„Widzisz? Wielu tu chodzi, których mijasz na ulicy.
Chciałbyś widzieć przyjaciół, a tu są sami przeciwnicy.
Sami wrogo nastawieni, sami, to nie ma granic,
bo czy normalna jest opcja, że sami siebie zabijamy?
Popatrz, czy widzisz tępą obojętność w oczach wszystkich?
Zamiast sobie pomagać - walczą ze sobą o zyski, o pieniądz.
Nikt nie myśli głową, sercem, duszą, a kieszenią.
Wszyscy tylko się szprycują kłamstwem, jak narkoman chemią.
Dosyć, nie można znosić tego dłużej, dosyć kurwa,
tylko nienawiść, a miłość w roli chłamu, bubla.”
Świeże,
mroźne powietrze wypełniało niemal całe mieszkanie. Otwarte na całą szerokość
drzwi balkonowe skrzypiały lekko przy silniejszych powiewach. Na szklanym
blacie stolika w pokoju nocnym stała otwarta i do połowy pusta butelka Johnnie
Walkera, obok niej znajdowała się zapełniona petami, dymiąca popielniczka. Na
materacu leżał rozrzucony w nieładzie koc, a na podłodze obok męska koszulka.
Jej właściciel siedział na podłodze w pokoju służbowym, paląc bezmyślnie
kolejnego papierosa.
Była
czwarta nad ranem, a on przesiedział tam kilka godzin, wpatrując się w
zabazgrane mazakiem ściany, przekładając poprzyczepiane pinezkami zdjęcia z
miejsc zbrodni, ofiar sprzed chwili śmierci i potencjalnych zabójców. Dla kogoś
z zewnątrz wnętrze pokoju mogło przywodzić na myśl sceny ze starych thrillerów
z Bradem Pittem. Jednak mężczyzna nie był wcale psychopatą, ani seryjnym
mordercą, był zwykłym detektywem policyjnym, który rozwiązywał pogmatwane
śledztwa. W ten sposób pracowało mu się najlepiej, ważniejsze fakty zapisywał
mazakiem, swoje pomniejsze myśli zwykłym długopisem, by domysły nie zacierały
faktów.
W
pokoju właściwie nie było żadnych mebli, mężczyzna potrzebował dużo
przestrzeni, Nowy Jork był niebezpiecznym miastem i każdego dnia na jego biurko
trafiały nowe dokumentacje z miejsc zbrodni, teczki wypełnione makabrycznymi
zdjęciami ciał ofiar i wszystkich przedmiotów, które mogły być pomocne przy
odnalezieniu sprawcy. Nie miał problemów z kopiowaniem zdjęć, był praktycznie
sam sobie szefem, jedyną kulą, która ciągnęła mu się u nogi był jego partner.
Świeży absolwent szkoły policyjnej, po dodatkowej specjalizacji i dwóch latach
spędzonych na patrolach. Cóż, jedni się do czegoś nadają, a drudzy są stworzeni
do całkiem innych spraw. Johnny – bo tak miał na imię partner Huntera –
stworzony chyba został przez pomyłkę. Ta sama pomyłka popchnęła go do szkoły
policyjnej, wybrała specjalizację i nie pozwoliła mu zrezygnować, gdy mierzył z
pistoletu do złodzieja z trzęsącymi się dłońmi, podczas gdy ten podrzynał
gardło jego koledze. Nie strzelił. A teraz trafił do Huntera, bo brakowało
ludzi, a on miał odpowiednie uprawnienia. Cóż z tego, że nie miał praktyki.
Wszystkiego mógł się przecież nauczyć od starszego kolegi.
Na
szczęście detektyw miał wolny wieczór i nie musiał spędzać nawet najmniejszej
chwili ze swoim partnerem. Mógł więc spać spokojnie, bo nic nie mogło mu się
stać. Zwykle telefony zrywały go ze snu w środku nocy, nawet jeśli nie musiał
pilnie jechać do biura, to i tak później miał problemy z zaśnięciem. Tej nocy
jednak nie obudził go telefon, brał na siebie zbyt dużo nadgodzin i spraw,
dostał więc bezwarunkowe wolne i nie musiał nawet wstawać wcześnie rano. Nie
przeszkodziło to jednak bezsenności wkraść się do jego pokoju i skutecznie
uprzykrzyć mu wieczór.
Na
początku myślał, że jeśli napije się, to sen przyjdzie sam. Później jednak
pozbył się złudzeń i siedząc w fotelu nalał sobie kolejną szklaneczkę whisky.
Od dawna nie palił, miał jednak przy sobie awaryjną paczkę Cameli. Najpierw
wypalił jednego, później kolejnego, a jeszcze później pół paczki. Oglądając
wiadomości myślał o byłej żonie. Miał już za sobą idylliczne małżeństwo, jednak
chyba tęsknił czasem za tymi spokojnymi dniami, uśmiechniętą kobietą w kuchni i
ciepłym obiadem. Nie był wtedy tak zimny i bezduszny, a właściwie miał
nadzieję, że taki nie był. A przynajmniej do chwili, kiedy Lea zachorowała. Później
chyba też zrobił się obojętny, wysłuchując wyrzutów i obelg. Jednak to, co
widywał niemal każdego dnia w Nowym Jorku zrobiło z niego innego człowieka. Jak
nastoletnia córka mogła strzelić do ojca trzydzieści razy, jak żona mogła
poderżnąć mężowi gardło podczas snu, jak mąż mógł gwałcić młodą córkę? Czasem
sam miał ochotę zabijać, takie potwory, jakimi czasem bywali ludzie. Bywali, bo
przecież nie byli nimi zawsze, tylko przez kilka sekund wystrzału, ciosu nożem.
Później był płacz, żal, przyznanie się do winy. Ale czy to coś zmienia? Czy
przeprosiny zwrócą kobiecie cnotę? Czy przeprosiny wtłoczą krew w żyły męża i
przywrócą go do życia? Nie. Wtedy są to już tylko puste słowa, które
wypowiadamy dla usprawiedliwienia siebie, wymazania win. Bo przecież
przeprosił, on NIE CHCIAŁ. Nie, to tak nie działa. Liczą się czyny, nie słowa.
Czasem największą zemstą jest brak wybaczenia. Oprawca, który po latach
rozumie, co zrobił i co dzień rano patrzy w lustro i wie, co zrobił. Wie, jakim
jest człowiekiem. Błaga o wybaczenie, każdego dnia, kilkakrotnie. Zrobiłby
wszystko, by usłyszeć że jest na to jakaś nadzieja. Niestety, dla takich ludzi
nie ma wybaczenia.
Mężczyzna
zastanawiał się, jakim człowiekiem jest on sam. Czy świadome zabijanie drugiego
człowieka w obronie własnej jest dobre? Oddzielamy pojęcie zabójstwa, robiąc z
niego morderstwo lub samoobronę. Po co się zabijamy? Po co niszczymy się sami,
dostając tak piękny dar jakim jest życie? To jedyne, co mamy. To nasze świadome
wybory kierują nas w życiu i kreują osobowość i to, kim tak naprawdę się
stajemy. Czy bieda daje nam prawo do zabijania? Kradzieży? Czy bogactwo daje
nam władzę?
Tak naprawdę
to sami zrobiliśmy ze świata ring, na którym walczymy o przetrwanie. Silniejszy
zjada słabszego, to jedyna logika w dzisiejszym świecie. Czy kiedyś było
inaczej? Niestety nie, od zawsze zwyciężał silniejszy, ten który miał więcej
kamieni, większego kutasa, większy pistolet lub więcej kasy.
„Na przestrzeni lat świat się zmienił, a ludzie na ziemi
wciąż nie mogą się zmienić i docenić samych siebie.
Zamiast pomóc w potrzebie - jeden drugiego chce pogrążyć
i za wszelką cenę dąży, by napełnić własną kieszeń.
Coraz wyżej pnie się, coraz więcej chce za większą cenę,
a rozsądek i sumienie, dawno poszły w zapomnienie.
Dawno już odeszły, dawno temu, jeden brat przeciw drugiemu.
Tylko czemu? Tylko za co? Może w piekle płacą za to.
Za chciwość i zazdrość, już tego mam dość,
świata, który przez kolor skóry mury między ludźmi stawia.
Nie chcę sam świata naprawiać, nie chcę, nie chcę.
Chcę tylko pokazać to, co mówi moje serce.
Mówić więcej o nas samych, o tym jak się zatracamy
w tym co chcemy, z tym co mamy, co bierzemy, a co damy w zamian,
więc zacznijmy się nad sobą zastanawiać.”
Po nocy
spędzonej na rozmyślaniu Hunter zasnął jak dziecko. Zbyt dużo myśli kłębiło się
chyba w jego głowie, chciał chociaż na chwilę się ich pozbyć.
*
Addison Brown opuściła prywatny
helikopter i przebiegła plac małego lotniska małymi kroczkami, na tyle bowiem
pozwalały jej wysokie obcasy drogich butów. Przyciskała do głowy duży, czarny
kapelusz, by nie zsunął się z jej bordowych włosów porwany przez wiatr. W
drugiej ręce miała dużą aktówkę, pełną służbowych dokumentów. Nie miała ze sobą
bagażu. Nigdy nie lubiła przywiązywać się do przedmiotów. Opuściła więc Londyn
w swoich najlepszych ubraniach z teczką dokumentów i laptopem, a resztę miała
zamiar kupić na miejscu.
Kim była Addie? Najlepszym
lekarzem medycyny sądowej w kraju. Postanowiła porzucić Londyn dla rodzinnej
Ameryki, w której było więcej ciekawych przypadków, mogła więc mieć większą
frajdę z pracy i bardziej się wykazać. Miała nadzieję na owocną współpracę,
słyszała, że detektyw Joseph Hunter ma pełne ręce roboty i kiepski zespół,
pomimo wielu sukcesów. Musiał więc być bardzo zmęczonym człowiekiem, a Addie
postanowiła dać mu odrobinę wytchnienia, wydobywając ze zwłok więcej, niż
podstarzała Caroline, która była już niemal ślepa.
*
Obudził się później, niż zamierzał. Nie miał
właściwie jakichś wielkich planów, nadal miał wolne, a telefon siedział cicho,
mógł więc na początek zjeść spokojnie śniadanie. Lodówka była pusta, a on sam
nie miał ochoty ruszać się z domu. Po spaleniu papierosa i wypiciu gorącej kawy
postanowił zadzwonić do swojego partnera.
Chłopak też miał wolne, właściwie
to bardziej chorobowe, po serii wymiotów na miejscu zbrodni. Dobrze się
składało, mógł więc przywieźć Hunterowi pizzę, w nagrodę dostając kilka dobrych
rad od starszego kolegi.
Po niecałej godzinie zapukał do
drzwi detektywa. Ten otworzył mu w samych spodenkach, zabrał z rąk karton ze
śniadaniem i ruszył do pokoju nocnego. Poza nim i tym służbowym miał tylko
kuchnię i łazienkę, więc niestety sypialnię musiał połączyć z salonem.
- Siadaj gdzie chcesz, niestety
mam tylko jedno krzesło – powiedział spokojnie, wyciągając z kartonu kawałek
pizzy i rozkładając się wygodnie na obrotowym krześle. Johnny stanął w progu
pokoju, rozejrzał się niedyskretnie po jego wnętrzu, po czym oparł się o
ścianę.
- Siadaj do cholery, materac nie
gryzie – dodał po chwili Hunter z ustami pełnymi ciasta. Tym razem chłopak
posłuchał, obawiał się chyba tego, że detektyw może zrobić z jego życia piekło.
Przez chwilę siedzieli w ciszy, wbijając wzrok w poranne wiadomości. – Jeśli chcesz
być dobrym gliną, to musisz się jeszcze wiele nauczyć – Johnny skinął głową,
poprawiając materac, który odjechał nieco po tym, jak oparł się o ścianę. –
Spróbuj na początek wziąć się do kupy i nie rzygaj jak baba w ciąży, jesteś w
końcu facetem i to nie byle jakim. Jeśli przeszkadza ci smród, to kup maść
ziołową, jeśli widok, to w każdej chwili mogę pokazać ci milion ohydniejszych rzeczy
niż ciało bez głowy lub odwrotnie. Zresztą, chodź, pokażę ci coś – detektyw wstał
i skierował się do pokoju służbowego. Wskazał partnerowi zdjęcia z miejsc
zbrodni, te najpaskudniejsze oczywiście. Chłopak przełknął głośno ślinę, jednak
nie zwymiotował. Miał farta, w przeciwnym razie musiałby kupić Hunterowi nową
wykładzinę.
-Skup się, to kilka
najtrudniejszych śledztw, których jeszcze nie zamknąłem. Nie słyszałeś o nich,
bo przydzielili cię do mnie niedawno, może jedynie z telewizji, popieprzeni
reporterzy zawsze wyłażą z najmniejszej dziury, są jak szczury – powiedział spokojnie,
zastanawiając się, dlaczego nie zabrał ze sobą pizzy. – Patrzę na te zdjęcia
kilka razy dziennie, bo mam nadzieję, że przyjdzie mi do głowy rozwiązanie
sprawy, że przypomni mi się coś, co wcześniej pominąłem. Są tu wszystkie moje
fakty i poszlaki. Więc posiedź sobie tu trochę, bo może ja coś przeoczyłem.
- Ale jak to? – Zapytał blady
Johnny. – Ja? Przecież ja dopiero się uczę i w ogóle …
-To, że się uczysz nie ma żadnego
związku, potrzebny mi świeży umysł, ja znam już te śledztwa na pamięć. Więc
powodzenia, tam jest kuchnia, gdybyś chciał piwa, a tam jest łazienka – wyszedł
z pokoju, zostawiając małolata samemu sobie. – A ja skończę śniadanie – dodał pod
nosem, wracając do pokoju nocnego.
Po kilku godzinach i kilku
piwkach Joseph przeniósł się na materac, zaczął boleć go kręgosłup od siedzenia
na obrotowym fotelu i właściwie miał dosyć stałego podsuwania się bliżej stołu
i jeżdżenia na nim do kuchni po kolejne piwo. Kilka razy zastanawiał się, czy
Johnny jeszcze żyje, czy może stracił przytomność po jego wyjściu i umarł już
dawno z braku tlenu. To byłby numer, ciekawe, czy uznaliby to za zabójstwo, czy
zaklasyfikowaliby do nieszczęśliwych wypadków. Nie musiał się dłużej nad tym
zastanawiać, bo po chwili Johnny wślizgnął się do pokoju z plikiem notatek.
- No to tak … - burknął, siadając
na krześle bez pytania, na co Joseph uśmiechnął się pod nosem. Może da się
jeszcze zrobić z niego dobrego partnera. - … w sprawie zgwałconej staruszki
wydaje mi się prawdopodobny motyw sąsiada, jego zeznania jakoś nie kleją się do
kupy, sprawdziłbym go, a raczej jego mieszkanie, może ma jakieś fanty z domu
kobiety. Dalej, uprowadzony dzieciak, który nagle pojawia się po miesiącu i ma
zanik pamięci? To na pewno robota UFO – zerknął na Huntera, który parsknął
śmiechem. Chyba powinien częściej zamykać go w pokoju służbowym, po kilku
godzinach Johnny robił się nawet zabawny. – Kobieta, której podawano środki
nasenne, a następnie gwałcono ją dosyć brutalnie, hmm, dziwne, że odbywało się
to zawsze, kiedy mąż nie spał w domu. Ich syn wydał mi się dziwny, z tego co
wyczytałem. Nie widział nic strasznego w całym zajściu, a wręcz przeciwnie,
uznał, że jego matka powinna się cieszyć, że ktoś w takim wieku chce ją
pieprzyć – Hunter kiwnął głową z uznaniem, przypominając sobie przesłuchanie
osiemnastolatka i jego oczy wypełnione gniewem i szaleństwem. Niestety wtedy
nie mógł mu niczego udowodnić, bo sprawca był bardzo dokładny i nie zostawiał
po sobie śladów. – Dalej… zwłoki kilkunastu osób w starym magazynie. Brak ran
kłutych, ani śladów po kulach – zrobił małą przerwę dla nabrania oddechu. –
Może podano im narkotyki? Albo to jakaś egzekucja narkotykowa? Co do dzieciaka
znalezionego w jeziorze, to myślę że po prostu bawił się z kolegami, albo …
- Dobra, dobra, dobra – przerwał mu
szybko Hunter, zrywając się z materaca. Zdążył zapomnieć już o tej sprawie,
właściwie nie miał pojęcia, dlaczego nadal trzymał kopię jej akt. Powinien
dawno je zniszczyć, przypominały mu tylko o tym, co stało się w Kanadzie.
- Poza tym, nie wiedziałem, że
miałeś żonę – burknął cicho Johnny, spuszczając głowę.
-Miałem, nie miałem, czy to
ważne? Miałeś zająć się tylko śledztwami – odparł dosyć spokojnie detektyw. – I
złaź z mojego fotela – chłopak posłusznie podniósł się i podparł ścianę,
podczas gdy Hunter zajął jego miejsce i pojechał do kuchni po kolejną puszkę
piwa.
*
„ Chciałbym żeby każdy każdemu był życzliwy,
żeby prawda płynęła z ust, a nic co na niby
nie ma miejsca. Prosto w oczy słodkie słowa,
a na plecy przekleństwa, wymowa - to mowa ludzka.
Dość mam tego świata, jak z odbicia w lustrach,
wszystko jest dokładnie odwrotnie.
Trzymasz prawą rękę w górze, lewą widzą przechodnie,
Podasz komuś dłoń by wstał, a jak wstanie to cię kopnie.
Ty będziesz stał tyłem, nie powiesz, że się myliłem,
nie powiesz tak nie, życie nie jest lekkie, czasami słodko pachnie,
przecież to przykimasz, sam wiesz jak jest.
Przyjaciel cię wydymał, powiesz tak nie, nie było.
Jak ten typ nawinął: zawiść, ludzka nienawiść.
Poprosisz o przysługę: "nie ma sprawy",
a później usłyszysz setki razy wypomnienie
taką właśnie płacisz cenę, nic za friko
Nic za darmo od nikogo.
Dziś od przyjaciół możesz dostać tyle, ile dałeś swoim wrogom.
Pieniądze, logo, więc płacisz bezcen za każde dobre słowo.
Czy tak powinno być? To nie boli, rusz głową,
Naucz się wśród ludzi żyć i być sobą.”
- To od dziś jest pani stanowisko
pracy, jeśli będzie pani potrzebowała kogoś do pomocy, albo po prostu do
robienia notatek i kawy, to przyślemy pani kogoś.
-
Dziękuję, komendancie, ale nie chcę tutaj byle kogo. Potrzebuję zaufanej osoby,
która wie do czego służy mózg i potrafi nim pracować.
- Ma
pani kogoś konkretnego na myśli?
-
Właściwie to tak, nie współpracuję z kobietami, będzie to więc mężczyzna.
Ściągnijcie mi Victora Drew. To najlepszy medyk sądowy, oczywiście zaraz po
mnie.
-
Zrobię wszystko co w mojej mocy, mogę coś jeszcze dla pani zrobić?
-
Owszem, kiedy będę mogła poznać detektywa Huntera?
- Obawiam się, że niebawem. Proszę uważać, kłopoty lgną do niego jak myszy do
sera.
*
Victor Drew, a właściwie Vic Drou
prowadził dosyć zwariowane życie. Był medykiem sądowym, więc jego praca
polegała tak naprawdę na tym, by wywlec z ciała wszystko, co mogło być związane
ze śmiercią denata. Na pierwszy rzut oka nie wyglądał na profesjonalistę.
Ubierał się dosyć dziwnie jak na mężczyznę w jego wieku, miał mnóstwo tatuaży,
właściwie to wyglądał bardziej jak łobuz, niż jak dobrze wykształcony geniusz.
Wymieniał asystentów szybciej niż bieliznę, każdy chciał się u niego uczyć, nie
każdy dawał radę. W takim zawodzie trzeba było mieć dużo samokontroli, a Vic
ani trochę nie ułatwiał uczniom pracy. Większość wymiotowała, płakała, po czym
uciekała z kostnicy z wrzaskiem.
Vic nie pieprzył się z niczym,
jeśli chciał coś przekazać, to robił to prostym sposobem. Wierzył w to, że
praktyka czyni mistrza, więc od samego początku wciskał w łapę roztrzęsionego
studenta skalpel, siadając następnie na krzesełku obok i zabierając się za
śniadanie. Niektórzy uważali go za niewychowanego wariata, zapominali jednak
dodać, że był doskonałym medykiem, który pomagał w rozwiązywaniu jednych z
najgłośniejszych spraw w kraju.
Od kilku lat pracował w Phoenix,
jednak już od pewnego czasu myślał nad przeniesieniem, miał już chyba dosyć
pracowania z rzygającymi i roztrzęsionymi asystentami, wściekłymi i oburzonymi
panienkami i płaczącymi facetami. Miał szczęście, jak zawsze zresztą.
Odbierając telefon od samego komendanta nowojorskiej policji nie miał nawet
pojęcia, co mężczyzna chce mu zaproponować. Zgodził się jednak od razu, czekał
na taką propozycję od dawna.
*
Po
kolejnych kilku godzinach partnerzy umierali ze śmiechu przy programach
telewizyjnych, w których właściwie nie było nic śmiesznego. Wypili sporo, więc
atmosfera nieco się rozluźniła. Hunter miał nadzieję, że przełamie to pierwsze lody
i Johnny w końcu zbierze się w sobie i będzie zachowywał się normalnie. No może
nie jutro, jutro pewnie będzie miał kaca. Nie był jednak takim gburem, na
jakiego wyglądał. Po kilku piwkach rozwiązał mu się język i opowiedział
Hunterowi dlaczego wstąpił do policji.
O tym,
jak złodzieje okradali jego dom w nocy. O tym, jak jego starsza siostra
próbowała ich zatrzymać. O tym, jak strzelili jej prosto w twarz. O jego matce,
która darła się tak głośno, że nie mógł tego znieść. Umilkła dopiero z kulą w
piersi. O jego ojcu, który był na nocnej zmianie. W końcu o tym, jak mężczyzna
umierał powoli, zatracając się w alkoholu. I o małym Johnnym, który jako
dziesięciolatek potrzebował miłości.
__________________
Cytaty w całości z
Fenomenu, większość pewnie zna.
[ Jak już powiedziałam, przy okazji przeczytałam sobie też poprzedni post i żałuję, że zrobiłam to tak późno, no ale była sesja i w przerwach od nauki leżałam i patrzyłam się w sufit, nie potrafiąc zabrać się za nic konkretnego. I powiem, dobrze, że Joseph zdecydował się na ewakuację z Kanady, bo z każdym kolejnym napisanym przez Ciebie zdaniem coraz bardziej go lubię. Chłopie, ale Ty fajnie piszesz!!! W tym momencie widać, że to facet prowadzi faceta, wszystko jest tak, jak być powinno, czyli bez zbędnego kobiecego pitolenia ^^
OdpowiedzUsuńMotyw jeżdżenia na krześle obrotowym bardzo mi się spodobał, tym bardziej, że mój chłopak robi dokładnie to samo, z tym że trasę ma ograniczoną jedynie do mojego pokoju :D
A ostatni akapit już w ogóle rozłożył mnie na łopatki. Lubię, uwielbiam wręcz, kiedy nieciekawa i drastyczna wręcz historia jest przedstawiona właśnie w taki sposób. Krótkimi, suchymi zdaniami. Bo właściwie w tym przypadku Ty jako autor nie musisz nic dopowiadać, za to moja wyobraźnia pracowała na pełnych obrotach.
Bardzo, bardzo, bardzo mi się podobało i chcę więcej, zatem produkuj posty ile wlezie :) O, a Inez teraz siedzi w Phoenix, tam, skąd jest Vic. Muszę ją pomału sprowadzić z powrotem, bo mi tęskno ^^ ]
Neil
[Widzę, że produkcja u Pana ruszyła, ale to bardzo dobrze :) Kolejne świetne opowiadanie, o ile nie lepsze od poprzedniego. Poruszasz ciekawe tematy i zadajesz dobre pytania. O stylu i reszcie się nie wypowiem, bo się nie znam, ale czyta się to bardzo dobrze. Chyba faktycznie dołączę, o ile będę mogła wymusić na Panu wątek :D]
OdpowiedzUsuń[ Wolę pisać posty, niż komentarze, ale jestem w stanie zmusić się do odpisów wieczorami przy piwku, więc zapraszam, na bloga i do wątków :) ]
OdpowiedzUsuńJoseph Hunter
[Przepraszam, ale mój mózg po studiach na uczelni medycznej po prostu nie akceptuje rzygających studentów na zajęciach z medycyny sądowej. Po prosektorium ludzie są naprawdę uodpornieni xD Formalinka, postrzępione kończyny i grzebanie w ludziach. Miodzio.
OdpowiedzUsuńAle w sumie ludzie są różni...
Sama notka jak najbardziej jednak na plusik zasługuje, bo bardzo fajna. Ja nie wiem, skąd masz czas i chęci na pisanie? :O Oddaj mi trochę. I pomysłów też, bo wszystko zgrabnie wyszło. Zamiast oglądać serial wole teraz czytać Twoje notki.
Końcówka taka rozczulająca.
Emm... kiedy ciąg dalszy? Chcę więcej :D]
April
Przeczytałam obie jedna po drugiej :). I sama się sobie dziwię, że tak późno się za to wzięłam, ale muszę przyznać, że obie notki mi się spodobały i zaciekawiła mnie twoja postać. Bardzo lubię różne kryminalno-sensacyjne wątki. Cudowna odmiana w czasach, kiedy przeważają sielankowe, obyczajowe wątki i ciężko znaleźć coś zahaczającego o sensację. A ja tak lubię takie opowiadania! Ale naprawdę bardzo, bardzo się cieszę, że postanowiłeś stworzyć postać policjanta i trochę przybliżyć nam jego życie: w poprzedniej notce trochę o przeszłości, życiu w Kanadzie, które niezbyt mu odpowiadało, o dziwnie zachowującej się żonie i śledztwie, które ostatecznie go zniechęciło do tamtego miejsca, i w końcu wyjeździe do NY, a tutaj już o realiach pracy w tym wielkim mieście. To pewnie ogromny kontrast: praca w małej miejscowości, gdzie wszyscy się znali i rzadko działo się coś złego, a życie w wielkim mieście, gdzie było mnóstwo różnych dziwnych i niepokojących spraw.
OdpowiedzUsuńHunter wydaje mi się intrygującą postacią o specyficznym, nieco oschłym charakterze, ale budzi moją sympatię. Podobały mi się też opisy jego niedoświadczonego współpracownika oraz próby "ogarnięcia go" przez Huntera. Końcówka rzeczywiście była bardzo zaskakująca, nie spodziewałam się takiego wyjaśnienia. Niemniej jednak, może kiedyś uda im się zbudować lepszą współpracę, nawet jeśli teraz Hunter wydaje się zirytowany zachowaniem młodszego kolegi?
Ogólnie ciekawa notka. Dobrze się czytało obie. Zaciekawił mnie też motyw wprowadzenia nowej postaci, jestem ciekawa, kim ona będzie i czy odegra jeszcze jakąś rolę w życiu twojego bohatera. Mam wrażenie, że jeszcze będziesz kontynuować ten temat, i chętnie poczytam ciąg dalszy poczynań twoich postaci.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń[Należę do leniwców pospolitych i rzadko czytam notki, ale... muszę przyznać, że tym razem nie żałuję. Jest genialna. Może pomyśl o pisaniu kryminałów? Niby nic się nie działo, a nie mogłam oderwać oczy od ekranu. Podziwiam i zazdroszczę! :P]
OdpowiedzUsuńJako siódma osoba z rzędu mam Cię chwalić? No nie... Ale nie dajesz mi wyboru :(
OdpowiedzUsuńPost świetny. Chyba lepszy od poprzedniego, choć może to kwestia mojego skupienia. Wydaje się jakbyś bardzo dużo wiedział o tym co piszesz, co jest ogromnym plusem. Świetny pomysł z wprowadzeniem innych postaci. W ogóle to wygląda jak rozdział z jakiejś książki, a nie notka na grupowcu - teraz nie waż się przestać pisać :)
Wymyśliłam do czego się doczepić: te cytaty jakoś mi nie pasują. Nie chodzi o treść, bo nie czytałam (ciekawiła mnie tylko Twoja twórczość). Zaburzyły mi one ten "książkowy" wygląd i sprawiły, że fajne akapity na pierwszy rzut oka wyglądają jak kilka bezsensownych zdań.
No i to tyle. Nawet fajne to było ;)