Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

1995. Had a dream of a place on another plane. Where there is no light and there is no shame.

 

Błoto. Wilgoć. Kałuże. Deszcz. Przemoczone buty i kolejny połamany parasol. Być może była w tym wina angielskich genów, ale zawsze jej się to podobało. Nigdy nie mogła pojąć dlaczego ludzie chcieli upału i słońca. Tropikalne wyspy przypominały jej bardziej piekło niż raj. Okropność. Chłód nigdy nie był dla niej problemem. I tak nie go czuła na wiecznie lodowatych dłoniach i stopach.
 Mimo wszystko potrzebowała jakiejś zmiany. Czuła jak życie ucieka jej przez palce. Dzień za dniem, który wnosił jeszcze mniej niż jego poprzednik. Nowi ludzie pojawiali się równie szybko, co znikali. Przywykła do tego. W końcu większość z nich była tylko podstarzałymi turystami, którzy zatrzymywali się na kilka dni w ich domu, a później znów przychodził czas by wymienić pościel na świeżą. Mimo wszystko zawsze pozostawała jakaś pustka. Dystans był jej najlepszym obrońcą przed bólem, ale rzadko kiedy potrafiła z skorzystać z jego obrony.
Mieszkając całe życie w Bibury czasem zapominała, że istnieje coś więcej niż tylko ta wioska. Nie była jednak pewna, że chce tego czegoś, tego więcej. Przyzwyczaiła się do nijakości i samotności. Depresja stała się jej siostrą, a smutek bratem, choć na zewnątrz dalej była jedynaczką. Chciała wierzyć, że tkwi w niej jakiś potencjał i nawet czasem udawało się jej w to uwierzyć, ale nie wiedziała co z tym zrobić. Raz czuła się jak bardzo stary człowiek, a raz jak dziecko. Wszystko toczyło się raz za wolno, a raz za szybko. Ale to w końcu nie była do końca jej wina. Rozchwiane hormony potrafiły sporo namieszać. Nie, nie była w ciąży. Była po prostu chora. Dalej jest.
Wiedziała, że musi wrócić do świata albo zginąć próbując. Wyjechała więc do Londynu by zacząć studia. Antropologia przywróciła jej coś w rodzaju zapału do życia. Nie dawała jej jednak zbyt wielu perspektyw na przyszłość. Bądźmy szczerzy,  nie dawała jej żadnej perspektywy. Nigdy nie była z tych, którzy potrafili się wybić. Mogła ją skończyć i wrócić do Bibury jak gdyby nigdy nic. I choć po części tego chciała, to oznaczałoby to jej porażkę, a potrzebowała czegoś innego by wyrównać szalę swojego życia. Powrót oznaczałby zawiedzione spojrzenia jej rodziny przełamane litością. Miała poważny problem z odczytywaniem ludzkich emocji. Widziała i przejmowała za dużo. Postanowiła spróbować w tym samym czasie ze stomatologią. Materiał nawet w części się pokrywał. W nie dużej, ale zawsze. Nie widziało się jej w  prawdzie grzebanie w czyichś ustach, ale z czasem przeszło jej. Do wszystkiego można się przyzwyczaić. Choć ‘wszystkiego’, to może zbyt duże pojęcie i trzeba mieć nadzieję, że jednak nie do wszystkiego. Do tego jednak można.
Skończyła więc studia na dwóch kierunkach i ruszyła dalej rzucając się na jeszcze głębszą wodę by sprawdzić czy na pewno nauczyła się pływać. W końcu w ostateczności może się co najwyżej utopić, choć akurat to nie tego się obawiała. Bała się bardziej zachłyśnięć. Tego chwilowego bólu, strachu, który grawerował się w pamięci. Jednak każdy powinien podnieść rzuconą mu rękawicę, przyjąć wyzwanie jakkolwiek miałoby to się skończyć by później nie zadawać sobie pytania „Co by było gdyby…?”, choć i tak w końcu padnie i to nie jeden raz. Ale nie teraz.
 
[Przepraszam autora poprzedniej notki za przysłonięcie tą i wszystkich, których kuje ten stwór w oczy. Nie jest to nic dobrego, ale by dopełnić tradycji NYC-a dodaję pierwszą notkę i witam się ze wszystkimi. Od razu dodaję, że ona nie jest wiecznie smutną kobietą w zaawansowanej depresji. Jak to mówią jest to rodzaj „cichej wody”. Jeśli macie ochotę sami możecie się przekonać. A teraz dziękuję za uwagę, a jeszcze bardziej dla tych, którzy postanowili to wszystko przeczytać.]

6 komentarzy

  1. [ Lisa przypomina mi nieco moją poprzednią postać, także panią, która obecnie znajduje się na urlopie. Tez znalazła się na takim życiowym zakręcie, kompletnie nie miała pojęcia, co ze sobą zrobić i czuła przez to wszystko pewien niedosyt. Niedługo planuję z tą postacią wrócić, dlatego muszę wziąć z Ciebie przykład i zabrać się za pisanie postów :)
    Szkoda, że notka taka króciutka, bo chętnie dowiedziałabym się o Lisie jeszcze więcej, ale skoro miałaś taki dobry start i przybyłaś do nas z postem powitalnym, to liczę na więcej :) ]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Wiele osób jest na takich zakrętach :/ Ja chyba też. A więc bierz przykład :)
    Krótka, bo bałam się, że dłuższej w moim wykonaniu, w taki wykonaniu, nikt by nie zechciał przeczytać, co byłoby całkiem zrozumiałe i nie miałabym tego za złe. Nad kolejnymi pomyślę. Może wyjdzie mi kiedyś coś lepszego, bo tu trochę napisałam o czymś i o niczym ;P Wyszłam z wprawy. Ale się poprawię ;) Dzięki, że chciało Ci się przeczytać :*]

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda, że notka taka krótka. Nadal bardzo szokują mnie te specyficzne zwyczaje, takie jak zaczynanie aktywności na grupowcu od notki fabularnej (to pierwszy blog, na którym się z czymś takim spotkałam), czy tak krótka KP (zdążyłam zerknąć ^^). Widocznie jestem autorką nieco innej daty, bo nie pamiętam czasów, kiedy to podobno było na porządku dziennym. No, ale mniejsza :). Notka bardzo krótka, dlatego ciężko coś o niej powiedzieć. Niemniej jednak, chyba potrafię zrozumieć twoją bohaterkę, widzę w niej bowiem troszkę podobieństw do swojej szarej codzienności. Zdaję sobie więc sprawę, jak niemiła musi być taka sytuacja, i podejrzewam, że pewnie niełatwo się takich bohaterów prowadzi. Bo mimo swoich tendencji do pesymizmu i oderwania od rzeczywistości, zwykle tworzę raczej bardziej radosne, dziecinne postaci. Ale jestem ciekawa, jak ją rozwiniesz dalej ^^.
    Alice

    OdpowiedzUsuń
  4. [Kolejna osoba, której bardzo dziękuję za przebrnięcie przez to co tam napisałam :* Nie ma sprawy, następna będzie dłuższa. Z tego co pamiętam na onecie nie było chyba za dużo takich blogów jak NYC, które wymagały od autorów notek. A może był jedyny? W każdym bądź razie, to były dobre czasy, choć te też nie są złe, po prostu inne. No i mogę wywnioskować iż sugerujesz, że jestem stara? :D Zaczyna się "A za moich czasów...", a niech to. Karta krótka na rzecz notek. Pamiętam jak kiedyś był tylko album ze zdjęciami i się wybierało.
    Co do Lisy, to wiem, że za dużo tu może o niej nie ma. Nie jest to też całkowita pesymistka, wbrew pozorom. Trzeba ją poznać. Ludzie ogólnie są bardzo zróżnicowani. Inni w domach, inni poza. Do mojej szarej rzeczywistości też się dopasowuje. A prowadzenie jej raczej nie będzie trudne ;) Jeśli ktoś się odważy, to może zobaczyć, że i taki Kłapouchy może być radosny, nie tylko kiedy znajdzie ogon :D]

    OdpowiedzUsuń
  5. [Notka bardzo fajna, w zasadzie to jak dobrze napisana karta postaci, gdzie cały tekst świetnie komponowałby się pod zdjęciem, ale za to mamy notkę powitalną. Dlatego też witam pięknie i od razu zaznaczę, że bardzo mi się to co przeczytałam podobało, bo ja generalnie lubię smutne historie i depresyjne tematy. Jedyne co mi przeszkadza, to fakt, że notka mogłaby być wyjustowana.
    Ah, ta antropologia. Moje studia mi ją skutecznie obrzydziły. Pamiętam tylko opowieści pani o dzikich lwach i jaskiniach, czy coś takiego. I nieszczęsne punkty antropometryczne. Czy Lisa leczy ząbki dzieci? Jeśli tak to łatwo pokusimy się o wątek :)]

    April

    OdpowiedzUsuń
  6. [Kartę może trochę inaczej bym zrobiła. I jeszcze kolejne wielkie dzięki za przeczytanie :* Szczerze, to się nie spodziewałam, że komukolwiek zechce się przez to przebrnąć :) Smutek i depresja to poniekąd domena naszych czasów. Każdego dotyczą. Miło mi, że się podobało :) Już zaraz wyjustuję. Zastanawiałam się wcześniej nad tym, ale tego nie zrobiłam.
    Dlaczego ją obrzydziły? Na moich co prawda mało było o antropologii, jedynie sposoby badań i rekonstrukcji przez super sprzęty na biomechanice ;P Punkty antropometryczne też miałam :D Akurat do nich nic nie miałam. Były proste i przyjemne.
    Oczywiście, że leczy. Leczy i wyrywa xD Co tam trzeba ;) Pokuście się, pokuście :D]

    OdpowiedzUsuń