„Hipotermia,
Zimny wiatr owiewa ślad po niespełnionych marzeniach,
Gdzieś tam głęboko na dnie mojego zmarzniętego serca,
A ja nie umiem znaleźć w sobie światła, nawet w świetle dnia.”
[1]
Candy
była bardzo rozrywkową dziewczyną. Nie było w tym nic dziwnego, miała piękne
ciało, długie blond włosy i duże cycki. Jednym słowem: była piękna. A
najpiękniejsze było w niej to, że po kilku drinkach wychodziła z niej
puszczalska zdzira, która za darmowy alkohol i parę groszy robiła praktycznie
wszystko. W gruncie rzeczy nikogo nie obchodziło to, czym zajmowała się Candy,
gdzie mieszkała, czy może miała jakąś rodzinę albo faceta. Liczyły się tylko
duże cycki, tyłek i mini sukienka, którą zawsze na sobie miała. Przynajmniej
wtedy, kiedy nie była pieprzona w kiblu.
Candy miała bowiem kilka życiowych zasad, których od
zawsze starała się przestrzegać. Nie chodziła do łóżka z dzieciakami, to po
pierwsze. Była to chyba najważniejsza zasada, zwłaszcza że sama miała dopiero
dwadzieścia lat. Nie chciała nigdy brać narkotyków. Wydawało się jej, że
uczciwie przestrzega tej zasady. Trudne, szczególnie jeśli się imprezuje w
takim trybie. Ostatnia zasada? Nigdy nie zadawać się z psiarzami.
I gdyby tylko Candy nie złamała ani jednej ze swoich
zasad tego wieczoru, to wydarzenia które miały miejsce później byłyby jedynie
fikcją.
[2]
Joseph Hunter należał do osób, które nie przepadały
za „podawalniami wódki”. Nawet po dużej ilości alkoholu, a może nawet głównie
po takiej dawce rozglądał się po lokalu, szukając wszędzie morderców, ofiar i
złodziei. W głowie tworzyły mu się historie, w których na zapleczu lokalu
barman zabijał przypadkową dziewczynę, naćpany chłopak znika w łazience, gdzie
po chwili znajdują zwłoki, a bramkarz stojący przy wejściu tłucze pijanego
nastolatka butelką.
Wolał więc unikać takich miejsc, by nie wpaść w
paranoję. Niestety, tym razem nie miał po prostu wyjścia. Cały wieczór
zastanawiał się, kto wpadł na tak durny pomysł i zorganizował imprezę
pracowniczą w zwykłym lokalu, bez żadnego planu, ot tak sobie. Pewnie wpadła na
to nowa trupiarka, wyglądała na stałą bywalczynię takich miejsc. O dziwo,
wszyscy byli zachwyceni i zapijali się na umór whiskey i zwykłą wódą. Joseph w
ciągu kilku godzin wysączył jedynie jedną butelkę piwa, obserwując ludzi, jak
miał to w zwyczaju.
- Przynieść ci następne piwko? – Usłyszał po raz
kolejny damski głos przy swoim uchu, od którego miał ciarki na plecach. Nie,
nie z podniecenia. Był wściekły na tą kobietę. Dlaczego? Lubił Caroline, starą trupiarkę.
Ufał jej, jak chyba nikomu na tym pieprzonym wydziale. A ta wredna kokietka bez
najmniejszych skrupułów wykopała Caroline z posady. Za to miał pić kolejne
piwo?
- Nie, dzięki – odburknął pod nosem, po czym wstał z
kanapy i ruszył do baru. Szkoda, że klienci nie zdawali sobie sprawy z tego, że
ta rozbrykana gromadka to niemal cały skład, który powinien bronić ich przed
mordercami i psychopatami. A jeśli wszyscy są napierdoleni, to kto się zajmie
bezbronnymi ofiarami?
Nikt nawet nie pomyślał o tym, by zaprosić tu
Caroline. Ostatnie spotkanie z ekipą. Z DOBRĄ ekipą.
Rozjuszony Hunter usiadł przy barze i zamówił piwo.
Nie miał zamiaru wracać do współpracowników, wolał wypić jeszcze jedną butelkę
i niepostrzeżenie wymknąć się do mieszkania.
- Mogę coś dla ciebie zrobić?
- Odpieprz się, Addison – warknął, zaciskając dłoń na
zimnej butelce piwa.
- Addison? Mam na imię Candy – mężczyzna zmarszczył
brwi i odwrócił się do posiadaczki perlistego śmiechu, którym kobieta zaszczyciła
go po swoich słowach. Na pierwszy rzut oka wyglądała na dziwkę. Niestety,
przypominała mu też kogoś, a samo wspomnienie ukłuło go boleśnie gdzieś tam, w
sercu, albo w podświadomości.
- Wybacz Candy, ale nie jestem zainteresowany –
Hunter upił spory łyk piwa, zostawił na blacie gotówkę i skierował się do
wyjścia. Nie miał najmniejszej ochoty na przepychanki słowne z Addison, na
oglądanie pijanych stróżów prawa, ani tym bardziej na dyskusje z Candy, która
wyglądała jak jego była żona.
Resztę wieczoru Hunter spędził leżąc na materacu i próbując
sobie przypomnieć choć jedną miłą chwilę, którą spędził z Leą. Niestety,
bezskutecznie.
[3]
Ekipa policyjna nawet przez chwilę nie zwróciła uwagi na
nieobecność Huntera. Nie zwróciła też uwagi na Drou idącego do damskiej
toalety.
[4]
Christopher
Montgomery od samego początku uważał Huntera za nieudacznika. Już od pierwszej
chwili, kiedy z udawanym uśmiechem ściskał jego kłamliwą łapę wiedział, że nic
dobrego z tego nie wyjdzie. I miał rację.
Przez lata obserwował, jak ten śmieć niszczy jego siostrę.
Widział, jak każdego dnia ulatuje z niej życie. Ostatecznie to on musiał się
nią zająć, bo pieprzony pan detektyw uciekł, gdy zrobiło się ciężko. To on
wiózł Leę do szpitala po śmiertelnej dawce tabletek, to on zmieniał opatrunki
na rękach po kolejnym podcinaniu żył, to on patrzył, jak lekarze zakładają jej
kaftan i wiozą do psychiatryka.
I co z tego, że po roku wróciła do domu, niby
odmieniona? Christopher nadal musiał się nią opiekować i oglądać ten wrak,
którym była kiedyś jego siostra. On, dzieciak. Miał dopiero osiemnaście lat, a
widział już wiele, zbyt wiele.
Kiedyś,
jak był młodszy, mógł jedynie przyglądać się wszystkiemu. A teraz przyszedł
czas, by wziąć sprawy w swoje ręce. Nikt nie będzie bezkarnie krzywdził jego
siostrzyczki.
[5]
Victor miał za sobą cholernie
ciężki dzień. Zmiana otoczenia, całkowita zmiana dziennych rytuałów, spędzanie
wielu godzin z upierdliwą i pedantyczną Addison. Fakt, było to dopiero
niespełna kilka dni, ale miał już szczerze dosyć tej laski, nie rozumiał jej
fenomenu, ani powodu, dla którego chciała z nim pracować. Na początku cieszył
się ze zmian, jednak w tej chwili miał już dosyć ciągłego opieprzania i
poprawiania. Był dobry w tym, co robił, a to, czy podczas sekcji palił
papierosa albo jadł kanapkę to już wyłącznie jego sprawa. Może i był
bałaganiarzem, ale w pracy był najlepszy.
Drou
miał wady, jak każdy. Miał słabość do papierosów, alkoholu i pięknych kobiet.
Był jednak niegroźny. O ile można tak powiedzieć o facecie, który jednym
sprawnym cięciem może wypruć ci flaki.
Całe
dnie spędzał więc w pijalniach alkoholu, oczywiście jeśli nie był w pracy.
Owszem, przychodził czasem pijany do roboty, ale nie miało to żadnego wpływu na
jakość pracy. Lubił też czasem załadować w kanał, ale co z tego? Był cholernym
ekspertem od pieprzonych zwłok. Dobrze wiedział, na co może sobie pozwolić i
nikt nie powinien wpieprzać się w jego życie. A już zwłaszcza nie Addison
Brown, która nie widziała niczego, poza czubkiem swojego nosa.
Nie
ucieszył się na wieść o imprezie pracowniczej. Miał zamiar spędzić całe
popołudnie w pobliskim pubie, popijając spokojnie zimną wódkę. Nie chciał
jednak wyjść na ostatniego gbura, bo nie był nim. Tak więc załadował sporą
dawkę mety, wypił kilka kieliszków i w dobrym już nastroju ruszył na spotkanie.
Addison
strasznie cieszyła się na myśl o imprezie pracowniczej. Bo to ona ją
organizowała. A jak wiadomo, wszystko, za co się brała było idealne. Tak więc
zrobiła sobie dzień wolny w pracy, nie miała zamiaru śmierdzieć trupem tego
wieczoru, wykonała parę telefonów i przejechała się do kilku lokali osobiście.
Znalazła jeden taki, który miał dodatkową, nieco ukrytą przed klientami salę.
Była nieduża, wyglądała bardziej jak wnęka. W każdym razie mogli spokojnie
odciąć się od reszty klienteli nie rzucając się w oczy.
Potrzebowała
też dnia wolnego z zupełnie innej przyczyny. Miała dosyć fanaberii Drou.
Wszędzie wciskał ten swój pusty łepek, z którego wiecznie sterczał wymiętolony
papieros. W całej kostnicy nie śmierdziało już trupem, ale Vicem, czasem
zastanawiała się, kiedy ostatni raz brał prysznic. A może to te ubrania? Brr,
wolała się w to nie zagłębiać, na samą myśl miała odruch wymiotny. Wściekała
się, kiedy przypadkiem jej dotykał, albo łapał za rękę. To jak dotyk oślizgłej
meduzy podczas kąpieli w morzu.
Już od
pierwszego dnia zastanawiała się, co strzeliło jej do głowy, że poprosiła o
Vica. Przecież go znała, wręcz doskonale. Wiedziała, jakie ma nawyki, wady i
zalety. I mimo to nadal chciała z nim pracować. Cóż, przede wszystkim wolała
jednak pracować z Josephem. Był młody, utalentowany, przystojny … Nie to co
Vic. Nie to co inni faceci. Miał w sobie to coś, co zmusiło ją do przejechania
tak długiej drogi, by tylko uścisnąć jego dłoń. Niestety, skończyło się właśnie
na tym. Bo z jakichś niewiadomych powodów Hunter – jeśli już się odzywał – to
burczał pod nosem i warczał na nią, z czego wywnioskowała, że prawdopodobnie
zalazła mu czymś za skórę. A tak bardzo liczyła na bliższe relacje, trochę
ciepła. Niestety detektyw Hunter był nieugięty, co postanowiła zmienić na
imprezie pracowniczej. Kobiety miały te swoje ukryte sposoby.
Szczególnie,
jeśli chciały przy okazji wkurwić byłego chłopaka. Ciekawe, czy uda się upiec
dwie pieczenie na jednym ogniu.
[6]
Christopher
nigdy nie był dobrym chłopcem. Już od samego początku sprawiał wszystkim
mnóstwo problemów. Miał jednak swoje zasady, swój honor i był uparty, co nie
wróżyło dobrze. Drogę do Nowego
Jorku pokonał samochodem. Wynajął na kilka dni opiekunkę, która miała pilnować
Lei, po czym ukradł samochód i ruszył w drogę. Oczywiście, że nie miał prawa
jazdy, z nim byłoby o wiele nudniej. Na miejscu odnalazł Huntera, co nie było
zbyt trudne. Pracował w wydziale morderstw, kilka godzin w samochodzie zdało
egzamin. Nie miał zamiaru go śledzić, bardziej podobała mu się kobieta, która
za nim wyszła. Widział ich kłótnię, więc postanowił ruszyć za nią. Spędziła
cholernie nudny dzień, więc gdy wszedł za nią do kolejnego baru, w którym z
tego co usłyszał planowała imprezę pracowniczą postanowił zostać i napić się
czegoś. Mógł poczekać, bo był prawie pewien, że Hunter się zjawi. Wypił więc
spokojnie kilka piw i zajął miejsce w najciemniejszym rogu sali.
Nudził
się straszliwie, postanowił więc poderwać jakąś panienkę. Był teraz w Nowym
Jorku, więc wypadało zaszaleć. W oko wpadła mu głupiutka blondynka, która
siedziała w barze niemal tak długo jak on. Rzucała się w oczy, bo pomimo
wczesnej pory była nieźle pijana i zaczepiała mężczyzn ze szklaneczką w dłoni.
Większość swoich drinków rozlewała po podłodze, ku konsternacji barmana. Ale o
dziwo nie zwrócił jej uwagi, biegał tylko co jakiś czas ze szmatą, klepiąc ją w
tyłek. Christopher postanowił postawić jej drinka. Przyszła za nim do stolika,
sącząc przez słomkę wódkę z colą. Chłopak uśmiechał się tylko, czekał na
chwilę, kiedy pigułki, które dorzucił jej do drinka zaczną działać.
Zbliżał
się już wieczór, ucieszył się, kiedy zobaczył sporą grupę ludzi zajmujących
miejsca po przeciwnej stronie lokalu. Jedną z tych osób był Joseph Hunter,
zasrany detektyw.
- Może
pójdziemy do mnie, Candy? – Zapytał swojej towarzyszki, uśmiechając się do niej
łobuzersko. Candy zmierzyła go wzrokiem, po czym po prostu roześmiała się.
-
Słoneczko, ile ty masz lat? Piętnaście? Z dzieciakami nie sypiam – odparła
rozbawiona. – Dzięki za drinka, ale na mnie już pora – śmiejąc się głośno
odeszła w kierunku baru, pozostawiając dygoczącego z wściekłości Chrisa przy
stoliku. Poza tym, wpadł jej ktoś inny w oko, ktoś, kto uciekł właśnie od
swoich przyjaciół i stał samotnie przy barze.
- Mogę
coś dla ciebie zrobić? – Zapytała kokieteryjnie, wypinając pierś.
-
Odpieprz się, Addison – usłyszała w odpowiedzi, na co zareagowała jedynie
melodyjnym śmiechem.
[7]
Był wściekły. Na tą dziwkę, która
go olała. Na Huntera, który spierdolił. Na samego siebie, że niczego dziś nie
zrobił. Jak inaczej mógłby wytłumaczyć krew na swoich dłoniach i koszuli? Umył
szybko ręce, ubrał bluzę. Już miał wychodzić, kiedy drzwi raptownie otworzyły
się i stanął w nich jakiś mężczyzna. Był nawalony jak szmata, a Chris działał
szybko. Uderzył mężczyznę w twarz, a później wstrzyknął mu dawkę narkotyku.
Gdy tylko opadł z sił położył go
na kobiecie i zabrudził jego dłonie krwią. Mężczyzna wyglądał jak menel. Miał
skórzaną kurtkę, długie włosy i zniszczoną cerę. Chyba nikogo nie zdziwi fakt,
że zgwałcił i brutalnie zabił piękną kobietę. Pijany i naćpany. Zadowolony
Chris wyszedł niepostrzeżenie z łazienki, następnie z lokalu. Kiedy był przy wyjściu
usłyszał przenikliwy, damski krzyk. Wzdrygnął się tylko i wyszedł na zewnątrz.
- Jestem z policji, przepuśćcie
mnie – szepty urwały się, zapanowała nieznośna cisza. Addison zakrywała usta
dłonią, ktoś zwymiotował. – Zabierzcie go na komendę, jest nawalony jak szmata.
I wezwijcie jakiegoś koronera, najlepiej Caroline. W coś ty się wpakował, Drou
…
Vic obudził się w celi. Miał
ogromnego kaca, czuł się jak rozgnieciona puszka. Z poprzedniego wieczoru
niewiele pamiętał, film urwał mu się niecałą godzinę po tym, jak rozpoczęli
imprezę. A później były już jedynie niewyraźne obrazy i urywki, które nie miały
ze sobą nic wspólnego i nie wnosiły niczego nowego. Pewnie wsadzili go tu dla
żartu, albo po prostu był tak napruty, że potrzebował wytrzeźwiałki. Miał nadzieję,
że szef, który właśnie wchodził do celi wytłumaczy mu, o co w tym wszystkim
chodzi.
- Drou, do cholery! Coś ty
odpierdolił! – Mężczyzna widząc zdumioną minę Vica przetarł jedynie dłonią
czoło. – Będziesz oskarżony o morderstwo tej pieprzonej dziwki! Pamiętasz coś z
wczoraj w ogóle, czy byłeś tak najebany, że urwał ci się film?
- Jakiej dziewczyny, kurwa, ja
niczego nie zrobiłem! Przestańcie sobie robić ze mnie jaja i wypuśćcie mnie, to
już nie jest śmieszne!
- Myślisz, że mi jest kurwa do
śmiechu? Znaleźli cię wczoraj w kiblu ze zwłokami, byłeś cały upierdolony w jej
krwi. Drou, do cholery, nie będę w stanie tego zatuszować! Pieprzone hieny z
wiadomości trąbią o tym od rana!
- Ale ja niczego nie zrobiłem! A
już zwłaszcza nie zabiłem jakiejś pieprzonej dziwki! – Szef rzucił mu
sprawozdanie z miejsca przestępstwa.
- Myślisz, że mnie to bawi? Pod
nosem elity policji zamordowano i zgwałcono dziewczynę. Media nie zostawiają na
nas suchej nitki. Czy pamiętasz coś? Nawet najdrobniejszy szczegół może nam pomóc.
- Nie będzie takiej potrzeby,
Danielu – obaj odwrócili się, słysząc damski głos. Do celi wślizgnęła się
Caroline, o ile można było powiedzieć to o kobiecie, która była grubo po
pięćdziesiątce i utykała na jedną nogę. – Victor jej nie zgwałcił, a już
wątpię, żeby zabił. Zrobiłam badania DNA, wykluczyły one Victora jako
gwałciciela. Sugeruję więc obejrzeć dokładnie nagrania z wczorajszego wieczoru,
bo morderca wciąż jest na wolności – zrobiła krótką przerwę dla nabrania
powietrza. – I daj kilka dni wolnego swojej nowej koronerce, bo zachowuje się
jak zbity kot – szef przeniósł wzrok z Caroline na Vica. I bardzo długo go
obserwował.
- Caroline, jeśli chcesz, to
proszę, żebyś zajęła swoje stanowisko pracy. Nie na kilka dni, na stałe. Nie
powinienem cię przenosić, wybacz. Addison niech weźmie sobie urlop, a ty Drou
spieprzaj do domu i nie wychodź, do chwili rozwiązania sprawy. I sprowadźcie tu
cholernego Huntera!
[8]
Joseph
spędził kilka godzin na analizowaniu nagrań z wieczoru. Najgorsze w tym
wszystkim było to, że wiedział, kim była ta dziewczyna. Zaczepiła go tego
wieczoru przy barze, tuż przed wyjściem. Miała na imię Candy? Była taka młoda,
kurwa. Jedyną pozytywną wiadomością w tym wszystkim było to, że Victor był
niewinny. Nie lubił go, ale gdyby jednak to on zabił, to cały jego wydział
byłby pod lupą, a kilku ludzi wyleciałoby na pysk. Kolejnym pozytywnym aspektem
było to, że Caroline wróciła na swoje stanowisko i to prawdopodobnie na stałe.
Była naprawdę miłą osobą. Nigdy niczego nie przeoczyła, pomimo swojego wieku
była szybka i dokładna, zawsze miała gotową odpowiedź i ripostę na zaczepki
Josepha. Mógł z nią pożartować i udawać że ją podrywa, przynosząc jej czasem
pączka do kawy. Trochę jak taka ekscentryczna ciotka, która z jednej strony cię
przeraża, a z drugiej intryguje, dlatego wiecznie u niej przesiadujesz.
Faktycznie,
na nagraniach widać było wyraźnie, jak jakiś dzieciak wchodzi za Candy do
łazienki, później widać nawalonego Vica jak wpada do toalety, a już w następnej
chwili wychodzącego dzieciaka, który ogląda się nerwowo za siebie. Dziwne, bo
ten dzieciak wydawał się Hunterowi z jakichś powodów znajomy. Przejrzał
wcześniejsze zapisy i okazało się, że Addison przyszła z nim do pubu. Albo on
przyszedł za nią, bo ją śledził. Kurwa, musiał do niej zadzwonić, a była to
ostatnia rzecz, na jaką miał ochotę.
Idąc do
biura zastanawiał się nad twarzą tego dzieciaka. Czy przesłuchiwał go kiedyś?
Może widział go kiedyś na komendzie? A może po prostu znał go już dużo
wcześniej?
Nagle
zatrzymał się w pół kroku. Myśli, które przemknęły mu przez głowę zmroziły go
do szpiku kości. Czy …? Czy ten dzieciak to …? Zawrócił i wpadł do pokoju
techników jak tornado.
-
Znajdźcie mi jego twarz, najbardziej wyraźne ujęcie, jakie się kurwa da –
warknął, a jego dłonie nagle zaczęły się trząść. W głowie myśli buzowały mu jak
wulkan podczas erupcji i niewiele tylko brakowało, żeby tak jak lawa w wulkanie
mózg wypłynął mu uszami. Powtarzał sobie tylko w kółko „to nie ty, prawda?” i
okłamywał sam siebie, choć tak naprawdę dobrze wiedział, kim jest morderca.
Technicy pokazali mu powiększoną twarz dzieciaka. Jego oczy, łobuzerski uśmiech
i rysy twarzy, które Hunter tak bardzo kiedyś kochał.
-
Kurwa! Kurwa! Kurwa! – Wrzasnął i zrzucił z biurka stos papierów.
-
Szefie, nooo… Będziemy musieli to układać przez najbliższy miesiąc …
-
Sorry, Mike.
Nie
miał zielonego pojęcia, gdzie szukać Chrisa. Mógł być wszędzie i nigdzie. Może
już dawno wyjechał z miasta. A może popełnił samobójstwo i leży już w kostnicy,
podczas gdy on rzuca się jak popieprzony. A może jednak się mylił? Może
powinien zadzwonić do jego siostry? Nie, tego chyba nie powinien robić. Rozmowa
z Leą mogłaby wszystko pogorszyć. Kurwa, ta sprawa była chyba jeszcze gorsza od
tej, którą wtedy rozwiązywał. Skoro nie potrafił znaleźć dzieciaka w środku
pola, to co dopiero teraz miał powiedzieć? Jak znaleźć cholernego gówniarza w
tej pieprzonej metropolii?
Kurwa,
to wszystko to jego wina.
A co,
jeśli …?
… jeśli
Chris znajdzie się sam?
Może
wcale nie musiał go szukać? Może to Chris szukał jego? Może był tu cały czas, w
jakimś aucie na parkingu, albo w restauracji naprzeciwko? Nie zastanawiając się
zbyt długo poszedł do gabinetu szefa poprosić o dyskretną obserwację dla siebie.
Być może był to fałszywy trop, ale nic innego przecież nie miał. Musiał
zaryzykować i spróbować.
Cholerna
zima. Christopher pocierał skostniałe dłonie, chuchając na nie co jakiś czas
dla rozgrzania. Był ciepło ubrany, ale samochód szybko się chłodził, nawet w
ciągu tych kilku sekund, kiedy wychodził na zewnątrz, by zapalić papierosa. Nie
palił w środku nie dlatego, że chciał zadbać o auto. Nie miał zamiaru po prostu
siedzieć cały dzień w tym smrodzie. I tak było już źle. Od kilku dni nie brał
prysznica, w baku kończyło się paliwo, a on nadal nie zrobił niczego w kierunku
udupienia Huntera.
Zastanawiał
się, czy nie pójść może do restauracji i nie zamówić sobie gorącej herbaty i
czegoś do jedzenia. A jeśli wtedy Hunter wyjdzie, a on tego nie zauważy?
- Kurwa
– syknął pod nosem, co wyglądało dosyć żałośnie, jeśli ktoś by się temu
przyglądał. Wsiadł powrotem do auta i skulił się na przednim siedzeniu. Wyciągnął
ze schowka pistolet, który zabrał pobitemu dzieciakowi. Miał tego dosyć,
brakowało mu ciepłego jedzenia, siedzenia przed telewizorem i spędzania czasu
na nie robieniu niczego produktywnego. Te nudne poranki, krótkie rozmowy z Leą
o pogodzie i kwiatkach, które musi posadzić wiosną. Uśmiechnął się pod nosem.
Kochał swoją siostrę, to chyba oczywiste. Była dla niego mentorką, nauczycielką
i przyjaciółką. Wiedział, że zawsze może zwrócić się do niej po pomoc. Ścisnął
mocniej broń, którą trzymał cały czas w dłoni. Bo chyba przez chwilę zapomniał,
kurwa, dlaczego tu jest. Spojrzał na budynek, w którego drzwiach pojawiły się
dwie osoby. Jedna z nich za chwilę miała umrzeć.
Chris
narzucił kaptur kurtki na głowę i wyszedł z auta, chowając za plecami glocka
dziewiętnastkę.
[9]
Wszystko
działo się jak na zwolnionym filmie. Zbyt wolno, wszystko, kurwa, zbyt wolno.
Joseph zbiegał po schodkach, które wydawały się nie mieć końca. Za nim w
drzwiach stał szef Daniel, nie wiadomo właściwie po co. Przecież wszystko
powiedzieli sobie w jego gabinecie.
Zbyt
późno zauważył oblodzone stopnie i idącą w jego stronę postać. Właściwie to
wszystko wydarzyło się w jednej chwili. W jednej sekundzie Christopher
wyciągnął broń i nacisnął spust, Daniel wydał z siebie bliżej nieokreślony jęk,
a Hunter po prostu poślizgnął się na jednym ze środkowych stopni.
Wszystko,
co zaszło później działo się już automatycznie, jakby poza świadomością
detektywa. Policjanci wybiegający z dużego radiowozu i biegnący w kierunku
Christophera, dzieciak celujący ponownie do Huntera, Daniel wciągający w
pośpiechu kamizelkę kuloodporną.
Nagle
wszystko przyspieszyło i Hunter zobaczył nad sobą głowę szefa, usłyszał też
krzyki chłopaków z patrolu i wrzaski Chrisa. Daniel pomógł Josephowi wstać.
Poza kilkoma siniakami chyba nic mu nie było, nie licząc pieprzonej dziury w
nowej kurtce. Na szczęście kula jedynie drasnęła bark, nie stało się przy tym
nic wielkiego. Detektyw zszedł (już teraz powoli i ostrożnie) na dół i
popatrzył na zatrzymanego dzieciaka. Skuli go już i zabrali broń, klęczał na
śniegu, mokry i dyszący jak koń po gonitwie. Chris podniósł głowę i spojrzał
Hunterowi głęboko w oczy. A później zabrali go do środka.
Hunterowi zrobiło się słabo.
Wzrok Christophera wywołał u niego dreszcze, nagle poczuł się, jakby owiał go
bardzo mroźny wiatr. Chris to dzieciak, ile trzeba mieć w sobie nienawiści, by
zrobić coś takiego? Od jak dawna kumulowało się w nim to wszystko? Ta szaleńcza
nienawiść, która spowodowała te wszystkie wydarzenia. Hunter poczuł oddech
diabła na karku. Mężczyzna schował się za pobliskim samochodem i zwymiotował. Wiedział,
że to on do tego doprowadził. Czy wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby
pewnej wiosny, kilka lat temu nie wszedł do pieprzonej biblioteki? Potrzebował
wtedy jedynie materiałów do nauki, tak jak piękna, blond włosa dziewczyna ze
ślicznym uśmiechem, która była zbyt niska, by sięgnąć do najwyższej półki.
Boże, gdyby wtedy nie podał jej tej książki, to czy nigdy nie poznałby Lei
Montgomery? Czy mieszkałaby spokojnie w małym miasteczku w Kanadzie, jako
wspaniała nauczycielka i kochająca żona jakiegoś faceta? Jakiegoś faceta, a nie
Josepha Huntera? I czy te wszystkie wydarzenia, które były wtedy nieuniknione,
dni, które pędziły na oślep, by ostatecznie doprowadzić do katastrofy, czy to
wszystko miałoby miejsce? Hunter zwymiotował ponownie.
[10]
Po
kilku dniach śledztwo Candy zostało zamknięte. Christopher Montgomery przyznał
się do gwałtu i morderstwa. Opowiedział również o roli, jaką miał pełnić w tym
wszystkim Victor Drew, koroner mógł więc wrócić do pracy. Przede wszystkim
jednak mówił o Josephie. Psycholog sądowy stwierdził, że chłopak jest
niepoczytalny i wymaga opieki psychiatry. Sąd umieścił go w ośrodku
psychiatrycznym w pobliżu jego rodzinnego miasta. Lea Montgomery nie pojawiła
się na sprawie sądowej, przebywała aktualnie w szpitalu po kolejnej próbie
samobójczej.
A
detektyw Joseph Hunter? Wziął kilka dni wolnego, draśnięty bark i obite plecy
dokuczały mu bardzo. Aczkolwiek mniej chyba niż rany na umyśle i smutek, zawód.
Miał dużo czasu do namysłu, odwiedzało go jednak mnóstwo współpracowników, nie
mógł więc narzekać na nudę. Zwłaszcza, gdy przychodziła Caroline, przynosząc ze
sobą lukrowane pączki.
____________
Wybaczcie rzucanie mięsem, no ale inaczej się nie dało ;)
Tytuł i cytat – Zeus, no i podziękowania dla Heleny
Donaldson, bo to już druga nota, która powstała po części dzięki niej ;)
I wybacz, Neziu, że trochę przed czasem, ale nie ukrywam, że mi się spieszyło ;)
[Świetna nota. Wciągnęła mnie niesamowicie i skończyła sie zdecydowanie za szybko. Trzymasz w napięciu.
OdpowiedzUsuńRzuciły mi się dwa błędy, powinno być "tę kobietę" (zamiast "tą") i "gdy był młodszy" (zamiast "jak"). Poza tym mam wrażenie, że jest trochę namieszane z przecinkami - w niektórych zdaniach jest ich za mało, w innych za dużo, gdzieniegdzie powinien być średnik lub myślnik... Ale nie jestem w interpunkcji na tyle dobra, by dać sobie rękę uciąć i wypisywać tu listę. Z resztą nota wspaniała i widać, że włożyłeś w nią sporo pracy, więc szkoda by teraz psuć efekt czepliwym komentarzem ;)]
-Lilianne
[ Panie, Twoje natchnienie pruje jak rakieta, tylko pozazdrościć. A ilość postaci stworzonych przez Ciebie powala, na dobrą sprawę dla każdej mógłbyś stworzyć Kartę Postaci i ją prowadzić z powodzeniem :)]
OdpowiedzUsuńCharlotte
[Jestem zobowiązany pochwalić, bo wszedłem na bloga, zobaczyłem notkę o tak okrągłym numerze chwilę po dołączeniu, przeczytałem na jednym wydechu i jestem pod wrażeniem. Naprawdę. Aż chce się tutaj siedzieć, czytać i pisać. Gratuluję dobrej notki. Może i Aaron to świeżynka, ale opowiadanie tak się nakręca, że nie trzeba wielkiego stażu, żeby polubić. :)]
OdpowiedzUsuń[ Zeusa jako tako kojarzę, więc jak tylko zobaczyłam cytat, w głowie zabrzęczała mi znajoma melodia :)
OdpowiedzUsuńPierwszy akapit bez wątpienia mocny, przyjemnie mocny i jak się okazuje, pozostałe mu dorównują. Na końcu przepraszasz za wulgaryzmy, ale moim zdaniem, faktycznie by się bez nich nie obyło, bo dzięki temu nota świetnie oddaje wydarzenia i atmosferę, nie ma owijania w bawełnę, akcja leci na łeb, na szyję i wszystko zyskuje na naturalności, bo w naszym codziennym życiu ludzie na prawo i lewo rzucają kurwami, a już na pewno w takich sytuacjach.
Rany, ale jakiś sytuacjach... Kolego, Ty chyba masz niewyczerpane pokłady weny, co? Z drugiej strony, gdybym miała taką postać, sama chciałabym sobie poszaleć i poużywać w postach, bo pole do popisu masz niesamowicie szerokie. I korzystaj z niego jak najczęściej, bo uwielbiam Cię czytać, a przy okazji, jak już wrócę, nie odpuszczę Ci wątku, mimo że Ty nie przepadasz za wątkowaniem ^^
I czekam na moją czekoladę! ]
[Kolejna świetna notka. Jak pisałam wcześniej (jako anonim), bardzo dobrze się to czyta. Dobre opisy, przemyślenia i akcja. Gratulacje. No i miałam wymusić od Ciebie wątek, a więc wymuszam :)
OdpowiedzUsuńPoprzednia Inezowa notka też się mi podobała, ale nie zdążyłam jej skomentować dlatego robię to tu :)]
[Wooow, a ja kolejny raz w przeciągu kilku dni jestem pod wrażeniem. Może brakowało tam kilku przecinków, były jakieś literówki, nie wiem. Szczerze mówiąc, nie zwróciłabym na takie rzeczy uwagi, a to wszystko przez akcję opowiadania, która mnie pochłonęła do reszty :D Świetnie zbudowane napięcie, historia też dobra. Podobało mi się też odmalowanie postaci, nie miałam najmniejszych problemów, żeby ich sobie wyobrazić, cała grupa stała przede mną jak żywa. Czekam na kolejne takie notki!]
OdpowiedzUsuńPeter&Aileen