Peter obudził się pewnego dnia i uznał, że to najwyższy czas, by zrobić coś konstruktywnego ze swoim życiem, toteż wstał z łóżka i wyruszył na poszukiwanie sensu wszystkiego. Znalazł go w kuchni na blacie, więc rozsiadł się wygodnie na podłodze i przez następne kilka minut rozkoszował się jego smakiem. Wczorajsza pizza nie jest może jakimś rarytasem, ale o ósmej rano w niedziele można ją uznać za coś znaczącego, tak jak i sens życia. Prawda?
No dobra, może to słabe tłumaczenie, ale porozmawiaj o czymś poważnym z dorosłym facetem, który co dwa tygodnie farbuje odrosty. Szczerego powodzenia.
- Zjadłem – rzedł nagle Peter z miną zwycięzcy i ruszył się z zimnej podłogi, by móc powlec się do łazienki, zrucając po drodze wszystkie części swojego ubioru (składały się na nie jedynie bokserki w gwiazdki i czerwony ręcznik narzucony na ramiona w roli peleryny). Chciałby powiedzieć, że powinien przestać imprezować w soboty, ale to by chyba znaczyło, że się starzeje, nie?
Cóż, lepiej skończyć własną imprezę, grając dla wszystkich koncert na ukulele. Problem w tym, że on ani nie posiadał tego pieprzonego ukulele, ani tym bardziej nie potrafił na nim grać. I jestem pewna, ze Moore nawet nie jest w stanie teraz powiedzieć, jak to cholerne ukulele wygląda.
Zastanawiając się, o czym ta głupia narratorka mówi i o czym będzie ta głupia notka, nasz blondwłosy bohater zajął się myciem zębów. Najpierw musiał tę szczoteczkę znaleźć i… Jestem tolerancyjna dla głupoty ludzkiej, ale niech mi ktoś odpowie na pytanie: jak można nie wpaść na to, że szczoteczka do zębów znajduje się w pieprzonym kubku na szczoteczki do zębów, który niezmiennie od kilku lat zajmuje to samo miejsca na półce?
- Cicho bądź – burknął Peter niezbyt przyjaźnie, spoglądając w górę i zapewne starając sobie wyobrazić moją twarz na suficie. Nie współpracujemy zbyt dobrze, jak na właścicielkę postaci na grupowcu i ową postać, bo jak mogłoby być to możliwe, skoro właścicielka myśli, iż jej postać jest debilem? Nie świadczy też o mnie zbyt dobrze fakt, że, no cóż, ja go wymyśliłam.
Po kilkuminutowym wpatrywaniu się w notatnik na telefonie (nienawidzę tego cholerstwa) doszłam do wniosku, że o tym właśnie ten post będzie, o kompromitujących faktach z życia pana Moora, które będę wymyślać na bieżąco, zajadając się chipsami i dobrze się bawiąc, bo przecież mam takie interesujące życie.
Złotowłosa w tym momencie tak się roześmiała, że niemal udusiła i pastą, i szczoteczką do zębów.
Zaczynamy! Peter Moore, lat ma dwadzieścia-coś (nie jestem pewna dokładnie, bo zmieniałam mu już wiek milion razy), urodziny ma jakoś na początku roku (chyba w marcu, zapytajcie Rosie, bo tego też nigdy nie pamiętam). Ma ciemne włosy (naturalnie), jest chudy i wysoki, a poza tym jest tak ładny, jak aktor/piosenkarz/ziemniak, który aktualnie mi się podoba, więc nie twierdzę, że jest absolutnie-hiper-turbo-umieram-trzymaj-mnie-bo-lecę-mega piękny, bo nie zawsze w gust trafię. Teraz ma skośne oczy i tlenione włosy i ponoć wygląda jak ciotka Elaine (musi mieć piękną ciotkę *wink*). Podobno ma jakieś tatuaże, ale nigdy nie zdecydowałam się jakie, więc uznajmy, że ma pufka pigmejskiego na plecach, tego w wersji różowej, najlepiej na prawym pośladku. Gdy przybył do Nowego Jorku, zaczął studiować iberystykę, a to tylko dlatego, by móc podrywać gorące Hiszpanki na wakacjach w Europie, potem poszedł na psychologię, a skończył jako barman w miejscu, do którego przychodzili tylko transwestyci i znajomi transwestytów. Moore został właścicielem baru tylko przez kaprys - wkurzał go jego szef, więc zdecydował się, iż wykupi to cholerne miejsce. Dave, bo tak gość się nazywał, odszedł z mnóstwem kasy w kieszeni, a inteligentny Peter został z pubem, do którego najczęściej zaglądali jego pracownicy. Pierwszy remont, trochę reklam i zdołał jakoś podtrzymać biznes, a po kolejnym remoncie i włożeniu jeszcze większej ilości pieniędzy mógł w stanie powiedzieć, że kwota zakupu się zwróciła. Dwukrotnie! Całkiem niedawno wpadł na szalony pomysł, co by przerobić swe alkoholowe przedszkole w istna burleskę, ale potrzebowałby tylu ludzi mądrzejszych od niego, aby ten pomysł zrealizować, że trochę się boi.
- Zamknij się! – wykrzyknął Moore, tym razem dość wkurzony, pokazując bardzo niemiłe znaki z wnętrza swego prysznica. Chyba mu przeszkadza, że go wymyśliłam. Nie mogę wytrzymać, tak to pięknie brzmi.
W każdym razie, jeśli chodzi o pieniądze, ten debil ma się całkiem dobrze, toteż wejdźmy w mniej szczęśliwe rejony jego życia, takie jak kobiety, do których unikania Peter ma niesamowity talent. W swoim życiu Złotowłosa była w kilku związkach, w tym żaden nie zakończył się Happy Endem.
Pierwsza nazywała się Shatze (wymyśliłam to imię, ale podobno pisane przez „ch” znaczy cos w stylu „kochanie” po niemiecku, więc słabo u mnie z neologizmami) i była pieprznięta. Miała długie blond włosy, zielone oczy, mega ciało, ale to wcale nie z tego powodu można ja było nienawidzić. Była też właścicielką paskudnego charakteru, scenariusz jej życia mógł być inspirowany filmem „Wredne dziewczyny”, czy jakąś inną tępa komedią tego rodzaju. Przyjechała tylko po to, by namieszać w związku Moora z Rose, ale tak dobrze jej to wyszło, że obrażona wróciła do domu.
Nadmienię, iż nie wymyśliłam żadnych kolejnych dziewczyn (i mi się nie chcę tego robić), ale załóżmy, że jakieś miał tu i tam, żeby nie robić z niego aż takiej ofiary lasu (jaką jest).
Potem pojawiła się Rosie Dawson, która miała czarną emo-grzywkę. Peter wtedy tez miał emo-grzywkę, więc w sumie co za różnica, skoro oboje wyglądali jak idioci? Moore przespał się na kanapie w jej mieszkaniu w pierwszy dzień, gdy się poznali (nie pamiętam po co), dał jej całusa (nie pamiętam po co), a potem jest wielka dziura w mej pamięci i są razem (nie pamiętam po co). Robili głupie rzeczy. Spędzili sylwestra w Norwegii, gdzie ludzie prawie ich nie zabili. Peter dał Rosie walniętego psa na jakąś okazję, którego nazwali Joker i który tym samym stał się jedynym mężczyzną nienależącym bezpośrednio do rodziny, do którego pozwolił Rachelle się zbliżyć. Moore oświadczył się Rosalie podczas gdy ona zamiatała mieszkanie (chyba mu to nie przeszkadzało). Dał jej pierścionek, który jego matka licytowała kilka godzin i którego poprzednią właścicielka była Marilyn Monroe. Peter do tej pory sądzi, ze nikt nie wygląda lepiej od Rosie o szóstej nad ranem, bez makijażu i piżamie z kotami. Było im razem bardzo dobrze, ale Moore potem chyba zapomniał, że Rose lubi maliny, a nie narkotyki, a Dawson się pomylił jej mąż z jakaś kobietą i wszystko poszło. Bardzo daleko. I nie wróciło.
Ej, naprawdę Moore przeżył kiedyś próbę samobójczą. Można to wytłumaczyć jedynie tym, że wtedy znów miał emo-grzywkę.
Co śmieszne, para dogaduje się lepiej teraz, niż w momencie, gdy jeszcze byli małżeństwem. Razem wychowują Rae, która jeszcze nie ma pojęcia, iż Peter nie jest jej ojcem i przez najbliższy czas z pewnością nie będzie o tym wiedziała. Moore nie wyobraża sobie jednak życia bez Rachelle i rozpieszcza ją, jak tylko może. Zresztą, to co Peter aktualnie ma na głowie to też jest inwencja twórcza małej Rae – po prostu za bardzo im się spodobało malowanie kolorowymi farbami wszystkiego, co było w zasięgu ich łap, a szczególnie włosów tego idioty. Kupił więc dzień później worek farb do włosów i… Spróbujcie teraz policzyć te kolory na jego głowie (są blade, bo chyba się już trochę sprały).
Teraz wybiorę (wymyślę) kilka cudownych faktów z życia pana Petera Moora (który wykąpany zasiadł przed telewizorem z butelką ziemnej wody i udaje, że coś tak pospolitego jak kac nie jest w stanie go złamać).
1. Gdy miał sześć lat próbował obciąć na łyso swoją opiekunkę, starszą panią Lee, która przysnęła, znudzona opowieścią z pewnością bardzo dla niego znaczącą. Gdy kobieta opadła ma miękką kanapę w domu letniskowym Moorów, Peter zakradł się do kuchni, zwinął nożyczki i odciął starszej pani jej długi, siwy warkocz. Do tej pory jego ojciec po kilku szklaneczkach whisky, usiłuje nabrać jego małych kuzynów, że służba w ich domu letniskowym co jakiś czas widzi biały warkocz czający się gdzieś po kątach.
2. Peter kocha filmy przeznaczone dla kobiet. Nikomu by się nie przyznał, ale kiedy pierwszy raz oglądał Pamiętnik, dostał takich spazmów, że zdecydował się nigdy więcej tego filmu nie włączać. Ma też unikatową umiejętność – jest w stanie tak wymodelować swój głos, by wejść w ten sam ton, którym posługiwała się Kate Winslet w Titanicu. Jestem pewna, że pamiętacie ten moment, „Jack, Jack, Jack”, zaraz przez tym, gdy Jack odłączył się od przedmiotu sporu fanów, czyli drzwi szafy, i opadł na dno. Moore jest w tym mistrzem, potwierdzam.
- To, co piszesz, nawet nie jest śmieszne – rzekła Złotowłosa, w mych myślach obracając głowę z wyrazem zdegustowania i zatapiając spojrzenie w bardzo brzydkich paniach na jakimś teledysku na MTV. Tak, też jestem zaskoczona użyciem słów „teledysku” i „MTV” w jednym zdaniu.
- To w takim razie podaj mi jakieś śmieszne fakty z twojego życia, wytworze mojej wyobraźni – rzekłam ja do samej siebie, wypisując właśnie te słowa na klawiaturze. Boże, czy tylko ja czytając, mam wrażenie, że jestem bohaterką Incepcji?
- Po pierwsze, jestem inteligentny – powiedział Peter i zamilkł, bo nie dam mu już się więcej odezwać, skoro ma się kompromitować przed większa publiką.
3. Gdy skończył trzynaście lat, jego matka wysłała go na obóz piłkarski dla dziewcząt, bo źle przejrzała ofertę, ale Peter był tak chudy i miał tak małą buźkę, że z łatwością nauczycielka wzięła go za dziewczynę. Co śmieszne, kobieta później twierdziła, iż wzięła Moora za taką typową chłopczycę, więc czy tym samym nie nazwała go… Chłopcem? Kwestia sporna, ale do tej pory sądzę, iż musiało być cos z nim nie tak, skoro nie zorientował się, ze na obóz piłkarski oprócz niego jedzie jeszcze czterdzieści dziewięć dziewcząt. W każdym razie sprawa by na pewno nie wyszła na jaw, gdyby Peter nie zdecydował się wziąć prysznica w łazience, przy wszystkich dziewczynach. Fakt ten tłumaczy tylko to, iż on… Naprawdę nie wiedział, że zaszła jakaś pomyłka.
- Okej, dość! – krzyknął Moore, już kolejny raz tego dnia, i sprawiając, że poczułam lekkie wyrzuty sumienia. Smutno mi, że może ktoś naprawdę przeczyta tę notkę i zmarnuje tyle czasu, by robić coś konstruktywnego, dostając w zamian jedynie kłótnie osoby z małym IQ. Biorąc pod uwagę sposób, w jaki napisałam poprzednie zdanie, ja jestem osobą, Peter jest małym IQ.
Muszę się wytłumaczyć dość zwięźle i szybko, bo mam niewiele czasu. Jest po północy, a mi się nudziło i napisałam tę notkę, z małą pomocą wytworu mojej wyobraźni, czyli facetem, o którym wiem tylko tyle, że jego twarzy użycza jakiś koleś z koreańskiego zespołu i że jest bardzo głupi.
Tak, jak wcześniej pisałam, bawiłam się idealnie. Chipsy zjedzone.
Z wyrazami szacunku dla wszystkich tych, którym chciało się to czytać,
Adrianna i Peter.
- A tak w ogóle to sama jesteś głupia!
No dobra, może to słabe tłumaczenie, ale porozmawiaj o czymś poważnym z dorosłym facetem, który co dwa tygodnie farbuje odrosty. Szczerego powodzenia.
- Zjadłem – rzedł nagle Peter z miną zwycięzcy i ruszył się z zimnej podłogi, by móc powlec się do łazienki, zrucając po drodze wszystkie części swojego ubioru (składały się na nie jedynie bokserki w gwiazdki i czerwony ręcznik narzucony na ramiona w roli peleryny). Chciałby powiedzieć, że powinien przestać imprezować w soboty, ale to by chyba znaczyło, że się starzeje, nie?
Cóż, lepiej skończyć własną imprezę, grając dla wszystkich koncert na ukulele. Problem w tym, że on ani nie posiadał tego pieprzonego ukulele, ani tym bardziej nie potrafił na nim grać. I jestem pewna, ze Moore nawet nie jest w stanie teraz powiedzieć, jak to cholerne ukulele wygląda.
Zastanawiając się, o czym ta głupia narratorka mówi i o czym będzie ta głupia notka, nasz blondwłosy bohater zajął się myciem zębów. Najpierw musiał tę szczoteczkę znaleźć i… Jestem tolerancyjna dla głupoty ludzkiej, ale niech mi ktoś odpowie na pytanie: jak można nie wpaść na to, że szczoteczka do zębów znajduje się w pieprzonym kubku na szczoteczki do zębów, który niezmiennie od kilku lat zajmuje to samo miejsca na półce?
- Cicho bądź – burknął Peter niezbyt przyjaźnie, spoglądając w górę i zapewne starając sobie wyobrazić moją twarz na suficie. Nie współpracujemy zbyt dobrze, jak na właścicielkę postaci na grupowcu i ową postać, bo jak mogłoby być to możliwe, skoro właścicielka myśli, iż jej postać jest debilem? Nie świadczy też o mnie zbyt dobrze fakt, że, no cóż, ja go wymyśliłam.
Po kilkuminutowym wpatrywaniu się w notatnik na telefonie (nienawidzę tego cholerstwa) doszłam do wniosku, że o tym właśnie ten post będzie, o kompromitujących faktach z życia pana Moora, które będę wymyślać na bieżąco, zajadając się chipsami i dobrze się bawiąc, bo przecież mam takie interesujące życie.
Złotowłosa w tym momencie tak się roześmiała, że niemal udusiła i pastą, i szczoteczką do zębów.
Zaczynamy! Peter Moore, lat ma dwadzieścia-coś (nie jestem pewna dokładnie, bo zmieniałam mu już wiek milion razy), urodziny ma jakoś na początku roku (chyba w marcu, zapytajcie Rosie, bo tego też nigdy nie pamiętam). Ma ciemne włosy (naturalnie), jest chudy i wysoki, a poza tym jest tak ładny, jak aktor/piosenkarz/ziemniak, który aktualnie mi się podoba, więc nie twierdzę, że jest absolutnie-hiper-turbo-umieram-trzymaj-mnie-bo-lecę-mega piękny, bo nie zawsze w gust trafię. Teraz ma skośne oczy i tlenione włosy i ponoć wygląda jak ciotka Elaine (musi mieć piękną ciotkę *wink*). Podobno ma jakieś tatuaże, ale nigdy nie zdecydowałam się jakie, więc uznajmy, że ma pufka pigmejskiego na plecach, tego w wersji różowej, najlepiej na prawym pośladku. Gdy przybył do Nowego Jorku, zaczął studiować iberystykę, a to tylko dlatego, by móc podrywać gorące Hiszpanki na wakacjach w Europie, potem poszedł na psychologię, a skończył jako barman w miejscu, do którego przychodzili tylko transwestyci i znajomi transwestytów. Moore został właścicielem baru tylko przez kaprys - wkurzał go jego szef, więc zdecydował się, iż wykupi to cholerne miejsce. Dave, bo tak gość się nazywał, odszedł z mnóstwem kasy w kieszeni, a inteligentny Peter został z pubem, do którego najczęściej zaglądali jego pracownicy. Pierwszy remont, trochę reklam i zdołał jakoś podtrzymać biznes, a po kolejnym remoncie i włożeniu jeszcze większej ilości pieniędzy mógł w stanie powiedzieć, że kwota zakupu się zwróciła. Dwukrotnie! Całkiem niedawno wpadł na szalony pomysł, co by przerobić swe alkoholowe przedszkole w istna burleskę, ale potrzebowałby tylu ludzi mądrzejszych od niego, aby ten pomysł zrealizować, że trochę się boi.
- Zamknij się! – wykrzyknął Moore, tym razem dość wkurzony, pokazując bardzo niemiłe znaki z wnętrza swego prysznica. Chyba mu przeszkadza, że go wymyśliłam. Nie mogę wytrzymać, tak to pięknie brzmi.
W każdym razie, jeśli chodzi o pieniądze, ten debil ma się całkiem dobrze, toteż wejdźmy w mniej szczęśliwe rejony jego życia, takie jak kobiety, do których unikania Peter ma niesamowity talent. W swoim życiu Złotowłosa była w kilku związkach, w tym żaden nie zakończył się Happy Endem.
Pierwsza nazywała się Shatze (wymyśliłam to imię, ale podobno pisane przez „ch” znaczy cos w stylu „kochanie” po niemiecku, więc słabo u mnie z neologizmami) i była pieprznięta. Miała długie blond włosy, zielone oczy, mega ciało, ale to wcale nie z tego powodu można ja było nienawidzić. Była też właścicielką paskudnego charakteru, scenariusz jej życia mógł być inspirowany filmem „Wredne dziewczyny”, czy jakąś inną tępa komedią tego rodzaju. Przyjechała tylko po to, by namieszać w związku Moora z Rose, ale tak dobrze jej to wyszło, że obrażona wróciła do domu.
Nadmienię, iż nie wymyśliłam żadnych kolejnych dziewczyn (i mi się nie chcę tego robić), ale załóżmy, że jakieś miał tu i tam, żeby nie robić z niego aż takiej ofiary lasu (jaką jest).
Potem pojawiła się Rosie Dawson, która miała czarną emo-grzywkę. Peter wtedy tez miał emo-grzywkę, więc w sumie co za różnica, skoro oboje wyglądali jak idioci? Moore przespał się na kanapie w jej mieszkaniu w pierwszy dzień, gdy się poznali (nie pamiętam po co), dał jej całusa (nie pamiętam po co), a potem jest wielka dziura w mej pamięci i są razem (nie pamiętam po co). Robili głupie rzeczy. Spędzili sylwestra w Norwegii, gdzie ludzie prawie ich nie zabili. Peter dał Rosie walniętego psa na jakąś okazję, którego nazwali Joker i który tym samym stał się jedynym mężczyzną nienależącym bezpośrednio do rodziny, do którego pozwolił Rachelle się zbliżyć. Moore oświadczył się Rosalie podczas gdy ona zamiatała mieszkanie (chyba mu to nie przeszkadzało). Dał jej pierścionek, który jego matka licytowała kilka godzin i którego poprzednią właścicielka była Marilyn Monroe. Peter do tej pory sądzi, ze nikt nie wygląda lepiej od Rosie o szóstej nad ranem, bez makijażu i piżamie z kotami. Było im razem bardzo dobrze, ale Moore potem chyba zapomniał, że Rose lubi maliny, a nie narkotyki, a Dawson się pomylił jej mąż z jakaś kobietą i wszystko poszło. Bardzo daleko. I nie wróciło.
Ej, naprawdę Moore przeżył kiedyś próbę samobójczą. Można to wytłumaczyć jedynie tym, że wtedy znów miał emo-grzywkę.
Co śmieszne, para dogaduje się lepiej teraz, niż w momencie, gdy jeszcze byli małżeństwem. Razem wychowują Rae, która jeszcze nie ma pojęcia, iż Peter nie jest jej ojcem i przez najbliższy czas z pewnością nie będzie o tym wiedziała. Moore nie wyobraża sobie jednak życia bez Rachelle i rozpieszcza ją, jak tylko może. Zresztą, to co Peter aktualnie ma na głowie to też jest inwencja twórcza małej Rae – po prostu za bardzo im się spodobało malowanie kolorowymi farbami wszystkiego, co było w zasięgu ich łap, a szczególnie włosów tego idioty. Kupił więc dzień później worek farb do włosów i… Spróbujcie teraz policzyć te kolory na jego głowie (są blade, bo chyba się już trochę sprały).
Teraz wybiorę (wymyślę) kilka cudownych faktów z życia pana Petera Moora (który wykąpany zasiadł przed telewizorem z butelką ziemnej wody i udaje, że coś tak pospolitego jak kac nie jest w stanie go złamać).
1. Gdy miał sześć lat próbował obciąć na łyso swoją opiekunkę, starszą panią Lee, która przysnęła, znudzona opowieścią z pewnością bardzo dla niego znaczącą. Gdy kobieta opadła ma miękką kanapę w domu letniskowym Moorów, Peter zakradł się do kuchni, zwinął nożyczki i odciął starszej pani jej długi, siwy warkocz. Do tej pory jego ojciec po kilku szklaneczkach whisky, usiłuje nabrać jego małych kuzynów, że służba w ich domu letniskowym co jakiś czas widzi biały warkocz czający się gdzieś po kątach.
2. Peter kocha filmy przeznaczone dla kobiet. Nikomu by się nie przyznał, ale kiedy pierwszy raz oglądał Pamiętnik, dostał takich spazmów, że zdecydował się nigdy więcej tego filmu nie włączać. Ma też unikatową umiejętność – jest w stanie tak wymodelować swój głos, by wejść w ten sam ton, którym posługiwała się Kate Winslet w Titanicu. Jestem pewna, że pamiętacie ten moment, „Jack, Jack, Jack”, zaraz przez tym, gdy Jack odłączył się od przedmiotu sporu fanów, czyli drzwi szafy, i opadł na dno. Moore jest w tym mistrzem, potwierdzam.
- To, co piszesz, nawet nie jest śmieszne – rzekła Złotowłosa, w mych myślach obracając głowę z wyrazem zdegustowania i zatapiając spojrzenie w bardzo brzydkich paniach na jakimś teledysku na MTV. Tak, też jestem zaskoczona użyciem słów „teledysku” i „MTV” w jednym zdaniu.
- To w takim razie podaj mi jakieś śmieszne fakty z twojego życia, wytworze mojej wyobraźni – rzekłam ja do samej siebie, wypisując właśnie te słowa na klawiaturze. Boże, czy tylko ja czytając, mam wrażenie, że jestem bohaterką Incepcji?
- Po pierwsze, jestem inteligentny – powiedział Peter i zamilkł, bo nie dam mu już się więcej odezwać, skoro ma się kompromitować przed większa publiką.
3. Gdy skończył trzynaście lat, jego matka wysłała go na obóz piłkarski dla dziewcząt, bo źle przejrzała ofertę, ale Peter był tak chudy i miał tak małą buźkę, że z łatwością nauczycielka wzięła go za dziewczynę. Co śmieszne, kobieta później twierdziła, iż wzięła Moora za taką typową chłopczycę, więc czy tym samym nie nazwała go… Chłopcem? Kwestia sporna, ale do tej pory sądzę, iż musiało być cos z nim nie tak, skoro nie zorientował się, ze na obóz piłkarski oprócz niego jedzie jeszcze czterdzieści dziewięć dziewcząt. W każdym razie sprawa by na pewno nie wyszła na jaw, gdyby Peter nie zdecydował się wziąć prysznica w łazience, przy wszystkich dziewczynach. Fakt ten tłumaczy tylko to, iż on… Naprawdę nie wiedział, że zaszła jakaś pomyłka.
- Okej, dość! – krzyknął Moore, już kolejny raz tego dnia, i sprawiając, że poczułam lekkie wyrzuty sumienia. Smutno mi, że może ktoś naprawdę przeczyta tę notkę i zmarnuje tyle czasu, by robić coś konstruktywnego, dostając w zamian jedynie kłótnie osoby z małym IQ. Biorąc pod uwagę sposób, w jaki napisałam poprzednie zdanie, ja jestem osobą, Peter jest małym IQ.
Muszę się wytłumaczyć dość zwięźle i szybko, bo mam niewiele czasu. Jest po północy, a mi się nudziło i napisałam tę notkę, z małą pomocą wytworu mojej wyobraźni, czyli facetem, o którym wiem tylko tyle, że jego twarzy użycza jakiś koleś z koreańskiego zespołu i że jest bardzo głupi.
Tak, jak wcześniej pisałam, bawiłam się idealnie. Chipsy zjedzone.
Z wyrazami szacunku dla wszystkich tych, którym chciało się to czytać,
Adrianna i Peter.
- A tak w ogóle to sama jesteś głupia!
[No, wreszcie się przelogowałam, zatem mogę skomentować! Ha, jak to czytałam, to wiesz, co sobie wyobrażałam? :D Że siedzisz i grasz w Simsy :D No dosłownie tak to wyglądało :D A poza tym, to mi się podobało, siedziałam i się chichrałam, a to chyba dobrze, prawda? :D]
OdpowiedzUsuń[Bardzo dobrze! :D Mowie Ci, wczoraj pisajac to bawilam sie cudownie, gorzej z wrazeniem dzisiejszym, ale o dwunastej w nocy wszystko wyglada lepiej. I gralam wczoraj w simsy! Nie wiem czy to ma jakies znaczenie, ale to moze przez to tak... xD]
OdpowiedzUsuń[Uśmiałam się! Peter jest na tyle pozytywnym człowieczkiem, że nie da się go nie kochać! ^^ Chociaż ubolewam nad zmianą jego wyglądu, bo z tymi rozczochranymi, czarnymi włoskami wyglądał przeuroczo. :D]
OdpowiedzUsuń[Dużo tu tych Moorów ;D
OdpowiedzUsuńNo i ja tam codziennie wstaje rano w przeświadczeniem, że "coś trzeba zrobić", a potem wygląda to, jak wygląda...
Notka: heh, nie ma to jak brak szacunku i gnojenie własnego bohatera. Lovely, podoba mi się Twoja postawa <3
Obecnie mało osób decyduje się pisać notki humorystyczne, zazwyczaj ludzie skupiają się na opisywaniu co ważniejszych wydarzeń z życia swoich postaci.
Czyta się szybko i łatwo, więc nie musisz się przejmować zmarnowanym czasem swoich czytelników.]
[to chyba trochę dziwne, ale do przeczytania noty w zasadzie przekonał mnie sam tytuł :D
OdpowiedzUsuńUwielbiam tą notę, pokochałam właśnie Peterka, do którego zaraz sie odezwę zresztą. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, ze jest aż tak... ciapowaty. W ogóle przyjemnie sie czytało, dzieki temu, ze w końcu było coś innego, interakcja autora i bohatera, co wyszło ci naprawdę świetnie :) ]
Tommie