Klimat panujący w Arizonie bardzo przypadł Inez do gustu. W końcu jak to ciepłolubne stworzenie mogłoby być niezadowolone z temperatur przekraczających trzydzieści stopni Celsjusza, i to w zimowych miesiącach? Choć trzeba przyznać, że w pierwszych tygodniach pobytu w Phoenix wysokie temperatury, od których nie było wytchnienia nawet nocą, dały Grant nieco popalić, wpędzając ją w ciągłe zmęczenie i zmuszając do wlewania w siebie znacznie większych ilości wody, niż dotychczas. Wszystko jednak pozostawało kwestią przyzwyczajenia i kiedy tylko organizm dostosował się do zupełnie nowej dla niego sytuacji, Inez odzyskała dawny, tak charakterystyczny dla niej wigor i szybko uzupełniła swoją garderobę o zdecydowanie lżejsze ubrania. Dodatkowo całym sercem pokochała ciepłe i duszne wieczory, którymi niestety nie mogłaby się cieszyć o tej porze w Nowym Jorku i chętnie wybierała się na późne spacery, rozkoszując się ciepłymi podmuchami wiatru muskającymi odsłoniętą skórę. Słowem, potrzebowała bardzo niewiele czasu, by zakochać się w nowym miejscu, do którego wygnała ją praca.
Phoenix pod względem rozmiarów nie przegrywało w przedbiegach z Nowym Jorkiem, wręcz przeciwnie, jako szóste miasto co do wielkości w Stanach Zjednoczonych miało bardzo wiele do zaoferowania i Inez obawiała się, że do końca swojego pobytu tutaj nie zdoła poznać wszystkich jego atrakcji, tym bardziej, że nowa praca okazała się bardzo absorbująca i czasochłonna. Grant nie podejrzewała nawet, że tak się w to wszystko wciągnie, że tak bardzo pochłonie ją w głównej mierze, nie ukrywajmy, papierkowa robota. Sama się sobie dziwiła, że aż tak się zaangażowała, lecz szybko znalazła wyjaśnienie – po prostu od dawna potrzebowała nowych wyzwań i teraz wreszcie miała je przed sobą, mogła się z nimi zmierzyć i z tego powodu chciała dać z siebie sto procent, jeśli nie więcej. Pozyskiwanie nowych klientów wymagało ogromnego nagimnastykowania się, tak samo przedstawienie produktu w jak najlepszym świetle nie było łatwym zadaniem, nie mówiąc już o tym, by udowodnić, że to akurat nasz produkt jest lepszy od innych. Inez jednak dziwnym trafem z łatwością się w tym odnalazła, a jej kompletny brak trudności w nawiązywaniu kontaktów był niesamowicie pomocny w tym zawodzie. Może szło jej tak dobrze także ze względu na nastawienie? Grant od początku była podekscytowana i gotowa do działania, pełna zapału, a przy okazji chciała się sprawdzić i udowodnić sobie, że może sobie radzić na wielu płaszczyznach. Wszystko to złożyło się na spektakularny sukces nie tyle nowo otwartej fili firmy, co samej Inez, która odżyła i po raz pierwszy od dawna zaczęła oddychać pełną piersią, czując, że wreszcie posuwa się na przód, że się rozwija, że ma cel do zrealizowania. I jeśli to tylko możliwe, to dzięki temu stała się jeszcze bardziej radosna niż dotychczas.
— Kapelutku, nie! — fuknęła Inez, zgarniając z łóżka czarną sukienkę, jeszcze niewyprasowaną, na której kocur właśnie zamierzał się położyć. Ku niezadowoleniu kota, sukienka powędrowała w bezpieczne miejsce i została przewieszona przez otwarte drzwi szafy, blondynka zaś przemknęła obok ustawionego w rogu pokoju dużego lustra i nagle, jakby tknięta dziwnym przeczuciem, zatrzymała się i cofnęła, by na dłuższą chwilę stanąć przed gładką taflą ukazującą jej odbicie.
Nie zmieniła się wiele w przeciągu tych pięciu miesięcy spędzonych w Phoenix. Jej skóra tak często eksponowana na słońce zdążyła ładnie i delikatnie zbrązowieć, co nie miało już nic wspólnego z początkowym niemalże nieustannym spiekaniem się na raczka. Z kolei na twarzy Inez pojawiło się zacne grono piegów, czego blondynka się spodziewała, zważywszy na swoją jasną karnację, lecz nie była przygotowana na aż taką ilość tych drobnych gości. Niemniej, ostatecznie swoje piegi polubiła. Poza tym ani nie schudła, ani nie przytyła, nie dokonała też innych radykalnych zmian w swoim wyglądzie. A mimo to wyglądała jakoś tak… inaczej, co też sama zauważyła, stojąc przed lustrem i przyglądając się swojemu odbiciu z zainteresowaniem. Mimo lekko zmarszczonych brwi i przymrużonych oczu prezentowała się świeżo i promiennie, i to właśnie było tą drobną, ale w ostatecznym rozrachunku jak ważną zmianą. W Nowym Jorku… W Nowym Jorku wydawało jej się, że zgubiła gdzieś tą prostą radość życia, która nie miała nic wspólnego z tym, że wciąż tryskała humorem. Tutaj tą radość odzyskała i widać to było nawet w odbiciu w lustrze, które teraz uśmiechało się do Inez wesoło, zaraz jednak zrobiło krok w bok i zniknęło, małpując ruch blondynki, która przypomniała sobie, że jeśli się nie pośpieszy, to spóźni się na ważne spotkanie i pomknęła do łazienki.
* * *
— Wiesz, Chase… Chyba wreszcie stałam się taką kobietą, jaką zawsze chciałam być… — stwierdziła Inez, nieco mocniej przyciskając telefon komórkowy do zaczerwienionego od trwającej już trochę rozmowy ucha. Wyciągnięte przed siebie opalone nogi skrzyżowała, przyglądając im się z jawnym zadowoleniem, bo też muśnięte brązem kończyny wydawały się zdecydowanie smuklejsze i prezentowały się o niebo lepiej niż przez większą część roku, kiedy to raziły bladością.
— Tak… A jaką dokładnie? — spytał blondyn z przekąsem, jak zwykle chcąc nieco podenerwować przyjaciółkę. — Poczekaj, zaraz mi powiesz. Za pięć minut będę w domu, przerzucimy się na Skype’a,** okej? Będzie wygodniej.
— Chciałeś chyba powiedzieć, że łatwiej ci będzie mi podokuczać. Ale niech ci będzie. To pa! — zawołała i rozłączyła się, z niejaką ulgą przestając przyciskać aparat do twarzy. Korzystając z chwili wolnego, wstała z kanapy i przeciągnęła się, wydając przy tym dość osobliwe dźwięki przypominające ni to jęczenie, ni to mruczenie, a ulokowane gdzieś pomiędzy, będąc tym samym trudnymi do określenia. Miała za sobą pracowity dzień. Ośmiogodzinny dzień pracy spędzony w biurze poprzeplatany był wizytami klientów lub wyjazdami do nich i mimo lekkiego znużenia Inez nie czuła się wymęczona do granic możliwości, a usatysfakcjonowana, gdyż udało jej się podpisać kilka nowych umów. Nadal nie mogła nadziwić się, ile radości sprawiała jej nowa praca, będąca dla niej jednym wielkim wyzwaniem. Niemniej, Inez nie zamierzała spocząć na laurach i już po powrocie do Nowego Jorku zamierzała postawić na swój rozwój, czując się niemalże tak, jakby znowu była młódką dopiero co rozpoczynającą samodzielne życie. Po głowie chodziły jej studia, kurs prawa jazdy i może jakiś nowy język obcy? Uśmiechnęła się do siebie na tą myśl i lekko pokręciła głową.
— Jak to dobrze wyjść z życiowego zakrętu! — mruknęła do siebie, a po części także do Leona siedzącego na kuchennym blacie, który na widok swojej pani, silnej, niezależnej kobiety miauknął cicho, tak na wszelki wypadek, gdyby nie został zauważony.
— Nie dostaniesz jeść, grubasie! — fuknęła Inez, nastawiając wodę na herbatę. — Lepiej idź już spać — stwierdziła i skrzywiła się, bo kot podszedł do niej i ocierając się o nią, ogonem sięgnął nosa, rude futro wpychając do nozdrzy kobiety, co oczywiście powodowało łaskotanie. Jeszcze przez kilka chwil próbował wyprosić coś dobrego, lecz wraz z cichym pstryknięciem czajnika elektrycznego oznajmiającym, że woda się zagotowała, zeskoczył z blatu i prawdopodobnie poszedł zastosować się do wcześniejszego polecenia blondynki. Ta zaś zalała herbatę i wróciła do salonu, do którego następnie przeniosła wysłużonego już laptopa i rozsiadłszy się wygodnie na kanapie, czekała na połączenie od Chase’a, dla zabicia czasu wpatrując się w ekran szumiącego cicho, niemalże jedynie w tle telewizora, który jednocześnie był jedynym źródłem światła w pokoju. Wreszcie przyjaciel zdecydował się na połączenie i po kliknięciu na odpowiednią ikonkę Grant mogła zobaczyć ratownika medycznego może nie w całej jego okazałości, lecz widok uśmiechniętej twarzy mężczyzny w zupełności jej wystarczył.
— Co ty, prądu nie masz? Zapal światło, bo nic nie widzę! — ofuknął ją na powitanie i ugryzł kanapkę.
— Komary mi nalecą, a jak zamknę okno, to się uduszę — odparła i w pełni korzystając z tego, że teraz Chase ją widzi, pokazała mu język. Albo nie widzi, jak to blondyn sam przed chwilą stwierdził. Tak czy siak, nawet o tej porze roku w Phoenix było ciepło i Inez wcale nie przesadzała. Co prawda noce były zdecydowanie chłodniejsze od dni, ale tylko po zachodzie słońca można było odetchnąć i nacieszyć się lekkim chłodem, z czego blondynka nie zamierzała rezygnować. Tak czy siak, po marudzeniu przyjaciela zamknęła okno, zapaliła światło i przytargała do salonu wiatrak, który włączyła, od razu ustawiając go na najwyższe obroty.
— Lepiej? — rzuciła, udając niezadowoloną i ponownie rozsiadła się na kanapie, przysuwając się do ułożonego na stoliku laptopa.
— Zdecydowanie! Mogę podziwiać twoją opaloną buzię! O, nawet widzę, że skóra ci z nosa złazi! Dobra, to jaką to kobietą się stałaś? — spytał Chase, wracając do wcześniejszego tematu ich rozmowy i sięgnął po kolejną kanapkę, i mimo tego, że pochłaniał ją bardzo łapczywie, z zainteresowaniem wpatrywał się w kamerkę, a przez to i w samą Inez.
— Sama nie wiem, jak to dokładnie opisać… — przyznała Inez i uciekła wzrokiem gdzieś w bok, ewidentnie zastanawiając się nad odpowiednimi słowami. Przez to zamilkła na dłużej, ale blondynowi widocznemu na ekranie laptopa wcale to nie przeszkadzało, gdyż w spokoju zajął się konsumpcją kanapek, których przygotował sobie cały stosik.
— Zacznę może od dość powierzchownych spraw — podjęła i zabawnie poruszyła brwiami, czując się jak profesor, który zaraz miał rozpocząć wykład. Mimo to nim podjęła temat, na jej twarz powrócił wyraz lekkiego zamyślenia. — Przede wszystkim wydaje mi się, że jestem bardziej kobieca… — zaczęła ostrożnie i jako że mimowolnie wciąż wpatrywała się w stojącą po lewej szafkę, to teraz zerknęła na laptopa, chcąc upewnić się, że Chase jej nie wyśmieje. Na szczęście nic na to nie wskazywało, ratownik medyczny w spokoju przeżuwał kolację, cierpliwie czekając, aż blondynka rozwinie wypowiedź.
— Wiesz, wszyscy wiedzą, że jestem niesamowicie radosna i pozytywna, taka już moja natura, ale do niedawna miałam wrażenie, że jestem w tym wszystkim tak jakby… dziecinna? I dlatego niektórzy traktowali mnie niepoważnie. A teraz to się zmieniło. Chyba twarde biznesowe reguły wymusiły na mnie takie zmiany — stwierdziła i zaśmiała się wesoło, jak stara dobra Inez, którą przecież wciąż była.
— Teraz z ciebie jest pani bizneswoman, z którą strach zadzierać! — zawołał Chase, skończywszy akurat pałaszowanie kanapki z szynką i pomidorem. — Ale chyba masz rację. Na pierwszy rzut oka ciężko stwierdzić, co się zmieniło, ale coś na pewno, czułem to chociażby w rozmowach przez telefon. I co jeszcze?
— Na pewno jestem bardziej pewna siebie. Wreszcie wiem, czego chcę. Zniknęło to paskudne uczucie niezdecydowania i zagubienia, które towarzyszyło mi w Nowym Jorku. I bez niego czuję się tak lekko! Po prostu wreszcie wzięłam moje życie w swoje ręce i robię z nim, to co chcę, zamiast nie robić nic i tylko biernie się przyglądać. I to jest świetne, nie wiesz nawet, jak bardzo to nakręca do działania. Już nie stoję w miejscu, tylko brnę na przód, chcę się rozwijać. Dbam o siebie! Wcześniej zaczynałam popadać w takie otępienie, tak bardzo wszystko było mi obojętne, że po prysznicu nie chciało mi się nałożyć głupiego balsamu, a włosy straszyły ciemnymi odrostami. A teraz? Proszę! — zawołała i wyciągnęła w stronę monitora wypielęgnowane dłonie z zadbanymi paznokciami, pociągniętymi intensywnie czerwonym lakierem u kosmetyczki.
Chase uśmiechnął się, innego koloru na paznokciach kobiety nie uznając i upił łyk herbaty.
— Jedno się nie zmieniło. Wciąż gadasz jak nakręcona, jeśli ci na to pozwolić — stwierdził niby to beznamiętnie, po czym uśmiechnął się łobuzersko. — A kiedy to mnie wrócisz? Tęsknię! — jęknął, zmieniając temat, lecz wiedział, że Grant prędzej czy później wróci do poprzedniego wątku.
— Już niedługo. I szybciej, niż mogłoby ci się wydawać. Właściwie muszę tylko doprowadzić tutaj kilka spraw do końca i mogę wsiadać w samolot, ale… To nie będzie takie łatwe…
— Pozdrów Aidena, jak się z nim zobaczysz i powiedz mu, że jak nie będzie chciał polecieć za tobą do Nowego Jorku, to przyjadę i skopię mu tyłek.
— Pewnie, przekażę, na pewno będzie to najważniejszy i niepodważalny argument w naszej rozmowie — westchnęła, wywracając oczami. Póki co jednak wolała nie roztrząsać tego tematu ani nie rozprawiać o mężczyźnie, który bardzo umilił jej pobyt w Arizonie. — A co tam u ciebie? — zagadnęła, lekko unosząc brwi i tym samym dając do zrozumienia, że temat niejakiego Aidena właśnie został oficjalnie zakończony.
— Wszystko po staremu. Nie robię na nowo kariery jak ty, to nie ma zbytnio o czym opowiadać — stwierdził Chase, swoją wypowiedź komentując jakże jednoznacznym wzruszeniem ramion. Mimo wszystko chciał jeszcze coś dodać, ale nie zdążył, gdyż na stolik wskoczył Leon i od razu ustawił się tak, że całym sobą zasłonił laptopa. W międzyczasie trochę się pokręcił, przez co zupełnym przypadkiem wystawił swoją kocią pupę prosto do kamerki, co wywołało u Chase’a przeraźliwy krzyk.
— Ja tu jem!
Inez, parsknąwszy śmiechem, czym prędzej ściągnęła swojego pupila z klawiatury i usadziwszy go sobie na kolanach, rozchichotała się jeszcze bardziej, widząc zniesmaczoną minę przyjaciela i jego wzrok pełen wyrzutu oraz obrzydzenia.
— Będę musiała zaraz kończyć, Chase, jutro muszę wcześnie wstać.
— Przecież jest sobota?!
— Ale popołudniu przychodzi Sam Wiesz Kto, muszę ogarnąć mieszkanie i siebie, a przy okazji jeszcze coś ugotować.
— Masz rację, ogól nóżki.
— A pokazać ci jeszcze raz tyłek Leona?! — spytała groźnie, unosząc kota. Chase czym prędzej spotulniał, a ostatecznie zdecydował, że już się pożegna, woląc nie ryzykować kolejnego niemiłego dla oczu widoku i tym samym ich rozmowa się zakończyła.
Inez jeszcze przez chwilę nie ruszała się z kanapy, po czym wyłączyła zarówno laptopa jak i telewizor, by następnie powędrować do łazienki, gdzie miała zamiar zafundować sobie długą kąpiel. Szum płynącej wody sprawił, że oparta o pralkę, bezwiednie zapatrzyła się w strumień tryskający z kranu i pozwoliła myślom płynąć zupełnie swobodnie. Te, jak spuszczone ze smyczy szczeniaki, rozpierzchły się radośnie, każda w inną stronę, by móc z ekscytacją penetrować najciaśniejsze nawet zakamarki. Niektóre nie trafiały na nic ważnego i blondynka szybko porzuciła rozważania na temat tego, co zje rano na śniadanie. Inne jednak pobiegły w zgoła innym kierunku, jakby tropiąc rzuconą im kolorową piłeczkę, a kiedy już ją zgodnie dopadły, nie chciały przestać szarpać i tarmosić zabawki. Inez tym samym poczuła narastający niepokój i objąwszy się ramionami, skrzywiła się na myśl o nadchodzącym dniu. Dniu, który nie miał należeć do najłatwiejszych, ale który też tak naprawdę o niczym nie ważył, bo bez względu na wszystko była ratowniczka medyczna zamierzała wrócić do Nowego Jorku. Tęskniła za przyjaciółmi, tęskniła za tym miastem samym w sobie i nie mogła już doczekać się, kiedy ponownie zobaczy ukochane twarze. Kiedy ze wszystkim porozmawia nie przez telefon, nie przez komunikator, a twarzą w twarz, łapczywie wysłuchując nowych ploteczek.
Jednoczesnie obawiała się jednak, że jedna z ukochanych twarzy zostanie w Arizonie, w Phoenix i już nigdy jej nie zobaczy.
Nad wypełnioną po brzegi wannę wystawała słodko pachnąca piana. Kobieta w ostatniej chwili zakręciła kurek, po czym wsadziła rękę do wody i wymacawszy korek, nieco opróżniła wannę, tym samych zapobiegając zalaniu łazienki. Dopiero po tym zabiegu z cichym pomrukiem pełnym zadowolenia zanurzyła się w gorącej wodzie, czując, jak napięte od stresu mięśnie pomału się rozluźniają. W Nowym Jorku na pewno będzie brakować jej wanny, nie ma szans, by wcisnęła ją do małej łazienki, w której ledwo mieściły się podstawowe sprzęty. Cóż, będzie musiała zadowolić się gorącymi prysznicami.
Po godzinie opuściła łazienkę i będąc już w sypialni, sięgnęła po telefon, na którym czekała na nią jedna wiadomość:
Już nie mogę doczekać się jutra! Dobranoc ;*
Inez westchnęła i pokręciła głową. Nie odpisała. Ona też nie mogła się doczekać. Dość już miała zżerającej ją od środka niepewności, dość dławionego przez ostatni tydzień strachu. I przez to bała się jutrzejszego dnia jak cholera, chcąc jednocześnie mieć go już za sobą i zatrzymać czas tak, by nie musieć go przeżywać, by nie musieć martwić się, że to wszystko skończy się tak, jak zwykle się kończyło. Nieszczęśliwie.
____________________________________________________________________
* Ditat Deus – Bóg wzbogaca – dewiza stanu Arizona
** Nie mam pojęcia, jakiego komunikatora w takich, a nie innych celach używa się w Stanach, dlatego postawiłam na "skajpaja", mam nadzieję, że przymkniecie na to oko.
Post troszeczkę o wszystkim i o niczym, bardziej o niczym, ale musiałam uporządkować sobie to, co działo się z Inez, kiedy nie było jej w Nowym Jorku. Jestem średnio zadowolona, myślałam, że wyjdzie mi to nieco ładniej, ale ładniej na pewno będzie w kolejnym poście, także go wyczekujcie! :) Na pewno nie wyłapałam wszystkich błędów, wybaczcie.
[Nie dostaniesz jeść grubasie! - toż to zupełnie jak ja do mojej kochanej koteczki :3
OdpowiedzUsuńFajnie, że Nezia w słonecznym Phoenix odżyła (i teraz muszę przeprosić, ale jak nic wygląda to jak stan depresyjny, który minął pod wpływem życia w bardziej nasłonecznionym miejscu), że się zmieniła na bardziej pewną kobietę, to ważne! Teraz to strach się bać, co ona w NY pozmienia!
I, uuu, co to za romanse? Mrau, Pan Sam Wiesz Kto, przyjedzie za nią do Nowego Jorku? Jakby był ślub i dzieci to by było słodko.
Pochłonęłam notę w tri miga, bo ja kocham Twoje noty, bo Ty świetnie piszesz, więc jestem super szczęśliwa i zaraz wracam do okropnych czeluści nauki (fujka).
Co ja będę więcej mówi, cho na wątek! :*]
April, która tęskniła, jak żodyn inny :*
[ April - Leon, jeden z kotów Inez wzorowany jest na moim osobistym grubasie i w jego kierunku tego typu hasła także często padają ^^
OdpowiedzUsuńTeż się cieszę, że Inez odżyła, bo wcześniej mi się zdecydowanie za bardzo rozmemłała i nie miałam pojęcia, co z nią robić, a teraz już wreszcie wiem, będzie o czym pisać i będzie o czym wątkować!
O Panu Sam Wiesz Kto jeszcze coś się pojawi, tylko tyle mogę zdradzić ^^
Och, ach, dziękuję za komplementy, bardzo się cieszę, że się podobało :) Na wątek przyjdę, tak myślę, za parę dni maksymalnie ^^ ]
[Jaka przyjemna nota! Świetne metafory - ta z pieskami tak trafna, że aż poczułam się trochę zazdrosna, że na coś podobnego nigdy nie wpadłam.
OdpowiedzUsuńI jakie macie fajne koty, dziewczyny. Jakbym ja spróbowała moją kotkę podnieść, to by mi oczy wydrapała, menda jedna...
Mam nadzieję, że uda mi się mieć wątek z Inez, mimo iż na razie nie wygląda na postać, która miałaby wiele wspólnego z moją Lil.]
-Lilianne
[ Lilianne - Bardzo się cieszę, że nota się podobała, a co do metafory z pieskami... Też pojawiła się w mojej głowie dość nagle i tak jakoś została wpleciona w post ^^
OdpowiedzUsuńMój koteł też za milusi nie jest. Miziać tylko kiedy on chce, jak mu się coś nie podoba, to oczywiście pazury i zęby idą w ruch, także rączki dość często mam poharatane ^^ Ale i tak go kocham <3
Wątek koniecznie! Nie martw się, na pewno coś wykombinujemy, już ja się o to postaram! :) ]
[Notka świetna i jejku, Inezo, jak Ty potrafisz pisać! Prawdę powiedziawszy, nawet nie wiem, kiedy skończyłam czytać, tak jakoś szybko mi to zleciało. I chcę więcej! Miło zobaczyć szczęśliwą, pełną motywacji (i opaloną na czekoladkę) Grant, która jeszcze za niedługo zawita z powrotem do Nowego Jorku. Ciekawa jestem też jak rozwiąże się sprawa z tajemniczym panem, którego dziewczyna będzie musiała zostawić w Arizonie. Krótko mówiąc, bardzo fajnie się czytało i z niecierpliwością czekam na kolejną część! No i jak ładnie nam wychodzą te noty na nycu, aktywność sto procent! :D]
OdpowiedzUsuńPeter/Aileen Moore
[ Peterku - będzie więcej, masz to jak w banku :) A niedługo będziemy mogli pomyśleć nawet o kolejnym spotkaniu na ławeczce ;)
OdpowiedzUsuńSprawa z panem niedługo się wyjaśni, a przynajmniej taką mam nadzieję, bo sama muszę jeszcze nieco nad tym pomyśleć ^^
A z aktywności jestem dumna, aż pozazdrościłam innym i sama wzięłam się za pisanie! ]
Przeczytałam i mi się spodobało ^^. Notka była krótka i dosyć obyczajowa, ale mimo to przyjemna. Jeszcze nie znam Inez, więc dla mnie to będzie tak samo nowa postać, jak każda inna, która tutaj dołącza, niemniej jednak, jestem jej ciekawa. Choć będzie mi brakować Neila, dobrze mi się z nim wątkowało i moja Maleńka zdążyła go polubić :). Ale wiem jak to jest być przywiązaną do swojej starej postaci, sama od paru lat prowadzę prawie zawsze jedną i tą samą z niewielkimi modyfikacjami. A Inez zaczynam lubić już za samo nazwisko - takie samo nosi bohaterka mojego opowiadania ^^.
OdpowiedzUsuńNajbardziej podobały mi się chyba fragmenty z kotami. Uwielbiam koty! Niestety nie mam swojego, ale wiem, że potrafią robić różne dziwne rzeczy. Naprawdę urocze stworzenia, więc Inez ma kolejny plus, że je lubi.
Jestem też ciekawa, dlaczego twoja postać wyjechała tak daleko od NY. Swoją drogą, oryginalny wybór miejsca, nigdy nie spotkałam żadnego opowiadania z akcją w Phoenix i fajnie je zarysowałaś, choć mnie pewnie by się tam nie podobało, bo za gorąco xD.
Podobały mi się twoje opisy i ogólnie tekst dobrze się czytało, co świadczy o tym, że masz już dość dobrze wyrobiony styl. Dialogi też wyszły raczej naturalnie, choć, co mnie cieszyło, w tekście było więcej opisów (jestem maniaczką opisów).
Czekam na kolejne tak dobre notki w twoim wykonaniu :).