Elaine ostatnio dużo rozmyślała.
Może to wpływ osób, z którymi przebywała, ale miała dość
uciekania i ukrywania się przed własną przeszłością. Wiedziała,
że nie rozwiąże wszystkich swoich problemów. Życie to nie bajka
i dobrą wolą nie da się odmienić świata jak za sprawą
czarodziejskiej różdżki. Była jednak jedna sprawa, którą mogła
spróbować naprawić.
Zbliżały się urodziny jej młodszej
siostry. Dziewczyna kończyła dwadzieścia jeden lat, więc rodzice
przygotowywali uroczyste przyjęcie. Można było się spodziewać
całej rodziny i wielu znajomych. Ponieważ matka Elaine dbała o
pozory i dobrą opinię, zaprosiła również starszą córkę.
Początkowo El zdecydowanie odmówiła przyjścia, ale wuj osłabił
jej upór. Długo się wahała. Kilka dni chodziła nieco nieobecna i
wymawiała się nauką, aby uniknąć jakiejkolwiek rozmowy. Jej
pokręcony wujek jednak znał swoją chrześnicę najlepiej ze
wszystkich. Niby nic nie mówił, niby o niej zapominał, a chyba
najwięcej o niej wiedział. Kiedy wreszcie zdecydowała, że
pójdzie, tylko się uśmiechnął. Przypomniał, że na urodziny nie
wypada przyjść bez prezentu. Elaine oczywiście zaklęła pod nosem
i wybiegła z mieszkania wuja. Miał rację – powinna coś kupić.
Zaaferowała się szukaniem czegoś, co byłoby jak najbardziej
neutralne i nie zostało odebrane za prowokację. Wreszcie znalazła
parę srebrnych kolczyków z cyrkoniami. Wydała na nie stanowczo za
dużo pieniędzy i już wiedziała, że musi zrezygnować z wyjazdu
ze znajomymi nad morze, ale uznała, że jeśli ma się pojawić na
przyjęciu, to należy to zrobić w odpowiedni sposób. Zadowolona
wróciła do mieszkania wuja. Mężczyzna zaczął się z żartować,
że Elaine zachowuje się jak dziecko – poddaje emocjom i szaleje
bez powodu. Początkowo protestowała, ale w cichości ducha
przyznała mu rację. Nie powinna brać tego tak bardzo do siebie,
ponieważ później będzie żałowała, że się zaangażowała.
- Dobra, dobra... Uciekam do siebie.
Pójdziemy tam razem? Wpadałabym po wujka po drodze –
zaproponowała i spojrzała na niego wyczekująco. Prawda była taka,
że nie chciała wchodzić sama – pewnie zwróciłaby na siebie
niepotrzebną uwagę.... albo zwyczajnie nie miałaby się do kogo
odezwać słowem.
- No chyba nie chcesz, żebym na
przyjęciu pokazał się sam! - odpowiedział rozbawiony. Miał
wrażenie, że jego chrześnica nigdy nie wydorośleje. Wiedział, że
była upartym i dumnym dzieciakiem, ale potrafiła jakoś sobie
radzić w życiu. Nie przestawał się nią zajmować. Wiedział, że
Elaine uważa go za nieco... nierozgarniętego, ale nie do końca
miała rację – on po prostu nie przejmował się takimi
drobnostkami jak mieszkanie.
Dziewczyna roześmiała się.
- Dziękuję, wujku – cmoknęła go w
policzek i ruszyła do drzwi. Czasami zastanawiała się, jakim cudem
jej chrzestny może być bratem jej matki.
Elaine szybko się zebrała i wyszła.
Mężczyzna wypadł na korytarz i zawołał za nią:
- Łap! - rzucił jej paczkę i wrócił
do mieszkania. Blondynka spojrzała zdziwiona na opakowaną torbę i
niepewnie zajrzała do środka. Ubranie. Wyjęła ostrożnie
ciuch.... który okazał się czarną zwiewną sukienką. Zmieszała
się. Nie spodziewała się takiego prezentu.... W pierwszej chwili
chciała iść podziękować, ale... uznała, że zrobi to później.
`*`
Kilka dni później ubrana, umalowana,
uczesana weszła do sali bankietowej, trzymając się wuja. Kilka
osób na nich spojrzało. Elaine uśmiechnęła się uprzejmie. Nie
chciała ściągać na siebie uwagi innych. Próbowała tylko...
zamknąć jeden rozdział w swoim życiu i zaprzestać unikania
wspomnień.
Ich wejście zostało zauważone przez
najważniejsze w tym dniu osoby. Podeszli do Lilianne i matki Elaine.
- Dzień dobry, mamo – powiedziała
jak najuprzejmiej potrafiła, chociaż nagle poczuła dziwną kulę
gardle.
- Cześć, Hen – rzucił
niefrasobliwym tonem chrzestny Elaine. Obrócił się od razu do
młodszej Eagle. - Liluś, dzieciaku, wszystkiego najlepszego,
spełnienia marzeń, męża, dzieci i tak dalej... - składał
życzenia, a z jego twarzy nie schodził szeroki uśmiech.
Tymczasem Elaine próbowała nie
zachowywać się nerwowo. Kiedy wuj się odsunął, podeszła do
siostry. Podała jej prezent.
- To tak... ode mnie – powiedziała
powoli. Spojrzała na Lily. Uśmiechnęła się przyjaźnie... a
przynajmniej próbowała. - Wszystkiego najlepszego... w końcu nie
co dzień kończy się dwadzieścia jeden lat. Teraz legalnie możemy
iść napić się drinka – nieudolnie próbowała żartować. -
Spełnienia marzeń i tak dalej... - przysunęła się, żeby
ucałować policzek siostry, ale usłyszała tylko:
- Czemu chcesz popsuć mi urodziny?
Spojrzała na siostrę zdziwiona, a
potem zerknęła na matkę, która niby się uśmiechała, ale
uważnie obserwowała córki.
- Nie chcę. Obie jesteśmy chyba za
stare na coś takiego. Nie powinnyśmy dojrzeć? - zapytała cicho.
Nie sądziła, że pranie mózgu, jakie zawsze matka robiła Lily,
mogło dojść do tego poziomu. - Będę grzeczna dla ciebie... taki
drugi prezent – zażartowała, ale tylko po to, żeby się szybko
odsunąć i odejść. Naprawdę nie chciała popsuć siostrze
urodzin. Co z tego, że młodsza Eagle zawsze była tą idealną?
Piękną, wspaniałą, utalentowaną? Kiedyś El zazdrościła jej z
całego serca i nienawidziła matki za to, że starsze dzieci zawsze
były wyrzutkami we własnym domu, ponieważ Lilianne musiała być
traktowana jak najcenniejszy skarb. Teraz... już jakiś czas Elaine
żyła na własny rachunek i, chociaż nie było łatwo, przynajmniej
była wolna. Miała żal do rodziców i nie potrafiła wybaczyć
matce, ale... może kiedyś pogodzi się z Lily, jeśli dziewczyna
nie została pustą lalką.
El pokręciła się po sali, przywitała
z kilkoma osobami. Szybko zauważyła, że ludzie niechętnie z nią
rozmawiają. Nie zamierzała się nikomu narzucać. Obejrzała sobie
całe przygotowanie bankietu i musiała przyznać, że organizacja
była godna podziwu – choć jednego problemu nie rozwiązano –
dzieci. Maluchy usiadły na krzesełkach w kącie i nie wiedziały,
co z sobą zrobić. Starsi ciągle ich pilnowali, więc dzieciaki
nawet rozrabiać nie mogły. Elaine skierowała się właśnie w ich
kierunku – chyba nie mogą być do niej uprzedzone w takim wieku...
- Hej, jestem El... w co się bawicie?
- zapytała i kucnęła obok nich. Sześcioosobowa grupka wyglądała
na zmieszaną z powodu pojawienia się kogoś dorosłego. Po chwili
ciszy jedna dziewczynka odpowiedziała:
- Nie bawimy się. Przecież nie można
brzydko wyglądać na przyjęciu – ton małej był dumny, ale
pobrzmiewał w nim smutek. To okropnie że rodzice potrafią wmówić
coś takiego własnemu dziecku.
Elaine westchnęła cicho.
- No co wy? Przecież możecie się
pobawić nawet tutaj. Może skojarzenia? - zapytała. - No wiecie...
jedna osoba mówi jakieś słowo i po kolei dodajemy po jednym...
pierwsze, co nam się skojarzy. Ale mamy na to tylko pięć klaśnięć
– tłumaczyła dalej, skoro tylko zauważyła zainteresowanie na
twarzach maluchów. Elaine czasami dorabiała sobie opieką nad
dziećmi. Wiedziała dobrze, że nie chce zostać w przyszłości
nauczycielką – brakowało jej cierpliwości i wytrwałości w
tłumaczeniu czegoś dzieciakom. Mogła się jednak czasami z nimi
pobawić.
Maluchy szybko podchwyciły pomysł i
zaczęły zabawę. Elaine oczywiście nie wykręcała się od wzięcia
w niej udziału. Kiedy się znudziły... jedna z dziewczynek zaczęła
coś opowiadać. Podchwyciła to reszta. Nagle jednak najmłodsza z
nich spojrzała na El i zrobiła bardzo niepewną minkę. Eagle
zaintrygowana zapytała, o co chodzi.
- Czy to prawda, że całujesz za
pieniądze? - wymamrotała szatyneczka. Elaine spojrzała zdziwiona
na dziecko. Ktoś opowiedział takie bzdury maluchowi? Wątpliwe.
Pewnie mała coś podsłuchała...
- Nie, kochanie – uśmiechnęła się
do dziewczynki, choć miała ochotę parsknąć śmiechem. Więc
rodzina sądzi, że El się sprzedaje? Mało oryginalne. - Nigdy bym
czegoś takiego nie zrobiła. Pocałunki są dla tych, których
kochasz, albo dla tych, którzy na nie zasłużyli. Nie wolno ich
rozdawać za pieniądze – powiedziała powoli... i na tyle głośno,
żeby usłyszały to matki, które stały niedaleko i obserwowały
całą zabawę. Jedno spojrzenie na dorosłych wystarczyło, żeby
przekonać się, że pytanie dziewczynki spowodowało spore
zainteresowanie u postronnych.
Szatyneczka wyraźnie odetchnęła z
ulgą.
- To dobrze. Też mi się wydawało, że
to złe – powiedziała wesoło i obróciła się do sąsiadki, żeby
śmiać się z czegoś innego. Wtedy jednak odezwał się nieco
starszy od niej chłopiec:
- A to, że masz kontakt z mafią?
Elaine spojrzała na niego szczerze
zdziwiona. Fakt, że maluch znał takie słowo nie było zaskakujące,
ale czy rozumiał jego znaczenie? I jakie jeszcze głupoty słyszały
te dzieci?
- Mafia to źli ludzie. Z nimi nie
należy się zadawać – odpowiedziała. - Koleguję się raczej z
dobrymi, wiesz? Na przykład jakiś czas temu poznałam pana, który
trenuje karate. Kiedy był napad, pomógł mi wyjść z budynku tak,
żeby nic mi się nie stało. To raczej bohater niż bandyta –
Fakt, że osoba, o której El myślała raczej nie należała do
dobrych i niewinnych nie miał znaczenia. Nie była świetnym kłamcą,
więc wolała naciągać prawdę na solidnych podstawach.
Blondynka zauważyła, że jakaś
kobieta pokiwała głową i ruszyła w ich kierunku. Jak miło być
podsłuchiwanym....
- Elaine, kochane dziecko, zajęłabyś
się nimi troszkę? Chciałabym pogadać z kimś... - poprosiła
bardzo uprzejmym tonem. El zdziwiła się jeszcze bardziej.... Ona?
Kochane dziecko? I jeszcze prośba? Szybko jednak zauważyła
zmieszanie na twarzach pozostałych matek. Musiałby znowu o niej
plotkować.
- Oczywiście! To żaden problem –
zapewniła i uśmiechnęła się ciepło. Może jednak nie będzie
czarnym charakterem tej imprezy?
Dostała w zamian krótkie
podziękowanie. Odwróciła się do dzieciaków.
- To w co się teraz pobawimy? -
zapytała. Na krótki czas zajęli się głuchym telefonem, a potem
zabawili się w kalambury. Elaine zauważyła, że z czasem wszystkie
matki gdzieś się rozmyły i zostawiły jej całą gromadkę pod
opieką. Początkowo nieco ją to irytowało – kobiety, które tak
chętnie obrabiały ją po cichu, teraz zrzuciły na nią swoje
obowiązki. W końcu jednak uznała, że tak jest nawet lepiej –
nie musi brać udziału w tych wymuszonych rozmowach. Nie musi też
udawać, że nie zauważa niechęci innych. Zapomniała o upływie
czasu. Właśnie jeden z chłopców udawał Timona, kiedy ktoś lekko
pchnął ciągle kucającą El. Dziewczyna zdążyła porządnie
zdrętwieć, więc teraz po prostu upadła na kolana i jęknęła
cicho. Sukienka i szpilki to nie najlepszy zestaw do zabaw z dziećmi.
Spojrzała w górę. Stał nad nią jakiś chłopak... właściwie
mężczyzna. Mógł mieć dwadzieścia parę lat.
- Ej... to było mało przyjemne... -
wymamrotała i spróbował wstać. Z trudem powstrzymała się od
przekleństwa, kiedy poczuła ostry ból mięśni. Nieznajomy chwycił
ją pod ramię i pociągnął do góry.
- O co... - zaczęła, ale mężczyzna
się roześmiał.
- Przepraszam. Nie mogłem się
powstrzymać. Nic ci nie jest? - zapytał. Dzieciaki spojrzały na
nich, ale szybko zajęły się zabawą.
- Nic... muszę tylko się rozruszać...
- oparła się o niego i zaczęła rozmasowywać kolana.
- To może zatańczysz? - zaproponował.
Elaine spojrzała na niego jeszcze bardziej zdziwiona. Zauważyła,
że rzeczywiście kilka par pojawiło się na parkiecie.
- Chyba
jednak nie... Nie rozstawię ich samych – odpowiedziała i
uśmiechnęła się przepraszająco. To było nieco dziwne uczucie.
Zachowywała się jak nie ona. Normalnie pewnie skoczyłaby na równe
nogi i sama ochoczo zaciągnęłaby przystojniaka do tańca. Czyżby
się starzała i stawała odpowiedzialną? Chyba nie... Po prostu
zrobiło jej się szkoda dzieciaków, którymi nikt nie chciał się
zajmować. Wiedziała jak to być takim dzieciakiem.
- Możesz wziąć ich ze sobą –
zaproponował nieznajomy. Roześmiała się.
- Nie podejmę się takiego zadania –
odpowiedziała wesoło. Podeszła do nich matka, która wcześniej z
nią rozmawiała.
- Idź, dziecko. Pobaw się trochę.
Elaine spojrzała na nią zaskoczona.
Kim ona w ogóle była? Jakąś znajomą matki? Bo na pewno nie
ciotką El...
- Dzięki, mamo – powiedział
nieznajomy i pociągnął Elaine na parkiet. Dziewczyna roześmiała
się.
- Jonny... przyjaciel Lilki – odparł
i obrócił dziewczyną w tańcu. Odniosła wrażenie, że ten
mężczyzna uznał za swoje hobby zaskakiwanie jej.
- To co robisz ze mną? – zapytała.
- Tańczę, prawda? – roześmiał
się. – Lilka chciała, żebym sprawdził, co z tobą... i
przekazał, że chciałaby porozmawiać przez chwilę.
Elaine uniosła w górę brew.
- Mogła przecież sama przyjść. Nie
chowałam się – zauważyła.
- Twoja matka chyba wolałaby, żebyś
już wyszła – odparł.
- Wiesz, że jesteś dziwny? Nawet jak
na posłańca – parsknęła rozbawiona. – Opiekuj się Lilką,
szaleńcze – dodała i odeszła. Obeszła salę dookoła i znalazła
siostrę. Lilianna stała z jakimś chłopakiem. Wyglądało na to,
że jej towarzysz starał się trzymać blisko młodszej Eagle, ale
ta niekoniecznie podzielała jego entuzjazm.
- Możemy prosić o chwilę rozmowy na
osobności? – zapytała towarzysza siostry. Ten niechętnie
odszedł, a na twarzy Lilki od razu pojawiła się ulga. – Co jest?
– El zwróciła się do dziewczyny.
- Chciałam tylko zapytać, czy możemy
się spotkać.... kiedyś... pogadać? - powiedziała niepewnie.
Elaine jeszcze bardziej zdziwiona spojrzała na siostrę. – To
wcześniej.. to nie chciałam – wymamrotała.
El powstrzymała ją ruchem ręki przed
dalszymi żalami, czy czymkolwiek, co chciała powiedzieć Lily.
- Mogę podyktować Ci swój numer...
odezwij się, jak będziesz coś chciała – zaproponowała. Po
wyprowadzeniu się z domu Elaine pozmieniała numery... przede
wszystkim po to, żeby Susan jej tak łatwo nie znalazła.
Po krótkiej wymianie numerów, El
pożegnała się i wyszła. Dawno nie czuła się tak zmęczona
emocjonalnie, jak po tym wieczorze.
Ha, scena z dzieciakami pierwsza klasa, uwielbiam właśnie tą bezpośredniość maluchów, które bez skrępowania powtarzają to, co usłyszały od dorosłych, przez co później sami dorośli nieraz muszą się wstydzić... I może nawet parę spraw sobie przemyśleć.
OdpowiedzUsuńMało emocjonalny post, ale o ile się nie mylę, już wcześniej wspominałaś, że właśnie w ten sposób chcesz opisywać, co tam u Elaine słychać, prawda? Ja to bym pewnie zrobiła dramę i milion opisów ^^ No dobrze, może z tym milionem nieco przesadziłam...^^ I sama musiałabym zabrać się za pisanie notki, żeby pewne sprawy w życiu Inez porozwiązywać.
A tak poza tym, to czekam na ciąg dalszy, gdyż jestem ciekawa, jak ta sytuacja się rozwinie :)
[Elka to taka zagubiona duszyczka, ale jak wspomniała wyżej Nezia emocje to nie jest jej mocna strona... w moim odczuciu to takie troszkę smutne, przytłaczające dziwnie na szaro...
OdpowiedzUsuńhah, dzieciaki i to ich walenie prosto z mostu! xD dobre, dobre :)
zaczynam dostrzegać mimo rozrywkowego podejścia Ellie do życia, wiele smutków :(
ale miło znów poczytać Wasze posty :D Elka, cho na watka :D ]