[Zasłoniłam listę obecności - mam nadzieję, że to nie problem. Uprzedzam też, że jest to dość nudna nota, raczej by wprawić się w pisaniu, niż by wnieść coś do historii Lilianne.]
Lilianne nie
mogła wygodnie usadowić się na krześle. Podwijała nogi, siadała po turecku,
podpierała brodę na kolanie i na rękach, których łokcie opierała o blat biurka.
Próbowała skupić swoją uwagę na książce, ale była to już jej czwarta godzina w
bibliotece, po sześciu godzinach zajęć i po prostu miała dość. Patrzyła na
litery, które co jakiś czas rozjeżdżały się na stronie, ale obiecała sobie, że
przed dwudziestą nie wyjdzie z biblioteki. Z biegiem czasu oczywiście piętro
pustoszało, kolejni studenci znikali ze swoich stanowisk przy stolikach. Był
dopiero początek semestru i nikt raczej nie nocował jeszcze w bibliotece. Ale
Lilianne wiedziała, że jeżeli nie zacznie uczyć się od razu, to potem nie nadgoni.
Jej zapał znikał wraz z kolejnymi tygodniami. Dlatego teraz robiła notatki, z
których potem niewiele da się odczytać, tak naprawdę odliczając jedynie minuty
do końca swojego zadania. Nigdy nie zmieniała grafiku. Ale dość często
marnowała czas na przykład wpatrując się w okno. Grafik był święty, zadania,
które według niego wykonywała już niekoniecznie. Dlatego teraz właśnie robiła
wszystko, by nie robić nic konstruktywnego, ale „zaliczyć” godziny.
Wstała z krzesła
i wyciągnęła ręce nad głowę, rozciągając mięśnie, prostując plecy. Jęknęła
cicho, czując, jak po jej ciele przebiega dreszcz. Potrzebowała co najmniej
godziny jogi, by doprowadzić do porządku rozleniwione świętami i sesją mięśnie.
Odrzuciła włosy na plecy, chwyciła torebkę i, zostawiając książkę i notatnik na
blacie aby nikt nie zajął jej miejsca, zeszła na parter budynku. Poza sesją
zazwyczaj było tu pusto, a Lilianne unikała biblioteki w trakcie egzaminów.
Wolała wtedy uczyć się w domu, gdzie nikt jej nie rozpraszał. Za to poza sesją
uwielbiała bibliotekę – jej miękkie fotele, małe, odgrodzone od świata biurka,
warczące komputery... No i kawiarnię znajdującą się na parterze (najlepsza inwestycja uczelni), w której teraz zamówiła kawę, by po
chwili przemycić ją na piętro, na które nie można było
wnosić napojów ani jedzenia. Cała ta wycieczka zajęła jej zaledwie dziesięć
minut, a więc prawie nie przybliżyła godziny wolności.
Powiedziała
sobie, że może brać łyka gorącej, karmelowej kawy tylko co rozdział czytanej
książki. Starała się notować zagadnienia, myśleć, analizować... Próbowała
skupić swoją uwagę na uciekających literach, błądzącym długopisie, ale było to
coraz trudniejsze. Nie miała jednak nic innego do roboty, aż do godziny, o
której umówiła się ze swoim przyjacielem. Miał na nią czekać pod wschodnią
bramą Campusu właśnie o dwudziestej. I zawsze przychodził o czasie. Wiedziała
więc, że nie ma wyjścia, musi zając się nauką przynajmniej do dziewiętnastej
czterdzieści, bo dojście do bramy z biblioteki zajmowało maksymalnie piętnaście
minut.
O dziewiętnastej
trzydzieści zamknęła z trzaskiem książkę. Z szelestem zebrała notatki, zamknęła
zeszyt i wrzuciła wszystkie swoje rzeczy do torebki. Odstawiła książkę na wózek i poszła do łazienki, gdzie w oświetlonym jarzeniówkami pomieszczeniu, przyglądając
się swojemu odbiciu w lustrze nałożyła na usta czerwoną szminkę, w jakiej nie
ośmieliłaby się pojawić na zajęciach. Pochyliła głowę, roztrzepała włosy i
odrzuciła je na plecy, by opadły lekko potargane. Zdjęła sweterek i bluzkę na
długi rękaw, by włożyć je do torby. Przyjrzała się swojemu odbiciu w lustrze.
Miała na sobie obcisłe jeansy i top na
cienkich ramiączkach, który kończył się pół centymetra nad spodniami,
odsłaniając fragment płaskiego brzucha. Na piersi opadał jej sznur błyszczących
naszyjników. Wyglądała dobrze, swobodnie, nie tak, jak zazwyczaj na
przyjęciach, na które musiała wkładać balowe suknie lub koktajlowe sukienki, czy w pracy, do
której chodziła w szpilkach i żakietach. Tak młodzieżowo jak teraz nie nosiła
się od czasów liceum, ale lubiła czasami odmianę od wyprasowanych na listek
koszul, lejących się bluzek, modnych spódnic.
Zbiegła po schodach
na parter, a potem odbiła swoją kartę, by móc wyjść z budynku. W biegu
narzuciła płaszcz, owinęła szyję szalikiem. Na dworze świeciły latarnie, a
Campus w ciemności wydawał się trochę straszny. Zewsząd pochylały się drzewa o
ciemnych liściach, ścieżki były słabo oświetlone. Po ulicach co jakiś czas
leniwie przetaczał się jakiś samochód, który na moment ożywiał jej cień
padający na chodnik. Chłodny wiatr bił ją w twarz, ale pochyliła głowę,
pozwalając mu bawić się jej włosami. Na trawnikach zalegał śnieg, gdzieniegdzie
wydeptany w ścieżki, którymi studenci skracali sobie drogę do budynków.
Jeszcze zanim
przeszła przez bramę zauważyła znajomą postać. Johnny stał na rogu chodnika, z
rękoma włożonymi w kieszenie. Wpatrywał się w przejeżdżające auta, kuląc plecy.
Na pewno wiedział, że ma jeszcze kilka minut do nadejścia Lilianne. Obserwowała
go, idąc. Wyróżniał się na tle śniegu, jego postać co chwilę była oświetlana
reflektorami samochodów. Był jej najbliższym przyjacielem, jednak nie mogła się
nie zastanawiać, czy jemu to wystarczy. Oboje miewali różne związki, ale Johnny
angażował się w nie zdecydowanie mniej niż ona. Nigdy nie zdradził swoim
zachowaniem głębszych uczuć w stosunku do Lil, ale ona czasem myślała, że może
Johnny chciałby od niej czegoś więcej, niż tylko przyjaźni. Jednak jeśli tak
było, to ona niczego więcej nie mogła mu oferować. Dlatego nie pytała. A także
dlatego, że czasami myślała, że wyobraża sobie tylko taką możliwość, by poczuć
się dowartościowana, kochana. Wiedziała, że w oczach rodziny jest idealna,
jednak musiała ciężko pracować, by utrzymać ten wizerunek, a Johnny patrzył na
nią ciepło nieważne, czy akurat odniosła jedną z nielicznych i głęboko
ukrywanych porażek, czy wielki sukces.
Chłopak odwrócił
się od ulicy, spojrzał w jej kierunku. Zauważył ją, zrobił kilka kroków długimi
nogami i wziął ją w objęcia. Przytuliła policzek do zimnej, śliskiej kurtki
przyjaciela.
- W końcu. –
Uśmiechnęła się do niego.
- Lil, spotkanie
z tobą graniczy z cudem – stwierdził chłopak, biorąc ją pod rękę.
- To nie moja
wina. Wiesz, niektórzy są zajęci – powiedziała, przytulając skroń do jego
ramienia.
- „Zajęci” to za
mało powiedziane. Widuję twój kalendarz. A ostatnio napchałaś tam tyle, że nie
wiem, jak ty to wszystko osiągniesz.
- Jak to jak?
Przecież ja potrafię wszystko. – Roześmiała się.
Przyjaciel
westchnął cicho i pokręcił głową. A potem zaczął narzekać na swoją pracę,
opowiadać o tym, z jakimi ludźmi przyszło mu pracować. Lilianne słuchała go z
zainteresowaniem, obserwując szczupłą, pociągłą twarz mężczyzny.
Zmierzali w stronę centrum, do jednego z niepozornych pubów, w których raczej nie dochodziło do pijackich awantur, ale nie było też to miejsce spotkań elit, w którym za szota płaciło się jak za butelkę szampana. Planowali to spotkanie od dawna, ale zawsze coś
sprawiało, że któreś z nich w ostatniej chwili musiało odwołać spotkanie. Kiedyś regularnie wychodzili wraz z grupą znajomych do jakiegoś baru,
żeby spędzić czas w swoim towarzystwie, wypić kilka drinków, zagrać w jakąś grę
planszową i ponarzekać. Ostatnimi czasy znajomi się wykruszali, zaczynali żyć
własnym życie, a i Lilianne i John mieli ważniejsze sprawy na głowie. Spotkanie
grupowe musieli organizować z ogromnym wyprzedzeniem, więc spotykali się we dwójkę,
chociaż i to nie było łatwe.
Jego obecność
sprawiała, że głowa dziewczyny pustoszała, by dać się wypełnić niskim głosem
chłopaka. Oczami wyobraźni widziała wszystkie obrazy, które przed nią
roztaczał, nawet jeśli były tak banalne jak papierkowa robota w biurze. Jego
osoba napełniała ją ciepłem, które rozlewało się w ciele jak najlepsze wytrawne
wino. Przynosił jej zawsze spokój, którego na co dzień brakowało w jej życiu.
Dotarli do baru.
Gdy weszli do środka, Johnny od razu zamówił im coś do picia. Zanim odebrał drinki Lilianne znalazła im stolik, zdjęła płasz, wepchnęła szalik do torebki i zdążyła rozejrzeć się po otoczeniu. Pub był dość ciemny, oświetlony lampami wiszącymi na ścianach, dającymi ciepłe, boczne światło. W rogu był mały parkiet, na którym kręciło się kilka dziewczyn, ale żadna z nich nie przyciągała za bardzo uwagi. Wyraźnie goście byli jeszcze zbyt trzeźwi by tańczyć.
- Dzięki –
powiedziała, sięgając po szklankę. – Nawet nie wiesz, ile mam ci do
opowiedzenia! – wyrzuciła z siebie. I gdy Johnny zdjął kurtkę i zapytał, co takiego, zaczęła
opowiadać. O stażu w Cosmo, o uczelni, o rodzicach, o spotkaniu z Elaine...
Uwielbiała
spędzać czas z Johnnym, bo był jedyną osobą, której mogła powiedzieć absolutnie
wszystko. Od lat dzieliła się z nim swoimi problemami, pomysłami, radościami i
smutkami. Był dla niej ogromnym oparciem. I mimo iż wiedziała, że kiedyś Johnny może
odrzucić relację z nią na rzecz romantycznej relacji z jakąś sympatyczną
dziewczyną, obecnie czerpała z jego obecności pełnymi garściami, nie
zastanawiając się nawet, czy sama oferuje tyle samo. Dlatego też bez
skrępowania opowiadała mu o spotkaniu z siostrą, cytując fragmenty tej rozmowy,
jej przemyślenia na ten temat. Nie mogła o tym wspomnieć rodzicom, ani
koleżankom z roku, bo tak naprawdę ona sama nie znała szczegółów rodzinnej
historii, a już na pewno nie rozmawiała na ten temat z dalszymi znajomymi.
Na stoliku
pojawiały się kolejne szklanki, a ona cały czas mówiła. Na małym parkiecie w
drugim końcu lokalu zaczęły pojawiać się wirujące pary, muzyka wydawała się
coraz głośniejsza. Lilianne uśmiechała się coraz szczerzej, czując, jak jej
głowa robi się coraz lżejsza, kolory coraz wyraźniejsze, słowa coraz bardziej
przypadkowe. Rozmawiali, zamknięci w swoim małym świecie, obserwując ludzi
podchodzących i odchodzących od baru.
- Zatańczymy? –
zapytał w pewnej chwili Johnny, chociaż jego pytanie tak naprawdę przewidywało tylko jedną odpowiedź,
ponieważ od razu wstał i wyciągnął do niej rękę.
Lilianne nie
potrafiła odmówić takiej propozycji. Przez wiele lat taniec był jej pasją.
Wygrywała turnieje, zdobywała medale, a jej życie kręciło się wokół treningów.
I mimo iż od lat już nie startowała w żadnym konkursie, to nadal, gdy
wychodziła na parkiet, likwidowała wszelką konkurencję w pierwszej piosence. Nawet
gdy tańczyła do klubowej muzyki potrafiła poruszać się z taką gracją, takim
seksapilem, taką lekkością, że przyciągała uwagę wszystkich. Nie wywijała się
specjalnie, nie wprowadzała skomplikowanych kroków, dając się prowadzić
zazwyczaj mniej wprawnemu partnerowi, ale i tak płynęła w tańcu. I może w tym
tkwił jej sekret, że robiła to z naturalnością, której mogły pozazdrościć jej
najlepsze tancerki. Toteż gdy Johnny zaoferował jej swoją dłoń wstała
natychmiast i dała poprowadzić się na parkiet, by tam, w jednej chwili, przy
pierwszym takcie oddać się muzyce. Pozwoliła jej nieść minuty, przepływać im
wraz z dźwiękami przez swoje stopy, nogi, biodra, talię, ramiona i dłonie. Czas
płynął wraz z dźwiękami, a ona, pijana szczęściem, wirowała w objęciach swojego najbliższego przyjaciela,
który był na pewno bliższy jej sercu niż rodzony brat.
[ To ja może jeszcze szybciutko skomentuję poprzedni post, który także przy okazji przeczytałam :) Po pierwsze, gosposia, która ma na imię tak samo jak moja pani, która na dniach zamierzam wrócić ^^ A po drugie, strasznie mi się spodobała ta swoista klamra spinająca cały post, mianowicie chodzi o przebiśniegi, o których wspominałaś :) Poza tym strasznie się cieszę, że zdecydowałaś się na dodanie postu powitalnego, dzięki temu od razu jakoś tak inaczej patrzy się na postać :)
OdpowiedzUsuńA przechodząc do obecnej notki... Ona wcale nie jest nudna :) Czytało mi się ją niezwykle przyjemnie i szalenie podoba mi się taki mały zabieg, który wplatasz w tekst. Nie wiem, jak to dokładnie nazwać, ale pisząc o rzeczach zupełnie błahych i przyziemnych potrafisz wpleść w tekst takie słowa i porównania, że dodajesz mu odrobiny... magii? :D Piszę o magii, bo sama potrafię tak pisać chyba jedynie przy jakiś tekstach związanych z fantastyką, wiesz, chodzi mi tutaj właśnie o opisy i ciekawe porównania czy też metafory, przy obyczajówkach zbytnio mi to nie wychodzi i bardzo Ci zazdroszczę tej umiejętności ;)
Czekam na więcej! :) ]
[Ojej, dziękuję bardzo za taki miły komentarz. Dodaję posty, bo dzięki blogom grupowym w ogóle zaczęłam pisać no i jest dużo łatwiejsze i bardziej motywujące niż napisanie powieści w zeszycie :) Mam nadzieję, że rozdziały Lil będą pojawiać się w miarę regularnie.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo za miłe słowa, bardzo mnie podbudowałaś. No i nie mogę się doczekać, aż Twoja Inez pojawi się na blogu! Zapraszam do wątków z Lilianne. Może kiedyś wyjdzie nam z nich wspólna nota?]
-Lilianne
Przeczytałam oba posty naraz, to i naraz skomentuję :). Były krótkie, więc czytało się dość szybko. Ogólnie klimat był dosyć obyczajowy, ale dałaś nam trochę poznać swoją bohaterkę, to w jaki sposób żyje. W sumie to jest dobra strona postów fabularnych, bo można się więcej dowiedzieć o postaciach, co zresztą może się przydać nawet w wątkach.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, odnośnie tego posta, tak się zastanawiam, jak wyglądają studia w Ameryce, czy oni tam też mają sesje, tak jak u nas. Niemniej jednak, nie zazdroszczę dziewczynie takiej ilości nauki (szczerze powiedziawszy, to odkąd ja zaczęłam studia, byłam w czytelni tylko... raz xD).
Ale ogólnie fajny klimat, nawet jeśli nie jestem wielką entuzjastką obyczajówek.
Z takich uwag bardziej technicznych, ten post przydałoby się wyjustować (uwielbiam schludne formatowanie, z akapitami, justowaniem i wgl). Poza tym - rzuciło mi się w oczy kilka błędów i literówek (w poprzedniej notce np. "wsówka" zamiast "wsuwka", "zanużyć" zamiast "zanurzyć" (może byłoby więcej, ale te najbardziej zapamiętałam) lub zbyt kolokwialnych wyrażeń (np. bluzka "na długi rękaw", zamiast "z długim rękawem" - to jakiś regionalizm, czy co?). Ogólnie nie było tak źle, ale właśnie takie pojedyncze kwiatki się trafiały.
Życzę dużo weny na kolejne teksty ^^.
[ Liluś, nota jest super, taka pozytywna, naprawdę idealna do popołudniowej kawki :) Chyba dzielę z Twoją bohaterką miłość do czerwonej szminki, z tym że ja często noszę ją na co dzień <3 I jeszcze to ciepło, gdy opowiadasz o przyjaźni Lilianne i Johnny'ego, cudowne. Prawdą jest to, że w ramionach przyjaciela czujesz się zwyczajnie dobrze, bezpieczna, kochana. Ech, rozkleiłam się xD]
OdpowiedzUsuńCharlotte
[Alice - dziękuję za konstruktywną krytykę. Dołożę starań, by kwiatków było jak najmniej :)
OdpowiedzUsuńCharlotte - dziękuję za komplement! Bardzo mi miło. No i wiem, jak ważna jest przyjemna lektura do popołudniowej kawy (jestem bez niej jak zombie), więc bardzo się cieszę, że za taką uznałaś moją notę! :D ]
-Lilianne
[Trochę mnie ostatnio nie było i trochę not mnie ominęło. Cieszę się, że powoli rozwijasz tę postać. Bardzo lubię Twoją Lilkę. A poza tym tak ładnie, lekko piszesz. Twoje opisy nie męczą, a raczej sprawiają, że rozczulam się nad postacią :)]
OdpowiedzUsuń