Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

[KP] Cotidie - 9

.
elaine eagle
27 lat — właścicielka baru — tłumacz z japońskiego — właścicielka Koseki — dawna modelka — biseksualna
Zaręczyny Lucasa Blacka – kim jest wybranka wpływowego prawnika? Chociaż upłynęło już kilka miesięcy od zaręczyn Lucasa Blacka, sławnego prawnika i współwłaściciela Kancelarii Richardson & Black, nie cichną plotki wokół jego partnerki – Elaine Eagle.

Ta tajemnicza kobieta pochodzi ze znanej i szanowanej rodziny. Rodzicami panny Eagle są Isabella Eagle, dyrektorka szpitala św. Mikołaja, oraz sędzia Christopher Eagle. Jak widać wybór Lucasa Blacka padł nieprzypadkowo na tę drobną blondynkę. Czy jednak poważnemu prawnikowi nie zaszkodzi ciemna strona rodziny Eagle? Swego czasu wiele mówiło się o zniknięciu z życia towarzyskiego Patricka Eagle'a, brata Elaine. Podejrzewano go o powiązania z narkotykowym podziemiem. Bardziej sceptyczni mówili o nałogu i przeciągającym się w czasie odwyku. Plotki te nabrały rozgłosu, gdy również Elaine znikła z rodzinnej fotografii. Znajomi kobiety wspominają, że prowadziła rozpustne życie, nie przebierając w formach rozrywki ani towarzyszach, a przede wszystkim towarzyszkach zabawy. Ponownie można było o Elaine Eagle usłyszeć, gdy wystąpiła w kampanii reklamowej nowej kolekcji bielizny Okamura. Kolejne sesje zdjęciowe i półroczny kontrakt w Japonii zapewniły Eagle popularność w świecie azjatyckiej mody, ale sława ta nie przeniosła się na pozostałe kontynenty. Po wygaśnięciu kontraktu Elaine wróciła do Nowego Jorku. Ci, którzy oczekiwaliby dalszej kariery w modelingu, nie mogliby się bardziej pomylić! Panna Eagle ukończyła studia japonistyczne i otworzyła bar na Bronksie. Wszystko wskazywało na to, że ostatecznie wycofała z życia publicznego. Z poufnych źródeł wiemy, że niewiele w tym czasie podróżowała, niemal zaszywając się w swoim lokalu po śmierci wuja, znanego malarza Michaela Wilsona. Jak w takim razie doszło do spotkania Lucasa Blacka i Elaine Eagle? Czy Black zna wszystkie sekrety z przeszłości swojej wybranki? Czy za pięknymi wizerunkami zakochanych nie kryje się polityka firmy? A przede wszystkim – kim jest Clarissa Black, tak podobna do przyszłej macochy? Pytania pozostawiamy na razie bez odpowiedzi i radzimy śledzić dalsze relacje w tej sprawie.
.
© BLACK DREAMER
.

Gdyby ktoś potrzebował, to mój mail: tsubasakapitan@gmail.com

106 komentarzy

  1. Kiedy tylko Bodet znalazł się w dobrze sobie znanym, malutkim, po spartańsku urządzonym pokoiku na samym końcu korytarza, który w gorszych czasach służył właścicielowi budynku jako składzik na wszelkiego rodzaju graty, rzucił się na łóżko nawet nie zawracając sobie głowy zamykaniem drzwi na klucz. Wiedział, że zawiasy skrzypią niemiłosiernie, a jego obecnie obudzi każdy, nawet najmniejszy szmer. Tak było zawsze, gdy doprowadził swoją psychikę niemal do skraju wytrzymałości, a teraz w dodatku miał przy sobie wiernego psa, który położył się dokładnie w progu. Mało który rzezimieszek zaryzykowałby przekroczenie przez jego ciało, zwyczajnie nazbyt obawiając się o własne życie. Nim ogarnęły go współczujące ramiona patronującemu mu greckiego boga, zdążył tylko ustawić budzik dokładnie na sześćdziesiąt minut przed ustaloną godziną i na wszelki wypadek wcisnąć nóż pod poduszkę. Planował jeszcze skontaktować się z jedyną osobą, której mógł w miarę ufać wśród funkcjonariuszy, z którymi na co dzień współpracował i poinformować ją o swoich planach. Wciąż nie mógł być jednak pewien, czy Blanco po raz kolejny zaryzykuje całą swoją karierę z jego powodu, ale musiał spróbować. Nie mógł przecież postawić na jedną kartę życia tych wszystkich ludzi, którzy postanowili pomóc mu w uwolnieniu żony z rąk Szakala w razie, gdyby coś poszło nie tak. Zresztą każda, nawet z pozoru mało ważna dana pochodząca z oficjalnych źródeł mogła okazać się dla nich na wagę złota, a do własnego konta nie mógł się przecież dostać.
    W chwili, gdy do pomieszczenia wkroczył ze skrzyżowanymi na piersi ramionami Nick i wbił w niego pytające i zarazem lekko ponaglające spojrzenie, akurat kończył rozmowę.
    - Znowu wkręcasz w swoje zagrywki tego nieszczęsnego technika ? - Spytał, opierając się nonszalancko o framugę.
    - Faktycznie, ale sam wiesz, że zawsze lepiej zapewnić sobie dodatkowe plecy na wypadek, gdyby coś nie poszło zgodnie z planem. - Odparł Enrique zbierając swoje rzeczy i kierując się w stronę korytarza.
    - Którego póki co nie masz. - Stwierdził Norweg, posyłając mu krzywy uśmiech. - Na całe szczęście udało mi się tu ściągnąć Syrenę, która nie tylko zgodziła się z nami współpracować, ale nawet była na tyle miła, że oprócz swoich ludzi, zaoferowała nam także pomoc w określeniu rodzaju i możliwości wykorzystania broni posiadanej przez naszego przeciwnika i nawet doszła już do jakichś poważnych wniosków, ale lepiej nie traćmy czasu na gadanie. - Żwawym krokiem ruszył z powrotem na górne piętra. - Razem z El czekają na Ciebie w sali, w której zwykle przyjmuję interesantów, więc lepiej się pośpiesz, bo nie będziesz miał prawa głosu.


    Enrique B. [Muszę stwierdzić, że po poznaniu El trochę bliżej, jakoś bardziej pasuje mi obecny zestaw kolorystyczny karty.]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Piekna karta<3 ale to już wiesz i to, że jest cudownie napisana, i że zachwycam się nią na nowo za każdym razem jak sobie tu wejdę! Nowojorscy celebryci z tej naszej pary :3]

    Nie odpowiedział już nic na prośbę kobiety o to, by był delikatny, ponieważ na razie nie miał kompletnie głowy do tego, by układać sobie przebieg rozmowy z Silverem. Miał inne plany na ten wieczór - o wiele przyjemniejsze. Cała swoja uwagę i pragnienia skupił na jednej osobie, a była nią niesforna Elaine Eagle. Ta, która wywróciła cały jego świat do góry nogami, która sprawiła, że wieczny kawaler z własnej, nieprzymuszonej woli zrobił milowy krok w kierunku ustatkowania i w końcu ta, której za nic w świecie nie chciałby zobaczyć w ramionach innego mężczyzny, bo zapewne dostałby białej gorączki.
    Oddając się przyjemności kolejnymi pocałunkami burzyli mury, które o świecie zapewne miały powrócić na swoje miejsce. To co się liczyło, to fakt, że teraz ich tam nie było i w przypadku szatyna można było czytać z niego jak z otwartej księgi. Uczucia jakimi darzył blondynkę niemal krzyczały, a ciemniejące tęczówki podkreślały fakt, że pożądanie wzmagało się z każda upływającą minutą. Tym samym nie trudnym było dotrzymanie słowa co do nieprzespanej nocy. Nie spoglądał na zegarek, ale nim całkiem odpłynął do krainy Morfeusza - który tym razem postanowił uwolnić go od licznych koszmarów - był pewien, że za oknem zaczęło już świtać. 
    Niestety w pełnym uniesień wieczorze i nocy Black zapomniał o tym, by wyłączyć budzik, który miał zwykle ustawiony po to , by nie marnować dnia. Wyłączył go na tyle szybko, że śpiąc obok niego narzeczona nie zdała sobie nawet z tego dźwięku sprawy. Nakrył delikatnie jej nagie ciało kołdrą nim na dobre wyszedł z sypialni. Mimo tylko kilku godzin snu czuł sie wyjątkowo wypoczęty, ale wiedział że kawa i tak będzie nieodzownym elementem śniadania. Nie chcąc budzić blondynki przygotowaniami w kuchni postanowił wyjść kupić coś w pobliskiej piekarnio-cukierni, a po drodze wstąpić też do Starbucksa po kawę. Kolejki były niemałe toteż podejrzewał, że gdy przekroczy próg mieszkania kobieta będzie już dawno na nogach. Ubrany w zwykły biały T-shirt, spodnie dresowe i adidasy nie wyróżniał się niemal niczym pośród wielu Nowojorczyków, którzy postanowili niemal prosto z łóżka ruszyć w poszukiwaniu śniadania. Może tylko oczy były nieco bardziej łagodne, a kąciki ust szybciej drgały ku górze w widoczniejszym uśmiechu niż zazwyczaj. Nie mógł ukryć tego jak dobry miał dzisiaj humor.
    W końcu dotarł z powrotem do mieszkania z dwoma kubkami parującej kawy i brązowa torba pełna rogalików zarówno nadziewanych, jak i bez niego. Bez pośpiechu wszedł do salonu połączonego z kuchnia, gdzie na stole postawił poranne zdobycze. 
    — Elaine wstałaś?  — zawołał kierując się do sypialni nie do końca świadom tego, że ukochana już krążyła po mieszkaniu. 
    — Przyniosłem kawę i śniadanie  —  powiedział imitując swój kuszący głos po czym otworzył drzwi do ich wspólnej sypialni, w której wczoraj i dzisiaj działy się rzeczy nie do wymazania z pamięci. Zmarszczył delikatnie brwi, gdy zastał puste łózko. Odwrócił się twarzą do salonu, by rozpocząć poszukiwania zaginionej narzeczonej. Uśmiech niebezpiecznie cały czas majaczył na jego wargach, co zdecydowanie odejmowało mu lat. Wydawał się teraz taki beztroski i w niczym nie przypominał groźnego prawnika, który bezceremonialnie wygrywał większość swoich spraw.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  3. Prawda była taka, że o ile należący do Bodeta pies, jak na roczniaka przystało, po zaledwie trzech godzinach spokojnego snu był w pełni gotowy do przetrwania kolejnego pełnego emocji dnia, o tyle on sam nie czuł się o wiele lepiej niż wcześniej. Najchętniej położyłby się z powrotem i nie wstawał aż do południa, ale doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, że na tego typu luksus będzie mógł sobie pozwolić najwcześniej dopiero po wyrwaniu żony z rąk Szakala. Zanim dotarł do drzwi odpowiedniego pomieszczenia, zapalił papierosa, mając nadzieję, że ten pozwoli mu oczyścić umysł i skupić się całkowicie na obecnej misji. Mina, którą obdarzyła go Syrena, gdy stanął z nim w progu, wyraźnie świadczyła o tym, że w jej oczach nadal był tym samym młodzieńcem, który wiele lat temu przekradał się do należącego do niej lokalu bocznym wejściem w celu wypełnienia kolejnego zlecenia, za które zwykle wtykała mu drobną zapłatę w postaci kilku gramów jakiegoś zielska, które owszem mogło zapewnić mu dobrą zabawę, ale nie mogło stanowić zagrożenia życia. Szybko złapał się na tym, że gdyby jeszcze była ubrana tak jak zwykle w niezakrywającą większości stref pobudzających męską psychikę krótką sukienkę, zapewne znów nie mógłby oderwać od niej wzorku. Już teraz, gdy nałożyła ciemnofioletową bluzkę z krótkimi rękawami i taką samą długą spódnicę, a do tego subtelną biżuterię, wystarczyło, że lekko potrząsnęła hebanowymi, falowanymi włosami, które rozsypały się w uroczych kaskadach na zagłówku sofy, by poczuł jak niemal każdą komórkę jego ciała wypełniło niebezpieczne ciepło. Pragnąc uniknąć ewentualnych pomówień, czym prędzej zajął odpowiednie miejsce i wbił uważne spojrzenie w rozłożone na stole plany.
    Mimo to odetchnął ciężko, gdy kobieta wraz z pozostałymi mężczyznami opuściła pomieszczenie i mógł wreszcie zostać sam na sam z Elaine, której uroda na całe szczęście tak na niego nie działała. Jakoś nigdy nie miał słabości do blondynek, choć sam nie potrafiłby wyjaśnić z jakiego powodu. Jeszcze tego by brakowało, by uznała go za potwora, który, gdy tylko oficjalna partnerka zniknie mu z oczu, szuka okazji do skoku w bok.
    - Świetna robota. - Pochwalił krótko, próbując odczytać z mimiki panny Eagle jak dalece według niej zbłaźnił się w ciągu ostatniej półtorej godziny. - Myślę, że i tak zdziałałaś już wystarczająco dużo, bym miał wobec Ciebie ogromny dług. - Stwierdził, słysząc jej wyznanie, które sprawiło, że serce niemal podskoczyło mu do gardła. - Nie mogę, więc prosić Cię, byś dodatkowo ryzykowała swoje życie w tak nierównej walce, jaka zapewne czeka nas po dotarciu na miejsce. Nawet, jeśli Syrena załatwi Ci dobrą broń, a nam uda się wyznaczyć jakąś boczną drogę umożliwiającą względnie bezpieczne dostanie się do tej fortecy, to nie pozwolę Ci na pójście nią w pojedynkę. Nikt z nas nie jest w stanie dokładnie przewidzieć rozwoju wypadków, więc musisz zabrać ze sobą kogoś, kto w razie czego będzie w stanie Ci pomóc. Najlepiej gdyby tym kimś była osoba znana dla Octavi, by jej jeszcze bardziej nie przerazić. Myślę, że Nick albo któryś z jego ludzi byłby tu najlepszym wyborem.

    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  4. [Ależ oczywiście <3 Oni są najlepsiejsi]

    Odwrócił się w momencie, w którym usłyszał skrót swojego imienia, którego używała chyba wyłącznie tylko jego narzeczona. Wzrok delikatnie przesunął po niewielu odkrytych elementach jej ciała, jakby nie mogąc zapomnieć minionej nocy. Cóż był tylko facetem.
    — Nie jestem, aż takim pracoholikiem. —rzucił nim odwzajemnił pocałunek.  Może to nie do końca była prawda, ponieważ przed pojawianiem się w jego życiu dwóch blondwłosych, upartych istot praca i rozrywka nie wymieniały się w równych proporcjach. Większość czasu spędzał nad papierami, na salach sądowych, czy zwyczajnie w gabinecie. Teraz, choć przychodziło mu to z trudem, wybierał coś co nazywało się 'rodziną'. 
    — Mówisz tak, jakbyś się tego nie spodziewała —odszepnął, gdy niespodziewanie Elaine postanowiła zmniejszyć dystans między nimi. Gdyby nie kawa i smakołyki w rękach pewnie ta sytuacja zakończyła się ponownie w sypialnie, a tak musiał uważać, by nikogo nie poparzyć. 
    — Lata praktyki...kochanie — zawahał się z wypowiedzeniem kochanie, bo choć panna Eagle zrewolucjonizowała mu cały świat, to nadal nie był osoba, która lubowała się w misiach, kotkach, czy skarbach. Niemniej poczuł, że sytuacja jest bardziej niż odpowiednia, by coś takiego powiedzieć.
    — Ta.—wskazał ruchem głowy lewy kubek, ponieważ z prawego zdążył już upić kilka większych, czy też mniejszych łyków. Mężczyzna początkowo nie skupił się w ogóle na tym, że w drugim pomieszczeniu komórka wydawała charakterystyczne 'dźwięki' wibracji. Widząc zrezygnowanie, a może rozdrażnienie blondynki podszedł bliżej w kierunku sypialni. Stanął dokładnie w przejściu opierając sie nonszalancko o framugę i krzyżując ręce na piersi. Przeczuwał czego może dotyczyć niechciany przez kobietę telefon, chociaż nie dane im było za wiele w tej kwestii mówić.
    —  Niestety muszę Cię rozczarować cały dzień mam wolny. —  powiedział po chwili zastanowienia, jakby analizując zapisy w kalendarzu, których nie miał ostatnio zbyt wiele. Podszedł do niej, gdy już na twarzy spoczywała jedna z poduszek. Delikatnie poderwał ja od narzeczonej i spojrzał na nią unosząc jedną z brwi. Chyba nie widział do tej pory, by zachowywał się w ten sposób - taki naturalny i niekontrolowany. Szatyn chyba z racji dobrego humoru kompletnie nie zapanował na tym jak chwilę później roześmiał się w głos. w kącikach oczu widoczne były delikatne kurze łapki. Pomimo tych kilku 'kresek' wyglądał o wiele młodziej niż gdy zachowywał całkowitą powagę.
    —  Naprawdę chcesz, żebym obraził sędziego Eagle? Aż tak bardzo nie chcesz się z nimi spotkać? Wiesz że dla ciebie zrobię wiele, ale... —  pochylił sie i ucałował ja w czoło.

    —  Wydaje mi się, że miło by było gdyby Clarissa miała choć jednych dziadków,nie sądzisz? Zawsze możemy bardzo szybko ulotnić się ze spotkania albo przyjść razem z Twoim rodzeństwem? — rzucał lekkimi propozycjami nie do końca świadom tego jakie w rodzinę Eagle panują zależności i że wcale nie są prostsze od tych, których doświadczał w swoim własnym domu.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  5. [aaa, jak tu fajniutko!]

    Lily czuła, że sama jest już gotowa do zakładania rodziny. Ona zresztą była na to gotowa od dawna, to był był ten ty kobiet, które spełniają się opiekując innymi. Skłamałaby mówiąc, że nie wyobrażała sobie siebie z jakimś brzdącem, ale jakoś... los nie postawił na jej drodze nikogo, kto by podzielał to marzenie. Jak to mówią nie złożyło się. Chociaż nie... Złożyło. I rozpieprzyło w mak koncertowo. Dekadę temu, gdy była młodziutka, bardziej naiwna niż dziś, niedoświadczona, przyjęła oświadczyny Breslina. Ale on nagle ją rzucił i zniknął... I chyba po tamtym, nie miała dość odwagi znów komuś zaufać i sama się błąkała w tych relacjach. A dziś tym błakaniem, czuła się już znużona.
    Zasmiała się na stwierdzenie o Lucasie i zaraz podążyła za El. Nie dociekała jak im się układa, szanując skrytość przyjaciółki i wiedziała, że o pewne rzeczy nie należy naciskać. Zresztą, jak się schleją, to blondynka sama z siebie wszystko jej wyśpiewa!
    - O rety! - zdumiona stanęła w garderobie i rozdziawiła buzię. Ona ledwie upychała swoje ciuchy w szafie i komodzie, miała małe gniazdko i nie miała nawet jak pomarzyć o osobnym pomieszczeniu na swoje stylizacje, a tu... - Jestem w raju! - pisneła, w podskokach pokonując odległość do kolorowych sukienek, które zaczęła przeglądać. - Boże... od dzisiaj nie robię zakupów, przyjdę cię okraść – oznajmiła i zabrzmiała całkiem poważnie. A potem podejrzliwie obróciła się do El i uniosła brwi. - To czego stąd chcesz się pozbyć? Chętnie wszystko przygarnę!

    Lilka

    OdpowiedzUsuń
  6. Jako mężczyzna wychowywany od szóstego roku życia bez ojca doskonale rozumiał, że większość kobiet w tym mocno zdominowanym przez przedstawicieli płci przeciwnej świecie, by zostać zauważoną, a następnie obronić się na zajętej pozycji, musi pokonać o wiele większe przeszkody niż był w stanie sobie nawet wyobrazić. Może to właśnie dzięki częstemu wysłuchiwaniu tłumaczeń własnej matki, czemu nie zdecydowała się na pozorne ułatwienie im obojgu życia i sprezentowania mu zastępczego ojca, wykształtowała go na osobnika, który w przyszłości bardzo łatwo ulegał ich zachciankom. Zwyczajnie nie chciał dokładać im niepotrzebnego bagażu.
    - Widzę, że nie mam innego wyjścia niż się zgodzić. - Westchnął, choć coś w jego spojrzeniu mówiło, że jeszcze nie powiedział ostatniego słowa, a te które wymówił na głos, kłóciły się w dużej części z jego pomysłem na zapewnienie pannie Eagle czegoś na kształt bezpieczeństwa.- Ale obiecaj mi, proszę, że gdy tylko poczujesz, że coś jest nie tak, wycofasz się i poszukasz jakiegoś schronienia. Nie chcę się później tłumaczyć przed Twoim narzeczonym, znajomymi, a przede wszystkim szefowi, czemu pozwoliłem na Twoją śmierć. Pamiętaj, że jesteś potencjalną ofiarą w tej sprawie. - Chwycił się ostatniej deski ratunku, mając nadzieję, że chociaż przez wzgląd na swoich bliskich zdecyduje się na skorzystanie ze wsparcia. - W ostateczności możesz zadzwonić pod ten numer i wymówić to hasło. - Na jednej z leżących na stole kartek spisał odpowiedni rząd liczb oraz krótką wiadomość, po czym przesunął go ku niej. - Blanco i tak jest już poniekąd wtajemniczony w całą sprawę i jako jedyny będzie wiedział, kiedy należy wejść z oficjalną pomocą oraz ilu ludzi ściągnąć, żeby nie robić niepotrzebnego zamieszania. - Znów skupił się na wskazywanym przez blondynkę punkcie, by po paru chwilach kiwnąć głową na znak potwierdzenia. - Jedynym problemem, który tu widzę są strażnicy, których Szakal z pewnością postawił przy Octavi. Nie mogę Ci zagwarantować, że ktokolwiek z nas dostanie się do niej równie szybko jak Ty, a nie wiem jakim cudem zamierzasz w pojedynkę ich stamtąd ściągnąć.

    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  7. - Raczej nie odpowiadałbym, gdybyś nie została uznana za potencjalny smaczny kąsek dla Szakla przez osoby wyżej ode mnie postawione i gdybym już raz nie miał okazji się przekonać jakimi środkami jest się w stanie posłużyć, by skutecznie usunąć Cię z pola widzenia. - Stwierdził, machinalnie sięgając ręką do kieszeni spodni, tylko po to, by przekonać się, że zdążył już wypalić wszystkie papierosy, które się tam znajdowały. No cóż...trudno. I tak zanim cała akcja naprawdę nabierze tempa, będzie musiał wrócić na chwilę na Tod Hill, by odstawić psa i przebrać się w coś mniej rzucającego się w oczy. - Jest tak zdesperowany, że zrobił z Twojego życia kartę wymienną za jednego ze swoich ludzi, których aresztowałem na początku naszej znajomości. - Postanowił zachować dla siebie informację, że i jego własne losy zawisły na włosku podczas tych negocjacji i, że w ostateczności poniekąd doprowadziły ich do obecnej sytuacji. Nie chciał, by Elaine czuła się za to w jakikolwiek sposób odpowiedzialna. - Ale mniejsza o to, może rzeczywiście masz rację i lepiej dla wszystkich będzie, jeśli część swoich planów pozostawisz w tajemnicy przed innymi. - Stwierdził pozornie całkowicie poddając się jej woli. Doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, że ewentualna kłótnia tylko zabrałaby im czas, którego i tak nie mieli w tej chwili za dużo, a dodatkowo musiał rozbudzić w niej jak największe zaufanie, by w momencie prawdziwego zagrożenia móc bez przeszkód wkroczyć z własnym planem awaryjnym. Nigdy nie przyznałby się do tego na głos, ale nawet lata spędzone w szeregach policyjnych, w czasie których często był zmuszony do współpracy z innymi funkcjonariuszami, czy urzędnikami, nie wykorzeniły w nim do końca tej głębokiej podejrzliwości, którą wykształcił w sobie w dzieciństwie i wczesnej młodości. To ona właśnie kazała mu obmyślać dodatkową drogę wyjścia z każdej sytuacji i nie raz już ratowała zarówno jego samego, jaki i jego współpracowników przed śmiercią.- Załóżmy, że uda Wam się jakoś unieszkodliwić strażników, to o ile znam Octavię, nie uwierzy tak łatwo w Twoje dobre zamiary. Normalnie nie jest zbyt ufna, a ostatnie wydarzenia na pewno jeszcze tę cechę pogłębiły. Mamy jednak umówione pewne hasło i znak rozpoznawczy na podobny wypadek. To pierwsze będziesz musiała zapamiętać. Jest w jej rodzinnym języku, więc bardzo ważne jest, abyś dobrze je wymówiła. Drugie kupię w trakcie powrotu do domu i dam Ci tuż przed wyjazdem do fortecy. I tu mam pytanie. Odważysz się zostać tu sama, podczas, gdy ja poczynię ostatnie przygotowania, czy wolisz poczekać na mnie na Bronxie ?

    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  8. Musiał przyznać przed sobą, że im częściej Elaine wspominała o Syrenie, tym bardziej on sam się denerwował. Zdawał bowiem sobie doskonale sprawę z faktu, że ta piękna kobieta potrafi być bardzo niebezpieczna i jeśli stwierdzi, że coś lub ktoś może zagrażać jej planom, zręcznie wyeliminuje go przy pierwszej lepszej okazji, tak aranżując jego śmierć, by organy ścigania nigdy nie trafiły na jej ślad, a przynajmniej, aby zdołała zniknąć wystarczająco daleko od pola ich widzenia. Jeśli teraz zechciała mu pomagać, to na pewno widziała w tym jakąś korzyść. W swoim postępowaniu nigdy nie kierowała się takimi sentymentami jak przyjaźń czy miłość, twierdząc, że te prędzej czy później muszą doprowadzić człowieka do zagłady, o czym przekonały się już całe zastępy młodych i tych trochę starszych mężczyzn, którzy próbowali ją usidlić. Tylko ona sama wiedziała ile wyrzeczeń ją to kosztowało, ale nie zamierzała zmienić zdania.
    - Radzę Ci na nią szczególnie uważać. - Ostrzegł patrząc stanowczo na pannę Eagle. - Jeszcze nigdy nie słyszałem, by Syrena pomogła komukolwiek z czystej dobroci serca. Wracając do hasła, to brzmi ono domatore di profondità. - Ledwie zauważalny, smutny, ale zarazem melancholijny uśmiech przemknął przez jego twarz. - Skoro jednak nadal chcesz dostać się na miejsce na własną rękę, to musisz tu trochę na mnie poczekać, bo wątpię, by w najbliższej okolicy był jakiś bazar z egzotycznymi herbatami w liściach, a właśnie jedna z takowych służy nam jako znak rozpoznawczy. - Dziwnie się czuł, spowiadając się przed niedawno poznaną blondynką z tak bardzo pilnie strzeżonych przed światem informacji. - Postaram się wrócić jak najszybciej. - To mówiąc wraz z wiernym psiakiem wyszedł z pokoju, szybko zszedł po schodach, przeskakując po kilka stopni na raz, po czym wyszedł na wąskie w tej dzielnicy uliczki, założywszy uprzednio kaptur na głowę. Miał na tyle dużo szczęście, że właśnie zaczęło padać, więc nikogo nie dziwił zbytnio widok zakapturzonego faceta ze sporej wielkości zwierzakiem u boku, ale i tak przez całą drogę zarówno w jedną jak i drugą stronę trzymał na wszelki wypadek nóż w pogotowiu.


    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  9. [ Dziękuję za miłe słowa! Nie jestem do końca pewna czemu, ale po zerknięciu na pozostałych bohaterów, których prowadzisz, moje myśli wciąż wracały tutaj. Wydaje mi się, że Lana potrzebuje w swoim życiu takiej koleżanki, jak twoja blondyneczka. Nie wiem tylko do końca jak ugryźć ich możliwą relację. ]

    Keilani Blandon

    OdpowiedzUsuń
  10. [ Pewnie ;) Może dodamy do tego jakieś spotkanie z niedalekiej przeszłości? Lana po rozstaniu z narzeczonym mogła trafić do tego baru, którego El jest właścicielką, wpatrywać się w szklankę z alkoholem i rozmyślać o tym, co dalej, nim przeszła do następnego etapu zerwania, czyli zajadania lodów i ukrywania się przed światem? El mogła akurat być w lokalu i jakoś tak się stało, że to z nią Lana podzieliłaby się żalem nad swoim złamanym sercem, tuż nad szklanką z alkoholem? Następnie wróciłaby do siebie taksówką i tak ich drogi by się rozeszły. Później mogłyby się spotkać już na neutralnym gruncie, a mianowicie Lana prowadziłaby właśnie zajęcia dla małej Clary. Oczywiście obie kobiety pamiętałyby się z tej nocy wylewania żali, przez co Keilani byłaby co najmniej zażenowana. ]

    Keilani Blandon

    OdpowiedzUsuń
  11. Gdy kobieta ułożyła głowę na jego udzie niekontrolowanie zaczął bawić się kosmykami długich, blond włosów. Chłonął każde wypowiedziane przez nią słowo, bo choć przeżyli ze sobą pewnie o wiele więcej niż każda inna przeciętna para, to również mieli braki. Oboje niczym ognia unikali rozmowy o rodzinie, poniewaz to nie był prosty i spokojny temat. Pojawiało sie w nim wiele demonów przeszłości, które przy ujrzeniu światła dziennego wcale nie chowały się popłochu do szafy. Były toksyczne, napastliwe i bez żadnych granic chcąc zrujnować teraźniejszość.
    — Myślę, że na parę kwestii znajdzie się rozwiązanie, chociażby obecność Patricka. Clarissa go uwielbia, więc nie widzę problemu, by osobiście napomknąć twemu ojcu, że chciałbym wziąć udział w pełnym rodzinnym spotkaniu. — podkreślił słowo pełnym, ponieważ tego najwyraźniej obawiała się jego narzeczona. Skoro tak go wielbili, nie sądził, by byli w stanie mu odmówić tej przyjemności poznania całej rodziny Eagle. 
    — Twoja siostra się z kimś spotyka? — zapytał w sumie nonszalancko nie przywiązując do tego wielkiej wagi, poniewaz zdecydowanie nie był osoba, która komukolwiek wchodziła z butami do łóżka. Było to raczej pytanie z gatunku tych podtrzymujących rozmowę, a także otrzymaniu bardziej konkretnych informacji. O ile za brata panny Eagle mógł poręczyć - częściowo - ale jednak mógł, to juz o partnerze Lilianny nie miał bladego pojęcia. Zawinął dość spory kosmyk włosów o palce wskazujący patrząc nadal w na delikatne rysy twarzy ukochanej.
    Nie zdążył odpowiedzieć na jej obawy nim wywróciła go na łóżko. Nie miał nic przeciwko takiemu zagraniu, a wręcz mu się ono podobało. Podciągnął ją nieco do góry, by również móc objąć ją ramionami. 
    — Zdecydowanie nie zamierzam im ufać. — prychnął jakby nieco urażony, iz mogła tak pomyśleć. Nie mógłby zaufać komuś dla kogoś jego nowe centrum świata okazało się hańbą i rozczarowaniem. Jemu przyniosło rodzinę i uczucie, którego istnienie przez wiele lat uparcie podważał.  
    — Ale obiad, czy kolacja to chyba nic strasznego. Jeśli cokolwiek zacznie przebiegać nie po Twojej myśli, to obiecuję nie będzie sama.  — znów ucałował ją w czubek głowy.
    — Co do wymagań względem Clarissy...— zaczął nieco niepewnie, nieco cichszym głosem.
    — Gdybym ja miał je zbyt wygórowane, to mi o tym powiesz? — zapytał niczym dziecko, które prosi o pozwolenie na coś. Po prostu był takim perfekcjonistą, że mógł nawet nie zauważyć, gdy obciąży ich aniołka zbyt wieloma obowiązkami, czy zajęciami dodatkowymi. W końcu to było coś czego on zaznał w dzieciństwie, więc nie do końca wiedział jak wyglądało coś innego. 
    — I choć cudownie mi się tu leży, to kawa zaraz będzie zimna — powiedział po dłuższej chwili wstając i ruszając do kuchni, gdzie czekało na nich śniadanie. 

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  12. Rzutki i bilard… Brzmiało to jak obietnica całego pociągu wypchanego po brzegi sztabkami złota, a chodziło przecież tylko o ucieczkę, uwolnienie się od tej sztuczności i niewygodnych ubrań, podejrzanych interesów, lukratywnych towarzyskich układów. El przychodziło to z taką łatwością! Napisze wiadomość, jakakolwiek wymówka będzie brzmiała w tej wiadomości prawdopodobnie, nikt nie będzie miał do niej o to pretensji. Sky była pewna swojego w chwili, gdy dopijała swojego drinka przy barze i nagły zastrzyk alkoholu na moment pozbawił ją zdrowego rozsądku, rozluźnił ją. A potem podeszły do swoich towarzyszy, El do swojego ojca, Sky do Nicolasa roztapiającego się w samouwielbieniu i już zaczynała nabierać wątpliwości. Znała to bardzo dobrze, przerabiali to między sobą wiele razy, pewnie można było to nazwać rodzinnym rytuałem, takim samym jak rozpakowywanie prezentów po zobaczeniu pierwszej gwiazdki, albo kładzenie się zawsze po tej samej stronie łóżka, bo każde z nich przyzwyczaiło się już do swojej połowy. Nick uśmiechnie się, rzuci krótkie do zobaczenia w domu, obieca, że nie zmitręży tutaj całego wieczoru. Tylko na czym będzie polegało to do zobaczenia w domu? Sky popatrzyła na Elaine, jej spokój i opanowanie zdawały się emanować na zewnątrz, zaczęła czuć je na własnej skórze. Wyglądać na podporządkowaną w istocie oznaczało bycie podporządkowaną. Czy zawsze należy taką być? Na litość boską, przysięga małżeńska to przecież nie cyrograf z diabłem. Prawie, ale nawet Nicolas Salinger nie posiadał takich wpływów.
    Pieprzyć to.
    —Zabiorę się razem z Elaine, to po drodze do naszego mieszkania — Sky poprawiła krawat pod szyją swojego męża, strzepnęła z jego marynarki parę drobinek kurzu. Na pewno tylko ona je zauważyła. Była na tym punkcie przewrażliwiona, a Nick lubił takie drobne gesty z jej strony. Żadna inna karta przetargowa nie przychodziła jej w tej chwili do głowy. — Nie próbuj tutejszych koreczków z tuńczykiem, nie czuję się teraz najlepiej i to chyba ich wina.
    Przesunęła dłonią po swoim brzuchu, lekko zacisnęła palce na materiale sukienki.
    — Nie chcesz, żeby pojechać ze sobą do domu? Poradzisz sobie? — troska, próba kontroli czy jedno i drugie? Przy Nicolasie nigdy nie można było mieć takiej pewności.
    — Zostań, musisz jeszcze spotkać się z tym bankierem, Thompsonem, pamiętasz?
    Nick zgarnął z czoła swojej żony kilka pojedynczych włosów i tam delikatnie ją ucałował. Na pewno miał co do tego swoje przemyślenia, już po samym błysku w jego oku Sky rozpoznała lekkie zdenerwowanie, niepewność, wolał nie zostawać tutaj bez towarzystwa. Nagle z jego idealnego wyobrażenia o tym wieczorze, z tego estetycznego, harmonijnego obrazka wykruszył się jego bardzo ważny element. Ale co mógł teraz zrobić? Powiedzieć, że zwariowała? Na pewno to powie, lecz jeszcze nie teraz.
    Taksówka zamówiona przez Elaine już na nie czekała. Młody kierowca, miał na nosie okulary w cieniutkich oprawkach, widać, że usilnie starał się wywietrzyć z wnętrza samochodu zapach dymu papierosowego albo czyichś jadowitych perfum. Odsunął obie szyby z przodu pojazdu, do tej bliżej siebie przytulił się jak topielec, który ledwo co liznął świeżego powietrza nad powierzchnią wody. Sky rozpuściła swoje włosy, do pobliskiego kosza wyrzuciła wszystkie spinki i wsuwki, jakie udało jej się na szybko wygrzebać z pojedynczych kosmyków. Pomasowała palcami czubek swojej głowy. Co za ulga! Jeszcze tylko buty. Zdjęła je i trzymała w ręce za poluzowane paseczki, gdy wsiadała do taksówki.
    — Do nieba, panie kierowco! — tak naprawdę każde miejsce w Nowym Jorku można było nazwać teraz niebem, ale bar, w którym nikt nie będzie zwracał na nie uwagi, gdzie nikt nie przypisze do nich konkretnego nazwiska, całej tej towarzyskiej przyzwoitości? Czy istnieje coś położonego wyżej od nieba? Sky wyjrzała z samochodu, czekała, aż Elaine dołączy do niej na tylnym siedzeniu. Mało brakowało, by zaczęła zacierać ręce.
    Pomartwi się o to jutro rano.

    Woow, a cóż to za piękne zmiany? <3

    Sky

    OdpowiedzUsuń
  13. Lily uwielbiała zakupy, ale sama zazwyczaj kupowała niewiele i nosiła się koloro ale skromnie w prostych krojach. Nie sądziła, aby mogła szaleć, bo do figury modelki było jej daleko, poza tym mleczna blada cera, którą notabene u siebie naprawdę kochała, wyglądała komcznie z niektórymi zestawieniami garderoby... Poza tym miała dostatecznie wybuchową osobowość, nie musiała zatem niczego podkreslać ubiorem! Ale teraz gdy El tak nonszalancko sugerowała, aby coś sobie skubnęła... Nie minęło pięć minut, blondynka nie skończyła mówić, a w rękach rudej już znalazło się kilka imprezowych sukienek i nawet jedna para wysokich kozaków na szpilce! Może nieco zbyt swobodnie się poczuła...? A może się zagalopowała?! Nie wiedziała jeszcze, ale na razie wszystko to nie wprawiło jej nawet w odrobinę zmieszania, bo po prostu co tylko przykuło jej uwage, było zdejmowane z wieszaka i tulone do piersi, jakby już Taylorówna się z tymi ciuszkami przyjaxniła na wieki!
    - Ooo! Boska! - stwierdziła z zapartym tchem, odwracając się w kierunku El ispoglądając na to, co trzymała blondynka. - Ale kilka takich smaczków powinnaś jednak zatrzymać – stwierdziła, na powrót wędrując spojrzeniem po wieszakach. - No bo ja wiem, ze dom,r odzina i córka. Ale nie będziecie z dzieckiem zamknięci na cztery spusty w chacie... I jak wyskoczycie od czasu do czasu na jakąś randke, to warto przypomnieć Blackowi jaki ma skarb przy sobie – oznajmiła. Lily to żadna kokietka, ale jednak wie doskonale, że o faceta trzeba dbać na wiele sposobów, a szczypta zazdrości, gdy dostrzeże jak na zgrabe nogi partnerki ogląda się ktoś inny, nigdy nie zaszkodzi.
    Sama specem nie była w związkach, co oczywiście było oczywiste, skoro wciąż była sama, ale i tak zawsze czuła, że nawet najukochańsze pary muszą o siebie dbać nie tylko słodząc sobie czułostkami. A skoro i Black i jego narzeczona to były osóbki charakterne, na pewno wiedzieli, jak podsycić to uczucie, które ich niespodziewanie połączyło.
    - Ja za to mam zdecydowanie za mało imprezowych ciuchów! - mruknęła, dostrzegając jeszcze coś błyszczącego za plecami koleżanki. - Może jak zacznę na jakieś chodzić, znajdę mżęza – zgadywała głośno i nieco kpiąco. A potem przypomniała sobie, że była w barze El,b o jednego spotkała... niedoszłego swojego męża. I dobrze że dziś nocowała u przyjaciółki, bo o tym chciała, potrzebowała porozmawiać. - Chyba chciałabym znaleźć kogoś nowego, obcego, kto by mnie poznał i nie zostawił – stwierdziła, mijając El i z naręczem ciuchów podeszła do wiesaków z długimi kreacjami. - Woooow. - gwizdnęła nieelegancko, unosząc brwi. - To wszystko z wybiegów? - strzelała, ale chyba odgadła bo kreacje były nieziemskie, nietuzinkowe i czasami piękne ale i dziwne.

    Lilka łasa na szmatki

    OdpowiedzUsuń
  14. [Jak tu pięknie <3]

    Dawno nie czuł się aż tak podekscytowany i chyba nic nie było w stanie popsuć dziś jego dobrego humoru. Koniec końców cieszył się, że ojciec wyznał mu prawdę dotyczącą adopcji i mógł dzięki temu poznać swoją biologiczną siostrę. Miał wrażenie, że odzyskał utraconą niegdyś cząstkę siebie i choć wiedział, że będzie musiał długo pracować nad zdobyciem jej zaufania, zamierzał zrobić wszystko, aby jak najszybciej z nim zamieszkała i stała się częścią jego życia. Nie mógł pozwolić, aby chodziła w ubraniach z lumpeksów i wynajmowała pokój w jakiejś obskurnej dzielnicy, do której on sam bał się zapuszczać nawet przed zapadnięciem zmroku.
    - Oczywiście, że się ekscytuje. Ty na moim miejscu nie byłabyś podekscytowana? – jęknął, kręcąc przy tym zrezygnowany głową. Nie rozumiał, dlaczego dziewczyna nie podziela jego entuzjazmu i miał nadzieję, że lada moment zmieni zdanie. Była jego najlepszą przyjaciółką i zależało mu na tym, aby wspólnie świętowali dziś jego nowe życie.
    - Spłoszę ją? Niby dlaczego? Nie mogę pozwolić na to, aby chodziła w ubraniach z sieciówki, albo gorzej, z jakiegoś lumpeksu. Czy ty wiesz gdzie ona mieszka? To najgorsza i najbiedniejsza dzielnic w Nowym Jorku, nawet nigdy tam nie byłem. Moja siostra musi dostać ode mnie wszystko, czego nie miała przez ponad dwadzieścia lat – zarządził, ponownie biorąc dziewczynę za rękę i ciągnąc ją w głąb kolejnego pomieszczenia – Nie wiedziałem, jakich kosmetyków używa, więc kazałem mojej asystentce zamówić wszystko co mieli w drogerii i perfumerii. Nie wiem też, czy lubi zapachy kwiatowe czy może bardziej waniliowe, więc w drugim pomieszczeniu mam dla niej wszystkie, żeby sobie mogła wybrać coś dla siebie. Myślałem też nad tym, jaki powinienem dać jej samochód. Nie wiem właściwie, czy ma prawo jazdy, ale jeśli nie, to nie problem, zawsze też mogę je dla niej kupić. W tym budynku należą do mnie wszystkie apartamenty, więc jeśli nie chciałaby na początek zamieszkać ze mną w moim, może wybrać któryś dla siebie. Będzie blisko mnie, a jednocześnie nie utraci swojej prywatności i jej za bardzo nie speszę…- wyliczał wszystko niczym w transie, kompletnie nie zważając na reakcję Ell. Zachowywał się jak małe dziecko, które dostało od mamy upragnionego lizaka i nic innego przez moment się dla niego na świecie kompletnie nie liczyło.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  15. Na całe szczęście tym razem udało mu się obyć bez pakowania się w żadne kłopoty, więc już po godzinie był z powrotem. Co prawda mógłby wrócić znacznie szybciej, ale nie pozwolił sobie na ruszenie z powrotem tą samą drogą, którą przebył wcześniej. Ktoś mógł w międzyczasie dać jakiś sygnał Szakalowi, a ten mógł wystawić swoich morderców na jego ścieżce. Zwyczajnie nie powinien tak wiele ryzykować. Stanowczo nie teraz, gdy wreszcie skompletował wszystkich ludzi, którzy mogli mu pomóc w jakikolwiek sposób w odzyskaniu małżonki. Nie był co prawda pewien, czy kiedy uda mu się ją uwolnić ona nie zrealizuje w końcu swego planu odejścia od niego, ale nie chciał pozbawiać własnego syna matki. Doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, że im dłużej uprowadzona osoba przebywa w rękach porywacza tym bardziej zmniejsza się szansa na odnalezienie jej żywej. A Ilario był jeszcze w takim wieku, że na dłuższą metę by sobie bez niej nie poradził mając ojca, który większość doby spędza poza domem. Po każdej tego typu sytuacji obiecywał sam sobie, że będzie im poświęcał więcej czasu, ale nigdy mu to nie wychodziło. Zwyczajnie nie potrafił żyć bez stałego działania adrenaliny na jego organizm.
    - Oto ona. - Oświadczył krótko kładąc na stole przed blondynką małą paczuszkę z kilkoma gramami zasuszonych liści szałwii libańskiej. Niestety sprzedawca nie chciał mu sprzedać pojedynczej sztuki, a on nie miał najmniejszego zamiaru w tym małym, lekko podejrzanym sklepiku wyciągać swojej legitymacji zawodowej. Znacznie łatwiej i przede wszystkim bezpieczniej było mu zgodzić się na zakup minimalnej wymaganej dawki. - Pamiętaj, żeby pokazać Octavi tylko jeden. To bardzo ważne. - Podkreślił patrząc na nią stanowczo. - Jesteś pewna, że niczego więcej Ci nie potrzeba ? - Spytał jeszcze raz przelotnie zerkając na zdjęcia przedstawiające budynek, do którego mieli się dostać.

    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  16. El była dla niego jak siostra i musiałaby naprawdę mocno go skrzywdzić, aby przekreślił ich przyjaźń. Zależało mu na jej opinii i choć często był uparty jak osioł i zawsze stawiał na swoim, cenił sobie zdanie przyjaciółki. Mężczyźni z reguły później dojrzewali, a on przez bezstresowe wychowanie i życie niczym w ochronnej bańce, mentalnie był na poziomie kilkuletniego dziecka. Zawsze dostawał to, czego chciał, mocno się ekscytował i równie mocno przeżywał wszelkie porażki.
    - Nie działam impulsywnie, jestem spokojny i opanowany, po prostu się cieszę, że mam siostrę – zapewnił, choć jego mowa ciała wskazywała na coś zupełnie innego. Ekscytował się niczym dwulatek na widok ulubionego lizaka i ciężko było nie zauważyć, że w ogóle nie myśli racjonalnie i jest myślami gdzieś daleko stąd, przy Evie.
    - Serio? Tam jest przecież miliard bakterii, jak w ogóle można założyć coś, w kim ktoś wcześniej chodził, albo coś przymierzył? Nie rozumiem ludzi, naprawdę. To jak wystawiać się na pewną śmierć i mam nadzieję, że ty tak nie ryzykujesz. Jeśli dowiem się, że ubierasz się w jakimś lumpeksie, to osobiście przywiozę dla ciebie całą garderobę – pogroził jej palcem, wzdrygając się na samą myśl o używanych ubraniach. Nigdy nie kupował ubrań sam i zawsze wybierali je dla niego styliści, gotów był jednak zaryzykować i osobiście wybrać się do sklepu któregoś ze swoich ulubionych projektantów, byleby tylko zapewnić przyjaciółce odpowiednią odzież.
    - Mrocznej strony? Nie możesz znać mrocznej strony, Lucas w ogóle o tym wie? Zaczynasz doprowadzać mnie do zawału i zaraz będę miał przez ciebie siwe włosy, przestań – zatkał sobie teatralnie uszy, ruszając szybkim krokiem do przodu. Wiedział, że Ell odcięła się od swojej rodziny i prowadziła styl życia, jaki jej odpowiadał, ale słysząc kolejne szokujące doniesienia miał ochotę zamknąć ją w którymś z pokoi gościnnych i wypuszczać ją tylko na zakupy czy imprezy w jego towarzystwie.
    - Mam gdzieś, że będzie żyła wygodnie ma mój koszt, to moja siostra a ja nawet tego nie odczuję. Zależy mi na tym, żeby mnie polubiła, a jak inaczej mam to zrobić, jak nie poprzez prezenty? Chcę jej dać wszystko, zwłaszcza, że równie dobrze to ja mogłem być na jej miejscu – westchnął, przerażając się na samą myśl. Nie wyobrażał sobie, że miałby dorastać w jakiejś obskurnej kamienicy i znosić humory ojca alkoholika. William bywał okropny, ale przynajmniej miał klasę i razem z żoną zapewnił mu wszystko co najlepsze.
    - Po co jej praca, skoro ja dam jej pieniądze? Zresztą, pracuje jako tłumaczka czy tam nauczycielka w szkole językowej, ale zarabia przy tym marne grosze i na to nie zasługuje. Musi mieć wszystko i musi po prostu korzystać z życia, nic więcej, żadnej pracy czy jakiś głupich obowiązków. Na pewno nie miała udanego dzieciństwa, więc niech ma chociaż beztroską dorosłość – uśmiechnął się blado, starając się nie wracać myślami do zdjęć, jakie udało się zdobyć dla niego detektywom. Musiała przejść w domu rodzinnym piekło i cieszył się, że jakimś cudem się stamtąd wyrwała i uciekła od tego przeklętego alkoholika.
    - Ja też cię kocham, dlatego nie powinnaś robić zakupów w lumpeksach i zapuszczać się w mroczne zakamarki i dzielnice tego miasta. Muszę o tym poważnie porozmawiać z Lucasem, może obydwoje prędzej przemówimy ci do rozumu – westchnął, roztrzepując dłonią jej włosy i zamykając ją po tym w niedźwiedzim uścisku.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  17. Lilka sama do klubowych i szalejących panienek co weekend, albo i częściej, na pewno nie należała, ale po prostu obok taaaakich cudownych kreacji, nie dało się przejść obojętnie. Jej pewnie na połowę tych szmatek by nie było zupełnie stać, ale inna sprawa ubierać się bazarowo, a co innego w ogóle zbierać pieniążki, oszczędzać, aby móc raz na jakiś czas kupić sobie coś łądnego, ale i porządnego, z metką która nie wskazuje tylko ceny, ale i jakość. A teraz Elka była w stanie z czystym sumieniem oddać jej kilka projektowych kreacji i ruda wiedząc, że nigdy nie uzbiera na taką srebrną miniówke, czy torebkę w życiu, nie mogła odmówić. No i gdy tylko padło polecenie, aby dała tym rzeczom drugie życie Lily wiedziała, że ukocha wszystko, co dzisiaj spadnie z wieszaka w jej rączki.
    Skrzywiłą się lekko, na to delikatne, ale troskliwe pouczenie. A na zapewnienie, że kiedyś znajdzie się dla niej ktoś odpowiedni, zacisnęła tylko usta w wąską kreskę i odwróciła wzrok.
    Już się znalazł – mruknęła i szybko odwróciła od El, aby zatopić swoje rączki zachłanne nowych szaferskich zdobyczy w stosie butów. Akurat do dodatków to ruda miała ogromną słabość, chyba największą!
    Dzisiaj piła samotnie, czekając na El. Snuła się bez towarzystwa po klubie, choć to absolutnie nie było w jej stylu. No i na koniec zgodziłą się iść pakować przyjaciółkę i przy okazji wypić więcej, aż się sponiewiera na kanapie, albo w głową w klozecie. To nie było więc byle co, od taka zwyczajna popijawa, one w sumie nawet nie były w stylu Taylorówny. Ona ewidentnie coś przeżywała i umiejętnie to maskowała.
    - A co z tym...? Jak dla mnie mało bankietowe! - chwyciłą w ręce wysokie lakierowane kozaki na niebotycznym obcasie i spojrzała z błyskiem w oku na El. O... takie buty to marzenie, oczywiście zrozumiałym będzie jeśli blondynka się nie zechce z nimi pożegnać, ale.....?

    Lilka skrywająca sekrecik.

    OdpowiedzUsuń
  18. Kącik ust zadrgał mu w momencie, w którym stwierdziła, że podczas rozmowy z rodzicami powoła się na jego osobę.
    — A ja nie mam nic przeciwko temu. —  mogła wykorzystać go jako wymówkę, czy kartę przetargową byleby osiągnęła obrany przez siebie cel. Szatyn na pewno nie był świadom tego, że to tyczyło się nie tylko potyczki z rodzicami, ale jakąkolwiek przeszkodą w życiu blondwłosej. Mógł zwalać na wielu frontach, jeśli chodziło relacje damsko-męskie, lecz jedno było niezaprzeczalne pannie Eagle oddał sie bez reszty i poświęciłby dla niej niemal wszystko. Nie byłyby to łatwe decyzje i mężczyzny rozmyślania nie szły w tym kierunku, ale kto wie, czy niebawem nie będą zmuszeni podjąć drastycznych kroków.
    — Dwadzieścia lat to sporo, choć wiek powinien być postrzegany wyłącznie przez pryzmat 'to tylko cyfry', to zbyt wiele widziałem spraw rozwodowych takich kombinacji. — nie złorzeczył siostrze od blondynki po prostu stwierdził fakt. Od każdej reguły łatwo było znaleźć wyjątek i może Lilianna miała takowym być. Tego nie mógł wiedzieć ani Lucas, ani nikt inny. 
    — Mogą kiedyś przyjść do nas obiad, czy kolację. Nie wszystkie rodzinne spotkania muszą się odbywać pod nadzorem twoich, czy moich rodziców. —zażartował świadom, że będzie to tez okazja do poznania rodzeństwa narzeczonej w nieco przyjemniejszych okolicznościach niż zagrożenie życia, czy nadzór starszyzny. 
    — W tatusia, no tak bo z mamusi to wcale nie ma nic z charakteru, ani trochę —zaironizował niemal wywracając oczami, jednak na ustach juz rozpościerał się delikatny uśmiech. chyba potrzebowali więcej takich chwil na sam, by poczuć harmonię i zwyczajnie napawać się szczęście jakiego doświadczyli zbliżając sie do siebie.  Będąc już salonie przyglądał sie uważnie blondynce, jednak nie był w tym nachalny. Po prostu obserwował jak ze smakiem zajada się świeżymi wypiekami. Sam też nie zamierzał pomijać śniadania, bo choć pod etykieta pracoholika rzadko podpina sie zbilansowna dietę tej Black starał się naprawdę pilnować. Już treningi przestały byc tak regularne, za co pluł sobie w brodę. Ciężko jest się wyzbyc pewnych przyzwyczajeń, lecz życie do tego zmusza. Na ten niecodzienny zachwyt posiłkiem odpowiedział tylko uśmiechem skrytym za kubkiem kawy. Wiedział, że Elaine ma problemy z jedzeniem, więc coś takiego cieszyło podwójnie.
    — Powalczyć? —zmarszczył brwi nie do końca rozumiejąc co ukochana miała na myśli. Fakt było tam jeszcze kilka nierozpakowanych pudeł, jednak większośc najpotrzebniejszych rzeczy znalazła swoje nowe miejsce. 
    — Gotujesz? —uniósł brew ku górze w lekkim zaskoczeniu. Cóż nie żeby wątpił w jej umiejętności, jednak... Nie chyba właśnie to robił, bo nie przypominał sobie kiedy ostatni raz to kobieta cos gotowała.  W kuchni królowały pełnowartościowe lub tez nie posiłku na dowóz, chyba że on miał czas to przywdziewał fartuch kucharza tego domu i szedł krok po kroku z kolejnym odkrytym przepisem.
    — Tak. —odpowiedział, a oczy mu pociemniały, bo jego myśli juz odbiegały w sina dal od jedzenia, a skupiały sie na tym jak niesforny materiał odsłonił nieco więcej ciała Elainie niż powinien. Odstawił pusty kubek po kawie i juz miał do niej podejśc, gdy to jego telefon postanowił się rozdzwonić. Najwyraźniej Jocelyn juz wstała i chciała ustalić godzinę powrotu Clarissy do domu.
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  19. — Chyba chciałaś powiedzieć, że tym bardziej będziesz jej kibicować, jeśli to będzie wkurzać rodziców — puścił jej perskie oko po czym  oddalił się nieco, jakby oczekując z jej strony jakiegoś żartobliwego ciosu. Cóż nie wiedział wiele na temat relacji kobiety z jej rodzicami, jednak po tych kilku epizodach mógł wysnuć wnioski, że nie były one o wiele lepsze od jego własnych.
    Wysłuchał jej po czym jedynie skinał głowa w zrozumieniu. Nie chciał nic dodawać ani tym bardziej przerywać ukochanej, bo było to naprawde jeden z nielicznych razy, gdy byli ze sobą kompletnie szczerzy i otwarci. Szatyn z doświadczenia wiedział jak różne można mieć relacje z drugim człowiekiem, więc nie zamierzał rzucać pustymi frazesami na temat tego, że między El, a Lilką też zrodzi się takie porozumienie. On z Jocelyn potrzebował jednego dramatycznego przeżycia, by wiedzieć, że wskoczy za tym niesfornym chochlikiem w ogień. Ale kto wie, może gdyby nie to porwanie w dzieciństwie ich relacja również wyglądałaby całkowicie inaczej?
    — Kiedy będziesz gotowa — ucałował ją w czubek głowy. Nigdzie mu się nie spieszyło z rodzinnymi obiadami, w końcu sam nie był ich wielkim fanem. Temat po prostu wypłynął. 
    — Zostało kilka kartonów, a no i pianino mają przywieźć jutro albo pojutrze.— odpowiedział jak gdyby nigdy nic. Mieszkanie może było większe od poprzedniego, niemniej nie mógł go tak zagospodarować, by zmieścił się tu cały fortepian. Postanowił więc nieco dostosować swoje hobby i zmniejszyć instrument. Nie podejrzewałby narzeczona mogłaby mieć coś przeciwko temu. Chyba lubiła gdy grał, a jeśli nie to mógł to robić, gdy będą się nieustannie mijać.
    —   W takim razie dzisiaj Twoje umiejętności zostaną wystawione na próbę bardzo wymagających kubków smakowych — powiedział kończąc swoja kawe i odstawiając pusty kubek na stół.
    — Clarissy, żeby było jasne. Nie wiem, czy zauważyłaś, ale ostatnio zrobiła sie dosc wybredna. — nie okazywał tego jakoś szczególnie, ale martwił się tym Tadkiem niejadkiem w jakiego zmieniała się ich kilkulatka. Nie był ojcem roku, lecz wiedział, że to i owo jest potrzebne do rozwoju młodego organizmu. Oni jako rodzice musieli szczególnie przypilnować, by wszystko było jak należy.
    — Tego nie powiedziałem, ale jeśc nie równa sie gotować. — zdążył powiedzieć nim dźwięk telefonu zrobił się na tyle upierdliwy, iz musiał go odebrać. Po wymianie kilku zdań wrócił do panny Eagle przytulając ja od tyłu.
    — Mamy jeszcze dwie godziny — szepnął jej do ucha. 

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  20. Uśmiechnął się delikatnie do narzeczonej  lekkim błyskiem w oczach.
    —  Nie powiedziałbym, że podstępnego, ale hmmm przebiegłego już bardziej. — odpowiedział, ponieważ był jednym - pewnie z nielicznych - mężczyzny, który nie dał się zwieść delikatnej urodzie byłej modelki. Wiedział, że pod tą fasadą kryje się kobieta, która potrafi przeobrazić się w kogoś kto nie okazuje litości.To jak go zmanipulowała na początku ich znajomości tylko potwierdzało jego tezę. Niemniej deklarując swoje poważne podejście do tej relacji musieli nauczyć się współpracować, wspierać i dzielić wszystkim - tym co dobre i co złe.
    — Mogłaś powiedzieć —zmarszczył brwi w widocznej konsternacji.
    —  Zorganizowałbym większą garderobę, szafę, żebyś nie musiała niczego oddawać. — wyglądało to dość zabawnie, gdy poważny Pan prawnik tak przejmował się uszczupleniem ubraniowych zapasów blondynki. Sam chyba przeniósł wszystkie swoje garnitury, koszule, buty i co tylko znajdowało się w jego garderobie do nowego mieszkania. Fakt posiadał bardzo ograniczona ilośc ubrań domowych, jednak nie oznaczało to, że Elainie miała zostać zmuszona do wyrzucania czegokolwiek. 
    — Przypomnij mi, a zabiorę Cie na zakupy i Clarisse — włączył sie typowy Lucas, który w trudniejszej sytuacji sprawiał, by miec nad nią kontrolę. Kontrolował wydatki, wiedział jak sprawiać prezenty, więc to było dla niego bezpieczne rozwiązanie. Przelanie uczuć w formie namacalnej, jakby jego nieme gesty mogły byc niewyraźne zarówno dla jednej blondwłosej, jak i drugiej. Czy miało to płynąc w przyszłości na rozpuszczenie ich wspólnego Aniołka? To się miało dopiero okazać.
    — Myślałem, żeby podstawić je tu w salonie, chociaż nie jestem pewien, czy sie zmieści, jeśli nie to w gabinecie mamy aż nadto wolnej przestrzeni —powiedział, jakby zbywając kwestie pianina na drugi, a nawet trzeci plan. 
    — Pewnie masz racje —mruknął przecież on nie był ekspertem w wychowaniu dzieci i chociaz nie wyobrażał juz sobie zycia bez sześciolatki, to nie zawsze wiedział jak reagować na jej fochy. W końcu sam z domu nie wyniósł godnego do naśladowania modelu rodzica. Wysłanie do szkoły z internatem, wieczne bankiety, sztuczne uśmiechy i niezliczona ilość opiekunek, to nie jest wymarzony scenariusz dzieciństwa. 
    — Mam lepszy pomysł... —powiedział ostrożnie stawiając pannę Eagle na nogi, a następnie porywając na ręce. Niespiesznym krokiem wrócił z nia do sypialni.
    — Zakupy zamówimy z dostawa do domu — zamknał za sobą drzwi, chociaż nie musiał tego robić, bo byli sami w mieszkaniu. Odwrócił się do ukochanej przodem i niczym drapieżnik zbliżał się do swojej ofiary. Nie mieli pewności kiedy Jocelyn będzie znów taka dobra, by porwać ich córkę i będą mieli chwile tylko dla siebie.
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  21. Przed ruszeniem do kryjówki Szakala Bodet musiał załatwić kilka ważnych spraw. Po pierwsze jeszcze raz skontaktował się z Blanco z oddalonej o kilka kilometrów od swojego mieszkania budki telefonicznej, by po raz kolejny upewnić się, że jego kolega po fachu przygotował im w razie czego alternatywną drogę ucieczki, po czym z innego urządzenia przedzwonił do Seraphina. Uznał bowiem, że w jego obowiązku leży upewnienie się, czy chociaż część z jego ludzi przebywających w budynku, z którego uciekł z Elaine przed paroma godzinami przeżyła i do czegokolwiek się nadawała, a w dodatku przewidywał, że zdecydowanie gorzej dla wszystkich będzie, jeśli główny przeciwnik trzęsącego nowojorskim rynkiem narkotykowym porywacza dowie się o przeprowadzonej przez nich operacji z własnych źródeł. Z własnego telefonu komórkowego nie chciał korzystać, bo zbyt łatwo było go namierzyć, ale wykonując obie te rozmowy miał oczy dookoła głowy na wypadek gdyby ktoś postanowił go wyeliminować. Po dotarciu na Tod Hill szybko się przebrał w mniej rzucające się w oczy ciuchy, po czym z jednej z drewnianych skrzyni wyciągnął dawno nieużywany i mocno już zakurzony karabin Minimi, który kiedyś wcisnęła mu z sobie tylko wiadomych powodów Syrena. Może nie stanowił najbardziej poręcznej broni, ale we wprawnych rękach potrafił wyrzucić z siebie wystarczająco dużo naboi na minutę, by unieszkodliwić bez większych problemów nawet kilkudziesięciu przeciwników, a on za jeden z głównych celów postawił sobie jak największe zminimalizowanie ryzyka poniesienia śmierci na polu walki. Wyznawał bowiem zasadę, że jako zimny trup nie będzie już w stanie nikomu pomóc, a nie chciał pozostawiać Octavi na łaskę obcych ludzi po jej uratowaniu. Na pewno przez najbliższe dni będzie potrzebować jego psychicznego wsparcia, by powrócić do jako takiej stabilizacji psychicznej. Sprawnie przeliczył naboje, po czym przystąpił do pakowania do plecaka niezbędnych przedmiotów. Upewniwszy się, że niczego nie zapomniał z walącym sercem udał się do garażu i odpalił stojącego tam Land Cruisera. Jego prywatne auto nie było w żaden sposób zabezpieczone przed kulami, toteż porzucił je w gęstych zaroślach kilkanaście kilometrów od miejsca potyczki, licząc na to, że żaden z oczekujących na miejscu przestępców nie wyjdzie mu na niespodziewanie na spotkanie. Wykorzystując ostatnie spędzone samotnie minuty zaczął recytować pod nosem słowa meksykańskiej piosenki, którą przed swoim przedwczesnym odejściem z tego świata dość często śpiewał jego ojciec, by choć trochę się uspokoić. Nadmierne zdenerwowanie i emocjonalne zaangażowanie dość łatwo mogło spowodować położenie całej szczegółowo zaplanowanej akcji już na samym początku, a on przecież zaangażował w nią masę pobocznych osób.

    Enrique B. [Ten upał wyssał ze mnie prawie wszystkie siły, ale udało mi się coś mimo wszystko wytworzyć.]

    OdpowiedzUsuń
  22. Pewnym było, że w wielu kwestiach będą się w przyszłości ścierać i najprawdopodobniej będzie to miało skutki niemalże wybuchowe. Ani Black, ani panna Eagle nie byli wychowani w duchu odpuszczania, lecz nie byli przecież skazani od razu na porażkę. Minione wydarzenia pokazały, że potrafią zażegnać kryzys, gdy tylko dadzą dojść do głosu zdrowemu rozsądkowi oraz uczuciom jakie do siebie nawzajem żywią. Tworzyli wybuchowy duet, jednak dzięki temu mieli sporą szansę na szybkie przełamywanie rutyny.
    — Jeśli mówiąc buty masz na myśli szpilki, to miej ich do woli —uwielbiał jej nogi na wysokim obcasie i to jak się w nich zmysłowo porusza. Nie była kolejną przedstawicielka płci pięknej, która kroczyła niczym żaba, by tylko móc przywdziać na stopy nowe Louboutiny. Elaine chodziła w obcasach równie swobodnie, co w butach do biegania. Szatyn nie zamierzał narzekać, nawet gdyby chciałaby w nich chodzic po domu. Miała jego pełne błogosławieństwo! 
    — O ile Clarissa w końcu zdecyduje się zostać w jakimś przedszkolu dłużej niż dziesięc minut — zauważył dość kwaśno jak na siebie,lecz faktycznie kaprysy córki dawały mu ostatnio mocno w kość. Nie mówił jeszcze nic narzeczonej, ale również dostał propozycję prowadzenia wykładów na uczelni. Nie miał czasu na powrót do biura, ale kilka wykładów w tygodniu byłoby dobra rozrywka podczas nieobecności Clarissy w domu.  Gdy sytuacja miała się z sześciolatka bardziej unormować na pewno będa musieli z Elaine przedyskutować jego możliwości powrotu do kancelarii, jednak do tego była jeszcze długa droga.
    Na temat pianina nie powiedział nic więcej tylko wzruszył ramionami. Nie przywiązywał aż takiej wagi do tego instrumentu, co innego jeśli chodziło o jego fortepian, który znajdował się w domku nad morzem. Ten był cenny pod wieloma względami i nieźle by się zezłościł, gdyby go uszkodzono, dlatego też nawet nie podejmował próby przewożenia go do centrum Wielkiego Jabłka. Kupno nowych klawiszy nie było aż takim drogim wydatkiem, przynajmniej nie takim jaki mogliby jakoś specjalnie odczuć w domowym budżecie.
    — Nic konkretnego —powiedział zbliżając sie do niej, a następnie składając łapczywy niemalże wygłodniały pocałunek na jej ustach.  Fakt, że oboje byli dość ekspresyjni podczas zbliżeń nie miał nic do jego zachowania. Teraz bardziej uzewnętrzniał obawę utraty ukochanej. Byli tak blisko, a wszystko mogło się rozpaść, dlatego teraz zamierzał być blisko... coraz bliżej. Napawał się zapachem, bliskością urywanymi oddechami, półsłówkami i tym, że byli tylko i wyłącznie dla siebie.
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  23. Nidy nie potrafił dobrze ukrywać emocji i ludzie odczytywali je z jego twarzy niczym z otwartej księgi. Starał się jak mógł, aby nie brzmieć niczym dziecko, które właśnie odzyskało utraconą przed laty ukochaną zabawkę, ale świadomość posiadania rodzeństwa była od tego silniejsza i gdyby mógł, wykrzyczałby wiadomość o siostrze całemu światu.
    - Nie wiem, nigdy niczego nie prałem, nie potrafię korzystać z tej maszyny z bębnem, po prostu wyrzucam rzeczy do kosza, albo zajmuje się tym moja sprzątaczka. Właściwie to jak w ogóle wygląda pralnia? – wzruszył ramionami, kompletnie nie ogarniając jakim cudem ludzie potrafią opanować skomplikowane przyciski pralek – Wiem, dlatego chodzenia po ulicy też staram się unikać i wszędzie jeżdżę samochodem. Zresztą, sama tez powinnaś, zwłaszcza teraz, kiedy wirusy czają się na każdym kroku – westchnął, teatralnie przewracając przy tym oczami. Ell była cudowną przyjaciółką, ale nie rozumiała podstawowych rzeczy i irytował się za każdym razem, kiedy musiał jej o nich przypominać.
    - Świetnie, cieszę się, że znacie wszystkie swoje najmroczniejsze sekrety i możecie sobie ufać, o to chyba chodzi w związku. Nie wiem, nigdy żadnego trwalszego od tego z Maille nie zbudowałem i nie zamierzam się więcej pakować w coś podobnego – rzucił, prezentując jej kolejne rzeczy, jakie zakupił z zamiarem przekazania siostrze – Oczywiście, że się da, wszystko da się kupić za pieniądze, kompletnie nie ogarniam twojego dzisiejszego toku myślenia słonko – syknął, klepiąc ją przyjacielsko po plecach. Od dziecka uczono go, że wszystko ma swoją cenę i choć na własnej skórze przekonał się, że jego pozycja czasem może być zgubna aniżeli pomocna, twardo upierał się przy tym, że każdego można kupić i złamać odpowiednią sumą zielonych.
    - O, świetnie. Zabiorę ją moim samolotem na naszą prywatną wyspę i dowiem się, co jeszcze chciałaby ode mnie dostać. Jesteś genialna Eagle – zaklaskał radośnie w dłonie – Ha, wiem, właściwie kupię jej samolot, żeby mogła lecieć na wakacje o każdej porze dnia i nocy, gdzie tylko zechce. Do tej pory pewnie nie było jej stać nawet na wycieczkę poza Nowy Jork, a tak będzie zwiedzać cały świat i cieszyć się każdą chwilą, genialne – wyszczerzył się, wysyłając wiadomość do znajomego agenta, który zajmował się rynkiem lotniczym – No dobrze, dobrze, niech będzie. Pozwolę jej pracować gdzie będzie chciała, załatwię jej każdą pracę, jestem w stanie zdobyć dla niej każdy dyplom, nawet z medycyny – zaśmiał się, choć nie zdziwiłby się, gdyby i to faktycznie było dla niego do załatwienia od ręki – Ja przechodzę kryzys tożsamości? O czym ty mówisz? Ja czuję się świetnie, nie pamiętam właściwie kiedy ostatnio czułem się lepiej – wyszczerzył się, wyciągając z barku swoją ulubioną whisky i rozlewając im alkohol do szklanek – Toast za moje idealne życie, które właśnie wróciło na właściwe tory – uśmiechnął się, wznosząc w jej kierunku szkło i upijając kilka łyków złotego płynu.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  24. - Jak się czujesz ? - To były pierwsze słowa, które usłyszał Enrique, gdy stanął na schodach prowadzących do kryjówki Szakla. Syrena jak zwykle próbowała udawać, że się o niego troszczy, a on jak raz nie miał jej tego za złe. Trochę dziwnie wyglądała w obcisłym czarno-granatowym stroju, ale pozostawił ten komentarz dla siebie. Niepotrzebne mu były dodatkowe spięcia. Serce i tak waliło mu jak szalone, a przez umysł przelatywało chyba milion myśli na minutę.
    - Nie najgorzej jak na kogoś, kto za chwilę może zginąć. - Odparł, rzucając jej blady uśmiech. - Wszystko gotowe ?
    - Nick nawet jest już w środku. - Wskazała głową na pierwsze piętro. Dopiero teraz zauważył, że miała mocno związane włosy, dzięki czemu jej uroda trochę mniej go rozpraszała. Na całe szczęście. Potrzebował w końcu jak najbardziej czystego mózgu, by sprawnie funkcjonować i nie popełnić jakiegoś głupiego, tragicznego w skutkach błędu. - Wziął jednego ze swoich chłopaków i zadeklarował, że postara się wymusić zeznanie na pierwszym człowieku, który wejdzie mu w drogę. - Wyjaśniła.
    Powinien przewidzieć, że ten nadzwyczaj pewny siebie Norweg, który zmieniał swoje oficjalne dane i miejsca zamieszkania już chyba milion razy, by umknąć śledzącej go policji, nie będzie czekała aż zacznie się cała akcja. Zawsze kierował się jakimś szóstym zmysłem i rzadko kiedy słuchał rad innych, twierdząc, że doskonale potrafi sam o siebie zadbać. Głównie z tego powodu zatrudnił go do pilnowania Octavi. Tyle, że tym razem obaj schrzanili sprawę. Może on sam trochę bardziej, ale nie zamierzał teraz się nad tym zastanawiać. Jeśli dobrze pójdzie, to będzie miał na to czas później, a jeśli nie, to ktoś w zaświatach zrobi to za niego. Zaskoczyło go jednak, że Nansen tym razem zdecydował się wziąć ze sobą wsparcie. Z tego, co mu było wiadomo facet posunął się do czegoś podobnego tylko kilka razy w całej swojej karierze. To nie mogło wróżyć niczego dobrego.
    - W takim razie najwyższa pora do niego dołączyć. - Rzucił tylko, wyciągając ze swego bagażu karabin i napełniając go nabojami. Dopóki ręce nie trzęsły mu się aż tak bardzo, by nie mógł trafić w odpowiednie miejsce mógł liczyć na to, że jego szanse na przetrwanie są mniej więcej takie same jak na śmierć. W tej chwili był realistą jak za każdym razem, gdy przekraczał bramy piekieł.
    - Ok, ale Ty sterujesz ludźmi goryla swojej żony. - Oświadczyła nieznoszącym sprzeciwu tonem. - Przynajmniej do czasu, gdy się z nim nie połączymy. Zwyczajnie nie poradzę sobie z pilnowaniem takiej liczby.
    W odpowiedzi tylko obrzucił szybkim spojrzeniem grupkę, która stała wpatrzona w niego niczym stado głodnych drapieżników i dał im odpowiedni znak. Nie było na co dłużej czekać, a odpowiednich słów do zachęcenia ich do walki jakoś nie znajdował. Liczył ponadto na to, że ich szef zrobił to wcześniej. W większości ich kojarzył ze wcześniejszych wspólnych starć albo klubu, ale zauważył też kilka nowych, młodych twarzy. Pozostawało mu liczyć na to, że nie będą zanadto odstawać od reszty swoimi umiejętnościami na polu walki. Zanim zdecydował się przekroczyć próg dał sobie parę sekund na oględziny. Zauważył czterech strażników, którzy przechodzili się tam i z powrotem uzbrojeni w karabinki AKM. Przy takiej broni zapewne będzie musiał poświęcić przynajmniej dwa razy tyle swoich sprzymierzeńców. Spojrzał porozumiewawczo ku Syrenie i upewniwszy się, że go zrozumiała, otworzył ogień. Zabawa została rozpoczęta.


    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  25. Enrique nie pomylił się za bardzo we wstępnej ocenie liczby trupów, które musiał pozostawić za sobą, by przebić się przez pierwsze drzwi. Było ich dokładnie dziesięć, w tym jeden doświadczony, który próbował odepchnąć na bok jedną z Amazonek podlegających Syrenie. Pewnie kolejny zakochany wariat, bo dziewczyna w innej bajce mogłaby zostać modelką lub słynną aktorką. Nawet w ciemnym, maskującym ubraniu charakteryzowała się niecodzienną urodą. Zresztą jak większość tych wojowniczek. Bodet już dawno doszedł do wniosku, że jego sojuszniczka specjalnie wybierała do swoich szeregów takie piękności. Dzięki temu sprytnemu zabiegowi mogła być pewna, że tylko niewielka część z nich zginie w walce, bo albo ktoś zasłoni je własnym ciałem albo przeciwnik będzie się gapił na nie odrobinę za długo. Perfidnie wykorzystywała najgłębsze zawiłości męskiej psychiki. Nie mógł im jednak także odmówić w zupełności odwagi, bo kroczyły niemal równo z podlegającymi mu zbirami. Niektóre nawet trochę przed nimi. Na młodziutkich strażników, którzy pilnowali kiepsko oświetlonych schodów prowadzących do piwnicy ta sztuczka zadziałała wręcz koncertowo. Wystarczyło bowiem, że jedna z kobiet uśmiechnęła się do nich, lekko przygryzając wargi, mrugając długimi rzęsami, podrzucając zalotnie długie, rude loki i kręcąc nieznacznie biodrami, by zupełnie odlecieli. W ich tępym spojrzeniu Meksykanin wyczytał tylko bezgraniczne uwielbienie. Aż głupio było ich zabijać, ale nie miał innego wyjścia. Mógł jednak przynajmniej podnieść sobie poprzeczkę używając zamiast karabinu noża. Tym razem zabrał ich dość spory zapas, więc nie miał powodu do oszczędzania. Tym bardziej, że zawsze mógł je potem wyjąc z ich zimnych martwych ciał. Dodatkowym atutem takiego rozwiązania był fakt, że wbijające się w tętnice lub serce ostrze nie wydawało żadnego dźwięku, więc mogliby dostać się do podziemi całkowicie niezauważeni. Z namaszczeniem wyciągnął zza pasa dwa z nich i wycelował jednemu ze zbiorów w szyję, a drugiemu w aortę piersiową. Została jeszcze połowa, z którymi powtórzył dokładnie tą samą procedurę.
    - Za mistrza. - Wyszeptał, wydobywając je i wycierając o ich ubrania. Przynajmniej tym drobnym gestem mógł oddać jemu hołd po tym jak Szakal urządził sobie rzeźnię w należącym do jego rodziny lokalu.
    W piwnicy spotkali Nicka. Samego. Towarzyszący mu chłopak najwidoczniej w międzyczasie poległ, ale przynajmniej udało mu się zdobyć pewne informacje o wszystkich przeciwnikach i ich pełnym uzbrojeniu. Okazało się, że mężczyzna dążący do zmonopolizowania całego rynku narkotykowego w Nowym Jorku bardzo przesadza chełpiąc się ilu to niby doskonale wykształconych morderców ma do dyspozycji, co dawało pewną otuchę. Opierał się głównie na kilkunastu snajperach, a resztę stanowiła przypadkowa zbieranina wyrzutków społecznych najgorszego sortu.


    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  26. Niby przez wiele lat spędzonych w szeregach służb specjalnych i wcześniej jako szukający swojego miejsca młody chłopak, który szwendał się po najciemniejszych zakątkach Nowego Jorku Enrique powinien być przyzwyczajony do odgłosów wystrzałów. Jednak te, które dochodziły gdzieś z samych czeluści budynku sprawiły, że aż zadrżał na całym ciele. Cholernie bał się, że przybył za późno. Że jego żona została właśnie zamordowana tylko dlatego, że zgodził się na szalony plan Elaine. Jeśli te myśli faktycznie okazałyby się prawdziwe, nigdy by sobie tego nie wybaczył. Sprzedałby ich wspólne mieszkanie, na zawsze opuścił Stany i zaszył w jakiejś malutkiej meksykańskiej wiosce pozostawiając opiekę nad Ilario swojej matce. Nie wiedział jak długo tak stał, ale nagle poczuł jak ktoś szarpie go brutalnie za ramię, zmuszając do schowania się za filarem.
    - Niech Cię wszyscy diabli, Morpheusie! - Tuż koło swojego ucha usłyszał wściekły głos Nicka.- Aż tak śpieszy Ci się do piekielnego kotła ?
    Dopiero teraz zauważył, że w mur, pod którym jeszcze przed chwilą stał, wbiła się kula z karabinu. Zdecydowanie nie powinien tak się rozpraszać, bo inaczej nie wyjdzie stąd żywy.
    - Sorry, myślałem o Octavi. - Odparł cicho, posyłając mu skruszone spojrzenie.
    - Po prostu się skup. - Warknął tamten, wyglądając ze swojej kryjówki. Szybko schował się z powrotem, by przeładować swoją broń, po czym dał sygnał do ruszenia się z miejsc pozostałym.
    Po przejściu jeszcze kilku korytarzy i spacyfikowaniu kilkunastu napastników Norweg przystanął na dłuższą chwilę, by porozmawiać z Syreną. Jeśli przesłuchiwany przez niego wcześniej chłopak mówił prawdę, powinni być bardzo blisko miejsca, w którym przytrzymywana była Włoszka. Nie było większego sensu, by zbliżać się tam całą chmarą. Odpowiednie drzwi po tej stronie powinny być obstawione tylko przez dwójkę strażników i jednego snajpera obserwującego wszystko z górnego piętra, więc tylko niepotrzebnie zwróciliby na siebie uwagę. W tej chwili należało wybrać jedynie sześciu ludzi, którzy ruszyliby dalej. Reszta miała jak najszybciej się ewakuować inną drogą pod dowództwem kobiety. Szybko skompletowano odpowiednią grupkę, z której czwórka poszła dołem, podczas, gdy Nansen i Bodet weszli na górne piętro biorąc na siebie najtrudniejsze w tym wszystkim zadanie. Musieli w taki sposób wyeliminować naprawdę dobrego strzelca, by po pierwsze samemu nie oberwać, a po drugie nie zaalarmować reszty rzezimieszków. Ujrzeli go już zaledwie po kilku minutach. Leżał odwrócony do nich plecami, wpatrując się w dół, ale w tej samej sekundzie, w której Norweg podszedł do niego, by go obezwładnić, podniósł się i szybko odwrócił w jego stronę, wymierzając mu lufą mocne uderzenia pod żebra. Nie czekając nawet aż Skandynaw zdąży odzyskać oddech, wystrzelił w kierunku jego towarzysza, który dosłownie w ostatnim momencie zdążył uchylić się na tyle, by nie oberwać prosto w głowę. Zamiast tego kula wylądowała mu tuż pod prawym obojczykiem. Na całe szczęście długa praktyka nauczyła go równie dobrze posługiwać się obiema rękoma, czego jego przeciwnik chyba nie przewidział, skoro pozwolił sobie na spokojne oddalenie się z triumfującym uśmiechem. Meksykanin wykorzystał okazję, by wyciągnąć zza pasa najdłuższy i najlepiej zaostrzony nóż i wymierzyć nim w jego stronę. Miał tylko jedną szansę, więc tym razem zdecydował się posłać go prosto w serce przestępcy. Tylko w ten sposób mógł być pewny, że facet szybko przeprowadzi się na drugą stronę, a on z Nicolajem, który w międzyczasie doszedł do siebie będzie mógł udać się w dalszą drogę.
    Ku jego zdziwieniu rzeczony pokój okazał się jednak pusty. Najwidoczniej Eagle wraz ze swoim współpracownikiem zdążyła już oswobodzić jego partnerkę, bo na podłodze dostrzegł szczątki więzów. Teraz musieli tylko i aż wydostać się na zewnątrz.


    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  27. Dopiero, gdy przed oczami zaczęły przelatywać mu mroczki, Bodet uświadomił sobie, że rana, której doznał przed paroma minutami nie należała do tych najłagodniejszych. Owszem, oberwał tylko raz, ale za to prosto w tętnicę podobojczykową. Czym prędzej zdjął się z siebie bluzę oraz znajdująca się tuż pod nią przesiąkniętą krwią koszulę i kryty przez Nicka rozdarł ją na kilka długich strzępów, które przerobił na prymitywny opatrunek zaciskowy. Miał nadzieję, że zanim uda im się wydostać na zewnątrz nie straci przytomności albo co gorsza nie przeprowadzi się na drugą stronę. Nie to, żeby jakoś szczególnie obawiał się śmierci, w końcu często z nią igrał, ale nie chciał, by jego towarzysz miał przez niego jakiekolwiek problemy.
    - Idziemy przez archiwa, to najszybsza i najpewniejsza droga. - Oświadczył Norweg, gdy upewnił się, że Bodet zakończył całą operację.
    Chyba nikt nie spodziewał się, że ktokolwiek będzie jeszcze zapuszczał się w te okolice, bo oprócz jednego, wyraźnie przerażonego chłopaczka, na którego Skandynaw nawet nie chciał marnować kuli, tylko zwyczajnie zadusił, nie zastali tam ani jednej żywej duszy. Przynajmniej do czasu aż nie stanęli przed ostatnimi drzwiami. Tych pilnowała jedna snajperka i o głowę od niej wyższy facet. Tego drugiego Meksykanin uśmiercił za pomocą pojedynczego celnego rzutu nożem. W międzyczasie ich towarzysze zdążyli otworzyć do siebie ogień. Przez blisko półtorej minuty trudno było powiedzieć, które z nich ostatecznie wygra, ale gdy agent wspomógł swego sojusznika, dziewczyna w końcu padła martwa. Niestety Nansen podczas tej ostatniej batalii również zaliczył kilka postrzałów, które w świetle dnia przedstawiały się jeszcze gorzej. Na dobrą sprawę żaden z nich nie nadawał się do tego, by bezpiecznie wsiąść za kółko, więc funkcjonariusz ostatecznie zdecydował się zadzwonić do Banquo z prośbą o pomoc. Uzgodnili, że przyjedzie po nich najszybciej jak to możliwe i zawiezie ich do najbliższego szpitala. Czekając aż to nastąpi, Flance zatelefonował do El. Chciał jej dać, że jakoś udało im się przetrwać i zapytać jak się czuje Octavia.


    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  28. Na całe szczęście kilka śmiertelnie długich dzwonków wystarczyło, by Elaine odebrała, bo z powodu odniesionych ran Bodetowi coraz trudniej było kontaktować. Nie był pewny ile czasu uda mu się wytrzymać w tym dziwnym stanie zawieszenia między jawą a ostatnim głębokim snem. Na całe szczęście jego kolega po fachu jak na rodowitego nowojorczyka przystało znał masę skrótów i potrafił wcisnąć się praktycznie w każdą, nawet najmniejszą lukę między samochodami nie troszcząc się o większość przepisów zawartych w kodeksie ruchu drogowego. W tej chwili liczyło się tylko to, by jak najszybciej dostali się do szpitala, bo sytuacja dosłownie z minuty na minutę stawała się coraz bardziej krytyczna.
    - Tak, jeszcze nie przekroczyłem piekielnych bram. - Odparł, siląc się na wesoły i opanowany ton.
    Nie chciał zanadto straszyć tej wspaniałej kobiety, która z takim zaangażowaniem pomogła mu w odszukaniu i ostatecznym uwolnieniu żony. Prawdę powiedziawszy wolałby nawet rozmawiać teraz tylko z nią niż ze z pewnością wciąż rozhisteryzowaną Octavią, ale nie miał wyboru. Niemal od razu, gdy panna Eagle przekazała słuchawkę Włoszce usłyszał po drugiej stronie jej mocno drżący, nie wiadomo czy bardziej z powodu szoku, pod którym się wciąż znajdowała, czy gniewu głos. Nie krzyczała, ale po jej tonie i tym, że mówiła bardzo szybko w swoim rodzimym języku poznał, że wewnętrznie się gotuje. Najwidoczniej tak jak zawsze starała się jednak za wszelką cenę zachować klasę, gdy w najbliższej okolicy przybywał ktoś obcy. W przeciwieństwie do niego wychowała się w pełnej, powszechnie szanowanej i majętnej rodzinie, więc naprawdę rzadko pozwalała sobie na jakiekolwiek odejście od ogólnie przyjętych norm dobrego zachowania. Enrique wiele razy miał sobie za złe, że zmuszał ją do kontaktów z członkami podziemia, z którymi z pewnością by się nie zadawała, gdyby wybrała sobie lepszą partię. Upewniwszy się, że powinna sobie przez najbliższe parę godzin poradzić bez niego, wymienił kilka krótkich zdań z Blanco, by uzgodnić miejsce, w którym mogłaby bezpiecznie czekać aż będzie mógł ja odebrać. W końcu padło na mieszkanie tamtego. Ukochana Meksykanina już kilka razy tam była i znała jego życiową partnerkę, Bethany, więc wszystko powinno być w porządku, tym bardziej, że ich mieszkanie znajdowało się zupełnie po drugiej stronie miasta niż Staten Island, więc nikt raczej nie będzie jej tam szukał. Przynajmniej nie w pierwszej kolejności.


    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  29. Bodet zdążył już niemal całkowicie odlecieć, gdy wreszcie zaparkowali pod szpitalem. Z ogromnym trudem zmusił się do przejścia tych kilku metrów, które zostały mu do drzwi wspierając się na ramieniu przyjaciela. Niczym bezbronne dziecko dał się mu usadzić na jednym z krzeseł znajdujących się w poczekalni i załatwić wszystkie potrzebne formalności. Na jego szczęście wystarczyło, że Blanco zamachał swoją służbową legitymacją przed oczami siedzącej za kontuarem młodziutkiej recepcjonistki, by chwilę potem został do niego wezwany lekarz. Reszta zdarzeń wydawała mu się pokryta bardzo gęstą mgłą, zza której co jakiś czas słyszał jakieś ponaglające głosy. Kiedy się ocknął, leżał na łóżku w wielkiej sali, czując lekkie zawroty głowy zupełnie jak wtedy, gdy za młodu zaserwował sobie strzał w żyłę. Najwidoczniej jego umysł nadal był pod wpływem resztek środków usypiających, z którymi starał się walczyć.
    - Wreszcie do nas wróciłeś. - Stwierdził radośnie jego znajomy po fachu siedzący obok z gazetą na kolanach. - Mało brakowało a byś nam wykitował. Na następny raz lepiej podziel się robotą z kimś innym. Nie jesteś niezniszczalny.
    - Co z Nickiem ? - Zapytał, wnosząc w odpowiedzi oczy do nieba i próbując się podnieść przynajmniej do pozycji siedzącej. Szybko jednak z tego zrezygnował czując silny ból w okolicy klatki piersiowej. Cholera, nawet nie zdawał sobie sprawy, że i w tym miejscu zaliczył kulkę. I to sądząc z dolegliwości raczej nie jedną.
    - Wypisał się na własne żądanie, gdy tylko odzyskał siły na tyle, by stanąć o własnych siłach. Ale nie martw się, takich ludzi naprawdę trudno jest zabić. Za to Ciebie chcą tu zatrzymać na obserwacji przez całą dobę.
    Ta wiadomość całkowicie go poraziła. Przecież musiał wrócić do Octavi zanim jego ukochana zorientuje się, że po raz kolejny brał się z samą śmiercią za bary. Znowu usiłował znaleźć w sobie wystarczająco dużo pokładów energii, by zaoponować, ale ostatecznie musiał się poddać. Cudownie. Brakowało mu jeszcze do szczęścia tego, żeby jego partnerka wpadła tu teraz w panice.
    - Mam jedną prośbę. Zajmij czymś do tego czasu Octavię. Nie chcę, żeby się o mnie martwiła. - Posłał Nowojorczykowi błagalne spojrzenie.
    - Jasne, postaram się, by była przez cały czas jak najbardziej zajęta. - Obiecał tamten i poczekawszy aż Flance pogrąży się w regenerującym śnie, wyszedł z pomieszczenia.


    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  30. Kiedy następnego dnia stan Bodeta ustabilizował się na tyle, że pozwolono mu wyjść do domu, przed drzwiami szpitala czekał już na niego Blanco, który szybko go poinformował, że Octavia po tym całym chaosie przespała większość dnia, a gdy się obudziła Bethany zaczęła jej relacjonować wydarzenia z ostatnich dni, by choć trochę odwrócić jej uwagę od męża. Kilkakrotnie zapytywała także o dokładne miejsce obecnego pobytu Ilario, ale gdy tylko dowiedziała się, że wyjechał gdzieś z babcią, gdy tylko została porwana, a jej małżonek niedługo ściągnie ich z powrotem, przynajmniej z pozoru się uspokoiła. Na początek pojechali do mieszkania Enrique, by mógł wziąć szybki prysznic, przebrać się w jakieś bardziej cywilizowane ciuchy i sprawdzić, czy nikt nie założył mu w międzyczasie podsłuchu. Potem odebrali jego samochód, którym Flance już w pojedynkę skierował się do Green Port, by upewnić się, że lokal należący do jego matki nadal stoi w jednym kawałku i ma się dobrze. Okazało się, że w międzyczasie doszło tam co prawda do kilku szarpanin, ale krótka policyjna akcja szybko je uciszyła, czyli w zasadzie nic nie odbiegało od normy. Mógł, więc z czystym sumieniem zadzwonić do Eleanor z radosną informacją, że wszyscy są cali i może bezpiecznie wracać z wnukiem do kraju. Po tej krótkiej rozmowie pojechał odebrać swoją żonę, która rzuciła mu się z głośnym szlochem w ramiona, tym razem nawet nie troszcząc się o to jak będą ich oceniać znajomi. W tej chwili liczyło się dla niej tylko to, że wreszcie po tylu okropnie długich dniach ciągłego strachu są razem. Jakiś szósty zmysł podpowiadał jednak Meksykaninowi, że gdy tylko wszystko wróci do względnej normy, kobieta postawi mu mnóstwo zarzutów. Póki co jednak w pierwszej kolejności musiał wysłuchać ostrej reprymendy swoje szefa za złamanie regulaminu i co gorsza narażenie jednej z najbardziej zagrożonych osób w tej sprawie na śmiertelne niebezpieczeństwie. Skończyło się na tym, że mimo, iż Szakal nie został ujęty, niesubordynowany agent został całkowicie odsunięty od prowadzenia tego śledztwa i zawieszony w pełnieniu obowiązków służbowych na okres miesiąca. Nie stracił pracy, więc nie było znowu aż tak wielkiej tragedii. Przynajmniej będzie mógł poświęcić swojemu synowi więcej czasu niż zwykle i spokojnie wyleczyć odniesione rany, zakładając oczywiście, że sam nie ściągnie jakichś kłopotów na swoją głowę.

    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  31. Dość szybko wyszło na jaw, że jednym z powodów, dla którego ludzie Szakala tak łatwo namierzyli wtedy żonę Bodeta była aplikacja śledząca, którą ktoś zainstalował w jej telefonie. Co ciekawe Octavia nawet nie wiedziała kiedy mogłoby do tego dojść, bo wydawało się jej, że komórkę miała przez cały czas ze sobą. Najwidoczniej musiała paść ofiarą wyjątkowo sprawnego kieszonkowca, który najpierw zabrał jej niezauważalnie urządzenie z torebki, a potem podłożył je z powrotem. Niestety na jego odnalezienie raczej nie było co liczyć. Przynajmniej do czasu aż CIA nie wpadnie na świeży trop Szakala i go nie zaaresztuje, a żadne znaki na niebie i ziemi nie wskazywały na to, żeby miało to nastąpić w najbliższych dni. Małżeństwo zdecydowało się wprowadzić nową zasadę - Włoszka po każdym powrocie do domu miała dawać swój aparat mężowi do sprawdzenia go pod kątem tego typu oprogramowania. Być może nieco ograniczało to jej prywatność, ale było najrozsądniejszym zabezpieczeniem, by uniknąć w przyszłości takiego typu wpadek. Niedługo później pojechali razem do prowadzonego przez nią sklepu jubilerskiego, by sprawdzić, czy ktoś nie założył tam podsłuchu i czy podczas nieobecności jego właścicielki nie został przypuszczony na niego żaden atak. Na miejscu okazało się, że ktoś wybił szybę i zabrał spod lady jedną, wyjątkowo cenną kolię zamówioną wcześniej przez jednego z ważniejszych klientów jako prezent dla jego małżonki z okazji kolejnej rocznicy ślubu. Musieli więc dołożyć wszelkich starań, by ją odzyskać, toteż oprócz oficjalnego zgłoszenia kradzieży na najbliższym komisariacie, Enrique włączył w to jeszcze swoich dawnych znajomych. To dzięki staraniom tych ostatnich biżuteria już pod koniec tygodnia trafiła do prawowitego właściciela, a policja mogła cieszyć się z ujęcia złodziejaszka, którym okazał się kolekcjoner drogiej biżuterii znany powszechnie jako Diamentowy Książę, który wykorzystał zamieszanie powstałe wokół porwania Europejki do własnych celów. Po jego zatrzymaniu i powrocie Ilario do Stanów zaczęli planować podróż do Wenecji, będącej jej rodzinnym miastem, by mogła wypocząć po wszystkich nieprzyjemnościach związanych z uprowadzeniem. Parę dni przed wylotem kobieta postanowiła jeszcze zorganizować małą imprezę, na którą chciała zaprosić pannę Eagle w podziękowaniu za pomóc w jej uwolnieniu, o czym Enrique poinformował blondynkę w tym samym SMS-ie, w którym zapewniał ją, że sytuacja powoli zaczyna się normować. Wątpił jednak, by Elaine zgodziła się przyjąć propozycję z uwagi na swojego narzeczonego.


    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  32. [Szczerze powiedziawszy potrzebuję trochę czasu do namysłu, w jaki sposób mogłybyśmy poprowadzić ten wątek dalej. No chyba, że ten chłopak przysłany przez Syrenę po zdobyciu zaufania Elaine, zacząłby sprawiać jakieś problemy. Ale to taka luźna, jeszcze w ogóle nieprzemyślana, propozycja.]

    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  33. [Chyba coś mam. Mogłybyśmy wykorzystać fakt, że Syrena jest przemytniczką narkotyków (i broni, ale to akurat w tej chwili nieważne) i założyć, że wtykając do baru Elaine tego chłopaka chciała rozszerzyć swoje horyzonty. Może panna Eagle przyłapałaby go na tym, że próbuje sprzedawać dragi jej klientom już po tym, gdy opuszczą lokal ? Podróż Bodeta do Wenecji i taka miała trwać prawie tyle samo, co jego zawieszenie w obowiązkach, więc miesiąc przesunięcia akcji już zyskujemy z tego.]

    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  34. Stał zszokowany, kompletnie nie rozumiejąc, co się właściwie stało. Jeszcze kilka sekund temu rozmawiali ze sobą jak gdyby nigdy nic, a teraz gapił się w drzwi, którymi przed chwilą trzasnęła Ell. Nie spodziewał się, że wypowiedzi na temat jego siostry wywołają w niej taką reakcję, zwłaszcza, że Eagle była jego najlepszą przyjaciółką i zaprosił ją do siebie, aby mogli razem świętować ‘odzyskanie’ jego tożsamości. Fakt, kompletnie jej nie słuchał i cały czas obstawiał przy swoim, ale był pewien, że dziewczyna już dawno przywykła do jego emocjonalnych reakcji i niekiedy bezsensownej paplaniny. Zmarszczył zamyślony brwi, usilnie starając sobie przypomnieć moment nagłego wybuchu Ell. Nie krzyczała na niego, nie przywołała go do porządku, ani nawet go nie wyśmiała, co tylko jeszcze bardziej go zaniepokoiło. To nie była naturalna reakcja Eagle i musiał ją naprawdę zranić, skoro jego słowa sprawiły jej aż taką przykrość. Otrząsnął się z amoku i wybiegł z mieszkania, mając przy tym nadzieję, że uda mu się ją jeszcze złapać.
    - Ell, jak dobrze – odetchnął z ulgą, kiedy zauważył ją przed budynkiem. Najwyraźniej nie udało jej się od razu złapać żadnej taksówki, dzięki czemu zyskał nieco więcej czasu – Co się dzieje, hm? Wybiegłaś bez słowa, a ja nawet nie wiem co zrobiłem źle i co mam sobie przemyśleć – westchnął, zdając sobie sprawę z tego, że prawdopodobnie jeszcze bardziej pogrążał się w jej oczach. Musiał wiedzieć co takiego zrobił źle i jak ma to naprawić, zwłaszcza, że Ell była dla niego jak siostra i nie wyobrażał sobie, że ta miałaby się do niego nie odzywać. Potrzebował jej wsparcia i specyficznego poczucia humoru, czasem nawet i krzyku czy prowadzenia twardo za rękę, inaczej dawno już by zwariował, albo wylądował na jakimś odwyku.
    - Nie możesz się na mnie gniewać, bo oszaleję. Wiesz jak ważna dla mnie jesteś i jak cholernie cię potrzebuję, zabij mnie, jeśli coś palnąłem albo źle zrobiłem. Przepraszam, dobrze? Cokolwiek to jest, przepraszam – wbił w nią skruszone spojrzenie, oczekując na jakąkolwiek reakcje z jej strony. Nigdy nie zdarzało mu się przepraszać czy przyznawać do błędu, ale Eagle była jego przyjaciółką i zasługiwała na specjalne traktowanie.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  35. Kącik ust drgnął mu niemal niezauważalnie z zawadiackim uśmieszku, gdy narzeczona go tak przestrzegała przed ostrożniejszym doborem marzeń. Tylko, że szatyn wcale nie marzył, on planował, ciężko pracował i sięgał po to czego pragnął. Wyjątkiem od reguły wcale nie była blodynka znajdująca się z nim w jednym pomieszczeniu. Może nie nazwałby jej zdobyczą, bo gdzieś z tyłu głowy wiedział, jak łatwo może mu się wymknąć i jak nie zamierzał do tego dopuścić. Była piękna, ale to nie wygląd go przy niej zatrzymał, ale właśnie ten zadziorny charakterek, oddanie i jakaś taka siła, której do tej pory nie potrafił zrozumieć - miłość.Lucas początkowo nie był przekonany do wizyt u psychologa, jednak wiedział, że potrzebna jest jakaś pomoc, a któż lepiej nie doradzi jak specjalista. On czuł się jak ryba w wodzie na sali sądowej, lecz w starciu z sześciolatką często miał marne szanse.— Możemy spróbować, bo przecież ona nie jest strachliwym dzieckiem, więc nie rozumiem czemu tak bardzo przeciwstawia się zostaniu w przedszkolu — po tym co Clarissa przeszła i jak sobie z tym poradziła nie sądził, by miała problem z pozostaniem w otoczeniu kolorowych zabawek i rówieśników, którzy w każdej chwili sa gotowi do zabawy. — Jest coś takiego? — zapytał szczerze zaskoczony, ponieważ myślał że przedszkole i żona Sebastiana to dla nich jedyne opcje jesli chodzi od opiekę na dziewczynka. — Mamy umówione jeszcze jedno przedszkole w okolicy, jeśli to również okaże się porażką to chyba trzeba będzie poszukać takiego kółka przedszkolnego. — co jeszcze uwielbiał z Elainie to że swobodnie mogli rozmawiać na każdy z tematów i choć nie do końca mu się to usmiechało, to ona również przejmowała stery. Musiał do tego przywyknąć i gdy wypływały poważniejsze tematy działali na zasadzie partnerstwa.
    Bliskości musiał nastać koniec, by doprowadzić wszystko do porządku. W międzyczasie w mieszkaniu zrobiło sie znacznie gwarniej za sprawą Jocelyn i Clarissy, które nie omieszkały opowiedzieć przebiegu ich wieczoru z najdrobniejszymi szczegółami.— I wtedy ciocia mi zrobiła tatuaz, popatrz —wyciągneła swą chudzitką rączkę na której znajdował się zmywalny rysunek jakiegoś kwiatka, którego szatyn nie był w stanie rozpoznać.  Paplaninie nie było końca, ale Black wysłuchiwał wszystkiego z cierpliwościa. Nie wiedzieć kiedy jego siostra sie ulotniła i zostali tylko we troje, a w pomieszczeniu zaczęło coraz to ładniej pachnieć.
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  36. Szatyn nie obawiał sie popadania ze skrajności w skrajność, chociaż nie był świadom jak szybko i łatwo może znów wpaść w pracoholiczny tryb egzystowania. Nie myślał o tym, ponieważ na horyzoncie - poza wykładami na uczelni - nie było nic co mogłoby go dostatecznie zaabsorbować. 
    Lucas nie miałby pewnie takiego problemu ze znalezieniem odpowiedniego przedszkola dla ich aniołka, gdyby nie fakt, iż o jej istnieniu dowiedział się zdecydowanie później niż każdy przeciętny ojciec. Wiedział, że o szkole też juz za niedlugo będa musieli z Elaine porozmawiać, bo choć wiedział, że żadna placówka z internatem nie wchodzi w grę to nie miał poza tym żadnych wytycznych.
    — Pachnie wybornie — powiedział mężczyzna upewniając się, że Clarissa bezpiecznie umiejscowiła sie przy stole.  W całym mieszkaniu rozchodził sie zapach świeżo przyrządzonego curry i nie było mowy, by komuś nie zaburczało w brzuchu.
    — Zaraz sie przekonamy, smacznego — rzekł zajmując swoje miejsce, by od razu skosztować tego co przygotowała dla niego narzeczona.   Chwilę sie nie odzywał jakby analizując smaki, które pojawiły się w jego ustach. Równowaga przypraw i mocno wyczuwalne curry sprawiły, że był pod wrażeniem zdolności kulinarnych blondynki. Już chciał ją komplementować, gdy ta zmieniła nieco temat. Nie spodziewał się, by termin musiał być jakoś z góry ustalany, jednak skinął głową w wyrazie zgody. Na jutrzejszy wieczór w końcu też nic nie miał zaplanowanego.
    — Dobrze i naprawdę dobre curry Elaine. —powiedział patrząc jej przenikliwie prosto w oczy. Może podświadomie chciał wrócić do lżejszego tematu jakim był ich aktualny posiłek. Nie odzywał się zbyt wiele, jakoś nie czuł potrzeby Clarissa wypełniała ciszę, a gdy i ona wydawała się zmęczona nie przeszkadzało mu to ani trochę. Nagle jego telefon się rozdzwonił połyskując rytmicznie na stoliku kawowym. Wstał niespiesznie, by go odebrać, jednak widząc kto dzwoni przeszedł do gabinetu. Cały się spiął i nawet nie spojrzał na dwie najwaniejsze w jego życiu osóbki. Zamknął za sobą drzwi. Starał się nie unosić głosu, by to co niewłaściwe nie przedostało się za ściany.
    Lucas
    [Musze namieszac jak zawsze xD]

    OdpowiedzUsuń
  37. Nie wiedział co jeszcze może zrobić, aby nieco ją uspokoić. Nie pamiętał kiedy ostatni raz była na niego tak wściekła, a on zawsze był cholernie kiepski w przepraszaniu. W głowie co prawda tliło mu się już kilka pomysłów, każdy z nich opierał się jednak na prezentach i przekupstwie, a w jej przypadku to mogło przynieść całkiem odwrotny skutek niż powinno.
    - Wiem, że znajdę mnóstwo chętnych, ale znajomość z tobą pokazała mi, że nie potrzebuję tylu fałszywych i łasych na moje pieniądze przyjaciół – westchnął, roztrzepując dłonią włosy. Zawsze robił tak, kiedy się denerwował lub był zakłopotany, a kiedy sytuacja zaczynała go przerastać, zaczynał do tego wszystkiego strzelać kostkami w palcach.
    - Nie odwracaj się ode mnie tylko dlatego, że rodzice wychowali mnie na materialistycznego kretyna. Tak, uważam, że wszystko i wszystkich można kupić za pieniądze, ale są od każdej reguły są wyjątki. Ty, Maille, Lucas i jeszcze kilka innych osób, łapiecie się do grona ludzi, których kocham i których za nic nie chciałbym kupić. Związek z Maille pokazał mi, że uczuć nie da się kupić, pogubiłem się, przepraszam – westchnął, odbierając jej przy okazji telefon – Znasz mnie i wiesz, że czasem zachowuję się jak dupek. Staram się uczyć, jak żyć normalnie, ale pewne sprawy wciąż we mnie siedzą i czasem palnę coś, co nie ma nic wspólnego ze sprawą. Nie wiem, chyba chciałem dać siostrze to, czego nigdy nie miała i zabłądziłem w jakiś ślepy róg. Kocham cię Ell i wiem, że jesteś warta o wiele więcej niż wszystkie moje pieniądze – uśmiechnął się delikatnie, wsuwając jej telefon do kieszeni swojej marynarki – Wrócisz ze mną na górę i spokojnie porozmawiamy? Nie mam nikogo, z kim mógłbym pogadać tak szczerze, jak z tobą siostrzyczko – podszedł do niej bliżej i niepewnie roztrzepał dłonią jej włosy. Był gotów zrobić wszystko, aby naprawić tą dziwną sytuację, nawet jeśli jego przekonania nie zawsze zgadzały się z tymi, które wyzwała Ell.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  38. Panna Eagle była dla mężczyzny w wielu aspektach enigmą, zagdką, która zamierzał rozwiązywać i delektować się nią do końca życia. Taki był plan, niejmniej teraz jemu samemu drgały kąciki ust w uśmiechu, gdy widział jak kobieta wyczekuje recenzji przygotowanego dania. Może powiedziałby coś więcej, rozwodząc się nad tym jak dobrze dobrane przyprawy pieściły kubki smakowe i nie omieszkałby porównać tego do jakiś dwuznacznych sytuacji z poprzedniej nocy, gdyby nie fakt, że rozdzwoniła się jego komórka.
    Gdy znalazł się w gabinecie zachowywał się niczym zwierzyna w klatce chodząc w tę i z powrotem z telefonem przyciśniętym do ucha, by nie musieć zbytnio unosić głosu.
    — Nawet nie zapytam skąd masz mój numer telefonu, bo i tak mi tego nie powiesz. Po cholerę dzwonisz? — warknął do słuchawki od razu przechodząc do sedna. Nie miał zamiaru delikatnie zaczynać rozmowy, nie z nią. Po drugiej stronie perlisty śmiech, który został przerwany charakterystycznym kaszlem spowodowanym za dużą dawką tytoniu w płucach.

    — Lucasie tak witasz swoja stara przyjaciółkę, naprawdę? Liczyłam na jakieś jak się miewasz Blanka? Widzę, że nie tęskniłęś, ale tak sie składa, że ja i owszem, a przyleciałam do Nowego Jorku.—mówiła to tak lekkim tonem, jakby ich ostatnia rozmowa zakończyła się raptem tydzien temu, a nie prawie dziesięć lat temu.

    — Czego chcesz? Pamiętasz, że wszystko skończyło się jak postanowiłaś opuścić Nowy Jork? Spłaciłem dług. —niemal splunał, bo ostatnie czego chciał to rozmawiać z tą kobietą.

    — Och spokojnie, ja chciałam prosić o przysługę w imieniu dawnych lat. Rozumiem, że znajdziesz dla mnie kilka minut? —na dobrą sprawę nie trzeba było byc przebiegłym geniuszem, by wiedzieć, że to nie była prośba.

    — Za godzinę, tam gdzie zawsze. —powiedział tylko tyle nim nacisnął na ekranie czerwoną słuchawkę. Chwile jeszcze przechodził w tę i z powrotem nim z kamienna twarza opuścił gabinet. Nie sądził, że demony dawnych lat postanowią go ścigać właśnie teraz, gdy wszystko mieli poukładane w tak delikatną konstrukcję. Spojrzał na krzątającą sie po pokoju Elaine oraz Clarrise, która właśnie niosła jakąś grę planszową ze swojego pokoju.
    — Musze wyjśc na chwilę, niedługo wrócę — podszedł do narzeczonej i ucałował ją w czoło, a następnie przeszedł do sypialni, by narzucić marynarkę przed wyjściem. Był na powrót zdystansowanym i zimnym Blackiem jakiego znało wielu, a to dlatego, że nie wiedział czego spodziewać sie na spotkaniu z Blanką. Musiał spodziewać się najgorszego. Łączyła ich krótka historia przepełniona beztroską, łamaniem zakazów, ale również okruszoną tajemnica, która oboje obiecali zachować dla siebie. Szatyn wiedział, że kiedyś to wróci, ale nie spodziewał sie, że będzie wtedy myślał o założeniu rodziny, żę nie tylko on może zostać skrzywdzony.
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  39. Miał nadzieję, że narzeczona nie będzie niczego podejrzewać, przecież nie raz nagle musiał pojawić się biurze. Mimo tej kruchej pewności czuł, że zdradza zaufanie blondynki robiąc coś za jej plecami, choć na celu miał jedynie ochronę najbliższych. A może siebie samego? Może nie chciał dopuścić do tego, by demony przeszłości teraz napiętnowały jego ułożoną rzeczywistość. Cała jego postura emanowała chłodem i opanowaniem, gdy wewnątrz daleko mu było do opanowania. Miał wiele do stracenia, a wystarczył zbyt długi język Blanki oraz kilka zdjęć, które nie wiedzieć czemu pozwolił jej zatrzymać.
    Wrócił dość późno ze spotkania, na tyle, że słońce dawno postanowiło skryć za horyzontem, a panowanie na niebie przejął księżyc. O dostrzeżeniu gwiazd w tej wielkiej metropolii nie było mowy. Niespieszne ściągnął jesienny płaszcz w przedpokoju, a marynarkę przewiesił przez ramię. Śmierdział dymem papierosowym, alkoholem i damskimi perfumami, których Blanka wylewała na siebie stanowczo za dużo. Szatyn był na tyle wykończony, że pod oczami uwidoczniły się cienie, a twarz wydawała się starsza o co najmniej pięć lat.
    — Wróciłem —  szepnął do ucha blondynce, która chyba przysnęła na kanapie. Następnie pocałował ją delikatnie w skroń, by chwilę później opaść na kanapie , gdzie było odrobinę wolnego miejsca.
    — Musiałem coś załatwić. Clarissa już śpi? — zapytał, chociaż to był raczej oczywiste skoro nie widział jej w salonie, a z jej pokoju nie dochodziły żadne odgłosy zabawy. Szatyn patrzył prosto przed siebie w głowie analizując minione spotkanie, bardzo nie lubił, gdy ktoś miał go w garści i dyktował mu warunki współpracy. Zgodził się, bo jakie inne rozwiązanie mu pozostało, jeśli chciał by brudy z przeszłości w niej zostały.
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  40. Oczywiście, że Elaine musiała wyłapać takie szczegóły chociażby jak zapach papierosów, czy jego nietęga mina. Nie był osoba, która kłamała w żywe oczy, a już na pewno nie komuś na kim mu zależało, jednak nie mógł jej wyznać całej prawdy. Po drugie nie wiedział do końca jakby miał to wszystko przedstawić nie brzmiąc przy tym jak kompletny wariat. Musiał cos wymyśli i to szybko, by jego kolejne słowa nie zostały odebrane jako wykręt.
    — Odezwała sie do mnie stara klientka —powiedział ostrożnie, by mieć też czas na uszycie dalszej historii, która nie byłaby totalnym oszustwem, a jedynie pół-prawdą. 
    — Wpakowała sie w coś z czego teraz będę musiał ja wydostać, bo nie ufa innym prawnikom. — nie do końca ukrył grymas na słowo ufać, w końcu jemu też nie ufała, bo inaczej, by go nie szantażowała. Miał tylko nadzieję, że gdy spełni jej prośbę ta ulotni się z jego życia juz na zawsze.  Był tym wszystkim wyraźnie zmęczony i najchętniej cofnąłby czas do wczorajszego wieczoru, gdzie mogli oboje napawać się beztroską. Wstał powoli z kanapy i bez słowa poszedł do łazienki zmyć z siebie ten smród, który wydawał się być niemal namacalnym dowodem tego że Blanka wróciła. Ubrania wrzuciła do kosza na pranie, a sam stanał pod strumieniem ciepłej wody zamykając oczy. Jak na zawołanie przypomniał sobie tamta imprezę, ten stan, szaleńczy akt agresji i krew. Zaczerpnął nagle powietrza tak jakby się dusił przez to odrobine wody wleciało mu do ust i zakaszlał. Pomyśleć, że miałam tylko jeden koszmar, teraz sie pojawi drugi kurwa do kolekcji. przeklął w myślach.
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  41. Pytanie Elaine było trafne, w końcu już nie przesiadywał tyle w kancelarii, niemal każdą sprawę był w stanie oddelegować komuś innemu, ale nie tą.
    — Gdybym mógł to bym to zrobił od razu. — mruknął zimno, chociaż wcale nie miał takiego zamiaru. Gdzieś w środku wiedział, że narzeczona chce dobrze, chce mu pomóc, jednak nie potrafił teraz tego dostrzec i docenić należycie. Pojawienie Blanki kompletnie wytrąciło go z równowagi.
    Strumienie wody wpływające po nagiej skórze wcale nie ujarzmiły emocji związanych z tym co postanowiło nagle wypłynąć na powierzchnię Teraz Black musiał się bardzo postarać, by ponownie to zanurzyć - już na zawsze. 
    Stał oparty nonszalancko o ceglany budynek, w którym miała miejsce chyba największa impreza tego roku. W lewej ręce trzymał plastikowy kubek z 'radosnym trunkiem'.  Lucas miał na tyle dobry humor po zdanych egzaminach, że nie zamierzał dochodzić tego co tak naprawdę znajdowało się w spożywanym przez niego płynie. Może to było lekkomyślne, lecz wątpił by mogło mu to zaszkodzić. Prawą zaś autorytarnie obejmował talię brunetki o ujmująco szmaragdowych oczach. Wbrew temu jak byli postrzegani przez studentów, wcale nie łączyła ich romantyczna relacja - przynajmniej nie ze strony Blacka. Szatyn szybciej pokusiłby się o stwierdzenie, iż się przyjaźnili, jednak ich przyjaźń miała też korzyści spoza 'repertuaru'. 
    — Założę się, że nie odważyłbyś się polecieć w ciemno do Europy bez pieniążków tatusia — jak zwykle kobieta rzucała mu wyzwania, budziła w nim chęć zwycięstwa za wszelka cenę. Potrafiła manipulować sowim otoczeniem, choć nie zawsze udawało się jej to z Lucasem. Dzisiaj zadanie miała znacząco ułatwione przez ilość spożytych substancji przez mężczyznę.
    — Blanka, czy Ty znasz mnie od wczoraj? — uniósł kpiąco brew ku górze, a następnie upił kilka łyków alkoholu. Wokół nich nie było nikogo, by mogli podsłuchać ich rozmowę poza tym muzyka była na tyle głośno, że i tak nikt nie zamierzał sie starać. 

    Szatyn zawisł nad umywalka przemywając twarz zimna wodą. Dlaczego teraz nagle te wspomnienia były takie wyraźne. Nie chciał do tego wracać, tym bardziej, iż wiedział co nastąpiło po ich krótkiej wymianie zdać. Z ręcznikiem przewieszonym przez biodra ruszył do sypialni, gdzie leżała już jego blond piękność. Była taka niewinna w swoim postępowaniu, a jednocześnie wiedziała jak dostać to czego pragnie. Uśmiechnął się kącikiem ust słysząc zaspany rozkaz. Nawet nie zdążył sięgnąć po bokserki i przytulił się do niej całując w czubek głowy. Była przyjemnie ciepła, była jak poduszka bezpieczeństwa, której potrzebował przed wejściem na karuzelę szaleństwa, która go czekała niebawem.
    — Pamiętam, a Ty zapamiętaj, że Cię kocham —szepnął raczej pewny, zę już tego nie usłyszała o czym mógł świadczyć jej równomierny oddech. Nie spał spokojnie. Zlany potem obudził się kilkukrotnie wciągu nocy. Koszmary się wymieszały, a twarze zlewały w jedno. Czuł się jak w pułapce.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  42. Lucas nie był z tych, którzy mówili przez sen, chociaż i najlepszym milczkom się zdarza. Nie rzucał się też jakoś specjalnie po łóżku, jednak na pewno jego sen nie był spokojny. Świadczyła o tym wymięta pościel oraz ślady potu tu i ówdzie na odkrytym ciele. Gdyby szatyna obserwował ktoś postronny mógłby mylnie stwierdzić, iż mężczyzna jest po prostu chory i ciężko przechodzi jakies przeziebienie. To niestety, stety nie była prawda, ponieważ Black pieczołowicie walczył w koszmarach - jednym, za drugim, by nie powtarzać tego co przecież w rzeczywistości już się wydarzyło.
    Początkowo nie był świadom tego, że narzeczona w tak subtelny sposób starała się go uspokoić, a może od razu obudzić? Sen miał coraz to płytszy, więc piórko w zetknięciu z jego skórą spowodowało u niego lekkie łaskotanie. Nadal nie do końca przytomny podrapał po prostu swoje ramię. Niemniej to nie pomogło, więc z mruknięciem odwrócił się na na plecy i otworzył powoli oczy.
    — Obudziłem Cię? —zapytał z jakąś taką troską w głosie, gdy zauważył, iż blondynka również nie śpi. Może faktycznie rzucał się po tym łóżku jak nienormalny i nie dał sie kobiecie wyspać, kto wie?  Wyciagnął ku niej dłoń w która ujął jeden z policzków.
    — Będę musiał dzisiaj podskoczyć do pracy, ale obiecuję, że zdążę przed wyjazdem na kolacje. Żona Sebastiana zajmie się Clarissą dzisiaj. —powiedział powstrzymując ziewanie, które właśnie cisnęło mu się na usta. Uniósł się na jednym łokciu i pocałował narzeczoną. W oczach kryły się obawy,których jeszcze nie był w stanie ukryć zbyt zmęczony marami ze świata Morfeusza.
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  43. Często zdarzało mu się, że ludzie robili mu ukradkiem zdjęcia, był jednak przekonany że to efekt jego urody, a nie popularności brata, o którego istnieniu nie miał jak dotąd pojęcia. Został adoptowany w wieku 2 lat przez małżeństwo z Australii, nigdy nie interesowało go więc to, co działo się w Stanach Zjednoczonych. O tym, że wygląda niemalże identycznie jak Blaise Ulliel dowiedział się przypadkiem od swojej kuzynki, która przebywała właśnie na wymianie studenckiej w Nowym Jorku. Podobieństwo było tak uderzające, że gdyby nie zdjęcia opatrzone nazwiskiem Ulliel, pomyślałby że jest wariatem i ma jakieś alter ego, przez które nie pamięta, że wybrał się na kilka dni do USA. Spędził niemalże całą noc na przeglądaniu w sieci artykułów na temat swojego sobowtóra i jedno było pewne, facet był obrzydliwie bogaty i wiódł cudowne życie, typowe dla amerykańskiego snu. Jeśli Blaise i on byli jakimś cudem rodziną, zamierzał to jak najszybciej wykorzystać i skorzystać ze wsparcia finansowego, które w obliczu utraty pracy ze względu na kryzys związany z pandemią, wydawało się być zbawienne i brzmiało jak wygrany los na loterii. Jego rodzice zginęli ponad 4 lata temu w wypadku samochodowym, nie miał także żony ani dzieci, w Australii nie trzymało go więc nic, co mogłoby zasiać jakiekolwiek wątpliwości przed wyprawą na drugi koniec świata. W dodatku miał to szczęście, że w Stanach przebywała jego kuzynka, która od razu zgodziła się na to, aby zamieszkał w wynajmowanej przez nią kawalerce. Nie zastanawiał się więc zbyt długo, spakował najpotrzebniejsze rzeczy i po około 7 dniach od odkrycia swojego sobowtóra, lądował właśnie na głównym lotnisku w Nowym Jorku. Cieszył się, że w jego kraju posługiwano się tym językiem i nie będzie miał żadnego problemu z dogadaniem się z innymi. Musiał odkryć prawdę na temat swojego pochodzenia, bo kto wie, może jakimś cudem był członkiem rodziny Ulliel i jemu także należała się znaczna część rodzinnej fortuny. Życie miliarderów musiało być naprawdę cudowne i cholernie wygodne, a on mocno liczył na to, że jego uderzające podobieństwo do Blaise nie jest przypadkowe i uda mu się na tym jak najwięcej zarobić. Złapał taksówkę i zameldował się w mieszkaniu kuzynki, która oprowadziła go po najbliższej okolicy i wyjaśniła w skrócie jak wygląda życie w Nowym Jorku. Zamierzał umówić się jutro z Blaise w siedzibie jego firmy, mając przy tym nadzieję, że ten ciepło go przyjmie i pomoże mu dojść do tego, czy łącza ich jakieś rodzinne więzy krwi. Zmęczony nawałem nowych informacji, a także długą podróżą, założył wygodny dres i zdecydował się spędzić dzisiejszy wieczór w jednym z barów, mieszczących się niedaleko kamienicy w której zamieszkał. Usiadł za barem, zamawiając piwo i rozglądając się z zaciekawieniem wokół.

    - E...Blaise? – poderwał się z miejsca, kiedy jakaś kobieta wyszła zza zaplecza i ruszyła pewnie w jego kierunku, klepiąc go przyjemnie po ramieniu – Blaise...a, tak, tak, Blaise to ja, we własnej osobie, dzień dobry – uśmiechnął się, mając przy tym nadzieję, że gra w którą się właśnie wpakował, kompletnie go zaraz nie pogrąży.

    prawie Blaise

    OdpowiedzUsuń
  44. — Nic się nie stało — lekko się uśmiechnął do ukochanej, bo naprawdę nie miał jej za złe tej pobudki. W końcu lepsza była rzeczywistość od tego co przeżywał we śnie. Również objął kobietę mocno, jakby wcale nie zamierzał zaraz zrywać się z łóżka na podbój prawniczego świata. Pytanie skierowane w jego stronę trochę wzbudziło w nim poczucie winy, ponieważ na ten moment dobrze wiedział, że nie może Elaine powiedzieć całej prawdy.
    — Po prostu mam do rozwiązania sprawę, która od startu jest na przegranej pozycji, a ja nie mogę przegrać. — rzucił enigmatycznie nieco pochmurniejąc, lecz gdy blondynka tak uroczo postanowiła zapewnić go o tym, że jest tu dla niego pełna chęci pomocy, złagodniał. 
    —  Nie wiem, czy wszystkie zwyczaje, by Ci się spodobały — postanowił się z nią odrobinę podroczyć, chociaż była w tym odrobina prawdy, w końcu razem z Blaisem nie spędzali wolnego czasu na czytaniu ksiażek. Potrafili korzystać z życia, jednak to było przed - związkiem z El, zostaniem ojcem, zmianą priorytetów w życiu.
    — Ale mam kilka pomysłów —mruknął, gdy ta usiadła na nim okrakiem, a jego dłonie automatycznie wylądowały na biodrach kobiety pewniej usadawiając ją w miejscu.
    — Nie wiem, czy akurat rozbrajanie jest w repertuarze, ale ... —tutaj z figlarnym błyskiem w oku przewrócił się z panną Eagle tak, że teraz to on znajdował się nad nią.  Kompletnie nie myślał o Blance, o rozprawie, ani przeszłości liczyła się tylko ta blondynka pod nim.
    — ...nigdzie nam się nie spieszy prawda? —wyszeptał,a nastepnie zaczął całowac jej szyję, dekolt schodząc niebezpiecznie nisko, by nagle wrócić do ust. Tylko ona potrafiła tak na niego działać.Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie fakt, że szatyn zapomniał zamknąć drzwi do sypialni. Gdy byli już dość dobrze rozgrzani do pokoju wparowała Clarissa.
    — Dzień dobły —mruknęła jeszcze zaspanym głosikiem przecierając oczy wolną rączka, a w drugiej trzymając swego ulubionego, niebieskiego królika. Nie zwracając kompletnie uwagi na to co robią rodzice wdrapała sie na łożko.
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  45. [A ja czytając kartę Elaine miałam w głowie głos jakiegoś lektora, który przed każdym odcinkiem sensacyjnego serialu streszczał to, co działo się w poprzednich. Dosłownie!
    Co do tego baru, ja bym była bardzo chętna, żeby tam umieścić Lynn, ale jeszcze nie teraz, bo potrzebuję mało przyjemnego miejsca do rozgrywki z inną autorką. Mogłabym się do Ciebie odezwać, jak już ten epizod byłby zakończony albo nieco bliższy do rozegrania?]

    Evelynn Shelle

    OdpowiedzUsuń
  46. Nie sądził, że tak szybko przyjdzie mu zmierzyć się z sytuacją, w której ktoś pomyli go z jego bratem. Ostatnie kilka dni spędził co prawda na śledzeniu wszelkich plotkarskich portali i informacji na jego temat, nie był jednak gotowy na to, aby go udawać. Przyjechał tutaj z zamiarem wyciągnięcia od niego forsy, a nie kradzieży jego tożsamości, ale skoro nadarzyła się okazja, byłby idiotą, gdyby z niej nie skorzystał. Kto wie, może ktoś jeszcze nabierze się na to, że jest Ullielem we własnej osobie i będzie mógł korzystać z licznych przywieli, jakie stały otworem przed jego bratem miliarderem. Ta niespodziewana wyprawa do Nowego Jorku robiła się coraz ciekawsza i cholernie żałował, że nie udało mu się wcześniej odkryć, że jest wręcz lustrzanym odbiciem miejscowego ‘boga’ i faceta, który miał wszystko, co tylko zechce i cały świat na wyciągnięcie ręki.
    - No dobra, masz mnie…-westchnął, obracając w dłoni kufel z piwem – Nie wiedziałem jak zacząć po naszej ostatniej sprzeczce i stąd to moje durne dzień dobry, nie chciałem od razu oberwać w głowę jakąś latającą szklanką, albo butelką wódki – zaśmiał się, klepiąc ją przyjaźnie po ramieniu. Kojarzył tą kobietę ze wspólnych zdjęć z Blaise, była więc bliską dla niego osobą i domyślał się, że powinien zachowywać się tak, jakby rozmawiał ze swoją serdeczną przyjaciółką.
    - Tacy ludzie jak ja nie miewają kryzysu wieku średniego – westchnął ciężko, przewracając przy tym teatralnie oczami – Po prostu wziąłem sobie do serca twoje słowa i proszę, dresy okazały się jednak bardzo wygodne, poza tym zamierzam pójść zaraz pobiegać i nie chce mi się non stop przebierać – uśmiechnął się, licząc po cichu na to, że udało mu się jakoś wybrnąć z sytuacji i dziewczyna nie domyśli się, że coś może tutaj nie grać – Z siostrą? No wiesz…jak to z siostrą, jest i tyle, nie mamy wpływu na to, kto jest naszym rodzeństwem i czasem zdecydowanie zbyt późno się o nim dowiadujemy – uśmiechnął się i poderwał z krzesełka, kiedy jedna z barmanek przez przypadek rozlała na niego zawartość tacy pełnej shotów.
    - Przepraszam, naprawdę bardzo przepraszam, proszę…- wydukała, gotowa na falę krytyki i obelg z jego strony, ale zanim zdążyła mu się jakkolwiek wytłumaczyć, ten odruchowo wszedł za bar i kucnął przed nią, ścierając szmatką mokrą zawartość z podłogi.
    - Dobrze, że miałem pod spodem koszulkę, dres się wypierze, spokojnie – uśmiechnął się, ściągając bluzę i odkładając ją na krzesełko – Jeśli da mi pani jakąś zmiotkę, to pomogę ze szkłem, szkoda, żeby pokaleczyła sobie pani ręce – uśmiechnął się i odebrał od drugiego z barmanów miotłę – No i po krzyku, po co było się tak stresować, każdemu się może zdarzyć – uśmiechnął się i po tym, jak wytarł mokre dłonie o dół od dresów, wrócił na miejsce i upił łyk chłodnego jeszcze piwa.

    Blaise, który nie do końca zachowuje się Blaise

    OdpowiedzUsuń
  47. Szatyn nie był do końca świadom tego do jak wielu rzeczy mogłaby go zmusić obecna w sypialni blondynka. Bywał uparty, miewał sekrety i ten dotyczący Blanki wolał, jednak zachować dla siebie. Nie dlatego, że obawiał się reakcji narzeczonej - może odrobinę - ale przede wszystkim chciał ją chronić. Często niewiedza zapewnia nam spokojny sen.
    - Mówisz,że dostaje zielone światło na szaleństwo z mym rozpieszczonym przyjacielem?- uniósł zaczepnie brew patrząc na nią nieco wyzywająco. Wyraź ten uległ natychmiastowej zmianie, gdy kobieta kontynuowała swój wywód. Nie podejrzewał panny Eagle o przejawy jakiejkolwiek zazdrości względem jego osoby, to on tutaj walczył z zaborczością.
    - Nie martw się, nie pozwolę byś była zbyt długo zdała ode mnie - przyciągnął ją do siebie i pocałował delikatnie choć na koniec przygryzł jej dolna wargę.
    - Nie twierdzę,że nie byłby ciekawy taki pojedynek, lecz wiem że kto by to nie był już na starcie przegrywał - w tym słowach pobrzmiewała niemal duma z narzeczonej, mimo iż oboje wiedzieli, że blondynka raczej nie będzie miała powodu by urządzać podobne sceny.
    - Potańczyć?- powtórzył jakby utwierdzić się, czy słuch go nie zawodzi.
    - Możemy iść potańczyć, gdy tylko znów ktoś zaoferuje się zaopiekować...- tego już nie dokończył, bo ów osóbka o której zamierzał mówić wparowała im do sypialni. Nie wiedzieć czemu wcale go to nie zirytowało,choć pobudzenie było już znaczące. Jego oczy się śmiały, a usta zasznurowal niczym przyłapane na rozrabianiu dziecko. Na ten krótki moment jego myśli były wolne od zmartwień, gdy patrzył na te dwie blondwlose istoty.
    - Naleśniki!-wykrzyczala entuzjastycznie Clary stanowczo budząc się do życia i wszystkich wokół.
    - Zaraz do was przyjdę -powiedzial,jednak w kuchni nie pojawił się w tak szampańskim nastroju jaki jeszcze mu sprzyjał w sypialni. Powodem była komórka, która kurczowo ściskał w dłoni. Ubrany był już do wyjścia.
    -Zona Sebastiana będzie za pół godziny, ja niestety muszę iść do pracy - podszedł do El I pocałował ją w czubek głowy, a następnie porwał na moment córkę na ręce.
    -Bedziesz dzisiaj grzeczna?
    - och tato zawsze jestem - przewróciła oczami co znów wypalało cień uśmiechu na twarzy mężczyzny.

    -Kocham Cię - ucałował ja w czółko i ruszył do wyjścia.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  48. Sam pracował przez kilka lat w barze, wiedział więc z jak ciężką harówką czasem się to wiąże i jak wkurzający potrafią być niektórzy klienci. Na potłuczone szkło zareagował automatycznie, nie myśląc przy tym, że ktoś, kto jest tak bogaty jak Blaise z pewnością nie pomaga personelowi, a być może i wręcz przeciwnie, gani go za rozlany na drogie ubranie alkohol. Udawanie swojego sobowtóra z każdą minutą zdawało się być coraz trudniejsze i wiedział, że jedyną drogą ratunku będzie dla niego jak najszybsza ucieczka z miejsca, w którym pracuje bliska znajoma Ulliela.
    - Nic nie ćpałem, przestań mnie oskarżać o takie rzeczy – uniósł ręce do góry w geście obrony, kiedy ciągnęła go za sobą w stronę zaplecza – Mój terapeuta stwierdził, że powinienem zacząć robić bardziej przyziemne rzeczy, a bieganie w parku to coś, co robi chyba każdy mieszkaniec tego miasta – przewrócił teatralnie oczami, starając się przy tym, aby jego wypowiedź wydawała się kompletnie oczywista. Skąd miał wiedzieć, że Ulliel nie biega? Internet przedstawiał go jako kogoś, kto wyjątkowo dba o swój wizerunek i o swoją nienaganną sylwetkę, oczywistym więc dla niego było, że uprawia tego rodzaju aktywność fizyczną.
    - Co, jeśli zamierzam zmienić nieco swoje podejście do życia? – uśmiechnął się, ściągając mokrą koszulkę i narzucając na siebie pracowniczy strój – Sama ostatnio mówiłaś, że wszystko traktuję zbyt materialnie i wyniośle – westchnął, mając przy okazji nadzieję, że było to kiedyś przedmiotem jej sporu z Blaise. Na dzień dobry wspomniała coś o ich kłótni, pozostało mu więc liczyć na łut szczęścia i nadzieję, że podjęte ryzyko się opłaca.
    - Ten przeklęty terapeuta strasznie namieszał mi w głowie. Jego zdaniem straciłem Maille nie przez kłamstwa i narkotyki, a przez moje podejście do życia. Jeśli nie zachowywałbym się jak dupek, pewnie dalej bylibyśmy szczęśliwą parą. Nie wiem, masz rację, Blaise nie robi takich rzeczy, to nie jestem ja, nie warto – westchnął, dziękując w duchu za moc Internetu i portali plotkarskich, które na bieżąco zdawały relację na temat życia, związków i funkcjonowania całej rodziny Ulliel.
    - Pójdę już, wrócę do domu się przebrać i poćwiczę u siebie na siłowni, nigdy więcej nie pokażę się publicznie w dresie, obiecuję – zaśmiał się, klepiąc ją przyjaźnie po ramieniu. Nie mógł zostać tutaj dłużej i jeszcze bardziej się pogrążyć, zwłaszcza, że nie wiedział na jak długo starszy mu wiedzy z Internetu i na kogo jeszcze z życia prawdziwego Blaise mógłby tutaj wpaść.

    Lepsza wersja Blaise

    OdpowiedzUsuń
  49. Faktycznie Lucas nie należał do osób, które pozwalają innym kierować jego planami, lecz wiedział tez,że związek potrzebował pewnych w tej materii ustępstw.
    -Potanczyc - mruknął w zamyśleniu, jakby odnotowywał w głowie,że należy poszukać jakiegoś miejsca to wykazania się na parkiecie. Narzeczona mogła pomyśleć, iż temat umarł śmiercią naturalną, jednak on nie zamierzał o tym zapomnieć. Nawet po otrzymanym telefonie od Blanki wiedział jakie ma zobowiązania względem panny Eagle.
    Ubierał właśnie buty, gdy do przedpokoju wskoczyła starsza z blondynek. Spojrzał na nią zaskoczony po czym przyciągnął ją do siebie chwytają za jedną rękę, a druga kładąc na jej talii.
    - Dziękuję - powiedział na moment krusząc przed nią wiele mask, które już zdążył przybrać. Ucałował ja w krótko, lecz żarliwie w usta i ruszył walczyć z demonami przeszłości.
    Wybiła godzina szesnasta, a on nadal siedział w swoim gabinecie. Na biurku, stoliku oraz kanapie walała się cała masa dokumentów i zdjęć. Szatyn z podwiniętymi do łokci rękawami koszuli, w pocie czoła próbował wymyślić idealna linie obrony i ataku.
    - Zadzwon jak już na coś wpadniesz - rozbrzmiało echem w jego głowie. Dwie godziny wcześniej Blanca znudziło się patrzenie na niego jak przekopuje się przez dostarczone przez nią informacje. Ulżyło mu, ponieważ nienawidził jak ktoś podczas pracy patrzył mu na ręce. Brunetkę próbował wyprosić od co najmniej sześciu godzin, także raczej to nie był wielki sukces z jego strony.
    W końcu gdy minęło kolejne pół godziny zrozumiał,że dzisiaj już nic więcej nie zdziała. Wysłał Elaine SMS o tym,że wróci jeszcze do mieszkania się przebrać przed kolacją u jej rodziców. Poukładał dokumenty do odpowiednio oznaczonych teczek, a te wrzucił do czarnej walizki i wraz z nią ruszył do domu. Wiedział że zarwie kilka przyszłych nocy.Blanka naciskała na szybki przebieg sprawy.
    - Już jestem - rzucił pospiesznie ściągając buty i płaszcz, a następnie wstąpił tylko do gabinetu, by zostawić walizkę z dokumentami. W salonie nie zastał nikogo wiec ruszył do sypialni.
    - Clarissa, Elaine, jesteście? - awaryjnie spojrzał na zegarek, który miał zapięty na ręce, ale nie wyglądało na to by się spóźnił.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  50. Elaine była praktycznie jedyną osobą, z którą Maille utrzymywała kontakt po swoim powrocie do Irlandii. Zresztą to Eagle jako pierwsza dowiedziała się o chorobie Sloane i również jako pierwsza została poinformowana o jej śmierci po walce z nowotworem. To do niej blondynka napisała, kiedy w jej głowie zrodził się pomysł powrotu do Nowego Jorku i finalnie to u niej się zatrzymała, oczywiście do czasu, aż znajdzie coś nowego na wynajem. Słowem, panna Creswell wiele zawdzięczała swojej najlepszej przyjaciółce i była niesamowicie wdzięczna za to, że ma ją przy sobie. Może przez własne problemy nie do końca była na bieżąco z tym, co działo się u Elaine – choć wydawało jej się, że zna najważniejsze fakty – ale wiedziała, że ich znajomość w żaden sposób nie ucierpi, czy to przez niedawną rozłąkę, czy zaniedbanie, które wyniknęło naturalnie z zaistniałej sytuacji i była znacznie spokojniejsza, mając świadomość, jak silny fundament udało im się zbudować przez tych kilka lat.
    Minęło już parę dni pomieszkiwania kątem u Elaine oraz Lucasa i Maille tym intensywniej szukała mieszkania do wynajęcia. Była wdzięczna za ofiarowaną jej pomoc, którą zresztą chętnie przyjęła, lecz nie oznaczało to, że była to dla niej komfortowa sytuacja i czym prędzej chciała odciążyć narzeczeństwo, tak by żadne z nich nie było skrępowane jej obecnością. Jednocześnie udało jej się znaleźć już pracę i nie musiała martwić się o to, że zgromadzone oszczędności stopnieją w zbyt szybkim tempie. Jeden problem z głowy.
    Zarówno ona jak i Elaine pracowały do późna, więc nie miały zbyt wiele okazji do wieczornych rozmów. Czując się jednak zobowiązaną do odwdzięczenia i ułatwienia wszystkim pojawienia się niespodziewanego dodatkowego lokatora, kolejnego dnia Maille zwlekła się wcześniej z łóżka, wyskoczyła do pobliskiego sklepu i przyszykowała dla wszystkich śniadanie, zastawiając stół pieczywem, warzywami i owocami, półmiskiem z jajecznicą i placuszkami, w zależności od tego, kto na co będzie miał ochotę. Zabrała się właśnie za sprzątanie, kiedy zorientowała się, że nie tylko ona już nie śpi i odwróciwszy się, uśmiechnęła się lekko do zaspanej El.
    — Chyba przyda ci się kawa — oceniła i nie pytając ją o zdanie, uruchomiła ekspres, przy okazji mając zamiar zrobić coś do picia również sobie. — O której wychodzisz dziś do pracy? — zagadnęła, krzątając się zupełnie tak, jakby była u siebie. Lubiła być przydatna, za posiadanie zajętych rąk od pewnego czasu było kluczowe. Wtedy nie myślała tak intensywnie o śmierci mamy i o tym, że już jej nie ma. Nie potrafiła przed tym uciec dopiero, kiedy zostawała sama i kiedy nie było niczego do zrobienia. Z drugiej strony, czy mogła ciągle uciekać? Wypierać to, co się stało? Pragnęła wymazać z pamięci obraz mamy w tych ostatnich dniach, widok tego, jak bardzo zniszczyła ją choroba, lecz wiedziała, że to niemożliwe. Nie wiedziała tylko jeszcze, gdzie poszukać siły, by się z tym zmierzyć.

    MAILLE CRESWELL 💚

    OdpowiedzUsuń
  51. Elaine dobrze zrobiła, nie informując o niczym Ulliela, ponieważ relację jego i Maille spokojnie można by było określić słynnym już to skomplikowane. Rozstali się jeszcze na jakiś czas przed wyjazdem blondynki z powodu jego problemów z narkotykami, czego Creswell nie była w stanie tolerować i od tamtego czasu w żaden sposób nie utrzymywali kontaktu. Być może gdyby nie choroba mamy, ich znajomość potoczyłaby się zupełnie inaczej, jednakże po powrocie do Dublina właścicielka food truck’a kompletnie nie myślała o tym, co zostawiła w Nowym Jorku. Jej głowę najpierw zaprzątała walka z nowotworem, a później nieuchronna śmierć rodzicielki i myśl o irytującym właścicielu międzynarodowej firmy pojawiła się w jej głowie dopiero, kiedy zaczęła nieśmiało myśleć o powrocie. Zamierzała nawet odezwać się do niego, ale jeszcze nie teraz. Najpierw musiała dojść do ładu z samą sobą. Poza tym wieść o tym, że ta dwójka się zaprzyjaźniła, mogła zwalić ją z nóg, aczkolwiek czy aby na pewno tak bardzo by się zdziwiła, usłyszawszy o tym? Nie było jej w końcu przez półtora roku. W tym czasie wszystko mogło wywrócić się o sto osiemdziesiąt stopni.
    Rozkładana kanapa w gabinecie była wszystkim, czego na tę chwilę potrzebowała. Do głowy nie przychodził jej nikt inny niż Elaine, do kogo mogłaby zwrócić się z podobną prośbą i by nie utrudniać życia swoim gospodarzom, mogła spać choćby na podłodze. To dlatego dręczyły ją delikatne wyrzuty sumienia i dlatego na kuchennym stole pojawiło się tak obfite śniadanie. W końcu również w życiu Elaine zaszły znaczące zmiany i choć blondynka jako tako się w nich orientowała, na pewno nie znała szczegółów i zdawała sobie sprawę z tego, że ma wiele do narobienia. Była jednak przekonana, że wraz z El znajdą czas na spokojną rozmowę przy butelce wina lub nawet mocniejszego trunku, jeśli zajdzie taka konieczność.
    — Jak to, kto? — spytała, stawiając przed przyjaciółką filiżankę z aromatycznym napojem. — My — odparła z uśmiechem i choć ten był wesoły, zwyczajowy blask w oczach Maille pozostawał przyćmiony. — Zasługujemy na porządne śniadanie — dodała, szybko przygotowała kawę dla siebie i również rozsiadła się przy stole, podciągając pod siebie prawą nogę.
    — Wcześnie zniknął, nawet nie słyszałam, jak wychodzi — przyznała ze zdziwieniem, będąc przekonaną, że mężczyzna zje z nimi. Zabawne, że dopiero wprosiwszy się do przyjaciółki, Maille miała okazje poznać Lucasa, jakby wcześniej wszyscy byli zbyt zabiegani, by móc dopełnić tej formalności.
    — Dziś idę dopiero na osiemnastą — odparła znad filiżanki i odprowadziła Eagle wzrokiem, uśmiechając się przy tym pod nosem. Było jej tu wyjątkowo dobrze. Czuła się bezpiecznie, a i gdzieś głęboko w środku zdawała się być spokojniejsza, dobrze wiedząc, że nie musi wiele mówić i wiele tłumaczyć, by El dobrze ją zrozumiała. Poza tym Elaine posiadała cudowną umiejętność jednoczesnego bycia blisko i dawania niezbędnej dla człowieka przestrzeni, nikogo nie osaczając i nie naciskając. Ja dobry duch bądź anioł stróż, który zawsze czaił się w pobliżu, ale jego obecność pozostawała niezauważona.
    — Cześć, Clary! — przywitała się, ożywiając się na widok sześciolatki. — Usmażyłam placuszki z kawałkami czekolady, chyba mi nie odmówisz? — spytała, mrugnąwszy do dziewczynki. Widok El z tak podobną do niej małą blondyneczką nie mógł jej nie rozczulić. I chyba jeszcze nie do końca pojmowała to, że Elaine stworzyła swoją małą rodzinę, mając wrażenie, że ją samą dzielą od tego momentu całe lata świetlne.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  52. Odwiezienie go do domu nie było najlepszym pomysłem, zwłaszcza, że mógł tam przebywać prawdziwy Blaise i jego dzisiejsza gra aktorska poszłaby na marne. Chciał choć przez kilka dni spróbować żyć jak swój sobowtór, nie mógł więc pozwolić na to, aby prawda na jego temat wyszła na jaw, zwłaszcza wśród najbliższych przyjaciół Ulliela.
    - Tak, zaczynam w końcu słuchać ludzi, którzy są specjalistami w swojej dziedzinie – uśmiechnął się, poprawiając koszulkę i zajmując miejsce na sofie – Wiesz, że i tak napiszą jakieś bzdury wyssane z palca, nawet jeśli będę perfekcyjny i nie dam im ku temu powodu, sami coś znajdą i zmyślą jakąś bajeczkę tylko po to, żeby sprzedaż im skoczyła – westchnął, krzywiąc się przy tym z zażenowania. Tej części życia zdecydowanie mu współczuł i miał nadzieję, że sam nie będzie miał okazji zmierzyć się z żadnymi natrętnymi paparazzi. Raz, że mógłby któremuś niekontrolowanie przywalić, dwa, Blaise mógłby zobaczyć później w prasie artykuł na swój temat, nawet jeśli nie był w tym miejscu o danym czasie.
    - Nie, daj spokój, wiem, że nie masz zbyt wielu okazji, żeby tutaj posiedzieć, korzystaj póki możesz, na mnie czeka po drugiej stronie ulicy kierowca. Właściwie miałem dzisiaj ciężki dzień, jestem zmęczony i pewnie pójdę spać, rano mam ważne spotkanie, a wiesz, jak nienawidzę się gdzieś spóźniać – uśmiechnął się, obejmując ją przyjaźnie i dając jej buziaka w policzek – Lucas jest szczęściarzem, że cię ma. Jesteś najlepszym, co spotkało go w życiu. Zabiorę go do klubu i obiecuję, że będziemy grzeczni. Zadzwonię do niego rano i się z nim ugadam, zadbam o to, żeby odpowiednio się rozerwał i nie wrócił prędko do domu, gwarantuję ci – zaśmiał się, uwalniając ją po tym z niedźwiedziego uścisku i kierując się w stronę wyjścia – Dzięki za pomoc Ell, to miłe, że zawsze mogę na ciebie liczyć, niewiele mam w sowim życiu takich osób – dodał z uśmiechem, starając się przy tym jak najszybciej stąd ulotnić i nie zaliczyć już więcej żadnej niepotrzebnej wpadki.

    sobowtór

    OdpowiedzUsuń
  53. Już wcześniej w ich przyjaźni były sprawy, o których nie mówiły na głos i Maille to szanowała. Nie zamierzała ciągnąć El za język, żądając od niej tłumaczeń i szczegółowych opowieści z jej życia, rozumiejąc i domyślając się, dlaczego pewnych kwestii blondynka wolała nie poruszać. Czasem lepiej było, jeśli człowiek nie wiedział wszystkiego i Irlandka się z tym godziła. Nie była przecież wszechmocna, nie we wszystkim mogła pomóc, a i wielce prawdopodobne, że w niektórych przypadkach jej interwencja mogłaby przynieść więcej szkody, niż pożytku, więc musiało jej wystarczyć to, czym Elaine zdecydowała się z nią dzielić. Wcale nie uważała, że to mało i nie czuła się z tym źle, po prostu… Nie lubiła bezczynności i bezradności, a nie miała pewności, czy sama jej obecność była wystarczająca. Nie mogła bowiem zaoferować Elaine nic więcej pond to – ponad samą siebie i to, że po prostu była. Choć w ostatnim czasie raczej nie można było mówić o jej obecności, była to jednakże zupełnie inna kwestia.
    Również Maille nie była fanką śniadań, lecz odkąd rozpoczynała pracę późnym popołudniem, nierzadko kończąc w środku nocy, to właśnie o poranku jej organizm domagał się porządnego zastrzyku energii. Po powrocie do mieszkania, nie mając sił na przygotowanie kolacji, po prostu padała do łóżka, nic więc dziwnego, że kiedyś musiała dostarczyć ciału odpowiednią ilość kalorii i nawet jeśli Elaine nie zamierzała wiele zjeść, to Maille gotowa była pochłonąć potrójną porcję.
    — Wygląda na to, że pojawiłam się w idealnym momencie — podsumowała nieskromnie, obejmując dłońmi filiżankę z kawą. — W końcu chyba w niczym nie ustępuję Lucasowi, prawda? — zażartowała, mrugając porozumiewawczo do przyjaciółki. Na pewno znalazłoby się parę kwestii, w których nie mogła się z nim równać… Może nawet więcej, niż parę… Ale przynajmniej Elaine i Clarissa nie mogły narzekać na brak towarzystwa i opieki w czasie nieobecności mężczyzny w domu. Wielce prawdopodobne, że kiedy on zdoła zapanować nad czasem i nowymi obowiązkami, Maille znajdzie mieszkanie i tym samym nastąpi płynna wymiana domowników. Czy to nie było genialne?
    — A po co ktoś ma nas podwozić? — zdziwiła się ze zdradzieckim błyskiem w szarych oczach. — Myślę, że ten dzień nastąpi właśnie dzisiaj. Przejedziemy się razem, oczywiście ty prowadzisz, a ja będę twoim pilotem — zdecydowała, nikogo nie pytając o zdanie, chociaż Elaine miała prawo zaprotestować i Irlandka nie zamierzała jej do niczego zmuszać. Pomyślała jednak, że razem będzie im raźniej i nawet jeśli zaliczą stłuczkę, to we dwie wszystko sprawniej ogarną, czarując czy to drugiego kierowcę, czy panów policjantów. Stąd posłała przyjaciółce niewinny uśmiech, wzruszając przy tym ramionami, a później wstała, pomagając Clary usadowić się na krześle.
    — W takim razie dostaniesz dużo placków — odparła, sięgając po talerz ze smakołykami, by sprawnie przełożyć kilka placuszków na talerz sześciolatki i by nieco urozmaicić jej posiłek, dorzuciła na górę pokrojone truskawki oraz banana, licząc na to, że dziewczynka z rozpędu pochłonie również chociaż kilka kawałków owoców.
    — Dobrze, że ciebie nie muszę niczym przekupywać — odparła szeptem, nachylając się nad El i jej talerzem, na którym również umieściła porcje placuszków, a skoro już tak wszystkich nimi dzieliła, to zapełniła również swój talerz i rozsiadłszy się ponownie za krześle, od razu wzięła pierwszy kęs. — Smakuje ci, Clary? — zagadnęła z uśmiechem, kiedy już przełknęła, widząc, że sześciolatka pałaszuje z niespotykanym zapałem.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  54. Szatyn dzięki względnemu  refleksowi  złapał biegnącą w jego kierunku córkę, następnie uniósł do góry i przytulił. Choć było to dla niego już niemal rutyną dzisiaj poczuł jak bardzo tego potrzebował. Po całym dniu w biurze po ludzku chyba stęsknił się za tą niewinnością i szczerą radością sześciolatki.
    — Cześć królewno, jak minął dzień? — zapytał skupiając się zarówno na opowieści dziewczynki, jak i tym, że zza drzwi otwartej szafy spojrzała na niego narzeczona. Wyglądała obłędnie,  nie żeby w to kiedykolwiek wątpił, jednak  teraz został zaatakowany z zaskoczenia. 
    — Dobze cały dzień malowałam, oglądałam bajki i jadłam pyszny budyń! —zaświergotała latorośl, gdy mężczyzna ostrożnie podszedł do Elainie. Zauważył, że jedno z ramiączek zsunęło się niesfornie na dół, więc niewiele myśląc wolną dłonią delikatnie je poprawił. Opuszkami palców ledwie musnął rozgrzana w porównaniu do jego własnej skórę. Na zewnątrz robiło sie coraz to chłodniej, a nie chciał wywoływać u kobiety nieprzyjemnych dreszczy.
    — Bardzo mnie to cieszy Clarisso, a zjadłaś też obiad? — kontynuował rozmowę z dzieckiem, jednak jak zahipnotyzowany patrzyła na młodą kobiete, którą własnie zapinała łańcuszek, który miał zapewne dopełnić dzieła jej dzisiejszego wyglądu. Gdy sześciolatka zaczęła się niebezpiecznie kręcić w jego rękach wymigują się tym samym od odpowiedzi, odstawił ją z powrotem na ziemię, a ta migiem pobiegła, czy też raczej uciekła do swojego pokoju. Bywał z niej niejadek i niestety musieli sobie z Elaine jakoś z tym poradzić. Ale może nie teraz. Teraz zdecydowanie co innego zaprzątało jego głowę.
    — Wiesz, że nie mam nic przeciwko temu —powiedział niemal szeptem stając za nia i przytulajać ją do siebie delikatnie, a nastepnie ucałował jej naga szyję. Raz za razem zbliżając sie do delikatnego metalu, który był elementem biżuterii. 
    — Yhym to świetnie — wymruczał, chociaż wyglądało na to, że w tej właśnie chwili nie mogło go bardziej obchodzić to, czy siostra i brat panny Eagle pojawią się na kolacji.  Obie dłonie ułożył na biodrach kobiety, a usta zblizył do ucha.
    — Wyglądasz zniewalająco — powiedział i ostatni raz ucałował naga szyje młodej barmanki po czym ruszył do szafy, by wybrać strój również dla siebie. Teraz musiał sie postarać, by nie odstawać przy El. Postanowił na  czarny garnitur i do tego ciemną koszulę, jednak zrezygnował zarówno z muszki, jak i z krawata, ponieważ to nie był w końcu az tak oficjalna kolacja. Udał sie do łazienki, która opuściła po równo piętnastu minutach gotów do wyjścia.
    [Lucas -> https://i.pinimg.com/originals/66/4d/6e/664d6ee9c568475ede772b34443b1f95.jpg]
    Lucas przewodnik

    OdpowiedzUsuń
  55. Najwyraźniej pogrążał się coraz bardziej i naprawdę musiał stąd jak najszybciej uciekać. Obiecał sobie, że dzisiejszy wieczór spędzi na śledzeniu kolejnych plotkarskich portali, aby nie popełnić więcej żadnej gafy i nabrać wprawy w udawaniu Blaise. Nie planował co prawda zbyt długo tego robić, ale kto wie, kiedy znów trafi na kogoś, kto bardzo dobrze zna Ulliela i wolał być na takie spotkanie odpowiednio przygotowany.
    - Tak, tak, wiem o tym wszystkim i naprawdę na siebie uważam. Dziękuję za troskę – uśmiechnął się i dał jej buziaka w policzek. Musiał dopisać do swojej listy zdobycie wiadomości na temat konfliktu jest sobowtóra z ojcem, aby nie dać się przypadkiem wrobić w jakąś intrygę lub nie narobić Blaise niepotrzebnych problemów.
    - Tak jest, obiecuję, że się jutro odezwę i spokojnie, naprawdę nic mi nie jest. Po prostu muszę sobie przemyśleć jeszcze wiele spraw, ale jestem na dobrej drodze, aby stać się lepszym człowiekiem. No, przynajmniej tak sobie wmawiam – zaśmiał się i po tym, jak cmoknął ją jeszcze na pożegnanie w czoło, skierował się w stronę wskazanego przez nią tylnego wyjścia awaryjnego i opuścił szybkim krokiem bar.



    Nie widzieli się ze sobą od czasu ich małej sprzeczki i miał nadzieję, że przyjaciółka nie żywi już do niego żadnej urazy. Czasem zdecydowanie za szybko mówił i paplał co ślina mu na język przyniesie, kompletnie nie myśląc o konsekwencjach. Pewna grupa ludzi w jego życiu nie miała żadnego związku z jego nazwiskiem i fortuną i nie chciał, aby Ell pomyślała że do niej nie należy. Zarówno ona jak i Lucas byli dla niego niczym rodzina i nie dziwił się, że dziewczyna mogła poczuć się nieco urażona jego słowami, świadczącymi o tym, że mógł kupić każdego i że pieniądze mogą zastąpić wszystkie uczucia.
    - Miło cię widzieć, stęskniłem się za tobą – uśmiechnął się, gestem zapraszając ją do środka – Mam nadzieję, że nie jesteś zła po tym, co powiedziałem podczas naszego ostatniego spotkania, dobrze wiesz, jak cholernie ważni jesteście dla mnie z Lucasem – objął ją ramieniem i skierował się pewnym krokiem w stronę jadalni – Pomyślałem, że zgłodniałaś i poprosiłem Leona, aby przygotował twoje ulubione danie, choć ja osobiście postawiłem na klasykę – zaśmiał się, gestem zachęcając, aby zajęła miejsce przy stole. Zachowywała się w miarę naturalnie, wszystko więc wskazywało na to, że puściła w niepamięć ich ostatnią sprzeczkę i zrozumiała, że w żaden sposób nie chciał jej wtedy urazić.
    - Lucas mówił, że wygoniłaś go na imprezę ze mną, nie boisz się, że sprowadzę go na złą drogę? – roześmiał się, skinieniem głowy dziękując jednemu z członków jego personelu, który właśnie rozlewał im do kieliszków wino - Château Margaux z 1787 roku, wiem, że nie lubisz drogich rzeczy, ale to wino niejako na przeprosiny, więc musisz się dzisiaj go ze mną napić – zaśmiał się, choć nie do końca wiedział, czy Ell będzie świadoma, że butelka tego trunku kosztuje 225 tysięcy dolarów. Dla niego była to kropla w morzu i kwota, której ubytku nawet nie zauważyłby na rachunku, ale podobno ludzie kupowali za tyle jakieś działki czy nawet mieszkania.
    - Zaprosiłem cię do siebie, bo znów cię potrzebuję. Moja siostra okazała się być fałszywym tropem, mój detektyw popełnił błąd i nic nie łączy mnie z tamtą kobietą. Narobiłem więc sobie niepotrzebnych nadziei, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo odnalazła się z kolei moja druga siostra, tym razem ta przybrana, bo to prawdziwa córka Ullielów…nadążasz? – przerwał w pewnym momencie swój monolog, wpatrując się wyczekująco w jej stronę. W jego życiu sporo się ostatnio działo, a oni nie wiedzieli się od niemalże 3 tygodni, przez co mieli naprawdę sporo do nadrobienia – W każdym razie, moi rodzice, tj. ci przybrani, mieli córkę, którą uprowadzono kiedy ja miałem jakieś 5 czy 6 lat, a ona była jeszcze mniejsza i ta dam, okazało się, że jednak żyje i została odnaleziona po ponad 20 latach. Niezła moda na sukces, co? – roześmiał się, upijając łyk wina i poprawiając swój nienagannie zawiązany krawat.

    Blaise, tym razem ten prawdziwy

    OdpowiedzUsuń
  56. Lucasowi wcale nie przychodziło z wielką łatwością oderwanie sie od narzeczonej, jednak wiedział, że po pierwsze nie wypadało się, po drugie Clarissa była tuż za rogiem gotowa w każdej chwili przerwać im małe tete-a-tete. Postanowił, więc skupić się na wyborze ubrań oraz doprowadzeniu się do porządku przed wyjściem na kolację do - bądź co bądź - potencjalnie przyszłych teściów.
    — Nie jest to moim głównym celem, jednak jeśli temu będzie mi bardziej przychylna to warto spróbować  — uśmiechnął się zawadiacko co zdecydowanie odejmowało mu kilka lat.
    — Poza tym zależy mi zakochała sie we mnie tylko jedna panna Eagle — powiedział całując ja w skroń nim zajęła sie przeganianiem kota od swojej kopertówki. Przez to zamieszanie ze sprawą Blanki niemal kompletnie zapomniał o istnieniu tego stworzenia.
      — Panie przodem — powiedział otwierając dla nich drzwi, jednak kątem oka uważając bo zwierzak nie postanowił ich szybkim susem dogonić, jeszcze tylko tego im brakowało, by gonili kota po klatce.  Windą dostali się do garażu, gdzie szatyn od razu ruszył do swojego samochodu. Otworzył drzwi dla Elaine, a sam zajął się usadzeniem i zapięciem Clarissy w foteliku.
     — Gotowa? — zapytał nim odpalił silnik pojazdu. Wiedział, że to dla blondynki dośc stresująca sytuacja i nie był do końca pewny jak potoczy się ta kolacja, w końcu z jego rodzicami spotkanie nie było wcale kolorowe. Liczyła na odorbine odmian, nwet jeśli miała by byc nakryta woalą obłudy ze strony państwa Eagle. Grunt by El i Lucas byli ze sobą szczerzy.  Trasa przebiegła dośc płynnie, ponieważ GPS prowadził ich najmniej zakorkowanymi drogami.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  57. — Miło słyszeć, że mnie nie oddasz — szepnął ni to do niej, ni to do samego siebie, ponieważ było to coś o czym raczej panna Eagle nie mówiła głośno. Nie wątpił w jej uczucia, czy zaangażowanie, jednak jego twarde serce drgnęło po usłyszeniu tych kilka słów z kapką zaborczości. Ludzie będąc w związku zapominali, że słowa też są ważne od czasu do czasu.
    Szatyn kompletnie nie pomyślała, że jego dobre maniery zostaną po raz kolejny odebrane w sposób pejoratywny. Na szczęście nie dane mu było sie o tym dowiedzieć z pierwszej ręki, więc nie musiał się znów przed blodynka tłumaczyc z czegoś, co dla niego było naturalne. Nawet Blance chcąc nie chcąc otwierał drzwi, gdy wchodzili do kancelarii, tak już został wychowany.
    — Pamiętaj co mówiłem, jedno słowo i wracamy do domu —powiedział nim blondynka zastukała do drzwi. Nie chciał, by narzeczona zmuszała się do pobytu tutaj tylko przez wzgląd na niego, czy Clarissę. 
    — Dzień dobry — powiedział, a kącik ust lekko mu zadrżał w szelmowskim uśmiechu. Ujął dłoń Isabelli, a resztkami zdrowego rozsądku powstrzymał sie od złożenia na niej szarmanckiego pocałunku. To nie czas, ani miejsce.
    — Miło mi państwa znów widzieć i dziękuję za zaproszenie na kolację —dodał od razu, a następnie spojrzał na ojca Elainie, który nieufnie przypatrywał sie sześciolatce. Tutaj szatyn się nieco najrzeł, chociaż przecież nie padło ani jedno słowo, które w jakikolwiek obraziłoby ważne dla niego osoby. 
    Tak jak został skierowany ruszył do salonu, w którym to nastąpiła wymiana kolejnych uprzejmości.
    — Cała przyjemność po mojej stronie —usmiechnał się w kierunku najstarszej z żeńskiej części Eaglów. W tym samym czasie Clarissa z wielka radościa przyjęła ge, która natychmiast podbiegła pochwalić sie ojcu.
    — Tato, patrz cio dostałam! —rzuciała pełna entuzjazmu wymachując czymś kolorowym. Mężczyzna skupił cała uwagę na niej i nawet wział na ręce, by z bliska zobaczyć co też zostało jej ofiarowane. 
    — A podziękowałaś? — zapytał niemal od razu na co otrzymał przeczący ruch mała blond główka, więc postawił ja na ziemi, by mogła podbiec do cioci i nadrobić to małe faux pas.
    — Nie, dziękuję. Dzisiaj jestem kierowcą. —odpowiedział najmilej jak potrafił. Jakoś nie był w nastroju do delektowania się procentami w towarzystwie sławnego sędziego. Wolał być czujny, może to była jego mała paranoja, ale jednak wolał w ta stronę niż później czegoś nie zauwazyć.
    — Tak, cóż zdecydowałam skupić na jakiś czas na rodzinie —tutaj spojrzał na El i Clarisse, które był dla niego właściwie najbliższa rodziną, no może zaraz po jego siostrze ta to go znała na wylot.
    — Ale prosze się nie obawiać, całkiem nie zrezygnowałem z wykonywania zawodu. Przyjmuje po prostu ciekawe sprawy lub stałych klientów. Aktualnie przygotowuję jeden wniosek do sądu, więc może niebawem zobaczymy sie na korytarzach —rzucił jakby z pewnym wyzwaniem.  
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  58. Irlandka miała pewne podejrzenia co do tego, co oprócz uczucia połączyło Elaine z Lucasem, ale jak już zostało ustalone, czasem o pewnych sprawach lepiej było nie wiedzieć. Mogła mieć tylko nadzieję, że w czasie swojego pobytu w mieszkaniu przyjaciółki uda jej się ciut lepiej poznać jej narzeczonego, o ile Black zechce łaskawie częściej pojawiać się w domu. Wcześniej nie nadarzyła się dobra okazja, później ona wyjechała, a teraz widzieli się jedynie przelotem, wymieniając tylko krótkie cześć. A przecież miło by było dowiedzieć się, z kim El zdecydowała się związać i to nie tak, że Maille zamierzała przepytywać mężczyznę. Ot, chciała tylko napić się z nim kawy, porozmawiać o wszystkim i o niczym. Poczuć, jaki on jest, bez sugerowania się tym, co znała jedynie z opowieści.
    — Nie wyglądacie nieporadnie — zaprotestowała łagodnie. — Wyglądacie słodko — poprawiła ją z rozbrajającym uśmiechem, do którego szybko wkradło się dużo czułości. — A ja lubię opiekować się ludźmi, znasz mnie — dodała i mrugnęła do niej porozumiewawczo. I wielka szkoda, że nie pamiętała zajścia na basenie, jak coś podobnego mogło w ogóle ulecieć z jej pamięci?! Elaine koniecznie powinna odświeżyć to wspomnienie, tym bardziej jeśli twierdziła, że panna Creswell w niczym nie ustępowała Lucasowi. Może jeśli dobrze się nad tym zastanowić, to powinny eksmitować Lucasa i najzwyczajniej w świecie zamieszkać razem? Co prawda Clarissa mogłaby protestować, ale Maille miała w repertuarze znacznie więcej, niż placuszki z czekoladą.
    Roześmiała się wesoło na wzmiankę o obiedzie i wróciła do pałaszowania placuszków, co jakiś czas przepijając je nieposłodzoną kawą, tak dla zrównoważenia smaków. Kiedy przeszły do rozmowy o samochodzie, posłała El długie i groźne spojrzenie spod lekko przymrużonych powiek, by ostatecznie skapitulować i westchnąć przeciągle.
    — Dobrze — zgodziła się, ale zaraz wyprostowała się i wycelowała w blondynkę palcem. — Ale później podskoczymy na jakiś pusty parking i zrobisz chociaż kilka kółek, hm? — rzuciła, tym wymruczanym na końcu hm sugerując, że Eagle wciąż miała wybór, chociaż może powinna być bardziej stanowcza? Nie potrafiła jednak, doskonale pamiętając własne początki. Po zrobieniu prawa jazdy miała dłuższą przerwę w jeżdżeniu i nim się zmobilizowała, by odświeżyć te umiejętności, stoczyła ze sobą długą i ciężką batalię. Rozumiała doskonale strach, który siedział w El i nie chciała go potęgować, ale też wiedziała, że im dłużej kobieta będzie zwlekać, tym trudniej będzie jej usiąść za kierownicą.
    — Cieszę się, że smakuje — odparła, z uśmiechem obserwując sześciolatkę, która wzbudzała w niej same pozytywne uczucia. Jakiś czas temu odkryła, że tak ja małe dzieci niekoniecznie ją interesowały, tak tymi starszymi była w stanie się zachwycić i nieco ją to niepokoiło. Wydawało jej się bowiem, że minie jeszcze sporo czasu, nim poczuje się gotowa na zostanie matką (o ile w ogóle miała kiedyś poczuć się gotowa) i nie uśmiechało jej się, by nagle w jej wnętrzu przełączył się jakiś magiczny pstryczek, który sprawi, że desperacko zapragnie zajść w ciążę. Co to, to nie!
    — Spokojnie, zdążycie jeszcze mieć mnie dość, nim znajdę coś swojego. Mam wrażenie, że przez ten rok ceny czynszu kosmicznie powędrowały w górę… — mruknęła, a spojrzenie El podpowiedziało jej, że nie było to tylko jej wrażenie. — A praca jak najbardziej w porządku. Wiesz, to restauracja z trzema gwiazdkami Michelin, więc nawet pracując na zmywaku, mogę się czegoś nauczyć — poinformowała z cichym śmiechem. — To dobre miejsce, nim zdecyduję się, co z… Co z Tostmanią — dokończyła ponuro, zwieszając głowę i grzebiąc widelcem w talerzu. Wydawało jej się, że prowadzenie food trucka z tostami należało do jakiejś zamierzchłej epoki, która nie miała prawa bytu. Nie po tym, co wydarzyło się od tamtego czasu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie było dobrze tak, jak było i Maille postanowiła działać etapami. Najpierw znalezienie pracy, potem mieszkania. To pierwsze już jej się udało, drugi etap trwał. Tostmania była w jej planach gdzieś dalej, w bliżej nieokreślony miejscu…

      MAILLE CRESWELL

      Usuń
  59. [Haha, ta piosenka chyba zawsze tak działa. xD Osobiście ją kocham. ♥
    Cieszę się, że udało mi się sprawić, że odbiór Gabriela nie jest do końca taki jasny, i że nie wiadomo tak dokładnie co o nim myśleć. :D Na pewno mogę powiedzieć, że za dzieciaka nie miał łatwo przez ciągłe zaniżanie mu samooceny i ogólnie rzecz ujmując znęcanie się psychiczne ze strony ojca, ale sam Gabriel święty nie jest i wielu ludziom napsuł życia. Może z czasem pojawią się jakieś moje notki, choć studia skutecznie odbierają mi wolny czas. :c A na razie wszystko będzie się rozjaśniać w wątkach. :D
    Przeczytałam karty twoich postaci i każdy na swój sposób jest inny i wspaniały. <3 Na ten moment nie mam konkretnego pomysłu na wątek, choć od razu rzuciło mi się w oczy to, że Elaine jest narzeczoną współwłaściciela kancelarii. Może Gabriel próbowałby dostać się tam na praktyki? Ale nie wiem na ile El spędza tam czas, bo przecież ma wiele innych zajęć. Taya tak jak i Gabriel, studiuje, choć informatyka i prawo nie mają ze sobą za wiele wspólnego. xD Boję się też trochę, że Rasac by ją przytłoczył swoim charakterem, ale może się mylę!]

    Gabriel Rasac

    OdpowiedzUsuń
  60. Taki przyjaciel jak Eagle to skarb i doskonale o tym wiedział. Mało kto byłby w stanie tak długo znosić jego ciągłe narzekania, czy wręcz przeciwnie, niepotrzebną falę ekscytacji, kiedy coś nieoczekiwanego wydarzyło się w jego życiu. Z pewnością był mentalnie na poziomie kilkuletniego dziecka i cieszył się, że ma kogoś takiego jak Ell, kogoś, na kogo może w każdej sytuacji liczyć i kogoś, kto sprowadzi go na ziemie, kiedy zaczyna przesadzać.
    - Kazałaś mi go zabrać? Nie poruszaliśmy tematu Blacka od…nie wiem, od dawna. Nie wspominał nic o tym, że to ty go do mnie przysłałaś, ale tym lepiej, nie będzie chłopak miał wyjścia i musi od czasu do czasu zaszaleć w towarzystwie bożyszcza Nowego Jorku – roześmiał się, upijając łyk wina i biorąc do ust kęs idealnie przygotowanych przegrzebek – Ja tak nie uważam, wręcz przeciwnie, jesteś idealną partnerką do życia i gdyby nie to, że Black to mój najlepszy przyjaciel, z pewnością bałbyś już moją żoną – wyszczerzył się dumnie, wznosząc toast w jej kierunku. Nie planował co prawda nigdy więcej się zakochiwać, czy o zgrozo ożenić, ale Ell była naprawdę jedną z nielicznych osób, z którą mógłby się związać na dłużej niż jedną noc, choć niewykluczone, że z czasem obydwoje by się po prostu pozabijali.
    - Nie, nie przesadzam. Od czasu naszej małej sprzeczki nie mieliśmy jeszcze okazji ze sobą porozmawiać, więc uznałem, że możesz być na mnie jeszcze troszkę zła, nawet jeśli nigdy nie pomyślałbym, że mogę cię kupić za pieniądze – uśmiechnął się, stukając zamyślony palcami w kieliszek – O, wiem! Zaproszę Blacka do siebie, żebyśmy trochę razem poćwiczyli u mnie na siłowni, a później pójdziemy nadrobić wypocone kalorie. Właściwie to gdzie on w ogóle ćwiczy? Dawno go u mnie nie było, a chyba nie biega po parku – roześmiał się, gestem dziękując kelnerowi, kiedy po przystawkach zaczął serwować im kolację. Wiedział, że Ell doskonale go zna i domyśli się, że chodzi o troskę o przyjaciela i o to, aby nie narażał się niepotrzebnie na wszelkie wirusy, bakterie i zanieczyszczenia, jakie mogą znajdować się w powietrzu w tak dużej, użytkowanej przez większość Nowojorczyków przestrzeni.
    - Nie mam pojęcia, co zamierza zrobić ojciec i staram się tego dowiedzieć z każdych możliwych i dostępnych mi źródeł. Na razie ta dziewczyna nie chce mieć nic wspólnego ani ze mną, ani tym bardziej z całą rodziną Ulliel, a ja muszę robić wszystko, aby uwierzyła mi, a nie im. W każdym razie jest cholernie irytująca i ciężko ją rozgryźć, to moja nowa życiowa bolączka – jęknął, przecierając dłońmi twarz i drapiąc się po skroni. Odnalezienie Charlotte było kompletnie nieprzewidzianym wydarzeniem i nie miał pojęcia, jak jej nagłe pojawienie się w rodzinie wpłynie na jego dalsze losy w domu Ulliel.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  61. Szatyn nie wymagał od kobiety jakichkolwiek górnolotnych deklaracji, w końcu wystarczyła mu już ta jedna - zgodziła się w przyszłości zostać jego żoną. To coś jednak znaczyło i poza tym została matką Clarissy bez zawahania. Nie wątpił w nią, lecz taka relacja była dla niego i jego serca czymś nowym, nawet nie podejrzewał, że drgnie ono na takie słowa. Najwyraźniej musieli się jeszcze oboje w tym wszystkim odnaleźć i po ludzku dotrzeć.
    —  Myślę, że to nic straconego, chociaż teraz może być z tym odrobinę ciężej. Chyba nie chciałby mieć pan zarzuconej stronniczości przez wzgląd na moje zobowiązania wobec pańskiej córki. —chciał pokazać mężczyźnie że nie jest taki łatwy do wciągnięcia w podwórkową zabawę. Oj bardzo chętnie stanąłby na sali naprzeciw niego, ale to nie miało nadarzyć się w najbliższej przyszłości. Poza tym to na dobrą sprawę nie byłaby sprawiedliwa rywalizacja, w końcu sędzia oraz ławnicy mają głos ostateczny w wielu sprawach toczących się w Wielkim Jabłku.
    — Tak słyszałem. Raczej byłoby to niecodzienne, gdybym nie słyszał w końcu to moja kancelaria prowadzi jego sprawę. —zmierzył go uważnym spojrzeniem, poniewaz nie potrafił zrozumiec do czego ojciec jego narzeczonej zmierzał. Spodziewał sie, że bedzie tutaj odrobinę rozmowy o pracy, lecz nie zamierzał zdradzać tajemnic klientów - nie upadł na głowę!  
    — Osobiście nie zajmuję się ta sprawą, więc nie znam wszystkich szczegółów, lecz wierzę że nie będzie to zbytnie wyzwanie dla prawnika z Richardson&Black. Może sam zająłbym się ta sprawą, ale jednak nie wydał mi się zbyt interesująca, gdy trafiła na moje biurko. —rzucił lekko wzruszając ramionami dając tym samym znać mężczyźnie, że to nie jest temat na który będzie z nim dyskutował. 
    Gdy wśród domowników pojawił się równiez Patrick Lucas postanowił przeprosić głowę rodziny i pójśc się z nim przywitać. Może nie pałał do niego wielką miłościa braterska jak El, jednak obiecał zachowywać sie tak, by nikt nie poczuł sie wykluczony. Poza tym to pośrednio dzięki niemu/przez niego drogi Blacka i El sie skrzyżowały, nieprawdaż?
    — Patrick, miło Cie znów widzieć —wyciagnał dłoń w jego kierunku, a na ustach majaczył coś na kształt uśmiechu, a następnie ruszył ze wszystkimi do jadalni.  Zasiadał tak, by córka czuła się bezpiecznie, w końcu to dla niej również było nie lada przeżycie.
    — Och liczę na to, chociaz póki co nie widziałm Lilki na żadnym z moich wykładów—powiedział posyłając Lilce nieco zadziorny uśmiech.—Masz wielki potencjał i mam nadzieję, że nie zmarnujesz go w żadnej podrzędnej kancelarii. —powiedział całkiem od serca, bo nadal pamiętał to jak zaatakowała go gdy kiedyś odwiedził Elainie na jej starym mieszkaniu. Miała dziewczyna jaja jak mało kto, w końcu wiedziała z kim sie mierzy. 
    — Tak właściwie moja siostra również zaczeła niedawno studiować prawo, ale nie jestem pewny czy jesteście razem na roku. —zauważył, jakby nagle go olśniło, że mogły się znać. 
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  62. Być może niedługo problem Elaine miał się rozwiązać samoistnie. Maille nie zdążyła jeszcze jej o tym opowiedzieć, ale Blaise zdążył jasno przedstawić swoje stanowisko co do ich relacji, bez ogródek informując Irlandkę o tym, że nie życzy sobie jej obecności w swoim życiu, nawet jeśli ona chciałaby zachować jedynie przyjacielskie stosunki. Zamierzała to uszanować, w końcu rozstała się z nim już jakiś czas temu i nie wróciła do Nowego Jorku ze względu na to, iż liczyła na odbudowanie tej relacji. Jedyną problematyczną kwestią pozostawało to, że pan prezes przyjaźnił się z Lucasem i pewnie był częstym gościem w mieszkaniu, w którym teraz przebywała Maille, aczkolwiek i to niedługo miało się rozwiązać, w końcu Irlandka cały czas poszukiwała dla siebie jakiegoś miejsca.
    — Może coś w tym jest… — zastanowiła się na głos, postukując paznokciami o blat. Często najpierw myślała o innych, a dopiero na szarym końcu o sobie, choć jednocześnie nie robiła tego kosztem własnego komfortu. Po prostu… Chyba tak już była skonstruowana, nie lubiąc obciążać innych własnymi problemami, z którymi w przeważającej mierze radziła sobie sama, bo też nie przepadała za ich roztrząsaniem, a ludzie niestety miewali do tego brzydką tendencję. Jeśli jednak Elaine odniosła wrażenie, że blondynka niesamowicie szybko się u niech zadomowiła, to czy nie powinna zacząć martwić się tym, czy Maille w ogóle zechce opuścić ich mieszkanie? Już teraz Creswell zdarzało się żartować, że lepszej gosposi państwo Black sobie nie znajdą.
    — Świetnie! — ucieszyła się, kiedy Eagle przystała na jej propozycję. — Nic się nie martw, zapnę pasy i ubiorę kask — zażartowała i mrugnęła do niej porozumiewawczo, nie mogąc nie cieszyć się na tę przygodę, choć na wieść o drinku, a raczej jego braku wyraźnie zmarkotniała. — Zawsze możesz na mnie poczekać, aż wrócę z pracy i wtedy się napijemy? — zaproponowała. Mogły przecież albo rozsiąść się tutaj na kanapie, albo wyskoczyć gdzieś na miasto, o ile rano nie czekało je zrywanie się z łóżka. Nowa praca Irlandki w ogóle tego od niej nie wymagała, nie to co kiedy jeszcze prowadziła Tostmanię i zrywała się o świcie, by zdążyć ze wszystkimi przygotowaniami. Lubiła pracę w food truck’u, ale teraz czuła, że nie było to tym, czego potrzebowała. Mimo wszystko nie miała ochoty na kontakt ze zbyt wieloma osobami i przez to uśmiechnęła się lekko do przyjaciółki, kiedy poczuła na ramieniu jej dłoń. Rozumiała, że tylko czas będzie w stanie coś tutaj wskórać i było jej dobrze oraz lekko z tym, że Elaine również o tym wiedziała.
    — Ty uczysz na uczelni?! — podchwyciła, gładko zmieniając temat i skupiając się na czymś innym. — Nie — zaprotestowała słabo, nie wiadomo do końca, przeciw czemu, ale to zaraz się wyjaśniło. — Zdecydowanie za dużo mnie ominęło. Będziesz musiała mi wszystko opowiedzieć. Wszystko! — podkreśliła, celując w blondynkę palcem, by zaraz mrugnąć do niej porozumiewawczo. Wiedziała bowiem, że wszystkiego sama z siebie El jej nie powie i trzeba będzie umiejętnie pociągnąć ją za język, jednocześnie wiedząc, kiedy przestać.
    — Tak… — zgodziła się cicho, powoli wracając do jedzenia placuszków. — Czasem po prostu trzeba się temu wszystkiemu poddać — dodała, uśmiechnęła się nieco blado i chwilowo skupiła się wyłącznie na śniadaniu, kątem oka widząc, że Clarissa zdążyła już uporać się ze swoją porcją. Cóż, apetytu zdecydowanie nie odziedziczyła po Elaine.
    — O której przychodzi pani Silver? — zagadnęła, chcąc dowiedzieć się, na którą powinna być gotowa. W końcu pomimo tego, że przygotowała śniadanie, to pozostawała w piżamie, bo tak przecież było najwygodniej, prawda?

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  63. Temat Ulliela prędzej czy później na pewno miał wypłynąć w ich rozmowach, ale póki udawało się zgrabnie go unikać, było to wręcz wskazane. W tej chwili Maille chciała przede wszystkim skupić się na sobie, co było do niej wręcz niepodobne, ale pośrednio wiązało się również z Elaine i Lucasem; jej najważniejszym zadaniem na ten moment było znalezienie mieszkania, tak by nie siedzieć narzeczeństwu na głowie i sercowe rozterki, o ile w ogóle o takowych można było mówić, nie powinny jej w tym przeszkadzać.
    — W takim razie prosto po pracy przyjdę do baru — zdecydowała, krzywiąc się na wzmiankę o whisky. — Nie, to zdecydowanie nie na moją głowę. Może innym razem. Mam nadzieję, że będzie jeszcze okazja — zażartowała, bo skoro ona i Lucas tak skutecznie się mijali, kiedy Irlandka mieszkała pod jego dachem, to po wyprowadzce chyba nie będzie łatwiej, aby mogli się zobaczyć. Podejrzewała jednak, że wszyscy zechcą zadbać o to, aby wreszcie lepiej się poznać i częściej spotykać, nie powinno więc być tak źle, prawda? Dodatkowo w myślach odnotowała, aby w ramach podziękowania zorganizować dla Lucasa dobrą irlandzką whisky, a nie te marne podróbki dostępne w Stanach, wzorowane na trunkach dawnych kolonizatorów.
    — Zatem jesteśmy umówione — zgodziła się i zabrała się za dojadanie swojej porcji, jednocześnie zerkając na zegarek. Jeśli zgodnie ze słowami Elaine miały jeszcze trochę czasu, to dobrze. Dojedzenie śniadania zajęło im jeszcze kilka minut i na czas sprzątania ze stołu Maille wygoniła Elaine oraz Clarissę do łazienki, by te już zaczęły się szykować. Akurat kiedy mniej więcej uporała się ze wszystkim, łazienka się zwolniła i sama Irlandka doprowadziła się do porządku, przebierając się i lekko malując.
    W międzyczasie zjawiła się pani Silver i wszystko wskazywało na to, że mogą ruszać, choć Creswell nie miała zielonego pojęcia, dokąd mogą się udać.
    — O kurczę — wyrwało jej się, kiedy znalazły się na parkingu przy odpowiednim samochodzie i trzeba zaznaczyć, że był to nie byle jaki samochód. — Jesteś pewna, że mam prowadzić? — spytała, zerkając na Eagle. — Lucas nie urwie mi głowy za najmniejszą ryskę? — dopytywała, ponieważ jeśli to on sprezentował auto narzeczonej, a teraz ona miałaby je uszkodzić, to… Chyba wolałaby zamówić taksówkę albo nawet wybrać komunikację miejską.
    — I nie zdradziłaś mi najważniejszego. Gdzie w ogóle się wybieramy? — zagadnęła, bawiąc się trzymanymi w dłoni kluczykami i mimo wszystko jeszcze nie wsiadając za kierownicę.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  64. Dobrze, że akurat zajęta była przenoszeniem talerzy do zlewu, by choć lekko opłukać je przed włożeniem do zmywarki, ponieważ dzięki otwartej na salon kuchni doskonale usłyszała wypowiedziane przez Clary słowo mamo i wtedy w jej wnętrzu wydarzyło się coś dziwnego. W tym samym momencie ogarnęło ją wzruszenie, że też córka Lucasa zwraca się właśnie w ten sposób do jej najlepszej przyjaciółki i ścisnęło w żołądku, lecz już niekoniecznie z tego powodu. Jakby przypomniała sobie, że sama już nigdy nie zwróci się do nikogo w ten sposób i to bolało cholernie, ale też cieszyła się, że Clarissa miała osobę, do której mogła tak mówić i że stała się nią właśnie El. Zakotłowało się w niej tak dużo sprzecznych emocji, iż z premedytacją zamarudziła w części kuchennej, nie chcąc zwrócić się w stronę żadnego z licznych biegunów, które przeczyły prawom fizyki i było ich zdecydowanie więcej, niż dwa. Póki zatem się nie wyciszyła, zajęła się starannym ułożeniem naczyń w zmywarce, by później znaleźć siłę na wypchnięcie na pierwszy plan wyłącznie pozytywnych emocji i tym sposobem kobiety mogły opuścić mieszkanie.
    — Dobrze — przytaknęła ostrożnie, kiedy Elaine wyjaśniła jej zamysł narzeczonego i ostatni raz omiotła wzrokiem samochód, by wreszcie szarpnąć za klamkę i zasiąść za kierownicą. Nie zamierzała przecież rozbijać się po przydrożnych słupach, prawda? Była dobrym kierowcą i nie bała się jeździć, przecież z wprawą manewrowała furgonetką przerobioną na food trucka. Co innego jednak prowadzić swój samochód i być za niego odpowiedzialnym, a co innego czyjeś wychuchane cacko. Jeśli jednak Lucas liczył się ze szkodami… to Maille ze swobodnym uśmiechem umieściła kluczyk w stacyjce.
    — W takim razie w drogę! — zarządziła, kiedy poznała cel ich małej wyprawy i wyjechała z garażu, po chwili kluczenia pomniejszymi uliczkami włączając się do ruchu, pośród gąszczu samochodów sunących po nowojorskich ulicach. — Pamiętam, że zawsze miałaś problem ze znalezieniem współlokatora — przypomniała sobie z wesołością, chętnie wracając do dawnych czasów. — A teraz dorobiłaś się aż dwójki — zażartowała, na krótko odrywając wzrok od drogi i samochodów przed nimi, by zerknąć na blondynkę. — Udało ci się je komuś wynająć? A może planujesz je sprzedać? — Drugie pytanie zadała ostrożnie, wiedząc, że mieszkanie po wuju musiało być pannie Eagle drogie. Jednocześnie nie podejrzewała, co najlepszego się święci i to dlatego tak swobodnie pytała o wszystko, co ją interesowało, nie wiedząc, że być może El nie chciała być teraz ciągnięta za język, by zbyt wcześnie nie zdradzić się ze swoim planem.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  65. Nie wiedział, czym spowodowany jest nagły brak zaufania ze strony Ell, ale zaczynała zachowywać się co najmniej dziwnie i miał nadzieję, że jedynie się z nim droczy. Rozumiał troskę o jego dobro, zwłaszcza, że nie mógł sobie pozwolić teraz na żaden większy skandal ze swoim udziałem, ale posądzanie go o powrót do narkotyków było w tej sytuacji zupełnie absurdalne.
    - Dlatego ludzie właśnie nie powinni mieć dzieci. Spokojnie, zadbam o to, żeby Lucas nie zwariował, już i tak ciągle mówi tylko o niej, albo o tobie, a mi chce się od tego rzygać tęczą – wzdrygnął się teatralnie, upijając po tym łyk wina. Jego przyjaciel mocno zmienił się na przestrzeni ostatnich lat i naprawdę cieszył się, że on sam nie ma żadnych perspektyw, aby kiedykolwiek zostać ojcem. Te małe, paskudne istoty tylko utrudniały życie i nie mógł pojąć, dlaczego jego najbliżsi przyjaciele aż tak stracili głowę dla jakiegoś głupiego dziecka.
    - U ciebie w barze? Ostatnio? Ell, nie byłem w twoim barze od dobrych kilku miesięcy, wiesz, że nawet nie zapuszczam się w tamte tereny – zmarszczył pytająco brwi, oczekując aż wybuchnie śmiechem i przyzna, że robi sobie z niego jakieś głupie żarty – Słucham? O co ty mnie w ogóle oskarżasz? Nie biorę odkąd zrobiłaś mi wtedy przymusowy detoks i jestem cały czas w kontakcie z terapeutą – oburzył się, odsuwając od siebie talerz z jedzeniem – Przez twoje głupie gadanie straciłem apetyt. Domyślam się, że się martwisz, ale kurwa no, myślałem, że akurat ty mi ufasz – warknął, kompletnie zawiedziony jej zachowaniem. Traktował ją i Lucasa jak dwójkę swoich najbliższych przyjaciół, a tymczasem ona próbowała wmówić mu rzeczy, których nie robił i ja siłę przekonać przy tym, że znów ma problem z narkotykami, choć był pewien, że od kilku miesięcy pozostawał zupełnie czysty.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  66. Radzili sobie i na tym należało się skupić, w końcu nic nie sypało się w gruzy i nie skakali sobie do gardeł. Fakt mieli jedno poważniejsze spięcie, ale która para ich nie ma? Szczególnie po tym co razem przeżyli dziwnym by było, gdyby kiedyś mieli nie wybuchnąć. To musiało się wydarzyć prędzej, czy później, a że padło na biednego kota to już nie była ich wina. Choć tego nie wiedzieli przyszłość usłana różami miała przed nimi wiele kolców. 
    Atmosfera przy stole na pewno nie należała do najbardziej komfortowych, ale była zdecydowanie bardziej pozytywna niz ta, jaka sprezentowali im państwo Black. Tam ie było w ogóle mowy o spokojnej konwersacji, nawet jesli podszytej własnym interesem, tam padły jedynie roszczenia i oskarżenia. Tutaj póki co było milej, ale czy tak miało pozostać do końca?
    — Słuszna uwaga —kąciki ust mu drgnęły, bo juz widział oczami wyobraźni jak siostra Elainie bez problemów pożera tego kto miałby stanąć po drugiej stronie barykady. Jeśli miała choć cząstkę upartości jego narzeczonej to było pewne, że będzie z niej nie lada prawnik. 
    — Nie myślałem, że Jocelyn jest taka gwiazdą — zaironizował ze śmiechem ,jednak czemu tu się dziwić sam kilka lat temu podtrzymał renomę nazwiska Black na uczelni, a teraz wrócił tam w roli prowadzącego.
    — Tak? Jesli bys chciała dołączyć to zapraszam, bo znaczne grono po pierwszych zajęciach nie wiedzieć czemu zrezygnowało — wzruszył ramionami, jakby to wcale nie była jego wina oraz Blaise'a i tego jakie wyzwanie postawili dzieciakom. Równiez spojrzał na ukochanę, a wzrok mu wyraźnie złagodniał. Clarissa siedziała bardzo grzecznie za bardzo nie zwracając na siebie uwagi i uważnie obserwując nowo poznanych.
    — Rozumiem, jeśli potrzebujesz informacji o którejkolwiek z kancelarii daj znać —puscił jej perskie oko, bo mógł dzieciakowi pomóc na początku drogi w tym bezlitosnym zawodzie.  Nie namawiał, by przyszła do jego własnej, bo sam początkowo wcale nie chciał pracować u ojca, a wyszło jak wyszło. Mógł za to obiektywnie powiedzieć jej to i owo na temat całej reszty. Był na scenie sądowej, prawnej już jakiś czas i poznał praktyki innych kancelarii.
    — Za co ja jestem niezmiernie wdzięczny — zauważył Lucas, chociaż przecież tez początkowo nie był za tym, by Patrick zajmował sie sprawami baru. Chciał tym samym pokazać narzeczonej, że trzyma jej stronę, a jej bratu, że faktycznie jest mu wdzięczny, że zyskali dzięki niemu kilka chwil w domu dla siebie. Nie dziwił sie jednak Elainie, że zmieniła temat, ponieważ atmosfera w pomieszczeniu zrobiła sie jakby grobowa.
    — Tak, zdecydowanie wolelibyśmy coś bliżej domu, by w miarę możliwości płynnie wrócić do naszych obowiązków i nie analizować Nowojorskich korków o każdej porze Sama Pani rozumie. —powiedział Lucas tym samym popierając blondynkę i w sumie to co oboje powiedzieli nie było kłamstwem. Raczej im się nie uśmiechało zawozić CLarisse na drugi koniec miasta do przedszkola, czy szkoły. Pół dnia spędziliby w staniu na światłach!  Clarissa nagle jakby sie uaktywnił i zaczęła się wiercić domagając się wejście na kolana do ojca. Ten nawet sie nie zirytował tylko na pozwolił całując ja w czubek głowki. Wiedział, że mogła czuć sie nieswojo. 

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  67. — To faktycznie brzmi bardzo jak ona — zaśmiał się w głos szatyn co było  naprawde ozywiające dla tej napiętej w pomieszczeniu atmosfery. Mógł sobie bez problemu wyobrazić wojującą Jocelyn, która z małym palcu potrafiła mieć coś jeśli się bardzo uparła. Już współczuł jej wykładowcom!
    — Tak jak mówi Elaine serdecznie zapraszamy —poparł narzeczona, bo naprawde nie miał nic przeciwko, by Lilianna, czy nawet Patrick wpadali do nich od czasu do czasu. Byli ważnymi osobami w życiu blondynki i on nie zamierzał utrudniać jej kontaktu z nimi. 
    Co do wykształcenia ich córki, cóz może faktycznie młody Black miał wygórowane wymagani względem placówek, ale nawet jego lista nie była tak restrykcyjna jak ocena sześciolatki, która po prostu odmawiała pozostania w którejkolwiek bez niech dłużej niz dziesięć minut. Wiedział, że to wymagało czasu, tylko ten im sie powoli z Elaine kurczył, bo oboje nie mogli pozostać kurami domowymi, nie byli do tego stworzeni i prędzej czy później poczuliby się tym faktem stłamszeni. Lucas tylko skinął głową na kolejny z argumentów narzeczonej, poniewaz samodzileny powrót i tak raczej nie wchodził w rachubę, ale o tym mogli wiedzieć tylko oni. Nie zamierzał po raz kolejny naraż swej córki na coś, z czego mogłaby nie wyjść...żywa. Czas, w którym trzymał dziewczynkę na wyciągniętych rękach i patrzył na nią co najmniej jak na kosmitę wydawały sie tak odległe, że miał wrażenie, iż doświadczał ich ktoś inny a nie on. Rodzicielstwo w dalszym ciągu go przerażało, bo nikt nie dołączał do tego instrukcji obsługi, jednak wiedział, że dla Clarissy jest w stanie zrobić wiele, żeby nie powiedzieć, że wszystko - tak samo jak dla panny Eagle.
    Cóż szczerze mówić spodziewał się tego pytania, ale podobnie jak jego towarzyszka bardziej ze strony matki niż ojca. Poprawił córke na kolanach, gdy chciała sięgnąć coś ze stołu czego nie powinna i dopiero wtedy spojrzał na narzeczoną pełnym pożądania i zrozumienia wzrokiem.
    — Czy ustalona data cokolwiek zmienia? —zapytał retorycznie patrząc hardo na głowę rodziny.
    — Najważniejsze mamy ustalone między sobą i nie wydaje mi sie, że to powinno kogokolwiek niepokoić. Państwa córka uczyniła mnie najszczęśliwszym mężczyzna zgadzajac się na to, że za mnie wyjdzie, ale nic nie równa się temu szczęściu jak odczułem, gdy została matka naszej córki. w świetle prawa. Więc sam pan rozumie, że ślub nie jest nam tu do niczego potrzebny. —powiedział podnosząc szklankę z woda , by zwilzyć nieco usta. wyglądało to troche tak, jakby szykował się do rundy drugiej podczas walki.
    —   Ale jesli pyta o moje personalne odczucia to mógłbym poślubić tą wspaniala kobiete choćby zaraz, ale obawiam się, że odbyłoby się to bez wielkiej otoczki na która zapewne liczy wiele osób. —uniósł kącik w kpiącym uśmiechu i nic więcej nie dodał tylko wyciagnal reke ku narzeczonej. Gdyby chciała mogli wyjśc choćby zaraz.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  68. Mężczyzna automatycznie przytulił nieco zaskoczona sześciolatkę. Nie chciał, by się wystraszyła tej konfrontacji między dorosłymi. Nie chciał sie tutaj z nikim kłócić i póki co nie uważał tej wymiany zdań za kłótnie, niemniej granica była coraz to cieńsza. Nie zamierzał pozwolić nikomu na podważanie decyzji jak podjęli wspólnie z Elainie. To było ich życie i zarówno państwo Eagle jak i Black powinni już zrozumiec, iz ich dzieci to nie były ich małe marionetki do pokazywania na bankietach. Usta Lucasa odrobinę drgnęły w uśmiechu na reakcje siostry blondynki, ponieważ było w tym cos miłego, a na pewno bardziej pozytywnego od słów, które wygłosiła głowa rodziny. Szatynowi również zaimponowało -  z reszta po raz kolejny - jaka waleczna ma u swego boku kobietę. Takie chwile utwierdzały go w przekonaniu, że podjął dobrą decyzję z pierścionkiem, papierami adopcyjnymi i całą resztą.
    W mężczyźnie się również zagotowało o czym świadczyła przywdziana na twarzy maska bezdusznego profesjonalisty, który bez problemu sięga po to czego pragnie. Wyrywa dla siebie bez krztyny zaniepokojenia. Nie śmiał jednak przerywać Elainie, która wydawała się równiez nie pokazywać wszystkich emocji - juz trochę się znali i wiedział, że mogła być znacznie bardziej drapieżna, jednak to była jej rodzina. Dopiero, gdy skończyła wstał powoli przytrzymując córkę na rękach.
    — Nie sądziłem, że przychodząc do państwa na kolację otrzymam kabaret ubarwiony w hipokryzji. Nigdy nie przypuszczałbym, że sam Chritopher Eagle będzie mnie uczył honorowego zachowania. Myśli Pan, że ja nie wiem co się działo za nim na dobre wkroczyłem na scene prawniczą? Nie wstyd Panu byc takim hipokrytą? —uniósł jedną dłoń, gdy widział, że męzczyzna będzie chciał mu przerwac.
    — Spokojnie wcale nie zamierzałem tutaj wyciągać brudów przeszłości, ale nie pozwolę, by oczerniano mnie i moją rodzinę. Gdyby potrafił pan prowadzić normalną rozmowę, ba miał chociażby poprawną relację z własna córka wiedziałby, że poza adopcja Elanie została zapisana połowa mojego majątku. Wiedziałby pan, że nigdy nie śmiałbym wytoczyć jej żadnej sprawy w sądzie, by cokolwiek wycofać. Gdyby sie między nami nie ułożyło lub gdyby ona jednak zdecydowała pójść w inną stronę, nie zrobiłbym nic co by jej zaszkodziło. Wiec z całym szacunkiem prosze mnie nie pouczcac co to znaczy zachowywać się honorowo, bo najwyraźniej pan nie ma o tym bladego pojęcia. Mam nadzieję, że nie będzie dane nam sie spotkac na sali sądowej, ponieważ tam nie będe juz taki miły. —powiedział uśmiechając się nieco diabolicznie, a iskierki tajemniczości przemknęły w jego niebieskich oczach. Po tej emocjonującej rozmowie ruszył za narzeczoną.
    — Może nawet przyjść do nas —powiedział Lucas świadom, że narzeczona naprawde będzie potrzebowac bliskich, a on mógłby nie byc wystarczający. Przekazał kobiecie Clarisse i ucałował je obie w czubek głowy, by następnie zasiąść za kierownicą. 
    —Cóż mogło byc gorzej —rzucił jakby dla rozluźnienia, ale Ela na pewno nie było do smiechu, choć to spotkanie było o wiele przyjemniejsze niż to z Blackami ich po prostu wyrzucił za drzwi. Nie było zbyt wielkich korków w drodze powrotnej, więc do celu dotarli dośc szybko.
    Lucas 

    OdpowiedzUsuń
  69. Mężczyzna wiedział, że ta kolacja, to spotkanie nie należało do najprzyjemniejszych, jednak musiało sie odbyć prędzej, czy później. Tak jak obiad z jego rodzicami były to pewnego rodzaju punkty, by wyrazić otwarcie, że są ze sobą i rodziny albo to zaakceptują, albo mogą już ich nigdy nie zobaczyć. Szatynowi nie zależało na jakiś szczególnie bliskich relacjach zarówno z państwem Black jak i Eagle, ważne, że jego siostra i rodzeństwo El było po ich stronie,a przynajmniej taką miał nadzieję. Byłoby mu ciężko, gdyby Jocelyn nie zaakceptowała tego jak jego życie się teraz potoczyła.Miał naprawdę pogmatwana relacja z siostra, jeśli spojrzeć na to z perspektywy lat, lecz teraz była silniejsza niż kiedykolwiek.
    Zatrzymał sie tam, gdzie wskazał mu Patrick, by następnie udać się do dobrze znanego mu punktu ma małym gpsie, który był jedynym odgłosem w samochodzie. Nie chciał włączać radia ani tez myślał kłopotać blondynkę pytaniami, czy jakimiś nieprzychylnymi spostrzeżeniami na temat jej ojca. Ona jak nikt inny znała tego człowieka na wylot i właśnie dlatego tak bardzo nie chciała, by ta kolacja się odbyła. Rozumiał. Wysiadł z samochodu tuz za narzeczoną, a słysząc jej rozkaz nie oponował. Objął ją wraz z Clarissa niemal w niedźwiedzim uścisku, jakby jego ramiona mogłyby ochronić je przed całym złem tego świata.
    — Nie ma za co —objął ją w talii jedna dłonią, a drugą otworzył drzwi do klatki, gdzie znajdowała się winda. 
    — Bajki! —entuzjastycznie podeszła do tematu sześciolatka.
    —Zamówię coś niezdrowego —udawała kapitulację, chociaż wiedział, że tego najwidoczniej teraz potrzeba. Wchodząc do mieszkania pomógł córce się rozebrać, a następnie zamówił jakąś pizze, a do tego w cukierni nieopodal mały torcik bezowy i jakies ciasta.  Naprawdę teraz człowiek mógł niemal wszystko dostać pod nos! Nim jednak dostawca zapukał do ich drzwi szatyn zdążył się przebrać w spodnie dresowe i zwykły t-shirt, by dłużej nie być tak oficjalnym.
    — Elaine mamy jeszcze popcorn? —zawołał przeszukując różne szafki w kuchni pewien, ze jeszcze powinna zachować sie choć jedna paczka.
    Lucas 

    OdpowiedzUsuń
  70. Nie chciał pod żadnym pozorem osaczać blondynki, jednak wiedział, że nie powinna zostać sama na zbyt długi czas. Mogłaby dojść do jakiś szalonych wniosków i znów mu się wyślizgnąć przez palce, zamknąć za tysiącem ścian, które pieczołowicie by burzył jedna po drugiej. Nie chciał tylko do tego doprowadzić.
    Gdy stał tak bezradnie w kuchni poszukując popcorny wyglądała nawet uroczo jak na faceta w średnim już prawie wieku. Wydawał się taki zagubiony, ponieważ w swoim poprzednim mieszkaniu wiedział zawsze gdzie co się znajduje, a tutaj momentami panował chaos, a to dlatego, że teraz nie tylko on tutaj przebywał.
    — No właśnie nie...— chciał jej odkrzyknąć, że nie ma, gdy przesunął jakąś otwarta torebke z niezidentyfikowana przyprawa i faktycznie za nią znajdował sie popcorn. Nie chciał nigdy wierzyć w to, ze kobiety mają szósty zmysł do takich rzeczy, ale może powinien? Wyciągnął to czego szukał, a następnie wstawił według instrukcji do kuchenki mikrofalowej, by po chwili w mieszkaniu rozległo sie charakterystyczne strzelanie. Clarissa chwile patrzyła z zafascynowaniem na to co sie dzieje za szklanymi drzwiami, a później, gdy Elainie rozścieliła łóżko kompletnie straciła zainteresowanie.
    Szatyn nie spodziewał się takiego okazania czułości ze strony narzeczonej, nie gdy nie byli kompletnie sami i choć bardzo marzył teraz by Jocelyn wyrosła spod ziemi i porwała ich mały skarb, to nie miało sie to wydarzyć. Odpowiedział na pocałunek równie czule, a dłonie ulokował z lekkim załamaniu jej pleców, choć chętny był je umieścić znacznie niżej.
    — A Ty silna — odpowiedział z szczerością w oczach, która tylko odrobine przyćmiewało pożądanie, ponieważ wiedział, że teraz nie mogli sobie pozwolić na większe igraszki. 
    — Smoki, najlepsze będą smoki — zdecydowała sześciolatka juz wygodnie leżac na rozłożonej kanapie. I tak wszyscy razem chwile póxniej patrzyli w kolorowy, migający ekran śledząc kolejne losy głównych bohaterów. W mieszkaniu mimo chwilowego chichotania dziecka było nad wyraz spokojnie. Po posiłku nawet Lucasowe powieki zrobiły sie zbyt ciężkie, by sie im sprzeciwiać. Niestety musiały sie unieśc niemal skoro świt, ponieważ rzeczywistość nie zapominała o istnieniu Blacka,a jego telefon uporczywie wibrował. Wstał całując delikatnie El i Clarisse w czoło, a następnie ruszył do gabinetu by go odebrać. Był nieco obolały po tej nocy na kanapie - najwyraźniej to juz starość, że bez wygodnego materaca chodzi się jak dziad. Dzwoniła oczywiście Blanka na szczęście nie wymagała z jego strony spotkania, a jedynie ustalenia kilka szczegółów przez telefon. Zasiedział sie w gabinecie dobra godzine notując wszystko to czego żądała. Następnie jeszcze bardziej zmęczony niż był wrócił do salonu, by zaparzyć sobie mocnej kawy.
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  71. Sama Maille się tego nie spodziewała. Uczyła się dopiero swoich reakcji w obliczu zupełnie nowej sytuacji, ponieważ jej umysł i ciało reagowały całkowicie bezwiednie, poza jej kontrolą. Jakby była kukiełką poruszaną za pomocą patyczków oraz sznurków i o ile przez większość dnia udawało jej się zachować kontrolę oraz być samą sobie panią, tak zdarzały się momenty takie jak ten, kiedy zupełnie niespodziewanie ktoś przejmował stery. Creswell za tym nie przepadała. Nie tyle za własnymi reakcjami, ponieważ te były jak najbardziej zrozumiałe, zważywszy na to, że pogrzeb Sloane odbył się ledwo przed trzema miesiącami, ale za tym, że to działo się tak nagle i brało ją z zaskoczenia. Nie była w stanie przewidzieć, jakie słowo lub czyn drugiej osoby wpłyną na jej nastrój i nie lubiła siebie w tym stanie, jednocześnie wiedząc jednak, że nic na to nie poradzi. Że tak po prostu przez pewien czas musiało być.
    Dlatego teraz, kiedy skupiła się na prowadzeniu samochodu i słuchaniu przyjaciółki, jakby nie było w niej śladu po zajściu w mieszkaniu. Nowy Jork rzeczywiście dał jej to, czego od niego oczekiwała, zdecydowawszy się na powrót – zapomnienie. Chłonęła je więc łapczywie, wlewała w siebie niczym najsłodszy napój, jakby nigdy miała nie mieć dość, lecz przecież każde naczynie miało swą pojemność, prawda?
    — To mówisz, że Lucas ograniczył pracę w kancelarii? — rzuciła z przekąsem i zaśmiała się krótko sama do siebie. — Poniekąd ma rację, Bronx słynie złą sławą — zgodziła się i lekko zmarszczyła brwi, zastanawiając się czy przypadkiem czegoś źle nie sformułowała, ale zaraz uznała to za nieistotne. — Ale tobie też muszę przyznać rację, dobrze jest tak po prostu mieć coś swojego. Jedno zmartwienie z głowy, gdyby coś miało się przydarzyć — dodała z uśmiechem, zerkając na El kątem oka. Tyle informacji w zupełności jej wystarczyło i nie zamierzała ciągnąć przyjaciółkę za język, bo też niczego nie podejrzewała i nie czuła potrzeby, by dociekać, czemu jadą do starego mieszkania Eagle.
    Cieszyła się tą wyprawą i tym, że może znowu zwiedzać Nowy Jork za kierownicą. Pamięć niestety bywała zawodna i raz zbłądziła, skręciwszy w złą uliczkę, na szczęście nigdzie im się nie spieszyło i Maille skorzystała z okazji do odświeżenia sobie rozkładu metropolii, nieco nadkładając drogi. W kocu jednak, po niecałych trzydziestu minutach, co było bardzo przyzwoitym wynikiem, udało im się dotrzeć pod właściwy adres. Szukając miejsca parkingowego, Irlandka zaczęła podejrzewać, że drugie tyle zajmie im odstawienie gdzieś samochodu, ale na szczęście jeden z tutejszych mieszkańców gdzieś wyjeżdżał i blondynka zwinnie zajęła zwolnione miejsce.
    — Mam nadzieję, że nie zapomniałaś kluczy? — zażartowała w drodze do klatki. — Bo inaczej w drodze powrotnej to ty prowadzisz!

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  72. Nie miał pojęcia o co chodzi Ell, ale gra którą podjęła coraz mniej zaczynała mu się podobać. Dziewczyna na siłę próbowała wmówić mu rzeczy, których nie robił i nawet jeśli tylko się z nim droczyła, oskarżanie go o powrót do narkotyków był co najmniej nie na miejscu. Miał nadzieję, że przyjaciółka zdaje sobie sprawę z tego, jak drażliwy jest to dla niego temat, ale najwyraźniej jeden z najtrudniejszych okresów w jego życiu był dla niej teraz pretekstem do dobrej zabawy i strojenia sobie z niego żartów.
    - Twierdzisz, że mam krzywy nos i powinienem go zoperować? – rzucił, pytająco marszcząc przy tym brwi. Ell poruszyła przy okazji kilka innych szokujących kwestii, ale to wygląd był dla niego od zawsze najważniejszy i miał nadzieję, że mimo wszystko z jego nosem wszystko jest w jak najlepszym porządku. Stać go było na każdy możliwy zabieg z dziedziny medycyny estetycznej, do tej pory żył jednak w przekonaniu, że natura nie poskąpiła mu urody i jak na razie nie musiał niczego w sobie poprawiać czy diametralnie zmieniać.
    - Czy ty się słyszysz? Ja miałbym pomóc komuś sprzątać? Nigdy w życiu nie widziałem nawet głupiej ścierki na oczy, nawet nie wiem jak się tego używa. Zresztą, prędzej bym się na nią wydarł niż pomógł sprzątać, mam swoją godność. Nie byłem w twoim barze od jakiś 4 miesięcy i jestem tego pewien – mruknął, coraz bardziej zmieszany zachowaniem przyjaciółki. Co ona chciała osiągnąć? Zgłosiła go do jakiejś ukrytej kamery, czy może sama się czegoś nawdychała? Jeśli tak, to najwyraźniej w ogóle go nie znała, bo nijak nie kręciły go takie głupie żarty, wręcz przeciwnie.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  73. Relacja w panna Eagle nie należała do najprostszy, nie dlatego, że nigdy wcześniej nie zdecydował się na takie zobowiązanie wobec kogoś, ale dlatego, że większości rzeczy uczyli się od podstaw razem. Po omacku dochodzili do tego jak ich codzienność ma lub też nie powinna wyglądać. Małymi krokami też musieli przystosować Clarisse do zmian, a pierwszą z nich miało byc właśnie przedszkole. Black w duchu liczył, że w końcu któraś placówka oczaruje tego Aniołka i będa o jeden krok do przodu. 
    Mężczyzna widząc jak blondynka do niego macha uśmiechnął sie do niej ciepło. Wyglądała po prostu uroczo taka lekko zaspana i rozczochrana, jeszcze pod kocykiem od sześciolatki. Szkoda, że nie wpadł wcześniej na to, by uwiecznić ten obrazek na zdjęciu.Nie zdziwiło go to, że kobieta zniknęła w łazience, ale za to zdecydowanie zadziałał na niego widok, który zafundowała mu po wyjściu z niej. Otaksował ją wzrokiem od nagich stóp po nagie ramiona, a ten kusy ręcznik nie pozostawiał wiele dla wyobraźni. Oczy mu zalśniły, ale jedynie kiwnął jej w odpowiedzi szykując druga kawę.
    — Zdecydowanie bardziej wolałem cię w ręcznikowym wydaniu —powiedział na tyle cicho by nie obudzić sześciolatki i przyciągając ukochana do siebie. 
    — Gdzieś się dzisiaj wybierasz? — zapytał patrząc jej początkowo w oczy, a następnie całując ja w szyję.  Pachniała bardziej pobudzająco niż kawa, która stała tuż obok nich. 
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  74. [Dziękuje <3 Też jestem ciekawa jak sobie nasz pan prawnik poradzi ;)]
    Temat przedszkola był nieco palący zważywszy na to, że zarówno Lucas, jak i Elinie podjęli sie nowych zobowiązań na uczelniach. Black w międzyczasie jedna noga juz wrócił do kancelarii, chociaż było to kompletnie nie planowane, to zabierało cenny czas.
    Nie był w stanie jednak zaprzątać sobie tym głowy, gdy jego narzeczona pierw paradowała przed nim w samym ręczniku, a następnie w pełni ubrana. W każdym wydaniu mógł sie nia zachwycać.
    —  I dopiero teraz mi to mówisz —jęknał niczym małe dziecko, któremu ktoś zabrał cukierek sprzed nosa. Sam był jeszcze przed kawa, więc nie do końca panował nad tym co prezentuje przed ukochaną. Przyjął do wiadomości, że blondynkę zobaczy dopiero późnym wieczorem, jednak nie skomentował tego. Ucałował ją w czubek głowy, gdy sie w niego wtuliła.
    — Ja musze popracowac nad sprawą —powiedział na co wyraźnie się spiał, a następnie powoli odsunął i wziął do reki kubek z kawą, a drugi podał kobiecie.  
    — Pewnie siądę w gabinecie, ale nie wiem, czy nie będę musiał podjechać do kancelarii. Najwyżej z Clary zrobimy sobie mała wycieczkę. — zerknął na nadal śpiącą sześciolatkę.  Nie było problemu by pojawiła się z nim w  firmie, przecież to była właśnie jego kancelaria i mógł w gabinecie gościć kogo tylko chciał. 
    — Zjesz śniadanie, czy już musisz wychodzić? —zapytał po tym jak upił kilka łyków gorącej, ale pysznej kawy. Sam nie był głodny, ale nie widział problemu w tym, że coś dla Elaine przyrządzić. Wiedział, że miała mały problem z regularnością posiłków. Nie zamierzał jej prawić z tego tytułu kazań, w końcu nie była dzieckiem, ale jakoś musiał o nią zadbać, prawda?
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  75. [Zdecydowanie <3 Ale takie sa najlepsze, bo nigdy nie wiesz co się wydarzy]
    Pani Silver zasłużyła na coś więcej niż jedynie chwila spokoju. Mogła ich zapewniać, iż opieka na Clarissą to dla niej czysta przyjemność, jednak nie mogli nadużywać jej uprzejmości. 
    —   Wątpię by to było koniecznie — po porannych zapewnieniach Blanki raczej nie planował z nią żadnego spotkania w dniu dzisiejszym, jednak kobieta była nieprzewidywalna, a wolała raczej nie zaznajamiać jej ze swoją córką.
    —  Ale, gdyby coś się zmieniło to znam Twój numer —  zaśmiał się lekko i pocałował ją przelotnie w usta. Był wdzięczny,że narzeczona tak lekko potrafi manewrować swoim rozkładem dnia. Wiedziała, że nie jest to łatwe, a robi to tylko i wyłącznie dla nich.  Gdy zapytała o pizzę szatyn odruchowo rozejrzał się po pomieszczeniu i dojrzawszy opakowanie sięgnął po nie.
    —  Są tylko dwa kawałki.  — powiedział wykładając je do jakiegoś plastikowego pojemnika, który nawinął mu się pod ręce. Następnie bez oporów odwzajemnił pocałunek blondynki. 
    —  Ty też — założył jej kosmyk włosów za ucho na nieco dłużej wpatrując się w jej iskrzące oczy. Bardzo chciałby jej wszystko powiedzieć, ale nie mógł. To co łączyło go kiedyś  z Blanka było zbyt skomplikowane, a to co go z nią teraz związało nie miało nic wspólnego z przyjemnymi wspomnieniami. Odwrócił wzrok słysząc jakieś niewyraźne mamrotanie dochodzące z salonu świadczące o tym, że ich córką właśnie opuściła krainę Morfeusza.
    — Lepiej uciekaj, chyba, że chcesz byc przez nia zatrzymana na resztę dnia —  uśmiechnął sie znad kubka kawy doskonale znając metody sześciolatki na to, by wielkimi jak denka od słoików oczętami wymusić na ich dwójce co tylko zapragnie. 

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  76. Nie miał pojęcia o co w tym wszystkim chodzi, ale przedstawione przez nią nagranie wydawało się być wiarygodne. Kompletnie nie pamiętał wizyty w barze, nie mówiąc już o tym, że w normalnej sytuacji nigdy w życiu nie pokazałby się tam w dresie. Był przekonany, że Ell robi sobie z niego żarty, ale na nagraniu faktycznie wyraźnie widać było jego postać i nie mógł już w żaden sposób walczyć z tym, że widzieli się niespełna kilka dni temu.
    - Nie wiem…nie wiem co mam na to powiedzieć…- rzucił zamyślony i zaczął po tym krążyć nerwowo po salonie – Naprawdę kompletnie tego nie pamiętam, a nic nie brałem no – jęknął, przecierając dłońmi zmęczoną twarz. Nigdy w życiu nie miał do czynienia z podobną sytuacją, a to właśnie utrata kontroli była tym, czego zawsze najbardziej się obawiał. Wiedział, że nie brał w ostatnim czasie żadnych narkotyków, ale jeśli to nie substancje odurzające, to co innego mogło go popchnąć w tym kierunku? Po śmierci siostry leczył się co prawda psychiatrycznie, ale to było dobre kilka lat temu i od dawna nie miał żadnych objawów choroby.
    - Dlaczego robię rzeczy, których nie pamiętam? Wczoraj moja asystenta też próbowała mi wmówić, że byłem w biurze, choć wydawało mi się, że nie ruszałem się przez cały dzień z mieszkania…Co jest grane Ell? – wbił w nią bezradne spojrzenie, niczym małe dziecko, któremu ktoś właśnie odebrał lizaka lub ukochaną zabawkę. Miał nadzieję, że nie zwariował i że to wszystko wciąż mimo wszystko okaże się jakimś kiepskim żartem czy koszmarem, z którego za moment się obudzi.
    - Zwariowałem? Dawno temu leżałem w szpitalu psychiatrycznym i było ze mną naprawdę źle, ale od lat jestem zdrowy…- westchnął, krążąc coraz bardziej po salonie i skubiąc przy tym nerwowo skórki wokół paznokci – Co się ze mną dzieje? Nie chodzę w dresach i nie piję piwa, nie wiem, mam jakąś drugą osobowość i powinienem iść się leczyć? – wbił w nią przerażające spojrzenie, choć wiedział, że od niej także nie uzyska za pewne żadnej sensownej odpowiedzi. Powinien zacząć się nagrywać i mieć pod kontrolą to, co robi, zwłaszcza, że wykonywał czynności, których normalnie nigdy w życiu by się nie podjął i kto wie, czy się w którymś momencie kompletnie nie pogrążył, nawet o tym nie wiedząc.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  77. Mężczyzna jeszcze odpowiedział na jej czuły pocałunek po czym podszedł do zaspanej sześciolatki, która już zaczyna coś mamrotać pod nosem. Teraz czekała go mija śniadanie, która nie należała do najprostszych. Z Clarissy ostatnimi czasy zrobił się straszny Tadek-niejadek. Musieli z Elaine nieźle się na gimnastykować, by z talerza zniknęło wymagane minimum dla zdrowego rozwoju dziecka.
    —   Dzień dobry Clarisso —   powiedział porywając ją na ręce i przenosząc do stołu w jadalni, by następnie usadzić na jednym z wolnych krzeseł. Kilka minut później zajęli się we dwójkę przyrządzaniem śniadania. Sprzątanie również zostało na ich głowie,ale tutaj mała blondyneczka była bardzo chętna do pomocy. Dzień nie zapowiadał sie jakoś szczególnie porywająco, gdy Clarissa na podłodze w gabinecie bawiła sie jakimiś pluszakami, klockami i innymi plastikowymi elementami wymyślając swój własny świat. Szatyn co jakiś czas zerkał, czy wszystko w porządku, a następnie skupiał się na papierach dotyczących sprawy dawnej przyjaciółki. Sielankowy spokój nie trwał zbyt długo, a przerwał go oczywiście telefon prawnika.
    —   Mówiłaś, że dzisiaj spotkanie nie będzie konieczne —  resztkami silnej woli powstrzymał sie od warknięcia na kobiete, z którą juz było mu dane rozmawiać dziś rano.
    —  Do jasne... Mówiłem, żebyś się z nim nie kontaktowała —  wstał energicznie z krzesła przez co uwaga sześciolatki z lalek przeniosła się na ojca.  
    —   Dobrze spotkajmy się za dwie godziny —  miał nadzieje, że faktycznie jego narzeczona lub pani Silver będą w stanie go na chwile zastąpić w opiece nad córką. Rozłączył sie i następnie wyszukał na liście kontaktów tą pierwszą. 
    —   Elaine masz teraz czas? Wiem co mówiłem rano, ale jednak muszę pojawić się w biurze na jedno spotkanie z klientem. —  słychać było po głosie, że nie czuł się komfortowo z taka nagła zmianą planów. Był osoba, która wolała takie rzeczy kontrolować i być na nie przygotowaną.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  78. Ulżyło mu, gdy narzeczona bez problemów zgodziła się przejąć opiekę nad Clarissą. Nie taki był plan,ale ostatnim czego pragnął to fakt, by Blanka jakkolwiek zbliżyła się do jego nowej rodziny. Czuł, że nie wróżyło by to niczego dobrego. 
    — Będziemy za jakieś pół godziny —powiedziała, gdy jeszcze kątem oka spojrzał na zegar ścienny w gabinecie. Brał poprawkę na to, że sześciolatka może nie do końca współpracować przy ubieraniu się do wyjścia. Clarissa spojrzała na mężczyznę z wyczekiwaniem przeczuwając, że zaraz będą zmuszeni opuścić te cztery ściany.
    — Pojedziemy odwiedzić mamę w pracy, co Ty na to? —zgadnał kucając przed nią i posyłając najłagodniejszy uśmiech na jaki go było w tym momencie stać. Dziewczynka na szczęście nie wyczuła tych wszystkich emocji, które skrywały sie pod maską kochającego ojca. Pokiwała ochoczo głową porywając jednego z pluszaków i już gnając do pokoju.  Szatyn w tym czasie spakował wszystkie dokumenty, które miał rozłożone na biurku,a następnie poszedł do sypialni przebrać sie w nieco bardziej profesjonalny strój niż spodnie dresowe i t-shirt. Gdy już byli niemal gotowi do wyjścia córka musiała wpaśc na genialny pomysł, by zabrać ze sobą Koseki.
    — Clarisso nie ma mowy, wiesz dobrze, że koty nie powinny opuszczać znanego im terytorium. Koseki spokojnie popilnuje twoich zabawek —starał się przemówić jej do rozsądku,a ukradkiem spode łba spoglądała na kota, który jakoś nieszczególnie chciał uciec od dziecka. 
    — Ale tato...— jeknęła.
    Niecałą godzine później stanęli przed barem, który prowadziła panna Eagle. okolica nie była najprzyjemniejsza, jednak Lucas ufał kobiecie, że ta pozwoli, by ich córce spadł chociażby włos z głowy. Weszli do środka, a dawna modelka mogła w rękach szatyna dostrzec nie tylko drobną rączkę sześciolatki, ale równiez transporter z kotem.
    —Błagam nie pytaj — powiedział niemal bezgłośnie wręczając jej i jedna, i drugą przesyłkę. Następnie pochylił się i ucałował ją w czoło.
    —Postaram sie wrócić jak najszybciej. Do zobaczenia Clarisso —posłał jej jeszcze ostatni uśmiech i tyle go widzieli. Gdy tylko przekroczył próg jego wyraz twarzy zmienił sie jakby o sto osiemdziesiąt stopni. Mroźne spojrzenie, powaga i zaciętość nie miały granic. Szedł na stracie, z którego nie miał pojęcia, czy wyjdzie z tarczą - po raz pierwszy od wielu lat nie był pewny kart, które trzymał w ręku.
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  79. — To dobrze — zdecydowała się skomentować po chwili milczenia, której potrzebowała na zastanowienie się nad tym, co właśnie usłyszała o związku przyjaciółki. — Chyba nikt nie chciałby być razem, ale jednak osobno — uściśliła, tym samy przyznając, że jakiekolwiek kroki narzeczeństwo podjęło, by wyrwać się z marazmu, który niespodziewanie ich pochłonął, były dobre i na pewno nie jej było oceniać, czy postąpili słusznie, czy też nie. Ją cieszył efekt i jeśli dzięki temu zażegnali kryzys, to była zadowolona. Nie spodziewała się jednak, że cała sprawa miała tak spektakularny finał.
    — Co?! — wyrwało jej się, kiedy dowiedziała się o adopcji Clarissy i z wrażenia aż wcisnęła mocno pedał hamulca. Dobrze, że właśnie parkowały, bowiem na drodze nie miałoby to przyjemnych konsekwencji. Posłała Elaine przepraszający uśmiech i ustawiwszy auto na miejscu już bez niepotrzebnych zrywów, przeczesała obydwiema dłońmi jasne włosy, mocno wypuszczając przy tym powietrze z płuc, przez co jej policzki aż się wydęły.
    — Nie zrozum mnie źle, cieszę się — usprawiedliwiła się z uśmiechem, który wyrażał wyłącznie szczere oraz pozytywne uczucia i zerknęła na El. — Ale tego po prostu kompletnie się nie spodziewałam. Aż boję się, czym jeszcze mnie zaskoczysz! — zachichotała nerwowo. — Naprawdę mam sporo do nadrobienia… — wymamrotała już bardziej do siebie, niż do blondynki, kiedy wysiadły z samochodu i ruszyły w stronę budynku.
    Jak się okazało, Creswell miała sporo do nadrobienia nie tylko, jeśli chodziło o fakty z życia pewnej uroczej właścicielki baru, ale również w kwestii własnej kondycji. Po drugim piętrze jej oddech stał się zdecydowanie pełniejszy, by nie nazwać tego od razu lekką zadyszką i stąd ucieszyła się, kiedy spotkanie jednego z sąsiadów wymusiło na nich postój. Zawsze była chudzielcem i należała do tych szczęśliwców, którzy jedli dużo, lecz nie tyli, więc nie musiała przesadnie dbać o sylwetkę. Co innego jednak, jeśli chodziło o sprawność, której widocznie jej brakowało i nic dziwnego, skoro ostatnie półtorej roku spędziła raczej statycznie, nie mają po prostu czasu na dbanie o siebie, co poniekąd było po niej widać. Cera poszarzała, a fryzura wymagała natychmiastowego odświeżenia, lecz spotkanemu sąsiadowi raczej nie przeszkadzało, że panienki się dla niego nie wystroiły.
    Z lekkim uśmiechem przysłuchiwała się wymienia zdań między Elaine, a Robertem, korzystając z możliwości wyrównania oddechu. Sama niewiele się udzielała, jedynie wymamrotawszy coś o tym, że miło jej było poznać pana Jasona. Nie skupiła się nawet specjalnie na wzmiance o mafii, uznając to za zwykłe sąsiedzkie przekomarzanie. W Nowym Jorku chyba żadna plotka nie mogła jej zdziwić.
    — Niewiele się tu zmieniło — skomentowała, wszedłszy do środka i namierzyła kanapę, aby opaść na nią z cichym westchnieniem. — Ale jeśli mamy tu częściej przychodzić, to chyba będę musiała zacząć biegać albo coś — rzuciła wesoło i głośniej, niż zazwyczaj, tak aby Elaine bez problemu ją słyszała. — Czwarte piętro mnie pokonało — marudziła, czując napięcie w łydkach.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  80. Może Elaine powinna napisać książę o tym, co się ostatnio u niej działo? Specjalny, dedykowany pannie Creswell egzemplarz? Nie dość, że dzięki temu blondynka mogłaby ze wszystkim na spokojnie się zapoznać, to jeszcze miałaby miejsce na robienie notatek na marginesach, a co ważniejsze fragmenty zaznaczałaby kolorowymi karteczkami. Póki co jakoś jeszcze udawało jej się nadążać za wszystkimi rewelacjami i mogła tylko mieć nadzieję, że w natłoku informacji nic jej nie umknie. Zresztą, prawdopodobnie jedynie pierwsze dni miały być tak intensywne. Z czasem fakty z życia przyjaciółki na pewno poukładają się w jej głowie, a sama Creswell zamierzała już nie robić sobie zaległości i być na bieżąco.
    Tym razem to Maille roześmiała się głośno i wesoło, aż zjechała nieco niżej na siedzisku kanapy i została w tej nieco pokracznej pozie, z podbródkiem przyciśniętym do klatki piersiowej.
    — Lubię ten wasz związek — skomentowała, kiedy już się uspokoiła. — Na pewno nie możecie narzekać na nudę i mam wrażenie, że każda poważna decyzja zostaje poprzedzona karczemną awanturą — zachichotała. Jeśli jednak właśnie w ten sposób Elaine i Lucas zawsze dochodzili do porozumienia, to blondynka nie miała niczego przeciwko. Poza tym, nie odbierała od Eagle żadnych niepokojących sygnałów; nawet kiedy przyjaciółka opowiadała o kłótniach, w jej jasnych oczach gościł blask, który nie pozostawiał żadnych wątpliwości i Maille miała pewność, że dobrze jej jest z tym mężczyzną i jego córką.
    Zrobiło jej się niewygodnie, więc zdecydowała się poprawić i podciągnęła się na rękach, siadając jak człowiek. Udało jej się to na chwilę przed tym, nim El rzuciła w nią woreczkiem, w którym coś zabrzęczało charakterystycznie. Jak klucze, ale po co Eagle rzucała jej klucze?
    — Faktycznie dobrze, że po przeprowadzce Lucasa zrobiłaś tutaj porządek i to tak szybko, bo pewnie im dłużej byś zwlekała, tym bardziej by ci się nie chciało, ale przecież możemy zabrać te wina do… Czekaj... — urwała i zmarszczyła brwi. Uniosła przy tym dłonie, którymi wskazała na kobietę, kiedy trawiła jej słowa. — Co?! — pisnęła w końcu, podnosząc na nią wzrok. — Co, co, co? — powtórzyła, obracając się przodem do przyjaciółki, a bokiem do oparcia kanapy. — Chcesz powiedzieć, że ja mam tu zamieszkać, tak? — zapytała, woląc się upewnić, czy wszystko dobrze zrozumiała.
    Elaine Eagle właśnie oferowała jej swoje stare mieszkanie. Jeśli tak, było to dla niej jak gwiazdka z nieba, ale zdecydowała powstrzymać się przed przedwczesnym wybuchem radości. Do przedyskutowania bowiem była jeszcze jedna, istotna kwestia – jak będą się rozliczać? Ponieważ Maille miała nadzieję, że El nie wpadła na jakże wspaniały pomysł, iż Creswell będzie mieszkać tu za darmo. Niedoczekanie!

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  81. Może w tym szaleństwie była metoda, i to całkiem skuteczna? Maille dawno nie była w poważnym związku. Ostatni zakończyła na studiach, które ostatecznie porzuciła, a to, co łączyło ją z Ullielem… Cóż, właściwie ciężko było to sklasyfikować. Odzwyczaiła się jednak od przekładania drugiej osoby nad swoje racje, a momentami było to konieczne, by dojść w parze do zadowalającego kompromisu i Irlandka nie mogła przewidzieć, jak będzie się zachowywać, kiedy ponownie zdecyduje się na zbudowanie z kimś trwałej relacji. Na pewno jednak nie działo się to samo; związek był katorżniczą pracą dla obojga zainteresowanych, o ile oczywiście chciało się, aby było w nim dobrze i tak jak wcześniej, również teraz blondynka doszła do konkluzji, że Elaine i Lucas chcieli, żeby było dobrze. Zamierzała interweniować dopiero, gdyby w tym wszystkim zgubili się nieco i krzywdzili siebie nawzajem lub gdyby El zaczęła zachowywać się niepokojąco. Póki co jednak była dokładnie taką, jaką ją zapamiętała i za jaką tęskniła podczas długich i ciężkich miesięcy spędzonych w Dublinie.
    — Jak to? Nie będę druhną honorową? — obruszyła się, wyraźnie ożywiając się, kiedy Eagle wspomniała o ślubie, a raczej jego braku. Wykrzywiła nawet usta w podkówkę i zabawnie wydęła dolną wargę, ze zbolałą miną spoglądając na przyjaciółkę. Szybko jednakże porzuciła tę maskę, uśmiechając się pogodnie – sama uważała, że ślub nie zawsze, a na pewno nie wszystkim był potrzebny do szczęścia i nigdy nie marzyła o białej sukni. W związku z tym, tym bardziej nie zamierzała rozpaczać z powodu tego, że druhną nie zostanie.
    Rozważania o ślubie przyćmiła jednak propozycja Elaine. Maille wysłuchała jej z uwagą, wyprostowana jak struna i równie mocno napięta. Zmiękła dopiero, kiedy właścicielka baru przytuliła się do jej ramienia i rozluźniła wyraźnie, zaraz rozpływając się w szerokim uśmiechu.
    — Chcę, chcę, chcę! — zawołała, składając dłonie i zaklaskała cichutko z podekscytowania. — Bardzo chcę, ale kompletnie się nie spodziewałam! W końcu, tak jak mówiłaś, dobrze mieć jakieś lokum w zapasie, a was na pewno na to stać… — zaczęła, ewidentnie wpadając w radosny słowotok. — Wyniosę się, kiedy tylko będziecie tego potrzebować! — zastrzegła z poważną miną, posyłając przyjaciółce mocne i zdecydowane spojrzenie. Po chwili uśmiechnęła się znowu, wyciągnęła ramiona i tak po prostu mocno przytuliła się do Elaine.
    — Dziękuję. To mieszkanie spadło mi jak z nieba. I nie będę unosić się honorem i udawać, że wcale go nie potrzebuję, wiesz? — mamrotała gdzieś w okolicy szyi kobiety, przez co jej głos pozostawał nieco przytłumiony. Pozwoliła sobie jeszcze na chwilę błogiego rozanielenia, nim przeszedł ją niespokojny dreszcz. Odsunęła się na odległość wyprostowanych rąk, dłonie pozostawiając ułożone na ramionach blondynki i nachyliwszy się lekko, zajrzała jej prosto w oczy.
    — Ale nie zarżniesz mnie wielkością czynszu, prawda? I proszę, nie mów tylko, że nie mam ci płacić, bo wtedy jednak zmuszona będę dopuścić mój honor do głosu — ostrzegła i lekko przechyliwszy głowę, zacisnęła wargi, lecz już nie miała jak ukryć rozbawienia widocznego w swoich oczach.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  82. Odetchnęła głęboko, gdy kolejna oferta mieszkania została przez nią odrzucona. W takim tempie nie wyprowadzi się od swojego wkurzającego braciszka. Miała z nim napięte relacje, z winy ich obu. Naya zwyczajnie nie umiała się do niego przekonać przez wrażenie jakie zrobił na niej podczas ich pierwszego poznania. Zarozumiały, bogaty szczeniak, który oprócz pieniędzy nie miał nic wartościowego do zaoferowania. W dodatku jego przytyki odnośnie jej wyglądu, czy naprawdę jej stare acz wygodne jeansy były takim problemem? Albo czy chodzenie po domu w starych legginsach kupionych w jakimś tanim sklepie to zbrodnia? Czym się niby różniły takie portki od tych markowych? I w dobrej cenie mogła znaleźć dobry materiał, różne rozmiary, kolory albo wzory. Wydawanie pieniędzy na takie pierdoły wydawało jej się bez sensu. Może miało związek to z tym, że wiele lat nie miała możliwości kupowania sobie niczego nowego, nauczyła się doceniać proste rzeczy? A te bogate, wystawne stroje i przepych kojarzyły się jej z poprzednim, okrutnym, zakłamanym życiem? W którym była niczym księżniczka? Nawet zamknięcie w wieży się zgadzało.
    Podniosła się z łóżka, odkładając laptopa na bok, by zabrawszy swój kubek, udać się do kuchni. Nastawiła wodę, szukając sobie jakiejś dobrej herbaty, ostatecznie decydując się na białą. Z uśmiechem zalała kubek, biorąc go do ręki, udając się przez tą bezsensownie wielkie mieszkanie, a raczej apartament, by dojść do swojego tymczasowego pokoju.
    Słysząc swoje imię z ust kogoś obcego, zatrzymała się, unosząc wysoko brew. Nie spodziewała się obecności kogokolwiek obcego z uwagi na nieobecność Blaise'a. Nie miała pojęcia kim jest owa blondynka, jednak nie nie pragnęła obecnie kontaktu z jakimkolwiek znajomym jej braciszka.
    - Od dawna nikt nie zwracał się do mnie tym nazwiskiem - stwierdziła, posyłając jej mimo wszystko delikatny uśmiech. Nie miała zamiaru być kimś na wzór swojego krewnego. Nie, ona była zupełnie od nich inna. Przynajmniej na chwilę obecną. - Niestety tak, siostra. Z tego co wiem, Blaise'a nie ma w tej chwili i szczerze, nie obchodzi mnie gdzie zabrał swój arogancki tyłek - dodała, po czym podsunęła pod usta kubek z herbatą. Dmuchnęła na parujący napar, by po chwili móc z niego zaczerpnąć łyk.
    Cóż, Naya z reguły była pogodną, wesołą osobą, która nie życzyła nikomu źle. Czasami miała gorsze dni jak każdy, gdzie panowanie nad emocjami było cholernie ciężkie, ale robiła co mogła, by choć trochę trzymać je na wodzy. Były tylko dwie osoby, które sprawiały u niej mieszankę skrajnych odczuć; były chłopak, który wyzwalał w niej paniczne lęki, a także brat, który wzmagał u niej ogromne pokłady irytacji. Czasem wspomnienie o nim psuło jej humor. Czuła, a może i miała lekką nadzieję, że z czasem może znajdzie nić porozumienia z nim, że będzie w stanie normalnie porozmawiać, nawet się zaśmiać, w końcu, każdy miał w sobie choć odrobinę dobroci. Niestety, aktualnie, Naya nie miała siły tak głęboko grzebać.

    Naya

    OdpowiedzUsuń
  83. Musiała przyznać, że zaczęła się zastanawiać nad tym w jaki sposób ktoś taki jak jej brat w ogóle zdobywa przyjaciół. Może z tymi podobnymi sobie było o wiele łatwiej, jednak czy tak puste znajomości można było nazwać przyjaźnią w jakikolwiek sposób. Jednak blondynka nie wyglądała na zadufaną w sobie nowobogacką, więc tym bardziej zaczął interesować Brown fakt, co w ogóle owa dziewczyna mogła widzieć w Ullielu, by jakkolwiek mu zaufać. Cóż, może faktycznie Blaise ma oprócz pieniędzy coś jeszcze do zaoferowania? Zastanawiała się nad tym nie raz, jednak jej obecne uprzedzenie kazało jej trzymać się od niego z daleka i omijać jak najszerszym łukiem, co w sumie na takim metrażu było dość proste. To chyba jedyny plus tak ogromnej przestrzeni. To nie tak, że była obrażona na niego, że w ogóle śmiał przyjść do niej i obwieścić fakt bycia rodziną. Od kilku lat nie miała w planach jej poznawać, jednak gdzieś w środku była ciekawa, co się stało, że wylądowała w domu dziecka. Miała swoją odpowiedź, jednak to jak wszyscy ją dookoła traktowali, sprawiała, że pożałowała odnalezienia szybciej niż mogłaby się zacząć cieszyć.
    Sposób wypowiadania się blondynki, od razu ją zaciekawił. Przynajmniej zdawała sobie sprawę z kim się zadaje, co tylko utwierdziło Brown w przekonaniu, że jej brat jest chamem dla wszystkich. Nie pomyliła się do niego znacząco, choć miała nadzieję, że gdy postanowi go kiedyś bliżej poznać, to zyska on znacznie.
    Uścisnęła dłoń El, z delikatnym rozbawieniem na jej sposób wypowiadania się o Ullielu, no czuła, że nie jest w tym sama, co było sporym pocieszeniem.
    - Wystarczy Naya - oznajmiła, poprawiając swoje włosy delikatnie. Nienawidziła tego, że jej rodzina na uparciucha ciągle zwracała się do niej Charlotte. Imię ładne, jednak Naya miała wrażenie, że zabierało jej to tożsamość, a bała się stać kimś na wzór swojej rodziny. W dodatku nie czuła się ani trochę dobrze z tym, rodzina stworzyła sobie jej obraz w głowie, a ona nie miała zamiaru się do niego dopasowywać. Chciała być po prostu sobą.
    Zdziwiła się na jej prośbę o rozmowę. Nie była co do tego przekonana, bo nawet jeśli El miała z jej bratem jakieś sprawy, to ona w żaden sposób nie będzie pomocna, przynajmniej tak się jej wydawało. Praktycznie się unikali, albo to ona z uporem maniaka robiła wszystko, by na niego nie wpaść, przeszukując od rana do nocy oferty z mieszkaniami, by móc jak najszybciej się od niego wyprowadzić, stanąć na własne nogi, a przede wszystkim móc się zamknąć z samą sobą i wreszcie na spokojnie przetworzyć tą sytuację.
    - Ze mną? Nie wiem czy jakkolwiek będę w stanie ci pomóc, praktycznie go nie znam - oznajmiła szczerze, jednak zaraz delikatnie zagryzła lekko wargę. A może rozmowa z blondynką pomoże jej choć odrobinkę inaczej spojrzeć na Blaise'a? Wiecznie nie mogła go odtrącać, chować się czy unikać. Może nie czuła się gotowa na konfrontację z nim samym, ale dobrze usłyszeć opinię kogoś, kto spędził z nim więcej czasu i mógł jej coś więcej opowiedzieć.
    - W porządku - dodała po zastanowieniu się i zawróciła, by skierować się do kuchni. - Zrobić ci coś do picia? - spytała, odstawiając swój kubek na blat.

    Naya

    OdpowiedzUsuń
  84. — Wiem, ale chyba nie bylibyście zadowoleni, gdybym co noc sprowadzała innego kochanka — zażartowała i mrugnęła do niej porozumiewawczo, ponieważ Maille prawdopodobnie była ostatnią osobą, która pokusiłaby się o coś podobnego. Albo była sama, albo wierna temu, z kim akurat zdecydowała się związać, ale…! Nie to przecież było teraz najważniejsze.
    Irlandka uważnie wysłuchała tego, co Elaine miała do powiedzenia na temat opłat i o ile twierdząco skinęła głową na informację o płaceniu mediów, to kiedy przyjaciółka zgrabnie pominęła temat czynszu, nieznacznie zaczęła kręcić nosem.
    — I połowę czynszu? — zdecydowała się zacząć licytować, wiedząc, że gdyby od razu zagrała va banque, to nie miałaby szansy na ugranie niczego. Podejrzewała, że El nie zgodzi się na to, by wzięła na siebie wszystkie opłaty, ale zawsze mogła jeszcze coś wyszarpać, prawda? Naprawdę nie chciała, by Eagle zmuszona była dokładać do mieszkania, które spadło Creswell z nieba. Tym bardziej, że Maille mogła pozwolić sobie na płacenie pełnej kwoty. Może obecnie nie zarabiała najlepiej, ale wciąż posiadała oszczędności, które mogły zabezpieczyć ją na kilka dobrych miesięcy. Nigdy nie była rozrzutna i nawet pomimo tego, że życie w Nowym Jorku było cholernie drogie, udało jej się co nieco odłożyć, a konto oszczędnościowe nie uszczuplało tak bardzo podczas jej pobytu w Dublinie.
    — Codziennie będę spała w innym! — zdecydowała ze śmiechem i poderwała się z kanapy. Chwyciwszy Elaine za nadgarstek, bezceremonialnie porwała ją ze sobą na małe zwiedzanie i kiedy tak krążyły od pokoju, do pokoju, kazała jej notować, czego będzie potrzebować.
    Krążenie to znalazło swój finał około dwóch tygodni później, kiedy opuściły sklep z różnymi pierdółkami. Rzekomo służyły one do dekorowania wnętrz, lecz Maille uważała je wyłącznie za zbieracze kurzu i cóż… Jednocześnie nie mogła nic poradzić na to, że miała do nich cholerną słabość. Z siatkami wypchanymi modnymi świecącymi kulami, fikuśnymi stojakami na świeczki i kolorowymi jaśkami do zapełnienia kanapy w salonie, w końcu późnym popołudniem dotarły do starego mieszkania Eagle, a nowego Creswell. Irlandka od razu porzuciła zakupy w salonie, rozpłaszczyła się i powędrowała do kuchni, z szafki wyciągając kieliszki do wina. Wyglądała, jakby przez te niespełna dwa tygodnie zdążyła się tu całkiem nieźle zadomowić i wcale się z tym nie kryła.
    Na ławie w salonie ustawiła szkło oraz odkorkowaną butelkę czerwonego wina, zaraz z westchnieniem opadając na miękki mebel.
    — Zakupy zawsze wysysają ze mnie całą energię — pożaliła się i na kilka sekund przymknęła powieki. Zebrawszy odrobinę siły, podniosła się jednak do pozycji siedzącej i napełniła kieliszki, mając nadzieję, że nie musi zapraszać Elane do siebie i że ta zaraz sama klapnie obok na kanapę.
    Chwyciwszy lampkę, rozsiadła się wygodnie, podciągnąwszy nogi pod siebie i upiła łyk alkoholu. Zwilżywszy gardło, uznała, że najwyższy czas, aby opowiedziała o czymś przyjaciółce.
    — Ja i Blaise na siebie wpadliśmy, wiesz? — zaczęła i podparła głowę na dłoni, łokieć ulokowawszy na zagłówku. — Wpadł na kuchnię w Per Se, ponieważ oczywiście coś nie odpowiadało mu w jego daniu, a kiedy mnie zobaczył… Cóż… Tego się nie spodziewałam — cmoknęła, opierając nóżkę kieliszka o udo. — W telegraficznym skrócie, zwyzywał mnie od najgorszych — mruknęła, odszukując wzrokiem twarz Elaine. Nie wyglądała na bardzo zmartwioną tym faktem, zdążyła to już przetrawić przez te kilka dni, które minęły od ich spotkania. Była jednak ciekawa, co o tym wszystkim myśli El.
    — Wszystko u niego w porządku? — zdecydowała się spytać. — Wiesz, zamierzałam w końcu sama się do niego odezwać. Porozmawiać. Po prostu dowiedzieć się, co u niego. A on… Zaczął od razu krzyczeć, że nasz związek był kłamstwem i że mam trzymać się od niego z daleka — dodała, dłonią na moment przesłaniając oczy, wyraźnie zrezygnowana.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  85. Lucas w międzyczasie dość sprawnie dostał sie do swojej kancelarii, by spotkać się twarzą w twarz, z kobieta, która najchętniej wymazał by ze swojego życia raz na zawsze. Nie miał jednak takiej możliwości, nie w świetle prawa... A wolał już nie działać poza jego granicami. To nigdy się nie kończy dobrze, o czym świadczyła chociażby aktualna sytuacja, w której się znajdował. Musiał prowadzić sprawę rozwodową jakiegoś rosyjskiego mafiosa, bo miał względem brunetki dług.Szatyn nie starał sie nawet oszukać samego siebie i po prostu nazywał rzeczy o imieniu miała na niego haka
    — Dlaczego nie potrafisz do cholery wykonać prostego polecenia? —warknął na kobietę, gdy tylko drzwi gabinetu zamknęły się za nimi z nie małym hukiem. Następne minuty owocowały w jeszcze bardziej wzburzona rozmowę, aż Blanka łaskawie zaczęła współpracować i przedstawiać Blackowi kawałek po kawałku, dlaczego to właśnie do niego przyszła z tą sprawą. tutaj nie chodziło tylko o rozwód. Gdzies z tyłu głowy miał tego świadomośc, ale dopiero teraz dostał to czarno na białym.
    — Dzisiaj nic więcej nie zrobimy papiery złoże do sądu najszybciej jak to możliwe, ale Ty juz nie spotykaj się z nim, bo tylko sobie zaszkodzić i sprawie. A dobre wiemy, że ja nie lubie przegrywać —pokwapił sie o cień zadziornego uśmieszku z danych lat i opuścił wraz z zielonooka gabinet. Początkowe nerwy, wzburzenie jakby znalazły swoje ujście podczas tej długiej wymiany zdań.  Lucas kompletnie stracił poczucie czasu, bo gdy dotarł do baru był lekko mówiąc spóźniony względem tego co obiecał. klientów nieco przybyło, a on od razu ruszył na zaplecze doskonale znając drogę.
    — Wybacz —rzucił do narzeczonej poluzowując lekko krawat przy szyi, a następnie opadł na kanapę.  
    — Jesteście głodne? Może dzisiaj wyjątkowo zjemy coś na mieście? —rzucił przypominając sobie, że też nie miał okazji na jakiś porządniejszy - poza śniadaniem - posiłek. Wzrok jednak miał jakiś taki zamyślony, jakby wcale nie opuścił biura, jakby nie przestał analizować sprawy Blanki.
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  86. —  Oczywiście — odpowiedział nadal błądząc myślami przy sprawie Blanki. Czy to było właśnie ziszczenie się obaw wielu - demony przeszłości dościgneły teraźniejszość? Miał nadzieję, że po podjętych krokach będzie w stanie zyskać ponownie panowanie nad całą sytuacją i wygra sprawa, a klientka tak jak obiecała po zakończonym procesie ulotni się z jego życia raz na zawsze. 
    Wyrwał się z rozmyślania, gdy podbiegła do niego córka chwaląc sie obrazkiem, który naprawde bardzo dobrze oddawał wygląd Koseki. Przytrzymał ja jedna dłonia, by przypadkiem nie spadła z jego kolan i uśmiechnął się lekko. Nie był to jednak ten sam uśmiech, który sześciolatka zawsze potrafiła przywołać na jego twarzy.
    — Czy to Koseki? —zapytał podejmując rozmowę z blondyneczką. Miał nadzieję, że jakoś będzie w stanie oderwać sie od tego co powinien zamknąć za drzwiami swego gabinetu. Na ten moment nie zapowiadało sie to jako proste zadanie.
    — Myslałem o kuchni śródziemnomorskiej, co Ty na to? —rzucił przenosząc spojrzenie z dziecięcego obrazku na narzeczoną. W jego błękitnych tęczówka kryło sie wiele emocji,ale co ważniejsze nie było w nich tej iskierki, która zawsze pojawiała się, gdy nania spoglądał. Nie potrafił, choć bardzo chciał, skupić się na tym co tu i teraz.
    — Nie do końca —rzuciła, a astenie posłał jej coś na kształt karykaturalnego uśmiechu. Nie zamierzał jednak wchodzić w szczegóły, bo to przed szczegółami właśnie chronił pannę Eagle i ich córkę. Powoli postawił sześciolatkę na ziemi i sam równiez wstał z kanapy.
    —Tylko chyba koseki będzie musiała tu zostać i wrócimy po nia po obiedzie —rzuciła nagle, gdy kot jakoś niespokojnie poruszył się we śnie. Nie znał restauracji w Nowym Jorku, która przychylnie spogląda na futrzaka przy stole. 
    Auto zaparkował niedaleko lokalu, więc już po chwili siedzieli wygodnie w środku, a szatyn wybrał odpowiednia trasę do jednej z wielu restauracji. Puścił z automatu playlistę dla Clarissy, ale sam nie podejmował próby rozmowy z narzeczoną. Co jakiś czas tylko nerwowo zaciskał dłonie na kierownicy po raz kolejny analizując w głowie cała sprawę w jakiej przyszło mu brac udział. 
    Lucas 

    OdpowiedzUsuń
  87. Gdzieś tam w środku mu ulżyło, że nie wywiązała się dyskusja na temat tego jaka restauracje powinni wybrać i mógł udać sie z punktu A do punktu B. Podczas trasy nie odezwał się słowem do którejkolwiek z dwóch zasiadających w aucie blondynek. Głowę zaprzątała mu Blanka i fakt, że pierwszy raz od wielu lat za bardzo stracił kontrolę nad czymś związanym z jego pracą. Czuł na sobie zaniepokojone spojrzenie panny Eagle, ale nawet nie musiał się starać go ignorować. Przyszło mu zaskakująco, a może bardziej niepokojąco łatwo. To tylko dawało pogląd temu jak bardzo brunetka trzymała go w garści, że ten nie umiał skupić się na centrum swego nowego zycia.
    Będąc w restauracji wymienili kilka słów głównie na temat tego co będa jedli i co najbardziej podpasuje Clarissie. Sześciolatka musiała coś zjeść co nie było deserem. Sam zamówił owoce morza podane z jakimś sosem, którego nazwy nawet nie próbował rozszyfrować. Gdy posiłki dotarły na stół każde zajęło się pałaszowanie, chociaz Clarissa z nieco większym ociąganiem niz pozostali 'domownicy'. Lucas słysząc pytanie narzeczonej podniósł nieobecny wzrok, a następnie ostrożnie przełknął kęs, który obecnie miał w ustach.
    — Najwyraźniej wyszedłem z wprawy bawiąc sie za długo w niańkę —rzucił ostro, chociaż wcale nie chciał i nie to miał na myśli. Nie zrezygnowałby z opieki nad sześciolatka i zapewne, gdyby musiał znów podjąłby taka sama decyzje, niemniej aktualny stan zbyt go frustrował, by zabawić sie w człowieka poprawnego politycznie i szukać kolejnej wymówki, która Elainie byłaby w stanie kupic. Odłożył sztućce znacząco na stół, a usta wytarł serwetka jednoznacznie dając do zrozumienia, że stracił apetyt, a juz na pewno ochotę na dalsze przesłuchanie. Właśnie w takich sytuacjach było widać dawnego Blacka, tego który musiał nieść wszystko na swoich barkach bez umiejętności dzielenia się z problemami.
    — Poza tym obowiązuje mnie tajemnica zawodowa złamaniem, której ryzykuję zbyt wiele —dodał po chwili chociaż w tym wypadku to nie do końca było powodem jego milczenia. 
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  88. Niestety dobicie targu co do czynszu (bo też Maille ostatecznie zgodziła się na propozycję El) wiązało się nierozerwalnie z tym, że jeszcze panna Eagle będzie musiała zmagać się z wieloma niewygodnymi pytaniami, choć Creswell nie zamierzała nękać jej do przesady. Wiedziała, że Elaine została postawiona między młotem, a kowadłem i nie chciała zmniejszać odległości pomiędzy tymi dwoma narzędziami tortur, tym samym umieszczając blondynkę w potrzasku. Jednocześnie jednak nie potrafiła udawać, że sprawa Ulliela jej nie gryzie i potrzebowała zasięgnąć języka, by lepiej się w tym wszystkim rozeznać. Jego zachowanie bowiem, jakkolwiek zupełnie naturalne, nie podobało jej się i budziło pewne wątpliwości. Słusznych, jak się okazywało.
    Zauważyła, że jej pytanie i krótka opowieść starły wesoły uśmiech z twarzy przyjaciółki. Przez to odezwało się jej sumienie i sama Maille poczuła się niezręcznie, lecz nie zamierzała cofnąć swoich słów ani dodać, że jeśli Elaine nie miała ochoty odpowiadać, to wcale nie musiała tego robić. Wielokrotnie analizowała przebieg swojego spotkania z panem prezesem, analizując słowa, które padły. I tak jak rozumiała i szanowała sposób, w jaki brunet postrzegał ich związek, nie zamierzając narzucać mu swojego zdania, tak cały czas coś jej zgrzytało i nie dawało spokoju.
    Słuchała blondynki i nie mogła się zdecydować, czy czuć satysfakcję, ponieważ jej intuicja pozostawała w dobrej formie, czy może zacząć współczuć mężczyźnie. Nie wybrała jednakże żadnego z tych uczuć, do głosu ostatecznie dopuszczając złość. Irytowało ją to, że pomimo czasu, który upłynął, Blaise pozostawał skończonym idiotą, który pozostał sobą i zdawało się, że ani odrobinę przy tym nie zmądrzał.
    Zacisnęła usta w pobielałą kreskę, pokręciła głową i ze świstem wypuściła powietrze.
    — Absolutnie nie chcę cię zmuszać, żebyś powiedziała mi wszystko i nie była lojalna wobec Blaise’a — zaznaczyła od razu, co wydawało jej się najważniejszym. — Dziękuję, że i tak zdecydowałaś się powiedzieć mi, co powiedziałaś… — dodała i zmarszczywszy brwi, zawiesiła spojrzenie gdzieś na ścianie. W zamyśleniu wystawiła koniuszek języka i powoli oblizała wargi, by po chwili poszukać ukojenia w kieliszku wina, który opróżniła niemalże równie szybko, co przyjaciółka.
    — Chyba nawet nie mam już siły się tym wszystkim denerwować — przyznała z bladym uśmiechem i podstawiła El swoje szkło do napełnienia. — Ale to chyba tłumaczy, dlaczego tak bardzo nalegał, żebym się przy nim nie pokazywała i dała mu spokój — mruknęła, by zaraz umoczyć usta w świeżej porcji alkoholu. — Nie będę udawać, że nie rozmawiałyśmy — zaznaczyła, podnosząc wzrok na kobietę. — Może tak będzie mi łatwiej do niego dotrzeć. O ile jeszcze się spotkamy, bo coś się na to nie zapowiada… — dodała cicho i nadzwyczaj spokojnie.
    Naprawdę się nie denerwowała. Wulkan jej emocji doświadczył małej erupcji podczas jej pierwszego spotkania z Ullielem i teraz jakby powoli dogasał; na powierzchni lawy tworzyła się ciemna skorupa i tylko raz na jakiś czas pękał na niej pomarańczowy bąbel.
    — Długo mnie nie było i wiem, że tutaj życie się nie zatrzymało. Że wiele się w tym czasie zmieniło. Ale jest mi przykro, że… Że Blaise to Blaise — zaśmiała się gorzko, lekko kręcąc głową. — Naprawdę łudziłam się, że uda nam się porozmawiać jak dwójce dorosłych ludzi…

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  89. Sam nie wiedział co ma o tym wszystkim myśleć. Ostatnio coraz więcej osób zarzucało mu czyny, których nie robił, choć wszystko wskazywało na to, że jednak się ich dopuszczał, choć kompletnie tego nie pamiętał. Co jeśli miał jakąś drugą osobowość? Na świecie nie brakowało osób z osobowością wieloraką i wszystko wskazywało na to, że on sam zaczął się do tego grona zaliczać. Nie było innego racjonalnego wyjaśnienia jego zachowania, jak właśnie choroba psychiczna, która musiała jakoś aktywować się pod wpływem licznych problemów, z którymi musiał się ostatnimi czasy zmagać.
    - Zgłoszę się jutro rano do psychologa, może on mi powie cokolwiek na temat mojego dziwnego zachowania. Nie wiem, może mam kilka osobowości? Wtedy przecież jedna nie pamięta o tym, co robi druga...- zamyślił się na moment, bo wszystko zaczynało nabierać jakiegoś sensu. Już kiedyś narzekał na problemy psychiczne i nie było innej możliwości niż ta, która zakładała nawrót choroby w o wiele cięższym stadium niż wtedy, kiedy nie potrafił poradzić sobie ze śmiercią siostry – Nie mów o tym nikomu, dobrze? Obiecaj, że nie powiesz o tym nawet Lucasowi. Nie pozwolę się nikomu zamknąć w psychiatryku, ale jeśli zacznę całkowicie tracić nad tym wszystkim kontrolę, pewnie będę musiał gdzieś uciec, żeby to wszystko nie wypłynęło na pierwsze strony gazet. Jeśli będę słaby, stanę się pożywką dla dziennikarzy – westchnął ciężko, zamykając przyjaciółkę w silnym uścisku. Cieszył się, że była przy nim i mógł liczyć na jej wsparcie, zwłaszcza, że tylko jej mógł tak naprawdę w stu procentach zaufać. Nie wyobrażał sobie życia, w którym nie kontroluje tego co robi i miał nadzieję, że to była jedynie jakaś głupia chwila słabości. Wiedział, jak choroba psychiczna zniszczyła życie jednemu z jego przyjaciół i nie wyobrażał sobie, aby znaleźć się teraz na jego miejscu.
    - Naprawdę mam ochotę się teraz upić i choć wiem, że tego nie lubisz, napij się ze mną, albo zostaw mnie samego aż trochę ochłonę. Muszę sobie to wszystko jakoś przetrawić i poukładać w głowie – wypuścił ciężkie powietrze z ust i skierował się w stronę barku, gdzie trzymał swoją ulubioną whisky. Jego życie składało się ostatnio z samych problemów i porażek i nie zdziwiłby się, gdyby jego roztrzaskana psychika przestawała sobie z tym wszystkim radzić.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  90. Pannie Creswell również nie podobał się jej własny spokój i nie chciała dopuścić do siebie myśli, z czego mógł on wynikać. Dopóty bowiem, dopóki kobieta wściekała się, płakała, krzyczała i histeryzowała, podobno było dobrze. Kiedy jednak zaczynała milczeć, kiedy wraz z delikatnym mrowieniem po jej ciele i duszy rozchodziła się obojętność, oznaczało to, że przestawało jej zależeć. Maille znała tę starą prawdę i nie chciała dopuścić jej do siebie, ponieważ nie miała pewności, czy chciała, by przestało jej na Ullielu zależeć. Choć też nie potrafiłaby jasno opisać uczuć, które do niego żywiła. Rozstali się przecież nie bez powodu; kłamstwo było jedną z niewielu rzeczy, których Irlandka nie potrafiła znieść i nie chodziło nawet o to, że pod koniec ich związku Blaise zaczął brać narkotyki, ale że kłamał jej w żywe oczy. Pomogłaby mu przecież. Gdyby tylko był z nią szczery.
    Od tamtych wydarzeń minęło ponad półtorej roku i jej głowę zaprzątały sprawy wybiegające daleko ponad sercowe rozterki. Choroba mamy skutecznie skupiła jej uwagę wyłącznie na rodzinie, przez co złamane serce uleczyło się jakby bez jej udziału i teraz… Teraz Maille nie mogłaby powiedzieć, że wciąż kocha Blaise’a. Na pewno miała do niego słabość, na pewno chciała, żeby wszystko było u niego w porządku, ale… miłość? Nie można było użyć tego słowa w celu opisania miejsca, jakie nierozgarnięty brunet zajmował teraz w jej sercu. I nie wiedzieć czemu, było jej z tego powodu smutno i przykro, jakby żałowała tego, co mogli mieć razem, a czego nigdy nie osiągnęli.
    Odpłynęła myślami gdzieś daleko i dopiero parsknięcie Elaine przywołało ją do porządku.
    — Czasem mam ochotę złapać go za ramiona i mocno potrzasnąć — wyznała, przy okazji imitując również ten czyn. Wyciągnęła ręce uzbrojone w dłonie z rozcapierzonymi palcami i potrząsnęła nimi, zęby szczerząc w brzydkim grymasie. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak musi przy tym wyglądać, przez co sama zaśmiała się krótko.
    — Nie wiem, czy jest sens, żebyś pomagała nam — podkreśliła, wzdychając przy tym ciężko. Odłożyła kieliszek i na krótko ścisnęła palcami nasadę nosa, zastanawiając się nad tym, jak ubrać w słowa to, co chciała powiedzieć. — Ja… nie wróciłam do Nowego Jorku z myślą, że ja i Blaise jeszcze będziemy razem — wyjaśniła, spoglądając na El. — Sama chyba rozumiesz. Zbyt wiele czasu minęło i zbyt wiele się wydarzyło. Jednocześnie definitywnie nie zakładam, że to już absolutnie nie mogłoby mieć miejsca, ale… Po prostu… — jąkała się, zbytnio nie wiedząc, jak dobrze wyjaśnić to, co działo się w jej wnętrzu. — To, co się teraz dzieje sprawia, że mi się odechciewa… — mruknęła, bezradnie zerkając na przyjaciółkę. Miała ochotę wycofać się z tej relacji i zostawić ją za sobą, ale złośliwy los sprawiał, że ona i Ulliel co chwilę na siebie wpadali. Najpierw w Per Se, później w mieszkaniu Elaine i Lucasa. Wtedy też okazało się, że Blaise może być chory i Irlandka zmuszona była udać się z nim do jego apartamentu w oczekiwaniu na wyniki testów. Pożarli się wtedy strasznie i zdawałoby się, ostatecznie. Od tamtego momentu nie mieli ze sobą kontaktu i Maille jeszcze nie wiedziała, że kiedy weźmie sobie do serca radę El o bieganiu, natknie się na prezesa w parku.
    Oczy blondynki zaszkliły się wyraźnie, kiedy Elaine uścisnęła jej dłoń, mówiąc, na kogo tak naprawdę Maille zasługiwała. Ułożyła wargi w bezgłośne dziękuję i sięgnął po wino, przez co osuszyła drugą lampkę i tym razem to ona sięgnęła po butelkę, by uzupełnić ich kieliszki. W takim tempie chyba miały nie doczekać wieczora, ale przecież dawno nie spędzały w ten sposób razem czasu, prawda?
    — Zaproszę tatę i Cedrica na święta i Nowy Rok — oznajmiła, zgrabnie zmieniając temat. — Będę miała gdzie ich ugościć — dodała i mrugnęła do El, bo przecież było to jej zasługą. — Mam nadzieję, że się zgodzą. To będą pierwsze święta bez mamy. Nie chcę, żeby byli sami.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  91. Naya kiwnęła głową, po czym podała jej kilka kapsułek do wyboru, a gdy blondynka wskazała na jedną, Brown ustawiła odpowiednio ekspres. Czasem gdy robiła zwykłą, głupią kawę, rozmyślała nad tym jak bardzo brakuje jej pracy i wychodzenia do ludzi. Bała się tego jednocześnie, widmo spotkania jakiegoś znajomego Thomasa nad nią wisiało, jednak miała zajęcie, które naprawdę lubiła. Pracę zdobyła sama, bez niczyjej pomocy. Dzielnie znosiła każdą odmowę, niepowodzenie na rozmowach, by w końcu odebrać ten wyczekiwany telefon. Zapału miała co niemiara. Uczyła się szybko, mało narzekała, a wzięcie dodatkowej zmiany czy zostanie po godzinach nigdy nie było dla niej problemem. Był nim powrót do pustego, cichego domu, gdzie nie umiała zapanować nad swoimi lękami. Brakowało jej powodu, by podnieść się z łóżka. Równie dobrze mogła w nim przeleżeć cały dzień i nic by się nie stało. Jaki był w tym sens? W tym, że nawet wyjście po zwykłe zakupy mogło okazać się wpadnięciem prosto w łapy reporterów. Przerażali ją, więc po raz kolejny utknęła w równie pięknej wieży.
    Słuchała tego, co ma jej do powiedzenia znajoma brata, jednak nie zmieniało to za bardzo jej punktu widzenia. Sama nie wiedziała co chciałaby usłyszeć z jej ust. Nie uwierzyłaby gdyby nagle zaczęła go wychwalać i tłumaczyć, mówić jak to skrycie jest dobry. Domyślała się, że nie był może zepsuty do szpiku kości, liczyła na to po cichu, jednak dokopanie się do tego mogło okazać się dla niej niemożliwe.
    Gdy kawa była gotowa, podsunęła kobiecie szklankę, siadając sobie na stołku, obserwując ją uważnie. Jednak ostatecznie miała wrażenie, że większość z tych rzeczy mija się z prawdą w jej odczuciu. Blaise nie wydawał się roztaczać nad nią nawet najbardziej pokręconej troski, a raczej coś na wzór teorii spiskowych. Otaczał ją swoją paranoją i podejrzliwością. Nie miała zamiaru zbyt długo tu siedzieć.
    - Nie będę udawała, że jest mi go choć odrobinkę szkoda. Jaka normalna, zdrowo myśląca kobieta chciałaby kogoś takiego jak on? Jeśli dała mu kosza, daj mi namiary, postawię jej karton wina - powiedziała. Nadal gdzieś żar po rozmowach z bratem się tlił, nie mając szansy zgasnąć na dobre. - Skoro mu tak zależało powinien się nad sobą zastanowić, albo iść się leczyć jak ma taki problem - prychnęła, przeczesując swoje włosy dość nerwowo.
    Wzięła głębszy oddech, po czym sięgnęła po swój kubek, by zwilżyć suche z nerwów gardło.
    - Uwierz mi, nie czytam gazet za bardzo, ale jeśli piszą w nich coś więcej niż to, że jest narcystycznym chujem z przerostem ego, to niczego nowego nie wywnioskuję - oznajmiła, odwracając od niej spojrzenie. Obwiniała go. Obwiniała, że przyszedł do tego szpitala, że niemal wytargał ją z niego, próbował grozić, tylko po to, by ostatecznie całkowicie zniechęcić ją do siebie, a także całej rodziny.
    - Nie wiem czy jego oskarżenia co do mojej osoby są oznaką jego szczęścia z mojego powrotu, jeśli tak to tym bardziej powinien się zobaczyć ze specjalistą - stwierdziła, wracając wzrokiem do swojej rozmówczyni. - Próbuję, naprawdę próbuję znaleźć cokolwiek za co mogłabym go polubić, ale oboje się do tego nie nadajemy. Ja nie lubię go, on mnie. I wiem, że nie ucieknę, dobitnie mi to podkreślił. Całe życie, wszystko co miałam - zaczęła, ale zaraz urwała. Nie chciała się nad sobą znów użalać. Musiała się wziąć w końcu w garść. - Nie mam zamiaru się tu panoszyć. To nie mój świat, nie moja bajka, na razie... po prostu istnieję i próbuję to sobie ogarnąć. Więc wybacz, ale jeśli chcesz mu pomóc, to zwróciłaś się do złej osoby. Ostatnie czego, by chciał to moje wcinanie się w jego życie - podsumowała, biorąc kolejny łyk.
    To nie tak, że naprawdę miała gdzieś to, co się dzieje z jej bratem. Wiedziała, że nie ma na to wpływu, byli dla siebie jak kompletnie obce osoby. Tak samo jak Naya, zapewne Blaise nie przepadał za wtykaniem nosa w ich życie. Pod tym względem byli podobni.

    Naya

    OdpowiedzUsuń
  92. Słowa kobiety wcale nie wydawały się mu atakiem, wręcz przeciwnie to co mówiła miało wiele sensu i nieznacznie kruszyło defensywną postawę szatyna. Przeciez czas, który spędził z córka był dla niego bardzo cenny i nie bez powodu zdecydował sie usunąć w cień prawniczego świata. Nie chciał narażać nikogo ze swych bliski, jednak nie mógł już dłużej udawać, że pewne rzeczy go nie dotyczą. Sprawa Blanki tylko przyspieszyła bolesne uświadomienie sobie tego, iz od pewnych rzeczy nie można po prostu odwrócić się na pięcie i odejść. 
    — To, że Twój ojciec o wątpliwej reputacji, nie potrafił dotrzymywać tajemnicy zawodowej to mnie nawet nie dziwi.  —prychnął, gdy zarzuciła mu zgrywanie idioty. On naprawde nie mógł jej nic powiedzieć. To co najbardziej go frustrowało w prowadzonej sprawie nie miało prawa sięgnąć uszu panny Eagle.
    — Nie odcinam. Nie mogę Ci nic powiedzieć —zazgrzytał zębami, a ręke która leżała spokojnie na stole zacisnął w pięść. Naprawdę tak kobieta doprowadzała go do skraju. 
    — Nie panuję nad sprawą, nawet nad klientką nie panuję. Tylko tyle mogę Ci powiedzieć. —dodał po chwili nieco kapitulując, ale czy to mu pomogło? Raczej średnio. Mierzył ją zimnym spojrzeniem po czym przeniósł je na córkę nieco łagodniejąc i zauważając, ze podczas ich małej potyczki sześciolatka zdążyła zjeść znaczącą część porcji obiadowej.
    — Clarisso deser zjemy już w domu dobrze? —zwrócił się do córki starając sę nie brzmieć tak szorstko jak chwilę temu. Skinął tez na kelnera, by ten przyniósł im rachunek. Omijał wzrokiem swoją narzeczoną może obawiając sie, że z jego oczu wyczyta więcej niżby chciał, może ten strach, który skrywał się głęboko pod powierzchnią. On nie chciał by poznałą prawdę, by zmieniła o nim zdanie,by... go zostawiła. To tego sie obawiał, że utonie w grzechach przeszłości, a na brzegu nie będzie nikogo, by rzucić mu koło ratunkowe.
    Lucas 

    OdpowiedzUsuń
  93. Zazgrzytał zębami widząc zmieniającą się postawę narzeczonej, znów się zamykała i choć wiedział, że tylko on jest temu winny, to go irytowało. Nie wystarczyło, że Blanka wróciła i grała mu nerwach każdym pytaniem, ponagleniem w sprawie nie prezentując mu całego obrazu zdarzeń? Nie! Elaine postanowiła dołączyć do chórku. Dawał się ponieść tym wszystkim emocjom, ponieważ czuł jak traci grunt pod nogami i kompletnie nie zauważała, iż narzeczona chciała mu tylko pomóc.
    — Nie, daleki jestem od tego, niemniej Ty za to lubisz wszystko wiedzieć, nawet to czego nie powinnaś, prawda? —prychnął kręcąc głową wyraźnie wyprowadzony już z równowagi. W sumie czego się spodziewał? Panna Eagle nie była potulna kochanka na jedną noc, której nie obchodziło co się dzieje u niego w życiu. On też interesował się nią znacznie bardziej niż ktokolwiek inny, choć teraz wciągnięty w sprawy rosyjskiej mafii nie miał na tyle podzielnej uwagi, by zauważyć, że u El też nie wszystko było tak jak powinno. 
    Za ciszę w aucie był wdzięczny, bo inaczej mogłoby dojśc do jakiejś kolizji, gdyby zbytnio wciągnąłby się w dyskusję. nie był dzisiaj w swojej najlepszej formie, a myślał, że wspólny obiad na mieście to dobry pomysł. Nie spodziewał się jednak, że kobieta postanowi zostać w barze. Spojrzał na nią zaskoczony, jakby otrząsając się z tego wszystkiego w czym brodził, w swojej głowie analizując kolejne kroki jakie należało podjąć w sprawie.
    — Elaine...—zdążył powiedzieć tylko tyle nim drzwi z samochodu wymownie sie zamknęły. Gdyby nie sześciolatka na tylnym siedzeniu to pewnie zaklął by siarczyście.
    —Tato... Mama jest chyba zła albo smutna —odezwał sie mały, zmartwiony aniołek spoglądając niepewnie na ojca, który w skupieniu starał się ich dowieźć w jednym kawałku do domu. 
    — Wiem Clarisso, niestety tata dzisiaj nabroił wiesz —powiedział dopiero po chwili mocniej zaciskając ręce na kierownicy, a gdy dotarli do domu nakarmił Koseki, a następnie zadzwonił po żonę Sebastiana, by przyszła przypilnować córki. Sam postanowił postarać się naprawić wyrządzone szkody.Nie chciał by teraz Elaine się od niego odwróciła, nie teraz, gdy nawet nie poznała całej prawdy. Kupił jej jedna czerwoną różę, ponieważ wiedział, że nie znosiła przepychu. Wszedł do baru natychmiast kierując się do jej gabinetu z lekko skruszona miną. Wiedział, że to z jego winy była ta sprzeczka, a dobitnie uświadomiła mu to sześcioletnia Clarissa.
    — Elaine... —wszedł do środka trzymając kwiat przed sobą niczym tarczę choc teraz to wyglądało bardziej jak biała flaga kapitulacji. 
    — Przesadziłem. Nie powinienem był tego wszystkiego mówić —nie był przyzwyczajony do przepraszania kogokolwiek, jednak z Eagle zdarzało mu się to coraz częściej.
    —  Przepraszam. Ja... ja naprawdę nie mogę Ci teraz nic powiedzieć. Dla Twojego i Clarissy bezpieczeństwa —z jego błękitnych oczu biła najczystsza szczerość. I tak mówić to miał wrażenie, że mówi za dużo i panna Eagle zacznie sie niepotrzebnie martwić, a on w końcu przecież odzyska nad wszystkim kontrolę. Musiał tylko zejść nieco do podziemia.

    Lucas 

    OdpowiedzUsuń
  94. Szatyn na pewno nie spodziewał się, że narzeczona przyjmie po prostu przeprosiny i razem wrócą do domu. Trochę się już znali, jednak nie przewidział takiego wybuchu jaki otrzymał. Nie spuszczał z niej wzroku, gdy z determinacja stanęła tak blisko niego. Powstrzymał się od zawadiackiego uśmieszku, który niemalże pchał się na usta. To była kobieta, którą kochał i której chyba nigdy nie będzie w stanie okiełznać - nawet nie chciał.
    — Rozumiem —powiedział jak na siebie wyjątkowo spokojnie i wyciągnął jedna dłoń, by dotknąć policzka wkurzonej blondynki. Czuł, że z dziecięcą łatwością po prostu postawiła go pod ścianą. Może faktycznie wyszedł z wprawy i dlatego nie panował nad tym co działo się w jego życiu zawodowym? A może to po prostu ona potrafiła go rozszyfrować szybciej niż on sam postarał się cokolwiek pokazać?
    — Prowadzę sprawę rozwodową mojej dawnej znajomej —zaczał  kapitulując, a spojrzenie miał jakieś takie niepewne jak na niego. Jakby przeobraził się w kompletnie innego człowieka. Zabrał dłoń z policzka Eagle, a róże położył na biurku, by również swobodnie skrzyżować ręce na piersi.
    — Jak sie domyslasz z reguły nie zajmuję się tego typu sprawami, ale tutaj nie miałem za bardzo wyboru. —skrzywił się z niezadowoleniem na wspomnienie tego, co wydarzyło się kilka lat temu. 
    — Byliśmy kiedyś z Blanka nazwijmy to blisko. — widać było, że ostrożnie dobiera słowa, by po raz kolejny dzisiejszego dnia nie wyprowadzić narzeczonej z równowagi.  
    — Początkowo myslałem, że to będzie czysta formalność, a ona zniknie z mojego życia tak samo szybko jak się pojawiła. Niestety nie powiedziała mi całej prawdy, jakby to w ogóle było dla mnie zaskoczeniem —pokręcil głowa na swoją naiwność. Znał ją, a ludzie nie zmieniają się, aż tak bardzo w pewnych kwestiach. 
    — W wielkim skrócie, który dopiero co otrzymałem - wyszła za mąż za jakiegoś poważnego, rosyjskiego mafioza — przeczesał dłonią włosy wykazując tym zdenerwowanie. Takie informacje powinien otrzyma na początku sprawy, a nie gdy papiery lada dzień miały zostać złożone do sądu, a on nie wiedział nic. Wrócił spojrzeniem błękitnych oczu do narzeczonej.
    — Nie chcę Cię w to mieszać, bo sam nawet nie wiem jak głębokie jest to bagno —przyznał  nie ruszając się z miejsca i oczekując jakiejś reakcji. Nie zagłębiał się w swoją relację z dawną przyjaciółką i bardzo nie chciał tego robić. Miał nadzieje, że to co na ten moment wyznał Elaine wystarczy, by przestała się na niego wściekać.
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  95. Cóż faktycznie nie powinni patrzeć w przeszłość przez pryzmat partnerów, czy partnerek, bo tych jak wiadomo Lucas miał sporo - większość na jedna noc, jednak były takie wyjątki jak Blanka, które zawitały w jego przyjemnościach na dłużej. Co gorsza Lucas nie mógł powiedzieć, że z zielonooką brunetka łączył go tylko i wyłącznie seks, bo się przyjaźnili i imprezowali razem nie raz. Tak ich relacja była pokrętna, a zakończyła się w chyba w momencie, w którym kobieta zrozumiała, iż szatyn wcale jej nie okłamuje mówiąc, iż nic wiecej z tego nie będzie.  Nie miała tego czegoś czym z kolei urzekła go Elaine. Może to ten upór, może chęć walki, a może fakt, że oboje choć nie mówili o tym głośno mieli swoje za uszami.
    — Nie chciałem Cię w to wplątywać i niepotrzebnie martwić —wyznał i bez oporów zamknął blondynkę w klatce swoich ramion. Po jego ciele rozlało się przyjemne ciepło, którego dawno nie zaznał w tej całej zawodowej gonitwie. Zapomniał, że mimo, iż panna Eagle wydawała się drobna potrafiła wiele znieść i dorównywać mu kroku. Nie potrafił, jednak wyzbyć się odruchu, by za wszelka cenę chronić ja przed całym złem tego świata, chociaż nie było to możliwe.
    — Masz rację —przyznał, gdy wspomniała o ich córce. Nie mogli dopuścić, by znów ktoś jej zagroził. Nie jeśli w grę wchodziła rosyjska mafia, przecież oni nie znali litości. Gdy się od niego nieco odsunęła automatycznie ułożył dłonie na jej biodrach i przyciągnął z powrotem do siebie. Patrzył jej prosto w oczy i chociaż nie wiedziała wszystkiego to wystarczająco dużo, by być dla niego wsparciem.
    — Mniej więcej. Muszę odezwać się do kilku osób, które wiszą mi przysługę i może znajdę coś, co nie tylko zapewni mi wygrana na sali sądowej, ale zapewni nam swoisty immunitet. — nie ukrywał, że na tym drugim zależało mu o wiele bardziej, poniewaz za to że Blanka nie powiedziała mu całej prawdy mogła się ze swoimi warunkami schować.
    — Załatwię to, obiecuję — powiedział dobitnie i ucałował ją w czoło, a następnie przeniósł swoje stęsknione usta na delikatne kobiece wargi. Nie mieli ostatnio dla siebie w ogóle czasu i wiedział, że w głównej mierze była to jego wina.
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  96. Szatyn naprawdę się starał - o czym świadczyło chociażby to, że pojawił się barze i podzielił się z narzeczoną informacjami na temat sprawy, która prowadził. Nie było to coś na co zdecydowałby się, gdyby nie chodziło o Elaine. Niemniej jednak zamierzał nie dopuścić do spotkania blondynki z Blanką. Wiedział, że było to to tragiczne w skutkach. Panna Eagle wiedziała o nim bardzo dużo, ponieważ takie było jej zadanie. Pewne kwestie jednak mogłyby wydawać się nieistotne zleceniodawcom byłej modelki, ale były ważne dla Blacka. Na tyle ważne i kruche, by zakopać je głęboko w przeszłości. Teraz musiał po prostu znów złamać kilka ze swoich zasad, by mieć przewagę nad rosyjskim przeciwnikiem.
    — Wiem, ale wolałbym, żebyś póki co tego nie robiła — momentalnie spoważniał patrząc jej prosto w oczy. Nie wykluczał, że jeśli jego źródła się wyczerpią będzie musiał zaangażować w to wszystko blondynkę. Bardzo tego nie chciał i będzie robiła wszystko, by do tego nie doszło, jednak życie miało mu dopiero pokazać jaki będzie wynik jego starań.
    — Wiem, ale obiecaj mi, że nie będziesz niczego ani nikogo sprawdzać dopóki Cie o to wyraźnie nie poproszę. —odsunał ją nieco od siebie, by móc ocenić, czy nie zamierza go okłamać albo powiedzieć mu czegoś w rodzaju półprawdy.   
    — Musisz zostać do późna, czy możesz wrócić już do domu? Clarissa wydawała sie naprawdę zmartwiona —powiedział po kilku minutach uważając rozmowę na temat jego pracy za zakończoną.  Teraz w sumie i tak musiał wykonać kilka ruchów, by cokolwiek potoczyło sie dalej. Papiery musiały zostać dostarczone do sądu, a szatyn w międzyczasie powinien znaleźć jakiekolwiek informacje na temat mafioza. Poza tym, że był wpływowy i bezlitosny niewiele udało mu sie wyciągnąć od Blanki. Naprawdę zastanawiał się jakim cudem ona dała się wplątać w takie małżeństwo. Wiedział, że lubiła władze, ale chyba nie do tego stopnia, by slepo podążyć za kimś nad kim nie mogła mieć kontroli, która tak kochała.
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  97. Słuchała ją mimo wszystko uważnie, choć z lekkim dystansem traktowała jej słowa. Właściwie to, że tu mieszkała było istnym przypadkiem. Nie miała się gdzie podziać za bardzo, ani tym bardziej nie chciała od razu widzieć się z rodzicami. Mimo wszystko Blaise nie traktował jej jak prawdziwej siostry i to o dziwo było dla niej jakąś dobrą odskocznią. Mieszkając z rodzicami zapewne musiałaby sprostać oczekiwaniom, wyobrażeniom, a nie miała na to w ogóle ochoty. Prawdę powiedziawszy, nawet ją to nieco przerażało. Właśnie dlatego musiała sobie jakoś poradzić z dupkowatym bratem i jak najszybciej znaleźć jakieś mieszkanie.
    - Współpracę z ojcem? A on się naoglądał jakiś durnowatych seriali? - spytała cynicznie, unosząc delikatnie brew w górę. - To nie jakaś opera mydlana, tylko życie. Nie wiem jak wygląda ten świat, ale ugadywanie się z nimi to ostatnia rzecz, której bym chciała.
    Była zirytowana, zdenerwowana, a w tej chwili poczuła się nawet odrobinkę osaczona. Miała dość brata i tej całej sytuacji, ale ucieczka nie była prosta, ba nawet obecnie niemożliwa. Miała tego dość, chciała, żeby było jak dawniej, ale jednocześnie wiedziała, że jest to niemożliwe.
    - Właśnie przeglądałam oferty mieszkań i robiłabym to dalej. Może nie jestem z tego świata, ale znalezienie mieszkania to pierwsze co chcę zrobić. Od tych much w postaci dziennikarzy też nie ucieknę za szybko, w końcu po prawie dwudziestu latach wróciłam zza grobu. Nawet nie wiesz jak bym sobie w nim chciała zostać - prychnęła, odstawiając z impetem kubek na blacie.
    Obróciła się na pięcie, by zaraz wyciągnąć kieliszek i wino, które kupiła przy udanym wypadzie do supermarketu. Nalała sobie dość sporą ilość, po czym wzięła łyka, opróżniając połowę. I wtedy cała złość nieco wyparowała, poczuła się głupio, wręcz obrzydliwie. Nie chciała się zachowywać jak brat, a to właśnie teraz zrobiła.
    Obróciła się do blondynki niepewnie, ze skruszoną miną.
    - Wybacz, nie powinnam na tobie się wyładowywać - powiedziała już znacznie spokojniej, posyłając jej przepraszający uśmiech. - Nie chcę się zachowywać jak on. - Przeczesała powoli włosy, przymykając oczy na chwilę, biorąc przy tym kilka głębokich oddechów. - Już raz dałam się zamknąć, nie popełnię drugi raz tego błędu, ale szukanie mieszkania jest trudniejsze niż mi się wydawało, w dodatku ci dziennikarze, rodzice, którzy biorą mnie za kogoś kim nie jestem - jęknęła rozgoryczona. - To i tak nie usprawiedliwia, że na ciebie nakrzyczałam, przepraszam. Może jednak mam w sobie coś z Ullielów - przyznała cicho, niezadowolona z tego faktu.

    Naya

    OdpowiedzUsuń
  98. Mężczyzna może faktycznie momentami bywał nadopiekuńczy, a było to spowodowane między innymi tym, iż wcześniej nie bardzo miał w swoim życiu, aż takie bliskie osoby. Zarówno Clarissę, jak i Elaine chciał chronić za wszelką cenę, ponieważ wiedział, że ich utrata oznaczałaby jego koniec. Z pozoru pewnie wróciłby do dawnego Blacka, lecz w środku byłby wypruta ze wszystkiego kukłą. Nie zamierzał do tego dopuścić, nawet jeśli cena okazałaby się zbyt wysoka.
    — Obiecuję —powiedział naprawde zamierzając obietnicy dotrzymać.To było w nim niezłomne przez te wszystkie lata - fakt, dotrzymywania słowa za wszelką cenę. Bardzo uwaznie dobierał słowa, a nim komuś cos obiecał zastanowił się kilka razy.
    — Tylko Clarissa, ja dobrze wiedziałem, że nabroiłem —zasmiał się wyraźnie rozluźniając, a w oczach pojawił się ten figlarny błysk, który towarzyszył mu głównie przy pannie Eagle.  
    — Jasne —odepchnął się delikatnie od biurka, by pomóc kobiecie z tymi wszystkimi papierami. Nie chciał nawet wiedzieć ile czasu zajmie jej ogarnięcie tego co miał przed nosem. Z lekkim zaskoczeniem odpowiedział na pocałunek i teraz był pewien, że to schowanie dumy do kieszeni i powiedzenie narzeczonej nieco o sprawie było dobrym posunięciem. Cierpliwie czekał, że blondynka do niego dołączyła w samochodzie. Myślała, że to na dzisiaj koniec rewelacji, jednak Elaine postanowiła wyciągnąć jeszcze jedną kartę z rękawa. Nie odpowiedział od razu akurat skręcając w skrzyżowaniu, chociaz przeciez to nie wymagało od niego aż takiego skupienia. Szatyn po prostu nie przepadał ze obcymi ludźmi w jego tak zwanej strefie prywatnej. To w ich nowym mieszkaniu mógł zrzucić garnitur i te liczne maski, a teraz ukochana informowała go, że ktoś kogo ledwie znał miał naruszyć ten stan.
    — Maille? Ta Maille co byla z Blaisem? —to było pierwsze o co zapytal, chociażby z tego względu, by uściślicz o kim tak naprawde była mowa. Cóż słyszał o kobiecie i nie ukrywał, że nie czuł sie komfortowo wiedząc, iz jest to w jakimś sensie była jego przyjaciela. Blaise był jaki byl, ale nie podlegało jakiejkolwiek wątpliwości to, że razem sporo przeszli. Kilka skrzyżowań później byli już niemal przy parkingu podziemnym.
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  99. — Wiesz co? Nie rozmawiajmy dziś o tym dupku — zdecydowała i mrugnęła porozumiewawczo do przyjaciółki, celowo używając przydomku, który do Ulliela przylgnął na dobre i za używanie którego mężczyzna chyba już nawet się nie obrażał. — I skupmy się na sobie — dodała, znacząco poruszywszy brwiami. Chciała, aby to popołudnie, powoli przeradzające się we wczesny wieczór, było miłe, a rozmowy o brunecie chyba nie mogły im tego zagwarantować. Co prawda sama zaczęła jego temat, ale bardziej wynikało to z chęci poinformowania Elaine o tym, co na bieżąco się u niej dzieje niż z ochoty na wspólne roztrząsanie różnorakich kwestii związanych z panem prezesem. Chwilowo Irlandka mogła tylko gdybać, a że nie lubiła tego robić, zdecydowała skupić się na czymś innym i wróciła myślami do swojej, nieco uszczuplonej, rodziny.
    Słowa Elaine sprawiły, że szare oczy blondynki zaszkliły się wyraźnie, a wargi wygięły w krzywym, ni to wesołym, ni to smutnym uśmiechu. Wino ją rozmiękczało i pchało łzy do oczu, a Eagle była jedną z nielicznych osób, przy których Maille nie wstydziła się wzruszać, więc wielce prawdopodobne, że druga blondynka miała często oglądać błyszczące w kącikach oczu tej pierwszej łzy.
    — W takim razie może wpadniecie do nas, na przykład w drugi dzień świąt? Nie wiem, jakie macie plany, ale gdybyście mieli się nudzić, to zapraszam. Ugotuje coś dobrego, napijemy się wina i poznasz mojego tatę, tak jak chciałaś — zaproponowała, uśmiechając się ciepło, bowiem ta wizja nagle bardzo przypadła jej do gustu. — Tata na pewno też się ucieszy, mogąc cię poznać. Dużo o tobie słyszał — dodała i mimo że nie uzyskała jeszcze żadnej odpowiedzi, w głowie już zaczęła planować, co mogłaby przygotować. Na zamierzała szaleć. Wyobrażała sobie raczej spokojny wieczór przy choince (powinna poszukać odpowiedniego drzewka), który pozwoliłby im poznać się i spokojnie porozmawiać. Cedric na pewno zająłby się Clarissą. Jej młodszy brat lubił dzieci, a one z kolei przepadały za nim. Maille nie chciała mówić na głos, że może to dlatego, że sam był dużym dzieckiem…?
    Zobaczywszy minę przyjaciółki, nie mogła się powstrzymać i krótko parsknęła śmiechem. Uspokoiła się jednak szybko i posłała jej przepraszające spojrzenie, domyślając się, z jakich pobudek zostało zadane to pytanie. Było jej też bardzo miło, że to akurat ona miała zostać doradcą w tej ważnej kwestii.
    — Jeśli chcesz ode mnie gotowego przepisu na udane święta, to go nie dostaniesz — oznajmiła z rozbawieniem i upiła kilka łyków wina, starając się nie liczyć, że była to trzecia lampka i przez to alkohol przyjemnie rozluźniał jej mięśnie oraz rozplątywał język. — I wiesz, musicie sami ustalić, co chcielibyście robić. Jesteście teraz rodziną, El — powiedziała, uśmiechając się szeroko, jakby musiała przypomnieć blondynce o tym istotnym fakcie. — I możecie stworzyć swoje własne świąteczne tradycje — dodała, uważając to za najważniejsze i również najpiękniejsze, podejrzewała jednak, że Elaine nie da jej spokoju, póki nie uzyska choć kilku konkretnych podpowiedzi. — Możecie razem piec pierniczki. Udać się na poszukiwania idealnej choinki, a później ją przystroić. Możecie potem leżeć pod tą choinką i patrzeć się w światełka. Nawet nie wiesz, ile wieczorów spędziliśmy z bratem przy udekorowanym drzewku — parsknęła, przypominając sobie, co wyprawiali. — Braliśmy jego ludziki Lego i bawiliśmy się nimi między bombkami i łańcuchami, wymyślając jakieś niestworzone historie — mówiąc, zaśmiewała się wesoło, bardzo starając się, by jej myśli nie powędrowały w kierunku mamy. Jeśli bowiem tata i Cedrick mieli przyjechać na święta, to pewnie jeszcze i tak zdążą się razem napłakać.

    MAILLE CRESWELL

    OdpowiedzUsuń
  100. Nie wiedział co się z nim dzieje, a skoro naturalne metody nie przynosiły żadnego skutku, chcąc nie chcąc musiał sięgnąć po cięższy kaliber. Nigdy nie uważał się za osobę chorą psychicznie, ale tym razem sprawy zaczynały przybierać wyjątkowo niepojący obrót i musiał zareagować zanim dojdzie do jakiejś tragedii. Nie wyobrażał sobie utraty kontroli nad swoim życiem i zachowaniem, a skoro nie pamiętał tego co robił i z kim rozmawiał, mógł stać się cholernie łatwą pożywką dla dziennikarzy, czy dla swojego ojca.
    - Nie, nie chcę – westchnął, zajmując miejsce na kanapie – Moja męska duma nie pozwala mi na okazanie przy nim słabości, nawet jeśli jest dla mnie jak brat – dodał z równie ciężkim westchnieniem, upijając przy tym spory łyk whisky. Cieszył się, że Ell nie zamierzała prawić mu dziś morałów na temat picia i sama zdecydowała wspomóc go w opróżnianiu butelki z alkoholem. Potrzebował tego i czuł się pewniej, kiedy ktoś tak zaufany jak ona był obok niego. Na świecie było niewiele osób, którym mógł zaufać tak, jak Ell i choć początki ich znajomości nijak tego nie zwiastowały, nie wyobrażał sobie, co stałoby się z nim teraz, gdyby Ell i Lucas nie trzymali przez cały czas ręki na pulsie i nie dbali o to, aby nie wpakował się w kolejne bagno i skandal.
    - Muszę pewnie zniknąć na jakiś czas, nie wiem, może znów zamkną mnie w psychiatryku, jak wtedy, kiedy nie radziłem sobie ze śmiercią siostry. Cokolwiek się nie stanie, mój ojciec nie może się o tym dowiedzieć. Nie wiem, puszczę do mediów wiadomość o tym, że wyjechałem do Europy i pochłonęły mnie ciągłe imprezy…Muszę coś wymyślić – wypuścił z ust ciężkie powietrze, opróżniając szklankę whisky i dolewając sobie i przyjaciółce więcej alkoholu – Nie wiem co się ze mną Ell i cholernie się boję. Naprawdę pierwszy raz w życiu się boję…- jęknął, starając się przy tym powstrzymać spływające do kąciku oczu łzy. Nie potrafił sobie poradzić z całkowitą utratą kontroli nad swoim życiem, zwłaszcza, że każdy jego dzień praktycznie od dziecka był idealnie zaplanowany, minuta po minucie. Funkcjonował według ustalonego kalendarza, a jak się teraz okazało, robił rzeczy, których w ogóle nie miał zapisanych w planie dnia.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  101. Ostatnio w życiu Evelynn działo się więcej niż zwykle, jakby wszystkie zrządzenia losu umówiły się na to samo spotkanie. To było o tyle dziwne, że ona naprawdę przywykła już do chaosu i niespodzianek, a jednak dalej pewne rzeczy budziły w niej zaskoczenie. Oczywiście, na większość z nich nie była przygotowana – Lynn w ogóle rzadko miała jakiś plan zapasowy albo alternatywy, dlatego nikogo to nie dziwiło, że po raz kolejny znalazła się z jakiegoś powodu pod ścianą. W tym przypadku nie było to jeszcze nic poważnego, ostatecznie musiała znaleźć tylko nową pracę, za co też zabrała się trochę później niż może powinna. Wcześniej jednak miała myśli zajęte czymś całkowicie innym, a w takim stanie szanse na jej zatrudnienie zdecydowanie malały.
    W poprzednim miejscu, gdzie pracowała, jasno dano jej do zrozumienia, że lepiej by było, gdyby już się tam nie pojawiała. O powody takiego nastawienia pytać nie musiała, zgadłaby przy pierwszej próbie, jednocześnie mając tą świadomość, że żadna z przyczyn nie była wynikiem jej działań. Mimo to nie widziała sensu, by próbować przekonać właściciela pubu do zmiany zdania. To nie było miejsce, za którym będzie tęsknić. Wiedziała też, że w innym przypadku sama nie zdecydowałaby się na zmianę, do której z resztą od dawna namawiała ją siostra. Bardziej jednak przejmowała się faktem, że wziąwszy pod uwagę obecną sytuację, nie będzie mogła specjalnie wybrzydzać, a to z kolei zapowiadało jakiś normatywny czas pracy. Z tym panna Shelle niekoniecznie radziła sobie najlepiej i na pewno wymagało to od niej większego wysiłku. Po prostu planowanie, niezależnie od tego, czego dotyczyło, nigdy nie było jej mocną stroną.
    Na początku miała zamiar przejrzeć oferty pracy w Internecie, ale szybko z tego pomysłu zrezygnowała. Nie dlatego, że robienie tego na telefonie było niewygodne i mało ergonomiczne, co zwyczajnie nie mogła już usiedzieć w domu, w którym spędziła ostatnie kilka dni. Cztery ściany przytłaczały ją, gdy nie zajmowała głowy malowaniem, więc zdecydowała się na zwyczajny spacer, póki było jeszcze jasno. I tak potrzebowała znaleźć coś w miarę blisko, żeby nie musieć koniecznie polegać na komunikacji i żeby w razie jakiejś kryzysowej sytuacji (jak na przykład zaspanie) móc się tam dostać w biegu, ale na czas.
    W trakcie spaceru posiłkowała się od czasu do czasu nawigacją z telefonu, żeby zorientować się, czy w okolicach, do których zawitała, znajdują się w ogóle jakieś punkty gastronomiczne. Na dobrą sprawę obojętne jej było, czy miałaby pracować w kawiarni czy barze szybkiej obsługi, chociaż najlepiej odnajdywała się w miejscach o mniej formalnej atmosferze. Dlatego pewnie trochę podświadomie wypatrywała klubów lub pubów, których może i nie brakowało na Bronksie, ale w nie w każdym szukano kogoś do pracy i to jeszcze na nie pełen etat. Przy okazji niektórych lokali sprawdzała sobie jeszcze opinie na stronach, co doradziła jej Meredith, chcąc chociaż trochę zminimalizować szanse na to, że blondynka trafi do kolejnej obskurnej knajpy z wątpliwą historią podatkową i nieciekawą klientelą. Do kilku weszła, zostawiła wcześniej wydrukowane CV z kontaktem, czasem jeszcze chwilę porozmawiała, jeśli akurat trafiła na właściciela albo menadżera i właściwie tak upłynęła jej większość dnia. Czy była zadowolona? Nie bardzo, bo dalej nie miała niczego konkretnego, a termin czynszu już wychylał się zza rogu, machając do niej złowrogo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po skontrolowaniu godziny, postanowiła zajrzeć do jeszcze jednego miejsca i ewentualnie spróbować jutro swojego szczęścia. Weszła do baru, który co prawda nie ogłaszał się aktywnie z ofertami pracy, ale Lynn wyczytała co nieco informacji z umieszczonych w sieci opinii. Miejsce cieszyło się dobrymi ocenami, nie wyglądało odstraszająco z zewnątrz, w środku z resztą też, co mogła już wcześniej stwierdzić po niektórych zdjęciach i generalnie wydawało się w porządku. Uśmiechnęła się, rozglądając się po wnętrzu, by ocenić, ile jest teraz w środku gości, po czym spokojnie przeszła w stronę baru. Nie było jeszcze zbyt wielu ludzi, chociaż taki ruch mógł być tu zawsze. Niemniej, dla Evelynn było to o tyle wygodne, że nie powinna nikomu przeszkadzać w pracy, dlatego dostrzegłszy za ladą jasnowłosą kobietę, uśmiechnęła się trochę szerzej i uniosła dłoń w skromnym, trochę nieśmiałym przywitaniu.
      — Cześć — odparła wesoło i odczekała chwilę, żeby dać kobiecie zza baru możliwość przyjrzenia się jej osobie i nie wyjść od razu z rzeczową bezpośredniością. — Chciałam się dowiedzieć, czy może nie szukacie kogoś do pomocy? Co prawda, nie widziałam żadnego ogłoszenia, ale pomyślałam, że co mi szkodzi wejść i zapytać — powiedziała, wyjaśniając po części powody, dla których tu się znalazła. Mimowolnie wzruszyła ramionami, wiedząc doskonale, że może takie podejście nie jest obecnie uznawane za konwencjonalne, ale Evelynn miała już za sobą tyle prac i rozmów o nie, że w ogóle się tym nie przejmowała. Nie chciała być nachalna, ale w niektórych sytuacjach nie było sensu owijać niepotrzebnie w bawełnę.

      Evelynn Shelle

      Usuń
  102. Szatyn słuchał uważnie wyjaśnienia, które sprezentowała mu narzeczona podczas, gdy spokojnie zaparkował na przeznaczonym dla nich miejscu. Zgasił silnik i spojrzał kobiecie prosto w oczy.
    — Skoro to tylko na kilka dni —zaczął nieco jakby wzdychał z rezygnacją. 
    —Może się u nas zatrzymać. —powiedział i wysiadł z samochodu, by następnie otworzyć drzwi pannie Eagle. Wiedział, że jest zdolna do samodzielnego wysiadania, jednak lubił od czasu do czasu zachować się tak jak go wychowano.  Podał jej dłoń, a coś w jego spojrzeniu mówiło, że to nie koniec tematu. Gdy już wysiadła zamknął ją w klatce między swoimi rękami, które oparł o samochód.  Zmrużył oczy niczym drapieżnik, który właśnie dopadł ofiarę na która bardzo długo polował.
    — Maille może się u nas zatrzymać, tylko pytanie jaki masz plan na wynagrodzenie tego ograniczenia swobody? —zamruczał jej końcówke do ucha, a wzrok zdradzał o jakiej zapłacie myślał Black. Nie dało się ukryć, że po wspólnym zamieszkaniu i fakcie, że Clarissa uwielbiała wpadać do ich sypialni niespodziewanie mieli nieregularne przerwy w czymś co oboje lubili. To dzięki bliskości rozwiązywali wiele problemów i mieli poczucie bezpieczeństwa. 
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  103. Oboje dopiero mieli sie przekonać, że posiadanie współlokatorki to nie do końca minus, szczególnie, gdy trzeba z kimś zostawić sześciolatkę. Poza tym szatyn nie brał pod uwagę jeszcze faktu, że mieli już jednego wspólnego przyjaciela, więc kto wie może i z Maille w jakimś stopniu dane mu będzie złapać nić porozumienia?
    Teraz jednak nie rozmyślał o tym co będzie, a skupił się całkiem na tym co tu i teraz. A teraz najważniejsza była blondynka i jej początkowo zagubione spojrzenie, które nabierało magnetyzmu z każda sekunda. Nietrudno było dostrzec kiedy dokładnie domyśliła się o co mu chodzi. Uniósł jedna brew z niemym oczekiwaniu, gdy tak dukała kolejne słowa grając na czas. Och nigdy nie lubiła podawać mu niczego na tacy i za to chyba właśnie ją kochał, że nic nigdy nie było takie łatwe. Czując dłonie na swoim torsie przeszedł go charakterystyczny dreszcz, który kumulował się w stety, niestety strategicznym miejscu. Nie mógł nic poradzić, że ta kobieta tak na niego działała. 
    — Podoba mi się ten plan —zdąrzyl jeszcze mruknąć nim Elainie zachłannie wpiła się w jego usta. Jego dłonie powędrowały pod materiał bluzki narzeczonej całkiem nie zważając na to gdzie się znajdowali. Poza tym ich miejsce, a raczej trzy miejsca parkingowe były nieco odizolowane od reszty, więc nawet nie powstrzymywał. Pocałunkami zszedł na naga szyje kobiety, a dłońmi naznaczał  kolejne partie skryte pod materiałami ciuchów. Sprawnym ruchem otworzył tylne drzwi samochodu i ostrożnie wpakował się do środka wraz z kobietą. Szyby były dostatecznie przyciemniane, by kamery ochrony nie nagrywały taniego porno. [Wybacz musiałam XD]
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  104. Bliskość dla Lucasa była w relacji z panna Eagle często cenniejsza od słów, bo te bardzo często każde interpretowało na własny sposób lub nauczone doświadczeniem doszukiwało się drugiego dna. Nie było w tym nic złego, ponieważ oni zwyczajnie chcieli być gotowi na niespodziewane. Mieli tez ostatnio znacznie mniej czasu dla samych siebie, a gdy na kilka dni zagościła u nich lokatorka nie było nawet mowy o czymś więcej niż spanie w jednym łóżku. 
    Szatyn był mile zaskoczony tym, że po jednym z cięższych dni w pracy jego ukochana wpadła na pomysł spędzenia wieczoru tylko we dwoje w jej starym mieszkaniu. Nie przeszkadzał mu brak whiskey ani fakt, że kolejne dni będą bardziej szalone niż chciałby przyznać. Nie mówił jeszcze nic Elainie na temat spotkania ze swoja dawną przyjaciółka Clara i fakcie, że ta może mu pomóc że sprawa Blanki. Nie chciał chyba pierwszy raz w życiu zwyczajnie zapeszać.
    Przez gonitwę między sądem, biurem, uniwersytetu i domem nawet nie zauważył, że święta były juz tuż za rogiem. Fakt, w Nowym Jorku przybyło ozdób, ale mężczyzna wiedział, że władze miasta uwielbiały przesadzać z zapobiegliwości i zaczynali je rozwieszać znacznie wcześniej. Któregoś wieczoru siedział przed telewizorem korzystając z kilku minut wytchnienia po tym jak udało się przekonać Clarissę do pójścia wcześniej spać. Poczuł jak siedzenie charakterystycznie się ugina pod ciężarem kolejnej osoby i automatycznie objął blondynkę ramieniem  i ucałował ją w czubek głowy nim zaczęła mówić.
    — Święta? Mamy chyba jeszcze czas —powiedział wyraźnie zaskoczony tym pytaniem po czym zmarszczył brwi i zapobiegawczo wyciągnął komórkę z kieszeni, by spojrzeć na datę.
    —Albo i nie — rzucił jakby na powrót zmęczony. Nie przywiązywał specjalnej wagi do świąt, bo zazwyczaj rodzice zabierali ich na jakieś bankiety lub sami takowy organizowali. Nie miał pojęcia o czymś takim jak rodzinne święta. Może jak z Jocelyn byli młodsi, a wieczorem zostawała z nimi opiekunka to mogli na moment poczuć magię, gdy kobieta wraz z nimi odpakowywać prezenty i starała się całą sobą wynagrodzić im to, że nie było rodziców w domu.
    — Myślałem o tym, byśmy trójka polecieli do domku na plaży. Spakowali wszystko to co najpotrzebniejsze i na moment zapomnieli, że istnieje Nowy Jork, hm? — powiedział po dłuższej chwili ciszy, ale faktycznie o czymś takim myślał tylko nie sądził, że tak mało czasu zostało im do realizacji tego planu.
    —  Zdecydowanie nie mam zamiaru spędzać świąt z moimi rodzicami —mruknał po chwili dając jasno do zrozumienia, by jego narzeczona nawet nie wpadła na tego typu szalone pomysły. Poza tym państwo Black nie odezwali się do niego od pamiętnego obiadu, gdy chciał im przedstawić ich - jakby nie było - wnuczkę.Nie mógł wiedzieć natomiast, że Jocelyn w domu stawała nieco na rzęsach, by staruszków przekonać do tego, że popełnili ogromny błąd i że jej starania przyniosą jakiś skutek - tylko cze pozytywny?
    — A Ty o czym myslałaś? —zapytał odwracając się tak, by spojrzeć jej prosto w oczy. Przeciez mogła miec jakies tradycje która należało uszanować.
    Lucas 

    OdpowiedzUsuń