[Jedna rozmowa, jedno pomieszczenie, zero akcji. Dawno niczego nie pisałam.]
Damien Rice — The blower's daughter
Damien Rice — The blower's daughter
Kiedy historia nie miewała szczęśliwego, romantycznego początku, nie mogła mieć również szczęśliwej, romantycznej kontynuacji, a przynajmniej do takiego wniosku doszła Geum-ja, kiedy pochylała się nad kubkiem z gorącą herbatą, tępo śledząc wzrokiem poczynania męża. Już prawie pół godziny starał się poradzić sobie z modelem zakupionego w kiosku samolotu, klął pod nosem po chińsku i rzucał swojej towarzyszce nerwowe spojrzenia, starając się ją niemo ostrzec, że najgorsze, co mogłaby w tej chwili zrobić, to się odezwać. Przyglądając się temu mężczyźnie, aż trudno było jej uwierzyć, że ma on prawie trzydzieści lat, świetnie płatną pracę i charakter lwa salonowego. W tym momencie wyglądał jak zirytowany nastolatek, którą większą część swojego życia poświęcał nic nieznaczącym czynnością. Nie było w tym nic uroczego.
Leniwie mieszając łyżką w kubku, przypomniała sobie, że podobny niesmak czuła, kiedy się poznali. Była pierwszy raz w Nowym Jorku, gotowa na podbój Ameryki, jeszcze tak bardzo naiwna i żądna przygód. Mozolnie ciągnęła za sobą walizkę wielkości małego kuca, dochodząc niemalże do perfekcji w omijaniu wszelkich przeszkód, kiedy ciężkie drzwi wyjściowe, nieprzytrzymane przez idącego przed nią mężczyznę, prawie ją zabiły. Pamiętała, jak gdyby to było zaledwie wczoraj, jak zaparło jej dech w piersiach, kiedy starała się je powstrzymać i cofnęła się o krok pod ich naporem. Świetnie pamiętała również, że nie myśląc nad tym, co robi, dogoniła nieznajomego i nazwała go kretynem bez wyobraźni. Tak, pamiętała też ten niesmak, który jakoś zadziwiająco szybko zniknął, kiedy ujrzała jego twarz, a kiedy mężczyzna się odezwał, owo niemiłe uczucie zdawało się snem wczorajszym.
Zakochała się w nim już na pierwszym spotkaniu, chociaż była już starą krową, która okres nastoletni dawno miała za sobą. Na jego widok nogi się pod nią uginały, nieprzyjemny uścisk w gardle utrudniał jedzenie, a język plątał jak po sporej dawce alkoholu. Po dwóch tygodniach była gotowa zrobić dla niego wszystko, po trzech miesiącach zaś całkowicie się z niego wyleczyła. Szybko się zakochiwała, jeszcze szybciej odkochiwała.
W tym momencie, przyglądając się grymasowi na jego twarzy, nie czuła do niego nic więcej niż zwyczajną nić sympatii i wdzięczności za to, co robił i kim był. Nie było motylków w brzuchu, nie było wielkich planów na przyszłość, nie było szaleńczej tęsknoty, kiedy nie wracał na noc do domu pod pretekstem natłoku pracy. Było za to przywiązanie, wspólny interes i relacje łącząca dobrych przyjaciół, nic szczególnie wystrzałowego.
— Wiesz, że byłam w tobie zakochana?
Feng oderwał wzrok od modelu tylko na chwilę, aby rzucić żonie szybkie, kontrolne spojrzenie.
— Wiem.
— Szaleńczo.
— Wszyscy to wiedzą.
Zmarszczyła brwi, zastygając na chwilę bez ruchu, z łyżeczką uniesioną w drodze do ust.
— Ale już nie jestem — dodała dla upewnienia, oblizując łyżeczkę i odkładając ją na bok, po prostu na stół, nie zajmując się szukaniem jakiegokolwiek spodeczka.
— To też wiem. — Jego głos nie wyrażał najmniejszego zainteresowania. — To nie są jakieś prawdy objawione. Wszystko widać na twojej twarzy. Jeżeli umie się patrzeć.
Wzruszył ramionami, jeszcze raz zerknął na żonę i ponownie zajął się składaniem modelu, przerzucając kolejne części składowe w poszukiwaniu odpowiedniego elementu. Wyglądał tak jakby za chwilę miał oskarżyć Geum-ję o sabotowanie jego pracy i ukrycie pewnych części, bez których ukończenie modelu byłoby niemożliwe.
To chyba była prawda, że mężczyźni dojrzewają do pewnego wieku, a potem już tylko rosną. Z Fengiem na pewno tak było.
— Pamiętasz jak się poznaliśmy?
— To nie było tak dawno, abym zapomniał. W dodatku nazwałaś mnie kretynem.
— I miałam rację...
Ze świstem wypuścił powietrze z płuc, podczas gdy jego żona chuchała na herbatę, starając się ją nieco ostudzić. Nagrzany kubek przyjemnie ocieplał jej dłonie, uniemożliwiał jednak upicie najmniejszego łyka bez poparzenia podniebienia i języka.
— Dlaczego więc zakochałaś się w kretynie?
Feng wyprostował się i przerwał na chwilę sklejanie modelu. Doszedł do wniosku, że w tych warunkach praca jest niemalże niemożliwa, a pozornie błahe świergotanie żony nad uchem ma jednak w sobie jakiś sens. Geum-ja nie była osobą sentymentalną, która w wolne wieczory wspominała wspólnie spędzone chwilę, szybko więc w głowie Amerykanina zapaliła się czerwona, ostrzegawcza lampka. Wolał nic nie przegapić, jego instynkt samozachowawczy podpowiadał mu, że mogłoby to mieć zgubne konsekwencje.
— Bo jestem głupia. Bo masz ładną twarz.
— Wiem i wiem.
— Bo dużo zarabiasz.
— Ale jesteś płytka.
Feng prychnął rozbawiony pod nosem, podnosząc się z kolan i opadając swobodnie na skórzaną kanapę, która była wiecznym obiektem kłótni. Z rozbawieniem przyglądał się, jak żona podnosi się ze swojego miejsca, chwilę buszuje w kuchni w poszukiwaniu czegoś do przegryzienia, po czym wraca z paczką krakersów na swoje miejsce przy blacie, oddzielającym salon od aneksu kuchennego.
Mężczyzna mógłby znaleźć wiele wad żony, pazerność na pieniądze nie była jednak jedną z nich. Dobrze wiedział, że nie zakochała się w nim z powodu pieniędzy. Ani nawet ładnej twarzy, jak to sama określiła.
— Powiesz mi w końcu, co ta rozmowa ma na celu? — Zdecydował się przejść do sedna, przeczuwając, że krok przerwania bezsensownej pogawędki należy do niego.
— Wiem, że masz romans.
Słowa te były twarde, równie dobrze mogłyby zwiastować nadchodzącą burzę. Nie dawały żadnych nadziei na to, że Geum-ja jedynie spekuluje i wyciąga błędne wnioski na podstawie zwyczajnych poszlak. Ona nie histeryzowała, ona wiedziała. Feng wiedział, że ona wie. Ich małżeństwo było krótkie, a jednak znali się jak łyse konie.
— Od kiedy?
— Od kiedy co? — wymruczała pod nosem, szukając w twarzy męża podpowiedzi. — Od kiedy wiem? Od pół roku. Może trochę krócej. Widziałam cię. Chris też cię widział...
Feng zmarszczył brwi, opierając przedramiona na kolanach i pochylając się nieznacznie do przodu. A więc nie tylko Geum-ja była świadoma jego niewierności, jego najlepszy przyjaciel też to wiedział. Sytuacja nie przedstawiała się najlepiej. Bardziej niż na zdaniu żony zależało mu bowiem na opinii Chrisa. Zbyt bardzo był do niego przywiązany, aby móc zignorować to, co mężczyzna o nim myśli.
— Dlaczego więc dopiero teraz? — wymruczał po dłuższej chwili milczenia. Potrzebował tej ciszy, aby przetrawić usłyszane informacje. Nie miało do dla niego sensu. Pół roku oboje wiedzieli, a jednak żadne z nich nie zająknęło się nawet słowem. Zdecydowanie nie miało to dla niego żadnego sensu. Feng lubił, kiedy wszystko wokół niego miało sens.
— Bo mam już dość udawania, że wszystko między nami jest w porządku, kiedy wcale nie jest.
— A dlaczego miałoby być w porządku? To ustawiane małżeństwo. Ja jestem kretynem, ty jesteś płytka i już mnie nie kochasz. Naszemu małżeństwu daleko jest do normalności, tak tylko przypominam.
Przez jego słowa przebijały się zirytowanie i zniecierpliwienie. Mechanicznie zacisnął dłonie w pięści i rozluźnił je dopiero wtedy, kiedy zauważył, że żona porzuca swoje miejsce i kieruje się w jego stronę.
— Nie jesteśmy prawdziwym małżeństwem, przecież wiesz.
— Wiem. Dobrze to wiem. Oczekuję od ciebie minimum uczciwości. Nie mówię już o wierności, bo to pewnie za dużo.
Odłożyła kubek na stolik, stawiając go w pobliżu modelu salonu, uważając na to, aby odległość była na tyle duża, aby przypadkowe strącenie ceramiki nie wywołało zbyt wielkich strat.
— Bądź ze mną uczciwy.
Ucałowała go w skroń, uśmiechając się blado pod nosem. Nie kochała go, a ich małżeństwo było całkowitą fikcją, jednak czuła się oszukana i zdradzona. Przyznała w duchu, że zachowuje się jak pies ogrodnika, który samemu nie weźmie, ale nikomu też nie odda. Dotarło też do niej, że przez cały ten czas nie tylko była oszukiwana przez męża, ale także oszukiwała samą siebie, miała bowiem nadzieję, że uczucie z czasem samo przyjdzie. W tym momencie wydawało się to niemalże niemożliwe.
— Już zawsze będę. Chodź tu. — Mężczyzna przyciągnął do siebie żonę i oplótł ją ramieniem. Była taka kochana, taka drobna i taka cierpliwa, jednak nie wzbudzała w nim żadnych emocji poza zwyczajną sympatią. Nie mógł nic na to poradzić.
— A... Jeżeli jeszcze raz ją zobaczę, złapię ją za te rude kudły i zamorduję. Obiecuję.
Feng pokiwał ze zrozumieniem głową i prychnął pod nosem rozbawiony, chociaż nie było w tym nic śmiesznego. Znał możliwości żony, nie zdziwiłby się, gdyby doszło do publicznej sceny i skandalu.
Kiedy żona wróciła do kuchni, on zajął się ponownie sklejaniem samolotu. Miał wrażenie, że swojego związku nie mógł już skleić, musiał zadowolić się więc papierowym modelem.
[Ah, pierwsze co zobaczyłam to moja kochana piosenka, potem autorka :3
OdpowiedzUsuńNotka nie za długa, bardzo przyjemna i dla mnie super ciekawa przez wzgląd na to, że do tej pory niewiele się o Geum-ja byłam w stanie dowiedzieć. Mam nadzieję, że uda nam się pociągnąć wątek!
Sama historia bardzo mi się podoba- ukartowane małżeństwo, które mimo wszystko nie jest najgorsze. Nie biją się przecież, nie wyzywają. Skomplikowana ta ich relacja. Mąż taki sekszi *.*, ale łajza.
Pisuj dalej, więcej, chociażbym była jedyną czytelniczką :3(ale nie będę, bo zbyt ładnie napisane! brakowało mi takich dobrze napisanych, nie za długich i swobodnych do czytania notek).
Mua! :D]
April
[ Jejku... Rozpływam się w zachwycie, więc nie wiem, czy będę w stanie sklecić coś sensownego. Post, jak na dzisiejsze możliwości i zapędy niektórych autorów (;)) jest krótki, a wydaje mi się, że przekazuje więcej niż te 12 stron zapisanych w Wordzie. Naprawdę. Przede wszystkim czytało mi się tak... miło. Nie wiem, jak to robisz, ale dosłownie czarujesz. Czytając, miałam wrażenie, że siedzę przy stole razem z Geum-ja i obserwuję składającego model męża. Mam wrażenie, że za bardzo się przy tym nie natrudziłaś, to wszystko jest napisane tak prosto, bez zbędnych ozdobników, bez lania wody, a ja naprawdę nie potrafię wyjść z podziwu. Wow. Ja chcę zdecydowanie więcej w Twoim wykonaniu! To jest śliczne, cudowne, wciągające! Czarujesz, po prostu czarujesz słowem.
OdpowiedzUsuńA poza tym stałaś się lekarstwem na całą moją nudę dzisiejszego dnia ;) Pewnie mogłabym tak jeszcze słodzić i słodzić, ale już skończę. Naprawdę chcę więcej. Będę siedzieć Ci na głowie (no, w najgorszym przypadku pod Twoja kartą) i truć tyłek o kolejny post! ]
, Inez, Neil i pani administratorka w jednym
Co prawda nie mamy wątka i nie wiem zbyt wiele o twojej postaci (choć czytając post, przejrzałam sobie też twoją KP i powiązania), to jednak post przeczytałam i przypadł mi do gustu. Był wykonany całkiem dobrze, poprawnie, mignęło mi może parę literówek (np. Nowy York zamiast Nowy Jork; wyszła taka hybryda polskiej i angielskiej nazwy), i gdzieś mignęło mi "Ciebie" z dużej litery zamiast z małej.
OdpowiedzUsuńAranżowane małżeństwa kojarzą mi się głównie z fanfickami potterowskimi i środowiskiem czarodziejów czystej krwi, ale zastanawiam się, kto i dlaczego ustawił małżeństwo twoich postaci, bo raczej nie wyglądają na takich, których rodziny znały się wcześniej, nawet pochodzą z różnych krajów, więc pewnie to funkcjonowało na innych zasadach, niż w uniwersum potterowskim. Chyba, że po prostu powód był jakiś inny; nie czytałam wcześniejszych twoich postów fabularnych, bo czytałam tylko te publikowane po moim dołączeniu na bloga, ale jakoś tak mnie zaciekawiło, jak to się stało, że są małżeństwem, i trochę tak smutno, że niby są razem, a jednak się nie kochają, co najwyżej lubią. Feng wydaje się takim dość infantylnym, niefrasobliwym typem, i troszkę mi szkoda twojej bohaterki. Ale ogólnie, ładny obrazek ich rozmowy i wspomnień tego, że kiedyś jednak coś ich łączyło, przez jakiś krótki moment, a teraz mężczyzna zdradza żonę i niezbyt się stara, by jakoś zadbać o związek. Geum-ja wydaje mi się natomiast całkiem sympatyczną bohaterką.
[Dziękuję wszystkim za te miłe słowa, aż się zarumieniłam, chociaż tego nie widzicie! W sumie wahałam się, czy dodać notkę, bo jednak nie byłam do niej przekonana, zwłaszcza do końcówki, ale odważyłam się, a tu patrzcie. Jak tylko będę miała pomysły na kolejne, to może coś uda mi się naskrobać.
OdpowiedzUsuńCo do błędów: poprawione już. W najbliższym czasie postaram się przybliżyć, jak doszło do zawarcia małżeństwa. Jednak nie jest ono w stylu tych potterowskich, chodzi o zwyczajne przyznanie zielonej karty ze względu nieprzedłużenia wizy wjazdowej.
A Feng nie jest aż taki zły, bo nie taki diabeł straszny jak go malują :D]
Geum-ja Chow
Hm... Dopiero udało mi się przeczytać notkę i żałuję, że zrobiłam to tak późno, ponieważ jest ona naprawdę wspaniała! Niby nic takiego, a zarazem coś wielkiego i wspaniałego :) Nie wiem co jeszcze mogłabym napisać, bo aż odebrało mi mowę.
OdpowiedzUsuńCzekam na ciąg dalszy losów Twojej bohaterki i mam cichą nadzieję, że stanie się to szybko :)
[Notkę czyta się bardzo szybko, a sama rozmowa jest napisana bardzo fajnie. Czasami wkradają Ci się powtórzenia w tekście (np. żona, małżeństwo), ale poza tym nie da się znaleźć jakichś dużych błędów.
OdpowiedzUsuńPodpisuję się pod przedmówcami - naprawdę dobrze w końcu poczytać coś więcej o Geum-ja, zawsze wydawała mi się dość zagadkową postacią. Z niecierpliwością czekamy na kolejne notki i kontynuację jej historii.]
[a czemu kochanka musi być ruda, co? ;p ech...
OdpowiedzUsuńfajnie się czytało tę notkę, lekko i przyjemnie, choć o niczym przyjemnym ona nie jest o
fantastyczne jest to, ze choć to małżeństwo nie pała do siebie wielką, romantyczną miłością, a właściwie tej jest tam brak, to oni nie tylko się z sobą dogadują, ale dogadują się nawet dobrze :) świetnie!]
O. W końcu przeczytałam i w końcu mogę zachwycać się jak pozostali. Podoba mi się ta notka. Lubię czytać coś, co mi nie zgrzyta między zębami, a tylko uprzyjemnia poranek.
OdpowiedzUsuńPowiem nawet, że zainspirowałaś mnie do napisania małżeńskiej notki Masona. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.