Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

[KP] Versio interlinearis - 8

I never think of the future – it comes soon enough
end

Elaine Eagle
.
end

Gdyby ktoś powiedział, że ta zahukana dziewczyna ucieknie z domu i stanie się przodującą imprezowiczką Nowego Jorku, wielu uznałoby to za dobry żart. Kiedy ten szalony latawiec został modelką i wyjechał do Japonii, niektórzy prychnęli i uśmiechnęli się ironicznie… Bo przecież pewnie skończyła na jakimś odwyku. Gdy kilka miesięcy po powrocie delikatna blondynka porzuciła modeling, by otworzyć bar na Bronksie, większość uznała, że dziewczyna ostatecznie oszalała. Ale kiedy surowa właścicielka lokalu w podrzędnej dzielnicy zaręczyła się z pierwszym nowojorskim kawalerem, wszyscy zaczęli przyglądać się jej z niedowierzaniem. Gdy zaś ona sama dostała w prezencie od losu małą dziecinkę, poczuła, że wreszcie znalazła swoje miejsce na ziemi.
Chociaż życie El przypomina istny rollercoaster, to kobieta ze złośliwym uporem utrzymuje się na powierzchni i walczy o każdy dzień. Mimo że nie raz kłopoty zalewały ją po sam czubek głowy, to zawsze znajdowała drogę do słońca. Nie umie się poddawać. Nie umie rezygnować. I nie umie nie ryzykować.


end
end

27 lat ✵ właścicielka baru ✵ tłumacz z japońskiego ✵ właścicielka Koseki ✵ dawna modelka ✵ biseksualna

end
end
end

.
Nową kartę sponsoruje Black Dreamer :) Dziękuję <3 Gdyby ktoś potrzebował, to mój mail: tsubasakapitan@gmail.com

207 komentarzy

  1. [O jak tu pięknie <3]

    Nie chciał zabrzmieć jak obrażony facet, który robi jej na każdym kroku wyrzuty, ale naprawdę źle się czuł z tym, że nie miał pojęcia o problemach swoich przyjaciół. To on powinien być jedną z pierwszych osób do której dzwonią, kiedy coś jest nie tak i był przekonany, że dla tej dwójki to także jest oczywiste. Tym bardziej, że naprawdę miał duże pole do popisu i wiele znajomości dzięki którym być może udałoby się uniknąć wielu przykrych i niebezpiecznych sytuacji.
    - Nie, świat wcale nie jest skomplikowany. Życie nauczyło mnie, że dzięki wpływom można sobie poradzić ze wszystkim i nie wmówisz mi, że jest inaczej – uśmiechnął się delikatnie, upijając łyk wina. Czuł się pewnie w towarzystwie Ell i był spokojny o ich los, kiedy obydwoje zasną zalani w trupa na kanapie. Wiedział, że dziewczyna nigdy nie wykorzysta jego popularności, aby się wybić czy szybko zarobić, a to pozwalało mu być w jej towarzystwie po prostu sobą.
    - Ta, chyba troska o ciebie to jedyne co nas właściwie łączy. Pochodzimy z dwóch kompletnie różnych światów, mamy kompletnie odmienne wartości i priorytety w życiu, a to co nas łączy to tylko ty i miłość do zwierząt – zaśmiał się, choć był to raczej śmiech przesiąknięty goryczą i ironią, nie zaś dobrym humorem czy radością. Pewnych rzeczy nie dało się wymazać i tak po prostu obejść, nawet jeśli obydwoje bardzo się starali.
    - Tylko po co ma to robić sama, kiedy ja dam jej wszystko podane na tacy. Kompletnie nie rozumiem dlaczego nie chce przyjmować ode mnie drogich prezentów, nie mówiąc już o tym, że mogłaby mieć zamiast zwykłego food trucka swoją restaurację na Upper East Side – westchnął, dolewając sobie wina i bawiąc się kosmkiem włosów przyjaciółki. Alkohol coraz bardziej zaczynał otwierać mu usta i miał nadzieję, że to nie odbije się później negatywnie na jego związku. Nie chciał, aby Maille usłyszała od Eagle o jego obawach związanych z możliwością przetrwania ich bliskiej relacji bez konieczności wyrzeczeń którejś ze stron.
    - Seks to jedna z tych rzeczy w których jestem najlepszy, nie dziw się że ciągle o nim wspominam – zaśmiał się, dolewając jej wina – W każdym razie daj znać, kiedy będziecie potrzebować opieki nad córką i wyskoczyć gdzieś na drugi koniec świata. Wyślę ją z Maille do Disneylandu czy coś – dodał z uśmiechem, gotów zrealizować swoją propozycje o każdej porze dnia i nocy.
    - To wszystko było o wiele poważniejsze niż przypuszczałem – podrapał się zamyślony po głowie z uwagą analizując wszystkie przytoczone przez dziewczynę fakty – Najważniejsze, że już po wszystkim i że każdy z was jest już w pewien sposób bezpieczny. Trzeba żyć z dnia na dzień i nie wracać tego co było, tak przynajmniej mówi mi na każdej sesji mój terapeuta – pogłaskał ją po głowie i objął ramieniem, kiedy się w niego wtuliła. Pewnie powinien coś jeszcze dodać i jakkolwiek podnieść ją na duchu, ale był cholernie kiepski w pocieszaniu, zwłaszcza będąc już mocno pod wpływem alkoholu.
    - Jeśli go kochasz choć troszkę to po prostu nie myśl o rozstaniu i tyle, to prosty algorytm. Pójdę przynieść nam następną butelkę wina, trzymasz tam gdzie zwykle? – rzucił, ostrożnie odsuwając ją na bok i kierując się w stronę kuchni.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  2. W miarę jak emocje związane z potyczką powoli opuszczały mój organizm, zacząłem uzmysławiać sobie po pierwsze, że skoro właśnie straciłem psie wsparcie, to niemal na pewno zostanie mi przydzielone ludzkie lub, co jeszcze gorsze, zmuszony zostanę do przejęcia znacznie spokojniejszych patroli samochodowych, co da mi znacznie mniejsze pole manewru, a po drugie świdrujący ból w plecach. Czyżbym jednak tym razem doznał jakiegoś uszczerbku na ciele, którego wcześniej nie zauważyłem? Bardzo możliwe, bo, o ile dobrze pamiętałem, jeszcze nigdy nie wyszedłem z bójki z Czarem bez szwanku. Cóż...najważniejsze, że obaj przeżyliśmy, a wszyscy funkcjonariusze przebywający w najbliższej okolicy otrzymali dokładny opis uciekiniera.
    - Znowu scyzoryk? - pokręcił głową z niedowierzaniem inspektor, wsadzając podejrzanego do auta.- Chyba lubisz tłumaczyć się przed Kennethem.
    - Tym razem nie miałem innego wyjścia. - odparłem. - W przeciwnym wypadku musiałabym go zabić.
    - Miałbyś do tego pełne prawo i dobrze o tym wiesz. - stwierdził. - W dodatku pozwoliłeś uciec tamtemu bezdomnemu i oddalić się dziewczynie.
    - Odesłałem ją bezpiecznie do baru, więc po oddaniu Pax w ręce weterynarza, pójdę tam i...
    - Nie, Morpheusie. - oświadczył nieznoszącym najmniejszego sprzeciwu tonem.- Na dzisiaj już wystarczająco dużo zrobiłeś, a w dodatku jesteś ranny, i to z tego co widzę całkiem poważnie, więc wątpię, aby nasz szef pozwolił Ci się błąkać po tych uliczkach przez najbliższe dni.
    - Nie sądzisz chyba, że będę siedział bezczynnie w domu i gapił się w sufit?- zakpiłem, doskonale zdając sobie sprawę z faktu, że z oczu lecą mi buntownicze iskry.
    - Nie, na to jesteś zbyt cenny. - ciągnął, prawie całkowicie wyluzowany, trąbiąc na kierowców, którzy nie zdążyli w porę usunąć się z drogi przed nadjeżdżającym na sygnale radiowozem. - Usiądziesz grzecznie za biurkiem w naszej siedzibie, gdzie dostarczymy Ci wszystkich przesłuchiwanych z Panią Eagle włącznie.
    - Cudnie... - westchnąłem ciężko, dochodząc do wniosku, że wszelkie próby pertraktacji z nim są całkowicie bezsensowne. - To chociaż posłuchaj mnie w jednym względzie i wydaj nakaz zatrzymania wszystkich autobusów wyjeżdżających z leśnego przystanku w przeciągu minionej pół godziny.
    - A to po co? - zdziwił się.
    - Mogę założyć się o co tylko chcesz, że jeśli tamten facet nie zaszył się w jakiejś melinie, w której prędzej czy później go odnajdziemy, co pewnie przemyślał, to wsiadł do któregoś z nich, by dostać się do klubu ,,North Pole". - wyjaśniłem, nie dzieląc się z nim informacją, że sam jako młodzieniec kilka razy zaglądałem tam z fałszywymi dokumentami w celu zdobycia skrętów.
    Przez następne kilka minut trwała martwa cisza, ponieważ mój kolega po fachu rozważał dokładnie wszelkie za i przeciw zaakceptowania tej propozycji.
    - Zgoda, ale pamiętaj, że wisisz mi przysługę. - pokręcił przy radiu i nadał odpowiednią wiadomość.
    - Dzięki, zobaczysz, że jeszcze przed wieczorem wpadnie w nasze ręce. - uśmiechnąłem się przelotnie.


    Enrique B. [Jednak wyjeżdżam trochę później, więc zdążyłam jeszcze odpisać.]

    OdpowiedzUsuń
  3. [Hej, cześć! Wybacz, że przychodzimy do Was z takim opóźnieniem. Marka Basi będzie w tym roku obchodzić piątą rocznicę, bo choć pracowała nad nią już dużo wcześniej, to dopiero te pięć lat temu udało jej się wybić. Elaine jest piękna i Barbra na pewno nie pogardziłaby taką modelką :3]

    Barbra Roberts

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Ale tu ślicznie <3 Na początku myślałam, że wybrałam inną kartę, ale patrzę, a to El <3 ]

    Nesbitt również wybrałaby ten łososiowy odcień, gdyż przyciągnął ją tym, jak pięknie mienił się na powiece. Ciemny brąz powodował, że wyglądała na zmęczoną kobietą, chociaż wielokrotnie do takich należała. Często nie mogła spać przez problemy dzieciaków, które uczęszczały do szkoły. Tuliła do snu albo córeczkę, albo synka, a oni jak na złość nie chcieli zasnąć nawet na kilkanaście sekund. Ewentualnie poświęcała czas swojej ukochanej żonie, a wówczas przebywanie w krainie Morfeusza traciło sens. Przygryzła na chwilę wargę, na którą nałożyła balsam o smaku miodu i zaczęła stopniowo malować powieki na wybrany przez Elaine kolor.
    — Przepraszam, że to powiem, ale Pan Black jest idealnym facetem pod każdym względem — projektantka bielizny schowała telefon i uśmiechnęła się szeroko. — Pasujecie do siebie idealnie, dzieciaki.
    — Mamo... — blondynka jęknęła i pogroziła jej palcem. — Gdyby tata usłyszał te słowa z Twoich ust, to nigdzie by Cię samej nie puścił.
    — Uznajmy, że mój mąż jest bardziej idealny od ukochanego Elaine. — roześmiała się i wyszła w pośpiechu, odbierając przy okazji połączenie.
    — Wybacz, ale ona zawsze tak ma. Mój niedoszły mąż również jej przypadł do gustu. Specjalnie robiła dla niego drożdżowe ciasto i kupowała jego ulubioną herbatą, ale on był jedynie cztery lata młodszy od moich rodziców... Pamiętam jaka była wściekła, kiedy odwołałam ślub, bo suknia kupiona, zaproszenia wysłane, a ja popełniam życiowy błąd. — odłożyła cienie i zaczęła zakrywać sińce pod oczami modelki.
    Hayley nie odkochała się za pstryknięciem palca w starszym o czternaście lat prezenterze telewizyjnym, ale nie była w stanie sobie wyobrazić tego, że to jemu ma gotować obiady, budzić się w tych silnych ramionach albo zrywać z niego koszule w przeróżnych kolorach i wzorach. Był dobrym człowiekiem; dbał o nią, zabierał na ekskluzywne wakacje, nosił dosłownie na rękach, ale od samego początku wyznał bolesną prawdą. Nie chcę mieć dzieci i tu nie chodzi o teraźniejszość, Hay. Nie przekonasz mnie do tego, abym został ojcem... Wytrwała długo i była gotowa do tego poświęcenia. Pogodziła się z tym, że nie zobaczy pozytywnego wyniku na teście ciążowym, nie wysłucha bicia serduszka tego maleństwa, nie kupi maleńkich ubranek, nie urodzi dzidziusia, a przede wszystkim nikt nie powie do niej mamusiu. Gdyby nie poznała Johanny to dalej żyłaby tylko przy czterdziestotrzyletnim mężczyźnie. Jej było trudno wytrzymać w szkole bez obecności Samiry i Eliego. Miała tak silnie rozwinięty instynkt macierzyński, że wcześniej czy później albo zdradziłaby ukochanego, albo wykonała zabieg in vitro. Kończąc makijaż Eagle była zadowolona z uzyskanego efektu.
    — Tadam! — stanęła za nią i oparła dłonie na ramionach Elaine. — Jak Ci się podoba? Ani Black, ani mała Cię nie poznają, jesteś piękna.

    Hayley

    OdpowiedzUsuń
  5. [Hej! Zawsze mam ochotę. Coś ci chodzi po głowie, coś wymyślamy wspólnie, czy lecimy na spontanie?]

    David Silvani

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardziej niż bandażem zasłaniającym głęboką ranę kutą na prawej łopatce zadaną mi przez Czara sztyletem, przejmowałem się słowami weterynarza twierdzącego, że następne dwa tygodnie okażą się dla Pax decydujące, ale na moim miejscu zacząłby już szukać dla niej godnego następcy, bo jej szanse na przeżycie są bardzo nikłe. Cholerny pitbulterier i moja cholerna pewność siebie. Przecież nie mogłem jej stracić. Nie teraz, gdy śledztwo nareszcie zaczęło przybierać coraz intensywniejsze barwy, a szkolony przeze mnie szczeniak był wciąż tak bardzo ciamajdowaty. Duży, kilkudziesięciokilogramowy, więc teoretycznie mogący wystraszyć potencjalnego intruza samą aparycją, ale wciąż za bardzo ciekawski i mało przydatny w faktycznym starciu. A dodatkowo po prawie godzinnym tłumaczeniu się przed Kennethem z użycia scyzoryka, odprawienia Eagle z powrotem do baru i pozwolenia na ucieczkę rzekomego bezdomnego, usłyszałem swego rodzaju wyrok w formie nakazu spędzenia pełnych dwóch dni w murach komendy na przesłuchaniach i kolejnych trzech na samochodowych patrolach ze wsparciem co najmniej jednego funkcjonariusza. Przez pięć kolejnych dób miano traktować mnie niczym jajko po pretekstem zapewnienia mi czasu na należytą rekonwalescencję, ale ja doskonale wiedziałem, że jest to swego rodzaju kara za naginanie oficjalnych zasad bez wyraźnej zgody przełożonych. Co z tego, że przez cały czas starałem się zwiększyć swoje szanse na ujęcie podejrzanego, a potem zamiast pozbawiać życia kolejnego człowieka, tylko unieruchomiłem mu na zawsze dłoń, skoro nie użyłem wtedy standardowych metod... Nieszczęsna biurokracja jak zawsze trwała obojętna na te oczywiste okoliczności łagodzące.
    Nagłe stukanie do drzwi, sprawiło, że niechętnie oddaliłem od siebie te przygnębiające myśli, po czym, poprawiwszy szybko lekko pomięty mundur, rzuciłem:
    - Proszę wejść!


    Enrique B. [Nic się nie stało. Ja za to wróciłam dzień wcześniej, więc mogłam odpisać.]

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeśli prawie zupełnie obca kobieta uznała, że nie prezentuję się najlepiej, to Octavia zapewne sprawi mi niezłą reprymendę, twierdząc, że przynajmniej ze względu na Ilario powinienem w końcu zdecydować się na dodatkowe ludzkie wsparcie. Być może będzie miała rację, nie należałem już w końcu do przedstawicieli młodej Ameryki, ale nie czułem się też znowu aż ta staro, by potrzebować prowadzenia za rękę. Po prostu coraz bardziej nieubłaganie zbliżałem się do średniego wieku, więc zapewne miałem minimalnie dłuższy czas reakcji niż w najlepszych latach, lecz wciąż mieściłem się wysoko w mocno wyśrubowanych ramach sprawnościowych służb porządkowych, więc nie miałem się czym przejmować. Mniejsze lub większe porażki zdarzały się w końcu każdemu, a najważniejszą umiejętnością była ta pozwalająca wysnuć z nich należytą lekcję na przyszłość. Ta dzisiejsza brzmiała: nie zapuszczaj się w skrajnie wąskie uliczki bez broni w ręku. Najlepiej odbezpieczonej i gotowej do użycia.
    - Spodziewałem się Pani. - oświadczyłem, przywołując na twarz coś na wzór oficjalnego uśmiechu, co z uwagi na promieniujący ból prawej łopatki, na której się przypadkowo oparłem, najprawdopodobniej przemieniło się jedynie w lekki grymas. - Raczej niepodomykane sprawy i ogromne szczęście. - wyjaśniłem ogólnikowo. - Gorzej, że nie udało mi się zatrzymać tamtego mężczyzny i nie mogę być pewny, czy czasem niedługo nie pożegnam się ze swoją towarzyszką. Co do Pani baru zaś, to przyległy do niego obszar przez najbliższe dwa dni będzie... - Nim zdążyłem dokończyć, rozbrzęczał się mój prywatny telefon, który natychmiast wyłączyłem nawet nie patrząc na wyświetlacz. Jeśli to coś poważnego, osoba po drugiej stronie na pewno pozostawi mi wiadomość na skrzynce głosowej lub SMS-a. - Przepraszam, nie zdążyłem go wyciszyć. A wracając do tematu, to będzie go obserwować z samochodu tych dwóch funkcjonariuszy, którzy tu Panią przywieźli, bo ja niestety jestem tu uziemiony, a oni są zbyt niedoświadczeni, by przydzielono im piesze patrole w takim miejscu jak Bronx. Nie oznacza to jednak, że mam zamiar całkiem skapitulować i pozostawić Panią na lodzie. - zapewniłem ją szybko. - Po prostu skorzystam z własnych kontaktów i zapewnię Pani w miarę możliwości bezpieczeństwo na odległość.

    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  8. Niemal każde słowo wymawiane przez kobietę sprawiało, że coraz bardziej zastanawiałem się kim tak naprawdę była. Charakteryzowała się zbyt wielką pewnością siebie jak na zwykłą barmankę i tłumaczkę, nawet jeśli założyłbym, że urodziła się, a przynajmniej wychowała w okolicach Bronxu, a dodatkowo właśnie przyznała, że jej narzeczony może zapewnić jej prywatnego ochroniarza. Z jednej strony oznaczało to, że w razie czego może liczyć na dodatkowe wsparcie, ale z drugiej w razie, gdyby mężczyzna nabrał jakiś podejrzeń względem sposobu w jaki wykonujemy swoje obowiązki służbowe, moglibyśmy mieć naprawdę poważne nieprzyjemności. Jak duże zależałoby z pewnością od tego, czy pracuje po tak zwanej jasnej czy ciemnej stronie mocy. Na pewno należy wdrożyć dodatkowe procedury zabezpieczające i w miarę możliwości zdobyć o nim jakiekolwiek informacje, co będzie zdecydowanie trudniejsze, niż gdyby zawarli oficjalny związek, ale nie niewykonalne. Wystarczy trochę pokombinować, a skoro i tak nakazano mi spędzić dwa śmiertelne nudne dni w zamknięciu na komisariacie, to spokojnie mogę poświęcić trochę czasu na ułożenie odpowiedniego planu działania. A może uda mi się wyciągnąć coś na jego temat od moich własnych czujek? Rzecz jasna samotnej wycieczki po cywilu z powrotem w stronę tej dzielnicy nie zamierzałem sobie w końcu tak łatwo odpuszczać. Najwyżej, jeśli zostanę na niej przypadkowo przyłapany, zaryzykuję chwilowe zawieszenie w pełnieniu swojej funkcji za nieusłuchanie rozkazów dowództwa, ale nie mogłem pozwolić na przedostanie się członków zależnego od Szakala kartelu do pozostałych części Nowego Jorku, gdzie łatwo mogliby się ukryć.
    - Musi się znaleźć, postawiłem na nogi wszystkie patrole w zasięgu od Pani baru aż do klubu ,,North Pole". - odparłem pewnie. - W końcu popełni jakiś błąd, zwłaszcza, jeżeli rzeczywiście przebywał tam po raz pierwszy.
    Moja wypowiedź została znowu przerwana przez bezceremonialne otwarcie na całą szerokość drzwi, w których z ponaglająca miną stanęła piegowata agentka niepotrafiąca nigdy poprawnie wypowiedzieć mego pierwszego imienia i z tego powodu posługująca się drugim.
    - Flance, mamy problem! - wykrzyknęła od razu. - Ten dealer zabarykadował się i...
    Nie musiała kończyć, bo jednym ruchem poderwałem się z krzesła, po czym przecisnąłem się koło niej, rzucając w stronę Elaine:
    - Dokończymy później.


    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  9. - Który budynek? - rzuciłem, wyjeżdżając na najbliższą ulicę i włączając sygnalizację dźwiękowo-świetlną, by zapewnić sobie wszelkie możliwe przywileje z nią związane, które na pewno przydadzą nam się po drodze w związku z popołudniowym szczytem rozpoczynającym się właśnie na ulicach.
    - Jakaś stara kotłownia nieopodal ,,North Pole". - odparła moja koleżanka, próbując nastawić służbowe radio na odpowiednią częstotliwość, co w tym akurat wysłużonym pojeździe niemal graniczyło z cudem. W końcu jednak dało się słyszeć lekkie szumy świadczące o nawiązaniu łączności.
    - Mówi kapitan Hopkins, jedziecie już? - padło z drugiej strony.
    - Tak, najpóźniej za dziesięć minut powinniśmy być na miejscu. - potwierdziłem, przejeżdżając na czerwonym świetle przez skrzyżowanie i z zawrotną szybkością skręcając w jednokierunkową drogę w prawo, w wyniku czego cały kadłub niebezpiecznie się przechylił.
    - Chcesz nas pozabijać?! - wykrzyknęła natychmiast agentka, poprawiając pas. - Nie wystarczy Ci, że ten psychopata dokładnie co kwadrans strzela do jednego niewinnego człowieka?
    Wyraźnie histeryzowała, więc zamiast odpowiedzieć, zacząłem układać w myślach plan działania. Jeśli tak, jak zakładałem, chodziło mu tylko o zapewnienie sobie większego pola manewru przynajmniej na Bronxie poprzez chwilowe uwięzienie mojej osoby, zapewne byłbym zmuszony po raz kolejny przehandlować swoje życie z zamian za zakładników, których przetrzymywał. A jeśli do pokojowego paktu dodałby jeszcze Eagle, która przecież jako pierwsza rzuciła na niego cień podejrzenia? Na pewno nie mógłbym się zgodzić i na to. W końcu kobieta była zwykłym cywilem, broniącym po prostu wstępu na swój teren obcej osobie. Takimi prawami rządził się każdy, zwłaszcza czarny rynek, od którego przewidywalnego działania pośrednio zależało sprawne funkcjonowanie wszystkich lokali rozrywkowych i gastronomicznych. Jako osoba mająca w przyszłości przejąć pełnię kontroli nad jednym z tych ostatnich rozumiałem to nazbyt dobrze. Na ułożenie alternatywnej strategii niestety nie miałem już czasu, więc kiedy wciśnięto mi do rąk mikrofon, modliłem się po cichu, by terrorysta nie zaskoczył mnie czymś niecodziennym.

    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  10. [Odezwij się do mnie na hangouts, a z pewnością coś razem wymyślimy :) lifenotfair2@gmail.com ]

    Matty

    OdpowiedzUsuń
  11. - Mamy już cztery ofiary śmiertelne, a za minutę padnie kolejny strzał. - poinformował Hopkins, patrząc najpierw wymownie na ręczny zegarek, a potem na mnie.
    Potwierdziłem zrozumienie jego uwagi nieznacznym kiwnięciem głową i, zaczerpnąwszy pełne płuca powietrza, oświadczyłem, czując na języku dobrze znany metaliczny smak niebezpieczeństwa pomieszany z lekko gorzkawym odpowiadającym za wzmożoną odpowiedzialność za życie niewinnych ludzi:
    - Mówi oficer Bodet, pragnę wynegocjować plan obustronnej kapitulacji!
    Parę sekund ciszy jakich terrorysta potrzebował na przemyślenie moich słów i ułożenie planu działania wykorzystałem na szybką próbę oszacowania ile dokładnie osób mógł pomieścić budynek. Na pewno więcej niż klub. I to dużo więcej. Może nawet dwa do trzech razy, co oznaczałoby, że chcąc go do końca wypełnić musiałby wytrzasnąć skądś czterysta do sześciuset osób. Na to na pewno nie miał wystarczająco dużo czasu. Jeśli chciał zachować nad nimi wszystkimi kontrolę i być pewnym, że do przybycia negocjatora starczy mu ,,amunicji", sprowadził tam co najwyżej trzydziestkę. W tym czterech zabitych, co dawało dwudziestu sześciu żyjących zakładników. Długa lista nazwisk do wykucia na nagrobku i koszmary senne zapewnione na najbliższy miesiąc.
    - Chcę jedynie, żeby pewna wścibska pannica wreszcie się ode mnie odpier***.- Odparł, wychodząc na zewnątrz z pistoletem przystawionym do skroni kruczoczarnowłosej nastolatki. - Zresztą tak samo jak Ty! Zrobicie to, a nikomu więcej włos nie spadnie z głowy.
    Łatwo było się domyśleć, że ową ,,wścibską pannicą" była Elaine, a ja sam najwidoczniej zostałem przez niego uznany za jej wspólnika.
    - Tylko tyle? - Udałem, że jestem w stanie zgodzić się na te warunki, by ułatwić mu ujawnienie swoich prawdziwych celów.
    - Przydałoby mi się jeszcze wsparcie Charona, którego dziś przymknęliście. - Dodał po chwili. - I oczywiście oczyszczenie minimum na dobę najbliższej okolicy z reszty agentów.
    Co on kombinował? Raczej nie chodziło mu o zwykłym przemyt kilku do kilkunastu działek narkotyku, na którą pewnie w natłoku innych, dużo ważniejszych spraw musielibyśmy przymknąć oko, oddelegowując do ich ewentualnego przejęcia zwykłych policjantów. Czyżby miał zamiar spotkać się z jakimś bliskim podwładnym Szakala, a może nawet z nim samym? Jeśli tak, nie mogliśmy stać z założonymi rękoma, więc należało zaoferować mu coś równie cennego jak stawiane przez niego warunki.
    - Proponuję wymianę. - Powiedziałem dobrze wiedząc, że słów, które użyję za parę sekund Octavia znów długo mi nie wybaczy. Rzecz jasna zakładając, że i tym razem uda mi się przeżyć. Kiedy była w ciąży obiecywałem jej przecież, że przynajmniej dopóki nasze maleństwo nie osiągnie roku, nie będę szastać własnymi losami na lewo i prawo. Niestety obecna sytuacja wymagała ode mnie złamania tej przysięgi. Kiedyś to zrozumie. - Ja w zamian za wszystkich cywilów, których przetrzymujesz i Charona.
    Jeśli się zgodzi, nie tylko pozbędzie się prawdopodobnie jedynego funkcjonariusza doskonale znającego najciemniejsze zakamarki Bronxu i potrafiącego dzięki swoim szerokim kontaktom z przeszłości odnaleźć go prędzej czym później nawet w najgorszej melinie, ale także będzie mógł łatwo szantażować całe FBI.
    - Zgoda, ale jeżeli ktokolwiek z Was zacznie coś kombinować, ta dziewczyna zginie. - zagroził, chwytając mocniej swoją, i tak już mocno wystraszoną, ofiarę.
    - Naprawdę chcesz to zrobić? - Spytała z nierozumieniem towarzysząca mi w samochodzie agentka z wyraźnym trudem powstrzymując się od chwycenia mnie za rękę. - Przecież masz dziecko. - szepnęła.
    - Gdyby coś mi się stało, powiedz, proszę, Octavi, że razem z Ilario i moją matką ma natychmiast wyjechać poza granice kraju dla własnego bezpieczeństwa. - Poinstruowałem ją, odpinając powoli pas z bronią oraz wyciągając z kieszeni scyzoryk.- I dokończ przesłuchanie Eagle. Już dostatecznie długo czeka na jego finał.
    - Zgoda. - Czułem na sobie jej spojrzenie nawet w momencie, gdy mężczyzna sprawdzał, czy na pewno nie ukryłem jakiegoś dodatkowego arsenału.


    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  12. - Dobra, a teraz pozwolicie mi spokojnie się oddalić i nie będziecie śledzić przez najbliższą dobę. - Zarządził mężczyzna, kończąc moje przeszukiwanie i popychając mocno w głąb budynku. - W innym wypadku możecie pożegnać się z tym pier***, wścibskim kundlem.
    Mimo, że podobne określenie wciąż postrzegałem jako poważną zmazę na honorze, postanowiłem nie reagować niczym więcej niż lekkim wywróceniem oczami, ponieważ doskonale zdawałem sobie sprawę z faktu, że gdyby jakimś niefortunnym słowem lub gestem zaszedł mu za skórę, najprawdopodobniej zatrzymałby powoli wychodzących zakładników oraz zwiększył swoje żądania. A te już teraz były wystarczająco duże. Pozostali funkcjonariusze naradzali się przez dłuższą chwilę, którą rzekomy bezdomny wykorzystał na skrępowanie mych rąk za plecami, po czym Hopkins wystąpił naprzód i oświadczył:
    - Zgoda, ale dokładnie po ich upłynięciu, ruszymy Twoim śladem. A jeśli dowiemy się, że w ich trakcie coś mu się stało, uznamy tę umowę za nieważną.
    Ostatnie zdanie postrzegałem jako zrozumiałe samo przez się, a przez to w ogóle niepotrzebne, zresztą chyba tak samo jak dealer, który dał temu wyraźny znak znudzonym westchnięciem i zamknięciem drzwi z głośnym trzaskiem. Wszelkie negocjacje zostały zakończone, a ja mogłem czekać jedynie spokojnie na dalszy rozwój wypadków.
    - Potrafisz być bardzo denerwujący, Morpheusie... - Stwierdził, uśmiechając się nieznacznie. - Ale jesteś godnym przeciwnikiem, którego nie tak łatwo wykończyć, dlatego zamiast zostawiać Cię tu pod okiem jakiegoś nowicjusza, zawiążę Ci teraz oczy i zabiorę na małą wycieczkę. - To powiedziawszy wyciągnął z kieszeni bluzy złożoną cztery razy, grubą, czarną chustę, którą starannie zawiązał mi wokół powiek, po czym chwycił mnie za barki i zaczął prowadzić w sobie tylko wiadomym kierunku. Po paru kroplach na skórze i chłodnych podmuchach wiatru poznałem, że wydostaliśmy się na zewnątrz, a niedługo później usłyszałem dźwięk otwieranych samochodowych drzwiczek. - Pochyl się. - Zrobiłem, co powiedział i znalazłem we wnętrzu pojazdu. Ledwie dosłyszalny odgłos zapalanego silnika pozwolił mi się domyślić, że to najprawdopodobniej nowy, hybrydowy, sportowy model, co z kolei kazało sądzić, że facet ma zamiar pojechać w jakieś oddalone o wiele kilometrów od miasta, odludne miejsce, gdzie będzie mógł robić ze mną praktycznie wszystko, co mu się spodoba, bo nim służby mundurowe się tam pojawią, on sam zdąży się już ulotnić. Należało mieć nadzieję, że tak jak zwykle w podobnych sytuacjach, któryś z moich kolegów będzie nas śledził po cywilu i w nieoznakowanym wozie lub porywacz okaże się na tyle rozsądny, by ograniczyć się do próby przekonania mnie za pomocą gróźb do porzucenia tego śledztwa. W końcu mało kto zabija swoich zakładników, zwłaszcza, jeżeli może ściągnąć tym samym na siebie pewną zemstę policji.


    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  13. [A gdzie w takim razie mieszka El? Bo Manhattan nie jest konieczny. :D]

    Ann Marie Fox

    OdpowiedzUsuń
  14. Mimo ograniczonych bodźców środowiskowych dochodzących do mojego organizmu próbowałem wysnuć jakąś teorię o celu podróży, które to zadanie nie należało do najłatwiejszych. Wszystko zależało bowiem od tego jak bardzo rozległą siatkę kontaktów posiadał kierowca i jak wiele informacji na mój temat zdążył zgromadzić od dzisiejszego ranka. Jeśli wiedział, że pochodzę z Meksyku, odrzucił raczej kierunek południowy jako najbardziej niebezpieczny, gdybym jakimś cudem mu uciekł. Bardziej w Nowy Jork też najprawdopodobniej się nie zapuszczał, bo mógł spodziewać się obławy oraz blokady. Zapewne już teraz znaleźliśmy się daleko poza miastem i pędziliśmy bocznymi uliczkami, a skoro wynegocjował aż dwadzieścia cztery godziny spokoju, to albo w międzyczasie miał zamiar stawić się na jakimś ważnym spotkaniu, albo wywieźć mnie poza stan, czy nawet kraj. Szczególnie ten ostatni ruch byłby nadzwyczaj przewidujący, bo utrudniłby mi niezwykle powrót. Co prawda nie tak bardzo jak zwykłemu cywilowi, ale tłumaczenie całej sytuacji i sprawdzanie mojej wiarygodności zapewniłoby mu dodatkowe kilka godzin czasu. A może to porwanie miało tylko odwrócić uwagę pozostałych funkcjonariuszy od czegoś poważniejszego, czego do tej pory nie zauważyliśmy lub nie potraktowaliśmy z należytą uwagą? Korzystając z prawie całkowitej ciszy, zacząłem powoli analizować wszystkie zgromadzone do tej pory informacje, ale niczego takiego nie znalazłem. A może właśnie dzisiaj miało dojść do kolejnego morderstwa? Byle nie na odsłoniętej teraz Elaine. Czy któryś z moich kolegów pomyślał w ogóle o jej kryciu ze starannie przemyślanej odległości? O Octavię praktycznie się nie martwiłem, bo po pierwsze miała przy sobie świetnie wyszkoloną do obrony suczkę, po drugie dzięki udzielonym przeze mnie lekcjom potrafiła sprawnie posługiwać się bronią palną, a po trzecie już dawno zdążyłem wbić wszystkim mętom z okolicy do głowy, że jeśli chociaż ją tkną albo pod moją nieobecność pozwolą, że zrobi to ktokolwiek inny, dołożę wszelkich starań, by resztę swojego nędznego życia spędzili w jak najgorszych warunkach za kratkami.
    Nagle poczułem, że samochód zwalnia, a parę sekund później usłyszałem:
    - Mam tu coś do odebrania, więc wysiadamy.
    Otwierane drzwi, ponowne ponaglające szarpnięcie, a potem charakterystyczne dla terenów podmokłych powietrze kazało mi twierdzić, że przejechaliśmy kilkaset kilometrów i znaleźliśmy w jakimś zupełnie mi obcym miejscu.
    - Po co sprowadziłeś tu tego glinę?! - Wyraźny wściekły baryton zaatakował moje uszy, podczas gdy do błony śluzowej nosa doszła znajoma woń przynajmniej trzech rodzajów narkotyków. - Chcesz narobić nam kłopotów?!
    - Przecież nie mogłem zostawić go na parkingu. - Odparł spokojnie dealer. - Zresztą zaraz ruszamy dalej.
    - Mam taką nadzieję.
    Ledwie dosłyszalne szmery, po których znów znaleźliśmy się na dworze, nie zakończyły się tym razem ponownym umieszczeniem mnie w aucie, tylko stanowczym policyjnym rozkazem:
    - Stój tam gdzie jesteś i puść natychmiast tego człowieka!
    - Chyba zapomniałeś, komisarzu, że ,,ten człowiek" sam zgodził się być moim zakładnikiem. - Odparł ze śmiechem terrorysta, uwalniając jedną dłoń z mojego barku i sięgając nią do kieszeni, w której musiał trzymać broń.
    - Cofnij ją albo będę zmuszony Cię zastrzelić! - Padło następne polecenie.
    Zamiast jakiejkolwiek odpowiedzi, poczułem, że szybkim ruchem przemieścił się za mnie, a jakby chcąc dodatkowo wywołać u mnie strach, ściągnął mi z oczu szalik, po czym szepnął ledwie dosłyszalnie:
    - Przynajmniej zobaczysz twarz osoby, dzięki której poniesiesz śmierć. - Przesunął wzrokiem po mundurowym. - No chyba, że Twój kolega zachowa zdrowy rozsądek i pozwoli mi się oddalić. - Dodał, wydobywając pistolet.

    OdpowiedzUsuń
  15. W spojrzeniu mojego ewentualnego wybawiciela dostrzegłem lekkie wahanie, które rozumiałem aż za dobrze. Z jednej strony był bliski przejęcia punktu przerzutu substancji psychoaktywnych należącego do szajki, nad której rozwiązaniem pracowaliśmy od wielu tygodni i zatrzymania dwóch przestępców, a z drugiej ryzykował, że jeśli wypali, własnoręcznie pozbawi życia innego mundurowego. Problem moralny, który od wieku wieków prześladował każdego z nas, a którego rozwiązanie postanowiłem mu ułatwić. Skoro stojący za moimi plecami mężczyzna nie pomyślał o skrępowaniu mi nóg, a jego przeciwnik mógł udzielić odpowiedniego wsparcia w razie, gdybym nie trafił tam, gdzie chciałem, postanowiłem wykorzystać niezachwianą pewność siebie tego pierwszego i kopnąć go jak najbliżej kolana. Jeśli mi się to uda, zostanie kaleką, a ja się uwolnię, a jeżeli pomyliłbym się w obliczeniach, przynajmniej zejdę z linii strzału.
    Los chciał, że ziściła się ta druga opcja, a kula agenta wbiła się dokładnie w staw łokciowy ręki, w której przestępca miał browninga.
    - Dobra robota. - Pochwaliłem, gdy Will zapinał mu kajdanki.
    - Nawzajem. - Uśmiechnął się nieznacznie, rozcinając moje więzy. - Jest tam ktoś jeszcze? - Kiwnął głową w kierunku budynku.
    - Owszem, jego uzbrojony wspólnik. - Potwierdziłem.
    - Rozumiem, w takim razie Ty go popilnuj, a ja zajmę się zatrzymaniem tamtego.


    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  16. [ Aww, dziękuję! Nie blogowałam od dobrych kilku lat, miałam w głowie taką piękną kartę a no wyszło... jak wyszło. No nic, pewnie ją poprawię milion razy. Na wątek jestem super chętna, tylko zastanawiam się nad jakimś fajnym pomysłem... ;)]
    Kairi

    OdpowiedzUsuń
  17. [Myślę, że mogą znać się dłużej biorąc pod uwagę orientację Twojej postaci i fakt, że Kairi jest mocno panseksualna. Myślę, że będzie to nawet ciekawsza opcja. :) Jesteś w stane zacząć, czy ja mam coś pomyśleć?]

    Kairi

    OdpowiedzUsuń
  18. [Pewnie, że możesz. Postaram się zaraz coś nasmarować. :)]

    Kairi

    OdpowiedzUsuń
  19. Ciemnoskóra nigdy nie przywiązywała się do miejsc. Ani do ludzi. W zasadzie tylko jej pies jest w jej życiu jedyną stałą. Czasem nawet zastanawiała się, czy to coś złego. Czy to z nią jest coś nie tak.
    Takie myśli szybko mijały. Przecież nigdy nie chciała być niczyją własnością. Ani kogoś mieć na własność. To był jakiś staroświecki wymysł. Jakaś tradycja. Jakiś utarty schemat. To nigdy nie było dla niej.
    Mimo to w jej życiu było kilka osób, które przychodziły i odchodziły. Pojawiały się na jakiś czas, i na jakiś czas znikały. Były ważne, a potem nagle przestawały takie być.
    Kairi przyjmowała taki stan ze spokojem- mocno wierzyła w fakt, że niektórych mamy w życiu danych tylko na określony czas. Że tak ma być.
    Chyba podobnie było z Elaine- znały się kilka lat, właściwie od momentu przyjazdu Kairi do Nowego Yorku. Poznały się w jakimś podrzędnym, gejowskim barze. Kairi nigdy nie potrafiła określić ich relacji- w zasadzie nie musiała, nie chciała, nie potrzebowała.
    Od jakiegoś czasu znała swoje miejsce w szeregu- była pierwszą osobą, do której odzywała się Elaine kiedy tylko chciała zagrać na nosie swojemu narzeczonemu. Umawiały się wtedy w tych specyficznych, czasem podrzędnych barach, popijając ulubiony alkohol. Dzisiaj było nie inaczej.

    - Czym tym razem sobie zasłużył?- Spytała cicho, przytulając dziewczynę na powitanie. Po chwili wspięła się na wysoki, barowy stołek i zamówiła whisky. Rzadko piła alkohol, i to był w zasadzie jedyny trunek, który jej w miarę smakował.
    Barman spojrzał na nie z lekkim uśmiechem. Kairi dobrze wiedziała dlaczego. Oto miał przed sobą dwie sprzeczności. W każdym aspekcie. Wysoka, blondwłosa eksmodelka i niska niczym chochlik, czarnoskóra, wytatuowana hipiska. Dwa bieguny. Ogień i woda.


    Kairi
    [jezz, wyszłam mocno z formy przez te lata...]

    OdpowiedzUsuń
  20. Ciemnoskóra skwitowała jej wywód drobnym uśmieszkiem czającym się w kącikach ust. Niezmiernie bawił ją fakt, że ludzie potrafią przepraszać po tysiąc razy, by za chwilę zrobić to samo po raz kolejny. Czy była zła? Nie. Czy było w tym coś złego? Nie. Byliśmy tylko ludźmi i mimo intelektu i tej 'duszy', Kairi była przekonana, że wszyscy jesteśmy głupsi od zwierząt.
    Przyjęła z pokorą i spokojem swoją rolę- wybawicielki, ucieczki, powodu do zazdrości. Były momenty, gdzie nawet się jej to niezwykle podobało. Szczególnie kiedy mogła na własne oczy zobaczyć reakcję tego faceta.
    Kairi powoli sączyła swojego drinka, co jakiś czas miarowo stukając szkłem w drewniany, oblepiony alkoholem blat.
    - Z tym wykorzystywaniem to bym się nie zapędzała, sama tu w końcu przyszłam.- To był jej standardowy tekst. Odpowiadała w ten sposób zawsze kiedy Elaine czuła się choć trochę winna. Po jakimś czasie przestała mieć nawet nadzieję, że to jakkolwiek blondynce pomaga.
    Nigdy do końca nie rozumiała motywów dziewczyny, ale przecież nie jej to oceniać. Sama nie była przekonana do idei życia z kimś tak do końca.
    -Bardziej zranisz młodą, siebie i jego jeśli faktycznie powiesz to sakramentalne tak.- Kairi lekko prychnęła pod nosem na samą myśl o małżeństwie i kościele. Wiedziała jednak, że Elaine po prostu zignoruje jej zachowanie. PRzecież dobrze znała jej zdanie dotyczące jakichkolwiek przysiąg i sakramentów.

    [Muszę się szybko wbić w te tory znowu, trochę mi się zatęskniło. :D]

    OdpowiedzUsuń
  21. [Misia, od Ciebie biorę wszystko :* masz konkretne marzenie, które możemy spełnić? :D }

    Zahra

    OdpowiedzUsuń
  22. [Tak dla uściślenia oni są już rok zaręczeni, nie?;)]
    Ostatnie dni były bardzo intensywne dla szatyna, ponieważ kończył prowadzenie jednej z większych spraw w swojej karierze. Wysłał za kratki dwóch naprawdę groźnych oraz wpływowych mężczyzny za liczne wykroczenia, które po zliczeniu nie mieściły się na kartce A4. Czuł wielką satysfakcje, gdy sędzia ogłosił piętnaście lat więzienia bez możliwości wcześniejszego opuszczenia zakładu przy dobrym sprawowaniu. Lucas był cholernie dumny z tego wyroku, a co za tym szło po wyjściu z sali sądowej nie stronił – jak zwykł do tej pory – od reporterów. Cierpliwie i rzeczowo odpowiadał na kolejne pytania pamiętając o szczegółach, których nie mógł podać do opinii publicznej. Oczy lśniły mu tak bardzo, że było to widocznie nie tylko w rzeczywistości, ale również na ekranach telewizorów i komputerów podczas emitowania tych krótkich wywiadów.
    - Jak układa się panu z narzeczoną? Nie widujemy jej na bankietach u pana boku.- oczywiście, że mógł oczekiwać pytań o jego życie osobiste, jednak był pod wpływem tak wielkich emocji, że całkiem o takiej możliwości zapomniał. Z Elaine udzielili jednego, obszernego wywiadu zaraz po tym jak się zaręczyli i na tym kończyło się upublicznianie tego co działo się w domu Blacka. Cenił sobie prywatność i nienawidził natrętnych dziennikarzy, którzy nie znali swego miejsca, a już tym bardziej odpowiedniego czasu na dane pytania.
    - Nie jesteśmy na bankiecie proszę pana, a przed salą sądową. Nie będę odpowiadać na pytania dotyczące mojego życia osobistego, gdyż nie jestem żadnym celebrytą, by to kogokolwiek interesowało.- powiedział niskim głosem sztyletując wzrokiem tego, który odważył się przekroczyć niewidzialną granicę. Pozytywne emocje opadły, a tym samym mężczyzna stracił zainteresowanie tym, by dzielić się swym sukcesem ze światem. Zwinnie wyminął resztę z mikrofonami, aparatami i kamerami w dłoniach, a następnie wsiadł do samochodu.
    - Dokąd Panie Black? – zapytał jak co dnia Sebastian siedzący na miejscu kierowcy. Siwy przyjaciel już dawno zauważył, iż z prawnikiem nie dzieje się dobrze. Był pełen nadziei, gdy w życiu jego pracodawcy pojawiła się zarówno panna Eagle, jak i Clarissa. Miła bowiem nadzieje, że szatyn zazna czegoś co zwano prawdziwym domem, lecz wszystko zaczynało sypać się jak zbudowane z kart. Przyszedł awans, wróciły stare nawyki do całonocnych bankietów i imprez, które kończyły się o wczesnych godzinach porannych. Lucas nie zdradzał narzeczonej, starał się nie zaniedbywać córki, która miała wszystko czego zapragnęła.
    - Do domu. Musze się przebrać, ponieważ czeka mnie dzisiaj jakaś gala.- machnął ręką otwierając laptopa i kompletnie zatracając się w pracy, którą przecież na dzisiaj powinien skończyć. Nie spostrzegł nawet kiedy dojechali na miejsce. W mieszkaniu przywitał się z córką wysłuchał jej opowieści o minionym dniu, ale też poprosił żonę Sebastiana, by i tej nocy została z małą.
    Przebrany wyjątkowo w biały garnitur prezentował się zadziwiająco dobrze. Wszedł do pokoju pięciolatki, by ucałować ją na dobranoc i życzyć kolorowych snów. Nim opuścił apartament wysłała sms’a do ukochanej: „ Mam nadzieję, że się nie przepracowujesz. Miłego wieczoru. Twój Lucas.” Może te dwa zdania miałyby inny wydźwięk, gdyby nie fakt, że na ekranie powyżej widniało kilka podobnych, a może nawet kilkanaście. Szatyn nie miał czasu na spotkania, a blondynka z kolei wolała stronic od oficjalnych wyjść. Black nie czuł tej rosnącej frustracji tylko i wyłącznie dlatego, że paca pochłaniała go do reszty, a przyjęcia wyglądały tak samo jak przed wielkimi zmianami w jego życiu. Chwycił jeszcze portfel z kuchennej lady po raz kolejny w tym tygodniu wychodząc z mieszkania wieczorem.

    Lucas Black

    OdpowiedzUsuń
  23. Bankiet, na który wybrał się sławny prawnik, nie był z tych najbardziej rozrywkowych, a i goście w gruncie rzeczy nie należeli do tych, którzy zazwyczaj bywali klientami Richardson&Black, więc szatyn dość szybko postanowił się ulotnić. Sebastiana już dawno odesłał do domu na zasłużony odpoczynek, więc teraz nie pozostało mu nic innego jak złapanie jednej z wielu żółtych, nowojorskich taryf.
    Udało mu się to po kilku minutach i chociaż skóra na tylnych siedzeniach błagała o dobre czyszczenie, mężczyzna nie zamierzał rezygnować z podwózki do domu. Podał kierowcy adres, a pod koniec kursu zapłacił nie małą kwotę za przejazd. Z ulgą rozprostował nogi wchodząc do budynku, który od kilku lat nazywał domem. W holu skinął na powitanie recepcjoniście, a następnie wsiadając do windy ściągnął marynarkę, która teraz wydawała mu się zbędnym okryciem. Nim dotarł na ostatnie piętro spojrzał na zegarek wskazujący drugą w nocy. Miał szansę na długi sen i to poprawiło mu nastrój po nieudanym wyjściu.
    Jak miał w zwyczaju swe kroki w pierwszej kolejności skierował do sypialni córki, by sprawdzić, czy nadal smacznie śpi, a nie wyczekuje jego powrotu. Nie zdziwił go nawet brak żony Sebastiana w salonie, ponieważ sam poinstruował ją, by korzystała z pokoju dla gości. Otworzył delikatnie drzwi, by nie robić niepotrzebnego hałasu, a to co zobaczył poruszyło jego serce. Dwie blondwłose głowy spoczywały na miękkich poduszkach w pełni ogarnięte czarem Morfeusza. Nie śmiał nawet podjeść bliżej, bo gdzieś w głębi zaczynały pojawiać się wyrzuty sumienia. Nie miał dla nich czasu.
    Zamknął drzwi i wycofał się do swojego gabinetu, w którym nie było go już długi czas. Zasiadł w wygodnym, skórzanym fotelu, by pomyśleć. Sen zszedł na dalszy plan, gdy pojawiły się kąśliwe myśli dające do zrozumienia, że najprawdopodobniej zabłądził. Chcąc się ich pozbyć wstał raptownie i wtem jego wzrok padł na jedną z półek. Znał ich ułożenie na pamięć i bez problemu mógłby powiedzieć w jakiej kolejność poukładane są książki, więc nie miało prawa tam nic błyszczeć. Podszedł bliżej, a emocje zaczęły w nim wrzeć, chociaż na zewnątrz nadal pozostawał niewzruszony. Chwycił złoty pierścionek ze szmaragdowym oczkiem. Tak dobrze znał ten malutki element biżuterii i doskonale wiedział, że nie powinno go tutaj być. On przynależał do śpiącej w pokoju obok blondwłosej kobiety.
    - Kurwa… - zaklął pod nosem zaciskając w prawej dłoni coś, co dla niego miało wielkie znaczenie. Wiedział też, że i dla Elaine oznaczał on dużo, tym bardziej zabolało znalezienie go ot tak w gabinecie na jednej z półek. Dobitnie zrozumiał wiadomość od ukochanej, jednak miał nadzieję, że nie do końca miała się ona spełnić. Przecież w końcu była tutaj, spała z Clarissą, więc była nadzieja, prawda? Zabuzowały w nim tak różne emocje od wściekłości, po przerażenie, że jedyne o czym pomyślał to odrobina świeżego powietrza i alkoholu. Teraz wiedział, że zmrużenie oka będzie kompletnie niemożliwe. Z butelką whisky, pustą szklanką i pierścionkiem w dłoni zasiadł na tarasie. Nadal był w tej samej granatowe koszuli i białych spodniach, tyle tylko, że nie prezentował się już tak pewnie. Górne guziki zaczęły mu przeszkadzać, więc pozostawił je odpięte.
    Powoli popijał bursztynowy trunek patrząc to na panoramę miasta, to na symbol jego uczuć w dłoni. Nie do końca rozumiał dlaczego Eagle posunęła się do czegoś takiego, chociaż zakamarki świadomości podpowiadały mu prawidłową odpowiedź. Za dużo pracował, za mało był, za dużo wychodził sam, za mało słuchał. Gdzieś, bardzo głęboko, to wiedział, czuł, ale tłumaczył sobie, że przecież to jego praca. Ostrzegał, że nie zmieni się z dnia na dzień i miał cholerną nadzieję, że akurat ta kobieta będzie w stanie to zrozumieć. Nie budził jej z dwóch powodów: po pierwsze musiał się uspokoić, a po drugie chyba on nie był gotowy na tą bezpośrednią konfrontację.

    Lucas Black

    OdpowiedzUsuń
  24. Całkowicie pochłonięty plątaniną myśli nie usłyszał momenty, w którym kobieta opuściła sypialnię córki ani nawet tego, że otworzyła lodówkę, by wydobyć z niej coś do picia. Stał wsparty o poręcz ogradzającą go od bezkresnej przepaści skapanej milionem świateł miasta, które nigdy nie zwalniało swego tempa. Wypił do końca porcję whisky nalaną do szklanki i drgnął na dźwięk znajomego głosu. Nie spodziewał się, że narzeczona – o ile nadal miał prawo ją tak nazywać – wstanie przed wschodem słońca.
    - Nie bardziej niż Ty – odpowiedział grobowym tonem jednocześnie przepełnionym bólem. Może wielki prawnik Lucas Black potrafił maskować swe emocje, jak podczas gry w pokera, gdzie każde drgnięcie ust mogło działać na niekorzyść gracza, lecz tutaj był kompletnie podatny na to co działo się wewnątrz. Szatyn odwrócił się do niej przodem, gdy podeszła bliżej. Nie mówił nic jedynie studiując zarysowany na tle granatowego nieba profil. To jej usta poruszyły się szybciej, to jej słowa wypełniły przestrzeń między nimi i to ich znaczenie zapoczątkowało lawinę kolejnych po sobie zdarzeń.
    - Znalazłeś wreszcie? Trochę Ci to zajęło?! – mimo, że nie chciał jego głos podnosił się z każdym wypowiedzianym słowem, a niebieska otchłań jego oczu była wypełniona bólem i rozczarowaniem. Nie sądził bowiem, że blondwłosa partnerka posunie się do czegoś takiego i potajemnie zwróci pierścionek nawet nie tłumacząc dlaczego.
    - Do cholery…- nie kontrolując kompletnie swych emocji rzucił szklanką o ceglaną ścianę za kobietą. Nie chciał jej skrzywdzić i na szczęście szkło rozbiło się z dala od jej nagich stóp. Lucas oddech miał płytki, a klatka piersiowa opięta pod koszulą unosiła się w taki sposób, że można by przypuszczać, że guziki tego nie wytrzymają.
    - Tylko tyle masz mi do powiedzenia? – nieco stonował ton głosu w nadziei, że trzask nie obudził Clarissy w mieszkaniu. Na szczęście pięciolatka spała smacznie wtulona w swego niebieskiego królika kompletnie nieświadoma rozgrywanych na tarasie scen. Lucas tymczasem podszedł bliżej kobiety, która stała się dla niego rewolucją w życiu i która jak nikt inny do tej pory wbiła mu ostrze w samo serce. Uniósł pierścionek trzymając go w dwóch palcach tak, by był dobrze widoczny dla nich obojga.
    - Myślałem, że to coś dla Ciebie znaczy i że nie będziesz chciała go nigdy oddać. Czyżbym tak bardzo się mylił? Czy moja miłość do Ciebie kompletnie mnie zaślepiła, a może jest ktoś lepszy? – tyle emocji mogło malować się na jego twarzy odzwierciedlając to co działo się wewnątrz, lecz dominowała jedna ból.
    - Poza tym czemu nie przyszłaś do mnie i nie powiedziałaś czegoś? Uciekałaś na imprezy ze znajomymi, których staram się tolerować, bo wiem jak ważna jest dla Ciebie niezależność. Na bankiety też nie chciałaś chodzić, a tego cholernego awansu mi gratulować, więc w czym rzecz? – odsunął się od niej i położył pierścionek na stoliku zasiadając w jednym z foteli. Sam odpowiadał sobie na pytania i chociaż był tego świadom chciał, by to właśnie ona wyznała mu swe motywy.

    Lucas Black

    OdpowiedzUsuń
  25. Po tym jak znalazł pierścionek na półce wiedział, że może się spodziewać dosłownie wszystkie oraz zdawał sobie sprawę, ze na nic z tego nie jest tak naprawdę gotowy. Przez wir pracy i dodatkowych zobowiązań kompletnie zaniedbał to o co przecież tak z całych sił walczył. Kurwa… tylko tyle przebiło się przez harmider myśli wypełniających jego czaszkę. Przecież on dla niej złamał prawo, zaryzykował życie i chciał się zmienić, tyle że chyba nie potrafił. W końcu aktualna sytuacja bardzo dobrze przedstawiała to jak bardzo zawalił na całej linii.
    - Bo też jesteś w pracy i ja Tobie tego nie wyrzucam! – mówią, ze najlepsza obroną jest atak i chociaż on jako prawnik powinien mieć opanowane do perfekcji negocjacje pod wpływem emocji tym razem nie miał nad tym żadnej kontroli. To dotyczyło jego życia, a nie klienta, który płaci grube pieniądze za to, by skazać winnego.
    - Odeszłabyś, czy uciekła? Bo to dla mnie znacząca różnica.- prychnął i chwycił butelką chcąc nalać sobie alkoholu do szklanki, jednak zrezygnował przypominając sobie co się z nią stało. Zmierzył ją zimnym wzrokiem i słuchając każdego słowa, które wbijało mu się jak małe sztylety w serce podszedł bliżej.
    - Elaine nie mów tak…- nie wiedział co miał dodać, jednak widząc, że blondynka weszła na potłuczoną szklankę szybko przyciągnął ja do siebie z cichym warknięciem, by uważała. Nie chciał by się zraniła i to częściowo z jego winy, bo przecież to on wycelował szklanką o mur.
    - Kocham przede wszystkim Ciebie i nigdy nie chciałem byś została kurą domową, bo wiem, ze byłabyś nieszczęśliwa. Do cholery, dałem Ci przestrzeń o którą się tak wykłócałaś na początku! – nadal nie wypuszczał jej za ramion przez co ich przyśpieszony oddechy mieszały się ze sobą. Mimo, że była tak blisko po raz pierwszy od dawna wcale nie chciał przenieść tego do sypialni, ponieważ wiedział, że to w niczym by im nie pomogło. Musieli stawić czoła tym przeciwnościom.
    - Wiem, że ten tydzień był szalony. Ten miesiąc i kilka poprzednich. – nie widział tego wcześniej, bo był tak bardzo ślepy, jednak teraz, gdy stali tutaj sami zaczynała do niego docierać powaga sytuacji. Zaczynało docierać jak bardzo zaniedbał ją oraz Clarissę. Nie robił tego celowo, przecież to one poruszyły to diabelskie serce.
    - Nie szukam kochanki – chwycił jej drobną twarz w swe umięśnione dłonie, by spojrzała mu prosto w oczy. Nie musiał być psychologiem, by domyślić się, ze lawina łez jest tuż za rogiem.
    - Szukam przyjaciółki, szukam kobiety, która tupnęła noga mówiąc, że mam jej nie kupować drogich prezentów – jego kącik ust drgnął na wspomnienie tamtego wieczoru, gdy chciał porwać pannę Eagle na bankiet, a w efekcie wylądował na nim sam.
    - Chcę Ciebie Elaine Eagle. Chcę byś na nowo mogła nosić ten pierścionek i chcę byś wiedziała, że masz pełne prawo potrząsnąć mną, gdy zbytnio się zatracę w pracy. Chce byś nigdy już nie była przeze mnie smutna i chcę byś mi wybaczyła. – dopiero, gdy skończył mówić puścił ją ze swych objęć. Patrzył jej prosto w oczy będąc teraz kompletnie bezbronnym facetem, tym samym który oświadczył jej się niemal rok temu. Nigdy nie dopuszczał do siebie myśli, że mógłby dopuścić do starty tego cennego skarbu, który zyskał, a była nim ta nieoficjalna, mała rodzina.

    Lucas Black

    OdpowiedzUsuń
  26. Mało kiedy coś poruszało skamieniałe serce wielkiego prawnika z Nowego orku, jednak widząc zapłakaną twarz blondynki kompletnie nie wiedział co ze sobą począć. Ukląkł przed fotelem, w którym spoczęła nieco bezsilnie Elaine. Nie przerywał jej, chociaż nie do końca zgadzał się z tymi zarzutami skierowanymi w jego stronę. Delikatnie głaskał jej nagie nogi, by chociaż trochę mogła się uspokoić. Nie radził sobie z łzami u osób, które w jakimś stopniu były dla niego ważne. Czuł się równie bezradny co dziecko, lecz wiedział że teraz nie był ani czas, ani miejsce na brak pewności tego co się chciało osiągnąć. Był dorosłym mężczyzną. Był prawie trzydziestoletnim facetem i musiał wziąć odpowiedzialność za swe czyny, jednocześnie nie bawiąc się w jakiegoś męczennika. Ktoś mądry kiedyś powiedział, że wina za problemy w związku leży gdzieś po środku. Może być przesunięta bardziej w jedną lub drugą stronę, jednak nigdy nie jest to zasługa tylko jednego z partnerów.
    - Nie gadaj bzdur, że do siebie nie pasujemy. Po prostu ja musze nauczyć się bardziej funkcjonować w naszej relacji. Przyznaję zawaliłem, za co nie wiem jak mógłbym przeprosić. Ej, no nie płacz- starł jedną z łez kciukiem i starał się do niej uśmiechnąć, jakby to mogło jakoś poprawić patową sytuację, w której oboje się znaleźli. Po chwili chwycił złoty pierścionek ze szmaragdem i włożył go w drobną dłoń ukochanej.
    - Ale też mogłaś na mnie krzyknąć wcześniej, upomnieć, napisać, czy zaryglować drzwi. – starał jakoś pokracznie zażartować, choć mówiła całkiem poważnie. Skoro czuła się taka opuszczona dlaczego nie mówiła nic wcześniej? Dlaczego nie tupnęła nogą i przeklinając go ponad wszelkie świętości nie przyprowadziła do porządku?
    - Jestem tylko facetem. Może kumatym, może nie i tym razem nie domyśliłem się czego potrzebujesz. Musisz też zrozumieć, że to jest mój pierwszy związek, więc działam nieco po omacku. – widząc jak ta się trzęsie zwinnym ruchem wziął ją na ręce i usadził sobie na kolanach. Na dworze wcale nie było zimnie, więc bez problemu wywnioskował, ze to emocje biorą górę nad kobietą. Nie chciał doprowadzać jej do takiego stanu.
    - Wiem, że łatwiej byłoby zwalić to wszystko na mnie albo lepiej na moją pracę, ale może jednak coś nie zagrało po drodze, co? – lekko nią kołysał, nieco pokracznie, lecz starał się z całego serca jej ulżyć.
    - Kocham Cię i to się nigdy nie zmieni, nawet jeśli postanowisz…- wielka gula pojawiła się w jego gardle, więc musiał głośno odchrząknąć, by mówić dalej. Złośc odeszła zwalniając miejsce pewnemu zrozumieniu.
    -… mnie zostawić. – taka była prawda. Nie mógł sobie wyobrazić, by kiedykolwiek, jakakolwiek kobieta mogłaby poruszyć jego serce, umysł i świat w ten sposób w jaki zrobiła to panna Eagle. Może zawalił, może zawalili i to po całości, jednak nadal nie był za późno, a przynajmniej on jak nigdy chciał w to uwierzyć.

    Lucas Black

    OdpowiedzUsuń
  27. Gdy Elaine wybuchła jeszcze większym płaczem mężczyzna stawała się coraz to bardziej bezradny. Starał się nie przestawać jej kołysać, a wolną dłonią głaskał jej nagą rękę. Nie było nic przyjemnego w patrzeniu jak ważne dla niego osoba jest w kompletnej rozsypce i to w duże mierze z jego winy. Pozwolił jej mówić, a nawet nie śmiał jej przerwać czując, że to jest ten momenty, gdy oboje powinni być ze sobą szczerzy. Trochę jak pod przysięgą w sądzie: żadnych kłamstw i półprawd. Tylko tutaj nie groziła im grzywna, czy więzienie, a utrata drugiej osoby bez której byłby raczej pusto.
    - Elaine jak mogłaś pomyśleć, ze jest coś ważniejszego od Ciebie? Myślałem, że kto jak kto, ale Ty przyjdziesz i będziesz szczera, gdy coś jest nie do końca tak jak powinno. – ucałował ją w czubek głowy nadal czując nie malejące wyrzuty sumienia, że przez jego pracoholizm i brak doświadczenia w relacjach damsko-męskich, które nie kończyły się na jednym wieczorze, siedzieli teraz tutaj.
    - Ale ja Cię dostrzegam…- taka była prawda, lecz prawdą również byłą fakt, że nie okazywał tego w należyty sposób. Nie potrafił inaczej niż tymi krótkimi wiadomościami, czy prezentami, których ona sobie nie życzyła. Była na kompletnie nie znanym dla siebie gruncie i jak widać nie udało mu się tam odnaleźć bez porażki. Zazgrzytał zębami na jej kolejne słowa, by jej nie przestraszyć i znów mimowolnie nie warknąć.
    - Pytałem, byłaś zajęta i potem przestałem już pytać. Do baru wpadałem rzadko, bo nie chciałem przeszkadzać, ale obiecuję, że teraz się mnie nie pozbędziesz, jeśli tylko postanowisz dać nam jeszcze jedną szanse, hm? – odsunął ją delikatnie od siebie, by spojrzeć w te jej niebieskie, zapłakane, ale piękne oczy.
    - Pytałem przez te jak to nazwałaś ‘głupie wiadomości o niczym’. Wiesz, ze nie jestem zbyt wylewny i chociaż na sali sądowej ciężko mnie przegadać tak tutaj – wskazał pierw palcem na nią później na siebie obrazując ich relację.
    - Nie zamierzałem Cię przegadać. Chciałem byś nie czuła się osaczona jak na początku, byś nie uciekła, a Ty i tak postanowiłaś to zrobić. – na końcu już nie mógł powstrzymać tego rozżalenia jakie czuł teraz wobec niej. Położyła pierścionek na półce jak tchórz oczekując że ten g znajdzie i domyśli się odpowiedzi na te wszystkie skomplikowane pytania.
    - To czy teraz nie jest za późno, bym zapytał co się z Tobą dzieje Elaine? – uniósł kąciki ust w uśmiechu tak naturalnym, ze nikt nie przypuszczałby, że jeszcze rok temu wychodził mu przerażający grymas. Odkąd w jego życiu pojawiły się te dwie blond istoty nauczył się jak ściągać w ich towarzystwie swe maski, chociaż nie było to proste. Wystawiał tym samym to co czuł na światło dzienne i bez problemu ktoś mógłby tego użyć przeciw niemu.

    pełen skruchy i nadziei Lucas

    OdpowiedzUsuń
  28. Szatynowi nie było lekko rozmawiać o uczuciach, dlatego prościej było mu wyrażać pewne rzeczy gestami, czy też prezentami. Na gesty – musiał przyznać – nie miał ostatnio czasu, a jak już wspomniano upominków panna Eagle sobie nie życzyła. Chociaż nie był w tym najlepszy musiał zmierzyć się z tą rozmową i być w stu procentach szczery przed kobietą którą przecież kochał, ale także przed samym sobą. Nieco mu ulżyło, gdy blondynka już przestała zanosić się szlochem, a i ciało bardziej zrelaksowało się w jego ramionach. Oparł się wygodniej o fotel przyciągając Elaine ku sobie.
    - Ja też przepraszam, że faktycznie nic nie zauważyłem, jednak chyba faceci czasem są naprawdę ślepi – szturchnął ją nosem w policzek, by nieco się rozchmurzyła, a jej załzawione oczy odzyskały ten dawny blask.
    - Nie jesteś już sama i chociaż nie dałem Ci powodów ostatnio, byś czuła inaczej to… No nie jesteś masz mnie. – powiedział i widać było, ze mówi szczerze o czym między innymi świadczyło jego zakłopotanie na tej wiecznie poważnej twarzy. Gdy go pocałowała bez zastanowienia oddał się tej przyjemności, jednak nie przenosząc jej na dalszy poziom jak to zwykli robić.
    - Ko-kochanie..- jakoś tak niepewnie wypowiedział ten pieszczotliwy zwrot w stosunku do kobiety. Może obawiał się, że ją tym spłoszy i całą szczerą rozmowę cholera weźmie? A może po prostu nie był przyzwyczajony do nieużywania imienia osoby z którą prowadził rozmowę? Pewnie zależało to od obydwu tych rzeczy po trochu.
    - Nie musisz być silna cały czas. Nikt nie jest, a uwierz mi wiem co mówię – pogłaskał ją po udzie patrząc przed siebie na panoramę potężnego miasta, które wielu ludzi potrafiła doświadczyć na wiele sposobów.
    - Możesz pozwolić sobie czasem na słabość, ale niech ktoś będzie wtedy z tobą. Mogę to być ja, Maille, czy Ulliel. Ktoś przy kim nie musisz zawsze być najsilniejsza kobietą na ziemi, którą tak między nami jesteś. – zaśmiał się, ale takie miał właśnie zdanie o swoje wybrance, że niezłe z niej ziółko i przy okazji twarda sztuka w dobrym tego słowa znaczeniu.
    - To co jest już lepiej? – zapytał po długiej chwili ciszy podczas, której wpatrywał się w granatowe lekko jaśniejące niebo i głaskał blondynkę to po udzie, to po nagich dłoniach, by mogła się czuć bezpiecznie. Nie zdawał sobie sprawy przed znalezieniem tego pierścionka jak samotna czuła się jego narzeczona i dopiero też zachodził w głowę jak mógł do tego dopuścić. Nim ponownie się odezwał ziewnął niekontrolowanie, cóż organizm domagał się chociażby minimalnej dawki snu.
    - Idziemy do łóżka? -zapytał, lecz nie mając tu wcale na myśli seksualnych pod boi, a zwykły sen.

    grzeczny diabeł

    OdpowiedzUsuń
  29. Chwila wytchnienia po tym szalonym, pełnym ciężkich wrażeń dnia następuje dopiero o trzeciej nad ranem kolejnego, więc zamiast dzwonić do Eagle, prosto z posterunku udaję się do domu, gdzie ku swemu zdziwieniu zastaję tylko Ilario w towarzystwie starszej sąsiadki leżącej na sofie. Serce natychmiast podchodzi mi do gardła, a mózg rozświetla szereg czerwonych lampek długością przypominający Mur Chiński. Moja ukochana bowiem od czasu narodzin malca jeszcze nigdy nie nocowała poza mieszkaniem, jeśli mnie nie było w domu. Co tu się właściwie stało? Instynktownie zaczynam rozglądać się za jakimiś znakami charakterystycznymi dla walki, a nie znalazłszy takowych, najpierw lekko, a potem coraz mocniej potrząsam ramieniem śpiącej kobiety.
    - O co...?
    - Gdzie Octavia? - Nie daję jej dokończyć, z trudem opanowując krzyk ze względu na chłopca. Brakowałoby mi jeszcze do szczęścia, gdyby otrząsnął się z głębokich marzeń zaserwowanych przez Morfeusza i zauważył, że nie ma jego matki.
    - Pańska żona poszła w odwiedziny do chorej przyjaciółki i powiedziała, że wróci później. - Oświadcza, mrużąc oczy i wpatrując się z niedowierzaniem w podświetlany zegarek stojący na komodzie. - Boże, przecież ona nigdy nie zostawiłaby dziecka na tak długo! - Momentalnie otrząsa się z resztek mary.- Czy coś może jej grozić?!
    W zamyśleniu niepewnie kiwam głową, co w obecnej sytuacji może być odczytane zarówno jako zaprzeczenie, jak i potwierdzenie. Jeśli dotarła na miejsce i zgodnie ze zdrowym rozsądkiem zatrzymała się tam na noc, to przynajmniej jest bezpieczna. Zdecydowanie gorzej, jeśli nieświadomie weszła na terytorium zainteresowania Szakala.
    Przeklinając pod nosem po hiszpańsku, chwytam drżącymi z nadmiaru nerwów rękoma komórkę i wybieram odpowiedni numer. Od razu odzywa się automatyczna sekretarka, co jest tragicznym sygnałem, biorąc pod uwagę fakt, że Włoszka wyłącza aparat jedynie podczas ważnych spotkań.
    - Do której konkretnie? - Pytam bliski pogrążenia się w całkowitej rozpaczy, ponownie wkładając kurtkę i przypinając smycz Veście. Jeżeli ktoś miałby ją łatwo znaleźć, żywą, czy martwą, to właśnie ta blisko z nią związana suczka. Prawdopodobnie samotne poszukiwania z niedostatecznie przeszkolonym do tego typu zadań psem nie są najlepszym możliwym pomysłem, ale obecnie nie stać mnie na żaden inny.
    - Chyba Daphne. - Mówi opiekunka po prawie minucie zastanowienia.
    Pierwsza dobra wiadomość, bo dziewczyna mieszka w tej samej dzielnicy, a jej numer znam na pamięć, toteż w drodze do celu udaje mi się nawiązać z nią kontakt. Niestety Europejki już tam nie ma. Wyszła blisko cztery godziny temu.
    Pięknie, szykuje się kolejna biała noc, po której będę musiał dodatkowo udawać, że, mimo zaginięcia lubej, jestem w stanie normalnie funkcjonować. W dodatku nigdy nie wybaczę sobie, jeżeli okaże się, że ma to coś wspólnego z przeprowadzanymi przeze mnie pertraktacjami.

    ***
    Usiłuję wymyślić jakieś zgrabne kłamstwo dla synka, gdy nagle słyszę pukanie do drzwi, za którymi stoi młodzieniec z domu na końcu ulicy.
    - Przepraszam, że przeszkadzam, ale ktoś zostawił to chyba przez pomyłkę w mojej skrzynce. - Wręcza mi kopertę zaadresowaną starannym, równym pismem.
    - Dziękuję.
    Po otwarciu na stół wypada aż za dobrze znany mi naszyjnik z delfinkiem i mała, mocno sfatygowana kartka ze słowami:
    ,,Jeśli chcesz jeszcze ujrzeć swoją piękną żonkę, uwolnisz Charona i nie dokonasz więcej aresztowań. Tych dwóch głupków z wczoraj możesz zatrzymać."
    Znowu ten Charon. Jaką funkcję pełni, że wszyscy tak o niego zabiegają? Nim udaje mi się rozwikłać tę zagadkę, mój telefon wibruje, a wyświetlacz pokazuje ciąg cyfr przypisany do Elaine. Czemu akurat teraz, gdy najchętniej ruszyłbym jak najszybciej do gabinetu Kennetha i przedstawił mu nowe żądania?
    - Mówi oficer Bodet. Czym mogę służyć? - Mam nadzieję, że jakimś cudem panuję nad drżeniem głosu, na wypadek gdyby blondynka dla odmiany uparła się, że wmiesza się w moje sprawy.


    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  30. On sam również był nauczony, jak nie okazywać słabości, jak ową wadę wykorzystywać u innych na swą korzyści. Nie przywiązywał się do rzeczy i starał się to robić również z ludźmi, jednak patrząc na to jak grono bliskich mu osób się powiększało – szło mu to marnie. Będą na tarasie, otwierając się przed blondwłosą najbardziej jak potrafił, powoli rozumiał, że on również posiadał teraz piętę Achillesową. Może nie był jeszcze tego do końca świadom, lecz miał przejrzeć na oczy już niedługo. Teraz całym sobą starał się uspokoić ukochaną i ukoić jej rozdygotane nerwy. Nie radził sobie w związku, ponieważ nigdy w żadnym na dobrą sprawę nie był. Jednonocne przygody, czy też te, które powtórzyły się z jedną partnerką kilka razy nie można było nazywać związkiem. Przecież on tak umiejętnie sprowadzał tamte spotkania jedynie do aktów seksualnych, aż na swej drodze spotkał Elaine, która wywróciła mu świat do góry nogami.
    Dostając awans poczuł chyba, że jest w stanie z powrotem sobie go poukładać na siłę jak kiedyś. Nie wziął tylko pod uwagę faktu, że miał teraz inne puzzle, więc to je w pierwszej kolejności powinien umieścić na miejscu, by otrzymać całość w niespotykanej dotychczas formie. Zdecydowanie za późno dotarło do niego, że skrzywdził jedną z najważniejszych istot w swym życiu – swą narzeczoną.
    Wstał za kobietą i na moment zawiesił wzrok na rozbitej szklance.
    - Ja nabałaganiłem, ja posprzątam wbrew pozorom potrafię zamiatać. – zaśmiał się cicho niemalże senni obejmując towarzyszkę jedną dłonią w talii. Słysząc jak syknęła obudził się w trymiga ruszył za Eagle niczym cień do łazienki i wyciągnął z jednej szafki plaster.
    - Czemu nic nie mówiłaś wcześniej? – burknął z lekką pretensją, jednak ukląkł przed nią i zakleił mały opatrunek na zranione miejsce. Rana nie wyglądała zbyt poważnie, jednak wiedział, że rano trzeb będzie się odpowiednio nią zająć.
    Będąc już w łóżku oczy niemal same mu się zamykały, ponieważ jego dzisiejszy dzień, jak i cały tydzień dały mu nieźle w kość. Chociaż Lucas mógł przysiąc, ze najbardziej wyczerpała go rozmowa na tarasie, gdyż wymagała od niego tego typu szczerości i skruchy do których nie był przyzwyczajony. Faktycznie to ‘starcie’ było dla niego trudniejsze niż niejedna rozprawa w sądzie. Będąc na granicy jawy i sny usłyszał głos kobiety, którą pokochał i gdy dotarł d niego ich sens niemalże usiadł na łóżku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W rzeczywistości lekko uniósł się na łokciu górując nad bezbronną, blondwłosą niewiastą. Oczy miał szeroko otwarte i wcale nie było po nich widać senności, której jeszcze minutę temu nie potrafił odgonić.
      - Co. Ty. Powiedziałaś? – mówił cicho, dobitnie i z przerwami, jakby oczekując, ze druga strona nie jest w stanie go zrozumieć, a to on tutaj podejrzewał się o omamy słuchowe. Lustrując ją swymi niebieskimi oczami w których krył się wielki szok i dezorientacja, bez problemu mógł stwierdzić, że wcale się nie przesłyszał.
      - Dlaczego mówisz mi o tym dopiero teraz? – zazgrzytał zębami, lecz z całych sił hamował wybuch złości.
      - Cholera Elanie, dlaczego nic mi wcześniej nie powiedziałaś?! – w końcu przytulił ją mocno do siebie tak, że jej głowa swobodnie mogła spocząć na jego klatce piersiowej, w której niczym młotem waliło serce.
      - Nie powinnaś być sama w takiej sytuacji. Dlaczego nic mnie nie powiedziałaś? I dlaczego uważasz, ze ja tego od Ciebie oczekuję? – nieco odsunął ją chcąc chyba zbadać reakcję na swe pytania.
      - Mamy Clarissę. To jest nasza córka. – podkreślił dobitnie.
      - Mam nadzieję, że również tak uważasz i jeśli miałbym być szczery, to nie wyobrażam sobie na ten moment kolejnej osoby, która chciałaby Cię mi zabrać. – znów ją przytulił i ucałował w czubek głowy. Nie miał bladego pojęcia co musiała przechodzić, gdy całkiem sama dowiedziała się, że poroniła. On powinien być wtedy przy niej wspierać ją, jednak on nie podejrzewał, by któreś z ich zbliżeń było na tyle celne. Miał kompletny mętlik w głowie i nie radził sobie z nim, ani tym jak powinien teraz zadbać o kobietę w swych ramionach. Do cholery on się do tego nie nadawał. Był zbyt Lucasowy .

      Lucas

      Usuń
  31. Szatyn nie zamierzał się kłócić o sprzątanie, jednak i tak wiedział, ze postawi na swoim z samego rana. Wystarczyło przecież, że wstanie przed blondynką i problem z głowy. Słysząc bardziej kompleksowe wyjaśnianie, dlaczego też jego narzeczona ma luźniejszy poranek zmarszczył brwi. Nie słyszał nic o żadnej obławie, jednak był ostatnio tak pochłonięty swym, zamkniętym światem, że dopiero Elaine sprowadziła go dość drastycznie do rzeczywistości. Nie był modelem na idealnego męża, chociaż kilka gazet twierdziło inaczej. Był tajemniczy, wpływowy, bogaty i dość przystojny, jednak to wszystko nadal sprowadzało się do ‘powłoki’, a w środku kryło się o wiele więcej, niekoniecznie pięknych rzeczy. Nie istnieją ludzie idealni i jeśli ktoś za takiego uchodzi, to znaczy, że nie wiemy o nim, czy też niej całej prawdy. Niemal każdy ma jakieś przysłowiowe ‘trupy w szafie’, które postanawiają wypaść w najmniej oczekiwanym lub niewygodnym momencie.
    - Dobrze, że postanowiłaś się nie narażać. – przyznał niby sucho, lecz przemawiała przez niego troska, ponieważ już oczyma wyobraźni widział, jak ciężko byłoby ją przekonać do zmiany zdania, gdyby zdecydowała się otworzyć bar jak co dnia. Znał siebie, ale i poznał już pannę Eagle, by wiedzieć, że to stracie nie obyłoby się bez podwyższonych głosów. Jednak roztropność właścicielki lokalu przyniosła mu ulgę.
    - Wiem, że nie jesteś z porcelany, jednak TY chyba zapominasz, że nie jesteś również ze stali. – zauważył, ponieważ nie trudno było ocenić, iż kobieta starała się znieść więcej aniżeli był w stanie. Nie miał na myśli teraz szkła w stopie, a porwanie, które o mały włos nie skończyło się dla nich tragicznie. Gdy emocje oraz wspomnienia tamtych wydarzeń nieco opadły, znienacka zaatakowała ich szara codzienność. Może dlatego tak łatwo było mu uciec w wir obowiązków , które niegdyś były całym jego życiem? Nie znał nic innego poza tym, by na całego oddać się prowadzonym sprawom oraz imprezom niemal co tydzień. W tym całym szaleństwie łatwo umykały chwile, które były przecież najcenniejsze. Black musiał się tego nauczyć niczym kilkulatek, gdyż w jego rodzinnym domu również rzadko spędzało się czas wspólnie. Nie chciał powtarzać błędów swych rodziców, a jak się dziś wieczorem okazało było to prostsze niż sądził.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po usłyszeniu rewelacji od swej narzeczonej naprawdę starał się ułożyć myśli w odpowiednim szybko, jednak było to wyjątkowo trudne. Emocje brały górę i chociaż zazwyczaj panował nad nimi bardzo umiejętnie, to teraz nie umiał ich nawet skategoryzować. Tulił do siebie ciało kobiety, która wydawał mu się jeszcze bardziej krucha niż kilka minut temu. Z drugiej jednak strony wiedział jak silna musiała być, by stawić czoła smutnej dla siebie rzeczywistości. Sam nie planował dzieci, a to że Clarissa byłą na świecie było czystym przypadkiem. Pokochał ją całym Devilowym sercem, lecz nie był przekonany, czy kolejny człowiek w jego życiu za którego musiałby być odpowiedzialny to coś czego teraz potrzebował.
      Ne przerywał jej, gdy zdecydowała się mu nieco wyjaśnić swe postępowanie. Wiedział że dodatkowe pytania, które cisnęły mu się na usta mogłyby ją osaczyć, a nie taki miał cel. Automatycznie zaczął głaskać ja dłonią po plecach chcąc tym samym dodać pewności, że może mu wyznać co jej leży na sercu. Nie mógł uwierzyć, że blondynka siebie obwiniała za wszystko, a co gorsza uważała się za uszkodzoną. Dla niego była najważniejszą, najlepszą, najodważniejszą i najbardziej upartą kobietą na świecie. Moze właśnie to ta ostatnia cecha nie pozwalała jej się pogodzić z faktem, iż wydanie na świat potomka może być dla niej niemożliwe.
      - Dla mnie jesteś idealna i nie powinno być Ci wstyd. – ucałował ją przeciągle w czoło wkładając w ten gest skotłowane wewnątrz uczucia. Napięcie powoli uchodziło z jego ciała, a zastępowało je na powrót zmęczenie.
      - Wiem. Ja Ciebie też kocham. -powiedział i starał się do niej uśmiechnąć, gdy ona znów posmutniała. Nie wiedział co mógł jeszcze na ten moment zrobić.
      -Wiem. Ja też przepraszam za to, że mnie nie było. – on odważył się pocałować ją w usta po czym szepnął jeszcze dobranoc i ułożył się wygodniej na łóżku nie wypuszczając Elaine z objęć.

      Lucas Black

      Usuń
  32. Nie miał pojęcia jakim cudem znalazł się w klubie przyjaciółki, tym bardziej, że niewiele kontaktował i dawał się po prostu prowadzić towarzyszącym mu kumplom. Ostatnie dni spędzał głównie na upijaniu się alkoholem wymieszanym ze środkami odurzającymi, nie przejmując się już nawet pierwszymi stronami gazet i robiącymi mu na każdym kroku zdjęcia paparazzi. Za namową ojca wrócił kilka miesięcy temu do eksperymentowania z kokainą oraz amfetaminą i choć wcześniej wystarczała mu niewielka działka i był w stanie to wszystko jakoś kontrolować, przez ostatnie tygodnie kompletnie popłynął, przestając tym samym racjonalnie myśleć i skupiając się jedynie na dostarczeniu do organizmu odpowiedniej dawki narkotyku.
    - Kolejkę dla nas wszystkich poproszę – skinął w kierunku barmana, rozsiadając się z kilku towarzyszącymi mu kumplami na krześle przy ladzie – Aaa…aa najlepiej to poproszę loże VIP, macie tu coś takiego? Na pewno macie – zaśmiał się, rzucając na ladę pokaźny plik studolarówek. Zależało mu na tym, aby dobrze się tej nocy zabawić i nie zamierzał na niczym oszczędzać. W końcu wielki Blaise Ulliel zaszczycił ich dziś swoją obecnością i powinni skakać wokół niego niczym zapracowane mrówki.
    - Ell? – zatrzymał wzrok na zbliżającej się w ich kierunku postaci – Co ty tu robisz? Jest moja kochana Ell, moja naj naj naj naj najlepsza przyjaciółka Ell – z trudem podniósł się z miejsca i uwiesił się na jej ramieniu – Napijesz się z nami? Napij się, koniecznie musisz się z nami napić. Haaalo, barman, proszę dużo alkoholu dla tej wspaniałej kobiety, która jest moją przyjaciółką i dziewczyną mojego przyjaciela, więc jest moją podwójną przyjaciółką – zaśmiał się, klepiąc ją przyjaźnie po plecach i usiłując jakkolwiek zachować równowagę. Świat wokół wirował coraz bardziej, ale on nie zamierzał przestać, tym bardziej, że za każdym razem kiedy kończył pod stołem, któryś z jego kierowców grzecznie zbierał go bez słowa z podłogi i zabierał do domu, aby mógł zachować choć resztkę swojej godności i nie pogrążać się jeszcze bardziej przed czyhającymi na niego w każdym oknie dziennikarzami.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  33. Sam nie wiedział kiedy przestał to wszystko kontrolować. Do niedawno jego życie było pozornie w porządku, chodził jak zwykle do pracy, przesiadywał cały dzień w biurze, a wieczory spędzał albo na kolacjach z partnerami biznesowymi, albo na uroczystych bankietach dla nowojorskiej śmietanki towarzyskiej. W między czasie spotykał się jeszcze z Maille, ale jego ciągłe kłamstwa odnośnie braku styczności z znalezionymi przy nim narkotykami wyszły na jaw, pogrążając go w oczach Irlandki na dobre i rujnując związek z jedyną kobietą, która był w stanie w życiu pokochać. Przez ostatni miesiąc nie były przy nim nikogo, kto mógłby w jakikolwiek sposób na niego wpłynąć i go kontrolować, przez co bardzo szybko wpadł w wir uzależnienia, tracąc kontrolę nad swoim życiem i zachowaniem.
    - Ałć…zabolało – jęknął, rozmasowując obolały policzek. Nie spodziewał się takiej reakcji ze strony przyjaciółki, zwłaszcza że był na tyle pijany, że każdego, w tym Ell, odbierał przez pryzmat towarzystwa imprezy.
    - Na nas nie patrz – uniósł w geście poddania dłonie jeden z jego kumpli, kończąc zaserwowanego przez barmana drinka. Nie mieli zamiaru się jej z niczego tłumaczyć i zanim cokolwiek dodała, zabrali pozostałe drinki i skierowali się w stronę zamówionej przez Blaise loży. Cała czwórka przyszła się tutaj po prostu dobrze zabawić, a nie wysłuchiwać kazań obcej dla nich kobiety.
    - Oczywiście, oczywiście, już idę grzecznie…idę, chyba idę – zaśmiał się, starając się za nią jakkolwiek nadążyć i opadając bezradnie na jedną ze skrzynek po piwie, kiedy dotarli już na zaplecze. Rozglądnął się wokół z głupkowatym uśmieszkiem i pokręcił znacząco brwiami, skupiając na niej swój wzrok – Czy Lucas nie będzie zły, że chcesz tutaj uprawiać ze mną seks? Ja nie mam nic przeciwko, ale nie wiem jak on….– wymamrotał pod nosem i bardzo niezgrabnymi ruchami udało mu się dość nieudolnie poluzować krawat i rozpiąć górne guziki pomiętej do granic możliwości koszuli.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  34. W normalnym wypadku byłoby mu wstyd, że przyjaciółka ogląda go w takim stanie, ale nie był w stanie na tyle trzeźwo myśleć, aby przejmować się zdaniem i opinią kogokolwiek, nawet jej. Przez ostatnie kilka dni jego mózg nastawiony był jedynie na dobrą zabawę i tylko na tym starał się ostatnio skupiać. Od przeszło dwóch tygodni nie pojawił się także ani razu w firmie, co w jego przypadku było tak prawdopodobne, jak spotkanie z przybyszami z kosmosu.
    - Ciii…nie krzycz – przyłożył sobie palec do ust a zaraz po tym uniósł w górę ręce w geście poddania – Jestem niewinny, nic nie zrobiłem, proszę nie podnosić głosu – uśmiechnął się głupkowato i oparł plecami o chłodną ścianę. Ell miała rację, spieprzył ostatnio całkiem sporo spraw, ale nie po to upijał się do nieprzytomności, aby się teraz nad tym wszystkim zastanawiać. Był młody, bogaty i przystojny, miał prawo bawić się i szaleć jak każdy normalny facet.
    - To będzie trudne, ale…ale dla ciebie wszystko moja super kochana i najlepsza przyjaciółko – podniósł się z jej pomocą z miejsca i ruszył chwiejnym krokiem za nią. Cieszył się, że mógł w końcu ją zobaczyć, nawet w tak kiepskich okolicznościach. Ostatnio nie miał żadnego kontaktu z dawnymi przyjaciółmi i włóczył się bez celu po drogich klubach z kumplami jeszcze z czasów liceum, których nigdy nie obchodziły czyjeś problemy i liczyła się dla nich jedynie dobra zabawa i szybki seks z seksownymi modelkami.
    - Tęskniłem za tobą, nawet jeśli tylko głośno dzisiaj krzyczysz – wyszczerzył się głupkowato i na tyle, na ile pozwalał na to jego aktualny stan, zamknął ją w przyjacielskim uścisku – Wracasz ze mną do moich kumpli? Idziemy się napić, jestem za trzeźwy – odsunął się od niej i łapiąc jeszcze resztki równowagi, ruszył w stronę wejścia do baru.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  35. Nienawidził tracić kontroli nad swoim życiem i zachowaniem przez co wyjątkowo rzadko doprowadzał się do aż takiego stanu jak dziś. Wpadł w wir ciągłych imprez i choć nie był przy tym ani trochę szczęśliwy, starał się robić dobrą minę do złej gry i udawać przed kumplami, że cudownie czuje się w towarzystwie ich i dobierających się do nich na każdym kroku napalonych dziewcząt.
    - Ja? Ja miałem wam pomóc? Niby w czym? Wy nigdy nie prosicie mnie o pomoc, nigdy – wymamrotał, kiwając przy tym palcem na znak zaprzeczenia – Nie jestem jasnowidzem Ell, nie mogę pomóc, kiedy się mnie o to nie poprosi – wzruszył ramionami, pozbywając się przy tym poczucia winy. Za każdym razem kiedy ona i Lucas mieli jakieś kłopoty starali się z nimi uporać w pojedynkę, a on chcąc nie chcąc dowiadywał się o tym dawno po fakcie.
    - O, jednak zmieniłaś zdanie? Lucas to mój przyjaciel i chyba jednak będę musiał powiedzieć…nie – westchnął, kiedy zorientował się, że jedynie z nim pogrywa i chce usadzić go w spokoju na kanapie. Nie zamierzał jej słuchać, ale walczenie z nią w takim stanie nie przynosiło żadnych korzyści, tym bardziej, że zawsze była silną kobietą i na trzeźwo pewnie też mógł mieć problem w przepychankach z nią.
    - Walczyć? Ja nie lubię z niczym walczyć, jestem bardzo pokojowym człowiekiem – uśmiechnął się i zanim zdążył cokolwiek dodać, usłyszał jedynie odgłos zamykanych drzwi. Usiłował poderwać się z kanapy, ale wszelkie próby uniesienia do góry i utrzymania w pionie ciała kończyły się fiaskiem, więc machnął jedynie zrezygnowany ręką, wracając do pozycji leżącej i zasypiając po kilku minutach.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  36. Nie pamiętał kiedy ostatnio czuł się aż tak źle jak teraz. Miał wrażenie, że jego głowa eksploduje zaraz na milion kawałków, a on umrze przy tym także z pragnienia. Otworzył powoli oczy i rozglądnął się powoli wokół, próbując ustalić gdzie tak właściwie się znajdował. Ostatnie co pamiętał to rozmowa z Ell i miał szczerą nadzieję, że to właśnie w jej bezpiecznym kantorku się znajduje. W przeciągu tego tygodnia zdecydowanie zbyt często lądował na pierwszych stronach gazet i nie chciałby znów stać się tematem ogólnokrajowej sensacji.
    - Jak dobrze, że to faktycznie ty – odetchnął, kiedy weszła do środka i utwierdziła go w przekonaniu, że najwyraźniej całą noc spędził na terenie jej baru. Wiedział, że jest na niego cholernie wściekła i liczył się z tym, że lada moment wyleje na niego falę żalu i złości, ale z dwojga złego wolał wkurzoną przyjaciółkę od natrętnych paparazzi czy ojca idioty.
    - Zgubiłem gdzieś swój telefon, możesz pożyczyć mi swój? Potrzebuję dużo wody, tabletki na głowę i moje łóżko, a to wszystko dostanę, jak tylko uda mi się skontaktować z moim kierowcą – próbował dalej bezskutecznie przeszukiwać kieszenie i odetchnął z ulga, przypominając sobie, że ma w telefonie opcję zabezpieczającą kradzieży. Galeria zdjęć była co prawda zablokowana, ale w czasach tak szeroko rozwiniętej technologii pewnie nie trudno złamać wszelkie zabezpieczenia, a tym samym jeszcze bardziej pogrążyć go w mediach.
    - Czuję się jak gówno, chyba dzisiaj umrę – jęknął, przecierając dłońmi zmęczoną twarz i roztrzepując dłonią pozostające w kompletnym nieładzie włosy. Wyglądał pewnie jak obraz nędzy i rozpaczy, a to dodatkowo wzbudzało w nim wyrzuty sumienia. Zawsze musiał być wręcz przesadnie idealny, a w tym stanie daleko było mu do perfekcji.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  37. ,,Tajemnica śledztwa" dla dobra obecnych oraz prawdopodobnych przyszłych ofiar ludzi zatrudnionych przez Szakla akurat w tej konkretnej chwili obchodzi mnie mniej więcej tyle samo co zeszłoroczny śnieg, więc postanawiam odstąpić od wszystkich oficjalnych zasad i zrzucić ze swoich barków przynajmniej część zdecydowanie za bardzo przytłaczających mój umysł spraw, mając cichą nadzieję, że szczera rozmowa z blondynką pozwoli mi choć trochę ukoić rozkołatane nerwy. W obecnym stanie nie potrafię skupić się na niczym innym niż liście z żądaniami, a także uporczywym zastanawianiu się jakim cudem ten mężczyzna zdołała w tak krótkim okresie czasu przerzucić w okolice mojego własnego domu swoich współpracowników, a to powoduje, że jako agent nie nadaję się praktycznie do niczego.
    - Ostatniej nocy aresztowaliśmy dwójkę jego podwładnych i odkryliśmy jedną z podmiejskich dziupli, w której przytrzymywał kilkanaście pudeł z różnymi rodzajami narkotyków. - Oznajmiam na nowo analizując wydarzenia, w których brałem udział zaledwie kilka godzin temu. Gdzie zrobiłem błąd, że cała, z pozoru udana akcja, zakończyła się tak tragicznie dla jednej z najbardziej kochanych przeze mnie osób? Jakim cudem nie zauważyłem, że w miejscu, które powinienem najbardziej chronić, pojawił się niebezpieczny obcy? - Wolałem jednak do Pani nie dzwonić od razu z uwagi na późną porę zakończenia całej misji, a konferencję prasową planujemy dopiero na pojutrze, więc przedstawiciele medialni muszą trochę poczekać na oficjalny, ścisły raport. Niestety w międzyczasie Szakal zdążył postarać się o kolejną kartę przetargową... - Nim udaje mi się dokończyć, z pokoju dziennego dochodzi wyraźny brzdęk metalu, a moment później wypada się z niego przerażony kot ścigany przez potykającego się o własne, zdecydowanie za długie łapy szczeniaka. - Theseus, spokój! - Łapię szybko mastiffa za fałdy sierści na karku i zmuszam do spokojnego siadu. - Przepraszam za zamieszanie... Wracając do tematu, to niestety ową ,,kartą" jest bardzo bliska mi osoba, więc obawiam się, że na jakiś czas mogę zostać odsunięty od czynnego brania udziału w sprawie i utonąć przy papierkowej robocie, toteż, jeżeli dostanie Pani jakieś konkretne informacje, proszę szukać mnie w gabinecie. - Z obawy o pozostanie na obecnym stanowisku wolę nie zdradzać kobiecie, że nawet, jeśli ten scenariusz się sprawdzi, będę patrolować okolice jej baru po godzinach pracy. Gdyby ktokolwiek z szefostwa nabrał podobnych podejrzeń, mógłbym łatwo zostać oskarżony o niesubordynację i wydalony ze służby lub, w najlepszym wypadku, oddelegowany do zwyczajnych oddziałów policji miejskiej.


    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  38. Jako obecny agent jednej z ważniejszych służb bezpieczeństwa na terenie stanu oraz dawny, powiedzmy to sobie zupełnie szczerze na głos, ktoś w rodzaju ulicznika, powinienem przewidzieć podobną sytuację i już wcześniej opracować plan w razie jej nastąpienia, ale najwidoczniej zbyt wierzyłem w to, że Octavi pod moją nieobecność wystarczy stała obserwacja zastraszonych okolicznych bandytów, którym jej porwanie musiało być bardzo nie na rękę. Już samo to, że list trafił do skrzynki najbardziej oddalonego sąsiada, zamiast bezpośrednio do mnie był tego najlepszym potwierdzeniem. Najwidoczniej uważali, że pojawienie się teraz zbyt blisko mojego domu, może spowodować niepotrzebne podejrzenia, a nawet niespodziewane zatrzymania. W końcu kto wie, do czego będzie zdolny mężczyzna, który właśnie stracił żonę, obawiając się, że podobny los spotka i jego pierworodnego. To właśnie o jego przetrwanie powinienem się zatroszczyć w pierwszej kolejności, co uświadomiłem sobie z całą mocą dopiero po odłożeniu słuchawki. Tylko gdzie mógłbym go umieścić do czasu ostatecznego rozwiązania śledztwa, skoro w najdroższej i zarazem najlepiej strzeżonej dzielnicy Nowego Jorku nie mógł chwilowo spokojnie dorastać? Najlepiej poza granicami kraju, ale nie we Włoszech, czy Meksyku, gdzie ze względu na pochodzenie swoich rodziców łatwo mógłby zostać odnaleziony przez wysłanników Szakala. Cóż...jego babka już dawno chciała odwiedzić przyjaciółkę z lat studenckich w Nowej Kaledonii, więc w drodze na komisariat postanowiłem zakupić dwa bilety lotnicze do tego miejsca i przetransportować je wraz z wnukiem do Green Port. Jeśli chciałem wykorzystać do przyśpieszenia uwolnienia ukochanej z rąk oprawców wszystkich swoich niegdysiejszych współpracowników spod ciemnej gwiazdy, włącznie z tymi, co do których zapierałem się, że nigdy więcej się z nimi nie skontaktuję, jednocześnie nie narażając pozostałych krewnych na zemstę faceta dążącego do zmonopolizowania całego rynku narkotykowego w Wielkim Jabłku, musiałem być pewny, że przebywają poza jego wpływami. Najwyżej kawiarnia trochę podupadnie pod nieobecność właścicielki.
    ***
    - Przepraszam za spóźnienie. - Oświadczyłem, ciężko dysząc po przybyciu wszystkich pięter budynku FBI, stając wreszcie przed obliczem wyraźnie zniecierpliwionego szefa. - Podobno chciał mnie Pan widzieć.
    - Zgadza się, Bodet. - Z tonu jego głosu wywnioskowałem, że nie był to wstęp do przyjemnej rozmowy. - Zapewne już wiesz, że akcja, w której brałeś udział dzisiejszej nocy wywołała duże poruszenie w mediach.
    - Owszem. - Potwierdziłem krótko, starając się odpędzić uporczywe myśli o stanie, do którego mogła w międzyczasie zostać doprowadzona moja małżonka i skupić całkowicie na wypowiadanych przez niego słowach.
    - Nie mogliśmy trzymać wszystkich ich przedstawicieli za zamkniętymi drzwiami do jutrzejszej konferencji, nie wywołując buntu, więc pozwoliliśmy przedstawicielowi CNN na krótki wywiad z Tobą i Endem. Czekają w głównej sali.
    - Dobrze, zaraz się tym zajmę, ale najpierw czuję się w obowiązku o czymś Pana poinformować. - Z kieszeni munduru wyjąłem wiadomość z żądaniami, którą mu podałem.
    - To, że nie możemy wypuścić zza krat Charona nie podlega najmniejszej dyskusji. - Oświadczył twardo po kilku minutach zastanowienia, wydających się mi wiecznością, podczas których serce nieomal rozsadziło moją pierś. - Co do drugiej części, i tak mamy wiele osób do przesłuchania, więc po prostu na jakiś czas oddelegujemy Cię do zajęcia się nimi. To powinno złagodzić dalsze działania Szakala w półświatku, a jednocześnie pozwolić nam na pokazanie mu kto tu naprawdę rządzi.
    - A co z Octavią? - Powróciłem do najbardziej interesującego mnie tematu.
    - Postaramy się ją oswobodzić w możliwie najkrótszym terminie. - Zapewnił z profesjonalnym, lekko współczującym, uśmiechem. - A teraz idź do tego pismaka, a potem wracaj do domu i się porządnie wyśpij, bo w takim stanie nie pomożesz nie tylko swojej nimfie, ale też nikomu innemu.
    - Rozkaz. - Rzuciłem, wychodząc na korytarz, gdzie dalej snułem plany gry na własnych zasadach.

    OdpowiedzUsuń
  39. Zbyt dobrze zdawałem sobie bowiem sprawę z faktu, że działające wyłącznie z pełną zgodnością z literą prawa Biuro może napotkać zbyt wiele niemożliwych do sforsowania murów, z których każdy może wpłynąć na dalsze losy kobiety, której jedyną winą było to, że źle wybrała sobie męża.


    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  40. Szatyn nie mógł się nie zgodzić z narzeczoną, gdyż byli beznadziejni w czymś co powinno być naturalne. W byciu ze sobą i nie traceniu przy tym autonomii. Rzeczywistość, jednak zweryfikowała, to że nadal czekała ich kamienista droga pod górę. Nie musieli docierać na sam szczyć, przecież wystarczyło, że razem ramię w ramię będą parli do przodu.
    - Jesteśmy – zaśmiał się pod nosem i sennie objął kruche ciało blondynki. Był wykończony i wcale nie musiał się starać, by zasnąć. Zmogło go szybciej niż się spodziewał, ale również obudził się skoro świt. Ne potrzebował pomocy telefonu komórkowego, by na czas wyswobodzić się z pomiętej pościeli. Nim to jednak uczynił odgarnął z warzy ukochanej zbłąkany kosmyk włosów. Wyglądała tak spokojnie i beztrosko, gdy spała. Gdy już zamierzał opuścić sypialnie poczuł bardzo delikatny opór ze strony Elaine.
    - Nigdzie się nie wybieram – odszepnął niepewny, czy nadal kobieta nie jest w krainie senny marzeń. Przysiadł na skraju łóżka i pogłaskał ją delikatnie po policzku.
    - Możesz jeszcze spać. Nie ma jeszcze szóstej, ja zrobię śniadanie. – powiedział i pocałował ją w sam środek czoła po czym wstał, by wpierw wziąć kojący prysznic.
    Jak zapowiedział przygotował pyszne śniadanie w postaci naleśników, lekkiej kawy zbożowej i herbaty dla Clarissy, która wstała znęcona słodkim zapachem. Przytuliła się do ojca odmawiając tego, by zasiąść na osobnym krześle podczas posiłku. Prawnik po wczorajszej kłótni zrozumiał, że nie tylko zaniedbał pannę Eagle, ale również pięciolatkę. Tym samym nie upierał się zbyt długo przy tym, by dziewczynka usiadła obok niego, a nie na jego kolanach. Niestety sielanka nie mogła trwać zbyt długo, ponieważ dzisiaj też Black musiał pojawić się w pracy.
    - Żona Sebastiana zaopiekuje się dzisiaj Clarissą – zakomunikował, a kilka minut później kobieta pojawiał się przedpokoju mijając się z Lucasem.
    Dzień mijał szybko, intensywnie, lecz jedną rzeczą, która odróżniała je od poprzednich był fakt, że szatyn starał się w miarę możliwości komunikować z narzeczoną. Tym razem nie były to puste wiadomości, a normalna rozmowa z użyciem środków dostępnych w XXI wieku. Gdy miał już kończyć pracę i domknąć wszelką papierologię do gabinetu jak burza wpadł jego kierowca i wieloletni przyjaciel Silver.
    - Sebastianie, czy coś się stało? – zapytał nieco zaskoczony takim agresywnym wtargnięciem do biura. Nie musiała upłynąć nawet minut, by domyślił się, że wydarzył się coś tragicznego. Blada i przerażona twarz siwiejącego mężczyzny mówiła więcej niż tysiąc słów.
    - Porwano Clarissę – dwa słowa, sześć sylab, a nogi się pod nim ugięły. Opadł na fotel, który na całe szczęście znajdował się tuż za nim. Nie słyszał dalszych wyjaśnień, ale wiedział że takowe padły, ponieważ usta Sebastiana cały czas się poruszały. Czas dla niego zamarł, a gdy adrenalina zaczęła buzować w jego żyłach niczym narkotyk ze świetnej partii wszystko na nowo nabrało tempa.
    - Jak mogło do tego dojść? – huknął mrożąc przyjaciela wzrokiem, jednak więcej słów wyrażających pretensję nie padło z jego strony. Musiał skupić się na tym, by jak najszybciej odnaleźć córkę całą i zdrową.
    - Były z żoną na placu zabaw i nie wiadomo kiedy mała zniknęła z pola widzenia. – wyjaśnił po raz kolejny, chociaż wiedział, że nie tego oczekiwał od niego pracodawca. Chciał szczegółów, które w jakikolwiek sposób mógłby pomóc przy odnalezieniu pięciolatki.
    - Kto o tym wie? – kolejne pytanie rzucił już wychodząc z gabinetu niemalże biegnąc do podstawionego pod główne drzwi samochodu.
    - Żona, ja i pan. – odpowiedział niczym żołnierz na służbie.
    - Dobrze. – wsiedli do pojazdu po czym szatyn wybrał numer narzeczonej w obawie, że i ona mogła paść ofiarą porywaczy. Ktoś ewidentnie obrał sobie go za cel i uderzył w najczulszy punkt.
    - Gdzie jesteś? -zapytał zimnym, ale zmartwionym głosem chwilę po tym jak usłyszał, ze ktoś odebrał telefon.

    przerażony Lucas

    OdpowiedzUsuń
  41. Szatyn wcale nie miał zamiaru odsuwać swej ukochanej na boczny tor w tej sprawie. Nie było to do końca świadome działanie, ponieważ pod wpływem tak burzliwych emocji była w stanie posunąć się do nieprzewidywalnych czynów.
    - Wyślij mi adres. Zaraz tam będę. – i się rozłączył nie podając szczegółów. Z jednej strony nie była to rozmowa na telefon, z drugiej wolał nie mieć zajętego numery, gdyby porywacze chcieli się z nim skontaktować.
    - Masz jakiś trop? – zapytał kierowcy, który już zmienił trasę tak, by móc podjechać po narzeczoną Blacka.
    - Niestety nie, jednak zakładam, że niestety ma to związek z pana pracą- wyznał szczerze Sebastian mocniej zaciskając dłonie na kierownicy i dodając gazu. Pamiętał bardzo podobną sytuację, gdy kilka, a może kilkanaście lat temu porwano nieletnią jeszcze Jocelyn, a niemalże takie samo pytanie zdał mu wtedy ojciec Lucasa.
    Ludzie z jakimi mierzyli się czołowi prawnicy bardzo często byli tylko zwykłymi płotkami wystawionymi przez grubsze ryby, by tylko odpuścić sprawę. Niestety albo stety Blackowie nie należeli do tych, którzy zadowalali się połowicznymi zwycięstwami i drążyli do samego końca. Dzięki temu przyczynili się do ukarania wielu ‘szanowanych’ w podziemnym światku person. Byli na czołówkach gazet nie raz, a także uchodzili za przykład bezwzględnej sprawiedliwości.
    Szatyn do tej pory nie hamował się z tym jakich środków użyć, by osadzić winnego za kratkami. Nie miał przecież nic do stracenia, ponieważ potrafił świetnie o siebie zadbać, lecz pogrążony w powrocie do starych przyzwyczajeń zapomniał, że teraz mógł stracić bardzo wiele. Naraził na niebezpieczeństwo dziecko, a także ukochaną. Pluł sobie za to w brodę, lecz nie zamierzał teraz rozdrabniać się nad przyczynami, a postanowił znaleźć rozwiązanie. Znaleźć Clarrisę!
    - Tyle to sam wiem. – warknął bardziej wściekły na samego siebie aniżeli na kierowcę, który właśnie parkował przed wyznaczonym wcześniej budynkiem.
    - Jestem.- rzucił do słuchawki, gdy tylko był pewien, że Elaine odebrała połączenie. Wysiadł nerwowo z pojazdu rozglądając się na boki. W końcu może sam miał ogon, który miał się upewnić, ze nie poinformuje policji – sam nie był taki głupi. Wiedział, że tą sprawę będzie musiał rozwiązać własnymi rękoma. Nie zauważył jednak nic podejrzanego, a jedynie wyczekiwał pojawienia się znajomej blond czupryny.
    - Musimy jechać. – zakomunikował tym swym lodowatym głosem, który sprowadzał nieznajomych do parteru lub kompletnie odstraszał. Nie panował nad sobą. Będąc już w pojeździe przytulił kobieta nieco za mocno i przymknął powieki.
    - El… porwali Clary…- rzadko stosował zdrobnienia, jednak teraz nie panował ani nad tym ani nad swym głosem, który mu się załamał, gdy już miał w objęciach chociaż jeden ze swych skarbów. Sebastian tymczasem czym prędzej starał się dowieźć cała ich trójkę do apartamentu Blacka, w którym czekała na nich jego roztrzęsiona żona.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  42. Żałował, że nie znajduje się teraz w swoim apartamencie i nie ma pod ręką żadnej kroplówki z witaminami i glukozą. Magiczne specyfiki od zaprzyjaźnionego lekarza zawsze szybko stawiały go na nogi i nawet nie odczuwał kaca. Nie pamiętał, aby kiedykolwiek czuł się w życiu tak źle jak teraz. Było mu wstyd, że doprowadził się do takiego stanu i wygląda przy Ell niczym obraz nędzy i rozpaczy. Niewiele pamiętał z ostatnich kilku dni i miał nadzieję, że nie doprowadził do swojej publicznej katastrofy. Na niczym innym nie zależało mu tak bardzo, jak na dobrej i nienagannej opinii, a w stanie kompletnej nietrzeźwości był łakomym kąskiem dla paparazzi.
    - Szkoda, bo przydałaby mi się odrobina współczucia - jęknął, opadając ponownie na sofe i nakrywając twarz poduszką - Wstyd mi, że oglądasz mnie w takim stanie - westchnął, chowając się przed nią niczym mały chłopiec, który coś nabroił. Pierwszy raz od tygodnia jego umysł był choć trochę przytomny, a to sprawiało, że odczuwał nie tylko fizyczny, ale i egzystencjonalny ból. Czuł się okropnie z tym co robił, ale z drugiej strony nie potrafił przestać i zataczał się coraz bardziej w błędne koło.
    - Dzięki - rzucił łapiąc od niej butelkę i szybko połykając przeciwbólowe środki – Nie mogę korzystać z życia? Każdy ma prawo imprezować, prawda? I nie, nie chcę się zabić, nie jestem istotą. Zresztą, kocham swoje życie i ostatnie czego można się po mnie spodziewać to samobójstwo - parsknął, zdziwiony, że mogłaby go podejrzewać o coś takiego. Nie robił nic złego, był wolny, młody i bogaty więc miał prawo korzystać z życia.
    - Doceniam twoją troskę, ale z tego co wczoraj mówiłaś to masz wystarczająco dużo swoich problemów i naprawdę nie musisz wyolbrzymiać moich. Co wydarzyło się u ciebie Lucasa, hm? Jedyne co pamiętam to fragment o tym, że mnie potrzebowaliście – uniósł do góry pytająco brwi, oczekując na jakiekolwiek wyjaśnienia. Nie chciał wysłuchiwać żadnych kazań czy trosk ze strony przyjaciółki i wolał szybko zmienić temat, aby skupić się na rozmowie o czymś innym. Poza tym naprawdę był ciekaw co złego przytrafiło się jej i Blackowi oraz upewnić się czy nie potrzebują już z jego strony żadnej pomocy.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  43. Szatyn był w podobny, a nawet gorszym stanie psychicznym co sama Elaine. Ulżyło mu na moment, gdy tylko chwycił ją w ramiona, lecz jego uścisk dość szybko się poluźnił. Musiał się skupić, szukać rozwiązania całej tej patowej sytuacji. Gdzieś tam czekała na niego przerażona pięciolatka, której na pewno nie trzeba było tłumaczyć dwa razy, że coś jest nie tak. Na swój wiek była bardzo rezolutnym dzieckiem, więc Lucas miał pewność, iż nie dała się skusić jakimś cukierkiem, by pójść z nieznajomą sobie osobą. Porwanie musiało przebiegać z użyciem siły lub środków odurzających co wcale nie poprawiało sytuacji. Mężczyzna zaciskał boleśnie zęby próbując domyślić się komu zależałoby, aż tak na jego cierpieniu. Lista, która klarowała się w jego głowie nie była krótka, a nie miał czasu na eliminacje każdego z osobna. Tutaj ważyły się losy Clarissy najcenniejszej i najdelikatniejszej istoty na świecie. Jego świecie.
    - Cholera nie mam pojęcia…- nie chciał powarkiwać na narzeczoną, która przecież była równie zdruzgotaną to informacją co i on sam.
    -Przepraszam – rzucił od razu ściskając jej dłoń, bo wiedział że ton głosu miał nadal chłodny. Nie umiał teraz przejmować się czymś tak trywialnym jak to, czy ukochana nie odbierze jego intonacji w zły sposób.
    Kilka minut później wysiadali z samochodu na parkingu podziemnym, a następnie winda dostali się na najwyższe piętro, na którym znajdował się apartament Blacka. W Salonie czekała na niech rozdygotana żona Sebastiana. Widząc całą ich trójkę bez małej blondyneczki zaniosła się jeszcze większym płaczem.
    - Silver zajmij się swoją żoną. Ja muszę pomyśleć.- nie kwapiąc się, by ściągnąć z siebie cokolwiek ruszył do gabinetu, a tam natychmiast wykręcił numer zarządcy budynku.
    - Z tej strony Lucas Black proszę o udostępnienie nagrań z dzisiejszego dnia z wszystkich karem jakie macie. – chwila ciszy. Brwi szatyna zmarszczyły się na czole niebezpiecznie, oczy ciskały błyskawice, a dłoń zacisnęła się na brzegu biurka przy którym stał.
    - Wiesz z kim rozmawiasz? To w takim razie zastanawiam się czemu nadal nie mam u siebie na komputerze udostępnionych nagrań do cholery! – nie miał czasu na kurtuazję. Musiał działać.
    - Wiem jak wygląda nakaz i proszę się nie martwić dostarczę go jutro rano, a teraz proszę wysłać nagrania.- i rzucił słuchawką kończąc połączenie z mężczyzną, który nie zdawał sobie sprawy jak ważny dla Blacka był czas.
    Ściągnął marynarkę i usiadł w wielkim, skórzanym fotelu odpalając komputer w oczekiwaniu na nagrania. Nadal nie miał bladego pojęcia kim mogli okazać się porywacze pięciolatki, jednak ktokolwiek to był zagwarantował sobie zemstę diabła . Słysząc charakterystyczny dźwięk odbieranej wiadomości natychmiast otworzył skrzynkę z przesłanymi nagraniami.
    - Elaine – zwrócił się do narzeczonej.
    - Gdybyś coś zauważyła mów. – nie musiał zapewne o to prosić, jednak dał jej tym samym do zrozumienia że wcale jej nie odsuwa od całej sprawy. W pierwszej kolejności postanowił załączyć nagranie z kamery, która miedzy innymi miała zasięg na plac zabaw, na którym wedle informacji otrzymanych do Sebastiana bawiła się jego córka.
    Ludzie przewijali się jak małe mróweczki, gdy film leciał w przyspieszonym tempie. Black zwolnił nagranie dopiero, gdy zauważył Clarisse na ‘planie’. Zacisnął mocniej szczęki zdając sobie sprawę, ze nie uchronił tego aniołka od wielkiej krzywdy, ze był jej przyczyną.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  44. Wiedział, że nie ma co liczyć na współczucie przyjaciółki i nie zamierzał na nie nalegać. Najwyraźniej luki w pamięci i częściowo urwany film sprawiły, że nie pamiętał jak bardzo wściekła była na jego widok, kiedy pojawił się ledwo przytomny w jej barze. Już kiedyś prosiła go, aby nie pokazywał się w tym miejscu i nie ściągał na nią i jej klientów wścibskich dziennikarzy i gdyby tylko jakkolwiek kontaktował na pewno nie zaciągnąłby się tutaj z kumplami.
    - Dobrze, poddaję się – uniósł do góry dłonie niczym przed celującym do niego policjantem – Nie proszę o litość ani o żadnego kopniaka, o nic już nie proszę – westchnął, kończąc kolejną butelkę z wodą. Czuł się okropnie i miał wrażenie, że za chwilę umrze. Nigdy w życiu nie miał aż takiego kaca i gdyby nie obecność Ell, pewnie zwymiotowałby sobie właśnie pod nogi i zaliczył tym samym kolejny wizerunkowy upadek.
    - Widocznie moja impreza nieco się przeciągnęła, co w tym takiego strasznego. Nie matkuj mi Ell, naprawdę – jęknął, usiłując podnieść się z miejsca. Świat wokół coraz bardziej zaczynał wirować, więc nie mogąc chwilowo liczyć na zachowanie jakiejkolwiek równowagi, zrezygnował na moment z planu ewakuacji i opadł ciężko na kanapę.
    - Jak lubią to niech piszą, pierdolę to – wzruszył ramionami i machnął lekceważąco ręką. Nie był świadom, że przez ostatni tydzień jego twarz zdobiła niemalże każdą pierwszą stronę w plotkarskich pismach i portalach internetowych, więc jego wciąż nie do końca trzeźwy umysł kazał mu jak najszybciej wyprzeć z głowy ten problem.
    - Nikt mnie nie zabije, mam swoich ochroniarzy i nie pozwolą mnie skrzywdzić. Od chodzenia po imprezach i seksu z modelkami nikt jeszcze nie umarł, wyluzuj Ell – udało mu się jednak podnieść do pozycji stojącej i uczynić kilka kroków w stronę dziewczyny, klepiąc ją przy okazji przyjacielsko po ramieniu – Jak to porwano? Kto to zrobił? Dlaczego ? – wbił w nią zszokowane spojrzenie, starając się poukładać w skacowanej głowie wszystko to, co przed chwilą przekazała mu Eagle. To dziecko zawsze było pod opieką co najmniej kilku osób i ktoś naprawdę musiał to dobrze zaplanować, skoro zniknęła niezauważenie – Odzyskaliście ją…to dobrze, to jednak dobrze, to już jest dobrze – odetchnął z ulgą i zanim zdążył cokolwiek dodać, złapał się za usta i szybkim jak na jego możliwości krokiem skierował się do łazienki.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  45. Szatyn nie radził sobie z natłokiem myśli, możliwych scenariuszy i emocjami, które kotłowały się pod powierzchnią jego skrupulatnie wyuczonej maski. Dzisiaj można było pierwszy raz w życiu czytać z niego niczym, z otwartej księgi. Przeważało przerażanie o dobro dziecka, a także chęć mordu. Tego drugiego nie dało się pomylić z niczym innym patrząc prosto w lodowaty wzrok Blacka, który aktualnie siedział obraz na ekranie laptopa. Puls przyspieszył mu w momencie, gdy Clarissa zniknęła za jedną z budowli przeznaczonych do radosnych zabaw nieletnich. Ujrzawszy ją po raz kolejny nie nacieszył się tym zbyt długo, bo jak narzeczona sprytnie zauważyła w polu kamery była również podejrzana sylwetka.
    - Zaraz sprawdzę – powiedział wyłączając bieżący film i otwierając kolejny z kompletnie innego folderu. Jego wybuch złość do słuchawki musiał podziałać na gospodarza jak kubeł zimnej wody, ponieważ ten przesłał mu więcej niż prosił. Teraz było to zbawienne, ponieważ mieli dostępne nagrania z rogu budynku, która powinna również uchwycić uciekającego porywacza z dzieckiem. Tym razem nie musieli zbyt długo wyczekiwać odpowiedniego momentu, ponieważ prawnik przesunął nagranie do odpowiedniej godziny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Jest. Miałaś racę -zwrócił się do blondynki, jednak nie odrywając wzroku od zatrzymanego ekranu. Nie widać było twarzy porywacza, ponieważ miał naciągniętą jakaś chustkę na twarz i kaptur na głowie. Jednym słowem mógł to być dosłownie każdy. To co zmroziło serce Lucasa to widok – jak przypuszczał – wiotkiego ciała córki na rękach tego bydlaka. Na szczęście na nich nagranie uchwyciło również samochód będący środkiem lokomocji nieznajomych drani. Mężczyzna szybko spisał numery rejestracji mając nadzieję, ze nie okażą się kradzione, ponieważ na ten moment to był jego jedyny trop.
      Gwałtownie wstał od biurka i ponownie przyłożył komórkę do ucha. Postanowił zadzwonić do zaufanego funkcjonariusza policji, by zyskać na kilka minut dostęp do policyjnej bazy danych.
      -John jest sprawa. Nieoficjalna.- zaznaczył od razu świadom, że więcej informacji nie będzie koniecznych z jego strony. Wyraźnie słyszał jak rozmówca po drugiej stronie zmienia pomieszczenie na nieco cichsze.
      - Słucham. – nigdy nie bawili się w small talk, ponieważ w ich zawodach zabierał on tylko zbędny czas.
      - Potrzebuję dostępu do waszej bazy na dosłownie kilka minut. Muszę sprawdzić jedną rejestrację samochodu i właściciela, jeśli takowy istnieje.- wyjaśnił i pochylił się nad biurkiem gotowy by zanotować logi oraz hasło policjanta, które bez sekundy wahania zostało mu przeliterowane.
      - Nie potrzebujesz pomocy?- usłyszał, jednak nie chciał dłużej wisieć na telefonie.
      - Nie. Wiem gdzie dzwonić. Dzięki.- i się rozłączył. Jedyne czego brakowało mu w tej chwili to policja na karku, która zapewne nie pochwalałaby jego metod działania. Lucas potrafił być okrutny i potrafił się mścić, jeśli chodziło o jego najbliższych. Teraz ważyły się losy aniołka, promyka będącego aktualnym centrum wszystkiego w jego życiu. Czemu zdał sobie z tego sprawę dopiero teraz? Czy zawsze musi się zdarzyć coś złego byśmy uświadomili sobie, co tak naprawdę jest dla nas najważniejsze?
      Zasiadał ponownie przed laptopem otwierając policyjna bazę i logując się do niej w przeciągu kilki minut. Wprowadził numer rejestracyjny samochodu i na ich szczęście właściciel został wykazany w bazie jako ktoś, kogo Black niestety kojarzył. Nie był do końca pewien, jednak wystraszyło przejrzeć jedną z teczek, które były zamknięte pod kluczem w biurku.
      - Kurwa, kurwa, kurwa… - rzucił papierami i wyrwał do salonu, gdzie żona Sebastian zdołała się już nieco uspokoić, jednak nadal była się spojrzeć w kierunku swego pracodawcy. On też wolał na nią nie zerkać, ponieważ to nie na nią był wściekły, a na siebie.
      - Silver potrzebujemy broni, ludzi i kamizelek na już.- rzucił udając się do sypialni, gdzie skrytą miał jedną spluwę. W końcu wrócił do narzeczonej.
      - Rozumiem, że nie zostaniesz w domu nawet, jeśli bym poprosił? – to był w sumie pytanie retoryczne, bo bardzo dobrze znał na nie odpowiedź. Blondynka już nie raz pokazała, że najstraszniejsze gówno tego świata nie jest jej niestety obce.
      - W takim razie ruszamy z Silverem. To są naprawdę nieobliczalni ludzie El.- głos mu się załamał, gdy szli do windy, ponieważ nie był pewien, czy on nadal ma kogo ratować. Miał nadzieję, że tamci będą chcieli wymiany córka, za ich przywódcę i ojca. To działałoby na korzyść Blacka.
      - Kilka dni temu przymknąłem przywódcę bardzo potężnego gangu na około 25 lat, ponieważ na więcej nie miałem niezbitych dowodów, jednak nie myślałem, że są na tyle głupi, by ze mną zadzierać po raz kolejny. – teraz już był w bojowym nastawieniu, które nie znało słowa litość.
      Lucas

      Usuń
  46. Będąc w angielskiej szkole z internatem, kompletnie sam, dość szybko nauczył się zasad, które rządziły tym światem i chociaż wielu próbowało wykrzykiwać hasła równości, to prawda była taka, że o swoje trzeba było walczyć. Mężczyzna nie miał z tym żadnego problemu, ba wojował czując się jak ryba w wodzie, pokonując kolejne przeszkody i przeciwników. On stojący na straży sprawiedliwości. On pnący się na szczyt. On imprezujący do upadłego. Zawsze świat skupiał się niemal tylko i wyłącznie na nim. Rodzina była mu obca bardziej niż portier w apartamentowcu. Nie obawiał się tego, że swymi posunięciami zajdzie komuś za skórę, ponieważ w niebezpieczeństwie mógł znaleźć się tylko i wyłącznie on sam, no i może Sebastian, jednak ten potrafił zadbać o swe bezpieczeństwo. Najwyraźniej łudził się, że stan ten nadal pozostanie bez zmian i będzie mógł skazywać bestie, które na to zasługiwały, a nikt nie pomyśli o zemście. Mimo analitycznego umysłu nie przewidział takiej ewentualności. Powodem mógł być fakt, iż nie do końca odnajdywał się w tym całym ojcostwie, a awans nadal dawał mu się we znaki moralnym kacem wobec narzeczonej. Teraz nie miał czasu na rozpamiętywanie swych błędów, czy na mówienie przepraszam, które nijak nie rozwiązywało problemu. Musieli czym prędzej odnaleźć małą.
    Nie spodziewał się tak groźnego tonu ze strony blondwłosej kobiety z którą w założeniu miał spędzić resztę swego życia. Potwierdziły się tym samym przypuszczenia, że nie miałby szans próbując zostawić ją w apartamencie z roztrzęsioną żona kierowcy. Oboje zamierzali walczyć zaciekle, by uratować najcenniejszą im istotę jaką była niewinna pięciolatka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Masz rację. My jesteśmy o wiele bardziej nieobliczalni.- powiedział bez cienia uśmiechu. Wielki Lucas Black przyznał na głos coś, o czym tak długo udawało mu się nie myśleć. Nie kontrolował się do końca, gdy w grę wchodziło bezpieczeństwo jego bliskich. Przekonał się o tym już raz ratując pannę Eagle. Wcale nie jechał tam z zamiarem zabicia kogokolwiek, a pozostawił za sobą jedynie płonący budynek wypełniony korpusami osób, za którymi miał nadzieję nikt nie płakał. Teraz sytuacji choć z goła podobna, była tysiąc razy poważniejsza, ponieważ dziecko nie powinno przeżywać czegoś takiego. Trauma jaką może wywołać to wydarzenie będzie nieodwracalna i tylko Clarissa będzie mogła sobie odpowiedzieć na pytanie, czy da sobie radę. Ojciec nie zamierzał jej zostawiać samej, ponieważ wiedział, że zapewnienie odpowiedniej opieki po wszystkim było kluczowe, jak po tym, gdy porwano jego siostrę. Do tej pory kobieta źle sobie radzi w stresujących sytuacjach, choć na pierwszy rzut oka niewiele różni się od Lucasa. Pewna siebie, wygadana z cięta ripostą na każdy przytyk, a jednak złamana gdzieś w środku. Zabrakło rodzicielskiej miłości i fachowej opieki. Szatyn nie zamierzał popełniać tego samego błędu co jego rodzice, lecz najpierw musiał odzyskać swoje dziecko .
      - Po moim trupie. Do żadnej wymiany nie dojdzie, ale oni nie muszą o tym wiedzieć. Grunt, by nie odważyli się podnieść ręki na Clary.- mówił niemal przez zaciśnięte zęby. Nagle wyciągnął telefon, który wibrował, a następnie szybko podał kabel do przodu.
      - Podłącz- Silver podłączył komórkę do małego komputerka, który znajdował się w samochodzie i na co dzień był używany głównie w roli nawigacji, czy też radia. Już dawno włączyli się w nowojorski ruch, więc nie było możliwości zaparkowania na poboczu. Przeklęte korki
      - Wiem po co dzwonisz, więc lepiej od razu powiedz czego chcesz. – zaczął nie czekając, aż to porywacze przejmą inicjatywę. Może powinien się nieco pohamować i swe typowe zapędy utrzymać nieco na wodzy, lecz teraz nie potrafił o tym myśleć. Męski głos po drugiej stronie zagrzmiał chrapliwym śmiechem, lecz nie wydawał się mu nijak znajomy.
      - No proszę, nawet porwanie córki nie potrafi Cię nauczyć podstaw kultury Panie Black. A co powiesz na to, że przez ten Twój mały wybuch mała blondyneczka nabawi się kolejnej blizny…
      - Ani się kurwa waż ją tknąć! Bo nie zobaczysz ojca! -wrzasnął do słuchawki tak nagle, że nawet Sebastian spojrzał w lusterko, lecz skupiał się na zlokalizowaniu urządzenia, z którego do nich dzwoniono. Jakie cyferki na ekranie komputera samochodowego śmigały w zawrotnym tempie, jednak nie podawały konkretnego położenia.
      - Nie jesteś w pozycji, żeby mi cholera rozkazywać Black. Dobrze zdajesz sobie z tego sprawę, a ojca zobaczę szybciej niż myśli, o ile życie tej smarkuli jest dla Ciebie coś warte.- zmroziło go, najnormalniej po ludzki zmroziło. On nie miał kontroli nad sytuacją, a w niebezpieczeństwie był niewinny aniołek.
      - Tato.. tato, to ty?- płaczliwy głos po drugiej stornie niemal odebrał mu mowę, a oczy napełnił łzami. Błękitne tęczówki od bardzo dawna nie zaznały tego prostego, acz tak ciężkiego brzmienia słonej wody.
      - Tak skarbie, nie martw się tata już po Ciebie jedzie z mamą. Nie bój się.
      - Koniec tych ckliwych momentów. Wiesz co masz robić Black. Oddzwoń na ten numer, gdy już będzie z Tobą mój ojciec. Masz czas do końca dnia. – i tyle, cisza, której nawet trąbiące samochody nie mogły przełamać.
      - Lucas mamy ich lokalizację.- rzucił kierowca nawet nie próbując dopytywać o szczegóły rozmowy, przecież widział, że jest źle.
      - Wypatroszę ich. – rzucił jedynie, a pojedyncze łzy otarł energicznym ruchem dłoni. Spojrzał po kilku minutach na narzeczoną i wydawać by się mogło, że chciał coś powiedzieć, lecz z jego ust nie wydobył się żaden dźwięk. Może chciał, by jednak się wycofała? Może chciał przeprosić i błagać o cholerne wybaczenie?
      Lucas

      Usuń
  47. Nie wiedział dlaczego wylądował akurat w barze przyjaciółki, ale najwyraźniej jakaś siła wyższa zadbała o to, aby nie pogrążył doszczętnie swojego wizerunku i nie miał możliwości karmić dziennikarzy kolejnymi sensacjami ze swoim udziałem. Ostatnio zdecydowanie przesadzał z alkoholem, a w połączniu z amfetaminą dawało to wybuchową mieszankę, która bardzo szybko mogła zrujnować mu życie i sprawić, że nim się obejrzy ze szczytu upadnie na samo dno.
    - Jeszcze żyję, dziękuję - westchnął z przekąsem, wracając w końcu z toalety i opróżniając kolejną butelkę z wodą - Moja matka najpierw spytałaby ojca co ma zrobić, a on pewnie kazałby mnie zamordować, zanim zrujnuje dobre imię rodziny Ulliel – dodał nieco poirytowany i zawiedziony oczywistą reakcją jego rodziny na jakiekolwiek problemy z jego strony. Czuł się jak gówno i miał teraz nauczkę, aby nigdy więcej nie przesadzać z alkoholem. Wspomniany przez dziewczynę odwyk pewnie nie byłby takim złym pomysłem, ale nie czuł się jeszcze na tyle uzależniony od środków psychoaktywnych, aby dać się tam komukolwiek zaciągnąć, a tym bardziej osobiście zgłosić na oddział czy choćby dochodzącą terapię.
    - Odpowiedzialność nigdy nie była moją mocną stroną – wzruszył bezradnie ramionami, wyciągając dłoń w kierunku przyjaciółki. Musiał odzyskać telefon i skontaktować się ze swoim kierowcą. Nie chciał zajmować dłużej czasu Ell, a przy okazji potrzebował zafundować sobie jakaś kroplówkę z glukozą i witaminami.
    - Jakkolwiek mogę wam pomóc? Jesteście już bezpieczni? Ostatnio byłem nieco nieobecny i zdecydowanie zawaliłem, ale naprawdę możecie na mnie liczyć – zapewnił, czując się nieco lepiej po opróżnieniu resztek alkoholu z żołądka. Miał nadzieję, że kryzys u Ell i Blacka został zażegnany, tym bardziej, że życie ciągle mocno ich doświadczało.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  48. Mężczyzna był tak zaaferowany odebranym telefonem, że nie poczuł dłoni na swym udzie. Nie widział też rozmazanego, miejskiego krajobrazu za oknem. Oczami wyobraźni starał się skupić tylko i wyłącznie na pięciolatkę, która gdzieś tam na niego czekała. Przerażona, osamotniona i miejmy nadzieję, że nie zraniona. Żyła na szyi pulsowała mu niebezpiecznie, a szczękę miał zaciśniętą niemalże boleśnie. Starał się odrobinę rozluźnić, gdy skierował spojrzenie swych niebieskich tęczówek wprost na kobietę, która poznała go od możliwie najgorszej ze stron. Widziała jak się mści, widział jak zapomina o całym świecie oddając się w wir pracy oraz ekskluzywnych bankietów, a mimo to siedziała teraz z nim w samochodzie gotowa poświeci wszystko , by uratować Clarissę.
    Drgnął jakby spłoszony, gdy dotknęła jego policzka. Nie odpowiedział jednak nic na jej słowa otuchy, ponieważ obawiał się, iż mógłby zwyczajnie na nią po raz kolejny warknąć. To co działo się poza blaszaną obudową pojazdu nie miało w tym momencie najmniejszej wartości i znaczenia. Liczył się cel i pomyślność ich planu, którego na dobrą sprawę nie mieli, o czym przypomniała mu narzeczona.
    - Jakaś stara kamienica. Zapewne tam mają jedną ze swych siedzib.- powiedział rzeczowo Sebastian mogą skupić się na ekranie monitora podczas, gdy światła na skrzyżowaniu były nadal czerwone. Nim nacisnął ponownie pedał gazu podał obojgu dokładny adres, by to pasażerowi mogli oszacować ich szanse na szybkie odzyskanie dziecka.
    - W tego typu kamienicach są kamienice połączone przez kilka klatek, więc myślę, ze to może być nasza szansa. Nie wiemy tylko, gdzie dokładnie ją przetrzymują – na zdjęciu gogle widać było, zę budynek ma, aż trzy klatki, na szczęście tylko po dwa piętra. Mężczyzna nie był jasnowidzem i niestety będą musieli na miejscu przekonać się, czy są jakieś przesłanki o tym, gdzie mogą znajdować się porywacze, a gdzie ich mały Aniołek.
    - Plan jest taki, jak tylko znajdziemy Clarisse to Elaine ucieka z nią do samochodu jak najszybciej, a my Sebastianie…
    - Tak, jest!- nie dał nawet dokończyć prawnikowi, ponieważ bardzo dobrze wiedział na co się szykując, gdy ubierali kamizelki kuloodporne oraz pakowali odpowiednia ilość broni do samochodu.
    - Na miejscu będziemy za piętnaście minut. – zakomunikował, a powietrze nagle zrobiło się gęściejsze.
    - Błagam obiecaj, że jeśli z Sebastianem nie wyjdziemy chwilę po Was, a ktoś się będzie zbliżał to odjedziesz z Clary. Błagam obiecaj mi to.- powiedział szatyn chwytając w swe szorstkie dłonie jej delikatną i dobrą twarz. Oczy były pełne niezidentyfikowanej mieszanki uczuć. Był zdeterminowany, ale również załamany i chciał mieć pewność, ze chociaż dwie najważniejsze osoby w jego życiu wyjdą z tego cało.
    - Pięć minut…- okolica za oknami robiła się coraz to mniej przyjazna dla typowych mieszczuchów oraz turystów. Mogli się spodziewać, że okolica będzie obstawiona przez więcej niż kilku ludzi, chociaż czy to nie nadzieja miała umierać ostatnia, wiec niech tak będzie.
    - Kocham Cię Elaine- powiedział szatyn i ucałował ją w usta krótko, lecz żarliwie po czym wysiadł z samochodu, a na twarzy można było odczytać tylko chęć mordu. Czystą, niczym niezmąconą chęć vendetty.
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  49. [Nie ma za co, sama zastanawiałam się, czy nie zatoczyć kółka i nie posłać Bodeta z powrotem w okolice baru, ale Twoja opcja jest lepsza.]

    ,,Porządnie się wyśpij” - łatwo powiedzieć dla kogoś, kto Octavię traktował tylko jako żonę jednego ze swoich podwładnych oraz ofiarę kilku już konfliktów między członkami podziemia. Tym czasem ja po wypuszczeniu psów na ogródek, zaparzyłem sobie herbatę ziołową na uspokojenie i usiadłem w fotelu z filiżanką w lekko drżących dłoniach, wpatrując się tępo w ścianę naprzeciwko. Ostatni raz podobnym mętlik w głowie miałem chyba po zabiciu pierwszego zbrodniarza w swoim życiu, po którym odzyskiwałem równowagę duchową przez blisko tydzień pod czujnym okiem policyjnego psychologa. Teraz nie miałem aż tak wiele czasu, bo każda, nawet najkrótsza chwila zwłoki mogła sprawić, że już nigdy nie ujrzę swojej ukochanej żywej i będę czuć wyrzuty sumienia do marnego końca. Potrzebowałem środka działającego mocno i szybko, czyli krótko mówiąc narkotyku. Dodatkowym atutem jego zakupu byłaby znacznie łatwiejsza możliwość zdobycia od znajomych handlarzy informacji o miejscu jej przetrzymywania. Niestety, zdawałem sobie sprawę, że jako często działający na dwa fronty przedstawiciel służb mundurowych obecnie mam znacznie utrudniony dostęp do towaru, bo żaden z nowych dealerów na rynku mi go nie udostępni, a ponadto od prawie dwóch lat całkowicie go odstawiłem, przedkładając rodzicielstwo nad chwilowo oderwanie się od problemów tego świata. Czyżbym miał się załamać aż tak łatwo? Toczyłem wewnętrzną walkę między rozsądną częścią umysłu twierdzącą, że nie skończy się na jednym strzale i tym razem stoczę się całkowicie, a bardziej dziką mówiącą, że poczuję się od razu lepiej, więc warto zaryzykować. Chyba w końcu udało mi się jednak zasnąć niespokojnym, pełnym koszmarów snem, bo gdy się ocknąłem cały zesztywniały i zlany potem, na kolanach miałem łeb Pax, która najwidoczniej powoli odzyskiwała siły po tej pamiętnej bójce, a słońce zdążyło dawno schować się za nocnymi chmurami. Mimo, że nigdy nie wierzyłem w omeny, to widok jej pokaleczonego ciała u boku odczytałem jako przesłanie od istot rządzących naszymi losami jakoby powinienem zgromadzić wszystkie szczątki uporu oraz odwagi, jakie mi zostały i ruszyć z uporem do akcji.
    - Dzięki malutka. - Szepnąłem, wstając powoli, by nie zadać jej przez przypadek niepotrzebnego bólu. - Nie zawiodę Was.

    ***

    OdpowiedzUsuń
  50. Dwa następne dni spędziłem odwiedzając tych ludzi z tak zwanej ciemnej strony mocy, którzy mieli wedle mnie jakieś niespłacone długi, dzięki czemu w ostateczności zdołałem zdobyć adres człowieka, który ponoć jako jeden z niewielu rzezimieszków przy małym nieoficjalnym wsparciu służb bezpieczeństwa mógł mieć szansę na powstrzymanie Szakala. To właśnie do niego zmierzałem po cywilu, udając turystę z aparatem i dużym szczeniakiem u boku, zachwycającym się pięknem skąpanego w blasku księżyca miasta, gdy w kieszeni wysłużonej już, sportowej bluzy zabrzęczała mi komórka. Czyżby któremuś z moich szpiegów udało się zdobyć jakieś przełomowe dane? Czym prędzej wyciągnąłem ją, gotowy na najgorsze, ale numer na wyświetlaczu sprawił, że przez parę sekund zamarłem. Czyżby ktoś uznał, że i Elaine jest zamieszana w sprawę porwania Włoszki? Jeśli tak, oboje mieliśmy nieźle przechlapane, a rozwiązanie całej zagadki oddalało się coraz bardziej. Na całe szczęście po odczytaniu nadanej przez nią wiadomości mogłem odetchnąć z ulgą i w spokoju zapalić papierosa. Okazało się bowiem, że jej samej przynajmniej, póki co nic nie jest, ale może mieć dla mnie coś naprawdę ważnego. Niewiele myśląc, zwyczajnie zmieniłem trasę i zacząłem powoli kierować w stronę wyznaczonego przez kobietę miejsca, a znalazłszy się zaledwie parę metrów od celu, przesunąłem pistolet pod lekką kurtką tak, by łatwiej móc go wyjąć w razie zagrożenia i oglądając się uważnie dookoła rzekomo w poszukiwaniu najlepszego ujęcia, zbliżyłem się do niej po lekkim łuku. W rzeczywistości zależało mi na wypatrzeniu ewentualnych czujków wysłanych przez przyszłego monopolistę.
    - Witam znowu, Elaine. - Z racji przyjętej roli wolałem mówić jej po imieniu. - Skoro zdecydowałaś się wezwać mnie tu w trybie pilnym, domyślam się, że dowiedziałaś się kim jest uprowadzona dama, a skoro tak, to chyba jestem zmuszony uznać Cię za równorzędną partnerkę. Zdajesz sobie chyba sprawę, jakie nieprzyjemności może to ze sobą nieść?


    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  51. Słysząc słowa ukochanej jego oczy natychmiast pociemniały, a na twarzy przebijała czysta wściekłość.
    -Nie ma mowy o żadnym odłączaniu! Rozumiesz?! – nie przyjmował sprzeciwu do wiadomości, nie w tej sytuacji. Wiedział, że jego narzeczona potrafi być uparta, jednak wystarczyło mu, że i tak narażał jej życie biorąc ją na akcję ratunkową Clarissy. Umysł podpowiadał mu, że to nie jest dobry pomysł, lecz serce wiedziało, że ta blondynka nie da się tak lekko odstawić na boczny tor.
    - Nie będziemy tam sami. – dodał jakby to miało rozwiązać ich wszystkie problemy. Wtedy, gdy ratowali Elaine również towarzyszyło im czterech mężczyzn, którzy nie zadawali pytań tylko robili to za co im się płaciło. Black nie żałował pieniędzy, ale również nie pytał skąd Sebastian ich znał i dlaczego pałali to niego takim respektem. Czym mniej się w takich sytuacji zdawało pytań, tym mniej można b=później powiedzieć podczas teoretycznego przesłuchania.
    Gdy wysiedli i w niemalże kompletnej ciszy doszli do kamienicy nie byli już tylko we troje, a w siódemkę. Czterech postawnych jegomości poszło przodem, by rozeznać się w terenie. Wrócili do nich po niecałych trzech minutach. Skierowali całe zgromadzenie do pobliskiej klatki schodowej, by omówić szczegóły zwiadów. Najwyższy z nich, blondyn z wielką blizna na twarzy postanowił podzielić się szczegółami.
    - Dwóch stoi na straży przed pierwszą od lewej klatką. Przez okna niewiele widać, ale po głosach można ocenić, że jest ich około dziesięciu. Plus minut trzech. W dwóch pomieszczeniach jest zapalone światło. Jedno na parterze, drugie na piętrze. – rzeczowo przedstawione fakty dawały im szanse ustalenia szybkiego planu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Jakieś specjalne uwagi? -zapytał znów blondyn, co miało w wolnym tłumaczeniu oznaczać, czy kogoś mają oszczędzić.
      - Kompletna czystka. Chcemy uratować moją córkę.- zimny ton Lucasa zaskoczył nawet Sebastiana, który nie myślał, ze jego pracodawca nie zechce oszczędzić nikogo na swojej drodze. Chociaż może właśnie tego powinien się po Blacku spodziewać, w końcu jaki idiota wybierał się na wojnę z samym diabłem.
      - Tak, jest. We dwaj pójdziecie z na dół z Lucasem i panna Elaine. Natomiast ja z Wami na piętro. Clarissa ma zostać przekazana w ręce Elaine i obie muszą zostać odeskortowane do samochodu zrozumiano?- tym razem kierowca przypominał kogoś obcego. Brzmiał jak wojskowy szykujący się na ostateczne starcie. Wszyscy skinęli głowami w zrozumieniu i szybko, acz po cichu ruszyli do celu. Dwóch pierwszych strażników zdjęto po cichu skręcając im karki, czym zajęli się bezimiennie pomocnicy. Sebastian z kompanami od razu ruszyli na piętro i rozległy się pierwsze strzały. Niemalże w tym samym czasie oni wkroczyli do mieszkania na parterze, w którym paliło się światło.
      - Co jest kurwa! – rzucił jakiś osiłek sięgając po broń, lecz był zbyt wolny i zaskoczony, by w ogóle w nich wymierzyć. Padł od jednej kulki w głowę, która sprzedał mu nikt inny jak Lucas. To co go sparaliżowało to pisk dziecka.
      - Clary! – krzyknął z automatu, bo wiedział, ze nie ma jej tu na dole. Co rusz było słychać strzały, przekleństwa, a on tak bardzo chciał pobiec na górę, jednak nie mógł sobie na to pozwolić. Napastników było już tylko czterech, jednak walka nadal trwała. Nie wiedzieć kiedy pojawił się za nimi syn mężczyzny, którego wsadził za kratki. Chwycił Elaine przystawiając jej nóż do gardła. Lucas słyszał, że słynął z używania białej broni, lecz nie sądził, że przyjdzie mu z tym się teraz zmierzyć. Szatyn odwrócił się powoli nie chcąc robić żadnych gwałtownych ruchów. Pomocnicy zniknęli w sąsiednich pokojach rozprawiając się pachołkami tego, który stał przed nim.
      - Nie ładnie Black. Nie ładnie tak nie dotrzymywać słowa. Czyli wolisz żeby to ta szmata zginęła zamiast Twojej córki? Twój wybór.- warknął, a prawnik stał jak spetryfikowany, ponieważ był świadom, ze najdrobniejszy ruch z jego strony oznaczał długą, krwista linie na gardle narzeczonej.
      - Po co się tak od razu unosić. – zaczął niby spokojnym głosem, co nieco wybiło z tropu obecnego szefa mafii. Nie spotkał się bowiem z nikim kto w takiej sytuacji zachowałby zimną krew. Zawsze błagano go o życie lub też rzucano się zbyt wolno na ratunek.
      Lucas

      Usuń
  52. Szatyn z rosnącym niepokojem patrzył na to, jak narzeczona próbuj się uwolnić, jednak nie mógł jej nic powiedzieć, tak by mężczyzna nie usłyszał. Stali tak naprzeciw siebie, dzieliło ich raptem kilka kroków, a prawnik miał wrażenie, jakby to była co najmniej przepaść. Czas stanął w miejscu i jedyne co się liczyło, to fakt, by ostrze nie zanurzyło się w tej aksamitnej szyi. Tej na której składał nocami miliony pocałunków, tej, która wyciągała się ku górze, by sięgnąć wzorkiem ponad tłumem w wesołym miasteczku, w końcu tej która pachniał rodziną. Widząc drobny ruch ze strony blondynki postanowił coś dodać od siebie, by odwrócić uwagę napastnika.
    - Nikt nie musi tutaj dzisiaj ginąc oprócz paru płotek, a wtedy wymiana dojdzie do skutku i dostaniesz swojego ojca. – mówił poważnym tonem, bojąc się, ze gdyby się rozluźnił to kpiący grymas wypłynąłby na jego oblicze. W tym momencie rozległ się pierwszy chybiony przez pannę Eagle strzał. Wtem zatrzymany jeszcze kilka sekund temu czas nabrał zawrotnego tempa. Gdy tylko ukochane zeszła z linii strzału Black wycelował śmiertelną kulkę w głowę mężczyzny. Nie było możliwości chybienia, a tym bardziej tego, by mafioso przeżył. Padł na ziemie, a zaraz za nim zaczęła pojawiać się spora kałuża krwi.
    - Nic Ci nie jest? – podszedł do kobiety chwytając jej twarz w obie dłonie i dokładnie oglądając szyję, na której jeszcze chwilę temu było ostrzec. Widząc jednak brak strużek krwi odetchnął i biegiem ruszył do góry. Nie czekał na nikogo, ponieważ teraz liczyła się Clarissa. Na piętrze przywitało ich dwóch trupów i Sebastian z raną postrzałową w nodze.
    - Kurwa Silver! – Lucas już przymierzał się pomocy swemu kierowcy, gdy ten tylko przecząco pokręcił głową i wolną dłonią, nie umazaną z krwi wskazał nadal zamknięte drzwi jednego z pokoi.
    - Clarissa – wychrypiał, a szatyn natychmiast otworzył je najdelikatniej jak potrafił w obawie, że dziecko będzie stało tuż za nimi. Schował broń za pasek i podszedł powoli do skulonej w rogu postaci. Dwie drobne rączki miała związane jakimś parszywym sznurem przez co zagotowało się w żyłach ojca. Jak oni mogli potraktować tak tego aniołka. Gdy Lucas chciał ją rozwiązać ta wrzasnęła przeraźliwie.
    - Odejdźcie!! Zostawcie mnie!! – oczy miała zaciśnięte tak mocno, że na pewno nie mogła wiedzieć kto do niej podszedł, to jeszcze bardziej łamało serce wielkiemu Devilowi.
    - Clarisso, to ja. Twój tata.- przyłożył delikatnie dłoń do jej policzka i w końcu rozchyliła powieki, które najwyraźniej wstrzymywały ogromne potoki łez. Niezdarnie rzuciła się na niego, a ten złapał ją w ramiona i na rękach wniósł z tego pokoiku dwa na dwa. Pięciolatka płakała tak mocno, że powoli zaczynała dostawać czkawki. Szatyn przekazał z ciężkim sercem córkę blondynce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. -Tak jak się umawialiśmy. – powtórzył i postanowił sprawdzić, czy na pewno na piętrze nie został nikt, kto by z miła chęcią wbił im nóż w plecy podczas odejścia. Na szczęście nikogo takiego nie był, jednak Lucas musiał pomóc siwiejącemu mężczyźnie, który tracił coraz to więcej krwi.
      - Nikt mi tu dzisiaj nie będzie umierał- zazgrzytał zębami uparcie błękitnooki po czym przewieszając sobie muskularne ciało Sebastiana na plecy zszedł z nim do samochodu. Było mu cholernie ciężko, jednak się nie poddawał. Reszta osiłków miała zająć się posprzątaniem placu boju. Dotarli do samochodu o czasie, a tym samym wpakowali się na przednie siedzenia.
      - Elaine podaj mi krawat, który jest schowany w skrytce z obok, któryś drzwi- musieli zrobić jakaś prowizoryczną opaskę uciskową. Kierowca wyglądał coraz gorzej, a do szpitala wcale nie mieli blisko.
      - Szybko! – dodał jakby to w ogóle było potrzebne.
      -Silver trzymaj się.- poklepał go policzku, co chwilowo pomogło przykuć uwagę i zapobiec temu, by jego wzrok nie uciekał w nieznanym kierunku.
      Gdy opaska na udzie była gotowa ruszył z piskiem opon do najbliższego szpitala. Nie myślał teraz w ogóle o tym jak się wytłumaczy lekarzom z rany postrzałowe, bo wiedział, że to jest teraz jego najmniejszy problem. Mimo skupienia na drodze co jakiś czas zerkał to na Clarisse z tyłu, to na Sebastiana z przodu. Kurwa, kurwa nie chciał żądnych ofiar, a miał aż dwie.
      Lucas

      Usuń
  53. Wiedział, że oddając Clarissę w ręce narzeczonej zapewnia jej możliwie najlepszą opiekę w tym chaosie. Serce mu się łamało, ponieważ nigdy nie myślała, że przez jego pracę ta niewinna istota zostanie tak skrzywdzona. To samo tyczyło się rany postrzałowej Sebastiana, który był dla Blacka kimś więcej niż tylko szoferem. Był przyjacielem i ochroniarzem odkąd ten wrócił z Angielskiej szło z internatem. Ojciec szybko znalazł sobie nowego kierowcę, gdy zauważył jak dobrze Silver radzi sobie z niesfornym Lucasem. Teraz ten poczciwy mężczyzna niemal słaniał się na przednim siedzeniu, gdy z minuty na minutę ubywało krwi z jego organizmu.
    - Już jesteśmy. – powiedział szatyn parkując na miejscu, gdzie powinna znajdować się karetka. Podeszli do nich pielęgniarze i jakiś lekarz z SOR’u. Nie zadawali za wielu pytań biorąc się do pracy. Prawnik zajął się całą papierologią i faktem, by nie zadawano zbędnych pytań. Opłacił taksówkę żonie kierowcy.
    - Tak bardzo przepraszam.- powiedział ściskając załamaną kobietę lekko za ramię. Z jej mężem nie było najlepiej, jednak stan odbiegał od krytycznego do tego stopnia, iż wszyscy byli dobrej myśli.
    Gdy przebadano również pięciolatkę i podano jej jakieś leki na uspokojenie mogli całą trójką wrócić do apartamentu. Trzymał córkę w ramionach tak długo, aż w końcu jej oddech przestał być urywany, a całkiem spokojny. Ostatnia seria panicznego płaczu miała miejsce jakieś dwadzieścia minut temu, więc szatyn delikatnie odłożył drobne ciało na kanapę w salonie.
    - Muszę się przebrać. – powiedział do Elaine i ucałował ją w czoło nim zniknął za drzwiami łazienki. Był wykończony zarówno psychicznie jak i fizycznie. Ten plan ratunkowy miał tyle dziur, co ser szwajcarski, a samo to, ze zabił dwoje ludzi budziło w nim odrazę do samego siebie. Wziął szybki, niemalże gorący prysznic, a brudne ubrania wyrzucił do wielkiego worka. Wiedział, ze najlepiej będzie je spalić i zapomnieć o tym tragicznym wieczorze. Naciągnął na siebie spodnie dresowe, jakiś T-shirt i z mokrymi jeszcze włosami wrócił do córki. Na szczęście nadal spała, więc mógł spokojnie dołączyć do drugiej blondynki w kuchni. Podszedł do niej od tyłu, objął dłońmi w okolicach brzucha, a podbródek umiejscowił na jednym z ramion.
    - Przepraszam, że musiałaś przez to wszystko przejść… - zaczął cicho zdając sobie sprawę, że dzielące ich centymetry pozwalając mu na szept.
    - I dziękuję, że odważyłaś się ratować naszą córkę. – przymknął powieki oddychając głębiej, a przed oczami znów miał krew, która rozpływała się po drewnianej podłodze, gdy wycelował prosto w czoło jednego z mafiosów. Już teraz wiedział, że nic nie będzie takie samo. On, ona i ich rodzina, miała już na zawsze nosi na swych barkach ciężar popełnionej zbrodni.
    - Powinnaś się przebrać i odpocząć – zauważył już nieco głośniej odsuwając się od kobiety, by móc spojrzeć jej prosto w oczy. Bał się co w nich zobaczy lub co gorsza, co ona ujrzy w tym jego zatraconym błękicie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Ratunkuuu!- rozległ się szloch z salonu, a szatyn natychmiast pognał do kanapy niemal potykając się o własne nogi, by uspokoić dziecko. Pogłaskał ją po główce, starał zagubione na policzkach łzy, a sam starał się rozkleić.
      -Clarisso już cicho, spokojnie. Tata jest przy tobie.- usadził ją sobie na kolanach ponownie tuląc i chroniąc przed złem tego świata.
      - To byli źli ludzie tato, prawda? – ledwo usłyszał to pytanie, jednak w odpowiedzi tylko skinął głową w potwierdzeniu.
      -Czy oni jeszcze tu wrócą?- słychać było przerażenie w tym delikatnym szepcie, a świeżo zabandażowane rączki zadrżały. Jak serce mogło nie krajać się w takim momencie. Kurwa Lucas znów zawiodłeś i to na całej linii Gdyby mógł to zawyłby z bezsilności, bo chociaż zemsty stało się zadość, jaką miał pewność, ze jego córka dojdzie do siebie po tym wszystkim? Oni jako dorośli nie będą mieli łatwo by wymazać te obrazy, czy dźwięki ze swych wspomnień, a co dopiero ona? Taka niewinna i rezolutna osóbka.
      - Nigdy już tu nie wrócą i nigdy nie pozwolę, by ktoś Cię mi odebrał, rozumiesz? – mówił z mocą, ale nie tak głośno, jakby tego chciał, by jej nie wystraszyć. Dziecko mocniej wtuliło się w niego, a on był po prostu bezradny. Nie myślał o głodzie, chociaż to co przygotowała Elainie pachniało bardzo zachęcająco.
      Lucas

      Usuń
  54. Nie spodziewał się takiej reakcji ze strony Ell, ale najwyraźniej było mu to potrzebne. Otaczał się ludźmi, którym na rękę było imprezowanie co noc w ekskluzywnych klubach i zalewanie się w trupa do nieprzytomności i dopiero spotkanie z prawdziwą przyjaciółką sprawiło, że przejrzał nieco na oczy. Nikt nie uświadomił mu do tej pory, jak bardzo stacza się na dno i przestaje przypominać dawnego siebie. Nigdy nie lubił utraty kontroli czy ofiarowania mediom gotowej sensacji, a paradoksalnie właśnie to czynił przez ostatnie kilka tygodni.
    - Blaise Ulliel nigdy się nad sobą nie użala i zawsze jest na szczycie, ale najwyraźniej coś musiało ostatnio pójść nie tak. Masz racje, zjebałem, cholernie zjebałem – westchnął, opróżniając butelkę wody i modląc się w duchu, aby jego kierowca jak najszybciej pojawił się pod barem Ell. Potrzebował elektrolitów i swojego ciepłego łóżeczka, aby szybko stanąć na nogi i móc zająć się firmą. Nie chciał pakować się dłużej w wir imprez, ale podświadomie czuł, że nie tak łatwo będzie mu zerwać z nałogiem i wrócić z dnia na dzień do swojej dawnej rzeczywistości.
    - Kocham się i nigdy nie zrobiłbym sobie krzywdy, spokojnie – zaśmiał się, dając jej przy tym pstryczka w noc – Żadna śmierć nie jest wam pisana, bynajmniej nie przede mną. Co ja bym zrobiłbym bez ciebie i twojego sztywnego narzeczonego? – prychnął, obejmując ją ramieniem i zamykając w niedźwiedzim, uścisku – Zawsze możecie na mnie nie liczyć. Pamiętaj o tym, dobrze? – uśmiechnął się i pocałował ją przyjacielsko w czubek głowy. Potrzebował jej obecności i naprawdę cieszył się, że kumple zaciągnęli go tej nocy akurat do jej baru. Dużo przeszli z Lucasem i podziwiał ich, że mimo ciągłych problemów i przeciwności losu wciąż byli razem. Sam chciałby być równie silny co przyjaciele, ale w rzeczywistości jego psychika była krucha niczym szklanka bańka, czego w pewnych sytuacjach nie był w stanie ukryć ani przeskoczyć.
    - Spotkam się z Lucasem, obiecuję. Przyślij go do mnie na męski wieczór, a ty w tym czasie zaopiekuj się waszą małą blondyneczka, hm? – uśmiechnął się, odbierając w między czasie wiadomość od swoich ochroniarzy i kierowcy – Tak, wiem, wiem i w przeciwieństwie do was o tym pamiętam – zaśmiał się, grożąc jej przy tym palcem. Kolejny raz Lucas i Ell mieli jakieś kłopoty, a on znów nie miał o niczym pojęcia. Miał nadzieję, że to się więcej nie powtórzy i będzie pierwszą osobą do której zadzwonią, kiedy na horyzoncie pojawi się jakiś problem.
    - Moi ludzie już na mnie czekają, pora na witaminki i sen – zaśmiał się, kładąc na stół kilka studolarówek – Nie pamiętam jak się ostatnio zachowywałem i czy nie zniszczyłem czegoś z moimi kumplami, więc to tak na wszelki wypadek. Dziękuję za pomoc, dobrze jest mieć przy sobie prawdziwych przyjaciół – mrugnął do niej i wyściskał ją jeszcze na pożegnanie.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  55. Nowy Jork był nadal spowity wieczornym mrokiem, który rozpraszały liczne lampy i szyldy różnorakich lokali. Ludzie przepływali ulicami niczym woda, której nadmiar nie miał ujścia do przytkanych odpadami studzienek kanalizacyjnych. Wszystko wyglądało tak jak zawsze, tylko, że takie nie było. Nie dla piątki osób, które zmierzyły się z koszmarem wymierzania sprawiedliwości na własną rękę. Jakkolwiek by na to nie spojrzeć był to koszmar nie do przeskoczenia. Szatyn choć widział nie jedno i broń również trzymał po raz kolejny w dłoniach był wstrząśnięty. Zabił i to po raz kolejny. Zabił z zimną krwią nie wahając się ani sekundy przed pociągnięciem za spust. Wiedział, że nawet niemożliwa podróż w czasie niczego, by nie zmieniła i nadal na koncie miałby dwa dodatkowe trupy. Pierwszy raz ubrudził sobie bezpośrednio ręce krwią, gdy ratował obecną narzeczoną. Nie żałował, chociaż wiedział, że nie miał takiego prawa, by odbierać życie nawet najgorszej kanalii. Ratował to co dla niego najcenniejsze – jego nową rodzinę . Tym właśnie się stawali, chociaż droga była wyboista i pełna przeciwności wiedział, że Elaine, Clarissa oraz Sebastian byli mu bliżsi niż ci z którymi wiązało go DNA.
    Gdy zza ściany wyłoniła się sylwetka ukochanej udało mu się unieść kąciki ust w bladym uśmiechu. Był to nie lada wyczyn jak na Blacka. Obserwował jej poczynania i bez słowa sprzeciwu ruszył z córką na rękach do kuchni. Mężczyzna nawet nie myślał o tym, by cokolwiek przełknąć, jednak musiał się wysilić ze względu na pięciolatkę, która nie odstępowała go na krok.
    - No chodź Clarisso, nawet księżniczki uratowane z wysokiej wieży muszą jeść. – powiedział delikatnie, gdy odmówiła wysuniętej w jej kierunku łyżki z ciepłym posiłkiem.
    - Nie chcesz chyba martwić mamy i taty, hm? – ucałował ją w czubek głowy po czym sam spróbował trochę przygotowanego specyfiku. Smakowało mu, chociaż wiedział, że więcej nie mógłby w siebie wmusić. Na całe szczęście nie musiał, bo dziecko powoli zaczęło samo zajadać się ze smakiem. Widząc tą łapczywość ścisnęło go za serce, ponieważ skąd mógł wiedzieć kiedy jadła po raz ostatni. Głaskał ją delikatnie po plecach, gdy ta siedząc na jego kolanach kończyła swoją porcję. Lucas wzrok przenosił leniwie z córki na narzeczoną i tak w kółko.
    - Nie wiem co bym bez was zrobił. – wypowiedział swe myśli na głos nie starając się grać w żadne podchody.
    - Kocham Was – choć ciężko było mu tak wprost powiedzieć te dwa słowa bez owijania w bawełnę poczuł ogromną ulgę. Wyciągnął dłoń w kierunku panny Eagle, by delikatnie ją ścisnąć, a kciukiem pogłaskać jej wierzchnią część.
    potulny Lucas

    OdpowiedzUsuń
  56. Szatynowi ulżyło widząc jak młoda wcina wpierw całą zupę, a następnie naleśniki z czekoladą. Wale nie komentował faktu, iż nutella nie jest najzdrowszym dodatkiem do tego typu dań, ponieważ dzisiaj ani przez najbliższe tygodnie nie zamierzał Clarissie niczego odmawiać. Gdy zdobył się na swoje wyznanie była niemalże bezbronnym chłopakiem, który dopiero raczkuje w życiu. Nie wyglądał jak ten bezlitosny prawnik, który wyroki sędziów dopasowywał według własnej woli tylko skinieniem palca. Nie przypominał również siebie z klubów, gdzie co noc podbijać kobiecie serca, by łamać je dnia następnego. Prawda była taka, iż miał nadzieje że teraz nie złamie już niczyjego serca, a dwa były dla niego wyjątkowo ważne.
    Odwzajemnił pocałunek narzeczonej z lekkim pomrukiem, który wydobył się spomiędzy warg automatycznie. Panna Eagle była jedyną, która się nie znudziła i jedyną która obudziła w nim coś więcej niż pożądanie cielesne.
    - I nigdy nie przestanę – powiedział od razu, a spojrzenie padło na zaręczynowy pierścionek, który niedawno spoczywał w jego gabinecie. Nie mógł już nigdy do tego dopuści i wiedział, że walczyć o tę kobietę będzie z całych sil. Była jego, a on bez wątpienia należał tylko i wyłącznie do niej.
    Pięciolatka po skończonym posiłku nie była zbytnio rozmowa, a jedynie wtuliła się w mężczyznę jeszcze mocniej. Nie winił jej za to, bo była dzieckiem tylko dzieckiem, które przeżyło cos z czym nawet dorośli sobie nie radzili.
    - Idź kochanie – ucałował drobne czółko i podał blondynkę narzeczonej. Wszyscy potrzebowali odpoczynku i wytchnienia, które nie miało nadejść zbyt szybko. Na karcące spojrzenie w swym kierunku odpowiedział lekkim uśmiechem, a następnie wpakował sobie kawałek naleśnika do ust. Nie chciał wmuszać w siebie jedzenia, lecz Elaine miała rację coś zjeść musiał. Posprzątał po skończonym posiłku, a ‘resztki’ wstawił do lodówki, ruszył by przygotować wcześniej wspomnianełóżko. Z pokoju córki przyniósł jej poduszkę i ulubioną maskotkę wiedząc, że ta spędzi noc z nimi w łóżku. Chyba sam nie dąłby rady zamknąć oczu, gdyby znajdowała się w innym pomieszczeniu.
    - Od kiedy jesteś taki przewrażliwiony Black, hm? – mruknął do siebie kąśliwie po czym przebrał się do pidżamy, która składał się wyłącznie z długich, lnianych spodni i braku koszulki. Położył się, a nim jego dwie damy do niego dołączyły, zadzwonił jeszcze do szpitala, by dowiedzieć się co z Sebastianem. Okazało się, ze stan się ustabilizował i nie ma zagrożenia dla życia, jednak musi pozostać na oddziale kilka kolejnych dni. Pewne skrywane napięcie z niego zeszło, gdy usłyszał tę dobrą wiadomość.
    - Gotowe do spania? -zapytał, gdy przekroczyły próg sypialni i odsunął dla nich wielką jak całe łóżko kołdrę. Clarissa oczywiście pierwsza wspięła się na miękkie posłanie od razu biorą w posiadanie swego błękitnego królika. Nadal wydawał się zagubione, lecz zmęczenie brało nad nią górę i po chwili oczka same się zamknęły odprowadzając ją do krainy Morfeusza.
    -Postaraj się odpocząć Elaine – szepnął, gdy zawisnął nieco nad nią i ucałował ja żarliwie. To była metoda jaką radził sobie z uczuciami. Cielesność, zbliżenia, przyjemność, lecz dzisiejszej nocy nie było na to miejsca, więc z wielkim trudem oderwał się od ukochanej.
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  57. Trzy mitologiczne siostry, które przędą nici naszych losów, kłócąc się o jedyne oko, czy też inne duchy rządzące naszymi losami chyba lubią stawiać na mojej drodze odważne aż do szaleństwa kobiety, sprawiające, że instynkt opiekuńczy zaczyna zdobywać górę nad trzeźwym myśleniem, co ma miejsce i tym razem. Podczas, gdy blondynka przetrząsa kieszenie w poszukiwaniu odpowiedniej kartki, zapalam kolejnego tego dnia papierosa, szukając chwilowego ukojenia skołatanych nerwów i niezdrowego podekscytowania w nikotynie, próbując wymyślić najlepszy sposób jej ochrony. W normalnych warunkach umieściłbym ją przymusowo w jednej z dobrze strzeżonych kryjówek FBI, ale teraz nie mogę tego zrobić, bo po pierwsze oficjalnie zostałem odsunięty od czynnego udziału w prowadzonym śledztwie, więc nie mam dostępu do akt dotyczących postępowania dotyczącego poszukiwań Octavi, a po drugie jeszcze może mi się przydać. Muszę wymyślić coś lepszego. I to jak najszybciej, dopóki jeszcze nikt jej nie skrzywdził. Podświadomość podpowiada mi jednak, że jeśli chociaż wspomnę głośno o dodatkowej obstawie, gwałtownie zaprotestuje i zacznie trzymać mnie na jeszcze większy dystans niż do tej pory, a to nie wyjdzie na dobre żadnej stronie. Najlepszym rozwiązaniem tej sytuacji będzie chyba nawiązanie do zabezpieczenia baru, tym bardziej, że z planowanego spotkania z rzekomym poważnym przeciwnikiem Szakala niekoniecznie wrócę żywy, a jeśli nie okaże się ono zręczną pułapką na moją osobę, to i tak dobrze by było podczas negocjacji z nim poruszyć i tę kwestię.
    Po odczytaniu krótkiej notki zdobytej przez kobietę, rzucam jeszcze jedno uważne spojrzenie na okolicę, a nie zauważywszy niczego podejrzanego, oświadczam, nie owijając w bawełnę:
    - Nie wciągnę w tę akcję kolegów zwyczajnie dlatego, że dostałem odgórny nakaz zajęcia się tylko przesłuchaniami zatrzymanych, więc żaden z nich nie zaryzykuje. Mogę działać tylko w pojedynkę...
    Nie kończę, bo kątem oka rejestruję nagłe poruszenie tuż za skąpanym w mroku budynkiem apteki z prawej strony, a chwilę później widzę błysk metalu wywołany padającym na lufę pistoletu, drgającym światłem ulicznej latarni. Niewiele myśląc, ciągnę Elaine na płyty chodnika, a sam odskakuję dosłownie w ostatnim momencie na bok, zmuszając towarzyszącego mi psiaka do wygięcia się w dziwnej pozycji. Kula przeszywa powietrze w miejscu, w którym wcześniej staliśmy i zatrzymuje się w murze starej kamienicy, wypalając sporą dziurę. Ewidentnie komuś zależy na tym, by jednym pociskiem pozbyć się nas obojga, a kimkolwiek jest strzelec, zna się na swoim fachu, biorąc pod uwagę dzielącą nas odległość. Prawdę powiedziawszy sam nie jestem pewny, czy uda mi się go wyeliminować, gdy wyciągam S&W spod kurtki i wychylam ze swojej kryjówki, celując w miejsce, w którym widziałem go ostatnio, ale czuję się w obowiązku odwrócić jego uwagę od dziewczyny, zwiększając tym samym przynajmniej jej szanse na ucieczkę.


    Enrique B. [Postanowiłam dodać trochę dreszczyku całości, a że sama nie wiem, czy chcę uszkadzać Bodeta, potrzymam Cię w niepewności.]

    OdpowiedzUsuń
  58. Nie zamierzał kłócić się z kobietą, która zawojowała jego świat i dla której był w stanie złamać wszelkie swe wartości. Skinął, więc głową i przymknął powieki, chociaż wiedział, że dzisiejszej nocy nie dane będzie mu odwiedzić krainy Morfeusza. Był wykończony to fakt, lecz obawa przed zagrożeniem oraz adrenalina nie pozwalały ani na minutę wyzbyć się czujności. Gdy Clarissa poruszała się niespokojnie przez sen on szybko głaskał ją po głowie lub plecach, a gdy to panna Eagle wybudzała się ze swego niezwykle płochliwego snu posyłał jej przepraszający uśmiech. Sprowadził na nią tyle niebezpieczeństw wyłącznie egzystując. W końcu, czy to nie on miał być jej celem i rozwiązaniem problemów brata? Czy to nie on namieszał w jej życiu tak, że teraz niemal po omacku kroczyli do przodu? Czy to nie on do jej życia wprowadził dziecko, którego matki nawet nie pamiętał?
    Gdzieś między trzecią, a czwartą nad ranem wstał z łóżka i poszedł się przewietrzyć na kilka minut, na taras. W jego głowie kotłowało się tyle myśli zarzutów wobec samego siebie, że powoli go to przerastało. Nie wiedział też co zrobić z pracą do której powinien wrócić jutro punkt dziewiąta.
    - Cholera… - westchnął i pierwszy raz od dawna żałował, że rzucił palenie. Teraz jak nigdy nikotyna wydałaby mu się kojącym lekarstwem na skołatane nerwy i serce. Patrzył na morze świateł, w którym kryły się setki, a nawet tysiące mieszkańców, każde ze swymi problemami. Niektóre większe, niektóre mniejsze, jednak w danym otoczeniu i świecie stawały się epicentrum dla danej osoby. Ktoś pokłócił się z chłopakiem, ktoś nie wyniósł śmieci, ktoś wyznał głęboko skrywaną prawdę, ktoś zabił… Tym ostatnim był on i musiał się z tym pogodzić. Ruszyć z głowa uniesioną wysoko starając się nie popełniać już tych samych błędów.
    Nim wrócił do łóżka jego komórka zawibrowała. 10 powiadomień głosił biały dymek na ekranie blokady, a on nieważne jak bardzo był niechętny się z nimi teraz zaznajamiać musiał to zrobić. Każda mogła okazać się kluczowa dla dnia następnego. Większość dotyczyła pracy i nie wzbudziła jego większego zainteresowania, tylko ostatnia przykuła jego spojrzenie.
    Wiadomość Od: Silver
    Lucas cieszę się, że z małą Clary wszystko w porządku. Żona mi w skrócie opowiedziała w jakim wasza trójka była stanie. Słyszałem też, ze dzwoniłeś do szpitala. Nie musisz się mną martwić, złego diabli nie biorą chłopaku! Mam nadzieję, że na dwa kolejne tygodnie znajdziesz sobie za mnie zastępstwo i wybaczysz zwolnienie lekarskie 😉 Przesyłamy z Margot uściski dla całej waszej rodziny.
    Szatyn przesuwał wzrokiem po tekście kilkukrotnie i za każdym razem przy końcówce o mało nie parsknął śmiechem. Kto by się domyślał, że doczeka czasów, gdy Sebastian nauczy się używać emotikon i znów zwróci się do niego per chłopaku jak za starych czasów. Gdy był jeszcze smarkaczem, który nadużywał władzy, pieniądza i alkoholu. Wbrew wszelakiej opinii publicznej to nie rodzina, a Silver wyciągnął go z tego marazmu. Był mu cholernie wdzięczny, a teraz po tej wiadomość poczuł wielką ulgę. To tak jakby hamulce puściły i nagle ot tak zmógł go sen, jedynie co zarejestrował to fakt, że otula swą nieco chłodną dłonią drobne ciało córki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obudził się dopiero, gdy usłyszał jakieś niepokojące trzaski dochodzące z kuchni. Powstrzymał się od nagłego zerwania z łóżka, by nie budzić pięciolatki. Czuł się jak na kacu, ponieważ nieadekwatna dawka snu do zmęczenia była chyba jeszcze gorsza niż jego całkowity brak i funkcjonowanie na adrenalinie. Z rozwichrzoną fryzurą i odciśniętą na policzku poduszką podszedł do narzeczonej.
      - Dzień dobry – odchrząknął, gdy głos miał jakby nie swój. Podszedł do ekspresu, by nastawić sobie czym prędzej mocnej kawy.
      - Chcesz też? -zapytał nim odwrócił się do kobiety i zamknął w swych ramionach. Podbródek usadowił na czubku jej głowy i tak po prostu delektował się tym spokojem.
      - Dostałem w nocy wiadomość od Sebastiana i możemy być pewnie, ze się z tego wyliże. – jeden kącik ust powędrował do góry w cwanym uśmiechu, a on powoli odsuwał się od blondynki, by dokończyć niemalże rytualny poranny napój.
      - A i z żoną przesyłają uściski… – tutaj w powietrzu zrobił cudzysłów palcami, a oczy lekko mu zalśniły, pełne ulgi.
      - …dla całej naszej rodziny. – dokończył i przysunął się do El całując ją w czoło, następnie nos, policzki, a międzyczasie odstawił kubek z kawą na blat obok. Pocałunki kierował do jej pełnych, ponętnych ust. Wpierw dwa kąciki z osoba, a następnie delikatny, prawie nieśmiały pocałunek pełen uczuć nie do opisania. Nim nad tym zapanował podniósł blondynkę delikatnie sadzając na wyspie i pogłębił czułości. Nie był natarczywy, wręcz przesadnie ostrożny wodząc opuszkami palców, bo odsłoniętych partiach ciała, a ust nie odrywając nawet o milimetr od kobiecych. Tak bardzo był wdzięczny, że może ją mieć w ramionach, że może ją całować i że znów są razem bez kłótni, niedomówień.
      Lucas

      Usuń
  59. Kawa dla Elaine nadal powoli skapywała do kubka i parowała nęcąco na całą kuchnię, gdy oni dwoje oddali się kompletnie bliskości. Prawdą było, że tak z emocjami i pożądaniem Lucas radził sobie o wiele lepiej aniżeli używając słów, które przecież mogły zawsze zabrzmieć dwuznacznie. Nie od dziś wiadomym jest, że kobiety i mężczyźni odbierają pewne sytuacje, czy wypowiedzi kompletnie inaczej. Tek, zdarzały się wyjątki par, gdzie dogadywano się praktycznie bez kłótni, jednak te wyjątki tylko potwierdzały regułę. Szatyn z blondynką od początku stawiali sobie wyznawania nawzajem, lecz koniec końców znajdowali sposób na konsensus. W przypadku Blacka był on często związany z cielesnością, bliskością i możnością odczuwania zmysłami. Ulegał urokowi swej – już – narzeczonej, jednak wiedział że dla niej musi postarać się być bardziej delikatny i czuły zarazem. Gubił się w tym i często przesadzał z tą ostrożnością, jakby w obawie, że przekroczy niewidzialną granicę i znów będą ranić siebie nawzajem.
    Do porannej rzeczywistości sprowadził go budzik ukochanej, lecz również jej szczery śmiech. Już dawno nie miał sposobności, by otaczał go ten niesamowity dźwięk. Ona go fascynowała w każdym calu, nawet śmiech miała inny od tych kobiet, której do tej pory pojawiały się w jego życiu. Niewymuszony, szczery i nie hamowany dłonią, by nie wydało się, że na twarzy pojawiają się mimicznie, drobne zmarszczki.
    - Nie masz a co przepraszać -zauważył również zamykając ramiona wokół jej szczupłego ciała. Mógłby tak pozostać na długi czas, lecz powietrze wokół zgęstniało po zadaniu przez pannę Eagle jakże trafnego pytania. Sama zadawał je sobie milion razy, gdy w nocy nie potrafił zmrużyć oka. Nie znalazł dobrej odpowiedzi i nie zamierzał udawać, że jest inaczej. Postanowił być po prostu szczery. Odsunął się delikatnie od kobiety i podał jej gotową kawę, a także sięgnął po własny kubek.
    - W pierwszej kolejności musze załatwić dla Clarissy jakiegoś dobrego psychologa, by nie musiała mierzyć się z tymi demonami sama. – upił łyk nadal gorącego, czarnego jak otchłań płynu.
    - Nie wiem tylko co zrobić z pracą – przeczesał dłonią włosy, których za nic nie dało się w ten sposób ułożyć, ot nerwowy gest.
    - Ona nie może zostawać sama, a Ty też masz bar i… - pokręcił głowa, bo chociaż jeden problem został rozwiązań, to kolejna fala napływała z momentem, gdy na niebie ponownie pojawiło się słońce.
    -…nie będę ukrywać że rozważałem w nocy, by odejść z kancelarii, tylko musiałby to jakoś mądrze rozegrać, by ojciec z matką nie rozerwali mnie na strzępy. – zaśmiał się cierpko, ponieważ ich obawiał się w tej sytuacji najmniej. Sam tez nie chciał, by wieloletni dobytek domu Blacków tak łatwo przeszedł w obce ręce, wiec na spokojnie musiał zaszyć we wszystkie umowy, paragrafy, by jakoś znaleźć lukę i z niej skorzystać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - A jeśli pytałaś o nas.– zmienił nieco temat skupiając się na tej delikatnej, cudownej i zagubionej twarzy. Mogła przecież odejść w każdej chwili. Powiedzieć, że za dużo od niej wymaga i zamknąć ten rozdział w swoim życiu i iść dalej beztrosko do przodu. Czy miałby czelność ją wtedy zatrzymać? Raczej nie.
      -Nadal chcę byś została moją żoną – podszedł do niej obejmując ją jedną dłonią w pasie, a czoło opierając o jej choć, była od niego niższa.
      - Nadal chcę spędzić z Tobą resztę tego popapranego życia i chciałbym ponad wszystko…- zawahał się na moment pamiętając ostatni raz, gdy przyszło im rozmawiać na ten temat. Elaine postawiła wtedy sprawę jasno i wątpił, by coś w tej kwestii uległo zmianie.
      -…żebyś z nami zamieszkała. – oczy mu lśniły nadzieją i niepewnością, lecz nie odsunął się od kobiety ani o milimetr. Stał tak stykając się czołami i oczekując cudu.
      -Ale ważniejszym pytaniem jest czego TY pragniesz El? – rzadko zwracał się do niej per El, ponieważ był zwolennikiem używania pełnych imion, które w jego mniemaniu oddawały całe dostojeństwo i charakter danej osoby. Bywał po prostu staromodny w tym świecie pędzącym wiecznie ku temu co będzie.
      Lucas

      Usuń
  60. Może faktycznie przesadzał z tą delikatnością i może nie do końca wzięła się ona z powodu obecności Elaine w jego życiu, a pięciolatki, która spała w pokoju obok? Nie umiał tego określić, szczerze gubił się w tym co chciałby robić, a co powinien. Na całe szczęście nie należał do wylewnych osób, więc przynajmniej opanowanie jakichkolwiek wybuchów było dla niego chlebem powszednim. Nie musiał gryźć się w język przy Clarissie, ponieważ nie przeklinał na głos zbyt często, ani nie wysuwał niestosownych, dwuznacznych żartów – no chyba, że był w towarzystwie swego przyjaciela Blaise’a, to wtedy sytuacja obracała się o jakieś mniej więcej sto stopni. Teraz jednak stał w kuchni naprzeciw kobiety, z którą – wysoce prawdopodobne – będzie mu spędzić resztę życia i nie miał czasu na roztrząsanie przyczyny każdej wypowiedzi.
    Propozycja wysunięta ze strony panny Eagle brzmiała bardzo przemyślanie. Faktycznie prowadzili różny tryby ‘życia’, jeśli tak to można było nazwać. To co wcześniej wydawało się być dla nich przeszkodą na jakiś czas mogło okazać się wielkim atutem.
    -Dziękuję – pogłaskał ją po policzku nadal patrząc prosto w oczy.
    -Ale wiesz, że to jest rozwiązanie tymczasowe, z którego oczywiście skorzystam – westchnął i odsunął się od niej lekko, by znów sięgnąć po kubek z kawą i upić kolejnych kilka łyków. Nie była już gorąca, lecz nadal przyjemnie rozgrzewała gardło i rozbudzała ciało.
    - Clarisse i Ciebie kocham bardziej. – wyznał bez mrugnięcia okiem po czym znów znalazł się kilka centymetrów od niej, jakby ciężko było mu zachować jakikolwiek dystans. Nie miał gotowych odpowiedzi na wszystko i najpewniej kobieta miała rację mówiąc, że praca jest dla niego czymś kluczowym w codzienności. Tylko, ze wcześniej w jego rytmie dnia nie było miejsca na zamartwienie się tym, czy ktoś znów nie porwie córki, narzeczonej, siostry, czy przyjaciela kierowcy. Grono osób o których bezpieczeństwo należało zadbać znacznie się powiększyło. Poza tym, czy to nie jego praca doprowadziła do tych wszystkich nieprzyjemnych rzeczy w pierwszej kolejności? Nadszedł czas, by innych postawić ponad własnymi potrzebami.
    Szatyn był w takim szoku, że przez moment w ogóle jej nie odpowiadał. Nie spodziewał się, że narzeczona zgodzi się tak łatwo na przeprowadzkę. Gdy dotarł do niego w pełni sens słów blondynki na ustach pojawił się głupi uśmiech – nadal nie opanował sztuki unoszenia poprawnie kącików. Po czym porwał swego Orzełka w ramiona i zakręcił się z nią dookoła własnej osi.
    - Nie masz pojęcia jak bardzo mnie zaskoczyłaś, jak bardzo się cieszę i jak bardzo… - nie dokończył, bo dostrzegł drobną postać za plecami kobiety, która zaspana wychodziła z sypialni ciągnąc po ziemi ulubionego, niebieskiego królika.
    -Księżniczko już wstałaś? – zapytał i powoli podszedł do córki, czy wziąć ją na ręce czemu nie oponowała automatycznie się wtulając w ojca. Nie mruknęła ani słowa, ale też nie płakała, co wróżyło dobry start na ten dzień dla całej ich trójki.
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  61. [Hejka :) Dzięki za powitanie <3 Zapraszam serdecznie na hangouts: mooonaliska@interia.pl może uda nam się coś więcej ustalić :3]

    Nicolette Blackley

    OdpowiedzUsuń
  62. Udało mu się w końcu wyjść na prostą i był wdzięczny każdemu, kto choć odrobinę się do tego przyczynił. W chwili kryzysu zostali przy nim jedynie najbliżsi przyjaciele, pokazując mu tym samym na kogo zawsze może liczyć i kto zadaje się z nim nie przez status społeczny, a prawdziwą i szczerą sympatię. Przez ostatnie tygodnie kompletnie nie przypominał samego siebie i dopiero domowy odwyk zorganizowany przez Morrisona pozwolił mu wyjść z uzależnienia. Zrozumiał, że ma problem z narkotykami, przestał zaprzeczać że jest od nich uzależniony i regularnie uczęszczał na stosowną terapię. Wrócił do pracy, skupił się na tym co lubi i co robi najlepiej, odzyskując przy okazji nie tylko utracone kontrakty i klientów, ale i radość życia oraz dobre imię. Lucas kilkakrotnie odwiedzał go na ‘domowym odwyku’, ale nigdy nie wspominał o przeprowadzce i zamknięciu kancelarii. O tym drugim Blaise dowiedział się dopiero dzisiaj rano, kiedy nie był w stanie jak zwykle skorzystać z usług przyjaciela i wściekły poprosił jednego ze swoich pracowników o jego nowy adres. Był przekonany, że ze względu na córkę i powiększenie się rodziny Black zdecydował się na zakup większego mieszkania, ale wszystko wskazywało na to, że wybrał gorszy standard, przenosząc się na Upper West Side. Kompletnie nie pojmował o co w tym wszystkim chodziło i mimo, że jego grafik wciąż był cholernie napięty, porzucił wszystkie dzisiejsze plany i poprosił szofera, aby podrzucił go pod wskazany wcześniej przez jego pracownika adres.
    - Jest Lucas? – rzucił, kiedy drzwi otworzyła mu Ell – Zresztą, nawet jeśli go nie ma, musimy pogadać – dodał i nie czekając na żadne zaproszenie, wparował do środka, nerwowo krążąc po salonie. Rozumiał miłość Blacka do córeczki, ale nie zamierzał pozwolić na to, aby ten porzucał przez nią pracę i obniżał o połowę swój standard i jakoś życia.
    - Mieszkacie razem? Tutaj? Dlaczego nie na Upper East Side? I dlaczego do cholery Black nie pracuje już w swojej kancelarii? – wyrzucił z siebie falę pytań, oczekując na jakiekolwiek wyjaśnienia ze strony przyjaciółki. Nie mógł pozwolić na to, aby obydwoje kompletnie zatracili siebie tylko ze względu na to, że w ich życiu pojawił się jakiś mały, upierdliwy blond gówniak i przewrócił ich życie o 180 stopni.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  63. Przedwczoraj zakończyła dwudziestoczterogodzinny dyżur, który nie obowiązywał jedynie lekarzy, strażaków, policjantów czy żołnierzy. Również dziennikarzom zdarzało się, że siedzieli w miejscu pracy przez cały dzień i całą noc. Chociaż większość z nich niechętnie przystawała na taki dyżur, który przypadał raz na miesiąc, to Nicolette pokochała tę opcję; od pół roku mogła śmiało wykręcać się od spotkań z matką, spotykając się potajemnie z ojcem. Ile razy miałaby tłumaczyć autorce romansów, właścicielce kilkunastu salonów urody i projektantce biżuterii, że nie umówi się z wybranymi przez nią mężczyznami? Matka dziennikarki na siłę próbowała znaleźć sobie drugiego idealnego zięcia, który przemówi młodszej z córek do rozumu. Tylko ona nie akceptowała zawodu córki, tłumacząc jej za każdym razem, że mogłaby nic nie robić, jedynie leżeć i pachnieć. Po co w takim razie była jej ta szkoła prywatna, zajęcia dodatkowe i walka o miejsce na Brooklyn College CUNY? Może od początku należało na nią chuchać i dmuchać, aby dzieciątko przypadkiem nie dowiedziało się, czym jest praca? Czy musiała być drugą Katie Blackley-Alba? Nie poślubiłaby mężczyzny, z którym znałaby się jedynie rok, a tym bardziej nie chciałaby w tej chwili odliczać dni do porodu. Chciała korzystać z życia, walczyć o dobrą pozycję w firmie i być dalej szatanem nie tylko z siódmej klasy. Wcale nie była taka naiwna, na jaką wyglądała, ale niektóre rozdziały życiowe pozamykała, nie wypuszczając z nich groźnych demonów. Wydostała się z nieodpowiedniej ścieżki, zerwała podejrzane znajomości i tuż po awansie zrozumiała, że należy znaleźć inne mieszkanie, aby nie stać w miejscu, a w końcu ruszyć z miejsca.
    Na dzisiejsze wydanie Good Morning, New York przyjechała, opuszczając własne cztery ściany. Mimo ekspresowej przeprowadzki nie zdążyła rozpakować wszystkich kartonów, ale spało jej znacznie lepiej, niż na wynajmie. Podczas październikowego wieczoru wraz z rodzicami szukała odpowiedniego mieszkania dla siebie i kiedy Andrew Blackley rozmawiał z właścicielami, dopytując się o szczegóły, to Natalie Simms kręciła głową, proponując córce większy metraż. Oczywiście, dziennikarka stanęła na tym, że kupiła gniazdko na Manhattanie, mające sześćdziesiąt m², bo po co miałaby mieć ich o dwa lub trzy razy więcej? I tu nie chodziło o to, że zrobiła rodzicielce na złość, ale zawsze marzyła o skromnym kącie, do którego dostęp będą posiadać nieliczni.
    Po zakończeniu trzygodzinnego wydania śniadaniówki, poszła do garderoby, gdzie co najmniej dwa razy w tygodniu stawiała się przed szóstą. Tu spotykało się grono fryzjerów, makijażystek oraz stylistek, aby z brzydkiego kaczątka wydobyć pięknego łabędzia. Siadając na swoim fotelu, naniosła na dwa waciki nieco płynu do demakijażu, uśmiechając się do współprowadzącego z nią prezentera.
    — Nareszcie do domu — ułożył ręce na jej ramionach, całując ją przelotnie w skroń. — Jesteśmy ze sobą od pół roku, a dopiero dzisiaj miałem okazję leżeć obok Ciebie.
    — Jack, ogarnij się. Gdyby teraz usłyszała nas któraś z fanek śniadaniówki, to wzięliby nas za parę w życiu prywatnym, a o rękę mnie jeszcze nie poprosiłeś. — szturchnęła go w rękę, kręcąc głową.
    — Ale gapa ze mnie! Muszę nadrobić zaległości, mała. Głupio tak wybierać materac, nie prosząc Cię o rękę. — zdjął z siebie śnieżnobiałą koszulę i czarne spodnie, zastępując je zielonym golfem oraz dżinsami.
    Gdyby nie to, że makijażysta kazała jej zamknąć oczy, aby mogła wykonać miedziano-brązowy odcień na powiekach, zauważyłaby coś, czego o starszym brunecie nie wiedziała. Z szuflady wyjął złotą obrączkę, wychodząc w pośpiechu z garderoby.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po niespełna piętnastu minutach przejrzała się w szerokim lustrze, poprawiając włosy i wygładzając przy okazji granatową, swetrową sukienkę z wycięciem na plecach. Prostując się poszła w kierunku kamery, słysząc do wejścia na antenę pozostało trzydzieści sekund. Podciągając rękawy, zagryzła nieco wargę, dostrzegając czerwone światełko, które dało znak, że zaczęło się nagrywanie na żywo.
      — Witam państwa w piątkowe przedpołudnie. Mamy ósmy listopada, ja nazywam się Nicolette Blackley i zapraszam serdecznie na Miasto kobiet.

      Nicolette Blackley

      Usuń
  64. Nicolette kochała swoją pracę, ale nienawidziła zbyt licznych powrotów do przeszłości. Jako trzynastolatka wiedziała, że chce zostać dziennikarką i ponownie nie zaufa ludziom, którzy doprowadziliby ją do zwiększonego ryzyka. Swoje za uszami miała, bo nie bez powodu nazywali Blackley szatanem nie tylko z siódmej klasy, jednak najgorszy epizod swojego życia zawdzięczała Patrickowi Eagle. To on doprowadził do tego, że miała do wyboru albo skok z urwiska, albo ciężką walkę o samą siebie. Wybrała drugą opcję, robiąc wszystko, żeby zapomnieć o istnieniu kokainy oraz o tym, że złota karta z imieniem i nazwiskiem służyła do czegoś innego, niż do płatności zbliżeniowych. Do tej pory było jej wstyd, że aż tak pobłądziła, ale cieszyła się tak bardzo z własnego sukcesu, jakby znowu była ośmiolatką, która otrzymała swoją pierwszą deskorolkę.
    Drugi wywiad w tym roku z Elaine Eagle powodował, że znowu stała w miejscu, nie wykonując tych potrzebnych kroków do przodu. Patrząc na przygotowujące ją do wejścia makijażystki zrozumiała, że cofa się do przeszłości. Tej okrutnej, gdzie poznała Patricka, chcąc zostać dla niego kimś więcej, niż głupiutką modeleczką chodzącą po tym samym wybiegu, co jego młodsza siostra. Tej przerażającej, gdzie została porwana, a odpowiedzialni za to ludzie podwyższali stawkę jej uwolnienia z cztery razy, niemal krzywdząc ją bezpowrotnie, bo dalej nie wiedziała, jakim cudem nie została przez nich zgwałcona. Czekając aż z ekranów widzów zniknie ramówka programu, uśmiechnęła się do blondynki, chcąc zobaczyć uniesiony kciuk szefowej. Po niecałej minucie pani Todd dała jej znak, a Nicole idąc tuż przed kamerą, wbiegła na podest, gdzie ustawiono dwie kanapy, ławę, dzbanek z wodą i kolorowe szklanki. W kąciku rozpalono ogień, a na kominku ustawiono pachnące świeczki.
    — Moim i państwa gościem jest Elaine Eagle. Młoda, zdolna i piękna narzeczona Lucasa Blacka. Parę gościliśmy w programie Historia miłości, ale nam nigdy nie kończą się pytania. — uśmiechnęła się delikatnie, podchodząc do kobiety; najpierw uścisnęła jej dłoń, a następnie zasiadła naprzeciwko.
    Dawnej modelce nie miała nic do zarzucenia i w sumie nie czuła żadnego ukłucia bólu, jednak gdyby nie poznała dwudziestosiedmioletniej blondynki, to istniałoby prawdopodobieństwo tego, iż w życiu nie natknęłaby się na Patricka, tracąc całkowicie kontrolę nad sobą. Cieszyła się z jej szczęścia, bo kto wspierał Blackley podczas zagranicznych wyjazdów na sesje zdjęciowe? To własnie Elaine stała się najbliższą koleżanką, z którą dzieliła wspomnienia, pokój hotelowy i sekret zjedzonego kawałka czekolady.
    — Osoba pana prawnika zwanego diabłem nie jest nam obca, ale wiemy doskonale, że wierne fanki chciałby wiedzieć o nim wszystko, a kto może o tym opowiedzieć? Jedynie ta jedna na milion, która zawładnęła jego sercem. Pierwsze pytanie od lawyerwnyc brzmi następująco, czy tylko mi pan Black kojarzy się z Christianem Greyem? — poruszyła brwiami, powstrzymując śmiech. — Dam Ci chwilę na zastanowienie i przy okazji odczytam drugie pytanie od abcdefg, które brzmi czy pan prawnik mógłby być Kurem Domowym, czy pomaga pani w obowiązkach domowych?
    Odłożywszy kartki wpięte w tabliczkę z logo programu, nałożyła nogę na nogę, oczekując odpowiedzi. O tym nie rozmawiali podczas poprzedniego wywiadu, lecz cieszyła się, że pierwszych skrzypiec nie będzie grać jedynie Lucas. Dzisiaj miała przed sobą jedynie Elaine, na którą czekały interesujące, a także nieco trudniejsze pytania.

    Nicolette Blackley

    OdpowiedzUsuń
  65. [ Dziękuję za miłe powitanie, damsko-damskie wątki z reguły idą mi ciężko lub w ogóle nie idą, ale może akurat? Modelkę (choć ex) i projektantkę (choć jeszcze praktykantkę) dość łatwo połączyć. Może kiedyś znów pojawił się na ostatnią chwilę problem z modelką, dlatego Elenor musiała na gwałt szukać zastępstwa i wygrzebała gdzieś numer Elaine ze jakiejś starej listy kontaktów? ]

    Elenor

    OdpowiedzUsuń
  66. [Akurat mam parogodzinne okienko przed kolejnymi zajęciami wyjątkowo nie chce mi się spać, więc wysyłam odpis.]

    W obecnej sytuacji sprawdzanie na ulicy, czy kobieta posiada pistolet legalnie było zupełnie zbędne, a nawet skrajnie niebezpieczne z co najmniej dwóch ważnych powodów: po pierwsze zabrałoby czas, który mogliśmy wykorzystać na ucieczkę, a po drugie: zakładając, że potrafiła się nią prawidłowo posługiwać, mogła stać się drugą tarczą obronną na wypadek, gdyby strzelec nie był w okolicy sam. Umysł byłego hulaki, zdecydowanie odrzucający pomysł zrobienia z niej przewodniczki z uwagi na fakt o wiele łatwiejszego trafienia w jeden poruszający się punkt niż dwa kłócił się z myśleniem praktykującego od około dwudziestu lat agenta twierdzącego, że powinienem być odpowiedzialny za dobro cywili. Złoty środek pomiędzy tymi poglądami niestety nie istniał, więc musiałem zdecydować się na jedną opcję, toteż schowałem S&W z powrotem do kieszeni, zamieniając go na nóż bojowy, z którym czułem się o wiele pewniej, przekląłem cicho po hiszpańsku, by choć trochę ulżyć nagromadzonej w przeciągu ostatnich dni złości i ruszyłem za nią, starając się przypomnieć sobie wszystkie kryjówki, w których zaszywałem się jako zdecydowanie zbyt często buntujące się dziecko i nastolatek po zażartych kłótniach z matką, a z których mógłby skorzystać obecnie jako policjant, kiedy to znów nie mogłem liczyć na oficjalne wsparcie organów porządkowych. Do tej kategorii zaliczały się tylko trzy miejsca w tym okręgu, a po eliminacji tych, do których lepiej byłoby nie zabierać El ani żadnej innej obcej osoby zostawało jedno, znajdujące się dokładnie w połowie drogi pomiędzy pozostałymi. Nikt jednak nie mógł mi zagwarantować, że blondynka zechce mi zaufać na tyle, żeby chwilowo z niego skorzystać ani że właściciel tego klubu tanecznego, służącego również za miejsce schadzek postaci, które z różnych przyczyn dostały się do podziemia Nowego Jorku zgodzi się użyczyć go do przechowania żony szanowanego adwokata i po prostu nie odprawi nas z kwitkiem. Wtedy byłbym skazany na całkowitą kapitulację, połączoną z poddaniem się jej woli, co z kolei stanowiłoby kolejną skazę na sztywnych zasadach FBI.
    - Proponuję zabarykadować się w świecie, którego większość ludzi nigdy nie połączy z obecnością organów ścigania i obmyślenie we względnym spokoju dalszych środków bezpieczeństwa. - Rzuciłem, siląc się na spokojny ton, gdy tylko zrównałem się z Elaine. - Zapewniam, że znam go równie dobrze, jeśli nie lepiej niż ten tak zwany cywilizowany.
    Oczywiście zdawałem sobie w pełni sprawę, że swoim zachowaniem właśnie dałem jej znać, iż nie jestem standardowym gliniarzem, ale wydawała mi się na tyle inteligentna, by domyślić się tego wcześniej. W końcu, który z nich kluczyłby po uliczkach Bronxu i to jeszcze bez ludzkiego wsparcia, a na dokładkę częściej posługiwał się bronią białą niż browningiem?


    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  67. [ Na razie mam zaplanowane dwa wątki z panami, więc jakaś pani by się przydała, więc myślę, że warto spróbować. Poprosiłabym cię może o zaczęcie, bo ja potrzebuję chwili, żeby się rozkręcić na nowym blogu :> ]

    Elenor Henningsen

    OdpowiedzUsuń
  68. Mężczyzna nie miał jej za złe, że sama próbuje znaleźć rozwiązanie dla ich nieciekawej sytuacji rodzinnej - bo jak inaczej mieliby to nazwać? Porwanie pięciolatki to było więcej niż kubeł zimnej wody na głowę bezlitosnego prawnika, bowiem zrozumiał, że teraz to nie praca powinna znajdować się na pierwszym miejscu.
    - Mogę, ale nie chcę. - nie dodał już zakiełkowanej myśli o tym, iż nigdy tak naprawdę nie będzie w stanie podziękować za to wszystko. Nie odwróciła się od niego oraz pomimo początkowej pochopnej oceny poczuła coś więcej, sprawiła iż Blackowe, kamienne serce drgnęło. Gdy myślał, że pojawienie się dziecka zrujnuje świeżą znajomość, której sami nie potrafili na tamten moment zdefiniować, wydarzyło się coś nieoczekiwanego zakrawającego o cud. Zarówno Elaine jak i Clarissa nie miały problemy z zaakceptowaniem jeszcze jednej osoby w ich życiach. To szatyn wydawał się w tym wszystkim o wiele bardziej zagubiony, aniżeli którakolwiek z nich.
    - Myślałem o tym już wcześniej, ale znalezienie dobrego i strzeżonego przedszkola w Nowym Jorku to nie jest wcale proste jak wygrana w sądzie – zaśmiał się cierpko, bo chociaż pieniądze nie były dla niego żadna przeszkoda to w każdej z obejrzanych placówek czegoś brakowało. Co prawda szukanie odpowiedniej placówki ograniczył do stron internetowych w przerwie na lunch, więc było wysoce prawdopodobne Teraz wiedział, że nie ma już od tego odwrotu, ponieważ zamykanie Clarissy w czterech ścianach nie było żadnym rozwiązaniem.
    - Masz rację, ale póki nie uporządkuję spraw w kancelarii będziemy się zmieniać- westchnęła i upił kilka łyków nieco chłodniejszej już kawy. Ten poranek zdecydowanie nie należał do najprzyjemniejszych w całym jego prawie trzydziestoletnim życiu.
    - Na to też liczę – znalezienie odpowiedniego psychologa dla pięciolatki było teraz kluczowym zadaniem, by jakkolwiek móc ruszyć dalej i czym prędzej wymazać te siedemdziesiąt dwie godziny podczas, których żadne z ich trójki nie zaznało spokoju.
    Był wdzięczny blondynce za te trafne słowa, chociaż nie mógł jej najzwyczajniej w świecie przytaknąć i uspokoić stwierdzeniem, iż wcale się nie obwinia za porwanie córki, ponieważ było dokładnie na odwrót. Świadom swego podejścia do pracy, a także ludzi z którymi, jakby nie było zadzierał co dnia, mógł bardziej zwrócić uwagę na ochronę najbliższych. Wiedział, że teraz już nie popełni tego błędu drugi raz, dlatego też zastanawiał się nad odejściem z kancelarii i to nie były słowa puszczone na wiatr. Kolejna poważna decyzją w ich związku był plan zamieszkania razem, bo chociaż szatyn tego pragnął od początku zaręczyn, to wiedział, iż nie będzie to nic łatwego. Każdy miał swoje wyobrażenie na temat drugiej połówki i tego jak powinna zachowywać się na co dzień. Wymagania Lucasa, jeśli w przeszłości miał jakiekolwiek, zniknęły. Powodem był pięcioletni aniołek, który w bardzo umiejętny sposób wywrócił mu codzienność do góry nogami i już sam do końca nie był pewien, czy odnalazłby się w świecie bez niej, bez zabawek w salonie, czy okrzyku radości, gdy pojawiał się po wielu godzinach w progu mieszkania. Teraz to tego miała dojść Elaine, lecz czuł, iż jej obecność będzie równie naturalna, co oddychanie.
    Po tym jak Clarissa pojawiła się w salonie atmosfera nieco się zmieniła, jednak nadal dało się wyczuć wszechobecną zmianę z kompletnego marazmu na odrobinę radości. Lucas może nie był psychologiem, ale przypuszczał, że dziecku potrzeba właśnie spokojnego, bezpiecznego, ale też wesołego środowiska.
    - Mogę naleśniki z nuttella? – zapytała niepewnie spoglądając to na swojego tatę, to na zatroskaną mamę.
    - Oczywiście, ze możesz. – odezwał się od razu szatyn.
    - Pomóc Ci z czymś? -tym razem zwrócił się do narzeczonej nie chcąc obarczać jej obowiązkiem gotowania, sam sobie przecież z tym nieźle radził.
    Lucas
    [Jeśli chcesz po śniadaniu możemy przeskoczyć do dalszej części dnia lub o kilka dni 😉]

    OdpowiedzUsuń
  69. Nicole słynęła z tego, że każdy program prowadziła z ogromną radością, nie zapominając o szerokim uśmiechu. Gdy zapowiadała pogodę, a temperatury miały wynosić mniej niż zero, robiła wszystko, żeby ludziom nie zrobiło się przerażająco zimno. Dwa razy w tygodniu budziła mieszkańców Nowego Jorku, witając się z nimi o siódmej piętnaście, gdzie ze starszym od niej Jackiem podejmowali łatwe i przyjemne tematy, lecz również sięgali po te trudniejsze, nie sprawiające aż tyle szczęścia. Natomiast w programie Miasto kobiet, gdzie również zastąpiła oblaną kwasem siarkowym Ariel, przyjmowała znane osoby, jakby mieli spotkać się na najlepszą kawę i ciasto w mieście. Przy takich wywiadach robiła wszystko, żeby poczuli się jak w domu, nie odczuwając obecności krążących kamer. Nie była hieną, która siłą pragnie wyciągnąć z człowieka odpowiedź na dręczące fanów pytania. Kiedy widziała, że nie są gotowi na to, aby mówić o tym na żywo, odpuszczała i przechodziła do następnego pytania.
    — Ankieta telewizyjna? To świetny pomysł, umieścimy taką na naszej stronie tuż po programie, więc drogie panie za godzinę będziecie mogły oddawać liczne głosy.
    Może dla wielu z nich Lucas Black był ucieleśnieniem ideału, ale do tej grupy nie należała dziennikarka. Uważała, że prawnik jest przystojnym mężczyzną, jednak nie była tą, która piszczałaby na jego widok lub odgrywa główną rolę w jej snach. Gdyby poznała go wcześniej i zainteresowałby się brunetką, to zaproponowałaby mu jedynie przyjaźń. Wiedziała, że inne przedstawicielki płci pięknej uznałby ją za idiotkę, lecz dla niej nie był tym, o którym marzyłaby nieustannie.
    — Czyli drodzy panowie należy wyręczać nas czasami w obowiązkach domowych, ewentualnie pozbierać swoje brudne skarpetki ze wszystkich dostępnych kątów. — roześmiała się, biorąc ponownie potrzebne kartki.
    Od tego odcinka zależała jej przyszłość. Czy dalej będzie prowadzić Miasto kobiet? Decyzję mieli przez weekend podjąć producenci wraz ze skupioną na niej panią Todd. Chciałaby objąć owe stanowisko, bo zdążyła polubić ten program, w którym nie prała brudów z kobietami, ale stawała się ich przyjaciółką, pytając o wszystko. Zdarzały się nawet pytania o ulubiony chleb, sklep odzieżowy czy ukochany kolor na paznokciach. To było normalne życie, a niektóre kobiety czerpały radość z tego, że mogą mieć piękny czerwony odcień na płytce paznokciowej, który już dawno temu upatrzyły u swojej idolki.
    — Pytanie od enjoy brzmi czy zakochałaś się w Lucasie od pierwszego wrażenia, czy jednak musiał o Ciebie walczyć?
    Nie znała wszystkich historii miłosnych znajomej, ale obiło jej się o uszy podczas któregoś z wyjazdów, że Elaine zakochana była w kobiecie. Czy to przeszkadzało dziennikarce? Zupełnie nie, bo miłością mogły się obdarzać również osoby tej samej płci. Brunetka była heteroseksualna, ale nie zamierzała obrażać dziewcząt, które kochały przedstawicielki płci pięknej i chłopaków zakochanych w innych mężczyznach.
    Uśmiechając się do kamery skierowanej wprost na nią, ujrzała szefową na najwyższym piętrze studia, która wskazywała na okrągły, ogromny zegar. Nie byłoby osoby, która ominęłaby wzrokiem owy przedmiot. Patrząc na przesuwające się wskazówki wiedziała, że Eagle na tą odpowiedź ma zaledwie trzy i pół minuty, ale nie zamierzała blondynki od razu pośpieszać.

    Nicolette Blackley

    OdpowiedzUsuń
  70. [Jaka piękna ta nowa karta *.* <3 ]

    Nie chciał na dzień dobry robić im awantury, ale nie mógł pozwolić na to, aby przez dziecko zatracili dawnych siebie. Zrezygnowanie z życia na wysokim poziomie tylko ze względu na dobro i bezpieczeństwo jakiejś kilkuletniej blondynki, która w dodatku pojawiła się znikąd i przysparzała praktycznie samych problemów, było w jego mniemaniu czymś kompletnie niezrozumiałym i nieodpowiedzialnym.
    - Clary, Clary, Clary…czy u was naprawdę wszystko ostatnio kręci się tylko wokół niej? – jęknął, podchodząc do El i przyjacielsko ją obejmując – Tak, przepraszam, powinienem się najpierw przywitać i uściskać moją cudowną przyjaciółkę – uśmiechnął się, dając jej buziaka w policzek i rozsiadając się wygodnie na kanapie. Nie chciał, żeby poczuła się przez niego atakowana i zanim zabrał ponownie głos, wziął kilka głębszych oddechów, aby nieco się uspokoić i zmienić ton na bardziej życzliwy. Odwiedził ich w końcu ze względu na troskę i obawę o ich normalne życie, a nie po to, aby szukać niepotrzebnych kłótni i stawiać się w negatywnym świetle w ich oczach.
    - Dlaczego nie zaprosiliście mnie na parapetówkę? To, że jestem po odwyku nie oznacza, że nie mogę od czasu do czasu zabawić się z przyjaciółmi, ej – zaśmiał się, rozglądając się po pomieszczeniu. Nie spodziewał się, że Ell tak szybko odważy się zamieszkać z Lucasem, tym bardziej, że to oznaczało jeszcze bliższą relację i kto wie, być może w niedługiej przyszłości faktycznie jakiś ślub i związek na dobre i na złe – Jesteście na to gotowi? No wiesz, takie mieszkanie razem to dość poważna sprawa, wszystkie negatywne cechy i mankamenty wychodzą na jaw, do tego ten mały, nieznośny gówniarz…to znaczy wasza jakże urocza Clarissa – wymusił uśmiech, gryząc się w język, zanim zaczął na dobre obrażać ich ‘córkę’. Wiedział, że Ell także zależy na tej małej i w żaden sposób nie chciał urazić jej uczuć.
    - Tak, ta mała, urocza blondynka dość mocno namieszała w waszym życiu, prawda? Nie mówię, że to źle czy…Eh, po prostu się o was martwię Ell. Nie chcę, żebyście nagle bawili się w rodzinkę, która skupia się tylko na dziecku i zamiast wyjść w weekend na jakiś bankiet czy kolację, siedzi z dzieckiem przed telewizorem i z dnia na dzień coraz bardziej ma dość życia….- wbił w nią zatroskane spojrzenie, mając po cichu nadzieję, że przyjaciółka nie odbierze tego jako atak na ich córkę, a zwyczajną obawę o ich normalne i szczęśliwe życie.
    - To co przeszliście jest niewątpliwie bardzo trudne i straszne, ale już jesteście bezpieczni i chyba nie ma co rezygnować z pracy tylko dlatego, że wasza córka została uprowadzona? Też mnie kiedyś porwano, a jakoś nikt nie zmieniał przez to swojego życia o 180 i nadal żyję, mam się nawet bardzo dobrze – westchnął, kompletnie nie pojmując decyzji przyjaciela. Kancelaria zawsze była dla niego najważniejsza i nawet jeśli wciąż miał w niej udziały, z pewnością nie dawało mu to takiego kopa i adrenaliny, na jakie mógł liczyć będąc przez cały czas aktywnym w firmie.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  71. Źle się czuł z tym, że na dzień dobry zaatakował ją falą pretensji, ale robił to dla ich dobra i miał nadzieję, że nie będą mu mieli tego za złe. Nie potrafił pojąć, że czyjeś życie z dnia na dzień może aż tak się odmienić, nie przyczyniając się tym samym do zatracania dawnego ‘ja’. Osobiście wolał, kiedy Ell i Lucas wiedli zbliżone życie do niego i nie bawili się w pełnoetatową niańkę, ale najwyraźniej ta mała blondynka całkowicie skradła ich serca i nie zamierzał już tym walczyć.
    - To na co jeszcze czekacie? Nie możecie żyć w ciągłym strachu, albo w pieluchach. Najwyższy czas urządzić imprezę z okazji waszego wspólnego zamieszkania w nowym miejscu – zarządził, rozglądając się wokół – Dlaczego nie zadzwoniliście do mnie, kiedy szukaliście jakiegoś lokum? Większość apartamentowców w tym mieście należy do mnie, chętnie dam wam w prezencie mieszkanie w wyższym standardzie niż to – rzucił, rozglądając się wokół w poszukiwaniu jakiegoś barku. Przyjechał tutaj prosto z firmy i żałował, że przyszedł z pustymi rękami. Alkohol zawsze rozwiązywał wszystkie problemy i choć było dopiero południe, miał nadzieję, że Ell nie będzie miała nic przeciwko chociaż jednej lampce wina.
    - Znajdzie się dla nas jakieś wino? Wyglądasz na zmęczoną i potrzebujesz chociaż odrobiny relaksu. Macie jakąś opiekunkę dla tej…waszej córki? Właściwie jak ona ci mówi? Mamo, ciociu, czy po imieniu? Wybacz, że to powiem, ale jak dotąd nijak nie mógłbym wyobrazić sobie ciebie w roli gosposi i matki na pełen etat – zaśmiał się, chociaż mógł w tym momencie nieco ją urazić swoimi słowami. Nie chciał jej krytykować, po prostu Ell którą poznał wtedy na balu była według niego jej najlepszą wersją, a miał wrażenie, że jest w niej coraz mniej dziewczyny, która jarała z nim zielsko na dachu i była gotowa w każdej chwili urwać mu jaja.
    - Dobrze, dobrze, rozumiem, rozumiem – uniósł ręce w geście poznania się – Cieszę się, że jesteście razem i że się kochacie, a jeśli to wszystko co między wami jest to zasługa tej małej, niech będzie, że ją jakkolwiek zaakceptuję – westchnął, obejmując przyjaciółkę ramieniem – Dasz się namówić na weekend w SPA? Nie mówię, że wyglądasz źle, ale mam wrażenie, że ostatnio zbyt wiele się u was działo i potrzebujecie chwili relaksu – uśmiechnął się, wciąż nie uwalniając jej ze swojego niedźwiedziego uścisku. Stracił już Maille i nie zniósłby, gdyby i Eagle zniknęła nagle z jego życia. W końcu jako jedna z nielicznych była jego prawdziwą przyjaciółką, bez żadnych benefitów w postaci seksu czy wykorzystywania jego wysokiej pozycji.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  72. Lucas zdawał sobie sprawę z tego, że nie było mowy na coś tak trywialnego jak powrót do codzienności. Wraz z Elainie ustalili plan działania na najbliższe dni, czy nawet tygodnie. Oboje nie chcieli, by pięciolatka zostawała sama, a już tym bardziej nie wyobrażali sobie, by oddać ją pod opiekę niedoświadczonych opiekunek, których pełno w Nowym Jorku. Co rusz jakaś studentka ogłaszała się w intrenecie, że swój brak doświadczenia może nadrobić odpowiednim podejściem do dziecka. Tylko jakie wyło właściwie podejście do Clarissy, która przeżyła jeden z gorszych koszmarów będąc porwaną, widząc krew i słysząc strzały zza zamkniętej komórki? Szatyn miał nadzieję uzyskać odpowiedź, na to i wiele innych pytań, od wykwalifikowanej bądź wykwalifikowanego psychologa. Zdobywał informacje w przerwie między spotkaniami zarządu, wyjściami do sądu, czy odwiedzinami klientów w areszcie tymczasowym. Miał dwie sprawy do zamknięcia nim na dobre mógłby się usunąć w cień. Wiedział, że przekazanie ich komukolwiek równałoby się z porażką, a na to nie chciał skazywać ludzi, którzy mu zaufali. Jedna sprawa dotyczyła morderstwa żony, a druga prania pieniędzy poprzez zaciąganie oraz udzielanie nielegalnych pożyczek. Obie były do wygrania, lecz wymagały jego uwagi i skupienia, a miał ich coraz to mniej. Zegar tykał, a on nadal nie znalazł w żadnym zapisie jak pozostać decyzyjnym udziałowcem w kancelarii, gdyby zaprzestał prowadzenia spraw. Black ustalił sobie jasne priorytety, lecz nawet taka krótka lista Rodzina i jej bezpieczeństwo nie powstrzymywały rosnącej w nim frustracji. Przynosił sterty dokumentów do gabinetu, zasypiał w nim i z rana ruszał na podbój świata. W końcu, gdy udało mu się zakończyć – wygrać jedną ze spraw nabrał więcej tlenu w płuca. Wiedział, że opuszczenia kancelarii było teraz kwestią kilku tygodni i odrobinę go ta myśl przerażała. Nigdy nie robił nic innego. Od zawsze szkolił się, by na Sali sądowej czuć się jak ryba w wodzie, jednak jego morze najwyraźniej było od dawna zakażone. Do wszystkiego dochodziły jeszcze koszmary, które zdarzyły się na tyle rzadko, na ile też sypiał dłużej aniżeli trzy godziny. Strzały, krew i trupy, których oczy otwierały się, a kpiący uśmiech zdawał się krzyczeć I Ty uważasz się za obrońcę sprawiedliwości? MORDERCA. Nie mówił o nich nikomu, ponieważ wtedy przyznałby, że na niego wpływają. Nie chciał się poddać, gdyż to nie leżało w jego naturze. Parł do przodu wyznaczając kolejne cele, użerając się z podwładnymi i zachodząc kolejnym sędziom za skórę, zdobywał przychylność ławników nie tracąc z oczu tego co najcenniejsze swej córki i ukochanej.
    Po wygranej rozprawie postanowił wrócić wcześniej do mieszkania, by spędzić nieco więcej czasu z obiema paniami. Jakieś było jego zdziwienie, gdy w apartamencie przywitała go cisza. Natychmiast chwycił za telefon wybierając numer panny Eagle.
    - Elaine, gdzie jesteście? Nic wam nie jest? – nie krył zdenerwowania, lecz nie na narzeczoną, lecz na fakt, że znów mogło stać się coś strasznego podczas jego nieobecności. Może znów zignorował jakieś przesłanki? Nie chciał nawet o tym myśleć.
    Nieco gwałtownym ruchem odstawił siatkę, w której znajdował się wykwintny deser oraz butelka białego wina. Chciał spokojnie spędzić ten czas we troje, chociaż echem odbijały mu się słowa przyjaciela na temat tego, że powinien zadbać nieco o spotkanie tylko we dwoje z narzeczoną. Może blondynka coś wspominała ich wspólnemu przyjacielowi, a on nie spełnił jej wymagań po raz kolejny?
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  73. Gdy usłyszał, że ktoś jest po drugiej stronie, serce stanęło mu na moment, by ruszyć ze dwojoną siłą. Opadał na krzesło w kuchni z niewysłowioną ulgą. To był głos Elaine, nikogo innego tylko jego narzeczonej. Przymknął oczy milknąc i napawając się chwilą niesłychanej nieważkości. Nie wiedział, ze coś takiego w ogóle jest możliwe, by troska o kogoś tak mogła manewrować uczuciami. Ze skrajności w skrajność przemknęło mu przez myśl, lecz zignorował to jak wiele innych czerwonych drogowskazów w swej prawniczej główce.
    - Zaraz do Was dołączę. – powiedział tylko nim nacisnął czerwoną słuchawkę na szklanym ekranem odpowiedzialna za zakończenie połączenia. Nim opuścił mieszkanie pomyślał o tym, by wstawić zakupy do lodówki, bo jeśli nie dziś to może jutro udałoby się im napawać smacznym deserem i odrobiną procentów.
    Nie zakładał już na błękitną koszulę marynarki, a jedynie jesienny, granatowy płaszcz. Nie był typem osoby, która chowała się pod stertami pościeli, czy swetrów, gdy tylko zima dawała znać o swym istnieniu. Należał raczej do tych drugich, którzy nawet przy ujemnych temperaturach potrafili biegać bez nakrycia wierzchniego. Starał się zachowywać normlanie wkraczając do wypełnionej gwarem kawiarni i udało mu się to w momencie, gdy jego wzrok spoczął na dwóch blond czuprynach zasiadających przy jednym ze stolików.
    -Ładnie to tak jeść słodycze przed obiadem moja królewno? -zapytał nachylając się tak, by Clarissa mogła go dostrzec.
    -Tato! Wróciłeś wcześniej – to stwierdzenie tylko ubodło go gdzieś w środku dając do zrozumienia, ze jednak nie był tak bardzo obecny w życiu córki, jakby sobie tego życzył. Porwał ją na ręce, a następnie ucałował w skroń narzeczoną, a Patrickowi podał dłoń.
    - Wygrałem kolejną sprawę to odebrałam zasłużone wolne – pstryknął dziecko palcem w czubek nosa, a następnie zasiadł z nią na kolanach przy stoliku.
    - A jak Wam minął dzień? -zapytał przenosząc spojrzenie z Elanie na jej brata. Z tym drugim wbrew pozorom nie miał za wiele do czynienia, ponieważ do Sebastian był bardziej zaangażowany w ten cały ratunek kruchej relacji Elaine-Lucas-Elaine-Patrick-Mafia-Elaine. Niebieskie tęczówki zdawały się drążyć dziurę w skale chcąc poczuć, ze znów ma się kontrolę, która od dawna była tylko wspomnieniem.
    - Patrick miałbym do Ciebie później mała prośbę, jeśli nie miałbyś nic przeciw. -dodał po dłuższej chwili przyglądając się mężczyźnie.
    - Na osobności – tutaj posłał nieco autorytarny uśmiech kobiecie, bo wiedział, że ta będzie chciała wiedzieć o co chodzi. Nie mogła poznać prawdy, jeszcze nie.
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  74. [Hej, heloł! Dzięki za powitanie Caroline. Propozycja wątku fajna, ale zobaczę jak mi pójdzie z innymi autorami, więc jak coś to Was znajdziemy. Ściskam cieplutko 🥰]

    Caroline Fender

    OdpowiedzUsuń
  75. [ Jak najbardziej możemy coś napisać :D Myślę, że może ich połączyć zarówno wydawnictwo jak i bar. Czy masz już jakiś pomysł, czy burza mózgów ? :D ]

    Gabriel

    OdpowiedzUsuń
  76. Prawdę powiedziawszy usłyszawszy słowa kobiety wypowiedziane tak stanowczym tonem przez krótką chwilę miałem szczerą ochotę posłuchać tego cichego głosiku z tyłu głowy, który dosłownie trząsł się na samą myśl o tym, że po raz kolejny zawiódł na całej linii jedną z najbardziej ukochanych osób, a teraz swoim głupim zachowaniem z dużym prawdopodobieństwem naraża życie nie tylko swoje, ale także praktycznie obcej dziewczyny, ale w ostatnim momencie zdołałem osadzić go z powrotem na odpowiednim miejscu. Nie mogłem się przecież teraz otwarcie przyznać, że liczę jedynie na uśmiech losu w formie pomocy starego sojusznika, tylko dlatego, że nie mam lepszego planu, a Octavia po powrocie do domu po porodzie stanowczo zagroziła mi, że jeśli swoimi ciemnymi manipulacjami narażę nasze maleństwo na niebezpieczeństwo, wniesie wniosek o rozwód i postara się, żebym nigdy więcej nie ujrzał Ilario. W tej chwili oskarżając się o tchórzostwo, które spowodowało, że nawet nie upewniłem się, czy wraz z babcią bezpiecznie dotarł do Kaledonii, ze wszystkich sił starałem się myśleć racjonalnie. Być może świadczyło to o tym, iż strata ojca na wczesnym etapie dzieciństwa sprawiła, że sam nie umiałem sprostać odpowiedzialnej roli głowy prawdziwej, wspierającej się familii. Jeśli faktycznie tak było, to może dla tej dwójki rzeczywiście byłoby lepiej, gdyby Włoszka zaczęła pisać nowy rozdział swojej historii bez przysłowiowej kuli u nogi w mojej osobie. Z drugiej jednak strony nie wyobrażałem sobie dalszego trwania na tym pełnym nieszczęść ziemskim padole bez nich u boku, toteż zebrawszy ostatnie resztki pewności siebie, jakie mi pozostały, uśmiechnąłem się łobuzersko i stwierdziłem już znacznie mniej autorytarnie:
    - Oczywiście, przecież nikt z nas nie zamierza dzisiaj zapukać do piekielnych bram.
    O tym, że już to zrobiliśmy miałem dowiedzieć się dopiero około dwadzieścia minut później, kiedy to do tej pory spokojnie biegnący obok mojej nogi Theseus podniósł wysoko pysk i obwąchawszy dokładnie powietrze, zatrzymał się gwałtownie ze zjeżoną sierścią oraz napiętymi wszystkimi mięśniami, wyraźnie przygotowując się na jakieś jeszcze niewidoczne dla ludzkiego oka niebezpieczeństwo.
    - Niech to szlag, a prawie dotarliśmy do celu! - Rzuciłem zrezygnowany, lustrując uważnie najbliższą okolicę i jednocześnie desperacko próbując zmusić mastifa do ruszenia się choćby o centymetr do przodu. Przekonawszy się ostatecznie, że za nic nie uda mi się tego zrobić, westchnąłem ciężko, głaszcząc go delikatnie po sierści zarówno, aby podziękować mu za ostrzeżenie, jak i po to, aby nie musieć patrzeć prosto w oczy blondynce, ponieważ niemal czułem jak przez całe moje ciało przepływa gwałtowny strumień poniżenia pomieszanego z głębokim wstydem. - Przepraszam, niepotrzebnie Cię tu ciągnąłem. Możesz wracać do siebie, a ja postaram się ... - W tej samej chwili dało się słyszeć przerażony krzyk, a parę sekund później poczułem jak na mojej bluzie zaciskają się kurczowo palce najmłodszej wnuczki mężczyzny, do którego właśnie zmierzaliśmy. Biedna dwunastolatka miała całą zakrwawioną sukienkę z powodu głębokiej rany kutej tuż nad pierwszym żebrem i ze strachu nie mogła wykrztusić z siebie ani jednego zrozumiałego słowa. Zresztą nie musiała, sama jej postawa wystarczyła mi bowiem do podjęcia decyzji. Nie było najmniejszego sensu pchać się w samo oko cyklonu, w którym nikt więcej pewnie nie przeżył. - El, prowadź. Musimy jak najszybciej zapewnić tej małej dostęp do profesjonalnej opieki zdrowotnej. - Oświadczyłem, ściągając z siebie, i tak już zakrwawiony sweter i, starając się nim zatamować wyciek tego życiodajnego płynu na ciele młodej damy. Czy naprawdę trzy pokolenia w jednej rodzinie oraz jej klienci musiały ponieść bezsensowną śmierć jedynie dlatego, że komuś zachciało się sterroryzować cały rynek narkotykowy całego Nowego Jorku oraz wszystkie służby bezpieczeństwa na jego terenie? Czy w tej sytuacji mogłem jeszcze mieć nadzieję, że moja własna żona nie dołączy do ofiar zanim do niej dotrę?

    Enrique B. [Chyba lekko mnie poniosło.]

    OdpowiedzUsuń
  77. Nie uważał się za osobę uzależnioną od czegokolwiek i choć przeszedł odwyk i wciąż pozostawał w terapii, przez cały czas utrzymywał, że po prostu dobrze się bawił i stracił w pewnym momencie kontrolę nad tym co robi. Starał się ograniczać alkohol i odstawił całkowicie inne środki odurzające, ale nie zamierzał pozostać do końca życia abstynentem i nie napić się z przyjaciółmi nawet głupiej lampki wina.
    - Daj spokój, nie jestem alkoholikiem, ćpunem zresztą też nie. Normalnie chodzę na imprezy czy piję wieczorami whisky, po prostu już nie w takich ilościach, które mogą dopuścić do utraty przeze mnie kontroli – wyjaśnił, podchodząc samemu do barku i wyciągając z niego butelkę wina i dwa kieliszki. Był normalnym człowiekiem i miał nadzieję, że tak właśnie zaczną go w końcu traktować także i przyjaciele. Rozumiał, że martwili się o to, aby nie wrócił do tego co było jeszcze kilka tygodni temu, ale był świadom ile stracił przez kokainę i nie zamierzał po nią już więcej sięgać.
    - Mój ojciec od zawsze miał na mnie destrukcyjny wpływ i przez niego zacząłem znowu brać narkotyki. Narkotyki i moje ciągłe kłamstwa odebrały mi z kolei Maille, a to doprowadziło do tego, że zacząłem imprezować i sypiać z kim popadnie, ale to już zamknięty etap w moim życiu. Jestem dokładnie tym samym Blaise Ulliel, którego poznałaś wtedy na bankiecie i tego się trzymajmy – uśmiechnął się, rozlewając im czerwony trunek do kieliszków. Cieszył się, że etap kryzysu miał już za sobą i udało mu się bez trudu wrócić na szczyt. Miał nadzieję, że u jego przyjaciół także w końcu wszystko będzie w porządku i będą mogli żyć w spokoju, bez strachu i obaw o życie własne oraz bliskim im osób.
    - Mam po prostu inne standardy – wymamrotał, upijając łyk wina. Nie potrafił zrozumieć decyzji Lucasa odnośnie zmiany miejsca zamieszkania i przesiadywania w domu zamiast w kancelarii, ale skoro jemu i Ell to nie przeszkadzało, nie miał prawa na siłę ściągać ich do któregoś ze swoich apartamentów.
    - Dla mnie jest, bo nie lubię dzieci i ty także nigdy za nimi nie przepadałaś. Po prostu świat staje na głowie i nie mogę się z tym pogodzić, nie obraź się Ell. Jeśli taki układ odpowiada tobie i Lucasowi, w porządku, ale dla mnie to wszystko jest kompletnie niewyobrażalne i nijak mi do ciebie nie pasuje. Szczerze mówiąc wolałem dużo bardziej tą szaloną, nieprzewidywalną, wredną i gotową zmiażdżyć mi jaja Eagle, niż tą ciepłą kluseczkę, która dba o narzeczonego i jego, czy tam jak to nazywacie waszą córeczkę – westchnął, obdarzając ją przy tym przepraszającym wzrokiem. Wiedział, że stąpa teraz po bardzo niepewnym gruncie, ale przyjaciele zawsze powinni być wobec siebie szczerzy i miał nadzieję, że ani Ell, ani Lucas nie obrażą się na niego za te słowa.
    - Dalej masz problem z tym, żeby być w końcu choć troszkę egoistką, ale niech będzie, daj wolne komu trzeba i weź wolne dopiero, kiedy będzie to możliwe. SPA nie ucieknie, ale ci tego nie daruje. Bez dzieci i bez Lucasa, tylko ty i ja, kropka – zarządził, niepewnie wznosząc w jej kierunku za to toast – Ostatecznie możesz go zabrać, jeśli taki wypad dobrze wam też zrobi – dodał, upijając łyk wina i podrywając się do drzwi – Zamówiłem nam jedzenie. Nie wiedziałem, czy uda mi się wyciągnąć cię na kolację, więc uraczę cię tutaj daniami z najlepszej restauracji w Nowym Jorku. Nie możesz mi odmówić tej odrobiny luksusu, rozpieszczą twoje podniebienie, gwarantuję – uśmiechnął się, wskazując dostawcy i kelnerom stół w salonie, gdzie mają ułożyć dla nich talerze z daniami.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  78. [Toni pewnie chciałaby mieć nerwy ze stali, ale prawda jest taka, że gdyby nie magiczny, biały proszek, to byłoby z nią gorzej niż jest, ale każdy szuka jakiś ucieczek.
    Cześć, dzięki wielkie za powitanie :D Widzę, że między Elaine i Tonią znajdzie się kilka punktów zaczepienia, także możemy razem pogłówkować nad wątkiem. Nie wiem tylko czy wolisz tutaj, czy mailowo?]

    Tonia Casta

    OdpowiedzUsuń
  79. Radził sobie średnio z układaniem własnych myśli, emocji dotyczących jego życia osobistego, ponieważ po porwaniu miał wrażenie, że stracił nad wszystkim kontrolę. On - osoba, która bez kontroli nie potrafiła sobie kompletnie poradzić. Odkąd tylko został wysłay do Anglii, by sie kształcić w prestiżowej placówce z internatem, nauczył się jak to jest posiadać władzę. Manipulacja, rozpacowywanie rówieśników, czy nawet profesorów to była dla niego dodatkowa zabawa, w końcu nie miał tam nikogo bliskiego. Oczywiście do czasu, ponieważ chcąc nie chcąc, zyskał jakieś przelotne znajomości, pierwsze sercowe podboje - skończone złamanymi sercami nastolatek - nim na stałe powrócił do Nowego Jorku. Tu czekały na niego studia, wolność i nieograniczona forma na spędzanie wieczorów w klubach, na bankietach, czy co noc z inną partnerką, której imienia na drugi dzień nie pamiętał. Wiele dobrych wspomnień łączył oczywiście ze swym przyjacielem Blaisem i choć ich dwójka konkurowała na wielu płaszczyznach, to również w tamtym okresie miał poczucie kontroli. Teraz je utracił i nie miał bladego pojęcia jak je odzyskać.
    Szatyn starał się w miarę możliwości rezygnować ze swej maski podczas, gdy spędzał czas z narzeczoną, lecz teraz nie byli sam na sam. Musiał uważać na to, czy nie zdradzi go mimika, jednak czynił to w sposób dla siebie naturalny, tak że ktoś postronny mógł po prostu stwierdzić, iż był jedynie powściagliwy w okazywaniu emocji. Fakt, że w ich towarzystwie była Clarissa nieco komplikował całą sytuację, ponieważ przed nią nie chciał wychodzić na zimnego, niemal obcego jej człowieka. Uśmiechał się delikatnie na wszelkie zmianki minionego dnia. Ulżyło mu odrobinę widząc, że blondynka nie jest już taka wystraszona ani nie prosi o to, by zapewniać ją, że nic jej nie grozi.
    - Żadnych tajemnic pamiętam, jednak czasem nie możesz wiedzieć wszystkiego od razu El.- zauważył unosząc jedną brew delikatnie na znak tego, że nie będzie ustępliwy w swym postanowieniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Postaram się chronić twój dobrobyt - odpowiedział prawnik prostując się,a następie jego spojrzenie skupiło się na narzeczonej, która właśnie zabrała głos.
      -To świetnie, a tak apropo mieszkań mam kilka propozycji godnych rozważenia, jeśli chodzi o naszą przperowadzkę. Chciałbym, żebyś coś razem wybrali, bo wypowiedzenie umowy już dawno napisałem, tylko nie chcę go pochopnie zanosić do właściciela budynku. - wspominał ukochanej, że chce zrezygnować na jakiś czas z kancelarii, usunąć się w cień, a co za tym szło jego wypłata mogła się znacznie pomniejszyć. Nie mówił tu o przejściu na najniższa krajową ani średnia, jednak opłaty za obecne mieszkanie pożerały znaczą częśc jego wynagrodzenia. Musiał myśleć przyszłościowo i nie zapominać o tym, że konto oszczędnościowe warto co jakiś czas uzupełniać.
      - Zamawiamy coś dzisiaj na obiad? Patrick może z nami zostaniesz na obiad, skoro już te dwie blondwłose istoty przekonały Cię do deseru? - zaproponował, a kącik jego ust drgnął delikatnie w uśmiechu.
      Kilka chwil później wstał od stolika, a Clarisse postawił na ziemi chwytając jej dłoń. Chciał już wrócić do domu i całkiem się zrelaksować, o ile to w ogóle było możliwe.Po przekroczeniu progu poprosił brata swej przyszłej żony na osobności, tak jak to zapowiedział już na dole w kawiarni.
      - Czy masz wolny może dzisiejszy wieczór? -zapytał wkładając jedna dłoń do kieszeni szytych na miarę spodni, a drugą przeczesując włosy.
      - Wiem, że pytam w ostatniej możliwej chwili, jednak już udało mi sie uzgodnić z zastępcą Elaine w barze, by zajął się wszystkim pod jej nieobecność. Nie mam tylko z kim zostawić naszej córki.-spojrzał na niego nieco wyczekująco. Miał plan na dzisiejsze po południe, ale również wieczór we dwoje, a Patrick pojawił się niczym manna z nieba. Nie udało mu się bowiem znaleźć opiekunki z odpowiednim doświadczeniem.
      Lucas

      Usuń
  80. Mężczyzna chciał, by mieszkanie zostało wybrane przez nich wspólnie z tego względu, że na swój sposób wyznaczało nowy początek dla ich relacji. Nie poruszali na razie tematu tego, czy i kiedy w ogóle zdecydują się zalegalizować związek, ponieważ szatyn sądził, iż obecnie działo się zbyt wiele rzeczy na raz. Priorytetem była oczywiście Clarissa, a z nią wiązało się poszukiwanie psychologa, nowego, bezpiecznego lokum oraz przedszkola. Nie były to typowe dla niego zadania, więc też zajmowały więcej czasu w zorganizowaniu.
    - Pewnie masz rację - odpowiedział blondynce, ponieważ nie mógł zaprzeczyć, iż od najmłodszych lat przyzwyczajony był do luksusu. Na czas pobytu w Anglii rodzice też postarali się o to, by ich syn nie wylądował w podrzędnym akademiku. Jego pokój był wiekszy niż przeciętna kawalerka na Manhattanie. Przeprowadzka zapewne bedzie wiązać się również ze zmianą przyzwyczajeń. Czy był na to gotowy?Tak i to w momencie, w którym Elaine zgodziła się, by na jej palcu zalśnił pierścionek zaręczynowy. Szatyn ukradkowo na niego spojrzał z jakąś taką zaborczością, która zamaskował, gdy już wstali od stolika.
    - Myślalem bardziej o czymś z kuchni azjatyckiej lub coś meksykańskiego, co wy na to? -zapytał patrzac zarówno na Patricka jak i blondynkę, która skradła jego serce, zwojowała świat i pomogła mu w najgorszym koszmarze w życiu.
    Będąc juz w mieszkaniu i stojąc naprzeciw osoby, której rysy twarzy były odrobine znajome, ale zdecydowanie ostrzejsze starał się zachowywać jak zwykle. Nie pokazał ani na moment tego, że odrobine obawia się jakie zdanie wyrobi sobie na jego temat najbliższa Elaine osoba.
    - Jasne, po obiedzie Ci wszystko pokaże. Lodówka jest pełna, więc wierze, że coś na kolację się znajdzie. - wyciagnął dłoń z kieszeni i obszedł biurko, by załączyć stojący na nim laptop. Mieli w końcu coś zamówić, prawda? Słysząc niepewne pytanie ze strony Patricka napiął się odrobinę, ponieważ nie miał w zwyczaju dzielić się takimi informacjami z kimkolwiek, ale teraz chyba nie do końca miał wybór.
    - Planowałem raczej powrót o poranku, ale gdyby coś sie działo to jeden telefon i jesteśmy z powrotem - powiedział i automatycznie podał mu jedną ze swych wizytówek na której znajdował się również numer komórkowy.
    - Tylko proszę nie wygadaj się przed swoją siostrą. Wiem, że nie cierpi niespodzianek, ale na tą zasłużyła już dawno. - przeczesał nerwowo dłonią włosy, a w oczach na moment zalśniło uczucie jakim darzył tą drobną, lecz silną kobietę.
    Zasiadł za biurkiem, by szybko wstukać kilka interesujących go restauracji oferujących przyzwoite jedzenie z dowozem do domu.
    - To na co się decydujemy? Azja czy Meksyk? -zawołał juz nieco głośniej pewny, że narzeczona będzie w stanie go usłyszeć. Wtem rozdzwonił sie jego telefon.
    - Przepraszam. - powiedział lekko skinąwszy na mężczyzne i odchodząc odrobine dalej do ogromnego okna, które dawało zapierajacy dech w piersiach widok na tętniący zyciem Nowy Jork.
    - Tak dokładnie. Wedle instrukcji - po czym nastąpiło kilka potakujących pomrukiwań i rozmowa została zakończona.
    - To na czym staneliśmy? -zapytał odwracajac sie twarzą do wejścia, a telefon ukradkowo chowając do kieszeni spodni.
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  81. Mając się nieco na baczności w obecności brata swej narzeczonej zdążył dość szybko zauważyć, iż również jest pod pilną obserwacją. W sumie to się nie dziwił, chociaż to pośrednio przez Patricka ich dwójka się w ogóle spotkała. Panna Eagle zażarcie chciała ratować jedną z najbliższych jej osób i robiła to co jej kazano. Miała uwieść wielkiego Lucasa Black tym samym doprowadzając do jego zguby i plan zrealizowała niemal śpiewająco. Niemal ponieważ oboje poczuli do siebie coś więcej, aniżeli tylko pociąg seksualny. Szczytem był fakt, że szatyn w ogóle spotkał się z nią więcej niż jeden raz, lecz zaintrygowała go i nie była jak reszta, która oddałaby wszystko za pozostanie na dłużej w codzienności prawnika. Były ładne, nie głupie, a jednak takie puste w środku. Brak tych ogników w oczach, własnego zdania i tego co miała w sobie Elaine, a nie dało sie tego opisać słowami. Mimo, że Lucas władał słowem na salach sądowych, w kancelarii, czy podczas wizyt więziennych to przy blondyce bardzo często brakowało mu odpowiednich przymiotników. Odkrywał ja na nowo i cholernie obawiał sie, że mógłby znów popełnić błąd, który kosztować go będzie utratę jej na zawsze. Nie był wylewny w rozmowach, nie okazywał też publicznie uczuć na wielka skalę, lecz wierzył że ukochana potrafi dojrzeć to czego inni musieliby szukac bardzo długo. Dojrzeć to jak wielki kawałek jego serca i świata wzięła we władanie.
    - Tak... coś azjatyckiego - powtórzył skupiając pozornie swoja uwagę na ekarnie laptopa, lecz każde poruszenie ze strony towarzyszącemu mu w pokoju Patricka odnotowywał od razu.
    -Tak? - uniósł na niego zimne spojrzenie błękitnych jak zimowe niebo oczu. Może wyraz miał srogi, ponieważ nie wiedział czego ma się spodziewać po tej jąkaninie. Nie było to takie do końca bezpodstawne, jak sie okazało w momencie, gdy ten już wydukał wszystko co miał do powiedzenia. Szatyn rzadko przerywał rozmówcy, więc wysłuchał z lekkim napięciem swego rodzaju oskarżenia. Tak to przynajmniej odebrał, jakoby przez prace kompletnie stracił to co ważne z oczu. Tak było, jednak przed porwaniem Clarissy i teraz nie zamierzał powatrzać swego błędu dwa razy.
    - Zauważyłem - odetchnęł głęboko przez nos, gdy zęby zacisnął dośc mocno, a jego kości na policzkach sie uwydatniły.
    - Dlatego potrzebuję tego wieczoru z nią sam na sam. - dodał nim mężczyzna zostawił go w gabinecie lecąc na ratunek dwóm niewiastom. Szybko zamówił dla nich jeden z większych zestawów złożony z przystawki, zupy i drugiego dnia w postaci dwóch wielkich talerzy z makaronem oraz kompletu sushi.
    - Jedzenie będzie do pół godziny - powiedział wkraczajac do salonu, gdzie zastał trójkę i balon. Pochamował się, by nie przewrócic oczami i podszedł do Elaine delikatnie przyciagając ją do siebie i całując w skroń.
    - Mógłbym z Tobą porozmawiać? - szepnął jej na ucho. To, że miał dla niej niespodzianke nie wykluczało tego, że musiał jakoś przekazać jej fakt, iż dzisiejszego wieczoru nie jest potrzebna w barze, bo lada moment pewnie chciałaby mu uciec. Tym razem kroki poniosły go sypialni, gdzie zwinnym uchem zamknął za nimi drzwi. Może obawiał sie wybuchu ze strony narzeczonej, a może chciał poczucia intymności ich rozmowy? Nie było to pewne.
    - Czy mógłbym Cie o coś prosić? - zapytał poważnym głosem, a spojrzenia nie odrywał od jej magnetyzujących oczu.
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  82. [ Jak najbardziej mogą się kojarzyć z wydawnictwa. Może w barze ktoś będzie ją nagabywał? Jakiś podpity facet? Gabs może i nie jest nadzwyczaj pomocną osobą, ale akurat w takiej sytuacji nie siedział by bezczynnie. Może też dojść do rękoczynów, Gabs skończy z rozciętą wargą albo z jakimś innym niewielkim uszczerbkiem na zdrowiu. Elaine może zechce w podziękowaniu poczęstować go plastrem? :D ]

    Gabriel

    OdpowiedzUsuń
  83. [ Okej :D
    Mogłabym rozpoczęcie zostawić tobie? ^^ ]

    Gabryś

    OdpowiedzUsuń
  84. Szatyn nie wiedział o czym rozmyślał obecny z nim w pomieszczeniu brat panny Eagle, chociaż nie trudno było wysunąć kilka opcji. Nawet bez potwierdzenia ze strony Patricka mężczyzna wiedział, że na ten moment jest pod stałą obserwacją, lecz to wcale go nie onieśmielało. Przyjął po prostu postawę tego, który wie co robi i chroni tych, którzy są dla niego najważniejsi. Przed poznaniem Elaine do tego grona zaliczał jedynie swoją siostrę, jednak ta również potrafiła przyprawić go o zawał i przedwczesne siwienie. Czy kobiety w jego życiu nie mogłyby być bardziej usłuszne, bardziej wyrozumiałe i mniej bojowe? Może wtedy w jego głownie nie kotłowałoby się tyle sprzecznych myśli, które próbowały racjonalizować emocje dla niego obce przez tyle lat. Tym samym blondyn nie był dla niego żadnym wyzwaniem. Ba, był jak ciekawa potyczka w pozorowanej grze gdzie wszyscy sie lubią, chociaż w ogóle się nie znali, a zdanie o sobie nawzajem mieli wyrobione. Black nie był przecież wcale wyjątkiem i również nie rozumiał relacji tego rodzeństwa. To Patrick wpakował się w najgorsze bagno, sprowadził na Elaine na jego kruchą Elaine tyle niebezpieczeństwa, że chyba nie do końca był tego świadom. Nie mógł też wiedzieć tego, że chociaż Lucas poprosił go o opiekę na Clarissą to w żadnym wypadku nie wymazał ze świadomość całej wyrządzonej krzywdy. Gdyby nie fakt, iż pewna blondynka w pokoju obok potrzebowała ich obojga i nie wybaczyłaby żadnemu z nich za irracjonalne postępowanie, to pewnie szatyn dołożyłby swoje trzy grosze do obrażeń cielesnych starszego z Eagle. Nie zrobił tego, ponieważ narzeczona by mu nie wybaczyła. Starał się bardzo iść do przodu i zostawiać przeszłość usłana krwią oraz morderstwami za sobą. Nie był w tym staraniu idealnym, więc też nie mówił wszystkiego co podsuwały mu kąśliwe riposty wewnętrznego głosiku.
    Patrząc na uradowaną kobiete, której dobrobyt stawiał ponad własnym, aż zadrżało mu serce. Dawno nie widział jej takiej swobodnej, takiej szczęśliwej i beztroskiej. Czuł sie winny, iż poniekąd sam ubarwił możliwe lekkie momenty tymi drastyczniejszymi. Chociaż prawnik nauczył sie nie żyć w sferze marzeń to teraz marzył, by ich przyszłość była spokojniejsza.
    - Zawsze jestem tajemniczy, tylko Ty zyskałaś umiejętność ciągnięcia mnie za język wtedy kiedy nie trzeba - uszczypnął ją dyskretenie w jeden pośladek, a następnie nastał ten moment, gdy w pomieszczeniu pozostała jedynie ich dwójka odcięta od reszty apartamentu.
    - Te ściany nienależą do najcieńszych, kochanie - powiedział z diabelskim uśmieszkiem i przyciągnął ją do siebie na dłuższą chwilę, by ten pocałunek nie był taki krótki. Wyrwało mu się nawet jęknięcie, gdy już postanowił oderwać sie od blondynki. Nie było teraz na to czasu, chociaż bardzo tego chciał.
    - Nic się nie stało - podszedł do niej i pogłaskał ją delikatnie po ramieniu, a następnie chwycił dłoń na którym spoczywał pokaźny pierścionek. Pogłaskał go kciukiem, a następnie przeniósł spojrzenie na Elaine.
    - Chciałbym byś obiecała mi na ten jeden, dzisiejszy wieczór nie kwestionować mojego postępowania i pozwoliła się rozpieścić. Chciałbym byś mi zaufała, chyba możesz mi zaufać? -zapytał z nadzieją, a wzroku nie odciągał od jej zagubionych oczu.
    - I nie denerwuj się na to co teraz zakomunikuję - uniósł kąciki ust do góry w tym swym pokracznym uśmiechu, bo czuł że tylko sekundy dzielą go od wybuchu ukochanej.
    - Załatwiłem Ci wolne w barze i spędzimy ten czas razem, ale nic wiecej nie powiem. Tylko zgódź się i mi zaufaj, okej? - i pocałował ją w czubek głowy tuląc drobne ciało do swego, które wydawało się o wiele postawniejsze niż zazwyczaj.
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  85. W życiu bywało niestety tak, że tracąc ulotne chwile z życia najbliższych ciężko je było nadrobić. Prawdą było, że usilne starania w końcu dawały jakieś efekty, a jeśli ktoś starał się zapomnieć o przeszłości to szanse na powodzenie rosły z minuty na minutę. Lucas tym samym nie mógł wypowiedzieć na głos wszystkich nurtujących go kwestii związanych z bratem swej narzeczonej. Zdawał sobie sprawę, że przecież samemu zdarzyło mu się robić o wiele gorsze rzecz i nie liczyło się to, iż czynił je by chronić najbliższych. Z zimną krwią zamordował, pociągnął za spust, uderzył i nie miał najmniejszych wyrzutów sumienia. Może właśnie ten ostatni aspekt tak bardzo zakorzenił się w jego świadomości, że tworzył koszmarne obrazy nękające go we śnie. On człowiek z zasadami, broniący sprawiedliwość za wszelką cenę postanowił stanąć ponad prawem i wymierzyć ją na własną rękę. Nie żałował i zapewne uczyniłby to raz jeszcze, lecz to chyba tak bardzo przerażało szatyna, jego ciemna strona o której istnieniu nie chciał pamiętać.
    Black również starał się łapać te kruche chwile z najbliższymi jego sercu damami. T właśnie przez wzgląd na nie starał się uporządkować sprawy w kancelarii, by finalnie z niej odejść i nie narażać ich na kolejne traumatyczne przeprawy. Nie mógłby znów stanąć w sądzie naprzeciw kogoś komu życzył nawet kary śmierci, ponieważ obawiałby się zemsty wykonanej na blondwłosych, bezbronnych i kruchych skarbach jakie miał szczęście gościć w swym życiu.
    Cieszył się widząc przez kilka sekund te ogniki w oczach ukochanej, które świadczyły o tym, że ona również tęskniła za tymi momentami zapomnienia i przyjemności. Niestety tak jak się szatyn spodziewał zniknęły one równie szybko, co się pojawiły. Był gotów na grad wyrzutów i krzyk, lecz powitał go chłodny spokój.
    - Wiem, że ich nie cierpisz tak samo jak drogich prezentów… - urwał uświadamiając sobie, ze niechcący zdradził kolejny aspekt, który miał zaplanowany na ten wspólny wieczór. Przeklął siarczyście w myślach, jednak opanował się i pogłaskał blondynkę po policzku.
    - Nic więcej nie powiem, ale pamiętaj, że się zgodziłaś. Na wszystko. – dodał z naciskiem na ostatnie słowo po czym otworzył drzwi i wrócił do salonu. Kilka minut później przyjechała dostawa i mogli wspólnie zasiąść do posiłku. Nim razem z Elaine opuścili mieszkanie Lucas zadbał o to, by Patrick nie spalił mieszkania i odpowiednio zaopiekował się pięcioletnią Clarissą. Dziewczynka wcale nie wydawała się ubolewać nad tym, ze zostanie z wujkiem na noc, a jednie zażądała od ojca porządnego buziaka na dobranoc, a otrzymała jeszcze w zestawie łaskotki.
    - Jeszcze raz Ci dziękuję – powiedział wyciągając dłoń do Patricka i znikając za drzwiami apartamentu.
    - Pozwolisz? – podał blondynce swe ramię, by mogli razem ruszyć do windy, która swój cel miała na podziemnym parkingu. Tam czekał już na nich samochód z odpalonym silnikiem, a obok niego stał całkiem nieźle wyglądający Sebastian. To też była jedna z niespodzianek, ponieważ Lucas nie zdradził nic wcześniej o stanie zdrowia szofera.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Panno Eagle niezmiernie miło mi panią widzieć. – skinął lekko otwierając przed kobietą drzwi, a swemu przyjacielowi posyłając pełny zrozumienia uśmiech. W końcu kto ze wszystkich ludzi w Nowym Jorku mógłby zostać szczegółowo wprowadzony w misterny plan Blacka, jak nie Silver.
      Na ulicach Wielkiego Jabłka nie było zbyt wielu samochodów, toteż podróż mijała im płynnie przerywana tylko co jakiś czas przez czerwone światła. Z głośników płynęła jakaś spokojna melodia, a szatyn wpatrywał się w profil narzeczonej badając każdą jej reakcję. Lustrując linię sylwetki rysującej się pod ubraniem. Auto zatrzymało się delikatnie, a mężczyzna uśmiechnął się nieco drapieżnie.
      -Spokojnie to dopiero pierwszy przystanek i test, czy potrafisz dotrzymać słowa. – szepnął jej do ucha po czym wysiadł i otworzył przed nią drzwi. Znajdowali się dokładnie przed tym samym sklepem z którego pamiętnej nocy blondynka najzwyczajniej w świecie zwiała, a on musiał iść sam na ‘uroczy’ bankiet.
      - Oboje musimy zmienić nieco ubiór, ponieważ kolejny przystanek dzisiejszego wieczoru tego od nas wymaga. – wyznał tajemniczo przepuszczając Elaine w drzwiach za którymi już witała ich obsługa. Cztery eleganckie kobiety były gotowe na najmniejsze skinięcie z ich strony, ponieważ byli jedynymi klientami. Wiedziały kto przekroczył próg ich salonu oraz jak wiele mogą zyskać na prowizji sprzedanych rzeczy, czy usług, ponieważ na piętrze znajdował się salon fryzjersko-kosmetyczny w razie potrzeby. Szatyn szedł krok w krok za narzeczoną nie spuszczając z niej uważnego spojrzenia, więc nie mógł zauważyć, że stał się obiektem w centrum uwagi obsługi.
      - Wybierz co tylko zechcesz – powiedział kładąc dłoń na dolnym załamaniu pleców blondynki. Czuł, że schudła nawet przez to wszystko co miała na sobie. Martwił się, jednak wiedział że to jeszcze nie był ten moment, by o tym rozmawiać. Na licznych wieszakach i manekinach widniały eleganckie kreacje zarówno dla kobiet jak i mężczyzny. Szatyn miał już wybrany zestaw, który czekał na niego w przymierzalni, lecz mógł zawsze zmienić zdanie, gdyby ona go o to poprosiła. Ciemnogranatowy smoking, klasyczna biała koszula oraz czarna kamizelka były gotowe do wzięcia.
      - Co powiesz o tej sukni? -zapytał, gdy jednak wyjątkowo wpadła mu w oko. Długa, satynowa błękitna na zdobionych koronką ramiączkach i z odkrytymi plecami. Mógł sobie tylko wyobrazić jak dobrze może w tym wyglądać jego wybranka. Nie ograniczał jednak jej wyboru, więc był gotów iść dalej w poszukiwaniu tej jedynej.

      Lucas

      Usuń
  86. Nie wiedział, że swoimi słowami doprowadzi przyjaciółkę do aż takiego stanu i zaczynał żałować, że w ogóle tutaj przyszedł. Nie powinien się wtrącać w ich życie i nawet jeśli chciał to wszystko zrobić dla ich dobra, jak zwykle mu nie wyszło i tylko jeszcze bardziej schrzanił sprawę. Elaine i Lucas byli dorośli, mogli robić ze swoim życiem to, na co tylko mieli ochotę, a on powinien w końcu zrozumieć, że nie dla każdego kariera i pieniądze są na pierwszym miejscu.
    - Pieprzę ci głupoty, że zatraciłaś siebie i dziecko spieprzyło ci życie, a pewnie gdyby ta sama sytuacja dotyczyła kiedyś mnie i Maille, pewnie też rzuciłbym wszystko dla niej i tego dzieciaka. Dalej nie potrafię pogodzić się z jej stratą i zamiast wciąć się w garść, rozpieprzam innym z zazdrości życie – westchnął, także opróżniając jednym łykiem całą lampkę wina. Zawsze starał się zachować kamienną twarz i ukrywać wszelkie uczucia, ale rozmowa z Ell sprawiła, że on sam także musiał teraz wyrzucić to wszystko, co siedzi w nim od dawna, schowane gdzieś głęboko w podświadomości.
    - Macie siebie, planujecie ślub, zamieszkaliście razem, nawet jeśli masz problemy z zajęciem w ciążę, los dał wam na dzień dobry córkę i nie musicie się na razie o to martwić, macie wszystko, a ja mam tylko moje pierdolone ego i pieniądze, których i tak nigdy ze sobą nie zabiorę do grobu – wyrzucił niemal na jednym tchu i dolał sobie wina do szklanki. Nie wiedział co się z nim właśnie działo, ale miał wrażenie, że wszystko co starał się tłumić, pękło właśnie i usiłowało roztrzaskać jego pozornie poukładaną psychikę na milion kawałków.
    - Mam nadzieję, że chociaż jeden czynnik z zakłamanych elit w postaci Blaise Ulliela, nie zniknie prędko z twojego życia – uśmiechnął się delikatnie, roztrzepując dłonią jej włosy. Miał wrażenie, że Ell ma ochotę go udusić albo rzucić w niego trzymanym w dłoni kieliszkiem, ale on naprawdę nie potrafił inaczej i był przekonany, że życie w luksusie jest spełnieniem marzeń dla wszystkich, nawet Lucasa i Eagle.
    - Nie, nie chcę, żebyś go zostawiła. Zresztą, liczę że będę świadkiem na waszym ślubie, czekam tylko na cynk od Blacka i zabieram się za organizację wieczoru kawalerskiego dla niego – wyjaśnił, upijając tym razem znacznie mniejszy łyk wina – Nie chodzi mi o to, że jest wam źle, wręcz przeciwnie. Po prostu mam inne priorytety w życiu i byłem debilem myśląc, że każdy ma takie same. Jeśli jesteście szczęśliwi mając u boku tą małą blondynkę, jasne, wasze sprawa i ja nie mam prawa źle o niej mówić. Nie gniewaj się już na mnie, co? Wiesz, że czasem potrafię pierdolić straszne głupoty, taki już jestem i takiego mnie przecież kochasz – wyszczerzył się dumnie, wzruszając przy tym bezradnie ramionami. Miał w życiu niewielu szczerych i prawdziwych przyjaciół i naprawdę nie chciał stracić dwóch na raz z nich – Przepraszam za tą całą szopkę z jedzeniem, chciałem tylko żebyś się poczuła jak dawniej, ale teraz chyba pojąłem, że twoje dawne życie było okropne w porównaniu z tym co masz teraz – dodał, opróżniając kieliszek wina i obdarzając przyjaciółkę przepraszającym spojrzeniem.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  87. Kierowca, a jednocześnie wieloletni przyjaciel Blacka szczerze ucieszył się na widok panny Eagle. Może początkowo nie wróżył im świetlanej przyszłości, ale to się zmieniło po tym wszystkim co razem przeszli. Sebastian nigdy nie widział, by szatynowi tak na kimkolwiek zależało, że łamałby własne, żelazne zasady, by z tym kimś po prostu być i dbac o jego bezpieczeństwo. Gdy kobieta go przytuliła odwzajemnił uścisk i szepnął na ucho.
    - Głowa do góry i prosze się uśmiechnąć - nic więcej nie zdążył dodać, by nie wydało się to podejrzane Lucasowi, który stał przecież tuż obok nich.
    Szatynowi ani na moment nie umknęło to jak jego ukochana była napięta, więc tym żartem o teście chciał rozladowac nieco atmosferę, lecz poniósł klęskę. Czy to go zniechęciło do kontynuowania misternie zaplanowanego wieczoru? Nie, poniewaz to czego nauczył sie przy tej wspaniałej kobiecie to jeszcze większego uporu niz do tej pory. Miał nadzieje tylko, że nie przekroczy tej cienkiej wyznaczonej przez blondynke granicy i nie zostanie nagle sam przed drzwiami po raz kolejny.
    - Oczywiście - powiedział unosząc ich złączone dłonie i pocałował wierzch tej, która teraz wydawała się trzymac go jak ostatniej deski ratunku na tonącym statku. Domyslał się, że Elaine nie przepadała za tego typu luksusem, chociaż nie rozmawiali zbyt szczegółowo na temat tego, dlaczego usunęła sie w cień. Mógł tylko gdybac, że uczyniła to z podobnych powodów przez które on sam nie zamierzał rozmawiać z rodzicami. Ta ułuda jaką rozprzestrzeniali wokół siebie ludzie z wyższych sfer była słodka aż do porzygu i chociaż sam nie rezygnował z poziomu na jakim zył, to starał sie od tych kłamców trzymać jak najdalej.
    - Hej... - odwrócił ją do siebie przodem i chwycił twarz w dłonie, by na niego spojrzała i skupiła tylko na nim. Nauczył sie odrobinę odczytywać jej zmiany nastawienia i może aktualnie przesadzał, ale szło to w nie tym kierunku, w którym powinno.
    -Nie świruj. Nic się nie dzieje, nie zabieram Cie na żaden bankiet ani nic takiego. Obiecuję, że Ci sie spodoba - powiedział i ucałował ja delikatnie w czoło.
    - A suknia jest idealna - dodał głaszcząc kciukiem jeden z jej policzków,a nastepnie odwrócił sie do obsługi.
    - Poprosimy tą suknię do przymierzalni i.. - tutaj ponownie spojrzał na narzeczoną delikatnie unosząc kącik ust, co miało byc Lucasowym uśmiechem.
    - Chcesz sama wybrac do niej buty? -zapytał, bo równie dobrze mogli zdać się na to co zaproponują kobiety wyszkolone w tego typu poradach.
    Gdy juz ruszyli w strone przymierzali sam zniknał w tej naprzeciwko, która zajmowała panna Eagle. Dość sprawnie przebrał sie, a użyte ubrania oraz buty zostały elegancko zapakowane do firmowej torby. Nie pierwszy raz zdarzało mu się wchodzić do tego typu sklepów w jednym zestawie, a wychodząc w czyms nowym. Prowadząc do tej pory dość rozrywkowe zycie czasem od razu z sądu wybierał się na podboje Nowojorskich klubów, czy prywatnych imprez. Nie mógł przecież wygrywać spraw i wojować w tym samym zestawie na parkiecie, to byłoby wysoce niestosowne.
    - Gotowa? -zapytał stojąc juz w pełnej krasie na swego rodzaju wybiegu, który oddzielał dwa rzędy przymierzalni. Mimowolnie zerknął na zegarek, by upewnić sie, że mieli jeszcze sporo czasu w zapasie do kolejnej atrakcji.
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  88. Mężczyzna wiedział jak zjawiskowa jest jego narzeczona, ponieważ widział ją zarówno elegancko urbaną, z rozczochranymi włosami i w znoszonych ciuchach po domu, jak i bez nich. W każdej z tych kombinacji wywierała na nim jednakowe wrażenie, tak mocne, że wzrok mimowolnie uciekał w jej kierunku. Momentami wydawać by się mogło, że gdyby była taka możliwość to nie wypuszczałby jej ze swych rąk pożerając wzrokiem, sprawiając jej przyjemność na coraz to nowsze sposoby. Dorosłe życie bywało jednak okrutne i każde z nich miało masę zobowiązań, których zaniedbanie byłoby tragiczne w skutkach. Tym bardziej, nie miał już nadziei, a był pewien, ze ten wieczór to coś czego oboje potrzebowali. Odrobiny przyspieszenia, gdy trzeba i chwili ciszy z drugiej strony. Szatyn mógł potykać się w tym całym staraniu się , lecz nie zamierzał z nic w świecie się poddawać.
    Słysząc głos zza kurtyny uniósł swe niebieskie oczy, a gdy napotkały one blondynkę sunąca do niego w sukni, którą sama wybrała, jego usta rozchyliły się mimowolnie. Pożądanie miał wypisane na twarzy i chociaż nie odezwał sie od razu, to wyciągnął w jej kierunku dłoń, by móc ją do siebie przyciągnąć.
    - Cii.. - szepnął, gdy ukochana zaczynała się nakręcać na to, że brak jej odpowiedniego makijażu, a pewnie i o uczesaniu gdzieś tam myślała. Prawnik miał to wyjście rozplanowane bardzo szczegółowo i nie byłoby to w jego stylu, gdyby cos pominął, niemniej teraz miał na to wielka ochotę. Ucałował jej pełne i kuszące usta, dłoń kładąc w załamaniu pleców, by zmniejszyć między nimi dystans. Brakowało mu tego, bardzo mu tego brakowało, chociaż wcale nie starali sie zachowywać czystości do ślubu to ostatnio zbyt często sie mijali, by pozwolić sobie na odpowiednią dawkę czułości. Nim Black zapanował nad tym co własnie robi porwał narzeczoną na ręce i z powrotem wparował do jednej z przymierzalni. Przez cały ten czas nie przerywał pocałunku, może tylko na moment schodząc z nimi niżej na odsłoniętą ku niemu szyję. Kilka pomruków wymsknęło sie z jego gardła pełnych pasji, a dłonie juz dawno odnalazły droge pod suknię blondynki. W zetknięciu z jej skóra wydawały sie o kilka stopni za chłodnie i za szorstkie, za to uda panny Eagle równały się z najwyższej jakości satyną. Mężczyzna dawał z siebie wszystko, by nie rozerwać już teraz tej przeklętej granatowej tkaniny, która dzieliła go od naturalnego, cielesnego piękna. Z lekkim impetem skierował plecy narzeczonej na jedną ze ścian nadal obsypując ją żarliwymi pocałunkami, a dłońmi błądząc to po sukni, to pod nią. Gdy był bliski rozpięcia, czy nawet rozsupłania tego misternego dzieła usłyszał wołanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Wszystko w porządku? - głos jednej ze sprzedawczyń nie krył zaniepokojenia i zakłopotania jednocześnie. Cóż byli jedyni klientami, więc mógł sie domyślić, że uwagę bedzie skierowana dokładnie tam, gdzie byli oni. Warknął w niezadowoleniu po oderwaniu sie od swej Afrodyty.
      - Jak najlepszym, proszę przekazać kosmetyczne i fryzjerom, ze zaraz będziemy na piętrze. - mówiąc, że głos miał opanowany to nic, on zionął rozgoryczeniem i chłodem.
      -Ta-ak jest... - nie trzeba było długo czekać by znów zostali w okolicy przymierzalni sami, lecz choć szatyn bardzo chciał dokończyć dzieła wiedział, że i na to znajda dzisiaj czas.
      - Wybacz, nie myślałem, że ktoś nam postanowi przerwać nasze małe tete-a-tete -wyraźnie się rozluźnił, a nawet wysilił do uśmiechu. Nim wyszli ponownie na wybieg ucałował blondynkę po raz ostatni oraz pomógł jej wygładzić materiał sukni. Na ich szczęście ciuchy sie jakoś specjalnie nie wygniotły. Zdradzały ich jedynie zarumienione lica, rozwichrzone włosy i rozpalone spojrzenia. Czy Black się tym przejmował? Nie. Czy żałował? Tak, tylko tego, że im przerwano. Szedł trzymając ukochaną za reke i mają na uwadze te niebotycznie seksowne i wysokie szpilki, które miała na nogach. Na pewno nie chciał, by teraz mu spadła ze schodów.
      - Są do Twojej dyspozycji - szepnął jej na ucho, gdy dłonią delikatnie wskazał trójkę pracowników salonu. Jedna niziutka kobieta, która uśmiechała sie do nich promiennie oraz dwóch dość różnych od siebie mężczyzn. Jeden wyglądał jak ktoś kogo najmniejszy podmuch wiatru byłby w stanie porwać, a drugi jakby pomylił miejsce pracy z salonem tatuażu. Black podszedł i uścisnął każdemu dłoń.
      - Kawy, herbaty i może dla Pana lekkie odświeżenie fryzury? - zawołał szczypiór dosc wymownie spoglądając na postawnego względem niego prawnika. Ten mimo rozdrażnienia zgodził się, poniewaz i tak musiał czekac na Elaine. Po opróżnieniu filiżanki espresso i wymienieniu kilko spostrzeżeń na temat ostatniego meczu New Jork Yankees był gotów do wyjścia. Przyglądał sie uważnie temu co działo sie na drugim stanowisku, które zajmowała jedna z najważniejszych osób w jego życiu.
      Lucas

      Usuń
  89. Nie pamiętałem nawet kiedy ostatnio doznałem tak wielkiego, paraliżującego niemal wszystkie ośrodki umysłu z wyjątkiem tych odpowiedzialnych za podstawowe czynności życiowe, strachu, jak to miało miejsce w tej chwili. Nie próbowałem już ukrywać swojej rozpaczy, kiedy brałem małą na ręce, zaklinając bezgłośnie duchy sterujące naszymi zagmatwanymi losami, by nie pozwoliły na jej przedwczesne odejście na drugą stronę. I nie chodziło tu tylko o to, że prawdopodobnie była jedynym świadkiem zdolnym wskazać przestępcę, który w okrutny sposób wymordował masę niewinnych ludzi, czy też o to, że jako dorastający młodzieniec kochałem się w jej matce, ale o to, że była na to zdecydowanie za młoda. Czym dziecko mogło sobie zasłużyć na tak wielki gniew obcego człowieka? Przecież jeszcze nawet nie zaczęła obsługiwać klientów prowadzonego przez pokolenia jej rodziny lokalu, więc nie poznała żadnych naprawdę ciemnych historii Nowego Jorku, które mogłaby zdradzić przygwożdżona do ściany. Co gorsza powoli zacząłem sobie uświadamiać, że pewnego dnia, gdy jej wuj uratował mi życie, rzucając nożem prosto w serce ścigającego mnie wściekłego, potężnego mężczyzny z siekierą w ręku i zaproponował pobieranie nauk obrony ulicznej u siebie, obiecałem mu, że, jeśli ktoś z jego bliskich będzie potrzebował pomocy, odwdzięczę się mu w miarę możliwości. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że w końcu nastał czas spłaty długu w formie przejęcia opieki nad nastoletnią Juliettą. Ciekawe, co powie na to Octavia, gdy wreszcie uda mi się ją odzyskać, oczywiście zakładając, że przynajmniej tym razem szczęście zechce się do nas uśmiechnąć. Takie właśnie ponure myśli zaprzątały mi umysł podczas całej drogi do najbliższego szpitala, gdzie musiałem jeszcze użyć ostrzejszych argumentów, by nieoznakowany w żaden sposób szczeniak, w dodatku dopiero szkolony na psa policyjnego, mógł wejść do środka, a mi samemu jako znajomemu rodziny pacjentki pozwolono wypełnić podstawowe dokumenty. Mimo około dwudziestu lat przepracowanych w służbach porządkowych wciąż nie potrafiłem przystosować się do schodów robionych przez nadętych biurokratów. Sam bowiem wyżej stawiałem dobro innych niż jakieś tam papierki, które przecież można było wypełnić, gdy niebezpieczeństwo zostałoby już zażegnane. Kiedy wreszcie poszkodowaną damą zajęli się lekarze, ja sam przystąpiłem do opracowywania planu na najbliższą przyszłość. Na początek postanowiłem zadzwonić do jednego ze swoich stałych informatorów mieszkających najbliżej miejsca kataklizmu, którego o mało co nie staliśmy się bezwolnymi świadkami, a potem udać się na spotkanie, na które zmierzałem, gdy otrzymałem wiadomość od Elaine. Tyle, że obecnej sytuacji nie za bardzo nadawałem się do negocjowania jakichkolwiek planów wzajemnej kooperacji z członkami podziemia, więc jak nigdy wcześniej potrzebowałem wsparcia blondynki. Zresztą jej obecność mogła się okazać kluczowa przynajmniej podczas uzgadniania pierwszej linii obrony okolic baru.
    - Elaine, wiem, że dużo dla mnie już zrobiłaś, ale mam do Ciebie jeszcze jedną prośbę. - Zacząłem, gdy wreszcie udało mi się ją odnaleźć, przetrząsając kieszenie w poszukiwaniu komórki. - Niedawno dowiedziałem się o istnieniu człowieka, który podobno jest w stanie zagrozić Szakalowi i właśnie do niego zmierzałem, gdy zadzwoniłaś. Obawiam się jednak, że ... - Zamilknąłem na dłuższy moment, wstydząc się przed nią przyznać do chwilowej niedyspozycji. - Dobrze, wyłożę karty na stół. - Uśmiechnąłem się krzywo. - Miejsce, w którym mieliśmy się ukryć przez długi okres czasu stanowiło dla mnie swego rodzaju drugi dom, a teraz, gdy je nieodwracalnie straciłem, boję się, że palnę jakieś głupstwo w trakcie tej rozmowy. Podejrzewam, że sama zdajesz sobie doskonale sprawę jak dużo mogłoby ono kosztować całe miasto.

    OdpowiedzUsuń
  90. Po tym przydługim wyznaniu pozostawało mi jedynie czekać z szybko bijącym sercem na jej reakcję. Mogła mnie uznać za niebezpiecznego wariata i oddalić się czym prędzej lub faceta, który może i mocno odstaje od postaci typowego agenta, ale ma w rękawie kilka przydatnych kart, więc warto się z nim, przynajmniej jakiś czas, trzymać.

    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  91. Szatyn nakręcał się jeszcze bardziej, gdy widział, że narzeczona w żadnym wypadku nie pozostaje mu z pieszczotami dłużna. Na ułamki sekund, gdy przesuwał pocałunki na szyje i wracał do ust widział w jej oczach dokładnie to samo pożądanie, które rozgrzewało go do środka. Wiedział, że będą mieli jeszcze dzisiejszego wieczoru możliwość, by dokończyć ten sens sfinalizowany wybuchem endorfin i chyba tylko dlatego nie przedłużał ich pobytu w przebieralni.
    - Ktoś się chyba stęsknił - mruknął jej do ucha ze słyszalnym rozbawieniem, ale też miłością. Może lubił kontrolować sytuację, czy ludzi, lecz wiedział że ta blondynka miała na ten temat inne zdanie. Tym własnie go zaintrygowała, tym zwojowała jego serce i tym irytowała momentami najbardziej. Teraz patrzył na odmienione oblicze ukochanej znów z tym niebezpiecznym błyskiem w oku.
    - Na Ciebie zawsze warto czekać - nim przemówił odchrząknął, by znów kontroli nie przejęło pożądanie, a u sterów pozostał zdrowy rozsądek.
    - Wyglądasz olśniewająco - dodał lekko otulając ją ramieniem i kierując się w stronę wyjścia. To była najwyższa pora, by opuścić ten salon i sklep, by zdążyć na przystanek numer dwa.
    - Do widzenia Panie Black. Zapraszamy ponownie! - pożegnały ich niemal chóralnie pracownice z parteru po czym mężczyzna otworzył drzwi samochodu przed blondynką. Sebastian zasiadający za kierownica spojrzał ukradkiem w lusterko.
    - Panno Eagle pozwolę sobie zauważyć, iż wygląda Pani oszałamiająco. - powiedział nim włączył silnik i ruszył w tylko sobie oraz Lucasowi znanym kierunku. Ten drugi delikatnie kciukiem masował wierzch dłonie kobiety, która trzymał na swym udzie. Wydawał się na czas jazdy zatracony w myślach i oddzielnym świecie. Ocknął sie dopiero, gdy dotarli na miejsce, a było nim dokładnie 245 West 44th Street w sercu Manhattanu.
    Przed jednym z najznakomitszych teatrów, w którym po dziś dzień wystawiano sławnego na cały świat Upiora w Operze zbierał sie nie mały tłum ludzi. Dzisiejszego wieczoru stety bądź niestety szatyn kupił bilety na kompletnie inną sztukę. Nie miał bladego pojęcia, czy Elaine lubiła tego typu rozrywki, lecz nie zaszkodziło zaryzykować. Wysiadł pierwszy z pojazdu obchodząc go dookoła, by otworzyć przed swą damą drzwi i podać jej pomocna dłoń. W tle błyskały flesze aparatów i przeprowadzano wywiady do niszowych pism, czy portali skupiających sie na sztuce, a nie plotkach dotyczącej śmietanki towarzyskiej. Jednym słowem byli bezpieczni.
    - Dobry wieczór Państwu, czy mają Państwo bilety? - przywitał ich pracownik teatru ubrany jak za starych, dobrych czasów elegancko, jednak nie przesadnie.
    -Proszę - prawnik podał dwa kolorowe blankieciki po czym ruszyli w głąb budynku. Ludzi było nie mało, a większość tak jak i oni zdecydowali się na wieczorowe stroje, chociaż wyłapał kilka par spodni dżinsowych i t-shirtów. Nowoczesność momentami zabijała wyczucie dobrego gustu i wychowania.
    - Musimy iść na piętro - powiedział odchodzą nieco na prawo, gdzie znajdowały się schody prowadzące na balkon, na którym również były miejsca dla widowni. Wbrew pozorom nie była to żadna prywatna loża, a miejsca pośród reszty. Poprowadził blondynkę do odpowiednich foteli przy samej barierce balkonu, a następnie wręczył niewielką, złota lornetkę. chwycił ją w dłoń nim weszli na salę.
    - Teraz już mogę zdradzić, iż będzie to przedstawienie teatru japońskiego kabuki. Ponoć sztuka wywiera skrajne emocje, jednak tłumaczenie jest tylko w takiej formie- pomachał mizerna ulotką z podziałem na akty i kwestii poszczególnych aktorów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Ale miałem nadzieje, że mogę liczyć na odrobinę tłumaczenia z pierwszej ręki - kąciki ust mu zadrgały, a następnie ucałował kobietę w skroń, a na sali zapanowało jeszcze większe poruszenie, gdy zgasły wszystkie światła poza tymi, które wskazywały wyjścia ewakuacyjne. Po kilku minutach wątłe światło wtoczyło się na sceniczne deski, by obwieszczając tym samym początek spektaklu. Szatyn co prawda oglądał to co dzieje się na dole, lecz bardziej fascynujące wydawało mu sie oblicze pewnej niewiasty, na którym światło walczyło z poł-mrokiem.
      Lucas

      Usuń
  92. [Przepraszam, że odpisuję po takim czasie, jednak ledwie opublikowałam kartę, życie zapragnęło mnie wciągnąć w obowiązki. A zatem: cześć! Dziękuję za miły komentarz odnośnie Judith. :) Jeżeli masz ochotę na wątek, chętnie nad czymś pomyślę.]

    J. Grace

    OdpowiedzUsuń
  93. Delikatne muśnięcie warg na jego policzku, zatrzymało na kilka chwil spokojnie bijące serce. Blondynka prostymi gestami potrafiła go zdobyć i nie było wątpliwości, że ten stan rzeczy nie był tylko czyms przejściowym. Od pierwszego wieczoru, od pierwszego tańca do dziś dnia pragnął jej tak samo, a może nawet bardziej z każdym dniem. Mieli za sobą kilka nie małych komplikacji, lecz udało im się z nimi zwyciężyć. Los zapewne mial przed nimi jeszcze nie jedną niespodziankę i nie ważne jak bardzo nieprzyjemna mogłaby nie być, to szatyn był pewien, że dadzą sobie radę, gdy tylko w pełni sobie zaufają. Tym samym nie mogli sie ograniczać ani zamykac w złotej klatce, co zarzucił mu nie tak dawno przyjaciel. Możliwe, że miał rację, jednak na ten moment Black uważał, że wycofanie sie z prowadzenia spraw to najsłuszniejsze co może zrobić.
    Mężczyźnie ulżyło, gdy dojrzał lśniące oczy ukochanej. Wybór teatru nie był więc chybiony. Dobrze to zwiastowało, jeśli chodzi o rozpoczęcie wieczoru, ponieważ to był dopiero drugi przystanek z zaplanowanych przez prawnika. Z zafascynowaniem obserwował narzeczoną pochłoniętą sztuką i zrozumiał jak dawno nie robili czegoś na co oboje mieli ochotę. Odhaczali po prostu kolejne dni szarej codzienności. Teraz gdy zakończył wszystkie sprawy w kancelarii będzie mial o wiele więcej czasu, by skupić się na potrzebach dwóch kobiet w jego życiu.
    Lucas zauważył, że sztuka dobiegła końca dopiero wtedy, gdy ujrzał w pełni oświetloną twarz Elaine od której nie odrywał wzroku. Słysząc jej slowa zaśmiał sie cicho pod nosem, jednak nie skomentował tego w żaden sposób. wiedział przecież, że jego narzeczona nienależała do tych kobieta, które uwiebialy być obsypywane drogimi podarkami.
    - A ja Cię ubóstwiam - szepnął jej na ucho po czym pomógł wstać i niespiesznie opuścić teatr. Tłum nie pozwalał na pośpiech, jednak szatyn sie nie zawiódł i Sebastian zaparkował przed budynkiem jako jeden z pierwszych, więc nie musieli sie specjalnie przeciskać.
    - To jeszcze nie koniec - zdradził, gdy siedzieli już w samochodzie, a kierowca włączył sie płynnie do nocnego ruchu w oświetlonym Nowym Jorku.
    - Teraz będziesz musiała mi wybaczyć kolejną niedogodność, lecz uwierz mi cel jest wart tego poświęcenia. - uśmiechnął się tajemniczo, gdy po kilku minutach wysiedli na jakimś podziemnym parking, a nie był on wcale taki przypadkowy. Mieszkał tu bowiem ich wspólny przyjaciel, jednak to nie odwiedziny u Blaise'a były kolejnym przystankiem, a dach. Podróż na sama górę nie trwała w brew pozorom długo,a gdy drzwi sie otworzyły przywitał ich mocny podmuch wiatru i głośny szum helikoptera. Lucas złapał ukochana jedną dłonią w talii,a drugą pomachał do pilota, że już wsiadają. Będąc już na pokładzie upewnił się, że oboje maja dobrze zapięte pasy, a nastepnie delikatnie scisnął dłoń blondynki. Pamiętał, że ostatniej takiej podróży nie zniosła zbyt dobrze.
    - Obiecuję, że lot nie będzie długi. - ucałował wierzch lewej dłoni, a następnie wyjrzał przez okno na malejące wieżowce Wielkiego Jabłka.
    - Przyznam, że to Ulliel podsunął mi pomysł z tym środkiem transportu, więc to na niego bądź zła - zażartował patrząc kobiecie prosto w oczy. Czasem ten ich przyjaciel miewał dobre pomysły i chociaż na początku nie wierzył w to, że los może być, aż tak przewrotny by połączyć ich trójkę, to teraz wcale nie to nie narzekał. Nie stracił kogos kto znał go od lat,a gdzieś bardzo głęboko kryła się w nim taka obawa.
    Po dwudziestu minutach pilot sprawnie wylądował w miejscu, które było znajome zarówno dla właściciela posiadłości jak i dla jego ukochanej. Byli tu kiedyś we dwoje, jeszcze wtedy nieświadomi prawy ani uczuć jakimi będa się darzyć. Szatyn sprawnie odpiął siebie i Elainie z pasów oraz bezpiecznie poprowadził do wnętrza domu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Chciałem to przygotować na tarasie, ale pogoda nam nie sprzyja - wytłumaczył, gdy znaleźli się w salonie, który został odrobine przemeblowany. Po pierwsze w jednym rogu został postawiony czarny fortepian, który swego czasu znajdował sie na piętrze. Po drugie zniknęła kanapa, fotele i kawowy stolik, a zastąpił ję elegancki stół i dwa krzesła. Na podłodze, parapetach i nielicznych półkach rozstawione zostały świeczki, a na podłodze rozsypano płatki róż. W kominku nieopodal ktoś zadbał, by ogień nie płonął zbyt mocno,gdy na stole w wiaderku chłodził sie szampan.
      Szatyn poprowadził pannę Eagle do stolika, a sam poszedł wyciągnąć z lodówki nic innego jak profesjonalne sushi. Porcji spokojnie starczyłoby dla czterech osób. Postawił drewnianą tackę z kawałkami japońskiego przysmaku pomiędzy nimi.
      - Smacznego - powiedział i wbrew oczekiwaniom nie usiadł naprzeciw narzeczonej, a ruszył ku biało-czarnym klawiszom. Wyprostowany niczym struna wydawał sie odrobinę zestresowany, jednak wszystko odeszło, gdy jego palce delikatnie prześlizgiwały sie po kolejnych nutach. (https://www.youtube.com/watch?v=oE3FSkDmCcU) Na początku nie zamierzał śpiewac, bo nie uważał się za kogoś kto ma ku temu predyspozycje, w końcu nie był alfa i omega w każdej dziedzinie. Nim jednak zrozumiał szeptał słowa piosenki zerkając na oblicze jedynej kobiety jaką obdarzył tak wielkim uczuciem jakim była - miłość.

      Lucas

      Usuń
  94. Szatyn też wbrew wszystkiemu dobrze wspominał ich pierwszy, a zarazem ostatni pobyt w tym domku. Życie z perspektywy czasu wydawało się mniej skomplikowane, chociaż w sumie nie znali się w takim stopniu jak teraz. Nie zamierzał tego zamieniać na nic innego, bo powroty w przeszłość nie istniały. Trzeba było przeć do przodu i starać się, by to w dniu doczesnym odnajdywać to czego się pragnie.
    Po wykonanym utworze w pomieszczeniu zapadała niemal idealna cisza, która przerywały chyba jedynie ich oddechy i rozszalałe w klatkach piersiowych serca. Przymknął oczy, gdy poczuł miękkie i tak delikatnie ciepłe wargi na karku, a następnie na policzku i ustach. Przyciągnął ją do siebie jedna ręka, by odrobinę chociaż wydłużyć tę przyjemność. Domyślał się, że to nie był teraz czas na porywanie swej narzeczonej do alkowy. W końcu on też miał ukryty motyw w tym wszystkim, chciał przyjemnego wieczoru to prawda, jednak oczekiwał też, że uda im się szczerze i spokojnie porozmawiać. Od początku znajomości mieli kłopoty z komunikowaniem sie słowami, a niestety bez tego na dłuższa metę nie dało się obejść. Dosadnie naznaczyli mu zarówno Blaise, jak i brat panny Eagle, tak jakby sam Lucas był ślepcem. Nie był, ale nie miał wcześniej czasu, dlatego starał sie dostosować.
    - A ja nie mógłbym pokochać nikogo innego, ba nie wiedziałem, że w ogóle potrafię kochać. - odpowiedział nim znów ich wargi złączyły się w pożądliwym pocałunku. Juz jego dłonie odnajdywały talie kobiety i miały sadzać ją na kolanach, gdy ta oderwała sie od niego. Spojrzał na nią nieco zawiedziony, ale od razu sie opanował i pozwolił poprowadzić do stolika.
    - Mam nadzieje, ze to jest obietnica. - nim usiedli owinął ją w talii ramieniem i przyciągnął do siebie plecami. Spokojnie mogła zauważyć, że on również myślał o takim, dalszym rozwinięciu wieczoru, a może całej nocy. Tymczasem jednak grzecznie usiadł naprzeciw kobiety uważnie jej się przyglądając i również zajadając sushi, chociaż nie był tak wielkim fanem tego dania. Wybrał je pod upodobania swej przyszłej żony i nie miał problemu, by się dostosować. To już dawało obraz tego jak bardzo poważnie myślał o tym co dalej i to jak bardzo się zmienił.
    - To nie moje zwycięstwo świętujemy. - powiedział, a następnie upił kilka łyków wina, by całkiem opróżnić zakamarki ust z ziarenek ryżu.
    - Już dawno chciałem znaleźć dla Ciebie czas. Dla nas sam na sam. - głos miał nieco mruczący, ale zaraz wyrwał się z tego transu. Musiał się pilnować, bo nie po to tu przylecieli, by od razu wylądować w łóżku, ponieważ na to mogli sobie pozwolić nawet w domu. Odetchnął głębiej patrząc narzeczonej prosto w oczy i chociaż myślał już długo nad tym jak zacząć tą rozmowę, to nie znalazł idealnego rozwiązania.
    - Elaine... Oboje nie jesteśmy ze sobą szczerzy. Obchodzimy się ze sobą nawzajem jak z jajkiem i - tu podniósł lekko dłoń w akcie zakazu mu przerywania, ponieważ wiedział, że ta blondynka lubiła dodawać swe trzy grosze. Wolał zawczasu temu zapobiec.
    - ... wiem, że przy naszej córce niewiele spraw jesteśmy omówić, a czasu sam na sam mamy tyle, że częściej widuję się z zarządem niz Tobą. - zazgrzytał zębami, bo wyraźnie był z tego fakty zadowolony. Kto by był na jego miejscu, gdy nie mógł spędzić wolnego czasu z kobietą za która nie ukrywajmy szalał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Chciałbym, aby ten wieczór był tylko początkiem tego, że jesteśmy ze sobą szczerzy. Nawet jeśli miałyby latać talerze i.. - tutaj się zaciął. Przymknął oczy, wciągnął powietrze nosem, bo wiedział ze to tez od niego musiało się zacząć. Na wydechu postanowił wyrzucić z siebie coś, czego zapewne jego partnerka się domyślała.
      - Ja na ten przykład mam koszmary od porwania Clarissy. Same trupy od pierwszej sekundy snu do ostatniej.- nie było mu łatwo się do tego przyznać, a więc na koniec zacisnął usta w wąska linię, a dłoń wyciągnął ku blondynce.
      -Nie do końca sobie z nimi radzę, ale nie jestem głupi, by nie zauważyć, że Ty wcale nie masz lżej. Nie jadasz.. Schudłaś i to wcale nie dlatego, że chciałaś. Kochanie,dlaczego nic mi nie mówisz? - wzrok mu złagodniał, a był niemalże błagalny. Chciał jej pomóc albo chociaż chciał wiedzieć z czym się zmaga, by razem mogli przez to przejść. Samotność w tłumie najbliższych to chyba najbardziej przykra i najgorsza rzecz jaka może człowieka spotkać.
      Lucas

      Usuń
  95. Odetchnął z ulga, widząc większy spokój wymalowany na jej twarzy. Nie chciał jej rozzłościć czy sprawić jej przykrości, zwyczajnie się o nią martwił i robił to w specyficzny dla siebie sposób. Zawsze mówił głośno to co myśli, zwłaszcza, jeśli dotyczyło to najbliższych mu osób. Nie zniósłby, gdyby po sprawie z Morrisonami także Lucas i Ell się od niego odwrócili. Nie miał zbyt wielu szczerych i prawdziwych przyjaciół, aby ot tak się ich masowo pozbywać, a tym samym jeszcze bardziej się przez to pogrążać.
    - Maille i ja to zamknięty etap i muszę się z tym pogodzić. Podobno wróciła do Irlandii więc i tak nigdy więcej już jej nie zobaczę. Życzę jej jak najlepiej, naprawdę. To ja spieprzyłem sprawę i wiem, że nigdy mi nie wybaczy – westchnął, biorąc przy tym kilka głębokich oddechów. Nie sądził, że mówienie o byłej dziewczynie wciąż będzie dla niego takie trudne, ale wbrew temu co wszyscy o nim myśleli, jeśli już kogoś pokochał, potrafił naprawdę bardzo mocno się zaangażować. Starał się przed całym światem zgrywać wielkiego boga i bezwzględnego tyrana bez serca, ale Elle znała jego prawdziwą stronę i nie musiał przyodziewać przy niej maski obojętności i wyższości nad innymi.
    - Po prostu rób to, co uważasz za słuszne. Słuchaj głosu serca, myśl o sobie i nie rozmyślaj zbyt wiele nad tym co powinnaś, a czego nie. Świetnie sobie ze wszystkim radziłaś i nie wątpię, że tak będzie nadal. Jesteś wsparciem dla Lucasa, on dla ciebie też, jakoś dacie radę – uśmiechnął się delikatnie, mając przy tym nadzieję, że nie brzmi właśnie niczym jakiś tani filozof – Na pewno jest trudne, ale kto ma dać radę, jak nie ty? Nie znam silniejszej kobiety od ciebie Eagle, naprawdę. Jeśli ty dasz się czemuś pokonać, to wszyscy inni, zwłaszcza ja, już dawno powinni polec na polu bitwy współczesnego świata – dodał, obejmując ja przyjacielsko ramieniem – Spokojnie, do niczego was nie namawiam. Ślub to odważny krok i musicie być na to gotowi, żyjcie sobie na kocią łapę – dodał z lekkim uśmiechem, szturchając ją przy tym ramieniem i sięgając po przyniesione przez kelnera przegrzebki. Dopiero teraz docierało do niego jak idiotyczne się zachował, jak zwykle myśląc, że wszyscy pragną milionów na koncie i życia w luksusie. Ell i Lucas jak każdy mieli swoje problemy a on nie miał prawa się w to wtrącać i czegokolwiek im narzucać.
    - Lucasem zajmę się ja, przyślij go do mnie i postawię go w kilka godzin na nogi, obiecuję. A później z nim porozmawiasz i powiesz mu o wszystkim co cię trapi. Wierz mi, on woli wiedzieć na czym stoi niż ciągle domyślać się, czy na pewno sobie z tym poradzisz. Szczera rozmowa to podstawa, nawet jeśli skończy się kłótnią, później i tak zawsze będzie seks na zgodę – mrugnął do niej porozumiewawczo, podsuwając w jej kierunku talerz z daniem głównym. Miał wrażenie, że ostatnio sporo schudła i zamierzał męczyć ją dotąd, aż nie zje przy nim wszystkiego i nieco go tym nie uspokoi. Cała trójka sporo ostatnio przeszła i nie potrzebowali do tego jeszcze wizyty w szpitalu Ell.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  96. Widział te wszystkie emocje malujące sie na twarzy ukochanej od zaborczości, przez złość, po jakiegoś rodzaju zmieszanie. Był pewien, że gdyby nie uniósł tej dłoni na początku swej wypowiedzi to blondynka juz dawno by mu przerwała. Tak sie nie stało i był jej za to wdzięczny, ponieważ nie mógł miec pewności, iz po raz drugi zdobyłby sie na taką szczerość. Nauczony doświadczeniem ze wszystkim radził sobie sam i do tej pory wychodziło mu to całkiem dobrze. Do momentu wstąpienia w relację z panna Eagle. Tutaj nie było miejsca na ja tutaj musiało pojawić się my. Nie oznaczało to, że mieli okradać się z autonomii, jednak powinni wypracować jakąś metodę komunikacji inna od seksu. Ten był dobry, ale na krótką metę. To tak jakby w środku zimy wyjśc w szaliku, czapce i rękawiczkach, ale boso.Niby ciepło, lecz z powodu braku podstaw mozna było sie nieźle rozchorować. Związki same w sobie nie chorowały tylko się psuły, gdy nie dbało sie o swoistą harmonię.
    - Elaine nie masz za co przepraszać, bo wiem, że mnie tez nie było, gdy tego potrzebowałaś. - pogłaskał ja kciukiem po wierzchu dłoni, które jeszcze chwile temu mieli splecione.
    -Żaden obowiązek, żadne spotkanie nie jest ważniejsze od Ciebie i Clarissy, nigdy!- powiedział dobitnie, lecz zaraz się opanował, ponieważ nie zamierzał jej przecież wystraszyć. Chciał by się przed nim otworzyła, by razem stawili czoła trudnościom. Słuchał uważnie kobiety, która była mu najbliższa na świecie, chociaż bardzo często wydawał sie znajdować niemożliwie daleko. Cały się się spiął słysząc o walce gangów, jednak zacisnął usta, by tym razem nie wybuchać. Ona tego nie potrzebowała, a on wolał poznac wszelkie detale.
    - Ale gdybym ine znał Cie od tej strony to razem nie uratowalibyśmy Clarissy. Gdybyś nie była tak uparta i odważna nie wiemy, jakby to wszystko sie potoczyło. Nie twierdze, że narażanie siebie na takie niebezpieczeństwo to dobry pomysł i mam ochote naprawdę Cię gdzieś zamknąc...- odetchnął głebiej, a przez ułamek sekundy w jego oczach mogła dostrzec czysty niczym nie zmącony ból.
    -...i nie wypuszczać, by być pewnym, że nic Ci się nie stanie. Tylko wiem też, że to cholera żadne rozwiązanie. Ani Ty, ani ja nie lubimy zbyt długo siedzieć bezczynnie. Pozwól zatem, że poproszę Cię byś na przyszłość mówiła mi o takich sprawach, hm? Mam wiele znajomości i może w końcu się one na cos przydadzą, nie sądzisz? - nie uśmiechnął się, ponieważ nie był w stanie, lecz wyraz twarzy nieco mu na powrót złagodniał.
    -Clarissa potrzebuje mamy. Kropka. Ty jesteś jej mamą i zawsze już będziesz, rozumiesz? Nawet jak będzie Ci pyskować, dawać w kość i stanie się krnąbrną nastolatką to nadal będzie NASZA córka. - ścisnął jej dłoń mocniej dla podkreślenia tych słów. Nie chciał dodawać tego co zaświtało mu w głowie Byłabyś jej matka nawet gdybys postanowiła ode mnie odejść. Wolał nie brać takiego scenariusza pod uwagę.
    - Wiem, że jest Ci się ciezko, ale - wstał podszedł do niej i bez większego wysiłku porwał na ręce, a następnie ruszył do sypialni, by tam delikatnie ja ułożył, a siebie obok niej. Nie inicjował niczego po prostu patrzył.
    -Masz mnie. Nigdy nie powinnaś juz czuć się samotna, a gdy tak będzie to zdziel mnie po głowie, krzycz lub po prostu mi powiedz. Naprawdę nie widziałem silniejsze kobiety od ciebie i wiem kim jesteś. Jesteś Elaine Eagle, jesteś sobą i zawsze już będziesz. - ucałował ją w środek czoła przeciągle, a następnie się delikatnie odsunął.
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  97. Zawsze był bardzo bezpośredni i najpierw mówił, a później myślał. Nie przyszło mu do głowy, że swoimi słowami może w jakiś sposób ranić Elaine, tym bardziej, że w jego mniemaniu właśnie jej pomagał i jedynie dbał o to, aby nie zatraciła prawdziwej siebie. Cieszył się, że dziewczyna zdecydowała się nie poruszać więcej tematu Maille, wciąż nie przepracował sobie tego rozstania i miał do siebie ogromne pretensje o to, że nie zawalczył o Irlandkę, kiedy miał jeszcze ku temu okazję.
    - To wszystko brzmi po prostu jak dorosłość, tak myślę… - uśmiechnął się delikatnie, głaszcząc ją po włosach, kiedy oparła się na jego ramieniu – Jesteś moją przyjaciółką i cudowną kobietą, nieco pokręconą, ale naprawdę cudowną i myślę, że Lucas także to docenia, nawet bardzo – dodał, nie wiedząc co jeszcze mógłby powiedzieć, aby obudzić w niej nieco więcej pewności siebie. Na nią i Blacka spadło ostatnio zbyt wiele problemów, aby ot tak mogli się z nich wygrzebać, a jemu naprawdę pękało serce, kiedy widział ich w takim stanie. Jeśli już kogoś polubił i ktoś zdobył jego zaufanie, mógł liczyć na jego wsparcie i zaangażowanie w 100%, nawet jeśli ten ktoś nie do końca sobie tego życzył.
    - Rób więc wszystko tak, aby móc ze spokojem patrzeć na siebie w lustro. Sama najlepiej wiesz, co jest dla ciebie dobre i nie czyń nic, co mogłoby sprawić, że zaczniesz się nienawidzić. Na pewno możesz pogodzić związek z Lucasem i jego córką z byciem tą samą Elaine, której na początku tak nienawidziłem, a z czasem pokochałem prawie jak siostrę – dał jej lekkiego kuksańca pomiędzy żebrami i odstawił na bok pusty talerz. Ostatnio coraz bardziej przekonywał się, że nie wszystko można kupić czy załatwić za pieniądze i nie do końca potrafił się w tym wszystkim odnaleźć.
    - Zajmę się nim, spokojnie. Zaplanuj sobie coś na jutro, a ja spędzę z nim męski wieczór i przyślę do ciebie dopiero następnego dnia. On pewnie też chce pogadać, a ja postaram się wspierać jednocześnie ciebie i jego i nie doprowadzić przy okazji do rozpadu waszego związku – zaśmiał się, podając jej kieliszek z winem – I za taką Eagle właśnie tęskniłem. Wznoszę toast za powrót mojej przyjaciółki na szczyt ironii, złośliwości i sarkazmu, których tak nienawidzę i kocham jednocześnie – dodał z uśmiechem, wznosząc w górę kieliszek i jednym łykiem opróżniając jego zawartość – Dowiedziałem się dzisiaj, że jestem adoptowany…- wyrzucił w końcu z siebie ni stąd ni zowąd, choć obiecał sobie, że w obliczu problemów przyjaciółki nie będzie zwalał na nią także swoich trosk – Przepraszam, nie powinienem tego dzisiaj poruszać, lepiej już pójdę…- westchnął, zbierając się z miejsca i wysyłając do kelnera wiadomość, aby pojawił się w mieszkaniu Ell i wszystko posprzątał – Przyślij do mnie Lucasa i zrób sobie jakiś dzień tylko dla siebie – uśmiechnął się, cmokając ją w policzek i szybkim krokiem kierując się w stronę wyjścia. Podświadomie czuł, że przyszedł tu dzisiaj właśnie po to, aby pogadać z nimi o tym co czuje i w jak cholernej jest rozsypce, ale to mogło poczekać, zwłaszcza w obecnej sytuacji Elaine i Lucasa.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  98. - Zdaję sobie z tego w pełni sprawę, ale myślę, że więcej zaryzykujemy, jeśli pozwolimy ludziom Szakala dalej rozprzestrzeniać swoje czarne macki. - Odparł Enrique z poważną miną, ściskając lekko jej wyciągniętą dłoń. - I tak już straciliśmy wiele cennych godzin, więc najwyższy czas je poucinać. - Wreszcie udało mu się wymacać czubkami palców zanurzoną głęboko w czeluściach kieszeni spodni komórkę, toteż przeprosiwszy kobietę, oddalił się na stronę, by poinformować swój kontakt, że na umówione spotkanie jednak nie przybędzie sam i zamówić transport. - Mam nadzieję, że Twój przyjaciel nie będzie miał nic przeciwko temu, że tym razem na miejsce podrzuci nas ktoś inny. Zresztą i tak już nagiąłem zasady, kiedy wciągnąłem Cię na listę zaproszonych gości, a nasz prywatny szofer powinien pojawić się tu lada chwila. Aha, i pozwoliłem sobie póki co zataić przed nim Twoją tożsamość, toteż musisz sobie w międzyczasie wymyślić jakieś łatwy do przełknięcia pseudonim. Wystarczy, że moja osoba skupia na nas zdecydowanie za dużo niezdrowego zainteresowania.
    Po niecałych pięciu minutach dało się słyszeć krótki, typowo elektroniczny dzwonek komórki Bodeta, informujący, że czasz oczekiwania właśnie minął.
    - Zbieramy się. - Oświadczył, zmuszając ułożonego na szpitalnej posadce mastifa do poderwania się na równe łapy, po czym ruszył żwawo w kierunku drzwi, za którymi czekał już na nich, palący jointa, średniej budowy ciała, dwudziestoparoletni chłopak o jasnoniebieskich oczach i sięgających do łopatek, grubych, falowanych, rudych włosach z charakterystyczną szramą po sztylecie w okolicy prawej skroni. Zmierzywszy El podejrzliwym spojrzeniem, rzucił niedopałek na ziemię i wskazał niedbale na zaparkowany naprzeciwko stary model Passata z przyciemnianymi szybami. - Serafinowi nieco się śpieszy, a Was ponoć ktoś usilnie próbuje sprzątnąć, więc wsiadajcie, bo inaczej wszyscy będziemy już tylko potrzebować małej skrzynki na prochy. - To powiedziawszy, chciał wskoczyć za kierownicę, ale Meksykanin chwycił go mocno za ramię. - Sorry, koleżko, ale zdarza Ci się za bardzo szarżować, a ja nie mam najmniejszej ochoty skończyć na pierwszym lepszym drzewie. - Nie czekając nawet na odpowiedź, odebrał mu kluczyki i usadowił się na fotelu kierowcy.
    - A pomyśleć, że jeszcze niedawno zależało Ci na oszczędzeniu każdej cennej minuty. - Odparł zaczepnie rudzielec, zajmując miejsce z tyłu. - Zresztą, jeśli wierzyć plotkom, to Tobie także zdarza się łamać przepisy drogowe.
    - Przypominam Ci jednakże, że z nas dwóch, to Ty masz na koncie kilka śmiertelnych wypadków oraz parę innych zatargów z prawem, więc jeśli nie chcesz, żebym je sobie kiedyś przypomniał, dobrze Ci radzę, zamknij się wreszcie.


    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  99. W dni takie jak te, Lily najchętniej nie wychodziłaby z łókża. Ból pleców odzywał się wtedy mocnym pulsowaniem i marzyła, w duszy wręcz błagała o to, by znikąd pojawiła się jakaś wprawiona para rąk, która by ją wymasowała i uśmierzyła dokuczliwy ból. Uważała siebie za młodą, energiczną osobę i to jak dokuczało jej ciało pod wypadku, w którym prowadziła i który zostawił na długie miesiące traumę i strach przed jazdą samochodem, przyprawiało ją o dodatkowy dreszcz. Stosowała napary na rozluźnienie mięśni, ćwiczyła jogę, w domu czasami dodatkowo się rozciągała, jadła zdrowiej niż wcześniej, choć zdarzały się chwile słabości, ale czuła się po prostu stara. Czuła się wrakiem człowieka.
    Zima nie dotarła do miasta, a przynajmniej nie tak, jakby sobie tego Lily zażyczyła. Snieżny puch nikogo nie zaskoczył - choć kierowcy byli wniebowzięci. Wiatr zacinał, lecz temperatury w przybliżeniu zera sprawiały, że jakoś można było przeżyć i to bez najcięższych kożuchów, które nieodświeżone wisiały wciąż na ostatnich wieszakach szaf. Zapowiadała się paskudna, półroczna pora depresyjnej pluchy i szarówki, ale mimo to ruda nie traciła pogody ducha. I gdy wybiła siódma szesnaście, wsiadła w kupionego z drugiej ręki bladozielonego forda, zapięła pas, zwolniła ręczny i żując gumę balonową wyjechała z Manhattanu, kierując się do West Point, aby dotrzeć tam przed dziewiątą. Gdyby ktoś pół roku temu powiedział jej, że zasiądzie za biurkiem i będzie pilnować papierków niewiele młodszych od siebie dzieciaków, parsknęłaby śmiechem, bo przecież chciała zawojować świat! Ale dzisiaj, teraz i tu, nie było jej do śmiechu a właściwie to nie miała nic przeciwko takiemu obrotowi spraw. Potrzebowała się zakotwiczyć i praca, to było to, co mogło dać jej stabilizację.
    Stać ją było na wynajęcie niewielkiego mieszkania, więc gdy z bratem zdecydowali, że ojciec przeniesie się do Roberta do Chicago, musieli podjąć kolejną dotyczącą mieszkania, w którym ona i jej brat się wychowywali. Nie chcieli wynajmować go obcym, ani dbac o to, by komuś innemu było w nim dobrze. Ale też żadnego z nich nie było stać na dodatkowy wydatek utrzymania dużego czteropokojowego miejsca, gdzie sama Lily by się zapłakała obijając o ściany. Sprzedali je szybko i najwidoczniej trochę za tanio, bo transakcji dokonano w niespełna miesiąc. A teraz Lily mieszkała właściwie na drugim końcu tej samej ulicy, tylko w dwupokojowym mieszkanku, które w sumie przypominało pokój-sypialnię i druki połączony z aneksem kuchennym i było dla niej całkowicie wystarczające. Widywała starych sąsiadów, z okna rano wpadało do niej to samo słońce i te same dźwięki z znajomej ulicy i nawet cieszyła się, że nie wylądowała nigdzie dalej. W ogóle koniec końców cieszyła się, że dzisiaj żyje.
    Drogę pokonywała spokojnie, wedle przepisów, nigdy nie przyspieszając, a przy krętych zakrętach nawet zwalniając. Zaciskała mocno dłonie na kierownicy i czuła aż po chwili mrowienie od ucisku, a serce przyspieszało jej na kilka sekund do niezdrowego rytmu. Ale koniec końców po chwili uspokajała się i wszystko wracało do normy. Musiała po prostu uważać, musiała być skupiona i uważna, choć wtedy to nie ona spowodowała wypadek, to nie chciała nigdy więcej powtórki.
    Ukończyła studia z zarządzania, próbowała nawet pociągnąć drugi kierunek z fizjoterapii, bo przez moment zakręciła się na punkcie prowadzenia własnej działalności, a i miała znajomych, którzy mogliby z nią coś założyć, ale prędko przekonała się, że jest dzieckiem tylko jednej dziedziny. Choć drugie studia ukończyła z dyplomem, do obrony tytułu nie podeszła, za to wyniosła z tych semestrów więcej entuzjazmu, niż sądziła. Teraz momentami wydawała się odrobinę przygaszona, ale jednak po sekundzie znów w jej oczach budził się nieskrepowany świetlik i śmiała się w głos.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Zawsze miała w sobie ogrom czułości i energii, jaką zarażała innych i prawdę powiedziawszy przekonała się na własnej skórze, że samą siebie w tej wersji kocha najbardziej i nie chce się zmieniać. Po przeleżeniu w szpitalu odpowiedniej ilości czasu, po wybudzeniu się w osowienia w jakie popadł i pozbyciu się koszmarów, znów zaczęła cieszyć się życiem i nawet gdy zasiadała za biurkiem w biurze jednej z dwóch uczelni, w jakiej pracowała na zmianę i co godziła naprawdę dobrze, nie zamieniała się w zrzędliwą urzędniczkę a z zaangażowaniem pomagała studentom w załatwianiu ich spraw i niekiedy nawet sama odrobinę pomagała tym sprawom ruszyć do przodu....
      Dziś miała mieć powazne spotkanie z władzami uczelni, aby ustalić nowe zasady rekrutacji dla studentów z transferów innych placówek. Sama przekopała mnóstwo regulaminów najbardziej popularnych i prestiżowych szkół i znalazła kilka przepisów, które można by uwzglednić, a może zmienić, aczkolwiek biorąc pod uwagę charakterystykę tej konkretnej jednostki, nie była pewna, jak to zostanie przyjęte. Właściwie nie była pewna niczego, nawet tego czego się spodziewać. Cicha muzyka z radia grała jej aż do momentu zjazdu na teren szkoły, a gdy wysiadła pierwsze co dotarło do jej uszu do ostry, tubalny rozkazujący głos gdzieś przy bramie. Nic w tym dziwnego, wojskowa placówka była taka... szorstka w własnym hermetycznym środowisku i ona o wiele swobodniej czuła się w drugiej szkole, w której pracowała. Ale nim się obejrzała, wracała już z powrotem, a wieczorem zaś miała plan niespodziewanie nawiedzić właścicielkę pewnego klubu, wyręczając koleżankę z pracy w rekrutacji tłumacza do pewnej wystawy a i może nawet dłuższej współpracy z uczelnią. Ot... standardowa Lily, która wszystkim chętnie pomaga bez pytania o zgodę i czy to w ogóle potrzebne.
      Gdy wybiła dziewiąta, już nieco podpita, bo Lilka po alkoholu to Lilka jeszcze bardziej wygadana i brawurowa, w botkach na lekkim obcasie weszła do klubu, który owszem i znała sprzed paru lat, ale teraz rzadko odwiedzała. Zsuneła z czupryny marchewkowej czapkę, rozpięła kurtkę i poluzowała kobaltowy szalik, rozglądając się wokół. Gdy zbliżał się moment jej akcji pomocniczej koleżance, trochę traciła pewności, czy aby na pewno dobrze robi, wtrącając się w nie swoje sprawy... Ale potem przychodziła kolejna chwila, w której upewniała samą siebie, że robi dobrze, pomagając i pchała się dalej. Tym razem dopchała się aż do baru i zajęła miejsce na wysokim stołku, poszukując wzrokiem blondynki, którą musiała przekonać, aby jej nie wzięła za wariatkę.
      - Cześć, jestem Lily!! - krzykneła na widok jasnej czupryny. - Szukam Elaine!! -zawołała, przekrzykując tłum i muzykę i posłała tamtej swój najsłodszy uśmiech i dzięki Bogu nie była szczerbata, bo pewnie wyszłoby to groteskowo.


      Lily

      Usuń
  100. Mężczyzna nie był głupi, by nie zauwazyć, że jego narzeczona niespecjalnie zagłebia się w szczegóły całej niebezpiecznej akcji. Całym soba zawiął się w sobie, by nienaciskać na blondynkę. Nie chciał przecież, by poczuła się osaczona, czy co gorsza jak najbardziej poszukiwany kryminalista na przesłuchaniu. Robili krok do przodu i chociaż zaciskanie zebów, by czegoś z siebie nie wyrzucic pod wpływem emocji było bolesne wolała takie rozwiązanie, niż kolejną scysję.
    - Sprowadzaj kłopotów ile chcesz bylebyś nie musiała mierzyć się z nimi sama. - powiedział opanowanym tonem. To był znak, że starał się wyłaczyć emocje i podejśc do tego z wyuocznym przez lata dystansem. Nie chciał się chować za kolejną z mask, lecz to pomagało w tym, by nie osaczyć swej towarzyszki. Radzenie sobie z całym bałaganem jaki powstał po deklaracji wspólnego życia nie bylo ani łatwe, ani przyjemne, lecz zdecydowanie warte każdej zaciśnietej pięści w odosobnieniu.
    - Też wolałbym myslec, że zawsze będzie taka słodka i niewinna. - szatyn odrobine się rozluźnił nim opuścili salon. Ten wieczór miał być dla nich, tylko dla nich, ale nie oznaczało to, że będzie usłanymi różami bez kolców. Bedąc już na piętrze nie spuszczał spojrzenia błekitnych oczu z magnetyzującej blondynki, która budziła w nim takie emocje o jakich nawet mu się nie śniło. Teraz miał ich całą gamę, niemal wybuchowa mieszankę i tylko wraz znią mógł nad nimi zapanować.
    - Wierzę, bo wcześniej w nic innego nie wierzyłem. - pogłaskał dłonia jej deliaktny policzek, po czym niespiesznie wziął w posiadanie jej rozkoszne usta. Nie spieszył się z niczym, bo zależalo mu na tym, by ta chwili nie umknęła tak szybko zakończona wizytą w krainie marów sennych.
    - Wystarczy, że jesteś i postarasz się mi zaufać. - odpowiedział po kilku minutach, gdy ponownie ulołzył głowę na miekkich poduszkach. Spoglądał w sufit chociaż wcale go nie widział, ponieważ malowały się na nim nowe możliwości. Dla nich jako pracy i rodziny jaka starali się nieco pokracznie tworzyć.
    - Kocham Cie Elaine Eagle - szepnął obracajać twarz w jej stronę, a spojrzenie mowiło więcej niz tysiąc słów.
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  101. Ostatnio zaczął nieco inaczej patrzeć na świat i udało mu się w końcu dojrzeć, przy okazji dostrzegając na świecie coś więcej, niż tylko czubek własnego nosa. Doświadczał problemów jak każdy inny, a to sprowadziło go na ziemię i pokazało, że wcale nie jest aż tak wyjątkowy i potężny, jak starał to sobie wmawiać na przestrzeni ostatnich 26 lat.
    - Wy tak, ale w moim wypadku…cóż, bywa różnie – zaśmiał się, roztrzepując dłonią włosy. Nie wyobrażał sobie, aby z dnia na dzień musiał dorosnąć i stać się odpowiedzialnym za kogoś więcej niż tylko samego siebie, czy swojego psa. Nie potrafiłby tak jak Lucas przyjąć pod swoje skrzydła kilkuletniej córki i oświadczyć się kobiecie swojego życia. Nie chciał się z nikim wiązać na stałe, nie mówiąc już o dzieciach, które w jego opinii były okropne i stanowiły zbędny bagaż, na który ludzie decydowali się, nie wiedząc w co tak naprawdę się pakują.
    - Oczywiście, że cię kocham, nawet jeśli bywasz czasami okropna. I przestań, jestem najmniej kłopotliwym przyjacielem na świecie, w ogóle się nie znasz Eagle – zaśmiał się, dając jej buziaka w czubek głowy. Wiedział, że Lucas nie miałby do niego pretensji o to wyznanie, znali się na tyle dobrze, aby ufać sobie bezgranicznie i mieć pewność, że jeden nigdy w życiu nie zrobiłby niczego, aby rozbić związek tego drugiego. Miłość, jaką darzył Elle była na poziomie tej siostrzanej, nawet jeśli ich znajomość zaczęła się od wyjątkowej wrogości.
    - Nie masz za co przepraszać, przestań – westchnął, kręcąc przy tym zrezygnowany głową. Nie chciał, aby Elle odebrała to w ten sposób, po prostu nie zamierzał obarczać ich swoimi problemami, kiedy ci nie do końca wygrzebali się jeszcze z ich własnych kłopotów. Miał nadzieję, że przyjaciółka nie poczuje się winna, tym bardziej, że to jej wyznał jako pierwszej prawdę na swój temat i nie miała wcześniej prawa podejrzewać, że coś może być w jego życiu nie tak.
    - Mój ojciec ostro się ze mną ostatnio pokłócił i tak jakoś wyrzucił w końcu z siebie, że nie jestem jego biologicznym synem. Skontaktowałem się w tej sprawie z mamą i przyznała się, że wzięli mnie ze szpitala, kiedy moja naćpana matka zrzekła się od razu po porodzie praw…- wyrzucił z siebie wszystko, bezradnie wpatrując się w czubek idealnie wypolerowanych sztybletów – Nie jestem ich dzieckiem i nigdy nie byłem, moi rodzice to jacyś ćpuni, którzy nie chcieli mnie znać, a ja całe życie myślałem, że jestem pierdolonym bogiem Ulliel – mruknął, powstrzymując zbierające się w kącikach oczu łzy i nalewając sobie whisky do szklanki. Nie zamierzał się przy niej rozklejać, ale temat z adopcją wciąż był zbyt świeży, aby udało mu się z nim pogodzić.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  102. Dystansował się tylko dlatego, iż wiedział, że działanie pod wpływem emocji mogłoby skończyć się tragicznie. Niepotrzebna była im kolejna sprzeczka sfinalizowana miliardem niedokończonych zdań i podwójną liczba kotłujących się w głowach obaw. Nie byli ludźmi, którzy zostaliby z kategoryzowani do tych, z którymi łatwo wchodziło się w relację. Tutaj na przekór wszystkiemu i wszystkim szli tą droga po górę. Niczym Syzyf tocząc wielki głaz, który spadał na sam dół przy tym, gdy krzyczeli, czy trzaskali po raz kolejny drzwiami. Szatyn nie miał już pięciu lat, by funkcjonować w ten sposób na dłuższą metę. Potrzebowali jakiegoś rozwiązania, nawet jeśli było nim chwilowe zbudowanie obronnego muru.
    - Nie musi byc aniołem. Może równie dobrze władać piekłem byleby dała sobie w życiu radę. - niby żartował o czym świadczyły iskierki w jego błękitnych niczym bezchmurne niebo oczach, ale było w tym ziarenko szczerości z jego strony. Nie łudził się, że najlepszym podejściem do wychowania dziecka to, to by trzymać je w złotej klatce. Trzeba będzie nauczyć krok po kroku Clarissę jak radzić sobie na tym bezlitosnym świecie, pokazać, że może osiągnąć wszystko, ale że tez nie wszystkim powinna ufać. Na razie była niewinną, małą dziewczyną, niemniej taki stan rzeczy nie będzie trwał wiecznie. Był tego świadom.
    Serce zabiło mu mocniej, gdy kobieta wprost powiedziała, że go kocha. Nie mówili sobie tego zbyt często i moze powinni to zmienić? Chociaż z drugiej strony, czy wypowiadane zbyt często słowa nie traciły na wartości? Tego nie był pewien, ponieważ nigdy wcześniej nie miewał taki rozterek jak przy pannie Eagle.
    - Jeśli choć troche mnie znasz to wiesz, że bez porwań się nie obędzie - również sie cicho zaśmiał całując ja w czubek głowy, gdy jej głowa spokojnie leżała na klatce piersiowej. Nagle wszelkie burzliwe myśli ucichły i zrobiło się tak po ludzku przyjemniej, spokojniej.
    - Jesteś już zmęczona? -zapytał po dłuższej chwili milczenia głaskając ja delikatnie po plecach. Nie miał zaplanowanego nic więcej, lecz mogli się przebrać do spania i wziąć ciepły prysznic we dwoje.
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  103. [Cześć :) Dziękuję pięknie za pozytywne słowa pod kartą Bassa; naprawdę mi miło.
    Wahałam się, u kogo się odezwać, gdyż obie postaci masz ciekawe i różne od siebie; ostatecznie jednak, jak widać, zdecydowałam się na El. Wydaje się świetnie prezentować to, że przy odrobinie szczęścia i sporej wytrwałości, można osiągnąć wszystko i pokonać własne ograniczenia; przekuć je na coś pożytecznego.
    Gdybyś miała ochotę na wspólny wątek, możemy przeprowadzić burzę mózgów. Mam jeszcze w planach jedną lub dwie postaci, gdyby Bass Ci nie odpowiadał; pojawią się one jednak dopiero za jakiś czas.
    Póki co, życzę Ci dalszej, udanej zabawy na NYC i sporo weny!]

    Bass T. Nälkäinen

    OdpowiedzUsuń
  104. [Dobrze, postawmy więc na wątek Elaine-Bass. Widzę, że oboje mają sceptyczne nastawienie do terapii, dobrze wiedzieć xD
    Dobry pomysł! Może wydział Bassa organizowałby jakieś spotkanie folkowych muzyków z całego świata i jednym z gości byłby właśnie człowiek, któremu pomagałaby Elaine? Miejsce miałaby najpewniej nie tylko występy, ale i gościnne wykłady, jakiś wspólny posiłek, itp. Sądzę, że spokojnie nadarzyłaby się tam okazja, by ze sobą porozmawiali :)]

    Bass T. Nälkäinen | Julian Elderkine

    OdpowiedzUsuń
  105. Kąciki jego ust drgnęły, gdy narzeczona szczerze wyznała co tak naprawdę robi. Było to w jakimś stopniu słodkie. On uwielbiał obserwować panne Eagle podczas snu, chociaż nie miał ku temu zbyt wielu okazji, gdy mijali sie w wielkim apartamencie. Czy po planowanej przeprowadzce cokolwiek miał ulec zmianie? Oby.
    - Na razie nie myślałbym o jutrze - zamruczał, a nim odpiął zamek sukni niespiesznie obsypał nagi kark pocałunkami. Pachniała tak dobrze - sobą. Szatyn nigdy przed Elaine nie delektował się takimi drobiazgami u płci przeciwnej. Doceniał ciało i czerpał przyjemnośc pełnymi garściami, jednak to nia miało nic wspólnego z zapamiętywaniem tego jak pachniała dana skóra, czy naniesiona została na nią nowa mieszanka perfum. Nie kłopotał sie z rozpoznawaniem struktury pod swymi palcami, a teraz odkrywanie każdego milimetra blondynki było jak najbardziej pasjonujące zajęcie na świecie.
    Gdy w sypialni wszystko ucichło, a w pomieszczeniu obok wręcz przeciwnie rozszedł się szum wody, wstał na równe nogi, a następnie całą swą garderobę zostawił na jednym z foteli. Po cichu wśliznął się do już nieco zaparowanego pomieszczenia i kontynuował obsypywanie karku kobiety pocałunkami, która zawładnęła jego światem. Nie mógł temu zaprzeczyć. Spływająca po nich woda była niczym magiczna kurtyna zamykająca ich w niewidzialnej, szklanej bańce wypełnionej wielkimi uczuciami, ale równiez pożądaniem. Ono zapłonęło na nowo, a że nigdzie nie musieli sie spieszyć mężczyzna dbał o najdrobniejsze doznania narzeczonej. Naga, błyszcząca od wody skóra zachęcała do posunięcia sie o krok dalej i dalej, aż po sam szczyt. Nie wiedział kiedy ich języki splotły sie w szalonym tańcu, ani kiedy przyparł blondynke do chłodnej, o kafelkowanej ściany. Uniósł ją do góry zatracając się w tym co podpowiadało mu doświadczenie i pragnienia. Podświadomie wiedział, że to zbliżenie będzie inne od wielu, które juz razem przezyli. Miało był pełniejsze, podyktowane szczerością i potrzebą duszy.
    Lucas nie przejmował się tym, by sie osuszyć i wraz ze swą muzą wrócił do sypialni nieco energicznie kładąc ją na pościeli. Ta natychmiast zaczęła nasiąkać wodą, jednak niebieskie oczy zdawały się tego nie zauważać. One pożerały każdy najmniejszy zakamarek wojowniczej kobiety.
    - Ależ Ty jesteś piękna - zamruczał wprost w jej ucho nie przerywając kontaktu ich ciał, jakby to było jedyne czego potrzebował w tej właśnie chwili. Gładził, całował i napawał się tym zbliżającym spełnieniem. Mimo delektowania się wcale nie był do przesady delikatny, ponieważ wiedział że oboje mieli nieco inne granice. Raz nawet cisze w pomieszczeniu przeciął odgłos lekkiego klaps w pośladek, ale nie na tyle niewinnego, by nie został po tym różowy ślad.
    Gdy zegar wskazywał godzine piątą rano Black wybudził się ze swego krótkiego i przerywanego snu. Widząc śpiącą obok ukochaną nie wstał od razu. Odgarnął z jej twarzy zmierzwione włosy i pogłaskał ledwo wyczuwalnie po policzku.
    - Nie pozwolę Cie skrzywdzić. Nawet sobie samemu - usta sie poruszały, lecz głos by ledwo słyszany w obawie przed zbyt wczesną pobudka dla blondynki, której pozwolił usnąć dopiero o drugiej, czy tez trzeciej w nocy. Zgarnął swój telefon komórkowy z szafki i zaczął czytac wiadomości oraz przeglądać zapisane oferty kilku najlepiej rokujących mieszkań. Musieli z przyszła Panią Black w końcu się na któres zdecydować.
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  106. Enrique powoli przyczajał się do myśli, że ta z pozoru krucha niczym porcelanowa laleczka blondynka, jaką była Elaine skrywa w sobie prawdziwie waleczną, wręcz lwią duszę, ale i tak nie mógł powstrzymać się od odruchowego skrzyżowania ramion na piersi i lekko rozbawionego spojrzenia, gdy ostrym tonem dała mu do zrozumienia, że wymyślanie pseudonimu w jej przypadku nie ma najmniejszego sensu. Może faktycznie powinien wreszcie zacząć zwracać baczniejszą uwagę na plotki wypisywane o różnych ludziach w otchłaniach Internetu, co sugerowała mu zarówno żona, jak i koledzy po fachu. Może faktycznie ułatwiłoby mu to znalezienie winnych w niektórych bardziej skomplikowanych sprawach, ale doświadczenie zgromadzone na przestrzeni lat nauczyło go, że tych kilku naprawdę ważnych faktów można dowiedzieć się jedynie w realnym świecie, a i wtedy należy bardzo uważać, by nie przyłożyć ucha do złych drzwi. Ile zmyślonych historii o nim samym chodziło po mieście i ile kolejnych krążyło w sieci, wolał nawet nie liczyć, gdyż dawno doszedł do wniosku, że dziennikarze nigdy nie wybaczą mu obcego pochodzenia, samobójstwa ojca, które przecież nie było jego winą, braku typowo prawniczego, czy policyjnego wykształcenia oraz chodzenia własnymi, niekoniecznie zawsze białymi, ścieżkami. Zagadką dla niego pozostawało jednak, jak Octavia, która pochodziła z szanowanej i wpływowej włoskiej rodziny była w stanie związać się z kimś takim jak on. Zwyczajnie na nią nie zasługiwał. Być może to takie ponure myśli sprawiały, że za każdym razem, gdy tak jak teraz, znikała mu z oczu w mniej lub bardziej zagmatwanych okolicznościach, wykorzystywał wszystkie możliwe kontakty, by ją jak najszybciej odzyskać. Choć nigdy nie powiedziałby tego na głos, przeraźliwie bał się, że po którejś z takich akcji, odejdzie wraz z Ilario i nie będzie chciała widzieć go nigdy więcej.
    - Ostrzegam, że jeśli tylko dotkniesz naszej pasażerki, osobiście dopilnuję, żebyś wylądował w izolatce. - Rzucił jeszcze do rudowłosego, odruchowo sprawdzając wskaźnik paliwa i włączając się do ruchu.
    - Wyluzuj, jeszcze nie oszalałem na tyle, by zalecać się do kobiety, która jest po ochroną dwóch najgorszych basiorów teoretycznie związanych z praworządną stroną świata w tym mieście. - Odparł tamten, kręcąc głową. - A może rzeczywiście na tyle nie wierzysz historiom ludu, by nie wiedzieć, że ta gwiazdeczka to narzeczona samego Devila ?
    - Faktycznie, nie wierzę, tak samo, jak nie wierzę w Twoje czyste intencje. - Stwierdził, jednocześnie próbując przemyśleć konsekwencje właśnie zdobytej informacji. Jeśli była ona rzeczywiście zgodna z prawdą, to oznaczało to ni mniej ni więcej tylko to, że niechcący ściągnął na swoją głowę jeszcze większe kłopoty niż podejrzewał, z łatwiejszym pójściem w tany z Czarnym Kobziarzem w roli głównej włącznie. Doszedł jednak do takiego etapu, że nie mógł już się wycofać.


    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  107. - Podejrzewam, że niestety i tak prędzej czy później dojdą do niego jakieś plotki, bo świat przestępczy potrafi leżeć czasem zaskakująco blisko tak zwanego praworządnego. - Westchnął ciężko Enrique, majstrując przy radiu w poszukiwaniu częstotliwości pozwalającej odebrać wiadomości FBI z pierwszej ręki, a gdy po blisko minucie dalej mu się to nie udało, doszedł do wniosku, że odbiornik musi być albo zepsuty, albo w jakiś sposób zmodyfikowany. - Poprzestawialiście coś przy tym cholernym radioaparacie ? - Rzucił lekko podirytowany do rudowłosego.
    - Podejrzewam, że ktoś mógł przy nim grzebać i nadaje po prostu na innych falach. - Stwierdził tamten, wzruszając ramionami. - Ale to chyba nie najlepsza pora na słuchanie muzyki, nieprawdaż ?
    - Nie do tego był mi potrzebny. - Odburknął, ponownie wciskając poszczególne przyciski. Któryś ich układ musiał przecież doprowadzić go do celu, a jemu jakoś niespecjalnie zależało na minięciu się z kolegami po fachu, gdy działał wbrew zasadom, gdyż doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, że gdyby został na tym przyłapany, w najlepszym przypadku zostałbym zdegradowany w hierarchii lub zawieszony w obowiązkach służbowych na czas nieokreślony. Na całe szczęście na funkcję negocjatora wciąż decydowało się stosunkowo mało osób, więc mógł w miarę pewny, że raczej go od tak nie wywalą na zbity pysk. W końcu, po kolejnych pięciu minutach, udało mu się osiągnąć sukces, choć słowa i tak zakłócał jakiś szum. Cóż, dopóki były w miarę zrozumiałe, postanowił to zignorować. - W ten sposób powinno nam się udać wykluczyć przynajmniej jeden czynnik śledzący.
    Faktycznie, do celu w formie niewielkiego, niepozornie wyglądającego budynku na krańcach Nowego Jorku udało im się dotrzeć bez większych kłopotów.
    - Lepiej miej broń w pogotowiu. - Szepnął do Elaine, tak by młodzieniec, wystukujący umówiony wcześniej sygnał na drzwiach wejściowych nie mógł go dosłyszeć. - Nie wiem co może nas tu spotkać.
    - Właźcie do środka, nim zauważą Was szpiedzy Szakala. Już bez tego mamy wystarczająco dużo problemów. - Oświadczyła brunetka, która stanęła po kilku chwilach w progu, rozglądając się uważnie dookoła. - Wujek czeka na Was w salonie. - Dodała, gdy wykonali jej polecenie, po czym ruszyła przodem, najwidoczniej zakładając, że pójdą za nią, co też uczynili.


    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  108. [Jasne, odrobina nerwów nie zaszkodzi xD Chciałabyś omówić coś jeszcze, czy możemy zaczynać? Jeśli to drugie, mogłabym Cię prosić? :)]

    Bass N.

    OdpowiedzUsuń
  109. Nie chciał obarczać jej swoimi problemami, ale była jedną z nielicznych osób, którym mógł zaufać. Sprawa z adopcją była niczym pikuś w porównaniu z tym co przeszła wraz z Lucasem i jego córką Elle, ale dla Blaise wszystko co związane z jego przynależnością i klasą społeczną urastało do najwyższej rangi. Od dziecka żył w przekonaniu, że urodził się w idealnej i podziwianej przez cały świat rodzinie, wiadomość o dysfunkcyjnych biologicznych rodzicach spadła więc na niego niczym grom z jasnego nieba.
    - Blaise to imię wymyślone przez moich udawanych rodziców, nie mam pojęcia kim tak naprawdę jestem i jak się w ogóle nazywam – westchnął, unikając jej spojrzenia i wybijając wzrok w podłogę. Wiedział, że przyjaciółce nie chodziło o jego imię, a pozycję jaką udało mu się zdobyć swoją ciężką pracą, ale na moment obecny nie docierały do niego żadne sensowne argumenty. Cichy głos w głowie jak mantra powtarzał mu słowa Willa, którymi w wyjątkowo prześmiewczy sposób wyznał mu prawdę na temat adopcji. W kilka godzin utracił swoją tożsamość i choć zamierzał ukrywać ten fakt przez całym światem, prawda na temat pochodzenia wręcz zabijała go od środka.
    - Nie miałbym tego wszystkiego co wyliczyłaś, gdybym nie nazywał się Ulliel. Nie zostałbym miliarderem i nie rozwinął firmy na takim poziomie gdybym wychował się w jakimś rynsztoku – parsknął i kręcąc zrezygnowany głową, upił łyk wina – I nie mam żadnego problemu z narkotykami, jestem młody i wolny, więc mam prawo korzystać z życia – warknął, dolewając sobie wina i krążąc nerwowo po pokoju. Nie chciał być wobec niej opryskliwy, ale był aktualnie wściekły na cały świat i zachowywał się przez to jak tykająca bomba – Przepraszam, jestem okropny...- dodał po krótkiej chwili ciszy i zrezygnowany oparł głowę na jej ramieniu, zamykając ją po tym w niedźwiedzim uścisku – Nie jestem irytujący, ej – zaśmiał się cicho i uwolnił ją ze swoich ramion – Co według ciebie powinienem zrobić? Zaczęłabyś na moim miejscu szukać swoich korzeni i biologicznych rodziców, czy funkcjonowałabyś jak gdyby nigdy nic i wyparła wiadomość o adopcji? – uniósł pytająco brew, oczekując na jej odpowiedź. Potrzebował kogoś, kto z rozsądkiem i chłodną głową spojrzy na całą tą sytuację i doradzi mu co w tej sytuacji będzie najlepszym i najmniej obciążającym jego już i tak pokręconą psychikę rozwiązaniem.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  110. Słysząc niespodziewanie głos swej ukochanej spojrzał na nią, tak jak gdyby to właśnie on został wyrwany z nie do końca głębokiego snu, a nie na odwrót. Może właśnie dlatego jego odpowiedź na proste pytanie zaskoczyła zarówno jego samego, jak i zapewne pannę Eagle.
    - Dla istotne jest byście z Clarissa miały bezpieczny kąt - rzucił nico zmieszany, więc dodał od razu.
    - I biurko do pracy. -  chociaż na ten moment przecież wcale nie praktykował swego wyuczonego zawodu. Wiedział jednak, ze ten stan rzeczy nie będzie permanentny i szukając mieszkania zależy myśleć na nieco szerszą skalę. To, że ich córka miała tylko sześć lat nie oznaczało, że w jej pokoju nie znajdzie się biurko, czy pokaźna szafa na ciuchy, zabawki, a w przyszłości podręczniki. Ściany zawsze można przemalować, lecz o wiele ciężej je wyburzać, a już na pewno nie jest to proste decydując się na mieszkanie w bloku, czy większej kamienicy.
    Nie można było powiedzieć, że ich wspólne wyjście owocowało w odpowiedni wypoczynek, ale na pewno znaleźć w końcu odwagę i czas na to, by ze sobą szczerze porozmawiać. Podkreślić, że im na sobie wbrew wszystkiemu zależy, ale każde potrzebuje zachować jakiegoś rodzaju autonomię. Może żadne z nich nie chciało tego przyznać, lecz byli w gruncie rzeczy bardzo do siebie podobni i może właśnie dlatego tak ciężko momentami było im sie komunikować. Dzięki tej krótkiej ucieczce zdołali odrobinę uporządkować to co mogło lada moment sie posypać. Po powrocie do domu nie trudno było skupić całą swą uwagę na małym aniołku, który stęsknił się za obojgiem rodziców.
    Przez kilka następnych dni Black wraz z sześciolatką odwiedził wiele renomowanych placówek, które brały odpowiedzialność za opiekę nad najmłodszymi. Chodziło przede wszystkim oto, by zobaczyć, czy dziewczynka odnajdzie się w gronie rówieśników. Ku miłemu zaskoczeniu Lucasa sześciolatka bardzo szybko dołączyła do zabawy i zapomniała o istnieniu swego ojca, który przecież nigdzie się nie wybierał, chociaż skupiony był na dokumentach dotyczących ich nowego lokum. Zadanie miał o tyle ułatwione, że bardzo szybko znajdował niedoprecyzowane umowa luki i mógł je wykorzystać na własną korzyść. 
    Nim się obejrzał stał pośrodku swego 'starego' apartamentu, który bardziej niz dotychczas świecił pustkami, bowiem większość rzeczy znajdowała się juz w szczelnie zaklejonych kartonach. Mężczyzna nie był typem melancholika, ba daleko mu był od tego, lecz gdzieś bardzo głęboko czuł, że dobitnie zamyka pewien rozdział w swoim życiu.
    -Tato... - rozległ sie płaczliwy głos Clarissy.
    -Nigdzie nie ma Pana Królisia- zapłakane oczy łamały serce, ale również nieco podnosiły w tym momencie ciśnienie, ponieważ lada moment miała przyjechać firma zajmująca się przeprowadzkami, a on nie miał bladego pojęcia w którym z tych licznych pudeł znajduje sie ulubiona maskotka jego córki.
    - Znajdziemy go jak już pojedziemy do nowego mieszkania, dobrze? - zachowywał resztki spokoju.
    -Ale ja chce go teeeraz... - zawyła jak nie ona., ponieważ blondynka zazwyczaj była posłusznym i grzecznym dzieckiem, niemniej teraz pokazywała swoje małe różki. Lucas, gdyby zabawił sie odrobinę w psychologa zrozumiałby, ze dziecko jest zagubione i nieco przerażone nową sytuacja, i chce miec obok przyjaciela.
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  111. Black był tylko człowiekiem i mimo perfekcyjnemu opanowaniu wielu wcieleń jemu również puszczały nerwy. Cholernie nie lubił tracić nad czymś kontroli, gdy zaburzało to misternie ułożony plan działania. Patrzył na zapłakaną córkę zaciskając szczęki, ponieważ bardzo nie chciał na nią krzyczeć. To nie była przecież wina sześciolatki, że czuła się kompletnie zagubiona w tych wszystkich zmianach, które następowały z wielka intensywnością. Widząc nadchodząc Elaine był wdzięczny, że postanowiła byc wraz z nimi podczas przeprowadzki. Skinął jedynie głową i ruszyła do jeszcze nie zaklejonych pudeł w korytarzu. Kilka głębszych oddechów i skupienie myśli na czymś innym niż fakt, że wywracał ponownie swoje życie o sto osiemdziesiąt stopni, pomogło uciszyć wulkan negatywnych emocji.
    Gdy do mieszkania weszła ekipa od przeprowadzek na twarzy mężczyzny nie było widać ani grama zawahania, czy konsternacji. Był pewna tego czego oczekuje i tylko wskazywał kolejne pudła. Najbardziej delikatne, czy też cenne rzeczy postanowił spakować do dwóch walizek, które zamierzał załadować do swojego samochodu. Szatyn nie był świadom jakaż to rozmowa odbyła się pomiędzy damami jego serca zaledwie kilka kroków dalej. Clarissa była przerażona przeprowadzką szczególnie, ze dopiero niedawno udało jej sie przyswoić z mysla, że to własnie jest jej dom. Teraz musiała go zmienić, lecz słowa mamy pomogły i na drobnych usteczkach pojawił sie delikatny uśmiech.
    - Przepraszam. - rzuciła zawstydzona sześciolatka, gdy juz znalazła się na silnych i tak dobrze znanych rekach ojca. Lucas nie bardzo wiedział o co w tym wszystkim chodzi dopóki Elaine nie podzieliła sie z nim swym małym odkryciem.
    - Mogłem sie domyślić. - odpowiedział marszcząc w zamyśleniu brwi, lecz nie trwało to długo, ponieważ musieli zejśc do samochodu.
    -  Gotowe? -zapytał, gdy juz siedzieli w samochodzie, a on odpalał niespiesznie silnik. Spojrzał do tyłu na córke, która kurczowo tuliła swoja maskotkę i nieśmiało przytaknęła głowa, a następnie przeniósł spojrzenie na narzeczoną. Wiedział, że była to ich wspólna decyzja, lecz nie mogli przewidzieć, czy była ona w stu procentach słuszna. 
    Więcej sie już nie odezwał włączając się płynnie do ruchu. Samochodów nigdy nie brakowało na nowojorskich ulicach, tym bardziej, gdy chmury na niebie zwiastowały rychły deszcz.Pewnie manewrował między pojazdami, które zdawały się należeć do osób, które pierwszy raz znalazły się w Wielkim Jabłku. Nie okazywał zdenerwowania, lecz napięcie było aż nadto wyczuwalne na takiej małej przestrzeni. Na szczęście pól godziny minęło szybciej niz się spodziewał i już parkował samochód na przypisanym do nowego mieszkania miejscu.
    - Tutaj są klucze. Idźcie przodem, ja wezmę walizki - powiedział do panny Eagle po czym wręczył jej pęk kluczy, a ruchem głowy skazał klatkę schodową w której również znajdowała się winda. Narzeczona była z nim oglądac to mieszkanie, więc nie martwił się, by miała jakkolwiek zabłądzić. Po wypakowaniu walizek sam równiez udał się do windy po drodze co tez jeszcze mieli dzisiejszego dnia do załatwienia. Poza odebraniem rzeczy, rozpakowaniem ich i odnalezieniu sie w nowym miejscu musiał udac się do kancelarii, bowiem mieli jakieś nagłe zebranie rady. Nie wspomniał o nim jeszcze Elaine, ale wiedział, ze ten moment nieuchronnie sie zbliżał. Dźwięk windy sprowadził go do rzeczywistości, a kilka pewnych kroku zaprowadziło pod same drzwi nowego mieszkania.
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  112. Do mieszkania wkroczył zaraz za dziewczynami i zadbał o to, by drzwi od razu zostały zamknięte, chociaż wiedział, że ekipa od przeprowadzek może pojawić się lada moment. Od porwania Clarissy zwracał szczególna uwagę na takie drobne rzeczy jak przekręcony klucz w zamku, czy włączeniu alarmu antywłamaniowego na noc. Były to zwyczajne środki ostrożności przed tym co już niestety raz sie wydarzyło. Nie mógł pozwolić, by to się powtórzyło.
    Szatyn również zrzucił z siebie ubranie wierzchni, podwinął rękawy koszuli w krate, którą miał na sobie i ruszył za narzeczoną na małe zwiedzanie. Znał tutaj każde pomieszczeni, lecz przypuszczał, że ich córka potrzebuje poczuć, iż wszyscy na swój sposób muszą oswoić się z nowym miejsce. Co też nie do końca było kłamstwem.
    - Hm? - spojrzał zaskoczony na blondynkę wyrwany z natłoku mysli, który teraz skupiał se niestety na kancelarii. Nie miał ostatnio zbyt dużo czasu, by skupić się na bieżących sprawa i obawiał sie, ze ktoś z zarządu będzie chciał podważyć jego stanowisko, które nie ukrywajmy nadal było decydujące.
    - Oczywiście - bez chwili zawahania przeniósł walizki do ich wspólnego gabinetu, w którym na ten moment było najwięcej wolnego miejsca. Podejrzewał, że również tutaj wyląduje znaczna część nie rozpakowanych kartonów.
    - Co do dzisiaj.. - przeczesał dłonią włosy i spojrzał kobiecie w oczy. Clary na moment zniknęła w swoim nowym pokoju, więc mieli chwilę na rozmowę w cztery oczy.
    - Muszę zaraz jechać do kancelarii. Rano dowiedziałem sie o popołudniowym zebraniu rady. - chwycił jedna z walizek i zręcznie położył na boku, by minute później stała otworem. Szatyn wyciągnął z niej prawie nie pomięta czarną koszulę i granatowy garnitur.
    - Nie Chce Cie z tym samej zostawiać, więc Sebastian powinien za niedługo sie pojawić. Wiem, że tak tego nie ustalaliśmy, ale uwierz, że mam związane ręce. - mówił spokojnym tonem, ale widac było, ze pomysł z nagłym zebraniem wydawał mu się co najmniej podejrzany. Wyprostował sie podszedł do narzeczonej ucałował ja w czoło po czym ruszył do łazienki, by przed wyjściem doprowadzić się do stanu w którym wyglądałby na CEO tej kancelarii, a nie podrzędnego prawnika. Wyszedł po kilkunastu minutach niemal kompletnie odmieniony - dawny Lucas.
    - Postaram się wrócić jak najszybciej księżniczko - kucnął widząc, że córka niepewnie sie do niego zakrada. Przytulił ją na pożegnanie, a Elaine przelotnie pocałował w usta. Tyle go widzieli. Zebranie trwało długie godziny, a szatyn wychodził z siebie, by ludzie zrozumieli, że on tylko zrezygnował z prowadzeni spraw, a nie całego przedsięwzięcia. Był rozjuszony, a gdy jeden z uczestników spotkania uderzył nie w tą strunę co trzeba to nie było drogi powrotu. Oto objawił im sie przed oczami legendarny Devil, który nie zważał na nic idąc ku wyznaczonemu celu. Nie zerkał na telefon, nie kontrolował tego, że już dawno powinien być w domu z rodziną. Nawet gdy spotkanie dobiegło końca on pozostał sam w sali analizując przyczyny i konsekwencje tego co zaszło. Pokusił się nawet o szklaneczkę whiskey świadom, że powrót zapewni mu uber.
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  113. Wstydził się swojego prawdziwego pochodzenia, ale musiał się komuś wygadać, a Elle była jedną z nielicznych osób, którym ufał w 100 procent i wiedział, że może powiedzieć jej wszystko, nie martwiąc się przy okazji o to, czy nie pobiegnie z sensacją do prasy, aby wzbogacić się jego kosztem. Z dnia na dzień jego wyobrażenie o swojej wielkości i potędze runęło niczym domek z kart i czuł, że kompletnie sobie z tym nie radzi. Zdawał sobie sprawę z tego, że ludzi na całym świecie spotykały o wiele większe tragedie niż wiadomość o głupiej adopcji, ale dla niego świadomość, że nie urodził się w rodzinie Ulliel tylko przyszedł na świat w jakimś brudnym rynsztoku sprawiała, że tracił szacunek do samego siebie i kompletnie utracił swoją tożsamość.
    - Wiem, jestem po części tego wszystkiego świadom, ale to wszystko jest tak cholernie popieprzone – westchnął, przecierając dłońmi zmęczoną twarz i nerwowo skubiąc skórki obok paznokci – Nie wiem kim tak naprawdę jestem ani skąd się wziąłem, ale jeśli media dowiedzą się prawdy na mój temat…nie będę miał życia, wiem o tym. Ludzie przestaną mnie szanować i stracę wszystko na co pracowałem przez ostatnie dziesięć lat – jęknął, błądząc wokół oczami niczym zagubiony chłopiec. Dopiero co wszystko zaczęło się w końcu układać, a teraz znów musiał zmierzyć się z czymś, co przerosło go już na starcie – Rzeczy wielkie ostatnio wyjątkowo mnie nie lubią. Ciągle coś się pieprzy i mam powoli dość, naprawdę. Nie przywykłem do tego, nie jestem przyzwyczajony do nagłych sensacji czy porażek. Zawsze byłem na szczycie i poza śmiercią mojej siostry nic złego w moim życiu się nie wydarzyło, nie wiem co robić, kiedy świat mi się sypie. To znaczy wiem, ale to nie jest pewnie najmądrzejsze rozwiązanie…- westchnął, wyciągając z kieszeni dwa woreczki z kokainą – Weź to i wyrzuć do zlewu, miałem chwilę słabości i…nie wiem, po prostu nie wiem już co ja odpierdalam – dodał i zaraz po tym wstał z miejsca, aby znów bez celu krążyć po pomieszczeniu. Czuł się słaby, zwłaszcza teraz, kiedy jak na tacy pokazał Ell, że to co wszyscy mówią jest prawdą i Blaise Ulliel, a właściwie nie Ulliel, tylko jakiś pionek, jest zwykłym cholernym ćpunem, jak jego rodzice z rynsztoku.
    - Nie wiem, pewnie tak…sam nie wiem co robić, po prostu nie wiem. Zawsze byłem wszechwiedzący, a teraz to wszystko jest tak skomplikowane, że przerosło nawet takiego faceta jak ja. Z jednej strony chcę ich poznać i dowiedzieć się kim tak naprawdę są, ale z drugiej nie chcę, żeby chcieli mnie później jakkolwiek wykorzystać i wybić się moim kosztem. Co ty zrobiłabyś na moim miejscu? – rzucił, zajmując miejsce obok niej i wpatrując się w nią niczym małe dziecko a w ulubionego lizaka – Pomóż mi Eagle, proszę…- wyszeptał, porywając przy tym butelkę wina ze stołu i duszkiem opróżniając prosto z butelki jej zawartość.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  114. Mężczyzna nie musiał zgadywać ani pytać, by wiedzieć, że jego narzeczona ową informacją nie będzie zachwycona. Spodziewał się nawet wybuchu z jej strony, lecz wiedział też nie ma na niego zbytnio czasu.
    - Bo wiedziałem jaka będzie Twoja reakcja, a raczej jaka moja by była na Twoim miejscu. - odpowiedział niemal bez krztyny negatywnej emocji, jakby ktoś na te kilka minut mu je kompletnie wyłączył. Tylko wyglądało na to, że i te pozytywne też nie były w stanie przebić się przez maskę prawnika, która znów przybrał po wyjściu z łazienki. 
    Po zebraniu był rozjuszony, lecz poczuł też tą niemal zapomniana iskierkę adrenaliny. Tą samą która towarzyszyła mu przy prowadzeniu bardziej wymagających spraw i skłamałby, gdyby powiedział, że za tym nie tęsknił. To była kiedyś jego codzienność, nieodłączny element egzystencji, który musiał zostać odsunięty na bok, by stworzyć coś o wiele ważniejszego. Siedział nadal w pokaźnej sali konferencyjne ze szklaneczką whiskey w ręce, gdy ktoś odważył się zapukać i bez pozwolenia wejść do środka.
    - Chyba wyraziłem się jasno, że spotkanie skończone!- huknął odwracając się do wejścia przodem, a tym samym rozumiejąc nieposłuszeństwo ze strony gościa. Sebastian patrzył na niego z nieskrywanym zatroskaniem, ponieważ widział, że oto przed nim znajdował się tak dobrze znany mu szef.
    - Jaśniej sie nie dało proszę Pana, niemniej jednak chciałbym zauważyć, iż jest Pan oczekiwany w nowym mieszkaniu. - siwowłosy mężczyzna skinął mu jedynie głową, by przekazać, że lepiej byłoby, gdyby czym prędzej opuścili ten biurowiec. Mimo, iż Black nie należał do osób, które słuchały sie czyichkolwiek poleceń wiedział, że obecność kierowcy-przyjaciela oznaczała tyle, że Elanie nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Jednym haustem opróżnił szkło i ruszył do wyjścia.
    Clarissa niemal nie zauważyła braku ojca w mieszkaniu, gdy tak zajęta była wypakowywaniem wszystkich znajomych rzeczy. Gdy półki w szafach oraz te wystawione na światło dzienne zapełniały sie jedna po drugiej czuła się coraz bardziej jak u siebie. Kilka zabawek tu, kilka tam i pokój nabrał znajomego zapachu.
    - Postaram sie sama, ale będę mogła zmienić zdanie? -ni to zapytała, ni stwierdziła fakt, że jest wysokie prawdopodobieństwo tego, że owa zmiana zdania nastąpi w trakcie nocy. Bardzo spodobał się jej nowy pokój, ale czy na tyle, by bez obaw spać w nim samej?
    - Mamo nie bądź smutna - powiedziała i wspinając się na palce przytuliła sie do blondynki z całych sił.
    Po niecałej godzinie od wyjazdu z kancelarii Lucas przekroczył próg ich nowego, wspólnego mieszkania. Starała sie zachowywać z miarę możliwości cicho, ponieważ nie był pewny, czy domownicy juz nie spali. Na bosko z marynarka przewieszona przed lewa rękę oraz poluzowanym krawatem kroczył do salonu. W oczach nadal dawały o sobie znać iskierki przetrawionej wściekłości, jednak poza tym wyglądała na koszmarnie zmęczonego. Po omacku odszukał włącznik światła i porażony nagłym napływem jasności zmrużył na moment oczy.
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  115. Każdy kto znał Lily Taylor wiedział, że ta dziewczyna ma tyle samo energii co piorun. Wszędzie było jej pełno, zawsze się uśmiechała, a na dodatek nigdy nie było opcji, że w końcu bateryjka jej padnie, a ona sama choć na minute usiądzie na tyłku. I teraz gdy wleciałą do baru Elci, gdy wreszcie zasiadła tyłkiem na taborecie, wierciła się na nim co rusz, okręcała wokół własnej osi, unikając zaciekawionego spojrzenia barmana, który mógł ją już kojarzyć, a gdy El sama się znalazła, to Lily rzuciłą się przez lade, aby uściskać koleżankę. Standardowo.
    Czeeeść!! - rzuciła przeciągle i upiła łyk postawionego przed nią drineczka, oblizując usta z słodkiego płynu, który oczywiście przypadł jej do gustu. Cóż.... jej zawsze wszystko co słodkie posmakuje, wybredna nie była.
    Lily jakoś szczególnie wykształcona nie była, była za to pilna, bystra, obowiązkowa i jakoś jejs ię wiodło. A gdy nadarzała się okazja, aby komuś coś zaproponować, pomóc, begła pierwsza na ochotnika. Dlatego dzisiaj zawitała do baru, a teraz wniebowzieta że koleżanka sama zapytała, usiadła wygodniej i bawiąc się słomką, spoglądała na Elaine.
    - W szkole w której pilnuję papierków, szukają kogoś do prowadzenia lektoratu – zaczęła. - Chcą rozwinąć ofertę edukacyjną placówki – wyjaśniła. - Nie ma założeń, to świeży pomycł, nikt nie wie nic, nie ma konkretów – zaznaczyła, bo to było ważne. - Może się zgłosisz? - zaproponowała. - Japoński jest wysoko ceniony, oryginalny, powiedziałąbym że imponujący i egzotyczny i myślę, że mogłabyś parę razy pogadać do młodziaków i byłby to łatwy pieniądz.
    Nie chodziło o to, że sądziła, iż El wiedzie się źle, wręcz przeciwnie! Ale blondynka chyba nie za wiele miała okazji do tego, aby korzystać z języka, a szkoda by lata jej nauki się marnowały!

    Lilka

    OdpowiedzUsuń
  116. Bodet niemal natychmiast po przekroczeniu progu salonu złapał się na tym, że zupełnie inaczej wyobrażał sobie sylwetkę osoby mogącej być potencjalnym groźnym konkurentem dla Szakala, ale nie wyraził głośno swego rozczarowania. Zresztą nawet, gdyby chciał to zrobić, nie zdążyłby, bo Seraphim odezwał się pierwszy, mierząc go od stóp metalicznym spojrzeniem błękitnych oczu, w ogóle nie pasujących do ciemnej karnacji:
    - Więc to Ty jesteś tym słynnym gliniarzem, który ponoć jest najlepszym nożownikiem wśród całej tej zgrai irytujących agentów, a to musi być sama Elaine Eagle. - Spojrzał przelotnie na blondynkę. - Swoją drogą Ty chyba lubisz ostre kobietki, bo i z Twoją Octavią podnóżkom Szakala nie poszło aż tak łatwo.
    Meksykanin w odpowiedzi skrzyżował ramiona na piersi, przez cały czas patrząc gospodarzowi prosto w oczy, by jasno dać mu do zrozumienia, że mimo stania na niezbyt pewnej pozycji, wciąż ma jeszcze kilka asów w rękawie.
    - Ponoć możesz mi pomóc ją uwolnić. - Zaczął, opierając się plecami o zimną ścianę w poszukiwaniu ukojenia dla skołatanych nerwów. Aż do tej pory, gdy był jednocześnie tak blisko i tak daleko od celu nie zdawał sobie sprawy z faktu, jak bardzo się o nią boi, a teraz z trudem opanowywał drżenie głosu. Jeszcze tego by mu brakowało, by któryś z obecnych w pomieszczeniu zbirów dostrzegł jak bardzo jest zdesperowany. Wtedy na pewno, by go bezwstydnie wykorzystali, a on nie zamierzał stać się chłopcem na posyłki kogokolwiek, gdyż nie przyniosłoby korzyści żadnej ze stron. Dla dobra całego społeczeństwa musiał udawać, że cała sytuacja mało go obchodzić, że gra w grę, którą w pełni kontroluje, podczas, gdy już od dłuższego czasu unosił się na skrzydłach bezsilności.
    - To zależy od tego, czy Wy oboje jesteście mi w stanie zagwarantować, że ani Devil, ani żaden inny prawnik, czy któryś z cholernych stróżów prawa nie wyłapie moich ludzi przez dłuższy czas. Ostrzegam jednak, że jeśli złamiecie dane mi słowo, to osobiście postaram się, by Wasza śmierć stanowiła ostrzeżenie dla pozostałych zdrajców, a ciało zostało rozszarpane przez zwierzaki.
    Morpheus słyszał podobne groźby wycelowane w swoją osobę na tyle często, by nauczyć się je całkowicie ignorować, toteż wzruszył tylko nonszalancko ramionami. Tę i tak mógł zaliczyć do łagodnych, gdyż nie dotyczyła jego rodziny. Bardziej obawiał się o reakcję blondynki. Jeżeli za bardzo, by się nią przyjęła, już teraz mógłby zacząć kopać sobie grób.
    - Mogę Ci jedynie zagwarantować, że będę przymykał oko na ich lżejsze przewinienia. - Wygłosił standardową formułkę. - Niestety wciąż będą istnieć takie, za które wylądują za kratkami.
    - Cóż, część idiotów sam bym tam chętnie wysłał i pozostawił bez opieki. - Puścił oczko do funkcjonariusza.

    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  117. Rozmowa z Ell nieco podniosła go na duchu, ale potrzebował jeszcze mnóstwo pracy z jakimś terapeutą, aby odbudować swoje poczucie własnej wartości. Od dziecka był przekonany, że pochodzi z bogatej rodziny, która z pokolenia na pokolenie zdobywa jeszcze większą fortunę i społeczny szacunek i nie był w stanie z dnia na dzień pogodzić się z myślą, że został adoptowany i wyrwany z rynsztoku. Przez większość swojego życia gardził każdym, kto pochodził z ubogiej rodziny, a tymczasem sam został spłodzony przez parę ćpunów, którzy pewnie ledwo wiązali koniec z końcem i mieszkali w jakiejś melinie dla życiowych nieudaczników.
    - Ja szanuję się tylko dlatego, że nazywam się Blaise Ulliel. Znasz mnie i wiesz jakie mam poglądy, nie zniosę myśli, że nie pochodzę z bogatej rodziny, jakkolwiek idiotycznie to brzmi – westchnął, naprawdę doceniając jej troskę. Potrzebował kogoś, kto potrzyma go na duchu, a Ell znała go lepiej niż inni i wiedziała co i kiedy powiedzieć, aby wywołać na jego ustach choć odrobinę uśmiechu. Żałował, że na początku ich znajomości był dla niej tak wredny i tak okropnie ją potraktował, ale kto wie, może gdyby nie te burzliwe początki, nigdy nie mieliby okazji bliżej się poznać i zaprzyjaźnić niczym przyszywane rodzeństwo.
    - Nie, nie jestem, nigdy nie byłem. Całe moje życie to jedna wielka gra, urodziłem się jako nikt i jestem jak nikt. Mój ojciec…a raczej Will, zrobi wszystko, aby mnie teraz zniszczyć. Nie spocznie, dopóki nie zdobędzie wszystkich udziałów i doprowadzi tym samym z czasem naszą rodzinną firmę do bankructwa – westchnął, odstawiając pustą butelkę na półkę. Nie chciał się upić, ale alkohol zawsze wydawał się lepszą alternatywną dla narkotyków, które bardzo łatwo i szybko mogły go zgubić. Musiał zachować w miarę trzeźwy umysł, aby jakkolwiek poradzić sobie z całą tą sytuacją i nie dać się tym samym zamknąć Willowi w jakimś ośrodku dla ćpunów.
    - Dobra opinia w środowisku zawsze jest ważniejsza dla ludzi z wyższych sfer, obydwoje przerabiamy to od dziecka. Dobrze, że ty w przeciwieństwie do mnie nie podzielasz ich myślenia i masz swój rozum – rozłożył się na kanapie tak, aby ułożyć głowę na jej kolanach – Pojedziesz ze mną, jeśli detektyw ustali ich adres? Chcę ich poznać, ale nie sam…- jęknął, wpatrując się w nią z nadzieją niczym mały, zagubiony chłopiec.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  118. Gdy wzrok przyzwyczaił sie juz do jasnego pomieszczenia skąpanego w sztucznym świetle Lucas dostrzegł, że na kanapie znajdowały sie poduszka i koc. Nie potrzebował niczego więcej, by zrozumieć jak bardzo narzeczona była na niego zła. Wiedział, że nie tak oboje wyobrażali sobie start w nowy etap ich życia. Nie był jednak w humorze na to, by zgadzać się na nocowanie poza sypialnią. Wystarczająco dużo przeszedł na spotkaniu z radą, by teraz jeszcze ulegać fochom blondynki. Nie ważne, czy były one uzasadnione, czy też nie.
    Nim jednak wszedł do sypialni postanowił wrócić się do gabinetu, gdzie spodziewał zastać się swoje nierozpakowane przez pannę Eagle rzeczy. Widok licznych pudel i walizek niemal wywołał ironiczny uśmiech na ustach szatyna. Mogli zaprzeczać ile chcieli, ale znali się już trochę i byli niestety w pewnych reakcjach podobni. On również nie tknąłby rzeczy ukochanej, gdyby ta wypięła sie na wspólna adaptacje w nowym mieszkaniu. Teraz był zbyt zmęczony, by się nad tym rozwodzić. Wyciągnął szybko spodnie z pidżamy, jakiś żel pod prysznic i ruszył do łazienki, by zmyć z siebie zapach miasta, biura oraz whiskey. 
    Dziesięć minut później gasił światło w salonie i przy pomocy latarki w telefonie dostał się do brzegu łóżka na którym spała blondynka, przynajmniej tak to wyglądało z perspektywy mężczyzny. Po pachą miał poduszkę oraz koc przeznaczone dla niego tej nocy. Pochyliła się nad narzeczoną i ucałował ją w skroń szeptając Przepraszam.  Nie miał na calu zbyt wczesnej pobudki, lecz naprawdę czuł się winny pozostawienia ich samych sobie z Clarissa, jednak jaką miał inną opcję? Żadnej - musiał pojawiać się na zebraniu inaczej skończyłoby się to tragicznie. Niemal bez wysiłku przesunął Elaine, by zrobić sobie chociaż minimum miejsca do spania. Ułożył odpowiednio poduszkę po czym przykrył sie nieco cienkim jak na jego gusta kocem i zamierzał odpłynąć do kompletnej ciemności. Wolał chyba nawet nie odwiedzać krainy Morfeusza, by mieć możliwość w pełni wypocząć.
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  119. Lucas kompletnie nie spodziewał się ciosu nadciągającego z góry. Był w takim szoku, że początkowo nawet nie wykrztusił słowa. Przecież myślał, że jego narzeczona jest pogrążona w głębokim śnie. Gdyby nie to,że miał wyrzuty sumienia to ponownie dałby upust swojej złości, która kumulowała sie od rozpoczęcia spotkania z zarządem.
    - Wolałem się nie kłócić - powiedział po chwili po czym podał jej poduszkę, która tez wymierzyła cios, następnie przytulił się do kobiety na tak zwana łyżkę. Piekło zamarzło! Lucas Black tulący kogokolwiek w ten sposób - to sie nie miało prawa dziać, a jednak tak właśnie było. Chyba pierwszy raz zrozumiał, że czasem nawet taka bliskość jest potrzebna.
    - Co tylko zechcesz - zamruczał całując ją w odkryta łopatkę, a następnie dając się ponieść zmęczeniu do krainy nieważkości. 
    Obudził się jak zwykle skoro świt. Lata przyzwyczajeń pozwalały mu juz na zapominanie o budziku. Wstał najciszej i delikatniej jak potrafił, by przygotować dla wszystkich śniadanie. Ostrożnie zamknął drzwi do sypialni, by nie obudzić Elaine zbyt wcześnie. Przygotował świeżo parzona kawę dla ni, dla Clarissy gorącą czekoladę i najsłynniejsze na cały świat amerykańskie pancakes. Nim obie blondwłose damy postanowiły zwlec swe cztery litery z łóżek mężczyzna popijał już przygotowana dla siebie kawę. Ubrany jedynie w spodnie od piżamy, z rozmierzwionymi przez sen włosami nie wyglądała na pewno jak pełnoetatowy tatuś, lecz nie był tego świadom.
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  120. Lily od zawsze była żywą iskierką. Energii nieczęsto jej brakowało,ale nie była przecież jak bateria bez terminu wazności, czy niekończące się źródło światła. Miewała takie dni, keidy spędzała godziny samotnie pod kocem w mieszkanku i po prostu odcinała się od świata, a nawet jak można było je wyliczyć w roku na palcach jednej ręki, to udowadniało to, że ruda była bardziej człowiekiem, niż wiecznie uśmiechniętą laleczką.
    Parsknęła śmiechem na wieść, że El zgadza się przyjąć ofertę i złożyć swoją kandydaturę dla rozwścieczenia Lucasa. Ta dwójka to dopiero była siebie warta i chyba najbardziej przez to urocza! Zaklaskała z entuzjazmem w dłonie i wychyliła spory łyk z swojej szklaneczki, aż skrzywiła się lekko, bo wleciało jej kilka kropel nie w tę dziurkę i zakasłała. Co do osiągnięć w życiu i tak uważała, że jej przyjaciółka ma wiele i wieloma rzeczami może się pochwalić, ale wolała nie wchodzić na ten grunt. To byłaby bezsensowna dyskusja ot co.
    - Nie musisz dziekować – zapewniła, machnąwszy ręką. - Jakbym nie przyszła, to byś mnie po prostu ukatrupiła – podsumowała z śmiechem i obróciła w dłoni szklaneczkę. - Ale dasz radę to wszystko pogodzić? Nie chcę ci zwalać niczego na głowę – dodała, niepewna, czy aby to na pewno rozsądne aby Elaine podjęła się nowej pracy. Nie do końca wiedziała co prawda, co tam się dzieje u niej, jak idzie interes, nie chciała się wtrącać, ale miała nadzieję, że nic to nie pokomplikuje. - A Lucas na powaznie się wścieknie? - dopytała jeszcze, jakby z obawy, że facet może mieć do niej jakieś pretensje.

    Lilka

    OdpowiedzUsuń
  121. [Skąd ja to znam. Blogger potrafi robić różne psikusy, więc osobiście najpierw piszę w Wordzie, a potem kopiuję.]

    Chwila cisza, podczas której Seraphim analizował wszelkie za i przeciw przyjęcia zaproponowanych przed dwójkę chwilowych sprzymierzeńców warunków wzajemnej współpracy ciągnęła się Bodetowi niemal w nieskończoność, ale mimo to starał się przez cały czas zachowywać maskę niezachwianego spokoju. Doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, że jeśli facet je teraz odrzuci, będzie mógł jedynie pokładać nadzieję w innych agentach, a to zapewne znacznie opóźni całą operację. Co gorsza na obecnym etapie śledztwa nie mógłby się z nimi nawet podzielić zgromadzonymi na własną rękę informacjami, bo groziłoby to mu zawieszeniem w pełnieniu obowiązków oraz wpisem do akt. Naprawdę nie znosił tych wszystkich sytuacji, kiedy to musiał grać na dwa fronty, jednocześnie samodzielnie uspakajając często upartych jak stado osłów przedstawicieli prawa, jak i czołowych członków podziemia. Oczywiście podobne obowiązki ciążyły na jego barkach także podczas pełnienia codziennych obowiązków służbowych, ale wtedy mógł liczyć na wsparcie, którego obecnie oczekiwał w pewnym sensie od Elaine, choć dla jej dobra udawał, że ignoruje jej zdanie za każdym razem, gdy podświadomość podpowiadała mu, że mogą być na widoku. Nie zamierzał bowiem narażać więcej ludzkich żyć niż to było konieczne do powstrzymania przynajmniej niektórych elementów zanadto wystających poza powszechnie obowiązujące normy społeczne.
    - Myślę, że mogę się zgodzić na tego typu zasady. - Oświadczył w końcu bandyta, a Enrique pozwolił sobie na lekki uśmiech. - Chciałbym jednak najpierw wiedzieć jakie informacje udało Wam się zdobyć do tej pory. - Podparł głowę na łokciach, patrząc się na nich uważnie.
    Meksykanin rzucił szybkie spojrzenie Eagle, dając jej jednocześnie znak, by zaczęła. On musiał jeszcze wybrać te dane, które mógł ujawnić bek większych konsekwencji zawodowych. Ponadto tym drobnym gestem chciał dać jej dać do zrozumienia, że uważa ją za pełnoprawną współpracowniczkę.

    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  122. Cieszył się, że zdecydował otworzyć się przed Ell i wyrzucił w końcu z siebie prawdziwy powód swojej wizyty. Troska o nią i Lucasa to jedno, ale pojawił się u nich głównie dlatego, że potrzebował wsparcia najbliższych mu osób. Wiadomość o adopcji zwaliła go z nóg i wiedział, że nie będzie sobie w stanie z tym sam poradzić. W grę wchodziła albo rozmowa z przyjaciółką, albo narkotyki i alkohol, a to pierwsze wydawało się dużo bardziej bezpiecznym i rozsądniejszym rozwiązaniem.
    - Na szczęście w mojej firmie ten idiota nie ma zbyt wiele do powiedzenia – westchnął, oddychając już nieco spokojniej. Ell wiedziała co i kiedy mu powiedzieć, poza tym jej dotyk działał na niego niczym kołysanka na rozwrzeszczanego noworodka – Pewnie bym tak zrobił, ale jest jeszcze coś…- jęknął, znów wpatrując się w nią jak dziecko – Mój dziadek nie żyje i ojciec robi wszystko, aby zgarnąć dla siebie całość jego udziałów. Dziadek co prawda dał mu kilka procent, ale dla niego to za mało i nie spocznie, dopóki nie zniszczy życia pozostałym udziałowcom. Dziadek zmarł bo…ktoś go otruł, choć w mediach wszyscy utrzymujemy, że to był po prostu zawał – wyrzucił z siebie jednym tchem, jak miał to zwykle w zwyczaju, znów zalewając ją swoim słowotokiem – Tak, ktoś zamordował mojego dziecka i każdy członek zarządu, w tym także ja, jest w gronie podejrzanych. W każdej chwili mogę stać się przestępcą, chociaż nic nie zrobiłem. Ba, najgorzej, bo w każdej chwili mogę stać się tez kolejną ofiarą. Skoro ktoś otruł dziadka, to jaką mam pewność, że nie zabije także mnie? – westchnął, wypuszczając z ust ciężkie powietrze – To wszystko jest teraz strasznie popierdolone Eagle…nie możesz mnie z tym zostawić samego, proszę…- znów wbił w nią oczy małego szczeniaka, kurczowo trzymając się przy tym jej dłoni – Wiem, że macie z Lucasem swoje problemy na głowie, ale was teraz potrzebuję bardziej niż kiedykolwiek…- objął ją w pasie ramionami, przymykając przy tym lekko powieki – Mam tego wszystkiego dość i jestem już cholernie zmęczony. Nie wiem, może powinienem się zabić i się od tego uwolnić, może w piekle nie jest tak źle jak mówią…- parsknął, choć prawda była taka, że z każdym dniem coraz bardziej zaczynał myśleć o samobójstwie. Wbrew pozorom jego psychika była bardzo krucha i kiedy tylko tracił grunt pod stopami, wpadał w każde możliwe nałogi, albo próbował ze sobą po kryjomu skończyć.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  123. To, że sześciolatka zdołała przespać samotnie cała noc miało swoje podłoże w zmęczeniu oraz wielu emocjach, które nagromadziły się przez przeprowadzkę. Dorośli nie radzili sobie z takimi zmianami najlepiej, a co dopiero małe dziecko, które już raz zostało pozostawione w obcym dla siebie miejscu. 
    Nie spodziewał się, że narzeczona będzie w stanie go zaskoczyć swoim pojawieniem w kuchni, ale tak właśnie było. Zdążył jedynie odstawic prawie pusty kubek po kawie na jeden z blatów przed otrzymaniem zdecydowanie za krótkiego całusa. Nie byłby sobą, gdyby nie przyciągnął kobiety do siebie obejmując w tali i wpijając się w jej miękkie ponętne usta. Może nie potrafił przepraszać tak jak powinno się to robić, lecz uczył się okazywać to jak wiele dla niego Elaine znaczy. Była wszystkim. Nie było nikogo kto mógłby nawet w minimalnym stopniu się do niej równać. Była wyzwaniem, była ostoją, była szaleństwem, pożądaniem i przede wszystkim nowa dla niego odsłoną rodziny, bliskości oraz więzi.
    — Wiem, że Cię wkurwiłem — nie przebierał w słowach póki w pomieszczeniu znajdowała się tylko ich dwójka. Clarissa najwidoczniej miała co odsypiać.
    — Ale założę sie, że nie bardziej niż mnie wczoraj cała rada. —warknął przeczesując włosy dłonią. Podszedł do gotowych pancakesow, by podac je bliżej narzeczonej.  Nim talerz dotknął stołu ten spojrzał jej prosto w oczy, a jego własne były pełne nieposkromionej złości. Nie byla ona jednak skierowana w kobietę, a w tych wszystkich, którzy odważyli sie podważyć jego autorytet w kancelarii.
    — Jeśli życie oraz ciepłe posady miłe to.. Tak będę dzisiaj w domu — zaszedł ja od tyłu, odsunął pasmo włosów na jedno ramię i złożył kilka pocałunków na odkrytej szyi, a na koniec nie powstrzymywał się, by ją delikatne ugryźć. 
    — To za to, że miałem spac na kanapie — szepnął jej do ucha, a w oczach błakał się teraz figlarny usmiech, którego niestety nie mogła póki co dostrzec. 
    — A Ty dzisiaj jedziesz po swoje rzeczy, czy masz zmianę w barze? — zapytał siadając przy stole, lecz wpierw uzupełnił braki w swym kubku. Nie zważał na to, że jeden kubek kawy powinien mu wystarczyć na kilka godzin. Nim na dobre usadowił się na jednym z krzeseł do kuchni weszła zaspana sześciolatka.
    — Dzień dobly...— Clarissa miała urocząc tendencję seplenienia, gdy była bardzo zmęczona lub jeszcze nie w pełni świadoma tego, ze już nie śpi. Ku zaskoczeniu ojca blondyneczka ruszyła prosto do Elaine i to na jej kolanach postanowiła spożyć śniadanie.
    Lucas 

    OdpowiedzUsuń
  124. Lily nie do końca wiedziała, co tam się dzieje z El i Lucasem, bo w gruncie rzeczy starała się nie być wścibska. Mogły żartować, blondynka mogła jej opowiadać,c o i jak tam się toczy, a ruda mogła też podpytywać. Ale cokolwiek by się nie działo, widziała jedno – zmiany w zyciu El jej służyły. Może nie zawsze było jej łatwo, w końcu będąc z kimś to zawsze trzeba wiele zmienić i troche dostosować do drugiej osoby, ale... ale lepiej być z kimś, niż samemu całe życie!
    Boże... nawet nie gadaj bzdur – machnęła niecierpliwie ręką. - To że się wieczorami nigdzie nie szlajasz, nie świadczy, że jesteś pruchnem – pouczyła ją i mówiła bardzo mądrze, no bo sama rzadko wychodziła, a czuła że ma ledwie osiemnastkę skończoną! To się nazywało dorosłe życie i obowiązki i niestety, ale nawet spokojniejszy tryb życia miał swoje uroki. A choć Taylor szczególnie imprezow anie była i może nawet nie w połowie szalała jak El, to była pewna, że ta przesadza.
    - Pokaż mi go jeszcze raz – poprosiła, nachylając się konspiracyjnie i odszukała spojrzeniem dłoń blondynki. Chodziło oczywiście o pierścionek, o diament jaki miała w dowód miłości,w ierności i oddania swojego Diabła. A Lily jak na romantyczkę przystało, mogłaby takie symboliczne cuda oglądać non stop. Sama marzyłą o czymś takim, na poważnie.
    - Jakby cię nie wzieli, okazaliby się debilami... chyba im nawrzucam i zmuszę, żebyśmy razem pracowały – stwierdziła zaraz z chichotem, jakby widok biżuterii od razu podsunął jej szatański plan i poprawił nastrój lepiej niż drink.

    Lilka

    OdpowiedzUsuń
  125. Lily była wielką romantyczką. To dziewczyna, która żyła marzeniami od małego. Jako zresztą ta najmłodsza w rodzinie, była otoczona troską, opieką i uwagą i w gruncie rzeczy dorastała beztrosko, pozwalając się nieść wyobraźni. Pierścionek jako symbol przyrzeczenia wiecznej miłości to było dla niej coś tak niezwykłego, jak szczęśliwe zakończenie w miłosnej ekranizacji bestsellerowej książki, którą wszyscy znaja, a i tak tłumnie biją do kin, aby zobaczyć to znów na ekranie. Sama marzyła o miłości, trwałym związku i rodzinie, choć jakoś szczęścia nie miała, za to nie zarażało jej to ani goryczą, ani żalem i po prostu cieszyła się szczęściem innych.
    Parskneła śmiechem na tę trafną, acz lekko uszczypliwą uwagę blondynki i na potwierdzenie jej spostrzegawczości, ujęła swoją szklankę ponownie, aby zamoczyć usta w drinku. Te słodkie koktajle były zgubne, ale Lily smakowały najbardziej.
    - Spotykamy się tak rzadko, że wspólna praca nas do siebie nie zniechęci – zapewniła całkowicie pewna, że tak właśnie będzie. - Zresztą mijałybyśmy się tak czy inaczej, więc musiałabym cię gonić po przerwach na wspólna kawę -dodała ty bardziej pewna, że gdyby się udał ten spisek i El by została zatrudniona, to tak właśnie by to się skończyło!
    Wsparła łokieć na blat i spojrzała na El z szerokim uśmiechem.
    - Złóż kandydaturę – nakazała poważnie, choć pogodnie. - Mówię serio... To byłoby fajne doświadczenie. - Lily lubiła dbać o innych i teraz nie zamierzała pozwolić przyjaciółce zmarnować takiej okazji.

    Lilka

    OdpowiedzUsuń
  126. Lily może i była romantyczką, ale w gruncie rzeczy wszystko co przeżywała, działo się w jej głowie. Głównie... jak by nie stwierdzic, że tylko... Od dawien dawna nie była w związku i od dawien dawna nawet nie wpadła na kogoś, kto by poświęcił jej więcej uwagi. Może była nudna... A może po prostu zbyt zwyczajna, nie intrygowała, nie pociągała, nie fascynowała... Potrafiłaby z tym życ, chociaż czasami czuła głeboką tęsknotę za tym, aby coś przezyć. Może w tym tkwił szkopuł, jej marzenia nie były namacalne, po prostu były ogólnikowe i niesprecyzowane, a ona sama nie do końca wiedziała, czego chce, oczekuje i wypatruje.
    - Jasne że tak, bardzo chętnie zobaczę, jak się urządzacie – pokiwała głową z usmiechem i wsparła łokieć o brzeg lady, uważając aby już nie pokazać że po kilku łykach trochę szumi jej w głowie i ten łokieć zbyt blisko brzegu, mógłby się zsunąć! To już byłby wstyd... szczególnie że El prowadząc bar widziała Lily nie raz w akcji, ale wtedy bawiły się razem, a teraz dzieliła ich lada jako symbol biznesu blondynki. Ruda nie chciała się zbłaźnić.
    - Jesli chcesz mogę wpaść pomóc coś rozłożyć, pomalowac, poskładać – zaproponowała i mówiła całkiem serio. Lily w ogóle lubiła coś robić, nauczona była tego od małego. Dlatego właśnie leżenie plackiem nigdy jej nie kusiło... A urządzanie się brzmiało serio ciekawie i jak na przykład ani El, ani jej Diabeł nie lubili układać serwisu w kuchni, to ona z przyjemnością by się zajęła polerowaniem i ustawianiem z szafkach porcelany.


    Nie jesteś już na czysto! <3

    OdpowiedzUsuń
  127. Nie uważał, że jego problemy mogą być jakkolwiek porównywalne do tych, z którymi borykali się Lucas z Elle i właśnie dlatego nie chciał im zawracać niepotrzebnie głowy. Jego dzisiejsza wizyta także miała mieć związek z ograniczeniem przez Lucasa pełnienia czynnych obowiązków w kancelarii, ale jednak nie był tak silny jak przypuszczał i chcąc nie chcąc musiał wyżalić się przyjaciółce, widząc, że tylko od niej może dostać w tej sytuacji największe wsparcie. Eagle choć była złośliwa i potrafiła dogryzać mu na każdym kroku, rozumiała go jak nikt i jako jedna z nielicznych nigdy nie próbowała na siłę mu się przypodobać.
    - Szkoda, że jesteś z Lucasem, bo gdyby nie był moim przyjacielem, na pewno chętnie bym cię mu odbił. Spóźniłem się ze zdobyciem twojego serca urocza panienko – zaśmiał się delikatnie, nieco uspokajając się po czułym pocałunku w głowę. Jego deklaracja była oczywiście jedynie żartem, bo choć świetnie się dogadywali z Eagle, nigdy nie stworzyliby razem udanego związku, zwłaszcza że darzył ją siostrzaną miłością – Nie zostawię, ale wy też musicie być teraz przy mnie. Wiem, że jestem beznadziejny i jak zwykle myślę teraz tylko o sobie, ale jeśli ktoś mnie teraz nie przypilnuje, znowu skończę w psychiatryku – westchnął, doskonale zdając sobie sprawę, w jak dłużej rozsypce się znalazł i jak bardzo balansuje teraz na krawędzi. Jego życie w ostatnich miesiącach było pasmem samych porażek i złych wiadomości i choć starał się niczego po sobie nie pokazywać, rozpadał się powoli na miliony małych kawałków, których sam nie byłby w stanie z powrotem ułożyć w jedną całość.
    - Mam swoich ochroniarzy i nigdzie się bez nich nie ruszam, spokojnie – uśmiechnął się słabo – Nie wiem czy mój ojciec byłby do tego wszystkiego zdolny. Co prawda jest totalnym gburem i zaślepionym pieniędzmi idiotą, ale ja też taki jestem, a w życiu nikogo bym nie zabił, zwłaszcza dziadka – przymknął na moment powieki, mając nadzieję, że to wszystko jak najszybciej się skończy – Moi detektywi rozpoczną dzisiaj poszukiwania mojej rodziny biologicznej. Jeśli się czegokolwiek dowiem na ich temat, pojedziemy do nich i zobaczę kim jestem. Mogę być po tym nie do życia, ale wiem, że ty sobie ze mną poradzisz i nie pozwolisz mi się tutaj zaćpać na śmierć…- mruknął, odwracając się w bok i wtulając się w jej pas – Lucas nie będzie miał nic przeciwko, jeśli wproszę się do was na noc? Nie chcę być dzisiaj sam, boję się, że coś mi odbije i zrobię jakieś głupstwo, którego później będę żałował…- westchnął, nie odsuwając się od niej ani na milimetr. Traktował ją jak utraconą siostrę i podobnie jak ona, była dla niego ostoją spokoju i bezpieczeństwa.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  128. Lily która od małego wychowywala się w jednej małej przestrzeni z ojcem i bratem i dopiero od pół roku wyniosła się na własne mieszkanko, które było właściwie klitką, podziwiała zawsze lokale znajomych. U El była parę razy i zawsze urządzala sobie zwiedzanie jej mieszkania, jakby znalazla się w jakims zamczysku i wycieczka trwała ponad kwadrans nim wszystko przeszła i obejrzała. A choć sama Taylor chciałaby mieć duzy dom i dużą rodzine, to jakoś nie spieszyła się do zakupu, czy wynajmu wielkiej nieruchomości... nie stać jej było i tyle.
    Miłości ona nie szukała na siłę, skąd! Wlaściwie nie szukała wcale i czasami zastanawiała się, czy to nie jest problem... Bo są aplikacje, które łączą ludzi. Są też organizowane jakieś tam wieczorki z kilkuminutowymi okazjami do rozmów, ale Lily była tradycjonalistką i marzyła o takim spotkaniu i ustrzeleniu przez amora, jakie widywała na ekranach wielkich kinowych hitów. Może była to rzecz w dzisiejszych czasach niemozliwa, ale jednak tego właśnie chciała.
    - Moge jechać z tobą – zaproponowała, zagryzając wargę w rozbawieniu, gdy blondynka tak buńczucznie skomentowala wygodnictwo narzeczonego. To że ta para nietypowo się o sobie wyraża i tak uroczo się wobec siebie zachowuje, tylko utwierdzało Lily w przekonaniu, jak do siebie pasują i jakie to jednocześnie szaleństwo, że z sobą skończyli. - Pomoge ci się przewieść, a potem rozpakować – podsunęła, bo w sumie dla niej nie byłoby to żadne obciążenie, a właściwie miła odmiana od siedzenia za biurkiem. - Podaj tylko dzień i załatwię sobie wolne, albo pracę zdalną – dopiła drinka i pusta szklankę odstawiła na bar. Już gotowa była do działania, choćby w tej sekundzie, a jakże!

    Lily

    OdpowiedzUsuń
  129. Jak nic innego na tym świecie szatyn uwielbiał bliskość tej oto blondynki. Była zadziorna, nieposkromiona i przerażająco uparta, lecz najwyraźniej takiej kobiety potrzebował w swoim życiu. Partnerki, a nie kolejnej zabawki, która trzeba rozpieszczać drogimi prezentami i która po jakimś czasie robi się zwyczajnie nijaka. Black - choć nie do końca wiedział jak radzić sobie z panną Eagle - to był pewien, że tylko z nią mógł porwać się na irracjonalny plan jakim było małżeństwo.
     — Czy Ty we mnie wątpisz? Oczywiście, że udało mi się ich uspokoić, chociaż rozważam po tym spotkaniu nieco szybszy powrót do pracy, jednak tą kwestię chciałbym przedyskutować najpierw z moją narzeczoną. — podkreślił ostatnie słowa mając z tyłu głowy zakodowaną reakcję na niespodziewane zebranie rady. To nie tak, że nie chciał jej o tym mówić, po prostu sam został zaskoczony. Fakt mógł ją uprzedzić wcześniej aniżeli na pół godziny przed wyjściem, lecz czy wtedy Elaine nie byłaby równie zła co zeszłego wieczoru?
    — Chciałbym teraz rzecz, że się z Tobą nie zgadzam, niemniej zadziałałoby to na mają niekorzyść, a więc masz rację Elaine — zarecytował, a w oczach zagrały figlarne ogniki, które dość szybko zostały przyćmione tym zwyczajnym, zimnym spojrzeniem. Odpowiedział chętnie na pocałunek ukochanej, lecz widać było że nieco się hamował, bowiem inaczej musiałby porwać kobietę do sypialni i to nie tylko na kilka minut. Gdyby w mieszkaniu byli kompletnie sami to nie miałby z tym żadnego problemu, jednak świadomość śpiącego nieopodal sześcioletniego aniołka nieco psuła plany.
    — Patrick? — uniósł delikatnie brew w zaskoczeniu. Nie przypominał sobie, by brat blondynki pracował w barze, czy miał z nim cokolwiek wspólnego. Upił jeden, duży łyk kawy, jakby odwlekając dalszą część swej wypowiedzi.  
    — Myślałem, że masz już zastępce w swoim lokalu— rzucił niby lekko, ale nie był do końca to ten codzienny ton. Poczuł się pominięty w jakiejś większej komunikacji, gdy to jemu wyrzucano, że on czegoś nie przekazał na czas. 
    — Możesz zadzwonić po Sebastiana to pomoże Ci przewieźć rzeczy do mieszkania, a ja zostanę z Clarissą — wolał uniknąć kursowania to tu, to tam z dzieckiem, ponieważ to nijak nie ułatwiłoby przeprowadzki panny Eagle. Miał też całkiem sporo rzeczy do rozpakowania zważywszy na to, że narzeczona uparcie nie tknęła nic co należało wyłącznie do niego.
    Dziewczynka uśmiechnęła się mimowolnie na całusa i zamrugała kilkukrotnie, jakby nie do końca ufając temu, ze już nie śpi.
    — Mogę z czekoladą? — zapytała pełna nadziei patrząc kątem oka na mamę, której kolana postanowiła okupować do końca posiłku. 
    —Jak się spało księżniczko? — odezwał się szatyn, gdy i sobie na talerzu położył jeden z wypieków i posmarował owocowym dżemem. Był gotów na całą lawinę szczegółów dotyczących snów latorośli, a w zamian dostał urocze, lecz gromiące go spojrzenie.
    — Czy coś sie stało? — dodał zbity z tropu szukając odpowiedzi na twarzy starszej z dwóch dam jego serca, chociaż lada moment miał je poznać. 
    — Tato, tak nie można. Wiesz, że mama była przez ciebie wczoraj smutna? — szczerość dziecięcego wyznania była jak cios poniżej pasa, aż maska z twarzy wielkiego Blacka upadła na ziemię. Oczy miał szeroko otwarte i było widać, ze nie wie co ma odpowiedzieć. 
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  130. — Nie, odpowiednie stwierdzenie, a raczej pytanie to kto tu kogo prowokuje? — zamruczał niskim głosem wiedząc, że żadne z nich na ten moment nie da za wygraną i przecież wcale nie o to chodziło. Już na początku obydwoje wiedzieli jak bardzo chcą zachować swą autonomie, nawet decydując się na związek. Byli jednostkami, które uwielbiały posiadać kontrolę, byc kilka kroków do przodu i za nic w świecie nie dać się zranić, czy pokonać. Niestety miłość to zawiłość w której chce się być blisko, jednak niepielęgnowana zamienia się w nicość i zgryzotę. Mężczyzna jeszcze nie odkrył przepisu jak do tego nie doprowadzić, lecz początki były obiecujące.
    —Jesteś pewna, że Patrick powinien się tym zająć? — nie do końca znał przeszłość brata swej narzeczonej, ponieważ Sebastian nie chciał aż tak bardzo dzielić się szczegółami do jakiś udało mu się dotrzeć. Black uszanował to, ponieważ w tamtym czasie nie było mu w głowie dociekanie jeszcze większej ilość rewelacji. Teraz był nieco zaskoczony słowami, które padły z ust Elaine, gdyż sam oferował pomoc przy barze, a ta została odrzucona. Zazgrzytał zębami nie wypowiadając tym samym całej lawiny niepotrzebnych słów.
    —Z resztą nie ważne. Twój biznes, twoje decyzje jak obiecałem.—dodał nim znów posmakował czarnego już nie tak gorącego płynu. Gdzieś w podświadomości wiedział, że oboje przy tym stole zachowywali się, jakby rozgrywali bardzo skomplikowana partię szachów, a każdy kolejnych ruch był na wagę złota. Oboje bardzo starali się nie doprowadzić do czynnika zapalnego i kolejnej kłótni.
    —Zajmę się Clarissą i też tutaj poogarniam.—w jego ustach ostatnie słowo brzmiało co najmniej komicznie, lecz raczej nikomu nie było do śmiechu, a chwilę później do kuchni wkroczyła sześciolatka skupiając na sobie całą uwagę. Blondyneczka bez problemu przystanęła na propozycję dwóch różnych naleśników nim zaczęła gromić swym wzrokiem Lucasa. 
    Gdyby nie panna Eagle to w pomieszczeniu na pewno zapadłaby niezręczna cisza i chociaż mężczyzna radził sobie z najzręczniej dobranymi zarzutami kierowanymi w jego klientów, to teraz był bez słowa. Nie do końca nawet skupiał się na tym co mówiła narzeczona, ponieważ w głowie odbijało się to co powiedziała sześciolatka. Szatyn od bardzo dawna poczuła coś co każdy bez problemu zidentyfikowałby jako poczucie winy, jednak jemu zajęło to nieco więcej czasu. To dziwne ukłucie w klatce piersiowej i poczucie bycia nie na miejscu - były dla niego czymś niemal egzotycznym. W końcu wstał i ukląkł przed córką oraz ukochaną, a oczy na tych kilka chwil przestały być częścią zimnej maski.
    —Przepraszam Was obie.—ucałował córkę w czółko, a kobietę wziął za rękę i pogładził kciukiem jej wierzch. Nie chciał, by przez niego były smutne,złe, czy zmartwione. On chciał je nade wszystko uszczęśliwiać.
    —Kocham Was i przepraszam za wczorajszy dzień. — patrzył prosto w oczy narzeczonej z jakimś takim nieokreślonym zagubieniem, ale również cholerną szczerością. Te słowa nie przychodziły mu łatwo, ale wiedział, że to jest ten moment, w którym trzeba wyjść z własnej strefy komfortu i bezpieczeństwa. Wstał z klęczek, porwał córkę na ręce i jednym ramieniem przygarnął do nich blondynkę. Musiał nauczyć się gry zespołowej, bo to ona była kluczem sukcesu do udanego życia rodzinnego.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  131. Szatyn zdawał sobie sprawę, że wiążąc się z panną Eagle decydował się na spory, głosy sprzeciwy i wiele burzliwych emocji. Gdyby było inaczej pewnie ich znajomość nie przetrwałaby dwóch spotkań, ponieważ ile to było kobiet gotowych zgodzić się na wszystko byle tylko dostać się do śmietanki towarzyskiej. Lucas nie mógł zaprzeczyć, że zabawiał się z takimi przedstawicielkami płci pięknej, lecz było to zwyczajnie jedno nocne przygody. Z Elaine sprawa była o wiele bardziej złożona i skomplikowana, o czym świadczyła chociażby poranna rozmowa. Niby nikt nic nikomu nie zarzucał, a mało brakowało to wszczęcia potężnej kłótni. 
    — Nie było. — zdążył jedynie odpowiedzieć nim do kuchni wparowała zaspana sześciolatka i całkiem zmieniła tor rozmowy. Nie był on ani przyjemniejszej ani weselszy, jednak postawił mężczyznę przed namacalnymi konsekwencjami swych czynów. Słowa córki były jak pociski wymierzone w samo serce, te które tyle lat było wyłączone z codziennego użytkowania. Clarissa była jedną z dwóch słabości jakie posiadał - drugą oczywiście była Elaine. Może nie okazywał tego na co dzień, lecz obie stały się dla niego całym światem. Zamierzał je chronić przed całym złem nie zdając sobie sprawy, że to on jest w stanie zdać najwięcej bólu.
    Odpowiedział na czuły pocałunek narzeczonej wcale nie rozluźniając uścisku w jakim znajdowała się ich trójka. To był chyba ten z nielicznych momentów, które warto zapamiętać na dłużej. Clarissa wtulona w jego szyje nieśmiało przywołała na swe drobne usteczka szeroki uśmiech widząc, że rodzice wcale nie są źli na siebie nawzajem. 
     — Mama ma racje musimy pierw coś zjeść — powiedział już bardziej opanowanym głosem siadając z powrotem na swym miejscu, jednak tym razem w towarzystwie córki. Z racji ukruszonej maski  również uśmiechnął się w podzięce do kobiety naprzeciwko, gdy podsunęła mu talerz z naleśnikami.  I oto z burzowego nieba spadł zaledwie drobny deszcz okraszając ich rodzinę nową falą doświadczeń.
    Po śniadaniu Black bez słowa sprzeciwu pozmywał naczynia, a następnie zajął się córka oraz ich poranną toaletą. Nigdy nie był zwolennikiem spędzania całego dnia w pidżamie, nawet gdy wiedział, że nigdzie nie musi się z domu ruszać. Dzisiaj czekało go rozpakowywanie i układanie wszystkich swoich rzeczy, a miał ich całkiem pokaźną ilość. Dobrze, że z Elaine zdecydowali się na mieszkanie z dość sporym gabinetem inaczej mógłby być problem z pomieszczeniem ich rzeczy.
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  132. Lily od małeeo mieszkała z ojcem i bratem w sporym mieszkanku na Manhattanie i do dziś nie mogła pojąć, jak samotnie wychowujacego strazaka było na to stać, ale nie wnikała. Zresztą dla niej pieniądze nigdy nie były najwazniejsze, a poza tym naprawdę doceniała wszystko to, co robił dla niej i Roba tata, bo na pewno nie było mu łatwo. I w gruncie rzeczy ona sama nawet lepiej się czuła w małych metrażach, było tam jakoś tak.. bardziej przytulnie. Ale na propozycję Eli nie mogła absolutnie odmówić i zasmiała się głośno, uderzając zwycięsko pięścią w blat, czym niemal przykuła uwagę kilku klientów, siedzących nieopodal.
    -Jasne, że tak! To jest doskonała myśl! - oznajmiła pogodnie. - Możemy natychmiast się zapakować do ciebie, a tam całą noc pakować wszystkie twoje rzeczy i przegryzać w międzyczasie pizzę! Jak masz wino, to nie pogardzę jako dodatek – oznajmiła radośnie i naprawdę ten pomysł mimo zmęczenia bardzo jej przypadł do gustu.
    Jakby nie patrzec, mogły połączyć przyjemne z pożytecznym. Zgarną wszystko i poukłądają w pudła i torby a i jednocześnie z sobą pogadają. Lily i tak nie miała planów na jutrejszy poranek, zate jeśli im się zaśpi. Nikt nie będzie miał im za złe!
    - Ale najpierw muszę do łazienki – zastrzegła, zeskakując z wysokeigo stołka barowego, aby udać się opróżnić po drinkach pęcherz. [xD]

    Lily

    OdpowiedzUsuń
  133. Tu już nie chodziło tylko o ryzyko zawodowe, ale o wiele ważniejsze jakie stanowiło postawienie na jedną kartę przynajmniej kilku ludzkich żyć, więc starał się jak najdokładniej dobierać słowa podczas składania raportu, jednocześnie usiłując odcyfrować znaczenie mimiki twarzy siedzącego przed nim złoczyńcy.
    - Spróbuję załatwić plan budynku, w którym jak podejrzewamy może być zamknięta Octavia. - Oświadczył na koniec, zajmując swoje dawne miejsce pod ścianą, ale nie dane im było usłyszeć odpowiedzi, bo nagle do środka wbiegła niska dziewczyna o krótkich, kasztanowych włosach wrzeszcząc coś w przerażeniu po malezyjsku, trzymająca się jedną ręką za lewy policzek, z którego nieprzerwanym strumykiem sączyła się krew.
    Nie czekając nawet na tłumaczenie jej słów, Bodet wyciągnął nóż z przytroczonej do paska spodni pochwy, po czym jednym szybkim szarpnięciem otworzył drzwi za sobą, a widząc na końcu korytarza jakąś zamaskowaną sylwetkę, zamknął je ponownie i skierował do wychodzącego prosto na wschodnią ulicę okna. Na całe szczęście nie dojrzał za nim żadnego ruchu, więc mógł je przynajmniej chwilowo uznać za w miarę bezpieczną drogę odwrotu. Oczywiście ani przez sekundę nie zakładał, że i na niej nie pozostawiono ani jednego strażnika, lecz dotychczasowe doświadczenie podpowiadało mu, że zaskoczenie jest często najważniejszym środkiem obrony własnej, a mało kto spodziewa się człowieka skaczącego z wysokości kilku metrów nad ziemią, szczególnie gdy człowiek ten ma przy sobie sporej wielkości psa.
    - Przygotuj lepiej pistolet i ulatniajmy się póki czas. - Rzucił nieznoszącym najmniejszego sprzeciwu tonem do blondynki.- A Wy...
    - Przetrzymamy ich najdłużej, jak będziemy w stanie. - Oświadczył Seraphim, poganiając ich jedną ręką.

    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  134. Po wyjściu z łazienki niemal wpadli na Elaine, która najwyraźniej była gotowa do wyjścia. Szatyn postawił sześciolatkę na ziemi, a ta spoglądała radośnie to na mamę, to na tatę. Nie wyczuwała, by cokolwiek miało być nie tak i nie było - po części dzięki niej.
    — Dobrze —  odpowiedziała dziewczynka wtulając się w blondynkę z całych sił, a następnie pobiegła do swojego pokoju złakniona zabawy. Dała tym samym rodzicom chwilę sam na sam. Lucas spojrzał na narzeczoną z jakimś dziwnym błyskiem w oku, którego znaczenie na ten moment dla wszystkich było tajemnicą.
    — Panno Eagle, czy pani stara się być groźna? — zapytał zadziornie przyciągając ją do siebie, a następnie założył jej pasmo włosów za ucho, by się do niego nachylić. Były rzeczy, których dziecięce ucho nie powinno wyłapać. Oddech mężczyzny omiótł wrażliwa skórę, a rytm ich serc był niemalże wyczuwalny przez cienkie materiały ubrań.
    — Wiesz, że lubię dominować, ale teraz nie masz pojęcia jak bardzo jesteś seksowna. — wymruczał jej do ucha, a następnie odpowiedział na pocałunek z nieco większą brutalnością niż powinien. Ręce na moment błądziły po ciele kobiety, jakby wcale nie miała za moment opuszczać tych czterech ścian. Oderwał się od niej ostatkami silnej woli wbijając w nią rozpalone spojrzenie niebieskich oczu.
    —  Ja Ciebie też — również szepnął powoli wypuszczają ją ze swych objęć. Wolałby, żeby blondynka wcale nie opuszczała ich wspólnego mieszkania, jednak wiedział, że jest to nieuniknione. Musiała przywieźć swoje rzeczy, by mogli na dobre rozpocząć nowy etap w życiu.
    Black skupił się na rozpakowywaniu rzeczy oraz zabawie z Clarissa, więc kompletnie nie myślał o tym, by coś ugotować. Zamówił dwudaniowy obiad z dostawą do domu. Postawił na danie dnia, którym okazały się zupa krem z kukurydzy, na drugie pierś z kurczaka nadziewana serem, a do tego porcja ryżu i sałatka. Zamówił wszystkiego po trzy, by Elaine też coś zjadła po powrocie. Był niemal pewny, że podczas pakowania kompletnie o tym nie pomyśli.
    Gdy w domu rozległ się znajomy głos Clarissa zerwała się z kanapy w kabinecie i wybiegła na powitanie mamy. Szeroki uśmiech zastąpiła dziecięca konsternacja, gdy ujrzała dziwny kontener w rękach rodzicielki. 
    —  A co to jest? — zapytała od razu, gdy z gabinetu dochodził ich dźwięki podejrzanych oddechów i jęknięć. Sześciolatka wydawała się być nimi w ogóle niewzruszona.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  135. [Nolan to buc, więc nie dziwię się, że kot wygrał w konkurencji na bardziej uroczą osobowość. Limit niestety musi być taki, bo życie i wena są kapryśne, zwłaszcza, kiedy nabiorę sobie wątków na głowę, lecz gdyby jednak przyszła nagła potrzeba zapicia brutalnej rzeczywistości, Nolan będzie wiedział do jakiego baru się zgłosić.]

    Nolan Welsh

    OdpowiedzUsuń
  136. [Cześć, bardzo dziękuję za piękne słowa! Elaine znamy, choć nigdy z nią nie pisałyśmy, ale spotkać was można tutaj od daaaawna. Jak najbardziej, można zrobić z nich jakieś byłe sąsiadki i dawne towarzyszki do tańca i (mniej) do różańca. Chociaż musiałabym trochę dłużej pogłówkować, żeby wymyślić tutaj coś, na czym dałoby się pociągnąć wątek. Chyba że Ty może czegoś szukasz? :)]

    Daisy

    OdpowiedzUsuń
  137. Clarissa z rosnącym zaciekawieniem patrzyła na pudło, które jej mama położyła ostrożnie na ziemi. Nie wyglądało to jak kolejny z kartonów, który ostatnimi czasy naoglądała się w przeróżnych rozmiarach, a także kolorach. Widząc co, a raczej kogo wyciąga z pudła rodzicielka na twarzy sześciolatki rozkwitł najpiękniejszy uśmiech, na świecie. 
    — Jaki śliczny kotek — powiedziała niemal szeptem bojąc się że spłoszy zwierzaka, w końcu nigdy wcześniej nie miała żadnego. Niepewnie wyciągnęła rączkę, by dotknąć rudego futerka. W międzyczasie z gabinetu wyszedł szatyn naciągając T-shirt przez głowę. Był odrobinę zgrzany po treningu, który zrobił, ale słysząc, że ukochana wróciła do domu nie zamierzał umykać do łazienki.
    —  Śliczny jest — Clarissa była zachwycona delikatnie głaskając zwierzaka, natomiast Lucas stanął jak zamurowany. Kompletnie zapomniał o genistein tego stworzenia. Może ich pierwsze spotkanie po prostu wyparł z pamięci, ale teraz wróciło niczym bumerang o czym świadczył delikatny grymas na jego kamiennej twarzy.
    —  Tato, tato mamy kotka, ale super prawda?   — powiedziała nagle odwracając się w kierunku szatyna, a ten przełknął powoli ślinę postawiony przed faktem dokonanym. No jak mógł teraz powiedzieć córce, że żaden kot nie wchodzi w grę? 
    —  W istocie super — wysilił się na delikatny uśmiech w kierunku pociechy po czym uniósł wzrok na narzeczoną i nie był juz taki zadowolony ani łagodny.
    — Pójdę podgrzać Ci obiad — rzucił od niechcenia idąc do kuchni, jak najdalej od kupki sierści. Nie przepadał za zwierzętami, a w domu ich wręcz nie tolerował, więc zapowiadało się, że przeprowadzka to nie jest czysta formalność. Black szanował sobie porządek i chociaż przyzwyczaił sie juz do bałaganu jaki wokół siebie robiła sześciolatka to mógł jedynie przypuszczać co się stanie, gdy do zabawy dołączy rudzielec. Wstawił jedzenie do mikrofali, a sam oparła sie o jeden z blatów oddychając powoli, by się uspokoić. Kot! Jaki kurwa kot?

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  138. Trzeba przyznać, że sprawność fizyczna, którą El musiała się wykazać, by wejść na sporej wysokości mur wprawiła go w chwilowe osłupienie, bowiem nigdy by nie podejrzewał, że ta z pozoru krucha i do tego szczupła istota, która w dodatku miała w swojej historii, jeśli wierzyć temu, co przeczytał ostatnimi dniami na jej temat w Internecie, karierę modelki, jest na tyle dobrze wysportowana, by wdrapać się na niego w przeciągu tak krótkiego okresu czasu. Nie był jednak typem osoby, która w obecnej sytuacji pozwoliłaby sobie na tracenie cennych minut na wypowiedzenie tej myśli na głos, toteż ograniczył się jedynie do posłania jej szerokiego uśmiechu, licząc na to, że sama wyczytana ukryte za nim słowa pełne pochwał. Zresztą jego podstawowym problemem było obecnie, nie licząc oczywistego w postaci ścigających ich nasłanych przez Szakala bandytów, pokonanie przeszkody razem ze szczeniakiem wielkości cielaka, którego dopiero szkolił, więc nie mógł być pewny, czy ten podoła zadaniu. Wszystko wskazywało na to, że swój pierwszy test bojowy psiak zaliczy w warunkach rzeczywistego zagrożenia życia, a nie zwykłych ćwiczeń podczas przebywania toru przeszkód, a jego wynik zaważy o dalszych losach ich wszystkich. W tej chwili czuł się podobnie jak wtedy, gdy jego synek zaczął stawiać swoje pierwsze, jeszcze dość nieporadne, kroczki.
    - Theseus, na górę ! - Rzucił do niego, odpinając smycz i ruszając przodem taką drogą, którą powinien spokojnie przebyć również i czworonóg. Molos kilka razy się poślizgnął na ułożonych miejscami nierówno deskach, w wyniku czego na jego jasnej sierści pojawiło się kilka smug brudu, raz zahaczył łapą o wystający gwóźdź i lekko zapiszczał, ale na całe szczęście uparcie parł naprzód, więc ostatecznie osiągnął wyznaczony cel jedynie z niegroźną raną w jednej z poduszek. - Dobra robota, ale jeszcze będziesz musiał stąd zejść, maluszku. - Mówiąc to, zaczął uważnie lustrować okolicę i wsłuchiwać się w przestrzeń miasta, gdyż zdążył się nauczyć, że nie wszystko da się zauważyć korzystając tylko z jednego ze zmysłów. - Dobra, idziemy. - Oświadczył w końcu, zeskakując na dół z nożem w zębach, by być od razu gotowy do ewentualnej walki. Niestety, by ściągnąć z niego swego pupila, musiał tym razem nieźle się natrudzić, bo ten wciąż nie potrafił samodzielnie wymyślić alternatywnej drogi na ziemię. Dobrze chociaż, że wcześniej zdążył go nauczyć najczęściej używanych znaków niewerbalnych, bo przynajmniej nie musiał poświęcać mu całej swojej uwagi, w wyniku czego zdążył w porę zauważyć błysk metalu w ręku zakapturzonego mężczyzny, który zaczął się do niego niebezpiecznie blisko podkradać. Domyślając się, że jego zadaniem było zabezpieczenie i tej drogi ucieczki, obrócił się i wymiarkował mocny cios w jego lewy bark, by doprowadzić do jego zachwiania się na nogach, po czym wykorzystując moment, gdy jego przeciwnik próbował odzyskać równowagę, zwyczajnie wbił mu nóż jak najbliżej tętnicy szyjnej.
    - Musimy zwiewać nim zorientują się, że właśnie stracili swoją czujkę. - Rzucił do kobiety, ocierając ostrze z krwi o ubranie denata. Wolałby, żeby nie była świadkiem tego, jak pozbawia życia przestępcę za pomocą nieregulaminowego sprzętu, ale nie miał wyboru. Teraz tylko czekał aż zada mu pytanie, od kogo pobierał nauki, co zwykle następowało wcześniej lub później po tego typu scence.

    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  139. [Daisy na nadmiar gotówki nie narzeka, więc jak ktoś ją prosi o korepetycje dla kogokolwiek, to na pewno nie wybrzydza. :D Także mogłybyśmy obrać coś takiego za punkt wyjścia jak najbardziej, aczkolwiek chyba potrzebuję dłuższej chwili, żeby wymyślić coś, na czym wątek nam się nie rozleci zaraz.]

    Daisy

    OdpowiedzUsuń
  140. Black lubił naturę, ale gdy miał na nią czas, chociażby wtedy, gdy wyjeżdżał do domu na plaży. Potrafił godzinami przechadzać się brzegiem morza wyciszając kompletnie myśli lub też szukając nowego rozwiązania na pojawiający się problem. Nigdy jednak nie miał ochoty trzymać tej natury pod swoim dachem. Był zwolennikiem porządku i kontroli. 
    Clarissa za to była zachwycona nowym domownikiem, który przybrał kształt rudego kotka. Uważnie słuchała tego co mówiła od niej mama, by przypadkiem nie zrobić pupilowi krzywdy. Dziewczyna jak na swój wiek była bardzo empatyczna.
    — To najlepszy pomysł! Będę uważać na Koseki i na pewno sobie poradzę  — powiedziała takim tonem, jakby przysięgała coś na śmierć, życie i honor rodziny. W takich momentach naprawdę przypominała ojca, mimo że niewinny wyglądała dodawał temu odrobinę więcej uroku aniżeli posiadał go sam tata małoletniej. Ona była w stanie posłusznie udać się z blondynką do swojego pokoju, co w wykonaniu Lucasa mogłoby być abstrakcją.
    — Mamo dam rade — uśmiechnęła sie do rodzicielki, a następnie znów skupiła na Koseki, która wedle przewidywań schowała się pod szafką.
    W międzyczasie Lucas w kuchni zdążył odgrzać obiad dla narzeczonej, jednak nie potrafił się uspokoić. Nie mieściło mu się w głowie - kot w jego... w ich mieszkaniu! Słysząc znajomy głos odwrócił sie przodem do kobiety, a ręce skrzyżował przed sobą. Spojrzenie miał harde i jednoznaczne. Nie podobał mu sie fakty bycia niepoinformowanym o tak istotnej rzeczy.
    — Elaine dlaczego do cholery nie wspomniałaś słowem o kocie? — nie unosił głosy, wręcz szeptał, by Clarissa na pewno niczego nie usłyszała. Nie chciał by znów przejmowała sie problemami dorosłych.
    — Jak to jest jakaś zemsta za wczoraj to przyznam idealnie Ci to wyszło! — machnął dłońmi nieco w górę po czym podszedł bliżej kobiety, której pragnął, ale i chciał w tym momencie dać klapsa dla przykładu. Górował nad nią bez większego wysiłku, a teraz był po prostu wściekły.
    — Nie uważasz, że taki fakt powinniśmy przedyskutować razem? Kompletnie zapomniałem o tym stworzeniu,a teraz nie ma nawet opcji, żeby go gdzieś zabrać... Bo Clarissa się rozczaruje. — warknął w bezsilności, bo nie zmierzał oglądać dziecięcych łez po raz kolejny. 

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  141. Cholera, niby nie była to jego pierwsza śmiertelna ofiara na koncie, niby pozbawił życia tego chłopaka tylko w obronie własnej i dziewczyny, która okazała się kimś o wiele więcej niż jedynie narzeczoną siejącego postrach prawnika i przyszłą ofiarą dążącego do uzyskania monopolu nad nowojorskim rynkiem narkotykowym niebezpiecznego szaleńca, niby zarówno wśród przestępców jak i stróżów prawa był znany z tego, że o wiele częściej używa broni białej niż regulaminowego sprzętu, ale niemal w tej samej chwili , kiedy usłyszał słowa Elaine, uświadomił sobie z całą mocą, że kilka następnych godzin zajmie mu powrócenie do normy, a jeśli dzisiejszej nocy uda mu się choć na parę minut zmrużyć oczy, to przez jego umysł po raz kolejny przejdzie pochód wszystkich tych ludzi, których w tych czy innych okolicznościach pozbawił życia, z leżącym przed nimi denatem na czele. Ani prawie dwudziestoletnia służba w założeniu mająca na celu zapewnienie dobra obywateli najpierw miasta, a teraz całego stanu, ani te wszystkie lata spędzone na włóczęgach po najciemniejszych zakątkach Wielkiego Jabłka nie nauczyły go wypierać ze wspomnień okoliczności przejścia na drugą stronę tych wszystkich ofiar. Zapewne już dawno powinien znaleźć dobrego psychologa, który pomógłby mu przestać się zadręczać, ale uznawał, że wszystkie te procesje to swoista kara za grzechy, więc nie ma prawa ich przepłaszać. Najwyżej kiedyś zapali się na śmierć.
    - Cóż, po prostu wykonywałem swoją pracę i miałem dobrego mistrza. - Odparł, pochylając się nad szyją psa, rzekomo tylko po to, by przypiąć mu smycz i odciągnąć od zwłok, do których zdążył już przyłożyć nos. Tak naprawdę jednak przede wszystkim chciał ukryć przed nią swoje, przepełnione złością na samego siebie, spojrzenie. Część jego umysłu twierdziła bowiem, że mógł tylko ogłuszyć tego nieszczęsnego rzezimieszka i spróbować go wymienić na Octavię, sprawiając że czuł się po prostu podle. Z drugiej jednak strony podświadomość, która już nie raz ratowała mu życie, uparcie twierdziła że nie miał wyboru, bo Szakal z całą pewnością nie wysłałby do pełnienia tak ryzykownego zadania jak zabezpieczenie bocznej ulicy w pojedynkę kogoś ważnego. Podejrzewał raczej, że mieli do czynienia z marną, niewiele wartą płotką. Ale nawet taka płotka mogła mieć przy sobie jakąś ważną poszlakę, mogącą im dostarczyć kolejnego elementu układanki. Przetrząsnął kieszenie w poszukiwaniu czegoś, czym mógłby zabezpieczyć ręce na wypadek, gdyby policja znalazła ciało szybciej niż pobratymcy niedoszłego mordercy, ale natrafił tylko na worek do sprzątania psich odchodów. Cóż, lepsze to niż nic. Wciąż mógł co prawda zostać zidentyfikowany dzięki śladom pozostawionym przez nóż, ale ten był zbyt bardzo popularny, by łatwo go zdradzić. Zresztą zawsze mógł powiedzieć część prawdy i wywinąć się od odsiadki. Chodziło głównie o niezanieczyszczanie miejsca zbrodni odciskami palców.
    - Daj mi dosłownie pięć minut, a gdybyś zauważyła coś podejrzanego, strzelaj bez uprzedzenia albo poszczuj ich Theseusem, jak wolisz. - Rzucił do kobiety, podając jej psi sznurek, po czym sam ukucnął przy zwłokach i sprawnie począł przeszukiwać nałożone na nie ubranie. Na całe szczęście ich nieudolny prześladowca nie odznaczał się zbyt wielką masą, więc nie musiał prosić Eagle o pomoc w przerzuceniu go na plecy. Dopiero w tylnej kieszeni sportowych spodni udało mu się znaleźć jakieś pomięte papierzyska. - Przejrzymy je później.- Oświadczył, czując jak ponownie wstępuje w niego coś na kształt entuzjazmu.

    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  142. Mężczyzna naprawdę dawał z siebie wszystko, by nie unosić głosu i nie alarmować sześciolatki, która obserwowała nową towarzyszkę w postaci futrzastej kulki kłopotów. Nie było to proste może przez wgląd na to, że rano również o mało co nie doszło między nimi do kłótni? To tak jakby przebywając w jednym pomieszczeniu nie potrafili ze sobą normalnie funkcjonować. Bo przecież dochodzenie do porozumienia tylko podczas lub po seksie nie do końca świadczyło o zdrowej relacji dwójki osób.
    — Odkąd szukaliśmy tego mieszkania podkreślałem, że jest ono nasze, więc teraz nie wyciągaj mi taki bzdurnych frazesów dobra? — warknął i gdyby to miał w zwyczaju zapewne przewróciłaby oczami, ale nie miał i teraz po prostu mierzył się na spojrzenia z narzeczoną. 
    — Nikt nie mówi, ze miałabyś zostawiać Koseki, czy oddawać, ale warto było o niej napomknąć. Do cholery ja bylem u Ciebie w mieszkaniu raz? Nie przepraszam, dwa razy, ale później jechałem Cię szukać! Wybacz mi, że nie przywiązywałam uwagi do chodzącej kupki sierści.  Miałem kurwa ważniejsze rzeczy na głowie niz kot  — to miał wzburzony i lodowaty zarazem, a to miał być tylko początek. Szatyn potrafił byc nieustępliwy, jednak ta cecha na nic zdawała się w relacji jaka próbowali z panną Eagle uzyskać. Zapalnikiem okazały sie słowa, które pewnie zostałyby wypowiedziane prędzej czy później. Lucas nie zostawiał sobie furtki w postaci drugiego mieszkania i chociaż pewnie mógłby w razie draki zatrzymać się w hotelu. Niemniej karta użyta przez blondynkę rozjuszyła go do czerwoności. Podszedł do niej bliżej z zaciśniętą szczęka i dłońmi w pięści.
    — Skoro masz gdzie mieszkać to co tu jeszcze robisz?   — wysyczał piorunując ją wzrokiem, następnie po prostu ruszył do gabinetu. Chciała odejść proszę bardzo drzwi miała otwarte. Nie wymagał od niej jebanego posłuszeństwa, bo wiedział że nie o to chodzi w związku. Wystarczyło, żeby przypomniała mu o istnieniu tego przeklętego kota i razem jakoś zdecydowaliby jak to będzie wyglądać. Teraz jeszcze nie zawahała mu podkreśli, że to co razem wybrali i na co się zdecydowali nie było jej jedyną opcją. Emocje w nim buzowały i gdyby nie one to dostrzegłby, że to własnie to zabolało najbardziej. Nie byli, poprawka on nie był dla niej priorytetem. 

    wkurzony Lucas

    OdpowiedzUsuń
  143. El miała absolutnie najsłabszą głowę do alkoholu z ludzi w jej wieku, jakich znała. Od zawsze tak było, a choć próbowała jakoś podreperować swoją biedną złą sławę z tego powodu, na nic się to zdało. Na studiach częściej przesadzała i częściej rzygała niezależnie od tego, jak bardzo się starała przygotować na szaleństwo, jak dużo i tłusto wczesniej jadła... No więc porzuciła pomysł ćwiczenia zdolności spożywania promili i płynęła z prądem, nie tracąc rozsądku. Dziś lekko się wstawiła, ale tym bardziej propozycja El była dla niej atrakcyjna!
    Gdy wróciła z toalety, dopadła do blondynki z szerokim usmiechem i ujeła ją od razu pod ramię. Lily gotowa była wyjść, choć akurat spacerowanie pieszo po Bronxcie w środku nocy... To nie było w jej stylu. W sumie nic co związane z nadmiernym ryzykiem nie pasowało do tej rudej roztrzepanej kupki słodkości. Rzuciła jednak tylko krótkie spojrzenie El, bo wiedziała, że ta zna okolice i nic nie mówiąc wyszły na ulice.
    - Czekam na wiosnę – oznajmiła, krocząc obok przyjaciółki. - Jest mi źle bez słońca, ciągle marznę, a na głowie zamiast włosów mam szopę i połowę muszę ściąć – zaczeła narzekać, a nagle zachichotała. - Masz nożyczki w mieszkaniu? - no... zapowiadało się na pakowanie i dodatkowo jakieś dzikie, szalone akcje! Lily była spontaniczna, aczkolwiek w razie gdyby wpadła na pomysł cięcia grzywki, Elaine powinna wykazać się rozsądkiem!


    pijana i urocza Lilcia :D

    OdpowiedzUsuń
  144. Blondynka zdecydowanie wiedziała za które struny pociągnąć, by jeszcze bardziej rozjuszać nieposkromionego do tej pory Devila. Spierali sie do tej pory już nie raz, ale chyba nigdy w jednym starciu nie zakumulowało się tyle negatywnej energii. Pełnej zaciętości i czegoś, co podkreślało autonomiczność każdego z nich oraz mocny charakter.
    — I znów moja praca jest problemem! — podniósł ton głos, ale natychmiast się opanował. Ostatnie czego oboje potrzebowali to sześciolatki w roli mediatora. Zazgrzytał zębami, a jego oczy lśniły czystą wściekłością, która tym razem skierowana była tylko i wyłącznie na kobietę przed nim. Nie miał tu nic do rzeczy zarząd, praca, czy pogoda za oknem, a tylko ich dwójka. 
    — Dobrze wiesz, że zrezygnowałem z niej właśnie dlatego, by mieć dla Was więcej czasu. Wybacz, że nie rzuciłem wszystkiego z dnia na dzień — wysyczał niskim głosem od którego ludziom jeżyły się włoski na karku. Granice przestały istnieć, a emocje wzięły górę przysłaniając zdrowy rozsądek. Nie analizował w tej chwili tego, że rani osobę, która pokochał, ponieważ ona raniła jego. Znaleźli się szaleńczym potrzasku bez możliwości ucieczki.
    — Jak na kogoś kto tak często mówi o robieniu czegoś razem zbyt często podejmujesz decyzje indywidualnie — rzucił nie do końca pewny, czy mogła to jeszcze usłyszeć, czy nie, bo sam zamknął drzwi do gabinetu. Chodził w tę i z powrotem z wielką chęcią, by coś rozwalić. Nie miał takiej możliwości, więc gdy tylko odrobinę ochłonął poszedł sprawdzić co u córki. Mozna by rzecz, że Clarissa miała pewna moc czasem podporządkowującą sobie ojca, a czasem uspokajającą. Zdecydowanie liczył na tę drugą i ją właśnie otrzymał. Niczego nieświadoma blondyneczka wciągnęła go w pełen kolorów dziecięcy świat opowieściami, zabawami i niekończącymi sie pytaniami, które nie były dla szatyna w żadnym stopniu irytujące. Bowiem nie pozwalały na nowo rozbudzać tej nieokiełznanej złość. 
    Pomiędzy kolacją, a utuleniem córki do snu, znaleźli razem dwie, niewielkie, szklane miski, by w ustawić je w kuchni dla nowego, futrzanego lokatora. Szatyn mógł nie przepadać za zwierzętami, jednak nie wyrządziłby im krzywdy. Nie miał bladego pojęcia, czy i gdzie panna Eagle mogła mieć rzeczy przeznaczone dla rudego stworzenia, więc  poświęcił niewielką część zastawy. Do jednej nalał wodę, do drugiej mleko, jednak nie zrobił nic więcej. Nie spoglądała z zaciekawieniem pod szafkę, nie próbował wołać, tylko zajął sie przykładnym czytaniem bajek na dobranoc. Clarissa wyjątkowo długo nie chciała zasnąć, dzięki czemu i szatyna porwał Morfeusz nim zdążył chociażby udać się do swojej sypialni. Drzemka na podłodze nie była wymarzonym sposobem na wypoczynek szczególnie dla osoby, która juz dawno skończyła te naście lat. 

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lucasa obudził dopiero dźwięk otwieranych drzwi, a następnie ból całego ciała. Zamrugał kilkukrotnie, by zorientować sie, gdzie dokładnie przyszło mu sie znaleźć. Widząc wszechobecny róż oraz słysząc miarowy oddech tuż nad sobą, nie miał wątpliwości, iż zasnął po przeczytaniu ostatniej z bajek. Przeciągnął się po cichu, by następnie wstać na równe nogi i zauważyć, iż w pokoju nie było już z nimi kota narzeczonej. Mężczyzna nadal nie był zwolennikiem tej sytuacji, w której to rude stworzenie miało z nimi zostać, lecz został postawiony przed faktem dokonanym. 
      Nim zdecydował się opuścić sypialnię sześciolatki usłyszał czyjś szloch, a następnie miauknięcie. Przez lekko uchylone drzwi zobaczył tak dobrze znaną mu sylwetkę bezbronnie siedzącą na podłodze. Coś ścisnęło go za serce, a w gardle pojawiły się niemożliwa do przełknięcia gula. Kurwa przeklął w myślach, gdy dotarło do niego, że to on ją tak zranił. Oboje podczas kłótni nie byli sobie dłużni, lecz teraz to nie miało najmniejszego znaczenia, gdy widział ją taką... Taką jak wtedy, gdy znaleźli ją w tym opuszczonym budynku. Obiecał, że ją obroni, a teraz sam sprawiał jej ból. Zacisnął ręce w pięści, a po rozluźnieniu zdecydował się ostrożnie podejść do blondynki. Klęknął po jej prawej stronie kładąc delikatnie dłoń na ramieniu.
      — Elaine — szepnął, a spojrzenie miał teraz pełne poczucia winy, która zżerała go od środka. Wcześniej rozpalająca go wściekłość leciała tak szybko jak się pojawiła.
      — Nie płacz... Ja przesadziłem, przepraszam. Tylko już nie płacz — objął ją w ten sposób, by nie zmiażdżyć rudej przyczyny tego wszystkiego. Ucałował ją w czubek głowy kilkukrotnie i nie wiedział co jeszcze mógłby zrobić. Nie był dobry w przepraszaniu, bo niewiele razy musiał się przed kimś kajać.  

      Lucas

      Usuń
  145. [Cześć, tu Matthew/Rosalie. Nie wiem czemu, może z okazji Wielkanocy albo epidemii naszła mnie jakaś nostalgia i postanowiłam odwiedzić bloga. Od razu zaczęłam szukać "znajomych twarzy" :) Przepiękna karta <3 ]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Nie moje dzieło, ale dziękuję! I tak bardzo cieszę się, że Cię widzę! Matta dziś nawet wspominałam :D Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządku. Nie mam, gdzie pisać, to piszę u siebie z nadzieją, że może zobaczysz <3]

      Usuń
  146. Czując, że kobieta się od niego odsuwa wypuścił nagromadzone w pucach powietrze. Wiedział, że w tym konkretnym sporze zabrnął za daleko, a pojawienie się kota w ich wspólnym mieszkaniu to był tylko zapalnik dawno podłożonej bomby. Tylko czy po jej wybuchu będzie jeszcze co zbierać? Czy to był ten moment w którym nie było możliwości odwrotu? Nie miał czasu tego zanalizować, ponieważ kobieta postanowiła się odezwać. Nie śmiał jej przerwać chociaż każde kolejne słowo sprawiało, że wycofywał się za bezpieczną granicę wielu masek. Tak było mu łatwiej panować nad emocjami, tak funkcjonował do czasu, aż w jego życiu pojawiły sie dwie blondynki. Nie znał się na prawdziwych związkach, bo nigdy sie z nikim nie wiązał na dłużej, a przykład rodziców podkreślał tylko schemat zwany pozory ważniejsze niż cokolwiek innego. Szatyn zachowywał spokój, jednak wcale nie było mu łatwo. Kobieta dla której był wstanie poświecić swoje życie właśnie oznajmiała mu, że to co jest między nimi nie ma najmniejszego sensu. Zazgrzytał zębami, lecz nie przerwał jej ani na moment. Zniósł spojrzenia pełne poczucia winy i ból, by następnie wstać na równe nogi i wyciągnąć do niej dłoń.
    — Skończyłaś? — zapytał retorycznie, bo jasnym było, że panna Eagle nie miała na te chwilę nic więcej do dodania. 
    — To chodź. — głos miał taki jak zwykle, opanowany do perfekcji. Ponaglił ja odrobinę gestem dłoni. Gdy już ją trzymał ruszył powoli do przestronnej kuchni otwartej na salon, gdzie wskazał głowa dwie przygotowane dla kota miski, lecz nie skomentował tego w żadne sposób. Przeszli salon, by zatrzymać się w sypialni. Black zamknął za nimi drzwi, a kobiecie dał pełnie swobody z tym gdzie i czy w ogóle chciałaby usiąść. On stanął nieopodal okna zerkając kątem oka na to jak Nowy Jork rozpoczynał kolejny dzień.
    —  Elaine Eagle...— wyszeptał jej imię i nazwisko z jakaś taką czcią i bólem, o który nawet by się nie posądzał. Odwrócił sie do niej przodem i spojrzał prosto w oczy.
    — Jesteś najbardziej niesamowitą, upartą i silna osobą jaka dane mi było poznać w moim życiu. Jak się domyślasz grono ludzi, których znam jest całkiem spore — wykrzywił usta w jakimś takim grymasie oznaczającym, że nie był do końca z tego stanu rzeczy zadowolony.
    — Dla Ciebie nie zawahałem się zaryzykować życia, otworzyć się na emocje i relację, które od zawsze były wykluczone w mojej rzeczywistości. Zrobiłbym dla Ciebie... Poprawka zrobię dla Ciebie wiele, ale... — podszedł do niej na tyle blisko, by założyć jej pasmo włosów za ucho i co najbardziej zaskakujące uśmiechnął się do niej, lecz nie było w tym ani grama radości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — ale.... nie mogę zgodzić się na powrót do poprzedniego układu. Rozumiem, że to dla Ciebie jedyne rozsądne wyjście, ponieważ inaczej byś o nim nie wspomniała. — przyłożył dłoń do jej policzka i kciukiem pogładził jego jeszcze wilgotną powierzchnię.
      — Dla mnie jest ono nie do przyjęcia. Nie tylko ze względu na Clarissę, czy widmo ponownego mijania się na dzień dobry i do widzenia, ale również ze względu na nas. Nie mnie, a nas. — przerwał i zabrał dłoń wkładając ja do kieszeni spodni. Błękitne oczy zalśniły taką gamą emocji, że to było do niego niepodobne.
      — Kocham Cię. Zawsze będę kochał i nie mogę Cie zatrzymywać wbrew Tobie. Nie chciałem tworzyć złotej klatki. Przepraszam, że tak uniosłem się w sprawie Koseki i jak się domyśliłaś jest tu mile widziana, o ile Ty zdecydujesz się tu zamieszkać. — odetchnął głębiej, a spojrzenie zrobiło się odrobinę ostre, a także wypełnione bólem. Nie chciał, tak bardzo nie chciał wypowiadać kolejnych słow, ale musiał dla dobra ich wszystkich.
      — Nie mogę jednak zgodzić sie na to co proponujesz. To nie jest fair wobec mnie, Ciebie i Clarissy. To miał być nasz dom, a nie hotel do którego się wpada, gdy jest przyjemnie i wesoło. Jeśli liczy sie moje zdanie, to tak, to ma sie szansę udać. Bylem tego pewny prosząc Cie bys została moja żona, nadal jestem, ale to Ty powinnas odpowiedź sobie na to pytanie. — znów ujął jej twarz tym razem w obie dłonie.
      — Czego naprawdę pragniesz? —   może wyglądał na spokojnego, to wcale taki nie był Wewnątrz buzowały emocje, jednak do głosy w końcu dopuścił zdrowy rozsądek. Nie omgli się tak szarpac to w tę i z powrotem. Byli dorośli powinni podjąć jakas decyzję dla dobra ich samych, ale także dziecka, któremu i tak juz nie brakowało traumatycznych wspomnień z dzieciństwa.

      Lucas

      Usuń
  147. Szatyn starał się zachować spokój i kierować się zdrowym rozsądkiem, ponieważ oboje się juz przekonali jak działał pod wpływem silnych emocji. Może to czas spędzony sam na sam z córką pozwolił mu sobie po raz kolejny uświadomić, że jest odpowiedzialny nie tylko za siebie, ale również za nią. Jako osoba dojrzała i jako ojciec musiał wybierać to co jest najlepsze dla Clarissy, a traktowanie tego mieszkania jak hotelu zdecydowanie takie nie było. Sześciolatka zasługiwała na kochająca rodzinę w jednym miejscu. Oni jako narzeczeństwo zasługiwali na każdą możliwą wspólną chwilę.
    Widząc strach w oczach ukochanej wiedział, że trafił w sendo ze swym wywodem, a także końcowym pytaniem. Powinni je sobie zadawać i przypominać nie tylko przy okazji kłótni. Liczyło się to czego pragnęło każde z nich i jak mogli sprawić, by to ze sobą współgrało. Słysząc wyznanie padające z ust Elaine uśmiechnął się tak szczerze, że to aż było niesamowite. Usiadł wraz z nia na łóżku gładząc jej dłoń, jakby to miało rozwiać wszelkie troski. Ponownie wysłuchał jej do końca nie wchodząc w ani jedno jej słowo. Czasem tylko mocniej ścisnął jej dłoń, ale nic poza tym. Gdy skończyła pogłaskał ja po głowie niczym małe dziecko.
    —  Kochasz mnie. Ja kocham Ciebie. Razem kochamy Clarissę. —zaczął powoli wyliczając fakty jakie padły podczas tej nadzwyczajnej rozmowy. Szatyn nieświadomie stosował taktykę z rozpraw - podkreślenie tych aspektów, które działały na korzyść klienta.

    — Problemem są kłótnie i strach. —dobierał ostrożnie słowa, by nie spłaszczyć tego co przekazała mu blondynka. On nie miał doświadczenia w takich relacjach, więc część zmartwień nawet nie przyszła mu do głowy. Nie było tez jego celem zdominowanie panny Eagle, bo dobrze wiedział, że sobie na to nie pozwoli - tym go do cholery urzekła. Nie byla jak inne, była jedyna swoim rodzaju, chociaż jak sie okazuje wcale tego nie dostrzegała. 
    — Elaine Eagle...—zaczął patrząc jej prosto w oczy jakiś taki odrobinę rozluźniony, a może to tylko były pozory.
    — Nikt nie zagwarantuje nam co przyniesie jutro, a znając nas to pewnie będziemy jeszcze nie raz sie kłócić. Ale.. Może nie mam szczególnego doświadczenia, to wiem, że nie ma takiej relacji, w której kłótnie by nie występowały. — znów przyłozył dłoń do policzka narzeczonej. Był to kojący gest nawet dla niego samego.
    — A co do strachu... Jeśli pozwolisz to będę Cię zatrzymywał za każdym razem, gdy zauważę że chcesz uciec. Ty za to przywołasz mnie do porządku za każdym razem, gdy zbytnio zatracę się w pracy. Jeśli nie to... popatrz rozmowa też nie jest złym rozwiązaniem.  — zbliżył sie do niej i pocałował w czoło.
    — Sam się boję...—zaczął odwracając wzrok, a słowa naprawdę ciezko przechodziły mu przez gardło.
    — Nie wiem jak stworzyć rodzinę. Umiem zarządzać, umiem zaciekle walczyć, znam prawo od podszewki, ale tu... —odwrócił się do niej taki całkiem ludzki. Taki bezbronny.
    —Tu też nawalam i się boje. Tylko nie pozwalam, by mój strach był silniejszy niż to co czuje do Ciebie i fakt, że muszę chronic moją córkę. —odchrząknął, bo to było za duzo szczerości jak na niego. On nie rozmawiał o takich rzeczach, to nie było w jego stylu. Czuł jednak, że Elaine tego potrzebowała, że oboje potrzebowali.
    Lucas 

    OdpowiedzUsuń
  148. Jeśli jakiegoś aspektu zawodowego szczególnie współczuł technikom kryminalnym pracującym na miejscu zbrodni, to właśnie tego związanego z niemal codziennym przetrząsaniem ciał, niejednokrotnie porozrywanych na kawałki, denatów w celu odnalezienia jakiegoś elementu, który pozwoliłby pozostałym osobom zatrudnionym przy śledztwie na ustalenie ewentualnego motywu zbrodni lub użytego do jej dokonania narzędzia. Jako negocjator na całe szczęście bezpośredni kontakt z trupami miał zdecydowanie rzadziej, ale najwidoczniej na tyle często, by dość sprawnie radzić sobie z podobnymi czynnościami. Wciąż jednak czuł ogromne wyrzuty sumienia po ich dokonaniu, gdyż osobiście uważał, że nawet najgorszemu człowiekowi należy się spokój po śmierci, który on świadomie naruszał.
    - I tak nie znajdziemy tu niczego więcej. - Stwierdził, obracając nieżywego mężczyznę z powrotem na plecy i zamykając mu wciąż otwarte powieki. Przynajmniej tyle mógł zrobić w kwestii jego godnego przejścia na drugą stronę, cokolwiek by jej nie stanowiło. Wyrzucił swoje prowizoryczne rękawice do pobliskiego śmietnika, po czym schował zdobyte papierzyska do swojej własnej kieszeni i przejął psa od kobiety, zerkając w przelocie na zegarek ręczny. - Cholera, za pół godziny powinienem zacząć kolejny dzień pracy. Nie ma nawet najmniejszych szans, żebym zdążył, więc z pewnością zaczną coś podejrzewać. - Zamilkł na dłuższą chwilę, nieświadomie pocierając kark jak zawsze, gdy intensywnie się nad czymś zastanawiał. - Chyba, że zgodzisz się poświadczyć, że właśnie przypomniało Ci się coś ważnego, więc wezwałaś mnie do swojego baru. - Wbił w nią proszące spojrzenie pary ciemnych, typowo meksykańskich oczu. - Sądzę, że razem zgromadziliśmy na tyle dużo informacji, by ich niewielka część mogła zaspokoić czujność góry na jakiś czas, a do przesłuchań na komendzie mogą łatwo znaleźć kogoś innego. My zaś w tym czasie będziemy mogli opracować przynajmniej teoretyczny plan działania. No chyba, że jesteś gotowa na małą maskaradę albo znasz na tyle dobrego hakera, by był w stanie włamać się na stronę urzędy miejskiego i ściągnąć nam mapkę siedziby Szakala oraz informacje o jej uzbrojeniu oraz zabezpieczeniach.

    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  149. Lucas nie bez powodu był uznawany za jednego z najlepszych prawników w Nowym Jorku, a często słyszano o nim również po za granicami Wielkiego Jabłka. Potrafił z zimnym wyrachowaniem zbadać sprawę, przesłuchać świadków, jednocześnie nie tracąc z oczu obranego celu - sprawiedliwości. Na sali sądowej, czy w terenie nie miał sobie równych, lecz nie wszystkie techniki mógł wykorzystać w życiu prywatnym. Możliwe, że dlatego też podczas kłótni o kota tak bardzo dał ponieść się emocjom. Wcześniej rzadko kiedy dawał sie im zmanipulować. Przy Elaine wiele rzeczy się zmieniło, a nie każdą z nich potrafił rozłożyć na części pierwsze starym, dobrym analitycznym myśleniem. Ich związek od samego początku był nietuzinkowy i opierał się na zasadzie akcji-reakcji.
    Uśmiechnął się w momencie, gdy w prosto powiedziała, że go kocha. Dzięki temu wiedział, że sprawa jest w dziewięćdziesięciu procentach wygrana. Czemu nie w stu? W końcu po drugiej stornie barykady stała panna Eagle, a za jej sprawą wszystko się mogło zdarzyć. Była nieprzewidywalna i cholernie uparta, dlatego postanowił zrobić coś co nie do końca było dla niego komfortowe. Nigdy nie mówił o uczuciach, a juz tym bardziej o słabościach. Niezaprzeczanie strach zaliczał sie obydwu tych kategorii. Szatyn wiedział, że postąpił słusznie łamiąc po raz kolejny ustanowione przez siebie zasady, w momencie, gdy kobieta się do niego przytuliła.
    — Postaram się — odpowiedział na jej prośbę tym razem gładząc ją po plecach. Lubił jej bliskość pod każdym względem. Może ten emocjonalny go przerażał, to na szczęście lubił wyzwania i nie zamierzał sie poddać.
    — Nie masz za co dziękować... Ej nie płacz — odsunął ją lekko od siebie, by zetrzeć mokre potoki łez, które znów zagościły na licu panny Eagle.
    — Będę walczył. Już zawsze, tylko nie płacz, co — patrzył na nią znów będąc zagubionym, bo myslał, że rozmowa przecież idzie w dobrym kierunku. Ta kobieta doprowadzi go kiedyś do szaleństwa, o ile juz nie było za późno.
    —  Chodź tu — przygarnął ja do siebie usadzając sobie na kolanach. Schował twarz z zagłębieniu jej szyi i przez dłuższą chwilę nic nie mówił. Oddychał miarowo napawając się bliskością i znajomym zapachem skóry. Nie wierzył, że jeszcze kilka minut temu był bliski utraty narzeczonej.
    — Nie wymyślaj już takich rzeczy, hm? - chwycił jej dolna wargę delikatnie zębami, a następnie z wielką mocą i uczuciem ja pocałował. Pożądał jej, kochał ją i mimo wcześniejszych deklaracji, chyba nie odpuściłby tak łatwo. Ręce błądziły pod materiałem bluzki, lecz w końcu szatyn sie opamiętał. To nie był odpowiedni moment.
    — Clarissa zaraz wstanie, a Ty powinnaś odpocząć — oderwał sie od niej resztami silnej woli o czym świadczyło nie tylko rozpalone spojrzenie, ale również ciało.
    Lucas 

    OdpowiedzUsuń
  150. Mężczyzna jeszcze rok temu nie myślała w ogóle o ustatkowaniu się, czy założeniu rodziny. Był prawie pewien, że jego życie nie zmieni sie przez najbliższe kilka lat. Zachowywanie równowagi między pracą, a odpowiednia dawka zabawy były dla niego naturalne, ale wtem na jego drodze pojawiła się ONA. Zadziorna, seksowna, silna i niebywale interesująca kobieta. Nie była jak inne. Nie zachwycała sie pochodzeniem Blacka, a wykazywała odrobinę ciekawości ku temu kim naprawdę był. Sam jeszcze nie wiedział jak wiele odkryje właśnie przy niej. Kłótnie były wpisane w ten pakiet i wcale nie miał z tym problemu, o ile blondynka nie będzie chciała uciec i nie będzie przez niego płakać. Mógł znieśc wiele, ale ten obraz po prostu przywoływał nieprzyjemne wspomnienia, gdy o mały włos, a nie straciłby jej na zawsze.
    Była blisko, czuł jej zapach i ciepło, a więc nic innego poza tym nie miał znaczenia. Tu i teraz wytworzyli na moment własną bańkę, której żal było rozbijać. — Ja Ciebie też — powiedział niemal bezgłośnie, ale wiedział, że zrozumiała. Dzieliły ich milimetry, więc nawet szept wydawał się zbyt donośny. Początkowo jak w amoku dał sie pociągnąć za rekę w kierunku łazienki, jednak nie był głupi ani na tyle niedojrzały, by nie kontrolować swoich żądzy.
    — Idź się na spokojnie umyć i śpij tak długo jak potrzebujesz. — ucałował ja w czubek głowy. Zabawne było jaka czasem wydawała mu się malutka bez żadnych obcasów, czy tego uroczego stawania na palcach.
    — Obiadem się nie przejmuj...— powiedział stając w progu łazienki i lustrując ja pożądliwym, ale przede wszystkim zatroskanym spojrzeniem. Nie trzeba było byc geniuszem psychologii, by widzieć jak bardzo jest wykończona.
    — Obiecuje, że później sobie pomożemy— klepnął ja lekko w tyłek i zamknął za sobą drzwi. O dziwo miał plan na rozpoczynający się dzien, bo wraz z Clarissa mieli odwiedzić dwa przedszkola w okolicy, a to już miało im zając z co najmniej kilka godzin. Kolejnym punktem były drobne zakupy, by na obiad przygotować coś czego nie odgrzewa sie w plastikowym opakowaniu. Padło na jakaś zapiekankę z wieloma składnikami. Sześciolatka bardzo chętnie pomagała w kuchni, choć nie mogła wyrażać w pełni swej radości. Lucas uświadomił bowiem córke, że mama jest bardzo zmęczona i że muszą być cicho. Nie mineło pół godziny od wstawienia całości do piekarnika, a po całym mieszkaniu rozszedł się smakowity zapach.
    — Clarisso możesz iśc obudzić mamę, bo zaraz obiad będzie gotowy.— powiedział szatyn pochylając się tak, by jak najostrożniej wyciągnąć żaroodporne naczynie na drewnianą deskę, którą ustawił na stole.
    Lucas  

    OdpowiedzUsuń
  151. Clarissa uśmiechnęła się z zadowoleniem, gdy udało jej sie obudzić mamę. Nie zwlekała ani chwili, by poinformować o tym fakcie kucharza dzisiejszego dnia. Wparowała do kuchni niczym małe tornado o mało nie wpadając na stolik.
     — Clary uważaj! — upomniał ja mężczyzna odkładając na kuchenny blat rękawice, które chwile wcześniej chroniły go przed poparzeniem. Odsunął jedno z krzeseł dla córki, a także nałożył jej porcje zapiekanki na talerz, by nieco ostygła. Widząc narzeczona wynurzającą się z sypialni skinął delikatnie głową. Nie silił uśmiech, który i tak ciężko było mu przywoływać na usta.
    — Miejmy nadzieję, że tak samo smakuje, bo przepis znalazłem w internecie. — wyznał bez cienia zakłopotania i również usiadł przy stole. Był odrobinę zmęczony szczególnie po spędzeniu nocy na podłodze w sypialni sześciolatki, jednak nie było tego po nim widać i ani myślał, by wcześniej zakończyć ten pełen emocji dzień.
    Gdy mała blondyneczka zaczęła żwawo opowiadać ze szczegółami ich wizyty w dwóch przedszkolach, zakupy i kilka wolnych chwil na placu zabaw, mężczyzna zadbał, aby żaden z talerzy nie pozostał pusty. 
    — Dzieci były dziwne — dodała jeszcze zanim zaczęła jeść, a Lucas spojrzała wymownie na kobietę i pokręcił jedynie głową. Zarówno pierwsza, jak i druga wizyta w placówce wychowawczej były kompletna katastrofą. Clarissa była grzeczna i spokojna tylko do momentu, w którym szatyn znajdował sie w polu widzenia. Wystarczyło, że wyszedł na chwile, a ona od razu zanosiła się płaczem lub biegła go szukać. Nie winił dziecka, że czuło sie zagrożone w obcym miejscu, szczególnie po tym co przeszła, lecz musieli w końcu znaleźć jakieś rozwiązanie poza wymienianiem się opieką nad nią jak kolejnym sprawunkiem w grafiku.
    — Już Ci tłumaczyłem Clarisso, że nie były dziwne tylko Cie nie znały i może warto by było jeszcze raz kiedyś sie przejść do przedszkola? — to był chyba piąty raz dzisiejszego dnia, gdy aniołek zmieniał się w diabełka i stanowczo odmawiał ojcu. Brakowało jedynie by jeszcze tupnęła swoja mała nóżką.  Szatyn miał stanowczo dość na jeden dzień walki z wiatrakami, więc wymyślił plan awaryjny w postaci żony Sebastian. Musiał jeszcze przedyskutować z Elainie.
    — A Tobie jak minął dzień? Wyspałaś się? — zagadnął uważnie sie jej przyglądając jakby jego pytanie miało drugie dno i wsadził trochę zapiekanki nadzianej na widelec do buzi. Przenikliwość błękitu zwiastowała jedynie to, że pan Black miał coś zaplanowane na dzisiejszy wieczór.
    — I dobrze pamiętam, że masz dziś wolne? — dodał jakby od niechcenia kończąc porcję, którą sobie nałożył na talerz. Kilka minut później usłyszeli dzwonek do drzwi, a szatyn wcale nie wyglądał na zaskoczonego. 

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1.   — Przepraszam na moment — powiedział wstając od stołu, by przywitać ich niespodziewanego gościa. Z korytarza było słychać tylko przytłumione głosy, by po chwili do salonu wparowała rozradowana Jocelyn. Młodsza siostra Blacka byla jak promyk słońca - niosła pozytywne emocje, ale gdy sie podeszło za blisko można sie było spalić.
      — Cześć Elaine! Dzien dobry Aniołku — przywitał się najpierw z kobieta, a później z sześciolatką.
      — Widze, że przyszłam chyba za wcześnie, ale to nic. — machnęła reka przysiadając sie do stołu, jednak odmawiając jedzenia, które niemo zaoferował brat.
      — Ładne macie to nowe mieszkanko, wręcz ulalal— zaśmiała się, ale faktycznie sie jej podobało, chociaż nie zamierzała póki co wstawać i robic sobie po nim wycieczki. Skupiła sie na swej bratanicy, która powoli kończyła obiad.
      — Clary cieszysz się, że idziemy do kina?— uśmiechnęła się do niej szeroko na co oczywiście dziewczyna odpowiedziała tym samym.
      — Idę do kina? — ni to zapytała ni stwierdziła patrząc na oboje rodziców, ale to Black przytaknął jej pierwszy, ponieważ tutaj nie było żadnego przypadku. 
      — Idziesz, idziesz, a co więcej ta super ciocia - Jocelyn wskazała na siebie palcem dumna z tego co za chwilę miała ogłosić.
      — Urządza małe pidżama party! Podoba Ci sie ten pomysł? Zrobimy froterce z koców, będa słodycze i rodzice tutaj nic nie słyszą - machnęła na Lucasa, który uniósł powątpiewająco brew po haśle słodycze. Mógł się tego spodziewać, że ten chochlik będzie chciał rozpieścić mu dziecko.

      Lucas

      Usuń
  152. Doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, że już i tak mocno nadwyrężył limit darmowych przysług, których mógł wymagać od kobiety, więc w odpowiedzi posłał jej tylko lekko rozbawione spojrzenie, stwierdzając, że i tak późno mu się postawiła. Jego własna ukochana zbuntowałaby się już zapewne na etapie kłótni dotyczącej transportu spod szpitala, tymczasem blondynka nadal spokojnie brnęła za nim jeszcze przez kilka dodatkowych godzin. Jeśli zaś tyczy się miejsca, w którym mogliby choć przez chwilę się odprężyć bez ciągłej groźby śmierci wiszącej nad ich głowami, przemknęło mu przez głowę kilka opcji. Rodzinną kawiarnię odrzucił niemal od razu w obawie, że mogą zostać podsłuchani przez niesprawdzonego jeszcze nowego członka ochrony, natomiast swojego własnego mieszkania nie śmiał nawet proponować, bo z pewnością za bardzo by się rozpraszał, a w dodatku nie mógł być w stu procentach pewien, że ktoś w międzyczasie nie zdążył mu podrzucić jakiegoś urządzenia szpiegowskiego, wykorzystując moment, w którym jego sąsiadka wyprowadzała pozostałe psy na spacer. Pozostawało mu poprosić o pomoc jednego ze stałych bodyguardów Octavi.
    - Ma się rozumieć. - Oświadczył, sięgając do kieszeni swetra po komórkę i wybierając odpowiedni numer z listy. - Jeśli wszystko dobrze pójdzie, to zdobędziemy nie tylko szybki transport do względnie bezpiecznego podmiejskiego klubu, ale także kilka informacji na temat ilości ludzi, jaką dysponuje Szakal. - Rzucił jeszcze, nim po drugiej stronie słuchawki usłyszał charakterystyczny lekko chropowaty męski głos. Następnych parę minut zajęło mu przekonanie swego wielokrotnego już współpracownika, by zgodził się przyjąć pod swój dach również Elaine, która dla niego była tylko symbolem kolejnego poważnego problemu na horyzoncie. - Nick powinien za niecały kwadrans pojawić się koło dawnego magazynu z bronią oddalonego o jakieś pół kilometra drogi, więc proponowałbym mały skrót. - Spojrzał wymownie na coraz bardziej kulejącego mastifa. - Nie wiem ile jeszcze wytrzyma jego zraniona poduszka, a nie uśmiecha mi się noszenie prawie dziewięćdziesięciu kilogramów dodatkowo na własnych rękach.

    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  153. Mężczyzna nie pozostawiał w swym życiu wielu rzeczy przypadkowi, także był prawie pewien odpowiedzi narzeczonej. Co nie oznaczało, by miał wszcząć kłótnię, gdyby okazało się, że blondynka, jednak miała zaplanowaną zmianę w barze. Miała własny biznes i rozumiał, że musiała go doglądać trzymając rękę na pulsie. Niemniej ulżyło mu, gdy potwierdziła jego przypuszczenia o wolnym wieczorze.
    — Na pożyczenie tego Aniołka — odpowiedziała szatynka spoglądając na Elainie niewinnie. Może brat nie zdradził jej całego planu, jednak mogła sie domyślić, że chodziło o małe tete-a-tete dla ich dwójki.
    — Nie myślcie, że macie monopol na ten uśmiech i przytulasy, prawda Clary?  — sześciolatka może nie rozumiała całego zdania, jednak po odłożeniu sztućców podbiegła do cioci, by się do niej przytulić. Prawdę mówiąc Jocelyn dawno ich nie odwiedzała pochłonięta nauką na studiach, więc teraz zamierzała to nieco nadrobić.
    — Kina, kina pewnie pójdziecie na jakaś fajna bajkę — powiedział Lucas wzruszając ramionami. Nie trudno było przeoczyć to przenikliwe i powoli złe spojrzenie ukochanej, lecz nie zamierzał póki co nic więcej tłumaczyć. Miał tylko nadzieje, że kobieta nie wybuchnie wcześniej aniżeli ten wtajemniczy ją w cały plan. Nie potrzebowali kolejnej kłótni, ponieważ oboje chyba nie mieli na nią siły. Szatyn pomógł przy spakowaniu najpotrzebniejszych - zdaniem Clarissy - rzeczy, ponieważ te, które były faktycznie niezbędne już dawno czekały złożone w niewielkiej, sportowej torbie. 
    Pożegnał się z siostrą i córka po czym wrócił do kuchni w całkiem dobrym humorze. Na jego ustach może nie gościł szeroki uśmiech, lecz oczy były mniej pochmurne, ale też pełne drapieżnych iskierek. Nie zmienił swego podejścia do sytuacji, nawet widząc blondynkę ze skrzyżowanymi rekami. Spodziewał się, że po tym co razem przeszli panna Eagle nie będzie zachwycona kolejna niespodzianką. Mimo to zaryzykował, w końcu nigdy nie bał się podejmować ryzyka. Ba, uwielbiał adrenalinę, czy podekscytowanie płynące w jego żyłach. To był nieodzowny element dawnej rzeczywistości Black, który teraz wypełniał dziecięcy śmiech i sprzeczki z partnerką. Własnie przez wgląd na te drugie postanowił wprowadzić pewien plan w życie.
     Podszedł do blondynki delikatnie chwytając jedna dłoń, jakby chciał ja poprowadzić w tańcu.
    — Jeśli powiem Ci, że niespodzianka to pewnie się wkur...wkurzysz — kącik ust drgnął mu w zawadiackim uśmieszku, lecz bardzo umknął przy napływie kolejnych słów. 
    — Najpierw chciałabym Cię zabrać na małą wycieczkę, ale obiecuję, że później tu wrócimy. — był spokojny, a na przypieczętowanie swej niejakiej prośby ucałował narzeczoną najpierw w jeden, później w drugi kącik ust, by na tym niechętnie poprzestać. 
    — Obiecuję nie będzie żadnych zakupów w butikach i metamorfoz — dodał po chwili przypominając sobie jedną z ich ostatnich wycieczek. Szatyn chciał zadbać o to, by jego towarzyszka czuła się swobodnie. 
    — Możemy jechać ubrani tak jak jesteśmy teraz — zaznaczył świadom, że ma na sobie czarne spodnie dresowe i nie pasującą do nich błękitną koszulę, której rękawy zostały podwinięte do gotowania. Zależało mu na tym, by Elaine zgodziła się na tą krótką podróż.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  154. Był świadom, że bardzo często z panną Eagle osiągał przeciwny efekt od zamierzonego. Gdy on chciał zrobić coś co by ja uszczęśliwiło ta reagowała niemal alergicznie na jego działania. Odpychała, pokazywała swą niezależność, lecz w żadnym wypadku nie demotywowała. Można by rzec, iż Black w jakimś stopniu był uzależniony od wyzwań. Nie było to niczym zaskakującym zważywszy na fakt jakiej profesji sie podjąć. Jako prawnik musiał z każda kolejną sprawą podejmować coraz to nowsze wyzwania. Pokonywać słabości, sięgać celu i przede wszystkim wygrywać na sali sądowej. Nie mógł jednak swego doświadczenia przenieść na relacją z obecną w kuchni blondynka. Ona zawsze znajdowała sie po drugiej stronie barykady za nic w świecie nie uginając się pod naporem jego starań.
     — Yes ma'am — rzucił niczym posłuszny żołnierz, choć w sumie w pełni zgadzał się z narzeczoną. Nie uśmiechało mu się pojawiać w dresach tam gdzie mieli się udac. Niemniej jednak był gotów to zrobić, gdyby to miało zaważyć na decyzji kobiety. 
    — Powinnaś być zadowolona z tej niespodzianki i w planach nie ma żadnej kłótni — przygarnął ja do siebie na te krótka chwilę, lecz nie zamierzał jej przedłużać. Miał w końcu plan do zrealizowania. 
    — Na to liczę. Na rozmowę— odpowiedział, gdy zdążyła go zapewnić, że to nic złego. Jemu też chodziło dzisiejszego wieczoru o rozmowę i bliskość - nie tylko cielesną, lecz i tej oczywiście nie wykluczał.  Był tylko facetem, a ona niesamowicie seksowną kobietą i to jego kobietą, choć pewnie gdyby wypowiedział to spostrzeżenie na głos dostałby w twarz. Nie traktował narzeczonej jak przedmiotu i nigdy się to nie miało zmienić - byli partnerami, a panna Eagle na każdym kroku swą postawa przypominała mu, że trafił na równą sobie.
    — Idziemy. — potwierdził kierując się w stronę sypialni, by wybrać coś odpowiedniego do wyjścia. Na imię kota nie zareagował w żaden sposób, skoro trzeba było sie zając tym stworzeniem to nie zamierzał stawać blondynce na drodze. Zapewne poradzi sobie lepiej aniżeli on. 
    Jego szafa głownie składała się z eleganckich koszul, garniturów, czy szytych niemal na miarę spodni. Miał oczywiście krótkie, sportowe spodenki, czy dresy, ponieważ starał sie regularnie chodzić na siłownie lub pobiegać do parku. Ostatnimi czasy musiał zadowalać się domowymi treningami, by nie zaprzepaścić tego co udało sie wypracować przez lata. Bujdą było powiedzenie, że geny potrafią zapewnić taką, czy ową sylwetkę. Fakt, niektórzy mieli predyspozycje w jednym lub drugim kierunku, ale to nie oznaczało, że nie można było o siebie dbać. Poza tym nic nie pomagało lepiej niż trening po intensywnym dniu w pracy. Wiedział, że powinien wrócić w małym stopniu do dawnego rytmu dnia, jednak z sześciolatka pod opieką nie było to najprostsze zadanie. 
    Po kilkunastu minutach czekał na ukochaną w przedpokoju ubrany w czarne spodnie dżinsowe, bordowy t-shirt, a  na to narzucił skórzaną kurtkę. Wyglądała jakby lada moment miał zasiąść na motorze. W błękitnych tęczówka przemknął błysk pożądania, gdy zobaczył kobietę ponownie.
    — Na przeszłość. — rzucił tajemniczo po czym przepuścił ją w drzwiach, a następnie razem z nia zjechał widna wprost na podziemny parking. Otworzył kobiecie drzwi od strony pasażera, by za chwile zasiąść po drugiej stornie i odpalić silnik, który jak zwykle przyjemnie zamruczał po dociśnięciu gazu. 

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. —  Aż dziwne, że nie ma dużych korków — rzucił płynnie wymijając kolejne pojazdy. Było co prawda juz dawno po godzinach szczytu i większość korpo-szczurków siedziała wygodnie w domach lub na siłowniach, ale to nadal był Nowy Jork. Black zaparkował samochód na tyłach bardzo imponującego budynku, jednak z tej strony nie było widać dokładnie co znajdowało się wewnątrz. Brakowało jakiegokolwiek szyldu, za to dobrze oznakowane było jedno z wyjście ewakuacyjnych.
      —  Me lady —   powiedział szarmancko nadstawiając ramie, by mogła sie go przytrzymać. Następnie bez zbędnych wyjaśnień wszedł do budynku. Pokonali dwa piętra na klatce schodowej, by z niej w końcu przesiąść się do eleganckiej windy. Wcisnął guzik, który miał zaprowadzić ich na piętro piąte. Gdy wysiedli nie było wątpliwości, iż znajdowali sie w kancelarii Richardson&Black. Piętro zionęło pustkami, ponieważ o tej porze większość pracowników była na salach sądowych lub w domach.
      — Widzisz podczas naszej kłótni uświadomiłaś mi jedną rzecz — mówiła prowadząc ich w kierunku chyba najmniejszego gabinetu jaki mogli tutaj znaleźć. Znajdowały sie w nim dwa krzesła, biurko oraz mała szafka na dokumenty, ktore ktoś trzymał również na ziemi. Co za niechlujstwo przemknęło mu przez myśl. 
      —Ja za mało interesowałem sie Twoim życiem, że umknął mi w tym wszystkim fakt, iz zamieszka z nami kot.  Niemniej jednak pomyślałem, że Ty tez nie do końca interesowałaś sie moim życiem. — niczego jej nie zarzucał, jedynie stwierdzał fakt, ponieważ to co o sobie wiedzieli to były mroczne sekrety, a gdzie te historie, które ich ukształtowały w pozytywny lub neutralny sposób?
      — Nie mam pojęcia jakie miałas na mnie dokumenty —  zauważył nieco cierpko przypominając okoliczności dzięki którym sie w końcu poznali.
      — Ale wątpię, by była w nich informacja, że ten o to pokój, był moim pierwszym gabinetem w kancelarii.  Nie pamiętam juz nawet ile razy tutaj nocowałem pracując nad jakąś sprawą. Wtedy lepiej znałem personel sprzątający aniżeli prawniczy —prychnął co miało uchodzić za śmiech, jednak taka była prawda. Mimo, że kancelaria należała w połowie do jego ojca on zaczynał tak jak każdy inny prawnik od niemal samiusieńkiego dołu. Gdy tak opowiadał wodził spojrzeniem to po pomieszczeniu, to po Elaine badając jej reakcję. W końcu to był dopiero początek wycieczki.
      Lucas

      Usuń
  155. Lucas obiecał sobie, że gdy tylko znajdą odpowiednie przedszkole dla Clarissy wróci do regularnych treningów. Nim zapadła finalna decyzja o zakupie ich wspólnego mieszkania zdążył się zorientować, iż w okolicy było kilka przyzwoitych kompleksów sportowych. Powrót na siłownie, czy nawet do częstszego biegania nie będzie czymś łatwym, ale koniecznym. Nie pamiętał kiedy ostatni raz pozwolił sobie na taką przerwę. Nie mógł osiąść na kanapie i czekać, aż wyhoduje sobie tak zwany mięsień piwny. Nie był z tych, którzy duży mówili o zmianach w swoim życiu w ogóle ich nie wprowadzając. Szatyn nie chciał też w razie niebezpieczeństwa byc zdanym na łaskę Sebastiana, czy innego ochroniarza, którego pewnie musiałby wynająć. Chciał chronić swoją rodzinę i zamierzał to robić.
    Black od powrotu z Wielkiej Brytanii nie poruszał się niczym innym tylko samochodem. Czasem po jakiejś imprezie na studiach zdarzyło się, że dał sie namówić znajomym na publiczny środek transportu, jednak starał się ich unikać. Nigdy nie wiadomo przecież, czy nagle nie będzie musiał się pojawić na drugim końcu miasta, a połączenia mimo, że rozwinięte nie zawsze były idealne. Gdy blondynka poprosiła o włączenie muzyki nie zawahał się ani chwili. Wcisnął odpowiedni guzik na kierownicy, a z głośników rozległa się jakiś remix klasycznego utworu, w którym przeważało pianino. Nie był książkowym panem prawnikiem ,który lubował się w tylko tego typu muzyce, co potwierdził kolejny rockowy utwór nie kogo innego jak sławnych od lat Red Hot Chilli Pepers. Playlista była wybuchową mieszanką, szczególnie, że ostatnio musiał do niej dodać również utwory dla córki. Na szczęście dojechali na miejsce nim z głośników rozbrzmiała jakaś dziecięca wyliczanka.
    — O wiele wcześniej — niemal się zaśmiał odpowiadając na to pytanie. W końcu prawa nie można ukończyć, gdy jest się kompletnym leniem. Fakt miał dobrą pamięć, ale mimo to spędzał nad książkami sporo wolnego czasu. Pasjonował się tym, więc przychodziło mu to z przyjemnością, lecz już wtedy można było podejrzewać, że będzie typowym pracoholikiem. Podszedł do małego biurka, a następnie usiadł w pustym fotelu. Już zapomniał jak klaustrofobiczne potrafiło być to pomieszczenie, a przecież jeszcze nie zamknęli nawet drzwi. 
    Spojrzał uważnie na narzeczona, gdy zadała mu kolejne pytania. Nie miał nic przeciwko nim, w końcu po części o to chodziło w tej całej wycieczce, żeby go lepiej poznała. Zmarszczył brwi zastanawiając się nad odpowiedzią. Domyślał sie o co mogło chodzić kobiecie, więc tym bardziej chciał być z nia po prostu szczery. Spojrzenie stało się bardziej zimne niż na co dzien i skierował je wprost na pannę Eagle. Złagodniało w momencie, gdy padły jego pierwsze słowa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. —  Podwójny, chyba wtedy, gdy napadnięto na moją matkę. Nie pamiętam ile miałem dokładnie lat, ale to właśnie wtedy zrozumiałem, że sprawiedliwości nie zawsze można domagać się na sali sądowej. — wstał prostując się i podszedł do swej rozmówczyni.
      —  Zrozumiałem, że czasem trzeba nagiąć zasady, by osiągnąć cel. Choć uwierz mi nie jestem dumny z tego jakimi metodami przyszło mi wyszarpywać sprawiedliwość podczas pracy tutaj.— pokręcił głową i wskazał reką wyjście przepuszczając blondynkę w drzwiach. Ponownie ruszył ku windzie, by nią dostać sie na piętro dziewiąte. Tutaj był kolejny kabinet, w którym spędził sporo swego czasu.
      —  I nie określiłbym się mianem człowieka szalonego — pierwszy raz od wielu, wielu dni uśmiechnął się do niej, ale w nieco drapieżny sposób z tym samym błyskiem w oku, gdy tańczyli razem po raz pierwszy. 
      —  Lubię się dobrze bawić, lubię mieć kontrolę, bywam brutalnie szczery i raczej nie jestem kims kto boi się sięgnąć po to czego pragnie — mruknął przyciągając ją do siebie, a następnie przez chwile patrzył jej prosto w ozy, a ich oddech mieszały się ze sobą. Nic nie równało sie temu napięciu i tym emocjom, jakie przy niej odczuwał. Złapał zębami jej dolna wargę, by sekundę później się od niej odsunąć. Na to jeszcze przyjdzie pora, a przyjemność należy dozować. Przeszedł do kolejnego gabinetu opowiadając ukochanej anegdotki o pierwszej asystentce, która wytrzymała z nim zaledwie tydzień. Był wymagający, a kobieta zwyczajnie była głupia i chyba liczyła, ze ta posada zapewni jej również miejsce w łóżku. Lucas jak wiadomo nie mieszał zycia prywatnego z praca, a przynajmniej tak był do momentu, w którym poznał Elaine. Wspomniał też o wielu scysjach z ojcem, który wcale nie ułatwiał mu pięcia się na szczyt. Robił wręcz wszystko, by rzucać synowi kłody pod nogi, co tylko argumentował próbą zahartowania charakteru, jakby szatyn w ogóle tego potrzebował.
      Na koniec znaleźli się w jego obecnym gabinecie, który mimo iż nieużywany był w perfekcyjnym porządku. Wielkie okna ukazywały panoramę wiecznie zywego Nowego Jorku, a szklane biurko i skórzany fotel ustawione niemal na wprost wejścia były niczym wyrocznia. Całą prawą stronę zajmowały zamknięte na klucz szafki z dokumentami, na środku znajdowała sie mała kanapa i stolik, a z lewej barek, w którym nie brakowało alkoholu. Mężczyzna podszedł do biurka i poklepał jedną białą kartkę.
      —   Elaine Eagle, czy mogłabyś tu podejść i złożyć kilka podpisów? — zapytał tajemniczo po czym kolejno podał jej akt współwłasność mieszkania, a następnie dokumenty adopcyjne Clarissy. 
      — Ta nasza kłótnia uświadomiła mi, że nie czujesz sie pewnie w tym wszystkim. Jestem w stanie to zrozumieć albo sie postarać. Dlatego od dzisiejszego dnia oficjalnie połowa mieszkania jest twoją własnością, a co ważniejsze w świetle prawa w końcu jesteś mamą naszej córki.— powiedział i przyciągnął ją do siebie tym razem bez skrępowania umiejscawiając swoje ręce na pośladkach kobiety, a usta złączając w namiętnym pocałunku. Nie wiedzieć kiedy posadził ją na biurku uprzednio odsuwając dokumenty na bok. Stanął miedzy jej nogami ani na moment sie od niej nie odsuwając. Palce wplatał w jej długie włosy, jakby miała mu za chwile uciec. Pragnął jej, a to był jeden z niewielu sposób w jakie potrafił to pokazać, a ona potrafiła to zrozumieć.

      Lucas

      Usuń
  156. Od feralnej kolacji z udziałem państwa Black szatyn nie miał z nimi za bardzo kontaktu. Ojciec zostawiał mu co najwyżej wiadomości dotyczące pracy, ale żadna ze stron nie zamierzała ustąpić w sporze. Sporze który był tylko fanaberią rodziców Lucasa. Mógł się tego po nich spodziewać, ponieważ od zawsze byli oceniani i oceniali inni przez pryzmat statusu oraz tego co ludzie powiedzą. Było to błędne koło, lecz mężczyzna nie zamierzał tracić nerwów ani cennego czasu na zrzucanie im z oczu klapek. Wybrał niewiadomą okraszona mnóstwem szczęścia, czyli życie u boku wspaniałej kobiety jaką była Elaine Eagle oraz wychowanie córki, które przysporzy mu zapewne wielu siwych włosów. Teraz nie myślał o żadnej z tych rzeczy, nawet gdy anegdotki dotyczyły starszego Blacka. Chciał po prostu nieco otworzyć się przed blondynką. Nie wiedział, czy to wystarczy, czy robi to dobrze, ale to było jedyne co przyszło mu do głowy po porannej kłótni.
    Będąc w gabinecie uważnie przyglądał się narzeczonej, niczym drapieżnik obserwował reakcje swej ofiary. Tylko czy w tym momencie, czy to nie Lucas stawał się bezbronny wręczając jej nóż, który z łatwością mogła wbić mu prosto w serce. Wystarczyłoby krótkie nie i odsunięcie papierów, a porządek jego świata ponownie zostałby zakłócony. Pewnie nie dałby po sobie niczego poznać, jednak w środku zależało mu na tym, by oficjalnie szli ku przyszłości. Obawy zniknęły w momencie, gdy ich języki złączyły sie w szalonym tańcu. Przylgnął do niej bardziej, jakby brakowało my bliskości.Nie dzieliły już ich nawet milimetry. Czując długie nogi wokół siebie, które zamknęły go w swoistej klatce uśmiechnął się drapieżnie. Wcale nie miał w planie posuwać się tak daleko, ale... Zasady są po to żeby je łamać. Z minuty na minute wzmagało sie w nim pożądanie przybierając fizyczną formę, a jednocześnie budziły sie instynkty tak podobne do zwierzęcych, że gdyby Elaine ine postanowiła sie od niego nagle odsunąć juz by leżała na biurku. Oddech miał nierówny, jednak nie przejmował sie tym w ogóle śledząc poczynania ukochanej. 
    — To ja dziękuje — chciał szepnąć, lecz głos zdradzał to w jakim był stanie i niemal zachrypiał nisko. Ponowny pocałunek zablokował na kilka chwil racjonalne myślenie. Emocje brały góre. Kochał ją, pragnął jej tu i teraz! Podniósł ja ponownie nie przerywajac pocałunku, by sprawnie pozbyć się sukienki, a następnie kolejnych czesci garderoby. Miał w nosie, że byli w biurze. To był jego gabinet i miał prawo robić w nim co mu sie żywnie podoba. 
    — Wiesz jaka Ty jesteś piekna — wymruczał pieszcząc jej ciało, a pocałunkami schodząc coraz to niżej. Pragnął naznaczyć każdy milimetr jej skóry, by nigdy przenigdy nie zapomniała tego wieczoru.
    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  157. Mężczyzna nie do końca była świadom jakie zdanie o nim maja rodzice panna Eagle, jednak średnio się tym przejmował. Wiedział, że osoby żyjące w wyższych sferach potrafiły błędnie postrzegać najistotniejsze elementy w życiu. Sam przecież tez do nich należał i dopiero niedawno zrozumiał, ze zatracenie sie w pracy oraz jedno nocnych przyjemnościach nie da tego, co może otrzymać będąc w stałym związku z kimś kogo kocha. Nie myślał jednak teraz o ślubie, ponieważ dopiero co wprowadzili radykalne zmiany w swych codziennościach, w postaci przeprowadzki. Po porannej kłotni było jasne jak wiele jeszcze musza wypracować nim oboje będą w stu procentach pewni tej relacji. Black był, lecz zrozumiał w małym stopniu z jak wieloma wątpliwościami mierzy się blondynka i nie było to mowy o lekkim machnięciu ręka i rzuceniu jakoś to będzie. To była dorosłość, w której należało podejmować decyzję licząc się z ich konsekwencjami. Lucas podjął ich już kilka: oświadczył się, zgodził na przeprowadzkę, a teraz doprowadził do tego, że oficjalnie oboje byli rodzicami Clarissy. Jako prawnik był świadom, że decydując sie ten ostatni krok zrobił coś nieodwracalnego. Nawet jeśli w przyszłości sprawy nie potoczyłby sie między nim, a Elaine jakby sobie tego życzyli, to Clary nadal pozostanie jej córka. 
    Mężczyzna zatracił sie przyjemności, znajomym zapachu skóry ukochanej i tym, że pomimo braku słow byli tak idealnie zgrani. Nie liczyło sie nic poza tym, ani to gdzie się znajdowali, ani że to przecież nie był koniec tego wieczoru. Nieświadomie zostawił jednej znaczący ślad na szyi blondynki orientując sie o tym dopiero, gdy oboje zaczęli się ubierać. Zacisnął wargi jakby hamując śmiech, który nie był dla niego czymś naturalnym. Podszedł do niej bliżej, gdy w końcu się odezwała, a placami nieprzypadkowo musnął zaróżowione miejsce na szyi. Czuł się trochę jak licealista znaczący swoje terytorium, a nim juz przecież dawno nie był.
    — Hm?  — mruknął jakby wyczekując dalszej części wypowiedzi, która nie nastąpiła. Również pokręcił głowa, gdy kobieta starała się sięgnąć jego skroni. Był to jednocześnie czuły gest i uroczy, ponieważ zdecydowanie nad nia górował. 
    — Oczywiście. — kąciki ust zadrgały mu słysząc jak wymawia słowa naszego domu. Nie wiedział, że cos tak z goła błahego będzie wstanie poruszyć skamieniałe serce. Bez większych protestów ruszył do wyjścia najpierw z gabinetu, a następnie z firmy. 
    — Jocelyn powiedziała, że nie wrócą wcześniej niz jutro w południe. Zaznaczyła dobitnie, że ma zamiar się wyspać, a nam dać czas na niewyspanie.— powiedział, a diaboliczne iskierki zaiskrzyły w jego błękitnych oczach.  Bedac juz na zewnątrz otworzył przed ukochaną drzwi,a następnie sam zasiadł za kierownicą.
    — Gdzie rozkażesz me lady — zażartował odpalając silnik. Widać było, że jest w dobrym nastroju, a poranna kłótnia wydawała sie tylko odległym wspomnieniem. Po kilku minutach dotarli na miejsce.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  158. [Przepraszam za obsuwę!
    Hej, cześć! Na wątek zawsze dam się namówić, bo czemu nie! Elaine jest w wieku Mariny, może coś między naszymi paniami… ?]

    Marina Seymour

    OdpowiedzUsuń
  159. Mimo, iż Bodet przeprowadził pozostałą dwójkę przez kilka mieszkań, jedno od dawna już zamknięte kino, które swą potężną upiorną sylwetką z wybitymi oknami tylko straszyło przechodniów, to z tunelu metra, które stanowiło ostatni etap ich drogi, wyłonili się dosłownie w tej samej sekundzie, w której pojawiło się tam czarne sportowe Volvo.
    - Na Boga, Flance, dlaczego ściągasz nam na głowę jeszcze dodatkowe problemy ?! - Spytał kierowca, patrząc wymownie na Elaine, gdy tylko znaleźli się w środku. - Przecież sam wiesz, że na kilka frontów jeszcze nikt nie wygrał.
    - Przyjmij, proszę, łaskawie do wiadomości, że Panna Eagle bardzo dużo wniosła do tego śledztwa, które jest w końcu poniekąd naszą winą. - Odparł podejrzliwie wręcz spokojnym tonem, dając tym samym znać wszystkim, że te kwestię uważa za niewartą dalszej dyskusji.
    Po tej kąśliwej uwadze przez prawie pięć minut panowała pomiędzy nimi drętwa cisza, aż w końcu Nick wyciągnął ze schowka nad siedzeniem pasażera parę złożonych na pół kartek i podał je siedzącym z tyłu pasażerom.
    - Tu macie zdjęcia siedziby Szakala i kilka dywagacji na temat liczby ludzi, które może ona jednorazowo pomieścić. Niestety moje źródło twierdzi, że broń jaką dysponują musi pochodzić z jakiegoś azjatyckiego kraju, bo nigdy takiej nie widziało.
    - Zdobyłeś może jakieś kule, łuski coś w tym stylu, żebym mógł je podać do analizy ? - Spytał Enrique, przyglądając się leżącym na kolanach odbitkom.
    - A co ja jestem, magik ?! - Obruszył się tamten. - Nie, Morpheusie, nikt nie jest na tyle szalony, by ryzykować swoje życie dla kilku łusek, ale skoro jesteście dla niego swego rodzaju zwierzyną łowną, to zakładam, że widzieliście jego wysłanników w akcji, a co za tym idzie, mogliście choć przez parę sekund przyjrzeć się ich spluwom. Spróbujcie sobie przypomnieć jak ona wyglądała.
    - Na pewno była lepsza od tej, którą zwykle używa policja. I znacznie dłuższa...
    - Nie obraź się, ale to akurat nie jest trudne. Ona ma zabijać, a Wasza... No cóż, najczęściej tylko obezwładniać.

    Enrique B. [Wybacz proszę jakoś, ale wena na tę część uciekła chyba do lasu.]

    OdpowiedzUsuń
  160. — Czy wątpisz, czy ja tez w to wątpię to nie ma najmniejszego znaczenia. Ja tylko cytuje moją uczynną siostrę. — powiedział z diabolicznym błyskiem w oku, ale widać było, ze ma dobry humor. Też wątpił w to, by Clarissa i Jocelyn miały wrócić z tego wypadu wypoczęte, jednak nie zamierzał kłócić się z argumentami chochlika. Wiedział, że to na nic. Poza tym był wdzięczny siostrze, iż po odebraniu telefonu i tej małej prośbie nie zadawała zbędnych pytań. Zgodziła sie od razu. Może nie do końca, bo zdążyła wyprowadzić go z równowagi swymi sugestiami tego, co też pewnie zaplanował dla siebie i narzeczonej. Na litość... Byli dorosłymi ludźmi. Przedrzeźnianie ze strony siostry to była cena, która mógł zapłacić za ten wieczór sam na sam. Już było warto, a to nawet nie była połowa przygody.
    — Naprawdę nie musimy się spieszyć. — zauważył kładąc rękę w lekkim załamaniu pleców kobiety, gdy ruszyli do jej mieszkania. Był tu raptem kilka razy, jednak nie zapomniał, gdzie ów lokal był usytuowany. Dopiero, gdy weszli do środka uderzył go ogrom zmian. Nie licząc kartonów, które oznaczały jedno - kobieta wcale nie chciała zostawiać sobie furtki na ucieczkę, o co jeszcze rano ją podejrzewał. Nie oponował, gdy nagle chwyciła go za rękę i pociągnęła go w głąb mieszania, w końcu to teraz ona bawiła się przewodnika. Z lekkim rozbawieniem patrzyła na to jak energia rozpierała blondynkę. Była to miła odmiana, od tego gdy widział ja bezsilnie walczącą z demonami na własną rękę. 
    — Nie wydaje mi się, bym miał okazję. — potwierdził z coraz większym zaciekawieniem obserwując poczynania Elaine. Nie sądził, by w zwyczaju miała demolowanie mieszkań, więc czekał z skrzyżowanymi na piersi rekami na to co miała mu do zaprezentowania. Może to też miała być swoista podróż w przeszłość w jej wykonaniu? Nie bardzo znał sie na sztuce, jednak musiał przyznać, że zaprezentowany obrazem był intrygujący. 
    — Nie rozumiem dlaczego miałabyś nie móc? — ni to stwierdził, ni zapytał marszcząc brwi. Nie takiego wyjaśnienia sie od niej spodziewał, ale mógł przyjąć i to. 
    — Nie żebym psuł nastrój, ale Koseki przyniosłaś bez uprzedzenia, więc sama rozumiesz, że możesz zabrać do naszego mieszkania co tylko dusza zapragnie.— pokręcił głowa widocznie rozbawiony, chociaż wcale na ustach nie gościł uśmiech. To nie było po prostu w jego stylu, ale oczy ukazywały w jakim był nastroju. Podszedł do narzeczonej i ucałował ją w czoło.
    — Ładne, a czyje to dzieło? — zapytał odsuwając sie odrobinę i spoglądając na drewno.

    Lucas 

    OdpowiedzUsuń
  161. Lilka doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że niewiele w gruncie rzeczy wie o interesach i życiu Elaine. Przyjaciółka należała do tych roztropnie skrytych osób, które naprawdę nie biegną do innych, aby podzielić się sekretami swojego zycia i choć ruda stanowiła absolutne przeciwieństwo, to chyba właśnie te róznice pozwalały im się tak dobrze zgrac. A jednak jej swoboda w spacerowaniu po dzielnicy noca, jakos nieszczególnie podobała się Taylor, która nigdy przy sobie nie nosiła nic, co mogłoby pomóc jej w samoobronie, gdyby ktoś ją faktycznie napadł – najwyższą szkodę może wyrządziłaby końcówką wkładu w długopisie, bo tych zawsze miała przy sobie kilka.
    Co prawda dziewczyna miała słabą głowę, ale jeszcze się nie chwiała aż zanadto,w ięc jakoś z lekką zadyszką doczołgała się na ostatnie piętro. A że w myslach przeklinała architekta budynku... takid robiazg. Gdy wreszcie znalazły się w mieszkaniu, opadła z stęknięciem na kanapę i rozłożyła ramiona, wyciagając się na materacu jak kłoda.
    Obróciła głowę, patrząc za El, któa zniknęła gdzieś głebiej w mieszkaniu i schyliłą się, by zdjąć z stóp buty. Odstawiła je obok kanapy, jeszcze nie zbierając się w sobie na tyle, aby grzecznie położyć je przy drzwiach wejściowych i wysupłała się z kurtki.
    - Ok, zgadzam się na alkohol i czesanie! - zawołała z cichym smiechem, siadając zaraz prosto.
    Lily lubiła swoją ciasną kawalerkę, mieszkała niemal w mikroskopijnym gniazdku, ale czuła się tam swojsko, otoczona znanymi przedmiotami. A mieszkanie El choć z przestrzenią, też nie wydawało się wcale puste. Czasami ruda marzyła o większym metrażu, ale sama chyba czułaby się tam samotnie.

    Lily

    OdpowiedzUsuń
  162. Jeśli chodziło o Jocelyn to młoda amerykanka wygrała w loterii na najbardziej przydatne w życiu cechy. Była uparta, czarująca, mądra i wiedziała jak walczyć o swoje. Jednała sobie ludzi nie poprzez strach, a zalotny uśmiech, czy najzwyklejsze poczucie humoru. Wyjątkami od reguły oczywiście były momenty, gdy niemal przeobrażała się w starszego brata roztaczając wokół siebie ten charakterystyczny chłód. Potrafiła to wszystko nie do końca nawet świadoma o ile ułatwiało to codzienne życie. Wkradała sie do czyjejś codzienności i to ona decydowała, czy zamierzała w niej pozostać na dłużej. Na całe szczęście Lucas wbrew temu co zdarzało mu sie wyburczeć pod nosem dogadywał się ze złośliwym chochlikiem całkiem dobrze. Mieli swe lepsze, czy też gorsze momenty, ale kto ich nie miewał? Szatyn był wdzięczny, że zgodziła się zając Clarissą na niemal całe dwadzieścia cztery godziny. On miał już dobry plan na spożytkowanie tech chwil wolności wraz z kobieta, której pragnął każdą komórką swego ciała. Kobiety, która nie obawiała się mu postawić, ale jako jedyna docierała za te świetnie wypracowane maski. To przy niej nieświadomie opuszczał gardę, chociaż to wcale nie było takie łatwe.
    — Teraz to juz na pewno tak nie możemy zrobić, bo Clarissa, by sie zapłakała. — dodał żartując, bo oczywiście rozumiał, ze taka opcja nigdy nie wchodziła w grę. Nie był też jakimś nieczułym draniem, który rwał się do krzywdzenia niewinnych zwierząt, wiec pojawienie się nowej lokatorki będzie musiał przełknąć i przywyknąć. Gdy blondynka nagle pociągnęła go w dół nie oponował. Usadowił się łagodnie, a kącik ust zadrgał, gdy się tak w niego wtuliła. Było to przyjemne uczucie rozpraszające się ciepłem po całym ciele. Kompletnie inne od tego żaru, który zapanował podczas pobytu w biurze, ale równie cenne.
    Kiedy Elaine opowiadała historię swego dzieciństwa przed oczami stanęła mężczyźnie równie niewinna kilkulatka jak ich córka. Zapłakana twarzyczka z przebijającymi sie rysami upartości, którą nie trudno było dostrzec teraz u dorosłej panny Eagle. Nie wiedzieć w którym momencie zaczął gładzić delikatnie jej dłoni wierzchem własnej. Zatracił sie w tym wyobrażaniu sobie przeszłości,a na czole powstała delikatna bruzda. Nie zauważył nawet tego, gdy sie do niego uśmiechnęła. Jaka była jako dziecko, nastolatka, czy jakie tez przeżyła przygody będąc na studiach? Nie wiedział tego, tylu rzeczy jeszcze o niej nie wiedział, a przecież chciał. Była dla niego kims kto rewolucjonizował jego codzienność, kimś o kogo warto było walczyć i dla kogo mógł postarać się zmienić.
    — Nie miałem pojęcia, że to mieszkanie jest dla Ciebie takie ważne — rzucił w którymś momencie, jakby na nowo rozglądając po tym co ich otaczało. On nie był aż tak przywiązany do swego poprzedniego loku, jeśli w ogóle był. Dla niego to było tylko miejsce gdzie jadł, sypiał i opcjonalnie pracował, czy tez imprezował. Mógł to robić dosłownie gdziekolwiek indziej, gdzie tylko były znośne warunki. 
    — Nadal możesz imprezować, dobrze się bawić o ile będę tam z Tobą lub nie będzie innych... — odchrząknął nieco poważniejąc, chociaż w jego spojrzeniu przebijało się również zakłopotanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — mężczyzny w promieniu dwóch metrów od Ciebie.— ton miał nie znoszący z sprzeciwu, ale to chyba był pierwszy raz, gdy na głos przyznał, że był zazdrosny lub nawet zaborczy względem tej oto tu obecnej młodej amerykanki.
      — I nie chcę słyszec o żadnej walce na noże. — zacisnął na sekundę powieki, by nie prawic jej morałów, ani nie próbować dowiedzieć się kiedy miała w ogóle na cos takiego możliwości. Wiedział jakby się to skończyło. 
      — Nie pozwolę — powiedział po czym ucałował ją delikatnie w usta, a gdy sie odsunął pogładził kciukiem jeden z jej policzków. Spojrzał prosto w oczy i zobaczył odrobinę inny obraz kobiety, takiej która nie składała się tylko z tego co tu i teraz, ale również tego co dawniej - jak każdy.
      — Jeśli nie chcesz nie musisz wynajmować tego mieszkania komuś obcemu. Rozumiem, że znaczy dla Ciebie znacznie więcej niz cztery ściany, w który można się wyspać. — powiedział wstając powoli z podłogi i podając jej dłoń. 
      — Finansowo nie będzie problemów, a jeśli uciekniesz to będę wiedział gdzie cie szukac — szepnął przyciągając ją do siebie w uścisku tak, ze ich klatki piersiowe się stykały. Pochylił sie nieco do przodu tak, by swe czoło oprzeć na tym od El.   
      — Nie wiem, czy wczesniej wyraziłem sie jasno, ale chce żebys była szczęśliwa. — nie był dobry w te uczuciowe gadki,jednak teraz gdy stali tak we dwoje po tych wszystkich wspominkach z przeszłości przyszło mu to wiele łatwiej. 

      Lucas

      Usuń
  163. U Tai już jestem, więc teraz przychodzę zostawić po sobie ślad u Elaine, a co. I chyba przeprosić za kradzież, bo a nuż wpadłby Ci do głowy pomysł na postać, do której Kaya by pasowała? :D

    Cieszę się, że jakoś się to wszystko u Skajki zgrywa ze sobą. :)

    Sky

    OdpowiedzUsuń
  164. - Ona ma rację, nie możesz myśleć jak glina, jeśli nie chcesz tłumaczyć swojemu synowi, kiedy tylko trochę podrośnie, czemu nie pamięta swojej matki. - Nicolaj rzucił blondynce szeroki uśmiech we wstecznym lusterku. - Oni potrzebują teraz tego samego Morpheusa, jakim byłeś w młodości.
    - On skrzywdził zdecydowanie za dużo osób... - Bodet westchnąwszy ciężko, wbił spojrzenie w podłogę, czochrając nerwowo psią sierść. Naprawdę wolałby, żeby bodyguard jego żony nie poruszał kwestii jego własnej, niekoniecznie zawsze prawej przeszłości, przy Elaine. Uważał bowiem, że już to, czego domyśli się sama podczas prób uwalniania Włoszki, wystarczy w zupełności, bo przestała widzieć w nim wzorowego stróża prawa, ale nie chciał, by zaczęła go postrzegać dodatkowo jako typa spod ciemnej gwiazdy.
    - Daj spokój, to nie pora na unoszenie się honorem i Ty dobrze o tym wiesz. Czas najwyższy wziąć dupę w troki, odłożyć na bok całą sprawę, którą prowadzą te urzędowe hieny i skupić się tylko na jednym jej aspekcie - na Octavi. - Mężczyzna najwidoczniej starał się grać na jego ojcowskich i mężowskich uczuciach, co okazało się dobrą metodą. Zaledwie chwilę potem bowiem Enrique wziął głęboki oddech, zmuszając się na powrót do logicznego myślenia.
    - Co więc proponujesz ? - Spytał w końcu.
    - Jeśli mam Wam pomóc, na początek musicie podzielić się ze mną wszystkimi informacjami, które do tej pory zdobyliście. Potem na podstawie uzyskanych danych spróbujemy wyłonić najsłabsze punkty w systemie obrony Szakala. Kiedy wychodziłem, Willy starał się właśnie włamać na stronę rzekomej hurtowni sprzętu elektrycznego, w której przetrzymywana jest obecnie Twoja żona, ale jakoś ciężko mu to idzie. Ponoć mają za dobre zabezpieczenia, a nie obserwowaliśmy jej na tyle długo, byśmy mogli być w stu procentach pewni jak ustalane są tamtejsze zmiany i system załadunkowy.
    - Hmm. Zawsze możemy spróbować zwerbować któregoś z kierowców do współpracy.
    - Wątpię, by któryś się na to zgodził z własnej woli, ale przy małej zachęcie może się udać.
    Meksykanin rzucił szybkie spojrzenie Eagle, upewniając się, że ta po tak otwartej groźbie skierowanej w stronę zupełnie pobocznego człowieka, nie poczuje się zbytnio zagrożona i nie zechce wysiąść w czasie jazdy.


    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  165. [Przeskoczyłam dalej w wąteczku :)]

    Cieszył się, że przyjaciółka znalazła czas i zgodziła się z nim od razu spotkać. W swoim otoczeniu nie miał zbyt wielu zaufanych osób, którym mógł powiedzieć o wszystkim, tak, jak było to w przypadku Ell i Lucasa. W jego życiu sporo się ostatnio działo i potrzebował się wygadać komuś więcej niż tylko terapeucie, który zazwyczaj prawił mu jedynie morały, niepotrzebnie przy tym wszystko aż tak analizując i wyolbrzymiając.
    - Dobrze, że jesteś. Chodź, chodź, zapraszam – gestem poprosił, aby udała się za nim w głąb jego apartamentu i rozsiadł się wygodnie na kanapie w salonie. Już dawno nie był tak podekscytowany i pozostawał w o wiele lepszym humorze niż podczas ich ostatniego spotkania. Sprawy związanej z otruciem i nagłą śmiercią jego dziadka wciąż co prawda jeszcze nie wyjaśniono, ale kwestie dotyczące rodziny Ulliel miały teraz dla niego drugorzędne znaczenie.
    - Moja siostra żyje – klasnął entuzjastycznie, rozkładając na stoliku kawowym kilka zdjęć – To moja siostra Eva, ona żyje, rozumiesz? Mam siostrę – uśmiechnął się, rozkładając przed nią wszystkie dokumenty, które dostarczyli mu detektywi – To znaczy nie ta siostra, która zmarła, tylko moja biologiczna siostra. Mam rodzinę, wiesz? Mój ojciec to jakiś alkoholik i gbur i nie chcę mieć z nim nic do czynienia, ale mam siostrę, którą mogę się zaopiekować i którą mogę odzyskać po śmierci mojej malutkiej siostrzyczki…-uśmiechnął się, wpadając w swój charakterystyczny słowotok – Poznałem ją, naprawdę ją poznałem. Prowadzi kurs języka francuskiego i zapisałem się na jej lekcje, zabrałem ją ostatnio na kolację i widuję ją raz w tygodniu na lekcjach…- zaczął jej o wszystkim opowiadać, żywo przy tym gestykulując – W końcu udało mi się dowiedzieć kim naprawdę jestem, a przy okazji mogłem poznać Evę i chcę zrobić wszystko, żeby ze mną tutaj zamieszkała. Kupiłem dla niej kilka ubrań, sprawdzisz, czy jej się spodobają? Nie wiem, ma trochę inny styl niż moje znajome, właściwie mieszka też w obskurnej dzielnicy, ale boję się jej powiedzieć prawdę o sobie, a przy okazji nie chcę żeby myślała, że jestem jakimś bogatym, znudzonym życiem staruchem, który szuka utrzymanki – wyrzucił z siebie wszystko niczym katarynka, z szerokim uśmiechem wpatrując się w Ell i ciągnąc ją za sobą za rękę w kierunku garderoby, aby pokazać jej wspomniane ubrania.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  166. Doroczna gala charytatywna na rzecz nowojorskich domów dziecka swoim rozmachem przebijała swoją poprzedniczkę sprzed roku o co najmniej sto dwadzieścia punktów w skali przepychu, zasobności portfeli zaproszonych gości i wszystkiego tego, co jeszcze świadczyło o jej prestiżu. Piękne suknie, gustowne garnitury, wszędzie kulturalne rozmowy i zadzieranie nosa pod sufit, w razie gdyby krawaty za kilka tysięcy dolarów nie krzyczały same za siebie – wiszę na szyi największego zarozumialca i buca na tej sali, spróbuj to przebić, cwaniaczku. Sky właśnie jeden z takich krawatów poprawiała na szyi swojego męża. Poluzowała go trochę, wywinęła fragment materiału, docisnęła go z powrotem, przygładziła dłonią. Podziękował jej za to delikatnym pocałunkiem, cmoknął jej czoło tak, jak lubił najbardziej, a potem poprowadził ją w ten rój elegancików, uśmiechnięty i opanowany jak zwykle. Czuł się w takim towarzystwie jak ryba w wodzie. Sky zaczynało się to udzielać.
    — Zobacz, Christopher Eagle — Nick nachylił się do ucha Sky – nawet kiedy dreptała obok niego na wysokich obcasach, był od niej sporo wyższy – i wyszeptał to tak cicho, by tylko ona mogła to usłyszeć. Christopher Eagle, częsty temat rozmów przy obiedzie u Salingerów. W głównej mierze dlatego, że Nicolas szczerze go nienawidził i to prawdopodobnie ze wzajemnością, tak samo z resztą jak większość sędziów działających na terenie Nowego Jorku. Salinger był jak wrzód na tyłku, prawdziwa zakała swojego zawodu, przebiegła jadowita żmija. Podstępną. Nie bał się balansować na krawędzi i sięgać tam, gdzie każdy inny prawnik obawiałby się złamania co najmniej czterech paragrafów, a kiedy już stawał przed sądem w obronie swojego klienta, był jak taran, którego nic nie było w stanie zatrzymać. Bezczelny taran, należałoby dodać.
    — Uśmiechnij się ładnie i przynajmniej dzisiaj mu odpuść — Nick miał w zwyczaju sypać uszczypliwościami w obecności sędziego jak z rękawa i nawet się przy tym nie wysilał. Miał do tego wrodzony talent. — Facet padnie kiedyś przez ciebie na zawał.
    — I dobrze.
    Sky pokręciła głową, ale uśmiechu już nie potrafiła powstrzymać. Ciekawe ile takich dyskretnych rozmów toczyło się teraz w różnych zakamarkach sali, a to przy stolikach, a to w korytarzu, a to przed wejściem do budynku – gdzie każdy uśmiechał się do każdego, bo tego wymagały zasady etykiety i przynajmniej jednej trzeciej gości życzył rychłego zejścia na zawał. Prawnicy, sędziowie, biznesmeni, inwestorzy. Nie było takiej siły, która ich wszystkich zjednałaby teraz w szczytnym celu. Dobrze było się tu pokazać, dobrze było wypisać tłusty czek. Miłości na szczęście nikt tu od nikogo nie wymagał. Stare waśnie szalały sobie w najlepsze.
    — Za chwilę do ciebie wrócę. Czuję, że mój nos świeci się jak żarówka.
    Łazienka na szczęście ciągle pozostawała łazienką. Nie tworzyły się tu żadne koła wzajemnej adoracji, ani koła dokładnie sprecyzowanej nienawiści – choć może wynikało to nie tyle z kultury kobiet pojawiających się na tym bankiecie, co raczej z niedoboru szampana, który kelnerzy dopiero co wynosili na swoich tacach. Nie zdążył jeszcze zrobić swojego – żadnej na razie nie przychodziło do głowy wyżalanie się obcym kobietom, zasiadając dumnie na desce klozetowej, z butami rzuconymi gdzieś w kąt toalety, bo i tak były paskudne i cholernie bolały od nich łydki. Było tu całkiem cicho. Prawie.
    — Nie, nie, nie, nie! — z dłoni Sky wyśliznęło się małe pudełeczko, roztrzaskało się na podłodze tuż obok jej butów, wokół rozsypał się pokruszony puder. Zaraz potem z jej ust posypało się jeszcze kilka słów, trochę mniej cenzuralnych i to na całe nieszczęście nie wypuszczonych w czysty eter – do łazienki wszedł ktoś jeszcze.
    — Eee… Przepraszam, że musiałaś tego wysłuchać — uśmiechnęła się trochę krzywo, jak ktoś, kto ma na sumieniu o wiele gorsze przewinienia od paskudnego języka. — Możemy uznać, że właśnie zaśpiewałam kawałek Lenny’ego Kravitza i brzmiało to przepięknie?
    Wszystko było lepsze od tej wiązanki, którą dobiła i tak już zmasakrowany puder. Schyliła się, by choć trochę posprzątać po sobie bałagan. Przeklęte bankiety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stwierdziłam, że po prostu nam zacznę wątek, a co tam. :D Odpisy nie zając. Tylko zając to zając, nie ma przecież pośpiechu. ^^

      Sky

      Usuń
  167. Szatyn nigdy wcześniej nie miał możliwości odkrycia tej strony swej natury, która prezentowała zazdrość. Nie bawił sie w związki, nie angażował, a więc nie miał o kogo bywać zaborczym. Lubił kontrolę, walczył o to co jego i takie samo podejście zapewne miał prezentować względem cholernie pięknej blondynki znajdującej sie u jego boku.— Nie ważne — uniósł zadziornie brew, jednak nic więcej nie mógł dodać, gdy ich usta złączyły się w czułym pocałunku. To było naprawdę ironiczne jak słowa przekazywali sobie za pomocą cielesności. Dłonie powędrowały z zagłębienia jej pleców na pośladki, jakby lada moment miał unieść ją w powietrzu. Tak się jednak nie stało, ponieważ kobieta odsunęła się nieznacznie od niego.
    — Prawda, a gdzie ja znajdę równie godna partnerkę? — powiedział i lekko zakręcił panną Eagle do muzyki, której nie dało się usłyszeć. Ona była gdzieś między nimi - niewidzialna, elektryzująca i jedyna w swoim rodzaju. 
    Jakiś niewidzialny ciężar spadł z jego barków, gdy zapewniła go, iz żadna walka na noże nie miała miejsca. Nie wybaczyły sobie, gdyby okazało się, iz nie był w stanie ochronić tak cennej dla niego osoby. Te rozmowa tylko bardziej utwierdzała go w przekonaniu, że czym prędzej powinie wrócić na siłownie. Nie mógł wiecznie liczyć na Sebastiana. W wielu sytuacjach byli sami, czy też z Clarissa, a jej ponad wszystko należało zapewnić bezpieczeństwo. Zaklął się na świętości i diabłów tylko sobie znanych, że nigdy więcej nie dopuści, by sześciolatka musiała przeżywać taką traumę. Z rozmyślań wyrwały ją kolejne słowa ukochanej. 
    —Po pierwsze nikt nie wymaga byś zarabiała tyle co ja.— prychnął, bo tu nie chodziło o pieniądze. Kochał ją, pożądał  i choć ciężko było mu to wyrazić starał się, by razem stworzyli coś na kształt rodziny. Może nietuzinkowej, może nieco piekielnej z charakterkiem, ale takiej za którą warto wskoczyć w ogień.
    —Po drugie z niczym nie musisz się spieszyć. To ma być Twoja decyzja. — dodał po czym na swej szyi poczuł miękkie usta. Zacisnął zęby, by zapanować nad sobą i móc spokojnie ruszyć za panna Eagle do wyjścia. 
    — Niezależny pokój od całej reszty mieszkania — zauważył, gdy już schodzili w dół.
    — Na pewno znajdziesz chętnych. — dodał z pewnością w głosie, ponieważ w Nowym Jorku nie brakowało zarówno studentów, jak i ludzi, którzy po prostu przylecieli do Stanów ułożyć swe życie na nowo. 
    — Mamy cały barek do dyspozycji, ale jeśli masz ochotę na coś konkretnego to musisz mi powiedzieć, bo nie jestem pewien, czy akurat trafię w gusta specjalistki w tej dziedzinie. —    Szatyn sam lubił się uraczyć szklaneczką whiskey na wieczór, czy winem do obiadu, więc zawsze dbał o to, by trunków nie brakowało w jego mieszkaniu. Nie mogło to ulec zmianie po przeprowadzce, ponieważ tego byłoby za wiele.
    Powrót do mieszkania upłynął im na słuchaniu kolejnych piosenek z playlisty Blacka, a jego prawa dłoń, gdy nie spoczywała na skrzyni biegów odnajdowała swe miejsce na kolanie, czy też udzie blondynki delikatnie je głaszcząc.
     —  W sumie nigdy nie zapytałem, ale czy ty masz prawo jazdy? — zagadnął płynnie wchodząc w kolejny zakręt. Nie przypominał sobie, by dane mu było podziwiać Elaine za kierownicą, a pytanie zdał nie bez przyczyny.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  168. Szatyn sam nie mógł zagwarantować tego jak zachowałby się w chwilach uniesienia zazdrością, ponieważ wcześniej nie dane było mu tego doświadczyć. Elainie była pierwszą i zapewne ostatnia kobietą z która owe uczucie mogło być powiązane. To że bywał wybuchowy, zaborczy i często nieprzewidywalny nie podlegało wątpliwości, jednak blondynka póki co radziła sobie z im całkiem dobrze. Może nie idealnie zważywszy na ilość kłótni oraz ich kaliber, lecz innej pannie po prostu zamknął by drzwi przed nosem. Poprawka - nawet by ich przed nią nie otwierał. Lucas wiele rzeczy w przeszłości traktował jak grę, czy też zabawę, jeśli chodziło o relacje międzyludzkie. Sprawiało mu nie lada frajdę rozpracowywanie kolejnych napotkanych przeciwników na swej drodze, gdy tamci w ogóle nie byli tego świadomi. Teraz wiele rzeczy uległo zmianie i ani myślał wracać do starych nawyków. Wiedział czym to grozi - juz raz znalazł pozostawiony na półce pierścionek i nie zamierzał tego błędu powtarzać.
    — Uważasz, że jestem najlepsza partią w mieście?— zamruczał jej wprost do ucha, gdy sie nad nią nieco pochylił. Czytał podobne nagłówki w gazetach plotkarskich, jednak obchodziło go równie mocno co wczorajszy obiad któregoś z sąsiadów. Dla kontrastu to jakie zdanie miała panna Eagle liczyło sie dla niego bardzo. Tym żartobliwym stwierdzeniem chcąc nie chcąc połechtała męskie ego. Kto nie lubił usłyszeć, że partner lub partnerka uważa go za atrakcyjnego - przynajmniej raz na jakiś czas.
    Spoważniał w momencie, gdy blondwłosa postanowiła kontynuować swój wywód już nieco mniej kokieteryjnie. Black nigdy wcześniej nie przejmował się tematem pieniędzy, ponieważ wiedział, że tych nie miało zabraknąć. Wbrew temu, że usunął się w cień prawniczego zawodu potrafił przyoszczędzić całkiem sporo. Nie był z wykształcenia ekonomistą, lecz pracując dla wielkich korporacji nauczył się tego i owego. Stwierdzenie, że nie był zaskoczony punktem widzenia narzeczonej był troche nad wyrost, ponieważ nie sądził że ten temat zostanie poruszony właśnie dzisiejszego wieczoru. To że miał zostać poruszony nie ulegało wątpliwości.
    — Masz swój biznes i głowę na karku, więc nie spodziewałem się po Tobie niczego innego. — ucałował ją w czubek głowy niczym małe dziecko.
    — I w pełni szanuję to, ze chcesz być niezależna, ale pamiętaj nawet przed ślubem to co moje, to i twoje.— z taka lekkością wypowiedział słowo ślub, iż nie przywiązał do niego szczególnej uwagi. Na ten temat również nie dane im jeszcze było porozmawiać. Szatynowi nigdzie się nie spieszyło, ponieważ dopiero sam oswajał się z rzeczywistości w której poza nim w mieszkaniu były trzy inne istoty - córka, uparta blondynka i kot. Nie oznaczało to jednak, ze całkiem powinni zapomnieć o tej kwestii.
    —Jasne. Trunków nigdy dość.— powiedział z czymś na kształt uśmiechu po czym wziął karton, który ostrożnie wylądował w bagażniku. Przy ostrzejszych zakrętach dało sie usłyszeć charakterystyczny stukot butelek, jednak nie na tyle, by obawiać się ich uszkodzenia. Zmarszczył brwi słysząc pełna odpowiedź kobiety na zadane wcześniej pytanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. —To może kolejna niespodzianka to nie był do końca dobry pomysł.— mruknął bardziej do siebie niz do niej, gdy juz wjeżdżali na podziemny, strzeżony parking. Gdy juz samochód znalazł sie na swoim miejscu wysiadł, a następnie otworzył drzwi przed ukochana.
      —Zanim zaczniesz prawić mi morały to nie tylko dla Ciebie, ale i Clarissy. Żadne z przedszkoli z okolicy nie spodobało się naszej córce, więc to jest tylko... plan awaryjny.— powiedział prowadzą kobietę, by stanęła przed nowiusieńkim, srebrnym BMW 8 serii Gran Coupe.  Powoli z wyciągnął z kieszeni kluczyk, a światła rozbłysły dając znać, iz drzwi zostały otwarte.
      —Podoba się? — zapytał uważnie jej sie przyglądając po czym podał jej kluczyk.
      — Jesli wolisz inny to wystarczy, ze powiesz...— zaczął od razu nie do końca pewien, czy dobrze postąpił z tą częścią niespodzianki. Chodziło mu głownie oto, by oboje byli zmotoryzowani na wypadek, gdyby przedszkole od Clarissy znajdowało sie nieco dalej od ich miejsca zamieszkania. Gdyby okazało się, że blondynka nie ma prawa jazdy to Sebastian zapewne zostałby jej prywatnym szoferem - jak jego za starych, dobrych czasów.

      Lucas[autko ->https://i.iplsc.com/bmw-8-gran-coupe/00085M4CODSYD0UA-C122-F4.jpg]

      Usuń
  169. Naprawdę miał coraz bardziej dość całej tej zwariowanej sytuacji, która zwyczajnie go przerastała. Nie to, żeby ktoś po raz pierwszy zwinął mu żonę prosto z ulicy, gdy akurat załatwiał ważne sprawy zawodowe czy prywatne, ale jeszcze nigdy nie musiał jednocześnie myśleć o bezpieczeństwie swojego potomka gdzieś poza granicami kraju. Zwyczajnie bał się, że zanim w końcu wyratuje jego matkę z rąk gotowego na wszystko przestępcy, ktoś postanowi uprowadzić, albo co gorsza zamordować, także malca i jego babcię, stawiając jego samego przed trudnym wyborem walki na jednym z frontów. Bo skoro Szakal wybrał sobie za główny cel akurat tą konkretną szatynkę, to wyraźnie zdawał sobie sprawę z faktu, że Bodet ma dość szerokie kontakty w podziemiach, które może wykorzystać w walce przeciwko niemu. Może więc bezpieczniej dla wszystkich by było, gdyby odsunął się na boczny tor dopóki jeszcze nikt nie zginął ? Chociaż czy mógł liczyć na to, że nie nastąpi to, gdy tylko zdecyduje się przejść do ofensywy ? Wybitnie mało prawdopodobne, a on dodatkowo zwyczajnie nie potrafiłby teraz siedzieć spokojnie w biurze lub pustym domu otoczony jedynie przez zawsze wierne zwierzaki. Jeśli więc nie chciał, by ta cisza dźwięczała mu w uszach już zawsze, gdy wróci do własnych czterech ścian, musiał wreszcie się przełamać i wyłożyć na stół wszystkie fakty, które zebrał podczas prowadzonego śledztwa. I to zarówno te zdobyte na drodze nielegalnej, jak i oficjalnej, co wiązało się między innymi z tym, że po raz już nie wiadomo który miał złamać przysięgę składaną podczas mianowania na funkcjonariusza oddziałów policyjnych.
    - Dobrze, jako jej bodyguard i tak wiesz o mnie zapewne więcej niż bym chciał, a Elaine... - Spojrzał przelotnie na blondynkę, po czym wbił swoje ciemne tęczówki w bliżej nieokreślony punkt na przedniej szybie. - ...cóż, mało która nieznajoma kobieta wytrzymałaby ze mną tak długo jak ona.
    - Flance, albo do cholery ciężkiej zaczniesz zaraz mówić do rzeczy, albo razem z tym swoim kundlem wylądujesz za drzwiami, a ja załatwię za Ciebie całą tę sprawę z małą pomocą tej damy. - Nicka najwyraźniej coraz bardziej drażniło marnowanie czasu na nikomu niepotrzebne rzewne wyznania agenta, bo nagle chwycił kierownicę jedną ręką, obracając się szybko do tyłu, jakby przez krótką chwilę miał zamiar chwycić Meksykanina za sweter i mocno nim potrząsnąć, ale ostatecznie zrezygnował z uwagi na obecność szczeniaka wielkości cielaka u jego boku. - Nie licz jednak na to, że po tym wszystkim Octavia nadal będzie się jeszcze zastanawiać nad tym, czy się z Tobą męczyć. - Dodał ledwie dosłyszalnie, zajmując swoją wcześniejszą pozycję i wzdychając ciężko.
    Enrique powinien przewidzieć, że Nicolaj użyje kiedyś przeciwko niemu tego argumentu, ale i tak czuł się nim dotknięty do żywego, bo wiedział, że mężczyzna ma całkowitą rację.
    Aż do czasu przyjazdu na mały parking przylegający do wciśniętego w boczną uliczkę klubu muzycznego, będącego celem ich podróży, zdawał relację z danych, które zdobył do tej pory.
    - Mam nadzieję, że niczego nie pominąłeś, bo w innym przypadku już teraz możemy spisywać paciorek, a mnie się na drugą stronę nie śpieszy. - Burknął ich dotychczasowy kierowca, pchając drzwi prowadzące do budynku, w którym natychmiast na parę sekund zapanowała całkowita cisza. - Spokojnie, nie ma się czego obawiać. - Rzucił do zgromadzonych gości, którzy od razu wrócili do swoich rozmów. - Ciężko jest prowadzić interes, gdy wróg może wpaść do Ciebie w każdym momencie. - Wzruszył ramionami, kierując się do schodów prowadzących na poddasze.

    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  170. Czy na drodze Lucasa w przyszłości miały stanąć przedstawicielki płci pięknej, które nie przejmowałby się faktem zaręczyn z Elaine? Zapewne tak, ponieważ większość śmietanki towarzyskiej nie miała żadnych skrupułów walcząc o pozycję. Ważniejszym pytaniem było to jak mężczyzna zamierzał sobie z tymi przeszkodami poradzić. Czy był na tyle zacięty oraz pewny swych uczuć względem panny Eagle, by nie da się omotać innym? W końcu tyle lat nie sądził, że coś takiego jak związek miało rację bytu, a wszystko uległo zmianie za sprawą jednej blondynki. Czy na horyzoncie miał szansę pojawić się ktoś inny? Czas miał pokazać.
    Szatynowi spodobał sie komplement, ponieważ został wypowiedziany przez kobietę wprost. Bez jakis ukrytych znaczeń, czy sarkastycznego podejścia, a przecież oni od czasu do czasu lubili oscylować na granicy tych dwóch. Sam był mistrzem od lat w wwiercaniu komuś szpili tak, by nie d końca był tego świadom, a dał zamierzony efekt.
    — Nie wątpię. Niemniej miło usłyszeć coś takiego z tych ust. — zmrużył oczy po czym kciukiem delikatnie przejechał po dolnej wardze kobiety. Nie zamierzał dodawać ckliwego tekstu w rodzaju tylko twoje zdanie się dla mnie liczy, ponieważ nie sądził, by to przeszłoby mu przez gardło w takiej formie. 
    Black dużo ryzykował wchodząc w ogóle w ta zawiła relację z panna Eagle od samego początku. Nie było przecież tak, że jego głowa miała zostać dostarczona na srebrnej tacy w zamian za coś - o czym Sebastian nie chciał mu z jakiś przyczyn powiedzieć. Zarówno on, jak i Elaine mieli wiele szczęścia, że dali dojść do głosu jednemu z dwóch najsilniejszych uczuć i nie zakończyło się to zanim naprawdę się zaczęło. Pieniądze przy tym wszystkim wydawały się zaledwie kroplą w morzu, czymś tak nieważnym, że prawie niewidocznym dla oczu.
    — Już to zdążyłaś udowodnić. — powiedział patrząc prosto w jej wypełnione szczerością i powaga oczy. W końcu kto uparł się i postanowił zaryzykować życie, by ratować Clarissę z bagna, w które sprowadziła na mia praca jej ojca? Elaine i to bez mrugnięcia okiem. Szatyn może tego nie okazywał zbyt ekspresyjnie, jednak cenił sobie lojalność i oddanie, a obie te zostały w tamtej sytuacji wyraźnie ukazane. Nie słowami, a czynami. Nie zawahała się chwycić za broń, by tylko odzyskał to co był dla niego najcenniejsze - córkę.
    Widząc minę narzeczonej na sprezentowany jej samochód domyślił się, że sprawdzał się ten czarniejszy ze scenariuszy. Nie była zachwycona, a podkreślały to słowa dobierane z wielką uwagą. Uważnie jej się przyglądał jakby szukając światełka w tunelu i pojawiło się ono szybciej niż zakładał.
    — Rozumiem, w takim razie Sebastian będzie do Twojej dyspozycji, gdy tylko będziesz potrzebowała poruszyć się gdzieś swoim samochodem. —    sam ostatnio o wiele bardziej cenił sobie samodzielna przejażdżkę niż ta oferowana przez siwowłosego już przyjaciela. Nie pracował na żadnymi sprawami, by przeglądanie dokumentów było konieczne również podczas podróży między biurem, sądem, a posterunkiem policji.
    — Jeśli chciałabyś kilka lekcji jestem do dyspozycji. — drgnął mu kącik ust wyobrażając sobie to jak źle mogło iść kobiecie zaparkowanie w zatłoczonym Nowym Jorku. 
    — Możesz zamknąć auto, ja pójdę po karton z alkoholami. — powiedział w sumie juz idąc do swojego pojazdu, by z bagażnika wyciągnąć to co zabrali z mieszkania blondynki. Szkło było w całości,,a oni mogli uspokojenie ruszyć do windy, by nią dostać się na odpowiednie piętro na którym znajdowało się ich mieszkanie. To czego narzeczona wielkiego Lucasa Blacka się nie spodziewała to ustawione w salonie świeczki, dwie lampki wina oraz ogromny bukiet kwiatów z małym liścikiem, w którym napisane było proste Przepraszam, Luc. W końcu tak zwykła go najczęściej nazywać. Co do tego gestu to pomysłodawczynią była oczywiście jego siostra, a wykonawcą Sebastian. Miał wystarczająco duzo czasu, by się ulotnić nim na dobre wrócili do domu.

    Lucas[kwiatki https://michalszpak.eu/wp-content/uploads/2019/01/urodziny-2018.jpg]

    OdpowiedzUsuń
  171. Dopiero, gdy znaleźli się w niewielkim pokoju na poddaszu klubu, a on sam usiadł na wyłożonym miękką, w wielu miejscach mocno już sfatygowaną tapicerką, wciśniętym w kąt fotelu, zdał sobie w pełni sprawę jak bardzo jest zmęczony. Praktycznie nie zmrużył oka przez kilka ostatnich dni, a kiedy nawet wreszcie mu się to udawało, budził się słysząc nawet najmniejszy szmer z wszystkimi mięśniami napiętymi oraz szybko bijącym sercem. Obecny moment nie był jednak najlepszym do zażywania snu, z czego doskonale zdawał sobie sprawę, więc zapaliwszy kolejnego papierosa, wstał i podszedł do wychodzącego prosto na ulicę okna, mając nadzieję, że nikotyna rozprowadzana przez krew do pozostałych tkanek organizmu przynajmniej na jakiś czas odwlecze ten moment, w którym nie będzie już potrafił dłużej utrzymać otwartych powiek i pozwoli rozgonić czarne myśli, które wypełniały mu umysł. Przez cały czas czuł na swoich plecach uważny wzrok Nicka. Nie musiał się do niego nawet odwracać, by wiedzieć, że ma lekko drwiący uśmiech na twarzy, bo właśnie zastanawia się, czy Bodet po raz kolejny nie przekroczy bram do tego samego piekła, w jakie wpakował się, zażywając w przeszłości różnego rodzaju świństwa. Był jednak zbyt długo czysty, by do tego wrócić, a w dodatku Octavia miała mu za złe nawet szlugi, więc musiał trzymać się na powierzchni bez wspomagania narkotykowego. Nawet, jeśli nie dla samego siebie, to dla niej i Ilario. Nawet pytanie Elaine nie było go w stanie wyciągnąć z tej medytacji, ale na całe szczęście już odpowiedź Nicka spełniła tę funkcję, choć jednocześnie sprawiła, że poczuł zimne drgawki wzdłuż kręgosłupa.
    - Nie będę owijał w bawełnę, w tej chwili nie dysponuję wystarczającą ilością ludzi, by móc nawet myśleć o otwartej konfrontacji z Szakalem. - Oświadczył zdecydowanie Norweg. - Musimy albo wymyślić jakiś chytry plan, który mimo wszystko pozwoli nam zyskać nad nim przewagę, albo zatroszczyć się o wsparcie, a to może nam zapewnić jedynie senior, który najwyraźniej chwilowo zamknął się w innym świecie.
    Tego już było stanowczo za wiele jak na poczucie godności własnej Enrique, więc oświadczył lodowatym tonem, wciąż wpatrzony w podmiejski krajobraz roztaczający się za szybą:
    - Po prostu nie sądzę, by zbytni pośpiech był tu wskazany, bo jego zgromadzenie zapewne zajmie nam kilka dni, tym bardziej, że nie wiem, ilu osobom udało się uratować z dwóch miejsc, w których ostatnio próbowaliśmy zdobyć informacje. Normalnie sam Seraphim byłby nam w stanie zaoferować grupkę liczącą około trzydziestu paru bojowników, a jeśli dodatkowo założymy, że policyjne statystyki dotyczące podziemia się zwykle mocno niedokładne dopóki jakiś przestępca się nie wygada ....
    Jego wypowiedź została przerwana przez nagłe otwarcie się drzwi, w których pojawił się młody chłopak o długich, kręconych, czekoladowych włosach związanych w sztywny kucyk , dzierżący pod pachą laptopa.
    - Sądzę, że udało m się zgromadzić kilka naprawdę pomocnych danych na temat tej organizacji, szafie. - Rzucił do Skandynawa, ulokowując komputer w takim miejscu stojącego pod ścianą biurka, by wszyscy zgormadzeni mogli dokładnie obejrzeć wyświetlone na jego ekranie pliki. Wciąż jednak nie potrafię dobrać się do tego. - Kilka razy nacisnął myszką na jakiś link, po czym obrócił się do nich z widoczną rezygnacją. - Pasuję, bo zapewne jego rozrobienie zabrałoby mi cały tydzień, a i wtedy nie byłbym pewny wyniku. Musisz zatrudnić kogoś innego do tej roboty.

    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  172. Informacje zgromadzone przez hakera, którego jeszcze nigdy wcześniej nie widział na oczy, po połączeniu z częściami układanki, jakie zgromadzili do tej pory dały Bodetowi nieco szersze wyobrażenie o całej sytuacji, ale wciąż był ciekawy, co kryje w sobie owy tajemniczy plik. Podświadomie czuł, że coś tak dobrze strzeżonego może być tym przełomowym elementem, który pozwoli im zyskać przewagę nad ludźmi Szakala.
    - Odsuń się młody. - Zażądał, poganiając go dodatkowo jedną ręką z lekko szalonymi iskierkami w oczach. - Może da się do tego zabrać w bardziej cywilizowany sposób.
    - Jak Pan sobie życzy, ale nie sądzę... - Zaczął brunet, patrząc na starszego mężczyznę z pewnym przestrachem, lecz ten już go nie słuchał, bo był całkowicie zaprzątnięty wstukiwaniem odpowiednich haseł, by dostać się do policyjnej bazy danych. - Dobrze, a teraz zobaczymy co... - Dokładnie w tej samej sekundzie na ekranie wyświetliła się ikonka z uprzejmą, kpiącą formułką o braku dostępu. - Mogłem się tego spodziewać, Kenneth odciął mi wszelki dostęp do danych na temat śledztwa, oprócz tych, które zdobędę podczas przesłuchań. - Rzucił, wstając z wyraźną irytacją.
    - Może to i lepiej, bo teraz wreszcie skupisz się tylko na Octavi. - Stwierdził Nick, dając znak swemu podwładnemu, by ten zajął się przesłaniem odpowiedniego linku dla Elaine. - Zostałeś skutecznie odizolowany od oficjalnej pomocy, więc jesteś skazany wyłącznie na swoje dawne kontakty. Mają Cię na muszce, zresztą jak zawsze, gdy stwierdzają, że za dużo kombinujesz. A teraz do łóżka, bo robisz się zanadto nieprzewidywalny. - Norweg złapał go zdecydowanie za ramiona i poprowadził w kierunku drzwi, po czym obrócił się do panny Eagle. - Pani będzie spać w tym samym pokoju, w którym czasem zatrzymuje się jego żona, sama go urządzała, więc powinien być należycie wyposażony. - Zaczął schodzić na pierwsze piętro budynku, na którym wskazał jej drugie odrzwia po prawej. - Życzę miłych snów, ja w tym czasie spróbuję odświeżyć kilka swoich zarosłych pajęczynami kontaktów. Kto wie, może nawet uda mi się dotrzeć do samej Syreny, o ile znowu nie wylądowała za kratkami albo ktoś jej w końcu nie zamordował. - Spojrzał wymownie na funkcjonariusza.
    - Nic mi o tym nie wiadomo, ale jako jedna z niewielu pięknych kobiet, obdarzonych wieloma talentami i do tego swego czasu trzęsących większością nielegalnego przemytu broni z Oceanii miała wielu wrogów, więc wcale nie jest to tak bardzo nieprawdopodobne. - Stwierdził Meksykanin trochę za bardzo melancholijnym tonem.
    - Tak, nie bez powodu tak ją przezwano. Kiedy była młoda, potrafiła omamić wielu mężczyzn i wykorzystać ich do swoich celów... - Przyznał Nicolaj, wywracając ledwie zauważalnie oczami i popychając go łagodnie w głąb korytarza.

    Enrique B.

    OdpowiedzUsuń
  173. Gdy chwyciła wargami jego kciuk nie miała zapewne świadomości jak bardzo to na niego zadziałało. Może był opanowanym Lucasem Blackiem, ale przede wszystkim był też po prostu facetem. Facetem, którego pociągała blondynka stojąca od niego na odległość zaledwie kilku centymetrów, a teraz zaczepnie unieruchamiała mu kciuk między ponętnymi wargami. Odchrząknął dość głośno, by przywołać się do porządku. Chyba nikt nie potrafił wyprowadzić go tak z równowagi jak Elaine - nawet jeśli miało to przyjemny finał, to nadal nie do końca sie do tego przyzwyczaił. Zawsze to on był Panem sytuacji, on kusił, uwodził, bawił się i przechodził do następnego punktu z napiętego grafiku. Nie przejmował się złamanym sercem kolejnej panny, ponieważ na stracie ostrzegał, iż relacja miała byc czysto fizyczna i to na dodatek jednorazowa. Nie bawił się w przywiązania, czy związki dopóki w jego życiu nie pojawiła się ta odpowiednia kandydatka. Ta którą bez problemu mógł traktować jak równa sobie, która upartością i zaciętym językiem możliwie, iż go nawet przerastała.
    Lucas również nie zawahał się zaryzykować wszystkiego, gdy na szali było bezpieczeństwo jego narzeczonej, chociaż wtedy nic takiego ich przecież nie łączyło. A może już łączyło, tylko dopiero pod widmem utraty był w stanie się do tego przyznać?  Nie podlegało najmniejszej wątpliwości to, iż oddałby wszystko, by tylko zapewnić bezpieczeństwo dwóch blondynkom, które wywróciły jego życie do góry nogami. Jak każda raczkująca rodzina mieli swoje wzloty i huczne upadki, jednak Black nie wątpił w słuszność swej decyzji z dnia, w którym poprosił tą niesforną blondynkę o rękę.
    — Naprawdę? Sebastian nie wspominał nic o tym, by potrzebował urlopu.— powiedziała odruchowo Lucas podchodząc do tego typu spraw zdroworozsądkowo. Nikomu nie zakazywał prawa do wypoczynku i gdyby tylko jego kierowca o niego poprosił nie miałby nic przeciwko. Nie wyłapał po prostu zwykłej aluzji jaką rzuciła panna Eagle.
    — Jak sobie życzysz. —  skinął jedynie głową nie zamierzając sie w tej kwestii spierać z ukochaną. Cieszył sie, że wrócił jej dobry nastrój, bo o to walczył całe popołudnie, a przed nimi był jeszcze wieczór. Wchodząc do mieszkania starał sie zostać nieco z tyłu przez co bez problemu obserwował poczynania narzeczonej. Ta frywolność w obrocie oraz uśmiech na twarzy sprawiały, że i jemu samemu drgały kąciki ust. Nie miały jednak możliwości rozkwitnąć, gdy Elaine spojrzała na niego i parsknęła śmiechem. Nie odpowiedział nic tylko spokojnie ją wyminął niosąc karton z alkoholem do kuchni, tam zajął sie uważnym jego rozpakowywaniem. Zacisnął zęby nieco mocniej niż powinien, a w myślach przeklinał Jocelyn. Co też mu przyszło do głowy by słuchać się tego szalonego chochlika? Gdy już miał niemal wszystko ustawione na jednym z blatów poczuł jak El przyciąga go do siebie. Odpowiedział na namiętny pocałunek z równa mocą przyciągając ją do siebie. Może koniec końców, siostra nie miała, az takich złych pomysłów.
    — Burbon — odpowiedział tylko podając jej odpowiednia dla tego trunku szklankę. To nie tak, że nie pijał wina, ale najwyraźniej potrzebował dobrej amerykańskiej whiskey. 
    Devil nie zdradza swoich sztuczek.— mruknął puszczając jej perskie oko, a następnie również uniósł szkło w geście toastu. Już pomieszczeniu miał sie rozejść charakterystyczny stukot szkła o szkło, gdy kobieta wydawała sie nieco wycofać. Szatyn natychmiast spoważniał wyczuwając nadciągającą burzę

    OdpowiedzUsuń