Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

1932. "Nad miastem wyrósł jak krzyk i zamknął drogę do gwiazd ogromny wstyd i strach…"

    Dla tych, którzy przeczytają. Nim na mnie nakrzyczycie, że mieszam u Nezi, chciałam wyjaśnić, że jakoś musiałam ruszyć ją z miejsca i był to jedyny sposób, jaki przyszedł mi do głowy. W zamyśle nota miała być dłuższa, ale dawno nie pisałam, więc uznałam, że podzielę tą historię na kilka części, żeby się rozkręcić. Niedługo odświeżę też kartę, zatem zapraszam do wątków. Nowych lub kontynuacji starych, jak wolicie.
W tytule COMA - Pierwsze wyjście z mroku
_________________________
     Wciśnięty pod poduszkę telefon zaczął wibrować natarczywie, nie zważając na to, że okrągły, kolorowy budzik stojący na szafce koło łóżka wskazywał drugą w nocy. Inez nie miała lekkiego snu, nie był on jednak też niesamowicie mocny; nie spała na tyle głęboko, by wspomniane wibracje nie były w stanie jej obudzić. Nieco zdezorientowana, wsunęła dłoń pod poduszkę i kiedy wydobyła wciąż dzwoniący telefon, natychmiast zamknęła powieki. Świecący jasno w panujących w sypialni ciemnościach wyświetlacz nie był niczym przyjemnym dla zmęczonych oczu. Stąd, nie mając szans na sprawdzenie, kto dzwoni, kobieta odebrała, rzucając do słuchawki zachrypnięte „halo?”.
    - Inez? Inez, pomóż mi, proszę… - Tego przepitego, bełkotliwego nieco głosu Grant nie pomyliłaby z żadnym innym. Z mocno bijącym sercem momentalnie zerwała się do pozycji siedzącej, zastanawiając się czy to jeszcze sen, czy może już jawa. Jak wiele by dała, by okazało się, że śni!
    - Tato…? – szepnęła, zorientowała się jednak, że z jej ściśniętego strachem gardła nie uleciał żaden dźwięk, odchrząknęła więc i głośno przełknęła ślinę. – Co się stało?
    - Mam tego dość, Inez… Wiem, że nie mam prawa… Że jestem ostatnią osobą, która może cię o to prosić… Ale pomóż mi… - powiedział i… rozłączył się. Tak najzwyczajniej w świecie się rozłączył, nie powiedziawszy nic więcej. Co mógł jednak powiedzieć, kiedy nie rozmawiali ze sobą przez długie lata? Teraz zaś jeden telefon w środku nocy sprawił, że Inez odetchnęła głęboko, zmuszając się do tego, by wydech ten nie stał się poprzerywany i spazmatyczny przez to wszystko, co rozgorzało w jej wnętrzu i było nie tyle jak kubeł lodowatej wody wylanej na głowę, gdyż nie otrzeźwiało, a kubeł wrzątku, który powodował niesamowity chaos.
    Wciąż siedząc, Grant potarła dłońmi twarz, dokładnie zastanawiając się nad tym, co tak właściwie przed chwilą zaszło. Powoli, powolutku dopuszczała do siebie te wszystkie niechciane myśli i pozwalała ułożyć im się w zgrabną, aczkolwiek niezbyt przyjemną całość. Najtrudniej było jej zaakceptować, że zadzwonił do niej ojciec, co było naprawdę mało realne i prawdopodobne. Zaraz po tym pojawiał się problem ze zrozumieniem jego słów, które wydawały się tak niedorzeczne i niemożliwe, że aż zabawne. Kobieta parsknęła śmiechem, kręcąc głową. Jeżeli to nie był sen, jeżeli tego wszystkiego sobie nie uroiła, to czyż nie miała problemu? Wielkiego, nieprzyjemnego problemu w postaci ojca alkoholika, który prosił córkę o pomoc?
Rzuciła się do leżącego na kołdrze telefonu i drżącymi rękoma odnalazła spis ostatnich połączeń. Na samej górze widniał numer jej ojca, połączenie odebrane, zaledwie pięć minut temu.
    - Kurwa… - Inez naprawdę rzadko kiedy przeklinała, robiąc to praktycznie tylko w sytuacjach kryzysowych. A ta sytuacja była bardzo, ale to bardzo kryzysowa. – Kurwa, kurwa, kurwa… Kurwa! – wrzasnęła ostatecznie, budząc śpiące na sąsiedniej poduszce koty, które drgnęły zaniepokojone i przyjrzawszy się krytycznie swojej właścicielce, czmychnęły z sypialni. Inez zaś opadła na pościel, przygryzła dolną wargę i wpatrując się w sufit, zaczęła zastanawiać się, co ma z tym wszystkim zrobić. Czy w ogóle powinna coś z tym zrobić?
    To od tego uciekłam. Uciekłam od odpowiedzialności… Nie, do cholery, nie mogę sobie czegoś takiego wmawiać! Jak niby mam być za to odpowiedzialna, kiedy ojciec zaczął pić, gdy miałam kilka lat? Dzieci już takie są. Wmawiają sobie, że to w nich leży problem. Z tym że ja już dawno dorosłam i wiem, że wina nie leży po mojej stronie. Pomóc mu? Niby kto inny miałby to zrobić? Matka od niego uciekła, zresztą tak samo jak i ja. Ale ona jest słaba, boi się nawet własnego cienia. Poza tym nie ma nikogo innego… Znajomi? Wątpię, żeby ktokolwiek przy nim został… Może jedynie kumple od flaszki, równie odcięci od świata co on. Tylko, że… Boję się. Nie chcę, żeby to wszystko wróciło. Żeby obróciło się przeciwko mnie i nagle będzie tak samo jak kiedyś. Z resztą, nie ma się co oszukiwać… Przecież będzie tak jak kiedyś, prawda? Prędzej czy później, ale będzie… Cholera, mogłam zmienić numer telefonu pięć razy odkąd się wyprowadziłam! Nawet dziesięć! I wszystko byłoby w porządku! Bo teraz, kurwa, na pewno nie jest!
    Inez przekręciła się na bok, co bardziej przypominało rzucanie się na łóżku niż spokojny obrót. Miała mętlik w głowie i nie wiedziała, co zrobić, chociaż cichy wewnętrzny głosik podpowiadał jej, że dobrze wie, jak to się skończy. Kto jak kto, ale Inez, nawet jeśli żywiła urazę do ojca, nie potrafiłaby przejść obok jego prośby obojętnie i mimo że ich wspólna przeszłość nie była kolorowa, czuła się wobec niego w pewien sposób zobowiązana. Przecież oprócz tych gorszych dni było całkiem normalnie, prawda? Dał jej dach nad głową, zadbał o jej wykształcanie. I nawet jeśli robił to nieco nieudolnie i może nie tak, jakby Inez tego chciała, wychował ją i w jakiś sposób wpłynął na to, kim teraz była.
    - Ty pieprzony dupku… - szepnęła, zaciskając palce na poduszce. – I ty, naiwna idiotko… - westchnęła, wywracając oczami. Mogła obrażać samą siebie, lecz nie ukrywajmy… Taki już miała charakter i nic nie mogła na to poradzić. Była jak pies, który bity przez właściciela, wciąż się do niego łasił. Cóż, może nie było to zbyt dokładne porównanie, na pewno zbyt mocne, ale w ostatecznym rozrachunku tak to właśnie wyglądało.
Wiedząc, że już nie zaśnie, Grant wstała i odpaliła laptopa, chcąc poszukać ofert terapii, jakie już podsunie ojcu pod nos, kiedy przywróci go do świata. Podejrzewała, że najpierw sama będzie musiała się wysilić, nim odda go w ręce innych. Co ważniejsze, zdawała sobie sprawę także z tego, że będzie musiała go sprowadzić do Nowego Jorku. Inaczej nie będzie miało to najmniejszego sensu.
    Przeglądając oferty, walczyła z narastającym strachem i niepokojem. Postanowiła wyciągnąć rękę do wroga. Do przeszłości, którą starała się wykreślić ze swojego życiorysu. Zatem chyba naturalne było, że się bała? Cóż, byłaby głupia, gdyby jak prawdziwy bohater od razu rzuciła się na głęboką wodę, ani chwili się nie wahając. Uznała jednak, że nie zaszkodzi spróbować. Decyzja została podjęta. Kiedy sprawy przybiorą zły obrót, zawsze będzie mogła wpakować ojca w samolot do Chicago i ponownie o nim zapomnieć, choć pewnie to wszystko odebrałoby jej spokój na dłuższy czas.
Ocknęła się nad ranem, z otwartym laptopem na kolanach. Sprawdziwszy godzinę, od razu sięgnęła po telefon i wybrała numer matki. Musiała ją poinformować, nie wiedziała tylko, jak zrobić to w miarę delikatnie.
    - Halo? Inez? Coś się stało? – rzuciła Marie do słuchawki, od tak, na powitanie. One także rzadko ze sobą rozmawiały, jeśli nawet nie wcale, miała więc prawo podejrzewać, że cos jest nie tak.
    - Żebyś wiedziała, mamo… - westchnęła Inez, uśmiechając się pod nosem. – Ojciec do mnie zadzwonił. Poprosił o pomoc – oznajmiła, a po drugiej stronie zapadła cisza. Blondynka była w stanie usłyszeć jedynie niespokojny oddech swojej rodzicielki, a ostatecznie także cichy jęk pełen obaw.
    - O pomoc? Ale… W czym masz mu pomóc? – spytała Marie drżącym głosem.
    - Dobrze wiesz w czym… Nie wiem, co z tego wyjdzie. I boję się. Ale chce to zrobić, albo chociaż spróbować. I potrzebuje sojusznika.
    - Inez, dobrze wiesz, że to niedorzeczny pomysł! Pewnie nie ma pieniędzy na alkohol i stąd ta jego nagła desperacja! – krzyknęła pani Grant, najwyraźniej tracąc nad sobą kontrolę. Tak, była słaba, co teraz można było zobaczyć i usłyszeć.
    - A jeśli nie? Nie zostawię go tak. Choćby nie wiadomo jaki był, to wciąż mój ojciec i nikt inny mu nie pomoże, dobrze o tym wiesz. Mamo, przeprowadź się do mnie na jakiś czas, a jego ściągniemy do twojego mieszkania. Na odległość to nie zadziała…
    - Więc już postanowiłaś?
    - Tak, mam już zarezerwowane bilety na samolot.
    - Na kiedy?
    - Za trzy dni – odparła Inez, a Marie zamilkła, zastanawiając się nad tym wszystkim. Blondynka nie mogła jej teraz zobaczyć, ale potrafiła doskonale wyobrazić sobie, co działo się w mieszkaniu matki. Marie zapewne chodziła tam i z powrotem, nerwowo nakręcając kosmyk włosów na palce i usilnie zastanawiała się nad tym, co zrobić.
    - Dziewczyno, jesteś pewna? Zastanowiłaś się nad tym dobrze? Kiedy on do ciebie zadzwonił? – spytała.
    - Dzisiaj w nocy.
    - I tak szybko podjęłaś decyzję?! Co w ciebie wstąpiło!
    - Nic, mamo – mruknęła, wzruszywszy ramionami. – I tak nie daje mi to spokoju. Ale kiedy już wiem, co zrobię, jest nieco łatwiej. Więc jak będzie?
    - Zadzwonię do ciebie jutro albo pojutrze, dobrze? Nie podoba mi się to wszystko, Inez… Bardzo mi się nie podoba…
    - Wiem, mi też… Ale… Może on przejrzał na oczy? Może chce się zmienić? – Inez do tej pory nie myślała o tym w ten sposób, ale teraz dotarło do niej, że być może jest to szansa na odzyskanie ojca, które straciła dawno, dawno temu.
    - Odezwę się, obiecuję. Pa!
Marie rozłączyła się, a Inez odetchnęła głęboko. Stało się. Teraz już nie mogła się wycofać, nawet gdyby bardzo tego chciała. Sumienie by jej na to nie pozwoliło. Krzątając się po mieszkaniu, porządkowała myśli i starała się zapanować nad uczuciem niepokoju, które objawiało się tym nieprzyjemnym uciskiem w dołku. Za trzy dni, w Chicago, przekona się, jak na prawdę sprawy się mają. I o co w tym wszystkim chodzi. Do tej pory musiała zachować spokój i nie dać się pożreć zarówno złym przeczuciom, jak i temu wszystkiemu co wyparte z pamięci, teraz obudziło się do życia. 

6 komentarzy

  1. [Ja Ci nie muszę pisać, że rozdział jest naprawdę ciekawy i że bardzo lubię Twój styl, bo Ty już to wiesz. Jedno, co mogę napisać to to, że głęboko zaczęłam się zastanawiać nad swoją reakcją w podobnej sytuacji. Odważnie pokierowałaś Nezię, bo zwykle ludzie izolują się od problemów.
    Czekam na kolejne części :)]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Żoneczka coś napisała. Muszę przeczytać. Więc lecę! :D]

    OdpowiedzUsuń
  3. [Ładna notka, naprawdę ładna. Ja osobiście nie mogłabym podjąć decyzji przez kilka dni i chodziłabym przybita, ale Nezia to zupełnie inna kobita niż ja. Oby jej się udało ojca sprowadzić na dobrą drogę!]

    Si

    OdpowiedzUsuń
  4. [Zapewne w normalnych warunkach Inez również wahałaby się parę dni, ale po pierwsze, wtedy nota ciągnęłaby się w nieskończoność. Po drugie, musiałam wreszcie zrobić coś, żeby ruszyć ją z miejsca i żeby coś się u niej działo ^^ Bo inaczej by mi ta Nezia oklapła.]

    OdpowiedzUsuń
  5. [ O, widzę że tata Nezi też alkoholowa bestia i niszczy skutecznie radość jej życia...]

    OdpowiedzUsuń
  6. [Niestety... Dlatego Nezia się przeprowadziła do NY, żeby tatuś dał jej spokój, no ale parę latek minęło, a że Nezia ma miękkie serce...:D]

    OdpowiedzUsuń