Z pubu, o dosyć szemranej, ale jednak jakiejś opinii, do nocnego klubu ze striptizem. To się nazywa błyskotliwa kariera. Jeszcze tylko brakowało tego, by JJ biegała z gołym biustem i tyłkiem po scenie i wiła się jak rasowy kociak w skąpej bieliźnie wokół zebranych panów, toczących ślinę jak stado mastiffów. Na szczęście na razie jej rola ograniczała się do kelnerowania, ale ogólną atmosferę samczej żądzy dało się wyczuć na kilometr. W zaczepkach słownych, lubieżnych spojrzeniach i jednoznacznych gestach. Nic więc dziwnego, że Joyce szła do pracy niechętnie, a na samą myśl o 8 godzinach w "Laleczkach ze snu" dostawała mdłości i nadzwyczaj często pozwalała sobie na wypalenie skręta przed pracą, by w miarę pozytywnym nastroju znieść swoją zmianę. Dzięki owemu "wspomaganiu" stawała się bardziej towarzyska i uśmiechnięta, co doceniali nie tylko klienci, obdarzając ją hojnymi napiwkami, ale też samo kierownictwo lokalu. To nie zmieniało faktu, że Jareau planowała uciec z tego przybytku jak najszybciej.
19 kwietnia 2013, godz. 23.45, "Laleczki ze snu"
Tutaj rytm zmiany nigdy się nie zmieniał. Bieganie pomiędzy stolikami, uśmiechy, zalotne teksty, będące obowiązkiem kelnerki, roznoszenie alkoholi, puste rozmówki z klientami, od czasu do czasu pacyfikowanie bardziej rozochoconego towarzystwa. Nudy na pudy, cycki i tyłki. Joyce była właśnie zajęta rozmową z dwójką mężczyzn w garniturach, kiedy do lokalu weszła grupka panów. Pięciu panów, gwoli ścisłości. A na widok jednego z nich JJ omal nie zapadła się pod ziemię, bo widok Carmine'a Dwighta w "takim" miejscu to już był koniec świata. Król moralności, pan i władca na włościach, mister idealny, prawy mężczyzna i w ogóle marche perfection. Cóż mogło go sprowadzić do taniego lokalu ze striptizem? To tak kłóciło się ze standardowym obrazem mężczyzny, że Jareau stanęła jak wryta, jednocześnie z przerażeniem oczekując momentu, gdy ich wzrok się spotka. "Laleczki ze snu" to nie było idealne miejsce dla Joyce, szczególnie jeśli porówna się to z jej wcześniejszymi ambicjami. Z zamiarem chwilowego ukrycia się na zapleczu, chyba tylko po to by odwlec konfrontację w czasie, kobieta wycofała się w głąb lokalu, jednak rzadko jej w tym zakresie dopisywało szczęście, bo jak na zawołanie Carmine obrócił się w jej stronę... Zrobił wielki oczy i stanął jak słup, nie do końca pewien czy wzrok go nie myli. Nie widział JJ od prawie dwóch miesięcy i nigdy by nie przypuszczał, że spotka ją w striptizerni. Dosłownie zapomniał języka w gębie. Już dosyć kompromitujący był fakt, że on tutaj przebywał, ale żeby Joyce? Spuścił ją z oczu na parę tygodni, a ta dała się pokroić i zatrudnić w najgorszym chyba możliwym miejscu dla kogoś takiego jak ona. Zamierzał do niej podejść, porozmawiać, ale Joyce nagle jakby otrząsnęła się z szoku i zniknęła z sali, a jego samego zagadali kumple, z którymi przyszedł.
- Dwight, pijesz coś? - Tommy klepnął go po ramieniu, a mężczyzna tylko przytaknął, mając nadzieję, że Jareau wkrótce wróci. I wróciła, po jakichś dziesięciu minutach. Na jej twarzy nie malowała się już nawet odrobina zakłopotania czy zaskoczenia. Wręcz przeciwnie, emanowała z niej pewność siebie i wręcz zuchwalstwo. Wypatrzyła go w tłumie i posłała wyzywające spojrzenie, mówiące "I co Ty na to?", po czym lekko i z gracją podeszła do stolika, przy którym siedział, co wywołało wybuch radości u jego mocno podpitych towarzyszy.
- Podać coś, panowie? - Spytała z czarującym uśmiechem. - Carmine, nadal pijesz Highlandera? - Zwróciła się do znajomego, a ten bez słowa skinął głową. Pozostali również złożyli zamówienia, a Joyce zniknęła w tłumie ludzi.
- Skąd Ty ją znasz?
- Miałeś ją, Dwight?
- Szału nie ma, ale skubałbym jak reksio szynkę.
- Zamknijcie mordy - zażądał Carmine, po czym wstał z krzesła i skierował się w stronę baru, gdzie na drinki czekała JJ.
- Co Ty tutaj robisz, Joyce? - Spytał, chwytając ją za ramię i odwracając w swoją stronę, na co ta nieomal nie dostała zawału.
- A jak myślisz? - Spojrzała na niego. - Przecież nie rozbieram się. - Uniosła kącik ust w nieco złośliwym uśmieszku, jednocześnie kładąc szklanki na tacy.
- To nie jest miejsce dla Ciebie. - Ton bruneta nie pozostawiał wątpliwości co do jego opinii w sprawie zarobkowania Joyce. Ta tylko prychnęła zbulwersowana. Za kogo on się uważał? Pojawiał się jak gdyby nigdy nic i rościł sobie prawa do pouczania. Pieprzony ideał.
- Wyjaśnijmy sobie pewną rzecz - Jareau wzięła tacę na ręce. - Skoro masz takie dzikie chęci do naprawiania młodzieży to zostań wychowawcą w poprawczaku. Ćpuny, złodzieje, mordercy, młodociane prostytutki; będziesz miał zajęcie - zapewniła ruszając w stronę stolika, zerkając na Dwighta, który szedł obok niej. - Ode mnie się raz na zawsze odczep. Jak widać sobie doskonale radzę bez Twoich nad wyraz opiekuńczych skrzydełek niespełnionego anioła stróża, jasne? Ja tutaj zostaję i tyle, to mój wybór, mam prawie trzydzieści lat do jasnej cholery.
- Po moim trupie, JJ...
- Reanimacja dobrze Ci zrobi.
- JJ!
- Nie rób scen, ok? - Joyce zmroziła go wzrokiem. - Wracaj do swoich kumpli i dobrze się baw. Za chwilę na scenę wyjdzie Amy, świetna laska, popatrz sobie i nie przeszkadzaj mi w pracy - rozkazała.
- Nie skończyliśmy tego tematu - zapewnił Carmine i przywdziawszy na twarz uśmiech usiadł obok swoich kumpli, którzy przywitali ich radosnymi, niezbyt górnolotnymi tekstami i nieskrępowaną swobodą. Joyce podała im drinki i puściwszy oczko, z szelmowskim uśmiechem podeszła do innych stolików, a na scenie, zgodnie z jej zapowiedzią, pojawiła się piękna, czarnowłosa Amy. Pełna czaru i wdzięku, niespiesznie poruszała się do muzyki, rzucając zebranej publiczności powłóczyste spojrzenia zza gęstej firany sztucznych rzęs. Przyciągała wzrok jak magnes, a JJ miała wrażenie, że wraz z jej pokazaniem się, wszystkie inne kobiety w pubie przestawały być widoczne, tak jakby narzucono na nie potterowskie peleryny-niewidki. Nic dziwnego, Amy była wysoka i posągowo piękna, z długimi, czarnymi jak nocne niebo włosami i oczami w kolorze kwiatów chabru. Była też diabelnie inteligentna, uwodzicielska i wysportowana, co niemalże z biegu uczyniło ją główną gwiazdą lokalu. Żadna z reszty tancerek nie miała takiego brania jak Amy, toteż musiała występować niemal codziennie, często po 3-4 razy, jednak nie narzekała. Miała jasno sprecyzowany cel - zarobić na czesne w New York Academy of Dramatic Arts. Planowała jeszcze poniżać się przez jakieś pół roku i czmychnąć, mając nadzieję, że żaden z nauczycieli tejże szkoły nie zapuszczał się w pobliskie tereny. Amy w iście hollywoodzkim stylu wykonała swój pieczołowicie przygotowany układ i po głośnym aplauzie i zebraniu napiwków zniknęła zza sceną, a spragnieni mężczyźni zasypali kelnerki zamówieniami na kolejne alkohole. JJ biegała od stolików do baru i z powrotem, nie omijając również tego przy którym siedział Dwight z kumplami, ale ani z jego ani z jej strony nie padły żadne słowa. Nadrabiali to koledzy mężczyzny, którzy za każdym razem zaczepiali ją nieszkodliwymi, chociaż niezbyt inteligentnymi, tekstami. Ta znosiła godnie ich zaczepki, odpowiadając mniej więcej na podobnym poziomie, co wywoływało grymas zniesmaczenia na twarzy Carmine'a. W pewnej chwili o mały włos a przywaliłby jednemu ze swoich towarzyszy, który spytał, czy praca tutaj obejmuje również usługi na wynos, na co JJ, by załagodzić sytuację, obróciła całość w żart i pospiesznie wróciła do pracy. Kątem oka zaobserwowała, że wesoła ekipa pod silnym wezwaniem zebrała się i pospiesznie opuściła lokal, więc Joyce odetchnęła z ulgą i na spokojnie przetrwała resztę zmiany, mając nadzieję, że to już koniec przygód na dziś. Po zamknięciu pubu wypiła drinka, zabrała rower i wyszła zza bramę, gdzie czekał na nią Dwight, opierając się plecami o mur.
- Nudzi Ci się? - Spytała rudowłosa, zerkając na niego z zaciekawieniem, na co ten wzruszył ramionami.
- Nie lubię tego miejsca, JJ - stwierdził od niechcenia i uniósł brew. Joyce pokręciła głową z rozbawieniem.
- Nie musisz tutaj przychodzić, nie ma obowiązku konstytucyjnego szlajania się po burdelach i oglądania cycków na scenie. Poza tym chodź, nie chcę tutaj stać do rana, spać mi się chce - powiedziała i skręciła w lewo.
- Wiesz o czym mówię, Joyce. - Carmine wyrównał z nią krok, by iść obok. - Miałaś być analitykiem, zawsze Ci powtarzałem, że masz precyzyjne ręce i duszę pasjonata w tej dziedzinie. Co się stało po drodze?
- Stanęłam twarzą w twarz z rzeczywistością. - Nie widzieć czemu, na twarzy Joyce pojawił się uśmiech. - Poza tym praca tutaj jest tylko tymczasowa i czysto zarobkowa. Dobrze tutaj płacą. Odbiję się od dna i na pewno poszukam czegoś innego, zapewniam. Nie skurwię się za pieniądze, bez obaw.
W odpowiedzi Dwight przewrócił oczami i wskazał na blok kilkadziesiąt metrów dalej.
- Wejdziesz na drinka? - Spytał. - Chyba mamy sporo do nadrobienia.
- Jasne, ale nie licz na to, że będą usługi na wynos. - Przypomniała mu uwagę jednego z jego kumpli, na co brunet omal nie oderwał sobie głowy przy pacnięciu ręką w czoło.
20 kwietnia 2013, godz. 9.20
JJ otworzyła jedno oko, by skonfrontować przeczucie z rzeczywistością. Granatowa pościel i przytulny pokój urządzony w stonowanych barwach. Nie pokój Joyce. Przerażona otworzyła drugie oko i rozejrzała się, w panice usiłując sobie przypomnieć jak i kiedy się tutaj znalazła. Fakt, że miała na sobie męską koszulkę z krótkim rękawem wcale jej nie pocieszał.
- Dzień dobry, JJ, wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha. - W drzwiach pokoju pojawił się Carmine Dwight, ubrany w przetarte dżinsy i koszulkę. Jego starannie zazwyczaj ułożone włosy, teraz były w uroczym nieładzie, co nadawało mu młodszy, bardziej zawadiacki wygląd. Uśmiechał się szelmowsko, a Joyce w jednej chwili zdała sobie sprawę w jakiej znalazła się sytuacji.
- Nie jestem pewna czy nie wolałabym żebyś był duchem -wydusiła z siebie i w akcie buntu nakryła się kołdrą po czubek głowy. Odpowiedział jej tylko donośny śmiech mężczyzny i skrzypnięcie łóżka, kiedy ten się na nim położył.
- JJ, nic się między nami nie stało, nie pamiętasz? - Carmine uniósł brew i z rozbawieniem obserwował sporą wypukłość pod kołdrą, którą była Jareau. Słysząc te słowa, dziewczyna odkryła połowę twarzy.
- Nie pamiętam? - Bardziej spytała niż stwierdziła. I znów Dwight wybuchnął śmiechem, przy okazji wzburzając dłonią jej włosy.
- Zastanawiam się czy się nad Tobą poznęcać czy od razu powiedzieć prawdę - stwierdził zaczepnie, za co oberwał poduszką w twarz. - Hej, jednak wcale nie jesteś tak bezbronna jak wczoraj - zaśmiał się i oddał "cios", co zapoczątkowało nieskrępowaną bitwę, okraszoną dużą ilością śmiechu oraz pisku, jednak tylko w wykonaniu Joyce.
- Mam Cię - stwierdził triumfalnie Wright chwytając JJ za nadgarstki i przytwierdzając je do materaca. Popatrzył na jej zarumienioną z wściekłości twarz. - Nie masz tak mocnej głowy jak Ci się wydaje, padłaś jak dziecko. Aż żal byłoby Cię wykorzystać - zapewnił, chociaż nieco żałował, że tak ją znietrzeźwił. W końcu zwyczajnie mogło jej to zaszkodzić.
- Tak? - Joyce uniosła brew, jednak wszelkie próby wydostania się spełzły na niczym. - To dlaczego mam na sobie Twoją koszulkę, hę?
- Uparłem się, że będziesz nocować u mnie, wzięłaś prysznic, dostałaś moją koszulkę, a kieliszek później nie byłaś w stanie utrzymać pionu - wyjaśnił jej, ale wciąż wisiał nad nią, bez chęci na szybką zmianę pozycji. -Ile pamiętasz?
- Wszystko do momentu, gdy otworzyłeś drugą butelkę, potem wszystko mi się zamazało.
- To i tak nieźle. Masz kacora? Jakoś nie widać.
- Mam, ale dobrze się kamufluję, zleź ze mnie, bo Ci skopię jądra i będziesz śpiewał jak rasowy eunuch - warknęła JJ, czując że żołądek zaraz wyskoczy jej nosem, a Carmine odpuścił i uwolnił jej ręce.
- Jednak jesteś wredna - westchnął i wstał na nogi. - Chodź, trzeba Cię dobrze nakarmić, schudłaś ostatnio.
- Nie podlizuj się, ja nic nie jem, będę umierać. - JJ przewróciła się na bok ze szczerym przetrwania najgorszych dolegliwości, na co gospodarz mieszkania zaśmiał się i wyszedł, zamykając za sobą drzwi...
Laleczki ze snu - wymiatają, Emily bardzo polubiła ten lokal :)
OdpowiedzUsuńNotka ładna, przyjemnie się czytało.
Szału nie ma, ale skubałbym jak reksio szynkę - padłam. Przyjemnie się czytało, ale stanowczo za szybko :<
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu od razu poprawił mi się humor, a fragment o potterowskiej pelerynie - niewidce najlepszy :)
OdpowiedzUsuń[ Dziękuję bardzo za uznanie ;) Następna notka pewnie będzie dłuższa ;)]
OdpowiedzUsuń