Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

1951. Translentynki - czyli bardzo niecodzienne Walentynki!

    Mam zaszczyt zaprezentować Wam, niestety niedokończoną, moją i Maxa walentynkową notkę. Uznałam, że mimo tak wielkiego opóźnienia chętnie przeczytacie, co też mieliśmy Wad do opowiedzenia. A zakończenie możecie dopowiedzieć sobie sami... ;)
_________________________________________ 

    Walentynki. Nigdy nie były one dniem, który Inez Grant obchodziła w jakiś szczególny sposób. Nie należała też do tej części osób, które szczerze nienawidziły tego święta. Można powiedzieć, że była obojętna; cieszyłaby się, gdyby miała z kim spędzić ten dzień, lecz nie rozpaczałaby i nie psioczyłaby, jakie to tandetne święto, gdyby nikt taki się nie znalazł.
    Jednak w tym roku, o zgrozo, było nieco inaczej. Dlaczego „o zgrozo”? Bowiem Inez, sunąc ulicami i obserwując upstrzone serduszkami, różem i czerwienią witryny sklepów, snuła swój mały, niecny, walentynkowy plan. Niby to jak chytry skrzacik, chichotała złowieszczo pod nosem i zacierała ręce, wyobrażając sobie wszystko tak szczegółowo, jak tylko było to możliwe. A cóż to był za plan? O tym wiedziała jedynie blondynka i nikt poza nią jeszcze długo nie miał się o tym dowiedzieć.
    Ostatecznie ratowniczka stanęła przed drzwiami mieszkania Maxa, starając się ukryć swój entuzjazm, aby nie wydawała się on zbyt podejrzany. Przywołała na twarz jeden ze swoich najzwyklejszych uśmiechów, a że godzina, o której się umówili, już wybiła, zastukała do drzwi. Zaraz, zaraz… Ale czy w tym szczególnym Dniu Zakochanych to Max nie powinien po nią przyjść? Mniejsza z tym! Dla swojego genialnego planu Inez była gotowa do wszelkich poświęceń.  
    Brunet jakoś nigdy nie przejmował się dniem Świętego Walentego, więc dlaczego miałoby i teraz się coś zmienić? Owszem, podobno powinien pomyśleć o jakiś zobowiązaniach wobec pewnej ratowniczki, która pewnego dnia praktycznie za szmaty wciągnęła go do karetki, ale to inna historia. Oczywiście chciał przyjść po Inez, ale najwyraźniej oboje mieli nieco inne plany, co do tego dnia, więc podzielili się czasem po równo. A, że i nawet wierzyli w jakieś tam uprawnienie kobiet to losowali zapałki, by wybrać które ma pierwszeństwo, co do swojej niespodzianki. Nikt przecież nie mówił, że ta dwójka była normalna, a że się dobrała właśnie tak... No cóż. Max w końcu otworzył drzwi i oparł się o framugę drzwi, uśmiechając się pod nosem. Sprawiał wrażenie, jakby chciał ją kokietować. Wysunął jedną nogę przez próg i przesunął wzdłuż swojego uda palcem.
    - No wiesz... Nie jesteś za szybko? - zamrugał kilkanaście razy za dużo rzęsami - Nie zdążyłem się do końca wydepilować...
    Widząc to, co działo się niemalże tuż pod jej nosem, Inez zakryła usta dłonią, by przypadkiem nie parsknąć śmiechem. Nie byłaby sobą, gdyby nie podjęła gry i za szybko zepsuła przedstawienie. Poza tym, czy Max właśnie zupełnym przypadkiem i podświadomie idealnie wpasował się w jej niecny plan…?
    - Kilka włosów tu czy tam… - mruknęła, machnąwszy ręką, by wreszcie ulokować dłoń na udzie swojego ulubionego hokeisty i skrzywić się z niesmakiem. – No ale kochany… To przecież jest prawdziwa dżungla! – cmoknęła, z niezadowoleniem kręcąc głową. – I jak ty to sobie teraz wyobrażasz, co? – prychnęła, krzyżując ręce na piersi. – Zaplączę się w te lasy tropikalne i co? – To powiedziawszy, blondynka westchnęła cicho, ewidentnie rozczarowana i przecisnąwszy się obok Maxa, weszła do środka. Nie pozostało jej nic innego, jak tylko poczekać, aż brunet doprowadzi się do porządku, w końcu nie miała zamiaru pokazywać się na mieście z tak zarośniętym (bo to było zarośnięcie, a nie niedokładna depilacja, a co!) facetem. Przecież to nie przystoi!
    Chłopak pokręcił jedynie głową i zamknął za nią drzwi, patrząc ze smutkiem na swoje nogi. No dobrze był zarośnięty, ale nie przesadzajmy, bo do małpy to mimo wszystko było mu daleko, chociaż podobno był z tym zwierzęciem spokrewniony.
    - Ja? Ja sobie tego nie wyobrażam, bo nawet nie wiem gdzie idę! - udał oburzonego i naciągnął na tyłek jedynie spodnie, bo koszulę o dziwo miał już na sobie. Nie potrzebował większych pielęgnacji, więc tak naprawdę Nezia nie miała co się rozsiadać u niego na salonach, bo mogli już ruszyć na podbój miasta.- No ale nic, a nic mi nie zdradzisz? - zapytał, ubierając kurtkę. Pewnie powinien jej kupić kwiatka albo coś, ale z drugiej strony to takie przereklamowane, a on tego nie lubił. Choć gdy tylko podszedł bliżej niej wsunął jej niepostrzeżenie czekoladkę w kształcie cycków do kieszeni. No co? Spodobały mu się, jak tylko zobaczył je w sklepie.
    - Nic a nic – odparła Inez, nie zorientowawszy się, że w jej kieszeni właśnie wylądowała czekoladka w kształcie cycków. Stanąwszy na palcach, wyciągnęła rękę i poczochrała loki mężczyzny, po czym uśmiechnęła się zadowolona, przekonana, że ten zabieg sprawił, iż jego fryzura wygląda o niebo lepiej.
    - To ma być niespodzianka – oznajmiła wyraźnie, niemalże sylabizując każde słowo. – A co za tym idzie, nie mogę się wygadać. Więc chodźmy! – zawołała, kiedy już niczym nieco przerośnięty zabawkowy bączek dla dzieci, pokręciła się po przedpokoju. Wyskoczyła na korytarz jak oparzona, siłą powstrzymując się, by Maxa nie poganiać. Na prawdę bardzo już chciała dotrzeć na miejsce i zobaczyć jego minę. Już teraz wiedziała, że będzie to bezcenny widok! 
    - Szybciej, bo pan taksówkarz na nas czeka na dole! – ponagliła go ostatecznie, widząc jak ten się guzdrze z szukaniem odpowiedniego klucza. W końcu udało mu się wydobyć z kieszeni właściwy i zamknął te niewdzięczne drzwi, po czym ruszył jak najszybciej za swą wybranką na ten wieczór. Nie żeby miał zamiar ją potem wymienić, nic z tych rzeczy!
    - Za darmo nie czeka - odparł z pobłażliwym uśmiechem, idąc za zniecierpliwioną blondynką. Prawdę mówiąc zaczęło martwić go to jej podekscytowanie, bał się tego na co mogła wpaść i chyba byłoby to usprawiedliwione gdyby wiedział, co go czeka. Usiedli wygodnie w aucie i mogli spokojnie porozmawiać.
    - Sprawdź kieszenie... - mruknął, zaczynając się śmiać pod nosem. Ciekawy był tego jak zareaguje na ten jego mały "prezencik". Tak więc Inez, zerkając podejrzliwie na Maxa, przetrząsnęła kieszenie swojego płaszcza i znalazła w nich czekoladkę w kształcie cycków. Początkowo powoli obracała ją w dłoniach, przyglądając jej się uważnie, a wyraz jej twarzy pozostał niewzruszony. Ostatecznie jednak uniosła głowę i parsknęła śmiechem, zastanawiając się, jaki to sklep brunet odwiedził, że też znalazł tam takie specjały!
    - Bardzo ładne cycki. Ze to niby taka miniaturka moich? A może ta czekoladka ma jakieś metaforyczne znaczenie? – spytała, szczerząc się do chłopaka. No bo jakie też metaforyczne znaczenie może mieć czekoladka w kształcie cycków? Oj, Inez już dobrze wiedziała, jakie, stąd nie było końca jej wesołości.
Do porządku doprowadziło ją ciche chrząknięcie kierowcy, któremu podała adres i tym oto sposobem taksówka wreszcie ruszyła, a w niej bawiąca się czekoladką roześmiana Inez. Nie ruszyła jednak sama, bo tuż obok siedział rozbawiony brunet. Nie potrzebowali wiele, jak widać, by rozpocząć ten walentynkowy dzień w dobrych nastrojach. Nawet miasto jakby nieco ożyło przez tą komunikacyjną katastrofę ostatnich dni. Śnieg zniknął z ulic, zalegając teraz na wolnych płaszczyznach, tworząc ogromne zaspy. Maxowi ta pogoda jak najbardziej odpowiadała, bo przecież cały rok miał styczność z lodem, który miał wiele wspólnego ze śniegiem.
    - Wylądujesz w tych puchach dzisiaj coś czuję, wraz z cyckami - popatrzył na dziewczynę, zaczynając się znowu śmiać. Nie pytał już nawet dokąd jadą, choć ciekawość zżerała go od środka i odwrócił głowę, by spojrzeć za okno, bo taksówkarz po kilkunastu minutach zaczął parkować. Najwyraźniej miejsce docelowe nie znajdowało się daleko od jego własnego mieszkania. Pullman uniósł brwi, przyglądając się szyldowi jednego z klubów, jednak niestety nic on mu nie mówił.
    - A ty razem ze mną! – odparła Inez natychmiast, dobrze wiedząc, że w takim starciu z Maxem będzie od razu na przegranej pozycji i nawet jeśli bardzo się postara, ciężko jej będzie pociągnąć hokeistę za sobą i także go wywrócić. 
    Kiedy kierowca zaparkował, blondynka zapłaciła, a że w porę zobaczyła, że Max chciał zaprotestować, oznajmiła, iż w zamian będzie kupował jej coraz to bardziej wymyślne drinki i tym oto sposobem będą kwita. Wygramoliwszy się z samochodu, Grant poczekała na swojego towarzysza, szczerząc się od ucha do ucha i wpatrując w szyld, który niczego nie sugerował. Inez jednak nie mogła przestać głupio chichotać pod nosem, co tylko spotęgowało zdziwione spojrzenie ochroniarza, kiedy podeszli do wejścia. Rosły mężczyzna otaksował ich wzrokiem, lecz bez protestów wpuścił parę do środka. Teraz miała dopiero zacząć się prawdziwa zabawa! 
    Nie uderzyła ich głośna muzyka, nie poraziły ich kolorowe światła. Owszem, muzyka grała, lecz nie za głośno, a światła były raczej przytłumione. I kiedy ich wzrok przyzwyczaił się do półmroku, Max mógł zobaczyć dokładniej wnętrze lokalu, do którego przyprowadziła go szaleńczo rozchichotana Inez. Gdzieniegdzie, przymocowane do okrągłych podestów, z sufitu wyrastały metalowe rury, w centrum pomieszczenia widniała dobrze oświetlona scena. O nie, nie był to jednak zwykły klub ze striptizem! Proszę, Inez nie porwałaby się na coś tak błahego. Więcej szczegółów miało wyjść na wierzch zaraz, bowiem kiedy został zapowiedziany występ, Inez pociągnęła Maxa tuż pod scenę. 
    - Patrz i podziwiaj! – szepnęła mu do ucha, kiedy na podwyższeniu zaczęły pojawiać się kuszące tancerki. Coś jednak było z nimi nie tak. I po uważnych oględzinach Max zapewne mógł wywnioskować, co. 
    - Patrz i podziwiaj? - mruknął jedynie pod nosem, nie odrywając wzroku od tej dziwnej sceny. Zamarł, widząc mężczyzn poprzebieranych w damskie ciuszki. Chyba jednak nie był gotowy, by to oglądać. Nabrał powietrza w usta i zrobił krok do tyłu, gdy jeden z nich zaczął się do niego kokieteryjnie uśmiechać, sądząc pewnie, że jest innej orientacji aniżeli był naprawdę.- Zwariowałaś... Zdecydowanie zwariowałaś - jęknął i pokręcił głową, chcąc jak najszybciej się stamtąd ulotnić.
    - No ej! - zawołała Inez i mocno złapała Maxa za nadgarstek, by ten przypadkiem nagle nie uciekł. – Nic się nie bój, panowie nic ci nie zrobią – zapewniła i spojrzała na mężczyznę, który to ewidentnie zainteresował się hokeistą i wymieniła z nim chytre uśmieszki, czego chłopak na szczęście nie zauważył. Tak właściwie, to były to raczej panie, niż panowie, prawda? Oj tam, szczególik. Za to mina Maxa była tak udana, że Inez siłą powstrzymywała się od śmiechu. 
        - Rozsiądź się wygodnie, rozluźnij… - mruknęła rozbawiona i ściągnęła płaszcz, bowiem wcześniej nie miała ku temu okazji. 
    - Że ja mam usiąść? Tu mam usiąść? - popatrzył i pokręcił lekko głową, jednak w końcu wybrał opcję pozostania na miejscu i także ściągnął kurtkę. Odetchnął głęboki i spojrzał z powrotem na scenę, ale mimo że był rozrywkowy to było to wszystko dziwne. Jednak potrzebował chwili, by się rozluźnić i odnaleźć się w tej nowej sytuacji.
    - Jesteś nienormalna... - wymamrotał, ale w końcu się roześmiał, kręcąc głową - Teraz potrzebuję chyba kilku głębszych...
    Szczerze powiedziawszy, Inez nieco się przestraszyła. Tym wypadem chciała swojego ulubionego pana hokeistę rozbawić, a tymczasem wszystko wskazywało na to, że jedyne uczucia, jakie towarzysza Maxowi, to przerażenie. Kiedy jednak brunet się roześmiał, Inez odetchnęła z ulgą, bowiem naprawdę zaczynała się obawiać, że wszystko w łeb weźmie. 
    - A ty to niby normalny jesteś, hm? – rzuciła, nie kryjąc rozbawienia, po czym skinieniem reki przywołała kuso ubraną kelnerkę. Tym razem już kobietę; klub, w którym się znajdowali, miał naprawdę szeroki repertuar „usług” i każdy mógł znaleźć tutaj coś dla siebie. Po chwili namysłu Grant zamówiła tequilę, tym samym spełniając prośbę Maxa. Zresztą, te kilka głębszych powinno mu pomóc zrealizować dalsze punkty programu, które przygotowała dla niego Inez. Max wziął jeden z kieliszków, rozsiadając się wygodniej i obserwując dalej to całe przedstawienie na scenie. Prawdę mówiąc z każdą kolejną chwilą nawet zaczynało mu się to podobać, ale jednak w takich sposób, że ledwie potrafił powstrzymać się od śmiechu.
    - Ja cię nie wpycham w ramiona napalonych lesbijek... - mruknął, ale nie przestając się śmiać - Choć... To mogłoby być interesujące - przyznał i wytknął w jej kierunku swój język. Oczywiście żartował, bo mimo wszystko nie miał zamiaru się nią z nikim innym dzielić.
    Na wzmiankę o lesbijkach Inez znacząco poruszyła brwiami, jakoby wcale jej to nie przeszkadzało. Bo też po prawdzie, dlaczego miałoby jej to przeszkadzać? Z tego co zauważyła, to heteroseksualni mężczyźni mieli większą awersję do homoseksualistów, wręcz się ich brzydzili (oczywiście zapewne są też i tacy, którzy ich tolerują i akceptują, aby wszystkim oddać sprawiedliwość). Kobiety zaś w ten sposób nie reagowały. Ciekawe, prawda? 
    Ostatecznie Inez machnęła ręką i przerwała swoje rozważania, bowiem kątem oka zauważyła, że ten sam transwestyta, z którym wcześniej wymieniła wesołe uśmieszki podszedł do krawędzi sceny i skinął na Maxa. Oho, zbliżał się następny punkt programu! Kiedy jednak hokeista nie reagował, pani tancerka zwinnie ze sceny zeskoczyła i zakręciwszy się przy stoliku, zaczęła prężyć swe wdzięki niesamowicie blisko bruneta. Maxwell w pierwszej chwili odwrócił wzrok w kierunku dziewczyny i z jego ruchu warg można było wyczytać: „Zabiję się”, jednak rozbawienie też temu towarzyszyło, więc nie można było wziąć tego za jakąś poważną groźbę. Pokręcił głową i klepnął „tancerkę” w tyłek, co chyba spowodowało, że ta zdecydowała się posunąć jeszcze dalej.
    - Ale, ale… - hokeista zaczął się nieznacznie odsuwać ze swoim krzesłem, aby się choć trochę oddalić. – Ja mam swoją partnerkę i wolałbym, by to ona przede mną tańczyła dzisiaj – wybuchnął śmiechem, rzucając Inez wyzwanie. Zaskoczona blondynka wysoko uniosła brwi i powiodła wzrokiem od Maxa do tancerki i z powrotem, zastanawiając się, co uczynić. Transwestyta był wyraźnie skonsternowany, bowiem nie tak umawiał się z ta uroczą panią, ale co mógł zrobić? Dlatego ostatecznie, po chwili namysłu, ratowniczka uśmiechnęła się pod nosem i wstała z gracją, wbijając wzrok w bruneta. Podeszła do niego powoli, obeszła krzesło i kiedy znalazła się za plecami Maxa, pochyliła się, by szepnąć mu do ucha:
    - A co dostanę w zamian? 
    No tak, ten świat jest okrutny! Nie ma nic za darmo! Inez jednak jedynie się droczyła i nie miała zamiaru się o nic obrażać, bo też po prawdzie kompletnie nie było o co. Zamiast tego skinieniem głowy odprawiła tancerkę, uznając, że sama sobie poradzi i zakręciła się tak, że znalazła się przed mężczyzną. A trzeba dodać, że na to wyjście Inez Grant założyła sukienkę. Co było niezwykłe, bowiem wiele osób wiedziało o niechęci Inez Grant do sukienek. Ostatnimi czasy jednak się do nich przekonywała, co widać było chociażby teraz i tak czarna prosta sukienka, a wraz z nią materiał opinały się tu i tam na ciele Inez, w zależności od ruchu, jaki akurat wykonywała, drażniąc się z Maxem. Mężczyzna uśmiechnął się kącikiem warg, zawieszając wzrok zdecydowanie na lepszym widoku niż dotychczas. Przesunął spojrzeniem po całym jej ciele i sam uniósł nieznacznie swe brwi.
    - Co dostaniesz w zamian? Zdziwisz się, co dostaniesz w zamian - wyszeptał i puścił w jej kierunku oczko.
    Miał w końcu jeszcze swoją część wieczoru, który miał nadzieję przypadnie blondynce do gustu.
    Złapał ją za nadgarstki i pociągnął ją w swoim kierunku tak, że prawie wpadła na hokeistę, a materiał jej dopasowanej sukienki niebezpiecznie się obsunął.
    Uśmiechnął się kącikiem warg i sam szepnął jej na ucho:
    - Załatwiłem najlepszego striptizera na ten wieczór i zapewniam, że musiałaś już kiedyś widzieć jego umiejętności taneczne... I niesamowite ciało...
    Wiadomość ta sprawiła, że Inez na moment zamarła, a przez głowę przebiegła jej myśl: „W takim razie co my jeszcze tutaj robimy?!”. Zaraz jednak zaczęła z powrotem tańczyć, by po chwili przysiąść na kolanach bruneta i dopiero wtedy mu odpowiedzieć. 
    - Czyżbym właśnie siedziała temu striptizerowi na kolanach…? – zagadnęła, uśmiechając się zupełnie niewinnie. 
    Gwoździem jej programu miał być występ Maxa z tancerkami, jak jednak widać, wydarzenia potoczyły się inaczej i raczej nic nie przestało na przeszkodzie, by teraz przejść do kolejnej części wieczoru, co sugerował uśmiech Inez. Z niewinnego bowiem zmienił się na całkiem śmiały i zaczepny. 
    - Na jego kolanach? - udał, że nie ma pojęcia o czym dziewczyna mówi - W żadnym wypadku... - pokręcił głową, ale uśmieszek, który widniał pod jego nosem wszystko zdradzał.
    Może i coś tam planował, ale nie miał zamiaru zdradzać tego. Co, jak i gdzie. Póki, co nie musiała wiedzieć nic więcej. Max był cwany, czasami aż za bardzo, więc mogła się spodziewać tego, że plan Inez zmieni się od A do Z.
    - To, co? Przyłączysz się do swoich koleżanek? - zapytał ze śmiechem, rozsiadając się wygodnie na swoim krześle.
    - Ale ja nie umiem aż takich wygibasów jak oni… One… - mruknęła Inez, robiąc smutną minkę. Wcześniej nieco się zająknęła, niezbyt pewna, jakim mianem określić tancerki w najlepsze pląsające po scenie. 
    Wydawałoby się, że transwestyta, z którym wcześniej panna Grant ewidentnie była w zmowie, bacznie przyglądał się całej tej scenie. Rozmowy Maxa i Inez co prawda nie mógł usłyszeć z racji na muzykę, ale prawdopodobnie posiadał dar czytania w myślach (lub coś w ten deseń), bowiem ponownie do nich podszedł i tym razem odciągnął na bok blondynkę. Wyjaśnił coś krótko, szepcząc jej do ucha, na co ratowniczka wzruszyła ramionami i zerknęła w stronę swojego towarzysza. Ośmieliła się bezczelnie pokazać mu język, za czym mimo wszystko kryło się zadowolenie, po czym została wciągnięta na scenę i otoczona przez tancerki. Muzyka nieco się zmieniła, ewidentnie speszona Inez została delikatnie wypchnięta do przodu i niepewnie rozejrzała się po sali. W końcu teraz była obserwowana nie tylko przez Maxa, ale i resztę gości. Postanowiła jednak skupić się tylko na nim, co znacznie ułatwiło jej zadanie i już po chwili, także pląsała po scenie, nie próbując naśladować poprzedniego występu, bowiem w jej wykonaniu wyglądałoby to komicznie. Ot, to tu, to tam machnęła bioderkiem, wyciągnęła się i obróciła, powiodła dłońmi wzdłuż boków ciała, powoli, powolutku radząc sobie coraz lepiej...

6 komentarzy

  1. [ Mistrzowie walentynkowych niespodzianek, inni ( nie ) powinni się od Was uczyć :) Od dzisiaj czekoladka w kształcie cycków będzie największym hitem wśród prezentów i słodyczy ;)
    Nie wiem czy Max to przeczyta, ale wracaj do nas! ]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Rose, mnie do dziś ciekawość zżera, co też Maz planował, bowiem to by dopiero było dopełnienie całości ^^ A czekoladka w kształcie cycków zawsze spoko, sama chętnie bym taką zjadła ^^]

    OdpowiedzUsuń
  3. [Tak sobie czytam, zacieszam pod nosem, chichram się, wizualizuję te zmysłowe tańce, a tu koniec. Ej, w takim momencie urywać? ^^
    Ten błyskotliwy rozdział dopełnił mój dzień! :) Czytało się lekko i przyjemnie, a Neziowe pomysły to w ogóle cud, miód i orzeszki :)]

    OdpowiedzUsuń
  4. [Och <3 jak miło było wrócić z treningu i poczytać coś tak dobregoo! <3 lekko, na temat, z humorem i wszystkim innym co sprawiło, że naprawdę chciałam więcej!]

    OdpowiedzUsuń
  5. [ To jest ta Nezia, którą tak bardzo JJ kocha ^^ I powinna taka zostać bez względu na to, czy ma faceta czy też nie. o :)]

    OdpowiedzUsuń
  6. [Narcisse, bo to nota niedokończona, właściwie nie pamiętam już, czemu przestałyśmy ją pisać^^ Szkoda, naprawdę wielka szkoda, gdyż sama jestem ciekawa jej zakończenia...^^ I ciesze się, że nota się podobała, że czytało się lekko, i że Neziowe pomysły są w cenie :)

    Williamowo, cudnie, że Ci się podobało! A skoro chcesz więcej, to w najbliższym czasie zmobilizuje się do napisania noty, która planuje już ho, ho, ho ;D Tylko chyba nie będzie tak wesoła...;p

    JJ, czy Ty sobie wyobrażasz, żeby Nezia kiedykolwiek się zmieniła? Bo ja. Nawet gdybym chciała, nie potrafiłabym tego zrobić, więc pani ratowniczka już taka zostanie, prawdopodobnie na zawsze ;) I dobrze, że JJ kocha Nezie, bo Nezia kocha JJ ^^]

    OdpowiedzUsuń