Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

1971. Piasta koła

Cicho zamknęła drzwi i przekręciła zamek. Dochodziła dziewiętnasta – niespełna godzinę temu skończyła dwunastogodzinny, wyczerpujący dyżur, lecz nie czuła się zmęczona. Wiedziała, że tej nocy nie będzie potrafiła zasnąć. Każdy miał czasem takie noce, kiedy te wszystkie złe myśli wypełzały z zakamarków umysłu i otaczały człowieka niczym stado hien padlinę, wyszarpując żółtymi zębami kawały ociekającego krwią mięsa. 
  Przez chwilę stała nieruchomo, przyglądając się mieszkaniu, przez które przewinęło się tyle osób i skrzywiła się mimowolnie. Było tutaj zbyt pusto, zbyt cicho, jakby ona sama nie mogła należycie wypełnić tych czterech ścian. Nie podobało jej się tutaj, nie chciała tu być, lecz mimo to zsunęła ze stóp skórzane kozaki i ruszyła w stronę kuchni. Ktoś przecież musiał nakarmić koty. 
  Wyłożywszy jedzenie do misek, wróciła do przedpokoju i ściągnęła płaszcz, by następnie pozbyć się nieco drapiącego w szyję szalika. Znowu przystanęła, opierając dłoń o wyłożoną jasną boazerią ścianę, lecz nie udało jej się złapać myśli, która rozbłysła jej w głowie jasno niczym samochodowy reflektor, a następnie zgasła, pozostawiając po sobie jedynie irytujące mroczki niepozwalające o niej zapomnieć, ale też nienaprowadzające na jej trop. 
  Obróciwszy się, przeszła do salonu i z westchnieniem opadła na kanapę, wbijając wzrok w lakierowany blat niewielkiego, sięgającego kolan stolika. Do jej uszu dolatywało tykanie zegara, dolatywał też terkot pracującej lodówki, w który zaczęła wsłuchiwać się z niejakim zainteresowaniem, aż do momentu, w którym poprzedzony lekkim brzęknięciem terkot ten nie ustał. Było tu cicho, za cicho, nie podobało jej się tutaj, nie chciała tu być. Chciała za to, bardzo chciała, znajdować się teraz gdzie indziej, gdziekolwiek. „Życie to koło, jego jedynym zadaniem jest się toczyć i zawsze wraca do punktu wyjścia.” Inez musiała swoje koło pchnąć, by wreszcie mogło znowu zacząć się toczyć. 
  Wiedziała, że już od dłuższego czasu gromadziły się nad nią czarne chmury. Że zmiany w pewien sposób zostaną wymuszone niezależnie od niej, lecz nie chciała siedzieć i czekać z założonymi rękoma; chciała się na to przygotować, by nie otrzymać ciosu, lecz zrobić unik i skierować go na właściwy tor. Chciała, by ten cios był jak para poruszająca tłokami dawnych kolejek, by nie zwalił jej z nóg, a pchnął wagonik, w którym siedziała i pomógł jej się rozpędzić. Znała siebie na tyle dobrze, iż wiedziała, że nie będzie to proste. Może tego po sobie nie pokazywała, ale zwykle wszystko aż za bardzo przeżywała, przejmując się nawet drobnostkami, jak zatem miała znaleźć siłę na to, by po ewidentnej porażce jak gdyby nigdy nic ruszyć dalej? Musiała jednak to zrobić, potrzebowała tego. Dlatego musiała się przygotować. 
Stukając palcami o udo, poczuła, jak pod jej rękę wciska się koci łepek. Uśmiechnęła się na widok Leona i pozwoliła mu wejść na kolana, a także wiercić się dość długo, by móc stwierdzić, że najwyższy czas obciąć mu pazury. Kiedy kocur wreszcie się ułożył, jej dłoń machinalnie zaczęła go głaskać, a sama blondynka zdawała się nie zauważać, że spod jej palców ulatują tumany sierści. Tak, musiała się przygotować, nie tylko na to, co miało nastąpić, ale też do tego, co zamierzała zrobić później. Nie chciała zastanawiać się czy aby na pewno jest to właściwie; wystarczyło, iż podświadomie czuła, że bez tego się nie obejdzie. Jej życie stało w miejscu, koło się nie toczyło, a ona stała w samym centrum tego wszystkiego i aż za dobrze widziała, że bez jej pomocy ten mechanizm nie drgnie. Że koło się nie obróci. 
– Już niedługo – mruknęła do Leona, posyłając mu blady uśmiech. W odpowiedzi kot zmrużył złote ślepia i wydał z siebie długi pomruk, by następnie znowu zacząć miarowo mruczeć. Kapelutek gdzieś się zawieruszył. Zapewne spał smacznie, nie kwapiąc się zbytnio, by zainteresować się swoją panią i Inez wcale nie miała mu tego za złe. 
  Odchyliwszy głowę, oparła ją na zagłówku kanapy i zamknęła oczy. 
Doskonale wiedziała, czego chce od życia i zamierzała w najbliższym czasie to zrealizować. Zresztą, wszystko sprowadzało się tylko do jednego. Żeby wreszcie pchnąć to cholerne koło. Zatem dlaczego miała jedynie czekać? Tym bardziej, że to wszystko ciągnęło się już niesamowicie długo. Czarne chmury gromadziły się, wisiały nad nią, coraz bardziej spiętrzone, coraz bardziej nabuzowane. Ogromne masy ocierały się o siebie z nieprzyjemnym metalicznym zgrzytem, napięte, na granicy wytrzymałości, spęczniałe i przeładowane. A Inez siedziała i potulnie czekała, aż nad jej głową rozpęta się burza, jakiej świat nie widział. Czekała, aż spadnie na nią ulewa tysiąclecia, aż wokół niej zaczną uderzać pioruny. Czekała spokojnie, cierpliwie i dopiero niedawno jedynie wpadła na pomysł, by się na to przygotować. I nic więcej. W tym momencie doszła do wniosku, że coś tutaj jest ewidentnie nie tak, jak być powinno.  
  Zmarszczyła brwi i uniosła głowę z zagłówka, wzrok wbijając w rude futerko. Bok Leona unosił się i opadał coraz wolniej w miarę tego, jak kot zasypiał na jej kolanach. Wreszcie wydał z siebie długi, przeciągły i wibrujący pomruk, by w ten efektowny sposób przestać mruczeć i zasnąć na dobre. W tej chwili blondynka nie miała serca zrzucać go z kolan, ale też czuła potrzebę działania i wiedziała, że długo nie usiedzi w miejscu. Potrzeba ta urosła w niej nagle, od razu do niebotycznych rozmiarów, dokładnie w tym samym czasie, w którym ratowniczka zdała sobie sprawę z tego, że wszystko robi na opak. Że jedynie rozmyślając o swoim życiu, tak naprawdę niczego z nim nie robi. Że nie sztuką jest siedzieć na kanapie i gdybać. Sztuką jest z tej kanapy wstać i wziąć sprawy w swoje ręce. A ona już za długo stała z boku, jedynie się przyglądając i czekając, aż być może wydarzy się coś ciekawego. Nie, musiała wreszcie wejść w środek i kręcić się wraz z tym cholernym kołem. 
  – Przepraszam, grubasie… – mruknęła i delikatnie zsunęła Leona ze swoich kolan. Kot oczywiście się obudził, spojrzał na swoją panią z lekkim wyrzutem, po czym jak gdyby nigdy nic zwinął się w kłębek i kontynuował drzemkę, w której przed chwilą mu przeszkodzono. Inez zaś wstała, strzepała ze spodni ilości sierści wskazujące na to, że Leon już dawno powinien wyłysieć, po czym przeszła do sypialni i wygodnie rozsiadła się przed laptopem, mając zamiar posprawdzać to i owo. Zamierzała też jutro z samego rana wybrać się do pracy, mimo iż miała wolne. Podświadomie czuła, że im szybciej zacznie działać, tym lepiej, gdyż nie zdąży się wycofać. A przecież właśnie tego chciała, prawda? Z zaciętą miną przeglądała kolejne strony, niektóre dodawała do zakładek, inne niemalże od razu zamykała. Czego szukała, wiedziała tylko ona sama i na razie nikt nie miał się o tym dowiedzieć. Swoje zamiary chciała jak najdłużej utrzymać w tajemnicy, by przypadkiem pod czyimś wpływem nie zmienić zdania, mimo że teoretycznie to ona sama powinna wiedzieć, co jest dla niej najlepsze. A kiedy po kilku godzinach skończyła, zamknęła laptopa i odchyliwszy się, z cichym westchnieniem opadła na plecy.
  Może Inez jeszcze tego nie zauważyła, ale koło jej życia drgnęło nieśmiało i powolutku zaczęło się toczyć. 

__________________________________
Taki to zapychacz, zero akcji, zero czegokolwiek. Po prostu zapychacz, mały wstęp do właściwej noty, przed którą musiałam się nieco rozkręcić. Dlatego powstał i mam nadzieję, że choć trochę nadaje się on do czytania i mnie za niego nie zjecie.
Motyw koła zaczerpnięty z „Doktora Sen” Kinga. 
Tak teraz patrzę, że na blogu wydaje się krótsze niż w Wordzie, zatem to też mi wybaczcie. 

7 komentarzy

  1. Ophelia Nájera – Williams9 kwietnia 2014 16:57

    [A niech Cię, Inez! :D Teraz jestem zaintrygowana, co też się takiego wydarzy. Nieładnie, nieładnie... :D A tak serio, notka świetna, ma się wrażenie, jakby było się z Inez w pokoju i głaskało jej kota.
    Nie udało mi się wyłapać żadnych błędów, jedyny mankament to długość notki, bo chciałoby się nie przestawać czytać. Czekam z niecierpliwością na tę "właściwą notę", ciekawość już mnie zżera. Fajnie by było umieć tak dobrze pisać.
    Besos! xoxo]

    OdpowiedzUsuń
  2. [ Moja pierwsza myśl po przeczytaniu noty "Dziecko. Inez pewnie chce mieć dziecko" ale teraz to wydaje mi się zupełnie irracjonalne :) ]

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Miałam uciekać już spać, ale coś mnie podkusiło, aby zajrzeć sobie jeszcze na NYC… i choć mój umysł wyraźnie stępiał dzięki spędzeniu kilkunastu godzin poza domem, to dobrze wiedzieć, iż intuicja jeszcze mnie nie zawodzi. Cieszę się, iż powoli powracam do tradycji czytania oraz komentowania notek innych współautorów, ponieważ zagłębianie się w historię/przemyślenia Inez były wyjątkowo przyjemne, i aż szkoda byłoby je ot tak sobie pominąć. I nawet troszeczkę odechciało mi się spać, gdy z każdym kolejny zdaniem podsycałaś mą ciekawość obietnicą zmiany oraz pchnięciem koła :) Nic się nie zdradziłaś, pozostawiając duuużo miejsca na różne przemyślenia oraz wnioski. Mogę mieć tylko nadzieję, iż zmiana ta będzie bardzo pozytywna i szybko się nią pochwalisz. Notkę czytało mi się bardzo płynnie i miło. Nie uważam, aby była ona zapchajdziurą - prędzej intrygującym zwiastunem. Naturalnie, jako miłośniczka kotów, zachwycam się cyber Leonem. Ruda sierść i złote oczy – to jeden z moich własnych sierściuchów! A jedno z pieszych zdań, o dwunastogodzinnym dyżurze, w szczególności poruszyło Chrisa, ponieważ doskonale wie, jak to jest, wracać tak wymęczonym z pracy do domu :) Liczę, że nie każesz nam długo czekać na następną notkę :) ]

    Chris

    OdpowiedzUsuń
  4. [Ophelia, bardzo się cieszę, że Cię mimo wszystko zainteresowałam :) Kiedy pisałam tą notkę, wydawało mi się, że te przemyślenia raczej niczego konkretnego nie wnoszą i są bardziej takim laniem wody, a tu proszę, jednak udało mi się obudzić w kimś ciekawość ^^ A co do właściwej noty, mam wenę, zapychacz pomógł i prawdopodobnie już jutro zabiorę się za pisanie, nie wiem tylko, ile mi to zajmie.

    Rose, kto wie, może wreszcie kiedyś Inez dorobi się dzieciora i nie będzie już tylko przyszywaną ciocią^^ W sumie to mam na to nadzieję, w końcu to byłoby miłe urozmaicenie^^ Już sobie wyobrażam Inez walczącą z zapierdzielającym na czworakach maluchem, za nim pędziłyby dwa koty no i blondyna oczywiście na końcu^^

    Chris, a raczej pani Chrisowo^^ Bardzo się cieszę, że jednak wykrzesałaś troszeczkę sił na przeczytanie noty. A cieszę się jeszcze bardziej, wiedząc, że Ci się spodobała :) Jak już pisałam wyżej, pisząc notę, miałam wrażenie, że te przemyślenia raczej do ciekawych nie nalezą i mogą Was zanudzić, a tu proszę, takie miłe zaskoczenie^^ Dobrze, że post okazał się zwiastunem! A co do Leona... To także wierna kopia mojego sierściucha, który jeszcze przed chwila tu siedział, a teraz gdzieś się zawieruszył. A co do następnej noty, wena jest, jutro chyba post zacznie się pisać, a przynajmniej jego fragmenty :)Taką mam nadzieję :D]

    OdpowiedzUsuń
  5. [Jak dla mnie, krótkie posty są o wiele lepsze od tasiemców, o ile zawierają wszystko to, co dobry post mieć powinien. Zdecydowanie jestem zwolenniczką przedkładania jakości nad ilość, więc Twoja wzmianką o tym, że notka jest "krótsza niż wydawała się w Wordzie", a co za tym idzie przeprosiny, są dla mnie niezrozumiałe :)
    Po pierwsze - Doktor Sen. Jako odwieczna miłośniczka twórczości S. Kinga nie mogłam przejść obok tej notki obojętnie.
    Dwa - uniwersalna prawda, zawarta w Twoim opowiadaniu, mówiąca o tym, że aby coś w swoim życiu zmienić, należy zacząć działać, zamiast ciągle tylko siedzieć i narzekać. Akcja rodzi reakcje i wszyscy o tym wiemy, a i tak ostateczne siedzimy w barze i pijemy do tego, że nam w życiu nie wyszło, obwiniając o to cały świat, tylko nie samych siebie.
    Lubię, jak opowiadanie zawiera taką uniwersalną prawdę o życiu, chociaż notka pozostawiła pewien niedosyt w moim odczuciu. Jest bardzo ogólna i pomimo tego, że zaznaczyłaś, że jest to tylko prolog do tej właściwej, to byłabym bardziej usatysfakcjonowana, gdyby pojawiła się jakaś wskazówka co do tego, jak to wszystko się skończy.]

    OdpowiedzUsuń
  6. Podobają mi się takie zapychacze i chociaż nie ma w nich zbyt wiele akcji, przybliżają nam bohatera, jego życie i zwyczaje. Opisałaś zaledwie kilka minut z wieczoru Inez, ale te kilka minut było pełne napięcia i wcale nie potrzebowałam strzelaniny, pościgów i karamboli na stanowej, aby czuć dreszczyk emocji!
    Ja chyba wiem, czego szuka Inez. I jeśli nadal aktualne jest pisanie wspólnej notki, to pamiętaj, że jam chętna. Jak najbardziej. Oby koło życia Inez poruszało się do przodu z odpowiednią prędkością! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. [Pani Hunterowo, ja z kolei często a gęsto lubię się rozpisać, chociaż nie ukrywam, że takie krótkie posty są potrzebne. Na przykład ten powyżej w jakiś sposób dodał mi skrzydeł i naładował weną, zatem mam nadzieję, że kolejny, bez wątpienia dłuższy (nie wiem jeszcze, o ile dłuższy) post także przypadnie Ci do gustu :)
    Miłośniczka Kinga <3 Ze mnie wielka fanka fantastyki, a King to taka moja odskocznia od niej i przerywnik, chociaż Mroczna Wieża to podobno klasyka fantastyki...? :D Ja tam zawsze miałam problem z gatunkami, a Mroczna Wieża jeszcze przede mną.
    Oj tak, prawda bardzo uniwersalna, bardzo dokładnie widzę po sobie, jak to wszystko działa. A wskazówka... Dużo wskazówek będzie w kolejnym poście, w nim właściwie wszystko się wyjaśni, zatem mam nadzieję, że Ci się spodoba i będziesz usatysfakcjonowana :)

    Legalna, oczywiście, że pisanie wspólnej notki jest aktualne! Jak tylko napiszę pierwszy fragment tej "porządkującej" noty to się do Ciebie zgłoszę, będę musiała jeszcze pomaltretować jedną osobę... Żeby to wszystko miało ręce i nogi :) Tylko proszę mi się nie wygadać, co się święci! ^^ No i cieszę się, że post się podoba :) I że podoba się tak wielu osobom, nie spodziewałam się ^^ To znaczy zdaję sobie sprawę z tego, że nie pisze źle *skromniś*, ale myślałam, że potraktujecie to jak flaki z olejem^^ Dlatego tym bardziej mi miło^^]

    OdpowiedzUsuń