Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

1931. Da, vodka!

 post zawiera przekleństwa i dużo ketchupu (+50)

Przedpołudnie. Błagam, to chyba najbardziej idiotyczna pora dnia, jaką mogę sobie wyobrazić. Zazwyczaj jestem wtedy na tyle świadomy, że nie chce mi się dalej spać, a tak rozleniwiony, iż nie myślę nawet o wstaniu z łóżka. 
- Peter, wstań, do cholery, śniadanie czeka - niski głos, który rozległ się gdzieś blisko drzwi mojej sypialni (sypialni dla gości, zaraz to wytłumaczę) wytrącił mnie z zadumy i pozwolił siarczyście zakląć, gdy gdzieś szukałem spodni. Przez te kilkanaście minut po przebudzeniu nie udało mi się przypomnieć, że moim rodzicom zachciało się odwiedzić swojego jedynego syna i skontrolować na co wydaje ich pieniądze.
Na dziwki, alkohol i narkotyki, ok, tato?
W każdym razie zaraz miałem zjeść pierwsze od pięciu lat wspólne rodzinne śniadanko i nie powiem, stresowałem się trochę. Nie żeby w jedzeniu kanapki z jajkiem miało być coś przerażającego, ale jedzenie kanapki z jajkiem, gdy twój ojciec próbuje spojrzeniem doprowadzić cię do konwulsji - całkiem prawdopodobne. Cholera.
Powoli wygrzebałem się ze sterty ubrań rodziców, którzy za sypialnie dla gości, do której zostałem grzecznie przeniesiony, mieli teraz swą garderobę, i skierowałem się do kuchni. Czasami się zastanawiam kto, gdzie i kiedy zapierdzielił mój zmysł równowagi, bo zwykłe przejście po idealnie prostej podłodze jest dla mnie nie lada wyzwaniem. Gdyby nie moje zamiłowanie do prostoty urządzania pomieszczeń, to rozprawiłbym się ze swoim mieszkaniem niezmiernie delikatnie, tak w stylu gwiazdy rocka. 
Och, testosteronie, gdzież mi Ty uciekłeś?
- Dzień dobry - mruknął mój tata, omiatając mnie wzrokiem, jednocześnie unosząc brwi. Jezu, ten człowiek chyba do końca swoich dni będzie się zachowywał jak popieprzony arystokrata. - Usiądź, proszę.
Dzięki, tato, gdyby nie Ty, nigdy bym się nie dowiedział, ze podczas śniadania siedzi się przy stole. Mój bohater.
- Chcieliśmy z tobą poważnie porozmawiać - dodała mama powoli. Widok poważnej miny mojej matki trochę mnie zszokował, bo ona... Nigdy nie była poważna. Nawet kiedy płakała, odnosiło się wrażenie, że to zwykła przykrywka i tak naprawdę ma cię za skończonego idiotę. Aktorka również poza planem.
- Eeeee... A może najpierw zjemy omlety?! - I nie czekając na reakcję kogokolwiek, wepchnąłem sobie całego polanego słodkim syropem omleta do ust. Powoli przeżuwając, gapiłem się za okno i analizowałem cóż mogłem przeskrobać, że rodziców z Los Angeles aż tutaj poniosło. Nic. Zupełnie nic.
Coś jednak w minie mojego ojca sugerowało, iż spieprzyłem na całej linii. Policzki zrobiły mu się intensywnie czerwone, chociaż cały czas przyjmował obojętną maskę znudzenia, którą tak dobrze pamiętałem z okresów dzieciństwa. Chłód jaki bił z jego oczu, przeplatał się z wściekłością, co było dość interesującym widokiem.
- Peter, oboje mamy dość, że zachowujesz się jak dziecko. Nie skończyłeś żadnych studiów, mimo że rzucałeś je i rozpoczynałeś inne dwa razy, cały czas opłacamy twój apartament i każdą zachciankę, a ty masz to po prostu gdzieś - powiedział powoli, nie dając się ponieść wściekłość, choć sztuczność biła w oczy tak bardzo, że miałem ochotę roześmiać mu się w twarz. Nie mogłem, bo byłem grzecznym synkiem, który wcale nie jest bezczelny.
- Ja po prostu szukam... Prawdziwego siebie - wymamrotałem z pełnymi ustami, polewając naleśniki nową wartwą syropu. Serio, gdybym ja miał takiego syna, chyba bym go wyrzucił przez okno przy najbliższej możliwej okazji. Ze spojrzenia mojego ojca widać było, iż też się już nad tym zastanawiał. - Mam swój własny bar.
- Otworzyłeś bar? Z pieniędzy, które wysłaliśmy na twoje domniemane zajęcia z iberystyki? 
Cholera, cholera, cholera. Ja pierdole, Moore, jak już coś mówisz, rób to z sensem.
- Jedźmy tam. Zobaczycie lokal, potem mnie możecie opieprzać do woli.

bardzo długie cztery godziny później

- Mam najlepszego syna na świecie!
Cóż, widok roześmianych rodziców, którzy wywijali na parkiecie, jakby mieli po dwadzieścia lat, był tak przepiękny, że nie omieszkałem zrobić miliona zdjęć. Doszedłem też do wniosku, że alkohol rozwiązuje większość międzyludzkich problemów, bo chyba nic innego nie pozwoliłoby pogodzić mi się z tatą. Najlepszym jednak wydarzeniem tamtego dnia były miny rodziców dzień później, gdy pokazywałem im zdjęcia. No a poza tym dalej miałem nieograniczoną możliwość korzystania z karty kredytowej American Express mojego ojca.
No dobra, serio, jestem bezczelnym synem dupkiem. Da, vodka!
A morał z tego taki, że jeśli jesteś naprawdę zidiociałym idiotą, to uda Ci się osiągnąć wszystko. Bierzcie ze mnie przykład, wyrzucać mózgi do śmieci!

3 komentarze

  1. [Peterku, popraw proszę numer postu na 1931 :) Wykryłam błąd w numeracji not jak dodawałam je do spisuj, ale Emil nie zdążył poprawić;p]

    OdpowiedzUsuń
  2. [o kurde, omlety i młodzi starzy xD fajne on ma zycie, kasy dla siebie i niewiele obowiązków... ciekawe, czy tym mozna się znudzić? xD ]

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Za hajs matki baluj? Pamiętasz, że Peterek ma w marcu urodziny? ]

    OdpowiedzUsuń