Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

1978. Zmieniajmy w naszym życiu to, na co mamy wpływ.

Elaine ostatnio dużo rozmyślała. Może to wpływ osób, z którymi przebywała, ale miała dość uciekania i ukrywania się przed własną przeszłością. Wiedziała, że nie rozwiąże wszystkich swoich problemów. Życie to nie bajka i dobrą wolą nie da się odmienić świata jak za sprawą czarodziejskiej różdżki. Była jednak jedna sprawa, którą mogła spróbować naprawić.

Zbliżały się urodziny jej młodszej siostry. Dziewczyna kończyła dwadzieścia jeden lat, więc rodzice przygotowywali uroczyste przyjęcie. Można było się spodziewać całej rodziny i wielu znajomych. Ponieważ matka Elaine dbała o pozory i dobrą opinię, zaprosiła również starszą córkę. Początkowo El zdecydowanie odmówiła przyjścia, ale wuj osłabił jej upór. Długo się wahała. Kilka dni chodziła nieco nieobecna i wymawiała się nauką, aby uniknąć jakiejkolwiek rozmowy. Jej pokręcony wujek jednak znał swoją chrześnicę najlepiej ze wszystkich. Niby nic nie mówił, niby o niej zapominał, a chyba najwięcej o niej wiedział. Kiedy wreszcie zdecydowała, że pójdzie, tylko się uśmiechnął. Przypomniał, że na urodziny nie wypada przyjść bez prezentu. Elaine oczywiście zaklęła pod nosem i wybiegła z mieszkania wuja. Miał rację – powinna coś kupić. Zaaferowała się szukaniem czegoś, co byłoby jak najbardziej neutralne i nie zostało odebrane za prowokację. Wreszcie znalazła parę srebrnych kolczyków z cyrkoniami. Wydała na nie stanowczo za dużo pieniędzy i już wiedziała, że musi zrezygnować z wyjazdu ze znajomymi nad morze, ale uznała, że jeśli ma się pojawić na przyjęciu, to należy to zrobić w odpowiedni sposób. Zadowolona wróciła do mieszkania wuja. Mężczyzna zaczął się z żartować, że Elaine zachowuje się jak dziecko – poddaje emocjom i szaleje bez powodu. Początkowo protestowała, ale w cichości ducha przyznała mu rację. Nie powinna brać tego tak bardzo do siebie, ponieważ później będzie żałowała, że się zaangażowała.

- Dobra, dobra... Uciekam do siebie. Pójdziemy tam razem? Wpadałabym po wujka po drodze – zaproponowała i spojrzała na niego wyczekująco. Prawda była taka, że nie chciała wchodzić sama – pewnie zwróciłaby na siebie niepotrzebną uwagę.... albo zwyczajnie nie miałaby się do kogo odezwać słowem.

- No chyba nie chcesz, żebym na przyjęciu pokazał się sam! - odpowiedział rozbawiony. Miał wrażenie, że jego chrześnica nigdy nie wydorośleje. Wiedział, że była upartym i dumnym dzieciakiem, ale potrafiła jakoś sobie radzić w życiu. Nie przestawał się nią zajmować. Wiedział, że Elaine uważa go za nieco... nierozgarniętego, ale nie do końca miała rację – on po prostu nie przejmował się takimi drobnostkami jak mieszkanie.

Dziewczyna roześmiała się.

- Dziękuję, wujku – cmoknęła go w policzek i ruszyła do drzwi. Czasami zastanawiała się, jakim cudem jej chrzestny może być bratem jej matki.

Elaine szybko się zebrała i wyszła. Mężczyzna wypadł na korytarz i zawołał za nią:
- Łap! - rzucił jej paczkę i wrócił do mieszkania. Blondynka spojrzała zdziwiona na opakowaną torbę i niepewnie zajrzała do środka. Ubranie. Wyjęła ostrożnie ciuch.... który okazał się czarną zwiewną sukienką. Zmieszała się. Nie spodziewała się takiego prezentu.... W pierwszej chwili chciała iść podziękować, ale... uznała, że zrobi to później.

`*`

Kilka dni później ubrana, umalowana, uczesana weszła do sali bankietowej, trzymając się wuja. Kilka osób na nich spojrzało. Elaine uśmiechnęła się uprzejmie. Nie chciała ściągać na siebie uwagi innych. Próbowała tylko... zamknąć jeden rozdział w swoim życiu i zaprzestać unikania wspomnień.
Ich wejście zostało zauważone przez najważniejsze w tym dniu osoby. Podeszli do Lilianne i matki Elaine.

- Dzień dobry, mamo – powiedziała jak najuprzejmiej potrafiła, chociaż nagle poczuła dziwną kulę gardle.

- Cześć, Hen – rzucił niefrasobliwym tonem chrzestny Elaine. Obrócił się od razu do młodszej Eagle. - Liluś, dzieciaku, wszystkiego najlepszego, spełnienia marzeń, męża, dzieci i tak dalej... - składał życzenia, a z jego twarzy nie schodził szeroki uśmiech.

Tymczasem Elaine próbowała nie zachowywać się nerwowo. Kiedy wuj się odsunął, podeszła do siostry. Podała jej prezent.

- To tak... ode mnie – powiedziała powoli. Spojrzała na Lily. Uśmiechnęła się przyjaźnie... a przynajmniej próbowała. - Wszystkiego najlepszego... w końcu nie co dzień kończy się dwadzieścia jeden lat. Teraz legalnie możemy iść napić się drinka – nieudolnie próbowała żartować. - Spełnienia marzeń i tak dalej... - przysunęła się, żeby ucałować policzek siostry, ale usłyszała tylko:
- Czemu chcesz popsuć mi urodziny?

Spojrzała na siostrę zdziwiona, a potem zerknęła na matkę, która niby się uśmiechała, ale uważnie obserwowała córki.

- Nie chcę. Obie jesteśmy chyba za stare na coś takiego. Nie powinnyśmy dojrzeć? - zapytała cicho. Nie sądziła, że pranie mózgu, jakie zawsze matka robiła Lily, mogło dojść do tego poziomu. - Będę grzeczna dla ciebie... taki drugi prezent – zażartowała, ale tylko po to, żeby się szybko odsunąć i odejść. Naprawdę nie chciała popsuć siostrze urodzin. Co z tego, że młodsza Eagle zawsze była tą idealną? Piękną, wspaniałą, utalentowaną? Kiedyś El zazdrościła jej z całego serca i nienawidziła matki za to, że starsze dzieci zawsze były wyrzutkami we własnym domu, ponieważ Lilianne musiała być traktowana jak najcenniejszy skarb. Teraz... już jakiś czas Elaine żyła na własny rachunek i, chociaż nie było łatwo, przynajmniej była wolna. Miała żal do rodziców i nie potrafiła wybaczyć matce, ale... może kiedyś pogodzi się z Lily, jeśli dziewczyna nie została pustą lalką.

El pokręciła się po sali, przywitała z kilkoma osobami. Szybko zauważyła, że ludzie niechętnie z nią rozmawiają. Nie zamierzała się nikomu narzucać. Obejrzała sobie całe przygotowanie bankietu i musiała przyznać, że organizacja była godna podziwu – choć jednego problemu nie rozwiązano – dzieci. Maluchy usiadły na krzesełkach w kącie i nie wiedziały, co z sobą zrobić. Starsi ciągle ich pilnowali, więc dzieciaki nawet rozrabiać nie mogły. Elaine skierowała się właśnie w ich kierunku – chyba nie mogą być do niej uprzedzone w takim wieku...

- Hej, jestem El... w co się bawicie? - zapytała i kucnęła obok nich. Sześcioosobowa grupka wyglądała na zmieszaną z powodu pojawienia się kogoś dorosłego. Po chwili ciszy jedna dziewczynka odpowiedziała:
- Nie bawimy się. Przecież nie można brzydko wyglądać na przyjęciu – ton małej był dumny, ale pobrzmiewał w nim smutek. To okropnie że rodzice potrafią wmówić coś takiego własnemu dziecku. 

Elaine westchnęła cicho.

- No co wy? Przecież możecie się pobawić nawet tutaj. Może skojarzenia? - zapytała. - No wiecie... jedna osoba mówi jakieś słowo i po kolei dodajemy po jednym... pierwsze, co nam się skojarzy. Ale mamy na to tylko pięć klaśnięć – tłumaczyła dalej, skoro tylko zauważyła zainteresowanie na twarzach maluchów. Elaine czasami dorabiała sobie opieką nad dziećmi. Wiedziała dobrze, że nie chce zostać w przyszłości nauczycielką – brakowało jej cierpliwości i wytrwałości w tłumaczeniu czegoś dzieciakom. Mogła się jednak czasami z nimi pobawić.

Maluchy szybko podchwyciły pomysł i zaczęły zabawę. Elaine oczywiście nie wykręcała się od wzięcia w niej udziału. Kiedy się znudziły... jedna z dziewczynek zaczęła coś opowiadać. Podchwyciła to reszta. Nagle jednak najmłodsza z nich spojrzała na El i zrobiła bardzo niepewną minkę. Eagle zaintrygowana zapytała, o co chodzi.

- Czy to prawda, że całujesz za pieniądze? - wymamrotała szatyneczka. Elaine spojrzała zdziwiona na dziecko. Ktoś opowiedział takie bzdury maluchowi? Wątpliwe. Pewnie mała coś podsłuchała...

- Nie, kochanie – uśmiechnęła się do dziewczynki, choć miała ochotę parsknąć śmiechem. Więc rodzina sądzi, że El się sprzedaje? Mało oryginalne. - Nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła. Pocałunki są dla tych, których kochasz, albo dla tych, którzy na nie zasłużyli. Nie wolno ich rozdawać za pieniądze – powiedziała powoli... i na tyle głośno, żeby usłyszały to matki, które stały niedaleko i obserwowały całą zabawę. Jedno spojrzenie na dorosłych wystarczyło, żeby przekonać się, że pytanie dziewczynki spowodowało spore zainteresowanie u postronnych.
Szatyneczka wyraźnie odetchnęła z ulgą.

- To dobrze. Też mi się wydawało, że to złe – powiedziała wesoło i obróciła się do sąsiadki, żeby śmiać się z czegoś innego. Wtedy jednak odezwał się nieco starszy od niej chłopiec:
- A to, że masz kontakt z mafią?

Elaine spojrzała na niego szczerze zdziwiona. Fakt, że maluch znał takie słowo nie było zaskakujące, ale czy rozumiał jego znaczenie? I jakie jeszcze głupoty słyszały te dzieci?

- Mafia to źli ludzie. Z nimi nie należy się zadawać – odpowiedziała. - Koleguję się raczej z dobrymi, wiesz? Na przykład jakiś czas temu poznałam pana, który trenuje karate. Kiedy był napad, pomógł mi wyjść z budynku tak, żeby nic mi się nie stało. To raczej bohater niż bandyta – Fakt, że osoba, o której El myślała raczej nie należała do dobrych i niewinnych nie miał znaczenia. Nie była świetnym kłamcą, więc wolała naciągać prawdę na solidnych podstawach.

Blondynka zauważyła, że jakaś kobieta pokiwała głową i ruszyła w ich kierunku. Jak miło być podsłuchiwanym....

- Elaine, kochane dziecko, zajęłabyś się nimi troszkę? Chciałabym pogadać z kimś... - poprosiła bardzo uprzejmym tonem. El zdziwiła się jeszcze bardziej.... Ona? Kochane dziecko? I jeszcze prośba? Szybko jednak zauważyła zmieszanie na twarzach pozostałych matek. Musiałby znowu o niej plotkować.

- Oczywiście! To żaden problem – zapewniła i uśmiechnęła się ciepło. Może jednak nie będzie czarnym charakterem tej imprezy?

Dostała w zamian krótkie podziękowanie. Odwróciła się do dzieciaków.

- To w co się teraz pobawimy? - zapytała. Na krótki czas zajęli się głuchym telefonem, a potem zabawili się w kalambury. Elaine zauważyła, że z czasem wszystkie matki gdzieś się rozmyły i zostawiły jej całą gromadkę pod opieką. Początkowo nieco ją to irytowało – kobiety, które tak chętnie obrabiały ją po cichu, teraz zrzuciły na nią swoje obowiązki. W końcu jednak uznała, że tak jest nawet lepiej – nie musi brać udziału w tych wymuszonych rozmowach. Nie musi też udawać, że nie zauważa niechęci innych. Zapomniała o upływie czasu. Właśnie jeden z chłopców udawał Timona, kiedy ktoś lekko pchnął ciągle kucającą El. Dziewczyna zdążyła porządnie zdrętwieć, więc teraz po prostu upadła na kolana i jęknęła cicho. Sukienka i szpilki to nie najlepszy zestaw do zabaw z dziećmi. Spojrzała w górę. Stał nad nią jakiś chłopak... właściwie mężczyzna. Mógł mieć dwadzieścia parę lat.

- Ej... to było mało przyjemne... - wymamrotała i spróbował wstać. Z trudem powstrzymała się od przekleństwa, kiedy poczuła ostry ból mięśni. Nieznajomy chwycił ją pod ramię i pociągnął do góry.

- O co... - zaczęła, ale mężczyzna się roześmiał.

- Przepraszam. Nie mogłem się powstrzymać. Nic ci nie jest? - zapytał. Dzieciaki spojrzały na nich, ale szybko zajęły się zabawą.

- Nic... muszę tylko się rozruszać... - oparła się o niego i zaczęła rozmasowywać kolana.

- To może zatańczysz? - zaproponował. Elaine spojrzała na niego jeszcze bardziej zdziwiona. Zauważyła, że rzeczywiście kilka par pojawiło się na parkiecie. 

- Chyba jednak nie... Nie rozstawię ich samych – odpowiedziała i uśmiechnęła się przepraszająco. To było nieco dziwne uczucie. Zachowywała się jak nie ona. Normalnie pewnie skoczyłaby na równe nogi i sama ochoczo zaciągnęłaby przystojniaka do tańca. Czyżby się starzała i stawała odpowiedzialną? Chyba nie... Po prostu zrobiło jej się szkoda dzieciaków, którymi nikt nie chciał się zajmować. Wiedziała jak to być takim dzieciakiem.


- Możesz wziąć ich ze sobą – zaproponował nieznajomy. Roześmiała się.

- Nie podejmę się takiego zadania – odpowiedziała wesoło. Podeszła do nich matka, która wcześniej z nią rozmawiała.

- Idź, dziecko. Pobaw się trochę.

Elaine spojrzała na nią zaskoczona. Kim ona w ogóle była? Jakąś znajomą matki? Bo na pewno nie ciotką El...

- Dzięki, mamo – powiedział nieznajomy i pociągnął Elaine na parkiet. Dziewczyna roześmiała się.

- Jonny... przyjaciel Lilki – odparł i obrócił dziewczyną w tańcu. Odniosła wrażenie, że ten mężczyzna uznał za swoje hobby zaskakiwanie jej.

- To co robisz ze mną? – zapytała.

- Tańczę, prawda? – roześmiał się. – Lilka chciała, żebym sprawdził, co z tobą... i przekazał, że chciałaby porozmawiać przez chwilę.

Elaine uniosła w górę brew.

- Mogła przecież sama przyjść. Nie chowałam się – zauważyła.

- Twoja matka chyba wolałaby, żebyś już wyszła – odparł.

- Wiesz, że jesteś dziwny? Nawet jak na posłańca – parsknęła rozbawiona. – Opiekuj się Lilką, szaleńcze – dodała i odeszła. Obeszła salę dookoła i znalazła siostrę. Lilianna stała z jakimś chłopakiem. Wyglądało na to, że jej towarzysz starał się trzymać blisko młodszej Eagle, ale ta niekoniecznie podzielała jego entuzjazm.

- Możemy prosić o chwilę rozmowy na osobności? – zapytała towarzysza siostry. Ten niechętnie odszedł, a na twarzy Lilki od razu pojawiła się ulga. – Co jest? – El zwróciła się do dziewczyny.

- Chciałam tylko zapytać, czy możemy się spotkać.... kiedyś... pogadać? - powiedziała niepewnie. Elaine jeszcze bardziej zdziwiona spojrzała na siostrę. – To wcześniej.. to nie chciałam – wymamrotała.

El powstrzymała ją ruchem ręki przed dalszymi żalami, czy czymkolwiek, co chciała powiedzieć Lily.

- Mogę podyktować Ci swój numer... odezwij się, jak będziesz coś chciała – zaproponowała. Po wyprowadzeniu się z domu Elaine pozmieniała numery... przede wszystkim po to, żeby Susan jej tak łatwo nie znalazła.

Po krótkiej wymianie numerów, El pożegnała się i wyszła. Dawno nie czuła się tak zmęczona emocjonalnie, jak po tym wieczorze.

2 komentarze

  1. Ha, scena z dzieciakami pierwsza klasa, uwielbiam właśnie tą bezpośredniość maluchów, które bez skrępowania powtarzają to, co usłyszały od dorosłych, przez co później sami dorośli nieraz muszą się wstydzić... I może nawet parę spraw sobie przemyśleć.
    Mało emocjonalny post, ale o ile się nie mylę, już wcześniej wspominałaś, że właśnie w ten sposób chcesz opisywać, co tam u Elaine słychać, prawda? Ja to bym pewnie zrobiła dramę i milion opisów ^^ No dobrze, może z tym milionem nieco przesadziłam...^^ I sama musiałabym zabrać się za pisanie notki, żeby pewne sprawy w życiu Inez porozwiązywać.
    A tak poza tym, to czekam na ciąg dalszy, gdyż jestem ciekawa, jak ta sytuacja się rozwinie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. [Elka to taka zagubiona duszyczka, ale jak wspomniała wyżej Nezia emocje to nie jest jej mocna strona... w moim odczuciu to takie troszkę smutne, przytłaczające dziwnie na szaro...
    hah, dzieciaki i to ich walenie prosto z mostu! xD dobre, dobre :)
    zaczynam dostrzegać mimo rozrywkowego podejścia Ellie do życia, wiele smutków :(
    ale miło znów poczytać Wasze posty :D Elka, cho na watka :D ]

    OdpowiedzUsuń