Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

[KP] Laudamus veteres, sed nostris utimur annis - 1


~Elaine Eagle~


25 lata | japonistka | ponownie barmanka | okazjonalnie modelka | biseksualna | mieszka u wuja | szuka swojego miejsca w życiu

Raz dostała szansę, z której skorzystała bez wahania. Wyjechała do Japonii na umowę jako modelka i twarz jednej z kampanii reklamowych. Może nie zarobiła na tym milionów, ale wystarczająco dużo, żeby utrzymać się przez rok w tym niezwykłym kraju i zwiedzić go. Podszkoliła przy tym swój japoński, nakupiła książek i poznała kilku miłych ludzi. Dowiedziała się też więcej o samej sobie, co nieco zmieniło jej stosunek do życia. Stała się weselsza, jakby jakiś ciężar spadł jej z serca. Ze znajomymi z Nowego Jorku utrzymywała wystarczający kontakt, żeby o niej nie zapomnieli. Wysyłała wiadomości, czasami dzwoniła, a najchętniej wysyłała kolorowe karki.
Kiedy wreszcie zdecydowała się wrócić, nawet się cieszyła. Miała nadzieję, że spotka szaloną Sol, poważnego Matta, nieznośnego Jake'a.... Nie myślała o tym, że może spotkać nie tylko bliskich jej ludzi. Poza tym wracała na uczelnię. Co prawda został jej tylko semestr, ale... miała w sobie optymizm i energię.
Rzeczywistość nieco ją przybiła, zatęskniła za swoim japońskim snem. Co dzień wstaje, patrzy na torbę podróżną i tylko dzięki silnej woli jeszcze trzyma się Nowego Jorku.
* J. I. Kraszewski
[Wizerunek Teresy Pagh]

1 610 komentarzy

  1. [bede pierwsza - yay! XD co prawda konkretnego pomysłu nie mam, ale i tak pragnę powitać bo może ty na coś wpadniesz i ja wtedy grzecznie zaczne xD]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Hej :) Zapraszam do Chloe.]

    Chloe

    OdpowiedzUsuń
  3. [a moze postawimy na zwykła znajomość? ;> skoro ona pracuje w barze, william mógłby od czasu do czasu zaglądać do niej na drinka :)]

    OdpowiedzUsuń
  4. [a dlaczego miałybysmy nie znaleźć? ;> xD]

    OdpowiedzUsuń
  5. [ JJ pracowała w pubach przez jakiś czas, więc myślę że obie mogą się znać z jednej pracy, co Ty na to?]

    OdpowiedzUsuń
  6. [ Szalona to była kiedyś :D Obecnie mocno wydoroślała i spokorniała, jak przystało na dziewczynę w "jej wieku" :P]

    OdpowiedzUsuń
  7. [Może kiedyś wpadły na siebie w centrum handlowym? W sensie, całkiem niedawno, dajmy na to, że Sammy czmychnął matce, która zapatrzona była w cudowną sukienkę i wtedy Elaine przyprowadziłaby małego do Chloe? Od tego momentu możemy zacząć, a możemy przeskoczyć też w przód i uznać, że dziewczyny już się znają i są bardzo dobrymi znajomymi ;)]

    Chloe

    OdpowiedzUsuń
  8. [Barowe zwierzenia są nudne, agreed. A Marek się kelnerkom nie zwierza, takie założenie życiowe, więc nie ma wyjścia, trzeba wymyślić coś ciekawszego. Powiedz mi tylko, czy chcesz zacząć od konkretnego powiązania, czy od początku. Mi pasuje bardziej ta pierwsza opcja.]

    ~ Marek

    OdpowiedzUsuń
  9. [Poznajmy ich w środkach komunikacji publicznej, bo to zawsze dobre miejsce. Jeżdżenie z jednej stacji albo powtarzające się spotkania w drodze, chociaż tylko część trasy się zgadza. Cokolwiek. I niech ktoś - wedle uznania - zatrzyma ruch metra na pół godziny swoją utratą przytomności. Stawiam na Marka, bo on jak już choruje, to tak po zbóju, więc mógł tradycyjnie trafić do szpitala z zapaleniem płuc albo czymkolwiek innym, co się kwalifikuje pod hospitalizację. Tym razem oryginalnie - nie z domu, ale ze stacji metra. I panna się może poczuć w obowiązku - skoro już ratowała - do pojechania do szpitala. I bazę pod powiązanie mamy. O ile ci to pasuje.]

    ~ Marek

    OdpowiedzUsuń
  10. [hej, hej :) Jestem bardzo chętna na wątek, czy to u Tosi czy u Andrew, niestety tlko wpadłam właśnie w wir odpisywania po kilkudniowej nieobecności i mam pustkę w głowie...]

    OdpowiedzUsuń
  11. [Witam serdecznie na blogu! :) Mam nadzieję, że Ci się tutaj spodoba i zostaniesz z nami na dłużej :)
    Widzę, że nikt jeszcze nie zaczął u Ciebie porządnego wątku... Uwierz mi, chętnie bym to zrobiła, ale dziś już co nieco pozaczynałam i najzwyczajniej w świecie brakuje mi pomysłów, a chciałabym, aby było to coś ciekawego... Zatem jeśli masz ochotę i pomysł na wątek, zapraszam pod kartę Inez :) A jeśli nie, sama postaram się coś zacząć jak najszybciej :)]

    OdpowiedzUsuń
  12. [ Jeśli JJ zobaczy kogoś grającego na skrzypcach to kazań nie będzie prawić, a raczej popodziwia, zagada i wrzuci kasiorę do kapelusza ;p]

    OdpowiedzUsuń
  13. [Myślałam raczej o tym, żeby tę podstawę powiązania wrzucić do wydarzeń przeszłych i teraz zacząć coś innego, z czasów obecnych, ale skoro nie zrozumiałaś tego, co napisałam, to świadczy o tym, że nie umiem tłumaczyć, o co mi chodzi, więc odpisuję według tego, co zaczęłaś :D]
    Marek – jak na dobrego Czecha na wygnaniu przystało – niewiele spraw rozważał w kategoriach pecha. Pecha mieli ci, którym spadł na głowę sufit, ci, którym obcas ugrzązł w studzience kanalizacyjnej i zostali przez przejeżdżający autobus od stóp do głów ochlapani wodą z kałuży albo ci, którzy wyszli z domu dwie godziny wcześniej niż zwykle, żeby na pewno nie spóźnić się na najważniejsze spotkanie w życiu, ale w połowie drogi złapała ich inwazja kosmitów. Dlatego powtarzające się wspólne podróżowanie z nosicielami dobrze znanych twarzy traktował raczej jako zwykły element codzienności, zaraz obok angielskiego śniadania, którego wymagał William, kupowania kawy na wynos zawsze w tym samym miejscu i słuchania w samochodzie zawsze tej samej stacji radiowej. Jego życie było serią powtarzalności, które Marek wyjątkowo sobie cenił, nie oddając hołdu współczesnemu dążeniu do niekończącej się dynamiki funkcjonowania w wielkim mieście. Właśnie dlatego regularnie obdarzał przelotnymi spojrzeniami i uśmiechami wszystkich, których twarze kojarzył ze wspólnych podróży podziemnymi tunelami. A tych nie było wielu, bo w kolorowym korowodzie, w mieście pod miastem, w plątaninie stacji, ciągów komunikacyjnych, ruchomych schodów i ogromnych ilości przeplatających się ze sobą ludzkich istnień, nie było łatwo zahaczyć wzrokiem o coś znajomego. Nawet pociągi za każdym razem wydawały się inne, chociaż od miesięcy dokładnie te same składy podjeżdżały o konkretnej godzinie na konkretne stacje. Funkcjonowanie metra Markowi przypominało trochę jego życie – niby wszystko było niezmienne, stałe i dokładnie zaplanowane, ale za mimo wszystko każda chwila okazywała się niepowtarzalna. Uśmiechał się do siebie za każdym razem, kiedy ta myśl mimochodem przychodziła mu do głowy i równie szybko znikała, żeby nie mógł się z nią za bardzo zaprzyjaźnić i był w stanie po raz kolejny ucieszyć się z tego – być może mało trafionego, ale wyjątkowo odpowiadającego jego myśleniu – porównania.
    Jeśli dobrze pamiętał, miała na imię Elaine i inny nastrój na każdy dzień roku. Kiedy cała zawartość jej torebki znalazła się na peronie, miała na sobie niebieską koszulę, a na twarzy tę szczególną mieszaninę zażenowania i rezygnacji. Tak, Marek uwielbiał zapamiętywać szczegóły i to bynajmniej nie dlatego, że wierzył w zbawienny wpływ tego procederu na poszerzanie zakresu możliwości ludzkiego mózgu. Kiedy miało się w głowie parę tysięcy przepisów, wraz ze szczegółami prezentacji potrawy, ćwiczenia mózgu w kwestii zapamiętywania nie były aż tak potrzebne jak w przypadku przeciętnego pracownika biurowego, który całe życie robił to samo i automatyzmowi pracy zawdzięczał późniejszą demencję.
    Tego dnia dostał od Williama bardzo jasne i konkretne polecenie – spadać do domu, ile sił w nogach, a potem wleźć pod kołdrę i nie wychodzić stamtąd, dopóki on nie wróci z pracy. Naszprycowanie się lekami przeciwgrypowymi również wchodziło w grę jako dodatkowa atrakcja. Zanim jednak Marek połknie, wypije i wciągnie połowę zawartości szafki z lekami, czekała go półgodzinna podróż metrem do domu. Wsiadł na jednej ze stacji Górnego Manhattanu i opadł na siedzenie obok Elaine, błogosławiąc wszystkie siły nadprzyrodzone za to, że zesłały mu wagon z wolnymi miejscami siedzącymi, bo miał dziwne wrażenie, że po paru minutach stania w tłoku, wylądowałby twarzą na podłodze.
    - Cześć – rzucił niby do niej, ale jednak w kierunku drzwi, naprzeciwko których siedział.

    OdpowiedzUsuń
  14. [W takim razie pomogę Ci się rozkręcić i już rozpoczynam wątek! Pomysł z ocucaniem jak najbardziej mi odpowiada, więc nie ma co zwlekać :)]

    Godziny szczytu. W Nowym Jorku były prawdziwym utrapieniem, zważywszy na ilość mieszkańców i fakt, jak wielu z nich posiadało własne samochody. Wystarczyło, by po pracy każdy z nich wsiadł do swojego wehikułu, mając jeszcze przynajmniej cztery miejsca wolne. Tym sposobem na drodze pojawiało się dodatkowych pięć samochodów, zamiast jednego, całkowicie zapełnionego pasażerami. I jak tutaj miałoby nie być korków? Podobnie sytuacja miała się z metrem, lecz to zawsze było zapchane i nic nie można było na to poradzić, przynajmniej w godzinach, w których najwięcej osób musiało się przemieścić z punktu A do punktu B.
    Przeważnie Inez Grant dostawała się wszędzie na piechotę, nie zawsze jednak miała na to ochotę. Chociażby w takie dni jak ten, kiedy z nieba wprost na głowy Nowojorczyków lały się strugi deszczu, a ona zapomniała parasolki. Stąd czym prędzej dotarła do najbliższej stacji metra i tam, ociekając wodą, czekała na kolejkę, która zawiezie ją do domu. Dopiero znalazłszy się w wagoniku wyciągnęła z torebki paczkę chusteczek i przystąpiła do względnego osuszania, chcąc zebrać wodę chociażby z włosów zlepionych w strąki, w końcu spływała ona za kołnierz jej płaszcza i koszulkę, a nie było to przyjemne. Pochłonięta tą czynnością, nie zwróciła uwagi na to, że wagonik coraz bardziej zapełniał się ludźmi. Od celu dzieliło ją zaledwie kilka stacji, więc zbytnio jej to nie obchodziło, nawet jeśli szyby zaczęły parować i ogólnie, zrobiło się nieco duszno.
    Dopiero poruszenie ludzi wokół niej i nawoływanie wyrwały ją z letargu. Kątem oka dostrzegła młodą dziewczyną, która osunęła się na ziemię. Cóż, nie dziwota, że zemdlała w tym zaduchu!
    - Przepraszam, jestem ratownikiem medycznym! – zawołała, przez co łatwiej było jej się dostać do nieznajomej. – Proszę się odsunąć, o ile to możliwe, żeby miała nieco powietrza… Mógłby pan powachlować? – zwróciła się do mężczyzny, który całkiem przypadkiem trzymał gazetę, sama zaś uniosła nogi blondynki, uważnie obserwując, czy nie dzieje się nic poważniejszego. Miała zamiar wysiąść z nią na najbliższej stacji, obojętnie gdzie by nie były, kiedy tylko dziewczyna się ocknie, w końcu tutaj na pewno nie poczuje się lepiej.

    OdpowiedzUsuń
  15. [Karta tak właśnie miała wyglądać :) Wszystko to co jest niewyjaśnione w liście rozjaśni się nieco, gdy napiszę pierwszą notkę ^^
    Dziękuje za powitanie :D Wątek... to Lily lubi przebywać w barach więc może nasze panie będą się kojarzyć? :D ]

    Lily Parker

    OdpowiedzUsuń
  16. [O to świetnie ^^ Także ten, pomysł na wątek :D
    1. nie wiem w jakich dziewczynach Elaine gustuje, ale może Lily się jej spodobała i ta próbuje ją podrywać lub coś :D
    2. Raz kiedyś Lily zagadała do panny Eagle i jakoś tak dalej utrzymują kontakt ;p
    3. Jeszcze jest możliwość, że udały się na imprezę, na którą namówili je ich wspólni znajomi ^^
    Jak pomysły nie będą Ci się podobać postaram się wymyślić coś innego ;) ]

    Lily Parker

    OdpowiedzUsuń
  17. Widząc, że dziewczyna pomalutku wraca do świata żywych, Inez uśmiechnęła się mimowolnie. Omdlenie nie trwało długo i bardzo dobrze, bowiem ścisk w metrze nie ułatwiał pannie Grant pracy i na pewno nie pomagał młodziutkiej blondynce dojść do siebie.
    - Halo? Słyszysz mnie? – spytała ratowniczka, wciąż podtrzymując nogi nieznajomej w górze, zaś obcy mężczyzna dzielnie i nieustannie machał gazetą, co miało imitować powiewy świeżego powietrza.
    - Zemdlałaś, ale już wszystko w porządku – oznajmiła z uśmiechem, starając się złapać kontakt wzrokowy z nieznajomą. Teraz wystarczyło jedynie poczekać, aż dziewczyna poczuje się lepiej. Na tyle, aby stanąć na nogi i aby mogły razem wysiąść, bowiem dalsza podróż tym wypchanym po granice możliwości wagonikiem nie była dobrym pomysłem.
    - Ma ktoś z państwa coś do picia? – zwróciła się do współpasażerów, po cichu licząc na to, że ktoś faktycznie jej coś poda. Dobrze także by było, aby blondynka coś zjadła, coś, co dałoby jej małego kopa w postaci podniesionego poziomu cukru. I właściwie to by było na tyle, co Inez mogłaby dla niej zrobić.
    Z prawej strony przywędrowała do Inez butelka soku pomarańczowego. Widząc, że jej podopieczna ma się coraz lepiej, Grant powoli opuściła jej nogi i przesunęła się bliżej niej, pomagając jej podnieść się do pozycji siedzącej.
    - Proszę, napij się, chociaż łyczek. Proponuję też jak najszybciej stąd wysiąść, oczywiście samej Cię nie zostawię, więc się nie martw – zapewniła, podsuwając pannie odkręconą butelkę.

    [Ja niestety nie mogę się wypowiedzieć, nigdy nie zemdlałam i jedynie raz byłam blisko, ale moja mama opanowała sytuację^^ Jedyne, co mi się dzieje, to lekkie zawroty głowy i ciemność przed oczami, kiedy za szybko wstanę....^^]

    OdpowiedzUsuń
  18. [Nowe, nowe^^ Mam tendencję do częstego zmieniania zdjęć. Cieszę się, że się podoba. A wstawanie na uczelnie zawsze mozolnie mi idzie...^^]

    Widząc, że dziewczyna ma się nieco lepiej, jednak daleko jej do stanu, w którym czułaby się normalnie, Inez postanowiła działać. Oddała komuś butelkę z sokiem, mając nadzieję, że wróci ona do właściciela i chwyciła blondynkę pod ramię, mocno, żeby kobieta znowu się nie zachwiała.
    - Wysiadamy - oznajmiła, czując jak kolejka zwalnia przed kolejną stacją. Po upływie kilku nieznośnie długich sekund Grant, nie mając zamiaru zważać na sprzeciwy ze strony dziewczyny (gdyby takie w ogóle nastąpiły), wyprowadziła ją na zewnątrz, na stację, gdzie momentalnie owiało je chłodniejsze powietrze. Wcześniej oczywiście upewniła się, że Elaine ma ze sobą wszystkie swoje rzeczy i niczego nie zostawiła w wagoniku.
    Parę kroków znajdowała się wolna ławka, więc ratowniczka ruszyła w tamtym kierunku i usadziła na niej nieznajomą.
    - I jak? - spytała zatroskana i zawiesiła wzrok na twarzy Elaine, przyglądając jej się uważnie, gotowa w każdej chwili interweniować.

    OdpowiedzUsuń
  19. Josephine James

    [Witam również!
    I już myślę nad wątkiem, chociaż nie ukrywam, że póki co (ach, te etapy wrażania) moje pomysły mogą pozostawiać odrobinę do życzenia :)
    Jose i Elaine mogłyby natknąć się na siebie, gdy ta pierwsza grałaby na skrzypcach w parku albo na deptaku... ewentualnie Josephine mogłaby przyjść do baru, w którym pracuje Elain, by początkowo zapytać o możliwość tymczasowego zatrudnienia cz coś...]

    OdpowiedzUsuń
  20. Tosia

    [od razu zacznę co by nie przedłużać :) ]

    Powoli zbliżał się czas powrotu Antosi do Polski. Nie cieszyła jej ta myśl. Wiedziała, ze czeka tam na nią wiele spraw, które zostały zakończone nie tak, jak by sobie tego życzyła. Bała się, ze straci pracę, którą załatwił jej po znajomości były narzeczony. A do tego smutno jej było, że znów rozstanie się z bratem, za którym tak mocno tęskniła.
    Postanowiła więc utopić smutki w alkoholu, albo może raczej po prostu rozerwać się w jednym z barów.
    Weszła do jednego z tych blisko mieszkania jej brata i usiadła przy barze.
    -Poproszę martini- Poprosiła barmankę uśmiechając się do niej szeroko.

    OdpowiedzUsuń
  21. [Nie ma tak źle jak mogłoby się wydawać :)]

    - Chyba ktoś tutaj jest głodny... - stwierdziła, nie kryjąc rozbawienia, kiedy tylko do jej uszu doleciało burczenie w brzuchu dziewczyny.
    Nie miała się czym przejmować; z brzucha Inez na tyle często wydobywały się różne dziwne odgłosy, iż zwykła mówić, że posiada tasiemca, który właśnie w ten sposób się z nią komunikuje. Tak, panna Grant była nieco specyficzna osobą, ale po bliższym poznaniu raczej nie dało się jej nie lubić.
    - Jestem Inez - stwierdziła po przedłużającej się chwili milczenia i wyciągnęła dłoń w stronę dziewczyny. - Z zawodu jestem ratownikiem medycznym, więc jesteś w odpowiednich rekach - dodała z ciepłym uśmiechem.
    - Jeżeli poczujesz się lepiej, mogę podprowadzić Cię gdzieś, skąd bezpiecznie dotrzesz do domu - zaoferowała, wciąż nie spuszczając wzroku ze swojej podopiecznej, która została nią przez zupełny przypadek. Nie zamierzała jednak odprowadzać Elaine pod same drzwi; zapewne obydwie czułyby się wtedy nieco niezręcznie.

    OdpowiedzUsuń
  22. [My z Czarlim na wątek bardzo chętni jesteśmy. Oczywiście, jestem tak pochłonięta książką, którą czytam, że nie potrafię wymusić na sobie czegoś ciekawego :)]

    Charlie

    OdpowiedzUsuń
  23. - Chyba? - powtórzyła za dziewczyną, unosząc brew. - Skoro chyba, to tak szybko nie dam Ci spokoju i zapraszam Cię na jakiś lekki posiłek, hm? Nie ma sensu, żebyś się po tym omdleniu objadała, ale coś drobnego nie zaszkodzi. Co Ty na to? - spytała, uśmiechając się zachęcająco. Oczywiście nie miała zamiaru zaciągnąć gdzieś Elaine siłą, co to, to nie! Nie miała jednak planów na wieczór, a sama chętnie by coś zjadła, gdyż w domu, po dyżurze, najzwyczajniej w świecie nie chciałoby się jej gotować.

    OdpowiedzUsuń
  24. - Bardzo dobra decyzja! – odparła z uśmiechem, ciesząc się z tego, że dziewczyna przystała na jej propozycję. – I nie musisz się odwdzięczać. Wystarczy mi, że wiem, że wszystko z Tobą w porządku – odparła i tak jak do tej pory siedziała w kucki przed Elaine, tak teraz wstała, czemu towarzyszył cichy trzask jej kolan.
    - W takim razie chodźmy, bo nie wiem gdzie jest tu jakaś dobra knajpka, a nie mamy czasu na długie szukanie – stwierdziła, wymownie zerkając w stronę brzucha blondynki, który głośno domagał się jedzenia. Nie, żeby czyniła jej jakieś wyrzuty! W jasnych oczach Inez widoczne było jedynie rozbawienie.
    Poczekała, aż Elaine wstała, po czym ruszyła do wyjścia, nie musząc się przeciskać przez tłum pasażerów, gdyż ta stacja metra nie była zbyt okupowana.

    OdpowiedzUsuń
  25. [Pojawiło się trochę informacji o Charliem, może to pomoże :D]

    Charlie

    OdpowiedzUsuń
  26. - To co, wchodzimy? – spytała z lekkim, charakterystycznym uśmiechem, który chyba nigdy nie schodził z jej twarzy. Nie no, czasem schodził, jednak panna Grant należała do tych pogodnych osóbek, które emanowały pozytywną energią i często się uśmiechały.
    Właściwie nie wiadomo po co blondynka zadała to pytanie, gdyż nie czekając na odpowiedź swojej towarzyszki, ruszyła w stronę wskazanego przez Elaine lokalu. Tak się składało, że lubiła chińską kuchnię, przynajmniej na tyle, na ile miała okazję z niej spróbować, gdyż nie jadała w ten sposób zbyt często.
    Wnętrze było urządzone w prosty sposób, a duża ilość wolnych stolików sprawiła, że nasze panie miały w czym wybierać.
    - Gdzie siadamy? – mruknęła Grant, tym razem jednak czekając, aż to Elaine podejmie decyzję. Sama zajęła się odplątywaniem chustki z szyi, gdyż w pomieszczeniu było o wiele cieplej, niż na dworze.

    OdpowiedzUsuń
  27. Panna Grant traktowała poprawianie nastroju innym jako swoją życiową, niepisaną misję. W końcu cóż mogła robić innego, kiedy nieustannie chodziła z głową w chmurach i starała się dostrzegać pozytywne strony nawet tych najbardziej beznadziejnych sytuacji? Pocieszycielką jednak była marną, zawsze była w stanie kogoś wysłuchać, lecz nigdy nie wiedziała, co wtedy powiedzieć.
    - Może – odparła, podążając za Elaine do stolika. Tam też ściągnęła płaszczyk mi wepchnąwszy do rękawa kolorową chustkę, przewiesiła go przez oparcie sąsiedniego krzesła, gdyż przy ich stoliku znajdowały się trzy siedziska.
    Kiedy tylko jedna z kelnerek zobaczyła, że w Kolaku zjawili się nowi goście, poczekała tylko, aż panie usiądą i natychmiast do nich podeszła. Ułożyła przed nimi menu i zapewniła, że wróci za chwilę, by przyjąć zamówienie.
    Inez szerokim łukiem ominęła dania z wołowiną, od razu kierując się do tych z kurczakiem. Jeśli chodzi o mięso, była niejadkiem i zawsze wybierała tylko to chude, w knajpkach zaś często sięgała po dania bezmięsne, jeśli menu jej nie odpowiadało.
    - Skoro już tak sobie tutaj siedzimy, to może powiesz mi czym zajmujesz się na co dzień? – zagadnęła z uśmiechem, kiedy już zdecydowała się na jedną z potraw.

    OdpowiedzUsuń
  28. [Jasne, zacznę nawet :) Powiedz tylko, jakiej długości wątki preferujesz :)]

    OdpowiedzUsuń
  29. Piękna, złota jesień sprzyjała spacerom po pracy. Nawet popołudniu słońce dawało dużo ciepła,a ozłocone drzewa i krzewy tworzyły piękny krajobraz, który JJ uwielbiała. Ze szczurkami na smyczy, bo jakże by inaczej, spacerowała wolno parkowymi ścieżkami, a zwierzaki wesoło hasały po podłożu, co chwila pakując się w tą to inną kupę liści. Nie da się ukryć, że rudowłosa dziewczyna z dwoma szczurami na smyczach to nie był widok codzienny, ale wszelkie spojrzenia ludzi Joyce kwitowała pogodnym uśmiechem lub cierpliwie odpowiadała na ich pytania. Jej uszu nagle dobiegł dźwięk skrzypiec, a że dziewczyna była zakochana w brzmieniu tego instrumentu, to poszła w kierunku muzyki. Przy jednej z fontann nieznajoma blondwłosa dziewczyna grała, a wokół niej zebrała się grupka ludzi, co chwila wrzucających drobniaki do stojącego na ziemi kapelusza. Joyce stanęła nieco dalej i przez dłuższą chwilę słuchała jak nieznajoma gra.

    [ Jak coś nie tak to od razu mów albo zmieniaj :)]

    OdpowiedzUsuń
  30. - Nic wielkiego? Studia i praca to już i tak dobre połączenie – stwierdziła, odsuwając menu na bok. – Niektórym to nawet pracować się nie chce, no, chyba że faktycznie nie muszą… A co studiujesz? – zagadnęła, mając nadzieję, że Elaine nie będzie miała nic przeciwko temu, iż tak ja o wszystko wypytuje. Chciała jedynie podtrzymać rozmowę, a że z natury nie miała problemów z nawiązywaniem nowych znajomości, to tez nie wstydziła się pytać o to, co ją interesowało.
    Inez uważała, że najlepszym pocieszeniem, jakie może być była po prostu sama obecność tej drugiej osoby. Kiedy wiedzieliśmy, że nie jesteśmy z danym problemem sami, kiedy mogliśmy zostać wysłuchani i tak po prostu przytuleni, bez zbędnych słów, które i tak niczego nie zmieniały.
    Do ich stolika wróciła kelnerka. Inez zamówiła wybrane przez siebie danie plus szklankę soku, po czym zerknęła zachęcająco na dziewczynę, czekając aż ona także złoży zamówienie.

    OdpowiedzUsuń
  31. Spacery z Ciapką były jedną z przyjemnych czynności w ciągu dnia - nieważne, czy zaledwie świtało i szykował się do pracy lub wracał z nocnego dyżuru. Nieważne, czy był środek nocy, późny wieczór czy środek dnia. Ciapka uwielbiała spacery i mimo swojego, jeszcze szczenięcego, wieku skłonna była zrywać się z kanapy o każdej porze, aby tylko pohasać w pobliskim Central Parku. Charles lubił powoli sunąć żwirowymi alejkami, nie tracąc z zasięgu wzroku pstrokatej suni, która miała uprzyjemniać jej czas. Czasami tylko żałował, że spędzał z nią zbyt mało czasu, a z przyczyn - dość logicznych i jasnych - nie mógł zabrać psiaka do szpitala.
    Tego popołudnia cieszył się z dnia wolnego od dyżurów. Wiedział, że w każdej chwili może być wezwany na izbę, ale w Nowym Jorku było tyle szpitali, że wydawało się to niemożliwe, aczkolwiek zdarzały się już takie sytuacje.
    Zapatrzony na kobietę przy fontannie, nie zauważył nawet jak spuszczona ze smyczy Ciapka gdzieś zniknęły. Kiedy jednak kobieta przy fontannie drgnęła i wraz ze swoim towarzyszem zdecydowała się odejść, Charlie rozejrzał się, marszcząc przy tym czoło.
    - Ciapka! - zawołał głośno, co pewnie brzmiało śmiesznie z ust dorosłego mężczyzny, który - jakby nie było - zląkł się i to nawet bardzo. - Ciapka! - zawołał ponownie, powoli idąc w stronę mniej uczęszczanych alejek. Miał nadzieję, że tam znajdzie swojego czworonoga.

    Charlie

    OdpowiedzUsuń
  32. [On jest barmanem w zaprzyjaźnionej restauracji więc znajomość "z pracy" raczej odpada, ale może być w sumie klientem jej baru i mogą się zgadać, ze w zasadzie pracują na podobnych stanowiskach :) Zaczniesz może? ;>]

    OdpowiedzUsuń
  33. [Ja mam zawsze chęć na wątek! I cóż, pomysł może być chociaż Cynthia raczej nie jest osobą, która by powierzyła swój butik nieznajomej, jednak w drodze wyjątku może być :D
    I niebawem zacznę!]

    //Cynthia

    OdpowiedzUsuń
  34. Dzień był raczej spokojny. W butiku nie było dużego ruchu, jaki to potrafił był w weekendy. W ciągu tych kilku godzin Cynthii udało się sprzedać zaledwie dwie bluzy i trzy koszulki, jednak mimo wszystko nie mogła narzekać. Jeszcze rok temu w życiu nie pomyślałaby, że jej mały internetowy biznes znajdzie siedzibę i będzie w stanie sam na siebie zarabiać a i jeszcze przynosić całkiem niezłe dochody. Jednak wraz z rozwojem firmy pojawiały się nowe problemy a chyba największym z nich była sama Cynthia, która uparła się, że nie tylko będzie projektować, ale będzie jeszcze nadzorować szwaczki, siedzieć w butiku, odpowiadać poniekąd za księgowość i robić milion rzeczy, na które nie starczało jej już siły a przede wszystkim jednak czasu. Mimo to, nie wiadomo jakim cudem, nowa, wiosenna kolekcja była już zaprojektowana i czekała teraz jedynie na porozumienie z grafikiem. I z pewnością wszystko dalej szło by idealnie, gdyby tylko owy grafik nie zaproponował spotkania na sobotnie popołudnie, które było jedynym możliwym termin w najbliższym czasie. Podjęcie decyzji wcale nie było takie trudne, wystarczyło powiedzieć krótkie: jasne, będę, a następnie zadzwonić do ukochanego braciszka. Nie było z czym czekać, tym bardziej, że akurat nie było żadnej klientki. Jeden sygnał, drugi i jak na złość, akurat teraz musiały otworzyć się drzwi żeby to w progu stanęła młoda, smukła kobieta. Cynthia miała w zwyczaju jak najbardziej dbać o klientki, jednak zdecydowanie nie zamierzała robić tego w tym momencie. Najpierw rozmowa z Victorem a dopiero później zaoferowanie pomocy. Uśmiechnęła się miło do kobiety i już chciała jednak odłożyć telefon, jednak dokładnie w tym momencie w słuchawce odezwał się młody, męski głos.
    - Victor, błagam, zrobię wszystko, ale zastąp mnie w butiku w sobotę na kilka godzin. - Powiedziała tonem zdecydowanie błagalnym. W końcu co by nie mówić o Victorze, był on najwspanialszym bratem we wszechświecie i godził się na wszystko, jednak siedzenie za ladą butiku nie było jego ulubionym zajęciem, już tym bardziej teraz, kiedy rozpoczął staż i jeszcze wciąż był na Cynthię obrażony. Mimo wszystko był jej ostatnią deską ratunku dlatego jęknęła głośno i nieco teatralnie, kiedy to zdecydowanie odmówił. Uśmiechnęła się zaraz to ponownie do kobiety, w ramach nijakich przeprosin za tężę scenę,jednak zaraz żywo postanowiła spróbować go przekonać. Nadaremnie.
    - Tylko będziesz chciał, żebym ci pomogła, to byłyby dwie godziny, nie więcej. - Warknęła do telefonu a następnie rozłączyła połączenie, rzucając telefonem na drewniany blat lady. Westchnęła głośno, starając się jakoś uspokoić a następnie skierowała się w stronę potencjalnej klientki, która chyba cudem jeszcze nie uciekła.
    - Przepraszam bardzo, problemy techniczne. - Wyjaśniła, wyglądając już znowu na całkowicie zrelaksowaną i niezdolną do krzyku. - Pomóc w czymś?

    //Cynthia

    OdpowiedzUsuń
  35. Andrew

    [Widzę twarz, z którą Andrzej jeszcze nie ma wątku, więc go bezczelne zaproponuję. 21 lat i japonistyka to niewiele, co mogłoby jakkolwiek powiązać z Wereszczakiem, więc może coś bardziej standardowego i przewidywalnego? Spotkają się na imprezie, tam się poznają albo coś w tym stylu?]

    OdpowiedzUsuń
  36. Andrew

    [domówka o wiele lepsza, zaczynam co by nie przedlużać :) ]

    Andrew dawno nie bawił się na domówce. Ostatnio dużo pracował, zaś w chwilach przerwy wpadał raczej do pobliskich barów czy klubów. Tym razem jednak został zaproszony na domówkę, trudno mu było nawet stwierdzić przez kogo. Znalazł w kieszeni marynarki kartkę, na której zapisał adres i datę, stwierdził więc, ze musiał zapisywać to z jakiegoś powodu i wypada isć.
    Lubił domówki. Przede wszystkim na nich ludzie bardziej starali się wyglądać... dobrze. Dziewczny, wiedząc, ze będą w gronie znajomych, zakładały swoje najlepsze sukienki, a faceci zazwyczaj mieli koszule. Czuł się wręcz jak w domu, sam bowiem nigdy nie rozstawał się z koszulą (no, prawie nigdy). A poza tym alkohol był darmowy. Może nie najlepszej jakości i potrzeba było dużo, żeby się wstawić, ale mimo wszystko darmowy.
    Przyszedł więc i już po dobrych trzech godzinach czuł, ze bierze go. Ten dobry stan, kiedy świat jest piękniejszy a tobie samemu nic nie przeszkadza. Szedł właśnie po kolejne piwo, gdy zobaczył stojącą samotnie blondynkę. Niewiele myśląc podszdł do niej i przywitał ją szerokim uśmiechem.
    -Zatańczysz?- Spytał wyciągając dłoń w jej kierunku.

    OdpowiedzUsuń
  37. Andrew

    -Andrew- Powiedział, choć określenie 'ciemnowłosy' nie przeszkadzało mu w niczym. Może jednak będzie chciała następnym razem zwrócić się do niego po imieniu, kto wie?
    Ujął jej rękę i poprowadził ją na środek salonu, który tworzył parkiet. Potrafił tańczyć, wychodziło mu to całkiem nieźle, nie bał się więc, że dziewczyna za chwilę zostawi go, zażenowanego, na środku parkietu.
    Objął ją jedną ręką w pasie, drugą położył na jej biodro. Była szczupła, właciwie wyczuwał niemal jej kości pod materiałem sukienki. Głęboki dekolt ujawniał jednak, że ma krągłości, tam gdzie trzeba. Spojrzał jej w oczy, złapał dłonią za rękę i obkręcił, by potem wygiąć ją do tyłu. Lubił tańczyć z kobietami. Mógł wtedy obserwować je w ruchu, mógł je dotykać i sprawdzać, jak reagują pod jego dotykiem.

    OdpowiedzUsuń
  38. Cynthia wpatrywała się w blondynkę z lekko uchylonymi ustami a następnie w ramach zastanowienia przygryzła dość mocno dolą wargę. Nie było takiej opcji. Jasne, bardzo miło ze strony tej młodej kobiety, że się zaoferowała, jednak Russell w życiu nie powierzyłaby własnego butiku całkowicie nieznajomej osobie. W końcu pracowała na niego ciężko i chciała osobiście nad wszystkim czuwać, w związku z czym rzuciła (przynajmniej chwilowo) studia i teraz każdą wolną chwilę poświęcała swojemu małemu dziecku, którym był sklep. W chwilach kiedy sama jednak nie mogła się nim zająć angażowała w to Victora, którego pomoc była doprawdy nieoceniona. Teraz jednak najzwyczajniej w świecie odmówił i Cynthia wcale nie była pewna czy wynikało to z jego napiętego grafika przyszłego architekta, czy może żalu, który wciąż do niej miał.
    - Masz teraz chwilę? Chciałabym ci pokazać co i jak. Po za tym musisz wybrać sobie jakieś ubrania, jeśli chcesz choć te dwie godziny przepracować powinnaś być małą reklamą. - Powiedziała, śmiejąc się, kiedy wypowiadała ostatnie słowo. Może i było to naiwne, ale chyba nic innego jej nie pozostało. - Po za tym musimy porozmawiać o wynagrodzeniu. - Dodała, teraz, w myślach modląc się aby kobieta nie zrezygnowała. Z reszta miała dobre przeczucia co do niej a w większości spraw kierowała się przede wszystkim intuicją i jeszcze jakoś nigdy specjalnie nie ucierpiała. Trzeba było się łapać tej deski ratunku, w postaci drobnej blondynki.

    //Cynthia

    OdpowiedzUsuń
  39. Andrew

    Czuł ciepło jej ciała, widział jak leniwy uśmiech powoli pojawia się na jej twarzy i z każdą kolejną chwilą staje się piękniejszy. Przyciągnął ją do siebie, tak, by czuć jej ciało. Wdychał zapach jej włosów, piękny zapach.
    -Co taka piękna osoba jak Ty robi na takiej domówce?- Spytał szepcząc jej do ucha. Co prawda muzyka grała głośno, on jednak miał swoje usta na tyle blisko jej ucha, że szept w zupełności wystarczył. Czuł, że dziewczyna jest coraz pewniejsza w tym tańcu. Że 'zapomina się', jeśli można tak określić to, ze po prostu rozluźniła się i poddawała mu, jednocześnie czerpiąc z tego radość. Widział to. Widział to w ruchach jej ciała, w jej wzroku i uśmiechu. Przejechał delikatnie dłonią po jej udzie, zadzierając przy tym delikatnie jej sukienkę, choć nie było to zamierzone. Był przekonany, ze każdy mężczyzna, który widzi, że dziewczyna tańczy właśnie z Andrew nienawidzi go w tej chwili z całych swych sił i zazdrości mu, w końcu to on trzymał ją teraz w ramionach.

    OdpowiedzUsuń
  40. - Cynthia Russell - Odpowiedziała, ściskając jej dłoń z odpowiednią sobie siłą. Tak, zdecydowanie miała mocny uścisk dłoni, zdecydowanie mocniejszy niż niejeden facet, co ogólnie dawało dość śmieszny efekt, zważając na delikatność jej skóry, o którą tak dbała. - Mówmy sobie po imieniu. - Zaproponowała, następnie rozglądając się po wieszakach. Wystarczyła jej chwila a już szła szybkim krokiem w kierunku kobiety, trzymając w dłoni wieszak z wielokolorową sukienką.
    - Będziesz pięknie w niej wyglądać. - Zapewniła bo tak też uważała. Zdecydowanie podkreślałaby jej ujmującą, idealną wręcz figurę. Po za tym kolorystyka delikatnych pasteli, przemieszana z głębokim granatem i intensywną purpurą zdecydowanie pasowała do jej jasnej karnacji. - Powinna być na ciebie dobra, ale idź przymierz. - Zaproponowała, podając blondynce wieszak. Następnie rozejrzała się ponownie już poszukując czegoś innego. - Oczywiście jeśli ci się nie podoba, to możesz wybrać coś innego. - Podkreśliła, żeby to dziewczyna zanadto nie poczuła się zaatakowana czy zdominowana.

    //Cynthia

    OdpowiedzUsuń
  41. Andrew

    Okręcił ją, nie pozwalając jej jednak oddalić się zbytnio od niego. Chciał ją czuć, wciąż trzymać pewnie w ramionach i wdychać jej zapach. Czy nie po to tu właśnie był? Jaki sens jest w pójściu na domówkę, jeśli nie można tańczyć z piękną kobietą, czasami robiąc z tego grę wstępną do czegoś więcej?
    Ale stop, teraz liczyło się tylko to, co tu trwało. Andrzej nie wiedział, ile piosenek już przetańczyli, wiedział jednak, ze ludzie wokól nich wiele razy się zmieniali. A oni wciąż tam byli, na parkiecie, zbliżeni na siebie na tyle, że z daleka pewnie trudno było określić, gdzie kończy się on, a zaczyna ona.
    Wygiął ją delikatnie do tyłu a w zagłębieniu jej szyi złożył niewinny, delikatny pocałunek. W zasadzie ledwie musnął wargami jej skórę, jakby bał się, ze wystraszy ją tym. Bo chyba rzeczywiście się tego bał. Nie chciał, żeby zostawiła go tu, odeszła od niego, żeby jakiś inny mężczyzna tańczył z nią.

    OdpowiedzUsuń
  42. Wiele osób jednak studiowało, pozostając przy tym na garnuszku u rodziców, gdyż było to całkiem wygodne. Sama Inez musiała przyznać, że ona także podczas trzyletniego studium ratowniczego wciąż mieszkała z rodzicami i dopiero po znalezieniu pracy wyprowadziła się do Nowego Jorku. I dopiero po przeprowadzce przekonała się, że mogła o wiele wcześniej wyrwać się z niezbyt idealnej rodziny.
    - To chyba ciężki kierunek…? – zagadnęła, lekko unosząc brwi. Była pełna podziwu dla osób wybierających właśnie ten kierunek. Podejrzewała jednak, że podczas kiedy ona kompletnie nie orientowała się w tej obcej kulturze, dla samych zainteresowanych była to czysta przyjemność i frajda.
    - Ale po takim kierunku problemów ze znalezieniem pracy w zawodzie raczej nie będziesz miała – dodała z uśmiechem, dobrze wiedząc, ilu Azjatów można spotkać chociażby na ulicach samego Nowego Jorku, nie mówiąc już o całych Stanach.

    OdpowiedzUsuń
  43. Cynthia, żeby nie była, też nie była jakimś mistrzem mody. Co prawda sama projektowała i poświęcała póki co swoje życie modzie a i przy okazji moda zapewniała jej całkiem wygodne życie, jednak mimo wszystko Russell nigdy w życiu nie określiłaby się jako znawcę, specjalistę czy kogokolwiek innego. Ot, zawsze liczyła na swój zmysł estetyczny i jakoś się to wszystko sprawdzało. Mimo to nigdy nie śledziła nowych trendów, będąc przekonana, że ma oczy, ubierała się zawsze pod siebie, chcąc aby to jej się przede wszystkim jej strój podobał. Podobnie było z ubraniami, które projektowała. Miały się jej podobać, to był podstawowy element jej marki.
    - To chyba zależy od butów. - Stwierdziła, zawieszając na chwilę wzrok na sukience, chociaż znała każdy jej centymetr, tym bardziej, że to właśnie ona uszyła pierwszy taki model, który w tym momencie wisiał gdzieś u niej w szafie. - Możesz się rozejrzeć i wybrać co ci się podoba. Ważne, żebyś czuła się w tym dobrze i swobodnie. - Stwierdziła, sama w tym momencie rozglądając się ponownie po wieszakach.

    //Cynthia

    OdpowiedzUsuń
  44. [Witam serdecznie panią Sokół :)]

    Chase

    OdpowiedzUsuń
  45. Andrew

    Choć Elaine przerwała tą chwilę dość nagle i gwałtownie to Andrew nie przeszkadzało to bardzo. Musnął delikatnie jej usta, jakby na zakończenie tego tańca, po czym odsunął się od niej delikatnie.
    -Z chęcią- odparł pozwalając jej poprowadzić sie przez tłum.
    W czasie tańca jej sukienka delikatnie podjechała do góry, przez co właściwie ledwie zasłaniała już jej pośladki. W pewnej chwili przystanął i przyciągnął ją delikatnie do siebie, obejmując w talii.
    -A co byś powiedziała, gdybyśmy napili się w jednym z pokoi na górze? Bez tego tłumu, który wręcz pożera Cię wzrokiem?- Spytał szeptem, muskając delikatnie wargami płatek jej ucha. Chciał się z nią napić, chciał spędzić z nią ten wieczór, zaczęło mu jednak przeszkadzać, jak wiele jest tu osób, jak wielu mezczyzn patrzy na nią z pożądaniem w oczach, na niego zaś z zazdrością. Było zbyt głośno i gwarno, ona zaś nie pasowała do tego miejsca.
    -Możemy też pójść na drinka do mnie- Zaproponował przesuwając delikatnie dłonią po linii jej talii.

    OdpowiedzUsuń
  46. Z kolei Cynthia dokonywała zakupów szybkich i gwałtownych. Jako nastolatka zajmowała szafę i swoją i połowę szafy Victora i wciąż się nie mieściła. Kupowała dużo, jeszcze więcej przerabiała a nosiła raptem garstkę ubrań na krzyż. Teraz, kiedy mieszkała sama wszystko się nieco zmieniło. Przede wszystkim ma trzy szafy gdzie jest w stanie wszystko zmieścić i nawet ma trochę wolnego miejsca! Po za tym ubrania zajmują całą jej domową przestrzeń i wcale nie było przesadą zapewnianie, że można je znaleźć nawet w kuchni.
    Wystarczyła jej chwila aby ponownie pojawić się przed nią z czterema wieszakami, które prezentowały różnego kroku i koloru tuniki. Wszystkie z resztą były gładkie, co najwyżej różniły się fakturą.
    - Do wyboru do koloru. - Powiedziała a następnie zaśmiała się w ten swój charakterystyczny sposób, wskazujący na to, że żart był naprawdę kiepski.

    //Cynthia

    OdpowiedzUsuń
  47. [Chcieć, na pewno bym chciała, aczkolwiek w chwili obecnej jestem wprost wyprana z pomysłów :< Może Tobie chodzi coś po głowie?]

    Chase

    OdpowiedzUsuń
  48. [Wiem, że to łatwe zadanie nie jest, bo sama miewam z tym problemy, niestety :< Co do wątku to myślę, iż ta opcja raczej nie wypali, bo nie miałaby ona kontynuacji - w końcu ile można rozmawiać z kimś kogo ledwo się zna? Postaram się jednak wymyślić jakieś powiązanie, obiecuję! :)]

    Chase

    OdpowiedzUsuń
  49. Machnęła ręką na komplement, który otrzymała, chociaż nie mogła zaprzeczyć, że był on bardzo miły. W końcu każda kobieta lubiła być komplementowana niezależnie czy to przez inną przedstawicielkę płci pięknej, czy przez mężczyznę.
    - Mam wprawę, ale dziękuję. - Powiedziała, prowadząc blondynkę w stronę przymierzalni. - Po za tym jestem ci naprawdę wdzięczna za tę pomoc. To nie będzie długo trwało, zniknę raptem na dwie godziny. - Stwierdziła, mimo wszystko odczuwając pewien lęk z tym związany. Co by nie powiedzieć, mimo jej wielkich nadziei w dobroć ludzkości i dobre chęci to jednak pierwszy raz miała zostawić butik z kimś zupełnie nieznajomym. - Najważniejsze żebyś nauczyła się obsługiwać kasę i była miła dla klientek. - Zapewniła zgodnie ze swoimi przekonaniami. - Pracowałaś już kiedyś w jakimś sklepie? - Zapytała z resztą zaraz po tym jak już zasłoniła za kobietą delikatny, zielony materiał, kiedy już ta weszła do przymierzalni.

    //Cynthia

    OdpowiedzUsuń
  50. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  51. Zajęcia wiedzy o kulturze to nie było tylko ciągłe gadanie o kulturze Ameryki. Jenny ułożyła sobie plan działania, który postanowiła wykonać. Sama nie tak dawno kończyła szkołę średnią i doskonale wiedziała co robią nauczyciele. Zachwalają Amerykę, a inne kraje olewali. Może gdyby wiedziała coś o innych narodowościach to wyjechałaby do innego kraju by go zwiedzić? Jennifer chciała zachęcić swoich uczniów do zapoznania się z innymi rejonami na świecie.
    Dlatego też kiedy tylko usłyszała, że przybędzie nowa praktykantka, która studiuje japonistykę to bez wahania powiedziała, że ona weźmie ją na przeszkolenie. Uczniowie czegoś się dowiedzą, a ona nie będzie musiała zbierać informacji na własną rękę. Ponadto młoda studentka zaliczy praktyki. I tym sposobem wszyscy będą zadowoleni.
    Lekcja się skończyła, więc Jenny wyszła z klasy i zaczęła się rozglądać za swoją podopieczną. Kiedy ją zobaczyła uśmiechnęła się do niej szeroko i wolnym krokiem podeszła do niej.
    -Dzień dobry. Jestem Jennifer Hale i to właśnie ja jestem odpowiedzialna za twoje praktyki – powiedziała uśmiechając się kącikami ust do młodej dziewczyny. - Proszę za mną – dodała i skierowała się w stronę swojej klasy. Dobrze, że przynajmniej miała własny gabinet, bo bez niego to by się chyba zgubiła w stercie papierów, które były niezbędnym elementem jej wyposażenia. Po co miała nosić wszystko w zeszycie? Skoro mogła wszystko zapisywać na kartkach, a potem je gubić?
    Jennifer

    OdpowiedzUsuń
  52. - Wyglądasz pięknie. - Stwierdziła Cynthia, w pełni naturalnie, bo tak też było. - Idealnie na ciebie pasują. Weź obie, prezent od firmy. - Powiedziała łagodnie, w tym momencie będąc już całkowicie przekonana, że dobrze zrobiła ustając na propozycję blondynki. Od razu widać było, że jej zależało. Na dodatek była uprzejma i wyglądała na miłą a to było ważne. Nie mogła przecież poprosić o pomoc osoby, która wyglądałaby antypatycznie.
    - Nie przyniesiesz mi żadnego wstydu. - Zapewniła tuż po chwili, całkowicie tego pewna. Bo i miała taką intuicję a jej przeczucia się sprawdzały zawsze. Nie było więc w ogóle innej opcji.

    //Cynthia

    OdpowiedzUsuń
  53. - Uwierz mi, że możesz. - Odpowiedź była krótko i stanowcza. Jasne, nie był to rozkaz a jej głos wciąż pozostał miły, jednak było coś w tym stwierdzeniu co nie dało wygłosić jakiegokolwiek sprzeciwu. - Z resztą w rozmiar S mało kto się mieści i wygląda w nim jeszcze tak dobrze jak ty, więc muszę się go pozbyć. - Dodała, ponieważ miała wrażenie, że ta może znowu próbować odmówić. Nie lubiła tego, chyba nikt nie lubił jak się jemu odmawiało. - Podoba ci się praca w barze? - Zapytała, szybko chcąc zmienić temat. Sama nigdy nie pracowała nigdzie indziej. A nie, kiedyś, jeszcze jako nastolatka przez jeden dzień zajmowała się synem sąsiadki, szybko jednak stwierdziła, że nic z tego nie wyjdzie. Nie miała potrzeby pracy i nie mogła znaleźć żadnej odpowiedniej dla siebie, która dawałaby jej jakąkolwiek satysfakcję, którą miała przy sprzedaży własnych ubrań.

    //Cynthia

    OdpowiedzUsuń
  54. Andrew

    [trochę w przyspieszonym tempie dam podróż, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko :D]

    Chłopaka ucieszył fakt, ze nie oponowała w żaden sposób. Wziął ją więc za rękę i poprowadził przed sobą do wyjścia. Wsiedli do taksówki i po zaledwie kwadransie znaleźli się pod apartamentowcem, w którym mieszkał Wereszczak. Wprowadził ją do środka i już po chwili jechali windą, by znaleźć się na jednym z ostatnich pięter.
    Mieszkanie Andrew było duże, zajmowało niemal jedną trzecią piętra, choć to nie to zazwyczaj rzucało się w oczy jako pierwsze. Większość osób, które się tu znajdywały, zwracało szczególną uwagę na ścianę salonu, która była całkowicie przeszklona, ukazując piękny widok na Nowy Jork.
    Gdy weszli do mieszkania mężczyzna zapalił światło, delikatnie przyciemnione, aby wzbudzić odpowiedni nastrój. Włączył również spokojną muzykę, i nim dziewczyna zdążyła cokolwiek powiedzieć, bez pytania jej, objął ją w pasie i przyciągnął do siebie, aby zacząć kolejny taniec tej nocy.

    OdpowiedzUsuń
  55. Cynthia wzruszyła ramionami, nie do końca wiedząc jakich to wskazówek powinna udzielić Elaine. Owszem, miała kilkoro pracowników oraz współpracowała z kilkoma grafikami, jednak jeszcze nigdy nie szukała żadnego pracownika do butiku.
    - Chyba po prostu powinnaś przejrzeć ubrania, żeby przynajmniej trochę się w nich orientować. - Stwierdziła, zmierzając w kierunku lady. - Jeśli chodzi o kasę to musisz tylko wpisać kod z metki do ubrania i zaakceptować, cała filozofia. - Powiedziała. W żadne skanery i kody kreskowe nie zamierzała póki co inwestować. Nie zapominała przecież, że butik jest mały a nie jest to rozwijająca się sieciówka. Westchnęła głośno, bawiąc się włosami. - To chyba wszystko. Jakie masz wymagania co do wynagrodzenia?

    //Cynthia

    OdpowiedzUsuń
  56. Panna Grant mile wspominała swoją przeprowadzkę. Pracowała na kontrakt, przez co automatycznie jako ratownik zarabiała więcej, a co za tym idzie, mogła sobie pozwolić na kupno własnego mieszkania. Przewinęło się przez nie dwóch współlokatorów, a dziewczyna, które przez pewien czas mieszkała z Inez, zrobiła karierę i zostawiła blondynce sporą kwotę w ramach swoistego podziękowania, bowiem została przygarnięta wprost z ulicy. Tak więc Grant nie narzekała na brak pieniędzy, ale też nie była milionerką, nie przesadzajmy!
    - Pewnie studiujesz to, co lubisz i dlatego jest Ci łatwiej – zauważyła, dobrze wiedząc, jak to jest. Kiedy człowiek uczył się czegoś, za czym nie przepadał i czego nie rozumiał, automatycznie szło mu gorzej. Kiedy zaś zajmował się swoją ulubioną dziedziną, nowe informacje przyswajał z prawdziwa przyjemnością.
    - Jeśli powiesz mi gdzie, na pewno wpadnę – obiecała, mrugnąwszy do niej porozumiewawczo. Zaraz też odsunęła się nieco, by kelnerka bez problemu mogła ustawić przed dziewczynami ich talerze.
    - No to smacznego! – powiedziała z uśmiechem i zabrała się za jedzenie. Wraz z pierwszym kęsem poczuła, że ona także była głodna.

    OdpowiedzUsuń
  57. Andrew

    Jej dotyk sprawiał mu przyjemność. Jej uśmiech, zapach, ruch jej ciała. Skłamałby jednak mówiąc, że nie liczył na więcej. Był facetem. Wstawionym facetem, który oczyma swej wyobraźni widział, jak Elaine powoli rozbiera się przed nim. Jak zdejmuje sukienkę a później bieliznę, by wreszcie stanąć przed nim nagą. Albo inaczej. Jak pozwala jemu się rozebrać. W każdym razie scenariusz zawsze kończył się w ten sam sposób.
    Andrew nie był pewien, czego dziewczyna chce. Przyszła jednak z nim tutaj.
    Nachylił się i zaczął powoli ją całować, kołysząc cały czas w rytm muzyki. Prawą dłonią zjechał na jej udo i masując je delikatnie podwinął odrobinę jej sukienkę. Mogła odejsć, w każdej chwili. Miał jednak nadzieję, że tego nie zrobi

    OdpowiedzUsuń
  58. Uśmiechnęła się i pokiwała głową, na znak, że zgadza się na takie rozwiązanie.
    - Ratujesz mi życie. - Powiedziała, śmiejąc się minimalnie do blondynki. - Nigdy nie powierzałam nikomu butiku. - Wyznała, nie mając już jednak zbędnych obaw. Po prostu czuła, że kobieta sobie poradzi i tyle. Taka jej wewnętrzna intuicja. - Tylko ostrzegam, że w soboty robi się tu trochę tłoczno. - Dodała jeszcze, chociaż to akurat bardzo jej odpowiadało. - Pozostaje mi wierzyć, że sobie poradzisz.

    //Cynthia

    OdpowiedzUsuń
  59. Charlie nieco spanikował, kiedy Ciapka zniknęła mu z pola widzenia. Pamiętał jeszcze, jak kilka miesięcy temu mały szczeniak został wepchnięty mu w ramiona, a towarzyszący temu głupowaty uśmiech przyjaciela, świadczył o jednym – Ciapka naprawdę była już jego i miała z nim zostać. W gruncie rzeczy, nie miał wyboru, chociaż początkowo podchodził do tego bardzo, bardzo sceptycznie. Jako młody, wciąż uczący się chirurg nie miał czasu na zakładanie rodziny, zdobywał się na mniej czasu na przyjemności niż przeciętny obywatel, a zawsze uważał – zawsze mu wpajano, że zwierzęta wymagają sporo uwagi i zainteresowania.
    Mimo to, pokochał małą suczkę całym sercem i lubił, kiedy wieczorem ładowała mu się do łóżka albo kiedy nad ranem robiła mu pobudkę. Starał się nie przejmować odejście Jessiki i w gruncie rzeczy nie zrobiło to na nim takie wrażenia, jak powinno, ale czuł się nieco osamotniony przez samo wracanie do pustego mieszkania, dlatego mały promyk energii w postaci psa – był dobrą terapią.
    Wyciągnął z kieszeni spodni dzwoniący telefon i już miał odbierać, kiedy usłyszał szczeknięcie, a piosenka Metallici urwała się w niespodziewanym momencie. Kucnął i pogłaskał, łaszczącą się jak kociak, Psotę, drapiąc ją za uchem.
    - Gdzie byłaś? – spytał, a potem podniósł głowę, kierując spojrzenie jasnych na drobną, szczupłą kobietę. Łaciata suńka, poderwała się i ruszyła w stronę blondynki. Charlesowi nie pozostało nic innego, jak wstać i posłać młodej nieznajomej, niezdarny uśmiech. – Wydaje się, że panią polubiła.

    Charles

    OdpowiedzUsuń
  60. Andrew

    Widząc przyzwolenie Elaine uśmiechnął się delikatnie. Pchnął ją w stronę wysokiego stołu, nie puszczając jej na najkrótszą chwilę. Wciąż ją całował, z każdą chwilą pogłębiając pocałunki. Gdy poczuł, że dziewczyna opiera się o stół podciągnął mocniej jej sukienkę, aż dotarł dłońmi do cienkiej koronki majtek. Jedną dłonią przytrzymał jej plecy, drugą zaś włożył między cienki materiał a jej skórę, dotykając delikatnie jej łechtaczki. Jedną nogą rozsunął delikatnie jej nogi, zastanawiając się, jak długo wytrzyma na swoich szpilkach. Nie chciał jednak, by je zdejmowała, uwielbiał kobiety, które były z nim w łóżku w samych szpilkach.
    -Na razie już go chyba nie uspokoisz- Wyszeptał wciąż błądząc swymi palcami po jej kroczu, choć na razie nie robił nic więcej. Nie chciał tego bardzo przyspieszać, był zresztą ciekaw, jak zareaguje dziewczyna

    OdpowiedzUsuń
  61. Andrew

    Z każdą kolejną chwilą Andrew pragnął jej coraz bardziej. Klęknął przed nią i delikanie złapał zębami za cienką koronkę, która tworzyła jej majtki. Powoli, w międzyczasie składając na jej ciele delikatne pocałunki, zsunął z niej bieliznę, aż opadła pod stół.
    Wtedy wstał i znów ją całując wymacał dłonią suwak jej sukienki, by go rozsunąć. Niewiele, tylko mały kawałek, więcej bowiem nie potrzebował. Zsunął sukienkę z jej ramion, odsłaniając górną cześć jej bielizny. Koronka ledwie zasłaniała jej ciało, podniecając go tym jeszcze bardziej. Przesunął palcem po brzegu jednej miseczki, wydobywając z niej pierś i niemal natychmiast, całując po drodze jej szyję i obojczyk, przeszedł na nią ustami. Zaczął delikatnie ssać i co jakiś czas przygryzać jej sutek, z satysfakcją czując, jak twardnieje pod naciskiem jego ust. Jedną ręką trzymał jej plecy, bojąc się, że nagle opadnie do tyłu, drugą zaś trzymał drugą jej pierś,pieszcząc ja przez delikatną koronkę stanika. Swą męskością naciskał na jej łechtaczkę, ocierajac się o nią delikatnie twardym materiałem spodni.

    OdpowiedzUsuń
  62. Andrew

    W pierwszej chwili dziewczyna zaskoczyła go, sądził bowiem, że do granic możliwości będzie czerpała przyjemność z jego poczynań. Nie było to jednak zaskoczenie negatywne. Czując jej usta złapał delikatnie dłońmi za jej włosy, wplótł w nie palce i przytrzymał jej głowę, delikatnie przyciągając jeszcze bardziej do siebie. Po chwili jednak czuł, że dziewczyna podnieca go coraz mocniej, że jego członek jest coraz sztywniejszy.
    -Boże,kobieto, jesteś niesamowita- Powiedział zamykając delikatnie powieki. Wszedł mocniej w jej usta, przyciskając jeszcze bardziej do siebie jej głowę, i czuł, że zaraz dojdzie w niej. Miał jedynie nadzieję, ze dziewczyna nie odsunie się od niego, a pozwoli by jego nasienie rozeszło się po jej ciele.

    OdpowiedzUsuń
  63. Andrew

    Elaine przerwała w momencie, gdy Wereszczak czuł zbliżającą się falę. Szczerze powiedziawszy zaczynał w tym teraz właśnie jej nienawidzić. Za to, że przerwała w tym właśnie momencie, gdy on nie chciał jej odpuścić. Czując, jak jej usta odsuwają się od niego, pociągnął ją w górę, by stanęła przed nim. Pchnął ją na przeszkloną ścianę i gwałtownie wszedł w nią, jednocześnie wpijając się w jej usta. Jedną dłonią opierał się o szybę, drugą zaś przesunął w stronę odsłoniętej piersi, by palcami delikatnie ciągnać i kręcić jej sutek. Chciał zadać je ból, ból, który by ją podniecał, powstrzymywał się jednak od tego, bojąc się, ze dla tak delikatnej dziewczyny może to być zbyt wiele. A tego nie chciał.

    OdpowiedzUsuń
  64. Andrew

    Zdecydowanie 'nienawidzić' było złym słowem, Andrew nie mógł jednak wpaść na żadne inne, w głowie miał bowiem jedną wielką pustkę. Ale i to nie było ważne, w końcu były to jedynie jego myśli.
    Był świadom tego, że poszedł za szybko, że dziewczyna nie była na to jeszcze gotowa. Jednak zbyt jej pożądał, tak gwałtownie przez nią pobudzony.
    Poruszał się w niej początkowo powoli, pozwalając, by dziewczyna dostosowała się do jego rytmu. Czując, jak zarzuca jedną nogę na jego biodro, przesunął powoli dłonią również na drugą, by i ją ułożyć w ten sam sposób. Przygryzł delikatnie jej wargę, poruszając się w niej coraz szybciej.
    -Dojdz dla mnie- Wyszeptał wprost w jej ucho, po czym gwałtowniej zaczął pieścić dłonią jej pierś.

    OdpowiedzUsuń
  65. Andrew

    Wereszczak momentalnie poczuł zmianę w jej ciele. Inaczej teraz poruszała się, inaczej też go dotykała. Jakby nagle odważyła się na więcej. Czując nagły dreszcz, który połączył ich ciała doszedł w niej, rozlewając po jej ciele falę gorąca. Wpił się w jej usta, by zagłuszyć jej krzyk i jednocześnie docisnął ją mocno swym ciałem do szyby.
    Czy ktoś mógłby ich teraz zobaczyć? Było to raczej wątpliwe, bowiem budynki od tej strony były niższe nić jego piętro. Z jego pokoju, który znajdywał się po drugiej stronie, można było dostrzec pokoje sąsiada z naprzeciwka. Na razie byli jednak w salonie.
    Rozplątał jej nogi, stawiając ją na podłodze i wyszedł z niej. Zszedł niżej, pieszcząc ustami jej ciało, aż doszedł do jej łechtaczki. Powoli składał na niej pocałunki, aż wszedł w nią swym językiem, pieszcząc ją coraz śmielej. Dłońmi opierał się mocno o szybę, jednocześnie unieruchamiając ją między swymi ustami a szybą.

    OdpowiedzUsuń
  66. Andrew

    Na jego ustach mimowolnie pojawił si uśmiech, gdy usłyszał słowa dziewczyny. Złożył na jej ustach delikatny pocałunek, nie zobowiązując jej ani d odwzajemnienia, ani do kontynuowania czegokolwiek.
    -Powiedz zatem, czego chcesz teraz.- Powiedział odwracając ją delikatnie, by widziała panoramę miasta, i przytulając do siebie. Zauważył, że wciąż jest na niej górna część bielizny, zdjęta jedynie z jednej piersi. delikatnie więc rozpiął jej stanik i zsunął z niej, a następnie odrzucił w bok. Odchylił jej głowę i pocałował delikatnie jej obojczyk.
    -Moge zaproponować C coś do picia, wspólną kąpiel, w ostateczności samotną, powtórkę tego, co właśnie przeżyłaś lub też łóżko- Powiedział cicho w krótkich przerwach między kolejnymi pocałunkami, którymi schodził coraz niżej, jednocześnie kładąc ją coraz bardziej na sobie.

    OdpowiedzUsuń
  67. Andrew

    -Zaczekaj chwilę- Poprosił wysuwając się spod niej i pozostawiajac ją samą w salonie. Wszedł do łazienki i włączył ciepłą wodę, która powoli zaczęła lecieć do wanny. Gdy było jej już trochę dolał olejki i poszedł po dziewczynę. Delikatnie ją uniósł i zaniósł do owego pomieszczenia. Gdy się tam znaleźli posadził ją na brzegu wanny i klęknął przed nią, by zdjąć buty z jej stóp. Gdy już to zrobił wstał i włożył ją do wody, następnie zakręcając kran. I znowu wyszedł, zostawiając ją tam samą, by wrócić po zaledwie kilku minutach z kolorowym drinkiem w dłoni. Postawił go na stołku, w zasięgu jej ręki, i wślizgnął się do wanny, siadając tuż za nią. Objął ją rękami, delikatnie masując jej piersi a jednocześnie naciskając swą męskością na jej plecy.

    OdpowiedzUsuń
  68. Andrew

    Pytanie, skąd tacy się biorą było trudnym pytaniem. Wereszczak taki już był. Owszem, niemal każdą noc spędzał z inną dziewczyną, nie lubił jednak swiadomości, ze mógłby je traktować aż tak przedmiotowo. On potrzebował przyjemności, one też. a skoro mógł cieszyć się ich obecnością i pięknem dłużej niż tylko przez sam stosunek, to czemu nie? Westchnął delikatnie, czując na sobie jej dłonie, gdy jednak znowu położyła się na jego ciele to on zaczął ją obmywać. Bez gąbki, samymi tylko dłońmi, obmył jej piersi i brzuch, aż doszedł do jej łechtaczki. Masował ją delikatnie, aż wsunął w nią palce. Po chwili jednak je zabrał, pewny, że dziewczyna jest zbyt zmęczona, by przejsć teraz kolejny orgazm.

    OdpowiedzUsuń
  69. Pani Hale była miła zależnie od humoru. Raz była miła i sympatyczna, raz wredna i złośliwa. Ogólnie rzecz biorąc to starała się być surowa, wymagająca ale i pomocna oraz miła. Nie chciała być nauczycielką, z której sobie robią żarty. Chciała być zarówno koleżanką jak i kimś w rodzaju opiekunka. Czy jej się to uda? Nic nie wiadomo. Na chwilę obecną dopiero wprowadzała swój plan w życie i trudno było jej cokolwiek powiedzieć.
    - Mnie również miło poznać - uśmiechnęła się do dziewczyny wesoło i zajęła swoje miejsce przy biurku.
    - Mogłabym najpierw zerknąć do twoich materiałów? Chcę mieć stuprocentową pewność, że wszystko pójdzie dobrze - powiedziała patrząc na kobietę uważnie.
    Jenna

    OdpowiedzUsuń
  70. Jenna pamiętała swoje początki. Miała bardzo podobnie. Też się bała mówić, a młodzież to wykorzystywała. Teraz już jest trochę lepiej ale często czuła suchość w ustach i miała ochotę uciekać.
    - Chcę potem przejrzeć, żeby potem nie było żadnych niedomówień - powiedziała uśmiechając się kącikami ust. Dziewczyna musiała jej wybaczyć ale nie chciała mieć potem żadnych nieprzyjemności. Różnie to przecież bywa. Jedno słowo, a wszystko może potoczyć się zupełnie innym torem niż mogłaby to sobie wyobrazić.
    - Tutaj możesz odpalić prezentację - powiedziała gestem wskazując na stojącego laptopa, do którego był już podłączony cały sprzęt.
    Jenna

    OdpowiedzUsuń
  71. - Proponuję, żebyś przyszła w sobotę o dziesiątej, ja wtedy otwieram, posiedzisz chwilę, popatrzysz a później zostaniesz sama na te dwie godziny. - Teraz pozostawało się modlić Cynthii żeby wszystko wypaliło. To znaczy ona wiedziała, że wszystko będzie w porządku, ale jednak. - A gdyby ci się spodobało to nie szukałabyś może pracy dorywczej? - Zapytała, póki co niezobowiązująco, tym bardziej, że jeszcze musiała się przekonać, że blondynka sobie poradzi. Musiała jednak przy okazji przyznać, że miło by było mieć kogoś do pomocy, nawet nie zawsze tylko tak dorywczo, chociażby wtedy, kiedy Cynthia musiała zająć się innymi sprawami, tak jak właśnie w tę nieszczęsną sobotę.

    //Cynthia

    OdpowiedzUsuń
  72. Andrew

    To, co dziewczyna robiła z pewnością działało. Jej prośba i fakt, że sama domagała się dotyku sprawiły, że, o ile to możliwe, jej ciało znów zaczęło ją coraz bardziej podniecać. Zapewne nie musiała już specjalnie ocierać się o niego, by poczuć jego męskość na sobie. Odwrócił ją, tak, że znalazła się na ni, twarzą do niego.
    -Zrób ze mną, co tylko chcesz- Powiedział przygryzając delikatnie jej wargę

    OdpowiedzUsuń
  73. Andrew

    Wereszczaka podniecił mocno już sam widok jej nagiego, mokrego ciała, oblepionego jej włosami, gdy sprawiała sama sobie przyjemność. A chwilę później, za jej sprawą, był już w niej. Spojrzał na jej piersi, które rytmicznie podskakiwały w górę i w dół, na jej sutki, które coraz bardziej twardniały. I na jej usta, które zaczęły sie delikatnie rozchylać, gdy ciało doznawało rozkoszy. Obie dłonie położył na jej biodra i dopasował ich ruch do ruchu jej ciała. Nie robił jednak nic więcej, chcąc, by dziewczyna sama wzięła to, czego tak bardzo pragnie.
    Woda wychlapywała się nieznacznie poza wannę, nie miało to jednak znaczenia. Wereszczak przymknął oczy, czując jak dziewczyna ujezdza go swym drobnym ciałem.

    OdpowiedzUsuń
  74. Andrew

    Tak, jego celem było pozostanie biernym jak najdłużej. Zbliżał się jednak do kresu wytrzymałości. Jej usta rozchylały się delikatnie, biodra ujezdzały go, sprawiając, ze wchodził w nią coraz głębiej, a piersi podskakiwały tuż przed jego oczyma- mokre i gotowe na jego dotyk. Więc nawet, gdyby go nie poprosiła, to dłużej by już tak nie leżał. Nie musiała o tym wiedzieć, bowiem tuż po jej prośbie przeniósł dłoń z jej biodra na pierś, którą zaczął brutalnie i boleśnie pieścić. Druga zaś dłonią złapał jej włosy, wyginając jej ciało delikatnie do tyłu. Przygryzając jej skórę doszedł ustami do jej drugiej piersi, którą zaczął pieścić swym językiem. Nie był tym razem tak delikatny, jak wtedy, na szybie. Chciał jej tu i teraz, wsuwał siew nią bolesnie i brutalnie pieścił jej ciało, tego bowiem przecież chciała.

    OdpowiedzUsuń
  75. Andrew

    Niemal równocześnie i on doszedł w niej, ściskając w tej chwili mocniej jej sutki. Po chwili role się zamieniły, teraz to on był na górze. Odwrócił dziewczynę tyłem do siebie i odblokował wylew wody, bojąc się, ze dziewczyna mogła by się nią zadławić. Zmusił ją do tego, by klęknęła tyłem do niego i rozchylił delkatnie dłonią jej pośladki. Wszedł w nią znów a po chwili włożył palec w jej odbyt, poruszając nim delikatnie. Teraz mogła czuć go w dwóch miejscach na raz. Zaczął poruszać się w niej, od początku jednak był gwałtowny i brutalny. Nie chciał jej zapraszać, by mu się poddała, chciał ja zwyczajnie posiąść i to właśnie robił.

    OdpowiedzUsuń
  76. Chyba dla każdej osoby wyprowadzka z rodzinnego domu, obojętnie z jakich powodów by ona nie nastąpiła, była przełomowym wydarzeniem. W końcu dopiero wtedy młodzi ludzie poznawali, co to tak naprawdę znaczy samodzielność, kiedy wszystko koło siebie należało zrobić samemu, kiedy na stole nie czekał ciepły obiad, kiedy mieszkanie zarastało brudem, a w zlewie piętrzyła się sterta naczyń, które dziwnym trafem nie potrafiły same się zmyć. I chyba im wcześniej to wyfrunięcie z rodzinnego gniazdka nastąpi, tym lepiej…
    - No tak, masz rację… Dla mnie to coś zupełnie normalnego – odparła z uśmiechem, przez moment grzebiąc widelcem w swojej potrawie. – Zresztą gdyby mnie tam nie było, pewnie pomógłby Ci ktoś inny – stwierdziła, lekko unosząc brwi, po czym ponownie zabrała się za jedzenie. Ciekawa była w jakiej formie Elaine planuje się jej odwdzięczyć, skoro chciała podać Inez swój adres. I nie chodzi o to, że Grant była pazerna na to odwdzięczanie się! Elaine wydawała jej się po prostu na tyle sympatyczną i ciekawą osobą, iż nie zamierzała przegapić okazji do kolejnego spotkania z nią.

    OdpowiedzUsuń
  77. - Jestem przekonana, że tak. - Powiedziała bez wahania, rozglądając się po sklepie jakby miało jej to przypomnieć czy poinformowała kobietę o wszystkim. - Ale jestem głupia, napijesz się czegoś? Kawa, herbata? - Zapytała. Naprawdę było jej wstyd, że wciąż jeszcze nie zadała tego jakże oczywistego pytania. Po za tym kierowała nią jakaś ciekawość i zwyczajnie chciała dowiedzieć się czegoś o niej, lepiej ją poznać, chociaż spokojnie by zrozumiała, jeśli dziewczyna nie miałaby ochoty o sobie opowiadać. Spróbować jednak można było a najlepiej zdecydowanie zrobić to przy kawie.

    //Cynthia

    OdpowiedzUsuń
  78. W domu Inez niestety nie panowała dobra atmosfera, więc dziewczyna tym chętniej go opuściła, mogąc dzięki temu wreszcie zaznać spokoju. Mimo to nierozwiązane rodzinne sprawy ciągnęły się za nią po dziś dzień, choć ratowniczka usilnie próbowała się od tego wszystkiego odciąć. Trudno jej jednak było pozostać obojętną na własnych rodziców.
    - No tak, tak tez mogłoby być… - westchnęła niechętnie. Często ludzie przechodzili zupełnie obojętnie obok czyjegoś nieszczęścia, przekonani, że mają do czynienia z pijakiem lub innym degeneratem.
    Ratowniczka powoli skończyła swoją porcje, po czym zamruczała z zadowolenia i odchyliła się na krześle, by nie gnieść wyjątkowo pełnego brzucha.
    - I jak się czujesz? Pewnie zdecydowanie lepiej? – zagadnęła z uśmiechem, widząc, że policzki Elaine wyraźnie się zaróżowiły.

    OdpowiedzUsuń
  79. Ruszyła na zaplecze, gestem dłoni zapraszając kobietę aby udała się za nią.
    - Wszystko do twojej dyspozycji. - Powiedziała, myśląc o najbliższej sobocie i nastawiła czajnik z wodę na herbatę a za chwilę zajęła się ekspresem do kawy.
    - Od dziecka uwielbiałam rysować i już wtedy robiłam pierwsze projekty, jednak sukni ślubnych. - Zaczęła, nie kryjąc uśmiechu. To były zdecydowanie miłe wspomnienia. Zawsze siadali z Victorem przy dużym, dębowym stole w jadalni. Ich matka dzwoniła do różnych firm aby umawiać się na spotkania w celu organizacji kolejnych ślubów i weseli a oni rysowali, Cynthia suknie, Victor mosty. - Później przerzuciłam się na codzienne ubrania, pierwszą sukienkę uszyłam mając czternaście lat, jednak nigdy nie myślałam, że założę firmę. To mój brat mnie skłonił dwa lata temu, żebym zrealizowała swoje projektu. Z początku prowadziłam jedynie internetową sprzedaż a rok temu zdecydowałam się otworzyć butik. - Powiedziała zalewając herbatę, którą to podała swojej rozmówczyni. Sama dolała do swojej kawy dużej ilości mleka a następnie wsypała do napoju trzy czubate łyżeczki cukru. - Jest mnóstwo osób, które mi pomagają, począwszy od brata, poprzez szwaczki i grafików, którzy przenoszą moje projekty na komputer. - Dodała. - A ty? Tylko pracujesz, czy uczysz się jeszcze?

    //Cynthia

    OdpowiedzUsuń
  80. W dzisiejszych czasach rodzina po prostu dramatycznie traciła na wartości. Kiedyś… Kiedyś dom rodzinny był prawdziwa ostoją; miejscem, do którego chciało się wracać. Dziś rzadko kiedy słyszało się o czymś takim. Może to ten świat schodzi coraz bardziej na psy…?
    - Bardzo mnie to cieszy – przyznała szczerze i mrugnęła do niej porozumiewawczo. Blada jak ściana Elaine nie prezentowała się najlepiej, za to teraz wyglądała wręcz kwitnąco! I od razu stała się przyjemniejsza, bowiem wcześniej tak jakby jedynie burkała na pannę Grant, lecz ta wcale jej się nie dziwiła. Gdyby źle się czuła, także byłaby nieprzyjemna dla otoczenia.
    - Co lubię? – powtórzyła z namysłem, gdyż okazało się to trudnym pytaniem. Ponad to takie powtarzanie dawało blondynce więcej czasu do namysłu. – Lubię książki, fantastykę. I spacery. I kiedy jest ciepło. Lubie moje koty. I słodycze. Mam zdecydowanie zbyt dużą słabość do słodyczy… - wyznała, unosząc kąciki ust. Musiała wręcz powstrzymywać się przed tym, by jej dieta nie składała się tylko i wyłącznie z czekolady.

    OdpowiedzUsuń
  81. Może… Ciężko stwierdzić, co się stało, Inez jednak miała wrażenie, że na tym świecie zaczyna źle się dziać pod każdym względem. Jakby ludzie byli tylko i wyłącznie pasożytami na tej planecie i zamiast chcieć przetrwać, dążyli do zagłady. A może raczej chcąc przetrwać za wszelką cenę, zupełnie nieświadomie czynili źle…?
    - Cieszę się. Za każdym razem jak mantrę powtarzam, żeby poszło w cycki! – stwierdziła rozbawiona, a po lokalu poniósł się jej dźwięczny śmiech. Na szczęście gości nie było zbyt wielu i nikt nie przejął się jej głośnym zachowaniem.
    - Oj, na to ciężko będzie mi odpowiedzieć. Jakoś nie jestem w tej kwestii wybredna. Czasem czytam negatywne recenzje czegoś, co mi osobiście bardzo się podobało i nie mogę się nadziwić, skąd te wszystkie złe opinie.

    OdpowiedzUsuń
  82. Co by nie powiedzieć o projektowaniu, ale i szyciu, to była zdecydowanie jej największa pasja. Cynthia należała do osób, które szybko się nudziły i wciąż poszukiwały jakiś nowości żeby nie popaść w rutynę co łączyło się z wieloma pomysłami, w które chciała się zaangażować, jednak zapał szybko mijał. Z butikiem było inaczej i sama nie wierzyła, ze kiedykolwiek prowadzenie go mogłoby ją w jakiś sposób znużyć.
    - To moje małe dziecko. - Przyznała, nie rezygnując z uśmiechu. Zaraz jednak wzruszyła ramionami i oderwała się od blatu, o który stała oparta i ruszyła w stronę miękkiej kanapy usytuowanej na środku lokalu. Położyła filiżankę na szklanym stoliku i opadła na miękkie siedzisko, zaraz to zakładając nogę na nogę. Pokręciła w końcu głową na słowa kobiety.
    - Nie można tak czekać, trzeba działać i sprowokować los bo inaczej się nigdy nie doczekasz. - Rzuciła ot tak, jedną ze swoich wielu złotych rad, któymi potrafiła sypać jak z rękawa. Tak już miała, nie zamierzała rezygnować z wypowiadania własnych poglądów. - Zazdroszczę, ja jestem całkowitym beztalenciem językowym.

    //Cynthia

    OdpowiedzUsuń
  83. Cynthii wcale nie chodziło o życie w reflektorach, tylko po prostu o wrażenie, że coś się dzieje. Nie chciała popaść w rutynę, nie chciała dostosowywać się do wszystkiego tylko sama nadawać tempo swojemu życiu.
    - Żadne zdjęcia w gazecie! - Zakrzyknęła bo i ona wcale by tego nie chciała. Owszem, miała nadzieję, że kiedyś będzie głośno o jej butiku. Ba, o butikach, które może nawet kiedyś powstaną w Europie (tak, marzyła o tym najbardziej), jednak wcale nie chciała aby głośno było o niej samej. - Nie trzeba pojawiać się na pierwszych stronach gazet, żeby dominować nad nudą. - Stwierdziła, lekko wzruszając ramionami, w ramach głębszego zastanowienia. - Po prostu nie można czekać aż coś się wydarzy, tylko trzeba działać. - Dodała, upijając kilka łyków kawy.
    - W takim razie podziwiam wytrwałość, wkuwanie słówek nigdy nei było dla mnie interesującym zajęciem. - Przyznała, doskonale pamiętając swoje początki z niejednym językiem. Skończyło się na tym, że całkiem biegle opanowała niemiecki, który i tak do niczego się jej nie przydawał.

    //Cynthia

    OdpowiedzUsuń
  84. Posłała kobiecie wesoły uśmiech by dodać jej otuchy. Przecież jej nie zje! A jeśli praca będzie naprawdę kiepska to razem ją szybko poprawią. Sądziła jednak, że to nie bbędzie konieczne. Znała trochę studentów i wiedziała, że ci się starają. Chyba że dziewczyna należy do tej grupy, która robi tylko po to aby mmieć zrobione.
    Jennifer w skupieniu ogarnęła prezentację. Podobała jej się chociaż fajerwerków nie było. Możliwe, że to przez dziwny gust nauczycielki, której prawie nic nigdy się nie podobało.
    - Myślę, że dasz sobie radę. A jeśli nie to ja będę siedziała w pierwszej ławce i chętnie ci pomogę. - Powiedziała wstajac z miejsca. - Teraz zostawiam cię tutaj samą byś mogła się jeszcze przygotować i idę po dziennik - to powiedziawszy wyszła z klasy i wróciła dopiero po dzwonku wraz z jedną z klas.

    OdpowiedzUsuń
  85. Dokładnie tak. Zbyt wiele osób u władzy było egoistami, by obecny stan rzeczy szybko się zmienił. By w ogóle się zmienił! Grant miała jednak nadzieję, że to wszystko nie zmierza jedynie ku gorszemu. Że w końcu wszelkie afery nieco przycichną, że będzie lepiej. Nie wiedziała jednak czy jest to możliwe przy tak wielkiej rozbieżności poglądów.
    - No tak, o to powinnam spytać jakiegoś pana – stwierdziła beztrosko. Cóż, piersi panny Grant były jak dla niej w sam raz, nie za duże, nie za małe. Zresztą podejrzewała, że duże piersi jedynie by jej przeszkadzały.
    - Ja też nie jestem wielkim znawca literatury. Rzadko kiedy książka mi się nie podoba i nie potrafię przez nią przebrnąć. Owszem, czasem zauważam, że styl nie taki, albo że fabuła jest przewidywalna. Ale nijak nie zabiera mi to frajdy z samego czytania – odparła z uśmiechem. Po prostu lubiła pochłaniać książki, zarówno te lepsze jak i gorsze, a czytanie samo w sobie było dla niej przyjemnością.

    OdpowiedzUsuń
  86. Dyktatura może najlepszym rozwiązaniem nie była, lecz monarchia jak najbardziej. Ograniczenie rządzących faktycznie miałoby prawdopodobnie jedynie zbawienne skutki. Bo i po co aż tylu ludzi chcących jedynie się nachapać, gdzie może zaledwie garstka chciałaby faktycznie zrobić coś dla kraju, a nie dla siebie?
    - Właśnie mi też coś ostatnio czytanie gorzej idzie – stwierdziła, opierając łokcie na blacie, jej podbródek zaś wylądował na splecionych ze sobą dłoniach. – I to w sumie nie z braku czasu czy z powodu seriali… Tak jakoś… - mruknęła, zmarszczywszy brwi, przy okazji zastanawiając się nad powodem ograniczającym jej chęci do pochłaniania książek. – Chyba po prostu się zbytnio rozleniwiłam. I to pod każdym względem – westchnęła, lekko kręcąc głową. Tak, Inez ostatnio nie potrafiła zmusić się do czegokolwiek.

    OdpowiedzUsuń
  87. Jennifer do swojego zawodu przygotowywała się już od dawna. W sumie to już jako mała dziewczynka bawiła się w szkołę. Miała dziennik zrobiony z zeszytu, a jej wszystkie maskotki i lalki byli jej uczniami.
    Kobieta nie chciała urazić w żaden sposób młodej praktykantki. Wiedziała jednak, że czasami po prostu nie wie co się ma dalej mówić. Uczniowie mogą też nie ułatwiać sprawy i przeszkadzać w każdy możliwy sposób.
    - Dzień dobry - przywitała się z uczniami, a ci jej chórem odpowiedzi. Potem zajęli swoje miejsca, a ona w ciszy się im przypatrywała. - Dziś zajęcia poprowadzi Elaine Eagle. Ja cały czas będę w klasie. Nie wiem w jaki sposób będą prowadzone zajęcia ale radzę wam notować to co ważniejsze - powiedziała uśmiechając się do uczniów wesoło. Potem usiadła, sprawdziła obecność i oddała głos Elaine.
    Jennifer

    OdpowiedzUsuń
  88. - Może… - westchnęła, skubiąc zębami dolną wargę. – W sumie to kiedyś wręcz pochłaniałam książki, a teraz jakoś tak… - mruknęła, mrużąc oczy. No właśnie. Inez sama nie wiedziała, dlaczego zaczęła zdecydowanie mniej czytać. Nie narzekała na brak wolnego czasu, lecz najzwyczajniej w świecie nie potrafiła zmusić się do wysiłku intelektualnego. A szkoda. W końcu nie chcemy, żeby panna Grant zdziadziała, prawda?
    - Tak by było najlepiej. W sumie to mam wiele pomysłów na to, co zrobić z wolnym czasem, ale jakoś nie potrafię ich zrealizować. Nie chcę. Nie mam ochoty. Mówię sobie, że zrobię to później… Chyba się starzeję – jęknęła, lecz w jej niebieskich oczach i tak widoczne było rozbawienia.
    - I wybacz, że tak Ci tutaj marudzę… - dodała jeszcze, bowiem podobne narzekanie i użalanie się było do blondynki niepodobne. Zwykle trzymała się wesołych tematów i zarażała swoim optymizmem innych. Jednak przez to zarażanie jej samej chyba zaczynało wspomnianego optymizmu brakować…

    OdpowiedzUsuń
  89. I Cynthia bynajmniej nie czuła się urażona. Może po prostu chciała nieco naprostować to wszystko bo ludzi często postrzegali ją jako znacznie bardziej rezolutną niż była na prawdę. Z drugiej strony ciężko jednak stwierdzić, czy ona sama postrzegała siebie odpowiednio, w końcu to tylko subiektywne wrażenia, ciężko patrzeć na siebie z z zewnątrz jeszcze na tle społeczeństwa.
    Język niemiecki był jej osobistym wyborem. Co więcej, lubiła ten język, podobał się jej jak mało który, chociaż był stosunkowo trudny.
    - Praca w barze musi być przyjemna. - Stwierdziła, chociaż nigdy nie miała żadnych doświadczeń z tym związanych. Tak jej się wydawało, w końcu było tam tyle ludzi interesujących ludzi, których/ można było poznać.

    //Cynthia

    OdpowiedzUsuń
  90. - Oj, takie niechcenie jest bardzo szkodliwe… - przyznała, skubiąc zębami dolną wargę. Dość często robiła to bezwiednie, szczególnie kiedy intensywnie się nad czymś zastanawiała, tak jak w tym przypadku. W końcu wciąż była optymistycznie nastawiona, spotykała się z ludźmi, co przecież tak bardzo robiła, a mimo to miała dziwne wrażenie, iż czegoś brakowało.
    - I cieszę się, że jednak nie marudzę – dodała, z ciepłym uśmiechem zerkając na swoją rozmówczynię. W pewnym momencie jakby coś ją tchnęło: Inez zamarła, uważnie sunąc wzrokiem po twarzy Elaine, zaś jej mina ewidentnie wskazywała na to, że ratowniczka analizuje pewien pomysł, który właśnie wpadł jej do głowy.
    - A może chcesz mi pomóc? Jakieś wyjście na basen raz w tygodniu? Albo do kina? Musze się rozruszać i zacząć regularnie robić cokolwiek. A razem będzie raźniej – wyjaśniła natychmiast, a jej twarz rozjaśnił wesoły uśmiech. Na chwile obecną było to jedyne, co przyszło jej do głowy. Jedyna rzecz, na która wpadła, a która mogłaby jej pomóc wyrwać się z tego swoistego otępienia.

    OdpowiedzUsuń
  91. No tak, wiele osób nie dawało Inez tyle lat, ile faktycznie miała. A to prawdopodobnie dlatego, że rzadko kiedy poważniała i na jej twarzy non stop gościł uśmiech. Dobrze, może i nie non stop, gdyż jej mięśnie by tego nie wytrzymały, ale pojawiał się zawsze wtedy, kiedy była ku temu okazja.
    A dlaczego padło akurat na Elaine? Cóż, wydawała się ona pannie Grant bardzo sympatyczna osóbką, więc ratowniczka nie chciała zakończyć ich znajomości na tym jednym wspólnie zjedzonym posiłku. A z nowo poznaną osobą zawsze jakoś tak automatycznie chciało się robić więcej, by móc lepiej ją poznać.
    - W sumie to wszystko zależy od mojego grafiku. Przez dwa dni pracuje po dwanaście godzin, a potem mam dzień lub dwa wolnego. Zatem zależy, jak to wszystko się ułoży – wyjaśniła. Właśnie między innymi z powodu takiego rozkładu pracy Inez miała problem z planowaniem czegokolwiek z wyprzedzeniem, gdyż grafik dostawała wraz z początkiem miesiąca i zawsze był on inny.

    OdpowiedzUsuń
  92. Ano dobrze, bardzo dobrze. Zresztą Inez nie czuła się staro i nie zachowywała się jak na jej wiek przystało. Kompletnie nie docierało do niej, że ma już te dwadzieścia siedem lat. Wydaje mi się, że zatrzymała się gdzieś w okolicy dwudziestki i od tamtej pory każde kolejne urodziny niezbyt wiele dla niej znaczyły. W takim sensie, że nie liczyła przybywających jej lat.
    - Tak byłoby najlepiej – stwierdziła Grant, posyłając Elaine ciepły uśmiech. – Tylko ani mi się waż mdleć na basenie! – dodała i pogroziła dziewczynie palcem, oczywiście żartobliwie.

    [Skoro już pojadły, to może przejdziemy do tego jak za parę dni wybiorą się na basen? ;)]

    OdpowiedzUsuń
  93. [ Właśnie do Ciebie pisałam :) Nie bardzo wiem, jak je powiązać. Może kiedyś ojciec chrzestny Elaine poprosił Rose o urządzenie mieszkania i tak się poznały? ]

    OdpowiedzUsuń
  94. [ Hm, jeżeli wuj maluje to może kiedyś udzielał Rose lekcji rysunku?]

    OdpowiedzUsuń
  95. [ Pomyślę nad jakimś pretekstem do wyjścia i zacznę, ale nie obiecuję, że jeszcze dzisiaj :) ]

    OdpowiedzUsuń
  96. [ Z małym poślizgiem, ale jestem :) ]
    Określenie "sporo obowiązków" było w przypadku Rose nieadekwatne, zdecydowanie bardziej pasowałoby "kompletny brak czasu, za dużo spraw na głowie". Planując z Sienną założenie firmy doskonale zdawała sobie sprawę z konsekwencji, ale naiwnie wierzyła, że uda jej się wszystkiego dopilnować i zawsze mieć wystarczająco czasu dla siebie i Rae. Bardzo się pomyliła. Udzieliła jej się jesienna aura, ponura i wietrzna pogoda nie sprzyjały ani wesołym zabawom z dzieckiem, ani tworzeniu kolejnych projektów. Kiedy musiała wyjść z domu na jakiekolwiek spotkanie, ze smutkiem myślała o porzuceniu ciepłego koca i dobrej książki. Taki stan utrzymywał się przez kilka tygodni, w końcu jednak Rosalie postanowiła powiedzieć temu "stop". Firma firmą, obowiązki obowiązkami, ale czas poświęcany córce jest najważniejszy. Poza tym, żyjąc tak jak ostatnio, szybko zamieniłaby się w "zombie", nie byłoby z niej żadnego pożytku - depresja gwarantowana.
    Kilka "wolniejszych" dni poświęciła nie tylko Rae, musiała też nadrobić domowe zaległości czy zrobić zakupy. Właśnie w tym celu zadzwoniła do Elaine. Znały się już jakiś czas i Dawson wiedziała, że w sprawie zakupów zawsze może liczyć na dziewczynę. Potrzebowała sukienki na rodzinną uroczystość i potrzebowała porady.

    OdpowiedzUsuń
  97. Inez oczywiście ogarniała wszystko na ostatnią chwilę. Pięć minut przed planowanym wyjściem biegała po całym mieszkaniu w poszukiwaniu stroju. Tym samym postanowiła, że najwyższy czas zrobić porządek w szafie i komodzie, bowiem strój znajdował się na swoim miejscu, z tym że był zawalony całą stertą innych ubrań.
    Mimo to pod basenem zjawiła się o umówionej porze, mimo że to Elaine zjawiła się na miejscu wcześniej.
    - Cześć! Mam nadzieję, że długo nie czekałaś? - spytała od razu na powitanie, przy okazji po cichu zastanawiając się czy niczego nie zapomniała. Dzięki szybkiej wyliczance stwierdziła, że raczej powinna mieć ze sobą wszystko, co niezbędne.

    OdpowiedzUsuń
  98. [ Mam tak samo, ostatnio ciągle śpię :) ]

    Spadek formy mocno dawał się odczuć Rosalie. Przychodząc do pracy wyglądała, jakby nie spała przez kilka dni, dopiero kawa trochę stawiała ją na nogi i sprawiała, że kobieta odzyskiwała chociaż część swojej energii. Miała nadzieję, że kiedy już minie pierwsze jesienne "uderzenie", wszystko wróci do normy. Pogoda naprawdę nie sprzyjała pracy, podczas deszczu Dawson wolała oglądać bajki z córką, popijając przy tym gorącą czekoladę. Idealny sposób na spędzanie chłodnych wieczorów!
    Nie miała jednak w planach użalania się nad sobą, postanowiła działać i po prostu się ogarnąć.
    Miała nadzieję, że spotkanie z Elaine podziała na nią motywująco, dlatego cieszyła się na myśl o zakupach z nią. W tej chwili większość znanych jej osób miała więcej energii i chęci do życia, liczyła więc na jakiś "zastrzyk mocy".
    Dawson jak zawsze zjawiła się punktualnie. Mogła leniuchować w ostatnim czasie, ale starała się nigdy nie spóźniać, bo ceniła czas swój i innych.
    - Cześć! Co słychać? - uśmiechnęła się, widząc dziewczynę.
    Tego dnia pogoda dopisywała, chociaż byłoby głupio, gdyby Rose zaczęła od tego rozmowę.

    OdpowiedzUsuń
  99. [nie zeby jakoś bardzo mi się nudziło, ale tez jestem chętna na wątek :P Tylko nie bardzo wiem jak nasze dziewczęta powiązać... Aryanne jest 10 lat starsza, więc może jakaś znajomość przez jej chrzestnego?]

    OdpowiedzUsuń
  100. - Całe szczęście, bo nienawidzę się spóźniać – stwierdziła z uśmiechem. Jeszcze w czasach szkoły średniej miała grupkę znajomych, z którymi nie szło umówić się na konkretną godzinę. A może nawet i szło, ale aby wszyscy się zebrali, potrzeba było jakiś dwóch godzin od wyznaczonego czasu. Stąd Inez, która już wtedy nie lubiła się spóźniać nauczyła się cierpliwości.
    Wszedłszy do środka, Grant z zadowoleniem zauważyła, że kolejka nie jest zbyt duża. Ustawiła się na końcu sznureczka i odwróciła się do Elaine, poprawiając zsuwająca się z ramienia torbę.
    - I co tam słychać? Mam nadzieję, że obyło się bez żadnych niespodziewanych omdleń w tym tygodniu? – spytała, mrugnąwszy porozumiewawczo do swojej towarzyszki.

    OdpowiedzUsuń
  101. Właśnie, należało mieć nieco poszanowania dla czasu innych. Poza tym takie notoryczne spóźnianie się było bardzo, ale to bardzo irytujące. W końcu człowiek zaczynał tracić cierpliwość i sam przychodził później, dobrze wiedząc, że nie ma sensu czekać na drugą stronę…
    - O, a gdzie to udało Ci się zarobić te tuniki? – spytała z uśmiechem. Sama musiałaby wybrać się na zakupy, ale to raczej w poszukiwaniu jakiś cieplejszych ubrań na zimę. Zdecydowanie brakowało jej jakiś swetrów czy koszulek z długim rękawem. A do tego czapki i rękawiczek! Oj tak, Inez już od paru sezonów próbowała kupić sobie czapkę, gdyż miała dość marznięcia ale jakoś nie potrafiła.
    - U mnie? Chwilowo brak zmian, poza tym, że wreszcie ruszyłam tyłek na basen – stwierdziła, nie kryjąc zadowolenia. – Chyba będę sobie musiała wypisać na kartce listę rzeczy do zrobienia. I tego, co chcę zrobić, ale nie jest tak naglące… I jak sobie po kolei będę realizować te punkty, to będzie mi łatwiej wreszcie przegonić znużenie i lenia! – oznajmiła, postanowiwszy, że zabierze się za to zaraz po powrocie do domu.

    OdpowiedzUsuń
  102. [ Długie weekendy rozleniwiają mnie tak bardzo, że jutro też zrobię sobie wolne...]
    Potrzebowała motywacji do pracy, Sienna chyba powinna zacząć przekupywać Rose cukierkami. Może to zachęci Dawson do pracy? Przyjemny sposób, chociaż ma swoje minusy... Później musiałaby jakoś zmusić się do ćwiczeń, żeby zrzucić kilogramy po cukierkowych zachętach. Jeszcze niedawno Rosalie regularnie biegała, a od czasu do czasu grała też w tenisa, teraz jednak straciła ochotę na taki wysiłek fizyczny.
    Usłyszawszy o powstrzymywaniu Elaine przed wydawaniem pieniędzy, roześmiała się.
    - Chyba nie możesz na mnie liczyć w tej sprawie - powiedziała, udając przygnębioną. - Bo mnie też udało się odłożyć trochę pieniędzy i mam zamiar dzisiaj dobrze je wykorzystać.
    Mówiąc to, uśmiechnęła się lekko.
    - Mam w firmie sporo pracy, ale idzie nam całkiem dobrze... Stąd te zakupy - dodała rozbawiona.
    Rose miała w planach kupienie sukienki, ponieważ została zaproszona na urodziny do swojego brata. Taka okazja wymagała przecież specjalnego stroju! Poza tym, kobieta powinna zacząć robić "zimowe" zakupy, Rae potrzebowała nowej kurtki i rękawiczek.

    OdpowiedzUsuń
  103. Kiedy Elaine wspomniała o gorącej czekoladzie, Inez spojrzała na nią z ognikami pożądania w oczach. Słodycze pod wszelka postacią były wielką słabością panny Grant. Czasami wydawało jej się, że mogłaby żywić się tylko i wyłącznie słodyczami, wiedziała jednak, że nie byłoby to najlepsze wyjście.
    - Chcę! – zawołała, co oczywiście tyczyło się czekolady. – Bardzo chcę! – dodała, by podkreślić tą swoją chęć, gdyż była ona naprawdę przeogromna.
    Inez wydobyła z torby strój, po czym skorzystała z wolnej kabiny i wskoczyła do przebieralni. Cóż, co prawda wszystkie panie w szatni miały to samo, ale ratowniczka jakoś nie lubiła świecić gołą pupą przed obcymi (nawet jeśli ta pupa nie była zła) i zamiast nieporęcznego zakrywania się ręcznikiem, szybko się przebrała i opuściła niewielką kabinę przeznaczoną właśnie specjalnie do przebierania się.

    OdpowiedzUsuń
  104. [Zaproszenie zaproszenie, ale może jakiś pomysł, zarys sytuacji, cokolwiek? :) Ja baaaardzo powoli wracam do pisania, potrzebuję kopniaków :D]

    OdpowiedzUsuń
  105. Kiedy ostatnio Rose grała w siatkówkę? Kiedy w ogóle ostatnio uprawiała jakikolwiek sport? Chętnie pograłaby w tenisa albo popływała, ale po prostu brakowało jej na to czasu. Miała sporo pracy w ostatnim czasie i niestety zaniedbała rodzinę, znajomych i inne, mniej ważne sprawy. Jeśli akurat miała jakąś wolną chwilę, wolała spotkać się bliskimi, by po prostu odpocząć, niż biegać w dresie po parku. Na szczęście na razie nie musiała się odchudzać, chyba, że rzeczywiście Sienna zaczęłaby zachęcać ją do pracy cukierkami. Jadała jednak nieregularnie i na pewno nie wyjdzie jej to na zdrowie.
    - Na mojej liście jest sukienka pasująca na rodzinne spotkanie, kurtka dla Rae i rękawiczki - odpowiedziała, kiedy chodziły pomiędzy półkami i oglądały ubrania na wieszakach.
    - Może jeszcze czapka i szalik - dodała po chwili zastanowienia. - A czego Ty szukasz?

    OdpowiedzUsuń
  106. Cóż, Cynthia zdecydowanie należała do pewnych siebie i zdecydowanych, mimo wszystko nie była jakaś szczególnie groźna. Po za tym miała świadomość swoich niedoskonałości i to ją czasem niemal zjadało. Mimo wszystko starała się skupić na elementach w swoim życiu, w któych czuła się pewna i kompetentna i to właśnie był dla niej złoty środek.
    - Lubię stykać się z ludźmi. - Wyznała, chociaż było to w jakiś sposób w pełni naturalne. Było to po niej zwyczajnie widać. Po za tym, gdyby tylko było inaczej to mimo najszczerszych chęci nie umiałaby pracować w butiku. - Każde spotkanie, jest jakimś nowym doświadczeniem. Lubi ich obserwować i wyobrażać sobie w różnych sytuacjach. - Wyznała bez żadnego skrępowania. Po prostu miała takie ciche hobby, do którego jednak jak najbardziej się przyznawała.

    //Cynthia

    OdpowiedzUsuń
  107. Cóż, panna Grant rzadko kiedy piła gorącą czekoladę, przez co często zapominała o tym, jak bardzo ją lubi. A czy był lepszy sposób na rozgrzanie się w te coraz chłodniejsze wieczory? Och, pewnie był, lecz chwilowo Inez takiego nie znała.
    Ratowniczka na tyle dawno nie była na basenie, iż nie wpadła na ten sam błyskotliwy pomysł, co Elaine. Gdyby była stałą bywalczynią pływalni, zapewne by tak zrobiła, no ale… Dopiero co wracała do aktywności, a może nie tyle do samej aktywności, co do wyjścia z marazmu, w jaki zupełnie niechcący popadła.
    - Od czego zaczynamy? – spytała z lekkim uśmiechem i zerknęła na swoją towarzyszkę, poprawiając przy tym spięte włosy. Miały do wyboru trzy baseny o różnej temperaturze wody i głębokości, w tym jeden przeznaczony typowo do pływania. Do tego zjeżdżalnia, jacuzzi i sauna.
    - Może na początek nieco popływamy i spalimy trochę tłuszczyku, a później będziemy się relaksować? – zaproponowała, znacząco poruszywszy brwiami.

    OdpowiedzUsuń
  108. [To ja sklecę coś luźnego i krótkiego, ale zostawię taką otwartą kompozycję, żebyś mogła bez problemów się 'wpasować' ;)]

    Krwistoczerwone paznokcie bębniły o blat dębowego biurka, gdy brunetka intensywnie wpatrywała się w siedzącą naprzeciw podwładną.
    - Lucy, mówiłam ci, że nie toleruję łączenia życia prywatnego z zawodowym. Tu jesteś kelnerką, okej? Serwujesz drinki z uśmiechem, ale bez mizdrzenia się. - Nie można powiedzieć, by ta sytuacja sprawiała jej satysfakcję, w końcu pozbawianie kogoś pracy nie jest najmilszym zajęciem pod słońcem, aczkolwiek nawet w kasynie, jak w każdym innym miejscu pracy istniał regulamin, którego przestrzegania panna Haywood bezwzględnie wymagała. - Jeśli po pracy wracasz do waszego wspólnego mieszkania, to się cieszę, że układa ci się życie prywatne, ale sytuacja, w której twój gach klepie cię po tyłku w obecności innych graczy jest niedopuszczalna. - Surowy ton pogłębiał odcień czerwieni pojawiającej się na twarzy ruganej właśnie Lucy. Cóż, zwolnienie jej oznaczało konieczność znalezienia zastępstwa, jednak nie chciała, by jej autorytet został zachwiany. - To szczeniackie obmacywanie cię mogło dać sygnał innym klientom, że jesteście nie tylko kelnerkami, a ja nie prowadzę burdelu, tylko kasyno. Dziękuję ci za współpracę, zapraszam jutro koło południa, załatwimy formalności, wypłacę ci odprawę i rozstaniemy się w zgodzie, bo nie chcę bruździć ci w świadectwie pracy, okej? - Lucy potulnie skinęła głową i, zapewne przygotowując głośne argumenty na dzień kolejny, wyszła z gabinetu.
    A Narcisse, niewiele zwlekając, wrzuciła na kilka popularnych portali pośredniczących między pracodawcami a pośrednikami informację o wakacie.

    OdpowiedzUsuń
  109. Kubek kocha, oj kocha i to bardzo! Zawsze można go było przygarnąć do siebie, objąć dłońmi i delektować się ciepełkiem, krótkotrwałym, ale jednak zawsze to coś.
    Widząc jak gwałtownie Elaine poleciała na spotkanie z wodą, Inez z trudem powstrzymała pisk jawnego przerażenia, a pomogły jej w tym dłonie, którymi zakryła usta. Nawet kiedy jej towarzyszka wynurzyła się z wzburzonej tafli, serce ratowniczki wciąż biło szybciej niż zazwyczaj. Trzeba przyznać, że blondynka naprawdę się wystraszyła, dziwnym trafem mając w głowie niezbyt fortunne zakończenie takiego poślizgnięcia.
    - O nie, na to na pewno nie chcę być skazana! – mruknęła, uśmiechając się leciutko, teraz już nieco spokojniejsza i sama przysiadła na krawędzi basenu, póki co zanurzając w nim jedynie nogi.
    - Brrr, chłodna… - stwierdziła odkrywczo, krzywiąc się przy tym, lecz po kilku sekundach wahania zsunęła się gwałtownie do wody, dobrze wiedząc, że odwlekanie zetknięcia się z chłodną cieczą nie ma większego sensu i lepiej zrobić to jak najszybciej.

    OdpowiedzUsuń
  110. [ W sensie, że jak ktoś zawala to pierwsze co robi to wydzwania do E.?;>]

    OdpowiedzUsuń
  111. Zachęcić rodzinę do uprawiania sportu? Tak się pechowo składało, że większość rodziny Rosalie mieszkała poza Nowym Jorkiem, dziewczyna mogła więc robić z ojcem pajacyki podczas rozmowy przez skype. Na szczęście nie musiała zachęcać Rae do uprawiania sportu, bo dziewczynka chętnie chodziła na zajęcia sportowe szkole i ćwiczyła razem z innymi dziećmi. Dobrze byłoby zachęcić przyjaciół do pogrania razem, ale Rose wiedziała, że wszyscy są tak samo zajęci jak ona. Gdyby jednak czegoś potrzebowała, pewnie na chwilę oderwaliby się od swoich obowiązków i pomogliby dziewczynie. Uważała jednak, że lepiej nie mieć przyjaciół niż otaczać się ludźmi, którym na nas nie zależy i odwrócą się przy pierwszej możliwej okazji. Nie posądzała o to każdego, ale przyjaźń na siłę była po prostu zła.
    - Nauszniki? - Rosalie, rozbawiona wizją Elaine w cieplutkich i milutkich nausznikach, lekko uniosła brwi. To nie był jednak taki zły pomysł, bo rozalkowa autorka też wyglądała w czapce tak, jakby ktoś nałożył jej garnek na głowę. Niezbyt komfortowe uczucie. Rekompensowała to sobie kupując śmieszne czapki z pomponami.
    Kiedy weszły do sklepu, Rose odruchowo skierowała się w stronę wieszaków, na których wisiały sukienki w różnych odcieniach niebieskiego. Miała słabość do tego koloru i wydawało jej się, że całkiem dobrze w nim wygląda.
    - Co o niej myślisz? - zapytała, wskazując na granatową sukienkę z baskinką. Co z tego, że miała już podobną? Wciąż jeszcze nie zrobiła porządku po włamaniu i nawet nie wiedziała, czy ubrania nadają się jeszcze do założenia.

    OdpowiedzUsuń
  112. - Ja też! – odparła, osłaniając się dłońmi przed lecącymi w jej stronę kropelkami wody, jakby to miało jej w czymś pomóc. Przecież i tak była już cała mokra, łącznie z głową. No i miała nadzieję, że następne wejście Elaine do basenu nie będzie już tak spektakularne jak to, które miało miejsce przed chwilą.
    - Będę tuż za Tobą – stwierdziła, mrugnąwszy porozumiewawczo do dziewczyny i kiedy blondynka znalazła się kawałek dalej, Inez także zaczęła płynąć. Na początek również żabką, żeby przekonać się jak tam się ma jej kondycja i zbytnio się nie sforsować. W końcu była na basenie pierwszy raz od niepamiętnych czasów!
    Kiedy znalazły się po drugiej stronie basenu, obydwie zawiesiły się na murku, Grant zaś odetchnęła głęboko.
    - Już czuję te wszystkie spalające się kalorie! – zaśmiała się, pod woda klepiąc się po brzuszku. Coś jej się wydawało, że ten wypad związany też z dawką ruchu poprawi jej humor i choć odrobinę przegoni tego okropnego lenia.

    OdpowiedzUsuń
  113. Wbrew pozorom, sklecenie zgrabnego, krótkiego ale treściwego ogłoszenia, jakiego wymagały owe portale, nie było rzeczą zbyt łatwą. Narcisse chciała jak najdokładniej sprecyzować wymagania, by nie marnować czasu ani swojego, ani potencjalnych pracownic. W momencie, w którym usłyszała pukanie, jej dłonie zawisły nad klawiaturą, spojrzeniem zaś powiodła w stronę drzwi.
    - Dobry wieczór - odparła machinalnie, nawet nie kryjąc zdumienia tą wizytą i jej powodem. Zatrzasnęła laptopa i wymownym gestem zaprosiła dziewczynę na fotel stojący przed biurkiem.
    - Owszem, mam wolne miejsce wśród załogi, ale nie rozumiem, co z związku z tym? - gdy padło pytanie, jej brwi powędrowały w górę, a nie srogie, lecz również nie i przyjaźnie ciepłe spojrzenie zlustrowało ładną twarz blondynki. Przedłużająca się ze strony panny Haywood cisza była wyraźnym znakiem, iż czeka na odpowiedź.

    OdpowiedzUsuń
  114. [ siemaaa :D ja na wątek jestem chętna zawsze. powiedz tylko czy wolałabyś aby się już znali, czy np. Jon będzie się stołował w restauracji, gdzie pracuje Elaine?

    Ale mam nadzieję, że masz jakiś lepszy pomysł niż ja :D ]

    OdpowiedzUsuń
  115. [ okeyyy. w takim razie kto zaczyna? :D ]

    OdpowiedzUsuń
  116. - Fakt, nie jestem tłusta, ale wysportowane ciałko tez jest ładniejsze – stwierdziła z szerokim uśmiechem. Trzeba przyznać, że Inez raczej nigdy nie miała kompleksów, bo też nigdy nie miała problemów z wagą i była zadowolona ze swojego ciała. Oczywiście jak każda kobieta dostrzegała jego niedoskonałości, ale nie robiła z tego powodu tragedii.
    - To co, czas na następną długość? – spytała, przeczesując mokrymi dłońmi lepiące się do twarzy kosmyki, te które wyślizgnęły się z kucyka.

    OdpowiedzUsuń
  117. [Myślę, że Nathanielowi przyda się jakaś kompanka do biegania, domyślam się, że mam zacząć więc to zrobię gdzieś pod wieczór ;)]

    Nathaniel

    OdpowiedzUsuń

  118. Jonathan wracał właśnie z pracy swoim czerwonym Mercedesem. Centrum Manhattanu w godzinach szczytu było istną katorgą zarówno dla kierowców, taksówkarzy czy przechodniów – zatłoczone był zarówno drogi jak i chodniki, a najszybszą formą komunikacji o tej porze dnia było metro lub rower.
    Od ponad pół godziny tkwił na Brodway’u, poruszać się pół metra na minutę. Wkurzony bębnił palcami o kierownicę w rytm muzyki – właśnie z głośników wydobywało się „Highway to hell”, piosenka adekwatna do obecnej sytuacji.
    Wreszcie światło zmieniło się na zielone - ledwo zdążył wrzucić pierwszy bieg i wjechać na przejście dla pieszych, gdy przez maskę przeleciała mu blond czupryna i zniknęła pod maskę. Wyhamował gwałtownie i wyskoczył z pojazdu. Serce waliło mu jak oszalałe – żeby tylko nic się jej nie stało.

    OdpowiedzUsuń
  119. Elaine zachowywała się, jakby przyszłą na rozmowę kwalifikacyjną. Czyżby zdawała sobie sprawę z tego, że Narcisse miała zamiar uważnie obserwować ją i jej zachowanie oraz reakcje, poważnie rozważając jej kandydaturę?
    Wywód blondynki został skwitowany krótkim skinięciem głową i pomrukiem pełnym aprobaty. Panna Haywood nieco niestosownie wlepiła wzrok w ekran ponownie otwartego komputera i przez dwie minuty była zajęta tylko owym urządzeniem, kompletnie nie zwracając uwagi na gościa.
    W końcu laptop poszedł w odstawkę, czyt. został przesunięty na odległość większą, aniżeli długość ręki, a cała uwaga brunetki ponownie skupiła się na siedzącej naprzeciw dziewczynie.
    - Zgadzam się z każdym pani słowem, aczkolwiek muszę zauważyć, że mimo wszystko wymagałabym od pani nawet odręcznie napisanego CV i obowiązkowo urzędowego oświadczenia o niekaralności. I, proszę wybaczyć, nie przedstawiłam się. Narcisse Haywood - dodała nadal spokojnym, zwyczajnym tonem, podając jej dłoń. - Cóż, nie ukrywam, że potrzebuję kogoś od zaraz, a pani pewność siebie mnie przekonuje. Na kiedy jest pani zdolna dostarczyć dokumenty? - brew panny Haywood powędrowała w górę, jednak kąciki ust pozostały niewzruszone.

    OdpowiedzUsuń
  120. [witam serdecznie :D taka ona jakaś zagubiona mi się wydaje... może mogłybyśmy z nich zrobić koleżanki od ciepłęgo kakao i pianekw ieczorami hm? :D nie lubię wszędzie zaczynać od nowa hah ]

    OdpowiedzUsuń
  121. Ostatnie miesiące w przeciwieństwie do kilku poprzednich jeszcze, zupełnie się Sol nie dłużył. Wcześniej miała wrażenie, że czas stanłą w miejscu, że ona znalazła się w jakiejś pułapce czasu. Po pierwsze po objęciu etatu w zespole, powoli wdrażając się i integrując z ludźmi nie widziała szans na wielkie spektakle, na podróże i wyjazdy z tancerzami, co od zawsze było jej marzeniem. Po drugie wystawianie tego samego przez kilka tygodni było nie tak emocjonujące, jak sądziła. Po trzecie... jej ambicje sięgały dużo wyżej i zderzając się z rzeczywistością, poczuła zawód.
    Ale machina ruszyła. Ostatnio niemal pół roku żyła na walizkach i bardzo dobrze się z tym czuła! Niby ten sam zespół, nowy scenariusz i życie nabrało kolorów. Marzenia troszkę odżyły.
    Spojrzała na zegarek i wstawiła kubki z mlekiem do mikrofalówki. Na dziesiatą umówiła się z koleżanką. Dziewczyna wydawała jej się w jakiś sposób podobna do niej samej, choć Sol nie umiałaby wyjaśnić, na czym miałoby to podobieństwo polegać. Ale po prostu polubiła Elaine od pierwszego spotkania, gdy zagaiła do niej w lokalu, gdzie tamta kelnerowała. Cóż, ruda to już taka była, otwarta, swobodna w nawiązywaiu kontaktów, nigdy nie sprawiało jej to przykrości, wręcz przeciwnie lgnęła do ludzi.
    [takie o na wstęp...?]

    OdpowiedzUsuń
  122. [tak, trzeba się rozkręcic, zeby nam to sztywne nie wyszło ;) ja tu nie pisałam... ani tu, ani w ogóle hoho, sporo czasu ;/]

    Sol to urodzony zmarźluch. Jesli trzeba by było wskazać unikatowy talent, jakim ruda mogłaby się popisac, jak nic byłaby to zdolność do zamarzania o każdej porze roku, awsze i wszędzie. Dlatego gdy wieczorem znacznie się ochłodziło i wszystkim zaczęło się przypominać, że zima tuż tuż, a właściwie gdyby z dnia na dzień spadł śnieg, to też nikt nie miałby prawa się dziwić; Sol wskoczyła w cieplejszy płaszcz, na głowę naciagnęła czapę, na dłonie rękawiczki i ozywiście szalik, a ciepłe kozaki to już od kilku dni był mus.
    W parku znalazła się o umówionej godzinie, czując jak wypite ciepłe mleko grzeje ją od środka. Szczęściem nie usypiało jej to zupełnie i nie rozumiała, jak ludzie mogą stosować to niczym lek na bezsennośc, albo pomoc w zasypianiu. No ale kawa ją usypiała, zamiast pobudzać, to może akurat tu coś nie halo...?
    Staneła przy ławce, nie bardzo chcąc na niej siadać. Bo jeszcze tyłkiem przymarznie i co? Nie. Lepiej nie ryzykować. Zamiast tego rozejrzała się wokół i usmiechneła na widok nadchodzącej koleżanki.
    - Hej! - usmiechneła się szeroko. - Mam ochote iść na łyżwy wiesz? - zagaiła od razu, bo tak, bo teraz jej to nagle do głowy wpadło.

    OdpowiedzUsuń
  123. [miałaś tu postać? a jaką , można spytać? :D może kojarzę, może nawet udało nam się jakiś wątek poprowadzić heh ;) ]

    Sol roześmiałą się serdecznie i machnęła ręką. Siniaki na tyłku to żaden strach, poboli chwilę, kolor śliwki przejdzie w gruszkową żółć i zejdzie. Ale ile przy tym było zabawy! Po pierwsze takie szaleństwa na pewno odmładzały człowieka w duchu, po drugie poprawiały krążenie, a po trzecie i najważniejsze, było przy tym zawsze mnóstwo śmiechu, ha! A to to było coś, co ruda uwielbiała ponad wszystko. - Ja ostatni raz łyżwy miałam na nogach z trzy lata temu, więc lepiej nie będzie - wzruszyła ramionami i wzięła koleżankę pod ramię. - No chodź, przynajmniej się przejdźmy i spojrzmy, czy dużo ludzi tam jest - prosiła nieugięcie.

    OdpowiedzUsuń
  124. Porady Elaine mogły okazać się przydatne, Rose naprawdę była otwarta na wszystkie sugestie. Po prostu kilka razy spotkała ludzi, którzy od początku chcieli ją oszukać. Po czymś takim trudno zaufać drugiej osobie, jednak zachowanie jej przyjaciół potwierdziło ich szczere i bezinteresowne intencje - nie opuścili Rosalie wtedy, kiedy dziewczyna najbardziej potrzebowała pomocy, ale wspierali ją jak tylko mogli najlepiej.
    Najwyraźniej panna Eagle jeszcze nie spotkała kogoś, komu mogłaby zaufać w stu procentach i powierzyć swoje życie. Nie można się jednak zrażać! Rose była samodzielna i nie lubiła czuć się zależną od innych, ale czasami pomoc była niezbędna, nie powinno się więc nikogo odpychać.
    - To na rodzinne spotkanie - odpowiedziała wymijająco, ale po tajemniczym uśmiechu Rose można było się domyślić, że w jej życiu jest pewna wyjątkowa osoba dla której może się stroić.
    - Ale chyba masz rację, bardzo oficjalna - choć sukienka naprawdę bardzo podobała się dziewczynie, po chwili odwiesiła ją z powrotem na miejsce. Dawson lubiła niebieski kolor i wszystkie jego odcienie, ale nie mogła kupować niebieskich lub granatowych sukienek na każdą okazję. Szkoda.
    - Idziemy tam? - zapytała, widząc na półkach czapki, szaliki i nauszniki. Nie czekając na odpowiedź Elaine, pociągnęła ją za rękę w tamtą stronę.

    OdpowiedzUsuń
  125. Dobrze, że rozumiał się w tej sprawie. Rosalie zawsze starała się stosować zasadę "złotego środka", żeby uniknąć wpadania w skrajności. Do nowo poznanych należało podchodzić z dystansem, ale nie można też przesadzać i uprzedzać się niepotrzebnie.
    - Nikogo nie ukrywam, spotykam się z kimś. Ma na imię Nick i jest wykładowcą - odpowiedziawszy, uśmiechnęła się lekko. Rose czuła się trochę skrępowana pytaniami Elaine - to nie tak, że nie chciała jej nic powiedzieć, ale po prostu sama nie wiedziała, co miałoby to być.
    - Ale sukienkę naprawdę kupuję na rodzinne spotkanie - dodała po chwili. Nie kupowałaby sukienki, gdyby nie włamanie do jej domu. Włamywacze zrobili niezły bałagan, wyrzucili całą zawartość szafy Rosalie i wiele rzeczy nie nadawało się do założenia. Udało jej się już wszystko posprzątać, teraz starała się dokupić rzeczy, które zniszczyli. Na jej liście były nie tylko ubrania, ale też kubki do kuchni i nowe lustra - z jakiegoś powodu lustra dziewczyny nie spodobały się złodziejom i potłukli większość z nich.
    - Wyglądasz, jakbyś właśnie wróciła z Norwegii. Brakuje Ci tylko swetra we wzorki - odpowiedziała rozbawiona.
    Nie miała nic przeciwko swetrom w norweskie wzory, po prostu były zabawne.
    Chwilę później wśród asortymentu znalazła identyczne nauszniki jak te, które Elaine miała na sobie, tylko były one w niebieskim kolorze.

    OdpowiedzUsuń
  126. [ Ładne zdjęcie i jeszcze lepsze nogi modelki ;) ]
    Zdarza się! Przecież nie każdy rodzi się stworzony do podejmowania dobrych decyzji, czasami musimy zrobić coś głupiego, żeby mieć nauczkę na przyszłość i zapamiętać, jak należy postępować. Może Elaine tylko wydawało się, że podejmowane przez nią decyzje są bezsensowne albo głupie? Chyba powinna trochę bardziej uwierzyć w siebie. Rose wiedziała, że dziewczyna jest optymistką, ale chyba potrzebowała jakiegoś impulsu od losu, żeby bardziej w to uwierzyć. Z drugiej strony, dobrze wiedziała jacy są ludzie i świat, może dlatego wolała zachowywać dystans w wielu sprawach?
    - Literaturę średniowieczną, pracuje w Nowym Jorku i Waszyngtonie - była dumna z Nicka, bo to właśnie jemu zaproponowało prowadzenie wykładów na uniwersytecie w Waszyngtonie. Wiedziała, że obydwoje lubią swoją pracę i chciała, żeby mógł jak najlepiej to wykorzystywać.
    - I tak, jest przystojny - dodawszy, mrugnęła do Elaine. Trudno temu zaprzeczyć.
    Kiedy blondynka założyła Rose nauszniki, dziewczyna roześmiała się. Musiała przyznać, że obydwie wyglądały całkiem dobrze w wersji zimowej. Gdzieś na półce widziała też rękawiczki, więc miałyby norweski komplecik.
    - Pandy są całkiem fajne. Wszystkie dziewczyny noszą takie czapki, więc Rae byłaby zachwycona - stwierdziła Rosalie, nie kryjąc rozbawienia. Nawet dzieci w szkole podstawowej chciały teraz modnie wyglądać...

    OdpowiedzUsuń
  127. [ Nietypowe wymagania... Większość jej zdjęć jest ładna :) ]
    Sprzedawanie siebie to naprawdę mocne słowa. Jeśli jednak Elaine znała swoje zalety, potrafiła je odpowiednio wykorzystać i robiła to w bardziej pozytywnym sensie słowa "wykorzystać", to chyba nie było żadnego problemu. Dziewczyna już po pierwszych chwilach rozmowy pokazywała, że jest pewna siebie i Rosalie trochę jej tego zazdrościła. W przeciwieństwie do panny Eagle, w pracy raczej starała się ukrywać urodę, bo ludzie po prostu nie traktowali jej poważnie. Była drobna, wyglądała bardzo młodo, więc trudno jej było wzbudzić czyiś szacunek.
    Była zakochana i właściwie nie widziała powodu, by to ukrywać. Czuła się naprawdę szczęśliwa, ale nie chciała mówić zbyt wiele, żeby tego nie zapeszać. Jeszcze niedawno w ogóle nie wierzyła, że w jej życiu znowu może dziać się coś dobrego. Niedawne włamanie i "rocznica rozwodu" tylko jej o tym przypominały.
    - Nie martw się, nie pozwolę mu uciec - zapewniwszy, uśmiechnęła się lekko.
    - Teraz, widząc na uniwersytecie przystojnego wykładowcę, będziesz się pewnie zastanawiała czy to ten, o którym opowiadałam - mruknęła, posyłając blondynce złośliwy uśmieszek.
    Nigdy nie zastanawiała się nad tym, jak traktowane są przez kolegów dzieci ubrane w dres. Wiedziała jednak, że coraz młodsze dzieci, zwłaszcza dziewczynki, chcą być "modne". Rozalkowa autorka będąc ostatnio w kinie widziała grupę dzieci z podstawówki i razem z przyjaciółką bez problemu wskazały dziewczynkę, która wyglądała im na przyszłą ofiarę mody.

    OdpowiedzUsuń
  128. [to czemu zrezygnowałaś i już nie ma blondyneczki? i jej męża? i jej dziecka?! :O]

    - Mogę Cię nawet u siebie do łózka wsadzić i poić syropkami i bandażować - zapewniła z śmiechem.
    O taka wizja łyżew to od razu Soliśkę napełniła pozytywną energię i teraz cieszyłą się niczym jak dziecko, prowadząc biedną Elaine na lodowisko. Gdyby ruda miała na głowie kolorową czapkę z pomponem, albo jeszcze lepiej - rogami, wtedy oczywiście wyglądałaby tak, jak się czuła. Jak nastolatka!
    Zdarzało jej się tak i to nawet często. Byc może z powodu tego, ze zwykle musi po prostu musi być dojrzała, obowiązkowa i poważna.
    - O patrz! te smakołyki ryż w karmelu na patyku - oczy jejniemal z orbit wyszły i słysząc samą siebie, aż wybuchnęła śmiechem. Wariatka.

    OdpowiedzUsuń
  129. [ A witam :) Jakieś pomysły? ]

    OdpowiedzUsuń
  130. [ach, no widzisz, ja do Sol przyrosłam xD ]

    Tak, zdecydowanie jak dziecko. I cóż się poradzi, jak taki już był jej urok?
    - Oczywiście, ja każdy prezencik przyjmę z największą radością - zapewniła rozbawiona, chociaż akurat tego, co wymieniła Elaine by się nie spodziewała. I nawet jak zostałą uprzedzona, nie wierzyła, że dostanie.
    SPojrzała tylko na słodycze i przeszłą dalej. Mówić można, bo wykonanie.. to groziło przytyciem i choć Sol przemiane materii miała swietną i ćwiczenia robiły swoje, ona częściej o słodyczach marzyła, niż je autentycznie jadła o.
    - Hm... odważysz się? - przystanęła na uboczu lodowiska, patrząc jak ludzie się bawią, starają bawić, rozpłaszczają na lodzie, albo śmigają bardzo pewni siebie.

    OdpowiedzUsuń
  131. Cóż, gdyby Elaine wiedziała, co takiego Narcisse przed chwilą zrobiła w owym komputerze, pewnie ine byłaby zła. Otóż panna Haywood usunęła treść misternie tworzonego i oczekującego już na wstawienie ogłoszenia z pola tekstowego w jednym z portali pośredniczących w poszukiwaniu pracy. Naprawdę chciała dać szansę tej odważnej blondynce, która bezpośrednio określała, na czym jej zależy.
    No, i z drugiej strony bardzo potrzebowała pracownika.
    Pobrane piliki wydrukowała, podając dziewczynie do podpisania.
    Dokument bez ręcznego podpisu to nie dokument – stwierdziła lekko, a kąciki jej ust uniosły się w delikatnym uśmiechu. Pewnie nie wyglądała już na srogą sucz, aczkolwiek miała nadzieję, iż nie burzy tym gestem swojego autorytetu. - Bardzo chętnie zaprosiłabym panią na dzień próbny, jednak dopóki nie uzyskam tego oświadczenia, nie mogę. Proszę mnie zroumieć, ja mogę wierzyć, że jest pani czysta, ale w każdej chwili może się tu zjawić jakakolwiek kontrola. Komplet dokumentów nie jest moją fanaberią, ktoś postawiony wyżej ustala zasady – skwitowała, wkładając podpisane już dokumenty do granatowej teczki. - Powiem tak: zależy mi na czasie, a pani ma odpowiednie doświadczenie i – zawiesiła na chwilę głos, nieco bezczelnie się jej przyglądając – odpowiednią aparycję, co w moim lokalu jest niezmiernie ważne, więc jeśli do jutra dostarczy mi pani ten dokument, zapraszam na dzień próbny.
    W tym momencie wsunęła do szuflady biurka teczkę i odchyliła się nieco w fotelu, dając do zrozumienia, że z jej strony to już wszystko. Może i wymagała od niej niemożliwego, w końcu załatwienie jakiegokolwiek zaświadczenia w tak krótkim czasie graniczyło z cudem, jednak nie było to całkowicie niewykonalne.

    OdpowiedzUsuń
  132. Tym razem Inez wybrała kraula i rozpędziła się na tyle, że niemalże dobiła do unoszącej się na wodzie Elaine. Całe szczęście, musnęła palcami jej stopę, przez co w porę się zatrzymała, jednak jej towarzyszka nie poczuła tego lekkiego jak muśnięcie piórkiem dotyku. To prawdopodobnie dlatego w głowie panny Grant zrodził się szatański plan…
    Ratowniczka ulokowała się w okolicy stóp blondynki, po czym zaczęła uważnie ją obserwować. W momencie, w którym była pewna, iż Elaine właśnie nabrała powietrza w płuca, złapała ją za kostki i pociągnęła pod wodę. I gdyby sama nie znalazła się pod wzburzoną teraz taflą, prawdopodobnie śmiałaby się w głos. Bawet teraz pojedyncze bąbelki ulatywały z jej ust.

    [Ojej, cudne nowe zdjęcie! *.*]

    OdpowiedzUsuń
  133. Tak na prawdę o to w tym wszystkim chodziło! By się nie bać! By dać się porwać każdemupomysłowi, każdej namiastce szaleństwa. Trzeba było chcieć i odważyć się żyć pełnią życia! A zabawa jak kilkuletnie dziecko to tylko próba przypomnienia sobie tego, co bylo kiedyś, co mozna zybko utracić. W ogóle czemu dorośli boją się zabawy? Dziwne.
    - Jasne, ktoś musi być winny - wzruszyła ramionami, mało się tym przejmując. Bo tak na prawdę... cóż, nie wierzyła, by sobie Elaine mogła coś zrobić. Najwyżej śmiać i cieszyć chwilą o.
    [nie marudź, idzie wspaniale ;) ]

    OdpowiedzUsuń
  134. [Jedyne co przychodzi mi do głowy to znajomość z imprezy u wspólnych znajomych, albo z jakiejś imprezy w klubie jeśli na takich bywa, mógł stanąć w jej obronie czy coś :) ]

    Martin

    OdpowiedzUsuń
  135. [Nie szkodzi, mnie też to opornie idzie. A tak w ogóle... Quin? ;>]

    - Do zobaczenia - odparła Narcisse, nieco nachalnie lustrując kobietę spojrzeniem. Cóż, idealnie wpisywała się w panujące tu wymogi, zapewne świetnie prezentowałaby się w 'stroju służbowym', ma doświadczenie... Pożegnała Elaine ledwie zauważalnym tajemniczym uśmieszkiem, nie komentując uwagi o biurokracji. Panna Haywood sama nie lubiła urzędów i papierków, ale ktoś wcześniej ustalił zasady, których nalezało przestrzegać.
    Żadnych karanych ludzi w kasynie, to mogło zagrozić jej biznesowi. Pozostało tylko mieć nadzieję, iż blondynka natrafi na urzędnika, który ulegnie jej niewątpliwym wdziękom i w trybie przyspieszonym rozpatrzy jej sprawę.

    OdpowiedzUsuń
  136. [Pomysł mamy, zaczniesz? Byłoby łatwiej bo akcja zaczyna się od Elaine :) ]

    OdpowiedzUsuń
  137. W pewnym sensie każdy się sprzedawał, bo przecież promowanie siebie podlegało pod kategorię "sprzedawania". Wszyscy chcieli dobrze się prezentować, nawet jeśli nie miało to nic wspólnego z pokazywaniem biustu, i imponować innym.
    Rosalie nigdy nie miała okazji przekonać się o szalonej naturze Elaine. Kiedy poznała dziewczynę podczas lekcji rysunku u jej wujka wiedziała,że jest oryginalną osobą, ale wtedy nie nazwałaby jej szaloną. Wyglądała niewinnie, ale najwyraźniej pozory mylą.
    - Proszę bardzo, ale uprzedzam, że Nick nie należy do wylewnych - powiedziawszy, zaśmiała się.
    "Nie należy do wylewnych" to bardzo delikatne słowa, ale Rose przyzwyczaiła się do częstej małomówności swojego... Chłopaka? Dziwnie to brzmiało, nie przyzwyczaiła się jeszcze.
    Moda nie była takim złem, za jakie miała ją Elaine!Dawson uważała, że trzeba umiejętnie z niej korzystać i nie wpadać w paranoję. Człowiek ubrany od stóp do głów modnie był po prostu śmieszny. Poza tym, jeśli każdy chciał być oryginalny i modnie ubrany, w efekcie nikt taki nie był.

    OdpowiedzUsuń
  138. [ Witam i przepraszam, że dopiero teraz odpisuje. Wiesz wątek niby oklepany, ale muszę się przyznać że nigdy w życiu takiego nie miałem więc zaczynaj :) ]

    OdpowiedzUsuń
  139. Raz na jakiś czas zdarzało mu się przyjść do tego baru. Nie było to jego ulubione miejsce, ale też nie miał żadnych obiekcji kiedy koledzy zaproponowali piwo w tej knajpie. Po treningu wrócił do nowego mieszkania. Wciąż panował tam wielki bałagan, bo może i znalazł chwilę na przeprowadzkę, to już z urządzeniem się było gorzej. Od kilku dni żył więc trochę jakby na walizkach, jakby nowe mieszkanie było miejscem przejściowym. O umówionej porze stawił się na miejscu, na początku sam zamówił piwo a kiedy jego znajomi się zebrali, zajeli ustronny stolik. Podczas tej 'imprezki' dołączyło do nich jeszcze kilku bliższych lub dalszych kolegów a ilość spożytego alkoholu znacznie wzrosła. Nie za wszystkimi przybyłymi Martin przepadał, na trzeźwo niektórych można było znieść, ale pod wpływem alkoholu przechodzili samych siebie. Szczerze powiedziawszy, towarzystwo zaczynało go już trochę męczyć i miał ochotę zebrać się do domu. To zresztą zrobiła już część towarzystwa. Wyszedł najpierw do łazienki a kiedy wrócił 'koledzy' zajeli się jedną z kelnerek i to ewidentnie wbrew jej woli.
    -Josh, nie przesadzasz? -zwrócił się do jednego z gości siedzących obok dziewczyny.
    -Ja wiem, dziewczyna jest ładna i podaje piwo ale dla ciebie już chyba za późno, zdaje się, że już masz żonę.- rzucił i tym rozpoczął wymianę zdań, która trochę odwróciła uwagę pijanych od dziewczyny. Jej samej podał dłoń i pomógł wstać.
    -Przepraszam za nich. - powiedział, kiedy zalazła się obok niego. Tym samym nie uniknął złośliwych uwag na temat tego, że chce kolejnej dziewczynie zrobić dziecko. Pijani bywają bardzo nietaktowni. W międzyczasie zgarnął z krzesła swoją kurtkę i odszedł z dziewczyną w stronę baru.

    OdpowiedzUsuń
  140. [ w zasadzie to Ty miałaś oblać kawą Jareda :) ]

    OdpowiedzUsuń
  141. Oj tam współczujące spojrzenia. Współćzujące,r ozbawione, zatroskane... Elaine miała w sobie coś takiego, ze SOl przy niej nie bała się wariować i szaleć. W sumie w zespole musiałą się pilnować, bo gdyby wyszło na jaw, jaka z niej wariatka... wykopaliby ja, ot co! A tu miała swobodę, jakiej pragneła!
    No i poza tym sama też wiedziała, jak dokuczliwe jest spotkanie z lodem. Pamietała swoje dawne wycieczki na lodowisko z Nezia... cholera, wtedy musiałą sobie porządnie tyłem masować!
    - Chodź , wstawaj, jedziemy razem, nikt nie zginie, obronię cię! - uroczysty tonn ie wyszedł jej z tak wielkim i świetnym efektem jak blondynce. A czemu? Bo SOl już wszystko przez śmiech paplała.
    Staneła na lodzie niepewnie i przytrzymując się bandy wyciagneła dłoń do koleżanki. Jak runą, to dopiero będzie widowisko!

    OdpowiedzUsuń
  142. To było chyba powszechne zjawisko, każdy posiadał "maski". Przy rodzinie władaliśmy jedną, przy przyjaciołach drugą, w pracy jeszcze inną...
    Żadnym zaskoczeniem nie był więc fakt, że Elaine przy wujku zachowywała się ja aniołek, a przy innych... Nieco inaczej. Rosalie nigdy nie miała okazji poznać drugiego oblicza Eagle, chyba nawet nie chciałaby go znać - mogłaby wtedy poczuć się rozczarowana. Przyzwyczaiła się do niej jako do odważnej, pewnej siebie, ładnej blondynki. Jeśli zaś chodzi o dziwactwa, każdy miał jakieś i chyba nie trzeba było się ich wstydzić. Rose też miała swoje przyzwyczajenia, o niektórych wiedzieli tylko najbliżsi.
    Może od razu powinna podać imię i nazwisko mężczyzny, żeby Elaine naprawdę nie zaczęła prowadzić prywatnego śledztwa? Nie mieli powodu, żeby robić tajemnicę ze swojej relacji. Dawson nie była już studentką, a nawet gdyby nie skończyła jeszcze uczelni, Nick nie byłby jej wykładowcą.
    - Wolę nie sprawdzać Twoich detektywistycznych zdolności - powiedziawszy, uśmiechnęła się lekko. - Na pewno masz ważniejsze sprawy na głowie niż moje życie uczuciowe!
    Rosalie i Nicholas już jakiś czas temu wyrośli z nastoletniego wieku, nawet jeśli dziewczyna wciąż wyglądała bardzo młodo... Ani "chłopak, ani "partner" nie określały dobrze roli, jaką Nick miał w jej życiu - był jedną z najważniejszych osób.
    Elaine miała problem z kreatywnością? Była jedną z osób, o których Rose powiedziałaby coś zupełnie innego. Wyglądała ładnie, do niczego nie można się przyczepić. Posiadanie własnego stylu było ważne dla większości ludzi, ale nie należy przesadzać z wyrażaniem własnej osobowości przez ubranie.

    OdpowiedzUsuń
  143. [Wiedziałam! :)]

    Interes się kręcił, potocznie ujmując, ryzykantów wstępujących w szeregi graczy przybywało, szala zwycięstwa była niesłychanie nieprzewidywalna. Ale, co najważniejsze, brakowało rąk do pracy. Mogłoby się wydawać, iż jedna kelnerka mniej w zasadzie nie robi żadnej różnicy. Prawda jednak była taka, iż każdego wieczoru jeden, konkretny sektor przypisany zwolnionej właśnie dziewczynie cierpiał na zaniedbanie, gdyż pozostałe pracownice choć robiły, co mogły - a nawet więcej - nie były w stan ie tego ogarnąć.
    Dlatego właśnie widok twarzy panny Eagle tak ucieszył Narcisse,, z czym się nawet zbytnio nie kryła, witając ją u delikatnym uśmiechem.
    - Zapraszam - odpowiedziała na pukanie doniośle, wiedząc już doskonale, kogo może się spodziewać.
    - Może mi pani wierzyć, albo nie, ale cieszę się, że tak szybko znów panią widzę - zakomunikowała, wskazując dłonią na fotel, na którym mogłaby spocząć.

    OdpowiedzUsuń
  144. Widząc, że Elaine planuje kontratak, Grant czym prędzej się wynurzyła, przy okazji śmiejąc się głośno i plując wodą jednocześnie. Rzuciła się też do ucieczki, ni to płynąc, ni to starając się biec, co w wodzie było zdecydowanie utrudnionym zdaniem. Ostatecznie ratowniczka została przez swoją towarzyszkę lekko przytopiona i kiedy się wynurzyła, jej oczom ukazał się stojący tuz przy brzegu pan ratownik, który teraz przykucnął nad krawędzią basenu.
    - Drogie panie, tutaj się pływa. Jeżeli chcecie się pluskać i wygłupiać, zapraszam do brodzika – oznajmił dość chłodno, spoglądając na nie karcącym wzrokiem. W odpowiedzi speszona nieco Inez bąknęła coś pod nosem i wzruszyła ramionami, jak gdyby przecież nic takiego się nie stało.

    OdpowiedzUsuń
  145. Martin nie wiedział co to oszczędzanie. Jego zarobki nie należały do niskich, więc pozwalał sobie na wszystko to, czego chciał. W efekcie przeprowadzka zajęła prawie dwa dni i znając jego, uporządkowanie rzeczy zajmie trzy razy tyle, jak nie więcej. Zawsze znajdzie się przecież jakaś pilniejsza sprawa od układania w szafkach czy sprzątania. Kiedy znaleźli się przy barze spojrzał na nią z lekkim uśmiechem.
    -Przyjemność po mojej stronie. Zrobiłbym to jeszcze raz, nawet gdyby to nie byli moi znajomi. Drażni mnie takie zachowanie.- odparł biorąc do ręki szklankę z whisky. Obrócił ją kilka razy przed wypiciem i opróżnił ją dopiero chwilę po dziewczynie.
    -Nie najlepiej byłoby, gdyby polała się krew.- zażartował, ale właściwie taka była prawda. Męskie docinki nie były traktowane jako atak, ale coś w rodzaju zwykłej wymiany zdań. Gdyby wtrącił się tak w nieznajome towarzystwo, sprawy na pewno potoczyłyby się inaczej i wyszedłby z tego miejsca z podbitym okiem. To towarzystwo jednak znał, wiedział, że nie są wyjątkowo agresywni, zwłaszcza między sobą, wypili po prostu trochę za dużo.
    -Już się odwdzięczyłaś.- dodał wskazując na szklanki po whisky. Nie oczekiwał przecież jakichś hołdów wdzięczności. Ponadto nawet nie wiedział kiedy, przeszedł jej na 'Ty', wszystko dlatego, że była młoda i dziwnie było mu używać zwrotów typu 'Pani'.

    OdpowiedzUsuń
  146. [Dziękuję ślicznie :)]

    Widząc, że Elaine zbytnio nie przejęła się tym upomnieniem, także Inez odpuściła. Cóż, była ona starsza od dziewczyny i momentami wydawało jej się, że pewne zachowanie jej nie przystoi. A nabrała tego przekonania dzięki ludziom, którzy momentami posyłali jej dość dziwne spojrzenia, widząc zachowanie tej dorosłej kobiety. Mimo to Inez i tak w duchu pozostała dzieckiem lub chociaż niepoprawna optymistką.
    - Spaliłyśmy kalorie to się w niej nie zaklinujemy – stwierdziła panna Grant z wesołym błyskiem w jasnych oczach i ochoczo ruszyła za swoją towarzyszką.
    Nastrój ratowniczki raczej nie był zmienny jak chorągiewka, ale tak jak już zostało wspomniane, czasami Grant zastanawiała się czy pewne zachowanie jej przystoi. Całe szczęście, że tego typu myśli dopadały ją rzadko.

    OdpowiedzUsuń
  147. Inez nie przejmowała się bardzo. Trzeba jednak zaznaczyć, że kiedyś nie przejmowała się w ogóle. Ale teraz, kiedy miała wrażenie, że w jej życiu najzwyczajniej w świecie czegoś brakowało, pojawiło się także to wstrętne przejmowanie. Stąd ratowniczka miała nadzieję, że szybko uda jej się zapełnić tą niewiadomego pochodzenia pustkę i wszystko wróci do normy.
    Schodni były podgrzewane, by przypadkiem nie gromadziła się na nich woda i nie było za ślisko, więc wspinaczka na górę była całkiem przyjemna.
    - Marudzisz! – zdążyła zawołać Inez, po czym odczekała chwilę, by przypadkiem nie dogonić Elaine i sama wskoczyła do rury, oczywiście starając się osiągnąć jak największa prędkość. Po kilku długich bądź co bądź sekundach zjazdu z impetem wpadła do brodzika i wyłoniła się z wody cała uchachana.
    - Ja chce jeszcze raz!

    OdpowiedzUsuń
  148. [ja się na to zdjęcie napatrzeć nie mogę! *-*]

    To przypominało komedie, taką bajkową scenkę, która niestety całkiem autentyczne miała swoje odwzorowanie w rzeczywistym życiu soluszkowej autorki.
    - Uratu... - miała zamiar odpowiedzieć i bawić się w rycerza. Serio. Taki był zamiar. Ale gdy blondynka uwiesiła jej się na szyję, czapka zsuneła się Sol na oczy i raz , dwa i zaraz obydwie runęły na lód. I to zabolało! Cholera zabolało jak diabli! Maści pal licho, masazysta tez nie pomoze, to cały dzień w spaa by im dopiero mógł rozmasowac obicia, by nie bolało.
    - No... ratunek nadszedł - zaśmiała się, obracając na plecy. W sumie... na lodzie też mogą poleżeć. - Patrz jak ładnie niebo widać.

    OdpowiedzUsuń
  149. Trudno jest żyć bez masek, chyba nawet nie można tego uniknąć. W każdej sytuacji musimy zaprezentować się z innej strony, nie możemy zdradzać swoich prawdziwych emocji prawdziwego "ja" od razu lub przy osobach, których nie jesteśmy pewni. Czasami lepiej jest zachować dystans i nabrać trochę zaufania, zanim się odsłonimy. Czy Rose wyrażała się poprzez ubranie? Trudno powiedzieć, zwłaszcza, że do pracy nosiła eleganckie kostiumy, buty na wysokich obcasach, a włosy zazwyczaj spinała. To chyba świadczyło o jej uporządkowaniu i spokoju, nawet powściągliwości - wielu osobom mogłaby wydać się po prostu przewidywalna. To jednak kontrastowało z trampkami i luźnymi swetrami, w które przebierała się po powrocie do domu.
    Rosalie była tolerancyjną osobą, nawet gdyby "druga" Elaine zaskoczyła ją, pewnie starałaby się tego nie okazywać i spokojnie odnieść do tego, czego się dowiadywała. Nie miała zamiaru oceniać dziewczyny, to na pewno nie była jej rola - nie tylko nie miała prawa tego robić, ale zwyczajnie nie czuła takiej potrzeby.
    Słysząc o ciekawym życiu prywatnym, roześmiała się.
    - Teraz jest ono uporządkowane, kiedyś było bardzo ciekawe - mówiąc to, uśmiechnęła się znacząco. Rose nie należała do rozrywkowych osób, ale jej małżeństwo rozpadło się przez niewierność małżonków. To jednak żaden powód do domu...
    Dawson była szczęśliwa, wszystko dobrze się układało, choć byłaby bardziej zadowolona, gdyby Nick od czasu do czasu zechciał się pojawić.

    OdpowiedzUsuń
  150. No właśnie Inez zbytnio nie wiedziała, czego jej brakowało. Ale jeśli mam być szczera, to chyba miłości. Kogoś, kogo miałaby u swojego boku i byłaby już pewna, że ten ktoś z nią zostanie. Miała dość nieustannie znikających z jej życia mężczyzn… Za każdym razem powtarzała sobie, by zbytnio się nie przywiązywać i za każdym razem powtarzała ten sam błąd.
    - Tak, wypominaj koleżance wiek… - burknęła pod nosem, korzystając jednak z pomocy Elaine. Pokazała jeszcze dziewczynie język, po czym już po chwili wdrapywała się po schodkach na szczyt zjeżdżalni.
    - Zjeżdżamy razem? – zapytała z błyskiem w oku, kiedy już panna Eagle znalazła się u góry.

    OdpowiedzUsuń
  151. [to bardzo dobrze! :D]

    O tak, oczywiście, jakżeby inaczej! Sol wylądowała na lodzie i było to spotkanie najblizszego stopnia jakie tylko mogło być! Nie no pewnie... Ech... Elaine to sie umiała dobrze ustawić i już.
    - No podobno... ale mnie uroeniuchamiasz - zauważyła marudnie nieco i chrząkneła. Bo moze jakby Elaine się podniosła, to wtedy Sol bys ie wyturlała pod niej, podniosła, stanęła na łyżwach i arzem by jakoś zaczęły sunąć po lodzie? Bo tak to... pzymarzały.

    OdpowiedzUsuń
  152. Nie wiem czy panna Grant szukała miłości na siłę, ale na pewno za nią tęskniła. Tak najzwyczajniej w świecie. Nie była typem samotniczki, nie chciała iść przez życie w pojedynkę. Chciała zakończyć pewien etap w życiu i rozpocząć kolejny. Ale dość o tym, co ma być, to będzie!
    W momencie w którym dziewczyny zgłębiły się w tunel zjeżdżalni, Inez wydała z siebie niekontrolowany pisk. Przez to że razem ważyły więcej, z coraz większym impetem wchodziły w kolejne zakręty. Nabrały naprawdę niezłej szybkości! A wszystko to po to, by z pluskiem i dzikim wrzaskiem wpadły do wody.
    Kiedy już Inez otarła wodę z twarzy, spostrzegła, że przy brzegu brodzika stoi ten sam ratownik, który upomniał je w basenie sportowym i teraz także ewidentnie przywoływał je do siebie.
    - Cholera, czego on znowu chce… - bąknęła Inez i powoli podpłynęła do niego żabką. Mężczyzna zaś wskazał na regulamin wiszący przy schodkach do zjeżdżalni.
    - Nie wolno zjeżdżać parami! – warknął, wskazując palcem jeden z punktów.

    OdpowiedzUsuń
  153. [ To dobrze, bo już nie mam pomysłu i piszę wszystkie głupoty, które przychodzą mi do głowy :)
    Haha, sugestia? Skądże... :) ]
    Spontaniczność nie była cechą, którą można określić Rosalie, dziewczyna zazwyczaj narzekała na jej brak. Wydawało jej się, że spontaniczne zachowania raczej do niej nie pasują, jako matka i właścicielka firmy powinna wykazywać się odpowiedzialnością i opanowaniem.
    - Uporządkowanie nie musi być nudne - stwierdziła po chwili. Dlaczego miałaby się nudzić?
    - Lubię mieć wszystko uporządkowane i dobrze zorganizowane, chociaż nie wszystko można zaplanować... Staram się po prostu unikać rutyny - wyjaśniwszy, wzruszyła ramionami.
    Uwagę Rose przykuła wisząca na pobliskim wieszaku bordowa sukienka, więc dziewczyna ruszyła w tamtą stronę. Była bardzo ładna, więc Dawson znalazła swój rozmiar i wzięła sukienkę z zamiarem przymierzenia.

    OdpowiedzUsuń
  154. O tak. Sol o ile wcześniej tego nie wiedziała, to teraz na pewno, NA PEWNO będzie mieć to na uwadze. W sensie nei zabierać koleżanki tam, gdzie istniałoby jakies niebezpieczeństwo, albo prawdopodobieństwo nabycia szkody. Bo wtedy ruda oberwie a blondynka wyjdzie z ciastkiem dodatkowo w ręce. Ale... moze uda się to wykorzystać i obrócić w dobrą stronę? WYsłać taką Elaine by wygrałą w totka, albo cuś....
    - Ok - podniosłą się i sapneła cicho. Wyprostowała i rozpostarła ramiona i wskazała blondynce na swoje stopy. - Jeździłaś na wrotkach? Albo rolkach? To podobne, tylko dodatkowo mozesz rozjechać się na boki - wyjaśniła. - Więc najważniejsze to utrzymać równowagę.

    OdpowiedzUsuń
  155. [ Dobry pomysł, bo wątek z zakupami przypomina mi, że nie mam sukienki na studniówkę, nie mam nawet na nią pomysłu... Masz jakieś propozycje na wątek? :) ]

    OdpowiedzUsuń
  156. Zatrudnił firmę zajmującą się przeprowadzkami, która niestety pozostawiła wiele do życzenia. Sam w końcu dojdzie do ładu z tym całym bałaganem, ale potrzebuje na to jakiegoś czasu, bliżej nieokreślonego. Nie potrafił zrobić niczego efektownego pod presją albo przymusem. Być może dlatego osiągnął sukces w sporcie a nie jako matematyk, bo do nauki był nakłaniany a ćwiczył z własnej woli. Cała filozofia.
    -Tak myślę, to byłoby okrutne gdybyś zostawiła mnie samego po takiej akcji ratunkowej i pozwoliła się wykrwawić.- powiedział w żartach. Nie mniej jednak uważał, że takie miejsca pracy nie są odpowiednie dla kobiet, zwłaszcza tych ładnych, które są znacznie bardziej narażone na zaczepki. Gdyby miał dziewczynę, nigdy nie pozwoliłby jej pracować w takim miejscu, nie mógłby być wtedy spokojny.
    -Będzie ciężko, nie bywam w takich miejscach. Ale jak będę potrzebował znów poczuć się bohaterem, na pewno Cię znajdę.- zażartował, bo niby czego mógłby od niej chcieć. I czego miałby szukać w kasynie? Przegranej? Wolał stawiać na umiejętności niż na łut szczęścia.
    -I przestań już z tym 'Panem', Martin.- dodał na zakończenie. Cała ta forma grzecznościowa trochę go męczyła, nie przepadał za tym.

    OdpowiedzUsuń
  157. Owszem, nie zawsze tak można co nie zmienia faktu, że Martin właśnie do takiego stanu dążył. Jeśli już coś robił, chciał to robić z własnej nieprzymuszonej woli. Co prawda na treningach musiał słuchać trenera, ale to było coś innego, bo sam na to przystał. Być może dlatego nigdy nie mógł stworzyć poważnego związku, nie lubił kontroli, ograniczeń ani poświęceń. Chodził własnymi ścieżkami co zawsze doprowadzało niemal do szału jego partnerki. Każda taka relacja kończyła się szybciej niż się zaczynała i było to silniejsze od niego.
    Uśmiechnął się lekko, kiedy pocałowała go w policzek, było to całkiem miłe. Kiedy zniknęła gdzieś na zapleczu przysiadł na wysokim stołku przy barze. Nie wiedział co planuje i na jaki pomysł wpadła, ale kiedy pojawiła się z torebką i płaszczem domyślił się, że w tym momencie zamierza opuścić lokal.
    -Spontaniczne rzucenie pracy czy to tylko wcześniejsze wyjście?- zapytał z uśmiechem, zsuwając się z miejsca na którym siedział.
    -Nie spieszy mi się do domu.- dodał uznając to za wystarczająco jasną odpowiedź, odnośnie propozycji spaceru.

    OdpowiedzUsuń
  158. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  159. [ Nie lubię się wyróżniać :) Długa sukienka nie jest dla mnie, bo jestem za niska.
    Jak coś wymyślisz daj znać, zacznę ;) ]

    OdpowiedzUsuń
  160. Inez wiedziała jak wcześniej Elaine zareagowała na pana ratownika, lecz tego, co nastąpiło teraz nijak się nie spodziewała. Była na tyle zaskoczona, że nawet nie zaprotestowała, kiedy blondynka ją pocałowała, zaś kiedy jej towarzyszka ruszyła do szatni, była w stanie jedynie wodzić za nią wzrokiem.
    Ostatecznie jednak panna Grant także opuściła brodzik, teraz już kompletnie ignorując ratownika, który także zbytnio nie wiedział, co zrobić z zaistniałą sytuacją. Przeszła tuż koło niego, lekko potrąciwszy go ramieniem po czym zniknęła w szatni, kierując się wprost do ich szafek.
    - El? – mruknęła, po raz pierwszy zdrobniając w ten sposób imię dziewczyna, a kiedy wreszcie ją zobaczyła, siedząca na ławeczce, zaśmiała się cicho. – Nieźle dałaś mu popalić. Do tej pory zbiera szczenę z podłogi – stwierdziła z rozbawieniem, siadając obok niej.

    OdpowiedzUsuń
  161. Inez może i faktycznie nie wspomniała o tym jakże zaskakującym dla niej pocałunku, lecz nie dlatego, że była nim zdegustowana. Elaine najzwyczajniej w świecie ją zaskoczyła, lecz nie odebrała tej sytuacji w negatywny sposób. Mimo to nie miała zielonego pojęcia, jak miałaby to skomentować, stąd chwilowo milczała, jeśli akurat o ten szczególik chodzi.
    - Ano… Ludzie przychodzą się zrelaksować, a tu trafia się taki gbur… Ale za to pomyśl sobie, zaraz pójdziemy na gorąca czekoladę – stwierdziła, sugestywnie poruszywszy brwiami i lekko szturchnęła El łokciem w bok. – Ty mały glonojadzie – dodała jeszcze i parsknęła śmiechem, co chyba było jedynym komentarzem, na który było ją stać, jeśli chodzi o ten basenowy pocałunek.
    A skoro pannie Eagle spodobał się taki skrót jej imienia, Inez zamierzała stosować go nieco częściej.

    OdpowiedzUsuń
  162. - Bo się do mnie przyssałaś, glonojadzie! Jak glonojad do szybki akwarium, o tak – oznajmiła Inez, po czym zaprezentowała jak wygląda rzeczony glonojad. W tym calu rozłożyła ręce, dłonie układając tak, jakby trzymała je na szkle. Usta zaś ułożyła w rybi dziubek i wybałuszyła oczy. Choć zapewne Elaine wyglądała wtedy znacznie korzystniej…
    - A na shushi możemy iść. Co prawda nie jestem jego wielką fanką, ale od dłuższego czasu mam na nie smaka – stwierdziła, po czym korzystając z okazji, że druga przebieralnia była wolna, także czym prędzej pomknęła się przebrać. Przebieralnię opuściła z uśmiechem, z wziąć mokrymi włosami, które koniecznie trzeba będzie wysuszyć.

    OdpowiedzUsuń
  163. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  164. W takim razie Elaine zupełnie niepotrzebnie się spinała, bo przecież Inez nie miała niczego złego na myśli. Ot, jedynie żartowała, co zresztą bardzo często robiła. I gdyby tylko panna Grant wiedziała, co tak naprawdę działo się we wnętrzu jej towarzyszki, zapewne znowu miałaby okazję do zastanowienia się nad swoim momentami dziecinnym i na pewno nie odpowiadającym jej wiekowi zachowaniem.
    Suszenie włosów poszło im szybko i sprawnie. Ratowniczka wrzuciła suszarkę do torby, po czym zerknęła na Elaine i uśmiechnęła się wesoło.
    - To co, idziemy? Na gorącą czekoladę i ciacho? – spytała, po czym złapawszy El pod ramię, pociągnęła ją w stronę wyjścia. Na końcu swojej wypowiedzi chciała dodać jeszcze tego nieszczęsnego glonojadka, ale jakaś wewnętrzna siła kazała jej się powstrzymać.

    OdpowiedzUsuń
  165. Skoro tak, to dobrze. Swoją drogą taka zmienność nastrojów była chyba bardzo uciążliwa. Oczywiście pannie Grant także zdarzały się dni, kiedy to nękały ją przeróżnego rodzaju humorki, lecz gdyby coś takiego miało jej towarzyszyć na co dzień… Oj, Grant chyba nie wytrzymałaby sama ze sobą! I nikt nie ma tutaj na myśli, że blondynka nie wytrzymywała z El, o nie! Ratowniczka bowiem nijak tych jej zmian nastroju nie zauważała. Suszenie włosów chyba faktycznie pomogło.
    - To chyba będzie najlepsza cześć wypadu na basem – powiedziała Inez rozmarzonym głosem. O tak, dla słodyczy oddałaby wszystko, gdyż były one jej wielkim uzależnieniem. Aż wstyd się przyznawać, ile czekolady czasami zjadała w te gorsze, kryzysowe dni, kiedy to nie powstrzymywała się przed jedzeniem słodkości!
    Kiedy wyszły na zewnątrz, Inez czym prędzej zaczęła rozglądać się za jakąś ciekawie wyglądająca kawiarenką. Chwilowo jednak nie było się za czym rozglądać, gdyż basen raczej nie znajdował się w centrum i panie musiały przejść jeszcze spory kawałek, by coś rzuciło im się w oczy.

    OdpowiedzUsuń
  166. Ok, skoro nie było wczesniej nic na kółkach, to faktycznie łyżwy mogły wydać się zywaniem. Phi! wydać się! One były wyzwaniem! CHolera. SOl się chyba porwała na zadanie... trochę niemożliwe!
    - Cóż... utrzymywanie pionu w bezruchu nieźle CI wychodzi - pochwaliła Elaine z wyszczerzem i zmarszczyła brwi, usta ściągając w dziubek. - Ale nie będziemy stać na lodowisku, chodź - podjechała do blondynki, objechała ją dookoła i zatrzymała się za nią, by delikatnie ując ją pod ramiona. - Będę leciutko pchać, postaraj się poruszać na przemian stopami, jakbyś się odpychała i ślizgała, ok?

    OdpowiedzUsuń
  167. To była kwestia indywidualnego podejścia. Nie każdy musi być stworzony do związków. Martin potrzebował partnerki, a nie księżniczki, która chce go przerobić na swojego księcia. To mijało się z celem. Poza tym na chwilę obecną, jego życie satysfakcjonowało go wystarczająco i nie potrzebował zmian. Jego marzenia się spełniały i może był egoistą, ale taki stan rzeczy mu odpowiadał. Umawiał się z dziewczynami, ale zwykle kończyło się na kilku randkach. Nie znalazł takiej, która by do niego pasowała i jednocześnie maniakalnie nie szukała sposobu na to, by go usidlić. Bawiło go to. Wiedział, że jeśli spotka odpowiednią osobę to będzie potrafił i co najważniejsze chciał się zmienić i uporządkować. Przymus i podstępy odnosiły tu raczej odwrotny skutek.
    -Mogłabyś być aż tak brutalna?- zapytał ze śmiechem zakładając na siebie kurtkę i ruszył za nią do wyjścia.
    -Zwiedzanie w moim przypadku nie ma sensu, bo to miasto znam akurat bardzo dobrze.- rzucił z uśmiechem kiedy już znaleźli się na zewnątrz. Miał to szczęście, że urodził i wychował się właśnie w tym mieście, przynależał do niego i mimo licznych podróży w piękne miejsca zawsze z przyjemnością wracał właśnie tutaj.

    OdpowiedzUsuń
  168. [Cudowne zdjęcie masz w karcie! <3 Co powiesz na to, aby kiedyś - jakiś rok temu - Greg wyciągnął El z pożaru i teraz trafia w paskudnym humorze do jej baru, a ona go rozpoznaje? W sumie on też może ją rozpoznać, tylko czymś musiałaby się charakteryzować, nie wiem, sama wbiec do płonącego budynku, hm... ;> Coś Ci może świta?]

    Greg

    OdpowiedzUsuń
  169. [Coś w stylu pisania kojarzyło mi się z Quin :)]

    Co ludzi w tym kręci? Zapewne ryzyko. Mnóstwo ludzi uwielbia żyć na krawędzi i czuć adrenalinę. Hazard nie był niczym innym jak podejmowaniem gry z losem, który rzadko bywa łaskawy.
    - Owszem, wszystko dostałam - odparła, skinąwszy głową, i jakby na znak, że mówi prawdę, poklepała dłonią białą teczkę opatrzoną nazwiskiem Elaine. - Udało się pani zdobyć brakujący dokument? - spytała mając nadzieję, że to będzie czysta formalność. - Jeśli tak, z całą przyjemnością zaproszę panią na dzień próbny, może nawet i dziś, jeśli tylko to pani odpowiada. - Narcisse całą siłą woli starała się nie zdradzić, że desperacko jej zależy na zatrudnieniu kogokolwiek, a już perełka w postaci blondynki była marzeniem, które być może mogło się ziścić.

    OdpowiedzUsuń
  170. [Bo to Dżejki - musi być niczego sobie. :D Spokojnie, poczekam na zaczęcie ile tylko będzie trzeba. :)]

    Greg

    OdpowiedzUsuń
  171. Sol parsknęła śmiechem.
    -Co ty za bzdury wygadujsze? - pokręciła głową w dezaprobacie dla tej szalonej blondynki i postąpiłą kolejne kroczki, dalej trzymając Elaine i ślimaczym tempem posuwając naprzód. Cóż... gdyby chciałą przyspieszyć, wtedy pewnie obydwie przekoziołkowały, wolałą więc nie ryzykować.
    - Idzie Ci świetnie, wróże Ci świetlaną przyszłość!

    OdpowiedzUsuń
  172. Takie ukrywanie emocji też nie było najlepszym rozwiązaniem, a przynajmniej tak twierdzili wszelkiego rodzaju psychologowie i specjaliści. Powiedzmy sobie jednak szczerze, kto z nas chciałby uzewnętrzniać się przed wszystkimi wokół? Chyba nikt. No właśnie. Należało więc chyba znaleźć złoty środek (zresztą jak we wszystkim) i jego się trzymać, przede wszystkim jednak powinno postępować się tak, by żyć w zgodzie z samym sobą.
    Kiedy tylko Inez znalazła się w ciepłym wnętrzu, odetchnęła z ulgą. Lubiła zimę, lubiła śnieg, ale nie dla niej było zbyt długie przebywanie na mrozie i tak samo jak Elaine, panna Grant prawdopodobnie jeszcze długo będzie miała zimne ręce. Gorąca czekolada powinna jednak poradzić sobie z tym problemem.
    - Ja zamiast szarlotki wezmę serniczek i też będę szczęśliwa – stwierdziła, uśmiechając się od ucha do ucha. Wciąż miała zaczerwienione od mrozu policzki.
    Chwilkę później do ich stolika podeszła kelnerka i dziewczyny złożyły zamówienia. Ratowniczka już nie mogła doczekać się tej gorącej czekolady i tego przyjemnego uczucia, kiedy ciepło napoju rozleje się po całym jej ciele.

    OdpowiedzUsuń
  173. Sol uniosła brwi i uśmiechnęła się szeroko. Nono, bo Elaine pięknie to szło! Czy ona na prawdę uważała, ze nie potrafi i nigdy nie jeździła? Kilka minut i już załapała o co chodzi. CHociaż... no dobra, aż tak trudne to to nie było, bardziej blondynka skupiłą się na strachu... ale jednak! Wyszło jej wyjście i zmierzenie się z nim na dobre.
    - No świetnie, potem pójdziemy na watę cukrową w nagrode - oznajmiła z głośnym śmiechem, trzymając tamtą za dłoń i nieco przyspieszając.

    OdpowiedzUsuń
  174. Miał wolne. Dopiero jutrzejszego poranka zaczynał służbę, więc wieczór przy piwie uznał za doskonałe zapchanie wolnego czasu. Zresztą odkąd zabrali mu Mię, coraz więcej czasu spędzał w barach, pił coraz więcej piwa, ale na swoje szczęście — do pracy przychodził trzeźwy. Nie widział innej możliwości. Nauczył się odpowiedzialności trzy lata, a jego praca wymagała sporo odpowiedzialności. Podobnie jak dziecko, które wychowywał.
    Zamówił piwo i usiadł do stolika, który był nielicznym wolnym miejscem w pubie. Rozejrzał się po sali i wyciągnął telefon, odpisując na wiadomość prawniczki. Nie miał ochoty z nią rozmawiać, a ona o tym wiedziała. Zdążyła go poznać, dlatego kiedy nie odbierał dwa razy z rzędu, wysyłała mu smsa. Tak było łatwiej.
    — Dzięki — odmruknął, odkładając telefon na blat i podniósł głowę ku górze, przyglądając się blondynce, którą… znał? Nie był pewien, ale stała i patrzyła, jakby czegoś od niego oczekiwała. Greg nauczył się, że nie powinien przywiązywać się do ofiar pożarów lub innych katastrof. Wiedział też, że ofiary strasznie lgną do swoich wybawicieli i nierzadko kończy się to jakąś obsesją. To nie tak, że strażacy traktowali ratowanych ludzi jak przedmioty. Mieli pewne standardy, zawsze pytali o imię i zawsze uspokajali, ale rzadko kiedy spoufalali się nieco bardziej.
    — W czymś mogę pomóc? — spytał, unosząc brwi ku górze.

    Greg

    OdpowiedzUsuń
  175. Oooo, jaka Soliś była z siebie dumna! Patrzyła na ELaine i nie mogła się nacieszyć tymi maleńkimi sukcesami koleżanki. Do diabła! Była zajebistą nauczycielką, a jak! No... chyba...? No w tej chwili właśnie uznała, że jest super, fantastyczna i się nadaje do kolejnej rzeczy, mianowicie nauki... chociazby jazdy na łyżwach, o! Trzeba się sammeu sobie chwalić, prawda? Żeby nudno nie było.
    - Żyjesz i dajesz radę - pokiwała głową z śmiechem. - Widzisz? to wcale nie trudne! - kiedy Elaine zatrzymała się dzięki fizyce, Sol objechała ją naookoło i sama stanęła obok. - Kiedy chcesz hamować, musisz odchylić w ten sposób łyżwę a ząbki na końcu ostrza zrobią za ciebie wszystko - pokazała, unosząc nogę i wbijając się ząbkami w lód. - Spróbujesz? - staneła przodem do blondynki i wyciagneła do niej ręce, by jej pomóc, bo przy tym istniało ryzyko, ze poleci do przodu,lub w tył.

    OdpowiedzUsuń
  176. [tak późno, a Ty nie śpiesz?! a mama wie? ;p ]

    Sol arskneła tylko śmiechem i musiała się pilnować, by nie ziąć w pół, bo wtedy obydwie by poleciały.
    - Na bandach to się można tylko poobijać - pokręciła głową rozbawiona. Ale takie nastawienie Elaine było pełne uroku i SOl wiedziała jedno, w blondynce też tkwiło małe dziecko! Były w sumie całkiem podobne.
    - Nie chcesz nawet spróbować? - uniosła brew z uśmiechem, po czym skineła głową. - No śmiało, będę cię asekurować.

    OdpowiedzUsuń
  177. [Zmieniłam kolejność w wątku grupowym w Twojej grupce. Mogłabyś zatem ten wątek rozpocząć? ;)]

    OdpowiedzUsuń
  178. [A dlaczego my nie mamy jeszcze wątku? ;p zapraszam zapraszam :) ]

    Carter E.

    OdpowiedzUsuń
  179. [TAK ! :D
    Nagi Jake będzie przerywnikiem w rudych szaleństwach xD ]

    OdpowiedzUsuń
  180. [jutro go wypieszczę wątkami ;]
    ja po 3 sprawdzałam prace, wysłałam tak kwadrans później i poszłam spać ;] a na 8 seminarka xD ]

    OdpowiedzUsuń
  181. [Potrzeba jakiejś burzy mózgów ;p
    Może coś z tymi śnieżycami w NY? Albo w temacie świąt? Kiedyś poznali się przypadkiem, niosła zakupy, siatka pękła, wszystko rozsypało się na chodniku. Pomógł jej. A teraz możemy przenieść się trochę do przodu, Elaine może spędzać święta sama, tak jak on, w wigilijny wieczór wpadliby na siebie w parku ;p ]

    OdpowiedzUsuń
  182. [jak już lecę to hurtem ;) ]

    Jake nie mógł powiedziec, ze nie lubi świąt. był mu one raczej obojętne. Idąc parkiem, gdzie porozwieszano kolorowe lampki i na alejach porozstawiano jakieś figurki reniferów, a poprzebierani Mikołajowie rozdawali... coś tam, nie zwracał na to większej uwagi. Poza tym nie czuł specjalnie ducha świąt. Za to wiedział, ze akurat w parku tylko można dostać doskonałą kawę.
    Stanął w kolejce do przyczepy, gdzie z ekspresów starszy facet sprzedawał za dolara czarne marzenie. Przed nim stały jeszcze trzy osoby, a że mogło to zajać chwile, gdyż jedna z klientek była niezdecydowała, oparł się plecami o ściankę mobilnego warsztatu pracy handlarza kofeiną i zaczłą wpatrywać w swoje buty. Gdy kolejka ruszyła, odepchnął się i zamówił, zapłącił, odebrał, co chciał. I spokojnie ruszyłby sobie dalej, gdyby nie dzieciak na sankach, który własnie go atakował, sunąc na niego w pędzie. Dalej była fontanna, czyli mały zaraz straciłby zęby, a moze i głowę rozwalił.
    Jake odwrócił się, chwycił jakąś blondynkę za rękę i wcisnął jej swój kubek.
    - Trzymaj - rzucił i znów skupił się na dzieciaku. Złapał małego wpół, podniósł a drugą rękę wyciągnłą po sznurek saneczek. Mały nie był ciężki, tylko stęknłą i na szczęście mu się nie odbiło niczym nieprzyjemnym dla nosa, saneczki z rozpędu tylko nieco nim szaroneły. Dziwne, że nikt nie zwrócił na to uwagi, mały darł się jak obłakany.

    OdpowiedzUsuń
  183. [Soluszki to nigdy tak nie chwalicie! :( ]

    Sol -> Nawet gdyby nie poajwiłą się ta zacięta mina i tak Sol byłaby dumna, ze blondynka chociaż się przełamała i spróbowała. Siniaki się zagoją, posmaruje się maścią, wygrzeje i przestanie boleć. A takie okruszki odwagi będą się zbierać, mnożyć i na prawdę okaże się, że są bardzo pomocne w życiu!
    - Chodź, wstajemy -zaśmiałą się pogodnie, neico tym upadkiem rozbawiona, bo faktycznie śmiesznie to wyglądało, gdy lecąc w tył, Elaine zamachnęła się rękoma, jak ptak który chce odlecieć.
    Wyciagneła w jej stronę dłonie, podciągneła w górę i z uśmiechem pomogła otrzepać plecy z okruszków lodu.
    - Jeszcze raz? - uniosła brew nieco zaczepnie, bo sama pamietałą, ze obiła sobie wszystko, nim opanowała chociaż przyzwoity poziom jazdy na łyżwach.

    Jake -> O masz ci los, nie zauważył nawet że dziewczyna ma słuchawki. W sumie to liczyły się tylko jej ręce, wolne i gotowe do potrzymania kubka z kawą. Spojrzał na nią zaskoczony epitetem, jaki otrzymał i machnął ręką, uśmiechając się lekko.
    - Dzięki, pomocnico bohatera - wskazał na kubek który trzymała w dłoniach, ten z jego kawą i poprawił kurtkę, rękawiczki. - Jesli masz ochotę, częstuj się, mnie ten smyk całkiem rozbudził - zaproponował, oddając jej kawę.

    OdpowiedzUsuń
  184. [No to właśnie o to chodzi w wątku grupowym, żeby się poznać ^^]

    Cóż, panna Grant także nie była biegła w dziedzinie psychologii, lecz dla rozrywki czytała kolorowe pisemka, w których było pełno artykułów z cyklu „jak żyć”. Tak też można było znaleźć tego typu wspaniałe rady, lecz ile w tym wszystkim było prawdy, chyba nikt nie wiedział.
    - Bo mi tu zaraz dojdziesz… - mruknęła blondynka, nie kryjąc rozbawienia. Sama ostrożnie objęła kubek dłońmi, chcąc nieco je rozgrzać i kiedy już poczuła przyjemne ciepło, zamruczała cicho.
    - Musze jednak przyznać Ci rację – dodała, posiedziała jeszcze chwilkę, grzejąc ręce, po czym zabrała się za jedzenie sernika.
    - A co tam na uczelni słychać? – zagadnęła między jednym kęsem a drugim.

    OdpowiedzUsuń
  185. [Zupełnie nie wiem, co Ci odpisać, więc musisz dać mi chwilę. :D]

    Greg

    OdpowiedzUsuń
  186. Carter był przyzwyczajony do tego, że przyjaciele, którymi zwykle się otacza, spędzają ten 'magiczny' okres roku zaszyci gdzieś w rodzinnych domkach. W innych miastach, gdzieś na obrzeżach NY, w innych dzielnicach, czasami całkiem niedaleko, co nie zmieniało jednak faktu, że dla wszystkich priorytetem była rodzina. Edwards to szanował, nigdy nawet nie proponował nikomu wspólnego wieczornego wyjścia, nigdy nie chwalił się też tym, że święta spędza sam. Przerabiał już to, każdy, kto dowiadywał się od niego o tym fakcie, patrzył ze współczuciem i zapraszał go do siebie. Carter zawsze w tych propozycjach widział zwykły obowiązek niż szczere zaproszenie. Nauczył się przez to kolorować rzeczywistość i wymyślać na poczekaniu historyjki o odwiedzinach u rodziny. W rzeczywistości, tak jak na przykład tego dnia, starał się znaleźć sobie tyle zajęć, by maksymalnie przyspieszyć upływ czasu. Z pracy wyszedł więc jako ostatni, zdążył jeszcze zjeść coś na mieście, zanim lokale z porządnym jedzeniem zostaną zamknięte a wracając zrezygnował z taksówki i wybrał drogę przez park. Szedł wolno alejkami tak, by droga zajęła trochę więcej czasu niż zwykle. Już z daleka dostrzegł postać siedzącą na ławce. Było na prawdę zimno a i śnieg nie odpuszczał. Taka pogoda w Nowym Jorku była na prawdę rzadkością.
    -Wszystko w porządku?- zapytał. Carter Edwards zainteresował się stanem zdrowia obcej osoby w parku. Może jednak święta w jakiś sposób na niego działały? Dopiero kiedy osoba siedząca na ławce podniosła na niego wzrok rozpoznał w niej niedawno poznaną dziewczynę.
    -Jesteś chyba jedyną osobą, która dzisiaj nie goni gdzieś na złamanie karku.- dodał z lekkim usmiechem.

    OdpowiedzUsuń
  187. [nie ide na łatwizne, tylko tak mi lepiej się samej zorientować co gdzie i do kogo ;p wklejam z worda i już, nie musze skakać po okienkach ]
    Nie no... To było godne podziwu. Nie tylko upór, ale takie zacięcie. I w ogóle determinacja. Sol była przezadowolona i okropnie dumna! Było to coś niesamowitego, bo nie spodziewałą się takie siły po Elaine. W ogóle blondynka wydawała się taka krucha, a tu jednak twarda babka z niech wychodziła!
    -Widzę, swietnie ci idzie – pokiwała. - Chyba skoczymy potem na dużą nagrode – pokiwałą głową. Bo tak szczerze, to ona sama też nieco zgłodniała heh.

    OdpowiedzUsuń
  188. Edwards też w żadnym wypadku nie uważał się za samotnego. Ot, dzień jak co dzień, zasłużony odpoczynek po okresie ciężkiej pracy. Ludzie myśląc o zawodzie architekta widzą osobę, która przy użyciu wyobraźni rysuje sobie konstrukcje i bierze za to wielkie pieniądze. Tak naprawdę były to godziny żmudnych wyliczeń, pomiarów i poprawek. Tyle tylko, że Carter to zwyczajnie lubił. Nie zmieniało to jednak faktu, że czasami potrzebował odpoczynku i relaksu. W jakimś małym stopniu był artystą, także potrzebował chwili wytchnienia by zaczerpnąć inspiracji.
    -Wygląda na to, że musisz się tym parkiem ze mną podzielić.- powiedział z lekkim uśmiechem i przysiadł na chwilę na ławce obok dziewczyny.

    OdpowiedzUsuń
  189. [ A co z naszym wątkiem? Nadal brak pomysłów? :) ]

    OdpowiedzUsuń
  190. [ Nie przychodzi mi do głowy nic fajnego, ale oczywiście teraz wszystko kręci się wokół świąt. A może z innej beczki i, np. wujek Elaine będzie miał urodziny, a ona i Rose przygotują dla niego kameralne przyjęcie? ]

    OdpowiedzUsuń
  191. Roześmiał się cicho biorąc głęboki wdech chłodnego, zimowego powietrza. Czuł się na prawdę dobrze. Znacznie lepiej czuł się w tym miejscu, niż na jakiejś świątecznej kolacji. Było chłodno, ale przyjemnie. Właściwie dzięki dobremu nastrojowi nawet nie czuł tego zimna.
    -Oczywiście, że byłem grzeczny, niewątpliwie, jak nigdy.- odparł z uśmiechem, chociaż już dawno nie robił sobie rachunku sumienia. Kiedy przysunęła się do niego, naturalnie objął ją ramieniem.
    -Myślę, że dobijemy targu.- dodał
    -Chociaż ciepło jest cenniejsze, nie wiem, być może będziesz musiała dopłacić.-

    OdpowiedzUsuń
  192. [ To już nic innego nie przychodzi mi do głowy. Skończyłam sprzątanie na dzisiaj, nie mam nic pilnego do zrobienia, a nawet nie ma z kim popisać :( ]

    OdpowiedzUsuń
  193. - Podejrzewam, że byłabym jednak nieco zawstydzona – stwierdziła, nie kryjąc rozbawienia. I wolała nawet sobie tego wszystkiego nie wyobrażać, bo wtedy to już na pewno nie potrafiłaby się uspokoić.
    - No tak, Ty wrzucasz na luz, a prowadzący czegoś chcą? Tez fajnie – rzuciła, wzruszywszy ramionami, po czym mrugnęła porozumiewawczo do El. Dziewczyna miała rację, zbliżały się święta i to wielkimi krokami, więc bliżej było do wolnego na uczelni, jak tu więc realizować wymagania prowadzących? No nie da się, po prostu się nie da!

    OdpowiedzUsuń
  194. [Styl charakterystyczny to unikat, powinnaś się cieszyć, że ludzie Cię po nim kojarzą. To jest coś, co próbuję w sobie wypracować, a Tobie przychodzi naturalnie. I absolutnie nie jest wstrętny ;)]

    - Absolutnie podoba mi się ten tok myślenia - przyznała, posyłając jej oszczędny uśmiech, jednocześnie notując w pamięci tę trafną uwagę. Miała ogromną nadzieję, że Elanie sprawdzi się w tej pracy i nie da się wytrącić z równowagi klientom nerwowym, płaczliwym przegrywającym czy typowym podrywaczom, których tu nie brakowało. I w sumie miało to sens, bo jednym z wyznaczników uzyskania zatrudnienia w tym Cyziowym kasynie była nienaganna aparycja. Oczywiście nie przeprowadzała tu castingu na modelkę, jednak nie miała problemu z tym, by otwarcie powiedzieć dziewczynie, że nie zatrudni jej, bo jej typ urody nie pasuje do estetyki tego miejsca.
    I dlatego panna Eagle póki co nadawała się świetnie" niebanalna, interesująca uroda i doświadczenie.
    Cóż, podobne zaczepki zdarzały się również i w kasynie, jednak po to niemal w każdym kącie stali ochroniarze. Dziewczyny pracowały dla Narcisse i ona zapewniała im najlepszą ochronę, na jaką było ją stać. Nie chciała ich narażać na nieprzyjemne sytuacje czy stres.
    - Mogę spytać, jaki rozmiar pani nosi? - spytała, wstając z fotela. Dłonią dała Elaine znak, by ta poszła za nią.

    OdpowiedzUsuń
  195. [ Nietypowo, ale spróbuję :) ]
    Przedświąteczne tygodnie nigdy nie należały do najspokojniejszych - każdego roku Rosalie miała wrażenie, że na dźwięk słów "święta", "Boże Narodzenie" albo "święty Mikołaj" ludzie wariują. Wszystkich ogarniała świąteczna gorączka, robili takie zakupy, jakby miał nastąpić atak nuklearny, a oni musieliby spędzić następne tygodnie w podziemnych schronach. Wystawy sklepów, obwieszone lampkami i bombkami, tylko zachęcały nowojorczyków do robienia zakupów. Dawson lubiła święta, zawsze był to dla niej wyjątkowy czas, ale starała się nie wpadać z paranoję z prostego powodu - brakowało jej czasu na zakupy, nabyła tylko to, czego najbardziej potrzebowała. Za kilka dni i tak wyjeżdżała do Seattle, by odwiedzić rodziców, więc robienie zapasów nie miało sensu. To jednak nie oznaczało, że nie zdążyła kupić upominków! Chciała odwiedzić kilka osób i osobiście złożyć im życzenia, a przecież nie wypadało przychodzić z "pustą ręką". Znając słabość Elaine i jej wuja do słodyczy, po prostu kupiła czekoladowe Mikołaje. Słabe, ale nic lepszego nie przyszło jej do głowy.
    Rose długo stała pod drzwiami ich mieszkania, pukając bezskutecznie. Kiedy jednak zorientowała się, że są one otwarte, weszła do środka. Była zaniepokojona, bo choć ojciec chrzestny Elaine był artystą i zdarzało mu się żyć w swoim świecie, nie zachowywał się lekkomyślnie. To, co zastała, było jeszcze bardziej zaskakujące.

    OdpowiedzUsuń
  196. - Oj tak, zgadzam się… - przytaknęła z błogim uśmiechem. Inez święta kojarzyły się z cudownym lenistwem, a że jakoś na tegoroczne święta nie miała planów, to też specjalnie nie sprzątała. Nie czyniła nawet żadnych przygotowań i dopiero wczoraj ocknęła się, i wybrała się na zakupy. Wszystko wskazywało na to, że Wigilie spędzi samotnie, nie ubolewała jednak nad tym zbytnio.
    - Wreszcie można sobie nieco odetchnąć – dodała, kiedy już skończyła pałaszować swój kawałek sernika i bardziej zainteresowała się gorącą czekoladą. No, już znowu nie taką gorącą, bo idealnie nadającą się do picia.

    OdpowiedzUsuń
  197. [ Hej, bardzo chętnie :) Taka wersja mi jak najbardziej odpowiada, zaczniesz? :> ]

    Oliver

    OdpowiedzUsuń
  198. "Towarzystwo" w jakim znajdowała się Elaine, rzeczywiście było szlachetne i godne pozazdroszczenia...
    Dawson dziwiła się jednak, jak taka drobna osoba zmieściła w sobie całą butelkę wina. Gdyby to ona była na miejscu blondynki, pewnie teraz czułaby się o wiele gorzej... Tymczasem panna Eagle sprawiała wrażenie wypoczętej, trzeźwej i, sądząc po farbkach i rozrzuconych kartkach papieru, gotowej do pracy. Skąd pomysł pisania właśnie teraz?!
    - Przyszłam złożyć świąteczne życzenia - odpowiedziawszy, ostrożnie odsunęła od wstawionej dziewczyny pustą butelkę.
    - Ale chyba wybrałam niezbyt dobry moment - każdy domyśliłby się, że coś jest nie tak. Elaine była jednak osobą, która nie pozwalała sobie na rozklejanie się przy innych, ale Rose nie sądziła, że blondynka odreagowuje w ten sposób.

    OdpowiedzUsuń
  199. Sol parsknęła smiechem i zaraz zakryła usta dlonia. Bo to chyba niegrzecznie tak się cieszyć jak się kolezanka na lodzie obija nie? No ale też Sol nie z tego się cieszyla, ale z zgody na nagrode w postaci pysznych słodkości, jak opuszczą lodowisko.
    - No niech stracę – kiwnęła głową i wesoło skinęła na bandy, barierki przy wejściu na lod. – Tam będziemy się udawac, daj znac, jak już będziesz miała dość – rzuciła i objechała wokoło blondynkę z szerokim uśmiechem na ustach.



    Jake uniósł brwi zaskoczony i pokręcił rozbawiony glową. Machnął reka, bo i nie miał zamiaru zabierać drobniaków dziewczynie za kawę i wsunął ręce do kieszeni.
    - Uznaj to za świąteczny prezent, czy coś – rzucił pogodnie i spojrzał po parku, gdy poszła wzmianka o spacerze. – W sumie, to czemu nie? - zgodził się i ruszyl przed siebie. Koniec końców, to wlasnie po to wyszedł z mieszkania, by się rozruszać. – Jestem Jake – zaraz się przedstawił, wyciągając dlon do dziewczyny.

    OdpowiedzUsuń