowa.
- Zebraliśmy się tu aby pożegnać starego przyjaciela Iana. – zaczął pracownik domu pogrzebowego. Usilnie próbowała przypomnieć sobie jakiegoś Iana aż zorientowała się, że to właśnie do Iana należała ta znajoma twarz, którą przed chwilą dostrzegła. Nie znała go za dobrze, ale przynajmniej kojarzyła, w przeciwieństwie do tej całej scenerii.
- Znali się od kiedy skończył dwanaście lat i choć ich początki bywały bolesne, to dzielnie służył mu przez resztę swojego życia, wielokrotnie radząc sobie z niejednym trudnym orzechem do zgryzienia. – dodał z żałobnym wyrazem twarzy mówca. W tym samym czasie poczuła na sobie dziwne spojrzenie Iana. Było intensywne i gniewne. Coś jednocześnie podpowiadało jej uciekać, ale i zostać by dowiedzieć się o co chodzi. Nie wiedziała dlaczego był na nią zły. W zaistniałej sytuacji można wręcz nawet stwierdzić, że śmiertelnie zły.
- Był jeszcze taki młody. – po chwili milczenia wydusił z siebie Ian. - Ale nie, chciałaś wymienić go na lepszy model. – dodał jadowicie aż przeszły ją ciarki. Wyraźnie czuła, że jego słowa są kierowane do niej. Obwiniał ją o morderstwo? Zmieszała się. Kompletnie nie mogła sobie przypomnieć tego, kto niby miałby stać się jej ofiarą. Przecież była niewinna. Prawda?
- Uznałaś, że się psuł i źle na mnie wpływał. Niby zaszło to tak daleko, że nic nie mogło go już uratować. Było za późno, a ja tylko dalej bym cierpiał. – powiedział ściszając swój przepełniony bólem głos. Zmarszczyła brwi w jeszcze większej dezorientacji. Nie znała jego znajomych. Jak i samego Iana. Nie wyglądało to jednak na jakiś żart. On był przeraźliwie poważny.
- Zabiłaś go! – krzyknął robiąc krok w jej stronę, a ona tym samym krok w tył. - Stał się taki siny. W dodatku nie chciałaś dać mi czasu by się z nim pożegnać. Bo niby dalej byłoby to dla mnie toksyczne. Stwierdziłaś, że tak łatwo można zastąpić starego przyjaciela czymś nowym, co nawet nie należy do mnie. Tamten nie chciał nic w zamian. On był prawdziwy, a za tą nową „przyjaźń” muszę jeszcze płacić. A ból nie minął. Nie mogę spać, nie mogę jeść. Mój drogi, drugi przedtrzonowcu… - rzekł z obłąkanym spojrzeniem robiąc kolejny krok w jej stronę by po chwili, nienaturalnie szybko znaleźć się tuż przed nią. Była zszokowana.
- Nie… To niemożliwe… - pokręciła głową. -  To jakiś koszmar. To nie miał być drugi przedtrzonowiec! Przecież kanałowo leczyłam pierwszego trzonowca! – odpowiedziała stanowczo. Nie mogła się przecież aż tak pomylić.
-  Jesteś pewna? – spytał patrząc na nią szalonym wzrokiem spode łba i otworzył buzię ukazując jej błąd. Jego twarz zaczęła niebezpiecznie szybko się do niej zbliżać stając się coraz większa i większa, aż miała wrażenie, że zaraz ją pochłonie i znajdzie się jak Pinokio z Dżepettem we wnętrzu wieloryba.
- Aaaaaa!!! – krzyknęła zrywając się z łóżka. – Durny koszmar. – skomentowała pomrukując i przenosząc wzrok na zegarek. – Durny, ale przynajmniej mnie obudził. – dodała widząc, że nie ma zbyt wiele czasu.

W korytarzu czekało już kilku pacjentów. Większość z nich widocznie nie śpieszyła się na fotel. Jeden z nadmierną uprzejmością przepuszczał drugiego byleby tylko odłożyć swoją kolej na później, jak gdyby chcąc dać sobie więcej czasu by być może pożegnać się z rodziną czy spisać testament. Wizyta u stomatologa u wielu wywoływała panikę. Zresztą często i słusznie. Czasem wyglądało to tak jakby dentysta wybierał się bardziej na ryby, naprawę samochodu czy remont mieszkania. Dziwne wiertełka, kleszcze, haki, skalpele, igły, oślepiająca lampa. Istny fotel tortur. Aż ciśnie się na myśl pytanie: „Czy oby wyjdę stamtąd żywy?”. Brakowało tylko jeszcze czegoś do skrępowania kończyn delikwenta by nie mógł ruszyć ani ręką ani nogą. Do tego oczywiście stomatolog – kwalifikowany kat w fartuchu z przyłbicą by krew nie opryskała jego twarzy.
Zaprosiła na fotel pierwszą osobę. Lary był młodym mężczyzną aktualnie przypominającym pandę bądź szopa pracza, który zapewne posiadał dwie wersje tego co mu się stało. Tą oficjalną i tą prawdziwą. Miał opuchniętą twarz i dwie śliwy pod oczami. Bardzo malowniczy widok, aż mienił się kolorami.
- Wiem co pani teraz sobie o mnie myśli. – wymamrotał stając się jeszcze bardziej czerwony. Widocznie był zawstydzony. Na jego miejscu pewnie nie czułaby się lepiej, a raz miała okazję przekonać się jak to jest mieć podbite oko. Mimo wszystko dobrze to wspomina, bo przeciwnik miał podbite i drugie do kompletu. Dzieci czasem lubią się tłuc, to je uspokaja. Z resztą nie tylko dzieci.
- Wątpię. – odpowiedziała z minimalnym uśmiechem. Właściwie to było jej go trochę szkoda.
- Przewróciłem się na chodniku… - zaczął, ale widząc iż jego historia nie brzmi jeszcze jak powinna zaraz się poprawił. – Szedłem sobie aż tu nagle patrzę płytka, a ona na mnie i w jedno oko i w drugie oko i… I w zęby. Może trudno w to uwierzyć, ale przed tym zajściem miałem ich więcej. – dodał sepleniąc, choć i tak bardzo dobrze sobie radził. Widząc jej rozbawione spojrzenie, a następnie minę, która wyraźnie poddawała wątpliwości ową opowieść westchnął poddając się.
- Wiem, ciężko w to uwierzyć, dlatego to ubarwię. Wydarzyła się bójka.
- Jak to mówi słynne powiedzenie: Gdzie dwóch się bije tam dentysta korzysta. – odparła z lekkim uśmiechem. Nie zamierzała go oceniać ani ciągnąć za język. Wolała obrócić to w żart, jak on.
- Właściwie było nas trzech. – dodał z szerokim uśmiechem ukazując swój problem. Rozchwiany górny siekacz przyśrodkowy, brak bocznego. Wyglądał doprawdy uroczo. Wiedziała tylko, że nie może się zaśmiać. Jego to z pewnością nie śmieszyło. Widząc jej minę zaraz przysłonił uzębienie wargami.
- Jeszcze lepiej. Wszyscy tu są? Powinnam wam podziękować, bo dajecie nam pracę. – rzuciła poklepując go po ramieniu, po czym zaczęła zakładać rękawiczki.
- Przykro mi, ale tylko ja. A więc to pani będzie dziś moim oprawcą? – rzekł już bardziej pewny siebie. Krótka rozmowa przeważnie pomagała się im uspokoić i rozluźnić, a to bardzo pomagało jej w pracy. Nie było bowiem nic gorszego niż przerażony pacjent. Tacy mogą zrobić wiele dziwnych rzeczy jak, na przykład ugryźć, a nie wiadomo czy był szczepiony. Stomatolog to w gruncie rzeczy nie jest taki bezpieczny zawód.
- Oprawcą? Robimy bez znieczulenia? – spytała z uśmiechem zabawnie poruszając brwiami. Wyglądała tak jakby naprawdę lubiła się pastwić nad tymi biednymi ludźmi. Wbrew pozorom nie sprawiało jej to przyjemności. Lary szybko pokręcił przecząco głową szukając na wszelki wypadek drogi, którą mógłby się ewakuować. Jeszcze nie było za późno. Jeszcze mógł wziąć nogi za pas.
- Dobrze. Proszę powiedzieć ‘Aaa…”. – poleciła by dokładnie obejrzeć zęby. Pacjent dostał znieczulenie. Rozchwianą jedynkę wprowadziła na swoje miejsce. Przymocowała ją szyną do stabilnie osadzonych zębów i rozpoczęła leczenie endodontyczne. Z dwójką było trochę gorzej. Lary nie znalazł jej po bójce. Jeśli znajdzie pod poduszką jakiś pieniążek może śmiało podejrzewać, że podwędziła go Wróżka Zębuszka. Mimo wszystko tą transakcję Ian raczej uzna za niezbyt udaną. Pozostawało mu więc wstawienie implantu bądź wybicie dodatkowo czterech zębów i częściowa proteza, która była tańsza. Mężczyzna wolał mieć jednak gest i więcej własnych zębów, co było do przewidzenia. Teraz musiał umówić się na kolejną wizytę. Jeszcze czterech pacjentów i była wolna.

Nie była pewna czy wyjazd do Nowego Yorku okaże się dobrą decyzją, ale zaczynanie czegoś nowego okazało się łatwiejsze niż pozostanie w starym. Przynajmniej czuła, że nie stoi już w miejscu, że ruszyła na przód, gdziekolwiek ten przód miał się znajdować. Każda zmiana była jak element domino, który przy lekkim skinieniu palca pociągał za sobą kolejny ciąg zdarzeń prowadząc do różnych dziwnych zakrętów.
Dajmy na to, zawsze chciała mieć psa, ale jej rodzinie nigdy to nie odpowiadało. Później tak bardzo przywykła do myśli, że zawsze będzie go chciała i nigdy nie będzie go miała aż ją porzuciła. Do czasu. Do czasu, kiedy pewnego deszczowego dnia była świadkiem potrącenia przez samochód pewnego sierściucha. Samochód nawet się nie zatrzymał. Po prostu odjechał. Pies żył. Podnosił głowę, ale nie mógł wstać. Podbiegła do niego. Nie miał obroży. Jego ciało w zetknięciu z jej zimną dłonią wydało się lodowate. To nie był dobry znak. Trząsł się. Skomląc marszczył skórę na nosie ukazując jednocześnie białe ząbki. Być może górę wzięło zboczenie zawodowe i właśnie to ją w nim urzekło, a może to te spojrzenie, które jednocześnie prosiło o pomoc i kazało trzymać się na dystans, często jak jej własne. To, że go tam nie zostawi było bardziej niż pewne.
- No już… - powiedziała w zmartwieniu marszcząc brwi. – Ty mnie nie dziabniesz, a ja… - pomijając już ten niezwykle interesujący monolog, po którym poczuła się odrobinę pewniej, ostrożnie wzięła go na ręce by zanieść go do weterynarza. Tam ku jej własnemu zdziwieniu dowiedziała się, że pies należy do niej i wabi się Batman, w co nawet papuga z gabinetu nie mogła na początku uwierzyć wydając z siebie skrzeczące, jakże pełne wątpliwości pytanie:
- Naprawdę?
Ale czy nie była już wystarczająco duża by spełnić swoje dziecięce marzenie samodzielnie? Tak więc od niedawna posiadała psa, który powoli zaczynał chodzić, wdrapywać się tam gdzie nie powinien, gryźć to co nie było przeznaczone do gryzienia, brudzić, gubić sierść i pożerać podejrzanie spore ilości żywności jak na swoje rozmiary. Ale jak to mówią, wrzód na tyłku, ale swój.
Pomału, wielkimi kroczkami przystosowywała się. Widziała tu kawałek przyszłości. Nie wiedziała jeszcze jak duży, ale dobrze jest widzieć cokolwiek, kiedy przeważnie błądzi się w ciemnościach.


[Trochę tego wyszło, jak na mnie. Jakieś takie trzy zlepki. Nie wiem czy ktoś zdecyduje się to przeczytać, ale jeśli tak, to mam nadzieję, że chociaż raz się uśmiechnie. Jak i przy piosence z Gandalfem w teledysku :D To taka mała odmiana po tym, co napisałam poprzednio. Tak więc, wielkie dzięki dla czytających. Niech moc będzie z Wami :)]

5 komentarzy

  1. [Przeczytane! Przyznam szczerze, początek nieco mnie zaniepokoił, lecz szybko przyszło mi na myśl, że to pewnie sen. Niemniej, byłam w nim chyba tak samo zagubiona jak Lisa :D
    Coś mi się wydaje, że Ty na tej stomatologii dość dobrze się znasz. Albo dużo sobie o niej poczytałaś. Bo choć ja przez 1,5 roku nosiłam aparat na ząbkach, to nigdy nie poznałam takich ciekawych i profesjonalnych nazw ^^
    Tym oto sposobem moc jest ze mną i czekam na kolejny post w Twoim wykonaniu ;)]

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też przeczytałam. Może faktycznie nie powinnam zostawiać na ostatnią chwilę, ale ostatnimi czasy cierpię na wenobrak, nie umiem ani napisać swojej notki, ani skomentować sensownie notek innych autorów :/. Ale przykro, kiedy tak post wisi bez komentarzy, zwłaszcza że wcale nie był zły. Ta początkowa scena nieco mnie zdziwiła, ale potem okazało się, że to jednak tylko dziwny sen ^^. Ciekawy motyw. I widać zboczenia zawodowe. Też muszę przyznać, że znasz dużo terminów i w miarę ogarniasz realia pracy swojej postaci. To dobrze, bo dodaje więcej wiarygodności. Gorzej, kiedy się brać za pisanie o czymś, o czym się nie ma zielonego pojęcia. Rozbawił mnie natomiast ten dialog z mężczyzną, który wdał się w bójkę i niezbyt chciał się do tego przyznać ^^. To był chyba najzabawniejszy punkt tej notki :). Fajna była też scena ze znalezieniem psa. Ogólnie post wypadł całkiem dobrze, choć był krótki ^^.]

    OdpowiedzUsuń
  3. [Dzięki ;) Wiem, dziwaczne to, ale jakoś tak przypętał się mi się taki pomysł z tym martwym ząbkiem i wyszło jak wyszło. Chciałam napisać coś na ten temat by w jakiś sposób pokazać, że każda praca może być poniekąd interesująca, że to nie jest epitet przypisany jedynie dla wyróżnionych zawodów. No i znam się trochę na temacie, takie ząbkowe studia ;P W sumie to się nie zastanawiałam czy użyłam jakoś dużo takich zawodowych terminów, ale może ja już jestem z nimi oswojona i dlatego ich nawet nie zauważam.
    Dla mnie post był długi ;D Rzadko piszę coś tej długości do opublikowania, bo sądzę, że w moim wykonaniu to jeszcze bardziej zniechęca.]

    OdpowiedzUsuń
  4. No, w sumie tak ^^. Raczej rzadko kto decyduje się na taki zawód dla postaci, więc to raczej niespotykane ^^. Tak właśnie myślałam, że pewnie masz więcej do czynienia z tematem, skoro zarzucasz terminami.
    To jest długi post? Heh xDD. Ale mi nawet mój się wydawał krótki (ten poprzedni, bo nowy dopiero się tworzy). A miał 13 stron :).
    Wgl dzięki przeczytaniu tej notki troszkę odblokowałam się i wreszcie ruszyłam swój post xDD.
    ps. Napisałam do ciebie :).

    OdpowiedzUsuń
  5. [A szkoda, bo wszystko można przedstawić w ciekawy sposób, zależy od podejścia, choć ja nie twierdzę, że to się mi udało. Mam nadzieję w takim razie, że nie przesadziłam z tymi terminami i dało się wszystko zrozumieć.
    13... No to ładnie. Jeszcze takich chyba nie widziałam. I też bym miała problem z napisaniem takiego opowiadania, choć jakbym wiedziała, co tam chcę napisać i wena okazała się łaskawa... Tak, więc powodzenia z tym :)
    Cieszę się ;)
    P.S. Odpisałam.]

    OdpowiedzUsuń